Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

Gra wywiadów - lomin - Gra

Elidis - 02-11-2015, 06:09
Temat postu: Gra
Czekaliście w umówionym miejscu już ponad godzinę. Robiło się ciemno i chłodno, a, rzecz jasna, o ognisku nie było mowy. Pnie wysokich drzew dawały znikomą osłonę przed wiatrem, zwłaszcza, że trzeba było nieustannie obserwować okolicę.
Od enklawy Styryjskiej dzieliło was tylko kilka minut drogi. Mała polanka wśród drzew była z dala od tras patrolowych jednak wciąż, mogło wydarzyć się niespodziewane.
- Nie przyjdzie – odezwał się Othorion znudzonym głosem.
- Musisz przyjść – odparła zaraz Toruviel lekko zdenerwowana. – Inaczej nijak się tam nie dostaniemy.
- Stchórzył albo, go zdemaskowali, mówię wam, odpowiednio dobrana bobka i...
- I wszyscy nas znajdą – syknął Lomin’Onfis, zmęczony ich ciągłą gadaniną. – A teraz raczcie się uciszyć, dobrze?
- Przepraszam – powiedziała cicho elfka i wsparła ręką głowę, zamykając w dłoni perłową maskę na pół twrzy.
Onfis pokręcił głową. Dobrze znał Othoriona, pomoc alchemika mogła być nie oceniona i nie martwił się o niego. Przejmował się jednak Toruviel. Jej obecność była przekleństwem i błogosławieństwem. Mogli dzięki niej skutecznie udawać misję dyplomatyczną, jednaj jej śmierć, lub co gorsza pojmanie... Nie chciałeś o tym myśleć.
Ważniejsze było co innego. Kontakt się spóźniał. Trudno, jak nie on, to wezwą Ernesta, szkoda się go pozbywać, był cenniejszy, ale takie życie agenta.
Kilka sekund później wśród zarośli pojawił się krótki błysk, kolejny dłuższy i dwa krótkie. Znak. Othorion na tych miast odpowiedział tym samym. Z krzaków wyłonił się postawny mężczyzna w mundurze Gwardzisty. Onfis uśmiechnął się pod nosem, są tak zdesperowani, że każdy może założyć bury kaftan.
- Wszystko gotowe? – powiedziała elfka zniżając głos, grała ich dowódcę.
- Tak, a nasza umowa? – powiedział pocierając dłonie, Toruviel podała mu opieczętowany pergamin.
- Zgodnie z umową, przepustka i ułaskawienie, możesz wrócić do domu i zamieszkać z żoną.
- Dobra – Styrjczyk powiedział jakby nieobecnym głosem. – Za mną.
Zaczęliście iść przez gęste zarośla. Toruviel przez moment zrobiło się szkoda ich przewodnika. Wiedziała, że obietnica była pusta, gdy tylko dotrą do wejścia Onfis położy nieszczęśnikowi dłoń na ramieniu wprowadzając śmiertelną toksynę, przez igłę trzymaną między palcami. Ten Styryjczyk właśnie przypieczętowuje los swoich ludzi, myśląc, że wróci do dawno spalonego domu, w którym już nikt nie mieszka. Do oczu napłynęły jej łzy, ale powstrzymała się.
To był tylko człowiek, a oni mieli swoje rozkazy.
A te były bardzo proste, wejść do enklawy, otworzyć wrota, rozpętać chaos i wynieść co się da z siedziby wywiadu, o ile to będzie możliwe. I pod żadnym pozorem nie dać zabić Ylvy, lub zgubić jej tropu. Tylko ona mogła doprowadzić was do tego, co od kilki ładnych miesięcy wyżyna oficerów Qa w pobliskiej prowincji.
Szczegółami typy nie zgubić Ylvy, czy zdobyć informacje zajmowali się Onfis to Toruviel, Othorion koncentrował się na jednej części planu. Rozpętać chaos. Miał w tym celu przygotowaną pewną zabawkę. Bombę zapalającą, która powinna skutecznie rozpętać piekło wśród drewnianej zabudowy enklawy oraz dać czekającym w ukryciu wojownikom jasny sygnał do ataku.
Jeżeli plan się powiedzie resztki Styrii padną w przeciągu godzin, a zemsta, na którą lud Aenthil tak długo czekał wreszcie się dopełni. Wszyscy czuliście, że dziś tworzycie historię. Oczywiście o ile Laro nie włączą się do walki, jednak wszelkie informacje jakimi dysponowaliście wykluczały ten wariant. Jednak nawet gdyby Laro przyłączyli się do starcia gra zdecydowanie była warta świczki.
W pewnym momencie ich przewodnik się zatrzymał, w oddali zamajaczyły wyraźnie światła latarni. Wasz doskonały słuch wychwycił dźwięk ludzkiej mowy, dźwięk kahta, który zbliżał się dość szybko.

Toruviel - 03-11-2015, 00:51

Cały ten projekt nie był czymś, co specjalnie się jej podobało. Wojna to jedno - mordowanie niedobitków to drugie. Ostatecznie nawet Tavar tego im nie zrobiła.
Ale na taką drogę wkroczyli. Oni sami nie są święci, tak samo Styryjczycy.
Szli cicho, dużo ciszej od ich przewodnika. Kontaktu.
Jak zwykle - ogarnął ją po raz kolejny podziw dla żelaznych nerwów Lomin'Onfisa.
Wróć. Ohtat'Kaelisa. Nie cierpiała zadań wywiadowczych. Ale jej zwierzchnicy widać ją sobie do nich upodobali.
Nie była pewna, co sądzić o ich przewodniku - z jednej strony jego zachowanie, jako kolaboranta, było uzasadnione. Z drugiej - prawdopodobnie leźli prosto w pułapkę. Ale właśnie na taką okazję była tu ona.
Grać na czas, zaoferować Styryjczykom powrót do domów, zjednoczenie z rodzinami, pod warunkiem zaprzestania wrogich działań względem Aenthil. Mniej więcej. Liczyła jednak, że wszystko pójdzie jak zaplanowali.

Zatrzymali się na widok świateł i dźwięki kahta. Patrol. Toruviel pochyliła głowę - maska niemal na pewno odcinała się białą plamą w ciemności. Więc dotarli do granic enklawy.
-Więc którędy teraz? - wyszeptała do Styryjczyka. Uzyskawszy odpowiedź skinęła człwowiekowi. I zerknęła na Onfisa. Liczyła na jego przytomność umysłu. Nie mogli zostawić trupa zbyt blisko wejścia, bo zostanie szybko znaleziony.
-Idziemy bokiem, po cichu.

Onfis - 03-11-2015, 02:11

Od samego początku omiatał wszystko wzrokiem, notował każdy szczegół. Liczył kroki. Szczególnie zwracał uwagę na postawę gwardzisty - widoczną nerwowość ruchów, przyśpieszony krok, ukradkowe spojrzenia. Zdrowy stres, czy może boi się czegoś jeszcze... Czy może jest zbyt spokojny, tak spokojny, jakby go przygotowano do tej roli? Jeden znak, że jest ustawione i przerywa akcję. Nie ma bohaterstwa i niepotrzebnego ryzykowania. Był odpowiedzialny nie tylko za powodzenie misji, ale za życie Tulya'Toruviel i w tym wypadku wiedział, że przed gniewem jej ojca nie uratowałaby go nawet sama księżna.
-Spokój - powiedział ledwo słyszalnie - Trzymamy się planu i swoich ról.
Żeby tylko nikomu nie puściły nerwy, bo poza tym to z każdego gówna da się wyjść. Wprawdzie śmierdząc mniej lub bardziej, ale żywym. Póki co dostosowywał się do poleceń elfki, gotowy był jednak w każdej chwili przejąć inicjatywę, gdyby sytuacja tego wymagała.

Reshion vol 2 Electric Bo - 04-11-2015, 00:19

Zamykając pochód szedł bokiem, ciągle sprawdzając czy coś z tyłu się nie czai jednocześnie zwracając uwagę na okoliczną zielenię. Badał wzrokiem chaszcze szukając niebezpieczeństw zastanawiając się, które z nich mogłyby pomóc ukryć się w razie potrzeby, a które to styryczycy wybrali na miejsce zasadzek. Jednocześnie ręce spoczywały przy broni a palce wodziły po wyrytych w wzorach na rękojeści miecza, gotowe aby jej użyć w każdej chwili.
Kłamstwem by było powiedzenie, że podoba mu się ta misja. Jak zawsze gdy rozpoczynał jakieś zadanie, gdyż już był na terytorium wroga pierwsze kilka kroków było najgorszych. Powtarzał sobie w głowie co ma zrobić aby wszystko poszło dobrze potem odsapywał i ciężar z jego barków znikał. Tym razem stawka było o wiele wyższa a ciężar nie znikł jak słońce za horyzotem. O ile Kaelis obawiał się co wydarzy się jeśli tulya nie wróci w jednym kawałku Othorion wolał nawet nie myśleć co może się wydarzyć gdy jako jedyny przeżyje wyprawę, w porównaniu do osób maszerujących przed nim był pionkiem. Jednocześnie czuł się zaszczycony mogąc im towarzyszyć, jak to ujął jego przełożony, "tworząc historię". Póki co jednak dumanie musiało odejść przez kilka godzin na dalszy plan a sam musiał skoncentrować się na tym co szybko zbliżało się do nich w ciemnościach.

Elidis - 04-11-2015, 08:10

Toruviel, serce podeszło ci do gardła gdy usłyszałaś zwiad wroga, ale szybko się opanowałaś. Gdyby strach mógł wziąć nad tobą tak łatwo górę nie zajmowałabyś dziś pozycją jaka piastujesz.
Odetchnęłaś cicho. Szybko analizowałaś sytuację, wiedziałaś, że zapewne Onfis już wiedział jak powinni się zachować, lecz wciąż to ty grałaś dowódcę, a to dawało ci prawo podejmowania decyzji. Rozważyłaś opcje. Starcie byłoby za głośne i zbyt ryzykowne, więc postanowiłaś uniknąć konfrontacji.
Ruszyliście cicho starając się obejść patrol. Zaczęłaś przypominać sobie słowa zaklęć. Konieczność zmiany domeny była uciążliwa, lecz tak musiało być. Magowie musieli zapełnić pustkę, która powstała po stracie Tawanien.
Szliście dalej przed siebie w całkowitej ciszy, nie martwiłaś się o dwóch pozstałych elfów, jednak martwił cię Styryjczyk. Był wyraźnie zdenerwowany, ciężko oddychał i rozglądał się nerwowo na boki. Nie dobrze, jeśli się rozkojarzy…
I wtedy stało się najgorsze.
Styryjczyk runął na ziemię, musiał zahaczyć o jakiś korzeń, lub wystający kamień. Mężczyzna upadł na ziemię z głuchym łupnięciem i znieruchomiał by nie wywoływać dalszych dźwięków.
Rozmowa patrolu także ucichła. Ciężko było ci oszacować odległość, jednak byli dość blisko.

Onfisie czułeś, że prędzej czy później coś pójdzie nie tak. Oczywiście jak zwykle było to prędzej niż później, W twoim umyśle zaczęły pojawiać się kolejne wizje rozwoju wydarzeń. Szanse, możliwości, działania. Musiałeś to jednak wyciszyć. To Toruviel była waszym formalnym dowódcą.
Spokojnym tonem profesjonalisty rozładowałeś rosnące napięcie. Toruviel wybrała unikniecie konfrontacji, logiczne i dość zgodne z jej charakterem. Skupiłeś się na Styryjczyku.
Kiedy szliście wyglądał na zdenerwowanego, jego mowa ciała była właściwa do sytuacji. Albo perfekcyjnie go wyszkolono. Jego reakcja na patrol wiele mówiła. Mianowicie Styryjczyk wyglądał jakby miał zaraz dostać zwału. Z jednej strony utwierdzało to w przekonaniu, że nie wchodzicie w zasadzkę, jednak z drugiej mogła przewodnik mógł zrobić coś głupiego ze stresu.
I oczywiście zrobił.
Kiedy łupnął głucho o ziemię siłą woli powstrzymałeś się, by nie łupnąć jemu, lub sobie w czoło. Wszystko wyglądało tylko na nieszczęśliwy wypadek. Potknął się na wystającym korzeniu, na który nie zwrócił uwagi patrząc w stronę zwiadu. Jednak znów, mogła to być tylko idealna poza. Przynajmniej miał na tyle rozumu by zostać nie ziemi i nie gramolić się na nogi powodując jeszcze większy hałas.
Rozmowa zwiadu ucichła. Na bazie słuchu szacowałeś, że są nie dalej niż pięćdziesiąt metrów i nie mniej niż trzydzieści metrów od was.

Othorionie, uważnie obserwowałeś otoczenie, zwłaszcza, że byłeś na tyłach. Jeżeli szliście w zasadzkę była duża szansa, że będziesz musiał chronić szychy przed sobą. Cholernie wymagające i stresujące zadanie.
Zwłaszcza, że nie mogłeś sobie pozwolić na fajerwerki.
Kiedy usłyszałeś zwiad wroga jakaś część ciebie zaczęła się cieszyć i liczyć, że może jednak będą eksplozje. Szybko jednak skarciłeś ten głos. Las i ryzyko wykrycia czyniły z tego wyjątkowo głupie pragnienie, dlatego cieszyłeś się, kiedy prowadząca was Toruviel wybrała brak konfrontacji.
Szliście powoli starając się ominąć patrol. I wtedy wszystko zaczęło się poważnie sypać. Nie byłeś pewien jak ale Styryjczyk wylądował na dupie. Pewnie się potknął cholera, nie wszyscy dobrze znoszą stres. Zatrzymałeś się i mocniej chwyciłeś miecz.
Nasłuchiwałeś. Rozmowa patrolu ucichła, słyszeli. Ciężko było nie słyszeć, musieli by być głusi. Przewodnik przywarł do ziemi. Czekałeś na decyzje co dalej.

Toruviel - 05-11-2015, 02:30

Toruviel stwierdziła, że musi improwizować. Przykucnęła i odgarnęł ściółkę między korzeniami pobliskiego drzewa i podniesionym z ziemi patyczkiem wyrysowała pewnymi ruchami ręki kilka symboli: swarzycę i w dwa naprzeciwległę jej ramiona wpisała źródła ledwie słyszalnym szeptem intonując : atsa ekltele talami erre - tu w jednym źródle umieściła podniesiony z ziemi kamyk - atsa ektele laisi erre - w drugim kilka liści pobliskiego krzewu leszczyny - talami sangavide dewanya anwa laisi iltade - w środek swarzycy wpisała węzeł kierunkowy, a pod nim falę, w którą wpisała "anwa", wciąż nucąc cichuteńko tehta tatyave. Grot węzła wskazywał głębię lasu, w kierunku przeciwnym do enklawy, tak by efekt zaklęcia oddalał się od nich.
Wyprostowała się i machnęła dłonią w stronę Styryjczyka nakazując mu prowadzić ich dalej. Posłała mu też delikatny uśmiech i przyłożyła palec do warg w wymownym geście. Gdy ostrożnie ruszyli szepnęła po raz pierwszy anwa. Czyniła to kilkakrotnie i za ich plecami rozlegały się coraz dalsze trzaski i szelesty wywołane zaklęciem. Liczyła, że patrol da się nabrać. Łudziła się.
Rzecz jasna w razie czego była gotowa walczyć. Albo zacząć grać. Zdecydowanie wolałaby grać.

Onfis - 05-11-2015, 03:34

No tak, przystanek "gówno po kostki" i to przez niezdarność nehta. I ten człowiek miał ich zaprowadzić w środek terytorium ich największego wroga? Jeśli to nie figurant, to Styria upadła naprawdę nisko. A nie, oni zawsze byli największym dnem. No cóż, świat nie ucierpi ani na śmierci tego człowieka, anie na zniknięciu całej tej przeklętej nacji. Myślami na chwilę powędrował na Zapołudnie, gdzie mógł kryć się klucz do unicestwienia tych przeklętych istot. Już raz pokonał ich hetmanów i przywódców w Górach Mgieł, teraz przyszła pora dokończyć działa. Wrócił jednak szybko do teraźniejszej chwili. Najważniejsze było skupienie i szybkie działanie. Kto nie działa, ten ginie.
W czasie kiedy Toruviel kleciła rytuał, Onfis, który bardziej ufał jednak sprawdzonym metodom i doświadczeniu, przykląkł przy Styryjczyku i nachylił mu się nad uchem.
-Jeśli zaczną się do nas zbliżać, wyjdziesz im trochę na przeciw i okrzykniesz hasłem. Wiem, że macie takie hasła jako gwardia, które pozwalają wam na więcej. Tylko nie próbuj ich potajemnie zaalarmować, bo i tak to poznamy, i nici z naszej umowy. No, nie masz się przecież co bać. Każdy zrobi swoje, wszyscy będą szczęśliwi, nikt nie zrobi nic głupiego, prawda?
Oczywiście blefował, nie dali jeszcze rady złamać wszystkich szyfrów i kodowań, ale był pewien, że strach gwardzisty, o ile jest prawdziwy, będzie najlepszym gwarantem prawdziwości jego słów.

Reshion vol 2 Electric Bo - 05-11-2015, 17:04

Zgrzytnął zębami. Nie dość, że zdrajca to jeszcze fajtłapa. Pokręcił głową wyjmując powoli, aby nie robić więcej hałasu, łuk i strzały. Niepodważanie doceniał wartość jaką stanowił dla nich ów styryjczyk. Mimo tego fakt, że dla własnych korzyści pomaga zdobyć im ostatni bastion swojego ludu sprawiał, że czuł wobec niego coś na kształt obrzydzenia. Sprzedawczyki zawsze były w cenie ale nigdy nie lubił podawać im ręki. Nałożył strzałę na cięciwę i lekko ją naciągnął, gotowy na wypadek gdyby pozostałe dwie idee nie powiodły się.
Elidis - 06-11-2015, 20:25

Początkowo nie mogliście określić czy dywersja Toruviel przyniosła skutek. Po chwili jednak zauważyliście, że choć jedno światło zaczęło się od was oddalać, drugie podążyło w waszym kierunku. Patrol musiał się rozdzielić.
Światło zbliżało się do was powoli, parę razy zatrzymywało się, żołnierz wyraźnie badał okolicę. Zwiększało to szanse, że was znajdzie, jednak tez sprawiło, że Sryryjczyk nie poruszał się tak szybko jak by mógł i dawało wam czas na oddalenie się od zagrożenia.
Wasz przewodnik wciąż wyglądał na zestresowanego, jednak nie można było powiedzieć, że się bał. Szedł też znacznie ostrożniej uważanie patrząc gdzie stawia nogi. Światło wciąż za wami powoli podążało, jednak zostawało w tyle. Odetchnęliście z ulgą. Jak dobrze pójdzie strażnik uzna, że łupnięcie pochodziło od złamanego konaru, lub czegoś podobnego.
Teraz jednak mieliście stanąć przed nowym zagrożeniem.
Na waszej drodze stanął jeden z licznych fortów broniących enklawy. Fort miał kształt pięciokąta z czworokątnym donżonem w centrum. Według waszych informacji stacjonowało tam około pięciuset ludzi. Las wokół wykarczowano by odsłonić pole ostrzału. Od fortu dzieliło was jakieś trzysta metrów, a wy staliście niedaleko granicy lasu. Ziemia zaczynała się tu mocniej wznosić, staliście na granicy stoku ciągnącego się aż do samej Kalidorea.
Wiedzieliście, że będziecie musieli przejść obok. Pozostałe drogi odpadały, gdyż umocnienia były rozlokowane zbyt gęsto. Tutaj jednak niedawno rozegrała się potyczka i przedpole fortu usłane było resztkami machin oblężniczych dając schronienie przed wzrokiem strażników. Na południe od fortu ciągnął się pas wciąż nie wykarczowanych pni, także zapewniających potencjalną osłonę. Sam fort stał na kamiennym klifie, nie było szansy by ze szczytów muru dojrzeć kogoś idącego u podnóża klifu.
Przewodnik odwrócił się do was. W jego oczach dostrzegliście mieszaninę emocji. Złość, stres, rozpacz i wstręt do samego siebie. Była jednak też w nich determinacja. Ten człowiek wyraźnie nie chciał robić tego co robi, a jednak się do tego zmuszał. Został złamany. Mogliście domyślać się z jakiego powodu.
Milczenie Tavar. Na pewno dawało się we znaki wielu, zwłaszcza Ulundo. Dlatego ten człowiek się poddał i dlatego też to był najlepszy moment na atak.
- Dobra, jak chcecie to zrobić? – szepnął. – Przed nami jest pobojowisko, ale tam będą patrole. Na południu mamy wycinkę, ale żadnej osłony aż do niej, jednak ciągnie się aż za fort. Na północy jest kilka wąwozów dość głębokich by nas tam nie wypatrzyli, ale między nimi jesteśmy odkryci – obejrzał się na w stronę gdzie ostatni raz widzieliście światło patrolu. – No i jest jeszcze to.

Toruviel - 07-11-2015, 20:16

Napięcie nie spadało, od dawna nie brała czynnego udziału w podobnej akcji. W sumie znajome uczucie wytężenia wszystkich zmysłów sprawiało jej satysfakcję, już zwłaszcza w momencie, kiedy ich oczom ukazał się fort.
Ze smutkiem skonstatowała, że kiedyś to oni byli w sytuacji Styryjczyków, a Laro wolało przyłożyć ręki do ich klęski. A teraz Laromaton zdecydował się przyjąć ludzi, była ciekawa co wyniknie z otwarcia gór dla Styrii. Jak to zmieni Laryjczyków. Zaraz jednak skupiła się pytaniu ich przewodnika.
Najlepiej byłoby dotrzeć do wycinki - po pierwsze zapewniała osłonę, po drugie dla nich najłatwiej jest poruszać się w terenie zalesionym. No i las daje JEJ więcej możliwości działania.
-Mówisz, że aż do wycinki nie ma osłony... dojdźmy do granicy pobojowiska i wzdłuż niej podejdźmy jak najbliżej wycinki. I właśnie nią miniemy fort. - wiedziała, że obaj mają większe doświadczenie dotyczące pracy w terenie, ale Onfis zdecydowanie deklasował w tym względzie Othoriona. - Jeszcze można spróbować dojść pod ścianę klifu i tak dotrzeć do wycinki, tylko to zdecydowanie naraża nas na spotkanie z patrolem. Pytanie co wolimy ryzykować - bycie dostrzeżonym z murów czy starcie. Chyba że Twoje doświadczenia podpowiada co innego? Kaelisie?

Reshion vol 2 Electric Bo - 13-11-2015, 21:50

Pytanie, które z tych dwóch bardziej nam przeszkodzi. Moim zdaniem lepsza byłaby ta droga gdzie magia w chwili potrzeby znowu nam pomoże skryć się przed strażnikami. Póki daje radę. - Obejrzał się znów w kierunku z, którego przyszli. Zmarszczył brwi. - Czas nas nagli więc głosowałbym na trasę przez wąwozy.
Powiedział co wiedział jednak i tak przeczuwał, że ostateczna decyzja nie należy do niego w tej sprawie. Tak jak myślała dyplomatka Onfis był bardziej doświadczony od niego, mimo to partol podążający za nimi wymuszał szybkie i zdecydowane działania więc wolał się w sprawie wypowiedzieć gdyby lomin miał wątpliwości.

Onfis - 14-11-2015, 13:23

Wysłuchał opinii obojga elfów. Dokonał w głowie kalkulacji, stawiając na skomplikowanych szalkach wszystkie wady i zalety danych dróg, osobiste uzdolnienia członków zespołu, oraz wypadkową Styryjczyka. Wiedział, że jego towarzysze mogą mówić cokolwiek, ale i tak składają ciężar decyzji na jego barki. Przyzwyczaił się. Jednak przecież to nie on był tu najważniejszą osobą...
-Jeśli wolno mi zasugerować tulya'Toruviel, przede wszystkim musimy unikać patroli, są największym zagrożeniem, więc pobojowisko odpada - omawiał sytuację na głos odkreślając kolejne rozwiązania - Wąwozy zapewnią nam ochronę, ale też ograniczą naszą orientacją i pole widzenia. Dodatkowo łatwo dać się w takim miejscu zaskoczyć. I mogą tam siedzieć Laro. Musimy dojść do wycinki, tam dodatkowo będziemy mogli wykorzystać twoje talenty pani i nie stracimy z oczu tego patrolu.
"Aczkolwiek ten nehta będzie miał więcej okazji żeby się potknąć" - dodał w myślach, ale wpisał to w rubryczkę "ryzyko". Najwyżej będzie go łapał.

Elidis - 14-11-2015, 18:10

Po krótkiej wymianie zdań ustaliliście plan działania. Wasz przewodnik popatrzył na was lekko zdziwiony gdy usłyszał ostateczną wersję. Na jego twarzy pojawiła się też przelotna podejrzliwość, gdy ostateczna wersja nie padła od ciebie Toruviel, lecz od Onfisa.
- Jesteście tego pewni? – zapytał szeptem. – Wycinka to nie jakaś wybitna osłona i mamy do niej z dwieście metrów łysego terenu.
Gdy zapewniliście go, że jesteście pewni wzruszył ramionami i szepnął coś niezrozumiale pod nosem. Ruszyliście w stronę wycinki, pokonując pewien odcinek drogi skrajem lasu, by móc przejść w prostej linii do celu zmniejszając ryzyko wykrycia.
Powoli szliście naprzód starając nie rzucać się nerwowych spojrzeń w stronę umocnień. Różnie wam to wychodziło, zależnie od nerwów i doświadczenia w terenie. Szliście nisko przy ziemi, poruszając się powoli i ostrożnie, przed każdym krokiem badaliście grunt. Marsz był męczący i trwał długo. Zastanawialiście się jak musicie wyglądać z murów. Cztery powoli przemieszczające się plamy zieleni. Tak, tak właśnie musieli to widzieć strażnicy. Rzecz jasna o ile widzieli.
W pewnym momencie Styryjczyk pokazała wam byście się zatrzymali. Okrył się starannie płaszczem i zamarł w tej pozycji. Szybko powtórzyliście tę czynność. Ukryci za materiałem dostrzegliście dwa punkciki na murach zwrócone w waszą stronę. Strażnicy. Odczekaliście nieznośnie długą minutę, zanim ruszyli na dalszy obchód murów.
Wreszcie dotarliście do wycinki. Pnie miały różną wysokość. Jedne sięgały do pół łydki, inne do pasa. Gdzieniegdzie leżały też sterty jeszcze nie okorowanych bali, jednak było ich raczej nie wiele. Wycinka musiała być dość stara, a jedynym powodem, dla którego jeszcze nie wykarczowano pni były zapewne ciągłe szturmy.
Rozluźniliście się nieco. Mogliście tutaj iść szybciej, przemykając od pnia do pnia. Obejrzeliście się by zobaczyć, czy nikt was nie śledzi. Przez chwilę mieliście wrażenie, że ostrzegacie małą plamkę latarni zmierzającą w stronę fortu, nibyliście jednak pewni. Ruszyliście dalej przemykając od pnia do pnia. Ostrożnie sprawdzając teren. W pewnym momencie dostrzegliście trzy majaczące między pniami sylwetki. Zaklęliście w duchu.
- Co jest psia ich mać – zaklął szeptem przewodnik. – Miało nikogo tu nie być. Ten teren jest praktycznie nie patrolowany i …
Uciął słysząc dwa głosy dochodzące zza was. Reszta patrolu. Ci przed wami są oddaleni o jakieś pięćdziesiąt metrów, ci za wami może o dwadzieścia, trzydzieści metrów. Wokół was są pnie, najbliższe w odległości dwóch trzech metrów. Ich wysokość jest mocno nieregularna, tak samo ich odległość od siebie. Jednak odległości między nimi zwykle nie przekraczają pięciu metrów. Jakieś piętnaście metrów przed wami jest sterta bali wysokości półtora metra.

Toruviel - 17-11-2015, 01:43

Toruviel szybko oceniła sytuację. Było źle. Bardzo źle, nie do końca tego się spodziewała decydując się na tę trasę. Ale teraz było już za późno na odwrót. Kiwnęła na pozostała trójką nakazując im iść za sobą. Najszybciej jak się dało, robiąc jak najmniej hałasu przemknęła do sterty drewna i obeszła ją, by jak najlepiej ukryć się przed wzrokiem obu patroli. Wiedziała, że w razie potrzeby przerwie natychmiast, by walczyć.
I znowu -
narysowała sporą tarczę, tak, by w każdym jej ramieniu, oraz w centrum mogło (przy bardzo dobrych chęciach) zmieścić się po jednym z nim. W centrum wpisała swarzycę, ale z braku czasu nie bawiła się już w dwa źródła - jedno wpisała w środek i umieściła w nim kamyk ze słowami sanga talami atsa erre oraz podniesioną z ziemi korę, szepcząc sanga laisi atsa erre.
Wskazała krótkimi gestami miejsca, które pozostała trójka powinna zająć, przykucnęła nakazując im to samo i wtedy zamykając oczy w skupieniu wyszeptała
ektele laisi halda erre talami kelva yaareth korin reena kirmari a ziemia spod ich stóp uniosła się i zamknęła kopułą opierającą się o stertę bali. Jej powierzchnia, ich ochronna granica skruszała, upodabniając całą maskującą strukturę do sterty piasku. Czekała, nasłuchując, wbijając oczy w mrok panujący pod skorupą.

Onfis - 17-11-2015, 18:15

Pięć celów, dwie grupy, prawdopodobnie ludzie, Laro by już dawno ich zauważyli. Teren sprzyjający, księżyc też. Wyciągnął sztylet przygotowując plan.
Najpierw tamta dwójka. Przecięta krtań i przebity mózg. Szybko określił potencjalną drogę od pnia do pnia i przywarł nisko do ziemi. Jednak w tym momencie polecenie wydała Toruviel, ruszył więc w stronę sterty drewna, adaptując działania dyplomatki do swojego planu. W końcu sam wybrał tą drogę ze względu na możliwości elfki. Przyklęknął w wyznaczonym miejscu, na prawo od Styryjczyka i obserwował jak zamyka się nad nimi kopuła. Zamknął oczy i zdał się na słuch. Po pierwsze skupił się na patrolach, jednak wsłuchiwał się też w oddech przewodnika. Gdyby ten zrobił się nerwowy do tego stopnia, że mógłby zrobić coś głupiego, był od razu gotowy go powstrzymać, nawet jeśli miałoby to oznaczać egzekucję.
Napiął mięśnie gotowy do skoku w każdym momencie. Nie da się powstrzymać bandzie nehta, którzy wyszli na przechadzkę, był na to o kilkanaście loa za stary.

Reshion vol 2 Electric Bo - 18-11-2015, 02:12

Widać gwiazdy na niebie dzisiejszej nocy planują wystawić nasze umiejętności na próbę. - Pomyślał wyciągając nóż. Drugą ręką szybko poprawił miecz aby dał się od razu wyszarpnąć. Przeleciał wzrokiem całą drużynę w poszukiwaniu osoby przejmującej inicjatywę i napotkał dwie o widocznie odmiennym podejściu. Sam zaś był gotowy zrobić co kazali w tej chwili bez zawahania, ograniczył się tylko do poprawienia pozycji, tak aby mógł szybciej wstać. Oraz do obserwacji styryjczyka czy coś nie kombinuje i nagle nie postanowi stać się bohaterem wśród swojego lud w godzinie próby. Kiedy przemieszczali się do dyplomatki sprawdzał wzrokiem czy może coś "niechcący" nie wypadło nehta i dałoby szansę strażnikom ich znaleźć. Sam też się pilnował, jak znaleźli się pod kopułą w miarę możliwości obmacując kieszenie i kaletki liczył ile ma w nich sprzętu a ile być powinno. Wolał uniknąć przykrych sytuacji.
Elidis - 21-11-2015, 02:32

Toruviel twoje zaklęcie działo jak należy. Wrz z towarzyszami zniknęłaś pod kopułą z ziemi. Miałaś tylko nadzieję, że nie przejrzą czaru. Lub też, że ten zbytnio cię nie wyczerpie. Czułaś jak energia przepływa przez twoje ciało i umysł. Nieustannie nadawałaś jej kierunek, modulowałaś ją i formowałaś. Było to meczące. Co więcej przez ściany schronienia nie mogłaś określić co dzieje się na zewnątrz.

Słyszeliście ciche kroki, dwójka ludzi zbliżała się do was nieśpiesznym krokiem.
Przystanęli.
Blisko. Bardzo blisko. Wasz nadludzki słuch niemal wyłapywał ich oddech.
- Co to jest?
- Co?
- Te hałdy ziemi. Były tu wcześniej?
- A czy to ważne?
Głosy były bardzo blisko, najwyraźniej stali tuż nad wami.
Oddech waszego przewodnika nieznacznie przyśpieszył, jednak człowiek zachował zimną krew.

Othorionie przeglądając kaletki i kieszenie licząc posiadany sprzęt zacząłeś się zastanawiać ile z tego przyjdzie ci użyć. Czy przyjdzie. Mimo woli zacząłeś wizualizować sobie eksplozję jednego z namacanych granatów. Ciekawa perspektywa. Szkoda, że schronienie stworzone przez elfkę nie pozwalało rozejrzeć się dookoła.
Może gdyby wydrapać mały otwór... Nie to w sumie głupi pomysł.
Cały czas czekałeś też na jeden, chociaż jeden zły ruch ze strony Styryjczyka. Dopiero teraz dotarło do ciebie, że nie wiedzieliście jak ma na imię. Wzruszyłeś ramionami. Nie istoty szczegół.

- Co wy tam tyle robicie? – głos był nieco oddalony, widać należał do kogoś z drugiego oddziału
- Bet podziwia rzeźbę terenu – odezwał się ktoś bliżej was.
- Mówię ci, że to jest jakieś podejrzane...
- Chrzanisz. Chodźmy już stąd. Mamy jeszcze spory kawałek do sprawdzenia.
- Hymm – znów dalszy głos. – My pójdziemy, wy zostańcie. Nalla idź to sprawdzić, potem was dogonimy.
- Tak sir – głos należał do kobiety.
Przez chwilę wasze przyzwyczajone do ciszy uszy zostały zbombardowane hałasem jaki wywołało odejście oddziału.
Kolejna osoba podeszła pod waszą kryjówkę.
Przez chwilę nic się nie działo. W tym czasie kroki oddziału oddaliły się.

Toruviel przez całą długość kręgosłupa przeszedł ci nieprzyjemny dreszcz. Czułaś, jak idealnie ułożona struktura nici energetycznych tworzących zaklęcie została naruszona przez kogoś z zewnątrz. Przez czyjąś moc.
To co stało się zaraz potem było nie uniknione.

- To jest zaklęcie! Pod spodem są żywi! – powiedziała kobieta.
Usłyszeliście przytłumione szczęknięcie dobywanej broni.

Onfis od początku tej misji zastanawiałeś się kiedy wszystko dokumentnie się spieprzy i staniecie przed poważnym ryzykiem wykrycia. Miałeś swoją odpowiedź.
Kobieta musiała być magicznie uzdolniona i to nieźle. Nie dość, że rozpoznała zaklęcie Toruviel to jeszcze zdołała je przerwać. Wasze schronienia w mgnieniu oka zaczęły pękać i rozpadać się. W ułamkach sekund legły w gruzach wystawiając was na atak.
Świetnie, najwyraźniej jednak trzeba będzie popracować trochę nożem.

Magiczka w naturalny sposób za największe zagrożenie uznała innego maga. Wykrzyczała szybko słowa zaklęcia. W twoją stronę Toruviel pomknęła kula trzeszczących płomieni. Nie miałaś czasu na reakcję. Na ułamek sekundy przed uderzeniem świat wyhamował Poczułaś na twarzy ciepło zbliżającego się płomienia. Zobaczyłaś w całej krasie obłok magicznego ognia.
Później był już tylko ból i gorąc.
Jeden z żołnierzy ustawił się przy kopule waszego przewodnika i gdy ta opadła od razu dźgnął go między żebra celując w serce. Styryjczyk stęknął z bólu i upadł trzymając się za plującą krwią ranę.
Drugi wojownik stał naprzeciw ciebie onfisie. On także natychmiast pchnął rapierem, jednak byłeś na to gotowy. Zepchnąłeś ostrze własną bronią. Styryjczyk był jednak dobrym szermierzem. Nie dał się wybić z rytmu. Zrobił krok w tył by uniknąć ewentualnej kontry. Zamarkował cios w lewy bark i szybką fintą ciął od drugiej strony.
Othorionie najwyraźniej sprzyjało ci szczęście. Nie byłeś atakowany przez żadnego z przeciwników, co dało ci szansę na obejrzenie pola walki. Wraz z Onfisem i Styryjczykiem staliście w rogach trójkąta otaczając Torucviel. Magini stała jakieś dziesięć metrów przed elfką. Po prawej od elfki walczył Onfis, po lewej na ziemi zwijał się wasz przewodnik. Żołnierz, który zadał mu być może śmiertelny cios stał teraz zwrócony w twoją stronę.
Skoczył w twoim kierunku. Dzieliły was może trzy metry.

Reshion vol 2 Electric Bo - 22-11-2015, 22:35

Z całej czwórki Othorion w chwili usłyszenia słów magini miał najbliższą przeciętnemu zjadaczowi chleba reakcje, kiedy hałdy ziemi opadały mimowolnie w głowie zaklną szpetnie, jak to większości z nas się zdarza gdy coś nie idzie po naszej myśli, nie przeszkodziło mu to jednak by się do walki przygotować dobierając broń. Sztylet w prawej, miecz w lewej, pozycja defensywna - ostrze gotowe do odbicia ciosu - to mógł zobaczyć gdy spojrzał na niego w tej chwili. Żaden cios jednak nie nadszedł co dało elfowi kilka cennych sekund na analizę sytuacji.
Wykorzystując cenne sekundy na przegląd pola bitwy i jednoczesne obmyślenie najlepszych decyzji jakie powinien teraz podjąć doszedł to niezaskakujących nikogo wniosków. Tuyla ranna niestety na kilka pierwszy sekund będzie musiała się ograniczyć do obrony lub pomocy znajdującemu się w znacznie gorszej sytuacji ich nehta. Onfis już zajęty walką na lewym skrzydle i żaden z nich nie miał jaki liczyć na wsparcie drugiego w pojedynkach. Jednak czy w ogóle tego wsparcia potrzebowali, mimo przewagi liczebnej przeciwnika styryjczycy nie powinni dorównywać elfom pod względem umiejętności a tym bardziej doświadczenia. Co prawda wojskowi tutaj stacjonujący z pewnością posiadają więcej doświadczenia do przeciętnego żołnierza styryjskiego zanim inwazja Qa ruszyła niczym rozszalały byk na północ oraz pokazali, że potrafią dłużej przeżyć niż inni - czy to dzięki umiejętnością, sprytowi czy nawet trywialnemu szczęściu jednak głównie to przemawiało na ich stronę. Elfy, z którymi przyszło im się zmierzyć za to był o szczebel wyżej w hierarchii wojowników mogąc dumnie zaliczać się do oddziałów do zadań specjalnych.
Sam Othorion nigdy nie udawał, że jest mistrzem miecza - potrafił natomiast posłużyć się nim w chwili potrzeby i posługiwał się nim brutalnie i skutecznie. Zawsze walczył w sposób mało widowiskowy, bez zbędnych pół piruetów, obrotów, zwodów i takich tam. Dlatego też walczył nieczysto a jego ulubioną kombinacją broni białych był miecz i sztylet - kombinacja rzadko używana przez oddziały regularnego wojska na polach bitew. O wiele częściej można było ją spotkać w ciasnych alejkach i uliczkach miast gdzie degeneraci i recydywiści używali jej na swoich ofiarach.
I tak jak jeden z tych oprychów walczył, przeważnie swoim ostrzem blokował wrogie po czym osłonięty przed kontratakiem szybko się zbliżał i mig zadawał brutalne cięcia i - o wiele bardziej niebezpieczne - sztychy celując w witalne miejsca. Nie wahał się także widząc okazję rzucić sztyletem w przeciwnika tylko by - jeśli ów rzut go nie skończy rzecz jasna - zajętego unikaniem wroga zaatakować tam gdzie się tego nie spodziewa.
Zanim jednak uznasz tego elfa za kogoś pokroju osób przed chwilą wymienianych wiedz, że umie też walczyć "po rycersku" i honorowo kiedy przyjdzie potrzeba oraz widząc, że przeciwnik potrafi walczyć i obronić się przed podłymi sztuczkami postara się go wykończyć jak w podręczniku do szermierki stoi.
Póki co skupił na człowieku, który przelał pierwszą krew dzisiejszej nocy wpychając ostrze między żebra ich tymczasowego sojusznika. Wyszedł mu naprzeciw i zaatakował. Nie miał to być legendarny nieunikalny cios morderca lecz "markowany" atak wymierzony w brzuch zmuszający przeciwnika do bloku. Prawdziwym zagrożeniem miał być cios następujący po tym jak przeciwnik zablokuje - zamierzał szybko zbliżyć się i zaatakować sztyletem kiedy rapier tamtego będzie zajęty parowaniem ostrza miecza. Nie jest jednak jak wergund wykonujący rozkazy i w razie przypadku gdyby zauważył, że jego zamierzone działanie nie odniesie skutków przystosuje się do nowych warunków i zmieni swoje zachowanie aby mieć lepszą szansę osiągnąć swój cel. Celem jest jak najszybsze pozbawienie życia styryjczyka lub wprowadzenie go do stanu, w którym nie będzie już zagrożeniem pod jakimkolwiek względem.

Onfis - 22-11-2015, 22:47

Język elficki jest śpiewnym językiem artystów i mędrców. W tej chwili jednak cały potencjał tej pięknej mowy został skumulowany do kategorii "przekleństwa". Gdyby głębiej się nad tym zastanowić, to pobożne życzenia jakie Onfis wysłał w stronę Styryjczyków, różnych członków ich rodzin oraz trzody momentami były zupełnie sprzeczne. Jednak czy kogoś to obchodziło?
Onfis zbił pchnięcie. Styryjscy szermierze. Uczeni do walki w tercji, specyficznym szyku wykorzystującym zdobycze technologii broni czarnoprochwej. W szyku śmiertelnie skuteczni, przyzwyczajeni do fint, uników i odskoków. Wprawieni na zapołudniowych i wergundzkich mieczach. Potrafili przejść większość zasłon, zbić większość ciosów. Dlatego Onfis nie miał zamiaru wyprowadzać żadnego ciosu, przynajmniej nie na razie.
Wykorzystując, że wciąż był w przyklęku wyrzucił przed siebie prawą nogę próbując podciąć przeciwnika. Jednocześnie w lewej ręce zacisnął garść piachu i wyrzucił ją w stronę twarzy przeciwnika. Jeśli Styryjczyk nie uskoczy, skończy się to dla niego lotem na ziemię i nożem przez ucho wbijającym sie w mózg. Gdyby jednak okazał się na tyle szybki, by powstrzymać fortel elfa, w odwodzie pozostawało przerzucenie ciężaru na wysuniętą prawą nogę i szybki skok by skrócić dystans do możliwie jak najkrótszego, a by wręcz przylgnąć przeciwnika, zatapiając ostrze w jego sercu.

Toruviel - 22-11-2015, 23:18

Ból był przeszywający, ale nie na tyle, żeby nie mogła myśleć. I nie skląć siebie w myślach mało elegancko, bo w pośpiechu zapomniała dodać do zaklęcia furtkę do takiej sytuacji. A teraz płaciła.
Ogień, kolejne poparzenia. Ale lżejsze, o ile lżejsze niż te sprzed lat. Nie umywały się nawet do tego, co zafundował jej Elidis. Poza tym, przecież to nie pierwsza rana w jej życiu. Po tych wszystkich bitwach ma poddać się jednej powierzchownej ranie? Poza tym, robiła co mogła, by odzyskać zimną krew.

Czuła, że na razie z funkcjonalną magią może się pożegnać. Silny ból promieniujący z lewego barku skutecznie przesłaniał połączenie z mocą. Ale nie przestała myśleć. Złapała głęboki oddech. Styryjczyk. Widziała jak Kaelis i Othorion związali walką tych najbliżej nich. Dalej stała magiczka, niech będzie przeklęta. Jakim cudem w Styrii jest mag posługujący się żywiołami?! Miała sztylet, ale z walką wręcz radziła sobie przeciętnie, nie mówiąc o ryzykowaniu rzutu.
Szybko przysunęła się do ich Styryjczyka, wyjmując z kaletki dwie fiolki, zatamowanie krwawienia i zasklepienie. Może niewiele to da, ale warto spróbować. Oczywiście o ile nie stwierdzi, że nie da się do wyleczyć. Czuła promieniujący od niego strach, ale uwagę miała podzieloną między niego, a czarodziejkę i ich towarzyszy, gotowa w razie czego paść na płask na ziemię, gdyby zechcieli posłać coś nieprzyjemnego w jej kierunku. Gdy była przy nim natychmiast wyjęła też sztylet i rozcięła ubranie w okolicy rany, zalała zatamowaniem i zasklepieniem, jednocześnie pytając:Masz coś na ból? Cokolwiek, żebym mogła czarować
Wiedziała, że w takich sytuacjach - o ile nie jest za późno - myśli są niezwykle jasne.

Elidis - 26-11-2015, 16:11

Othorion, zgodnie z tym co podejrzewałeś Styryjczyk sparował cięcie mieczem. Nie spodziewałeś się jednak tego co nastąpiło później. Miecz trzymałeś w lewej, silniejszej ręce, sztychowałeś prawą. Przeciwnik zablokował twoje cięcie, a widząc sztylet postanowił szybko go wyeliminować.
Wybił się z cofniętej nogi, wykonał szybki, silny skręt ciała. Uderzył barkiem w twój bark. Poczułeś jak prąd przebiegł przez twoje ciało. Straciłeś czucie w ręce, sztylet upadł na ziemię. Zdołałeś jednak zachować postawę i cofnąć się.
Styryjczyk odkopnął sztylet płynnie wyprowadzając krótkie cięcie w od prawej ukośnie w głowę, a zaraz potem szybki sztych pod lewy obojczyk.
Zdałeś sobie sprawę, że to nie byli tacy zwykli żołnierze, a ich poziom był zdecydowanie bliżej waszego niż na początku sądzięłś.

Onfise, twój przeciwnik także popisał się szybkością. Zdołał cofnąć się i uniknąć twojego podcięcia. Obrócił też w porę głowę, by oberwać piaskiem we włosy, zamiast w oczy. Instynktownie zastawił się mieczem. Sądząc po jego szybkości nie miałbyś dość czasu, by zbić blok i sztychować tak jak planowałeś.
Miałeś jednak inna opcje. Zbliżyłeś się do wroga jak planowałeś i ugodziłeś go nożem w brzuch. Z rany polała się krew. Styryjczyk spróbował uderzyć cię głową, jednak tym razem to ty byłeś zbyt szybki i zdołałeś się cofnąć.
Styryjczyk ustawił się bokiem do ciebie, by osłaniać zraniony brzuch. Dobrze wiedział co robi. Nie mógł już sobie pozwolić na długie wypady, rana mu przeszkadzała. Wciąż jednak był groźny. Wyginając nadgarstek wykonał krótką fintę i ciął ukośnie od prawej przez pierś.
W tym samym czasie magini znów wykrzyczała zaklęcie. Tym razem kula wrzeszczących płomieni pomknęła w twoją stronę Ofisie. Było w niej jednak coś innego, była mniejsza, jakby bardziej ściśnięta, skoncentrowana. I miała błękitną barwę. \
Miałeś ułamki sekund na reakcję.

Toruviel stan waszego przewodnik był opłakany. Krwawił obficie, wyraźnie miał przebite trzewia o czym świadczyła także krew płynąca mu z ust. Nie byłaś pewna czy proste eliksiry zdołają tu coś zdziałać, ale warto było spróbować.
Podałaś mu zatamowanie krwawienia, a później, gdy strumień krwi nieco zmalał zasklepienie. Krawędzie rany zaczęły powoli się zrastać, ale blada cera przewodnika świadczyła, że stracił dużo krwi, Być może zbyt dużo.
Gdybyś tylko mogła użyć magii.
- Masz - powiedział z wyraźnym wysiłkiem podając ci małą fiolkę. – Nazywam się Alner, przy okazji…
Skinęłaś głową, jakie to miało znaczenie? Wzięłaś łyk cierpkiej mikstury lekko się krzywiąc. Poczułaś jak drętwieje ci język i przez moment twój umysł zalała fala paniki. Typowe objawy zatrucia. Chciałaś już zacząć wywoływać wymioty, czasem to działo, kiedy poczułaś jak ból oparzeń ustępuje.
Styryjczycy mają ciekawy gust do lekarstw. Rzuciłaś okiem na fiolkę, zostały cztery dawki.
Jakkolwiek nieprzyjemne było to uczucie mogłaś dzięki temu znów rzucać czary, choć efekt był tylko chwilowy.
_________________

Toruviel - 29-11-2015, 17:30

Z tyłu głowy kołatała jej się myśl, że gdyby przewodnik... Alner, chciał ją zabić, to właśnie wydała na siebie wyrok śmierci. Ale gdy przeszywające ramię ból zniknął, odetchnęła z ulgą. I zrobiło jej się żal tego człowieka. Chciał przecież tylko tego, czego ona i jej rodacy.
A jego właśni pobratymcy bez zastanowienia go ranili. Schowała sztylet.
Zwróciła chłodny wzrok na czarodziejkę i jej asystę. Była zmęczona kanałowaniem mocy do zasłony, ale wciąż miała swoje własne rezerwy energii. Uniosła ręce szybko recytując:
Weere talami lantante laisi yaareth tulkare seikelva tatyave, tatyave, tatyave wskazując po kolei na kobietę oraz dwóch mężczyzn, oczekując aż w ziemi wystrzelą korzenie, przebijając całą trójkę na wylot.
Wiedziała, że będzie ją to kosztować dużo mocy. Jeśli czar zadziała będzie musiała odsunąć się walczących i odprawić rytuał, podłączyć się do mocy, żeby pomóc Kaelisowi i Othorionowi.
A jeśli nie zadziała, pozostaje zwiewać z zasięgu zbrojnych za stertę bali i liczyć, że zdąży tam zaczerpnąć energii do dalszej walki.

Onfis - 02-12-2015, 03:22

Onfis rzucił się do tyłu próbując jednocześnie uniknąć ataku rapierem i lecącego pocisku. Pomimo że próba byłą rozpaczliwa, wiedział, że nie może go wybić z rytmu. Jeśli udało mu się uniknąć obu ataków odskakuje jeszcze krok do tyłu, po czym rzutką posyła rzutkę w stronę rannego styryjczyka, celując w nogę. Potem wyciąga miecz gotowy zakończyć swój pojedynek.

/Krótko, bo nie wiem co w sumie zrobić, jak wszystko zależy od uników ;) /

Reshion vol 2 Electric Bo - 02-12-2015, 20:11

Zapytany w tej chwili nie powiedział by, że jest zaskoczony swoją porażką. Wiedział, że to zagrania ma niewielkie szansę na powodzenie jednak w tej chili owych ryzykownych zagrań potrzebowali do przechylenia szalek wagi na tym ich stronę.
Cios w głowę spróbwał zablokował mieczem, a kolejny uniknąć odskakukąc od wrogiego ostrza. W miarę możliwości wyprowadził potem atak na przeciwnika, tym razy nie jakąś tanią sztuczkę ale cios, który ma wroga zranić, celując w jedną z nie chronionych części ciała.

Elidis - 03-12-2015, 04:51

Onfisie wiedziałeś, że musisz uniknąć obydwu ataków. Skręciłeś ciało bokiem schodząc z drogi rapiera. Zobaczyłeś ostrze broni tuż przed twarzą. Następna była kula ognia. Nie miałeś już gdzie się odsunąć więc zrobiłeś jedyną rzecz jaki przyszła ci do głowy.
Wychyliłeś ciało do tyłu, wyrzuciłeś ręce za głowę, wybiłeś się z ziemi. Przez chwilę opierałeś się na rękach pozwalając by siła wybicia sama obróciła twój tułów i nogi, po czym odepchnąłeś się i wylądowałeś pewnie na nogach.
Kula wrzącej energii przeleciała tuż obok. Twój szalony przewrót powinien był wytrącić przeciwnika z rytmu, sprawić, że ten się pogubi. Tak się jednak nie stało i Styryjczyk znów na ciebie natarł, Wymieniliście kilka szybkich ciosów. Gdy zaklęcie Toruviel zaczęło działać.

Othorionie skutecznie zastawiłeś się przed ciosem wroga i wyminąłeś jego sztych. Jednocześnie miałeś okazję by odpłacić mu pięknym za nadobne. Wyprowadziłeś błyskawiczny cios prawą pięścią w brzuch wroga.
Styryjczyk stęknął z bólu i cofnął się szybko o krok zmuszając cię do podejścia i niwelując przewagę jaką dawał ci celny prosty. Musiałeś lepiej wyczuć przeciwnika wyprowadziłęś trzy proste ciosy na lewe i prawe udo, oraz od boku w głowę. Cięcia w głowę i prawe udo zablokował, przed tym w lewe wykonał płynny unik z finezyjną paradą.
Był cholernie dobrym szermierzem.
Przeciwnik wyprowadził błyskawiczne cięcie przez klatkę piersiową. Czubek jego ostrza dosięgnął celu. Poczułeś jak ukłucie zimna, a zaraz potem nieprzyjemnie swędzącą pręgę bólu. Wyprowadziłeś szybki cios by zmusić przeciwnika do przerwania ataku.
Nie wyglądało to dobrze.

Toruviel, dzięki miksturze od Styryjczyka imieniem Alner znów mogłaś czarować. Szybko wymówiłaś słowa zaklęcia patrząc z satysfakcją, jak przez chwilę ziemia się trzęsie by zaraz potem wystrzelić twardymi jak stal korzeniami.
Pierś Stryjczyka walczącego z Othorionem została błyskawicznie przebita. Mężczyzna spojrzał się dzikim, przerażonym wzrokiem na zakrwawiony, drewniany szpon wystający mu z piersi. Plunął krwią. Korzeń wycofał się z ohydnym mlaśnięciem zrzucając z siebie ofiarę.
Kolejny korzeń przebił maginię wyrastając dokładnie pod nią. Kobieta zatrzęsła się szeroko otwierając oczy w przerażeniu. Jej nogi lekko się ugięły. Nagle ciało uniosło się kilka centymetrów na ziemię. Z ust kobiety strzeliła fontanna krwi, a w ułamku sekundy z ust nieszczęsnej kobiety wyrósł zdrewniały kolec. Magini trzęsła się przez chwilę. Gdy korzeń się wycofał opadła na kolana, by następnie uderzyć w ziemię twarzą w dół.
Trzeci korzeń chybił celu. Wiedziony instynktem, lub mając po prostu szczęście ostatni Styryjczyk uskoczył na ułamek sekundy przed tym, jak korzeń wystrzelił z ziemi. Niestety szczęście wojownika skończyło się, gdy ten spotkał się ze sztyletem Onfisa.
Walka była skończona. Odetchnęłaś z ulgą. I pomyśleć, ze gdyby nie ten zdrajca to wcale nie musiało zakończyć się tak szczęśliwie. Odwróciłaś się w jego stronę, by podziękować mu za pomoc.
Jednak Alner nie ruszał się i nie oddychał. Krew już nie sączyła się z jego rany. Rany, która go zabiła. Zamknęłaś mu oczy.

Musieliście ruszać dalej. Mury enklawy były już dobrze widoczne, jednak odgłosy walki mogły ściągnąć więcej patroli. Poszliście zatem na około by zmylić ewentualny pościg. Przemykaliście od pnia do pnia, od cienia do cienia. Bez przewodnika było ciężej, jednak musieliście sobie jakoś poradzić.
Dwa razy mijaliście inne patrole. Żołnierze wyraźnie się śpieszyli. Wasze działania musiały podnieść alarm. Wreszcie udało się wam opuścić wycinkę. Od murów enklawy wciąż dzielił was kilkadziesiąt metrów, jednak udało się wam pokonać je bez przeszkód. Njaciszej jak tylko potrafiliście zeszliście do głębokiej fosy otaczającej enklawę, modląc się, by nie zwrócić uwagi strażników.
Będąc już na dole spędziliście kilka drogocennych i pełnych napięcia minut szukając wejścia do Kalidorei. Bez przewodnika szło wam to powoli, jednak wreszcie znaleźliście drewnianą klapę starannie przykrytą liśćmi i trawą. Była otwarta. Cicho wśliznęliście się do środka.
Przeszliście kilkanaście metrów wąskim korytarzem, by wreszcie wejść do słabo oświetlonej sali, wyraźnie laryjskiego rzemiosła. Jej przeznaczenie nie było dla was jasne, nie mieliście też czasu się nad nim zastanawiać.
Czuliście się jednak dziwnie.
Toruviel zrzuciłaś to na stres związany z operacją i tym, jak blisko byliście celu. Jednak wy, Onfisie i Othorionie, dobrze wiedzieliście, że było to subtelne ukłucie intuicji agenta polowego.
- Padnij! – wydarł się twórca kasty Ludzi Cienia.
Rzucając się na ziemię, Onfisie, pociągnąłeś za sobą lekko zdezorientowaną Toruviel. Othorion także skoczył na podłogę. Chwilę później powietrze rozdarł trzask cięciw i stukot wielu bełtów odbijających się od ścian.
Sytuacja była zła. Więcej, była dokładnie zaplanowana. Oliwne lampy umieszczono tak, by dawały dużo blasku przy wyjściu z ciasnego korytarza. Doskonale was oświetlały, jednocześnie uniemożliwiając zobaczenie niczego za kręgiem światła.
Z ciemności wypadło czterech wojowników w mundurach tentara pertama uzbrojeni w rapiery. Walczyli w dwójkach, gdy jeden ciął, drugi sztychował. Atakując zmusili was do rozdzielenia się. Onfisie zasłoniłeś sobą Toruviel stając naprzeciw Styryjczyków, ty zaś, Othorionie, walczyłeś kilka kroków dalej sam.
Nie wiedzieliście ilu wrogów było jeszcze w pomieszczeniu, jednak wyraźnie usłyszeliście co najmniej cztery naciągane cięciwy.

Letoy wraz ze swoim oddziałem czekałeś na wezwanie powoli podążając za oddziałem infiltracyjnym. Liczyłeś, że będziesz miał trochę roboty gdy oddział wpadł na wycince, ale nic z tego.
Cholerni lomini chcieli wszystko zrobić sami. Wróć, lomini i tulya. Jeszcze lepiej. Podążaliście za nimi aż do wejścia do enklawy. Siedzieliście chwilę przy wejściu. Nie miałeś zamiaru wprowadzać oddziału do środka kiedy lomini mogli być blisko. Wasze wejście narobiłoby hałasu i mogłoby was zdradzić.
W pewnym momencie wiedziony intuicją przyłożyłeś ucho do wejścia. Zmarszczyłeś brwi nasłuchując by po chwili rozszerzyć oczy w wyrazie zadziwienia.
- Wchodzimy, teraz! – szepnąłeś rozkaz do reszty oddziału.
- Sir, za szybko mogą nie być dość daleko...
- Morda! Tam się toczy walka. – zacząłeś otwierać przejście. – Tym razem nie zagarną wszystkiego dla siebie. – dodałeś wchodząc w ciemność.

Wasza obrona stawała się powoli desperacka. Nie widząc przeciwnika, który miał zapewne znaczną przewagę liczebną i walcząc w rozproszeniu niewiele mogliście zrobić. Toruviel desperacko starałaś się odwrócić losy starcia, gdy nagle przyszła odsiecz.
Dwie strzały przecięły powietrze, trafiając jego z wrogów Othoriona w skroń i wychodząc z drugiej strony czaszki. Druga strzała wbiła się w bok stojącego bliżej wejścia wojownika walczącego z Onfisem.
Zaraz potem z przejścia wypadł Letoy. Szybkim ciosem zakutego w stal lewego ramienia powalił trafionego w bok Styryjczyka. Tuż za ohtat szło trzech kolejnych elfów, dwóch dzierżyło miecze i niewielkie tarcze, trzeci walczył dwoma ostrzami. Za nimi przy wejściu pojawiło się jeszcze dwóch elfów, tym razem lutha uzbrojonych w łuki refleksyjne i krótkie miecze.
Ohtat z tarczami błyskawicznie odparli dwóch wciąż sprawnych wrogów pozwalając wam znów walczyć razem. W zacienionej strony pomieszczenia wynurzyło się kolejnych trzech przeciwników. Wydawało się wam też, że widzicie jak kusznicy ukryci w cieniu unoszą broń do barków.
Starcie zaczynało wyglądać lepiej, jednak od wygranej wciąż była daleka droga.
Zwłaszcza, że dostrzegliście ruch czegoś wielkiego naprzeciw wejścia.
Naprawdę wielkiego.

Reshion vol 2 Electric Bo - 04-12-2015, 18:46

Mimo chwilowej pauzy w potyczce Othorion nie przestał działać. Miał mały dylemat czy zgasić światłą czy może lepiej spróbować przemieścić jedno z nich w pobliże przeciwników. Zdecydował się na opcję drugą. Podbiegł szybko do jednej z lamp oliwnych, zdjął misę ze stojaka po wysunął się na przód oddziału wymijając resztę elfów, mówiąc gdy potrzebne "Ogień niosę." po czym - jeśli podłoga wyglądała na gładką i śliską - położył ją na podłodze i popchną tak aby przesunęła się do przodu. Jeśli zaś był przeciwnie rzuciły ją w stronę wrogów starając się nie ochlapać płynem. Misę niósł cały czas trzymając po boku tak by miarę możliwości nie ograniczać sobie pola widzenia światłem oraz gdyby wrogi bełt w niego poleciał nie wylądował by twarzą w ogniu tylko odepchnąłby ją od siebie by ograniczyć jej negatywne działanie na siebie.
Po tym wszystkim, jeśli wszystko pójdzie jak to sobie wymyślił, wycofałby się za tarczowników i przygotował swój łuk do użytku.

Toruviel - 05-12-2015, 19:41

-Hantanyelle! - dziękuję Wam, nie umiała powstrzymać tego okrzyku, jaki wyrwał się jej z ust, gdy dwaj atakujący padli martwi. Wsparcie. Mogli tu zginąć, gdyby nie rozsądek dowódcy oddziału. Zanotowała sobie w pamięci, by mu podziękować.
"Talami reena rinde yaareth laisi dewanya" - wyrecytowała krótkie zaklęcie, mające wznieść ścianę wokół kuszników, odgradzając ich (przynajmniej na jeden ich strzał) od elfów i reszty tentara pertama.

Potem korzystając z wsparcia cofnęła się nieco i szybko narysowała krąg - wyjęła z kaletki jeden z kawałków kredy, którą wprost uwielbiała. Wspaniale sprawdzała się w zamkniętych pomieszczeniach.
Dość standardowo narysowała swarzycę i w dwa naprzeciwległę jej ramiona wpisała źródła ledwie słyszalnym szeptem intonując : atsa ekltele talami erre - tu w jednym źródle umieściła podniesiony z ziemi kamyk - atsa ektele laisi erre - na drugi pozwoliła skapnąć kilku kroplom krwi z nakłutego opuszka małego palca. W środek wpisała zamykający wiral behera laisi, behera talami, atsa, yarreth, i pobrawszy moc, postąpiła ku wysuniętemu do przodu ramieniu swarzycy i wpisała tam krzyż hethe oraz węzeł kierunkowy. Wycelowała w niknący w ciemności korytarz
laisi marratzu talami valye kalve aitoru weere korin - zanuciła, widząc oczami wyobraźni chmurę pyłu spowijającą skrytych w mroku kuszników, padających na ziemię z krwotokiem wewnętrznym, nierozumiejących co się stało.
anwa tatyave - dodała po chwili, ponawiając zaklęcie, by mieć pewność, że odniesie zamierzony skutek.
Jej myśli były niezwykle czyste, na prawdę dawno nie walczyła. Od czasów Vekowaru. Teraz wiedziała, że musi utrzymać najwyższą koncentrację, by nie pozwolić źródłom mocy wymknąć jej się z rąk.

Cały czas miała baczenie na ich plecy i na to coś czające się od strony wejścia. Była gotowa w każdej chwili, by błyskawicznie zwrócić się w przeciwną stronę ( w razie potrzeby opuszczając węzeł kierunkowy ) i ugodzić nowego przeciwnika zaklęciem, najpewniej tym powodującym pylicę, lub odgrodzić go od nich (reena talami yaareth tulkare korin laisi marratzu), by kupić im trochę czasu.zależnie od tego, co dało by lepszy skutek.

Onfis - 07-12-2015, 19:21

Onfis zmrużył lekko oczy. W pełni rozumiał, że interwencja komandosów uratowała ich dupy, jednak wciąż uczynili to samowolnie, ignorując wcześniej ustalony tryb działania. Takie działanie, kierowane często osobistymi pobudkami, w większości przypadków potrafiło zawalić całą misję. Miał tylko nadzieję, że tym razem, wbrew wszystkiemu, wyjdzie im to na dobre. Postanowił odłożyć na później objechanie młodego dowódcy oddziału. O ile jeszcze będzie kogo i komu opieprzać.
Póki co przykucnął obok Lutha i przygotował jedną z rzutek, pokrywając ją trucizną paraliżującą układ nerwowy. Miał nadzieję, że cokolwiek na nich idzie, odczuje skutki zatrucia, nawet pomimo swojego rozmiaru. Oczekiwał wypatrując okazji do zaatakowania wyłaniającego się z cienia monstrum.

Fachuraw - 08-12-2015, 23:55

Myślał i myślał i coś wymyślił.
Chopy-odezwał się do łuczników-jak bariera zacznie opadać ,to jak najszybciej zestrzelcie wrogich strzelców, zrozumiano?
A może ten plan nie wypali-pomyślał ,przez chwilę. W razie co miał już założone gogle ,ale w każdej chwili w niecałą sekundę mógł je znów założyć na czoło. Trzymał także granat błyskowy w ręce, by w najgorszym wypadku rzucić go i jak najszybciej wejść w szereg strzelców wroga i szybko wyjść,ale jeśli tylko coś nie wypali, bo kto by się rzucał pod nogi wielkiego stwora.
A wy tarczownicy ,pozycje obronne i bronić tulye.-wydał rozkaz ,po czym zrócił się do wojownika z dwoma ostrzami- Ty też pozycja obronna, ale broń Othoriona.
Teraz mógł tylko skupić się na przyszłe starcie. Spowolnił oddech i się uspokoił.
"Czas na walkę, jest tuż ,tuż...więc się skup, pamiętaj ONI muszą przeżyć i TY też"-pomyślał.

Elidis - 09-12-2015, 10:02

Othorionie misa z płonącym olejem była gorąca. Cholernie gorąca. Nie znajdując niczego innego chwyciłeś ją przez chustę odwiązaną z szyi, zdjąłeś ze stojaka i jak najszybciej rzuciłeś, czy raczej pchnąłeś przesuwającą się po gładkiej posadzce, w stronę w wrogów.

Misa szybko ślizgała się po posadzce. To co odsłoniła nie napawało optymizmem.
Pod ścianą stało czterech strzelców uzbrojonych w ciężkie kusze. Dalej za nimi stała osoba w szacie maga bojowego z rapierem w dłoni. W pokoju było jeszcze siedmiu Styryjczyków uzbrojonych w rapiery i puklerze, w tym kolejny w mundurze maga.
Jednak zdecydowanie najgorszy widok stanowiła masywna istota przed wami.
Potężne, zwaliste cielsko pokryte było szarą, chropowatą skórą, która nie była skórą. Tylko pokrywą z mniejszych i większych kamieni. Ulundo kamienia. Potwór nie nosił zbroi, miał tylko szeroką przepaskę biodrową. Zaciętą twarz Ulundo porastała długa broda z mchów. Liczne pęknięcia na „twarzy” świadczyły o licznych walka w jakich brał udział. W ręce trzymał morgenstern z długim na ponad metr, ciężkim łańcuchem zakończonym kulą z mnóstwem ostrych żeleźców. Rękojeść broni była z drugiej strony zakończona prostym, trzydziesto centymetrowym szpikulcem.
Mieliście tylko kilka sekund by obejrzeć pole bitwy.

Othorionie ogień pozwolił tobie i towarzyszom lepiej rozeznać się w sytuacji, jednak uczyniło z ciebie idealny cel.
Jednak nie dla kuszników.
Mag idący w pierwszym szeregu wyciągnął w twoją stronę dłoń. Dostrzegłeś błysk pierścienia.
Poczułeś ostry ból, który niespodziewanie przerodził się w dojmujące zimno.
Spojrzałeś na źródło bólu.
Z prawej strony spod klatki piersiowej wyrastał długi kolec z mętnego lodu.

Toruviel rzuciłaś swój czar tuż po tym jak Othorionj zdążył rozświetlić pokój. Zaklęcie poderwało chmurę pyłu i wtłoczyło ją w płuca nieszczęsnych kuszników. Jednak mag Styryjczyków wykrzyczał kontr zaklęcie rozpraszając obłok i chroniąc kuszników.
Nie spodziewał się jednak tak szybkiej powtórki z rozrywki.
Drugi czar zdołał zranić wrogów, jednak znów mag przyszedł z pomocą i rozproszył część efektów.
Nie był jednak w stanie pomóc dwóm kusznikom, którzy upadli na ziemię krztusząc się plując ciemna krwią na posadzkę, co tylko przyspieszało ich nieuchronny zgon. I tkanki pękały cięte setkami drobin, a ciała napełniały się wypływającą przez rany krwią.
Paskudna, bolesna i dość powolna śmierć.

Onfisie szybko nałożyłeś truciznę na ostrze. Postanowiłeś że opieprzysz ewidentnie nadal rządzącegob się Letoya później. Jak już załatwicie tych przeklętych Styryjczyków.
I tego potwora.

Letoy wykrzyczałeś szybko rozkazy i patrzyłeś ułamek sekundy jak twój oddział posłusznie je wykonuje. Efekt zaskoczenia był po waszej stronie, jednak wiedziałeś, że była to co najwyżej ulotna przewaga.
Należało działać szybko.
Dobiłeś przeciwnika wcześniej powalonego uderzeniem.

Pozostali przy życiu kusznicy wystrzelili zabijając jednego lutha trafieniem w głowę i o włos chybiając Toruviel.
Ohtath z tarczami odpierali ataki wroga. Jeden z nich uderzył przeciwnika rantem tarczy wytrącając z równowagi. Następnie kopnął w brzuch i gdy róg zgiął się w pół ohtat zakończył jego Zycie ciosem w kark. Drugi tarczownik poważnie ranił jednego ze Styryjczyków płaskim cięciem w brzuch.
Ohtat z dwoma mieczami siał zamęt pośród wrogów. Zajął walką maga i ranił go w udo. Innemu wrogowi zadał śmiertelną ranę wbijając ostrze pomiędzy żebra wojownika, który upadł na kolana obficie krwawiąc.
Ostatni z lutha dobił klęczącego wroga, następną strzałą zdjął jednego z dwóch wciąż żywych kuszników. Starcie zaczynało obracać się na waszą korzyść.
Jednak wtedy do walki wkroczył Ulundo.
Skoczył pomiędzy walczących z dźwiękiem potężnej lawiny schodzącej po zboczu góry. Uniósł potężny morgenstern. Jedno uderzenie strzaskało tarczę ohtat. Drzazgi poleciały w powietrze, a mordercza stalowa kula uderzyła wojownika w pierś. Z jego ust wystrzeliła fala krwi. Szybkim ruchem ręki Ulundo wbił ostrzy szpikulec w pierś stojącego za nim wojownika z dwoma mieczami. Następnie obrócił się w stronę Letoya i wziął kolejny zamach.
Ulundo walczył bez jednego choćby słowa. Z zaciętą, milczą twarzą.
Bez emocji. Bez łaski.

Onfis - 12-12-2015, 14:22

Onfis nigdy nie był typem osoby walczącej w zorganizowanej grupie. Więc gdy tylko Ulundo włączyło sie do walki, on znalazł w tym swoją szansę. Posłał zatrutą rzutkę w stronę rannego maga, po czym wstał.
-Zostawiam wam dużego - rzucił tylko gdzieś w stronę Toruviel i ruszył starając się wyminąć z lewej Ulundo zajęte walką.
Planował skrócić dystans do odgrodzonych kuszników i zaskoczyć ich walką w zwarciu. Liczył tym samym, że otworzy reszcie pole do okrążenia Ulundo i da czas Toruviel na zmajstrowanie jakiegoś zaklęcia. Jednocześnie przeszukiwał w głowie wszystkie wiadomości na temat kamiennych mutantów, ich słabych stron, wad i sposobów neutralizacji.
Dlaczego w ogóle wszystko musiało iść nie tak? Mieli kreta? Poszedł przeciek? Wszystko było ustawione, a ich przewodnik był tylko kozłem ofiarnym? Trzeba będzie się temu przyjrzeć po powrocie. Jednak jeśli Styryjczycy myśleli, że go powstrzymają, grubo się mylili. Ich zagrania tylko podniecały w nim chęć zniszczenia tego, co zostało z kraiku. Niech widzą, kto tu rządzi - mogą mu przeszkadzać od początku, nawet znać jego plany, a on i tak doprowadzi je do końca, choćby wyszedł mu na przeciw sam Sephres. Wszystko dla Aenthil. I wszystko dla zemsty.

Reshion vol 2 Electric Bo - 13-12-2015, 16:49

Othorion nie spodziewał się, że niezostanie ranny podczas swojego wypadu jednak nie obstawiał, że dostanie mu się lodowym soplem.
Zabolało. Mocno. Stęknął z bólu i odruchowo rzucił się do tyłu aby uniknąć dalszego ostrzału, nie sprawdzając nawet czy pocisk przeszedł na wylot. Kiedy upadał na podłogę w głowie pojawił mu się widok jak mag korzystając z okazji detonuje znajdując się w nim odłamek, wizja zmasakrowanych organów oraz bolesnej śmierci przyśpieszyła mu ciśnienie. Ugryzł chustę i powoli zaczął wyciągać sopel z brzuch, z bólu wydając bardzo nie przyjemne dla ucha odgłosy. Chwile ciągnęły się w nieskończoność a sekundy wydawały się być godzinami, choć poza jego głową czas mijał o wiele szybciej. Bok zaczynał coraz bardziej dawać o sobie znak, czuł jakby palił się.
Kiedy w końcu wyciągnął zakrwawiony bolec odrzucił go na bok, chustę przyłożył do rany i zdołał wykrzyczeć tylko - Medyk! - po elficku zanim poczuł, że zaczyna powoli tracić przytomność.

Toruviel - 15-12-2015, 03:37

Nie było czasu do stracenia. Świsnęły bełty. Wzdrygnęła się gdy jeden minął
ją o włos. Zarejestrowała walącego się na posadzkę trupa i rannego Othoriona.
Cofnęła się najdalej jak mogła. Wiedziała, że to od sprawności jej działań
zależy ich życie lub śmierć. Niekoniecznie jej się to podobało, bo do walki
włączył się ulundo. Oni byli najgorsi. Jak zawsze, byli najgorsi. Straceni na
zawsze. Wyciągnęła rękę ku niemu talami orta atsa arrer tulkare laisi
marratzu
. Chciała unieruchomić ulundo, zatrzymać je w jednym miejscu,
choćby i na krótki czas. Za ziemia zafalowała pod nogami monstrum i stopiła
się z jego kamienną skórą zatrzymując go. Nie wiadomo na jak długo.

Ale Toruviel nie zwracała już na niego uwagi. Rysowała tarczę mrucząc
reena orta tulkare korin talami errer laisi lantatnte
, wznosząc
podstawową ochronę mającą osłabiać osobę próbującą się przedrzeć z zewnątrz.
Miała być zakotwiczona w ziemi i elfka liczyła, że w razie potrzeby
powstrzyma nadlatujące bełty. I zaczęła sie gorączkowo uwijać, odprawiając
rytuał najszybciej jak mogła bez ryzyka, że coś zepsuje.
Narysowała odwrotny solar o promieniach skupiających energię - ektele
laisi atsa sanga erre talami poykaldi
- w środek wrysowała swarzycę, w
którą wpisywała kolejno w ramiona węzeł, wymawiając ektele laisi dewanya
erre
, w następnym również wpisała węzeł ektele talami atsa erre, w
kolejne ramię wpisała triskelidon i, wymawiając słowa sanga yaareth talami
poykaldi, aitoru laisi weere talami tarnar - tehta laisi yaareth kelva
tatyave
, przeszła do centrum, gdzie narysowała krzyż hethe oraz dwie
fale, oraz dwie tarcze reena -dewanya anwa sangavide lantante - dewany
tulkare erre
. Przeszła wreszcie do przeciwległego ramienia gdzie znów
wpisała triskelidon i dokończyła tehta laisi yaareth kelva tatyave.
W miarę jej ruchów, kroków i słów w centrum coś zaczynało się dziać ziemia
gromadziła się, powoli nabierając kształtu, drgając, jakby ktoś ją ugniatał i
formował, jednocześnie samoistnie także zdawała się zmieniać.
Toruviel w pozostałe dwa ramiona także wrysowała węzły dla ziemi i życia,
ponawiając formuły. Stanęła w ostatnim węźle i zaintonowała Sangavide
laisi wanya - anwa laisi behera ektele, atsa weere tehta aitoru, laisi
yaareth tulkare
nadając jej tworowi, któremu w swojej wyobraźni zaczęła
nadawać formę drzewa, zdolność pobierania energii.

Jeszcze wielokrotnie krążyła wokół wzrastającego drzewa, wciąż nucąc i
intonując, wplatając wciąż te same formuły, dodając od czasu do czasu formuły
znanych jej zaklęć dotyczących drzew za pomocą prostej formuły aitoru
...korin, przez co ent precyzyjnych zdolności. Skupiała się jednak
na jak najszybszym wzroście, formowaniu i nadawaniu sprawności.
Ostatecznie podeszła i wydrapała nożem krzyż hethe a w jego polach odwrócony
solar, wiral, triskelidon i falę. Tehta tarnar weere halda erre dodała
umacniając znak centralny wspomagający funkcje życiowe enta oraz zamaskowała
go. Skończyła. Skończyła!

Posłała go ze słowami "A ante firie ulundollo" - Zanieś śmierć temu
potworowi. Po czym sama w miarę możliwości włączyła się do walki.

Fachuraw - 16-12-2015, 00:22

Pomóż Othorionowi-powiedział do wojownika z tarczą-A ty...ochraniaj naszą tulye -do luthy. Strzelaj do kuszników, a jak się skończą...to do reszty. Pamiętajcie ,aby uważać na ulundo.
Ja zajmę się resztą
-po czym wpadł niczym tornado we wrogów. Wybijał przeciwników z rytmu i szybkimi ruchami przecinał im gardła.
Robiąc to miał nadzieję ,że wyrobi się zanim ulundo znów się poruszy.
Każda sekunda była ważna, gdy ten potwór nie walczył ,ale dla pewności między "skakaniem" od jednej ofiary do drugiej patrzył na kamienną postać.

Elidis - 16-12-2015, 04:21

Letoy wykrzykując rozkazy zignorowałeś atakującego cię Uludno kamienia. Wielki potwór spokojnie wziął zamach.
Kiedy obróciłeś się w jego stronę było już za późno. Zobaczyłeś tylko lecącą w twoją stronę stalową kulę.
Ból.
To słowo stało się całym twoim światem. Przeszywało twoje jestestwo i wypełniało je całkowicie, po brzegi, a nawet się przelewało.
Cios spadł na opancerzone ramię i zapewne tylko dlatego go nie pogruchotał. Jednak mimo to ręka była wyraźnie złamana, gdyż zginała się nie w tę stronę co trzeba.
Sądząc po ilości krwi złamanie było otwarte, a kość zapewne nie pękła, ale została rozerwana, co oznaczało, że w ciele mogło utkwić wiele odłamków kości.

Onfise skoczyłeś w stronę kuszników. Chciałeś wyminąć Ulundo, który chwilowo zajął się Letoyem, jednak potwór był szybszy, niż podejrzewałeś.
Błyskawicznie obrócił się, by uderzyć cię wielką kamienną pięścią. Zobaczyłeś wyraźnie jak potężny kułak leci w twoją stronę. Zacząłeś już żegnać się z zębami.
I wtedy potwór zachwiał się i runął do przodu opierając się na ręce, którą chciał cię zaatakować. Szybko zdałeś sobie sprawę, że potwora dopadło zaklęcie Toruviel.
Skoczyłeś na pozostałego przy życiu strzelaca. Bełt przeciął powietrze gdy nadbiegałeś.
Wybiłeś się i wykonałeś obrót w powietrzu. Bełt prześliznął się po twoich plecach. Wylądowałeś miękko przed zaskoczonym i przerażonym żołnierzem. Cios był szybki, pod obojczyk prosto w serce. Mężczyzna tylko szeroko otworzył oczy ze zdziwienia.
Złapałeś bezwładne ciało żołnierza i pchnąłeś je na jednego z wojowników z rapierem. Ten zdołał wyminąć umierającego kolegę, nabił się jednak na twoje ostrze, które przeszło wprost przez jego gardło.
Poczułeś ukłucie, a w zasadzie całkiem nieprzyjemny ból pod lewą łopatką. Odwróciłeś się wykonując paradę, która uratowała ci życie, bowiem odbiła cios Styryjskiego maga bojowego. Mężczyzna z zaciętą twarzą natarł kolejny raz. Uniósł ręce do zaklęcia.

Pękający kamień wydaje potworny dźwięk. Jakby sama Matka Ziemia zgrzytała z bólu zębami. Z wszechogarniającym hukiem Ulundo wydostał stopy z potrzasku.
Jego łydki wyglądały inaczej, były cieńsze i nierówne. Najwyraźniej fragmenty ciała stwora utknęły w podłożu.
Ulundo zawył z bólu i furii. Z rządzą mordu w oczach rzucił się w stronę sprawcy swojego cierpienia. Po drodze dostał kilkoma strzałami posłanymi przez lutha, który miał chronić czarodziejkę.
Potwór podszedł do łucznika ignorując strzały, choć z jego cielska wyrazie płynęła gęsta, ciemna krew. Lutha dobył miecza, jednak stwór po kilki ciosach złapał elfa za głowę i zgniótł ją niczym miękki owoc.
Krew ochlapała ściany.
Potwór znów ruszył w stronę Toruviel.

Othorionie wysłany przez Letoya ohtat opatrzył twoją ranę, zalał ją eliksirem odkażenia i regeneracji.
- Możesz walczyć bracie? – rzucił, gdy kiwnąłeś głową uśmiechnął się. – Dobrze! Za Aenthil!!
Z tym okrzykiem rzucił się na dwóch pozostałych przy życiu wojowników i jednego z magów.
- Oczy! – krzyknąłeś po elficku, po czym rzuciłeś kilka granatów oślepiających.
Jeden poleciał przed tarczownika, drugi w maga, który ranił Onfisa. Granaty uderzyły o podłogę, po nieznośnie długim czasie pękły uwalniając potężny błysk.
Żołnierze styryjscy z krzykiem zakryli oczy i skulili się. Ohtat uderzył jednego z nich rantem tarczy. Łamiącemu się karkowi żołnierza towarzyszyło obrzydliwe chrupnięcie. Drugiego z żołnierzy ohtat uderzył w kark kończąc jego życie.
Skoczyłeś by pomóc wojownikowi, widziałeś bowiem, że mag nie został do końca oszołomiony granatem. Ohtat sparował cios rapiera, później kolejny, mag jednak walczył lepiej niż można byłoby się tego spodziewać. Wyczekał moment i pchnął elfa w brzuch.
Następnie odwrócił się w twoją stronę, Othorionie. Wypowiedział zaklęcie. Zobaczyłeś jak formuje się przed nim kolejny lodowy kolec.
Spiąłeś się przed uderzeniem.
Jednak do niego nie doszło.
Ciałem ohtat targnął wstrząs. Z jego pleców wystawała gruba, lodowa lanca, która po chwili wybuchła zalewając tkanki zamarzającą wodą.
Doskoczyłeś do lekko zaskoczonego maga. Uderzyłeś w prawy bark wroga, ten sparował cios i wyprowadził pchnięcie, uniknąłeś go. Ciąłeś płasko przez brzuch, skróciłeś dystans, trzymanym w lewej ręce mieczem zablokowałeś rapier wroga, wyciągnąłeś sztylet. Wraziłeś krótkie ostrze w gardło maga. Ten plunął krwią i osunął się na ziemie.
Pochyliłeś się nad rannym ohtat. Szybko oceniłeś jego stan. Pod mostkiem z jamy brzusznej ziała wielka, paskudna, poszarpana rana. Można było założyć, ze zniszczenia wewnętrzne były jeszcze większe. Sądząc po świszącym oddechu płaty płucne były poszarpane.
Nie mogłeś dla niego nic zrobić. Wojownik wyciągnął rękę, złapałeś go za drżącą dłoń. Elf przełknął napływającą mu do ust krew.
- Za... Aenthil... – po tych słowach wydał ostatnie tchnienie i znieruchomiał.

Granat wylądował między tobą, a magiem Onfise. Obaj jednocześnie spojrzeliście pod nogi, po czym na siebie i skoczyliście w tył.
Granat eksplodował. Mag był zdecydowanie doświadczonym żołnierzem, gdyż zdołał zasłonić się przed błyskiem. Było jasne, że zaatakuje z dystansu, tak miał przewagę. Musiałeś wyczekać moment.
Mag wyciągnął dłoń, wymówił formułę. Skoczyłeś w dół unikając pędzącego pocisku skupionego powietrza, który eksplodował z ogłuszającym hukiem w miejscu gdzie przed chwilą stałeś. Wykonałeś przewrót na ziemi. Wystrzeliłeś w górę opływając sztychującego maga z lewej strony, znalazłeś się za nim. Złapałeś go lewą ręką za prawy bark uniemożliwiając reakcję i poderżnąłeś mu gardło.

Toruviel twoje zaklęcie powoli pulsowało, rosło i zmieniało się. Czułaś, jak przepływa przez ciebie energia, jak cię otacza i otula. Rytuał rósł w siłę, a ty całkiem się w nim zatraciłaś. Przestałaś zwracać uwagę na otoczenie.
Liczyło się tylko zaklęcie.
Sadzonka na środku rosła, kształtowała się zmieniał. A wraz z nią zmieniało się coś jeszcze. Czułaś to, niewyraźnie, nie określone, ale jednak wyczuwalne.
Lekkie muśnięcie gdzieś na krawędzi świadomości.
Ciekawość, ciepło, ufność.
Świadomość.
Życie.
Cienka nitka energii spływała po liniach rytuału do środka, do sadzonki, a jednocześnie ta sama nitka wychodziła z sadzonki i przeszywała twoje jestestwo.
Wzrost, energia, ciekawość.
Sadzonka rosła, wreszcie przybrała formę wielkiego humanoida z długimi ramionami zakończonymi kamiennymi pięściami, nogi drzewca były lekko wygięte na podobieństwo kozich. Jego ciało było wygięte do przodu, a z pleców wyrastały liczne gałęzie tworzące gęsta koronę liści nad stworzeniem. Głowa żywego drzewa przypominała zniekształconą twarz z ziejącą dziurą, a może dziuplą, zamiast ust i nosa, nad którą lśniły oczy z zielonych kamieni. Głowę wieńczyły zakrzywione różki.
Po ciele drzewca przebiegały lśniące linie zielonej energii Życia, tańczyły po korze drzewca układając się w skomplikowane, piękne wzory.
Istota spojrzała na ciebie. W jej nierzeczywistych oczach widać było ufność i ciepło, oraz zalążki inteligencji. Był to wzrok kochającego psa witającego się z panem.
A ty musiałaś kazać mu walczyć.

Drzewiec rzucił się na Ulundo z furią. Uderzył potwora kamienną pięścią w twarz. Przeciwnik zawarczał gniewnie i uderzył morgensternem. Metalowe żeleźce pokruszyły cześć gałęzi na plecach drzewca i wygięły lekko korę na jego plecach.
Ent cofnął się, Uludno wziął kolejny zamach. Gdy metalowa kula znów opadała drzewiec z dziwacznym, trzeszczącym dźwiękiem wyrzucił rękę i owinął wokół niej łańcuch broni.
Metal uderzył w bark stworzenia gruchocząc korę spod której pociekł lekko błyszczący, jasnozielony płyn.
Drzewiec zapiszczał wysoko jednak nie zatrzymał się. Szarpnął ręką wyrywając broń z ręki Ulunod.
Kamienny potwór poleciał do przodu i nadział się na wystawioną pięść enta. Skulił się lekko od uderzenia w brzuch. Ent uderzył drugą ręką, jedna Ulundo zamknął jego pieść w swojej. Ent to samo uczynił z wolną ręką potwora.
Przez chwilę oba monstra siłowały się, jednak uszkodzona prawa ręka drzewca coraz mocniej skrzypiała i skręcała się. Wreszcie z rozdzierającym piskiem drzewca kora puściła i Ulundo wyrwał ramię stworzenia.
Ent wykorzystał to zwalniając chwyt drugiej ręki i sprawiając, że siła samego potwora pozbawiał go równowagi.
Drzewiec wygiął ciało i uderzył potężnie na odlew potwora w twarz posyłając go na plecy. Następnie żywe drzewo uderzyło Ulundo ostro zakończonymi korzeniami stopy, następnie usiadł na jego piersi i zaczął okładać potwora po twarzy sprawną ręką wydając przy tym trzeszczące ryki.
Zielona ciecz chlapała z ramienia przy każdym uderzeniu.
Wreszcie twarz Ulundo zmieniła się w nierozpoznawalną miazgę. Ent przestał swój oszalały atak, zszedł z cielska potwora. Spojrzał na urwane ramię, powoli podstawił dłoń by złapać cieknące z rany krople.
Z przygaszonym wizgiem osunął się na kolana przed Toruviel.

Czułaś ból drzewca, w mniejszym stopniu, ale go odczuwałaś. Gdy Ulundo wyrwał mu ramię krzyknęłaś z bólu i złapałaś się za swoją własną rękę.
Byłaś dumna, że twój twór pokonał wroga, jednak czułaś, że zapłacił za to wielką cenę.
Klęcząc drzewiec spojrzał ci w oczy. Nie potrafiłaś nazwać wszystkich emocji jakie przekazał ci w tym spojrzeniu.
Z cichym piskiem ent opadła na ziemię. Jego wpatrzone w ciebie, lśniące oczy powoli blakły, aż całkiem zgasły.
Łzy same napłynęły ci do oczu.
Ciało enta zaczęło się szybko rozkładać, widać wiążąca je magia przestała istnieć po śmierci istoty. Z trudem odwróciłaś się od niego i zajęłaś ranami Letoya.
Wyciągnęłaś z rany kilkanaście odłamków kości jednocześnie sącząc w ciało elfa energię Życia by ten nie stracił przytomności, lub życia, z upływu krwi. Gdy rana była już czysta zregenerowałaś kość, scaliłaś skórę i mięśnie.
Wyczerpało cię to. Mimowolnie rzuciłaś okiem w stronę ciała drzewca. Jednak nie dostrzegłaś szczątków istoty.
W miejscu gdzie leżał rosły teraz winorośle nieznanego co rodzaju, a pośród nich zauważyłaś pojedynczy, spory orzech.
Podniosła go nie wiedząc specjalnie po co.

Musieliście już ruszać. Należało podłożyć ładunek i otworzyć wrota. Poszliście dalej korytarze nie napotykając specjalnych trudności. Dopiero przed wyjście z tunelu natknęliście się na strażnika, którego jednak szybko zdjął Letoy podrzynając mu gardło.
Ruszyliście przez uliczki śpiącej Kalidorei ukrywając się w podcieniach. Minęliście kilka patroli jednak tylko w dwóch przypadkach musieliście je zdjąć ukrywając ciała w bocznych uliczkach.
Wreszcie dotarliście do głównego garnizonu.
Była to twierdza o kamiennych ścianach, skonstruowanych jeszcze przez Laro, jednak nad nimi wzniesiono dodatkową, drewnianą zabudowę. Kryjąc się przy okolicznych budynkach dotarliście do ściany siedmiometrowego muru.
Po szybkiej ocenie Onfis postanowił wspiąć się po ścianie odbierając wcześniej bombę od Thoriona wraz z szybką instrukcją. Wziął w zęby nóż.
Wspinaczka niosła ryzyko wykrycia, jednak wystające, zwietrzałe kamienie zapewniały zdecydowanie wystarczające oparcie.
W pewnym momencie Onfis zastygł w bezruchu kiedy w okiennicy pojawił się cień sylwetki. Kiedy zniknął mistrz Lomin’yaro ruszył dalej.
Po chwili znalazł się na dachu, uzbroił ładunek i zaczął szybko schodzić po ścianie budynku. Z okna wychylił się żołnierz zaniepokojony hałasami. Szybki cios nożem wyjętym z ust powstrzymał go przed wznieceniem alarmu.
Kiedy Onfis znalazł się na ziemi zaczęliście uciekać uliczką w stronę głównej bramy nie zwracając już uwagi na ryzyko wykrycia.
Musieliście się oddalić zanim...

Potężny huk rozdarł nocne powietrze, a ciemność przerodziła się w dzień kiedy za waszymi plecami wykwitło szkarłatne piekło.

Ogień wzniósł się na wysokość kilkunastu metrów. Okoliczne domy szybko się zajmowały.
Nad ulicą podniosły się okrzyki przerażenia.
Kilka chwil później w innej części miasta wykwitł kolejny, mniejszy jęzor ognia. I jeszcze jeden i kolejny.
Kalidorea Iembatan płonęła.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group