Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

Wątek 24 - Przygoda #24.1

Indiana - 23-02-2015, 14:07
Temat postu: Przygoda #24.1
Robiło się lekko chłodniej, w nozdrza uderzał jakiś z lekka amoniakowy smród, zapewne coś było w wodzie. Mgła się powoli rozwiewała, konkretniej to skraplała się na waszych twarzach, płaszczach i spodniach, czyniąc je jeszcze bardziej mokrymi. Tj te, które dało się zrobić bardziej mokrymi, bo Szrapnel z Cadanem właściwie jedyne, co mogli zrobić, to zdjąć i wykręcić ubrania.

Pozostali zbierali się powoli z ziemi.
Ylva lekko panicznym ruchem starła rąbkiem płaszcza kwas, palący jej skórę, po czym upewniwszy się, że nic więcej nie jest uszkodzone, a w jaskini nie widać chwilowo innych przeciwników, wyłożyła się z powrotem na plecy z zamiarem poleżenia tak sobie jakiś czas.
Przerwało jej podejście uzdrowicielki.
- Daj spokój - zaprotestowała - Nic mi nie jest, a sukni z dekoltem i tak nie noszę, szkoda twojej energii na to... - przerwała , patrząc na swoją skórę, która wyglądała znacznie gorzej, niż była odczuwalna. Kwas pozbawił czucia spory obszar skóry. Pozwoliła się wyleczyć, podziękowała.
Poobserwowała bijatykę Elidisa ze Szrapnelem, wzruszając ramionami. Sprawdziła stan pozostałych swoich ludzi.
Agat był głównie mokry.
Nathaniel prawie nic nie słyszał, ale bębenki były całe. W przeciwieństwie do Roderyka, któremu jeden bębenek pękł, pozbawiając mozliwości słyszenia jednym uchem i przy okazji większości zmysłu równowagi.
Adair potężnie oberwał, ale Con już go poskładała. Keithen był lekko poharatany, nic poważnego.
Merrenowi nic nie było.
Emilia była oszołomiona i potłuczona, podobnie jak Eri mało co słyszała, ale także nie poniosła większych strat.

W przeciwieństwie do wergundzkiego oddziału.
Ylva przyklękła przy ciele Ingwara. Chłopak mógł mieć może ze dwadzieścia parę lat, powinien służyć w białym tymenie, gdzieś daleko, na jakimś bezpiecznym przydziale pod Akwirgranem. Był z Daramonu, tak jak jej daleka rodzina, mówił z tak doskonale znanym jej akcentem.
Towarzysze zawinęli go w jego płaszcz, złożyli pod ścianą i przykryli kamieniami.

Zostawiając za plecami z trudem dochodzących do siebie, Ylva podeszła do wylotu korytarza, którym mieli podążyć dalej. Spojrzała w ciemność. Zapach amoniaku i piżma uderzył ją mocniej, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać.
- Lothel...? - szepnęła w ciemność, słysząc szelest, po czym mentalnie stuknęła się w czoło. Lothela nie mogłaby usłyszeć. Tymczasem wyraźnie słyszała szelest, szmer, jakieś zgrzytanie po skałach. Cofnęła się do kawerny i gwizdnęła głośno - Keith, Nat, Merren! Coś tu....
Do zapachu piżma doszedł obrzydliwy smród padliny. W korytarzu rozległo się warczenie.

Elidis - 23-02-2015, 16:02

Zawroty głowy powoli ustępowały i myśli Elidisa odzyskiwały ostrość. Żołądek też się uspokajał, dzięki bogom. Brakowało i już tylko rzygającego elfa. Po zastanowieniu doszedł do wniosku, że mogłoby to nieźle rozbawić kompanię. Śmiech też się czasem przydawał.
Ale nie teraz. Teraz potrzeba im była szybkość. Musieli stąd odejść.
Obawiał się jednak, że jego sojusznicy będą zbyt zmęczeni i ranni. On sam też nie czuł się wszak najlepiej i doskonale wiedział, że nie zdoła poruszać się zbyt szybko w tym stanie. Potrzebował jadał i snu.
Snu...
Jak długo już nie spał? Był na nogach od... Przedpołudnia, le którego? Dzisiaj? Wczoraj, przed wczoraj? Ile czasu spędził w pożerających wszystko trzewiach nieśmiertelnej Ziemi? Tęsknił za ciepły blaskiem Słońca. Za chłodnym srebrem Księżyca. Tu nie było nic. Dzień i noc były pozbawionymi znaczenia frazesami, nie zaś nieugiętymi dyktatorkami rytmu życia.
Pod ziemią był tylko nieustanny półzmierzch, bez czasu, światła i następstwa czasu. Cóż za przeklęte miejsce. Jak Podziemi mogli tu mieszkać!? Krasnoludom się nie dziwił, nigdy ich w pełni nie rozumiał, ale jak, zdawałoby się normalne elfy mogły dobrowolnie odrzucić blask dnia na rzecz wiecznych ciemności?
Nie rozumiał, a myśli te mimowolnie skierowały jego uwagę na elfkę, czającą się w cieniach. Nie widział jej dokładnie, zbyt dobrze się ukrywała, ale w pewnym sensie czuł jej obecność, ogólny kierunek. Co ona tu robiła do ciężkiej cholery!? Była elementem zupełnie pasującym do reszty zaprezentowanej mu układanki.
Podobnie zresztą Cadan. Jak Laro znalazł się w podziemiach Vekowaru i to jeszcze z Podziemną, która zawaliła im pieczęć do Ahitere?
...
Ciekawe czy w ogóle wiedział co się stało z pieczęcią... Może lepiej na razie go nie uświadamiać, choć mógłby w ten sposób zapulsować u Takawai. Z drugiej strony bardziej wierzyłby już słowom Reshiona niż pieprzonych Laryjczyków. Niesłowne kanalie. Tyle gadania o honorze, szkoda tylko, że ich "honor" tyczył się wyłącznie innych Laro.
Zabawne. Bardziej ufał Styryjczykom i Wergundom niż tej dwójce teoretycznie jego krewniaków. Przynajmniej znał ogólnie interesy ludzi, to czyniło ich bardziej przewidywalnymi, łatwiejszymi w kontrolowaniu. Za to co było cele tych elfów nie miał pojęcia. Byli zbyt dużą niewiadomą, zresztą jak cała ta ich groteskowa zbieranina.
Sapientystka, jakiś najemnik, Podziemna, Laro... Orków i Smoków tylko brakuje. A tak orzy okazji Nem, czy ona nie mówiła czegoś o mieście Tubylców?
M-I-E-Ś-C-I-E!?
Podszedł do maginii by ją o to zapytać.
- Nem, czy ty mówiłaś coś, że Tubylcy mają tu miast...? - urwał w pół słowa słysząc warczenie. - Co do cholery? Wilkołak, czy ki diabeł!? - zmroziło go, była inna możliwość. - Czy Aguary tak nie robiły...? - zapytał nagle ciszej, wystraszony samej możliwości. - Gdzie Aguary tam Tubylcy - powiedział już raczej do siebie.
Nie miał już ochoty mówić im co mają robić, zresztą, czy posłuchają go po ostatnim?
- Ustawić się z powrotem przy wejściu, mamy kolejnego gościa, chyba tego, co wystraszył nam wija - powiedział tak by wszyscy go usłyszeli, jego głos był zmęczony i zachrypnięty, pod oczami elfa nagle pojawiły się sińce, pokazujące jego zmęczenie.
Jak długo jeszcze pociągniesz El? Do końca, kurde!
Uśmiechnął się do własnych myśli. No to jedziemy raz jeszcze.

Onfis - 23-02-2015, 19:08

Nie podnosząc się z klęczków zaczął usilnie grzebać palcem w uchu, próbując bezskutecznie je odetkać. No za cholerę nie szło. Otaczała go cisza. Szkoda, bo nie usłyszał jak sierpowy dosięgnął Elidisowej szczęki. Przerwał bezowocne próby i rozejrzał się po jaskini. Chaos i kopytka. Nie maił pojęcia, kto jeszcze żyje, które ciała już tu leżały, a które należały do ich towarzyszy.
Odnalazł jednak swój kapelusz. Piórko było przysmażone, postrzępione, a do tego teraz mokre, zwisało smutno. Nie wspominając już o samym kapeluszu, który powoli tracił resztki kształtów. Kiedy wcisnął go na głowę rondo oklapło prezentując obraz nędzy i rozpaczy. Nat zrobił krzywą minę. Krzywą i nieszczęsną. Jak jego kapelusz, o ile coś mogło mu dorównać poziomem smutku. Zaklął pod nosem. Spróbował postawić rondo kapelusza i zaklął szpetniej kiedy opadło mu na czoło. Przynajmniej zaczynał słyszeć cokolwiek.
-ELIDIS CHOLERA! JAKBY NAM MAŁO WRAŻEŃ BYŁO! - wydarł się starając się przekrzyczeć własną głuchotę - COŚ TY POWIEDZIAŁ O MOJEJ MATCE?! - chyba jednak słuch mu nie wracał najlepiej.
Udało mu się jednak w końcu podnieść i ogarnąć okolicę. Nieciekawie. Syknął na widok stanu Ylvy. Robiło się już tylko gorzej. Podążył za kobietą w stronę martwego Wergunda.
-Te bestie zbierają co raz większe żniwo - mruknął smutno - Przeklęte jaskinie, przeklęte potwory, przeklęte Zapołudnie.
Gdy dotarł do niego przytłumiony gwizd i z zachowania Ylvy zrozumiał o co chodzi, zaczął się rozglądać za pochodnią, po czym szybko skarcił się za głupotę. Strącił więc rapierem świecącego grzyba ze ściany, nadział go na ostrze i gdy znalazł się u wylotu tunelu ściągnął go z broni i kopnął w stronę ciemności. Skoro był głuchy, to nie będzie dodatkowo ślepy.

Nem - 23-02-2015, 21:08

W sumie już przestała zwracać uwagę na rządzenie się elfa… Jakoś jej do pasowało do jego wrednego charakterku. Szła obok niego, a kiedy przestał wydawać rozkazy zaczęła po cichu tłumaczyć:
- Tak. Konkretniej jedno miasto. Jest tu sporo tubylców i gobliny, które z nimi współpracują. Nasza ruda znajoma wszystkim dowodzi. Jak błądziliśmy w w tych korytarzach znaleźliśmy coś w stylu spiżarni z wielką stertą dosłownie rozszarpanych tubylczych ciał. Na robotę wija to nie wyglądało, raczej coś z pazurkami albo ostrymi zębami - jej uwagę przyciągnęła sylwetka podchodząca do świecących grzybków. Chciała krzyknąć, ale zrobiłoby to więcej szkody niż pożytku, więc obserwowała tylko, czy ta osoba będzie miała więcej szczęścia w zabawie ze świecącym grzybem.

Leite - 23-02-2015, 21:10

Dostrzegając na sobie wzrok Aenthilczyka, spokojnie na niego spojrzałam. Patrzył trochę na lewo od mojej twarzy - nie widział dobrze w ciemności. Przeniósł nieświadomie wzrok na Laro. Ewidentnie myślał. Pięknie...wreszcie ktoś zajarzył, że coś tu nie gra... W uszach nadal mi coś dzwoniło, ale coraz ciszej. Zwróciłam ponownie uwagę na Ylvę. Wtedy wydarł się jeden ze styryjczyków. Cholera, chyba słuch mu nie wrócił, skoro tak krzyczy. Znów skierowałam uwagę na kobietę. Szła w stronę tunelu, po oględzinach zabitego. Właśnie go chowali. Coś zapachniało w powietrzu. A potem moje uszy wychwyciły dziwny dźwięk z drugiego korytarza. Coś tam było. A jeżeli było to coś, co przepłoszyło wija, to ja nie chcę wiedzieć, co. Jak ja mam się stąd wydostać? Wszędzie wije, cosie i tubylcy, tuneli nie znam a powierzchnią nie pójdę. Krótko mówiąc, przerąbane.
Wyszłam z cienia i zbliżyłam się do korytarza, w którym coś warczy. Stanęłam półtora metra od Ylvy, na tyle, by nie myślała, że chcę ją zabić. Wpatrując się w tunel, próbowałam dostrzec i wyczuć cokolwiek. Zataczałam niewielkie kręgi czubkiem mojej broni w powietrzu. Jeżeli coś wychodzi z tunelu, zamierzam się temu przyjrzeć, ocenić jego zamiary i chęć zabicia nas a jeżeli będzie wrogie, zaatakować.

Powój - 23-02-2015, 21:38

Słysząc rozkazy uniosła spojrzenie w stronę wylotu tunelu i westchnęła. Wsunęła pałasz w zaczep od kołczanu na bełty tak, by nie spadł na ziemię. Skinęła Szrapnelowi w cichej podzięce dając mu sygnał, że wdzięczna jest za wymianę. Walczenie bronią należącą do poległego wergunda byłoby problematyczne, zaś ostrze należące do Ofelii jej leżało w świetnie w dłoni. Cóż, obie były szkolone w ten sam sposób i obie preferowały lekką broń. Mimo iż ci których napotkali sami nie posiadali broni... Nie miała zamiaru oddać im przedmiotu należącego wcześniej do przyjaciółki. Za nic.
Gdy schowała pałasz skupiła się na naciągnięciu kuszy i załadowaniu jej. Następnie stojąc za szeregiem przesunęła się pod kąt, tak by ewentualnie mieć czysty strzał w przeciwnika. Wolała nie strzelać na oślep w ciemność w obawie, że nie dość iż zgubi bełt to jeszcze bardziej wkurzy czekające tam zwierzątko.

Myślami skupiała się na aktualnym celu jednak zarejestrowała przy tym iż mowa o mieście. Taka praca. Słuchać i zapamiętywać. Cholera by to. Że też nie zechciała być w życiu... Żoną. Albo czymś równie nudnym, gdzie największą bitką byłoby złojenie własnemu małżonkowi łba za to, że za obcą babą się ogląda. I uśmiechnęła się z tęsknotą na myśl, że faktycznie taka miała być jej przyszłość - prosta wioskowa uzdrowicielka, żyjąca przy boku męża, mająca swój ogródek z ziołami i psa, być może stado rozwrzeszczanych dzieci. Gdyby on nie zginął... I gdyby ona nie wpakowała się w tą całą kabałę ze służbą Styrii, teraz gdy słuchała słów Bogini będącej dla niej matką... Nie było odwrotu. Chociaż wcale go nie chciała.
Byłoby stanowczo za nudno.

Sleith - 23-02-2015, 22:26

Ocucony przez maginię chciał zerwać się na równe nogi. Ta jednak zatrzymała go i wyciągnęła odłamki tarczy z jego ramienia, a następnie wyrecytowała magiczną formułę.
Ból wstrząsnął nim ponownie, tym razem jednak przyniósł on ukojenie. Czół wszystkie przesuwające i zrastające się tkanki. Po chwili było po wszystkim ręka była cała, bólu nie było, a na sprawności chyba nie straciła. Gdy Nem skończyła jeszcze przez chwilę siedział na ziemi, po czym się podniósł. A raczej spróbował, ale jedyne co zrobił to porządnie stęknął....<"No tak prawa ręka nie wygląda ale coś jest z nią nie tak....Z zewnątrz nic nie widać, złamanie albo zwichnięcie"> Pomacał całą rękę sprawiając sobie przy tym nie mało bólu, ale z radością stwierdził, ze nie jest złamana. Podpierając się lewą ręką wstał i z radością stwierdził, ze rzecz która go uciskała w plecy to jego sztylet.<"No mały nieźle się spisałeś, ale myślałem, że twoja niezwykłość nada Ci jakiś magicznych właściwości....no ale trudno, przynajmniej tniesz">
Ruszył w kierunku Elidisa, który własnie okładał szrapnela; na szczęście kiedy zauważył, że nie miał on złych zamiarów odpuścił. Następnie zbliżył się do Emili i człowieka przy niej będącego; przedstawiając się mu i pytając ich czy nic im nie jest. Zanim uzyskał odpowiedź usłyszał rozmowę o mieście tubylców, a następnie zauważył ruch w jaskini. Zwrócił się w kierunku, w którym podążali Styryjczycy; wszyscy na moment zamilkli i wtedy usłyszał zgrzytanie. Słysząc, że elf gada o wilkołakach zaśmiał się w duchu.<"Tu? W podziemiach?"> Słysząc nieznaną mu nazwę zamyślił się na chwilę. Z zamyślenia wyrwał go Eri który własnie mu odpowiedział i zwrócił uwagę, że trzeba się przygotować na nowe potencjalne niebezpieczeństwo. Wtedy powróciła mu do głowy myśl. - Mógłbyś pociągnąć za mnie prawe przedramię? Z całych sił, mam problem...w łokciu. Albo czekaj....-odwrócił się od niego po czym zaczął poszukiwać medyczki- Con! Mam problem z ręką, możesz chociaż sprawdzić co z nią nie tak?- ruszył w jej kierunku, mając nadzieję, że nie będzie musiała ingerować w to magicznie. Zbliżając się do wejścia do tunelu z którego dobiegały głosy, przy którym stali Styryjczycy, część elfów oraz Con; zaląkł się widząc, że jedna z osób sięgnęła mieczem po grzyby. -Głupcze...-wyrwało mu się, gdy tylko kopnął on w spadające magiczne narzędzie do wyrównywania temperatury. Gdy zbliżył się do uzdrowicielki, powtórzył swoją prośbę, mając nadzieję, że zdąży się tym zając zanim coś wyjdzie z tunelu. Czekając na wyniki zaczął mówić sam do siebie:
-Oby to coś nie było właścicielem tej.. Spiżarni, jak to Nem określiła... Ciała stanowczo nie wyglądały jakby były przeznaczone do natychmiastowego pożarcia, raczej to coś cieszy się zabijaniem, a następnie żywi się padliną. Bogowie, co jeszcze nam tutaj zgotujecie?

Bryn - 24-02-2015, 01:04

Szybko wygrzebał się z lodowatej wody. Upewnił się, że wszystko ma w jednym kawałku i czy dopiero co podniesiona broń nie połamała się po upadku. Po szybkich oględzinach i zobaczeniu, że wszystko jest na swoim miejscu odetchnął z ulgą. Wstał, ślizgając się lekko na mokrych kamieniach. Kątem oka zobaczył Elidisa dostającego od Szrapnela. Uśmiechnął się lekko. A kiedy zobaczył, jak Elidis odpłaca Szrapnelowi pięknym za nadobne roześmiał się szczerze, pierwszy raz od wielu dni. Zobaczył, jak zdziwiony Szrapnel po raz kolejny ląduje w kałuży, a elf triumfalnie odchodzi z podniesioną głową i satysfakcją na twarzy. Z dużo lepszym humorem, poszedł w kierunku wyjścia korytarza. Zobaczył zerkające z nieufnością na siebie i na niego elfy. Na szczęście, póki są pod ziemią pozostają w nieformalnym sojuszu, wiedział to. Wiedział też, że jeśli zagrożenie minie i uda im się wyjść na powierzchnię, sytuacja może się drastycznie zmienić. Wolał w tym momencie o tym nie myśleć, więc nadal z uśmiechem na ustach szedł w kierunku wylotu korytarza.
Nagle poczuł okropny fetor i usłyszał warczenie. Uśmiech na jego ustach momentalnie stopniał. Aby dodać sobie pewności siebie, mocniej ścisnął ręce na rękojeści miecza.
Poczuł, że robi się coraz zimniej, a on stoi cały przemoczony. Przestał czuć się tak dobrze jak przed chwilą. Stanął u wylotu korytarza i zobaczył, jak jeden z ludzi wrzuca do korytarza świecący się mech.

Nem - 24-02-2015, 02:17

Do jej uszu dobiegło warczenie. Początkowo myślała, że to tylko kolejny wij, albo aguara, jak sugerował Elidis. Podeszła bliżej w stronę Ylvy i poczuła znajomy zapach.
Hmmm… Zapach amoniaku… i piżma… Gdzie ja to… czu… O BOGOWIE!! - krzyknęła w myślach. Na jej twarzy malowało się przerażenie.
Podeszła cała drżąca do Elidisa, złapała go za ramię tak, że prawie wbiła w nie paznokcie. Zaczęła szeptać jak najciszej mogła, ale tak, żeby był w stanie ją usłyszeć.
- Tam… Tamto stworzenie. Tubylcy się przed nim chowają w ciszy i ciemności. Jest… wielkie. Odcisk łapy jest wielkości mojej całej ręki. Musimy uciekać. Do Vekowaru.

Szrapnel - 24-02-2015, 03:52

Szrapnela, rzeczywiście lekko zdziwiły umiejętności Elidisa. Właściwie to spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Rozmasował potylicę i zmierzył wzrokiem odchodzącego. Następnie spojrzał na śmiejącego się laryjczyka i na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech, a po chwili też się śmiał. Krótka wymiana ciosów bardzo poprawiła mu humor, przy okazji dowiedział się, że El nauczył się czegoś nowego. Cały czas się szczerząc wrócił po miecz którym akurat przyszło mu się posługiwać. Przyjrzał się jeszcze raz temu ciężkiemu żelastwu, które Wergundowie zwykli nazywać mieczami. O dziwo w miarę przypominał jego miecz, więc wsadził go do pochwy na plecach upewniając się, że nie pasuje. Zauważył iż wszyscy stają przy jednym z wyjść. Wykorzystał moment, aby odebrać swoją kolczugę. Ysgard nie specjalnie angażuje się w walki, a jemu się jeszcze przyda. Gdy już założył z powrotem wszystkie części pancerza dosłyszał co mówi Nem. Uśmiech lekko mu zrzedł.
-Że co? Jakie ku*** tym razem chce nas zjeść?
Bardzo spodobała mu się część o uciekaniu. Najemnik jednak nazwałby to tak samo jak Ylva zwykła to nazywać. Odwortem w zorganizowanym pośpiechu. Ponownie wyjął miecz i stanął w pewnej odległości od korytarza(nie na przeciwko tylko trochę w stronę jeziorka) , z którego dobiegały pomruki. Czekał na dalsze decyzje grupy.

Leite - 24-02-2015, 17:45

Stojąc obok Ylvy i słuchając rozmów innych, znów stanął mi przed oczami mój brat, wspólnie spędzone chwile. Nienawiść wybuchła we mnie niemożliwie mocno. Kłóciła się wewnątrz mnie chęć zabicia Ylvy i tych ludzi z poczuciem obowiązku. Z moją misją. Muszę się stąd wydostać. Ale jednocześnie ich zabić. Sprawić, by zrozumieli. Miecz w moim ręku zaczął drżeć. Ona jest tylko dwa kroki ode mnie. Myśli, że jest potężna, jak wszyscy powierzchniowcy. I ta pycha sprawia, że po prostu kazała ich zabić. Nie wiem, czy by ich nie zabili, gdyby ona. Nie było mnie tam. Wypełniałam misję. Wtedy wybrałam misję. A on został. W sumie myślałam, że biegnie za mną. Ale tak nie było. Co mam zrobić...?
Elidis - 24-02-2015, 22:47

Elidis spojrzał lekko zaskoczony na Nem. Nie spodziewał się zobaczyć takiego przerażenia na twarzy magiczki. Cholera, spotkał ją przed chwilą pośród krwawej masakry, a ona była twarda i spokojna, Wręcz wesoła.
Czym było to coś, co szło w ich stronę?
Zastanowił się nad jej słowami. Nad propozycją odwrotu. Wiedział, że nie może się cofnąć. Przed nim była jego misja, jego zadanie i jego powinność, Wergundowie i Styryjczycy też przybyli tu w konkretnym celu i widząc ich profesjonalizm oraz oddanie sprawie wątpił, by tak po prostu zgodzili się wypiąć na rozkazy i odejść z podkulonymi ogonami, szczególnie teraz, kiedy faktycznie zaczęli robić jakieś znaczące postępy.
Z drugiej strony, jeżeli zagrożenie faktycznie było tak duże może warto było choć rozważyć perspektywę odwrotu? W końcu nie odzień spotyka się stworzenie, którego łapy mają średnicę ramienia dorosłej kobiety! Podejrzewał też, że za rozmiarami stworzenia szła odpowiednia siła i wytrzymałość. I zęby, nie lubił potworków z dużymi zębami...
Odwrót nie był głupi, tyle że nie mieli dokąd uciekać. Za nimi był gigantyczny wij, który dopiero co spuścił im taki wpierdziel, że to poezja. W dodatku, jeżeli dobrze zrozumiał, to wij przeszedł korytarzem poszerzając go za pomocą kwasu. Jakoś nie uśmiechało się mu spacerować po tak stopionym kamieniu, zwłaszcza, że podejrzewał, że kwas jeszcze w pełni nie wysechł, a wij czekał na nich po drugiej stronie.
Nie, nie mogli się cofnąć.
Zwłaszcza, że ich cel znajdował się przed nimi.
Spojrzał się w oczy czarodziejki, postarał się, by jego spojrzenie było pewne siebie, ale łagodne, uspokajające. Potrzebowali teraz spokoju, zwłaszcza przed tak trudnym starciem, jak to.
- Nie możemy się cofnąć - powiedział głośno, do wszystkich, choć teoretycznie tylko do Nem. - Za nami jest gigantyczny wij i korytarz, który wypalił. Kwasem. Nie sądzę, by dało się tam chodzić.
Zastanowił się chwilę. Zapach piżma oznaczał, że cokolwiek na nich szło było pokryte futrem. Uśmiechnął się półgębkiem. Każde zwierzę, które ma futro lub włosy boi się jednej rzeczy nader wszystkie, podpalenia okrycia ciała, wpada wtedy w panikę. Elf spojrzał w dół, na trzymany w dłoni granat.
Chyba nadszedł twój czas kolego...
Znów skupił wzrok na Nem.
- To coś... pachnie piżmem, więc mam futro, prawda? - powiódł wzrokiem po reszcie kompanii. - A futra da się podpalić. Panie Ysger, to robota dla nas. Nem - znów spojrzał na maginię życia - mówiłaś, że te grzyby zmieniają temperaturę? Moje pytanie, czy można nimi coś podpalić? Jeżeli tak, Gwardia, grzyby na rapiery, ładuj - nie mógł sobie podarować tej kwestii - i rzucać w stworka. Zielony i reszta trzymać to coś. Jak w padnie w szał rozproszyć się, przepuścić i wycofywać w tunel, którym przyszło. Jeżeli grzyby nie zadziałają to wszystko na głowie mojej i Ysgerda, reszta planu bez zmian. Ysgerd, rzucę tę piłeczkę krzycząc "ŁAP!", a wtedy ty ją podpalisz.
Spojrzał na Emilię, ich magnes na niebezpieczeństwo.
- I chronić panią da Tirelli, ma tendencje do przyciągania kłopotów.

Nem - 24-02-2015, 23:13

Niepokój z jej twarzy nie zniknął. Starała się mówić cicho i spokojnie, ale jej głos wciąż drżał.
- Tam jest miasto tubylców. I szamanka, która potrzebuje ofiar dla bogów ewentualnie kogoś, komu mogłaby wyssać mózg. Uciekanie do nich nie jest wyjściem, wiem bo dopiero co tam byłam. Grzybkami można co najwyżej kogoś zamrozić. Porosty jak świecą na niebiesko oddają ciepło, ale robią to powoli, więc niczego nimi nie podpalisz. Ale zaraz temperatura tutaj będzie tak niska, że bez ognia zamarzniemy, zwłaszcza, że część z nas jest mokra... Wiem, że nie jesteście tu bez powodu. I wiem, że się niepokoisz, ale ona w przeciwieństwie do nas jest tam mile widziana.

Pedro - 25-02-2015, 01:20

Czekaliście w napięciu na to co wyjdzie z korytarza. Sekundy zamieniały się w minuty, a minuty w godziny. Początkowo odległe powarkiwania zbliżały się powoli w waszą stronę. Po kilkunastu sekundach, do warknięć dołączyły odgłosy jakby skrobania czymś o skałę. Wielu z was przebiegały w tym momencie różne myśli, nie rzadko dotyczące rzucenia wszystkiego w cholerę i ucieczki. Nikt jednak nie zdecydował się na taki krok. Czy to przez świadomość obecności wija w drugim tunelu, czy przez brak zdecydowania własnego i towarzyszy lub rozkazy, wszyscy zostali na swoich miejscach.
- Z korytarza śmierdzi trupem. Albo idzie na nas jakiś warczący worek zgniłego mięsa, albo coś co się w nim tarzało. Nie wiem co gorsze... - mruknęła Ylva pod nosem, nie wiadomo czy do siebie czy do osób wokoło niej.
Przed wejściem ustawił się szereg wojowników. Nie mając tarcz, poobijani i ranni przedstawiali widok z lekka tragiczny. Ale trwali tam, czekając na niewiadome.

Agat, cały mokry zaczął się lekko trząść z zimna, stanął jednak z tyłu razem z Erim pilnując Emilii, tak jak przed walką z wijem.
W pewnym momencie gdy wyczekiwanie stawało się coraz mniej przyjemne, odgłos drapania ustał. Zamiast tego usłyszeliście odgłos przypominający ten który wydają zwierzęta gdy mocniej wypuszczą powietrze nosem. Zaraz po tym grzybek kopnięty przez Nathaniela w głąb tunelu, wyleciał i przeturlał się pod wyjście. Razem z grzybkiem, przyleciał podmuch śmierdzącego zgnilizną i padliną powietrza odbierając wam na kilka sekund oddech.
- Cóż to tak śmierdzi, khe... khe - zachłysnął się powietrzem Merren.
Chcąc wciągnąć powietrze, bardziej się można było udusić niż bez niego. Szybko jednak ten smród rozpłynął się po sali.

W momencie wypowiadania słów przez mężczyznę, drapania o skałę ponowiło się i już po kilku sekundach zza zakrętu pojawiło się coś co w pół mroku jaskini wyglądało na coś trójkątnego, na wysokości około dwóch metrów. Błysnęło również coś czerwonego mniej więcej na końcu tego trójkąta. Zaraz za tym wyszedł dalszy ciąg, wielki ciemny kształt poruszający się na 2 kończynach. Przy każdym kroku dawało się słyszeć znany już wam, cichy odgłos drapania skały. Ciemny kształt skierował się dalej w stronę sali stając do was swoim trójkątnym, najpewniej pyskiem, przez co nie udało się wam zauważyć jak długi jest. Nagle przystanął, tuż przy krawędzi tunelu. Teraz już dwa czerwone punkciki spoglądają w waszą stronę. Trochę pod świecącymi punktami, dostrzegacie białawo niebieskie w świetle grzybów, długie, wąskie kreski. Są dosyć wyraźne na tle czarnej masy. Wszyscy, razem z Ylvą odsunęli się mimowolnie, powoli do tyłu chcąc znaleźć się od tego czegoś trochę dalej niż na pięć metrów. Tak jakby stwór emanował jakąś mroczną energią wywołującą niepokój lub strach. A może to po prostu wasze przeczucie. Cholera wie.

Na tyle na ile pozwalało wam kiepskie oświetlenie (Sefii, z racji Twojego lepszego od reszty wzroku, widzisz to z całą pewnością) wydaje wam się, że to coś zajmuje cały lub prawie cały korytarz (na oko ze 3 metry szerokości i 4 wysokości).
To coś patrzyło na was przez chwilę która wydała się wiecznością. Znowu poczuliście mocniej, bardzo przykry zapach który najwyraźniej jest jego oddechem. Mocno czuć od niego piżmem i padliną.
Nie wiedząc kompletnie jak się zachować, nikt się nie poruszył, nie chcąc prowokować stworzenia. Nagle świecące punkciki opuściły się trochę, a napięcie opadło momentalnie. Ktoś nawet odetchnął głębiej. Ale w tym samym momencie, całkowicie niespodziewanie, poprzedzone krótkim warknięciem, rozległ się ryk który wystawił wasze bębenki uszne na kolejną w tych kilku minutach próbę. Ściany jaskini zatrzęsły się, powietrze zawibrowało od ogłuszającego ryku który wyszedł z pyska bestii. Kilka osób jęknęło z bólu wywołanego dźwiękiem i dodatkowo spotęgowanego przez ściany jaskini. Jeszcze zanim doszliście do siebie po potężnym ryku, bestia ruszyła w waszą stronę biegiem od którego cała jaskinia się zatrzęsła. Nikt nie zdołał zareagować na czas.
Wpadł w waszą grupę tratując wszystko co stanęło mu na drodze. Nie oszczędził nawet stalagmitu który stał kawałek od was ale znalazł się na drodze wielkiego cielska. Pierwszy oberwał nieoszczędzany przez los Adair. Pod wpływem uderzenia pyskiem odleciał na metr w bok w stronę ściany. Zaraz po nim, ale w stronę jeziora wyleciał Merren, powalając na ziemię Szrapnela i lądując trochę dalej przy brzegu jeziorka.

Ylva równie ogłuszona co i reszta została kopnięta lewą łapą stwora i odleciała do tyłu na trzy metry powalając na ziemię Emilię i odpychając jej straż na boki. Turlała się jeszcze kolejne dwa metry po skale co właściwie uratowało jej życie gdyż wielka łapa bestii zaraz po przypadkowym odturlaniu znalazła się tam gdzie przed sekundą była jej głowa.

Sefii, stojąca przy Ylvie została stratowana przez cielsko stwora i wylądowała bezpośrednio pod nim tłukąc sobie głowę o skałę. Stwór jednak szybko pobiegł dalej nie oglądają się na podziemną.

Cadan również stojący na drodze potworowi oberwał mocno pyskiem przewracają się pod cielsko stwora i lądując w pobliżu Sefii.

Elidis razem z szarpiącą go Nem szczęśliwym zbiegiem okoliczności nie znaleźli się w polu rażenia szarży stwora, i gdy ten biegł, wciąż zbierał się po ogłuszającym ryku. Powój podobnie, siedząc w kącie była względnie bezpieczna, choć ogłuszona.

Nathaniel po cofnięci się szeregów uznał, że nie rozsądnie jednak jest się pchać z rapierem na coś nieznanego, dlatego stanął na boku szeregu dzięki czemu podczas szarży został jedynie potrącony przez zad bestii. Poczuł gęste futro, po czym odepchnięty padł na skałę czując nieprzyjemny ból w kości ogonowej.

Esu, skierowałeś się w stronę Con. I choć ta nie zdążyła odpowiedzieć na twoją prośbę, bo zaraz po niej pojawił się potwór to dzięki temu, nie stałeś na jego drodze w czasie szarży.
Bestia po przebiegnięciu przez wasz oddział, zatrzymała się na środku i zafuczała gniewnie obracając się powoli do was.
Dopiero po szarży stwora powoli dochodzicie do siebie.

Leite - 25-02-2015, 01:39

Stojąc i czekając, ani chwili nie myślałam o ucieczce. Chciałam zobaczyć, co to za cholerstwo i czemu nic nie robi. Później okrutne zgniłe powietrze napełniło mi płuca, przez co zaczęłam się krztusić. Gdy złapałam oddech, otarłam załzawione oczy i zobaczyłam, jak szarżuje na nas ogromny potwór. To znaczy najpierw zobaczyliśmy jego głowę a potem resztę ciała. Gdy spojrzały na mnie jego czerwone oczy, lekko sie przestraszyłam. A gdy ujrzałam jego wielkie rozmiary, byłam pewna, że połączę się z moim bratem u Klyfy w najbliższym czasie. Cofnęłam się, żeby poczuć się lepiej.
Monstrum miało 3 metry szerokości i 4 wysokości. Musiało ważyć chyba z cztery tony. Nie dziwiłam się, że wij uciekł na jego widok. Ja też miałam ochotę to zrobić. Jeżeli kogokolwiek z nas nadepnie, zostanie naleśnik. Bardzo płaski naleśnik. Czyżby to był właściciel tamtego pobojowiska...?
Stałam i gapiłam się na stwora, nie bardzo wiedząc, co zrobić. Wtedy ryknął tak, że oczy mi zaszły łzami. Chwyciłam się za uszy i jęknęłam z bólu. I wtedy przez załzawione oczy zobaczyłam pędzącą masę futra. Nie mogłam nic zrobić. Padłam na ziemię pod potworem i uderzyłam się w głowę. Straciłam przytomność a moją ostatnią myślą było Takie coś nie ma prawa istnieć...

Indiana - 25-02-2015, 02:13

Ylvie na widok stworzenia nie chciało się nawet przeklinać. Poprzednie słowa Nem znalazły w jej umyśle jakieś podparcie, rozważyła je krótko.
Wrócić?
Ciekawe jak. Ilu z nich w tym stanie da radę wspiąć się 50 metrów w górę skalnej ściany? Po prawdzie wątpiła nawet w swoje możliwości w tym względzie, zwłaszcza, że lewa ręka, połamana na tamtej krawędzi, nie zrosła jeszcze do końca.
Nie, nie ma wyjścia. Nie ma innej drogi. Ale, na uśmiech Panienki Tavar, jeśli tam jest miasto, to musi być też wyjście...
"Nie zamyślaj się w walce, idiotko!!!!"- wrzasnęła sama do siebie, oczywiście sporo za późno, żeby uniknąć lecącej w jej kierunku łapy. Przygotowała się na twarde spotkanie z ziemią, osłoniła rękami głowę, zwinęła barki, na ziemi przekoziołkowała parę metrów, po czym rozrzuciła szeroko ręce, żeby się zatrzymać.
Odbiła się od skalnego podłoża, pion i poziom wirowały, zmieniając się miejscami, więc włożyła cały wysiłek w skupienie wzroku i orientację.
Broń?
Dwa ruchy ręką dookoła. Jest. Szorstka, wyrobiona rękojeść.
Emilia?
Jest, leży. Żyje.
Oddział?
Nat pod ścianą, trzymając się za ... kość ogonową, cały. Merren przy jeziorku.Adair pod ścianą.
Wrogowie?
Obróciła się wokół własnej osi z nieprzyjemnym uczuciem, że ma niechronione plecy. Zanim znalazła Sefii, zobaczyła stojącego tuż za nią Keithena. Skinął jej głową. Uśmiechnęła się w myślach. Skubani, chronią ją. Ciekawe uczucie, móc na kimś polegać. Dla szpiega wielce oryginalne.
Sefii leżała na środku, wyglądała nie najlepiej.
Psiakrew. Powinna tak naprawdę ją dyskretnie usunąć, zamiast ciągle pilnować swoich pleców.
Ale są ważniejsze rzeczy.
Skoczyła do Emilii, łapiąc ją pod ramiona, odciągnęła pod ścianę, do Natha.
- Nie daj jej ruszyć - rzuciła. Poszukała wzrokiem Elidisa i Ysgerda - Ostrożnie z tym ogniem! - krzyknęła do nich, pamiętając to, co mówił elf przed wtargnięciem futrzanej apokalipsy - To żyje w podziemiach, może też da się je oślepić! Nie wygląda jakby miało pancerz... Oślepcie to, to spróbujemy zaatakować!

Uszek - 25-02-2015, 12:29

Przyglądam się potworowi w celu szybkiego znalezienia słabych punktów. Następnie przemieszczam się przy ścianie poza jego zasięgiem wzroku na jego plecy tak by nie dostać magią od Elidisa. Czekam na oślepienie rzucone przez magów i dźga go w plecy ile się da mieczem Kodrana
Sleith - 25-02-2015, 14:11

Gadając do siebie przeskakiwał z tematu na temat, zaczynając od składzika, przechodząc przez więzienie i trudności z uciekaniem, kończąc na bogach i walce przez imperialistów wywołanej, usłyszał, że ma wyłamaną rękę, ale na razie nic z tym nie możemy zrobić bo jest zbyt niebezpiecznie. Mimo tego jakby zaklęty magicznie kontynuował swoje gadanie, nie zauważając poruszenia wśród szeregów zbrojnych. Ocuciło go niezmiernie głośne wycie, jego szczęka pozostała w bezruchu w bardzo szerokim rozwarciu. Zmniejszyło to odrobinę ból wywołany hałasem i prawdopodobnie uratowało od kolejnej chwilowej utraty słuchu. Stoją już odwrócony twarzą do korytarza, zauważył wielkie futrzane cielsko przebijające się przez bezradnych zbrojnych.
Następnie akcja potoczyła się dość szybko, wszyscy zostali roztrąceni przez stworzenie, a ono samo zatrzymało się na środku korytarza.
Słysząc głos Ylvy miał nadzieję, że to oślepienie nie rozzłości potwora na tyle, by zaczął szarżować po całej komnacie; w głowie pojawiał mu się własnie znakomity plan, który wzrastał w skuteczności gdy upewnił się, że to coś ma futro, a w głowie zaświtała informacja o tym, że Eri o którym mówiła Emili był magiem wody... <"Obyście mieli wystarczająco mocy by wcielić ów plan w życie; dzięki niemu powinniśmy zminimalizować straty.">
Z całych sił wydarł się- Odsunąć się od futrzaka! Rannym pomóc! I szybciej podpalajcie mu to futro.- Wiedział, że to wzbudzi ogromne zainteresowanie stworzenie jego sobą, ruszył w kierunku w którym było jak najmniej osób, okrążając Go; poszukując wzrokiem czegoś dłuższego zdatnego do walki, niż jego sztylet.- Eri gdy zobaczysz, że futro już zniknęło oblej go wodą i jeśli możesz, przymróź go jak najmocniej! Reszta, zgodnie z pomysłem Elidysa grzyby na broń i atakować! Ciąć, siekać, dźgać i rąbać.
Plan był banalny w swojej prostocie i działaniu. To wielkie coś utrzymywało swoje ciepło futrem; gdy je straci będzie podatne na zmiany temperatur, jak każda istota żywa, po schłodzeniu będzie miał problemy z poruszaniem, co da nam trochę czasu na skuteczny atak. Zadziałało by, na dowolnym wilku, niedźwiedziu, czy dziku z powierzchni.... Miał teraz wielką nadzieję, że i na Futrzaku zadziała.
<"Bogowie miejcie nas w swej opiece">

Szamalchemik - 25-02-2015, 21:52

Gdy futrzak ruszył na nich z szarżą, krasnolud poczuł jakby serce mu na chwilę stanęło. Potem jednak ponownie poczuł to samo, co towarzyszyło mu prawie nieprzerwanie już od paru godzin - znużenie. No, ale nikt n ie powiedział, że będzie łatwo. Z drugiej strony, nikt nie powiedział, że będzie musiał walczyć z przerośniętymi, wybuchającymi stonogami i misiami wielkości wychodka... Po pierwszej szarży krasnolud wciąż stał na nogach nietknięty, zupełnie jakby miś (czy czymkolwiek to bydle było) o nim zapomniał. Wyciągnął przed siebie obie ręce...
- Phloga soru indargari eder! <płomień wywołaj powiększ rzuć> - kula wielkości zaciśniętej pięści wyleciała z pomiędzy jego palców, lecąc tam, gdzie Ysgard podejrzewał, że bestia ma głowę.
- Możemy spróbować zablokować go jakąś ścianą, albo chociaż zrzucić mu jakieś głazy na głowę? - powiedział głównie do Emilii, nie zauważając, że ta leży sobie parę metrów dalej na ziemi. - Albo... Eri, byłbyś w stanie pokryć kawałek podłogi lodem? Ciekaw jestem jaką to bydle ma przyczepność - dołożył po krótkim zastanowieniu, myśląc o przyprawieniu następnej szarży stworzenia przeszkodą w postaci płonącej ściany. Nie widział dokładnie reakcji pluszaka, domyślał się jednak że przypalił mu co najwyżej wąsy, tylko go rozjuszając.

Elidis - 26-02-2015, 01:02

Smród był nie do wytrzymania. Wielu się rzeczy w życiu nawąchał, w tym wojowników nie widzących się z balią od wielu, wielu dni, ale to była jakaś przesada. Chora abstrakcja, jakby ktoś postanowił zostać mistrzem w dziedzinie smrodu. Zapach śmierci, rozkładu i kto wie czego jeszcze mieszały się ze sobą w zupełnie nowe, niezrównane wrażenie zapachowe.
Teraz to już na pewno będzie musiał spalić tę szatę, wątpił bowiem by smród kiedykolwiek dało się z niej wywabić. Ciekawe, czy inni też tak bardzo odczuwali ten odór, bądź co bądź miał bardziej czułe zmysły od większości ludzi.
- Jeżeli wygląda tak jak pachnie... - mruknął do siebie, widząc świecące w tunelu oczęta.
W oczach stwora nie przerażał go kolor, ale ich wysokość. Zakładając że to coś miało kłąb wyżej od głowy... To mogło mieć nawet z pięć metrów wysokości. Wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby wydając syczący dźwięk.
Światło... To nie będzie miłe...
Stworek chuchnął na nich i wtedy świat Elidisa eksplodował przerażającym smrodem. Smrodem, jakiego nigdy nie czuł i nie chciał czuć. Bogowie!, nie sądził nawet, że taki zapach może istnieć! Wszystko ma swoje granice, odór też powinien. Zasłonił usta i nos dłonią, ale to nic nie dawało. Zapach był wszędzie i nie dało się powstrzymać go przed wnikaniem w głąb ciała. Elfowi wydawało się, że nie tylko wdycha zgniłe powietrze, ale cały nim nasiąka.
Odrażające.
Zaczął kaszleć, w instynktownym, desperackim i bezcelowym odruchu pozbycia się wstrętnego powietrza z płuc. W konsekwencji nabrał go jeszcze więcej. Zakręciło mu się lekko w głowie. To coś mało co nie ogłuszyło go samym smrodem, a czuł, że to dopiero początek.
Przez piekące, łzawiące oczy zobaczył, że bestia obniżyła łeb, w niezrozumiały dla niego sposób część kompani się ucieszyła.
Czemu się radują!? Przecież drapieżcy robią tak przed...
Ryk.
Wypełniający wszystko, przeszywający ryk, po którym nastąpiła futrzana apokalipsa. Ludzie zaczęli latać po całej szali odrzucani siłą tej poczwary. Elidis stał osłupiały. Dzięki bogom to coś przeleciało szarży tuż obok niego i niem. Blisko, cholernie blisko, aż miał wrażenie, że dotknął futra stwora.
Jego umysł zepchnął odrażający zapach i zawroty głowy na boczny tor i całkiem je wyciszył. Jednak jego umysł wciąż był osłupiały.To coś miało cztery metry w kłębie i ze trzy szerokości, cholera wie jakie było długie. Ma ogon? Z ogonem pewnie będzie miało z siedem metrów...
Aaaaaah! Skup się El, zwierzątko super, szkoda tylko że was zabija!
Ale kotek byłby z niego fajny...

Usłyszał słowa Ylvy. Super, ostrożnie bardzo i w ogóle, ale nie mieli czasu na takie pierdoły. Problem tego czegoś należało rozwiązać, szybko. Oślepienie mogło go tylko w kurzyć, ale z drugiej strony... Jego masa i rozmiar; jest też dość szybki, jak rozpędzi się w tej małej przestrzeni to nie wyhamuje, a na zmianę kierunku nie ma miejsca, więc można by go skołować, żeby wyrżnął łbem o ścianę. To jest, oczywiście, jeżeli jego zmysłem dominującym jest wzrok, co jest wątpliwe w tych stronach i zakładając, że nie umie łazić po ścianach.
Chciał to zaproponować, ale wtedy Esu wyszedł ze swoim planem. Trzeba mu było przyznać, miał chłopak dużo racji, a całość była logiczna, pytanie, czy mieli czas i siłę. I czy to coś faktycznie tak szybko przemarznie.
Spojrzał przez ramie na korytarz za nimi.
Jedyna droga wiedzie przez miasto Tubylco - Goblinów... Nie żebym narzekał. Toruviel ssssskarbie nadciąga twój kat.
- Dobra, wszyscy...! - zagłuszył go krasnolud ze swoją kulą ognia, Elidis tylko ciężko westchnął, refleks się mu przytępił, czy co u Tavar!?
Zawalenie skał to też dobry pomysł, chyba najlepszy jak do tej pory, ale nie na niego, nie bezpośrednio... Tak, to dla nich najlepsza szansa.
- ODWRÓT! Wszyscy do korytarza - wskazał kierunek z którego przyszła bestia. - Oślepię ją, ale tylko na moment, a wy spieprzać! Eri, jak się zjara to wodą go! Łapać grzyby jak zdążycie, ale nie bawić się w kłucie mu dupy! Emilia, jak tylko przeleziemy zawal wejście korytarza! - wywrzeszczał przebijając się przez warkot zwierzaka.
Będzie ciężko, zwłaszcza, że sporo osób jest na kolonach, lub w ogóle na plecach, ale musieli się zmusić do tego wysiłku, jeżeli nie dadzą rady i tak tu umrą.
Raz jeszcze sięgnął po moc. Poczuł jej morwie na ręce gdy posłuszna jego woli spływała do ramienia. Znów miał wrażenie, że jest jak dotyk Słońca na jego zmęczonej skórze. Kojący i dodający sił. Przez to wrażenie jeszcze bardziej zatęsknił za powierzchnią.
- Vaku soru nerratekada - błysk wywołaj formuj, proste, ale skuteczne, sam błysk powinien istnieć ledwie dwie - trzy sekundy, to na jak długo zostanie powidok zależało od wzroku bestii, im lepiej widziała, tym dłużej będzie cierpieć.
- Teraz! BIEGIEM, BIEGIEM, BIEGIEM!! - ustawił się tuż przy ścianie nie opodal wejścia do tunelu, mógł w niego skoczyć jednym susem, ale musiał idealnie wyczuć moment, podniósł kamień z ziemi.
El, zwracam ci młody elfie uwagę, że chyba całkiem ci już odwaliło! Nie zamierzasz chyba zrobić tego, co chcesz zrobić, prawda? Nie jesteś aż tak głupi, nawet ty...!?
Morda tchórzu, moi druhowie, moja misja, moja odpowiedzialność!

Spojrzał w stronę Ylvy i Con, patrzących się na niego jak na kretyna. Uśmiechnął się przelotnie.
Uda się, jest teraz ślepy jak kret, nie zauważy jak zwiejesz, ale musisz wyczekać moment... Idealnie wyczekać, dasz radę, jesteś sprytny...
Rzucił kamień prosto w łeb stwora.
- Eeee!! Pokrako, TUUUUUTAAAJ!!
Serce nagle stało się kilka set razy cięższe. Czekał, aż bestia się odwróci, widząc kątem oka, jak oddział wycofuje się w korytarz. Wyczekać moment. Potem to coś przygrzmoci łbem w ścianę, a tuż przed tym on wskoczy w korytarz, który następnie zawali Emilia i wszyscy będą szczęśliwi...
Taki był plan.
Elf zaczął się modlić szeptem, z szeroko otwartymi oczami, w których strach mieszał się z determinacją czymś jeszcze, czymś niezrozumiałym.
Czekał na ruch potwora.

Powój - 26-02-2015, 01:19

Miała szczeście będąc poza zasięgiem szarży stworzenia, wraz z tą drugą medyczką. Gdy jednak przerośnięty wilk jaskiniowy wpadł na jej towarzyszy i zaryczał, miała wrażenie, że bębenki uszna zaraz nie wytrzymają ogólnego napięcia i wybiorą się na strajk. Na szczęście to nie nastąpiło i po chwili jej percepcja powróciła w granice normy. W tym samym czasie krasnolud zdążył puścić w stronę stworzenia kulą ognia, zaś Elidis krzyczał swoje rozkazy i insze pomysły.
Con korzystając z zakrycia jakie dawała jej skała wycelowała w kierunku wielkiego łba stworzenia szukając miejsca które nie było osłonięte przez futro - naturalny pancerz. Znajdując ślepia oraz czułą kufę nosa strzeliła w najbardziej odsłonięte. W tym samym czasie elf zdążył skończyć wykrzykiwać swój plan i zaczął skandować zaklęcie.
- Wiejem! - Złapała wolną ręką ramię magini życia i rzuciła się w kierunku przejścia które wskazał im Elidis. Tam puściła ramię Nem i zajęła się ponownym załadowaniem kuszy godowa uskoczy na tyle, na ile pozwalała jej na to niewielka przestrzeń. Rapier wciąż miała przy boku.

Szrapnel - 26-02-2015, 02:19

Szrapnel stał nieopodal wejścia i powoli ociekał wodą. Czekał na decyzje pozostałych. Wtedy to coś w korytarzu potwornie zaryczało. Najemnik zatkał uszy i opuścił głowę. Kiedy ją podniósł zobaczył plecy Wergunda, który w niego uderzył. Podniósł się gdy Elidis zaczął się wydzierać. Znowu.
Już mu odbiło. Definitywnie.
Już miał ruszać gdy zobaczył, że na ziemi leży nieprzytomna elfka.
Mnie też odbiło!
-Ku***! Niby chce mnie zabić, ale ja nie zostawiam nikogo!
Dobiegł do niej sprintem, ponieważ nie chciał przez to umrzeć. Zarzucił ją sobie na plecy. Była lżejsza niż mu się wydawało, że jest. Z elfką na barkach rzucił się do korytarza, gdzie przekazał nieprzytomną będącym tam wojownikom i stanął za Eldisem, żeby wciągnąć go jeśli ten by nie zdążył, ale zostawił trochę miejsca, żeby ten się z nim nie zderzył.

Bryn - 26-02-2015, 02:25

Wszystko stało się tak szybko.
W jednej chwili stał z bronią w ręku, oczekując spotkania z nowym zwierzakiem. W następnej chwili dusił się od smrodu, jaki wypełnił w jednej chwili cały jego świat. Potem ryk, ogłuszający jego zmysł słuchu. W następnej wielka kula futra pędząca w jego stronę. Na oko kilkutonowa kula futra.
Mimochodem uśmiechnął się.
W następnej chwili zderzenie z pędzącym potworem, kolejna chwila to zorientowanie się, gdzie się znalazł. Sufit nagle znalazł się bardzo blisko niego i nosił wszelkie oznaki bycia pokrytym futrem.
Zobaczył kątem oka Sefii, nieprzytomną obok niego. Miał cichą nadzieję, że już tu zostanie.
Kiedy potwór odbiegł, szybko wstał i odsunął się. Upewnił się, że nie zgubił nic, na przykład miecza lub ręki, i pobiegł w kierunku wyjścia. Kiedy zobaczył, że Elidis rzuca kamieniem w potwora i coś krzyczy, przyspieszył. Znalazł się u wylotu korytarza. Obserwował dalszy rozwój sytuacji, gotowy pospieszyć niedawnemu wrogowi z pomocą, gdyby jednak rzut kamieniem nie pokonał potwora.

Indiana - 26-02-2015, 06:47

Ylva spojrzała na Elidisa jak na kretyna.
- Mało wam zawalanych korytarzy?- wrzasnęła przekrzykując się przez ogólny harmider - Emilia, ani mi się waż! - sprawdziła, czy Nat i Eri zajęli się ewakuacją do tunelu. Skały to nie jest jakiś pieprzony kawał sera, który po podkrojeniu kawałka nie traci spoistości. To skomplikowana mozaika warstw, spięta systemem naprężeń i obciążeń, naruszona - staje się nieprzewidywalna. Naruszenie korytarza mogło skończyć się tak, jak w tamtej nieszczęsnej sali, która stała się kurhanem.
Widząc, co wyczynia szurnięty elf, doskoczyła do niego. Odczekała, aż rzuci oślepienie. Stworzenie żyło w tunelach, oświetlanych bladym światłem tych dziwnych porostów. Musiało mieć jakiś szczątkowy wzrok, widzieć światło, a może widziało tylko ciepło... W obu przypadkach powinno podziałać. Kłucie mu dupy, psiakrew, ja ci pokażę kłucie dupy.
Skupiła się na obserwacji istoty. Nie ma sensu uderzać tam, gdzie ma twardą czaszkę, kości, garby tłuszczowe. Ale ma oczy. Uszy. Gardło. Nerki? Serce...? Po prawdzie to nie do końca pewne, czy je ma.
Dobrze, wbić się tam, gdzie uda się trafić, z wszystkich potencjalnych wrażliwych punktów. I odsunąć stąd tego durnego elfa, bo jeszcze się przyda.

Ale jeśli nie zawalą korytarza, to co dalej? "Misiek" ich tam rozwałkuje jak kręgle na torze. Ale mimo wszystko wolała walkę z cuchnącym padlinożercą niż zagrzebanie żywcem pod stertą skał. Jednak miło byłoby ujrzeć jeszcze słońce.

Pedro - 27-02-2015, 03:39

Szarża monstrualnego niedźwiedzia porozrzucała was po kątach. Po dojściu do siebie zdaliście sobie sprawę, że bezpośrednia walka jest z góry skazana na porażkę. Dlatego zdecydowaliście się na ucieczkę w głąb tunelu z którego bestia przyszła. Zaczęliście się z godną podziwu szybkością zabierać z ziemi i z ewentualną pomocą kierować w stronę ciemności korytarza. Misio w tym czasie zaczął szukać swojej ofiary. Z jakiegoś powodu ma podobny gust do wija ponieważ skierował się w stronę Emilii starającej się podnieść z ziemi z pomocą Eriego. Zbliżył się na dwa metry i podniósł łapę do zadania ciosu. W tym momencie jednak do akcji wszedł Elidis.

Elidis, nakrzyczałeś się do towarzyszących Ci ludzi i nieludzi licząc na to, że posłuchają Cię, co z resztą zrobili. Wtedy jednak zauważyłeś, że niedźwiedź chce zamienić Emilię i Eriego w naleśniki. Ponieważ zapowiadałeś się z tym już chwilę temu, teraz chyba był ku temu najlepszy moment. Wykrzyczałeś słowa zaklęcia kierując je przed misia i zamknąłeś oczy nie chcą oberwać samemu. Zza zamkniętych powiek zauważyłeś błysk. Zaraz po tym było po wszystkim, a niedźwiedź ryczał słaniając się na nogach nie wiedząc co się właśnie stało. Emilia z Erim szybko ewakuowali się z zagrożonego miejsca, w stronę korytarza. Gdy niedźwiedź był zdezorientowany, wpadł Ci do głowy szaleńczy pomysł. Rzuciłeś kamieniem w stwora i zacząłeś hałasować. Powoli bestia zaczęła kierować się odwracać w twoją stronę szukając Cię osłabionym wzrokiem. W końcu chyba zdołała Cię dostrzec, bo skierowała łeb w twoją stronę i zaczęła biec.

Ylva, wstałaś z ziemi rozglądają się do koła, badając otoczenie. Opieprzyłaś kogo trzeba jeśli miał głupie pomysły i w końcu skupiłaś się na bestii. Wielkie jak obora cielsko. Na oko grube futro pokrywające zwały mięśni i tłuszczu. Jak słusznie się domyślałaś, miało oczy, uszy, szyję. Serce czy nerki pewnie też. Chociaż czy na pewno? Żeby się upewnić, trzeba by podejść i spróbować wbić w nie ostrze co może być ciężkim zadaniem. Nawet nie z powodu grubej skóry którą na pewno stwór ma, ale z powodu zagrożenia jakie stanowią wielkie łapy zakończone z pazurami, oraz szczęka wypełniona ostrymi jak brzytwa kłami zdolna rozszarpać krowę na pół, a co dopiero człowieka. Może brzuch miałoby łatwiejszy do przebicia. Ale najpierw trzeba się tam dostać i nie zostać naleśnikiem.
W następnym momencie usłyszałaś krzyk Elidisa i inkantację jego zaklęcia, ale skupiona na przeciwniku nie zareagowałaś wystarczająco szybko. Błysnęło i wszystko wokół Ciebie stało się białe. Potem już jakieś dalsze krzyki Elidisa... "Pokrako"?

Cadan, wstałeś i ogarnąłeś sytuację. Upewniwszy się, że wszystko masz pobiegłeś w stronę tunelu. Nagle za tobą sala rozświetliła się od błysku. Dobiegłeś do korytarza w którym ukryło się już kilka innych osób, ciesząc się, że nie patrzyłeś w tamtą stronę podczas błysku. Zauważyłeś co wyrabia Elidis i to jak niedźwiedź zaczyna się kierować w jego stronę, jak powoli zaczyna biec do niego.

Szrapnel, podniosłeś się z ziemi rozglądając się do koła. Zobaczyłeś Elidisa drącego się jak wcześniej, ludzi porozrzucanych po całej sali i niedźwiedzia na jej środku. W tym wszystkim dostrzegłeś również podziemną elfkę leżącą bez czucia na ziemi tak gdzie padła po szarży stwora. Nie myśląc wiele podbiegłeś do niej, zapakowałeś na ramię i pobiegłeś do korytarza, jak wcześniej zasugerował krzykiem elfi czarodziej. Zauważyłeś też, że nie byłeś jedną osobą uciekającą w tę stronę. Prócz ciebie zmierzają tam: laryjczyk, Con i magini życia.

Con, po ogarnięciu się po ogłuszeniu i zauważeniu kilku różnych niuansów postanowiłaś strzelić w potwora. Wycelowałaś w okolicę głowy mając nadzieję na celny strzał. Bełt poszybował w stronę głowy, znikając Ci z oczu w półmroku. Stwór wydał z siebie niemiły ryk złości. Czyżby bełt sięgnął celu? Dalej się ruszał, dosyć energicznie więc ciężko to stwierdzić na pewno, ale nie było czasu na zastanawianie się o tym. Chwyciłaś Nem za rękę i popędziłyście w stronę tunelu. Tam przygotowałaś się do kolejnego strzału.

Ysgard, płomienna kula wyleciała Ci z palców i pomknęła w stronę niedźwiedzia. Trafiła celu rozświetlając na moment stwora, wielką kupę mięcha i futra które to po uderzeniu płomienia zaczęło się chyba lekko tlić jednak szybko zagasło. Jaskinię znowu wypełnił ryk wściekłości. Zwierz przekręcił się starając się znaleźć winowajcę bólu. Zauważasz, że chyba rzuciła mu się w oczy postać Emilii która stara się podnieść z pomocą Eriego z ziemi. Skierował się tam i już miał zaatakować gdy rozległ się głos Elidisa. Rozpoznałeś w tym magiczną formułę i zamknąłeś oczy spodziewając się efektu. Sala rozbłysła światłem, a niedźwiedź nic nie widząc przez chwilę się słania na nogach ale okrzyki Elidisa jakby zaczęły go przyciągać. Zaczyna się kierować w jego stronę rozpędzając się.

Esu, wykrzyczałeś kilka uwag i poleceń. Niestety Emilia, choćby chciała, nie była w stanie ich wykonać. Zauważyłeś jak wpierw niedźwiedź podchodzi do niej, zamachuje się, a potem... Wszystko rozbłysło po krzyku Elidisa. Przez chwilę nic nie widzisz oślepiony magicznym blaskiem. Ryk zaskoczenia z gardła zwierzęcia. Po krótkiej chwili widzisz jak nie do końca pewnie stojący na nogach niedźwiedź zaczyna powoli biec w stronę elfa.

Agat, zaszedłeś zwierzaka od tyłu. Tuż przed błyskiem przymknąłeś oczy, choć domyślałeś się, że za zwierzakiem możesz być teoretycznie bezpieczny przed skutkiem zaklęcia. W świetle zobaczyłeś, że stwór przypomina ogromnego niedźwiedzia, rozmiarami przypominający oborę lub małą stodołę. Ciało pokrywa mu gęste futro, a łapy zakończone ma długimi, haczykowatymi pazurami. Byłeś pewny, że standardową bronią ciężko będzie to zabić. Spróbowałeś jednak. Nie spodziewałeś się mimo tego, że tak szybko zwierze odpowie. Spróbowałeś wbić miecz w okolicę zadu stwora, wyżej nie sięgając, ale nie udało Cię zbyt głęboko zadać ciosu z racji twardej skóry. Zamiast tego poczułeś naglę jakbyś dostał w klatkę piersiową taranem. Niedźwiedź wybił Cię w powietrze tylną łapą. Odleciałeś na cztery metry do tyłu i padłeś na skałę. Całe powietrze wyleciało Ci z płuc i przez chwilę miałeś problem z oddychaniem. Po kilku sekundach zdołałeś jednak zaczerpnąć powietrza.

Indiana - 27-02-2015, 07:42

-***** ***! - wrzasnęła Ylva mimowolnie, oślepienie uderzyło w momencie, kiedy wytrzeszczała się właśnie, usiłując rozeznać detale anatomii stworzenia. Zacisnęła powieki, poczuła pod nimi piasek, charakterystyczne wrażenie podrażnionych spojówek, i płynące po twarzy łzy.
Zeszła do przyklęku.
Wzroku nie ma. Trudno. Jest słuch. Skupiła się na odgłosach, lokalizując... sapiące i zbliżające się zwierzę. Tuż obok niej darł paszczę Elidis. Tego nietrudno było zlokalizować. Co on wyprawia... wabi go...? Osz psiakrew...! Rzuciła się w stronę przeciwną do elfa, usiłując się przeturlać, co przy braku punktów odniesienia nie było łatwe. Wykonawszy to wróciła do przyklęku, osłaniając gardą miecza głowę. Gówno by to zapewne pomogło na cios łapą, ale dawało jakieś tam złudzenie możliwości reakcji. Lewą rękę, na której nadgarstku zawinięte były symbole łowieckie, przygotowała do ewentualnego pchnięcia znaku.
Skupiła się na słuchaniu, w którą stronę zdąża zwierzę, zamierzając po użyciu znaku odskoczyć jeśli tylko się zbliży. Niemożliwe, żeby poruszało się bezszelestnie. Chyba.
W pośpiechu analizowała to, co dostrzegła.
Oczy - jakie? Czy to w ogóle widzi? Widzi ruch? Kształt? Światło?
Nos - czy węszy? Czy ma wrażliwy węch?
Uszy - czy ma duże uszy? Jeśli tak, to znaczy, że może używać echolokacji, jak nietoperz. Wtedy nieruszanie się nie pomoże. Jeśli widzi ciepło, to też nie pomoże.
Ale jeśli widzi ciepło, to ogień go oślepi i zmyli. Po tym rozbłysku powinien w ogóle dostać kociokwiku.
Jeśli ruch - to nie powinien podążyć w jej stronę.
Węch - wtedy może pomóc woda. Lub para w dużych ilościach.
Futro - puszyste? Wełniste? Gładkie i tłuste jak na krecie...? Żadne nie będzie się palić bez polania czymś łatwopalnym. Przydałby się olej skalny. Mieli pochodnie, ale to za mało. Nie, spalenie futra nie da rady, o ile stworzenie nie jest łatwopalne samo w sobie, jak ten kwas wija. Kwas wija... Kwas wija...
Cholera, gdzies tu chyba rzuciła ten skrawek płaszcza, którym starła kwas z siebie. To powinno się dobrze palić, ale za Huna tego teraz nie znajdzie. Na ziemi za to było na pewno od cholery kwasu, którym skolopendr pluł jak najęty. To powinny być jakieś rozbryźnięte małe ilości... Gdyby wycofać się do korytarza i to podpalić...? Powinno się chyba zapalić. No chyba, że jednak wybuchnie. Ale chyba nie dupnie mocniej niż kwas w mordzie wija, a tamto przecież przeżyli.

Powój - 28-02-2015, 01:37

Ładując kuszę starała się zanalizować sytuację, co mogli a czego nie. Jednak ich szanse w starciu z tym stworem wydawały się niewielkie. Poza tym, nawet jeśli go zabiją to docierając do miasta o którym mówiła uzdrowicielka będą już na tyle wyczerpani, że niewiele wskórają.
I w tym momencie do łba strzelił jej tak durny pomysł, że minęło kilka sekund nim udało jej się pozbierać myśli do kupy.
Jeśli to się uda, to obiecuje, że uwierzę w siebie.
Opuściła broń i wydarła się wydając rozkazy.
- Elidis, oślep go! Emilia – Wrzasnęła na, na wpół przytomną maginię. – usuń mu ziemię spod łap i unieruchom. Eri, dawaj go lodem. Ma się nie ruszać! – Wcisnęła kuszę w ramiona Nem. – Reszta odsunąć się i modlić, żeby się udało!
Liczyła na to, że oślepiony zwierz przez kilka sekund nie zacznie gdzieś szarżować a przejmie się bardziej bólem. W tym czasie jeśli magowie go unieruchomią to ona i Cadan wkroczą do akcji.
Namierzyła laryjczyka wzrokiem, z rozmów które toczyły się wcześniej zrozumiała już, że jest on psionikiem. A przynajmniej być powinien, pytanie tylko czy to będzie miało jakikolwiek sens.
- Elfie, jak z twoją maną? – Spytała podbiegając do niego by streścić plan. – Spróbujemy zamieszać mu w głowie. Będziesz podawał mu obrazy, skojarzenia a ja będę zmieniać je w jego psychice tak, żeby postrzegał nas inaczej niż do tej pory. – Rozejrzała się wokół. – Potrzebujemy kogoś kto umocni rytuał. A reszta nas asekuruje, w razie potrzeby po prostu próbujecie go zadźgać.

Nem - 28-02-2015, 02:06

Wepchnęła kuszę stojącemu obok zbrojnemu. Chyba był to Szrapnel, ale nie była pewna i podbiegła do Cadana.
- Pomogę w rytuale. Szybko! - złapała go za nadgarstek i pociągnęła w stronę niedźwiadka. - Krąg, potem cztery razy zaklęcie, dalej ja ci pomagam: cztery razy pobranie, trzy razy ustabilizowanie. Daję ci 3 sekundy na wymyślenie zaklęcia. Masz komponenty?

Indiana - 28-02-2015, 02:15

- Czy wyście się z wijem na głowy pozamieniali?? - wrzasnęła Styryjka, słysząc Convolve i Nem. Oślepienie powoli mijało, więc zaczęła przecierać opuchnięte powieki i wpatrywać się w półmrok jaskini, żeby dostrzec wielki, zwalisty kontur przed sobą - Con, do tego musisz go... unieruchomić... - niewykonalne, bez sensu, idiotyczne! Wariackie... Kompletnie wariackie... - Kurde, to się może udać! Emilia, spowolnię ci go, wal w kamienie pod nim! Masz 5 sekund! - wymacała palcami dłoni wycięty w skórze amuletu znak przypominający czwórlistną koniczynę, wyprostowała lewy nadgarstek i z krótkim wydechem pchnęła przed siebie w kierunku stworzenia Symbol - GabinayaAdXayavaan!
Aver - 28-02-2015, 02:50

Była skołowana. Miotano nią na prawo i lewo, raz wij, raz niezbyt przyjazny misio...
Miała tego po cebulki włosów na głowie. Ledwo słyszała, co kto do niej mówi, a co dopiero z wykonywaniem poleceń.
Oparła się plecami o ścianę korytarza i nareszcie wzięła głęboki oddech. Słyszała przebijający się przez wrzaski i ryki pomruk skały, której dotykała, i zaczęła się uspokajać. Palce znów zrobiły się chłodne, a ona powoli zatapiała się w stoicki spokój Matki, odcinając się od świata pełnego hałasu, bólu obitego kręgosłupa i paru inszych nieprzyjemności, jakie czekały w kawernie z futrzakiem.
Ale, jak to bywa, ktoś musiał jej przerwać.
Znowu.
Tego też już miała powoli dość.
Styryjka wrzasnęła coś do niej, i dopiero po nieznośnie długiej sekundzie zrozumiała, co ta zamierza zrobić. Krew odpłynęła jej z twarzy.
- Czy wam kwas mózgi powyżerał?! - wrzasnęła dźwięcznym sopranem, który zwiastował nadchodzącą panikę. Spojrzała na wielką górę futra, z którą coś ktoś próbował zrobić.
Że niby jak ja mam to coś zapaść pod ziemię, jak tu nawet ziemi nie ma?!
Po głowie galopowały jej przerażone myśli. A co, jeśli znów coś pójdzie nie tak? Co, jeśli zadrży jej głos czy ręka i znów pogrzebie kolejne istnienia na łonie Matki Ziemi?
Poczuła ciepłą i dobrze znaną jej dłoń na policzku. Przymknęła na momencik oczy i odetchnęła głęboko.
Piękna Avgrunn, niech to zadziała...
Wyciągnęła dłonie przed siebie, jednocześnie sięgając po Moc. Zaklęła szpetnie po staroofirsku, czując, że nie zostało jej zbyt wiele.
Musi wystarczyć.
- Harria tsaga esketa indargari! - rozpoczęła inkantację, kierując gest wyglądający, jakby coś rozrywała, a następnie składała w stronę najbliższej łapy potwora. Kierowała Moc tak, by skały ustąpiły jak rozgrzane do białości żelazo pod wielkim cielskiem, a następnie zacisnęły i stały się twarde niczym w owo żelazo wrzucone do lodowatej wody i nie ustąpiły przy pierwszym szarpnięciu. To samo powtórzyła przy kolejnych łapach, czując, jak Mocy coraz szybciej ubywa.
Ostatnie słowo nie brzmiało już tak głośno jak poprzednie. Poczuła metaliczny smak w ustach i dziwnie ciężką głowę.
Przymknęła oczy, a świat zawirował i otulił ją miękką ciemnością.

/Ok, a więc: "Skała podziel scal wzmocnij" x4 - na każdą łapę. Jako że po ostatnim uberzaklęciu miałam podajże 20 pkt many to w tym momencie 20 - 4*4 = 4. Jadę na ostatkach D: /

Elidis - 28-02-2015, 03:11

Co? Że co my teraz mamy zrobić? Udomowić to coś!? TO... COŚ!!??
...
W sumie, to czemu nie, ale jak tak, to ja chcę pięć!
- Vaku soru neratekada! - błysk wywołaj formuj, krzyknął formułę celując w misia, tym razem pilnując, by nie trafić innych.
No dobra, to teraz jedziemy...
Usłyszał Nem krzyczącą do Cadana.
- Ja mam pióra...
Emilia zatrzasnęła skalne kajdany na nogach stworzenia. Teraz, albo nigdy!
- Za mną!
Wciągnął magów i Con do środka nie istniejącego jeszcze kręgu. Pamiętał gdzie jest północ. Stanął na krawędzi nader kręgu, wywrzeszczał formułę i zaczął rysować go jak szybko mógł.
- Komponenty rozkładamy i wiążemy razem! - krzyknął do Cadana i pociągnął laryjczyka za sobą.
Nie nadążał za tempem Elidisa. Ale czasu nie było. Szybko rozłożyli komponenty na krańcach kręgu, jako dodatkowy, piąty komponent potraktowali misia, choć z niego many nie pobrali.
Po związaniu komponentów w ich umysłach zaczęły pojawiać się przebłyski wrażeń i emocji stworzenia. Odbicia jego umysłu w ich jaźniach. Pojawienie się tych wrażeń dawało otuchę, świadczyło bowiem o skuteczności ich szalonej metody.
- Zaczynajcie, po każdej formule będę powtarzał errekorra by utrwalić... Będziemy chyba też musieli go dotknąć...
Wraz z resztą położył ostrożnie i delikatnie dłoń na ciele misa. Był ciepły, zwłaszcza w porównaniu z coraz chłodniejszą salą.
Ciekawe, elf miał wrażenie, że stworzenie się ich nieco boi. Byli obcy, a teraz jeszcze go unieruchomili. Upokarzające.
Ale nie było czasu na takie bzdety, Miś się im bardzo przyda i Elidis będzie musiał ze wszystkich sił postarać, by zapewnić sobie takie w Leth Caer. Pytanie, czy jako kotki, czy jako wierzchowce...?
A co ta, jako obydwa!

Leite - 28-02-2015, 03:30

Obudziłam sie z piekącym bólem głowy. Najwyraźniej potwór potężnie mnie rąbnął o podłogę. Auuu....zauważyłam,ze znajduje sie w tunelu, z którego wylazło to coś. Ktoś mnie przeniósł...?
A potem zobaczyłam szalone tance i rytuały dookoła misia. Zastanawiałam sie, czy to sie dzieje naprawdę czy tak mocno uderzyłam sie w głowę ze mam zwidy.
Poprzez pulsująca głowę próbowałam przetworzyć to, co widziałam. Na coś realnego. Jednak widok sie nie zmieniał, wiec zapytałam najbliższą mnie osobę, czyli Szrapnela? Jakoś tak.
-Dobrze widzę czy moja głowa nie tak?
W oszołomieniu zapomniałam o tym, ze są z powierzchni i o tym, co do nich mam. Jednak powierzchniowcy maja czasem dziwne pomysły! Tańczenie i rytuały dookoła zwierzaka? Jaki to ma cel? Choć, jak zadziała, cokolwiek by nie robili, to bedę im wdzięczna. O ile go nie nastawią na mnie albo co. Co to ma do tittu być?!

Pedro - 28-02-2015, 21:23

Wszystko się zadziało szybko. Niedźwiedź zaczął biec do elfa. Daleko nie miał, więc po kilku krokach był już przed nim. W ostatniej chwili elf wykrzyczał słowa zaklęcia i niedźwiedź ryknął znowu z bólu by w oczach mu się rozświetliło. Uratowało to maga ponieważ zamiast oberwać wielką jak taran łapą, został przez niedźwiedzia tylko potrącony i padł jak długi na skałę metr dalej. Poczuł jak podczas upadku jakiś kamień wbił mu się boleśnie w łokieć powodując silny ból i mrowienie w ręce. Stwór natomiast nie będąc już w stanie wyhamować wbiegł z impetem w ścianę będącą trzy metry dalej, aż się ziemia zatrzęsła i u padł na posadzkę wzdłuż ściany. W tym momencie Emilia zaczęła swoje czary. Po pierwszej formule łapa niedźwiedzia zapadła się nagle w skałę która następnie zastygła jakby nigdy nic, wiążąc łapę w sobie jak błyskawicznie schnącej zaprawie murarskiej. To samo stało się w ciągu następnych kilku sekund z pozostałymi. Niedźwiedź zaskoczony kompletnie próbował się wyrwać nie wiedząc co się stało, nie widząc tego co się stało z jego łapami. Zaczął ryczeć i szarpać się, ale na nic mu się to póki co nie zdało. Ciężko stwierdzić ile to płytkie więzienie przytrzyma tę kupę mięśni.
Mając usidlonego misia możecie zacząć rytuał.

Bryn - 01-03-2015, 01:26

Sytuacja wydała mu się jak z jakiejś bajki. Ten olbrzymi, potworny niedźwiedź oswojony? Nie, to niemożliwe... To szaleństwo...
Wyobraził sobie siebie dosiadającego tego niedźwiedzia.
Od razu popędził za Elidisem. W biegu tylko odkrzyknął niedbale do Nem "dobra". Zaczął robić to, co Elidis. Trzeba przyznać, że elf był w tym dobry. Czas, który przeznaczył na doskonalenie techniki magicznej nie został zmarnowany. Pędzili jak huragan, krok po kroku przechodząc przez wszystkie elementy rytuału. Kiedy wszystko było gotowe, usadowił się w wyznaczonym miejscu kręgu, naprzeciwko niedźwiedzia, uważnie patrząc mu w oczy. Kontakt wzrokowy mógł tylko pomóc. Skupił energię magiczną w umyśle, wiążąc ją z konkretnymi myślami oraz emocjami i nakierowując ją na stwora. Przekazywał mu ich obrazy, zaczynając oczywiście od siebie samego i na siebie kładąc nacisk. W końcu to z nim jak na razie niedźwiedź nie miał złych skojarzeń i to na nim powinien aktualnie się skupiał. Starał się, aby stwór powiązał ich z takimi uczuciami jak bezpieczeństwo, przyjaźń, troska. Jednocześnie robił wszystko, aby zatrzeć złe obrazy i uczucia nakierowane na nich. Nie powinien mieć problemów z manipulacją w umyśle potwora, podejrzewał, że nie był zbyt umysłowo rozwinięty i nie będzie się specjalnie w stanie opierać sile jego czarów. Cały czas przekierowując energię zasysaną z komponentów i przekierowując ją na Może Przyszłego Wierzchowca, czekał na odpowiedź magiczną ze strony Con i Elidisa. Po raz kolejny przywołał w myślach obraz siebie dosiadającego niedźwiedzia. Skoncetrował się jeszcze bardziej i kontynuował rytuał jak najlepiej potrafił.

Powój - 01-03-2015, 02:00

Podczas gdy magowie byli zajęci rzucaniem zaklęcia, ona przekazała torbę magini życia i zajęła tłumaczeniem dokładnie swojego planu reszcie.
-Cadan, ty wywołujesz myśli, obrazy, nic więcej. Bazuj na tym w jaki sposób on postrzega świat, gdy wywołasz w jego umyśle spokój. Dajesz mi sygnał, wtedy ja palacze obraz z uczuciem nastawiając go w odpowiedni sposób. Spróbuję wywoływać uczucia na tyle intensywne by zapadły mu w pamięć, a to co myślał na nasz temat wcześniej będę starała się usunąć. - Przerwała wskazując na Elidisa. - Ty umacniasz kolejne obrazy i utrzymujesz krąg. - Zerknęła na zamieszanie za nią. - Ja zaczynam, uspokoję go. Potem wkraczasz ty, Cadanie, potem Elidis. Niech nikt inny się nie zbliża. - Wdech. - Nem zajmij się Emilia.
Następnie spojrzała w kierunku zwierza.
Uspokój się dziewczyno. To na pewno nie jest takie trudne. Na pewno łatwiejsze od osiodłania głupiego konia. Na pewno.
Postanowiła zignorować mocno zaniepokojona minę Keithena jakby ten wciąż nie wierzył, ze dziewczyna chce to zrobić. Zanim zdążył zaprotestować wzięła kolejny głębszy wdech by się uspokoić i od boku podeszła do stwora tak by pozostać poza zasięgiem jego lap. Smród amoniaku uderzył w nią z wzmocniona mocą lecz mimo odrzucającego odoru oparła dłoń badając strukturę futra, wsuwając pomiędzy włosie dłoń. Gdy dotknęła skóry stwora miała wrażenie jakby właśnie miała styczność z rozgrzanym piecykiem. A potem skupiła się na uczuciu

Spokój
W myślach widziała rozpalony kominek, mruczącego na kolanach kota i trzymany w dłoniach kubek z herbata. Jedna z zimowych przerw którą spędzała w rodzinnym domu. Za oknem zielny ogródek przysypał śnieg, a babcia krzątała się gdzieś po izbie.
Spokój
Zakurzona biblioteka Akademii Medycznej w Akwizgranie. Pachnące mijającymi latami stronice nasączone wyciągiem atramentów. I świszczące nad głową kulki papieru, drażniące niczym komary, ale równie mało znaczące.
Spokój
Starała się wyciągnąć esencję tego słowa, osiągnąć najczystsze w swej postaci uczucie. A następnie wtłaczała je do umysłu zwierzęcia.

Spokój
Spokój
Spokój
spokój
spokó…


Zaczekała aż oddech zwierza stanie się głębszy, rytmiczny, ustabilizowany. Dopiero gdy to nastąpiła skinęła na obu mężczyzn pozwalając im podejść. Kontrolowała przy uczucia zwierzęcia korzystając z własnej siły.
- Spokojnie - wyszeptała do niedźwiedzia i chwyciła rękę Cacana, położyła ją obok własnej dłoni. - Spokojnie. - Kolejne słowa skierowała już do jej towarzysz. - Elidis, krąg. Gdy skończysz, zacznij wzmacniać czary Cadana.

Zaczekała aż Cadan da jej pierwszy sygnał.
"My"
Pozwoliła by jej umysł wniknął w myśli stwora, poczekała aż laryjczyk zarysuje w umyśle niedźwiedzia ich obraz. Gdy dostrzegła to co pojmował jako NICH, pozwoliła by przez jej ciało przebiegła myśl dotycząca bezpieczeństwa. Powtarzała to raz po raz pozwalając by to, ta informacja zgrała się z konkretnym uczuciem. Bezpieczeństwo. Zagłuszyła informacje dotyczące zagrożenia oraz potencjalnego posiłku. Ważne było właśnie bezpieczeństwo, spokój. Swoi. Chociaż inni, ale swoi. Po prostu inaczej wyglądamy, inaczej pachniemy i porozumiewamy. Ale jesteśmy swoi, musisz to tylko zrozumieć.
Swoi

Potem, w zależności od wywoływanych obrazów starała się odpowiednio ukierunkowywać uczucia. "Tubylec" wciąż pozostawał jedzeniem i zagrożeniem, pachniał inaczej niż oni. "Wij" też pozostał wrednym i złym.
Zmusiła umysł zwierzęcia do wyodrębnienia kolejnych zapachów, zapisywała je pod odpowiednimi uczuciami. Z każdą kolejną zapisywaną informacją czuła opuszczające ją siły. Woń amoniaku i ciepło bijące do zwierza przyprawiały ją o zawroty głowy.

Indiana - 01-03-2015, 02:24

Nie wyglądało, aby Symbol łowiecki na cokolwiek się przydał, co ją lekko zirytowało. Może to kwestia masy stworzenia... chociaż jednak większy niż wiwerna to nie był. Nieważne. W każdym razie najwyraźniej Symbole były nieprzydatne. Zaklęła pod nosem i, w napięciu obserwując poczynania magów i szarpiącego się futrzaka, zaczęła szukać innych punktów zaczepienia, żeby wesprzeć ich działania.
Oswajany drapieżnik.
Jest jeden. Nie jest w stadzie. Więc to samotnik, jak niedźwiedź. Nie ma naturalnych wrogów. Sądząc po zapachu, żywi się mięsem.
Trudno oswoić zwierzęta, które nie są stadne. Nie szukają więzi z innymi istotami, jak konie czy wilki. Ale koty...? Nagroda, pokusa, kara... Sojusz. Nasz wróg, jego wróg...
- Roderyk! - zawołała - Wasi ludzie mają cięższe miecze. W tamtej sali zostało truchło tego wija, któego ubiliśmy. Jego mięso... by się przydało. Do tresury. Tu i tak w tłumie tylko sobie przeszkadzamy. W razie kłopotów wiejcie z powrotem... Nathaniel. Keith. Adair. Asekurujemy to towarzystwo, w razie gdyby się urwał z tego kamienia, osłaniać Emilię i odwracać uwagę od magów!

Nem - 01-03-2015, 03:51

Do jej uszu dobiegł głos Con.
Emilia. Gdzie ona jest?! Przed chwilą rzucała zaklęcie… Tam? Rozejrzała się i zauważyła zarys jakichś postaci, w tym jedna leżała na ziemi.
– Cztery zaklęcia, cztery pobrania, trzy stabilizacje! Elidis pomóż mu! – rzuciła się w stronę sylwetek. Gdy dobiegła istotnie znalazła Emilię. Dotknęła jej czoła i poczuła, że jest ona wyczerpana magicznie. Zaklęła w myślach.
– Podnieś ją na chwilę – powiedziała do Eriego, zdejmując z siebie płaszcz alchemika. Emilii to się pewnie nie spodoba… No cóż. – Połóż ją na płaszczu, musi się przespać. Ja nic nie zdziałam, jak ją obudzę może być jeszcze gorzej. Możesz się pomodlić do jakichś bogów czy coś. Przypilnuj, żeby się nie wychłodziła.
Spojrzała w stronę przytulających się do misia osób. Po tym rytuale oni też mogą być wyczerpani i pomoc w postaci zastrzyków energii by się przydała. Trzeba się pospieszyć. Nie myśląc długo podeszła do ściany i zaczęła zeskrobywać mech. Gdy udało jej się uzbierać cztery pokaźne kłąbki zaczęła kreślić na ziemi krąg. Chciała wykonać rytuał jak najszybciej, ale wyczerpanie nie pozwoliło jej dorównać Elidisowi. Ale o tym teraz nie myślała. Skupiła się na tym, żeby jak najlepiej przyswoić sobie energię. Potrzebny był jakiś plan awaryjny. Gdyby niedźwiadek się wyrwał mogłaby go ogłuszyć. Pod warunkiem, że przerwanie kręgu samo by tego nie zrobiło. Ale wtedy Con, Elidis i Cadan potrzebowaliby szybkiej pomocy. Innymi słowy mana była potrzebna. Zwłaszcza, że bez niej czuła się jak worek ziemniaków. Ciężki i bezużyteczny, a w dodatku niesmaczny.

Uszek - 01-03-2015, 11:17

Kiedy pozbierał sie z podłogi po silnym uderzeniu postanowił skorzystac z chwili rozejmu i rozejrzeć sie po komnacie (pokoju) szukając ukrytych wejść z których mogło by wyjsć kolejne zagrożenie :P
Elidis - 01-03-2015, 21:02

Rytuał się zaczął na dobre. Najpierw Powój uspokoiła zwierze, było to... piękne. Mimo paskudnego zapachu i ogromnych rozmiarów w sylwetce niedźwiedzia było coś pięknego i szlachetnego. Tryumf życia nad wrogimi, niegościnnymi warunkami. Gdy sobie to uświadomił zwierze na raz wywołało w nim znaczny szacunek.
Był im podobny, najpewniej był ssakiem, nie zaś robalem jak wije. Zatem w pewnym sensie byli sobie podobni.
Zaczął kreślić krąg i rozkładać komponenty razem z Cadanem. Robił to tak machinalnie, że nawet nie zastanawiał się nad czynnościami, po prostu je wykonywał. Gdy związał siebie i resztę z kręgiem, w tym misia, wszyscy stali się w pewnym stopniu jednością, zatem w ograniczony sposób mogli poczuć swoje emocje.
Powój była jednym wielką oazą spokoju i to odczucie wypełniało całe jej jestestwo, mieszając się czasem z przywiązaniem, czy poczuciem bezpieczeństwa. Od strony Cadana doświadczał krótkich migawek obrazów. Widział w nich siebie i resztę kompanii, ale widział też laryjczyka siedzącego na misiu. Jego brew uniosła się w zdziwieniu.
Zresztą nieważne.
Musiał skupić się na rytuale. To było ważniejsze niż cokolwiek innego. Położył dłoń na boku głowy niedźwiedzia. Zamknął oczy.
Ujeżdżanie to poddaństwo, ja dam ci coś innego, dam ci szacunek - i to na tej myśli się skupił, pozwalając by wypełniła jego jaźń.
Nie wchodził w konflikt ze staraniami Con i Cadana, był obok nich. Zaczął śpiewać słowa rytuału.
- Egonkortze indarrak... Egonkortze indarrak... Egonkortze indarrak...
Zaś po każdej sekwencji trzech słów stabilizacji przepływu many sięgał myślami do poczynań Powój, Cadana, swoich, umysłu misia i samego kręgu scalając się z nimi i wyśpiewywał :
- Errekorra...
Po czym znów wracał do formuł stabilizacji, po których znów wypowiadał rozkaz utrwalający i tak w kółko, czyniąc z tego hipnotyzującą, dźwięczną mantrę. Jednocześnie starał się by jego przesłanie szacunku względem niedźwiedzia nie osłabło. Wyciszał też wszelkie inne myśli jakie mogłyby się pojawiać, choć obraz szczęśliwego misia siedzącego sobie przed Domem w Caer ciężko było wyrzucić...
Był niezmiernie ciekaw co z tego wyniknie.

Szrapnel - 01-03-2015, 22:08

Wepchnięto mu do rąk kuszę. Obejrzał ją dokładnie nie widząc co ma z nią zrobić. I tak nie miał bełtów.
Podziemna obudziła się i zadała mu pytanie.
-Jak miło, że się obudziłaś, przynajmniej już nie będę musiał cię nosić. - mruknął - Taa. Dobrze widzisz. I właściwie to potrzymaj te kuszę - dodał wpychając broń w ręce elfki

Ruszył za Wergundami do poprzedniego pomieszczenia omijając krąg i próbujących oswoić potwora.
Kotleta z wija im się zachciało

Szamalchemik - 01-03-2015, 22:46

Gdy usłyszał propozycję Conv, zachciało mu się śmiać. Potem, gdy zorientował się, że mówi serio, stwierdził, że to zbyt niebezpieczne. Ale go i tak nie posłuchają. Po co se strzępić język? Chcą się zbliżyć do tego... czegoś, na długość ręki? I co, może jeszcze pomedytują tak nad nim parę minut. Oh, czekaj. Rytuał też chcą odprawić. Potem jednak zobaczył, jak udaje im się go unieruchomić (i znowu miał okazję podziwiać kunszt Emilii, szkoda, że nie pracuje w kopalniach, byłaby bardzo przydatna) oraz zacząć rytuał. Zaczął wierzyć, że im się uda. Zobaczył Powój, stojącą spokojnie z zamkniętymi oczami przy futrzaku, powoli poruszając wargami. Widział Cadana, jednego z niewielu znanych mu Laryjczyków, który zdawał się uśmiechać pod nosem. Widział też w końcu Elidisa, starego elfa, który wyglądał, jakby się miał zaraz rozryczeć. No cóż.
Nem odeszła na bok zająć się rytuałem, podczas gdy Eri czuwał nad nieprzytomną Emilią. Szrapnel wraz z Wergundami gdzieś poszli, Styryjczycy zdawali się czuwać nad rytuałem zaś ten dziwny człowieczek z młotem, Agat zdaje się, skakał śmiesznie dookoła pomieszczenia jakby czegoś szukał. No cóż.
Ysgard postanowił, że zostanie na straży, na wypadek jakby coś poszło nie tak. Na przykład miś uwolnił się z więzów. Kto wie, czy zaklęcie Emilii będzie działać na stałe, a jeśli nie, to ile jeszcze mają czasu?

Uszek - 01-03-2015, 22:59

Podchodzę do Ysgarda i mówię
* hej! pomożesz mi?! widzisz tamtą linie?*
wskazuje palcem na wyraźną rysę na wysokości ok 3-4 m nieco w lewo, patrząc w kierunku tego korytarza, do którego uciekaliście ;D
*wydaje mi się że to półka podsadzisz mnie?*
nie czekając na odpowiedź pociągną go za sobą.

Leite - 01-03-2015, 23:42

Przyglądam się z zainteresowaniem i czekam, aż ból głowy minie. Wówczas słyszę słowa człowieka, któremu zadałam pytanie i poczułam w rękach kuszę. Bez bełtów ale zawsze coś. On mnie niósł?!
Po chwili zauważam krasnolouda i człowieka z młotem gadającego o szczelinie. Wstaję i chwieję się lekko. Podpieram się o ścianę, czekając, aż pulsowanie minie i ostrożnie do nich podchodzę. Odchrząkam, żeby mnie słyszeli wcześniej.
-Wy...szczelina...może pomoc?
Krzywię się, gdyż przez ból głowy jeszcze gorzej mówię. Koncentruję się.
-Ja widzę..lepiej niż wy. Patrzę...znaczy, zopatrzę...zobaczę...
Patrzę na nich niepewnie, pocierając głowę.

Indiana - 02-03-2015, 00:08

Uwięziony "misio", jak zaczęliście go w myślach nazywać, porykiwał i pomrukiwał nerwowo, z irytacją, czujnie obserwując poczynania trójki magów. Mogłoby się zdawać, że te go nawet zaciekawiły. W ogóle zaciekawiły go te dziwne istoty o takim zapachu, jakiego jeszcze nie znał. Znaczy, znał ludzi, ale innych.
Oni patrzyli w umysł zwierzęcia, zwierzę przyglądało się im.
Rytuał trwał.

Tymczasem Roderyk i pozostali Wergundowie (Elmeryk, Egbert i Gotard) wraz ze Szrapnelem ruszyli w korytarz. Nie szliście nim poprzednio, tylko przeciskaliście się jedną ze szczelin powyżej, więc teraz szliście powoli, ostrożnie, nie znając drogi.
Zdaje się, że rejon porośnięty przez te świecące grzyby zaczynał się dopiero przy tamtym basenie z wodą, bo w korytarzu zanikały, a w poprzedniej skalnej komnacie w ogóle ich nie było. Na szczęście wzięliście pochodnie.
Truchło wija leżało tam, gdzie je zostawiliście - tuż u wylotu owego tunelu, w obniżeniu, utworzonym przez skalny uskok. Śmierdziało nieprzyjemnie, dymił wytrawiany przez kwas kamień.
- Ostrożnie z ogniem... - mruknął Roderyk - Gdzie to ma jakieś mięso...? Uważać na parzydła! - wskazał palcem na mniej więcej półmetrowe włoski, jakimi był obrośnięty odwłok. Po chwili dreptania wokół i przymiarkach postanowiliście rozciąć w dwóch miejscach między płytami pancerza i ukroić plaster.
Musieliście chronić ręce, ale i tak parę razy maznęliście rękami o parzydła, bolało, ale na szczęście niegroźnie. Trochę bardziej niz pokrzywa.
Zajęło wam to chwilę. Pod pancerzem szły długie wiązki mięśni, przyrośnięte do egzoszkieletu. Ostatecznie wypruliście kilka około metrowych wiązek....
I wtedy usłyszeliście...


Tymczasem w jaskini, gdzie trwało mentalne oswajanie misia,
Emilia, obstawiana przez Eriego i Nata, stała u wlotu korytarza (tego, gdzie chcieliście uciekać, skąd przyszedł misio), dochodząc do siebie po energochłonnym zajęciu. Eri zebrał do bukłaka trochę wody i podał jej, jak każdego maga w takim stanie dręczyło ją dokuczliwe pragnienie.
Keithen, Adair, Merren i Ylva rozstawili się po dwóch po bokach misia, z założeniem reagowania na wypadek, gdyby zwierzę urwało się z kamiennych kajdanek i postanowiło jednak zawrzeć bliższą znajomość z wnętrznościami magów. Przy magach stała też Nem, za to Agat postanowił sprawdzić, co kryje się na malutkiej skalnej półce, której krawędź było widać od strony korytarza, gdzie stała Emilia. Ysgard, poproszony o pomoc, najpierw kwieciście wyjaśnił anatomiczne detale tego, co Agat może sobie zrobić ze swoimi pomysłami. Ale w końcu owarczany przez Styryjczyków za marudzenie podniósł się i podsadził Agata tam, gdzie ten chciał.

Agat:
masz doświadczenie w rozmaitych wspinaczkach, czego dowiodłeś przy desancie na skalnej ścianie, tu jednak dłonie ślizgały ci się po świecących porostach, więc co chwila się zsuwasz, chwyt jest niepewny, skała mokra. Wreszcie udało ci się dotrzeć do owej półki, złapałeś wreszcie za bardziej pewną krawędź i podciągnąłeś się tak, że zobaczyłeś zionącą za nią dziurę. Zdziwiłeś się, to była szeroka obszerna szczelina, wysoka na jakieś 80 cm, wiało z niej zimnym powietrzem. Ale było tam ciemno jak w ... bardzo ciemno.
Schodzenie na dół i wracanie z powrotem byłoby upierdliwe, a znowuż pchanie się pod nos kolejnego wija czy misia nie było najlepszym pomysłem. Światło... światło... Zdrapałeś pęk świecących porostów i z trudem trzymając równowagę rzuciłeś je przed siebie.


Na dole poniżej Agata elfka Sefii przez chwilę znów przyprawiła Ylvę o mocniejsze uderzenie serca, gdy gwałtowniej się zerwała z ziemi. Widząc, że ta zainteresowała się wiszącym na ścianie Agatem, skupiła się z powrotem na miśku, przeklinając w myślach niemądre skrupuły, które nie pozwoliły jej dyskretnie usunąć podziemnej i pozbyć sie tego zagrożenia z karku.
Odwróciła się w kierunku korytarza, przy którym stała Emilia, i zastygła.
- Ktoś tam jest! - krzyknął Eri, wskazując na korytarz i odpychając Emilię, którą natychmiast zgarnął Nat, zasłaniając bezpiecznie pod ścianą. Stojący bliżej korytarza Keithen skoczył w tamtym kierunku i niemalże powtórzył wyczyn z poprzedniej jaskini ze starcia z wijem.
Prawie zderzył się z Lothelem.
Zanim ktokolwiek zdążył zadać pytania o zakrwawione ubranie elfa i obnażoną broń w dłoniach, zanim elf zdążył krzyknąć to, co miał krzyknąć, wrzasnął Agat.

Agat,
poruszenie przy tunelu na chwilę cię rozproszyło i nie spojrzałeś w ślad za rzuconą wiązką fluorescentów, w końcu jednak podciągnąłeś się na rękach tak, że do połowy klatki piersiowej wystawałeś znad skalnej półki.
I wtedy dostrzegłeś przyczajone do ataku ludzkie sylwetki.
Lecącej prosto w twoją twarz włóczni już nie dostrzegłeś.
Trafiła.


Agat spadł trzy metry w dół, szorując po skale, zwalił z nóg zaskoczonego Ysgerda, Sefii odskoczyła w ostatnim momencie. W ślad za nim spadła włócznia z obsydianowym grotem.
Krzyk Agata zlał się w jedno z okrzykiem Lothela:
- Są nad wami!
i świdrującym sykiem, który nagle wypełnił jaskinię. Z góry, ze szczeliny, gdzie zajrzał Agat, poleciały jakieś syczące dymem kulki, upadając między was i błyskawicznie wypełniając powietrze śmierdzącym gazem.
W ślad za nimi zsunęli się po skałach wojownicy tubylców i gobliny. Wielu. Naprawdę wielu.
Stojący przy tunelu próbowali uciekać w tamtą stronę, ale szybko okazało się, że biegnie stamtąd kolejny oddział.
Postawna kobieta o rudych włosach (nie, nie Szamanka) uniesionym w górze buzdyganem wydawała komendy do ataku. Wojownicy w pierwszej kolejności uderzyli w kierunku tunelu, gdzie zniknęli Wergundowie, na Ylvę i Keithena, próbując zgarnąć was i nie dopuścić do powrotu tamtego oddziału.
A dym... już kiedy pociski leciały ku ziemi, część z was trafnie odgadła, że to granaty z substancją paraliżującą.

Myśleliście, że jesteście w ciemnej jaskini...? Nie. Teraz dopiero byliście. ;)

Pedro - 02-03-2015, 00:15

Rozpoczęliście rytuał. Niedźwiedź szarpał się rozpaczliwie w swoim więzieniu rycząc przy tym tak, że uszy po chwili polały.

Conv, zbliżyłaś się do szarpiącego się niedźwiedzia unikając pyska który latał jak opętany chcąc dosięgnąć kogokolwiek z was. Położyłaś mu rękę na boku, wtapiając rękę w jego długie i gęste futro. Zaczęłaś przesyłać do niego impulsy pozytywnej energii. Początkowo nie dawało to żadnego efektu. Stwór się szarpał i miotał w swoich skalnych bucikach. W końcu jednak zauważyłaś pewną zmianę. Już nie rzucał się tak gwałtownie. Zwolnił trochę i tylko jego ryki i przyspieszony oddech mówił o jego złości. Po chwili przestał ryczeć. Patrzył już tylko na was. Nie wiadomo czy przyjaźnie, czy też z rządzą mordu. Dałaś sygnał Cadanowi do działania

Cadan, po sygnale od Conv siadłeś na przeciwko niedźwiedzia chcąc patrzeć mu w oczy. On jednak nie chciał patrzeć tam tobie. Przez tą krótką chwilę w której udało Ci się uchwycić jego spojrzenie i ciarki przeszły Ci po plecach. To nie było przyjazne spojrzenie. Próbowałeś skupić swoją magię na stworzeniu, ale nie widziałeś żadnego efektu. Doszedłeś do wniosku, że bez dotyku się nie obejdzie. Podszedłeś do niedźwiedzia na wyciągnięcie ręki, omijając pysk szerokim łukiem wiedząc, że nie zostałoby z Ciebie nic gdybyś znalazł się w zasięgu kłów długości palca dorosłego mężczyzny. Dopiero przy kontakcie z ciałem bestii zacząłeś móc wpływać na niego za pomocą swojej magii. Zacząłeś przesyłać obrazy do umysłu niedźwiedzia chcąc go przekonać do siebie. W zamian odebrałeś z jego umysłu obraz siebie zgniatanego w pysku niedźwiedzia, całość była widoczna z perspektywy oczu zwierzęcia. Mimowolnie się wzdrygnąłeś. Kilka sekund później udało Ci się jednak wprowadzić jakąś zmianę. Wyczułeś, że stwór zaczyna inaczej Cię postrzegać. Wtedy zaczął się chaos.

Elidis, śpiewałeś swoją mantrę wspomagając towarzyszy w rytuale. Nie chciałeś im przeszkadzać w zmienianiu uczuć stworzenia. Twój hipnotyczny śpiew wciągną nawet Ciebie samego. Przestałeś przez chwilę postrzegać co się dzieje do koła was. Liczył się tylko rytuał. Do czasu. Do twych elfich uszu dobiegł krzyk Agata i uderzenie w ziemię. Syk i dym. Otworzyłeś oczy nie przerywając zaśpiewu i zobaczyłeś wpadających do jaskini tubylców i gobliny. Bardzo dużo jednych i drugich.

Gdy zaczął się dziać chaos, niedźwiedź momentalnie się pobudził znowu chcąc się wyrwać ze swojego więzenia.

Powój - 02-03-2015, 00:42

Nie.

Dostrzegła dym unoszący się z granatów. Zwierzę szarpnęło się w kamiennych okowach.
Dobra skarbie. Zrobimy to inaczej.
- Elidis, zrywaj krąg! – Szarpnęła ramię Cadana odrywając go od boku zwierza gdy ten sięgną do niego pyskiem. – ZASŁANIAJCIE TWARZE! – Jej krzyk wypełnił całą jaskinię. Chwyciła kłęby futra na grzbiecie i wybiła ze zgiętych nóg podciągając do góry. Przesadziła grzbiet czując kręgosłup zwierzęcia. Zanurzyła palce znów pomiędzy ciemną szczecinę tak by dłonią dotykać skóry stworzenia.
I zrobiła to co wcześniej.

Nie zwracaj na mnie uwagi.

Siłą szarpnęła skrawki mocy, wyłączyła receptory czucia które dotychczas wyczuwały jej dotyk.

Zignoruj mnie.


Pochyliła się nad grzbietem, woń amoniaku zagłuszała zmysł węchu. Kątem oka dostrzegła jak Elidis przerywa krąg.

To nie jest takie trudne.


Przywołała moc drzemiącą w jej ciele. Przelewała ją w ciało stworzenia, zmuszając jego myśli do podążania innym torem. Wzorowała się na tym co postrzegał do tej pory i na wzór tego co tworzyły jego zmysły wybierała odpowiednie cele.
- EMILIA UWOLNIJ GO. – Wydarła się po raz kolejny. Jedną z dłoni odczepiła od skóry i sierści zwierza, zasłoniła twarz grubym materiałem płaszcza. – Cadan wiej. – rozkazała laryjczykowi w obawie, że oberwie jedną z misiowatych łap wyposażonych w ostre pazury.

Zrozum myśl.


Gdy kamień skruszał uwalniając zwierza, wtuliła się na nowo w jego grzbiet. I połączyła nerwy z jego układem postrzegania, patrząc jego oczami, czując jego węchem. Pierwsze co zrobiła to rozróżniła zbieraninę woni. Coś pachniało dziwnie, ciekawie. Jak człowiek. Ale nie ten człowiek co zawsze. I zrozumiała. To był inny dwunóg. Ciekawy.
On jest wrogiem twego wroga. Nie jest zagrożeniem. Zrozum.
A potem agresywna woń. Znajoma. Teren. Jego teren. Jej. Ich. Nasz.

Nasz teren.

I poczuła ogarniający ją gniew. To ich teren. Ich. Mój.

Mój.
Jestem tobą. Zrozum to.


Pokierowała myślą. Zrozumieć gniew. Nie, nie zrozumieć. Zagrożenie i gniew. Trzeba było zabić. Tych którzy ciskali obsydianowymi szpilami. Tych co mieli obsydianowe pazury.
Niedźwiedź rozwarł gardziel wydając z siebie dziki ryk. A może to ona krzyczała. Nie była pewna.
Chciała by zwierzę pozbyło się tego co uznało za zagrożenie. Zignorowało to, co jest nowym i ciekawym zjawiskiem. Na zjawisko czas przyjdzie później. Zjawisko było sojusznikiem, zjawisko też chciało zabić wróg. Zabić.

Zrozum.

Są tylko uczucia. Nie ma słów. Uczucia są proste. Proste i mają znaczenia. Znaczenia które dla niej były słowami, lecz nie teraz. Teraz było zagrożenie.

Szamalchemik - 02-03-2015, 00:51

Ysgard oczywiście nie był przygotowany na to co się właśnie działo. Spadający na niego chłop wcale nie pomagał. Na szczęście, dzięki pochylonej postawie krasnoluda, Wergund spłynął po nim jak deszcz na ziemię, tylko trochę go dekoncentrując. Wtedy sięgnął ręką za pas, w kierunku broni, wciąż nie dostrzegając całości sytuacji, w jakiej się znaleźli. Pierwsze co zauważył, to obłoki gazu unoszące się w powietrzu. Nie zastanawiając się długo, i na pewno nie chcąc się empirycznie przekonać jakie efekty miał gaz z granatów wyciągnął przed siebie drugą rękę, do której już w trakcie inkantacji odruchowo wróciła pierwsza:
-Hazea eder! Hazea eder! - <powietrze rzuć> odrzucał powietrze w dość losowych kierunkach, byle dalej od nich, a bliżej adwersarzy, tworząc gwałtowne podmuchy powietrza, przy okazji utrudniając im dotarcie do nich i zakrzywiając lot pocisków na niekorzyść atakujących. Gdy poczuł lekki ucisk w głowie, zmuszony był przestać, i mieć nadzieję, że tyle razy wystarczy. Dopiero wtedy wyszarpnął topór zza pasa i stanął wraz z Agatem i wpół przytomną elfką w pseudo-obronnej formacji.
-Musimy dołączyć do magów, spróbować ich osłonić! - krzyknął, przesuwając się w ich kierunku, przy okazji zmuszając do tego towarzyszy.

Leite - 02-03-2015, 01:02

Odskoczyłam, kiedy tuż koło mnie na ziemię padł Agat. Albo jego ciało? Nie potrafiłam stwierdzić, czy żyje, choć dostanie włócznią w twarz raczej wykluczało pierwszą możliwość. Zaraz potem zaczął sie atak. Tubylcy? Gobliny? Nie mamy szans. Ale ja nie zamierzam sie poddać. To realni wrogowie, którzy nie bedą chcieli mi pomoc. No i przeszkadzają w misji a nawet są jej przyczyną. Muszę zacząc walczyć. Odłożyłam kusze koło Agata i Zważyłam w dłoni miecz. Nie tak dobry jak moje dwa stracone aczkolwiek da radę. Spojrzałam na przeciwników. Następnie ostrożnie omijając misia z...kapłanką na grzbiecie? postanowiłam nabierać krótkie, płytkie oddechy by nie dostać paraliżu. Wówczas krasnolud rzucił zaklęcie. Okazało sie to zbędne. Głowa powoli przestawała mnie boleć. Bedą musieli sie mocno postarać, by mnie powstrzymać, nawet bardzo. Zabrać broń i przytrzymać...hahaha i tak sie nie dam. Ale w ostateczności wole nie ginąc - moze przeżyje, moze sie czegoś dowiem...i moze dokończę misje. Przeklęta szamanka i bogowie Zapołudnia! Klyfto, wspomóż mnie. Po czym zaczęłam morderczy taniec w kierunku magów jak zasugerował krasnolud
Edit - poprawki pogrubione

Indiana - 02-03-2015, 01:08

Szamalchemik napisał/a:
stanął wraz z Agatem
Korekta. Agat leży nieprzytomny, a jego twarz wygląda... Jakby właśnie wyrwał włócznią w policzek.
Szrapnel - 02-03-2015, 01:11

Kroili wija w najlepsze, gdy dobiegły ich odgłosy wybuchów i krzyki.
-Co jest do cholery?
Szrapnel ruszył w stronę korytarza z mieczem gotowymi do ataku. W przejściu zobaczył jednak wysuwającą się broń i szybko zawrócił do Wergundów krzycząc, żeby uważali.

Elidis - 02-03-2015, 01:11

Ciężko było wyrwać się z okowów własnej mantry, ale Elidis musiał tego dokonać, musiał, by móc zareagować na nowe zagrożenie. Tubylców sprzymierzonych z Goblinami.
Był ciekaw, kiedy się potkają...
Jednakże wybrali sobie kiepski moment. Był w samym środku rytuału pobrania i moc magiczna przepełniała jego członki. Co więcej wciąż był połączony z niedźwiedziem. Poczuł jego gniew, gniew, który stał się gniewem elfa.
Rozłożył przedramiona, jakby były łapami zaopatrzonymi w pazury. Spojrzał spode łba na nadciągających. Warknął. Moc spłynęła lawiną do jego rąk, czekając, głodna poleceń i celu, głodna śmierci wrogów.
Dym. Najpierw trzeba było poradzić sobie z dymem.
- Sha'an tsaga neratekada xirrit! - dym dziel, formuj, przesuń.
Poczuł jak dym zaczyna uginać się pod jego komendą, jak dzieli się na dwa strumienie pod płynnymi ruchami dłoni elfa. Następnie pchnął go w korytarze, z których przyszli Tubylcy, wypełniając je czernią oparów.
Teraz czas nadszedł by obnażyć pazury.
- Na ziemię! - wrzasną do stojących przed nim, odczekał aż posłuchają, zapewne wiedzen wspomnieniami jego poprzednich zaklęć.
Nie ważne.
- Bero soru indargari muthu nerratekada errekorra xirrit! - ciepło, wywołaj, zwiększ, koncentruj, formuj, zamknij, przesuń, czyli Wielki Promień zagłady Doktora Elidisa.
Uśmiechnął się w zły sposób
Cisnął zaklęcie w stronę tunelu, z którego przyszedł miś. Wiązka złotego światła wystrzeliła z jego złożonych dłoni, a wraz z nią pojawiło się potworne, nieznośnie ciepło, które uderzyło go w twarz.
Gdy tylko promień zniknął usłyszał słowa Powój.
Powtórzył jeszcze trzy razy formułę stabilizacji, zlewając słowa w jeden ciąg sylab z pośpiechu, następnie biegiem pozbierał komponenty.
- Quir ahar! - przerwał krąg. - Leć. LEĆ!! - wydarł się do Powój odskakując na bok.
Tyle na razie mógł zrobić.
Poczuł nieprzyjemne ukłucie kiedy strumień many zniknął. Zaleta była taka, że nie naruszył własnych zasobów mocy, więc zachował funkcjonalność.
Postarał się stanąć tak, by znaleźć się za misiem i jego ewentualną szarżą, liczył, że ta wielka góra mięśni go ochroni. Jednak przezornie stanął poza zasięgiem jego tylnych łap.
Zaczynamy zabawę.

Bryn - 02-03-2015, 01:14

Był w umyśle niedźwiedzia. Zaczął go przekonywać na ich stronę z dobrym skutkiem. Nagle poczuł, że coś jest nie tak.
Usłyszał upadające ciało. Usłyszał ostrzeżenie Lothela. To oni, znowu oni.
Poczuł gniew wzbierający w nim. Przerwał wykonywanie rytuału i odskoczył od niedźwiedzia, do granicy kręgu, w miejsce, gdzie stał Elidis. Machinalnie wyjął miecz zza pasa i rozejrzał się dookoła. Nie było dobrze, wiedział o tym. Ale jeśli uda się odepchnąć ten trujący dym i uwolnić niedźwiedzia, tak, aby był po ich stronie, to może... Może...
Nie ma czasu na zastanawianie się.
Powiedział do Elidisa:
- Rób swoje, osłaniam cię.
Przybrał obronną pozycję i za priorytet przyjął sobie utrzymać ich dwójkę przy życiu, przynajmniej tyle, ile mógł.

Nem - 02-03-2015, 01:28

Patrzyła z nadzieją na grupę oswajających misia. Nawet była skłonna uwierzyć, że coś z tego wyjdzie. I nagle do jej uszu dobiegł dźwięk upadku.
Co do......
Zobaczyła leżącego Agata.
Skąd?! Tubylcy! Gobliny! Nosz $*&!#@%^!!!! Gaz!
Naciągnęła szybko tunikę na twarz. W sumie i tak pewnie by to nic nie dało, ale to był odruch. Stała obok kręgu i gdy tylko usłyszała, że elf każe się schować padła na ziemię. Poczuła, że promień przeleciał i natychmiast się zerwała i podbiegła do Elidisa.
- Ostrzegałam!

Aver - 02-03-2015, 02:19

Nagle znalazła się przy Nathanielu, wokół powietrze było wrzące od wrzasków.
Obsydian?
Tubylcy?!
GOBLINY?!
UGHHHHHHHHHHHH.

Usłyszała, jak Conv drze się do niej, by uwolniła futrzaka. Łatwo ci kurna powiedzieć, uwolnij go. Nie mam siły!...
Zasłoniła nos i usta otrzymanym płaszczem (Czemu on tak śmierdzi bazą alchemiczną?...) i, muskając palcami ścianę, na której wylądowała, wysłała pospieszną, acz intensywną myśl do skał z prośbą, by z Jedności stały się Wielością, by wypuściły ze swych żelaznych objęć Żywe. Nie było to co prawda zaklęcie, ale miała nadzieję, że zrozumieją jej intencję.
Była słaba. Zbyt słaba, by rzucać zaklęciami, a gardło, choć zwilżone dziwną wodą z jeziorka drapało niemiłosiernie.
Jednak coś trzeba było zrobić.
Usłyszała przebijający się wrzask elfa. Pociągnęła Nata na ziemię, zasłaniając im obojgu twarze płaszczem. Korzystając z okazji wniknęła myślą w skałę pod nimi, i czując zawartą w niej energię wyszeptała najszybciej jak potrafiła słowa pobrania.
- Indarra desargatsea erat!
Moc zebrała się gdzieś w jej umyśle. Było jej mało, zdecydowanie za mało, by czarować skutecznie, ale jednocześnie nie słaniała się już niczym skacowany żeglarz po hulaszczej nocce w tawernie.
Coś trzeba zrobić!
Wychyliła się spod płaszcza i zlokalizowała tą, która wydawała wrogom rozkazy. Chwyciła pierwszy lepszy łupek leżący obok niej i zacisnęła na nim dłoń. Chwila skupienia, dwa słowa Mocy i ów łupek, rzeźbiony magią, stał się groźnym szpikulcem.
Tu jednak jej umysł zrobił stop. Zastanów się. Zaklęcie kamiennego pocisku nie było zbyt wymagające, ale w tej sytuacji oznaczało kolejną utratę przytomności, albo co najmniej krew z nosa.
Postanowiła, że zrobi to w ostateczności.
O czym ja myślę, przecież i tak nie mamy z nimi szans...





/Były 4. Pobranie = 7 pkt. Rzeźbienie = kamień formuj = 2 pkt. Kamienny pocisk - kamień rzuć zwiększ - 3 pkt, ale nie zastosowane, więc zostaje 5 pkt.
Ja chcę rytuał ;-; /

Indiana - 02-03-2015, 03:02

Oddział, który was zaatakował, to było naprawdę sprawne komando. Zapewne spodziewali się najpierw was sparaliżować, a potem dopiero wpaść z bronią, stąd osłony, jakie mieli na twarzach, były improwizowane.
Wariacka wspinaczka Agata musiała pokrzyżować ich plany i zmusić do wcześniejszego ataku.
Dym, rozpędzony zaklęciem Elidisa, niczym wssany spłynął z powrotem w szczelinę, z której zeskoczyli wojownicy i w tunel, z którego przed chwilą wybiegł Lothel, a z którego nadbiegał właśnie kilkuosobowy oddział.
W górnej szczelinie nikogo już nie było. zeskoczyli stamtąd z podziwu godną sprawnością, zwłaszcza gobliny, których było kilku, zeskoczyli odbijając się od skalnych ścian tak, że na ziemi znaleźli się mniej więcej tam, gdzie stali Adair i Merren. Jeden z goblinów próbował sforsować krąg i spłynął, oszołomiony uderzeniem energii, ale szybko się otrząsnął. Krzyknął coś do swoich. Pozostali zaatakowali Styryjczyków.
Na Ysgarda i Sefi stojących tuż poniżej szczeliny, przypadło sześciu napastników, tak, że tylko masa krasnoluda pozwoliła im przedrzeć się na środek, prawie zwalili z nóg Nem, po czym wraz z nią padli na ziemię na okrzyk Elidisa.

Promień, wypuszczony przez elfa, z sykiem przemknął przez salę. Emilia, Eri i Nat stali już pod ścianą, z drogi szybkim przewrotem odskoczył Keithen, ścinając z nóg dwóch wpadających do sali tubylców. Pozostałych kilku usłyszeliście tylko potwornie wrzeszczących i dobiegł was obrzydliwy smród palonego ciała.

Przynajmniej dziesiątka tubylczych wojowników dopadła do tunelu, którym poszli Wergundowie i Szrapnel. Starli się po drodze z Ylvą, ale przy tej przewadze to było krótkie starcie. Styryjka natychmiast zorientowała się, że to przegrana pozycja i uskoczyła prosto w bajorko z chlupotem, przetoczyła się, zanurzając niemal w całości, i krawędzią przy ścianie przeskoczyła do Keithena.
Tymczasem czterech uzbrojonych w włocznie zabarykadowało samo wejście, w oczywisty sposób zastawiając się na wypadek powrotu tamtego oddziału. Wąskie przejście, najeżone ponad dwumetrowymi drzewcami rzeczywiście mogło być dla nich poważną przeszkodą. jeden z goblinów doskoczył tam i rzucił zza pleców tubylców w korytarz małą fiolkę, która poturlała się za zakręt. Błysnęło.
Gdyby Szrapnel nie zawrócił oddziału, nikt z nich już nigdy nie zobaczyłby światła słońca. Ani niczego innego, błyskowy preparat powodował trwałe oślepienie. Goblin stanął za oddziałem i czekał na idących.

Przyparci do ściany Nat i Lothel, który do nich dołączył, z trudem bronili na wpół przytomnej, wyczerpanej zaklęciem Emilii. Po chwili przebiła się do nich także Ylva.
Na środku Sefii i Ysgard wraz z Esu, który do nich dołączył, próbowali uniknąć okrążenia i powoli odsuwali się wstecz, ale za nimi był ich świeżo oswojony futrzak. Problem w tym, że skały puściły. Ale tylko dwie łapy.
Skały lubiły Emilię. Rozumiały jej prośbę, tak w każdym razie sądziły. O ile skały mogły sądzić. jej intencja popłynęła przez Jedność pod stopami walczących, ale była zbyt słaba, rozeszła się na boki, nie dotarła do celu. Nie w całości. Jedność stała się Wielością. Niedźwiedź uwolnił dwie przednie łapy.

Convolve czuła wściekłość niedźwiedzia.
Niedźwiedź czuł wściekłość Convolve.
Ona z trudem utrzymała się, kiedy stanął na tylnych łapach. Tubylcy z okrzykiem strachu odsuneli się, ale niemal natychmiast zorientowali się, że jest uwieziony. Odskoczyli. Po chwili powietrze przecięła pierwsza włócznia, raniąc niedźwiedzia w bark.
Convolve wrzasnęła i puściła, gdyby nie to, że misiek opadł z powrotem na cztery, pacnęła by jak długa o kamienie z wysokości niemal takiej jak przed chwilą Agat. Bark bolał jak rozerwany włócznią.
Świsntęła następna, Convolve zrobiła unik. Niedźwiedź zrobił unik, machnał łapą, jeden nieostrożny goblin z brzydkim chrupnięciem uderzył o ścianę, na której zostawił krwawy ślad.
Jednak trzech trzymało pod ostrzem Merrena, Adair ranny leżał za miśkiem pod ścianą.

Na środku, gdzie wywiązała się największa bijatyka, oberwał Esu, ogłuszony porturał się po glebie, jeden z tubylców wytrącił mu broń i przytrzymał pod ostrzem.
Elidis, Nem i Cadan próbowali przedostać się w tył za misia, ale nie było jak, bo miś nie ruszył się z miejsca. W rezultacie tubylcy otoczyli ich półkolem, za ich plecami w mało skoordynowany sposób niedźwiedź mółcił powietrze łapami, nie pozwalając się cofnąć. Nem dostała z rozmachu łokciem w twarz i niemal zemdlała, nieprzyzwyczajona do bólu w fizycznym starciu. Stojący tuż za nim Elidis oberwał w brzuch buzdyganem, czując falę bólu zgiął się w pół. Przed lecącym w kierunku jego twarzy kolanem uchroniła go Sefii i jej szaleńcza szarża. Elfka walczyła jak natchniona, raniąc przynajmniej kilku, ale w końcu utknęła pomiędzy masą przeciwników i padła od uderzenia buzdyganem w kolano, które ją powaliło na ziemię i wytrąciło niedopasowaną do ręki broń.
Cadan oberwał włócznią po żebrach, zanim dobrze się rozpędził, był już rozbrojony.
Na
Keithen uskakując przed promieniem niemal wpadł do bajorka, ale zerwał się niemal natychmiast, zabijając jednego z tych, których wywrócił, gdy wpadali do jaskini. Drugi także oberwał, ale kolejnych dwóch uderzyło, zostawiając na chwilę walczących na środku. Jeden z rozmachem wyrżnął gwardzistę buzdyganem w splot słoneczny, Styryjczyk zgiął się w pół, tamten z rozmachu kopnął w twarz, powalając na ziemię.

Głośny wrzask przedarł się przez zamieszanie i krzyki walczących.
To dowodząca tubylcami rudowłosa kobieta.
- Mogą żyć! - krzyknęła - Ostrze ziemię , to mogą żyć! Albo tych tu śmierć teraz! Reszta zaraz też!

Gdy jej głos umilkł, powaleni na ziemię byli Merren i Adair, Cadan i Sefii, Elidis miał za plecami niedźwiedzia, obok siebie szalejącego z toporem krasnoluda, a przed nosem wycelowane w siebie ostrza. Na ziemi był Esu, Nem z krwawiącym nosem, Keithen powalony na kolana klęczał z ostrzem przyłożonym do gardła, twarz miał tak rozbitą, że trudno było rozeznać, czy żyje, stojąc za nim tubylcy podtrzymywali go za wykręcone ręce.
Na nogach pod ścianą byli Nathaniel, Eri, Ylva i Lothel, a za nimi Emilia.
Poza salą był Szrapnel z Wergundami. I zapasami mięsa z wija.

Przeciw sobie mieliście przynajmniej dwudziestkę wrogów. Z sześciu goblinów jeden nie żył. Z ponad dwudziestki tubylców nie żyło czterech, wielu było rannych, niektórzy trzymali się nieco z boku od walki.

Leite - 02-03-2015, 09:18

Coz...plan był dobry, jednak nie przewidziałam, ze mogę być zakładnikiem. To juz gorzej. Pie***ony bzdyzgan! Kolano cholernie mnie bolało, ciekawe, co mi sie stalo. Ból w połączeniu z zawrotami głowy zrobił mnie taką lekko pijaną jakby. Nie zwracałam uwagi, co dokładnie mowię.
-Twój wspólny jest...zły. Nie. Gorszy od mnie. Nie wiedziałam ze to moze być. - rzuciłam w kierunku rudowłosej z podłogi i zaśmiałam sie. Po co sie odzywam...?
Uniosłam głowę na tyle ile mi pozwalali pilnujący mnie i zdziwiłam sie - miś uwolniony w połowie...?

Szamalchemik - 02-03-2015, 20:05

Sytuacja zaczęła przybierać niepomyślny obrót. Zaszli tak daleko, głupio byłoby się teraz poddać. Ale mieli jeszcze jeden as w rękawie...
Ysgard ścisnął mocniej toporek w ręce. Przysunął się bliżej Powój.
-Trzymaj się mocno - szepnął. wyciągnął obie ręce przed siebie, i zaczął się pochylać, jakby chciał położyć broń na ziemi. Dotknął jej jedną ręką i wyszeptał słowa: harria tsaga <skała dziel>, poczym wykrzyknął - Uwaga! - odskakując na bok. Miś, teraz uwolniony, mógł ruszyć ze zdziwioną medyczką do boju, ale to wciąż nie rozwiązywało to ich wszystkich problemów. Ucisk w głowie, spowodowany wyczerpaniem magicznym, nasilił się.

Kodran - 02-03-2015, 21:08

Poczuł, że już czas. Lepszej okazji może już nie być.
Obrócił się w stronę grupki, w której była Ylva i ruszył spokojnie, ale szybko do najbliższego strażnika. Wyciągnął obsydianową pałkę, którą miał goblin, leżący obok martwy. Odetchnął, i uderzył błyskawicznie w tył głowy jednego z tubylców, płasko, ustawiony za nim, trochę na lewo.. Nawet nie zatrzymując się, kopnął strażnika najbliższego ścianie po lewej w spot słoneczny, odrzucając go na ścianę. Obrócił się, wyciągając miecz i postarał się uniknąć ciosu jeżeli taki do niego zmierzał. Niezależnie czy cios nadszedł czy nie, zszedł nisko na kolanach i uderzył pałką w bok kolana z zewnętrznej strony. Następnie aktywował granat i rzucił pod nogi zmierzających w jego stronę tubylców.

Indiana - 02-03-2015, 21:27

Jako, że Convolve siedziała na misiu, a Ysgard stał na ziemi, czyli dwa metry niżej i 4 metry dalej, siłą rzeczy nie miała szans usłyszeć szeptu, tym bardziej przez wrzaski goblinów i odgłosy walczących. Ale zobaczyła ruch krasnoluda i złapała intencje.
Niedźwiedź miał uwięzione tylne łapy - więc trzeba było dać Ysgardowi miejsce, dojście do nich.
Myśl.

Niedźwiedź z rykiem podniósł się na tylne łapy, prostując na całą imponującą wysokość. Convolve złapała za futro, majtając w powietrzu nogami.
- Voghern nahaitera! - wrzasnął jeden z tubylców, ci stojący na wprost Eilidsa i mierzący w niego grotami włóczni, odruchowo sie cofnęli. Krasnolud wypowiedział zaklęcie.
To nie był specjalnie mocny czar, nie powinien właściwie przełamać scalającego zaklęcia Emilii. Ale wydatnie pomógł w tym misio, który szarpiąc się wyczuł, że materia ustępuje, więc zaczął szarpać się tym mocniej. Skała zachrupotała, jedna łapa uwolniła się, tubylcy krzyknęli.

Równocześnie niemalże pod przeciwległą ścianą czwórka walczących skupiła się na osłonie Emilii. Ylva zamarła z mieczem wyciągniętym przed siebie w dynamicznej gardzie. Widząc co się dzieje, cofnęła się o krok. Adair, Merren, Keithen...
Może i mamy szanse, ale oni zginą. Tracąc ludzi, tracę bezpowrotnie szanse na wykonanie misji - dorwanie cholernego samnijskiego szamana i Toruviel, która prawdopodobnie zdradziła. Ci tutaj przyszli za grupą uciekinierów, nie zaczęli zabijac od razu, więc zależy im bardziej na pojmaniu zywcem. Skoro tak, to nie zabiją ich na miejscu, co daje czas na wyrwanie się... Ale jak wtedy działać, bez broni...
Jak wtedy, jak w osadzie Krevaina. Wydostać się z kajdan, nie mając nikogo, zgromadzić oddział, stanąć w poprzek wyszkolonej kohorcie, zrobic swoje przeżyć... Da się. Niewola to upokorzenie, ale daje większe szanse niż śmierć. Przeszła przez wergundzie więzienia i kolonie karne, czym niby mieliby wystraszyć ją tubylcy.
- Czekaj! - krzyknęła w kierunku rudej przywódczyni, gotowa skapitulować. Ruda odwróciła się w jej kierunku, ale w tym samym momencie zza pleców Ylvy dobiegły słowa zaklęcia.
Eri z rękoma uniesionymi w kierunku skalnego basenu recytował:
ura nerratekada muthu xirrit (woda, formuj, koncentruj, przesuń)!
Najpierw uniósł się pył połyskujących kropli, potem zaczął gęstnieć w oczach i już jako potężna fala uderzył w kierunku sali zwalając z nóg wszystkich stojących bliżej brzegu, uderzenie było tak potężne, że ci będący najbliżej, prawdopodobnie wyjdą z tego połamani.
Fala spowodowała nieopisany chaos. Stojących najbliżej wody (w tym także ci, trzymający Keithena) zostali praktycznie zmyci, wpadając na tych następnych. W wodzie wylądował Elidis, Sefii i Cadan, przez chwilę tracąc orientację, a także Ylva, próbując zorientować sie w sytuacji.
Do przeciwległej ściany dotarła już nieco osłabiona fala, mocząc tylko i przestawiając stojących tam, ale i tak wprowadziła chaos, z którego momentalnie skorzystali Nat i Lothel, stojący całkiem stabilnie na nogach. Styryjczyk powalił celnym sztychem stojącego najbliżej tubylca (tego poniżej, między nim a Ylvą), Lothel odbił się nogą od ściany, kopniakiem powalił tego stojącego naprzeciwko, zostawiając go gwardziście i by zupełnie zabezpieczyć teren w pobliżu Eriego, dopadł kolejnego, tego który stał przy Cadanie, tnąc po żebrach. Nie zabił go wyłącznie dlatego, że w ostatniej chwili dostrzegł to, co tamten właśnie zrobił. Zaatakował swoich.

Kodran - twoje działanie zlało się z całą resztą chaosu. Podniosłeś broń i zabiłeś goblińskim buzdyganem tego po twojej lewej (ten duży, powyżej Nem), po czym doskoczyłeś do kolejnego (w prawo od Cadana), w tym momencie uderzyła w was fala. Zdążyłeś zgruchotać jego kolano, unikając jednocześnie jego włóczni, która ze świstem przecięła powietrze powyżej twojej głowy. Nie miałeś już kontroli nad tym, w którą stronę poleciał gobliński granat. Gdy jednak się podniosłeś, zanim zorientowałeś się w sytuacji, poczułeś dramatyczny ból po lewej stronie tułowia i potężne kopnięcie, które rzuciło cię w przód, i ze zdziwieniem uderzyłeś zamiast w wodę, to w twardą powierzchnię lodu.

Bowiem w międzyczasie Eri, który w międzyczasie wskoczył na niewysoki skalny gzyms i jedną ręką przyczepił się do ściany, wrzeszczał dalej zaklęcie, odczekując aż wracająca fala obejmie tylko bliższą basenu część sali.
aitoru kankara soru indargari mehe (wpuszczaj, lód, wywołaj, zwiększaj, rozszerz )
Woda stęknęła, zaskrzypiała, chrupnęła. I znieruchomiała.
Unieruchomiła wszystkich, którzy stali bliżej wody niż misio.
Niedźwiedź zrobił pierwszy krok, zgrzytając pazurami po lodzie, niespodziewanie sprawnie zakotwiczył łapy, jakby zjawisko lodu było mu świetnie znane. Stanął szeroko na łapach i złapał paszczą pierwszego z brzegu tubylca. Chrupnęło. Tamten nie zdążył nawet wrzasnąć.

Zaklęcie utrzyma wodę w stałym stanie skupienia jakieś 15 sekund.

Powój - 02-03-2015, 22:10

Ból.
Ból rozrywanego barku, ból przecinanych przez obsydianowe ostrze tkanek. Jej ból. I zarazem nie jej. Byli. Razem.
Ból.
Uwięziony. Tylne łapy zapadły się w kamień, lepki niczym wosk, stygnący z każdą sekundą. Nie mogli ich wyrwać. Nie mogli postąpić ni kroku. Sojusznicy byli przyparci do muru. Machnęli pazurzastą łapą, skrzek wydarł się z goblińskiego gardła. I gdy woń krwi dopadła ich nozdrzy zadrżeli ze wściekłość.
A potem ona usłyszała słowa. Skupiła się na obrazie. Stworzenie zrozumiało jej strach tuląc uszy do swej ogromnej czaszki.

Nie.
Nie. Nie znów.

Nie poddamy się, nie tu. Ale i tak zginiemy, co za różnica czy tu, czy tam? Z tej drogi nie ma już powrotu. Nie! Nie, dopóki jest ONA. Dopóki jest nadzieja. Dopóki ona jest nią. Bogini. Wspomóż nas.
Zwierzę nie rozumiało. Więc pokazała mu. Kobietę w czerwonym płaszczu, połączyła to z wonią bezpieczeństwa, własności. Trzeba bronić. Kobieta w czerwieni jest zagrożona. Ale pomoc jej oznacza śmierć.
Zrozumienie.

A potem fala zmyła ludzi, kamienie puściły. Byli wolni.
Wczepiła się mocniej dłońmi w sierść zwierza. Obawiała się w pierwszej chwili, że jego łapy będą się ślizgać po lodowej tafli. Jednak jej towarzysz nie podzielał tych obaw. Jego pewność siebie uderzyła w nią z gwałtowną siłą.

I ruszyli w przód.
Wyciągnięte włócznie odtrącali łapą. Jeśli ktoś znalazł się zbyt blisko to spotykał się z ich kłami i pazurami. Jednak najważniejszym celem było pozbyć się zagrożenia. I pojawiła się myśl.
Myśl która kazała złapać tą przedziwną istotę o włosach poznaczonych ogniem. Ale nie zabić. Nie teraz. Trzeba ją odciąć od reszty.
Samotna.
Niech będzie samotna.
Sama.
Myśl.
Zrozumienie.

Elidis - 02-03-2015, 23:09

Elidis wpatrywał się w grot włóczni przed sobą.
Czarny i lśniący, nawet całkiem ładny, ciekawe co to? Jakieś szkło wulkaniczne? Wyglądałoby bardzo dobrze w łazi, albo na kominku...
Wciąż ściskał się za brzuch. Cholerny babsztyl Przywalił mu z buzdygana. Od kiedy w ogóle Tubylcy mieli buzdygany!? Cywilizują się cholery... Szkoda tylko, że nie zaczęli od muzyki, rzeźby, czy poezji. Nie kurde musieli zacząć od broni i technik wojennych. Typowe.
I skąd tu Gobliny? Ze wszystkich stworzeń ziemi, nieba i podziemi akurat Gobliny. Świetnie. Ciekawe co ich połączyło, rzecz jasna oprócz paskudnych mord. Oczywiście ten sojusz wróżył im jak najgorzej, liczebność i siła tych dzikusów w połączeniu z wiedzą Goblinów dawała bardzo niebezpieczną mieszankę.
Do walki z nimi przyda się sojusz z krasnoludami, lub... lub z podziemnymi - zerknął ukradkiem na Leite. - Nie, im nie można ufać, ani im, ani Laro. Krasnoludy, to najlepsza i jedyna opcja. Szkoda, że dostali wpierdziel...
Podniósł wzrok na dowódcę oddziału. Czy wszystkie Tubylki przy władzy miały czerwone włosy? To moda jakaś, zwyczaj, czy po prostu wszystkie są potomkiniami jednych lędźwi? Zresztą jakie to ma znaczenie.
Kiedy tak siedział i szykował się by coś powiedzieć poczuł delikatny ruch skały pod sobą, a jego czuły słuch wychwycił coś jakby kruszącą się skałę. Zrozumiał. Wielki miś za nimi zaraz się uwolni i dopiero wtedy zacznie się zabawa.
Modlił się by był po ich stronie...
Chciał rzucić zaklęcie, zabrać ich stąd za pomocą potężnego podmuchu wiatru. Byłoby nieprzyjemnie i strasznie by huśtało, fakt, ale byliby poza zasięgiem niedźwiedzia. Nabrał mocy, rozłożył ją równomiernie po całym ciele, był gotów. Już otwierał usta by wyszeptać czar, kiedy ubiegł go Eri.
Eri, którego obecności niemal nie zauważał nagle się ożywił i walną takim czarem jakiego elf sam by się nie powstydził.
Na oczach maga wielka fala wody wypiętrzyła się ze stawu. Kilku Tubylców także spojrzało w tę stronę i podobnie jak elf oniemieli ze zdziwienia. Potęga wodnej góry, która nagle śród nich wyrosła była złowrogo hipnotyzująca, tłumiła nawet instynkt, który krzyczał w panice, wiedząc co zaraz się stanie.
Wszystko to trwało ledwie ułamki sekund.
Fala załamała się i z potwornym szumem runęła na salę. Stojący najbliżej zostali dosłownie zmieceni, a woda wciąż parła naprzód z nieodpartą siłą. Elidis zbyt późno uwiadomił sobie, że pędzi prosto na niego. Źrenice momentalnie mu się rozszerzyły. W ostatniej chwili nabrał wody w płuca i zakrył głowę.
Następnie uderzyła w niego fala.
Nie była aż tak silna, jak się spodziewał, lecz wciąż przesunęła go po posadzce i wyrzuciła w zgoła odmiennym miejscu. Jakimś cudem uniknął też zderza z czymkolwiek głową. Rozejrzał się lekko oszołomiony. Wciąż znajdował się przed misiem jednak w innym miejscu. Chwilę potem Eri kontynuował swoje zaklęcie i elf z przerażeniem poczuł, jak woda wokół niego gęstnieje i zmienia się w twardą skorupę lodu.
Nie miał czasu na reakcję. Został uwięziony, choć ręce i głowę miał, na szczęście, ponad taflą. Przez chwilę chciał się uwolnić za pomocą zaklęcia ciepła, szybko jednak porzucił ten pomysł. Bał się, że uwolni wrogów.
Zrobiło się zimno, tak cholernie zimno...
Niedźwiedź z niesamowitą jak na takie rozmiary gracją ruszył po lodzie i zatopił kły w Tubylcu.
Elfowi chciało się śmiać, dziko, opętańczo, strasznie, tak jak to on potrafił, ale obawiał się, że nie był to najlepszy moment, choć obiecał sobie, że po całym tym starciu będzie się śmiał długo, głośno i donośnie. To jest, jeżeli przeżyje...
Zobaczył jak niedźwiedź kieruje się na rudą Tubylkę.
Dobrze, ale pozwolę sobie zwiększyć twoje szanse...
- Vaku soru neratekada! - powiedział celując w kobietę dłonią, błysk wywołaj, formuj, potężna eksplozja białego światła widzialna tylko dla oczu kobiety.
Zamierzał poczekać, aż lód stopnieje, po czym przystawić srebrny nóż Szrapnela do gardła kobiety i w ten sposób szachować jej komando.
Teraz to oni będą musieli złożyć broń, albo ona zginie. Elf uśmiechnął się do swoich myśli. I tak zginie i reszta jej komanda też. Tubylcy to bezwzględni wrogowie nie znający litości, wiarołomcy. Nie można było ich zostawiać żywymi.
Zaczął szczękać zębami z zimna. Ile będzie trzymać ta przeklęta skorupa?

Sleith - 02-03-2015, 23:54

~~~~~~
~pytanka
1. Kto nade mną stoi(goblin/człek/Kodran)? I jakiej mniej więcej jest postury?
2. Jakim typem ostrza we mnie celuje(miecz/włócznia/cokolwiek)?
3. W którą część ciała celuje?
4. Jak daleko od ciała jest ostrze?
~~~~~~

Leite - 03-03-2015, 01:04

O dziwo, nikt mnie nie uderzył za komentarz. Rozesmialam sie cicho. Ciekawe, co zrobią. A wówczas wydarzyło sie wiele rzeczy na raz. Miś ruszył, Elidis znów krzyczał zaklęcie. Zatem na wszelki wypadek zamknęłam oczy, nie znam sie na magii, skąd mogę wiedziec, co rzucił. Przez co dziki szum i wielka, mokra fala na mojej głowie mnie zaskoczyły. Leżałam na plecach, przez co wlało mi sie troche do nosa i ust, zaczęłam zatem kaszleć. Przetarłam oczy a potem usiłowałam zachamowaniu rekami i nogami, gdyż fala mnie poniosła. Gdy sie uspokoiło i chciałam wstać, okazało sie, ze nie mogę, gdyż woda zmieniła sie w lód i trzymała moje ręce i nogi w mocnym uścisku, właściwie to byłam w pozycji półleżącej tyle ze ręce miałam wyprostowane i zamrożone do łokcia. Super.
Po chwili przekonałam sie ze większym problemem w tej sytuacji jest zimno niz unieruchomienie. Zaczęło dogłębnie mnie przenikać, przez co zaczęłam szczekać zębami. Oby to szybko zdjęli...usiłowałam rozejrzeć sie i zobaczyłam wolnego juz misia. Zjadł tubylca. Mam nadzieje ze mnie tak nie chce jeść...

Sleith - 03-03-2015, 01:34

Po nagłym wkroczeniu tubylców oraz goblinów. usiłował walczyć. Jednak pod ich liczebnością nie miał szans, tym bardziej, że jego bronią był ów czarny sztylet. Ze zdziwieniem zauważył, że broń dobrze się sprawuje, jednak nie zdołał zadać poważnych ran. Jednocześnie zauważył, że i tubylcy posługują się podobnym materiałem do budowy większości swojej broni. Walczył jak umiał najlepiej gdy nagle od tyłu został uderzony pałką....<"Znów...dlaczego ostatnio dostaję co chwila znienacka pałkami?... przynajmniej mnie nie ogłuszył...">
Następnie gobliny otoczyły go jedne wytrącił mu broń i gotowy do zadania ciosu ponownie stanął nad najemnikiem. Esu zdziwił się, gdy goblin położył nogę obok jego talji jednak nie próbował przytrzymać go nogą<"Sprytne zachowanie, ze względu na przewagę masy, wie, że mógłby takim posunięciem łatwo stracić równowagę. Nie spodziewałem sie takiej inteligencji po goblinach....za mało o nich wiem...w którejś ze świątyń na pewno będą mieli o nich więcej informacji.">
Starając się otrząsnąć po uderzeniu postanowił rozglądnąć się dookoła, nie do końca rozumiejąc wszelakie krzyki które dookoła słyszał. Jednak starał się to robić z największą uwagą starając się nie wzbudzić podejrzeń goblina.
Wtem zauważył falę...wielką falę która wyrosła z jeziora po czyimś krzyku...Eri, to musiał być on~ Chwilę później fala ruszyła, uderzając wszystkich po drodze. Gdy dotarła do leżącego, zauważył on, że goblin mimo swego sprytnego planu stracił pewność w nogach, dodatkowo fala ta rozproszyła jego uwagę. Samym leżącym lekko pchnęła w kierunku ściany. Esu postanowił wykorzystać moment i gdy fala zaczęła wracać, wracając razem z nią kopnął, lewą nogą, on goblina kolano od wewnętrznej strony. Ten próbował utrzymać równowagę, jednak cofająca się fala podcięła jego drugą nogę i padł on na najemnika. Opadając zamachnął się jeszcze usiłując go uderzyć. Jednak w tym momencie Esu kopnął prawą nogą w miejsce gdzie u człowieka powinny być żebra. To uderzenie całkowicie wybiło z równowagi atakującego, a ręka z jego bronią powróciła do jego ciała. Jedyną nadzieją była możliwość przechwycenia ów broni od goblina zanim ten upadnie. Co z resztą spróbował zrobić.

Bryn - 03-03-2015, 02:44

Po rozbrojeniu leżał, przyciśnięty do ziemi. Rana na żbrach piekła, ale nie było to nic, czego by jeszcze nie przeżył. Była to rana raczej niegroźna. Leżał i nasłuchiwał, oczekując dalszego rozwoju wypadków. I tak się stało. Najpierw usłyszał krzyk Eriego i szum wody. Potem poczul, co się stało, kiedy woda zalala. Krztusząc się, zobaczył, że wrogowie poprzewracali się i zostali rozproszeniu. Spróvował wykorzystać sytuację, sięgając po najbliższą leżącą obok broń, o ile taka była. W momencie, w którym próbował wstać, uslyszał kolejny krzyk i poczuł, jak jego nogi zostają uwięzione. Popatrzył się w ich stronę i zobaczył jaskinię skutą lodem, a wraz z nią jego nogi. Zobaczył, że niedźwiedź został uwolniony. Liczyl na to, że uda im się jeszcze z tego wyjść. Będąc unieruchomionym czekał na to, co się wydarzy.
Kodran - 03-03-2015, 18:41

Lecąc zamknął oczy. Domyślał się, że coś takiego może się stać. Oczywiście nie fali wody i lodu, w który uderzył, lecz ciosu otrzymanego nie od tubylca.Takie życie
Otworzył oczy i po chwili czuł już ból. Pomacał, i na szczęście wcześniejsza rana się nie otworzyła, ale było blisko. To jednak nie zmieniało tego, że był ranny. Muszę odczołgać się od lodu
Wyjął fiolkę oraz kawałek rzemienia z kieszeni i zacisnął na nim zęby. Wylał na ranę jedną dawkę eliksiru zasklepienia rany. Przeczekał aż rana się zasklepi i zaczął szybko czołgać się w stronę nie pokrytego lodem podłoża.

Nem - 03-03-2015, 18:59

Zamroczyło ją. Przed chwilą stała… teraz leżała na ziemi, a z jej nosa skapywała krew. Momentalnie zrobiło jej się zimno. Podniosła się lekko i zobaczyła, że jest mokra, jej tunika częściowo zamarzła, a obok niej znajduje się tafla lodu na pół jaskini. Złapała róg sukienki, na którym było trochę lodu i przytknęła do nosa. Wiedziała, że nie da rady się teraz podnieść, bo błędnik jej na to zwyczajnie nie pozwoli. Podpierając się jedną ręką o podłogę zaczęła pełznąć w stronę rannego Cadana. Gdy była już koło niego puściła swoją tunikę i sprawdziła, czy rana jest czysta.
Następnie:

a) jeśli na rogu tuniki, który miała przy nosie nie było zbyt dużo krwi wyleczyła Cadana zaklęciem eraldaceta muthu indargari - życie, skoncentruj, wzmocnij.

b) jeśli na tunice było dużo krwi, złapała jakiś kawałek materiału (jeśli miała jeszcze bandaże to bandaż) i przycisnęła do rany.

Szamalchemik - 03-03-2015, 19:15

Jako osoba która, choćby w małym stopniu, rozpoznawała pierwiastki wody, szybko zorientował się, co za chwilę się stanie. Stał dość daleko zarówno od jeziorka, jak i tubylców. Tafla lodu przykryła jego nogi tylko do ok. wysokości kostki. Rozłupał toporkiem pokrywę lodu i ruszył w kierunku Rudej. To znaczy ruszył i daleko nie zaszedł, bo poślizgnął się na lodowej tafli i poleciał do tyłu. Zmroczyło go na chwilę, ale nie było to nic w porównaniu z obalaniem kieliszków w Kwaterze, więc ostrożnie wstał, już jakieś dwa metry bliżej bajorka. Następnie już ostrożniej postarał się przedostać wgłąb pomieszczenia, świadom, że zaraz nadejdzie odwilż.
Szrapnel - 03-03-2015, 19:51

Wszyscy zdążyli się odwrócić a ich plecy oświetlił bardzo jasny błysk. Granat oślepiający, był tego pewny. Popatrzył na żołnierzy. Z oddali dobiegały krzyki i szczęk broni oraz głośny szum wody.
-Mam małą sugestię - zaczął -Chyba wypadałoby dołączyć do naszych kompanów, ale do tego musimy stąd bezpiecznie wyjść.
Zajrzał do tunelu i starał się policzyć wrogów na drugim końcu.
-Przy wyjściu stoi trzech, może czterech tubylców. Proponuję się jakoś ustawić, wyjść i spuścić im manto, ale musimy być gotowi, żeby zasłonić oczy i odwrócić się od następnego możliwego granatu.
Popatrzył na jednego z nich, wciąż trzymał kawał mięsa wija.
-Ależ zostaw to na Modwita! No chyba, że zamierzasz użyć tego zamiast tarczy.
Dał znak, żeby się ruszyli. Ich dowódcę chyba zaraz szlag trafi. Jestem trzecią osobą, która im rozkazuje.

Aver - 03-03-2015, 23:36

Oparła się ciężko o ścianę, ściskając zaimprowizowany szpikulec tak mocno, że pobielały jej kostki na i tak bladych dłoniach.
Była słaba. Bardzo słaba. Na zaklęcia nie było co liczyć.
Poczuła dotknięcie znanego jej ciepła na ręce. Chwyciła i ścisnęła lekko dłoń narzeczonego. Palcami dokładnie wyczuwała źle gojące się rany i otarcia po ich pierwszym, nieszczęśliwym starciu z wijem. Westchnęła w duchu. Blizny pozostaną, zarówno te fizyczne jak i psychiczne...
Nagle przyjazna dłoń na moment splotła z jej dłonią palce, ścisnęła nieco mocniej i znikła.
Kątem oka zerknęła na Eriego. Mięśnie szczęki narzeczonego były napięte, a intensywnie niebieskie oczy wpatrywały się w przestrzeń, jakby coś kalkulując.
Znała tę minę.
Eri wyciągnął dłonie przed siebie i zaczął inkantację.
Nie protestowała.
Wpatrywała się z niemym zachwytem w opalizujące na niebiesko krople materializującej się fali. To było to piękno, o którym zawsze mówił z uwielbieniem w głosie, a które w następnej sekundzie zmiotło ludzi z podłogi.
Odwróciła się, lecz Eriego już przy niej nie było. Wspiął się na gzyms i inkantował dalej, gwałtownie zamieniając powracającą falę w lodowe więzienie.
Wiedziała, że to nie jest trwałe wyjście.
Spojrzała na trzymaną w dłoni zaimprowizowaną broń i dziwna myśl przyszła jej do głowy.
Czy ja naprawdę chcę kogoś zabić?...
- Bardzo śmieszne, Emi - warknęła sama do siebie. Odetchnęła.
A czas mijał.
Miała nadzieję, że Eri widząc, co robi, ostrzeże resztę przed ewentualnym cofaniem się.
Uklękła na zimnym i mokrym podłożu, przymknęła oczy. Skupiła rozchwiane myśli, wyciszyła umysł, stając się podobną jej żywiołowi. Wąską strużką Magii utworzyła krąg wokół siebie, o średnicy mniej więcej metra, wyszeptała słowa zamknięcia. Sięgnęła szóstym zmysłem wgłąb skał, 'dotknęła' Mocy w nich zawartej i mentalnie 'pociągnęła' za nią słowami pobrania, wyciągając kilka wstęg i zatrzymując je w swoich dłoniach. Otworzyła oczy i namierzyła stojących w pobliżu tubylców. Czuła, jak Moc mrowi w koniuszkach palców, jak rwie się na wolność.
Nie wolno było czekać.
Do odwilży zostało może kilka sekund.
Kamienna Pani, pomóż mi i moim drżącym dłoniom... Pokieruj moimi ruchami i ruchami Wielości, niech zniszczy ona tych, którzy czynią źle na Twym łonie...
Obok leżał szpikulec, a wokół niego kilka mniejszych skałek. Wzięła jedną z nich i szeptem rozpoczęła inkantację.
- Harria neratekada - przelała część mocy zgromadzonej w dłoni do kamyczka, wyobrażając sobie jak formuje się na kształt grotu strzały, po czym rzuciła nim krótkim, oszczędnym ruchem w stronę najbliższego tubylca, starając się nie trafić przy okazji żadnego ze swoich - eder! - ostatnie słowo miało przyspieszyć pocisk na tyle, by ten wbił się boleśnie w ciało.
Nie patrząc na efekt to samo powtórzyła jeszcze trzy razy, celując do reszty stojących przy nich wrogów. Po drugim razie jednak była zmuszona pobrać nieco energii, gdyż zaklęcie, choć krótkie, tą metodą i tak było wymagające.
Nie wiedziała, jak długo będzie w stanie tak czarować. Profesorowie ostrzegali przed tym rodzajem magii rytualnej, lecz teraz było to jedyne, co mogła zrobić.
Najwyżej będą mnie potem nieść.
O ile przeżyjemy.
Dobra Avgrunn, błagam cię...




/Kamień uformuj - rzuć. Powystrzelajmy tubylczych c: aha, no i może oczywiste, ale wolę napisać - jeśli Emilia nie widzi któregoś wroga, bo np. stoi na drodze Nat, to w niego nie celuje D: /

Indiana - 04-03-2015, 01:24

Kilka sekund zdążyło wywrócić sytuację w jaskini do góry nogami. Przewaga przeciwnika nie była już tak miażdżąca.
Mimowolnie zaczęła się śmiać, choć była zła na siebie za tę przedwczesną kapitulację. Cholera, zaufania więcej we własną szczęśliwą gwiazdę! Moją, albo ich, zaśmiała się w myślach, patrząc na tę porąbaną bandę...
Szybki ogląd sytuacji.
Przed sobą dwóch, tuż przy leżącym bezwładnie Keithenie. Nat jest obok, to pestka. Dalej trzech, uwięzionych lodem, jeśli usunąć tych dwóch, to kolejnych przynajmniej przyblokujemy.
Dalej dwóch kolejnych w lodzie, szarpią się, nie są nawet ranieni. Ale naprzeciwko mają tę elfkę, kiedy lód puści, powinna sobie z nimi poradzić. Dalej... Lothel..
JASNY SZLAG!!!
- Stój!!! - wrzasnęła przekrzykując harmider, zwiadowca opuścił miecz, wzniesiony do dobijającego ciosu - On jest z nami! - dokończyła, widząc, jak Kodran sprawnie odsuwa się od zagrożenia, opatrując ranę. Niech cię cholera, imperialisto! Pomyślała i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Mamy więcej atutów, niż na to wyglądało. Lothel zostawił Kordana, tym samym mógł dać wsparcie Sefii, a ponieważ nie był uwięziony w lodowym zaklęciu, zdążył dobić tubylca, którego wcześniej obalił ciosem w kolano Kodran i skoczył zwinnie na lodową taflę. Dalej dwóch, ale tam jest Elidis, ysgard i ... Convolve na niedźwiedziu...?
Więcej czasu nie było, bo tych dwóch najbliżej skoczyło w kierunku Emilii, oczywiście w kierunku Emilii, próbując wyminąć ją i Nata.
Gwardzista, który sekundę wcześniej wykończył tubylca, którego pod nogi rzucił mu Lothel, uchylił się przed zamachem buzdygana, który mu świstnął nad głową, ale ten wojownik to nie był byle kmiot, zamiast polecieć ciałem w ślad za ciężarem swojej broni, zamłynkował za lewym ramieniem i z wywiniętego nadgarstka grzmotnął Styryjczyka w prawy bark. Rapier doszedł celu, ale ześlizgnął się po ochraniaczu. Tubylec zamachnął się jeszcze raz, tym razem trafiłby niechybnie.
Nad ramieniem Ylvy świstnął pocisk.
Gdyby nie to, że wywijający wokół niej obsydianowy miecz nie pozwalał jej na to, odwróciłaby się ze zdziwieniem. Ten, który walczył z Nathanielem, padł z wbitym w czoło skalnym odłamkiem.
Kocham cię, Emilio! pomyślała, a przeciwnik uznał, że kobieta, z którą walczy, musi być szalona, że się śmieje, gdy jest tak blisko śmierci. Chcąc oczyścić magiczce drogę dla kolejnych pocisków, zrobiła coś, czego nigdy nie robiła. Choć nie była delikatnej budowy, większość przeciwników w walce była cięższa lub dużo cięższa, wchodzenie w zwarcie to nie był nigdy dobry pomysł. Ale teraz było warto.
Obniżyła pozycję, wpadła w przeciwnika barkiem, gwałtownie skracając dystans tak, by nie oberwać ciężkim ostrzem. niesiona własnym rozpędem prześlizgnęła się po biodrze wojownika, oplatając go odwróconym ramieniem za szyję. Uderzyli w lód z chrupnięciem, Ylva niemalże odbiła się od podłoża i zanim tamten się zorientował, oplotła go nogami, dociskając dźwignię na szyi. Gdy zwiotczał jej w rękach, wpakowała mu nóż myśliwski w podgardle.

Nad głową walczących świstnął kolejny pocisk i jeden z uwięzionych w lodzie umarł, zanim zdążył wrzasnąć. Tego na samej krawędzi lodowej tafli, z uwięzioną tylko jedną nogą, zabił Nathaniel.

Ylva podniosła się nad ciałem zabitego tubylca i zobaczyła obraz apokalipsy.
Convolve, przyplaszczona kurczowo do niedźwiedziego futra krzyczała coś, niedźwiedź ryczał. Coś błysnęło, co zapewne było Elidisem, wrzasnęła też rudowłosa przywódczyni tubylców, szarpiąc uwięzione w lodzie stopy. Doskoczył do niej jeden z goblinów, usiłując zasłonić przed szarżującym voghernem, w rezultacie ten po dwóch sekundach wypluł jego zmiażdżone zwołki.
Ysgard, który uwolnił się z lodu, rozbijając go toporem, miał przeciw sobie aż pięciu, jednak skupiali się głównie na wylocie tunelu.
TUnel! Wergundowie i Szrapnel, pięć sprawnych mieczy w sprawnych rękach!
Atakujcie! pomyślała. Atakujcie, do cholery! DObiec tam i pomóc krasnalowi nie było szans, nie przez lodową taflę.
Z trzech goblinów, którzy trzymali Merrena, został tylko jeden, jeden nie żył, trzeci próbował zaatakować niedźwiedzia. Styryjczyk, chwilowo pozbawiony broni, zrobił mniej więcej to, co Ylva chwilę wcześniej - rzucił się z rękami na zielonoskórego wojownika. Wariat, pomyślała, ale obok jest Esu i Kodran, pomóżcie mu... GOblin to nie człowiek, to zbyt poważny przeciwnik do walki wręcz!
Rozległ się kolejny świst i goblin, szamoczący się z Merrenem spłynął bezwładnie na ziemię.
Emilia, kocham cię jeszcze bardziej...

Zaklęcie puściło.
Z cichym westchnieniem woda uwolniona z okowów łagodnie opadła, błyskając taflą, po czym w przeciągu kilku sekund spłynęła grawitacyjnie do bajorka. Mało kto zwrócił uwagę na gromadę bąbelków, które zabulgotały cicho, po czym zmieniły się w kłąb białego dymu.
Ylva zerwała się do ataku, widząc, że kolejny tubylec, ten przy samym brzegu, wstaje na nogi. Był ranny, dopadła go zanim zdążył podnieść broń. Lothel i Nathaniel ruszyli także, ale Sefii była szybsza, dopadając dwóch, stojących przed nią. Zerwał się też Cadan, w rezulacie szybko zyskali przewagę w tym rejonie. Tym bardziej, że obydwaj wojownicy tubylców na chwilę przed ciosem opuścili broń, osuwając się na ziemię. Na ziemi wylądował także Nat.
Ylva rzuciła się więc w kierunku Elidisa i Ysgarda i w ostatniej chwili uskoczyła przed lecącym w jej stronę ciałem rudej wojowniczki. Niedźwiedź, zgodnie z intencją Con, pochwycił ją, ale juz poza tą intencją zacisnął szczęki, łamiąc kości i rwąc ścięga. Wtedy wdał się w to ów goblin, ostatni, który został z tamtej strony. Cios maczugi zabolał, misio puścił ofiarę, która poturlała się i zatrzymała na brzegu jeziorka.
Misio zajął się goblinem. Dwóch w pełni sprawnych tubylców za to miał przeciw sobie Elidis, a że zignorował ich zupełnie, skupiony na pochwyceniu rudej, to nie zdążył się uchylić przed włócznią, ciśniętą z mocnego wypadu. Ładny, lśniący grot z wulkanicznego szkła, które dobrze by wyglądało na kominku, przeszył mu na wylot prawy bark tuż poniżej obojczyka, ułamał się i tam pozostał.
Drugi z tych tubylców zakończyłby życie elfiego mistrza polityki, gdyby nie nóż Lothela, który niechybnie doszedł celu. Siła grawitacji buzdygan spadł na nogę elfa, nie robiąc specjalnej krzywdy poza pękniętą kością piszczelową.

Ylva zamierzała dopaść do tej piątki, od której opędzał się Ysgard, w biegu zdążyła jeszcze wrzasnąć:
- Szrapnel, uderzajcie!!!
Po czym zanim minęła tych dwóch przy Elidisie, długim ślizgiem padła na mokre kamienie posadzki. Ostatnią myślą było "Kodran, co ty, do kurczę nędzy, rzuciłeś w tej flaszce...???"

Tymczasem błękitna poświata wokół was zaczęła powoli przybierać fioletowy odcień. Wszyscy bez wyjątku odczuli zimno, ale ci, których chwilę wcześniej ogarnęła fala, odczuli je bardziej.
Walczy jeszcze pięciu wojowników - 4 ludzi i goblin. Ten ostatni zdążył cisnąć jeszcze raz błyskowym granatem w tunel, ale nikogo nie sięgnął.
Oprócz nich pozostali napastnicy nie są zdolni do walki.

/Zakończcie walkę. Ogarnijcie rannych i zabitych, i ewentualnych jeńców. Zareagujcie na zmieniające się warunki. /

Leite - 04-03-2015, 01:48

Lód pościł. Jak dobrze. Natychmiast zerwałam sie, by sie rozgrzać i zabić wrogów. Gdy mi sie to udało, poczułam straszny chłód. Trzeba znaleść ogien, wysuszyć ciuchy. Zamiast tegopodeszłam do rudej, leżącej przy brzegu jeziorka. Jeśli jeszcze żyje, wiąże jej ręce za plecami i przeciągam w bardziej przystępne miejsce, mając nadzieje, ze z resztą wrogów poradzą sobie inni. Po drodze minęłam elfa. Prawie mi go zal, krwawi, chodzić nie moze...Odlozywszy rudą pod ścianę, oglądam Agata. Następnie pokazuje uzdrowicielce, jeżeli Agat zyje, ze potrzebuje pomocy zaraz po Elidisie. Potem wiąże następnych jeńcow, skręcając w sznurki kawałki ich własnego ubrania. Wysiłek mnie rozgrzał, zatem wycisnęłam z moich rzeczy tyle wody, ile sie da, a potem napiłam sie z jeziorka. Wreszcie...ile mozna nie pic?
Rozejrzawszy sie, stwierdziłam, ze większość jest ogarnięta. Ta cała Emilia całkiem spoko magię ma...Podeszłam do Ylvy.
-Wy...idziecie do Reshi, tak? - Patrzę na nią nieruchomo i gorączkowo mysle. Wreszcie podejmuje decyzje. Jedną z najtrudniejszych. -Nie jestem...dobra, ze mówiłaś zabić...to znaczy, nie jestem...wesoła...ze kazałaś?...kazałaś ich zabić. Był tam brat, moj. Nie ma nic złego..bardziej okropnego od tego dla nas, elfów, moja rasa. Ale gdyby nie wy, ja bym zabita. Chce..sojusz? Tak sie to nazywa? Do czasu, gdy spotkamy Reshi. On zapłaci. Jego wina mocno bardziej. Wy szliscie za nami bo kartki... Pieczęć tez ale kartki bardziej. Reshi miał kartki. Chcę jego krwi i bólu. Nadal cie nie lubie i mam ochotę uderzyć, ale sojusz?... sojusz potrzebny. Jestem to winna. Bo pomoc. Nie atakuje cie w trakcie. Potem pójdę...i nie chce cie wiecej spotkać. Dobra?
Czekam cierpliwie na odpowiedz. Jak mnie zabije to tylko teraz.

Szrapnel - 04-03-2015, 01:57

Posuwali się niepewnie na przód nie wiedząc czy nadleci kolejny granat czy nie. Odgłosy walki zaczęły przycichać. Styryjczycy z elfami i Ysgardem musieli sobie świetnie poradzić. Tak, przynajmniej myślał, do momentu w którym usłyszał krzyk Ylvy. Ruszył sprintem do przodu. Za załomem wybuchł jeszcze jeden granat, ale nic mu nie zrobił. Gdy wybierał z przejścia zobaczył miejsce pogromu a potem 5 wrogów wciąż gotowych do walki. Nie zatrzymując się dobiegł do pierwszego z nich odtrącił jego broń za pomocą swojej i kopnął go w środek piersi tym samym wywracając go. Kątem oka zauważył, że Wergundowie też zaczęli już walczyć, więc wykorzystał to i wpakował miecz między łopatki jednego z wrogów, którym byli zajęci. Tubylec kopnięty na samym początku zaczął się podnosić więc najemnik zrobił dwa kroki w jego stronę i uderzył na odlew ostrzem w jego twarz. Żołnierze dokończyli dzieła.
Szrapnel uśmiechnął się zakłopotany ogarniając pobojowisko.
-Chyba się trochę spóźniliśmy. Wybaczcie, te granaty są dosyć irytujące. - zaczął się tłumaczyć - W czym jeszcze trzebaaa... - tutaj lekko się zawiesił widząc Powój dosiadającą ogromnego stwora.

Kodran - 04-03-2015, 02:24

Kiedy lód puścił wstał i zobaczył ostatnich tubylców stojących na nogach. Sprintem pobiegł w ich stronę z wciąż zakryte twarzą. Miecz zostawił w pochwie, wyciągnął finkę. Tubylec zauważył go kątem oka ale za późno się odwrócił i w następnej chwili leżał na ziemi. Jedną ręką zablokował rękę w której przeciwnik miał broń a drugą dźgał go błyskawicznie finkę tak długo aż przestał się ruszać. Popatrzył na zmasakrowane ciało i poczuł nudności. Udało mu się jednak nie zwymiotować i wstał. Dopiero teraz poczuł że jest zimno. Ruszył sprawdzać czy któryś z napastników przeżył. Jeżeli takich znajdzie to związuje ich rzemieniem lub kawałkiem ich ubrania. Szukał też jakiegoś niczyjego płaszcza którym mógłby się okryć.
Indiana - 04-03-2015, 02:42

Dym paraliżujący, podobnie jak większość różnej maści neurotoksyn, działa dość silnie, ale pod warunkiem zaaplikowania odpowiedniej ilości. Przebiegając przez rejon, gdzie Kodran rzucił granat alchemiczny, zdążyła załapać tego trochę w płuca, dość żeby wyłączyło ją przynajmniej na kilka minut. I to było o kilka minut za dużo.
Nie spodziewała się tu podziemnej, ale już kiedy dostrzegła jej buty, gdy tamta szła w kierunku rudej, wiedziała, że jest problem. Szarpnęła się, próbując przełamać paraliż, ale nic z tego nie wyszło. Miecz leżał tuż obok dłoni, ale wystarczy jedno kopnięcie.
Psiakrew.
Jasny szlag.
No kur**, po tym wszystkim, nie w ten sposób!
Miecz, sięgnąć... się...gnąć... do... miecza....
Za późno...
Słuchała słów podziemnej jednym uchem, z wszystkich sił próbując przełamać paraliż. Powoli pękał. impulsy powoli zaczynały wędrować przez nitki połączeń nerwowych. Dłoń powoli przesunęła się do rękojeści, ale nie ruszyła dalej. Czekała nieruchomo aż ciało odzyska pełną sprawność, a elfka straci skupienie, rozproszy się.
Spodziewając się ciosu, przetoczyła się w bok, zerwała do przyklęku i wyprowadziła nisko idący cios z odwróconego nadgarstka w kierunku wewnętrznej strony uda przeciwniczki. Ale zatrzymała ostrze.
- Nie kazałam ich zabić. Dałam twojemu bratu szansę na dobrą śmierć, czego mało nie przypłaciłam śmiercią z jego ręki. Dałam się omamić, zaufałam niewłaściwym ludziom, tak jak wy. Zechcesz, to po wszystkim wyjaśnisz mi to za pomocą ostrza. Póki nie dorwiemy zdrajców... Niech będzie, sojusz. Nie podniosę na ciebie ostrza.

... chyba upadłaś na głowę, pomyślała. Nigdy nie byłaś dobra w szermierce, ta podziemna położy cię w pół minuty, idiotko. Trudno. Za błędy się płaci.

Powój - 04-03-2015, 03:50

Nagle wszystko zastygło. Zwierzę położyło po sobie uszy wydając z siebie niezrozumiany dla reszty pomruk. Zrozumiała. Jej dłonie poluźniły ucisk na futrze. Wyczuwała jego myśli, jego uczucia, potrzeby.
Bracie.
Więź. Zrozumiała dla nich. Nie władała nim. Wskazywała ścieżkę. Obronili teren. Obronili te nowe ciekawe stworzenia. Obronili co było trzeba obronić.
Spokój.
Nagłe, przytłaczające poczucie bezpieczeństwa. Zwierzę zamruczało znów, chociaż bardziej to przypominało charkot, zrozumiała. Przyłożyła dłonie do jego karku skupiając się na energii zamkniętej w tym wielkim ciele. W tym samym momencie łapy zgięły się a cielsko opadło do ziemi patrząc podejrzliwie na pozostałych. Pozwoliła by ciepło popłynęło jej dłońmi. Stwór rozumiał jej wyczerpanie, wraz z nim broniła jego terenu. Zasłużyła na siłę.
Siła jaką dawało życie wniknęła w głąb jej ciała. Czuła ciepło zagnieżdża się w jej trzewiach wyganiając niepewność. Zmęczone mięśnie przestają drżeć a ciało rozpoczyna powolną regenerację. Pusty żołądek przestał wyć w spazmatycznych atakach.
Kolejny pomruk. I myśl która ją rozbawiła na tyle, że parsknęła krótkim śmiechem.
- Nie bracie. Nie będę jeść goblinów. Ale ty się częstuj do woli. – Odparła otwierając oczy. Dziwnie było znów spoglądać na świat w ten sposób. W dodatku z grzbietu stworzenia.
Wdzięczność.
Zsunęła się po jego boku dziękując myślami za to, ze się położył tak by bezpiecznie mogła znaleźć się na ziemi. Z dłonią zanurzoną wciąż pośród futra posłała kolejną myśl w głąb jego ogromnego cielska tak by dopadła do jego myśli.
Bezpieczeństwo.

Ogarnął ją obraz pobojowiska. Krew spływała powolnie w stronę jeziorka tworząc krwawe jęzory pośród kamieni. I wtedy dotarła do niej świadomość tego jak wiele się stało przez ten krótki moment gdy scaliła swój umysł ze zwierzęcym. Dostrzegła leżącą i już związaną rudą. I Elidisa trzymającego się kurczowo za prawe ramie w którym tkwiła broń i nieprzytomny Keithen lezący wśród kamieni. Chciało jej się przeklinać, ale nie miała na to czasu.
- Nem! Powstrzymaj krwotok u tej kobiety tak długo jak dasz radę. – Poderwała się z kamieni w stronę leżącego stytyjczyka. – Elidis ani mi się waż wyciągać ostrze. Zostaw je gdzie jest bo ranę otworzysz! –Rzuciła za siebie dopadając nieprzytomnego.

Wypuściła myślową sondę kontrolując jakich ran doznał. Jeśli miała doprowadzić do stanu używalności pojmaną rudą to musiała działać ostrożnie. Jego twarzą zajmie się później, musiała powstrzymać krwotok wewnętrzny spowodowany pękniętą śledzioną a potem ruszy dalej.
Zaczerpnęła mocy na tyle by zmusić rozerwaną tkankę do zregenerowania. Ból przekierowywała na siebie, lewy bok płonął gdy leczyła mężczyznę. Powstrzymując to co najgroźniejsze rzuciła tylko w głąb jego umysłu myśl.
Spróbuj umrzeć a na Tavar, obiecuje, że wskrzeszę Cię i zabije własnoręcznie Keithen.

Następnie wstała od jego ciała ruszając do rudowłosej kobiety. Po drodze zgarnęła od Ysgarda świeczkę którą wcześniej zapalił.
Uzdrowicielka z którą przyszło jej pracować rozwiązała więzy którymi spętano ramiona kobiety. Con uśmiechnęła się widząc to. Najwyraźniej Pethabanka znała się na swym zajęciu. I dobrze. To było im teraz potrzebne jak jasna cholera.
- Torba. – Bez zbędnych słów poleciła dziewczynie. – Najpierw niebieska butelka, zagęszczenie krwi. Zmuś ją żeby wypiła. – Specjalnie wyjaśniała co ma na myśli. – Tylko połowę. – Wzięła głębszy wdech patrząc na działania magiczki. – Dobra. Nastawiamy jej kości. Szybko. Jeśli wyczujesz gdzieś odpryski kostne, wytnij. Liczy się czas. Nie zszywaj nawet ran. – Wyciągnęła zza paska nóż i położyła go sobie na kolanach.
Spojrzała w twarz kobiety która wydała najprawdopodobniej rozkaz do ataku. Doceń to, że cię ratuje. Spojrzała na położoną przed siebie świeczkę.
- Pani, błagam Cię byś udzieliła mi mocy bym uleczyła tą kobietę. Rozumiem, że jest ona naszym wrogiem i dąży ona do krzywdy nie tylko naszej lecz i twojej. Lecz potrzebujemy jej żywej by zniszczyć tych którzy ją tu przysłali. Pozwól więc by moja siła na nią wpłynęła. By nie oszalała z bólu, by mogła iść. W myśli mej jest to, by ciało miała żywe lecz duch jej pozostać winien uśpiony. Nie przejmę jej bólu gdyż będzie on zbytnim ciężarem, a nie obciążę też nikogo zbędnym cierpieniem. Muszę pomóc jeszcze innym, którzy służą w twym imieniu lecz do tego potrzeba sił. Pomóż mi pani. – Skupiała wzrok na płomieniu. – Tak jak ja pomagam znieść innym cierpienie, teraz proszę byś ty wsparła mnie w tej godzinie.
Zamknęła oczy czując ruch gdzieś w głębi umysłu. A następnie pochyliła się nad kobietą. Szarpnęła najpierw jej ramieniem układając w odpowiedniej pozycji. Potem przesunęła dłońmi wzdłuż wyszukując kostnych odłamków, te które znalazła – wycinała. Potem nastawiła bark. Kolejno ułożyła odpowiednio żebra i obojczyki. Następnie nogi, miednica. Z kręgosłupem było najtrudniej, w końcu wraz z Nem sprawdziły po raz ostatni czy nie pozostawiły jakiś kostnych odłamków mogących zaszkodzić dalszemu leczeniu. Wytarła krew rudowłosej we własne spodnie i ponownie wskazała na torbę.
- Teraz regeneracja. Szary płyn. Daj jej całość. Ja wzmocnię efekt na tyle, na ile będę mogła. Potem zajmij się Elidisem. – Zaczekała aż dziewczyna znów wmusi eliksir w ich pacjentkę i położyła dłonie na jej ciele.
- Bogini. Pomóż mi.
I wnikał w głąb jej układu nerwowego. Szkody jakie poczynił zwierz były ogromne. Jednak musiała działać, nie mieli czasu.
Zajęła się tkanką płucną uszkodzoną przez pęknięte i przestawione żebra, następnie złączyła kości delikatną tkanką kostną. Następnie kolejne organy wewnętrzne. W jej głowie istniały tylko układy które należało scalić, połączyć, odbudować. I energia którą do tego zużywała. Eliksiry pomagały, jednak nie były wykonać wszystkiego. Czuła też siłę, oparcie jakie stanowiła dla niej Bogini.
Ustabilizowała naruszone kręgi, odbudowała nici rdzenia kręgowego. Zasklepiła rany stworzone przez ich ostrza na jej skórze. Rudowłosa obca była teraz delikatna niczym lalka. Jednak regeneracja wzmocni to czego ona dokonała, będą w stanie ją nieść bez obaw, że zginie od błędnego ruchu.
Wycofała macki mocy i wstała.

Ruch być może okazał się być zbyt szybki, a może zbytnio nadwyrężyła własne siły. Zatoczyła się widząc przed oczami tańczące mroczki, krew popłynęła z jej nosa. Niedźwiedź patrzył w jej kierunku, sapnął niespokojnie patrząc jak jego część traci siły. Ale nie ruszył wciąż trwając przy nadgryzionym kawałkiem goblina. Podczas gdy ona leczyła złe o ognistych włosach, on się pożywił. Kilkukrotnie podszedł niebezpiecznie blisko ciekawych obcych by poznać ich zapach. Widząc ich nieufność w końcu legł obok rozpoczętego posiłku, musiał uzupełnić własną energię skoro jego część energię przyjęła. Teraz zaś patrzył jak część wędruje do leżącego na ziemi mężczyzny. Wiedział co czuje część. Widział to wcześniej w ich umyśle gdy zawahała się przed atakiem. Ale milczał. To część decydowała.

Nie ścierając nawet juch podeszła do Styryjczyka leżącego pośród kamieni. I znów wysłała swe myśli by skontrolować jak jego stan się zmienił. Śledziona zdawała się być w lepszym stanie niż kilka minut temu. Obawiała się jednak o pęknięcie niszczące strukturę czaszki. Żebra w stosunku do pozostałych obrażeń były prawie nic nieznaczące.
Wróciła na powrót we własny umysł i najpierw ułożyła złamane żebra pod odpowiednim kątem tak by ich ułożenie zgadzało się. Nie wyczuła wyraźnych odprysków. Następnie zajęła się twarzą nieprzytomnego. Nastawiła nos by zrósł się chociaż w ułamku tak jak powinien, przeczuwała jednak, że to nie pierwszyzna dla niego mieć złamany nos. Coś jej się zdawało, że jako młokos był typem skorym do bójek z kolegami. Potem wyciągnęła odpryski kości które znajdowały się w rozbitej kości policzkowej. Pęknięcie biegło częściowo przez szczękę, naruszało też wcześniej wspomnianą kość policzkową. Poprawiła ułożenie obu i sięgnęła po moc.
Ból uderzył w nią jak grom. Nie miała sił by go blokować. Poprzez trawiący ją płomień zmusiła energię własnego ciała do przeniesienia się. Czuła odbudowujące się tkanki pod swymi palcami. Formowała je na wzór odnaleziony w umyśle, tak jak u Cadana. Tyle, że twarz Styryjczyka sprzed wypadku pamiętała bardzo dokładnie.
Trudność polegała na tym, że w normalnych warunkach Keithenowi zaaplikowano by magiczną kurację i następnie zalecono długie leczenie w którymś ze szpitali. Oni nie mieli na to czasu.
Jak oprzytomniejesz to ani mi się waż dzielić ze mną energią.
Zmusiła więc tkanki do czegoś, czego nawet u rudowłosego więźnia nie dokonała. Nie dość, ze wytworzyła wzór tkanki w to jeszcze rozkazywała jej się wzmocnić. Czuła jak energia ucieka jej niczym piasek pomiędzy palcami. Niedźwiedź podzielił się z nią częścią tego co mógł. Bogini też była gdzieś na skraju jej mocy. Jednak czuła, że zaraz zemdleje. A jeszcze Agat który dostał włócznią. Nie, nie mogła. Musiała wytrzymać.
I wytrzymała. Odsunęła się od mężczyzny patrząc na swoje dzieło. Nie tylko kości ułożyły się w odpowiedni sposób i zregenerowały. Chrząstka nosa też zdawała się wyglądać całkiem nieźle, a twarz towarzysza pokrywały sine ślady. Przesunęła ręką po żebra. Nie ruszały się nieproszone.

Wstała postępując kilka kroków.
Zawahała się spoglądając na kamienie. Jej nogi ugięły się pod ciężarem i uderzyła o ziemię, mroczki znów zatańczyły jej przed oczami. Jednak teraz ciemność niepokojąco zgarniała również tą część jej widzenia która była na rogach.
Nie teraz. Jeszcze ten co dostał włócznią…
Poczuła we własnych ustach krew i wraz z tą świadomością opadła na kamienie bokiem uderzając w nie twardo.
Niedźwiedź spojrzał na nią z wyrzutem. Część źle wybrała. Ale to była inna część. Chociaż część jedności. Zwierzęce spojrzenie skupiło się na pozostałych zebranych. Czerwone ślepia nic wam nie mówiły lecz gdy sapnął zaniepokojony czuliście się, jakby do was mówił.
Zajmijcie się częścią, na co czekacie. Część potrzebuje pomocy.

Sleith - 04-03-2015, 15:29

Upadający goblin trzymał kurczowo pałkę do chwili poprzedzającej upadek; rozluźnił wtedy chwyt,a Esu wyrwał mu buzdygan i wyprowadził kopnięcie prawą nogą. Goblin leżąc już zauważył poruszającą się w jego stronę nogę i zasłonił się własnymi. To go zgubiło, zajmując się kopniakiem, nie zauważył, że Esu, wyprowadzając kopnięcie, posłał lewą rękę nad głowę. Teraz buzdygan opadł goblinowi na głowę i ogłuszył goblina, który złapał się za nią. Esu wstał odpychając się od mokrej ziemi uzbrojoną ręką. Następnie raz jeszcze kopnął goblina, a uznając, że nie należy się pastwić nad pokonanymi dokończył jego żywot uderzając ponownie, z całej siły, buzdyganem w łeb. Czaszka zniszczała jak skorupka jajka i mózg zabitego powoli się wylewał. Najemnik przyzwyczajony do widoku wielu rozmaitych ran, po raz pierwszy zobaczył coś takiego. Jego żołądek nie wytrzymał i obok wylewającego się mózgu wylądował płyn trawienny. <"Muszę coś zjeść.... ale kanibalizm to nie jest dobre wyjście ~">
Rozejrzał się wokoło i zauważył, ze cała grupa poradziła sobie z tubylcami, ostatni właśnie ginęli z rąk Wergundów i Szraplena. Ucieszył się na ten widok, bo myślał, że Oni także zostali pojmani. A Powoli opadająca mgiełka po granacie alchemicznym odsłoniła resztę sali. Zobaczył jak Nem i Con zajmują się rannymi. Popatrzył wtedy na swoją prawą rękę i zauważył, że spuchła... <"Jak każde złamanie po walce~ Potrzebuję szybko ją nastawić i usztywnić... chyba, że Nem mi z nią pomoże"> W myśli nie pojawiła się Con, bo własnie zauważył, że medyczka ma problemy.... Niestety nie był w stanie jej pomóc... Przypomniał sobie o jej kuszy<"No może jej bardzo nie pomogę, ale przynajmniej częściowo podniosę na duchu">. Ostatni raz widział ją u podziemnej Elfki... która właśnie rozmawiała z Ylvą. <"Nie będę im przeszkadzał..."> Po tej myśli ruszył w poszukiwaniu kuszy, uważnie obserwując ciała tubylców myśląc o dozbrojeniu się oraz zmianie ciuchów... Były przemoczone jak wszystkie w tej sali.. jednak przez całą tą ucieczkę tunika uległa poważnym uszkodzeniom; nie wspominając już o całkowitym braku lewego ramienia.

Nem - 04-03-2015, 16:06

Z wielką niechęcią pomogła con leczyć rudą. Widziała raz, co potrafią rude tubylki, kolejny raz już nie chciała. No ale innego wyjścia w sumie nie było… Gdy skończyły z nią wyjęła z torby Con maść znieczulającą i jeden bandaż, a potem zgodnie z prośbą medyczki pobiegła w stronę Elidisa.
Wyglądało to kiepsko…
Nie chcemy, żeby zemdlał z bólu… Ale maść na pewno aż tak mocno go nie znieczuli. No trudno trzeba próbować.
Złapała tunikę elfa i rozerwała ją na barku. Odkręciła pudełko z maścią i jak najdelikatniej mogła posmarowała nią skórę obok rany.
- Zaciśnij zęby! - powiedziała grzebiąc w torbie. Po kilku sekundach wyciągnęła małą fiolkę z odkażeniem ran, odkorkowała ją i postawiła obok. Następnie owinęła lewą rękę bandażem, ułożyła ją obok rany i przycisnęła nią w dół, a prawą złapała grot i szybko szarpnęła go do góry. Odrzuciła go na bok, złapała szybko fiolkę z odkażeniem i wylała jej zawartość wprost na ranę. Upewniła się jeszcze, że nie zostały żadne odłamki w barku elfa. Przycisnęla obandażowaną dłoń do rany, na niej położyła drugą i wyszeptała zaklęcie. - Eraldaceta muthu indargari - poczekała jeszcze chwilę tamując krwawienie w czasie, kiedy te głębsze tkanki się regenerowały. Następnie zwróciła się do elfa. - Gdzieś jeszcze?
Kiedy elf wskazał jej żebra i piszczel, przejechała palcami po żebrach.
To go na razie nie zabije, a mi musi starczyć energii na innych… Chociaż fajnie by było, gdyby chodził sam… Nie ma czasu, szybko!
położyła rękę na piszczelu, powtórzyła zaklęcie sprzed minuty, wrzuciła maść do torby i pobiegła do Agata, zdejmując po drodze zakrwawiony bandaż z ręki.
Koło niego była dość spora kałuża krwi. Lekko dotknęła okolic rany.
Niech was wszystkich %^&@*!% ! Mocniejszym zaklęciem nie mogę, bo wtedy mi też będzie potrzebny lekarz.
Zaklęła pod nosem po pethabańsku. Położyła dłonie w miejscu złamania i powtórzyła formułkę eraldaceta muthu indargari. Miała głęboką nadzieję, że zaklęcie sięgnie też rozciętego policzka. Na wszelki wypadek krzyknęła do Eriego.
- Pomóż mi! Trzeba zatamować krwawienie. Weź jakąś szmatę, najlepiej czystą, przyłóż mu do rany i przyciśnij, byle nie za mocno - po tych słowach wstała i rozejrzała się dookoła. Zobaczyła chyba nieprzytomną Con a obok niej Keithena i natychmiast ruszyła w ich stronę.
Na pierwszy rzut oka wydawało się, że Con zdążyła posklejać Keithena, więc zajęła się obudzeniem medyczki. Położyła jedną rękę na jej czole, a drugą na klatce piersiowej i powtórzyła zaklęcie.
Na chwilę obraz stracił ostrość, a jej błędnik odmówił posłuszeństwa, przez co straciła równowagę, ale na szczęście zdążyła podeprzeć się ręką. Siedziała nie ruszając się i próbując doprowadzić swój organizm do stanu używalności. Nie dość że była głodna to teraz jeszcze złapał ją kac magiczny...

/życie skoncentruj wzmocnij x4 czyli zeszłam do jakichś 7 pkt./

Szamalchemik - 04-03-2015, 18:21

Ysgard korzystając z chwili spokoju, oddalił się na bok podładować. Wyciągnął komponenty (zauważając, że kończą mu się kamienie szlachetne) i zaczął rysować krąg.
Po ukończeniu rytuału zutylizował wszystkie użyte komponenty (co w przypadku świeczki i kadzidła - ognia i powietrza oznaczało po prostu zgaszenie, wylanie wody do bajorka i pożegnanie z kamyczkiem) i poszedł pomagać w leczeniu rannych, to zapytaniem medyczek, czy może jakoś pomóc. Wtedy zobaczył w jakim stanie jest Nem.
- Może pani pomóc? - zapytał, wyciągając piersiówkę. Potem stwierdził, że to raczej za bardzo nie pomoże damie w opałach i zamiast tego powiedział: - Mogę poszukać grzybów, albo mchu do rytuału... i ruszył nazrywać trochę flory jaskiniowej.

Elidis - 04-03-2015, 18:35

Świat elfa eksplodował nagłym, ostrym bólem, który skupił się w jego barku ostrą lancą. Obsydianowy grot zanurzył się w jego ciało rozrywając i tnąc tkanki. Elidis poczuł uderzenie włóczni w kość, a może tylko się po niej ślizną? Ciężko było stwierdzić.
Nie znowu... - pomyślał raczej z irytacją, niż ze strachem. - Czy mój bark jest jakiś atrakcyjny dla was dziwaki!? Najpierw bełt, tera włócznia.
Spojrzał na broń, którą ściskał w dłoniach.
Zabawne, z czerwienią krwi wygląda jeszcze lepiej.
Skołowanym wzrokiem zobaczył rękę unoszącą się do ciosu. Zamknął oczy. Cios musiał go trafić. Przeklinał w duchu swoją nieostrożność. Przyzwyczaił się, że jest pod czyjąś ochroną, za tarczą, ciałem, mieczem. Nie zwrócił uwagi. Co śmieszniejsze nie czuł strachu, ale żal. Tyle czasu ciężkich starań i wyrzeczeń.
Strat.
I teraz miał paść z ręki przypadkowego Tubylca numer dwadzieścia osiem gdzieś w ciemnej dupie świata. Bez znaczenia i zapamiętania. Bez sensu. Szkoda.
Cios jednak nie nadszedł. Elf posłyszał tylko świst metalu przecinającego powietrze. Otworzył oczy i zobaczył sztylet lecący w stronę Tubylca, powiódł za nim wzrokiem. Lothel. Uśmiechnął się, a jednak wciąż ktoś go ubezpiecza. Cios jednak spadł, nie na głowę, ale na nogę. Mag poczuł jak coś chrupnęło, a zaraz potem nogi się pod nim ugięły. Jedną ręką trzymał włócznię, ale drugą zdołał się podeprzeć, by nie upaść całkowicie.
Świat tańczył mu przed oczami, wentyl bólu wreszcie puścił i głowa elfa eksplodowała. Nie miał pojęcia co dzieję się wokół niego. Ile czasu zajęło nim jego myśli się znów wyostrzyły?
Usłyszał głos Powój.
- No co ty nie powiesz? - warknął przez zaciśnięte zęby, nie był młokosem, odnosił poważniejsze rany.
Podeszła do niego Nem. Gdy rozdarła jego płaszcz poprosił o materiał, możliwie go zwinął i wsadził sobie w usta zagryzając z całej siły. Lepsza byłaby skóra, albo drewno, ale to też się nada. Gdy maginii wyciągała grot oczy uciekły mu w głąb czaszki. Bolało.
Bolało. Jak. Cholera.
W końcu włócznia zadźwięczała o ziemi, a czarodziejka wyszeptała zaklęcia. Zrastające się tkanki piekły, ale było to nic w porównaniu z tym, co odczuwał przed chwilą. Dyskomfort podnosił fakt, że wokół zaczynało robić się poważnie zimo, a on był na dodatek cały przemoczony. Rozważył osuszenie ubrań magią, ale szybko z tego zrezygnował, będzie jeszcze potrzebował many.
Podniósł włócznię z ziemi.
Jeszcze się cholera znajdziesz nad moim pieprzonym kominkiem i będę o tobie dzieciom opowiadać przy kolacji!
Zobaczył jak Powój pada, chciał rzucić się w jej stronę, ale nie miał siły, w dodatku bok mocno go bolał przy każdym oddechu, co utrudniało poruszanie się. Zobaczył też, że Nem się już zajęła. Zamiast więc grać bohater skierował się do sadzawki.
I zaczął pić. Miał ochotę wypić cały ten staw, ale w końcu się od niego oderwał, inni też mogą chcieć skorzystać.
Ogarnął wzrokiem pole chwały. Pierwsze dziś pobojowisko, które mógł z pełną satysfakcją i świadomością tak nazwać. Pokonali wroga, który miał przewagę liczebną, zaskoczenia i sprzętu. Stracili tylko jednego człowieka. Szkoda, ale to wciąż świetny wynik.
Gdy patrzył na ciała Tubylców w jego głowie pojawił się pewien pomysł.
- Kompania...! ekhe! ekhe! - złapał się za bok, zakaszlał kilka razy, bolało, ale po chwili odzyskał oddech. - Skoro planujemy wizytę w domu Tubylców, czemu nie przebrać się na obowiązującą tam modę?
Przeszedł się między ciałami patrząc na ich przyodziewki. Jedyny problem może być z malowidłami na twarzach, ale to zawsze można pociągnąć sadzą, a tą może załatwić Ysgerd. Może też wyduszą coś z tych grzybków...?
- Proponuję dwa oddziały, jeden prowadzony przez... ciebie - wskazał Kodrana, nie znając jego imienia. - Ty byłeś w mieście, tak? Więc, ja, Ylva i ktoś z Gwardii jako twoi jeńcy, plus oddział niby Tubylców włazimy do środka i robimy im chaos. Reszta idzie za nami, jak jest inna droga, to inną drogą. Ubezpieczacie i pomagacie się wydostać.
Powiódł jeszcze raz wzrokiem po jaskini, myśląc, kalkulując i zastanawiając się, co wyraźnie było widać na jego twarzy, po lekko zmarszczonym czole i przymkniętych powiekach.
- Musimy zabić Reshiego - mówił w połowie do siebie, a w połowie do reszty. - Pojmać Toruviel... Nie, jej ojca. Ważniejszy, on może umrzeć - podniósł głowę, miał nieobecny wzrok. - Tak, niech sczeźnie...
Przeniósł już normalny wzrok na ciało, Adaria?, leżące pod ścianą. Przykra śmierć, zdała od ukochanego domu, szkoda.
A ty jakie miejsce nazwałbyś ukochanym domem? - myśl jak błyskawica przecięła jego umysł, ale równie szybko co błyskawica zgasła, wyciszył jej grzmot, nie miał na to czasu.
- Trzeba pochować tego dzielnego męża - powiedział ciszej. - Jeśli któryś z magów planuje rytuał teraz jest jego czas. Jak będziecie gotowi podejdźcie do mnie. Musimy rozważyć możliwości i przesłuchać naszego słodkiego płomyczka - spojrzał na rudą.
Po tych słowach wyciągnął zza pasa krucze pióro. Nie zużył dużo many, ale zawsze lepiej mieć ja cała na podorędziu. Skupił się na piórze, na zapamiętanym w nim locie, muśnięciu miękkiej chmury i podmuchu wiatru. Żyłki mocy tkwiły w budowie cienkiego piórka, sięgnął do nich.
- Indarra desargarzea luonirium - wypowiedział słowa pobrania.
Poczuł jak moc spływa do jego ciała. Niewiele, ale w sam raz by uzupełnić brak. Zaraz po pobraniu poczuł się też nieco lepiej. Mana ożywiła jego ciało i nadała myślom tępa.
Odzyskiwał sprawność i czekał na resztę grupy by rozważyć szalony plan zinfiltrowania miasta Tubylców.

Powój - 04-03-2015, 19:34

Czyjaś dłoń. Ciepła. Tak bardzo rzeczywista. Dłoń która uderza w szkło ciała, rozbija je i na nowo tworzy. Energia porusza się, zamiast uciekać, wraca. Czucie wracało od palców dłoni i stu, podążało ku ośrodkowi jakim było serce. Rytm jego bicia wyrównał się, tętno przestało to pędzić na zmianę z zamieraniem. Naczynka w nosie zasklepiły się, krew przestała zalewać jej twarz. Poczuła nieprzyjemną gulę w gardle. Otworzyła oczy. To ta medyczka.
- Dzięki. – Wychrypiała i przewróciła się na plecy. – Nie wiem jak wy, ale ja bym poszła spać.- Przymknęła oczy.
Nie. Spać nie. Zimno.
I faktycznie, do jej palców docierał chłód. Szlag. Wstała, chociaż musiała robić to partiami. Najpierw przetoczyła się na bok, potem na kolana. Podniosła się opierając o ramię ciemnowłosej. Wstała. Sukces.
Miś chrząknął zwracając uwagę części na siebie. Patrzyła na niego przez chwilę po czym zajęła tym co najważniejsze. Sprawdziła w jakim stanie jest Agat, podziękowała też Nem, że ta zajęła się zarówno Styryjczykiem jak i Elidisem. Podeszła do niedźwiedzia kładąc rękę na jego boku.
Zapytanie. Wątpliwość.
Zgoda.

Kolejne dawki energii regenerujące jej własne zapasy. Zwierzę znów wydało z siebie charkot. Zmarszczyła brwi próbując zrozumieć. Powtórzył.
Wdzięczność.
- On pójdzie z jedną z grup. – Przesunęła po gęstym futrze. – Jest… Dziękuje. W jakiś sposób. Obroniliśmy jego teren razem z nim.

Zajęła się ramieniem Esa przy okazji włączając do dyskusji na temat planu elfa. Nastawiła je bez ostrzeżenia następnie wzmocniła magicznie. Wyciągnęła z torby bandaż i dla bezpieczeństwa ustabilizowała staw na tyle by podczas ruchu chrząstka nie wyskoczyła. Mógł używać ramienia, ale to będzie bolało. Wolała nie marnować energii, potem będzie potrzebna.
- Co do oddziałów, to idę z wami. Nie znają mnie. No może poza Reshionem, ale jeśli się przebiorę to nie powinien mnie rozpoznać od razu. – Przetarła oblicze. – Poza tym, mogę spróbować zrobić amulety zniekształcające rysy twarzy. O ile macie ważne dla was przedmioty. – Spojrzała na mężczyznę który zmienił strony.- Jak się zwiesz? Chociaż… Właściwie to nie jest ważne. Powiedz nam lepiej jaka jest sytuacja w mieście. Co robią, czy wiedzą o nas. Jeśli tak, to jak są przygotowani. Co gdzie jest. Musimy znać wszystko jak najdokładniej.

Gdy zakończyli tą część dyskusji podeszła do leżącego Adaira. Czuła żal, za to, że musiał tu zginąć. Poza błękitem nieba i ciepłymi promieniami słońca. Przemyła jego twarz i dłonie z krwi. Rany zakryła kubrakiem i przykryła go jego własnym płaszczem. Każdy jej ruch wypełniał szacunek, zrozumienie. Tęsknota za domem.
- Adairze, twa wędrówka zakończona. Czas byś spotkał naszą Panią. Bogini, jeśli istnieje coś takiego,
co złe otuchą syci sny - To wbrew, pomimo i dlatego nadzieją taką jesteś Ty. Nadzieją dla której gotowi jesteśmy zginąć, nadzieją dla której walczymy. Płomień który płonie w naszych sercach, gaśnie tylko dla Ciebie. Adair zginął z twoim imieniem na ustach, aż do ostatniego tchnienia pozostawał wierny sprawie. Oby jego poświęcenie nie poszło na darmo. Otocz go swą ochroną i gdy przeprawi się on przez rzekę mgieł, opiekuj się nim. Jeśli los będzie tak chciał wkrótce do niego dołączymy, by ucztować u stóp Puszczy w której się narodziłaś. Znów zobaczymy błękit nieba, poczujemy żar słońca. Nasze usta wypełnią się zimną wodą która wypełnia koryta strumieni w twym ogrodzie drzew. Szklany las ugnie się ponad nami, gałęzie zdobne liśćmi ochronią nas przed mrokiem nocy gdy ty będziesz pośród nas. Jeśli taka twa wola, dziś razem z Adairem będziemy ucztować przy twym boku. Jeśli jednak pani pragniesz inaczej, to czuwaj nad nami – żywymi. Byśmy mogli ujrzeć znów świat na powierzchni, odczuć radość i smutek. Smak triumfu i przegranej. A co ważniejsze, byśmy mogli powiedzieć jak zginęli Ci którzy bronili swej Bogini. Pożegnałam dziś już Jarrida Horvetha który bronił elfickiej tulya. Teraz, zaś, przychodzi mi rozstać się z towarzyszem w boju – Adairem.
– Spojrzała na styryjczyków. – Bo jeśli będzie trzeba, zginiemy za Ciebie Pani. – Przeniosła spojrzenie na spokojną twarz zmarłego. Musieli go pogrzebać, tylko gdzie?
- Emilio… Wiem, że proszę o wiele. Jesteś w stanie wykonać szczelinę skalną w której moglibyśmy go pogrzebać? Nie sądzę by nasze drogi miały tu znów poprowadzić, a nie chcę go pozostawiać na żer.

Leite - 04-03-2015, 20:09

Z ulgą odeszła od Ylvy, jednak nie spodziewała sie takiej reakcji obronnej. Jeszcze troche i bym straciła nogę... Rozejrzałam sie po jaskini. Uzdrowicielka i kapłanka Tavar leczyły innych i na przemian albo mdlały, krwawiły i sie budziły. Magia jest spoko. Spojrzałam na misia. Najwyraźniej jakoś Con z nim pozostała w więzi psychicznej. Stwierdzilam, ze lepiej, by mnie obwąchał i zaakceptował, zatem spróbowałam podejść. Jeżeli nie warczy i nie gryzie, podchodzę bliżej z zachwytem i głaszcze go. Lubie takie zwierzęta, sa silne, mieszkają pod ziemią i dają sobie radę. Jak my. Czasem z pomocą. Jeżeli warczy to oglądam go z biezpiecznej odległości. Jest śliczny. Ma fajne futerko. Sefii, co ci dzisiaj odbiło? Sojusz z ludźmi, myśli o misiu...ogarnij sie. Nie spałaś, jesteś głodna ale kurczę, skup sie! otrząsam sie i sprawdzam czy mam nadal moją bransoletkę. Na szczęście nadal jest. A Cadan nadal nie wie. Dalej głaszcząc misia / obserwując go, rozmyślam o tym wszystkim, co tu sie dzieje. Gdyby chcieli mnie zabić, ten z włócznia, Elidis, oślepilby mnie i juz po mnie...Z zamyślenia wyrwał mnie pomysł elfa.
Wsłuchuje sie z uwagą. Wszystko mnie boli, nie mysle jasno.
-Kogo jeńcem zrobicie...? - pytam powoli. Mogłabym poprowadzić drugą grupę albo robić za zwiadowcę...zrobię wszystko, zeby Reshi oberwał...
-Wydaje mi sie...-dodaję - Ze ta ruda to siostra tamtej.
Nie wiem, do czego mogę im sie przydać. Obserwuje poczynania innych i mysle, co mam robić. Po czym oglądam uważnie malunki tubylców. Jak one wyglądają...? Moznaby je skopiować... Po chwili robi mi sie zimno, wiec staram sie rozgrzać, ale wiem, ze to nic nie da bez ognia. Zbieram te najbardziej bezużyteczne rzeczy typu grzyby i porosty (mieczem) oraz inne, palące sie rzeczy i układam w stosik. Następnie wskazuje na to i mowie:
-Podpalić...zimno będzie. Ogrzanie.
Odsuwam sie od stosu, płomienie sa jasne. Wlasciwie, co swieci w tej jaskini? Ciekawe, co widza inni...

Kodran - 04-03-2015, 20:34

Gdy zakończył obchód jaskini usłyszał pytanie medyczki. Chwila, czy ja jej nie znam? Wygląda co najmniej podobnie do tej medyczki w Terali. Ratowała nam wtedy tyłki nie raz... Ale to później.
-Miasto nie jest do końca miastem tubylców, tylko raczej goblinów. Ale to skomplikowane. Najważniejsza jest droga w tamtą stronę. Proponuje by grupa z "jeńcami" przyszła tym tunelem, którym przyszedłem tu razem z tubylcami. Prowadzi on w pobliże miejsca, w którym ostatnio widziałem Imperialistów oraz Szamankę. Wnioskuje z tego, że niedaleko są teraz. Kiedy odchodziłem, oni mieli rozpocząć Rytuał. Rytuał, podczas którego Szamanka "wyssie" wiedze z Północy od więźniów jakich zebrała. Albo już to zrobiła, nie wiem jak długo jej to zajmie. Jedną z tych osób miała być ona- wskazał na Pethabankę- Ale jak widać uciekła i to nie sama. Drugie wejście jest od frontu i jego bym nie polecał dla nikogo, ale niedźwiadek może się nie zmieścić w korytarzach prowadzących do pierwszego- zaczerpnął oddech- Co do tego czy widzą- tak i nie. Wiedzą, że idzie ktoś kogo boi się Władca Kuców, a ten oddział- wskazał z uśmiechem na ciała- miał złapać więźniów, którzy uciekli.
Jak widać, przeliczyli się, ponieważ się znaleźliście zanim oni was znaleźli. Podsumowując, wiedzą o więźniach oraz o jakiejś grupie, która zmierza w ich stronę. Czy się przygotowują? Nie wiadomo, wysłali ludzi by was rozbili a wy rozbiliście ich. Znacie pewnie Reshiona da Tirelli? On tam jest, tak jak 4 innych Imperialistów, jego uczennica, Tulya'Toruviel Meliaor oraz druidka-imperialistka Primrose. No i oczywiście tubylcy. Podejrzewam, że parę wybuchowych niespodzianek może nas spotkać, ale dopiero w mieście. Nie wiem za to jak z mieszkańcami. Nie powinniśmy ich spotkać jeżeli wybierzemy drogę nie od frontu. Główne wejście doprowadzi nas do jeziora, na którym jest wyspa. Tam powinna odbywać się cała impreza. Drugie wejście też doprowadzi nas do jeziorka, ale z przeciwnej strony i powinniśmy uniknąć podejrzeń. Bo mieszkańcy widzieli jak oddział tam szedł, więc nie będzie dziwne, że wrócił. Jakieś jeszcze pytania?

Indiana - 04-03-2015, 22:25

Elfka nie zadała ciosu, o dziwo, mówiła szczerze. Bądź co bądź, miała bezbłędną okazję do dokonania zemsty, szybkie cięcie i kilka kroków do najbliższego korytarza, cześć jak czapka. Z obecnych w jaskini nikt raczej nie podejmowałby pościgu w akcie zemsty za styryjskiego szpiega.
Paraliż odpuścił już zupełnie, zostawiając tylko uczucie mdłości.
Ylva zignorowała je, wstając na nogi, było zbyt wiele do zrobienia. Najpierw - nakopać do rzyci Kodranowi za ten francowaty granat...
- Ty! - wrzasnęła do stojącego przy Ysgardzie i Szrapnelu byłego Imperialisty - Psiakrew...!!! Wiedziałam, że układ z tobą to był błąd! Że wynikną z tego tylko problemy! Że cię to przerośnie... Nigdy w życiu bardziej się nie pomyliłam!! - roześmiała się w odruchu, którym organizm właśnie pozbywał się resztek stresu. Zwykle śmiała się w takich momentach. Ale tym razem spoważniała natychmiast, klepnąwszy przyjaźnie w ramię ich niespodziewane wsparcie, rozejrzała się po sali.
Cena zwycięstwa była spora, aż dziw, że tylko taka. Jednak zbyt duża.
Po kolei podchodziła do najcieżej rannych.
Keith... na litość bogów, jakim sposobem aż tak oberwał? Była tu Convolve, więc była i Bogini. To nigdy nie przestało jej zadziwiać, ta opieka, którą Tavar roztaczała nad swoimi, to towarzyszące i przejmujące poczucie, że kogoś obchodzi twój los na tym świecie. Właściwie nawet współczuła tym, którzy takiego oparcia nie mieli. I podziwiała, że potrafią umierać... za coś mniej wartego, niż służba Bogini.
Adair. Nie umiała nic dodać do słów devi terphilin, nie chciała zresztą. Przez nią mówiła Pani, Bogini płakała tutaj ze Styryjczykami. Ylva też płakała. Jak zawsze, tak, że nikt nie widział jej drżących ust czy obsmarkanego nosa, pochylone rondo kapelusza ukryło zaczerwienione oczy i źródlo kapiących na rękaw kropel, kiedy trwała w przyklęku w cichej modlitwie. W modlitwie o sens tej śmierci. I wszystkich kolejnych.
Merren i Nat klęczeli obok, z tak samo ściągniętymi powagą twarzami. Także nie płakali. Tylko zaczerwienione oczy i woda, kapiąca na rękaw, na pewno z mokrych włosów.
Gdy wstali, spojrzeli po sobie całą trójką, tłumacząc sobie tym spojrzeniem "tak trzeba". Pożegnali przyjaciela salutem rapierów, uniesionych rękojeścią do piersi.

A potem wszyscy zorientowali się, że ubrania, które mają na sobie, są sztywne, a wokół jest biało od wydychanej z ust pary. Na ścianach jaskini i na jej mokrej posadzce zaczynał ukazywać się lód, błyskając w świetle czerwonawych wykwitów, które nagle pokazały się na ścianach, fosforyzując intensywnie.
Jeśli temperatura będzie dalej spadać, ranni umrą od hipotermii przy takim osłabieniu.
Cholera.
Szczękając zębami, rozejrzała się jeszcze raz, wzrok padł na malutkie ognisko, które rozpaliła podziemna. Ty wiesz, że będzie jeszcze zimniej... pomyślała. Nem, co ona mówiła o...
- Nem?! - krzyknęła do magiczki - Jak zimno będzie i jak długo to trwa?
Nie czekając na odpowiedź, kontynuowała:
- Zbierzmy wszystko, co jest zbędne i mozna podpalić! Musimy wysuszyć ubrania, ogrzać rannych, dopóki to nie minie! - krzyknęła, podchodząc do elfki zerknęła na składowe ogniska - Te porosty... dotknęła ręką. To coś ze ścian się pali? Elidis... - gwizdnęła cicho na widok upapranego krwią kaftana - Zbierzmy wszystkich żywych przy ognisku. Dajmy ludziom pół godziny wytchnienia i omówmy to wszystko. Przydałoby się też coś... zjeść? - urwała, patrząc na Gotarda, który właśnie podchodził do miśka z kawałem mięsa w ręce.
Po krótkiej chwili organizowania chaosu ułożyła w myśli wszystkie wątpliwośc względem powstającego właśnie planu.
- Cel... zabić Reshiona i każdego Imperialistę, jaki wpadnie nam w ręce. Wydostanie się stąd z jeńcami wydaje mi się być ponad nasze możliwości. Ale Toruviel... żywa byłaby cenna. Z drugiej strony, żywa może kręcić, próbować zbierać zwolenników, nie wiem, jakie są nastroje wśród elfów. Więc jeśli nie ma innego wyjścia... wyrok za zdradę... sojuszu.
- Podstęp - dwa oddziały. Dobrze, jeden od strony, z której wyszliście, Kodran, czyli od której? Co tam jest? Kuchnie? Piwnice? Sala tronowa...? A drugi... od "głównej" drogi? Więc udajemy, że nas pojmaliście, wchodzimy między nich i co dalej?
- Z czym walczymy? W ogóle jak wygląda to miasto? Bierz kamień i rysuj na tym lodzie. Co tam jest? Jakieś domy? Korytarze? Ilu tam jest ludzi? Ilu goblinów? Wejść między nich może być łatwo, ale przy dużej przewadze nie podziałamy. Jest nas 22 osoby. A ich? Jest tam jakieś jezioro i wyspa? Głebokie? Jak się tam dostać, łodziami czy coś? Rysuj!
- Sytuacja - rytuał, mówisz... Może przy odrobinie szczęścia będą nim nieco zmęczeni.
- Plan - jeśli już wejdziemy, "jeńcy" udają jeńców i liczą na to, że Coni wpadnie tam na niedźwiedziu zanim staniemy się jeńcami naprawdę. Kiedy wpadnie, to robimy zamieszanie, próbując sięgnąć tych, których mamy na celu. Więc Kodran musiałby nas podprowadzić pod ich nos. Swoją drogą
- uśmiechnęła się - niezłą będziesz miał sytuację, aby znowu zmienić front, imperialisto...
- Ucieczka - po wykonaniu zadania w nogi... ale którędy. ta droga, którą przyszliśmy, odpada, dorwą nas pod tamtą ścianą. Miasto musi mieć inną drogę na powierzchnię, a my jej nie znamy.
- Problemy - zapominamy o tym, że Emilia przyciągnie szamana od kuców, który tam się kręci i to jego mieliśmy sięgnąć, o ile to możliwe. Khorani będzie działała rękami Emilii w walce z nim, ale to nie znaczy, że my jesteśmy bezpieczni z tego tytułu. Władca Kuców wie o Emilii,mógł się przygotować.
Ale to dobry plan.
A ta ruda... To jest siostra Szamanki. Uprowadziła nam ludzi z osady Krevaina, żądając wymiany za siostrę. Widziałam się z nią wtedy, że tak powiem, nos w nos. Zabierać ją ze sobą, znaczy zabierać napis "to mistyfikacja", one na pewno się porozumiewają ze sobą. O ile ona już tego nie zdążyła powiedzieć jej myślami, wszystkiego, co przy niej mówimy. Psiakrew.
Dobra, za późno.
Na tą chwilę, rozdzielmy oddziały, podzielmy wyposażenie tubylców, odpocznijmy, póki nie przestanie być tak upierdliwie zimno. Myślicie, że mięso wija nadaje się do jedzenia po upieczeniu...?

Uszek - 04-03-2015, 22:44

Dzięki wspaniałej pomocy Nem :mrgreen: udało mu się powrócić do świata żywych. Pierwszą rzeczą jaką poczuł po ocknięciu było straszne przejmujące zimno otworzył oczy i spróbował wstać, to jednak był błąd już po chwili znalazł się w pozycji klęczącej. Kiedy zobaczył ognisko pod czołgał się do niego by się ogrzać.
Aver - 04-03-2015, 23:10

Kamienna Pani była przy niej. Tchnęła spokojem w chaotyczny zbitek myśli, obdarzyła opanowaniem. Poprowadziła Wielość, ratując ich już-nie-tak-marną sytuację, ukoiła ból poobcieranych kolan i chłód podłoża, który powoli wdzierał się pod skórę, za nic mając cienki materiał sukienki.
Aż w końcu się skończyło.
Zdążyła wypowiedzieć tylko słowa rozerwania kręgu, po czym padła na ziemię i zwinęła się w kłębek, czując jak ból przybywa ze zdwojoną siłą, ściskając imadłem głowę... i trzewia?
Z jej żołądka wydobyło się dość głośne burczenie. Kumulacja niemalże całkowitego braku Mocy wewnątrz, operowania Magią rytualną i głodu sprawiła, że nie miała sił się nawet podnieść.
Zimno. Powoli przestawała czuć palce.
Chciało jej się spać.
A podłoże było takie wygodne i ciepłe...
Myśli odpływały gdzieś hen, powieki same się przymknęły.
Spać...
Spaaaaać...
Sss...

- Emilia!
...paaaać...
Ooodczep się, mi tu dobrze...

- Emi, wstawaj!
Dłonie Eriego parzyły, jakby zamiast nich miał rozgrzane do białości żelazo.
Zwinęła się w kłębek jeszcze bardziej i jęknęła głucho.
Mag pokręcił głową i odetchnął, po czym przytulił ukochaną. Ta wzdrygnęła się, ale już po chwili była mu wdzięczna. Otarła krew z twarzy rękawem (za taki wybryk matka niechybnie by ją ukarała... ale tu jej nie było, a i tak cała sukienka nadawała się tylko do wyrzucenia) i położyła ukochanemu głowę na ramieniu.
I zapewne trwali by tak jeszcze długo, gdyby burczący żołądek i szósty zmysł nie domagały się nakarmienia.
Westchnęła ciężko i z niechęcią puściła Eriego. Spojrzała mu w oczy. Zrozumiał.
Odeszła kawałek, tam, gdzie w promieniu kilku metrów nie było nikogo, ponownie uklękła i suchym szeptem rozpoczęła rytuał pobrania Mocy.
Po oczyszczeniu miejsca i zakreśleniu kręgu położyła dłonie na skalnej podłodze i odszukała Moc w niej zawartą. Była tam, zwarta i gotowa do działania. Uśmiechnęła się lekko i cichym nuceniem słów pobrania wyciągnęła ją z kamiennego więzienia.
Energia, wyzwolona z okowów żywiołu, wirowała wesoło po kręgu, wywijając dziwne i piękne zarazem esy-floresy, mieniąc się ósmym kolorem tęczy.
Westchnęła. Dla takich widoków warto być magiem...
Z niechęcią ustabilizowała szalejącą Moc, kierując ją tam, gdzie powinna się znaleźć - do jej umysłu.
W końcu wstała, przerwała krąg i zakończyła rytuał oczyszczeniem miejsca z resztek Energii.
Zimno.
Bardzo zimno.
Na prośbę Conv skinęła jedynie głową. Potarła dłonie, które i tak się trzęsły jak szalone.
Z trudem opanowała szczękanie zębów.
- Harria tsaga esketa - wyszeptała, wodząc dłońmi nad ciałem biednego Styryjczyka i wyobrażając sobie, jak skała pochłania go, zabierając na łono Kamiennej Pani.
Poczuła, jak gorąca strużka łez żłobi koryto w umorusanej twarzy.
Nie powstrzymywała się, pozwalała im płynąć. Wreszcie mogła dać upust całemu napięciu, jakiego doświadczyła przed chwilą.
Zimno.
Dobrze, że przynajmniej wzięła te cieplejsze buty zamiast klasycznych trzewików.
Przysiadła się do wątłego ogniska, szczękając zębami. Jakże teraz tęskniła za pięknym arethyńskim słońcem! Albo przynajmniej za jej grubym, rodowym płaszczem...
Z uwagą słuchała wywodów Elidisa i Ylvy. Zmarszczyła brwi, słysząc kawałek o khorani i byciu marionetką, ale cóż mogła zrobić? Jeśli to był jedyny sposób na pokonanie tego zdziadziałego kuca, to niech im będzie...
Ruda siostrą Szamanki? No tak, można w sumie się było tego domyślić. To ona porwała wtedy Eriego...
Słysząc słowa Ylvy, nachmurzyła się, po czym zerknęła na Cadana.
- A czy przypadkiem nasz Laryjczyk nie byłby w stanie... ja wiem, wszczepić jakiegoś innego wspomnienia? Bo jeśli się porozumiewają, to można by tamtych naprowadzić na błąd.
Na wzmiankę o jedzeniu jej żołądek znów zaburczał wyjąco, jakby jęczał hej, nie jadłaś nic od wyjścia z cytadeli, jak zaraz czegoś nie dostanę to zacznę się zjadać sam!
Uh...
Spojrzała na mięso przyniesione przez Wergundów, a potem na Ylvę.
- Myślę, że to można sprawdzić tylko w jeden sposób. Organoleptycznie.

Sleith - 04-03-2015, 23:24

Leczenie rany jak zwykle bolało... Pamiętał, że kiedyś mag lecząc mu ranę wytłumaczył, że to przez skracanie czasu leczenia.<"Ale czy to na pewno... Może samo działanie magii na człowieka wiązało się z bólem... Przestań o tym myśleć, trzeba teraz odwdzięczyć się za tą pomoc"> Widząc, że ręka została mu usztywniona zrozumiał, że nie w pełni został wyleczony, ale ręka bolała dużo mniej. Podziękował Con i ruszył dalej w poszukiwaniu kuszy. Znalazł ją obok leżącego Agata, podniósł ją i z lękiem zauważył, że z ust wydobywa mu się para, a ubranie zaczyna twardnieć. Znalazł szybko medyczkę która własnie skończyła się modlić i wręczył jej kuszę. Zbliżył się do najbliższego tubylca ściągnął z niego tunikę i wdział ją na siebie. Mając na sobie swoją potarganą tunikę i tunikę tubylca zrobiło mu się trochę cieżko.. Woda zaczęła powoli zamarzać, a On sam jaszcze parę minut temu wziął w niej kompiel. Zazwyczaj wytrzymywał niskie temperatury dłużej niż reszta, jednak teraz zaczął szybciej niż inni stukać zębami. Wiedział jednak, że gdy lód będzie wystarczająco twardy by móc go połamać i zrzuci go z obu tunik będzie mu cieplej. Zauważył, że na środku sali podziemna szykowała ognisko z wszystkiej roślinności w jaskini. Zbliżył się do niego akurat gdy zaczęło płonąć. Usłyszał także pytanie skierowane do magini życia. I usiłował sobie przypomnieć jak długo biegli w tym zimnie. - Ile to było? Ze trzy może cztery korytarze? Nie wiemy jak to dokładnie działa; pobiera ciepło, a później je oddaje.- słowa te skierował jakby do Nem jednocześnie odpowiadając za nią częściowo na pytanie. Okrążył ognisko zbliżając się do elfki, mając nadzieję, ze tym razem nie zrywała ich rękoma. Widząc, że nic jej nie jest podszedł bliżej; stanął na przeciwko niej i otworzył usta jakby miał coś powiedzieć. Jednak zrezygnował z tego, zauważając, że obok goblina coś czarnego się błyszczy. Zbliżył się do tego i rozpoznał czarny sztylet który miał jeszcze gdy gobliny zaatakowały. Podniósł go i wsadził za pas. Po czym wrócił do ogniska, zapominając zupełnie o sprawie jaką miał do podziemnej.
Elidis - 05-03-2015, 01:33

Zebrać ludzi, nie trzeba było ich zbierać, sami się zleźli do ognia jak ćmy. Logiczne wszystkim było zimno. On jednak miał nad nimi przewagę. Wewnętrzne ciepło Słońca, które rozgrzewało jego członki. Nie marzł zatem tak szybko jak reszta.
Zanim usiadł pod ogniskiem postanowił zrobić jeszcze jedną rzecz. Coś, czego nigdy wcześniej nie robił, nie dla kogoś takiego. Przyklęknął przy kamiennym grobie Adaira. Rozłożył ręce.
- Ednu, tyś jest moc nad mocą, jesteś nami, przez nas i poza nami. Jesteś Światem. Ten człowiek nie czcił cię, lecz częścią był twoją, jako my wszyscy jesteśmy. Prowadzać duszę jego wszechwładny Endu, w twą opiekę go oddaje, twej opiece go polecam. Niech odnajdzie swą panią podążając za twoim światłem.
Recytując słowa w silnie rytmicznym dialekcie elfów brzmiał jakby śpiewał. Wreszcie wstał, czuł jak lód, który osadził się przez ten czas na jego ubranku, ale co gorsza także na włosach. Zimno. Nie trzeba było, chociaż właśnie było trzeba. Odszedł od grobu rozcierając zmarznięte członki, chuchając w trzęsące się dłonie.
Wreszcie dotarł do ognia. Przyjemne ciepło zaczęło rozlewać się po jego ciele. Chwile się ogrzewał przypatrując się zebranym. Wyglądali lepiej niż można było się tego spodziewać. Kiedy zgromadził dość ciepła odzyskał siłę by mówić.
- Zawsze możemy się przenieść do jaskini z wijem, tam chyba będzie cieplej? Zresztą. Proponuję by panowie Wergundowie, jako jedyni z potrzebnym doświadczeniem, udali się po mięso wija.
Usłyszał jak niedźwiedź lekko się ożywił. Głupie, ale przez to wszystko prawie zapomniał o pięciometrowym drapieżnicy, który stał się ich sojusznikiem. Elf miał wrażenie, że misio zastrzygł uszami na słowo "mięso" i lekko uniósł łeb. Mag popatrzył mu w oczy. Uderzył go spokój jaki w nich zobaczył, uśmiechnął się. Ruchem ręki i mową ciała starał się zachęcić zwierzę by podeszło do ognia, niech też się ogrzeje, a co więcej, oni będą się mogli solidnie ogrzać od niego.
- Co się tyczy Rudej, niech sobie poleży trochę na lodzie, skruszeje i może będzie chętniej mówić jak jej zaproponujemy ciepło ogniska. Co zaś się tyczy jej myśli, wątpię, acz w tych szalonych stronach wszystko jest możliwe. W końcu, nie mogła znaleźć siostry, kiedy ta nawiała do "innej myśli". Myślę natomiast, że poczuje jej śmierć...
Zatracił się na moment we wspomnieniach z tamtych chwil. Na samą myśl o swojej naiwności w tamtym czasie i błędnych decyzjach zrobiło mu się nieźle głupio. Pod wieloma względami to dopiero w osadzie Krevaina przyszło mu dojrzeć jako politykowi i rozpoznać prawdziwe barwy wielu otaczających go ludzi i nieludzie. Nader przykre doświadczenie.
Zresztą szedł właśnie dokończyć jedną z tam zaczętych spraw...
- Co Toruviel, kwestia jest taka, że bez zeznań odpowiednio sytuowanych Tulia nie będziemy mogli oskarżyć Eilinge i Helethai, a elfy źle zareagują na oskarżenia ze strony Styrii nie podparte żadnymi faktami. Jeżeli ją zabijemy jasne jest, że konieczna będzie wojna z Hetanorem.
Zamyślił się.
- Jednakże jeżeli udowodnimy im zdradę bardzo wielu elfów będzie niezadowolonych, sojusz z siłą chcącą zniszczy całą północ to trochę zbyt wiele nawet dla nich. A wtedy mogą odejść i przyłączyć się...
Do mnie...
- Ale to tylko przypuszczenia, ważniejsze pytanie to czy jest tam Astendet, bo to on jest tu grubą rybą?

Nem - 05-03-2015, 01:35

Przypełznęła chwiejnym krokiem do ogniska i usiadła
- Tak jak mówi Esu. Raczej krótko, ale zamarznąć byśmy zdążyli. Czerwonych grzybków nie dotykać, bo zamrożą rękę, a to dość bolesne. Elidis.... Czy ty mówiłeś coś o ojcu Toruviel? Wydaje mi się, że nie dacie rady go zabić. Z tego co pamiętam Imperialiści wspominali o tym, że on już nie żyje, ale głowy nie dam. A co do mięsa z wija: nie wiem, czy się nada ale mogę zaryzykować. Wolę się zatruć niż żeby mój żołądek sam się strawił...

Leite - 05-03-2015, 02:16

Esu zatrzymał sie jakby coś odemnie chciał ale poszedł dalej. Jak to ludzie. Gdy tylko ogień zapalił sie, usiadłam plecami do niego, grzejąc sie i przyzwyczajajac oczy. Nie lubie ognia przez jego jasność ale jest ciepły. Wsłuchuje sie w rozmowę. Wiec Aenthill zdradziło...co to ma za znaczenie? Ten elf jest dziwnym Aenthillem...takim nie do końca. Ma w ogole tatuaze? Lekko odwróciłam sie, by zerknąć ale był po drugej stronie ognia.Jedyne co zyskałam to łzawienie oczu. Zamknęłam je j myślałam nad sytuacją. Mam nadzieje ze miś przyjdzie do nas sie przytulić. W sumie najprościej by było gdyby jeńcami była uzdrowicielka, ten człowiek, Cadan i ja bo "oddział złapał więźniów resztę pożarł wij". Ciekawe czy na to wpadną. Wówczas ta Con poszłaby z misiem zeby sie nie denerwował...albo poszłaby z nami zeby wysyłać misiowi komunikaty kiedy ma atakować. A Cadan mógłby to jakoś odczytać z mózgu misia i tada! Mamy łączność na odleglosc. O ile maja takie czary. Powinni miec.
-Cadan - zaczęłam cicho, patrząc w jego stronę. - Umiałbyś... Poznać, co ona - wskazuje na Con. - mowi do misia...? Z jego mózgu? Ja i magia nie bardzo znam...

Powój - 05-03-2015, 02:20

Z wdzięcznością patrzyła jak elf składa własną modlitwę nad kamieniem który pożarł Adira. Żałowała, naprawdę żałowała, że ten nie może spocząć w ziemi którą może nazwać domem. Tylko gdzieś, gdzieś daleko wśród obcych kamieni które staną się jego grobem na wieki. Ale czy i oni tak nie skończą? Czy to co właśnie robili, nie było misją samobójczą? Czy jest gotowa zginąć? Zginąć za Północ?
Oni potrafili. Jej myśli uciekły do dawnych towarzyszy. Ingeboran, Vuel, Żegota, Goliat… Oni umierali za swoje ideały. Aine również. Ale czy ja bym potrafiła odejść do Bogini? Teraz, wiedząc, że Północ jest bezpieczna? Że oddanie życia tej sprawie ma jakiś sens, że to coś zmieni? Ale czy nasza garstka może czegokolwiek dokonać w obliczu tego czym są tubylcy?
Nie lubiła tych momentów gdy dopadały ją wątpliwości, jednak nie znała takiego co by potrafił docenić takowe myśli. Nie mogła się wahać. Poza tym obiecała komuś, że wróci. I nawet jeśli żegnali się poróżnieni, to obiecała. No i kapłani którzy ją tu wysłali również oczekiwali na odpowiedzi. Musi przeżyć. I nie pozwoli by ktoś jeszcze tu zginął. Ale, nie wycofa się. Dokończy to co zaczęte. No i kto by pomyślał, że zaczęło się od prostego zadania. Upilnować Argana… A zgubiła go. I co gorsza, zguba dosięgła również Ofelii. Ona też umarła dążąc ku wyznaczonemu celowi.
Kto jeszcze dziś zginie?
Nie ważne.

Wstała od kamiennej kopuły która zamknęła się nad ciałem wojownika. Spojrzała na pozostałych. Elfy, Wergundzi, Styryjczycy, krasnal.
- Niech Bogini ma nas w swojej opiece. – I te słowa skierowała do wszystkich. Do Niej. Do Nich.
Pani, jeśli tu zginiemy, wiedz za co to robiliśmy. Jeśli tu zginiemy, wskaż sobie podobnym zagładę ich ludzi. I spytaj, gdzie byli gdy ich świat płonął. Może wtedy Bogowie się opamiętają.
W myślach swych nie czuła już goryczy związanej ze stratą bliskich. Pogodziła się z tym, nie potrafiła odrzucić wspomnień lecz czasu nie dało się cofnąć. A żywe upiory pamięci mogły tylko zranić mocniej niźli ostrze noża. Teraz pozostała tylko chłodna kalkulacja. I nadzieja. Ona. Tavar.

Chłód kąsał jej twarz gdy otuliła się płaszczem. Widziała szron zbierający się na kamieniach. Ktoś rozpalił płomień, ludzie skupili się przy nim. Spojrzała na Elidisa.
Jak za dawnych czasów, przyjacielu.
A potem odwróciła się odtrącając tą myśl. Nie czas na wspominienia, bo jeśli stracą czas na głupie uczucia to być może ktoś będzie musiał wspominać ich. Podeszła do niedźwiedzia. Dotknięcie zanurzyła w futrze łba.
Myśl.
Zapytanie.

Głuchy charkot wydobył się z jego gardzieli.
Niedowierzanie.
Myśl.

I znów charkot, tym razem cichszy, niepewny.
Zapytanie.
Zrozumienie.
Niechęć.
Zgoda.

W końcu niedźwiedź podniósł się z okolic stawu i jego silne łapy uderzyły o kamienie. Pazury zazgrzytały o jedność jaką była skała gdy zwierz podszedł do ognia. Nie blisko, na odległość jaką stanowił mur zbitych przy płomieniu istot. Nie miał zamiaru podchodzić bliżej. Ogień to zagrożenie. Nie ważne jak bardzo część próbowała mówić, że jest inaczej. Ogień to zagrożenie. Tak jak kobieta o płomiennych włosach. To zagrożenie. Ale to niech te cudaczne pokraki ryzykują będąc obok, on tylko wykonywał prośbę części.
Upadł z gruchotem na kamienie za Elidisem, szturchnął go potężną łapą wymagając by elf przesunął się z upatrzonego przezeń miejsca. To jego teren, niech ten pokrak sobie za dużo nie wyobraża.

- Nat, pomóż mi. – Poprosiła Styryjczyka wskazując nieprzytomnego wciąż Keithena. Wraz z gwardzistą przeniosła ciało rannego jego własny płaszcz który zdjęła z ramion. Następnie we dwójkę chwycili za krawędzie tkaniny i przenieśli mężczyznę koło ognia, opierając go częściowo o buchający gorącem bok zwierza. – Agat, chodź tu i siądź blisko… - Tu spojrzała zwierzę. Jeszcze tego brakowało by nadała mu imię. – Naszego gospodarza. Emilia i Nem to samo, musicie zregenerować siły, on zapewni dość ciepła.
Następnie przysunęła się do płomieni patrząc na pozostałych. W przeciwieństwie do nich nie potrafiła pozostać w bezruchu.
- Jeśli ktoś ma metalowe manierki, to napełnijcie je wodą. Zagrzejemy ją nad ogniskiem na tyle na ile się da. – Przeklinała w myślach to, że nie wzięła ze sobą żadnych ziół które chociaż częściowo by wzmocniły ciepło napoju. Rozejrzała się wokół, z minimalną nadzieją, że chociaż niektóre rośliny rozpozna. Owszem, znajdowali się w głębi ziemi lecz pewne cechy gatunkowe były wspólne. Uczyła się o tym na wykładach. Potrzebowała czegoś co chociaż częściowo zapewni przytomność umysłu.
- A więc ja z oddziałem idącym na około? – Spojrzała na zwierzę teraz trwające z zamkniętymi ślepiami, była świadoma, że ich słucha. Owszem, nie rozumiał ich mowy lecz zauważyła, że wyczuwał tonacje głosu. Uczył się je interpretować . – Pójdziecie wtedy bez medyka, Nem była już wcześniej w mieście i ją rozpoznają.
I znów wstała od ognia, pozbawiona płaszcza szybciej marzła. Podeszła do rudowłosej, była nieprzytomna. Ale ponoć ludzie w tym stanie i tak czasem słyszą co się do nich mówi. Poza tym, jeśli dobrze rozumiała to co zostało powiedziane to siostra szamanki była w czymś co było wspólną myślą. Jak u ulundo. A to było im nie na rękę.
- Bogini, spraw by jej umysł stał się samotny pośród tych z którymi dzieliła myśli. Niech pozostanie w ciemności i ciszy. Tam gdzie jej podobni nie zdobędą informacji na nasz temat. Lecz by Ci, którzy ją obserwują wciąż widzieli światło jej istnienia. – Wymamrotała prośbę wysyłając moc w głąb ciała kobiety, a także część w stronę jaźni Bogini.

I znów wędrowała. Tym razem podeszła do niedźwiedzia i tych, którzy musieli zregenerować siły najmocniej. Sprawdziła stan Agata, a następnie starła krew z twarzy pethabańskiej medyczki. Dopiero teraz zauważyła, że chrząstka jej nosa się porusza. Prawdopodobnie ta, przez zimno nawet nie zwróciła uwagi na złamanie. Odebrała z torby którą jej dała pudełko z maścią znieczulającą i pokryła jej warstewką nos kobiety. Następnie pociągnęła z głębi siebie nitki mocy i stworzyła delikatne wiązania utrzymujące chrząstkę w miejscu. Zapewniła też drobne dawki energii mające regenerować nos magini w czasie gdy będą odpoczywali, bez słowa pozostawiła również zapas mający ją wzmocnić. Nie mogło to zastąpić pobrania many, lecz odżywiało chociaż częściowo ciało.
Następnie odsunęła się od niej i sprawdziła stan Keithena, cóż, nie zdziwiłaby się gdyby po przebudzeniu miał odczucia podobne do stanu ostrego kaca. Przyśpieszona regeneracja kości czaszki nie należała do przyjemnych spraw.
-A więc jeden oddział prowadzony przez imperialistę tą drogą którą przybyli tu tubylcy. Drugi z misiem inną drogą. Przypuszczam, że u nas najlepszym wyjściem będzie pozostanie w normalnych ubraniach. Już sama obecność tego stworzenia nas zdradzi, tubylcy się go boją.
Skupiła swoją uwagę na człowieku który zdradził tubylców, jego rysy były znajome. Kojarzyły jej się z czasami Srebrnohory i dwudziestą drugą. Jak na ironię ich również zostało dwadzieścioro dwoje.

<Edit bo post Leite>
Zwróciła uwagę na słowa podziemne, już przestawiła się na obserwowanie jej widząc jak ta odnosi się do Ylvy. Sojusz był kruchy, a ona była jedną z nielicznych rozumiejącą tą niepewność związaną z pracą w wywiadzie. Na kogo można liczyć w takich momentach? Zawsze musiała odnajdować odpowiedź na to pytanie szukając pewników. Teraz jednak poruszona była sprawa misia. Potrząsnęła przecząco głową rozbawiona jej pomysłem.
- Przede wszystkim to nie jestem magiem. Jestem... - Zawahała się nad odpowiedzią... Sanitariuszką? Uzdrowicielką? Kapłanką? Kim jestem? Nie skończyła zadania. - W każdym razie, on nie rozumie myśli tak jak my. - Wskazała na niedźwiedzia. - To bardziej skomplikowane. I nie jestem w stanie przekazać mu tego co sądzę na odległość. Nawet gdy mu mówię co mam na myśli muszę odpowiednio dobierać uczucia. On nie zna słów i znaczeń które są dla mnie naturalne. Muszę myśleć inaczej by mnie rozumiał.

Indiana - 05-03-2015, 14:36

- Masz najpiękniejszy głos na świecie...
Zanim zlokalizowaliście autora słów, minęło wiele sekund i co prawda nikt sie nie przyznał, ale kilku osobom, w tym Ylvie całkiem wiarygodnie wydawało się przez chwilę, że ludzkim głosem odezwał się niedźwiedź.
- No co... Musiałem ci to powiedzieć, zanim za którymś razem nie zdążysz mnie wyciągnąć... - dokończył Keithen, patrząc wszeroko otwarte ze zdziwienia oczy Convolve. Uśmiechał się słabo i z lekka szczękał zębami, zaskorupiała i zamarznięta krew pokrywała mu połowę twarzy - ... i będziesz musiała mie wskrzeszać, a potem zabijac własnoręcznie.
Chciał się podnieść, ale próba zakończyła się na napięciu mięśni i spłynięciu z powrotem. Lothel i Nat, którzy jeszcze krążyli po jaskini, zdążyli przynieść trochę zdjętych z zabitych tunik, na których położono Styryjczyka, ktoś obok przykrył go jeszcze nimi, oprócz gwardyjskiego płaszcza, w który był otulony.
- Ma ktoś wody?
- Idź sobie nastrugaj... - mruknął Nat, zabierając się do tej samej zresztą czynności.
Światło ognia odbijało się matowo od grubej talfli lodu, którym pokryło się jeziorko. Ci, którzy nie zdążyli nabrac wody, teraz ją topili w metalowych manierkach. Temperatura spadła do bardzo niskiej, co miało jedną, bardzo ważna zaletę - ścięła wszystkie drobinki wody w pomieszczeniu, więc wilgoć przestała wkradać się w każdą szczelinę ubrania. Musiało być dobrze 20 stopni poniżej zamarzania albo i mniej.
Pomimo ognia niemal wszyscy dygotali z zimna.

- Dobrze - odchrząknęła Ylva wracając do tematu. Nie żeby im się spieszyło, ale myslenie o sprawie odwracało uwagę od zamarzniętego na kość skórzanego kaftana - Przeszkody, jakie widzę na tą chwilę. Kodran wraca, prowadząc rzekomych jeńców i przebranych tubylców. Co, jeśli go nie dopuszczą do Szamanki i reszty impów z jeńcami? Jeśli zażądają odprowadzenia nas do jakiejś dupy jeża, celi czy coś? Wtedy plan spali na panewce, bo Con wpadnie z drugim oddziałem a nas tam nie będzie. Co wtedy? Utrzymujemy maskaradę czy walczymy?
Zakładając, że dotrzemy do celu, zlikwidujemy cel... i zostaniemy w otoczeniu przez ileśdziesięciu przeciwników. Przebijamy się? Negocjujemy? Powiedzieliście, że nie chcecie misji samobójczej, ale wasze rozważania do tego dryfują.
No i droga ucieczki. Jak znajdziemy drogę na powierzchnię?

Ostatnie pytanie skierowała do Lothela, nyar stał nieco dalej od ognia, jakby jego zimno gryzło nieco mniej, zsunął z twarzy chustę , odsłaniając ostre i kanciaste rysy twarzy, nietypowe dla leśnego elfa.
- Wyprowadzę was z każdego miejsca, Ylva - zwróciła uwagę, że pierwszy raz odezwał się do niej po imieniu - Ale nie w czasie ucieczki. Znalezienie drogi wymaga czasu.
- Tja... Pozostaje uciekać na oślep, a potem bronić się tak długo, zebyś to wyjście znalazł, tak?
Zwiadowca uśmiechnął się.
- Tak. Prawie. Pod warunkiem, że uciekając nie wejdziecie w rejon bez wyjścia. Spokojnie - sprostował widząc jej minę - to raczej mało możliwe, to naturalny system jaskiń, niemal napewno ma wiele wyjść.

Jaskinia wokół was skrzypiała lodem i promieniowała czerwienią.


Convolve, kiedy patrzysz oczami misia, widzisz zmianę. Przedtem misio widział ludzi, grzyby na ścianach, nie widział wody. Teraz też jej nie widzi, widzi ludzi, ale słabiej. Bardzo mocno widzi ogień, on go razi. Na ścianach nie widzi w ogóle nic.

Powój - 05-03-2015, 15:21

Siedziała pomiędzy Elidisem, misiem a rannymi. Zwierzę miało obrócony łeb w bok, tak, żeby jak najmniej światła docierało do jego ślepi. Ona zaś skupiła się na trzymanej w dłoniach manierce w roztopionym lodem. Naczynie utrzymywała poprzez jakąś zdobywczą tunikę, żeby nie poparzyć sobie dłoni. Najpierw podała je Emili, potem Nem. Musiały się rozgrzać, aby potem pobrać manę. Potrzebowali ich a bez energii były bezużyteczne. W tym samym momencie odezwał się Keithen przyprawiając ją prawie o zawał. Spiorunowała go spojrzeniem gdy minęło zdziwienia, naprawdę wybrał sobie moment na podobne wyznania.
- Cichaj. – Ofuknęła go, pomagając mu się podnieść na tyle by był w stanie przełknąć podgrzaną wodę. – Bo wykraczesz. I tyle z tego będzie. – Jak każda teralka była drażliwa w temacie zabobonów. Co prawda ani czarny kocur, ani drabina jej nie przerażały lecz do dziś pamiętała słowa wróżbitki która przepowiedziała jej podczas targów śmierć narzeczonego. Zginie w bitwie… Mówiły słowa. I faktycznie, zginął. Był w jednym z pierwszych oddziałów szturmujących Visnohorę, jeszcze zanim pozbawiono twierdzę dowódcy. Dostał strzałą ginąc na miejscu. Przynajmniej nie cierpiał.
Wyrzuciła z myśli obliczę terala którego poznali nieliczni. Był dalekim krewnym Sulimów, chyba wnukiem ciotecznej babki Sonji. O ile dobrze pamiętała. Wychowywał się w tym samym grodzie co i Mirko, chociaż potem jego kroki skierowane były ku służbie Samboji jako drużynnikowi. Wraz ze ślubem wojewody teralskiego musiał od ruszyć na wojnę. Planowali ślub. Nie wrócił, a ona stanęła w szeregach styryjczyków.
Ciężkie sapnięcie zwierzęcia zwróciło jej uwagę tak jak tego zwierz oczekiwał. Część powinna zajmować się nim a nie pokrakami. Przyłożyła dłoń do jego boku próbując zrozumieć. Czuł się ślepy, nie dostrzegał tego co było dlań naturalne, chociaż nie obawiał się. Taka była kolej rzeczy. Zmarszczyła brwi zwracając się do dyskutującego towarzystwa.
- On widzi ciepło. Może się to przyda. I ogień go oślepia, jest wrogi. – Ciężko jej było skupić się na wyłapywaniu myśli stworzenia, analizowaniu ich a do tego na rozmowę. Wiercący się pod przykryciem Keithen też nie pomagał. – Jeśli chodzi o więźniów… Żeby was chciała od razu zobaczyć musicie mieć coś ważnego, informację, rzecz… Emilię? Bo ona chce ją dopaść, prawda? – By łatwiej było jej myśleć poleciła zwierzęciu by odwróciło łeb od płomieni i skupiło się na odpoczynku. Sama zaś wzięła w dłonie szmatkę i ciepłą wodą zaczęła zmywać krwawą skorupę z twarzy leżącego Styryjczyka. – Wy podążaliście za Kodranem.. –Wskazała Ylvę i resztę jej oddziału. – Spotkaliście się z nami, to jest jedna droga. Ale prowadzi przez zasypane przejście, wściekłe wije i urwisko. To nie będzie dobra ścieżka do ucieczki. Podziemna, a ty będziesz umiała pomóc Lothelowi? To twoje… naturalne środowisko. – Wciąż nie znała jej imienia a i nie interesowało jej ono zbytnio. Nie zostaną przyjaciółkami, gdy stąd wyjdą to najpewniej już nigdy jej nie zobaczą.

I wtedy wpadła na pomysł. Położyła manierkę przed sobą i obiema dłońmi oparła się o zwierzęcy łeb.
Zapytanie.
Oślepienie, stopniowo rosnące. Inne powietrze, dziwna woń. Woń dla niej znajoma. Jemu obca, wroga. Poruszające się w przeciągu jaskiń futro. Łaskocze, dziwne, obce. Kamienie prowadzące pod górę.
Zapytanie.

Była ciekawa czy niedźwiedź zetknął się z wyjściem na powierzchnię, starała się mu przedstawić je w taki sposób by zrozumiał. Być może podczas polowań zapuścił się aż tak daleko, a przynajmniej na tyle by odczuć różnicę. Nie przypuszczała by kiedykolwiek wyszedł, lecz istniała szansa by spotkał takie dziwo.

Leite - 05-03-2015, 18:15

Stwierdziłam, ze sie wtrącę ale najpierw przesunęliśmy sie tak, zeby choc troche dotykać misia. Ma w końcu 4 czy 5m...powinnismy sie zmieścić. Nadal unikałam patrzenia na ogień.
-Ale tu nie zostańmy. Bo jak widzą, ze oddział nie idzie, wyślą drugi. - Zamilklam na chwile. - Bo ruda to siostra Rudej. A rodzeństwo jest ważne...
Spojrzałam z lekka krzywo w kierunku Ylvy. Potem popatrzyłam na rzeczy tubylców. Wszystkich nie użyjemy, mogą sie ładnie palić jak nie sa mokre o ile wiem. Con chyba lubi chodzić. Trudno, ze pomysł nie wyszedł, zdarza sie. Co tu zrobic...Ten cały imperialista, jak nas wprowadzi i coś nie wyjdzie, moze być wtyczką. Mógł powiedzieć ze poszedł na zwiady i trafil na oddział i nie wiedział, ze to przebrani wiec wrócił z nimi...ale musiałby sie oprzeć psionice. Na to jest sposób ale...czemu mam sie dzielić? Zastanawiałam sie tez, czemu magiczna kobieta wiedziała o calym Planie skoro pytałam Cadana tylko o psionike...czy ona czyta w myślach? Wtedy zadała mi pytanie.
-W czym? - pytam zdziwiona, ze ktoś sie do mnie odzywa. - Wiem, którędy my idąc, pamietam trasę...te tunele nie są zbyt nasze..nie znam układu ich. Mogę słuchać i być jak odkrywca? zwiadowca? zwiadowca. I kilka innych. Co pomoc?

Kodran - 05-03-2015, 20:48

Usiadł przy ognisku i zaczął grzać ręce. Wtedy usłyszał kolejne pytania.
- Idąc od głównej strony największym problemem będzie sala z ruchomymi piaskami, za którą jest coś w rodzaju posterunku granicznego. Za nim jest korytarz, który należy już do miasta. Idąc nim można dotrzeć do głównej jaskini, w której znajduje się jezioro. Jezioro otoczone jest drogą; tak jakby plac ze stawem w środku. Od lewej od głównego korytarza: kwatery, w których spaliśmy, Komnata Władców, czyli jakby sala tronowa albo coś podobnego- mówił wyliczając-potem drugi korytarz, którym możemy się tam dostać, obok lochy, a reszta to korytarze "mieszkalne". Czyli tak naprawdę, główny tunel prowadzi przez posterunek i kawałek miasta, a drugi prosto do jaskini z jeziorem. Moim zdaniem nie da rady od głównej iść z więźniami chyba, że potraficie mówić po tubylczemu. Ten odcinek z miastem był zapełniony mieszkańcami. A od drugiego tunelu możliwe, że spotkamy tylko pojedynczych tubylców- wypił trochę wody z bukłaka by zwilżyć gardło-Walczymy z tubylcami i goblinami, przynajmniej tyle widziałem. Ale mogli sobie choćby oswoić zwierzęta i już dodatkowy wróg. Nie wiem jak rozległe jest miasto, ale zbudowane jest chyba tunelami i korytarzami, w których żyją mieszkańcy. Sam jeden korytarz, który trzeba przejść by dojść do jaskini z jeziorem, od głównej bramy, miał więcej mieszkańców niż nas tu jest. Tak, na środku "centralnej" jaskini miasta jest jezioro, na którym znajduje się wyspa. Na wyspie jest coś w rodzaju obelisku albo piramidy. Nie wszedłem na wyspę, bo tam rozpoczynali Rytuał. Łodzi nie było, ale od strony Komnaty Władców był most. Jezioro? - zamyślił się- Domyślam się, że głębokie. Poza tym żyje w nim coś. I podejrzewam, że to coś zjadało zwłoki jakie tubylcy wrzucali do jeziora.
Nigdy nie był dobrym rysownikiem i ręce mu zmarzły. Ale nakreślił kamieniem mapę.

Powój - 05-03-2015, 21:39

- W takim razie. – Wskazała na narysowaną mapę. – Wy z Kodranem. – Tu wskazała Elidisa i Ylvę bo to oni głównie uczestniczyli w dyskusji. – Pójdziecie tą drogą która nie prowadzi przez miasto. Weźmiecie ze sobą… -Tu rozejrzała się wokół. – Piątkę, będziecie mniej zwracać uwagę. Być może uda wam się od razu dotrzeć dzięki temu do szamanki. Jako jeńcy powinni iść ci na której jej zależy. Kodran, potrzebuje przedmiotu który jest ci bliski. Stworzę iluzję która ukaże w twoich myślach nie tą rozmowę, a rozdzielenie się z grupą z którą poszedłeś. Część wróciła z jeńcami, ruda z resztą tropi resztę. – Potarła skronie. – Ja z resztą spróbuje przedrzeć się główną ścieżką. Wezmę ze sobą związaną rudą. Nawet jeśli nie znają naszego języka to chyba będą w stanie wywnioskować z ostrza na jej szyi, że jeśli nas nie przepuszczą to ona zginie. Jeśli i tak nas zaatakują to cóż, przypuścimy szturm na to mrowisko. W każdym razie odwrócimy od was uwagę na tyle, by podzielić ich siły. Przypuszczam, że większość pobiegnie nam naprzeciw a wy będziecie mogli zająć się Toruviel i Imperialistami ich mać. – Przez chwilę wahała się nad kolejnymi słowami. – Jeśli nie będziecie widzieli szans na zabicie szamanki, postarajcie się przebić do nas. W grupie łatwiej nam będzie się bronić i wykonywać odwrót. Jeśli znajdziecie na nią sposób to cóż… Spróbujcie. Ale nie ryzykujcie własnym życiem. – Spojrzała na nich znacząco. – Północ musi się dowiedzieć co tu się dzieje. A od trupów się nie dowie.
Upiła kilka łyków ciepłego płynu z manierki. Jej ramiona drżały odsłonięte, mróz szczypał skórę. Ile to jeszcze potrwa.
- Kodranie, jak przeszliście przez ruchome piaski? Opisz mi to najdokładniej jak pamiętasz.

Leite - 05-03-2015, 22:20

-Czy tunel główny...ma skręty? Odkończy...odręcz...odnogi? - zapytałam, odwracając się do reszty z rumieńcami na twarzy. - Jeśli ma...to wabienie...miś i ja i ktoś jeszcze...wiecie, wabienie, wchodzą i bum.
Indiana - 05-03-2015, 22:53

Spojrzała po raz już nie wiadomo który na Convolve, tym razem nie tylko z podziwem, ale i ze zdziwieniem. Utalentowana osoba, powinna dowodzić, planować, służyć w sztabie, zamiast wystawiać się na niebezpieczeństwo w jakichś zlodowaciałych norach. Tak, po powrocie trzeba będzie o tym szepnąć dwa słowa Khorani...
Prawie roześmiała się na głos, kiedy zdała sobie sprawę z niedorzeczności tej myśli.
"Po powrocie"... Ha. Ha.
- Kodran musi mieć ze sobą przynajmniej kilku przebierańców - odezwała się - Nie żeby coś, ale naprawdę nikt nie uwierzy, że przyprowadził nas sam. Reshion nas zna... aż za dobrze. I tak jest mało prawdopodobne, że uwierzy w to, że tak po prostu daliśmy się złapać, bez ran i przytomni.

Co do rudej, mam dwie wątpliwości... obawiam się, że nie będziesz w stanie uniemożliwić jej porozumiewania się z siostrą, co może w każdym momencie wydać waszą lokalizację i wszystko, co przy niej powiecie. Druga wątpliwość jest taka, czy w tym stanie, leżąca na takim mrozie, dożyje podjęcia tej decyzji...

Patrząc na to - wskazała dzieło Kodrana, rozrysowane na lodzie - mam wątpliwości czy w ogóle mozliwe jest wydostanie się stamtąd, zwłaszcza, jeśli musielibyśmy dostać się na tę wyspę. Kodran, czy to jest normalna woda? Można tak po prostu przepłynąć?
Masz absolutną rację co do tego, że ktoś musi zanieść wieści na powierzchnię. Jeśli nie wszystkim uda się wyjść, musi być ktoś, kto z pewnością przeżyje i będzie w stanie dotrzeć do Vekowaru, do khorani. I do magnifera - dodała, zerkając na zabierającego się do sprzeciwu Elmeryka - To musi być ktoś, kto ma największe szanse wydostać się na powierzchnię. Na przykład, bo ma wierzchowca, który ją wyniesie przez wszystkie szeregi wrogów - wbiła poważny wzrok w Convolve - Devi terphilin, to powinnaś być ty.


Conv,
niedźwiedź długo nie mógł zrozumieć, o co ci chodzi. W jego umysle wizualizowały się różne obrazy, kolejne jaskinie. Aż w końcu pojął.
Bardzo jasne światło.
Wiatr.
Dużo mnóstwo zapachów.
Mnóstwo szmeru.
Wielka przestrzeń, groźna, żadnych osłon, ścian, żadnej skały, za którą można się schować.
Złe miejsce.
Po co?
Tak, był. Tam też jest jedzenie przecież.

Kodran - 05-03-2015, 23:18

-Nie tylko ja muszę mieć iluzję, ale cała grupa. Szamanka zapewne sprawdzi umysł przynajmniej jednego ze strażników by potwierdzić moją wersję.-zauważył. Zdjął amulet, który miał po ojcu zasztyletowanym przez chciwego wspólnika.-Powinien wystarczyć. Co do piasków, to mieliśmy ze sobą tubylców-przewodników. Rozpoczęło się od tego, że dotarliśmy do sali, po której drugiej stronie była brama, portal, na pewno nie zrobione przez naturę. Była zbudowana z jakiegoś czarnego kamienia. W każdym razie od wejścia do bramy rozciągały się ruchome piaski. Poprowadził nas jeden z tubylców a my szliśmy za nim krok w krok. Tam nie mogłem zostawić znaków, ponieważ podążaliśmy jeden za drugim. Możliwe, że wciąż widoczne są nasze ślady.
-Może damy naszej rudej przyjaciółce trochę magicznego płynu z piersiówki krasnoluda?-uśmiechnął się-Właściwie nie wiemy jak tubylcy reagują na nasz alkohol
Spojrzał na Ylvę:
-To zdecydowanie nie jest normalna woda. Reshi pytał i Szamanka odpowiedziała, że zdecydowanie nie chciałby się w niej kąpać. Poza tym zakładam, że jest co najmniej zimna i chyba nie każdy z nas potrafi pływać. Najoczywistszą drogą jest most. Ale jak skołujemy łódkę to też powinno zadziałać

Powój - 05-03-2015, 23:42

Złe miejsce. Ta myśl rozbrzmiała jej w czaszce, wciąż podziwiała to jak niedźwiedź może żyć w tym miejscu. Ale rozumiała. Różnili się. Dla niej wiatr i światło wiązały się z myślą o powierzchni, dla niego – z niebezpieczeństwem. Zastanawiała się jak przekazać mu to co ją męczyło. W końcu spróbował znów.
Bezpieczeństwo. Ja tam bezpieczna. Dom. Mój teren.
Myśl połączyła właśnie z tym co dawało jej życie na powierzchni, szczęściem, wolnością. Spokojem.
Tu, obca. Tam dom. Bezpieczna.
Powtórzyła myśl. A następnie wysłała w głąb umysłu prośbę.
Pójdziesz ze mną? Tam? Gdy powiem?
Nie mogła go zmusić. Lecz jeśli to miało dać im szansę na przeżycie, to najwyraźniej tak było trzeba.

- Powiedz mi kogo zabierasz ze sobą. Ja spróbuje ich przygotować. Na tyle, na ile mogę. Na tyle, na ile Bogini będzie w stanie nam pomóc. To nie jest jej domena. Jej moc działa tu… Inaczej. Poza tym, nie wiem, czy dam radę was wszystkich otoczyć iluzją. Zamiast amuletu sądzę, że lepszy byłby tu rytuał który związałby w jednym przedmiocie moc. I Kodran by miał ten przedmiot, jeśli ktoś by się zbyt oddalił od niego to iluzja przestałaby działać. Nie jestem kapłanką, nie wiem na ile mogę sobie pozwolić. Ale spróbuje. – Spojrzała na rudą. – Zasłonimy jej oczy jak i uszy. Od siedmiu boleści mogę jej zarosnąć tkanką przewód słuchowy. Chociaż może jej się to nie spodobać.
Gdy usłyszała słowa Ylvy mięśnie jej szczęki zadrgały gdy zaciskała zęby. Miałaby ich… Zostawić? Tak jak wtedy, dwudziestą drugą? Nie. Nie znów. Bogini, nie będę w stanie. Błagam.
- Ja… - Wzięła wdech nagle tracąc całą pewność siebie. Zamknęła oczy starając się uspokoić oddech. – Ja was nie będę potrafiła zostawić Ylvo. Już raz kogoś opuściłam. Właściwie sama pewnie o tym wiesz. – Przerwała przenosząc spojrzenie na Elidisa. – I nie tylko ty.

Obserwowała otoczenie w oczekiwaniu na zmianę. Gdy zrobi się cieplej będzie czekał ich wymarsz. I nadzieja.

Indiana - 06-03-2015, 00:37

- Psiakrew... konieczność używania łodzi bardzo ogranicza możliwości wydostania się. Niektórzy jednak umieją pływać - mruknęła, słysząc słowa Kodrana. Po czym dobiegło ją to, co powiedziała Convolve. Powój. Tak ma na imię. Convolve znaczy powój. Jak ja cię dobrze rozumiem, dziewczyno. Raz kogoś opuściłaś? To mało jeszcze wiesz o tych zostawianych za sobą, okłamanych, porzuconych. Albo tych, którzy mają luksus bohatersko zakończyć życie jednym ciosem, jednym strzałem. Jak luksusowo. Bo szpieg nie może się dostać w ręce wroga, więc musi uciekać, wymykać się, ślizgać. A jeśli już... to nie umrze od pierwszego ciosu. Jeśli już tak się stanie, to będzie wiele ciosów, wiele magicznych impulsów, wiele długich, naprawdę długich przesłuchań. Zginąć w akcji. Tak, to byłby prawdziwy fart.
- Conv, to musisz być ty - powiedziała łagodnie - Tacy jak ty zdarzają się jedna na setki tysięcy. Jesteś warta tyle, co takich jak ja setki tysięcy. Nie porzucasz nikogo. Tylko... Ratujesz nas. Tylko wychodząc stąd możesz sprawić, że to będzie miało sens. A ja... nie chciałabym umierać bez sensu.

Kodran - 06-03-2015, 00:39

-Zakładam, że z Nem, Ylvy i Elidisa Reshi cieszyłby się najbardziej. Właściwie to zostałem wysłany po więźniów. Oni nie wiedzą, że się połączyliście. Ale 3 jeńców i 6 strażników powinno wystarczyć. W każdym razie na 1 jeńca 2 strażników. Nie wiem kto wami dowodzi, ale zakładam że ten ktoś podejmie decyzje lub zgłoszą się ochotnicy. Ja proponuje Nem, Elidisa i Ylvę, bo to da naszej grupie uzdrowicielkę, maga, dowódczynię plus strażnicy- siła wykonawcza.
Powój - 06-03-2015, 00:57

Napotykając spojrzenie Ylvy wiedziała co ta czuje. Ich życie było podobne. Jak szpieg nie powinno się bać tego czy zginiesz, ale tego, czy Cię złapią. Ją rozgryźli podczas podpisania przymierza, nie pilnowała się. Pewne... Pewne istotne elementy przeszłości ją zdradziły. Ale potrafiła zadbać wtedy o własne plecy, o lojalnych sojuszników. Namówiła do zdrady wergundzkiego zwiadowcę obiecując, że pomoże bliskiej mu kobiecie. Zapewniła sobie sympatię córki dar Bregena, by ta oszczędziła jej losu zgotowanego przez nowego magnifera. Miała wtedy szczęście, gdy w ciągu kilku dni znaleźli się w Styrgradzie poznała smak porażki. Wysłano ją na za-południe, by "była bezpieczna". To w jaki sposób się tu znalazła i powody tej... Nagłej podróży były jej nieznane. Została pozostawiona przed faktem dokonanym.
Przed odpowiedzią Ylvie wahała się patrząc na własne dłonie. A potem jej spojrzenie stwardniało, mimo niepewności kryjącej się w środku, wiedziała, że musi wziąć odpowiedzialność za to co jej powierzono.
- Dobrze. Jeśli... Jeśli nie będzie innego wyboru, to powrócę na powierzchnię. Ale tylko, gdy będę wiedziała, że inaczej się nie uda.
Spojrzała na rozmówców. Musieli skupić się na tym co było teraz. W dłoniach trzymała już otrzymany od Kodrana amulet.
- Ylvo wybierz kto pójdzie z wami. Niech magowie uzupełnią manę. - Spojrzała na śpiącą przy boku Eriego maginię ziemi. Oboje zasnęli oparci o bok niedźwiedzia. - Niech ktoś ich obudzi. Ci którzy idą z wami jako eskorta niech zmienią ubranie na tubylcze, gdy będziecie gotowi spróbuje stworzyć iluzję. Ale nic nie obiecuje. Potem ruszamy.

Elidis - 06-03-2015, 01:11

Elf wsłuchiwał się przez chwilę we wszystkie rozmowy. Myśli uciekały mu gdzieś w przestrzeń, ale gdzie? Chciałby powiedzieć, że do domu, ale gdzie to było? Gdzieś w spustoszonych lasach Aenthil, w zatłoczonym Ilweranie, w pachnącym morzem Talsoi, czy może tu, na Zapołudniu, gdzie usilnie starał się stworzyć coś pięknego?
Skąd ty tak na dobrą sprawę jesteś panie Caernoth?
Odgonił jednak te myśli, były niepotrzebne, a on miał inne rzeczy na głowie, jak choćby plan dostania się do miasta Tubylcoblinów, plan, który z każdą chwilą był coraz bardziej szalony.
Propozycja Powój była dobra, ale miała poważny brak. Przynajmniej poważny dla niego. Elidis znalazłby się w grupie, która najpewniej będzie szła na śmierć. Nie mógł sobie na to pozwolić, miał ten dyskomfort, że właśnie nie było na to miejsca. Już chciał zaoponować, ale wtedy dyskusja potoczyła się dalej.
Devi terphilin... - z jakiegoś powodu te słowa zaczęły dźwięczy niespokojnym echem w jego umyśle. - Powój, Con, Devi terphilin, zabawne, tak bardzo się zmieniła...
Jego spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem Styryjskiej sanitariuszki. Widział w tym spojrzeniu wiele rzeczy, rzeczy jakich najpewniej nikt inny, nawet Ylva, nie potrafili dostrzec ani zrozumieć. Odpowiedział jej podobnym spojrzeniem, lekko sennym, melancholijnym.
Tęsknił za tamtymi czasami, kiedy wszystko było proste, białe było białe, a czarne czarne. Teraz wszystko się rozmywało, stawało zagmatwane i niejasne.
Szkoda, szkoda, szkoda tamtych dni...
Zabawne jak bardzo ta dziewczyna się zmieniła, jednak pozostała taka sama...
- Con ma faktycznie największe szanse się wydostać z nasz wszystkich - przeniósł wzrok na Ylvę. - Ale nie na miejscu byłoby ją zmuszać do opuszczeni nas. - delikatnie zwilżył usta, musiał być teraz ostrożny. - Nie chcę być źle zrozumiany... Ale czy Powój nie jest jakiegoś rodzaju wysłanniczką Tavar? Jeżeli pragnie z nami pozostać, czy taka nie jest wola bogini? - nie był pewien czemu to mówi, może z troski o siebie, może z troski o Powój?
Patrzył chwilę w twarz Ylvy, liczył, że zrozumie. Przez chwilę utkwił spojrzenie w ogniu. Zahipnotyzował go taniec płomieni, jakiemu w jego głowie odpowiadał taniec myśli. Możliwości, przeszkody, konsekwencje, wyniki, działania. Musiał to wszystko dobrze rozważyć. Kilka razy zerkał na rysunek Kodrana i ważył jego słowa.
Wypowiedź Ylvy i byłego imperialisty go dodatkowo przybiła. Poczuł nagle ogromny wstyd. Ci dzielni ludzie byli gotowi na śmierć za swoje ideały, wręcz się jej spodziewali i chcieli skoczyć w paszczę lwa. Cholera. A miało być tak miło i pięknie. Zamiast pogaduszki z khorani spotkała go wycieczka do podziemi.
I spotkanie ze śmiercią...
- To nie może być podróż w jedną stronę - powiedział pustym głosem patrząc się w ogień. - Nie mogę... Ja; są sprawy, którymi muszę się zająć, muszę stąd wyjść i muszę zabić, lub wziąć ze sobą Toruviel - powiódł po nich wzrokiem, czuł się, jakby ich zdradził.
A więc paniczu Caernoth, ludzie; Wewrgundowie, Styryjczycy, Laro, Podziemni, Krasnoludy, mogą sobie ginąć bylebyś ty zachował swoją rzyć w jednym kawałku? Pięknie, cudownie, jesteś prawdziwym bohaterem. Może i stąd wyjdziesz, ale jak potem spojrzysz w twarze swoich sojuszników, własnych ludzi.
Zacisnął dłoń wbijając paznokcie w skórę, tak mocno, że aż ją przebił. Po dłoniach pociekły mu cieniutkie stróżki krwi. Ból był ożywczy, pozwalał oczyścić umysł i w jakimś minimalnym stopniu dać zadośćuczynienie. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że siedząca obok Con musiał to zauważyć. Przelotnie spojrzał się na nią, jak dziecko przyłapane na czymś niewłaściwym, po czym odwrócił wzrok, udając, że nic się nie stało.
- Jeszcze co do samego miasta - zaczął niepewnie. - Sądzicie, że ten rytuał wciąż trwa? Jeżeli nie, może dałoby się ich po prostu namówić do zejścia z tej wyspy. Zresztą, jeżeli celem rytuału jest pozyskać wiedzę o północy, a my nagle zjawimy się z dodatkowymi elementami do dej całej zabawy, to rytuał najpewniej trzeba będzie przerwać i zacząć od nowa - w głowie zamajaczył mu jeden z mistrzów mówiący, że po zamknięciu kręgu i rozpoczęciu rytuału nic już nie można do niego dodać, mag miał nadzieję, że ta zasada dalej obowiązywała na Zapołudniu. - To będzie nasza szansa. No i jeszcze jak się Szamanka się dowie, że ktoś zmienił jej siostrę w baleron to pewnie będzie chciała zobaczyć osobiście o co chodzi i ukarać tych co to zrobili.
Elf znów zapatrzył się w płomienie starając się ze wszystkich sił ukryć krwawiące delikatnie dłonie. Myślał szybko, gorączkowo szukając drogi ucieczki. Był pewien, że nie tylko jemu zależy na przeżyciu. Cadan i Sefii też na pewno mieli swoje powody by jeszcze się nie pozabijać. Nie chciał też patrzeć na śmierć nikogo z nich. Nie w ten sposób i nie tu. Tu nie było dobrej śmierci i była duża szansa, że ich dusze tu zostaną.
Tak jak duch Liora.
- A skoro już mowa o siostrze Szamanki, czy nie może jej użyć właśnie by stamtąd wyjść? My im rudą, oni nam drzwi? Powinno im chyba zależeć. Oczywiście dostaną ją, jak już jedną stopą będziemy na zewnątrz ale wciąż dostaną. Inna opcja, w czasie kiedy my będziemy tam robili chaos Lothel i Sefii mogą poszukać wyjścia - i mam nadzieję, że znaleźć. - Jest jeszcze kwestia braku zaufania. Wyobraźcie sobie, że Pow... Con, znajdzie się na powierzchni jako jedyna i zacznie opowiadać o tym wszystkim, bez świadków, bez dowodów. Styryjczycy zapewne jej uwierzą, ale strona Wergundzka... Może być problem, zwłaszcza z fragmentem o zdradzie Hetanoru. Są to w końcu ich zaufani sojusznicy.
Przestał na chwilę mówić, jego rysy twarzy stężały, zacisnął szczękę.
- My musimy stąd wyjść dla dobra sprawy, im więcej tym lepiej.

Szrapnel - 06-03-2015, 01:39

Szrapnel od pewnego czasu śledził przebieg toczącej się rozmowy i postanowił się wtrącić.
-To ja się przyłączam do apelu Elidisa. Też nie mam ochoty umierać. - powiedział pocierając ramiona, żeby chociaż trochę się ogrzać.
-Ponad to, nie mogę iść przebrany za tubylca, bo część impów mogłaby mnie rozpoznać.

Kodran - 06-03-2015, 01:43

To pewnie jest podróż w jedną stronę. Tylko że prawie każdy miał do czego wrócić. A ty niby nie masz do kogo wrócić? Starszy i młodszy brat nie żyją, ojciec zginął dawno a z matką widział się ostatni raz zanim zaczął karierę najemnik. Więc tego należy się uczepić. Muszę wrócić do domu. Choćby aby zobaczyć grób ojca i brata Ale nie czas na to. Wziął się w garść.
-Czyli grupa: ja, Ylva, Nem, Elidis i 6 eskorty i grupa: reszta i niedźwiedź?

Indiana - 06-03-2015, 02:05

- Tylko, jeśli będziesz wiedziała, że się nie uda - powtórzyła słowa Convolve - Inaczej nigdy bym o to nie prosiła. Nie zostałeś źle zrozumiany, Elidis. Wręcz przeciwnie, doskonale rozumiem, co chcesz powiedzieć - odwróciła się do niego dopiero, kiedy przebrzmiały te słowa, i wlepiła w niego lodowaty wzrok spod przymrużonych w irytacji powiek, głos zmienił barwę na niższą i stał się dźwięczny jak przehartowana klinga - Żeby nie było jakichś nieporozumień. Nie zamierzam tam umierać ani ginąć za nieswoje sprawy. Za swoją także nie zamierzam. I zrobię wszystko, co będzie możliwe i kilka niemożliwych rzeczy, żeby stamtąd wyjść cało. Po prostu biorę pod uwagę, że moje zamierzenia nie muszą się pokrywać z zamierzeniami bogini. I wam to też polecam. Będzie, co ma być, nikt nie ucieknie przed własnym losem.

Wstała nerwowo, tak, żeby wyglądało, jak bardzo jest zirytowana, żeby nie rozwiało się wrażenie wywołane ostrymi słowami. Żeby ukryć poruszenie na twarzy. I żeby głos nie załamał się w ściśniętym nagłym strachem gardle.
Kilka głębokich wdechów, spięcie mięśni, wszystko wróciło do normy. Wróciła do ogniska, mijając niedźwiedzia bezpiecznie szerokim łukiem.
- Dobrze, dość tych sentymentów, robota czeka - powiedziała chłodno - Jeśli mam tam iść jako jeniec, to idą ze mną ludzie, którym ufam. Wybacz, Kodran, za mało cię znam, żeby być pewną, że w razie czego na pewno rozwiążesz mi ręce na czas. Nat. Merren - umilkła na chwilę - przebierajcie się. Keithen - podeszła do rannego, który był w stanie się nawet już podnieść do siadu, przyjrzała się świeżym bliznom na twarzy - pójdziesz z drugim oddziałem jako obstawa Emilii. Nie pytałam - przerwała jego próby protestu, podnosząc się i zwracając do Convolve i Elidisa - Zapomnieliście o Emilii w tym planie. Jeśli khorani miała rację, gdy się tam pojawicie, Emilia przyciągnie uwagę szamana i sprowokuje atak. W tym samym momencie, przez więź, którą szaman sam wytworzył, a khorani odwróciła, przez Emilię zacznie działać moc khorani. To jest... spora moc. Ale nie możecie dopuścić, żeby ktoś zabił Emilię, zanim nie wykończy szamana. Potem również lepiej do tego nie dopuśćcie - uśmiechnęła się patrząc na śpiącą magiczkę - Jeśli Smocza nie może iść przebrana za tubylców, to zostaje Wergundia, pięć osób, ale dowódców imperialiści widzieli w cytadeli, więc trzech. To daje akurat pięć osób eskorty plus Kodran. Lothel może iść jako jeniec, elfowi trudno będzie udawać tubylca. Esu, podziemna, Laryjczyk - wszyscy mogą iść tylko jako jeńcy. I ty, Elidisie. Bo póki co nie mamy ze sobą nikogo, kto włada ofensywną magią i naprawdę w starciu z Szamanką będziemy bezbronni.

Elidis - 06-03-2015, 02:17

Elidis uśmiechnął się półgębkiem. I momentalnie się zmienił.
Jego twarz zwiotczała, oczy zaszły mgłą, zmarszczki pogłębiły się. Pod oczami pojawiły się naprawdę duże sińce. Przez tę krótką chwilę wyglądał na niezwykle starego i zmęczonego. Cała jego twarz przeczyła szelmowskiemu uśmieszkowi w groteskowy sposób.
- Nie próbowałem się wykręcić od tej roli, sam zaproponowałem bycie jeńcem. Chciałem tylko byśmy wyszli z tamtego miejsca, może nawet zasiedli razem przy ognisku, jak teraz?
Śmieszna myśl, zwłaszcza, że w gruncie rzeczy wiedział, że nigdy więcej się nie spotkają. Ostatnie miesiące chyba naprawdę sprawiły, że stał się dziadkowaty.
Trudno, była robota do wykonania. Dziadkiem będzie później.
I w momencie tej decyzji jego twarz odzyskała jakiś wewnętrzny blask i już nie wyglądał tak staro. Powrócił pewny siebie, lekko szalony i lekko wredny elf, którego znali.

Bryn - 06-03-2015, 02:44

Cadan, do tej pory siedzący przy ognisku i przysłuchujący się rozmowom w letargu, wyrwał się z niego kiedy usłyszał końcowe dopracowywanie planu.
- Poczekajcie... Może to będzie w jakiś sposób przydatne... Ja znam drogę do miasta, a przynajmniej widziałem ścieżkę, gdy z niego uciekaliśmy. - Wziął głęboki oddech, układając sobie w głowie tłumaczenie i wiedząc, jak głupio zabrzmi to, co zamierzał właśnie powiedzieć.
- Gdy siedzieliśmy w celi, porwani przez tubylców, próbowaliśmy znaleźć drogę ucieczki na wszelkie sposoby. Ja sam zwróciłem się do przodków z prośbą o pomoc w tej beznadziejnej sytuacji. Po jakimś czasie, po modlitwie, dostrzegłem światełka niewidoczne dla innych, prowadzące od naszej celi wgłąb korytarzy. Wyprowadziłem nas stamtąd do momentu, w którym te światła się urwały. Wiem, że nie brzmi to wiarygodnie, ale nie miałbym żadnego powodu was okłamywać. Ja także chcę dostać się do miasta. Być może nadal mógłbym odnaleźć tą drogę i zaprowadzić nią z powrotem do miasta. O ile tylko chcecie, no i nie obiecuję, że tym razem znowu ją odnajdę. - zakończył i westchnął ciężko patrząc na ich miny.
EDIT
- W samym mieście muszę odnaleźć moją broń rodową. Kodran, nie wiesz gdzie mogą składować zdobytą broń? - zwrócił się do człowieka, który zdawał się wiedzieć wszystko o tym mieście.

Indiana - 06-03-2015, 02:53

Uśmiechnęła się kącikiem ust. Nie sądziła, że prosty manewr psychologiczny zadziała na akurat tego elfa. Przyjrzała mu się spod ronda kapelusza i przemknęło jej przez myśl, że może źle go ocenia, ale zaraz potem przypomniała sobie wszystko, co o Elidisie wiedziała.
O, jakże się cieszyła z tego palcem na szkle pisanego sojuszu. To był najniebezpieczniejszy osobnik, jakiego znała i gdyby nie był, po ich stronie, należałoby go bezwzględnie zabić. Co mogłoby nie być takie proste, dokończyła w myślach, patrząc na Lothela. Ale na szczęście byli po tej samej stronie.
- Kto wie, El, kto wie - uśmiechnęła się, zwracając się tak, jak zwiadowca sie do niego zwracał - Kto wie, jakie są zamierzenia bogini. Ale... - zmarszczyła czoło, zastanawiając sie nad czymś co jej przyszło do głowy - cholerka. Musimy byc kilka godzin drogi od Vekowaru. Gdy wyruszaliśmy, miasto było oblężone. Wychodząc tutaj na powierzchnię, wyjdziemy albo za linią wroga, albo... w samym środku ich sił. Psiakrew Może jednak zamiast szukać wyjścia z miasta, wrócić tą drogą, którą znamy i szukać wyjść wiodących ku wybrzeżu...?Ruchome piaski, ścieżka, droga... Gdybyście idąc przez te piaski, poznaczyli wyraźnie drogę... wracając moglibyśmy przez nią przebiec, a potem rozwalić ją za sobą z łomotem. A oni niech gonią dookoła - spojrzała pytającym wzrokiem po twarzach rozmówców - Ja naprawdę nie zamierzam tam ginąć.

Powój - 06-03-2015, 03:09

Spojrzała na tych którzy wstali wywołani by zmienić się w tubylców.
A więc niechże się stanie.
Przyklęknęła obok śpiących delikatnie potrząsając ich ramionami, budząc ich by się przygotowali. Gdy dostrzegła nierozumiejące spojrzenia pethabanki i Emilii posłała im blady uśmiech.
- Wstawajcie, musicie uzupełnić manę. Zaraz idziemy. – Podała im też bukłak z wodą by się napiły. Potem sprawdziła w jakim stanie jest Keithen. Chociaż sama przed sobą nie chciała się przyznać, to cieszyła się, że idzie z nimi. Z drugiej strony jednak była świadoma, że jeśli będzie musiała ich opuścić to ta myśl będzie jej tym trudniejsza.
Odwróciła się w stronę ogniska, ostrzem noża wygarnęła część popiołu jaki się utworzył pod tlącymi się porostami i szmatami. Następnie przy pomocy tego samego narzędzia zgarnęła go na kamień o wklęsłej powierzchni. Wsunęła dłoń do torby i wyciągnęła z niej puzderko z maścią, niewielką część z tego użyła dodając do popiołu. Potem wstała i wraz z kamieniem oraz opartym o niego nożem podeszła do jednego z trupów. Ciało tubylca było zimne, skostniałe przez panujący w powietrzu mróz. – Wybacz mi. – Wyszeptała po czym nacięła skórę brzucha otwierając jego trzewia. Tam krew jeszcze nie zastygła, wnętrzności wciąż były gorące i gdy przecinała ochronną warstwę jucha spłynęła jej na dłonie. Wymieszała ją z przygotowanymi składnikami.
Po kilku chwilach uzyskała gęstą, tłustą maść o ciemnej barwie. Śmierdziało strasznie, ale nie mieli innego barwnika a musieli powtórzyć malunki pokrywające twarze tubylców. Następnie przywoływała do siebie gestem tych którzy już się przebrali i byli gotowi do tej części ich maskarady. Zdobiąc ich twarze barwnikiem starała się odwzorować to co na twarzach mieli zmarli. Dziwnie się z tym czuła.
W końcu skończyła i należało przejść do kolejnej części ich przygotowań. Rytuału.

Odeszła od przebranych i skorzystała z wody pozostawionej w jednej z manierek. Resztki barwnika wylądowały w naczyniu. Zmieszała jak najdokładniej powstałą substancję. Następnie obmyła dłonie i oblicze w wodzie którą zagrzali nad płomieniami, włosy zgarnęła w kilku szybkich ruchach w prowizorycznych warkocz by jej nie przeszkadzał. Chwilę krążyła po jaskini aż znalazła odpowiednie miejsce – w miarę płaską powierzchnię którą oczyściła z drobnych kamieni.
- Ci którzy idą z Kodranem niech staną usiądą tutaj, to chwilę zajmie. – Mruknęła wskazują wybrane miejsce, było go mało, musieli się ścisnąć. – Gdy się zacznie… Starajcie się nie myśleć o niczym. Wiem jak to brzmi, ale to sporo ułatwi.
Zaczekała aż umoszczą się na tyle wygodnie by wytrzymać te kilka minut w ciągu których będzie skupiać się na zaklęciu.
Wróciła po manierkę, nóż wsunęła za pasek. Poczęstowała się ponownie świeczką odpaloną od ogniska. Postawiła ją naprzeciw ich twarzy zwróconych w jej kierunku. Od niej wytyczyła spiralę rozlewając zawartość bukłaka, nuciła przy tym monotonnym głosem jakąś melodię bez konkretnych słów. Dopiero gdy uniosła głos, okazało się, że melodia układa się w znajome niektórym Namarie. Jednak słowa były obce, przynajmniej dla tych którzy nie poznali słów Kahta. Skąd ona je znała? Nawet nie wiedziała. Nie przeszła święceń kapłańskich, nie zetknęła się też z nimi wcześniej. To przychodziło samo.
Śpiewała o tropie. O ludzkich krokach, zagubionych głosach. O potyczce, krótkiej lecz owocnej. O ucieczce. O więźniach ze związanymi rękoma. O rozkazie. O płomiennowłosej która poszła dalej tropiąc zbiegów. O Kodranie który z niechęcią musiał wykonać rozkaz. O wędrówce, skrzeku goblinów które się oddalają. O zadowoleniu ze zdobyczy.
Z każdą chwilą linia zbliżała się coraz bliżej nich, a gdy połączyła się w krąg od którego prowadziła spiralna wstęga kobieta zatrzymała się. Jej głos wciąż powtarzał te same tonacje, tą samą pieśń, te same myśli. Wdzierające się w umysł, tłamszące wszelkie myśli. Zawiesiła manierkę o pasek i wyciągnęła nóż. Wracając po spirali zatrzymywała się na chwilę obok każdego z nich. Uniosła ostrze i odcinała kosmyk włosów by związać moc zaklęcia z nimi. W końcu idąc wciąż po śladzie krwi wymieszanej z sadzą dotarła do świecy. Woń ziół stawała się coraz bardziej intensywna, jakby nie użyła odrobiny maści a całego puzderka. Odwrócona do nich tyłem opadła na kolana przed płomieniem. Zebrała ich włosy w jeden pukiel. I odezwała się na powrót ich mową.
- Bogini. Spraw by myśl ich były o wędrówce przez tunele. O tym jak ich pojmano, a ci którzy ich pojmali odczuwali smak zwycięstwa. Niech Ci których części Ci ofiaruje potrafili odróżnić kłamstwo od prawdziwych wspomnień swych, a te które są ułudą niechaj przeznaczone będą dla wrogów naszych. Niech iluzja stanie się prawdą dla sennych koszmarów, a sny o twych bezpiecznych ramionach pociechą.
Amulet trzymany w drugiej ręce położyła na nakreślonej linii. Początek znaczyła świeca, potem był dar da Bogini od Kodrana. Ona zaś dawała moc przekierowywaną poprzez znak. Kosmyki włosów wiązały zaś zaklęcie z amuletem. Dopóki on nie zostanie zniszczony, iluzja powinna działać. Przesunęła rękę tak jak wtedy, gdy starała się dowiedzieć co się stało z Angelą. Poczuła swąd palonych włosów, jednak on nagle znikł zagłuszony agresywną wręcz wonią ziół. A potem moc przepłynęła przez jej dłonie skupiając się w leżącym pomiędzy nimi amulecie.

Nie wiedziała ile czasu minęło nim podniosła się z ziemi, wciąż obrócona do osób zamkniętych w rytualnym kręgu uniosła spojrzenie przed siebie. Świat na krawędziach jej wzroku zdawał się rozmazywać. Ale nie jak w momencie w którym człowiek traci przytomność. Nie to było coś innego. Nie rozumiała, ale nie musiała. Zaakceptowała to już jakiś czas temu. Jeśli to była wola Bogini, niechże tak będzie.

Przerwała krąg gasząc świeczkę. Spojrzała na pozostałych. Magowie podczas gdy ona przeprowadzała rytuał chociaż częściowo zdążyli pobrać manę i uzupełnić swoje zapasy. Uniosła w dłoniach to co kiedyś było medalionem, magia która była wewnątrz znikała ulatując do Bogini. Teraz znajdowała się tam namiastka Jej mocy. Tam gdzie wcześniej była gładka powierzchnia pojawił się znak swarzycy, drobny, ledwie dostrzegalny – o zakrzywionych ramionach, skomplikowanych łączeniach. Bez słowa zawiesiła go na szyi Kodrana przez długą chwilę wpatrując się w jego oczy. A potem odeszła podchodząc do niedźwiedzia. Poprawiła odzienie kontrolując to co jej pozostało.
Pałasz Ofelii wisiał jej przy boku, za nim w zasięgu dłoni był nóż. Torba przewieszona tak by spoczywać na drugim boku. Przez chwilę wahała się co zrobić z kuszą. Skinęła na Esa wręczając mu ją, dodatkowo obdarzając kołczanem z kilkoma bełtami.
- Możesz strzelać z niej jedną ręką, tobie bardziej się przyda.
Następnie uklęknęła obok wciąż opartego o bok niedźwiedzia stryryjczyka.
- Dasz radę iść? – Właściwie to pytanie było bez sensu. Ale i tak chciała je zadać, dla samego gestu. Następnie pomogła mu podnieść się z ziemi poprawiając spoczywający na jego ramionach płaszcz. – Postaraj się nie zginąć, dobrze? – Mruknęła z lekkim uśmiechem.

Gdy skończyli przygotowania dotknęła boku drzemiącego niedźwiedzia.
Czas.
Zrozumiał.
Czerwone ślepia obserwowały obecnych, gdy dziewczyna na nowo wgrzebywała się na grzbiet zwierza. Tym razem starała się znaleźć lepsze miejsce, tak by nie spaść w pierwszej chwili. Usadowiła się za jego potężnymi przednimi łapami, znajdując oparcie dla nóg. Nawet nie poczuł.
- Przynieście mi rudą. – Rozkazała.
A gdy to zrobili ułożyła przed sobą nieprzytomną kobietę. Dopóki poruszali się bez zbędnych ekscesów, mogła ją tak trzymać. Jednak jeśli rozpocznie się walka… Cóż i tak ją wtedy zabije. Oplatając ją jednym ramieniem, drugim chwyciła się karku zwierzęcia. W głąb ciała kobiety posłała myśl.
Zmęczenie. Bezgraniczne zmęczenie.
Starała się wprowadzić ją w stan bliski śpiączce. Tak by się nie obudziła.
Spojrzała znów na grupę więźniów szykujących się do wymarszu.
- Oby Bogini was chroniła. – Powiedziała głośno, z uśmiechem ten zaś przyszedł jej bez problemów. W końcu dopóki jest Bogini to jest i nadzieja. – Dobra, ruszamy. Jeśli nas spróbują zaatakować zagrożę zabiciem rudej. Jeśli nie posłuchają walczymy aż nie przebijemy się do miasta… A potem liczymy na cud Bogini.
Chroń nas pani. Bośmy zgubieni wśród ciemności i twego światła łakniemy zbłąkani.

Nem - 06-03-2015, 12:50

Ładnie podziękowała krasnoludowi, wzięła od niego mech i odeszła kilka kroków od ogniska, żeby odprawić rytuał. Już przy słowach pobrania czuła, że robi jej się niedobrze. Nie powinna odprawiać rytuałów tak szubko po sobie, ale nie było wyjścia. Miała nadzieję, że to już będzie koniec. Że wejdą do tego miasta, zrobią co trzeba i szybko wyjdą, a ona będzie mogła iść się najeść i wyspać. Następne przyszły słowa stabilizacji.... jej organizm bardzo tego nie chciał i po prostu odmawiał, ale jakoś udało jej się zmusić go do przyswojenia energii, bez żadnych widocznych efektów ubocznych. Cały czas czuła się lekko nieswojo. Wróciła do ogniska.
- Ja chętnie przechowam płaszcz kogoś, kto zaraz będzie tubylcem powiedziałą z uśmiechem. - Con ty jedziesz na naszym nowym przyjacielu, prawda? mogłabyś to dla mnie przechować? Nic tajnego, ale wolałabym, żeby się nie zniszczyło - mówiąc to podała medyczce mały notes z kilkoma wystającymi kartkami.

Leite - 06-03-2015, 17:52

-Ja z misiem czy droga ucieczki? - pytam i wstaje. Tubylczy sojusznicy wyglądali bardzo realnie. Zgasiłam ogień a następnie zaczęłam sie rozciągać.
(Sorka za brak czegoś wiecej ale nie wiem, co miałabym robić)

Sleith - 06-03-2015, 19:05

Jak tylko przysiadł jego myśli zatonęły w myśli o bogach o jego obietnicy o tym co na niego do tej pory zesłali. Słuchał słów na temat miasta goblinów oraz planu ataku jakby jednym uchem. Wybudziła go z tego Ylva proponując mu udawanie więźnia. Zaczął wtedy myśleć o tym co go tu sprowadziło. Myśli te były dobre, bo dotyczyły czasu dobrego, który skończył się w momencie spotkania z Reshim, i podziemnymi, i imperialistami; a wydarzenie to zakończyło się obudzeniem starych bogów, a teraz wylądował tutaj.
Nie z imperialistą jako przewodnikiem nie chciał iść, nawet teraz im pomaga. w dodatku odnalazł Emilię, a o to mu ostatnio chodziło dopóki nie wpadł do więzienia. Nie chciał się narażać, ze po raz drugi do niego trafi...a przynajmniej nie chciał znacząco powiększać taką szanse.
-Nie dołączę do oddziału maskaradnego... Nie dlatego, że nie chcę... Mój pracodawca płaci mi za ochronę Emili. Teraz gdy ją znalazłem ruszę jako jej eskorta.
Chwile później Con wręczyła mu kuszę oraz kołczan z bełtami. Grzecznie podziękował i dokładnie obejrzał broń. (Opis wyglądu i działania grzecznie poproszę i ilość bełtów)
Następnie zajął się przeszukiwaniem rzeczy zostawionych przez przebierańców. Zaopatrzył się w wergundzkie karwasze oraz nagolenniki. Nastepnie przewiesił sobiepas z pochwą przez plecy, był na tyle krótki, że kończył się tuż poniżej prawej pachy. Zrezygnował z tego pomysłu bardzo zawiedziony i przypasał go normalnie. <Warto by odzyskać swój pas... Przyzwyczaiłem się do niego.> Następnie przeszukał ciała goblinów i tubylców. Ubrał jeden z łuskowatych kołnierzy tubylczych. Goblinią maskę zawiązał sobie na szyi. Zastanawiał się chwilę, a następnie wrócił do rzeczy żołnierzy ubrał płaszcz i do lewej ręki wziął tarczę. <"Nie jest w najlepszym stanie, ale wciąż nadaje się do walki."> Wrócił do Con, jednak ta wsiadała już na oswojone stworzenie.<"Piękna bestia, a jeszcze teraz oswojona, przyjazna.... Con naprawdę Ci podziwiam za ten twój wyczyn. Dawno nie spotkałem tak odważnej, mocnej i zmyślnej kobiety.> - Con! - Jego czerwone już uszy zaczerwieniły się chyba jeszcze bardziej gdy ta na niego spojrzała -Jak się używa tej kuszy? Wydaje się trochę mniejsza niż wszystkie jakich do tej pory używałem. - Nie było to dziwne, wszystkie kusze których używał były kuszami oblężniczymi.

Uszek - 06-03-2015, 22:12

podnoszę się i mówię że idę z ylvą i kodranem
(to chyba tyle)

Indiana - 06-03-2015, 22:43

W jaskini czerwony poblask zaczyna nabierać fioletowej barwy. Jest nadal zimno, a właściwie macie wrażenie, że coraz zimniej. To jednak głównie wrażenie - w powietrzu znów zaczyna unosić się wilgoć, wciskając się pod ubrania, do butów i oblepiając wszelkie sprzęty. Wracają zapachy.
Niedźwiedź zaczyna węszyć i rozglądać się po sklepieniu, jakby znów zobaczył na nim światła.
Powłoka lodu na bajorku trzeszczy i pęka.

- Podejmijmy decyzję względem odwrotu. Merren, zamień się z Agatem, proszę. Dzięki. Ten typ kilka razy juz uratował mi łeb, mam nadzieję, że i tym razem nie będzie inaczej... Ty... chroń Emilię.
Esu, ty też ją chroń. Bez niej mamy naprawdę przesrane. Eri, do ciebie też to mówię...
W każdej chwili może nas zaskoczyć jakiś oddział, wysłany na pomoc tym tutaj. Ruszmy się stąd.

Spojrzała na Elidisa i jego zamysloną minę.
- Co z Lothelem? Może najlepiej byłoby, żeby działał w ogóle osobno, poza obydwoma grupami? I wiesz, Elidis... Nem wygląda, jakby stoczyła niezłą walkę o wolność, a ty... a ty nie. Nie żebym się czepiała, ale ja bym nie uwierzyła, że tak po prostu dałeś sie złapać...

Elidis - 07-03-2015, 01:56

Elidis uniósł brew w ironicznym zdziwieniu słysząc jak Ylva zdrabnia jego imię.
Co do!? A bruderszafta z tobą piłem? - wspomniał starą wergundzką tradycję, którą poznał i polubił za czasów dawno minionej młodości. - W sumie są okresy, których nie pamiętam... Ale to wciąż wątpliwe.
"El", nie wielu ludzi, a raczej nie ludzi, tak się do niego zwracało. W tej grupie prócz Lothela ten przywilej mieliby tylko Szrapnel i Powój. W ustach Ylvy zabrzmiało to niewłaściwe, całe słowo było wypowiedziane zbyt starannie. Ludzie mówiący normalnie tak nie robią. Różnica była niewielka i ledwie słyszalna, ale on przez lata wyczulił się na takie niuanse.
A więc jednak grała. Szkoda. Zresztą kto z nas tu zebranych może powiedzieć, że ma w pełni czyste intencje wobec drugiej osoby? Taka jest jej praca.
Przynajmniej po takiej zagrywce mógł stwierdzić, że zależało jej na jego współpracy, a to już coś. Zresztą, możliwe było, że Lothel okaże się być ich biletem na powierzchnię, a tego nie można było tak po prostu zlekceważyć.
Zebrali się do rytuału. Czuł się naprawdę nieswojo biorąc udział w obrządku poświęconym czci Tavar. Bogini, która zniszczyła jego dom i rodzinę. Lecz w zasadzie czemu się tak czuł? Czy nie spędził całego dnia na pomaganiu jej dzieciom? Nie powinno go to zatem obejść, to był tylko kolejny środek do osiągnięcia zamierzonego celu.
A jednak nie mógł tak po prostu dać sobie z tym spokoju. Zwłaszcza, gdy Powój zaczęła wznosić cześć na chwałę bogini do tak dobrze znanej mu melodii, w tym języku. Szybko jednak opanował się, miał nie myśleć o niczym, więc nie myślał. Nauczył się podczas nauk u mistrza. Jego ciało wypełniła pieśń i musiał przyznać, że słowa ani trochę nie ujęły jej piękna, a szczera wiara dziewczyny jeszcze je uwzniośliła.
Po rytuale w jego głowie na krótko pojawiła się myśl, że tak jak oddanie Con uczyniło pieść czymś więcej, tak może Styryjczycy zmienili lasy? W końcu ich rasa traktował je jako coś im danego, naturalny porządek. Stryjyczycy musieli o nie walczyć, a walka zawsze podnosi wagę nagrody. Potrząsnął głową, nie czas na takie myślenie, ono donikąd nie prowadziło. Przynajmniej nie teraz.
Usłyszał słowa tego najmity, Esu, jak mu się zdawało i jego brew znów się uniosła, jednak tym razem nie cynicznie, a w niepokoju. Czemu jego pracodawcy mieliby się interesować Emilią? Była zdolną magiczką, jednak to nie był wystarczający powód. Nie, znaczącym powodem było jej pochodzenie i pokrewieństwo z Reshionem, a wszystko co tyczyło się Reshiona było potencjalnie niebezpieczne.
Zwłaszcza, że jej rolą miało być stoczenie heroicznej walki z Władcą Koni, dość znaczną figurą...
Podszedł do Powój. Znali się wystarczająco dobrze, by uzdrowicielka zrozumiała z jego spojrzenia, że coś go trapi, oraz że jest to coś co powinno pozostać między nimi.
- Uważaj proszę na tego najemnika, Esu - szepnął tak by tylko ona mogła go posłyszeć. - Mówi, że ma chronić Emilię, ale dlaczego akurat ją? Czuję, że coś tu jest nie tak, choć mogę się mylić - nie chciał wzbudzać zbiorowej paniki i wiedział, że Con zrozumie jego intencje.
Chciał już odejść, ale zatrzymał się w pół kroku, zawahał się. Czy mu przystało, po tylu latach? A co, mógł jej już nie zobaczyć. Położył dłonie na jej ramionach, uśmiechnął się.
- Namárië Convolvendilmë nai elen siluva lyenna - po tych słowach odszedł, nie zastanawiając się, czy zrozumiała.
Ylva znów poruszyła temat ucieczki. Lothel spojrzał się na niego pytająco. Chwilę wymieniali tak nieme myśli za pomocą spojrzenia.
- Myślę, że słuszne będzie jeżeli Lothel będzie działał sam, a cz w pobliżu naszej maskarady i tam też rozglądał się za wyjściem. Zawsze będzie mógł nam pomóc w razie czego, a warto mieć ostrze ukryte w cieniach - spojrzał na Sefii - lub dwa. Sephi'Rah, zasugeruję, byś pomogła Lothelowi, z nas wszystkich wy dwoje najsprawniej się poruszacie - mówiąc to przeniósł wzrok na Nyara i posłał mu spojrzenie z serii "uważaj na nią", podziemna nie mogła wtedy widzieć jego twarzy. - Co do innych dróg ucieczki, zawsze możemy się wycofywać tą samą drogą, ale to wymaga dbania o czyste plecy. Ah, Loth, Sephi'Rah, jeżeli to możliwe znajdźcie drogę prowadzącą do tych korytarzy, choć każda będzie mile widziana.
Rozejrzał się, czy czegoś nie zostawił, ale w tedy przypomniał sobie, że nie miał czego zostawiać. Miał zestaw piór od zwiadowcy, świeczkę, którą wręczyła mu Powój, nóż Szrapnela ukrył w bucie, tak by był niewidoczny, ale by dało się go łatwo wyciągnąć nawet rękami związanymi od tyłu. Jeżeli coś pójdzie źle, będzie się mógł sam uwolnić. Już miał z żalem zostawić obsydianowy grot, gdy wpadł na pomysł. Podszedł do kodrana podając mu broń.
- Weź to, powiedz, że wyciągnąłeś to z mojego barku, a miną jaką przy tym zrobiłem tak cię rozbawiła, że postanowiłeś go zachować na pamiątkę. Później mi go oddasz...
Pozostawała jeszcze jedna kwestia, miał trochę zbyt czystą twarz... I wtedy Ylva poczyniła na ten temat uwagę. Musiał przyznać, że schlebiało mu to co powiedziała. Znaczyło to tyle, że nie miała go za tchórza. Westchnął tylko.
- Z ust mi to wyjęłaś, choć to bardzo nie higieniczne... Podejrzewam, że nie ma wśród was osoby, która by nie czerpała z tego mniejszej, bądź większej satysfakcji? Nie? Tak myślałem...
Chwilę rozglądał się po ich twarzach. Znów westchnął.
- Loth, jeżeli możesz...
- Na nawet nie wiesz jak długo na to... - wyszczerzył się podchodząc.
- O wal po prostu!
Na twarz elfa spadał owinięta w czerń pięść zwiadowcy. Poczuł się, jakby był szklaną bańką, która nagle eksplodowała. Potem jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze raz. Czuł jak twarz mu puchnie i robi się fioletowa. Potem dostał jeszcze w bok i ramie i udo, tak dla poprawienia ogólnego wyglądu obicia. Przez krótki moment złapał spojrzenie Lothela, tuż przed zadaniem ciosu. Jakkolwiek odprężonego udawał widać było, że czuje się w tej roli trochę nie na miejscu. Dobrze, tak być powinno. Wreszcie zwiadowca skończył i spojrzał się na swoje dzieło krytycznym okiem.
- Można by jeszcze ciut poprawić... - rzucił podchodząc do maga, ściszy głos by tylko Elidis go usłyszał - Mam nadzieję, że nie przesadziłem? Ile palców widzisz? - zamachał mu dłonią przed twarzą.
- Spieprzaj...
- A więc wszystko w porządku - uśmiechnął się i odszedł.
Mag z trudem podniósł się z klęczek. Ależ on miał ciężkie łapy... Nie dziwota, że był taki skuteczny w tym co robił. Następnym razem chyba poprosi Szrapnela, albo niedźwiedzia, będą chyba bardziej delikatni. Zamrugał kilka razy by przywrócić wzrok do pełni używalności. Zignorował rozbawienie na twarzach zebranych.
Podłe stworzenia, już ja was promieniem po rzyci porysuję i zobaczymy kto się będzie śmiał - czcze pogróżki, gdzieś w głębi jego też to bawiło, ale opuchnięta twarz na razie blokowała te części jego charakteru.
- Wszyscy już gotowi? Możemy ruszać? Świetnie.
Pokuśtykał do jeziorka i przemył twarz zimną wodą, delikatnie, tylko by uśmierzyć ból, a nie by zmniejszyć obrzęk. Jak on już miał dość tego dnia...


zapomłem o tłumaczeniu elfiowego, według moje skromnej wiedzy powinno być :
Żegnaj Convolve - przyjaciółko, niech oświetlają cię gwiazdy.

Leite - 07-03-2015, 02:11

Zatrzymałam sie zaskoczona. Skąd on zna moje pełne imię...? Moze ktoś mówił. Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam sie, gdy dostał po twarzy. Następnie stwierdziłam:
-Zwiadem bede. Dla kogo..? Tam gdzieś światełka Laro...-dodalam, wskazując ręką na tunel, z którego przyszlismy. - I wiemy, gdzie tubylcy szli jak na niego..nich spotkaliśmy. Chyba ze jedzenie..spiżarnia tamta chcecie widzieć.
Spojrzała na innych więźniów. I wpadła jej do głowy inna mysl.
-Ylvo, ciebie tez...przetrzeć...to jest,poprawić? -zaproponowałam.

Edit tekst pogrubiony

Kodran - 07-03-2015, 02:32

-Cadan nie wiem gdzie mogłaby być twoja broń. Ale nawet gdybym wiedział to nie będzie czasu na szukanie jej. Wiem że dla Laro broń znaczy bardzo dużo, ale chyba nie ma opcji...- naprawdę współczuł Laryjczykowi choć napewno nie mógł w pełni zrozumieć jak ten się czuje.
Usadowił się wygodnie i wsłuchał w pieśń. Poczuł uczucie podobne do tego kiedy orkowie wprowadzali ich w trans w Terali... Ale szybko oczyścił umysł by ułatwić pracę kapłance. Odwzajemnił spojrzenie i poczuł... zaufanie? Coś mniejszego od zaufania, ale lepsze to niż nic. Potem przyjrzał się amuletowi. Teraz miał znaki po obu stronach. Schował go pod koszulkę tak by pozostał ukryty.
Przyjął obsydianowy grot od Elidisa. Chwilę później zobaczył profesjonalne obicie Elidisa przez Lothela. Parsknął śmiechem gdy usłyszał szczere "Spieprzaj". Jeżeli wcześniej zastanawiał się co do miny która by go rozbawiła na tyle aby zatrzymać grot, to teraz wiedział jak wygląda. I była warta grota.

Indiana - 07-03-2015, 02:49

Rytuał okazał się być jej bardzo potrzebny. Uspokoił, ułożył pewne sprawy, przypomniał. Mając na celu zaszczepienie odpowiednich uczuć, jak zawsze przy oddziaływaniu magią, poszedł po najmniejszej linii oporu - wyciągnął na wierzch te dawno przygaszone, a jednak obecne we wspomnieniach odczucia.
Przegrana walka. Niewola. Upokorzenie.
Chłód stali wergundzkich kajdan zaciskających się na nadgarstku.
Zgrzyt drobinek ułamanych zębów po kolejnym ciosie oficera w stopniu dekuriona.
Od bólu, powodowanego kajdanami, gorszy smak pyłu podłogi, dostającego się do ust, gdy bezwład nie pozwalał się podnieść, nie pozwalał spojrzeć w oczy oficera, a tylko na czubki jego butów
Pamiętać, po co. Pamiętać sens tego wszystkiego Czepić się tego sensu jak światła w tunelu, zacisnąć zęby i wytrzymać.
W każdym razie, póki da się je zaciskać.
A potem pójść tam jeszcze raz, dobrowolnie, jeszcze raz.
Bo kto inny miałby.
Szpiedzy nie mają godności.
Tak. Rytuał wcale nie musiał u niej wytwarzać tych uczuć. Były, tylko je odkurzyła.

Odczytała spojrzenie Elidisa bezbłędnie. Zrozumiała. Tak, wiem, pomyślała. Pogarda.
Powiodła wzrokiem po pozostałych.
Żołnierze, gwardziści, najemnicy. Convolve, tak czysta w swojej żarliwości. Tak różna od niej samej. Uważaj na siebie, dziecię Pani, jesteś cenniejsza niż kiedykolwiek przeszło ci przez myśl. Emilia, niewinna w nieświadomości. Jej opiekuńczy narzeczony. Ludzie o prostych, klarownych intencjach. Patrzący w twarz przeciwnikowi, przedstawiający się własnym imieniem, uczciwi w swojej walce. Mieli prawo odczuwać pogardę.
Szpiedzy nie mają godności.

Dość tego, idiotko. Dość rozczulania się. Wszystko jest twoim własnym wyborem. Zawsze jest wybór. Zawsze. Więc zawsze jesteś wolna.

Uśmiechnęła się na widok sceny między Elidisem i Lothelem.
- Nat - spojrzała wymownie na gwardzistę z wystudiowaną miną spłoszonego spaniela - Tylko nie przestaw mi nosa, i tak źle się zrósł po poprzednim przestawianiu....

Nic nowego. Zgrzyt pokruszonych zębów, żelazisty smak krwi. Potem podała dłonie wraz ze swoim własnym sznurkiem.
- Naszą broń, i swoją własną zresztą też, weźcie jako zdobyczną. Mam tylko jedną prośbę... - powiedziała cicho, patrząc na Nathaniela, Agata, Kodrana i Wergundów - O ile mogę mieć takową. Jak się zacznie... Proszę, nie zostawcie mnie ze związanymi rękoma.



Ruszyliście.
Skalna komnata z zupełnie już rozmrożonym jeziorkiem wydała się wam żegnanym, przytulnym schronieniem, choć szczątki ludzkie, złożone pod ścianą, nadawały jej upiornego charakteru, zwłaszcza w bladym błękitnym świetle oddających ciepło fluorescencyjnych grzybów.
Korytarze rozchodziły się niemal natychmiast, przeszliście kawałek tym dużym tunelem, skąd przybiegł misio, dotarliście do skrzyżowania, gdzie trafiliście na kolejne ciała. Tubylców.
Zabitych celnymi, oszczędnymi cięciami elfickiego noża.
jeśli komuś się wydawało, że Lothel, kiedy nie towarzyszył wam w walce, to się obijał, to mu się wydawało.
Na tym rozstaju rozeszliście się na dwie grupy.

Onfis - 07-03-2015, 03:26

Splunął w bok, kiedy usłyszał, że ma się przebierać. Gwardia była po to, żeby na każdym kroku dawać o sobie znać, pokazywać kim jest, a nie bawić się w podchody, nie tak to miało działać. Przynajmniej nie działało tak w blasku słońca na paradnych zmianach warty. Tutaj była ciemność i bród. Po tylu przejściach mundur nie prezentował się już ani godnie, ani olśniewająco. Wyglądał raczej jakby spotkał się z wielkim potopom, który zniszczył Starą Styrię. Zmienił go więc na tubylcze ubranko. Na wierzchu równo złożonego stroju złożył kapelusz. Munduru nie było mu już żal, ale kapelusza, zawsze. Po chwili namysłu wyciągnął zmaltretowane piórko i wcisnął w swoje "nowe szaty gwardii". Zlustrował jak teraz wygląda. W czasie walk nie zwracał na to uwagi, ale teraz jak już przyszło mu w tym paradować... Co to w ogóle miało być? Co to był za dziwny kawałek materiału, który miał zamiast paska? Co to sobą reprezentowało? Miał tylko nadzieję, że nie przeszkadza w walce. Przyjrzał się tez broni. No rapier to to nie był. W sumie chyba tylko bogowie południa wiedzieli co to do cholery było.
-Żeś się wykpiła od tych łaszków Ylva szczęściaro - powiedział z bladym uśmiechem - Po powrocie chyba załatwię sobie twój przydział...
"Po powrocie". Szli do legowiska lwa. Strzelił szczęką, żeby ukryć zdenerwowanie. To wojna, a on jest dumą styryjskiej armii. Ha, zobaczymy.
-A propos powrotów... - podszedł do Convolve - Jeszcze raz dzięki za uratowanie mi tyłka. Mam nadzieję, że widzimy się na górze, wypadałoby spłacić dług - uśmiechnął się, po czym dodał ciszej - Postaraj się przeżyć, bo Keithen nas zabije potem swoim marudzeniem.
Starał się uśmiechać, ale nie było mu naprawdę wesoło. Legowisko lwa. Symbolem Styrii był smok, smok jest większy od lwa. Muszą dać radę, bo jak nie oni to kto. Podszedł do rannego towarzysza.
-Keithen, widzimy się po całym tym bajzlu. I nawet nie próbuj się potem śmiać z tego, co musiałem na siebie włożyć - dodał widząc wzrok gwardzisty.
"Widzimy się na górze." Tak szalonej rzeczy jeszcze w życiu nie robił.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group