Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

Gra wywiadów - Styria - Gra

Elidis - 02-11-2015, 06:08
Temat postu: Gra
Kiedy wróciliście do Kalidoera Iembatan poczuliście ulgę pomieszaną z ukłuciem żalu. Tak zwana enklawa styryjska nigdy nie była zbyt imponującym widokiem. Zbudowano ją na ruinach dawno porzuconych umocnień Laro, z których ostały się głównie kamienne mury i wykute w górskiej ścianie komnaty. Prócz tego Styryjczycy wznieśli liczne drewniane budowle, karczując okoliczny las i odnawiając tym samym stoki bojowe.
Jednak większość budowli była w złym stanie. Mury nosiły liczne ślady napraw, blizny po oblężeniach. W wielu miejscach domy i fortyfikacje były osmalone, zapewne od magii, zaś dumne niegdyś proporce ze smokiem były brudne i poszarpane,
Widok napawający żalem, metafora stanu całej północy.
Wszędzie panował nasilony ruch, Kalidoera Iembatan była stracona od dłuższego czasu i teraz trwałą gorączkowa ewakuacja na wyżej płożone tereny, do Laro. Styria ostatecznie miała zniknąć z mapy świata.
A jednak dla Ylvy i Oktaviana był to poniekąd powrót do domu. A przynajmniej jego namiastki. Spotkaliście się dopiero kilka godzin drogi od enklawy, mimo, że oboje wycofywaliście się z Terali, jednak oczywiście każde swoją drogą. Oktavian dobrze pamiętał Ylvę z czasów zanim została szychą wywiadu, zdarzało się im razem pracować. Gdy Ofirczyk całkiem przeszedł na stronę Styrii Ylva szybko stała się jego bezpośrednim przełożonym.
Razem skierowaliście się do kwatery głównej wywiadu, czyli drewnianej szopy przytulonej do skalnej ściany. Szopa stanowiła tylko przedsionek, a doskonale zamaskowane drzwi prowadziły do kompleksu wykutych w skale komnat, gdzie mieściły się kwatery, sztab, a nawet pokój przesłuchać i więzienie.
- Proszę, szefie – rzucił sarkastycznie Ofirczyk schodząc Ylvie z drogi i lekko się kłaniając, w odpowiedzi agentka zmierzyła go spojrzeniem mówiącym, poważnie i weszła do kompleksu.
Skalne korytarze były przestronne, dość dobrze oświetlone i zdobione prostą, geometryczną ornamentyką. Chcieliście się skierować prosto do sali odpraw, jednak zatrzymał was młody chłopak, nie znaliście jego imienia.
- Pani Dorren, jest pani proszona za mną, pan Leandros może się przyłączyć – popatrzyliście po sobie lekko zdziwieni.
- Dobrze prowadź – odrzekła Ylva.
Chłopka poprowadził was do schodów prowadzących w dół. Wiedzieliście co jest na dnie, więzienie i sala tortur. Octavian, nie miał bladego pojęcia czemu mieli by tam, lecz Ylva zaczynała się domyślać i wcale się jej to nie podobało. Zeszli po schodach stając w obszernej sali, którą zagospodarowano jako więzienie.
- Po raz kolejny mówię wam, psia wasza mać, że nie jestem dezerterem! – głos był znajomy, budził wspomnienia.
- Emilia?
- Tak ja – powiedziała magiczka obracając się na pięcie w stronę agentki, wyglądała na mocno rozjuszoną. – Czy mogłabyś proszę powiedzieć tym panom żeby się odczepili ode mnie? – wskazała dwóch strażników z których jeden wyraźnie starał się zapisywać przebieg rozmowy na małym bloczku karteczek.
- O co jest oskarżona – zgadnął Octavian.
- O dezercję – strażnik zignorował wściekłe fuknięcie dziewczyny i kontynuował – opuściła armię w trakcie wojny i ...
- Nie należałam do waszej armii! – chłopka który wprowadził was do sali znów się pojawił by was ponaglić.
- Wrócimy do tego, na razie dajcie jej spokój – rzuciła Ylva przez ramię idąc dalej.
Zaprowadzono was do pokoju przesłuchań, drzwi były lekko uchylone, przez co było widać i słychać co dzieję się w środku. Znajomy głos i widok drobnej osóbki przywiązanej do krzesła od razu zdradziły agentce co się dzieję. „O nie” rzuciła i pobiegła w stronę drzwi zostawiając z tyłu zdezorientowanego Octaviana. Wpadła do pokoju.
Do krzesła była przywiązana kobieta, jej oddech był ciężki, włosy lepiły się do twarzy oblanej potem. Nadgarstki i kostki nosiły ślady kajdan.
- Komu przekazywałaś meldunki – rzucił ostro stojący nad nią mężczyzna, odpowiedź nie nadeszła, nadszedł za to cios w twarz.
- Przestań Derthis – odezwał się drugi mężczyzna stojący pod ścianą, Ylva od razu rozpoznała starego kolegę, Ernersta.
Nie znosiłeś przesłuchań, były najgorszą rzeczą pod słońcem, zwłaszcza kiedy obiektem była jedna ze swoich. O Nemari tylko słyszałeś, ale nie sądziłeś, by służka bogini mogła zdradzić. Wpływ tych bagiennych elfów jak nim. Szkoda, ale robotę trzeba wykonać.
- Możesz to ułatwić sobie i nam. Powiedz komu wysyłałaś meldunki, bo inaczej...
- Dość! – rzuciła Ylva. – Co tu się do cholery dzieje!? Gdzie jest oficer więzienny?
- Za tobą – odwróciła się.
Wysoka i barczysta sylwetka za nią z pewnością nie należał do oficera więzienia. Niegdyś twarda, skamieniała skóra, teraz wyblakła i popękana, mogła należeć tylko do jednej osoby.
- Witam pana, panie Menawan – Ylva wyprężyła się jak struna salutując potężnemu Khôr'gona, szefowi wywiadu Styrjskiego. – Przepraszam, ale co tu się wyrabia?
- Witaj Ylvo, Octavianie zaraz to naprostujemy.

Indiana - 02-11-2015, 13:46

Kalidor w niczym nie przypominały Styrii. Skaliste surowe stoki ani troche nie wyglądały jak bezkresne puszcze nad Loranis. Wąskie przesmyki pomiędzy poszczególnymi elementami górskiej fortecy nie kojarzyły się nijak z obszernymi alejami słonecznego Styrgradu. Tysiące ludzi, cywilów, którzy cofali się wraz z resztkami swojego wojska, stłoczonych na tym mało gościnnym skrawku ziemi, tworzyły wieczny hałas, nie cichnący harmider, tak skrajnie odmienny od ciszy styryjskich lasów, które zawsze przynosiły Ylvie ukojenie, kiedy tylko miała możliwość choć na trochę wrócić do domu,
To wszystko... wspaniałe miasta z gładkiego lśniącego kamienia. Milczące tajemnicze lasy zasnute mgłami, pełne tajemnic i osobliwości. Leśne świątynie bogini, cudne jak klejnoty. Wysokie góry o stromych stokach, porośnięte gęstym lasem. Brzegi potężnej Loranis, zanurzone w porannej mgle. To wszystko przepadło.
Trudno było nie myśleć o tym, wjeżdżając do Kalidoera Iembatan i Ylva obawiała się, że Itharyjczyk aż nadto sprawnie odczyta z jej twarzy ów sentymentalny żal. Zerkneła na towarzysza ukradkiem. Oktawian zdawał się sam być tak pogrążony w myślach, że nie zwracał uwagi na nią.
No tak, pomyślała, nie tylko Styrię utraciliśmy przecież...
Teraz... teraz właściwie utraciliśmy już praktycznie wszystko. Wracała przecież z Terali, z meldunkiem o ostatniej wielkiej klęsce Północy, klęsce pod Dhe Sleibthe, którą oglądała na własne oczy. Wyjeżdżając stamtąd widziała jeszcze wielką armię Qa wkraczającą z ogniem na ziemie Jastrzębców. Trzymała się jeszcze Visnohora, zima przytrzyma z pewnością oddziały na nizinach, ale z wiosną nadejdzie nieuchronny już teraz koniec. Szanse zostały przegrane.
Mijając obszerny pierścień bastionów, umocnień i bunkrów dookoła Kalidoera Iembatan Ylva coraz dobitniej uświadamiała sobie, że tutaj to także była już tylko kwestia czasu. Na poszczególne linie obrony rzucano już w tej chwili wymieszane oddziały, było tam trochę zawodowców z pertamy i niedobitki ke'empat, obydwie armie praktycznie przestały istnieć po klęsce pod Styrgradem. Centrum frontu bronili najtwardsi z weteranów, których imię przyprawiało wrogów o drżenie rąk i skurcz żołądka. Dywizjon Besara Takut.
Ich pozarastane bliznami, poszarzałe twarze mówiły same za siebie, kiedy pod osłoną ich ognia przekraczali granicę frontu. Ulundo nie mieli już siły, by walczyć.
Gdy witała się z przyjaciółmi z Gwardii, strzegącej ściśle samej fortecy, widziała w ich twarzach to samo. Walczymy już ponad dwanaście lat. Dwanaście lat na froncie. I dopiero teraz zabrakło sił.

Ylva wiedziała, dlaczego. Ona też czuła się tym przytłoczona. Nie tylko tym, że poniosła tak dramatyczną porażkę w walce o Teralę, nie było to też zmęczenie permanentnym niewyspaniem z powodu koszmarnych snów, towarzyszących jej gdy tylko zamykała oczy. To było co innego.
Bogini ich nie słyszała. Nie odpowiadała, przestała wspierać. Zostali sami w tej walce.

Wkraczając w chłodne, wilgotne korytarze podziemnej siedziby, otrząsnęła się z ponurych myśli. Jeszcze walczymy, pomyślała witając się skinieniem głowy czy uściśnięciem ręki z dawno niewidzianymi towarzyszami.
- Darren, chłopcze - mrukneła cicho do prowadzącego ich pachołka, poprawiając pomyłkę w swoim nazwisku.
Oktavian wciąż trzymał się blisko niej, nie była pewna, czy wpuszczanie Itaryjczyka tak daleko do tajnych siedzib to słuszna decyzja, ale po chwili odpuściła sobie obawy. Skoro takie były rozkazy dowództwa, to tak powinno być.
Cóż, ta bezpieczna myśl, iż dowództwo zawsze wie, co robi, szybko została poddana próbie.

Widok Emilii zdziwił ją, w pierwszym odruchu zdziwiła się, że magiczka wciąż żyje. Zasłynęła z wariackich i karkołomnych ataków na przeciwnika, z lekkomyślnego wystawiania się na ostrzał byle tylko sięgnąć wroga kolejnym zaklęciem. Jakim cudem wciąż omijały ją pociski, tego nikt nie wiedział. Ylvę zmartwiło tylko, że widzi magiczkę właśnie tutaj. Powszechnie uważano ją za będącą pod opieką Gwardii, przez osobę Calida była ściśle z Gwardią związana i jako taka była raczej nietykalna. To prawdopodobnie oznaczało, że Calid również poległ.

To jednak była lepsza ze złych wiadomości.
Wpadając do pokoju przesłuchań Ylva czuła przez skórę, że coś tu jest nie tak. To, co było absolutnie pozytywne w tej sytuacji, to fakt, że Nemaria w ogóle została dostarczona tutaj cała i zdrowa, jednak najwyraźniej rozkazy, które wydała w Terali nie dotarły do adresata.
- Przerwać mi to, natychmiast! - rzuciła tonem nieznoszącym sprzeciwu do młodego człowieka, który zajmował się przesłuchaniem - Co jest, psiakrew, co tu się przepraszam dzieje? Nie mamy już psioników, że używacie klasycznych metod? Gdzie jest oficer więzienny? I
- Za tobą – odwróciła się.
Wysoka i barczysta sylwetka za nią z pewnością nie należał do oficera więzienia. Niegdyś twarda, skamieniała skóra, teraz wyblakła i popękana, mogła należeć tylko do jednej osoby.
- Witam pana, panie Menawan – Ylva wyprężyła się jak struna salutując potężnemu Khôr'gona, szefowi wywiadu Styrjskiego. – Przepraszam, ale co tu się wyrabia?
- Witaj Ylvo, Octavianie zaraz to naprostujemy.
- Dowódco - zaczęła pospiesznie - Z zachodniej Terali wysyłałam rozkazy, aby tę kobietę bezpiecznie tutaj doprowadzić i zaprzestać przesłuchań, jako że niemal z pewnością jest niewinna. Jest natomiast sprawa, w której jej osoba jest kluczowa i niezwykle cenna. Naciskanie w tej chwili na wyciąganie od niej informacji, zwłaszcza tak wątpliwą w swojej skuteczności metodą, jak bicie po twarzy - mówiąc to zmierzyła lodowatym wzrokiem tego, który prowadził przesłuchanie - moze zniweczyć szansę powodzenia w akcji, którą mamy możlwość przeprowadzić. Jeśli poświęci mi pan chwilę w cztery oczy, wszystko wyjaśnię - rozejrzała się po pomieszczeniu, zastanawiając się, czy wszystkim tutaj można było ufać, ostatecznie jeśli Menawan uzna, że ma zdawać raport tutaj, to będzie jego odpowiedzialność - Mam także do przekazania panu raport z Terali wraz z pełną listą nazwisk naszych ludzi oraz kluczowe szyfry do komunikacji z nimi. Po klęsce pod Dhe Sleibhte wydałam rozkaz "szary", siatka teralska powinna zostać uśpiona, ale wciąż istnieje. Wejście Qa na teren Terali nie powinno jej zaszkodzić, ludzie zejdą do całkowitej konspiracji i będą czekać na rozkaz, nie podejmując żadnych działań.

Mówiąc to Ylva spróbowała stanąć tak, aby widzieć twarz Nemarii i spróbować wyczytać emocje i reakcje, towarzyszące dziewczynie.



*rozkaz "szary" - kryptonim akcji wygaszającej siatkę szpiegowską bez wycofywania części rezydentów. Wszyscy aktywni agenci powinni wycofać się z terenu objętego rozkazem, zabierając wszelkie newralgiczne materiały. Rezydenci natomiast powinni zniszczyć wszelkie dowody na współpracę z siatką (fizycznie oraz z pomocą np. eliksirów zapomnienia)i zaprzestać jakiejkolwiek działalności wywiadowczej, przechodząc całkowicie do cywila. Jedyną rzeczą, jaką pamiętają rezydenci, jest szyfrowane hasło i dopiero odebranie owego hasła zaktywizuje ich ponownie. Agenci nie znają się wzajemnie,mają kontakt wyłącznie do swojego oficera prowadzącego (po aktywizacji będzie nim ten, który przekaże hasło). Ci z kolei zajmują się ewentualnym zbieraniem informacji z terenu i przekazywaniem ich do koordynatora (w Terali na ziemiach Jastrzębców to był Sambor Wojsławic). Wszyscy aktywni agenci powinni z Terali uciec po otrzymaniu "rozkazu szarego".

Gorvenal - 02-11-2015, 17:04

Wizyty na froncie nigdy nie napawały optymizmem. Północ upadała. widać to było wszędzie. na budynkach i murach fortec. w opustoszałych magazynach, na zasłanych trupami polach bitew. Tylko nie w oczach ludzi. Ci tutaj walczyli. To był kolejny powód aby uciec z Ofiru. wiedział że to nie miałoby sensu. Kilka miast państw nie może podjąć wojny z taką potęgą. Mimo to nielogiczna gorycz w sercu pozostała.
-Przestań!- Upomniał się w myślach - Za często ci się to ostatnio zdarza.
Przerwał rozmyślania gdy dochodzili do drzwi szopy w której (a w zasadzie pod którą) mieścił się sztab. Uśmiechnął się lekko słysząc jak Ylva poprawia chłopaka który przekręcił jej nazwisko. Kiwnął mu głową na znak że z chęcią pójdzie z nimi. Przez kilka minut w milczeniu przemierzali kamienne korytarze aż dotarli do nieznanej mu części bunkra. Ciekawe ile jeszcze takich miejsc tutaj było i kiedy je zobaczy (nie żeby miał Styryjczykom za za złe brak zaufania. Bądź co bądź był kimś z zewnątrz).
Więzienie nie było zbyt obszerne. z resztą nie musiało być. Po co komu wielka sala dla jednego człowieka? Kobieta stojąca na środku sali w najmniejszym stopniu nie wyglądała na więźnia. Kłóciła się o coś ze strażnikami a gdy tylko otworzyli drzwi zaczęła w co najmniej gwałtowny sposób rozmawiać z Ylvą. Miała na imię Emilia. To już jakieś informacje. Od strażnika dowiedział się że jest oskarżona o dezercję. Strzępki zasłyszanych podczas pracy rozmów zaczęły sklejać się w jego głowie we względną całość. Wychodzili. Stwierdził że wróci do tego później.
Następny był pokój przesłuchań. To było już bardziej zrozumiałe. O Nemarii słyszał trochę więcej. Coś musiało pójść nie tak jak trzeba. Ylva była wkurzona. Zastanawiał się właśnie czy zrobi coś bolesnego jednemu ze strażników kiedy ktoś otworzył drzwi. Gdy tylko zobaczył potężną szarą sylwetkę schylającą się w za niskich drzwiach całym sobą zapragnął wtopić się w ścianę i stać się niewidzialnym. Udadło mu się na jakieś pół sekundy. Khôr'gona był głową całego tego bałaganu i chyba jedyną osobą która trzymała to wszystko w całości. O ile słowo "osoba" było odpowiednie... Rozmawiali przez chwilę. Wydawało się że wielki ulundo nie zwrócił nawet uwagi na porażkę w Terali i uśpienie siatki. Ironiczny żart o kamiennej twarzy już cisnął mu się na usta, ale w porę ugryzł się w język. Z Ylwy można było czasem się pośmiać. Nie reagowała na to tak źle. Obawiał się że reakcja szefa wywiadu mogłaby być odrobinę inna. Stanął więc pod ścianą ciaśniej owijając się płaszczem dla ochrony przed chłodem podziemi i słuchał.

Indiana - 02-11-2015, 17:23

Offtop
Gorvenal napisał/a:
Z Ylwy można było czasem się pośmiać.
Ej!!! :D Te, Ofir, a kopa chcesz? :D :D Koniec offtopa :P
Frączek - 02-11-2015, 19:04

Przesłuchiwanie. Razem z kozimi jądrami pływającymi w czymś na kształt zupy sporządzanej przez stepowców, jedna z tych rzeczy których Ernest wolał unikać. No ale trudno, robota jest robota, co jest do zrobienia musi zostać zrobione. Przypatrywał się beznamiętnie na próby młodszego kolegi, Derthisa. W zasadzie to w porządku był z niego gość, trochę narwany, ale to chyba w związku z jego wiekiem. Żal mu nawet trochę było tego, że to on musi przesłuchiwać tą kobietę. Nie miał też pojęcia, czemu nie użyto do tego celu psioników. Kto ich wie, może mają ciekawsze zajęcia.
Siedział tak więc w tym pokoiku razem ze swoim szefem - Menawanem, oraz Derthisem. Klnąc na czym świat stoi trzymał tego ostatniego w ryzach, od czasu do czasu powstrzymując go, gdy uznał, że stosowane przez niego metody są zbyt brutalne. Spędziłby tu pewnie kolejne kilka kodzin, gdyby nie to że do komnaty wparowała niczym Qa do Vekovaru Ylva, jego stara znajoma. Ha, z wywiadem jak z wojskiem, znajomości zostają na całe życie. Nie umknęła jego uwadze również druga postać, której jednak nie znał. Zauważył natomiast, że tylko od momentu, gdy pojawił się w pomieszczeniu starał się stać na uboczu, jakby chciał się zapaść pod ziemię. Nieistotne - pomyślał - mało jest osób, w których potężna sylwetka pana kamieni nie robiłaby żadnego wrażenia . Istotna natomiast dla niego stała się rozmowa, która rozpoczęła się miedzy Ylvą a jego szefem.
- Rozkaz szary? Ciekawie widzę, bawicie się tam w Terali. Witaj Ylvo, zapytałbym co u Ciebie słychać, ale chyba i tak się zaraz dowiem.

Nem - 02-11-2015, 20:24

Znowu to samo pytanie… Wiedziała, że nie warto powtarzać tego, co już powiedziała ani zarzekać się, że powiedziało się już wszystko, bo efekt byłby taki sam. Po co więc tracić siłę na wydobywanie z siebie słów? Miała już tego dość. Była w złym stanie ficzycznym to fakt, ale jej stan psychiczny był o wiele gorszy. Utraciła kontakt z boginią, czyli jedyną rzecz, która dawała jej nadzieję na jakieś sensowne wyjście z tej sytuacji po aresztowaniu. Pytanie, czy bogini się od niej odwróciła, czy może bogowie Qa ją zniszczyli… Obie te myśli były równie przerażające dla Nemarii. Powoli zaczęła nawet dopuszczać do siebie myśl, że może jednak jest winna. Ale nawet gdyby się przyznała to i tak nikt by jej nie posłuchał, tylko znowu oberwałaby po twarzy.
Zacisnęła zęby i zamknęła oczy, a chwilę później jej twarz wykrzywiła się w grymasie bólu. Na chwilę ją zamroczyło. Usłyszała, że ktoś wszedł do pokoju przesłuchań. Nie zwracała uwagi na to, kim była ta osoba. Strzepnęła tylko włosy, żeby trochę zasłoniły jej twarz i wbiła pusty wzrok w podłogę. Starała się chociaż na chwilę uspokoić oddech. Dookoła zrobiło się zamieszanie, więc miała chwilę spokoju. Powoli zaczęło do niej docierać, co się dzieje dookoła. Rozpoznała znajomy głos Ylvy, co trochę ją uspokoiło. W momencie w którym usłyszała styryjkę mówiącą o raporcie z Terali drgnęła i zaczęła się uważnie przysłuchiwać rozmowie, wciąż tępo gapiąc się na podłogę.

Aver - 02-11-2015, 21:13

W głowie Emilii był jeden wielki kocioł najrozmaitszych przekleństw we wszystkich językach, jakie kojarzyła. Odejść od Styryjczyków tylko po to, by dać się jak smarkula złapać przez kolejnych, którzy w dodatku ubzdurali sobie nie wiadomo co.
Ona w styryjskiej armii? Dobre żarty. Nikt jej do niczego nie zaprzysiężał, nikomu nic nie obiecywała. To Calid przecież namówił ją, by pozostała z nimi. Szkoda tylko, że zamiast przeć tam, gdzie siedlisko wszystkiego złego, byli spychani w zupełnie inną stronę.
Widać potrzebowała piętnastu lat, by zrozumieć, że tylko sama jest w stanie tam dotrzeć. Tam, gdzie nikt o zdrowych zmysłach by się nie zapuścił.
Ale to wszystko na nic, na cholerne nic, bo ktoś znów stanął na jej drodze.
- Po raz kolejny mówię wam, psia wasza mać, że nie jestem dezerterem! - niemalże wrzasnęła w twarz tępemu Styryjczykowi, i już miała rzucić kolejną wiązanką o tym, czym zajmowała się jego rodzicielka, gdy usłyszała głos, o którym sądziła, że dawno poległ gdzieś poza horyzontem.
- Emilia?
Ylva. Była tam, obie tam były, tam, gdzie rozpętało się piekło.
Ale teraz to już nie miało znaczenia. Było tylko martwym wspomnieniem, jednym z wielu.
- Tak, ja, jak zresztą dobrze widzisz – stwierdziła ironicznie – Czy mogłabyś łaskawie powiedzieć tym panom, żeby się odczepili ode mnie? – wskazała dwóch strażników z których jeden wyraźnie starał się zapisywać przebieg rozmowy na małym bloczku karteczek. Taaak... wszystko, co powiesz, może być użyte przeciw tobie.
- O co jest oskarżona?
Człowiek, który zadał to pytanie, nie wyglądał na Styryjczyka. Wręcz przeciwnie, jego sylwetka przypominała jej rodaków, jednak było w nim coś... innego.
- O dezercję – słysząc ponownie tę samą śpiewkę fuknęła wściekle, a z sufitu ułamał się maleńki łupek skalny i spadł pod nogi Ylvy. Strażnik zignorował te wszystkie objawy nadchodzącej burzy i kontynuował – opuściła armię w trakcie wojny i ...
- Nie należałam do waszej armii! – wrzasnęła z pogłębiającą się irytacją.
- Wrócimy do tego, na razie dajcie jej spokój – rzuciła Ylva przez ramię, zostawiając skonfundowanych strażników i wściekłą maginię samych.
- Słyszeliście? Czy nadal macie uszy i mózgi zatkane mułem z tych chędożonych bagien, których w waszej zasranej puszczy pełno? - spytała przez zęby - Wypuście mnie. I oddajcie moje rzeczy.

Elidis - 04-11-2015, 08:09

Ylvo, patrzyłaś w jak zwykle spokojną twarz Pana M. Ulundo nigdy nie zdradzał najmniejszych śladów emocji. Po prostu słuchał, był w tym niekwestionowanym mistrzem i być może dało mu awans w szeregach wywiadu.
- Hymn… - pogładził się po mchu rosnącym na jego brodzie kiedy skończyłaś mówić. – Po kolei. Odebraliśmy meldunek o szarym, jednak z pozostałych dotarły do nas tylko trzy i żaden nie wspominał o Nemari.
Zawiesił na chwilę głos, przeszedł się kawałek wyraźnie o czymś myśląc. Spuścił głowę i pogładził się kilka razy po brodzie. Nagle spojrzał na Ciebie jakby sobie o czymś przypomniał, jednak emocje gościły na jego twarzy tylko przez ułamek sekundy, po chwili powrócił do swojej zwykłej maski.
- Co zaś się tyczy psioników – ciągnął swoim idealnie wypracowanym, beznamiętnym tonem – Wielu jest w tej chwili zajętych innymi kwestiami, inni nie zgodzili się przesłuchiwać kapłanki. Dochodzi do tego kwestia wiadomych problemów z mocą magiczną.
Pojrzał w stronę pokoju przesłuchań, wyraz jego twarzy postał nieodgadnionym, jednak miałaś wrażenie, że Pan M. jest nim dotknięty.
- Rozumiem, że poświadczasz niewinność tej kobiety? Byłoby fortunne, gdyby mogła wrócić do pracy, zwłaszcza przy obecnym stanie naszych szeregów – mówiąc to rozejrzał się po Sali zawieszając na chwilę wzrok na Octavianie i Emilii.
Krótka wypowiedź była pełna treści oczywistych dla Ylvy, Ernesta iOctaviana. Wypowiedź Ulundo znaczyła ni mniej ni więcej jak brakuje mi już ludzi i każdy jest na wagę złota. To tłumaczyło też obecność dwojga Ofirczyków.

Octavianie, przysłuchiwałeś się rozmowie Ylvy z potężnym Ulundo, jednak nie skupiałeś na tym całej uwagi. Obserwowałeś otoczenie i słuchałeś wszystkiego co się tam dzieję, ot, zboczenie zawodowe. Ciekawiła cię wzmianka o moc magicznej, jednak nie była rewelacją. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że bogowie nie słyszą modłów, co dla Styrii miało największe konsekwencje.
Z nieco większą uwagą przysłuchiwałeś się rozmowie Emilii ze strażnikami. W końcu nie na co dzień spotyka się krajankę w więzieniu zagranicznego wywiadu. Co więcej, słuchając wypowiedzi Pana M. coraz bardziej zastanawiałeś się nad powodem sprowadzenia cię tutaj. Subtelna sugestia Ulundo, co w przypadku Pana Kamieni trąciło niemal tak silna ironią, jak fakt, że był szpiegiem, dawała pewne rozeznanie, jednak prawdziwe powody wciąż były tajemnicą.
Miałeś nadzieję, że niedługo wszystko się wyjaśni, jednak cierpliwość była kolejnym zboczeniem zawodowym agenta.

Erneście, widok Ylvy był niespodziewany, ale nie zaskakujący. Dobrze wiedziałeś, że agentka była przełożoną biednej Nemari. Zaskakująca była natomiast wieść o kodzie szarym, słyszałeś, że Terali jest cienko, ale nie sądziłeś, że aż tak cienko. Cóż, wszędzie wybuchają coraz to nowsze pożary.
Jako, że twoje powitanie najwyraźniej zostało zignorowane wobec ważniejszych kwestii zacząłeś z uwagą przysłuchiwać się słowom Pana M. Wyjaśnienie, czemu zamiast ciebie nie zajmuje się tym jakieś Ulundo Wody było całkiem przyjemne, szansa, że ta udręka zaraz się skończy była jeszcze przyjemniejsza.
Jednak najciekawszy był końcowy akcent. Przebywając w sztabie od jakiegoś czasu zdawałeś sobie sprawę, że agenci gaśli jak szybkiej niż świece na wietrze, ale nie sądziłeś, że M. zdecyduje się na wprowadzenie obcych w swoje działania. Zresztą cholera, teraz każdy kto nie miał Minerału na mordzie był swój.
Czekałeś na dalszy rozwój sytuacji.

Nemario, ból był silny, ale znośny. Nauczyłaś się już sobie z nim radzić.
Nieznośne było co innego. Świadomość, że pięść nie należała do wroga, ale do rodaka. W którym momencie ta granica zaczęła się rozmywać? Czemu? Za co zostałaś tak ukarana przez swoją panią.
Panią, która nie słyszy. Panią która może już nie istnieć.
Po policzku spłynęła ci łza.
Byłaś sama. Sama w lochu otoczona przez wrogów, ludzki, którzy ci nie wierzą, choć jeszcze kilka miesięcy temu ryzykowałaś dla nich życiem. Czy to co robiłaś wtedy w ogóle miało dla nich jakieś znaczenie? Czułaś, że powoli tracisz siły i nadzieję. Bo jakże mogła istnień nadzieja na wolność bez Pani, Która Wyzwala z Kajdan?
I wtedy znów poczułaś łaskę bogini.
Przez ból i szum w uszach przedarł się znajomy głos. Głos Ylvy. Ożywiłaś się, przez chwilę zastanawiałaś się, czy agentka przyszła cię zbawić, czy potępić, jednak jej rozmowa z Ulundo szybko rozwiała te wątpliwości.
Mało interesowało cię co Pan M. ma do przekazania o stanie wywiadu, obchodziło cię tylko to, czy uda ci się wreszcie uwolnić do tej męki.
Znów rozpalała się w tobie iskierka nadziei.

Emilio, strażnik przed tobą był wyraźnie poruszony pojawieniem się potężnego Ulundo. Rozkojarzył się kilka sekund i dopiero po chwili wrócił do Ciebie.
- Nie mogę pani wypuścić dopóki nie wyjaśnimy okoliczności pani ucieczki z wojska.
Słysząc po raz setny tę samą śpiewkę pomyślałaś, że zaraz eksplodujesz. Fuknęłaś z niekrytą irytacją, a część rzeźbionych ornamentów zaczęła się kruszyć. Strażnik jednak nie zwrócił na to zbytniej uwagi.
- Dobrze, to może spróbujmy z innej strony co się stało z Gwardzistą Calidem?
Wyglądało na to, że nawet obecność szefa wszystkich szefów ich zasranej organizacji nie mogła odciągnąć tego bezmózgiego klawisza od jego działań.
Jednak biorąc pod uwagę to co mówił Ulundo miałaś wrażenie, że była duża szansa na to, że już wkrótce uwolnisz się do tych tępaków.

Indiana - 04-11-2015, 15:56

Ylva przez krótką chwilę rozważyła w myślach to, jak wiele ryzykuje, poświadczając za Nemarię. Z jednej strony to była wychowanka Lylian, najwierniejszej z wiernych, a z drugiej... przecież jej własna rodzona córka przeszła na stronę Qa. Ale na coś trzeba był postawić.
- Mogę poświadczyć przede wszystkim to, czego dowiedzieliśmy się na wstępnych przesłuchaniach jeszcze na Visnohorze. Z tego, że śledczy - zmierzyła lodowatym wzrokiem młodzieńca - z użyciem tak niesłychanie efektywnych technik, jak bicie po twarzy, usiłuje wydobyć odpowiedź, którą już poznaliśmy, wnioskuję, że raporty z tamtych przesłuchań musiały zaginąć. I ja właśnie o tym chciałam rozmawiać, panie dowódco...
Rozejrzała się jeszcze raz. Z wszystkich ludzi, obecnych w pokoju, ufała tylko M. i Ernestowi, któremu zresztą przy tej okazji posłała spojrzenie i uśmiech, mówiące "Dobrze cię widzieć, stary! Przywitam się za chwilę, teraz rozmawiam z przełożonym, rozumiesz" ;) Ten, który zadawał pytania, był jej zupełnie nieznany. Octavian pracował z nią co prawda długo i nie miała powodów, by go podejrzewać, to jednak o całkowitym zaufaniu nie mogło być mowy.
Szybko zważyła w myślach potencjalne scenariusze.
Raporty z przesłuchań rzeczywiście mogły zaginąć, ale mogły wchodzić w grę też inne opcje, być może koledzy z wywiadu wiedzieli więcej niż sądziła. Być może pułapkę, jaką sama planowała, już ktoś zaczął zastawiać. Należało się tego dowiedzieć, zanim wszystkie znane jej informacje wyjawi w tym gronie.
- Chciałabym z panem o tym porozmawiać na osobności, jeśli można - powiedziała poważnie. Pozostali powinni zrozumieć. No, chyba,że M. ufa wszystkim obecnym, wówczas zapewne poleci, by zdać raport przy nich.

Frączek - 04-11-2015, 17:12

Ernest w zasadzie nie spodziewał się odpowiedzi, znał M. od całkiem dawna, i raczej nie miał wątpliości, że jego szef nie pozwoli na przerwanie ważniejszej rozmowy dla czegoś tak błahego.
- Co zaś się tyczy psioników - wielu jest w tej chwili zajętych innymi kwestiami, inni nie zgodzili się przesłuchiwać kapłanki. Dochodzi do tego kwestia wiadomych problemów z mocą magiczną.
Ehe, czyli tak jak myślałem. Przysłuchiwał się dalej beznamiętne rozmowie, aż do momentu gdy Ylva wspomniała coś o rozmowie w cztery oczy. Doskonale ją zrozumiał, w końcu oprócz ludzi z wywiadu były tu dwie osoby zupełnie z zewnątrz. Nie czekając na odpowiedź szefa rzucił krótko:
- Derthis, zwijamy się, pakuj manatki, bierz dziewczynę i zrób coś z tą krwią na jej twarzy. Tylko delikatnie do cholery, przesłuchanie już się skończyło. Spotykamy się za drzwiami. - powiedział zakładając swój płaszcz. - Pana również proszę za drzwi, bez urazy oczywiście. - dodał posyłając uprzejmy uśmiech w stronę ubranego w szare szaty znajomego Ylvy pokazując mu grzecznym, lecz stanowczym gestem słuszną drogę. - Jakby co, będziemy za drzwiami. - rzucił przez ramię w stronę szefa.

Aver - 04-11-2015, 19:26

Pytanie strażnika ją zamurowało... znaczy zaskoczyło. Mocno. Uprzednio uniesione brwi opadły, pionowa zmarszczka między nimi pogłębiła się.
Czyżby nie dostali żadnych wiadomości z ich oddziału odkąd odeszła? Przecież styryjski wywiad na pewno miał jakieś sposoby na kontakt z Gwardią, a minęło już...
Zawiesiła się. Przestała liczyć dni już dawno, a teraz nie była w stanie się skupić by doliczyć się czasu samotności. Ile to? Tydzień? Dwa? Miesiąc? A może tylko kilka dni?
Nie wiedziała. W sumie średnio ją to obchodziło. Znali powód jej odejścia, miała nadzieję, że wyraziła się dość jasno w liście.
Z drugiej jednak strony... gdyby komunikacja między nimi działała poprawnie, to raczej przekazano by wieści dalej. Spochmurniała.
- Jak ostatni raz go widziałam, to sobie smacznie spał. Skąd mam wiedzieć, co się z nim stało? Nie macie jakiegoś kontaktu z jego oddziałem? Co z tą waszą słynną styryjską dokładnością? - warknęła ironicznie, błagając w duszy jakichkolwiek istniejących bogów by strażnikowi nagle coś się stało, byleby skończył być tak pierońsko irytujący.

Gorvenal - 04-11-2015, 20:24

Nic nowego. wywiad leży, Tavar siedzi cicho, a jemu dają do zrozumienia że jest tutaj tylko i wyłącznie dzięki życzliwości dowództwa. Ylva i Jeden ze strażników rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenie. Zaraz go wyprowadzą. No cóż. Mimo że to irytujące, to lekki brak zaufania w Styrii wciąż jest lepszy od wyroku śmierci w Ofirze. Kiwnął głową człowiekowi który pokazywał mu drzwi na znak że zrozumiał rozkaz, po czym wyszedł i oparł się o ścianę po drugiej stronie. Ciekawe czy drzwi są na tyle grube żeby nic nie usłyszał...
Elidis - 04-11-2015, 21:28

Erneście i Octaviani, zaczęliście zbierać się do wyjścia, czy raczej Ernest delikatnie zasugerował, że powinniście wyjść.
Ovtavianie byłeś lekko zirytowany, po co cię tu sprowadzali, skoro zaraz mieli wyprosić? Ucierpiała też nieco twoja duma, maiłeś być opcją awaryjną? Jednak szpieg nie mógł sobie pozwolić na posiadanie dumy, szybko więc uciszyłeś ten głos. Oczywiście zachowałeś tego typu odczucia dla siebie i nie dałeś po sobie nic poznać, posłusznie poszedłeś w stronę drzwi.
Erneście, w tym czasie pomagałeś Derthisowi uwolnić i podnieść Nemrię. Skrzywiłeś się chwytając dziewczynę pod ramię. Nie powinno tak być. Służka bogini nie powinna znaleźć się w takim położenie. Jak to się stało?
Ponury fakt, że pani milczała zdawał się być odpowiedzią na to pytanie, jednak wolałeś nawet o tym nie myśleć.
Podnosząc Nemarię zauważyłeś okrutny uśmiech na twarzy kolegi. Chędożeniu bękartowi spodobała się rola kata. Trzeb będzie go utemperować jak już stąd wyjdziecie. We trójkę powoli skierowaliście się do drzwi.

Emilio, miałaś już powyżej wszystkiego tego przesłuchania. W dodatku ostanie pytanie nieco cię zaskoczyło, a może nawet dotknęło. Skąd miałaś wiedzieć, co stało się Calidem, przecież się nie kontaktowaliście. Co to w ogóle było za głupie pytanie?
Strażnik nawet na chwile nie odrywał wzroku od swoich karteczek. Skąd oni go wzięli? Był kiedyś poborcą podatków, czy co? Z pewnością był równie irytujący.
- Trzy dni po pani dezercji Gwardzista Calid bez słowa zniknął z obozu. Nie kontaktował się więcej, a jego losy są nie znane. Czy kontaktowaliście się od tamtego czasu? Co dzieję się z Gwardzistą Calidem?
Nawet na chwilę nie podniósł na ciebie wzroku, za to wszystko skrupulatnie zapisał.

Nemaria, dałaś się podnieść z krzesła, nie miałaś innego wyboru, wicią jednak miałaś nadzieję. Ylva za ciebie poświadczyła, więc może wreszcie ten koszmar się skończy? Zamknęłaś oczy i spięłaś mięśnie by spróbować utrzymać się na nogach. Dałaś radę choć kostki bolały, bałaś się jednak, że bez wsparcia agentów nie dałabyś rady iść.
No dalej, odezwij się M. powiedz im, powiedz by mnie puścili.
Nie daj mi wrócić do celi, proszę, tylko nie tam, nie znów.
Jeszcze jest chwila, jeszcze nie wyszliśmy.
Proszę.

Ylvo, patrzyłaś jak Ernest zabiera Nem i układałaś w głowie treść raportu z Teralii, przypominałaś sobie najważniejsze fakty i wydarzenia.
Kiedy Ernest cię Mijal rzuciłaś okiem na wiszącą na ramionach agentów dziewczynę. Przez chwilę wasze oczy się spotkały. Nemaria była poobijana, miała spłoszony wzrok kogoś na krawędzi załamania, jak zwierzę, które nie ma już gdzie się skryć. Jej szeroko otwarte oczy patrzyły na ciebie z nadzieję zza zasłony pozlepianych włosów.
To trwało tylko chwilę, agenci szybko cię minęli, by zabrać Nemarię z powrotem do celi.
Jednak Pan M. miał najwyraźniej inne plany.
- Nie trzeba panowie – powiedział kładąc ciężką rękę na ramieniu Ernesta, zaskoczony Styryjczyk lekko się zgiął, ale nie szybko się wyprostował. – Skoro pani Dorren poświadcza niewinność pani Nemarii to mnie to wystarcza. Rozkuć ją. Proszę też by nikt nie opuszczał tej Sali poza panem Derthisem i panami śledczymi – popatrzył na nich wymownie, strażnik stojący przed Emilią wreszcie oderwał zaskoczone spojrzenie od pliku karteczek. – Byłoby fortunne gdyby panowie postanowili zając się w tej chwili pozostałymi wyznaczonymi na dziś zajęciami.
Agenci popatrzyli po sobie bez zrozumienia, ale szybko wykonali rozkazy. Już po chwili zaskoczona Nemaria stała wolna, wsparta o ramię Ernesta, zaś Derthis i strażnicy przesłuchujący Emilię zniknęli za drzwiami.
- Wybaczcie proszę tę szopkę, pani Dorren przybyła wcześniej niż sądziłem i nie zdążyłem zaaranżować odpowiedniego spotkania. Nie musi tez pani ukrywać przed tymi ludźmi swoich informacji, wkrótce będziecie razem pracować. Proszę zatem panią o raport z Terali, samą esencję jeśli mozna.
Ulundo podstawił sobie krzesło z pokoju przesłuchań i usiadł na nim okrakiem kładąc splecione ramiona na oparciu. Znów zaczął słuchać skupiając całą swoja uwagę.

Indiana - 04-11-2015, 21:51

Spodziewała się tego poniekąd, nie zdziwiła się zatem zanadto. Nawet uspokoił ją taki obrót sytuacji. Może i wszystko dookoła się waliło, może wojska Qa były o krok stąd na szańcach enklawy, może batalia w Tryncie, Terali i Dakoni była przegrana.... Ale Styria wciąż miała Służbę Wywiadu, a wywiad wciąż miał M. A M był skałą, na której mozna było się oprzeć... W myślach uśmiechnęła się do tej gry słów. Tylko w myślach. To dobrze, że M. wciąż nad wszystkim panuje. Ktoś musi.
Wzięła głęboki wdech i stanęła w służbowej pozie, zaczynając mówić.
- Wiem, pełny raport z Terali powinnam złożyć na piśmie, ale nie wiem, czy mamy na to czas. Jeśli tak pan rozkaże, to trafi to na pana biurko do jutra. Póki co, zgodnie z rozkazem, sama esencja.
O tym, że zostali schwytani ludzie, z którymi kontaktowała się Lylian dar Duan, raportowaliśmy jeszcze z północnej Dakonii wcześniej. Po tym Lil wyjechała do Visnohory i zgodnie z rozkazem otoczyliśmy ją dyskretną ochroną. Wiedzieliśmy, że to nie devi terphilin była wtyką, nie było takiej możliwości, więc tylko jedna osoba jeszcze wiedziała o jej kontaktach i to była jej córka. Aresztowana Nemaria podała nam nazwisko człowieka, któremu nieświadomie donosiła - to był przyjaciel Lylian. Zdaje się, że ów człowiek zwiódł Lylian, która mu zaufała, miał także skądś naszą kradzioną pieczęć. Wzór tej pieczęci jest nam znany, każdy dokument, podbity tym wzorem, miał trafiać do mnie, bo stanowił informację o dezinformacji, jaką przeciwnik próbuje wprowadzić, a tym samym o ich potencjalnych celach.
Próbowaliśmy dotrzeć do tego człowieka, zastawić na niego pułapkę, przekazując przez skrytkę Nemarii fałszywe informacje o sfingowanym transporcie. Jedyne co się udało, to potwierdzić, że podejrzenia są trafione i to ten człowiek jest narzędziem lominów w Dakonii. Zabrakło mi czasu, żeby się tym zająć, kiedy Qa podeszli pod przełęcze, musiałam się wycofać do Terali wraz z Lylian... - zawiesiła głos na chwilę, opanowując niepotrzebne drżące nuty. Przełożony nie musiał wiedzieć zbyt wiele o jej żalu za przyjaciółką - Lylian się nie udało. Poległa na ziemi dakońskiej, między przełęczą Ferrbis a Visnohorą w walce o artefakt, chorągiew i tarczę, których z rozkazu bogini zdecydowała się bronić...

Możliwie mało zauważalnie wciągnęła powietrze, żeby ktos nie zauważył nagle ściśniętego gardła, i od razu przeszła do kolejnych rzeczy.
- Podsumowując wydarzenia z Terali, proszę wybaczyć, jeśli będę powtarzać to, co już w centrali jest wiadome, ale nie znam treści raportów, nie wiem, co dotarło, a co nie...
Nasze wsparcie dla Jastrzębców i rodu Gryfów było na szczęście dobrą decyzją, gdyby nie to, stracilibyśmy Teralę znacznie wcześniej i straty byłyby bardziej znaczące.
Zyskany na Visnohorze artefakt zgodnie z rozkazem devi terphilin wysłałam na północ. Zabrał go Derwan Jastrzębiec, brat kniazia Vlada. Stworzyłam dla niego bezpieczną drogę aż do samej Wysoczyzny, ale dalsze jego losy nie są mi znane. Miał nawiązać kontakt z walczącą wciąż tryntyjską partyzantką i lordem Borgh Du, ale sądząc po efektach poniósł klęskę, nie wiemy, co się tam stało, jednak wielka armia Qa zawróciła z północy.
Wcześniej w Terali za namową Derwana właśnie i moją, zgodnie z tym, co przekazała mi devi terphilin, Kniaź Dragan zdecydował o przystąpieniu do wojny i natychmiast został zabity. To pozwala mieć mniemanie o tym, jak silne są wpływy Qa w rodzie Awdanów a może i w całym znaku Karany. Na pewno dla Qa robi wielu ich znaczących wielmożów. Mogę podać co najmniej kilka nazwisk, w tym Dragmiry Sulisławówny z Awdanów, która prowadziła moje przesłuchanie. Bardziej fachowo, niż ten tutaj dżentelmen. Jest także jeszcze jedna osoba, która otwarcie przeszła na stronę Qa... jest to rodzona córka Lylian, Sonja. Jest wyjątkowo uzdolniona magicznie, to strata która może nas jeszcze zaboleć. Zabrała ze sobą niedźwiedzia Beru i uciekła do Wergundii do ich wojsk.
Próbowałam dotrzeć do tego, jak bardzo zinfiltrowany jest ród Awdanów, jednak ... cóż, nie wszystko poszło po mojej myśli - w pamięci agentki jak krótki błysk przewinęły się wspomnienia więzienia, przesłuchania, śmierci - Przyznaję, mogłam rozegrać to lepiej - mruknęła
- Zdecydowałam oddać się w ich ręce po tym, jak spreparowaną intrygą próbowano mnie wrobić w zabójstwo kniazia Dragana. Niestety dwa tygodnie w więzieniu w Bilebrezach niewiele informacji mi przyniosły, a ucieczka stamtąd udała się o włos. Właściwie... trochę nawet poza tą granicą - uśmiechnęła się kącikiem ust - Właściwie to zginęłam.
Odczekała na reakcję, zadowolona z efektu na twarzach kolegów. Jakieś małe przyjemności muszą być z tej roboty.
- Wyciągnęli mnie ludzie kniazia Vlada, podając mi specyfik, spowalniający procesy życiowe... Straszne gówno, nie polecam... Kilka tygodni potem dochodziłam do siebie.
Sam Vlad Jastrzębiec podjął to, za co zabito Dragana, wyruszył z armią na wojska Qa w południowym Tryncie. Postawił wszystko na jedną kartę... w tym swoje życie. I przegrał. To... To był człowiek, którego pamięć powinna się zachować. Był tego wart, także dlatego. Ale myślę, że w przyszłości pamięć o takich ludziach jak on będzie miała wielką wartość ... propagandową. Pamięć... Pamięć jest ważna. Pamięć jest bronią - westchnęła i zmieniła ton na kronikarski - Przegrał, bo na północy jarl Borgh Du zawarł rozejm z Qa i zwolnił im północny front. Pod Dhe Sleibhte w południowym Tryncie licząca około 10 tys. ludzi armia teralska, wspierana przez około 500 tryntyjskich tarczowników starła się z korpusem Seitiriego, liczącym jakieś 30 tys. dusz. I byłaby to bitwa zwycięska, gdyby nie pojawienie się pozostałej części północnej armii. Wraz z nią armia Qa sięgnęła liczebnością stu tysięcy... Terale nie mieli szans. Uczestniczyłam w tej bitwie, byłam świadkiem klęski i mogę poświadczyć wszystko, co tam widziałam.

Ylva umilkła na chwilę czekając na reakcję, ale M. najwyraźniej czekał na to, czego jeszcze nie powiedziała.
- Przegraliśmy północ, dowódco - dokończyła więc to, co musiało zostać powiedziane - Podjęłam decyzję o wygaszeniu siatki w Tryncie, Terali i Dakonii, bo nieaktywni agenci to znacznie lepiej niż martwi agenci. Nie było szans, by zdązyć wszystkich ewakuować, a może kiedyś tam jeszcze wrócimy. Tak sądzę, oczywiście jeśli uzna pan to za błąd, to poniosę konsekwencje. Przegraliśmy północ... ale wciąż mamy o co walczyć. To przesłuchanie, które przeszłam w Bilebrezach... Dragmira Awdanka to jest psioniczka, swoją drogą, to pierwsza czarodziejka z północy, jaką widziałam, posługująca się magią minerału... Wysłano więc na mnie kogoś naprawdę ważnego. A ona nie szukała informacji o działaniach wywiadowczych. Szukała moich wspomnień o Zapołudniu. Dostała je, niestety. Ale zadali sobie tyle trudu przecież nie bez powodu. I myślę, że wiem dlaczego... Jej poszukiwania zaowocowały ... cóż, serią koszmarów, które wskazały odpowiedź -
spojrzała odruchowo w kierunku Octaviana, podrózowali razem dłuższy czas i nie raz jej krzyk budził go w obozowisku, a nie mogła wówczas wyjaśnić mu tego inaczej niż "zły sen". Kolejny. Tłumaczyła teraz.
- Tam na Zapołudniu został ktoś, kto może nam pomóc wbić sztylet w ich miękkie podbrzusze. W ich własnym domu, tam, gdzie się nie spodziewają. Mogę do niego dotrzeć... W jakiś niezrozumiały dla mnie sposób wydarzenia na Zapołudniu powiązały nas. Mogę go znaleźć. Jest połączony z nieznaną mi mocą, z którą ja także jestem związana. Mamy także córkę Lylian. Nemaria w tej chwili jest najlepszym narzędziem, jakiego możemy użyć. Lomin są przekonani, że uznaliśmy ją za szpiega. Może nawet uważają, że nie żyje. To idealny moment, aby podstawić ją im jako podwójnego agenta. Zasymulować jej rzekomą ucieczkę od nas. Oni ją przygarną z otwartymi ramionami, a my zyskamy dobrą wtykę w Aenthil. Z jej pomocą wokół tej sprawy moglibyśmy skupić uwagę lominów, może nawet samego In'Tebri, a przy odrobinie szczęścia dobrze założona pułapka pozwoliłaby go wyeliminować. Tam, na Zapołudniu.
Dowódco, chcę prosić o pozwolenie na podjęcie akcji dywersyjnej na Zapołudniu.

Nem - 05-11-2015, 01:37

Udało się! Jest wolna! Już zaczynała wątpić w to, że to się stanie, ale jednak. Poczuła ulgę. Była zmęczona, słaba, obita i obolała, ale mimo to uśmiechnęła się do siebie w myślach.
Nareszcie ten koszmar się skończył. Jeszcze da się to naprawić.
Niestety ulga nie trwała długo. Ylva nie przyniosła dobrych dla niej wieści. Stała oparta o ramię Ernesta i słuchała uważnie raportu.

"Lylian się nie udało…" - głos Ylvy bez przerwy powtarzał te słowa w jej myślach. Otworzyła usta i przerażonym wzrokiem patrzyła na przybraną ciotkę. Osłupiała. Chciała zacząć krzyczeć. Przeklinała siebie i cały wywiad, za to, że nie było jej przy matce. Za to że nie mogła jej ochronić. Po jej policzkach zaczęły spływać kolejne łzy. W jej głowie panował chaos. Pojawiło się tam mnóstwo głosów, które przekrzykiwały się nawzajem i oskarżały ją o śmierć matki. Dwa z nich jednak były głośniejsze niż pozostałe. Był to głos Tavar, która mówiała "Chroń ją. Chroń moją córkę. Ona jest dla mnie najważniejsza. Nie pozwól, żeby coś się jej stało" i jej własny odpowiadający bogini "Pani zawiodłam. Nie potrafiłam jej obronić. Czy to dladego się ode mnie odwróciłaś?"

Sytuacja ją przerosła. Wolałaby wiecznie trwające przesłuchanie niż takie wieści. Ale to nie był koniec złych wiadomości. Kolejnym nożem wbitym w serce Nemarii było to, że Sonja przeszła na stronę Qa. Nie mogła w to uwierzyć. To było sprzeczne z jakąkolwiek logiką. Przecież Sonja kochała Lylian. Wiedziała, jak bardzo zależy jej na bogini i na Styrii. Dlaczego chciałaby stać się przeciwniczką ideałów, o które jej matka walczyła i za które poświęciła życie? Dlaczego odwróciła się od wszystkich, którzy ją kochali? Od wszystkich bliskich jej osób? Czy one nic dla niej nie znaczą? Nie wierzyła, że jej siostrę było stać na taki ruch.

Nie mogła i nie chciała powstrzymać łez. W momencie dowiedziała się, że straciła praktycznie wszystkie bliskie jej osoby. Starała się być możliwie cicho, żeby nie przerywać przełożonej. Miała tyle pytań, które chciała zadać, ale jej głos odmówił współpracy. Kiedy Ylva skończyła skladać raport, podeszła chwiejnym krokiem do ściany, praktycznie nie zauważając bólu towarzyszącego temu wysiłkowi, oparła się o nią i powoli osunęła na ziemię. Płakała.

Frączek - 05-11-2015, 02:21

Ernest był trochę zaskoczony, ale nie z powodu decyzji M. o tym, zeby został, właściwie to po cichu na to liczył, bardzo ciekawiły go bowiem wieści z Terali. Zaskoczyło go co innego - połączenie potężnej ręki swojego szefa lądującej na jego ramieniu razem z decyzją o pozostaniu reszty osób, ktore wydawały mu się mało zamieszane w sprawę. Kiwnął głową na znak, że rozumie, spojrzał znacząco na wciąż mu nieprzedstawionego - jak domniemywał - wspólnika jego koleżanki, i cofnął się na poprzednie miejsce.
Skrzyżował ręce na piersi i uważnie wysłuchał raportu Ylvy. Nie umknęło jego uwadze, że po tym, jak raport dobiegł końca kobieta, ktora przed chwilą była przesłuchiwana o własnych siłach podeszła do ściany i zaczęła płakać. Nie zamierzał wnikać dlaczego, dość już dzisiaj przeszła.
Zamiast tego zainteresował się prośbą Ylvy, prośbą o akcje dywersyjną.
Jako że już nie musiał służyć za oparcie Nemerii oparł się o biurko wykazując zainteresowanie dołączeniem do rozmowy i układając w głowie myśli oczekiwał odpowiedzi M. Akcja dywersyjna wydała mu się całkiem rozsądnym pomysłem, ktory jednak trzeba rozważyć przez dłuższy czas niz dziesięciominutowa rozmowa w pokoju przesłuchań.

Gorvenal - 05-11-2015, 10:03

Rozkaz ulundo w przyjemnie go zaskoczył. Widać nie było jeszcze tak źle a dowódca darzył go większym zaufaniem niż przypuszczał. Raport był w zasadzie bardziej oficjalnym potwierdzeniem tego co wszyscy już wiedzieli lub czego się domyślali. Jedynie ostatnia częś była bardziej interezująca. Coś zaczynało tu śmierdzieć magią, co wnosiło do całej akcji dywersyjnej jeszcze więcej niepewności. Pozostawała jeszcze kwestia samych działań dywersyjnych na zapołudniu. Gdy usłyszał jak Ylva pyta o pozwolenie na rozpoczęcie misji był zaskoczony. Chwilę później gdy dotarło do niego co właśnie się dzieje nawet nie prubował ukryć radości na twarzy. To że M wyda pozwolenie na rozpoczęcie działań było praktycznie pewne. Opanował się i zaczął myśleć nad pierwszym ruchem jaki powinni wykonać.
-Długouchy może nie uwierzyć że Nemaria uciekła z więzienia w tym stanie - Stwierdził po chwili zastanowienia. No właśnie... W zasadzie to gdzie ona jest? Kapłanka jeszcze przed chwilą opierała się na jednym ze strażników. Rozejżał się szybko i zobaczył że siedziała pod ścianą płacząc. Trzeba będzie zrobić coś żeby wróciła do stanu z przed przesłuchania i usłyszenia raportu, bo teraz jest zbyt łatwa do oszukania lub zmanipulowania. Odwrócił się w stronę pozostałych i kontyniował
-Jak zaczną się czegoś domyślać możemy być pewni że ją przesłuchają, a ich psionicy mają się dużo lepiej od naszych. Mógłbym wybrać się tam razem z nią. Mam przecierz nienajgorsze powody żeby wbić wam nóż w plecy. Nie żebym coś sugerował.

Aver - 06-11-2015, 03:54

Zniknął bez słowa z obozu.
Zniknął z obozu.
Zniknął.

Poczuła, jak grunt usuwa się jej spod nóg. Zachwiała się, zrobiła krok do tyłu, wnętrzności zwinęły się w supeł a gardło ścisnęła niewidzialna pętla.
Zniknął. Zniknął, zniknął zniknąłzniknąłznikn...
Potrząsnęła głową, uspokajając myśli.
Mogłaś się tego domyślić. Taka mądra, taka oczytana, a tak głupia. Przecież to było oczywiste. Oczywiste, że...
Że pójdzie za mną.

Nie zdołała jednak nic wykrztusić, gdyż kamienny ulundo wygonił wreszcie tego upierdliwego klawisza. Rychło w czas, przemknęło jej przez myśl. Khôr'gona zaczął coś mówić, Ylva mu odpowiedziała, jednak to wszystko było gdzieś poza jej pojmowaniem rzeczywistości.
Calid... po jaką cholerę... nie... nie zmuszaj mnie, żebym...
Oparła się o ścianę, zamknęła oczy i przygryzła wargę. Mimowolnie zacisnęła pięści.
Nie zmuszaj mnie, żebym teraz szła cię szukać, bo jak matkę kocham, pierwsze, co cię ode mnie spotka, to granitowy blok zamiast butów, rozpoczęła tyradę pogróżek jedna z części jej umysłu, inna zaś gdyby mogła, to szarpałaby sobie włosy z głowy ze zmartwienia.
Wtem przez zasłony emocji przedarło się słowo-klucz.
Zapołudnie.
Jej cel. A zarazem zupełnie inna droga.
Wzięła kilka głębokich oddechów, starając się oczyścić umysł. Niewiele to dało, jednak była w stanie skupić się co nieco na rozmowie prowadzonej w pomieszczeniu.

Elidis - 06-11-2015, 19:43

Pan M. słusznie był Ulundo kamienia, gdyż potrafił dzięki temu słuchać jak potrafią tylko kamienie. Poświęcając pełną uwagę wypowiadanym słowom, a jednocześnie wyglądając, jakby był całkowicie głuchy.
Na jego twarzy nie pojawił się najmniejszy cień emocji poza jednym krótkim momentem. Gdy Nemaria osunęła się na ziemię i zaczęła płakać Ulundo powolnym ruchem obrócił się w jej stronę. Popatrzył na nią przez chwilę i na moment Nemaria przestała łkać i spojrzała na Ulundo. Pan M. znów powoli obrócił się w stronę rozmówczyni. Nagle zaczął wyglądać na zmęczonego. Przez krótką chwilę miałaś wrażenie Ylvo, że widzisz w wyrazie jego twarzy krótkie pytanie.
Naprawdę nie mogłaś inaczej?
Po czym wyraz ten zniknął zastąpiony przez zwykłą, posągową minę.
Nemario kiedy Ulundo spojrzał na ciebie poczułaś falę emocji, jaką wysłał w twoją stronę. Nuta poczucia winy, żal za stratą, pocieszenie, zrozumienie. Fala emocjonalnego ciepła, która otuliła cię na chwilę. Zdołałaś się opanować i spojrzeć w twarz Pana M. Wyglądał na zmęczonego, bez mocy pani ulundo szybo się męczyły a używanie magii ich męczyło, być może nawet narażało ich zdrowie.
Czemu to zrobił? Po co miał narażać się dla ciebie, jeśli to on, jako szef wywiadu, nakazał twoje przesłuchanie? Nie rozumiałaś i nie byłaś pewna czy możesz zrozumieć. Ulundo byli niezwykle obcy nawet sługom pani.
Gdy skończyłaś mówić, Ylvo, ulundo uśmiechnął się krótko. Wstał z krzesła i przeszedł się kawałek jakby rozważał wszystko w głowie.
- Hym… Jak cenna może być ta osoba? – powiedział w zasadzie do siebie. Hymn… - jego „hym” przypominało dźwięk spadających skał. – Prawda były przypuszczenia i pogłoski… - zamilkł na chwile, obejrzał się na was i uśmiechnął krótko. – Wyrażam zgodę na planowaną przez ciebie akcje Ylvo. Przeczuwałem, że zaraz po powrocie zajmiesz się nową akcją, a zebrani tu ludzie będą doskonałym wsparciem. Nie dasz rady sama tak daleko na terenie wroga – powiedział ze śmiertelną powagą. – Macie dostęp do materiałów jakie uznacie za stosowane.
Ulundo przerwał mówić i zaczął wychodzić z pomieszczenia, jednak przy drzwiach zatrzymał się w półmroku i obrócił się na pięcie. Zupełnie jakby coś sobie przypomniał, jakiś drobny, nieistotny szczegół.
- W zasadzie Ylvo to miałaś dostać inne zadanie i także w tym celu chciałem przydzielić ci ludzi, jednak jak widzę sami wybraliście swój przydział, zresztą słusznie. Byłoby jednak fortunne gdybyście spełnili prośbę jaką Prorok Durgh wystosował do naszej służby i znaleźli bezpieczne sanktuarium gdzie będzie mogła schronić się pani Tavar kiedy kapłani sprowadzą ja na nasz świat. Powodzenie – to mówiąc zniknął za drzwiami pozostawiając was osłupionych.

Indiana - 09-11-2015, 04:58

Reakcję Nemarii dostrzegła w trakcie swojej relacji, niejako obok niej. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niej.
Nie powiedzieli jej.
Na miłość bogini, nie powiedzieli jej o śmierci Lylian!
Jasny i pieprzony szlag...
Najpierw raport... Odłożyła na bok przemożną chęć podbiegnięcia do dziewczyny, wyjaśnienia jej, usprawiedliwienia się. Odsunęła to odczucie. Najpierw obowiązek...

Dlatego dotychczas nie zapytała, co to do cholery znaczy, że Calid zniknął z gwardii...
Odłożyła to pytanie na potem. Najpierw obowiązek...

Ludzie nic dla ciebie nie znaczą... Wykorzystujesz ich, odsuwasz na bok, porzucasz za sobą.Zawsze zadanie jest ważniejsze...
Gdzieś pomiędzy starannie dobieranymi słowami raportu, myślami, odkładanymi świadomie na drugi plan, i uczuciami skutecznie wywalanymi poza świadomość, w umyśle agentki zasyczał głos koszmaru.
Stłumiła to. Zacisnęła zęby.

Dokończyła raport.
"Nie wiedziałam!" odpowiedziała spojrzeniem na niemy wyrzut w oczach swojego zwierzchnika i odczekała na jego twierdzącą odpowiedź.
- Więc mam zgodę na zajęcie się tym...? - z trudem opanowała uśmiech satysfakcji - Za pozwoleniem, potrzebuję zatem dostępu do wszystkich raportów z Zapołudnia z czasów kolonizacji, wszystkich materiałów archiwalnych z czasów Starej Styrii, tyczących ludu Qa oraz... oraz pomocy kogoś z umiejętnościami psionicznymi. Mam nadzieję, że to co zostało z naszych archiwów i raportów, wciąż jeszcze jest w enklawie, jeśli nie, proszę o dostęp do tych zasobów w naszej nowej siedzibie w Górach Larion. Oraz o uprawnienia, które pozwolą mi negocjować z Laro dostęp do ich wiedzy na temat Qa.

Gdy dowódca skierowął się ku drzwiom, wiedziała, że wróci do zasygnalizowanego "innego zadania". Czuła to przez skórę. Ale tego si nie spodziewała.
Kapłani? Sprowadzić.... Tavar... na ten świat?
Zająknęła się tylko krótkim
- .... Co takiego?
Zderzywszy się z odpowiedzią jego wzroku naprostowała:
- - To znaczy, potrzebujemy więcej danych, aby podjąć to zadanie...


Gdy M. wyszedł, przyklękła przy Nemarii. Nie objęła jej, nie przytuliła. Nie zdobyła się na nic takiego.
Tylko przyklękła obok.
- Przepraszam, mała... - powiedziała cichym ciepłym głosem. Nemaria nie miała prawa tego pamiętać, ale tak mówiła do niej za starych dobrych czasów, w krótkim przebłysku szczęśliwego życia w Caer, gdy Nemaria była mała, Lylian i Keithen zakochani i szczęśliwi, a ich dzieci zgodnie właziły na głowę cesarzowi Elidisowi, czyniąc tam chaos większy niz był tam fabrycznie - Nie chciałam, zeby to tak wyszło. Jeśli kiedyś zechcesz, opowiem ci wszystko, co się wydarzyło. Wiedz... to był jej wybór, Nem. Zdecydowała zginąć za sztandar Dakonii... Ja też nie rozumiałam, ale ona ... ona wiedziała, czego chce bogini. Ufałam jej... Nikomu prócz niej. Wciąż jej ufam. Że był w tym jakiś sens... Też mi jej brakuje.

Czuła za plecami krępujące milczenie pozostałych. Nie wiedziała, czy Nemaria wierzy w jej słowa. Nie wiedziała, czy sama mówi je z wewnętrznej potrzeby, czy z konieczności operacyjnej. Ale nie miała nic więcej niż słowa.
Podniosła się ciężko z podłogi i powiodła spojrzeniem po obecnych.
Ernest, dawny towarzysz, fachowiec, dobry w akcjach terenowych.
Octavian, zdolny, dobrze wyszkolony, choć nie Styryjczyk.
Emilia, szalona, choleryczna, ale absolutnie pewna. Nikt nigdy nie przeciągnie jej na stronę Qa.
I Nemaria, medyczka, kapłanka...
- Chyba właśnie zostaliśmy oddziałem operacyjnym - uśmiechnęła się, wodząc spojrzeniem po ich twarzach - Zadanie jest z grubsza beznadziejne, szanse znikome, a do tego mamy mało czasu. Cieszycie się?

Nem - 10-11-2015, 00:21

Magia ulundo pozwoliła jej się na chwilę uspokoić. Znów poczuła nadzieję… Poczuła moc Pani. Spojrzała na pana M. z wdzięcznością. Oczywiście wciąż była kłębkiem nerwów, ale przynajmniej zdołała zebrać swoje myśli. Łzy nie przestały kapać na jej sukienkę, ale powoli zaczęło docierać do niej, co planowała Ylva.
To szaleństwo! Nie ma prawa się udać. To jest jak wyrok śmierci… Z drugiej strony to tak szalone, że aż może się udać. Ona pewnie by tego chciała… Ona by zaryzykowała. Nie zawiodę jej.

Gdy usłyszała słowa wychodzącego ulundo była zszokowana.
Sprowadzić Panią na ziemię? Czy to jest poważne? Czy to ma jakikolwiek sens? To przecież wbrew wszystkim prawom i zasadom rządzącym tym światem! Kapłani na prawdę się na to zgodzili? Nie widzą w tym żadnego zagrożenia? Jak to możliwe?!
Mimo wszystko myśl Tavar przebywającej tak blisko była dla niej kojąca. Mogłaby odzyskać chociaż jedną utraconą więź. Mogłaby być bliżej Pani niż kiedykolwiek. Nawet jeśli wydawało jej się to niepoważne, nieodpowiedzialne i niebezpieczne, nie potrafiła sprzeciwić się tej decyzji.

Spojrzała na Ylvę przyklękającą obok niej.
Przepraszam, mała... Nie chciałam, zeby to tak wyszło. Jeśli kiedyś zechcesz, opowiem ci wszystko, co się wydarzyło. Wiedz... to był jej wybór, Nem. Zdecydowała zginąć za sztandar Dakonii... Ja też nie rozumiałam, ale ona ... ona wiedziała, czego chce bogini. Ufałam jej... Nikomu prócz niej. Wciąż jej ufam. Że był w tym jakiś sens... Też mi jej brakuje.
To nie twoja wina - odpowiedziała. - Wiem, że jeśli taka była wola Pani ona byłaby ostatnią osobą, która by się jej sprzeciwiła.

Gorvenal - 10-11-2015, 02:12

Formalności załatwione. Dostali oficjalne pozwolenie na rozpoczęcie działań. Miał ochotę zaśmiać się głośno i wyrzucić z siebie kilka wybitnie niecenzuralnych obelg pod adresem połódniowców, szamanki i tego długoucha który zdecydowanie za długo pozostawał żywy. Ograniczył się jednak do zwyczajnego uśmiechu. Dobrze było zachować chociarz pozory profesjonalizmu, szczególnie przy wyższych stopniem.
Jednak nie był szczęśliwy zbyt długo. Tuż przy drzwiach M. przystanął na chwilę i powiedział im o drugim zadaniu. Przez chwilę poczuł się jakby wystrzelony z katapulty głaz właśnie przetoczył mu się po głowie. Tavar przyzwana do tego świata. Każdy Ofiryjczyk , bez względu na wychowanie czy miasto z którego pochodził, miał we krwi strach przed boginią.
Pierwsze niedowierzanie zniknęło po kilku sekundach. Zaczął rozważać ten plan na tyle logicznie na ioe był w stanie. Miał pomóc w przywołaniu Tavar. To oznaczałoby mniej więcej powtórzenie wydarzeń poprzedzających zniszczenie jego kraju. Z drugiej strony bogini zdecydowanie byłaby w stanie im pomóc. Odetchnął próbując tak jak go kiedyś uczono wytłumić wszystkie emocje. Czy miał wybór? Odmowa oznaczałaby śmierć. Wszystko jedno czy z rąk Styryjczyków czy południowców. Z resztą co za różnica. Nie miał już przecierz ani ojczyzny ani boga, więc nic nie wiązało go z przeszłością. "Zmiękłeś"-pomyślał z pogardą po czym wrócił do obserwowania swojego nowego oddziału.

Frączek - 13-11-2015, 21:02

Sprowadzić Tavar... tutaj? Tak po prostu? No nieźle. Jest to co prawda możliwe, ale trudne jak cholera. Ale to nic, Ernest lubił trudne zadania. Bardziej przejęła go myśl o nowych współpracownikach.
Nie spodobało mu się, że nie miał nic do powiedzenia w tej sprawie, no ale cóż, czasem tak bywa. Popatrzył po twarzach nowych kompanów, z nich pewna dla niego była Ylva, i tylko ją de facto osobiście znał. W zasadzie, wolałbym pracować sam, ale rozkaz to rozkaz.
- Chyba właśnie zostaliśmy oddziałem operacyjnym - rozmyślania przerwała mu właśnie ona - Zadanie jest z grubsza beznadziejne, szanse znikome, a do tego mamy mało czasu. Cieszycie się?
- Ha, wiadomo. - uśmiechnął się Ernest w odpowiedzi. Uśmiechem sztucznym, ale wypracowanym latami, więc nie było opcji by ktoś zauważył jego wymuszenie - Tak więc, przyjaciele z oddziału, proponuję spotkanie w kantynie w godzinach bardzo wieczornych, w celach zapoznawczych. Wybaczcie, ale nie znam Was wszystkich tak bardzo, jakbym chciał - uśmiechnął się znowu - na mój koszt oczywiście.

Gorvenal - 13-11-2015, 22:39

Odwrócił się, spojrzał na Styryjczyka który zaproponował wyjście do kantyny i z uśmiechem pokiwał głową słysząc pretekst do opuszczenia podziemi.
-Wchodzę w to. Oby piwo było tu lepsze niż w Ofirze, bo po dzisiejszym dniu woda to za mało. Widzimy się w kantynie o zachodzie słońca?

Elidis - 13-11-2015, 23:37

Ulundo wyszedł nagle pozostawiając was zdezorientowanymi. Ogrom przedsięwzięcia jakie was czekało przytłaczał. Mieliście dostać się do samego serca imperium Qa i przeprowadzić tam skuteczną akcję. A jakby to było mało mieliście jeszcze zająć się sprawą sprowadzenia Tavar na ziemię. Znaleźć dla niej, bogini północy, bezpieczną przystań w świecie niemal całkiem zalanym już minerałową falą Qa.
Zdecydowanie niebanalne zadanie, jednak ludzi takich jak wy nie obraża się prostym przydziałem.
Staliście przez chwilę w pomieszczeniu rozmawiając. Ylvo dziwił Cię fakt, że nie dostaliście dokładniejszych wytycznych odnośnie misji. Wiedziałaś jednak, że Pan M. był typem, który zawsze znajdzie czas, nie rzadko nad wyraz nieodpowiedni, żeby poinformować o nowym przedziale, czy też przekazać jakieś szczegóły zadania. Czasem zastanawiałaś się, czy był to przypadek, czy może celowe działanie. Postanowiłaś zaufać dowódcy i zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja.
Nem w twojej głowie wciąż pobrzmiewały słowa Ulundo. Sprowadzić Tavar. Wydawało się to tak odległe i tak bliskie. Ważne i zupełnie nie realne. Chciałaś by to była prawda, chciałaś by to się stało, jednak wiedziałaś, jak wielki wysiłek należy włożyć w urzeczywistnienie tej wizji. Rozważając te słowa nie zwracałaś zbytniej uwagi na to co dzieję się w pomieszczeniu. Podobnie ty, Emilio, wciąż przeżywałaś wewnętrzną burzę wywołaną wieścią o Calidzie i czekającą cię podróżą na Zapołudnie.
Zupełnie inaczej sprawa się miała z dwójką panów, którzy wdali się w pozornie luźną, przyjacielską konwersację. Jednak w świecie agentów odprężenie nie istniało, gdyż w każdej chwili mogło oznaczać śmierć. Ta sytuacja nie była aż tak dramatyczna, jednak zboczenie zawodowe w połączeniu z brakiem zaufania robiło swoje.
Mieliście już plany by udać się do kantyny, jednak wtedy drzwi znów się otworzyły. Stanął w nich młody, smukły mężczyzna w wysłużonym skórzanym kubraku z równie zniszczonym, wyblakłym zielonym płaszczem na plecach. Długie, falowane, czarne włosy wieńczył kapelusz z rondem. Erneście od razu poznałeś przybyłego, Naret, nazwiska nie pamiętałeś, specjalista od rekonesansu na terenie wroga. Od jakiegoś czasu z nieznanych ci powodów bez przydziału. Ty Ylvo także poznałaś przybyłego, w dawnych czasach rywalizowaliście o przydziały i pracę w terenie. W końcu ty się wybiłaś. Naret nigdy ci tego do końca nie wybaczył, jednak potrafił uszanować twoje osiągnięcia i nigdy nie okazał nawet krzyny zawiści.
- Słyszałem, że słynna Ylva wróciła do domu tylko po to, by zachwycić M. kolejnym szalonym planem - uśmiechnął się szelmowsko, opierając się plecami o futrynę i splatając ręce na piersi. - Ernesie - rzucił krótko kiwając głową w twoją stronę. - Szkoda, że nie posiedzisz tu dłużej - rzucił znów do ciebie Ylvo - ale kto wie, może będziemy mieli jeszcze okazję by razem popracować. Na razie mam was zaprowadzić do archiwów, trzeba było je przesunąć w związku z ewakuacją i pomóc znaleźć przydatne informacje o Zapołudniu. Chodźcie.
Bez zbędnego gadania poszliście za Naretem. Ten zaprowadził was na górę spiralnych schodów prowadzących do pokoju przesłuchań, skręcił w lewo i wszedł w plątaninę wąskich korytarzy. Laryjskie korytarze dawno już przestały spełniać zapotrzebowania Służby Wywiadu, na skutek tego budowano nowe komory i przejścia ostrożnie drążąc skałę. Naret bez namysły szedł przez plątaninę korytarzy, błyskawicznie wybierając ścieżki, mijając drzwi i pomieszczenia.
Przez cały ten czas niewiele mówił.
Wreszcie pchnął jedne z wielu identycznych drzwi i wprowadził was do większego pomieszczenia. Komnata w jasny sposób była Laryjskiego rzemiosła. Wysoka na jakieś pięć metrów była kwadratem o boku mniej więcej piętnastu centymetrów. Na środku stały cztery kolumny, między nimi oraz na ścinach ustawiono regały z księgami i dokumentami. Tomów było zaskakująco mało jak na takie miejsce.
- Wiem, że pewnie dziwą was braki - powiedział Naret jakby czytając wam w myślach. - Sporą część zbiorów przeniesiono już w góry ze względów bezpieczeństwa. No dobra. To jakaś chwila na znalezienie tego co potrzebne, jakieś opracowania o magii Qa, o ich legendach i organizacji państwowej, a potem burza mózgów? - powiedział z tym samym uśmiechem co wcześniej zamykając drzwi.

Gorvenal - 15-11-2015, 14:29

No i wygląda na to że kantynę trzeba przełożyć- Stwierdził odwracając się do styryjczyka.
Książek rzeczywiście nie było tak wiele, ale przeszukanie każdej i tak zajmie trochę czasu. Niepzwracając uwagi na innych podszedł do najbliższego regału i zaczął kartkować księgi. Szukał zarówno podstawowych danych takich jak mapy, plany budynków lub miast i wzmianki o strukturach dowodzenia, jak i notatek wkładanych pomiędzy kartki które często znajdowały się w dawno nie czytanych książkach.
-Ma ktoś może dziennik albo kawałek pergaminu i coś do pisania?

Indiana - 15-11-2015, 17:02

- Naret - uśmiechnęła się na widok znajomej twarzy. Zadawnione konflikty wydawały się jej w chwili obecnej śmiesznie nieistotne, były częścią tamtego świata, kiedy Styria, w której się wychowała, była mocarstwem, jej stolica bezpieczna, a praca wywiadu miała osłabiać wrogów, a nie próbować desperacko ocalić to, co zostało z ojczyzny.
Obserwując dawnego towarzysza próbowała jednak rozpoznać, czy tamte sprawy wciąż mają dla niego znaczenie, bo zbyt wiele razy dowiadywała się, jak wielkie znaczenie mają ludzkie emocje.
- "Zachwycić M." czymkolwiek to jest misja niemożliwa, Naret, chyba o tym wiesz - uśmiechnęła się w odpowiedzi na zaczepkę - Nie wróciłam do domu. Wróciłam po informacje. Straciliśmy północ, ale jeszcze żyjemy - dodała - Dziwi cię, że wciąż będę próbować? Przestanę dopiero, kiedy naprawdę wrócę do domu - nie dodała w myślach tej drugiej możliwości.
Wchodząc do pomieszczenia, mającego pełnić funkcję archiwum, krytycznie rozejrzała się po półkach. Dało się zauważyć, że to było tymczasowe lokum. Oznaczenia były w nieładzie, papiery pospinane taśmami, słabo opisane.
Westchnęła.
- Czekaj, Octavio. Po kolei, inaczej nie wygrzebiemy się stąd przez tydzień, a jednak warto by znaleźć czas na tę kantynę.
Podeszła do regału, w którym spodziewała się katalogu zbiorów, odwróciła się do pozostałych i organizatorskim tonem, unikając jednak skojarzeń z wydawaniem rozkazów, powiedziała:
- Musimy wiedzieć, czego szukamy. M. nie dał żadnych wytycznych do misji związanej z Tavar, więc skupiam się na razie na tym, co umownie nazwę "moją" misją. Więc czego szukamy... Wszelkich informacji o istocie, która rezyduje na Zapołudniu w pobliżu dawnej osady Krevaina. Emilia - zwróciła się do magiczki - Wiem, że nie byłaś z nami w tej jaskini, ale musisz pamiętać to, co tam się stało. Wszelkie rzeczy, które sobie przypomnisz, lub które może ktoś ci powiedział, są istotne.
Do jaskini trafiły niezależnie dwa oddziały, Wergundowie z zielonego tymenu, dowodzeni przez Aslaug, którym towarzyszyłam i oddział Ligi Kupieckiej. W obydwu przypadkach wyjście stamtąd zostało okupione dobrowolną ofiarą jednego z ludzi... - zawiesiła głos, skupiając się na tym, żeby znów nie zadrżał, żeby brzmieć profesjonalnie i chłodno, nie rozkazująco - Był to Lyor Lecorde z oddziału Ligi i.... i żołnierz wergundzki imieniem Clovis w drugim oddziale. Pozwalając się zabić uratował życie wszystkim, także mi.... Warunkiem miało być, iż pozostali przeżyją.
Wówczas byliśmy przekonani, że istota, która zmusiła nas do tego wyboru, przerażająca w swojej aparycji, to jakaś forma awatara Opiekunów. Jednak ... mam istotne powody by uważać, że tak nie było. Zetknęliśmy się z czymś... z czymś innym. Istota ta sprawiła, że ten, który zdecydował się umrzeć, stał się nieśmiertelny, a ci, którzy mieli żyć, umierają. Z owego oddziału pozostałam żywa tylko ja...
Nie mam pojęcia, co stało się z młodym Lecorde. To jest jedno z pytań, na kóre odpowiedzi szukamy.
Jeśli chodzi o owego Wergunda, sądząc po zainteresowaniu i trudzie, jaki zadał sobie wywiad lomin'ów, aby to ze mnie wydobyć, musiał dać się tam mocno we znaki. Jest nieśmiertelny. To ... bardzo dobry punkt wyjścia do ataku....
Więc czego szukamy...
Wszystkich raportów z Zapołudnia, jakie mieliśmy od 895roku, wszystko. Raporty z kolonizacji, sprawozdania z oblężenia Vekowaru, z Caer, z ewakuacji. Wszystko z owego rejonu lub z innych rejonów -może tych istot jest więcej. Szukamy czegokolwiek o tej istocie, o tych, którzy przeżyli z jaskini. O Lecorde i o tym Wergundzie.
Wszelkich archiwaliów, znalezionych w ruinach starostyryjskich, a które tej istoty mogłyby tyczyć. Tego raczej nie będzie wiele. Nie wiem, czy jesteśmy w posiadaniu jakichś tekstów samych Qa, ale to również.
Analogicznie, potrzebujemy wiedzy elfów na ten temat. Laro uczestniczyli w tworzeniu pierścienia ochronnego wokół Tabu, a ta istota była jego częścią, w jej jaskini były symbole. Dlatego tam zresztą weszliśmy. Laro musieli tę istotę znać. Jeśli jakichś informacji laryjskich nie ma w naszym archiwum, trzeba będzie się do nich o to zwrócić i modlić się, żeby zgodzili się je udostępnić...
I wreszcie... psionika. Ta istota jest w jakiś sposób ze mną związana. Zapewne z każdym, kto był w tej cholernej dziurze, ale chyba tylko ja jestem na miejscu. Więc... nie jestem pewna, czy nie dałoby się tego w jakiś sposób wykorzystać.

Westchnęła, zdając sobie sprawę, jak karkołomne wydać się im musiały tak zakrojone poszukiwania.
- Naret... Może dałoby radę sprowadzić kogoś z archiwistów do pomocy....? Wiesz, doświadczenie terenowe nie zawsze owocuje umiejętnościami przeczesywania dokumentów...

Frączek - 15-11-2015, 18:28

Skinął głową Naretowi.
- No i wygląda na to że kantynę trzeba przełożyć - odwrócił się do niego Ofirczyk.
- Ha, do wieczora jeszcze przecież daleko.

Ernest znał te korytarze na pamięć. Tak jak i Naret. Już w połowie drogi zauważył że coś jest nie tak. Wejście do pomieszczenia utwierdziło go tylko w przekonaniu. Za mało tu materiałów, jak na archiwum, za duży bałagan. Już miał ostrzec Ylvę, ale ta nie zwracała na niego uwagi, tylko rozpoczęła swój monolog.
Ylva, cholera, zamknij się.
Dopiero kiedy spojrzała na niego, mógł jej przekazać swoją myśl. Mając pewność, że na niego patrzy, a Naret tego nie widzi, ułożył swoją dłoń płasko, a potem wykonał nieznaczny, krótki, ukośny ruch dłonią. Niestety, było trochę za późno, Ylva powiedziała o trzy słowa za dużo. No cóż, jak powiedziało się a, trzeba powiedzieć b. Ernest zaczął przechadzać się po pomieszczeniu, z każdym okrążeniem zmniejszając swoją odległość do Ylvy.
- Przydałaby się nam również cała zebrana wiedza na temat magii Qa, oraz działających w tym rejonie naszych oddziałów - jeżeli jakieś są.
Wreszcie, gdy mijał Ylvę po raz kolejny, szepnął do niej tak cicho, jak tylko umiał:
- To nie jest archiwum.

Indiana - 15-11-2015, 20:36

Wywołując wspomnienie Istoty - jak w myślach nazywała koszmar z jaskini - nieco strzeliła sobie w stopę. Kolejne wypowiedzi wyszły jej nieskładnie, z trudem dobierała słowa i z trudem skupiała się na sytuacji, starając się cały czas uciszyć narzucający się myślom głos.
Przegapiła dawane przez Ernesta sygnały. Znaczy, zauważyła je, ale dopiero po chwili dotarło do niej, co widzi. Szybsze uderzenie serca i adrenalina pozwoliły jej wrócić w normalny tryb działania.
Gdy usłyszała komunikat od towarzysza, była już w pełni skupiona.
W przeciągu sekundy przebiegły jej przez myśl wszelkie możliwe konfiguracje.
M. nie ufa komuś z nich i nie dopuścił do archiwów.
Naret nie ufa komuś z nich i to jakaś forma gry, testu czy co.
To Naretowi nie należy ufać - być może to miejsce jest w jakiś sposób niebezpieczne... To było mało prawdopodobne, byli w samej siedzibie wywiadu, granice, choć były tylko szańcami, wciąż się trzymały, spodziewać się wroga w samym środku własnej centrali oznaczałoby, że jest z nami gorzej niż źle.
Wreszcie opcja, że Ernest się pomylił. Lub że właśnie on grał w jakąś dziwną grę, względem której należało być ostrożnym.
Psiakrew. Czy gdzieś istnieje miejsce, gdzie można komuś ufać?
Spojrzała na niego, dając wzrokiem do zrozumienia, że przyjęła wiadomość.
Rzutem oka przejrzała jeszcze tę część ścian, którą widziała, w poszukiwaniu ewentualnych zarysów drzwi, jednocześnie błyskawicznie próbując rozważyć, na którą z opcji należy postawić.
Stanęła tyłem do regału, tak żeby możliwie widzieć towarzyszy i ich ręce i broń, żeby żaden z nich nie był od niej bliżej niż długość ostrza. Obserwowała Nareta i Ernesta szczególnie.
- Naret - powtórzyła - Nie ma opcji, żebyśmy ślęczeli tu nad dokumentacją. Skoro przenieśliście tu archiwum, to zakładam, że archiwistów również, prawda? Gdzie ich, u licha, wywiało? - zasymulowała żartobliwy ton i obserwowała reakcję.

Gorvenal - 15-11-2015, 20:59

Słysząc jak Ylva pyta Nareta o archiwistów, a dokładniej o ich nieobecność podniósł wzrok z nad książki. Rzeczywiście pustka w archiwum była odrobinę dziwna, ale przecież przeniesienie ważnych dokumentów w miejsce oddalone od frontu wydawało się logiczne. Odłożył właśnie przeczytany tom i zaczął szukać następnego który wyglądałby obiecująco. Mimo że nie podzielał zaniepokojenia reszty drużyny, to odruchowo poprawił pas z rapierem i zaczął tak przeszukiwać regały żeby zniknąć z pola widzenia jak największej ilości ludzi.
Elidis - 16-11-2015, 01:22

Naret posłał ci, Erneście przeciągłe spojrzenie, ewidentnie dostrzegając twój gest. Śledził cię później wzrokiem kiedy podchodziłeś do Ylvy. Nie dostrzegłeś jego oczu, ale każdy w Służbie Wywiadu umiał świetnie czytać z ruchu warg. Jednak Ylva powinna cię zasłonić i uniemożliwić Naretowi odczytanie treści.
Naret spojrzał na ciebie Ylvo jak zwykle uśmiechając się jak gdyby nigdy nic. Rozejrzał się powoli jakby sam był zdezorientowany. Cały czas uważnie śledziłaś go wzrokiem, wypatrując najmniejszych oznak gry, jednocześnie pilnując własnej mimiki, by ta nie zdradziła wzmożonej uwagi.
Nie byłaś pewna co widzisz. Nie pamiętałaś już za dobrze tego człowieka, ani jego schematów zachowań. Czasem wydawało ci się, że reaguje za szybko, czasem, że za wolno, jednak wciąż mieścił się w ogólnym przedziale szczerego zachowania, jaki sprawdzał się w przypadku większości zwykłych ludzi. Nie dostrzegłaś też niczego podejrzanego w samym pomieszczeniu, od zwykła, mała biblioteczka.
- Co, nie dasz rady tego zrobić sama? – powiedział szczerząc zęby. – Też mnie dziwi ich brak, ale cholera ich wie, to dziwaki. To inny dałby się zamknąć w bibliotece na całe dnie. Zaraz po nich pójdę zaczekajcie.
Stał za blisko drzwi, zanim zdążyliście zareagować zniknął w przejściu.
Octataviane obserwowałeś co dzieję się miedzy Styryjczykami nieco zbity z tropu. Tym bardziej ze względu na przeglądane księgi. Większość z nich była w opłakanym stanie. Strony części z nich wyraźnie zasmakowały ognia, inne z kolei wody. W wielu księgach brakowało stron. Część z nich owszem zawierała różnego rodzaju informacje, czasem nawet takie, które wstępnie kwalifikowałeś jako przydatne. Czytałeś bowiem tylko tytuły rozdziałów.

Minęły może ze dwie minuty po których na korytarzu dało się słyszeć krótką szamotaninę. Po chwili ktoś otworzył drzwi z kopa. Po podłodze potoczyła się mała puszka. Wydała dwa stukoty, zanim dotarło do was co to jest.
Pomieszczenie wypełnił gęsty, gryzący dym, skutecznie przesłaniający widok na drzwi. Chwilę później rozległ się podwójny trzask. Dwa bełty przecięły powietrze, jeden cudem ominął twoją głowę Octaianie wbijając się w regał, który właśnie przeglądałeś. Drugi wbił ci się, Enreście, w lewą nogę, w połowie uda po zewnętrznej stronie. Upadłeś na jedno kolano rażony bólem.

Gorvenal - 16-11-2015, 02:10

Naret spojżał na nich i szybko wyszedł. Wszystko stało się jasne. Niestety zbyt późno. Gdy granat wtoczył się do pomieszczenia czas jakby zwolnił. Puszka odbiła się kilka razy od kamiennej podłogi, a on modlił się żeby to nie była bomba pirytowa.
Gaz wypełnił pomieszczenie a za drzwiami brzęknęły cieńciwy. Coś zaświszczało mu koło ucha. Bełt wystawał z regału kilka centymetrów od jego głowy. Zadziałały wyćwiczone odruchy. Zsunął opaskę z czoła, napluł na nią nie widząc innego sposobu na jej zwilżenie irozwijając ją i zakrywajął usta i nos. Miał nadzieję że ten prowizoryczny filtr w jakimkolwiek stopniu ograniczy wpływ gazu na jego organizm. Wyrwał z pochwy rapier i przeskakując od regału do regału pobiegł w kierunku miejsca w którym widział Nemarię. Kapłanka była w kiepskim stanie i wydawała się pierwszym celem który należy zabezpieczyć. W biegu pomyślał że musi poprosić Ylvę aby nie zabiła Nareta zbyt brutalnie. Przynajmniej dopuki nie będzie mógł na to popatrzeć.

Indiana - 16-11-2015, 05:48

Skończyło się rozważanie i analizowanie. Gdyby miała nieco więcej czasu, pomyslałaby zapewne "nareszcie"...
Nie odrywając oczu od Nareta jednocześnie próbowała obserwować Ernesta i to zaważyło na spóźnionej o grube kilka sekund reakcji. Kiedy ten pierwszy ruszył ku drzwiom, od których był (skoryguj jak coś) o dwa kroki, ruszyła ku niemu ze słowami:
- Czekaj, idę z .... - ale zanim dokończyła zdanie, ten skoczył ku drzwiom i zatrzasnął je za sobą. Dzieliło ją od drzwi kilka kroków, doskoczenie do wyjścia zajęło jej kilka sekund. Zanim szarpnęła za klamkę, prawa dłoń powędrowała na rękojeść noża, odpinając małym palcem zaczep tak, by był gotowy do wyjęcia.
Za drzwiami nie usłyszała niczego poza krokami jednej osoby, więc otworzyła je, zachowując ostrożność by w razie ciosu uskoczyć w bok za framugę.

*1a
Jeśli Naret jest wciąż na korytarzu, to wołam, aby poczekał, sugerując, że chcę iść z nim i pogadać. Jeśli nie zareaguje, doganiam go, ale nie atakuję, tylko ewentualnie łapię za ramię, pytając co jest grane. Cały czas tryb "uważać, żeby nie dostać nożem".

* 1b
Jeśli słyszę tylko kroki lub i to nie, i nie do końca wiem gdzie poszedł, to cofam się do pomieszczenia i pytam Ernesta, co wie. Zakładam, że zachodzi ta opcja.

Cofnęła się, rzucając jeszcze okiem na korytarz. Drzwi, najwyraźniej nachylone ku ścianie, zamknęły się same z cichym skrzypnięciem (skoro powinny być zamknięte). Stanęła z boku przy ścianie, tak by słyszeć i widzieć, kiedy Naret wróci, słuchała jednocześnie słusznych wymówek ze strony Ernesta, których nie skwitowała żadnym słowem usprawiedliwienia, poza krótkim "masz rację".
- Jeśli to nie jest archiwum, to co to jest i dlaczego są tu pokatalogowane dokumenty? - zastanowiła się na głos, patrząc pytająco w kierunku Octavia, który, jak widziała, przeglądał je właśnie pobieżnie - Emilia, czy tu są jakieś jeszcze przejścia w skale? O ile pamiętam, skały cię lubią, nie wyczuwasz przestrze....

Zamilkła, unosząc dłoń w ogólnie zrozumiałym geście, oznaczajacym "cicho, coś się dzieje". Na korytarzu skrzypnęły deski. Usłyszała ciche, ale wyraźne kroki. Spodziewała się, że Naret po prostu wejdzie do pomieszczenia, ewentualnie zatrzyma się i spróbuje podsłuchiwać.
Tymczasem zamiast tego dały się słyszeć wyraźne odgłosy walki.
Dwie, trzy osoby? Zamarła na chwilę, próbując rozeznać. W wąskim korytarzu nie mogło być więcej. Jakim cudem zresztą bezszelestnie podeszli pod drzwi... Nóż miała już w ręce, ułożony jak zwykle wzdłuż przedramienia. Słysząc nadchodzące uderzenie w drzwi, przylgnęła do ściany.
Drewniana ościeżnica stęknęła od siły kopnięcia, z wyrwanego zamka posypały się trociny. Do pomieszczenia potoczyły się granaty dymne.
Ylva wstrzymała oddech. Dwóch napastników pojawiło się w drzwiach, tuż obok niej. Zauważyła kusze, więc odczekała, aż oddadzą strzał, modląc się w duchu, aby towarzysze odskoczyli w porę. Nie zdążą załadować powtórnie. Korzystając z błyskawicznie rozchodzącego się zadymienia, zeszła do półprzyklęku i krótkim ciosem cięła bliższego z nich na wysokości tętnicy udowej i natychmiastowy drugi sztych w gardło.
* 2a
Jeśli cios doszedł, poprawka z buta tak, żeby pchnąć go na tego drugiego. Cały czas trzymając się w ten sposób, aby od drugiego napastnika oddzielał mnie ten pierwszy. Jeśli manewr się uda i się przewrócą, dalej zależnie od konfiguracji i oceny sytuacji.
Jeśli na korytarzu jest jeszcze ktoś, to staram się unikać znalezienia się między nimi a korytarzem.
Dążę do tego, żeby tego trafionego pierwszym cięciem dobić (sztych w oko lub gardło), drugiego obezwładnić, korzystając z faktu, że jest wywrócony. Wytrącić broń, jakąkolwiek ma. Nie zabić.
Zakładam, że nie widzę, pomieszczenia, więc pewnie padnie:
- Ernest! Korytarz!

*2 b
Jeśli cios nie dotarł (bo coś, tarcza magiczna czy co), odskok i cofnięcie pod ścianę w przyklęku, zasłonięcie nosa i obserwacja. Jeśli wejdą do pomieszczenia, atak mieczem (rozpiszę na detale, jeśli wejdą :) ). Jeśli się cofną - za nimi, również do rozpisania.

Nem - 16-11-2015, 12:27

Nie miała  ochoty się  ruszać, a tym bardziej wychodzić gdzieś  z pokoju przesłuchań. Liczyła tylko na odpoczynek,  chwilę  bezczynnego siedzenia, które pozwoliłoby jej uspokoić  myśli i pozbyć  się  bólu. Kiedy wszyscy już  wyszli spotkala wzrok Nareta, który  wyraźnie dał jej do zrozumienia, że  ma wyjść,  a jeśli nie  zrobi  tego sama to on jej pomoże. Doszła do wniosku, że za taką  pomoc chyba jednak podziękuje, podniosła  się  i razem z resztą  poszła  korytarzem do "archiwum".
To miejsce nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. Miała okazję  znajdować  się  w  bardziej imponujących bibliotekach. Podeszła  do najbliższego  regału, wzięła pierwszą  książkę, w której  widziała szansę  na znalezienie jakichkolwiek przydatnych informacji i nie przywiązując uwagi to tego, co działo się wokół usiadła opierając się o regał i zaczęła powoli przeglądać kolejne  kartki.
Kiedy w pomieszczeniu pojawił  się  gęsty dym przez  chwilę była bardzo zdezorientowana. Zaczęła  nerwowo rozglądać się  na boki. Zobaczyła,  że  reszta  osób  w pomieszczeniu  też  nie wie, co się dzieje i to w jakiś  dziwny sposób  trochę  ją  uspokoiło. Zasloniła usta i nos próbując ograniczyć wdychanie gryzącego dymu i starała się  nie ruszać.

Frączek - 16-11-2015, 19:39

W momencie gdy Naret wyszedł Ernest był już na dobre zaniepokojony.
Zauważył to również w zachowaniu pozostałych. Posprawdzał, czy wszystkie noże są na swoim miejscu, ułożył sobie lewy rękaw, żeby mieć szybki dostęp do noża, jednocześnie sprawdzając czy niecodziennej wielkości nóż znajduje się z tyłu na pasku. Na szczęście wisiał na biodrach, tak jak zawsze. Niestety nie znał tego pomieszczenia dobrze, więc nie wiedział czy są tu jakieś sekretne przejścia.

*opcja 1b Indi
- Gówno wiem, tylko tyle że to nie jest archiwum. Nic więcej.

*Poniższe zdanie mówię tak czy tak, więcej jeżeli zaistniała opcja '1b' to niech to będzie w formie jednej wypowiedzi.


- Wybacz, nie miałem jak Ci powiedzieć tego wcześniej. Nie chciałem Ci przerywać w połowie, bo wyszłoby podejrzanie. Ale na przyszłość nie mów wszystkiego pierwszemu lepszemu agentowi SSW. Chociaż, i tak chyba już za późno. - dorzucił z przelotnym uśmiechem.
Usłyszał tyko lakoniczne 'Masz rację.' ze strony Ylvy.
Szybko znalazł takie miejsce, by mógł szybko doskoczyć do drzwi w razie jakiegoś zagrożenia. "- Jeśli to nie jest archiwum, to co to jest i dlaczego są tu pokatalogowane dokumenty? - słuchał jak Ylva zastanawiała się na głos, jednocześnie tworząc w głowie kilka możliwych scenariuszy rozwoju wydarzeń - Emilia, czy tu są jakieś jeszcze przejścia w skale? O ile pamiętam, skały cię lubią, nie wyczuwasz przestrze...

Wiedział, czemu Ylva zamilkła. Sam to usłyszał, nawet wcześniej niż ona. Szamotanina na korytarzu była bardziej niż wyraźna. Ernest rzucił krótkie:
- Ustawcie się jak najbliżej ścian i jak najdalej od drzwi. JUŻ! - mówiąc to chciał przystawić ucho do drzwi, żeby usłyszeć więcej.
Niestety, chwilę później nie miał już do czego przystawiać ucha, bowiem drzwi wyleciały z hukiem, w pięknym stylu, tak jak uczono go na szkoleniach. Gdy do pomieszczenia wturlały się granaty dymne, Ernest wydarł się:
- WSZYSCY JAK NAJNIAAAAAAAA - nie zdążył dokończyć, gdyż poczuł ogromny ból w mięśniu lewego uda. Zdezorientowało go to na jakiś czas, uklęknął na jedno kolano, po czym podczołgał się jak najbliżej ściany, żeby uniknąć następnych ciosów. Słyszał wokół siebie jakieś krzyki, ktoś chyba nawet wołał jego imię, ale ból był tak mocny, że nie był w stanie nic samodzielnie zrobić. Zasłonił tylko usta rękawem i starał się nie oddychać, choć było to niezmiernie trudne.[/i]

Aver - 16-11-2015, 22:18

Mało ją w sumie obchodziło, gdzie idą. Nie znała tych pomieszczeń, jednak - jak to zwykle pod ziemią - czuła się nieco swobodniej. Idąc sunęła palcami po ścianie, wyczuwając drobne nierówności. Skały wokół niej szemrały cichutko, witały się z nią swym niskim, niemalże niesłyszalnym pomrukiem.
Weszli w końcu do jakiejś salki, która wywołała delikatny uśmiech na pokrytej delikatną siateczką zmarszczek twarzy. Nie, nie dlatego, że były tam książki, można w sumie było podejrzewać, że nawet ich nie zauważyła. Wodziła wzrokiem po suficie, obserwując teatr cieni tańczących między rzeźbionymi ornamentami.
- Emilia - magiczka usłyszała swoje imię i z żalem skrytym gdzieś w duchu odwróciła się do Ylvy - Wiem, że nie byłaś z nami w tej jaskini, ale musisz pamiętać to, co tam się stało. Wszelkie rzeczy, które sobie przypomnisz, lub które może ktoś ci powiedział, są istotne.
Zapatrzyła się gdzieś przed siebie niewidzącym wzrokiem. To było tak dawno... Pamiętała, jak Symeon wrócił wtedy roztrzęsiony, z jeszcze większymi niż zwykle oczami w których kryło się ustające przerażenie połączone z ciekawością. Opowiadał jej wtedy, co tam zaszło... gdyby tylko mogła sobie przypomnieć, co to było...
Podeszła do ściany, oparła się o nią plecami i przysiadła. Położyła swobodnie dłonie na skalnej podłodze, nieznacznym ruchem pogładziła zmatowiały granit o szarozielonym poblasku. Poczuła, jak serce jej nieznacznie zwalnia, umysł przestaje myśleć o niepotrzebnych rzeczach... ogarniał ją spokój. Spokój, którego potrzebowała od dłuższego czasu.
Było już dobrze po północy, zbliżała się godzina wilka. Przysypiała skulona przy ognisku, jednym uchem słuchając którejś z kolei opowieści Michajła. Symeon wyruszył gdzieś z Lecordami, Eri sporządzał protokół w kwaterach i nie należało mu przeszkadzać. Znów zapadła w drzemkę. Pamiętała, jak obudziło ją szarpanie i żywy szept psionika...
- Emilia, czy tu są jakieś jeszcze przejścia w skale? - znów usłyszała swoje imię i z bólem uniosła głowę, dekoncetrując się na moment - O ile pamiętam, skały cię lubią, nie wyczuwasz przestrze...
Ylva nie skończyła, zamilkła gwałtownie dając reszcie do zrozumienia, by byli cicho. Chwilę później Styryjczyk, którego imię chyba brzmiało Ernest, rzucił rozkazem. Uniosła jedną brew, nie ruszając się ze swojego miejsca.
Odgłosy dochodzące zza korytarza starły jednak ironiczny wyraz z twarzy magini. Zacisnęła lekko palce, mocniej opierając je na podłodze.
Drzwi wywalono z hukiem, po podłodze potoczyły się puszki z wydobywającym się z nich dymem. W tym samym momencie usłyszała szczęk zwolnionej cięciwy, po czym krzyczany przez Ernesta rozkaz przerodził się we wrzask bólu.

1a, skoro lecimy wariantami.
Jeśli napastnicy leżą na ziemi, to drze się "Na bok!" w stronę Ylvy i przesyłając energię poprzez posadzkę rzuca 'talami valyanet kelewa yaaretha kelewa errereth erreth' - ziemia dzielić poruszyć (na boki) formować poruszyć (z powrotem) scalać utrwalić pod elementami ciała żywego leżącego, by je wziąć i uwięzić w podłodze. Potem to może jakoś poetycko bardziej opiszę.

2a
Jeśli atak się nie powiódł, to w sumie... to samo, tyle że tak, żeby uwięzić ich w jednym miejscu mniej więcej pod kolana (albo chociaż połowa łydek, może się przewrócą).

Indiana - 17-11-2015, 00:06

(Ok, Elka, w razie czego odstrzelisz mi ten fragment i dostanę kowadłem ;) Ale wolę uprzedzić ;) )

Gęstniejący dym utrudniał obserwacje czegokolwiek, gdyby nie ciąg powietrza, w ogóle straciłaby orientację, gdzie są drzwi. Szamotała się z dwoma przeciwnikami, z których jeden tracił siły (mam nadzieję ;) ) z upływu krwi, a drugi przyciśnięty przez towarzysza miał ograniczone możliwości ruchu. Ona jednak nic nie widziała i powoli zaczynało jej brakować oddechu.
Zależało jej na tym, aby ten drugi pozostał żywy, więc operowała głównie ciosami pięści i chwytami, w miarę możności próbując albo założyć chwyt na szyję i wyłączyć przytomność albo zadać odpowiednio mocny cios w szczękę, wzmocniony trzymaną rękojeścią noża.
I wtedy usłyszała krzyk Emilii/
- Na bok!
Jak błysk w pamięci Ylvy ożyło wspomnienie odrywającego się od sklepienia odłamka skalnego. Imię gwardzisty, którego wtedy próbowała uratować, zniknęło w jej pamięci, za to dość wyraźnie przypomniał o sobie huk spadającego sklepienia. To był ułamek sekundy. W następnym agentka odbiła się od człowieka, z którym walczyła, płaskim przewrotem przez ramię śmigając ku drzwiom.
Lądując w przyklęku wrzasnęła za siebie:
- Nie zabijaj go! - i skupiła się na obserwacji korytarza.

Elidis - 17-11-2015, 06:46

Ylvo ostrożnie wyszłaś za Naretem na korytarz . Byłaś przygotowana na każdą ewentualność. Spodziewałaś się ataku, ten jednak nie nadszedł. Wyszłaś bez przeszkód na korytarz. Rozejrzałaś się. Nareta nie było już widać. Biorąc pod uwagę budowę korytarza najbardziej prawdopodobne było, że skręcił w odnogę po lewej stronie Przez chwilę zastanawiałaś się, czy powinnaś za nim podążyć, bałaś się jednak, że zgubisz drogę w krętych korytarzach. Wróciłaś więc do pomieszczenia.

Emilio pytanie Ykvy zadźwięczało gdzieś w twojej głowie wyrywając cię z zadumy. Ukryte przejścia? Powolnym, machinalnym ruchem położyłaś rękę na zimnej, gładkiej posadzce, wyślizganej niewypowiedzianymi setkami lat użytkowania. Wysłałaś skałom subtelne pytanie o to, gdzie jedność traci ciągłość. Nadszedł tylko cichy pomruk zaprzeczenia.
Nie było żadnych przejść. Chciałaś to powiedzieć reszcie jednak nie zdążyłaś, drzwi otworzyły się z hukiem, pojawił się dym.

Nemaria przeglądałaś od niechcenia księgi, nie zwracając specjalnej uwagi na ich treść. Była to po prostu machinalna czynność, jaką wypełniałaś czas. Nie chciałaś tu być. W ogóle. Cały czas byłaś do czegoś zmuszana, a zdecydowanie potrzebowałaś odpoczynku. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, stęknęły cięciwy. Serce podeszło ci na chwile do gardła.
Nie teraz, nie kiedy znów odzyskałaś nadzieję.
Podbiegł do ciebie ten Ofirczyk. Przez chwilę zastanawiałaś się, czy może współpracuje z atakującymi. Uspokoiłaś się, gdy zrozumiałaś, że chce cię ochronić.

Octavianie, wiedziałeś, że musisz pomóc Nemarii. Może i w normalnych okolicznościach i w pełni sił byłaby w stanie o siebie zadbać, jedna osoba wyciągnięta parę minut temu z pokoju przesłuchań zdecydowanie nie mogła być w pełni sił. Musiała przeżyć, zwłaszcza, jeśli mieliście sprowadzić Tavar.
Sam nie mogłeś uwierzyć, że ta myśl pojawiła się w twojej głowie. Stanąłeś przy kapłance gotów ją zasłonić w razie potrzeby.

Ylvo korzystając z faktu, że stoisz przy drzwiach zaatakowałaś napastników. Odczekałaś kiedy oddali salwę. Przygryzłaś ze złością wargę gdy usłyszałaś krzyk bólu Ernesta. Musieli trafić. Mogłaś mieć tylko nadzieję, że agent się z tego wyliże i że strzała nie była zatruta.
Uderzyłaś celując w tętnicę udową. Poczułaś jak ostrze zagłębia się w tkance. Cios doszedł na podłogę trysnęła krew. Przeciwnik wrzasnął z bólu. Kolejny cios był wycelowany w gardło. Przeciwnik jednak zdołał zareagować. Poczułaś jak coś ciężkiego uderza cię w twarz. Zamroczyło cię. Dopiero po chwili dotarło do ciebie, że było to ramię kuszy. Zamroczyło cię lekko, jednak udało ci się dostrzec przeciwnika. Trzymał się za udo, wydawało się, że jest sparaliżowany bólem.

Erneście, strzała stercząca z nogi była mocno problematyczna. Ból, który z tego faktu wnikał też taki był, nie wspominając o samych napastnikach. Jednak najbardziej problematyczne było poczucie drętwienia rozchodzące się promieniście od rany. Spojrzałeś na nogę. Puchła i robiła się lekko sina. Zakląłeś pod nosem. Strzały były zatrute.

Wszystko nagle wybuchło. Drzwi, dym, bełty. Wszystko to śmigało wokół ciebie. Normalny człowiek czuł się w takiej chwili zdezorientowany, ciebie to jednak uspokajało, dawało cel i skupienie. Uśmiechnęłaś się na myśl o starciu. Krzyknęłaś do Ylvy by zeszła z drogi twojego zaklęcia, zrozumiałaś jednak, że ta nie do końca miała szansę to zrobić. Musiałaś być zatem bardziej ostrożna.
Rzuciłaś czar mając nadzieję unieruchomić napastników. Ten którego cięła Ylva nie miał jak zareagować. Był w przyklęku, więc ziemia pochłonęła część jego łydek i nadgarstek lewej ręki, na której się podpierał. Ten drugi zrozumiał jednak, że jeżeli twoja sojuszniczka miała uskakiwać, to on też powinien. Wykonał szybki przewrót w bok lądując w przyklęku.
Przez ułamek sekundy mogliście go zobaczyć. W jego wyglądzie nie było nic nadzwyczajnego. Nosił kaftan z cienkiej skóry, proste spodnie i wysokie buty. Agent jakich wielu w siedzibie SSW.
Napastnik kończąc przewrót sięgnął pod kurtę. Szybko zidentyfikował najgroźniejszego wroga.

Nóż pomknął prosto w twoja stronę Emilio. Nie zdążyłaś uskoczyć, jedna on nie zdążył dobrze wycelować. Ostrze uderzyło w klatkę piersiową po lewej stronie, wyraźnie celował w serce. Ześliznęło się jednak po żebrach rozcinając tylko skórę. Rana zapiekła. Nie wiedziałaś czy było tak przez samo obrażenie, czy może nóż był także zatruty.
Napastnik w tym czasie wyszarpnął z pochwy na udzie długi nóż bojowy i skoczył w twoja stronę Octavianie.

Ylvo zdołałaś wrócić do siebie. Z korytarza doszedł cię jakby jęk i bulgot. Skrzywiłaś się odruchowo. Dźwięk przypominał kogoś dławiącego się swoja krwią. Nie było też słychać żadnych kroków, a ni dalszych odgłosów walki. Wyglądało na to, że napastników było dwóch. Kiedy odzyskałaś władzę nad sobą przeciwnik właśnie kończył przewrót i rzucał nożem w Emilię. Znajduje się niecałe sześć kroków od ciebie.

Indiana - 17-11-2015, 07:21

Chwilowy nokaut był na szczęście... chwilowy. W dymie, przy ograniczonej widoczności, przegapiła to odruchowe odwinięcie się kuszą. Teraz czuła, jak puchnie szczęka, a ukruszone zęby zazgrzytały nieprzyjemnie w ustach.
Dym się rozrzedził.
Ten pierwszy, wmurowany przez Emilię w podłogę, miał jeszcze jakieś 10 sekund życia, sądząc po obfitości krwi, musiał dostać po tętnicy. CHolera.... Lepiej byłoby, gdyby unieruchomiła własnie tego drugiego.
Był groźny.
Ale złapanie go żywcem było priorytetem.
Dzieliło ją od niego sześć kroków, jakieś trzy i poł metra. Rzucał w kierunku środka sali - był więc bokiem do niej. Dojście go to jakieś 2 sekundy.
Liczył się czas i sprawne rozbrojenie typa. I bezpieczeństwo Nemarii, jedynej szansy na powodzenie misji przeciw lominom.
Schowanie noża i wydobycie miecza zabrałoby jej o dwie sekundy za długo, choć miecz przedłużyłby zasięg o 80 cm.
Koniec końców i tak skończyłoby się na zwarciu, w którym mieczy by przeszkadzał.
Skoczyła do przodu.
Prawą rękę, trzymającą nóż, przygotowała do uderzenia w dół w nadgarstek prawej ręki przeciwnika, lekko, właściwie tylko aby go zablokować. Lewą ręką równocześnie możliwie mocnym uderzeniem ze skrętu biodra od lewej podbiła jego łokieć, tak by go wyłamać do góry i zmusić do wypuszczenia broni. W ślad za skrętem barku wyprowadziła kopnięcie lewą nogą w zgięcie kolana mężczyzny.
Gdyby nie udało się wyłamanie ręki i napastnik zbyt wcześnie się odwrócił ku niej, ustawienie ciała do ciosu od lewej strony pozwoli i tak uderzyć w jego prawą rękę od lewej, tak by wybić go w bok, wtedy prawa ręka będzie miała szansę wyprowadzić uderzenie na szyję. Nie ostrzem, w miarę możności. Rękojeścią, tak, żeby pozbawić na chwilę oddechu. Potem wybić nóż i unieruchomić porządnym chwytem lub uderzeniem.

Gorvenal - 17-11-2015, 22:34

Starając się nie patrzeć w stronę Ylvy żeby nie zdradzić przeciwnikowi że biegnie w jego stronę ustawił się w tradycyjnej postawie szermierczej. Bokiem do wroga ze sztychem trochę powyżej jego mostka.

jeżeli tamten zaszarżuje to zamarkuje cięcie od góry po skosie z prawej żeby potem uskoczyć w stronę lewej ręki przeciwnika i pchnąć go w udo.

jeżeli się zatrzyma, to będzie się starał obejść go tak aby ustawił się plecami do Ylvy.

jeżeli zauważy Ylvę i odwróci się do niego plecami pchnie go w spodnią stronę kolana starając się uszkodzić ścięgno.

Po ataku jeżeli przeciwnik będzie unieszkodliwiony podbiegnie do Ernesta i postara się go poskładać. Pozbędzie się bełtu z nogi i poda odtrutkę(dokładniej opiszę już go składając). W tym samym czasie krzyknie do Nem żeby zobaczyła co się stało z Emilią.

Aver - 18-11-2015, 02:52

Przeklnęła nie do końca cicho pod adresem nowo przybyłych i wstała, nie prostujac się do końca, bo dziwnie zakrecilo się jej w głowie. Korzystając z tego, że przeciwnik zainteresował się kim innym smyrgnęła na korytarz, usiłując się rozeznać w sytuacji tam panującej i jakby co to odgrodzić się od ewentualnego zagrożenia kamienną ścianą.

Gdyby rannemu dało się jakoś pomóc - tzn zatamować bandażem krwotok czy coś, co jest w jej zasięgu umiejętności - to to robi, logicznie rzecz ujmując.

Gdyby jednak już się nie dało, a Nem przebiega - stara się ją kryć jakoś.

Rany na żebrach z uwagi na adrenalinę wywołaną zamieszaniem nie czuje, a przynajmniej ma ją na razie gdzieś.

Frączek - 18-11-2015, 10:01

Ernest po domysleniu sie, ze strzała była zatruta zaczyna gorączkowo szukać czegoś, czym moglby wykonać opaskę uciskową, w celu zmniejszenia tranosoetu krwi.

Jesli znajduje cos sensownego - wykonuje opaskę, 10 cm nad miejscem trafienia, jeżeli nie, zdejmuje sznurówkę z prawego buta i wykonuje z niej opaskę.

Elidis - 19-11-2015, 16:07

Ylvo zaatakowałaś napastnik szybko do niego doskakując celowałaś w nadgarstek, jednak cios nie doszedł. Mężczyzna był cholernie szybki. Odwrócił się w twoja stronę, sparował cios i wyprowadził błyskawiczną kontrę sztychując w pierś. Zmuszona do defensywy nie mogłaś uderzyc w jego łokieć jak planowałaś. Udało ci się go jednak chwycić za nadgarstek prawej ręki. Uderzył cię lewą w prawy bark jednak cios maił za mało siły, by wytrącić ci nóż z ręki.
Siłowaliście się, jeżeli udałoby mu się pokonać twój chwyt sztychowałby natychmiast w serce. Musiałaś coś z tym zrobić. Postawiłaś wszystko na jedną kartę i ryzykując utratę równowagi, kopnęłaś go w prawe kolano. Usłyszałaś chrupnięcie. Mężczyzna zawył z bólu, siła, z jaką napierał na twój chwyt całkiem zniknęła. Wykręciłaś mu rękę wytrącając nóż i uderzyłaś rękojeścią sztyletu w szczękę. Wydawało się, że stracił kontakt ze światem.

Octavianie szykowałeś się do starcia z nadciągającym napastnikiem. Przybrałeś pozycję, byłeś gotowy do walki. Wtedy zaatakowała go Ylva. Przez chciałeś skoczyć w jej stronę by pomóc jednak okazało się to zbyteczne. Agentka załatwiła przeciwnika w kilka sekund.
Uśmiechnąłeś się pod nosem. Dobrze wiedzieć, że za sławą szły faktyczne umiejętności. Styria umiała dobierać ludzi.
Skoro chwilowo nie było więcej zagrożeń postanowiłeś zająć się Ernestem, którego rana wyglądała coraz gorzej. Szybko znalazłeś medykamenty, które mogły okazać się potrzebne. Przyklęknąłeś przy towarzyszu i zacząłeś oglądać ranę.
W między czasie, ty Enreneście, kiedy wszyscy byli zajęci zabijaniem zająłeś się nie umieraniem. Nie znajdując niczego lepszego rozplątałeś rzemień trzymający nóż i zacisnąłeś go ciasno dziesięć centymetrów nad raną. Czułeś jak powoli drętwieje ci noga. Rana puchła i siniała. Wokół rany zaczęły pojawiać się wyraźne żyły. Były nabrzmiałe i sczerniałe. Przez chwile zakręciło ci się w głowie. Widziałeś wiele trucizn wyrabianych przez najzmyślniejszych alchemików, ale to było zdecydowanie coś nowego.
Przełknąłeś ślinę mając nadzieję, że toksyna nie rozeszła się zbyt mocno po ciele.
Już na pierwszy rzut oka było widać, że jest źle. Pochylając się nad rannym towarzyszem, Octavianie, zastanawiałeś się czym on do cholery dostał. Nie było jednak na to czasu. Musiałeś działać szybko.
- Nem zobacz co z Emilią! – krzyknąłeś, bałeś się, że rana magiczni też wkrótce zacznie AK wyglądać.
Chwyciłeś za grot wystający z drugiej strony uda i ostrożnie go ułamałeś pilnując by nie pozostawić ostrych krawędzi. Następnie złapałeś bełt tuż nad raną i wyciągnąłeś z godnie z kątem pod jakim był wbity. Bełt gładko wyszedł z rany, z której popłynęła krew. Była ciemna i rozrzedzona o dziwnym zapachu. Niewiele myśląc nacisnąłeś ranę kilka razy, aż nie popłynęła z niej normalnie wyglądająca krew.
Odkorowałeś fiolkę z odtrutką i polałeś kilka kropel na ranę. Substancja mocno się zapieniła, zaczęła nawet lekko parować a Ernest zawył z bólu. Następnie, nie mając litości dla towarzysza, polałeś ranę odkażeniem by usunąć fizyczne zabrudzenia. Rana znów zaczęła się pienić, jednak teraz zdecydowanie mniej. Na koniec potraktowałeś obrażenie zasklepieniem. Noga powoli traciła siną barwę a brzegi rany w zrastały się w błyskawicznym tępie.

Nemaria chciałaś posłuchać Octaviana i zobaczyć co się stało z Emilią, jednak nie miałaś na to szans, gdyż ta pociągnęła cię za sobą na w stronę korytarza. Nie miałaś sił by się opierać, jednak zatrzymałaś się na chwilę przy wmurowanym w ziemię człowieku.
Szybko obejrzałaś jego ranę i stwierdziłaś, że na nic się tu nie zdasz. Stracił zbyt wiele krwi. Mogłabyś tylko pomodlić się za niego do bogini, gdyby on nie nastawał na jej dzieci.
Wybiegłyście razem na korytarz, a tam niemal zderzyłyście się z kolejnym człowiekiem.

Rufusie szedłeś w zdecydowanym pośpiechu by zobaczyć co do cholery wyrabia się w skryptorium. Kiedy wyszedłeś zza zakrętu korytarza zobaczyłeś dwóch ludzi leżących na ziemi w kałuży krwi i resztki rozwiewającego się dymu.
Dobyłesć rapiera i przyspieszyłeś kroku idąc wzdłuż ściany korytarza w razie gdyby ktoś nagle ukazał się w drzwiach. Miałeś już wejść do pomieszczenia, kiedy ktoś faktycznie wychynął zza drzwi. Cudem uniknąłeś zderzenia z kobietą wyraźnie ofirskiego pochodzenia i idącą za nią kapłanką bogini. Cofnąłeś się o dwa kroki jednocześnie przybierając postawę szermierczą.
- Co tu…? – zacząłeś, ale nie miałeś szans dokończyć.
Tuz przed tobą wyrósł kamienny mur

Emilio kiedy wypadłaś na korytarz zobaczyłaś kątem oka zbliżający się kształt. Wyminęłaś go w miarę możliwości. Kolejny agent, pytanie przyjaciel zaalarmowany dźwiękami walki, czy wróg, który chciał pomóc towarzyszom.
Nie mogłaś ryzykować.
Wykrzyczałaś formułę czaru. Ziemia stęknęła i ugięła się pod twoją wolą zamykając korytarz kamiennym murem i odgradzając ciebie i Nem od potencjalnego zagrożenia. Musiałyście działać szybko.
Pod ścianą korytarza, z którego przyszliście leżało dwóch mężczyzn. Jednym z nich był Naret, drugiego nie poznawałaś, ale prosta szata w szarym kolorze podpowiadała ci, że był to jakiegoś rodzaju bibliotekarz, czy archiwista. Podeszłyście do nich szybko oceniając obrażenia.
Archiwista był martwy. Miał przebite płuca, jego klatka piersiowa już się nie unosiła. Ślady krwi na ustach wyraźnie wskazywał, że to on był dławiącym się człowiekiem, którego słyszała Ylva. Nem delikatnym ruchem zamknęła mu powieki i szepnęła krótkie pożegnanie w kahta.
Skupiłyście się na Narecie. Był w bardzo złym stanie, ale żył. Miał wyraźnie wybitą szczęką i zwichnięty bark. Jednak najgroźniejsza była obficie krwawiąca rana brzucha za którą trzymał się agent. Krótkie oględziny pozwoliły stwierdzić, że agent na szczęście nie miał przebitych jelit, wciąż jednak obficie krwawił. Mógł mieć przedziurawiona otrzewna, jedna nie miał obfitego krwawienia z ust co wskazywało, że Jan na razie nie wystąpił krwotok.
Jednak nawet w takich okolicznościach nadwyrężone tkanki mogły w końcu puścić, a w tedy agent miałby kilkadziesiąt sekund życia.

Kubuśś - 19-11-2015, 22:11

Co się tu wyprawia? - mruknął pod nosem. Dojście do odpowiedzi nie zajęło mu dwóch sekund. Wziął krótki rozpęd i kopnął w ścianę starając sie ją rozbić.
Jednocześnie głęboko poirytowanym wrzaskiem stwierdził: Świetnie Ylva! Jak zwykle wpakowałaś się po sam pas w jakiś gnój!
Krzyknął do sprawcy rzeczonej ściany: Nie chcę nikomu zrobić krzywdy, zdejmij zasłonę to wszystko sobie wyjaśnimy!

Gorvenal - 20-11-2015, 02:10

-Zobaczmy... Wygląda na to że Styryjczycy krwawią na zielono - Stwierdził uśmiechając się pod nosem. Mimo że skóra i żyły wokół miejsca gdzie trafił bełt wyglądały okropnie to okazało się że trucizna nie zdążyła wniknąć do głębszych tkanek.
Z lekkim uczuciem satysfakcji popatrzył na wyglądającą dużo lepiej ranę.
-Prawie skończone-rzucił do Ernesta zalewając rozerwane mięśnie miksturą odkażającą- Na razie nie próbuj wstawać bez pomocy. Teraz przepraszam, ale mam chyba jeszcze kilku rannych.
Zostawił towarzysza pod ścianą i odszedł w kierunku korytarza. Nie licząc ściany której z pewnością wcześniej nie było i kopiącego w nią człowieka wszystko wyglądało tak jak powinno. Tożsamość przybysza chwilowo go nie interesowała. Nie próbował akurat przebić go jakimś ostrym kawałkiem metalu co stanowiło podstawę do uznania go za nieszkodliwego. Po chwili zorientował się co mogło się tu wydarzyć. Podszedł do ściany.
-Emilia! Jeśli zaraz nie zrobisz czegoś z tą ścianą to przysięgam że własnoręcznie będę odkażał twoją ranę po nożu wrzącym winem wymieszanym z solą!
Odwrócił się do żołnierza który wcześniej kopał w magiczną przeszkodę.
-Przepraszam że się nie przedstawiłem, ale jak pan widzi sytuacja jest co najmniej napięta. Jestem Oktawian Leandros. Mówiąc to wyciągnął rękę do nieznajomego.

Indiana - 20-11-2015, 04:01

Co prawda napastnik zwiotczał wreszczie po ciosie w szczękę, ale nie zamierzała dać się nabrać na najprostszy manewr pod słońcem.
Wytrącony przeciwnikowi nóż kopnęła z rozmachu w najdalszy kąt, wykręcenie ręki do tyłu z dociśnięciem łokcia musiało spowodować że lekko się pochylił, poprawiła więc jeszcze jednym ciosem, tym razem krótko, łokciem w twarz z boku, nie puszczając chwytu. Musiał pochylić się mocniej, więc ciosem łokciem między łopatki posłała go na ziemię, traktując cały czas, jakby jednak był przytomny a tylko udawał.
Nie puszczając docisnęła kolanem między łopatkami. Nóż złapała zębami i szybkim ruchem szarpnęła sznurek, który miała przy pasku, rozplotła go (plecionka pętelka w pętelkę), szarpnęła drugą rękę mężczyzny i mocno związała w nadgarstkach, zaciskając także sznur przełożony pomiędzy rękami,żeby dodatkowo zacisnął więzy, i przywiązała do jego własnego paska.
Dopiero wtedy odetchnęła lekko, wciąż dociskając go kolanem do ziemi. Sprawdziła na wszelki wypadek czy oddycha (dostał tylko nokaut, powinien chyba ;) ) i omiotła spojrzeniem pomieszczenie.
Ernest był w tym momencie najważniejszy, ale Ofirczyk już się nim zajął. Spojrzała na nich pytająco.
- Co z tą raną? - zapytała szybko.
Otrzymawszy odpowiedź, spojrzała na korytarz, usiłując rozeznać, co za szuranie kamieni słyszała i komu tym razem Emilia wepchnęła coś kamiennego w egzystencję. I w tym momencie usłyszała swoje imię wykrzyczane z korytarza.
Chwilę jej zajęło dopasowanie głosu do wywołanej w pamięci osoby.
- Rufus Tegernako - mruknęła pod nosem, przypomniawszy sobie - Myślałam, że dawno wysłali cię na emeryturę! - odkrzyknęła z przekąsem - Emilia, wypuść go, cokolwiek mu zrobiłaś!
Ylva wstała, podniosła z ziemi jeńca, trzymając za włosy i przyjrzała mu się dokładnie [opis proszę ładnie ;) ]. Przypomniała sobie coś, po czym odpięła od pasa jeden z troków do kaletki i wepchnęła mu go w usta tak, by nie mógł zacisnąć zębów ani wyraźnie wypowiedzieć zaklęcia. Jeśli miał w zębach plombę z cyjankiem czy inne ustrojstwo, nie powinien móc jej rozgryźć. Trok zacisnęła wokół głowy mężczyzny.
Jeśli był jeszcze nieprzytomny, sprzedała mu szybkiego trzeźwiącego plaskacza (lub kilka) i złapała lewą ręką pod jego związanymi rękoma (między rękoma a plecami). Prawą schowała nóż i przytrzymała delikwenta za kark, wyprowadzając pochylonego w kierunku korytarza.
- Emilia! Nemaria! - zawołała do obu dziewczyn - W porządku z wami? Co jest z... - zobaczyła w tym momencie ciało archiwisty i kałużę krwi wokół leżącego Nareta - Kur*a mać - skwitowała krótko.
Nemaria opatrywała już agenta (jak sądzę ;) ), nie bardzo było przy czym pomagać, ale uczucie, że niesłusznie posądziła go o zdradę, było dość nieprzyjemne.

* Emilia zapewne zdejmie tą ścianę, a jeśli nie, to jak każde zaklęcie - 15 sekund.


Kamienna ściana z hurkotem rozsypała się w drobny żwir, szeleszczący pod stopami i Ylva mogła się przekonać, że pamięć jej nie zawiodła. Uśmiechnęła się kącikiem ust do nowo przybyłego.
- Nie stój tak, jakby ci ktoś postawił przed nosem kamienną ścianę - odezwała się do niego - Naret porządnie oberwał. A tego tutaj skurczysyna trzeba będzie przesłuchać. Jakim cudem wpuściliście zdrajców do siedziby... Chwilę mnie nie ma w centrali i już się bajzel robi...
W tym momencie spojrzała na Emilię i uśmiech spełzł jej z twarzy jak zmyty.
- Octavian! Opatrzyłeś jej tę ranę po nożu....?!

Kubuśś - 21-11-2015, 00:09

Ściana przed nim skruszyła sie i rozpadła. Przed sobą zobaczył rannego Nareta, Ylvę trzymającą jak załorzył napastnika i te dwie kobiety na które przed chwilą prawie wpadł. I człowieka w ofirskim stroju który wyciąga dłoń w jego stronę. Uścisnął dłoń dłoń Octaviana.
Tegernako, Rufus Tegernako, co się tu właściwie odpier......dzieje? Dobra, wyjaśnienia później. Na usta cisneło mu się mnóstwo pytań ale rutyna lat służby wzięła górę. Rozejżał się po korytarzy i szybko przemyślał sytuację.
Octavian rusz się Ylva masz jeszcze zasklepienie? Ta w odpowiedzi kiwnęła głową i rzuciła mu ampułkę. Złapał szklaną buteleczkę w locie i podał ją Nemarii.
Mogłabyś go poskładać - powiedział wskazując na Nareta. Ylva zaproś może pana do komnaty za sobą, trzeba z nim pogadać. Sam podszedł do zakrętu korytarza. Ukryty za krawędzią ściany wyjżał w stronę wyjścia sprawdzając czy nie nadchodzi kolejny napastnik lub ktokolwiek inny.

Nem - 21-11-2015, 00:30

Spojrzała na ranę Nareta i zaklęła w kahta.
- Emilia zdejmuj ścianę. I pomóż mi go położyć na plecach, tylko delikatnie - powiedziała w miarę spokojnie, po czym podniosła głos i krzyknęła do osób wciąż znajdujących się w pomieszczeniu. - Potrzebuję pomocy i czegoś, żeby go opatrzeć: mikstury!! Szybko, bo długo nie wytrzyma!!
Mówiąc to wstała i razem z Emilią ostrożnie go złapała i osunęła na ziemię tak, żeby leżał na plecach. Rozpięła/odsunęła wszystkie warstwy materiału nie stykające się z raną, a potem delikatnie zajęła się koszulą. Kiedy rana była już odsłonięta dokładniej się jej przyjrzała, szukając w miarę możliwości jakichkolwiek szczegółów mogących świadczyć o truciźnie, zakażeniu, zabrudzeniu, obecności ciał obcych itp.
Nerwowo podniosła głowę i spojrzała w stronę drzwi. Czekała na pomoc, albo przynajmniej narzędzia. Bez tego nie mogła nic zrobić. Pani przecież jej teraz nie mogła pomóc.

Gorvenal - 21-11-2015, 01:16

Szybkim krokiem podszedł do rannego odpinając od pasa sakiewki. Przyjrzał się ranie na brzuchu Nareta. Za pięknie to to nie wyglądało, ale przynajmniej był w jednym kawałku.
-Dziękuję. Chyba dam radę dokończyć to sam-powiedział odwracając się do Nemarii. -Sprawdź co z raną na żebrach Emilii. Jeżeli nóż był zatruty to ściśnij brzegi tak żeby trucizna wypłynęła z krwią. Powinno pomóc.
Zaczął zszywać podziurawione wnętrzności Nareta. Wszystko podręcznikowo. Tak jak uczyli na studiach. Przez cały czas starał się być na tyle delikatnym żeby nie doprowadzić do pęknięcia innych tkanek. Na koniec, jeszcze przed ostatecznym zaszyciem całej rany urwał kawałek bandaża i wylał na niego mniej więcej ćwierć zwyczajnej dawki mikstury zasklepiającej. Przetarł tym wszystkie miejsca które zszywał. Ilość mikstury była wystarczająca aby wzmocnić najbardziej narażone na pęknięcie miejsca do momentu aż zaciągną tu jakiegoś uzdrowiciela który zespoli je magicznie nie zostawiając nici w otrzewnej.

(jeżeli okaże się że szycie nie jest potrzebne do bezpiecznego przeniesienia Nareta do szpitala to ograniczy się do przetarcia ran bandażem nasączonym połową dawki mikstury zasklepiającej)

-Trzeba złożyć na poczekaniu jakieś nosze jeżeli mamy go przenieść do szpitala we względnie nienaruszonym stanie. Jakieś pomysły?

Elidis - 21-11-2015, 03:47

Ylvo gdy tylko spojrzałaś na Emilię wiedziałaś, że jest źle. Cała rany była wręcz czarna, skóra wokół zsiniała i spuchła. Ciężko było ocenić skalę problemu przez ubranie, jednak silnie ukrwiony obszar klatki piersiowej sprzyjał szybkiemu rozprzestrzenianiu się toksyn.. Trzeba było działać szybko.
Emilio nie wiedziałaś, czemu agentka tak na ciebie patrzyła. Czułaś się całkiem dobrze. Może trochę kręciło ci się w głowie, ale to zapewne był skutek wysiłku związanego z rzucaniem czarów. Skutek uboczny skoku adrenaliny. Nagle poczułaś się ociężała. Usiadłaś twardo na ziemi.
Bok zaczął mocno doskwierać. Piekł i swędział. Chciałaś się podrapać, z lekkim wysiłkiem uniosłaś rękę. Wokół ciebie cicho mruczały kamienie. Były zatroskane o ciebie cicho dopytywały się co ci jest.
Octavianie zaszyłeś bez większych komplikacji ranę Nareta, tym samym zapewniając mu dalszą egzystencję. Zostały wybita szczęka i zwichnięty bark. Kiedy zaszywałeś ranę zauważyłeś, że agent wodzi palcem po ziemi i mruczy coś przewracając oczami. Wyglądało na to, że majaczył z utraty krwi.

Indiana - 21-11-2015, 06:23

Trzymany za kark jeniec zajmował jej ręce, ale puściła na chwilę prawą, w razie czego ustawiając się tak, by reagować na próbę ucieczki ciosem kolanem. Szarpnęła za sakwę i rzuciła Rufusowi fiolkę mikstury zasklepiającej.
- Dzięki ci, Bogini, za fachowego medyka tam, gdzie jest potrzebny - mruknęła pod nosem, patrząc na to, co robił Ofirczyk, krótka jak błysk mysl powędrowała do Lylian, gdziekolwiek była przyjaciółka, zapewne byłaby dumna widząc Nemarię w akcji i fachowe poczyniania Octaviana. A może to ona w jakiś sposób ich wspierała z zaświatów...
Ale nie było czasu na sentymenty.
Emilia.
- Oczyśćcie jej tę ranę z trucizny! - syknęła.
Rufus, wkraczając do akcji, zaczął od rozstawienia wszystkich po kątach, nieco ją to bawiło, ale nie miała czasu na sprzeczki z dawnym towarzyszem. Poza tym stary wyjadacz miał rację.
Cofnięcie się do skryptorium było chyba najlepszym mozliwym rozwiązaniem. Przedtem wpadło jej do głowy, by wszcząć alarm, ale zakładając, że zamieszany jest w ten zamach ktoś z SSW, że mają tu jakiegoś wyjątkowo skutecznego kreta, alarm tylko by go spłoszył. Jeśli napastników było więcej, mógł ich sprowokować do jakichś gwałtownych działań. Nie było czasu. Straszliwie nie było czasu, trzeba było wydobyć informacje natychmiast.
- Octavio, póki co nie ruszamy się stąd. Mam nadzieję, że Naret wytrzyma do czasu, póki nie dowiemy się, kto nam urządził ten teatr - spojrzała na martwego archwistę, to także był jeden z ich ludzi, jeden martwy Styryjczyk.
- Wszyscy do skryptorium! Zajmijcie się Emi - z wyraźną prośbą w głosie zwróciła się do kapłanki i medyka - Rufus, Ernest... Możecie nam zapewnić bezpieczeństwo przez chwilę? Obstawcie drzwi, sprawdźcie ściany, czy nie ma tu dodatkowych wyjść. Tego gnojka - wskazała na martwego człowieka, uwięzionego w posadzce - przeszukajcie. Proszę - dodała uśmiechając się tak, żeby obydwaj agenci nie odebrali tego jak rozkaz.
(mam nadzieję, że wmurowany pan nie blokuje nam drzwi ;) )
Szarpnęła jeńca, wpychając go do pomieszczenia, rzuciła na podłogę przy ścianie tak, by nie miał styczności z żadnymi przedmiotami ani meblami i by leżał na boku, by więzy na rękach były widoczne. Poprawiła butem.
Przesłuchanie wymagało czasu, którego nie miała, narzędzi i chemii, których nie miała, i spokoju, którego, a to ci heca, też nie miała.
Przyjrzała się dokładnie pojmanemu człowiekowi, próbując rozeznać, z kim ma do czynienia i wpaść na to, czy podziała kij czy marchewka, obietnice czy prosty, wymowny ból.
- Panowie, nie chcecie się czasem zamienić... Ja popilnuję drzwi, a wy ogarniecie tortury - mruknęła do obu towarzyszy z wywiadu, cicho, tak zeby więzień nie usłyszał.

Kubuśś - 22-11-2015, 03:02

Odstapił od ściany zza której obserwował korytarz kiedy wszyscy byli już w środku skryptorium. Szybkim krokiem przebył drogę od zakrętu korytarza do wejścia. Wyrwane drzwi wstawił we framugę.
Ernest, pomóż mi przesunąć ten regał - powiedział wskazują półkę stojącą koło drzwi. Dosunęli ją tak by zastawiała wejście przymkniete tylko obluzowanymi drzwiami. Potem poprawił kapelusz i zaczął sprawdzać ściany w poszukiwaniu drógiego wejścia do pomieszczenia podchodząc do każdej ściany, szukając luźnych kamieni, dźwigni, przycisków, zakrytych otworów, odswówając meble za którymi mogło się kryć przejście. Rozejrzał się po podłodze, zobaczłył kuszę, rozrzucone bełty i kozią nóżkę. Podniósł kuszę, naciągnął cięciwę i założył bełt. Potem podszedł do Ylvy która kończyła właśnie wiązać napastnika. Mierząc w związane, potencjalne zagrożenie zapytał:
Dobra, zacznijmy od tego co tu się właśnie stało i co planujesz z tym zrobić?...

Indiana - 22-11-2015, 04:13

Widząc, że towarzysze raczej nie kwapia się do zamiany, a Rufus w ogóle zajął się oględzinami pomieszczenia, nie spuszczając oczu z jeńca podniosła stojące obok regału krzesło.
Nienawidziła tego, co miało za chwilę nastąpić. Nienawidziła tej konieczności, która sprawiała, że nie było innego wyjścia i trzeba było zadać ból, aby uzyskać informacje.
Zacisnęła zęby. Sentymenty i słabość w takim momencie były zabójcze.

Postawiła krzesło tak, żeby stało między ścianą i regałem, sprawdzając od razu wszelkie ostre krawędzie, które mogłyby jeńcowi pomóc w uwolnieniu się.
- Wstawaj - warknęła oszczędnie, łapiąc jeńca za fraki pchnęła go na krzesło, jego własnym paskiem przymocowała do regału jego związane ręce, założone za oparcie krzesła. Trokami przymocowała nogi jeńca do krzesła i przyjrzała mu się jeszcze raz, uwzględniając też rozwarcie szczęki w poszukiwaniu ewentualnej ampułki z cyjankiem.

Neutralny strój. Spokojne zachowanie. Nie szarpał się, nie rzucał. Oszczędzał siły. Przymknięte oczy - obserwował tak, żeby nie było widać, na co patrzy. Spokojny oddech. Panował nad sobą.
Zawodowiec. Najemnik? Agent? Zabójca?

Nie spojrzała na Rufusa, ale z wdzięcznością zanotowała, że podniósł kuszę. Spojrzała na pozostałych i cofnęła się tak by jeniec nie słyszał jej cichych słów. Rufus nie spuszczał go z celownika.

- Zabójcy, dwóch - mówiła szybko, cicho i w skrócie, ale wiedziała, że weteran SSW zrozumie - Zwabili nas tu przez Nareta. Naret może być zamieszany, ale nie musi. Zasłona dymna, salwa z kusz, zatrute ostrza. Zawodowcy. Nie wiem, ilu ich jest. Nie wiem, kto był celem. Nie wiem, czy tylko na nas uderzyli i ilu ludzi mają w siedzibie. Musimy to wiedzieć natychmiast.
Rufus wciąż nie spuszczał oka z jeńca, a stojący przy drzwiach Ernest (? jak sądzę, stoi tam ;) ) zrobił dwa kroki w ich stronę, aby dołączyć do rozmowy.
- Ylva - powiedział Tegernako - Czy to jest możwlie żeby z jakichś powodów byli to nasi ludzie uznając was z jakichś powodów za zdrajców...?
- To bez sensu, po co, mógł nas zwyczajnie aresztować - mruknęła, ale serce podjechało jej do gardła. Takie oskarżenie oznaczałoby odcięcie od SSW i ogólnie od styryjskiego państwa, porażkę planów ekspedycji na Zapołudnie... Ja tą ekspedycję zrobię choćbym miała tam jechać w pojedynkę, pomyślała.
- Mógł - kontynuował Rufus, Ylva wiedziała że ją obserwuje, jakby nie do końca ufał zapewnieniu, że nie ma mowy o żadnej zdradzie - Więc to intruzi z zewnątrz. Jakoś weszli do tej siedziby. Nie wpuszczamy tam ludzi z przypadku, szczególnie teraz, więc jak?
- Mieli wtyczkę - odpowiedziała machinalnie.
- Właśnie - kontynuował tonem zwierzchnika - Weszli do siedziby ergo mogli zabić M. i resztę najważniejszych agentów, a zdecydowali ze zabiją was. W każdym razie was najpierw. Dlaczego? Analizuj sytuacjię - dodał, jakby prowadził egzamin z czynności operacyjnych.
Odpusciła. Nie chciała teraz się spierać o zwierzchnictwo.
- Weszli, uderzyli na Nareta i tego drugiego, wybili drzwi, wrzucili granaty, oddali salwę w Ernesta i Octavia, potem ten rzucił nożem w Emi, ale po tym jak rzuciła zaklęcie, więc mógł rzucić, bo była magiem. więc chodzi o Nemarię albo o mnie. Gdyby chodziło o mnie, nie próbowalby w walce mnie zabić, tylko ogłuszyć. Jesli chcieli mnie, mogli zgarnąć mnie po drodze z Terali. Więc Nemaria.
- Kim ona jest?
- To jest córka Lylian - Convovle, tej, która była devi terphilin. Medyczka, kapłanka, wrobiona przez lominów w zdradę.
- To już sporo. Odziedziczyła zdolności?
- Nie. To przybrana córka, jest jej wychowannicą tylko, nic nie odziedziczyła, nie jest nikim szczególnym, oprócz tego, że może mieć/wiedzieć coś co wiedziała Lylian.

Rufus spojrzał badawczo na agentkę sponad łoża kuszy.
- Mamy cholernie mało czasu. Rób co trzeba.
Skinęła głową machinalnie. Miał rację.
Zerknęła na Octavia, który opatrywał nieprzytomną Emilię. Wprawa, z jaką to robił, budziła zaufanie i szacunek.
Spojrzała na klęczącą przy nim Nemarię, zmęczoną, z podkrążonymi oczami, wystraszoną, z rękami umazanymi krwią Nareta, którą przypadkiem umazała sobie ocierane z potu czoło. Nie była podobna do Lylian. Jednocześnie była jej obrazem i podobieństwem.
- Nie pozwól by to widziały, dobrze? Asekuruj mnie, proszę...


Cicho wypuściła powietrze z płuc. Podeszła do jeńca, wbijając w niego wzrok spod wpół przymniętych oczu. Jej mimika, mowa ciała, ton głosu- teraz wszystko miało znaczenie w tej grze, więc przyjęła pozę, jakiej potrzebowała. Nadała twarzy zacięty wyraz bezlitosnego mordercy, obniżyła głos, zacisnęła zęby.
- Nie będę się bawić w długie gierki - warknęła - Możesz mi powiedzieć to, co potrzebuję wiedzieć, teraz lub skończyć w jednym z lochów przesłuchań, wraz z którymś z khor'zighira.
Rozluźniła postawę i wyprowadziła mocny prawy prosty w nasadę nosa związanego.
- Może się skończyć na tym. A może się skończyc na kalectwie lub nieprzyjemnej i doprawny mało chwalebnej śmierci.... Kto był waszym celem i na czyje zlecenie? - gwałtownym ruchem szarpnęła go za włosy i odpięła trok, robiący za kaganiec (o ile nie miał w zębach tych cholernych ampułek, jeśli miał, to mu wybije te zęby).
Nie doczekała się odpowiedzi, ale też nie spodziewała się jej.
- Kto był celem i na czyje zlecenie? - tym razem obliczyła cios tak, żeby złamać nos, to dezorientowało, nieprzyjemnie wybijało z rytmu. Wiedziała, że zawodowiec albo agent przejdzie to bez problemu.
Przeszedł.
- Kto był celem i na czyje zlecenie?
Prowadząc normalne przesłuchanie, pewnie zrobiłaby to inaczej, ale nie miała czasu. Tym razem cofnęła się lekko i wyprowadziła kopnięcie, w walce zwykle celowane w splot słoneczny, obliczone tak, żeby wpakować maksymalna energię a nie odpychać. Miała na nogach mocne, podróżne buty, a on miał tylko spodnie. Kopnięcie śródstopiem idealnie wycelowane między przywiązane do krzesła nogi.
Korzystając z chwili, w której jeniec gwałtownie łapał powietrze i krztusił się, nachyliła się i szepnęła mu do ucha:
- Jak skończę, stracisz bezpowrotnie nie tylko możliwość zostania ojcem, ale też kilka innych możliwości, do których możesz mieć sentyment. Zastanów się, czy płacą ci wystarczająco dużo i czy warto, skoro i tak to z ciebie wyciągniemy. Kto był celem i na czyje zlecenie....?

Gorvenal - 22-11-2015, 11:28

Ciekawe jakim cudem mogła tak długo wyrzymać po trafieniu. Ernest odpadł po kilkunastu sekundach, a z pewnością nie był łatwy do zwalnia z nóg. Trucizna rozeszła się już na dość dużym obszarze. Bał się że samo usunięcie jej z miejsca w którym nóż rozciął skórę nie wystarczyło. Przebił igłą jeszcze kilka drobnych naczyń krwionośnych zbierając wypływającą z nich ciemną krew. Ktoś będzie musiał zanieść to do alchemika.
Praca z nieprzytomnymi pacjentami była o wiele wygodniejsza. Powoli zalewał ranę odtrutką tak aby jak największa objętość mikstury dostała się do krwioobiegu. Potem odkaził rozcięcie i wylał na nie trzy czwarte dawki zasklepienia które pozostało po zszywaniu Nareta. Nie wyglądało to już tak źle, a skóra Emilii odzyskała normalnt kolor.
Wyprostował się i rozejżał. Wyglądało na to że przesłuchanie zaczeli bez niego. Nieważne. I tak powinien jeszcze się załapać. Może nawet uda mu się skrócić to wszystko.
-Wytrzyj się.- Powiedział wyjmując z sakiewki bandaże i podając je kapłance. -Wyglądasz jakbyś zszywała Nareta zębami. Panie Tegernako! Zmieni mnie pan na chwilę ?- krzyknął wstając i podchodząc do zabarykadowanych drzwi.

Gorvenal - 22-11-2015, 13:40

-Chociarz... Jednak nie. Proszę dać mi jeszcze chwilę.
Przypomniał sobie o majaczeniach Nareta. To mogło być bez znaczenia, ale mimo wzzystko co mu zaszkodzi sprawdzić. Podszedł do rannego i sprawdził czy nadal porusza palcami po posadzce i mruczy coś pod nosem.

Jeśli coś zrozumie to będzie się starał jakoś poskładać to co Naret ma do powiedzenia. Jeśli nie zrozumie nic to poprosi Nemarię o pomoc (może tamten mówi w kahta albo jakimś innym styryjskim dziwactwie).

Nem - 22-11-2015, 16:55

- Ty się nią zajmij, ja mam brudne ręce, jeszce jej się wda jakieś zakażenie...
Obserwowała uważnie, jak Octavio naprawia Emilię. Była pod wrażeniem jego umiejętności. Jej do takiej wprawy jeszcze dużo brakowało. Zdziwiła się kiedy podał jej bandaż i uświadomił jej jak żałośnie wygląda. Przetarła twarz.
- Z jakiegoś powodu czuję się jeszcze gorzej niż wyglądam... Dosłownie jakbym przed chwilą wyszła z sali tortur - mruknęła zażenowana.
Oparła głowę o ścianę, zamknęła oczy i jeśli Naret majaczył, próbowała coś zrozumieć.

Elidis - 23-11-2015, 05:35

Ylvo wasz jeniec nie miał niczego w zębach, nie było też widać śladów innych zabezpieczeń. Po twoim pierwszym pytaniu jeniec nic nie odpowiedział. Na wybity nos zmarszczył tylko na chwilę brwi i nieznacznie stęknął. Jakby dostał lekko w ramię, a nie prosto w twarz. Wiedziałaś, że udaje, wiedziałaś też, że wciąż świetnie nad sobą panuje.
Musiałaś być bardziej stanowcza.
Kopnęłaś go z całej siły tam, gdzie nie było mowy o panowaniu nad sobą, czy udawaniu. Nie krzyknął, od takiego ciosu rzadko się krzyczy. Jęknął prostując się gwałtownie, na szyi wyszły mu żyły, nabrał powietrza przez zęby. Znów opadł oddychał ciężko. Z trudem łapał powietrze. Zamrugał kilka razy. Wyraźnie był w lekkim szoku, jednak zwalczał jego efekty zbyt szybko, by można je było skutecznie wykorzystać przeciw niemu w dalszym toku przesłuchania.
Nachyliłaś się nad nim zaczęłaś szeptać.
W porę dostrzegłaś napinające się mięśnie, podziewałaś się tego. Rzucił głową w twoją stronę próbując cię uderzyć, jedna zdołałaś się w porę wyprostować. Ryfusie zareagowałeś natychmiast na ruch więźnia podnosząc kuszę do ramienia. Enreście pomagałeś z właściwym pozycjonowaniem więźnia w trakcie przesłuchania, wiec kiedy ten spróbował uderzyc Ylvę poczułeś się nieco winny. Złapałeś jeńca za ramię i szarpnąłeś nim usadzając z powrotem we właściwej pozycji. Ylvo w odpowiedzi na ruch więźnia sprzedałaś mu kopniaka w kolanem w twarz. Lekko, by pokazać kto tu jest w jakim położeniu.
Zaśmiał się i splunął krwią.
- Ty i ja mamy sporo wspólnego Ylvo Darren - uśmiechnął się, krew ze złamanego nosa groteskowo spływała między zębami. - Oboje pracujemy dla sprawy. Mnie tylko poszło nieco gorzej.
Znów zamknął oczy. Odzyskał spokój.

Octavianie by dostać się do rany Emili musiałeś najpierw zdjąć jej kamizelę. Wolałeś nie ryzykować rozjuszenia magiczki, więc, choć w normalnych okolicznościach rozciąłbyś ją dla oszczędzenia czasu, tym razem bawiłeś się w rozpinanie jej. Podwinąłeś koszulę magini.
Rana była niewielka, jednak trucizna rozlała się po wielu żyłach tworząc gęstą sieć poczerniałych naczyń.
Przystąpiłeś do działania. Po czasie który mógł być za równo minutą jak godziną, łatwo było stracić poczucie czasu przy stresujących, lub wymagających zabiegach, zacząłeś widzieć poprawę. Odetchnąłeś z ulgą i zwróciłeś się w stronę Nemari.

Emilio, nie do końca wiedziałaś co dzieję się dookoła ciebie. Czułaś kilka ukłuć gdzieś w okolicy żeber, przynosiły ulgę. Wciąż kręciło ci się w głowie i z trudem otwierałaś oczy. Powoli jednak wielka ciemna plama przed tobą zmieniała się w wielką jasną plamę. Jakaś wciąż normalnie działająca część twojego mózgu przyjęła to za dobry objaw i kazała ci leżeć spokojnie, aż całkiem ci się nie poprawi. Postanowiłaś posłuchać. Nie żebyś miała jakiś wielki wybór. ;|

Nem raz razem z Octaviem przysiedliście przy Narecie, który dalej majaczył. Poruszał delikatnie przedramieniem wodząc palcem. Przypominało to rysowanie czegoś, lub upośledzoną gestykulację. Poruszał też przy tym powoli ustami niemal nic nie wydając z siebie dźwięków. Z trudem zdołaliście odczytać kilaka urywanych sylab.
- ... teee ... tee ... oh ... - niezrozumiale - neks ... tttlaa... huuuua... aaa... lllllii... deeen... cooo... net... tl... - niezrozumiale.
Powolny potok słów z ust Nareta ciągnie się dalej, a agent nie wygląda, jakby posiadał jakąkolwiek świadomość otoczenia.

Gorvenal - 24-11-2015, 00:00

"Dosłownie jakbym przed chwilą wyszła z sali tortur"
-Ciebie przynajmniej znów uważają za jedną ze swoich.- Odpowiedział starając się usunąć z głosu jakikolwiek ślad emocji i nie odwracając się od półprzytomnego Styryjczyka.Wysłuchiwanie bełkotu Nareta nie dało zbyt wiele. Tak w zasadzie to nie dało kompletnie nic. Trzeba więc było przejść do bardziej bezpośrednich metod. Już miał odejść kiedy przypomniał sobie o konieczności przeszukania więźnia. Niemalże słyszał głos nauczyciela karcącego go za to że prawie pominął tak istotny element dochodzenia. Plama na honorze...
Zaczął od dołu. Sprawdził zawartość butów i poszukał podwójnych wkładek lub wyjmowanej podeszwy. Następnie przeszukał spodnie w poszukiwaniu wszytych w nie przedmiotów. Dalej tradycyjnie. Pasek, tunika, kamizelka i kapelusz. Wszędzie zwracał uwagę na to samu. dziwny kształt przeszyć, zgrubienia, zwiększona waga, odrobinę inny kolor i jakiekolwiek inne odstępstwa od normy. Sakiewki zostawił na koniec. Najzwyczajniej wyjął z nich zawartość i wywrócił na lewą stronę. Potem w ten sam sposób sprawdził trupa archiwisty. Przecier nigdy nie można być do końca pewnym co się stało.

Gorvenal - 30-11-2015, 22:51

Skończył grzebać w szatach trupa i zabrał wszystkie podejrzanie wyglądające przedmioty (jeżeli jakieś znalazł. Podejrzanie wyglądające to w tym wypadku wszystkie fiolki, amulety, kawałki papieru, broń czy bliżej nieokreślone przedmioty wyglądające magicznie. Tych ostatnich dotyka tylko przez rękaw/bandaż).
-Erneście. Przypilnuj proszę korytarza.- Powiedział wchodząc do archiwum i wycierając o płaszcz czerwone od krwi ręce. Na krześle siedział związany człowiek. Ot zwyczajny Styryjczyk. Pełno tu było takich, a jego nie odróżniłoby się w żaden sposób. Uśmiechnął się. Zawsze łatwiej było dręczyć ludzi bez twarzy.
-Potrzymasz go Ylvo?- Zapytał przechodząc obok krzesła i wyjmując igłę z jednej z sakiewek. Gdy więzień był unieruchomiony zabrał się do pracy. Znalazł wyrostek szóstego kręgu i odmierzył około trzy palce w lewo. Miejsce gdzie znajdował się splot ramieniowy można było poznać po lekkim zgrubieniu na szyi które tym razem było jeszcze lepiej widoczne ze względu na spięte mięśnie przesłuchiwanego. Teraz zaczynała się trudniejsza część. Wbił igłę prostopadle w stosunku do szyi. Nie za głęboko. nerwy znajdowały się pod stosunkowo cienką warstwą mięśni. Poruszył igłą w górę i w dół aż poczuł opór stawiany przez nerw. Cofnął narzędzie odrobinę i powtórnie je wbił. Więzień krzyknął i gdyby nie był trzymany leżałby właśnie na podłodze.
-Hmmm... Przepraszam. Ten najwyraźniej unerwiał osierdzie.(Porażeniu osierdzia towarzyszy ból porównywalny z bólem przy zawale serca lub większy , jednak krótkotrwałe porażenia prawie nie mają negatywnego wpływu na zdrowie. Prawie...) Wyprostujesz go? Spróbuję jeszcze raz.
Tym razem było łatwiej. wbił igłę na tę samą głębokość ale szukał włókna znajdującego się mniej więcej milimetr do dwóch niżej niż poprzednie. Po kilku sekundach wyginania igły w ranie wbił ją we właściwe miejsce doprowadzając do nagłego skurczu przepony i mięśni międzyżebrowych.
-Mów kiedy przestać. Jak to wyjmę to znowu zacznie oddychać.

Aver - 30-11-2015, 23:42

Skoro jakieś resztki rozsądku kazały jej leżeć spokojnie, to leżała, dumając nad tym, czemu ten granit na posadzce ma jakiś taki zielonkawy połysk. Nie zważała na to, co się dzieje wokół, jej myśli powoli stawały się proste i klarowne.
Dziwność-Która-Zmienia. Dziwo-Jedność. Jedno-Dziwość. Zagłębiała się umysłem w strukturę skały, badała ją delikatnie, muskała Mocą. Wyczuwała braki Jedności w okolicy, mruczała cichutko z Wielo-Jednością zamkniętą pomiędzy ścianami. Szła coraz dalej i dalej...
Gdyby w tym momencie ktoś wziął ją za rękę, mógłby pomyśleć, że dotyka rzeźby z zimnego marmuru. Oczy miała przymknięte, wyglądała, jakby zasnęła. A może rzeczywiście tak było?
Naraz, powieki drgnęły, palce lekko się zacisnęły.
Jedno-Wielość-Która-Zmienia. Tak właśnie to wyczuła. Coś, co nie było, ani do końca skałą, ani istotą żywą... a jednak żyło. I było wielkie.
Ulundo?
Skały nie znały tego słowa, w ogóle nie rozumiały słów. Ponownie tylko zamruczały zastanawiająco, czemu ją to tak dziwi. Jedność, która stała się Wielością przez Zmianę. Dużą Zmianę. Nie tak wiele otarć temu.
Ale Emilia nie słuchała tych wywodów. Starała się przekazać tej części ulundo, do której miała dostęp, obraz tego, co się tu stało. No bo co jak co, ale on się raczej powinien tym zainteresować.

Indiana - 01-12-2015, 03:43

[wpis ma ogarniać postaci moją i Rufusa, jak coś. i trochę Ernesta, chyba, że on się jednak sam ruszy ;) ]

Bardzo starała się nie zmienić ani na chwilę wyrazu twarzy, ani na chwilę nie dać poznac, że rozważa usłyszane każde słowo.
"pracujemy dla sprawy"... dla czyjej, pomyślała. Nie, to chyba niemożliwe, żeby trafili na jakąś wewnętrzną akcję własnych ludzi. Nie, do tego momentu już dawno tamci by się uwiarygodnili, lub chociaż żądali rozmowy ze zwierzchnikiem.
Zwierzchnikiem... Psiakrew, żeby tylko dało się zawiadomić M. Ktokolwiek był zdrajcą i wpuścił wroga do siedziby, na pewno nie był to ulundo. To była jedna z wielu zalet pracy z Dziećmi Bogini - oni zawsze byli pewni.
Odsunęła się o krok od jeńca, wzrokiem cały czas kontrolowała więzy, żeby nie dać się zaskoczyć, gdyby zaczął przy nich kombinować. Wiedziała, że stojący za nią Rufus także obserwuje każde napięcie mięśni więźnia. Dyskretnym skinieniem głowy dała znak Ernestowi, żeby się przygotował na ewentualną reakcję.
Sugestywnym, powolnym ruchem wyciągnęła miecz. Gdy dostrzegła już w oczach więźnia wystarczające niezrozumienie - wszak zabicie go teraz byłoby zupełnie bez sensu - nachyliła się nad nim nisko i mocno szarpnęła w tył jego głowę, łapiąc za włosy tak, ze razem z krzesłem odchyliła go do tyłu.
- Ja i ty nie mamy nic wspólnego - powiedziała niskim, ostrym tonem - Kto był celem i na czyje zlecenie? - ostrze trzymanego w prawej ręce miecza przejechało delikatnie po ramieniu więźnia. Celowo powoli uniosła rękę, obracając głowicę w kierunku gdzie pójdzie uderzenie - żeby zrozumiał, co się stanie i mógł zareagować.
Zrozumiał.
Nie zareagował.
Uderzyła mocnym ciosem z całego ramienia, skierowanym prosto w dół, między nogi więźnia. Krzesło zadziałało jak kowadło. Nie mógł tym razem skulić się po uderzeniu, więc zacharczał tylko, łapiąc powietrze w nieprzytomnym odruchu na falę bólu.
Z każdym uderzeniem nabierała absolutnej pewności, że ma do czynienia z profesjonalistą, szkolonym na takie okazje i rozumiała, że nie ma dość czasu żeby go złamać bez odpowiednich narzędzi, psionika lub fachowca od przesłuchań.
- Kto był celem i na czyje zlecenie? - zapytała nie zmieniając tonu głosu, nadal nie spodziewając się odpowiedzi, żeby oprzytomnić więźnia, trzasnęła otwartą dłonią w twarz - Kto był celem i na czyje zlecenie? - powtórzyła jeszcze raz, jeszcze jednym trzaśnięciem i zmieniła pytanie - Ilu ludzi tu macie?
Wstała, opierając miecz o kark, stojąc tyłem do więźnia spojrzała na Rufusa pokręciła dyskretnie głową. On cały czas obserwował znad wycelowanej kuszy, więc mogła sobie pozwolić na chwilowe odwrócenie się plecami. Bezgłośnie rzuciła w eter pełne irytacji przekleństwo.

Rufus nie skomentował jej reakcji. Wiedział, że Ylva ma spore doświadczenie w terenie, ale wszyscy wiedzieli, że nie lubi brudnej pracy na zapleczu wywiadu. Sporo widziałaś, pomyślał pod jej adresem, ale wciąż jeszcze za mało, skoro zostały ci jeszcze skrupuły i wyrzuty sumienia. On sam już dawno nie brał udziału w działaniach operacyjnych i nie spodziewał się kompletnie, że nagle znajdzie się w środku akcji, jednak wyszkolone, niemal odruchowe nawyki działały same, niezależnie od jego zaskoczenia. Tym samym jego współczucie i empatia dla więźnia automatycznie zrównały się z uczuciami jakie żywił dla tej drugiej strony barykady. Bo kimkolwiek był ten tutaj, dla kogokolwiek by konkretnie nie pracował, to atak na siedzibę SSW stawiał go automatycznie po tamtej stronie. Po stronie Qa i ich wycierusów z lomin'yaro.
Rufus może i nie pracował w terenie, ale przez jego ręce przechodziły raporty z ojczyzny, z ziem zajętych i okupowanych przez obie te frakcje. W tych raportach były krwawe obławy i egzekucje, były kolumny więźniów, gnane na południe, były krwawe ofiary składane Opiekunom z bijących jeszcze serc wyrwanych styryjskim jeńcom... Nie, kimkolwiek by nie był ów więzień, Rufus nie umiał mu współczuć. Skinął głową do Ylvy by podeszła.
- Nie zdążysz. To zawodowiec, a my nie mamy więcej czasu - szepnął możliwie cicho, pochylając głowę nad jej ramieniem, potwierdził jej własne myśli - Spróbuj jeszcze raz, jeśli się nie uda, nakładaj mu worek na łeb i odda się go do katakumb - katakumbami nazywano rozległe, kute w skałach podziemne korytarze, w których SSW miała więzienia i sale przesłuchań. Ale także laboratorium i kilka innych mocno tajnych lokalizacji - Trzeba znaleźć M. i to natychmiast.
- Można po niego posłać - mruknęła równie cicho.
- Można, ale to ryzykowne, wciaż nie wiesz, ilu masz wrogów w kwaterze głównej.
- Racja, psiakrew - westchnęła. Spojrzała na Emilię, która właśnie zdawała się wracać do przytomności, i Nemarię, która wciąż zdawała się być najbardziej nieszczęśliwą istotą w najbliższej okolicy - Dobrze, więc ostatni....
- Erneście, przypilnuj proszę korytarza - wtrącił się niespodziewanie Ofirczyk, który właśnie skończył przeszukiwać wciąż majaczącego Nareta. Ylva spojrzała na niego z lekkim niezrozumieniem - Potrzymasz go, Ylvo?
Zrozumiała dopiero gdy dostrzegła błysk wyjętej z sakwy igiełki. Charakterystycznym dla niej gestem uniosła jedną brew. Wymienili spojrzenia z Rufusem i Ernestem, wszystkie mówiły "co szkodzi spróbować".
Ernest bez słowa podszedł więc do drzwi, Rufus równie automatycznie powrócił do czujnej asekuracji i obserwacji ruchów więźnia.
Ylva bez zadawania pytań podeszła z powrotem do więźnia. Obserwując co robi Octavio, coraz szerzej otwierała oczy. Widziała kiedyś taką metodę, ale nigdy z bliska. Była agentem terenowym, znała podstawowe techniki przesłuchań, ale nie była w tym "fachu" specjalistą. Wręcz przeciwnie, serdecznie nienawidziła tej umiejętności.
Zrozumiała, że o unieruchomienie głowy chodzi, więc raz jeszcze mocno chwyciła więźnia za włosy z tyłu głowy, dociskając dodatkowo przedramieniem. Patrzyła mu w oczy.
Obserwowała, jak otwiera je coraz szerzej w przerażeniu, do którego nie chciał się przyznać mimiką twarzy, a potem jak panicznie próbuje złapać powietrze jak wyciągnięta na brzeg ryba, a płuca uparcie nie chcą się rozprężyć. Patrzyła, jak czerwienieje na twarzy, a potem lekko sinieją mu usta.
Nie zmieniając pozycji uniosła lekko lewą rękę za plecami więźnia, tak żeby Octavio dostrzegł gest. Wyjął igłę.
Więzień gwałtownie wciągnął powietrze, zakrztusił się przy tym, więc puściła na chwilę chwyt i odsunęła twarz, żeby uniknąć przykrych efektów.
Spróbowała zagrać kontrastowym zachowaniem, wciąż wątpiąc w jego skuteczność.
- Więc - uśmiechnęła się lekko, przejeżdżając końcami palców po policzku więźnia - Kto był celem i na czyje zlecenie? - zapytała tym razem łagodnym, miękkim głosem - Ilu was jest? Kto was wpuścił do siedziby?






W przypadku braku współpracy ze strony więźnia - powtórzymy to jeszcze kilka razy. Jeśli absolutnie nie będzie żadnych sygnałów, że zacznie się łamać - worek na głowę (wiem, nie mamy worka, to czyjś płaszcz), łapy przywiązane, chwyt transportowy i odmeldowujemy się w kierunku kwatery szefa.
Emi - zakładam, że nam powiesz, o czym gadasz z marmurkami ;) i zakładając,że to podziałało - wówczas postaramy się tak iść, żeby na niego trafić po drodze.
Dwóch z nas zajmie się więźniem - jeden prowadzi, drugi asekuruje,
jeden chroni Nemarię, pozostała dwójka ogarnia co się dzieje wokół nas, rozgląda się, analizuje każdą możliwą przeszkode i opcję ataku.

Elidis - 03-12-2015, 02:02

Emilio wciąż czułaś w głowie pulsowanie, jednak ono mijało. Mimowolnie sięgnęłaś do skał. Były jak zwykle przyjazne, wręcz znajome. Zagłębiając się w ich strukturę, zapadając się coraz głębiej w pozornie zimne, martwe ściany natrafiłaś na coś, co nie pasowało do reszty.
Cofnęłaś się instynktownie, jak zwierzę, które badając drogę przed sobą napotka nagle inną istotę.
Po chwili jednak dotknęłaś znaleziska.
Jedno-Wielość-Która-Zmienia.
Od razu pomyślałaś o Ulundo kamienia. A ile wielkich kamiennych Ulundo może być w kwaterze SSW, które jednak powinno działać w miarę możliwości subtelnie? Mogłaś założyć, że był to Pan M. Nie byłaś pewna czy da radę cię usłyszeć. Czy może cię usłyszeć. Ale kamień, to kamień prawda? Zbliżyłaś się na powrót do Ulundo i dotknęłaś go by zwrócić jego uwagę. Ostrożnie, nie byłaś wszak do końca pewna co robisz i czy ma to jakikolwiek sens.
Wrażenie było dziwaczne. Jakbyś rozmawiała z konglomeratem istot złożonych w nowy byt, mówiący jednym, chóralnym głosem, tak spójnym, że nie dało się odróżnić pojedynczych części, jednak wyraźnie dało się czuć spajające je w całość szwy. Jak gdyby nici utkane z cienkiej, czerwonej tkaniny.
Czerwonej mgły.
W dodatku miałaś też przemoże wrażenie, że za istotą stoi cały szereg innych, podobnych i różnych mu bytów. Przez chwilę zakręciło ci się w głowie.
Zetknęłaś się właśnie z połączonymi myślami Ulundo.
Po czułaś jak Ulundo powoli zwraca na ciebie uwagę, jakby unosił brew. Przez krótką, szaloną chwilę czułaś jak wasze myśli splatają się, wyraźnie na jego życzenie. Obrazy przeskakiwały ci pod powiekami, zbyt szybko by można było je zrozumieć. Pojawiały się sprzeczne emocje.
Wreszcie poczułaś krótki... komunikat? Miałaś wrażenie, jakby Ulundo skinął ci głową. Poczułaś też płynącą z jego strony satysfakcję, po czym poczułaś jakbyś spadała w stronę własnego ciała.
Spadłaś wracając świadomością do ciała. Oddychałaś ciężko.

Nem siedząc przy Narecie zaczęłaś zauważać poprawę. Agent choć wciąż mamrotał wydawał się powoli wychodzić z tego stanu. Nie wodził już rękami, jego oddech był stabilniejszy i zaczynał przypominać śpiącego człowieka.
Odetchnęłaś z ulgą. Wyglądało na to, że nic mu nie będzie.

Ylvo, Rufusie, Erneście widzieliście że to przesłuchanie prowadzi donikąd.
Na pytanie "ilu macie ludzi" więzień tylko wyszczerzył zęby w zwierzęcym uśmiechu. Przez chwilę maska opadła z jego twarzy, odsłaniając skrawek prawdziwych emocji. Jeniec popatrzył ci się prosto w oczy Ylvo z czystą, bezkresną nienawiścią. To nie była złość i gniew wywołane przesłuchaniem. To była zawiść jaką mogą tylko wywołać dziesięciolecia konfliktu.
Dawno nie widziałaś czegoś takiego, aż ciarki przeszły cię po plecach, jednak zdołałaś to ukryć przed więźniem i większością ludzi z oddziału.
Jednak nie przed twoim wzrokiem Rufusie. Za dobrze ją znałeś. Popatrzyłeś ukradkiem na Ylvę, to nie był czas, ani miejsce na okazywanie współczucia, ale doskonale wiedziałeś jak się czuje. Też taki byłeś gdy zaczynałeś robotę przy przesłuchaniach. To jednak było dawno, dawno temu.
Popatrzyłeś się z grymasem pogardy na więźnia. Jak zwierzę.
Już chciałeś zakwestionować słuszność przesłuchania gdy do zabawy postanowił włączyć się Octavian.

Octavianie zająłeś się przeszukiwaniem Nareta. Dokładnie sprawdziłeś jego odzież. Jak można się było spodziewać delikwent miał bardzo dużo rzeczy ukrytych w ubraniu. Znalazłeś z pięć sztyletów w różnych miejscach. Ze szwów płaszcza wyciągnąłeś dwie linki do duszenia. W spodnie wszyty był srebrny łańcuch z obciążnikiem z jednej strony. Agent miał na palcu pierścień z jadeitowym, nieznanym ci symbolem. Ściągnąłeś go przez kawałek bandaża.
Zauważyłeś też, że jedna z zaszytych kieszeni, która ewidentnie przechowywała sztylet, była wypruta.
Spojrzałeś w stronę chwilowego pokoju przesłuchań. Wiedziałeś, że nie ma czasu musieliście przyspieszyć. Z całkowicie zimną miną profesjonalisty zacząłeś grzebać jeńcowi w nerwach. Po chwili udało ci się znaleźć odpowiednie zakończenie nerwowe, choć miny kolegów gdy przypadkiem wbiłeś igłę nie tam gdzie trzeba były tak bezcenne, że przez chwilę rozważałeś powtórkę z rozrywki.
Byłeś jednak profesjonalistą i takie żarty nie były na miejscu, zwłaszcza, że czas was naglił.
Zgodnie z przewidywaniami pierwsze dwa razy nie przyniosły skutku. Dopiero za trzecią próbą udało się uzyskać jakiś efekt.
Przytrzymałeś więźnia tak długo, że ten niemal stracił przytomność.
Ylvo powtórzyłaś pytanie o cel.
- Północna... Suko... - mówił chwytając łapczywie powietrze. - Jeszcze trochę... I miałbym twój... Cholerny łeb!
- Ilu macie tu ludzi.
- Hahaha. Przekonacie się... Dzieci Martwych Bogów...
- Ilu! - powiedziałaś twardo dając znak Octavianowi by wbił znów igłę.
Nie zdążył.
Jeniec zacisnął pięści. Całe jego ciało napięło się w wysiłku, lub bólu. Uniósł głowę. Zaciskał szczękę jednocześnie odsłaniając zęby. Poczerwieniał na twarzy, i dyszał jakby przy wielkim wysiłku. Octavianie desperacko próbowałeś stymulować nerwy odpowiedzialne za oddech i pracę serca, jednak nie dawało to rezultatu. Jego żyły zaczęły błyskawicznie wychodzić na wierzch i czernieć. Czerń doszła do oczodołów. Otworzył usta w niemym krzyku, jego oczy zalała czerń.
Opadł i zwiotczał. Nie było akcji serca ani oddechu.
Czerń powoli się cofała.

Indiana - 04-12-2015, 14:05

- Nie nie nie! Stój! Nie! Jasna i pieprzona kur*a mać cholera!!!! - wrzasnęła Ylva, gdy jej gwałtowne próby zatrzymania tego, co działo się z jeńcem, w ewidentny sposób spełzły na niczym - Szlag! - dokończyła, z rozmachem kopiąc leżące najbliżej pudło z jakimiś papierami i na chwilę schowała twarz w dłoniach, ciężko oddychając z wściekłości.
Towarzysze spojrzeli na nią z niejakim zrozumieniem, też zresztą nie bardzo rozumieli, co tu się właściwie stało.
- Dobrze - powiedziała w końcu już spokojnie - Ciało i tak powinno trafić do katakumb, zwłaszcza... czekaj - zastanowiła się nad nagłą myślą, która pojawiła się w jej głowie - Octavianie... czy są sposoby, by sprawdzić, czy coś w nim jeszcze żyje? - spojrzała na Ofirczyka, który najwyraźniej nadążał za jej tokiem myślenia, ale i tak wyjaśniła - W Terali kilka miesięcy temu podano mi specyfik... Aplikowany do krwi, błyskawicznie roznoszący się po organizmie. Spowodował stan zbliżony do śmierci, byłam nieprzytomna przez kilka tygodni, ale śniłam, więc musiał pracować umysł. Objawy były inne, ale może... Zresztą to... te poczerniałe żyły, szczerze mówiąc wygląda podobnie do tego, z czego przed chwilą leczyłeś Ernesta... Powinniśmy się już stąd wynosić - mruknęła, patrząc na towarzysza, stojącego przy drzwiach. W spojrzeniu było zawarte pytanie "czy wszystko w porządku na korytarzu?".

Nem - 06-12-2015, 20:54

Patrzyła na nieprzytomnego agenta. Jego katka pierciowa poruszała się regularniej niż parę minut temu.
Wyliże się.... pomyślała. Westchnęła głośno. Nie miała zbytniej ochoty oglądać tego, co dzieje się za drzwiami, więc zamknęła oczy i ponownie oparła głowę o ścianę. Była zmęczona... Powoli traciła kontakt z rzeczywistością.

Gorvenal - 06-12-2015, 21:13

-czy są sposoby, by sprawdzić, czy coś w nim jeszcze żyje?
Podniósł wzrok z nad nieruchomego ciała i pokręcił głową.
-Na razie nic nie przychodzi mi do głowy. Nie przy narzędziach które mam przy sobie.- Potrząsnął niewielkimi sakiewkami przy pasie dla podkreślenia braków w zaopatrzeniu. Stał przez chwilę w miejscu tłumiąc gniew wywołany niepowodzeniem.
-Może gdybyśmy przenieśli go do szpitala... , ale niczego nie obiecuję.- stwierdził po czym w dość markotny sposób oparł się o ścianę wbijając wzrok w podłogę.

Aver - 06-12-2015, 23:42

Jednowielość. Wielojedność. Dziwnojednowielość, wielodziwnojedność, jednodziwnowielodziwnojednowielodziwnojedno...
Chaos. To jedyne, co przychodziło jej do głowy po tym niecodziennym doświadczeniu.
Zapamiętać - nigdy więcej nie tykać się tych dziwnych anomalii... pomyślała z przekąsem, powoli uspokajając oddech. Docierały do niej jakieś wrzaski na które nie zwracała uwagi. Pozbierała się, i przytrzymując się ściany tak, by się nie przewrócić, wstała i rozejrzała się. Napastnik nie wyglądał na mocno żywego, widać coś im nie wyszło...
- ...się już stąd wynosić.
Chwiejnym krokiem podeszła bliżej.
- Wydaje mi się - zadrapało ją w gardle, odchrząknęła - że ten wasz szef... chyba już wie, co tu zaszło. Taką mam nadzieję przynajmniej, że mi się udało. W sensie przekazać mu to. Tylko nie wiem, co zrobi... z tą informacją.
Miała problem z zebraniem myśli, jeszcze większy niż zwykle się to działo przy szybkim urwaniu kontaktu z żywiołem. Zdecydowanie jej się to nie podobało.

Indiana - 07-12-2015, 00:06

Ylva jeszcze raz sprawdziła funkcje życiowe jeńca. Odczekała ponad minutę, czekając na choćby nikły impuls w aorcie - trucizna, powodująca pozorną śmierć spowolniała procesy życiowe, ale nie mogła ich zupełnie zatrzymać. Serce musi pompować krew, choćby śladowo, bo po kilku minutach umarłby mózg.
(efekt?)
Powoli odetchnęła, uspokajając się. Spojrzała po twarzach towarzyszy. Emilia i Nemaria nie widziały tego, co tu się działo, a oni wszyscy przecież byli z tej samej służby. Wiedzieli, że musiała, że to nie żaden przypływ sadyzmu i zemsty, to konieczność. Miała cholerną nadzieję, że wiedzieli.
- Nie mozemy tu dłużej zostać - powiedziała już spokojnym głosem, przechodząc do szybkiej analizy sytuacji. Mówiła cicho, szybko, rzeczowo - Więc jednak chodziło im o mnie. To znaczy, że kolejni mogą nas tu dorwać, a wtedy niepotrzebnie narazimy także Nemarię. Panowie, skupcie się.
Mamy rannego naszego, na którym ciąży wciąż podejrzenie o zdradę. Mamy niemal na pewno człowieka na służbie Qa, martwego lub pozornie martwego, z którego w obydwu przypadkach można jeszcze coś wydobyć, klasycznie lub nekromancją . To już dwa bezwładne ciała.
Zostawienie ich tutaj może oznaczać,że już ich tu nie znajdziemy.
Marsz z nimi przez korytarze może oznaczać uziemienie w razie kolejnego ataku w miejscu mniej wygodnym do obrony niż to. Ale to też jest gówno a nie wygodne, dwa granaty dymne i po nas.
Musimy dostać się do M. lub do któregokolwiek z ulundo, bo to jedyni pewni ludzie - uśmiechnęła się w duchu z tego uczłowieczenia Dzieci Bogini - Dowództwo musi natychmiast w takim razie dojść do tego, kto tych tutaj wpuścił do kwatery i zająć się zdradą w szeregach. A my... my musimy zająć się misją.
Ernest...? Rufus? Jesteście z nas chyba najdłużej w kwaterze. Powiedzcie mi, że wiecie którędy iść i gdzie znajdziemy M....
Wydaje mi się - powiedziała Emilia niespodziewanie, podchodząc do nich - że ten wasz szef... chyba już wie, co tu zaszło. Taką mam nadzieję przynajmniej, że mi się udało. W sensie przekazać mu to. Tylko nie wiem, co zrobi... z tą informacją.
Ylva spojrzała na nią z niedowierzaniem.
- Emi, jesteś niesamowita - zaśmiała się, kręcąc głową - Chcesz mi powiedzieć, że gadając z tymi kamieniami ... poinformowałaś M o tym, co tu się dzieje...? - przetarła czoło dłonią, niedowierzając - Skąd my cię wzięliśmy, czarodziejko... Dobra, więc jest możliwość, że M. idzie jż w naszym kierunku bądź kogoś wysłał. To zwiększa nasze szanse. Wynośmy się stąd.

Słuchając ich odpowiedzi wzięła się do roboty.
Szybko rozwiązała z pomocą towarzyszy więzy, mocujące więźnia do krzesła, nie rozwiązała jednak tych, krępujących mu dłonie, dowiązała je jak poprzednio do jego własnego paska. Rozejrzała się po pomieszczeniu i narzuciła na bezwładne ciało pierwszą płachtę, płaszcz czy worek, jaki znalazła, uważając, żeby w razie symulowanej śmierci jednak typa nie udusić.
Nikt co prawda nie poruczył jej póki co dowodzenia tym oddziałem, ale odruchowo wzięła na siebie odpowiedzialność razem z dowodzeniem.
- Rufus, osłaniaj Nemarię i Emi. I prowadź. Emi, idź na czele, w razie gdybyśmy naprawdę źle trafili, to wiesz co robić, zrobisz nam tu podziemną fortecę. Ernest, nie, ty jeszcze sam się ledwie trzymasz na nogach - przerwała towarzyszowi w pół słowa - Idź jako tylna straż. Octavian, twoją rolą będzie zająć się Naretem. Ja wezmę więźnia. I teraz uważajcie - spojrzała bardzo poważnie po ich twarzach - Jeśli po drodze wpadniemy i okaże się, że nie damy rady się wycofać, to priorytetem jest Nemaria i wprowadzenie jej jako kreta do Aenthil. Jeśli napastnicy chcą mnie, to mnie dostaną. Nie ma dyskusji! - nie dała im zaprotestować - Zanim cokolwiek ze mnie wydobędą, zdążycie mnie pięć razy odbić, a ona... a ona ma być bezpieczna i trzymamy się mistyfikacji, że jest ona nadal naszym więźniem. Przy odrobinie szczęścia wykorzystamy tę sytuację do uwiarygodnienia jej akcji. Ale zanim ona wyruszy na tę misję, musi mieć wiedzę i zabezpieczenia, choćby psioniczne. Więc póki co nie ma mowy o wydawani jej im. Jasne...? Chcę waszego potwierdzenia, że rozumiecie, i ruszamy....

Usłyszawszy (! ;) ) potwierdzenie, pochyliła się nad bezwładnym ciałem jeńca, przełożyła rękę pod jego związanymi rękami i lekko go podnosząc podeszła do drzwi, przepuszczając przodem Rufusa. Więźnia trzymała tak, żeby w razie czego prawą ręką sięgać do miecza, ewentualnie rzucając ciało na ziemię.
Poczekała, aż weteran sprawdzi korytarz i wyjdą obie dziewczyny, po czym skupiła siły, targnęła swój balast i ruszyła za nim, starając się mieć oczy dookoła głowy.

Elidis - 07-12-2015, 04:44

Ylvo nie natknęłaś się na żadne oznaki życia ze strony jeńca. Nie poczułaś przepływu krwi, nie było najmniejszego śladu oddechu.
Według oczywistych oznak denat był... Denatem.
Jednak czy można było być tego pewnym zwłaszcza po osobie być może współpracującej, bądź będącej Qa, która miała dostęp do arsenału ich szalonych zaklęć?
Nie, lepiej być pewnym, zwłaszcza, że sama kiedyś wywinęłaś podobny numer.

Rufusie dobrze wiedziałeś gdzie się kierować. A przynajmniej miałeś taką szczerą nadzieję. Jedyne miejsce gdzie można by spotkać Pana M. jakie przychodziło ci do głowy to jego gabinet. Był umieszczony dobre kilkanaście metrów nad wejściową "szopą" i pozwalał M. obserwować spory wałek terenu.
Martwił cię jednak fakt, że M. raczej nie był znany z przesiadania tam. Hetman wolał chodzić po kwaterze dopilnowując działań agentów osobiście. Fakt ten doprowadzał adiutantów M. do szewskiej pasji przeradzającej się w nerwicę. W kwaterze zawsze można było spotkać kilku posłańców biegających od pokoju do pokoju pytając o Pana M.
Sam Ulundo zdawał się być zadowolony z tego wiecznego pościgu. Parę razy przyszło ci do głowy, że być może tak objawia się jego tęsknota za pracą w terenie.

Wyszliście wszyscy z pokoju idąc w formacji zarządzonej przez Ylvę. Prowadzeni przez Rufusa weszliście w szerszy korytarz z którego przybył sam agent. Było tu dość miejsca, by trzy osoby mogły zmieści się obok siebie z pewnym zapasem miejsca. Było to wielce wygodne ze względu na dwa tobołki jakie musieliście nieść.
Korytarz był całkowicie pusty, ani żywej duszy w zasięgu wzroku.
Nie byliście pewni czy ta sytuacja was uspokajała, gdyż eliminowała upierdliwą potrzebę tłumaczenia czemu niesiecie trupa i niedoszłego trupa, czy niepokoiła, gdyż oznaczała brak ewentualnej pomocy w kłopotach, lub dalszy ciąg zasadzki.
Jakkolwiek by nie było, nie mogliście marnować czasu.
Dotarcie do jednej z wielu klatek schodowych zajęło wam dłuższą chwilę. Po drodze mijaliście liczne odnogi korytarzy i skręciliście co najmniej trzy razy. Zaczęliście się zastanawiać jak głęboko w trzewiach ziemi się znaleźliście i jak wielki jest ten kompleks. Kiedy już mieliście zacząć się wspinać na schody Octavian poprosił was byście się na chwilę zatrzymali.

Octavianie Naret był cholernie niewygodny. Tak niewygodny, że zakrawało to na kiepski żart. Wiele razy znosiłeś rannych z pola bitwy, wiedziałeś jak trzymać człowieka niezależnie od stanu w jakim się znajdował.
Zasady te i wiedza były ewidentnie bezużyteczne w przypadku Styryjczyka.
Czułeś, jakby z każdym krokiem Naret miał ci się wyśliznąć i walnąć o ziemię co w jego obecnym stanie było nader niewskazane. Zresztą generalnie człowiek powinien unikać walenia o ziemię. Co chwila wprowadzałeś małe poprawki do chwytu, próbowałeś trzymać go inaczej jednak nic nie pomagało.
Kiedy podeszliście do klatki schodowej poczułeś jak coś wbija się i kłuje cię w lewy bark na który zarzuciłeś rękę Nareta.
Ukłucie było na tyle dotkliwe że niemal zrzuciłeś Styryjczyka. Zakląłeś wyjątkowo szpetnie. I poprosiłeś resztę by się zatrzymali. Zdjąłeś z ramienia Naerta zauważając, że ten wykonuje szerszy zakres ruchów. Usadziłeś agenta na ziemi by lepiej go chwycić i wtedy dostałeś pięścią w twarz.

Naret wybił się z całej siły, zdzielił pochylającego się nad nim Octaviana w szczękę momentalnie gasząc mu światło, wykonał szybki ruch jakby chciał wyrwać sztylet zaszyty w rękawie. Zatrzymał się lekko zdezorientowany gdy nie udało się mu namacać rękojeści jednak nie zatrzymało go to.
Złapał oszołomionego Ofirczyka i założył mu chwyt na szyję. Chwilę patrzył na was szalonymi oczami. Wyraźnie był zdezorientowany, zapewne w szoku. Jego ciało działo bez woli wykonując automatycznie zaprogramowane ruchy.
A tej chwili jego umysł ewidentnie był w stanie podwyższonego ryzyka.
Po chwili przyglądania się wam szalony wyraz ustąpił mu z twarzy, w jego miejsce pojawiło się zdziwienie. Spojrzał na podduszanego mężczyznę, gdy cię rozpoznał Octavianie, natychmiast zwolnił uścisk. Cofnął się kilka kroków.
- Co... Co się stało? - wybełkotał niezbyt wyraźnie.'
Nogi ugięły się pod nim, wysiłek był zdecydowanie zbyt duży jak na jego sta. Agent smutnie dupnął tyłkiem na ziemię przez chwilę zastanawiając się jakim cudem nagle zrobiliście się tacy wielcy. Kiedy jego mózg włączał kolejne funkcję agent zrozumiał co się stało i podniósł się na równe nogi.
- Ygh... Słabo mi. Byliśmy w końcu w tej twarnie, czy co? - zagadnął ze zwykłą wesołością, po czym nagle jego twarz przybrała ponury wyraz. - Nie... Archiwista, korytarz, ci ludzie... Nie nie nie...

Emilio chwilę przed tym jak Naret się obudził usłyszałaś cichy, mruczący szept, który mogłaś usłyszeć tylko ty. Przyłożyłaś rękę do ściany oczekując na delikatny głos szepczących kamieni.
Spotkało cię coś zupełnie innego.
W jednej chwili twój umysł został porwany w głąb kamiennej struktury. Niemal czułaś jak oddzielasz się od ciała.
Jedność uspokajała cię choć nie potrafiła do końca rozumieć co się z tobą dzieję.
Przenikałaś kolejne warstwy szepcącej wielojednosci by wreszcie zatrzymać się w jednym z rozlicznych korytarzy.
Nie byłaś pewna gdzie.
Nie byłaś pewna czy odwiedziłaś to miejsce, wszystkie skały wydawały się znajome.
Na środku korytarza stał twór.
Wielość spójna w jedności ze zmiennością scalaną przez czerwoną nieokreśloność.
Skały ją lubiły, rozumiały i nie rozumiały, szeptały jak tobie.
Poczułaś falę lekkiego ciepła ze strony skał. Jakby były zadowolone, że cię tu przywiodły.
Uludno trzymał jedną dłoń opartą o ścianę. Poczułaś, że prosi cię o to samo.
Oparłaś dłoń na jego.
Twój umysł zalał strumień niezrozumiałych obrazów. Przez krótką chwilę w twojej głowie rozbrzmiały setki głosów, które wybuchły by nagle ucichnąć.
Czułaś tylko emocje.
Czy może raczej ich delikatne zalążki, ciężko było określić jak odczuwał Ulundo i czy odczuwał. Jednak ty dobrze rozumiałaś skały.
Ulunod był zaniepokojony, w pośpiechu, szukał.
Wyczułaś wokół niego kilka uderzeń na posadzce. Zmienności z płynu i minerałów. Ludzie.
Przez twoją głowę przeleciało nagle kilka obrazów z ostatnich wydarzeń. Poczułaś silny impuls przebiegający przez twoje ciało.
"UWAŻAJ!" zahuczało ci w głowie niczym lawina spadających kamieni, jak dyby istota składała się z wielojedności normalnie tworzącej górę, a może to po prostu każda część wielości w istocie była tak silna?
Poczułaś jak jesteś ciągnięta w tył z potworną szybkością. Zanim zdążyłaś się zorientować byłaś na powrót w swoim ciele.
Całe zdarzenie trwało nie więcej niż sekundę.

Kubuśś - 07-12-2015, 20:55

Idąc korytarzem wytężał wzrok i słuch by ja najwcześniej wychwycić ewentualne zagrożenie. Zastanawieł się w duchu nad fałszywą trucizną i podejżaną pustką w korytarzach. Gdy reszta się zatrzymała,a Octavianodłozył Nareta na ziemię nadal obserwował korytarze. W przeciągu kilku sekund Naret wystrzelił z podłogi. Usłyszał nieprzyjemny trzask uderzenia pięści o szczenkę medyka ale nim zdąży ł zareagować Naret znów osunął się na ziemię. Rufus trzymając kuszę w w jednej ręce pomógł podnieść się medykowi. Podał mu broń.
Trzymaj go na celowniku - powiedział wskazując Nareta. Potam podszedł do niego, obserwując agenta, wysnuł rzemień z jego buta i związał mu ręce w nadgarstkach i kciukach, chcwycił za bark i wyraźnie powiedział:
Spokojnie, skup się i powiedz dlaczego zaprowadziłeś ich do skryptorium?

Ylva odłożyła ciało napastnika kiedy Naret był z powrotem na ziemi. Zauważyła jednak że Emilia przyłożyła dłoń do ściany, a Naretam zajął się Rufus. Ylva podeszła do niej. Spodziewała się magini znów komunikuje się z M.
Co się dzieje? - zapytała gdy dziewczyna doszła do siebie.

Gorvenal - 07-12-2015, 21:50

Był niewygodny. Koszmarnie, ale gorsze rzeczy się już znosiło. Dopiero dziwne ukłucie w okolicy ramienia wydało się niepokojące. W głowie miał kilka niezbyt optymistycznych scenariuszy na temat tego co może się wydarzyć w niedalekiej przyszłości. Odłożył Nareta i wstając na jedno uderzenie serca spuścił z niego wzrok. Chwile później oberwał czymś w głowę. Gdy się otrząsnął miał już chwyt na gardle. Całe to dziwne zajście skończyło się tak szybko jak się zaczęło. Naret upuścił go i usiadł pod ścianą majacząc. Na szczęście tym razem w zrozumiały sposób. Jak dobrze że zabrali mu ten sztylet.
-Dziękuję- Rzucił wstrząśnięty kiedy Rufus podał mu rękę podnosząc go z podłogi. Podał kuszę Ernestowi po czym rozpiął płaszcz i dokładnie obejrzał miejsce w którym coś go ukłuło kiedy niósł rannego.

jeśli nic tam nie będzie, no to świetnie. idziemy dalej

jeśli znajdzie ranę to sprawdzi kolor wypływającej krwi. jeśli rana okaże się zatruta postąpi tak jak z resztą oddziału kiedy zostali ranieni zatrutą bronią. natnie ranę żeby wypuścić trochę więcej zakażonej krwi jeżeli nie będzie pewien czy usunął całą.

Zapiął płaszcz i sakiewki.
-Coś mi tu śmierdzi. Naret sam niewiele by zdziałał. Musieli mieć lepszy powód żeby nas tu zatrzymać. Jak dla mnie powinniśmy się zmywać, i to tak szybko jak się da.

Aver - 08-12-2015, 00:55

Zatoczyła się, i gdyby nie ściana, pewnie dupnęłaby smutno na posadzkę tak samo jak Naret. Zamiast tego oparła się o chłodny kamień i trzymała go jak tonący deski. Błędnik świrował jeszcze przez chwilę, a z ust wydobywał się niezrozumiały bełkot we wspólnym przerywany ofirskimi przekleństwami.
- Uważaj... trzeba... pośpiech... zmienność...uważaj... afato... nigdy... wielo... szuka... uważaj...zmienia... to skylí... uważaj... skylos afane... uważaj, uważaj, UWAŻAJ!... - ostatnie słowo niemalże wykrzyknęła Ylvie w twarz. W ciemnych oczach magini widać było lawinę kruszejących skał, dłonie drżały.
Zdecydowanie, tak szybkie zmiany otoczenia umysłu nie były odpowiednią rzeczą dla i tak mocno nadszarpniętej psychiki.
Złapała się za głowę (tak, jakby to miało czemukolwiek pomóc) i milczała przez chwilę, zbierając się w sobie. W końcu powoli się wyprostowała i odetchnęła, chociaż nadal opierała się o ścianę.
- Ktoś tu idzie. Kilku. I nie są przyjaźnie nastawieni, sądząc po tym co... przekazał... - skrzywiła się nieznacznie - mi ulundo. Musimy stąd iść i to jak najszybciej.

Indiana - 08-12-2015, 17:38

- Co się dzieje....? - rzuciła niepewnie do magiczki, widząc stan Emilii przytrzymała ją delikatnie za ramiona, żeby ta nie ... dupnęła smutno na ziemię. Nie miała pojęcia, kogo Ofiryjka tak zawzięcie wyzywa od psów, ale było to w najwyższym stopniu niepokojące - Emi...?
- Ktoś tu idzie. Kilku. I nie są przyjaźnie nastawieni, sądząc po tym co... przekazał... - odpowiedziała przytomniejąc magiczka - mi ulundo. Musimy stąd iść i to jak najszybciej.
Ylva jeszcze chwilę przyglądała się jej, badając czy nie potrzebuje pomocy.
- Potrafisz z nim się porozumieć? - zapytała szybko, jednocześnie starając się słuchać, co towarzysze robią z Naretem za jej plecami - Wiesz gdzie on jest? Nie wiemy, gdzie się kierować.... - wyprostowała się i odwróciła do reszty.
-Coś mi tu śmierdzi - powiedział Octavian - Naret sam niewiele by zdziałał. Musieli mieć lepszy powód żeby nas tu zatrzymać. Jak dla mnie powinniśmy się zmywać, i to tak szybko jak się da.
- Jeśli mamy iść szybko, to trzeba będzie zostawić martwego jeńca.... - odparła - Choć może to i racja, że i tak najprawdopodobniej jest martwy, nie mamy pewnie żadnego nekromanty na służbie, a ja tylko marnuję energię na tarmoszenie go. Wasze zdanie...? - spojrzała niepewnie na Rufusa, Ernesta i Octaviana, jednocześnie czekając, co Naret odpowie na zadane przez Rufusa pytanie.

Elidis - 09-12-2015, 02:32

- Co jest do cholery – rzucił Naret gdy zacząłeś wiązać mu ręce Rufusie.
Agent zaczął się wiercić przez krótką chwilę chciał cię powstrzymać, jednak kiedy zobaczył wycelowaną w siebie kuszę uspokoił się. Nie miałeś już problemów ze związaniem go i mogłeś spokojnie zawiązać rzemień. Ciasno, nie dając najmniejszej możliwości ruchu. Kto wie ile Naret mógł mieć jeszcze ukrytych asów.
- No to skoro już dałem się związać ja baleron – zaczął Naret z przekąsem – wyjaśnicie co…
Usłyszał twoje pytanie Rufusie. Wyglądał na zaskoczonego.
- Dobrze wiesz, że wiele najstarszych i najcenniejszych ksiąg było zbyt kruche by trzymać je w ogólnym archiwum. Prowadzono prace konserwacyjne właśnie w skryptorium – popatrzył ci się w oczy z zaciętym, pewnym siebie wyrazem twarzy. – Uznałem, że są tam cenniejsze informacje. Rozwiążesz mnie dziękuję? – rzucił z lekkim zdenerwowaniem w głosie.

Octavianie rana na barku jest niewielka, choć dość głęboka jak na tak małe skaleczenie. Była długa na nieco ponad centymetr i bardzo wąska. Jakby była zrobiona żyletką.
Nie było wyraźnych śladów trucizny, nie czułeś się też inaczej niż zwykle.
Pomysłów co mogło zadać ranę też nie miałeś.
Kiedy Rufus wiązał Nareta postanowiłeś przyjrzeć się jego dłoniom. Nie zauważyłeś nic szczególnego, ale nie oznaczało to, że agent nie wyrzucił czegoś wcześniej, tuż po zadaniu rany. Przeszukiwanie podłogi było jednak cokolwiek szalonym pomysłem przy nikłym oświetleniu.
Agent zauważył jak przyglądasz się jego dłoni i podążył za toba zwrokiem. Jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, może nawet szoku.
- Gdzie jest mój sygnet! - powiedział zaczynając się szarpać, szybko jednak przestał. - Ten pierścień należał do mojej rodziny od pokoleń, dostałem go od ojca - syczał przez żeby. - Oddajcie mi ten pierścień. Proszę - ostanie słowo ociekało jadem w takim stopniu, że zastanawiałeś się, czy nie przemyć po nim rany.

Indiana - 09-12-2015, 02:57

Ylva czekała na to, co Naret odpowie i usłyszawszy jego słowa, poderwała się z miejsca i doskoczyła do agenta, przyklęknąwszy przy nim tak by mieć twarz na wysokości jego twarzy.
- Na żarty ci się zebrało, cholera? - syknęła, łapiąc go za koszulę i przyciągając do siebie - Ogarniasz, że wprowadziłeś nas w pułapkę!? Wszystko póki co wskazuje na to, ze wprowadziłeś do SSW ludzi Qa, rozumiesz!? Przez ciebie zginął nasz człowiek! A za to jest sąd wojenny i pluton pod ścianą - mówiła szybko przez zaciśnięte zęby, modląc się w duchu, żeby pozostali podłapali ten blef i nie rozwalili jej przedstawienia - Więc skup się, bo jeszcze możesz z tego wyjść. Sam wpadłeś na to, żeby nas zaprowadzić w inne miejsce niż archiwum? Kto o tym wiedział, kto oprócz ciebie wiedział, gdzie jesteśmy? Jakim cudem dałeś się zaskoczyc dwóm raptem napastnikom w tym cholernym korytarzu? Czemu nie wezwałeś pomocy, chociaż byliśmy za ścianą? Czemu nas nie ostrzegłeś...? Na litość Bogini, Naret, daj mi odpowiedzi, w które uwierzę, bo jeśli jesteś winien, to M cię obedrze ze skóry i to nie jest przesada!

Obserwowała emocje na twarzy agenta, jego reakcje i ewentualne ruchy, nie chcąc się dać zaskoczyć przez jakąś próbe ataku. Chwilowo przestała za to obserwować cokolwiek innego.

Elidis - 14-12-2015, 04:47

Naret patrzył z początku na ciebie, Ylvo ze złością, jednak z czasem jego twarz zaczęła się zmieniać, mięknąć, jakby dopiero co zdał sobie sprawę co naprawdę się stało. Popatrzył ci prosto w oczy i powiedział powoli i spokojnie:
- Nie dałem się im zaskoczyć - powiedział z zaciętym wyrazem kogoś, kto poczuł ujmę na honorze. - Mieli jakiś błękitny proszek, pewnie paraliżujący czy jakieś inne gówno, którym dostałem gdy obróciłem się by zobaczyć kto idzie za nami. Dlatego też nie wezwałem pomocy. I nikt nie wiedział, że tam poszedłem - przeniósł wzrok na ciebie, Rufusie. - Dlatego sam jestem ciekaw skąd wy się tam wzięliście sir? Było to dość... fortunne. Nieprawdaż Ylvo - mówił spokojnie, nie szarpał się, twarz mu nie drgnęła.

Gorvenal - 14-12-2015, 22:29

Niebieski proszek był niepokojący. trzeba brać poprawkę na wszystko czym sypną im w oczy. Poza tym Naret wydawał się całkiem wiarygodny. Qa umieli mieszać w głowach.
-Miejmy na niego oko i ruszajmy. To nie czas ani miejsce na przesłuchania, a przypominam że mamy ogon, który chyba jest coraz bliżej.- Rzucił do wszystkich. Oddał kuszę Rufusowi a sam dobył rapiera odwracając się w stronę korytarza.

Indiana - 15-12-2015, 00:54

[wpis za postać Sigberta]

Rufus nie wierzył w słowa związanego towarzysza, miały wartość nikłą, w tej sytuacji mógł powiedzieć cokolwiek.
W myśli szybko rozważył mozliwości.
Jeśli Ylva ma rację, to Naret zostawiony za plecami w dowolnym momencie wbije komuś nóż w plecy, zapewne w tym momencie kiedy trafimy na napastników. I zapewne będzie to właśnie on sam lub Ylva właśnie, skoro to ona była celem akcji.
Jeśli jednak agentka się myliła w podejrzeniach, to pochopne wyroki pozbawią nas sprawnego wojownika i wszystkiego, co mógł wiedzieć lub pamiętać, świadomie lub nieświadomie. Samo odruchowe zachowanie Nareta po ocknięciu się świadczyło o jego znakomitym wyszkoleniu i sprawności bojowej.
Octavian jakby odczytał jego myśli.
-Miejmy na niego oko i ruszajmy. To nie czas ani miejsce na przesłuchania, a przypominam że mamy ogon, który chyba jest coraz bliżej
Szybko zważył ryzyko. Odebrał kuszę i trzymając ją w pogotowiu w jednej ręce podszedł do nich.
- Odpuść - powiedział cicho, kładąc Ylvie rękę na ramieniu - Ofirczyk ma rację, nie czas na to.


[wpis za mnie]
Zmrużyła oczy w przypływie irytacji.
- Co powiedziałeś...? - warknęła do Nareta - Próbujesz jeszcze coś sugerować i zrzucać na kogoś winę...?
Była tak skupiona na rozmówcy, że niemal podskoczyła gdy towarzysz podszedł do niej. Słowa Octaviana i Rufusa rozproszyły nieco to napięcie, więc opanowała złość i puściła koszulę związanego, ten klapnął z powrotem na ziemię.
Podniosła się i spojrzała na towarzyszy, skinąwszy głową w geście potwierdzenia.
- Wiem, macie rację. Ale pozostanie związany. W razie czego uwolnienie go to jeden ruch noża. Zabicie go również.
Rozejrzała się po korytarzu.
- Emi... - podeszła do magini - Czy istnieje jakakolwiek szansa, że doprowadzisz nas do M.? - zapytała proszącym tonem. Bała się podejmować jakichkolwiek znaczących decyzji ze świadomością, jak wiele właśnie zaczęło zależeć od drobiazgów.

Elidis - 16-12-2015, 04:57

Musieliście ruszać dalej to było jasne, zostawanie tutaj było szaleństwem. Jeżeli nawet M. nie było w gabinecie zapewne biuro szefa SSW było należycie chronione i nie zagrażało wam tyle co na korytarzu.
Nie mogliście jednak pójść głównymi korytarzami i klatkami schodowymi. Związany agent zdecydowanie przyciągał zbyt wiele uwagi. Jeżeli był zdrajcą jego wsparcie zauważyłoby, że wpadł i podjęło akcję uwolnienia, lub zabicia go.
Jeżeli nie był zdrajcą i tak przyciągał uwagę, która by was tylko spowalniała.
Krążyliście zatem po bocznych korytarzach i klatkach schodowych dziękując Tavar lub innych nie istniejącym już bogom za wiedzę Rufusa o kwaterze i jego wyczucie kierunku. Droga była długa i musieliście cały czas wyglądać zagrożenia.
Na szczęście Naret nie sprawiał trudności większych trudności. Nie byliście pewni czy was to cieszy czy niepokoi. Czy niewinny człowiek mógł być tak spokojny wobec perspektywy przesłuchania? Z drugiej strony czy gdyby był winny nie powinien starać się zwrócić na siebie uwagi by zyskać szansę wydostania się z więzów?
Nie wiedzieliście, mieliście jednak nadzieję, że Pan M. pomoże wam rozwikłać te niepewności.
Stanęliście wreszcie przed grubymi, dębowymi drzwiami gabinetu. Gabinet był na szczycie trzech klatek schodowych, stanowił dane obserwatorium, lub pomieszczenie o podobnym charakterze. Na drzwiach wisiała jedynie licha tabliczka „hetman”, pod nią zaś ktoś wydrapał nożem „szef tego burdelu”.
Jednak gabinet was nie uspokoił. Pod drzwiami nie było strażników, nikogo. Zabezpieczyliście wejście, po czym delikatnie pchnęliście drzwi.
W obszernym pomieszczeniu nie było nikogo. Tylko wielkie, biurko, na którym rozrzucono mnóstwo papierów i bibelotów. Za biurkiem były trzy wielkie okna zakończone ostrołukami.
Rozeszliście się po pokoju.
Naret wyprostował się i popatrzył na pomieszczenie dziwnym, lekko pogardliwym wzrokiem. Mieliście zacząć rozważać wasze położenie, kiedy stało się coś co kompletnie odwróciło waszą uwagę.

Potworny huk rozdarł noc, która na chwilę zmieniła się w dzień. Przerażający, trzeszczący wrzask płomieni poniósł się nad Kalidoreą.
Przypadliście do okien.
Kilkaset metrów dalej nad głównym garnizonem wznosił się kilkunasto metrowy słup ognia pożerający wyższe, drewniane kondygnacje budowli oraz okoliczne budnki.
Po chwili kolejna, mniejsza eksplozja pojawiała się w innym miejscu.
I kolejna.
I jeszcze jedna.
Ma ulicach podniósł się krzyk.

A za waszymi plecami rozległ się śmiech. Obróciliście się zaszokowani by ujrzeć Nareta, który rozciął więzy nożem Ernesta, który musiał wyciągnąć gdy ten podbiegał do okna.
- Chędożony rudy ostrouch mówił, że spali to wasze gniazdo, ale nie sądziłem, że naprawdę się mu to uda – jego ton był przesiąknięty pogardą.
Zanim zdołaliście coś zrobić Naret wyrzucił przed siebie rękę. Błękitny proszek roszedł się błyskawicznie w powietrzu. Ernest, Octavian i Rufus zostali całkiem ogarnięciu błękitną chmurą, Nemaria też częściowo się w niej znalazła, zaś Ylva z Emilią pozostały nazewnątrz.
- Timocochitiz! – krzyknął.
Chmura zafalowała i zaczęła się kotłować wnikając w ciała, tych, których dotknęła. Osoby w jej wnętrzu poczuły, jak ich ciała odmawiają im posłuszeństwa. Nogi same się ugięły i po chwili na podłodze leżały cztery osoby.
Naret zaś wyskoczył przez drzwi.
Otumanienie trwało tylko kilka sekund i już po chwili ci, których ogarnęła chmura mogli wstać.

Naret uciekał przez korytarze SSW.
Zaś za waszymi plecami płonęła resztka Styryjkskiej ziemi.

Elidis - 17-12-2015, 20:06

Ylvo, zawszę cię dziwiło, że jak na tak ułożonego „człowieka”, który potrafił wszystko zaplanować w najdrobniejszych szczegółach biuro M. zawsze pozostawała w chaosie, który on sam zwykł nazywać tymczasowym porządkiem bojowym.
Przejrzałaś szybko kilka kartek. Leżały tu Twoje stary raporty z rejonu osady Crevaina, obecne doniesienia i pogłoski z tamtego rejonu. Była też rozłożona teczka zatytułowana „Clovis”, w której znalazłaś opis historii, profil psychologiczny i podobne dokumenty.
Niepokojący była teczka z napisem „Możliwości nacisku”, z której zawartości, mimo usilnych starań, nie mogłaś znaleźć.
Znalazłaś też bardzo mętne plany dostania się na Zapołudnie i działania tam, wyraźnie wstępny szkic. Pod koniec planów znalazłaś podkreślone zdanie "Wergund drugorzędny, znaleźć to co go stworzyło, zabezpieczyć i sprowadzić, jeśli niemożliwe zniszczyć za wszelką cenę i sprowadzić Wergunda!!"
Skupiłaś się na innych papierach. Kilka papierów zamiast tytułu miało u góry pieczołowicie narysowaną swarzycę Tavar. Te strony mówiły o projekcie sprowadzenia pani. Znalazłaś listę magów i kapłanów mających wziąć udział w rytuale, analizę magiczną przedsięwzięcia, szanse powodzenia, konsekwencję porażki. Ilość danych powodowała zawrót głowy, jak M. się w tym orientował?
Wszystkie dokumenty miały naniesione liczne komentarze Pana. M. Niektóre z nich były bardzo osobiste i niepokojące.
„Pani, czy słyszysz jeszcze wołanie swych dzieci?” przy opisie rytuału.
„Gdzie jesteś matko, czy oni zdołają cię odnaleźć...” w miejscu gdzie analizowano co mogło stać się z bogami po ich odejściu.
Skupiłaś się na bardziej merytorycznych informacjach. Twój wzrok przyciągnął teks, do którego M. dał strzałkę z podpisem „zbieranina od Ylvy”. Tekst mówił o konieczności znalezienia sanktuarium dla pani po jej zejściu na ziemię. Kalidorea i Larion widniały jako niemożliwe. Przy Laro była nawet zapisana przez Pana M. lista niebezpieczeństw i kilka nader kąśliwych uwag do intelektu agent, który zaproponował to wyjście.
Tylko jedna opcja nie była skreślona. Napisane pogrubionymi literami i podwójnie podkreślone – Leth Caer.
Przy nazwie miasta zamieszczono notatkę „Elidis, problematyczne... Przekonać, dać upoważnienia, łatwiej przekonać, jest dość otwarty na nas jak na elfa, znalezienie bardziej spolegliwej osoby trudne, acz nie niewykonalne, usunąć „cesarza” jeśli nie będzie gotów na współpracę”
Poniżej leżały glejty z podpisem Sephresa wypisane dla Ylvy, Nemari, Rufusa i Ernesata. Papiery te umożliwiały podjęcie rozmów z Cesarstwem z pozycji pełnoprawnych przedstawicieli Arcyksięcia.

Erneście i Rufusie, gabinet był wam lepiej znany niż reszcie, w końcu zdarzało się wam tu bywać ostatnio. Szybko rozejrzeliście się szukając czegoś, co nie pasuje do zapamiętanego przez was stanu pomieszczenia.
Choć przy zwykłym dla M. nieporządku ciężko było mówić o stanie normalnym.
Jednak były pewne stałe elementy wystroju, o które M. zawsze dbał. Przede wszystkim w oczy rzucał się brak być może jedynego istniejącego sztandaru SSW, który zwykle wisiał za krzesłem Pana M., przesłaniając centralne okno. M. zawsze mówił o wywiadzie jako o armii cieni, sam zaś odsłużył swoje w Besar Takut i wciąż miał sentyment do tamtych czasów.
Brakowało też stojących niegdyś przy ścianach biblioteczek.
Wreszcie zauważyliście brak kukri wiszącego niegdyś nad wejściem do pomieszczenia. Elegancka i misterna broń zawsze była w waszych oczach ozdobą. Choć dopasowana do rozmiarów Pana M. wydawała się pamiątką, nie zaś narzędziem do walki. Być może było inaczej, a być może została zabrana właśnie z sentymentalnych powodów.
Nie dostrzegliście jednak niczego, co mogłoby wskazywać, gdzie obecnie znajduje się się Pan M. O ile przebywał jeszcze w kwaterze SSW.

Patrząc przez okno widzicie, że wysadzono główny garnizon miasta. Jest to dużych rozmiarów kamienna budowla wzniesiona jeszcze przez Laro. Palą się górne kondygnacje, dodane przez Styryjczyków, drewniane pomieszczenia.
Patrząc na rozmiary eksplozji obawialiście się, że zajęła się prochownia, jednak Rufus szybko was uspokoił mówiąc, że ta znajduje się w kamiennej części budowli, w specjalnie przystosowanym pomieszczeniu.
Kolejne snopy ognia wykwitły przy północnej bramie, nieopodal umocnionej intersekcji, jednak zbyt daleko, by zagrozić samej żyle, na głównym rynku i przy świątyni Tavar.
Szybka obserwacja pozwoliła wam zauważyć ludzi biegnących, by gasić pożary. Przy garnizonie zauważyliście nawet oddziały magów które gasiły płomienie wodą, dusiły je odbierając powietrze, przysypywały ziemią i rozpraszały mocą samego Ognia.
Zaczęliście się zastanawiać, jak pomóc mieszkańcom, co wymagałoby szybkiego znalezienia się na miejscu. Spojrzeliście w dół. Jakieś pięć metrów pod wami znajdował się w miarę płaski dach dwupiętrowego budynku. Ściana była nierówna i można by próbować po niej zejście.
Lub z niej skoczyć.
Budynki w mieście stały na tyle ciasno, że moglibyście się po nich przemieszczać, ze względu na ograniczoną przestrzeń każdy cal Kalidorei eksploatowano jak tylko się dało, więc dachy były w większości płaskie i przystosowane do pełnienia roli ogrodu, jadalni, dodatkowego warsztatu. Na niektórych z nich rozbijano nawet namioty dla dodatkowych osób.
Być może droga ta droga nastręczała pewnych trudności i wiązała się z ryzykiem, jednak zdecydowanie nie niemożliwa.
Chwilę po eksplozjach doszły was kolejne huki. Jednak były to ech znacznie dalszych dźwięków. Dobrze wam znanych gromów wydawanych przez odpalony muszkiet.
Powiedliście wzrokiem po horyzoncie. W trzech miejscach dało się dostrzec czerwonawą łunę, co jakiś czas z dochodziły was pomruki odległych salw.
Reduty i bastiony walczyły.

Indiana - 18-12-2015, 18:06

Zapomniała o czujności.
Kiedy niebo za oknem rozbłysło ogniem, przez krótką chwilę myślała tylko o tym, co się stanie za chwilę. Czy usłyszy znowu ryk tysiąca gardeł ruszającej do szturmu armii. Przez chwilę poczuła ścisk w gardle, jakby na jej oczach umierała w tym ogniu ostatnia część jej Styrii, więc w pierwszym odruchu chciała lecieć, ratować, walczyć, tak jak jest dane tym, których podziwiała, gwardzistom, żołnierzom, walczyć twarzą w twarz i w świetle dnia.
Ale to była krótka chwila. Pozostawiony za plecami zdrajca szybko otrzeźwił ją z sentymentalnych misji.
Sama reakcja była ścisłym odruchem. Nawet nie myślała o tym, zrobiło się samo. Umysł zanotował "atak, obiekt ucieka". Towarzysze oberwali, ale chyba nic im nie było. Zaklęcie, które rzucił Naret, znaczyło "zaśnij", więc umysł odsunął potrzebę zbierania ich z ziemi na dalszy plan. Jeden ruch dłoni, wąski sztylet idealnie wyważony do rzucania wysuną się z rękawa i przywitał przyjaźnie z dłonią. Energiczny płynny wyrzut ramienia, i kawałek stali pomknął ze świstem przez powietrze.
Usłyszała tuż obok inkantację, recytowaną wzburzonym wysokim głosem Emilii. Gdyby było więcej czasu, pewnie uśmiechnęłaby się do wspomnień z korytarzy Vekowaru, gdzie tyle razy te zaklęcia ratowały jej życie. Mniej więcej kojarzyła ich sens - kamienna ściana?
Emilia, kocham cię! zaśmiała się krótkim błyskiem myśli i skorzyła do przodu natychmiast w ślad za rzuconym sztyletem, licząc na to, że kamienna przeszkoda zatrzyma zdrajcę w ucieczce. W biegu wyszarpnęła nóż - wąskie korytarze nie nadawały się do walki szermierczej. Tym razem nie będzie przesłuchań ani pytań. Teraz trzeba usunąć zagrożenie, natychmiast, najlepiej boleśnie.
Za plecami usłyszała kolejną inkantację - kamienne pociski... O psiakrew, pomyślała, modląc się, żeby Emi nie trafiła jej w plecy.
(Jeśli Naret wybiegł na klatkę schodową i jej konstrukcja na to pozwala, pobiegnę za nim jakieś 2-3 piętra, ewentualnie przeskakując między półpiętrami przez barierkę, jeśli go nie dorwę, odpuszczę pościg. Jesli dorwę - zabiję.)

Biegiem, przeskakując po kilka schodów na raz wpadła z powrotem do gabinetu. Towarzysze przeglądali nerwowo papiery na stole i wyposażenie gabinetu.
(nie będę powtarzać po MG bo bez sensu :) )
Podbiegła do okna, oceniając możliwości skoku i obserwując, co się dzieje na placu. Ruch i sprawnie, jak widać, prowadzona reakcja trochę ja uspokoiły. To jeszcze nie był koniec Styrii, to nawet nie był koniec enklawy. Ale intuicyjnie (:D ) czuła obecność przeciwnika w pobliżu.

- Magowie i kapłani.. - powtórzyła po tym, co czytał Rufus - Znajdzcie, gdzie u licha mamy ich szukać. Czy mamy jakichś magów ciągnąć ze sobą na południe do Caer? Szukajcie, proszę, informacji w tych tekstach.
(Dalszy ciąg powinien być rozmową, a nie monologiem, ale pewnie z braku czasu wyjdzie tak, ze każdy wywali swoje kwestie)
- Nie ma dokumentów z regałów... dzięki Bogini, zaczęli ewakuację wcześniej...
- Jeśli zabierzemy dokumenty teraz, nikogo nie informując, centrala może uznać misję za spaloną i uciąć nam wsparcie. Znaczy, oczywiście tak czy owak je bierzemy, zbyt wielu zdrajców pałęta się nam po siedzibie. Ale M musi o tym wiedzieć.
Dokumenty zaczęła składać w zwarty rulon, rozejrzała się za jakąś tkaniną, w którą można je owinąć przed schowaniem do sakwy.
- Mimo wszystko potrzebujemy psionika. Jeśli istnieje jakaś więź, a wychodzi na to, iż istnieje, między mną a tym Wergundem, choćby poprzez sny, to muszę jakoś sprawić, zeby wiedział, że idziemy i żebyśmy się znaleźli możliwie szybko. Poza tym... cholera. Sprowadzić go? Wolałabym o tym porozmawiać z M. Uważam, że są lepsze rozwiązania, ten człowiek mógłby ułatwić nam wreszcie infiltrację na ich teren, jest unikalny, jego możliwosci... Tu będą nieprzydatne, ale tam, w terenie... kanał przerzutowy do państwa qa... - myslała szybko, układając myśli w całość, w plan - Dajemy się nabierać na ich zaklęcia, na ich minerałową alchemię, bo nic o nich nie wiemy, pomimo 15 lat wojny. Musimy wprowadzić tam ludzi... Poprzez misje dyplomatyczne, handlowe, kulturalne,... nie nasze oczywiście... Samnia...? Nie... Północ... Ofir! Ofirskie - jej wzrok padł na Octaviana - Ofir trzyma sojusz z Qa, mamy agentów w Ofirze, wprowadzic ich do takich instytucji... I dać przepływ informacji przez Caer, tym samym musimy mieć kanał przerzutu informacji, bezpieczny, chroniony... Przez kogoś, kto jest nieśmiertelny i zna teren... Pomyślcie...

Otrząsnęła się. To może i był niezły plan, ale tylko plan. Caer przecież było na krawędzi, a Elidis zawsze mógł fiknąć i jednak przejść na drugą stronę....
Wtedy usunę Elidisa, stwierdziła klarownie w myślach.
Głosno jednak wróciła do bieżących planów.
- Jeśli teraz wypuścimy Nemarię na akcję, to może wpaśc na pierwszym badaniu... Chyba, że będzie tak dobra, że nikt jej nie podda temu badaniu... Nemaria...- Ylva podeszła do dziewczyny, która wciąż siedziała na podłodze, otrząsając się z działania minerałowej trucizny - Nemaria... - powótrzyła ciepło i ciszej, siadając obok dziewczyny na ziemi.
- Wysyłam cię na wielkie ryzyko, dziecinko - powiedziała, kładąc dłonie na jej dłoniach - Wiem, że nie jesteś gotowa. Lylian nie zdążyła cię przygotować. Nie wiem, czy chciała, być byla tym, czym my - nie próbowała panować nad smutkiem w głosie - Byłaby z ciebie dumna... Popatrz na mnie. Nemaria... Rozumiesz, na czym polega ta misja i jakie ma znaczenie? Oddamy cię w ręce lominów i Aenthil, udając, że jesteś naszym więźniem. A ty rozejrzysz się i znajdziesz tych, którzy w Aenthil tęsknią za Silvą i zgodzą się rozmawiać z nami o odwróceniu ich zdradzieckiego sojuszu. Wiem, że cię skrzywdziliśmy... - przejechała dłonią po bladym policzku dziewczyny - Wiem i przepraszam cię za to. Aresztowano cię z mojego rozkazu, bo chroniłam twoją matkę. Jeśli masz kogoś winić, wiń mnie. To nie Styria jest winna, a ja. A jeśli masz iść na tę misję i ryykować wszystkim... Zrób to dla Styrii. Dla Bogini. I dla Lylian. Ja... zapewne i tak w końcu zapłacę za wszystkie błędy, które zrobiłam. Ale twoja matka... oddała życie za Styrię i naszych ludzi. Nemario - dodała poważnym tonem - Twoja siostra zdradziła nas. Sonja przeszła na ich stronę. ZOstałaś nam ty. Jesteś gotowa...? Oczywiście, że nie jesteś... Ale musisz...

Podnosząc się, Ylva zbierała w myślach wszystkie już całkiem liczne wątki, które należało natychmiast zrealizować.
Za oknem jak odległa burza przetaczał się daleki grzmot muszkietów.
Enklawa walczyła.
Zacisnęła zęby, tłumiąc uczucie, by rzucić wszystko i iść walczyć. Wziąć broń, stanąć w szeregu...
Nie.
My mamy drogę w cieniu, bez chwały, w samotności i ...
Cholera, przestań się rozczulać!! Wrzasnęła w myślach sama na siebie.
- Dobra, panie i panowie. Papiery do sakwy i szybka decyzja - szukamy M. w kwaterze czy szukamy ludzi Onfisa na placu...? Szukamy ludzi z listy "magów i kapłanów"? Szukamy psionika...?
Wasze zdanie? Byle szybko.

Elidis - 19-12-2015, 05:29

Kenny i Mora, od kilku dni przebywaliście w kwaterze głównej SSW. Umieszczono was tam po powrocie z Tryntu, kiedy to przynieśliście niezwykle cenne informacje. Informacje, które tchnęły ducha nadziei w podupadający naród.
Wieści o powrocie Jedynej.
Od tamtej pory SSW roztaczało nad wami troskliwą opiekę, która jednak zahaczała o areszt domowy. Mieliście wszelkie możliwe wygody i traktowano was jak osobistości najwyższej rangi. Nie mogliście jednak opuszczać wydzielonej strefy kwatery, a już kategorycznie nie wolno wam było opuszczać siedziby wywiadu. Każdemu z was nieustannie towarzyszył concierge, teoretycznie by spełniać wasze prośby, w praktyce by was obserwować.
Choć było to uciążliwe ciężko było mieć podobne środki ostrożności za złe. Nieśliście szansę na powrót bogini, na jej prawdziwy powrót i zagwarantowanie jej bezpieczeństwa. Gdyby wróg dowiedział się o tych planach, lub gdyby was pojmał lub zabił konsekwencje byłyby niewyobrażalne.
Zwłaszcza, że to wam Tavar ukazała się jako pierwszym. Nieustannie czuliście na sobie owy ciężar, zwłaszcza ty, Kenny. Czułeś w sobie wielką siłę, lecz wiedziałeś, że jako posłaniec pani, ten, do którego zwróciła się osobiście, niesiesz na swych hobbickich barkach wielką odpowiedzialność.
W trakcie pobytu w kwaterze widzieliście się z wieloma znacznymi figurami, między innymi z prorokiem Durghiem. Stworzyliście ambitny plan sprowadzenia pani, jednak do tego potrzebowaliście sanktuarium, bezpiecznego miejsca dla niej.
Swoją wolę bogini przekazała tobie, Kenny, co postawiło cię na pierwszym miejscu w planach sprowadzenia pani.

Dni SSW spędzaliście zwykle na długich debatach z różnymi kapłanami i magami, jednak ten dzień, a raczej noc, był inny.
W kwaterze dało się zauważyć pośpiech i wzmożoną aktywność. Krążyły wieści o powrocie Ylvy Darren i pewne było, że najbardziej aktywna agentka polowa nie zamierza spocząć na laurach.
Ale było coś jeszcze, delikatne napięcie, ledwie wyczuwalne. Niczym niedostrzegalny skurcz mięśni przed walką.
Do pokoju, który zagospodarowano jako wasz salon weszła wielka postać. Prosta, czarna tunika nie zakrywała całkiem szarej, zrogowaciałej skóry mężczyzny. Lecz zrogowaciała nie było odpowiednim słowem. Skóra Pana M. szefa SSW była kamienna. Niegdyś lekko połyskująca, teraz wyblakła i popękana. Pod oczami Ulundo odciskały się wyraźne wory i zmarszczki, zaś tworzący krótką brodę mech stracił zielony kolor, na rzecz jasnego brązu.
Wszyscy Uludno cierpieli przez brak Tavar, Pan M. nie był tu wyjątkiem.
W dłoni potężnej istoty lśniło niezwykle kunsztowne, acz prosto zdobione kukri. Dla Ulundo ostrze było najwyżej krótkim mieczem, dla was bez problemu mogło robić za długą, lub nawet półtoraręczną broń. Uludno zmierzył was nieodgadnionym wzrokiem przeszywając wasze ciała i dusze na wylot.
- Za mną – rzucił pokazując wam, byście wyszli z pokoju.

Ylvo rzut noża był instynktowny, niemal odruchowy. Ostrze poszybowało w plecy Nareta, miało go trafić między łopatkami. Nawet jeśli by to przeżył, zdecydowanie dopadłabyś go w kilka kroków i szybko sobie z nim poradziła.
Jednak zdrajca gwałtownie obrócił się w drzwiach by wejść na jedną z pobocznych klatek schodowych. Ten ruch sprawił, że nuż trafił go w prawe ramię. Naret zawył z bólu, jednak nie zatrzymał się.
Pobiegł w stronę klatki schodowej na lewo od drzwi.
Jednak odbił się od ściany, która nagle wyrosła przed nim, za sprawą zaklęcia Emili. Zdrajca zawył z wściekłości i rzucił się w drugą stronę, jednak i tam nie dane mu było dobiec.
Z ziemi wystrzelił kamienny kolec, który przebił niedoszłemu uciekinierowi udo na wylot i wbił się dalej w klatkę piersiową, po czym wsunął się z powrotem w ziemię.
Naret opadł bezwładnie na kolana, podeszłaś do niego spokojnym krokiem, niemal delektując się tą chwilą.
- Północne... suki... – cedził przez zęby, z ust obficie płynęła mu krew. – Wszyscy poddacie... się... Opiekunom!
- Styryjczycy się nie poddają – sparafrazowałaś maksymę Gwardii, po czym poderżnęłaś mu gardło, dla pewności.
Wróciłaś do reszty oddziału.

Pan M. walczył w niesamowity sposób, zdecydowanie nie tak, jak oczekuję się tego po monstrum jego rozmiarów. Płynął od przeciwnika do przeciwnika łącząc finezję z brutalną siłą.
Uniknął ciosu na lewy bark opływając przeciwnika od prawej. Ciął powracającym ruchem ręki od dołu, po skosie miedzy żebra, po czym błyskawicznie przerzucając ciężar ciała z prawej na lewą nogę znów znalazł się prze wrogiem i na odlew płasko przez brzuch.
Błyskawicznym ruchem lewej, wolnej ręki złapał nadgarstek wroga próbującego flankować z lewej. Kości i ścięgna trzasnęły pod uściskiem kamiennej ręki. M. odciągnął rękę wroga od ciała, przerzucił kukri w ręce by złapać je nachwytem i wraził ostrze w pachę przeciwnika wywołują fontannę krwi z przeciętej tętnic przekłutego serca.
Obrócił się na pięcie by sparować pionowe cięcie wymierzone w jego głowę. Uderzył wroga kamienną pięścią w twarz, po czym ciął go z ukosa w dół przez ramię i żebra, by po chwili zmienić kierunek cięcia i poprowadzić ostrze do góry z zabójczą precyzją odcinając chrzęstne więzadła żeber przy mostku i rozcinając gardło na pół.
Złapał ostrze zwykłym chwytem.
Ostatni przeciwnik zaatakował cięciem na prawy bok Ulundo, ten sparował cios i wyprowadził cios pięści w twarz. Wróg jednak zdołał się uchylić przed masywną ręką Pana M. Zamiast wyprowadzać cios od nowa M. szarpnął rękę w dół uderzając z potworną siłą w prawy bark wroga. Chrupnęły łamane kości. Jednak przeciwnik Ulunod nie zawył.
Nie zdążył.
M. chwycił jego głowę lewą ręką zamykając ją w kamiennej pięści. Poczym zmiażdżył niczym przejrzały owoc.
Spokojnym, powolnym ruchem wytarł dłoń w płaszcz zabitego.
Cała scena trwała kilka sekund. Wokół M. leżało czterech niedoszłych zamachowców. Nie byli to jednak agenci SSW, lecz skrytobójcy, którzy próbowali wejść do siedziby wywiadu korzystając z zamieszania na zewnątrz.
M. uśmiechnął się. Sam ich zwabił rozpuszczając poprzez swoje wtyki fałszywe informacje o swojej rzekomej wrażliwości na atak. Przyjrzał się zabitym. Jeden z nich był elfem, zapewne lomin, dwóch było zdecydowanie Qa. Czwarty był zdrajcą. M. zmarszczył nad nim brwi.

Kenny, Moira nie byliście pewni czy popis sprawności szefa wywiadu wywoływał w was podziw, strach, obrzydzenie, czy może wszystko to naraz.
Zanim zdążyliście zareagować nadbiegło dwóch agentów, których M. wysłał do zabezpieczenia okolicznych tuneli.
- Czysto sir! – powiedział jeden.
- Natknąłem się na kilku naszych, nic prócz tego – powiedział drugi.
-Dobrze – rzekł M. powoli.
Widzieliście po nim, że zabezpieczanie własnej kwatery go irytuje, nawet jeśli wiedział, że tak będzie planując tę małą prowokację. Ktokolwiek podstawiony był pod Nareta wpadł jak śliwka w gówno, a wraz z nim jego kontakty i sojusznicy. Agenci, którym nakazał opuszczenie siedziby właśnie kończyli czystkę.
Szkoda tylko, że Kalidorea płonęła. Jednak to też było do przewidzenia. Liczyło się to co będzie dalej, bowiem Styria żyła tak długo, jak żyła bogini. Popatrzyliście się na siebie, przez chwilę mieliście wrażenie, że wy i Ulundo pomyśleliście to samo.
Niedorzeczność.
- Panów pomoc, choć wielce przydatna, nie będzie już dłużej potrzeba – zwrócił się do agentów. – Proszę wrócić do wyznaczonych zajęć i przystąpić do ewakuacji. Wy – popatrzył na was – za mną.
Agenci zasalutowali i rozeszli się, wy zaś ruszyliście za Uludno przez zawiłe korytarz.
- Kiedy ta Ofirka ostatni raz się do mnie zwróciła byli tam... – Pan M. myślał na głos. – Czas, szybkość, znajomość terenu... Mogli spotkać Rufusa, ułatwia, Ernest też... Logiczne działanie... Komunikacja ze mną... A więc, tak.
Skierował się pewnym krokiem na jedną z klatek schodowych. Zaczęliście się po niej wspinać mijając kilka pięter. Na szycie schodów mieściło się niewielkie pomieszczenie z przejściami do dwóch innych klatek schodowych.
Przy środkowej leżało okrutnie zmasakrowane ciało w mundurze agenta wywiadu, za ciałem widzieliście lekko uchylone, dębowe drzwi.
- Naret – Ulundo nawet nie patrzył na ciało. – A więc są w środku, dobrze – pchnął drewniane odrzwia.

Kiedy radziliście co robić drzwi do gabinetu M. nagle się otworzyły. Skoczyliście w ich stronę wyciągając broń, jednak zatrzymaliście się w pół kroku widząc kto wchodzi do pokoju.
W drzwiach stał jeden krępy mężczyzna, bez wątpienia hobbit, oraz ludzka kobieta.
Zaś za nimi górowała, wielka, masywna sylwetka, której nie sposób było z niczym pomylić.
Pan M. zignorował wasze zadziwione twarze, przeszedł między wami jakbyście byli normalnym wystrojem gabinetu po czym zasiadł za wielkim biurkiem.
Szybko przejrzał leżące tam papiery. Wyglądało na to, ze dokładnie pamiętał co gdzie leżało. Wydawało się to nie możliwe przy panującym tam chaosie.
- Otóż wygląda na to, że znaleźliście M. – Ulundo spojrzał na ciebie Ylvo, widząc twoją lekko zakłopotaną minę, miałaś wrażenie, że jego oczy przez ułamek sekundy rozbłysły żartobliwymi iskierkami. – Widzę też, że znaleźliście rozkazy i glejty. Ja zaś znalazłem pana Kennego i panią Moire- wskazał was delikatnym gestem. – Pani Moira jest doświadczonym pisonikiem, a jej oddanie nie ulega wątpliwości, zaś pan Kenny jest pierwszą osobą, której pani objawiła się po powrocie. Myślę, że czeka was udana współpraca.
Wstał od stołu przeszedł się kawałek. Podszedł do oka i spojrzał na płoną miasto, choć jego twarz pozostała dalej rzeźbą bez najmniejszego wyrazu jego palce zacisnęły się w pięści. Odwrócił się do przygnębiającego widoku, jednak zrobił to o ułamek sekundy za szybko by zachować pozór posągowej obojętności.
Jest to pierwszy błąd w idealnie wystudiowanej mimice M., Ylvo, Ereneście, Rufusie, jaki zauważacie. Pozostałe osoby w pokoju, nie znające M. nie mają szans tego zauważyć, jednak dla was jest to tak ewidentne jak lawina.
-Musicie zaraz wyruszać na zapołundie – wyciągnął świstek pożółkłego papieru z wewnętrznej kieszeni tuniki, zapewne jednej z wielu i podał wam. – Tu jest opis miejsca znajdującego się na południe od Kalidorei. Spotkacie się tam z kimś kto was poprowadzi, a kogo powinniście dobrze znać – popatrzył ci w oczy Emilio. – Kogoś, kto pojawił się nieopodal zewnętrznych kordonów enklawy na kilka godzin po przybyciu pewnej ofirskiej magini. Prześliznął się nawet przez kilki moich ludzi. On was przeprowadzi bezpiecznie.
Znów zasiadł na zbyt dużym dla was krześle i przysunął się do wielkiego biurka, które jednak przy nim wydawało się mieć normalne rozmiary. Chwilę przeglądał papiery, po czym podniósł na was wzrok jakby patrzył na kogoś, kto zasiedział się na obiedzie, lub też jakby nie spodziewał się was tu zobaczyć.
- Jakieś pytania?

Kenny - 19-12-2015, 14:16

Kenneth wzdrygnął się. Jego uczucia były chaotyczną mieszanką wszystkiego, co miało prawo tkwić w głowie tak znerwicowanego niziołka. Prawdę mówiąc od czasu kontrfortu pojęcie spokoju i stabilizacji było dla kapłana pojęciem nieistniejącym...
Omiótł spojrzeniem pomieszczenie i osoby, które się w nim znajdowały. Wbił wzrok w tatuaż na swoim przedramieniu, po czym zerknął odruchowo na Moirę. W końcu poprawił kołnierz niezbyt już nowej koszuli i dokładnie zlustrował grupę, której razem z Moirą został przed sekundą przedstawiony.
Kącik jego ust drgnął nieznacznie, jakby chciał coś powiedzieć, a jednak z sobie tylko znanych przyczyn powstrzymał się.

Indiana - 20-12-2015, 15:00

Usłyszawszy kroki tuż przed drzwiami Ylva odruchowo odskoczyła za stół tak, żeby w razie strzału się za nim schować, szarpnęła raz jeszcze rękojeść noża-rzutki w karwaszu, gotowa wpakować go w czoło temu, kto wejdzie i opanowała przemożną chęć ugryzienia się w tyłek za ten kardynalny błąd - nie zostawili nikogo na straży...
Następna chwila była fartowna podwójnie - w drzwiach nie ukazał się kolejny wróg, tylko hobbit. To był pierwszy fart.
Drugi był taki, że Ylva wyhamowała ruch ręki zanim wypuściła nóż z palców prosto między jego oczy...

Gdy za plecami dwojga wchodzących ukazała się kamienna sylwetka pana M, agentka z trudem powstrzymała się, żeby go nie uścisnąć. To mogłoby nie być mile widziane, przemknęło jej przez myśl. Uwielbiała swojego szefa i ufała mu jak mało komu, jednak nigdy nie była z nim na przyjacielskiej stopie a poufałość zawsze mogła być odebrana... różnie.
- Dzięki Bogini, dobrze pana widzieć, sir! - uśmiechnęła się szeroko.
Wysłuchała słów o bogini, z trudem kryjąc radość. A kryjąc głównie dlatego, że było to dość gorzkie uczucie w zestawieniu z płomieniami i hukiem wystrzałów za oknem. Przywitała się z hobbitem i psioniczką. Tej ostatniej nie znała, ale jej pojawienie się tutaj było niczym prezent od losu. Trudno o bardziej fartowne zestawienie.
I do tego jeszcze przewodnik...? Zerknęła na Emilię i uniosła brew z żartobliwym uśmiechem.
- Więc mówisz, Emi, że zgubiłaś Calida? Ale on chyba nie zgubił ciebie... - powiedziała - Panie hetmanie - przeszła do formy służbowej, stając przed biurkiem - Dwa słowa tylko o misji. Zakładam, że o infiltracji wewnątrz SSW już pan wie - skinęła głową w kierunku, gdzie leżało ciało Nareta - Jest prawdopodobne, że takich jak ten jest więcej i nie wykluczam, że nie jest to Naret tylko ktoś za niego podstawiony. Używał zaklęć Qa, stąd uważam to za niemal pewne. I stąd też konkluzja, sir. Mamy swoich ludzi we wszystkich krajach świata, za wyjątkiem tego, który nas zniszczył. Wobec nich jesteśmy ślepi i bezbronni, nie znamy ich planów, nie znamy mechanizmów ich magii. Od lat skupiliśmy się tylko na obronie, na tym, żeby powstrzymać ich inwazję. I przegraliśmy tę walkę. Następnych walk nie możemy toczyć z zawiązanymi oczami. My jesteśmy oczami Styrii i musimy widzieć, co robi nasz wróg. Sir, chcę stworzyć nam wejście do ich kraju. Poprzez naszych ludzi w Ofirze, których musimy osadzić w każdej misji handlowej, politycznej czy kulturalnej, jaką Ofir wyśle na Zapołudnie. Poprzez tego Wergunda i jego zdolności mogę stworzyć kanał przerzutowy między państwem Qa a Caer, który da zaplecze naszym działaniom, pozwoli wprowadzać tam ludzi, sprzęt, oddziały specjalne, ewakuować w razie potrzeby... To jest nie do przecenienia.
Jeśli mogę... jeśli pomimo porażki w Terali mam jeszcze pana zaufanie, sir, proszę o pełną swobodę działania w Caer i na Zapołudniu.

Pytanie, a właściwie prośba, zawisło w powietrzu, upewniając Ylvę co do interpretacji tego, co przeczytała przed chwilą w dokumentach. SSW miało już swoje plany co do człowieka, którego zdecydowała się ratować. Nie wykluczała, że prywatne uczucia mogły wpływać na ocenę, ale była jednak absolutnie pewna tego, że SSW się myli.

Nim M odpowiedział, wmieszał się Rufus.
[piszę za Sigberta, który może by w końcu napisałby sam, psiakostka! ]

[a, i zakładam, że Kenny i Moira powiedzieli M. o przepowiedni, a M kopnął w tej kwestii Rufusa ]

- Panie hetmanie, jeśli mogę .. - odezwał się, stając obok Ylvy w pozie służbisty - To , o czym mówi Ylva, jest dokładnym uzupełnieniem planu kampanii na północy, o którym miałem meldować. Oczywiście wszystko będzie można zacząć dopiero po zabezpieczeniu centrali i weryfikacji naszych ludzi. Na przykładzie Nareta wiemy, że przeniknęli w nasze szeregi. Zaraz po tym rozpoczniemy budowę ruchu oporu całej zjednoczonej północy, połączonego wspólnym sztabem, który będzie zdolny skoordynować wybuch powstania przeciw okupantom we wszystkich krajach jednocześnie, a wcześniej zbudować oddziały, które podejmą walkę odpowiednio przeszkolone i uzbrojone.
Tylko to nam pozwoli zareagować, kiedy przyjdzie czas i ujawni się czas spełnienia przepowiedni.

- Spełnienia czego...? - Ylva spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami - O czym ja nie wiem...?

[tu powinno chyba nastąpić takowe wyjaśnienie? ;) ale wszyscy wiemy, czego Ylva nie wie, więc nie będę tego tu klepać ]

- Do realizacji tego jest nam bezwzględnie potrzebne Caer - powiedziała, kiedy M, Rufus i dwoje nowoprzyłych skończyło jej wyjaśniać sprawę tryntyjskiej przepowiedni - Czy to znaczy, że bierzemy na siebie organizację partyzantki od Fiordu po Ofir i ruszenie ich do walki w odpowienim czasie...? - uśmiechnęła się - Właściwie... na północy niewiele ocalało poza nami. Kto inny miałby to zrobić, jeśli nie my. Chcecie umiejscowić ten sztab w Caer razem z sanktuarium Tavar?
- O ile oczywiście Caer będzie bezpieczne od wpływów Qa. O ile przekonamy Elidisa. Lub nie zastąpimy kimś przekonanym - powiedział Rufus - W żadnym z krajów północy nie można tego zaryzykować. W grę wchodziłoby Laro, ale oni są zbyt chwiejnym sojusznikiem i wolałbym nie zdziwić się zanadto w dniu, w którym porzucą swoją neutralność. Poza tym, politycznie stawiałoby ich to w złej sytuacji. Caer jest tym miejscem, z którego możemy odbić północ. Więc i twój i mój plan tam właśnie musi się rozpocząć - mrugnął do niej, po czym znów zwrócił się do M - Skoro mamy umocowanie polityczne, to rzeczywiście prosimy tylko o wolną rękę w podejmowaniu decyzji i możemy ruszać.

- Chwila moment - powstrzymała Ylva jego pośpiech - Nemaria, przypominam. Najpierw blokada psioniczna, potem wybywamy na plac, wpadamy możliwie blisko tych, co się tam przebili, pozwalamy im "odbić" Nemarię i dopiero wtedy ruszamy dalej. Pani Moiro - zwróciła się do magiczki z lekkim kurtuazyjnym ukłonem - Czy możemy liczyć na pani pomoc w tej kwestii? Potrzebujemy klasycznego zabezpieczenia przez czytaniem jej myśli i emocji. Każdy, kto zajrzy jej w umysł, powinien znaleźć tam nienawiść do Styrii i żal za uwięzienie. Wyłącznie to. A świadomość celu misji musi być ściśle ukryta. Musimy to zrobić tu i teraz, i w dodatku szybko.

Gorvenal - 20-12-2015, 23:36

Trup Nareta leżał na ziemi. Szkoda. Po tej sztuczce z niebieskim proszkiem miał mu ochotę własnoręcznie potłuc głową o ścianę. Taka zmaza na honorze. Ale co tam Honor. Odwrócił się do okna. Styria płonęła. W zasadzie to jej resztki. Kolejne bezpieczne miejsce którego nigdy nie odwiedzi. Huk muszkietów przetaczał się po zboczach gór. Bardowie się mylili. Ani nie był piękny, ani nie brzmiał jak triumfalna pieśń. Był po prostu głośny. Głośny i akurat w tym momencie wybitnie ponury. I jeszcze ogień. Barwiący nocne niebo na ciemnoczerwony kolor.
Usłyszał kroki za sobą. Powstrzymał mięśnie napinające się do skoku przez okno i w dużo bardziej ponuro niż by chciał obrócił się w kierunku drzwi. W tym samym momencie Ylva dopadła do biurka M. W jej dłoni błysnęła stal. Na szczęście na dłoni się skończyło. Ciskanie sztyletem w kamiennego ulundo mogło się źle skończyć. Nie mówiąc już o tym jak niewiele by dało. Z resztą. Czy nie to robili przez cały czas? Rzucali nożykami w ścianę z kamieni. Niebieskich kamieni zakutych w minerałowe zbroje. Milczał i słuchał rozmowy. Pod koniec z wielkim trudem zachował kamienną twarz. Mają plan... Styria płonie, mają elfich szpiegów w sztabie. Już nawet Styryjczycy przechodzili na drugą stronę. Wszystko waliło im się na głowy, a ssw akurat ma plan na tę okazję. Może jeszcze była nadzieja.
Nawet jeśli jej nie było, to był cel, a na drodze do celu stała tylko kilkudziesięciotysięczna armia. Tak... jakby pomyśleć... czemu coś miałoby się nie udać?
-Ile mamy czasu? Jak długo da się utrzymać miasto? Nie ruszymy bez koni i zapasów, a kapłanów których trzeba eskortować chyba nie wrzucimy do worków.

moira - 20-12-2015, 23:38

Moira popatrzyła na Ylvę i uśmiechnęła się szeroko z wyraźną ekscytacją w oczach. Tak dawno nie wykonywała porządnego rytuału, że zapomniała jaką radość daje jej korzystanie z magii. Nawet jeśli psionika niosła ze sobą pewne utrudnienia (mało kto ufa psionikom w dzisiejszych czasach), Moira była szczęśliwa robiąc to, co robi.
- O ile wszystko pójdzie zgodnie z planem, raczej nie powinno być z tym najmniejszego problemu. Co do prędkości wykonania, zaklęcia znam i wiem z których skorzystać, wystarczy jedynie nakreślić kręgi pod rytuał.
Psioniczka wyciągnęła z przytroczonej do pasa kaletki wytarty dziennik, który zdecydowanie pamiętał lepsze czasy, i zaczęła wertować strony pomrukując pod nosem od czasu do czasu.
Po chwili podniosła głowę, rozejrzała się po pokoju. Przy oknie znajdowało się dość sporo miejsca, akurat tyle, by wyrysować tam znaki. Zaczęła iść w tamtym kierunku, w międzyczasie grzebiąc w kaletce, w nadziei znalezienia czegoś, co nadawałoby się do rysowania na podłodze. Znalazła jedną świeczkę i mały kawałek kredy, zapewne wypożyczone z jakiejś tawerny na czas bliżej nieokreślony. Gdy znalazła się przy oknie, uklękła i zaczęła rysować kręgi świecą, aby następnie poprawić je kredą.
Na samym początku narysowała znak utrzymania, gerir, na kątach trójkąta wyrysowała symbole powietrza, tuż przy bokach trójkąta narysowała znaki wzmocnienia, appertal. Gdy skończyła tworzyć podstawę rytuału, w środku koła wpisanego w trójkąt narysowała spiralę oznaczającą źródło, oporto, a w jego środek wpisała znak istoty, uiren. Gdy skończyła, przykucnęła i spojrzała na swoje dzieło. Teoretycznie zamiast znaku powietrza powinna wpisać swarzyce Tavar (dla samej zasady chociażby), jednak nie chciała ryzykować skuteczności rytuału, dlatego zdecydowała się czerpać moc z klasycznych pierwiastków, które wydawały się bardziej stabilne niż Tavar w tej chwili. Gdy uznała, że wszystko jest na swoim miejscu, podniosła wzrok i spojrzała na Nemarię.
- Jeśli tylko jesteś gotowa, możemy zaczynać.

Nem - 21-12-2015, 01:11

Do poprzedniego posta Indi:

"- Wysyłam cię na wielkie ryzyko, dziecinko. Wiem, że nie jesteś gotowa. Lylian nie zdążyła cię przygotować. Nie wiem, czy chciała, być byla tym, czym my. Byłaby z ciebie dumna... Popatrz na mnie. Nemaria... Rozumiesz, na czym polega ta misja i jakie ma znaczenie? Oddamy cię w ręce lominów i Aenthil, udając, że jesteś naszym więźniem. A ty rozejrzysz się i znajdziesz tych, którzy w Aenthil tęsknią za Silvą i zgodzą się rozmawiać z nami o odwróceniu ich zdradzieckiego sojuszu. Wiem, że cię skrzywdziliśmy... Wiem i przepraszam cię za to. Aresztowano cię z mojego rozkazu, bo chroniłam twoją matkę. Jeśli masz kogoś winić, wiń mnie. To nie Styria jest winna, a ja. A jeśli masz iść na tę misję i ryykować wszystkim... Zrób to dla Styrii. Dla Bogini. I dla Lylian. Ja... zapewne i tak w końcu zapłacę za wszystkie błędy, które zrobiłam. Ale twoja matka... oddała życie za Styrię i naszych ludzi. Nemario Twoja siostra zdradziła nas. Sonja przeszła na ich stronę. Zostałaś nam ty. Jesteś gotowa...? Oczywiście, że nie jesteś... Ale musisz… "

Przez cały czas patrzyła Ylvie prosto w oczy. W jej zbierały się łzy, ale starała się je powstrzymać.
Pomyśl… Czego Ona by chciała? Nawet jeśli to oni ją zabili, to ty i tak nie możesz jej zdradzić. Ale przecież Ylva żyje, a one nie. Przecież powinno być na odwrót. Może Sonja ma racje. Może to nie ona zdradziła Lylian, tylko Styria ją zdradziła… Czy to w ogóle ma sens? Weż się w końcu w garść! Sonja nie może mieć racji. Ona Ją zdradziła. Ona już nie jest moją siostrą…
Było jej po prostu przykro…. cholernie przykro….. To nie miało tak wyglądać! Na szczęście Nemaria nie musiała wybierać, bo wyboru nie było. Kiwnęła tylko głową kiedy Ylva skończyła mówić i posłusznie zaczęła zbierać papiery.

Teraz do Moiry:

Drgnęła słysząc głos magiczki, który się do niej zwracał.
- Tak, oczywiście - powiedziała lekko zachrypniętym i łamiąym się głosem. - Jeśli istniałaby taka możliwość poproszę, żeby mi Pani kompletnie wymazała z pamięci wszystko, co jest związane z planem sprowadzenia Panienki Tavar. Jeśli mam iść do lominów, to tego akurat wolę nie wiedzieć. W każdym razie proszę zaczynać.
Podeszła do magini i wzięła głęboki oddech.

Aver - 21-12-2015, 02:02

Nie potrzebowała wychodzić z gabinetu, by poczuć triumf małego zwycięstwa. Uśmiechnęła się kącikiem ust, a w policzku pojawił się dołeczek zwiastujący szczere zadowolenie, gdy poczuła gdzieś w głębi umysłu jak napędzana Mocą nagła i ostra Jedność wbija się w miękką Inność, zalewając wszystko dookoła gorącą posoką, niby żelazem, a jednak czymś odmiennym.
Nie podchodziła do okna, oparła się o ścianę przy drzwiach i tak trwała z przymkniętymi oczami. Gdzieś w tle słyszała dyskusję, przerywaną odgłosami walk prowadzonych na zewnątrz. Nie wywoływało w niej to jakiś ponurych emocji.
Zbyt wiele razy widziała płonące obozy, by złorzeczyć na kolejny. Powoli obojętniała, emocje zanikały, tłumione w zarodku.
Już prawie przysnęła, gdy drzwi się otworzyły, a w nich stanęli niespodziewani goście. Gdyby to byli przeciwnicy, zapewne nie zdążyłaby nawet sięgnąć po nóż, ale na szczęście nowo przybyli nie byli wrogami... a wręcz przeciwnie. Skinęła głową na powitanie, nie odzywając się słowem. Gdy jednak M wspomniał o styryjskiej bogini, uniosła brew ze zdziwienia. Jak to: po powrocie? Czyżby możliwe było, że Tavar...
Że nadzieja wróciła?

Kręciła głową z niedowierzaniem, gdy nagle poczuła na sobie wzrok ulundo. Uniosła głowę i spojrzała w ciemne oczy M.
- Kogoś, kto pojawił się nieopodal zewnętrznych kordonów enklawy na kilka godzin po przybyciu pewnej ofirskiej magini.
...
ŻE JAK?!
Przez kilka sekund oczy miała wielkie jak senatusy ze zdziwienia, po czym brwi zmarszczyły się, a w orzechowych tęczówkach zatańczyły iskry wściekłości pomieszanej z ulgą.
- To nie jest zabawne - cichym, acz lodowatym tonem odpowiedziała na stwierdzenie Ylvy. Zacisnęła pięści. Nie myśl sobie, że ci się upiekło, ty ochroniarzu od trzydziestu boleści... jej umysł ciskał lawinami na prawo i lewo, i tylko lekkie drżenie rąk zdradzało delikatny stres przed spotkaniem. I co ja mu powiem? Że jest idiotą, bo miał zostać? Przecież jest potrzebny im. Nam? Zdała sobie sprawę, że w zasadzie w tym momencie droga do Caer jest jej nie na rękę. I co teraz?
Wpatrywała się zamyślona w punkt przed sobą, myśląc intensywnie. W głowie powoli klarował jej się plan.
Otrząsnęła się, gdy psioniczka zaczęła rysować coś na podłodze pod oknem. Oderwała się od ściany i stanęła prosto, zdając sobie sprawę z pewnej rzeczy.
- Idę się naładować - mruknęła w przestrzeń i wypadła za drzwi.
Tam przystanęła tuż pod drzwiami, wyciągnęła krzesiwo. Drugą, zwykle nie używaną stroną, rysowała w posadzce, mrucząc przeprosiny do kamieni, najpierw okrąg, potem w nim trójkąt równoramienny. Od punktu na okręgu zaczęła spiralę, kierując się do środka, gdzie w końcu wyrysowała symbol żywiołu - mały trójkąt z okręgiem na górnym wierzchołku. Klęknęła przy dolnej krawędzi kręgu, położyła dłonie na symbolu ziemi i schyliła głowę, skupiając się i szepcząc kilkukrotnie słowa pobrania energii.
Gdy poczuła, że uzupełniła Moc, przesunęła dłońmi wygładzając rysy i szepcząc słowa przerwania kręgu.
- Rindith valyanet!
Wymruczała podziękowanie dla skał, schowała krzesiwo i wróciła do gabinetu.


//Wsio jest w dziale magicznym, żeby nie zaśmiecać.

moira - 22-12-2015, 01:43

Moira poczekała, aż dziewczyna podejdzie do kręgu, po czym poleciła jej usiąść w samym środku. Kiedy uznała, że Nemaria jest gotowa, psioniczka położyła dłonie na zewnętrznej części kręgu i wyszeptała yaaretha rindith uiren oporto appertal gerir weereth tularet korithra. Poczuła, jak moc magiczna zaczyna przebiegać po narysowanych przez nią liniach. Uśmiechnęła się, po czym uniosła dłonie do skroni Nemarii.
Prosta część za nią, czas na bardziej skomplikowany etap. Dziewczyna sama zgłosiła prośbę usunięcia wspomnień związanych z planem ratowania Tavar, co jednocześnie zdziwiło i ucieszyło psioniczkę. Bariery magiczne da się złamać, lecz całkowite usunięcie wspomnień powinno na stałe rozwiązać problem ewentualnych prób wyciągnięcia z Nemarii informacji.
Moira skupiła się na samym początku na informacjach mówiących o powrocie Tavar, na nadziei, którą ze sobą niosły, na wszelkich planach związanych z przywróceniem boginii na ziemię.
Gdy upewniła się, że znalazła wszystkie myśli, wyszeptała atsawe ivena sangara merratzu errah. Teraz zostało założenie bariery i zaszczepienie nienawiści do Styrii.
yaaretha ivena renda tularet erreth haldawa, tym razem wykorzystała wzmocnioną barierę umysłu, którą dodatkowo ukryła. Maskowanie barier to jedna z najstarszych i najbardziej podstawowych zdolności w magii psionicznej, jednak Moira z doświadczenia wiedziała, że w terenie, w trakcie rzeczywistych przesłuchań psioniką, mało kto myśli o takich rzeczach. Miała nadzieję, że i tym razem jej drobna sztuczka zadziała. Jeśli jednak się nie uda, bariera została wzmocniona.
Gdy upewniła się, że zapora jest wystarczająco silna, skupiła się na zaczepieniu dwóch osobnych myśli - jednej o wszechogarniającej nienawiści do Styrii i wszystkiego co Styryjskie, drugiej dotyczącej zniewolenia i żalu jaki z tego płynął. dewanyata ivena tularet aitoreth erreth powtórzyła dwukrotnie, wypowiadając zaklęcie dla każdej z myśli, które zaszczepiała u Nemarii.
Kiedy skończyła, opuściła dłonie i położyła je na kręgu. Powiedziała lantantia tehtawa valyanet rindith, po czym przerwała kręgi. Psioniczka podniosła się z ziemi, otrzepała kolana z brudu i odwróciła się w stronę grupy.
- To byłoby na tyle.




//dewanyata ivena tularet aitoreth erreth
wywołać myśl wzmacniać wpuszczać utrwalić

yaaretha rindith <uiren oporto appertal gerir> weereth tehtawa tularet erreth
formować krąg <nazwy znaków> łączyć znaki wzmocnić utrwalić

atsawe ivena sangara merratzu errah
złap myśl koncentrować wyciągnąć utrwalić

yaaretha renda ivena tularet erreth haldawa
formować bariera myśl wzmocnić utrwalić ukryć

dewanyata ivena tularet aitoreth erreth
wywołać myśl wzmocnić wpuścić utrwalić

lantantia tehtawa valyanet rindith
osłabiać znaki rozłączyć krąg

Elidis - 23-12-2015, 16:37

Ylvo M. zmierzył cię wzrokiem, wcześniejsze ogniki rozbawienia, a może nawet pewnej troski zniknęły bez śladu zastąpione przez zimna stal.
- Pani Darren, ufam, że zapoznała się pani z moimi notatkami. Pani misja brzmi sprowadzić obiekt – silnie zaakcentował tę bezosobową formę – do nowej kwatery SSW w Laro. Czy wyraziłem się wystarczająco jasno Pani Darren? – znów popatrzył ci w oczy i czekając aż potwierdzisz jego słowa. – Zdaję sobie sprawę ze zdrajców w naszych szeregach panie Octavianie. Wybaczcie mi, sam nasłałem na was Naret mając co do niego pewne podejrzenia, które pojawiły się po raporcie pana Ernesta. SSW zostało już oczyszczone z kontaktów Nareta i innych. Zaś co tyczy się pana Erneście byłoby fortunne gdyby poinformował pan resztę o swoim ostatnim przydziale.
- Tak więc… - zaczął Ernest – Na szybko. Zostałem podstawiony jako informator lominów, przekazuje im dezinformacje, oraz podaje przekazywane mi informacje i rozkazy Panu M. – zakończył obserwując wasze reakcje.
Zaraz potem padło pytanie Octaviana i M. płynnie kontynuował.
- Otrzymacie konie i zapasy, zaś kapłani zostaną odeskortowani przez góry Barionu i nie sa waszym zmartwienie. To jak długo utrzyma się Kalidorea, czy raczej Styria – jego głos minimalnie złamał się, jednak był to niemal nie do zauważenia – ciężko określić…

Nem kiedy psioniczka szeptała zaklęcia twoją głowe zaczyły wypełniać nieprzyjemne uczycia.
Najpierw zniknęła myśli o nadziei na… Na co?
Tavar… Co z Tavar, coś z…
Co…? Gdzie…?
Pustka, przestałaś zdawać sobie sprawę z tego co się przed chwilą stało. Uczucie osamotnienia i żal za boginią powrócił ze zdwojona siłą.
Zaraz potem żal zamienił się w gniew.
Jak oni mogli na to pozwolić!? Jak Styryjczycy, dzieci bogini mogli ją stracić?
A ciebie zamknąć w więzieniu. Pozbawić cię matki.
Chciałaś krzyczeć ze złości.
Nie byłaś już pewna, które myśli należą do ciebie, które pochodzą z rytuału Moiry. Wszystko zlewało się w jedną masę, której nie można było odróżnić.
Bolała cię głowa, skronie pulsowały, myśli galopowały i urywały się.
Chciałaś by to się skończyło, natychmiast.
Zaczęłaś krzyczeć z bólu.
Wreszcie wszystko ustało. Ból zniknął.
Myśli zaczęły się powoli układać w jedną całość, lecz wciąż były chaotyczne.

Indiana - 23-12-2015, 20:31

- Rozkaz, sir - odpowiedziała.
Zapomniała się. Zapomniała, z kim gra w tę grę. To przez te cholerne sny, warknęła na siebie w myślach. Ogarnij się, dziewczyno. Skąd ci wpadło do głowy, że jakiekolwiek emocje, sentymenty i skrupuły będą miały znaczenie.
Tu rządzą inne zasady.
Uporządkowała działania w myślach. Lekko uniosła brew na informację o Erneście.
"Osz sukinsyn" pogratulowała mu w myślach.
- Doskonale się składa - powiedziała głośno tonem o temperaturze lodowców północy - Tym lepiej, więc nie traćmy czasu. Nie wiem, czy to lomin czy Qa przedostali nam się na teren i wysadzili mury, ale powinni ci uwierzyć, kiedy rzekomo im "wystawisz" Nemarię - odczekawszy chwilę na potwierdzenie dowódcy skinęła mu głową w kierunku drzwi - Wyjdziemy [uwaga, tworzę] korytarzami podziemnymi z południowego bastionu wysuniętego. Pod lunetą są tam całkiem daleko idące kontrminy. Tam będę zdążać wraz z Nemarią. Rufus, za chwilę zwiąż jej ręce i...dobrze, wygląda na wystarczająco zmaltretowaną, to powinno wystarczyć - tym razem głos jej nie drgnął ani cieniem współczucia - Jeśli możesz, ogarnijcie wyposażenie na drogę, za 15 minut spotkamy się w magazynach, za pół godziny będziemy pod południowym bastionem. Teraz! - zakończyła naglącym rozkazem. Odczekała, aż wyjdą i odwróciła się z powrotem do dowódcy.
- Sir - powiedziała chłodno, szybko, przez zaciśnięte zęby - Chcę, żeby pan wiedział, że wydany rozkaz wykonam, jak zawsze, w najlepszym interesie kraju. Jesli z jakichś powodów, które rozeznam na miejscu, interes kraju będzie inny, to go nie wykonam i wie pan o tym doskonale. Służę pod pana rozkazami niemal ćwierć wieku. Nigdy nie prosiłam o nagrody i awanse, ani za infiltrację obozów więziennych, ani za dostarczenie receptury prochowej, ani za ocalenie armii pod Styrgradem. Nie sądzę, abym kiedykolwiek zasłużyła na zarzut niedostatecznego oddania sprawie. Proszę zatem teraz o jedno, o pana zaufanie. Po powrocie, jeśli wrócę, rozliczy mnie pan z efektów, jak zawsze - nie poczekała na jego odpowiedź, zasalutowała i odwróciła się do wyjścia. Zatrzymała się jeszcze na chwilę i dodała jeszcze:
- Obyście się utrzymali jak najdłużej. Powodzenia.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group