Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

Władcy Ziemi - Sesja [wprowadzenie]

wampirka - 03-11-2015, 00:43
Temat postu: Sesja [wprowadzenie]
Froksend.
Czasem przyjdzie się człowiekowi zastanowić, po jaką cholerę to wszystko. A trzeba nadmienić, że w ostatnich dniach owo "czasem" zdawało się być niemal jednakie do "często", jeśli to drugie rozumować jako "przynajmniej dwa razy dziennie". Ot tak, głównie do posiłków. Może miało to związek z uporczywym bólem w krzyżu, który nasilał się przy najmniejszym nawet ruchu, a jeszcze promieniował wrednie wzdłuż lewej nogi, żeby to wbić się w koniuszek palucha i zawinąć tam w pulsujący, upierdliwy kłębek. Czasem wydawało się już, że słabnie, ale było to tylko preludium do ataku ze zdwojoną mocą. I można powiedzieć, że był to główny powód, dla którego przyszłość rysowała się w coraz ciemniejszych barwach. Sny, które przychodziły zazwyczaj o świcie, pełne krzyków, krwi i niewyraźnych cieni, które sprawiały, że budził się z niemym krzykiem na spierzchniętych wargach, urwały się ostatnio nagle jak ucięte nożem. I choć na początku myślał, że to dobrze, w ślad za tym przyszła tylko dominująca pustka, pochłaniająca wszystko inne. Jak zwykle po przebudzeniu modlił się żarliwie, zaciskając dłonie na wysłużonej rękojeści, ale tym razem nie czuł nawet odblasku aprobaty.
Trzeba w końcu powiedzieć, że właściwie to nie czuł nic. Nawet echa. Pogłosu. Oddźwięku.
Po prostu nic. Cisza, ciemność, pustka, zwał jak zwał. Wielkie, cholerne nic. Jak gdyby Styrwit zawinął się razem z całym majdanem i wyemigrował gdzieś w głęboki zaświat uprawiać rzodkiewkę. Przyjmując oczywiście, że istniało coś takiego jak głęboki zaświat.
Albo jakikolwiek zaświat, żeby doprecyzować. Przecież okazywało się, i nabierał tego przekonania codziennie (potem starał się je porzucić, ale ono znów przychodziło i wszczepiało się w myśli niczym pasożyt), że to co odczuwał stało się faktem.
Że, lecąc w tani kolokwializm, nie było już niczego.
Bo przecież spotkał po drodze kilku kapłanów. Patrzył w ich poszarzałe ze smutku i zgryzoty twarze. Obiecywał sobie, że nie dołączy do tego orszaku głupców, mamroczących modlitwy i nie potrafiących pogodzić się z tym, co przecież już się stało.
Bogowie... zniknęli?
Jasnym było, że na stare lata to się raczej nie przekwalifikuje, ale zamierzał być odrobinę bardziej elastyczny. W dodatku pchało go do przodu jakieś dziwne przekonanie, że los się może odmienić. Nie potrafił tego jasno sprecyzować, ale miał zamazane wrażenie, że kilka ostatnich snów naprawdę wiele mogło zmienić. Problemem był tylko fakt, że za nic w świecie nie potrafił sobie ich przypomnieć.
Ale- co wydawało się całkiem oczywiste, w mieście do którego miał zamiar zawitać najdalej za dwa dni, planował spotkać się ze starą znajomą. A, o ile pamięć go nie zawodziła rzeczona posiadała pewne niezwykłe zdolności związane z przywracaniem wspomnień. Trochę się wzdrygał na wspomnienie metod odzyskiwania pamięci, które stosowała kiedy widzieli się ostatnio, ale postanowił brać jeden problem na raz.
Rozejrzał się po pustym trakcie i pociągnął nosem.
O ile go węch nie mylił, a trzeba przyznać, że mylił rzadziej niż pamięć, to ktoś tu niedaleko opiekał królika. Początkowo zamierzał to zignorować, ale w brzuchu zaburczało już po raz wtóry i to całkiem przejmująco.
Spojrzał w niebo, oceniając fachowo, ile pozostało do zmierzchu. Wyszło mu, że nie więcej niż godzinę. Westchnął ciężko i pociągnął nogą, która odezwała się tępym bólem.
<...>

Kagia. Iraes. Hellon.
Kagia siedziała na skrzynce, w zamyśleniu nawijając na palec jasny kosmyk. Przyglądała się wciśniętemu w kąt karczmy chłopakowi, przysłoniętemu niemal przez barczystą postać syna karczmarza, który tłumaczył mu coś z zacięciem, mocno gestykulując. Chłopak nie wydawał się być dużo starszy od niej, a rozbiegane spojrzenie zdradzało, że prawdopodobnie widział w życiu już zbyt dużo.
A to akurat też zupełnie tak jak ona.
Co jakiś czas nerwowo sięgał do małego palca, na który miał wciśnięty wąski pierścień. Gładził go opuszkami jakby sprawdzał, czy dalej tam jest i gwałtownie przenosił wzrok na syna karczmarza. Potem na drzwi, jakby spodziewał się ataku. I znowu na pierścień.
Zmrużyła oczy żeby lepiej widzieć, ale miała wrażenie, że ozdoba jest raczej damska. Miała chyba filigranowe zdobienia, może jakiś motyw kwiatowy? Sama nie potrafiła sprecyzować, dlaczego tak ściągnęła jej wzrok, ale było w niej coś, co przyciągało.
-Na co się tak gapisz? - czarnowłosa dziewczyna, którą poznała nie dalej jak dzień temu, klepnęła ją w ramię i usiadła z rozmachem obok, aż skrzynka jęknęła boleśnie- Spodobał ci się?
-Ah, weź- prychnęła i wywróciła oczami- Tak się zamyśliłam.
-To się tak nie zamyślaj, bo ci dziecko podrzucą, czy coś- zachichotała czarnowłosa i chciała jeszcze coś dodać, ale przerwał jej krzyk dochodzący z górnego piętra.

Kuna.
Ognisko dogasało. Po pieczeni z królika pozostało tylko wspomnienie i przyjemne ciepło w brzuchu. Ciężko było wartować, bo po takiej kolacji oczy dosłownie same się zamykały. Słuchała spokojnego oddechu towarzyszy i z każą chwilą miała wrażenie, że jej powieki są coraz cięższe. Strofowała się w myślach, ale niewiele to pomagało.
Dopiero chrzęst gałęzi, ewidentnie zgniatanych butem, wyrwał ją w półsennego letargu. Zamarła wyprężona.
Budzić ich czy nie?
Samemu sprawdzić?
Że też ich naszło na nocleg tak głęboko w lesie, z dala od względnie bezpiecznego traktu...

Froksend - 03-11-2015, 12:01

Ból nogi doskwierał mu coraz bardziej gdy kuśtykał w kierunku światła powoli dogasającego ogniska. Gałęzie łamały się pod jego stopami z niemiłosiernie głośnym trzaskiem, a że wzrok już nie ten co kiedyś, a do zmierzchu zostało mało czasu, wystarczyłaby odrobina pecha aby stary paladyn runął z jękiem na ziemię. Poruszając się powoli, zastanawiał się gdzie też podział się Arven. Ten młody chłopak nieraz działał mu na nerwy, jednak dzięki niemu nie narzekał na brak jedzenia, lub towarzystwa.
Kapłan miał nadzieję, że przy ognisku nie zastanie bandy zbójców, gdyż takie ugrupowania rzadko są przychylne samotnie wędrującym starcom. Froksend owinął się szczelniej płaszczem i położył dłoń na rękojeści srebrnego noża.
- Chwała Styrwitowi.- Wycharczał gardłowo, powoli zbliżając się do ogniska.- Raczcie mi wybaczyć to najście, mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko towarzystwu starego wojownika.- Powiódł spojrzeniem po zebranych i zorientował się, że śpią.

Leite - 03-11-2015, 21:26

-No jas...co to było? - urwała nagle Kagia, patrząc z lekkim niepokojem w stronę schodów. Przywykła już do krzyków, wrzasków i innych niespodzianek, ale po raz pierwszy od dość długiego czasu jej podróży był spokój, właśnie zakłócony przez krzyk. Miała nadzieję, że to tylko komuś spadła na nogę jakaś księga, czy coś w tym rodzaju. Po chwili znowu zerknęła w stronę chłopaka. Próbowała zrozumieć, czego syn karczmarza chce od tego chłopaka, najprawdopodobniej obcego w tej miejscowości. I dlaczego zależy mu tak na tej damskiej ozdobie... Obojętnym wzrokiem rozejrzała się po karczmie i zaczęła się bawić zapięciem do torby.
Tajnis - 03-11-2015, 21:49

- Co do... - mruknęła Iraes i zaskoczona krzykiem drgnęła nieznacznie. Nie było to nowością, że w karczmach czasem tworzy się zamieszanie. Kiedyś pewnie by się tym mniej przejęła. Ale ostatnimi czasy było coraz więcej powodów, by taki krzyk wywołał w niej niepokój.
- Zaraz wracam - mruknęła do towarzyszki i poszła w kierunku schodów, aby zobaczyć co stało się na górze.

Rhonny - 03-11-2015, 22:57

Kuna jak najciszej wypuściła zbyt długo już przetrzymywane powietrze, próbując sobie wmówić, że sprawcą niepokojących trzasków jest jakieś leśne zwierzę. Czuła jednak, że to nie żaden lis czy sarna, tylko człowiek.
-Jeśli ktoś ma tu zaraz przyleźć to lepiej żeby nie zastał ich śpiących... - myślała nerwowo, cały czas nasłuchując - chociaż właściwie... może ten ktoś, o ile w ogóle jest jakiś ktoś, minie nas, pójdzie dalej... może lepiej nie robić hałasu...
Ostrożnie wstała i przeszła parę kroków, próbując wypatrzeć cokolwiek wśród drzew.
Chrzęst gałęzi. Zmieniła zdanie.
-Pssst! Puszczyk, Nevi... Ciszej, na bogów! Ktoś tu chyba idzie... udajcie, że nadal śpicie, ale bądźcie przygotowani... Ja schowam się za tamtym drzewem...

Rivus - 03-11-2015, 23:05

Gdy Hellon usłyszał krzyk nagle zobaczył scenę śmierci matki jakby to się stało przed chwilą ... Zatrząsł się dotykając matczynego pierścienia nałożonego na mały palec u lewej ręki . Po tym co syn karczmarza mu powiedział , wie że wciąż jest cień nadzieji na odnalezienie ojca . Podobno widziano go tutaj 2 tygodnie temu opowiadającego historię o atakach floty Zapołudnia . Mówił też coś o tym , że ma zamiar wyruszyć lądem. W sumie z tego co chłopak zrozumiał to rozważał wiele decyzji .
Zobaczył , że ciemnowłosa dziewczyna biegnie po schodach . Prawdopodobnie , żeby zobaczyć co się stało z osobą , która krzyknęła . Widział jak ona rozmawia z drugą dziewczyną , która co jakiś czas spoglądała na niego jakby zaciekawiona jego osobą w karczmie ...

wampirka - 04-11-2015, 00:33

Froksend
Gdy tylko zorientował się, jak wygląda sytuacja podszedł bliżej do ognia, zupełnie bezwiednie opierając dłoń na rękojeści miecza. Po chwili zreflektował się, bo nie godziło się przecież tak chwytać za broń w obliczu śpiących ludzi. Jednak coś mówiło mu, że nie są tak bezbronni, na jakich wyglądają. Szedł przecież zupełnie jawnie, chrzęszcząc wśród suchych gałęzi zgrabnie niczym dorodny dzik. A oni wciąż spali, oddychając spokojnie i miarowo, jakby znajdowali się w ciepłych łóżkach, a nie na twardym posłaniu z igliwia.
Dlatego, wiedziony przeczuciem, zatrzymał się i uniósł ręce w pokojowym geście.
-Chwała Styrwitowi- powtórzył, chociaż sam przed sobą musiał przyznać, że nie jest to najtrafniejsze powitanie w ostatnich czasach- Czy przyjmiecie strudzonego wędrowca?
A oni spali, jak na złość. Zastanawiał się, czy ma nimi potrząsnąć, ale sytuacja wydała mu się nazbyt absurdalna. Zaczynał mieć wrażenie, że ktoś go obserwuje. A potem zauważył, że przy samym ognisku leży bury koc, wyraźnie umoszczony, jakby ktoś w nim siedział.
Zagryzł wargę.
No to ciekawe, gdzie jest teraz ten ktoś.

Kuna
Zdążyła schronić się za drzewem dosłownie ułamek sekundy przed tym, jak sylwetka nadchodzącego mężczyzny znalazła się w rozedrganym kręgu światła. Przyjrzała mu się dokładnie, oceniając bystrym okiem.
Musiał być bardzo stary. Starszy jeszcze niż furtian w klasztorze Widy, którego lubiły wszystkie młode kapłanki, bo zawsze częstował ciastkami z miodem i orzechami. Czasem też opowiadał ponure i straszne historie, bo których bały się spać w ciemnym dormitorium, ale za to bardzo lubiły ich słuchać. Nieznacznie potrząsnęła głową, spychając wspomnienia gdzieś na krawędź świadomości. Twarz mężczyzny pobrużdżona była zmarszczkami tak głęboko, że wyglądały niczym blizny. A może niektóre z nich właśnie tym były, bo jego sylwetka i chód zdradzały, że ma do czynienia z wojownikiem. Szedł wprawdzie trochę niepewnie, jakby ciężej stąpając na lewą nogę, ale słyszała brzęk kolczugi, widziała węźlaste mięśnie na przedramionach.
I zaczęła się obawiać, czy byliby w stanie mu podołać, nawet całą trójką.
Jednak, gdy się odezwał, niskim, ochrypłym głosem, aż zamarła.
Kapłan Styrwita? Tutaj, niemal w samym Fiordzie?
To oni nie walczyli gdzieś w Wergundii?



Iraes. Kagia. Hellon.
Pojedynczy krzyk najwyraźniej był tylko preludium do czegoś większego.
Z piętra zaczęły dobiegać teraz głośnie, nieskoordynowane wrzaski, jakby kilka osób zaczęło się kłócić, a potem coś huknęło. Wypisz wymaluj jakby krzesło roztrzaskane o ścianę.
Iraes zawahała się, ale po krótkim zastanowieniu doszła do wniosku, że cokolwiek by to nie było, lepiej wiedzieć wcześniej. Pod schodami zaczął zbierać się już mały tłumek, szemrzący niecierpliwie i szturchający się łokciami. Jakoś nikt nie kwapił się, żeby pójść na górę.
Cała karczma zbudowana została na planie prostokąta. Wzdłuż krótszej ściany stał szynkwas, za którym urzędował kostyczny, wysoki karczmarz z bujnym wąsem, który zamarł teraz w komicznej pozie, ze ścierką w uniesionej dłoni. Gdy krzyki nasiliły się, odrzucił ją na bok i wymruczał coś niewyraźnie, kręcąc głową.
Kagia dojrzała to kątem oka. A przynajmniej tak pomyślała, bo równie dobrze mógł być to jeden z tych dziwnych przebłysków, których doświadczała ostatnimi czasy coraz częściej. Jakby przewidywała co się wydarzy, ale tylko o kilka minut do przodu. W żaden sposób nie potrafiła tego kontrolować i nie miała pojęcia, z czym jest to związane.
Iraes przepchnęła się przez zgromadzenie i ostrożnie weszła na schody. Krzyki z góry nasiliły się i kiedy dobrze wytężyła słuch mogła już odróżnić słowa.
Trzymaj ją... Na wszystkich bogów, dlaczego to tak wierzga? Ugryzła mnie, no cholera jasna....
Z góry dobiegł teraz przeszywający wizg, jakby ktoś zapiszczał bardzo wysoko i przeciągle.
Iraes zatrzymała się na schodach, bo miała wrażenie, że zadrżały.
Podobnie jak cała karczma.



Sigurd.
Podróż trwała już kilka dni. Nie mógł mieć pewności, czy przekroczył już granicę z Fiordem, bo wszystkie te ziemie były kalekie i pełne bólu. W każdej bruździe potrafił dostrzec koła wozów najeźdźców, na których sprowadzali do Tryntu swoje machiny bojowe, niemal widział odciski końskich kopyt, jakby czerwone od krwi. Jadąc na swoim, wypożyczonym oczywiście, krótkonogim kucu, o szorstkiej grzywie i łagodnych oczach, miał przejmujące wrażenie, że to, co go otacza to wypaczenie równowagi.
A zawezwano go do kolejnego aktu takiego barbarzyństwa.
Może podróż z tyntyjskich ziem do Fiordu nie była najdalszą wędrówką, jaką mógł sobie wyobrazić, ale nie był już najmłodszy. Co prawda trzymał się dobrze. Zębów mógł mu pozazdrościć nie jeden dwudziestolatek, nie mówiąc już o sokolim wzroku i węchu niczym u gończego psa. Jednak obawiał się tej podróży, szczególnie, że wiodła przez tereny, na których miały miejsce rzeczy straszne.
Ale takiej prośbie nie mógł odmówić.
Dziewczynka miała ponoć niecałe osiem wiosen. Samo to starczało, żeby przez jego chude ciało przeszedł zimny dreszcz. Jeśli jakaś istota opętana złem mogła zaingerować w dziecko tak niewinne, to zaprawdę strach było wizualizować sobie wszystkie jej możliwości. Bali się ją transportować, bo podobno była niezwykle agresywna i ciężko przychodziło ją poskromić. Czuwała nad nią, co prawda jedna z elfich kapłanek, ale mogła uspokoić ją tylko naparami z ziół, bo jej bogini już od dawna przestała odpowiadać.
Tak jak i Hern, i wszyscy inni.
Ale wolał o tym nie rozmyślać. Na myśli miał tylko przerażone dziecko uwięzione we własnym ciele z istotą, której naturą była jedynie ciemności i destrukcja. Wciąż nie był pewien sposobu, w jaki wypędzi te kreaturę, ale powoli w siwej głowie kształtował się już plan.
Wojna, nie wojna, on zobowiązał się pomagać zwykłym ludziom i to będzie czynił. Popędził kuca ostrzejszym słowem.
Już w oddali dostrzegał samotnej światła gospody położonej na trakcie do Irotagot, jednego z mniejszych, fiordyjskich miasteczek.
Jak to nazywała się karczma? Smyczek i rzemyczek?

Leite - 04-11-2015, 00:48

Dziewczyna potrząsnęła głową. Czemu znowu coś jej się przywidziało? Czy to za mało snu albo jakiegoś zdrowego jedzenia? Od miesięcy jadła tylko chleb i mięso...Potarła ręką czoło i w momencie, gdy postanowiła zapytać karczmarza o nocleg, powietrze rozdarły krzyki dochodzące z góry. Kagia zamarła, wpatrzona w sufit. Po chwili zadrżały schody, a za nimi cała karczma, przez co jej torba spadła na ziemię. Dziewczyna szybko porwała ją z podłogi, sprawdzając, czy nic się nie potłukło. To już nie jest zwykła bójka w karczmie pomyślała, tylko czy warto się w to mieszać? Zawahała się przez chwilę, ale stwierdziła, że lepiej wiedzieć, co tam się stało, więc zarzuciła bagaż na ramię i przepchnęła się przez tłum do Iraes, po czym, wymijając ją bez słowa, spróbowała wejść kilka stopni do góry i zobaczyć cokolwiek na piętrze. Starała się też jednocześnie wyczuć jakąkolwiek emanację magiczną i odruchowo zacisnęła dłoń na nożu przytroczonym do pasa. Trzeba było zostać w Wergundii albo uciekać do Ofiru...ale przecież tam są Qua... Znowu potrząsnęła głową, wyrzucając złe myśli i próbując się skoncentrować na tym, co się dzieje dookoła niej, w tym unikać ewentualnych elementów spadających z sufitu, ponieważ karczma zadygotała całkiem poważnie. Była też gotowa do nagłej ucieczki, gdyby wydarzyło się coś nieprzewidywanego.
Tajnis - 04-11-2015, 01:12

Gdy karczma zadygotała, Iraes zatrzymała się na chwilę. W tym samym momencie Kagia wyminęła ją, ale dziewczyna zaraz pobiegła dalej, będąc tuż za nią. Co na Izosa się tam dzieje?! pomyślała zbliżając się do drzwi, zza których dobiegały hałasy. Stwierdziła, że najlepiej będzie spojrzeć przez szparę uchylonych drzwi i dopiero po ocenie sytuacji stwierdzić, czy i w jakiś sposób interweniować.
Rhonny - 04-11-2015, 02:11

-Yhh... Nie mogę chować się za tym pniem w nieskończoność. Gdyby ten... kapłan... miał złe zamiary to raczej nie stałby teraz nad nimi ze zmartwioną miną.
Wyjrzała ostrożnie zza drzewa i spojrzała na mężczyznę. Nie widziała dokładnie jego twarzy, oświetlanej pulsującym światłem dogasającego już ogniska, ale wydawało jej się, że wygląda na zaniepokojonego, chyba przygryzał wargę. Podążyła za jego wzrokiem i napotkała własne posłanie. Uśmiechnęła się pod nosem.
-Dobra, koniec. Trzeba to wyjaśnić, zanim staruszek się zdenerwuje...
Wzięła głęboki wdech i poprawiła sztylet przymocowany do uda. Tak na wszelki wypadek.
Możliwie mało gwałtownie wyszła zza pnia i założyła ręce na piersi.
-Chwała Styrwitowi - powiedziała spokojnie - Puszczyk, Nevi, myślę, że nie musimy się obawiać tego człowieka... a przynajmniej mam taką nadzieję.
Skierowała wzrok na przybysza i przekrzywiła głowę.
-Coś za jeden?

Froksend - 04-11-2015, 08:39

Gdy wśród cieni pojawiła się odpowiedź na jego pozdrowienia, Froksend przez chwilę myślał, że realnie zejdzie na zawał. Szybko jednak się opamiętaj i od razu schował wyciągnięty w odruchu srebrny sztylet, pochrząkując przepraszająco:
- Taak, zaiste nie jest to zasadzka na starca- zaśmiał się i lekko skłonił przed kobiecą postacią ukrytą w cieniu.- Nazywam się Froksend i jestem wędrownym sługą Styrwita, pana wojny i szału bitewnego, patrona krwi, boskiego wojownika, władcy kruków i najwaleczniejszego z Bogów, którego towarzyszem jest Modwit. Przez wiele lat tułałem się z własnej woli po Fiordyjskich pustkowiach, a teraz zmierzam w kierunku miasta. Mam nadzieję, że moje chwilowe towarzystwo nie narobi wam kłopotów?.- Paladyn przeleciał spojrzeniem po budzących się towarzyszach kobiety.- Gdzieś tu w pobliżu pałęta się mój towarzysz z łukiem, zaś ja sam pragnę tylko odpocząc przed dalszą drogą.- Ponownie lekko się skłonił i poprawił obity futrem płaszcz z wyszytym symbolem jego pana.

Rivus - 04-11-2015, 17:34

Hellon oderwał się od myśli o swojej rodzinie kiedy usłyszał kolejne krzyki pobiegł za jasnowłosą dziewczyną . Na początku nie mógł się przecisnąć przez tłum , ale w końcu mu się udało . Na górze zobaczył obydwie dziewczyny . Jedna z nich zaglądała przez szparę od drzwi , a druga czekała na swoją kolej . Brunetka miała przerażoną twarz .
-Co tam się stało ?! - zapytał z zaciekawieniem Hellon ...

wampirka - 05-11-2015, 01:00

Iraes. Kagia. Hellon.
Schody zadudniły od kroków, kiedy trójka śmiałków pobiegła na górę przepychając się przez tłum. Pierwsza była jasnowłosa dziewczyna, która zatrzymała się przy uchylonych drzwiach. Ostrożnie zajrzała do środka, ręką dając znak dwójcie, która przystanęła tuż za nią. W zasięgu jej wzroku był tylko krótki korytarz, który ciągnął się na odległość może dwunastu kroków. Piętro musiało zostać dobudowane później, bo pobielone ściany były jeszcze świeże i bez zacieków. Jego podłogą był najprawdopodobniej dach stajni, bo przypominali sobie, że z zewnątrz karczma miała nieregularny kształt.
Po obu stronach korytarza można było dostrzec pozamykane drzwi. Jedynie te po lewej stronie, na samym końcu, były otwarte na oścież. Wisiały pod dziwnym kątem, bo górny zawias był wyrwany, jakby ktoś otworzył je z ogromną siłą. Korytarz tonął w półmroku, bo jedynym źródłem światła było to padające z pokoju. Jednak dało się dojrzeć, że na przeciw otwartych drzwi leży drobna postać. Chyba była to kobieta, bo długie, jasne, niemal srebrzyste włosy, opadały jej na twarz i ramiona. Spoczywała na boku, zupełnie bezwładna, a wokół jej głowy podłoga zdawała się być ciemniejsza niż wszędzie indziej. W tym miejscu na bielonej ścianie, widać to było wyraźnie, malowały się ciemniejsze rozbryzgi.
Z pokoju wciąż dobiegały krzyki. Teraz można było wyraźnie rozróżnić dwa męskie głosy i przebijający się przez nie wizg o straszliwej częstotliwości, przechodzący czasem w rechot, a czasem w dziecięce kwilenie.
-Gdzie jest ten cholerny dziad?- zaryczało coś ze środka i nie dało się powiedzieć, czy głos należy do kobiety, czy mężczyzny, starca czy dziecka- Gdzie on jest?!

<...>

Froksend. Kuna.
Osoby, które jeszcze przed chwilą zdawały się spać mocnym snem, wstały momentalnie, kiedy tylko zza drzewa wychynęła kobieta, której w półmroku nie dostrzegał zbyt wyraźnie. Musiał przyznać sam przed sobą, że wzrok chyba też trzeba dopisać to listy rzeczy, które ostatnio szwankują.
Za to mógł lepiej przyjrzeć się tym przy ognisku. Niewysoka, jasnowłosa dziewczyna o miłej twarzy i dodających uroku dołeczkach w policzkach i szczupły, smagły chłopak. Oboje wydawali się bardzo młodzi, więc mógł podejrzewać, że kobieta zza drzewa również jest w ich wieku.
Wydedukował sprytnie, że pewnie zmierzają w to samo miejsce, co on. Do Irotagot, gdzie najdalej za dwa dni ma być jarmark. A raczej coś na kształt jarmarku, pewnie będące dość ponurym targiem. Bywał na takich ostatnio, bo przecież po tej wojnie niewielu miało jeszcze ochotę świętować cokolwiek.

Nevi uśmiechnęła się rezolutnie i mrugnęła do niej, wskazując na sakiewkę mężczyzny. Puszczyk zaś pokręcił tylko głową i wskazał mu miejsce przy ogniu.
-Zasiądź z nami i opowiadaj- powiedział cicho- Nasza przyjaciółka zapytała, kim jesteś i co cię tu sprowadza i rzeczywiście chętnie się tego dowiemy. My jesteśmy... wędrownymi bardami, którzy zmierzają do Irotagot, żeby przynieść ludziom trochę radości naszymi występami.
-W tych ciężkich czasach- dodała Nevi i komicznie wywróciła oczami.
Usidła z rozmachem i poklepała igliwie obok siebie.
-Zapraszam! Czym chata bogata! Puszczyk, zostało jeszcze tego królika?

Froksend - 05-11-2015, 09:26

Froksend uprzejmie skinął głową, lecz oparł się tylko o drzewo, gdyż nie chciał próbować siadania na ziemi w obecnym stanie swojej nogi. Mógłby nie mieć czasu, by odpowiednio szybko się podnieść. Poluźnił nieco pas i sięgnął po manierkę z trunkiem z której pociągnął leciutki łyczek.
- Côż to dużo opowiadać. Jestem weteranem wojennym, co chyba widać. Walczyłem w Messynie przeciwko Itharos pod Północnym Szańcem, potem przez rok służyłem pod panem Tynaghironem, Styrwicie daj mu siłę.- Oparł jedną dłoń o swój pas i odetchnął cicho.- Wojna dotknęła nas wszystkich, jak widzę. Mnie zmusiła do tułaczki poprzez krainy, a wam zniszczono instrumenty, jak widzę. Cios dla bardów.-

Rhonny - 05-11-2015, 19:58

Ku zdziwieniu przyjaciół okazało się, że ostał się jeszcze, chyba tylko przez niedopatrzenie, mały kawałek pieczonego królika, który Kuna z bólem serca podała wędrowcowi.
-Tak... utrata instrumentów to prawdziwa tragedia... na wojnie tak już bywa, nigdy nie wiadomo czy okolicą nie będzie przechodzić zbrojny oddział, który połamie twoją mandolinę... ale zawsze możemy śpiewać, prawda? - posłała przyjaciołom rozbawione spojrzenie - Póki co, głosów nam nie odebrano... i lepiej niech tak zostanie.
Ciężko siadła na ziemi przy ognisku i zaczęła wyczesywać z rudych, sklejonych żywicą włosów fragmenty ściółki leśnej - pamiątki po porannym incydencie z udziałem konia Waclava, który spłoszony żabim rechotem zrzucił ją z siodła i pocwałował przed siebie, razem z jej skromnym dobytkiem składającym się z ubrań na zmianę i kości do gry.
-Lepiej żeby ten głupi siwek wrócił do rana, bo nie mam najmniejszego zamiaru spędzać kolejnego dnia w brudnych ciuchach.
Jarmark w Irotagot wydawał się niezłym pomysłem, zawsze to jakaś rozrywka...
I okazja do wzbogacenia się. Kuna uśmiechnęła się do swoich myśli.
-Szkoda, że nie zabrałam ze sobą lutni... przydałaby się skoro mamy zgrywać bardów. Ale może uda się zdobyć coś na miejscu.
Wodziła wzrokiem po przyjaciołach i tajemniczym jegomościu opartym o drzewo.
-Byłabym zapomniała! - wstała i podeszła do niego. Wahała się przez chwilkę, ale uznała, że można mu zaufać - zwą mnie Kuna, a jak brzmi Wasze miano?
Wyciągnęła w stronę przybysza lepiącą się tłuszczem z królika dłoń.

Leite - 05-11-2015, 21:58

Wzdrygnęła się strasznie, gdy uświadomiła sobie, że to ciemne dookoła głowy kobiety jest krwią. Natychmiast ruszyła do przodu, na wszelki wypadek cicho. Jednocześnie przesunęła torbę do przodu i zaczęła szukać odpowiedniej fiolki. Ta była na samym dnie, więc znalazła ją, gdy znalazła się koło rannej. Ledwo zerknęła w otwarte drzwi, szukając zagrożenia, po czym natychmiast położyła torbę na ziemi, obok niej fiolkę i zaczęła szukać oznak, które by potwierdziły, że kobieta żyje i że da się ją uratować za pomocą eliksiru zasklepiającego. Jeżeli się da, to to zrobi. Kagia nawet nie zauważyła, że upaprała ręce krwią. Szkoda, że to ostatnia dawka...Ale jeżeli żyje, trzeba spróbować. Poza tym, Kagia przyjrzała się poszkodowanej uważnie, najwięcej uwagi poświęcając twarzy oraz ubraniu. Próbowała ustalić jednocześnie, kim ta osoba jest.
Wówczas sobie przypomniała, że zostawiła Iraes na końcu korytarza i skinęła na nią, by przyszła pomóc. Zauważyła, że za nią jest ten chłopak z pierścieniem. Co on tu robi...? A, nieważne...kogo to obchodzi.
I wtedy rozległ się jeszcze głośniejszy wrzask, dobiegający zza uchylonych drzwi. Dziewczyna bardzo powoli się odwróciła na kolanach, opierając rękę o ścianę, gdzie zostawiła krwawy ślad. Ostrożnie spojrzała w przejście odsłaniające fragment pokoju. Chciała dostrzec osoby, które krzyczały...i ewentualną przyczynę wrzasku. Uprzednio nie zauważyła żadnej szarży, ale dopiero teraz zaczęła zwracać uwagę na pewne szczegóły. Czyżby ranna została wyrzucona przez drzwi z taką mocą, że się wyłamały z zawiasów? Wszystko na to wskazywało, bo wszędzie dookoła leżały drzazgi...Kagia poleciła Iraes zająć się leżącą na ziemi kobietą i sama weszła do pokoju, by zobaczyć, co się dzieje i ewentualnie pomóc.

Tajnis - 05-11-2015, 22:16

Kiedy Kagia wyszła na korytarz, Iraes od razu poszła za nią i rozejrzała się po nim. Zszokowana dostrzegła kobiecą postać leżącą na końcu pomieszczenia na przeciw wyłamanych drzwi. Kagia podeszła do dziewczyny i zaczęła sprawdzać co jej jest. Jednak kiedy zza drzwi rozległ się wrzask wstała, polecając Iraes zająć się nieprzytomną, a sama weszła do pokoju. Czarnowłosa nie czuła się zbyt pewnie w uzdrawianiu i choć wolałaby wbiec do pokoju oraz zadośćuczynić niesprawiedliwością, nie mogła przecież zostawić dziewczyny. Uklęknęła przy nieprzytomnej, a dotykając nadgarstka sprawdziła, czy jest jakikolwiek puls, uważnie obserwując całe ciało kobiety, w poszukiwaniu wskazówek na to co jej dolega. Rozchyliła też włosy dziewczyny, aby znaleźć miejsce, z którego wylewała się krew i zasklepić ranę.
Rivus - 05-11-2015, 22:49

Hellon nie dostając żadnej odpowiedzi podszedł do ciemnowłosej dziewczyny . Zobaczył , że stara się zasklepić ranę .
- Co jest jej ? A i tak w ogóle jestem Hellon , mag wody. A ty ? - spytał się śmiało szarooki brunet . Był zaniepokojony całą sytuacją . Co się stało tej kobiecie ? To pytanie chodziło mu po głowie cały czas...

wampirka - 06-11-2015, 01:31

Froksend. Kuna.
Ledwie Kuna wyciągnęła dłoń w powitalnym geście, a Froksend zdążył pomyśleć- z pewną nostalgią- że zdarzają się jeszcze uczciwi ludzie na tym świecie, z głębi lasu dobiegł ich przeciągły wrzask. Wszyscy, zgodnie jak jeden mąż, chwycili za broń. Złapali, kto co miał, od rękojeści półtora ręcznego miecza po niepierwszej już... ostrości, krótki nożyk. Dodatkowo uwadze Kuny nie uszło, nawet w słabym świetle dogasającego ogniska, że stary kapłan pobladł zauważalnie. Zmarszczki na jego twarzy momentalnie wydały się głębsze, nadając twarzy posępny, niemal złowrogi wyraz. Wąskie usta skrzywiły się lekko.
Była kapłanka miała dobre oko, jak mówili. Potrafiła dostrzec każdą, najdrobniejszą niemal emocję na ludzkim obliczu.
A Froksend rzeczywiście pobladł, albowiem miał ku temu powody. Jeden, dla ścisłości. Powód ten miał może dwadzieścia trzy wiosny, niewyparzoną gębę i ostatnimi czasy postanowił zapuszczać brodę, bo "panny na to lecą". Na razie efekt był mierny, jak i sam zarost, ale młody traper twierdził, że jest to spowodowane niedoborem panien w okolicy. Liczył jednak, że niedługo jakąś spotka. A przynajmniej tak twierdził tuż po południu, kiedy to postanowił udać się w las w poszukiwaniu czegoś, co można upolować. Osamotniony kapłan został na trakcie, bo przecież "z takim w lesie to nie upolujesz nawet ślepej, głuchej i kulawej sarny, a jak spotka jakąś krasną dziołszkę w potrzebie, bo tylko mu ją odstraszy". Froksend raczej się o niego nie martwił, bo bardzo często podczas ich wspólnej wędrówki zjawiał się dopiero o świcie.
Ale teraz, o ile powiódł się plan z samotną panną w lesie, sądząc z częstotliwości wrzasku, spotkana musiała być wysoce nieurodziwa...
Dostrzegł, że rudowłosa dziewczyna przygląda mu się uważnie i westchnął w duchu. Bez tłumaczeń chyba się nie obejdzie.
-Słyszeliście to, prawda?- przerwał mu rozmyślania Puszczyk- Chyba gdzieś stamtąd?- zakreślił dłonią łuk, który w przybliżeniu mógł wskazywać na księżyc.
-Bardziej stamtąd- sprostowała Nevi, wskazując na najciemniejszą część lasu, dokładnie w przeciwległą stronę od traktu- I mam niejasne wrażenie, że nasz nowy znajomy może wiedzieć, o co chodzi.

Kagia. Iraes. Rivus.

Rany nie dało się zasklepić.
Kagia przyjrzała jej się stanowczo zbyt wyraźnie, bo kiedy tylko uklękła przy kobiecie i dotknęła jej twarzy, starając się odgarnąć z niej włosy, poczuła, że coś jest bardzo nie tak. Nie miała jakoś bardzo dużo do czynienia z ofiarami wypadków, ale pojęcia zmiażdżenia nie było jej obce. A rany nie dało się zasklepić, bo cała czaszka kobiety była dosłownie zdruzgotana. Zupełnie jakby ktoś uderzył ją młotem bojowym w potylicę.
Albo wybił nią grube, ciężkie drzwi.
Rzeczywiście, to dziwne.
Potrafiła wyobrazić sobie wiele, ale jaką siłę musiałby mieć ktoś taki? Szczególnie, że na ciele kobiety na pierwszy rzut oka nie było żadnych innych obrażeń. Zupełnie jakby uderzyła w te drzwi... w locie?
Nie zdążyła przyjrzeć się ciału zbyt dokładnie, bo odruchowo spojrzała w stronę pokoju i to, co zobaczyła, zaparło jej dech w piersi. Dwóch postawnych mężczyzn, na pierwszy rzut oka bardzo podobnych do syna karczmarza, którego widziała na dole, szarpało się z drobną dziewczyną w białej koszuli. Dziewczynka krzyczała przejmująco, a nawet zaczynała płakać, ale w jakiś dziwny sposób wciąż wyślizgiwała się z ich rąk. Chyba próbowali przywiązać ją do łóżka, bo przymocowane były do niego grube rzemienie, ale nie przynosiło to żadnego rezultatu. Zdawało się, że dziewczynka wije się jak piskorz i w jakiś sposób unika więzów. Nie mogła przecież używać siły, bo byłą tylko małym dzieckiem na przeciw silnych mężczyzn, ale było w tym wszystkim coś nienaturalnego.
Może fakt, że jej stawy były niczym u szmacianej lalki.
Kagia starała się zrozumieć, kto wcześniej krzyczał tym strasznym głosem, bo ciężko jej było uwierzyć, że mógł on należeć do tej subtelnej istoty, wydającej się niemal niknąć w odmętach wielkiego łóżka. Czyżby w pokoju był ktoś jeszcze? A jeśli tak, to gdzie? Z tego miejsca w korytarzu miała widok tylko na jego centralną część. Może było tam przejście do kolejnego pomieszczenia?
Iraes bezskutecznie starała się znaleźć tętno na wąskim, bladym nadgarstku leżącej kobiety. Kiedy zorientowała się, podobnie jak chwilę wcześniej Kagia, co jest przyczyną jej stanu, poczuła, że miękną jej nogi, a w gardle formuje się wielka gula. Było jej zwyczajnie niedobrze. Ale zagryzła wargi i nachyliła się nad kobietą, dokładnie przyglądając jej twarzy. Była niezwykle delikatna, pociągła o dużych, migdałowych oczach i pięknie skrojonych ustach. Odruchowo spojrzała na ucho, delikatnie przekręcając jej głowę.
No tak. Kobieta była elfką.
Na jej szyi dostrzegła piękny, srebrny medalion z jakimś drogim kamieniem. Oplatały go pnącza wyrzeźbione w szlachetnym metalu z wielką dokładnością. Sam materiał, z którego była wykonana zielona tunika elfki również wydawał się bardzo drogi. Czyżby miała do czynienia z jakąś wielką pania? A jeśli tak, to co robiłaby w takiej karczmie?
Iraes poczuła, że ktoś nad nią stoi. Kiedy uniosła głowę dostrzegła bruneta, któremu wcześniej przyglądała się Kagia. Wydawał się strapiony.
Poza nimi na piętrze nie było nikogo. Najwyraźniej nikt więcej nie postanowił do nich dołączyć.
Rivus wciąż przyglądał się dziewczynie, gładzącej teraz bezwiednie zakrwawione włosy leżącej bezwładnie kobiety. Cokolwiek starała się zrobić, najwyraźniej nie przynosiło to żadnego efektu.
Kątem ucha wychwycił jakiś rumor na dole, jakby odgłos otwieranych drzwi.

Sigurd.
Karczma była dość duża. Wyglądała dość zabawnie, bo piętro dobudowano tylko z jednej strony, nad stajnią. Rozejrzał się w poszukiwaniu chłopca od koni, ale nie dostrzegł nikogo takiego, więc przywiązał kuca tuż przy wejściu, zawiesił mu worek z owsem i pchnął ciężkie drzwi.
Uderzyła go mieszanka zapachów. Woń wszelakiego jadła, pomieszana z odorem gorzałki i ludzkiego potu. To wszystko okraszone solidną dawką palonego drewna.
Na jego widok wszyscy zamarli. Nie dało się ukryć, że większość zgromadzona była pod schodami prowadzącymi na piętro. Ci, którzy nie byli zainteresowani- tu dobre pytanie, czym?- a było ich doprawdy niewielu, spali gdzieś pod stołami, najwyraźniej bardzo zmęczeni życiem.
-Dobrodzieju!- wydarł się niemelodyjnie karczmarz- Czekaliśmy! Chyba co złego się stało!

Leite - 06-11-2015, 02:26

Serce jej zamarło.
Tawanien......Tawanien....
Ta myśl bardzo długo odbijała się jej w głowie. Próbowała odrzucić tę możliwość, ale wszystko wskazywało na to, że ma rację. Widziała Tawanien wiele razy w trakcie pobytu w Wergundii. To jedyne niemal elfki stojące po stronie północy. Wielkie uzdrowicielki. A ta tutaj leżała martwa. Ze zmiażdżoną głową.
Kagia powoli wzięła do ręki medalion. Był całkiem ciężki i bardzo ładny. Po chwili namysłu dziewczyna postanowiła go wziąć ze sobą, zatem odpięła go i dyskretnie schowała do torby, upewniając się, że Iraes patrzy na coś innego.
Pani Silvo...jeżeli mnie słyszysz, przyjmij, proszę, tę elfkę do siebie w zaświatach...

A potem inna straszliwa myśl ugodziła ją w tył głowy. Popatrzyła przez ramię na dziewczynkę. Czy to możliwe, że to dziecko zrobiło cos takiego? Co dwaj nie mogą jej utrzymać...a jedyny powód, poza tym, moglby byc taki, że chcą ją wykorzystać seksualnie...co jest mało prawdopodobne. Dziewzyna próbowała rozważyć ten pomysł, ale roztrzaskana głowa elfki zupełnie ją zdezorientowała. Popatrzyła na Iraes, a potem na torbę, ale żadne zaklęcie nie przyszło jej do głowy. No i czarnowłosa nie wie...
Ze zdumieniem zauważyła tamtego chłopaka stojącego nad nimi. Co on tu robił, nie miała pojecia, natomiast jej znajoma gładziła zmarłą po głowie w zupełnie bezsensownym, ale czułym geście.

Po dłuższej chwili Ofirka uznała, że żeby się dowiedzieć czegoś wiecej, musi pomóc lub przeszkodzić dwóm mężczyznom, a to wymagało skupienia. Wstała ostrożnie i wytarła o ścianę zakrwawione ręce, następnie wyminęła uszkodzone drzwi i weszła do pokoju, rozglądając się szybko, lecz jej uwagę głownie przykuła dziewczynka i dwóch mężczyzn, do których podbiegła, jednocześnie pytając:
-Co tu się dzieje?!
W zależności od odpowiedzi zamierzała pomóc przywiązać lub uwolnić biedne dziecko.

Sephion - 06-11-2015, 02:33

Sigurd spojrzał na wąsatą twarz karczmarza z sympatią. Pamiętał go z jednej z dawnych wędrówek jako uczciwego, gościnnego człowieka, który jak mało kto potrafił okazać wdzięczność. Dwa, może trzy lata temu szył ranę jednemu z jego synów. Tym sympatycznym, prostolinijnym chłopakom przyszło do głowy wybrać się na polowanie, co skończyło się pokarcerowaniem jednego przez szable wielkiego odyńca. Rana sama by się zagoiła, a gorączka trapiąca młodziana nie była znowu taka groźna, zwłaszcza że był silny jak byk. Ale karczmarz nie chciał o tym słyszeć. Kiedy Sigurd wyleczył jego syna, nalegał żeby stary druid został w karczmie jeszcze kilka dni, przez który to czas rodzina nierozsądnego chłopaka nie szczędziła druidowi ciepłych słów i wszelkich przysmaków.

Od razu zauważył wypisany na wąsatej twarzy niepokój. Odrzucił kaptur płaszcza głębiej na plecy i spokojnym głosem zapewnił:
- Jestem, gospodarzu, i wiesz że pomogę najlepiej jak potrafię. Wyjaśnij tylko co mogę zrobić.

Froksend - 06-11-2015, 09:04

Froksend wykrzywił wargi w nieokreślonym grymasie, gdyż dopiero co zaczął jest. Z westchnieniem odłożył królika na pobliski kamień i wydobył swój miecz z pochwy. Powoli ukleknął na jednym kolanie, opierając się o rękojeść broni:
- O Styrwicie, władco wojowników i boska tarczo. Broń nas złem niesionym przez mroki nocy i spraw aby mroczne kreatury zmiażdżone zostały przez twą boską moc. Tak mi Panie dopomóż w swej łasce.- Wyszeptał do nieba i powoli podniósł się, kierując swe kroki w kierunku wrzasku.
- To mój towarzysz, Arven, który zamiast polować ostatnio woli uganiać się za spódnicami. Tym razem jednak coś ugania się za nim.- Zauważył kapłan ponuro i sięgnął po srebrne ostrze.

Rivus - 06-11-2015, 10:12

Hellon schodząc na dolne piętro usłyszał otwierające się drzwi i rozmowę karczmarza z dopiero co przybyłym podróżnikiem . Można była usłusyszeć , że już się znają .
- Zna się ktoś stąd na medycynie ? Potrzebujemy medyka na górze ! - krzyknął Hellon z nerwowym pośpiechem . Chłopak myślał o tym co moźe się dziać na górze i jak bardzo nie może pomóc w tej sytuacji . Był bezużyteczny to było jedyne co mógł zrobić .

Tajnis - 06-11-2015, 18:55

Iraes klęczała tak nad ,elfką gładząc bezwiednie jej włosy. Nie docierał do niej ani głos chłopaka, ani nie zdawała sobie sprawy, że ręce poczerwieniały jej od krwi. Kto mógł zrobić coś takiego!? pomyślała zrozpaczona. Postać kobiety wydawała jej się tak piękna i delikatna, że choć widziała już w swym życiu ofiary walk, to w tej chwili takie zmasakrowanie elfki było dużo bardziej nie na miejscu. Zwłaszcza, że na jej ciele nie było innych obrażeń. Nawet nie chciała myśleć jak doszło do tego. Otarła krople potu z czoła, bezwiednie zostawiając na nim trochę krwi kobiety. Równocześnie poczuła także wzbierające w niej wzburzenie. Pomogło jej to otrząsnąć się z osłupienia. Jeśli ktoś zrobił coś takiego naumyślnie...w takim razie nie mógł pozostać bezkarnym.
Zagryzła wargę i - choć nogi miała jak z waty - wstała i zaczęła wchodzić do pokoju. Miała dziwne wrażenie, że powinna zostać z elfką, że nie może jej opuszczać.... Ale przecież nie mogła już jej pomóc, a trwanie w bezczynności na nic się nie zda.
Zajrzała do pokoju, a to co tam ujrzała wprawiło ją w jeszcze większe osłupienie. Dwóch mężczyzn szamotało się z małą dziewczynką, starając się przywiązać ją do łóżka, a Kagia stała na przeciw nich, wyraźnie czekając na wyjaśnienia.
W pierwszej chwili chciała rzucić się dziewczynce na pomoc, ale tego nie zrobiła. Co jeśli to ta... Nie, to przecież nie możliwe przemknęło jej przez głowę. Była już tak skołowana, że wszystko wydawało się jej prawdopodobne. Postanowiła jednak wziąć przykład z jasnowłosej dziewczyny i poczekać na wyjaśnienia mężczyzn, cały czas pozostając w gotowości do działania.

Rhonny - 06-11-2015, 21:59

Kuna westchnęła. Miękka senność, która jeszcze przed chwilą mąciła jej wzrok, momentalnie zniknęła, jakby spłoszona przerażającym krzykiem. Sytuacja całkowicie ją otrzeźwiła. Teraz, lekko pochylona, wytężała słuch i próbowała dojrzeć cokolwiek wśród drzew.
Spojrzała pytająco na przyjaciół.
Ratowanie młodzieńców w opałach nie było jej ulubionym zajęciem, ale to co zagrażało owemu młodzieńcowi mogło w niedługim czasie zagrozić także im, a to już był powód do zmartwienia.
-Srebrne ostrze? - z niepokojem zerknęła na broń dobytą przez oddalającego się paladyna - jeśli to faktycznie jakaś szkarada to mój stalowy sztylet na wiele się nie zda...
Jej wzrok padł na leżący koło rozgrzebanego posłania nóż, którym niedawno kroiła mięso. Srebrny nóż. Uśmiechnęła się krzywo.
-Dobrze przynajmniej, że nie łyżka...
-Poczekajcie tu chwilę. Zakradnę się kawałek i postaram ustalić czy mamy jeszcze kogo ratować... Jak zacznę się drzeć to... - potarła czoło - to pomóżcie.
Nie czekając na odpowiedź ostrożnie ruszyła w głąb lasu, uzbrojona w srebrny nożyk.
Z nadzieją, że uda jej się wrócić w jednym kawałku.

wampirka - 06-11-2015, 23:52

KARCZMA

Sigurd
Na twarzy karczmarza, zamiast spodziewanej ulgi, odmalowało się jeszcze większe strapienie. Zaczął nerwowo szarpać wąs, jednocześnie wlepiając spojrzenie w ziemię. Sigurd zaczął się domyślać, że zgromadzony pod schodami tłum gapiów nie ma pojęcia, z czym przyszło im się znaleźć pod jednym dachem. A biedny karczmarz doskonale zdawał sobie sprawy, że im głośniej zacznie o tym opowiadać, tym szybciej straci całą klientele i to przynajmniej an dobre kilka, jeśli nie kilkanaście, miesięcy. A szła zima. Podróżni byli potrzebni.
Widać było, że jest strapiony swoim pierwszym wybuchem. Machinalnie przetarł stojący na grubym, dębowym blacie kufel, a potem znowu zaczął targać wąs.
-Dobrodzieju, toż to wszystko jak w tym liście cośmy ci posłali... -wymamrotał niewyraźnie- Tylko, że gorzej- rzucił szybkie, niespokojne spojrzenie w stronę schodów prowadzących na piętro.
Dobiegały stamtąd niewyraźne odgłosy, coś jakby kroki, może pogłos słów, ale nic poza tym. Sigurd wysilił słuch, bo wydawało mu się, że słyszy dziecięcy szloch. Ale może było to tylko złudzenie?
Ludzie pod schodami powoli zaczynali tracić zainteresowanie. Wychwycił fragmenty rozmów, że pewnie znowu kto się pochlał i rozróbę urządza, a w dodatku już tam te panny poleciały. I chłopak jeden, dodał ktoś z kąta. Ktoś inny wzruszył ramionami, ktoś jeszcze niedbale machnął ręką. Kilka osób wróciło na swoje miejsca, do pozostawionych misek z parującą zawartością i pełnych kufli. Sigurd skonstatował ze zdumieniem, że kilka z nich jest przewróconych, niektóre naczynia leżały również na ziemi, jakby ktoś gwałtownie strącił je ze stołów.
Karczmarz odetchnął z ulgą.
-Zna się ktoś stąd na medycynie? Potrzebujemy medyka na górze!- dobiegło w tym samym momencie z piętra.
A karczmarz jęknął boleśnie...

Kagia
<Nie mogłaś "odpiąć" medalionu, bo był na łańcuszku na szyi. Musiałabyś spróbować go zerwać lub szukać zapięcia, które było na karku, a trwałoby na to tyle długo, że nie dałabyś rady zrobić tego niezauważenie. Więc decyzja- albo próbujesz dyskretnie zerwać, albo próbujesz zdjąć/ odpiąć i Iraes to widzi, bo jednak była tuż za tobą.>

W pokoju nie było nic poza wielkim łóżkiem. To samo w sobie było już dość dziwne, a przynajmniej niepokojące. Samo łóżko wykonano z ciężkiego, solidnego drzewa, w którym nawiercono otwory. Przez nie przeciągnięto grube rzemienie, które mężczyźni starali się teraz zamotać na nadgarstkach dziewczynki. Kagia dostrzegła, że jej kostki są już spętane i przywiązane do masywnych nóg łóżka. Pościel, bardzo niecodzienne zjawisko w takim miejscu, była niemal śnieżnobiała. Na jej tle ciemne włosy dziewczynki odcinały się bardzo wyraźnie, pogłębiając wrażenie bladości drobnej twarzyczki w kształcie serca. Mogła mieć może siedem, a może dziesięć lat, bo Kagia nigdy nie była dobra w określaniu wieku. Uwagę najbardziej przykuwały jej oczy, wielkie, niemal okrągłe, o rozszerzonych nienaturalnie źrenicach. Jedna była zauważalnie większa od drugiej, bo wyglądało na prawdę upiornie. Wąskie wargi dziecka były tak jasne, że niemal zlewały się z twarzą, odcinały się od nich jedynie podbiegłe krwią pęknięcia w kącikach. Cienie na policzkach i pod oczami były w tym świetle niemal sinofioletowe.
Kiedy Kagia weszła do pomieszczenia zarówno dziewczynka jak i jasnowłosi mężczyźni zamarli na moment. Potem jeden z nich odzyskał rezon, chwycił mocno za drobny nadgarstek i przełożył go przez pętle z rzemienia. Zacisnął.
Dziecko jak na komendę zaczęło płakać.
Zwyczajnie. Po ludzku.
Jak to dzieci mają w zwyczaju.
-Co się tu dzieje!?- Kagia odruchowo ruszyła do przodu, ale drugi z mężczyzn zatrzymał ją gestem wyciągniętej dłoni.
-Wyjdź stąd- powiedział cicho, a jego wzrok powędrował ponad jej ramieniem, gdzie prawdopodobnie była Iraes, bo chwilę wcześniej słyszała za sobą kroki. W jego oczach widziała nieprawdopodobne zmęczenie i paniczny strach- Uciekaj stąd, szybko.
-Nie słyszałaś?- ponaglił ją agresywnie drugi z mężczyzn, zawiązując supeł na ręku dziewczynki, która siedziała teraz zupełnie spokojnie, kwiląc jak skrzywdzone kocie. Po jej bladych, zapadniętych policzkach toczyły się grube, błyszczące zły.
Kagia poczuła jak wzbiera w niej złość na tych oprawców.
Jak mogli wyrządzić jej taką krzywdę?
Biedne, biedne dziecko. Co chcieli ci uczynić?
Nagle w jej głowie przewinęła się cała plejada potworności, aż zrobiło jej się słabo. Poczuła jak, niemal bez udziału jej woli, dłoń sama zmierza do przytroczonego do paska noża.
-Pomóż mi- powiedziała dziewczynka przez łzy i słyszała to wyraźnie, choć mała nie poruszała ustami- Musisz mi pomóc. Zabili ją, a teraz chcą zabić mnie. Ratunku.

Iraes
Stała zaraz za Kagią i w zdumienie obserwowała jak ta sięga dłonią rękojeści noża. Spojrzała na mężczyzn, potem na dziewczynkę. Jeden z nich właśnie kończył obwiązywać drobną, dziecięcą rękę grubym rzemieniem. Drugi powiedział coś do blondynki, ale na tyle cicho, że nie dosłyszała. Dopiero kiedy tamten od więzów powtórzył głośniej, z niebywała agresją w głosie, zdała sobie sprawy, że każą im uciekać. I, że tak na prawdę obaj są przerażeni.
Uciekać? Jakby coś im groziło?
Dziewczynka płakała cicho, ze zwieszoną nisko głową. Iraes poczuła, że wzbiera w niej gniew. Dlaczego ją krzywdzą? Dlaczego sprawili, że płacze? To pewnie oni są odpowiedzialni za to, co stało się z elfka... Pewnie ta dziewczynka to widziała!
Myśli w jej głowie kołatały z oszałamiającą prędkością. Czuła ból w skroniach i mdłości.
Zagryzła wargę do krwi i dopiero, kiedy poczuła w ustach słodki posmak, oprzytomniała gwałtownie.
Dziewczynka uśmiechała się najstraszniejszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek było jej dane oglądać. Z pękniętych kącików sączyła się bladożółta ropa. W dużych oczach nie było śladu łez.
Był za to ocean nienawiści.
Kpina.
Pogarda.
Ale także... strach?
-Czy ten stary cap jest już tutaj... Czuje smród druida!- warknęła dziecięcym głosem, odrobinę kalecząc "r", ale było to chyba jeszcze bardziej upiorne- Macie go do mnie przyprowadzić, już!

Hellon
Cały czas stał na korytarzu, ale zupełnie nie widział, co ma robić. Starał się przypomnieć sobie na szybko jakieś zaklęcie, ale nawet nie wiedział, po co.
Jak przez warstwę grubej waty docierały do niego głosy z pokoju, zupełnie jakby dziewczyny, po wejściu do środka znalazły się za grubą kotarą czy szkłem. Jedyne, co przyciągało jego wzrok, to powiększające się kałuża krwi wokół głowy leżącej bezwładnie elfki.





W CIEMNYM LESIE ;)

Kuna
Sprawnie oddzieliła się od grupy nie czekając aż którekolwiek zdąży zaprotestować. Poruszała się bardzo cicho, niemal bezszelestnie. Uśmiechnęła się pod nosem. Gdyby nie umiała się skradać nazwalałaby się inaczej.
Borsuk, na ten przykład.
Kimkolwiek był krzyczący młodzieniec, więcej już się nie odezwał. Nie napawało to optymizmem na najbliższe kilkanaście minut, ale może odnalazł w sobie pokłady głęboko uśpionego męstwa? Wytężyła słuch.
Dobiegło do niej coś jakby... cykanie? To stanowczo nie była to pora na koncerty tych miłych owadów. Jakoś późną wiosną mają chyba swój czas rozpłodowy.
O ile można w ogóle mówić o czymś takim w ich przypadku... Rozmyślania na temat zalotów cykad przerwała jej bardzo niemiła sytuacja.
Mianowicie ktoś podciął jej nogi, pociągając jednocześnie do tyłu i zatykając usta dłonią w skórzanej rękawiczce z pełnymi tylko dwoma palcami, wskazującym i środkowym.
Łuczniczej, żeby być dokładnym.

Froksend
Rudowłosa zniknęła w ciemności, a jej towarzysze spojrzeli na niego z niepokojem.
-Jesteś pewien, że to ten twój koleżka?- mruknął Puszczyk- Bo jak to zasadzka to wiesz...

Leite - 07-11-2015, 00:25

<uznajmy, że zerwałam>
Kagia cofnęła się i odruchowo wyciągnęła nóż. Znajomy ciężar przywrócił jej chwilę pewności w siebie, ostrze zalśniło mrocznym blaskiem. Dziewczyna nie mogła sobie wyobrazić nic innego, jak tylko obraz martwej elfki, która próbowała obronić dziewczynkę przed dwójką tych mężczyzn...i która skończyła martwa. A to dziecko...biedna dziewczyna.
Tylko jedno jej się nie zgadzało, a mianowicie strach i zmęczenie w oczach jednego z mężczyzn, ale po chwili uznała, że to wyrzuty sumienia z powodu zabitej elfki. Drugi z nich najwyraźniej nie miał oporów, skoro był taki agresywny.
-Puśćcie ją - zażądała blondynka, ściskając mocniej sztylet. Równocześnie próbowała sobie przypomnieć jakieś przydatne zaklęcie.

Froksend - 07-11-2015, 00:32

- Czy ja wam wyglądam na mistrza strategii i zasadzek?- Froksend ponuro zmarszczył brwi, gdyż milczenie lasu zaniepokoiło go jeszcze bardziej niż przeraźliwy krzyk. Froksend ścierał się już ze stworami nocy, a nawet je mordował. Wiedział jak skutecznie unicestwić wampira niższego i na co się powołać w rozmowie z wampirem wyższym. Liczył jednak, ze już nigdy nie będzie musiał się ścierajać z tymi kreaturami. Powoli ruszył w las, skupiając się na dźwiękach wokół.
- Avira Wampaira- szepnął odruchowo.

Tajnis - 07-11-2015, 14:19

W jednej chwili cała złość Iraes została zastąpiona przez niepokój i niepewność. Choć jeszcze parę sekund wcześniej uznała taką myśl za niemożliwą, teraz, kiedy ujrzała grymas nienawiści wykrzywiający twarz dziewczynki i bezsilny strach na twarzach mężczyzn, ich błaganie, aby uciekać, czuła, nie. Wiedziała, że to wszystko jest dużo gorsze, niż na pierwszy rzut oka. Zakręciło jej się w głowie. "Jak taka krucha istotka, może mieścić w sobie tyle nienawiści i gniewu!?" kołatało się po jej głowie.
- Puśćcie ją - usłyszała żądanie blondynki i zobaczyła, że ta mierzy w mężczyzn nożem. "Czy ona nie widzi co tu się dzieje?!" pomyślała panicznie." Nie, ona jest pewna, że za tym wszystkim stoją ci mężczyźni". Ta myśl przedarła się przez całą falę paniki w głowie Iraes. Sama wiedziała, co była jeszcze przed chwilą w stanie zrobić, kiedy kierowało ją wzburzenie. Zacisnęła pięści ze zdenerwowania i chwyciła blondynkę za nadgarstek, w którym trzymała nóż.
- Kagia opanuj się! - powiedział głosem dużo bardziej stanowczym niż się spodziewała. Zniknęła z niego cała zwykła wesołość i cała panika, jaką jeszcze przed chwilą w sobie miał. - Nie widzisz, że ta dziewczynka się śmieje, nie słyszysz pogardy w jej głosie?! Spójrz na tych mężczyzn, nie wyglądają jak oprawcy, są cholernie przerażeni! Pomyśl, czy gdyby naprawdę zabili elfkę, zostawiliby ją na korytarzu, na widoku i zajmowali się zwykłym, bezbronnym dzieckiem!? W tym wszystkim jest coś nie tak!

Rhonny - 07-11-2015, 17:52

Lodowate przerażenia ścisnęło jej wnętrzności.
Nie zdążyła nawet wrzasnąć.
Całe zdarzenie trwało może kilka sekund, jednak w tym krótkim czasie przez głowę przewinęła jej się cała masa myśli.
Jak mogłam dać się tak podejść? Borsuk. Cholera... najmądrzejsze posunięcie to to nie było. Nic nie usłyszą, nie znajdą mnie...
Szarpnęła się.
Rękawica, dwa palce. Łucznik?
Człowiek, nie potwór.

Ponownie spróbowała się wyrwać.
Jeszcze żyję, może to nie... może... może to ostrzeżenie?
Co tak cyka, przecież czas rozpłodowy...

Przełknęła ślinę i z wysiłkiem odwróciła głowę w kierunku trzymającego ją osobnika.
Czy to ta sama osoba, która chwilę temu darła się wniebogłosy? Ten, jak mu tam... Arven?
A może to ktoś, przed kim Arven uciekał?
Chce mnie ostrzec czy wręcz przeciwnie?
To pierwsze, błagam.
Jeśli tak, to najwyraźniej zależy mu na tym żebym była cicho.

Przestała się szarpać, względnie uspokoiła.
Powietrza...
Sięgnęła dłońmi do twarzy i usiłowała odciągnąć ręce, jak by nie patrzeć, napastnika.
-A... Arven? - wyszeptała jak najciszej, niechcący opluwając skórzaną rękawicę. Miała szczerą nadzieję, że człowiek ten faktycznie jest Arvenem - psiajucha, puszczaj mnie...

Sephion - 08-11-2015, 02:13

Sigurd ledwo zauważalnie zadrżał na dźwięk nadchodzącego z góry wołania. Jeśli celnie zinterpretował informacje zawarte w liście, to całej grupie na piętrze groziło śmiertelne niebezpieczeństwo. Miał tylko nadzieję że nie przybył za późno. Uśmiechnął się uspokajająco do karczmarza i bez słowa powędrował w górę schodów. Jego bystre oczy najpierw ujrzały zbiorowisko ludzi, którzy wyglądali jakby za chwilę mogli rzucić się sobie do gardeł, potem dziewczynkę, a dopiero na końcu elfkę, leżącą w kałuży krwi. Poczuł się jakby jakiś ciężar opadł mu na pierś. Może gdyby przybył tu wcześniej...
- Ymdanngos ceirw cryfhau (Przywołać jeleń(dostojeństwo) zwiększyć) - wyszeptał. To proste zaklęcie na każdego działało inaczej. Jeśli rzucił je odpowiednio, to niektórzy daliby słowo, że zmarszczki na jego twarzy się wygładziły, jego postura stała się nagle iście krolewska, a wypowiedziane słowa wzbudziły u nich ciarki na plecach.
- Opanujcie się, dzieci - wypowiedział jedno, wspierane mocą zaklęcia, starannie modulowane zdanie. Poczuł jak moc zaklęcia uchodzi z jego ciała i pochylił się nad elfką, przykładając jej dwa palce do szyi.

Rivus - 08-11-2015, 13:48

Po chwili po schodach wszedł brodaty przybysz . Nic nie mówiąc podszedł do zranionej i zaczął szeptać . Patrząc na sączącą się krew chłopak czuł , że bez sensu stoi w miejscu i patrzy się jak siwy starzec opatruję kobietę . Ocknął się i usłyszał głosy jakby dochodzące z niedaleka . Im bliżej był drzwi do następnego pokoju tym głosy zaczęły coraz bardziej przypominać krzyki . Nie miał zamiaru wparować w sam środek kłótni , więc uklęknął , przyłożył ucho do drzwi i nasłuchiwał . Usłyszał :

- Puśćcie ją . - słowa były wypowiedziane przez damski , ale ostry głos
Potem ktoś wyraźnie się poruszył
- Kagia opanuj się ! Nie widzisz , że ta dziewczynka się śmieje , nie słyszysz pogardy w jej głosie ? Spójrz na tych mężczyzn , nie wyglądają jak oprawcy , są kompletnie przerażeni ! Pomyśl, czy gdyby naprawdę zabili elfkę, zostawiliby ją na korytarzu, na widoku i zajmowali się zwykłym, bezbronnym dzieckiem !? W tym wszystkim jest coś nie tak ! - ten głos należał zupełnie do innej kobiety , bo ton był zdecydowanie inny .

Czy to była rozmowa tych dwóch dziewczyn , które widział ? Teraz wie , że jedna z nich ma na imię Kagia . Tylko która ?
Sytuacja robiła się coraz bardziej skomplikowana ... Przynajmniej kobieta dostała odpowiednią pomoc...

wampirka - 08-11-2015, 21:02

W CIEMNYM LESIE
Kuna
Froksend


Chwyt, w którym się znajdowała był mocny i pewny. Nawet kiedy- może zbyt mocno się szarpała, a może zbyt mocno podciął jej nogi, żeby odciągnąć do tyłu?- runęli na ziemię, zgrabnie niczym worek kartofli. Kuna skonstatowała z zadowoleniem, że cały impet uderzenia przyjął napastnik, który aż jęknął boleśnie. A uścisk chyba nieco zelżał. Albo tylko jej się wydawało, bo kiedy szarpnęła się po raz wtóry, odniosła wrażenie, że ramiona mężczyzny są chyba wykute ze stali. Po raz kolejny ani drgnęły. Kiedy próbowała się odezwać, syknął tylko coś niezrozumiałego i jeszcze mocniej zawarł dłoń na jej ustach. Czuła na języku cierpki posmak garbowanej skóry. Mężczyzna znieruchomiał. Ona również, zupełnie bezwiednie, choć zdecydowała się już przyjąć, że- kimkolwiek by nie był- raczej stara się ją ostrzec niż skrzywdzić.
Ów przedziwny dźwięk, który słyszała na samym początku, zanim została zaatakowana i sprowadzona do szeroko rozumianego parteru, przybrał na sile. Dołączył do niego szelest liści i trzask łamanych gałęzi. No co by nie mówić o cykadach i ich cyklach rozwojowych, to na pewno nie czyniłyby tyle hałasu. I to takiego. Miała wrażenie, że coś przedziera się przez krzaki, jednocześnie... cykając? Było na aż nadto absurdalne, żeby nie powiedzieć śmieszne. Ale człowiek, który zatkał jej usta i wywrócił na ziemię wcale nie wydawał się być przesadnie skłonny do żartów. Wręcz przeciwnie.
Cykanie przez chwilę rozbrzmiewało całkiem blisko, tak, że miała wrażenie, że zaraz spotka się z tym czymś twarzą w twarz, ale po chwili zaczęło się oddalać. Zupełnie jakby zostało przez coś przywołane.
Albo jakby zainteresowało je coś innego.
Ktoś inny.
Może towarzysze, których zostawiła przy ognisku?
No raczej nie doszło do wniosku, że zostawiło zupę na piecyku <...>
Kiedy odgłos ustał, mężczyzna na którym leżała poruszył się i chrząknął. Może nawet uważałaby, że jest to raczej niezręczna sytuacja, gdyby nie fakt, że jej akurat było ciepło i całkiem miękko. A do tego była dość zirytowana faktem rzucania się na nią zza krzaków i brutalnego zatykania ust.
-Cały czas cicho- szepnął jej do ucha i przekręcił się na bok, tak, żeby było jej łatwiej sturlać się z niego i wstać. Oczywiście zrobiła to, z miną niezadowolonej kotki, ostentacyjnie otrzepując ubranie z igliwia i liści. On też się podniósł i uśmiechnął przepraszająco. Mimo to, widziała to wyraźnie, pozostał spięty. Nasłuchiwał.
Czymkolwiek nie było to stworzenie, musiało go skrajnie przerazić.
Stali pod dużym, rozłożystym drzewem, które dodatkowo osłaniało ich przed księżycowym światłem, więc nie była w stanie dokładnie mu się przyjrzeć. Był raczej wysoki i dość postawny. Mięśnie na ramionach rysowały się wyraźnie nawet poprzez materiał lnianej koszuli, więc oddała sobie honor, że nie była w stanie wyrwać się z ich uścisku. Chyba nie był dużo starszy od niej, bo na szerokiej, sympatycznej twarzy sypał się niezbyt pokaźny zarost.
-Skąd znasz moje imię?- zapytał cicho- Spotkałaś gdzieś dziadka z mieczem i groźną miną?
Zanim zdążyła odpowiedzieć, nachylił się i przyłożył sobie palec do ust.
-Tylko pamiętaj, że SZEPTEM. Nie wiem, co to jest, ale wpadłem na to, jak kończyło rozszarpywać jelenia, którego tropiłem od południa. Także, sama rozumiesz...

Froksend szedł w milczeniu, pogrążony w niewesołych myślach. Nie darowałby sobie łatwo gdyby chłopakowi coś się stało, bo sam namawiał go kilka godzin wcześniej, żeby rozłączyli się chociaż na chwilę. Zdawał sobie sprawy, że w lesie tylko zawadzał młodemu tropicielowi, który śmigał pomiędzy drzewami z gracją młodej sarny. Co przy jego potężnej, zwalistej sylwetce było co najmniej podejrzane. W dodatku jakiś czas już nie mieli w ustach ciepłego posiłku, więc perspektywa pieczystego była zbyt dużą pokusą.
Nie mówiąc już o tych pannach, które pewnie latały po lesie w ogromnej liczbie.
Sarknął w duchu.
Zachciało się gówniarzowi samotnych wypraw, no i teraz ma. Następnym razem trzy razy pomyśli, zanim się zdecyduje. O ile oczywiście będzie jakiś następny raz. I o ile w ogóle znajdą w tym lesie kogokolwiek... Za sobą bardziej czuł niż słyszał towarzyszy rudowłosej dziewczyny. Poruszali się niemal bezszelestnie. Zupełnie jakby elementem pracy bardów było skradanie w ciemności...
Zdecydował, że nie będzie nikogo oceniał. Jego osobista sakiewka wciąż była na właściwym miejscu, a nie widział celu w jałowym moralizowaniu kogokolwiek.
-Ej, słyszycie to?- zapytał nagle chłopak, którego obie dziewczyny nazywały Puszczykiem- Tam coś... cyka? Ale chyba nie świerszcz, nie? Tam, za tamtym krzakiem!
Froksend jęknął w duchu.
Bo dobrze wiedział, że to żaden świerszcz. Syknięciem nakazał chłopakowi, żeby się zamknął i przywarł do najbliższego drzewa. Reszta zrobiła to samo.
Teraz on również usłyszał. Absurdalny odgłos, który tak dobrze kojarzył, który obudził całą lawinę starych wspomnień. Istota najwyraźniej się zbliżała, bo przybierało na sile. Poruszała się szybko, ale niezgrabnie. Dochodził do niego pogłos trzaskających pod jej stopami gałęzi i szelest liści. Przypomniał sobie, że pazury, którymi dysponuje, są długości niemal łokcia dorosłego mężczyzny. Zagryzł wargi i na migi pokazał pozostałym, żeby nie ruszali się z miejsc.
Czego one się tam bały? Srebra? Ognia? Słońca?
I na co reagowały? Dźwięk? Zapach? Ruch?
Stworzenie wyłoniło się zza najbliższych, niewysokich drzewek i szło teraz prosto na nich. W mdłym świetle księżyca wyglądało na prawdę upiornie. Usłyszał zduszony krzyk Nevi. Szło pokracznie, zgrabione, z głową- a może łbem?- wysuniętą do przodu. Chyba węszyło, jak ghul czy inny ścierwojad, ale nie był pewien czy są czułe tylko na zapach. Pazury pobłyskiwały krzepnącą krwią. Froksend z trudem przełknął ślinę.
Miał nadzieję, że nie należy ona ani do Arvena, ani rudowłosej dziewczyny, Kuny.
Istota zatrzymała się nagle i zaczęła rozglądać. Była jakieś pięć, może siedem kroków od niego. Widział wyraźnie jej żółte, lśniące oczy o pionowych źrenicach, osadzone głęboko w zdeformowanej twarzy o szarym odcieniu. Krew zastygła na brodzie i policzkach istoty, tworząc makabryczny wzór.
Zdał sobie sprawy, że patrzy w miejsce, gdzie ukryło się jedno z tych dzieci, chyba dziewczyna.
Wydało ten dziwny odgłos przypominający cykanie, wyszczerzyło długie, szpiczaste kły.
I ruszyło w stronę Nevi.

Froksend - 08-11-2015, 21:37

Stary kapłan niespodziewał się, że historia jego powrotu z tułaczki zacznie się tak samo jak historia wydarzenia które go na nią zesłało. Oto był w ciemnym lesie z bandą dzieciaków, a parę kroków od niego skradał się wampir niższy. Ale on się nie bał. Kilkadziesiąt lat temu pocił się na samą myśl o tych stworach. Gdy pierwszy raz je spotkał prawie wogóle nie umiał modlić się do Styrwita. Teraz potrafił, ale sytuacja była podobna. No z jednym małym wyjątkiem. Miał srebro. I musiał ocalić to dziecko przed tym nieumarłym komarem. Śmiało krzyknął, mocnym głosem, odwiązując płaszcz z szyi:
- AVIRA WAMPAIRA!- wystawił sztych miecza przed siebie. Wiedział, że są strasznie szybkie. Ale on bronił obóz niemalże sam przed trzema, więc nie czuł strachu.- Dzieciaki, otoczyć to! Już!- wrzasnął głosem dowódcy, wyprowadzając sztych miecza wprost na kreaturę, drugą zaś ręką narzucając nań swój plaszcz, chcąc ją spętać. Rzucił się całym ciężarem na kształt pod materiałem, wbijając weń ostrze miecza i wyprowadzając serię dźgnięć srebrnym ostrzem dziurawiąc swój płaszcz:
- Pomóżcie mi go obalić i dźgajcie czym macie-wycharczał słysząc syki i czując szarpiące się stworzenie. Z każdym ciosem ostrza ze srebra wołał "Avira Wampaira", jakby to były słowa modlitwy, choć w rzeczywistości nic nie robiły. Na szczęście miał kolczugę, więc nawet jak stwór nie zginie, to Tak łatwo go nie dostanie.

Rhonny - 08-11-2015, 22:57

Odetchnęła głęboko i rozejrzała się wokół. Czymkolwiek było cykające monstrum, chwilowo postanowiło sobie pójść.
To, że mężczyzna okazał się być Arvenem, również można było zaliczyć do pozytywnych wiadomości. Przespacerowała parę kroków, próbując uspokoić bicie serca, które chyba nie do końca zdawało sobie sprawę z tego, że odczuwalne nawet w czubkach palców dudnienie w niczym nie pomaga.
Ulga, wywołana chwilowym uniknięciem śmierci, skłoniła ją do drobnych wyjaśnień.
-Tak, spotkałam... dziadka, o którym mówiłeś. Bardzo miło nam się rozmawiało kiedy usłyszeliśmy krzyk. Twój krzyk. - spojrzała z krzywym uśmiechem w jasną plamę będącą, ze sporym prawdopodobieństwem, twarzą młodzieńca.
-Przyjrzałeś się przedtem temu czemuś? - nerwowo zacisnęła i rozwarła pięści - Małe? Większe? Zębów dużo czy bardzo dużo?
Pytała, chociaż nie była pewna czy chce znać odpowiedź. Pocieszała się myślą, że cykające stworzenie, jakkolwiek by nie wyglądało, jest już pewnie daleko stąd.
W tym momencie poczuła falę gorąca rozchodzącą się od tyłu głowy, wzdłuż kręgosłupa i dalej, do kończyn.
Nagła myśl ukłuła ją jak strzała z kuszy.
Obóz.
Puszczyk.
Nevi.
O Cholera.
Nie zdążyła wyartykułować swoich niespodziewanych przemyśleń, gdy z oddali usłyszeli krzyk.
Coś jak... "Ofira wam zżarła"? Albo... Potrząsnęła głową, nie było na to czasu.
Skinęła na Arvena. Oboje pojęli czyj to krzyk.
Ruszyła szybko w tamtą stronę, kurczowo zaciskając dłoń na nożyku, którego jakimś cudem nie wypuściła podczas całej szamotaniny. Miała nadzieję, że chłopak jest za nią.
To już drugi raz dzisiaj. Niemądrze. Oj, niemądrze. Ale oni tam są, moi przyjaciele, nie mogę tam nie pobiec, nie mogę nie spróbować...
Jednak to co zobaczyła sprawiło, że musiała przystanąć.
Na początku zarejestrowała jedynie trzy sylwetki i jakiś wielki szamoczący się płat materiału. Cykający jakby.
Przetarła oczy i spojrzała ponownie.
Dziadek, który tajemniczo odżył od czasu ich ostatniego spotkania, dźgał bezkształtny obrus mieczem, cały czas coś krzycząc. Teraz słyszała jego słowa wyraźnie - "Avira Wampaira".
Wampir? Cykający? Nie słyszała nigdy o czymś takim, ale była otwarta na nową wiedzę.
Otrząsnęła się ze zdziwienia i zaczęła intensywnie myśleć, co mogłaby zrobić. Sytuacja była dość absurdalna. W końcu podbiegła do przyjaciół, którzy najwyraźniej starali się otoczyć stwora i zerknęła na trzymany w drżącej dłoni nożyk.
Co ja robię?
Z całej siły wbiła ostrze w bliżej nieokreśloną część miotającego się stworzenia.

<jeśli potwór zaatakuje przyjaciół to postara się go dźgać i przy tym nie umrzeć, w miarę możliwości, jak ruszy na nią to zacznie zwiewać>

wampirka - 09-11-2015, 16:34

W KARCZMIE

Sigurd
Druid bardzo dobrze zdawał sobie sprawy z obecności istoty. Gdy tylko wszedł na piętro poczuł charakterystyczny, cierpki smak na koniuszku języka i zapach, prawdopodobnie wyczuwalny tylko dla niego, a przywodzący na myśl gnijące na słońcu owoce. Aż skrzywił się z obrzydzeniem. Charakter istoty nie pozostawiał już wiele wątpliwości. Najpewniej będzie miał do czynienia z czymś może średnio potężnym, ale na pewno bardzo zajadłym. A to połączenie czasem nastręczało dużo więcej trudności. Istoty tego typu upodobały sobie bytowanie wśród ludzi. Najczęściej pożywiały się prostymi uczuciami, jak strach, panika i cierpienie, ale bardzo rzadko manifestowały się tak ewidentnie. Wspomniał, że list, który dostał- a rzeczywiście, był napisany bardzo ładnym, ozdobnym pismem, na które początkowo nie zwrócił uwagi, a które nie należało przecież do karczmarza- mówił o atakach wielkiej, nieposkromionej agresji. Zupełnie jakby ta istota CHCIAŁA zwrócić na siebie uwagę. A przecież to wiązało się najczęściej z zawezwaniem potężnego druida lub kapłana i wypędzeniem jej gdzieś w niebyt, poza płaszczyznę ludzi, którą tak sobie ulubiła.
Niemożliwe przecież, żeby na tym jej zależało...
Był bardzo zmartwiony, bo zmagania z agresywnym bytem często były związane z dużym nadszarpnięciem zdrowia osoby, którą pasożyt miał w posiadaniu. A tutaj miał mieć do czynienia z jedyną córeczką karczmarza, liczącą wspomniane osiem wiosen. Pamiętał, że już samym jej narodzinom towarzyszyła wielka tragedia, bo żona karczmarza zmarła kilka dni później, dostawszy w połogu wysokiej gorączki.
Jednak, kiedy tylko znalazł się na korytarzu, pierwsze co rzuciło mu się w oczy to przerażony chłopak stojący w pobliżu szeroko otwartych, chyboczących się na zerwanym zawiasie, drzwi. Z wnętrza pokoju docierały kobiece głosy.
Rzeczywiście, ludzie na dole mówili, że ktoś tam poszedł. Dwie dziewczyny i chłopak? To by się zgadzało.
Kiedy znalazł się na wysokości pokoju przed wejściem do środka powstrzymał go widok, który początkowo przeoczył. Pod ścianą, tuż obok drzwi prowadzących do kolejnego pomieszczenia- jedynak pozostających zamknięte- leżała bezwładnie jasnowłosa elfka. Wokół jej głowy narosła już potężnych rozmiarów kałuża krwi.
Zawahał się. Niemal bezwiednie wyszeptał zaklęcie, które miało na celu nadać mu i jego słowom szeroko rozumianego majestatu. Odwrócił się w stronę pokoju, w którym- poza dwiema dziewczynami- dostrzegł jeszcze najstarszych synów karczmarza i dziewczynkę, siedzącą obecnie spokojnie w wielkim łożu.
- Opanujcie się, dzieci - wypowiedział jedno, wspierane mocą zaklęcia, starannie modulowane zdanie. Poczuł jak moc zaklęcia uchodzi z jego ciała i pochylił się nad elfką, przykładając jej dwa palce do szyi.
Tak jak mógł się tego spodziewać, puls nie był wyczuwalny. Spojrzał jeszcze, czy jakimś cudem, klatka piersiowa unosi się w oddechu, ale również nie był w stanie nic zaobserwować. Do tego była zimna. Wstał z cichym westchnięciem. Co prawda sama utrata krwi powinna mu powiedzieć, że dla elfki nie było żadnych szans, ale zawsze łudził się gdzieś w głębi. Znał przecież przypadki, które określał "ludzie- co to- nie wiadomo czemu- przeżyli".
Zwrócił się w stronę pokoju. Dziewczynka siedząca na łóżku- jakimś cudem nagle wszyscy inni obecni w pomieszczeniu znaleźli się pod ścianami- uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Miała nierówne źrenice.
Na jej usta wypełzł brzydki, złowrogi uśmiech.
-No nareszcie cię sprowadzili, dziadku- prychnęła, a na jej bladą brodę kapnęło kilka kropelek śliny- No to zbieraj dupę i do roboty! Myślisz, że mam cały dzień? Za długo już siedzę w tej norze, słuchając smętnych psalmów tej smutnej blondynki. Dzisiaj to przesadziła, wiesz?- wywróciła oczami z przesadnym ubolewaniem- No i nie dałem rady. Nie wytrzymałem po prostu. Rozwaliłem jej łeb. No ale- efektownie zawiesiła głos- Nie ma tego złego, jak to mawiają! Przynajmniej wiadomo, że się nie będę cackał. Także DO ROBOTY!

Kagia, Iraes
- Kagia opanuj się! - powiedział Iraes głosem dużo bardziej stanowczym niż się spodziewała. Zniknęła z niego cała zwykła wesołość i cała panika, jaką jeszcze przed chwilą w sobie miał. - Nie widzisz, że ta dziewczynka się śmieje, nie słyszysz pogardy w jej głosie?! Spójrz na tych mężczyzn, nie wyglądają jak oprawcy, są cholernie przerażeni! Pomyśl, czy gdyby naprawdę zabili elfkę, zostawiliby ją na korytarzu, na widoku i zajmowali się zwykłym, bezbronnym dzieckiem!? W tym wszystkim jest coś nie tak!
Kagia miała opuszczoną głowę i wzrok wlepiony w czubki własnych butów. W skroniach jej szumiało. Nie umiała zebrać myśli, bo wciąż wracała pamięcią do bezwładnej postaci na korytarzu, leżącej w kałuży własnej krwi. Mocniej zacisnęła palce na rękojeści noża, ale kiedy próbowała zrobić ruch ręką, poczuła, że ktoś ją trzyma. Uchwyt był mocny i zdecydowany, tak, że w pierwszym ruchu nie dała rady się wyswobodzić. Szarpnęła się raz jeszcze i skupiła się na osobie, która ją trzymała. To ta dziewczyna, którą poznała całkiem niedawno.
Kim ona jest, żeby jej rozkazywać? Czyżby wątpiła w jej ocenę sytuacji? Ale... czy rzeczywiście jest słuszna? Przeniosła wzrok z twarzy Iraes na dziewczynkę. Rzeczywiście, w oczach tej drugiej nie było już widać nawet śladu łez. Kagia aż wzdrygnęła się na widok jej twarzy.
-Opanujcie się dzieci- dotarło do niej jak zza grubej szyby, ale poczuła, że wypełnia ją spokój. Powoli wypuściła powietrze z płuc. Miała wrażenie, że drętwieją jej wargi. Odruchowo zrobiła krok do tyłu, zrównując się z Iraes. Ta wciąż trzymała ją za nadgarstek i pociągnęła ją w bok, pod ścianę.
Poszła posłusznie, a w głowie miała mętlik.
Iraes obróciła się na dźwięk słów, które należały do starszego, siwego mężczyzny. Patrzyła jak pochyla się nad elfka, a potem wstaje i spogląda wprost na dziewczynkę. Zorientowała się, że ona sama- zupełnie bez udziału woli- ciągnie dziwnie spokojną Kagię pod ścianę. Mężczyźni również wydawali się być oszołomieni, cofali się w przeciwnym kierunku. W końcu cały środek pokoju był wolny, tak, że dziewczynka patrzyła wprost na mężczyznę stojącego w drzwiach.

<Hellon jeśli tylko stoisz i patrzysz to widzisz całą tę sytuację przez drzwi, zza ramienia druida>

Rivus - 09-11-2015, 19:39

Przestraszony ciągiem wydarzeń chłopak , cały czas stał za siwobrodym przybyszem .

Kim mógł być ten starzec ?
Kapłanem ?
Magiem życia ?
A może w ostateczności druidem ?

Trudno mu było zobaczyć jakiego rodzaju magii leczącej używa . W końcu znał tylko co najwyżej jedno zaklęcie medyczne i to na oczyszczenie rany .

Hellon wpatrywał się swoimi jasnoniebieskimi oczami w srebrny pierścień z motywem kwiatowym . Nie miał nic sensownego do zrobienia w tej chwili , jak tylko dać siwobrodemu działać ...

<Gdyby dziewczynka zaatakowała kogoś nagle , Hellon użył by zaklęcia fali wody>

Leite - 09-11-2015, 21:45

W głowie dziewczyny kołatały się różne dzikie emocje. Gniew, współczucie, irytacja, zdenerwowanie...wszystkie na raz, ale pierzchły na dźwięk głosu druida, wszystkie, za wyjątkiem smutku.
Patrzyła obojętnie, co się dzieje, a jej myśli skierowały się powoli ku przeszłości. Takiego upiora nigdy nie spotkali, ona i jej trójka wspaniałych, Geb, Wiktor i Mia. Widzieli wiele rzeczy, takie jak stada dzikich jeleni w Terali (a był to wspaniały widok), wschód słońca na szczycie góry czy metrową rybę w jakiejś wiosce. Dwa razy napotykali ślady wilkołaków w Tryncie. Czy tam tej ich mniej niebezpiecznej wersji.

Kagia potrząsnęła głową, ale potoku wspomnień nie zdołała zatrzymać. Machinalnie zaczęła się bawić wstążką do włosów, którą miała dzisiaj zawiązaną na ręce.

To był ten dzień, około 3 tygodnie temu, gdy zatrzymali się niedaleko lasu, na polanie. Obok nich radośnie płynęła rzeczka. Pierwszy raz od dłuższego czasu mieli okazję odpocząć od ucieczki przed wojskami i nacieszyć się tą przygodą. Mieli nawet co jeść.
-Chodź, Kagia, coś ty taka ponura? - Mia biegła przed nią, szczerząc się. W jej brązowych lokach raz po raz błyskało słońce. - Jest strumyk!
Geb, który szedł koło niej, zachichotał.
-Patrz na nią, jak dziecko....


A potem przypomniała sobie inną scenę.

Szły przez jakieś pole. Wszędzie dookoła leżą trupy zarówno wrogów, jak i przyjaciół. Iluzja Kagii migocze, powoli znika. Mia bez słowa podąża u jej boku.
-Nie...daję...rady... - wysapała magiczka, zatrzymując się. Wszyscy dookoła powinni ją widzieć jako Qua, lecz nie była pewna, czy to wciąż działa. Mina jej towarzyszki,, również pokryta iluzją, nie była najlepsza. Była pusta.
-Trzeba ich znaleść. - stwierdziła, zupełnie niepodobna do siebie i ruszyła dalej. Kagia kilka sekund wpatrywała się w jej plecy.
-Czekaj! -zawołała i dogoniła dziewczynę. - Mia, co się dzieje?
Mia zatrzymała się i wbiła w nią przekrwione oczy. W połączeniu z ich niebieskim kolorem wyglądało to upiornie. Głos jej drżał, wymierzając bolesne słowa.
-Jakbyś nie zauważyła, jesteśmy na polu bitwy. Na polu masakry. Rozszarpani ludzie...wszyscy są martwi, jedynie niedobitki się poruszają. Główna armia stacjonuje kilka mil stąd. A Geb i Wiktor gdzieś zniknęli? Naprawdę się pytasz co się dzieje...? Musimy ich znaleźć...! - ostatnie słowa podniosła niemal do krzyku. - Myślisz, że mamy cały dzień?


Ostatnie słowo z jej wspomnienia upiornie się zgrało ze zdaniem wypowiedzianym przez przeklętą dziewczynkę. Kagia potrząsnęła głową. Powoli obrazy przed jej oczami zaczynały blaknąć i mogła się skupić na sytuacji. Nie były to wizje, jak to coś, co jej się przytrafia - normalny napad wspomnień osoby, która dużo przeżyła. Szkoda, że psionika na to nie działa.
-...wiadomo, że się nie będę cackał. Także DO ROBOTY!
Krzyk stworzenia, które siedziało na łóżku, ostatecznie wróciło jej przytomność umysłu. Dziewczynka mówiąca o sobie w rodzaju męskim? Co "do roboty"? I co tu robi ten starzec? Po chwili Kagia poczuła, że ręka jej drętwieje i delikatnie ją wyszarpnęła z uścisku Iraes, zerkając na nią uspokajająco i dając znać, że już jest dobrze. Gdyby ta dziewczyna wiedziała...

<w razie następnych akcji : jeżeli ktoś atakuje, to się broni; jeżeli zaś po prostu będzie leczył, to się przygląda; jeżeli się uda wygnać upiora, to pyta, co to było :3 >

Tajnis - 09-11-2015, 21:56

- Opanujcie się dzieci - usłyszała Iraes. Przez chwilę zaczęła się zastanawiać, dlaczego jeszcze przed sekundą targało nią tyle emocji, dlaczego chciała za wszelką cenę powstrzymać blondynkę przed zrobieniem czegoś głupiego. Czuła opanowujący ją spokój. Praktycznie bez udziału woli, cofnęła się pod ścianę, ciągnąć za sobą Kagie, a to, że dziewczyna nie stawiała najmniejszego oporu, nawet jej nie zdziwiło. Dostrzegła także starszego mężczyznę dziwnie majestatycznym krokiem wchodzącego do pomieszczenia. Kiedy podszedł on do dziewczynki, Iraes miała nieodparte wrażenie, że w końcu zjawiła się odpowiednia osoba. Lekko jeszcze oszołomiona zdała sobie sprawę, że wciąż trzyma rękę blondynki, więc powolnym ruchem puściła dziewczynę.
wampirka - 13-11-2015, 01:05

<A dobra, przejdźmy już do konkretów, też chcę wprowadzić jakąś swoją postać! :>

W CIEMNYM LESIE

Istota, którą Froksend szybko ale bezbłędnie niczym stary łowca potworów, zaklasyfikował do kategorii wampirów niższych, szamotała się w jego własnym płaszczu. Słyszał wyraźnie skrzypiący odgłos dartego materiału i widział co chwila jak przez ciemne sukno przebijają długie, lśniące pazury. Wolał się nie zastanawiać, co już niedługo będzie grzało jego stare kości w te coraz to zimniejsze wieczory.
Bo na początek to miał pobożne życzenie, żeby nie skończył jako smutne, struchlałe... truchło, bądź co bądź, gdzieś w środku lasu. Wciąż martwił się trochę o Arvena, bo potrafił sobie wyobrazić dlaczego rzeczony wrzeszczał, ale teraz postanowił zepchnąć to zmartwienie na dalszy plan. Jak to mawiał jeden z jego przełożonych, lata temu, jeszcze w zakonie- jeden problem na raz. A teraz miał tutaj kolejną dwójkę dzieciaków, których truchełka na pewno nie dodadzą uroku jego własnemu.
Więc zamierzał załatwić te sprawę, można tak powiedzieć, od ręki. A potem najwyżej biegać między drzewami i nawoływać nieszczęsnego łowcę.
Biegać. Ha. Dobre.
Rzucił się całym ciężarem na kształt pod materiałem, wbijając weń ostrze miecza. Poczuł, że trafił, bo weszło miękko, a stworzenie wizgnęło wściekle, szamocząc się opętańczo. Wyszarpnął klingę, która wyszła z obrzydliwym mlaśnięciem i zamierzył się nią jeszcze raz. Dźganie potwora było mało wygodne, biorąc pod uwagę długość broni, dlatego odsunął się odrobinę.
- Pomóżcie mi go obalić i dźgajcie czym macie-wycharczał słysząc syki i czując szarpiące się stworzenie.
Nevi nie zareagowała, patrząc na całą scenę dużymi, okrągłymi oczami, ale Puszczyk rzucił się do przodu niemal z wybicia. Wpadł na istotę z podwójnym impetem, który dał mu rozpęd i razem znaleźli się na ziemi. Wrzasnął wściekle, kiedy jeden z pazurów rozorał mu skórę na policzku.
Froksend starał się przyszpilić wampira do ziemi, jednak kotłujący się z nim Puszczyk i ciemność nie pomagały. W pewnym momencie chybił o włos i prawie przygwoździł chłopaka.
W tym samym momencie z ciemności zwinnie wyskoczyła rudowłosa dziewczyna, która to poszła przodem szukać Arvena. W dłoni miała coś co na pierwszy rzut oka przypominało nóż do masła, ale w rzeczywistości było chyba nożem do sera. Choć głowy by za to nie dał, mógł być przecież do pomidorów. Zadała potworowi całą serię ciosów, wyprowadzając ze bardzo szybko i na tyle precyzyjnie, żeby nie zranić wijącego się razem z nim w płaszczu Puszczyka. Za nią spomiędzy drzew wyłoniła się kolejna postać i okazał się nią być nikt inny jak zagubiony łowca. Tu Froksend pogratulował mu zdrowego rozsądku, bo po szybkiej ocenie sytuacji chwycił Puszczyka za koszulę i wyciągnął z całej kotłowaniny. Prawdopodobnie podarł ją przy tym, bo do uszu kapłana dotarł dźwięk prutego materiału. Dzięki temu przy wampirze zrobiło się luźniej- z drugiej strony miotał się już mniej, nóż może i do pomidorów, ale swoje robił- i Froksend mógł przyszpilić go do ziemi swoim srebrnym ostrzem. Wtedy zupełnie znieruchomiał, ale Kuna zapobiegawczo zadała jeszcze kilka ciosów w okolicę, gdzie mogła znajdować się głowa.
Spojrzeli sobie w oczy i stary kapłan z szacunkiem skinął głową.
Dziewczyna uśmiechnęła się samymi kącikami ust. Była bardzo blada.
-Na wszystkich bogów- usłyszeli gdzieś z boku drżący głos Nevi- Puszczyk, ty krwawisz!
-O kurde- zawtórował jej rzeczony- Ja serio srogo krwawię...- coś upadło bezwładnie na ziemię.
-E, nie ma napinki- sprostował szybko Arven, bardzo czymś rozbawiony- Z mordy zawsze się tak leje, a nie ma dużej krzywdy.
Froksend jeszcze raz spojrzał na Kunę.
Ta, wciąż blada, skinęła do niego głową.
Wstali, żeby spojrzeć na scenę, która przed chwilą rozgrywała się obok i policzyć straty.
Puszczyk- zemdlony, rozharatany policzek lewy, na obok brak innych widocznych obrażeń.
Nevi- cała blada i drżąca, klęcząca obok niego i starająca się zrobić opatrunek z czegoś, co kiedyś prawdopodobnie było elegancką, batystową chusteczką. Obrażeń innych niż psychiczne nie zaobserwowano.
Arven- z rękoma zaplecionymi na piersi, najwyraźniej dobrze się bawi. Obrażeń jakichkolwiek nie stwierdza się.
Jakaś ruda babeczka w koszuli z piękną, obszytą koronką kryzą- tuż za Arvenem...
Kuna aż pisnęła, a Froksend zamrugał kilkukrotnie, żeby zorientować się, czy już nie ma halucynacji. Ze starości.
Na pewno jest coś takiego.
-Wiecie, czuję smutek- stwierdziła kobieta, a Arven wyskoczył metr w górę, bo stała może trzydzieści centymetrów za jego plecami- Że go zabiliście. Wiecie, to jakbym zabiła wam chomika. Też czulibyście smutek.

Froksend - 13-11-2015, 08:59

Froksend struchlał, widząc tajemniczą kobietę. Doskonale pamiętał ten rodzaj urody i arystokratyczny ton głosu. Wyjął ostrze z materiału i ściągnął płaszcz z wampirzego truchła, zakładając go na swe
ramiona.
- Schowajcie broń.- syknął w kierunku dzieciaków, samemu też to czyniąc. Niepewnie wystąpił naprzód, lekko odpychając do tylu przestraszonego łucznika. Skłonił się pokornie przed wampirzycą.
- Wybacz nam, pani, ten akt barbarzyństwa. Niespodziewałem się, że owo stworzenie należy do Pani. Jednakże pewnie nie musi się pani martwić, gdyż zapewne niedługo ów chłopak skona, gdyż nie pozwolisz nam go uleczyć. Przyjmij nasze przeprosiny. Jestem gotowy ofiarować Ci swe usługi jak niegdyś pani braciom i siostrom w Ofirze.-

Sephion - 13-11-2015, 12:43

Usłyszawszy słowa wydobywające się z ust dziewczynki, Sigurd poczuł mieszankę sprzecznych uczuć. Współczucie wobec dziecka, które spotkał taki los. Odrazę wobec wynaturzenia, które dopuściło się tak podłych czynów. Zdziwienie, przeradzające się w niepokój związane z zagadkowym zachowaniem demona. Przygryzł wargi, wziął głęboki oddech i skupił się na uciszeniu emocji. Dopiero kiedy był pewien, że przypadkowy skurcz twarzy czy załamanie głosu nie stanie mu na przeszkodzie, przestąpił próg pomieszczenia.
- Witaj, maleństwo - zwrócił się do dziewczynki pochylając się w jej stronę tak, by móc spotkać się z nią spojrzeniem - już niedługo wszystko będzie w porządku.
Nie wiedział czy dziecko słyszy go czy nie, ale takie podejście do sprawy wydawało mu się właściwe.
Obrócił głowę w stronę synów karczmarza.
- Dobra robota, chłopcy. Czy mogę was prosić o przyniesienie mi worka mąki?
Przemyślał szybko treść i przebieg niezbędnego rytuału. Ponownie poczuł ciężar formujący się gdzieś w podołku. Czy pamiętał niezbędne słowa? Może był już za stary? Te myśli także musiał stłumić.
- Ach, a wam dziękuję za pomoc - przemknął wzrokiem po twarzach pozostałych zebranych w pomieszczeniu osób, uśmiechając się z trudem - pomoc tej dziewczynce będzie niebezpiecznym zadaniem, a ja nie mogę sobie pozwolić na narażanie nikogo więcej. Zejdzcie na dół, i jeśli możecie sprawić mi tę przysługę to podtrzymajcie na duchu naszego dobrego gospodarza.

Rhonny - 13-11-2015, 22:04

-Akt barbarzyństwa?! Chomiki zazwyczaj nie próbują cię zamordować w środku ciemnego lasu! - wymsknęło się Kunie, która natychmiast pożałowała nieostrożnych słów. - znaczy tego, no... - odchrząknęła - głupio wyszło...
Szybko zerknęła w stronę Puszczyka, z każdą chwilą coraz bardziej upodabniającego się do twarogu. Kolorem, rzecz jasna.
W dalszym ciągu nie uważała obrony przed cykającym szarlataństwem za szczególnie karygodne zachowanie, ale wolała uniknąć bliższego poznawania opinii jego właścicielki.
-Wybacz nam - wymamrotała, obserwując czujnie rudowłose zjawisko w koronkowej kryzie. Powoli odłożyła na ziemie upaprany krwią stwora nożyk.
Bleh... nigdy nie użyję go już do masła... ani do sera. Ani pomidorów.
Ponownie spojrzała na Puszczyka i jego uszkodzoną twarz.
Pokrwawi, pokrwawi i... przestanie. Taaak...
Miała przemożną chęć wyjaśnienia całego zajścia, ale nie wiedziała na ile może sobie pozwolić w obecności wampirzycy.
Dziadek-Paladyn zdążył już ofiarować jej swoje usługi, na co ona akurat nie miała szczególnej ochoty.
Wzięła głęboki oddech i ukłoniła się leciutko.
-Jeśli pozwolisz nam się wytłumaczyć to... to będziemy bardzo... wdzięczni. Może nawet uda nam się jakoś wynagrodzić utratę cho... pupila.
Uśmiechnęła się w najbardziej przepraszający sposób, na jaki było ją stać w tej chwili.

Leite - 13-11-2015, 23:30

Kagia zerknęła niepewnie na druida. Skoro sobie nie życzył, to nie. Widać działo się tu coś takiego dziwnego, że nie było sensu dłużej stać. Odwróciła się i wyszła, zauważając przy tym ponownie uwalane ręce.
Nie mogę się tak pojawić na dole, pomyślała. Wybuchnie panika.
Uchylała zatem kolejne drzwi po drodze, mając nadzieję na znalezienie jakiejś misy z wodą.
<gdy ją znajdzie, umyje ręce i zejdzie na dół, jeżeli nie znajdzie, to zakryje dłonie za pomocą peleryny i zejdzie na dół>


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group