Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

Trzech przeciwko Szakalowi - [rpg] Pościg

Indiana - 29-10-2017, 23:10
Temat postu: [rpg] Pościg
Być może Meril ufał Imirze, ale też powinien znać ją na tyle, żeby się spodziewać odpowiedzi....
- No chyba cię pojechało!!! - Styryjka poprawiła kapelusz i zabrała się za sprawdzanie sprzętu, ładunków, kul, mocowania pistoletu. Wszyscy jej towarzysze wiedzieli, że ma obsesję na punkcie oporządzenia - Stary, to nie jest jakiś kmiot z najemnych czy smark z poboru. To jest wyszkolony żołnierz Czarnej...
Słysząc Kethrena umilkła, czekając na reakcję dowódcy.

- Właśnie - dodała, gdy skończył - Może się to uda zrobić, przy sprzyjających okolicznościach. Nie narażę ludzi dla nieokreślonego "bo może się przyda". Meril, idę przygotować, co trzeba, chodź i mów, po co ci on, mogę pakować sprzęt i słuchać cię.
Szturchnęła w bok naburmuszonego Torresa.
- Rusz się, smoku ;) Idziemy polować.

Zaczynamy stąd. MG prowadzącym jest Leite. Grają:
- Torres (Tergor)
- Imira (Indi)
- Meril (Elf)
Być może grają lub użyczają postaci:
- Tristan - o ile chce grać?
- Miguel (Mikes, chodź tu, cholero ;) )
- Esteban (Gorvenal, może byś?)

Zasady opiszę na wspólnym wątku, żeby nie powtarzać.

Elf - 30-10-2017, 00:06

#nikt_nie_spodziewa_się_Talsoiskiego_maga_wybiegającego_za_resztą
:D :D :D

Proszę o dołączenie do pościgu jeśli można :P

Indiana - 30-10-2017, 00:08

Wpisany :D
Ja tam zwyczajowo cieszę się, jak mi coś magicznie działa zza ramienia :D
Zaczynamy zwyczajowo od określenia co mamy przy sobie, na sobie i na myśli ;)
I czynności tropiąco - wykrywających.

VanRex - 30-10-2017, 00:19

Ja jestem w ogóle zdziwiony, że robimy jakiś pościg. Ogólnie to chciałem sobie postacią wyjść, posiedzieć na wartowni, powkurzać się na wszechświat i takie tam, bo uno jesteśmy mega zmęczeni po walce, drugie uno mam jeden nabój, więc chciałem uzupełnić amunicje. No, ale jak Komandor mówi, to trzeba iść

Otrzepał kapelusz w progu. W końcu udało się opuścić tą cholerną naradę. Problem był taki, że komandor pozmieniał nieco jego plany. Torres cały czas czuł zmęczenie po ostatniej batalii, która działa się zaledwie kilka godzin wcześniej.
-I mamy tak zamiar ich gonić w trójkę, jak cała nasza grupa nie dała rady w walce? - Uniósł jedną brew spoglądając na Imirę. Wciąż był wściekły i przybity, ale nadzieja na rewanż przyćmiła negatywne emocje - Mi to pasuje o ile będziemy chociaż o krok bliżej ucięcia głowy zdrajcy... Niemniej przydałoby się uzupełnić zapasy, których na miejscu prawie nie mamy.

Indiana - 30-10-2017, 00:43

- W czwórkę - poprawiła - A mam nadzieję, że w więcej osób, jak Miguel ruszy zadek. Nie smęć, tylko ogarniaj ładunki. Nie wydaje mi się, żeby nasi zdrajcy spędzali w tej chwili wieczór, popijając kawę z ... - zawiesiła głos - z nią. Albo tą drugą z Enarook. Nie sądzę, aby ich zmiana frontu uczyniła ich nietykalnymi, niewidzialnymi lub obdarzyła ich bezpośrednio mocą ich patronów. Natomiast gdyby tak miało być, to warto to też wiedzieć, nie sądzisz...?
Dobra, inwentarka na szybko.
- ładunki prochowe - zostały mi 3, uzupełniam do 10
- jeśli mamy kogoś łapać żywcem - przyda się dym paraliżujący, Keth albo Tristan albo Hektor na bank mają to w kieszeniach. Może mają jeszcze coś ciekawego, w rodzaju trucizn czy ogłuszaczy.

Btw. Hektor....? Może byś się dołączył...? ;)
- granaty odłamkowe, uzupełniam do 5 sztuk (poniżej 0,5m ciężka rana, do 3 m lekka)
- z ataku na Visnohorę mamy kule "antymagiczne", za pozwoleniem Kethrena możemy zabrać (zdejmuje zaklęcia ochronne z celu)
I jeszcze jedno... Sangre... jest nie tylko żołnierzem.

Zamilkła na chwilę patrząc uważnie na towarzyszy. Nie była pewna, czy powinna mówić to przy wszystkich, przy Merilu, z drugiej strony, jeśli miał iść z nimi, nie mogło być takich tajemnic.
- Widzieliśmy, jaką magią się posługiwał i mam wszelkie podstawy, żeby uważać go za niezłej klasy nekromantę. Nie, uprzedzając wasze pytania, nie wiem, co robi w szeregach Czarnej. Widocznie zdolnego maga ktoś zrekrutował jako potencjalnie przydatnego. Nie mam dużego doświadczenia z tego rodzaju magią, ale nie możemy zaniedbać wszelkich środków leczących i odkażających.

Wyposażenie standardowo:
- rapier, nóż myśliwski przy pasie, noże do walki w cholewkach, noże ukryte (ilość i lokalizacja do informacji MG ;) )
- pistolet, ładunki jw., 6xkrzesiwo
- 4 x sakwy przy pasie
- strzykawka z regenerantem 3 porcje i zapasowa fiolka z 10 porcjami w sakwie
- apteczka klasyczna
- duperele survivalowo-użytkowe - sznur, kompas, światło alchemiczne

Leite - 30-10-2017, 20:08

Minęły co najmniej dwie godziny od momentu, w którym eskhara zniknęły z placu. Pogoda wciąż była równie optymistyczna, co wcześniej - przelotne opady deszczu, przeplatające się z jasnym księżycem, wyglądającym co chwila zza chumr, poganianych wiatrem. Idealne odwzorowanie waszych nastrojów.
Było chłodno. Ostatnie dwa dni zaowocowały dużą ilością błota na placu. Pod bramą leżały dwie mokre, spalone do połowy pochodnie. Wciąż mieliście przed oczami wspomnienia minionej nocy, chociaż osada już wróciła do względnej normalności. Nic nie zwiastowało ogromnej postaci Szakala, która naznaczyła to miejsce swoją obecnością parę godzin wcześniej. Zza waszych pleców dobiegały ciche głosy osób, które rozmawiały w halli.

Chcę dostać info, czy mam prowadzić postać BNów, których wymieniłaś, Indi :V oczywiście się nie śpieszymy.
No i chwilowo tylko tyle, bo potrzebuję opis waszych rzeczy i tego, co robicie :P Taki mini wstęp.

Hakan - 30-10-2017, 20:31

Z wielką przyjemnością :)
(Jak pisać pogrubionym tekstem na forum? Przepraszam, ale w tych tematach jestem raczej laikiem ;) )

Leite - 30-10-2017, 20:33

Hakan napisał/a:
Z wielką przyjemnością :)
(Jak pisać pogrubionym tekstem na forum? Przepraszam, ale w tych tematach jestem raczej laikiem ;) )

Jak odpowiadasz, masz taki przycisk po prawej lub do góry z literką B, to oznacza pogrubienie, natomiast i to kursywa ;)
Najprościej zaznaczyć tekst, który chce się mieć pogrubiony/kursywą i wtedy kliknąć, cały się zaznaczy.

Hakan - 30-10-2017, 20:56

Wielkie dzięki Leite :)
Leite - 30-10-2017, 21:50

Ciche głosy zostały przerwane głośnym, choć stłumionym i przez to niezrozumiałym krzykiem kogoś w środku. Po chwili na chłodne powietrze na zewnątrz wypadł Ion, wyraźnie podirytowany. Zacisnął pięści i odetchnął, rozglądając się.
yup, możesz pisać :v nie mogłam się powstrzymać

Elf - 30-10-2017, 23:07

Słowa Imiry zadźwięczały mu w uszach. A jednak, a myślał ze Kethren po prostu się przejęzyczył.
Od setek lat użytkownicy mocy spierali się na różnorakie tematy. Magowie, kapłani, druidzi i szamani. Każdy miał nieco inne podejście do magi bo podchodzili do niej od innej strony.
Kapłani - Boskiej
Magowie - Naukowej
Druidzi - Natury
Szamani - Duchowej
Każda grupa kierowała się zasadami zgodnymi ze swoją dziedziną, często stojącymi w opozycji do zasad innej grupy.
Co do jednego jednak zawsze byli zgodni:
Nekromancja to najbardziej obrzydliwy i godny potępienia rodzaj magi, bo łamie on zasady całego świata.
Świadomość tego że Sangre jest jednym z tych bluźnierców sprawiła że na chwilę zapomniał o potrzebie złapania go, a zapragnął dla niego tego co Torres.
Oprzytomnił go krzyk Ion'a. Skarcił się w myślach i poszedł po swoje rzeczy do kwatery.

Mój ekwipunek, czyli co elfi mag w kieszeni nosi:
- sztylet za pasem (jedyna broń metalowa)
-magiczne przedmioty:
amulet wykrywający intersekcje magiczne
amulet przedłużający zasięg połączenia z intersekcją
różdżka zaklęcia "piorun kulisty"
Mam również (pytające spojrzenie na Indi) Przenośną intersekcję do której jestem podpięty
-szpej do magi/rytuałów:
świece, mąka, kreda, kadzidła i muszle jako nośniki energii magii morza
-sakwa przy pasie i torba przez ramię żeby nosić cały ten bajzel
-no i oczywiście kartki magiczne jak i moja księga zaklęć

(gdy będę rzucał jakieś zaklęcie to będę je oznaczał:
[zatw] - gdy będzie to zaklęcie zatwierdzone na obozie
[imp] - gdy będzie improwizowane
no chyba że chcecie cobym wyliczał swoje zaklęcia jako część ekwipunku, ale trochę tego jest)

Leite - 30-10-2017, 23:25

Cytat:
(gdy będę rzucał jakieś zaklęcie to będę je oznaczał:
[zatw] - gdy będzie to zaklęcie zatwierdzone na obozie
[imp] - gdy będzie improwizowane
no chyba że chcecie cobym wyliczał swoje zaklęcia jako część ekwipunku, ale trochę tego jest)

Myślę, że podziękuję ;)
Jeszcze pytanie, o ile przedłuża ci zasięg do intersekcji ten amulet!

I rozumiem, że różdżka ma x użyć, ale jest jednorazowa, tak? ^^

Elf - 30-10-2017, 23:34

amulet podwaja zasięg intersekcji, ale zważywszy że noszę własną intersekcję to puki nikt mi jej nie zabierze to nie potrzebuję tego amuletu.
różdżka ma jedno użycie

VanRex - 31-10-2017, 00:00

Mruknął tylko pod nosem na wspomnienie o umiejętnościach Sangre. Nie raz były przydatne... Co mu do tego pustego łba strzeliło? Nie, to teraz było nieistotne. Ważniejsze było co mu do tego łba dopiero strzeli i dlaczego będzie kulą z pistoletu.
-Zgaduje, że pani Furyer wie, gdzie stacjonuje reszta naszego oddziału? No chyba, że znowu wesoło krążymy po lesie. - Nie dał po sobie tego poznać, a przynajmniej nie aż tak, ale myśl kolejnej akcji w towarzystwie żołnierzy czarnej tercji zamiast bandy Hobbitów, pyskatych magów, czy nadmiernej ilości agentów SSW jakoś poprawiała mu humor. - Hm? - Odwrócił się jeszcze by spojrzeć kto wypadł z halli - A este niño co znowu tu wieje?



No dobrze. To ja jestem dość biedny przy was, ale nie moją rolą bycie bogatym.

-Miecz z lekka szerszy niż klasyczny pałasz, za pasem długi nóż do walki, schowane 3 mniejsze noże (informacja do mg)
-Pistolet i ładunki w liczbie jeden + krzesiwo (Pytanie do Indii, mamy jakieś uzupełnienia na terenie?)
-Strzykawka z regeneratem, pozostałe porcje w liczbie dwa (znowu pytanie o uzupełnienia)
-Jeden długi bandaż do pocięcia
-Jeden ubłocony, ale za to bardzo stylowy kapelusz

Szamalchemik - 31-10-2017, 00:19

VanRex napisał/a:
czy nadmiernej ilości agentów SSW

...oż Ty. :P
Może mnie tu nie ma, ale nie mogłem się oprzeć ;)
I ten, co do magicznych pocisków - ładujcie ile wlezie, oczywiście. O ile zajdzie potrzeba, rzecz jasna.
Potrącę wam z pensji ;)

Hakan - 31-10-2017, 00:47

Hektor póki co opierał się o barierki przed Hallą czekając na rozwój wydarzeń. Miło było znów być w czarnym mundurze.

Ekwipunek:
-Jeden miecz długi, do tego nóż typowo bojowy i nóż ze zdobioną rękojeścią (pozostałość po przykrywce przemytnika, raczej nie nadaje się do walki). Dwa średniej jakości noże do rzucania (znalezione po bitwie)
-Dwa bandaże, czyste,
-Płaszcz, z którego ewentualnie można zrobić prowizoryczny opatrunek,
-Tutaj pytanie do Indi- czy należy mi się samopał czy nie? Jeżeli tak to ładnie poproszę, jeżeli nie to cóż :P
-Kaletka i poręczna (przez co mała pojemnością) torba,

Trucizny, paraliże, suplementy diety etc.:

-Trucizna paraliżująca, sztuk cztery - tutaj znów pytanie do Indi o formę, bo ja to widzę jako granaty dymne i strzałki do wystrzelenia z samopału, jeżeli nie ma z tym problemu to dwa granaty i dwie strzałki.
-Fiolka z trucizną (około 110ml), trucizna w formie kleistej substancji przypominającej miód,
-Eliksir na zasklepienie rany, pełny do połowy (2 dawki)

Indiana - 31-10-2017, 03:45

VanRex napisał/a:
Co mu do tego pustego łba strzeliło? Nie, to teraz było nieistotne. Ważniejsze było co mu do tego łba dopiero strzeli i dlaczego będzie kulą z pistoletu.
<3

VanRex napisał/a:
Pistolet i ładunki w liczbie jeden + krzesiwo (Pytanie do Indii, mamy jakieś uzupełnienia na terenie?)

Jeśli Leite zaaprobuje, na akcji na larpie startując na nowy wątek pozwoliłabym uzupełnić do 10.

VanRex napisał/a:
Strzykawka z regeneratem, pozostałe porcje w liczbie dwa (znowu pytanie o uzupełnienia)

W kwaterze była butelka od Sangre, zostawiłam ją na bufecie wychodząc na Korytarze. Tam było 20 porcji.

VanRex napisał/a:
pani Furyer wie, gdzie stacjonuje reszta naszego oddziału? No chyba, że znowu wesoło krążymy po lesie.

Imira zmrużyła oczy niebezpiecznie, kończąc dopinać sprzęt.
-Jestem twoim dowódcą, ***** mać, a nie niańką, żeby podsuwać pod nos gotowe rozwiązania. Będziemy po lesie krążyć tak długo, jak długo nie znajdziemy tropu. Sam się nie znajdzie od twoich ciętych uwag - wskazała na ciągle otwartą na oścież bramę osady, zmieniając ton, który jej samej wydał się nagle niepotrzebnie ostry - Jest mokro i ciemno, pogoda absolutnie do dupy, ale ma swoje zalety. Potrzebne będą pochodnie lub latarnie. Kto idzie w pościgu - jeden obok drugiego, światło nisko przy ziemi. Szukamy odcisków butów na rozmiękłych częściach ścieżki. Odgarniętych butem liści. Elementów wyposażenia. Szukamy jeszcze czegoś... - odwróciła się, analizując wzrokiem bałagan na placu, pozostały po walce i zbierając w słowa pomysł, który nagle nabrał kształtu w jej myśli. Niewiele widziała w trakcie starcia... właściwie to nic nie widziała. Ale była absolutnie pewna, że musiała trafić Sangre. Przynajmniej raz. I było to w odległości kilku metrów od bramy, niedaleko posągu Modwita. Ułożyła w głowie jeszcze raz swoje ruchy, głosy, które słyszała. Torresa i Tristana, raz po raz ściągających ją spod nóg przeciwników. Głos Dagmary, wibrujący, kpiący, szklisty. Spod bramy. "Dlaczego...?" to chyba Kethren krzyczał. Sangre coś odpowiedział. Coś o wierności sobie. Na prawo od niej, w stronę ścieżki... Złapała Torresa za rękaw w kierunku placu - Walczyliśmy tu, prawda? - Mówiąc pokazywała miejsca, kreśliła w powietrzu linie - Ona przyszła spod bramy, tam stała. Jej wojownik stał przed nią, raz po raz biegnąc do tablicy, która była tu - poparła słowa ruchem ręki - Sangre, gdy przeszedł na jej stronę, był... gdzieś tu...? - poczekała na potwierdzenie ze strony towarzysza - Skup się, stary. Gdzie on stał? Gdzie walczył? Trafiłam go na pewno raz. Jego krew jest na ziemi. Jest też... - powoli wyciągnęła rapier i ustawiła ostrze do światła - jest też na klindze... Wyjmij broń. Nie czyściłeś ostrza, nie było czasu. Nikt z nas. Ich krew musi być na klingach... Druidzi po krwi ich znajdą.
Odwróciła się już w biegu, wskakując po dwa schody na raz na górny plac.
- Z kwater zaraz przyjdzie Miguel. Esteban jest na akcji, na niego nie ma co czekać. Weźcie szmaty, zdejmijcie tyle krwi z kling, ile zdołacie. Na inne szmaty zbierzcie krew z miejsc, w których pamiętacie, że któryś ze zdrajców oberwał. Idę po druida!

Leite - 31-10-2017, 10:55

Cytat:
VanRex napisał/a:
Pistolet i ładunki w liczbie jeden + krzesiwo (Pytanie do Indii, mamy jakieś uzupełnienia na terenie?)

Jeśli Leite zaaprobuje, na akcji na larpie startując na nowy wątek pozwoliłabym uzupełnić do 10.

Jeżeli nie macie jakiś zapasów lub miejsca, z których możecie wziąć, to teoretycznie nie powinnam wam pozwolić. Zauważcie, że jeżeli wam pozwolę uzupełnić bez zaplecza jakieś ammo, to druga grupa też powinna móc dostać jakiś stuff ;)

Indiana - 31-10-2017, 14:40

Leite napisał/a:
eżeli nie macie jakiś zapasów lub miejsca, z których możecie wziąć, to teoretycznie nie powinnam wam pozwolić
Z ładunkami do pistoletów sprawa jest o tyle trudna, że to był absolutnie pierwszy raz, kiedy gracze dostali je do ręki. Nikt z nich nie miał opcji wiedzieć tego przed grą, żeby cokolwiek zorganizować, ani fizycznie ani fabularnie.
Dotychczas zakładałam zawsze, że nasz ładunek prochowy jest niestabilny (założenia jeszcze z głębokiego 2014), wymaga tworzenia na bieżąco - co było przyczyną, dla której nie nosiłam przy sobie paczki po 100 petard, tylko ograniczałam bieżące używanie pojemnością kaletek. Te zasadę zastosowałam też teraz, tj. panowie dostali na grę po 10 (o ile pamiętam) pocisków.
Jak się można domyślić, ciężka i dość nieporęczna broń, która strzela pięć razy w czasie operacji na obcym terenie, to słaby dośc interes i słaba proporcja komplikacji do korzyści. Mniej więcej podobna zasada, jak zaklęcie na ciężką ranę u maga, które mógłby użyć 5 razy i koniec. Do tego w przeciwieństwie do zaklęcia pocisk dość często nie wypala, z mojego zapasu zdarzyło mi się na epi ok. 6 niewypałów z rzędu.
Dlatego logika wskazuje na konieczność posiadania zapasu w bazie, zwłaszcza, że nie jest to przedmiot olbrzymi gabarytowo. Paczka 100 pocisków to ok. 10x20 cm. Czarna Tercja prowadząc operację w Liryzji mogła mieć spokojnie zapasy na 2-3 tys. pocisków, co nie jest nawet szczególnie wielką ilością.
W przełożeniu na realia gry natomiast można to przełożyć - tak to zwykle robiłam - na zasadę jaką stosują magowie z intersekcją - uzupełnienie many, robienie puszki etc. powoduje odnowienie zapasu do poziomu wyjściowego, za który przyjmuję 10 sztuk. Intersekcją jest z góry przyjęta baza, o ile nie zaszły okoliczności w rodzaju "baza zniszczona".
Jeśli taka logika nie działa, należałoby nosić przy sobie puszki z pociskami po 100 sztuk .

Leite - 31-10-2017, 21:04

Cytat:
Dlatego logika wskazuje na konieczność posiadania zapasu w bazie, zwłaszcza, że nie jest to przedmiot olbrzymi gabarytowo. Paczka 100 pocisków to ok. 10x20 cm. Czarna Tercja prowadząc operację w Liryzji mogła mieć spokojnie zapasy na 2-3 tys. pocisków, co nie jest nawet szczególnie wielką ilością.

Patrząc na to w ten sposób, spoko, uznaję, że idąc na tę misję (nawet jeżeli gracze tego nie planowali, to ich postaci raczej tak) mieliście zapas na miejscu, który jest waszą bazą wypadową. W takim razie Tergor uzupełnia do 10 ;)

Mając zapas tych waszych regeneratów, możecie uzupełnić, ale macie ich 20 ;) jeżeli Imira już z nich brała, to weźcie to pod uwagę.
Jak w ogóle działa ten wasz regenerant?

Hakan, jak działają twoje trucizny? Czasowo? Coś?


Rivus - 31-10-2017, 21:36

Ok, już wracam do Was. Musiałem pozbierać się znad lekcji i w ogóle tak szybko odpisujecie na wszystko. :P
Cytat:
-Płaszcz, z którego ewentualnie można zrobić prowizoryczny opatrunek,

JA CI DAM Z TEGO (MOJEGO) PINKNEGO PŁASZCZA!


Przestał patrzeć na buty z gniewem. Nagle Imira przemknęła mu przed twarzą i weszła tuż za nim do Halli. Przed sobą zobaczył oddział Styryjczyków. Chyba Torres go zauważył - stwierdził, widząc jego spojrzenie wbite w siebie.
- O! Dobrze słyszałem, że idziecie na jakiś pościg, czy coś?! - krzyknął, wciąż w nerwach. - Byłbym conajmniej wdzięczny gdybym mógł z Wami iść. Sam. Bez Ester. - podszedł do nich, co raczej przypominało nerwowy trucht. - [b]To, ten... jak coś, to ja pójdę po strzały. Zostawiłem w domku na dolę parę.[b]
*idzie po strzały, jeśli się zgodzą na dołączenie Iona do pościgu.*


Ekwipunek:
- łuk
- 15 strzał + 6 w domku 10 (tak jak pisałem - jeśli się zgodzą, to Ion idzie po nie)
- sztylet, który zasłynął jako alternatywna broń Iona
- 2 ukryte nożyki - info do wiadomości MG
- czarny płaszcz na wierzchu
- zielona torba (w środku krakersy, bukłak z wodą, kartki i coś do pisania, futerko króliczka)
- bandaż na ręce
- kaletka z niezbędnikiem do rozpalania ognia

Indiana - 31-10-2017, 22:31

Leite napisał/a:
Jak w ogóle działa ten wasz regenerant?
To jest przyspieszacz generalnie, mikstura wykonana kiedyś przez Flinta i przyjęta na stan w Tercji. To mieszanka regeneracji tkanek, wzmocnienia organizmu, otrzeźwienia i jeszcze paru leczących pierdół. Mechanicznie działa tak, że przy naszej regeneracji ciężka rana goi się sama po około 5-10 minutach, umożliwiając powrót do walki po zagojeniu. Po wstrzyknięciu tego czegoś w okolice rany ciętej rana zasklepia się po ok 30 sek., kość zrasta sie po ok. 2 minutach. W przypadku rany krytycznej wstrzyknięcie tego daje dłuższy czas na operację, a gojenie po operacji zmniejsza do 6h.
Wszystkie te ilości są uznaniowe, i tak zwykle zależy od rodzaju rany. I wkręcenia gracza.

Natomiast co do ilości - ja miałam swój zapas w bazie, Sangre miał butelkę na 20 porcji, którą dał mi, z czego zużyte zostało jakieś 3-5 porcji. Za to po dotarciu do bazy zostało uzupełnione z mojego. Więc w sumie uznaniowo. Przy dupie zwykle noszę około 2x3 porcje w strzykawkach i fiolkę alchemiczną na 4 porcje czyli jakieś 10.

Leite - 31-10-2017, 22:39

Zakładam zatem, że ty masz przy dupiu 10, a macie jeszcze jakieś 18 dostępne w butelce na barku. Więc reszta bierze, tylko mówi mi, ile :D
Hakan - 31-10-2017, 23:36

Srebrny snop światła księżyca przebił się przez chmury padając na napiętą młokosa. Hektor cicho westchnął i niepewnie spojrzał w jego stronę po czym niespodziewanie się uśmiechnął.

Co do moich rzeczy to:
-Paraliże- jeśli o granacie mowa, to chyba raczej zależy ile ktoś tego dymu się nawdycha, ale myślę, że około 10/15 sekund paraliżu.
Strzałki działają krócej, od 8 do 10 sekund paraliżu miejsca trafienia i tego miejsca okolic (np. jeżeli ktoś dostanie w udo, to paraliżuje to nogę, mięśnie w okolicy miednicy i część mięśni brzucha, ale jeśli ktoś dostałby w korpus, to paraliżuje to całe ciało)

-Co do "trucizny" to ta przy kontakcie z raną wywołuje martwice tkanek- więc w zamyśle chciałem to nakładać na nóż, albo miecz. Nie do końca wiem jaką formę mają pociski do samopału i czy da się je jakoś połączyć z trucizną, byłbym wdzięczny jakbyś mi coś w tym temacie rozjaśniła. Oczywiście strzały też da się tym pokryć ;)

-Miksturę dostałem na obozie, z tego co pamiętam to jest to zrost tkanek, regeneracja organizmu x2, odkażenie i zwiększenie temperatury ciała,

A i rozumiem, że nie ma zastrzeżeń co do posiadania samopału, tak więc ja również takowy posiadam z 10 nabojami,

Leite - 31-10-2017, 23:53

W temacie samopału się nie znam, ale zakładam, że są to pociski, które można pokryć trucizną. W tym przypadku po odpowiednim trafieniu dodatkowo będzie robić rzeczy, które jeszcze bardziej osłabią przeciwnika. To znaczy, o ile trucizna nie wyparuje przy wystrzale (a wiem, że to dość ciepłe, heh :roll: ).

Mikstura brzmi jak typowo tercjowa lecznicza, więc rozumiem, że uzupełniasz do 10.

Reszta spoko, chyba, że Indi ma zastrzeżenia do twojego samopału ;)

Rivus - 31-10-2017, 23:58

Zauważył uśmiech mężczyzny na przeciwko. Momentalnie zorientował się, że to ten sam facet co ten przemytnik, który jeszcze parenaście godzin temu stanowił dla nich zagadkę. Teraz już wiadomo kim od początku był - po stroju zakładał, że to Styryjczyk z SSW.
No, tak... to by tłumaczyło dlaczego się tak kręcił przy nich i często rozmawiał z komandorem.
Z zamyślenia wytrącił go kolejny mimowolny atak kaszlu. Tylko choroby jeszcze mu brakowało na głowie...
Zrozumiał, że ten uśmiech "przemytnika" oznaczał zgodę.
Skinął tylko lekko do niego głową i ruszył w kierunku 10-tki.
Przez drogę w dół osady zastanawiał się o Rey, Ester, Diego, Estelli, Enarook, i o ich miejscu w tej jakże ważnej organizacji...


Rivus napisał/a:
Ekwipunek:
- łuk
- 15 strzał + 6 w domku 10 (tak jak pisałem - jeśli się zgodzą, to Ion idzie po nie)
- sztylet, który zasłynął jako alternatywna broń Iona
- 2 ukryte nożyki - info do wiadomości MG
- czarny płaszcz na wierzchu
- zielona torba (w środku krakersy, bukłak z wodą, kartki i coś do pisania, futerko króliczka)
- bandaż na ręce
- kaletka z niezbędnikiem do rozpalania ognia

- nóż myśliwski przy pasie

Hakan - 01-11-2017, 00:22

Zatrzymał chłopaka ręką. Jego buty wydały nieprzyjemny dźwięk szurając o żwir, potem ryjąc w jakąś kałuże. Zobaczył jego równie jak własną zdziwioną twarz. Nie przeszkadzałaby mu jego obecność, ale decyzja należała do Kethrena.

-Jeżeli o mnie chodzi, to według mnie możesz się z nami zabrać,- przerwał na chwilę czekając na jakąś reakcje reszty oddziału - Ale nie ja tu wydaje rozkazy.- powiedział patrząc w stronę Kethrena, nie mogąc jednak odczytać wyrazu jego twarzy skrytej w cieniu kapelusza...-

Leite - 01-11-2017, 00:23

<tylko przypomnę, że Kethren wg wszelkich moich danych wciąż jest w środku Halli ^^>
Rivus - 01-11-2017, 00:44

taaak xd
VanRex - 01-11-2017, 05:13

No tak. Ledwo co ucieszył się na myśl o braku bandy Hobbitów, pyskatych magów, czy nadmiernej ilości agentów SSW, a już piękna wizja została zrujnowana przez pyskatego maga, agenta ssw i nadchodzącego dzieciaka. W tym tempie do pościgu zaproszą tą całą Surfinię. Zaklął pod nosem przydługą, acz cichą styryjską wiązanką i nic nie mówiąc ruszył uzupełnić ekwipunek licząc, że Imirze znudzi się zabawa w Halli i poustawia towarzystwo... I gdzie do cholery jest Miguel!?

Naboi 10, strzykawka 3 porcje, 5 w zapasie.

Hakan - 01-11-2017, 11:38

(no cóż, tego się właśnie obawiałem, najmocniej przepraszam, cała sytuacja wyszła trochę dziwnie :shock: )
Leite - 01-11-2017, 12:30

Uznajmy, że popaczyłeś na wejście do halli i będzie spoko ;)
Indiana - 01-11-2017, 18:07

Nie chcę komuś coś narzucać, ale Styryjczykom stojącym na zewnątrz proponowałabym przeszukanie terenu klasycznie, póki czekam na druida z rytuałem. Przeanalizujcie, co i jak byśmy przeszukiwali, zróbcie symulacje logiczne, w którą stronę mogli wystartować, przejrzyjcie glebę, gałęzie, zarośla. Nie opatrywali ran, więc mogą być ślady krwi etc.
A, krew - każda kropla krwi przeciwnika może być cenna.

Elf - 03-11-2017, 00:52

Wszedł do swojej kwatery. Zdjął z szafki wszystkie niezbędne rzeczy i już miał odwrócić się by wyjść gdy coś przykuło jego uwagę. W jego worku coś się odkształcało, coś jak butelka...
Zanurzył rękę w ubraniach i po chwili poczuł chłód szkła. Wyciągnął to co znalazł i przystawił do lampy.
Jego oczom ukazała się pękata butelka z ciemnego szkła wypełniona jakimś płynem i zapieczętowana korkiem.
Korkiem na którym wyryta była runa.
Uśmiechnął się. Był to prezent który dostał na pożegnanie od Defthagrona. Przypomniał sobie tę zgraję której jeszcze 2 miesiące temu był częścią: Defthagrona, Pyfa, Faragrima, jego krasnoludzkich przyjaciół którzy odeszli w tunele. Przypomniał sobie również podziemnych. Saren, Terd i reszta... no i Mea... Znowu pojawiły mu się przed oczami notatki Baldwina... odrzucił jednak szybko te wizję. Nie czas był na zastanawianie się nad tym.
Odkorkował butelkę. Twoje zdrowie Defthagron Powiedział po czym wychylił ją wypijając potężny łyk. Trunek zapiekł i rozgrzał. Zakorkował butelkę i wrzucił z powrotem do wora.
No, koniec rozczulania się. Trzeba ruszać. Powiedział do siebie na głos i wyszedł.

Wrócił na plac. Ludzie kręcili się po nim szukając czegoś na ziemi.
Imira gdzieś zniknęła.
To co? Idziemy? zakrzyknął rozglądając się po wszystkichGdzie jest Imira?

taktyczny kop w zad, bo zaczynamy się opierniczać :mrgreen:

Leite - 03-11-2017, 00:57

Miguel nie mógł być w górnych kwaterach, bo dziwne by było, że nie brał udziały w walce. Wedle waszych ostatnich danych był na dalszym zwiadzie i niedługo powinien wrócić.
Czy mam uznać, że szukacie tych śladów oraz że Ion ma zgodę na pójście z wami?
I Indi, jeżeli mogę prosić, czy pociski samopałów można posmarować trucizną i ona nie wyparuje, czy średnio to możliwe? Na moje średnio, ale nie ja jestem ekspertem od Styrii ;)

Indiana - 03-11-2017, 01:18

Co do Miguela, to serdecznie chyba obojętne, gdzie byl. Wiem, ze Mikes chciałby pograć w tym oddziale, bo go bolało ze nie mógł na epi, wiec go ściągnęłam. Moze być zwiad.

Posmarować... Eeewe a to skąd? No wydaje mi sie, ze nie. Ja bym noe zatwierdzila bez udowodnionej odporności na scieranie, temperature etc. Ale jeśli mówisz o naszych kulach z Visnohory, to nie jest eliksir. Wysle ci szczegóły potem, to zaklęcie w srebrze.

Leite - 03-11-2017, 01:48

Mówię o truciźnie Hakana. Hakan, nie zrobisz trucizny na pociskach. Na broni - spoko. Tylko się nie skalecz ;)
Indiana - 03-11-2017, 02:15

Przegapiłam to ;)
Dobra, jak reszta nie podejmie inicjatywy to będę ich gonić sama ;)

Myszołowianka - 03-11-2017, 14:16

Indii tak tylko dodam, że oprócz pocisków z Vishnochory masz jeszcze 3 granaty "przełodowywujące magię" ze Sztandarów. Zrzucone w bariere magiczną powinny ją wybuchnąć, tak samo w maga zadając mu ciężką. Były robione przez Jaspera i magów no i napewno nie zostały zużyte a nosiła je wtedy Imira. Teraz mogą się przydać na dwóch zbiegłych magów. Jak chcecie więcej info to pytać.
Szamalchemik - 03-11-2017, 14:22

Myszołowianka napisał/a:

Indii tak tylko dodam, że oprócz pocisków z Vishnochory masz jeszcze 3 granaty "przełodowywujące magię" ze Sztandarów. Zrzucone w bariere magiczną powinny ją wybuchnąć, tak samo w maga zadając mu ciężką. Były robione przez Jaspera i magów no i napewno nie zostały zużyte a nosiła je wtedy Imira. Teraz mogą się przydać na dwóch zbiegłych magów. Jak chcecie więcej info to pytać.

Jeśli o dobre granaty chodzi - to były użyte, bo były specjalnie zrobione na minerałową bateryjkę Qa. To był ten szturm na ich bazę, gdy my wkradaliśmy się tyłem, a reszta zajmowała garnizon od frontu.

Indiana - 03-11-2017, 17:19

Zamaszyście wyszła z halli w ślad za Heliantusem, niemal wpadając na stojących przy drzwiach (?) Hektora i Iona.
- Wreszcie we własnych barwach, hm? - uśmiechnęła się do młodego agenta, po chwili badawczo przenosząc wzrok na jego towarzysza. Szukała śladu pretensji czy niechęci, w końcu to Hektor miał sterować pułapką na "dzieciaki z Enarook". Ale Ion wydawał się traktować neutralnie agenta. Rzut oka na jego zamyślone oczy, nieobecny wzrok, kilka połączonych faktów... - Ion...- zagadnęła - Wybierasz się w ten pościg...?
Poczekała na twierdzące (?) skinienie głowy, westchnęła, ściszając głos:
- Prędzej spodziewałam się tego po tamtym drugim, niż po tobie. Ty... nie masz powodu, zeby iść tam, gdzie można bez sensu stracić życie. Wręcz przeciwnie. Masz kogoś pod opieką. Może nawet więcej niż jednego kogoś - zgadywała, obserwując reakcje na jego twarzy - To nie tak, że nie chcę cię w oddziale. Chcę. Ale chcę żebyś żył, tacy jak ty i ona, młodzi, będą potrzebni kiedy to wszystko się skończy. Ktoś musi przeżyć... - może to było o jedno-dwa zdania za dużo, może niepotrzebnie sentymentalnie. Nie było czasu na żadne tlumaczenia, rozważania, na placu pojawił się już Meril, Torres kręcił się po placu, analizując skład błota i krwi w rejonie przy bramie, Miguela wciąż nie było widać, więc będą musieli iść bez niego.
Odwróciła się do Iona.
- Nie byłbyś pierwszym, który szuka zapomnienia i odreagowania na polu walki - mruknęła, mijając ich obu zbiegła na plac do towarzyszy. Heliantus szykował się do rytuału w półmroku za bramą osady i tam podążyła - Znalazłeś cokolwiek jeszcze? - rzuciła do Torresa - Jak nie, to krew z ostrzy będzie musiała wystarczyć. Trzymaj kciuki, bo klasyczne tropienie może zawieść... Wyjmij rapier, proszę - dodała, bo zorientowała się, że w końcu tego ostrza nie uwzględniła, a intuicja mówiła jej, że Torres na pewno dziabnął kogoś w walce, prawdopodobnie krasnoluda ;)

Omar - 03-11-2017, 17:48

Będąc już za palisadą, zaczął kijem ryć w ziemii triskel. Na każdym z ramienia figury dopisał litery w oghamie, kolejno S, A i Ng. Rozjerzał się jeszcze, znowu czując, że jest obserwowany. Cholerne eshkara. Gdyby nie one, teraz by spał. Ale niestety były. Chyba jednak wolę talerz ciasta niż te diabelstwa . Uśmiechnął się do siebie na ułamek sekundy, po czym odwrócił głowę w kierunku osady, a dokładniej szykującego się oddziału, który szedł właśnie wymierzyć sprawiedliwość. - Kiedy będziecie gotowi, przynieście mi te bandaże z krwią. - Powiedział to wystarczająco głośno, żeby usłyszeli go za bramą, podszedł do palisady i oparł się o nią, czekając na Styryjczyków
Leite - 03-11-2017, 18:22

Ja mam to wszystko rozpisane tak, czy inaczej, po prostu brakowało mi od was informacji, czy dajecie tę broń, czy nie ;) zarzucę postem, jak hobbit napisze rytuał. Wtedy podsumuję wszystko i opiszę reakcje Luny.
Omar - 03-11-2017, 19:02

Po chwili opierania się o ścianę, odszedł od niej i ruszył w kierunku Imiry. Nie ma czasu do stracenia, a ja mogę robić rytuał kiedy oni sie przygotowują. Wziął od Styryjki szmatki z krwią i ruszył z powrotem w kierunku magicznego symbolu wyrytego w ziemii. Uklęknął w środku, w prawej ręcę mocniej ścisnął opal, a w lewą rozłożył przed sobą owe szmatki. Zaczął inkantować: lleuadcraig dailad ffyn trwchus gwydn potreri. Powtórzył inkantację parę razy i zaczął mówić do Luny. - Potężna Luno! Mam przed sobą krew zdrajców, Sangre i Thorgrima! Proszę, poprowadź nas do nich, lub wskaż nam miejsce, w którym się znajdują!
Leite - 03-11-2017, 20:12

Imira
Wyjęłaś swój rapier, który okazał się być całkiem mocno zakrwawiony. Ostrożnie przetarłaś go na całej długości, plamiąc mały skrawek materiału, który trzymałaś w dłoni. Szmatka, na oko 10 cm na 7 cm, wkrótce stała się prawie cała czerwona. Położyłaś ją na stole, na kupce określonej jako "niewiadome". Co gorsza, większość zebranej krwi tam trafiła.
Ludzie wolno reagowali na Twoje polecenia, co więcej, mało kto pamiętał, komu przyłożył. Poza krwią z Twojego rapiera uzbierało się może siedem innych, na pół zabarwionych czerwienią, z czego tylko dwie zostały uznane za konkretne z krwią krasnoluda bądź elfki. Nikt z zebranych nie potwierdził, że trafił Sangre, chociaż Eotir miał takie przypuszczenia. Nikt również nie powiedział, że trafił tego tam...czarownika.
Miałaś tylko nadzieję, że odpowiednia osoba została trafiona przez ciebie.
Kiedy Heliantrop wyjął Ci szmatki z dłoni, zdążyłaś mu tylko wyjaśnić, co należy do kogo.

Torres
Byłeś zmęczony. Nie dość, że walczyliście z czymś, co przekracza pojmowanie tego świata, to teraz gonicie za zdrajcami, a Ty szukasz śladów w błocie.
Plac nie był w najgorszym stanie. Zawilgocone kamienie, na których ciągle widać było ślady walki, gdzieniegdzie były splamione krwią. Poszukałeś tam, gdzie najczęściej widziałeś zdrajców, czyli bliżej bramy. Znalazłeś jedną, średniej wielkości kałużę, gdzie najwyraźniej któreś z nich upadło, a deszcz nie zdążył do końca tego rozwodnić. Nasączyłeś szmatkę, którą podała Ci Imira i wytarłeś w nią też swoją broń. Co za różnica, czy wszystko jest na osobnych szmatkach. Było Ci wszystko jedno, byleby przestało padać.
Znowu, jak wiele razy wcześniej, miałeś wrażenie, że ktoś Cię obserwuje.

/zakładam, że reszta ma ochotę posłuchać, co się dzieje przy rytuale lub szuka śladów/

Heliantrop & reszta
Wypowiadając inkantację, poczułeś znajomą moc przepływającą przez Twoje ciało i przez powietrze, drżące dookoła Ciebie. Moc, która, po zetknięciu z triskelem, zaczęła kierować się ku wezwaniu, które jej nakazałeś. Kiedy triskel rozbłysnął słabym, ale wciąż widocznym, jasnym światłem, uznałeś, że rytuał jest gotowy. Opal w Twojej zaciśniętej dłoni pozostał chłodny. Wiedziałeś, że to dobry czas na wezwanie Luny.
Po wypowiedzeniu słów wezwania, głośno brzmiącego w ciszy nocy, wiatr przewiał rzadkie, siąpiące deszczem chmury, które zasłaniały księżyc. Było krótko po pełni, zatem srebrny obiekt wciąż jawił się w całej okazałości. Po chwili wydawało Ci się, że rozbłysnął jeszcze jaśniej. Srebrzysta, lekka poświata padła na ziemię przed Tobą.
Twoje oczy ujrzały coś, co najlepiej można było nazwać tkaniem. Światło utkało świetlistą postać, tak, jak powstawał wzór na dziełach Twojej babki w chłodne, zimowe wieczory. Poczułeś lekką nostalgię.
Kobieta stojąca przed Tobą biła światłem. Miała długie włosy w kolorze platynowego złota, które delikatnie poruszały się na wietrze. Jej jasne oczy wpatrywały się w Ciebie i w rzeczy rozłożone przed Tobą. Kiedy się poruszyła, zauważyłeś poświatę bijącą od jej srebrnej skóry. Luna odpowiedziała na Twoje wezwanie.
Wskazała ręką na szmaty i przez chwilę dookoła nich powietrze się delikatnie zamgliło. Luna przymknęła oczy.
-Wiele różnych krwi masz przed sobą- jej głos był cichy, nieco odległy, ale też bardzo hipnotyzujący. -Część z nich jest tu, niektóre daleko...
Zamilkła na chwilę i spojrzała na Ciebie.
-Szukasz krwi tych, którzy są wbrew naturze tego świata. Czy tylko tych dwóch, których wymieniłeś, ma dopaść sprawiedliwość, spośród zebranych przed Tobą?

Hakan - 03-11-2017, 20:25

Już chciał zejść na plac kiedy usłyszał za sobą kroki. Ujrzał Imire, która wydawała się nieco zdziwiona. Uśmiechnęła się i powiedziała (...)Hektor skinoł głowa i również się uśmiechnął. Nastepnie zwróciła się do Iona, któremu póki co świetnie wychodziło unikanie kontaktu wzrokowego(?). Zciszyła głos i powiedziała coś, co niekoniecznie było przeznaczone do jego uszu, ale jednak coś mu uświadomiło.

Faktycznie miała poniekąd rację, ale to Ion miał chyba jako jedyny jakąś więź z eshkara z enarook. Nie pomyślał wcześniej o Ionie i o jego (Iona)własnym życiu, cholera, to pewnie wina tego, że był jego celem w misji i niejako pogodził się z faktem, że może mu się coś stać.

Z rozmyślań wyrwał go znajomy głos Heliantusa, który zaczął nucić jakąś inkantacje. Jego głos przebijał się przez względną ciszę panującą na placu, a sam druid klęczał skąpany w księżycowym świetle.
Odwrócił się do Iona przybierają najbardziej przekonujący ze wszystkich swoich wyrazów twarzy zaczął powoli mówić.
- Dobra Ion, rób co chcesz, tylko pamiętaj co jest stawką- nie naszą, a twoją. - Hektor nie wiedział czy musiał to mówić, w sumie Imira aż nadto wyczerpała temat. Chociaż młodzikowi należało się też kilka szczerych słów od niego-
Zszedł po schodkach za Imirą poprawiając przetarty pas i dokładniej przypioł kaletkę z nabojami.

Chwilę potem wokół Heliantusa jego magia zaczęła działać...

Omar - 03-11-2017, 20:34

Każdego z nich musi dopaść sprawiedliwość. Mogę nawet sam się tym zająć. Wymieniłem tylko tych, którzy stanowią dla nas najwyższy priorytet, gdyż to właśnie oni stanowią dla nas wszystkich największe niebezpieczeństwo.

Spojrzał w jasne oczy stojącej przed nim postaci. Na początku, gdy ją zobaczył, oniemiał. W prawdzie sposób, w jaki Luna się przed nim objawiła był niezwykle piękny. W połączeniu z nostalgią, zrobił na nim na prawdę duże wrażenie.

Temu styryjskiemu oddziałowi zależy najbardziej na bluźnierczym nekromancie, który nie dość, że zaburza równowagę naszego świata, to jeszcze zdradził nas, pomagając jednej z eshkar w walce. Jego wzrok wrócił na rozświetloną postać, a jego kąciki ust lekko powędrowały w górę, szybko wracając do w miarę poważnej miny. Czuł, że w końcu może coś zrobić, a teraz kiedy skupił się na tym i na postaci Luny - prawie nie czuł tego, że cały czas jest obserwowany.

Leite - 03-11-2017, 21:07

Luna uśmiechnęła się.
-Przed sobą masz wiele osób. Te, które zawarły pakt z Nicością, zostawiły wystarczająco dużo śladu, bym mogła je, choć słabo, wyczuć.
Zamilkła, zamknęła oczy i wyciągnęła przed siebie rękę, jakby nasłuchując. Jej piękne oblicze zniekształcił grymas złości. Zacisnęła pięść.
-Nekromanci są wypaczeniem życia... Sangre...
Westchnęła i podeszła bliżej do Ciebie, nie wydając żadnego dźwięku. Jaśniała mocno, lecz nie wypalając, jak Sol. Dookoła was zawirowała srebrno-szara mgła, gdy bogini wykonała bliżej nieokreślony znak ręką. Dotknęła delikatnie dłonią szmat na ziemi, a następnie uniosła ją i dmuchnęła tak, jakby wysyłała komuś niewidzialny pocałunek. Przez chwilę panowała cisza.
-Chociaż wasz były towarzysz ukrywa się w ciemności, zebrałeś dość jego śladu życia.-powiedziała cicho.-Ciemność i dwie jasności są w ruchu. Kierują się tam, idą tam, skąd odwiecznie nadchodzi źródło mojego światła, mój brat, wasza nadzieja od wieków. Nie przekroczyli jeszcze linii lustrzanej wody, daleko jeszcze do tego.
Mgła zrobiła się gęstsza, lekko wirowała dookoła was, unosząc się i tworząc różne wzory. Wydawało Ci się, że dostrzegasz coś znajomego, jakby na wpół uchwycone kształty, widziane gdzieś w swoich snach. Po chwili dostrzegłeś wizję. Była niewyraźna, dopiero później zrozumiałeś, że widziałeś przez chwilę to, co oświetlało światło księżyca. Postaci pojawiały się i znikały, jednak jedna z pewnością miała jasne włosy i długie uszy. Pozostała dwójka była dobrze zbudowana i wszystko wskazywało na to, że była płci męskiej.
Trzy postaci wędrowały przez leśną drogę, maszerowały szybko. Luna ukazała Ci drogę, którą prawdopodobnie uciekali z osady. Ścieżka, która na rozstajach najbliższych osadzie skręcała w prawo, przez długi czas szła łagodnym łukiem. Dopiero gdy skierowała się pionowo na północ, pojawiło się skrzyżowanie z drogą na wschód, którą podążali zdrajcy. Mgła po chwili zawirowała i zgęstniała, przesłaniając kształty. /wizję widzi tylko Omar/
Piękna pani odwróciła się, lecz w połowie kroku obejrzała się przez ramię. Jej jasne oczy patrzyły na Ciebie przeszywająco.
-Eshkara zniszczą ten świat. Duchy natury są im wrogie. Pamiętaj o tym.
Światło księżyca rozbłysło, a Luna powoli robiła się coraz bardziej przeźroczysta, by w końcu zniknąć. Mgła rozwiała się, jeszcze tylko przez chwilę w powietrzu został srebrny pył oraz zapach, przywodzący na myśl dzikie, leśne ostępy. Triskel zgasł.

Rivus - 03-11-2017, 22:03

Ion podczas rozmowy z Imirą i Hakanem unikał ich wzroku. Wiedział, że bezpieczeństwo Ester jest najważniejsze, ale przecież przed chwilą mu powiedziała, że wolałaby zostawić narady, Estellę i poszukiwania Lirii na rzecz szukania Diega. A nawet nie doszedł do tematu, który próbował poruszyć...
Diega! Tak, to jego imię wywołało u niego taką burzę emocji, wręcz nienaturalną dla charakteru Iona. Chciałby jednak przez jakieś parę chwil być sam. Bez niej. Przecież tu jest i będzie bezpieczna. A sam przecież da sobie radę. Już wiele razy to udowadniał.
No... i właśnie. On będzie mógł im pomóc. Wie dużo potrzebnych rzeczy. Zna Lirię jako jeden z trzech osób, którzy w ogóle tutaj są. No, a Estella nie pójdzie na cholerny pościg.
(Indi, mniej więcej masz tu skrót naszej pierwszej rozmowy, która zeszła nagle na inny temat :P )

- Pójdę, mimo wszystko. Wiem, Imiro. Wiem, że dużo ryzykuję. Ale... jednak... muszę. I... chcę... - powiedział i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, zszedł po schodach na plac.

Za bramą był już Helianthus. Zaczął grzebać coś w ziemi. Ion otarł tylko parę swoich strzał kawałkiem kartki, którą wyjął z torby i położył ją pod kupką różnorakich materiałów.
Odszedł w dół do domku za Merilem i wszedł do kwatery numer 10. Zabrał parę dodatkowych strzał i momentalnie wyszedł, po czym jeszcze na chwilę zawrócił, słysząc coś.

Rivus - 03-11-2017, 22:54

Wrócił w widocznie lepszym humorze, mimo że znów wydał donośną serię kaszlnięć. Wyjął z torby trochę ziół i zaczął je rzuć.
- Jestem gotowy, aby wyruszyć w drogę. - powiedział dołączając do osób, które przed chwilą zaobserwowały rytuał Helianthusa, a teraz stały w ciszy. - To... czegoś się dowiedzieliśmy?

Omar - 03-11-2017, 23:44

Wstał i otrzepał kolana. Potrząsnął głową, i starł triskel. Popatrzył z zadowoloną miną na oddział, w większości gotowy do wymarszu. Parę pieczeni na jednym ogniu! To był duży sukces, ale teraz musieli się śpieszyć. Zdrajcy byli już całkiem daleko.

- Dobra, wiem gdzie są. I tu zaczyna się dobra wiadomość - są razem, więc złapiemy wszystkich naraz. Ale są też złe wiadomości - są już całkiem daleko i są razem, czyli mamy zarówno krasnoluda, jak i nekromantę do załatwienia. Musicie mieć naprawdę dobre tempo. Pójdę z wami kawałek, żeby idąc wytłumaczyć wam gdzie iść, chyba że lepiej będzie jak was zaprowadzę. Podejmijcie decyzje, byle szybko!

Posłał uśmiech do Imiry. To nie był ponury uśmiech, a wesoły, typowo hobbicki uśmiech. Był gotowy nawet biec za zdrajcami! Gdyby wrócił do halli, znów zacząłby się nudzić i znów zaczęłoby mu przeszkadzać uczucie bycia obserwowanym, z którym nie mógł się ani trochę oswoić.

Indiana - 04-11-2017, 20:39

- Czekaj, po kolei. Czy jesteś w stanie zlokalizować miejsce ich pobytu w tej chwili...? Tak, żeby je wytypować na mapie? Problem polega na tym, że o ile nie jest to zaraz za zakrętem, to zanim tam dotrzemy, już ich tam nie będzie. Więc ... albo istnieje mozliwość lokalizowania ich na bieżąco... nie wiem, artefaktem czy cos, albo... nie chcę cię martwić, druidzie, ale idziesz z nami - Imira próbowała przeanalizować, jak działa to, co druid wykonał. Na bazie swojej , dość ograniczonej wiedzy o magii, próbowała stworzyć obraz mozliwości, jakie mają, zanim wybiegną za bramę. Marnowanie energii na bieganie na oślep po lesie było wykluczone, ludzie byli za bardzo zmęczeni. Wiedziała, ile może z nich wykrzesać w przypadku starcia - maksimum możliwości, maksimum zdolności bojowych, bez oszczędzania się, jakiekolwiek warunki da nam Bogini. Wiedziała też, że kolejne bezproduktywne kilometry w deszczu, zimnie i błocie zabiją ich kruche morale.
- Dobrze, tak, rozumiem, że nie masz najmniejszej ochoty nurkować w tę gównianą noc - uśmiechnęła się, widząc minę druida. W jego oczach odbijały się oddalające się talerzyki z szarlotką i grzane piwo - Może zatem jakaś forma artefaktu, różdżki zaklęcia, wahadełka nad mapą... No nie wiem, kryształ z odrobiną tej krwi, reagujący jeśli jesteśmy bliżej nich niż dalej, plus ze srebra jakaś puszka many... Coś..
- Mamy zamiar złapać ich w tym miesiącu...? -
mruknął znudzonym głosem Torres zza ramienia hobbita.
- Torres, k***a.... - warknęła - Tu jest latarnia, za 10 minut proszę mi tu dostarczyć raport o wszelkich śladach po uciekinierach stąd do Rozstaja. Jak ci się przestanie nudzić, to przestaniesz mi smęcić za uszami. A zaczniesz byc przydatny...

Rivus - 04-11-2017, 22:01

Wszyscy byli zdenerwowani i zmęczeni tą nocą. Wydarzyło się za dużo jak na jeden dzień. Chociaż Ion ostatnio do tego przywykł.
- Dobra, Torres. Albo ty. - wskazał palcem na tego byłego "przemytnika" - Albo ktokolwiek. Skoro w końcu nie wiemy gdzie mamy iść... to ruszmy się chociażby posprawdzać jakieś ślady, tak jak mówiła Imira. A oni niech wykminią kolejny rytuał, artefakt, czy inne coś. - powiedział zmęczonym głosem, poparwił raz jeszcze kołczan i obrócił się na pięcie w kierunku drogi na rozstaje.

<jeśli ktokolwiek przystanie na jego prośbę - idzie z nim>

Omar - 04-11-2017, 22:03

- No cóż... idę z wami. Żeby lokalizować ich na bierząco artefaktem, musiałbym zrobić inny, trudniejszy rytuał. To zabrałoby nam zbyt dużo tak bardzo cennego teraz czasu... To jest tak - wiem gdzie byli i w którą stronę szli w momencie przeprowadzenia rytuału. Jeżeli nie mają jakiegoś dzikiego tempa to myślę, że spokojnie ich dogonimy i złapiemy. Gorzej jeżeli zapieprzają jak małe karoce... - Rozmarzony uśmiech zniknął z jego twarzy, a jego miejsce zajęła trochę zmęczona, ale pełna determinacji mina. Szczerze, zgodnie ze słowami Imiry, nie chciał nurkować w tę gównianą noc. Ale chciał też ich dorwać, pomóc dokopać tym zdrajcom. Znał zresztą parę sposobów, w jakie mógłby ich wyłączyć z bitki!
- Postaram się jak najlepiej dotrzymać wam kroku, o to się nie martwcie. W trakcie walki mogę stanowić dla was ewentualne wsparcie ogniowe, co chyba też powinno was ucieszyć. -

Popatrzył po twarzach styryjskich żołnierzy, szukając każdego cienia uciechy, optymizmu. Myślał też, czy byłby jakikolwiek sposób na poprawienie ich morale, chociaż sam nie miał ich wysokich. Poprawił paski, wymacał wszystkie swoje kaletki i wziął swój kij. Przypomniał sobie o swoim mieczu, którym bronił swojej siostry i innych hobbitów w lecie, w okolicach spotkania z panem popiołów. A potem przypomniał też sobie, że teraz prawdopodobnie jest w brudnych łapskach elfów aenthil, lub leży, wytarzany w ziemii w jakiejś komnacie. Jego mina zrzedła, lubił ten miecz. W sumie to nie tak, że należał mu się on w końcu nie nabył go do końca legalnie... Zaśmiał się cicho pod nosem, w sumie z samego siebie, przyłapując się znowu na rozmarzeniu i wrócił do obserwowania twarzy Styryjczyków.

VanRex - 04-11-2017, 22:16

-Ta jest, jefe. - Złapał za laterenke, ale jeszcze jej nie zapalał. Nie wiedział czy wróg nie zostawił jakiś niespodzianek na rozstaju, więc wolał najpierw sprawdzić, czy w ogóle jego trasa jest pusta od nieprzyjaciół, a światło w tym nie pomagało.
Indiana - 04-11-2017, 22:40

Słowa Heliantusa były odpowiedzią na jej dylematy i obawy. Hobbit... Heh, tak, to nie był wyzkolony żołnierz, nie mogła być pewna jegoodporności na warunki, ani jego wierności.
Cóż, luksus komendy nad znakomitymi wojownikami Czarnej Tercji ostatnimi czasy był rzadki.. Ale też doskonale wiedziała, ile wart jest zapał i zaangażowanie zwykłych ludzi. Hobbitów... tak, ich też.
"Zwykłych" ...to słowo we własnych myslach, podświetlone świadomością, kazało zastanowić się nad jej sposobem myślenia przez kilka sekund.
Wydaje Ci si, że jeseś niezwykla...?Nie jeste. Nie,ty tylko masz zwszczepionego w krew wirusa, tylko możliwości ciała zostały podniesine, to nie twoja zasługa, nietwoje osiągnięcie, ot tylko ...
Naarzędzie.
Jesteś narzędziem.
I kij z tym - odpowiedziała zadziorna świadomość. Więc będę najlepszym z narzędzi, jakie stworzono dla mojej Bogini, dla moich ludzi.
Otrząsając się z mało potrzebnych w tej chwili rozważań, uśmiechnęła się raz jeszcze do hobbita z aprobatą.
- Skoro masz siłę żeby iść.. Albo dość determinacji, żeby uznać, że trzeba. ... Więc czas nas goni. W drogę...
Hektor, Ion, Meril - byli gdzieś za nią. Torres, b ędący w tej chwili zwadem - przed nią. Hobbit chhwilowo stanowił kompas w jej rękach... a ona.. na niej spoczywała odpowiedzialność za nich wszystkich Znowu.
- Nie ma czasu, panowie. Idziemy. - odczekała chwilę na wszystkie uzuepłnienia, na wszystkie "Chwila, zapomniałem (tu wstaw drobiazg zostawiony w kwaterze) ". Ruszyła w noc. Wreszcie.Działanie, dość rozważania. Dość teorii. Działanie.

Leite - 04-11-2017, 23:13

/wszyscy/
Światło na wartowni wciąż było zgaszone, zatem jedyne, co wam oświetlało drogę, to księżyc. Aktualnie nie przesłaniały go żadne chmury, nawet przestało padać.
Pierwsze parę metrów pod drzewami mimo wszystko zaskakiwało ciemnością. Dopiero za pierwszym, łagodnym zakrętem byliście w stanie skorzystać ze światła księżyca.
Droga na rozstaje była taka, jak zawsze - trochę nierówna, pełna różnych kamieni, z jedną odnogą koło intersekcji życia. Nie było cicho, nieustanny wiatr powodował, że drzewa skrzypiały złowrogo, a z ich liści padały na was krople wody, pozostałe po niedawnym deszczu.
Lampa chybotała się cicho w uścisku Torresa, idącego przed wami, kiedy szliście, wypatrując ewentualnych, wrogich wam poruszeń w krzewach i za drzewami dookoła drogi.
Ale nie zauważyliście nikogo.
Ostatnie parę metrów przed rozstajami zwiększyliście czujność. Gałęzie, ciężkie od nagromadzonej wody, zasłaniały wylot, uniemożliwiając zobaczenie czegoś więcej. Po ostrożnym i cichym podejściu okazało się jednak, że jedyną żywą istotą w okolicy poza wami jest spłoszony, rudy lis, który spojrzał na was z drogi prowadzącej na wprost, machnął ogonem i zniknął.

Torres
Zmęczenie źle na ciebie wpływało. Zacząłeś mieć wrażenie, że jesteś obserwowany, a chociaż rozglądałeś się często i nikogo nie zauważyłeś, uczucie nie znikało. Wlokłeś się po cichu, jedną ręką trzymając lampę, a drugą na rękojeści rapiera. Nuda, też coś. Po prostu byłeś zmęczony, a ględzenie przy rytuale Cię męczyło... Reszta szła za Tobą. Wyraźnie byłeś w stanie usłyszeć kroki dzieciaka, hobbita i elfa, natomiast Tercja odruchowo starała się iść cicho.

Ion
Ku Twojemu zdziwieniu wszyscy zdecydowali się ruszyć. Torres najbardziej na przedzie, a reszta w jako-tako zwartej grupie, z Imirą na czele. Zapatrzyłeś się na nią przez chwilę. Dziwiło Cię wciąż, jak przyjaźnie jest nastawiona do Ciebie i do Ester w porównaniu z waszym pierwszym spotkaniem. Imponowała Ci jej odwaga i zdecydowanie. Pewnie nie było łatwo być w Tercji. Potem pomyślałeś o możliwościach, jakie daje samopał i poczułeś ukłucie zazdrości. W porównaniu z Twoim łukiem...
Po chwili spróbowałeś się skupić na drodze. Uczyłeś się trochę, jak być myśliwym, więc tropienie ludzi nie powinno się jakoś bardzo różnić...prawda?
Usilnie odpychałeś myśli o Ester, która została gdzieś za Tobą, w osadzie.

Imira
Narzędzie.
Słowo to odbiło się echem w Twojej głowie. Narzędzie.
Narzędzie do zabijania. Narzędzie na rozkazy Kethrena. Nie straciłaś za to wzroku?
Narzędzie.

Zdawałaś sobie sprawę, że to nie do końca Twoje myśli. Wiedziałaś, że znowu, kolejny raz, po spotkaniu się z nią twarzą w twarz, musisz wrócić do codzienności, do jej cichego głosu, wywołującego w Twojej głowie różne myśli. Poczucia, że stoi za Tobą. I wielu wyrzutów sumienia.
Odepchnęłaś to, chowając za murem skupienia się na celu i na misji, wiedząc doskonale, że jeżeli będzie chciała, to i tak wejdzie Ci do głowy. Ale możesz chociaż ją skutecznie ignorować. Wyszkolenie Tercji obejmowało także szkolenie umysłu, a nad swoją świadomością sprawowałaś bardzo dobrą kontrolę.

Helianthus
Przetwarzałeś w głowie ostatni rytuał, powtarzając sobie, co widziałeś, żeby się nie pogubić i nie zapomnieć. Jasne oczy Luny i jej hipnotyzujący głos utkwiły Ci w głowie na dobre, gorzej z treścią wizji. Ale wciąż byłeś pewien, gdzie trzeba iść. Zacząłeś się zastanawiać nad kierunkiem, który obrali zdrajcy. Kierują się tam, idą tam, skąd odwiecznie nadchodzi źródło mojego światła, mój brat, wasza nadzieja od wieków. Nie przekroczyli jeszcze linii lustrzanej wody, daleko jeszcze do tego. Dość proste było odgadnięcie, że bratem Luny jest Sol.
Poczucie bycia obserwowanym w trakcie rytuału osłabło, ale teraz znowu wzrosło. Wywoływało u Ciebie niepokój, połączony z myślą, że idziesz właśnie szukać prawdopodobnie potężnych zdrajców. Ale byłeś w grupie z Tercją, oni raczej się znają na tym, co robią. To znowu wywołało w Tobie przypływ optymizmu.

Hektor
Szedłeś koło młodego chłopaka i znowu powróciła do Ciebie myśl o tym, że to osobna, żyjąca, czująca istota, a nie tylko cel Twojej misji. Że jemu też na czymś zależy. Bycie w SSW sprawiało, że łatwiej było nie myśleć o tym, że Twój cel jest też (najczęściej) człowiekiem.
Że traktujesz go bezosobowo.
Potrząsnąłeś głową, próbując odgonić zmęczenie. Skupiłeś się na upewnieniu się, że na pewno wszystko masz...i na sposobach pokonania niegdyś towarzysza z Tercji. Sangre.

Meril
Ruszyli się całkiem szybko, praktycznie bez obijania. Widać zależało im. Podobnie jak i Tobie. Sangre był nekromantą, a ta myśl bez wyjątku burzyła Ci krew i sprawiała, że miałeś ochotę pójść i go wypatroszyć jak rybę. W dodatku był zdrajcą.
Dlaczego to zawsze jest tak, że wszyscy ci najgorsi są zawsze najbardziej potrzebni żywi?
Idąc, dopracowywałeś swój plan na sprawdzenie, czy Eshkara mają na kogoś wpływ. Miałeś tylko nadzieję, że Tercja nie zabije od razu swojego kompana, chociaż biorąc pod uwagę to, jak Ty się czujesz...to oni musieli się czuć jeszcze bardziej wściekli.

Rivus - 05-11-2017, 01:20

Zimno znów przeszyło go od środka, gdy podmuch wiatru zawiał na jego przemoczone ubrania. Zadrżał.
Jeszcze tego teraz brakuje, żeby dostał momentalnie gorączki. Przecież od roku nigdy nie chorował, a teraz coś go wzięło. Cholera.

Nieudolnie starał się odepchnąć myśli o Ester, gdy przypomniało mu się, że ona też jest chora. Wie, że dużo ryzykuje. Ale wiedział też, że Ester dałaby sobie radę bez niego. Zna ją. Ona nie jest z tych, którzy łatwo się poddają. Wydawało mu się czasem, że jest częściowo podobna do Imiry. Oczywiście oprócz tego, że straszny z dziewczyny był tchórz, a furier raczej należała do tych twardych kobiet, które zawsze będą trzymać swojego zdania, a gdy przyjdzie co do czego, przywali niejednemu w twarz.
Rzadko miał styczność z takimi osobami. Ostatnią osobą o podobnym charakterze był jego ojciec – Lobo. Zawsze stawiał na swoim... No może nie wtedy, gdy zdecydowali większością znieść barierę wokół Enarook, podczas gdy on... głosował za jej pozostawieniem.
Przypomniał mu się wystrzał samopału Eldana. Pocisk trafił w Lobo. Pamiętał wtedy jak Raquel – jego matka i Cyria – rodzona siostra, krzyczały, aby nie biegł z pomocą do taty. W tamtym momencie sięgnął po łuk, który leżał na palisadzie Enarook. Chwilę później zaczął zbierać strzały, które leżały rozrzucone po placu...
Przez chwilę oderwał się od swoich myśli i popatrzył się po samopałach Imiry, Torresa i Hektora, którego imię wywnioskował z paru wcześniejszych wypowiedzi styryjczyków. Tyle krzywdy potrafił wyrządzić jeden, głupi przedmiot... a ile krzywdy wyrządził jego najbliższym?

Szedł dalej. Spojrzał na swoje buty, które były niemal całe w błocie. Bez przerwy odczuwał te nagromadzone emocje, które pozostały w jego głowie po wtargnięciu Lirii. Przecież to nie w jego stylu, żeby wybuchać gniewem przy tylu osobach. Z resztą raczej był oazą spokoju, niż wybuchowy, czy nerwowy. Rozbolała go od tego głowa. Przystanął na chwilę, jednak na szczęście doszli już do rozdroża. Chciał momentalnie ruszyć, ale (?) Imira powstrzymała go gestem.
Pierwsza na rozdroże weszła Tercja, potem Hektor, Ion, a na samym końcu Meril z Helim.
Na szczęście było bezpiecznie, a przynajmniej na to wyglądało.
Był tu tylko rudy lis, który przez chwilę wpatrywał się w nich jakby przyłapany na gorącym uczynku. Ion chwytał już za strzałę, gdy ruda kita zniknęła w krzakach.
Obrócił się wtedy do Heliego.
- Wiesz gdzie mamy dalej iść? Czy szukać jakichś śladów, które pewnie i tak się zmyły w tym deszczu? – powiedział ochrypłym głosem, po czym odchrząknął.

Elf - 05-11-2017, 12:44

Usłyszał pytanie Iona i zanim idący obok niego Helianthus zdążył otworzyć usta odpowiedział za niego.
Deszcz nie jest aż tak silny, a i nie upłynęło wiele czasu od ich ucieczki. Ziemia jest w takim stanie że powinna dobrze zachowywać ślady (?) powiedział i od razu zaczął się przyglądać ziemi. nie wypatrzył jednak niczego specjalnego, bo i nigdy nie uczył się tropić więc szybko zrezygnował i zatopił się z powrotem w swoich myślach...

Muszę wam coś jeszcze powiedzieć Odezwał się po chwili milczenia na tyle głośno by usłyszał go cały orszak. Gdy mówiłem że dobrze by było pojmać Sangre żywcem zakładałem że ścigamy tylko jego. Jak się okazało jest z nim dwójka innych zdrajców. Oznacza to że każde z nich możemy złapać żywcem i będzie równie dobre jak Sangre, jednak jest to doskonała okazja i najlepiej byłoby złapać ich wszystkich.

Wiem że nie będzie to łatwe dodał szybko widząc kilka par oczu które zwróciły się w jego stronę
Ale im większa próba, tym lepiej zamilkł na chwilę, po czym dodał Jednak jeśli zajdzie potrzeba i nie będzie innego wyjścia, możecie zabić któregoś z nich...
Zdziwił się. Zdziwił się bo ostatnie wypowiedziane przez niego zdanie brzmiało mu strasznie obco. jakby wypowiedział je ktoś inny.
Sam już nie wiedział czy woli widzieć Sangre żywym czy martwym. Dwie strony tego konfliktu już od dobrej chwili kłóciły się w jego mózgu...

Omar - 05-11-2017, 14:28

- Spokojnie, wiem którędy dalej iść. - Miał nadzieję, że tym rozwiał obawy chłopca. Skręcił dalej, prowadząc teraz grupę, zgodnie z tą drogą, którą widział w wizji - na rozstaju miał się kierować w prawo.
Zimno na niego nie działało tak źle. Miał na sobie kilka warstw ubrania. I dziękował sobie za to, że tak się ubrał. Ścisnął mocniej kij. Wiatr i wilgoć zdecydowanie dodawały grozy. W szczególności ten świst, wysoko nad nim, w koronach drzew... Może to nie był taki dobry pomysł, iść z nimi? Może mógł poświęcić kolejnych parę minut na rytuał? Teraz te rozważania były nie potrzebne, sam podcinał sobie skrzydła.
Usłyszał słowa Merila, lecz tak na prawdę przeleciały przez jego głowę. W sumie nie były skierowane do niego, więc były mu obojętne. Sam nie zauważył kiedy odrobinę przyspieszył kroku, co musiało wyglądać dość śmiesznie biorąc pod uwagę że wcześniej swoimi krótkimi nóżkami i tak przebierał bardzo szybko, utrzymując tempo reszty tej gromadki.

Rivus - 05-11-2017, 16:04

Nim zdążył odpowiedzieć na uwagę Merila, Heli przejął inicjatywę. Ion ruszył dalej.
Kolejny raz odszedł myślami do innego świata...

Ta sama scena. Ta scena, gdzie on zbiera strzały. Oddaje strzał. Z tego co pamiętał... to Tristan – tamtejszy furier, odbił strzałę tarczą. Mężczyzna przeszył go wzrokiem. Nagle krzyk z wartowni.
Ion! Za Tobą!
Wydawało mu się, że to głos Cyrii, ale nie miał czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Biegł jak najszybciej mógł na górę. Potem pobiegł tam, skąd wziął łuk. Wtedy odwrócił się. Biegła na niego Daniela – kapłanka Tercji. Była obładowana chyba całym sprzętem z Enarook, który nadawał się do walki. Ion nie trafił... Wtedy ktoś go zaszedł od tyłu i...

Przerwała mu kałuża, w którą wdepł. Poczuł przesiąknięte wodą wnętrze lewego buta.
- Kur*a. – szepnął.
Mimo tego, dalej wrócił do monotonnego marszu przez zabłoconą drogę.

Zupełnie odszedł od tamtego momentu, który był przepełniony jego bólem.

Teraz biegli do Estelli. On, Ester i Kenric. Cali w pocie. Słońce zabierało ich siły coraz bardziej. Niemal czuli oddech Imiry, Kethrena, Pessa, Ireth, Aderila i jeszcze wielu innych na swoich karkach. Ale nie poddawali się i w końcu dobiegli do sierocińca.
Ta jej charakterystyczna twarz z blizną na pół twarzy. Strażnik...
W pośpiechu spakowali całe obozowisko. Ai zabezpieczała teren. Estella nałożyła kosz na plecy. Uciekła. Bez nich. Bo w tym samym momencie, gdy oni mieli już do niej dołączać... Ci, którzy wyruszyli w pościg za nimi, odgrodzili ich od dziewczyny. Ukryli się w krzakach i stracili kontakt z Es...
Potem było tylko ciężej. Wszystko spowodowała ta niejednoznaczna karteczka, którą otrzymali od Estelli. Jej kochanek wykłócał się, że przecież bardziej prawdopodobny jest ten kierunek, w który on chce pójść. Pokłócili się, a ich drogi się rozeszły. Oni znaleźli Estellę tutaj, a on? On został na jakimś totalnym zadupiu i pewnie jeszcze myśli, że robi dobrze. Co za idiota... Jak jego przyszywana siostra mogła pokochać takiego cymbała? Co jeśli ona się nigdzie nie ruszy zanim nie znajdziemy Kenrica w Liryzji?

Ale teraz Estella nie była problemem – była nim Liria. A raczej to co upodobało sobie podszywanie się pod Lirię. Ile on by dał, żeby wszystko wróciło do normy. Żeby powróciły czasy bezpiecznego Enarook z barierą dookoła. Żeby Estella dalej uczyła go najróżniejszych rzeczy. I żeby Liria...
Nie. Wiedział, że to już NIGDY nie powróci. A tym bardziej Liria, bariera i Obrońcy. W dodatku wokół Enarook jest jeden wielki znak zapytania. Co jeśli oni odeszli stamtąd? Co jeśli jedyne co znajdą, to ruinę, którą opuścili? Nie chciał o tym teraz myśleć... musiał się skupić na zdrajcach i Lirii.
Liria... Liria... Liria...
Ile miał do niej żalu. Ile miał żalu do tego gówna, które spier***iło jego życie.
Co oni takiego zrobili tej eshkarze? Przecież sama zgodziła się opuścić ich świat. Zapłacili jej za to. Czego chce więcej? Zemsty? Dzisiaj po raz drugi dał jej to czego chciała. Odeszła? Nie, nie odeszła. Wtargnęła do jego umysłu i teraz cały czas czuje tego efekty.

Przyspieszył kroku, aby dogonić Imirę.
- Imiro... – zaczął. – Słyszałem, że straciłaś wzrok przez Dagmarę... prawda? – tutaj przerwał, musiał się zastanowić nad swoimi następnymi słowami. – U mnie było podobnie. Znaczy... nie straciłem wzroku, ale... – znów przerwał, niepewny swoich słów. – Nagle zacząłem odczuwać wszystko na raz. Chciałem płakać. Odczuwałem gniew. Szczęście. Strach. Zacząłem się rzucać na Lirię, mimo że nic nie mogłem jej zrobić. – kolejny raz zatrzymał się w swoim monologu. – Wciąż tego nie rozumiem...
Przepraszam, musiałem się komuś zwierzyć. Jakoś... brakowało mi tego...

Leite - 05-11-2017, 16:17

Ziemia istotnie, nie była aż tak rozmokła, żeby czegoś nie zauważyć. Deszcz tylko siąpił od czasu, gdy zakończyła się bitwa, zatem szukanie śladów byłoby utrudnione, ale nie niemożliwe. W dodatku ziemia była lekko wilgotna, co sprawiało, że wasze buty zostawiały często wyraźne ślady. Łatwo było rozróżnić ślady butów Tercji oraz agenta SSW, mniejsze ślady hobbita, czy nijakie ślady butów Iona.
Droga w prawo na rozstaju była pełna kolein z wodą i rozmiękłych półwysepek, więc często łatwiej było iść po poboczu. Po kilkudziesięciu metrach stała się nieco bardziej utwardzona, choć wciąż lekko wilgotna i lepka.

Indiana - 06-11-2017, 07:06

Działanie zawsze było lepsze od bezczynności. Dawało poczucie wpływu na rzeczywistość, niwelowało najbardziej jadowitą truciznę dla duszy, jaką generowała bezsilność wobec potęg świata. Działanie było remedium na bezsilność, nawet jeśli złudnym, tylko pozornym placebo.
Mokra, zimna noc wymuszała działanie. W wyszkolonym odruchu Imira przyspieszała kroku, spinała ruchy, by były szybsze i bardziej zdecydowane, to pozwalało zachowac ciepło i ignorować całkowicie warunki otoczenia. Także te psychiczne.
Pomieszane, mało składne myśli były akurat normalnym zjawiskiem przy tym stanie zmęczenia.
Ona wciąż szła za nią. Dagmara. Jej kształt, szkarłatne zarysy sukienki, blady kontur twarzy raz po raz wyłapywała kątem oka na granicy widzenia. Mogła się juz przyzwyczaić do tego, ale odmawiała. Odmawiała akceptacji. Z wielu powodów.
Nie, to nie była odmowa odpowiedzialności za tamten czyn. Wielokrotnie krzyczała w ciemność żądanie, poddanie się osądowi, swoją kapitulację wobec sprawiedliwości. Naprawdę wolałaby, aby ktoś inny to osądził. Zycie jednej niewinnej istoty w zamian za życie tysięcy żołnierzy na froncie... Tyle razy już to rozważała, że zaczęło się to wydawać banalne. Sąd zdjąłby z niej ciężar decyzji, ciężar odpowiedzialności.
Ale nie było sądu. Była zemsta, nieproporcjonalna, nieadekwatna, niesprawiedliwa.
Imira nie odmawiała poddania się osądowi. Odmawiała oddania wolnej woli.
Dagmara nie chciała zabić swoich wrogów. Chciała ich złamać. Patrzeć, jak błagają o litość. Imira wiedziała, a właściwie czuła to intuicją. I bała się, że zupełnie niechcący Dagmara trafiła we właściwą strunę.
Odebrała jednego z JEJ ludzi.
Sangre... Czy był jej bliski? Niespecjalnie. Nie znała go wcześniej, łączył ich tylko mundur. A jednak był pod jej opieką. Jak kazdy żołnierz oddziału, był pod jej odpowiedzialnością. Zdrada była raną, zadaną w plecy, najbardziej bolesną, złamaniem zaufania, na którym budowała kazdy ze swoich oddziałów. Pościg, który podjęła, w jej głowie bardziej przypominał proces wypalenia rany. Zanim zacznie się jątrzyć.
Dagmara wybrała złą ścieżkę do głowy Imiry i to powoli okazywało się oczywiste. W korytarzach odebrała jej wzrok, zalewając strachem i bólem. Dagmara jeszcze nie odkryła, że właściwa ścieżka nie wiodła przez ból zadawany jej samej. Tylko przez ludzi, którzy byli dla niej ważni.
A ważni byli jej towarzysze, ci których za takich uznawała.
Jej oddział... Ci młodzi rekruci, ufający jej, że nauczy ich ignorować śmierć... Cienka linia, dzieląca żołnierza od mordercy, którą tak bardzo chciała im uświadomić, zupełnie jakby sama potrafiła ją dostrzegać...
Torres... Przyjaciel z wielu akcji, którego zmiany zachowania obserwowała z niepokojem, widziała mrok ogarniający jego myśli. Jego reakcje, coraz bardziej bezwzględne i niepotrzebnie brutalne, jakby na przekór chciał zadziwić Dagmarę okrucieństwem ponad jej wyobrażenie.
Kethren... Stał już tak blisko tej przepaści, że prawie zwątpiła, czy potrafi go zawrócić. Słowa, wykrzyczane tamtej nocy, po powrocie ze Strefy, zatarły się w pamięci, zostały tylko odczucia. Twarda rękojeść sztyletu, przyłożonego do jego gardła. Zgrzyt zamka muszkietu. Zginąć od kul własnych ludzi...
Zawrócił, widziała, że zawrócił. Widziała, gdy wyszli z korytarzy. Widziała zmianę w jego oczach. Jak długo potrwa, zanim znów wyda kolejny, niepotrzebny rozkaz kolejnej niepotrzebnej śmierci...
Arthas... Najlepszy z ludzi, których spotkała na swojej drodze. Tylko ona wiedziała, co zrobił, jak daleko się posunął w grze z tym przeciwnikiem. Stawał się jej wyrzutem sumienia - dziecię Bogini oddało w hazard swoją duszę za swoich ludzi, a przecież to nie on odpowiadał za morderstwo na Monta Argenta, nie on miał ręce brudne od niewinnej krwi.
Zołnierze z licznych frontów, ludzie jej bliscy, z którymi łączyła ją przyjaźń i więcej.
Miguel, Esteban, Tergor dar Toller.
Cesarz Leth Caer...
Gdyby Dagmara znała tę ścieżkę, gdyby wiedziała, jak łatwo byłoby zmusić styryjską furier do kapitulacji, zrobiłaby to już dawno.
Zatem musiała zabić Sangre.
Po to, zeby chronić innych.

Deszcz moczył twarz, wiatr mroził policzek. Imira zamknęła oczy, celowo, z rozmysłem. Przez chwilę słuchała otoczenia. Chrzęszczący żwir pod stopami towarzyszy. Gałązka, sucha, cienka, złamana butem. Ciche przekleństwo, poprzedzone chlupotem wody, ktoś wpadł w kałużę i się zirytował. Mocne buty Tercji... lekkie stopy elfa, drobny krok hobbita, to musiał być Ion. Ktoś minął ją zza lewego ramienia, ostrożnie stawiając stopy na kamieniach... Hektor. Cicha rozmowa. Heliantus. Zgrzyt zamka samopału, poprawianego przy pasie. Torres.
Usmiechnęła się do siebie...
Tak, nawet gdybyś odebrała mi wzrok na zawsze, walczyłabym dalej.
Otworzyła oczy.
Styryjczycy przeszli przez rozstaj jak zawsze, flankując wysokie wały po obu stronach wąwozu, skupieni, czujni, gotowi do walki.
Uśmiechnęła się. Była z nich dumna.
Fakt, że to nie była jej zasługa, niczego nie zmieniał.
- Imiro... - głos Iona wyrwał ją z rozmyslań, zaburzając reakcje i tryb obserwacji świata. Skupiła się z uwagą na słowach młodzieńca.
Brak kontroli nad emocjami... Kontakt z demonem, który żądał ludzkich uczuć, zywił się nimi, szaleństwo...
- Nie straciłam wzroku - powiedziała z naciskiem - Widzę, moje oczy ciągle widzą. A ty ciągle panujesz nad uczuciami - szukała właściwych słów, zeby podkreślić to, co miało największe znaczenie w tej sytuacji - Kiedy ona się pojawia blisko, kiedy pojawiła się na placu. Tak, rzeczywiście. Nie widziałam. Ale to jest złudzenie. To tylko iluzja ciemności. Dagmara chce nas złamać, zniszczyć... nie zabić, nie pokonać, ona chce widzieć, jak ogarnia nas zwątpienie i szaleństwo. Ta istota, ta z Enarook. Lyria. Musi być podobna. w jej obecności twoje zmysły szlag trafił, ale nie twoją wolę. Nie może ci odebrać wolnej woli. Lyria to obłęd, z obłędem da się walczyć. Z ciemnością też da się walczyć. Znajdziesz sposób, jestem tego pewna - postarała się, żeby jej głos zabrzmiał poważnie i pewnie. Była szkoleniowcem, umiała takie rzeczy - Masz dla kogo i za co walczyć. Jesteś Styryjczykiem, my nigdy nie odpuszczamy.

Rivus - 06-11-2017, 21:54

Zmęczenie go tak dopadło, że ledwo dochodziło do jego uszu to, co mówiła do niego Imira.
Rozumiał ją. Albo przynajmniej mu się tak wydawało.
To co mówiła miało sens. Miało. Nie mogli się poddawać. Nie teraz. A to co było, to było. A jeśli już było to było tylko na chwilę. Ale co jeśli to powróci? Co jeśli on dopuści się do czegoś jeszcze straszniejszego, a nikogo przy nim nie będzie? Co jeśli nie będzie przy nim tylu osób, które będą go asekurować? Co jeśli będzie to trwało dłużej niż parę minut? A co jeśli to potem zostanie na zawsze?
W tym samym momencie przypomniał mu się obraz leżącej na ziemi Koturii. I jej krwi zmieszanej ze żwirem. A potem uderzenie ciepła w mózgu... i tylko rozmazane wspomnienia pod wpływem wszystkich emocji.
- Może i masz rację... – zwrócił się do Imiry w odpowiedzi – Nie możemy się poddawać. Musimy za wszelką cenę stawiać opór... Ale... zobacz do czego to doprowadziło. – przerwał - Zabiłem Koturię. Zawsze słyszałem, że gdy pierwszy raz zabijesz... czujesz smutek, żal, strach... i nie możesz uwierzyć co właśnie zrobiłeś. Nie chcesz dać dopuścić tego do siebie. - westchnął i przetarł czarną rękawiczką oczy. - Ale ja nie mam wyrzutów sumienia. Po prostu się stało i już. Nawet mi nie jest jej brak...

Może po prostu płynie we mnie krew mordercy?
Znów pomyślał o ojcu. On w przeciwieństwie do Iona nie byłby do tego zdolny. Chyba, że w obronie swojej własnej rodziny... lub mieszkańców Enarook, których był stróżem.
Przypomniał mu się tamta noc, gdy Lobo bił swojego jedynego syna. Nie szczędził na niego sił. Chłopiec raz po raz dostawał pasem po całym ciele. Kolejny wrzask.
A wszystko za Estellę. I za to, że uciekła od nich. Za to, że on, po jej ucieczce, zaczął płakać, krzyczeć i wrzeszczeć, że to wina ojca. Tamtej nocy nie był w stanie wstać z łóżka...

Czy to jest równe temu co zrobił tej niewinnej tarczowniczce?
Wtedy popatrzył się po tych tutaj – idących niemal obok niego.
Tercja... Imira i Torres byliby do tego zdolni. Po chwili jednak odrzucił myśli.
Przecież oni nie są żadnymi krwawymi zabójcami... oni... po prostu muszą to chyba robić, prawda?
Wpatrywał się w ziemię wreszcie zaczynając szukać jakichś śladów, ale w takiej ciemności, w takim ruchu jego oczy nie były zdolne do niczego. Poza uważaniem, żeby nie wpaść w kałuże, co jak już zauważył i tak średnio mu wychodziło. Skierował tylko oczy przed siebie, patrząć na styryjczyków zdobywających coraz to znamienitsze pozycje zwiadowcze i wyczekiwał odpowiedzi od Imiry.

Indiana - 07-11-2017, 00:11

Odpowiedź chłopaka upewniła ją w przekonaniu, że coś tu było cholernie nie tak. Przyjrzała mu się dyskretnie spod ronda kapiącego wodą kapelusza, na tyle na ile pozwalał lepki półmrok.
Jesteś w tym od niedawna, prawda? - pomyślała - No oczywiście - zestawiła z posiadanymi już informacjami - Enarook, Kethren mówił o wyprawie jakoś rok temu z okładem. Ile miałeś lat, 16? 17? Wyrwało cię z bezpiecznego gniazda bez ostrzeżenia, bez przystosowania i dlatego tak się miotasz i warczysz na rzeczywistość, ty i twoja przyjaciółka. Tam, gdzie się wychowałeś, nie było zabijania, nie było krwi i potworów.. albo były, tylko ukryte. Nie było dylematów. Albo były, tylko ktoś inny brał je na siebie...
To co przeżywał, widywała czasem, rzadko, kiedy wśród rekrutów styryjskich trafiał się ktoś, nie dotknięty traumą wojny. Bo zwykle wyglądało to inaczej, ta droga.
Zwykle to byli ludzie, którzy stracili wszystko i oczami nastolatka widzieli więcej niż powinni. Dzieciaki, które oglądały własnych pomordowanych krewnych, tragedie, które do końca życia będą przeżywali w snach i wspomnieniach. Trafiali do niej młodzi ludzie przepełnieni żądzą zemsty za krzywdę, rzucając się na nadzieję, jaką dawała Tercja. Nadzieję, że wreszcie przestaną być bezbronni.
Potem następowała kolejna faza, zachłyśnięcie się własnymi możliwościami, których tak łatwo się nadużywało, by wymóc na świecie swoją wolę. Dlaczego nie uderzyć jeszcze raz, skoro mogę. Dlaczego nie zabic, skoro mogę. Mam prawo. Mam możliwość...
I dopiero długo potem przychodziły wyrzuty sumienia, gdy w lustrze zaczynali widzieć twarze oprawców swoich rodzin. Gdy zaczynali rozumieć, jak blisko do tego, by stali się potworami, których nienawidzili.
I to było jej zadanie, zatrzymać ich, żeby nie przeszli tej granicy. Bo ona sama ją przeszła.
Ale jednocześnie na tyle blisko, by nie byli bezbronni wobec okrucieństwa i bezwzględności, które ich otaczały.
Ion nie miał za sobą tej drogi. Jak mało który ze Styryjczyków, miał za sobą kilkanaście lat bezpiecznego dzieciństwa. Może dlatego ten szok był dla niego tak dotkliwy.
- Po co ją zabiłeś? - powiedziała głośno, dokładnie rozważając słowa - Dla przyjemności? Z nudów? Z niechęci...? Przykro mi, Ion, to nie my wybieramy wrogów, oni wybrali nas. Oni ustalili reguły tej gry. Żadne z nas nie odpowiada za tę wojnę, ani za tę nową, która chyba własnie nadchodzi, jakby tamtej było mało. Jeśli nie będziemy grać według tych reguł, zniszczą wszystko, co dla nas cenne - mruknęła - Zabiłeś, bo musiałeś. Gdyby nie to, zginęliby inni. To cię nie czyni niewinnym, ale nie czyni cię też potworem. Jeszcze.
Zamilkła na chwilę, zastanawiając się, jakich słów wsparcia od niej potrzebował. Nie był żołnierzem, nie był ochotnikiem, nie chciał tu być. Nie mieli tych samych doświadczeń, nie mieli tych samych schematów odczuwania. Nie miała pojęcia, jak mu odpowiedzieć.
- Nikt z nas nie chce tu być. Ani ja, ani Torres, ani Kethren. Pewnie wolałabym dom w Caer... Caer jest piękne, wiesz. Zwłaszcza o poranku, kiedy podnoszą się mgły znad bagien - uśmiechnęła się - Ale to jest miraż, ułuda. Nie ma bezpiecznych miejsc, ta wasza wyrwana ze świata bańka była złudzeniem. Iluzją, pod którą było bardzo brzydkie coś. Nie żałuj tego, że ocknąłeś się z iluzji. Nikt ci nie odbierze tego, co tam przeżyłeś, dobrych wspomnień, i tak ... dostałeś więcej niż większość z nas. A rzeczywistość nie będze tak ... ładna. Twoi wrogowie mają w dupie twoje dylematy. Wyrzuty sumienia. Twój żal. Koniec końców liczyć się będzie tylko to, czego nie pozwolisz sobie odebrać. Pozwól odebrać sobie wolę walki - a stracisz wszystko pozostałe.
Szturchnęła go lekko w ramię, chcąc zatrzeć ciężką powagę własnych słów.
- Jeszcze żyjemy - uśmiechnęła się - A póki żyjemy, to mamy szansę. Jesteś wśród swoich. I potrzebujemy cię.
Utrzymała pytające spojrzenie chłopaka, mówiące "jakim cudem Czarne Diabły mogą potrzebować kogoś takiego jak ja".
- Jesteś tropicielem. Lepszym niż ktokolwiek z nas, jak sądzę. Magia druida jest cenna, ale tropi tylko dwoje z tamtych. Twoje oczy mogą wytropić pozostałych. Albo ewentualną pomoc, jaką dostali. Rozumiesz, wolałabym, żeby nie okazało się znienacka, że wyjdziemy z lasu prosto na szwadron wojska...
Nie wiedziała, jakie niby wojsko miałoby ich zaskoczyć w środku Liryzji, ale po pierwsze możliwa była każda konfiguracja, łącznie z przekabaconymi przez eskhara bandytami czy drużynnikami. A po drugie... Działanie zawsze było najlepszym remedium na truciznę duszy. Ion najwyraźniej tego remedium potrzebował.

Hakan - 07-11-2017, 00:29

Szli po zasypanej mniejszymi i większymi kamieniami drodze. Ciemność była dość intensywna, ale nie było trudno się do niej przyzwyczaić. Hektorowi wydawało się, że idzie gdzieś w środku. Widział przed sobą odbicie światła latarni na stalowych naramiennikach Imiry. Po chwili Ion wyprzedził go zdecydowanym krokiem, wchodząc przy tym w jakąś kałuże. Burknął coś pod nosem, podrapał się po brodzie i poszedł dalej. Zwolnił przy Imirze i zaczął z nią o czymś rozmawiać.
Hektor był zmęczony, nie był w stanie zapanować nad chaosem w swojej głowie. Usłyszane słowa które usłyszał gdzieś w otchłani przed sobą go zaintrygowały "Gdy pierwszy raz zabijesz...". Chyba powiedział to Ion i zapewne głośniej niż zamierzał.
Hektor w sumie nie miał pojęcia kto zginął pierwszy z jego ręki:
-Może to i lepiej -pomyślał -Chociaż nawet jakbym pamiętał, to co to zmienia?
Zaczął wspinać się na lewy wał. Było całkowicie ciemno, słyszał tylko, ograniczony do minimum szelest liści pod swoimi butami.
-Zastanowił się- Właściwie nic. Pewnie niejedna osoba z Tercji czy SSW powiedziałaby mi, że mam szczęście, nie wiedząc z kogo krwi po raz pierwszy czyściłem miecz, albo do kogo pierwszego strzeliłem, ale nie jestem pewny, czy to miałoby dla mnie znaczenie. Jestem sobie w stanie wyobrazić ten moment, a i tak każdy zapamiętuje i wyobraża go sobie tak samo, tylko postacie się zmieniają.
-Poczuł się nieswojo myśląc o tym.
Hektor jednak nie bez powodu dzielił ludzi na towarzyszy i potencjalne cele- tak było po prostu łatwiej. Łatwiej jest chyba nie myśleć o swoich ofiarach jako o ludziach, a jako o sznurkach, którymi ktoś musi, nieraz brutalnie pociągnąć, by zrealizować wielki i odległy plan. Tym kimś już kilkukrotnie był on. To był jego sposób na pogodzenie moralności z zadaniami, jednak po rozmowie z Ionem uświadomił sobie, dlaczego nie jest to pomysł idealny.
Przymknął na chwilę oczy. Wydawało mu się, że jakiś cień na drodze się poruszył. Potrząsnął lekko głową. Zszedł z podwyższenia, podążał teraz za Heliantusem. Czuł pewną sympatię do tego hobbita.

-Dobra, muszę ogarnąć to zmęczenie - pomyślał po chwili.

VanRex - 07-11-2017, 02:53

Las, błoto, więcej lasu, więcej błota. To była już norma, przywykł do życia w terenie, a lepiej było gonić niż się chować. Przykucnął nad kolejną kałużą, która nie za bardzo różniła się od innych kałuż w okolicy. Przyjrzał się kolejnym śladom, które, chwała bogini, nie różniły się od poprzednich co mogło wskazywać, że wciąż idą w dobrym kierunku. Niemniej czekał na nich kolejny rozstaj z którego wiodły kolejne ślady. Wstał i ruszył przed siebie skupiając się nad tym co było przed nim. Nie miał luksusu pogawędek, ale jakoś nie było to dlań wielkim problemem. Mógł skupić się całkowicie na pościgu i swoim celu. Oczami wyobraźni widział jak ich dopadają, widział twarz Sangre, jego zdziwione oczy i dziurę między nimi z której powoli spływała krew zalewając powoli resztę twarzy. Przystanął na chwilę jakby zdziwiony swoimi własnymi myślami. Fakt, przyłapał się już wcześniej na tym, że ściganie swojej ofiary sprawiało mu przyjemność, ale nigdy nie poświęcał temu aż tyle myśli i na tyle dokładnych. Zawahał się chwilę. Poczucie obserwacji nie dawało mu spokoju od dawna, Dagmara uwielbiała mącić umysły żołnierzy czarnej tercji, ale teraz czuł się naprawdę nieswojo. Cofnął się myślami do wydarzeń tak niedawnych kiedy przedzierali się przez anomalię, następnie do walki na dziedzińcu... Mogła go wtedy zabić i to nawet kilka razy... Szczególnie w pamięci utkwił mu ten raz, gdy leżał w błocie starając się schować przed oczami wrogów, by opatrzyć się, wstrzyknąć regenerant i znów ruszyć w desperacki bój. Wtedy go właśnie znalazła, zbliżyła się... Wciąż widział jej uśmiech, drwinę wymalowaną na ustach...
Potrząsnął głową. Jego zamyślenie trwało najwyżej trzy sekundy. Poprawił samopał i ruszył dalej po śladach.
Pozwoliłaś mi żyć i zapłacisz za to. Skoro tak bardzo chcesz uczynić ze mnie potwora, dostaniesz go, sram na to, ale popełniłaś błąd i jeszcze pożałujesz, że wtedy tego nie skończyłaś...
I znowu przeszyło go to uczucie cudzej obecności. Już sam nie wiedział, czy tylko mu się wydaje czy może rzeczywiście ktoś go ciągle obserwuje, ale w tym momencie dałby sobie rękę uciąć, że właśnie usłyszał kobiecy śmiech.

Leite - 07-11-2017, 12:33

Droga póki co kierowała się prosto na wschód, bez żadnych odnóg. Po lewej stronie było wzniesienie, po prawej teren opadał w dół, z każdym krokiem coraz stromiej. Otaczał was las sosnowy, co jakiś czas, im dalej, tym więcej, zdarzały się kępy krzaków. Wkrótce całe pobocze drogi było zasłonięte przez liście, co wzbudzało lekki niepokój.
Szliście dalej, dość szybkim tempem, niektórzy pogrążeni w cichej konwersacji, inni, jak Torres na przedzie czy Helianthus, wciąż dotrzymujący kroku grupie, w milczeniu.
Torres był zbyt blisko reszty, by można było nazwać go zwiadem, w dodatku zapalił lampę, szukając śladów. Meril nie dawał po sobie poznać, o czym myśli, ale dobrze było czuć, że macie ze sobą przedstawiciela innej rasy, w dodatku maga.

Torres
Od pewnej chwili byłeś pewien, że idziecie tropem czterech osób. Stwierdziłeś to na podstawie powtarzających się śladów. Co jakiś czas, bardzo rzadko widziałeś mniejsze rozmiarem, prawdopodobnie od terenowych butów, bardzo słabe odciski. Większe, dość głęboko odciśnięte ślady zdarzały się równie rzadko, ale ich właściciel najwyraźniej wolał iść poboczem. Trudno było odróżnić je od naturalnych wyrw w ziemi, czy nierówności terenu. Najwięcej tropów było od butów, które prawdopodobnie należały do kogoś z Tercji, wskazywał na to też fakt, że nie były głębokie i ich właściciel najwyraźniej wiedział, jak się poruszać lekko. Raz dosłownie zauważyłeś jeszcze inny ślad, wskazujący na but jakiegoś mieszczanina. Zwróciłes na niego uwagę, ponieważ, tak jak wszystkie, które podejrzewałeś o należenie do zdrajców, był głębiej odciśnięty na czubku.
Skupienie się na obserwacji okolicy byłoby nawet proste, gdyby nie ciągłe zauważanie kątem oka ruchu, który zdecydowanie nie należał do reszty twojej drużyny. Ciemna suknia, o której wiedziałeś, że byłaby czerwona, gdyby padło na nią światło. Kroki damskich butów na lekkim obcasie, nieprzyjemnie Ci już znajome. Nie mogła Ci już dać spokoju, po tej nocy?
Dlatego też dłużej, niż zwykle, zajęło Ci przetworzenie faktu, że po lewej stronie od drogi dostrzegłeś ruch w krzewach. Mały, bo mały, ale jednak.

Imira
Szwadron wojska nie brzmiał, co prawda, prawdopodobnie, ale inne zagrożenia owszem, zatem zwyczajowo zajęłaś się mimowolną obserwacją okolicy. To już był zwyczaj, coś, co zostanie z tobą nawet w trakcie pokoju. O ile kiedyś będzie pokój.
I o ile przetrwasz wojnę. A jeżeli przetrwasz, to jak poradzisz sobie z myślą o trupach i o twoich towarzyszach, którzy nie przetrwali.
Wiedziałaś, że to znowu nie twoje myśli.
Wiesz, jak się będziesz czuć. Jak Ci wszyscy ludzie i nieludzie, którzy stracili bliskich przez ciebie.
Dałabyś głowę, że cichy głos Dagmary nie brzmiał tylko w twoim umyśle, ale rozbrzmiewał gdzieś za tobą, spokojny i lekko hipnotyzujący, jak zawsze. Albo ci się wydawało, po bitwie bez wzroku bardzo polegałaś na słuchu i mogła to wykorzystać.
Kiedy odpowiedziałaś Ionowi, twój instynkt wzbudził w tobie niepokój. Po chwili dostrzegłaś niewielkie poruszenie w krzewach po lewej stronie drogi.

Ion
Rozmowa z Imirą była Ci całkiem potrzebna. Tego nie dało się ukryć. Twój mózg skupiał się na niej, jej odpowiedziach oraz na tym, by się nie przewrócić i iść równym tempem. Wkrótce mimowolnie wszedłeś w rytm, nie myśląc o tym, co robisz.
Myśli o Enarook sprawiły, że las dookoła stał się przyjazny. Droga niemal przypominała tę, która prowadziła do wioski z pastwisk. Miałeś wrażenie, że zaraz dojdziecie do zakrętu i ujrzysz znajomą bramę.
Jednak droga prowadziła dalej prosto, a ty byłbyś w stanie przysiąc, że usłyszałeś cichy, psychiczny śmiech Lyrii gdzieś z prawej.
Jestes mordercą? A ja jestem popierdolona!
Nie byłeś pewien, czy to jeszcze twoje myśli, czy jej głos... Czy oba?

Hektor
Plan, by ogarnąć zmęczenie, wydawał się dobry. Skupiłeś się na tym, stosując różne metody, które znałeś ze szkolenia. Dobry agent umie pracować także w ekstremalnych warunkach, w tym w zmęczeniu. Po dłuższej chwili udało Ci się w miarę odsunąć senność i skupić się na celu. Tylko tym razem z celem był problem. Cel mógł być sznurkami, ale cel również był Sangre, a Sangre to Tercja. Nawet jeżeli nie znałeś go dobrze, to jednak miał w twojej głowie inne znaczenie, niż tylko sznurki. Próbowałeś sobie przypomnieć, czy musiałeś kiedyś likwidować kogoś z Tercji? I w sumie..jak sobie z tym poradzić? Tercja też przechodziła gruntowne szkolenie i nie będzie to tak łatwe, jak śledzenie dzieciaków od Esteli...

Meril, Helianthus
Szliście obok siebie, jeden mocno pracujący krótkimi nogami, drugi stawiający długie kroki. Obaj byliście pogrążeni we własnych myślach, może o szarlotce, może o magii, może o dżemie wiśniowo-czekoladowym od babci albo o wspomnieniach znad morza? Trudno było określić po waszych twarzach.

Indiana - 07-11-2017, 14:55

Nie opanowała odruchu, by się odwrócić i sprawdzić. Uczucie obecności Dagmary było jak delikatne uderzenie prądu, nie pozwalało się zignorować, podnosiło włosy na karku i spinało mięśnie.
Zwykle było złudzeniem.
Ale czasem nie było, wystarczająco często by nie dało nigdy ignorować.
Szarpnęła głową, Ion prawie nie zauważył.
I niemal pobłogosławiła w myślach ten szelest, który usłyszała niemal jednocześnie, bo pozwolił skupić się na nim, na twardej rzeczywistości i ze stosunkową łatwością wypchnąć z umysłu zaczepki demonicznej nemezis.
K***a... zaklęła w myślach, patrząc na oddział. Gdzie do jasnej jest czujka na zwiadzie. Wrrr.
Bez robienia zamieszania powoli zwolniła, pozwoliła, zeby Ion ją minął, ale zanim zrównał się z nią Hektor, dyskretnie zanurkowała w bok, poza linię drzew. Idąc, równocześnie poprawiła krzesiwo, tak by dało się je wyjąć jednym ruchem, ładunek prochowy wyjęła z kaletki i wsunęła za ucho.
Torres klęczał przy świetle latarni, analizując ślady. Idealnie. Pozostali zrównywali się z nim, zatrzymując przy świetle. Jeśli mają tu z boku w krzakach intruza, powinno udać się go obejść tak, by widzieć go na tle Torresowej latarni. Były trzy konfiguracje.
Albo intruz jej nie zauważy i zaatakuje lub będzie dalej obserwował. Wówczas da się go zlokalizować i przejąć atakiem od jej strony.
Albo intruz ją zobaczy/usłyszy, wtedy zmusi go to do ucieczki w bok, co z pewnością wyłapie Torres i go zdejmie.
Albo za chwilę zobaczy jakiegoś zaspanego zwierzaka, któremu właśnie zepsuła poranne polowanie...
Skupiła się na cichym stawianiu stóp, unikając gałęzi pod butami i wokół głowy sprawnie przemieszczała się tak, by zrównać się ze światłem towarzyszy na ścieżce.
Torres, psiakrew - usiłowała w myślach przesłać towarzyszowi telepatyczną, absolutnie niewykonalną wiadomość, ale liczyła na jego intuicję i wspólne, przetrenowane nawyki - Nie gaś latarni, przetrzymaj go, poczekaj, aż ci go wystawię...
Nie zamierzała od razu używać samopału, miał za długi czas ładowania. Wyjęła nóż i rapier, składając ręce tak, że jedno ostrze uzupełniało drugie w wypadku gwałtownej zmiany dystansu do przeciwnika. I przyspieszyła tak by zrównać się z latarnią i zlokalizować intruza.

Rivus - 07-11-2017, 22:54

Uśmiechnął się lekko, gdy Imira dodała mu otuchy. Może wcale nie jest tak źle? Przez chwilę mógł zapomnieć o nękających go problemach... chociaż przez tę jedną, jedyną chwilę.

Droga wciąż mu przypominała Enarook. Poprawiło mu to humor. Ale otrząsnął się z tej dziecinnej wizji...
Na raz przypomniało mu to jak bardzo tęskni za domem... za tymi ludźmi. Za mamą, tatą, siostrą... za Rey. O córce Adalberta myślał tylko jak o dobrej przyjaciółce... Ale na pewno już by do niej nie wrócił. Tak jakby ona nagle miała powrócić z zaświatów.
Ion wiedział, że jest szczęśliwy z Ester i nic tego nie zmieni...

Spojrzał na kobetę z Czarnej Tercji.
- Koturia chciała się oddać Lirii. Ktoś z nas miał zginąć, bo... Liria tak chciała.– otarł czoło rękawiczką, tak jakby ścierał pot. – Tarczowniczka nie umiała sama sobie tego zrobić, więc...

I wtedy nagle szum w głowie... jej śmiech... jej... po prawej...
Chwila zwątpienia... To jego zmęczenie, czy to naprawdę ona?
Jestes mordercą? A ja jestem popierdolona!
Po prawej. Stanął jak słup soli, a jego puls znacząco przyspieszył. Jego ręka mimowolnie znalazła strzałę lekko powyżej pasa, po lewej stronie. Nałożył ją na cięciwę, ale nie naciągnął łuku.
Obrócił się. Torres wciąż stał przy latarni i gapił się w ziemię. Meril, Hektor i Heli także nie zdawali sobie z niczego sprawy. Dopiero Imira stała w gotowości w swojej pozycji z rapierem i nożem, ale była skierowana w przeciwną stronę niż kierunek, z którego wydawało mu się, że dochodził śmiech. C-Co się dzieję...?
- I-Imira. Liria. Głos. Tam... - szepnął. Wskazał ręką na krzaki po prawej.
Jego myśli były podzielone - uciekać, czy stać? Uciekać czy stać? Uciekać czy stać?

VanRex - 08-11-2017, 00:07

Mroczne myśli coraz bardziej zalewały mu umysł, gdy wreszcie spłynął na niego wodospad zimnej wody w postaci ruchu w krzakach. W jednej chwili mózg przeszedł w tryb pełnego działania.
Latarnia... Już za późno na jej gaszenie, skoro ja go lub to słyszę, to od dawna jestem już zauważony
Pozostał chwilę dłużej w klęku jakby skupiając się na trudnym do rozpoznania tropie. Mógł jednak założyć, że inni zauważyli to samo co on, skoro on słyszał ich już na tyle wyraźnie. Zaklął w myślach uśmiechając się delikatnie. Mógł śmiało założyć, że jeśli Imira zauważyła jegomościa po lewej, to ten jegomość ma już przerąbane. Wystarczyło tylko czekać i modlić się do Tavar, ażeby ten jegomość nie ustrzelił go za łuku, zaklęcia, czy innej procy.
Nienawidzę roboty wabika
Z tą myślą nie dawał po sobie poznać, że cokolwiek usłyszał, tylko dalej świecił latarnią na drogę oślepiając siebie i potencjalnego wroga.

Hakan - 08-11-2017, 00:12

Miał chwilę na pozbieranie myśli, a to ulżyło mu na duchu.
Spojrzał w kierunku Torresa klęczącego przy jakichś śladach z latarnią. Usłyszał powiew wiatru, ale przecież byli w lesie, a do tego było bezwietrznie. Intrygowało go to, do tego Torres tak ostentacyjnie przykucnął z tą lampą, dziwne, nie spodziewał się tego po nim.
Nie miał nawet czasu się nad tym zastanawiać, bo zobaczywszy Imirę dyskretnie zostawiającą Iona z przodu połączył fakty i zrozumiał- coś jest nie tak, szum wiatru mógł wcale nie być szumem wiatru. Cholera, mało czasu.
Ludzie zaczynali się stopniowo zatrzymywać przy Torresie. Imira prawie bezszelestnie wyciągnęła jakieś ostrze przechodząc przez barierę drzew. Chyba rapier, bo świst był długi. Chyba reszta puki co nic nie zauważyła.
Hektor zastanowił się- samopał to chyba najgorsze wyjście w tej sytuacji, jeżeli byli jakkolwiek blisko zdrajców, tamci dostali by wiadomość równą "panowie, sprintujemy". Cholera. Koleiny zatrzymujący się Styryjczyk wzbudziłby obawy reszty. Chyba, że go nie zauważą... nie, za duże ryzyko.
Myśląc o samopale odruchowo sięgnął do pasa. Obok pistoletu w kaletce z nabojami poczuł coś, co na początku zignorował. Jednak gdy piórko bażanta musnęło jego zimną rękę po raz drugi już wiedział.
Ostrożnym, ale zdecydowanym ruchem wyjął lotkę z substancją paraliżującą. Prawie nie czuł jej ciężaru. Kiedy był w odległości około 12 metrów od Torresa zaczął wychodzić maksymalnie możliwie i niepozornie na prawo.
- I-Imira. Liria. Głos. Tam...- usłyszał szept gdzieś po lewej.
Miał nadzieję, że zdążył w czasie położyć palec na ustach Iona. Ta, nie nosił już białej koszuli, więc chłopak miał prawo nie zauważyć albo pomylić go z... no właśnie, z czym do cholery?
Posłał Ionowi możliwie najbardziej przekonujące spojrzenie. Drugi raz, co oznacza, że chyba nie był w tym zbyt dobry. Odszedł w cień, lewą ręką trzymającą za strzałkę, a prawą na rękojeści miecza.

Omar - 08-11-2017, 00:34

Szedł w ciszy już całkiem długą chwilę. Czasami tak miał, że myślami odjeżdżał totalnie gdzie indziej.

Ze snu na jawie wyrwał go fakt, że Ion nagle się zatrzymał, a Imira wyciągnęła miecz. Usłyszał szept chłopaka. Zobaczył też moment, w którym kobieta przeniosła jeden ładunek z kaletki za ucho. Niepokojące. Wolał nie pytać na głos, o co chodzi, w końcu nie chciał teraz nikomu przeszkadzać w nasłuchiwaniu. Zamiast tego wytężył umysł z chęcią odświeżenia sobie formułki zaklęcia bojowego. Jakiegokolwiek. Przypomniał sobie dobre zaklęcie. Jeszcze nie miał okazji go użyć, nie dawno je opracował. Ale chciał je wypróbować. W sumie to trochę pomogło mu zdecydować się na wyjście ze Styryjczykami, przecież nie wiedział kiedy przydarzyłaby się następna taka okazja.

Był gotowy na niebezpieczeństwo. Oczywiście od strony istot materialnych, nie żadnych eshkar! Ale w sumie powinien być gotowy i na to. A raczej powinny sie przygotować jego małe, zwinne nóżki. Starał powstrzymać się nerwowe rozglądanie, ale było silniejsze

Elf - 08-11-2017, 01:10

Myśli Merila nadal krążyły wokół Sangre i innych zdrajców, oraz eskhara.
Jednak zatrzymanie się kolumny wyrwało go z tej zadumy. Poczuł na karku jakąś obecność i atmosferę wyczekiwania od swoich towarzyszy. Spostrzegł Hektora uciszającego Iona i to że Torres jest trochę zbyt napięty jak na klęczenie nad latarnią.
Pojął w lot całą sytuację i sięgnął powoli do sakwy zaciskając palce na schowanej tam muszli. Przeleciał w swojej głowie przez wszystkie zaklęcia użyteczne w walce, po czym nadstawił uszu i zamarł.

Leite - 08-11-2017, 12:19

Imira
Byłaś pewna, że zachowałaś się najciszej, jak mogłaś. Przesunęłaś się tak, by latarnia Torresa oświetliła ci chociaż zarys tego czegoś, co spowodowało hałas. W momencie, w którym dostrzegłaś kontury skulonej postaci ludzkiej oraz słaby błysk czegoś, co mogło być błyskiem wyciągniętej broni, nieznajomy osobnik poruszył się z prędkością błyskawicy I wypadł, robiąc przewrót, na drogę.
Zaklęłaś, rzucając się za nim. Gdy wypadłaś na drogę, przeciwnik właśnie zrywał się z ziemi i błyskawicznie przełożył broń nad głową Iona, przykładając mu ją do szyi. W drugiej ręce miał coś, co wyglądało, jak samopał.
Krótkie spojrzenie na postać za Ionem wystarczyło, żebyś zauważyła zarys kapelusza styryjskiego oraz brak jasnych włosów, a po chwili usłyszałaś znajomy głos.
-Teraz nikt się nie rusza i proszę się grzecznie przedstawić. I zapewniam, iż zdaję sobie sprawę, że niczyje imię nie zaczyna się od magicznych słów.

Torres
Robota wabika jest beznadziejna, ale z drugiej strony nie zawsze ma się wybór. Na szczęście lub nie? Nie trwała długo, bo zaledwie parę chwil po usłyszeniu obcego dźwięku, sprawca całego zamieszania wypadł z krzewów na poboczu, robiąc pad i wstał za Ionem w tym samym momencie, w którym ty się zerwałeś, wyciągając broń zza pasa. Gdy przeciwnik przyłożył ostrze do szyi chłopaka, zdążyła ci przebec przez głowę myśl, że to jest zbyt dokładne działanie, jak na niewyszkoloną osobę i że macie do czynienia z jakimś profesjonalistą. Zza chłopaka wystawała tylko ręką trzymająca ostrze, zarys kapelusza z rondem oraz druga ręką przeciwnika, która trzymała coś, co wedle twojej wiedzy było samopałem, więcej nie mogłeś dostrzec, nie mając przyzwyczajonych oczu do ciemności. Kolejna wada wabika, bycie oślepionym przez latarnię... Chwilę później usłyszałeś znajomy głos.
-Teraz nikt się nie rusza i proszę się grzecznie przedstawić. I zapewniam, iż zdaję sobie sprawę, że niczyje imię nie zaczyna się od magicznych słów.

Ion
Słyszałeś ją. Nie wiedziałeś, co robić, czy uciekać, czy biec, czy...czy co. A zanim zdążyłeś zadecydować...
-Widzę cię! Biedny chłopiec...może powinieneś się śmiać?? Jej głos zmieniał się, na początku brzmiał psychicznie, a potem tak spokojnie, wręcz z politowaniem, by znów wrócić do tonu wzbudzającego dreszcze.
Dlatego też późno zorientowałeś się, że to po drugiej stronie drogi coś się dzieje. Zauważyłeś problem w momencie, w którym postać była w połowie przewrotu, a gdy zarejestrowałeś fakt, że zmierza ku tobie i twój mózg wrzasnął "UCIEKAJ!", było za późno. Chłodne ostrze, wyraźne w świetle latarni, było wąskie i ewidentnie było przyłożone do twojej szyi. Za tobą ktoś stał, słyszałeś jego szybki oddech za swoją głową, a kątem oka widziałeś też ciemny kształt broni, przypominającej samopał, wycelowanej w resztę.
Spokojny głos za twoją głową odezwał się do reszty:
-Teraz nikt się nie rusza i proszę się grzecznie przedstawić. I zapewniam, iż zdaję sobie sprawę, że niczyje imię nie zaczyna się od magicznych słów.
Wtedy uświadomiłeś sobie, że jesteś czymś w rodzaju zakładnika i że nie masz pojęcia, w co się właśnie wpakowałeś. Widziałeś Imirę wypadającą z krzaków I natychmiastowo reagującą resztę, a i ponownie z prawej strony wybrzmiał śmiech Lyrii.

Hakan
Plan był dobry, gorzej z wykonaniem.
Zbliżyłeś się do prawej strony drogi, będąc gotowym na szybką reakcję. Nie wiedziałeś, czy chłopak cię zauważył, za to z pewnością się zamknął. Po chwili uświadomiłeś sobie, że nie jest bezwietrznie, bo liście drzew do góry były targane silnym wiatrem. Najwyraźniej twój zmęczony słuch robił ci kawały...
Gdy przeciwnik wypadł z krzaków, zrobił to tak szybko, że zdążyłeś wyjąć strzałkę zza paska, ale natychmiast zorientowałeś się, że nie zdążysz w niego rzucić. W następnej chwili wyszarpnąłeś miecz zza pasa i obserwowałeś, co dokładnie robi wróg zza Iona. Ostrze na szyi chłopaka wskazywało na to, że nieznajomy całkiem dobrze wie, co robi, a druga ręka z wycelowanym w was ciemnym kształtem tylko to potwierdzała. Zmieniał cele. Na Torresa, Merila, ciebie, Helianthusa i tak w kółko.
-Teraz nikt się nie rusza i proszę się grzecznie przedstawić. I zapewniam, iż zdaję sobie sprawę, że niczyje imię nie zaczyna się od magicznych słów.

Meril
Byłeś gotowy. Zaklęcia powtórzone, pewność, że dasz radę je rzucić... I wszystko wydarzyło się tak szybko, że raczej byś nie trafił. Imira wypadła z krzaków zaraz po swoim celu, Torres zerwał się z ziemi z bronią w ręku, a przeciwnik wykorzystał Iona jako żywą tarczę. W momencie, w którym wybrałeś zaklęcie, które zrobiłam przeciwnikowi krzywdę, zostawiając Iona w miarę nietkniętego, on ostrzegł.
-Teraz nikt się nie rusza i proszę się grzecznie przedstawić. I zapewniam, iż zdaję sobie sprawę, że niczyje imię nie zaczyna się od magicznych słów.

Helianthus
Zaklęcie, zaklęcie, zaklęcie... Jakie zaklęcie?
Reakcja była zbyt wolna. W ciągu sekund sytuacja zmieniła się diametralnie, reakcje ludzi były równie szybkie. Ty, oczywiście, zareagowałeś bardzo szybko, ale nie byłeś szkolony w Tercji, zatem gotowość do rzucania zaklęć osiągnąłeś w momencie, gdy przeciwnik stał za Ionem. Po chwili usłyszałeś ostrzeżenie, wraz z bronią wycelowaną w ciebie.
-Teraz nikt się nie rusza i proszę się grzecznie przedstawić. I zapewniam, iż zdaję sobie sprawę, że niczyje imię nie zaczyna się od magicznych słów.
Zatęskniłeś za pieczeniem. Tam od należycie upieczonego ciasta najczęściej nie zależało niczyjej życie, a i można było się najeść. I sekundy niewiele zmieniały. Chyba że przy robieniu śmietany, bo niewiele brakuje od śmietany do masła...

Elf - 08-11-2017, 16:06

2 sekundy. Nie więcej. A wydarzyło się w nich tak wiele ze mózg Merila przeszedł na działanie automatyczne.
Zdał sobie sprawę z tego ze stoi z nożem w pozycji obronnej i muszlą w zacisnietych palcach drugiej dłoni. Jednak gdy przeciwnik przemówił wróciła mu świadomość działania.
Szybka ocena sytuacji...
Patowa...
Zaczął analizować. Szybko. Bardzo szybko. Umiejętność szybkiego myślenia (szczególnie w kwesti magii) już nie raz ocaliła mu życie.
Kapelusz...
Szybkość kota...
Samopał...
Czarna?
Wytężył wzrok. Jako elf widział w ciemności znacznie lepiej niż człowiek, poza tym jego wzrost pozwolił mu spojrzeć na przeciwnika za ramieniem Ion'a, mimo ze ten starał się nie pokazywać.
Brak blond włosów...
To nie Sangre... czy widzę coś jeszcze?
Imira Powiedział Meril nie odrywajac wzroku od przeciwnika. Ilu jeszcze waszych ludzi biega po tych lasach?

VanRex - 08-11-2017, 18:06

Szczęk naciągniętego zamka praktycznie umknął w natłoku dźwięków, które towarzyszyły tej sytuacji. Latarnia z lekka go oślepiała, ale to nie było istotne. Jegomość musiał stać albo plecami do niego, albo plecami do Imiry, opcjonalnie bokiem do obydwojga. Dość komfortowa sytuacja, aż szkoda, że raczej do niczego nie prowadziła.
-Abra Kadabra, pendejo - Rzucił w odpowiedzi na groźbę agresora. Nie żeby nie miał w planach uratować życia Iona, po prostu w razie czego był gotów na tą stratę - Odważne słowa jak na gościa, który wpakował się między lwy. Masz teraz dwie opcje, cabrón, albo puścisz młodego i się dogadamy, albo go nie puścisz i wtedy masz z deka problem. I dobrze wiem, że strzelam szybciej i celniej. - Wykrzywił usta w wyzywającym uśmiechu.

Hakan - 08-11-2017, 18:23

Stał z mieczem w jednej i lotką w drugiej ręce. Uśmiechnął się lekko słysząc Torresa. Tia, wiatr był, skupił słuch na konkretnych dźwiękach i zignorował inne. Dobra, nie ma co się obwiniać.
Obrzucil napstnika wzrokiem. Nie widział twarzy, ale reszta wyglądała na ekwipunek styryjski. Póki co czekał. Chyba jako agent nie był tym, który powinien się przedstawiać jako pierwszy nie mówiąc już o tym jak bardzo nie miał ochoty odpowiadać na pytania napastnika.
Czekał na rozwój wydarzeń.

Leite - 08-11-2017, 19:08

"czy widzę coś jeszcze? "
Cóż, jest to niewątpliwie mężczyzna, ma na sobie płaszcz podróżny ciemny, który układa się na nim w sposób wskazujący na noszenie plecaka. Broń to raczej rapier. Mężczyzna zasłania się Ionem na tyle, na ile to możliwe, by was nie tracić z oczu.

Rivus - 08-11-2017, 19:17

Liria... czy ona tam jest...? Chciał jeszcze coś powiedzieć Hektorowi, ale... jego myśli wtedy nie nadążyły, a sylwetka była już za nim. Poczuł metaliczny chłód na gardle. Spojrzał tylko na męską rękę trzymającą ostrze...
Dreszcze.
- Imira. Ilu jeszcze waszych ludzi biega po tych lasach? - padło pytanie elfa, które zostało przerwane słowami tego za chłopakiem.

-Teraz nikt się nie rusza i proszę się grzecznie przedstawić. I zapewniam, iż zdaję sobie sprawę, że niczyje imię nie zaczyna się od magicznych słów. – usłyszał powolnie wypowiadane słowa tuż nad uchem.

Rozejrzał się wtedy po twarzach towarzyszy.
- A... – zaczął wypowiadać imię Alarica Montesa, ale zaprzestał, gdy Torres przejął inicjatywę.
- Abra Kadabra, pendejo. Odważne słowa jak na gościa, który wpakował się między lwy. Masz teraz dwie opcje, cabrón, albo puścisz młodego i się dogadamy, albo go nie puścisz i wtedy masz z deka problem. I dobrze wiem, że strzelam szybciej i celniej. - wydedukował Torres, kończąc uśmiechem.
Chłopak w zaistniałej sytuacji zbladł i odchrząknął.
Dreszcze.
Czy on właśnie stwierdził, że jest w stanie zaryzykować moje życie?!
Pomyślał, że w sumie to nic dziwnego. Żadnej z tych osób tutaj raczej nie zależało na życiu Iona de Erisa, który jeszcze tego dnia był całkiem potrzebny ze względu na Estellę.
Czekał co dalej. Założył arogancko ręce, tak, że jego prawa ręka muskała górną część brązowego karwasza. Aktualnie jego życie zależało od zgrai Styryjczyków, elfa i hobbita, dla których jego życie było warte tyle co nic. A najgorsze było to, że Ion zupełnie zapomniał o psychicznym głosie po prawej stronie...

Indiana - 08-11-2017, 20:09

Leite napisał/a:
W momencie, w którym dostrzegłaś kontury skulonej postaci ludzkiej oraz słaby błysk czegoś, co mogło być błyskiem wyciągniętej broni, nieznajomy osobnik poruszył się z prędkością błyskawicy I wypadł, robiąc przewrót, na drogę.
Zaklęłaś, rzucając się za nim. Gdy wypadłaś na drogę, przeciwnik właśnie zrywał się z ziemi i błyskawicznie przełożył broń nad głową Iona, przykładając mu ją do szyi. W drugiej ręce miał coś, co wyglądało, jak samopał.


Analiza.
Usłyszał jej kroki, zatem albo intuicja, albo tak wyczulone zmysły.
Nie wycofał się, tylko skoczył między przeciwników. Wyszkolenie.
Wzięcie zakładnika, bezbłędnie wybór najsłabszego w oddziale, choć pozornie wskazywałoby na hobbita, ten był druidem. Doskonała obserwacja i dobór celu. Wyszkolenie.
Kontrola sytuacji, ustawienie takie, żeby zakładnik całkowicie go zasłaniał od przeciwników, a za plecami nie został żaden zagrażający mu element. Ewidentnie wyszkolenie.
Błysk, jak dostrzegła. Cokolwiek, ostrze noża, lufa samopału. Albo stalowy naramiennik.
Skurkowańcu cholerny, jakim cudem nie dostrzegłeś munduru swojej formacji na Torresie, głupku... - warknęła w myślach. Zresztą, nawet na ślepo po odpowiedzi Styryjczyka można było rozpoznać Tercję.
Torres, psiakrew - zaklęla w myślach słysząc tę odpowiedź, choć jednocześnie trudno było się nie uśmiechnąć - masz ty wyczucie po Hunie, jeszcze tego mi potrzeba, żebyś przekonał młodego, że mamy go w dupie. Blef się uskutecznia wtedy, gdy twoi wiedzą w co grasz...
Imira Powiedział Meril nie odrywajac wzroku od przeciwnika. Ilu jeszcze waszych ludzi biega po tych lasach?
Rzut oka na elfa, na zaciśniętą na czymś rękę. Różdżka, na bank.
Z tyłu Hektor, cicho, ostrze i coś drugiego w ręce.
Torres wciąż robił za wabik.
Dobrze. W razie gdyby jednak pomyliła się w obliczeniach, krótkie hasło i napastnik jest rozbrojony. Byle tylko młody wiedział, co zrobić... Założone ręce... źle... On nie widzi twoich dłoni, przesuń je tak, żeby wpakować rękę między szyję a ostrze, lepiej mieć pociętą łapę niż gardło.... No dalej, wpadniesz na to, cholera... Panienko Tavar, niech on przesunie tę rękę.
Ion nie mógł tego wyczytać z jej myśli. Ale może Bogini mogła...
- Dobrze, hijito, a teraz odłóż ten nóż i przestań wymachiwać samopałem bez sensu, bo pomyślę, że go ukradłeś i podszywasz się pod naszych - warknęła, kontrolując głos, by brzmiał bez wątpliwości - Nie odpalisz krzesiwa jedną ręką, estupido. Nie tak cię szkolono. Puść chłopaka, zanim wszyscy tego będziemy żałować.

Istniało małe prawdopodobieństwo, że się pomyliła. Oficerski pistolet z odciąganym kurkiem i wmontowanym krzesiwem... Na tym terenie były takie dwa, jeden w rękach Kethrena, drugi - kapitana SSW, który został przy granicy Strefy w Silberburgu. Istniało prawdopodobieństwo, że któremuś z nich go odebrano... Lub napastnik dysponuje innym egzemplarzem takiej broni. Ale to oznaczało też, że nie jest z Tercji i jej blef jest nic nie wart.

Mikes - 08-11-2017, 21:50

Zatrzymują się. Jakiś ruch za mną. Mnimalne odstępstwo od dźwięków lasu. Ten przy latarni pozostaje zagadką. Jeden z nich jest blisko. Nie jakiś specjalnie postawny. Łatwo go będzie przytrzymać i przy okazji wyeliminuję łucznika. Szybki pad. Wzięcie zakładnika. Wyjęcie samopału. O Panienko Tavar oby nie wiedzieli, że nie mogę wystrzelić jedną ręką. Teraz nikt się nie rusza i proszę się grzecznie przedstawić. I zapewniam, iż zdaję sobie sprawę, że niczyje imię nie zaczyna się od magicznych słów.
Chwila ciszy. Ktoś z bliżej stojących się odezwał.
Imira? Ilu jeszcze waszych ludzi biega po tych lasach?
Imira!? Teraz odezwała się osoba przy latarni.
Abra Kadabra, pendejo. Odważne słowa jak na gościa, który wpakował się między lwy. Masz teraz dwie opcje, cabrón, albo puścisz młodego i się dogadamy, albo go nie puścisz i wtedy masz z deka problem. I dobrze wiem, że strzelam szybciej i celniej.
Gada po mojemu i chce strzelać? Zaczynam podejrzewać, że coś poszło nie tak. I głos jakiś znajomy.
Teraz odezwał się głos z zarośli gdzieś za mną. Miałem rację. Ktoś robił mi plecy.
Dobrze, hijito, a teraz odłóż ten nóż i przestań wymachiwać samopałem bez sensu, bo pomyślę, że go ukradłeś i podszywasz się pod naszych. Nie odpalisz krzesiwa jedną ręką, estupido. Nie tak cię szkolono. Puść chłopaka, zanim wszyscy tego będziemy żałować.
Ten głos napewno brzmiał znajomo. No i ktoś przejrzał mój blef. Dobra, czas zadać bardzo ważne pytanie, które może bardzo szybko rozwiązać sytuację lub bardzo szybko ją zaostrzyć.
Imira?

Indiana - 08-11-2017, 22:09

Odetchnęła. Bardzo, możliwie bardzo dyskretnie.
Szykowała się do pytania, dlaczego do ciężkiej nędzy nie rozpoznał munduru Torresa, ale rzut oka w kierunku przyjaciela właściwie uczynił to pytanie zbędnym. Stała teraz tylko trochę bliżej niż napastnik w momencie skoku, a Torres stał tak, że migocząca lampa na przemian oślepiała, a zasłonięta ukazywała tylko trudny do rozeznania kontur sylwetki. Zwiadowca usłyszawszy za sobą hałas, miał sekundę na decyzję, źle podjęta oznaczałaby ostrze w plecach. Powinna go właściwie pochwalić za to działanie, zanotowała w pamięci, by to uczynić w najbliższym raporcie.
- Opuść broń, zołnierzu - schowała rapier i podeszła powoli do latarni, tak żeby mógł ją zobaczyć i rozpoznać - Pozostali również, opuścić broń! To rozkaz, Miguel. I słucham raportu, a następnym razem, na litość Bogini, jak komuś grozisz samopałem, to upewnij się, że on nie wie, jak to działa... - mówiąc, już się uśmiechała, łagodząc brzmienie głosu, chcąc rozbroić napiętą sytuację. Tym bardziej, że jeśli to zagrożenie okazało się nie być zagrożeniem, to bynajmniej nie znaczyło, że byli bezpieczni.
- Nie aż tak wielu, Meril - powiedziała do elfa - Ale wystarczająco, żeby przypadkowo trafić na zwiad w terenie.

Mikes - 08-11-2017, 22:46

O Tavar dzięki ci po stokroć. Dziś nie zginę i nie będę musiał zabijać. Słowa Imiry były w tym momencie były jedną z rzeczy, które najbardziej chciałem usłyszeć. Schowałem rapier i lekko odsunąłem się od swojego byłego zakładnika.
Pardoname. Drobne nieporozumienie.
Zwróciłem się do wszystkich.
Pozwolicie, że się przedstawię. Szeregowy Miguel Barreto. Styryjska Czarna Tercja. Ale tego chyba się domyślacie.
Obracając się na powrót do Imiry.
Pani furyer. Niezmiernie się cieszę, że wszystko tak pomyślnie się rozwiązało. Z największą chęcią zdam raport że swojego zwiadu, który to prawie zakończył się w tak niefortunny sposób. Od dwóch dni prowadzę zwiad terenu na północ od naszej obecnej lokalizacji. Na północny wschód znajduje się miasteczko. Nie byłem w nim lecz z dystansu wygląda na spokojne. W okolicy nie ma żadnych oddziałów wrogiej armii. Nie znalazłem też śladów bandytów. Wszystko było by więc w należytym porządku gdyby nie pewne stwory z czaszkami na głowach. Ich wygląd był zgodny z raportami o potworach z Enarook. Z jednym walczyłem wczoraj wieczorem. Raniłem go lecz okazał się niezwykle odporny i agresywny. Uznałem,
że nie ma potrzeby marnować amunicji i regenerantu. Zostawiłem go więc, a z dwoma kolejnymi, widzianymi później postanowiłem tej walki nie inicjować. Potem było zdecydowanie spokojniej dopiero około trzech godzin temu odczułem wstrząs. Nie znam jego źródła lecz było to coś sporego. To wszytko.

Lekko odetchnął po zdaniu pełnego raportu.
Jakieś rozkazy?

Omar - 08-11-2017, 22:48

Wziął głęboki wdech.

- Czy ciebie pojechało do reszty? Co ty chciałeś osiągnąć wskakując w środek oddziału z czterema osobami mogącymi Ci momentalnie zrobić krzywdę? Albo odstrzelić czymś dupsko? A jakbyś zrobił chłopakowi krzywdę, to nie ręczę za siebie. - Wypuścił resztę powietrza z płuc. Zrobił jeszcze dwa głębokie wdechy, coby się odrobinę odstresować i kontynuował wypowiedź - Imiro, rozumiem, że to wasz człowiek. Czy dołącza się do naszego małego pościgu, czy nie? Rozumiesz - czas nagli, a ja znam ich trasę do pewnego momentu, potem musimy iść za śladami. -

Zwrócił się w stronę, w którą szli przed zaistniałą sytuacją. Ruszył dalej, powolnym krokiem, czekając by zobaczyć reakcję reszty grupy. Miał nadzieję że pójdą za nim.
Przynajmniej odświeżył sobie to zaklęcie - tyle dobrego. Gdy złapią tamtych zdrajców - on będzie już gotowy.

Wracając... O czym to on rozmyślał wcześniej? A tak, o jedzeniu. Odsunął jednak po sekundzie te myśli. Przed chwilą nie był skupiony i nie zdążyłby zareagować, gdyby napastnik rzeczywiście chciał komuś wyrządzić krzywdę.

Mikes - 08-11-2017, 23:14

Skończył zdawać raport. Lecz zamiast głosu pani furyer usłyszał głos hobbita. Przynajmniej tak wnioskował z postury. Pierwsza rzecz jaka zwróciła jego uwagę to fakt, że hobbit zwracał się do niego na ty. A nie wydawało mu się by go kiedykolwiek widział, a nawet jeśli to raczej nie przeszedł z nim na ty. Drugi fakt to kwestia, że hobbit na niego krzyczał. Prawdopodobnie w ten sposób odreagowywał stres zaistniałej sytuacji. W głowie układał sobie już odpowiedź, lecz czekał aż jego dowódca odbierze raport. Nagle padły słowa
Rozumiesz - czas nagli, a ja znam ich trasę do pewnego momentu, potem musimy iść za śladami. Po czym hobbit odwrócił się i poszedł. Prawie żałował, że nie zdążył mu odpowiedzieć. Było tam coś o nadrabianiu wysokości ciała wysokością głosu oraz parę ładnych przekleństw na temat niezrozumienia taktyki i braku umiejętności określania gdzie jest środek grupy, a teraz wszystko przepadło. Odbije sobie na Torresie. Jak będzie mu wypominał, że próbował mu wmówić, że strzela szybciej od niego i, że trafił by go nad zakładnikiem. Ale najpierw raport i rozkazy. Przelotnie spojrzał na hobbita. Ciekawe czy by odpyskował czy by go zgasiło?

VanRex - 08-11-2017, 23:35

Wycelował jeszcze pistolet w kolano Miguela i teatralnie zainscenizował odrzut wystrzału. Następnie schował pistolet, poprawił pas, złapał za latarnie i wrócił do swojej roboty tropiciela.
-Jak raz zgadzam się z pokurczem. Nie powinniśmy marnować czasu na jakiegoś nieudolnego zamachowca - zaśmiał się z drwiną w głosie. Miło było widzieć Miguela, w końcu przez trochę gówna razem przeszli. Niemniej drwiny i kpiny szły w pakiecie z szacunkiem.

Indiana - 09-11-2017, 00:12

- Spocznij - mrugnęła już zupełnie na luzie do Miguela, widząc jego wzburzenie słowami hobbita - Należało ci się - skwitowała - Tak, te stworzenia, które widziałeś, są zagrożeniem i trzeba się liczyć z ich atakiem. Sposób zabijania jest już opracowany. Póki co celem jest grupa prawdopodobnie czwórki cywilów, poruszająca się w kierunku na wschód. Powinni przejść tędy dwie do trzech godzin temu. Elfka podziemna. Krasnolud. Człowiek, szczupły, wysoki. I... - zawiesiła głos, poważniejąc - I Sangre. Wyjaśnimy wszystko po drodze.
Rozejrzała się po towarzyszach, przyjrzała się przede wszystkim Ionowi, próbując dostrzec, czy ten atak zrobił na nim poważne wrażenie.
- W porządku? - zagadnęła ciszej, trącając go w ramię. Nie wyglądał na rannego - Na przyszłość warto by potrenować reakcje w takich sytuacjach. Choć lepiej by ich już nie było.
Pozostali z ulgą chowali broń i przechodzili do dalszego pościgu. I mieli rację, jednak należało się ogarnąć.
- Dobra, oddział - nie podnosiła głosu, narobili już wystarczająco hałasu tą przerwacanką - To, że trafiliśmy na naszego, nie znaczy, że za chwile nie trafimy na jakieś agresywne gówno. Potrzebuję człowieka na zwiadzie i kogoś na ariergardzie, obydwu jakieś 30 m od oddziału. Z umiejętnością poruszania się bez światła. Ion, od ciebie potrzebowałabym umiejętności tropiciela, więc jeśli możesz, bierz od Torresa latarnię i naszego hobbita pod pachę. Pozostali - starajcie się iść w luźnym szyku, w rozsypce, otaczając osoby idące ze światłem, tak zeby w razie ataku mieć pole manewru - spojrzała na nich badawczo, konkludując, że ma wokół siebie nie tylko chłopaków z oddziału, ale też cywili, którzy mogą ciężko znosić takie rozporządzanie nimi - Ekhm... Zgoda...?

Po ruszeniu przez chwilę będę zdawać Miguelowi relację z wydarzeń dnia i uciszać jego szok poznawczy po tej relacji ;)

Hakan - 09-11-2017, 00:19

Rzeczy działy się odrobinę zbyt szybko. Najpierw schował lotkę i miecz, następnie powiedział:
-Dobra, ja pójdę na ten zwiad- Powiedział na tyle głośno aby wszyscy usłyszeli.
Rozmasował lodowate palce.
-My się chyba nie znamy. -Powiedział neutralnym głosem patrząc w stronę niejakiego Miguela- Hektor Ocampo, agent SSW. -Posłał w jego stronę lekki uśmiech.
Szturchnął miecz, żeby sprawdzić jak się trzyma na pasie. Zaczął już wychodzić na przód grupy kiedy coś sobie przypomniał.
-A, jeszcze -zwrócił się teraz do Torresa -Postarał się możliwie najmocniej odcisnąć swoją podeszwę na ziemi. -Nie irytuj się zbyt jak to gdzieś zobaczysz, ale mimo wszystko postaram się zostawić tego jak najmniej -Powiedział wskazując na odcisk.
Dobra, coś jeszcze o czym mógłby zapomnieć? Chyba nie -Kontynuował wychodzenie na przód.
Zwiad około 25 metrów przed grupą

VanRex - 09-11-2017, 01:01

-Wątpisz w moje umiejętności tropienia? - uniósł ironicznie brew oddając latarnie Ionowi - Niemiło pani Furyer. Jak byś chciała przeprosić, będę się wlókł gdzieś na tyle, jakieś trzydzieści metrów od oddziału - Pomimo tego co okazywał, to od chwili kiedy Miguel okazał się być Miguelem pochmurne myśli wróciły, więc nie miał ochoty słuchać niczyjego gadania.
Elf - 09-11-2017, 01:20

Schował nóż za pazuchę i wsunął muszlę z powrotem do kaletki.
Odetchnął ciężko.
Potencjalny wróg okazał się nim nie być. To dobrze.
Usłyszał rozeźlony głos hobbita i zwrócił oczy w jego stronę. Popierał zdanie dotyczące pośpiechu.
Po chwili Imira która najwidoczniej również podzielała jego zdanie zaczęła wydawać rozkazy, ale dość szybko przypomniała sobie że nie wszyscy obecni tutaj to jej podkomendni.

Zgoda Imira, ty tu dowodzisz. uśmiechnął się do niej. Ten władczy ton dowódcy przypomniał Merilowi jego własną służbę wojskową. Ile to już minęło...? Przypomniał sobie ostatni dzień swojej służby... Przypomniał sobie pierwszą bitwę morską o północ... Przypomniał sobie tych wszystkich których pochłonęła toń. Uśmiech momentalnie znikł z jego twarzy.

Ruszył dalej wraz z grupą idąc na końcu kolumny (jeśli nie liczyć zwiadu). Próbował odgonić od siebie te myśli, ale wspomnienia tej bitwy, wywołane błahym skojarzeniem, zwaliły mu się na głowę.

Indiana - 09-11-2017, 01:20

Wr. Brawo, pani furyer - warknęła w myślach na siebie. Odwróciła się na pięcie na tyle szybko, żeby przechwycić mijającego ją Torresa.
- Jeśli uważasz, że powinnam, to przepraszam- powiedziała cicho, przytrzymując go za przedramię - Nie wątpię, głupku, w żadne z twoich umiejętności. Nie bądź dzieckiem, nie biorę ze sobą na akcję ludzi, w których wątpię. Chcę młodemu dać zajęcie, bo widzę, że nie wytrzymuje presji. Chcę, żeby się wykazał tym, co umie, żeby nie czuł się bezużyteczny. Poza tym... miał stycznośc z tą istotą i ona mu robi źle w głowę - spojrzała badawczo w twarz towarzysza - Tobie też, prawda? - powiedziała poważnie, zdając sobie nagle sprawę z tego, że coś jest nie w porządku - Torres, wierzę w twoje umiejętności posłania tej puta na drzewo... A jeśli ty w nie zwątpisz, to chcę o tym wiedzieć.
Odczekała chwilę na jego odpowiedź, zanim ruszyła za resztą.

VanRex - 09-11-2017, 01:27

No to się porobiło
-Imira - zszedł na nieco mniej oficjalny ton - To był sarkazm. Taki żart na rozluźnienie sytucaji, nie na napięcie jej. Ale tak, robi mi źle w głowe. Dlatego wyślę ją na drzewo najszybciej jak umiem.

Indiana - 09-11-2017, 01:53

-Jestem przewrażliwiona - uśmiechnęła sie usprawiedliwiajaco, przecierajac zmęczone oczy - Tym niemniej, chce wiedzieć, jeśli będzie źle. - rzuciła juz w marszu, w myślach kpiac z własnego braku wyczucia.
Nic dziwnego, pomyslala, ze Kethren odrzuca jej podania o awans, z niewyparzonym ryjem trudno być oficerem.
Noc wciąż była mokra i obslizgla. A swit zmniejszal ich szanse na atak znienacka. Przyspieszyla kroku.

Mikes - 09-11-2017, 02:06

Spocznij. Należało ci się. Czy mi się należało pewny nie jestem, ale hobbitowi uszło płazem, więc niech tak bedzie. Tak, te stworzenia, które widziałeś, są zagrożeniem i trzeba się liczyć z ich atakiem. Sposób zabijania jest już opracowany. Póki co celem jest grupa prawdopodobnie czwórki cywilów, poruszająca się w kierunku na wschód. Powinni przejść tędy dwie do trzech godzin temu. Elfka podziemna. Krasnolud. Człowiek, szczupły, wysoki. I... I Sangre. Wyjaśnimy wszystko po drodze. Dobra stworzenia to jedno. fakt sa niebezpieczne, ale teraz ta walka to był by pikuś. hmmm. Czyli pościg. Nie pierwszy nie ostatni. Sangre. Słabo go znałem. nie jestem nawet pewien czy miałem okazję z nim rozmawiać. Więc nie powiem, że mnie jako Miguela boli ta zdrada, ale Miguela członka czarnej tercji ta zdrada zabolała i n swój sposób była smutna. Klasyczny przeskok po tematach i wyłapanie tego co najistotniejsze.
Kiedy rozważał te słowa reszta osób zorganizowała się zgodnie z poleceniami Imiry. On sam zajął miejsce gdzieś dookoła centrum. Gdzieś w całym tym zamieszaniu odwzajemnił uśmiech agenta SSW. Na przytyk Torresa zabrakło mu ciętej riposty, a przynajmniej dobrej ciętej riposty. Można było powiedziec byle co, ale czasem lepiej przemilczeć. Odgryzę się innym razem. Zamieszania, roszady i jakaś wymiana zdań między tercjowymi. Przez chwilę kusiło go by przerwac to tekstem "a mnie kto przytuli, czy coś w tym stylu, ale uznał że czasem najlepiej ugryźć się w język. W ten sposób szansa, że kogoś urazi jest mnijesza. Poczekał więc grzecznie aż skończa rozmawiać. Po czym zwrócił się do Imiry:
Podobno masz mi coś do opowiedzenia

w miarę możliwoci słucha streszczenia wydarzeń

Rivus - 09-11-2017, 03:15

Ciśnienie zeszło, gdy usłyszał, że to jakiś tam Miguel z Czarnej Tercji, a ostrze zeszło z jego gardła.
Ciekawe, czy zdawał sobie sprawę, że przed chwilą przykładał ostrze do gardła komuś z Enarook?
Mimo wszystko wciąż miał gulę w gardle i nie był w stanie nic powiedieć. Wszystko potoczyło się zbyt szybko. Nim się otrząsnął, zostało już mu wyznaczone zadanie. Rozłożył ręcę i zebrał łuk oraz strzałę z ziemi.
Do ręki otrzymał latarnię od Torresa. Znów wątpił w zdanie wojskowego o nim...

Nagle wszyscy gwałtownie ruszyli. A wtedy...
- Joder... - szepnął, gdy przypomniał sobie, że głos Lirii dochodził z prawej strony, a reszta sobie wesoło ruszyła. Z resztą wcześniej próbował poinformować Imirę o głosie Lirii z prawej strony, ale wiadomość odebrał Hektor i w dodatku źle ją zinterpretował. A teraz... może stać się coś o wiele gorszego niż przypadkowy atak żołnierza Czarnej Tercji.
- Hej! Stójcie! - wykrzyknął w taki sposób, by nie poinformować wszystkich w promieniu kilometra, ale tak, żeby cały oddział z Helim na przedzie go usłyszał.
Gdy (?) zatrzymali się, podszedł tak, by nie musieć krzyczeć, a jednak, żeby wszyscy mogli go usłyszeć. W myślach już sobie ułożył co chciał powiedzieć.
 -Czy wy w ogóle mnie słuchacie? - spojrzał z wyrzutem na Hektora. - Ja wiem, że przed chwilą wynikła głupia sytuacja, której byłem ofiarą. I nawet nie otrzymałem jakichkolwiek przeprosin... - skierował gniewny wzrok na Miguela -Ale... Z prawej strony. Coś. Lub ktoś. - skończył, po czym odłożył latarnię na ziemię i znów nałożył strzałę na cięciwę.
- I nawet się mnie nie pytajcie skąd o tym wiem... - popatrzył na Imirę, szukając zrozumienia.
Miał nadzieję, że znów nie będzie ofiarą ataku czegolwiek tam było.

Indiana - 09-11-2017, 03:55

Psiakrew...
Kontrolnie zanim odpowiedziała, zatrzymała się, skupiła zmysły na wskazanym rejonie lasu. Dźwięki. Kształty. Kontury. Na wypadek,gdyby chłopakowi się nie wydawało, gdyby to nie było to, co była pewna, że było.
Pozostali zapewne (?) zatrzymali się, zaniepokojona czy zaciekawiona.
Podeszła do niego, biorąc z jego rąk latarnię z rozmysłem uczyniła siebie dla odmiany ona celem i wabikiem, wiedząc, że Torres i Miguel na pewno ją asekurują. Ale tam niczego nie było (prawda? :D ), pomimo ze weszła z latarnią w przydrożne krzory tak, żeby oświetlić wszelkie zagłębienia terenu i wykroty.
Wróciła kilka kroków do Iona.
- Pytamy - odpowiedziała - Pytamy, skąd o tym wiesz. Słyszysz ją, Ion? Tę całą... Lyrię? Bo wiesz, że to co słyszałeś, to złudzenie... głos w głowie, nic więcej. Po prawej od drogi niczego nie ma...Kiedy wrócimy, porozmawiam z Kethrenem, jest psionikiem, zaklęcia ochronne na umysle nie zaszkodzą - powiedziała tonem wsparcia, próbując dodać otuchy. wiedziała,jak sama czuła się, gdy usłyszała pierwszy raz ten głos. Teraz już to wiedziała, ale jakiś czas zajęło jej zrozumienie, że jest silniejszy im słabsza jest ona. Najgłośniej Dagmarę słyszała po upadku z urwiska pod fortecą Visnohory, zamarzając w śniegu, z połamanymi żebrami, pod ostrzałem, absolutnie przekonana, że tam umrze. Teraz zdezorientowany, wycieńczony wysiłkiem, zmarznięty chłopak był łatwym obiektem ataku.

Hakan - 09-11-2017, 11:49

( Nie mogłeś się na mnie popatrzeć, jestem na zwiadzie :P )
Był na zwiadzie zaledwie 20 sekund i już usłyszał za sobą jakąś awanturę. Ion zaczął coś krzyczeć. Usłyszał go.
-Czy wy mnie w ogóle słuchacie? Ja wiem, że przed chwilą wynikła głupia sytuacja, której byłem ofiarą. I nawet nie otrzymałem jakichkolwiek przeprosin...
Miał prawo czuć frustrację, ale to on się w końcu z nimi zabrał, takie było cholerne ryzyko.
Imira chyba zaczęła łagodzić sytuację, potem weszła w krzaki z latarnią. Po co?
W sumie nie ważne. Wykorzystał zatrzymanie się grupy, aby dokładnie obejrzeć drogę przed sobą i las obok niej. Gdy zostało mu jeszcze trochę czasu przykucnął i poszukał śladów. Z tego co usłyszał od Miguela, powinien znaleźć chyba cztery pary stóp. No, ewentualnie trzy...

Leite - 09-11-2017, 12:00

" Z tego co usłyszał od Miguela, powinien znaleźć chyba cztery pary stóp. No, ewentualnie trzy..."
To mówiła Imira do Miguela. A Imira to powiedziała, bo jest inteligentna i w trakcie bitwy oraz w halli ogarnęła, kogo nie ma, bo nie wyczytała tego z postu o śladach dla Tergora, prawda? :v

Mikes - 09-11-2017, 12:28

Zabierał się własnie do tego by usłyszeć co Imira ma mu do opowiedzenia, gdy wybuchł kolejny spór.
Hej! Stójcie! Czy wy w ogóle mnie słuchacie? Ja wiem, że przed chwilą wynikła głupia sytuacja, której byłem ofiarą. I nawet nie otrzymałem jakichkolwiek przeprosin... Ale... Z prawej strony. Coś. Lub ktoś. O! Zakładnik wyszedł z szoku. Nie przeprosiłem go? Jestem pwien, że powiedziałem przepraszm, albo wybacz. Aaaa powiedziałem po mojejmu. Może nie ogarnął. Wróce do tego. Skupił się na kolejnych słowach. Druga strona drogi ponoć miała kryć kolejną osobę. To ciekawe. Odczuł by to za osobista zniewagę gdyby siedząc tu jej nie wykrył. Imira ruszyła w stronę krzaków. Tym rzem przygotował samopał. Sytuacja wydawała sie odpowiednia, a rozświetlająca teren
Imira dawała niemal czysty strzał w razie gdyby coś tam znalazła. Tak. Mogła liczyć na jego asekuracje.
Weszła i wyszła(?). Uspokoił się. Zarówno on był bezpieczny jak i jego duma. Imira zaczeła rozmawiać z chłopakiem.
Pytamy, skąd o tym wiesz. Słyszysz ją, Ion? Tę całą... Lyrię? Bo wiesz, że to co słyszałeś, to złudzenie... głos w głowie, nic więcej. Po prawej od drogi niczego nie ma...Kiedy wrócimy, porozmawiam z Kethrenem, jest psionikiem, zaklęcia ochronne na umysle nie zaszkodzą
Zrobiło mu się trochę żal chłopaka. Przeproszę go jeszcze raz. Nawet nie będe mu tłumaczł, że juz to robiłem. Ma ciężko, a będzie gorzej. Poniekąd dzieli podobne przekleństwo jak my. Przypomniał sobie jak nie raz musiał powstrzymywać się przed panicznym dobyciem broni, gdyż był pewien, że ktoś za nim stoi. Lub o setkach sytuacji, gdzie poczuciem humoru starał sie wymazać poczucie jej obecności. Dobra. Koniec. Bo wpadne w jakąś melancholię lub inne załamanie nerwowe.
Czekał na zkończenie rozmowy by przeprosic chłopaka. Zastanawiał się jakie słowa dobrać. Gadanie do soby, która kilka minut temu była jego zakładnikiem było absolutną nowością, a miał wrażenie, że to stąpanie po cienkim lodzie.

Indiana - 09-11-2017, 18:30

Leite napisał/a:
To mówiła Imira do Miguela. A Imira to powiedziała, bo jest inteligentna i w trakcie bitwy oraz w halli ogarnęła, kogo nie ma, bo nie wyczytała tego z postu o śladach dla Tergora, prawda? :v
Generalnie od początku wiemy, że brakuje nam 4 osób, to żadna tajemnica. Wymienialiśmy je analizując sprawę w halli.
Omar - 09-11-2017, 22:51

W momencie, kiedy młodzieniec krzyknął, zatrzymał się. Popatrzył za siebie, a kiedy zobaczył, że Imira nic w krzakach nie wykryła, obrócił się i poszedł dalej. Miał trochę dosyć, a wykrzykujący chłopak zdecydowanie nie poprawiał jego humoru. Prychnął cicho. Musieli rzeczywiście zacząć spinać tyłki, żeby dogonić tamtą czwórkę. Teraz mieli przynajmniej dodatkowego pajaca w czarnym kapeluszu do pomocy! Uśmiechnął się, czasem wychodziło mu znajdowanie optymistycznych myśli. Czasem.
Indiana - 09-11-2017, 22:57

Omar napisał/a:
Teraz mieli przynajmniej dodatkowego pajaca w czarnym kapeluszu do pomocy!
Grabisz sobie ;) ;)
Omar - 09-11-2017, 23:08

Indiana napisał/a:
Omar napisał/a:
Teraz mieli przynajmniej dodatkowego pajaca w czarnym kapeluszu do pomocy!
Grabisz sobie ;) ;)


No ja przepraszam bardzo, ale takie zachowania to tylko w cyrku! Gdzie indziej widziałbym wesołych krzakoludków skaczących z jakimiś "bumrurkami"?? ;)

Leite - 10-11-2017, 00:15

Post Iona:
- Pytamy, skąd o tym wiesz. Słyszysz ją, Ion? Tę całą... Lyrię? Bo wiesz, że to co słyszałeś, to złudzenie... głos w głowie, nic więcej. Po prawej od drogi niczego nie ma...Kiedy wrócimy, porozmawiam z Kethrenem, jest psionikiem, zaklęcia ochronne na umysle nie zaszkodzą
Nic nie znalazła. Nic. Zdjął strzałę z cięciwy i schował ją do kołczanu.
Kurwa, serio? Teraz będą uważać mnie za jakiegoś totalnego wariata... w dodatku niewyszkolonego i nieprzydatnego. I... ja.... Przez chwilę zabrakło mu Ester, której mógł się zwierzyć. Której mógł powiedzieć wszystko.... Ale teraz musiał trzymać język za zębami i nie dać się ponieść emocjom.
Bądź jak puszka, Ion... Nie daj się poznać na byciu balastem...
- Słyszę, Imira. To zaczęło się dopiero teraz, jak wyszliśmy. Nigdy wcześniej do mnie nie gadała... Ta... puta... – schylił się, chwytając dłońmi kolana. – Chyba zbytnio się przyzwyczaiłem do tych waszych przekleństw... Ha... – zastanawiał się kiedy naprawi swoją już i tak rozrąbaną reputację...? –Zapomnijcie o czym mówiłem... Po prostu... Chodźmy... – smutek i zmartwienia powróciły.
Chwycił tylko latarnię i poszedł dalej na przód. Musiał przyśpieszyć kroku, aby dotrzeć do Helianthusa. Ale nie śpieszyło mu się aż tak, by biec chociażby truchtem.

On nigdy nie będzie jak inni. Za długo żył w bezpiecznym świecie, gdzie jedynym zmartwieniem było, czy Enric dzisiaj pocałował Cyrię, i czy Kemen wrócił niezalany w trupa. Potem przeleciało mu parę obrazów. Rey wiszącej na wielkim drzewie – na tym, spod którego Estella wykopała tę skrzynkę i o wszystkim się dowiedziała. Płaczącej Ester, która trzymała w rękach zawiniątko z martwym dzieckiem. Troskliwego wzroku Estelli, gdy oddzielił ich od niej oddział...
I tak nie przeżył tyle co Ci, z którymi teraz szedł...
Wszyscy starają mu się dać jak największe ulgi, żeby nie odczuwał presji tego świata. Tak... tego świata... Jego świat... Enarook... To nie był ten świat... to było 16 lat wyrwanych z życia. Zagryzł zęby, gdy pomyślał, że przecież to było niemal całe jego życie.

Z myśli wyrwał go (?) przeszywający wzrok Helianthusa. Ile on już tu szedł obok niego i nie wypatrywał tych śladów? Otrząsnął się i schylił latarnię bliżej ziemi, tak by było widać wgłębienia w mokrej ziemi. On także zgiął się delikatnie i zaczął wyszukiwać śladów...

Leite - 10-11-2017, 00:32

Hektor
Wyszedłeś przed grupę, na oko byli 25 metrów za Tobą. Zauważyłeś wtedy, jak jasna i wyraźna do zauważenia jest latarnia, trzymana przez Iona, a chwilę później, przez Imirę. Wyraźnie dało się dostrzec trzy sylwetki w kapeluszach styryjskich, małego hobbita, który najwyraźniej zmierzał w Twoim kierunku, wysokiego elfa w brązowym płaszczu oraz Iona, wzburzonego i zapewne zaniepokojonego. Wskazywała na to poza ciała, którą doskonale, jako agent SSW, potrafiłeś odczytać. Opuszczone do połowy ręce, lekko zgięte w łokciach, z niepewnie zaciśniętymi pięściami. Rozglądał się niepewnie, patrząc na Imirę, po czym znieruchomiał.
Zaniechałeś patrzenia na grupę, uznając, że sobie poradzą. Spojrzałeś na ziemię. Po dłuższych oględzinach, przy ciągłym upewnianiu się, że grupa nie ruszyła, dostrzegłeś wyraźne ślady butów Tercji, które biegły przed Ciebie...i za Ciebie. Spojrzałeś na las i uświadomiłeś sobie, że jakieś trzy, cztery metry przed Tobą po lewej do głównego traktu dołącza większa, leśna ścieżka. Było to małe rozstaje. Na tyle, na ile potrafiłeś stwierdzić w ciemności, odbijała łukiem na północ.
Inne ślady, które dostrzegłeś i uznałeś za godne uwagi, to ciężkie ślady butów, zostawione przez osobę, która stąpa dość twardo. Ich właściciel jednak szedł poboczem, zatem nie było ich wiele i nie były wyraźne. Podobna ilość śladów z lżejszym odciskiem, ale też od butów terenowych, krążyła po całej szerokości lekko wilgotnego traktu. I też dostrzegłeś tylko dwa razy pełen odcisk. Wszystkie te ślady były wyraźniej zaznaczone na czubku.
Las dookoła Ciebie był spokojny. Wiatr wciąż wiał, przewiewając chmury, które co chwila przesłaniały księżyc, szumiał też w koronach drzew, jednak przy ziemi było stosunkowo cicho. Nie zmieniało to faktu, że powietrze było chłodne. Trakt przed Tobą stawał się coraz bardziej płaski, bez kałuż. Zmierzał teraz bardziej w kierunku południowego wschodu.


Imira
W momencie pojawienia się ruchu w krzakach Dagmara za Twoimi plecami znikła. O dziwo, w następujących raz po raz po sobie akcjach również wyczuwałaś jej obecność bardzo słabo. W końcu, gdy sytuacja się rozwiązała, przestałaś ją czuć w ogóle. Jeden z nielicznych okresów ciszy?
Po przejściu paru metrów Ion zmusił Cię do zatrzymania się, a następnie do wejścia w krzaki, by udowodnić chłopcu, że tam nic nie ma. Przynajmniej miałaś taką nadzieję.
Latarnia w Twojej ręce dawała sporo światła, na tyle, że byłaś w stanie stwierdzić brak czyjejkolwiek obecności, wliczając w to osoby, które mogły uciec czy być tu wcześniej. Żadnych zwierząt. Słowem, nic, poza jakimiś krzewami, w których między innymi rozpoznałaś leszczynę. Zwykłe krzaki.
Odwróciłaś się z namysłem. Chłopak patrzył na Ciebie niepewnie. Cóż. Po chwili odpowiedział i pełen niewypowiedzianej goryczy podszedł, by wziąć latarnię. Podałaś mu ją i dostrzegłaś w jego wzroku coś, co nazwałabyś przeprosinami zmieszanymi z wdzięcznością.
Niestety, dosłownie ułamki sekund później Ion zbladł jak ściana. Obejrzałaś się szybko za siebie, w niekontrolowanym odruchu sprawdzenia, czy jakiś szajs nie wyskakuje Ci zza pleców. Ale tam wciąż nic nie było.
Co do…?

Miguel
Imira weszła w krzaki i, jak przypuszczałeś, nie pokazało to żadnej osoby ani, chwała Tavar, Dagmary. Poczułeś zadowolenie. Gdyby naprawdę tam coś było, znaczyłoby to o Twoim poziomie zwiadu bardzo, bardzo konkretnie. Tylko teraz, patrząc w tamtym kierunku, nie byłeś pewien, kogo wypatrywać i się spodziewać. Nie miałeś bieżących informacji, Imira dopiero planowała Ci je przekazać.
W tym momencie uświadomiłeś sobie, że od tych paru dni nie było żadnej obecności z Tobą. Nie było kroków ani ruchów w kącie pola widzenia. Żadnych czerwonych sukienek. A to dziwne, bo Dagmara bardzo lubiła się bawić z wami zwłaszcza wtedy, gdy byliście sami.
Nie żebyś narzekał na brak jej towarzystwa, broń Panienko Tavar. Takie dłuższe okresy ciszy były po prostu...niepokojące?
Ale patrząc na Torresa uświadomiłeś sobie również, że nie wszyscy mają wolne od tej puta.

Ion
Imira wyjęła Ci z zaciśniętej pięści uchwyt latarnii i weszła między krzaki, mniej więcej w miejscu, w którym byłeś przekonany, że coś jest. Oczekiwałeś ataku na Styryjkę, jakiegoś śmiechu, ostrzy, czaszek…
Ale tam...nic nie było. Zamrugałeś oczami. Przecież słyszałeś....
Furyer odwróciła się i odpowiedziała Ci uspokajającym tonem:
-Pytamy. Pytamy, skąd o tym wiesz. Słyszysz ją, Ion? Tę całą... Lyrię? Bo wiesz, że to co słyszałeś, to złudzenie... głos w głowie, nic więcej. Po prawej od drogi niczego nie ma...Kiedy wrócimy, porozmawiam z Kethrenem, jest psionikiem, zaklęcia ochronne na umyśle nie zaszkodzą.
Pomyślałeś, że to dobry pomysł, ale chwilę później zacząłeś się kłopotać wyjaśnieniami, które sprawiały, że czułeś się jeszcze gorzej. Już dość problematyczny byłeś dla nich. Podszedłeś do Imiry i chwyciłeś latarnię, a gdy już miałeś odejść, rzuciłeś na nią jeszcze jedno, ostatnie spojrzenie, wyrażające coś między przeprosinami a wdzięcznością.
A w następnej chwili serce zaczęło Ci szaleńczo bić z przerażenia, bo z miejsca, w którym stała Imira, dobiegł Cię cichy, upiorny, tak dobrze Ci już znany chichot.
A następnie na twarz kobiety, jasno oświetlonej światłem, niczym jakaś upiorna maska, wpłynęła twarz Lirii, którą tak dobrze znałeś. Była...były..była?...zniekształcone. Usta Imiry przykrył grymas śmiechu Twojej byłej przyjaciółki. Oczy zrobiły się w chory sposób podwójne, bo widziałeś jednocześnie ciemne oczy furyer i jasne, dwukolorowe tęczówki nemezis. Jedna niebieska, druga zielona. Co gorsza, kiedy stojąca przed Tobą Imira mrugała oczami, oczy Lirii wciąż były otwarte, tylko że zmieniały kolor na żółtą i wściekle różową. One wręcz...świeciły.
Dopiero po chwili upiorna twarz-maska mrugnęła do Ciebie i w jeszcze bardziej niemożliwy do zniesienia sposób wykrzywiła twarz, gdy powoli...wychodziła z twarzy Imiry? W każdym razie wyglądało to tak, jakby maska p r z e s u w a ł a się pod spodem i naciągała skórę Styryjki, by w końcu zniknąć po prawej stronie twarzy i zamigotać nikło, zamieniając się w smużkę dymu, która popłynęła w stronę, z której przyszliście.
Widzę Cię! Mam ochotę na zabawę! I teraz też Cię widzę! Ale TY mnie nie widzisz! Co tam u Twojej mamusi, chłopczyku? Chcesz się śmiać! Śmiej się ze mną!

Meril
Przypomniał Ci się powiew słonej, morskiej bryzy na twarzy, za którym już tak bardzo tęskniłeś. A potem Twój własny mózg zaczął wspominać twarze zmarłych, jednego po drugim, jak...jak…
Zabrakło Ci porównania. Spowolniłeś ten potok myśli, ale humor zdążył się ulotnić. Jednocześnie zdałeś sobie sprawę, że od momentu przypomnienia sobie tych czarnych dni...czujesz ciepło. Takie, jakbyś stał za blisko ogniska. Trochę nieprzyjemne, na całym ciele. A noc była chłodna.
Ruszyłeś do przodu, ale tak, jak i wszyscy, zatrzymałeś się, gdy Ion coś mówił. Nie do końca byłeś pewien, że rozumiesz, co się dzieje, bo wspomnienia zwaliły Ci się na głowę. Przypomniałeś sobie magiczny rytuał, który sprawił, że do domu nie wróciło tak wielu...tak wielu pochłonęła toń, której elfy Talsoi poświęcają swoje życie. A to wszystko przez inwazję Qa…
Potem wspomniałeś też wieczór, w którym próbowaliście podjąć decyzję, co zrobić z Panem Popiołów. Wybuch wściekłego Eothira, krzyczącego na te obojętne na powierzchniowe sprawy podziemne. Defta, który początkowo był za zamknięciem istoty, ale potem razem z tą...Meą zmienili stronę. Ich twarze, gdy słuchali wraz z nielicznymi pozostałymi tyrady hesto na temat tego, co straciły Talsoi w tej wojnie.
I znowu myśli o poległych, o najczarniejszych momentach.
Dlaczego się pojawiały? Dlaczego gorąco stało się bardziej nieprzyjemne, niż przed chwilą?
Wśród twarzy, które sobie przypominałeś, pojawiła się też twarz Echirona, wykrzywiona w pogardliwym grymasie. Jego słowa…”Witajcie, witajcie i rozgośccie się”, gdy jeszcze nie wiedzieliście, kim on jest.
I ten chłodny głos...
Skąd znasz magię Vayle, talsoi?
Ostatnie słowo odbiło się echem w twojej głowie.

Helianthus
Frustracja wylewała się z Ciebie niczym ciasto drożdżowe z miski, która jest nieodpowienia wielkością do jego ilości. Była powolna, gęsta i lepka.
Czy wy nie mieliście gonić kogoś przypadkiem? I czy to nie było tak, że to TY miałeś mieć problemy z nadążaniem? Strata czasu, panikarstwo, ten chłopiec by się przestraszył, gdyby bekon mu zasyczał w trakcie smażenia.
Prychnąłeś cicho pod nosem. Boczek przypomniał Ci o tym, że od dawna nie jadłeś dobrego mięsa. Zdecydowanie ludzie powinni pobierać nauki w kwestii gotowania od hobbitów. A tymczasem oni umieją tylko bić się i bić. Żadnego głębszego zrozumienia dla jedzenia.
Optymistyczne myśli. Pomyślałeś chwilę, stawiając krótkie kroki w celu pójscia do przodu. Macie ze sobą trzech tercjowatych. I elfa. I maga, Ciebie. I wkurzającego dzieciaka. Velido, idźmy już. Poszukałeś w pamięci dobrych wspomnień, np. jak wtedy, kiedy spotkaliście oświeconego. Albo gdy dumnie pokonaliście tego czaszkocosia. To było osiągnięcie!

Torres
Spojrzałeś na ślad buta Hektora i zauważyłeś, że jest nieco podobny do śladów, które zaobserowałeś wcześniej. No trudno. Był tylko mniej wyraźny, bo Sangre był jednak potężniejszy od agenta SSW i zostawiał głębsze ślady.
Nie widziałeś sensu w cofaniu się, zatem po prostu postanowiłeś poczekać, aż pójdą te trzydzieści metrów do przodu. Najwyraźniej jednak nie szło im to tak dobrze, jak zakładałeś, że pójdzie. Cóż. Młodzi, niewyszkoleni…
Problem w tym, że nawet mimo wiedzy, że jesteś ostatni, to ostatni nie byłeś. Ostatnia była Dagmara, która dała o sobie znać chrzęstem butów na żwirze. Kątem oka ją dostrzegłeś, była jakieś...trudno ocenić, jak coś, na co patrzysz, znika, ale zapewne jakieś trzy metry za Tobą chwilo się objawiała.
Westchnąłeś. Szkolenia Tercji są dobre, a i sama upiorna obecność za plecami sprawiała, że byłeś nieustannie czujny. Co też sprawiało, że starałeś się słuchać innych dźwięków, niż chrzęst jej butów, a to z kolei powodowało jeszcze lepsze wyszkolenie słuchu, które może Ci się przydać kiedyś, jak się jej pozbędziesz.
O ile się pozbędziesz. Bo miałeś wrażenie, że jej niematerialna obecność podeszła bliżej.
Mimo wszystko postanowiłeś się skupić na obserwacji otoczenia. Nie na myślach, które coraz natrętniej atakowały Twój zmęczony umysł.

VanRex - 10-11-2017, 03:56

Nigdy nie był ostatni. Niepokojąca obecność za plecami człowieka, który pilnował tyłów nigdy nie działała kojąco na ludzki umysł. A tak mocno tej obecności nie czuł... Chyba nigdy, nawet w Anomalii nie była ona tak namacalna. Nawet nie wiedział czy tam, na placu to naprawdę był Dagmara, ale w głębi ducha w to wierzył. Wierzył, że ona gdzieś tu jest, cholernie blisko. A to tłumaczyłoby dlaczego może wywierać wpływ jakiego nie wywierała jeszcze nigdy. Dlaczego akurat ja? Nawet mnie nie było podczas tego incydentu... Odrzucił szybko te myśli. Wiedział co się wtedy stało i wiedział dlaczego Dagmara się na nich uwzięła, a zarzucanie się pytaniem "Dlaczego ja?" nigdy nie pomagało. I znał przecież odpowiedź dlaczego akurat on. Mogło się jej wydawać, że go złamie, że jest wybuchowy i zawistny, więc mógł wydawać się podatnym gruntem. I zamierzał pokazać tej puta jak bardzo się myli. A teraz miał zadanie do wykonania w którym potrzebował w pełni sprawnych zmysłów, więc jeżeli Dagmara zamierzała z nim iść na obcasie i w sukni, to niech chociaż nie opóźnia marszu.
Indiana - 10-11-2017, 17:54

Imira nie ulegała łatwo panice, czy to ze względu na charakter czy doświadczenie, kalejdoskop potwornych rzeczy, które miała okazję widzieć i zapisać w pamięci. I zrobić.
Nie było jej łatwo przestraszyć.
A teraz serce podjechało jej do gardła, a włosy karku podniosły się jak naelektryzowane. Ion patrzył na nią tak, jakby widział kogoś innego, kogoś kogo obraz przyprawia go o chęć nagłej ucieczki.
Nagła, paniczna myśl.
Może nie słyszy Dagmary, bo ... bo ta przestała już przebijać się przez opór umysłu, bo... nie ma juz oporu...
Ta myśl sprawiła, że Styryjce na krótką chwilę zabrakło oddechu i bardzo cienka linia dzieliła ją od odruchu, żeby odskoczyć w tył i szarpnąć za broń.
Otrząsnęła się.
W jej odruchach nie było ucieczki, sama śmiała się często, że zbyt wolno biega, by uciekać przed przeciwnikiem. Ten przeciwnik...
Tak, przed tym przeciwnikiem także nie da się uciekać. Dreszcz przebiegł jej po karku, strząsnęła z siebie strach i zacisnęła zęby.
Dagmara nie przejęła jej umysłu. Nie zrobi tego nigdy, dopóki umysł będzie świadomie się bronić. Jak to przekazać temu chłopakowi...
Cholera jasna, nie jestem psionikiem... Kethren, gdzie jesteś, kiedy cię potrzeba.
- Ion - wyciągnęła błyskawicznie rękę, licząc się z tym, że skołowany chłopak może zareagować wyjęciem broni, ciosem, uderzeniem, złapała (?) go za oba nadgarstki, starając się przytrzymać w razie odruchu ucieczki - Patrz na mnie, Ion! Co zobaczyłeś? Kogo? Mów do mnie! - poczekała na jego odpowiedź (__) - Cokolwiek widziałeś, to tylko złudzenie. Popatrz jeszcze raz. USpokój oczy, patrz na mnie - mówiła jak do kogoś znajdującego się w szoku, albo w stanie hiperwentylacji, zdarzało jej się już opanowywać w ten sposób ludzi chorych na astmę czy powstrzymać atak epilepsji - Patrz na mnie, Ion! - puściła jego ręce, wciąż kontrolując kątem oka, co z nimi robi, wyciągnęła dłon tak, żeby przytrzymać policzek chłopaka, żeby przestał panicznie biegać wzrokiem dookoła - TO JEST ZŁUDZENIE! Iluzja. Masz do czynienia z kimś, kto działa magią na twój umysł. Słuchaj mnie! Przypomnij sobie kogoś absolutnie dla ciebie najważniejszego. Ester! - skojarzyła szybko imię dziewczyny-tarczowniczki, która mu towarzyszyła wcześniej - Teraz przypomnij sobie jakieś słowa, które cię z nią łączą, coś co sobie nawzajem mówicie, albo co pamiętacie z dawna, piosenkę, wiersz z dzieciństwa. Słowa. To ważne. Skup myśl na tych słowach i powtarzaj je. Niech te słowa przypominają ci o Ester, o tym, że ona o tobie myśli, że robisz to dla niej - starała się teraz uspokajać go głosem, sprawiać wrażenie, że wie co mówi, że na to, z czym się zetknął, jest sposób, narzędzia - Musisz się przyzwyczaić do tych iluzji. Będą cię straszyc, rozpraszać, wkurzać. Znajdź słowa, które będą rozpraszać iluzję. Sprzęż je z obrazem w twojej głowie, z obrazem bezpiecznej, silnej przyjaciółki... Poradzisz sobie z tym, obiecuję. Wszyscy sobie z tym jakoś radzimy, bo wiesz... Każdy z nas - powiodła wzrokiem po Miguelu i niknącej w ciemności postaci Torresa - Każdy z nas widzi te iluzje.
Odetchnęła dyskretnie, opanowując drżenie rąk. Było zimno. Ktoś stojący blisko mógł usłyszeć jej cichutko szeptaną własną mantrę.
Zawitaj, Bogini w słońca blasku
Wieniec ponad Twoją głową z gwiazd dwunastu
Zawitajże Bogini w blasku słońca
Zostań z nami... Zostań z nami aż do końca.

Elf - 10-11-2017, 19:35

Ta twarz... ten głos... to pytanie... czy to wspomnienie? czy to jedna z tych wizji? - Pomyślał Meril.
Spojrzał na Iona. Chłopak patrzył na Imirę jakby zobaczył ducha.
Ona też to spostrzegła i złapała go za nadgarstki. Zaczęła do niego mówić. Zdecydowanie i z dużą mocą, lecz wcale nie krzyczała.
Meril Słuchał...

(...)

A więc to tak, chcesz wejść do mojego umysłu, chcesz mnie zwieść i oszukać? Twoje niedoczekanie! mówił do siebie, lecz wiedział że on słucha...
Już prawie od 200 lat Meril uczył się jak panować nad swoją wolą i umysłem by móc kształtować żywioły, teraz to doświadczenie posłuży mu do obrony przed wizjami.
Imira mówiła coś o słowach... jakaś forma mantry? No dobrze...
Zaczął przeszukiwać swoją pamięć w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego, po chwili przypomniała mu się stara pieśń okrętowa, którą często śpiewał wraz ze swoją starą załogą. Zanucił ją sobie z wolna w swoim ojczystym języku...
Myśmy żeglarze, władcy tych wód!
Myśmy korsarze na schwał!
My kształtujemy prądy i wiatr!
My, Talsoiskiego ludu kwiat!

Powtórzył sobie ten fragment jeszcze dwa razy. Uspokoił się. Twarz, przynajmniej na razie, znikła.
spojrzał znowu na Iona. Chłopak nieco się opanował. (?)

Nie było już czasu do stracenia. Tamci z każdą chwilą zyskiwali przewagę, a Meril mógł się założyć że te wizje mają głównie na celu opóźnienie ich.

Imira! zawołał Czas.

Omar - 11-11-2017, 00:37

- Zgadzam się z panem wysokim! Powinniśmy szybciej zacząć przemieszczać nasze cztery litery - Tu na chwilę zawiesił się by szybko policzyć ilu ich było, ale trochę mu się nie chciało więc zakończył swoją myśli nie do końca tak jak planował - A raczej dużo wiecej niż cztery, biorąc pod uwagę ile nas jest, w kierunku naszych kochanych zdrajców. -.

Helianthus, kiedy się denerwował, tak na prawdę wkraczał na wyższe poziomy spokoju i optymizmu. A, no i ironia i sarkazm lały się z niego jak cydr na święcie świateł. Miał trochę dosyć. Albo niech się ruszą, albo niech jeszcze z nim zaczną się bawić eshkara. Teraz w sumie trochę się wystraszył, bo przecież mógł wykrakać. Wolał jednak żeby te pomioty pustki nie mieszały teraz w jego głowie.

Ile oni przeszli? Kilometr? Półtorej kilometra? No, góra dwa. Jak będą się tak wlec, to dorwą ich o świcie... Za tydzień! Jak zaraz porządnie nie ruszymy, to chyba zacznę ich prowadzić na kopach! A to musiałoby śmiesznie wyglądać, biorąc pod uwagę, że żeby dosięgnąć nogą do czyjegokolwiek tyłka musiałby się nieźle nagimnastykować. Ale zawsze może kopać po kostkach, chociaż to jest bardziej bolesne i mniej upokarzające. W końcu kop w zadek od hobbita nie jest czymś, co jako człowiek opowiadałby wnukom na starość...

Po chwili zaczął jednak dostrzegać kolejne pozytywy dosyć osobliwej sytuacji w jakiej się znalazł. Rozwijał swój słownik o nowe wyrażenia zaczerpnięte prosto ze styryjskiego! Pendejo, puta i wiele więcej. Na pewno kiedyś ich użyje. Na pewno podczas rozmowy z jakimś Styryjczykiem. Może nawet i dzisiaj! Było to zdecydowanie kuszące.

Hakan - 11-11-2017, 02:07

Cholera, ile można stać w miejscu?
Gwizdnął, na tyle głośno, aby oddział zrozumiał, że na nich czas, ale też na tyle cicho by ktoś w oddali mógł to uznać za jakieś małe zwierzę przemykające między krzakami, albo że to jakiś odlatujący ptak. Rozejrzał się wokół siebie.

Ciemność pożerała całą przestrzeń w odległości około siedmiu metrów od ścieżki, był to pewnie efekt uboczny zobaczenia tych latarni.
Odwrócił się w stronę dobiegania nagłego, głośnego dźwięku. Imira niespodziewanie dla Hektora podniosłym i patetycznym głosem powiedziała:
-...TO JEST ZŁUDZENIE! Iluzja... - Nie słuchał dalej, w tym momencie zauważył coś kątem oka. Odwrócił się niezwykle szybko. Nic. Cholera, nic. Ale czy na pewno?
Zaczął z wielką, paranoiczną wręcz uwagą obserwować te krzaki, które dopiero co przed chwilą sprawdził. Liście, łodygi, liście... Faktycznie nic. Czy jest możliwe, że zwabił kogoś gwizdem? Nie, raczej nie. Coś dziwnego się tu dzieje. Na wszelki wypadek przesunął nóż u pasa bliżej ręki.

Czuł adrenalinę po nietypowym przywitaniu Miguela, ta jednak nie potrafiła całkowicie przyćmić nagłego strachu wywołanego tym dziwnym zdarzeniem. Już wcześniej na pościgu zobaczył coś podobnego, ale to zignorował; teraz tego zignorować nie umiał.

Dobra, skupić się na zadaniu. Ślady sprawdzone, teren raczej bezpieczny. Zdrajcy z pewnością poszli prosto, ale mimo wszystko poczeka na Druida. Znów odwrócił się w stronę grupy. Ten którego oczekiwał zbliżał się, trochę absurdalnym w wykonaniu hobbita, szybkim krokiem. Reszta grupy zebrała się wokół Iona, chyba go uspokajała, bo ten kilka razy zrobił jakieś niekontrolowane ruchy, to się cofał, to przybliżał. Za nimi udało się agentowi dostrzec tylko zarys kapelusza. Odwrócił się.

Spojrzał w ciemność, próbując znów ją sobie oswoić

Rivus - 11-11-2017, 02:17

Ion mimowolnie zaczął się trząść. Nigdy tak nie miał. Nigdy nie trząsł się z byle powodu, czy ze strachu. Imira podeszła bliżej, a twarz Lirii stawała się coraz to wyraźniejsza.
Wtedy zaczęła do niego mówić Liria... czy to była Imira?
Ion. – usłyszał niewyraźny głos, który brzmiał jak coś pomiędzy psychicznym tonem eshkary, a stanowczą mową furyer. Schował głowę w swoje ramię, jakby chciał się schować. – Patrz na mnie, Ion! Co zobaczyłeś? Kogo? Mów do mnie! – nie... to musiała być Imira.
- I-I-Imira...? To ona... tu... – wyciągnął rękę w kierunku jej twarzy, która przez chwilę należała do furyer... ale zaraz po tym jej twarz i zatrważający śmiech. – L-L-Liria... tu...
Jego oczy zaczęły patrzeć na każde pojedyncze cechy eshkary. Różno kolorowe oczy, który nigdy się nie zamykały. Były w kształcie oczu Kherita...
Potem ten szaleńczy uśmiech. I widok tych włosów, które wciąż były krzywo obcięte. Aina, matka Ester. Postrzyżyny Lirii Foldir, maj 936...
-Cokolwiek widziałeś, to tylko złudzenie. Popatrz jeszcze raz. Uspokój oczy, patrz na mnie – nie było już tam tej znajomej twarzy, której widok. Była tylko Imira, która nie wiadomo kiedy zaczęła przytrzymywać jego nadgarstki. Nie zanotował momentu, w którym kobieta go chwyciła.
Gdzie jest Liria?
Zaczął panicznie jeździć wzrokiem po otoczeniu. Nie był w stanie patrzeć zbyt daleko. Widział tylko to, co było w obrębie światła latarni, która wciąż spoczywała w ręce Imiry. Chyba ominął jakieś słowa kobiety na przeciwko.

Styryjka złapała go za policzki i skierowała ku sobie. Twarz Lirii powróciła jakby jeszcze wyraźniejsza... jakby... jakby realna. Mimo wszystko, twarz furyer prześwitywała. Do jego uszu doszedł jakiś dziwny gwizd jakby z przodu, ale skupił się na słowach Styryjki.
- TO JEST ZŁUDZENIE! Iluzja. Masz do czynienia z kimś, kto działa magią na twój umysł. Słuchaj mnie! Przypomnij sobie kogoś absolutnie dla ciebie najważniejszego. Ester. – Ester. Teraz to jej twarz zmieszała się z tą Lirii.
Potrząsnął głową. Ester. Tylko Ester. Zamknął oczy i skupił się na chwili, gdy wyznał jej miłość... a szli w kierunku miejsca, gdzie była... Liria.
Joder, znowu mimo wszystko ONA.
-Teraz przypomnij sobie jakieś słowa, które cię z nią łączą, coś co sobie nawzajem mówicie, albo co pamiętacie z dawna, piosenkę, wiersz z dzieciństwa. Słowa. To ważne. Skup myśl na tych słowach i powtarzaj je. Niech te słowa przypominają ci o Ester, o tym, że ona o tobie myśli, że robisz to dla niej. – nie otwierając oczu, słyszał domieszkę psychicznego głosu, który nie pozwalał mu odejść.
Wiersz z dzieciństwa... Od razu przypomniało mu się coś starego. Coś, co miało związek i z Lirią, i z Enarook... Chociaż niekoniecznie z Ester.
Ale nic innego nie przychodziło mu do głowy. Dlatego obraz skupił się przede wszystkim na Estelli, na innych dzieciach, na rodzicach, ale też na Ester... i na tęsknocie.

Kiedy mgły znów straszą ludzi
W głębi lasu On się budzi
Póki Jego serce w dłoni
Wszystkich wrogów on wygoni


Gdy powtórzył rymowankę dwa razy, otworzył oczy. Wtedy twarz eshkary zaczęła się rozciągać. Wychodziła wręcz z twarzy furyer i po chwili rozpłynęła się w obłok dymu.
Widzę Cię! Mam ochotę na zabawę! I teraz też Cię widzę! Ale TY mnie nie widzisz! Co tam u Twojej mamusi, chłopczyku? Chcesz się śmiać! Śmiej się ze mną!
Najpierw widok matki. Spracowana twarz Raquel była bardzo, bardzo zmęczona.
Po chwili obraz rozmył się, a z jego ust wydał się szaleńczy śmiech. Gdy zabrakło mu tchu, otrząsnął się.
Spojrzenia towarzyszy spoczywały na nim. Czuł ból. Ból z tego powodu, że stał się niepotrzebnym balastem...
Znów jakby wstrząsnął głową, wyrzucając niechciane myśli.
Na szczęście niezręczną ciszę po tym wszystkim przerwał spokojny głos Imiry.
- Musisz się przyzwyczaić do tych iluzji. Będą cię straszyc, rozpraszać, wkurzać. Znajdź słowa, które będą rozpraszać iluzję. Sprzęż je z obrazem w twojej głowie, z obrazem bezpiecznej, silnej przyjaciółki... Poradzisz sobie z tym, obiecuję. Wszyscy sobie z tym jakoś radzimy, bo wiesz... Każdy z nas... Każdy z nas widzi te iluzje. – zapewniała.
- J-Ja... Ja Was przepraszam. – westchnął ciężko. – Nie wiem co się ze mną dzieję. I... muszę się faktycznie nauczyć nad tym panować... – wzdrygnął się, przypominając sobie twarz Lirii splątaną z twarzą Imiry. – Dziękuję Ci... – spojrzał z wdzięcznością na kobietę.
W końcu tylko ona przyszła mu z pomocą. Reszta tylko gapiła się, gdy on majaczył na jawie.
Co... co jeśli... co jeśli Liria dostarcza potężniejszych wizji niż Dagmara? Bo przecież Liria to chaos, a Dagmara... to tylko ciemność?
Nie, nie powinienem tak tego oceniać. U mnie to był tylko jeden epizod. No, dobra... maksymalnie dwa, a u nich... Słyszałem, że potrafią mieć jej wizje codziennie...
Imira puściła jego ręce i rozluźniła swoje dłonie.
Stał na tyle blisko, żeby usłyszeć jej głos...

Zawitaj, Bogini w słońca blasku
Wieniec ponad Twoją głową z gwiazd dwunastu
Zawitajże Bogini w blasku słońca Zostań z nami...
Zostań z nami aż do końca.


Wtedy wtrącił się Talsoi.
- Imira! Czas.
Cóż... stali faktycznie już tu za długo. I to wszystko przez niego. Najpierw ten cały Miguel wyskoczył na niego, a on głupi nie zareagował. Potem zwrócił swoją głupią uwagę na temat Lirii w krzakach. No... i teraz. Ona.
- Zgadzam się z panem wysokim! Powinniśmy szybciej zacząć przemieszczać nasze cztery litery – przerwał na chwilę hobbit, wyraźnie licząc członków pościgu. Jednak po chwili odpuścił i dokończył. - A raczej dużo wiecej niż cztery, biorąc pod uwagę ile nas jest, w kierunku naszych kochanych zdrajców.
Ruszył się w końcu. Zebrał z ziemi latarnię, którą pewnie zostawiła tam Imira, próbując go opanować.
Hobbit był już na przodzie. Tak samo Hektor. Poszedł za nimi w ciszy. Nie myślał o niczym, tylko o drodze i tym co go czeka dalej...
<jak już wszyscy ruszą - idzie i schylony szuka śladów z latarnią przy ziemi (w zeszłym poście już pisałem mniej tego opis.>

Indiana - 11-11-2017, 04:08

Uderzcie w dzwony potężne
Uwierzcie w serca swe mężne
Ufajcie Pani w Czerwieni
Światłości wśród cieni...

Jak pokrętnie w kontekście szkarłatnej sukni Dagmary brzmiały te słowa. Ale Imira już dawno to ułożyła sobie w głowie, wytłumaczyła. Dagmara bardzo lubiła parodiować Tavar. Lubiła przeinaczać, wypaczać, udawać, zwiodła tak kilku jej żołnierzy, wyłudzając hołd, który potem niemal kosztował ich życie. Ale Panienka była Światłem Wśród Cieni, nadzieją. Ona, zaprzysiężona Styryjka, wiele razy słyszała ją i odczuwała jej obecność. Zawsze je odróżni.
Światłość Wśród Cieni... Ile razy te slowa wyciągały ją z krawędzi ciemności. Pod Visnohorą. W Strefie. Teraz... Teraz musi nauczyć się wyciągać innych.
- Lekceważycie to...Cholera... - rozejrzała się dookoła. Zaklęła pod nosem, widząc reakcję ludzi, ktorych już trochę zaczęła traktować jak "swój oddział". Błąd. Lekceważenie priorytetów taktycznych, jak powiedzialby Kethren - STAĆ! - krzyknęła, lub może bardziej syknęła przez zęby, nocna cisza lasu wystarczająco podkreślała dźwięki, by usłyszeli ją bez krzyczenia.
Poczekała, aż wszyscy na nią zwrócą uwagę. Torres też.
- Wiem, ze czas nagli, psiakrew! - powiedziała z naciskiem, by wzięli poważnie jej słowa - Naprawdę, k****, wiem, że z każdą chwilą są coraz dalej! Ale nie scigamy złodziei owiec, cholera! Ścigamy coś, czego natury nie rozumiemy i brak rozwagi to wpieprzenie się na minę! - przejechala wzrokiem po zmęczonych twarzach... tak, wiedziała, że chcą możliwie szybko mieć to z glowy, że tęsknią za akcją, bo to ich obudzi i ożywi... Ale to nie było takie łatwe - Słuchać! My tropimy zdrajców, tymczasem sami zostaliśmy wytropieni. Eskhara nas wyczuwają. Nie widzę ich fizycznie, ale ich czujemy. Połowa z nas ma złudzenia wzrokowe, omamy, a to jest nie tylko zmęczenie. One caly czas atakują nasze zmysły. Torres, wiem, ze masz na to wyłożone, bo masz z tym do czynienia od dawna. A oni nie. Jeśli nie zapanujecie nad tym, za chwilę okaże się, że ktoś do kogoś wywali z samopału albo wpakuje nóż w brzuch, bo mu się coś zdawało! Albo wyda nas przed tamtymi, przypadkiem, z powodu przywidzenia! - uspokoiła trochę gniewny głos - To nie są dylematy zmęczonego nastolatka czy jakies pitolenie ze zmęczenia, to jest atak psioniczny. Wszystko, co powoduje wasze nerwowe rozglądanie, wrażenie, że to tam stoi, że coś jest obok, że idzie za wami. To jest atak psioniczny. Jeśli nie umiecie sobie z tym radzić, to jesteście chodzącą bombą zegarową...
Wzięła wdech. licząc na to, że tym razem nie zobaczy zblazowanej i znudzonej miny towarzyszy z Tercji, że jej pomogą w tym, bo przecież musieli rozumieć, że ma rację, że w tej akcji muszą móc liczyć na towarzyszy... Spojrzała prosząco na Miguela i Torresa, licząc na wsparcie i zaczęła tłumaczyć to samo, co Ionowi przed chwilą.
- Nie da się wedrzeć do umysłu, dopóki nad nim panujecie. A ludzki umysl działa na skojarzeniach. Musicie stworzyć swoje skojarzenia, spiąć je z czymś czym je latwo przywołać. Najlepsze są słowa-klucze, to technika, jaką się stosuje do obrony przed przesłuchaniem. Skojarzenie tego, co dla was najważniejsze, motywacji do walki, poczucia stabilności... Słowa, które będziecie sobie powtarzać w każdej chwili wolnej, w marszu, w myślach, przed snem, po obudzeniu. Zeby zaczęły być automatyczne...Wtedy będziecie umieli odegnać iluzje budowane przez eskhara... Nie lekceważcie tego. To jest realny przeciwnik...
Zamilkła patrząc na ten przypadkowy oddział. Nie da się w kilku zdaniach zastąpić miesięcy treningu. Przypominając sobie tryb, w jakim tercja szkoli do wytrzymywania przesluchan, mimowolnie się otrząsnęła. Ale może chociaż... Może zrozumieją, co się dzieje, może nie zlekceważą zagrożenia.
Zwłaszcza, jeśli Miguel i Torres ją poprą...
Potem możemy ruszyć choćby biegiem... Co w sumie całkiem by się zdało w tej pogodzie.

VanRex - 11-11-2017, 14:04

Stał oparty o drzewo czekając, aż grupa się oddali, no ale tak się nie stało. Coś ewidentnie było nie tak z Ionem, a Imira postanowiła mu pomóc. Współczuł chłopakowi, to fakt, pamiętał jak Dagmara pierwszy raz zawitała w jego życiu, a on jeszcze nie rozumiał co wtedy tak naprawdę zaszło. Przykre wspomnienie tego poczucia bezradności... Chociaż w chwili kiedy przywołał je w myślach miał przykre przeczucie, że ktoś się w tej chwili cieszy na tą myśl.
Furyer spojrzała na niego i Miguela, a to wzbudziło ciężkie westchnięcie Torresa. Jakkolwiek Imira miała rację, tak było to cholernie upierdliwe i nikt nie mógł temu zaprzeczyć.
-Słuchaj joven - spojrzał na Iona - Nie mam bladego pojęcia co widziałeś, ale słuchaj się pani dowódcy, bo ma racje. Te wizje wrócą, nie licz na cud pozbycia się ich, więc nie wyrywaj do przodu jak głupi tylko poświęć tą chwilę żeby się na nie przygotować. Notabene polecałbym to każdemu z was, bo chyba wszyscy mieliśmy mniejszy lub większy kontakt z tym eshkarowym bajzlem. - Spojrzał jeszcze na Imirę - Ale elf ma również racje, goni nas czas. Z każdym zdaniem Sangre jest coraz dalej i zaczynam powątpiewać w możliwość dogonienia ich, szczególnie w naszym stanie. Niemniej jeśli chcemy mieć chociaż pojęcie gdzie mamy ich szukać, to powinniśmy się ruszać. I to najpewniej biegiem, a powątpiewam w zdolności szybkiego biegu hobbitów. Bez urazy - przerzucił wzrok na Helianthusa - to przez te wasze krótsze nogi. Niemniej jeżeli trzeba, mogę zabrać Miguela albo Hektora i ruszymy przodem. Niech nam tylko pan Hobbit wytyczy nowy kierunek.

Omar - 11-11-2017, 22:46

Podszedł do wysokiego żołnierza. Przez chwilę rozważał, czy nie skorzystać już teraz ze swojego nowego słownika, lecz powstrzymał się. Postanowił zachować to na lepsze sytuacje.

- Dobra, słuchaj i zapamiętaj. Moja wizja skończyła się około 200-300 metrów za pierwszym zakrętem w prawo odchodzącym od tej ścieżki - idziecie zgodnie z nią i przy pierwszym rozwidleniu idziecie w prawo i dalej za śladami. A teraz pędź niczym wiatr, nasz długonogi łosiu! - Prawdopodobnie właśnie zarabiał na porządną fangę w nos od "długonogiego" ale stwierdził, że było warto. Pomogło mu to trochę odreagować część zdenerwowania, która w nim kipiła, coś jakby na chwilę zdjął garnek z wodą z nad ognia. Nie potrzebował teraz złości, a czystego umysłu, który zdecydowanie lepiej będzie podejmował decyzje, w razie jakiejś niefortunnej konfrontacji z czymś niepożądanym.

Rivus - 12-11-2017, 03:39

-STAĆ!
Zatrzymał się i zawrócił. Stanął trochę z boku, tak, żeby nie być w tamtym miejscu, co wtedy, gdy widział jej twarz.
- Wiem, ze czas nagli, psiakrew! Naprawdę, k****, wiem, że z każdą chwilą są coraz dalej! Ale nie scigamy złodziei owiec, cholera! Ścigamy coś, czego natury nie rozumiemy i brak rozwagi to wpieprzenie się na minę! - spojrzała po kolei na każdego z nich.
- Słuchać! My tropimy zdrajców, tymczasem sami zostaliśmy wytropieni. Eskhara nas wyczuwają. Nie widzę ich fizycznie, ale ich czujemy. Połowa z nas ma złudzenia wzrokowe, omamy, a to jest nie tylko zmęczenie. One caly czas atakują nasze zmysły. Torres, wiem, ze masz na to wyłożone, bo masz z tym do czynienia od dawna. A oni nie. Jeśli nie zapanujecie nad tym, za chwilę okaże się, że ktoś do kogoś wywali z samopału albo wpakuje nóż w brzuch, bo mu się coś zdawało! Albo wyda nas przed tamtymi, przypadkiem, z powodu przywidzenia! - jej głos nagle stał się nieco bardziej opanowany. - To nie są dylematy zmęczonego nastolatka... - poczuł spojrzenie na sobie - ...czy jakies pitolenie ze zmęczenia, to jest atak psioniczny. Wszystko, co powoduje wasze nerwowe rozglądanie, wrażenie, że to tam stoi, że coś jest obok, że idzie za wami. To jest atak psioniczny. Jeśli nie umiecie sobie z tym radzić, to jesteście chodzącą bombą zegarową... - przerwała, robiąc głęboki wdech.
Popatrzyła się jakby po twarzach tych z Tercji - Miguela i Torresa. Szukała wsparcia?
Mimo braku odpowiedzi, kontynuowała dalej swoją wypowiedź.
- Nie da się wedrzeć do umysłu, dopóki nad nim panujecie. A ludzki umysl działa na skojarzeniach. Musicie stworzyć swoje skojarzenia, spiąć je z czymś czym je latwo przywołać. Najlepsze są słowa-klucze, to technika, jaką się stosuje do obrony przed przesłuchaniem. Skojarzenie tego, co dla was najważniejsze, motywacji do walki, poczucia stabilności... Słowa, które będziecie sobie powtarzać w każdej chwili wolnej, w marszu, w myślach, przed snem, po obudzeniu. Zeby zaczęły być automatyczne... Wtedy będziecie umieli odegnać iluzje budowane przez eskhara... Nie lekceważcie tego. To jest realny przeciwnik... - dokończyła i zamilkła.
Skojarzenie. Namyślił się dość dobrze... Skupił się na tej chwili, w której przez chwilę zapomniał, że są w tym niebezpiecznym świecie... Gorzej, że jego pamięć była zawodna i mógł przeinaczyć chwilę...

- O! Ester! Zapomniałem... mam coś dla Ciebie!- wypowiedział parę słów, przypomonając sobie o przedmiocie, który był gdzieś przy pasie.
- Masz coś dla mnie? Co to jest? - odpowiedziała ze zdziwieniem, a Ion zaczął grzebać chwilę w swojej kaletce.
Wyjął muszlę. W środku wyglądała jakby zdobiła ją masa perłowa. Na zewnątrz była lekko czerwona i miała bardzo dziwny kształt. Była jak ta od ślimaka, ale chropowata i mająca nieregularne górki na sobie.
-Jaka ładna! Dziękuję! - niemal wykrzyknęła z radości. - Skąd ją masz?
- Ach... kiedyś znalazłem ją na tej jednej talsojskiej łódce i czekałem na dobry moment, żeby Ci to podarować - uśmiechnął się.


Dalej wspomnienie odeszło lekko, nienachalnie. Rozmowa zaczęła się rozmywać, a para nastolatków z Enarook oddalała się coraz dalej, trzymając się za ręce. Po chwili obraz z umysłu Iona totalnie zniknął.
Ester.
Jego myśli skutecznie rozwiał Torres.
-Słuchaj joven - spojrzał na niego, a Ion zamienił się w słuch. -Nie mam bladego pojęcia co widziałeś, ale słuchaj się pani dowódcy, bo ma racje. Te wizje wrócą, nie licz na cud pozbycia się ich, więc nie wyrywaj do przodu jak głupi tylko poświęć tą chwilę żeby się na nie przygotować. - ale przecież miał zamiar już to robić w podróży... -Notabene polecałbym to każdemu z was, bo chyba wszyscy mieliśmy mniejszy lub większy kontakt z tym eshkarowym bajzlem.- jego wzrok zwrócił się w kierunku Imiry. - Ale elf ma również racje, goni nas czas. Z każdym zdaniem Sangre jest coraz dalej i zaczynam powątpiewać w możliwość dogonienia ich, szczególnie w naszym stanie. Niemniej jeśli chcemy mieć chociaż pojęcie gdzie mamy ich szukać, to powinniśmy się ruszać. I to najpewniej biegiem, a powątpiewam w zdolności szybkiego biegu hobbitów. Bez urazy, to przez te wasze krótsze nogi. Niemniej jeżeli trzeba, mogę zabrać Miguela albo Hektora i ruszymy przodem. Niech nam tylko pan Hobbit wytyczy nowy kierunek.
W czasie, gdy Torres wypowiadał swoje zdanie, Helianthus już był obok niego.
- To... skoro mówisz, że z każdym zdaniem są dalej, to może faktycznie się ruszmy, a reszta obmyśli wszystko to o czym mówiła Imira w drodze, c... - chciał dokończyć, ale (?) hobbit wciął mu się w zdanie, widocznie znajdując odpowiednią ripostę na zdania przytoczone przez żołnieża Tercji.
- Dobra, słuchaj i zapamiętaj. Moja wizja skończyła się około 200-300 metrów za pierwszym zakrętem w prawo odchodzącym od tej ścieżki - idziecie zgodnie z nią i przy pierwszym rozwidleniu idziecie w prawo i dalej za śladami. A teraz pędź niczym wiatr, nasz długonogi łosiu!
Ion parsknął śmiechem, słysząc dwa ostatnie słowa i popatrzył się po wyczerpanych twarzach reszty.

Mikes - 12-11-2017, 17:12

Stać
Te słowa wybudziły go z chwilowej zadumy nad tym, że od kilku dni nie wyczuwał obecności pewnej starej, znienawidzonej znajomej. Zachował oczywiście czujność. Zdawał sobie sprawę, że Imira rozmawia z mocno poruszonym byłym zakładnikiem oraz że zniecierpliwienia reszty grupy. Zwyczajnie nie uznał tego za swoją sprawę. Imira nadawała się do tej rozmowy ze sto razy bardziej niż on. Nie do niego należało też zarządzenie wymarszu. Zajął się więc porządkowaniem własnych myśli. Przynajmniej do chwili, w której sytuacja zaczeła go dotyczyć. Po usłyszeniu pierwszych słów był już całkowicie aktywny.
Wiem, ze czas nagli, psiakrew! Naprawdę, k****, wiem, że z każdą chwilą są coraz dalej! Ale nie scigamy złodziei owiec, cholera! Ścigamy coś, czego natury nie rozumiemy i brak rozwagi to wpieprzenie się na minę! Słuchać! My tropimy zdrajców, tymczasem sami zostaliśmy wytropieni. Eskhara nas wyczuwają. Nie widzę ich fizycznie, ale ich czujemy. Połowa z nas ma złudzenia wzrokowe, omamy, a to jest nie tylko zmęczenie. One caly czas atakują nasze zmysły. Torres, wiem, ze masz na to wyłożone, bo masz z tym do czynienia od dawna. A oni nie. Jeśli nie zapanujecie nad tym, za chwilę okaże się, że ktoś do kogoś wywali z samopału albo wpakuje nóż w brzuch, bo mu się coś zdawało! Albo wyda nas przed tamtymi, przypadkiem, z powodu przywidzenia! To nie są dylematy zmęczonego nastolatka czy jakies pitolenie ze zmęczenia, to jest atak psioniczny. Wszystko, co powoduje wasze nerwowe rozglądanie, wrażenie, że to tam stoi, że coś jest obok, że idzie za wami. To jest atak psioniczny. Jeśli nie umiecie sobie z tym radzić, to jesteście chodzącą bombą zegarową...
Co tu dużo mówić. Miała rację. Także w sprawie tego, że on sam zwrócił na to uwagę w mniejszym stopniu. BA. Przez brak kontaktu z Dagmarą przez ostatnie dni prawie o tym zapomniał. Gdy Imira na niego spojrzała pokiwał głową na znak, że absolutnie zgadza się z tym co powiedziała. Zaczął układać sobie w głowie w jaki sposób mógł by się do tego dołożyć. Kiedy zaczął nad tym mysleć Imira kontynułowała wypowiedź.
Nie da się wedrzeć do umysłu, dopóki nad nim panujecie. A ludzki umysl działa na skojarzeniach. Musicie stworzyć swoje skojarzenia, spiąć je z czymś czym je latwo przywołać. Najlepsze są słowa-klucze, to technika, jaką się stosuje do obrony przed przesłuchaniem. Skojarzenie tego, co dla was najważniejsze, motywacji do walki, poczucia stabilności... Słowa, które będziecie sobie powtarzać w każdej chwili wolnej, w marszu, w myślach, przed snem, po obudzeniu. Zeby zaczęły być automatyczne...Wtedy będziecie umieli odegnać iluzje budowane przez eskhara... Nie lekceważcie tego. To jest realny przeciwnik...
Wedrzeć do mojego umysłu? Kto chciał by wchodzić do tak spierdolonego miejsca? Inna spierdolina. Tak to wiele tłumaczyło na temat pani w czerwieni (tej złej ma się rozumieć). Wywołało to na jego twarzy lekki uśmiech. Szybko uznał, że uśmiech w kontekście tej wypowiedzi może być uznany za przejaw własnie wspomnianego lekceważenia, więc wrócił do poważniejszej miny. W tym momencie odezwał się Torres.
Słuchaj joven. Nie mam bladego pojęcia co widziałeś, ale słuchaj się pani dowódcy, bo ma racje. Te wizje wrócą, nie licz na cud pozbycia się ich, więc nie wyrywaj do przodu jak głupi tylko poświęć tą chwilę żeby się na nie przygotować. Notabene polecałbym to każdemu z was, bo chyba wszyscy mieliśmy mniejszy lub większy kontakt z tym eshkarowym bajzlem. Ale elf ma również racje, goni nas czas. Z każdym zdaniem Sangre jest coraz dalej i zaczynam powątpiewać w możliwość dogonienia ich, szczególnie w naszym stanie. Niemniej jeśli chcemy mieć chociaż pojęcie gdzie mamy ich szukać, to powinniśmy się ruszać. I to najpewniej biegiem, a powątpiewam w zdolności szybkiego biegu hobbitów. Bez urazy, to przez te wasze krótsze nogi. Niemniej jeżeli trzeba, mogę zabrać Miguela albo Hektora i ruszymy przodem. Niech nam tylko pan Hobbit wytyczy nowy kierunek.
Te wizje wrócą. O tak zawsze wracają. Zaczął się zastanawiać, czy grupa faktycznie zdecyduje wysłąć część osób przodem i czy zostanie do tego wytypowany. I tak jak pierwszego pewien nie był tak drugiego jak najbardziej. Jego myśli zostały przerwane przez kolejnego mówcę.
Dobra, słuchaj i zapamiętaj. Moja wizja skończyła się około 200-300 metrów za pierwszym zakrętem w prawo odchodzącym od tej ścieżki - idziecie zgodnie z nią i przy pierwszym rozwidleniu idziecie w prawo i dalej za śladami. A teraz pędź niczym wiatr, nasz długonogi łosiu!
Sprawdzają się moje przewidzenia. Już mówią jak mamy biec. Zaraz! Czy on nazwał Torresa "długonogim łosiem". Tego się nie spodziewałem, ale napewno to wykorzystam. Choć gdzie Torres jest podobny do łosia? Brzydki owlosiony ryj by sie zgadzał, ale nogi? I rogów mu brakuje. Na tą myśl znowu lekko sie uśmiechnął. I wydał dzwięk, którego stanowczo nie nazwał by śmiecham raczej takie pojedyncze he aprobujące właśne myśli. wypadało by coś powiedzieć. Szczególnie, że tym niby śmiechem zapewne zwróciłeś na siebie odrobine uwagi. Geniuszu. Czy ja gadam do siebie?
Zgadzam się z tym co powiedziała furyer. Chociaż oberwanie z samopału grozi nam tu chyba najmniej. Bardziej obawiał bym sie noża, łuku lub innej magii. Niestety mogę conajwyżej apelować o nie atakowanie wszystkiego co wyda się naszym wrogiem. Nie jestem pewien na ile jesteśmy podsłuchiwani i obserwowani. Jednak może warto było by wymyślić jakieś słowo lub słowa, którymi identyfikowali byśmy siebie jako przyjaciół. Coś co moża zawałoć jak osoba z grupy celuje do ciebie lub szarżuję w twoim kierunku. Może ten pomysł nie jest genialny, ale na razie mam taki. Idąc dalej. Nie jestem pewien czy rozdzielenie jest najlepszym pomysłem. Jak się rozdzielimy to komunikacji nie ma. Może sie skończyc jak poprzednio, czyli ktoś na kogoś wyskoczy z krzaków, lub gorzej, czyli najpier strzeli. Zresztą czy nie poto idziemy wiekszą grupą, by mieć przewagę. Słyszałem też, że tamta grupa składa się z cywili po za jedynym mierda cuya madre era una puta. Choć moze niewarto obrażać jego matki. Powiedzmy, że zwodła go pewna puta, a matke zostawmy w spokoju. Wracając. Cywile oznaczają, że mogą iść najwyżej tak szybko jak my. Hmmm. Jedyny powód, dla którego może warto sie rozdzielic to wysłac kogoś do tego miasteczka, o którym wspominałem w raporcie. Może dało by się z tamtąd zdobyc jakies konie? Nie byłem tam, więc nie wiem. Ale szansa istnieje, a dało by to spora przewagę. To chyba na tyle jeśli chodzi o pomysły na ten moment. Na chwilę zamilkł. spojrzał w stronę Iona. Wspomniałeś, że cię nie przeprosiłem. Z tego co pamiętam przepraszałem wszystkich, ale w sumie masz prawo rządać osobistych przeprosin. Przepraszam. Przy ostatnim słowie lekko skłonił głowę. Teraz proponował bym dalszy marsz. Z ewentualnym rozważeniem mojej propozycji po drodze. Inaczej Torres zarośnie i faktycznie zacznie przypominać łosia i to wyjątkowo brzydkiego. Eeee. W głowie brzmiało lepiej. Co cię potkusiło, mój niższy toważyszu, by przyrównac go do łosia. Brak gracji, nienajpiekniejsza twarz, to może się zgadzać, ale łoś ma rogi i całkiem mądre spojrzenie, a Torres po za brakiem dwóch wymienionych przed chwilą, nie ma jakoś specjalnie długich nóg. To mówiąc zwrócił spojrzenie na Torresa. Nie żebym coś miał do twoich nóg oczywiście. I uśmiechnął się. O jak dobrze być wśród swoich. Szanował Torresa i miał go za przyjciela. Zresztą odobnie jak Imirę. W sumie ciekawe, czy wpakuje mi za to kulkę. w czasie misji było by to nie praktyczne, ale mnie osobiście by kusiło. Kolejny raz sięgał po poczucie humoru by rozproszyć nieprzyjmena sytuację. Często to robił. Taki już był.

Indiana - 13-11-2017, 05:53

Skinęła głową w podziękowaniu Torresowi za jego słowa, za odczytanie tej prośby o wsparcie. Była wdzięczna, że pomimo swojego podejścia do cywili i ogólnego stanu zrozumiał i pomógł. Zależało jej na tym, żeby zrozumieli powagę sytuacji, pojęli zagrożenie, przed którym stoją… W każdym razie zależało do czasu.
Wraz z kpiącymi słowami hobbita wyparowało jej to z głowy. W przeciwieństwie do wielu towarzyszy z oddziału, czy chłopaków z SSW, ona nigdy nie lekceważyła „pokurczów”. Dziwiło ją, że po tym, co zobaczyli w Silberburgu, ktoś mógłby ich lekko potraktować, uznać za niegroźnych istoty, posiadające wiedzę wystarczającą do zawierania układów z demonami, wystarczającą do zniewolenia tysięcy dusz poległych…
Ona nie lekceważyła hobbitów. z wielkim trudem powstrzymała się, żeby nie złapać Heliantusa za poły kurty, sprowadzając na wysokość swojej twarzy nie wywarczeć mu w oczy kilku pytań o to, czy na pewno chciał teraz w ten sposób kpić z jej słów i z jej towarzyszy.
Krok do przodu, zmrużone oczy, szybki gest ręką… Wyhamowała na tym geście, zacisnęła tylko zęby i pięści, przez chwilę oddychając ciężej.
Miguel… niezawodny Miguel zdążył się wtrącić, z tym swoim nadmiernym analizowaniem detali, dygresjami wokół byle gówna, i gadatliwością, która powinna ją irytować, a jednak nie irytowała, bo była wyrazem zaangażowania Styryjczyka. Imira miała różną, najczęściej ograniczoną cierpliwość do ludzkich zachowań, ale lekceważenie i obojętność znosiła wyjątkowo źle.
Wykorzystała czas, gdy mówił Miguel, raz jeszcze patrząc po tych twarzach. Tak…? Nudzą was moje słowa? Wiecie lepiej. Zawracam wam dupę. Poradzicie sobie. Możecie sobie pokpić i pomarudzić, bo przesadzam i wam, fachowcom i wyjadaczom, narzucam jakieś polecenia…
Aha…
Dobrze.
Nie muszę o was dbać. Nie muszę was traktować jak swoich. Gdy przyjdzie co do czego, wystarczy że uznam, ze jesteście niepewni. Nie muszę wam ufać. W sumie. Może dobrze, że będę tego świadoma….

Gdy Miguel umilkł, skinęła głową także jemu.
- Zrobicie z tym co zechcecie – warknęła w kierunku hobbita tonem chłodno- formalnym – Z efektami my zrobimy, co będziemy musieli. Styria! Do roboty, chłopaki.[b] - przeszła do tonu przyjazno-organizacyjnego - Hektor – zwiad, chcę cię mieć dwadzieścia metrów przed nami, czekasz na nas na każdym rozwidleniu. Idziesz bez światła, wychwytujesz ewentualne zagrożenie, nie atakujesz, wracasz z meldunkiem w razie jakichkolwiek podejrzanych ruchów. Ion - latarnia, kontroluj ślad, jesteś w tym najlepszy[/b] – klepnęła chłopaka w ramię, licząc, że otrząśnie go to z resztek upiornych wizji – Miguel i ja ubezpieczamy idącego ze światłem. Odległośc parę metrów od niego, krawędź światła, obserwacja po bokach. Ion, na hasło gasisz latarnię jednym ruchem. Na hasło, nigdy wcześniej. Torres, zamykaj, chc ę, żebyśmy mieli bezpieczne plecy. Dystans dwadzieścia metrów, nawet mniej, w razie zagrożenia dołączasz. Idziemy możliwie szybko, na tyle, na ile pozwoli czytanie śladu, jak się da, to biegniemy. Panowie – odwróciła się do elfa i hobbita na powrót chłodnym głosem – Wam nie rozkazuję, róbcie co uznacie za stosowne.
Ruszamy!

Elf - 13-11-2017, 17:51

Meril ruszył za grupą zajmując miejsce za lampą. Przez chwilę zastanawiał się czy chłodne słowa Imiry były skierowane do niego i hobbita, czy tylko do niziołka, a on dostał tylko rykoszetem. Uznał ze trzeba to wyjaśnić więc przesunął się w szyku bliżej Imiry i powiedział.
Słuchaj Imira. Ja wcale nie lekceważe zagrożenia. Szanuję twoją wiedzę i doświadczenie w walce z tym dlatego gdy mówiłaś o sposobach obrony przed wizjami, ja uważnie słuchałem i stworzyłem sobie mantrę z nawiązaniami tak jak radziłaś. Jest jednak faktem ze czas ucieka więc chciałem nas pospieszyć. Uśmiechnął się do niej przyjaźnie.Nie warczmy na siebie, bo to w niczym nam nie pomoże
czeka na odpowiedź po czym wraca na swoje miejsce w szyku

Leite - 13-11-2017, 18:15

<skok w czasie i przestrzeni>
Hektor
Byłeś na zwiadzie, czy też raczej pełniłeś rolę czujki z przodu. Droga delikatnie skręcała na południe, biegła pod takim kątem około dwóch i pół kilometra, po czym znowu szła prosto na wschód, a chwilę później, półtora kilometra dalej, odbijała bardziej na północ. Dookoła las był na tyle spokojny, na ile może być w trakcie porywistego wiatru oraz przelotnych opadów. Zbocze po prawej stronie opadało, ale przypuszczalny widok był zasłaniany przez drzewa, rosnące poniżej. Po lewej natomiast krzaki się skończyły, ustępując miejsca sosnom i przelotnie brzozom. Wiatr szumiał w koronach drzew, a teren raz po raz był oświetlony światłem księżyca. Dopiero, gdy ścieżka skierowała się na północ, teren zaczął się wyrównywać.
Patrzyłeś na ślady, ale bardziej skupiałeś się na wypatrywaniu zagrożeń - póki co wiedzieliście, gdzie macie iść, a przynajmniej hobbit to wiedział. Przypomniałeś sobie Lunę i jej piękne oczy. Ciekawe, co jeszcze widział Helianthus, a czego wy nie…
Ładnie zapanowałeś nad myślami. Nie czułeś też obecności, jaką spodziewałeś się mieć za plecami czy w krzakach. W pewnym sensie byłeś też ciekawy, co się stało z Ionem i dlaczego stali o parę sekund dłużej. Kolejna iluzja, z tego, co słyszałeś, ale jaka?
Droga zaczynała lekko zakręcać, kierując się niemal w linii prostej na północ. Jakieś trzydzieści metrów przed Tobą był wyraźny prześwit między drzewami, zwiastujący prawdopodobne rozdroże. Kiedy podszedłeś nieco bliżej, o jakieś ostrożne pięć metrów, dostrzegłeś, że jedna z ciemnych plam na owym prześwicie w istocie jest sylwetką człowieka. Zatrzymałeś się w cieniu krzewów z prawej strony. Z tej odległości, w ciemności, byłeś w stanie stwierdzić, że jest to istota raczej ludzka lub kształtem ludziom podobna. Jasny element ubioru. Spokój i brak ruchu. Nic więcej nie byłeś w stanie dostrzec.
Droga wiodła prosto ku prześwitowi, po prawej stronie rosły jakieśkrzaki, dookoła teren się wyrównał, a białe pnie brzóz niemal lśniły wśród sosen.

Helianthus
Postawiłeś sobie za cel nadążać za grupą i pokazać tym Styryjczykom, że nadążasz. Można się było spodziewać, że to Ty będziesz balastem opóźniającym, ale najwyraźniej nie, bo było nim zbędne gadanie. Cel wymagał od Ciebie więcej biegu i truchtu od reszty, ale nie było Ci z tym źle.
Zdążyłeś już zapomnieć o uczuciu bycia obserwowanym, jakie miałeś w halli. Nie miałeś żadnych zwidów. Szorstki głos Imiry nie sprawił, że poczułeś się jakoś źle. Byłeś hobbitem i obrałeś sobie cel, a nawet dwa, a hobbita od celu może odwieść tylko placek z wiśniami i jabłkami.
Mmmm….placek.
Pozwoliłeś sobie trakcie biegu na myślenie o różnych rzeczach, przy okazji obserwując otoczenie. Kto powiedział, że nie można patrzeć na ruchy w lesie, myśląc jednocześnie o dobrej bezie? Albo o pieczeni. Tak, pieczeń...Pieczeń jest dobra.
Kombinowałeś też, co mogą konkretnie znaczyć nowe słówka, zasłyszane od Tercji. Ciągle mówią “puta”, więc zapewne jest to obraźliwe. Może jak Kethren Cię wkurzy, to tym rzucisz. “Howen”, tak powiedział Torres do Iona. To może oznaczać jakiegoś niepewnego albo tchórza...Albo coś. Torres też powiedział “pendeho” do tego tam, co wylazł z krzaków. To też pewnie jest jakieś obraźliwe. Jakiś cwaniak, czy coś. I to…”kabrOn”. Zdecydowanie powiedział z naciskiem na O. A Imira rzuciła “ihito”. To brzmi jak jakiś sku*wesyn! I to “estupido”. Strasznie przeklinają ci Styryjczycy.
Wszystkie sobie powtarzałeś w drodze, biegnąc. I co jakiś czas sernik cioci Rozalii. Tak.
Droga zaczynała lekko zakręcać, kierując się niemal w linii prostej na północ.
Tutaj zapisuję to, jak to się czyta, bo Heli nie ma możliwości sprawdzić pisowni.

Miguel
Gdy ruszyliście, zdecydowałeś się wyłączyć mowę, a włączyć słuchanie. Imira opowiedziała Ci pokrótce, co się działo pod Twoją nieobecność. Stwory. Ślady. Estella. Dzieci. Narady. Stwory. Jakieś szaleństwo. Szakal. Problemy. Dużo problemów.
Cóż, najwyraźniej ominęła Cię niezła zabawa.
Z początku furyer mówiła krótkimi, nieco chłodnymi zdaniami, z powodu irytacji, jaką wywoływał w niej oddział. Ale potem nieco się rozluźniła i mówiła w swoim stylu, zwalniając gdzieniegdzie, urywając.
W pewnym momencie, kiedy droga zaczęła biec bardziej na południe, zauważyłeś kątem oka poruszenie, przypominające zamachowca, który chce Ci wbić sztylet pod żebra. Gwałtowny obrót, z jednoczesną świadomością, że Torres jest gdzieś z tyłu, potwierdziły Twoje przypuszczenia. Nikogo.
Asi que de nuevo esta puta. (więc znowu ta su..a)
Westchnąłeś i kontynowałeś trucht, kiwając głową Imirze, która urwała w pół zdania i zrobiła obrót za Tobą, że to kolejne zwidy. A tak długo był spokój.
W sumie dowiedziałeś się, że ścigacie zdrajcę z Czarnej Tecji, który się z n i ą dogadał.
Jakim cholernym cudem po tylu miesiącach od posiadania zwidów ktoś mógł się na nie zgodzić, ba, przyjąć ich wsparcie?
Traidor...Nigromante loco. ¿Quién esperaría de él ser esta mierda? Zdrajca… Szalony nekromanta. Kto by spodziewał się, że jest tym g*wnem (nekromantą)?
Droga zaczynała lekko zakręcać, kierując się niemal w linii prostej na północ.

Imira
To zdecydowanie nie był wymarzony oddział, aczkolwiek radzili sobie nie najgorzej.
Maldición…(dosłownie klątwa, tutaj raczej coś jak "cholera..." czy inny rodzaj przekleństwa)
Wolałaś się skupić na drodze i wyjaśnianiu Miguelowi, co się dzieje. W momencie opisywania ataku dwóch strażników zwróciłaś ponownie uwagę na to, że Dagmary nie ma za Twoimi plecami. Było to wręcz niepokojące uczucie, ponieważ spodziewałaś się jej z każdej strony.
Najwyraźniej tylko ty miałaś “wolne”, bo gdzieś w połowie opowiadania o korytarzach, co było najtrudniejsze dla Ciebie, Miguel odwrócił się gwałtownie i szarpnął za rapier, jakby ktoś go atakował.
Zareagowałaś podobnie. Cóż, wyszkolenie.
Niemniej jednak nikogo za Styryjczykiem nie było, a on przekazał Ci spojrzeniem, że coś za nim lazło według jego obserwacji. A więc on nie ma wolnego od la puta.
Gdy skończyłaś opowiadać, rozstaliście się, by chronić światło i wypatrywać ruchów parę metrów od niosącego je chłopaka.
Obserwowałaś drogę dookoła, z przyzwyczajenia szukając ruchów, które mógł przeoczyć Hektor, idący na przedzie. Droga delikatnie skręcała na południe, po to, żeby po około dwóch i pół kilometra znów kierować się prosto na wschód, a chwilę później, półtora kilometra dalej, odbić bardziej na północ. Czasami widziałaś sylwetkę idącego przed wami Hektora.
Od kiedy wyszliście z halli, mogła minąć najwyżej godzina i czterdzieści minut. (droga do tego rozstaju to około 7740m ;) )
Przy obserwacji otoczenia nie mogłaś też pominąć oglądania towarzyszy. Ion wydawał się powoli uspokajać, starał się dobrze znajdywać tropy w świetle lampy. Raczej pewnym krokiem biegł do przodu, od czasu do czasu zwalniając, by upewnić się, że na ziemi wciąż są ślady.
Helianthus przebierał krótkimi nogami i, o dziwo, ani nie narzekał, ani nie spowalniał grupy.
Twoją uwagę na chwilę przykuł Meril. Wysoki elf albo się rozluźniał, po czym krzywił albo zaczynał drżeć i robił się blady. Był zamyślony. Cokolwiek mu się działo, najwyraźniej jakoś sobie z tym radził.
Droga zaczynała lekko zakręcać, kierując się niemal w linii prostej na północ.

Ion
Nie miałeś ochoty już na nic. Ani na dokańczanie urwanego zdania, ani na rozmowy, słowem, na nic, poza szukaniem śladów i pójściem dalej. Liria skutecznie wybiła Cię z równowagi, dlatego najczęściej, patrząc na ślady, powtarzałeś sobie rymowankę, którą umiał każdy w Enarook.
Kiedy mgły znów straszą ludzi
W głębi lasu On się budzi
Póki Jego serce w dłoni
Wszystkich wrogów on wygoni

A przez Twoje myśli co jakiś czas przeplatały się wspomnienia z Ester. Nie planowałeś związku z nią, wyszło to zupełnie przypadkiem. Pomyśleć, że wszystko zaczęło się od durnych znikających kóz… Kiedy miałeś ich szukać, oddział wparował do wioski.
Czy to dziwne, że nie wiedzieliście, jak reagować?
A teraz, dwa lata później, wspominając dom, uświadomiłeś sobie, jak bardzo byłeś głupi wtedy. Jak niewiele wiedziałeś.
Mimo, że wiedzieliście, gdzie iść i gdzie Luna poprowadziła Helianthusa, to sprawdzałeś ślady, by być stuprocentowo pewnym, że podążasz we właściwym kierunku. Minęliście jedną, małą odnogę w lewo zaraz po wyruszeniu z miejsca, gdzie spotkaliście Miguela, a dalej ślady były w takim samym stanie, jak wcześniej. Jakieś buty wojskowe, idące prosto, chociaż często musiałeś ich szukać. Rzadko głębsze odciski na lewym poboczu. Jeszcze rzadziej lekkie, słabo odciśnięte ślady po butach terenowych. Większość czasu w sumie szliście na czuja, co jakiś czas tylko widząc w biegu któryś z tropów.
To zaowocowało niezłym czasem.
W międzyczasie znowu zaczęło siąpić deszczem. Wiatr naganiał coraz to nowsze chmury, które ustępowały kolejnym.
Słyszałeś szmer rozmowy między Imirą a Miguelem. Meril szedł w milczeniu, chociaż raz był dziwnie spięty, a raz zbyt rozluźniony. Heli parł naprzód, przebierając krótkimi nogami, by sprawnie dotrzymać kroku. Minę miał zaciętą.
Dobrze było wiedzieć, że ma się Hektora przed sobą i Torresa za plecami.
Droga zaczynała lekko zakręcać, kierując się niemal w linii prostej na północ.

Meril
Ruszyliście, wreszcie, po dłuższej chwili rozmowy. Miałeś nadzieję, że nie będzie za późno.
Ciepło, już nieprzyjemnie prażące, zmalało do stopnia przypominającego ciepły, letni dzień, ale wraz z Twoimi krokami malało bardziej i bardziej. Nie usłyszałeś już więcej głosu elfa, a jego wizerunek nie pojawiał się przed Twoimi oczami. Miałeś dobrze opanowaną kontrolę umysłu. W końcu 200 lat to więcej, niż ludzie mogliby marzyć o przeżyciu.
Ale myśli zostały i płynęły dalej.
Z powodu długowieczności wiedziałeś też, że wieczność to c h o l e r n i e długo. Mózgi istot krótko żyjących nie są w stanie tego pojąć tak dogłębnie, jak elfy. No, krasnoludy może trochę.
Wraz z wiecznością powróciły do Ciebie rozmowy o cieniach. A wraz z nimi Twoi towarzysze, którzy poszli w swoje strony. I przypomniałeś sobie, że chociażby trójka podziemnych miała tylko 7 loa. Niedawno wkroczyli w wiek dorosły, a już muszą się mierzyć z potwornościami pokroju Ondyny…
Poczułeś się tak, jakbyś nagle wpadł do zimnej wody. Już nie było ciepła, a zacząłeś drżeć z zimna. Wydawało Ci się, że nie możesz oddychać. Ale Twoje myśli porwał już prąd i mknęły dalej, nie zastanawiając się nad stanem ciała. Szedłeś dalej. Czasem biegnąc. I myśląc.
Świat w ciągu ostatnich paru loa stał się bardziej bezlitosny. Mogłeś to zaobserwować, jako istota długowieczna. Z loa na loa coraz gorsze rzeczy się pojawiały. Kiedyś - Zapołudnie, potem Starzy Bogowie jednocześnie z najazdem na Północ, potem...Eskhara…
Gdzie się podziały era Cuivea, era Vainaren? Gdzie mityczni Najstarsi?
Nie wiedziałeś. Chłód nieistniejącej wody dookoła Ciebie zaczął opadać. Przez chwilę czułeś się normalnie, a potem znowu wróciło dziwne, nienaturalne gorąco.
Robicie to wszystko, całe to zamieszanie, po to, żeby było dobrze, chyba?
Ale czy kiedykolwiek nastanie pokój?
Skoro zawsze znajdą się zdrajcy pokroju Sangre?
Z tą myślą i innymi, kołaczącymi dookoła głowy, biegłeś truchtem przez noc z nietypową kompanią. Las był mniej więcej ciągle taki sam. Droga była w miarę równo. Nic, co by zwracało uwagę na otoczenie, a nie na własne myśli.
Trakt aczynał lekko zakręcać, kierując się niemal w linii prostej na północ.

Torres
Marszobieg za grupą nie był nawet taki zły. Widziałeś ich dokładnie, ale wzrok miałeś w miarę przyzwyczajony do ciemności, więc wolałeś nie patrzeć centralnie na lampę, którą niósł joven.
Dookoła las był na tyle spokojny, na ile może być w trakcie porywistego wiatru oraz przelotnych opadów. Zbocze po prawej stronie opadało, by w końcu stać się stokiem z widokiem na las i sąsiednią górę, ale niestety krzewy rosły wysoko i tylko przelotnie byłeś w stanie zobaczyć widok, zasłaniany również przez drzewa, rosnące poniżej. Po lewej natomiast krzaki się skończyły, ustępując miejsca sosnowemu lasowi, który piął się do góry. Wiatr szumiał w koronach drzew, a teren raz po raz był oświetlony światłem księżyca.
Słowem, warunki średnie, a do tego dochodziło zmęczenie oraz la puta, która najwyraźniej nie odpuściła.
Irytujące było to, że “nie nadążała” za Tobą. Gdy biegliście momentami, zostawała w tyle, na ile mogłeś stwierdzić, po to, by znowu się pojawić tuż za Twoimi plecami, gdy zwalnialiście. Nieodmiennie powodowało to dreszcz i szybsze bicie serca, ale też zwiększało czujność. Za każdym razem się odwracałeś, w celu upewnienia, że to na pewno tylko ona, a nie jakieś jej los malditos monstruos (cholerne potwory). I za każdym razem widziałeś tylko pustą ścieżkę, prowadzącą do osady.
Parę razy podeszła na tyle blisko, byś dosłownie poczuł jej aliento oddech na karku lub przy uchu. Zupełnie jakby zamierzała coś powiedzieć, ale zmieniała zdanie w ostatniej chwili. Z taką la perrasu*ą za sobą nie dało się w zupełności poświęcić obserwacji terenu.
Miałeś tylko nadzieję, że za jakiś czas bruja wiedźma sobie odpuści. Chciałeś dobrze zadbać o plecy furyer i reszty oddziału.
Zgrzyt butów na kamieniach za Tobą. Znowu. Znowu się odwracasz i znowu nic.
Maldita sea!cholera jasna!
Droga zaczynała lekko zakręcać, kierując się niemal w linii prostej na północ.

Hakan - 14-11-2017, 17:54

(...)Tak, to ewidentnie człowiek. Hmmm, raczej nikt nie zapuszcza się w las o takiej porze- czyli to potencjalny wróg. Tylko teraz pytanie kto? Jedna z tych upiornych istot z pazurami? Jeden ze zdrajców?
Hektor bezszelestnie wyciągnął granat paraliżujący i odruchowo zaczął bawić się nim w ręce.
Ma na sobie coś jasnego...
Nie mógł sobie przypomnieć, czy któryś z uciekinierów miał na sobie coś takiego. No dobra, Imira kazała się wycofać, chyba nie ma co zwlekać.
Hektor zaczął wycofywać się tyłem, wciąż patrząc na tajemniczą postać. Spojrzał jeszcze w miejsce, w którym powinna znajdować się głowa postaci. Nie mógł jednak dostrzec nic, a szczególnie zarysu kapelusza. Poza tym były członek czarnej nie nosiłby niczego jasnego. Kiedy był w odległości około 25 metrów od postaci odwrócił się i przyspieszył.
Starał się iść tak, by w miarę możliwości zasłonić światło latarni. Kiedy zrównał się z oddziałem(?) cicho powiedział:
-No więc, na rozstajach ktoś czeka, możliwie na nas. Nie mogłem przyjrzeć się mu dokładnie, ale nie jest to raczej Sangre. Ma na sobie coś jasnego, ale za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, czy ktoś z uciekinierów miał na sobie coś takiego. - Poczekał na jakąś odpowiedz- Teren się wyrównuje, po prawej stronie traktu rosną krzaki, chyba dość duże by się za nimi schować czy przekraść.- Wskazał teraz na lampę - Należałoby to zgasić i obmyślić jakąś taktykę -Obrzucił spojrzeniem twarze oddziału -Jakieś sugestie?

Omar - 14-11-2017, 23:50

Wraz z komunikatem Hektora, wszelkie myśli o szarlotce, wszelkie próby rozszyfrowania styryjskich przekleństw i innych słów, wszystko zostało odsunięte na dalszy plan. Teraz miał przed sobą potencjalne zagrożenie. Przypomniał sobie moment, kiedy usłyszał wycie, wtedy jeszcze nie znanej mu istoty - tego połączenia wija i wilkołaka, przed którym stanął z tarczą, broniąc reszty hobbitów maszerujących wtedy z nim. Teraz nie miał tarczy, ani nikogo na kim mu zależy, żeby go bronić. Ale miał też oddział Styryjczyków obok siebie, więc raczej się nie martwił o nic.

- Po co chcesz to gasić, skoro i tak jesteśmy już pewnie zauważeni? No chyba, że jak zgasimy, to nie zauważy, że któryś wejdzie w krzaki. Ale, zakładając, że to człowiek, to chyba zauważy że jednego brakuje. Albo możemy rzeczywiście liczyć na jego słabą spostrzegawczość a nasz łut szczęścia. - Powiedział, choć sam nie miał żadnego doświadczenia wojskowego. Ale ten tor rozumowania wydawał mu się całkiem sensowny. W razie czego wszelkie zaklęcia ofensywne miał odświeżone, gotowe w głowie. Ale nie chciał marnować teraz many, wolał być gotowy na ewentualne starcie z Sangre i spółką.

Indiana - 15-11-2017, 00:32

Wysoki elf miał rację. Niepotrzebnie rozciągała swoją irytację na wszystkich obecnych.
Poza tym, czy nie powinna się już przyzwyczaić... Dwadzieścia lat w tej służbie, na pierwszej linii, w akcjach, które nawet właśni dowódcy uważali za niewykonalne, chowając kolejnych zabitych przyjaciół, towarzyszy broni, poświęcone temu całe zycie...
Po to, zeby ci, dla których to robisz, dobrze odżywieni ignoranci w czystych ubrankach nazywali cię pajacem, śmiali się z poczucia zagrożenia, które im przynosisz, kpili z obaw i zasad. Zawsze było tak samo.
Nie da się porozumieć ponad tą przepaścią, jaką stwarza wojna. Dla nich zawsze będziemy smieszni, pretensjonalni, dziwni jacyś.

- Wybacz, Meril - mruknęła - Nie powinnam warczeć, masz rację- podniosła głowę i usmiechnęła się do niego- Po prostu... czasem mi trudno dogadać się z cywilami.

Szybki marszobieg był niemal przyjemnością, w zimną mokrą noc wręcz idealną. Skupiła się na sprawozdaniu dla Miguela, potem na obserwacji. Nie umknął jej uwadze nagły gest Styryjczyka, przyjęła do wiadomości, że są śledzeni uwagą eskhara, nie była tylko pewna, na ile to się przekładało na rzeczywistą świadomość, na ich sługi, czy potężne istoty zechcą ostrzec swoich dopiero nabytych wyznawców, czy zechcą ich bronić.
Cóż, była w pełni gotowa do każdej wersji, od wariackiego ataku do rozkazu wycofania się.

W ciemności zamajaczył kształt, po sposobie poruszania domysliła się, że to Hektor, ale odczekała zanim podejdzie, na wszelki wypadek z bronia pod ręką.
- No więc, na rozstajach ktoś czeka, możliwie na nas - zaczął zwiadowca i już w tym momencie syknęła do Iona "ŚWIATŁO!" (jeśli go nie zgasi, podejdę i je zgaszę lub zakryję płaszczem możliwie jak najszybciej)
Wysłuchała reszty meldunku, zanim zdążyła odpowiedzieć włączył się hobbit. Wysłuchała go do końca.
- Jeśli jest w miejscu, które wskazał Hektor, nie powinien zauważyć światła. Krzaki nadają się do zasadzki albo obiegnięcia w trakce walki, nie podejdziemy wystarczająco cicho przez krzaki. Możliwa konfiguracja to wysłanie wabika drogą i oskrzydlenia krzakami, ale uważam za zbyt duże ryzyko, że wabik dostanie bułę, a oskrzydlenie utknie w krzakach.
Hektor, masz strzałki i granaty alchemiczne z paraliżem. Czy ktoś z posługujących się magią dysponuje zaklęciami działającymi jak paraliż? Potrzebne jest zgarnięcie tego człowieka możliwie cicho, i możliwie bez zabijania, bo to nie musi być przeciwnik, a nawet jeśli, to z martwego gówno się dowiemy. Bo, haha, nie mamy nekromanty - zakończyła z sarkazmem.
(przepraszam za złamanie fabuły, tutaj w realnej akcji wydałabym jak najszybsze polecenia, zakładając że mam odpowiedzialność za dowodzenie. Ale gramy, a ja nie chcę nikomu zabierać frajdy z gry ;) Możemy też ustalić wersję na offtopie jesli naradę w tym momencie uznacie za mało realną)

Leite - 15-11-2017, 00:37

<na moje luz, przy okazji, ścieżka w tym miejscu minimalnie zakręca, zatem watpliwe, żeby was zauważył>
VanRex - 15-11-2017, 01:45

Światło zgasło, a Hektor wcześniej podbiegł do grupy. A to znaczy, że coś znowu się stało i tu narzuciło się pytanie. Czy przeciwnik to przewidział, czy nie? Torres nie miał zamiaru się nad tym długo zastanawiać. Lepiej założyć, że to plan wroga i być gotowym, niż wejść w pułapkę jak debil. Krył tyły i nie zamierzał dać się zajść, bo ciekawość wzięła górę. Zamiast tego skrył się na poboczu drogi w krzakach przy jakimś drzewie i zaczął nasłuchiwać, badając bacznie otoczenie. A ona wciąż tu była.
Ja, dama w sukni, noc zmierzająca ku świtowi oraz krzaki w lesie. No, no, normalnie jakbyśmy byli na randce, co?
Głupie myśli zawsze pomagały mu znieść obecność Dagmary. Uśmiechnął się jakby sam do siebie. To przecież Imira mawiała, że teraz możemy śmiać się albo płakać. Dodatkowo wcześniejsze wparowanie Miguela pomogło mu nieco pozbierać się z ponurego nastroju w jakim był. Może dlatego, że jego obecność podniosła ich szanse na sukces? Tak, kolejna z rzeczy, których jego kompan nigdy nie usłyszy z jego ust. I właśnie z tym uśmiechem i poczuciem wrogiej obecności czekał na wrogów, których mogło w ogóle nie być.

Elf - 15-11-2017, 18:03

Gdy usłyszał pytanie Imiry, Meril zaczął szybko wertować w głowie zaklęcia. Po chwili powiedział.
No w sumie to mam coś, ale nie wiem czy jest odpowiednie w tym wypadku
Widząc w mroku kilka pytające spojrzeń (?), kontynuował. Czy go sparaliżuje? Tak. Co prawda na nie więcej niż 5-10 sekund, ale tyle nam starczy. Czy jest ciche? Na pewno cichsze niż granat, ale będzie to słychać.
Czy widać? Zdecydowanie. Jest to, małe bo małe, ale jednak wyładowanie atmosferyczne
Zamyślił się przez chwilę. Z drugiej strony w taką pogodę nawet jak nasze cele zobaczą błysk lub usłyszą grzmot, to najpewniej zinterpretują go jako zbliżającą się burzę. Cel w każdym razie na pewno nie będzie miał czasu na reakcję.

Omar - 16-11-2017, 22:01

- Jedyne, co ja mogę zrobić to go obalić. A to spowoduje krzyk osoby, której zrobiło się raczej przykrą niespodziankę. Teoretycznie mógłbym teraz coś na szybko wymyślić, ale to raczej zaklęcie, które działałoby na dotyk - nie chcę tracić zbyt dużo many. - W głowie pojawił się obraz nieznajomego lądującego na ziemii z zaskoczoną miną. Choć nie wiedział jak wygląda jego twarz, przypomniał sobie tego kolegę z dzieciństwa, Egisa, Tryntyjczyka i wkleił jego twarz w miejsce twarzy nieznajomego, stojącego paredziesiąt metrów przed nimi. Nawet nie widział jego sylwetki, ale wyobraźnia robiła swoje. W sumie lubił tego Egisa, noszącego miano wioskowej pierdoły. Słyszał gdzieś tam, że jego syn podobno został magiem bojowym, ale przecież to tylko plotki które dostał w liście od jakiejś ciotki mieszkającej jeszcze w Tryncie - to mogła być prawda, ale raczej w to nie wierzył. Gdzieżby syn takiej pierdoły został magiem! I to wojskowym!

To wszystko było jakieś 35 lat temu... Dziwnie się czuł, wiedząc że już ma 40 lat. Niby jak na Hobbita to młody wiek, ale przecież na początku żył nie tylko wśród jego ziomków. Zaśmiał się pod nosem. Od razu się opanował. Jego myśli tak szybko przechodziły dalej, że nawet tego nie zauważał.

- W razie czego, zgłaszam się żeby podejść do tego... kogoś. - Nie wierzył, w to co właśnie powiedział. Nie był nigdy przesadnio odważny, ale teraz coś się w nim lekko poruszyło. Co dokładnie? Nie wiedział.

Leite - 19-11-2017, 02:03

Jeżeli coś poszło nie tak, jak miało iść wg offtopu, to powiedzcie, zmienię. Uznałam, że napiszę wasze ruchy w oparciu o to, co tam padło.

Wszyscy
Światło zgasło, jak tylko Hektor do was podszedł i zakomunikował, że coś się dzieje. Chwilę wam zajęło ponowne przyzwyczajenie się do ciemności.
-Miguel i ja idziemy lasem, Meril i Hektor lecicie poboczem, żeby gościa zneutralizować, ty, hobbit, jak się zgłaszasz, idziesz z Ionem z lampą i odwracacie uwagę od otoczenia. - powiedziała cicho Imira, starając się jak najlepiej zaplanować działania.
-Ile mamy dać wam czasu? - zapytał Ion, niepewnie trzymając zgaszoną lampę. Styryjka zastanowiła się przez chwilę.
-To jest jakieś pięćdziesiąt metrów, tak?
Hektor potaknął.
-Myślę, że jakieś trzy minuty wystarczą...potem wy z lampą, robiąc jakiś hałas, a w cieniu, bokiem drogi lecicie wy. - wskazała na elfa i agenta SSW. - Ciągle mamy Torresa za plecami, jako zabezpieczenie. To jak, wszystko jasne?
Wszyscy potaknęli. Dwójka z Tercji odłączyła się od grupy i wlazła cicho do lasu, idąc od lewej strony, pomiędzy drzewami, w kierunku prześwitu. Po obiecanych trzech minutach Hektor odpalił lampę Iona, który przekazał ją Helianthusowi. Następnie obaj ruszyli do przodu, środkiem drogi, próbując nawiązać nieobowiązującą pogawędkę. Meril i Hektor ustawili się na poboczu po obu stronach drogi, Meril po prawej, Hektor po lewej, poruszając się tuż poza zasięgiem światła.

Imira & Miguel
Las, chwała bogom, nie był bardzo zasypany gałązkami, chociaż i tak musieliście uważać na każdy krok. W dodatku ziemię pokrywał mech, skutecznie tłumiący kroki. Tylko raz Miguelowi nieopatrzna gałązka sie nawinęła pod but (45%, od 30% w górę jakikolwiek dźwięk), przez co zatrzymaliście się, żeby nie wydać ani jednego dźwięku więcej i nie zwrócić na siebie uwagi. Po chwili ruszyliście dalej.
Sytuacja ta przypominała wam wiele innych akcji Tercji, ale teraz stawka była całkiem, całkiem wysoka. Nie dorównywało to oczywiście Visnohorze, ale wciąż, było istotne. Dorwanie zdrajców oraz jednocześnie popleczników Eshkara, a także ewentualne testowanie na nich więzi z tymi istotami mogło się przydać w przyszłości.
Żadne z was nie czuło Dagmary ani nie słyszało jej kroków. Imira już od dłuższego czasu, Miguel od momentu zatrzymania się na rozstajach. Ale mieliście wrażenie, że to chwilowy spokój, zupełnie, jakby demonica wstrzymała oddech w oczekiwaniu.
Byliście już mniej więcej 10 metrów przed nieznajomym. Dało się zauważyć białą tunikę pod czymś ciemnym. Obcy nie wydawał się być zdenerwowany, spokojnie stał i patrzył w kierunku, z którego miała nadejść lampa.

Ion & Helianthus
Prowadziliście ze sobą rozmowę o niczym. Jako że hobbitowi łatwo było nawijać o ciastach, a Ionowi o jakieś wsi, wywiązała się całkiem ciekawa konwersacja na temat najbardziej udanych potraw, jakie jedliście.
Droga lekko zakręcała, a po chwili zauważyliście wspomniany przez Hektora prześwit i sylwetkę, która dopiero po chwili nabrała kształtów. Hektor musi mieć dobry wzrok, skoro stąd widział tę osobę, przemknęło wam przez myśl. Ale prowadziliście dalej dziwną, wymuszoną konwersację, starając się wyglądać normalnie.
Nie czuliście Lirii. Nie było żadnych demonów. Ale dało się wyczuć w powietrzu napięcie, jakby zaraz miało się coś wydarzyć.

Meril & Hektor
Szliście poboczem, Hektor z lewej, Meril z prawej. Dobiegały was ciche głosy Iona i Helianthusa, rozprawiających o tym, czyjej ciotki ciasto było lepsze.
Meril po swojej stronie miał krzaki, co jednocześnie dawało większe możliwości ukrycia się, ale też wymagało ostrożnego odsuwania co bardziej wystających gałęzi, żeby nie zahałasować przypadkowo. Hektorowi przypadła mniej osłonięta strona drogi, co nie przeszkadzało w ukrywaniu się.
Obaj przygotowaliście wasze środki do wykonania zadania. Hektor wyjął strzałkę i trzymał ją, gotowy do rzutu, Meril powtarzał zaklęcie, skupiając się na mocy dookoła siebie.
Dziwne temperatury ciała ustały, nie zauważaliście też dookoła niczego niepokojącego.Ale dało się wyczuć w powietrzu napięcie, jakby zaraz miało się coś wydarzyć.

Torres

Lampa pozostała ciemna przez parę minut, ale wciąż byłeś w stanie dostrzec, że grupa stoi. Odłączyły się od nich dwie postaci, później Hektor odpalił lampę, przekazaną hobbitowi. Chłopak wraz z niziołkiem ruszyli środkiem drogi. Byłeś też w stanie zauważyć Merila i Hektora, poruszających się w odległości bezpiecznej od nich, w cieniu drogi.
Wydało Ci się to interesujące. Gdy ruszyły ostatnie osoby, ruszyłeś za nimi, idąc lewą stroną drogi między drzewami, starając się wypatrzeć inne zagrożenia.
Ku Twojemu zaniepokojeniu, Dagmara nagle odpuściła. Nie wiedziałeś, czy to z powodu myśli o randce, czy z jakiegoś innego. Może tak ją obrzydził pomysł umawiania się z Tobą, że dała Ci spokój?

Indiana - 20-11-2017, 15:22

Leite napisał/a:
Uznałam, że napiszę wasze ruchy w oparciu o to, co tam padło.
Super ogromnie, dzięki! Bo akurat jak raz nie miałam już czasu, żeby wypisać to w fabularnej wersji.
Aczkolwiek...
Mam wrażenie, że w tej chwili jedyne, co mogę napisać, to "wykonuję zadanie wg planu" :| Ewentualnie poprosić o wyniki obserwacji obszaru:
- czy koleś jest sam
- czy jest uzbrojony
- czy to ktoś, kogo znamy
- czy za nim coś widać/słychać i po huncwota tu stoi

Leite - 20-11-2017, 20:04

Fakt, zapomniałam się.
Koleś jest sam, ewidentnie na coś czeka, ale cierpliwie, nie widać broni, wydaje się tobie znajomy, ale musiałabyś podejść bliżej, nic dookoła się nie dzieje, stoi centralnie na środku rozstaju (od głównego traktu odbiega w prawo jedna ścieżka).
Mogę założyć, że ubezpieczacie tyły, ale reszta musi powiedzieć, co chce zrobić, zwłaszcza Ion i Heli i jakie będą wasze reakcje czy coś.

Elf - 20-11-2017, 21:16

W założeniu idziemy póki Hektor nie wejdzie w swój zasięg / tamten nie zacznie odwalać jakiejś maniany. Więc Meril obserwuje sytuacje i czeka na rozwój gotów do reakcji w razie potrzeby.
Leite - 20-11-2017, 21:21

Czyli bez względu na sytuację chcecie go po prostu uśpić, tak?
Elf - 20-11-2017, 21:27

Cytat:
uśpić
taaaa... :P

Taki był plan, a nie było żadnego sygnału do jego zmiany, No chyba że ja widzę w nim coś znajomego / poznaję go

Mikes - 20-11-2017, 23:12

Czekam na rozwój wydarzeń. Przy czym kierując się powiedzeniem "przezorny zawsze ubezpieczony" mam samopał w gotowości.
Leite - 20-11-2017, 23:30

Imira, Miguel
Postać była oddalona na tyle, by wydawała się Imirze skądś znajoma, ale na tyle daleko, że nie mogłaś stwierdzić, kto to i skąd go znasz. Stała sama, spokojnie, wyraźnie czekając, widząc już nadchodzącą lampę.
Nieznajomy stał na środku rozstajów, gdzie od głównego traktu odchodziła droga w prawo.
Obeszliście go po cichu, robiąc za obstawę, upewniając się, że jest sam. I był sam. Nikogo w promieniu 50 metrów, na ile potrafiliście stwierdzić. Usłyszeliście, że obcy się odzywa:
-Witajcie w tę piękną, pochmurną noc. Myślałem, że będzie was więcej...
A następnie dostrzegliście nikły ruch, coś wbiło się we właściciela głosu.

Ion, Helianthus
W końcu sylwetka nabrała kształtów. Widzieliście wyraźnie, że ów mężczyzna na was czeka. Stał swobodnie, bez większego strachu. Przerwaliście waszą rozmowę o ciastkach, udając, że dopiero co go zauważyliście. Gdy byliście jakieś pięć metrów od niego, odezwał się spokojnie:
-Witajcie w tę piękną, pochmurną noc. Myślałem, że będzie was więcej...
Helianthus, postać oraz słowa wydały Ci się dziwnie znajome. Niestety zanim zdążyłeś podejść i dokładniej przyjrzeć się nieznajomemu, zza Twojego lewego ramienia wyleciała strzałka.

Meril, Hektor
Podeszliście, coraz bliżej, coraz bliżej, w końcu byliście w zasięgu rzutu. Chwyciłeś mocniej strzałkę paraliżującą i rzuciłeś (83%), trafiając nieznajomego w klatkę piersiową. Meril, potwórzyłeś sobie zaklęcia, w razie gdyby obcy miał zrobić coś dziwnego.

Wszyscy poza Torresem
Strzałka poleciała prosto, trafiając obcego w korpus i wbijając się. Hektor, co prawda, nie wyjaśnił, jak dokładnie strzałki mają działać, ale z pewnością nie spodziewaliście się lekkiego grymasu oraz zwykłego wyjęcia strzałki z ciała, bez większych problemów ruchowych czy z przytomnością.
-No cóż, więc jednak jest was więcej. Wyjdziecie porozmawiać?

Torres
Ze względu na odległość potrafiłeś tylko stwierdzić, że lampa dotarła w miarę blisko celu, a Hektor wykonał ruch, wyglądający na rzut. Najywraźniej efekt nie był taki, jak się spodziewano, bo nieznajomy po prostu strzałkę wyciągnął i odezwał się do joven i hobbita niewyraźnie.

/Rozmieszczenie/
Nieznajomy, 3 m przed nim lampa, za lampą jakieś 3/4 metry Meril i Hakan, za nimi jakieś 7 metrów Torres. Imira i Miguel rozstawieni za nieznajomym w odległości 7/10 m.

Imira, Helianthus -> głos i zachowanie przypomina wam znajomą osobę, którą poznaliście chyba w Silberburgu, jakoś dwa miesiące temu, Świętopełka, z czego Heli lepiej go rozpoznaje, bo jest bliżej.

Omar - 21-11-2017, 00:01

O cholera.

Nic innego nie przychodziło mu do głowy. Tylko te dwa słowa. Każda jego myśl, która do tej pory zakrzątała jego myśli, wszystkie historie młodego chłopaka o jego domu, każda kromka chleba z babcinym dżemem, każdy kawałek szarlotki, powstały w jego wyobraźni... Znikły. Po prostu nie było ich. Ich miejsce zajął szok.

- Świętopełek? Czy ty... Czy oni Cię nie zabili? Jak to jest możliwe? - ledwo udało mu się przecisnąć te słowa przez gardło. Pamiętał przecież jak widział martwe ciało czarownika w krzakach. Pamiętał to wszystko... Tuż przed konfrontacją z Panem Popiołów, on na nich napadł.

- Jestem pewny, że widziałem Ciebie martwego, po tym... Po tym jak oddałeś się Panu Popiołów. Widziałem jak wojskowi ustawili przeciwko tobie cały szyk. Zatapiali w tobie ostrza swoich mieczy. - Tutaj zamilkł. Zaczął myśleć jak to jest możliwe. Iluzja? Nie wiem, może. Przecież te eshkara lubią się bawić psychiką żywych stworzeń... Ale przecież on dostał moc od Pana Popiołów. Może mógł zmartwychwstać?

Akurat ze wszystkich swoich znajomości, to była ta, którą najmniej chyba chciał odświeżyć. Może dlatego, że do tej pory uważał postać stojącą przed nim za nie żywą. W sumie nie chciałby też spotkać tamtych od kultu Ondyny. Ale oni na pewno nie wrócą, odcięto im głowy. Sam zresztą ich pochował.

Indiana - 21-11-2017, 01:58

Leite napisał/a:
uśpić
miał być paraliż zdaje się. Ale to chyba nieistotne.

Es un cabron....
Jakby mało było na jedną noc nadprzyrodzonego gówna, pieprzonych demonów, upiorów, widziadeł i koszmarów. Mór zaraza franca i trąd, psia jego mać...
Powoli wypuściła powietrze z płuc, żeby nie zdradził jej przyspieszony oddech. Na wypadek, gdyby sukinsyn był jednak materialny, powoli dobyła rapiera, nóż już trzymała w lewej ręce.
- Meril - powiedziała głośno, możliwie klarownym, zdecydowanym i spokojnym głosem - To jest czarownik, który złożył hołd Panu Popiołów i został zabity w jednej z walk z nim, przez naszych ludzi. On jest martwy jak cholera.
Meril, proszę, załap, co ci usiłuję przekazać - dodała w myślach, z oczywistych przyczyn nie mogąc powiedzieć tego do nocnego intruza - To pieprzony eter, jesteś tu jedynym magiem i wiem, że wiesz, jak takie coś umaterialnić chociaż trochę. Dobra, skojarzenie...
- Jak dajmy na to Cienie z Birki.... - dodała z naciskiem. Wtedy rytuał sprawiał, że stawały się materialne... Psiakrew, to był skomplikowany rytuał....

Hakan - 21-11-2017, 02:31

No cóż, chyba wiele miało go jeszcze zaskoczyć tej nocy. Ten długowłosy mężczyzna nie uciekał razem z Sangrem.
Rzut. Szkolenie nie poszło na marne, prosto w tors.
Brak reakcji, a powinna być natychmiwstowa. Dziwne, trucizna miała działać nawet na los negros czarnych.
-No cóż, więc jednak jest was więcej. Wyjdziecie porozmawiać?
Hektor szybko wyciągnął miecz, w ogóle nie będąc przekonanym słowami, które właśnie wypowiedział człowiek. Do tego był lekko zirytowany.
- Świętopełek? Czy ty... Czy oni Cię nie zabili? Jak to jest możliwe? - Hobbit gdzieś po prawej.
- Jestem pewny, że widziałem Ciebie martwego, po tym... Po tym jak oddałeś się Panu Popiołów. Widziałem jak wojskowi ustawili przeciwko tobie cały szyk. Zatapiali w tobie ostrza swoich mieczy. - Hektorowi wydawało się, że gdzieś słyszał tą lub podobną historię. Dobra, czyli to może nie być człowiek. Ale kto? Może...
Głos Imiry.
-Meril, To jest czarownik, który złożył hołd Panu Popiołów i został zabity w jednej z walk z nim, przez naszych ludzi. On jest martwy jak cholera. -Dobra, na pewno nie jest to człowiek, przecież ciało by się już w dużej części zepsuło czy rozłożyło. Czyli to też nie nekromancja, a szkoda, wtedy wiedzieli by chociaż, że Sangre jest gdzieś niedaleko.
Szybka ocena sytuacji. Jeżeli to iluzja, czy coś w tym stylu, to trzeba raczej chyba osłaniać Merila, i dać mu robić rzeczy o których mówiła Imira, niż robić coś na własną rękę.
Hektor wyszedł z cieni i postarał się o jak najlepszą pozycję na lewej flance maga (jeżeli tam ktoś jest to wychodzi z cienia i z lewej strony drogi osłania Merila)

Elf - 21-11-2017, 22:41

Cichy świst strzałki. Trafienie, Meril zrobił krok do przodu i wyciągnął rękę by być gotowym na jak najszybsze rzucenie zaklęcia i...
Co do cholery?
Meril zamarł. Był gotowy na wszystko. Na nietrafienie, na unik, na 50 różnych racjonalnych reakcji przeciwnika, ale nie na to... Stał tak przez kilka dobry sekund zdezorientowany jak dziecko które zgubiło się na jarmarku.
Usłyszał głosy Helianthusa[...] "Świętopełk"? Coś mi świta... Tak to ten, ale chyba nawet nigdy z nim nie rozmawiałem... , potem Hektora[...] martwy? On wygląda na całkiem żywego jak dla mnie... i na końcu Imiry [...] Pan Popiołów? "jak cień z Birki" Meril przyjrzał się postaci dokładniej
Kurwa... eteryk...
Opuścił powoli rękę i zapytał, A o czym niby mielibyśmy z tobą rozmawiać?

Czas. Potrzebował chwilę czasu na pomyślenie. Miał nadzieje że Świętopełk da się wciągnąć w rozmowę, a on będzie miał czas na ułożenie jakiegoś egzorcyzmu...

Zaraz... jak to było z tymi cieniami...? Jak je wtedy zmaterializowaliśmy? Zaczął gorączkowo odtwarzać w głowie rytuał z przed paru miesięcy. W końcu przypomniał sobie ten fragment rytuału. Sprawieniem by cienie były wrażliwe na ciosy zajmowali się Isaac i Larix. Mieli jakiś strasznie skomplikowany triskelion...
Kurwa mać... Pomyślał...

Leite - 22-11-2017, 00:24

Gdy podeszliście już całkiem blisko, zachowując bezpieczny dystans, byliście w stanie zobaczyć, jak mężczyzna wygląda. A wyglądał dość specyficznie. Poza ubiorem, który najwyraźniej miał na sobie w chwili śmierci, czyli długą, sięgającą kolan tunikę i brązowym kubrakiem, miał na szyi medalion, a na rękach bransolety z rzemieni i kości. Na tym normalny wygląd się kończył. Twarz Świętopełka była trudna do zobaczenia, nawet w jasnym świetle lampy- jedynie byliście w stanie rozpoznać zarysy nosa, ust i oczu, które nie odbijały blasku latarnii. Jego długie włosy powiewały na wietrze, a cała skóra była blada, wyostrzona cieniami.
Coś, co zwracało uwagę, to jego obrażenia. Jego klatka piersiowa była poznaczona dziurami pochodzącymi od najwyraźniej włóczni. Ręce miał całe pocięte, a jego gardło wyglądało tak, jakby ktoś wbił mu od strony karku kolejną włócznię i tylko milimetry brakowały od przebicia się na wylot.
Pomimo wszystkiego, były czarownik miał dobry humor. Skrzywił się jednak, słysząc słowa Helianthusa. Wysłuchał wszystkich zdań, odwracając się na chwilę i patrząc w ciemność, gdy odezwała się Imira, po czym uniósł rękę w reakcji na słowa Merila.
-Po kolei. - zwrócił się do Helianthusa. - proszę, nie przypominaj mi o tym niemiłym incydencie. Imiro, jestem mile zaskoczony, że przybyłaś, mimo, że mówili mi, że tak zapewne będzie. Zaiste, byłem martwy, ale moi państwo zapewnili mi wieczne życie. Teraz mogę im służyć.
Wskazał na swoją sylwetkę, po czym spojrzał tam, skąd dobiegał głos Merila. Cały czas był spokojny, teraz również lekko się uśmiechnął.
-Witaj. Jestem tutaj wyłącznie dlatego, że moi państwo chcą, żebym wam przekazał wiadomość. W przeciwnym wypadku by mnie tu nie było, uwierz. Jak tylko przekażę, sobie pójdę.
Rozejrzał się po okolicy, patrząc kolejno na Iona, Helianthusa, w miejsce, gdzie odezwał się Meril, za siebie, gdzie słyszał Imirę.
-Czy to wszyscy?

Indiana - 22-11-2017, 16:10

Incydencie.... Cholerny zdradziecki skurkowańcu, poślę cię do piekła razem z twoim "państwem"...
Imira zgrzytnęła zębami z irytacją.
Mówili ci... Doskonale, że ci mówili, przynajmniej mają świadomość, że nie odpuszczę...
Merli grał na zwłokę, dobrze, może jej przekaz mentalny trafił do elfa, uśmiechnęła się w duchu na te myśl.
Talsoi i bez jej sugestii bez trudu wpadłby na to, ale wpaść, a móc zrobić to dwie różne rzeczy. W walce z Panem Popiołów mieli do dyspozycji moce wielu osób magicznych...
Z drugiej strony, łowcy potworów jakoś radzą sobie z tym... W pamięci przewertowała te wszystkie okazje, gdy pchała nos do bestiariusza w poszukiwaniu odpowiedzi na sprawę Cieni. Eteryczne... Zależne mentalnie. Trzymane na świecie przez coś, nazwane czynnikiem magicznym- wolę, zaklęcie, klątwę. Przywrócili go... Więc jego dusza trzymana była wolą eshkara. Być może w zamian za coś. W zamian za służbę, to logiczne. Bo dusza ludzka należy do Stwórcy, przypomniała sobie z nauk kapłanów Tavar w Caer... Nikt nie może duszy człowieka zniszczyć, nawet bogowie.
Ale wysłać do piekła to już owszem... Zapewnili ci wieczne życie? Doskonale, żebyś mógł przez wieczność piec tyłek w piekielnej smole. Tradycyjna wizja miejsca kaźni złych dusz jakoś narzuciła się sama w połaczeniu ze wspomnieniem Pana Popiołów.
- Marnujesz nasz czas - warknęła zimno, licząc na to, że pozostali, ukryci w cieniu, nie odczują potrzeby ujawniania swojej obecności. Skoro pytał czy "wszyscy", to ich nie widział.

Rivus - 24-11-2017, 00:37

Cały czas był cicho. Wysłuchiwał tylko rozkazów i tego co mówią inni.
- ŚWIATŁO!– usłyszał damski syk, gdy Hektor wrócił ze zwiadu.
Wykonał momentalnie rozkaz.
Jakaś osoba stoi sobie w jasnym ciuszku na środku drogi. No nieźle...
Wszyscy dookoła niego obmyślali plan, a Ion stał i gapił się tylko jak szukają sposobu na podejście do mężczyzny.
Po paru chwilach wszyscy zatwierdzili swoje ruchy.
- Miguel i ja idziemy lasem, Meril i Hektor lecicie poboczem, żeby gościa zneutralizować, ty, hobbit, jak się zgłaszasz, idziesz z Ionem z lampą i odwracacie uwagę od otoczenia. - powiedziała cicho Imira.

No, świetnie... Zawsze jako zakładnik lub przynanta, która ma zaraz stać się zakładnikiem...
-Ile mamy dać wam czasu? – zapytał, a Imira wyraźnie zaczęła się zastanawiać.
-To jest jakieś pięćdziesiąt metrów, tak? – spojrzała na Hektora, na co ten przytaknął.
- Myślę, że jakieś trzy minuty wystarczą... potem wy z lampą, robiąc jakiś hałas, a w cieniu, bokiem drogi lecicie wy. – wskazała na wysokiego ze spiczastymi uszami i na „przemytnika”.
Potem się już wyłączył, a dalej jakoś już poszło...

W ramach alibi rozmawiali razem z Helim o jedzeniu. Przypomniał mu się moment, kiedy Tercja rozmawiała ze Starszyzną w Halli, a on zaczął jeść obiad bez żadnego problemu. Co to było? Kasza? W niej pomidory? Jego pamięć już zawodziła...
Chwila minęła, a wtedy zobaczyli go i podeszli bliżej. Świst strzałki. Wleciała prosto w korpus postaci przed nimi.
-No cóż, więc jednak jest was więcej. Wyjdziecie porozmawiać? – teraz już na pewno był pewien, że postać przed nim to Świętopełek.
Co? Co tu robi ten miły czarownik z Silberburga? I czemu wygląda jak wygląda?
- Świętopełek? Czy ty... Czy oni Cię nie zabili? Jak to jest możliwe?
Ale kto go zabił...?
- Jestem pewny, że widziałem Ciebie martwego, po tym... Po tym jak oddałeś się Panu Popiołów. Widziałem jak wojskowi ustawili przeciwko tobie cały szyk. Zatapiali w tobie ostrza swoich mieczy. – faktycznie, chłopak przypomniał sobie o tym, że czarownik stojący teraz przed nim był tym, który zbiegł do tej eshkary z Silberburga... a dowiedział się o tym dopiero dzisiaj rano...
W reakcji na słowa Heliego, czarownik się skrzywił znacząco.
Jak można będąc w pełni zmysłów odejść do takiego gówna?
Po chwili, jednak przypomniał mu się obraz Enarook i to, że mieszkańcy też zwrócili się do tego... popier******go ścierwa.
- Meril. To jest czarownik, który złożył hołd Panu Popiołów i został zabity w jednej z walk z nim, przez naszych ludzi. On jest martwy jak cholera. – usłyszał Imirę gdzieś za czarownikiem... czy jak się teraz okazuje - pozostałością po czarowniku.
- Jak dajmy na to Cienie z Birki... – spojrzała się znacząco na elfa.
O co tu chodzi, co jest grane?
- A o czym niby mielibyśmy z tobą rozmawiać? – usłyszał głos z kierunku, z którego poleciała strzałka.
- Po kolei. – zaczął mówić, patrząc na hobbita. – Proszę, nie przypominaj mi o tym niemiłym incydencie. Imiro, jestem mile zaskoczony, że przybyłaś, mimo, że mówili mi, że tak zapewne będzie. Zaiste, byłem martwy, ale moi państwo zapewnili mi wieczne życie. Teraz mogę im służyć.
Ion cicho parsknął śmiechem na słowa „moi państwo zapewnili mi wieczne życie”. Po chwili zadrżał, gdy wobraził sobie postać przed nim w futrze i w czasce na głowie...
Cokolwiek było przed chłopakiem, spojrzało po swoim ciele i skierowało wzrok na Merila.
-Witaj. Jestem tutaj wyłącznie dlatego, że moi państwo chcą, żebym wam przekazał wiadomość. W przeciwnym wypadku by mnie tu nie było, uwierz. Jak tylko przekażę, sobie pójdę.
No pewnie... zawsze zero konsekwencji...
Teraz to coś spojrzało się po każdym z nich z osobna, a następnie po okolicy.
- Czy to wszyscy?
Czyli nie wie, że w krzakach jest jeszcze Miguel, z tyłu Torres, a za Merilem, Hektor? Na pewno nie wiedział o pierwszej wymienionej dwójce.
- Marnujesz nasz czas. – zgrzytnął głos Imiry zza sługi eshkar.
W sumie Iona nic więcej nie intrygowało niż to, dlaczego mężczyzna przystał na te wszystkie propozycje eshkar.
- Świętopełek... jesteś głupi, czy naiwny, że ufasz tym gównom? - przerwał swój okres milczenia. – Ja zaufałem wielokrotnie jednej takiej co teraz panuje nad Tobą... i uwierz mi – nie wyszło to na dobre dla mnie, ani dla moich bliskich... Ale co ja ci będę mówił. Teraz już nawet jak odmówisz im współpracy, to będzie cię czekała wieczna tułaczka jako ożywione zwłoki w futrze i zasłaniające się czaszką lub jako umęczona dusza... - ziewnął, jakoś nieprzejęty sytuacją.

Leite - 25-11-2017, 22:41

/wszyscy/
Upiór czekał chwilę na odpowiedź. Pominął wypowiedź Imiry, skupiając się na tym, co stwierdził Ion. Wysłuchał uważnie, patrząc na chłopaka pozbawionymi blasku oczami, a następnie się roześmiał na chwilę, cichym, obojętnym śmiechem. Postąpił krok do przodu, przybliżając się do lampy. Jego rysy twarzy stały się wyraźniejsze, jednak wciąż blada skóra była poznaczona głębokimi cieniami, utrudniającymi patrzenie na niego.
-Gdybyś zaufał, tobyś nie doznał krzywdy, jako i ja nie doznałem z ich strony poza potęgą, którą teraz władam. To wyście mnie skrzywdzili, drogi chłopcze, chociaż Ciebie tam nie było. Wciąż nie jest za późno.
Duch wrócił do obojętnego tonu, patrząc na stojącego, zaszokowanego Helianthusa. I zaczął mówić.

/tak, każde słyszy coś innego, to, co napisałam pod danym imieniem - Torres, Miguel i Hektor, na samym końcu posta macie, co widzicie/

Imira
-Moi państwo kazali mi przekazać. Posłuchajcie.

Nie miałaś ochoty słuchać, ale upiór już kontynuował.
-To skomplikowane, ale postaram się jak najlepiej wyjaśnić, bo to nie temat, o którym mam pojęcie. Jest taki jeden istotny żołnierz, ciemne, kręcone loki, z tym, że wygolił sobie głowę po obu stronach...
Skojarzyłaś sobie ten opis. Tak wyglądał jeden z Tercji, z którym zdarzyło Ci się pracować w którymś momencie. Miał na imię chyba...Felipe? Jakoś tak.
-W każdym razie ostatnio czuł się coraz gorzej, siedział i patrzył ciemno w przestrzeń. Był nerwowy. A na końcu zniknął. Nie wiem, po co wam ta informacja, ale mówię.

Helianthus
-Moi państwo chcą wam pomóc i dlatego mam wam to powiedzieć. Musicie podążać tą ścieżką, która idzie tu.
Wskazał w swoje lewo, na ścieżkę, którą wcześniej ukazała Ci Luna.
-Tamtędy też szli Ci, których ścigacie. Na ważnym rozstaju będzie rosło ogromne drzewo, chyba dąb, ale ja się nie znam. I tam musicie dojść, a dalej moi państwo wierzą, że już dacie radę.

Meril
-Moi państwo kazali mi przekazać tę informację. Zwłaszcza takiej jednej, elfiej zależało...
Słuchając ducha, czułeś się coraz gorzej. Kontynuował on swoją wypowiedź, opisując elfkę Talsoi, w której ze zgrozą rozpoznałeś swoją siostrę. Brzmiał bardzo realnie, zastanawiając się, jak dokładnie opisać tak dokładnie znajome Ci rysy twarzy.
-W każdym razie ta właśnie kazała przekazać pozdrowienia. I pożyczyła powodzenia, mówiąc też, że chciałaby, żebyście, zwłaszcza ten wysoki, do niej dołączyli.

Ion
-Moi państwo kazali mi przekazać, chociaż ja nie wiem, po co... Że jacyś kolejni ludzie dołączyli w ich szeregi. Jakaś taka kobieta, wyglądała na utrudzoną, w momencie, w którym ją..hm, dołączali... i smutną, jakby ktoś ją opuścił. Taka z jasnymi włosami. Ten jej tam jakiś się strasznie rzucał i protestował, ciemny taki. Też smutny. Teraz im lepiej.
Duch się zawahał, próbując najwyraźniej dobrze przedstawić informacje.
-No i coś o tym, że jakaś młoda, co dziecko miała mieć, ciągle kocha tego, co jej to dziecko zrobił.

/Imira, Helianthus, Meril, Ion/

Świętopełek spojrzał ponownie po wszystkich, których widział i dodał.
-No i ta, która nas otacza teraz. - spojrzał z grymasem na lampę. - no, pomijając tę lampę z jej światłem, to ta, która nas otacza, prosiła o przekazanie temu ciemnemu wysokiemu, z Tercji, że dziękuje za tablicę i że to było niezwykle uczynne z jego strony.
Upiór wrócił do początkowej pozycji spokoju.
-Coś im mam przekazać, skoro już tu jestem...?


Hektor, Miguel i Torres - tylko to i początek widzicie
Duch wrócił do obojętnego tonu, ale ku waszemu zdziwieniu, nie wypowiedział żadnego słowa. Następnie...jego postawa wyglądała z daleka na kompletnie bezosobową. Popatrzył po stojących przed nim osobach, wykonał różne ruchy rękoma, poruszając bezgłośnie ustami, z takim samym obojętnym wyrazem na twarzy i w ruchach. Jak marionetka, której ktoś ciągnie sznurki. Dopiero po dłuższej chwili wrócił do normalności, zachowując się swobodniej, jak na początku.
-Coś im mam przekazać, skoro już tu jestem...?

Rivus - 26-11-2017, 01:08

Wzrok. Przeszywający...
I śmiech. Jakiś bezosobowy, nijaki... gorzki, cierpki. To nie ten sam śmiech, co słyszał co jakiś czas w halli w Silberburgu... nie, to nie ten sam.
Krok. Podchodzi bliżej, jego twarz staje się wyraźniejsza w świetle lampy, ale nie jest wciąż materialna...
- Gdybyś zaufał, tobyś nie doznał krzywdy, jako i ja nie doznałem z ich strony poza potęgą, którą teraz władam. To wyście mnie skrzywdzili, drogi chłopcze, chociaż Ciebie tam nie było. Wciąż nie jest za późno.
Potęgą. Chyba chodziło mu, że obłudą...
Ale nie odpowiedział mu. Pojawił mu się za to obraz zniszczonego Enarook. Ten sam, kiedy wrócili, a Lirii już nie było wśród nich...
Wtedy też były czarownik wrócił do swojego nudnego tonu.

- Moi państwo kazali mi przekazać, chociaż ja nie wiem, po co... Że jacyś kolejni ludzie dołączyli w ich szeregi. Jakaś taka kobieta, wyglądała na utrudzoną, w momencie, w którym ją..hm, dołączali... i smutną, jakby ktoś ją opuścił. Taka z jasnymi włosami. Ten jej tam jakiś się strasznie rzucał i protestował, ciemny taki. Też smutny. Teraz im lepiej.
- M-m-ama? Tata? – szepnął.
Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku i zatopiła się w lekko mokrej ziemi pod jego nogami.
Kolejna strata. Kolejny ból zadany w jeszcze niezagojoną ranę.
Najpierw Rey. Teraz oni.
Ale czy na pewno? Może tylko mi się wydaję, że opis jest podobny do rodziców...? A co z Cyrią? Co z nią?
- No i coś o tym, że jakaś młoda, co dziecko miała mieć, ciągle kocha tego, co jej to dziecko zrobił. – pod wpływem tej informacji, jego smutek zamienił się w gniew.
No chyba żarty se stroi! Chyba ma troszkę nieaktualne informacje!
Wiedział, że tuż przed wyjściem Ester powiedziała mu, że ją z Diego już nic nie łączy. To jeszcze bardziej podważało pierwszą informację przekazaną przez Świętopełka. Ion stwierdził, że skoro druga na pewno jest fałszywa, to pierwsza też musi być i nie spocznie, dopóki nie znajdzie swoich rodziców całych i zdrowych. No chyba, że pomylił się i temu czemuś chodziło o kogoś zupełnie innego...
- Coś im mam przekazać, skoro już tu jestem...?
- Powiedz Lirii, że ma się odpi***olić i przypomieć jej, że ma wyp******ać z tego świata. Dziękuję, dobranoc. Życzę miłego wieczoru. – był zły i załamany.
Miał już dość tego felernego dnia. Obrócił się więc na pięcie i zaczął iść w kierunku najbliższego drzewa, żeby usiąść, napić się i może zjeść jak znajdzie coś w torbie...

Ion ma w torbie krakersy i bukłak z wodą. Ma zamiar wyciągnąć futero z królika i nałożyj je na siebie, bo czemu by nie... ;v

Hakan - 26-11-2017, 22:49

Ion zaczął coś mówić:
-Ja zaufałem wielokrotnie jednej takiej co teraz panuje nad Tobą... i uwierz mi – nie wyszło to na dobre dla mnie, ani dla moich bliskich... Ale co ja ci będę mówił. Teraz już nawet jak odmówisz im współpracy, to będzie cię czekała wieczna tułaczka jako ożywione zwłoki w futrze i zasłaniające się czaszką lub jako umęczona dusza... -
I po jaką cholerę z nim dyskutujesz Ion? Pomyślał, jednak nic nie powiedział. Istota podeszła do chłopaka:
-Gdybyś zaufał, tobyś nie doznał krzywdy, jako i ja nie doznałem z ich strony poza potęgą, którą teraz władam. To wyście mnie skrzywdzili, drogi chłopcze, chociaż Ciebie tam nie było. Wciąż nie jest za późno.-
Tia, tego właśnie potrzebujemy, a z każdą sekundą zdrajcy byli dalej od nich. Zresztą, jeżeli upiór ma przekazywać nam informacje tego typu to sensowniej będzie go zignorować, wyminąć lub przepędzić.
Głos Świętopełka urwał się z momentem w którym obrócił się w stronę Helianthusa.
Głucha cisza, tylko wiatr powiewa gdzieś ponad nimi.
Czy on czasem nie miał nam czegoś przekazać? Spojrzał po twarzach towarzyszy. Po policzku Iona spłynęła łza, która odbijała światło latarni. Z kolei Hobbit na początku zdziwiony teraz wydawał się spokojniejszy. Spojrzał jeszcze w stronę, z której dobiegał głos Imiry, nie mógł jednak dostrzec jej twarz skrytej w cieniu kapelusza.
Hektor zaczynał podejrzewać, że upiór pojawił się ty właśnie by ich opóźnić pod pretekstem jakichś informacji. Był lekko zdenerwowany.
-Coś Im mam przekazać jak już tu jestem?-
Hektor właśnie miał powiedzieć coś obraźliwego kiedy Ion krzyknął:
-Powiedz Lirii, że ma się odpi***olić i przypomieć jej, że ma wyp******ać z tego świata. Dziękuję, dobranoc. Życzę miłego wieczoru-Po czym odszedł w stronę pobocza.
Całkiem nieźle. Powiedział mniej więcej to, co on zamiarzał.
-Czekam na rozwój wydarzeń-

Elf - 28-11-2017, 15:11

Ireth?! Nie.. nie możliwe, to nie może być prawda!
Zrobił mimowolny krok w stronę ducha, jednak zatrzymał się gdy w jego głowie rozbrzmiał głos. Głos rozsądku.
-Oczywiście że to nie prawda idioto! Przecież dobrze wiesz gdzie ona jest...
-Może do niej dotarli?
-Niby jak? Przecież wiem o miejscu jej pobytu od ledwie paru godzin, a nikomu tego nie mówiłem
- A Kethren?
- Kethren skądś musiał czerpać te informacje, ale przecież nie współpracuje z eshkara, a o tym że w ogóle mam siostrę wiedziało niewielu. A na pewno nie wiedział żaden ze zdrajców...

Bił się tak z myślami przez dobrą chwilę.
W końcu uznał że odrzuci tą informację. Wolał wierzyć że jego siostra siedzi w lochu, niż że sprzymierzyła się z tymi demonami. Przypomniał sobie ich ostatnią rozmowę i moment w którym dała mu w twarz. Nie... Ktoś tak silny i tak buntowniczy jak ona na pewno nie poddałby się tym kreaturom
Przekaż im powiedział już na głos że jeśli myślą że poddam się ze względu na Ireth, to się mylą...
Nie dam sobą manipulować... -pomyślał jeszcze.

Indiana - 28-11-2017, 16:00

Leite napisał/a:
Jest taki jeden istotny żołnierz, ciemne, kręcone loki, z tym, że wygolił sobie głowę po obu stronach...
Zakładam, że chodzi o kogoś rzeczywistego, ale za huna nikt mi nie pasuje? ;)

Wiedziała, że ciemność kryje jej twarz, więc nie musiała przyjmować masek na użytek morale towarzyszy. Zacisnęła na chwilę mocno powieki, opanowując grymas twarzy, mogący sugerować, że sie przejęła.
Więc tak to teraz będzie wyglądać... Będziecie omijać mnie, a uderzać w tych, na których mi zależy. W moich ludzi, w moje oddziały.
I czekać, aż ja się poddam.
Oddając tym samym ich wszystkich na wasz strzał.... Niedoczekanie.

Zaczęła ją ogarniać dzika wściekłość, chęć rozszarpania przeciwnika, która pojawiała się w jej głowie w chwilach, gdy nie było już innego wyjścia. Zrobiła dwa szybkie kroki w kierunku widma, zanim nie oprzytomnił jej głos Iona.
-Powiedz Lirii, że ma się odpi***olić i przypomieć jej, że ma wyp******ać z tego świata. Dziękuję, dobranoc. Życzę miłego wieczoru-
W sekundę po nim odezwał się elf.
Przekaż im, że jeśli myślą że poddam się ze względu na Ireth, to się mylą...
Prawie się roześmiała...
Brawo, chłopaki...
Każdemu z nas powiedział co innego... Każdego z nas zechcą szantażować tak samo. Skurczysyny... nic o nas nie wiecie, ani o tym, co straciliśmy.

- A ode mnie - warknęła przez zaciśnięte zęby tonem, w którym jeszcze pobrzmiewała dzika chęć mordu - powtórz, że za każdego mojego żołnierza, którego tkną, znajdę sposób, żeby cierpieli długo rozszarpywani przez cienie swoich ofiar. Najlepiej przez wieczność. Zapytaj swojego dawnego pana, jak to jest.... - zakpiła i dorzuciła tonem groźby - Wara od moich ludzi.

Leite - 28-11-2017, 17:52

Cytat:

Leite napisał/a:
Jest taki jeden istotny żołnierz, ciemne, kręcone loki, z tym, że wygolił sobie głowę po obu stronach...
Zakładam, że chodzi o kogoś rzeczywistego, ale za huna nikt mi nie pasuje? ;)

Nie, nikt rzeczywisty. Po prostu ktoś, kogo Twoja postać kojarzy :v

Leite - 30-11-2017, 00:50

Świętopełek nie wydawał się być w żaden sposób poruszony waszymi reakcjami. Z tą samą obojętną, na ile dało się stwierdzić poprzez cienie, twarzą wysłuchał reakcji Iona, Merila i Imiry za jego plecami. Śledził chłopaka wzrokiem, patrząc, jak siada pod drzewem i zaczyna jeść. Następnie skoncentrował się na zapamiętaniu słów elfa, a gdy odezwała się furyer, nawet się nie odwrócił. Tylko uśmiechnął lekko, jakby widział coś, czego wy widzieć nie możecie.
-Cóż więc pozostaje mi powiedzieć - odparł, gdy po ostatnich słowach zapadła dłuższa cisza. Helianthus najwyraźniej nie zdecydował się dorzucić swoich trzech groszy w kierunku Eshkara. - Przekażę wasze odpowiedzi, jakichkolwiek gróźb by one w sobie nie zawierały. A moi państwo wysłuchają tych słów i zapamiętają je, a także zareagują w odpowiedni sposób.
Przerwał na chwilę swoją wypowiedź, jakby zastanawiając się, czy coś dodać. Pierwszy raz, od kiedy go spotkaliście, przez jego twarz przemknęły uczucia bardziej ludzkie, bardziej prawdziwe, bardziej żywe, niż te, które pokazywał przez całą rozmowę.
-Ich potęga jest wielka i powinniśmy się cieszyć, że możemy liczyć na wsparcie kogoś obdarzonego taką mocą. Walka z nimi to najlepsza droga ku autodestrukcji.
Znów umilkł, rozejrzał się po raz ostatni i ponownie, nie robiąc sobie nic z waszej obecności, odwrócił się w swoje lewo i ruszył do przodu, nie idąc ścieżką, a zbaczając między drzewa, gdzie po chwili wśród ciemności nocy po prostu się rozpłynął.
Zostaliście sami wśród nocy.

Omar - 30-11-2017, 20:29

Dobra, słyszeliście, że powiedzieli nam dalszą drogę, która pokrywała się z tą ukazaną mi w wizji Luny. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że chcą nam pomóc. Albo ustawili na nas pułapki. - Hobbit odezwał się po dłuższej chwili ciszy. Wydało mu się, że jego głos przedarł się przez nagłą kurtynę ciszy powstałą po zniknięciu Świętopełka. Trochę się przestraszył własnego głosu. Nie spodziewał się że powie to tak głośno.

Ścisnął mocniej kijek. Do świtu jeszcze trochę czasu zostało, ale powinni się pospieszyć. Nie chciał już nic więcej spotykać, poza celem ich eskapady. Rozejrzał się po twarzach swoich towarzyszy, na tyle na ile mógł je zobaczyć. Tych co widział - widział dobrze oświetlonych światłem lampy. Jego własna twarz utrzymała zdezorientowaną i zbitą z tropu minę.

Znowu te cholerne eshkara. Czemu akurat teraz? Mieli tyle okazji, żeby wedrzeć się do naszego świata, zanim się urodziłem. Albo po mojej śmierci. 40 lat w tę czy w drugą nic nie zmieni, a przy tym trybie życia raczej wątpię, że dożyję osiemdziesiątki. Zaśmiał się, w sumie nie wiedział czy z nerwów, czy z własnych przypuszczeń o długości swojego życia. Na pewno widział przed sobą dwa jasne zadania. Chronić swoją siostrę i stać na straży praw Ei. Dopóki wypełniał te zadania, musiał stać pewnie i nie tracić koncentracji na nich.

A te cholerne eshkara powodowały, że mógł wypełniać drugie ze swoich zadań.

Indiana - 01-12-2017, 17:25

Otrząsnęła się, a niespodziewanie głośne słowa hobbita rozmazały do reszty nieprzyjemne wrażenie martwego chłodu, jaki roztaczał upiór.
Po co to było - zastanowiła się półgłosem - Po co te wszystkie zabiegi wokół nas, kuszenia, groźby, wizje... Prawdopodobnie bez trudu Trzech od Szakala usunęło by nas z drogi, po co ta zabawa... Albo usunięcie nas nie jest takie proste, działanie bezpośrednie w świecie materialnym może nie jest aż tak łatwe dla nich...
Albo z jakichś przyczyn nasza kapitulacja jest dla nich najcenniejsza, cenniejsza niż nasza śmierć
- uśmiechnęła się z lekkim wyrazem zwycięstwa, choć w ciemności raczej nikt tego nie dostrzegł - Pamiętajcie o tym, gdy do was mówią. Jedna i druga opcja daje nam dużo szans rozgrywania ich.
W drogę!

Hakan - 03-12-2017, 23:55

Wiatr znów wył nad nimi. Upiór oddalił się, aby zniknąć między drzewami. Hektor potarł dłonią czoło, po czym spojrzał w stronę w której zniknął upiór. Nie wiedział co o tym myśleć. Cholera, przez ostatni tydzień wydarzyło się w jego życiu prawdopodobnie więcej niż niejeden człowiek zdoła wymyślić. Eshkara, mutanty z Birki, nekromanci... Z cichym sykiem wypuścił powietrze z ust.
Imira zaczęła coś mówić, jednak Hektor nie usłyszał początku.
-działanie bezpośrednie w świecie materialnym może nie jest aż tak łatwe dla nich ...albo z jakichś przyczyn nasza kapitulacja jest dla nich najcenniejsza, cenniejsza niż nasza śmierć- Twarz fuhrer lekko się poruszyła, jednak w mroku Hektor nie mógł dostrzec nic więcej.
W drogę! -Imira powiedziała nieco podniosłym tonem. Hektor był jej za to wdzięczny. Raz, że z praktycznego punktu widzenia tracą czas, a dwa, że droga może pozwoli ludziom odetchnąć.
Agent spojrzał nieobecnym wzrokiem na drogę przed nimi, po czym spojrzał na fuhrer.
-Rozumiem, że mam iść na zwiad?-

Indiana - 04-12-2017, 18:26

Hakan napisał/a:
fuhrer
To jest "furyer" konkretniej rzecz biorąc ;) ;) ;)
Albo spolszczone furier. W czasach IRP stopień odpowiadający mniej więcej współczesnemu porucznikowi w artylerii, kawalerii i piechocie ;)
https://pl.wikipedia.org/wiki/Stopnie_wojskowe_w_Polsce
Seriously, inspiracji fuhrerem tam nie było ;)

Leite - 06-12-2017, 20:13

skoro milczycie...
Ruszyliście więc dalej. Nie rozmawialiście o tym, co usłyszeliście, chociaż doskonale wiedzieliście, że każde usłyszało coś innego. A Helianthus mówił coś o dalszej drodze, co najwyraźniej zostało pominięte w mroku nocy, pochłonięte przez ciemność, zawiane przez wiatr.
Hektor znów ruszył przodem na zwiad, szedł jakieś dwadzieścia metrów przed resztą grupy, która się na chwilę, w milczeniu, zebrała w całość. Ion wstał spod drzewa, dojadając resztkę jedzenia i otulając się. Helianthus wciąż stał z lampą. Torres, po uprzednim zastanowieniu się, czy na pewno jest to wskazane, podszedł do grupy, wysyłając pytające spojrzenie. Odpowiedziała mu jedynie cisza.
I ruszyliście w leśną ścieżkę. Tu już było trudniej, jeżeli chodzi o ślady. Czasem były wyraźne, jednak przez większość czasu mogliście się kierować wyłącznie tropami jednej osoby. Ciężkie buty gdzieniegdzie wzruszały ziemię, najlżejszych nie było widać, tylko ten jeden osobnik, który prawdopodobnie korzystał z butów Tercji, najbardziej zostawiał ślady, chociaż i tak słabe.
Torres ubezpieczał wasze tyły. Helianthus niósł lampę.
Po około kilometrze doszliście do skrzyżowania z inną leśną ścieżką, gdzie ślady praktycznie zanikły. Po dłuższej chwili konsternacji, ustaliliście, że kontynuowali podróż dalej na wschód.

Torres tak, lubię Cię :P - tylko on, póki co, ma rozpisane bardziej, z różnych powodów, m.in. z powodu czasu
Gdy tylko ruszyli, poczekałeś chwilę w cieniu, ale już w tym momencie zdałeś sobie sprawę, że nie jesteś sam.
Była tam.
Krążyła za Tobą, przyprawiając Cię o ciarki.
W pewnym momencie byłeś absolutnie pewien, że położyła dłoń na Twoim ramieniu, ale to tylko zeschnięty liść.
Nienawidziłeś jej i tego, że się z Tobą bawi. Ale skupienie się nie było takie łatwe.
Po osiągnięciu przez grupę dwudziestu metrów ruszyłeś za nimi, cicho, idąc cieniem i rozglądając się.
I znowu błyskawicznie się odwróciłeś, pewien, że stoi za Tobą.
Ale tam, jak zwykle, nie było niczego.

Leite - 16-12-2017, 16:32

Dotarliście do dużego rozstaju, gdzie wasza ścieżka krzyżowała się z traktem, wiodącym od południa na północ. Na wprost was ścieżka leśna, którą szliście, miała swoją zacienioną kontynuację. Dosłownie na środku drogi, w centrum skrzyżowania, rósł spory dąb. Był stary, z rozłożystymi gałęziami, targanymi wiatrem, jednak wciąż pełen sił, miał liście i wydawał się wręcz być strażnikiem tego rozstaju.
Pogoda w ciągu ostatnich trzydziestu minut zrobiła się ponownie paskudna, zaczęło lekko padać. Ślady wiodły wyraźnie, lecz potem zaczęło się robić dziwnie.
Trzy tropy, których śladem dotychczas szliście, prowadziły na wprost, w zacienioną ścieżkę, jednakże potem, dało się dostrzec, że po nich szły jeszcze, prawdopodobnie, dwie osoby, w tym samym kierunku, również się śpiesząc. Jedna (X) z nich wyszła z traktu, z którego wy wyszliście, druga (y) najwyraźniej przyszła z północy, z traktu.
Dziwnym faktem było to, że te ślady ściganej trójki ponownie wracały na trakt i szły na północ. Tropy osoby (X) również wychodziły znowu na trakt, zatrzymywały się pod drzewem i również ruszały na północ. Osoba (Y) najwyraźniej po wyjściu z przeciwnej strony stała przez chwilę nieruchomo, a następnie ruszyła z resztą na północ.
Wyglądało to tak, jakby zdrajcy stwierdzili, że nie idą dalej na wschód, a na północ. Coś musiało się stać, że zmienili decyzję.
Hektor wraz z Ionem sprawdzali ślady, reszta zbiła się w grupkę, a Torres wciąż pilnował tyłów.

Omar - 18-12-2017, 23:17

- Dobrze, to jest ten wielki dąb, o którym mówił Świętopełek. Rzeczywiście, jest wspaniały. - Zatrzymał się, żeby móc podziwiać przez chwilę to potężne drzewo. Tutaj moc Ei musiała być bardzo silna.

- Świętopełek przekazał też, że stąd damy radę sami, więc zakładam, że te ślady nie są zmyłką a rzeczywiście prowadzą nas w kierunku uciekinierów. Kolejne założenia, jednak te były dosyć solidne.

Elf - 29-12-2017, 00:29

Myśli Merila nadal były przy tym co powiedział mu Świętopełk. Mimo że podjął już decyzję co do tego w co wierzy, to alternatywa latała mu wokół głowy niczym natrętny komar i nie dawała spokoju.
Usłyszał słowa Helianthusa. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi. Jego myśli były zajęte czymś innym, ale teraz ta nielogiczność uderzyła go z siłą pędzącego wołu.
Jaki oni niby mają w tym interes? -rzucił pytanie w przestrzeń- Dlaczego niby mieliby nam pomagać w schwytaniu swoich popleczników??? Dlaczego wskazują nam drogę?

VanRex - 17-01-2018, 16:31

Dlaczego to cholerne babsko nie dawało mu spokoju? I dlaczego jej obecność jest tak natrętnie długa? Możliwe, że przez ich ostatnie bliskie spotkanie, a może zawsze tak mogła? A może dlatego, że jest tak blisko jak nigdy, może się ukrywa gdzieś w okolicy? Jedno było pewne, pilnujący tyłów kapelusznik powoli tracił możliwość normalnego funkcjonowania, Dagmara skutecznie do tego doprowadzała. I te jej ciągłe szepty. Podziękowania za tablicę... Czarny diabeł nie mógł się wciąż pogodzić z jej stratą, miał ją już w rękach gdy ostrza zdrajców go dosięgnęły. I wtedy zaczął widzieć to, co chciała mu pokazać.
Padł na kolana patrząc tępym wzrokiem na resztę towarzyszy. Nie żałował ofiary, którą jej oprawczyni tak chętnie przywoływała w jego myślach, ale stać się nią to było zupełnie coś innego. Ślady po eksperymentach, potworne modyfikacje ciała... Nie panował już nad tym co widzi, widział to co chciała by widział. To napawało go lękiem i obrzydzeniem, a by uwolnić się od cierpienia jakie przechodził we własnym umyśle ktoś musiałby zrobić to, co on wtedy...
-Zabij - powiedział cicho wciąż patrząc na resztę i klęcząc w niemocy - zabij... - powtarzał żałosny lament, ktory tak mocno utkwił w zakamarkach jego świadomości

(Sorka Leite że tak długo, ale studia dociskają mocno. Niemniej pamiętałem o twojej wiadomości, więc jak były czas i chęci to coś tam machłem)

Indiana - 18-01-2018, 03:38

(ja mam jeszcze lepszą wymówkę, zimówka ;) )

Rutynowe czynności w terenie wykonały się same. Czujne sprawdzenie terenu w promieniu zasięgu wzroku i celnego strzału. Sprawdzenie tropu. Kolejne poprawienie sprzętu (cholera, może naprawdę mam obsesję... i kurde dobrze).
Rzuciła okiem na dąb i w myślach potwierdziła to, co powiedział hobbit. Dotknęła dłonią zimnej, chropowatej kory i pożałowała, że nie potrafi usłyszeć i zrozumieć drzew. Myśl odjechała w przeszłość, do przyjaciela, który tak potrafił... Dawnego przyjaciela... A może nigdy nim nie był, a jedynie przypadkowym towarzyszem broni...
Otrząsnęła się równie szybko, na słowa Merila.
- Pułapka? - zapytała retorycznie - Czy inna wersja prowokacji? To możliwe jak cholera, to fakt. Ale chyba zakładaliśmy tę opcję również. Teraz staje się nieco bardziej realna. Chyba, że to jakieś... nie wiem, rozgrywki, których nie rozumiemy. Może demony chcą wystawić na próbę swoich nowych przydupasów. Sprawdzić, czy nie zmiękną, kiedy oberwą. Czy nie zechcą wrócić na widok znajomych twarzy... A może chcą właśnie dać im zwycięstwo nad nami, żeby dopompować im morale. Cóż, war....
Urwała w pół słowa. Zza ramienia Merila dostrzegła błysk naramiennika i skupiła wzrok na tym co widzi. Zaklęła przez zęby i rzuciła się do przodu potrącając zdziwionego Talsoi.
Gdy dopadła do Torresa, w pierwszej kolejności złapała jego ręce, pilnując, żeby przypadkiem nie znalazły sie za blisko broni w takim momencie. Szarpnęła go tak, żeby podniósł głowę.
- Torres! - krzyknęła, żeby się przebić przez majaki. Słyszała, co mówi, więc wiedziała, co widzi. Bo przecież widzieli to oboje w podziemiach zniszczonej Birki. Uwięzione w wiecznej męce istoty, bezsilne, oszalałe z bólu i pragnienia wyzwalającej śmierci. Śniła ich twarze w koszmarach, wykrzywione, z szeroko otwartymi oczami. Śniła tę kulę, którą posłała, choć nie powinna. Bo to była ostatnia kula - Torres, psiakrew! Takiego wała, jak pozwolę ci się w tym pogrążyć! Wyrwałeś mi z ręki pistolet w tych popieprzonych korytarzach, wiszę ci to, debilu. Wstawaj! - szarpnęła do góry, bezskutecznie. Jej słowa nie przebijały się przez majaki, w nieprzytomnym wzroku żołnierza nie widziała kontaktu, świadomości.
Ty cholerna szmato.... warknęła w myślach pod adresem Dagmary... Psionika... Umysł,.... Mantra...
Złapała Torresa jedną ręką za nadgarstek, drugą za poły skórzanej kurty munduru.
- Zwyciężymy, gdy zwycięstwo dasz nam, Pani
Przyjmiemy klęskę jeśli taka Twoja wola
Tylko daj w godzinie próby nam wytrwanie
Gdy upadniemy zawsze pozwól powstać z kolan
- wyrecytowała głośno - Tylko daj w godzinie próby nam wytrwanie;
Gdy upadniemy zawsze pozwól powstać z kolan.
Gdy upadniemy zawsze pozwól powstać z kolan.
Gdy upadniemy zawsze pozwól powstać z kolan.

POWSTAĆ. - szarpnęła go mocno do góry, co nie było łatwe, bo był od niej o głowę wyższy - Z KOLAN! Wstawaj, psiakrew! Jesteś silniejszy niż ona! Bogini jest z tobą! WSTAWAJ!

Leite - 21-01-2018, 00:55

"(Sorka Leite że tak długo, ale studia dociskają mocno. Niemniej pamiętałem o twojej wiadomości, więc jak były czas i chęci to coś tam machłem)"
(ja mam jeszcze lepszą wymówkę, zimówka ;) ) tak...
-> wszystko stoi, na luzie. Mam tylko nadzieję, że wrócimy do gry ;)


Szuka cholernych papierów od sesji, bo gdzieś znikły -_-

Wszyscy
Deszcz, wraz z ciemnymi chmurami, został przewiany przez wiatr. Ten natomiast zleżał nieco, osłabł, lecz wciąż nie dało się go ignorować. Wciąż wył. Szeleścił liśćmi ogromnego drzewa, które stało się obiektem waszych, krótkich zresztą, rozmów.
Dąb nie wydawał się być chory, chociaż zdecydowanie był starym drzewem.
W gruncie rzeczy, mógłby być dobrą podstawą do jakiejś baśni, powiastki dla dzieci. Mógłby być wybranym przez leszego. Mógłby być źródłem życia tajemniczych driad.
Ale nie był.
Znaleźliście się tu w innym celu. Ścigając osoby, które podjęły decyzję o tym, by zdradzić.
Towarzyszy broni. Teoretycznie.
Ciche, w większości, nie do końca głośne i wyróżniające się w grupie, osoby.
Były, oczywiście, że były. Ale kto by przypuszczał, że wybiorą taką ścieżkę? Dołączając do tych, co prześladowali?
Zwłaszcza towarzysz broni. Który walczył ramię w ramię.
Który przeszedł próby, jak wszyscy.
Ci, którzy byli z nim w Korytarzach Szaleństwa, mogli wspomnieć jego słowa, gdy obcy, cichy głos zapytał, jakie są wasze decyzje.
"Pozostanę wiernym sobie, jak zawsze." jeżeli się pomyliłam, to poprawcie, proszę

Torres & Imira
Żołnierz upadł na kolana, szepcząc coś niezrozumiale. Ona jednak wiedziała, co się dzieje. Pochwyciła go i szarpnęła w rozpaczy. Czy ta cholerna noc musi być tak pełna wrażeń? Nie dość już?
Szarpnięcie.
Szarpnięcie.
Brak reakcji, pusty wzrok. Wzrok wpatrzony w coś, co nie dzieje się w realnym świecie.
Zmęczone oczy. Czarny kapelusz na włosach, pozlepianych i zabrudzonych.
Nieco rozchylone usta. I szept.
-Zabij.
-Zabij.
-Zabij.

Pustka i ból na twarzy mężczyzny, skontrastowane ze złością i determinacją na twarzy kobiety. Jej krzyk, próbujący się do niego dostać. I jej słowa. Powtarzane, ale z energią.
- Zwyciężymy, gdy zwycięstwo dasz nam, Pani / Przyjmiemy klęskę jeśli taka Twoja wola / Tylko daj w godzinie próby nam wytrwanie / Gdy upadniemy zawsze pozwól powstać z kolan.
I kroki. W wietrze, lecz wciąż słyszalne.
- Tylko daj w godzinie próby nam wytrwanie / Gdy upadniemy zawsze pozwól powstać z kolan.
Silna Czarna Tercja...
Głos, który się sączy, jak jad.
I głos wiary i nadziei.
-Gdy upadniemy zawsze pozwól powstać z kolan.
Masz już dość, żołnierzu? Chcesz się poddać...?
Gdy upadniemy zawsze pozwól powstać z kolan.
Zawsze możesz to po prostu powiedzieć...Wówczas przyjdę.
Cichy głos. Delikatne dotknięcie ręką ramienia, widziane kątem oka również przez Imirę, skupioną na towarzyszu. I wtedy jej głos przybrał na sile.
POWSTAĆ. - szarpnęła go mocno do góry, co nie było łatwe, bo był od niej o głowę wyższy. - Z KOLAN! Wstawaj, psiakrew! Jesteś silniejszy niż ona! Bogini jest z tobą! WSTAWAJ!
A wówczas czerwona suknia i czarny płaszcz przesunęły po podłożu, by wraz z ostatnim cichym śmiechem się rozwiać w nicości.
W oczach Torresa błysnęła świadomość. Już nie był tym...tym czymś. Klęczał w lesie, patrząc wzrokiem na furyer, stojącą nad nim. Zamrugał niemrawo.
Ból zaczął się rozwiewać, majaki znikały.
Wspomnienie zostało.

Hakan - 23-01-2018, 04:37

Hektor właśnie zaczynał się przyglądać śladom.
Dziwne... Rozdzielają się. Agent odruchowo rozejrzał się za jakimś powodem, czymś, kimś, czymkolwiek. Imira mówiła właśnie coś o potencjalnej pułapce.
Jednak teraz styryjczyk wsłuchiwał się w wiatr który głucho brzmiał w jego uszach.
Pomagało mu to w analizowaniu informacji. A więc...
Z rozmyślań wyrwał go jakiś ruch za nim. Imira podbiegła do Torresa i starała się go podnieść. Ten mamrotał jakieś niezrozumiałe z tej odległości słowa.
Jednak z łatwością usłyszał Imirę.
-Powstać z kolan. Postać z kolan... POWSTAĆ- Rozpacz i determinacja wręcz wylewały się z słów styryjki.
-Bogini jest z tobą, WSTAWAJ- Hektor uznał, że lepiej póki co nic nie mówić, podszedł więc tylko w stronę Czarnych Diabłów, czekając na rozwój wydarzeń.

Indiana - 24-01-2018, 14:59

Hakan napisał/a:
Rozpacz
Leite napisał/a:
w rozpaczy

Przesadzacie z tą rozpaczą ;) Wciąż liczyłam, że nie wstanie, wtedy mogłabym profilaktycznie dać mu w pysk ;) ;)
Tak, wiem, Torres, wiem ;) A Ty dwa razy bardziej ;)

Rivus - 29-01-2018, 23:45

/To ten... wracam po dość długiej przerwie i po dość ciekawej dla naszej kampanii misji pod ziemią. ;) /

Ion wstał spod drzewa i wtulił się w ciepłe lisie futro. Ponownie westchnął cicho. Wciąż myślał jak to jest możliwe, że ten sam Lobo de Eris mógł stać się Obrońcą...? Mama... to była mama, prawda? To co z Cyrią? Co z nią?
Nie wiedział. Znalazł Estellę, ale stracił resztę rodziny... Jesteś tylko naiwnym dzieciakiem, Ion. Naiwnym dzieciakiem...
Szedł dalej obok Helianthusa z lampą. Ogarnęło go dziwne zmęczenie. No tak... przecież prawie nie spał od paru dni szukając Estelli. Wciąż nie zmrużył oka.
Skręcili. Deszcz.
Potem doszli do wielkiego dębu.
Ha... Jakoś przypomniało mu się to drzewo, które przyciągało Estellę... Nie. To nie czas na rozmyślania – muszą szukać drogi.
Spojrzał się po tych cholernych śladach, które rozchodziły się i schodziły na północ...
Helianthus coś tam powiedział o tym jakie piękne jest ten dąb, potem podeszła Imira i dotknęła go.
Meril wrócił do kwestii śladów. Ion uznał, że może mieć rację...
- Pułapka? – zaczęła Imira. – Czy inna wersja prowokacji? To możliwe jak cholera, to fakt. Ale chyba zakładaliśmy tę opcję również. Teraz staje się nieco bardziej realna. Chyba, że to jakieś... nie wiem, rozgrywki, których nie rozumiemy. Może demony chcą wystawić na próbę swoich nowych przydupasów. Sprawdzić, czy nie zmiękną, kiedy oberwą. Czy nie zechcą wrócić na widok znajomych twarzy... A może chcą właśnie dać im zwycięstwo nad nami, żeby dopompować im morale. Cóż, war... – przerwała swoją wypowiedź.
Teraz to już nie ogarniał co się dzieje. Coś z Torresem. Imira próbowała chyba mu pomóc. Jakaś wzmianka o Korytarzach...
Nie wiedział co oni tam zobaczyli, co zrobili. Nie było czasu, żeby zdołać się dowiedzieć.
Koniec deszczu. Świst liści na porywistym wietrze dochodził do uszu Iona co chwilę przerywając mantrę Imiry.
Chłopak stał jak słup soli. Patrzył się tylko jak kobieta szarpie Torresa za skórzaną kamizelę.
Po chwili, jednak mężczyzna najwidoczniej odzyskał świadomość, bo usta i ręce Imiry przestały się ruszać. Żołnierze Czarnej Tercji jedynie patrzyli się po sobie.
Lyria, Dagmara... jedno to samo gówno...
- Em... dobrze...– zaczął niemrawo – Mimo wszystko sądzę, że powinniśmy zmierzać dalej kierunkiem śladów. – dodał swoje zdanie, mimo tego co przed chwilą się zadziało.

Leite - 12-02-2018, 23:45

Torresowi wrócił do oczu blask. Imira odsunęła się i pomogła kompanowi wstać. Potarł czoło.
Rozmowa ucichła, wszyscy chcieli po prostu to mieć za sobą. Hektor we współpracy z wyczerpanym Ionem dali krótki sygnał, że należy iść na północ.
Po krótkiej przerwie na przetarcie oczu, rzuceniu paru niemych ku*w i odetchnięciu powietrzem, ruszyli dalej.
Na przedzie Hektor, ale trochę bliżej, niż ostatnio. Szedł ostrożnie i z wyczuciem, starając się używać również instynktu przy ocenianiu zagrożenia.
Gdzieś w środku pochodu szedł Ion z lampą, co jakiś czas zmęczonym wzrokiem przeczesując ziemię. Dotrzymywał mu kroku raźnie maszerujący hobbit. Z boku, w cieniu, w luźnym szyku szła Imira, Torres i, chyba nieświadomie, Meril, każde pogrążone we własnych myślach.
A na plecach Miguel, który mógł się tylko cieszyć, że w świetle lampy, nawet, jeżeli się ktoś odwróci, nie byłoby wyraźnie widać jego wyrazu twarzy. Myśli lubiły błądzić w samotności.
Po dziesięciu minutach minęli pierwszy rozstaj. Upewniwszy się, że ścigani kontynuowali drogę na wprost, parędziesiąt metrów dalej napotkali kolejną odnogę, tym razem w prawo. W głębi tej ścieżki, jakieś sześćset metrów dalej, dało się zauważyć spory łupkowy wytwór skalny, od którego odbijał się blask ognia. Ale ślady ściganych dalej wiodły na północ, a więc i oni ruszyli dalej.
Pierwszym sygnałem, że coś jest nie tak, okazała się być cisza. Drugim, pojawiającym się niemal natychmiast po opuszczeniu rozdroży, był zapach.
Nie do końca było jasne, czego to jest zapach, przynajmniej z początku. Był nikły. Dopiero później, gdy wiatr powiał ponownie, leciutko, odór się wzmógł.
W końcu Hektor, idący na przedzie, zauważył ciemne kształty, leżące na drodze. Zgodnie ze zwyczajem, zawrócił i poinformował resztę. Było ich, według jego relacji, dwa przynajmniej, jeden przy lewym skraju drogi, drugi bliżej prawej strony. Nie ruszały się, ale wyraźnie były możliwe do rozpoznania.
Imira ponownie zasugerowała taktykę, jak przy spotkaniu Świętopełka. Tercja bokiem, tyły wciąż na tyłach, wabik środkiem, elf wsparciem.

Imira, Torres, Hektor

Rozeszliście się na dwie strony lasku, Imira i Torres po lewo, Hektor po prawo od traktu. Chwila cichego przedzierania się przez krzaki, w czasie, gdy Ion z Helianthusem szli środkiem, zatrzymanie i próba oceny sytuacji.
Zapach się wzmógł.
Początkowo nie rozumieliście, co widzicie, zanim światło nie padło na scenę. Kształtów było więcej, po stronie Torresa i Imiry dało się dostrzec jeden, zgodnie z relacją Hektora, następny był na skraju traktu, a kolejny kawałek dalej. Hektor miał po swojej stronie trzy, dwa blisko siebie i jeden wysunięty mocno na północ.
Z czego jeden się żarzył.
Zapach spalonego futra i palonego mięsa dopiero teraz dał się rozpoznać. Mdłe światło lampy oświetliło dwa pierwsze, leżące stworzenia.
Wilki z pozoru wyglądały na spokojnie leżące, odpoczywające, dopiero po chwili dało się dostrzec wypływającą kałużę krwi z tego po prawej. Ten po lewej wyglądał, jakby jeszcze żył, ale głowę miał tak zmasakrowaną, że wydawało się to niemożliwe. Lewa strona czaszki była z pewnością połamana I okropnie spuchnięta, wilk nie mógł się poruszać, nawet nie był chyba przytomny i tylko oddychał.
Gdy lampa podeszła bliżej, kolejne kształty okazywały się wyraźniejsze.
Zaraz za wilkiem po prawej stronie leżał…jeżeli jest możliwe nazwać to leżeniem… było na ziemi coś, co niewątpliwie kiedyś było zwierzęciem. Teraz jednak spalone mięso, z gorącą jeszcze krwią i tlącym się futrem sprawiało okropne wrażenie, a zapach tylko dopełniał scenę.
Wilk leżący na skraju lasu miał odcięte ucho i kawałek pyska. Na trakcie, poza światłem lampy, były jeszcze dwa kształty, które prawdopodobnie również okażą się byłymi członkami tego stada.

Helianthus
Szedłeś z chłopakiem, a powietrze zaczęło Ci podejrzanie pachnieć pysznym plackiem z dżemem wiśniowym. Nie wiedziałeś, czy zbliżacie się już do osady, ale wszystko na to wskazywało. I chciałeś już iść dalej, ale Hektor znowu poinformował, że coś się dzieje.
No trudno. Znowu będziesz wabikiem.
Zapach się nasilał, kiedy powoli podeszliście do kształtów. Szedłeś po prawej stronie Iona, zatem jako pierwszy dostrzegłeś jakąś ciecz rozlaną po podłodze. Nie widziałeś jeszcze dokładnie tej sceny, nie umiałeś jej przetworzyć. Całą twoją uwagę pochłaniała kałuża u Twoich stóp, pachnąca najlepszym poczęstunkiem Twojej babci. Miałeś nieodpartą ochotę tego spróbować.

Ion

Widok, jaki się przed tobą rozpościerał, był makabryczny. Im więcej widziałeś, tym gorzej Ci się robiło. W połączeniu ze zmęczeniem i lampą czułeś się nierealnie. Przymknąłeś oczy i starałeś się zignorować zapach, docierający do Twoich nozdrzy. Przynajmniej Heli był z Tobą…

Meril, Miguel
Mimo bycia z tyłu, nie dało się nie odczuć najnowszego zapachu. Z tej odległości jednak widać było niewyraźnie, że coś, prawdopodobnie jakieś zwierzę, leży na środku traktu. Musielibyście podejść, aby dostrzec coś więcej.

Obrazek na konfie.

Indiana - 13-02-2018, 00:40

Zapach spalonego ciała i włosów znała na wylot. Do porzygania, w początkach służby nieraz dosłownego. Zawsze budził w niej obrzydzenie, nie tyle fizycznym smrodem. Śmierć w ogniu była jedną z najbardziej gównianych, mimo że widziała rozmaite, wyszukane sposoby zadawania śmierci i bólu, ogień wciąż był w czołówce najbardziej znienawidzonych form broni.
Zacisnęła zęby. Poczuła charakterystyczny dreszcz, uczucie zaciskające dłoń w pięść, zmieniające obraz w planszę składającą się z kształtów - nie ludzi, celów do zabicia. Efekt wirusa, który na zawsze zmienił reakcje jej mózgu.

Rzeczy wykonywały się same.
Procedura.
Nie było sensu zatrzymywać kolumny, skoro mieli wabik na środku. Ewentualny przeciwnik i tak już widział latarnię, to, czego nie widział, to czarnych mundurów w cieniu. Okrążyła obszar, izolując z otoczenia odgłosy, które nie należały do jej oddziału.
(efekt?)
Miała nadzieję coś usłyszeć. Bardzo chciała.
Tych, którzy to zrobili. Autorów tej masakry.
Bardzo chciała mieć ich teraz przed sobą....

Podeszła do wilka, który oddychał. Znając żywotność tych zwierząt podeszła od tyłu, żeby w razie czego nie sięgnął jej kłami. Przyklękła. Położyła dłoń na zmasakrowanej głowie zwierzęcia, mocząc palce w ciepłej krwi. Zanurzyła rękę w sierść.
Przez skórę poczuła mrowienie palców, wyczulona empatia odebrała impulsy od zwierzęcia. Czuła jego ból, oszołomienie, przerażenie śmiercią. Każda istota boi się śmierci...
- Ciiiiii - szepnęła, gładząc futro - Ciiii, wszystko będzie dobrze.
Jej nóż, dociśnięty całym barkiem w przyklęku, przebił rdzeń kręgowy i zagłębił się w podstawę czaszki, kończąc życie zwierzęcia. "Zabierz go przez mgłę" zawołała w myślach "zabierz, proszę... A ja poszukam tego, który mu to zrobił"...
Zaciśnięte do bólu gardło musiała rozluźnić całą siłą woli, żeby móc oddychać. Przed oczami widziała zupełnie inne miejsce, zupełnie inną noc i zupełnie inne futro....

Wstała. Nie tracąc czujności, skierowanej na zewnątrz obszaru, przeszła od ciała do ciała, sprawdzając, czy któryś jeszcze żyje.
Jeśli żył, powtórzyła czynności.
Wszelkie reakcje i komentarze jej towarzyszy dobiegały do niej jak z innego wszechświata. Nie obchodziły jej, nie interesowało ich zdanie na temat, dlaczego okazuje litość zwierzętom, skoro nie okazuje jej ludziom. Nie zamierzała się tłumaczyć, wiedziała, że i tak nikt zwykle nie rozumie.
A chęć mordu, jakiej prawdopodobnie nie zdoła ukryć, i tak zostanie zinterpretowana opacznie. W końcu kojarzyli ją głównie z tym, że "strzelała do dzieci", bo przecież nie z tym, że strzałem uratowała medyczkę. Jak miała im tłumaczyć, że to nie dlatego, że ktoś zabił wilka, tylko dlatego, że zostawił na powolną śmierć w mękach, choć mógł dobić....

Analiza pola walki.
Podchodząc do każdego ciała analizowała zadane rany.
Rodzaje broni. Cechy zadanej rany, świadczące o tym, kto mógł je zadać i czym.
Roztrzaskana czaszka. Kamień? Młot? Po kamieniu zostaną okruchy w ranie. Krasnolud ma młot...
Spalone ciało. Zapach - czy wskazuje na coś łatwopalnego? Jeśli nie, to magia. Nie da się tak podpalić ciała świecą ani nawet pochodnią.
Odcięte ucho. Czym? Nożem? Mieczem? Jeśli cięcie było z zamachu, krawędzie rany byłyby równe, gładkie, po nożu - bardziej nieregularne. Po toporze - głębsze, raczej do kości, a jeśli ostrze tylko się ślizgnęło, to nie ucięłoby ciała, tylko zahaczyło.
Zatem - ile osób walczyło? Czy ktoś dołączył? Jakiś rodzaj broni, którego nie miała grupa zdrajców?
Ślady? Zapewne kotłowanina. Jak bardzo -> czy przeciwnicy są zmęczeni walką.
Krew? Oprócz oczywistej, z zabitych zwierząt, czy jakieś inne plamy krwi? -> czy ktos z przeciwników został raniony przez wilki.
Ślady wokół obszaru - dlaczego wilki zaatakowały grupę ludzi, idącą z ogniem...? A może to ludzie naszli na wilki żerujące na ścieżce... Ale uciekłyby wtedy... Czemu atakowały?

Nie miała ochoty odzywać się do towarzyszy. Słuchała jednym uchem ich komentarzy, zbierając wszystkie elementy, które pozwoliłyby odpowiedzieć na pytania.

Elf - 13-02-2018, 23:45

Smród. Obrzydliwy smród palonych włosów wdarł się w nozdrza Merila.
Odór ten był dla niego równie nieznośny, co znany. Gdy tylko zrozumiał co czuje i na co patrzy zaczął oddychać przez usta by choć trochę ulżyć nosowi.
Podszedł bliżej i dołączył do Imiry która przyglądała się pobojowisku. Nie znał się na ranach zadanych konwencjonalną bronią, ale znał się na magii, i właśnie dlatego to spalony wilk przyciągnął jego uwagę.
Smród oczywiście rozchodził się od niego, lecz metoda oddychania przez usta zdawała egzamin na tyle by Meril mógł pochylić się nad zwierzęciem i nie zwymiotować.
W takich warunkach tylko 2 rzeczy mogły podpalić wilka. Magia lub roztrzaskana lampa. przejechał ręką w rękawicy po nienaruszonej części futra po czym przyjrzał się jej. (zakładam że nie znalazłem ma tam niczego tłustego) Nie znalazł tam jednak niczego co nadawałoby się na paliwo, a i specjalnie się tego nie spodziewał więc opuścił rękę i ponownie przyjrzał się ciału. Widział że Thorgrim był by w stanie bez problemu podpalić wilka przy pomocy run. Było to zresztą, na tyle na ile Meril zdążył zaobserwować, jedno z jego bardziej lubianych zaklęć.
Przyjrzał się jeszcze dokładnie oparzeniu po czym zamknął oczy i spróbował dostroić się do energii tego miejsca.

1. Spędziłem sporo czasu zarówno z Thorgrim jak i Defthagronem. Czy te oparzenia przypominają runy?
2. Będę chciał spróbować wychwycić resztki emanacji magicznej i dowiedzieć się jak najwięcej o tym co to było (runy/nie runy/ jak dawno)
3. Po skończeniu tego powrócę do badania pobojowiska

Rivus - 15-02-2018, 03:30

Zwłoki. Zwierzęta.
Na nim powinny nie robić już takiego wrażenia.
Ale robiły.
Tyle sponiewieranych ciał nigdy nie widział.
Przypomniał sobie Alarica i Evenię wchodzących przez bramę Enarook z upolowaną zwierzyną.
Kiedyś taki widok budził w nim strach.

Ale to, co teraz widział odbiegało od normy. Zaczęło mu się robić niedobrze.
Ile dni nie spałem? Jak bardzo marznę? Czy Ester jest cała bezpieczna? Czy ci, którzy uciekali zamordowali te zwierzęta? Gdzie jest Liria? Obserwuje mnie?
Chichot Lirii, wstrząs całego ciała, zawrót głowy. Kuca. Chwyta się rękami za głowę. Kiwa się raz do przodu, raz do tyłu.
Spokojnie, Ion... to się zaraz skończy...
To głos matki rozbrzmiewał w jego głowie.
Po chwili wstał. Czuł spojrzenie na sobie. Przymrużył oczy raz jeszcze.
Nie mylił się. Mimo światła, które zawadzało wzrokowi zauważył kobiecą postać w kapeluszu. To Imira podchodziła po kolei do zwierząt i... wbijała w nie nóż.
- Skraca im cierpienie... - szepnął do siebie cicho, jednak hobbit stojący tuż przed nim mogł go usłyszeć.
Znał to. Sam tak robił, gdy wnyki natrafiały zwierzę. Musiał je... dobić podczas, gdy patrzyły na niego błagalnym wzrokiem pełnym strachu.
Nie chciał patrzeć na cierpienie zwierząt, nie chciał czuć zapachu wydobywającego się z ciał.
Kiedy minęły te dni, gdy krążył bezczynnie po osadzie? Kiedy skończyły się te dni bez zmartwień?
Nie wiedział. Nie umiał wtedy odpowiedzieć sobie na to pytanie, mimo że odpowiedź na nie jest trywialnie prosta.
Jego rozmyślania przerwały ruchy z tyłu.
Teraz Meril podchodził do ciał i je oglądał. Poszedł za nim, mimo że jeszcze przed chwilą  chciał stąd uciec.
Spalone zwłoki. Tu smród się nasilił. Ion wyjął z torby skrawek materiału i przytknął go do nosa. Ledwo podziałało na okrutny odór wydobywający się z ciała.
Patrząc po zwłokach musiało to być coś mu obcego, dlatego wycofał się i postanowił szukać dalszych śladów zbiegów.
Szedł przez pobojowisko. Wiedział, że jest bardzo widoczny, ale raczej nie spodziewał się ataku, biorąc pod uwagę, że uciekinierzy zostawili za sobą całkiem spory trop w postaci ciał zwierząt.
 Inaczej pewnie by je ukryli, prawda?

<idąc przypatruje się czy nigdzie nie ma śladów uciekinierów. Zatrzymuje się przy tym co znajdzie, a jak nie znajdzie, to zatrzymuje się przy ostatniej linii wilczych ciał i tam szuka dalszegp tropu.>

Omar - 15-02-2018, 19:52

Zapach placka ze śliwkami. Czy tak pachniały palone włosy? Nie, chyba nie. Co to za kałuża pod moimi nogami? Chyba krew... Tego wilka o którym coś tam gadają. Albo wilków? Tak, to na pewno jest krew. Czemu w takim razie pachnie jak dom mojej babci?

Uklęknął. Patrzył jak zahipnotyzowany w sam środek kałuży. Obserwował kształt, barwę. Wszystko w nim mówiło - wstań, odejdź. Ale nie, ciekawość nie pozwoliła. Cholerna ciekawość! Jest druidem, powinien umieć rozpoznać krew, ba, umie rozpoznać krew. Widzi że to jest pieprzona krew. Czemu tak pachnie? Zanurzył w niej palec. Wyciągnął go i zaczął oglądać substancję znajdującą się na nim. Na palcu bardziej przejrzysta, jaśniejsza, w końcu w mniejszej ilości.

Próbować? Może to nie krew, tylko powidła śliwkowe? Czemu tak bardzo chcę to zjeść?

Powąchał swój palec. Zapach tylko się nasilił. Nie swąd, a miły, słodki zapach. Dobrze pamiętał dom babci. Dobrze pamiętał zapach jej specjałów kulinarnych. Chwilę klęczał w zadumie.

Chyba mnie popierdoliło.

Oblizał swój palec. Był cholernie ciekawy, a tym razem ta ciekawość przezwyciężyła jego instynkt samozachowawczy. Czemu najpierw nie powiedział o tym nikomu? Jak długo w ogóle trwała ta chwila? Czy inni go obserwowali, czy może byli zajęci czymś innym? Co się teraz stanie? Po co zadawał sobie te pytania? Nie ważne, teraz był już po podjęciu tej decyzji.

Leite - 16-02-2018, 00:30

<opis wilków dla wszystkich>
<nr 1>Wilk, którego dobiła Imira, leżący na brzuchu, trochę bardziej w swoje prawo, miał zdecydowanie zdeformowaną głowę. Być może pęknięta czaszka, na pewno duża deformacja w okolicach <jego> lewego oczodołu i płatu czoła. Z dodatkowym rozcięciem, które zniszczyło mu to oko. Wgniecenie, opuchnięte, można by rzec. Poza tym, niechlujne rozcięcie na karku, w dodatku niezbyt głębokie. Na zębach krew.

<nr 2> Leży na prawym boku. Jego lewa noga w niczym nie przypomina prawidłowo zbudowanej tylnej kończyny, najwięcej zniekształceń było w okolicy uda. Całe, na ile da się określić pod futrem, udo spuchnięte, gdzieniegdzie uderzenie sprawiło, że skóra pękła. Dalsza część nogi opadała pod dziwnym kontem, łydka i łapa nie miały specjalnych obrażeń.
Ponadto wilk miał ranę między żebrami, głębokie, wąskie cięcie, z którego wypłynęło dużo krwi. Jeszcze niezaschniętej w większości. Oraz ucięty język.

<nr 3> Trudno powiedzieć, jak leży, bo jest dokładnie wszędzie spalony. W każdym miejscu futro jest przynajmniej nadpalone. Nie czuć w powietrzu żadnego czynnika podpalającego, w stylu nafty, czy coś. Widać po zwierzęciu, że panikowało. W niektórych miejscach widać mięśnie, wilk umarł z otwartą paszczą. Zęby są całe.

<nr 4> Odcięte lewe ucho, leży koło wilka. Lekko rozcięty pysk, na ukos przez nos, ale płytko. Drugie rozcięcie prowadzi przez oko, chyba je uszkadzając. Duża rana na klatce piersiowej, tj lewa przednia część żeber, sporo krwi. Zranienie na szyi. Brak języka <odcięty>, krew na zębach, jakiś kawałek skóry między nimi.

<nr 5> Leży na brzuchu. Ma kompletnie roztrzaskaną czaszkę, jest wklęsła, część kości i mózgu rozprysnęło się po okolicy. Resztę wnętrza widać pod wgniecionym w czaszkę futrem. Roztrzaskana jest część z oczodołami i mózgiem, kości tworzące pysk nie wyglądają na bardzo zniszczone.

<nr 6> Długa rana na grzbiecie. Lekko rozcięte prawe ucho. Rozcięcie na łopatkach, które wsunęło się pod skórę, tworząc odstający płat. Odcięte ¾ nosa, z jego lewej strony oraz części skóry i całego ucha, również z lewej strony, dużo krwi. Wilk leży na plecach, bardziej w lewą stronę, w klatce piersiowej ma dwie wąskie rany. I nie ma języka, odcięty.

Trzy wilki wyszły prawdopodobnie na przeciwników, z lasu po lewej stronie, trzy dołączyły, zaskakując od tyłu.
Krew jest, tam, gdzie jest jej dużo, jeszcze nie do końca zaschnięta. Wilki powoli tracą ciepło. Maksymalnie do wszystkiego doszło 35/40 minut temu najdalej.
Kawałek za ostatnim wilkiem jest niedbale zatarty krąg. I wierzbowe witki.

Imira
Z otoczenia nie było słychać nic, poza wiatrem. Byliście tu tylko wy.
Na szczęście, tylko jeden wilk pozostał żywy. Pisnął cicho, a potem przestał oddychać. Znieruchomiał. Jedyne pozostałe oko straciło ostrość.
Rozcięcie, niszczące mu drugie oko, zostało zadane przed ciosem w głowę. Rozcięcie na karku wyglądało, jakby ktoś je zrobił w desperacji, niechlujnie. Głowa z pewnością została uderzona z dużą siłą. Na ziemi widać ślady spore, odciśnięte, szerokie jak ludzkie plecy. Ślady łap wskazują na to, że trzy wilki dołączały z tyłu z lasu, ze strony, z której przyszliście.
<2> Kolejny strzał, prawdopodobnie znowu młot, z dużo większą siłą, niż poprzednio. Cięcie, które zabiło wilka, było precyzyjne, wąskie i głębokie, z pewnością dosięgnęło serca. Zbyt precyzyjne, by trafić tak w pośpiechu. Nierówno odcięty język.
Ślady tego wilka, które wychodziły z tyłu, z lasu, urywały się w pewnym momencie, gdy zwierzę skoczyło? Następnie widać, dwa metry dalej, niewyraźne, duże kształty, na końcu których leży martwy wilk.
Pomiędzy <1> i urywającymi się śladami <2> widać ślady ciężkich butów, dość mocno wrytych w ziemię.
<3> Żadnego zapachu łatwopalnych substancji. Widać, że zwierzę panikowało w biegu. Tropy prowadzą od lasu przy <4>.
<4> Gładko odcięte ucho, z zamachu. Niedbałe rozcięcie przez nos. Rozcięcie przez oko, szybkie, nie przecięło źrenicy, ale lekko białko. Nieprecyzyjne cięcie na szyi. W ranie na klatce piersiowej skruszone żebra, wewnątrz cięcie sięgające prawdopodobnie serca lub innych ważnych żył i tętnic. Blady kawałek skóry między zębami, nierówne odcięcie języka, ślady mniejszych, lżejszych butów.
<5>Strzał w czaszkę. Mogłaś się założyć, że to młot. Przed pyskiem wilka znowu ciężkie ślady butów.
<6>Cięcie na plecach, z zamachu. Nieprecyzyjne rozcięcie ucha. Kolejne, desperackie rozcięcie na łopatkach, zrobione pod złym kątem. Nierówno odcięty język. Nos i obrażenia głowy wyglądają na jeden mocny zamach. Dwie wąskie rany, sięgające serca, również precyzyjne. Tutaj była kotłowanina. Jakiś jeden szerszy ślad, potem drugi i wilk, leżący od nich jakieś półotra do dwóch metrów.

Z pola walki można teoretycznie wyczytać, że wilki były zajęte różnymi przeciwnikami. Wskazuje na to spora ilość śladów przy każdym z nich. I poruszające się jednostki między wilkami. Gdzieniedzie są plamy krwi, największe przy wilku <2> oraz przy <6>, gdzie są porozrzucane, jakby nie do końca ze zwierzaka. Ale trudno ocenić, gdzie jest krew, w tym błocie.

Meril
Energia. Ogień. Ślady.
Wilk. Futro.
Znajome uczucie. Znajoma magia, z którą miałeś do czynienia przez ostatnie miesiące. Nieludzka magia.
Świeża magia. Nie dalej, jak czterdzieści minut temu. Na pewno mniej.

Ion
Trudno coś odczytać z kotłowaniny. Ale obrzeże walki jest ciekawe. Widać, że wilki wyszły z lewej strony drogi. A jakiś osobnik z prawej strony. Podszedł do <6>, a potem jego ślady znikają. Ciężkie buty są przy prawie każdym wilku. Wszystkich, poza <3>. Grupa idąca, na tyle, na ile mogłeś stwierdzić, się rozeszła, gdy zobaczyła przeciwnika. No i błoto za walką, widać, że dwie osoby lekko utykają.

Helianthus
W momencie, gdy włożyłeś palec do ust, wszystko zawirowało. Twoje zmysły odzyskały zwykłą ostrość. Zapachy zmieniły się drastycznie, zamiast tego, co czułeś wcześniej, pojawiła się krew, spalenizna i wszystko, co najgorsze w polu walki.
Smak też się zmienił.
Kosztowałeś właśnie wilczą krew. Zebraną z ziemi. Na swoim palcu. A nie coś, co znałeś i co było zawsze smaczne.
Zwariowałeś?
Dobiegł Cię dziki wybuch śmiechu, gdzieś z bliżej nieokreślonej przestrzeni. Żeński, szalony śmiech, który już zdążyłeś poznać.
A następnie wszystko, co nienaturalne, ucichło i odeszło, zostawiając Cię w kuckach nad kałużą z krwi wilka.

Indiana - 16-02-2018, 02:37

Z całego z trudem hamowanego wzburzenia pozostał podszyty zemstą chłód profesjonalisty. Czy jest tak, że zbyt wiele oglądanego, odczuwanego bólu stępia w końcu reakcje... bo ile można. Czy dawało o sobie znać szkolenie, w sumie bez znaczenia. Świadomie nie pozwalała, aby empatia wygasła, świadomie patrząc na ofiary pielęgnowała współodczuwanie, wiedziała, co dzieje się z ludźmi, z jej towarzyszami, przyjaciółmi, na kolejnych pobojowiskach, wśród pól trupów. Nie trzeba było do tego magicznych wirusów. Wystarczało odpowiednio dużo obrazów wojny.
Łatwo stoczyć się w którąś skrajność, brak uczuć lub ich nadmiar.
Obydwa były wykluczone dla niej.
Przetarła oczy wierzchem dłoni, tak, żeby nie umazać się krwią. Ogarnęła wzrokiem teren i towarzyszy.
- Miguel - sugestywnie skinęła głową w kierunku drogi, dając do zrozumienia, że przydałaby się warta - Mógłbyś, proszę, ok?
Raz jeszcze przyklękła przy jednym z wilków.
- Mogłam coś pominąć więc proszę o pomoc. Powinniśmy stwierdzić, czy nasi przeciwnicy są ranni czy nie, krew, o ile ktoś z was nie umie rozróżnić wilczej od ludzkiej, tutaj nic nam nie powie. Resztki ubrań, skóry w zębach, to by wskazywało na obrażenia. Jeśli na kimś zacisnęły te zęby, to możemy podejrzewać, że jest ranny, wilk ma 15 kg na centymetr nacisku szczęki... Na razie mam tylko drobinki skóry, zdaje się, że jasnej i parę strzępków. Ion, Hektor, Torres, przejrzyjcie proszę jeszcze raz zwłoki i teren. Szukamy potwierdzenia na to, że ktoś z tamtych oberwał, oraz ewentualnie na to, czy skład tamtej grupy się zmienił... Było ich czworo, z pewnością widać tu robotę Sangre i krasnoluda, ale czy tylko. Panowie... - odwróciła się, szukając wzrokiem Merila i Heliantusa, na widok hobbita uniosła lekko brew - Co u licha robisz...?
Zawiesiła głos na widok hobbita trzymającego przy ustach zakrwawiony palec, tuż przy kałuży wilczej krwi. Zaklęła w myśli, notując, by poświęcić mu większą uwagę. Zagrożenie ze strony Dagmary nie było jedynym... Obserwując hobbita podjęła:
- Panowie od magii, czy możecie mi powiedzieć, dlaczego wilki zaatakowały...? Zwierzęta, nawet drapieżne, nie atakują grupy ludzi z ogniem... Nie jesienią, nie w Liryzji. Skrócę myśl... Gdyby się okazało, że natura wyczuwa eskhara... że wyczuwa ich wrogość wobec tego świata, odbiera ich jak zagrożenie, zyskalibyśmy cennych sprzymierzeńców, tak w tej chwili, jak i w ogóle.
I zanim rzucicie "chodźmy dalej", przypomnę tylko, że naszym celem jest nie tyle pojmanie tamtych czy zabicie, ale rozeznanie się w sytuacji, rozpoznanie... Bo nie mamy pojęcia z czym i dlaczego walczymy. Chciałabym wiedzieć, dlaczego te wilki walczyły.

Spokojnie obserwowała w nikłym świetle latarenki twarze towarzyszy. Kiedy opanowała własne odczucia i reakcje, jasnym było, ze najpoważniejszym jej zadaniem tutaj będzie kontrolowanie tego, co dzieje się z nimi. Nie dopuścić, by mrok dosięgnął ich umysłów. Odciągać z krawędzi. Dać poczucie sensu, oparcia, więzi.
Jednocześnie jej myśli odjechały ku przyszłości. Tu i teraz zapewne skończy się ze świtem, a przed nią zadanie uchronienia Tercji przed tym, co nadeszło. Odciągnąc z krawędzi będzie musiała nie tylko tych, którzy jej towarzyszyli teraz. Ale wszystkich, noszących czarny mundur. Jeśli nie mają stać się ciężarem, zamiast zbrojnym ramieniem dla Styrii... dla świata?
Uśmiechnęła się w myślach. Za daleko, za wysoko. Zbawianie świata to zadanie dla bohaterów. Jak Kethren, Tergor, Elidis... Nie dla mnie. Ja tylko chcę przeprowadzić przez to moich ludzi.

VanRex - 17-02-2018, 14:35

Spojrzał po wilczych pozostałościach i bez słowa wziął się za rozkaz Furier. Świadomość że mogą się zbliżać do upragnionego celu schwytania i, daj panienko, zabicia Sangre popychała go do działania.
Podszedł do wilka <nr 1> przyciągnięty krwią na jego kłach. Jeżeli zranił on kogoś w grupie uciekającej, a skrawki materiałów na polu walki świadczą, że mógł, to miejsce to mogło dać jakieś wskazówki o stanie uciekinierów. Szukał większych wgnieceń w trawie czy błocie, miejsc gdzie osoba ranna mogła upaść lub usiąść, a jeżeli znalazł to szuakł śladów wiodacych za rannym, który prawdopodobnie mógł mieć większe problemy z chodzeniem. Może ktoś go wspierał? No a w razie braku takiego tropu po prostu na podstawie śladów walki zaczął określać kierunek ucieczki nie tak dawno walczącej grupy.

Hakan - 18-02-2018, 00:22

Przytaknął na słowa Imiry. Przez moment rozglądał się nieobecnym wzrokiem. Kopnął się w myślach i spojrzał na Torresa który kucnął przy wilku, którego chwilę temu dobiła Furier.
Odwrócił się i zwrócił swoją uwagę ku dwóm ciałom leżącym obok siebie (nr2 i 3).
Tylna lewa kończyna wilka w kałuży krwi wyglądała paskudnie. Zresztą, wszystko tu tak wyglądało.
Drugiemu wilkowi poświęcił mniej uwagi. Zęby miał całe, lekko połyskiwały w ciemności - prawdopodobnie nie miał kontaktu z bronią białą, a szczególnie nie z młotem. Obszedł teren, przeglądając pozostałe zwłoki, jednak nie poświęcił im tyle uwagi. Gdy skończył, zaczął oglądać krzaki w poszukiwaniu złamanych gałęzi albo strzępków ubrań.
Gdy skończył, spojrzał na niebo próbując określić ile mniej więcej zostało czasu do świtu.
Jeżeli znalazł coś interesującego, pokazuje to Imirze i mówi, gdzie to znalazł.

Elf - 18-02-2018, 21:52

Wstał. Miał rację. Runy...
Usłyszał głos Imiry i jej pytanie na temat ataku.
- Niestety zwyczaje zwierząt nie są moją domeną. Komunikacja z totemami też nie, ale Helianthus...
- odwrócił się w stronę niziołka i ujrzawszy go nad kałużą z palcem w ustach wytrzeszczył oczy i niepewnie dokończył - ...powinien sobie z tym poradzić...
Co do?... - pomyślał jeszcze odwracając się z powrotem w stronę Imiry, po czym zwrócił się do niej już normalnym głosem.
Co do tego spalonego wilka, to jestem w stanie potwierdzić że było to zaklęcie runiczne. Niestety chyba nic więcej nie mogę powiedzieć na temat tej rzezi.

Leite - 19-02-2018, 00:46

Imira, Torres, Hektor
Oglądane przez was martwe stworzenia, ślady i otoczenie zmieniały się w mapę, wnikliwa analiza profesjonalistów.
Wilk pierwszy, ślady po przewróceniu się. Niewiele więcej dało się wychwycić z błota. Trudno określić, czym została zadana rana na karku i oku, bo głowa zdecydowanie dostała czymś ciężkim. Krew na zębach zdecydowanie nie była wilcza, bo w szczęce oraz podniebieniu brakowało zranień, a ta wypływająca z głowy nie miała jak dostać się do wnętrza paszczy. Ten wilk zdecydowanie kogoś użarł.
Wilk drugi, brak większych śladów. Poza tym, co już zauważyliście <poprzedni post dla Imiry>, zastanawiające były ślady butów na środku. Wyglądało to tak, jakby ktoś się obracał, początkowo stojąc twarzą w kierunku wilka pierwszego, a kończąc na drugim. Półobrót. Lewa strona głowy wilka, lewe udo drugiego wilka.
Wilk trzeci. Nic ciekawego więcej nie dało się odczytać. Cały spalony za pomocą run, według słów Merila. Czy kogoś zranił, nie dało się stwierdzić.
Wilk czwarty. Tu ponownie dało się stwierdzić, że z pewnością kogoś ugryzł. Toczył walkę, zanim padł. Nie dał rady wyjść za daleko z lasu, zanim spotkał przeciwnika. Rany zadane mieczem, raczej krótszym. Czarne strzępki ubrań. Ewidentnie ślady po podziemnej. Zwłaszcza, że jej buty zostawiły, co prawda, niewyraźne ślady, ale już wcześniej je widzieliście.
Wilk piąty. Nie miał kontaktu z przeciwnikiem, zwłaszcza, że obrażenia głowy to jedyne jego obrażenia. Zapewne już pierwszy strzał młota powalił zwierzę.
Dopiero przy wilku szóstym zaczynało się robić ciekawie. Dużo śladów na ziemi. Kotłowanina. Tkanina. Jeden kawałek szary, drugi brązowy. Dopiero po chwili dostrzegliście na ziemi, niedaleko miejsca zamieszania, kawałek mięsa i skóry. Wyglądało to na kawałek mięśnia. Ludzkiego.
Z innych śladów... Ktoś z przeciwników na pewno utykał. Może więcej, niż jedna osoba. Sprawdziliście też rytuał. Leżały w nim, w różnych miejscach, trzy wierzbowe witki. Za rytuałem ślady wiodły dalej, nie kryjąc się po bokach, ale trakt też stawał się coraz bardziej ubity i trudniej było je czytać.
Hektor znalazł kolejny kawałek tkaniny przy wilku czwartym, znowu czarny i z nietypowego tworzywa. Spojrzał w niebo. Do światu zostały jakieś trzy godziny najdalej.
Wiele więcej z pola się nie dało wyczytać.

Meril
Zastanowiłeś się chwilę. Coś było w tej magii przed chwilą takiego, że postanowiłeś wczuć się jeszcze raz, tak dla upewnienia się.
I znów, znajome uczucie. Magia. Nieludzka.
Czy aby tylko...?
Niejasne poczucie, że to nie tylko dzieło run. Ulotne. Niepewne. Coś nietypowego. Obcego.
Jak w Korytarzach...

Helianthus mruknął coś niewyraźnie pod nosem i wstał, odchodząc na bok, by nie zakłócać śledztwa. Tam zaczął rysować triskel i mruczeć coś pod nosem, prawdopodobnie zastanawiając się, jak zrobić rytuał. Resztę mogły dobiec takie słowa, jak eshkara, wilk, placek i totem.

Indiana - 19-02-2018, 08:06

Oczekując z lekką niecierpliwością na wynik tego, co robił druid, Imira starała się przeanalizować efekty małego terenowego śledztwa.
Czarny strój, dziwna tkanina - to Silana, ewidentnie w tym jednym przypadku dawało się stwierdzić na pewno, że dostała. Heh,ale ona jest psionikiem... To nie fizyczna sprawność czyni ją groźną.
Styryjka zamyśliła się. Ashana. Coś ty narobiła, dziewczyno...
Pamiętała ją, niedoświadczoną, ale wnikliwie obserującą, trochę neurotyczną elfkę, pamiętała jej błyskotliwe negocjacje, jej oszołomiony lekko wzrok, kiedy siedząc pomiędzy Deftagronem z Kesham, a mistrzem Tergorem dar Tollerem właśnie przybijała wiekopomny i historyczny układ o pierwszy podziemny szlak handlowy przez Karmazynowe Kły. Szkoda. Cholerna, pieprzona szkoda.
Westchnęła.
Więcej osób oberwało, skonkludowała, patrząc na szmaty i strzęp mięśnia. Ten, komu wyrwano kawałek ciała, oberwał najmocniej. Ale żeby przeprowadzić dokładną kryminologiczną analizę, na to już nie było szans w tych warunkach.
Zatrzymała się przy gałązkach.
- Możemy liczyć na to, że oberwali i są osłabieni. Ale kto konkretnie, oprócz elfki, ja tego nie umiem stwierdzić, chyba, że ktoś z Was pamięta lepiej ich stroje. Z tego co widzę, najgroźniejszy z nich raczej akurat nie oberwał... Te gałązki - trąciła nogą wierzbowe witki - ten twór znam, to nawęz czarowniczy. Nie wiem, co znaczy wierzba... U druidów odpowiada za płodność, ale coś mi się zdaje, że ten rytuał nie to miał na celu...

Elf - 19-02-2018, 12:35

Otworzył znowu oczy. Zmarszczył czoło. Ślad uczucia, ledwo dostrzegalny, jednak tak niepokojący. Cień obcej magii która była niepodobna do niczego. Czy to oznacza że Eskhara jakoś ich wzmocnili? Czy może to po prostu znak ich powiązania z nimi?... Przyjrzał się wilkowi po raz kolejny. Porównał w myślach zniszczenia dokonane przez to zaklęcie do znanego mu zaklęcia Defta. (Czy to zaklęcie wydaje się mocniejsze?)
Wyprostował się i rozejrzał, jakby spodziewał się znaleźć odpowiedź gdzieś w pobliżu.
Zamiast tego dostrzegł krąg, który wcześniej całkowicie umknął jego uwadze. Skarcił się w myślach za to przeoczenie, po czym podszedł do niego i przycupnął nad nim, by go zbadać. Zaczął wyszukiwać znaków w rytuale, by zrozumieć jego cel.
(jeśli są to znaki magii akademickiej to powinienem to rozgryźć, jeśli to triskel, to niewiele będę w stanie powiedzieć, ale sam schemat rytuału powinienem rozpoznać)

Rivus - 21-02-2018, 02:12

Dużo zauważył.
Ciężkie kroki - blondyn z Tercji? Krasnolud?
Osobnik z prawej strony?
I w końcu - dwie osoby utykają - kto?
Obrócił się i wrócił do reszty.
Heli klęczał nad kałużą krwii. Palec miał w buzi.
- Wypierdalaj coño - przeklął półgłosem eshkarę, która widocznie mieszała w głowie nie tylko mu.
Nie przejął się jednak tym zbytnio. Nie chciał też mówić pierwszy co spostrzegł.
Zaczęła Imira.
Ciała, rany, piętnastokilowy nacisk wilczych szczęk, materiał, skrawek jasnej skóry.
- Ion, Hektor, Torres, przejrzyjcie proszę jeszcze raz zwłoki i teren.
Potem Imira zauważyła Heliego.
- Co u licha robisz?
Kontynuowała skierowana do magicznych. Może faktycznie wilki nie zaatakowały przypadkowo?
Imira zakończyła swój wywód. Reszta się rozeszła gdzieś po bokach. To znaczy Hektor i Torres rozeszli się według rozkazów furyer, a Ion tylko stał i patrzył w ziemię.
- Niestety- chłopak lekko podskoczył, przestraszony głosem elfa za sobą - Zwyczaje zwierząt nie są moją domeną. Komunikacja z totemami też nie, ale Helianthus... powinien sobie z tym poradzić...
Ion mógł tylko domniemywać, że przerwa w zdaniu spowodowana była spojrzeniem Merila na hobbita.
Oderwał się myślami od tego co teraz.
Jego myśli znajdowały się teraz w objęciach Estelli, gdzieś w domu de Erisów w sąsiedztwie rodziny Macario.
Zablokował się w tym bezpiecznym momencie.
Potem zmuszał swoje myśli do przechodzenia przez kolejne sceny swojego życia.
Twarde uderzenie ojca w policzek Estelli. Płacz, krzyk, jej ucieczka.
Ion postawia się. Zostaje zlany pasem. Cisza. Liria wyrusza na noc w dzicz. Przygotowanie do obrzędu. Moment, w którym powiedział matce o interwencji ojca. Obozowisko Estelli. Kenric, Ester.
Kłamstwo. Sen. Prawda od rodziców. Głosowanie. Zniszczenie bariery. Krzyk Lirii - „opuszcza” ich. Samobójstwo Rey. Cisza, przerywana miarowym płaczem. Ucieczka. Evenia, Diego, Ester i Ion. Długa podróż.
Liryzja. Silberheim. Ucieczki Ester. Alarmy. Cienie. Twarz Estelli. Szrama. Dzieci. Ai. Vayana, Concordia. Ucieczka. Rozdzieleni przez oddział. Poszukiwania. Diego. Twarz wymęczonej Estelli. Nienawiść. Wyciągnięta dłoń Ester. Znów Liria. Gdzieś w Tunelach. Przeszywający ciało śmiech. Oddech. Conrad. Odejście Ai. Wystrzał samopału. Bieg. Kaszel. Umowa ze Styryjczykami. Obrady w Halli. Kłótnia. Pocałunek. Pościg. Zimno ostrza na szyji. Miguel. Ślady, rozstaje, wiatr. Dąb. Pobojowisko, wilki, odór. Krąg, ślady - kulejące osoby.
Nagle oprzytomniał.
- Poczekajcie! - powiedział. - Dwie kulejące osoby. I przerwany krąg. Tam. - wskazał palcem.
Ale obok niego już nikogo nie było.
Hobbit stał z boku i rysował znaki na ziemi.
Obrócił się. Meril wciąż stał za nim, zamyślony.
Złapał się palcami za skronie i zaczął je masować.
Czy naprawdę musiałem się teraz tak zawiesić?
Poprawił kołczan pełny strzał wiszący przy pasie.
Imira, Torres i Hektor zniknęli mu z zasięgu wzroku. Wypadałoby powiedzieć im co wie... chociaż pewnie już sami to odkryli. Niezaprzątał sobie już tym głowy.
Usiadł gdzieś przy linii drzew po prawej stronie, wpatrują się w Helianthusa rysującego wzorki.
- Ha... i pomyśleć, że jeszcze niedawno kombinowałem jak wydostać Estellę z Liryzji, a teraz ganiam razem z hobbitem, elfem i Tercją za uciekinierami, którzy kumplują się z jakimiś bytami. Czy tam eshkarami. Jeden pies.

Mikes - 21-02-2018, 17:08

Zgodnie z rozkazem pilnował by nikt niepożądany nie podkradł się do jego towarzyszy. Wilki nie przejeły go aż tak bardzo. Nurtowała go za to zupełnie inna rzecz. Zadawała sobie pytanie: Jak poradził by sobie z takim atakiem ich oddział? Wiedział, że to raczej mało prawdopodobny atak, ale jednak. Co by się działo? Pewnie bym sobie poradził. Napewno z jednym. Pewnie z dwoma też, ale to zależy w jaki sposób by zaatakowały i na ile został bym zaskoczony. Ale co by było gdyby najpierw zaatakowały kogos z po za tercji. Kogoś z tych stanowczo gorzej do tego przystosowanych. Ile osób zostało by rannych? Czy wszyscy by przeżyli? Ponownie rozejrzał się po badających pobojowisko towarzyszach. Miał ndzieję, że ich poprostu niedocenia, bo inczej może być paskudnie.
(Pilnuje terenu. Gdy ruszymy dostosuje się do rozkazów.)

Leite - 22-02-2018, 02:12

Meril
Tak. Było mocniejsze. Wiedziałeś to. Zwykle powodowało lekkie obrażenia.
Rytuał...był prostym kołem. Nie miał znaków. Nie miał nic, poza zatartym okręgiem i wierzbowymi witkami.


Hobbit skończył triskel. Usiadł w środku i zaczął powtarzać jakieś słowa, mamrotać je bardziej, pod nosem, kołysząc się w rytm tylko sobie znanej piosenki.
Nic się nie zmieniło, przez dłuższą chwilę.
Potem triskel delikatnie rozbłysł.
Z jego ramion uniosły się delikatne wstęgi światła i falując, pozostały w takiej pozycji.
Triskel zmieniał się wraz z kołysaniem i mamrotaniem.
W pewnym momencie Helianthus przestał się kołysać i wbił wzrok w las. Czuł coś.
Reszta również tam spojrzała. Były spojrzenia ciekawości, lekkiego zaniepokojenia i czujności.
W końcu spomiędzy drzew wyłonił się srebrny, w świetle księżyca, pysk. Długa, szara grzywa na karku. Szpiczaste uszy.
Wilk był ogromny. Przynajmniej dwa razy większy od tych zwykłych. Miejscami był niewyraźny, widmowy. Szedł w nienaturalnej, magicznej mgle, lekko rozwijającej swe wici dookoła jego nóg i ogona. Jego jasne ślepia wlepione były w hobbita, lecz potem przeniosły się na ciała leżące na ziemi. Warknął bezgłośnie i położył nieco uszy po sobie, odsłaniając zęby w grymasie.
Totem przeszedł koło nich ostrożnie, obserwując. Czasem się zatrzymywał, by coś poczuć, ale jego pysk pozostał bez wyrazu. Równie ostrożnie omijał żywe istoty, które się zgromadziły w okolicy. W końcu stanął jakieś dwa metry od triskelu i wbił wzrok w hobbita w jego centrum.
Pierwsza myśl, jaka dotknęła Twojego umysłu, była pytaniem. Wilk nie miał ochoty się odzywać, dopóki nie musiał. Chciał wiedzieć, po co go wzywasz.
Odpowiedziałeś mu, mentalnie. Nie było potrzeby odzywać się na głos. Z resztą, był na tyle onieśmielającą istotą, że trudno byłoby to zrobić tak, czy siak.
Wilku. Totemie. Wezwałem Cię, aby..aby dowiedzieć się, co tu się stało. Dlaczego ta wataha zaatakowała osoby, które szły drogą?

Wilk machnął ogonem i ruszył się z miejsca. Krążył powoli, patrząc na wszystkich.
Walczyli. Polegli. Nienaturalnie. Wilk się zatrzymał, patrząc na Imirę.
Nie byli głodni. Czuli się zagrożeni.
Wilk znów ruszył, zatrzymując się przed Helianthusem i przymykając oczy. Machnął ogonem. Mgła popłynęła kawałek.
Ea wyczuwa zagrożenie. Czujemy Nicość i istoty stamtąd pochodzące. Luna pomogła Ei. Dać czas. Poprosiła.
Nie byłeś pewien, czy dobrze zrozumiałeś. Wilk wyczuł Twoją niepewność. Wyszczerzył kły.
Luna. I Ea. Wyczuły. Chciały dać czas.
Chyba zrozumiałeś. Postanowiłeś powtórzyć na głos.
-On mówi - zacząłeś spokojnym tonem, patrząc w oczy wilka. - że wilki nie były głodne. Że to Ea i Luna chciały dać czas.
Wilk machnął ogonem.
Nienaturalne. Nie musieli ginąć. Machnął jeszcze raz, aż mgła sięgnęła wszystkich i kłębiła się u stóp każdego.
Nie pozwalacie na męki z bólu. Na pewną śmierć po niedobiciu. Poczuliście, jak poziom energii w waszych ciałach się nieco wzmocnił. Wilk daje wytrzymałość i siłę <tak się dowiedziałam>, a teraz trochę pomógł wam znosić trudy tej nocy.
W istocie. W tej kwestii...chcielibyśmy...może pomścić te wilki. Ścigamy osoby, które to zrobiły, a pomoc wilków byłaby przydatna...
Wilk się podniósł i przeszedł parę kroków.
I mam poprosić, by kolejne ginęły? Po tym, jak sześć dało czas?
Zamilkłeś. O tym nie pomyślałeś. Wilki z pewnością ucierpią. O ile jakiekolwiek przyjdą.
Nie wiem. Daj...proszę, daj mi chwilę.
Wilk usiadł i popatrzył na grupę.
-Poprosiłem, aby inne wilki przyszły pomścić, jeżeli by chciały. Zapytał, czy ma prosić o to, by kolejne istoty ginęły, skoro już sześć zginęło, dając czas.
Nie zmuszać. Zapytać je. Czy chcą.
Znowu się zawahałeś.
Zrozumieją?
Zginął tu alfa.

-Zaproponował, żeby zapytać same wilki, co o tym sądzą...Co robimy?

Elf - 25-02-2018, 01:32

Wilk wyłonił się z cienia. Nawet teraz, mimo znoju nocy i okoliczności, nie był wstanie powstrzymać własnej twarzy. Na widok świetlistego kształtu Merilowi zaświeciły się oczy a na twarz wystąpił lekki uśmiech. Magia zawsze go zachwycała, przypomniał sobie Sangre i uśmiech lekko zrzedł, no... prawie zawsze... Jednak to była piękna magia. Prawdziwy awatar sił natury pośród swojej domeny.
On mówi. -Usłyszał głos Helianthusa- że wilki nie były głodne. Że to Ea i Luna chciały dać czas. Po chwili mgła przybliżyła się do nich. Poczuł nową siłę płynącą w jego ciele. Przymknął oczy. Cudowne uczucie, nie podobne do żadnego innego, jednak mające w sobie coś co przywoływało wiele różnych wspomnień. Kubek grzanego wina w mroźny wieczór... Morską bryzę o poranku... Podłączenie się do intersekcji magicznej...
Wsparcie. Wspaniałe przeświadczenie o pomocy od kogoś innego...
Usłysz znowu słowa hobbita. Usłyszał jego pytanie
Otrząsnął się. nie czas był na pławienie się w odczuciach i wspomnieniach. Pościg trwał...
Spojrzał na widmową postać wilka
Nie możemy wymagać by ktokolwiek brał udział w tej nowej wojnie, jednak po raz pierwszy jest to wojna prawdziwie globalna. Na szali są wszystkie stworzenia i cały świat Spuścił wzrok i zastanowił się przez chwilę ważąc słowa po czym spojrzał znów na ducha i dodał Całe drzewo światów...
Nas nikt nie zmuszał byśmy brali w tym udział, sami podjęliśmy tą decyzję. Dlatego nie wymagajmy tego od innych, lecz przedstawmy im sytuację i dajmy wybór...

Indiana - 27-02-2018, 02:57

Patrzyła z fascynacją i przejęciem, jak zawsze, kiedy było jej dane podejrzeć cos ze swiata mistycznych zjawisk. Wilki były jej bliskie. Gdy stworzenie spojrzało na nią, wbiła wzrok w jego slepia, jak zahipnotyzowana, w napięciu, mimo wszystko gotowa na nieprzewidziany atak. Czuła mrowienie na karku i w palcach, jak zawsze, gdy obok niej działa się magia. Gdy dotarła do niej mgła, westchnęła cicho. Uczucie przypominało wybuch endorfin po długim biegu, albo moment kiedy po ryzykownej walce napięcie i adrenalina opuszcza ciało, zostawiając euforię i satysfakcję. Jak mokry psi nos na twarzy, jak łagodny dotyk wody, gdy płyniesz, jak pieszczota dłoni kochanka na skórze... Usmiechnęła się w ciemnosci, przez ułamek sekundy w mroźnym powietrzu poczuła zapach kwiatów Leth Caer.
Głos Merila zabrzmiał w jej uszach z pogłosem, jakby stali w wielkiej pustej sali, a jej własny głos zabrzmiał obco i dziwnie.
- Składamy hołd ich odwadze - wskazała na leżące na ziemi ciała, lekko pochylając głowę - Oni dali czas nam, my musimy dać czas reszcie swiata. Nikt nie jest gotowy do tej walki. Nikt nie wie o zagrożeniu. Bracia wilki, każdy jest panem swojego losu, choćbysmy tylko o tym, jak umrzemy, mogli zdecydować. Dołączcie. Lub nie. Ale na miłosc Bogini, przygotujcie się, przygotujcie innych, bo nie oszczędzą ani nas ani was...

Omar - 27-02-2018, 19:07

Dokładnie tak jak mówi elf - nie możemy od nikogo wymagać pomocy. Ale zgadzam się też z Imirą co do faktu, że jeżeli nie zechcą dołączyć, to nie muszą, ale każde stworzenie tego świata musi być przygotowane. Tak więc, proszę Cię, żebyś spytał inne wilki czy chcą pomóc.

Dokładnie dobierał słowa. Nie chciał w końcu urazić totemu. To byłoby teraz bardzo sprzeczne z jego chęciami.

Leite - 28-02-2018, 02:16

Wilk, lekko zniecierpliwiony dłuższym oczekiwaniem, machnął ogonem raz jeszcze.
Mgła zawirowała.
Patrzył po kolei na odzywające się osoby.
Na wysokiego elfa, silnie powiązanego z magią i naturą. Choć inną, niż ta, która działa się przed jego oczami i dookoła niego.
Na kobietę, wojowniczkę. Która, chyba nawet sobie nie zdając z tego sprawy, wysyłała łatwe do odczytania sygnały ciałem. Odczytał je. Przechylił głowę.
Spojrzał na hobbita.
Wstał i warknął bezgłośne, odsłaniając zęby.
Warknięcie było krótkie i dość orzeźwiające. Przypominało, że totem jest wciąż groźnym stworzeniem.
Zawołam. Przekażę.

Następnie widmowe zwierzę, owiewane mgłą, odchyliło łeb do góry i bezgłośnie zawyło. Mimo wszystko, scena, chociaż pozbawiona dźwięku, była pełna piękna i majestatu. Szare futro falowało, a mgła dookoła wszystkiego poruszyła się, urosła, po czym delikatnie opadła, przykrywając ziemię gęstą warstwą.
Księżyc wydawał się być nieco jaśniejszy, chmury akurat odpłynęły.
Donośny dźwięk wdarł się do Twoich uszu. Wycie było przeciągłe, ale przejmowało do głębi, chociaż był zdecydowanie za głośne. Dźwięk był przyjemny, Twoje uszy go lubiły. Był wezwaniem.
W końcu totem skończył. Spojrzał ponownie groźnym spojrzeniem po wszystkich i zaczął krążyć. Poruszał się ostrożnie na pokrytych biało-szarym futrem łapach, niknących w mgle. Węszył. Krążył.
Przyjdą. Czas. Chwila.
Można by powiedzieć, że wielki, przyzwany wilczy totem, który krąży i węszy dookoła każdego z zebranych, to zabawny widok. Jednakże nie wzbudzało to ani trochę śmiechu. Grzbiet stworzenia sięgał większości zebranych do dolnego końca mostka. Hobbita przerastał. Meril nie miał tego problemu. Ale obecność widmowego, półprzeźroczystego stworzenia niedaleko siebie, które jednak jest wyposażone w wielkie zęby i wszystko, co tworzy wilka groźnym...
Jego futro było naturalnie pocieniowane, jednak w nietypowy sposób wciąż można było zobaczyć delikatny zarys tego, co jest za nim i pod nim. Czasem się rozmywał. A chociaż był niematerialny, mgła wciąż reagowała na jego kroki.
Kiedy skończył, usiadł ponownie z boku. Nasłuchiwał.
W końcu z oddali rozległo się wycie.
Minęło może pięć minut, od kiedy totem zawył.
Sześć.
Siedem.
W ósmej minucie z lasu po waszej lewej stronie wysunął się nieśmiale nos i pysk jednego białego stworzenia. Zaraz za nimi pojawiły się uszy i cała reszta młodego wilka, najwyraźniej narodzonego w tym roku. Za nim wychodziły kolejne. W końcu okazało się, że na wezwanie odpowiedziała najwyraźniej reszta watahy. Łącznie pięć wilków, z czego dwa wyglądały na szczenięta, narodzone w tym roku. Jeden był również młody, ale wyglądał na starszego. Oprócz tego pojawiły się dwa dorosłe, które szczerzyły zęby i chowały młode za sobą.
Totem stanął naprzeciwko nich.
Wiele się nie dało wyczytać, ale jeden z wilków, o brązowym futrze, pochylił głowę i nadstawił uszy. Kiedy totem się odwrócił, wataha zaczęła węszyć i patrzeć po swoich martwych pobratymcach, skomląc lekko.
Młode muszą zostać. Alfa chce. Młody-starszy może chce. Reszta nie może.
Wilk spojrzał na Helianthusa raz jeszcze, po czym odwrócił się w stronę drzew i powoli odszedł. Mgła wirowała, powoli go pochłaniając. W końcu zniknął.
Wilk o brązowym futrze podszedł do wilka dobitego przez Imirę i zaczął trącać go pyskiem. W końcu zawył przeciągle i odwrócił się do was. Obok niego usiadło cały czarny starszy młody. Białe szczenię wraz z drugim maluchem kręciły się koło drugiej, najprawdopodobniej wilczycy, która zapewne miała się nimi zająć za samicę Alfa.
Mgła powoli rzedła, aż w końcu znikła.
Zostaliście na trakcie z pięcioma żywymi i sześcioma martwymi stworzeniami.

VanRex - 28-02-2018, 03:51

Scenę oglądał oparty o drzewo dając sobie chwilę odpoczynku. Sierciuch niuchał co i rusz, więc prawdopodobieństwo wrogiego, podkradającego się jegomościa było dość niskie. I tak stał i patrzył znudzony aż wilk i druid sobie pogadają. Westchnął jeszcze cicho gdy scena zaczęła się przeciągać. O jak nie lubił tych wszystkich mistyczno magicznych spraw. Nie podzielał zafascynowania Imiry chociaż w najmniejszym stopniu. Prawda, szkoda że kilka zwierzaków padło przedwcześnie, kolejny podpunkt na liście "Dlaczego Sangre musi umrzeć razem z tą mniej ważną resztą", ale na litość bogini zbliżali się do wroga, czas naglił.
Poprawił jeszcze kapelusz zastanawiając się po co w ogóle go zabrał. Chociaż ustrzelenie niewielkiej dziury w czole i dmuchnięcie w dymiącą lufę poprawiając kapelusz wydawało się odpowiednim obrazem, jaki powinien zobaczyć umierający nekromanta. Uśmiechnął się delikatnie na tą myśl, gdy zdał sobie sprawę, że znowu oddaje się wyobrażaniu śmierci ofiary. Coraz częściej się na tym przyłapywał i jakkolwiek nie był z tego faktu uradowany, tak bycie myśliwym dużo bardziej mu odpowiadało niż bycie ściganym.
Wszystko przez ciebie, señorita Dagmara
Nie wiedział czy to słyszała, ale miał to niemiłe uczucie, że jednak tak. I wtedy coś się w końcu stało, pojawiło się więcej futrzaków i to jeszcze dwa szczeniaki i jakiś młokos. No, no, wsparcie warte całego tymenu. Przewrócił oczami mając wciąż poczucie marnowania czasu. Elfka prawdopodobnie jest ranna, mogli już jej pomóc i uciekać dalej, ale musieli zmarnować na to trochę czasu...
Mi diosa Tavar, miej ich w opiece jeżeli zaraz nie ruszymy, bo w tym tempie pan druid stanie się najniższym hobbitem na świecie
Poprawił miecz znów uśmiechając się lekko, ale tym razem już nie zwrócił uwagi na swoje dość krwawe wyobrażenia

Elf - 02-03-2018, 00:09

Po raz pierwszy widział żywego wilka z tak bliska. Ten brązowy minął go idąc w stronę jednego z martwych.
Są piękne... pomyślał jeszcze po czym odwrócił od niego wzrok i zaczął rozglądać się po ziemi.
Musiał zrobić jeszcze coś nim wyruszą dalej, a czas i tak im uciekał.
Czy ktoś kto się na tym zna mógłby mi wskazać... rzucił pytanie niby w przestrzeń, jednakowoż zerknął na Imirę która z tych plam krwi na ziemi należy do jednego z naszych celów?
Co najmniej jedno z nich musiało zostać ciężko ranne... najpewniej podziemna... Przeszło mu przez głowę po czym dodał jeszcze Ten kawałek skóry z paszczy wilka... To też mi dajcie...

Doszło go przeciągle wycie brązowego wilka. Rzucił na niego okiem po czym odwrócił się do Hobbita. Helianthus, czy ty im jakoś przewodzisz, czy po prostu pójdą z nami?

Indiana - 02-03-2018, 03:24

Patrzyła zafascynowana, nie zauważając, że bezwiednie się usmiecha. Wilki były jej bliskie, bardzo bliskie. Rozumiała ich ruchy, mimikę pyska, mowę ciała. Podeszła blizej. Nie była wilkiem, więc wilczego zachowania nie mogła skopiować, ale mogła zachowac się tak, żeby rozumiały.
Podeszła do burego, który wył przy ciele alfy. Spoważniała.
Człowiek i zwierzę są oddzieleni przepascią, ale smierć rozumieją podobnie, na podstawie instynktu, najbardziej pierwotnego i podstawowego. Czasem, kiedy poczujemy, jak blisko przeszła, czujemy dreszcz na karku i chłód, łatwo rozpoznawalny, organiczny strach.
Zwierzęta wyczuwają go silniej, bo instynkt nie jest tak przytłumiony rozumem, logiką, nadmiarem mysli.

Wyłączyła nadmiar mysli. Poczuła chłód stygnącego już ciała, sztywniejące mięsnie, które nie były już zwierzęciem, a tylko tkanką, tylko mięsem. Futro wciąż było miękkie, ale straciło elektryzującą otoczkę. Zapach... wciąż był zapach, ale dla zwierzęcia zapach był wspomnieniem chwili minionej, jak dla człowieka zdjęcie ukochanego bliskiego, które przecież nie mogło udawać zywej osoby.
Zanurzyła palce w krwi martwego wilka i przetarła nią skórzaną kurtkę.
"Będę go pamiętac" powiedziała własnie po wilczemu. Odwróciła się skosem do burego, dając mu się powąchać, osłaniała jednak gardło i brzuch, dwa pierwsze cele ewentualnego ataku, a cała pozycja była ostentacyjnie napięta, gotowa do reakcji. Odsłaniając je teraz powiedziałaby "patrz, uważam się za bezbronną i ty rządzisz". Zamiast tego mówiła "daję ci kredyt zaufania, jak mnie chapniesz w kark to ci oddam tak, że pożałujesz".
Pozwoliła się powąchać i sama wykonała gest jakby węszyła, po to tylko, by zaobserwowac, jak wilk zesztywnieje, ustawi się w pozycji na skos i nastawi kark.
Potem popatrzyła mu w oczy.
Chwilę, nie inwazyjnie, nie dominująco.
SPrawy zostały ustalone.

Dopiero zaczęła słyszeć powoli głosy towarzyszy. I niemal namacalne nastawienie Torresa, które wyczuwała w półmroku.
Nic nie powiedział,więc nie reagowała, ale miała ochotę zdzielić go w ten kapelusz i zapytać, od kiedy Tercja leci na oslep pomijając rozpoznanie przed atakiem. A potem wysłać na przemyslenie na kilka okrążeń wokół...
Cholera, to nie Caer.
Podniosła wzrok na Merila.
-Ten [wilk1] - wskazała w odpowiedzi na jego pytanie - Krew w jego pysku to nie jego krew. Ten [wilk6] wyrwał komus kawał mięsnia. Ten [wilk4] prawdopodobnie walczył z Silaną. Myslę, że one pójdą za nami jesli zechcą. Słuchają tego, kogo uznają za szefa stada, ale my nie jestesmy ich stadem. Muszą same rozeznac sytuację.

Rozejrzała się po towarzyszach.
-Możemy ruszać?

Elf - 02-03-2018, 12:39

Jeszcze chwila powiedział po czym podążył za wskazaniem Imiry. Wybrał możliwie największą ilość krwi, po czym wyciągnął z torby kawałek czystego bandaża i zebrał na niego jak najwięcej krwi po czym zawinął go w większy kawałek by nie zapaskudzić sobie torby. Gdy skończył zwrócił się do Imiry by wziąć od niej ten kawałek skóry i jego również zawinąć i schować do torby. (zakładam że go dostałem ) Gdy skończył wyprostował się i rozejrzał. Zauważył kilka uniesionych brwi zwróconych w jego kierunku. Westchnął i powiedział Nie jesteśmy pewni czy uda nam się ich dogonić, nie jesteśmy nawet pewni czy wszyscy wrócimy. Ten wilk wskazał na spalonego wilka Został ugodzony runą ognia: Kenaz, jeśli dobrze pamiętam to co opowiadał mi Deft, jednak to zaklęcie nie powinno spowodować takiego spustoszenia. Dlatego przypuszczam że nasze cele rzeczywiście zostały wzmocnione przez swoich nowych panów, i właśnie dlatego wziąłem te próbki, na taką właśnie ewentualność. Jeśli nie przeżyję tej wyprawy i nie pochwycimy żadnego ze zdrajców to oddajcie je Baldwinowi i powiedzcie co to. On się tym zajmie...

Powiedział to z zaskakująca lekkością... Które z wydarzeń w jego życiu sprawiło że tak łatwo było mu mówić o swojej potencjalnej śmierci? Bitwa? Rytuał w świątyni? Nie wiedział...

Mikes - 02-03-2018, 17:40

Pilnowanie terenu nie należy do najciekawszych zadań. Z drugiej strony kiedy staje się ciekawe to staje się też niebezpieczne. Z tego wynika, że czasem lepiej się nudzić. Jednak tym razem było inaczej, bo zrobiło się ciekawie, przyczym dalej w miarę bezpiecznie. No chyba, że spory widmowy wilk zamierzał wszystkich pozagryzać. Miguel nie lubił tego typu istot. Uważał za niesprawiedliwy fakt iż cios mieczem nic by temu stworzeniu nie zrobił. Czuł się na swój spsób bezbronny i jednocześnie zagrożony. Zchował jednak zimną krew i starał się skupić na wykrywaniu innych zagrożeń.
Jakiś czas później prawie podniusł alarm, gdy w pewnej odległości od niego zaczeło się coś przemieszczać. Całe szczęście w porę zorientował się, że nie jest to przeciwnik, a potencjalny sojusznik. Było by głupio znów rzucić się na sojusznika. Nie zamierzał teraz schodzić ze swojego stanowiska, by przyglądać się wilkom. Uznał, że zrobi to, ewentualnie, kiedy cała ta przygoda się skończy. Teraz czekał na rozkaz wymarszu.

Rivus - 02-03-2018, 22:57

Ion czuł się źle w mgle, widząc totem. Czy był to wpływ tego felernego dnia, gdy myśleli, że na zawsze pozbyli się Lirii? Możliwe. To wyglądało równie niepokojąco... mimo że odbywało się bez krzyku.
Potem z lasu nadeszły wilki. Nawyki chłopaka zareagowały szybko - natychmiastowo chwycił za strzałę przy pasie. Głupi odruch w takich okolicznościach.
Szybko się jednak zorientował, że to nie są wrogowie. To wilki, które przyszły im pomóc...
Podszedł do jednego z nich. Żywe wyglądały tak... dostojnie. Właściwie nigdy nie upolował żadnego wilka... widział tylko jedno, jedyne wilcze futro Evenii. I chyba jeszcze jakieś w tamtej nieszczęsnej gospodzie.
Imira rozejrzała się po wszystkich i zapytała się, czy mogą ruszać. Ion tylko skinął głową, nie chcąc tracić energii na niepotrzebne słowa.
Meril poprosił o chwilę czasu i zebrał krew, skórę, skrawki materiału. Chłopak nie słuchał.
Myślał już tylko o tym, żeby obraz pobojowiska znikł mu z oczu...

Hakan - 03-03-2018, 01:02

- Jestem gotowy- Szybko odpowiedział. Im szybciej się stąd oddalą tym lepiej dla jego myśli.
Czuł się odrobinę nieswojo w towarzystwie totemu i był mu wdzięczny za zniknięcie.
Rozejrzał się po nowo przybyłych wilkach. Hm, na razie nie układa nam się najgorszej...
Potem obrzucił wzrokiem zwłoki i kazał się sobie zamknąć.
Gestem ręki wskazał, że idzie na zwiad.
Czas nagli, pomyślał i szybko przeliczył naboje do samopału.

Leite - 03-03-2018, 02:19

Torres
Krwawe myśli, myśli o Dagmarze, znów jej śmiech za plecami. Potem cisza. Nie szła za Tobą. Po prostu przypominała, że istnieje.
Nieomal słyszałeś jej szept...no zirytuj się, to strata czasu...a może to był Twój własny głos?

Meril
Zawinąłeś, co trzeba. Trochę krwi. Kawałek skóry. Upiorne artefakty, ale niezbędne.
Schowane dobrze w torbie.
Śmierć. Czy naprawdę mogłeś o tym tak swobodnie myśleć? Wszakże dla nich, ludzi, śmierć jest bardziej realna, niż dla elfów. Elfy żyją długo...tak długo, że starsze osobniki mają zupełnie inny pogląd na świat i trudno się z nimi rozmawia.

Imira
Wilczyca była zaniepokojona, kiedy podeszłaś. Ale zrozumiała.
Zrozumiała Twoje nastawienie. Twoją decyzję. I jak to wszystko działa. Popatrzyła jeszcze przez chwilę, po czym odwróciła się, węsząc.

Miguel
Innych zagrożeń nie było. To była wręcz przerażająca cisza. Cisza - w sensie poruszającego się wiatru oraz totemu wilka nie liczyłeś. Ale nie było żadnych odgłosów zwierząt. Ptaków. Wrogów.
Jak przed burzą. To niepokojące uczucie, że zaraz coś się stanie.

Ion
Ostry ruch został zauważony przez mniejsze zwierzę, które warknęło. Popatrzyło na Twoje ruchy niepewnie, a następnie ruszyło za matką, węsząc.

Hektor
Teraz miałeś w pewnym sensie towarzyszy na zwiadzie. Wilki były ciche, nie pokazywały się za bardzo. Zupełnie jakby były szkolone. A to po prostu instynkt...

Wilczyca, która się wyraźnie oddzieliła z dwójką młodych szczeniąt, zagarnęła je do lasu, powoli znikając. Tylko biała kita najmłodszego widniała jeszcze w ciemności.
Samica alfa, jedyna, która pozostała, poza młodym, zaczęła węszyć. Przeszła od wilka, który prawdopodobnie był alfą (1) aż do kręgu, gdzie pokręciła się chwilę, a potem ruszyła dalej. Młode też jakiś trop złapało, chociaż szło mu gorzej. Czasem się gubił i zatrzymywał.
Wilki na was nie czekały. Po prostu ruszyły, jedynie alfa raz się obejrzała na Imirę i machnęła nisko ogonem, wracając do swojego zajęcia.

Więc poszliście za nimi. Z tą obstawą nie musieliście jakoś bardzo się wysilać nad szukaniem śladów. Stworzenia były nerwowe, gdy podchodziliście za blisko, zbyt mocno czuć od was nastawienie do ataku.
Bo wszyscy już chcieli to skończyć.
Po jakiś kolejnych dwudziestu minutach doszliście do kolejnego skrzyżowania. W prawo odbijała ścieżka leśna, w lewo większa droga traktu. Wasz trop dalej prowadził na północ.
Las po lewej powoli się przerzedzał, a po prawej trwał dalej niezmiennie, przekształcając się w coraz młodszy gaj.
Widzieliście, że przed wami drzewa przemieniały się w pole, po lewej stronie.

Mikes - 05-03-2018, 22:02

Szedł spokojnie (dalej w straży tylnej jak sądzę). Pomimo tego, że wilki zapewne wywęszyły by wszystkie niebezpieczeństwa, on dalej pozostawał czujny. Czuł niepokuj związany z ogólną ciszą. Może to przez ten totem? Albo przez obecność wilków? Może poprostu w tej części lasu tak jest, a może zbliżała się burza. Ale nie taka letnia z ciepłym deszczem. Ta miała być zdecydowanie mniej przyjemna.
Cicho coś. Za cicho. Powiedział w przestrzeń, a może do siebie by przerwać tą irytującą ciszę. Taki poziom dźwięku w moim towarzystwie zdaża się nieczęsto. Lekko uśmiechnął się do tej myśli.

Hakan - 05-03-2018, 22:23

Senność bezpowrotnie opuściła agenta. Pozostało chłodne skupienie. Po lewej stronie drzewa się przerzedzały, więc Hektor instynktownie przeszedł na prawą stronę drogi.
Teraz starał się wsłuchać w pozorną ciszę. Ciche kroki wilków, prawie nie do usłyszenia. Jego własne, które starały się być wierną kopią tych wilczych. Z nie najgorszym skutkiem zresztą. Gdzieś w tyle reszta. I ciche wycie wiatru, które póki co ignorował.
Powietrze zdawało się być gęste od napięcia. Agent odetchnął i dalej szedł z wilkami.

Elf - 05-03-2018, 23:00

Szedł powoli, równym, długim krokiem. Nie zwracał uwagi na otoczenie, tylko tępo patrząc w ziemie rozmyślał znowu nad spalonym wilkiem. Smród spalenizny przywoływał znowu wspomnienia bitwy. Gdy płonęły ich statki, i ich towarzysze... Nagle, po raz kolejny tej nocy, zwaliły się na niego wspomnienia bitwy:
Strach... Błyski ognia... Krzyki umierających... Ból... Nienawiść...poczucie rosnącego gorąca Dość!!! - krzyknął w myślach. Zaczął szybciej oddychać. - ...szyderczy uśmiech... Nie masz nade mną władzy skurwysynie!!!,Dość!!!
wrócił w myślach do rady Imiry, odnalazł swoją mantrę, swój bastion silnej woli.
Myśmy żeglarze, władcy tych wód!
Myśmy korsarze na schwał!
My kształtujemy prądy i wiatr!
My, Talsoiskiego ludu kwiat!

Oddech mu się uspokoił. gorąc ustępował, wizje odchodziły.
Nie teraz... Powiedział cicho Nie dam ci się w takiej chwili, ani w żadnej innej...

Rivus - 05-03-2018, 23:12

Szedł spokojnie z latarnią w ręku. Przy pasie czuł ciężar kołczanu, a na ramieniu cięciwę. Skupił się na tym co teraz. Próbował nie odlatywać myślami do spalonych wilków. Jednak bezskutecznie.
Ion wrócił myślami do śladów. Krąg, lekkie ślady elfki... Silany. I dziwne ślady po prawej stronie.
Nie mówiłem im o tym, prawda?
Nuta niepokoju przeszła mu przez ciało.
Co, jeśli tego nie zauważyli...
Podał latarnię Heliemu i zszedł lekko na tył do Imiry.
- Imira! - krzyknął szeptem. - Bo... tam po prawej były jakieś dziwne ślady. Znaczy... jakby... jeszcze innego osobnika. Bo reszta nadeszła z lewej strony, prawda?

Omar - 05-03-2018, 23:28

Wziął latarnię od chłopaka. Usłyszał jego teatralny szept, ale z lekka go olał. Po prostu szedł, starał się nie myśleć za dużo. Nie miał po co. No bo gdyby myślał, zacząłby się zastanawiać tak na prawdę po co oni tam idą. Ups, zaczął myśleć. Zabić kilka złych osób. Poprawka - kilka osób, które podjęły złe decyzje w życiu, a to nie to samo.

Zabicie kogoś to jest tak na prawdę zakończenie pewnej wieloletniej historii. Cały ten czas, który został włożony w wychowanie takiej osoby, wszelkie środki użyte, żeby przeżyły... Nie. Nie mogli zabić wszystkich. Można by ich wsadzić do jakiegoś więzienia? Ośrodka do pilnowania osób pod wpływem eshkara?

Nie zmieniało to faktu, że jedna osoba musiała umrzeć - ten cholerny nekromanta. Ale akurat o oszczędzaniu jego myślał najmniej. Im mniej nekromantów tym lepiej.

No i tak szedł dalej, podążając za wilkami, odcięty po części od rozmów wokół niego, zamyślony. A przecież starał się nie myśleć. W sumie to czekał też, aż ktoś go wyrwie z tego myślenia, zainicjuje jakąś rozmowę.

Indiana - 05-03-2018, 23:49

Budynki. Osada...
Szybka analiza w myslach. Walczyli, potem szli całą noc, potem walczyli z wilkami, oberwali.. Muszą być zmęczeni, nie ma wała. No, może nie sangre, ale reszta na pewno.
Otwarta przestrzeń... Niedobrze, jesli obserwują to momentalnie zobaczą, jak wychodzimy z lasu.
- Gas lampe!- syknęła do hobbita, podchodząc do przodu. Prawie zderzyła się z Ionem - Czekaj, co, gdzie po prawej, jakie slady? - dotało do niej, co chłopak powiedział. Czyżby ktos dołączył do tamtych? W sumie spodziewała się, że mają jakies wsparcie, oprócz chrzanionych demonów.
- Dobrze, chwila. Stać! - rzuciła półgłosem, tak żeby usłyszeli, ale żeby nie poszło echo - Nikt nie wystawia ryja z lasu. Potrzebujemy zwiadu. Muszę wiedzieć, czy zatrzymali się w tych zabudowaniach. Jesli nie, idziemy dalej. Jesli tak, to musimy wiedzieć mozliwie duzo o tym, gdzie są. Czy w budynku, czy nie. Czy jest warta i gdzie. Ile jest wejsc, ile pięter, jak duzy budynek, jak grube sciany, czy da się po nich wejsc. Czy są zarosla w poblizu albo cokolwiek, za czym mozna podejsc do budynku. Nie, Miguel, ty nie idziesz na zwiad, nie przerabiamy znowu tamtej bazy... Ion...? Chyba, że mamy możliwosc wysłania ducha szamańskiego... Mamy?

Omar - 06-03-2018, 00:02

Szlag, rzeczywiście - Zgasił lampę. Znowu się zamyślił i prawie dał ciała. E tam, ktoś mu zwrócił uwagę, więc nie jest tak źle.

Niestety, wolę nie narażać się na gniew duchów totemicznych. To, że pomógł nam wilk to jest cud. Co prawda temu cudowi pomógł nasz cel. Pewnie po powrocie będę musiał odprawić rytuał, w którym podziękuję mu za pomoc odpowiednią ofiarą. Której teraz właśnie nie mamy. Dlatego możliwości wysłania ducha nie mamy.

Hakan - 06-03-2018, 00:05

Odwrócił się i podszedł do Imiry. Wysłuchał co powiedziała, a potem szybko powiedział:
-Chyba nie ma co narażać tyłka bez potrzeby. - Spojrzał na Hobbita- Więc o ile to możliwe skłaniałbym się do poproszenia o pomoc totemu - Ostatnie słowo wypowiedział powoli, jakby właśnie sobie przypomniał jak nieswojo czuł się w jego towarzystwie.
Skierował swój wzrok na furier.
-Jeżeli to jednak odpada, mogę to zrobić sam, albo pójść razem z Ionem, moglibyśmy się potem rozdzielić, żeby dokładniej sprawdzić okolice -
Rzucił miłe spojrzenie chłopakowi. O tyle miłe o ile się dało z takimi worami pod oczami.

Mikes - 06-03-2018, 00:26

Tamta baza, tamta baza... Znowu tamta baza. To nawet nie do końca była moja wina. Zresztą żyjemy. Nie mógł by sobie darować gdyby tego nie powiedział. Wrócił na tył kontynułować pilnowanie pleców temu... oddziałowi? Grupie? Grupa brzmi bardziej adekwatnie. Przynajmniej nie idę się narażać. No i w lesie mniej wieje. Nie ma co narzekać. Uśmiechnął się ponownie na wspomnienie tamtej misji. Wtedy nie był taki zadowolony, ale z perspektywy czasu stało się to bardzo dobrą historią.
Leite - 06-03-2018, 01:33

Miguel
Dookoła Ciebie zwykle jest więcej dźwięku. Np. wybuchów. Ale to na tamtej twierdzy nie było Twoją winą. Co nie zmieniało faktu, że na zwiad nie chciałeś iść. Po co ryzykować, niech idzie ktoś inny. I tu mniej wieje. I można popatrzeć na widoki. Różne.
Wiatr nie przestawał wiać, kiedy grupa zwolniła i zaczęła rozmawiać. Ion się nieomal zderzył z Imirą, wszyscy mieli już nerwowe ruchy przez senność, zwłaszcza nieprzyzwyczajeni, jak ten młody.
No i jeszcze idą te wilki.
Wolałeś podziwiać widoki. Styryjskie.

Hektor
Nie byłeś senny i to chyba to mogłeś najbardziej zauważyć u innych. Ion prawie wpadł na Imirę. Inni też nie wyglądali najlepiej. No cóż.
Wilki trzymały się swoich śladów. Młody co jakiś czas patrzył na Ciebie, ale matka go przywracała warknięciem do zadania. Zatem węszył. Oba zwierzęta złapały inny trop. Jedno szło z nosem przy ziemi na środku, a drugie bardziej po prawej. Czasem musiały się zatrzymać, ale szło im sprawniej, niż wam, jeżeli chodzi o szukanie śladów.
Potem się zatrzymaliście. Byliście w dobrym miejscu, przed wami były następne rozstaje, przed którymi las po lewej znikał. Wilki węszyły w okolicy, alfa zniknęła, młode zostało.
Zgodziłeś się iść. Jak teren przed Tobą wygląda, nie miałeś pojęcia. Prawdopodobnie zaczynają się zabudowania, ale gdzie i jakie to już jest inne pytanie. To była Twoja misja, dowiedzieć się. Twoja i Iona, który wyglądał na kompletnie padniętego.

Meril
Powstrzymanie się od tego typu myśli jest trudne, zwłaszcza, że w trakcie niezwykle długiego życia wspomnień tylko przybywa. W przedziwny sposób połączyły Ci się te myśli wraz z poprzednimi tej nocy, dotyczącymi długości życia człowieka. Oni również doświadczają traum, ale pojedynczych, byś to nazwał. Elfy niestety mają tego więcej w ciągu swojego życia...o ile przeżyją.
Prawie byś nie zauważył, że się zatrzymaliście. Upewniłeś się, że Twoja intersekcja dalej jest z Tobą, a następnie Twój umysł pobłądził w kierunku magii i sztuki, która mogłaby Ci się przydać w razie ewentualnego spotkania ze zdrajcami. Wzory, symbole, wiedza, znałeś to już prawie na pamięć. Układały się w nowe połączenia i zbiory. Może coś ciekawego Ci przyjdzie do głowy, kiedy oni pójdą na zwiad...

Ion
Próbowałeś się skoncentrować na zadaniu, ale to trudne, gdy po prostu się idzie drogą. Teraz jednak otrzymałeś misję zwiadu. To coś poważniejszego. Trzeba obserwować. I nie gadać. Umieć patrzeć. Coś, jak w Enarook. Tam też się patrzyło. I nie mówiło, zwłaszcza, jak się podsłuchiwało dorosłych.
Zwiad w nocy, w terenie, po męczących dniach, kiedy jesteś zmęczony? Brzmi jak dobry plan na odreagowanie. Byłeś na to gotowy. Co prawda, wcześniej zapomniało Ci się o dodaniu jednej ważniej informacji, ale to się nie powtórzy. Teraz będzie lepiej.
Hektor spojrzał na Ciebie podkrążonymi oczami z lekkim uśmiechem. Chyba chciał Cię pocieszyć.
Młode wilczę usiadło na drodze i patrzyło na was. Dużego nie było nigdzie.

Helianthus
Pogrążyłeś się w myślach.
Pomyślałeś, ile zajmuje jeden dzień. To niby szybko, ale też strasznie wolno. Dłuży się. Ciągnie.
Pomyślałeś o uśmiechach. O chwilach, które odpływają w niepamięć, o towarzyszach, z którymi piłeś, z którymi się śmiałeś i nabijałeś z wartowników w karczmach w dużych miastach.
O tych wszystkich momentach, dobrych i złych, które przeżyłeś. Pierwsze udane ciasto. Uczenie się pisać. Spotkanie z Luną, spotkanie z magią, niesamowite dzieła. Wiciokrzewy. Uczty. Biesiady.
Twoje osiągnięcia, które sprawiały, że się uśmiechałeś. Widok pięknych zachodów słońca. Twoje dzieła, Twoje myśli, także te teraz, stanowiące Ciebie i Twoją historię.
Pocałunki. Narodziny. Ile tysięcy istnień jest na tym świecie?
Ile takich wspomnień...ile zachodów i wschodów słońca, ile wspomnień, niesamowicie pieczołowicie przechowywanych, ile złotych myśli i ile przemyśleń wartych złota odchodzi na zawsze, kiedy ktoś umiera.
Nikt się o tym, co przeżył, nie dowie.
Nikogo to nie obchodzi.
Każdy zapisuje swoją własną historię, która prędzej czy później się kończy i nie ma znaczenia.
I dotyczy to każdego w sumie. Słyszałeś o takich wielkich postaciach jak Elmeryk. Jak Neyestecae. Jak chociażby książę protektor Severo. Są pamiętani, są wielbieni i wspominani, ale wciąż pozostają nieznani. Ich myśli, ich motywy. To, co przeżywali, bóle serca, rozpacz, szczęście, rozkwitający kwiat, wiedza.
I Ciebie też to kiedyś czeka.
Zamyśliłeś się.
Ale nekromantę i tak chciałbyś zabić.
Totemu nie chciałeś już widzieć, mógłby się wściec. Światło zgaszonej lampy zrobiło Ci powidok na oczach.

Imira
Kolejne sytuacje układały się w Twojej głowie niczym elementy układanki wojskowej. Sytuacja, logiczne myślenie, kolejne zapadki działania.
Kto by pomyślał, że można to nazwać prosto doświadczeniem.
Lampa musi zgasnąć, noc, widoczność. Otwarty teren do dupy, ale jest ciemno, może nie być najgorzej, chociaż i tak lepiej las.
Zwiad. Kto, co, gdzie, jak. Wiele razy byłaś na zwiadzie. Dokładne informacje, plan ataku. Nie wolno było wystraszyć przeciwnika. Trzeba było się zasadzić na ofiarę i złapać tak, żeby poczyniła jak najmniej szkód drapieżnikowi.
Tylko kto jest drapieżnikiem...?
Wrócenie myślami do paru nieudanych misji, z których wróciłaś cała, nawet pomogło. Może i masz szczęście i Panienka czuwa. A może po prostu to kwestia przypadku.
Póki co, mogłaś tylko czekać, aż dwójka mężczyzn rozejdzie się i zniknie, by zbadać teren.
Na drodze siedział mały wilk i patrzył na was. Jego mama gdzieś poszła.

Hakan - 08-03-2018, 14:15

Spojrzał na drogę, która wiła się gdzieś w ciemności przed nimi. Myślał.
Którędy pójść, jak pójść.
Dobra, przede wszystkim nie chcemy, żeby wiedzieli, że jesteśmy gdziekolwiek blisko. Chodzenie drogami odpada z oczywistych przyczyn. Do zabudowań też lepiej się nie zbliżać, ten krasnolud mógł pokryć wejścia, albo ściany jakimiś nieprzyjemnymi runami. Na pewno musimy się dowiedzieć , czy są w którymś z tych budynków. Czy są na nas przygotowani. Czy wszyscy są na nogach.
Kurde, będzie ciężko.
Spojrzał na Iona.
On w tym stanie nie da rady zbyt wiele usłyszeć. Albo zobaczyć. No ale jak chcę iść, to niech idzie. -pomyślał. W sumie, może dobrze mu to zrobi. Oby tylko wyszedł z tego cało.
Plan działania, ech. Już mniej więcej wiedział jak to zrobią. Wizualizował to sobie w głowie:
(Obrazek mapa 1, mapa 2, mapa 3 i mapa 4 na konfie -> Te mapy to tylko plan, w trakcie mogą się zmienić)
Przedstawił plan oddziałowi i czekał na ich reakcję.
Hektor daje Ionowi nabój do samopału.
-Masz krzesiwo? Jakby coś się stało, to możesz go odpalić i rzucić gdzieś obok. Zadziała jako sygnał dźwiękowy. Może to ich wystraszy, ale przede wszystkim możliwie uratuje ci dupę,
a my będziemy wiedzieć, że coś poszło nie tak.

Był gotowy na zwiad. Czekał tylko na Iona.

*Do map, jeżeli teren jest czysty, zwiadowcy gwizdem to sobie sygnalizują.

Rivus - 08-03-2018, 22:47

- Mam... hm... dobrze... - odebrał pocisk od Hektora i zbadał go delikatnie palcami, jakby nader ostrożnie.
Nigdy czegoś takiego nie miał w rękach.
Ziewnął lekko i dotknął przesuszonych ust. Wyjął z torby bukłak i wziął łyk wody.
Zdecydowanie lepiej.
Zdjął płaszcz, wpakował go do torby.
Zdjął torbę. Podał ją Helianthusowi nic nie mówiąc. Hobbit przyjął pakunek.
Poprawił kołczan przy pasie, tak by strzały nie stanowiły balastu.
Mężczyzna teraz wytłumaczył mu plan.
Zrozumiał mniej więcej. Doda do tego nutę improwizacji oraz to co nauczył się przez ostatni rok i będzie cacy.
Przetarł oczy.
Co jeśli przez zmęczenie nie zauważy czegoś?
Odgonił od siebie szybko te myśli.
Zdecydowanie będzie wszystko dobrze.
- Jestem gotowy.

Leite - 10-03-2018, 02:23

Hektor
Powoli oddaliłeś się od grupy, widząc jeszcze, jak Ion wraz z młodym wilkiem znikają w lesie po prawej stronie traktu. Ty przeszedłeś na lewą stronę i tam zatrzymałeś się, zgodnie z planem, aby sprawdzić, czy nie ma zasadzki.
Cisza, spokój, brak problemów.
A więc ruszyłeś dalej. Przekroczyłeś trakt bardzo szybko, wpadając na łąkę. Łąka była o tyle dobra, że dość wysoko zarośnięta, ale chodzenie po takim cudzie wymagało zwinności. Przeszedłeś tak, żeby być jakieś dwa/cztery metry za drzewami, nie za blisko, ale też nie za daleko od traktu. Na północ od Ciebie na środku łąki rosło samotne drzewo, a daleko, bo jakieś sześćdziesiąt metrów dalej widziałeś światło. To sprawiło, że zwolniłeś. Ostrożne dobieranie kroków, przejście pod gałęzią, lekko się poślizgnąłeś na delikatnym spadzie, ale natychmiast znieruchomiałeś za najbliższym drzewem. Nie powinno być to kłopotem, ale też nie wiadomo, gdzie szukać waszych przyjaciół...
Znieruchomiałeś w tym miejscu, jakieś czterdzieści metrów od światła. Wyglądało tak, jakby leżało samotnie na drodze, prowadzącej najwyraźniej do innego domu, bez ruchu. Nie widziałeś tam nikogo ani niczego. Ale też dotarłeś w miejsce, które miało być Twoim punktem obserwacyjnym, więc, nie zapominając o dziwnym świetle lampy, zwróciłeś uwagę na przeciwną stronę drogi.
Przez drzewa niewiele można było powiedzieć. Z pewnością był tam dom, ponieważ mogłeś zauważyć niewyraźne światło, prawdopodobnie padające z okna. Widać ogień był słaby. Skupiłeś się za to na gaiku, który oddzielał dom od Ciebie.
Słyszeć nie miałeś szans, wiatr wiał zbyt mocno. Natomiast skupiłeś się na wzroku. Obserwowałeś teren, szukając ruchów. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, ale po chwili dostrzegłeś szybkie poruszenie, najprawdopodobniej jakiegoś zwierzęcia, które biegło w kierunku południowym. Przebiegło ono niedaleko ciemnej plamy, która się nieznacznie poruszyła. Patrzyłeś tam jeszcze i miałeś wrażenie, że coś widzisz, ale nie byłeś w stanie powiedzieć dokładnie, co. Mógł być to wiatr, inne zwierzę albo liście.

Ion
Ruszyłeś, a młode szczenię za Tobą, węsząc mordą przy ziemi. Skręciliście w las. Szedłeś ostrożnie, robiąc, co mogłeś, ale zmęczenie i nieprzyzwyczajony wzrok nie pomagały. Widziałeś już swój cel. Dom był prostokątny, skierowany czterema rogami w cztery różne strony świata. Mdły zarys światła padającego z okna zrobił się wyraźniejszy i mogłeś powiedzieć, że prawdopodobnie wewnątrz palił się słabo kominek.
Kiedy byłeś jakieś siedemnaście metrów od domu, młode wlazło Ci pod nogi i się przewróciłeś. Natychmiast znieruchomiałeś tak, jak padłeś, a potem, po odliczeniu do sześćdziesięciu, delikatnie uniosłeś głowę. Nie dostrzegłeś żadnego młota ani lufy, więc ostrożnie zacząłeś się rozglądać po okolicy.
Usłyszeć nic nie miałeś szansy z powodu wiatru. Natomiast mogłeś wciąż patrzeć widzeniem kątowym, jakie poleciła Ci Imira. Dlatego też mogłeś zauważyć delikatne poruszenie, zbyt duże, jak na zwierzę. Kształt się zlewał z otoczeniem, więc trudno było Ci powiedzieć, na co patrzysz i w gruncie rzeczy, jakby się rozejrzeć, to sporo tego było w okolicy. Ale jednak. Miałeś wrażenie ruchu, które dodatkowo poparł cichy warkot, dobiegający od młodego, kręcącego się koło Ciebie. Najwyraźniej wyczuł jakoś coś w powietrzu...
Dom był drewniany, dwupiętrowy. Póki co, mogłeś powiedzieć, że są w nim szklane okna i słabe światło kominka.

Reszta
Staliście na drodze i w okolicy, czekając na zwiad. Nawet nie było co mówić. Dlatego też lekkim zaskoczeniem była wilczyca, która po chwili wytruchtała z lasku i podreptała do Imiry. Nie chwyciła jej ani nie zbliżyła się bardzo blisko, ale wyraźnie zasygnalizowała, że chce, żeby furyer poszła za nią. Trudno było stwierdzić, czy coś wykryła czy po prostu jest zniecierpliwiona waszym brakiem ruchu, ale raczej nie to drugie.

Indiana - 12-03-2018, 20:23

Imira szybkimi ruchami dokończyła tradycyjne poprawianie wszelkiego sprzętu.
Sakwy, tak żeby nie majtały,
pociski - do przodu, na szybki zasięg dłoni.
Pistolet - czy luźno wychodzi z kabury.
Wszystkie noże, zwłaszcza te "pierwszej reakcji".
Krzesiwo, jedno w rękawiczce, drugie w malutkiej kieszonce w spodniach, trzy kolejne w sakwie przy ładunkach.
Mundur - tak, żeby nie dzwoniło nic, żadna sprzączka ani stalowe naramienniki.
Rapier - do tyłu, żeby nie zawadzał o nogi, i tak wejdzie do użycia ostatni.
Bliskosc wilka spowodowała dreszcz na karku, lekkie ukłucie adrenaliny. Wilczyca zapraszała by isc za nią.
Styryjka cicho wciągnęła powietrze, uspokajając zmysły, wyciszając. Rzuciła okiem na towarzyszy (?) wyczekujących w ciszy i lekkim zniecierpliwieniu.
- Torres - rzuciła pół-szeptem, skinieniem pokazując wilczycę - przemij dowodzenie. Wilk może miec trop.
Ruszyła za waderą, przestawiając tryb poruszania się na miękki cichy krok, zmysły na słuch i widzenie kątowe. Półotwartymi ustami i nosem próbowała też węszyć, co prawda ludzki zmysł węchu to pusty smiech w porównaniu z wilczym, ale ten sposób, pojerzany u zwierząt, pozwalał odrobinę wyostrzyć kulawe receptory. Zwykle wyczuwała tak dym ogniska, odróżniała go od dymu z domowego paleniska, wyczuwała gniazda i żerowiska zwierząt, obecnosc zaplecza ludzkich siedzib (smietniska zwykle) i mocniej pachnące rosliny (swierki, niektóre zioła). Starała się nie zgubic przed sobą wilczego kształtu. W duszy usmiechała się na swiadomosc, co wilk musi myslec, obserwując jej nieudolne próby nasladowania lesnych drapiezników.

Rivus - 12-03-2018, 21:02

Ruch. Coś większego niż przypadkowe zwierze. A raczej ktoś.
Warknięcie młodego wilka.
Będzie dobrze. Będzie dobrze, Ion. To tylko zwierzęta... Nie, to na pewno coś człowieczego... to ktoś od tamtych? A może Obrońca?
Po chwili w krwii w ciele chłopaka rozprowadziła się substancja, która przyspieszyła jego tętno. Adrenalina.
To dzięki niej otrząsnął się ze stanu monotonnego wyczerpania.
Wiatr. Cholerny wiatr.
A miał tak dobrze wyćwiczony słuch...
Przykucnął. Brązowe oczy Iona, które zdążyły się już przyzwyczaić do ciemności zauważyły rozkopany fragment ziemi wśród iglastej ściółki.
Kopiec? Rozryta ziemia?
Nie miał zbytnio czasu nad tym rozmyślać, dlatego wciąż kucając powoli podszedł do „kopca”.
Na szczęście jakiś czas temu padało i ziemia wciąż była mokra.
Wziął jej trochę i rozprowadził ją jak najlepiej umiał po wierzchu dłoni i po twarzy – także na powiekach. Mimo tego, że potrafił lepiej się maskować, to i tak spod warstwy ziemi nie powinno dać się zauważyć jaskrawej skóry.
Z kołczanu wyjął strzałę i nałożył ją delikatnie na cięciwę, nie naciągając jednak łuku. Uspokoił oddech i drżenie rąk, spowodowane przez buzujący w żyłach hormon.
Teraz zmierzał małymi krokami do miejsca gdzie widział ruch, omijając krzaki, przy których najczęściej znajdowały się stosiki liści.
Wciąż trzymał się ciemnych obszarów na krawędzi blasku księżyca za drzewami.
Działał zgodnie z tym, co zalecała mu furyer.
Przymrużył oczy i wypatrywał ruchy jak zeszłym razem – widzeniem kątowym.

Elf - 12-03-2018, 21:56

Poświęcenie się magicznym rozważaniom działało prawie tak samo dobrze jak mantra.
Uwielbiał to. Uczyć się nowych zaklęć to jedno, ale samemu je tworzyć... to znacznie ciekawsze zajęcie, a na pewno znacznie bardziej satysfakcjonujące.
Jego wzrok przykuła na chwilę wilczyca która wyszła z lasu i i podeszła do Imiry. Jej sylwetka rzucała lekki cień w nikłym świetle księżyca. Zamyślił się po czym spojrzał w stronę w którą odszedł zwiad A gdyby tak... sięgnął do torby by wyjąć z nie swój notatnik i kawałek węgla do pisania. W tym czasie usłyszał szept Imiry skierowany do Torresa, a gdy wyprostował się znad torby to nie było już ani jej, ani wilczycy.
Otworzył swój notatnik i odnalazł w nim swoją największą dumę. Zaklęcie niewidzialności.
Przepisał jego formułę na wolną stronę i zawiesił się przez chwilę z węglem tuż nad kartką, po czym zaczął przestawiać słowa w zaklęciu, dodawać nowe i liczyć cicho pod nosem.

Hakan - 12-03-2018, 23:12

Ruch.
Hektor nieruchomieje. Potem obserwuje.
Nie ma co podążać za tym zwierzęciem. Za dużo hałasu. Za szybko się porusza.
Hektor sprawdził gaj przed sobą. Trzeba będzie dokładniej sprawdzić teren.
Jeszcze ten ciemny kształt. Czy to czasem nie tam miał stać Ion?
Mam nadzieję, że nie dostanę od niego strzały w dupe -pomyślał. Kierując się do przodu podszedł bliżej przez gaj, by obejrzeć budynek.
Hektor sprawdził nóż na pasie. I zaczął zbliżać się do zabudowania.

Leite - 13-03-2018, 00:02

Imira
Wszystko się układało tak, jak powinno.
Przestawienie się na tryb zwiadu nie było specjalnym problemem, w trakcie oczekiwania na powrót towarzyszy zdążyłaś przyzwyczaić wzrok do ciemności. Wilczyca z dezoprobatą spojrzała na resztę i się odwróciła, prowadząc Cię.
Ruszyła wzdłuż prawej strony drogi, idąc powoli aż do skrzyżowania, które przekroczyła, idąc dalej prosto. Następnie zwolniła i wciąż ostrożnie, poruszała się po linii lasu i drogi, czasem przystając i nasłuchując. Prowadziła Cię tak około sto metrów, aż do miejsca, w którym jej krok zwolnił maksymalnie. Kątem oka dostrzegłaś, że od głównego traktu odbiega droga, prowadząca do najbliższego domu. Tu właśnie alfa się zatrzymała, węsząc. Następnie wyprężyła się i wskazała nosem kierunek ścieżki, podkreślając komunikat wrogim warknięciem.
Rozejrzałaś się, kucając za sosną. Póki co, nie było widać żadnego wrogiego obiektu. Kątem oka dostrzegłaś średniego wzrostu postać, po drugiej stronie ścieżki, jakieś piętnaście metrów dalej. Osobnik kierował się w stronę zabudowania i najwyraźniej wiedział, co robi, bo szedł ostrożnie, zatrzymując się, rozglądając i nie wyglądając na losowego chłopa.
Poza tym teren był pozbawiony dziwnych ruchów. Wilczyca stała obok, węsząc i nasłuchując i najwyraźniej chcąc iść dalej. Wciąż jednak trzymała od Ciebie bezpieczny dystans.

Ion
Ziemia była mokra i trzymała się jako tako. Nie powinna nagle znikąd odpaść. Mały wilk patrzył na to, co robisz, przechylając łepek, po czym wstał i machnął ogonem, idąc w kierunku, w którym również ty zamierzałeś ruszyć. Węszył i miękko stawiał łapy, ale w przeciwieństwie do Ciebie, wolał osłonę krzaków.
Ruszyłeś ostrożnie za nim. Udało Ci się nie szeleścić jakoś bardzo i porządnie rozglądać. Widziałeś już okno na pierwszym piętrze, lekko rozświetlone wewnętrznym ogniem, pewnie z kominka. Było przez nie widać, z Twojego punku widzenia, ścianę i fragment sufitu, lekko pomarańczowe w blasku. Okno na drugim piętrze było ciemne i puste.
Kiedy już zbliżyłeś się do miejsca wcześniejszego podejrzanego ruchu, kolejny ruch przykuł Twoją uwagę. Wystraszyłeś się go z niewiadomego powodu i niezdarnie spróbowałeś wskoczyć za drzewo, ale źle wycelowałeś i zamiast tego, uderzyłeś w nie, jednocześnie rozdrapując sobie trochę twarz. W momencie, w którym byłeś pewien, że nie ma sensu się chować, stanąłeś za drzewem z płonącą twarzą.
Osobą tworzącą nietypowy ruch był osobnik, który wyszedł z lasu po przeciwnej stronie drogi, prowadzącej do domu. Nie widziałeś go wyraźnie, ale byłeś pewien, że trzyma w ręku młot.
<stoisz za drzewem, udając, że Cię nie ma, z lekko obdrapaną twarzą i ręką i łukiem, który się nijak za drzewem nie mieści 5/7/10>

Hektor
Przekroczyłeś szybko drogę, aby wejść do lasku. Tam zacząłeś ostrożnie się zbliżać, trochę trzymając się kierunku, układanego przez ścieżkę, obserwując teren i wszystkie oznaki życia dookoła. Miałeś wrażenie, że nie byłeś jedyną osobą, która się skrada w tym lesie, coś na wprost po lewej chyba też tak szło. Coś większego od typowego zwierzęcia. Zatrzymałeś się, nasłuchując. Obejrzałeś się przy okazji i przy wylocie ścieżki zauważyłeś jakieś kształty. Jeden z nich ewidentnie trzymał łeb przy ziemi i węszył.
Przed Tobą, na granicy poprzez zakręty ścieżki, był widoczny dom. Ganek ze schodami, prowadzącymi do drzwi. Wiele więcej szczegółów tam nie było, przynajmniej z Twojego miejsca. Zacząłeś podchodzić bliżej.

Reszta
U was była cisza. Nie było widać żadnych intruzów, a trójka waszych brakujących towarzyszy najwyraźniej miała co robić.

Rivus - 14-03-2018, 22:00

Gdyby nie warstwa brudu na twarzy Iona, można byłoby zauważyć czerwień jego twarzy. Jednak on tylko czuł nagłe uczucie ciepła na polikach.
Joder, coś ty zrobił...? Życie ci niemiłe, idioto?!
Dotknął pulsującego punktu na twarzu. Tylko zadrapanie - nie było krwii.
Młot...
Krasnolud. Thorgrim.
Dotknął się w brzuch, gdzie jeszcze niedawno został wielokrotnie dźgnięty przez brodatego. Czując lekkie ukłucie, zacisnął oczy.
Co może zrobić w tej beznadziejnej sytuacji, stojąc za drzewem z wyciągniętym łukiem, który z pewnością wystawał zza drzewa...?
W jego głowie zawrazała burza myśli, która przeszła w przeciągu pojedynczych sekund.
Ucieczka.
Sygnał, ucieczka.
Czekać.
Wchylić się, strzelać.
Tak naprawdę losował... mimo tego, że ta decyzja może kosztować go życie.
A kto wie...? Może i reszty pościgu też?
Wyjrzał zza drzewa. Widząc sylwetkę będącą już niemal na ganku, zmienił pozycję. Małymi kroczkami podszedł parę drzew w prawo. Wyjął z kaletki pocisk i krzesiwo. Odpalił go i rzucił. <nie oderwij mi rąk, ok?>
Potem skoncentrował się na niej i wstrzymał oddech. Wyprostował łuk. Naciągnął cięciwę. Wycelował w plecy zwalistej sylwetki.
Wypuścił strzałę.
Nie patrząc, czy strzała dotarła, znów zmienił pozycję i sięgnął do pasa po kolejne dwie strzały. Jedną z nich nałożył na cięciwę i wstrzymując oddech oddał kolejny strzał, drugą zaś trzymał równolegle do majdanu (chyba tak to się odmienia ;-;), gotową do wysłania w któryś z kierunków.
<daj MG dobre rzuty, plyz.>

Omar - 14-03-2018, 22:03

Stał spokojnie, czekając na jakąkolwiek akcję. Końcem swojego druidzkiego kijka rysował w ziemii różne kształty, nerwowymi i szarpanymi ruchami powoli uwieńczając jakieś wątpliwej jakości dzieło. Odrobinę się stresował.
Mikes - 15-03-2018, 21:57

Usłyszał huk. Trochę jak wystrzał, ale różniło go skupienie dzwięku. Bardziej jakby kumuś wyjebało samopał. To tyle z podejścia po cichu. Tym rzem to nie moja wina. Skierował sie szybkim krokiem do reszty grupy. W pierwszej kolejności zwrócił się do Torresa. Tym razem to nie ja. Potem dodał bardziej ogólnie. Sądzę, że to ten moment kiedy zaczynamy działać. Nie wiem czy są tam cywile. Jak bardzo musimy ich dorwać? Czy złapanie ich jest na tyle ważne, że pozwala na ofiary w cywilach? Pytam, bo ja miałem z nimi najmniej doczynienia. Na powrót bardziej do Torresa Stawiam, że Imira już się tam kieruje. Pewnie wyląduje gdzieś na środku. Ja bym pewnie wziął prawą stronę i zaczął okrążać. Zdał sobie sprawę, że od dłuższej chwili wyrzuca z siebie sporo słów. Z sensem, ale nie dopuszczają onne innych do głosu. Zamilkł. Po czym dodał. Chyba, że ktoś ma jakiś pomysł.
Rivus - 15-03-2018, 22:28

Chłopak zacisnął powieki, gdy w jego uszach zabrzmiał cichy pisk.
Otwierając oczy zauważył jedynie zamknięte już drzwi.
- Cholera. – szepnął do siebie. – Chodź, poczekamy gdzieś trochę dalej. – powiedział półgłosem do małego wilka stojącego niemal przy jego nodze, po czym skierował się dalej na prawo od miejsca gdzie teraz stał.

Indiana - 15-03-2018, 23:29

Usłyszała skrzypnięcie, które mogło być dźwiękiem zardzewiałych zawiasów drzwi. Zerwała się, wciąz trzymając się trybu zwiadowcy ruszyła możliwie szybko do przodu. Po kilku sekundach huknął strzał.
Ładunek samopałowy, nie mogła z niczym pomylić tego dźwięku. Ale ładunek, na otwartym powietrzu, nie w rurze samopału.
W głowie przelatywały błyskowe myśli analizy sytuacyjnej.
Ładunek. Tercja byla za nią, więc to mógł być tylko Hektor. Nie odpalił pocisku, tylko rzucił jak granat.
Powinna wrócić do reszty i wydać polecenia. Ale zostawiła ich pod rozkazami Torresa, tertiero poradzi sobie, wie co ma robić. Zapewne zechcą to zrobić prostym żołnierskim sposobem, zabijając wszystko, co było przed nimi. Nie miała czasu na sprecyzowanie tej myśli w postaci słów, ale błysnęło jej gdzieś pod pułapem, że w sumie słusznie nazywano ich potworami.
Myśli układały się w głowie niezależnie od ruchów, ruszyła sprintem do przodu w kierunku budynku, szukając wzrokiem wilka.
Zatrzymała się w możliwie zacienionym miejscu, mając na widoku budynek. Powinni wiedzieć, żeby puscić ludzi od drugiej strony, inaczej tamci umkną oknami. Drzwi... skrzypneły. Jedne...
Wchodzenie drzwiami to najgorsza z możliwosci, na bank oznaczała wyrwanie kanonadą wszystkiego, co tamci będą mieli w zasięgu, od zaklęć, przez granaty, po łyżeczki do kawy. Okna... za wysoko, żeby wskoczyć.
Dom ma piętro. Przy ataku na parter, co chłopcy z tercji na bank zechcą przeprowadzić, i zablokowaniu im okien na dole, uciekną na piętro...
Nie było czasu wracać i analizować planu, liczyła się każda sekunda zaskoczenia.
Wilk...
Spróbowała podejść możliwie blisko wilczycy, przyklękła, wyciągając rękę i patrząc w bok. Jednocześnie próbowała ... mówić. W myślach.
Wiem, że mnie nie rozumiesz... Bogini... dopomóż, przekaż jej, proszę... Intencję... - próbowała znajdować słowa - Weź swojego szczeniaka i trzymajcie się z daleka od walki - w myślach przekazywała wilczycy obrazy ognia i śmierci, zupełnie jakby mogła je komukolwiek przekazywać, jednocześnie ze ściśniętym gardłem błagając Tavar o pomoc i pośrednictwo zaciskała w ręce malutki medalik ze swarzycą - Nie macie z nimi szans w walce wprost. Ale możecie walczyć w lesie, dopilnować, żeby mordercy nie uciekli. Proszę... Tavar, panienko, zabierz je stąd, ochroń je...
Poczekała kilka sekund na reakcję wadery. Nie było dużych szans, by wilczyca naprawdę zrozumiała, ale nie takie cuda Imira widywała już w życiu.
A potem ruszyła biegiem w kierunku domu, trzymając się cienia i pilnując, by nie wejść w którąś z plam światła, rzucanego z okien. Podbiegła do połączenia werandy i ściany, po lewej stronie od werandy. Trzymając się bliziutko ściany w samym kącie znalazła punkty podparcia i uchwytu na ręce. Wskoczenie na daszek wymagało z pewnością stanięcia na barierce, podciągnięcia się na zastrzałach, w razie braku chwytu od tego były noże. Wyjęła ten z cholewki, mocne szerokie ostrze, wciśnięte między belki spokojnie mogło dać podparcie na nogę w razie konieczności.
Starannie pilnowała by być możliwie blisko ściany, by nie zostać dostrzeżonym z wewnątrz.
Po dostaniu się na daszek nóż pozostanie w ręce, w razie potrzeby trzymany tą samą dłonią co krzesiwo do samopału.
Przylepiając sie płasko do ściany wstała tak, by światło jej nie sięgało i możliwie powolutku zajrzała do pomieszczenia.

Hakan - 15-03-2018, 23:48

Hektor usłyszał huk.
Coś poszło nie tak.
Szybkim krokiem przeszedł gaj. Szedł pochylony, aby nikt go nie zauważył. Zatrzymał się na skraju drzew i przykucnął.
Starał się ustawić tak, by widzieć możliwie jak najwięcej budynku. W ręce wciąż miał nóż, który teraz schował, po czym przygotował samopał. W drugiej ręce miał trzy pociski w razie potrzeby. Obserwował budynek, czekając na jakiejś gwałtowne ruchy, bądź zbite szyby. Jego mięśnie były napięte, jak przed wykonaniem cięcia mieczem.

Leite - 16-03-2018, 00:35

Ion
Huk się rozległ, mimo niego wycelowałeś strzałę, która wbiła się w już zamknięte drzwi. Grot mógł wystawać po drugiej stronie.
Potem usłyszałeś okrzyk przestrachu. Jednocześnie mały wilk pisnął i schował się za Twoimi nogami. Raczej nie przywykł do tego rodzaju atrakcji.
Westchnąłeś. Mogłeś to zrobić lepiej, no ale trudno.
Ruszyłeś w prawo. Teraz mogłeś obserwować całą południową ścianę domu. Zauważyłeś, że okna są rozłożone nierównomiernie, to na parterze było bardziej po prawej stronie, to do góry natomiast znajdowało się pośrodku budowli.
A potem...
W oknie na pierwszym piętrze zobaczyłeś go, jak w mordę strzelil. Jasne włosy miał spięte w gruby warkocz na plecach. Widać po nim było, że ma za sobą lata w Tercji, a teraz wydawał się być skupiony. Ubrany na czarno...Po chwili zniknął za ramą okna.
Znikąd z krzaków wypadła wilczyca, lekko Cię strasząc. Warknęła na młodego i znikli w ciemności za Tobą.

Grupa oczekująca.

Po usłyszeniu huku spojrzeliście po sobie, wymieniliście parę zdań i ruszyliście do miejsca zdarzeń, po drodze poi cichu ustalając, co zrobić, kiedy już zobaczycie miejsce akcji.

Imira

Zaraz po huku dało się słyszeć okrzyk strachu.
Tylko jedno okno, póki co, było rozświetlone od wewnątrz i było to okno na tej samej ścianie, na której są drzwi wejściowe, na dole. Reszta, z Twojego punktu widzenia, była cicha i pusta.
Wilczyca popatrzyła na Ciebie. Nie byłaś pewna, czy zrozumiała, ale patrzyła i odczytywała mowę Twojego ciała, emocje, patrzyła oczami. Po chwili odwróciła się i machnąwszy ogonem, przeszła na drugą stronę ścieżki, znikając w lesie.
A Ty ruszyłaś do domu. Nóż nie był potrzebny, dałaś radę się podciągnąć i stanąć na tym wątpliwej jakości przybytku. Nie takie rzeczy się już robiło...W międzyczasie usłyszałaś lekkie stukniecie w drzwi, ale potem zaglądałaś już do środka.
Obserwowałaś.
Pomieszczenie, do którego zaglądałaś, było sypialnią, lecz dość ubogą. Po lewej stronie pod ścianą, najbliżej okna, znajdowało się łóżko, wyglądające, jakby dopiero co ktoś z niego wstał. Pod samym oknem, koło łóżka, stał stolik z długą świecą na nim. Drzwi pomieszczenia były otwarte, po przeciwnej stronie byłaś w stanie dostrzec zarys poręczy schodów.
Pierwszą osobą, którą zobaczyłaś, był jakiś starzec, z długą, siwawą brodą. Miał na sobie brązowawy kaftan, zapewne z jakiejś owcy. Wyglądał na zatroskanego. Po chwili zniknął z pola widzenia.
Byłaś w stanie zauważyć, że wewnątrz domu coś się dzieje. Warto było nie porzucać posterunku i spojrzeć jeszcze chwilę dłużej.

Hektor
Zaraz po huku dało się usłyszeć okrzyk strachu.
Podszedłeś bliżej, jednocześnie zauważając drugą postać, która przez chwilę kucała przy jakimś zwierzęciu. Ono odbiegło, postać wstała i podbiegła do werandy i zaczęła się wspinać. Bez trudu mogłeś rozpoznać Imirę. Po drugiej stronie nikły ruch wskazywał na Iona, zapewne całego i zdrowego. Co się więc stało?
Z Twojego miejsca byłeś w stanie obserwować zachodnią część budynku, żeby widzieć północną, musiałbyś się jeszcze bardziej przesunąć.
Szyby były całe, gwałtownych ruchów brak. Lekkie stuknięcie w drzwi.

VanRex - 16-03-2018, 04:31

Uśmiechnął się pod nosem pędząc pod skosem od epicentrum huku. Cisza przed burzą nie mogła zostać przerwana w lepszym stylu niż od wybuchu pocisku. Tylko dlaczego do cholery Hektor nie strzelił z samopału, a rzucał pociskami? Potem się wyjaśni, na razie trzeba dopaść tych cabrones. Zrównał krok z hobbitem poprawiając samopał za pasem.
-Twoja chwila trucicielu. Dasz radę wykurzyć ich ze środka? - Uniósł mimochodem jedną brew jakby nie dowierzając, chociaż nawet nie spojrzał w kierunku niziołka wpatrując się w teren przed sobą. Nie czekając nawet na odpowiedź dorzucił w kierunku Miguela - A ty bierz długonogiego i pilnuj żeby nikt mu nie przeszkadzał czarować, to przynajmniej się do czegoś przydasz - Klepnął jeszcze tylko swoją strzelającą broń szczerząc zęby w ramach sugestii co do właściwego, acz niemego już rozkazu. - No to jak niski, dasz radę? - Wrócił prędko myślami na właściwe tory.

Mikes - 17-03-2018, 16:23

A kto weźmie tyły? rzucił w kierunku Torresa, lecz wypowiedział to tylko by zwrócić uwagę, na te szczegół i wpłynąć na, ewentualną późniejsza zmianę planu. W tym momencie był juz zaangażowany w obecne zadanie. Panie Długonogi, gdzie musicie być by wam się dobrze czarowało? Zaznacze, że było by miło gdyby nie był to środek otwartej przestrzeni. Czekając na odpowiedź przemieszczał się w stronę wybuchu gotując samopał, amunicje i krzesiwo. Odpalanie niestety zawsze wymagało dwóch rąk. Znaczy o ile miało być najbardziej efektywne i trwać stosunkowo krótko. Całe szczęście walka raczej nie przejdzie do zwarcia aż tak szybko, więc w razie potrzeby zdąży się przezbroić.
Elf - 18-03-2018, 17:20

Na granicy lasu będzie w sam raz... - Odparł w stronę Styryjczyka - Najlepiej tak 20 metrów od drzwi tego domku
Szedł dalej powtarzając w myślach najprzydatniejsze zaklęcia:
paraliż... jakby uciekali
piorun kulisty... proste, a bardzo potężne zaklęcie ofensywne na wypadek otwartej walki
wir wodny... świetny sposób obrony przed większością latających obiektów i czarów

zasępił się że też nie starczyło mi czasu na dokończenie tego zaklęcia lustrzanej kopuły... przydało by się teraz...
Byli już coraz bliżej celu. Razem z Miguelem (jak wchodzę ci w paradę to sorry... ;/ ) zwolnili już kroku i zaczęli się rozglądać za jakimś dobrym miejscem. Miguel wskazał w końcu grube drzewo na skraju lasu obok którego rósł pokaźny krzak. Zatrzymał się za nim i wystawił głowę z ponad gałązek. Miał stąd dobry widok na ganek. Przestał zwracać uwagę na Miguela, takich jak on najlepiej zostawić w spokoju z ich zadaniem. Torres i Hobbit już zniknęli idąc dalej.
Merill poczuł że krew przyspiesza w jego żyłach, to adrenalina dawała o sobie znać. Położył palce na różdżce w kaletce. pora na przedstawienie... pomyślał jeszcze.

Indiana - 18-03-2018, 20:40

Cywil... Tak jak sądziła, przecież dom nie mógł należeć do uciekinierów, o ile wiedziała, żaden z nich nie był z tych stron. Chyba, że czarownik, w sumie o nim jednym niewiele wiedziała, choć w umyśle łączyła go z Teralą. Ale mogło się jej też coś pomylić.
Starzec chodził swobodnie... Co jeszcze nie znaczy, że nie jest zakładnikiem.
Dwie skrajne możliwości zakładały, że cywile są trzymani pod przymusem, lub przeciwnie, że są sprzymierzeńcami ściganych. Obie możliwości były równie możliwe.
Utrzymała nieruchomą pozycję, wciąż bardzo starannie dbając, aby nie wystawić niczego w obręb światła. Kiedy na dole Torres z Miguelem zrobią rozpiernicz, bardzo prawdopodobne było, że przeciwnicy pobiegną na górę. Wówczas pozycja do ostrzału była idealna.
Powolnym kontrolowanym ruchem wysunęła lekko krzesiwo z rękawiczki. Ładunki złapała w palce, odwracając jeden spłonką w przeciwnym kierunku. To zabezpieczało przed przypadkowym odpaleniem zbyt wielu. Wysunęła pistolet lekko z kabury.
Czekała.
Patrzyła.
Słuchała. Dom był drewniany, w środku są schody, więc klatka schodowa, która zawsze doskonale niesie dźwięk. Drewno skrzypi, bardzo trudno jest poruszać się cicho w drewnianych wnętrzach.
Czekała.
I modliła się, cicho powtarzając swoje mantry, splecione intencją.
Jeśli skrzywdzę niewinnych, wybacz mi, Bogini. Jeśli możesz. Bo oni nie wybaczą, i słusznie.
Jeśli nie obronię moich ludzi, wybacz mi, jeśli możesz. Bo ja sobie nie wybaczę.
Jeśli stąd nie wyjdę, bądź przy mnie. Bo nikogo innego nie będzie.

Hakan - 18-03-2018, 21:01

Hektor czekał.
Miał krótką chwilę na przemyślenie sytuacji w której się teraz znajdował. Nie będę miał raczej czasu przeładować -pomyślał i schował dwa z trzech pocisków które trzymał w drugiej ręce. Ich miejsce zajął teraz granat paraliżujący.
Wyobraźił sobie ich oddział, stojący nad sparaliżowanym wrogiem. Co się wydarzy? Do cholery, ten carbòn, Sangre nie może tego przeżyć.
Hektor go nie znał, ale usłyszał o nim dość, aby życzyć mu śmierci.
Chętnie zobaczyłby sparaliżowanego nektomante.
Tylko pytanie, ile był gotów dla tego poświęcić. Życie swoje, swoich komapnów albo nawet cywili? Hektor nie umie sobie teraz na to odpowiedzieć, ale chyba widział już dość trupów niewinnych.
Odrzucił wzrokiem wszystkie widoczne dla niego okna. Spojrzał jeszcze na Imię. Ciężko było ją dostrzec, a tym bardziej stwierdzić, czy coś widziała.
Czekał. I obserwował.

Omar - 18-03-2018, 21:48

Taa, powinienem dać radę. Idziemy w kierunku domków.

Zaczął w miarę szybkim tempem pokonywać drogę w kierunku chatki. Z jego rozmiarami to było łatwe. No i z jego historią jeszcze łatwiejsze. Po drodze zabezpieczył wszystkie ozdoby swojego kijka, jednocześnie trzymając go w miarę nisko przy ziemii. Ale cały czas w gotowości, mimo tego, że pewnie nie dałby rady dostać się w dystans walki wręcz. Powoli zbliżał się do domku, w myślach formuując zaklęcie.

Dotarł do granicy lasu, na oko paręnaście metrów od celu. Miał wielką nadzieję, że zaklęcie doleci. Ułamek sekundy poświęcił na upewnienie się, że widział okno, wyobraził sobie wnętrze, po czym wyszeptał: Aeryn, Ffarflen, Sffer, Ar Wahan, Anifyr, Iluosi, Anifyr, Gwydn, Ar Wahan, Bellach, Taflech (19:19:19, 5 many). I przygotował się na kolejne ewentualne zaklęcia do rzucenia, próbując wymyślić jakieś zaklęcie na wyleczenie cywili z wyników jego działań. Dziwne, przecież sam jest cywilem, nic mu nie dawało prawa do mówienia o sobie jako o kimś więcej niż cywilu.

Leite - 18-03-2018, 23:05

Po pierwszym strzale wszystko zrobiło się niesamowicie ciche. Wszystko jakby wstrzymywało oddech.
Dotarliście pod dom.
Rozdzieliliście się.
Torres oraz Helianthus zatrzymali się w lesie, tak, by mieć widok na okno na parterze, które wciąż było lekko rozświetlone wewnętrznym ogniem.
Hobbit się skupił i wyrecytował zaklęcie. Nie było żadnych widocznych efektów, ale też gaz był przeźroczysty. Powinien wypełnić pomieszczenie.
Póki co, żadnych krzyków nie było słychać. O ile osoby zatrute tym gazem mogą krzyczeć.

Miguel i Meril znaleźli się niedaleko Hektora. On wyraźnie coś obserwował, zatem podążyliście za jego spojrzeniem. Na ganku, nad nim ani pod nim nic się jednak nie poruszało. Okna były puste i ciemne.

Meril i Miguel i Hektor się widzą i wiedzą, gdzie są. Wiedzą na oko, gdzie jest Torres i Helianthus. Nie widzą Imiry.
Torres i Heli wiedzą, gdzie mniej więcej jest Meril i Miguel. Nie widzą Iona i Imiry.
Ion widzi, że niedaleko są dwie postaci. O reszcie nie wie.

Leite - 19-03-2018, 01:26

Hektor, Meril i Miguel dostrzegli nikły płomyczek, który na sekundę rozbłysł na dachu ganku.
Piętnaście sekund później rozległa się seria strzałów - samopał, szkło, samopał. A zaraz po nich kolejny przestraszony krzyk. (możecie zareagować zanim były wybuchy, w ciągu tych 15 sekund, o ile ktoś uzna, że płomyczek jest sygnałem).

VanRex - 19-03-2018, 02:56

Hobbit wyszeptał coś pod nosem, ale nic się nie widowiskowego nie stało. Dziwne, zazwyczaj magia wybucha we wszystkich kierunkach, a z drugiej strony to był gaz niewidoczny wręcz dla oka, więc czego się w sumie spodziewał. Pozostało trzymać kciuki, że plan zadziałał i nic się nie spartoli... Zobaczył kątem oka ruch od strony w którą wysłał Miguela i Merila. Chyba, nie był pewien niczego, ale poprawił przygotowany samopał na wszelki wypadek i przygotował ładunek do wystrzału. Chwila ciszy... I wystrzał, ale nie jego. Hektor, Imira? Bez znaczenia, akcja właśnie się rozkręcała, a on miał 5 metrów do chaty. Świetnie!
-Wybij mi to okno, byle prędko - wskazał najbliższe okno hobbitowi
Ruszył pod ścianę chaty przygotowany na domniemanych strzelców, schował samopał i wyjął kawałek bandaża, by przewiązać go zasłaniając sobie twarz. Tak na wypadek, gdyby jednak gaz zadziałał. Przygotował ładunek i jeżeli ten kurdupel się pospieszył i wybił mu to okno, to wrzucił odpalony pocisk do środka w nadziej, że jeśli wrogowie zastawili pod oknami pułapki, to zdetonuje się ona w chwili wybuchu.
Następnie nie czekając chwili dłużej wdarł się do środka z mieczem w prawej ręce, a po w darciu wyjął zza pasa swój ulubiony długi nóż, by znalazł się on w ręce lewej. Tak przygotowany mógł sprawdzić piętro dolne, czy żaden capullo tu jednak nie został. Ale i tak wolał się pospieszyć nie chcąc pozostawać w gazie dłużej niż to konieczne.

Mikes - 19-03-2018, 03:48

Odstawienie elfa nie okazało sie trudne. Znalezione miejsce dawało dobry widok na wejście i pietro oraz było w znacznym stopniu osłonięte. Zdjął plecak, by nie przeszkdzał mu w walce. Odczepił od niego toporek i przełożył przez dostosowaną do tego pętelkę na pasku. Zwrocił się do elfa. W miarę możliwości przypilnuj by nikt mi tego nie zwinął. Tak na wypadek, gdybym ja się z tąd ruszył a ty nie. Wtem rozległa się krótka kanonada, której towarzyszył dzwięk bitego szkła. Nagle wcześniej dostrzeżony płomyczek nabrał dużo wiekszego sensu. Iść tam czy nie iść? Akcja właśnie sie zaczeła, a ja stoję w krzakach. O nie. Tak nie będzie. Zwrócił się szybko do elfa. Ta pozycja jest raczej bezpieczna, a widzę, że akcja poszła w bardziej improwizowany sposób niż zwykle, więc lecę upewnić się, że wciąz jesteśmy górą. Mówiąc ostatnie słowa kierował się już do werandy. Pod werandą zobaczył Torresa szykującego się do wejścia do środka. Elf zabezpieczony. Uznałem, że bardziej się przydam jako siły szturmowe. Skoro ty wchodzisz dołem to ja wezmę górę i upewnię się, że Imira radzi sobie tak dobrze jak zwykle. (Tu czeka na odpowiedź Torresa. Jeśli nię będzie miał nic przeciwko to włażę na daszek.) ( Włażenie: 1.Nogi na barierkę werandy. Ręce na zastrzał. 2. Podchwyt na zastrzale. Noga barierka plus ściana. 3. Przeskok ręcę krawędź daszku noga na zastrzał. 4. Nog ze ściany wyżej i dopchnięcie do daszku. Wsunięcie sie na daszek.)
Hakan - 20-03-2018, 00:59

Zabiorę się z tobą, inaczej wszystko mnie ominie - powiedział Hektor do Miguela wstając z kolan i strzepując jakąś gałązkę z ramienia. Nie był pewny, czy ten zdążył go usłyszeć. Poszedł za nim w kierunku Torresa. Odruchowo, szedł pochylony i w możliwie najgłębszym cieniu.
[...] Uznałem, że bardziej się przydam jako siły szturmowe. Skoro ty wchodzisz dołem to ja wezmę górę i upewnię się, że Imira radzi sobie tak dobrze jak zwykle. - Powiedział Miguel.
Nie ważne jak sobie radzi, myślę, że nie pogardzi dwoma dodatkowymi samopałami -Odparł Hektor lekko się uśmiechając.
Po tej wymianie zdań ( jeżeli nic specjalnego się nie dzieje) agent podchodzi od werandy.
Hektor oparł się o ścianę, jednak starając się nie wydać odgłosów i przygotowawszy się do posadzenia Miguela ruchem głowy dał mu znak, że może już wchodzić (sorki, że wcinam ci się w twój szczegółowy opis wchodznia na dach). Gdy podsadzi Miguela na daszek sam na niego wejdzie. Potem wyjmuje zza paska fiolkę z trucizną i pokrywa nią nóż, po czym chowa go za pasek. Używa około połowę zawartości (50ml). W drugiej ręce trzyma samopał, po czym wyjmuje dwa naboje. Kiwa głową Miguelowi, na znak, że jest gotowy.

Omar - 20-03-2018, 22:02

Przytaknął, po czym podniósł dwa najbliższe, w miarę duże kamienie, jeden wpychając do kieszeni. Podszedł bliżej okna i rzucił pierwszym kamieniem. Jeżeli trafił, odsunął się z powrotem do linii lasu i obserwował działania Torresa, kątem oka doglądając czy nikt nie próbuje uciec przez żadne inne wyjścia w jego polu widzenia.

Jeżeli nie trafił pierwszym kamieniem, wyjmuje drugi z kieszeni i nim rzuca. Jeżeli trafił tym drugim to robi to samo co po trafieniu pierwszym.

Jeżeli nie trafił drugim to podbiega do okna i uderza w nie swoim druidzkim, solidnym kijkiem, a potem stara się przylgnąć do ściany, przy zachodnim rogu budynku (najbliższym od niego, po prawej od okna).

Elf - 20-03-2018, 22:10

Na rozpoczęcie akcji nie trzeba było długo czekać. Wybuch, brzęk tłuczonego szkła po czym kolejny wybuch i łoskot od strony domku. Meril instynktownie przygiął się lekko i wyszarpnął muszlę z kaletki.
Ta pozycja jest raczej bezpieczna, a widzę, że akcja poszła w bardziej improwizowany sposób niż zwykle, więc lecę upewnić się, że wciąż jesteśmy górą. powiedział Miguel po czym ruszył w stronę domku No i pognał... pomyślał jeszcze Meril patrząc za oddalającymi się plecami Styryjczyka.
Szybko jednak odtrącił myśli na temat tego jak to często, jeśli za statystykę brać te akcje których był świadkiem, tercja działa "na Hura" i powrócił do obserwacji domku i otoczenia.
Nie byli pewni czy wszyscy zdrajcy są w budynku, więc Meril jeździł oczami po domku i otoczeniu, nasłuchując jednocześnie najlżejszych szmerów. Jeśli ktoś miałby przyjść z odsieczą oblężonym zdrajcom, to jego zadaniem było do tego nie dopuścić.

(tak jak w deklaracji. siedzę,patrzę, słucham, i powtarzam sobie pod nosem zaklęcia by być gotowym do rzucenia ich w każdej chwili)

Leite - 21-03-2018, 02:25

Torres
Hobbit zdążył Ci wybić okno. Pierwszy kamień je strzaskał i zahurgotał na podłodze. Owinąłeś sobie szczelnie twarz, aby na wszelki wypadek się osłonić.
Na górze trzask pękających desek i drewna oraz krzyk bojowy, najwyraźniej wydany przed przeciwnika furyer.
- Imiraaaaaaaaaaaaa!
A potem odpaliłeś pocisk i rzuciłeś go wewnątrz, wskakując zaraz za nim.
To...nie był najlepszy pomysł.
Gaz, chwała Panience, nie był łatwopalny. Ale wybuch pocisku był silniejszy, niż zwykle. Eksplozja nie zrobiła Ci wiele, jednakże było to...niepokojące.
Nad Tobą rozległ się kolejny krzyk kobiecy, jakieś pytanie o to, co się dzieje.
Poczułeś w płucach lekkie podrażnienie, ale nie było to dyskomfortem.
Znalazłeś się w pomieszczeniu, które było czymś między salonem a kuchnią. Po Twojej lewej stronie znajdował się stolik z krzesłami, przy którym ktoś najwyraźniej jadł gulasz. Na tej ścianie znajdowało się przejście do sąsiedniego pokoju, który najwyraźniej był holem. Na wprost Ciebie znajdował się kominek, z garnkiem ustawionym przed nim, koło niego kolejne krzesła, niedbale odrzucone na bok. Po środku mógł stać stolik. Po prawej były szafy.
Na środku pomieszczenia, między Tobą a kominkiem, znajdował się wypalony ślad na podłodze, a kawałek dalej, krąg z mąki, duże plamy krwi, rozrzucony czosnek oraz wierzbowe witki.
Przechodząc do holu zauważyłeś, że drzwi są przyblokowane dużym kufrem oraz ławą, opartą o nie. Schody na piętro znajdywały się po Twojej prawej i były zablokowane sporym stołem. Nie było tu nikogo.

Miguel
Zostawiłeś plecak pod randomowym drzewem, licząc na wsparcie elfa. Raczej nikt Ci go nie ukradnie.
Podszedłeś do werandy. Torres nie zaprotestował, więc zacząłeś się wdrapywać, jednak pomoc Hektora, podążającego za Tobą, bardzo się przydała.
Nad Tobą huk pękającego drewna, wraz z krzykiem bojowym. Pod spodem, w domu rozległ się kolejny huk samopału, głośniejszy niż poprzednie. A potem kolejny damski krzyk, w formie pytania.
-Ojcze, co się dzieje?! Co się dzieje z naszym domem??
Wdrapałeś się na dach po to, by zobaczyć, jak krasnolud się podnosi z ziemi, Imira stoi nad biorącym zamach Sangre, a przez dziurę po drzwiach widać chyba kolejną postać.
Wesoło, nie ma co. Hektor z trudem wszedł chwilę po Tobie.

Hektor
Podsadzenie Miguela nie było trudne. Gorzej poszło Tobie.
Po głośnym huku trzaskającego drewna i bojowym wrzasku, najwyraźniej przeciwnika Imiry, który krzyczał jej imię, z parteru dobiegł Cię głośny huk samopału. I znowu krzyk, tym razem kobiecy.
-Ojcze, co się dzieje?! Co się dzieje z naszym domem??
Pierwsza próba zakończyła się w momencie uchwycenia krawędzi daszku. Nie do końca pewny chwyt zaskutkował upadkiem, niespecjalnie groźnym, bo wylądowałeś na własnych nogach. Jedynie ręce sobie obdrapałeś. Drugie podejście nie było wiele lepsze. Spróbowałeś wesprzeć się o ścianę, ale i to słabo poszło i znowu wylądowałeś, tym razem czterema literami na glebie. Ostatecznie zawziąłeś się i spróbowałeś trzeci raz. Tym razem z sukcesem.
Bardzo ostrożnie nakładałeś truciznę i schowałeś nóż za pasem. Nie był to najlepszy moment na samozranienie.
Daszek pod wami skrzypnął.

Helianthus
Trafiłeś za pierwszym razem. Torres zniknął wewnątrz domu, osłaniając się bandażem od dymu. Z piętra dobiegł Cię huk pękającego drewna i długi wrzask bojowy. Niemal jednocześnie pocisk od samopału Torresa huknął głośniej, niż powinien. I kolejny, niewyraźny, ale wciąż słyszalny, kobiecy krzyk.

Meril
Pozostałeś w cieniu lasu. Widziałeś kolejno, jak dwójka z Tercji się spotyka przed domem, usłyszałeś brzęk szkła. Następnie trzask pękającego drewna z góry, donośny huk samopału z dołu, okrzyk bojowy, wrzeszczący imię furyer. I drugi krzyk, kobiecy. Przestraszony.
Ciekawa noc, nie ma co. Hobbit, który zbił szybę, również wycofał się w cień. Poza tym, nie było żadnych niepokojących ruchów na zewnątrz.

VanRex - 22-03-2018, 22:24

Parter był pusty, niby powinien się cieszyć, a jednak w pewnym stopniu się zawiódł. Trudno, po krokach na pięterku wnioskować można było, że przedstawienie trwa w najlepsze, a Torres bardzo nie chciał się na nie spóźnić. Podszedł do ściany obok schodów i oparł o nią miecz. Plan rodził mu się już w głowie, a początkiem było bezprecedensowe wywalenie blokady z drogi i tak też uczynił. Trzymając nóż wciąż w ręko, oburącz pociągnął stół w dół schodów, no a grawitacja powinna dalej uczynić swoje, kończąc robotę z niecichym uderzeniem o podłogę. Następnie wciąż chowając się za ścianą przygotował ładunek do samopału. Gniewny kapelusznik musiał zdobyć schody, a nie miał ani tarczownika, ani kogoś kto mógłby zrobić mu ogień zaporowy. Ale przeciwnik nie wiedział również co Torres chowa w kaletce. Co zawiera, a raczej czego NIE zawiera stan jego wyposażenia wiedział jedynie jego oddział, a szczególnie pani furier, która niesłychanie przywiązywała uwagę do tego aspektu. I miał nadzieje, że wciąż o tym pamięta
-IMIRA, GRANAT! KRYJ SIĘ!
Po czym wrzucił nieodpalony ładunek na górę i niecałą sekundę później porywając swój miecz spod ściany zaczął forsować schody na piętro. Dlaczego nieodpalony? Przeciwnik prawdopodobnie będzie zdezorientowany dopóki nie usłyszy huku. Spodziewając się go, a nigdy go nieusłyszawszy mogą na chwilę zgłupieć, a tej chwili właśnie potrzebował na zdobycie tych przeklętych schodów.

(Akcja na tyle rozwinie się w czasie (No muszę wywalić stół ze schodów i je zdobyć) że nie rozpisuję dalszych kroków tylko poczekam na informacje co ukazuje się moim oczom i na to będę reagował, aczkolwiek jeżeli będę miał wroga pod ręką, to bez pomyślunku tnę (Mniej więcej wiem gdzie wskoczyła Imira oraz Migel, więc mogę po tym wnioskować swój nie swój))

Rivus - 22-03-2018, 22:47

Wybuchy, krzyki, ciemne sylwetki.
To wszystko w przeciągu może z 15 minut.
Ion obserwował teren dookoła, jednak nic nie przykuło jego uwagi. Dopiero później spostrzegł dość niską sylwetkę odchodzącą od okna i drugą zupełnie inną - wyższą, gdzieś z boku.
Zakładał, że reszta robi raban w domku. To znaczy jego rodacy. Wojskowi.
Przez chwilę jego myśli zeszły na tor tego, jak tutaj się znalazł. Od bycia głupim dzieciakiem podsłuchującym narady, przez zniszczenie Enarook, szukanie Estelli, aż po walkę z bytami - eshkarami.
Przetarł ręką ziemistą skórę twarzy, po czym powoli szedł w kierunku, do którego najwyraźniej udał się hobbit.
- Hej, coś ważnego mnie ominęło? - odezwał się normalnie, gdy dzieliło go mniej niż dziesięć metrów od Helianthusa.

Omar - 22-03-2018, 22:58

Nie bardzo. Akt wandalizmu z mojej strony, paru styryjczyków wskakujących do domków przez okna. W waszym kraju pewnie dzień jak codzień. - Odpowiedział chłopakowi, cały czas obserwując domek. Powoli zaczął oddalać się od chłopaka, bo wiedział, że ten teraz obserwuję tą stronę domu. Zaczął się skradać, tak, żeby widzieć ścianę od północnego wschodu - w stronę północnego kąta domku. Cały czas trzymał każde możliwe okno na widoku.

W razie gdyby kogoś zobaczył, zatrzyma się na chwilę, żeby ocenić jak musi wycelować zaklęciem.

Elf - 22-03-2018, 23:04

Błyski, wybuchy, krzyki i odgłosy szamotaniny. Ten dom zaraz się rozsypie... - pomyślał.
Nie lubił tego. Siedzenia i czekania bezczynnie, ale wiedział ze ktoś musi obstawiać tyły.
Zastanowił się. Wiedział że Tercja weszła do domu głównie od frontu i od strony gdzie stali Ion i Hobbit, co oznaczało ze tą stroną najpewniej nie będą uciekać ich przeciwnicy. Wstał więc, chwycił plecak Miguela i ruszył skrajem lasu szczęśliwy że znalazł powód by ruszyć się z miejsca. W miarę zbliżania się do budynku hałasy rosły na intensywności, ale nie było to nic dziwnego. Znalazł sobie nową pozycję z której miał piękny widok na północno-wschodnią ścianę i na wychodzące z niej okna. Przycupnął tu za dorodnym drzewem i zastygł znowu wlepiając oczy w okna.
No, tu będzie w sam raz...

Nagle jego oczom ukazał się ruch... gdzieś po drugiej stronie domku w lesie...
Co to? Posiłki? Zacisnął palce na muszli którą ciągle trzymał w ręku wytężył wzrok i... wypuścił powietrze... To Helianthus najwyraźniej wpadł na ten sam pomysł co on...
Pokręcił lekko głową i wrócił do obserwacji ściany

(Założenia takie same jak poprzednio)

Hakan - 22-03-2018, 23:04

Hektor stał przy wybitnym oknie. Spojrzał na Miguela z Toporkiem na pasku, który właśnie wyjął.
Sam agent wyciągnął krzesiwo. Zobaczył, że Miguel właśnie rzuca toporkiem. Właściwie, to ten obraz tylko mignął mu przed oczmi, bo właśnie gładkim ruchem załadował samopał i wycelował w klatkę piersiową krasnoluda. Najbezpieczniej -pomyślał.
Czekał na wystrzał starając się być w miarę nieruchomym, by ciężko go było zobaczyć.
Kątem oka starał się dostrzec Miguela i Imię. Zignorował kobiecy krzyk. Na razie.
Po tym, jak samopał wystrzelił, Hektor stara się szybko wyciągając nóż i posłać go w kierunku krasnoluda. (Robi to tylko gdy ma czystą linię rzutu)

Leite - 23-03-2018, 01:51

Torres
Odrzucenie stołu udało się pomyślnie. Hurgot, jaki tym uczyniłeś, już był mniej potrzebny.
Twój wrzask był z pewnością słyszalny w domu i poza nim.
Rzuciłeś samopałowy pocisk i wbiegłeś do góry.
Po Twojej prawej było miejsce, gdzie poprzednio były drzwi, gdzie stała ciemna postać o jasnych włosach, obracająca się w Twoim kierunku. Trochę za wyłomem zwalista postać krasnoluda. Przez niego niewiele już było widać.
Poza tym, otwarte drzwi do pokoju obok. I brak dźwięków, świadczących o miejscu przebywania reszty ludzi w domu.
Pocisk od samopału leżał przed Tobą, jakiś metr.

Ion
Podszedłeś do hobbita. Ten odpowiedział, patrząc w stronę budynku.
Cisza. Hobbit zdecydował się ruszyć na północ.
Więc pozostałeś.
Jasny rozbłysk w oknie nad gankiem.
Z wnętrza dobiegały ciekawe dźwięki. Jakieś stuknięcia, upadki. Krzyk. Coś o granacie.
A na zewnątrz...niemalże mogłeś odpocząć.

Helianthus
Jasny rozbłysk w oknie nad gankiem.
Nie zauważyłeś nikogo niezwykłego, poza Hektorem na daszku, gdzie Miguel już zapewne zniknął wewnątrz. Przemieściłeś się, próbując ocenić, czy ktoś skądś nie wychodzi, ale był spokój.
Dostrzegłeś Merila, który też zmienił pozycję.
Toście się zgrali, zupełnie przypadkowo.
W innych oknach też spokój.

Meril
Rozprostowanie nóg, a potem znowu siedzenie po krzakach. Ciekawe zajęcie. Przez okno na piętrze niewiele mogłeś dostrzec, parter był cichy i pusty.
Jasny rozbłysk w oknie nad gankiem.
Jakiś krzyk, coś o granacie. Brak kolejnych strzałów samopałów. Dzień, jak codzień.

Hakan
Pierwsza rzecz, którą zauważyłeś, to jasny rozbłysk światła, który zostawił Ci powidok. Potem lecący toporek i Twój wymierzony samopał.
-IMIRA, GRANAT! KRYJ SIĘ!
Torres najwyraźniej był na dole.
Jak w zwolnionym tempie.
Miguel wskakuje do środka.
Miguel ląduje.
Miguel nagle upada na ziemię, jakby czymś oberwał.
Minęły dokładnie cztery sekundy, od kiedy odpaliłeś samopał. Zostało jeszcze osiem.
Imira się przemieściła, zauważyłeś. Przeturlała się chyba nad Sangre, czekając w bojowej pozycji.
Torres wbiegał po schodach, tak mogłeś założyć, ze względu na dźwięki.
Lufa zaraz zacznie dymić. Zostały 3 sekundy...

VanRex - 23-03-2018, 02:11

Czekał na to tyle godzin, nie mógł teraz tego spieprzyć. Czas jakby zwolnił, adrenalina działała... I ta wszechobecna żądza mordu. Krasnoluda poznał od razu, ale ktoś się do niego odwracał... Nie było czasu na myślenie, trzeba było działać. Miał jednego asa w rękawie i z tego co rozumiał był nim jakikolwiek efekt zaskoczenia. Szybko odkopał przedmiot nazwany granatem w kierunku drzwi, jakby miał zaraz wybuchnąć i zabić krasnoluda. Nie zwalniał jednak kroku, lata wyszkolenia, doświadczenie z misji z których nigdy nie powinien wyjść żywy i pragnienie zemsty poruszały same jego ciałem. Nie zwolnił kroku nawet na chwilę, wróg rzucał zaklęcia, a on nie miał tego luksusu. Mógł jedynie zabijać szybciej, niż oni czarowali.
Nie okłamuj się Torres, ty chcesz ich śmierci!
Rzucił się w kierunku blond osoby w dzikim skoku tnąc na skos na wysokości szyi, tnąc żeby zabić.

Elf - 26-03-2018, 22:08

Patrzył się już od dobrej chwili w tą ścianę. Do jego uszu dotarł kolejny wystrzał. Jak strzelają to chyba dobrze... w końcu oni mogli mieć co najwyżej jeden samopał.
Uśmiechnął się mściwie pod nosem. Są w potrzasku... Tercja robi im tam z dup tarcze strzeleckie, ja obserwuję z tej strony, Ion jest gdzieś z przodu domku, hobbit obok niego... Coś mu kliknęło w głowie.
hobbit... spojrzał w swoje prawo, tam gdzie przed chwilą widział tą nie wielką postać...
O ja pierdolę...
Jeśli uciekli jakąś dziurą w tylnej ścianie to sobie nie daruję.
Wstał. i ruszył powoli w swoje lewo biorąc ze sobą powierzony mu plecak.
szedł na granicy drzew nasłuchując najmniejszych szmerów otoczenia jeśli tu są to nie może dać się zaskoczyć na szczęście jako elf widział w ciemności znacznie lepiej niż ludzie. Idąc zerknął na tylną ścianę.
(chcę zobaczyć czy jest jakieś otwarte okno, a potem zająć pozycję za tylną ścianą i rozejrzeć się po ziemi dookoła czy nie znajdę jakichś świeżych śladów od strony domu. Cały czas nasłuchuję z otoczenia czy coś mi nie wyskoczy na łeb)

Leite - 27-03-2018, 01:06

Meril
Wyrzuty przewijały się przez Twoją głowę.
Ale poszedłeś, powoli, po linii lasu, obserwując dom.
Widząc to, co widzisz, uznałeś, że dobrze było się ruszyć...
Okno dalsze od Ciebie było otwarte, co dziwne, otwierało się do wewnątrz.
Jakaś postać, ewidentnie średnio sprawna fizycznie, właśnie była w połowie drogi w dół. Sekundę później upadła na ziemię, ponieważ cokolwiek, co używali do opuszczania się, było zdecydowanie za krótkie.
Na ziemi, pod ścianą, stały dwie postaci, jedna pomagała wstać tej drugiej, co dopiero upadła.
Na górze zaczęła się gramolić kolejna, uprzednio zrzuciwszy koc. Zauważyłeś, że była nieco większa, niż poprzednie, a jasna broda dość wyraźnie świeciła w ciemności.
Ta postać również spadła, minimalnie słyszalne uderzenie, jednak nie dla tych, co są w środku. To logiczne, bo tam się zajmują czymś innym...
Następnie postaci ostrożnie ruszyły w kierunku drzew.

Ion
Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie nuda.
To sprawiało, że chciało Ci się spać. Z wewnątrz dobiegały hałasy, Hektor właśnie wystrzelił, a na zewnątrz pusto...
Po kilku chwilach z lasu za Tobą wypadł mały wilk. Bez większych ceregieli chwycił Cię za nogawkę, prawie haratając nogę i szarpnął, ewidentnie Cię ciągnąc.

Helianthus
Zauważyłeś z lekkim znudzeniem, że Hektor właśnie znikł w oknie.
Meril po Twojej lewej, jak dałeś radę zauważyć, wstał i przeniósł się dalej.
Po Twojej prawej Ion nie robił nic specjalnego, jednakże po dłuższej chwili z lasu wypadło zwierzę i zaczęło go szarpać.

Elf - 27-03-2018, 20:54

Dzięki ci Pani mórz, ze zdążyłem na czas! Zdążył pomyśleć gdy blond-brody osobnik leciał na spotkanie z Eą.
Nadal nie odzwyczaił się od wzywania imienia Tulvy w różnych sytuacjach. Nawet tak długi czas to za mało by wyzbyć się dwustuletniego przyzwyczajenia. Jednak nie czas był na takie dywagacje, bo trójka ludzi właśnie szykowała się do opuszczenia tego miejsca, a na to nie mógł pozwolić.
Wyciągnął różdżkę przed siebie i zawiesił się na moment. Wiedział ze brodaty mężczyzna nie jest jego celem, jednak nie zdążył się przyjrzeć wystarczająco pozostałej dwójce, nie było na to czasu, Meril nie zamierzał zostawiać decyzji losowości opartej na rzucie monetą. Cofnął rękę z różdżką, jednak jej nie schował. Wyciągnął za to drugą rękę i rozczapierzając palce wycelował nią w grupę wolno odchodzących ludzi. Czuł się źle z myślą że pozostała dwójka, najpewniej niewinnych gospodarzy, również oberwie, ale nie było miejsca na takie sentymenty.
Wciągnął powietrze i skupił się na otaczającej go energii: na czystym powietrzu i znajdującej się w niej wilgoci, po czym zaśpiewał w swoim duchu "pieśń". "Pieśń" która niosła zgubę:

ERWEN YARRETH RAMBA KELVA HAWILLE KALDAI ILTADE EIKELVA

Wokół jego ręki pojawiła się chmura maleńkich kropelek wody która rozrosła się i pomknęła w stronę grupy przyjmując kształt grubej ściany. Dotarłszy do grupy zwaliła się na nią i zwilżyła ich porządnie. Ułamek sekundy po tym, gdy w głowie Merila wybrzmiewały ostatnie słowa zaklęcia, rozległ się huk, a noc rozświetlił błysk wyładowania atmosferycznego gdy kilka małych łuków świetlnych wystrzeliło z tego samego miejsca co chmura i trafiło w przemoczone postaci.

(wiem że ten opis jest pisany tak jakby już się wydarzył, ale nie wiedziałem jak to rozpisać w trybie niedokonanym :P )

(Gdy tylko skończy inkantować, i gdy błysk elektryczności minie, Meril zamierza wyskoczyć z ukrycia i podbiec do grupki by odnaleźć swój cel. Zakładając że zgodnie z założeniem cała trójka leży na ziemi, to złapie go za fraki, odciągnie metr i przykładając mu różdżkę do tyłu głowy powie mu: Jeśli spróbujesz czegokolwiek, to ta różdżka rozsadzi ci łeb!)

Ps. Jeśli coś pójdzie nie tak to zatrzymaj mnie w tym momencie :p

Omar - 28-03-2018, 22:05

Wstał i zaczął szybko biec w stronę Iona, z kijem w gotowości. Będąc blisko, zauważył, że jest to jeden z wilków, które miały im pomóc.

Idź tam, gdzie on cię prowadzi, ja zostanę obserwować. Meril chyba zmienił pozycję, nie jestem pewien dlaczego. - Zakończył swój wywód, z wielką ulgą, że zwierzę okazało się być niegroźne. Wrócił powoli na swoją pozycję lustrując domek, co kilka sekund przechodząc w inne miejsce, powoli okrążając domek w kierunku poprzedniej pozycji elfa i dalej, tam gdzie on sam poszedł.

(pewnie dojście do akcji po drugiej stronie domku zajmie mu ten kawałek tury, a teraz nic nie słyszy, więc nie będzie pędził bez żadnego alarmu)

Leite - 29-03-2018, 02:26

Meril
Z wnętrza domu dobiegł Cię wrzask, ewidentnie kobiecy, wysoki, przeraźliwy.
Zaklęcie się pojawiło, odpowiedziało, jak zawsze. Jedno jest pewne, tego przeciwnicy się nie spodziewali.
Widziałeś, jak do nich dotarło. Jak zatrzymali się, zaskoczeni, a następnie padli na ziemię.
Pełen triumfu podbiegłeś do nich.
Na ziemi leżał starzec, którego wcześniej zauważyłeś, a także dwie kobiety. Jedna była młoda, mogła mieć szesnaście lat i wyglądała na córkę drugiej, która z kolei była w wieku około trzydziestu, czterdziestu lat. Gdybyś miał zgadywać, to powiedziałbyś, że widzisz trzy pokolenia jednej rodziny.
Niedaleko Ciebie przebiegł wilk, ten mały. Zaczął warczeć. Trójka ludzi leżała na ziemi, niedaleko gęściejszego lasu, jeszcze na przestrzeni pozbawionej drzew, koło domu.

Helianthus
Z wnętrza domu dobiegł Cię wrzask, ewidentnie kobiecy, wysoki, przeraźliwy.
Zauważyłeś, że wilk warknął ze złością na Iona, odwrócił się i znów pognał w ciemność.
Po tym zapadła cisza.

Rivus - 03-04-2018, 00:18

Nie zdążył otworzyć ust. Odpyskować.
Słowa hobbita zabolały Iona. Pojęcia narodowości, przynależnosci do narodu... dla chłopaka były nie tyle co obce, co dość skomplikwane.
Czy faktycznie w Styrii tak wygląda codzienność? Czy naprawdę dzieją się takie rzeczy? W Enarook tak nie było, ale...Czy Enarook to Styria?
Ukłucie w sercu.
Hobbit odszedł.
Ion tylko coraz bardziej zanużał się w swoich myślach starając się nie zasnąć.
Ciągle w głowie kołatały mu słowa Świętopełka. Potem słowa Estelli i Ester.

Powiew wiatru wybił go jednak z ciągu rozumowania.
Zostało tylko ślepe wpatrywanie się w dom. I trzymanie kciuków za tych w środku.
Poczuł szarpnięcie w spodniach.
Odruchowo wyjął sztylet zza pasa i obrócił się.
Na szczęście był to tylko młody wilk. Ten sam co od niego odszedł.
Chłopak tylko gapił się na niego, nie wiedząc o co chodzi.
Potem znów przybiegł niziołek.
- Idź tam, gdzie on cię prowadzi, ja zostanę obserwować. Meril chyba zmienił pozycję, nie jestem pewien dlaczego. - Ion tylko spojrzał na swoją torbę na ramieniu Helianthusa.
Wciąż wydawał się jakby nieobecny.

Chichot Lirii.
Urojenia? Czy to realne?
Mama, Estella, Cyria, Francisco, Rey, Ester...
Brzęk szkła w tej torbie.
Enarook? Czy ten dźwięk usłyszał w Silberheim?

Kobiecy wrzask z wnętrza domu.
Otrząsnął się. Wtedy też wilk warknął na chłopaka ze złością i odbiegł, a Heli był już w zupełnie innym miejscu. W takim razie jego torba też tam była.
Iść do Heliego po torbę, czy biec za wilkiem?
Strzałę schował do kołczanu, a łuk założył na plecy. Poprawił swój pas z kołczanem i wbiegł w krzaki pędząc za młodym.
- Powinienem go dogonić... prawda?

Elf - 03-04-2018, 13:31

Amil -o huo, an rac tavar ar nen rauko ! - Dawno nie przeklinał w swoim ojczystym języku, a była to wiązanka godna wściekłego bosmana. Taki błąd! ech...
Rozejrzał się. Dotarł tutaj na styk więc istniało ryzyko że ktoś zdążył się oddalić z tego miejsca nim tu przybył. Szukał innych śladów prowadzących od tej ściany, śladów które wyprzedzałyby rozpłaszczonych na ziemi ludzi, lub które odchodziły by w inną stronę.

Nadbiegł ten mały wilk. Zaczął warczeć. spokojnie... próbował go uspokoić ci tutaj nie są groźni

Spojrzał z powrotem w stronę leżących ludzi. Mężczyzna chyba zaczynał się podnosić, a dziewczyna... chyba płakała...
cholerny los...

Odetchnął głęboko i zebrał się w sobie. Nawet w obliczu błędu nie mógł stracić zimnej krwi, ci ludzie mogli coś wiedzieć więc i tak musieli ich zatrzymać i przesłuchać. Szkoda tylko ze w ten sposób...
Stanął nad nimi, wyprostował się i powiedział:
Jeśli będziecie wykonywać polecenia, to nic się wam nie stanie, a jeśli znowu będziecie chcieli uciekać to zatrzymam was w ten sam sposób co przed chwilą. Będziemy do was mieli kilka pytań na które radzę odpowiedzieć z sensem i bez ściemniania, bo my dobrze wiemy gdy ktoś kłamie...

(nadal mam różdżkę w dłoni i jeśli znalazłem jakieś ślady to rozglądam się ciągle i nasłuchuję, bo ta trójka nie zagraża mi w najbliższym czasie :P )

Omar - 03-04-2018, 21:58

Niech to szlag jasny, ile można się nudzić. - powiedział, może zbyt głośno. To teraz nie ważne. Wstał i ruszył biegiem do środka. Tercja już powinna sobie poradzić. Jeżeli nie dali rady, to im pomogę, a jeżeli dali - no cóż, pewnie jest im potrzebna pomoc medyczna! Pełen nadziei na swoją użyteczność wpadł przez drzwi, wbiegł na schody, omijając każdą przeszkodę po drodze, i wpędził na górę po schodach, skupiając się na każdym kroku, żeby w takim momencie nie wyrżnąć szczęką.

Wpędził na górę i zatrzymał się na chwilę, analizując widok, który go zastał.

Leite - 04-04-2018, 00:38

Meril
Mały wilk nie przestał, dalej warczał.
Tego nie planowałeś. Ani tym bardziej reakcji kobiet.
Starsza z nich, obejmując młodą, zaczęła z siebie wyrzucać słowa. Starzec milczał. Wyglądał dość paskudnie, twarz miał poranioną.
-Panie, nasz dom został nagle napadnięty, obudziłam się w nocy, a ty...a ty nas...! Kiedy atakują Twój dom, to chyba oczywiste, że trzeba jakoś uciec...! Schody zablokowane strzałami, a my...
Zdania były nieskładne, ale trudno się dziwić.
Z domu dobiegł kolejny dźwięk wybuchu pocisku.
W międzyczasie warkot ustał, za to rozległo się donośne wycie, z bliska. Musiała wydać je wilczyca, młode brzmiało inaczej.
Gdzieś po Twojej prawej poruszył się między drzewami biegnący, zdyszany Ion.

Ion
Pobiegłeś za młodym. Wypadłeś zza rogu domu, po to, by ujrzeć Merila, stojącego nad grupą trzech osób, które najwyraźniej przed chwilą od niego dostały zaklęciem.
Z domu dobiegł Cię kolejny dźwięk wybuchu pocisku.
Jedna z kobiet właśnie coś mówiła, kiedy zauważyłeś wilczka, warczącego w okolicy grupy, ale nie wyglądało to tak, jakby konkretnie na nią. Następnie zaatakował, ale nagle znieruchomiał i tak został.
Po chwili z tamtej strony dobiegło Cię też przeciągłe wycie wilczycy. Nie widziałeś jej, dobrze się kryła.

Elf - 05-04-2018, 20:38

Coś ruszyło się od strony z której nadbiegł wilk. Spiął się i znieruchomiał. Był gotowy na konfrontację z tym co stamtąd wychynie, ale był to tylko Ion, więc opanował się i zwrócił z powrotem do trójki ludzi na ziemi.
Kobieta nadal nie opanowała swojego słowotoku, więc podniósł rękę chcąc jej przerwać, chociaż nie spodziewał się żadnego rezultatu. Dlatego też nie czekał aż skończy mówić:
Nie obchodzą mnie ludzie którzy przed chwilą wpadli do waszego domu... bo tych ludzi znam... Zrobił krótką pauzę by pozwolić tym słowom wybrzmieć, po czym kontynuował. Obchodzą mnie ci których przyjęliście dziś do domu. Przypomniał sobie o tych śladach o których mówił Ion. W miejscu gdzie znaleźli martwe wilki. Ion mówił że chyba ktoś dołączył do grupy... Kontynuował: Krasnolud, blada elfka, i inni. Ilu ich przybyło? I dlaczego ich przyjęliście?

Ze swojego doświadczenia wiedział że ludzie w obliczu strachu działają różnie. Albo stają się potulni i mówią to o co się ich prosi, albo (rzadziej) rzucają się do walki jak osaczone zwierze. Nie zamierzał w każdym razie ryzykować, więc obserwował ich dokładnie, by być gotowym na każda, nawet najgłupszą reakcję tej trójki.

Rivus - 05-04-2018, 23:08

Ion stał w ciszy nasłuchując "przesłuchania" Merila, nie chciał przeszkadzać mu w rozmowie z cywilami tak paradoksalnie podobnymi do nich z Enarook.
Leite - 06-04-2018, 00:08

Meril
Kobieta ucichła, kiedy Twoje słowa wybrzmiały.
Starzec milczał, kiedy się przesuwał w stronę kobiet. Objął je i patrzył na Ciebie. Nie wyglądał najlepiej. Poza niepewnością, dostrzegłeś resztki krwi i rany. Punktowe.
Kobiety wyglądały na pozbawione obrażeń, ta krzykliwa trzymała się za kostkę. Obie wyrażały swego rodzaju niepokój, chociaż ta młodsza...ciekawość? Zadziorność? Na pewno nie była przerażona.
Patrzyli na Ciebie w trójkę, kiedy znowu ta środkowa zabrała głos.
-Znasz ludzi, którzy niszczą nam dom.
Nie była zachwycona.
-Nikogo więcej tam nie było, dopiero co się obudziłam, jakieś huki, krzyki, a potem tato kazał mi uciekać, nie wiem tylko, gdzie jest Tylwin, bo się tu pojawił...
Młoda westchnęła. Starzec nie zrobił nic konkretnego.
Młody wilk po dłuższej przerwie pisnął niezadowolony i ignorując zamieszanie, powstałe w krzakach, podbiegł do grupy, obwąchując ją. Po chwili zaczął groźnie warczeć i się jeżyć.
Chwila...zamieszanie?
Gardłowy warkot wilczycy, która najwyraźniej zdecydowała się zaatakować. Ale...co? Kogo? Nie widziałeś ze swojego miejsca.

Ion
Ty za to doskonale widziałeś. Młody nagle się poruszył, warczał, wilczyca zdecydowała się zaatakować. Spojrzałeś dokładniej i dostrzegłeś zarys sylwetki człowieka, stojącego pod drzewem. To właśnie on był celem ataku alfa.

Elf - 08-04-2018, 12:25

Nie widział. Ale słyszał... Gdzieś za jego plecami wilczyca rzuciła się na kogoś. Ion był po jego lewej, więc nie mógł to być on... Heli, gdy go ostatnio widział, był z drugiej strony domku... Tercja jest w środku...
Szybką dedukcją wyszło mu że jednak udało się dogadać z wilkami i rzeczywiście zaatakowali wroga.
Wróg... Za plecami... Źle...
Wybił się by odskoczyć metr na prawo i uchylić się przed ewentualnym atakiem który mógł już w niego lecieć. Obróciwszy się w powietrzu zamierza wylądować nisko przy ziemi, podpierając się w razie potrzeby lewą ręką, odwrócony twarzą w stronę z której usłyszał dźwięk i wystawioną prawą ręką w której wciąż trzymał muszlę.Szlak... czyli jednak się spóźniłem... Po tym będzie się starał dostrzec przeciwnika i ruszyć skosem w stronę na wroga/na lewo tak by podążać w jego stronę, ale by nie wypaść łatwo na strzał i zdobyć osłonę drzew możliwie jak najszybciej.

Rivus - 08-04-2018, 22:02

Alfa rzuciła się, młody warczał. Sylwetka człowieka.
Ion najpierw zastygł, potem zauważył Merila zaczynającego wykonywanie sekwencji ruchów.
Chłopak uchyla się i szybkimi ruchami kieruje się za najbliższe drzewo.
Potem zdejmuje łuk z pleców i wyjmuje strzałę z kołczanu, jeśli sylwetki nie będzie w pobliżu. Jeśli będzie, to zamiast łuku wyjmuje sztylet zza pasa i czeka w gotowości na zaskoczenie przeciwnika.

Leite - 09-04-2018, 00:28

Meril
Określanie kierunku w takich sytuacjach było ciekawym zajęciem. Po Twojej lewej, za plecami, jak ładnie wydedukowałeś, znajdował się kolejny osobnik, prawdopodobnie wasz cel.
Odruchowo odskoczyłeś. Patrząc w kierunku zagrożenia, dostrzegłeś, że nie ma powodów do obaw. Osobnik i tak miał problemy z wilczycą, która go zaatakowała.
W trakcie odskoku oraz przejścia w kierunku zagrożenia od lewej strony, słyszałeś w tle mówiącego starca, który ostrożnie wstał.
-Ciekawi mnie, że wiesz iż zostałem odwiedzony przez rannych i głodnych wędrowców, którym okazałem pomoc i schronienie. Nie zamierzam teraz wnikać w to dlaczego zaglądałeś mi w okna. Ludzi tych znam z imienia i wyglądu bo spędziłem z nimi chwilę czasu przy posiłku, który im zaoferowałem. Fakt, grupka dość osobliwa i niechętna do opowiadania o sobie, ale nie będąc wścibskim nie wypytywałem ich.
Starzec zrobił przerwę i dodał z niechęcią.
-Czy mógłbyś proszę odsunąć tego drapieżnika od nas?
Nie było powodów do obaw. Wilczyca, z tego, co widziałeś, zajęła się niewidocznym do tej pory osobnikiem.
Z wnętrza domu dobiegł Cię wrzask.
-MEDYKA NA GORĘ!


Ion
Tak samo, jak Meril, schowałeś się za drzewem, obserwując sytuację.
Jako że wasza zwierzęca towarzyszka się zajęła człowiekiem , nie było warto strzelać.
Z wnętrza domu dobiegł Cię wrzask.
-MEDYKA NA GORĘ!

Elf - 10-04-2018, 21:32

Zignorował słowa mężczyzny. Jego uwagę zaprzątały już tylko odgłosy walki spod drzew.
Ion! przejmij tych ludzi krzyknął przez ramię w stronę chłopaka.
Ruszył szybkim krokiem w stronę odgłosów szamotaniny wilczycy i tego, niezidentyfikowanego jak na razie, osobnika klucząc między drzewami.
Musiał jak najszybciej do niego dotrzeć i go spacyfikować. Po pierwsze dlatego by wilczyca nie przegryzła mu gardła, bo zakładając że tym razem to naprawdę jeden ze zdrajców, stracił by materiał badawczy, po drugie, co też mogło się zdarzyć, by zapobiec jego ucieczce gdyby jednak wilczyca przegrała w tym pojedynku.
Nie był do końca pewny kogo tam spodka więc ścisnął w palcach swoją różdżkę,lewą ręką sięgnął po swój sztylet a pod nosem zaczął powtarzać swoje zaklęcie obronne.

Leite - 11-04-2018, 01:30

Meril
Poszedłeś do miejsca szamotaniny.
Kątem oka zauważyłeś starca, podnoszącego się z ziemi i kierującego w tę samą stronę. Wyjął zza pasa siekierę i nieco utykając, wydawał się być nieco zmartwiony.
Był od Ciebie oddalony o mniej więcej dwa metry, może trzy. Mały wilk za jego plecami zaatakował. Starzec się odmachnął, zwierzę z piskiem padło na ziemię.
Scena przed Tobą wyglądała dość specyficznie.
Na ziemi leżał, wciąż przytomny zapewne, człowiek, w białej koszuli i z długimi włosami. Na nim stała wilczyca.
Niestety było trochę za późno, ponieważ gardło już było rozszarpane. Jednakże alfa nie wyglądała tak, jakby chciała mu zrobić bardziej krzywdę. Warczała na starca. Gotowała się do ataku.

Elf - 12-04-2018, 18:43

Gdy Meril usłyszał pisk odwrócił głowę w stronę starca. Zobaczywszy jak młody wilk pada na ziemię i poczuł jak coś przewraca się mu w żołądku. Ty durny dziadzie, miałeś siedzieć spokojnie! - pomyślał. Wytężył wzrok by przyjrzeć się temu toporkowi. (czy widzę krew?) uchwycił kątem oka jak sierść na karku wilczycy zjeża się, a nogi zaczynają powoli uginać. Jeśli teraz Wilczyca zagryzie go i resztę jego rodziny, to będzie to wyłącznie wina tego idioty! Ocenił szybko odległość starca od jego rodziny i od siebie po czym padł na ziemię lewym kolanem, wbił trzymany lewą ręką sztylet w ziemię po czym położył rękę na ściółce i zaczął wykrzykiwać w myślach HAWILLE KEITHE ERWEN YARRETH RAMBA RISIL KELVA VENTAR

Gdy skończył pośpieszną inkantację krzyknął jeszcze w stronę swojego dzieła, mając nadzieje przekrzyczeć jego szum NIE RUSZAJCIE SIĘ Z MIEJSCA JEŚLI WAM ŻYCIE MIŁE. TE WILKI NIE ZAATAKUJĄ WAS JEŚLI BĘDZIECIE SPOKOJNIE SIEDZIEĆ NA MIEJSCU
mam nadzieję... - pomyślał

Odwrócił głowę w miejsce gdzie powinien stać Ion i krzyknął znowu ION, KURWA, CHOĆ TU I POMÓŻ!!!

(po tym wyjmie sztylet z ziemi i wyprostuje się z powrotem)


[Jest to zaklęcie przyklepane na turnusie. Tworzy ono cylinder wirującej ściany wody o średnicy 4, i wysokości pewnie też ze 4, metrów(taki wir w sumie, wewnątrz którego jest spokój), więc powinien objąć zarówno tego typa jak i jego rodzinkę.(czy młody wilk też się załapie? nie wiem gdzie dokładnie leży więc oceni to MG :) ) Jeśli będzie próbował z niego wyjść , to go odrzuci w bok, jeśli wilczyca na to skoczy to też ją odrzuci w bok, ale krzywdy nie zrobi. Zaklęcie w założeniu miało zbijać wszystkie lecące w twoją stronę przedmioty i chronić przed magią ognia. Utrzyma się pewnie przez 15 sekund ]

Leite - 13-04-2018, 01:37

Meril
Ostrze było ciemniejsze, niż przed chwilą.
Padłeś na kolano, szybko łącząc się z mocą i obserwując wściekłą wilczycę.
Kto będzie szybszy...kto ma więcej doświadczenia...
Wilczyca ruszyła, Twoja muszla rozbłysła, gdy połączyłeś się z Maenis. Słowa, formuła...
Pierwszy jęzor wody wychylił się spod ziemi przed nogami zaskoczonego starca. Następne do niego dołączyły, tworząc wirującą szybko ścianę wody, o średnicy 4 metrów i wysokości 2.
Tak, cel tego zaklęcia był zgoła inny, ale tu też się nada.
Wilczyca wyhamowała (z piskiem opon) i warknęła na ścianę, przeszkadzającą jej w dopadnięciu celu. Najwyraźniej jednak przestała się tym szybko przejmować i zbliżyła się na odległość dwóch metrów do miejsca, gdzie ostatni raz widziała młodego. Mogłeś założyć, że lekko skomliła, ale nic nie było słychać.
W międzyczasie wrzasnąłeś w stronę cywili i Iona, ale wątpliwe, żeby Cię usłyszeli.
Poczułeś na twarzy tak znajomą, a tak dawno ostatni raz czutą, morską bryzę.
Rytuał zaczął się jakieś 5 sekund temu.

Elf - 14-04-2018, 17:41

Kupił sobie trochę czasu. Niedużo, ale więcej nie był w stanie.
Podniósł się i odwrócił się z powrotem do leżącego na ziemi (czego już był pewien) Tywina.
Podszedł na odległość metra. I powiedział Pomogę ci, dzięki czemu przeżyjesz, ale jeśli wykonasz jakikolwiek ruch który by mi zagrażał, jeśli poczuję jakiekolwiek drgnięcie w mocy, to dokończę dzieło tej wilczycy... Nie był pewny czy adresat go słyszy, ale podejrzewa że tak, dlatego odczekał dwie sekundy po czym przyklękną przy nim. Przyjrzał się jego szyi. Krwawił obficie, więc wyciągnął z torby czysty bandaż i zwinąwszy go w kulę przyłożył do rany. Nie znam się na medycynie... Co robić?
Spojrzał w stronę domku. Ion stał jak wryty, a w oknie... zaraz... to chyba kapelusz tercji. Czyli już po wszystkim? ucieszony tą myślą krzyknął w stronę domku:
EJ WY TAM!!! MAM TYWINA, ALE ZARAZ MI SIĘ WYKRWAWI!!! JEST TAM GDZIEŚ HELI? BO BY SIĘ PRZYDAŁ...

spojrzał znowu na Tywina.
(jak źle z nim jest?, czy można go bezpiecznie przenieść? i czy jest przytomny?)
{po tym poście chyba przeniosę się na finał}

Leite - 15-04-2018, 01:15

Meril
Tylwin był przytomny, trzymał się rękoma za gardło z bliżej nieokreślonym spojrzeniem. Patrzył na Ciebie, prosto na Ciebie, kiedy pochyliłeś się nad nim i wyjąłeś bandaż.
Woda w tle cichła. Szum ustawał.
Przyłożyłeś bandaż do szyi mężczyzny. Strasznie szybko nasiąknął krwią. Odwróciłeś się.
I uświadomiłeś sobie, jak działa Twoje zaklęcie.
W istocie, około 18 metrów sześciennych wody właśnie straciło rozpęd, jaki dawała magia.
Ogromna kolumna wody zwalniała, by w końcu się zatrzymać. Moment wyglądał pięknie, cała znieruchomiała, pełna rozbłysków, tracąca pianę, ciemniejąca woda...
I wtedy zadziałała grawitacja.
Nie miało znaczenia, że znajdowałeś się jakieś trzy metry od wiru.
I tak byłeś mokry.
Ziemia wokoło zamieniła się w słonawe błotko.
W sumie, wszystko w promieniu czterech, pięciu metrów od wiru było mokre.
Wytworzyłeś kałużę o średnicy około 16m, wnętrze wiru również zalało, jak i inne kierunki.
Ion rzeczywiście stał jak wryty, w dodatku cały mokry.
Wówczas zdecydowałeś się krzyknąć w kierunku domu.
Poniewczasie się zorientowałeś, że woda zalała również Tylwina, w tym jego gardło. Bandaż częściowo osłonił ranę przed kontaktem z morską wodą, ale jednak widziałeś, że człowiek bardzo chciał zacząć wrzeszczeć. Udałoby mu się to, gdyby nie jego rozszarpana krtań.
Za plecami starzec wyskoczył z kręgu, wraz z rodzinką, obracając się do miejsca, gdzie uprzednio stałeś, po czym się odwrócił w Twoją stronę, widząc, że klęczysz koło Tylwina.
Wilczyca, całkiem przemoczona, otrząsnęła się jak pies i warknęła na starego, ale usłyszała ciche piski. Woda zalała też małego, a leżał w największym błocie. Podeszła do niego.

<Jest dość źle. generalnie to nie umiera, ale może. Najważniejsze tętnice i żyły wydają się być całe, nie chwyciła go tuż pod szczęką. Przenieść nie wiem, możesz próbować. I tak, jest przytomny.>

Leite - 17-04-2018, 02:05

Imira
W czasie, gdy starzec mówił, zauważyłaś, że jedna, starsza kobieta za jego plecami miała zmieszaną minę. Popatrzyła na niego dziwnie, ale nie zdecydowała się odezwać.

Leite - 19-04-2018, 11:22

Imira
Obserwacje były dobre.
Kiedy mężczyzna podniósł rękę do twarzy, zauważyłaś serię świeżo zagojonych ran na jego policzkach. Tworzyły półkręgi, z końcami skierowanymi do nosa. Skojarzyło Ci się to z tylko jednym, z ugryzieniem, takim, jak pies zostawia, gdy się w coś wbije zębami i lekko szarpnie, nie na tyle, by wyrwać komuś kawał twarzy, ale rozszarpując skórę.
W sumie, zadziwiające, że takie rany nie otworzyły mu na wylot policzka.
To zastanawiające. Przez brodę trudno było to dostrzec z daleka, ale z bliska...
Kiedy wrócił do odpowiedzi, lekko się skrzywił, mówiąc o zdrajcach.
Jego pośpiech wyglądał tak, jakby nie chciał stracić Tylwina z oczu.
A kobiety... One milczały. Młodsza, około szesnastoletnia, patrzyła na Ciebie z szeroko otwartymi, zafascynowanymi oczami. Aż wzbudzało to lekki niepokój. Starsza unikała spojrzenia, patrząc w ziemię, marszcząc brwi na słowa starego. Jednak się nie odezwała.

Indiana - 20-04-2018, 01:50

Zajęła się wilczątkiem, jednocześnie czekając aż pozostali wejdą do budynku. Przyklęknięcie zaczęło stanowić powazny problem, więc usiadła na zgiętych kolanach, ryzykując, że nie zdąży się zerwać na czas. Obserwowała wilczycę kątem oka, wyciągając z sakwy na biodrze apteczkę, a z niej malutką fioleczkę spirytusu i równie małą ampułkę eliksiru znieczulającego. Powoli wyciągnęła rękę do małego wilczka. Wadera na pewno zaczęła warczeć, ale Styryjka ignorowała to.
- Muszę go obejrzeć - zaczęła mówić, właściwie słowa nie były ważne, bo zwierzę ich nie mogło zrozumieć, ale w intonacji, brzmieniu, gestach, zawierała się intencja, którą odczytać już miało szansę - Nie zrobię mu krzywdy. Pomogę. Miguel, masz wodę...? Czystą?
(Zakładam, że ma, on zwykle coś ma ;) )
Spodziewała się, że wilczyca będzie warczeć i protestować, prawdopodobnie nawet chapnie ją za rękę. Była na to gotowa, skórzane rękawice powinny w miarę ochronić, a zwierzę raczej nie będzie chciało skrzywdzić, a odstraszyć. Stanowcze przejście jej zapory powinno pomóc.
W myślach posłała ukłon w kierunku Bogini, bez słów prosząc o pomoc.
Powoli ogarnęła wilczka ramieniem, wyciagając go z błota i układając na suchej trawie i liściach, wodą, podaną przez Miguela przelała ranę, odklejając pozlepiane z krwią futro. Przeliczając w myślach proporcje wagi nalała na ranę kilka kropel znieczulacza i czekała, aż małe przestanie skomlić. Matka musi to zauważyć. Jeśli zaufała jej to tego czasu, to teraz uwierzy, że młodemu nic się nie stanie.
- Widzisz. Nie takie straszne. Czasem coś tam umiemy... - zagadała do wilka, przemywając delikatnie spirytusem znieczuloną ranę. Złączyła brzegi rany i wyjęła strzykawkę z regenerantem. Wilczek był malutki, wystarczyło 2-3 krople. Tkanka powinna zacząć reagować natychmiast, ale Imira nie chciała, żeby wilczy jęzor wylizał z rany eliksir. Przytrzymała wilczka, delikatnie głaskając, aż rana zaczęła się zasklepiać.
- Miguel... - odezwała się do towarzysza, nie podnosząc się, wciąż obserwując wilki - Oni kłamią.
Odczekała, aż Miguel zapyta, o kogo chodzi, i wyjasniła.
- Nie, nie wilki. Ten starszy. Ma na twarzy rany po wilczym ataku. Na szczeniaka rzucił się z siekierą, jakby wilczy atak powodował u niego jakąś traumę. Jak mówił, dziewczyna za nim robiła wielkie oczy. Na dźwięk imienia Baldwina zareagował, chociaż pilnował reakcji i wyrazu twarzy. Spotkał się z naszą demoniczną czwórką wcześniej, w lesie, co znaczy, że prawdopodobnie zna się z kimś z nich. Raczej nie z Silaną. Sangre też prawdopodobnie odpada. Krasnolud albo czarownik. To może znaczyć, że zechce nam wbić nóż w plecy przy najbliższej okazji.
Pomilczała chwilę, przechodząc na tryb głośnego myślenia. Oczywiście o ile uda jej się wbić w słowotok, który bez wątpienia uruchomił Miguel.
- Nie mogę ich aresztować ani zabić... choć pewnie Torres będzie innego zdania. Nie mam dowodów przeciwko nim. Tylko podejrzenia. To, że stary mnie okłamał, to jeszcze nie zbrodnia. A jednocześnie musimy tu odpocząć kilka godzin... Przez ten czas utrzymanie więźniów może być trudniejsze niż pokonanie ich... Posłuchaj, pójdziemy na górę... Trzeba przekazać naszym tak dyskretnie, jak się da, że cywile są podejrzani i żeby uważać. Potem musimy kogoś wysłać po armię - podsumowała i podniosła się... i z rozmachem usiadła z powrotem z głośnym przekleństwem. Po czym już ostrożniej spróbowała wstać raz jeszcze.

Leite - 21-04-2018, 15:40

Imira (+ opis ruchów Miguela)
Warkot, głęboki, ostrzegawczy. Alfa wciąż stała koło Ciebie, czułaś jej zapach. Zapach dzikości.
Zapytałaś Miguela o wodę. Zrobił wielkie oczy i mrunął coś o plecaku, po czym się udał za północny róg budynku. Musiałaś poczekać chwilę, aż wróci i poda Ci bukłak. Nie podchodził zbyt pewnie do wilków, zwłaszcza, że wilczyca pokazała zęby i warknęła głośniej, gdy podszedł.
Kiedy chwyciłaś młodego, tak, jak się spodziewałaś, wadera Cię chapsnęła w rękę. Ignorując to, chociaż czując respekt przed siłą nacisku, wyjęłaś młodego i wylałaś wodę na jego ranę, oczyszczając ją z błota. Wciąż mając warczącą wilczycę z zębami na ręce.
Puściła dopiero wtedy, kiedy użyłaś znieczulenia. Chciała to wylizać, musiałaś zasłonić ranę. Kiedy młode skończyło piszczeć z powodu soli w ranie, odsunęła się nieco. Wciąż odsłaniała zęby i warczała, ale chyba już nie powinna nic zrobić. Węszyła też zapachy, które wytwarzały medykamenty.
W reakcji na Twój głos polizała swój nos językiem, a potem wróciła do swojego warkotu.
Nie spodobało jej się zwłaszcza, że trzymasz jej dziecko, kiedy dziwna mikstura (regenerant) została wylana na ranę. Chciała, jak poprzednio, to wylizać. Kiedy zadziałało i ją dopuściłaś, liznęła ranę i czując, że nic nie krwawi, dotknęła nosem małego. Małe wyciągnęło głowę w jej kierunku i liznęło, przypadkowo trafiając też na Twoją rękę.
Przebywanie tak blisko groźnych zwierząt miało w sobie coś magicznego.
Jednak Twój mózg skupił się na innych sprawach. Na wyjaśnieniu Miguelowi, z czym jest problem.
Mężczyzna przykucnął niedaleko Ciebie, z plecakiem. Nie gadał dużo. Po prostu wysłuchał.
Widać musiał być zmęczony. Albo mu zaimponowałaś. W każdym razie, nie było słowotoku.
Alfa pomogła małemu wstać. Nie miał z tym większych problemów, po chwili poruszał się normalnie.
Wilczyca spojrzała na Ciebie z bardzo, bardzo bliska.
Dostrzegłaś dzikość w jej oczach. To nie był pies, który by Cię polizał po nosie. Który dałby się pogłaskać. Dlatego bez zdziwienia obserwowałaś, jak zarówno ona, jak i młody oddalają się w kierunku lasu na południu. Młody się obejrzał, zanim zniknął w mroku.
A Ty spróbowałaś wstać i się wywaliłaś, tym samym mając całe spodnie w błocie i liściach. Cudownie. Podniosłaś się jeszcze raz, Miguel wyciągnął rękę w Twoim kierunku, w razie, gdybyś potrzebowała.
Tym razem się udało. Jakoś wstałaś.

Indiana - 22-04-2018, 03:21

Jeszcze przez chwilę patrzyła za odchodzącymi wilkami. Uśmiechnęła się przez moment z ulgą. Kiedy niespodziewanie Ea obdarzyła ich tymi dziwnymi sprzymierzeńcami, Imira oczami wyobraźni widziała potężne basiory, rzucające się do gardeł eskhara... Tymczasem przyszła młoda wilczyca i szczeniak... Do ogromu odpowiedzialności jeszcze te dwie wilcze, futrzaste dusze...
Wewnętrzny wilk Imiry zawył na pożegnanie.

(O ile Miguel się nie odezwie)
Ruszyła w kierunku budynku, starając się iść na tyle miękko, by nie pracowały mięśnie pleców. Zdawała sobie sprawę, jaki poziom problemu to generowało. Absolutnie nikt z jej towarzyszy, wliczając w to hobbita, nie był w stanie przeprowadzić operacji w terenie, tak żeby wyjąć kulę, nie uszkadzając kręgosłupa. Regenerant był dobrym wynalazkiem, ale tu był potrzebny felczer. To z kolei znaczyło, że to będzie musiało poczekać aż do powrotu do Silberheim i do tego czasu każdy gwałtowniejszy ruch będzie się kończył paraliżująco-przeszywającym bólem wzdłuż pleców.
Że też musiało trafić na nią... I akurat w plecy, a nie gdzieś gdzie byłaby w stanie wyjąć to sobie sama. Zdarzało się jej już różne rzeczy robić z własnymi tkankami, zresztą medycyna polowa w ogóle nie była jej obca.
Gdzies na dole budynku (zapewne) minęła się z hobbitem, mruczącym coś o dębach. Domyśliła się, że na górze coś poszło nie tak.
Wiedziała też, że ludzie potrzebują odpoczynku... A więźniowie potrzebują straży, żeby tej walki nie trzeba było powtarzać. I jeszcze ci cholerni cywile.
układając w głowie zmiany wart powoli weszła z powrotem na piętro budynku.

Mikes - 23-04-2018, 00:12

Brak słowotoku. Powodów było parę, między innymi masa słonej wody niszcząca obuwie, dzikie wilki, nagł informacja o potencjalnie niebezpiecznych cywilach, dziekie wilki, myślenie jak przekazać Torresowi, że cywile są podejżani, dzikie wilki, pomoc we wstawaniu Imirze i dzikei wilki sobie poszły.
To nie tak, że boję się dzikich zwierząt, ale powiedzmy, że nie chcę ich krzywdzić, a nie do końca wiem co im przyjdzie do głowy. To były pierwsze słowa po tym jak wilki odeszły. W sumie prawie nie związanę z obecna sytuacją, ale co poradzić.
To mówi ciszej idąc obok Imiry Czyli nie zamierzamy tam wejść ogłuszyć i związać? W sumie to utrudnia sprawę, ale rozumiem dlaczego nie powinniśmy tego zrobić. Zastanawiam się co mogą próbować nam zrobić, ale do głowy przychodzi mi tylko próba ataku n nas we śnie, lub otrucie podanego nam jedzenia. Drugie nam akurat nie zaszkodzi, ale są tu też osoby z po za tercji.
Na chwilę zamilkł (bardzo krótką).
Chyba najłatwiej będzie powiedzieć to Torresowi na ucho, bo nie przypominam sobie jakoś specjalnie do jakiej opowieści mógł bym nawiązać by mu to objaśnić.
Kolejna bardzo krótka chwila ciszy.
W sumie może nawet powiedzenie innym jest istotniejsze. Nie powinni nic jeść, bo to może być niebezpieczne. Szczególnie, że nie mamy alchemików ani medyków.
Chyba będzie trzeba improwizować.

Będzie milczał do idąc obok Imiry. Zbierze plecak po drodzę. Jeśli musi nadrobić drogi to podbiegnie do niego i dogoni Imirę i wtedy będzie mówił to co napisałem.

VanRex - 25-04-2018, 20:24

No nieźle. Jeżeli komuś ma się oberwać to właśnie jemu, no ale Furier miała rację. Tym niemniej mogłaby przestać traktować go jak znudzonego rekruta, pozornie znudzony Torres w mgnieniu oka mógł pozbawić natarczywego starca dwóch zębów i przytomności. Do tego sam jeden nie mógł być w dwóch pomieszczeniach na raz, wybrał to w którym była większa szansa na niemiłe niespodzianki.
I czego się sam przed sobą usprawiedliwiasz?
Tak czy inaczej nie było sensu wykłócać się z dowódcą, bo zazwyczaj ten dowódca miał racje i warto było go słuchać. Tak więc puknął palcem w rondel kapelusza, a raczej w miejsce gdzie powinien go mieć, bo kapelusz już za bardzo nie istniał, skinął głową na znak zrozumienia i bez zbędnych słów chciał ruszyć pilnować domniemanie nieprzytomnego nekromanty, lecz Furier miała dlań inny pomysł na zajęcie. Cóż, wciąż nie było co się sprzeczać, więc zamiast tego skierował się w miejsce gdzie miał hobbitowi pomóc i udzielić potrzebnych informacji.
((Post oisany z telefonu bo ostatnimi dni jeżdżę z uczelni do domu i z domu na uczelnie. Także posty siłą rzeczy nie są obszerne i pięknie opisowe :/))

Mikes - 25-04-2018, 21:15

Miguel zastosował się do polecań dowódcy. Przejdzie do pokoju od którego się wszystko zaczęło i stanie w prawym dolnym rogu. Z tego punktu widzi zarówno Sangre jak i triskel. Po drodze poda strzykawkę z regenerantem Merilowi.
Proszę.
Wchodząc do tamtego pokoju sprawdzi stan Sangrę i poziom jego przytomności. Sprawdzi też czy z więzami wszystko jest dobrze.
Niby związany, ale lepiej się zabezpieczyć.
W lewej ręce będzie trzymał nóż. Ostrzem do dołu. Podejdzie do leżącego od strony głowy.
Po sprawdzeniu, stanie na wcześniej wybranej pozycji.
będzie zmieniał punkt obserwacji wyjdzie 2/3 czasu sangre 1/3 reszta
są to częste zmiany punktu i w losowych odstępach czasu

Indiana - 26-04-2018, 00:35

Rozumiem, że mój wpis z całym wyjaśnianiem sytuacji mogę sobie wsadzić w dupę. No ok, to w sumie kasuję go.
Leite - 27-04-2018, 13:30

Yup. Przykro mi. Niestety jeszcze nie wyszedł.
Indiana - 27-04-2018, 14:29

/zatem stosownie i proporcjonalnie do otrzymanego feedbacku/
Oparła się o barierkę schodów, obserwując przez chwilę sytuację. Miała nimi dowodzić i za nich odpowiadać, a tak bardzo odczytywała od nich komunikat odmowny...
Chyba tylko Miguel i Torres nie mieli z tym problemu, choć ten ostatni emanował pretensją i sprzeciwem za czepianie się go przed chwilą. Elf ostentacyjnie ignorował jej próby uporządkowania sytuacji. Hobbit był zajęty sam sobą, emanując z kolei pretensją o każdą próbę wmontowania go w wojskową hierarchię.
Ion miał dość, młody nie wytrzymywał presji i tempa wydarzeń, zresztą nie dziwiła sie zanadto, że postanowił dla odmiany zająć się sobą, a nie przeciwnikami. Podobnie jak Hektor, który był ewidentnie zmęczony.
Zastanowiła się przez chwilę.
(ponieważ nie zdołałam przekazać nikomu żadnych rozkazów, to Torres nigdzie nie poszedł)
Pociągnęła Torresa za rękaw, wchodząc z nim do pomieszczenia, gdzie leżał Sangre. Stanęła w możliwie najdalszym kącie w stosunku do nieprzytomnego nekromanty, a głos ściszyła tak, żeby tercjero ją słyszał, ale nie nie usłyszał Sangre w razie gdyby jednak odzyskał przytomność.
- Posłuchaj mnie - mówiła cicho, ale wyraźnie i szybko, żeby przekazać możliwie dużo w możliwie krótkim czasie - Pan gospodarz kłamie, znał więźniów wcześniej, brał udział w ich walce z wilkami. Nie wiem, czy tylko kogoś z nich zna, czy też im sprzyja i ma coś wspólnego z eskhara, ale należy założyć to gorsze. Tym niemniej, ŻADNYCH wrogich ruchów wobec niego, dopóki sam czegoś nie podejmie.
Torres, nie jestem zdolna do walki w tej chwili. Nie będę o tym mówić tym cywilom, niech myślą, że wciąż tu jestem. Idę do sąsiedniego gospodarstwa po konia. Nie będę szukać oddziałów Rosgalenów w mieście, bo ci mogą nam tylko narobić problemów. Tu trzeba zaufanych ludzi, i sprawnych. Naszych ludzi, Wergundów albo tercji. Przekazuję Ci dowodzenie. Przekaż pozostałym dyskretnie to, co powiedziałam. Miguel już wie. Powinniście chociaż trochę odpocząć, więc proponuję wam na zmiany, po dwie osoby, reszta śpi. Nie zlekceważcie rannych, oni wciąż są niebezpieczni.
W czasie czekania, tudzież odpoczynku, Meril ma czas, żeby spróbować coś z nich wyciągnąć. I wiem, nie mamy narzędzi, warunków, coś tam. Ale obawiam się, że zanim przyślę tu Kethrena, oni przynajmniej spróbują się wyrwać. A to może znaczyć, że ktoś tego nie przeżyje. Więc działajcie. Wiem, jesteś zmęczony... Ale...
- spojrzała na towarzysza, zastanawiając się, na ile poważnie to potraktuje - nie mamy wyboru. Wyśpimy się w grobie. Powodzenia.
Klepnęła go w ramię na odchodne. Wychodząc spojrzała jeszcze raz na twarze osób i całokształt sytuacji.
- Oficer Torres przejmuje dowodzenie - rzuciła w kierunku starszego pana, żeby wyklarować sytuację - Jednak nie ja, ale ktoś zajmie się waszymi ranami.
Próbując nie sturlać się po schodach zeszła na dół do pomieszczenia na parterze. Poprawiła osprzęt i ostrożnie przekroczyła wciąż wywaloną tam ławkę. Każdy krok groził przemieszczeniem kuli i uciskiem rdzenia kręgowego, liczyła sie więc, że w najgorszym razie straci władzę w nogach, dlatego szła ostrożnie. Ruszyła w kierunku wskazanych przez cywila zabudowań.

/Dziękuję wszystkim za wspólną grę, a zwłaszcza Leite za jej prowadzenie i mnóstwo radości, jakiej mi dostarczyła. Żegnam się z oddziałem i postacią. Powodzenia/

Mikes - 27-04-2018, 16:02

- Oficer Torres przejmuje dowodzenie
Ee?! (wykrzyknik oznacza gwałtowność wypowiedzi, a nie jej głośność)
Miguel znał sytuację, ale ta część planu była dla niego nowa. Podszedł do Torresa.
Dokąd idzie Imira? Mam iść z nią. Może się przydam. Zawsze będzie można się rozdzielić i wysłać jedną osobę z wiadomością czy coś. W dodatku jest ranna i może się okazać, że będzie potrzebowała pomocy. Jak uważasz? wszystko powiedziane na podobnej zasadzie jak wcześniej Imira do Torresa. Stając przy Torres staram się stanąć bokiem do Sangre.

Leite - 27-04-2018, 23:51

Cytat:
a zwłaszcza Leite za jej prowadzenie i mnóstwo radości, jakiej mi dostarczyła.

To była przyjemność, Indi ;) ;) klik ;)

Leite - 25-06-2018, 16:13

Wszyscy przeżyliście.
Paladyni dar Tollera pojawili się w ostatniej chwili, zaalarmowani przez Imirę, jako że Tergor
był jedynym dowódcą w okolicy, któremu mogła zaufać, a który dysponował zbrojnym
oddziałem.
Z samą Imirą nigdy więcej się nie spotkaliście.
Meril, wyniosłeś z całej awantury krew, pobraną w trakcie akcji, i trochę obserwacji. Być
może będzie z tego materiał, który pozwoli wykrywać tych, którzy przeszli na stronę Szakala,
wymaga to jeszcze dużo pracy, ale to było zawsze coś.
Wynieśliście też wiedzę, którą mieli już niektórzy w Styrii – człowiek, który był kiedyś
pierwszym sługą Panienki, zdradził. Ludzie, którzy przedstawili się jego imieniem, to byli ci z
SSW, których nie zdążono wycofać ze struktur Sztabu po Srebrnej Rzece. Zatem Sztab służy
Szakalowi.
Ion, można powiedzieć, że wyniosłeś z całej przygody trochę siniaków, zmęczenia… To
byłby banał. Wyniosłeś znacznie więcej. Poczucie bycia ściganym, szczutym, bezsilnym,
sięgnęło kulminacji, gdy patrzyłeś na twarz widziadła o rysach ukochanej. Nigdy więcej.
Zrozumiałeś, klarownie, jak nigdy dotąd, co robić.
Szakal i jego upiorni dowódcy zagrażają światu, ale przede wszystkim zagrażają Tobie i
wszystkiemu, co kochasz. I to oni odebrali Ci rodzinę, bezpieczną przystań i spokój ducha.
Przed Tobą długa droga szkolenia, nauki i walki. Ale przy następnym spotkaniu to oni
powinni się bać…
Hektor, wiele wskazuje na to, że to Styrii przypadnie wyjątkowa rola w nowej wojnie, która
niczym odległa jeszcze nawałnica błyskała na horyzoncie. Oczywiście, o ile po starciu z
Qasyran będzie jeszcze jakaś Styria… Styrię eskhara wzięli szczególnie na cel, Ty zaś
zyskałeś właśnie doświadczenie i wiedzę na wagę złota. Możliwe, że Kethren po decyzji jaką
podjął, będzie musiał wycofać się z działania w SSW… albo wręcz przeciwnie, przyjmie na
siebie dowodzenie całą służbą wywiadu, by ocalić to, co Styria ma najcenniejszego. Będzie
potrzebował adiutanta, dowódcy, doświadczonego i zaufanego człowieka.
Heliantus, dojście do siebie i zapanowanie nad umysłem będzie wymagało czasu, ale to,
czego się o sobie dowiedziałeś, mogło przerażać. Człowiek może działać z uszkodzoną nogą
czy ręką, może działać ranny i chory, ale jeśli wlasny umysł zawodzi, dzialanie staje się
niemożliwe. Pewnie dlatego eskhara wybrali psionikę jako swoje główne narzędzie. Masz nad
czym myśleć. Rozumiesz zagrożenie. To, co musisz wybrać, to czy uciekać, czy iść mu
naprzeciw.
Miguel, przeprowadzona akcja zaowocuje awansem do stopnia furyera i dowodzeniem
samodzielnym komandem Czarnej Tercji.
Torres, wybrałeś więc. Jakąkolwiek miałeś motywację, jakąkolwiek widziałeś korzyść w tej
transakcji, teraz odwrót będzie już bardzo bardzo trudny. A upiorna kobieta w szkarłatnej
sukni, parodiująca Tavar, będzie Ci towarzyszyła już zawsze.
Pomimo prób i użytych środków paladyni nie zdołali schwytać tajemniczych, rzekomych
Styryjczyków. Nic dziwnego zresztą, tamci rekrutowali się z SSW, w znikaniu w terenie byli
najlepsi na świecie. Jednak mieliście co robić, mieliście tropy, które można było podjąć,
szanse, które można było wykorzystać. Następne spotkanie będzie wyglądało inaczej….


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group