Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

Wątek 19 - Przygoda #19

Indiana - 15-12-2014, 20:28
Temat postu: Przygoda #19
Osoby, które widzą ten wątek, znajdą tu ciąg dalszy przygody, kiedy tylko "wyjdą" ze swoich tematów ;)
Póki co proszę się nie ujawniać ;)

Indiana - 06-01-2015, 03:37

Prim:
poinformowano cię wcześniej, że do Komnaty Władców jesteście zaproszeni zaraz po tym, jak minie Czas Czerwieni, a dodatkowo będą o tym informować dźwiękiem trombit.
Znałaś drogę do owej komnaty - przylegała do głównej kawerny, tej olbrzymiej, z jaśniejącym napisami obeliskiem. Nie była aż tak wielka, jak główna sala jaskini, ale też spora, więc podejrzewałaś, że "uczta" czy jak też należało zwać tę zaplanowaną uroczystość, odbędzie się gdzies w jej najbliższym pobliżu.
Gdy tylko Czas Czerwieni się skończył, byłaś gotowa do uroczystości.
Ruch w podziemnym mieście zdaje się dopiero ożywał na nowo po przymusowej przerwie Czasu Czerwieni, więc w licznych miejscach widziałeś mieszkańców, rozpalających od nowa paleniska, spieszących z naczyniami do wykutych w kamieniach wodnych mis, sprzątających przed drzwiami do mieszkalnych pomieszczeń resztki lodu i coś, co chyba było wypalonymi resztkami porostów. Były bure, więc trudno było sprawdzić, czy to były te błękitne, czy też te czerwone.
W samej dużej jaskini było ciemniej niż wcześniej. Gdzieś wysoko na otaczających obelisk galeriach skalnych widać było ognie, pochodnie, jakiś ruch. Swoją drogą, ciekawe, czy stamtąd też szły korytarze w głąb, czy też były to tylko galerie.
Spacerując przy brzegu podziemnego jeziora przyglądałaś się skalnym konstrukcjom, pomostom, galeryjkom. Gdzieś nad tobą rozległ się niski dźwięk trombit, poniósł się rozedrganym echem po korytarzach i sklepieniach.
W tym samym momencie zobaczyłaś znajomą postać, w dyskretnym pośpiechu z rękami w kieszeniach podążającą przez opustoszałe wybrzeże.
"Proszę, więc nie spóźni się!" - pomyślałaś i spróbowałaś zawołać, jednak trąby skutecznie zagłuszyły tę próbę. Patrzyłaś więc dalej, jak zamiast w kierunku wejścia do Komnaty Władców (było idealnie na wprost od głównego pomostu) tupta sobie przez mostki i chodniczki w kierunku jednego z bocznych wejść. Ruszyłaś w jego kierunku, jednak gdyby nie to, że przystanął, gapiąc się bez sensu na sufit, raczej byś nie dogoniła wysokiego dżentelmena.
Nareszcie jednak trombity umilkły.
- Reshion!!!! - krzyknęłaś z całym zapasem możliwości strun głosowych, jaki mogłaś w tym momencie wydać.
Zatrzymał się.

Prim - 06-01-2015, 16:16

A ten co wyprawia? Odpowiedź na pytanie przeleciała błyskawicznie przez głowę.. Pewnie znów coś kombinuje....
Ale i na to odpowiedź przybyła równie błyskawicznie: Wybacz Mój Drogi, w tej chwili to możesz o tym jedynie pomarzyć.
Szybkim krokiem przemierzyła dzielący ich dystans, resztki lodu trzasnęły pod jej stopami. Spojrzała w górę, na jego twarz, na której zajaśniał blady, lekko kpiący uśmiech.
A Ty za przeproszeniem- gdzie się wybierasz, hm? -spytała cicho i uniosła brwi. Echo i tak poniosło się dalej w ten podziemny świat. Piękny w swej naturze. Co oczywiście nie oznacza, że nie taki, co potrafi pięknie sprawić fakt, że z nieostrożnych gości powstaną konfitury, dżemy, polewki i napary.
Spodziewając się jakieś wymijającej odpowiedzi Reshiego, dodała: To nie są wakacje. To nie jest wycieczka krajoznawcza. A to nie jest miejsce na zdrowotne spacery. Co więcej- to NIE JEST chwila nawet na marzenia o takich rzeczach. Słyszałeś trąby. Wzywają nas.
Mogę wiedzieć, co Ty znowu kombinujesz?
Spojrzała na niego wyczekująco.

Reshion vol 2 Electric Bo - 06-01-2015, 16:57

A co ona tutaj robi? - Spojrzał się lekko zdziwiony na hobbitkę, której nie spodziewał się tutaj znaleźć. - No cóż,chyba cały świat nie chce abym tam polazł do niech. Najpierw zapadania, potem czerwony a teraz ona.

Świetnie - Powiedział szeptem na głos kiedy usłyszał Prim, odwracając głowę, jakby się rozglądał, na wszelki wypadek gdyby umiała czytać z ruchu warg. Sarkazm można by wręcz kroić nożem. - Ja? Ja nic nie kombinuje, nawet co jakiś czas muszę dać sobie spokój. - Powtarzene kłamstwo, odruchowo wypowiedziane rozbrzmiało w pomieszczeniu. Mina, też juz wyuczona, z gatunku "Co ja tutaj robię?" trochę spotęgowała efekt. - Ja tylko idę na chwilę do więźniów, obaczyć czy jedna z nich jeszcze żyje bo mieli ją zabić po czerwonym, bodajże, a mi by się przydałaby żywa. Poza tym - Tutaj już zaczął iść, po prawda powoli, dalej w kierunku swojego celu, powoli przyspieszając. - zanim tam się nasi ogarną w pokoiku to my już zdąrzymy, no albo ja sam jak nie chces iść ze mną, tam i spowrotem.

Prim - 06-01-2015, 17:30

Wiedziała co się święci. Kilka lat temu w Terali poznała upór alchemika.
Dlaczego mu tak zależy na dostaniu się do tych ludzi? Po chwili zrozumiała. Przewróciła oczami. No chyba nie....Nie ma mowy.
Uszli może kilka niewielkich kroków, po czym Prim zamknęła oczy, westchnęła i wyskoczyła lekko w górę. Szybko, bez hałasu. Zdążyła zauważyć zaskoczoną minę Reshiego, po czym chwytając go za kołnierz koszuli i brzeg płaszcza, pociągnęła go w dół. Jego głowa znalazła się na wysokości oczu niziołki.
A teraz posłuchasz mnie uważnie, Reshi. powiedziała cicho i stanowczo kierując swe slowa bezpośrednio w stronę ucha alchemika, który próbował wyrwać się z uścisku. Jednak nic z tego.
Jesteś na służbie. To nie jest przydrożna karczma z dziwkami, a Podziemne Królestwo pełne tubylców. Głównej siły na tym terenie. Więc stosunki z nią są niezwykle ważne.
Mam Ci to rozrysować? Czy pojmujesz bez tego? Ufam w Twoją sławetną inteligencję Reshi, więc nie każ mi mówić jak do zwykłego chłopa.
Jesteś na misji organizacji której przyrzekałeś wierność i posluszeństwo. W tym wierność i posłuszeństwo dowódcom tej organizacji.
A w tym momencie dowódca mówi: tyłek w troki i na ucztę.


Cisnęła nim w stronę z której dobiegały już głosy zmierzającego do Komnaty Władców oddziału Imperialnego. Zachwiał się i stanął.

Pojmanymi zajmiemy się po uczcie. Porozmawiam o nich z szamanką. Nie martw się póki co. - dodała, po czym ruszyła w stronę Komnaty. Lód trzaskał pod stopami...

Zatrzymała się jeszcze na chwilę przy alchemiku i rzekła niskim, stanowczym głosem:
Ostrzegam Cię. Nie kombinuj i nie szukaj guza. Jeśli jeszcze raz przyłapię Cię na próbie amorów to... W tym momencie uniosła kącik ust w lekkim uśmiechu... to lepiej, żebym tego nie zrobiła.

W tym momencie wiedział, że nie żartuje.

Reshion vol 2 Electric Bo - 06-01-2015, 18:14

Czy nie zostałeś psionikiem? Tak to już byś tam sobie hasał a tak to musisz najpierw się z tym czymś żreć, eh. Dobra plan "B" teraz

- Eh, mówił tobie kiedyś ktoś, że jesteś upierdliwa? - Mówił poprawiając sobie ubranie. - Ale bardzo, oraz, że - Widząc złe spojrzenia kobiety niezbyt się przejął, był dla nich za wartościowy aby go karała, zresztą takie coś uchodziło mu na sucho, no może było blisko kilka razy. - masz bardzo piękne oczy? Niech ci będzie ale jak się skończy to ja spadam. Gdzie ta uczta?

Prim - 06-01-2015, 19:41

Gdy wymówił słowo "upierdliwa", zasznurowała wargi. Wiedziała, że nie będzie łatwo. Nigdy nie było. Niziołek- zabójca i szpieg. Niziołek- dowódca. Niziołek- komenderujący grupą. Uśmiać się można.

Śmiali się, gdy przystępowała do Imperium. Śmiech im zrzedł, gdy pokonała wszystkie próby przejścia. Gdy wykonywała kolejne niebezpieczne misje, nauczyła i przeciwników, że śmiech to ostatnia rzecz, jaką robili w swoim życiu.

Reshi nie miał szacunku do nikogo. Nawet do dowódców i posłów. Może się kiedyś nauczy. A może i nie. Westchnęła. Nie chciała używać siły. Bardzo nie chciała. Ale nie miała wyboru. Nie mogła narażać misji i sojuszu dla chwilowej fascynacji zadufanego w sobie mężczyzny. Ani teraz, ani w przyszłości.

Idąc obok niego sprawnie go podcięła. Jak tysiące razów w przeszłości. Zanim zdążył się zorientować- leżał jak długi. Sprawnie wykręciła mu ręce do tyłu i unieruchomiła mężczyznę. Stopą lekko naciskała głowę, skierowaną ku ziemi. Nie chciała poharatać mu twarzy. Szamotanie na kawałkach lodu i roślin nie było zbyt mądre. Zrozumiał to po chwili.
-Chyba się nie zrozumieliśmy, Mój Drogi.- powiedziała spokojnie i z żalem.- Kiedy nie byłeś w organizacji, kiedy nawet nie byłeś na misji- mogłeś robić, co chcesz. Pozwól że wyprowadzę Cię teraz z zasadniczego błędu: tutaj nie możesz.
Tutaj ja jestem Twoim dowódcą, czy Ci się to podoba, czy nie. Jeszcze jeden taki tekst w moją stronę, jeden głupi uśmieszek, jeden wyskok, czy niesubordynacja, a następnym razem nie będę powstrzymywała nieuchronnego spotkania Twojej twarzy z tą piękną i ostrą ziemią.
Zrozumiałeś?


Wybełkotał coś niezrozumiale. Poruszył głową w górę i w dół. Chyba zrozumiał. Cóż, w takiej pozycji chyba każdy by zrozumiał. A jeśli nie- nie będzie to ostatnia rozmowa na ten temat. Oj, nie.

Uparty. Ech, mężczyźni..."Piękne oczy"...pfi!... Matko Naturo, chroń kobiety tego świata... przebiegło jej przez myśl.

Puściła jego ręce i stanęła obok.
-Uczta jest w Komnacie Władców. Musimy jeszcze zatrzymać Cynthię na chwilę, zobaczymy czy ma coś w torbie na wypadek ewentualnych komplikacji z tutejszym jedzeniem. Chodżmy.

Poszli szybkim krokiem w stronę głosów Imperialistów. Gdy byli już blisko komnaty, niziołka uśmiechnęła się: Możesz mieć satysfakcję z tego, że podcięła Cię kobieta o "bardzo pięknych oczach", Reshionie dodała.

Indiana - 07-01-2015, 01:48

Obszerny chodnik, który można by wręcz nazwać bulwarem, pocięty kamiennymi kanałami, w których cichutko szemrała woda, powoli zapełniał się ludźmi i goblinami. Kiedy już oboje pozbieraliście się z ziemi, zauważyliście kilkoro ludzi, wyglądających na tubylców (wciąż nie mieliście innego słowa na określenie ich), przyglądających się wam z grzecznym zainteresowaniem. Nie, żeby się bulwersowali czy dziwili, po prostu byli zainteresowani.
U wyjścia jednego z korytarzy przyglądał się wam jeszcze ktoś, a właściwie grupa ktosiów.
/tu dorzucę kopię z innego wątku, słów kilka o wyglądzie. Btw. Prim - też słów kilka o wyglądzie byłoby spoko :) /
Cytat:
Każdy, a zwłaszcza Cynthia, starał się przygotować w miarę elegancko i uroczyście, więc podarte, ubłocone płaszcze zostały w pokoju. Zresztą, było naprawdę ciepło jak na miejsce wiele metrów pod ziemią.
Alchemiczka jako jedyna miała czyste i pachnące ziołami ubranie (zapach, jaki dawała mieszanka, używana jako mydło przy waszej umywalni), panowie musieli zadowolić się pospiesznym zmywaniem co bardziej zaawansowanego uciapania i plam z błota w asyście wielce krytycznego i kpiącego wzroku Cynthi.
Szliście na ucztę, to było jasne, jednak każdy zabrał ze sobą broń, sztylety i drobne noże trafiły rozplanowane w różne części garderoby, a duże klingi mieczy, szabel i pałaszy znalazły oficjalne miejsca przy pasie. Kurt zresztą dość jasno to nakazał - jesteście grupą zbrojną, nie ma co sie z tym kryć, czasy są wojenne, bezpiecznie nie jest nigdzie. Najwyżej w razie wielkiej chryi odwiesicie broń gdzieś na bok.

Zobaczywszy wasze małe starcie, z tej grupy kilka osób ruszyło do was biegiem.
- Ej, porąbało was! Co to za awantura? - rozległ się wysoki głos Cynthi - Co sobie nasi gospodarze pomyślą...! - dokończyła zdyszanym głosem, dopadając do was przy mostku.
Pozostali - Kurt, Astori, Verron, Valahid i Kodran - podbiegli tuż za nią, a wraz z nimi jeden z tubylców.
- Wy walka jak co? - Seitiri wyglądał na rozbawionego sytuacją, tymczasem z centralnej części jaskini, od owej wyspy z piramidą i obeliskiem, dobiegł was dźwięk.

To było coś jak zaśpiew, wysoki, modulowany, idący zwielokrotnionym echem po wnętrzu kawerny. Obecni dookoła was tubylcy zatrzymali się nagle, bez szczególnego zdziwienia czy egzaltacji, ale dość uroczystymi gestami odkładali rzeczy które trzymali w rękach - pochodnie, naręcza porostów, jakieś narzędzia, Seitiri odłożył trzymaną w rękach włócznię - i poklękali w pełnej szacunku pozie z twarzami skierowanymi do obelisku.
Poczuliście się nieswojo, jako jedyni stojący na nogach, ale nikt nie zwracał na was uwagi.
Piękny śpiew niósł się jeszcze przez chwilę. U podnóża piramidy zaczęła gęstnieć biała mgła, pełznąc gęstymi obłokami po powierzchni wody. Po kilku sekundach znaki na obelisku rozjarzyły się, blask narastał w miarę jak potężniał śpiewający głos. Trwało to może pół minuty. Znaki stawały się coraz jaśniejsze i jaśniejsze, aż po kilku sekundach nie byliście w stanie w ogóle na nie patrzeć bezpośrednio, patrzyliście więc na obłoki mgły, wśród której przebijające się promienie czyniły przecudne widowisko.
Aż wreszcie pomieszczenie rozbłysło ogromnym blaskiem i zgasło, znaki na obelisku wróciły do normalnej jasności, mgła powoli zaczęła się rozchodzić po jeziorze, śpiew umilkł.
Tubylcy, czyniąc najpierw ukłon głową, wstawali z klęczek i wracali do swoich zajęć.

Po krótkiej chwili w wyjściu u podnóża piramidy ukazała się Szamanka. Stojący do tego czasu u początku pomostu, wiodącego do piramidy, strażnicy ruszyli w jej kierunku. Szła powoli, jedną ręką ocierając czoło i oczy, sprawiała wrażenie wyraźnie zmęczonej. W połowie pomostu minęła się ze strażnikami, którzy wykonali coś w rodzaju salutu, unosząc do piersi zaciśnięte na rękojeściach obsydianowych mieczy dłonie. Przeszła obok nich, pozdrawiając z przyjaznym uśmiechem, kilku połozyła dłonie na ramieniu, oni ukłonili się i cały sześcioosobowy oddział podążył w kierunku centralnej wyspy i zniknął pod piramidą.
Gdy podeszła nieco bliżej brzegu, zobaczyła waszą grupkę, uśmiechnęła się i skinęła wam głową przyjaźnie i ciepło.
Na brzegu podeszło do niej kilkoro osób, ktoś narzucił jej na plecy jakiś koc, bo wyraźnie drżała, choć było stosunkowo ciepło. Seitiri machnął do was ręką, dając wam znak, żebyście podeszli.

Reshion vol 2 Electric Bo - 07-01-2015, 03:07

/To Reshi ma na sobie ubranie mieszkańca miasta klasy wyższej, które było pod koszulą kiedy szliśmy na dół, które zostawił w ich pokoju po przyjściu do miasta. I jeszcze płaszcz. Ale teraz ma też to "ubranie właściwe" pewnie brudne bo leżał na ziemi, co nie?/

Wstając i się otrzepując coś tam mamrował cicho pod nosem. Potem dopiero zwrócił się do niziołki (?) - Jeśli tak bardzo tobie zależy na ich opinii to trzeba było mnie nie wywalać bo teraz pewnie się poczują urażeni przez mój wygląd. Ehh. - Zaczął kręcić głową i patrzeć wymownym spojrzeniem na Prim, starając się pokazać, że ona była tą złą. - Ma który z was jakiś płaszcz aby się zakryć? - Dalszy wykład przerwał mu dźwięk rozlegający się w pomieszczeniu.

Po widowisku podszedł gdzieś do grupy i stanął obok Remusa i Kodrana czekając na dalszy bieg wydarzeń.

Prim - 07-01-2015, 17:14

Prim poprawiła prawie niewidoczne zagniecenia czarnych, mocnych szarawarów, i również czarną, skórzaną, wyszywaną we wzory kamizelkę z gorsetowym wykończeniem (jakże przydatnym, gdy poselstwa kończyły się uwięzieniem- bowiem metalowe pręty czasem są na wagę złota). Przy okazji sprawdziła, czy trzy ukryte w ubraniu sztylety są na swoich miejscach. Odruchowo sprawdziła pochwę z Wykałaczką i oceniła pobieżnie swój wygląd.
Tylko wysokie buty miała ubłocone. Strząsnęła z nich szybko kawałki lodu. Owinęła się ciemnozielonym płaszczem ze srebrną zapinką. Nie, zdecydowanie podziemia to nie miejsce na suknie balowe. Czyste ubranie, trochę srebra i zausznica w kształcie winorośli na uchu- powinny wystarczyć za całą elegancję kolacji. A może śniadania? W każdym razie- jedzenia. Jakże pięknego słowa w życiu każdego hobbita.

Rzuciła szybko okiem na wygląd swoich ludzi. Nie prezentowali się najgorzej. Byli trochę zmęczeni i bladzi, ale jednak gotowi. Zawsze gotowi. Na wszystko co ich spotka.

- Spokojnie Cynthio- odrzekła- Reshion właśnie odbył pod moim okiem pierwszą lekcję dobrych manier.- chrząknęła i rzuciła alchemikowi chusteczkę- Wytrzyj się- zakomenderowała
- Czas na nas. - rzekła w stronę oddziału- Miejcie oczy i uszy otwarte. I bądźcie czujni- dodała, ściszając głos.
Zbliżyła się do Cynthi i szepnęła: Dysponujesz może czymś na zatrucia? Ja mam tylko coś, co działa po fakcie. Przydałoby się cokolwiek, by nas przed tym faktem ochronić.
- przejechała ręką, obwiązaną karwaszem, obok skórzanej kaletki przy pasie.- Sprawdź i daj mi znać- odsunęła się, czując na sobie spojrzenie Szamanki.

Prowadząc oddział w jej stronę, rzekła cicho do Kurta, idącego obok:
Miej oko na Reshiego. Jeśli tylko coś zacznie kombinować, powiadom mnie.
Kurt w odpowiedzi skinął głową.

Jaskrawe włosy szamanki jaśniały coraz bardziej z każdym kolejnym krokiem.
Matko Naturo, miej nas w opiece. Matko Naturo, dopomóż w zadaniu. Matko Naturo, bądź ze mną zawsze, gdziekolwiek się udam. Matko Naturo, podpowiedz, gdy niebezpieczeństwo będzie chciało zapukać do drzwi Twych dzieci. Ześlij wizję. Ześlij pomoc.
Dotknęła piersi. Tam, gdzieś pod spodem, znajdował się talizman. Poczuła lekkie drgania.
Matka Natura jest z nami.

Stanęli przed Szamanką.

Kodran - 07-01-2015, 19:39

[czekam na rozwój wydarzeń]
Indiana - 08-01-2015, 04:55

Podejście bliżej potwierdziło to, co widzieliście z większej odległości - Szamanka wyglądała na wyczerpaną, i zmęczoną. Drżały jej dłonie, była blada, na czole tuż pod linią płomienistych włosów widniały drobne krople potu. Ale odwróciła się do was z promiennym uśmiechem i odezwała się w czystej mowie północy:
- Dobrze was widzieć - poprawiła na ramionach podany jej wcześniej koc, skinęła też głową do kogoś, kogo dostrzegła gdzieś za waszymi plecami, po czym wróciła wzrokiem do was - Mam nadzieję, że wypoczęliście już po trudnej drodze tutaj i wszystkich niebezpieczeństwach, na jakie was naraziłam. Jeśli nie, będzie na to jeszcze czas. Zwłaszcza tobie się to przyda - uśmiechnęła się, a jej wzrok prześwidrował Reshiego - Mam nadzieję, że spacery po naszym mieście były owocne, choć wizyta w strefie więziennej chyba nie przyniosła ci tego, co chciałeś. Porozmawiamy o tym za chwilę. Moi ludzie zaprowadzą was do Komnaty Władców, rozgośćcie się przy stołach, wszystko jest przygotowane i czeka na was. Ja dołączę za kilka minut - zrobiła gest, jakby chciała zasugerować, że sytuacja, jaką widzicie, wymaga od niej lekkiego ogarnięcia się, choć nie sprawiało to wrażenia, jakby wystarczyło na to kilka minut - Ale - dodała jeszcze - nie wszyscy przyszliście. Tulya'Toruviel nie przybyła?

Reshion vol 2 Electric Bo - 08-01-2015, 14:15

- Spacery były zaprawdę owocne, wasze miasto jest wyjątkowe i zadziwiające dla kogoś z powierzchni i było czym zająć oczy w czasie pochodu. Z chęcią jak będzie okazja później to bym je zwiedził do końca, może nawet z jakimś przewodnikiem ale to jeszcze czas pokaże czy będzie kiedy. - Powiedział całkiem wesoły, kończąc uśmiechem. Starał się myśleć o jakiś pierdołach i sprawach, które zostawił w Ofirze na razie, do czasu powrotu. Używając do tego staroofirskiego, które każdy uczeń musiał znać biegle jako, że wykorzystywany jako język naukowy jest ciągle na terenie kraju. Jest też wyznacznikiem wykształcenia, jako, że każda szanująca siebie rodzina uczyć swoich najmłodszych języka przodków - Pewnie w swoim pokoju, mogę po nią pójść jak chcecie. - Wykazał się szybko inicjatywą, jakoś trzeba się zacząć odkupiać wśród ludzi, co nie?
Kodran - 09-01-2015, 00:01

"Cóż, ja tam się wtrącał nie będe"
Wpatrzył się przed siebie i oczyścił umysł. Skupił się na wspomnieniach podziemnych, olbrzymich jezior, ogromnych pół stalagmitów oraz innych niezwykłości napotkanych po drodze. Chciał je zapamiętać jako, że mógł ich nigdy nie zobaczyć. Potem spojrzał na siebie. Na szczęście czarna koszula nie ukazywała większości plam, których nie zdążył zmyć. Brązowe hajdawery były trochę postrzępione, ale wyschły do końca więc nie prezentowały się najgorzej. Najbardziej wyjściowa pozostawała kurtka ze srebrnymi zdobieniami bez śladów zabrudzeń.

Prim - 09-01-2015, 15:58

Tulya'Toruviel.... dźwięczało jej w uszach... Tak. Pamiętała, jak Primrose kilka razy kiedyś wypowiedziała jej imię. Elfka. Zaangażowana politycznie. Tak. To ona.
Ale co tutaj robi? I czemu ja nic o tym nie wiem? posłała pytające spojrzenie Kurtowi i Reshiemu. Ładnie się zaczyna... Nie ma co.
I dlaczego szamanka i ją tu zaprasza? Trzeba koniecznie się czegoś w tej sprawie dowiedzieć....

Poprawiła niewidoczne zagniecenia kamizelki. Należało odzyskać pewność siebie i kilka informacji.
- Och, a więc przebywa tu również słynna Toruviel...- rzekła- jak dotąd nie miałam okazji jej spotkać. W przeciwieństwie, jak widzę, do mojego oddziału. Turuviel również jest waszym sojusznikiem? - spojrzała pytająco w stronę szamanki

Indiana - 12-01-2015, 05:20

Na słowa Prim Kurt znacząco odchrząknął.
- Toruviel przybyła z nami. Znaczy się, przyprowadziliśmy ją. Szczerze mówiąc, kiedy ją ostatnio widziałem, nie wyglądała na sojusznika - skrzywił się lekko i odruchowo przejechał dłonią po nosie, opuchniętym przy nasadzie - Cynthia musiała ją poczęstować uspokajaczem.
- To były konieczne środki w sytuacji, gdy nie było czasu na tłumaczenie
- westchnęła Szamanka - Myślę, że teraz sytuacja wygląda inaczej. Nie wiem, Primulo, czy panna Toruviel ostatecznie uzna nas za sojuszników, nie ukrywam, że mam taką nadzieję. Porozmawiamy o tym za chwilę, wybaczcie mi, proszę, zapraszam was do Komnaty Władców. A! - uśmiechnęła się, bo odwracając się, spojrzała w kierunku korytarzy i dostrzegła elfkę, która właśnie wkroczyła do kawerny w towarzystwie tubylczej dziewczyny - Oto i ona.
Seitiri na skinienie swojej dowódczyni wskazał wam kierunek, wejście do Komnaty Władców stanowił wielki, ozdobny portal, rzeźbiony w granicie, naprzeciw pomostu, wiodącego do piramidy, za którym widać było ciepłe światło pochodni. Stojąc do piramidy tyłem, po lewej mieliście korytarz, z którego przyszliście (tj. Reshi, Kordan, a teraz Toruviel, korytarz wiodący do kwatery Prim jest lekko po prawej - stojąc tyłem do jeziora - od wejścia do Komnaty), więc poniekąd ruszyliście Toruviel naprzeciw, a w każdym razie oszczędziliście jej drogi.
Sama Szamanka, bez żadnej obstawy czy choćby towarzystwa, poza otulającym ją kocem, odłączyła się od was, idąc brzegiem jeziora w prawo zniknęła w jednym z tuneli. Na brzegu ludzie powrócili do swoich zajęć.

Reshion vol 2 Electric Bo - 12-01-2015, 19:51

Tak jakby to ona tobie ten nos rozwaliła się łapiesz. Swoją drogą ciekawe co ją dopadło, że tak nagle potrzebuje tego koca? Jeszcze kilka godzin temu było z nią wszystko ok. Może podczas czerwonego została w strefie rażenia. Hm, co ona knuje. Tak sobie rozmyślał podczas drogi z resztą ekipy. Jego paranoja powoli zaczynała się znowu ożywiać. Zaczął się rozglądać na boki, planując w myślach jakąś trasę ucieczki lub plan wydostania się z podziemnego miasta. Zaplanował też się usadowić między Astrorim i Kordanem ntak na wszelki wypadek.
Toruviel - 12-01-2015, 20:32

Dirili puściła jej rękę, kiedy zorientowała się, że elfka przestała bujać w obłokach. Toruviel szła teraz prosto ku Imperialistom i Szamance. Z jakiegoś powodu nie miała wątpliwości, gdzie będzie musiała pójść. Ozdobny portyk mówił sam za siebie. Zobaczyła jak grupa zaczyna iść w jej kierunku i jak Szamanka się odłącza, by zniknąć gdzieś w korytarzach. Nai i fatanyu samas! Po prostu cudownie... - marudziła w myślach. Motywy tej kobiety rozumiała, ale Imperium nie napawało jej optymizmem. Widziała dwie znajome twarze Kurta i Reshiego. Jeśli dobrze pamiętała, to cała grupa, oprócz hobbitki to ci, z którymi się tu dostała. Zacisnęła zęby ze złości na wspomnienie o Primrose. Dlatego nie lubię zapalczywości niziołków. Nakręciła się na swój punkt widzenia i już nic do niej nie docierało.
Tak jak przypuszczała grupka skręciła pod portyk. Dirili idąca tuż obok niej też ją tam poprowadziła

Kodran - 13-01-2015, 00:54

Kodran odprowadził Szamankę wzrokiem."Ciekawe gdzie poszła?" pomyślał. Zauważył że Reshion przesunął się do niego i Astoriego. "A ten znowu knuje. Cóż nie żebym miał mu za złe bo lepiej dmuchać na zimne, ale to lekka paranoja." pomyślał i wzruszył ramionami. Skierował się w stronę portalu razem z grupą.
Prim - 13-01-2015, 01:19

To wszystko jakieś dziwne....Nie potrafię tego zrozumieć...Dlaczego tak się zachowuje...hm....
Zerknęła na Reshiego...A ten znowu cholera coś kombinuje....Ale nie...po moim trupie. Kurt mam nadzieję się nim zajmie..
Jej wzrok przykuła drobna figura elfki, przypatrującej się jej badawczo...Ona chyba mnie z kimś myli.... Ech, no tak. Primrose.
I jeszcze ten opuchnięty nos Kurta...będzie się nim trzeba zająć później.... Nonono...ziółko z niej...

- Dziękuję Kurt, za udzielenie jakże w czas- informacji.- zwróciła się w stronę najemnika, gdy szli razem w stronę portalu.
Trzeba będzie zamienić słowo, lub dwa z tą Toruviel...ciekawa jestem motwu jej wycieczki tutaj... Czego od niej chcą tubylcy....

Nie było już czasu na przemyślenia. Stanęli u progu komnaty.

Indiana - 13-01-2015, 21:22

Kilkoro towarzyszących wam tubylców, zorientowawszy się, że pełnią przez chwilę zaszczytną rolę gospodarzy, wymieniło między sobą kilka słów, dość wyraźnie organizacyjnych. To czekamy tutaj? Nie, wszystko gotowe, chodźmy do sali, tam poczekamy na Siostrę. Prawda, wszystko czeka przecież.
Starając się robić to możliwie grzecznie względem was, wskazali wam drogę przed sobą.

Stanęliście w progu komnaty.
Kute w skale wejście było wysokie na blisko 8 metrów (porównanie - halla ma 7 do kalenicy), wycięte bezpośrednio w skale, zdawały się być z lekka wtopione w kamień, otoczone były rzeźbionym portalem, na którym przeplatały się geometryczne wzorzyste rzeźbienia. Podobny charakter zachowywały zdobienia, które niektórzy tubylcy nosili na szerokich kołnierzach czy lamówkach strojów, ale tutaj oszałamiał bogactwem ornamentu i kunsztem rzeźbiarza. Stając przed wejściem zadzieraliście głowy, podziwiając piękne, zaplecione kolumny, wtapiające się pod sklepieniem w coś jak pawi ogon, promieniście rozchodzący się powyżej wejścia. Centrum owego wieńczącego portal wachlarza stanowił wielki, błękitny kryształ Minerału, świecący delikatnym błękitem tak, że nadawał trojwymiaru lekko odstającym elementom rzeźby. Umilkliście zachwyceni, przechodząc pod wejściem kilkoro z was odwróciło się.
Nietrudno było zauważyć, bo nadbrzeżny chodnik nie był zatłoczony, w dodatku w kierunku jeziora teren lekko opadał. W pobliżu piramidy dostrzegliście łódki, trzy albo cztery, odpychane długimi żerdziami jak tratwy, od których słychac było cichy zawodzący śpiew. Odpłynęły od piramidy, a stojący na nich ludzie pochylali się, wyciągali z dna łodzi zawinięte w białe płótna długie zawiniątka i wrzucali je do wody. Zawiniątka kształtem nie pozostawiały złudzeń co do tego, czym były.
Popatrzyliście po sobie z lekka konsternacją, ale ruszyliscie dalej, bo przed wami właśnie jawiła się Komnata Władców.

Posadzka, którą szliście była z gładzonego kamienia, stukot waszych butów odbijał się dźwięcznym echem po olbrzymiej sali. Miała długość przynajmniej kilkudziesięciu metrów, sklepienie unosiło się wysoko nad waszymi głowami, tak że nie byliście w stanie rozpoznać rzeźbionych detali. Ściany pokrywały płaskorzeźby, przedstawiały ludzi i zwierzęta, przeplatanych skomplikowanym ornamentem z niesłychaną mnogością szczegółów. Co kilka metrów ku górze wznosiły się wysklepione ze ściany kolumny. Trzon kolumn stanowiły rzeźby postaci - spojrzenie na nie wystarczyło, żeby zrozumieć pochodzenie nazwy tego miejsca. Postaci przedstawiono w dumnych pozach, ich płaszcze i elementy stroju płynnie przechodziły w podstawy kolumn i wtapiały się w posadzkę. Na głowach widniały skomplikowane ozdoby, szerokie pióropusze, korony, wysokie tiary, kunsztownie wkomponowane w kapitele kolumn. U stóp kolumn -posągów płonęły maźnice z olejem skalnym, migoczące światło ognia ożywiało postaci, poruszało zastygłymi rysami twarzy, elementami ozdób, fałdami strojów. Szliście tak wzdłuż tych imponujących szeregów urzeczeni, dostrzegając coraz to nowe elementy, nowe postaci, nowe przedstawienia wyłaniające się z ciemności. Pomiędzy posągami dostrzegaliście także rozliczne wejścia do bocznych sal, a także rozpięte na słupach i przyporach galeryjki, wszystko z oszałamiającą ilością zdobień i ornamentów.
Na szczytowej ścianie sali z daleka już widać było jaśniejące błękitem miejsce. Stało tam podwyższenie, miniaturka piramidy z jeziora. U jej stóp spoczywały olbrzymie drapieżne koty, rzeźbione w białym kamieniu, ich oczy jarzyły się błękitnym blaskiem. Ściany piramidy, podobnie jak tej dużej, pokrywały płaskorzeźby i ozdobne przypory.
Na szczycie budowli znajdował się tron, olbrzymi, wykonany z białego marmuru, zdobiony Minerałem, rozświetlony olbrzymią ilością błękitnych fluorescentów, ale także jakimś zewnętrznym, oślepiająco białym światłem. Przy wielkim tronie widniały mniejsze, na poniższych stopniach piramidy.

Towarzyszący wam tubylcy przechodząc przed owym podwyższeniem, pochylali głowy z szacunkiem, chociaż wy nie mogliście dostrzec tam żadnej żywej osoby. Nieodparcie jednak wszystkim zdawało się, że leżące na posadzce jaguary gapią się na was i wodzą za wami swoimi lśniącymi oczyma. I w dodatku żadne z was nie założyłoby się, że to tylko złudzenie...

Seitiri wskazał wam wejście na lewo od wielkiego tronu.
Weszliscie do dużo mniejszej sali, równie ozdobnej, jak wielka sala tronowa, ale znacznie mniej monumentalnej.
Tutaj w czterech narożach płonęły szerokie paleniska, w których, sądząc po znajomym zapachu dymu, płonęły wysuszone porosty, nadając całej sali ciepłą kolorystykę. Wzdłuż ścian ustawione były stoły, w większosci kamienne, w jednym końcu stał jednak stół wykonany z drewna, w kształcie "L", dało się zauważyć, że świeżego. Wzdłuż niego stały rozłożone masywne ławy z oparciami oraz krzesła.
Stół zastawiony był jadłem.
Wszelkim, jakie mogliście sobie wymarzyć. I takim, jakiego nawet sobie nie wyobrażaliście, bo nie wiedzieliscie, że istnieje ;) Od półmisków z pieczeniami z rozmaitych zwierząt, których większości nie mogliście rozpoznać (ale na jednym na pewno były świnki morskie w panierce ;) ), przez misy i kociołki z zupami, polewkami i papkowatymi substancjami o wysmienitym zapachu, koszami pełnymi nieznanych wam owoców i orzechów, aż do wielkich dzbanów z napitkiem. Z przynajmniej kilku miło woniało procentami, w jednym z pewnością było grzane wino owocowe, doprawione korzennymi przyprawami.

Dirili, która wciąż wam towarzyszyła, wzięła wdech i starannie dobierając słowa, tak by wszyscy ją zrozumieli, lekko kłaniając się powiedziała:
- Witając goście - wskazała gestem na stół - Wszystko dla wy, bądźcie zapraszamy. Maiput będzie bliska chwila.

Toruviel - 16-01-2015, 00:07

Idąc, co jakiś czas wracała spojrzeniem do rzeźbionych kolumn. Pamiętała posągi, stojące w ogrodach jej rodzinnej posiadłości dawno temu, wyglądające jakby za chwilę miały ożyć i powitać przechodzących elfów. Ale te były inne - majestatyczne i dumne, surowe, w migoczącym świetle płonącego oleju wydawały się obserwować salę ze stoickim spokojem dawnych władców, patrzących za poczynania swoich sukcesorów. Niemal czuła na sobie badawczy wzrok, pytający kim jest.

Kiedy weszli do sali i Dirili ich powitała, przechodząc na wspólną mowę Północy, Toruviel skłoniła lekko głowę w stronę towarzyszki.
-Jesteśmy wdzięczni za to zaproszenie. Możemy wiedzieć, kogo jeszcze poza Szamanką powinniśmy się tu spodziewać? - czuła się niezręcznie w obecności tych ludzi. Co ja tu z nimi robię? Rzuciła szybkie spojrzenie na Kurta i jego dziwnie opuchnięty nos. Przypomniała sobie chaotyczną szamotaninę w porcie i tak... to mogła być jej sprawka.
Teraz też, kiedy była bliżej zauważyła swoją pomyłkę - hobbitka nie była znaną jej Primrose. W ogóle ich postawy znacznie się różniły, ale na swój sposób miały tak samo zdecydowane spojrzenia.
Może dowiem się czegoś konkretniejszego. Bo tak właściwie nie wiem, co oni sobie w ogóle wyobrażali szczując Starych Bogów na Północnych.

Prim - 16-01-2015, 22:20

Stuk stuk...stukały buty o kamienną posadzkę.... stuk stuk...mijała kolejne rzeźby i cudowne sklepienia.....stuk stuk....myśli w głowie Prim przelatywały z szybkością błyskawicy. Gospodyni nie ma. Jest tu mój oddział. I tubylcy. I ta Toruviel. Zastanawiające. Dobrze że Kurt uprzedził ją o całym zajściu z nosem.
Pfi! prychnęła do siebie. Nie ma to jak informacja...
Odetchnęła głęboko i przysunęła się do Cythi. Najważniejsza w tym momencie była drużyna. Tą elfką zajmiemy się za moment.
-Sprawdziłaś, czy to masz?- spytała cicho alchemiczki

Kodran - 17-01-2015, 12:08

Mimo wszystko był zdziwiony. A raczej lekko oniemiały. Nie wiedział dlaczego, ale nigdy nie spodziewałby się, że tubylcy mają tak długą historię. Wiedział, że nie są przecież gorsi od ludów z Północy, ale może to że nazywali ich dzikimi sprawiało, że czuł wyższość. Teraz zdał sobie sprawę, że było to fałszywe uczucie. Zaraz po tym odczuł ciekawość. Zachciał poznać ich kulturę, historię oraz język.
"Ale na to jeszcze będzie czas" pomyślał widząc suto zastawione stoły

Reshion vol 2 Electric Bo - 17-01-2015, 18:42

Zadziwiony niehigienicznym wrzucaniem ciał ludzkich do wody, która wydawała mu się zdatna do picia podążał za resztą do sali tronowej. Jej ogrom przypomniał mu o ogromnych ofirskich budynkach zostawionych w kraju. Świątyniach, pałacach lub budynkach administracyjnych, gdzie ozdoby i zdobienia wypełniały każdy zakamarek. Zaciekawiło go ile to już czasu tutaj byli tubylcy, wyglądało jakby mieszkali tutaj od co najmniej kilku stuleci patrząc po poziomie zaawansowania zdobień, ich ilości, oraz ogólnemu wyglądowi tego miejsca. Takich miast nie tworzy się w kilka miesięcy, na goblińskie ono nie wyglądało mimo jego wcześniejszych przypuszczeń. Oznaczało to, że od samego początku mieli na oku działania osób z północy na ich ziemiach. Myśl ta pocieszająca nie była, widok rzeźb też nie był.... Całe to miejsce podobało mu się coraz mnie z minuty na minutę.

Zanim usiedli przy stole ustawił się pomiędzy Prim a Kodranem, trochę był śpiący ale jakoś dawał radę, na razie powstrzymywał się od jedzenia czekając na "panią gospodarz".

Indiana - 18-01-2015, 05:30

Toruviel,
Dirili wydawała się dosyć przejęta i zestresowana sytuacją. Krązyła między krzątającymi się wokół was tubylcami, zagadując o różne drobiazgi, a to czy napoje ciepłe, a to o zapas paliwa do palenisk. Nerwowymi ruchami poprawiała sukienkę - białą prostą tunikę, lekko dopasowaną w talii, sięgającą do pół uda, spiętą czerwonym pasem z charakterystycznym, zwisającym elementem, oraz formą wiązanego z tyłu trenu, sięgającego kostek. Zagadnięta przez ciebie (w jakim języku? :) ) zatrzymała się z lekkim bałaganem w oczach.
- Maiput chciała rozmawiac z wami sama. Ale na pewno będzie także Taihire, dowodząca, i Morebu, pamiętający.

Prim,
Cynthia nachyliła się do ciebie i szepnęła (choć niezbyt konspiratorsko)
- Mam tylko jedną fiolkę uniwersalki, ale wiesz, że ona bez oryginału trutki sie nie przyda. Osłonowego mam dwie porcje tylko, za mało czasu było. Ale wiesz, wydaje mi się, że gdyby mieli nas pozabijać, to naprawdę mają tu po temu lepsze możliwości niż trucie. Jest nas tu garstka, zechcą, to nas pokroją i nie poradzimy... Łooożesz! - wyrwało się alchemiczce na widok zastawionych stołów - Ależ jestem głodna!
Gdy weszliście do komnatki, nachylił się do ciebie Kurt.
- Zgarnęliśmy Toruviel zgodnie z rozkazami szamanki. Tego całego Ascedenta czy jak mu tam, odstawiliśmy z powrotem - szepnął z poważnym wyrazem twarzy - Słuchaj, tam na górze, w Vekowarze, Toruviel była ze styryjskimi gwardzistami od Ylvy. Zabiliśmy ich, do spółki z elfami, które Toruviel ochraniały. Układ Styrii z Aenthil chyba ... wisi - mruknął - Aha... W czasie akcji poległ Aeron...

Kodran,
towarzyszący wam tubylcy obserwowali was dyskretnie i obserwowali wasze reakcje, kiedy prowadzili was przez imponującą salę. Po wielu z nich widać było, że posągi i rzeźby także robią na nich wrażenie, nawet jeśli nie idą pierwszy raz tą drogą. Tak, nie byli dzikusami, za jakich brałeś ich jeszcze kilka miesięcy temu, czym jednak byli...?

Reshi, '
senność dawała o sobie znać. Zmarnowałeś okazję na sen, a to była już kolejna... doba? Cholerka, trochę traciłeś rachubę czasu bez wschodów i zachodów słońca. Człowiek nie ma w naturze bezustannej ciemności... pomyślałeś, a twój wzrok padł na rozświetlone posągi i postument z tronem. Taaa, dobrze, więc nie ciemności, ale półmroku, życia w świetle... bez słońca... Ale z drugiej strony, myślisz kategoriami północy - upomniałes się w myślach. Może ten lud ma to w naturze...? Ziewnąłeś szeroko, czym zwróciłeś uwagę Prim i prychnąłeś ze zniecierpliwieniem na jej pełen dezaprobaty wzrok.

Verlan i Verron nie rozmyślali nad filozofią rozwoju podziemnych cywilizacji. Na widok smakołyków i trunków na stole oczy im sie zaśmiały i wraz z Cynthią usiedli na szerokich ławach,zabierając się do jedzenia. Tylko wprawny obserwator zauwazyłby dyskretnie poprawiane w rękawach, karwaszach i cholewkach ostrza, rękojeści ustawiane tak, by wyciągnięcie broni nie natykało przeszkód, wino rozsmarowywane na podniebieniu w poszukiwaniu nienaturalnych, zapowiadających truciznę odcieni smaków.
Na sali było przynajmniej kilku wprawnych obserwatorów.

Nie zabrzmiały trąby ani nie usłyszeliście bębnów. Nie poprzedzał jej orszak dworzan, ani oddział ochrony. Moglibyście jej w ogóle nie zauważyć.
Ale osób takich jak ona nie da się nie zauważać. Co to było, aura magiczna, psioniczne zaklęcie charyzmy, a może naturalny urok...? Dość, że kiedy weszła, zerwaliście się niemal wszyscy. Miała na sobie białą suknię, prostą, z długimi wąskimi rękawami, spiętą szerokim pasem nabijanym kamieniami. Na ramionach nosiła szeroki kołnierz, rodzaj ozdoby, wykonanej ze skóry, kamieni i złota, wszystko lśniło w odcieniach czerwieni i żółci, podobnie jak pas.
Jej włosy, wizytówka i znak rozpoznawczy, sięgały do samej ziemi, zaplecione w warkocze i skomplikowane pleciony, sprawiały wrażenie czerwonej, płonącej aury wokół jej bladej, ale niezwykle pięknej twarzy.
- Witam was, goście z dalekiej północy! - jej dźwięczny głos rozległ się echem po komnacie, nie zostawiał miejsca na obojętność, nie dawał się zignorować. Niektórym z was wpadło do głowy, że może to psionika, może magia, albo inne wspomagacze. Ale może to jednak naturalna charyzma...?
Każde z was miało wrażenie, że ciepły, promienny i przyjazny uśmiech był skierowany własnie do niego.
- Wybaczcie mi - zaczęła Szamanka w czystej mowie Północy - Przepraszam, że kazałam wam czekać. Wiem, widzę wszystkie wasze wątpliwości. Chciałabym wytłumaczyć wam istotę rytuałów pod Obeliskiem, ale nie jestem pewna czy znajdę dość słów, by je wyjaśnić. To... ważne dni, dla moich ludzi, dla naszego świata... Dla mnie - uśmiechnęła się oszczędnie tym razem i lekko smutno, podchodząc do stołu- Ale... nie traćmy cza...
Przerwał jej. Korzystając z tego, że obecni tubylcy, robiąc jej miejsce, odsuwali się na boki, mieszając z ludźmi Imperium, minął wszystkich i znalazł się tuż obok niej. Wyhamował, chyba intuicyjnie, tuż przed jej dłonią, złożoną jak do zaklęcia...
- Maiput... tak masz na imię..? Chciałem....?
- Nie -
jej twarz odzyskała uśmiech po chwili napięcia, opuściła rękę - Panie Astori, niech pan tego więcej nie robi. Lubię pana... - jej uśmiech zdawało się, że rozświetlił całą jego osobę i sprawił, że jego oczy zyskały wielkość spodków - Naprawdę nie chciałabym pana przypadkiem skrzywdzić...
- Pani... -
Yerbat zarzucił kolokwialne "ty" na rzecz dworskich wyrażeń, które tu i ówdzie musiał przyswoić - Chciałem podziękować za gościnę, za szansę, jaką nam dałaś, za ... Dziękuję.. - powiedzial niepewnie i przyjaciele z Imperium teraz dopiero zauważyli miętoszony w rękach coś jakby wianek z błękitnych porostów. Trzeba przyznać, że nawet ładny - Nie mam wiele, nie tutaj, chciałem tylko żebyś, pani, wiedziała, że nasza wdzięczność... - Astori zaciął się z lekka, ale ona nie dała się opanować zażenowaniu. Jej przecudny, z lekka pobłażliwy uśmiech, rozładował dziwną sytuację.
- Dziękuję - uśmiechnęła się, kładąc ręce na dłoniach imperialisty - Naprawdę, to najmilsza rzecz, jaką otrzymałam od... od dawna - coś smutnego przemknęło przez wypracowane uśmiechy i spojrzenia, coś... szczerego - Dziękuję... - spojrzała na wieniec i zauważyła jego centralną częśc, piękny kryształ o diamentowym cięciu, wielki jak śliwka, oprawiony w filigranowy kaboszon ze srebra - To... to jest naprawdę piękne - szepnęła, zdejmując kryształ z wieńca, zawiesiła go na szerokim kołnierzu - Będę go nosić... Remusie. Dziękuję - pocałowała imperialistę w policzek i wyraźnie otrząsnęła się - Widzę, że na Północy nie zapomniano dworskich manier i znaczenia piękna...
Wszyscy poczuliście się nieco zdezorientowani sytuacją. Sam Astori chyba też, bo wymanewrował się gdzieś poza plecy tubylców. Tymczasem Szamanka naturalnym ruchem podeszła do stołu i usiadła, wskazując także i wam miejsca.
- Czekałam na tę chwilę, by móc z wami porozmawiać inaczej niż w pośpiechu, inaczej niż tuż przed walką, pod presją. Jesteście jedynymi z wielkiej Północy, z którymi rozmawiać mogę i chcę. Jesteście też dla mnie nadzieją, że Północ ... może się zmienić. Za kilka godzin zamknę wreszcie to, co rozpoczęłam wiele lat temu, obudzę moich ludzi, mój lud wróci na należne mu wśród narodów świata miejsce. Chcę, przyjaciele, abyście w tym towarzyszyli, bo jest w tym wasza wielokrotna zasługa. Czy zaszczycicie naszą wielką chwilę swoją obecnością?

Toruviel - 19-01-2015, 02:25

Toruviel skłoniła się i w języku Północy odpowiedziała:
-Jestem zaszczycona mogąc reprezentować mój lud w tej chwili. Narody Północy są niezwykle różnorodne, lecz udawało im się koegzystować w sposób bardziej lub mnie pokojowy od wieków. Dlatego też liczę, że i wy ostatecznie znajdziecie przeznaczone wam miejsce pośród narodów świata. A tak jak i wy, tak my zajmiemy swoje.
Następnie powiedziała to samo w mowie tubylców. Chciała, by wszyscy zrozumieli jej przesłanie. Potem usiadła na jednym ze wskazanych miejsc. W pobliżu zasiadała Szamanka oraz Imperialiści. Ciekawe, bardzo ciekawe towarzystwo.
Rozejrzała się wokół siebie, chciała spróbować stojącej w pobliżu zupy, o ciekawej żółtej barwie i słodkawym zapachu z kluseczkami przypominającymi zacierki, które jadła kiedyś na północy Wergundii. Poza tym nie miała zaufania do stojących na stole mięs - świnki morskie nie napawał jej entuzjazmem. Ale pewnie czegoś spróbuje. Była głodna, a nie mogła się najeść samymi owocami. Choć z niejakim zadowoleniem stwierdziła obecność znanych już jej owoców-gwiazd i śmiesznych gruszek o różowym miąższu. Teraz wiedziała, że tubylcy nazywali je karambolami i guawami.

Jednak jej myślami odpłynęła. Jej głowę zaprzątała sprawa ofiar z ludzi - zapewne z więźniów. Nie podobało jej się to. Wiedziała, że będzie ją to wiele kosztowało, ale musi dołożyć wszelkich starań, żeby dowiedzieć się, w jaki sposób działają Starzy Bogowie. Po cichu liczyła, że Szamanka będzie mogła coś zdziałać w tej kwestii. A już mówiąc o Szamance... uśmiechnęła się pod nosem, myśląc o Astoriim. Kamień, który podarował Szamance był piękny i nawet ją uderzył kunszt, z jakim wykonana była oprawa. Jej uśmiech powiększył się, gdy przypomniała sobie dumnych znalazców gigantycznych kryształów w osadzie Krevaina. Sama Szamanka zrobiła na niej duże wrażenie - jej strój zupełnie nie odpowiadał znanym jej kanonom ubioru, ale z drugiej strony - przecież Tubylcy nie należeli od cywilizacji Północy. Zwyczajnie nie wpisywali się w schemat.

Jednak czas na politykę nadejdzie za chwilę. Była głodna i jednak sięgnęła po zupę. Postanowiła cieszyć się tą ulotną chwilą.

Reshion vol 2 Electric Bo - 19-01-2015, 04:28

Brak snu dawało się odczuć ale to nie był pierwszy raz kiedy niespał w nocy, jak zwykle w takich chwilach przewagę zyskała ta gorsza część charakteru. Ignorując jakiekolwiek akcje od strony Prim, które może w normalnych warunkach by go coś obchodziły ale teraz... zmęczonego bez sprzętu w jakiś jaskiniach na końcu świata? Prawda jest taka, że nawet jakby teraz coś miało się zacząć dziać to byłby najmniej użyteczną osobą w oddziale. Walczył średnio, więcej oglądał walczących niż sam brał udział, choć dzięki temu trochę teorii liznął jak od czas do czasu spoglądał na trenujących wojowników. Nic swojego alchemicznego nie miał a to co miał wcześniej zabrali mu wergundowie. Przynajmniej reszta tych wszystkich cholerstw czeka na mnie tam gdzie powinna. Tylko ciekawe za ile się tam dostanę. Na razie chyba nikomu nie kwapi się do wyjścia. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, poświęcając czas na rozejrzenie się po pomieszczeniu jeszcze raz. Sarkazm włączył się podczas przemówienia Toruviel, choć udała zainteresowanego. Te kilka lat na ofirskiej scenie politycznej pomogły mu podreperować zdolności aktorskie do przyzwoitego poziomu.
Tak... północ żyjąca w pokoju. Pokój był z tysiac lat temu zanim Ofir bił się z Laro. Potem przyszli teraźniejsi wergundowie i cała reszta i co robili? Próbowali się wnieść do Ofiru, potem walczyli między sobą a pomniejsze konflikty były wszechobecne u nas. Potem był względy spokój a potem przyszedł Elmeryk i wszystko szlag trafi. I od jego czasu nie było chyba dekady bez okresu mordowania się wzajemnie.
Słysząc elfkę używającą obcej mowy uśmiechął się pod nosem, jego potwierdzenia się potwierdziły. Choć nie był to powód do radości bo z jakogoś powodu to akurat ją nauczyli a ich nie. Jak zwykle najpierw przemkneły mu przez głowę najczarniejsze myśli lecz zignorował je. Kiedy mogli ją nauczyć? Albo już przed porwaniem ale to oznaczałoby to, że przez dwa dni w mieście Vekowarze jakiś południowiec nauczył ja mówić, pewnie psionik skoro tak szybko albo już tutaj. Ale skoro mogli ją nauczyć w ciągu kilka godzin rozmawiać płynnie to czemu ich nie? Sojusznik drugiej kategorii idący do odstrzału? Wolałbym nie.
Nachylił się do Prim jakby komentując wystrój sali wskazując palcem coś na suficie.
- Potrafisz posługiwać się ich mową płynnie?
Dał jej chwilę ma odpowiedź po czym skupił się na wchodzącej właśnie rudej. Ciekawiło go o ile łatwiej psionicy mają w życiu, nie ujmując nic szamance, której urody nie brakowało i, prawie, sama osiągnęła pozycję, na której obecnie się znajduje. Nastawił się pozytywnie, próbując znaleźć jakąkolwiek linię obrony przed czytając umysły władczynią. A mogłem zostać psionikpsionikiem, wtedy to by nie było takie jednostronne. Zaciekawił się co też się stało, że tak szybko wróciła do normalnego stanu, z czegoś co wyglądało na zaawansowaną gorączkę. Coś tutaj było nie tak. Dalsze przemyślenia przerwał mu widok osoby Astoriego, którą dostrzegł jako jeden z pierwszych. Ciekawy dalszego rozwoju sytuacji nie przeszkadzał mu, ani nie dawał Prim żadnych sygnałów co się dzieje. Oglądając całe zdarzenie z jednej strony jak przystało na faceta kibicował Remusowi z drugiej był rozbawiony komicznością sytuacji. Przeszedł mu złośliwy humor jak ręką odjął i Astorii zyskał w jego oczyach trochę szacunku za odwagę, choć już słysząc pierwsze słowa szamanki przypomniał sobie te stare bajki o nieszczęśliwej miłości normalnego człowieka i księżniczki. Tutaj skończy się pewnie nie inaczej. Niestety. Kiedy zabójca wracał do swoich poklepał go po plecach pocieszająco po czym zaczął obmyślać jakby tutaj zagadać o jego planach z Ofirem i południem. Namierzywszy wino nalał go sobie trochę by do pomogło mu w myśleliu i rozwiązaniu języka.

Kodran - 19-01-2015, 21:35

Przez cały ten czas był niezmiernie spragniony, więc zaraz po zajęciu miejsca, nalał sobie trunku, który najmniej wyglądał na trujący. Gdy Toruviel powiedziała o pokojowym koegzystowaniu, o mało co się nie zaksztusił, ale chyba nikt tego nie zauważył. Koegzystować w pokoju... niech powie to tym wszystkim żołnierzom, którzy przeżyli oraz rodzinom tych, którzy nie mieli takiego szczęścia.. Na głos nie powiedział nic. Rozejrzał się tylko jak rozlokowani są wszyscy przy stole oraz ilu ich jest.Chciałbym dowiedzieć się jak nazywają swój lud oraz wielu innych rzeczy, ale to może poczekać. Zmierzył się wzrokiem ze świnkami morskimi, a następnie nałożył sobie jedną. Chwilę potykał ją nożem, przemógł się i spróbował.Smakuje jak kurczak- ocenił. Nałożył wszystkiego co było w zasięgu ręki po trochu, aby spróbować, na talerz i słuchał dalej rozmów.
Prim - 20-01-2015, 11:27

Na dźwięk słów Cythi, pokiwała głową. Za mało,pomyślała. Przygotowanym należy być zawsze. Pamiętała, o skrytych w rękawie druidzkich odtrutkach. Cholera, niedobrze. Miejmy nadzieję, że nic się nie stanie.
-Dobrze, miej mikstury w pogotowiu.- szepnęła do niej.
Gdy zaś Kurt wytłumaczył jej zajście z Toruviel, pokiwała głową: Pewnie Ylva nie była zbyt szczęśliwa. Gdy dodał uwagę o Styrii i Aenthil, zmarszczyła brwi: Wszystko się rwie. Albo dopiero zaczyna. Na dodatek straciła na akcji człowieka z i tak już niewielkiego oddziału.
Cholera.
Z zamyślenia wyrwał ją widok Yerbata, kręcącego się wokół szamanki. Prim obserwowała całą scenę z lekkim rozbawieniem i zdziwieniem.
Dobrze to rozegrał, pomyślała. Ród Astorich znała przecież nie od dziś. Ceniła w nich swego rodzaju fantazję i odwagę. Nieczęsto spotykaną w świecie.

Teraz natomiast należało się zająć polityką.
Wysłuchała spokojnie krótkiego wystąpienia Toruviel.
Pokój? Chyba w snach. Wojny zawsze już będą. Kto raz zakosztował krwi, ten nigdy z niej nie zrezygnuje.
W tym momencie pochylił się nad nią Reshi, zagadując o język. Kiwnęła głową w zamyśleniu.

Zwróciła wzrok w stronę szamanki. Wydawała jej się inna... Chora? Zmęczona?
Poniekąd wzięła na siebie ogromne brzemię. Okrutne brzemię.
Wzięła na siebie ciężar odrodzenia potęgi swego ludu. Który postanowił już nie być bezbronny...O nie...
Gdy przysłuchiwała się jej przemówieniu, uderzyły ją słowa: „Północ...może się zmienić.”
Czyli może się podporządkować Południu, tak? Zmiana, albo śmierć. A oni- Imperium? Oni się zmienili? Ich zaszantażowali. Ale sami się o to prosili.
Rzucili dla tubylców sojusze. Dla ich potęgi i siły. Ale czy, gdy południowi dojdą do władzy- będą o tym pamiętali? Sojusze są kruche. A tubylcy nieznani.
I albo się to zmieni. Albo czarno to widzę.

Przez chwilę zastanawiała się, jak pokierować dyskusją....O co zapytać...tyle spraw zostało jeszcze niewyjaśnionych: co z więźniami? ze Starymi Bogami?
I najważniejsze- co z nimi? Imperialistami?

Trzeba wyjść im na przeciw.
Czując na sobie wzrok oddziału, podniosła się z miejsca i skłoniła się zebranym. Przymknęła oczy. Westchnęła. I rzekła, zwracając się w stronę Szamanki:
W moim Domu, Velidzie, do posiłku zasiadało się zawsze z najbliższymi. To był symbol więzi, rodziny i bliskości. Dzisiaj zasiadam do stołu z Wami, którzy ugościliście nas, jak przystało na braci. Którzy pokazaliście nam potęgę Waszego Domu. Dziękujemy za tę naukę i przyjmujemy ją z wdzięcznością. Dumni jesteśmy, że możemy dzisiaj tu z Wami przebywać.

Odetchnęła. I powtórzyła bez zająknięcia te same słowa w języku tubylców.
Później opadła na krzesło, obok Reshiego. Zacisnęła lekko usta.
Świnek morskich jeść nie zamierzała. Mięsa nie tykała nawet dziesięciometrowym kijem. Popatrzyła po stole. Wszystko wyglądało smakowicie.
Gdyby normalny hobbit popatrzył teraz na nią- stwierdził, że jest chora. Przed nią był stół zastawiony wszelkim jadłem, a ona...nie miała apetytu. Widząc, że oddział pałaszuje smakołyki, nałożyła sobie kilka najbliższych na talerz. Ale ledwo co je tknęła.

Wiedziała, że przed nią niełatwe godziny. Godziny, w których przesądzony zostanie los państw Północy i Południa.

Indiana - 21-01-2015, 16:35

Trudno było nie zauważyć, że atmosfera była dość sztywna i napięta. Wy obserwowaliście Szamankę, ona was, wy czujnie patrzyliście na każdy kęs jedzenia, wkładany do ust, obawiając się trucizny, ona patrzyła na to, jak oglądacie jedzenie i trudno było nie dostrzec lekko zdzwionego uśmiechu. Widząc wasze wahanie, dość ostentacyjnie nałożyła sobie po kawałku rozmaitych potraw i nalała grzanego wina, przez chwilę ogrzewając dłonie na ciepłym kubeczku.
Po pierwszych dość górnolotnych oświadczeniach z wszystkich trzech stron nastąpiła dość długa chwila wypełniona konsultacjami, szeptami i chrupaniem. Szamanka zamieniała kilka słów ze swoimi pobratymcami, Prim i Toruviel na tyle, na ile słyszały, mogły zrozumieć krótkie, wyrywane z kontekstu zdania o raczej praktycznej wymowie - coś gdzieś zanieść, kogoś po coś wysłać.
Wy wymienialiście między sobą komentarze, smakowaliście poczęstunki. Astori gapił się na Szamankę.
- Wiem, że Północ miewa rozmaite w tej kwestii zwyczaje - zaczęła wreszcie Maiput, rozpoczynając rozmowę - ale u nas właśnie przy stołach, przy ciepłej kevii - wskazała na kubeczek z owocowym winem o charakterystycznym korzennym aromacie, który musiał mu nadawać jakiś lokalny składnik - rozważa się najbardziej palące kwestie wielkiej wagi. Wiem, że czujecie się tutaj pod presją, rozumiem to i nie mam sposobu, aby to zmienić. Jest was niewielu w środku mojego ludu. Nie mogę was przekonać słowami, mogę tylko powiedzieć, że niezależnie od waszych decyzji jesteście wolni, możecie odejść, kiedy zechcecie - mogliście podziwiać jej otwarty i szczery sposób mówienia - Wy, ludzie Imperium, uczyniliście dla mnie dość poprzedniej nocy, bym miała za co być wdzięczna, nawet jeśli nie przyjmiecie mojej propozycji. Ty, tulya'Toruviel, jesteś tutaj, bo tego zażądał twój ojciec, bojąc się o twoje życie ze względu na decyzję, jaką on podjął. Na twoją decyzję nie ma to żadnego wpływu. Tak więc, nie zwlekajmy dalej - westchnęła, przechodząc do poważniejszego tematu - Proponuję wam sojusz.
W zapadłej nagle ciszy usłyszeliście tylko westchnienie Remusa i dochodzące spoza sali podniesione głosy rozmów tubylców. Odczekawszy chwilę, Maiput kontynuowała.
- Tulya'Astendet zawarł ze mną przymierze, które podpisał zgodnie z regułami Aenthil jako jego reprezentant. Zobowiązałam się, że nie dalej niż dwa lata od dziś lud z Hehtanore powróci do domu, który odbiorę tym, co go okupują - powiodła wzrokiem po waszych skupionych twarzach - Tak. Nie dalej niż za dwa lata przestanie istnieć Styria. Nie, nie użyję, nie odważę się użyć niczego z dawnej wiedzy moich przodków, niczego, co zabija ludzi masowo i zagraża wszystkim żyjącym istotom. Nie. Zniszczę Styrię wojną - jej głos nabrał niskiego, chrapliwego tonu - Po tych dwóch latach wystąpię przeciwko Wergundii. Lud nad Sankarą nie podda się, wiem. Ale zostanie podbity. Tego żądają Opiekunowie. Co będzie dalej, tego już planować nie mogę, byłoby szaleństwem budowac plany na tylu niepewnych czynnikach. Widzę pytania w waszych oczach. I widzę w nich słuszną grozę. Byłoby mi łatwiej, gdybyście jak ja mogli widzieć wszystkie możliwie miliardy ścieżek przyszłości, gdybyście tak jak ja widzieli, że nie mam wyboru. Wergundia nigdy nie zrezygnuje z zapołudnia, z Minerału, z podboju. Styria nigdy nie przestanie być naszym wrogiem. Jeśli nie uczynię tego, co musi być uczynione, będę winna krwi moich ludzi i pogrzebania mojej kultury. Wolę być winna zatem ich krwi...
Umilkła na chwilę, patrząc gdzieś w przestrzeń ponad waszymi głowami. Obserwując jej twarz widzieliście zarys zaciśniętych szczęk na białych policzkach, zmarszczone brwi. Po chwili kontynuowała.
- Ani ja, ani wy nie możemy sprawić, by nie było wojny. Naszym wyborem jest, po której stronie staniemy. Aenthil wróci w ręce swoich dzieci. Toruviel, bądź częścią tej chwili. Wraz z ojcem staniesz na czele waszych oddziałów, gdy poprzez ulice Te'Tirle wkroczycie do wolnej i otwartej Enetya Estatirin, gdy oddziały ohtat i lutha staną na placu przed odbudowanym wreszcie Condotúrionem, salutując księżnej, która otworzy pierwsze po latach Eailinge w okrągłych salach pałacu. Ile warta będzie ta chwila? Tak, będzie kosztować złamanie paktu ze Styrią, ale odpowiedz sobie w sercu, czy gdyby was przemocą nie zmuszono, czy przystalibyście na ten pakt z tymi, którzy odebrali wam ojczyznę? tak, będzie was to kosztowało utratę więzi z niektórymi z waszych bogów, ale ... czy wasi bogowie stali przy was, gdy was zabijano? Ile hufców wystawiła Silva, by ratować umierających w Aenthil? Może chociaż obdarzyła was szczególną mocą? Może w boskim wymiarze zaatakowała Tavar, by dać wam wytchnienie w walce?... Mój lud jest dla mnie wszystkim. Moja ziemia jest częścią mnie. Jak jest z wami, pozostaniecie bezdomnym ludem Nyerelume czy odważycie się poświęcić wszystko dla waszej ojczyzny....?


Pozostawiając Toruviel z jej myślami, Maiput zamilkła znów na chwilę, zwracając się do pozostałych, w widoczny sposób ze szczególnym uwzględnieniem Prim:
- Gdyby jeszcze kilka dni temu ktoś mi powiedział, że zyskam sojuszników takich jak wy - uśmiechnęła się- W wielu miejscach nie jest nam po drodze. Mój lud wspierają Opiekunowie. Wy dążycie do tego, by ludzie nie mieli opiekunów. Jesteście szaleni - uśmiechnęła się jeszcze szerzej - Dopóki ludzie nie zdobędą mocy równej tamtym istotom, nie zdołają utrzymać tego świata pod własną kontrolą. Ale jeśli chcecie dążyć do tego, byśmy taką moc uzyskali... To być może znajdziemy wspólny język. Dość, że pierwszym krokiem, by to uzyskac, jest rozerwanie więzów, na których trzymają was tak zwani bogowie północy. Te istoty wiele energii włożyły w ten świat i chcą go kontrolować. Prawda, także chronić, ale za cenę waszego posłuszeństwa. Czy Opiekunowie będą inni? Tak. To istoty o zupełnie innej naturze. Wiem, że kiedyś wystąpicie także przeciw nim. Jeśli ludzie będą wtedy na to gotowi, to stanę w tym razem z wami. Póki co, stoicie przed szansą zerwania smyczy, na której trzymają was tamci bogowie. Zrobiliście już jeden krok, cofnąć się już nie da. Na północy będziecie ścigani wszędzie, gdzie ludzie modlą się do bogów. Będziecie ścigani bezwzględnie, i zabijani bez wynikania w wasze racje. Proponuję wam azyl, szansę przetrwania, a kiedyś ... być może także wsparcie dla waszych celów. To pani decyzja - delikatnie ukłoniła się w stronę Prim - Przysłano cię tu jako najwyższego wysłannika z wszelkimi uprawnieniami. Ale każde z was - tu wskazała na pozostałych z imperialnego oddziału - narażało życie dla Imperium, każde więc ma swój wkład w tę sprawę.

Odetchnęła jak ktoś po wielkim wysiłku. Napięcie zeszło z jej rysów, choć głos pozostał niski, a oczy poważne, nawet kiedy się uśmiechała.
- Wiem, macie wiele pytań i próśb. Wiem, że obserwujecie, co tu się dzieje, i oceniacie, choć nie zawsze macie właściwą miarę, by to czynić. Różnimy się, my i wy. Mieszkamy na tej ziemi dłużej, niż sięga wasza pamięć pokoleń, a Minerał jest częścią naszych organizmów. Dlatego rozumiem waszą mowę, dlatego wielu z nas potrafi wejrzeć w czyjeś umysły, przesłać myśli, zrozumieć intencje. Wiemy, kto jest naszym nieprzejednanym wrogiem, a kto zostawia szansę porozumienia się z nami. Widzieliście ciała, wydobyte spod piramidy. To ci pierwsi. Każdy dostał szansę. Każdy sądził, że może nas okłamać. Wśród więźniów są ludzie, których uważacie za przyjaciół. Oni także dostaną szansę, pójdziecie do lochów z moimi ludźmi, wskażecie tych, których uważacie - jeśli oni zechcą porozumiec się z nami, dostaną wolność. Jeśli nie, dostaną szybką śmierć.
Tak, potrzebujemy ich wiedzy. Muszę w dwa tygodnie odbudować dwa tysiące lat niebytu mojego ludu, a wiedza naszych przodków to za mało, by nadążyć za wrogami. Ale nikt nie musi w tym celu umierać. Przyjaciele podzielą się z nami wiedzą dobrowolnie i bezboleśnie. Wrogowie... umrą, oddając.
Nie, panie Reshionie, ich ciała nie zanieczyszczają jeziora. Jeśli zaszczycisz nas swoją obecnością przy rytuale, sam zobaczysz. Ale nie próbuj kąpieli w tej wodzie...


Maiput oparła się o poręcz krzesła, biorąc znów w dłonie puchar z kevią i zamilkła, słuchając waszych odpowiedzi z uwagą.
/wszystko, co napiszecie w charakterze odpowiedzi dla niej, uwzględnię w następnym wpisie, ale ponieważ mam przyspieszać, toteż i przyspieszam, więc odpowiedzi te znajdą się między przemową Maiput, a kolejnym wpisem/



Od dłuższego czasu słyszeliście gdzieś w tle podniesione głosy i nawoływania w języku tubylców, ale sądziliście, że to zwykła część życia podziemnego miasta.
Jednak głosy zdawały się być coraz bardziej zdenerwowane i głośne, słychać było tupot nóg, a nawet dźwięk broni.
Maiput kilkakrotnie obejrzała się w kierunku drzwi ze zmarszczonymi brwiami, dając znak komuś ze swoich ludzi, by ruszył i dowiedział się, co tam się dzieje. W końcu pobiegł tam sam Seitiri, a wróciwszy po chwili, przypadł na kolano przy krześle Szamanki. Toruviel i Prim mogły zrozumiec jego ciche słowa piąte przez dziesiąte.
- ... szukają... przed czerwienią... myśleli... pięciu...w jaskinie... kapłan...
Maiput zacisnęła zęby, hamując złość.
- Zaraz tam będę.
Seitiri zerwał się, ona także wstała.
- A jednak nie dane będzie nam dokończyć rozmów. Wygląda na to, że ci, których uważaliscie za przyjaciół wśród naszych jeńców, sami zdecydowali o swoim losie. Uciekli w jaskinie, a tam nie przeżyją kolejnej pory Czerwieni... Wybaczcie mi, obawiam się, że Taihire, moja siostra i dowódca straży tutaj, nie poradziła sobie z tą sprawą...
Podnieśliście się od stołu w lekkim zamieszaniu. Szamanka zdecydowanym krokiem ruszyła w kierunku wyjścia do Komnaty Władców, jej buty zadźwięczały echem na posadzce.
- Poczekaj! - zerwał się nagle Astori, rzucił przepraszające spojrzenie Kurtowi, a potem drugie, bardziej przepraszające, w kierunku Prim i rzucił się biegiem za Szamanką. Ona zatrzymała się już za wejściem, gdy najemnik niemalże ślizgiem pacnął przed nią na kolano, wyciągając przed siebie miecz rękojeścią ku niej - Przyjmij moją pomoc... proszę.. i służbę... walkę... mogę... chronić cię... - zaplątał się w słowach, speszył i umilkł, a ona zatrzymała się, twarz rozpromieniła się jej w niezwykle szczerym, ale smutnym uśmiechu.
- Nie wiesz, o co prosisz - powiedziała cicho, podnosząc go delikatnie z przyklęku - Za bardzo pana lubię, panie Astori, żeby się na to...

Nagle uśmiech spełzł z jej twarzy jak starty szmatką. Oczy rozszerzyły się i założylibyście się, że widzicie w nich strach. Spojrzała na Remusa i wyciągnęła rękę, jakby prosiła go o pomoc, ale w tej samej chwili coś szarpnęło ją do tyłu, pojechała po posadzce. Wokół niej zgęstniała ciemność, jakby nagle uniósł się skądś kłąb sadzy i dymu. Ciało w białej sukni podniosło się ku górze z rozpiętymi ramionami, kłąb zawirował wokół niej, oplatając ją jak więzami i uniósł kilka metrów nad posadzkę, dokładnie na przeciwko podwyższenia z tronem. Krzyknęła, choć już nie z przerażeniem, raczej z wysiłkiem, ale umilkła, jakby coś zablokowało jej możliwość mówienia.
Po całej sali głuchym echem zadudnił głos, niski, męski głos, mówiący z wściekłością, jak przez zęby, w narzeczu, którego nie znaliście. Nie mieliście prawa znać. A jednak Toruviel i Prim zrozumiały każde słowo. Chociaż głos mówił w czystym dialekcie stepów samarkandryjskich.
- Wypełniłem, co zostało powiedziane! Spełniłem, czego chciałaś! A ty nie dopilnowałaś, by ona umarła! I odwrócono ją przeciw mnie. Jest ostrzem, które jest we mnie wymierzone, a ty do tego dopuściłaś! Teraz ona tu zmierza, będzie tu lada chwila. PRZEZ CIEBIE!!!!

Reshion vol 2 Electric Bo - 21-01-2015, 21:12

Przewrócił oczyma na przypomnienie o czytaniu mu w myślach, po czym jednym szybkim ruchem przechylił kielich opróżniając go. Niestety to co chciał powiedzieć normalna osoba nie mówiła by na trzeźwo. Poprawił kołnierz płaszcza po czym wstał i pełen niepewności czy to co robi jest właściwe wyszedł na środek sali. Znerwicowany przełknął ślinę i zaczął.
- I od czego mam tutaj teraz zacząć skoro i ty i twoja siostra już mi czytałyście w myślach? Wyglądało jakby to było od niechcenia albo mimowolnie, przeszkadzający w tym co robicie w międzyczasie więc pewnie już wiesz jaką mam do ciebie prośbę. Prośbę bardzo wygórowaną ponieważ nie mam żadnych możliwości prawnych zapewnić na tą chwilę dotrzymanie części układu przez moich. I jest też ona bardzo szalona ale to inna sprawa. - Nabrał powietrza i wznowił tam gdzie skończył. - Jako senator proszę ciebie w takim razie o niepodejmowanie na razie żadnych działań ofensywnych przeciwko tak zwanemu Małemu Ofirowi. Ma ona na razie własne problemy, które sprawią, że nie będzie miał nic przeciwko twojemu ataku na Styrię. Ba, nawet to go ucieszy. Ofirczycy już raz stracili swojego boga. I poczuli co to jest być pozostawionym samotnie na pastwę losu, przeciwko fanatykom religijnym, którzy na skinienie bogini poszli na wojnę i zniszczyli obcy kraj. Nie chcę wypowiadać się zbyt pochopnie ale mają solidne podstawy aby stać się waszymi sojusznikami. Kilku z przywódców znam osobiście i wiem, że mogliby być do takiego sojuszu skłonni. Nie darzą sympatią państw jakie chcesz na razie zaatakować, z czego ze Styrią pewnie sami by pomogli gdyby mieli okazję. Jako, że wertowałaś mój umysł pewnie wiesz co są oni w stanie zrobić by tobie dopomóc. I przede wszystkim wiesz co ja mogę jeszcze zaoferować za pomoc na arenie politycznej. - I tak o to kończysz, twój cały intelekt, zdolności i intrygi zaprowadziły ciebie tutaj, znienawidzonego przez wszystkich błagającego na kolanach władczynię obcego mocarstwa o zlitowanie się. A ona ma ciebie jak na dłoni, nagusieńkiego, czyta ciebie jak otwartą księgę, nic przed nią nie ukryjesz, nic a nic. A swoją drogą dałabyś Remusowi chociaż małą szansę. - Nie mam pojęcia czy was obchodzi moje małe państewko ale .... jest ono gotowe do wielkich czynów. Zawsze było. - Skończywszy stał dalej czekając na jakąś odpowiedź. Modląc się w duszy aby nie była negatywna.

***

Siedząc sobie na ławie opóźniając kolejny kielich wina zaskoczyła go informacją o ucieczce z więzienia. Wiedział co desperacja robi z ludźmi ale w tym wypadku, patrząc co dla Nem i reszty próba ucieczki oznacza nie podejrzewał by ich o takie coś. Choć w sumie, umrzeć tak lub tak... co dla nich za różnica.
Wstał z resztą i trochę powolnie szedł za innymi. Nie zauważył co robi Astorii zamyślony odpowiedzą od rudowłosej. Dopiero wrzaski po samnijsku wyrwały go z zamyślenia. Nie orientując się co się dzieje od razu najpierw pomyślał, że za dużo wypił nie znanego mu wcześniej tutejszego wina lecz nic w kierunku zbadania tego nie zrobił, jako, że działał za wolno.

Toruviel - 21-01-2015, 22:08

Toruviel poruszyła się niespokojnie. Nie miała oporów względem łamania umowy ze Styrią. Nie byli im niczego winni. Absolutnie niczego. A myśl o powrocie, o tak upragninym powrocie wywołała u niej subtelny, ale szczery uśmiech. W oczach zatańczyły jej iskierki.
-Moim największym marzeniem, jest móc oglądać ponownie Aenthil - kwitnące i tętniące życiem pod naszą opieką. Odwiedzić naszą posiadłość na granicy Endemenu. Móc zobaczyć znów majaczący wśród moich dziecięcych wspomnień pałac książęcy. Wrócić do domu i cieszyć się tym powrotem. Rozumiem, co czujesz. Jako Tulya muszę chronić Hetha-nore i Aenthil. Ty również chronisz swój kraj i swój lud. Robimy co możemy. Wierzę, że atarnya, że mój ojciec zadbał o wszystko. Jeśli nie pozostawił przeciwwskazań pragnę poznać dokładne warunki tej umowy. Chcę wiedzieć, na co mam być gotowa. Jak i prosić o coś, co mój ojciec zapewne zlekceważył, bo zawsze miał do tego tendencję. - znów wracała do tego samego. Ten temat się nie skończy. Co gorsza, miała dziwne przeczucie, że akurat tę sprawę przegra. - Zapytałaś, co zrobiła dla nas Silva, gdy nadeszła Tavar. Nie walczyła, ale nie taka była jej moc. Silva nas leczyła. Tak jak Herba i Narre. Przez te wszystkie lata zginęlibyśmy zapewne z głodu, lub zdziesiątkowałyby nas choroby. Wspierali nas. Z resztą Aenthil cenią sobie pokój, nie byliśmy zainteresowani podbojami obcych ziem, pragnęliśmy jedynie by nasze własne pozostały naszymi. Kiedy je nam odebrano, tym, co nas łączyło, był nasz smutek oraz nasza kultura. Między innymi wiara w Silvę, Herbę, Narrego... nawet Herna. Ale nie tylko. Jesteśmy związani z naszymi przodkami inaczej niż Laro, lecz i my wiemy, że łączą się oni z energią świata. Z Eą. Z Endu. I w to wierzyliśmy od zawsze, tak jak od zawsze doświadczaliśmy mocy żywiołów. O ile wiara w Ainu, w bogów jako żyjące wcielenia całych żywiołów jest młoda i niejako wyrosła w nas z czasem w Erze Ciepła zapoczątkowanej przez was, o tyle nie zaprzestaniemy kontaktów z żywiołami i troski o przodków. Chcę prosić o tolerancję religijną dla Aenthil. Proszę o to przez wzgląd na dwie kapłańskie kasty, którym zawdzięczamy nasze przetrwanie. My nie przystosowujemy się tak szybko jak ludzie. Potrzebujemy czasu. - Chyba że poniosą nas emocje...- skończyła swój wywód spokojnie i czekała na odpowiedź. Ale wolałabym, żeby postronni nie znali szczegółów tej umowy. Wiem, że słuchasz, Szamanko. Wiem, że moja prośba jest śmiała, ale taki jest mój obowiązek.

Po poruszonej kwestii więźniów również się odezwała.
-Myślę, że nie jestem jedyną, która chciałaby wiedzieć, kogo przetrzymujecie w swoich celach. Rozumiem motywy, i determinację także. Jednak niewiele jest ludów na Północy, które tak bardzo sobie zagrażają, jak wy zagrażacie im wszystkim.

Chciała jeszcze zapytać o tyle rzeczy - chciała wznowić dyskusję o Laro, zapytać o to dokładnie, wiedzieć na czym stoi. Ale to była rozmowa na później. Kiedy będzie mogła bez obaw udać się do Laro pertraktować. O ile otrzyma pozwolenie. Chciała zapytać o ojca, jak dokładnie doszło do tej rozmowy, choć przeczuć nie miała najlepszych. Wiązały się one z więźniami, którym składano propozycję. Chciała zapytać, co mogło wywołać takie przemęczenie u tak silnej kobiety.


[...]
Toruviel rzucała co jakiś czas krótkie spojrzenia w stronę Komnaty Władców. Kiedy wpadł do sali Seitiri, jeden z tubylców, którzy eskortowali tu ich grupę. I serce w niej stanęło, gdy usłyszała słowa Szamanki. Głupcy. Czy nie zorientowali się, jaki mróz ogarniał te jaskinie w Czerwieni? Ale... to była ich jedyna szansa. Wiedziała, że Nem nie podda się łatwo. Była gotowa dać głowę, że była jedną z tych, którzy uciekli. "pięciu" Było ich pięcioro... kogo jeszcze mogła tu znać? Kogo jeszcze mieli? Wstała i chciała protestować.

Jednak wszystkie te pytania wyparowały jej z głowy na widok kłębów dymu i tego głosu. Co to jest do diabła? Stary Bóg? I kim jest ONA? Kim jest, skoro może im zagrozić? Nigdy w życiu nie widziała czegoś takiego. To było tak inne od morderczej mocy Tavar, ale mroczne i przerażające.

Kodran - 22-01-2015, 13:01

Skończył jeść i nalał sobie kevii. Napił się kilka łyków i od razu poczuł ciepło rozchodzące się po całym ciele.
A więc to tu. To miejsce, w którym jest za daleko, żeby się wycofać. Wojna… która może przesądzić o zagładzie nacji. W porównaniu z tą, wojny na północy to tylko przepychanki. Styria, Wergundia, Terala, Ofir… stulecia rozwoju nadgonione przez tubylców wyciąganiem im informacji z głowy. W dwa tygodnie. Możemy odejść, ale gdzie? Nie żeby tu było źle, ale wszędzie teraz będą ścigani. Styryjczycy już pewnie wybili tych Imperialistów, których znaleźli, podobnie w Wergundii. Zostaje chyba tylko Ofir i Terala i to też nie pewne. Nawet jeżeli jakoś uda się tam dostać to tylko czekać aż zapukają tubylcy… Ale propozycja Szamanki jest na tyle interesująca, że czemu nawet zastanawiać się nad jej odrzuceniem.
-A co ze zwykłymi ludźmi? Wybacz śmiałość, ale zostaną obywatelami niższej klasy, współmieszkańcami czy niewolnikami? Czy może planujesz ich wszystkich wyeliminować?
***
Na dźwięk broni zaczął szybko lustrować pomieszczenie. Uspokoił się dowiadując się że to więźniowie uciekli.Nem, Fenris i ..? Kto jeszcze uciekł?
Podążył wzrokiem za Astorim. Pewnie kiedyś ktoś napisze smutny utwór o tej miłości.
Nie wiedział co to za język, ale nie podobał mu się. Brzmiał trochę jak samnijski, ale nie był językoznawcą. Ale emocje towarzyszące były dość zrozumiałe. Ktoś był nieźle zdenerwowany. Tylko kto?

Prim - 23-01-2015, 02:16

Podczas przemowy Szamanki w głowie Prim kotłowały się przeróżne myśli.
Nie dalej niż za dwa lata przestanie istnieć Styria. Potem Wergundia. A potem cały Świat Północy legnie u stóp Południa? Każde najmniejsze państwo....Terala...Ofir...
A gdyby to była Velida?

Otrząsnęła się.
Velidy już nie ma. A ja jestem Imperialistką.

Zniszczą bogów...kosztem nowych patronów. Potężnych.
W co oni się wpakowali?
Ale już nie da się cofnąć. Nie da.
Ona ma rację. Imperium wydało na siebie wyrok. Żadne pakty z Północą ich nie uratują. A widmo wojny? Zawisło. Nie ma chyba wiatru, który by go odegnał. A bogów obudzili oni.
Czy jeśli teraz sprawę zostawią.... to czy Opiekunowie sami nie zniszczą bogów? Niestety wtedy Imperium...i tak będzie miało przerąbane.



Westchnęła. Walczyła chwilę ze sobą. Nie widziała innych możliwości.
-Szamanko. Imperium to organizacja tych, którzy chcą być wolni. Za wszelką cenę. Niezależni. Rzekłaś.... „szaleni”.
Być może.
Uśmiechnęła się pod nosem.
Chcemy Siły. Zerwania łańcuchów z bogami Północy. Ale wraz z tym...przyjdą Opiekunowie. I zdaje mi się, że przyjdą nie tylko do nas. Przyjdą do Świata.
Mówisz, że mają inną naturę.. jaką? Zrozumieją naszą Imperialną ideę? Moją służbę Matce Naturze? A w przyszłości- nie każą Wam, zależnym przecież od nich- zniszczyć i nas? „Szaleńców”?
Powiedziałaś, że po pewnym czasie...być może staniesz w tej walce po naszej stronie...gdy będziemy odpowiednio silni. Jak silni?
Mówisz też, że zniknie Styria, zniknie Wergundia.... znikną- jak rozumiem, wszystkie państwa, które nie będą się chciały się podporządkować. Czyli znając naturę ludzi Północy- po prostu wszystkie. Zatem co powstanie?
To tylko niektóre z pytań...a jest ich więcej. Chciałabym jednak wpierw na te pierwsze usłyszeć odpowiedź. Postawiliśmy już jeden krok w stronę sojuszu, by postawić drugi, muszę uzyskać pewność.


Może na jeszcze jedno.
Wspomnienia mimowolnie wypełniły jej głowę. Velida. Słońce. Uprawy....złote zboże...A potem...pustka.
Tubylcy mają swój dom. Teraz elfy go odzyskają. A jej dom dalej...pusty.
Tubylcy odradzają kulturę. Jej kultura... dogorywa.
Tak...wiem że słyszysz, Szamanko. Chcę wiedzieć. Ja. Sama. Czy mój dom... może być jak kiedyś. Czy sojusz z wami może przywrócić blask i nad Doliną.
Czekała chwilę w milczeniu na jej odpowiedź.

***

Uważnie wsłuchiwała się w dźwięki tubylczej mowy. Raz po raz, za Toruviel, wpatrywała się w stronę wejścia. Wyczuwała rosnący niepokój.... Coś wisiało w powietrzu...a talizman drgał.
Podniosła się od stołu razem z wszystkimi.
Gdy Astorii posłał jej przepraszające spojrzenie, przewróciła oczami.
Ech, Astorii.... Będziemy mieli do pomówienia...

Potem z Szamanką...zaczęły się dziać rzeczy. A właściwie- Rzeczy.
Stała jak wryta... Wychwytując każde słowo...Zamknęła oczy.
Jej myśli po raz pierwszy w życiu biegły tak szybko. Jeszcze nigdy zdarzenia z przeszłości nie przelatywały jej przed oczami w takim pędzie... Tak pamiętała... Ktoś...o kim opowiadała Primrose..

Samarkanda...Samnia... Primrose...Bogowie... Dziewczyna... Sługa.... Zabójstwo... Szaman.
Potężny Szaman.
Władca Koni.


Otworzyła oczy. Zakręciło jej się w głowie....
No to jesteśmy w dupie.

Indiana - 23-01-2015, 09:55

Zrobimy tak - ponieważ od każdego są pytania, wymagające odpowiedzi i ta odpowiedź pewnie by padła podczas rozmowy przy stole, to wypisuję owe odpowiedzi z adnotacją "wcześniej". Reszta - normalnie z czasem akcji.

Wcześniej, przy stole

- Nie, panie Kodran - uśmiechnęła się szeroko - Nikogo nie zamierzam eksterminować, a niewolnictwo jest nam obce, to styryjski wynalazek. To poruszające, w jaki sposób każde z was mówi o sobie bliskich krajach, bóstwach, sprawach, tutaj, gdy jesteście od nich tak daleko - Szamanka miała naprawdę ładny uśmiech - Nie, to nie jest kpina. Tym razem wolałabym, żebyście umieli wzajemnie odczytać moje intencje. Bo nie, panie Reshionie, to nie jest tak, że wertuję wasze wspomnienia i myśli. Minerał w naszych umysłach sprawia, że słyszymy więcej niż wy. Nie zamierzam atakować Małego Ofiru. Choc zapewne Itharos i Korathia zechcą wejść w nurt wydarzeń. Ale to jest jedyna rzecz, jaką mogę zaoferować z całą pewnością. "Nie zamierzam". Tak jak ty, panie Reshionie, nie możesz mi zaoferować stwierdzenia "Ofir nigdy nie zaatakuje ciebie". Z pewnością za to mogę ci powiedzieć, że ze swoimi bogami Ofir będzie musiał się pożegnać. Ale czy ciebie, Imperialistę, ma to poruszyć?
Pannę Toruviel rozumiem, ale ciebie? Bogowie... Powiedziałaś, Toruviel, że was leczyli. O, bezsprzecznie. Leczyliby was także, gdybyście pozostali niewolnikami. Leczyli was, byście nie poumierali. Wy, długowieczni, jesteście szczególnie cenni. Nie myślałaś nigdy, czemu właśnie wam dano dar tak skutecznego leczenia? Tawanien, Envyn... Jakże mały procent z was umiera od chorób i ran... Toruviel, Silva leczy was, bo dopóki zyjecie, dopóty trwa jej kult. Nie zależy im na tym, byście byli wolni, bezpieczni, silni, a jedynie na tym, byście byli żywi i wdzięczni. Nie są warci twojej prośby. A raczej - wy, uparcie walczący o powrót do domu, jesteście warci więcej niż spełnienie tej prośby...
O ironio, jest jeden tylko bóg, który gotów jest na wszystko dla swoich ludzi. I ten bóg, ta bogini umrze pierwsza. Drapieżna, zwodnicza, najpotężniejsza z nich wszystkich. Tavar...
Panno Primulo, Opiekunowie ... Są inni. Więź jest słabsza. Mniej aktywna. Ja
- tutaj jej głos zadrżał jakąś nuta niepewności czy zawahania, jakby nie była pewna, czy wam to mówić - ja nie zamierzałam ich budzić. Przerażali nas, zawsze. Ale już za późno, z wszystkich rzeczy, które mogę uczynić, czasu cofnąć nie mogę. Ale mogę co innego. To nie my poszliśmy na północ, kraść wasze bogactwa. To wy przyszliscie tutaj, rabować Minerał. Robić z niego ozdoby, latarnie, walutę. Północ jest jak silne, głupie dziecko. Macie siłę. Ale niczego nie rozumiecie. Pytasz, kiedy będziemy dość silni? Kiedy z pomocą Minerału zyskamy moc tworzenia i pełnego kontrolowania materii. Wtedy będziemy pewni, że tnąc Więź, nie zniszczymy własnego domu. Będę posłuszna Opiekunom, dopóki będę musiała - nachyliła się do Prim i spojrzała jej bardzo poważnie w oczy - I ani sekundy dłużej. A gdy będzie to możliwe, z rozkoszą sprawię, że umrą.


w tej chwili:

Tubylcy, którzy wam towarzyszyli i kilku uzbrojonych w obsydian strażników, którzy biegli właśnie przez całą długość Komnaty, rzucili się na pomoc swojej władczyni, była ona jednak mocno poza ich zasięgiem, wysoko ponad podłogą. Czarny, gęsty cień kłębił się, zamiatając po ziemi jak ogonem. Kilku, którzy podbiegli, zostało zamiecionych tak, że uderzyli o najblizsze posągi, jeden, przez którego ta skupiona ciemność przeniknęła, upadł na ziemię wrzeszcząc i krwawiąc z uszu.
Szamanka szamotała się z zaciśniętym gardłem, próbując się uwolnić.
Staliście oniemiali i przerażeni na progu komnaty, nie bardzo wiedząc, co zrobić. Wszyscy, za wyjątkiem niezawodnego Remusa. W sumie mogliście się spodziewać, że to zrobi. Rzucił się do przodu, wywijając ostrzem, w lewej ręce trzymał sztylet ostrzem wzdłuż przedramienia i biegł. Wyciągniętymi susami wbiegł na wysokie schody tronowego podestu, był już prawie na wysokości uwięzionej w uchwycie Szamanki. Wtedy przysiadł, aż oparł się niemalże o stopnie plecami, wybił się potężnie i skoczył.
Skoczył. Prosto na czarny kłąb, tnąc potężnie w powietrzu tę jego część, która zgodnie z anatomią powinna być ręką lub kontynuacją kończyny, trzymającej kobietę za gardło. Spodziewaliście się, że przeniknie przez dym i pacnie jak szmatka na posadzkę, ale tak się nie stało. Istota zareagowała. Miecz przeciął dym, zakłębił się i zamieszał, oplatając wokół napastnika tak, że jego postać niemalże zniknęła za zasłoną. Usłyszeliście jego rozdzierający wrzask.
Pierwszy zareagował Kurt, szarpnął zawieszona na ramieniu kuszę, przyklęknął, przycelował. Bełt świstnął w powietrzu, przeszył dym, usłyszeliście jak brzdęknął o posadzkę. Zabójca zarepetował kuszę i czekał.
Szamanka mocnym szarpnięciem odchyliła głowę, mogąc oddychać. Nagle rozpostarła szeroko ramiona, wyprostowała się. Dostrzegliście światło, które zdawało się ją otulać, czerwone, pulsujące, promieniowało zza jej postaci, jak pięć potężnych, skupionych promieni. Jej ogniste włosy uniosły się wokół niej jak wielka krwista aureola, jak rozlana plama falującej krwi. Oczy lśniły białym światłem, wybijającym się z czerwieni wyraźnie, groźnie, zimno.
Uniosła ręce, cień zaczął się cofać, kurczyć, kondensować.
Usłyszeliście głuchy łomot - to bezwładne ciało Astoriego padło na posadzkę u stóp podestu.
A ona promieniała. Teraz już wyraźnie dostrzegliście ludzkie kształty, postaci bez twarzy, stały za nią, podtrzymywały jej uniesione ręce, były światłem, którym promieniowała. Otworzyła szeroko oczy bez źrenic i rozległ się tak doskonale znany większości z was dźwięk, chrapliwie rzężący głos
- NIGDY WIĘCEJ!!
Cień skondensował się do postaci ludzkiej, falującej i płynnej, ale czytelnej. Szamanka powoli zniżała się, blask przygasał, gdy dotknęła stopami posadzki, miała już z powrotem normalne barwy, a stojące za nią postaci zniknęły. Tylko jej włosy wciąż drgały uniesione wokół niej, a oczy jaśniały białym blaskiem. Idąc, ledwie dotykała ziemi. Mówiła głosem już normalnym, po samnijsku.
- Nie wiń mnie za własne błędy, Mori-Khaan. Chciałeś władzy nad człowiekiem? Byłeś nieostrożny. Zlekceważyłeś ich. Ona jest tylko ostrzem, martw się bardziej ręką, która je trzyma. Uciekaj, wróć mocniejszy, lub zostań i walcz z nią. Ja ci pomogę, jak obiecałam, ale nie wyręczę. I jeśli jeszcze raz odważysz się używać mocy względem nas, odeślę cię w takie światy, które rozerwą twoją duszę na strzępy, pożrą i będą trawić przez kilka eonów ...
Czarny kształt wciąż przewyższał ją o połowę, ale teraz, mając już zarys ludzkiej postaci, wyraźnie pochylał się, niemalże klęczał przed nią. Po jej ostatnich słowach zafalował, rozległ się głuchy ryk, dym zrzedł i uniósł się, zakłębił sie pod rzeźbionym sklepieniem i rozwiał się.
Kurt opuścił kuszę.

Maiput znieruchomiała, stanęła na ziemi. Włosy powoli opadły, oczy zgasły. Powiodła dookoła lekko zdezorientowanym wzrokiem, aż jej spojrzenie padło na leżącego bezwładnie Remusa.
- Nie! - szepneła, jakby to był rozkaz, i skoczyła w jego kierunku, rzucając się na kolana na posadzce. Ujęła w dłonie jego głowę, podnosząc ją delikatnie, oparła o swoje kolana.
Oddychał. Z uszu ciekła mu ciurkiem krew, plamiąc białą suknię.

Prim - 23-01-2015, 14:38

Wcześniej, przy stole.

Wysłuchawszy odpowiedzi Szamanki, skinęła głową.
Rozważała w myślach każde jej słowo. Sojusz...to jedyna droga. Właściwie- nieunikniona. Jej ludzie wykonali pierwszy krok.
Być może nie zamierzała ich budzić...ale gdy umierał jej Lud...to była jedyna droga.

- Rozumiem. A jednak jesteście od nich zależni. Może słabiej, ale jednak. Martwi mnie ta kwestia, że jeśli zawrzemy sojusz, to czy nie skończy się na tym, że tak jak teraz Opiekunowie każą wam iść ku Północy, nie każą Wam zabić i nas. Przy waszej przychylności do nas, oczywiście, to będzie sytuacja, sama rozumiesz, bez wyjścia.
Pytam się, czy może tak być. Czy Wasi Opiekunowie zaakceptują sojusz z nami, którzy być może w przyszłości- będą chcieli ich zniszczyć.
Przychylam się do tego sojuszu, jednakże, jak sama widzisz, rozwiewam wątpliwości...


Znów przypomniała jej się Velida.
Czy Północ jest bezbronna wobec Południa?
Czy pomagając Tubylcom...pomagają im zniszczyć Świat, który tak dobrze znają? Poniekąd- ich Dom?
Ale uczynili już pierwszy krok. Największy. Zdecydowali się obudzić Opiekunów. A co gorsza- ich obudzili.
Sojusz jest nieuchronny.



***
w chwili obecnej
Stała jak wryta. Wpatrywała się w osłupieniu w wiszącą u sufitu Szamankę.
Widziała tubylców, biegnących w jej stronę. A potem ich ciała na podłodze.
Nagle, jej oczom ukazała się postać w ciemnym płaszczu, która wystrzeliła w w stronę uwięzionej Maiput.
Ach, to Remus.
Zaraz.
Chwila.
REMUS????

Dostrzegła, jak przeciął chmary dymu. Po chwili Kurt wystrzelił z kuszy.
A Yerbat opadł bezwładnie na ziemię.
Chciała rzucić się w jego stronę, lecz w tym momencie Szamanka wyrwała się z uścisku. Wielki blask oślepił szarozielone oczy hobbitki. Wpatrzona w nią wyłapywała każde jej słowo i podziwiała moc. Nie zapominając jednak o leżącym Astorim. Miała nadzieję, że sama Szamanka wyjaśni im wszystko za chwilę.

Gdy tylko cień znikł, zwalniając jej dostęp do oszołomionego mężczyzny, pobiegła w jego kierunku.
Szamanka trzymała jego głowę na kolanach. Nie wyglądał za dobrze.
Remus, Ty cholerny szaleńcze..... Teraz to na pewno mamy do pogadania... przemknęło jej przez myśl. Miała nadzieję, że się wyliże. Że tylko dostał po łbie i ta krew to jedynie pęknięte bębenki. Jego klatka piersiowa całe szczęście się lekko unosiła.
Szybko rozpięła ubranie przy szyi. Jedną rękę położyła na piersi, drugą na czole mężczyzny.
Przymknęła oczy i wymówiła zaklęcie: Arw gwerwyn afieghd gwd .
Zawsze okazywało się przydatne. Ujawniało nie tylko stan zdrowia, ale także osobę winną owemu faktowi.
Skupiła się, wsłuchując w ledwo słyszalne bicie serca Yerbata.

Toruviel - 25-01-2015, 01:27

Wcześniej, przy stole

W Toruviel coś drgnęło, gdy Szamanka powiedziała, że nie chciała Ich budzić. To była ich wina. Gdyby tylko wiedzieli, jak to się skończy, nigdy nie poleźliby do tamtej Świątyni.
-Powiedziałaś, że dzięki działaniu Minerału zyskaliście niezwykłe zdolności. To prawda, wasza magia jest niezwykła. Jednak chciałabym wiedzieć też, na czym to polega, skąd czerpiesz moc? Z własnego wnętrza? Z Minerału? Czy jak nasi mistrzowie - z otaczającego cię świata? Bo moc, jakiej będziesz potrzebować, by obalić naszych Bogów jest nieosiągalna dla śmiertelników. Jeśli myślisz, że będziesz mogła obalić waszych Opiekunów, muszą oni być słabsi od Bogów Północy. Albo Minerał jest czymś nie z tego świata.
-Powiedziałaś mi też wcześniej, że będziesz prosić o Silvę. Proszę, zrób to. My przyjęliśmy ją, bo była naturalnym rozszerzeniem naszych pierwotnych wierzeń. Tak samo Laro przyjęli Klyftę i Swarta, a Talsoi - Tulvę. Jak powiedziałaś, ona nie walczy, jest bierna. Kiedy staniemy się waszymi sojusznikami, my, jej najwierniejszy lud, będziemy bezpieczni i ona też będzie bezpieczna. Z resztą wśród ludzi Północy czczą ją praktycznie jedynie Terale. Nie powinna walczyć z opiekunami.
-Chcę także zapytać, co zamierzasz uczynić względem Talsoi. To żeglarze i handlarze. Im zależy głównie na zysku. Spróbuj do nich dotrzeć, a zyskasz statki, jakich nie posiada nikt inny. Sądzę jednak, że będą oni woleli pozostać neutralnymi, by móc kursować, między Północą a Południem. A jeśli nie macie im nic do zaoferowania, to wiedzcie, że ani Vekowar, ani Leth Caer szybko nie upadną. Gdyby utworzyli oni ponownie morską blokadę torującą drogę na południowe wody, tamte porty byłyby odcięte. Jednak nie wątpię, że i mój ojciec poruszył tę kwestię i mam nadzieję, że omówimy to uczcie dokładnie.
- uśmiechnęła się, ukazując nawet maleńkie dołeczki.

Cały czas martwiła się co się stanie z ich społecznością... Wrócimy do Aenthil odmienieni. Rozerwiemy więź z Talsoi. Złamiemy przysięgę. Laro nami wzgardzą, ale kto wie... w końcu zadziałamy silnie i przełkniemy własną dumę, jak to oni mówią. A z resztą, oni też nas porzucili i przyjęli Telfambę od Tavar. Zdolność adaptacji... ciekawe, co powiedzą teraz... Ciekawe... ciekawe, czy przywrócimy Święto Jedności. Czy wrócimy do Dol Ystag ponownie, wszyscy razem... Kto wie... może za kilkanaście loa... Kto wie.

w chwili obecnej
Już to widziałam! - przemknęło Toruviel przez myśl na widok lśniących bielą oczu Szamanki. I przeszły ją dreszcze na dźwięk charczącego, świszczącego głosu. Słowa Szamanki dudniły jej w uszach. Ale doznała olbrzymiej ulgi, gdy cień samnijskiego szamana rozwiał się.
Uderzyła ją rozpacz Szamanki. Ale to prawda, stan Astoriiego był fatalny. Wyczuła jego oddech w powietrzu. Słaby, słabiutki. Bezwiednie podeszła w stronę klęczącej kobiety, w ślad za hobbitką. Miała zaklęcie w pogotowiu /arnasa aitoru indargari - oddech nasyć wzmocnij - reanimacja oddechowa?/.
-Widziałaś coś? - skierowała pytanie w stronę druidki, gdy ta podniosła się znad rannego.

Reshion vol 2 Electric Bo - 25-01-2015, 03:24

Wróciwszy do stołu złoży dłonie i oparł je na stole. Po chwili dołączyła do nich głowa i tak z zamkniętymi oczyma. Nic czego by się nie spodziewał, nie usłyszała teraz. Mimo to jednak musiał znaleźć chwilę dla siebie, w samotności aby to wszystko czego dzisiaj się dowiedział przeanalizować, na spokojnie, najlepiej jeszcze się przed tym wyspać. Wspomnienie snu wywołało skryte w dłoniach ziewnięcie oraz marzenia o pójściu spać lub znalezieniu w okolicy ziaren z Pethabanu sławnych z rozbudzania. Jak na razie miał tylko alkohol, który zaczyna działać dopiero po jakimś czasie. Kiedy wreszcie zbadał każdy ciekawy detal stołu i swojego talerza wyszukał śpiącymi oczyma czegoś co wyglądało jak jedzenie z północy. Dwa niby kurczaki w jakimś sosie wyglądały smakowicie i najwyraźniej miska, w której się znajdowały wołała o pomoc - miała problem z ich pomieszczeniem.


***

Powoli zaczął łączyć fakty. Jakaś dziwna siła, dym, porwała w powietrze i coś po jakimś języku wygaduje, pewnie groźby bo co innego? Kto mógł jej grozić? I być tak potężny, że najwyraźniej ona nic mu nie może robić ... umhhh ... palce boleśnie nacisnęły na powieki kiedy przecierał twarz. Dobra, dalej to coś jest magiczne i albo może z da.. Dalszą pracę szarych komórek przerwał mu widok Astoriego przelatującego w powietrzu niczym jakiś akrobata a potem jakiś szybki przedmiot świsnął mu obok ucha. Kilka mrugnięć i jedne obrót kto strzelał i Remus leżał na podłodze a szamanka groziła temu czemuś jakby nigdy nie była w obliczu śmierci. Ona też musiał mówić z języku, którego nie znał nawet w młodości pijany ale jedno słowo go ruszyło. "Khan". Nie to mogło być tylko o samnicie a jedyny samnita, którego zna i ma jakąś koneksję z południem mógł być ..
- Władca Koni... - Wyszeptał cicho. To oznaczało, że jego przypuszczenia się potwierdziły. I tym samy Samnia może nap... . . nie nie teraz, tutaj nie. Potem jak będzie czas. Na razie skup się na Astorim i robieniu tego co reszta. Spoglądając na Astoriego, na którym widać skupiły się co najmniej trzy osoby wyczekał chwilę dając im czas na zajęcie się najpierw rannym-bohaterem. Może dzięki temu mu się udała. Rozejrzał się do na pozostałych po czym podszedł kawałek do przodu,
- Ktoś może powiedzieć co się tutaj teraz stało?

Indiana - 25-01-2015, 04:54

Toruviel,
Maiput z wdzięcznością spojrzała na ciebie, widząc pozytywne skutki zaklęcia - Astori wciągnął powietrze i wypchnął je z płuc, jednak natychmiast przygnieciona krtań i tchawica zapadły się znowu. Kolejny wdech skończył się tylko bezsilnym szarpnięciem. Dusił się.

Prim, badanie przyniosło klarowne informacje. Zacisk na szyi spowodował zgniecenie chrząstki tchawicy. Silny impuls zaklęcia lub innej formy działania psionicznego spowodował szok i przeciążenie połączeń nerwowych, w efekcie obrzęk mózgu, owocujący krwotokiem z uszu. Do tego najpoważniejszym problemem było coś innego.
- Nie ma tu jego ducha - zwerbalizowała Szamanka to, co właśnie zrozumiałaś. Samnijska magia szamańska. Nie mogąc ranić kogoś w rzeczywistości, można wciągnąć jego ducha w tę płaszczyznę, w której duch szamana jest silniejszy.
Ale chwilowo najbardziej zagrażał mu brak powietrza.

Po chwili w Komnacie zaroiło się od ludzi. Biegli wojownicy, uzbrojeni w obsydianową broń, łucznicy, kto krzyczał polecenia, ktoś zajął się leżącymi na posadzce wojownikami, powalonymi przez nagłego intruza.
Do Maiput podbiegła kobieta, ubrana w ładnie tłoczoną i profilowaną skórznię z naramiennikami. Płomiennorude włosy miała splecione w drobniutkie warkoczyki, tworzące jeden gruby warkocz. Na biodrach, na zamszowej spódnicy ze szkarłatną zapaską, nosiła szeroki pas z przytroczonymi nożami i szablą.
Toruviel, znasz ją, widziałaś ją w osadzie Krevaina, jak przystrojona w szkarłatny pióropusz, prowadziła natarcie na was.
Reshi, wydaje ci się, że ją chyba kiedyś widziałeś, ale w sumie była dość podobna do pewnej urodziwej sklepikarki z Messyny... A może do tej nauczycielki, która lała cię linijką po łapach w szkółce... Wrrrrróć! Skup się!

Kobieta przypadła do Szamanki, Prim i Toruviel usłyszały jej pełne troski słowa:
- Nic ci nie jest? Nie zdążyłam...
- I tak nic byś nie zdziałała. Przynieś mi skrzydło toighu ze stołu.
- Co...? - pełne zdumienia pytanie wojowniczki zawisło w powietrzu, ale wstała, gotowa spełnić jej prośbę.
- Przynieś, Taihire ! - krzyknęła Maiput. Trwało kilkanaście sekund, zanim nie wróciła z kawałkiem pieczonego ptasiego skrzydła. Szamanka jednym ruchem zdarła z niego mięso, wytarła w krawędź białej sukni. Wydobyła sztylet, odcięła sprawnymi ruchami obie główki kości, po czym wypięła z włosów szpilę i przeczyściła środek kości. Mijały kolejne sekundy.
Uniosła sztylet, nachyliła się nad Astorim. Jej twarz wyrażała absolutne skupienie, zaciśnięte szczęki, zmarszczone brwi. Szeptała coś, czego nie rozumiałyście, zaklęcia, może modlitwę.
I jednym szybkim precyzyjnym ruchem przecięła mu gardło.


Niewielkie, krótkie nacięcie tuż pod jabłkiem adama, rozchyliła delikatnie palcami, wsunęła kościaną rurkę. Dmuchnęła.
W klatce piersiowej Remusa zabulgotało, dobył się cichy charkot. Przez rurkę popłynęło trochę płynu i krwi. Po czym usłyszałyście świszczący oddech.

Szamanka upewniła się, że oddycha, po czym usiadła ciężko na posadzce. Wzięła kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić. Dopiero teraz zobaczyliscie, że sama też ma siną pręgę na szyi, tam gdzie zacisnęła się moc szamana, a przy uszach też ma ślady krwi.
- Taihire, muszę przyspieszyć inicjację Kamienia... - powiedziała ciężko - Dlaczego tak długo to trwało, gdzie byliście?
Wojowniczka zmieszała się.
- Więźniowie... - powiedziała w końcu - Jeden z nich zaatakował drugiego, chciał go zadusić. Nie uwierzysz, ale chwilę wcześniej ratowaliśmy tego człowieka identycznie, jak ty tego. Ten który go zaatakował, to jeden z tych, co uciekli.
- Taaak - powiedziała przeciągle Maiput - Z tych, którym pozwoliliście uciec, teraz, kiedy w jaskiniach grasuje przebudzony voghern, a oni nie mają nawet pojęcia o czerwieni - podniosła wzrok na was obie, wciąż siedzące obok, dostrzegła wasz zniecierpliwiony pytający wzrok - Mori Khan, Władca Koni. Odpowiedział na moje wezwanie, podobnie jak orkowie z gór, podobnie jak Primrose. Jest potężny... Potężniejszy niż ja. Ale ja nie jestem sama... Podnieście tego człowieka! Zacznijcie przygotowywać Inicjację...
- Siostro... - odezwał się Seitiri - Ale nie zdążysz przed kolejną Czerwienią...
Spojrzała na niego, w oczach dało się dostrzec zdecydowanie.
- Trudno. Oddajcie cześć Władcom! - zawołała głośno, a obecni tubylcy odpowiedzieli zawołaniem, kłaniając się posągom. Słyszeliście zawołania, które brzmiały jak rozkazy, inne znów jak modlitwy. Rannych i zabitych zaczęto wynosić z Komnaty.
Astoriego także podniesiono i połozono na plecionych z maty noszach.

Prim,
- Jakie rozkazy, szefowo? - usłyszałaś w zamieszaniu cicho wypowiedziane słowa Kurta - Myślisz, że ona go naprawdę ratuje? Co mamy robić?

/ruszyliście przez całą długość Komnaty, więc macie chwilę na rozmowę/

Kodran - 25-01-2015, 13:38

Stał w pobliżu gdyby go potrzebowali.
Co? Jak? Ale... Czy ona właśnie uratowała go ptasią kością? Był zdumiony. Co ona zrobiła, co to za czary? Najważniejsze że działa...
Zbliżył się do Kurta aby usłyszeć co powie Prim.

Prim - 25-01-2015, 23:22

Klęczała przy Yerbacie dobrą chwilę. Zmarszczyła czoło. Niedobrze.
Spojrzała w oczy Szamanki. Dostrzegła w nich niepokój. I strach.
O Astoriego?
Nie miała czasu się zastanawiać, zaklęcie Toruviel powoli przestawało działać.
Na jej pytanie odrzekła tylko: Tak. Że jest niedobrze.
Podejrzewała pęknięcie podstawy czaszki. Jeśli tak jest, z Yerbatem będzie coraz gorzej.
W tym momencie w komnacie zaczął się rozgardiasz. Biegali jacyś ludzie, wojownicy, kobiety, mężczyźni. Szamanka posłała jedną z nich po coś ze stołu.
Wytrzymaj jeszcze chwilę..Zostań z nami Astorii.
Potarła dłonie o siebie, po czym rozgrzane przyłożyła na nowo do ciała mężczyzny. Zaczęła szeptać modlitwę. Jedną za drugą. Oddech zabójcy nie pogorszył się. Ale też nie ulegał poprawie. Pewne było jedno- że jest źle.
W tym czasie szamanka robiła coś z przyniesioną jej kością. Nachyliła się nad Astorim. Prim już wiedziała, co zamierza zrobić. Odsunęła się kawałek.
Po chwili Remus oddychał. Ale tylko oddychał. Szepnęła zaklęcie wzmocnienia: Arth Egnion.

Kilka minut później znalazł się na noszach. Wynosili go razem z resztą rannych.
Tuż przed tym, jak dowiedzieli się, że więźniowie uciekli.

Prim zaklęła szpetnie pod nosem. Nienawidziła, gdy robota wymyka jej się z rąk.
Astorii był ranny, należało go zoperować.
Więźniowie uciekli, kręcą się gdzieś po Podziemnym Mieście.
Zbliża się do nich jakiś oddział, przed którym robi w gacie ten potężny Władca Kuców.
Szamanka też nie wygląda najlepiej, a chce przyspieszyć rytuał...
Cudownie.


Usłyszała ciche pytanie Kurta. Milczała kilka sekund
-Pomagamy Szamance. Remusem zajmę się osobiście, jak już będzie po wszystkim. W takim stanie powinien wytrwać kilka godzin. Wzmocniłam go na tyle, by nie było powodu do obaw.-zmarkotniała- nie podoba mi się to wszystko. Ale nie mamy wyboru.
Spojrzała w stronę oddziału. W oczy każdego Imperialisty. Byli gotowi. Odważni. Szaleni.
Prim uśmiechnęła się pod nosem. I Najlepsi.

Obróciła się w stronę Ognistowłosej. Przystanęła na chwilę. I ona wyczuła, że hobbitka chce coś powiedzieć.
- W imię sojuszu, który zawieram niniejszym, jako Namiestnik Castorów na Za- Południu- pomożemy Ci. Ja i moi ludzie.
W tym momencie ruszyli z miejsca. Prim kontynuowała:
-Ponieważ, jak rozumiem, zbliżają się do nas dwa oddziały- jeden z osobą, której lęka się Szaman, drugi, złożony z więźniów- proponuję, by Twoi ludzie ustawili dwie zasadzki. Są na tyle liczebni?
Powiedz nam jeszcze, kim jest ta osoba i dlaczego lęka się jej Szaman. I czy my również mamy się jej lękać. Jak i również- czy mamy się lękać Władcy. Zagraża nam jeszcze?
Czemu spieszysz się tak z rytuałem? Jak możemy Ci w nim pomóc i ile mamy na to czasu?

Przeszły jeszcze dwa kroki.
- A co do Remusa.. Powinien wytrzymać kilka godzin. Jeśli ciśnienie w czaszce nie wzrośnie przez ten czas dramatycznie, poskłada się go szybko...jeśli nie...trochę dłużej. Miejmy nadzieję, że nie wedrze się zakażenie. Co zaś się tyczy jego ducha... Będziesz potrafiła pomóc?

Miała nadzieję, że tak. I że Matka Natura również pomoże Imperium tak, jak zawsze pomaga swym dzieciom w potrzebie.

Kodran - 26-01-2015, 01:16

-Skąd idą ci, których obawia się Szaman? Z tego tunelu, z którego my przyszliśmy czy z jakiegoś innego? Domyślam się, że to nie jedyne wejście do Miasta... I gdzie są ci więźniowie?- zadał pytanie w przestrzeń, nie do kogoś konkretnego, ale oczekiwał w milczeniu na odpowiedź
Dobrze by było na własne oczy zobaczyć osobę, której lęka się Władca Kuców. Ale szukanie więźniów też brzmi ciekawie. No ale o tym decyduje szef.

Toruviel - 26-01-2015, 20:22

Astroii był Imperialistą i w pewnym stopniu nim gardziła. Może nie nim, ale jego poglądami i sposobami. Ale mężczyzna uratował jej życie kilka razy w tym roku. I nie tylko jej. Zacisnęła zęby - wielu z nich coś zawdzięczała. Tak jak cały jej naród zawdzięczał przetrwanie Talsoi.
Wydała z siebie zduszony krzyk, gdy zobaczyła, co zrobiła Szamanka. Nie widziała nigdy w życiu czegoś takiego - kto wie, może na ludzkich uniwersytetach tego uczyli, może Envyn o tym wiedziały, ale ona sama była zszokowana, kiedy mężczyzna zaczął... oddychać? Nie wiedziała, jak to powinna nazwać.
Szła w pobliżu Szamanki i hobbitki, jednak nie przyłączyła się do pytań. I tak większość tych, które ją interesowały, już padła. Dorzuciła jednak swoje trzy grosze.
-Jeśli dobrze zrozumiałam uciekło pięcioro więźniów. Z czego wszystkich znamy, albo przynajmniej kojarzymy. Kim dokładnie są? Jakim cudem uciekli? Jestem niemal pewna, że mieli między sobą maga, więc jest z nimi Nem, Pethabanka. A zatem wiedzą o mojej obecności tutaj. A jeśli spotkają się z drugą grupą, która podobno tu zmierza, to możemy mieć poważny problem z zachowaniem naszego porozumienia w sekrecie.
-Jeśli chodzi o rytuał, jestem ciekawa w najzwyklejszy sposób, jak i powodowana pewną troską. To nie jest przecież rutynowe działanie i mimo wszystko nie powinnaś zbytnio się spieszyć - tu już nie chodzi o siłę ducha, ale o zwykłą fizyczną wytrzymałość. Ale masz zapewne swoje powody. Choćby to, czego dotyczy. Pani Primula ma tutaj rację - czy możemy jakoś cię wspomóc, chociażby użyczając energii?
Jeszcze jedna rzecz ją niepokoiła. Czy zbiegli więźniowie wiedzieli o niej i jej ojcu? O ich pobycie wśród Tubylców? I owocach tego pobytu. Jeśli tak, nie mogą uciec, nieważne, jak bym tego chciała.
-Czy ktoś z więźniów wiedział o umowie, jaką zawarłaś z moim ojcem? Jeśli tak, to musimy modlić się, byśmy ich przechwycili. A jeśli nie wiedzą, sądzę, że nie powinnam ryzykować ujawnienia się. Nie wiemy, jaką przykrywkę dla mojego zniknięcia wymyślił mój ojciec - chyba, że - obejrzała się lekko w stronę Kurta, który dowodził oddziałem... kontaktującym się... z nimi na powierzchni. -ustaliliście to z nim. A jeśli ogłoszono, że schwytało mnie Imperium to z całą pewnością powinnam unikać ludzi z Północy, przynajmniej do czasu otrzymania jakichkolwiek instrukcji od moich zwierzchników.
Na uwagę o Astoriim nie odpowiedziała w ogóle. Pokiwała tylko głową na słowa druidki.

Reshion vol 2 Electric Bo - 29-01-2015, 23:04

Podziwiając widoki i zdobienia sali jakich wcześniej miał wrażenie nie zauważył kiedy tutaj jedli. Podziwiał zawijasy na suficie i ścianach do kiedy nie wpadli wojownicy i cała sala, co do jednej osoby skupiła się na Astorim, przynajmniej tak to wyglądało z jego perspektywy.
A skoro o naszym bohaterze mowa, leżał on sobie na podłodze, jakby nigdy nic, a nad nim samym pochylały się cztery niewiasty. Widać było z daleka ich zmartwione mordki oraz poruszające się usta wskazujące na jakąś konwersację. Jako, że i tak nie miał jak pomóc im, począł pomagać kolumnie utrzymywać się w stabilnej pozycji. Już miał ziewnąć, aż zauważył, że rudowłosa podcięła gardło nożem kudłatemu zabójcy a potem coś w nie wsadziła. Chwila minęła w niepewności po czym Remus zaczerpnął powietrza. To się nazywa tracheo... trachtom.... tracheotomia? Chyba, a może tracheotominia?
Nie robiąc nic ciekawego, czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Podążył potem za grupom, przysłuchując się ich wymianie zdań. Nie miał ochoty na razie im podpowiadać i udzielić odpowiedzi na pytania, na które znał odpowiedź, coś go lenistwo wzięło. Dał im chwilę na zakończenie zdań i myśli po czym się szybko wtrącił.
- Co tam mówiła szamanka i ten dym po samnijsku podczas scenki? Coś zrozumiałyście?

Indiana - 05-02-2015, 00:08

Wśród panującego poruszenia i rozgardiaszu, nad którym ledwie panowała Taihire, dotarliście do wyjścia z Komnaty. Idący za wami wygaszali świecące przy wejściu pochodnie, tak że po chwili w całym monumentalnym pomieszczeniu zapadł półmrok.
Ognistowłosa zatrzymała się, wydała kilka organizacyjnych poleceń, po których wokół was zrobiło się nieco mniej tłumnie. Zostali tylko ci, którzy nieśli nosze z nieprzytomnym Astorim, Seitiri zwiadowca oraz Dirili. Wtedy padły słowa Primrose. Szamanka znieruchomiała, wyprostowała się patrząc przez chwilę w nieokresloną przestrzeń, po czym spojrzała na hobbitkę.
- Słowo - powiedziała niskim, pełnym powagi i ... czegoś jak smutek głosem - Słowo jest święte. Ja, dziecię bezimiennego ludu, ja, wybrana na jego przewodnika, zawieram sojusz z wami, z tymi, którzy dążą do wolności człowieka. Oby nasza droga jak najdłużej wiodła w tym samym kierunku.
Umilkła na chwilę, umilkli tez wszyscy pozostali, wyczuwając powagę chwili, ale nikt nie czuł się powołany do wzniesienia okrzyku czy jakichś innych przejawów celebry, więc stali tak przez dłuższą chwilę, milcząc. Być moze dlatego właśnie chwila wydała się jeszcze poważniejsza, hobbitka i szamanka stały tak naprzeciw siebie, jak skamieniałe posągi z Komnaty Władców.
Ale chwila minęła, a pytania domagały się odpowiedzi, gdy już zostały zadane. I odpowiedzi padły:
- Więźniowie, kilkoro z tych, których pojmaliśmy w różnych okolicznościach, uciekło do jaskiń. Nie wiem, ilu dokładnie, ani którzy, wie to Taihire. Nikt z nich, jak sądzę, nie wie o niczym, co między nami zostało ustalone, bo w czasie drogi chyba o niczym nie rozmawialiście.
Kurt, wywołany do odpowiedzi wzrokiem Toruviel, chrząknął, znów bezwiednie dotykając ręką nasady nosa:
- Toruviel, twój ojciec będzie się trzymał wersji, że cię uprowadziliśmy, będzie udawał zrozpaczonego, twierdząc, że go szantażujemy, a on się nie ugina. Wszyscy, którzy nas widzieli z nim, ci gwardziści styryjscy, których przyprowadziłaś, zginęli, do ostatniego. Ta Pethabanka chyba nic nie wie. Coś tam Reshi się do niej mizdrzył, ale to chyba nie miało jakiegoś sensu głębszego niż matrymonialny...

Wzrok wszystkich chwilowo skupił sie na Reshim, Reshi natomiast od dłuższej chwili skupiony był na analizie zmiennego położenia podłogi względem ściany i na odwrót... a może nie... albo obu na raz względem siebie po kolei pod kątem ... I jego bezbrzeżnie zdziwiona waszym zainteresowaniem twarz wyrażała własnie dokładnie taki chaos, jak poprzednie zdanie.

Szamanka odchrząknęła:
- W każdym razie uciekinierzy nie przeżyją tam. Pomijając niebezpieczeństwa pory Czerwieni, grasują tam istoty, których potęga jest niewyobrażalna dla istot powierzchni. Nawet mieszkańcy podziemi ich unikają. Miasto, które widzicie wokół siebie, nie jest zamieszkiwane non stop. Ludzie sciągnęli tu na rytuał. Ożywiliśmy dawne siedliszcze, rozpaliliśmy dawne ognie, wróciliśmy do dawnych siedzib. Ale jeszcze niedawno zwierzęta podziemne grasowały tu bez przeszkód, mają tu swoje terytoria i tereny łowieckie. Wyjście poza strzeżony teren bez przewodników, to pewna śmierć. Nie wiem, gdzie dokładnie są - odwróciła się do Kodrana - Moi ludzie pomyśleli, że ci zawrócą, spłoszeni chłodem Czerwieni, ale nie docenili ich. Uciekinierzy przetrwali Czerwień, a teraz błądzą gdzieś w tunelach.
- Nie wiem, kto ku nam idzie i którędy. Możliwe, że idzie waszym śladem. Mori Khan mówił o kobiecie, której użył jako ostrza, narzędzia, miał skłócić naszych wrogów, by dac nam możność operowania w okolicy świątyni na powierzchni. Nie wiem, jakim cudem ona stała się dla niego zagrożeniem, powinien jednak już dawno zniknąć na szamańskich ścieżkach. On jest potężnym duchem, włada wielką mocą. Gdy wzywałam pomocy, on odpowiedział. Jest z ludu, który ma z nami wspólnych przodków, nasza mowa jest podobna, nasze obyczaje są bliskie. Ale teraz zdaje się, że tę kobietę ktoś zmienił w narzędzie przeciw niemu samemu. Nie mam możliwości, by ją odnaleźć. Ale jeśli to prawda, że ona tu zmierza, to z pewnością nie sama i mamy się czego obawiać.
O ile mogę wysłać ludzi w ślad za uciekinierami, o tyle w tym przypadku możemy tylko wzmocnić straże w bramach, bo nie wiem, skąd nadejdą.
Władca Koni jest duchem potężnym, ale i niestabilnym. Jest pełen gniewu i niepokoju. Opiekunowie mnie chronią i wzmacniają, ale obawiam się, że nie zdążymy. Planowałam zacząć Rytuał Kamienia tuż po kolejnej Czerwieni, ale to wiele godzin. Wiele może się wydarzyć, zbyt wiele. I ... jest jeszcze on.

Głos Szamanki zmiękł i zmatowiał, gdy mówiła o Remusie, jej spojrzenie stało się ciepłe, a rysy twarzy złagodniały. Dłonią pogładziła nienaturalnie blady policzek nieprzytomnego zabójcy.
- Jego uczucie jest czyste i prawdziwe - powiedziała smutno - Jest warte wszystkich imperiów świata, bezcenne. Ja jednak nie mam niczego, czym mogłabym za nie odpłacić, niczego, co byłoby warte choćby jego tysięcznej części. Mogę go jednak ocalić i zrobię to. Jego ciało jest bezpieczne dzięki wam - podniosła wzrok na Prim i Toruviel - ale jego duch jest we władzy Mori Khana, w jego płaszczyźnie, w jego koszmarze. Nie mam dość własnej mocy, by go wyciągnąć. Ale Opiekunowie mogą to zrobić. Ale... - zawiesiła głos na moment - ale on wtedy stanie się jednym z nas. Jak ci spośród naszych jeńców, którzy wybierają, by z nami zostać. Stanie się dzieckiem mojego ludu. Nie znam innego sposobu...

Odetchnęła głęboko jak ktoś zdecydowany, kto wreszcie może pozbyć się potężnego brzemienia. Idąc powoli, znajdowaliście się już na brzegu podziemnego jeziora, przed wami pulsującym blaskiem pysznił się olbrzymi obelisk, migoczący milionami znaków. Wyraźnie, wręcz ewidentnie, wśród tego błękitnego blasku widniała niewielka, ciemna plama, przestrzeń, jak zacieniona wnęka wypełniona mrokiem odpornym na moc światła.
- Przynieśliście mi ostatnią tablicę, ostatnią część Kamienia Węgielnego. W tym kamieniu, którego moc wygaszono przed wiekami, zapisano pamięć i świadomość naszego ludu. Gdy ostatnia tablica stanie się jego częścią, odwołam tamte zaklęcia, rozpalę z powrotem jego moc. Każdy z naszego ludu odzyska to, co wiedzieliśmy wieki temu, ale także to, co próbuję odzyskać, to, co dopisałam do kamienia i co jeszcze dopiszę. Przez pokolenia niebytu straciliśmy możliwość rozwoju, jesteśmy więc skazani na żałosną kradzież wiedzy innych. Wiem, widzę w waszych umysłach pogardę dla tego czynu, i podzielam ją. Ale innego wyjścia nie mam. Ostatni, których świadomość zapiszę w Kamieniu, albo umrą, albo dołączą do nas.
Potem wymażę zaklęcie wygaszenia i Kamień zapłonie z powrotem. Jeśli zrobię jedno bezpośrednio po drugim, tak... słusznie uważacie, zabraknie mi sił. Jeśli... Nie ośmielę się prosić was o to i zrozumiem waszą odmowę. Jeśli jednak tak zdecydujecie, przyjmę waszą pomoc z wdzięcznością, jeśli zechcecie wspomóc mnie przy rytuale obudzenia Kamienia i przywrócenia Pamięci.
Jeśli nie, będziemy zaszczyceni, jeśli zechcecie przy nim asystować.

Podczas waszej rozmowy trwały przygotowania. Niedaleko korytarzy na prawo (stojąc tyłem do jeziora) od wejścia do Komnaty dało się zauważyć Taihire, jak formowała trzy oddziały, w tym jeden złożony z goblinów, wydawała polecenia, przeglądała broń. Szli w pościg za więźniami.
Zza nich dobiegały odgłosy kolejnej bieganiny i po chwili dostrzegliście tubylców, niosących kogoś na noszach. Gdy doszli do was, dostrzegliście postawnego człowieka, w wieku może 50 lat. Nie dało się zobaczyć jego stroju, siwiejące włosy miał spięte w kucyk, a reszta przykryta była kocem. Z zakrwawionego gardła widać było wystającą krótką rurkę.
- To ten, na którego rzucił się ten dziwny kapłan.
- Ironia losu - uśmiechnęła się szamanka, widząc kolejną wykonaną tracheotomię - Nie róbcie mu krzywdy. Niech go przyprowadzą ostatniego do wnętrza piramidy. On nie jest kapłanem, ale jest w nim coś groźnego. Cień...
Tubylcy ruszyli z noszami przez pomost na jeziorze i po chwili zniknęli pod piramidą.

Toruviel - 11-02-2015, 21:10

Toruviel szła szybko, rejestrując tyle ile się dało z tego, co działo się dookoła. Miała wyostrzone zmysły.
W temacie więźniów, zanotowała sobie w pamięci, by zapytać o to Taihire.
-Niestety, o ile dobrze pamiętam, to ktoś z was wspomniał, że nie jestem tu więźniem, lecz gościem. Więc nie możemy być niczego pewni.

-Jeśli chodzi o waszą wiedzę - rozumiem ile znaczy dla was dziedzictwo i kultura. Sama rozpaczliwie czepiałam się swojej w ciągu ostatnich dwóch loa. O ile nie odejdę w ten sposób od duchów moich przodków, o ile nie wyrwie mnie to i nie przemieści mojej duszy, o ile nie stanę się członkiem waszego ludu, pomogę. Jeśli nie, będę zmuszona zrezygnować.

Gdy w sali pojawiła się Taihire z oddziałkiem przeprosiła na chwilę rozmówców i podbiegła do dowodzącej, a gdy ta spostrzegła obok siebie elfkę, wydała jeszcze jeden rozkaz i zapanował rozgardiasz.
-Nie mam czasu teraz. O co chodzi? - pytanie padło w języku Tubylców.
-Wiem. Tylko dwa pytania. Kto uciekł? I czy macie jakichś elfów?
Po otrzymaniu odpowiedzi szybkim krokiem wróciła do reszty, gdy tych mijała grupka z noszami.
Dziwny kapłan?

Indiana - 12-02-2015, 03:45

Spojrzenie Taihire było dalekie od przyjaznego. Nie dało się nie zauważyć, że to na niej ciążyła odpowiedzialność za zamieszanie z więźniami, co w dużej mierze tłumaczyło jej opryskliwość.
- Kto uciekł? Elfy właśnie między innymi. Ghor-u-kha-mane, Ci-którzy-malują-ciała. Ale ludzie także. Kobieta z pustyni, jeśli o nią pytasz. Tamten tam - wskazała ręką na Reshiego - ochlaptus też o nią wypytywał i próbował się do więźniów dostać. Lepiej, żeby się nie okazało, że miał z tym coś wspólnego...
Niedopowiedziana groźba zawisła w powietrzu, ale Taihire nie odważyła się na zbyt daleko posunięte deklaracje względem ludzi, z którymi jej siostra właśnie zawierała sojusz.
Chociaż Reshi nie bardzo wyglądał, jakby mógł cokolwiek zawierać poza intensywną znajomością z jakąś miłą poduszką...

Tymczasem wracając do stojących przy pomoście dostrzegłaś grupę strażników (tj. chyba z ośmiu), prowadzącą związanego człowieka. Nie był po prostu związany - pod wygiętymi do tyłu ramionami przeciągnięto mu belkę, by nie mógł manewrować rękami, nadgarstki miał związane, szedł, a właściwie był prowadzony w pochylonej do przodu postawie.
Strażnicy podeszli do was.

-> wątek #23

Prim - 12-02-2015, 12:41

>przed przeniesieniem :) <
Primula z powagą wysłuchała odpowiedzi szamanki. Skinęła głową. Przymierze zostało zawarte.
Stała chwilę w bezruchu, wpatrując się w oczy Tej, która postanowiła odbudować Potęgę Ludu Za- Południa. Widziała w nich powagę i nutę nadziei. Na to, że współpraca z Imperium nie zakończy się szybko.
Potem nadeszły odpowiedzi na zadane wcześniej pytania. Głos zabrał Kurt. Prim w skupieniu wpatrywała się w przestrzeń nad głową Ognistowłosej. Analizowała możliwe wyjścia i podział oddziału. Niestety. Wykluczony.
Sprawa Toruviel również ją martwiła. Nie wiadomo ile zdołał powiedzieć więźniom ten adorator od siedmiu boleści żołądka. Lepiej, by oficjalna wersja się utrzymała. Trzeba będzie się spytać przy okazji Reshiego, ile im wypaplał. Wiedziała, że Kurt o to zadba. Póki co, były ważniejsze rzeczy.
Tymczasem wzrok wszystkich padł na owego adoratora, który kontemplował sklepienie sali. I zadawał sobie w myśli z pewnością trudne, egzystencjalne pytania: „Góra? A może Dół?”.

Przewróciła wzrokiem. Przeprosiła na chwilę obecnych, po czym podeszła do niego i lekkim kopniakiem doprowadziła jego umysł do stanu „lekkiego otrząśnięcia”. Sprawnym ruchem sięgnęła do małej kaletki przy pasku i wyciągnęła z niej niewielką, ciemną buteleczkę, w środku której połyskiwał oleisty płyn. Odkorkowała. Cierpka woń rozniosła się w odległości kilku metrów od wylotu naczynia. Odjęła z ręki Reshiego puchar, z którego sączyła się wąską strużką resztka wina, po czym wlała do niego kropelkę płyny.
-Pij- rzuciła szybko. Łyk mikstury druidzkiej, oczyszczającej organizm z trucizn (a czym innym był alkohol w tej sytuacji?) powinien pomóc ledwo żywemu imperialiście.
Dołączyła z powrotem do Szamanki. Wszystko trwało może jakąś minutę. Góra dwie. Liczyła, że za kolejnych 5 Reshi będzie w stanie przynajmniej się zdecydować, gdzie jest Dół. Wiedziała, że na cud w przypadku tego konesera trunków będzie trzeba jeszcze poczekać.

Tymczasem Ognistowłosa wyjaśniała sytuację więźniów, kobiety, Mori Khana, Rytuału i Remusa.
Gdy skończyła, Prim chwilę milczała, po czym rzekła:
W takim razie wyślij ludzi, wzmocnij straże. Nic innego nie wymyślimy na ten moment. Powinniśmy zastawić kilka pułapek na odwiedziny tej Kobiety. Kimkolwiek ona jest,powinniśmy stawić jej czoła. - popatrzyła po swoim oddziale. Westchnęła.- Jeśli zaś chodzi o Remusa... Jeśli jest to jedyny sposób, to nie mamy wyjścia. Myślę, że jest jednak przywiązany do swojego ducha... - zamyśliła się. Głęboko.
Nie masz nic do stracenia. I tak wszystko, co ważne dla Ciebie już się skończyło.
Podniosła wzrok, spojrzała Szmance w oczy.
Pomogę Ci w rytuale. Bez względu na wszystko. Moc Matki Natury wspomoże dzieło jej sługi. Użyczę mocy. Czego będzie trzeba.
Mój oddział również pomoże, jak będzie mógł. Jako obstawa, asysta...Ktokolwiek. Nie chcę jednak, by z nich ściągano moc, czy wymagano ofiary, jeśli sami nie wyrażą chęci do takiego działania. Nie wystawię ich na otwarte niebezpieczeństwo. Niech służą tak, jak wybiorą.
- zwróciła się w stronę oddziału- Ja natomiast pomogę Ci wszystkim, co mam.


Tymczasem Toruviel oddaliła się w stronę jednej z tubylek, rozporządzającej oddziałami. Stały niedaleko. Prim wychwytywała pojedyncze słowa ich rozmowy. Nietrudno i bez tego było domyślić się, o co chodziło spiczastouchej. O pobratymców, rzecz jasna.
Weszli ludzie z noszami.
Ciekawe kim jest ten czlowiek? spojrzała na Szamankę. Dziwny kapłan? O co w tym chodzi

Toruviel - 14-02-2015, 03:51

>również przed przeniesieniem... co zrobić... ;) <
-Więc mieliście elfów... Takich jak ja? Leśnych? Czy czarnych, malujących tatuujących twarze w kreski i kropki? A Pethabankę znam i darzę sympatią. W tym momencie bałam się jedynie, czy nie mieliście kogoś z Aenthil. Nie mogę powiedzieć, że cieszy mnie, że skradliście sekrety mojej rasy. Nieważne, jakiego odłamu. Ale rozumiem. - skinęła kobiecie. - Dziękuję. - wróciła
Wątpię, by trzymali Aenthil, nie teraz, kiedy się z nami porozumieli. To pewnie byli Laro. Ewentualnie podziemni. A jeśli Szamanka przeczytała myśli Laryjczyka, to ma informacje z pierwszej ręki. Ikni, do diabła. Czy Ikni popchnie ich ku tej wojnie, kiedy mogliby pertraktować? Prawdopodobne. Tacy już są. Ale nie przestanę próbować. Muszą tam być tacy jak ja, którzy chcą, żeby elfy żyły w jako takiej koegzystencji. Jesteśmy różnymi narodami, ale jedną kulturą. Mamy wspólne tradycje, na wszystkich bogów. Nie odpuszczę tego.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group