Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

Grupa Czerwona - Wstęp fabularny

Wojtek - 23-09-2015, 03:03
Temat postu: Wstęp fabularny
"Brynjolfa Gunnarsona pół godziny temu pojmano." Te słowa dudniły w waszych głowach jeszcze długo po tym, jak Kettil Utenson dokładnie opowiedział wam sytuację przerwania ceremonii naznaczenia. Niektórym nie musiał tego opowiadać, przecież też tam byliście.
Po powrocie do fortecy Borgh Du, za póki co bezpieczne mury, nie mogliście usiedzieć w miejscu. Męczyła was myśl o tym, że być może nigdy nie uda się odnaleźć Brynjolfa, że osoba zdolna do poprowadzenia Tryntu do walki z Qua, którzy teraz zatrzymali się i niejako okupują waszą ziemie, może być martwa. Myśl o tym, że to nie wy go aktualnie szukacie, również nie dawała wam spokoju.
Dlatego podjeliście decyzję. Podjeliście ją wraz z Kettilem Utensonem, hovgjeterem klanu Killkeran, który skrzyknął najodważniejszych pośród ocalałych i z nich utworzył grupę. Grupę, z której podczas licznych poszukiwań w lesie, wypadów partyzanckich, ocaleliście wy.
*

Moira siedziała w jednym z budynków wydzielonym jako sypialnia, na twierdzy Halfdana Borgh Du. Była to stara szopa, przebudowana w taki sposób, by pomieścić jak najwięcej osób. Po podłodze walały się w nieładzie pozostawione posłania, pełne brudu, nierzadko krwi. Mieszkanie dzieliła z różnymi ludźmi. Twierdza musiała pomieścić wszystkich żołnierzy, górali, cywili, którym udało się zbiec, przedstawicieli innych ras gotowych do walki o Trynt.
Wiedziała, że dzisiejszej nocy wyruszają wraz z Kettilem i pozostałymi ludźmi w teren, aby odnaleźc Brynjolfa. Wszystko było już spakowane, jej przedmioty leżały starannie ułożone na posłaniu. Przeglądnęła je ostatni raz, aby się upewnić, że wzięła wszystko co potrzebne. Gdy zanurzyła ręce w torbie i zaczęła przerzucać rzeczy, poczuła ostry ból w dłoni. Szybko ją wyciągnęła i ze zdziwieniem obserwowała strugę krwi płynącą z dość głębokiego rozcięcia. Sztylet Sigberta leżał na dnie torby, a jego ostrze lśniło od świeżej krwi...
Moira usiadła. Przez ostatnie wydarzenia nie było czasu wspominać poległych. Teraz wszystkie te wydarzenia wróciły mocniej, jako wspomnienia. Spojrzała jeszcze raz na sztylet. Obrona na forcie. Śmierć Sigberta, jednego z trzech powierników tryntyjskiej korony. To dziwne, jak dawno tego wszystkiego tak dokładnie nie wspominała.

*

Różnie się mówi o nastrojach w ocalałym Tryncie. Narastają nastroje nakłaniające do pójścia na ugody z Qua, na rozpoczęcie rozmów, ugranie jak najwięcej dla Tryntu. Słowem: na skapitulowanie, oddanie się w ręce Qua. Cena zapewne ta sama – tylko wyrzec się swoich Bóstw... Czy aby napewno: "tylko"?
*

Brynjolf padł w trawy. Silny ból przeszył jego zmęczone mięśnie. Powróz na nadgarstkach uwierał mocno. Zamłócił nogami w błocie, starając się podnieść na kolana. Dziękował Bogom, że ma na sobie swój płaszcz, który pomagał mu zachować resztki ciepła.
Płaszcz spięty fibulą, która przesunęła się podczas marszu i nieznośnie kłuła w szyję ostrą końcówką. Każde ukłucie przypominało Brynjolfowi, od kogo ją dostał.

*

Nie możecie dopuścić do tego, aby ludzie sie poddali. W tej sytuacji, potrzebne jest odnalezienie Brynjolfa, który stanowi symbol walki o Trynt. Jest ostatnim żywym powiernikiem korony Tryntu, w sercach wielu górali jest osobą za którą pójdą walczyć.
Wiecie jednak, że Brynjolf jest naznaczony. Nie wiadomo jaki ma to wpływ na samego Brynjolfa. Zdania są podzielone. Mówi się, że Qua może w ten sposób wywierać wpływ na naznaczonych. Inni mówią, że pozostają oni pod pełną kontrolą. Jeszcze inni, że to jedynie znak. Jaka jest prawda? Nawet jeżeli nigdy jej nie poznacie, naznaczenie trzeba zdjąć z Brynjolfa. To jest problem, który jak się dowiedzieliscie ma rozwiązanie.
Doszły was słuchy, że część oddziałów pracujących aktualnie w charakterze wywiadu, posiadła informacje, że z pomocą dużej mocy zgromadzonej w jednym miejscu i rytuale odwrotnym do tego, który wykonano na ceremonii naznaczenia, da się zdjąć te piętno z człowieka. Najwięksi ocaleli magowie i kapłani już zajęli się tą sprawą. Wy jednak nie możecie czekać. Fakt posiadania informacji, że te piętno da się zdjąć i to za pomocą rytuału wspomożonego magicznym skupiskiem mocy, sprawił, że na nowo zapłonął w was zapał. Jeżeli jest to możliwe, to fakt, że znajdują się wśród was osoby związane z magią, powinien sprawić, że będziecie w stanie zdjąć naznaczenie. Trzeba odnaleźć Brynjolfa i ułożyć odpowiedni rytuał.
Kettil bardzo dobrze zna tutejsze tereny, ale operowanie na tym terenie było niesamowicie uciążliwe. Kilka razy starliście się z patrolami Qua, potraciliście ludzi, uciekaliście w las. Spotykaliście też inne grupy partyzantów walczących o wolny Trynt, co podbudowywało wasze morale, ale natrafialiscie też na takich, którzy już zdecydowali i oddali sie pod władzę Qua. Nie możecie ich winić, chcą przeżyć, zachować rodziny. Nawet tak wysokim kosztem, jak wolność.
*

Isélith przewrócił się na drugi bok. Nie mógł spać. W tle słyszał oddechy i chrapanie towarzyszy, z którymi rozpoczął poszukiwania Brynjolfa. Męczyły go myśli. Jego towarzysze polegli na kontr-forcie. Przecież jest teraz tak blisko tego miejsca. Leży tu w krzakach, na terenach, które nie tak dawno były polami wielu bitew i starć z Qua. Miejsca, które Herstein Borgh Du dokładnie umiejscawiał na mapie i rozdzielał ludzi. Pamiętał narady w karczmie.
Isélith już wiedział, że to będzie kolejna nieprzespana noc. Wrócą wszystkie wspomnienia. A amulet Veli, który zachował po oblężeniu znów zacznie tak dziwnie ciążyć. Nad ranem nadejdzie sen, ale zostanie szybko przerwany głosem wartowników wołających do zmiany. Życie partyzanta.

Wojtek - 23-09-2015, 03:05

Zapraszam do rozkminy. Tutaj raczej faublarnie, nie fabularnie w temacie "kminienie".
Btw. c.d.n ;)

Elf - 23-09-2015, 10:00

Elfi magowie to specjaliści od różnorakich rytuałów. :mrgreen:
Kenny - 23-09-2015, 13:17

Fabularnie? Z miłą chęcią ^^

*wzdycha*
Dobra, ma ktoś pomysł, jak wynieść się z gówna, w którym się znaleźliśmy?

Mirko - 26-09-2015, 04:51

< jak rozkminy fabularne to zadam pytanie. Czas i miejsce?>
Lutha - 26-09-2015, 12:39

<zakładam, że gdzieś w lesie w trakcie poszukiwań Brynjolfa>
Kenny - 26-09-2015, 16:54

<ja rozkminiałem, że w jakimś obozie czy coś i wtedy myślałem, że po znalezieniu Brynjolfa>
Wojtek - 27-09-2015, 14:15

Żyjąc od tylu dni w lesie, pojąc się przerywanym snem, walcząc o każdą chwilę odpoczynku, łatwo usnąć. Czy to kryjąc się za drzewem przed nadchodzacym patrolem, czy korzystając z chwilii, w której aktualnie ktoś inny wartuje. Każdego z was dopadały chwile słabości, w których głowa umykała wam na ramie, a powieki zdawały się być niesamowicie ciężkie...
....ale już od dawna nie mieliscie tak wyraźnych snów, a może majaków? Inga, czarownica. Kontrfort. Ale inny niż ten, który zapamiętaliście. Tamten pogrążony był w pożodze, w wrzasku rannych i konających. Ten we śnie zdawał się już teraźniejszy, jakby uśpiony, odpoczywający po tych wydarzeniach.
Inga zdawała się pokazywać wam coś dłonią, zachęcać was i kierować w stronę kontrfortu, gdzie majaczyły postaci. Zaledwie ich niewyraźne ślady, ale na tyle oczywiste by ujrzeć w nich postury wojowników. Wojowników, którym brakuje oręża, gotowych do walki. Wołających o to, by wręczyć im w rozochocone do walki dłonie, broń. Wojowników, których znaliście i pożegnaliście na kontrforcie...
Sen do was wracał tego dnia często. Ale zawsze taki sam. Przez cały czas snu w waszych głowach dudniły trzy słowa "wracamy, fort, nasza broń".


[Możecie oczywiście na to reagować działaniami fabularnymi, wszelkie próby są brane pod uwage i będą miały wpływ na fabułę epilogu]

Lutha - 28-09-2015, 21:11

"Brynjolfa Gunnarsona pół godziny temu pojmano.", słowa te dudniły jeszcze długo w mojej głowie. W końcu sam to widziałem, ogłuszenie go, zabranie od nas. I nic nie mogłem zrobić.... Potem, gdy nas uwolniono, chciałem biec, szukać go, ale nie wiedziałem gdzie... Wiedziałem za to, że wokół mnie jest pełno ludzi i przedstawicieli innych ras, którzy mogą mi pomóc, ba, sami chcą to zrobić, do tego mają umiejętności, by sobie z tym poradzić. Kettil przydał się w tym momencie najbardziej, skrzyknął właśnie tych wszystkich i dzięki niemu wiedziałem już co robić.

*


Na razie bezowocne poszukiwania Brynjolfa przynosiły tylko smutek, widać to było po całej drużynie. Było widać na ich twarzach złość i bezsilność. W tamtym momencie jedynym pocieszeniem była wiadomość, że już mniej więcej wiadomo jak zdjąć naznaczenie Qua. Wtedy przebłyskiwała radość i zdeterminowanie, jednak niestety nie trwało to za długo.

*


Najgorsze były noce, wtedy ciągle był wyczuwalny strach przed odkryciem nas, złapaniem, nie znalezieniem Brynjolfa. Jednak gdy te myśli na chwilę uciszały się, na ich miejsce wchodziły nowe, o przeszłości, o wspólnej walce na Kontrforcie, o przyjaciołach, którzy tam umarli. O wspólnych przeżyciach z nimi. Wspomnienia wracały, a wraz nimi przychodziły rozmyślania. Czasami nadchodził sen, jedyny moment odpoczynku...

*


Ten sen, już nie wiadomo czym był. Przekleństwem? Wskazówką? Jednak, gdy okazało się, że każdy z nas go ma, trzeba było się nad nim zastanowić. Była tam Inga, pamiętam ją, leczyła mnie kilka razy na Kontrforcie, jednak zginęła. A teraz nas woła, każe wrócić, widać też było innych. Wojownicy, gotowi do walki. To musi coś oznaczać! Do tego te słowa: "wracamy, fort, nasza broń", ciągle dudniące w głowach. Nie wiedziałem co zrobić, z rozmyślań wyrwało mnie uderzenie w pierś. Spojrzałem i zobaczyłem masywny amulet Veli. Wtedy podjąłem decyzję, już wiedziałem co zrobię. Teraz trzeba było powiedzieć o tym innym.[/center]

moira - 29-09-2015, 22:23

wracamy
fort
nasza broń

Siedziałam na ziemi, patrząc w niebo i rozmyślając nad snem, który męczył wszystkich członków kompanii już od jakiegoś czasu.
Inga. Inga była kluczem do rozwiązania całej zagadki. Gdyby jakakolwiek inna postać objawiałaby się w śnie, zrzuciłabym pewnie całą sprawę na zwykłe przemęczenie. Jednak Inga sprawiała, że nie mogłam przestać o nim myśleć. Wielokrotnie widziałam, jak potężni mogą być czarownicy. Choćby w Akwirgranie, kiedy przeprowadzałam badania nad wizjami, czarownicy i druidzi, dzicy magowie, jak pogardliwie określali ich inni magowie, osiągali najlepsze rezultaty. Nigdy nie dowiedziałam się dlaczego tak jest...może pewnego dnia...
Potrząsnęłam głową.
Nie ważne. Na razie trzeba skupić się na tym, co jest.
wracamy, fort, nasza broń Czyżby Inga rzeczywiście starała się wam coś przekazać?
Popatrzyłam na swoją rękę, zabandażowaną i opatrzoną. Rana po sztylecie Sigberta wciąż piekła.
Ta zagadka może być rozwiązana tylko w jeden sposób, a kluczem do niej jest Inga.
By poznać prawdę, musimy udać się do kontrfortu.
Powoli podniosłam się z ziemi, otrzepałam spodnie.
Czas na naradę.


**************


Szłam przez obóz, szukając kogoś znajomego. Stwierdziłam, że zanim zaprezentuję reszcie tak cudownie logiczny pomysł, jakim jest powrót na kontrfort, z którego dopiero co uciekaliśmy, zostawiając towarzyszy na pewną śmierć, skonsultuję się z paroma osobami dla uzyskania pewności, ze jest to dobry wybór. Mijając leżących dookoła ogniska wojowników, przechodząc obok przytulonych do siebie magów, przyglądałam się uważnie ich twarzom. Wszyscy mieli wymalowany ten sam wyraz - smutku, zrezygnowania, zmęczenia. Pojmanie Brynjolfa silnie odbiło się na naszych i tak już podniszczonych moralach. Po chwili ujrzałam znajomą krępą sylwetkę. Kenny wpatrywał się przed siebie, siedząc nieruchomo na ogromnej kłodzie. Nie chcąc tracić czasu, potruchtałam w jego stronę. Kiedy zbliżyłam się, zauważyłam, że na co dzień wesołe i żywe oczy Kennego są teraz przygaszone, wyprane z emocji.

- Kenny? - podeszłam powoli do hobbita i położyłam rękę na jego ramieniu.

Kenny - 29-09-2015, 22:41

Od dwóch miesięcy moim głównym zajęciem było rozmyślanie... zamartwianie się na zapas. Nie wiem, dlaczego to robiłem. Być może była to paradoksalnie jedyna rzecz, która odwracała moją uwagę od naszej opłakanej sytuacji. Możliwe też, że robiłem to, bo sam siebie chciałem ukarać. Myślałem czasem, że powinienem był zginąć, jak reszta. Czułem się źle... Mimo uniknięcia naznaczenia wciąż źle. Moja Pani nie odpowiadała na modlitwy. Od dwóch miesięcy nie użyłem jej mocy ani razu. Bałem się. Bałem się, że zabraknie mi energii... bałem się, że bogowie już nigdy się nie odezwą i wreszcie... bałem się o Du'nyę, która wyruszyła samotnie w stronę Styrgardu... Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś jej się stało...
Z rozmyślań wyrwał mnie dotyk kobiecej ręki. Wzdrygnąłem się, jakby ktoś oblał mnie wodą... odwróciłem zamglony brakiem snu wzrok i ujrzałem Moirę. Wyglądała na... podekscytowaną... no, to może za mocne słowo, ale ewidentnie widziałem, że psioniczka miała mi coś ważnego do powiedzenia.

Elf - 29-09-2015, 23:11

Siedziałem przy ognisku wraz z resztą naszego nikczemnego oddziału. Rozmyślałem o wydarzeniach z kontrfortu i o śnie którzy wszyscy dzielimy. Ja i inne Elfy jak zwykle siedzimy trochę na uboczu. Ludzie, choć niektórzy bardzo mi bliscy za sprawą wspólnych przeżyć, nie są w stanie pojąć sposobu myślenia i przeżywania Elfów...

Nagle, przerywając nasz ogólny letarg, do Hobbita podeszła Moira. Najwyraźniej czymś podekscytowana.
Chyba zaczyna się coś dziać...

moira - 29-09-2015, 23:18

Kenny odwrócił się i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
Usiadłam obok niego na kłodzie i spojrzałam przed siebie na ciemny las.
- Chodzi mi o Ingę. Ten sen, który wszyscy mamy od jakiegoś czasu. Myślisz, że to przypadek? Zbieg okoliczności, że wszystkim śni się ta sama czarownica, te same słowa i to samo miejsce? Zastanawiałam się nad tym przed chwilą i oczywiście, istnieje pewna szansa, że to wszystko jest skutkiem emocjonalnej presji pod jaką się znaleźliśmy w ostatnim czasie. Jednak w tym śnie pojawia się Inga, ze wszystkich osób.
Odwróciłam się w stronę hobbita.
- Kenny, sądzę, że powinniśmy się jak najszybciej udać na kontrfort. Tylko tam dowiemy się jaka jest prawda. Wiem, że nie wszyscy będą chętni pójść, dlatego musisz pomóc mi ich ewentualnie przekonać.
Zaskoczyłam z kłody i stanęłam przed hobbitem.
- Mogę liczyć na twoją pomoc? Jeśli tak, zwołajmy jak najszybciej naradę. Nie możemy tracić czasu.

Kenny - 29-09-2015, 23:22

Spojrzałem na płomyki nadziei w oczach Moiry... Zrobiło mi się momentalnie ciepło. Coś, jakby ktoś dorzucił chrustu do dogasającego ogniska w moim sercu.
-Istotnie. Nie możemy - powiedziałem z lekkim uśmiechem
Kiedy podążałem za Styryjką w stronę ogniska mój krok był taki sprężysty, jaki nie był od wielu, wielu tygodni.

Kodran - 29-09-2015, 23:24

Siedział na ziemi, założone ręcę opierał na kolanach i patrzył przed siebie. Mimo tego, że trochę czasu minęło od tych wydarzeń, wciąż nie mógł do końca się otrząsnąć. Czasem wydawało mu się, że to tylko sen, ale wtedy jak na złość wyczuwał prawie fizycznie piętno zostawione na czole przez Qa. Mathlan, Refren, Orchis, Vela. Wszyscy nie żyli. Misja nie powiodła się. I tylko on został aby przekazać wieść o porażce do Leth Caer. Nie wiedział czy bardziej bolała go strata przyjaciół czy świadomość, że będzie musiał zdać raport przed Elidisem. A potem powiedzieć wszystko rodzinom poległych...
***
Zauważył ruch. To Moira. Uznał, że nie ma sensu teraz rozmyślać nad tym i ruszył za nią.

Lutha - 29-09-2015, 23:41

Isélith widział zbierających się ludzi wokoło ogniska, podszedł do nich i stanął na uboczu się przysłuchując.
Elf - 29-09-2015, 23:43

Przy ognisku zaczęło się coś dziać. Sarell ruszył w stronę ogniska. Wstałem i poszedłem za nim.Wszystko było lepsze od tej cholernej bezczynności...
Yaeyvyinn - 29-09-2015, 23:44

Idę ciemną ścieżką w lesie. Jak codzień. Nie widać nic, nie słychać nic. Jak codzień.
Marsz, marsz...
Byle do przodu. Krok za krokiem.
Po nie wiem ilu krokach, czję moją skórę łaskocze słońce. W nocy? To musi być Pan. Boskie ciepło jest dla mnie jak uśmiech mamy dla dziecka. Czuję Jego obecność. Wiem, co muszę zro

***
Szelest. Ktoś się przewraca. Albo idzie? To był tylko sen. Żal i zmęczenie wyparły nawet majaki, które nas męczyły nas od wielu dni.
Pan do mnie nie przemówił.
Przewracam się na bok i ronię pojedynczą łzę, samotną jak moja dusza.
Po co uciekamy? I tak kiedyś nas złapią i zabiją. Nie jesteśmy nawet w stanie stanąć z nimi w szranki. czemu idziemy? Wszyscy to wiemy. Wojownicy ledwo dzierżą broń w garści. Wszyscy to widzą. Elfowom robi się mdło na samą myśl o czarowaniu. Wszyscy to wiemy. Atreinowi i Kennemu zaraz odbije z tęsknoty. Ale Ona nie odpowiada. Nie słyszą Jej głosu. Ja też czuję pustkę w duszy. Jak dziura w piersi, przez którą świszczy wiatr.
Tak dawno nie czułem ciepła.
Czy Oni nas opuścili? A może po prostu przegrali?
Wzdycham i staram się odsunąć złe myśli na bok umysłu... Ale one są jak czarne chmury zwiastujące burzę, ja w mej małości nie jestem w stanie nimi zawładnąć.
Po co?

Haakon - 29-09-2015, 23:47

Ekhard oderwał się na chwilę od obrazu jego martwych kompanów z Czarnego Tymenu w jego głowie. Dręczyła go bezsenność i zmęczenie po wszystkim co przeżył w ostatnich dniach. Zauważył poruszenie w obozie. "Może to ta chwila by coś zdziałać, by w końcu się otrząsnąć po tym wszystkim" pomyślał. Stanął przy ognisku i zawołał:
-Wszyscy do mnie, nie możemy siedzieć bezczynnie wieczność!

moira - 30-09-2015, 00:15

Kierując się w stronę ogniska, słysząc szybkie i zdecydowane kroki Kennego za swoimi plecami, przez chwilę poczułam się jak dawniej. Przed kontrfortem. Kiedy wszyscy żyli, a my nie musieliśmy ukrywać się w lesie, martwić się, czy obudzimy się następnego dnia. Z rozmyślań wyrwał mnie okrzyk Ekharda, który zwoływał ludzi wokół ogniska. Uśmiechnęłam się. No, przynajmniej na tym zaoszczędzimy trochę czasu.
Podeszłam do zbiorowiska i stanęłam obok wergunda.
- Ekhard? Możemy z Kennym zabrać na chwilę głos? To ważne. - spytałam.
Wojownik spojrzał na mnie, po czym uśmiechnął się lekko i potaknął.
Podziękowałam mu i odwróciłam się z stronę zebranych.
- Wracamy. Fort. Nasza broń.
Na dźwięk tych czterech słów parę osób wzdrygnęło się.
- Wszyscy słyszeliście tę wypowiedź już parę razy, prawda? Każdej nocy, kiedy zasypiacie z nadzieją na choć chwilowe oderwanie się od ponurej rzeczywistości, widzicie Ingę, czarownicę, zachęcającą was do ponownego odwiedzenia kontrfortu. Dziwne, prawda? Sam fort nie przypomina tego, który pamiętamy z oblężenia, jest jakby...spokojny. W pewien sposób uśpiony. W tle widzicie stojących wojowników, wyciągających w waszą stronę ręce. Pragną oręża, wciąż posiadają chęć do walki. Nie sądzicie, że gdy każdej nocy każda ze zgromadzonych tu teraz osób ma ten sam sen, powinniśmy zacząć się nad tym zastanawiać? Może to nie jest zbieg okoliczności?
Kluczem do rozwiązania całej zagadki jest Inga. Gdyby inna osoba wypowiadała te słowa, była główną postacią w naszym śnie, moglibyśmy uznać, że tak się po prostu złożyło. Jednak w tym przypadku mówimy o potężnej czarownicy. Lata doświadczenia nauczyły mnie, że gdy w grę wchodzą czarownicy, nic nie jest przypadkiem. Jedynym sposobem na poznanie prawdy jest odwiedzenie kontrfortu.
Spojrzałam na twarze zgromadzonych. Nie wyglądali na przekonanych, co nie było zaskoczeniem - żadne z nas nie miało najmniejszej ochoty ponownie stawiać stopy w miejscu, gdzie zginęli nasi towarzysze. Odeszłam trochę do tyłu, by zrobić miejsce dla Kennego. Jego zadaniem było przekonać ich, że wyprawa w środku nocy na kontrfort jest bardzo dobrym pomysłem. Jeśli komukolwiek miałoby się to udać, to właśnie jemu.

Kenny - 30-09-2015, 00:27

-To teraz? - Pomyślałem - mam ich przekonać, żeby ryzykowali życie... bo... bo nam się coś wydaje..?
Wyszedłem na przód, nabrałem powietrza i owiałem wzrokiem zebrane przy ogniu osoby. Ludzi i elfy blade, wychudzone i wyraźnie zmęczone. Jedyne, co pozostawało w nich niezmienne od dwóch miesięcy, to ich oczy. Wciąż tliła się w nich nadzieja na zwycięstwo... obronę porządku świata, w którym oni wszyscy się wychowali.
-Więc, jak już powiedziała Moira... - Przygryzłem wargę. Zdecydowanie nie czułem się na siłach, żeby wygłaszać taka przemowę - Jak wielka jest szansa na to, że nam wszystkim akurat dziwnym trafem od kilku dni... śni się ten sam sen. Przyjaciele! Nazwijcie mnie desperatem, ale fakt, że we śnie przemawia akurat Inga... jest co najmniej zastanawiający. Nie macie takiego drobnego przeczucia, jakby coś was ostatnio obserwowało? Chciało czegoś od was? Próbowało uporczywie coś powiedzieć? - zamilkłem. Czekałem na czyjąś reakcję, ale nie nastąpiła, więc kontynuowałem - Szansa jest nikła, ale jest. Szansa na co? Nie pytajcie, bo nie wiem, ale, jeśli mi ufacie, to - przełknąłem ślinę nerwowo - chodźcie ze mną... nie... Chodźmy razem! Chodźmy na kontrfort i na bogów, oddajcie mnie tym upierzonym skurwysynom, jeśli nie znajdziemy tam niczego godnego uwagi!
Zamilkłem ponownie. Moja twarz stężała, gdy w milczeniu oczekiwałem reakcji moich towarzyszy.

Elf - 30-09-2015, 00:36

Kontrfort... Tak.. Muszę tam pójść. Nawet jeśli nic nie znajdziemy to muszę coś tam zrobić....
Lutha - 30-09-2015, 00:51

Przysłuchiwałem się wymianie zdań z dużą uwagą, może nie widoczną z zewnątrz, ale jednak. Po mowie Kennetha stwierdziłem, że jest to czas, bym ja się odezwał. Tak jak ciągle stałem na uboczu, oparty o drzewo, z pochyloną głową, z twarzą przykrytą cieniem. I przemówiłem.
-Ja pójdę - powiedziałem cicho, przerywając trwającą przez chwilę wszechobecną ciszę. Widziałem kątem oka ich twarze zwracające się ku mnie. - Ja pójdę na Kontrfort. - Powtórzyłem głośniej - Nie wiem jak Wy wszyscy, jednak ten sen nie daje mi spokoju, znałem tych wszystkich, którzy tam umarli, znałem Ingę, wiem co ona potrafi. Nawet jeśli nie z tego powodu, to są inne. Szczególnie jeden.... - mój głos załamał się, gdy spojrzałem na amulet Veli. Podniosłem głowę, przeszedłem krok w stronę grupki, wyprostowałem się i spojrzałem na nich. Na mojej twarzy widniała determinacja - Nie wiem jak Wy, ale ja idę na Kontrfort. Z Wami, bądź sam. Nawet jeśli nic nie będę mógł zrobić, pójdę. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym tego nie zrobił.
Spojrzałem na nich z tą determinacją widoczną na mej twarzy i czekałem co odpowiedzą.

Kodran - 30-09-2015, 00:53

Szansa. Całe nasze życie teraz to szansa na odmienienie tego co zaczęło się wraz z przebudzeniem starych bogów... Nie ma jednak szansy bez działania. Popatrzył zdecydowanym wzrokiem na Kennego i kiwnął głową. Ten odwzajemnił gest. Oboje mieli kogoś tam po drugiej stronie. Każdy właściwie z obecnych przy ognisku. Czas ruszać na kontrfort.
Elf - 30-09-2015, 01:00

Isélith postanowił pójść na kontrfort. To dobrze, na pewno się przyda. Ale potrzebni są tam magowie. Sam miałem zamiar sie tam wybrać więc...
-Ja też pójdę!-Zawołałem-Przydadzą się tam magiczni.
Lecz nie to było głównym powodem dla którego chciałem iść...
Na kontrforcie zginęło wiele młodych elfów...
Trzeba ich godnie pożegnać...
Zgodnie z naszymi tradycjami...

Kenny - 30-09-2015, 01:08

Uśmiechnąłem się. Pociągnąłem ich...
-Dziękuję wam - powiedziałem cicho, ukradkiem ocierając pojedynczą łzę ze swojego policzka.
Nadzieja na zwycięstwo zawitała do mojej głowy, ocierając z kurzu wszystkie inne pozytywne myśli. Byłem gotowy. Wszyscy byliśmy gotowi, by postawić na swoim. Uratować swoje domy i swoich bogów. Ten czas nadchodził i czuliśmy to wszyscy.

Haakon - 30-09-2015, 01:09

Ekhardowi nagle wszystko się znów przypomniało. Przyjaciele, bitwa, krzyki...
-Musimy tam iść. Nie wiem co tam zastaniemy, jaki szok przeżyjemy, ale te sny muszą coś znaczyć.
Po chwili zastanowienia powiedział znów:
-A co z żywymi? Co z Brynem? Mamy go tak zostawić na pastwę wroga? Co jeśli zostawia nam jakieś znaki? Możemy poszukać śladów, zgaszonych ognisk, czegokolwiek. Myślę, że powinniśmy znać jego bliżej nieokreślone położenie, by potem, Modwicie dopomóż, odbić go...

moira - 30-09-2015, 01:34

Zbliżyłam się do ogniska i spojrzałam w płomień.
- Oczywiście, nie możemy zapomnieć o odnalezieniu Bryna. To jest nasz najwyższy priorytet, jednak na ten moment nie posiadamy żadnego tropu, żadnej wskazówki, która choć trochę mogłaby nas naprowadzić na jego ewentualną lokację. W przypadku snu o Indze mamy natomiast podane miejsce, w które musimy się udać, by dowiedzieć się co robić dalej. Przynajmniej mam taką nadzieję. Moim zdaniem najpierw powinniśmy udać się do kontrfortu, a potem próbować odnaleźć Bryna.
Odwróciłam się w stronę Ekharda.
- Musimy udać się na kontrfort. Nie pożałujemy. Obiecuję. Jak tylko załatwimy sprawę z Ingą, zabierzemy się za szukanie Bryna. Co ty na to?

Haakon - 30-09-2015, 01:44

Ekhard spojrzał na Moirę. "Nie powinno zająć nam to dużo czasu, a sprawdzić nigdy nie zaszkodzi" pomyślał.
-Na co czekacie? Ruszać dupy i zbierać się, za chwilę wymarsz!

moira - 30-09-2015, 03:01

*pół godziny później*
Siedziałam pod drzewem i przyglądałam się biegającym po obozie ludziom. Nie myślałam, że tak łatwo przyjdzie nam przekonanie wszystkich, żeby podążyli razem z nami śladem Ingi na kontrfort. Widać chęć odkrycia tajemnicy była silniejsza od strachu i smutku, które towarzyszyło wspomnieniom tamtego miejsca. Uśmiechnęłam się do siebie, podkuliłam nogi i oparłam brodę o kolana. Składanie obozu było moim najgorszą częścią życia partyzanta. Mieszkanie w lesie samo w sobie nie jest najprzyjemniejsze, jednak do liści można się przyzwyczaić, ciągłe dźwięki wydawane przez las z irytujących i wywołujących niepokój stają się kojące. Natomiast gaszenie ogniska, pakowanie się, zwijanie posłań za każdym razem przypomina, że to fałszywe poczucie bezpieczeństwa, które wytworzyliśmy siedząc wspólnie przy ognisku, rozmawiając i śmiejąc się, jest tylko chwilowe. W takich momentach jak ten zaczynam w pełni zdawać sobie sprawę gdzie jesteśmy, kim jesteśmy i jak ważna jest nasza misja.
Świadomość, że jedna źle podjęta decyzja może zmienić losy całego kraju jest przytłaczajaca.

Widać było, że wszyscy są zniecierpiliweni i chcą jak najszybciej wyruszyć w drogę.
Iselith przeglądał strzały w swoim kołczanie, pomrukując coś pod nosem.
Sarell, spakowany i gotowy do wymarszu, siedział przy ognisku wpatrując się w ogień.
Geven odszedł na bok, by napełnić różdżki magiczne zaklęciami.
Ekhard stał z Atreinem, Jejwinem i Mirkiem, dyskutując żywo na jakiś temat i co chwila zerkając przez ramię, by sprawdzić jak idą przygotowania do wyjścia.
Jasper kończył pakować ostatnie eliksiry i składniki do swojej obszernej torby.
Brakowało tylko Bryna.
Westchnęłam i wstałam.
Tym problemem zajmiemy się później. Najpierw czeka nas kontrfort.
Podeszłam do Kennego i zaczęłam starannie pakować rzeczy do torby.

******

- Ustawić się w szyk dwójkowy! - wykrzyknął Ekhard. Wszyscy natychmiast zareagowali, posłusznie dobierając się w pary i ustawiając w równym rzędzie. Wergund przeszedł się, chcąc sprawdzić poprawność szyku. Zadowolony z grupy pokiwał lekko głową po czym powrócił na sam przód.
- Wymarsz!
Wszyscy spojrzeli z nadzieją przed siebie i zrobili pierwszy krok. Nie wiedzieli, co czeka ich w kontrforcie, lecz dla nich liczyło się jedynie to, że coś w końcu się dzieje. Mieli dość bezczynności.

Indiana - 30-09-2015, 03:15

Było cicho. Bardzo cicho. To było najbardziej wyraźne, no może poza księżycem. Wielki blady dysk przebijał przez powoli pozbywające się liści gałęzie sino-błękitnymi smugami, nadając okolicy nieco upiornego charakteru.
Szliście cicho, zwłaszcza przez Rozstaj, przemykając tak, by nie zauważyły was krążące tam patrole Qa. Z pobliskiego sioła, które kiedyś było "Karczmą pod Mieczem i Tarczą", dobiegały odgłosy trwającej tam uroczystości, biły bębny, słychać było śpiewy.
Nie zatrzymywaliście się.
Coś poganiało was, by jak najszybciej przebyć tę odkrytą przestrzeń, możliwie szybko skryć się w cień obejmujących wąskie przejście murów.
Nieeee, to na pewno nie był strach.
Tylko trochę łopotały wam serca na samą myśl, że moglibyście trafić na uzbrojonych w obsydianowe miecze wojowników.
Powyżej rozstaja nie było już patroli, ale i tak staraliście się iść cicho, możliwie mało szeleścić. Ścieżka biegła prosto jak strzelił ku szczytowi wzgórza, ocieniona
Znajomy zarys kontr-fortu, oświetlony bladym światłem trupio-bladej pełni, wydawał się jakąś krainą spoza rzeczywistości. Poczuliście się nieswojo.
Stając na krawędzi fosy zatrzymaliscie się.
Ciemne plamy krwi wciąż znaczyły kamienie. Tu i ówdzie drzewa osmalone ogniem przypominały o trwającym tu nie tak dawno piekle.
Ale teraz było cicho. Niesłychanie i rażąco cicho.

Jeden za drugim zeskoczyliście po stromych stopniach zejścia do fosy i weszliście na dziedziniec. Było zimno. Duzo zimniej niz chwilę wcześniej.
Plac był pusty, oświetlony blaskiem pełni był jasny niemal jak w dzień.
Trudno było wam pozbyć się tego narzucającego się myślom obrazu. Szczęku mieczy, przejmującego krzyku ranionych, huku zaklęć, świdrującego uszy wrzasku Samnijczyków...
Nie było ciał. Nie było żadnych szczątków. Wszystko zabrano, wyniesiono, wysprzątano. Słyszeliście, że przymuszono do tego wielu jeńców, ciała zniesiono cholera wie gdzie, pod zarządem samnijskich jag-bejów...
Ale tu było cicho.
Z chłodnych kazamat powolutku wyłaniał się biały, lodowaty opar. Patrzyliście na siebie z niemym pytaniem "i co teraz...?", ale nikt sie nie odezwał.
Powiał wiatr, zaszumiały gałęzie. Ale mgła nawet nie drgneła. W delikatnym szumie dało się słyszeć krzyki walczących... a może to wam się tylko zdawało.
Zasłuchaliście się w tej ciszy i nagle, gdy rozerwał ją ogłuszający wrzask "hokka hey!" zerwaliście sie wszyscy na równe nogi, chwytając za broń. Zamarliscie tak w bojowej pozie, oczekując ataku.
Ale żaden nie nastąpił.
Okrzyk zabrzmiał i przebrzmiał, a wy wciąż byliście tam sami.

Dopóki nie pojawiła się ona.
Stała u wejścia do podziemnej kazamaty, trzymając w dłoniach pokrwawione bandaże. I dymiący zimną mgłą ... kociołek. Patrzyła na was pustymi oczodołami, wypełnionymi ciemnością. Patrzyła.

Indiana - 30-09-2015, 20:47

Szum suchych liści ponad wami zdawał się brzmieć jak nucona smutno pieśń. Przez chwilę wydawało się wam, ze może to ona spiewa, ale głos zdawał się rozmywać, zanikać, gdzies ponad wami, z daleka.
Gdy zrobiła krok, mgły zdawało się że zadrżały, jakby były cieczą w poruszonym nagle naczyniu, które drgnęło.
Jej ruchy były ociężałe. Zrobiła krok w waszą stronę, dwa, trzy... zatrzymała się kilka metrów przed wami, powodując, że mieliście ochotę uciekać. Sina twarz z zaschniętymi plamami krwi, blade usta, szepczące bezgłośnie... Ale to była ona. Inga. Wergundzka czarownica, uzdrowicielka.
Mówiła.
Dopiero gdy spróbowaliście się skupić, z szumu liści wyróżniliście słabe słowa:
- Potrzebujemy was ... broni... naszej ... będziemy... walczyć...

Haakon - 30-09-2015, 22:02

Ekhard z przerażaniem patrzył na upiorną postać. Był zszokowany, nie wiedział jak ma zareagować. Pierwszą jego myślą było porozmawianie z Morią, której to był pomysł z przyjściem w to miejsce.
-Moira...- zwrócił się do psioniczki - Jaka broń? Jacy oni?

Kenny - 30-09-2015, 22:34

-Ci polegli - Rzekł Kenneth z drżeniem w głosie, wychodząc z grupy szczelnie opatulonych płaszczami partyzantów. - tak mi się przynajmniej optymistycznie wydaje - dodał po chwili wahania.
Niziołek podszedł powoli do postaci i ostrożnie przybliżył końcówki palców do niej. Poczuł zimno. Emanowało ono nie tylko od tego Ingopodobnego widziadła, ale też z wnętrza kazamaty.
- Memberikan saya aku dan kekuasan, Ibu-ku - szepnął pod nosem i niewiele myśląc zagłębił się w chłód i ciemność. Nie miał pojęcia, czy właśnie robi coś błyskotliwego, czy może skrajnie głupiego. Po prostu czuł bardzo głęboko, że tak zrobić musi.

Lutha - 30-09-2015, 23:04

Isélith przyglądał się z żywym zainteresowaniem zjawie, ciekawiła go, szczególnie, gdy rozpoznał w niej Ingę, wyglądała okropnie. Cała pokrwawiona i sina, choć była duchem. Czuł dużą moc wokół siebie. Widział drżące mgły, przy każdym ruchu czarownicy. Pochylił lekko głowę zatrwożony tym zjawiskiem. I wtedy usłyszał jej słowa, ledwo dosłyszalny dźwięk.
-Potrzebujemy was ... broni... naszej ... będziemy... walczyć...
Czyli jednak, oni są tu. Chcą pomóc! - pomyślał. - Teraz tylko my musimy im pomóc zamienić te chęci w realną pomoc.
W tym momencie Isélith poczuł w sobie spokój i jeszcze większe zdeterminowanie. I wtedy zobaczył niziołka wchodzącego o kazamaty i zastanowił się co on wyrabia.

moira - 30-09-2015, 23:05

Wiedziałam, że na kontrforcie zobaczymy coś dziwnego, jednak widok, który ujrzałam lekko zbił mnie z tropu. Czym jest to dziwadło stojące przy wejściu do kazamaty? Zjawą? Duchem? Ciałem Ingi kontrolowanym przez nekromantę?
Powtarzała wciąż, że potrzebują swojej broni, że będą walczyć. Kim są oni? Czy wraz z Ingą wróciło więcej poległych na kontrforcie? Jak? To było najważniejsze pytanie. Jak im się to udało?
Popatrzyłam na miny moich towarzyszy. Większość była wyranie przerażona widokiem wergundzkiej wiedzmy.
Wszyscy, poza Kennym, który właśnie wszedł do wnętrza kazamaty, jak gdyby nigdy nic mijając postać Ingi. Pokręciłam głową i nawet nie próbowałam go zatrzymać. Wiedza o tym co znajduje się w środku może nam tylko pomóc.
Spojrzałam ponownie na zjawę. Czego od nas chciała? Potrzebowali broni, jednak chodziło im o konkretną broń, czy dowolny oręż?
Ręka owinięta bandażem zapiekła. Przypomniałam sobie o pewnym przedmiocie schowanym na dnie mojej torby.
Wyciągnęłam sztylet Sigberta i powoli podeszłam w stronę wejścia do kazamaty, uważnie wpatrując się w Ingę.
- O to ci chodziło? - spytałam lekko drżącym głosem.

Indiana - 01-10-2015, 00:46

Nikt z was się nad tym nie zastanawiał, bo adrenalina w żyłach robiła swoje, a ona potrafiła cuda, ale gdyby nie to, wszyscy telepalibyście się z zimna. Było już dawno po Święcie Powrotów, równonoc minęła, przynosząc chłody i mgły, niczego dziwnego nie byłoby więc w chłodzie późnowrześniowej nocy. Ale to był inny chłód.
Kenny, który zdecydował się wkroczyć w ciemność, odczuł go najmocniej.
Dla żywych obcowanie z chłodem śmierci zawsze jest odczuciem metafizycznym i nieprzyjemnym. Tym razem nałożyło się jeszcze na mrok, zalegający w umysłach, na ciemność, która zawsze jest owocem utraty nadziei. Każdy krok w dół, bo pochyłości będącej niegdyś schodami, był krokiem w nieznaną, przerażającą otchłań.
Gdyby hobbit był w stanie się odwrócić, dostrzegłby jeszcze światło księżyca, promieniejące z dziedzińca.
Ale nie był w stanie. Po kilku krokach stopa nie trafiła na stałe oparcie i Kenny runął w dół z łoskotem, sturlał się po pochylni i uderzył w przeciwległą ścianę tuż naprzeciwko wejścia do podziemnej kazamaty.
Oszołomiony upadkiem przez dłuższą chwilę nie mógł skupić wzroku, dopiero kiedy zlokalizował wąski otwór drzwiowy, zrozumiał na co patrzy.
Przed nim chłodnym powiewem przeciągu witała go wielka sala pogrążona w półmroku. Zarys jej ścian i łukowego sklepienia widać było dzięki mdło-zielonemu światłu, które sączyło się z otworu w połowie długości ściany.
Szczelina. Jeden jedyny punkt, gdzie światy nasz i ten boski, stykały się ze sobą. Jak jeden jedyny punkt na krzywiźnie, na powierzchni mydlanych baniek, gdzie mogą się zetknąć.


Tymczasem na powierzchni upiorne widmo trwało w swojej powtarzalnej, zapętlonej modlitwie. A może nie. Może słyszeliście tylko echo?
Gdy Moira wyjęła sztylet, mgły znów zafalowały, jakby od samego ostrza rozeszła się jakaś sfera energii, pod którą ugięła się widmowa przestrzeń po drugiej stronie... czego?
Inga uniosła ręce, przedmioty, które trzymała, spłynęły na ziemię, jakby były stworzone z eterycznej nic nie ważącej materii. Przez powietrze nie popłynał żaden dźwięk, a jednak poczuliście ból w uszach, przeraźliwy, świdrujący krzyk. A ona tylko otworzyła usta. Zatkaliście uszy, ale to nie pomogło, dźwięk rozchodził się poza materialnym światem.
NIE!
POTRZEBUJEMY WAS. POTRZEBUJEMY NASZEJ BRONI. BĘDZIEMY DALEJ WALCZYĆ. DLA TRYNTU.

Kenny - 01-10-2015, 01:24

Kenneth wzdrygnął się z zimna. Wstał, otulił płaszczem i roztarł trochę siniaka na ramieniu, jednego z wielu nowo nabytych podczas niedawnej wycieczce po schodach. Jego spojrzenie wylądowało na szczelinie. Trzęsąc się z zimna kapłan podszedł powoli i ostrożnie do anomalii. Falująca wyrwa w przestrzeni odbijała się w jego oczach. Wyciągnął rękę, po czym ją cofnął. W końcu ciekawość wzięła górę. Niziolek wziął głęboki oddech i zaciskając oczy dotknął zjawiska koniuszkiem palca.
Indiana - 01-10-2015, 01:49

Cytat:

Kenneth wzdrygnął się z zimna. Wstał, otulił płaszczem i roztarł trochę siniaka na ramieniu, jednego z wielu nowo nabytych podczas niedawnej wycieczce po schodach. Jego spojrzenie wylądowało na szczelinie. Trzęsąc się z zimna kapłan podszedł powoli i ostrożnie do anomalii. Falująca wyrwa w przestrzeni odbijała się w jego oczach. Wyciągnął rękę, po czym ją cofnął. W końcu ciekawość wzięła górę. Niziolek wziął głęboki oddech i zaciskając oczy dotknął zjawiska koniuszkiem palca.

Pomieszczenie było podłużną kazamatą o łukowym, idealnie proporcjonalnym sklepieniu, pomyślanym tak, żeby wytrzymywało nawet najgłośniejszą falę dźwiękową. Zrujnowany fort nie oparł się oczywiście zniszczeniom, więc wyrwy w ceglanym licu były wyraźnie widoczne, niczym ciemniejsze niż reszta ciemnej powierzchni przestrzenie.
Hobbit zdziwił się, że tak skomplikowana myśl pojawiła się w jego głowie tak szybko. Zdołał bowiem przeanalizować nieświadomie wszystko, co wiedział o architekturze militarnej podczas krótkiego jak błysk lotu. Co więcej, zanim upadł z głuchym pacnięciem w ceglano-wapienny pył, pokrywający podłogę kazamaty, pomyślał jeszcze, że lądowanie na ziemi może być wyjątkowo bolesne. Przecież idąc ku anomalii potknął się co najmniej kilka razy o luźno rozrzucone cegły i całkiem spore głazy, które odpadły ze ścian.
Rzeczywiście, upadek był bolesny. Gnejsowy monolit, trwający niezmiennie w tym samym miejscu jeszcze od czasów wojen krasnoludzkich, bez trudu poradził sobie z delikatnymi kościami hobbita.
Zanim zrobiło się definitywnie ciemno, ostatnią myślą, jaka rozbłysła w głowie kapłana było "widocznie nie do każdej szczeliny należy od razu pchać się z paluchami"...

Mirko - 01-10-2015, 02:12

Widok zjawy odruchowo sprawił, że Teral sięgnął ręką do małej sakwy z solą zawieszoną u paska, szybko jednak cofnął dłoń. Nie to dobry znak Chwilę zajęło mu jednak dojście do siebie. Był już chyba naprawdę blisko celu swojej podróży. Dodawało mu to energi, jego twarz wyraźnie nabrała kolorów i pomimo całego mrozu od niego bił przebijający się entuzjam. Reszta nie była wstanie zrozumieć tego dziwnego zjawiska, ale oni nie wiedzili, że może nieść mały fragment wybawienia. Gdy usłyszał łomot w kazamacie, do której zszedł Kenny natychmiast wziął pochodnię i podążył jego śladem.
-Nic ci tam nie jest?- Wydał z siebie krótkie zawołanie po czym na powieżchni została za nim tylko łuna światła przebijającego się przez mrok zejścia.
W połowie czegoś co kiedyś było schodamimi usłyszał ten przebijający krzyk, który zmusił go do oparcia się o rozpadającą ścianę, oddającą swoje cegły na nawaloną posadzkę. Z wielkim trudem utrzymał równowagę. Postawił jeszcze kilka kroków.
-Kenny? Żyjesz? Odezwij się jeśli nic ci nie je...-przerwał gdy tylko zobaczył komnatę i ulatniające się światło. Pochodnia wypadła mu z ręki
-Udało się. To musi być to.
Po policzku łowcy spłynęła łza szczęścia.

moira - 01-10-2015, 02:16

Reakcja Ingi nie była tym, czego się spodziewałam. Jaką broń ma na myśli czarownica? Próba przekazania jej dosłownej broni zakończyła się niepowodzeniem. Może potrzebują broni czarownicy? Skąd mieliby ją wziąć?
Westchnęłam i opuściłam głowę. Co robić, co robić. Nikt z obecnych nie odezwał się ani słowem, od momentu kiedy czarownica wypowiedziała ostatnie słowa. Najwyraźniej żaden nie miał pomysłu jak można by spełnić prośbę wergundki. A może by tak...
Odwróciłam się w stronę grupy i spojrzałam na stojącego na tyle grupki elfa.
- Sarell? Możesz tutaj podejść?
Elf mruknął coś pod nosem i zrobił krok w moją stronę.
- Myślisz, że mógłbyś w jakiś sposób...ustabilizować połączenie z Ingą? Umożliwić jej bardziej zrozumiałe komunikowanie się?
Sarell zamyślił się, po czym szybko skinał głową i podszedł do Ingi, aby narysować znaki pod rytuał.
Nie znałam się specjalnie na elfickiej magii, jednak trochę się nauczyłam w ciągu ostatnich dni, kiedy przy ognisku Sarell i Geven dyskutowali o rytuałach. Pierwszym znakiem, który narysował elf był wiral, następnie wpisał w niego triskeldion. Na krańcach kręgu wyrysował tarcze ochronne, a w samym środku triskeldionu i wiralu narysował węzeł, którego zadaniem było zgromadzenie energii w jednym miejscu. Gdy skończył, klęknął przed kręgiem i wypowiedział zaklęcie związujące i wzmacniające myśl w kręgach. Geven podszedł do Sarella i szepnął mu coś na ucho, po czym stanął dokładnie naprzeciwko Herolda i zaczął wspierać go swą mocą magiczną.
Nie wiedziałam, czy cokolwiek z tego rytuału wyjdzie, jednak nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy wypróbować każdy pomysł.
Odwróciłam wzrok od kręgu zaczęłam się zastanawiać, co zrobimy jeśli ten plan nie wypali. Będziemy szukać broni zjaw, którą miały przy sobie w chwili śmierci? Może chodzi jej o metaforyczną broń...o Bryna? Jeśli chcą walczyć za wolność Tryntu, mogą potrzebować Bryna, żeby poprowadził ich do walki?
Tyle pytań, tak mało odpowiedzi.

Indiana - 01-10-2015, 02:59

Hobbit rozumiał, co się stało, właściwie w pewien sposób nawet się tego spodziewał.
Co więcej, załozyłby się sam ze sobą, że usiłował powstrzymać ...się? od głupiej, bezsensownej reakcji. Każdy głupi wie, a co dopiero kapłan, sługa Panienki Tavar, że każda skupiona energia bywa niebezpieczna, że zetknięcie jej bezpośrednio z ciałem grozi śmiercią lub kalectwem.

Przytomniejąc nadal to rozumiał. Im bardziej z całkowitej ciemności wyłaniały się przed jego oczami zarysy sklepienia kazamaty, tym bardziej rozumiał, że stanowczo lepiej było zostać nieprzytomnym.
Ogniska bólu objawiały się po kolei. Pierwsze było to pomiędzy prawym barkiem, łopatką i szyją, które uderzyło z mocą do złudzenia przypominającą ostrze, przeszywające na wylot obojczyk. Hobbit nigdy nie przeżył takiego doznania, jednak uczucie było tak sugestywne, że zobrazowało się samo.
W naturalny sposób chciał wrzasnąć.
Jednak nic z tego nie wyszło, oprócz kolejnego bolesnego skurczu. Uspokoił się, wciągnął powietrze, zlokalizował ból.
Oprócz połamanego ewidentnie w kilku miejscach obojczyka i łopatki poczuł promieniujący, tępy, przypominający reumatyczny, ból ręki, promieniujący od dłoni, którą dotknął anomalii. Coś mu mówiło, aby nie patrzył, ale zrobił to.
Dłoń była spalona, skóra spłynęła z dłoni odsłaniając ścięgna i mięśnie aż po nadgarstek. Ręka była bezwładna do samego ramienia.
Dopiero jednak kiedy spojrzał na rękę, odczuł w pełni ból, który temu towarzyszył.
I zemdlał ponownie, nie zauważając wcale Terala, który w międzyczasie podszedł do jaśniejącego wciąż w ścianie tworu.





Mirko napisał/a:
oddającą swoje cegły na nawaloną posadzkę
Mirko, wytrzeźwiej ;) albo ogarnij stylistykę, bo umrę ze śmiechu ;) ;)
Yaeyvyinn - 01-10-2015, 20:27

Dźwięk wybuchu wstrząsnął Jejwinem oraz zmusił, by jego umysł powrócił na ziemię i zostawił na potem teoretyczne dywagacje na temat społecznych implikacji najnowszej hobbickiej technologii farmerskiej.
Kapłan rozejrzał się szybko, po czym poszedł za światłem pochodni Mirtema, starając się nie przeszkodzić elfom w ich rytuale.
*Ciekawe, czy Kenny znowu coś zepsuł? Pewnie tak, to będzie już któryś raz z rzędu*- pomyślał
To, co zobaczył na miejscu, całkowicie przeszło jego oczekiwania. Nie miał najmniejszego pojęcia o medycynie, ale wiedział że niziołek jest w ciężkim stanie.
-Mirtem, wyciągnijmy go stąd, zanim zrobi sobie większą krzywdę...

Lutha - 01-10-2015, 21:04

Okrzyk Ingi wyrwał mnie z zadumienia. Był on niezwykle głośny, a czuły elfi słuch jeszcze bardziej to pogłębiał. Zaraz potem usłyszałem kolejny wybuch, dobiegający z kazamaty.
-Znowu coś rozwalił - pomyślałem - Czy on się nie nauczy niczego nie psuć?
Widziałem Terala, który stanął przy wejściu do kazamaty zapatrzony w jej wejście. Po chwili zobaczyłem Jejwina idącego w stronę Kennetha, z wyraźnym zamiarem wyciągnięcia go stamtąd. Pobiegłem w jego stronę krzycząc:
-Czekaj! Nie podnoś go na razie! - widziałem jak się zatrzymuje i spogląda na mnie pytająco. Podbiegłem do niego i powiedziałem dalej - Najpierw trzeba sprawdzić, czyyyyy..... - przerwałem spojrzawszy w głąb kazamaty i zobaczywszy światło - Co to jest? - spytałem zdziwiony, po czym potrząsnąłem głową i powiedziałem - Nieważne, to za chwilę. Najpierw Kenneth. Tak jak mówiłem, najpierw trzeba sprawdzić, czy nie ma czegoś złamanego.
Pomyślałem chwilę i rozejrzałem się wokół szukając pomocy. Zauważyłem Gevena, który aktualnie nic nie robił.
-Geven! - krzyknąłem, a gdy spojrzał się na mnie to dokończyłem - Chodź tu pomóc!

Elf - 01-10-2015, 21:29

Ledwo skończyliśmy rytuał a już zostalem zawołany przez Iselitha by pomóc im z Kenym.
O Silvo! - pomyślałem- Co ten Hobbit znowu zrobił?
Podszedłem do kazamaty i od samego wejścia moją uwagę przykuła ta świecąca łuna. Wpatrywalem się w nią przez chwilę wysuwając jej ogromną emanacje. Po chwili jednak przypomnialem sobie po co tu jestem. Zszedłem na dół i zobaczyłem hobbita rozwalonego na ziemi z rozwalona ręką.
Wyniescie go na zewnątrz-Powiedziałem-tu nic nie zrobię.

moira - 02-10-2015, 00:50

Słysząc krzyk Iselitha, zerwałam się z miejsca i natychmiast pobiegłam do wejścia do kazamaty. Niepokój narastał we mnie z każdą sekundą.
Wybuchy nigdy nie są dobrym zwiastunem, a jeśli do tego wszystkiego doda się Kennego, można bezpiecznie założyć, że sytuacja potoczyła się najgorszym możliwym scenariuszem.
Kiedy weszłam do pomieszczenia, ujrzałam całkiem sporą grupkę otaczającą znajome mi ciało hobbita. Zaczęłam kierować się w ich stronę, kiedy nagle poczułam...coś. Obecność w pomieszczeniu. Rozejrzałam się dookoła, po paru sekundach lustrowania wnętrza mój wzrok padł na szczelinę, przy której leżał Kenny. Sączyło się z niej światło, które oświetlało całe pomieszczenie i nadawało mu przerażający wręcz nastrój. Zapragnęłam podejść do szczeliny, zbadać ją, dotknąć jej, odkryć, co znajduje się po drugiej stronie.
Powoli, krok za krokiem zbliżałam się w kierunku wyłomu.
Nagle usłyszałam głos Gevena, który mówił, że Kennego trzeba jak najszybciej przenieść na zewnątrz. Zatrzymałam się, poczułam, jak chęć zbadania szczeliny powoli maleje. Co się właśnie stało? Zamrugałam parę razy i pomasowałam skronie.
Muszę skupić się na Kennym, szczeliną zajmiemy się później. Rzuciłam w stronę wyłomu ostatnie spojrzenie, po czym skierowałam się w stronę grupki. Im bliżej się znajdowałam, tym gorzej Kenny wyglądał. Chociaż był nieprzytomny, jego twarz była wykrzywiona w bólu. Najgorzej prezentowała się ręka. Była spalona, jak gdyby hobbit nieuważnie wsadził ją do krasnoludzkiego paleniska. Wyraźnie widziałam pojedyncze nitki mięśni i ścięgien.
Zrobiło mi się niedobrze. Odwróciłam na chwilę wzrok, żeby dojść do siebie. Myślałam, że w ciągu ostatnich kilku tygodni przyzwyczaiłam się do widoku martwych ciał, rozszarpanych mięśni i poodcinanych kończyn, najwyraźniej potrzebowałam więcej praktyki, do której niespecjalnie mi się spieszyło.
Spojrzałam ponownie na nieprzytomnego hobbita. Trzeba mu jak najszybciej pomóc. Szkoda tylko, że nasz najlepszy (bo jedyny) uzdrowiciel leżał nieprzytomny w kazamacie.
Co robić?
Zamyśliłam się. Potrzebujemy umiejętności uzdrowiciela.
- Nie możemy go w tej chwili stąd wynieść. - powiedziałam do Gevena. - Sprawdziliście, czy ma jakieś złamania? Jeśli tak, przenosząc go tylko pogorszymy już i tak beznadziejną sytuację.
Przykucnęłam obok Kennego. Musiałam dokładniej przyjrzeć się jego ręce. Wzięłam głęboki oddech, zacisnęłam usta i zerknęłam kątem oka na spalony członek. Skóra była całkowicie spalona. Gdyby hobbit był przytomny, zakładając, że byłby w stanie poruszać ręką, moglibyśmy zobaczyć ruszające się pojedyncze ścięgna i mięśnie.
Jak odbudować skórę na jego ręce? Żadne z nas nie jest magiem życia, nie posiadamy zaklęć uzdrawiających.
Westchnęłam i odwróciłam się w stronę towarzyszy.
- Jeśli któryś z was jest magiem życia i z jakiegoś niewyjaśnionego powodu występuje pod przykrywką, to jest ten moment, w którym możecie się przyznać. Bez magii nie naprawimy jego ręki.
Nagle wpadłam na pomysł.
Wystarczy, że wypożyczę zdolności Kennego i sama będę mogła go naprawić, prawda?
Usiadłam na ziemi obok hobbita i wyciągnęłam z kaletki cienki patyk, który nosiłam przy sobie, gdybym musiała gdzieś wykonywać awaryjny rytuał. Rysowanie patykiem jest o wiele wygodniejsze niż wykonywanie linii palcem, każdy mag to potwierdzi. Podniosłam delikatnie głowę hobbita do góry i przesunęłam odrobinę w lewo.
Gdyby nie jego stan, zaśmiałabym się z pozycji w której teraz się znajdował. Nogi miał rozłożone w rozkroku, obie ręce ułożone równolegle na brzuchu. Jego głowa opierała się teraz na jego lewym ramieniu. Wyglądał, jakby pogrążył się w głębokim śnie i rozmyślał nad problemami świata i sensem życia.
Kładąc głowę hobbita na ziemi, zaczęłam rysować kręgi. Zaczęłam od spirali, następnie wpisałam w nią kwadrat oraz znajdujący się w nim mniejszy kwadrat. Krąg zwieńczyłam kołem, które zawierało w sobie spiralę oraz narysowanym na jego planie trójkątem. Między kątami trójkąta narysowałam znaki wzmocnienia, a na rogach umieściłam ori - symbole powietrza. Gdy skończyłam rysować, odłożyłam patyczek na bok i położyłam obie dłonie na kręgu.
- dewanyata uiren oporto astura appertal sangare aitoreth rindith - wyszeptałam i po chwili poczułam, że magia zaczęła płynąć przez kręgi. Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się. Rytuały są najprzyjemniejszą częścią życia maga. Dotykając kręgu, mozna doznać tego niesamowitego uczucia, jakim jest czysta energia magiczna przepływająca tuż pod twoimi rękoma. Kiedy krąg się ustabilizował, oderwałam od niego ręce i przeniosłam głowę Kennego tak, by znajdowała się w środku uiren - istoty.
- No, Kenny. - wyszeptałam do nieprzytomnego hobbita krzywo się usmiechając. - Czas, żeby dowiedzieć się, co dzieje się w twojej małej hobbickiej główce.
- atsawe ivena sangare marratzu erreh, odczytanie myśli - powiedziałam i skupiłam się na myślach, które mnie interesowały. Umiejętnościach, które Kenny zdobył na uniwersytecie uzdrowicieli. Przeszczepy, zszywanie ran, wykrywanie chorób, badanie ciała - myśli, które pomogą nam wyciągnąć Kennego z obecnego stanu. Nie musiałam długo szukać. Wszystkie mysli związane z umiejętnościami uzdrowicielskimi były skoncentrowane w jednym miejscu. Teraz trzeba tylko je powielić i zawłaszczyć sobie ich kopię.
- dewanyata ivena atsawe tulkaret koritrha marratzu - powiedziałam, skupiając się na wcześniej znalezionych myślach. Po chwili poczułam, jak wiedza przepływa do mojego umysłu. Nie cała, oczywiście, tylko te umiejętności, które przydadzą nam się w tym momencie. Pytanie też jak długo będę w stanie z nich korzystać. Dziesięć minut? Godzinę? Nie chcąc tracić cennego czasu, po skończeniu oderwałam ręce od głowy Kennego i przerwałam krąg.
Pochyliłam się nad hobbitem i rozpięłam koszulę. Przyjrzałam się uważnie klatce piersiowej, ramionom i barkom. Chociaż cały był posiniaczony, największy obrzęk znajdował się w okolicy obojczyka. Cała sytuacja zaczynała mnie powoli przerastać. Nie nadawałam się na uzdrowiciela, nigdy nie chciałam być uzdrowicielem i miałam nadzieję, że po tym razie nigdy więcej nie będę musiała podobnych rzeczy robić.
dewanyata ivena aitoreth, szepnęłam, znieczulając nieprzytomnego Kennego, tak na wszelki wypadek. Zacisnęłam zęby i podążając za instrukcjami zawartymi w myślach zabranych hobbitowi, szarpnełam mocno nastawiając obojczyk. Kiedy upewniłam się, że wybita łopatka również jest na swoim miejscu, wyjęłam z kaletki maść na zrastanie kości, która została mi jeszcze z kontrfortu. Posmarowałam złamania dużą ilością produktu, po czym odwróciłam się w stronę stojących i obserwujących wszystko osób. Tyle tylko, że już nie stojących, a siedzących i patrzących się na mnie znudzonym wzrokiem. Jak dużo czasu zajęło mi przekopywanie się przez myśli Kennego?
- Pomóżcie mi przenieść go na górę. - powiedziałam, podnosząc się z ziemi i wycierając ręce o spodnie. Czułam się osłabiona, jednak rzucanie kilku skomplikowanych zaklęć pod rząd to duży wysiłek nawet jak na doświadczonego maga. Zaśmiałam się pod nosem. Przynajmniej mam jakiś trening, ostatni raz kiedy wykonywałam podobny rytuał byłam na studiach w Akwirgranie. Spojrzałam na grupkę, która powoli wynosiła Kennego na powierzchnię. 2 lata. Naprawdę tyle minęło? W pewnym momencie przestałam czuć upływ czasu. Tavar tak działa. Na wspomnienie Pani poczułam ogarniający mnie smutek. Ciekawe, czy gdzieś tam jest.
Westchnęłam i przetarłam ręką oczy. Najchętniej zasnęłabym na miejscu, jednak bliska obecność szczeliny sprawiała, ze czułam się nieswojo. No i Kenny mnie potrzebował. Zaczęłam powoli kierować się w stronę wyjścia. To będzie ciężka noc.

Indiana - 02-10-2015, 00:53

Elf napisał/a:
Ledwo skończyliśmy rytuał

... Ledwo skończyliście rytuał i przemknęło ci przez myśl "cholerka, moment, jakiej to energii dokładnie używa Sarell?". Zanim skojarzyłeś, że heroldowie zmierzchu chyba nie czerpią energii z ziemi, tak jak ty, coś przykuło twoją uwagę. Sarell jak raz wlepił wzrok w twoją twarz, więc tym bardziej przyjrzałeś się, dlaczego właściwie coś ciemnego kapie mu z nosa i ust. Coś załaskotało cię w brodę, otarłeś więc dłonią...
Ziemia z dużą mocą walnęła cię w tyłek, a blask księżyca stał się nagle bardzo, bardzo jasny.
Gdzieś z granicy świadomości płynęła całkiem składna myśl - nigdy nie mieszaj energii pobranej z różnych pierwiastków w zaklęciach, w których tych pierwiastków nie ma....
Kiedy już cię - o, przepraszam, was - docucą, jest szansa, że myśl ta będzie cię prześladować do końca tego uroczego dnia.


Tymczasem
Inga napisał/a:
Ciężko się było jej skupić. Wiedziała, że kontakt przez Mgły będzie ciężki, ale nie aż tak... Dlaczego oni nie rozumieją?! Dlaczego...
Chwila.
Zauważyła, że coś się zmieniło, jakby jedna z niezliczonej ilości zasłon dzielących światy opadła.
Odetchnęła ciężko, zebrała się w sobie.
- Musimy związać nas z waszym światem. Z naszą bronią. Dzięki temu wam pomożemy - słowa uwiązły jej w gardle. Znów gdzieś w podświadomości krył się koszmar ostatnich kilku godzin życia...
Życie. Żywi. Tak blisko, tak... bezpiecznie...
Zaraz. Iselith.
Bryn.
Ręce po łokcie upaprane krwią i żółcią. Kółka z rozerwanych kolczug walające się wokół. Coraz mniejszy stos świeżych bandaży, coraz mniej eliksirów w szkłach. Coraz więcej rannych, coraz więcej zmęczenia w niebieskich oczach Ulfa.
Zmasakrowane żebra Bryna zaleczyli resztkami zaklęć. Będzie miał szeroką bliznę, ręka jej się trzęsła i krzywo założyła szwy.
Nie bądź egoistą. Nie pozwól, by nasza śmierć poszła na marne.

Złapała się za głowę, z oczu popłynęły łzy. Trwałą tak dłuższą chwilę, nie mogąc pozbyć się widoku wnętrzności dowódcy sprzed oczu.
Bryn. Co z Brynem?
Spróbowała się opanować. Może oni wiedzą?
- Co z Brynem? - zapytała, a w jej słabym głosie zabrzmiała nutka nadziei.


Moira, wszystko to, co widziała w pamięci czarownica, widoczne było także w twoim umyśle. Wszystko. Łącznie z mdlącą wonią krwi i uczuciem dłoni ślizgających się na porozcinanych tkankach.
Słyszałaś tym razem doskonale każde jej słowo.

Indiana - 02-10-2015, 00:56

<ponieważ towarzystwo w międzyczasie znalazło inne obiekty zainteresowania niż komunikacja z nami ;) mogę wycofać powyższy post - chyba, że coś tutaj się skoryguje? >
Lutha - 02-10-2015, 01:02

<Indi, możemy ewentualnie zamienić fakty miejscami. Najpierw bum Kennego, jego naprawa, a potem rytuał :3 >
moira - 02-10-2015, 01:05

<bardziej nie wiedzieliśmy co się stało z rytuałem, więc poszliśmy otwartym wątkiem :D teraz jak mamy informację zwrotną jak zadziałał rytuał (ekhm, a raczej jak bardzo nie zadziałał) wracamy do wątku Ingi :mrgreen: >
Lutha - 02-10-2015, 01:07

<ewentualnie możemy przesunąć w czasie bum Kennego, że moira zdąży się obudzić i ogarnąć i wtedy usłyszy moje okrzyki. I najwyżej troszkę zedytuje post, że "mimo zmęczenia, bla bla bla, Kenny ważny, bla bla bla, poświęcenie" :P >
moira - 02-10-2015, 01:08

<ale można pozamieniać chronologicznie wydarzenia tak że najpierw wynosime kennego a potem robimy rytuał
i uh czy ja też jestem zemdlona? :D bo ja nie brałam udziału w rytuale, tylko obserwowałam jak sarell rysuje kręgi i jak geven wspiera go mocą magiczną (bo geven ma pierwiastki życie + ziemia) a ja tam trochę niepotrzebna byłam>

Indiana - 02-10-2015, 01:11

<nie jesteś :) wiem, jakie pierwiastki mają chłopaki ;) ok, niech będzie, że zmienimy chronologicznie i załatwmy to wreszcie bo czas sie kończy a jutro już nie poodpisuję ;) >
Mirko - 02-10-2015, 01:36

Teral zignorował towarzyszy pomagających uszkodzonemu kapłanowi, jego głowę zajmował zupełnie inny problem. Był prawie pewny, że zielona emanacja jest miejscem, do którego powadzili go bogowie. Jednak ciągle nie miał zielionego pojęcia, co ma tu zrobić by zakończyć swoje zadanie. A wrzucenie przedmiotów do prawdopodobnie nietabilnej energii nawet dla niego wydawało się dość głupim pomysłem. Nawet nie zauważył kiedy reszta pozwoliła mu w samotności rozmyślać nad swoimi problemami. Złapał sie delikatnie za głowę i powiedział sam do siebie.
-Muszę im to wreszcie powiedzieć
Szybkim krokiem opóścił kazamaty.
-Moira mogę cię na słowo? Czy Kenny zdążył porozmawiać z Zaćmienie.. Urwał, gdy zobaczył nieprzytomnych towarzyszy.

moira - 02-10-2015, 02:07

Patrzyłam osłupiona na zemdlone elfy leżące po przeciwnych stronach kręgu w dziwnych pozycjach. Wiedziałam, że rytuał może okazać się niewypałem, ale nie spodziewałam się, że może nam nie wyjść aż tak spektakularnie. Odwróciłam wzrok od magów i spojrzałam na Ingę.
A ona spojrzała na mnie.
Poczułam zapach krwi, wszechobecny i przytłaczający.
Moje ręce, całe pokryte niesprecyzowanymi wydzielinami.
Niebieskie oczy, w których kryło się ogromne zmęczenie.
I Bryn.
Bryn. Bryn. Bryn.
W końcu.
Chciałam go dotknąć, jednak nie byłam w stanie. Moje ręce były zajęte leczeniem połamanych żeber.
Moje?
Krzywo założone szwy, blizny, wszechobecne krzyki.
Gdzie ja jestem? Kim ja jestem?

Po chwili wszystko ustało. Zapach krwi zniknął, tak jak i Bryn. Klęczałam na ziemi, zgięta w pół, ciężko oddychając. Co się stało?
Powoli wstałam. Pamiętałam, że Inga leczyła Bryna. Czy to była wizja? Co chciała mi przekazać?

Spojrzałam na leżące na ziemi elfy. Nasz pierwszy rytuał nie wypalił. Co teraz?
Chcą broni. Broni dowolnej czy własnej?
Podeszłam do wergundzkiego wojownika, który stał na warcie, pilnując, aby nikt nie zaskoczył nas nagłym atakiem.
- Ekhard? Masz jakiś zapasowy miecz?
Paladyn skinął głową i wskazał na stertę pakunków, leżąca na prawo od kazamaty. Podeszłam i po paru minutach poszukiwania wydobyłam miecz. Zapewne pozostałość po jakimś martwym członku drużyny. Z tą pocieszającą myślą udałam się w stronę Ingi. Jeśli potrzebują połączenia z naszym światem, do tego ciągle powtarzają, że potrzebna im broń, wypróbuję drugą opcję?
Uklękłam na lewo od poprzedniego, nieudanego kręgu i zaczęłam rysować.
Najpierw utrzymanie, aby skoncentrować moc magiczną w środku.
Spirala, źródło, dla wzmocnienia.
Na samym środku istota, żeby skoncentrować energię w przedmiocie.
Na koniec wzmocnienia i znaki ori, ładujące krąg.
dewanyata uiren oporto astura appertal sangare aitoreth rindith, aktywowałam krąg i kidy poczułam, ze jest stabilny, oderwałam od niego ręce.
Na środku istoty ułożyłam miecz, który wcześniej znalazłam. Teraz tylko trzeba połączyć go z duchem.
Spojrzałam na Ingę i zastanowiłam się, czy posiadam jakiś przedmiot, który należał do czarownicy. Pokręciłam głową. Nie byłyśmy zbyt blisko. W teorii posiadałam przedmioty należące do innych zmarłych, jednak skąd miałam pewność, że oni też chcą wrócić?
Mój wzrok przyciągnął sztylet Sigberta leżący na ziemi. A może...
Sięgnęłam po sztylet i położyłam go obok miecza w kręgu. Nie mam wyjścia, muszę spróbować.
Usiadłam przy rysunkach, położyłam ręce na krańcach kręgu, zamknęłam oczy i skupiłam całą energię na przedmiotach leżących pośrodku.
Najpierw trzeba było sprawić, że w mieczu można...zakotwiczyć duszę.
atsawe ivena ektelera behera tulkaret koritrha - wyszeptałam.
To powinno sprawić, że miecz będzie w stanie wchłonąć cząstkę zjawy i przenieść ją do miecza.
Teraz trzeba wyciągnąć tę cząstkę ze sztyletu i wcisnąć ją w miecz.
dewanyata ektelera ivena atsawe tulkaret marratzu
Pozostało tylko wsadzenie cząstki do miecza.
ivena sangare aitoreth weereth koritrha erreth
Wypowiedziałam ostatnie zaklęcie, odczekałam chwilę i przerwałam krąg magiczny.
Czułam się coraz bardziej zmęczona. Uśmiechnęłam się patrząc na sztylet. Miałam nadzieję, że tym razem pójdzie nam lepiej.

moira - 02-10-2015, 02:16

Podeszłam do Kennego. Hobbit wciąż leżał nieprzytomny na ziemi. Kucnęłam obok i wyjęłam z kaletki eliksir odkażający. Delikatnie polałam poranioną rękę, po czym zabandażowałam.
Dopóki nie znajdziemy jakiegoś maga życia, więcej nie możemy zrobić.

Indiana - 02-10-2015, 02:37

<błąd logiczny - mechanizm by sie udał, gdyby Sigbert był na miejscu. Jego dusza nie jest w żaden sposób połaczona z tym sztyletem. >
<a, i zawsze przy sesjach przez forum - bardzo proszę o tłumaczenie na polski. Mając do ogarniania kilkanaście profesji magicznych naprawdę nie pamiętam wszystkich słówek i języków :) z góry dzięki :) >

Inga napisał/a:
Gdyby miała serce, to pewnie by jej stanęło na tą chwilę, gdy nastąpiła anomalia. Ale teraz tylko powstrzymywała się przed podbiegnieciem i udzieleniem pomocy nierozważnemu hobbitowi.
Ale to nie było ważne. Ważne było to, ze Moira słyszała. I nic innego się nie liczyło.
Nie wiedziała, kiedy zaklęcia przestaną działać, i to budziło niepokój. Trzeba się pospieszyć.
- Musimy sprzężyć naszą... lub nie naszą... broń z nami samymi. Z naszą dziesiątką. Na każdej z broni musi się znaleźć runiczna pierwsza litera imienia posiadacza... Czyli ansuz, gebo, ingwaz, berkanan, sowilo, wunjo, naudiz, kenaz, algiz i mannaz - miała nadzieję, że choć jedno z nich zna runy - Musicie ułożyć broń w krąg. Resztą zajmiemy się my.
Rozmowa męczyła. Męczył też fakt, iż nie była pewna, czy usłyszeli wszystko... i czy ją zrozumieli.

Indiana - 02-10-2015, 04:38

<przed ten wpis możecie wrzucić waszą reakcję na słowa Ingi. Pozwolę sobie też nieco zarządzić postaciami, celem przyspieszenia sprawy, jako że jutro raczej już nie dam rady odpisać>

Pierwszy usłyszał Ekhart.
Kroki były wyraźne, lekko tłumione, jakby ktoś starał się iść w miarę cicho, ale nie skradać się. Raz po raz dało się rozróżnić szczęknięcie broni o jakiś metalowy element ubrania.
Ktoś nadchodził.
Spojrzeliście po sobie spłoszonym wzrokiem, nieruchomiejąc. Wyraźnie słychać było zbliżające się kroki z tej ścieżki, którą sami przed chwilą przyszliście. Księżyc był już znacznie niżej i mrok zalegał między drzewami, ale bez trudu dostrzegliście zarys postaci.
Jednej.
Ale i tak odruchowo przypadliście do ziemi, za pnie czy załomy muru, nie zważając na to,że szelest jaki tym robicie, zwraca większą uwagę niż wasza nieruchoma, ale widoczna postać.
Na szczęście intruz nie zwracał na to uwagi. Sam czyniąc spory łomot, zsunął się do fosy i wydrapał na drugą stronę, gdzie mogliście dobrze się mu przyjrzeć.
- Atleif - mruknął pod nosem Ekhart - Dobra, swój! - powiedział już pełnym głosem, przyprawiając młodego Vardena prawie o zawał serca.
- Na wszystkich bogów, co wy tu... ?? - sapnął, gdy już odzyskał mowę - Byłem pewien, że na pobojowisku spotkam jakieś duchy, ale nie was...! - spojrzał po waszych twarzach, zauważył rannego hobbita z zabandażowaną ręką - Co tu się wyczynia?
- O tym później - uśmiechnęła się Moira - właściwie sami do końca jeszcze nie wiemy.
- Co u licha robisz sam w środku nocy na polu bitwy...? - wyrwał się Geven. Atleif westchnął.
- Sprawdzam. Mam poważne wieści i musiałem się upewnić, zanim je przekażę Kettilowi i reszcie. I wam. Wiemy, gdzie jest Brynjolf. I mamy coś więcej... Zdobyliśmy coś więcej.
Przerwał na chwilę, obserwując wyczekujące spojrzenia waszych oczu. Badawczo przyjrzał się każdemu z was z osobna.
- Dobra. Wiem, że jesteście wierni sprawie. Nie będę tu od was wymagał przysiąg, bo staniały one w ostatnich czasach - powiedział poważnie - Ale wiedzcie, że jeśli to wypłynie poza to grono ludzi Bryna, to ten kto puścił parę z gęby, odpowie przed sądem wojennym.
- A Kettil?
- Tak, jego też zaliczam do tego grona, choć jest z Wysokich Ziemi - skrzywił się Varden - Wiem, że polityka Halfdana mu nie w smak...
- Dobrze, później o polityce. Mów.
Atleif wciągnął powietrze.
- Naznaczenia można usunąć...
- Co...?!
- Można usunąć, dobrze słyszysz. To nie jest żadne zaklęcie psioniczne ani żadne opętanie. To rozciągnięcie opieki nad człowiekiem, który przyjmuje ich władzę. Sami tak twierdzą między sobą. I teraz zdjąć je może wyłącznie inna istota boska. Nie ma na ziemi mocy, która to zmaże.
- Może czegoś nie zauważyłeś - mruknął z ziemi Kenny - Ale istoty boskie mają ostatnio tak jakby słabą wenę do ingerowania w nasze problemy....
- Wiem. Dlatego tu przyszedłem. To jest miejsce, gdzie jest najbliżej do nich, tak? Tak. Zdobyliśmy rytuał, którym oni się posługują w przypadku, gdy trzeba zdjąć z kogoś ochronę nałożoną przez naszych bogów. Rytuał był w ich języku i odnosił się do przypadku, gdyby miało się to czynić w drugą stronę. Przetłumaczyliśmy to, przełożyliśmy na nasze parametry. Wiedząc o tej szczelinie, rozplanowałem to... - Atleif wyjął z kaletki zmiętą kartkę - Tak to rozrysowałem. Do tego trzeba dodać rzecz jasna wezwania, modlitwy, cokolwiek - żeby tylko bogowie nas usłyszeli. Choć jeden z nich... Musiałem tylko sprawdzić, czy ona wciąż emanuje.... Rzecz w tym, że mamy mało czasu. Nie wiem, co oni szykują, nie wiem, jak długo Bryn wytrzyma. Szykują jakiś duży rytuał. Obstawiamy, że chcą rzeczywiście zabrać się do jakiegoś przejęcia mu umysłu, sami sobie dopowiedzcie, co się wtedy stanie. Trzymają go póki co w celi w waszej dawnej warowni... Musimy go uwolnić i przyprowadzić tutaj. Chociaż spróbować zdjąć z niego to piętno. Kiedy on będzie wolny, stanie na czele tych, którzy jeszcze chcą walczyć. Nawet Halfdan będzie musiał się z nim liczyć. Nie ma czasu...

Mirko - 02-10-2015, 14:51

-Kenny i zmierzch już o tym wiedzą, biorąc pod uwagę gdzie jesteśmy jestem zmuszony zaufać wszystkim tu obecnym. Na pobliskich terenach są przedmioty mogące sprawić by bogowie zaczeli bardziej wpływać na ten świat. By to się jednak stało konieczne jest ustabilizowanie tego miejsca i posłanie ich w diabły. Liczyłem, że ku temu nie będą potrzebne żadne rytuały ale myliłem się.
Teral odetchnął, gdy wreszcie udało podzieliś się tymi faktami z pozostałą częścią świerzo. (dopiszę w drodzę bo muszę biec na busa)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group