Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

Wątek 11 - Przygoda #11.1

Indiana - 27-11-2014, 01:31
Temat postu: Przygoda #11.1
/powtórzę tu jeszcze raz ostatni wpis na #1, jako że wydarzenie jest widoczne dla obserwujących :) /
Cytat:
Octavio:
nie zdążyłeś podbiec do Convolve. Ten kusznik atakował w tak ślepym szale, że prawdopodobnie powaliłby kogoś dwukrotnie od siebie większego, a sam był dość sporym mężczyzną. Dziewczynę ratowała tylko kusza, którą się zasłaniała, ale z każdym kolejnym ciosem robiła to coraz wolniej, a on coraz szybciej. Twój ruch w jej kierunku, choć był maksimum, na co mogłeś się zdobyć w tym momencie, skończył się w kałuży. Raniony mięsień czwórgłowy odmówił współpracy, wyłożyłeś się jak długi, jakby ktoś ci podciął nogi. Resztę mogłes juz tylko oglądać w zwolnionym tempie, łapiąc jednocześnie za sobą odgłos ruchu. Twój szermierz żył i właśnie ruszał na ciebie.

Conv:
kusznik nie stał, właściwie na wpół klęczał, na wpół leżał, niemalże odbijając się przy każdym ciosie. Wciąż opętańczo rycząc, uderzał na oślep, z góry, kurczowo zaciśniętą na nożu pięścią. W jego oczach widziałaś cały koszmar, jaki mu zafundowałaś, i pomyślałaś, że taki silny, a tak słabą ma psychikę. To była myśl z gatunku tych, które pojawiają się przy nagłym wyrzucie adrenaliny, kiedy cały świat zwalnia, masz czas na wszystko. Na wszystkie myśli, które idą przez głowę. Powoli. Klarownie. Czytelnie.
Nie zdążysz odbić następnego. Nie masz już siły.
Ile on waży? Ze sto kilo, jak nic. Potężny facet.
Nie masz już siły.
Więc tak to się skończy. W kałuży na miejskim bruku na końcu świata. No tak. Do tego to wszystko prowadziło.
Zobaczysz ich? Po tej drugiej stronie, tych, co odeszli? Meriel. Sonię. Vuela. Ingeboren.
Ciekawe, co ci powie wyszczekana krasnoludzka baba.
Będzie z ciebie dumna, przemknęło ci przez myśl. Z pewnością.
Westchnęłaś.
To już. Tego już nie odbijesz.
Nóż zmierzał w kierunku twojej twarzy z powolną, nieubłaganą pewnością.

...

Po czym opadł na bruk tuż obok twojego ramienia.
Spojrzałaś na tego kusznika. W jego oczach malowało się zdumienie, bezbrzeżne, ale też coś jeszcze. Ulga. Bezbrzeżna ulga kogoś, kto właśnie przestał straszliwie cierpieć. Teraz on westchnął i opadł całym ciężarem na ciebie, ale po chwili podniósł się. Nie, to ktoś go podniósł i przerzucił obok. Nad tobą stał człowiek. Ten sam, poznałaś po zarysie postaci. Ukląkł nad tobą i odsunął do tyłu kaptur, który nie był kapturem, tylko styryjskim kapeluszem w rudych barwach gwardii. Ylva?
- W porządku? - przekrzyczał ulewę męski głos, przekonując cię, że to nie ona - Jesteś ranna?

Octavio:
nawet się nie modliłeś, żeby ten z tyłu okazał się przyjacielem. Nawet ci to przez myśl nie przeszło. Dopóki nagłym skokiem nie znalazł sie bliżej i nie dostrzegłeś kapelusza. Też pomyślałeś, że to Ylva, ale był sporo wyższy.
Usłyszałeś za sobą chlupot i zgrzyt stali. Ach, tamten... Niemal o nim zapomniałeś przez tę strasznie długą sekundę... Psiakrew. Zdążysz się odwrócić...? Oby, żeby przynajmniej nie dostać w plecy.
Podniosłeś się nadludzkim wysiłkiem, tylko po to, żeby zobaczyć błysk stali. Tuż przy twarzy.
Po czym stal z brzdękiem opadła na bruk.
stojący nad tobą przeciwnik miał niemal niewidoczną spod mieszaniny krwi i błota twarz, twoja tarcza musiała trafić przynajmniej kilka razy. Ale stał. W jego oczach malowało się zdziwienie.
Po kolejnej straszliwie długiej sekundzie opadł na kolana, a potem na twarz. Stojący za nim gwardzista opuścił miecz i rozejrzał się po okolicy, szykując się do odparcia kolejnych przeciwników. Gdy żadnych nie zobaczył, schował broń do pochwy i podał ci rękę, by pomóc ci wstać.

Powój - 27-11-2014, 01:48

Bogini... Pomyślała jeszcze widząc kierujący się w jej stronę nóż i zamknęła oczy na ułamek sekundy się uśmiechając. Z jednej strony czuła przerażenie, z drugiej pewien rodzaj ulgi. Wreszcie to się skończy. Ból, cierpienie, strata. To zabawne jak wiele myśli przychodzi ci do głowy kiedy umierasz. W końcu. To było jak nagroda za to co wycierpiała, dziwna, ale wreszcie.
Zawiodłam ją. Otworzyła oczy, już bez strachu, jednak zamiast niego pojawiło się zaskoczenie gdy przeciwnik padł. Rozchyliła usta lecz nic nie powiedziała. Tylko czerwony kapelusik gwardii, ciepły głos. Zadrżała zasłaniając twarz dłońmi. Czuła ulgę, tak silną, że w tej chwili ją przytłoczyła. Prawie załkała lecz powstrzymała ten odruch, tylko łzy spłynęły po jej policzkach. Musiało minąć kilka sekund nim odsunęła palce od twarzy i spojrzała na wybawcę spod rozczochranych włosów.
- Dzię... Dziękuję. - Jej głos zadrżał gdy uniosła się do klęczek i z trudem następnie wstała. Odruchowo dłońmi przesunęła po kamizelce jakby to miało pomóc. - Wszystko w porządku... - Przerwała nagle rozglądając się. - Octavio! - Skoczyła w jego stronę z przerażeniem. Ktoś pomagał mu wstać jednak ona widziała w trakcie walki, że kuleje on wyraźnie i potrzebna mu pomoc. Zakołysała się na śliskim bruku, musiała mu jak najszybciej pomóc, musieli iść po Ofelię.

Owizor - 27-11-2014, 02:01

Jeszcze przez chwilę w oczach Octavia czaił się szał walki. Leżąc na plecach trzymał uniesiony miecz, wciąż gotów do choćby i beznaqdziejnej obrony.
Dopiero po kilku sekundach zorientował się, że postać stojąca nad nim nie ma wrogich zamiarów. Chyba...
Przełożył miecz do lewej dłoni, z trudem go jednak utrzymując. Ręka trzymająca tarczę bowiem, z niepokojąco chrupiącym łokciem oraz z rozcięciem na barku pulsującym narastającymi w miarę opadania adrenaliny falami bólu, była mocno odrętwiała.
Chwycił wyciągniętą dłoń zaskakująco zdrową i sprawną prawą ręką i powstał, starając się jak najmniej obciążać lewą nogę. Jednakże i tak mimo tych starań, gdy tylko odzyskał pion, mimowolnie jęknął z bólu.
Był wściekły na siebie. Nie docenił rany na udzie. Ten błąd o mały włos nie kosztował go życie.
Nie tylko udo dokuczyło mu, gdy wstał na równe nogi. Przez chwilę musiał opierać się o pomagającego mu gwardzistę, by nie upaść od zawrotów głowy. Czuł, że stracił niemało krwi.
Gdy tylko niebezpieczeństwo ponownego upadku przeszło, spojrzał w kierunku Convolve.
Kimkolwiek był człowiek stojący nad medyczką, gdyby miał wobec niej jakieś złe zamiary...
Nie. Dość! Cały w błocie i krwi, z poranionymi plecami, przebitym udem, rozciętym barkiem i nadwyrężoną ręką, nie miał nawet co myśleć o ewentualnej walce z dwójką świeżych i wypoczętych mężczyzn.
- Dzię... dziękuję - wysapał z trudem - Kto...? - nie miał nawet sił poprawnie formułować zdania.

Indiana - 27-11-2014, 02:49

Oboje przedstawialiście naprawdę żałosny widok. Woda spływała z was strumieniami, mieszając się z krwią, błotem, śliną i nieznanego pochodzenia zawartością kałuż. Con miała ubranie w strzępach, dodatkowo maksymalny wysiłek chwilę wcześniej, podparty adrenaliną, teraz spowodował nagły odpływ sił. Cała zaczęłaś drżeć tak, że zęby szczękały ci jak kastaniety, a bruk z nagła walnął cię w tyłek. Nie było to nic dziwnego w tej sytuacji, ale chwilowo musiałaś przez moment posiedzieć.

Octavio, z tobą też nie było za dobrze, nie miałeś ochoty zupełnie patrzeć na te rany. Lewa ręka drętwiała cała od promieniującego bólu w barku. Noga odmówiła posłuszeństwa całkowicie, ale mogłeś stać na drugiej. Byłeś ranny, ale przynajmniej nie tak wykończony walką, jak Conv.
- Gwardia arcyksięcia - ten, który pomógł ci wstać, uśmiechnął się lekko i podniósł rękę do kapelusza w skróconym na potrzeby sytuacji geście powitania - Jestem Keithen. Moje uznanie, to była naprawdę dobra walka - trącił lekko butem martwego szermierza - Kto to był? I w czym im tak podpadliście.... Dostaliśmy rozkaz wyciągnąć was z tego - mówiąc to, rozejrzał się dookoła, jakby szukał czegoś dla potwierdzenia swoich słów.

Drugi stojący przy Conv przykląkł przy niej.
- W porządku, panienko? Jesteś ranna?

Powój - 27-11-2014, 02:55

Faktycznie nie powinna wstawać, dziś ziemia kochała ją aż nadto i znów postanowiła przygarnąć do siebie. Westchnęła z trudem, najgorsze było to, że Octavio musiał otrzymać szybko pomoc medyczną. I to ona będzie musiała jej udzielić, potem będzie najpewniej bezużyteczna przez jakiś czas. W dodatku kręciło jej się w głowie, ten ostatni etap walki w kusznikiem najwyraźniej najbardziej ją wykończył, na tyle, że cała jej siła gdzieś zwiała i teraz siedziała w kolejnej kałuży starając się wyrównać oddech. Zerknęła na Octavia upewniając się, że jeszcze żyje a potem zwróciła spojrzenie ku mówiącemu. Odpowiadała z trudem a jej głos przytłumiony był przez deszcz.
- Nie, wszystko w porządku... Chyba. Tylko muszę odpocząć chwilkę. - Wzięła głębszy wdech rozglądając się za sakwą, jednak to co z niej zostało nawet nie było godne uwagi. Westchnęła ciężko.

Owizor - 27-11-2014, 22:50

Dobra walka!? Octavio uśmiechnął się cierpko na te słowa. Miał ochotę odpowiedzieć gwardziście jakimś złośliwym komentarzem ale wiedział, że w obecnej sytuacji lepiej nie podpadać wybawcom. W końcu nie wiedział, czy może nie są drażliwi. Ani czy mają w pełni czyste intencje.
Ale czy miał wybór?
- Porwali... siostrę - w ustach wciąż miał paskudny posmak krwi i błota - Porwali moją siostrę... Sprawdźcie, czy któryś żyje. Mogą wiedzieć gdzie! - ostatnie słowa były ledwo zrozumiałe, bliższe nieartykułowanego charkotu niż ludzkich słów.
Potrzebował pić. Bardzo mu zaschło w gardle.
Zaczął powoli kuśtykać w stronę Convolve. Modlił się w duchu, by nie wszystkie medykamenty były zniszczone. Modlitwy owe kierował do Tavar - skoro to jej wyznawcy ich uratowali, to wypadało właśnie do niej wznosić modły...
Idąc przyglądał się dwóm mężczyznom, próbując dostrzec cokolwiek więcej co by mogło potwierdzić lub zaprzeczyć ich członkostwu w gwardii Arcyksięcia Sephresa. Kapelusze jeszcze o niczym nie świadczyły, można podobne przecież kupić w pierwszym lepszym sklepie...

Elidis - 27-11-2014, 23:31

Elidis wychynął ze swojego ukrycia pod ścianą budynku.
- Cieszę się, że jesteście cali - powiedział jak gdyby nigdy nic, zresztą naprawdę się cieszył, zauważył podejrzliwe spojrzenie Octavia. - Spokojnie - uniósł ręce w pojednawczym geście - mamy wspólne cele.
Chodził między ciałami, sprawdzał puls. Gestem polecił to samo Styryjczykom.
Jeden, chociaż psia krew jeden...
- Powiedzcie mi, tak w trzech słowach, co tu się dzieje na miłość Światłości?

Owizor - 28-11-2014, 00:54

- No proszę... - Octavio zaśmiał się chrapliwie na widok elfa, nie przerywając jednak kuśtykania w stronę Convolve. Trzeba przyznać, że nie spodziewał się tutaj Elidisa - W trzech słowach? Hm... Nieudany szantaż porwaną.
Syknął z bólu, kładąc za duży nacisk na zranioną nogę. Niewiele brakowało, a wykonałby spektakularny upadek w błoto, zdołał jednak utrzymać równowagę i kontynuować marsz w stronę medyczki.
Postanowił nie mówić więcej, nim nie przepłucze gardła. Czymkolwiek.
Uśmiechnął się ponuro. Przy każdym kolejnym spotkaniu Elidis zastawał ich dwójkę w coraz gorszym stanie. Czyżby jakieś fatum?

Elidis - 28-11-2014, 01:05

Elidis podszedł do Octavia i zaoferował mu pomoc w postaci ramienia.
Wyglądali faktycznie kiepsko, ale jeszcze niedawno sam wyglądał nie lepiej. Przypomniało mu się starcie z kusznikiem, ci tutaj wyglądali bardzo podobnie. Elf spojrzał na rany Octavia szukając śladów zazielenienia, Powój była zbyt daleko by mógł ją obejrzeć, zresztą zawodowa zajmował się rannymi i to w jakim stylu.
- Powiedz mi Octavio kim byli ci ludzie - skinął na trupy. - Czyżby Imperium? A może jacyś inni gracze, o których jeszcze nie wiemy?
Zastanowił się przez chwilę.

Ryzykowne, zważywszy na jego stan, ale może się udać. Tak może być korzystne - namyślił się. - Tylko ostrożnie.
- Zapytam cię jeszcze - nieco zniżył głos - po co im twoja siostra? A raczej, czego chcieli od ciebie? Od Octavia, Rożenka, członka Ligi Kupieckiej i od Powój Conv, Teralki Styryjki?

Powój - 28-11-2014, 01:51

Zmarszczyła brwi słuchając Elidisa który wychynął zza bezpiecznego zaułka, w którym najwyraźniej czuł się bezpiecznie. Ciekawe ile czasu obserwował całe zajście. Milczała.
Jednak gdy zaczął zadawać pytania wstała chcąc pomóc Arganowi, musiała go szybko wyleczyć żeby mogli iść po Ofelię a w tym stanie nie miał szans. Podbiegła do niego wsuwając się pod zranione ramię mężczyzny, starała się zrobić to w miarę delikatnie by nie naruszyć rozcięcia jednak wolała odciążyć również nogę. Zanim zdążył odpowiedzieć elfowi sama mu odparła.
- Powój już nie żyje. Jestem Convolve. - Przerwała aby zaczerpnąć tchu. - I pytania będziesz mu zadawać gdy go załatam, a do tego potrzebuje światła i suchego kawałka dowolnej powierzchni. Potem sobie porozmawiacie, albo pójdziemy po Ofelię. To już będzie jego decyzja.

Indiana - 28-11-2014, 13:11

Owizor napisał/a:
Kapelusze jeszcze o niczym nie świadczyły, można podobne przecież kupić w pierwszym lepszym sklepie...
Popłakałam się :D :D :D

Elidis Caernoth napisał/a:
Jeden, chociaż psia krew jeden...
Niestety, ani jeden. Wszystkich sześciu ubiliście na śmierć.
To jest właśnie ten błąd, o którym pisałam :)
Deszcz nadal leje. Na ulicy oprócz waszej piątki nie ma żywego ducha, ale nie możecie się spodziewać, ze tak zostanie na dłużej.
- Tłumaczenie tego straży portowej mogłoby być skomplikowane - odezwał się jeden z gwardzistów - zwłaszcza, jeśli zastaną przy tym nas. Powinniśmy wracać do pani Toruviel - zauważył - i to zaraz, zostało z nią tylko trzech naszych. Tych dwoje tu jest bezpiecznych, panie elfie, za to Jarrid i reszta nie wiadomo na kogo trafili - zakończył, strząsając nadmiar wody z ronda kapelusza, który po bliższym przyjrzeniu wyglądał dokładnie jak styryjskie kapelusze gwardii. Podobnie zresztą jak cała reszta stroju. Mieliście więc nader rzadką okazję oglądać styryjskich gwardzistów, elitę ich wojska, słuchającą rozkazów elfa ;)

Owizor - 28-11-2014, 17:55

Octavio ważył dość sporo, ale prowadzenie go w dwie osoby nie stanowiło wielkiego problemu. Starał się pomagać jak mógł.
Spojrzał na gwardzistę i skinął głową. Mądre słowa, warto byłoby zejść z widoku.
- Zabierzcie resztki po torbie... - wycharczał - A Toruviel... gdzie ona jest? - zwrócił się do Elidisa - Wybacz, musimy jak najszybciej... jak najszybciej znaleźć Ofelię... jak Toruviel jest gdzieś daleko... - zacharczał niezrozumiale coś, co najprawdopodobniej było przeczeniem. Chwilę kasłał, po czym złapawszy znów oddech, westchnął ze złością i powiódł wzrokiem po zgromadzonych - Cokolwiek do picia?

Elidis - 28-11-2014, 18:11

Piersiówka została pod Kwiatem, zresztą i tak wolałbyś teraz wodę od tego co tam noszę - pomyślał Elidis
- Toruviel jest tuż za rogiem. Radziłbym wam na razie pozostać w naszym towarzystwie - mówiąc dał gest by zaczęli iść z powrotem, zniżył też głos. - Jest was ledwie dwójka i choć radzicie sobie świetnie to w tym stanie... Z resztą, mówiłem już, że chcemy wam pomóc.
Rozglądał się co raz uważniej. Nie mogli podejść taką kompanią zbyt blisko Toruviel. Octavio jak zwykle podzwaniał, a w dodatku krok obojga z nich był ciężki, byli w końcu wycieńczenie ranami i walką.
Z drugiej strony nie mógł ich też zostawić samymi sobie i to nie tylko ze względu na przyjaźń.
"Powój już nie żyje", jak twardo i obco zabrzmiały te słowa. Może sobie nie żyć dla niej, on zawsze będzie nazywał ją Powój, nie ważne jakiej fladze, czy jakiemu bóstwu aktualnie składa hołd.
U niego też zresztą nie była to jakaś wybitnie stała sprawa.
- Podejdźmy na odległość słuchu, szukać osłon i zostać w ukryciu - powiedział do wszystkich, po czym zwrócił się do Octavia i Powój. - Może się zrobić nie przyjemnie, więc uważajcie.

Powój - 28-11-2014, 18:22

Zmarszczyła brwi słysząc jego słowa. Czyżby chciał zaciągnąć ich znowu w wir jakiejś walki? Potrzebowała jak najszybciej pomóc Arganowi. Najwyraźniej jednak Elidis miał własne plany a oni byli na nie skazani. Spojrzała z troską na towarzysza czując spływającą po ramieniu krew, widocznie ta wciąż sączyła się z rany na barku. Musiała dać im więcej czasu, jeśli mieli gdzieś dotrzeć to musiała wiedzieć, że brat Ofelii nie zemdleje po drodze. Wolną ręką dotknęła jego dłoni mrużąc oczy, to nie było pełne leczenie, nie wiązało się nawet w ułamku z tym co będzie się dziać gdy naprawdę zabierze się za łatanie jego ran.
- Pani, Tavar obdarz mnie swą łaską gdyż w walce przyjaciel mój ucierpiał. - Wyszeptała pod nosem tak, że nawet nie była pewna własnych słów zagłuszanych przez deszcz. Ważna jednak była intencja. - Uśmierz ból tego wojownika lecz nie odbieraj go całkowicie, spraw by ciało jego wolniej reagowało i tętno spowolniło jakoby dopiero się obudził. Umysł niech ma czysty i gotów do działania. - Poczuła mrowienie w dłoni gdy impuls myśli przebiegł po jej skórze. Chciała spowolnić jego tętno by nie wykrwawił się za szybko lecz był przy tym przytomny, pozbawiła go też części bólu tak by mógł wesprzeć się na jej ramieniu bez krzywienia, jednak wciąż czuł bełt utkwiony w mięśniu. Igiełki bólu które poczuła w kręgosłupie sprawiły, że skrzywiła się wyraźnie i odwróciła spojrzenie. Musiała to wytrzymać, ból musiał istnieć, jeśli odbierała go właścicielowi to przejmowała go na siebie.

Elidis - 28-11-2014, 21:08

Indiana napisał/a:

Mieliście więc nader rzadką okazję oglądać styryjskich gwardzistów, elitę ich wojska, słuchającą rozkazów elfa ;)


Bezcenne... :mrgreen: ;D

A tak na serio, kolejka ustalona razą poprzednią obowiązuje nadal, bo...?

Indiana - 29-11-2014, 04:45

Kolejka tak, ale dopóki dyskutujecie między sobą, to ja nie mam potrzeby się wtrącać, o ile akurat nie zrzucam kowadła ;) Możecie więc dyskutować i leczyć kilka kolejek.
Owizor - 29-11-2014, 13:38

Czyli proponuję po prostu pisać trójkami - jak już cała trójka się wypowie, to nie krępujmy się pisać znowu, nie ma co czekać na innych. Kolejność wewnątrz trójek zachowujmy jak będziemy wszyscy i akcja będzie galopowała ;)

Poczuł się nagle dziwnie ociężały. Zaczął lekko powłóczyć nogami, przez co niesienie go stało się nieco cięższym zajęciem. Zwłaszcza dla Convolve, która musiała pochylać się pod dość niewygodnym kątem ze względu na tarczę. Wolał jednak jej nie odpinać, dopóki nie będzie miał do tego odpowiednich warunków. Bał się o swój bark i łokieć.
Rozejrzał się po otaczających.
- Razem z Convolve... czy jak ją tam zwiesz Elidisie... musimy znaleźć sobie jakąś kryjówkę... - wycharczał - najlepiej między jakimiś skrzyniami... bym w spokoju się obandażował... nim cokolwiek będę mógł pomóc... I naprawdę nikt z was nie ma nic do picia? - dorzucił parę przekleństw na temat jakości wyposażenia Styrii w podstawowe dobra (tak, pochodziły one z frontu), ale na tyle cicho by nie męczyć gardła - W drodze możesz nam wytłumaczyć, jakie to są te "zbieżne cele" i dlaczego może się zrobić nieprzyjemnie przy Toruviel... Chyba że to rzeczywiście już za rogiem... - miał nadzieję, że Elidis usłyszał jego słowa. Mówił bowiem bardzo cicho i charcząco.

Powój - 29-11-2014, 18:14

Jej zaniepokojenie budził oddech towarzysza, musiała się pośpieszyć. Wystarczyło wejść w jakiś zaułek i dać jej czas, oczywiście przydały by się świeczki, woda, czy też leki, ale i bez nich mogła sobie poradzić. Wysunęła jedną rękę spod Octavia gdy jeden ze styryjczyków podał jej torbę Zajrzała do niej przelotnie sprawdzając czy coś zostało. Wszystkie leki poszły się chędożyć w błocie i deszczu, tylko w wewnętrznej kieszonce została fiolka z zielonym proszkiem. Ale to było to czym zaatakowano Toruviel a ona wciąż nie miała czasu, żeby zweryfikować kto mógł to zrobić. Jakaś kartka papier, bandaż który zaczepił się o szew i nie wypadł. Szlag by to trafił.
- Elidisie potrzebuje czasu, żeby go wyleczyć. Nie dużo. Ale potrzebuje. - Spojrzała na niego z powagą. - A do tego potrzebuje miejsca. Bardziej wam się przydamy jeśli Octavio nie będzie na każdym kroku się wykrwawiał. - Sama nie mogła szukać jakiegokolwiek schronienia gdyż pomagała iść towarzyszowi.

Elidis - 29-11-2014, 20:54

Elidis rozejrzał się po otoczeniu. Nie chicał zostawać tu zbyt długo, ale ciężko było mu się sprzeczać z logiką i doświadczeniem Powój. Zwłaszcza, że Octavio rzeczywiście wyglądał coraz gorzej.
- Oczywiście masz rację - powiedział spokojnie.
Jego wzrok padł na pobliskie skrzynie i coś, co zdaje się miało po skończeniu być straganem rybnym na pobliski targ. Skrzynia wyglądała na dość mocną, w dodatku nieopodal był niewielki, zamknięty zaułek.
- Tam - wskazał zaułek - przyjaciele - zwrócił się do Gwardii Arcyksięcia - pomóżcie mi przenieść ten stragan w zaułek, będzie stołem operacyjnym. Ze skrzyń można zrobić wzmocnienie, a w razie potrzeby nawet małą barykadę - rozejrzał się po okolicznych domach. - Nie ufam temu miejscu.
Zabrali się do roboty pozostawiając Powój i Octavia kilka kroków z tyłu.
- Nie dajcie im odejść, ani teraz, ani później - szepnął do jednego z Gwardzistów gdy razem podnosili skrzynię, tak, by tylko on go usłyszał.
Po chwili prowizoryczny lazaret był gotowy. Z pewnym wysiłkiem udało się im położyć Octavia na wzmocnionej ścianie straganu. Mężczyzna syknął przy tym z bólu, ale tylko zagryzł zęby i nie wydał z siebie żadnego innego dźwięku. Patrząc na rozległość jego ran było to doprawdy godne podziwu.
Elidis stanął za Octavio, przodem do ulicy i tyłem do zaułka.
- A teraz światło - mruknął pod nosem.
Wyciągnął rękę nad Octavio i wyszeptał formułę. Po chwili z jego rozpostartej dłoni wydobył się snop jasnego światła, które padało na niemal cały tors mężczyzny.
- Tyle ci wystarczy? - skierował pytanie do Powój. - Jeżeli któreś z was ma jakieś metalowe naczynie to będę w stanie też przegotować trochę deszczówki. Zarówno dla celów medycznych, jak również dla zaspokojenia pragnienia.
Ruchem głowy wskazał Styryjczykom, by zabezpieczyli ich lokację. Modlił się by napastnicy, z którymi walczyli Octavio i Powój nie sprowadzili pomocy i nie zastawili pułapki. Mogli się bronić w tym miejscu i to całkiem nieźle, ale drogi odwrotu były odcięte, jeżeli chcieli zabrać ze sobą rannego Octavio.
Elidis zaś nie planował zostawiać nikogo z nich.

Powój - 30-11-2014, 00:51

Jego szczęściem dziewczyna nie usłyszała rozkazów dotyczących pilnowania jej. Zamiast tego skupiła się na utrzymywaniu Octavia w pionie, był ciężki, ale cóż się dziwić jednak dzięki zadaniu była w stanie ignorować igiełki bólu które zamiast pustoszyć układ nerwowy mężczyzny skupiały się w jej kręgosłupie. Kiedy gwardziści odeszli by wspomóc Elidisa zwróciła się do towarzysza z obojętnym wyrazem twarzy.
- Musisz iść po Ofelię. Nieważne w jakim stanie będę po tym jak Cię wyleczę, ale ty musisz po nią iść. Zabrali ją do przesmyku. - To były słowa skierowane tylko do niego, tak jak wcześniejsza wymiana zdań strażnika i Elidisa. Oni też nie mieli szans ich słyszeć. Zamilkła widząc, że tamci wracają ze skrzynką.
Następnie Styryjczycy przytrzymali Octavia a ona zdjęła mu z ramienia tarczę i oparła ją o pobliską ścianę. Kolejnym jej krokiem było przy pomocy jednego z gwardzistów przytrzymanie Argana w pozycji siedzącej i ściągnięcie z niego przeszywanicy. Robiła to wprawnie, w końcu na wojnie nie raz musiała szybko operować w polu. Normalnie rozcięłaby materiał i tyle lecz teraz uważała, że ochrona mu się jeszcze przyda. Tylko tunikę którą miał na sobie rozcięła na wysokości barku i pozbawiła rękawa tak by mieć bezproblemowy dostęp do rany. Resztkę materiału zawiązała mu ponad bełtem utkwionym w udzie aby powstrzymać krwawienie. Najpierw musiała zająć się ręką.
Następnie odebrała naczynie z deszczówką i uniosła nad nim dłoń.
- Tavar niech ułamek twej siły i dobroci spłynie do tej wody bym mogła wspomóc mego towarzysza. - To była tylko formułka, nie było ważne czy zadziała teraz czy nie. Potem pomoc bogini będzie jej bardziej potrzebna.
Kawałek bandaża który znalazła w torbie został użyty jak szmatka gdy przemyła ranę. W międzyczasie wysłała jednego ze styryjczyków po jej sakiewkę trzymaną przez jednego z martwych kuszników. Przez skórę nie dostała się do środka woda, na szczęście. Nawlekła nić na igłę i ściągnęła brzegi rany wojownika.
- Odebranie bólu. - Wyszeptała zaciskając po chwili usta, pobladła. Słowa wiele tu znaczyły, pozbawiając pacjenta czucia sama uzyskiwała to co należało do niego. Wykonała igłą misterne ruchy zszywając brzegi rany. Światło którego użyczył jej elf było bardzo dobre w obecnych warunkach. W końcu zakończyła pracę i odsunęła się od towarzysza. Następnie ściągnęła płaszcz i wywróciła na lewą - nadal suchą stronę. Złożyła materiał parokrotnie tak, aby włożyć go pod głowę oraz zraniony bark Octavia. Kolejnym jej krokiem w leczeniu było zajęcie się nogą mężczyzny.
Przytrzymała Wystającą część bełtu i ułamała tuż pod lotkami. Strzał wbił się poprzez mięsień, ale ominął kość i ścięgna. Zawiązany nad raną kawałek tuniki powstrzymywał częściowo krwawienie. Zostawiła na chwilę pracę i wskazała Elidisowi ranę.
- Tu teraz. - Oczyściła okolice rany z krwi i materiału. Zerknęła na Octavia sprawdzając czy dalej jest przytomny. Powinien, gdyż póki co go nie kroiła a ból związany z ramieniem jeszcze nie powinien narosnąć. Gdy już otrzymała promień światła we wskazanym miejscu przyklękła na bruku. Upadek mógłby się źle skończyć a nie wątpiła, że po tym co teraz zrobi najprawdopodobniej jej ciało osłabnie. Westchnęła i jedną dłoń ułożyła tuż przy ranie, a drugą zacisnęła od dołu na grocie. Lepki od krwi metal chłodził jej skórę.
- To szaleństwo. - Wymamrotała pod nosem do siebie i rozpoczęła inkantację. - Ty która jesteś matką dla wygnanych, ty która łaskawym okiem patrzysz na sterowanie innymi. Wesprzyj mnie w tej chwili swoją mocą. Matko Tavar, przyjmij to dziecko pod swoją obronę. - Zerknęła tuż przed końcówką słów na Octavia.
Musisz iść po Ofelię, bez względu na wszystko.
Szarpnęła bełtem w dół, pozbawione lotek drewno przeszło przez mięsień wywołując pulsujący ból w układzie nerwowym mężczyzny. Nagle jednak zniknął wraz ze słowami kobiety były one już słabiej słyszalne, w przeciwieństwie do pewnej modlitwy teraz zdawały się być szeptem.
- Spowolnienie pracy serca. Odebranie Ból. - Jej kręgosłup wybuch pod wpływem nagłego porażenia układu nerwowego. Pobladła a kolejne słowa z trudem wydobyły się z jej gardła, oczy miała zamknięte. - Wzmocniona regeneracja...
Najpierw przestała słyszeć i widzieć, otoczył ją głuchy mrok. Oddychała przez usta lecz nie była tego świadoma. Jej umysł skupiony był na kierowaniu ciałem towarzysza. Ból przekierowywała na siebie, kontrolowała bicie jego serca oraz oddech. Zmusiła ciało do wzmożonej produkcji krwi oddając na to siły własne. Koniec końców rozpoczęła też odbudowę tkanek. Wiązania ich byłby lżejsze niźli powinny jednak jeśli nie będzie nadwyrężał nogi to rana nie otworzy się sama.
Ból narastał. Najpierw w rdzeniu kręgowym, potem falami rozlał się po całym ciele. Czucie w nogach straciła kilka sekund po rozpoczęciu pracy, czyli dobrym pomysłem było to, że usiadła na ziemi zanim wszystko rozpoczęła. Potem ból dotarł do karku, gdzieś przy potylicy atakując jej mózg. Odepchnęła go od siebie, jednak prawie natychmiast znów przygarnęła tknięta myślą, że jeśli odrzuci nagle to wszystko od siebie to odczucia trafią do Argana. Adrenalina skoczyła w jej ciele jednak nie powstrzymała nagłego krwotoku z nosa. Nawet nie była tego świadoma, ból otoczył ją całą odpychając wszystkie myśli i wspomnienia, nawet jej tożsamość. Nie mogła tego więcej wytrzymać. To było ponad jej siły. Blada o ustach i podbródku zalanych karminem szarpnęła do tyłu dłoń. Rana która powinna być pod jej palcami była teraz twardym czerwonym skrzepem. Ramie podczas regeneracji również się częściowo zasklepiło, jednak obecność nici była tam nieoceniona. Dziewczyna zakołysała się unosząc ręce do uszu i zasłaniając je. Jej ochrypły krzyk znikł pod szumem deszczu, przechyliła się w upadku nieświadoma własnego bytu.

Elidis - 30-11-2014, 01:38

Elidis w przerażeniu słuchał modlitwy do Tavar.
Tavar!
Bycie styryjską sanitariuszką to jedno, ale bycie kapłanką Tavar... To zupełnie co innego. Jak bardzo musiała się zmienić ta kobieta? Może prawdą były jej słowa o śmierci Powój, ale czy w takim razie faktycznie chciał ją znać? Lubił Powój, ale nie znał Convolve.
Nie dał jednak po sobie poznać zdziwienia i zmieszania. Skupił się na świetle. Jasna, złota smuga była odprężająca, dawała otuchę i pewność w działaniu.
Jednakże chwilowe odprężenie szybko minęło, gdy elf zobaczył konsekwencje leczenia jakie odcisnęły się na... Conv. Musiał czekać aż skończy, musiał dać jej Światło aż do samego końca tego procesu.
Poganiał ją w myślach. Wreszcie skończyła i osunęła się na bruk.
- Pomóż mi! - rzucił do jednego z Gwardzistów.
Próbował posadzić kobietę i znaleźć jakiś materiał by podstawić jej pod nos. Strzepnął dłoń. Palce miał całe pozlepiane krwią.
Jednocześnie zygał co jakiś czas na Octavia. Teraz gdy mężczyzna był w lepszym stanie nie było żadnej gwarancji odnoście tego co zrobi. Elf wierzył jednak, że zechce przynajmniej zainteresować się losem towarzyski, a to przytrzyma go tutaj jeszcze prze chwilę.
Spojrzał w oczy Octavio, ich spojrzenia krzyżowały się przez chwilę.
Co zrobisz? - zapytał w myślach, trzymając Conv.

Owizor - 30-11-2014, 03:41

Kładąc się, wiedział ze czeka go dość bolesne leczenie. Ale nie był to pierwszy raz. Nie był to pierwszy raz, kiedy był już przez kogoś poharatany ani nawet nie był to pierwszy raz kiedy już ktoś go musiał zszywać. Umiał sobie radzić z bólem. Dobrze pamiętał brutalność ofirskich rynsztoków, nieraz rąbiąc drewno Wielkiej Puszczy ranił się siekierką, nieraz na froncie zbłąkany miecz lub strzała trafiały go gdy przeklinał brak tarczy. Ostatnie miesiące na Zapołudniu dodatkowo przypomniały mu, czym był ból...
Kładąc się na pudle zacisnął mocno szczękę, żałując że nie ma czasu na znalezienie jakiegokolwiek kawałka drewna albo chociaż mocnego trunku. Zamknął oczy, starając się zacząć myśleć o czymkolwiek innym. Najlepiej o Angeli...
Jakież było jego zdziwienie gdy zdał sobie sprawę, że jego ręka jest właśnie zszywana, a on w zasadzie niewiele czuje. Kolejne zdumienie nastąpiło, gdy przyszła kolej na bełt w udzie. Kawałek drewna wyszedł jakby absolutnie nic się nie stało!
Spojrzał na Convolve. Nie przypominał sobie, by cokolwiek mu podawała... Czyżby medyczka stosowała...?
Zaklął szpetnie widząc krew spływającą z nosa towarzyszki. Nim zdążył się poderwać i krzyknąć jej by przestała, ta zdążyła jednak usunąć się na ziemię.
Nagła fala bólu rozlała się po jego nodze. Również bark zapłonął, jakby ktoś przyłożył doń kilka żarzących się igiełek.
Syknął, zrywając się ze skrzyni. Nie był to jednak syk wywołany odzyskaniem czucia w ranach, co raczej zdenerwowania. Ból bowiem był znośny. Można by rzec: szczątkowy. Noga bolała, jakby ktoś ją walnął niedużym młotkiem, zaś bark jakby ktoś uporczywie dźgał weń kilkunastoma igiełkami.
Wytrzymałby spokojnie dużo więcej. Był tego pewien.
- Idiotka! - wyrwało mu się, gdy zeskakiwał ze skrzyni by przytrzymać Convolve. Był bliżej niej niż gwardzista, jednakże spowolnione, jakby ospałe ruchy sprawiły, że ledwo zdążył ją przytrzymać z drugiej strony niż chwycił ją Elidis - Musiałaś brać tyle na siebie!? Wytrzymałbym więcej! Po jaką wszycę się tak poświęcasz!? - poniewczasie ugryzł się w język. Zabrzmiał bowiem o wiele ostrzej niż to miał w intencji. Ale nie miało to znaczenia. Najwyżej później ją przeprosi - Połóżmy ją na stole - rzucił krótko do Elidisa.
Był wściekły na siebie. Jeśli medyczce stało się właśnie coś bardzo złego z powodu tego bezsensownie nadmiernego poświęcenia, Ofelia mu nie wybaczy... Sam sobie nie wybaczy!

Indiana - 30-11-2014, 04:39

Cholera, zrzuciłabym wam coś, ale jestem pod takim wrażeniem tego co czytam, że chcę jeszcze poczytać! :D Zapodaliście mi tu taki poziom literacki, że chyba nie nadążę za wami :D

Styryjczycy obserwując modlitwę do Tavar z szacunkiem pochylili głowy, po poruszających się bezgłośnie ustach można było rozpoznać, że modlą się razem z Convolve. Jeden z nich przyklęknął obok sanitariuszki, podając Elidisowi chustkę, by przyhamować krwawienie. Po chwili z zasobnika przy pasie wyjął także małą fiolkę, ułamał końcówkę i zawartość wlał w otwarte usta dziewczyny. Na pytające spojrzenie elfa wyjaśnił:
- Nic wielkiego, zwykły wojskowy eliksir wzmocnienia. Powinien pomóc, ale to pomoże bardziej. Jestem zaprzysiężonym Styryjczykiem, pomóc jej w jej poświęceniu to dla mnie zaszczyt - spod kaftana wyjął amulet, okrągły medalion ze swarzycą bogini, zdjął i zacisnął pomiędzy swoją a jej dłonią, zdjął kapelusz i zastygł na chwilę w modlitewnej pozie. Nie przerwał modlitwy, kiedy obaj z Elidisem położyliście ją na zaimprowizowanym "stole", podtrzymał jej głowę.
W tym czasie wrócił jego towarzysz.
- Ciała przez jakiś czas nie zostaną znalezione - zakomunikował - Z pewnością nie byli to zwykli rabusie czy bandyci, nie mieli przy sobie niczego, żadnych osobistych rzeczy. Prócz tego - położył zaraz obok leżącej sanitariuszki kilka drobiazgów, ołówek, jakiś wisiorek, klucz z charakterystycznym grawerunkiem, komplet wytrychów, sznurek, kilka świec, krzesiwo, kilka eliksirów, ale bez opisów - Zabójcy albo agenci.

Elidis - 30-11-2014, 15:01

Elidis czuł się dziwnie zmieszany całą tą sytuacją. Powoli docierało do niego gdzie się znalazł.
Był pośród wyznawców Tavar, pośród ludzi gotowych oddać swoje życie za tę... Tę... Bestię. Tę przeklętą sukę, która odebrała mu dom, ojca, matkę.
A mimo to nie byli to źli ludzie. Ich skroni nie przebijały rogi, które nadawałyby im groteskowo zły wygląd. Nie byli żądnymi krwi mordercami jakich w nich widział. Jakich łatwiej mu było w nich widzieć. Byli zwykłymi ludźmi, więcej, byli ludźmi honoru. Walczyli za swoje ideały, za swą panią, za siebie na wzajem. W tej chwili walczyli nawet za niego.
Patrzył na poświęcenie Conv i jedyne co potrafił odczuwać to podziw. Czy jego ziomkowie byliby zdolni do tego samego dla siebie nawzajem? Obawiał się, że odpowiedź na to pytanie może być nader rozczarowująca.
Po policzku spłynęła mu łza, niedostrzegalna w strugach deszczu, za który elf był wdzięczny w duchu.
Nie rozumiał teraz sam siebie, czuł, że ta scena coś w nim ruszyła. Nie wiedział czy na stałe, czy może tylko na chwilę. Ale czuł, że oto nagle wyznawcy Tavar stali się bliżsi jego sercu. Wywoływało to w nim wzruszenie, ale także strach i jakąś pogardę. Echa dawnej, Aenthilskiej mentalności.
Dziś jednak nie był już elfem z Aenthil, był Nauczycielem, przewodnikiem nowej kultury.
Nie dał po sobie poznać tej burzy emocji, w rzeczy samej czas wydawał się biec w zwolnionym tempie i wszystko to trwało ledwie kilka sekund.
Musiał skupić swój umysł na działaniu, wtedy będzie mógł uspokoić myśli. Praca zawsze dawała mu skupienie.
- Przepraszam cię Octavio - powiedział odchodząc od dziewczyny i podając chustę zbrojnemu, ten skinął głową na znak, że rozumie. - Pokaż cóż znalazłeś przyjacielu? - zwrócił te słowa do Gwardzisty, który przeszukiwał ciała.
Wisior i klucz... - Elidis musiał je podnieść by lepiej się im przyjrzeć, zakończył już bowiem działanie zaklęcia, a nawet jego oczy nie były nieomylne po zmroku. - Dobrze. Może będziemy w stanie złożyć im przyjacielską wizytę. A teraz wisior...
Spodziewał się zobaczyć Imperialną jaskółkę, był tego niemal pewien.
Muszę ich przekonać - mówił w duchu oglądając przedmioty - muszę. Wielka obława nie wchodzi w grę. Po prostu zapadną się pod ziemie. Zatem oficjalne wsparcie władz odpada. Nieoficjalnie będą mogli wspomóc nas tylko małymi oddziałami. Obcy ludzie źle działają razem. My się znamy, ale sami nie damy rady. Żadne z nas. Musimy pracować razem. Poczekać, aż emocje Octavia opadną, wtedy rozmawiać, znaleźć Szrapnela i Ysgerda. Toruviel. Tak. Szybko, czas, brakuje czasu - myśli pod postacią obrazów przelatywały mu przez głowę, kalkulował ryzyko, wykluczał ewentualności.
Czas płynął dal niego inaczej, potrafił wyciszyć otoczenie i błyskawicznie myśleć, ale za cenę orientacji w otoczeniu. Spowolnił swe myśli, dużo ryzykował oddając się takim procesom tutaj, ale nie miał wyboru.
Wreszcie, po nieskończenie długim czasie dla niego i chwili dla innych podniósł medalion na wysokość oczu.

Powój - 30-11-2014, 15:23

Indi to zapraszamy na Topiel jak skończymy pracę ;)
I sądzę, że długość naszych wiadomości powinna dawać odporność na spadające kowadła.


Ciemność która ją otaczała postanowiła zadać okrutny cios, ilość cierpienia która spłynęła na jej umysł nie była spowodowana bólem psychicznym. Tyle wspomnień które chciała odrzucić a określały ją jako Powój. Nie! To nie jestem ja.
Złocące się morze pól tuż przed zbiorami, już nie była dzieckiem. Dzień pożegnania z krajem. Sonja obejmowała ją serdecznie na pożegnanie, obiecywała, że będzie pisać - co z tego, że jeszcze wtedy litery były dla niej trudnością. Mirko stał obok uśmiechając się szelmowsko, już skończyły się czasy gdy wspólnie wykradali jabłka z sadów, teraz brakowało im na to czasu. Musieli dorosnąć. Staruszka która stała tuż przy wozie rozmawiała jeszcze z ojcem grożąc mu palcem, że jeśli ta cała wergundia zepsuje jej wnuczkę to kupiec gorzko tego pożałuje. To było jej pierwsze pożegnanie, jednak osłodzone dreszczem ekscytacji. Wyjeżdżała żeby się uczyć. Kto by się spodziewał, że to się tak skończy?
Słowa Octavia dotarły do niej jak przez mgłę jednak zniekształcone brzmiały jak głos kogoś innego. Ból tęsknoty zaszklił jej zmrużone oczy. Zacisnęła powieki krzycząc we własnym umyśle.
Dość. Dość! On nie żyje... Czemu?
Czemu to co dla niej najważniejsze znikało? Przeklęta wojna. Albo przeklęta ona. Każdy kto dla niej ważny umierał, a potem dręczył ją tysiącem wspomnień i głosów. Najgorszy był Vuel. Już podczas wojny nie miała od niego wieści, martwiła się, odrzucała myśl o tym, że mógł być jej bliski. Jednak wspomnienie wyrywającej się z jej ramion Eryki biegnącej w stronę ducha ojca było zbyt wyraźne, tak samo jak kałuża w którą wpadła próbując powstrzymać dziewczynę. I otępienie w które popadła nie mogąc się podnieść. To jego głos teraz usłyszała.
Świat był rozmazany, niewyraźny. Rzuciła mówiącemu pełne wyrzutu spojrzenie, nawet nie był podobny. Jak mogła ich pomylić. A szlag by to. Lekarstwo od styryjskiego gwardzisty przyjęła z wdzięcznością, gorzki lek o posmaku soli wzmocnił pracę jej serca i pozbawił szumu w uszach. A może metaliczny smak zawdzięczał jej krwi? W sumie nie ważne.
Kolejne wspomnienia próbowały wedrzeć się do jej głowy.
Meriel tego ostatniego dnia, o blond włosach wciąż ozdobionych diademem które zdobyły z innymi kobietami w fortalicji. Pamiętała obietnice przyjaciółki, jej śmiech i radość w oczach. Nadzieję. Gdzieś poprzez to ledwo zarejestrowała ciepło dłoni. A potem na pertraktacjach pokojowych gdzie jej umysł miał pracować na najwyższych obrotach, gdy musiała być podporą dla Sariena Hanara... Posłaniec. I list którego treść zapamięta do końca życia.
W imieniu kapitan Aerandir Tindomenna, Meredith'hesta, oraz całej błękitnej hosse chciałabym złożyć Pani wyrazy współczucia... Jeden z okrętów naszej hosse... Rozbitkowie nie mieli szans na przeżycie... Z przykrością musimy więc zawiadomić iż Meriel'oarni... Zostaje uznana za poległą...

Kolejna fala psychicznego bólu wywołała u dziewczyny dreszcze. Nagle przerwane, zamrugała kilkakrotnie nie widząc jednak towarzyszy. To głos. JEJ głos.
To nic... To nic. To tylko chwila, ból i cierpienie. To tylko ułamek czasu, nic nie znaczący. Czyż nie jest to cena którą warto zapłacić by mieć nadzieję i ją dawać innym? To nic dziecko. To zapłata. By żyć ktoś mógł, inny cierpieć musi. Ale masz nadzieję, jesteś silna. Dlatego masz ten dar. Przyjmij ich ból. Ale nie bój się. To nic. To przejdzie. Zapomnisz, a pamiętać będziesz, że ich uratowałaś.
Chciała zaprotestować, nie wszystkich uratowała a przecież mogła. Gdyby była obok, gdyby dotarła tam wcześniej, oni mogliby żyć.
To nic. To był ich czas, nie twój. To były ich decyzje. Ingeboran wybrała honor, tak jak Vuel. Goliat kierował się uczuciami, na równi z Meriel. Sonja i Mirko służyli sprawie. To nic. Ty wybrałaś ideały.
Nie widziała jej, czuła tylko obecność. Możliwe nawet, że była to je wyobraźnia a może modlitwy styryjczyków wspomogły ją w tym stanie. Zamknęła oczy i wzięła głębszy wdech, płuca zakuły, ale to było zrozumiałe, zdrętwiałe palce nie wciąż w pełni nie odzyskały czucia. Poruszyła kostkami i palcami ukrytymi w butach, wyczuła twardość skóry. Wszystko było w porządku. Rozchyliła oczy i dostrzegła pochylonych nad sobą trzech mężczyzn. Elf. Styryjczyk. I pan z ligii kupieckiej. Aż śmiać się jej chciało, jednak mięśnie brzucha stanowczo odmówiły jakichkolwiek ekscesów. Uśmiechnęła się mimowolnie mrużąc oczy.
- Mówiłam. - Przerwała nadal ochrypłym głosem. - Że to szaleństwo.



I tak Meriel była blondynką, też się ostatnio zdziwiłam.

Owizor - 30-11-2014, 17:12

Kładąc medyczkę na pudle nie miał głowy do grzeczności. Skinął jedynie Elidisowi krótko, nawet nie myśląc, za co to niby elf go przeprasza.
Na widok modlitw Gwardzisty, profilaktycznie odsunął się o pół kroku.
Westchnął z zadumą. Odkąd przybył na Zapołudnie, moc Tavar nie przestała go zadziwiać. Aż do poświęcenia Artema miał ową boginię za istotę w pewnym sensie fikcyjną. Owszem, będąc jeszcze w Styrii słuchał kazań kapłanów i składał regularnie ofiary, ale w gruncie rzeczy nie obchodziło go, czy chodzi akurat do świątyni poświęconej Toledzie, Tavar, Modwitowi, czy Slivie. Bogowie byli dla niego istotami tak nieistotnymi w życiu codziennym, że kiedy po raz pierwszy usłyszał od Remusa o czymś takim jak Imperium, uznał iż jest to bardzo sensowna idea.
Ale od czasu śmierci Krevaina, Tavar zdawała się być cały czas obecna w jego życiu.
Jak nic, będzie musiał po tym wszystkim co najmniej postawić jej kapliczkę. Co najmniej.
Był zbyt skupiony na stanie Convolve, by zwrócić większą uwagę na znalezione przedmioty. Odnotował tylko szybko w myślach, co to było. Później się im przyjrzy dokładniej.
Westchnął z ulgą, widząc przebudzającą się medyczkę.
- Następnym razem mów co zamierzasz! - odpowiedział jej z małym wyrzutem - Za dużo na siebie wzięłaś... - podał jej rękę, by pomóc powoli wstać - Jak się czujesz? Dasz radę chodzić? - przeniósł wzrok na Elidisa - I co teraz robimy? - wciąż był dość mocno zachrypnięty.

Elidis - 30-11-2014, 22:40

Elidis przez chwilę patrzył na Octavia pustym wzrokiem, jakby nie był w tej samej rzeczywistości. Mężczyźnie wydawało się też, że elf ma dziwnie przekrwione oczy, jak gdyby...
Wtem Elidis powrócił do żywych, widać było to po ogniu zapalającym się w jego oczach.
Spojrzał Octavio głęboko w oczy, następnie tym samym, pełnym powagi wzrokiem spojrzał na Conv.
- Czy jesteście w stanie mi zaufać? - zapytał poważnie i nie czekając na odpowiedź rzekł. - Ci ludzie - skinął w stronę uliczki, na której leżały trupy - atakują nas już nie po raz pierwszy, a przez nas mam na myśli nie tylko waszą dwójkę. Porwali ojca Toruviel, Ofelię i wielu innych ludzi w całym Vekowarze. Są doskonale zorganizowani i wiedzą co robią.
Zawiesił głos i popatrzył na nich, chciał zebrać ich pełną uwagę.
- Żadne z nas nie da im rady samotnie - mówił powoli, akcentując słowa. - Dlatego musimy stanąć przeciw nim razem. Octavio - spojrzał w oczy zbrojnego - przysięgam ci, że odbijemy twoją siostrę, ale tuż obok jest Toruviel, kolejny z potencjalnych sojuszników w twojej, - rzucił okiem na Convra - waszej, spwie. Pomóżcie nam, mnie, Toruviel i Gwardii, a my pomożemy wam, zwłaszcza, że Toruviel jest ledwie kilka korków stąd, na targu rybnym - wskazał kierunek.
Przerwał, po sposobie w jaki przemawiał, po płynnych zmianach na jego obliczu, które podkreślały w odpowiedni sposób słowa widać było, że przywykł do przemówień. Teraz jego rysy zmiękły, zniknęła wzniosłość, pozostało jednak zdecydowanie, szczerość.
I przyjaźń.
Wyciągnął prawą rękę do Octavio.
- Czy nam pomożecie, przyjaciele? - jego głos był miękki, brzmiało w nim zaufanie i szczerość, Elidis wierzył w swoją propozycję.

Powój - 30-11-2014, 23:21

Skorzystała z pomocy towarzysza i uniosła się na deskach, przez chwilę kręciło jej się w głowie jednak wytrzymała. Co prawda bieg w tej sytuacji był niemożliwy a i lepiej by było gdyby ktoś szedł obok niej aby ewentualnie łapać dziewczynę. Otarła bez ceregieli krew własnym rękawem, koszula była już w tak złym stanie, że nic to nie zmieniło.
- Nie marudź. - Wychrypiała, był strasznie marudny. Na kolejne pytanie odpowiedziała dopiero po opuszczeniu nóg na ziemię i wsparciu na nich. Mdliło ją od leku podanego przez styryjczyków jednak nie miała wyboru, musiała iść. Coraz więcej elementów układanki jej się mieszało, to co wiedziała nagle okazywało się być kłamstwem. Nic już nie rozumiała. - Dam. Chyba.
Dalszą część rozmowy przerwał im Elidis, zamilkła słuchając słów elfa. Wszystko jej się mieszało, zwłaszcza teraz w chwili osłabienia. Sens tego co mówił był dla niej kompletną abstrakcją, przecież Ofelia miała być z porywaczami w przesmyku... Co do chrzanu... Ekhem. Pokręciła głową, lecz to nie była reakcja na jego słowa. W końcu postanowiła, że nie ma sił decydować samej o własnym losie.
- To jego wybór. - Wskazała na Octavia, chociaż według niej to był zły pomysł. Nie była już niczego pewna. - Ja pójdę z nim.

Owizor - 30-11-2014, 23:58

Octavio sapnął w zamyśleniu. Czuł coraz większą presję. Ręce mu drżały, dążąc do jakiegokolwiek działania. Dobrze przynajmniej, że rany miał względnie zaleczone - owo działanie będzie mogło być jakkolwiek fizyczne... Chyba.
Machając lekko nogą dla rozruszania kończyny, spojrzał uważnie na Elidisa. Czy miał jakiś wybór? Niby tak. Niby mógł z Convolve samemu gnać pod Przesmyk. Ale jednak wolał mieć choć trochę jaśniejszy ogląd sytuacji...
- Do Toruviel - mruknął - Byle szybko. Może i nie przeżył żaden świadek, ale w każdej chwili mogą się domyślić co się tu stało. Nie mamy dużo czasu.
Nie czekając na czyjąkolwiek reakcję chwycił tarczę i spiął paski. Czarna sadza którą ją pokrył zeszła w dużej mierze w ciągu walki. Teraz dało się już zobaczyć na niej majestatyczny, ciemnoszary zadek tura oraz część kadłuba białego drakkara.
Przeszywanica będzie musiała poczekać na dokładniejsze zawiązanie.
Gdy tylko uniósł tarczę odwrócił się i spojrzał na zgromadzonych.
- Ruchy! - nie mówił głośno, ale i tak był to głos nie zostawiający miejsca na żadne "ale" - Conv, podeprzyj się na mnie.
Ustawił się tak, by medyczka mogła oprzeć się o jego ramię. Naramienniki może i nie były najwygodniejszym oparciem, ale zdecydowanie wolał ich nie zdejmować.
I może chociaż Toruviel będzie miała jakąś manierkę? - dodatkowy argument przemknął mu przez myśl, gdy ruszał. Bo nadal chciało mu się pić.

Elidis - 01-12-2014, 00:07

Elidis uśmiechnął się lekko, niezauważalnie. Na nic więcej nie liczył.
Kiedy Octavio zakomenderował wymarsz elf skinął głową w stronę Gwardzistów, odpowiadając na ich pytające spojrzenia.
- Zabierz, proszę, z sobą te rzeczy - polecił jednemu z Gwardzistów, wskazując na dobytek znaleziony przy trupach.
Ruszyli ulicą.
- Dobrze, podchodzimy cicho, szukać osłon, rozszerzyć szyk, wkraczamy tylko jeżeli będzie taka potrzeba, to jest zagrożenie życia, czy próba porwania. Na miejscu jest już trzech innych Gwardzistów, także ukrytych w cieniach. Nie zdziwcie się zatem, jeżeli nagle się pojawią na targu - mówił zniżonym głosem, ale tak, by wszyscy go słyszeli.

Powój - 01-12-2014, 00:22

Schyliła się po nóż który leżał na bruku, ten pożyczony od styryjczyków. Podparła dłoń na naramienniku Octavia a drugą ręką wsunęła za basek broń.
- Oddam potem. - Mruknęła ochryple do gwardzisty.
Każdy krok był problematyczny jednak starała się nie okazywać tego.


//Piszę krótko bo mój komputer ma ze sobą wybitne problemy emocjonalne.//

Owizor - 01-12-2014, 01:30

- Dobrze się domyślam, że Toruviel też miała coś oddać porywaczom? - wyszeptał Octavio, starając się jednocześnie iść na tyle powoli by nie męczyć zanadto Convolve i jednocześnie na tyle szybko, by dotrzymać kroku elfom. Świeżozasklepiona rana na udzie pulsowała ciepłem. Miał już okazję nieraz poznać podobne uczucie w osadzie Krevaina. Wiedział dobrze, że nie powinien teraz jej nadwyrężać przez długi czas.
- Proponuję ich pośledzić aż do zleceniodawców w takim razie - kontynuował szeptem - Tym razem mam nadzieję, że obejdzie się bez walki... Conv, tym razem nie rwij się do biegu bez ostrzeżenia, dobra? - uśmiechnął się lekko ironicznie do medyczki.

Indiana - 01-12-2014, 04:31

Deszcz jakby zelżał. Nie waliła już w was ściana wody, a jedynie rzadka wodna mgiełka drobnych kropel. Za to kiedy wyszliście na nabrzeże, otwarte od strony morza, poczuliście wiatr. Byliście przemoczeni do samej bielizny. Zwłaszcza Octavio i Convolve, z których dodatkowo powoli schodziła wywalona przez organizmy do żył adrenalina, odczuli to dotkliwie jako dojmujące zimno.
Na nabrzeżu paliło sie jeszcze kilka maźnic, jako że miały formę zamkniętych metalowych "klatek" z zamkniętą górą, z których światło wydobywało sie bokami, niektóre nie zostały zalane. Słyszeliście też huk fal, w obrębie akwenu portowego mniejszy, choć słychac było trzeszczenie przycumowanych łodzi i desek pomostów. Za to od strony wałów i klifu przy Przesmyku dochodził miarowy, rytmiczny huk, ryk wzburzonych fal, tłukących w skalne ściany.
Dookoła nie było żywej duszy, ale i tak uznaliście, że paradowanie środkiem placu na widoku ewentualnych obserwujących was z okien ludzi nie byłby dobrym pomysłem.
Przy targu rybnym widać było tylko konstrukcje straganów i walające się skrzynki. Elidis podszedł tam rozejrzeć się, ale nic nie znalazł. Ani śladu Toruviel, Jarrida, pozostałych gwardzistów. Nie było też żadnych śladów, ale ulewa mogła zmyć wszystko łącznie z wiadrami wylanej krwi.
Uznaliście, że najlepszym kierunkiem będzie Przesmyk. Zdaje się, że to właśnie tam zazębiały się różne poszlaki, Przesmyk przewijał się jakoś w relacjach wszystkich zainteresowanych. Stojąc na portowym nabrzeżu spojrzeliście w tamtym kierunku.

Przesmyk to była bardzo wąziutka ścieżka, wiodąca na zewnątrz miejskich murów samą krawędzią klifu. Mur wznosił się po lewej stronie od was, wysoko, teren na niespełna 200 m wznosił się co najmniej o 50 m w górę. Na szczycie wału płonął ogień, była tam baszta strażnicza, jednak nie było możliwe, by wartujący tam ludzie mogli widzieć cokolwiek na samym klifie.
Ruszyliście w tamtą stronę.
Wyszliście z obszaru targowego, mijając najbardziej wciętą w ląd część Zatoki Kupieckiej. Dalej był obszar magazynowy, w mijanych budynkach nie było widać okien, rozjarzonych światłem świec, ani markiz sklepowych na parterach. Murowane nabrzeże z drewnianymi pomostami ciągnęło się do końca zatoki, dalej był naturalny grunt, w tej chwili rozmoknięty i śliski. Na granicy bruku była jeszcze studzienka kanałów burzowych, w tej chwili zamieniona w mały wir błotnistej mazi.

Poszliście dalej.

Trafiliście na nich w tym miejscu, gdzie przesmykowa ścieżka wychodziła w mieście na niewielki placyk, schowany przed wzrokiem strażników na murze sporym załomem skalnym. Leżało tu trochę smieci, to było miejsce lubiane przez mieszkańców, ale uznawane za dość niebezpieczne.
Pierwsze ciało leżało na samej krawędzi klifu. Zginął od sztychu noża lub miecza, leżał z szeroko rozpostartymi ramionami i oczami wpatrzonymi w płaczące niebiosa. To był elf, ohtat'yaro.
Kilka metrów dalej na ścieżce leżał Jarrid. Gwardyjski kapelusz spoczywał metr od niego, w błocie. Gwardzista leżał na boku, płaszcz rozpostarty szeroko walał się w błocie, częściowo owijając też nogi zmarłego, potężna rana, od której zginął, ciągnęła się krwawą szczeliną przez cały bark i część szyi. To było potężne, pewne cięcie. Styryjczyk nawet po śmierci nie wypuścił miecza, zaciśnięta na rękojeści dłoń była zesztywniała i sina.
Pozostałych znaleźliście w najbliższej okolicy. Najdalej spoczywał jeden ze Styryjczyków, na samej ścieżce przesmykowej. Jedno ciało zostało też zrzucone z klifu w dół, widzieliście je wyraźnie, płaszcz czerniejący na skałach.
Oprócz Styryjczyków był jeszcze jeden elficki wojownik. Mnóstwo śladów walki, zlewajacych się w błocie w jedną niewyraźną breję...

Pierwszą reakcją styryjskich wojowników było sprawdzenie terenu na wypadek ataku. Zanim zajęli się ciałami towarzyszy, najpierw zabezpieczyli żyjących. Trudno było nie zauważyć, jak bardzo chcieli w tym momencie znaleźć kogoś, kto zechciałby zaatakować...
Jednak nikt się nie pojawił.
Ten z gwardzistów, który modlił się przy Conv, teraz przyklęknął przy Jarridzie. Zastygł tak w nieruchomej pozie, widzieliście w mdłym świetle tylko zmrużone oczy i zaciskaną na rękojeści miecza pięść. Po chwili przyłożył rękę do czoła i pokręcił głową. Nie odezwał się, spojrzał tylko na Elidisa. W tym spojrzeniu było tyle emocji, że elf, gdyby był trochę mniej odporny psychicznie, pewnie by uciekł.
Wyrzut. Był z wami i ratował obcych ludzi, gdy jego towarzysze ginęli.
Pretensja. Posłano ich jako obstawę największych wrogów, jako ochroniarzy elfiej dyplomatki. Umarli dla obcej sprawy daleko na obcej ziemi, bez sensu, bez chwały, bez powodu.
Pytanie. Dlaczego?
Gniew. Wszystko poprzednie było mało ważne. Ważne będzie tylko to, by dostać tego kto to zrobił. Dzieci Tavar potrafią się mścić tak, że pamięć o tym zostanie przez pokolenia.
Gdy wstał, miał twarz pobladłą, woda spływała mu po włosach, więc nie mogliście rozpoznać, czy miał łzy w oczach.
- Khorani musi się o tym dowiedzieć. Jeśli będzie trzeba, rozbierzemy to cholerne miasto do ostatniego kamienia, ale znajdziemy skur*ysynów - wysyczał przez zaciśnięte zęby.

Toruviel nie było ani śladu.

Owizor - 01-12-2014, 13:53

Octavio nawet nie przypuszczał, że będzie wciąż pamiętać aż tyle przekleństw z czasów frontu. Tym razem zresztą nawet nie starał się wypowiadać ich po cichu. Dotyczyły głownie opisanych barwnymi i wyjątkowo niecenzuralnymi przymiotnikami ludzi czyhających na życie i wolność mieszkańców Styrii. Zdążył się jednak ugryźć w język nim wyuczona niegdyś od nieżyjącego już towarzysza z tentara ke’empat wiązanka dotarła do "szpiczastouchych okrutników".
- Co teraz? - mruknął chwilę po przerwaniu wiązanki.
Nie czekając na odpowiedź, delikatnie wysunął swoje ramię spod ręki Convolve i podszedł w stronę ścieżki przesmykowej. Ruchem głowy dał znak stojącemu w tamtym miejscu styryjczykowi, by cofnął się za jego tarczę, którą zastawił na wszelki wypadek drogę. Niemalże przylgnął do ściany ustawiając się tak, by ewentualny napastnik biegnący od strony ścieżki chcąc go wyminąć zmuszony byłby przechodzić samym krańcem przepaści.
Nie lubił tego. Nie lubił pilnować bezpieczeństwa, ustawiając się plecami do dyskusji. Ale cóż... bycie tarczownikiem wyrobiło w nim już dawno temu odruch stawiania bezpieczeństwa grupy na pierwszym miejscu.

Powój - 01-12-2014, 18:10

Jej palce kostniały pod wpływem deszczu, do tego nakładało się jeszcze zimno naramiennika towarzysza. Mokry ubiór i pozlepiane włosy sprawiały, że wygadała jak siedem teralskich nieszczęść o oczach błyszczących ze zmęczenia w świetle jeszcze tlących się latarni. Poniewczasie przypomniała sobie płaszczu zostawionym na skrzyni, jednak nie było już po niego powrotu. Jego obecność nic by nie zmieniła.
Huk rozzłoszczonego morza przyprawiał dziewczynę o dreszcze. Zawsze podziwiała ten ogrom wód bojąc się wstąpić na pokłady okrętów. Ona była dzieckiem rozległych lasów oraz złocistych pól, brakło jej odwagi by wkroczyć do królestwa Tulvy. Za to podziwiała Meriel, tak delikatną istotę która zawsze była uśmiechnięta od ucha do ucha a zarazem nie miała problemu by wkroczyć na pokład i zatańczyć na deskach podczas sztormu. Zginęła właśnie w takim morzu, rozwścieczonym, pełnym gorzkiego żalu bogini. Tak, jakby Tulva tego dnia również kogoś opłakiwała. A kto wie, może nie mała tu władzy? Od momentu pojawienia się na jej ramieniu symbolu bogini miała dziwne sny. Czasem było to ogromne złote oko utkwione w paszczy jaszczura, jednak ludzkie, myślące nie zaś bezlitosne i głodne. Czasem był to smak triumfu gdy łupina z desek nie poddaje się sile fal, gdy człowiek zwyciężał nad morzem przy pomocy własnych ramion. Było jeszcze wiele, wiele innych snów do których wolała nie wracać. Jak na przykład ten o lecącej strzale, dążącej do celu bez przeszkód, o teralskim wojowniku który pomagał podnieść się w tym czasie przyjacielowi. Bełt trafił tuż nad broszką spinającą płaszcz obryzgując ją krwią. Tą samą którą potem dostała wraz z listem kondolencyjnym.
Nie! Nie!
Odepchnęła te myśli skupiając się na rzeczywistości, uważny obserwator mógł dostrzec walkę która toczyła sama ze sobą, chociaż próbowała to ukryć. Musiała żyć teraz, nie wtedy. Kobieta która opłakiwała tak wielu zmarłych już nie żyła. Już od dawna.
Gdy wkroczyli na pole bitwy początkowo trzymała się ramienia Octavia, zacisnęła tylko mocniej palce na naramienniku i obserwowała co tu się stało. Kolejny huk rozdarł cisze, ulewa przeszła w mżawkę. Powstrzymała rosnące uczucie bezradności jedną myślą. Musi przecież dać radę.
- Dam sobie radę. - Wyszeptała gdy Octavio zdecydował się na pójście w przód i zabezpieczenie terenu. Chociaż przy tych słowach żałośnie wyglądała obejmując własne ciało ramionami.
W końcu zdecydowała się na podejście do styryjczyka, tego co przed chwilą sam ratował jej życie i z nią modlił się nad osobą Octavia. Musiała spełnić swoje obowiązki wobec tego ludu, to oni przyjęli ją jak swoją dając nową nadzieję. Nie była kapłanką, nie była przez nikogo do tego wyznaczona, sama zrozumiała tę rolę wraz z kolejnymi wizjami zsyłanymi przez boginię. Właściwie kim była? Sama nie wiedziała. Czy ona powinna to robić? Kto wie, ale ktoś musiał.
Uklękła na bruku obok bezimiennego dla niej wojownika. Poprawiła mu płaszcz tak by zasłonił ranę, kapelusz położyła na piersi zasłaniając krwawą plamę. Dotknęła dłonią zimnego martwego policzka, podążyła za wzrokiem zmarłego ku niebu, płakało.
- Bogini opłakuje swoje dzieci. - Powiedziała szeptem, te słowa nie były jej, same przychodziły. Zwróciła twarz znów w stronę nieznajomego, palcami zamknęła jednym ruchem jego powieki, wyglądał jakby spał. - Nie poddałeś się, aż do końca przyjacielu. Jednak tam skąd dociera do nas twa obecność nie ma powrotu. Odpoczywaj, twoja służba się skończyła. Niech ten sen będzie ci miłym, pozbawionym cierpienia i straty. Strachu nie zaznałeś, dotrwałeś do końca. - Mówiła, jakby sama do siebie. Może chociażby w ułamku załagodzi poczucie straty jej wybawicieli. - To nie ty powinieneś tu leżeć, a twoi oprawcy. Jednak teraz śpij. Są tacy co osądzą ich za twą krzywdę.
Słowa. Słowa żałoby. Jak bardzo by chciała nigdy nie zaznać tego uczucia, tak bardzo chciała nie tęsknić za najbliższymi. Przypomniał jej się tekst ballady, nie był jednak stosowny chociaż melodia...
Z szumem morza i deszczu uniósł się jej głos, starała się to robić cicho, robiła to dla bogini, nie dla uszu śmiertelnych. Tekst wyraźnie odcinał się w jej głowie jednak tylko melodia była ważna.
    A kiedy chcieli wracać
    Do fiordów i do żon,
    Nie było już powrotów,
    Najbliżej było dno.

Elidis - 01-12-2014, 22:11

Elidis wyprostował się, wziął trzy głębokie oddechy.
Po czym zaczął kląć.
Bez słów, tylko poruszał ustami jakby wrzeszczał na całe gardło i żywo gestykulował chodząc w różne strony. Po ruchach warg jasne było, że mówi w narzeczu elfów.
Psia krew, kiła, cholera, syfilis, malaria!! To moja wina. MOJA! Niedopatrzenie, niedociągnięcie, głupota...
NIE! Nie...
Działaj, działaj, później się nad sobą poużalasz, wciąż możesz jeszcze...

- A w rzyć orka z tym wszystkim! - powiedział już nagłos mocno zirytowanym tonem. - Lothel!
W tym momencie fragment cienia, rzucanego przez mur miejski, ożył i przybrał ludzką postać.
Odziany był w spięty szerokim pasem, czarny dopasowany kaftan z kapturem i przedłużonymi z tyłu połami. Po sylwetce jasne było, że to mężczyzna, a imię zdradzało elfickie pochodzenie.
Jego twarz, prócz kaptura zasłaniała dodatkowo czarna chusta znad której wyzierały świdrujące, bursztynowe oczka i pas bladej skóry, które razem upodabniały go nieprzyjemnie do Podziemnego Elfa.
Waszej uwadze nie umknęły także wystające znad barków zakrzywione rękojeści dwóch mieczy.
- Panie? - elf zwrócił się do Elidisa.
- Przeszukaj to miejsce, niech nic nie ujdzie twojej uwadze. Zapłacą za to - spojrzał na poległych Styryjczyków - za wszystko.
Lothel skłonił lekko głowę. Wystąpił na środek pola bitwy, rozłożył ręce i zaczął mruczeć pod nosem. Po chwili szybkim ruchem ręki wyrysował dookoła siebie krąg, wyciągnął cztery krucze pióra z ukrytych w kaftanie kieszeni i rozłożył je w kierunku czterech stron świata. Ukląkł i zaczął recytować słowa zaklęcia jak mantrę modlitwy.
Dobrze. Teraz jeszcze...
Elidis podszedł do modlącego się Gwardzisty. Musiał utrzymać morale, nie mogli teraz rzucić się sobie do gardeł. Musiał też być bardzo ostrożny, ból tego człowieka był wielki, świeży, a co gorsza, uzasadniony.
Ukląkł przy Styryjczyku i Conv. Poczekał, aż przerwą modły, mężczyzna podniósł na niego wzrok kipiący emocjami. Elf wytrzymał spojrzenie.
Ich spojrzenia były całkowitymi przeciwieństwami. Pełen młodzieńczego zapału, świeży ogień Styryjczyka spoglądał w wiekowe oczy elfa, w których lata bólu ugasiły płomienie, a umieściły lodowiec.
- Nie umiem sprawić by opuścił cię ból, zresztą to niewłaściwe - zaczął powoli. - Ale mogę odpowiedzieć ci na pytanie, po co. Dla Styrii - mężczyzna parsknął pogardliwie, elf jednak kontynuował. - Tubylcy w końcu zaatakują wasze ziemie, odeprzecie ich, to fakt. Ale tylko jeżeli będziecie mieli pokój od Wergundów. Ci... Mordercy - jakby wypluł to słowo, - którzy ich zabili wiedzą dobrze, że jeżeli rozmowy zawiodą tu to zawiodą też później. Dlatego właśnie Jarrid umarł dla Styrii, nie dla Aenthil, czy Wergundi, ale dla Styrii - zawiesił głos, dał wybrzmieć słowom. - To ,w rzeczy samej, miejsce wielkiej chwały - powiódł ręką wokół. - Elfowie i Styrjczycy walczyli tu razem dla wspólnej sprawy. Myślisz, że Jarrid, albo ci Othat zastanawiali się kto z nich ma długie uszy, albo kto kogo wyznaje? - spojrzał mu w oczy.
Patrzył przez jakiś czas w niebo. miał nadzieję, że to pomoże utrzymać ich razem, przynajmniej w trakcie walki. Zostało jeszcze tylko jedno.
Wyciągnął prawą rękę nad głowę Styryjczyka, lewą złożył na sercu. Zaczął szeptać słowa modlitwy. Po chwili wstał i podszedł do Lothela, sprawdzić jak sobie radzi.

Owizor - 02-12-2014, 00:18

Octavio nie wytrzymał. Na dźwięk zupełnie obcego głosu przestał patrzeć na drogę i odwrócił się zobaczyć, z kimże to rozmawia Elidis...
A potem jego szczęka wylądowała gdzieś na dnie klifu nad którym stali (w przenośni rzecz jasna).
Ifryt jakiś, czy ki diabeł!? - przemknęło mu przez myśl.
Chwilę tak przyglądał się dziwnemu przybyszowi. Na szczęście ów wydawał się być przyjaźnie nastawiony do Elidisa.
Gdy już upewnił się, że i tak niewiele się dzieje bo sam elf coś tłumaczy Styryjczykowi, Convolve się modli, zaś czarnozakapturzony jegomość odprawia jakiś rytuał, odwrócił wzrok z powrotem w stronę ścieżki. Westchnął z irytacją i ponownie ustawił się w pozycji obronnej.
Kolejny już wraz w ciągu ostatnich kilku miesięcy przeklinał fakt, że jako zbrojny musi odstawiać niuanse magiczno-polityczne na dalszy plan, na pierwszym miejscu stawiając bezpieczeństwo. Przysiągł sobie w myślach, że gdy tylko będzie miał okazję, dowie się kim owa wyczarowana postać jest.

Indiana - 02-12-2014, 02:00

Gwardzista wysłuchał tego, co mu chcieliście powiedzieć, nie spoglądając ani razu na żadne z was. Z zaciśniętymi szczękami spoglądał na zwłoki dawnego towarzysza. Stał. Milczał. Wiatr przebijał mokre ubrania całej waszej trójki, sprawiając, że zaczęliście dygotać. Choć może nerwy też coś miały z tym wspólnego.
Styryjczyk milczał.

Lothel także milczał, to znaczy nie wydawał dźwięku, ale jego usta poruszały się, jakby mówił. Wodząc dłońmi przez powietrze wodził wzrokiem za niewidzialnymi dla was kształtami, przesuwając je, odganiając, przyciągają, przyglądając się im, bezgłośnie do nich mówiąc.
Czarne pióra, które rozłożył w błocie, przyciśnięte kamieniami drgały na wietrze i szamotały się. Wydawało się, że słyszycie krakanie kruka.
Wreszcie zamaskowany wykonał gwałtowny gest, jakby rozsuwał zasłonę na oknie. Na chwilę znieruchomiał z ramionami skrzyżowanymi na piersiach, po czym wstał powoli.
Podszedł do Elidisa, rozejrzawszy się najpierw, gdzie są pozostali i bardzo cicho powiedział:
- To bardzo zła noc...
Mina Elidisa i jego uniesiona brew mówiły "doprawdy...?", jednak powstrzymał się od komentarza.
- Ludzie. Wielu - zaczął mówić cicho i szybko, jakby przedstawiał to, co widział na niewidocznym obrazie - Jeden elf. Zmęczeni, bardzo. Czujni. Wojownicy. Elfka, przyszła ze Styryjczykami. Bardzo wystraszona. Nie o siebie, jej mysli tworzą sferę wokół tego drugiego elfa. Walka. Ona walczy. Oni też, ale przerywają. Czujność, oczekiwanie. Gniew. Ona odchodzi. Nie do miasta. Dalej na klif - Lothel zmrużył oczy, jak ktoś oślepiony światłem - Wtedy gniew. Strach. Walka. Śmierć. Elidisie - spojrzał na ciebie dużo przytomniej - oni walczyli między sobą. Ohtat i ci gwardziści. Nie rozumiem. Oni też nie rozumieli. Ale był ktoś jeszcze, tamci ludzie. Drużyna. Bezwzględni. Sprawni. Czujni. Mądrzy. To jest zła noc.

Tymczasem Powój klęczała dalej przy poległych. Obydwaj gwardziści zakończyli przegląd pobojowiska. Ten, który przedtem klęczał w modlitwie, odpiął czarny płaszcz i okrył nim sanitariuszkę, podnosząc ją za ramiona.
- Za wszystko, co zrobiłaś, dzięki ci - powiedział cicho - Za każde twoje słowo. Miał na imię Jarrid. Jarrid Horveth. Jego żona zginęła w Cotaperi na początku wojny. Przeszedł cały szlak bojowy razem z pertama, wyróżniony za zasługi służbą w gwardii. Jego córeczka mieszka w Perbatasan pod opieką dobrych ludzi. Jeśli kiedykolwiek tam będziesz... - popatrzył jej głęboko w oczy i lekko się uśmiechnął - Niepotrzebnie to mówię, przecież sama to wiesz.
Spojrzał na towarzysza.
- Moer, leć z wiadomością. Potrzebuję tu oddziału, przynajmniej dziesiątki. I ulundo. Znajdziecie mnie, pójdę tropem, będę wam zostawiał znaki - nałożył z powrotem kapelusz i starł wodę z brody - Znajdę tę elfkę, a z nią... ich.
- Błogosławieństwo Pani, Keithen - tamten klepnął go po ramieniu i zasalutował, po czym odwrócił się, gotów do biegu w kierunku miasta.

Octavio
przeciwników nie było widać. Za to jeszcze chwila i nie będziesz w stanie utrzymać miecza w dłoni, z zimna nie czujesz już palców. Szczękanie zębów zaczyna grozić uszkodzeniem ich.
Pomyślałes, że jeśli się nie ruszysz, to zostaniesz tu już na zawsze, jak dygoczący lodowaty posąg. Podszedłeś parę kroków do przodu, w miejsce na ścieżce, z którego było widać jej dalszą część, skręcającą w lewo.
Po twojej prawej huczało morze. Falująca przestrzeń, ciemność, dźwięk bałwanów, odbijający się echem od skał. Do tego zimno i zmęczenie. Zakręciło ci się w głowie.
Spieniona, czarna woda runęła w twoją stronę przez przestrzeń...
Odruchowo rozrzuciłeś ręce, błoto z donośnym plasknięciem klapnęło cię w tyłek, butami wbiłeś się w grunt. Straciłeś równowagę, mało brakło, a runąłbyś z klifu w dół.
Poczułeś na kręgosłupie gorącą strużkę potu. Nagły przypływ adrenaliny. Już nie było ci zimno, serce łomotało jak porąbane. Gwałtownie cofnąłeś się w tył, w górę skały, szorując zadkiem po glebie, palce wbijały się w błoto, ślizgały się.
Aż nagle trafiły na uchwyt.
Zdziwiłeś się tak bardzo, że jak tylko zdołałeś uspokoić się i odpędzić panikę, przyjrzałeś się temu, co trzymałeś. To była kotwa, stalowa kotwa, wpuszczona w wywiercony w skale otwór na samorozporowym kołku. Rozejrzałeś się. Były jeszcze dwie takie. Przy tej twoje paniczne wierzganie zatarło wszelkie ślady, ale przy dalszych dało się rozpoznać rów, wydarty w miękkim gruncie przez przesuwającą się linę. Liny nie było widać.
Powolutku przysunąłeś się do krawędzi, spojrzałeś w dół klifu. W kierunku miasta (czyli w prawo, stojąc przodem do morza) widziałeś czerniejący na skałach styryjski płaszcz. Spojrzałeś w lewo. W skale widać było ścieżkę, idącą w pionie, jak wydartą butami kogoś, kto schodził lub wchodził z pomocą liny. Poniżej dostrzegłeś wodospad - ze skały wylatywał spory strumień wody, lecąc w dół prosto do morza. Na oko blisko 30 metrów poniżej ciebie.

Powój - 02-12-2014, 02:48

Zamilkła czując na twarzy kropelki deszczu, chłód ogarniał jej ciało nie tylko z zewnątrz, ale i gdzieś w głębi mając swe ognisko. Spod zmrużonych powiek obserwowała niebo, ciemny tabun chmur mieszał się pod jej spojrzeniem, bałwany szarości tworzyły kolumnadę podniebnego królestwa. Czy o było przeznaczeniem wszystkich? Legnąć gdzieś na ziemi w zapomnieniu, w końcu tylko garstka będzie pamiętać, tylko garstka wspomni. Czy i mnie to czeka?
Dopiero dotyk ciepłego materiału przywrócił jej myśli do rzeczywistości, naciskowi na ramiona poddała się bez oporów spoglądając na styryjczyka. Wełna przyjemnie drażniła jej kark i szyję gdy zgrabiałymi dłońmi zaplątał sznureczki okrycia pod szyją.
Czy wiedziała o co chodzi? Tak, jakaś jej część wiedziała. Ten rodzaj intuicji narodził się w niej niedawno i wciąż nie potrafiła do końca określić słowami swoich słów jednak wiedziała.
- Wiem. Nie martw się, wiem. - Gdy zaś jej rozmówca odwrócił się do towarzysza z rozkazami poprawiła okrycie. Chociaż pokryte warstewką deszczu zdarzyło się parzyć dłonie uzdrowicielki które pod wpływem zimna i wiatru przypominały bardziej kostki lodu niż uścisk żywej osoby. Uczucie to jednak przyjęła z wdzięcznością utkwioną w zielonych oczach, ciepło powoli rozchodziło się falami po mięśniach. Świadoma była jednak, że tą przygodę przypłaci co najmniej tygodniem w łóżku w towarzystwie ziołowej herbaty i kataru.
- Niech Bogini Cię chroni, Moerze. - Rzuciła za styryjczykiem z lekkim uśmiechem. I kto by pomyślał, że miała dwadzieścia parę lat na karku? Zachowywała się jak kapłanka z wieloletnim doświadczeniem... Prawie. Ale cóż, służba nie drużba, wymagano od niej szybkich i rozsądnych reakcji natomiast wojna też zrobiła swoje. Dopiero teraz zwróciła się do Keithena. - Dziękuję... -Chciała dodać coś jeszcze lecz wtedy odgłos przewracającego się Octavia odwrócił jej uwagę. Była gotowa skoczyć do niego, lecz szybko zreflektowała się, że to skończyłoby się upadkiem z urwiska. Śliska ścieżka i zmęczenie to nie było dobre połączenie.
Postąpiła jednak parę kroków w stronę mężczyzny.
- Octavio? - Pytanie czy wszystko w porządku byłoby bezsensowne, nic nie było w porządku a czas im uciekał.

Elidis - 02-12-2014, 18:41

Elidis poczuł nagłe uderzenie krwi w skroniach, które zaowocowało chwilową ciemnością przed oczami.
Walczyli ze sobą...?
Zacisnął gniewnie usta
Jakże obłudne zdały się teraz jego słowa skierowane do Stryryjczyka. A przecież nie taka była jego intencja. Nie chciał kłamać, ani też ranić tego człowieka, a jednak tak się stało. Przeklęty los.
To rzeczywiście była zła noc.
- Nikt nie może się dowiedzieć tak długo, jak sami nie mamy pewności co do tych wydarzeń - syknął cicho do Lothela w języku elfów. - Jeżeli Astendent... Nie teraz - myślał na głos w ciąż po elficku.
- Musimy ruszać. Toruviel i Astendent niedawno tu byli, pojawił się też oddział innych zbrojnych. Udali się na ten klif, powinna być ty ścieżka, która, jak myślę, znalazł właśnie pan Octavio... - mówił idąc już w stronę klifu, Lothel stał się jego cieniem, niby spokojny, ale cały czas czujny.
Podał rękę leżącemu na klifie mężczyźnie, razem z Lothelem postawili go do pionu
- W górę pancerniaku – stęknął z pewnym wysiłkiem, Octavio swoje ważył, a w dodatku miał na sobie tę przeklętą zbroję. - Conv dasz radę zająć się Octaviem? Musimy być cisi i szybcy, zawłaszcza jeżeli droga prowadzi do jakichś tuneli - starał się mówić przyjaznym tonem, ale przez zmęczenie wychodziło mu to topornie.
Zmęczenie. Dopiero teraz je poczuł. Zakręciło mu się lekko w głowie, ale ustał.
Dziwne. Przez długi czas nic nie odczuwał. To pewnie ten moment chwilowego rozprężenia gdy czekał aż Lothel skończy rytuał.
Gdy znów rzuci się w wir pracy zaraz mu pojaśnieje w głowie.
Jednakże mogło to też być spowodowane wagą odkrycia elfa. Możliwości kłębiły się w jego głowie. Od niedorzecznych, przez dziwne, po banalne. Wszystkie odrzucał, w rządną nie chciał wierzyć, ale pewnym faktom ciężko było zaprzeczać.
Na przykład, skąd się tu wzięli ci Othat? Przyszli z Toruviel? To możliwe, ale co jeżeli przyszli z Astendentem? A jeżeli tak to elf bynajmniej porwany nie był. I to starcie. Po co mieliby ze sobą walczyć? To nie miało sensu. Ale Toruviel... Ona też wzięła udział w starciu, a na pewno wśród zabitych nie było jej ojca. Odeszła na klif... Gwardia walczy z Othat. Bezsens. Paranoja.
Tereferepumpum! – skarcił się w duchu, piętnując własny brak błyskotliwości.
Powinien rozumieć te zdarzenia, powinien je przewidzieć, a jednak po raz kolejny mu się nie udało. Szlag by to wszystko trafił. W tej chwili szedł już nie na ratunek, ale po odpowiedzi.
I cały czas miał to nieprzyjemne wrażenie, że wcale się mu one nie spodobają. Obawiał się, że będzie musiał dokonać wyboru, wyboru z którym od dawna się liczył, ale którego wcale podejmować nie chciał. Skrzywił się. Wiedział co wybierze, ale to wcale go nie pocieszało.
Zrównał krok z Lothelem.
- Ilu? - szepnął do zamaskowanego, tak by tylko on słyszał.
- Powinno być pięć mieczy i trzy łuki. Jednak czas... Nie wiem czy wszyscy dotrzymali nam kroku - Elidis tylko skinął lekko głową.
Szli ścieżką na klifie.

Indiana - 02-12-2014, 18:50

Elidis Caernoth napisał/a:
zawłaszcza jeżeli droga prowadzi do jakichś tuneli
/mam nadzieję, żeśmy się właściwie zrozumieli ;) droga, o której mowa, prowadzi PIONOWO w dół, po ścianie. Leje deszcz, wieje, jest ślisko.
Elidis Caernoth napisał/a:
Szli ścieżką na klifie.
/znaczy, chcecie mi powiedzieć, że schodzicie tam na dół po ścianie...? :shock: Hm, no dobra... To czekam na Argana.
Powój - 02-12-2014, 18:53

//
Indiana napisał/a:
Elidis Caernoth napisał/a:
zawłaszcza jeżeli droga prowadzi do jakichś tuneli
/mam nadzieję, żeśmy się właściwie zrozumieli ;) droga, o której mowa, prowadzi PIONOWO w dół, po ścianie. Leje deszcz, wieje, jest ślisko.
Elidis Caernoth napisał/a:
Szli ścieżką na klifie.
/znaczy, chcecie mi powiedzieć, że schodzicie tam na dół po ścianie...? :shock:Hm, no dobra... To czekam na Argana.

Ja jeszcze nie powiedziałam, że tam idę. Czekam aż wypowie się Octavio a potem cóż, podzielę się tym co wiem ;)
//

Elidis - 02-12-2014, 18:55

:D Ćśśśśśśśś... ;)
Takie skróty myślowe!

Owizor - 02-12-2014, 23:28

/wybaczcie nieobecnośc - studia takie zajmujące ;/ /
Jęknął boleśnie, podnosząc się z ziemi z pomocą Elidisa.
- Te haki... - stęknął, wskazując na nie. Dość niepotrzebnie, bo niemal każdy widział je już bardzo dobrze.
Chwilę zajęło mu odzyskanie orientacji po poślizgu. By mieć wolną choć jedną rękę, schował miecz do pochwy.
Zacisnął usta w niemej złości. Powracając z fortu XIV był przekonany, że czeka go ciepłe łoże i wygody przystające głowie Lecorde. Każda kolejna godzina była jednak coraz dalsza od tej przyjemnej wizji. Wiele by dał, by owa tendencja została w końcu przerwana. Ale niestety jak na razie nie było na to żadnych perspektyw.
- Prowadzą na dół - stwierdził po chwili, odzyskując orientację - W tę pogodę... - rozejrzał się, krzywiąc się od kropel bryzy i deszczu - Szczerze mówiąc wolałbym się nie pchać na żadne mokre liny... Chyba że bardzo chcecie i potraficie je osuszyć. Osobiście wolałbym jednak je wciągnąć i zostawić na ścieżce, by nikt nie wlazł nam na tyły, po czym ruszył dalej drogą - wskazał tarczą dalszą ścieżkę w górę.
Owszem, mógł przerzucić sobie trumnę przez plecy. Ale jednak wizja zjeżdżania po linie cały czas napawała go grozą. Zwłaszcza, że w tym zimnie coraz mniej ufał swoim skostniałym dłoniom.

Indiana - 02-12-2014, 23:37

Owizor napisał/a:
Chyba że bardzo chcecie i potraficie je osuszyć. Osobiście wolałbym jednak je wciągnąć i zostawić na ścieżce,
czy ja gdzieś napisałam, że wiszą tam liny???? :roll:
Cytat:
To była kotwa, stalowa kotwa, wpuszczona w wywiercony w skale otwór na samorozporowym kołku. Rozejrzałeś się. Były jeszcze dwie takie. Przy tej twoje paniczne wierzganie zatarło wszelkie ślady, ale przy dalszych dało się rozpoznać rów, wydarty w miękkim gruncie przez przesuwającą się linę. Liny nie było widać.

Owizor - 02-12-2014, 23:48

sorki, spieszyłem się czytając, byście nie musieli więcej czekać :oops: no to poprawiona wersja:

(...)
- Ktokolwiek tu schodził, schodził na dół - stwierdził po chwili, odzyskując orientację - W tę pogodę... - rozejrzał się, krzywiąc się od kropel bryzy i deszczu - Szczerze mówiąc wolałbym się nie pchać na żadne mokre skarpy nawet mając liny... Chyba że macie jakieś liny, najlepiej samosuszące i grzejące przemarznięte palce - uśmiechnął się cierpko - Osobiście wolałbym jednak ruszyć dalej drogą - wskazał tarczą dalszą ścieżkę w górę.
(...)

Elidis - 03-12-2014, 00:24

Elidis zaśmiał się ściszonym głosem. Noc, deszcz oraz mocen, ironiczne zabarwienie głosu sprawiły, że śmiech ten był jakiś dziwny, niepokojący i złowrogi. Elidis sam zdziwił się jego brzmieniem.
- Gdyby tylko życie było takie proste panie Octavio... - przyjrzał się śladom, nie było rady istniało tylko jedno logiczne wyjaśnienie - Ktoś tędy schodził i to niedawno, ślady są świeże, a przy takim deszczu długo by się nie utrzymały.
Wyprostował się. Rozejrzał wytężając wzrok. Zaczął się szaleńczo śmiać w duszy. Ich sytuacja była coraz lepsza, a zwłaszcza teraz.
Teoretycznie daliby radę zejść po klifie; marnując przy tym resztki cennej energii i potencjalnie zdzierając sobie skostniałe dłonie. Był tylko jeden mały, malutki, tyci - tyci problem...
- Czy ktoś może zabrał ze sobą linię? Wystarczy z lnu bądź konopi, a i musi mieć - rzucił okiem - tak ze trzydzieści, trzydzieści pięć metrów? - Elidis siłą powstrzymywał się od ironii, ta pozbawiłaby ich ducha, a przecież on sam ledwie już wytrzymywał.
Co więcej, jak oni zejdą...?
Udał, że idzie się przyjrzeć krawędzi klifu. Zresztą kto wie, może jednak poszli brzegiem i uda się mu znaleźć jakieś ślady stóp? Szczerze wolał tę opcję od zjazdu na linach.
Tak jak przypuszczał Lothel poszedł w ślad za nim.
- Jeżeli będziemy schodzić na linach bądź ostatni. Udasz, że zwijasz linę. Ukryjesz ją dla naszych, zrób to jak chcesz, może być iluzja. Zdaję się na ciebie - szeptał po elficku wiedząc, że zamaskowany go usłyszy, na znak potwierdzenia elf skinął oszczędnie głową jakby się czemuś przyglądał.

Owizor - 03-12-2014, 00:36

Octavio był zbyt zmęczony, przemarznięty i przemoczony, by mieć jego umysł miał dość sił na wyłapywanie czy Elf mówił ironicznie, czy nie. Jęknął więc donośnie i począł profilaktycznie rozluźniać paski do tarczy. Gdyby okazało się, że kompania rzeczywiście zamierza schodzić w dół, przerzucenie tarczy na plecy zajmie mu mniej czasu.
Spojrzał na ubranego w czerń elfa stojącego za Elidisem. Zmrużył oczy w zamyśleniu.
- Skąd się to coś tu wzięło? - mruknął cicho do Convolve.

Indiana - 03-12-2014, 00:41

Jest kilka cech charakteru, które sprawiają, że więź łącząca przywódcę z jego żołnierzem staje się czymś... czymś wartym więcej. To oczywiście lojalność, wiernośc, ofiarność, obustronna zresztą. Jednak jednym z najważniejszych elementów jest szczerość. Szczerość czyni z wiernego sługi, żołnierza, przybocznego kogoś wiecej niż osobę poddaną, podwładną - czyni partnera w zespole podzielonym wedle zdolności i talentów. Lothel i Elidis stanowili zespół.
- Chybaś się z Laro na głowy pozamieniał, Eli - warknął zwiadowca - tam na dół? Ja ci mogę skombinować liny, co zajmie z pół godziny, jak sądzę. A potem odprawię ci uroczą ceremonię, słowo, będzie wielce wzniosła. I bardzo pogrzebowa.
Elidis spojrzał na niego z wyrzutem:
- Przestań się czepiać. Widać, że zeszli w dół, nie?
- Widać. Zeszli, zanim zaczęło lać - Lothel spojrzał na Octavia, mówiącego coś o podgrzewanych linach i powstrzymał się od komentarza na temat pojęcia nehta o poruszaniu się w terenie. Potem popatrzył na przemarzniętą Convolve, dygoczącą pod styryjskim płaszczem i Keithena, skupionego na przepatrywaniu śladów przy ścieżce. Na dłoniach miał grube rękawice - Dobra, ten ma jakieś szanse. Zanim cokolwiek, sprawdzę co jest dalej, choć mogę się z tobą założyć, że wielkie nic. Tak?

Za znak Elidisa Lothel minął Octavia na ścieżce, niemalże lewitując nad przepaścią i truchtem (truchtem! na śliskim jak masło błocie!) ruszył dalej. Ścieżka była szeroka na jakieś 30-40 cm, przypominała bardziej szlak wydeptany przez zwierzęta, w dodatku nie miała poziomego przekroju, tylko pionowy.
Ruszyliście za Lothelem jedno za drugim, w półpochyle, trzymając się ściany po lewej - kęp trawy, wystających skał. Raz po raz ktoś się ślizgał i przypadał do ziemi w tym błocie.
Po jakiejś - straszliwie długiej - chwili wrócił zwiadowca.
- Żadnych śladów. Nikogo. W dodatku tam, gdzie ścieżka przesmykowa wychodzi poza wały, Wergundowie zbudowali małą budkę strażniczą i palisadę. Nikt tam nie szedł.
- Elfie - odezwał się Keithen z tyłu - Zejście w dół jest możliwe, ale diabelnie ryzykowne. Pod miastem są tunele, wiecie o tym, prawda? Musieli zejść tędy i wejść w te tunele. Widzisz ten wypływający ze skały wodospad? To musi być wylot tych korytarzy, miały służyć do odprowadzania wody burzowej - Lothel potwierdził skinieniem głowy - Zanim wrócimy po liny, minie ileś czasu. Jesteś zwiadowcą, panie elf - Styryjczyk pochylił głowę i potrząsnął z niedowierzaniem, uśmiechając się gorzko - Wierzaj mi, proszenie cię o pomoc... wiele kosztuje. Nic to. Czy znasz inne wejścia do tych tuneli i czy potrafiłbyś, zwiadowco, zachować w nich orientację, tak żeby trafić w to miejsce, gdzie wylatuje woda?
Lothel mógłby napawać się chwilową elfią przewagą nad człowiekiem bogini, ale zbyt dobrze go rozumiał. Zbyt dobrze go odczuwał, był znakomitym empatą.
- Nie znam wejść, Styryjczyku. Ale zachowam orientację choćby w piekle.

Powój - 03-12-2014, 00:46

Kobieta przyglądała się ich nagłemu zagubieniu. Zachowywali się jak myszy złapane w pułapkę, unoszące na tylnich łapkach i kręcące wokół poruszające przy tym zabawnie noskami w poszukiwaniu ucieczki. Dygresja ta mimo wielu zabawnych aspektów nie wywołała jednak uśmiechu na twarzy sanitariuszki. Musiała bowiem uruchomić umysł na tyle mocno by polegając na skojarzeniach stworzyć jakikolwiek obraz sytuacyjny.
Kanały burzowe... Kanały burzowe... Kanały burzowe...
Przygryzła wargę opuszczając spojrzenie pod własne stopy, woda która zbierała się na ścieżce nie miała szans spłynąć w całości lub być wchłoniętą przez glebę. Ludzie musieli znaleźć sposób na odprowadzenie nadmiaru wody w sposób sztuczny. Od tego były kanały burzowe!
Zaśmiała się zasłaniając na chwile twarz dłońmi, był to dźwięk szczery i pełen niedowierzania. Że też takie stare wygi jak oni nie wpadli na to? No, no... Panno Lylian, zasługuje pani na kubek grzanego wina. Powstrzymując kolejne ataki rozbawienia uniosła na nic spojrzenie.
- Kanały burzowe. Ludzie odprowadzają wodę wydrążonymi pod miastem kanałami do morza. A studzienka musi znajdować się na poziomie gleby. - Tupnęła. - Ostatnią mijaliśmy kawałek za targiem... Wystarczy podważyć kratę i zejść drabinką... - Znów się zaśmiała. - Jeśli się pośpieszymy to może uda nam sie ich dogonić, przeprawiając się tu po klifie musieli stracić sporo czasu a w kanałach jest ciemno. W dodatku ścieżka prowadzi przez wodę i nie będą mogli iść szybko. Chyba. - Zmarszczyła brwi. - Jednak to może oznaczać walkę w ciemności na niewielkiej przestrzeni. - Zerknęła na tarczę Octavia która mogła im tylko zawadzać.
Gdy skończyła mówić poprawiła płaszcz chowając weń podbródek i usta nagle zafrasowana, w dodatku tracąc całą pewność siebie którą emanowała prowadząc wykład na temat architektury. Ciepła wełna poprawiała jej ewidentnie samopoczucie. W sumie dopiero po chwili uświadomiła sobie, że przerwała im rozmyślania na głos i tym bardziej poczuła się dziwnie.

Elidis - 03-12-2014, 01:00

Elidis wyszczerzył kły. W tym "uśmiechu" mieszały się różne emocje. Przede wszystkim rozbawienie i coś w stylu trzepnięcia się w czoło. Nawet przez maskę widać było, że twarz Lothela przybrała podobny wyraz.
- Gdzie Svart nie może tam kobietę pośle! - zaśmiał się mimo złego nastroju, nagle rozbawiony. - Proponuję ruszyć natychmiast, mimo wszystko mają sporą przewagę -
nagle w głosie elfa znów pojawił się ogień i zapał. - A światło mamy - pokazał rozpostartą dłoń.

Owizor - 03-12-2014, 01:18

Jęknął boleśnie.
Dobrze pamiętał widok tamtej studzienki. Dobrze pamiętał widok tego wiru błotnistej mazi.
Jego przeczucia się sprawdzały - z każdą kolejną godziną jego sytuacja stawała się coraz bardziej odwrotnością ciepłego łóżeczka przy trzaskającym wesoło ogniu w palenisku, o których tak marzył odkąd wyruszył w drogę powrotną do Vekowaru ledwie kilka dni wcześniej.
A mógł oddać oprychom co chcieli! A nuż okazałoby się, że byliby mimo wszystko prawdomówni i teraz już bezpiecznie z Ofelią siedziałby w apartamencie Lecordów...?
Zimny deszcz, bryza i wiatr oraz zmęczenie wywołane marszem pod górkę i wcześniejszą walką sprawiły, że nie miał już sił myśleć. Musiał toczyć coraz większą wewnętrzną walkę by nie rzucić wszystkiego w diabły i nie wrócić do siedziby Ligii. Tylko troska o Ofelię jeszcze go tu trzymała... Tylko dla niej był gotów brnąć w mokrym i błotnistym kanale ku niewiadomej...
- Czyli zawracamy aż na sam dół, do studzienki? - westchnął z rezygnacją.
Ponownie zapiął paski nieco mocniej. Z przesiąkniętego wodą rękawa przeszywanicy posączyły się stróżki wody.
Przebiegły go dreszcze. Jak nic, będzie potrzebował co najmniej tygodnia u jakiegoś medyka. Najlepiej u mamci Primrose...
Sapnął cicho ze wściekłości, gdy zdał sobie sprawę, co właśnie pomyślał.
No tak. Sympatyczna hobbicka mamcia już nie istniała. Teraz zapewne hasała sobie z tymi swoimi po tysiąckroć przeklętymi imperialistami, tubylcami i orkami gdzieś w lasach wokół Vekowaru. Mógł mieć jedynie nadzieję, że klątwa jego i Petry dosięgła tę wiedźmę.
Ale teraz nie było sensu wracać wspomnieniami do przeszłości. Teraz musiał się skupić na teraźniejszości, by nie spaść w przepaść. I na Ofelii, bowiem tylko to dawało mu jeszcze jakąkolwiek motywację.
- Może ktokolwiek ma jakikolwiek inny pomysł jeszcze? - spytał nie przerywając marszu. Wciąż miał jeszcze cichutką nadzieję, że jednak znajdzie się jakiekolwiek inne wyjście, nie skazujące go na brodzenie w tunelu wypełnionym szlamem ani na schodzenie w dół przepaści do wodospadu...

Elidis - 03-12-2014, 01:27

- Studzienka jest lepsza niż klif i wodospad. Ja wybieram studzienkę. Ale - poklepał Octavio po ramieniu - nie martw się. Trumnę już masz! Ahahahaha... - położył dłoń na tarczy.
Lothel spojrzał się na niego wzrokiem w stylu, naprawdę?
- Nie mogłem się powstrzymać.
- Już niebawem ta przeklęta noc się skończy - to zdanie wypowiedział już inaczej, patrzył w niebo, a jego głos stał się tak melancholijny, że poprzednie słowa zbladły przy tym jednym zdaniu.

Powój - 03-12-2014, 01:44

Przypomniało jej się coś jeszcze, fiolka z zielonym proszkiem utkwiona w torbie. Jeśli szukali zarówno Ofelii jak i Toruviel to najpewniej natkną się na tych samych przeciwników co wcześniej, mogli mieć dalej ten sam specyfik. Natomiast pozbawienie przytomności w kanałach podczas gdy wciąż lało wcale przyjemną wizją nie było. Brakowało jej czegoś czym mogłaby zasłonić usta, tak samo mężczyźni powinni mieć jakąś osłonę. Westchnęła do reszty żegnając się z dawnym wyglądem koszuli.
- Zaczekajcie. - Powiedziała zatrzymując się i sięgając po nóż pożyczony od stryjczyka. Pierwszy rękaw oderwała bez problemu, podczas wcześniejszej walki szew i tak częściowo puścił. Następnie przecięła materiał wzdłuż tworząc pas czerwonego materiału. Wsunęła go za pasek torby i zajęła się odpruwaniem drugiego, tym razem lewego. Gdy nici puściły powtórzyła czynność jak z poprzednim kawałkiem materiału otrzymując w ten sposób dwie prowizoryczne chusty. Na jej lewym ramieniu widniał symbol Tavar przypominający bardziej tatuaż niż malunek. Gdy zauważyła, że patrzą się na nią w zdziwieniu westchnęła.
- Mogą mieć ten sam specyfik którym potraktowali wcześniej twoją elfkę. - Słowa te skierowała głównie do Elidisa. - Musimy zasłonić czymś twarze... - To mówiąc podeszła do Octavia i bez pytania przewiązała mu materiał wokół ust i nosa tak by zasłonić je w miarę dokładnie. - Ogółem mogą być tam jacyś alchemicy... Może się skończyć walką wśród dymu, albo cholera wie czym jeszcze. - Pokręciła głową, na wojnie poznała czym są bomby alchemiczne. Drugą chustę podała styryjczykowi. Sama miała zamiar w razie potrzeby zasłonić usta płaszczem.
Spojrzała znów na elfa i jego towarzysza... W sumie nie wiedziała jak ten drugi zareaguje, na ewentualną alchemię, jednak kombinowała jak zabezpieczyć maga. Bardziej pruć sobie koszuli nie miała zamiaru.

Elidis - 03-12-2014, 01:58

Na widok symbolu Tavar Elidisa przeszedł dreszcz.
Zbyt mocno kojarzyła się mu z Artemem. W dodatku był to symbol Tavar. Nawet ostatnie wydarzenia nie były wstanie od razu zmyć lat gniewu i nienawiści jaką żywił do bogini. Skrzętnie to jednak ukrył.
Musiał się zgodzić z Conv co do alchemii, trzeba było się zabezpieczyć. Co gorsza mogli mieć tu do czynienia z Reshionem a to oznaczało lata praktyki i nieziemski talent.
Popatrzył na swoją czerwoną szatę. Następnie na czarny kaftan Lothela. Westchnął. Gdy już sięgał by oderwać rękaw zwiadowca podał mu czarną maskę, bardzo podobną do swojej. Uwadze elfa nie uszły ogniki rozbawienia w oczach towarzysza.
- Byłem ciekaw jak daleko się posuniesz... - powiedział zwiadowca.
Elidis zmilczał, posłał mu tylko jadowite spojrzenie i przewiązał sobie twarz.
Momentalnie zrobiło mu się cieplej od własnego oddechu, który zatrzymywał się na grubym materiale. Nawet przy dużym mrozie przez taką maskę nie przedostałaby się para z wydychanego powietrza. Bardzo przydatne gdy chce się być niewidocznym.
Skinął głową w stronę Conv na znak, że jest gotów.
- Zaraz! - przypominał sobie. - Gdy trafili mnie z kuszy wokół rany miałem taki sam zielony osad, ich broń też może być pokryta jakimś świństwem. Miejmy to na uwadze.

Owizor - 03-12-2014, 02:12

Octavio był dość zaskoczony niespodziewanym darem. Nie zaprotestował jednak, gdy medyczka przewiązała mu materiał wokół ust i nosa.
Rzucił okiem na Styryjczyków. W razie potrzeby mógłby im odkroić końcówkę swojego płaszcza. Materiał co prawda cały uwalał się w błocie podczas starcia w zaułku, jednakże marsz w deszczu zdążył go już dostatecznie oczyścić.
Pozwoliłby się krajać aż na wysokość łokci - nie dalej, gdyż wyżej naraziłby naramienniki na deszcz. Choć i tak już oswoił się z myślą, iż jutrzejszy dzień w dużej mierze poświęci na pucowanie i walkę ze rdzą. Oczywiście o ile do tego czasu wszystko się skończy...
Przyjrzał się Styryjczykom. Nie, Gwardia Arcyksięcia raczej nie powinna mieć obiekcji wobec poprucia własnych mundurów na chusty. Nie będzie musiał poświęcać swojego zakupionego na targowisku płaszczyka.
- Na pociski i miecze niewiele poradzimy. Możemy co najwyżej mieć się nawzajem na oku... I liczyć na talenty Convolve - westchnął, wzruszając ramionami w stronę Elidisa, po czym powiódł wzrokiem po grupce - Dobra... Wszyscy się poowijali? Jak tak, to ruszamy dalej!

Indiana - 03-12-2014, 02:51

Elidis Caernoth napisał/a:
Nawet przy dużym mrozie przez taką maskę nie przedostałaby się para z wydychanego powietrza. Bardzo przydatne gdy chce się być niewidocznym.
I gdy chce się przydusić ;) Wdycha się wtedy na powrót wydychany dwutlenek, zapomnij o biegnięciu z takim czymś ;) ;)
Cytat:
Rzucił okiem na Styryjczyków.
Jednego. Drugi poleciał po pomoc.
Ruszyliście z powrotem w kierunku miasta. Deszcz siąpił z wszystkich kierunków na raz, zawiewany wiatrem padał nawet od dołu. Miarowy huk fal stopniowo oddalał się. Ślizgaliście się po błocie, nawet Lothel raz i drugi rozrzucił ramiona w geście łapania równowagi. Octavio zdążył w międzyczasie dwa razy pacnąć jak długi w breję, co elf skwitował uniesieniem brwi. Styryjczyk szedł pierwszy, sprawdzając teren przy dużych budynkach magazynowych, które mijaliście po prawej.
Studzienka nadal wyglądała jak odpływ z bardzo brudnej wanny. Z lekka przytkała się gałęziami i śmieciami, więc pierwszą rzeczą było odgarnięcie tego syfu. Pod nim spomiędzy fal potoku w kolorze kawy z mlekiem ukazała się odlana z żeliwa ozdobna krata z herbem Vekowaru i ozdobnymi ażurowanymi szlaczkami.
Octavio podszedł i uchwycił za poprzeczki, podniósł... po czym usiadł z donośnym ciapnięciem, trzymając się za krzyże.
- No żesz kur*a - skwitował po żołniersku - Ciężka trochę.
- Starzejesz się - wyszczerzył się Lothel, podchodząc i próbując sił, jednak masywne żeliwo przewyższało wagą samego elfa. Zwiadowca zaklął pod nosem, mniej więcej podobnie do Octavia, tyle że po elficku.
- Dajcie spokój - mruknął Keithen, podchodząc - Na trzy. Raz, dwa... - wspólnym wysiłkiem udało się unieść metal na tyle, żeby wysklepiona od dołu kraty obciążająca ją konstrukcja znalazła się powyżej poziomu chodnika. Przesunięcie jej potem to była juz formalność.
Światło Elidisa ukazało waszym oczom szyb średnicy około 60 cm, nieco szerszy niż sama krata. Widać było wiąziutką drabinkę, składającą się z jednego pionowego profilu i kilku poprzecznych. Dalsza część niknęła w mroku.
Lothel pociągnął nosem, nonszalanckim gestem otarł ściekającą po oczach wodę. Bez słowa zeskoczył w szyb, łapiąc się w locie szczebli drabinki. Sprawnie opuścił się poniżej, usłyszeliście chrobot, jakby zapierał się nogami o ściany.
- Eli, światło!
Elidis skierował strumień światła możliwie w dół, oświetlając tak daleko, jak się dało. Lothel najwyraźniej postanowił zaryzykować. Puścił szczeble i usłyszeliście odgłos uderzenia butów o wodę i rozbryzg niosący się echem w podziemiu. Elf zeskoczył, upadł na nogi, od razu przeturlał się, by nie obciążać przesadnie wiązadeł, po czym stanął stabilnie. Po dłuższej chwili dostrzegliście kilka malutkich błysków, po czym tunel rozświetlił ciepły blask świecy.
Następny zeskoczył Styryjczyk. Zwinnością ustępował elfowi, ale niewiele, był za to nieco silniejszy. Upadł w podobny sposób, przetaczając się w głębokiej do pół łydki wodzie. Obydwaj od razu rozeszli się w dwie strony korytarza, sprawdzając teren.
- Czysto! Schodźcie! - usłyszeliście po chwili.
Zejście było dokładnie takie, jak sądziliście. Po złapaniu za krawędź trzeba było opuścić nogi, nie, że coś mieliście suche, ale zanurzenie się w płynący strumień, to był nowy poziom doznań. W brudnej wodzie, wierzgając szukaliście oparcia dla stóp, po czym trzeba było opuścić resztę ciała. Każde z was przynajmniej kilka razy ześlizgnęło się z drabinki i kilka razy nałykało brudnej wody. Ściek zalewał włosy, twarze, lał się za kołnierz. Convolve zmoczył niemal cały styryjski płaszcz. Przeszywka Octavia zrobiła się jeszcze cięższa.
Drabinka kończyła się około dwóch metrów nad ziemią, trzeba było więc opuścić się na rękach, trzymając mokrej śliskiej ostatniej poprzeczki, zamajtać nogami w powietrzu i pacnąć w wodę.

Octavio, kiedy zeskakiwałeś, przez chwilę musiałeś tak jak pozostali zawisnąć na tej ostatniej poprzeczce. Metal był powykrzywiany i nierównym w jednym miejscu pęknięty. Trafiłeś ręką na to pęknięcie, rozcinając dłoń, co akurat w momencie wiszenia nie było pomocne. Ręka puściła i spadłeś we w miarę kontrolowany sposób, ale wcześniej zdążyłeś spojrzeć w górę. Na metalowej zadrze, która rozcięła ci skórę, zobaczyłeś strzęp materiału.
- Keithen - zwróciłeś się do Styryjczyka, który jako jedyny był mocniejszej budowy niż ty - Możesz mnie podsadzić? - poprosiłeś, wskazując na szmatkę. Gwardzista zerknął w górę, po czym podstawił ci kolano. Zdjąłes materiał.
Piękna, gruba wełna, sukno tkane z puszystych włókien w kolorze ciemnego turkusu, przetykanych szarymi, skrzącymi się nitkami.
Płaszcz Ofelii.

Byliście w miejscu, gdzie zniknęli wam z widoku ci ludzie, prowadzący kobietę w kapturze.
Przestało lać i wiać, co przez chwilę stanowiło dla was ulgę i źródło komfortu. Dopóki nie zauważyliście, jaka mgła unosi się z waszych ust przy każdym oddechu. W tunelach było nie więcej niż 10 st.

Powój - 03-12-2014, 03:08

Śmierć w takim miejscu musi być czymś strasznym...
Zmrużyła oczy przyzwyczajając się do światła świecy które tak bardzo różniło się od tego którym kierował Elidis. Wilgość unosząca się w powietrzu drażniła jej gardło przy każdej próbie oddechu, w dodatku przejmujące zimno które zaczęło ją ogarniać zakuło w kości. Ciepły i suchy płaszcz teraz był zimny i mokry.
Co ja ci zrobiłam świecie?
Na szczęście temperatura jej ciała podniosła się trochę gdy byli na powierzchni, więc teraz trochę lepiej znosiła ogarniający ich chłód. Najgorsze było chlupotanie w wysokich butach. Owszem, cholera sięgała jej do połowy łydki jednak obuwie nabrało wody mocząc grube wełniane skarpety i skórę. Jak nie będzie miała grypy to chyba fartem tylko. Nie pogardziłaby też w tej chwili łykiem gorzałki. Jak normalnie nie przepadała za alkoholami innymi niż cydr czy miód tak teraz nawet trunki z talsoi byłyby jej miłe.
Jej uwagę przykuł ruch wykonywany przez Octavia, najwyraźniej coś znalazł. Uniosła brew poprawiając przemoczony kaptur, nałożyła go tylko z przyzwyczajenie no i dzięki temu wilgoć zbierająca się na sklepieniu tuneli w postaci kropel nie spadała jej w irytujący sposób na kark czy włosy. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że jej zmysły się wyostrzyły. Prawdopodobnie była to zasługa wzmacniającej mikstury którą otrzymała od styryjczyka. Dzięki temu z już bez większych problemów była w stanie zgiąć i rozprostować palce dłoni lub wziąć głębszy wdech bez bólu przepony.
W tej chwili musiała przedstawiać widok straszny, podarta koszula i kubrak straciły kolor na rzecz barwy burej. Na twarzy miała miejscami ślady własnej krwi jak i błota, a włosy mokrymi splotami drażniły kark.
Jak ja nienawidzę tej pracy...
Kaszlnęła płytko pozbywając się drażniącego nalotu w gardle.
- Idźmy. Inaczej zamarzniemy na śmierć. - Wyszeptała nie będąc w stanie zdobyć się na nic więcej.

Owizor - 03-12-2014, 12:59

Octavio zacisnął pięść z kawałkiem materiału, przyciskając go do siebie co najmniej jakby to był jakiś cenny artefakt. Dał znać Styryjczykowi, że może go opuścić.
Pokryła go gęsia skórka, gdy kolejna porcja szlamu wlała mu się do butów. Sam, choć przywykły do chłodu ofirskich rynsztoków i frontowych okopów, zaczynał mieć problemy z opanowaniem drgawek od zimna i wilgoci. Jak nic, następny tydzień spędzi w łóżku, otoczony medykami.
- Ofelia gdzieś tu jest - wyszeptał, chowając skrawek płaszcza do kaletki - Miejcie oczy szeroko otwarte. Proponuję iść mniej więcej w stronę Przesmyku... czyli pewnie zgodnie z biegiem ścieku.
Zastanawiało go, czy poziom wodospadu który widzieli był wyżej niż poziom wody w kanale. Jeśli tak, to znaczy że woda musiała spływać doń z innego miejsca, najpewniej z wałów. I że być może ten tunel prowadzi w zupełnie inne miejsce...
Zdjął kaptur dotychczas niezbyt skutecznie chroniący go przed deszczem i ruszył powoli, brodząc w szlamie. Postąpił ledwie parę kroków, gdy zatrzymał się raptownie, coś sobie przypominając.
- Keithen - zwrócił się do Styryjczyka, licząc że nie pomylił imienia - Zostawiamy jakieś ślady u wylotu studzienki, by pomoc nas znalazła?

Elidis - 03-12-2014, 14:36

Elidis wtargnął się gdy tylko do jego butów wolała się woda. W dodatku ten zapach.
Spojrzał na swoją szatę. Westchnął. Chyba trzeba będzie ją spalić, ponieważ przy blokadzie portu pranie w soku pomidorowym raczej nie wchodziło w grę.
Dopiero teraz poczuł chłód. Wychowywał się w znacznej mierze na pokłapoklapokladach statków wśród mroźnych fal i sztormów. Był więc bardziej odporny na zimno niż reszta, jednak tej nocy dotarł do swoich granic. Przeszedł go dreszcz.
Conv miała rację, hipotermia mogła ich powalić szybkiej niż wrogowie.
- Śpieszmy się - mówił szeptem. - Jesteśmy na ich terenie. Lothel w którą stronę jest ten cały Przesmyk?
Elf wskazał tylko kierunek. Elidis usłyszał jak elf cicho, niemal bezgłośnie szeptał słowa modlitwy.
- Niosąc cię w sercu bez strachu idę w mrok...
Elidis szeptem się do niego przyłączył.

Powój - 03-12-2014, 18:31

Zaczęła tupać w miejscu gdy rozmawiali by nie stracić czucia w palcach. Och jak ona tęskniła za ciepłą i przyjemną karczmą, ba nawet dzisiejszy poranek w tej chwili wydawał się czymś cudownym. Ba, sucha ziemia była lepsza niźli mokra. Westchnęła ciężko spoglądając na towarzyszy którzy najwyraźniej zebrali się do wędrówki.
Szła za nimi, nie potrafiła walczyć... No przynajmniej nie potrafiła gdy broń była poza jej zasięgiem a w tej chwili posiadała tylko nóż. Woda z każdym krokiem chlupotała jej w butach lecz po chwili zdała sobie sprawę, że zapięcie wokół łydki uniemożliwiało jej wypłynięcie a co za tym idzie - temperatura podnosiła się. Cóż, lepszy rydz niż nic.
Obserwowała uważnie tunel starając się odszukać ślady ewentualnej obecności kogoś innego. Nawet wiedziała kogo, jednak miała obawy, że oni i porywacze Ofeli nie są tu sami. Tym bardziej jeśli zaginęła ta elfka, Toruviel, o której wspominał Elidis. Zamyśliła się wyraźnie przypominając wizytę w kwaterze i rozmowę z Ylvą.
Jesteś w to zaplątany Reshi?
Z jednej strony miała alchemikowi za złe, że kiedy pracowali wspólnie nad lekiem to zgarnął całe zasługi dla siebie. Powinien liczyć się z niezbyt przyjemnym przywitaniem z jej strony. Lecz znów... Zawdzięczała mu wiele, nauczył ją rozumieć pewne mechanizmy rządzące alchemią. Wskazał też pewne rzeczy których wcześniej nie dostrzegała. Może gdyby nie wojna to rozpoczęłaby z nim pracę, jednak w tej chwili wiedziała jedno. Jeśli go spotkają musi uchronić go przed ewentualną śmiercią a potem... Zaprowadzić nauczyciela do Ylvy.

Indiana - 03-12-2014, 20:43

Gwardzista skinął głową na zapytanie Octavia.
- Zostawione - mruknął, ruszając za elfem. Lothel przez chwilę w skupieniu patrzył w ciemność, gdyby któreś z was z uwagą obserwowało jego oczy, zobaczyłoby, że nie używa do tego zmysłu wzroku. Po chwili pewnie wszedł w korytarz w waszą lewą (stojąc tyłem do drabinki i tym samym do brzegu morza) stronę. Trochę się zdziwiliście, bo Przesmyk był w prawo, ale zwiadowca przeszedł tym korytarzem jakieś kilkanaście metrów, docierając do nieco większego. Ze swojej lewej słyszeliście lekki szum i szedł przeciąg. Poszliście w prawo. Minęliście dwie odnogi w lewo i dwie w prawo, skręcając w trzecią z kolei. Wszędzie płynęła woda.
Struktura korytarzy była tak podobna, że bez bardzo uważnej obserwacji nie sposób było odróżnić kolejne odnogi. Podłogę stanowił gładzony kamień, obudowany po bokach czymś w rodzaju wąskich na pół metra chodniczków, tworząc w ten sposób środkiem rynsztok, którym w tej chwili płynął potok brudnej deszczówki, efekt niedawnej nawałnicy. W niektórych miejscach, dość częstych, rynsztok bywał za płytki lub zawalony syfem, lub też chodniczki były wypłukane i zawalone, wtedy trzeba było iść po kolana w wodzie.
Szerokość korytarzy wahała się od 1,5 m do około 4 m, zaobserwowaliście, że są korytarze główne, gromadzące spływ z innych, mniejszych. W tych głównych chyba na końcu były odpływy do morza, bo czuć było przeciąg i silny zapach wybrzeża (martwe ryby, gnijące wodorosty etc).
Wysokość sklepienia też była różna, w niektórych musieliście iść pochyleni, mogło być z 1,6 m, a w innych świeca ledwie oświetlała sklepienie na wysokości 4-5 metrów. Dało się zauważyć, że do stworzenia kanałów użyto naturalnych przestrzeni w skałach. Raz po raz dało się zauważyć przerosty szarej skały, do której przytulone były murowane ściany. Większość korytarzy miała przekrój łukowy, pomijając te miejsca, gdzie skała tworzyła jakąś nieregularną kubaturę.
Korytarze niosły echo, tłumione wszechobecnym szumem płynącej wody. Każdy wasz krok ginął właściwie w tym szumie, co miało swoje zalety, jednak tłumiło także ewentualne kroki waszych przeciwników.

Przeszedłszy dalsze około 200 m minęliście liczne (tak liczne, że straciliście rachubę, chyba, że któreś z was z uwagą je liczy) odnogi w obie strony, by wreszcie stanąć na sporym skrzyżowaniu.
Na wprost korytarz przekształcał się w szeroką szczelinę w naturalnej skale, która schodziła w dół bez dodatkowego wymurowania i zanikała w ciemności.
W prawo słychać było wyraźny i miarowy huk, głośniejszy niż szum płynącej wody burzowej. W lewo szeroki obszerny korytarz szedł przez najbliższe 10 m, po czym rozgałęział się na dwa, w obu widać było dochodzące z boków wyloty mniejszych korytarzy.
- Jesteśmy pod Przesmykiem - zakomunikował zwiadowca.

Owizor - 03-12-2014, 21:20

Octavio początkowo próbował liczyć zakręty i odnogi, ale szybko dał sobie z tym spokój. Musiał się zdać na tajemniczego, zapewne elfiego przewodnika.
- Ile lat ma Vekowar? - mruknął, przemierzając jeden z tuneli - Pięć? Jak na tak młode miasto, architektura jest tu niesamowita... Jeśli te tunele są wyłącznie dziełem Ligii i Wergundów, to... - westchnął, nie mogąc znaleźć odpowiedniego określenia - Myślicie, że te tunele mogły istnieć już wcześniej?
Dotarłszy na skrzyżowanie przeciągnął się, trzeszcząc kręgosłupem zmęczonym notorycznym schylaniem się. Następnie odruchowo poprawił tarczę. Irytujący fakt wody w butach i dotkliwego chłodu rekompensował brak deszczu bijącego w twarz. O dziwo, ten drobny szczegół jakim była osłona przed deszczem, wystarczył, by poczuł się lepiej. Chwiejące się niebezpiecznie jeszcze kilka minut wcześniej na wąskim przesmyku morale ustabilizowało się.
A może to była zasługa skrawka materiału z płaszcza Ofelii? Octavio czuł, że jest na dobrym tropie. Nieważne co czyhało dalej w tunelach, grunt że jego marsz nie był bezcelowy.
Rozejrzał się po skrzyżowaniu.
Po prawej musiała być ścieżka w stronę wodospadu. Wątpliwe, by osoby które zjechały po linach nadal tam były.
Naturalna jaskinia z przodu... Czort jeden wiedział, jak głęboko sięgała...
Podobnie tunele po lewej...
Porywacze Ofelii mogli być gdziekolwiek.
Jego dłoń odruchowo powędrowała do kaletki. Szybko policzył w myślach: ostatni raz używał amuletu Liora około południa... Psionik mówił, że aby efekt podniesienia intuicji był jakkolwiek zauważalny, nie można było zeń korzystać częściej niż raz dziennie.
Pokręcił głową do własnych myśli. Wolał nie marnować znikomej jeszcze energii amuletu dla wątpliwego efektu.
- Słyszysz cokolwiek ciekawego? - spytał Lothela. A nuż wśród nadzwyczajnych zdolności towarzysza Elidisa znajdował się również wyczulony słuch?

Powój - 03-12-2014, 22:24

Zmarszczyła brwi. Te kanały to istne labirynty... W dodatku nie było tu Ofelii i jej porywaczy a mieli być. Zerknęła na Octavia a następnie na kolejne korytarze, zakaszlała czując jak wilgoć drażni gardło.
- Octavio. Gdzie oni mieli dokładnie być? - Chodziło jej o list. Jeśli w okolicach przesmyku to powinni ominąć jaskinie, na nic im. Tym bardziej jeśli to co mówili już martwi napastnicy, że Ofelia została zamurowana... Ale nie! Nie mogła być. Powinna być tutaj, nie... Uzdrowicielka westchnęła ciężko masując skronie, była zmęczona i zmarznięta, cały plan poszedł się chędożyć w ciepłej karczmie a ona musiała zrozumieć co się dzieje.
- Ja bym poszła korytarzami w lewo. Chyba, że ktoś ma jakieś możliwości, żeby sprawdzić którą drogą poszli porywacze... - Rozejrzała się wokół szukając jakichkolwiek śladów. - Sądzę, że jeśli szli tędy to mieli mapy kanałów, lub przewodnika a jaskinie... Jeśli by poszli tam to duża szansa, że by się zgubili. - Podeszła do wylotu od jaskiń oglądając przejście w poszukiwaniu śladów.
Ofelia co się dzieje? Powinnaś tu być? Gdzie was porwało cholery jedne.

Elidis - 03-12-2014, 22:53

Lothel przekręcił głowę bokiem, chwilę nasłuchiwał.
Pokręcił przecząco.
Elidis był pod dużym wrażeniem zabudowy Vekowaru. Rzeczywiście jak na mające ledwie pięć lat miasto było to imponujące miejsce. Poczuł nawet pewną zazdrość. Gdy tylko się stąd wyrwie doprowadzi Leth Caer do jeszcze większej chwały.
Taaaak... Największe miasto Zapołudia...
Jenak że trzeba było skupić się na teraźniejszości.
Jaskinia i korytarz... Jaskinia, jeżeli to miejsce jest zbudowane na naturalnych tunelach możliwe, że znaleźliśmy wejście do królestwa Mrocznych. To wyjaśniałoby porwanie Leclerka... A jeżeli układy Impów z Mrocznymi są aktualne byłoby logiczne, że to tam się skryli.
Zesztywniał nagle coś sobie uświadamiając.
Kamień! Już wcześniej im na nim zależało, a Szrapnel i Ysgerd szli wyraźnie zaopatrzeni w sprzęt do wspinaczki. Jeżeli tu zeszli... Kamień mógł być zapłatą ze strony Impów za przejście i ochronę.
Z drugiej strony ten sojusz może już nie istnieć i mają kwaterę gdzieś dalej w kanałach. Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, a czas ucieka, chyba że...

- Możemy wybierać drogi na chybił trafił - zaczął, - a w takim wypadku ja mówię jaskinia. Jednakże możemy też zrobić co innego - wskazał rąbek płaszcza Ofelii.
- Co? Czego chcesz - Octavio zacisnął rękę wokół materiału, oczywiste było, że łatwo się z nim nie rozstanie.
- Możemy go wykorzystać by ich znaleźć. Lothel przy pomocy materiału rzuci zaklęcie...
- I jeżeli osoba, do której on należał jest blisko będę w stanie ją zlokalizować - zwiadowca płynnie dokończył.
- Tak. Więc? Strzelamy, czy magia? Przysięgam ci, że z tą pamiątką nic się nie stanie.

Owizor - 03-12-2014, 23:54

Nie wahał się długo. Właściwie ledwie ułamek sekundy.
- Znajdź moją siostrę - spojrzał uważnie w oczy Elidisowi, wręczając mu skrawek szaty - Tylko to się liczy... dla mnie się liczy - poprawił się szybko - Gdzie Ofelia, tam być może i Toruviel. A na pewno odpowiedzi.
Cofnął się parę kroków, robiąc miejsce obu elfom. Położył dłoń na rękojeści miecza, z niecierpliwością oczekując jakiegokolwiek działania.
Nie ufał całkowicie elfowi. Nie miał też cały czas pojęcia, kim był i skąd się wziął jego odziany na czarno towarzysz. Ale w tej chwili nie miał wyboru. Zresztą i tak ostatnie wydarzenia sprawiły, że jego nieufność wobec zdającego się wiecznie intrygować władcy ukrytego elfickiego miasta znacząco zmalała.

Elidis - 04-12-2014, 00:23

Lothel skinął głową biorąc fragment płaszcza.
Zanów nakreślił krąg, znów rozłożył komponenty. W jaki sposób zorientował się w stronach świata pozostaje dla was tajemnicą. Stanął na środku ze skrawek materiału w rękach. Skoncentrował się na nim.
Elidis stał poza kręgiem, patrząc na starania towarzysza. Jakże marny byłby ich los gdyby go z sobą nie zabrał. Uśmiechnął się do swoich myśli.
Tak. Ta noc mogła być dużo gorsza.
Czekał aż jego zwiadowca skończy rytuał.
Znów.

Indiana - 04-12-2014, 01:53

Noc nie skończyła się jeszcze. A właściwie do świtu było bardzo daleko. Lothel znieruchomiał z rękami rozłożonymi na boki, jakby chciał objąć nimi jak największą przestrzeń. Zamknął oczy i otworzył inne zmysły, odczuwanie, rozumienie. Czarne pióra położone dookoła drgały, widzieliście to już wcześniej, na błotnistym placu, ale wtedy to mógł być wiatr. Tu nie wiało.
Chociaż kiedy elf uniósł twarz do góry, wydawało się wam, że poczuliście podmuch na twarzach. Ciepły, suchy podmuch. Z niewidocznego gołym okiem kręgu najpierw zobaczyliście unoszący się delikatny dym o błękitnym odcieniu, Lothel wykonał gwałtowny ruch, jakby coś zamykał i zastygł z rękami skrzyżowanymi w nadgarstkach na wysokości czoła. Na linii kręgu zaiskrzyło.

W międzyczasie Keithen przebiegł dystans do wylotu tunelu, słyszeliście przez chwilę jego ciche ostrożne kroki. Wrócił po chwili, w momencie kiedy elf zakonczył rytuał.
- Człowiek, który jest najbliżej związany z tym przedmiotem - powiedział, oddając Octaviowi skrawek - jest stąd o mniej więcej pięćset kroków, w tamtym kierunku - pokazał korytarz odwrotny niż wybrzeże - Jest mu ciepło i siedzi przy ogniu. Boi się. Lub denerwuje.
- Z tamtej strony jest przypływ - uzupełnił Styryjczyk - Ten huk, który słyszymy, to fale biją wysoko w brzeg. Ktoś tamtędy wchodził całkiem niedawno, mnóstwo śladów. Ale jeśli wszedł, to raczej już nie wróci, lin nie ma, a przy tej fali nie ma szans wejść po skałach. Idziemy korytarzem, przy jaskiniach nie widziałem śladów.

Ruszyliście więc w kierunku wskazanym przez elfa. Mimowolnie ściszyliscie kroki i głosy, przestaliście myśleć o tym, jak jest wam zimno i mokro, przestawiając całą uwagę na obserwację otoczenia. Duży korytarz szedł lekko po łuku w lewo, minęliście cztery korytarze odchodzące w lewo, jeden w prawo. Gdzieś przed wami słychać było głośniejszy szum wody, prawdopodobnie kolejną studzienkę, ale zanim tam doszliście, Lothel zatrzymał się i wskazał korytarz w lewo. Zdmuchnął świecę.
Po dłuższej chwili, gdy wzrok sie przyzwyczaił, dostrzegliście poświatę. Daleko.

Owizor - 04-12-2014, 02:23

Dopóki świeciła świeca Octavio szedł z tarczą w gotowości, uważnie rozglądając się na boki. Wiedział, że tam gdzie Ofelia, tam i najpewniej porywacze.
Narastające napięcie sprawiło, że zupełnie zapomniał o zimnie. Był gotów w każdym ułamku sekundy zasłonić się tarczą bądź rzucić do ataku.
Gdy Lothel zgasił świecę, przez krótką chwilę przebiegł go dreszcz paniki: Zdradził! Zaatakuje w ciemnościach!
Uniósł miecz i tarczę, gotów się bronić. Wstrzymał oddech...
Gdy jednak atak nie nastąpił, z trudem powstrzymał się przed plaśnięciem w czoło. Skarcił się ostro w myślach. Przez całą tę nieszczęsną sprawę robił się z godziny na godzinę coraz bardziej paranoiczny.
Wytężył wzrok, przyglądając się czemuś, co najwyraźniej było poświatą ogniska.
Tak, to prawie na pewno byli porywacze!
Spojrzał w stronę reszty kompanii, ale w ciemności dostrzegł ledwie ciemne zarysy - a i ich nie był całkowicie pewien. Równie dobrze jego towarzysze mogli stać zupełnie gdzie indziej, a te kształty były tylko nadinterpretacją wzroku próbującego wyłapać cokolwiek w mroku.
Rozważył w myślach opcję przemówienia do nich szeptem...
Nie, za duże ryzyko że ktoś niepowołany usłyszy.
Chwyciwszy miecz ręką trzymającą tarczę, począł powoli i ostrożnie macać wolną dłonią przestrzeń wokół. Gdy tylko natrafił na czyjeś ramię, chwycił je delikatnie. W ciemności warto było na siebie nawzajem uważać.
Przez krótką chwilę rozważał następny krok. Sprawa była chyba jasna: będą musieli z wolna ruszyć w tamtym kierunku...
Nie puszczając czyjegoś ramienia, zaczął bardzo powoli i ostrożnie posuwać się w stronę poświaty ogniska.

Powój - 04-12-2014, 16:20

Wraz ze znikającym światłem poczuła gasnącą pewność siebie i mięśnie napinające się do skoku. Jej usta poruszały się w niemej modlitwie. To zabawne jak istota która niegdyś składała modły całemu panteonowi bogów w zależnie od sytuacji teraz trwałą tylko przy Tavar. Gdy elf zgasił świecę przez chwilę miała wrażenie, że cały świat znikł pogrążony w ciemności. To musiałoby być straszne, żyć w mroku bez odrobiny blasku. Po omacku badając każdą napotkaną strukturę, już nigdy nie zobaczyć światła.
Zadrżała.
Jej wzrok przyzwyczaił się do mroku, przypuszczała, że sylwetki przed nią to jej towarzysze, zważając na bliskość z jaką przy niej stali. Dostrzegała ich zarysy tylko dzięki łunie na końcu korytarza. Czyżby to tam była Ofelia?
Położyła dłoń na nożu wsuniętym za pasek, gotowa w razie potrzeby go użyć. Zmęczenie odeszło jak za odjęciem czarodziejskiej różdżki. Postąpiła kolejny krok za towarzyszami pozostając w ciszy. Przez chwilę rozważała próbę wygłuszenia ich kroków które mogły nieść się echem poprzez korytarz. Jednak nie miała szans, mogliby usłyszeć jej głos.

Elidis - 04-12-2014, 17:50

Pięćset kroków... Przerażająco blisko, nie ma czasu!
- Kiedy już ich znajdziemy - zagadnął zanim zdążyli wejść w tunel - spróbuję ich oślepić, ale zaklęcie może trafić i was. Kiedy pokarzę tak - wykonał gest dłonią jakby przecierał szybę - zamknijcie oczy i nie otwierajcie ich dopóki nie skończę inkantować. Jeżeli sytuacja na to pozwoli krzyknę do was : "chronić!" co będzie tym samym sygnałem. Zrozumiano? Świetnie, ruszajmy.
Oczy Elidisa powoli przyzwyczajały się do mroku. Widział lepiej niż reszta kompanii, lecz wciąż jego spojrzenie ustępowało nieomylnością wzrokowi Lothela.
Dojrzał poświatę ognia.
Rozciągnął kark przygotowując się tak fizycznie ja mentalnie. Powtarzał w głowie zaklęcia.
To nie musieli być porywacze. Zwiadowca mówił, że jest to "osoba najbliżej związana z materiałem", a to niekoniecznie ich oznaczało. Mimo to lepiej było się przygotować.
Gdy podchodzili powoli do poświaty jego myśli nagle zaprzątnęła inna sprawa.
Czy nas znajdą? Powinni być cały czas z tyłu, ale to istny labirynt. Szliśmy powoli więc może... Ale co jeżeli zagubili się dokumentnie? Nie będę odpowiadał za ich śmierć wśród ścieków! - poprzysiągł sobie w myślach.
Potrząsnął lekko głową.
Nie miał teraz na to czasu, musiał być maksymalnie skupiony na teraźniejszości. Zaraz mogło się zrobić nader nieprzyjemnie...

Indiana - 05-12-2014, 01:50

Po dłuzszej chwili wahania ruszyliście w kierunku poświaty. Adrenalina, błogosławione zjawisko, sprawiła, że zapomnieliście o zimnie i wodzie, skupieni na tym, żeby kroki stawiane na śliskich mokrych kamieniach nie narobiły hałasu.
Zbliżając się, widzieliście coraz wyraźniej poświatę, słyszeliście idące po sklepieniach echo głosów. Słuyszelście je dość wyraźnie, ale niesposób było rozpoznać pojedynczych słów. Od skrętu z głównego korytarza szliście jednym z tych mniejszych, lekko pochyleni, dotykając rękami ścian po bokach. Na szczęście, bo to pozwalało wam w miarę stabilnie iść w zupełniej ciemności.
Lothel poszedł przodem i w którymś momencie niemalże przyprawił Octavia o zawał serca, kiedy ten robiąc kolejny krok poczuł przed butem miękką przeszkodę. Złapał elfa za ramię i chociaż nie mógł w żaden sposób zobaczyć jego twarzy, to założyłby się, że ten zachichotał.
- Trzech - szepnął tak cicho, że przez chwilę zastanawialiście się, czy to nie powiew wiatru - I kobieta. W prawo jeszcze jeden tunel.
O co chodziło z tunelem, zrozumieliście kiedy podeszliście jeszcze bliżej. Na wprost widać było chyba skrzyżowanie tuneli, a może jakieś pomieszczenie techniczne, trudno było stwierdzić. Paliło się tam coś dużego, raczej większego niż pochodnia, zalewając tę skalno-kamienną kanciapkę ciepłym światłem. W prawo widzieliście kolejny tunel, zajrzawszy do niego równiez zobaczyliście to samo światło (mrugało jak płomień w tym samym rytmie co to w pomieszczeniu), z czego można było wywnioskować, że ten tunel także dochodzi do skrzyżowania.
Na wprost widzieliście czerniejące przynajmniej dwa otwory tuneli.
Przytulając się do zewnętrznej, lewej strony tunelu próbowaliście podejść bliżej, tak, żeby zobaczyć osoby przy ogniu. Jednak aby to zrobić, musielibyście się przedostać w obręb rzucanego przez ogień światła.
Idący z przodu Lothel gwałtownie zatrzymał się, gestem nakazując wam milczenie. Byliście jakieś 50 kroków od pomieszczenia. Ruszył do przodu.
Convolve i Octavio, w tym samym momencie dostrzegliście w pomieszczeniu postać, szła spokojnym krokiem, spacerowała chyba, otulona w nieco podarty płaszcz w kolorze głębokiego turkusu, w świetle ognia ciemno-zielony. Kaptur miała zdjęty i rozpoznaliście twarz Ofelii.
Zanim któreś z was zareagowało, pojawił się zwiadowca, gwałtownym ruchem dłoni nakazując cofnięcie się i ciszę. Gdy to zrobiliście, usłyszeliście jego cichutki głos:
- Wartownik, 30 kroków.

Owizor - 05-12-2014, 02:45

Octavio powiódł pełnym napięcia spojrzeniem po reszcie grupy. Byli już tak blisko... A jednocześnie tak daleko...
Dobrze przynajmniej, że Ofelia nie była zamurowana, jak się odgrażał szermierz z placyku. Najwyraźniej wiadomość o walce na powierzchni jeszcze tu nie dotarła.
Przeszedł go zimny dreszcz na tę myśl. Tunele były paskudnym miejscem by umrzeć. Zwłaszcza tak straszliwą, powolną śmiercią...
Zaskoczyło go bardzo, że porywacze pozwalali Ofelii tak spokojnie spacerować. Octavio miał bardzo złe przeczucia. Coś mu tu bardzo nie pasowało...
Spojrzał na pozostałych z niemym, dość oczywistym pytaniem:
Co robimy? Ma ktoś pomysł jak po cichu zdjąć strażnika?
Cały czas dręczyły go najróżniejsze domysły. Wiedział dobrze, że pozbędzie się ich w tylko jeden sposób: wyciągając Ofelię i dowiadując się od niej, o co w tym wszystkim do diabła chodzi.

Powój - 05-12-2014, 03:43

Stała na końcu pochodu, a jednak wyraźnie widziała sylwetkę Ofelii wędrującą w te i z powrotem na tle ogniska.
Szlag! Przecież nie tak to powinno wyglądać, porwana powinna siedzieć na tyłku i czekać na odsiecz a nie wydeptywać kółka wokół ogniska.
Gdy wycofywali się na rozkaz elfa wyglądało na to, że uzdrowicielka źle postawiła nogę wsłuchując się w jego słowa i staw który ułożył się pod złym kątem wybuchł bólem pozbawiając ją równowagi. Poleciała do przodu uderzając barkiem o ścianę tunelu i z sykiem wypuściła powietrze przez zęby. Ktoś chyba próbował ją łapać, jednak w ciemności nie trafił na materiał płaszcza i tylko przelotnie przesunął palcami po jej ręce nie będąc w stanie złapać dziewczyny. Łomot który wydała przetaczając się po ścieżce poniósł się echem po korytarzach.
No to nici z cichej akcji...
Posłała towarzyszom przepraszające spojrzenie, chociaż w ciemnościach nie mieli szans go dostrzec. Jedną dłonią przesunęła po kostce schowanej pod skórą buta upewniając się, czy nie zrobiła sobie faktycznie jakiejś większej krzywdy. Staw palił, jednak nie sądziła by uszkodziła sobie nogę.
- Przepraszam... - Wyszeptała z poczuciem winy w głosie. Oczy jednak zmrużyła w ciemności próbując wyłapać dźwięki z miejsca gdzie była Ofelia.
Dziewczyno ogarnij się, to nie jest zabawa... Zmęczenie... Tak, to jego wina.

Elidis - 05-12-2014, 18:17

Gdy tylko Elidis zobaczył Ofelię całą, zdrową i w świetnym stanie spacerującą wokół ogniska skrzywił się w grymasie złości.
Cała sprawa zaczęła momentalnie śmierdzieć i to w stopniu, który przebijał wszystko co wywąchał w kanale. Spojrzał na zwiadowcę, jego wzrok mówił dokładnie to samo, coś tu było mocno nie w porządku.
Lothel doniósł o wartowniku, Elidis podejrzewał, że zrobił to przez grzeczność, albo też by poznać zdanie innych, jako że nie był pewien czy w ich grupie istnieje jakiś łańcuch dowodzenia ani koto jest na jego szczycie. W normalnych okolicznościach na pewno by go już usunął.
W momencie kiedy miał polecić zwiadowcy by ten rozprawił się z komitetem usłyszał piekielny raban za swoimi plecami. Wywrócił wściekle oczami. Powój, dobrze słyszał jej głos.
Ręka Lothela powędrował do ukrytej kieszeni kaftana. Elidis wiedział co się stamtąd zaraz wyłoni. Trzy wąziutkie strzałki do rzucania. Mag szybko pokręcił głową by powstrzymać zwiadowcę. Ten spojrzał się na niego zdziwiony.
Elidis rozumiał go dobrze.
No jaki dziwny i tajemniczy zbieg okoliczności. Widownia przyszła na spektakl, a tu główna aktorka nie w kostiumie spaceruje po scenie więc sufler by ratować sytuacje narobił hałasu by zwrócić uwagę na wchodzących widzów, czy tak "mamo" Powój? Zobaczymy jakie są twoje prawdziwe powody.
Był wściekły, w końcu ryzykował życie. Szybko jednak zapanował nad sobą. W tej chwili mógł niestety polegać tylko na Lothelu. Octavio był zbyt zaangażowany, a Gwardzista nie uwierzy elfowi, że jego krajanka i w dodatku kapłanka Tavar mogłaby być dla nich zagrożeniem. Zresztą nie należało wykluczyć, że o wszystkim wiedział z góry. Oraz tego, że wszystko to było wynikiem nadmiernej podejrzliwości jaka ostatnio wykształciła się u Elidisa. W duchu podziękował za to Toruviel.
- Musimy wkroczyć teraz! - szepnął najciszej jak umiał i tak był głośniejszy od Lothela, co jednak w tych okolicznościach nie miało wielkiego znaczenia.
Zwiadowca ruszył naprzód. Lewą dłoń maił zaciśniętą na strzałkach tak, że spomiędzy każdych dwóch palców wystawał mu grot. Prawą dłonią sięgnął do rękojeści miecza. Elidis cały czas patrzył się na niego i nasłuchiwał.
Po prawdzie miał nadzieję, że coś wreszcie się wydarzy. Był to prawdopodobnie skutek uboczny płynącej w jego żyłach adrenaliny.

Owizor - 05-12-2014, 20:27

Syknął z irytacją w stronę Convolve. Jeśli przez nią znów wda się w walkę z przeważającymi siłami przeciwnika, to tym razem nie będzie latał jak głupi (czy raczej: próbował latać jak głupi) w jej stronę by ją osłaniać trumną.
Zawsze pozostawała cicha nadzieja, że to pluśnięcie nie zaalarmuje strażnika. Szczury w kanale nieraz potrafiły wywołać podobny, a nawet i większy hałas. A nuż wartownik uzna to za kolejny taki fałszywy alarm?
Z mentalnego zrzędzenia na kulawość Convolve wyrwał go ledwo wyłowiony przez ucho szept Elidisa. W duchu pogratulował mu zdolności mówienia tak cicho.
Może i nie był zbyt przekonany co do słuszności tak szybkiego wkraczania, ale w tej sytuacji kwestionowanie polecenia byłoby zbyt niebezpieczne i czasochłonne.
Uśmiechnął się cierpko, gdy przypomniał sobie podobną sytuację sprzed paru miesięcy: gdy wraz z grupą osadników czekał w zasadzce na ewentualną odsiecz dla odwiedzanego przez Travida przemytnika na usługach Harkareiów. Wówczas to Imram podkradł się do nich i nakazał im wyjść z ukrycia. Również wtedy nie wypadało kwestionować polecenia przyjaciela z drugiego oddziału...
I wtedy, posłuchawszy Imrama, wszyscy wpadli w pułapkę.
Spojrzał z niepokojem na Elidisa. Dreszcz przebiegł mu po kręgosłupie, zapewne nie od zimna. Czy polecenie wkroczenia było dobrym pomysłem? Mogli leźć w pułapkę...
Ale i tak nie mieli za bardzo innego wyboru. Musiał się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Musiał przepytać Ofelię, dlaczego nie wykorzystała okazji by uciec, kiedy prowadząca ją para oprychów rozwiązywała jej ręce nad studzienką. Bowiem by zejść do kanałów nie wpadając do rowu ze szlamem, musiała przecież mieć wolne ręce.
Może psionika? Jeszcze parę dni temu Octavio pomagał schwytać zabójczynię, która okazała się być ofiarą opętania. Czy to możliwe by jakiś psionik ją kontrolował zarówno jak wychodziła z zajazdu jak i teraz?
Albo potężna psionika, albo zupełnie bezsensowna zdrada... Albo coś czego się wciąż nie domyśla...
A odpowiedź czekała jakieś pięćdziesiąt metrów od niego.
Skinął głową Elidisowi krótkim, żołnierskim ruchem, na potwierdzenie jego polecenia. Wątpliwe jednak, by elf to zauważył.
Ruszył powoli zaraz za nim i Lothelem, uważnie stawiając kroki. Obiecał sobie, że po tym wszystkim udzieli Convolve solidnej reprymendy za nieumiejętność poruszania się po rynsztoku, którą sam przecież nabył w stopniu więcej niż imponującym gdy miał niecałe dziesięć lat. Vekowarskie ścieki nie różniły się wszak aż tak bardzo od Messyńskich czy Itharyjskich.

Indiana - 06-12-2014, 07:41

/to nie był Imram ;) /
Na hałas, spowodowany przez Conv, momentalnie zareagował wartownik w tunelu. Zerwał się i słyszalnie wydobył broń, zapewne nóż,sądząc po długości dźwięku wysuwanego z pochwy ostrza.
Lothel w ciemności ledwie słyszalnie prychnął z pogardą. Tylko kompletny żółtodziób by się tak zachował. Fachowiec by nawet nie drgnął, przekonując intruzów, że wcale absolutnie go tam nie ma i czekając, aż podejdą.
Nie wiadomo, czy to czy wcześniejszy hałas spowodowany przez dziewczynę, wywołał też reakcję w pomieszczeniu. Ofelia, dobrze widoczna przy ogniu, znieruchomiała.
- Argan? - krzyknęła w ciemność. Gdzieś zza jej pleców dał się słyszeć inny głos:
- Milcz!
- Argan? Jesteś cały? To ty? - zawołała jeszcze raz, zanim podszedł do niej ten, który się wcześniej odzywał, najwyraźniej szarpiąc ją za ramię i odciągając sprzed wylotu korytarza.
Słabo zakamuflowany wartownik cofnął się do pomieszczenia, komunikując odkrywczo:
- Idą, chyba więcej niż dwóch.
Za nim zobaczyliście dwóch ludzi z małymi kuszami w rękach (tak, tu sobie powetuję nieobecność kuszy na obozach ;) ), mierzącymi w korytarz.
- Kto idzie? Wychodzić!

Owizor - 06-12-2014, 12:42

/pardon, pokićkały mi się postaci: Tacyr, rzecz jasna! :oops: /
Zastygł, słysząc słowa z pomieszczenia. Spojrzał na Convolve morderczym wzrokiem.
Nie mógł uwierzyć w swoje parszywe szczęście. Znowu kusznicy! Znowu dwójka, jeśli nie więcej! I znając życie, również oni będą znali sztukę brania przeciwnika w ogień krzyżowy - choć akurat w zamkniętych pomieszczeniach to będzie dla nich o wiele trudniejsze...
Gdyby przesuwał się wzdłuż ściany w ewentualnej walce, z łatwością by do nich dotarł. Ale wtedy jego towarzysze mogą zapomnieć o osłonie jaką daje jego trumna. No i jeszcze pozostają pozostałe oprychy - co najmniej dwójka... Którykolwiek mógłby wziąć Ofelię jako zakładniczkę...
Skrzywił się, niezdecydowany. Walka była niewiadomą, jeśli nie mieli żadnego elementu zaskoczenia. Zresztą, czy w ogóle była konieczna?
Jego dłoń trzymająca miecz mimowolnie powędrowała do kaletki w której trzymał pierścień. Gdyby po prostu im go dał, może wszystko skończyłoby się bez walki?
Rzucił okiem na Elidisa i Lothela. Może gdyby stali i udawali że ich nie ma, wartownicy uznaliby to za fałszywy alarm? Wątpliwe...
Każda opcja wydawała mu się równie ryzykowna.
Zastygł w napięciu, czekając na to, co zrobią jego kompani. Modlił się w duchu, by żaden z nich nie wyskoczył nagle z czymś głupim...

Elidis - 06-12-2014, 19:10

Elidis zacisnął szczęki. W normalnych okolicznościach nie wahałby się, ale na szali było życie zakładniczki.
Zgromadził wojowników wokół siebie.
- Oślepię ich na jakieś dwie, trzy minuty. Zamknijcie oczy i czekajcie aż skończę inkantować, następnie wchodzicie. Lothel i Octavio rozbroicie tych drabów. Przez łeb i zabrać broń. Keithen łap Ofelię i dociągnij ją za nas - mówił najciszej jak tylko się, co prawda wiadomo było, że tu są, ale nie wiadomo co zamierzali. - Zrozumiano? No to do roboty.
Odetchnął głęboko kilka razy przygotowując się mentalnie.
Następnie wyszeptał kilka, zaczął wykonywać gesty rękami jakby się w coś oplatał. Znikąd pojawiły się pasma złotego światła, które osnuły jego postać i zaczęły tańczyć wokół niej. Octavio i Lothel wiedzieli co to jest, tarcza, która odbijała wystrzelone w stronę maga pociski. Elidis rzucił ją w obawie przed kusznikami. Zaklęcie trwało około minuty, dwóch.
Następnie możliwie cicho podszedł do poświaty rzucanej przez ognisko. Zbrojni byli tuż za nim.
Głęboki wdech.
Następnie zdecydowanym głosem wymówił zaklęcie.
W tunelu na ułamek sekundy pojawiła się kula skoncentrowanego światła, która gwałtownie wybuchła, bez dźwięku i ciepła, za to zalewając wszystko w potwornie jasnym świetle. Ludzie przy ognisku wrzasnęli zasłaniając oczy.
Światło było tak mocne, że przed oczami patrzących na nie pojawiała się po prostu kurtyna z bieli, która po dłuższym czasie ustępowała, ale w jej miejsce wkraczał dezorientujący powidok.
Lothel i Octavio wyprysnęli zza pleców elfa rzucając się w stronę kuszników, zaraz za nimi był Gwardzista. W swoim skoordynowaniu cały atak zaczął przypominać nagle elfowi jakiś dziwny rodzaj baletu, lub też przedstawienia teatralnego.
Czekał jaka dalej będzie jego rola.

Powój - 06-12-2014, 19:54

Klęła jeszcze przez chwilę pod nosem czując pulsujący ból w kostce. Szlag faktycznie źle musiała stanąć i to nie chodziło o samo udawanie.
Uniosła spojrzenie na Elidisa, był inteligentny to trzeba mu przyznać. Nie znała jego myśli, może na szczęście? Może niewiedza czasami dawała jej zaskakujące ukojenie?
Słysząc głos Ofelii siłą powstrzymała się przed skokiem w jej stronę. Naprawdę się o nią bała. Od momentu gdy usłyszała tą bajkę o zamurowaniu... Na szczęście okazała się być ona kłamstwem. Jednak wraz z radością przyszło też uderzenie adrenaliny. Słysząc inkantacje wypowiadane przez elfickiego maga zamknęła oczy zasłaniając je dodatkowo dłonią by po usłyszeniu reakcji na czar móc skoczyć za styryjskim gwardzistą. Owszem, nie miała takiego rozkazu, ale wiedziała, że może być tam więcej niż jeden przeciwnik i będzie musiała mu najprawdopodobniej pomóc.

Owizor - 06-12-2014, 20:08

Nie kwestionował pomysłu Elidisa, bo i po co? Nie było czasu na planowanie. Byle tylko Ofelii nic się nie stało...
Modlił się w duchu, by przeciwnicy nie usłyszeli inkantacji, a tym bardziej by nie domyślili się co się stanie. Aby odwrócić ich uwagę od tego co się właściwie dzieje, zaczął mówić spokojnym, stoickim wręcz, acz donośnym głosem:
- Wybaczcie panowie, że dopie... - błysk - ...ro teraz przynoszę wam co chcieliście, jednakże miałem po drodze pewne trudności...
Choć biegł z szarżą w stronę jednego z oprychów, cały czas starał się mówić zupełnie spokojnym głosem. Było to dziwne uczucie, gdyż miał ochotę ryczeć wściekle podczas ataku. Miał jednak nadzieję, że przeciwnika jakkolwiek to zdezorientuje.
Szarżował w stronę kusznika. Po ostatniej walce był zafiksowany na punkcie strzelców. Chciał za wszelką cenę wyeliminować ich w pierwszej kolejności. Każdemu innemu przeciwnikowi zaoferowałby co najwyżej jakiś cios na odlew, byle nie spowolnił jego biegu w stronę strzelca.

Indiana - 07-12-2014, 22:10

Elidis:
poświata tarczy, którą się osłoniłeś (prosiłam o podawanie składu zaklęć, psiakręć? ) została zauważona, zanim podszedłeś. Kusznik, stojący najbliżej wylotu korytarza, wydarł się równocześnie z Octaviem:
- Stój! Stój, mówię, bo cię...
Dało się słyszeć poruszenie w pomieszczeniu, nerwowe "idą", "dawaj!", "uważaj!". Jako że szedłeś pierwszy, widziałeś najwyraźniej, jak się tam zakotłowało.
W prawo od was dały się słyszeć odgłosy szamotaniny, kobiecy głos, w urywanych słowach:
- Puszczaj, skurczysynu! Nie!
- Rzucić broń, bo ją zatłukę! - to z kolei ktoś z napastników krzyczał do was.
W pomieszczeniu było łącznie pięciu mężczyzn. Gdy błysnęło ślepienie, dwóch stojących naprzeciw waszego wejścia, nacisnęło niemalże odruchowo spusty i dwa bełty świstnęły w powietrzu, jeden odbił się od magicznej świetlnej tarczy, rozpryskując na kawałki, drugi z brzdękiem pacnął w tarczę Octavia, rykoszetując po jej krzywiźnie uderzył w Lothela, drasnąwszy go niegroźnie.
Elf wypadł z korytarza od razu pochylony do uniku, odbił się niemal od Octavia, uskoczył w lewo pod samą ścianę, po czym mocnym mylącym wypadem na prawą nogę zmylił przeciwnika, który niezaładowaną już kuszą zasłonił się przed ciosem z prawej. Elf na prawej nodze zrobił lekki ćwierćobrót i jedno z długich ostrzy z brzydkim zgrzytem przejechało po karku kusznika, przecinając kręgi.

Octavio-
po odbiciu bełtu wiedziałeś, że od tego przeciwnika jesteś bezpieczny, jednak z prawej w głębi pomieszczenia było dalszych trzech. Jesteś praworęczny, wiec osłona tarczą od prawej strony wymagałaby odwrócenia się. Liczyłeś na to, że zdążysz doskoczyć do tego najbliżej, zanim ktoś z boku zdąży wpakować ci kawałek metalu pod żebra. Starając się kierować ciało w lewo, a tarczę w prawo, wpadłeś na kusznika, taranując go. Odrzuciło go do tyłu i poleciał na ziemię, potknąwszy się o ciało towarzysza, który w tym samym momencie upadł. Przewalił się przez ciało i zawierzgał nogami, docisnąłeś go tarczą, nie miał szans obrony.
Lothel, korzystając z zasłony, jaką mu tym samym dałeś, przyklęknął i z tej pozycji posłał nóż wirującym lotem prosto w szyję stojącego przy Ofelii człowieka.

Dziewczyna, stojąca za plecami tamtych, próbowała ich odsuwać, jeden z nich ciosem łokcia uderzył ją w nos. Mógł to dostrzec tylko Elidis, ale widząc, który był najbliżej, tuż przed błyskiem jeden z ludzi próbował złapać Ofelię ramieniem pod jej ramię i za szyję, tak by ją unieruchomić. Prawdopodobnie (nie widział dokładnie) ogryzła go, po czym uderzyła go łokciem w brzuch. W chwilę potem wpadł tam Styryjczyk.

Równocześnie z waszym atakiem Keithen zamiast razem z wami pchać się w korytarzu, odskoczył w bok. Tuz przed tym (jakieś 5 m przed tym), gdzie korytarz wpadał do pomieszczenia, była odnoga w prawo, widać tam było światło. Odnoga łączyła się po następnych kilku metrach z korytarzem równoległym do waszego, wpadającym do pomieszczenia po jego prawej (licząc z waszego punktu widzenia) stronie. Tym korytarzem gwardzista wpadł prosto na tych trzech, stojacych przy Ofelii.
Starł się z jednym z nich, ale błyskawicznie uniknął sztychu, banalnie prostą kontrą zbił ostrze w swoje lewo i ciosem "odwrotnym", z wywiniętego nadgarstka, trzasnął przeciwnika w czoło samą końcówką klingi. Cios nie był mocny, ale cięcie w czaszkę spowodowało dezorientację i falę krwi, zasłaniającą oczy. Dodatkowo momentalnie ustawił gwardzistę w idealnej pozycji do kończącego ciosu, który padł, rozcinając prawy bark przeciwnika. Keithen natychmiast cofnął się do gardy, ale nie było już przeciwników....

W czasie, gdy rozprawiał się tym, trzeci ze stojących przy Ofelii skoczył do przodu na Octavia i rzucił się na niego w momencie, gdy ten próbował przygwoździć do ziemi tego obalonego. Jako, że tarczą przyciskał przeciwnika, to mogło się skończyć żelazem w bebechach.
Żelazo jednak nie sięgnęło celu. Z niemałym zdziwieniem Octavio, zobaczyłeś, jak ostrze zatrzymuje się tuż przed twoim ciałem, napastnik strasznie długą sekundę patrzył na ciebie z niejakim zdziwieniem. Po czym upuścił miecz i opadł na kolana, rzucając falę krwi z ust, złapał się za szyję. Spomiędzy palców wystawał mu nóż Lothela. Za nim stała Ofelia w pozie bogini walki, zdyszana, z zakrwawioną połową twarzy (rozbity nos), drżąca od adrenaliny, gotowa do dalszej walki.

Powój - 07-12-2014, 23:30

Westchnęła ciężko pod wrażeniem wciąż panującego w uszach szumu wywołanego przez adrenalinę. Wszystko potoczyło się w ułamku sekundy, zbyt szybko by mogła pomóc. Może na szczęście? Zerknęła na Ofelię, jej wychudzoną i zmęczoną twarz.
Udało się.
Nagle nogi się pod nią ugięły i pacnęła tyłkiem o ziemię. I to nie jakoś specjalnie, ot ewidentnie ostatnie telepanie się po deszczu, uganianie od rana po mieście i tłuczenie w zaułkach dały się uzdrowicielce we znaki. A i jeszcze warto wspomnieć, że leczenie magiczne które teraz stosowała, oddziaływało też na nią. Więc nie dziwne, że zamiast spokojnie stać wraz z zaprzestaniem walki po prostu nie wyrobiła fizycznie i wylądowała szlachetną częścią ciała na ziemi oddychając ciężko.
Nienawidzę tej pracy.
Schowała na chwilę twarz w dłoniach będąc wdzięczną Tavar, że to już się skończyło. Na boginię, musi jak najszybciej poprosić o zwolnienie za służby. Albo przeniesienie, byleby nie telepać się w te i z powrotem po świecie. By z okolic frontu w trybie ekspresowym musieć dostać się na zapołudnie. W ciągu ostatnich tygodni musiała się zmierzyć ze śmiercią jednego z przyjaciół, spotkaniem córki innego bliskiego jej mężczyzny, podpisaniem traktatu pokojowego a teraz jeszcze z telepaniem się po kanałach w calu znalezienia Ofelii. Chyba nie wyrobi psychicznie. Tym bardziej w tym tempie umierania jej bliskich. To zaskakujące z jakim trudem przyszło jej pogodzić się z wolą bogów, właściwie... wciąż się nie pogodziła. Wyrzekła się tych którzy pozbawili ją szczęścia, w ostatnim przypływie nadziei zwróciła się do Tavar. A ona? Pomogła jej. Po raz pierwszy widziała, by bóg bezinteresownie(przynajmniej na pozór) mieszał się w sprawy ludzi. Nadal pamiętała, jak Wida nałożyła ciężkie ograniczenia na kniazia po tym, jak udzieliła mu pomocy. Zaś patronka wygnanych wsparła ją, wskazała drogę i pomogła odnaleźć sens w tym co nadal było.
Odsunęła palce od twarzy biorąc głębszy wdech, próbowała uspokoić tętno, wyrównać oddech. Spojrzała znów na Ofelię szukając ewentualnych zranień na ciele... przyjaciółki? Pracowały razem, to fakt, czy były przyjaciółkami? Nawet jeśli darzyła siostrę Argana sympatią i szacunkiem, trudno jej było ją określić jako przyjaciółkę. W tym zawodzie chyba nie ma szans na znalezienie bliższych kontaktów opartych na zaufaniu. Po prostu się nie da.
- Wszystko w porządku Ofelio? - Wychrypiała, jednak nie miała zamiaru wstać. Korzystała z ciepła ogniska i chwili na zregenerowanie sił. Po chwili rozejrzała się wokół po pobojowisku.
Ktoś powinien sprawdzić czy żyją, lub czy mieli coś przy sobie. Może wodę? To byłaby zaskakująco dobra wieść w tej sytuacji. Zakaszlała płytko oczyszczając drogi oddechowe z wilgotnego powietrza kanałów.

Elidis - 07-12-2014, 23:48

( przepraszam za czary nie wiedziałem, że trzeba pisać inkantacje... :( )

Wszystko stało się niewiarygodnie szybko. W jednej chwili Elidis rzucał czar, a już w następnej ich wrogowie leżeli pokotem.
Żal mu było Ofelii, która mocno krwawiła z nosa, ale nikt nie został poważnie ranny, a ona sama żyła. Jej nos należał do strat z jakimi spokojnie mógł żyć.
Gęba nie szklanka, nie stłucze się - powtórzył w myślach powiedzenie jakim raczył go jego brat za młodu po zapasach, zapasach, które to brat zawsze wygrywał...
Nagle oprzytomniał. Z pięciu wrogów został im tylko jeden przy życiu. ( bo rozumiem, że ten co go Octavio powalił to żyje i nie został jeszcze nadziany na miecz, czy został...? )
- Nie zabijać mi go! - powiedział nieco podniesionym tonem, musiał przekrzyczeć bitewną adrenalinę. - Jeszcze się nam przyda... - po chwili dodał. - Sprawdźcie okoliczne korytarze, może być ich tu więcej. Pani Ofelio, wszystko w porządku? - pytanie było retoryczne i miało raczej charakter grzecznościowy, w końcu dziewczyna miała rozwalony nos. - Pow... Convolve, myślę, że przydadzą się tu nam twoje talenta - powiedział przez ramię w tunel, w którym została sanitariuszka.
Podszedł do ostatniego żywego z porywaczy.
- No bratku. To teraz grzecznie odpowiesz na trzy pytania, dobrze? Pierwsze, dla kogo, lub dla jakiej organizacji pracujesz? Drugie, gdzie jest Toruviel Meliaor? I trzecie, po jaką cholerę wam ci wszyscy ludzie, hę!? I radzę ci odpowiadać szybko i zwięźle... - jego ton był lodowato zimny i bezwzględny, straszny.

Owizor - 08-12-2014, 00:22

Niewiele brakowało, by dobił obalonego kusznika i zerwał się na nogi do dalszej walki. Krzyk Elidisa wyrwał go jednak z bitewnego szału.
Rozejrzał się dzikim wzrokiem szukając kolejnego przeciwnika.
Co!? Już!? Wszyscy!? - przez długą chwilę nie wierzył w to co widzi.
Kolejne słowa elfa utwierdziły go w zaskakującym spostrzeżeniu. Wszyscy przeciwnicy leżeli. Nie mógł uwierzyć, że poszło im tak szybko i sprawnie.
Pchnął jeszcze raz nieco mocniej tarczą kusznika, po czym podniósł głowę.
- Sznur! - krzyknął polecenie - Lub cokolwiek!
Wiedział, że w każdej chwili z innych tuneli może coś wyskoczyć. Chciał jak najszybciej stanąć na nogach i zacząć pilnować terenu, ale za bardzo obawiał się kusznika.
Rozważył użycie resztek bandaża, którego miał w kaletce przy pasie. Nie chciał go jednak pochopnie marnować.
Zaczął liczyć w myślach do pięciu. Jeśli do tego czasu nikt nie oznajmi że ma sznur, będzie musiał niestety wziąć sprawy w swoje ręce. Nie mógł bowiem sobie pozwolić na dłuższą zwłokę.
Czuł wielką potrzebę podbiegnięcia do Ofelii i opatrzenia jej. I równie wielką by ją wypytać o wszystko. Domysły dręczyły go niemiłosiernie.
Przeklął w myślach swoje obowiązki: obowiązek trzymania leżącego aż nikt go nie spęta a potem pilnowania bezpieczeństwa. Kotłujące się w jego głowie pytania i domysły były trzecie, a może i czwarte w kolejce.
Dobrze chociaż, że Elidis nie zwlekał ze sprawą. Spojrzał groźnie na kusznika, licząc iż odpowie od razu na którekolwiek pytanie elfa.

Indiana - 08-12-2014, 01:00

Zanim Octavio doliczył do pięciu, Ofelia ,z wciąż z rozszerzonymi adrenaliną oczami, telepiącymi się dłońmi wykonała gest, jakby szukała czegoś na sobie, po czym wymacała krawędź kaptura od płaszcza, tego z grubej turkusowej wełny. Wytarmosiła z niego jedwabną tasiemkę, służącą do zacieśniania kaptura na wypadek wichury.
- Przy.. przytrzymaj go. Albo lepiej odwróć - propozycja była słuszna, z tarczą w ręce trudno by ci się kogokolwiek wiązało. Podniosłeś lekko tarczę, z pomocą przyszedł Lothel, który sprawnym ruchem odwrócił jeńca twarzą do ziemi. Ofelia zawiązała, ale ręce trzęsły się jej tak, że Lothel poprawił węzeł.

Dopiero wtedy dziewczyna usiadła. W zupełnie kontrolowany sposób, spokojnie. Tylko oczy robił się jej coraz większe. Z lekkim zdziwieniem wytarła krew spod nosa. Spojrzała na Octavia i Convolve i zauważalnie zaczęły drżeć jej usta.
- Argan... Jak... Uciekłeś im? - przysunęła się do Octavia na czworakach, nie wstając, przytuliła go opiekuńczym gestem, takim jak wszystkie starsze siostry świata przytulają braciszków, o których przed chwilą straszliwie się bały. Rozpłakała się, głośno, oczyszczająco, szczerze. Mogłeś tylko oddać uścisk (zrzuciwszy wcześniej z ramienia tarczę... )i poczekać, aż się wypłacze.
Keithen przyglądał się przez chwilę z grzecznym zainteresowaniem, po czym wstał i przyjrzał się wlotom pozostałych korytarzy. Lothel dołączył do niego, obserwując jednak sytuację między ludźmi.

Ofelia wzięła głęboki wdech i odsunęła na chwilę brata. Uśmiechnęła się jak ktoś, z trudem radzący sobie z nagłym nadmiarem szczęścia, wytarła rękawem twarz, choć łzy płynęły jej nadal.
- Coni... - szepnęła. Wstała i podeszła do przyjaciółki, uklękła przy niej i uchwyciła w dłonie jej ręce, położyła czoło na jej ramieniu i zastygła tak na chwilę - Ochroniłas go... - szepnęła - Nigdy nie zdołam ci podziękować...

Związany jeniec, kiedy go posadziliście, wyglądał na wściekłego. Elidisa, który powtórzył pytania, potraktował wzrokiem o ciężarze granitu.
- Masz szansę, elfi śmieciu, uwolnić mnie i odprowadzić na powierzchnię, to zastanowie się nad twoim losem - sapnął - Nie wyglądasz na dość cwanego, by pracować dla tego oszusta - wskazał ruchem głowy na Octavia - i jego szmaciarskiej siostruni, więc masz szansę. Nie spieprz tego.

Powój - 08-12-2014, 01:48

Przesunęła dłonią po włosach dziewczyny, aby upewnić się, że ta żyje i nic jej nie jest. Oczywiście wiedziała o stłuczonym nosie, ale chodziło jej tu o poważniejsze stłuczenia i inne rany. Spojrzała jej w oczy, szukając w nich jakiejś obietnicy, że to już się skończyło. Ale nie skończyło. Zbladła nagle klnąć głośno.
- Osz ku%wa mać... - Spojrzała ze złością na pojmanego mężczyznę przypominając sobie wydarzenia z zaułka. Była wściekła. - Spróbuj tylko uciec, a na wszystkie teralskie biedy obiecuje, że zrosnę Ci tkanki dłoni tak, że nawet dobry medykus Ci ich nie wyleczy. - Zmrużyła oczy zirytowana ty wszystkim co się do tej pory stało.
Wypuściła powietrze próbując się uspokoić i odwróciła się w stronę Ofeli unosząc dłonie ku jej twarzy. Delikatnie dotknęła skóry i chrząstki nosa sprawdzając jakie obrażenia zebrała dziewczyna, by ewentualnie udzielić jej pomocy medycznej. Jeśli to było tylko stłuczenie, oraz pęknięcie naczynek nie widziała sensu marnować mocy. W przypadku złamania.... Cóż, wolała polegać chwilowo na swojej wiedzy. W trakcie tych czynności jej umysł starał się łączyć fakty.
- Ofelia, wiesz, że nie mogłam Ciebie tak zostawić. Ani jego. - Zerknęła z rozbawieniem na Argana. - Aczkolwiek ze wszystkich sił próbował, mi to utrudnić.
Przetarła materiałem płaszcza twarz dziewczyny by oczyścić ją chociaż trochę z krwi póki ta nie zaschnie. Zastygła w trakcie tego ruchu, a jej źrenice rozszerzyły się minimalnie.
- Octavio. Kogo odwiedziłeś kiedy się rozdzieliliśmy w dzień? - Spytała nagle, bez powodu przeszywając go wzrokiem. - Mówiłeś, że chcesz odwiedzić kogoś bliskiego. - Zacisnęła usta. - A tamci zamaskowani... w alejce... Mówili, że zamurowali już jasnowłosą w kanałach. Do kogo zaprowadziłeś tych drani? - Dopiero przed chwilą zrozumiała, że Argan sam zwrócił uwagę przeciwników na swoje słabości...
Słów pojmanego nie słyszała, zajęta tym co sobie uświadomiła. To jeszcze nie koniec tego chędożonego w rzyć fauna dnia. A leszy by to!


---
Psują mi się coś znaki, dlatego tyle edycji... :I

Owizor - 08-12-2014, 03:24

Naramienniki zaskrzypiały donośnie, gdy objął siostrę. Przez moment pozostawał czujny i spięty, obawiając się podstępu, ale...
Znał to ciepło. Znał ten sposób przytulania.
Ostatni raz przytulali się tak cztery lata i dziesięć miesięcy temu, gdy mieli zostać przydzieleni do zupełnie innych oddziałów. Żołnierze z tentara pertama byli nieugięci, nikt nie mógł się wyłgać od tego rozpaczliwie przeprowadzanego poboru. Styria upadała. Ulundo i kapłani leżeli ogarnięci maligną w nieustannie wycofujących się lazaretech. Każdy kto był w stanie utrzymać broń był brany do tentara ke’empat. Każdy musiał bronić wolności przed nadciągającym nieubłaganie Wergundzkim walcem, miażdżącym wszystko na swojej drodze.
Żegnali się niemal przekonani, że już nigdy nie dane im będzie się spotkać. Żegnali się odchodząc do armii, która ginęła. Żegnali się, będąc pełni strachu i napięcia. Żegnali się zupełnie tak, jak teraz się witali...
Jak mógł ją o cokolwiek podejrzewać!? Jak mógł pozwolić, by ktokolwiek ją krzywdził!
Był na siebie zły. Za to, że uciekł z frontu, zostawiając ją. Za to, że zapomniał o niej, pławiąc się w lecordzkich luksusach. Za to, że kazał na siebie tak długo czekać, a gdy się już spotkali, nie był w stanie jej upilnować.
Ale przede wszystkim był na siebie zły za te głupie podejrzenia, które zrodziły się w nim przez cały ten czas poszukiwań. Jak mógł ją o cokolwiek podejrzewać!? To była jego siostra! Nieważne, po czyjej stronie stała, nie ważne kto jej groził - on zawsze będzie po jej stronie.
Popełnił wiele błędów. Teraz już jednak nie pozwoli, by cokolwiek oddzieliło go od siostry. Nie mógł sobie pozwolić na kolejną jej stratę.
Wtulił się mocno, zapominając o otaczającym go świecie. Zmniejszył swój uścisk dopiero gdy Ofelia syknęła cicho, przygnieciona naramiennikami. Wszelkie zmęczenie, przemarznięcie, a nawet wywołane walką napięcie znikły gdzieś w otchłani. W końcu czuł, że wszystko zaczyna się układać. W końcu przyszłość zaczęła nabierać jaśniejszych barw. W końcu!
Chędożyć wszystko! Chędożyć intrygi, pierścienia, porwania...! Liczy się tylko jej bezpieczeństwo. O świcie załatwiamy pierwszy lepszy statek do Birki i zostawiamy to wszystko za sobą!
Zwolnił uścisk dopiero gdy Convolve pochyliła się nad Ofelią. Uśmiechnął się do medyczki słysząc, jak mówi jego siostrze o próbach utrudnienia. Był niesamowicie wdzięczny Convolve. Zaczął się zastanawiać, jak będzie mógł się jej odwdzięczyć za to wszystko... Jej, Elidisowi, Tavar...
Chwila.
Co przed chwilą powiedziała?
Serce stanęło mu w miejscu.
Nie, nie przesłyszał się. A nawet jeśli... To to miało sens. To miało bardzo logiczny i bardzo przerażający sens.
Pobladł wyraźnie, w ułamku sekundy przybierając niemal trupi kolor. Poczuł, jak przez całe ciało przebiega go dreszcz przerażenia, a krew chowa się głęboko wewnątrz jego kurczących się wnętrzności. Mimowolnie puścił dotychczas obejmowaną Ofelię.
Przyszłość, którą jeszcze kilka sekund temu zobaczył w jasnych barwach nagle jakby przed jego oczami pękła i rozsypała się, niczym uderzone nożem lustro.
Nie... To nie może być... Nie... NIE!!!
Zerwał się na nogi i błyskawicznym ruchem doskoczył do jeńca. W locie chwycił go za gardło, wywracając i dociskając do ziemi. Trzymając go mocno za szyję, niemal dusząc, pochylił się nad nim niemal stykając z nim twarzą. W jego oczach widać było szał.
- GDZIE JĄ PORWALIŚCIE!!! - wyryczał głosem który niewielu uznałoby za naturalny, opluwając przy tym znajdującą się ledwie kilka centymetrów od niego twarz jeńca - GDZIE JĄ CHCECIE ZAMUROWAĆ!!!

Elidis - 08-12-2014, 14:50

Elidisowi urosło serce na widok sceny która się przed nim rozgrywała.
Oto kochające się rodzeństwo odnalazło się po latach rozłąki. Wręcz czuł ich radość, dało się ją namacać w powietrzu.
Łza spłynęła mu po pliczku.
Ledwie kilka lat temu on sam był w podobnej sytuacji. Będąc jeszcze obywatelem Hethanoru udał się by odnaleźć zaginioną siostrę. Daleko, wśród Teralskich lasów i puszcz. Jednak jemu nie dana była przyjemność i ekscytacja ponownego zjednoczenia.
Odnalazł siostrę. Martwą, gdzieś na ziemiach krasnoludów. To jej widok, jej bezsensowna śmierć zaprowadziły go tu, gdzie jest dzisiaj. To był ostateczny argument, który przekonał go, że zmiany jakie chciał wprowadzić były potrzebne natychmiast.
Byłaby dumna widząc go teraz.
Poczuł radość, dumę i wielki żal.
Tym bardziej wyprowadziły go z równowagi słowa jeńca.
- Zła odpowiedź! - syknął wściekle po czym bez ceregieli przywalił mu pięścią w twarz. - Dam ci jeszcze jedną szansę odpowiedzieć po dobroci, albo ten pan - wskazał zwiadowcę - zrobi ci z mózgu budyń!
Ledwie zdążył dokończyć i nagle zderzył się z pędzącą ścianą. Nie, to był Octavio. Zaczął drzeć się na więźnia, a Elidis patrzył się na niego lekko otępiały.
Dopiero po chwili dotarły do niego słowa Conv.
Gdzie ją... Kogo? A więc to co powiedzieli... Ciekawe, ale jest jeszcze jedno.
Podniósł się, otrzepał się. Spojrzał w oczy Lothela, mówiąc mu "bądź gotów".
Razem z Lothelem odciągnął Octavia od jeńca. Zwiadowca dodatkowo poprawił węzeł, który naruszył zbrojny.
- Jakkolwiek jestem ciekaw o kimże to rozprawiacie, zapewne o tej niewieście, z którą Octavio spotkał się, bodaj wczoraj, w waszej suterenie - zaczął wysoce arystokratycznym tonem - to chciałbym też zapytać o coś ciebie, Convolve. Być może przesadzam, ale wydaj mi się podejrzanym, że potykasz się robiąc piekielnych huk kiedy staramy się skradać - zawiesił głos, popatrzył jej w oczy. - Chciałaś pomoc im? Czy może komuś innemu...? - przeniósł ciężkie spojrzenie na Ofelię.
Niech się dzieje co che, trzeba to rozwiązać tu i teraz. Inaczej nie zdołamy dotrzeć dalej.

Indiana - 08-12-2014, 17:46

/uff, spróbuję to teraz ułożyć w logiczną chronologię, ale mogę nieco zamieszać/

Elidis:
jeniec potraktowany po paszczy otrząsnął się, wyraz twarzy z przypominającego wściekłą fretkę zaczął przypominać fretkę w ciężkim szoku. Zdaje się, że na końcu języka miał coś w stylu staroświeckiego "jak śmiesz...!", ale sie chyba rozmyślił. Możliwe, że buty Lothela, który na twoje wezwanie podszedł bliżej, znajdujące się dość blisko jego rozmaitych organów, miały z tym coś wspólnego.
Oblizał pęknięta wargę w trakcie, kiedy kończyłeś mu wyjaśniać, na czym stoi (leży) i właśnie otwierał usta, aby ci odpowiedzieć, możliwe, że dla odmiany z sensem.
Ale nie zdążył.
Bo wpadła na niego ściana.
Znaczy Octavio.
Osobnik o aparycji fretki został rozprasowany na płasko tuż obok swojego poległego kolegi. Z kazdym wywrzeszczanym przez Octavia słowem jego oczy powiększały sie o kolejne pół metra, trzymany za gardło nie bardzo mógł coś powiedzieć, choć ewidentnie bardzo chciał.
Kiedy go odciągnęliście, też chciał coś powiedzieć, ale dłuższą chwilę zajęło mu odzyskiwanie oddechu. Gdy już mu się to udało, wystękał bardzo wiele wnoszące:
- Aleee.... co???!!!!!

Lothel z uwagą oglądał całą scenę, niewiele z niej rozumiejąc, jednak doskonale czytał mimikę i mowę ciała. I w tym momencie skupił wzrok na Ofelii.

Dziewczyna zdążyła się uspokoić już. Krótki rzut oka na nią poinformował elfa, że choć panna nie była brunetką, to określenie "jasnowłosa" raczej nie było o niej. Kiedy Convolve zaczęła mówić, Ofelia najpierw słuchała z lekkim niezrozumieniem, potem z niepokojem, potem zmarszczyła brwi, usiłując zrozumieć, o co chodzi i opanować ogarniające ją przerażenie.
Reakcja brata przestraszyła ją autentycznie i naprawdę, tego Lothel był pewien. Ton głosu, nad którym bardzo próbowała zapanować, upewnił go w tym jeszcze bardziej, nie rozumiał jednak, dlaczego dziewczyna aż tak zbladła i tak bardzo z trudem panowała nad drżeniem warg.
- Na miłość bogini, kogo... o co chodzi?... - szepnęła, a elf usyszał,jak przełyka ślinę przez zaciśnięte gardło.

Nie przyglądał się dłużej, bo trzeba było Octavia odciągnąć od jeńca, zanim go udusi. Zaczął się znów przyglądać obu dziewczynom, gdy Elidis zadał swoje pytanie, w międzyczasie maskując przemożną chęć parsknięcia śmiechem na widok wypracowanego arystokratycznego sznytu przyjaciela. Tylko Elidis nie wiedział, jak wiele kosztowało wszystkich dookoła robienie poważnej miny kiedy on odgrywał arystokratę...
Ofelia nie zwróciła na to uwagi. Gdy pytanie do niej dotarło, twarz zmieniła się jej nie do poznania. Nadal była wyraźnie zdenerwowana, zmieszana, zdziwiona. Ale jakoś inaczej. Groza zniknęła na chwilę z jej oczu.
- Panie elfie - powiedziała, podnosząc na Elidisa szeroko otwarte, bardzo pełne szczerości i zmęczone oczy - myślę, że Coni chciała mi pomóc, tak zakładam, inaczej nie mieszałaby się w to wszystko. Chcę się dowiedzieć, jak się udało uwolnić Argana, zakładam, że wam wszystkim powinnam za to dziękować...? Ale najpierw... o kogo...?
W tym samym momencie wmieszał się Kiethen.
- Nie chcę przerywać tego niezwykle owocnego spotkania, ale nie jesteśmy tu sami - zakomunikował z chłodnym spokojem, stojąc oparty o naroże muru z mieczem zarzuconym nonszalancko na ramię - A do tego, o ile ów dżentelmen nie ma nic wspólnego z elfką z poselstwa, to wolałbym zająć się tropieniem tejże. Jeśli nie macie nic przeciwko.

Powój - 08-12-2014, 18:14

Była już gotowa rzucić się by odciągnąć Octavia od fretki, ale na szczęście Lothel i Elidis go uprzedzili, na szczęście. Po pierwsze, nie miała szans z siłą towarzysza, po drugie - z martwego nic nie wyciągną. Gdy oni skoczyli by powstrzymać tarczownika przed przypadkowym morderstwem ona sama wsunęła dłoń do torby, a następnie do wewnętrznej kieszonki gdzie spoczywała mała szklana fiolka z zielonym proszkiem. Rozprostowała palce chowając dokładniej swój skarb i wydobyła pojemniczek. Dla postronnych musiało to wyglądać jak zwykłe szukanie specyfiku w torbie, ba nawet takowy posiadała w zaciśniętej dłoni. W tym samym momencie usłyszała oskarżenia Elidisa.
Z trudem opanowywała zirytowanie. Co za upierdliwy długouch... Jedna z jej brwi powędrowała do góry i uniosła dłoń dając znak Ofelii by się uspokoiła, to na niej spoczywała odpowiedzialność wytłumaczenia się. W przeciwieństwie do spojrzenia głos miała spokojny.
- Elidisie, jakbym chciała pomóc im to najprawdopodobniej bym was po prostu zabiła. Miałam co najmniej trzy okazje, żeby pozbyć się Octavia. Ciebie mogłam równie dobrze pozbyć się idąc tunelami, szedłeś plecami do mnie, na końcu pochodu nikt mnie nie pilnował wyciągnięcie noża i wsadzenie między żebra nie byłoby problemem. Albo w dowolnym innym momencie. Wystarczyłoby, żeby nasza skóra się zetknęła a mogłabym zatrzymać Ci akcje serca, albo doprowadzić do tak wysokiego bólu, że twoje połączenia nerwowe rozpadłyby się pod wpływem nadmiaru informacji. - przerwała z drobnym uśmieszkiem. - Po drugie, jesteś magiem. Wiesz co oznacza wyczerpanie magiczne. Ja nim nie jestem, to czego używam podczas leczenia to moja własna energia życiowa a nie miałam czasu by ją zregenerować. Porównałabym to do mniej więcej trzech, może czterech punktów many. To, że jestem w stanie się z trudem poruszać i nie odleciałam wam na placu to zasługa Keithena. Mikstury jednak też mają swoje ogranicze... - Człowiek o którym mowa właśnie przerwał jej mówiąc, że nie są tu sami.
Zerknęła na gwardzistę pytająco, mając nadzieje, że wyjaśni o co mu chodzi. Chwilę później zerknęła na pana Fretkę. Idąc w kierunku jeńca wyciągnęła dłoń do Elidisa. W szklanej fiolce był pył który zebrała z twarzy Toruviel. Zielony proszek lśnił delikatnie w świetle ogniska.
- Uznaj to za przysługę. Dla ciebie i twojej tulya. - Spojrzała w jego jasne oczy. - Zrobił to Reshion da Tirelli.
Po tych słowach przysiadła obok fretkowatego. Jej głos do tej pory rozbawiony teraz spoważniał gdy spojrzała w oczy więźnia.
- Trzeba było odpowiadać gdy było można. Teraz nie mamy czasu. - Wyciągnęła rękę w stronę jego twarzy i mimowolnie uniosła kąciki warg. - Chyba, że chcesz nam powiedzieć gdzie jest tulya oraz jasnowłosa. - Przyłożyła palce do skroni mężczyzny. - Jeśli skłamiesz wyczuje to... A chyba chcesz żyć?

Elidis - 08-12-2014, 19:02

Elidis cierpliwie wysłuchał tłumaczeń Conv.
Były logiczne i spójne. Wiarygodne. Posługując się samym intelektem i logiką nie mógł ich obalić i musiał je przyjąć. Jednakże przez długość swojego życia nauczył się ufać instynktowi, a ten podpowiadał mu, że coś było tutaj bardzo nie tak.
Zmrużył lekko oczy, na ułamek sekundy.
Dowiem się - obiecał sam sobie.
Informacje na temat proszkowy wcale go nie uspokoiły. Wręcz przeciwnie.
To było zbyt dobrze wyważone. Mogła mu powiedzieć o tym, dość oczywistym odkryciu, od razu gdy się spotkali. Ona jednak wolała z tym poczekać i ujawnić to w nader niespodziewanej chwili. Zachowała to sobie jako kartę przetargową.
Patrz pan panie Elidis jak bardzo jestem po twojej stronie, a tym mnie oskarżasz. Nie z nami te numery Convolve - starał się jak mógł najlepiej, ale jego wiecznie podejrzliwa natura powoli brały nad nim górę, zbyt wiele się ostatnio dzieje.
Z trudem się opanował i powrócił do rzeczy ważnych.
- Nie zabijaj go Conv - mówił patrząc cały czas w oczy więźnia, - jeśli wyczujesz kłamstwo, nie zabijaj go, tylko nam to powiedz. A wtedy oddamy go w ręce tego pana - wskazał Lothela, - a on zrobi z nim rzeczy znacznie gorsze niż prosta, fizyczna śmierć. Jak z tobą skończy - zwrócił się już bezpośrednio do jeńca - to twoje myśli zaczną przypominać poplątane ciernie.
Lothel zacisnął pięści z niepokojącym trzaskiem.
- Ah! - nagle przypominał sobie - Może warto by też go przeszukać na wypadek amuletów ochronnych? No bratku, wskakuj z biżuterii!

/co do tonu arystokraty, nie mogłem odmówić sobie tej odrobiny bufonostwa :D , powiedzmy, że natchnął mnie pewien alchemik :mrgreen: /

Owizor - 08-12-2014, 22:53

Przez krótką chwilę szarpał się, trzymany przez Lothela. Dopiero po dłuższej chwili się opamiętał. Niemała była w tym zasługa spojrzenia Ofelii. Nagle zrobiło mu się strasznie głupio.
Choć przestał się wiercić, elf nadal profilaktycznie go trzymał. Westchnął ze wściekłą rezygnacją, spoglądając na jeńca.
Będzie musiał potem wszystko wytłumaczyć na spokojnie siostrze. Ale najpierw trzeba było wysłuchać, co jegomość o fretkowatym wyrazie twarzy miał do powiedzenia.
Nie mogąc się ruszyć, zaczął w myślach układać dotychczas niezrozumiałe poszlaki w jedną całość. Wszystko się zazębiało. Nadal widział wiele możliwości, wiele motywacji dlaczego do tego wszystkiego doszło... ale kilka teorii zrobiło się nagle wyjątkowo prawdopodobnych. I wyjątkowo przerażających.
Słowa Styryjczyka wyrwały go z zamyślenia. Rozejrzał się, szukając wzrokiem swojej trumny.
- Lothel, możesz mnie puścić - starał się brzmieć na tyle spokojnie i racjonalnie na ile to możliwe... Ale marnie to mu wychodziło, jego głos nadal przypominał warczenie orka żądnego krwi - Musimy pilnować terenu... Oni niech przesłuchują i się kłócą...Ale bezpieczeństwo...

Indiana - 09-12-2014, 04:42

- Mówiąc szczerze - odezwał się Keithen głosem, w którym brzmiało coś z lekka kpiącego - to mam wrażenie, że jesteśmy trochę otoczeni. Korytarz za mną, przynajmniej dwóch, bo rozmawiają ściszając wzrok. Amatorzy, któryś próbował wyciszyć kichanie... Korytarz na wprost, fachowcy, albo jeden człowiek, słychać głosny oddech i kroki. Nie żeby coś, ale przygotujcie sie na dalszy ciąg zabawy...
- Ten tutaj będzie musiał poczekać - westchnął Lothel, pozostałym wydało się, że z lekkim żalem. Spojrzał na Elidisa, czekając na zezwalające skinienie. Dać się zaskoczyć byłoby głupie.
- Do kur*y nędzy, ludzie! O co wam chodzi! - miauknął histerycznie jeniec, najwyraźniej tracąc rezon i przy okazji orientację w sytuacji - Nazywam się Kuvainenn... Liga Kupieckaaaa, no...!!!
Ofelia wodziła wzrokiem po waszych twarzach, czekając odpowiedzi na pytanie, które w tej chwili było dla niej najważniejsze. Nie usłyszawszy jej , skupiła się na bracie:
- Czekaj, Coni.... Argan... - powtórzyła głosem człowieka na granicy histerii - O kim wy mówicie? Kto kogo miałby zamurować...? Na litość bogini, mówcie!
/przepraszam, że wyręczam postaci, ale głupio byłoby czekać na dwa słowa ;) /
- Angela... - chrapliwym głosem odpowiedział Octavio, wyzwalając się od uchwytu Lothela, który ujrzawszy potwierdzenie (lub wydawawszy się, że ujrzawszy ;) ) odwrócił się i niemal bezszelestnie wbiegł w korytarz równoległy do tego, który wskazał gwardzista jako drugi. Styryjczyk widząc, że elf zamierza zająć się tym zagrożeniem, skupił się na korytarzu za swoimi plecami.
- Jego ukochana, jeśli dobrze rozumiem - uzupełniła Convolve... i zbladła. Cały czas trzymała palce na skroni jeńca i wyczuła pierwsza - Hej...?!
Oczy Ofelii rozszerzyły się gwałtownie. Skoczyła przed siebie zwinnym, błyskawicznym ruchem, odtrącając Elidisa z taką siłą, że ten zatoczył się na ścianę. Szarpnęła jeńca, brutalnie otwierając mu usta, jedną ręką wyszarpnęła coś z sakwy, co po chwili ciśnięte puste na kamienie okazało się być fiolką.
W pierwszym odruchu rzuciliście się, aby jej przeszkodzić, ale zatrzymaliście się w pół ruchu. Jeniec gwałtownie zaczął sinieć, na szyi i skroni żyły nabrzmiały mu jak powrozy, szarpnął się i wyprężył. Zanim Ofelia w ogóle go dotknęła.
Teraz próbowała sprawić, aby przełknął to co wlała mu do ust, wepchnęła mu palce w gardło, próbując je rozszerzyć, odchyliła głowę w tył, nawet przyłożyła usta, dmuchając mu w przełyk. Na nic. Zesztywniał jej na rękach z posiniałymi ustami.
Znieruchomiała również, położyła jeńca na ziemi i usiadła obok, kryjąc twarz w dłoniach.

Niemal jednocześnie z korytarza, w który pobiegł Lothel, dobiegł was odgłos szamotaniny i padającego ciała. Dość głośny. Plus jakiś brzdęk i łomot. I stęknięcie.

Pod przeciwległą ścianą Keithen, który w pierwszym odruchu zerwał się także w kierunku Ofelii, usłyszawszy odgłosy za sobą machnął do was w alarmujący sposób ręką, wskazując korytarz i prawie tak cicho jak elf zniknął w ciemności.

(-> wątek 18 ;) )

Powój - 09-12-2014, 09:20

//odpiszę w 18 jakoś później, bo niestety brak czasu :c//
Owizor - 09-12-2014, 14:09

/nie wiem czy dobrze zrozumiałem: Lothel zniknął w korytarzu z którego wyleciał w czasie walki Keithen, "profesjonalistów" słychać było z korytarza z którego reszta grupy wyszła, a "amatorów za plecami Keithena" słychać było z korytarza po drugiej stronie sali, si? jak nie, to poproszę szybki opis okolicy i który korytarz to który ;) /
Indiana - 09-12-2014, 14:20

Dobra, to uporządkuję to tak :D Jest sobie ta sala na zbiegu korytarzy. Z grubsza prostokątna. Na dłuższych ścianach prostokąta są po dwa wloty korytarzy, ustawione tak, że każdy jest w pobliżu naroża.
Od strony, z której przyszliście:
- ten, którym szliście i gdzie siedział wartownik - nr 1
- ten, do któego było przejście z waszego korytarza, pobiegł nim Keithen i wypadł przy Ofelii, jest on w prawo od waszego korytarza - nr 2
- ten, który jest na przeciwko waszego - nr 3
- i ten na przeciwko 2 - nr 4
1 i 2, jak wiecie, jest połączony poprzecznym przejściem (tj równoległym do dłuższej ściany sali, korytarze idą z grubsza do niej prostopadle). Keithen stał u wylotu nr 2, skąd było słychać "amatorów" i tam właśnie poszedł teraz.
Keithen mówiąc o "profesjonalistach" pokazał nr 4, ale ucho elfa bez problemu wyłapało, ze ten sam odgłos idzie też z 3 - więc między nimi prawdopodobnie też jest poprzeczka. Lothel poszedł korytarzem nr 3, chcąc dorwać idących korytarzem 4 "profesjonalistów". Ktoś tam kogoś dorwał, ale nie wiecie, kto kogo.

Owizor - 09-12-2014, 14:40

czyli tak jam myślałem, tylko w lustrzanym odbiciu ;) dziękuję :)

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group