Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

Dzieła związane z obozem - [opowiadanie] Melodia dawnych dni

Aver - 28-11-2016, 21:42
Temat postu: [opowiadanie] Melodia dawnych dni
Jako że podobno nie jestem już graczem, to trochę głupio wysyłać mi opowiadania na konkursy. Ale ten temat tak bardzo siedział mi w głowie od dawna, że aż żal nie przelać go na papier (nawet elektroniczny ;) ).

Opowiadanie dotyczy głównie wątku styryjskiego z zeszłorocznej zimówki. Trochę niekoniecznie kanoniczne. I sentymentalne, ostrzegam ;)

Welp... Enjoy :)

Cytat:
Cuichatli poprawiła mały plecak i ostrożnie zaczęła wspinać się na zdewastowaną palisadę. Buty ślizgały się na oblodzonym drewnie, zgrabiałe pomimo rękawiczek z zimna palce nie chciały współpracować. Sapnęła gniewnie, wzięła mały rozbieg i nagłym zrywem wybiła się z ziemi, skoczyła i chwyciła poziomej belki, która prawdopodobnie kiedyś była częścią bramy. Wisiała tak chwilę, nogami szukając pewnego oparcia. Czuła, jak mięśnie rąk powoli zaczynają palić. W końcu jej stopa zahaczyła o któryś w miarę stabilny słup. Przeniosła ciężar ciała, odciążając nieco ręce i podciągnęła się wyżej, wreszcie siadając na belce okrakiem. Odetchnęła ciężko, spod futrzanej kurty buchało gorącem. Uniosła głowę.
Przed nią rozpościerał się lej po wybuchu. Wielka dziura średnicy jakichś dwudziestu metrów, ośnieżona i wciąż pulsująca energią, chociaż od kilku dobrych lat nikogo tu nie było… Nanni ją ostrzegała przed tym miejscem, podobno sama Maiput przybyła tu by sprawdzić, co się stało... a potem zakazano wstępu na ten teren.
A jednak była tu. I nic szczególnego się nie działo.
Przerzuciła drugą nogę. Drewno zaskrzypiało ostrzegawczo, a Cuichatli znieruchomiała i zbladła. Skrzypienie ucichło na moment, a sekundę później belka pękła, unosząc w górę tuman śniegu i dziewczęcy krzyk. Zapadła ciemność.


Stanęła przed lustrem i zmarszczyła brwi. Sukienka miała kolor czerwonego wina, szyta na styl ofirski, z lekkiego i zwiewnego jedwabiu. Na szyi zalśnił srebrem zamykany medalion.
Ktoś zastukał w drzwi garderoby i do środka zajrzała głowa ciemnowłosej kobiety.
- Gotowa? Zaraz zaczynają.
- Ta… - westchnęła i uniosła wzrok. Gdzieś na granicy widzialności mignęła znajoma sylwetka, błysnęły lodem martwe oczy. Zacisnęła szczękę. - Chodźmy.
Wyszły na korytarz. Kilku mężczyzn czekało ze zniecierpliwieniem w odświętnych mundurach, pióra u kapeluszy migotały lekko w blasku dziwnych świateł. Obok uśmiechała się niewysoka dziewczyna o łagodnych, północnych rysach.
Westchnęła ponownie, przyjęła podane przez jasnowłosego gwardzistę ramię i uniosła głowę.
- No dobrze. Nie pozwólmy cesarzowi na nas czekać.



Obudził ją pulsujący ból w ramieniu i przenikliwe zimno zlodowaciałego ubrania. Zadrżała. Próba wstania nie powiodła się, pacnęła ciężko na glebę. Coś ją uwierało, ręka mrowiła nieprzyjemnie. Syknęła, widząc pordzewiały gwóźdź tkwiący w prawym barku i zamarzniętą krew na kurcie. Wzniosła wzrok ku chmurnemu niebu, klnąc na czym świat stoi. Zacisnęła zęby i wyrwała gwóźdź z ramienia, znów zaklęła szpetnie. Rana pulsowała bólem. Wzięła głębszy oddech, zamknęła oczy, sięgnęła umysłem do totemu.
Koliber spał spokojnie, turkusowe piórka lśniły tajemniczymi refleksami. Jej myśl i emocja zbudziły go, zerwał się, zatrzepotał skrzydłami, przechylił główkę, zaćwierkał. Podleciał do niej, zatrzymał się tuż przed krwawiącą raną. Rozległ się się świergot, miły dla dźwięk, kojący nerwy.
Poczuła, że ręka przestaje mrowić a ból powoli przeradzał się w niemiłe wspomnienie. Uśmiechnęła się.
Świergot urwał się nagle, Koliber odwrócił się w stronę leja.
Niepokój. Podejrzliwość. Nie-duch. Nie-człowiek.
Unosił się chwilę w miejscu, jakby w zastanowieniu.
Melodia?

Cuichatli również to słyszała. Nie uszami, raczej jak coś, co było gdzieś poza rzeczywistością, poza tym wymiarem.
Ktoś śpiewał, w dziwnym, miękkim języku. Nie rozpoznawała słów.
Zrobiło się zimno. Wizja spadła na nią jak pikujący jastrząb na ofiarę, wściekle wdzierając się do jej umysłu.


Muzyka była dziwna, ale tempo znane. Jej towarzysz uniósł jej lewą dłoń, chwycił ją w talii. Ona sama położyła mu rękę na ramieniu i rozejrzała się, szukając po wielkiej sali balowej znajomych twarzy.
Niedaleko ściany sunęła ta młoda dziewczyna wraz z jednym z gwardzistów. Oliwkowa suknia unosiła się lekko przy obrotach, ocierając się od czasu do czasu o czarny płaszcz przerzucony przez ramię mężczyzny, kapelusz na jego kędzierzawcyh włosach trzymał się chyba jedynie dzięki magii.
Na środku sali wirowała z wdziękiem ciemnowłosa para, dyskretne cyrkonie na czarnej sukni skrzyły się w blasku magicznych świateł, chwilami migocąc na kamizelę i koszulę gwardzisty. W oczach obojga również czaił się jakiś cyrkoniowy błysk, widoczny, gdy o włos mijali innych w dostojnym tańcu obrotów.
Jej towarzysz odchrząknął i leciutko pociągnął ją za rękę, dając jej do zrozumienia, że muzyka gra, a oni dalej stoją. Otrząsnęła się i uśmiechnęła się przepraszająco.
Krok, dwa, trzy, raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy… Muzyka wydawała się nie mieć końca. A oni wirowali, jak spadające płatki grudniowego śniegu.
Bez końca.
Raz, dwa, trzy, raz… dwa… trzy…



Biel rzeczywistości oślepiła ją. Zachłysnęła się powietrzem, dopadł ją atak kaszlu. Ból ściskał głowę jak żelazna obręcz, a melodia nie wydawała się cichnąć.
Koliber zapłonął aurą determinacji.
Nie-duch. Nie-człowiek. Nie ma prawa być-niebyć.

Cuichatli potrząsnęła głową, usiłując się skupić na swoim totemie. Bezskutecznie. Mróz stawał się coraz dotkliwszy, zerwał się wiatr. Widoczność powoli zasnuwała się jasną szarością. Dziewczyna wyciągnęła dłoń i uniosła ją do twarzy. Na czubkach palców skrzyła się skomplikowana śnieżynka o ostrych końcach. Ani myślała topnieć.
Szurnięcie gdzieś z boku poderwało szamankę na nogi, co przypłaciła zawrotem głowy. Gdy wreszcie stanęła stabilnie, na granicy widoku zauważyła kontur ludzkiej sylwetki. Odwróciła się, ale cień zniknął, pojawiając się w zupełnie innym miejscu… jakby mniejszy. Serce podeszło dziewczynie do gardła, trzepocząc się jak przerażony ptak. Z trzech stron otaczały ją ruiny palisady, jedyna droga prowadziła w przód…
Krok, dwa, trzy…
Stanęła, zorientowawszy się, że idzie w rytm tej dziwnej melodii.
Cień majaczący gdzieś w oddali nagle zniknął, a kolejna wizja zatrzasnęła jej umysł we wspomnieniu.


Chmury nad horyzontem kłębiły się szarą ciemnością, wiatr zacinał mrozem, zwiastując śnieżycę. Podkowy stukały rytmicznie o kamienny trakt, z koni buchała gorąca para. Dotarli na kolejne rozdroże, które wydawało się być znajome… ale przecież tu wszystko wygląda tak samo. Skręcili w lewo, na leśną drogę prowadzącą w dół stoku. Tu już szli ostrożniej, stępa, nie chcąc stoczyć się ze ścieżki. Zza drzew wyłoniła się w końcu palisada, a tuż za nią brama otwarta na oścież. I martwa cisza.


Cień stał tuż przed nią i bynajmniej nie był cieniem.
Był czymś o wiele gorszym.


- Zapłacicie, niewierni! Stąd nie ma ucieczki! - wrzasnęła arcykapłanka, właściwie nie wiadomo do kogo. Głos łamał się jej na ostatnich sylabach, wybijając skrajną irytację na pierwszy plan. Upiorne, strojne w Minerał demoniczne rogi kiwały się niebezpiecznie na jej jasnowłosej głowie, tak, jakby mocniejsze szarpnięcie miałoby je od razu zrzucić - Patrzcie jak zdychają wasi towarzysze, korząc się przed potęgą Opiekunów!
Spróbowała się jakoś uwolnić z jej chwytu. Mocniejsze szarpnięcie głową niewiele dało poza wyrwaniem kilku włosów, pomimo drobnej postury arcykapłanka miała silną rękę. Poczuła lodowaty dotyk obsydianu na policzku.
- Patrzcie, jak oddają swoją marną egzystencję w ręce Opiekunów! - wrzaski wypełniały przestrzeń, ręka dzierżąca sztylet machała nim na wszystkie strony bez ładu, w końcu trafiając ją w twarz i szyję.
Krew zalała jej oko, a mimo tego widziała, jak ta ciemnowłosa gwardzistka obrywa, jak pada, a po chwili ciężko wstaje. Jak ten Qa, który im pomógł, obrywa trzonkiem macuahuitla w potylicę, jak jego krew barwi śnieg.
A potem… potem zobaczyła znajomy błysk lodu w martwych oczach i wyciągniętą w jej stronę dłoń.
Uśmiechnęła się po raz ostatni.



Ocknęła się, klęcząc w śniegu na samym środku leja. W ustach czuła metaliczny posmak, biel przed nią zabarwiła się czerwienią krwi kapiącej jej z nosa. Uniosła wzrok.
Upiór stał przed nią, roztaczając aurę chłodu. Spod zmarszczonych brwi spoglądały na nią orzechowe oczy, na szyi i twarzy widniała paskudnie rozcharatana rana, pomiędzy zakrzepłą krwią wciąż czerniły się odłamki skruszonego obsydianiu.
Koliber zaatakował, celując dziobem w orzechowe oko. Szybsza od myśli dłoń złapała go w locie, ścisnęła, wysysając energię z ducha.
Cuichatli zadrżała z zimna i strachu, nie mogąc się ruszyć. To był koniec. Czuła, jak jej totem umiera powoli w męczarniach.
Upiór uniósł dłoń i podszedł do niej, nie wydając żadnego dźwięku.
Śnieg pozostawał nienaruszony.
A melodia trwała.


Płynie czas, liczę dni
co minęły daremnie.
Nie wiem skąd znana mi
ta melodia gra we mnie.


Dawnych wspomnień rzewny ton,
stukot kopyt w grudniowy szron
w rytmie walca - raz, dwa, trzy
- to się na pewno śni...


Leite - 28-11-2016, 22:36

Cytat:
Płynie czas, liczę dni
co minęły daremnie.
Nie wiem skąd znana mi
ta melodia gra we mnie.


Dawnych wspomnień rzewny ton,
stukot kopyt w grudniowy szron
w rytmie walca - raz, dwa, trzy
- to się na pewno śni...

<3
Cytat:

Jako że podobno nie jestem już graczem, to trochę głupio wysyłać mi opowiadania na konkursy.

;_________;


Piękne, co prawda, mało co rozumiem, ale wciąż :3

Powój - 28-11-2016, 22:55

To ten moment kiedy stwierdzam, że jestem stara bo wiem o co chodzi, o kim jest to opowiadanie, do kogo się odwołuje i kto tam jest.
Neh.

Mówiłam już co myślę na temat tego opowiadania. Wiem też, że Tlilo jeśli kiedyś będzie miała jeszcze szansę to tam wróci, w końcu tam pożegnała się z krajem i wybrała ścieżkę zdrajczyni.

Toraldson - 28-11-2016, 23:08

Z opowiadania mało co zrozumiałem ale fakt faktem, że jest przepiękne
Indiana - 29-11-2016, 03:09

Avergill napisał/a:
Na środku sali wirowała z wdziękiem ciemnowłosa para, dyskretne cyrkonie na czarnej sukni skrzyły się w blasku magicznych świateł, chwilami migocąc na kamizelę i koszulę gwardzisty. W oczach obojga również czaił się jakiś cyrkoniowy błysk, widoczny, gdy o włos mijali innych w dostojnym tańcu obrotów.
Jej towarzysz odchrząknął i leciutko pociągnął ją za rękę, dając jej do zrozumienia, że muzyka gra, a oni dalej stoją. Otrząsnęła się i uśmiechnęła się przepraszająco.
Krok, dwa, trzy, raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy… Muzyka wydawała się nie mieć końca. A oni wirowali, jak spadające płatki grudniowego śniegu.
Bez końca.
Raz, dwa, trzy, raz… dwa… trzy…

...



Dzięki....




Powój napisał/a:
Tlilo jeśli kiedyś będzie miała jeszcze szansę to tam wróci, w końcu tam pożegnała się z krajem i wybrała ścieżkę zdrajczyni.

Ja chyba nie mam po co tam wracać....

Aver - 29-11-2016, 16:24

Leite napisał/a:
<3


Tak, wiem, też kocham tą bajkę ;)

Indiana napisał/a:
Ja chyba nie mam po co tam wracać....


Wiesz... skoro "to, co umarło na tej ziemi, zostaje na tej ziemi", to podejrzewam, że zaiste, nie masz po co wracać, bo ciągle tam jesteś... mszcząc się na kolejnych zagubionych Qaczkach :)

Indiana - 29-11-2016, 17:38

Avergill napisał/a:
"to, co umarło na tej ziemi, zostaje na tej ziemi"
To kolejna quaczka dziennikarska, lub też sekretna księga graczy. Nigdy nie działała taka zasada.
Działał wirus, związany z Istotami z jaskini.
I kilka prywatnych upiorów, które nie chciały odejść.

Wspomnij scenę ze szkarłatną mgłą w podziemiach Caer, mauzoleum poległych.
Tam jestem.

Aver - 29-11-2016, 17:44

Myślę, że kiedy wszystko się unormuje (chociaż czy tak naprawdę kiedykolwiek będzie normalnie?...) to szkarłatna mgła zawita i tam.

Bo czemu by nie? Prawa Clarke'a mówią coś na ten temat ;)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group