Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

Chwała Akwirgranu - Pieśń Pierwsza

Onfis - 07-12-2015, 02:32
Temat postu: Pieśń Pierwsza
Zbieraliście się powoli, przychodząc w różnych odstępach czasu, bardziej lub mnie wyspani, z różnymi myślami zaprzątającymi wasze głowy. Schodziliście się pod cieszącą się złą sławę rzeźnię, by spotkać się z człowiekiem, co do którego wierzyliście, że nada sens waszemu monotonnemu życiu.
Od frontu parterowy budynek w sumie nie wyróżniał się niczym szczególnym, może to kwestia kolejnej odbudowy? Był tylko trochę podniszczony. Na kawałku trawy po prawej stronie stał kikut drzewa, które spłonęło częściowo w pożarze. Nikt go nie ściął ani nie wyrwał, pomimo, że szpecił krajobraz i do niczego się nie przydawał. Mówiono, że to drzewo jest jedynym świadkiem tego, co tu naprawdę zaszło, że jest przeklęte od dnia gdy ocalało z pożaru. Ile było ludzkiego zaniedbania, a ile rzeczywistego strachu w pozostawieniu nadpalonego konaru? Dalej był plac, a przy nim kilka zagród i drewnianych budynków. W największym z nich trzymano zwierzęta. Po lewej stronie stał podmurowany magazyn. Przeznaczenia dwóch pozostałych budynków mogliście tylko się domyślać. Stawialiście może na ubojnię i garbarnię, albo może po prostu trzymano tam siano. Już za placem, na kolejnym spłachetku trawy rysował się mały pagórek, który po przyjrzeniu się objawiał drzwi i swoją rolę – było to zejście do ziemianki, gdzie w chłodzie leżało mięso.
Gdy przychodziliście pod rzeźnię i zaczynaliście szukać jakiegoś znaku, czy miejsca spotkania, wyłapywał was parobek i kierował do głównego budynku. Okazał się on mieścić, prócz skromnie urządzonego biura, małego sklepiku, gdzie próbowano sprzedawać mięso prosto z uboju, kilka pomieszczeń o wyraźnym przeznaczeniu mieszkalnym. Przez kuchnię parobek prowadził każdego z was ku drabinie i wskazywał klapę w suficie. Tamtędy wchodziliście na stryszek, pełen jakiś paczek, starych narzędzi gospodarstwa domowego i zawodowego. Gdy już zebraliście się wszyscy, mieszcząc się całkiem wygodnie, trochę przypominało to spotkania piwniczne, a stryszek okazał się całkiem przestronny, po drabinie wdrapał się Dietrich dar Tiglitz, w towarzystwie dwójki mężczyzn w prostych strojach, a za nimi na końcu, zamykając klapę, wszedł kolejny, siwiejący już, ubrany nieco dostatniej.
-Bardzo się cieszę, że moje zaufanie okazało się dobrze ulokowane – zaczął były centurion, po czym zwrócił się do towarzyszących mu osób – Być może nasza sprawa nie jest aż tak szaleńcza. Moi towarzysze byli bardzo sceptycznie nastawieni do waszej grupy, pomimo tego dali się przekonać, aby tutaj tutaj przybyć, a wszystko dzięki gościnie pana Lebe – tu wskazał na osobę, która weszła ostatnia.
Albrecht Lebe był członkiem gildii rzeźniczej, miał około 40 lat, nie posiadał żony ani legalnych lub nielegalnych potomków i nikt nie znał powodów, które pchnęły go do wykupienia „przeklętej rzeźni”. Prowadził interes od kilku lat i w sumie nie miał z tym żadnych ekscesów, a sama rzeźnia przynosiła mu zyski, zupełnie jakby jej zła sława odeszła w niepamięć. W tym momencie sam Albrecht wyglądał na miłego człowieka, lekko przy kości, jednak była to zwykła cech rzeźników, a jego stój wskazywał, ze wiedzie mu się całkiem dobrze. Jednak wiedzieliście, że jeśli współpracuje z dar Tiglitzem, to musi mieć głowę na karku.
-Pozwólcie więc, że przedstawię moich pozostałych towarzyszy – wskazał ręką na pierwszego z nich, wąsatego jegomościa o kasztanowych włosach - …
Nie dowiedzieliście się jednak kim jest posiadacz wąsów, gdyż nagle z dołu rozległ się jakiś hałas, a po nim wymiana zdań, z której daliście tylko rade wychwycić parobka tłumaczącego, że właściciela nie ma, nie wie kiedy wróci i bardzo prosi żeby nie robić mu krzywdy i że bardzo rozumie i jeszcze bardziej prosi żeby nie robić mu krzywdy. Wszystko zakończył kobiecy krzyk, którego słów zupełnie nie zrozumieliście, jednak nie byliście w stanie stwierdzić, czy to dla tego, że były niewyraźne, pochodziły z innego języka, czy po prostu coś innego wam przeszkodziło.
Co ciekawe, dar Tiglitz oraz jego towarzysze wyglądali na równei zszokowanych co wy, jedynie Albrecht Lebe wyglądał na naprawdę przerażonego – pobladł i prawie osunął się na ziemię, rzucał też nerwowe spojrzenia w dół.
-Czy ktoś wie, czego byliśmy właśnie świadkami? - zaczął ten wąsaty – Panie Lebe? Moi państwo? - z tym ostatnim zwrócił się do was.

Pedro:
Kiedy odezwały się te głosy poczułeś dreszcz... jakby znajomy, ale nie potrafiłeś go z niczym powiązać, jakbyś łapał myśl, która ciągle ci uciekała, jak sen, który im bardziej starasz sobie przypomnieć, tym bardziej się od ciebie oddala...

Aver:
Te krzyki... Wyobraź sobie, jakbyś słyszała znajomą pieśń, ale śpiewaną przez chór, który zna inne słowa, inną melodię i inną tonację. Znajome, ale inne. To mniej-więcej tym były dla ciebie niezrozumiałe okrzyki”.

Reshi:
Miałeś kiedyś wykład o czymś takim i zaprezentowano wam wtedy te, no... To uczucie wtedy było takie samo. Cholera, to na pewno był jakiś głupi fakultet, coś o różnych postaciach magii...

Strandbrand:
Wiele w życiu widziałeś, wiele w życiu spotkałeś. Nawet to. Tylko gdzie i kiedy? Ktoś też ci groził, ktoś kto miał do ciebie jakiś interes. I on też tak krzyczał, i to było takie jak teraz, tylko czemu on to robił i kto to był?

Reshion vol 2 Electric Bo - 08-12-2015, 20:14

..coś tam magia, coś tam... cholera. Niestety nie pamiętał o co już biegało, trzeba przyznać, że nie był za bardzo pamiętliwy do takich spraw a fakt, że na wykładzie interesowały go bardziej inne rzeczy odbijał się teraz. Co prawda był to częściowo przedmiot do zapchaj dziura, który się sam zdawał ale nie zmieniało to faktu, że nie mógł sobie przypomnieć o co wtedy chodziło co powoli irytowało go coraz bardziej. Cóż, nie wiedza boli.

Rozejrzał się po pomieszczeniu mając nadzieję, że ktoś wysunie się przed szereg z inicjatywą niestety mało kto wydawał się obecny. Prawdopodobnie większość była bardziej zajęta myśleniem nad tragicznym losem jaki może ich spotkać lub widząc centuriona-legendę zachłysnęła się chwilą i szybowała w obłokach.

Słysząc pytanie niszczące ciesz na poddaszu tylko zaklął niemo bezdźwięcznie i postanowił zignorować swoich biernych towarzyszy. Szczęśliwie zanim atmosfera stała się złowroga stał blisko dar Tiglitz i ludzi, którzy z nim przyszli więc postanowił zdać się wojskowe wyszkolenie. Przybliżył się do tego pierwszego i w miarę cicho zapytał się - Wyczułem działanie magii. Co robimy? - Wierzył, że kto jak kto on będzie miał plan. Choć przeczucie mówiło mu, że może usłyszy stare i sprawdzone "Cicho", które dowódcy mówili przeważnie kiedy używali swoich komórek mózgowych.

Strandbrand - 08-12-2015, 20:41

Zanim zdążyli poznać tożsamość wąsatego, z dołu rozległy się głosy i krzyki, napawające zdumieniem oraz przerażeniem, w tym wypadku pana Lebe. Robert spoglądał w deski stanowiące podłogę strychu, jakby liczył na to że przejrzy je wzrokiem i dostrzeże jakie sceny się tam odgrywają lub też odegrały. Ponieważ zapadła podejrzana cisza po tym nagłym poruszeniu.
Mając złe przeczucia począł rozglądać się z większą uwagą po strychu, chciał zobaczyć czy klapa przez którą się tutaj dostał wraz z Talionem była jedynym wejściem, a w tym wypadku potrzebnym wyjściem ze strychu. Bo jeśli tak w istocie było, to najgorsze obawy mogły niedługo przerodzić się w pojmanie przez Qa.
A właśnie, Qa czy coś innego. Sędziwy dar Strandbrand zachodził w głowę, próbując sobie przypomnieć gdzie już wcześniej słyszał podobne wrzaski. Daleko, na końcu pamięci majaczył jakiś obraz, dawno zatarty i zapomniany. Schowany w szafie z dopiskiem ,,zapomnieć" a klucz wyrzucił. Teraz próbował ten klucz odnaleźć.
Bo co innego mogło to być? Gdy zadał sobie to pytanie, natychmiast przeszył go dreszcz a do serca wkradł się niepokój. Jakby dopiero teraz uświadomił sobie że znajdowali się w tej niesławnej rzeźni, o której co poniektórzy mówili że w niej upiory chadzają. Wprawdzie światło dzienne mocno uspokajało Roberta. Jednak gdzieś w jego umyśle cichy głosik wołał że Adeline lub czemukolwiek co po niej pozostało mogłoby się nie spodobać konspiracyjne spotkanie na strychu jej rzeźni...

Kodran - 08-12-2015, 21:54

Kobiecy krzyk wywołał na jego lekko zaspanej twarzy nieme "CO?!". Potarł skronie starając się w pełni obudzić. Po lekkim zebraniu się do kupy, spojrzał wąsatego, który przemówił do całej grupy.
Szczerze mówiąc nie mam pojęcia pomyślał Harald I chyba lepiej się nie dowiedzieć co to.
Począł rozglądać się za jakimś przejściem na dach lub czymś podobnym. Właściwie luźna deska lub niewykończony kawałek w dachu powinien w ostateczności pozwolić im uciec.
- O ile to nie są Qa to równie dobrze możemy po prostu zejść na dół wyszeptał Harald Nie jesteśmy tu nielegalnie i jest z nami właściciel tego miejsca. Ale zawsze możemy rozważyć ucieczkę dachem lub jakąś inną alternatywą drogę

Szrapnel - 08-12-2015, 22:04

Spacer to rzeźni był dosyć przyjemny. Powietrze było rześkie, wiał delikatny wiatr. Robert stukał swoją okutą laską. Talion trzymał ręce w kieszeniach długiego płaszcza i rozmyślał o tym co ich czeka. Wychodziło na to że coś się zaczyna.
Coś się kończy, coś się zaczyna. Kończy się stagnacja, zaczyna się działanie.

Weszli na teren rzeźni rozglądając się powoli. Kilka zagród i drewnianych budynków, murowany magazyn przed nimi plac. W zasięgu wzroku pojawił się pachołek, który skierował ich do właściwego budynku. W środku zostali poprowadzeni przez kuchnię do drabiny. Były wojskowy pociągnął nosem. Lubił kuchnie. Stanąwszy przy drabinie spojrzał w górę. Krótkie westchnienie i drewniane szczeble trzeszczały już pod jego ciężkimi wojskowymi butami. Na stryszku, który był całkiem przestronny, ulokował się w jakimś kącie i zamknął oczy.

Dar Tigliz wpakował się przez klapę razem z trzema towarzyszami. Talion spojrzał na nich z zaciekawieniem. Centurion już miał ich przedstawić gdy pod nimi wybuchło poruszenie. Kłótnia i krzyki, właściwie jeden krzyk, kobiecy i mało zrozumiały.
-Niech to szlag jasny. Dobre duchy i grzeczni wojownicy Qua nie robią awantur o tej godzinie. - mruknął

Referen - 09-12-2015, 00:16

Nie pamiętał zbytnio jak dotarł w okolice rzeźni ani jak znalazł się na stryszku, gdyż całą drogę spędził pogrążony w zadumie. Z tegoż powodu pluł sobie później w brodę, przecież mógł poświęcić choć odrobinę więcej uwagi otoczeniu.
A nuż zauważyłby coś ciekawego lub niepokojącego?

Gdy dar Taglitz przedstawiał im swoich towarzyszy Referen niekoniecznie słuchał jego wypowiedzi. Mało tego, wyraźnie ciekawsze w tej chwili były przedmioty którymi wypełniony był strych. Nie wiedział czego szuka, ale systematycznie, kawałek po kawałku przeszukiwał pomieszczenie.
"Skrzynia, sterta szkrzynek, jakiś worek, znów skrzynki, worek, worek, koło od wozu, swoją drogą skąd tu koło od wozu, beczka, świece, sterta lin, świece.
Zwykły strych, to i zwykła zawartość, czego ja szukam?"

Jego rozmyślania przerwało zamieszanie które skupiło jego uwagę.
Spiąłwszy się słuchał tłumaczeń chłopaka na dole.
Niespodziewany i niezrozumiały krzyk zastał go zgarbionego, ze ściągniętymi brwiami i z półotwartymi ze zdziwienia ustami.

Gdy zaskoczeni towarzysze zaczęli zadawać pytania siadł na podłodze i wyszukał szparę w deskach z płonnym zamiarem przyjżenia się zamieszaniu. Jednocześnie ustawił się tak, by znajdować się za plecami osoby wchodzącej po drabinie na strych.
-Jeśli takie rzeczy dzieją się tu w biały dzień, co dzieje się tu w nocy!-mruknął pod nosem, nie zdając sobie sprawy jak dobrze słyszalne były to słowa w zaległym na strychu milczeniu.

Aver - 09-12-2015, 00:24

Do rzeźni dotarła jako jedna z ostatnich. Bratu nie mówiła, dokąd idzie, sam zresztą nie pytał. Wzięła tylko dodatkowo zamykany wisiorek, którego zwykle wolała nie brać ze sobą. Kluczyła trochę po mieście, kupiła kilka późnych jabłek na śniadanie, jedno zdążyła zjeść razem z ogryzkiem zanim dotarła na miejsce. Pachołek wyłapał ją akurat jak już miała zamiar zabrać się za następne, i zaprowadził do drabiny. Na stryszku była już większość kompanii z piwnicy.
A to ironia, z podziemi na strych...
Skinęła dar Strandbrandowi i Kasjanowi, uśmiechnęła się lekko do braci, którzy na braci nie wyglądali. Ty też nie wyglądasz jak bliźniaczka Iryla. Różne dzieci się rodzą./i]. Wywróciła w duchu oczami. Przysiadła sobie znów na jednej z niewielu skrzyń i zabrała za następne jabłko.
Gdzieś mniej więcej w połowie degustacji przybył dekurion. Schowała niedogryzek w dłoni, zsunęła się ze skrzyni i stanęła, lekko się o nią opierając. Słuchała z neutralnym wyrazem twarzy słów dar Tiglitza, chociaż w duchu najchętniej by prychnęła.
[i]Nie dziwię się, że byli sceptyczni. Konspiracja spotykająca się z kompletnie niewypróbowanymi ludźmi...?

Nie dokończyła myśli, hałas skutecznie zaburzył jej wątek. Chwilę się przysłuchiwała, a w miarę narastającej kłótni jej brwi unosiły się coraz wyżej.
I w końcu nastąpił ten wrzask.
Coś ją tknęło, tak inaczej, tak... dziwniej. Magia? Zmarszczyła brwi i przygryzła wargę, jak zawsze, kiedy się nad czymś głęboko zastanawiała. Raczej nie Moc, tylko coś... innego... a może właśnie Moc, a nie mana? Ale to nie siostra w pieśni, tą bym poznała... chyba. Starała się jakoś dopasować to dziwne odczucie do... czegokolwiek.
I wtedy odezwał się Harald.
- O ile to nie są Qa to równie dobrze możemy po prostu zejść na dół - wyszeptał. - Nie jesteśmy tu nielegalnie i jest z nami właściciel tego miejsca. Ale zawsze możemy rozważyć ucieczkę dachem lub jakąś inną alternatywą drogę...
Pokręciła głową.
- Schodzenie to zły pomysł. Musielibyśmy pojedynczo, a to nigdy nie jest bezpieczne kiedy nie wiadomo kto się czai na dole - mruknęła - zwłaszcza, że tam jest coś... niepokojąco i dziwnie znajomego.

Pedro - 09-12-2015, 00:39

Wszystko wydawało się być w porządku. Do rzeźni przybył jako jeden z pierwszych. Rozglądał się uważnie po obejściu starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Dobrze było obejrzeć sobie to miejsce w świetle dnia. Wyglądało delikatnie przyjemniej niż w środku nocy. Może nie licząc drzewa.
Gdy znalazł się na strychu, siadł przy przy skrzyni stojącej kawałek za wejściem na strych. Chciał mieć dobry widok na to kto wchodzi, samemu nie będąc od razu zauważonym.
Z niecierpliwością czekał na dar Tiglitza i to co chce im powiedzieć. Niestety nie było mu to dane.
Gdy usłyszał krzyk poczuł niewyraźne uczucie którego nie potrafił nazwać. Otrząsnął się szybko z niego.
- Jeśli to Qa to mamy pozamiatane, chyba, że macie tu inne wyjście z tego strychu - rzucił szeptem do gospodarza.
Zbliżył się do klapy i przyłożył do niej ucho chcąc wsłuchać się w to co się na dole dzieje.

Gorvenal - 10-12-2015, 19:37

Do rzeźni przybył stosunkowo wcześnie. Poprzedniego dnia starał się nie siedzieć zbyt długo nad eliksirami, więc nie był tak zaspany jak zwykle. Miał na szczęście dostatecznie dużo czasu żeby dojść na miejsce okrężną drogą która pozwalała zgubić ewentualnych obserwatorów.
Wchodząc na strych rozejżał się uważnie. Pomieszczenie było dosyć niskie, ale raczej nie brakowało w nim przestrzeni. Uśmiechnął się. Brakowało tylko kołysania fal i zapachu moża aby poczuć się jak w domu. Wdrapał się na pierwszą nadającą się do siedzenia belkę podpierającą sufit i na wpół leżąc, na wpół siedząc czekał na dar tiglitza Już mu się tu podobało. Przynajmniej do momentu kiedy usłyszeli nerwową rozmowę na dole.To było conajmniej niepokojące. Później był ten dziwny krzyk. Zadziałały dawno wyuczone odruhy. Sturlał się ze swojej belki i stanął na klapie w podłodze tak żeby stała się trudniejsza do podniesienia.
-Mamy może coś ciężkiego?

Onfis - 11-12-2015, 17:35

Powoli opadało z was napięcie. Wyglądało na to, że ktokolwiek się dobijał, odszedł nie uczyniwszy większej szkody. Prócz oczywiście kilku dodatkowych siwych włosów. Referen, który spojrzał przez mała dziurę w podłodze, dostrzegł już tylko plecy i opadające na nie kasztanowe włosy. Wasz gospodarz wyglądał, jakby z jego twarzy uciekły wszystkie kolory i już nie zerkał na dół. Zaciskał powieki, jakby chciał, aby to wszystko po prostu zniknęło. Dar Tiglitz i jego towarzysze zamarli w pozycjach z ręką przy mieczu... Jednak żaden z nich nie miał miecza, więc wyglądali wyjątkowo bezradnie.
-Może i wy jesteście tu legalnie, ale my jesteśmy poszukiwani za niezłożenie broni – skwitował wasz pomysł drugi z mężczyzn, o rozczochranych czarnych włosach, które kiedyś musiały być pięknie zadbane – Poza tym myślicie, że Qa nie zaczęli by zadawać niewygodnych pytań, czy nawet świecić w oczy tymi swoimi niebieskimi pierścionkami? W momencie, kiedy postanowiliście przyjąć spotkanie pana Tiglitza staliście się tak samo winni.
I już poznaliście w czym tkwił haczyk, jakiego użył na was stary centurion, a wy połknęliście przynętę i od tego momentu nie było już mowy o odwrocie, bo ta myśl, to wspomnienia zawsze będzie gdzieś w głębi waszych umysłów.
-Panie Lebe, czy wszystko w porządku?
Właściciel rzeźni oddychał głośno i wyglądał jakby zaraz miał wybrać się na tamten świat. Wymamrotał jednak jakąś odpowiedź o sprawdzeniu dołu i zszedł przez klapę po drabinie.
-To było wyjątkowo niespodziewane... - zaczął dar Tiglitz – Miejmy nadzieję, że poznamy wyjaśnienie tej sprawy... Wracając jednak do celu naszego spotkania. Przedstawiam panów Bertolda dar Shema – tu wskazał na wąsatego – oraz Lothara dar Mawarot. Wraz z nimi chcielibyśmy wam złożyć pewną propozycję. Widzicie, moje wczorajsze pojawienie się może było niezaplanowane, jednak obserwowaliśmy waszą grupę od dłuższego czasu. Wasze spotkania, śpiewy, modlitwy. Jak mówiłem miłe, odważne, ale nie tym powinien żyć prawdziwy Wergund. Pieśnie śpiewa przecież nawet ten przeklęty zdrajca dar Nithel przy wszystkich uroczystościach, mówi się nawet, że ma odsłonić jakiś nowy pomnik Elmeryka Zdobywcy Arden. Cóż za ironia. Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę, że to wszystko tylko na pokaz, oni będą powoli zabijać to kim byliśmy... to kim jesteśmy. Dlatego nie ma czasu. Siedzenie w piwnicy jest dobre, jednak nie dla nas luksus zapadnięcia w sen i przeczekania tego. Dlatego chcielibyśmy was zapytać, czy jesteście gotowi wyjść i działać. Chcecie przetrwać, czy sprawić by Wergundia przetrwała? Takich grup jak wy jest więcej, ale niektórym brak odwagi, niektórym brak przewodnika, a jeszcze inni sami nie widzą czego chcą. Czy chcecie być dla nich przykładem? Zapytacie, czego od was oczekuję? Nie, nie chce byście występowali zbrojnie przecie Qa, nie wszyscy jesteście żołnierzami, poza tym na to jest za wcześnie. Ale możecie przekazywać nasze słowa innym, możemy pilnować by fałszywe słowa dar Nithela nie wyrządzały szkody, możemy wreszcie przygotowywać się, by pewnego dnia uderzyć. Powiedzcie, jesteście gotowi to zrobić dla Wergundi? Jesteście gotowi przyjąć nasze rozkazy?

Pedro - 12-12-2015, 20:20

Ralf odetchnął z ulgą gdy wszystko się uspokoiło. Wysłuchał przemowy dar Tiglitza z niecierpliwością. Gdy spytał o gotowość do działania, przez chwilę chciał wykrzyczeć głośno, że chce i jest gotowy na wszystko. Ostatnie lata bezczynności mocno dały mu się we znaki. W ostatniej chwili powstrzymał się przed tym zamiarem. Nie chciał wyjść na osobę która zachowuje się jak gówniarz. Wziął głęboki oddech i odpowiedział:
- Jeśli to ma skończyć naszą bezczynność to ja jestem gotowy na wszystko. Przyjmuję wasze dowództwo - powiedział spokojnie.
Nigdy jako Sędzia Rega nie przypuszczał, że kiedyś powie do kogoś takie słowa. Ale cóż... Wyjątkowe czasy wymagają wyjątkowych środków.

Strandbrand - 13-12-2015, 03:01

Słowa wypowiedziane przez dar Tiglitza były niespodziewane. Po tym jak rozmawiali z nim poprzedniego dnia w ich ukrytej piwniczce, Robert spodziewałby się bardziej radykalnych działań do których były centurion chciałby ich popchnąć. Być może nie otwarty bunt, ale uważał że dar Tiglitz ma w planach jakieś poważne kroki. To, co zaproponował... było gładkim i naturalnym rozwinięciem jego koncepcji. Tej koncepcji która mu przyświecała gdy zbierał tę grupkę w piwnicy. Gdy zlecał w najwyższej tajemnicy znalezienie jednej z figurek Modwita sprzed czasów okupacji, by była dla tych młodych ludzi symbolem otuchy.
W końcu, w momencie gdy poczułby że są gotowi, zapewne zaproponowałby to o czym teraz mówił centurion. Tak, roznoszenie dobrego słowa, ukazywanie prawdy o marionetkowym rządzie jaki stanowił dar Nithel i jego poplecznicy, kultywowanie tradycji. Roznoszenie chociażby tej szczątkowej odwagi jaką było czczenie Modwita wśród innych.
Jednak czy byłbym gotów by przekonać ich do następnego kroku? Czy posłuchaliby starego dar Strandbranda? Nie, potrzebują właśnie takiej figury. Potrzebują dar Tiglitza by zaczęli działać dosadniej. Nie mógł sobie znaleźć lepszej chwili by wypaść z tej ściany.
Pierwszym który się odezwał był, co zaskakujące Sędzia Rega, osoba która teoretycznie powinna zostać bezstronna. Cóż, dotychczasowe zasady uległy zmianom. Ralf, by tylko walczyć z bogami ludów południa, nie miał problemu by oddać się na służbę dar Tiglitza. Reg, jeśli mógł i patrzył w tej chwili, też zapewne nie miał nic przeciwko. Ciężkie czasy wymagają łamania starych zasad.
Pociągnął się za siwą brodę. Tak, to stwierdzenie było nader trafne.
-Nie wiem, czy byłbym jakkolwiek użyteczny w waszej sprawie. Jak sam pan mówił, panie dar Tiglitz, to młodzi stanowią przyszłość, to oni powinni się tym zająć. Może moim celem było doprowadzenie tej grupy pod wasze skrzydła?
Uśmiech wykwitł na ustach starego Roberta.
-Ale z drugiej strony, mam chyba najmniej do stracenia z tutaj zebranych. Cóż mi szkodzi, pomóc wam jak będę umiał, prawda? Zwłaszcza gdy na szali leży cała Wergundia.

Reshion vol 2 Electric Bo - 13-12-2015, 15:25

Mimo tego, że zagrożenie odeszło nie poczuł się ani trochę bezpieczniej. Skądś wróg wiedział, że tutaj mieli być bo inaczej to wejście było zbyt losowe. Przeleciał wzrokiem po twarzach zebranych zastanawiając się czy to może któryś z nich to zrobił i za co, choć nie wykluczał, że ktoś zupełnie mu obcy mógł raport zdać. Zadumał się tak myśląc tak, że nie usłyszał sporej części monotonnej monologu Tiglitza, dopiero zmiana w brzmieniu jaką wywołał Ralf pozwoliła mu wrócić do teraźniejszości. Pokręcił głową ja człowiek wyrwany ze snu spędzając kilka chwil na ogarnięciu tego co się wydarzyło.
Ja również oddaję się pod twoje rozkazy. - Powiedział następny czując lekki dreszcze emocji związany z tym na co się piszę.

Haakon - 13-12-2015, 23:42

Po wysłuchaniu przemowy krasnolud uśmiechnął się. "No, w końcu coś się będzie działo, a nie, chórek w piwnicy który boi się uchylonych drzwi. Nareszcie zaczniemy działać." - pomyślał.
- Jak najbardziej panie dar Tiglitz. - rzekł - Oddaję się pod pana rozkazy.

Aver - 14-12-2015, 01:08

Słuchała dekuriona z kamienną twarzą. Domyślała się tego, domyślała się, że spyta o to.
- Powiedzcie, jesteście gotowi to zrobić dla Wergundi? Jesteście gotowi przyjąć nasze rozkazy?
Dla Wergundii. Dla kraju, który powitał mnie śmiercią matki. Dla kraju, który obiecywał upragniony spokój i dom, a podarował skrawki wspomnień i walkę o każdy kolejny dzień. Dla kraju...
Dla kraju tak drogiego naszemu ojcu.
Głos Iryla wybrzmiał gdzieś z tyłu głowy z lekką ironią. Nawet on tu wrócił. Może...
Spuściła głowę, zapatrzyła się w deski podłogi.
Może to znak, że warto?
Poczuła ciężar wisiora u szyi. Pomyślała o ukrytych w środku małych kosmykach jasnych włosów związanych osobno skrawkami zielonej i czerwonej nitki. Zacisnęła na moment mocno powieki, ale mimo to przed oczami miała widok wykutych w kamieniu imion na obelisku postawionym gdzieś pośród okolicznych lasów.
Za groby ojców, jak powiada hymn...
Zsunęła się ze skrzynki, stanęła prosto. Część już złożyła swoje deklaracje, nawet krasnolud, który ledwo zmieścił się w przejściu na stryszek.
- Ja również. - Jestem to komuś winna, dokończyła w myślach z goryczą. Zastanawiało ją tylko co na to wszystko powie Iryl.

Kodran - 14-12-2015, 01:52

Kiedy sytuacja się uspokoiła, Harald rozluźnił się. Przemowa zdecydowanie do niego przemówiła. Zresztą chyba do wszystkich.
-Ja także oddaje się pod twoje rozkazy powiedział skłaniając głowę przed dowódcą

Referen - 14-12-2015, 15:37

Zdawał się być bardziej poruszony wydarzeniami z przed chwili w porównaniu do reszty towarzystwa. Niepokoiła go postać którą zobaczył w sparze, nawet jeśli trwałp to tylko chwilę.
Ustawił się więc w wejściu siadając na najwyższym szczeblu drabiny. Patrzył się tylko w przejście przed sobą.
-Chcecie przetrwać, czy sprawić by Wergundia przetrwała?
-Najchętniej obydwa.-mruknął pod nosem.
Gdy dar Taglitz pytał ich czy oddadzą się pod jego rozkazy nie wahał się jednak.
Wstał, śmiesznie balansując na szczeblu i rzekł:
-Zrobię to z kilku powodów, jednym będzie chociażby spokój sumienia, innym troska o ojczyznę.
Jakkolwiek by nie było, oddaje się pod pańskie rozkazy panie dar Taglitz.

Po tym ponownie siadł na czatach.

Szrapnel - 14-12-2015, 18:45

Talion wysłuchiwał centuriona z zamkniętymi oczami. Gdy skończył otworzył je i popatrzył na dar Tiglitza z ciekawością.
Nieźle to sobie zaplanowałeś
Najpierw cię wyrzucają, a potem rekrutują od nowa - wymruczał.
Po tym wstał ze swojej belki i zasalutował niedbale.
-Gotowy do służby - powiedział

Gorvenal - 14-12-2015, 20:35

Zszedł z klapy odrobinę wstydząc się swojej zbyt gwałtownej reakcji i popatrzył na Tiglitza
-Mam wrażenie że nigdy nie zostałem zwolniony z przysięgi wojskowej. Czekam na rozkaz do walki panie Tiglitz, nawet jeżeli zamiast miecza mam tylko słowa.

Onfis - 15-12-2015, 18:35

Dar Tiglitz zatrzymywał wzrok na każdym z was, jednak teraz już nie czuliście się jakby prześwietlał was na wylot. Centurion uśmiechał się, jakby zaglądał w głąb własnej głowy i tam widział jakieś przyjemne wspomnienie.
-Prosze się nie martwić panie Strandbrand, każdy może być tutaj użyteczny, powiem nawet że pan w szczególności, ale o tym powie w odpowiednim czasie pan Mawarot. Bardzo też cieszy mnie, że duch Wergundii naprawdę nie umarł. Niektórych z was znałem wcześniej, innych może widziałem, część dopiero poznaję, jednak nie zawiedliście mnie...
Wergund mówił dalej, jednak Kasjanowi, Referenowi i Rilli co raz trudniej było go słuchać. Czuliście się jakby na stryszku nagle zmieniło się ciśnienie , zaczęło wam dzwonić w uszach, a przed oczami pojawiły się ciemne plamy. Wiedzeni wyszkoleniem bądź też instynktem momentalnie postawiliście osłony wokół umysłów, przewidując, że ktoś próbuje was zaatakować mentalnie, jednak nic to nie pomogło. Dzwonienie nasilało się.

Referen:
Niebezpiecznie zacząłeś kiwać się nad krawędzią i być może uderzenie adrenaliny spowodowane nachyleniem się nad dziurą, sprawiło, że nagle wszystkie objawy ustały. Przed oczami mignęły ci kasztanowe włosy, ale przecież patrzyłeś w pustą ścianę.

Kasjan:
Dzwonienie nasiliło się do pewnego stopnia i trwało na tej umownej granicy, gdzie rzeczy dopiero za chwilę mają stać się nieznośne i doprowadzić do wybuchu. Upadłeś na czworaka, próbując się skupić, jednak ciemne plamy miałeś nie tylko przed oczami, ale też zdawały się zaćmiewać ci umysł.

Rill:
Miałaś wrażenie, że udało ci się instynktownie przekierować to, co wzięłaś za atak, a nawet rozpracować strukturę, tego co wzięłaś za rytuał. Wydawało ci się, że masz wszystko pod kontrolą, chciałaś wysnuć swoją pieśń. Jednak wtedy światło zgasło, a pod tobą ugięły się nogi. Straciłaś przytomność.

Dla całej reszty wszystko wydarzyło się praktycznie równocześnie – Referen zachwiał się i ocknął, jakby z drzemki, Kasjan podparł się rękami, a Rilla padła niczym lalka, której przecięto sznurki.

Referen - 15-12-2015, 23:36

Spokojny głos dar Taglitza rozbrzmiewał mu w głowie, zdawał się odbijać od ścian i wracać do słuchacza niczym echo. Nie mógł skupić myśli, poczuł mrowienie na koniuszkach palców dłoni i stóp.
-Proszę się nie martwić panie Strandbrand, każdy może być tutaj użyteczny, powiem nawet, że pan w szczególności, ale o tym w odpowiednim czasie opowie pan Mawarot.
Mawarot... Mawarot. Kim do czorta był Mawarot? Ach, to ten wąsaty jegomość.
Taglitz miał go przedstawić chwilę przed Krzykiem. Właśnie! Krzyk! Coś się stało, jasna cholera, niedobrze!
Zamrugał oczami. Nie wiedział co się dzieje z jego wzrokiem.
-...część dopiero poznaję, jednak nie zawiedliście mnie...
Zachwiał się na szczeblu. Spojrzał w dół, świadomy tego, że za chwilę spadnie i skręci sobie kark.

Referen leżał na podłodze. Czuł drzazgi wbijające mu się w kark i plecy.
"Nie mogę się ruszać, nic nie widzę!" Serce łomotało mu w piersi, gdy z przerażeniem zdał sobie sprawę, że jednak zleciał z tej przeklętej drabiny.
Co teraz? Bogowie! Jakie życie go czeka? Czy już nigdy nie spotka się z matką, z rodziną?
Przecież obiecywał sobie, że odszuka ich za wszelką cenę. A on zawiódł. Nie zginął nawet w walce ani podczas przesłuchań. Nie. On zleciał z drabiny, przeżył, a teraz nie widzi i nie czuje nic poza tymi przeklętymi drzazgami. Ze złości i bezsilności zacisnął mocniej powieki.
Chwila.
Co?
Ktoś lekko szturchnął go w żebra. Poprawka, zwyczajnie zarobił od kogoś z buta. Czyli jednak czuje. Otworzył oczy. Od razu uderzyła go dziwna pustka.
Spodziewał się, że ujrzy jakichś ludzi pochylonych nad nim. Brak jakiejkolwiek reakcji zabolał.
Stęknął i wtedy doczekał się uwagi. Harald, rzucił mu krótkie spojrzenie, błysnął łobuzersko zębami w uśmiechu i wyciągnął rękę chcąc pomóc mu wstać. Referen zdecydował, że poleży jeszcze chwilę.
Zdał sobie sprawę, że to Harald przed chwilą szturchnął go butem. Pewnie chciał się upewnić czy wszystko z nim dobrze.

-Spokojnie, nie tak tłumnie, wszystko ze mną w porządku! Nie mam pojęcia, co się stało, ale cokolwiek to było, wygrałem!
Uniósł ręce w górę w geście zwycięstwa.
Jakże się cieszył, że wcale nie spadł, bo leżał właśnie na strychu. Wcale nie umarł, bo oddychał i wcale nie skręcił sobie karku, gdyż przed chwilą ułożył się wygodniej na deskach.
Przypomniał też sobie wydarzenia sprzed ostatniej minuty.
Prawie spadł ze strychu. Świadomość ryzyka najpewniej ostudziła go na tyle, by zareagować na zbliżający się atak. Nie wiedział zbytnio, przed czym się broni, więc zasłonił się na wszystkie możliwe sposoby.
Wtedy też zamknął oczy. Odchylił się do tyłu, by nie spaść. Omyłkowo strącił w dół swoją laskę leżącą nieopodal. Resztę znał. Najadł się niemało strachu.

Usiadł, rozejrzał się. Trochę kręciło mu się w głowie, ale dziwne mroczki ustąpiły. Trzy głębokie oddechy i oznajmił towarzyszom:
-Panowie i Panie, nie mam pojęcia, na czym skończył Taglitz, nie mam również pojęcia, jaki jest wasz stan psychiczny. Obawiam się jednak, że musimy na chwilkę przerwać ustalenia co dalej i zająć się bieżącymi problemami. Najpierw Krzyk, teraz to. Ponieważ nie tylko ja to poczułem prawda?
Przerwał zaskoczony, gdy zobaczył co stało się Rill. Jak mógł jej nie zauważyć?

-Oho. Teraz mamy pewność, że cokolwiek to było, mam na myśli Krzyk, nie odeszło. Chwilę temu, zaatakowało nas...-chciał powiedzieć psionicznie, lecz nie miał bladego pojęcia, co to do końca było.
-Zaatakowało nas w każdym razie. Osobiście widziałem postać, którą ujrzałem za pierwszym razem, gdy podpatrywałem przez szparę w drzwiach. To może wskazywać na połączenie tych dwóch wydarzeń.
Zatoczył się na ścianę. Oparł się o najbliższą skrzynie i tak już został. Myślał intensywnie.

Kodran - 16-12-2015, 18:02

Kiedy centurion zatrzymał na nim wzrok, Harald odwzajemnił lekki uśmiech. Miał nadzieję, że najbliższe wydarzenia przyniosą kres stagnacji, w jaką wpadł ostatnimi czasy. Dość już miał życia z dnia na dzień, takiej wegetacji. Jednak jego rozmyślaniom przerwał Referen, a dokładnie to jego na wpół kontrolowany upadek.

Jako, że bohaterski upadek na plecy towarzysza nie wyglądał na niebezpieczny, Harald ograniczył się do lekkiego szturchnięcia butem i mruknięcia "Co jest?". Rozejrzał się dookoła i zobaczył, że Rill także leżała na ziemi. Co jest grane... pomyślał. Tymczasem Referen otworzył oczy, by zobaczyć jak Harald wyszczerzony, podaje mu rękę by pomóc mu wstać. Ten kiwnął lekko głową, że "dzięki, ale tu jest całkiem wygodnie". Parsknął śmiechem i pokręcił głową. Podszedł z kolei do Rill, która nie wyglądała, jakby miała zaraz wstać. Delikatnie podniósł ją do postawy siedzącej i przysunął do najbliższej ściany, o którą ją oparł.

-Czy ktoś wie co tu się stało? powiedział, a słysząc wypowiedź kolegi, doprecyzował -Tak, konkretniej może. I czy mamy tu medyka?

Szrapnel - 17-12-2015, 16:42

Talion słuchał dar Tiglitza z niewielkim zainteresowaniem. W wojsku wysłuchał już wystarczająco dużo patriotycznych przemówień. Jesteście nadzieją, przyszłością, albo czymkolwiek sobie pan dekurion wymyślił. Jego interesowało działanie, rozkazy.

Magowie polecieli w kierunku ziemi. W armii nauczył się, że tylko magowie nagle tracą przytomność bez wyraźnie widocznej przyczyny.

Z zainteresowaniem przyglądał się postępowaniu Haralda wobec swojego towarzysza a później młodej dziewczyny. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Przystąpił do nieprzytomnej mrucząc:
-Nie w ten sposób.
Ponownie delikatnie położył dziewczynę na podłodze. Potrząsnął nią lekko aczkolwiek stanowczo. Później jedną rękę położył na jej czole , dwa palce drugiej ręki na brodzie i odchylił głowę do tyłu. Wykluczał uraz kręgosłupa. Następne w kolejności było sprawdzenie czy ratowana oddycha. Pochylił się nad nią tak aby jego policzek znajdował się trochę nad ustami leżącej i policzył do dziesięciu. Uznawszy iż już nic więcej nie może zrobić ułożył Rill na boku z głową odchyloną i umożliwiającą swobodne oddychanie. Wstał.
-Medykiem nie jestem, ale jeśli jest potrzeba to mogę jeszcze pomóc. - odparł
-Aha i pomoglibyście jeszcze jemu - tutaj wskazał na trzecią osobę na klęczkach, którą zauważył dopiero teraz

Pedro - 17-12-2015, 17:47

Słuchał słów dar Tiglitza. Cieszył się w duchu, że w końcu coś zrobi. Skończy siedzieć na zadzie mając nadzieję, że może coś się zmieni. W końcu sam zacznie zmieniać świat. Taką przynajmniej ma nadzieję. Takie dumanie przerwały mu nagłe utraty przytomności ludzi będących z nimi. Nim zdążył zareagować, Harald i Talion obskoczyli nieprzytomną dziewczynę. Widząc, że Referen sam doszedł do jako takiego stanu podszedł do trzeciej z poszkodowanych osób czyli Kasjana. Z klęczek pomógł mu się przenieść pod najbliższą skrzynię. Zaoferował też wodę ze swojego bukłaka.
- Jeśli Referen ma rację i to nie wiadomo co dalej tu siedzi to musimy coś z tym zrobić. Nie wiadomo czy zaraz nam nie ściągnie na kark oddziału Qa.

Strandbrand - 17-12-2015, 20:37

Hmmm, więc macie już dla mnie jakiś pomysł.Najwyraźniej nuda nie będzie mi doskwierać w najbliższym czasie.
Robert siedział i słuchał uważnie tego co dar Tiglitz miał dalej do powiedzenia. Nie usłyszał jednak wiele więcej, gdyż po chwili trójka osób w pomieszczeniu straciła przytomność. A przynajmniej tak to wyglądało.
Widział jak tracą siły i przewracają się. Nawet gdyby nie ograniczał go wiek, nie zdążyłby zareagować. Na szczęście inni byli bardziej czujni i udało im się złapać osłabionych towarzyszy.
Spojrzał na dar Tiglitza i na pana Lebe.
-Nie chcę psuć podniosłego tonu naszego spotkania, ale obawiam się że robi się ono coraz bardziej dziwne i niebezpieczne. Czy możemy przełożyć je w inne miejsce lub czas? Mam nadzieję że nasze miejsce oraz ten strych to niejedyne bezpieczne schronienia jakimi dysponujemy.
Miał nadzieję że w ogólnym chaosie jaki powstał, dar Tiglitz usłyszy jego słowa. I że ich posłucha. Albo przynajmniej się pośpieszą. Robert dar Strandbrand miał złe przeczucia.

Reshion vol 2 Electric Bo - 18-12-2015, 03:21

Próbując podtrzymać się na czworaka marzył o dawce czegoś na ból lub by ktoś zlitował się nad nim ucinając głowę. Walcząc ze sobą próbował dalej zachować przytomność i trzeźwość umysłu nie zauważając nawet, że to Ralf udzielił mu pomocy.
Coś jest nie tak... - Spróbował sklecić zdanie, nawet nie wiedząc czy mówi w zrozumiałym dla słuchacza języku. - Musimy stad odejść...
Odruchowo napił się wody z przystawionego bukłaka, potem dopiero zorientował się, że chyba nie o to chodziło i częścią wody przemył sobie twarz mając nadzieję, że to pomoże mimo tego, że to z czym przyszło mu się mierzyć niczym zwyczajnym nie jest.

Onfis - 19-12-2015, 15:57

Cała trójka powoli dochodziła do siebie. Nieprzytomni się wybudzali, osłabieni się podnosili, i tylko jedna rzecz w tym wszystkim wam nie pasowała. No może więcej niż jedna, ale w tym momencie to, zaskoczyło was bardziej niż sytuacja sprzed chwili. Otóż objawy przyszły nagle, gwałtownie i nie wiadomo skąd. Teraz jakby się wycofywały, powoli i ostrożnie, jakby nie chciały zrobić wam więcej krzywdy. Jednocześnie wyczuliście zupełny brak złych intencji, wręcz przeciwnie – jakby ktoś kto to spowodował, nagle zdał sobie sprawę, że coś wymknęło się spod kontroli, tak jakby próbując zabić nieznośnego owada uderzyło się psa. Po chwili wszystko zniknęło – dzwonienie, dyskomfort i to dziwne uczucie, wszystko wycofało się gdzieś w jakiś ciemny kont i zamarło.
-Co tu się do cholery wyprawia?! - wybuchnął dar Shem – To miało byś bezpieczne, unikane przez wszystkich miejsce! Panie Lebe! Panie Lebe, no gdzież pan jest?!
I skierował się w stronę klapy, spojrzał przez nią, zawołał jeszcze raz i zszedł szukać właściciela. Słyszeliście jak cały czas gada zdenerwowany i woła.
-To rzeczywiście niespodziewany przebieg wydarzeń... To naprawdę dobre, sprawdzone miejsce. Nigdy nic takiego się wcześniej nie działo – tłumaczył Tiglitz – W ogóle dlaczego dopadło tylko część osób? Poza tym jesteście pewni, że to ktoś z zewnątrz? Nie chciałbym się dowiedzieć, że mamy jakiegoś nowego wroga, jakby nie mieli już dość problemów. Hej, Bertold, znalazłeś go?! - rzucił w stronę klapy, jednak odpowiedziała mu cisza – Co jest, poszedł go szukać do obory? Bertold?! Panie Lebe?!
Każdy wyobraził sobie w tym momencie jedno – że klątwa rzeźni postanowiła zebrać swoje żniwo. Jednak ta klątwa to przecież tylko plotki, trzeba twardo stąpać po ziemi, przecież żądne zemsty duchy nie porwały właśnie dwóch ludzi w środku dnia i nie obdzierają ich ze skóry w jakiś podziemiach! Przecież nie niemożliwe... Tak samo niemożliwe, jak wszystko w czym uczestniczyliście w ostatnich paru dniach, prawda? No przecież ile niezwykłych rzeczy może zdarzyć się naraz?
Matki, babki, nianie, koledzy... Każdego kiedyś nastraszono historią o złych duchach, no ale przecież takie duchy nie wyłażą w środku dnia! Muszą przecież mieć jakieś zasady!

Pedro - 20-12-2015, 15:16

Dar Tiglitz zapewniał, że będzie tu bezpiecznie. Najwyraźniej się mylił. Wątpił by umyślnie sprowadził ich w miejsce w którym mogła stać im się krzywda. Chociaż kto to tak na prawdę wiedział poza nim samym? Z resztą, teraz było już za późno. Coś było tu nie w porządku. Gdy przypomniał sobie kobietę którą widział tej nocy ciarki przeszły mu po plecach. Może Adeline czegoś od nich chce? Na przykład ich śmierci.
- Nic nie trwa wiecznie panie dar Tiglitz. Wergundia wie o tym doskonale.
Zaniepokoiło go to, że obie osoby które zeszły na dół, nagle przestawały o sobie dawać znać. Czyżby coś się tam stało?
- Może pójdę zobaczyć gdzie ich poniosło. Może wyszli na podwórze i nie słyszą. Talion, Kasjan, chodźcie ze mną. Tak w razie czego.
Nie czekając na odpowiedź zaczął schodzić na dół po drabinie. W połowie drogi odwrócił się by sprawdzić czy wyznaczeni ochotnicy ruszyli się by pójść za nim. Jeśli nie to popędził ich.

Strandbrand - 21-12-2015, 00:59

Atmosfera zagęszczała się stopniowo, za każdym razem gdy ktoś schodził na dół a następnie nie dawał znaku życia. Pan Lebe, pan dar Shem. Spoglądał jak na wszyscy na strychu zaczynają snuć domysły na temat tego co się dzieje. Część pewnie zrzuci to na karb Qa. Inni, jak Robert szybko przypomną sobie o złej sławie jaką owiana jest rzeźnia. W tę czy tamtą stronę, strach zacznie ich po kolei dopadać.
Najwyraźniej Ralf również zdawał sobie z tego sprawę. A może był zbyt ciekawski? Był kolejną osobą która postanowiła sprawdzić co się dzieje na dole.
Przynajmniej ma na tyle rozumu by nie iść samemu.
Jednak gdy zdał sobie sprawę kto poza Talionem został wywołany przez Ralfa, musiał dorzucić swoje trzy tugriki.
-Nie sądzę by było rozsądnie, by jedna z osób która przed chwilą... doświadczyła tego dziwu schodziła na dół. Może wybierz kogoś innego Ralf?
Właściwie to zaczął się zastanawiać, czemu właściwie tej trójce się oberwało. Wiedział na pewno o tym że Rill w jakiś sposób uzdolniona magicznie... Ale to wciąż nic mu nie mówiło. I równie dobrze mogła to być sprawka Qa. Równie dobrze jakiegoś bytu związanego z rzeźnią. A równie dobrze czegokolwiek innego co teraz nie przychodziło mu do głowy.
Skup się. Już kiedyś napotkałeś na coś takiego. Tylko kiedy i gdzie... kiedy i gdzie? Granica Teralsko-Wergundzka 872? Salicja tegoż roku? A może wcześniej? Maegros 871? Spotkanie z tymi dziwnymi ludźmi na szlaku... Teralska szajka przemytnicza? Nie pamiętam, nie wiem...
Robert wydał z siebie przeciągły pomruk oznaczający głębokie zamyślenie. Gdyby miał przy sobie fajkę pewnie zaciągnąłby się, gdyż jak każdy wie pykanie fajki zwiększa intuicję i umiejętność łączenia wątków. Jednak bez niej, dar Strandbrand musiał wytężać umysł by przywrócić wspomnienia minionych dni. Kiedyś już był w podobnej sytuacji, na pewno. Kolejny pomruk wydobył się zza siwej brody.

Pedro - 21-12-2015, 01:17

- W sumie możesz mieć rację Robercie. Harald, ty w takim razie zamiast Kasjana.
Onfis - 21-12-2015, 18:43

Nikt jednak nie kwapił się, by ruszyć za Ralfem, nawet popędzany. Zła sława miejsca po zdawała się paraliżować w miejscu, nogi same wrastały w podłogę. Jedynie były kapłan, który już zmierzył się ze strachami rzeźni, a przynajmniej tak uważał, był w stanie ruszyć w poszukiwaniu zaginionej dwójki.

Ralf:
Gdy postawiłeś stopy na podłodze, znów zdałeś sobie sprawę z nienaturalnej ciszy jaka tu panowała. Stałeś w kuchni. Drzwi wychodziły do sieni, w której było widać kolejne przejścia. Po lewej stronie jest główne wyjście, gdzieś dalej po prawej musi być więc też wyjście na podwórze. I oczywiście gabinecik, który widziałeś w nocy, jak i inne pomieszczenia. W sumie z sieni, prócz drzwi do kuchni i drzwi wyjściowych było jeszcze troje innych.

Na strychu atmosfera stawała się co raz bardziej napięta. Niby chcieliście się stąd wynosić, ale z drugiej strony nie chcieliście się ruszać, bo nie wiedzieliście, co może was czekać na dole. Dar Tiglitz patrzył w dół klapy, dar Mawarot w nerwowym tiku poprawiał ciągle włosy, a wy próbowaliście zajmować się "poszkodowanymi", ot tak, żeby coś robić, wszystko jest lepsze niż bezczynność w takiej sytuacji. Kto by pomyślał, że za jasnego można odczuwać taki niepokój.

Pedro - 21-12-2015, 19:49

- Tchórze. Jeśli z taką samą odwagą będziecie robić to co zapowiedzieliście to nie wróżę dobrych efektów. - powiedział tak by był dobrze słyszanym na strychu.
Nigdy nie lubił gdy otaczała go tak głucha cisza. Nigdy nie wróżyło to czegoś dobrego. Po zejściu rozejrzał się po kuchni. Szybko zlokalizował, jak nie na blacie to w szufladzie, nóż. Największy jaki mógł znaleźć. Dodało mu to trochę pewności siebie. Wątpliwe co prawda było by przydało mu się to w starciu z jakimkolwiek upiorem, ale wszystko inne powinno się teraz mieć na baczności. Tak sobie przynajmniej mówił.
Mając w ręku broń podszedł do okna w kuchni chcąc rozejrzeć się co dzieje się na zewnątrz. Jeśli coś działo by się na podwórzu bardzo ograniczyło by to pole poszukiwań, a może nawet by się dowiedział o co chodzi. Jeśli nic się nie działo za oknami, skierował się do sieni. Otworzył ostrożnie najbliższe drzwi prowadzące do innych pomieszczeń.

Strandbrand - 21-12-2015, 20:56

Ścieżka wspinająca się po wzgórzu. Wysokie tereny Dakoni i ogólnie pojęte góry Maegros. Co się wtedy stało? Ścieżka zbaczała w prawo, była tylko wydeptana, prawie niedostrzegalnie. Stary szlak zwierząt górskich lub obejście wzgórza lokalnych ludzi. Lasy zostawiłem wtedy daleko za sobą, na pogórzach. Ścieżka prowadziła do naturalnej wnęki w ziemi. Postanowiłem odpocząć, szlak był trudny a ja wcale w nie najlepszej formie po tym co działo się w Akwirgranie. Schowałem się w cieniu, we wnęce. Przysnąłem. A potem już, hehe z górki. Obudziło mnie szuranie i głosy, okazało się że głębiej z wnęki wyszły te mendy. Myślały pewnie że jestem jakimś przedstawicielem prawa bo rzucili się bez pytania. Było ciężko, nie wyszedłem bez ran... potem musiałem zatrzymać się w tym uroczym zajeździe z równie uroczą kelnerką. O tak, była zaprawdę... urocza... o czym to ja... a, no tak bandyci. W jaskini były jakieś skrzynie, worki i pakunki. Na tyle na ile zdołałem zrozumieć bełkot tego który przeżył to przerzucali to do Terali... nie, to nie tutaj powinienem szukać. Co ja potem robiłem?
Robert przerwał na chwilę swoje rozważania i przeszukiwanie pamięci. Wierzył że w końcu znajdzie odpowiedź na pytanie, skąd kojarzyły mu się te dziwne głosy i to uczucie. Tymczasem... a co Talion robił jeszcze na strychu? Chwycił swoją dębową podporę i szturchnął nią stojącego nieopodal Taliona pod żebra.
-Hej. Wydawało mi się że coś miałeś zrobić. Na co czekasz?
W końcu Talion ruszył się z miejsca, jakby się ocknął z jakiegoś transu. Cóż, Haralda raczej nie dosięgnie a nie było sensu miotać się po strychu. On też, miejmy nadzieję za chwilę zacznie działać.
Zaś głowę dar Strandbranda zaczęły wypełniać kolejne wspomnienia, a z jego ust poczęły unosić się ciche pomruki.
Salicja...872. Dobry rok, chyba najmniej wtedy zarobiłem w paszczę od kogokolwiek. Ale co ja tam porabiałem... po tym jak zawróciłem z górskich szlaków, nie widząc sensu pchać się do Terali... a no tak! Szukałem przecież tego człowieka, który szumnie oferował dobrze płatną pracę dla wojownika ale jakoś żaden z zatrudnionych nie żył na tyle długo by zebrać pensję... co tam się wtedy działo? Hmmmmmmmm...

Szrapnel - 21-12-2015, 21:18

Talion oparł się o ścianę i się zamyślił. Prośba kapłana dotarła do niego, ale nie zagwoździła się w umyśle.
Jeszcze nigdy duch nie próbował mnie ukatrupić. Ciekawe tylko czyj to duch. Może Adeline? A może któryś z byłych domowników?
Szturchnięcie pod żebrami wyrwało go z transu.
-Hm? - mruknął - A tak. Idę. Jeszcze sobie jakąś krzywdę zrobi tam na dole.
Podszedł do drabiny i zaczął schodzić. Podeszwy miękkich butów stuknęły o podłogę. Rozejrzał się na szybko za jakąś bronią. Nie chciał przeszukiwać szuflad. Następnie ruszył cicho za Ralfem.

Kodran - 23-12-2015, 19:27

Harald siedział zamyślony nad bliżej nieokreśloną sprawą i tępo patrzył się w ścianę. Pierwsze polecenie puścił mimo uszu, nie mając złych intencji. Dopiero ostre zruganie go i nazwanie tchórzem, wybudziło go z letargu. Mamrocząc, podążył za towarzyszami, idąc ostatni. Starał się stąpać cicho i miękko.
Aver - 24-12-2015, 03:14

Ciśnienie ściskające skronie.
Ciemne plamy przed oczami, trudność ze skupieniem wzroku.
I ten cholerny, narastający pisk w uszach.
I dziwne uczucie, że ktoś coś manipulował przy jej...
A przecież to było takie oczywiste. Jak zagadka, której rozwiązanie jest proste, tylko dojście do niego już nie bardzo.
Trochę jak znajoma pieśń, której dźwięki były poprzestawiane, niby chaotycznie, a jednak mając pewien dziwny w swej bytności sens. Układ. Szyfr?
Problemem nie było rozpoznanie, co to za pieśń. Problem tkwił w znalezieniu odpowiedniej kolejności.
Nie wyglądało to na trudną robotę. Zebrała Moc, przymknęła oczy, starając się wyrzucić to obrzydliwe dzwonienie ze swej głowy, i już miała posłać Pieśń ku...
Ciemność przed oczami zmieniła się w czerń. Tego, że smutno osunęła się na podłogę już nie poczuła.

Pierwsze, co poczuła po obudzeniu się, była zdrętwiała ręka. Przekulnęła się na plecy, otarła twarz dłońmi i otworzyła oczy. Ta dziwna pieśń powoli się cofała, zanikała, jakby w ogóle nie chciała już tu być, jakby chciała się schować.
Nie oponowała, westchnęła tylko cicho ze smutkiem i powoli się podniosła, siadając po pethabańsku na podłodze. Znów otarła twarz, starając się nieco obudzić. Spojrzała wzrokiem zmęczonego wszystkim człowieka po pozostałych, aż zatrzymała się na Referenie.
- Czy ktoś z przychodzących tu wcześniej na spotkania ludzi był kimś posługującym się Mocą w jakiejkolwiek jej formie? - rzuciła pytaniem w przestrzeń, przenosząc wzrok na Kasjana, a potem na dar Tiglitza - Magiem, kapłanem...?

Onfis - 04-01-2016, 21:41

Jest wiele powiedzeń związanych ze słowem "cisza". Grobowa cisza, cisza jak makiem zasiał, cicho jak w grobie, cicho jak mysz pod miotłom, martwa cisza... W sumie ciekawe dlaczego tyle z nich jest związana ze śmiercią? Warte zastanowienia się. Jednak może w lepszych okolicznościach niż znalazło się trzech odważnych mężczyzn. Ich otaczała ta cisza, a przecież na zewnątrz była pełnia dnia w na pewno nie opuszczonej stolicy.
Trzej śmiałkowie, uzbrojeni w sztućce ruszyli odkryć tajemnicę zniknięcia oficera i rzeźnika. Brzmi jak początek żartu? Na pewno nie dla tej trójki. Mówi się, że strach bierze się wyłącznie z niewiedzy, że boimy się tego, czego nie znamy. Nawet jeśli żaden z nich nie był zwolennikiem tego poglądu, może nie czuli strachu, jednak każdy zastanawiał się, czy nie znajdzie za kolejnymi drzwiami czegoś, co najodważniejszych by wystraszyło.
Za drzwiami, które otworzył Ralf znajdowała się najprawdopodobniej sypialnia. Duże łoże, skrzynia w nogach, całkiem spora szafa z jasnego drewna, stolik z misą na wodę i rzucona na podłogę skóra. Chyba najbardziej przykuwała wzrok szafa – wyglądała niczym kloc drewna. Żadnych misternych zaokrągleń, płaskorzeźb czy nawet, modnego ostatnio, wprawionego lustra. Tylko uchwyty wydawały się odstawać od reszty – prawy rzeźbiony w głowę wilka, a lewy w głowę psa, a na środku dziurka na klucz.
Było jeszcze okno, a przez nie, jakby ukradkiem, zaglądał nadpalony konar. W sumie to drzewo stało całkiem blisko ściany.

Robert:
Szukałeś w swojej głowie skojarzeń. Przeskakiwałeś z wydarzenia do wydarzenia, licząc że na coś trafisz. Jednak to ciągle nie było to. Pogładziłeś się po brodzie, a następnie zatknąłeś odruchowo kciuki za pas. Ten ruch! Ten ruch coś ci przypominał, wtedy też go zrobiłeś... Tylko dlaczego?

Rill:
Nim jeszcze otworzyłaś oczy widziałaś. Widziałaś oddalające się poczucie związane z pieśnią. Tak, teraz już byłaś pewna, że to Pieśń. Aczkolwiek sama nie chciałaś w to uwierzyć. Przecież była taka inna, taka różna, tak jakby... jakby... Kiedy jako dziecko węgielkiem rysowałaś kwadratowe płatki śniegu, bo wydawało ci się, że tak wyglądają naprawdę, ludzie wokół kiwali głowami i nikt cię nie poprawiał, bo przecież dziecko robiło wszystko po swojemu, w swoim małym świadku, a gdy powiedzą, że się myli to dziecko może się rozpłakać i obrazić.


Zapytany dar Tiglitz przez chwilę się zastanowił.
-Raczej tak. Z wieloma osobami się widywałem. Ale nie tylko tutaj, w innych miejscach też, a nigdy, nigdzie nic takiego się nie wydarzyło. Czy ktoś raczy wyjaśnić, czy jesteśmy namierzani przez psioników Qa, atakowani przez patrol, czy może to jakieś niespotykane zawirowania magii? Zresztą nieważne. Jak tylko znajdzie się tamta dwójka, zabieramy się stąd natychmiast. Widziałem lochy pałacu, widziałem pola bitew, widziałem nekropolie, ale nigdzie nie było tak dziwnie.

Aver - 06-01-2016, 03:13

Kiwnęła głową, dziękując za odpowiedź, i zamyśliła się, bezwiednie skubiąc zębami końcówkę warkocza. To była Pieśń, teraz już była pewna. Tyle że to była zupełnie inna Pieśń niż te, które znała. Tak jakby ktoś, kto ją snuł, robił to kompletnie poza wszelkim znanym światu schematem...
- No to albo to miejsce jest nasączone energią, albo jest tu ktoś, kto próbuje posługiwać się Mocą nie znając swoich możliwości... - zamilkła na chwilę, upewniając się, że jej słuchają - ...albo wręcz przeciwnie, zna możliwości ale nie chce ich w pełni wykorzystywać... jak na razie. Nie sądzę, by miało to związek z Qa, oni snują inaczej - skrzywiła się nieznacznie, przypominając sobie obce słowa i brzmienia Pieśni ludu z Zapołudnia, dławiącej i klekoczącej, dziwnej, nieswojej... potrząsnęła głową - ale rzeczywiście lepiej się stąd zmyć.
Nie chciała się przyznawać jak bardzo ciekawiła ją ta osoba.

Pedro - 06-01-2016, 13:30

Wszedł powoli do pokoju trzymając nóż gotowy do obrony. Zajrzał za drzwi czy aby nikt tak się nie kryje. Jeśli było pusto, przeszedł dalej. Stanął przed szafą i przyjrzał się jej. Raczej nie spodziewał się znaleźć tam upiora czy cokolwiek innego co było sprawcą zamieszania. Przeszła mu przez myśl, że może ktoś tam ukrył ciała zaginionej dwójki, ale szybko odrzucił od siebie taki pomysł.
- Zobaczmy czy jest otwarta. Uwaga. - rzucił w stronę towarzyszy.
Po chwili wahania pociągnął za obie klamki chcąc otworzyć drzwi z rozmachem, kryjąc się przy tym za lewym skrzydłem.

Kodran - 06-01-2016, 15:05

Ostrożnie ruszył za Ralfem, wchodząc do pokoju. Jego uwagę przykuło okno. Zaczął nawet iść w jego kierunku; nie wiedział czego się spodziewał, że wypadli za okno? Wtedy usłyszał, że Ralf chce otworzyć szafę. Odwrócił się w tym kierunku i przygotował się... w sumie nie wiedział na co.
Widząc wahanie towarzysza wyszeptał:
-Możesz otwierać i przesunął się tak by nie stać na wprost otwieranej szafy tylko lekko z boku

Onfis - 07-01-2016, 00:35

-W takim razie pytanie, czy ktoś chciał nam zaszkodzić, czy to wszystko było dziełem przypadku... No i kim jest ten, kto za tym stoi? Magowie z dawnej akademii? - dar Tiglitz zmarszczył brwi - Umiecie jakoś to sprawdzić? To mogą być cenni sprzymierzeńcy... A jeśli nie, to lepiej wiedzieć, kto na nas czyha.

Ralf:
Drzwi... Był zamknięte. Miała z tym zapewne coś wspólnego owa dziurka od klucza.

Harald:
Kiedy spojrzałeś się w okno, tak mogłeś przez chwilę podziwiać przesłaniający widok nadpalony kikut drzewa. Nagle pośród węglowej czerni coś błysnęło.

Pedro - 07-01-2016, 02:11

Gdy drzwi nie ustąpiły Ralf odetchnął z pewną ulgą. Rzucił jeszcze raz okiem na pokój i skierował się z powrotem na korytarz. Otworzył następne w kolejności drzwi.
Szrapnel - 08-01-2016, 18:35

Talion stał w pewnej odległości od szafy. Gdy drzwi nie ustąpiły rozluźnił się. Wyszedł za Ralfem z pokoju, minął go na korytarzu stając przed innymi drzwiami. Poprawił chwyt na narzędziu kuchennym i szarpnął za klamkę.
Kodran - 08-01-2016, 19:21

Harald odetchnął gdy okazało się, że szafa pozostanie zamknięta. Wrócił wzrokiem do drzewa i zbliżył się na wyciągnięcie dłoni. Spróbował przebadać wzrokiem i w miarę możliwości dotykiem kikut, w poszukiwaniu czegoś błyszczącego. Po zakończeniu czynności ruszył za towarzyszami.
Onfis - 09-01-2016, 02:39

Ralf:
Odetchnąłeś z ulgą, ale czy naprawdę bałeś się znaleźć dwa ciała w szafie? Czy może jednak bardziej bałeś się tego, co właśnie sobie przypomniałeś? Stanęły ci przed oczami sądy, które rozwiązywałeś, morderców, którzy zapędzeni w kozi róg, niczym zwierzyna bez drogi ucieczki, zaczynali atakować niczym szaleńcy. Smutni, zdesperowani, zaślepieni do końca... W pełni zasługujący na swój marny los. Czy jednak teraz podołałbyś szaleńcowi, który gotowy jest na wszystko, by tylko ujść z miejsca zbrodni? I czy w ogóle była jakaś zbrodnia?
Kiedy otworzyłeś kolejne drzwi, ujrzałeś widziany wczoraj gabinet. Jednak zanim zdążyłeś się rozejrzeć, dostrzegłeś, przez wychodzące na podwórze okno jakiś ruch, a właściwie tylko mignięcie ruchu przy wejściu do piwniczki po drugiej stronie placu.

Talion:
Szarpnąłeś za klamkę i drzwi... okazały się zamknięte. Dziwne. Kto je zamknął i dlaczego? A najdziwniejsze było, że pod wytartą klamką nie dostrzegłeś dziurki od klucza. Nacisnąłeś więc klamkę jeszcze raz i naprałeś mocniej na drzwi, licząc że ustąpią. I wtedy poczułeś, że rozcinasz sobie skórę na placu. Zabolało, ale jednego byłeś pewien – nie skaleczyłeś się o jakąś wystającą z drzwi drzazgę, to chłód metalowej, wytartej klamki był tym, co na ułamek sekundy wcześniej poczułeś.

Harald:
Otworzyłeś okno, by dosięgnąć drzewa, i okazało się, że jest ono praktycznie na wyciągnięcie ręki. Przyglądając się pniu, dostrzegłeś, że w pewnym miejscu środek jest wypalony i pusty. Badając tą przestrzeń rękami, nagle poczułeś chłód, tak inny od zwęglonego drewna. Przesuwając dłońmi, wybadałeś lekki kształt, na którym postanowiłeś zacisnąć palce. Po chwili patrzyłeś na trzymany w dłoni klucz na srebrnym kółku. Sam klucz był prosty, bardzo wyślizgany i nie wiedzieć czemu... rzeźbiony. Wzdłuż całego klucza były małe rycia. Kto cholera ozdabia klucze rytymi wzorami? Samych wzorów nie byłeś w stanie rozpoznać. Jeśli jednak sam klucz był dość zaniedbany, to kółko na którym wisiał lśniło szlachetnym srebrem, tego byłeś pewien.

Kodran - 10-01-2016, 02:33

Przez dłuższą chwilę patrzył na znalezisko jak zahipnotyzowany. Otrząsnął się jednak i złapał mocniej klucze, jakby bal się że je straci. Ruszył w kierunku szafy i wyszeptał:
-Chyba znalzłem klucz do szafy. Otwieram.
Jak powiedział, tak zrobił. Wycelował kluczem w dziórkę w szafie, włożył i przekręcił. Miał nadzieję, że będzie pasować.

Szrapnel - 10-01-2016, 02:43

Talion był lekko zdziwiony gdy drzwi bez zamka okazały się zamknięte na amen. Podjął kolejną próbę ich otwarcia. Skrzywił się gdy poczuł rozcinaną skórę na palcu. Nie była to drzazga.
-Przydałby się właściciel, ..... albo łom - mruknął do siebie
Były wojskowy przyklęknął i obejrzał dokładnie wytartą klamkę, po tym wstał i zaczął obmacywać framugę drzwi. Jakoś musiały się przecież otwierać.

Aver - 10-01-2016, 02:43

- To raczej nie magowie... - nie miała najmniejszej ochoty tłumaczyć wojskowemu różnicy w tworzeniu i w Pieśniach. Na pytanie o sprawdzenie wzdrygnęła się lekko.
Oczywiście, że umiem. Przynajmniej spróbować. Tylko czy to jest warte ryzyka?...
Z jednej strony aż ją w środku skręcało, żeby dowiedzieć się, kim jest ta osoba, z drugiej jednak wspomnienie o tym, jak wlekli przez główne uliczki Przymurza Cerrę, tą co kiedyś robiła iluzoryczne teatrzyki dla dzieci, skutecznie ochładzało jej gorejącą ciekawość.
- Umieć to jedno, Qa zgarniający magów to drugie... - stwierdziła cicho, wbijając wzrok z podłogę.
Z drugiej jednak strony jest tutaj ta osoba, i nie wygląda na to, żeby Qa się jakoś mocno nią interesili... albo nie mają jak się do niej dobrać. A może to to miejsce jakoś tłumi magię?...

Reshion vol 2 Electric Bo - 11-01-2016, 01:41

Widać osłabienie chcąc nie chcąc mocniej i dłużej podziałało na Kasjana gdyż w porównaniu do reszty dłużej nie kontaktował z rzeczywistością zajęty problemami z jego tym co się działo w jego głowie. Prawdopodobnie miało na to wpływ kilkanaście zarwanych nocy z rzędu i zmęczenie, które tylko czekało aby się wydostać na powierzchnię jak nadarzy się okazja.
Siedząc na jednym z pudłem, podpierając głowę rękoma przysłuchiwał się rozmowie swoich towarzysz.

Onfis - 11-01-2016, 14:26

Harald:
Klucz pasował i rozległo się ciche kliknięcie otwieranego zamka. Gdy otworzyłeś z bijącym sercem drzwi ukazało ci się wnętrze wypełnione, jak można się było tego spodziewać, ubraniami. Płaszcze, suknie, tuniki, na ściance był zawieszony gruby okuty pas, nabijany guzami. Żadnych trupów, żadnych ukrywających się w środku morderców. Ale dlaczego w takim razie ktoś zamknął szafę na klucz, i to nie byle jaki klucz, i ukrył na poza domem?

Talion:
Przyglądając się klamce, dostrzegłeś najpierw pewne ostre nierówności, po wewnętrznej stronie, i badając je dokładniej, odniosłeś wrażenie, że układają się w jakiś wzór, z ostrym, wystającym elementem po prawej stronie. Sam wzór jednak zupełnie nic ci nie mówił. Wydawał się zawijać wiele razy, ale to mogło być tylko wrażenie twoich palców.

Ralf:
Zaalarmowany krzykiem Haralda, opuściłeś gabinet i wszedłeś do sypialnie akurat w momencie, kiedy ten otworzył drzwi szafy.


Nagle trzy osoby, które chwilę temu doznały dziwnych zaburzeń, teraz znów poczuły, że dzieje się coś dziwnego. W ustach poczuliście smak krwi i nie wiadomo skąd usłyszeliście kobiecy głos, który zaczął i słowa „Ang biktima sa kasing?”. Nie rozumieliście zupełnie, co może to oznaczać. Oprócz Rill, która wychwyciła, a to i tak z trudem, słowo „serce”.

Pedro - 11-01-2016, 14:58

Wszedł do pokoju gdy drzwi do szafy stanęły otworem. Widząc, że w środku są tylko ubrania wzruszył tylko ramionami.
- Czego w sumie można by się spodziewać po szafie w sypialni? - mruknął - Nie wiem skąd wziąłeś klucz, ale na zewnątrz widziałem jak ktoś chyba wchodził do piwniczki. Może tam są nasi zagubieni. Sugerowałbym zostawić szafę i się tam wybrać. Bo gospodarz o ile żyje raczej nie będzie zadowolony, że przetrzepujemy jego szafę, nie sądzisz?
Wyszedł i stanął przy Talionie.
- Co robisz? Modlisz się do tej klamki?

Strandbrand - 11-01-2016, 18:33

Nie zwracając wielkiej uwagi na rozmowy wokół niego powtarzał raz za razem gest wsadzenia kciuków z pas. Za każdym razem gdy go wykonywał, spodziewał się że nagle otworzy się stara zakurzona szuflada w pamięci, odkrywając przed nim prawdę o tym czego poszukiwał. Gdy skóra dotykała pasa, czuł na granicach swojego umysłu to nieznośne uczucie, że poszukiwane wspomnienie jest tam, krąży wokół ciebie, dosłownie milimetry od twojego zasięgu, kpiąc sobie z ciebie za każdym razem gdy próbujesz je uchwycić.
Zerwał się ze swojego miejsca siedzącego, i zaczął powtarzać gest na stojąco, co trzeba przyznać, było znacznie wygodniejsze. Coś błysnęło. Nie, nie na zewnątrz, w jego głowie. Jakaś myśl. Gdy robił ten gest, z wsadzaniem kciuka za pasek spodni kończył jakiś ruch. Wraz ze skrzypieniem desek przeszedł kilka kroków, tyle na ile pozwalały wymiary stryszku a następnie zwieńczył je osadzeniem kciuków za pasem.
No dobrze, nie 872. Albo niekoniecznie Salicja. 872 w Liryzji? Nie, przecież wtedy nie działo się nic ciekawego... to znaczy pewnie działo się, ale w okolicach ofiru gdy wybuchło całe to zamieszanie z bogami... Kaldel tam był. Jak na złość, ja wtedy byłem na przeciwległym końcu Wergundii a jak się tam wybrałem było już po całej sprawie.
Spod brody tym razem wyrwało się szpetna klątwa wergundzka, doskonale słyszalna wśród ciszy panującej na strychu. Przeklinał swojego pecha, swoją pamięć. Był tak zaabsorbowany znalezieniem informacji, że zupełnie zapomniał o swojej dębowej podporze, która wciąż była oparta o ściankę. Zapewne niedługo stare nogi dadzą o sobie znać i będzie musiał wrócić po nią, lub usiąść na jakiś czas.
A może 873...

Szrapnel - 12-01-2016, 00:13

Obejrzał się na Ralfa
-Tak, jest moim nowym bogiem - mruknął z przekąsem - Może cię to zastanowi, ale ta klamka jest zaostrzona, a drzwi są zamknięte mimo, że nie mają zamka.
Talion wstał i otrzepał ubranie.
-A wy dokąd zmierzacie? - zapytał

Kodran - 14-01-2016, 17:54

-Wychodzi na to, że do piwnicy- powiedział Harald. Z początku chciał przetrząsnąć szafę, ale po chwili zrezygnował.
-Na pewno nie da się ruszyć tych drzwi?- spytał, zamykając szafkę i wyjmując klucz

Reshion vol 2 Electric Bo - 14-01-2016, 20:24

Kasjanowi coraz bardziej to miejsce zaczynało się nie podobać, nie ze względu na to, że coś im wyraźnie płatało.. figle?. To było bardziej ... upierdliwe i męczące co był w stanie bez problemu przetrzymać. Ważniejsze był fakt, że nie mieli pojęcia czym to jest i z jakiegoś, też nieznanego, powodu uczepiło się osób władających mocą.
Onfis - 14-01-2016, 20:40

Harlad:
Kiedy zamykałeś szafę, na ziemię spadł okuty pas i wydał głuchy dźwięk uderzając o podłogę.

Cała trójka zebrała się pod drzwiami bez zamka. Talion ssał skaleczony palec, Harlad obracał w ręku zdobiony klucz, a Ralf nerwowo zerkał na podwórze. Jedynym, co prócz waszych rozmów przerywało cisze, był tylko dźwięk, jaki chwilę temu wydał spadający pas.

Tymczasem na górze:
Słowa w waszych głowach się powtarzały, jakby co raz natarczywiej, jakby koniecznie chciały uzyskać od was odpowiedź. I ten posmak krwi w ustach... Głos był wyraźnie kobiecy.

Robert:
Powtarzałes gest... gest tak często wykorzystywany w rozmowach, kiedy starałeś się pokazać, że rozmówca wiele dla ciebie nie znaczy... Wydawało ci się, że tak konkretne rozmowa odbyła się tutaj, w Akwirgranie... Tylko kto był rozmówcą...?

Strandbrand - 14-01-2016, 21:43

Zasępił się. Jego pamięć była naprawdę fatalna. Czując się jak sędziwy dziadzio który widział więcej życia niż powinien człowiek, wrócił na swoje miejsce. Po części ze względu na odzywający się ból w nogach, po części ze względu na to że ciągle powtarzany gest nie pomagał. I wyglądał śmiesznie. Usiadł, z cichym westchnieniem.
Za bardzo odbiegam od tematu. Za daleko w przeszłość idę. Było za dużo takich sytuacji w życiu. Muszę zawęzić jakoś obszar poszukiwań. No dobrze, załóżmy że to było w Akwirgranie. Rzadko się stąd ruszałem w ciągu ostatnich lat, a i odkąd tu zamieszkałem podróże stały się rzadkością. No więc Akwirgran. Wobec kogo mogłem się tak zachowywać?
Interesy? Czasem gdy jakiś bęcwał myślał sobie że ten materiał naprawdę był wart senatusa za belę, wsuwałem tak kciuki za pas. Jakby chcąc pokazać że jeśli naprawdę życzy sobie tyle pieniędzy, to ten interes właśnie stracił znaczenie dla spółki.

Ale był to zbyt ogólny trop. Bo z iloma, na przestrzeni 40 lat prowadzenia interesów w Akwirgranie ludźmi mógł handlować? To naprawdę była ogromna liczba, i nie wyobrażał sobie by przypomnieć sobie choć ćwierć z tych zdarzeń.
Ale czy naprawdę musiał. Skoro już doszedł do wniosku że mogło to być spotkanie w interesach... to czy mógł to być jakiś interes ubity z rzeźnią?
Tak, oczywiście że prowadził interesy z rzeźnią Adelin. Ba, nawet z nią samą. Szczwana bestia, potrafiła się targować. Czy też raczej zawyżać ceny, bo spuszczać ich nigdy nie musiała. Teraz gdy o tym myślał, możliwe że w przypływie znużenia ciągłym jej powtarzaniem ,,Nie panie dar Strandbrand, cena pozostaje taka sama" albo ,,Niestety, nie potrzebujemy więcej wołowiny" mógł wykonać ten gest raz czy dwa, próbując pokazać że jeśli tak się sprawy mają to on nie wyłoży pieniędzy na ten interes. Nic to nie dawało, zawsze w końcu wygrywała. Zawsze, dopóki nie wybuchł pożar... (Jeśli Adeline i jej historia to dzieje jeszcze dawniejsze niż Roberta, to prowadził interesy z jakimś przedstawicielem rzeźni...)
Czy to możliwe, żeby faktycznie to Adeline teraz tutaj krążyła? Jej duch? Albo ktoś inny, kto zginął w pożarach?
Mimo że takie wyjaśnienie przemawiało do niego, wciąż rozważał inne opcje, nie chcąc przegapić żadnej poszlaki. Bo jeśli nie w interesach i nie Adeline to kto? Może raz czy dwa wobec brata, zachowywał się jakby nic dla siebie nie znaczyli... Wobec Qa? Nie, z nimi nigdy nie pozwolił sobie na opieszałość czy lekceważenie. Nie warto ściągać na siebie niepotrzebnej uwagi. Ktoś ze szlachty, jeszcze przed wojną? Może ktoś inny z rodziny? Jego albo Lidii? Jej rodzice? Dzieci Kaldela? Callan i Eregrim, gdy jeszcze mógł ich traktować z góry?
Nie, opcja że to było to podczas handlu wydawała się najmocniejsza. A biorąc pod uwagę gdzie się znaleźli... taki tok myślenia sam się nasuwał.
Usłyszał z dołu jakiś głuchy dźwięk, który zwrócił jego uwagę na otwartą klapę w podłodze. Długo już nie dają znaku życia... jeśli tej trójce też coś się stało, to wpadli w naprawdę poważne kłopoty.

Pedro - 16-01-2016, 13:28

Stuknął dłonią w ramię Taliona.
- Zostawmy te drzwi. W tym momencie musimy znaleźć nasze zguby, a nie myszkować po domu gospodarza. Chociaż przyznam, że zamknięte drzwi bez zamka to ciekawa sprawa. Może ten pokój ma okna od podwórza. Tak czy siak chodźmy. Czas nas godni.
Odwrócił się od drzwi i skierował w stronę wyjścia na podwórko gdzie ostatnio widział ruch.

Szrapnel - 16-01-2016, 17:27

Talion przestał ssać skaleczony palec i wytarł rękę w spodnie.
-Mhhm. - przytaknął - Chodźmy
Wychodząc jeszcze raz krzywo spojrzał na zamknięte drzwi.

Aver - 16-01-2016, 18:01

Powoli rozkminiała sobie swoje rozkminy, kiedy znów się zaczęło. Zachłysnęła się powietrzem, czując metaliczny smak w ustach. Ang biktima sa kasing... kasing... serce? Ale co serce?
Słowa powtarzały się coraz częściej, coraz gęściej zapętlały się w jej głowie. Nie... poczekaj... nie rozumiem... myśli wyrywały się na zewnątrz, chcąc zakończyć nieprzyjemne doświadczenie.
Odetchnęła głęboko, starała sie skupić na głosie, zrozumieć nie tylko słowa, ale intencje, barwę, poznać Pieśń którą kobieta do nich kierowała.
Kim jesteś?... Pytanie wyrywało się z podświadomości, emanowało ciekawością.

Reshion vol 2 Electric Bo - 16-01-2016, 21:16

Zamyślił się, próbując zrozumieć słowa napływające mu do głowy jednak jego wiedza była niewystarczająca przez co nie mógł sobie z tym poradzić. Zirytowany coraz bardziej spojrzał bezradnie w górę po czym zadał w myśli pytanie Czego od nas chcesz?
Kodran - 17-01-2016, 18:21

Wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju. Ruszył następnie za towarzyszami, licząc, że wiedzą dokąd idą.
Referen - 18-01-2016, 12:51

Referen był zdezorientowany. Nigdy nie lubił gdy ktoś gadał mu w głowie.
-Drodzy zebrani, wysoka izbo. Nie mam bladego pojęcia co się dzieje, ale wiem, że ktoś właśnie papla niezrozumiałe frazesy w mej głowie. Wskazuje to na działanie jakiejś magii bądz innej mocy. Wskazuje to też, że jest tu jakaś istota, możliwe, że niebezpieczna. Sądzę, że w te pędy winniśmy stąc wyjść.
Zanim tu weszliśmy nic się nie działo, więc to co się dzieje ma związek z tym miejscem. Jeśli ten ktoś, chciałby się z nami dogadać, zrobiłby to w jakimś znanym nam języku. Chyba, że tylko ja nic nie rozumiem. Daltego sykluczam przyjazne intencje. Jeśli zaś ktoś miałby względem nas wrogie zamiary. Cóż, działoby się właśnie to. Omdlenia, ukrywanie się. Jakakolwiek jest intencja Ktosia, stercząc tu biernie nic nie osiągniemy. Pozwólmy reszcie przeszukać pomieszczenia a sami też coś zróbmy. Wychodzimy?
Mówiąc to skierował się do drabiny.

Onfis - 18-01-2016, 15:37

Robert:
Sądziłeś, że już nigdy nie odszukasz w pamięci tamtego dnia, że wspomnienie zaległy gdzieś głęboko, zbyt głęboko... Jednak kiedy usiadłeś zrezygnowany, załamany swoim stanem, twoje myśli powoli odnajdywały trop. Eliminowałeś kolejne sytuacje, kolejne osoby, podstawiałeś do schematu, wszystko zaczynało się układać... Akwirgran... Rok przed upadkiem miasta... Twoje biuro w faktorii... Kobieta... Kobieta o kasztanowych włosach, ubrana w prostą suknię i naszyjnik z kamieniem, szmaragdem, który w przeciwieństwie do otaczających go srebrnych zdobień, nie odbijał światła świec, pozostał ciemny. Kobieta przyszłą negocjować, chciała wynająć cały twój magazyn z piwniczkami na wino i piwo. Zadawała też wiele pytań: o odległość od murów miejskich, ilość transportów towarów w ciągu tygodnia, czy może wprowadzić swoich pracowników... Generalnie miała bardzo wiele wymagań – cały magazyn i to magazyn z piwniczkami na wyłączność! A co oferowała? Śmieszne pieniądze! Byłeś już za stary żeby wzięła cię na litość, czy na czynione przez nią puste ni to obietnice, ni to groźby - „Mam potężnych przyjaciół! Możesz kiedyś potrzebować ich pomocy. Na pewno się odwdzięczą. Zapamiętasz moje słowa!” Tere-fe-re, nikt nic nie daje za puste obietnice i mieszek złota, a już na pewno nie ty i nie swój magazyn. Odprawiłeś ją, a ona wychodząc wyszeptała tylko „A mogłeś mieć tak wiele...”, po czym padły niezrozumiałe słowa, które słyszałeś dzisiaj na parterze.
Kazałeś potem dowiedzieć się czegoś o tej kobiecie. Okazało się, że składano podobne propozycje składała innym właścicielom magazynów, jednak nikt nie chciał mówić, czy propozycję przyjął, czy nie. Podobno mieszkała domu niedaleko wschodniej bramy razem ze swoją siostrzenicą, czy czymś takim. Znaczy tak było wtedy, po upadku miasta wiele mogło się zmienić.
Nazywała się bodajże Lidia Helb.

Stryszek:
Słowa powoli cichły w waszych głowach, jakby mówiący się oddalał, tak samo powoli zanikał metaliczny posmak krwi.

Rill:
Pytanie, które ci się wyrwało, skierowałaś prosto w stronę głosu w twojej głowie... A właściwie tego, co uznałaś za jego źródła... Przez ułamek sekundy przed twoimi oczami pojawiła się wizja ściekającej krwi, a potem wszystko wróciło do normy... I tylko zdałaś sobie sprawę, że twoje pytanie nie trafiło do żadnej żywej istoty i że nikt nie przemawiał do was w obcym języku... To był przedmiot, a w niego wplecione zaklęcie.

Kasjan:
Poczułeś chwilowa więź z źródłem słów. Było obce, dzikie, nieuporządkowane... Ale wciąż było magią, zaklęciem, które ktoś ustawił, by reagowało w określony sposób na określone warunki, jednak musiałbyś móc zbadać do wszystko dokładniej, w spokoju, dysponując źródłem zaklęcia, żeby rozgryźć cały mechanizm.

Referen:
Kiedy stanąłeś nad klapą za ramię złapał cię, milczący do tej pory, dar Tiglitz.
-I co, chcesz stąd uciekać i zostawić tamte trójkę – wskazał głową na klapę – Albo powinniśmy tu zostać, albo sprawdzić czy nie potrzebują naszej pomocy. Zresztą ja osobiście wolałbym wiedzieć co tu się dzieje, a nie przerażają mnie jakieś dziwne, jak to opisujecie, głosy w głowie. Zwłaszcza, że jeśli nie są to Qa, to wciąż można się z nimi dogadać.

Na podwórzu:
Wyszliście z domu drzwiami, przez które w nocy Ralf widział wchodząca kobietę. Wszystko wyglądało dość spokojnie, jednak z pewnym zdziwieniem nawet, przyjęliście fakt, że z obory dochodzą dźwięki przebywających tam zwierząt – tak bardzo już przyzwyczailiście się do panującej tam ciszy. Wzdrygnęliście się kiedy kontem oka dostrzegliście ruch, ale był to tylko kot, zeskakujący z dachu magazynu i truchtający sobie w stronę obory, za która po chwili zniknął. Wszystko wyglądało całkiem normalnie. Aż za normalnie jak na to, co do tej pory wam zafundowano.

Referen - 18-01-2016, 16:46

-Nie można się z nimi dogadać, bo plotą od rzeczy! Właśnie dlatego coś mi tu śmierdzi. A chcę stąd wyjść, bo czegoś nam brakuje. Nie mam zielonego pojęcia co to może być, więc szukam. Jeśli chcesz, zostanę, ostrzegam jednak, że to się może nieciekawie skończyć.
Wzroszuł ramionami i poczekał na reakcję reszty, jednocześnie zawował cicho do tych na dole.
-Ej, słyszycie mnie? Znaleźliście coś? Chętnie bym tam do was zlazł, nie zaszlachtujcie mnie, jeśli was wystraszę!

Strandbrand - 19-01-2016, 21:41

Tak! To było to. Oczy Roberta rozjaśniło zrozumienie.
Lidia Helb, kobieta która chciała wynająć magazyn z piwniczką, niedaleko miejskich murów. Kobieta która wspominała coś o potężnych i wpływowych znajomych. Kobieta, która oferowała śmiesznie małe pieniądze za tenże magazyn i próbowała wynająć podobne w całym mieście.
Wtedy nie było to takie oczywiste. Robert dar Strandbrand wraz z całą swoją faktorią miał wtedy dużo na głowie, mimo że do bitwy pod Akwirgranem wciąż było ponad rok. Ale jak wiadomo, interes nigdy nie kręci się tak dobrze jak w czasie wojny i krótko po niej, jeśli twój naród jest zwycięski. Więc cała kompania handlowa dar Strandbrandów miała urwanie głowa, a ta kobieta, Lidia Helb przybyła z tą obraźliwą wręcz propozycją. Teraz jednak, gdy miał już na to szerszy pogląd domyślał się, czego ta kobieta mogła chcieć i co obiecywała.
I wcale nie podobało mu się że ówczesny kolaborant i szpieg Qa, przed chwilą znajdował się na dole rzeźni w której ich grupa planowała spiskować przeciwko Qa.
Robert odchrząknął cicho żeby zwrócić na siebie uwagę.
-Nie spodoba wam się wcale a wcale to co zaraz powiem. I wybaczcie że trwało tak długo przypomnienie sobie tej informacji. Kobieta która przed chwilą odwiedziła rzeźnię nazywa się Lidia Helb, jeśli komuś to coś mówi. I mam swoje powody by uważać że już kilka lat temu kolaborowała z Qa i chciała ułatwić im dostanie się do miasta.
Wszystkie tropy i podejrzenia, naturalnie kierowały Roberta ku temu stwierdzeniu. Lidia Helb, rok przed upadkiem Akwirgranu, ni stąd ni zowąd zwraca się do wszystkich posiadających takowe magazyny, umieszczone niedaleko murów miejskich i posiadających piwnicę z interesem wynajęcia takowych. Sprowadzenia ,,własnych ludzi". A czym uzasadniała komicznie niską wręcz cenę? Posiadaniem potężnych przyjaciół którzy to wynagrodzą w pewnym czasie. Zaś tymi przyjaciółmi byli Qa, którzy za pomoc ich agentce na pewno będą pamiętać o takiej osobie i sowicie ją wynagrodzą po przejęciu miasta. Robert nie miał wątpliwości że tak wyglądała ta sytuacja.
-Dlatego też, obawiam się że w istocie, władze wiedzą że się tutaj znajdujemy. I że im prędzej zmienimy lokal pobytu oraz sprawdzimy co się stało z grupą Ralfa, Bartoldem oraz panem Lebe tym lepiej dla nas wszystkich.
By poprzeć swoją gotowość, sięgnął po swoją laskę i oparł ją o swoje udo, czekając aż wszyscy zaaprobują jego tok myślenia.

Pedro - 21-01-2016, 22:20

Rozejrzał się w napięciu po podwórzu. Odgłosy z obory były dziwne. Miał wrażenie, że nienaturalne po tej grobowej ciszy z której wyszli. Nie wiedzieć czemu zdziwił się gdy zobaczył kota. Niby zwykły kot, ale po tym co działo się w budynku, wszystko co żywe wydaje się dziwne. W następnym odruchu skierował się prosto w stronę zejścia do piwniczki. Zacisnął mocniej trzymany w ręku nóż.
- Teraz cicho i ostrożnie. Nie wiadomo co tam nas może czekać. Przygotujcie się na najgorsze.
W połowie drogi olśniło go nagle. Podszedł do narzędzi które stały pod ścianą obory, tak jak wczoraj. Schował za pasek nóż, a widły złapał oburącz.
- Od razu raźniej. Też weźcie jeśli chcecie. Lepiej mieć coś na większą odległość, szczególnie jeśli nie wiadomo co to - powiedział szeptem i ruszył powoli do piwniczki. Stanął przy wejściu chowając się za winklem. Następnie zerknął ostrożnie w dół.

Szrapnel - 21-01-2016, 23:14

Na podwórzu było cicho i spokojnie. Nie licząc oczywiście hałasu dochodzącego z obory. Gdy spojrzał w tamtą stronę złowił kątem oka ruch. Wzdrygnął się. Na szczęście to był tylko kot.
Miękkim krokiem ruszył za Ralfem w stronę piwniczki. Gdy ten wspomniał o narzędziach pod oborą zawrócił i złapał za szpadel. Sprawdził tylko czy jest dobrze zaostrzony i ruszył ponownie do piwnicy. Stanął po drugiej stronie wejścia niż kapłan.

Reshion vol 2 Electric Bo - 22-01-2016, 00:45

Mam wrażenie, że jest to.. znaczy się to co powoduje to zaklęcie musi być namacalnym przedmiotem w takiej czy innej wersji. Chcąc nie chcą trzeba go poszukać a siedząc tutaj tego nie da się zrobić, pójdę z nim może coś uda się znaleźć albo już znaleźli pozostali. - Powoli wstał aby upewnić się, że nie ma problemów z chodem i ruszyły w stronę klapy za Referen. Jeśli jednak miałby trudności w poruszaniem się po puszczeniu kilku wymówek zostaje na górze.
Kodran - 22-01-2016, 17:53

Zamknął pochód trzech śmiałków. Po wybraniu z narzędzi słabo zaostrzonej siekierki do rąbania drewna, ruszył cicho i powoli do piwniczki. O ile żaden z nich nie ruszył przodem, to zrobił to Harald.
Aver - 23-01-2016, 01:29

Poczuła coś w rodzaju zawodu, gdy już zrozumiała, czym była owa dziwna Pieśń. Uczucie to jednak zostało szybko zastąpione chęcią dowiedzenia się czegoś więcej. Ściekająca krew... Przygryzła końcówkę warkocza w skupieniu, które jednak szybko zostało rozwiane przez gorejącą dyskusję na strychu.
- I tak się trzeba przede wszystkim stąd ruszyć.
Wstała i skierowała się w stronę drabiny, klarując sobie w głowie pytania, na które trzeba będzie odpowiedzieć.

Onfis - 04-02-2016, 22:32

Ruszyła więc grupa poszukujące grupę poszukującą. Kiedy wszyscy zgramolili się z drabiny i stanęli w sieni, zobaczyliście kilka drzwi – jednymi z nich weszliście, jedne prowadziły do kuchni, z której właśnie wyszliście, a trzy pozostawały dla was tajemnicą.

Rill:
Wydawało ci się, że od strony drzwi po waszej lewej stronie dochodzi cichutki dźwięk. Coś jakby bicie serca.

Reshion vol 2 Electric Bo - 05-02-2016, 22:39

Zszedł jako ostatni z drabiny, dołączył potem reszty i posłusznie czekał na rozkazy od dar Tiglitza.
Aver - 06-02-2016, 00:25

Skicnęła z drabiny i rozejrzała się, nasłuchując nie tylko uszami. Wszystko wyglądało normalnie, co zdecydowanie w tym momencie normalne nie było. Gdy ostatni z nich zszedł podeszła kilka kroków do przodu, obserwując pomieszczenie. Naraz coś ją tknęło. Zmarszczyła brwi i podeszła do drzwi po lewej. Wydawało jej się, że słyszy coś, czego raczej słyszeć nie powinna... coś jakby...
- Bicie serca? - wyszeptała do siebie, skupiając się na szczegółach drzwi. Odwróciła się na chwilę do grupki stojącej na środku - Wydaje mi się, że coś tam jest. Tylko jeszcze nie wiem co... - ostanie zdanie wymruczała do siebie, ponownie wracając do badania przejścia. Starała się wyczuć, czy ktoś przy nich grzebał magią, konwencjonalną bądź nie. Jeśli nie wyczułaby nic złego, to nie pozostawało nic innego niż spróbować je otworzyć. Jeśli jednak coś byłoby z nimi nie tak... to może lepiej byłoby je zostawić i szukać znikniętej części kompanii dalej.

Onfis - 07-02-2016, 00:00

Dar Tiglitz dostrzegł, że chyba oczekują, że poprowadzi grupę.
-Na mnie wyjątkowo nie patrzcie, ja znam tak naprawdę tylko ten strych, nie wiem co jest w pozostałych pomieszczeniach, wyobraźcie sobie, że nigdy nie myszkowałem właścicielowi po domu. Także wiecie tyle co ja, więc wybierajcie drodzy państwo, może wam szczęście sprzyja.

Rill:
Na początku nic nie wyczułaś. Drzwi jak drzwi. Postanowiłaś więc nacisnąć klamkę. Drzwi okazały się zamknięte, jednak prawie natychmiast poczułaś ból w palcu i kiedy cofnęłaś dłoń zobaczyłaś na palcu kropelkę krwi. Poczułaś też jej smak w ustach, a w głowie zaczęła ci narastać jakaś uciążliwa obecność. Miałaś wrażenie, że powinnaś może coś zrobić, tylko co...?

Strandbrand - 07-02-2016, 18:19

Jako że dar Strandbrandowi zejście zajęło najwięcej czasu postanowił zrobić to jako ostatni. No, prawie gdyż jeszcze Kasjan pozostał na strychu, pokazując Robertowi żeby zaczął schodzić. Gdy już bezpiecznie postawił swoje nogi i laskę na podłodze przy drabinie, oraz ustąpił miejsca dla schodzącego Kasjana, dar Tiglitz kończył właśnie stwierdzenie.
Również i Robert nie miał pojęcia gdzie może co się znajdować. Nigdy nie gościł tutaj specjalnie, zaś interesy z rzeźnią załatwiał w swoim biurze.
Nie mając żadnych tropów, Robert chciał zaproponować sprawdzenie wszystkich drzwi po kolei, zobaczyć co się za nimi kryje i dopiero wtedy podjąć jakąś decyzję. Jednak w tym momencie dostrzegł że Rill zbliża się do drzwi po lewej. Jeśli ktoś mógł mieć obecnie jakiś trop, to magiczni. Podszedł do dziewczyny i patrzył zaciekawiony co robi. Nie chciał przeszkadzać, ponieważ nie rozumiał magii ani tego co może się właśnie dziać. Bo nie otworzyła zwyczajnie drzwi.

Aver - 08-02-2016, 23:51

Zmarszczyła brwi, przyglądając się dokładniej klamce. Dziwaczne żłobienia, zadzior... wzór zawijał się i zwijał w sposób niezrozumiały. Spojrzała na ciemnoczerwoną kroplę, która z sekundy na sekundę stawała się coraz większa.
Krew...
Wizja... czyżby to było to?
Przygryzła wargę. Ktoś zaklął drzwi. Ktoś zaklął drzwi jakąś dziwną magią, której najwidoczniej nawet magowie nie rozumieją. Odetchnęła głęboko. Zaraz... a co mówił ten głos?
Serce... cośtam cośtam serce. I to brzmiało jak pytanie... tylko co za pytanie?
Krew płynęła, powoli znacząc drogę w dół palca. Rill patrzyła na zmianę to na swoją dłoń, to na drzwi i klamkę.
W końcu wyprostowała się, ścisnęła zranioną dłoń w pięść by po chwili ją rozprostować, syknęła, palec zapulsował gorącem. Krew zagłębiła się między linie we wnętrzu dłoni. Zbliżyła rękę do drzwi, zawahała się. A co, jeśli to nie o to chodzi? Ale co masz innego do zrobienia?
Odetchnęła głęboko, skupiła myśli na konkretnej przyjaznej intencji.
Nie mam złych zamiarów... jestem tylko ciekawa... Pokażcie mi, co się kryje za zamkniętym... Gdzieś z tyłu jej myśli galopowały gorączkowo. No dalej, działaj... Mocy, przybywaj, otwórz co zamknięte, odkryj co ukryte...
Zaczęła cichą Pieśń, starając się ją upodobnić do tego, co czuła wcześniej. Zobacz, nie jestem wrogiem. Jestem przyjacielem.
Przesyłając poprzez własną krew odrobinę energii przycisnęła dłoń do drzwi, drugą ręką naciskając klamkę tak, by nie zahaczyć o zadzior.
Sezamie, otwórz się...?

Onfis - 09-02-2016, 16:24

Staliście i wpatrywaliście się w drzwi i w Rill, która oglądała klamkę, jakby zawierała tajemnice wszechświata...a może zawierała? Widać znalazła co chciała, gdyż zdawało się, że ma jakieś rozwiązanie. Przyłożyła dłoń do drzwi i nacisnęła klamkę...
W głowach was wszystkich rozległ się okropny wrzask, który ucichł tak szybko jak się pojawił. Poczuliście jak wasze serca biją jak szalone, oddech przyśpiesza, bo zaraz się uspokoić. Rozległo się ciche kliknięcie, kiedy zapadka ustąpiła i Rill prawie wpadła na miękkich nogach przez drzwi. W ostatniej chwili padła na kolana. Wszyscy zobaczyliście nad, że klęczy u progu schodów wiodących w dół, zakręcającymi o 180 stopni.
-No ładnie... - usłyszeliście jak wyrwało się dar Tiglitzowi.
Towarzyszyło wam dziwne wrażenie, jakbyście zostali zaproszeni do miejsca, w którym czujecie się kompletnie obcy, nie znacie nikogo i nie do końca wiecie jakie panują zwyczaje. Jednak zostaliście zaproszeni, to pewne.
-Toooo... schodzimy?

Rill:
Kiedy posłałaś pieśń w stronę drzwi, wszystko wydarzył się prawie naraz. Też usłyszałaś w głowie krzyk, jednak od razu skojarzył ci się nie z ludzkim, a z ptasim wrzaskiem. Wydawało ci się też, że widzisz jak od twojej dłoni rozchodzą się krwawe linie i na ułamek sekundy układają w lśniący szkarłatem znak, taki sam jak na klamce. Tym razem też zrozumiałaś głos, który odezwał się w twojej głowie.
-Ofiara z serca przyjaciela.
Po tym wszystko zniknęło i poczułaś jak drzwi ustępują pod naciskiem, a ty sama lecisz na kolana. Przed tobą były schody, zapraszające do by z nich skorzystać.



//Uwaga, żeby nie przedłużać zbędnie, poproszę tylko krótkie deklaracje – schodzicie czy nie, i odpiszę po 24h lub 3 postach//

Strandbrand - 09-02-2016, 19:05

Jako że stał najbliżej, pomógł wstać Rill która upadła na kolana. Logika wskazywała by stąd uciekać, ale nagle, nigdzie nie zapowiedziany dawny zmysł poszukiwacza przygód, ta niebezpieczna i chorobliwa ciekawość odezwały się w głowie Strandbranda.
-Ciekawe... tak, tak schodzimy. W końcu wciąż nie znaleźliśmy zaginionych...

Aver - 09-02-2016, 21:32

Sama prawie wrzasnęła, słysząc ten dziwny krzyk. Padła na kolana, w głowie jej wirowało, jak zawsze po użyciu magii. Ale... Modwitowi dzięki, udało się...
Skinęła w podziękowaniu staremu Robertowi za pomoc przy wstaniu. Wtedy, jak przez mgłę, usłyszała jego słowa. Zaraz, co? Obróciła się i spojrzała na niego dziwnie.
- Drzwi były zamknięte magicznie... - zerknęła niepewnie w dół, po czym ponownie spojrzała na Strandbranda - nie lepiej się jeszcze rozejrzeć? Choćby pobieżnie.
Chociaż i tak pewnie skończy się na tym, że tam zejdziemy... przemknęło jej przez myśl.
W sumie zastanawiało ją jeszcze coś poza tym, co znajdowało się na dole.
Co miał oznaczać ten dziwny głos?

Referen - 10-02-2016, 19:16

Referen był nieobecny, zszedł ze schodów nie przykładając wagi do tego, kto był za nim, kto przed nim. Ważne, że zszedł.
Słysząc krzyk prawie dostał zawału, nie mógł jednak nic na to poradzić, kto by się takich rzeczy spodziewał? Milczał dalej, zaskoczony tym co się działo.
Teraz widząc otwarte przez Rill drzwi zdecydował się na wejście do środka. Oczywiście, gdy reszta zrobi miejsce.
Postąpił kilka kroków w ich stronę, zaglądając Rill przez ramię

Onfis - 19-02-2016, 02:38

Kiedy zeszliście po schodach waszym oczom ukazała się zebrana pod ścianą kompletna rupieciarnia. Na regale stało i leżało wszystko, od konfitur, przez młotki, sznurki, stare koszula, na poplamionych atramentem kartkach kończąc. Regał ciągnął się wzdłuż ściany i kończył się przy odbiciu korytarza w prawo. Sam korytarz kończył się dość masywnymi drzwiami, obok których zauważyliście mniejsze, prowadzące pewnie do jakiejś komórki pod schodami. Ktoś opatrznie zabrał skądś lampę, więc nie tonęliście w ciemnościach podziemia. Po bliższych oględzinach okazało się, że drzwi na końcu korytarza są zamknięte, a komórka pod schodami kryje zapas drewna. Za to prawy korytarz odkrył przed wami niedużą piwniczkę na wino (jednak również strasznie zagraconą i zabałaganioną) i całą masę porzucanych pod ściana narzędzi, worków i jakiś paczuszek. Miłośnicy porządku tu jednak nie urzędowali... Albo po prostu nikt tu dawno nie zaglądał. Na końcu tej odnogi czekały was dla odmiany ładne schody prowadzące w dół, a na ich końcu kolejne drzwi. Gdy tylko ktoś położył rękę na klamce, rozległ się mocny kobiecy głos:
„Ucieka wiecznie od jasności, chociaż wie, że zginie w ciemności.”
Brzmiało to jak jakaś zagadka.

Strandbrand - 20-02-2016, 15:49

Stukając cicho laską, Robert niejako prowadził grupę razem z Rill na czele ich niewielkiego pochodu. Dziękował w duchu komuś kto zauważył tą lampę i zabrał razem z nimi. Dzięki niej mogli teraz przyglądać się, co też znajdowało się w piwnicy rzeźni. A znajdowało się wiele rzeczy.
Robert wiedział jak zagracone mogą być składziki, piwnice i magazyny. W końcu sam niejedną piwnicę i magazyn konsekwentnie zagrzebywał w różnych towarach i pakunkach. A jednak, w przypadku magazynów dar Strandbrandów można było znaleźć jakiś porządek, logiczny sens. Tutaj najwyraźniej składowano stare, niepotrzebne rzeczy i zapominano o nich. Dowodziły tego warstwy kurzu które zalegały na wszystkich przedmiotach i tańczyły w powietrzu oświetlonym latarnią. W pewnym momencie poczuł przemożną potrzebę kichnięcia, którą szybko stłumił łapiąc się za nos. Atmosfera tego miejsca zniechęcała do wydawania jakichkolwiek dźwięków.
Po krótkich oględzinach tej rupieciarni dotarli do kolejnych drzwi, do których wiodła kolejna porcja schodów. Schodzili coraz niżej, ale była to jedyna droga - pozostałe pary drzwi kryły za sobą klocki drewna oraz piwniczkę z winem.
Sądząc że jest to powtórka z sytuacji, Robert zachęcającym gestem wskazał drzwi Rill. Ale gdy ta złapała za klamkę i chciała otworzyć drzwi, wokół nich rozległ się głos, niewiadomego pochodzenia.
,,Ucieka wiecznie od jasności, chociaż wie, że zginie w ciemności."
Wydawało się że wszyscy gwałtownie wstrzymali oddech. Po dłuższej ciszy, mocny głos rozlegający się... wokół? niedaleko? gdzieś, zaskoczył wszystkich. Robert wpatrywał się w ciszy w drzwi.
To... było bardzo niespodziewane.
Dawno, dawno temu grywał w takie zagadki ze swoimi synami, gdy dorastali mu ledwo do pasa. Ale nigdy jeszcze drzwi, z kobiecym głosem nie zadały mu zagadki do rozwiązania.
Rozglądał się po swoich towarzyszach, jakby oczekując że ktoś wie co odpowiedzieć drzwiom. Jednak albo byli zbyt zaskoczeni tym że te przemówiły albo nie mieli pomysłu co rzec.
Więc Robert zaczął się zastanawiać sam nad odpowiedzią... Co ucieka od jasności i ginie w ciemnościach? Znów zaczął kartkować swoje wspomnienia i myśli, w poszukiwaniu rozwiązania. Patrzył na otaczające ich ściany i schody, jakby mogły mu pomóc w...
Oczy Roberta rozbłysły. Latarnia którą wzięli rzucała na ściany żółte światło. Oprócz niego, na ścianach jawiły się cienie tych którzy stali najbliżej latarni, i ginęły one gdzieś w stropie, za belkami podtrzymującymi wyższe piętra. Niekiedy ucinały one cieniom włosy lub nawet głowę.
Nasze cienie uciekają od światła. Ale w mrokach nie istnieją, lub też giną.
Odwrócił się do drzwi. Nie wiedział czy musi wymówić jakieś konkretne słowa, albo zaznaczyć że to odpowiedź. Mimo tego, rzucił w stronę drzwi.
-To Cień - ucieka jak najdalej od światła i znika w ciemnościach.

Onfis - 25-02-2016, 20:50

Gdy tylko Robert podał odpowiedź, usłyszeliście kliknięcie zamka i mogliście otworzyć dzwi. Okazało się, że za nimi kryje się pokój. Kiedy spojrzeliście za siebie, widzieliście tylko ciemność, jakbyście w ogóle znajdowali się w jakimś wyjętym z przestrzeni korytarzu. To wrażenie było prawie realne, czuliście że coś może być nie tak... aż gdzieś nad sobą w ciszy usłyszeliście tupot łapek i popiskiwanie myszy lub szczurów. Złudzenie pękło jak bańka mydlana, wy otrząsnęliście się, i przekroczyliście próg.
Pokój był pusty. Prawie pusty, jak się okazało. Dokładniejsze oględziny ukazały drzwi w jednej ze ścian. Zamknięte drzwi, co już prawie w ogóle was nie zaskoczyło. Wręcz spodziewaliście się kolejnego głosu, zagadki, czy magicznego zabezpieczenia. Tymczasem jednak po naciśnięciu klamki nie wydarzyło się rozczarwująco nic. Próbowaliście oglądać zamek, zawiasy, jednak nic to nie dało. Aż do momentu, kiedy poczuliście, że włosy na karkach wam się jeżą...
Usłyszeliście za sobą dziecięcy śmiech, a potem coś stuknęło o podłogę i śmiech powoli ucichł. W świetle lampy zobaczyliście, że na środku pokoju, w wyrysowanym kredą prostokącie coś leży: drewniany koń, a na nim rycerz z wyciągniętym mieczykiem, ubrana w wytartą, czerwoną sukienkę lalka damy czy księżniczki oraz kawałek kredy. Kiedy tylko pochyliliście się nad tym zjawiskiem, a ktoś wyciągnął rękę i dotknął rycerzyka usłyszeliście tętent kopyt, rżenie, a potem straszliwy ryk...
Mieliście przed sobą pole wyrysowane kredą, samą kredę i zabawki. Oraz zamknięte drzwi i poczucie, że dookoła was dzieją się co raz dziwniejsze rzeczy.

Aver - 01-03-2016, 00:26

Klęknęła przy prostokącie i zmarszczyła brwi. Rycerzyk-kawalerzysta, lalka w czerwonej sukience... symbole? Ale czego?
Dziecięce zabawki... może chodzi o legendę związaną z rzeźnią. A może nie. Rzuciła okiem na kredę. Może to właśnie był sposób porozumienia się z tym... czymś? Kimś?
Za dużo niewiadomych, cholera... zaklęła w myślach i przygryzła końcówkę warkocza. Zaraz... skoro rycerzyk zesłał wizję - wzdrygnęła się - to może...
Wyciągnęła rękę i po krótkiej chwili wahania położyła dłoń na lalce.

Strandbrand - 01-03-2016, 00:32

Zadowolony z podania prawidłowej odpowiedzi, Robert wkroczył do kolejnego pokoju wraz z resztą grupy. Był zbyt przejęty obecną sytuacją, by szczególnie zwracać uwagę na to że ciemność w korytarzu jest surrealna. Znów czuł się jak dwudziesto-paro latek, podróżujący w nieznane, bez celu, wolny. Nawet ta zagadka przypomniała historię przekazywaną z ust podróżnika na szlaku. O istocie patrolującej drogi i zadającej zagadki, których błędna odpowiedź była karana śmiercią śmiałka.
Gdyby tylko nie ta cholerna laska i bolące kości, byłoby idealnie.
W końcu natknęli się na kolejne drzwi. Nie zdziwił się gdy pociągnął za klamkę a ta głośno i stanowczo obwieściła - zamknięte. Przynajmniej nie gadała. Przez chwilę przystawiali światło płynące z lampy, próbując dostrzec jakąś wskazówkę na samych drzwiach lub na zawiasach. Bezskutecznie.
Odpowiedź nadeszła niespodziewanie zza ich pleców. No, może nie odpowiedź, tylko kolejna zagwozdka. Gdy rozległ się śmiech dziecka wszystkie włosy na ciele Roberta stanęły dęba ze strachu. Coś stuknęło o posadzkę, a śmiech zniknął, pozostawiając ciszę.
Tak. Zupełnie jak czterdzieści lat temu. Zagadkowo, niebezpiecznie, niepokojąco i przerażająco.
Gdy wreszcie zebrali odwagę na odwrócenie się, malował się przed nimi obraz białego prostokąta na ziemi, w środku którego znajdowały się figurki i kreda. Dotknięcie ręką rycerza na koniu poskutkowało zjawiskiem podobnym do zagadkowych drzwi - w nieokreślonym miejscu rozległy się wrzaski, krzyki, rżenie koni i ich galop.
Pierwszym co przyszło do głowy Robertowi, było nie tak dawne wydarzenie historyczne, tu w Akwirgranie. Wielka bitwa o miasto z roku 911.
Zmarszczył swoje siwe brwi w zastanowieniu. Może było to pierwsze co przyszło do jego głowy, ale czy trafne? Spojrzał na stojącego obok dar Tiglitza i wyszeptał cicho.
-Nie wiem czy jest to prawidłowe, ale te dźwięki przypomniały mi o bitwie z 911... jednak była to jedyna bitwa takiej skali, w pobliżu której znalazłem się w życiu. Być może pan potrafiłby mi powiedzieć, czy coś stąd przypomina panu tamten rok?
Jednak dźwięki nie były jedyną rzeczą jak nasuwała mu się w myślach. Figurka księżnej leżąca na ziemi, kojarzyła mu się z dwoma możliwościami. Pierwszą ze względu na porównanie do bitwy o Akwirgran była Ermengarda, niech Modwit ma jej duszę w opiece. Drugą, ze względu na kolor sukni była święta bogini Styryjczyków, Tavar w swej czerwonej sukni. Nie omieszkał podzielić się również i tym spostrzeżeniem.
A następnie patrzył, jak Rill zbliża się do prostokąta i sięga w kierunku laleczki w czerwonej sukni.

Onfis - 01-03-2016, 16:36

W sumie Rill miała trafne przeczucia w kwestii laleczki. Jednak nie spodziewała się jednego... Po dotknięciu figurki księżniczki stało się dokładnie to samo, co poprzednio. Tętent kopyt, rżenie i ten kończący wszystko przeraźliwy ryk. Zdecydowanie za dużo niewiadomych, zdecydowanie... a może wręcz przeciwnie? Może było ich bardzo niewiele?
Zapytany centurion zmarszczył brwi i wsłuchał się bardzo uważnie w powtórzone zjawisko. Widać było, że przeszukuje pamięć.
-To może kojarzyć się ze wszystkim, jednakże... - Dietrich dar Tiglitz, był przede wszystkim genialnym analitykiem – to był jeden koń. Prawdopodobnie bojowy, dokładnie taki, jaki mógłby ponieść człowieka w ciężkiej zbroi do walki. Jednak to nie jest związane z żadna bitwą jaką w życiu widziałem. Ten ryk... On nie brzmi jak cokolwiek, co jest mi znane, nigdy czegoś takiego nie słyszałem.
Widać jednak nawet wiedza centurionów jest ograniczona, popatrzyliście więc raz jeszcze na wyrysowane kredą na ziemi pole. Laleczka rycerza na koniu i księżniczki, które wywoływały odgłosy jednego, jak stwierdził dar Tiglitz, konia i ryk, którego nikt z was wcześniej nie słyszał. Oraz kawałek kredy.

Strandbrand - 04-03-2016, 00:02

Strapiony dar Strandbrand przez dłuższą chwilę naradzał się cicho z Rill, stojąc nad dziwnym zestawem przedmiotów. Rozważali kilka opcji, ale wciąż coś im nie pasowało. Starali się połączyć fakt dziecięcego śmiechu, dwóch laleczek, narysowanego kredą prostokąta oraz samego kawałka kredy którym powstał. Najważniejszy wniosek do którego doszli był taki, że muszą do czegoś użyć kredy... tylko do czego?
W wyniku ich rozmowy postanowili podjąć dwa, skrajnie różne działania. Gdy Rill planowała wykorzystać swoje wrodzone umiejętności magiczne do głębszego zrozumienia odbywających się tutaj dziwów, Robert uklęknął zaraz przed prostokątem - nie bez problemów ze strony swych stawów - i sięgnął po kredę. Oczywiście natychmiast pobrudził swoje palce kredowym pyłem, jednak niezrażony przystawił jej końcówkę do podłogi w środku prostokąta i zaczął powoli pisać eleganckim pismem.
,,Czego od nas oczekujesz?"
Poczuł się wręcz nieco zażenowany, tym na co wpadli. Nie było żadnej gwarancji że to, co się tutaj z nimi bawi - czymkolwiek by nie było - im odpowie. Ba! Nie było gwarancji że potrafi czytać w ich języku. Ale nic innego nie przyszło Robertowi do głowy, a lepiej było spróbować najgłupszych rzeczy niż stać z założonymi rękoma.

Aver - 04-03-2016, 00:12

Myliła się, laleczka nie przyniosła więcej wizji.
Co teraz?
Nadal klęczała przy prostokącie, gryząc końcówkę warkocza. Stary Strandbrand podszedł do niej, chwilę się naradzali. W końcu, postanowiwszy zrobić to, co im zostało, zamknęła oczy, skupiając się na Mocy, i zanuciła kolejną pieśń, w której dźwięki układały się w melodię starej, wergundzkiej kołysanki, znanej każdemu dziecku.

Był sobie król, był sobie paź
I była też królewna...


Tkała Pieśń powoli i cicho, wplatając między nuty czyste emocje. Ciekawość. Chęć poznania. Bezpieczeństwo. Zachętę.

Żyli wśród róż, nie znali burz
Rzecz to zupełnie pewna...


Czego od nas oczekujesz? Czym są te wizje? powtórzyła zadane kredą pytanie, na które tak usilnie poszukiwali odpowiedzi. Prowadziła Pieśń w stronę prostokąta, wplatała pomiędzy zabawki i pył kredy, wnikała w Moc, którą dom był przesiąknięty.

Aver - 06-03-2016, 03:25

Zarejestrowała dziecięcy śmiech. Jednak, kiedy chciała kontynuować kołysankę, przerwał jej cichy głosik.
"Nie, nie tą! Tą o tym jak pojechał ją uratować. Proszeee.."
Coś ją tknęło, a wspomnienie samo wykwitło przed jej oczami.
- ... i tak szewczyk wziął owieczkę nafaszerowaną alchemicznym proszkiem i pobiegł co sił w nogach pod grotę smoka... Verenill, słuchasz ty w ogóle? - mama przerwała bajkę, marszcząc gniewnie brwi - Co ty tam właściwie robisz?
- Słucham!
- No właśnie widzę jak słuchasz - mama podeszła i załamała ręce - Dziecię drogie, zobacz co zrobiłaś! - zabrała jej deseczkę i kawałek węgla, którym umorusane były nie tylko dłonie dziewczynki, ale i wszystko wokół - kto to teraz dopierze? Marsz się umyć!
Dziewczynka zacisnęła usta i spuściła główkę. Warkoczyki smętnie opadły na plecy, kiedy wstała i ruszyła w stronę wiaderka z lodowatą wodą. Matka podeszła do paleniska i wrzuciła tam nieszczęsnych sprawców całego zamieszania. Nie zwróciła uwagi na koślawego szewczyka z muflonem pod pachą, którego węgielkowe kontury powoli pożerał ogień.

Wzdrygnęła się i potrząsnęła głową, chcąc odgonić złe myśli. Jej wzrok ponownie padł na kredę, trzymaną przez dłoń starego.
Węgielek.... kreda... może to o to chodzi?
Nachyliła się do Strandbranda.
- Wygląda na to, że nasz dziecięcy głosik nie chce kołysanki... tylko opowieść o dzielnym rycerzu ratującym księżniczkę z łap smoka. I wygląda na to, że smoka trzeba będzie dorobić - stwierdziła, patrząc znacząco na kredę - Zrobimy tak. Ja zacznę opowiadać, a pan zarzuci swoim talentem artystycznym i dorysuje tego nieszczęsnego gada, dobrze?
Widząc aprobatę usiadła wygodnie, znów przymknęła oczy i zaczęła Pieśń.

Pędzi konik drogą, podkówkami dzwoni
Dokąd on tak spieszy, dokąd on tak goni?
Tam na górze, w pięknym zamku, w tej zamkniętej wieży
Tam księżniczka jest zamknięta, jej na pomoc bieży...


Słowa przychodziły same. Oczy miała cały czas zamknięte, nie widziała, czy Strandbrand robi to, co miał robić, ale miała wielką nadzieję, że jednak robi. Gdy dotarła do wersów o straszliwym smoku, usłyszała ciche skrzypienie kredy, a jakaś jej część umysłu odetchnęła w duchu z ulgą.
Pieśń trwała, opisując jak to dzielny rycerz w dzikiej szarży ucina smokowi łeb i wyważa wrota do komnaty królewny, ratując ją z tego jakże mało interesującego więzienia. Przy ostatnich wersach czuła, że powoli zaczyna ją boleć gardło.
Modwicie, niech to zadziała i otworzy te cholerne drzwi...

Strandbrand - 06-03-2016, 03:54

Widząc znikające wraz z blaskiem litery myślał że coś się zdarzy. Niestety, najwyraźniej była to jakaś cecha tego tworu. Westchnął zrezygnowany...
I wtedy Rill nachyliła się ku niemu, wyjaśniając po kolei o co chodzi. Nie wiedział skąd zaczerpnęła takie informacje, ale wierzył jej. Była jedyną osobą w pomieszczeniu która miała jakieś środki zdobycia informacji.
Rysunek smoka... kurde, czy ja wyglądam na artystę? Na co mi przyszło malować kredą po podłogach w piwnicy...
Mimo wątpliwości zaczął planować powoli jak to wszystko rozrysuje. Bajka o rycerzu ratującym księżniczkę z łap smoka... brzmiało jak niezły dowcip w obecnych warunkach, ale skoro tak. Dar Strandbrand chwycił za figurkę rycerza. Ponownie rozległy się dźwięki, w akompaniamencie których przestawił rycerza na lewą stronę prostokąta, tak że stał przodem do środka. Księżniczkę, ponownie w towarzystwie odgłosów przełożył zaś na prawą stronę i usadowił. Odwrócił się by spojrzeć na dar Tiglitza. Tak jak się spodziewał, przyglądał się jakby obydwoje z Rill postradali rozumy ale stary Robert przytknął tylko palec do ust i wskazał na dziewczynę, dając do zrozumienia by byli cicho.
A potem zaczęła śpiewać. Już wcześniej słyszał jej śpiew i jak zwykle musiał przyznać że miała wspaniały głos. Szkoda że nigdzie nie występuje ani nie wykorzystuje go, pomyślał dar Strandbrand... może gdy w końcu wygramy tę wojnę, mógłbym polecić ją jakiemuś artyście...
Otrząsnął się z zadumy. Zaczął powoli skrobać kredą po podłodze, wizualizując to co dziewczyna wyśpiewała.
Zaczął od wieży, która zaczynała się przy samej podstawie prostokąta. Nie było czasu na cały zamek, ograniczył się do okrągłej wieży, rozszerzającej się przy blankach. W miejscu gdzie siedziała księżniczka dorysował otwór okienny, zupełnie jakby czekała w oknie na swoje zbawienie. Zadowolony przesunął kredę na pole między świeżo zbudowaną wieżą a rycerzem. Zaczął rysować smoka.
Tak, zdecydowanie nie był artystą. Ale rysował. Zaczął od prostych łap z pazurami i przesunął się w górę. Ogromny brzuch z segmentami, oczyma wyobraźni widział go jako żółty. Potem narysował górne łapy smoka, również z pazurami, jedną wyciągniętą w stronę rycerza a drugą zasłaniającą wieżę, jakby nie chciał dopuścić do niej rycerza. Przyszła kolej na łeb bestii, rozwarty w potężnym ryku który słyszał za każdym razem gdy dotykali figurek. Ostre kły i nienawistne spojrzenie, na tyle na ile mógł oddać to kredą w nikłym świetle latarni. Szpiczaste uszy i dym z paszczy, jakby zaraz miał zionąć ogniem kłębiącym się w jego wnętrznościach. Pozostały tylko szczegóły. Skrzydła, które skopiował z pamięci z jakiegoś obrazu, widzianego dawno temu w domu jednego ze swoich przyjaciół. Pasowały do smoka. I ogon, sam ogon, również segmentowany od spodu. Gdyby miał czas, zapewne dorobiłby tu i tam łuski ale pieśń szła dalej.
Teraz, przy odrobinie wyobraźni można była dostrzec jak rycerz na swym koniu stoi naprzeciw smoka, który zagradzał mu drogę do wieży z księżniczką. Teraz pozostawało czekać na złoty blask... który jak się domyślał oznaczał że rysunek zadziała...

Onfis - 09-03-2016, 23:04

Piękne słowa, piękne pieśni, piękne wizje i piękne czasy młodości kiedy baśnie żyły wraz z nami. Czy tego „chciano” od was w tej chwili? Tego nikt nie wiedział. Rill zaczęła śpiewać, a Robert stawiał kolejne kreski, które po kolei rozbłyskiwały i potem znikały. Z każdą kolejną linią kredy rosła niepewność, z każdym kolejnym wersem pieśni, co raz bardziej nic się nie działo. Aż do momentu, kiedy złote kreski połączyły się w narysowanego smoka. Czuliście, że to ten moment, kiedy nastąpi przełom. Jednak co mogło się wydarzyć? Drzwi po prostu się otworzą? Czy może to pułapka i zaraz padniecie ofiarą jakiegoś zaklęcia?
Jednak drzwi po prostu się rozpłynęły ukazując korytarz, kończący się schodami w górę. Na drewnianych schodach plasnęły kilka razy szybko bose stopy, a na górze trzasnęły drzwi. Usłyszeliście cichy, jakby tłumiony śmiech, czy się wam zdawało?
Podążyliście w górę i tym razem już bez przeszkód otworzyliście drzwi. Znajdowaliście się w jasnym, bardzo jasnym po mrokach rozświetlonych tylko lampą, pokoju. Pustym, jeśli nie liczyć kilku rozrzuconych po podłodze lalek, bardzo podobnych to tych z poprzedniej zagadki oraz regałów, dość uboga wyposażonych w książki. Zza niedomkniętych drzwi po waszej lewej stronie znów usłyszeliście tupot stóp. Już chcieliście zanim ruszyć, kiedy drzwi się zamknęły. Na głucho. Nic przez nie nie słyszeliście, nie mogliście ich otworzyć. Dodatkowo pokój przestał wam się wydawać taki jasny. Wydawało wam się, jakbyście patrzyli na wszystko zza jakiejś zasłony, czegoś, co przesłania wam światło, jakbyście czymś zasłonili oczy.
I wtedy na przeciwległej ścianie pojawiło się kilkanaście-kilkadziesiąt kresek, jakby narysowanych kredą... Policzyliście. Dokładnie dwadzieścia. Pierwsza kreska zniknęła powoli. Po niej druga i trzecia, a wy dopiero otrząsnęliście się zaskoczenia i absurdalności tej sceny. Czwarta kreska.
Zdaliście sobie sprawę, że to jakieś odliczanie. Jednak co będzie na jego końcu? Czy to pułapka? Kolejna próba? Jaki jest klucz do wyjścia? Tik-tak...

//Akcje jakie wykonacie, muszą się zmieścić w około 25 sekundach. Potem zniknie ostatnia kreska i odliczanie dobiegnie końca//

Strandbrand - 12-03-2016, 21:31

Robert podniósł swoją laskę i uderzył prędko kilka razy w drzwi które zamknęły się przed chwilą przed nimi. Ani tłuczenie ani szarpanie nie pomogło, więc tak szybko jak mógł rzucił się do drzwi zza których przyszli i próbował je otworzyć by wydostać się z pomieszczenia. Miał bardzo złe przeczucia.
Onfis - 15-03-2016, 14:11

Strach i panika stały się doradcami, doradcami, którzy potrafią przynieść tylko chaos. Każdy zaczął robić co innego – jedni próbowali otworzyć okna, czy stłuc szyby, inni walili w drzwi, ci którzy dysponowali magiczną mocą starali się stworzyć jakiś rodzaj ochrony przed... no właśnie, przed czym? Czego się spodziewali? Nagłych wyładować magicznych? Otwarcia drzwi klatki z potworami? Czy może uruchomienia jakiś mechanicznych pułapek? Czas biegł nieubłaganie, i tylko jeden dar Tiglitz stał niewzruszenie, widać jednak było, że jego umysł pracuje nad znalezieniem rozwiązania.
Kiedy Rill zaczęła snuć pieśń, w celu zapewnienia jakiejś choćby minimalnej ochrony, nagle stanęła jak wryta, bo poczuła inne pieśni przepływające dosłownie wszędzie dookoła niej. Krążyły po pokoju, zygzaki i spirale splotów, pomiędzy wszystkimi zgromadzonymi. Dla Rill były niesamowicie proste, jednak nie była w stanie ich ani odczytać ani zrozumieć. Widziała tylko, że inni obdarzeni mocą w pokoju również się zatrzymali i rozglądają wokół. Otrząsnęła się, straciła za dużo cennych sekund, na ścianie zostało już tylko pięć kresek. Wróciła do przerwanej pieśni, jednak musiała ją nieco okroić i skończyła gdy właśnie zaczęła znikać ze ściany ostatnia kreska. Zajęta pieśnią nie dostrzegła, co dokładnie wydarzyło się dookoła...
Robert biegł przez pokój w stronę drzwi którymi tu weszli. Była taka opowieść, którą mamki straszyły dzieci w Akwirgranie. Dzieci, które broiły, rozbijały wazony, dokuczały zwierzętom, czy wycinały różne psikusy zostaną zabrane i zamknięte w domu, który odda im każdy, nawet najmniejszy żart. Oczywiście samomyślący dom był stekiem bzdur... Ale czy aby na pewno? W tym momencie Robert był przestraszony niczym dzieciak, którego czeka kara. Pociągnął za drzwi, a te niespodziewanie otworzyły się, ukazując schody, który mi chwilę temu tutaj weszli, a na ich końcu pokój z zagadką. Dźwięk otwieranych drzwi okazał się niespodziewanie głośny i zwrócił uwagę wszystkich. No prawie wszystkich. Już po chwili większość osób rzuciła się w stronę korytarza, prawie przewracając starca. Gdy ten złapał równowagę, ostatnia kreska zniknęła ze ściany...
Zapadła cisza. Większość osób uciekła z pokoju i gnała już pewnie w stronę rzeźni, drogą którą chwilę temu przeszli. W samym pokoju jednak nie działo się zupełnie nic. Jednocześnie czuliście, jakby ciążył na was wręcz obowiązek powiedzieć coś, czuliście że to jest ta chwila, aby wypowiedzieć jakieś słowa. Słowa, które w odwiecznym rytuale padają zawsze i tutaj też powinny paść. Nie potrafiliście jednak domyśleć się, co to za słowa, choć prawie mieliście je na końcu języka. Oczekiwano od was tego, czuliście to w pełni, jednak w czym wy właśnie uczestniczyliście? Z każdą chwilą presja zwiększała się, od waszych słów mogło wiele zależeć...
Aż uczucie minęło, a drzwi prowadzące w głąb domu otworzyły się. Stanęła w nich dziewczynka, na oko mająca trochę mniej niż dziesięć lat, z włosami o barwie ciemnego brązu, zaplecionymi w dwa warkoczyki. Ubrana była w prostą zieloną sukienkę i biały fartuszek. Na szyi nosiła wisior ze szmaragdu oprawionego w surowe żelazo powyginane w skomplikowane wzory. Otworzyła usta, a Rill zapulsowało w skroniach.
-Zepsuliście wszystko! - wykrzyknęła i tupnęła nóżką – Nic nie umiecie! Mieliście powiedzieć „gotowi czy nie, szukam”!

Strandbrand - 17-03-2016, 00:35

Patrzył jak reszta ekipy poszukiwaczy wybiega z pomieszczenia. Już miał zrobić to samo, gdy zrozumiał że odliczanie dobiegło końca w trakcie gdy tłum przepychał się do drzwi. Nieco potargany dar Sdrandbrand odwrócił się do środka pomieszczenia, oczekując ciał tych którzy nie uciekli i przyczyny ich śmierci.
Zamiast tego wymieniał zdziwione spojrzenia z Rill i dar Tiglitzem. Nic się nie wydarzyło, a jednak czuł że coś powinno się stać. Nikt i nic nie odlicza przecież na daremno. Zastanawiał się czy nie zbliżyć się do zamkniętych drzwi i nie spróbować teraz ich otworzyć, jednak jego rozmyślania zostały przerwane. Drzwi już się otworzyły, bez jego ingerencji za to z pomocą... małej dziewczynki.
-Zepsuliście wszystko! Nic nie umiecie! Mieliście powiedzieć ,,gotowi czy nie, szukam"!
Brwi Roberta powędrowały w górę szybciej niż ceny kamienic w Akwirgranie w 899. Owszem, przeczuwał że w sprawę zamieszane jest ,,coś" dziecięcego, w końcu kto inny mógłby chcieć wysłuchać bajki o rycerzu ratującym ukochaną z łap smoka. Ale... spotkanie z dziesięcioletnią dziewczynką która oskarżała ich o ,,zepsucie wszystkiego" i nieumiejętność zabawy w chowanego... Było co najmniej zaskakujące.
Zastanawiał się jak zareagować. Kusiło go by powiedzieć ,,znalazłem cię" ale nie wiedząc z czym mają tutaj do czynienia powstrzymał się. Zamiast tego spytał cicho.
-Dlaczego chcesz się z nami bawić dziecko?
Nie wiedzieć czemu wybrał takie pytanie. Mógł oczywiście spytać o wszystko inne - czy nie widziała kogoś z zaginionych, jak ma na imię, czym właściwie jest... ale wybrał takie pytanie. Liczył na to że będzie miał szansę zadać resztę ze swoich pytań.

[czyt. Robert zada te pytania jeśli po tym jednym będzie okazja :P ]

Aver - 19-03-2016, 03:21

Pieśni. Wszędzie Pieśni, migające kolorem oktaryny, płynące poprzez przestrzeń tylko sobie znanymi ścieżkami, tworzyły kakofonię magii, której nie była w stanie pojąć, pomimo tego, iż wydawała się być tak prosta...
Potrząsnęła głową, skupiając się na własnej mocy. Przelotnie zerknęła na ścianę.
Pięć kresek.
Szlag.
Pieśń skończyła szybciej niż zamierzała, przez co wydawała się jej strasznie toporna, jednak nikt nie zwrócił na to większej uwagi, gdyż... w zasadzie nikogo więcej tu nie było. Uniosła ze zdziwieniem brwi patrząc na równie skonsternowanych pozostałych w pokoju Wergundów. Coś było na rzeczy, dobrze wiedziała co, tylko... tylko co? Przecież to jasne, że chodzi o... no o to... to coś... mhhhh...
Uczucie niedopowiedzenia było przytłaczające, ściskało głowę, rozpraszało, denerwowało. Zamknęła oczy, starając się skupić myśli, wzięła głęboki oddech... i w tym momencie to wszystko minęło, a w drzwiach stanęło dziecię ze zdenerwowaną miną. W momencie w którym otworzyło usta, by ich ofuknąć, czarownicowe skronie zapulsowały dziwnie. Zmarszczyła brwi i ścisnęła je czubkami palców, delikatnie rozmasowując. O co tu chodzi, na sprane do szarości gatki ciotki Strzygonii?!
- Zepsuliście wszystko! Nic nie umiecie! Mieliście powiedzieć ,,gotowi czy nie, szukam"!
Gdy usłyszała głos dziewczęcia aż się lekko cofnęła ze zdziwienia, szybko zastąpionego lekkim poirytowaniem. Gdybyśmy wiedzieli, co masz na myśli, to pewnie byśmy powiedzieli, pomyślała z przekąsem i już miała odpowiedzieć "Właśnie cię znaleźliśmy", ale ubiegł ją stary Strandbrand.
- Dlaczego chcesz się z nami bawić dziecko?
Zacisnęła szczęki. To oczywiste... zwyczajnie jej się nudzi. Albo ma inszy, sprytniejszy plan, zakładający niezbyt przyjemne konsekwencje.
Podczas kiedy jakaś część jej umysłu kreowała sobie owe konsekwencje, gdzieś z tyłu mógowia wykwitło nieśmiało pytanie cisnące się na usta. Skoro chciała się bawić, to może rzeczywiście zagrajmy z nią w coś?... Może wtedy nam coś powie sama z siebie?
Postanowiła, że jeśli rzeczywiście z dyplomacji starego nic nie wyniknie, to zaproponuje jej zabawę. Tylko może nie koniecznie w chowanego.

Onfis - 07-04-2016, 00:02

-Przecież jesteście tu taj, żeby się ze mną bawić – powiedziała jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie – Po co innego byście tutaj przychodzili?
Cała scena była dziwnie nierealna. Pomimo, że za oknami był Akwirgran, to wam zdawało się, że jesteście w jakimś miejscu wyrwanym z tej rzeczywistości. Dziecko, jej przekonanie o celu waszej wizyty, gra w chowanego...
-Dlaczego pan chodzi z kijem? - dziewczynka skierowała pytanie w stronę Roberta – Czy to element jakiejś gry?
Spojrzała po was i nagle podbiegła w stronę Rill i stanęła na krawędzi narysowanego przez z nią kręgu. Rill poczuła jak jej sploty nagle pękają.
-O klasy! Klasy! Będziemy grać w klasy?! To jakaś inna wersja? Jakie są zasady? Nauczysz mnie, nauczysz? - zasypywała czarownice słowami wręcz skacząc dookoła niej.
Dlaczego to dziecko myślało tylko o zabawie? I co ono w ogóle robiło w tym domu? Czyżby było dzieckiem z opowieści, które słyszał Robert, dzieckiem które zniknęło i nigdy nie powróciło do swoich rodziców? Czy może to wszystko było tylko jednym wielkim zbiegiem okoliczności?
Będąca najbliżej dziewczynki Rill dostrzegła, że szmaragd na jej szyi nie odbija światła.

Strandbrand - 19-04-2016, 19:30

No tak, oczywiście że z tego powodu zeszliśmy do piwnic pod rzeźnią...
Właśnie, rzeźnią. Zaczął się zastanawiać czy kiedyś słyszał coś więcej o mieszkańcach rzeźni...
Olśniło go gdy przypomniał sobie opowieści o tym miejscu. Czyżby stojąca przed nim dziewczynka była związana z Adeline? Czyżby była drugim dzieckiem Irminy dar Furt? W końcu ludzie mówili, że oprócz ciała biednej Adeline znaleziono również ciało dziecka, nie wiedzieć skąd by się tam miało wziąć. Wzdrygnął się. Bo dziewczynka na pewno nie była w pełni normalna, biorąc pod uwagę to co działo się po drodze jaką pokonali.
-Dlaczego pan chodzi z kijem? Czy to element jakiejś gry?
Dar Strandbrand otrząsnął się z zadumy gdy dziewczynka zadała mu pytanie. Już chciał odpowiedzieć, bardziej z przyzwyczajenia niż żeby naprawdę wyjaśnić - w końcu sam wychował dwójkę dzieci. Ale uwaga małej osóbki była bardzo zmienna i już po chwili zainteresowała się Rill.
To jest naprawdę dziwne...
Postanowił nie trzymać swoich podejrzeń w ukryciu. Zanim Rill mogła coś odpowiedzieć dziewczynce, zwrócił na siebie jej uwagę.
-Powiedz mi dziecko jak masz na imię? I czy twoje nazwisko przypadkiem nie brzmi... dar Furt?


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group