Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

Poscig - finał - Poscig - gra

Indiana - 13-03-2018, 17:45
Temat postu: Poscig - gra
MG napisał/a:
Ten temat jest wspólny. To znaczy, że widzą go obie grupy. I tutaj będą się rozgrywać ewentualne potyczki bezpośrednio między postaciami.
Sugeruję nie pisać tutaj opisów działań, dopóki was nie widać. Jeżeli chcecie, to na początku mogę ja przekazywać, anonimowo, co jakaś postać robi (np. Osobnik rozpoznany, X, idzie gdzieś, za jego plecami Y, nierozpoznany, rzuca w niego nożem /tj X go nie widzi/ I ten rzut przepisuje ja z osobnych wątków).
Również zalecana opcja - jeżeli dojdzie do starcia, a wy chcecie zrobić coś na boku, czego inni nie widzą, piszcie w wątkach prywatnych.
W tym wątku piszą tylko osoby zainteresowane, natomiast te, których póki co to nie dotyczy, piszą dalej w swoich prywatnych.
Kolejność postów ma znaczenie.
W razie pytań - ciągle można zapytywać 🙂

Leite - 13-03-2018, 18:31

Osobnik, który właśnie wyszedł z krzaków, okazał się być Thorgrimem. Krasnolud szedł dalej, dotarł do schodów i wszedł po nich, otwierając drzwi na zewnątrz i wchodząc (tzn tak wygląda jego plan na ruch, chyba że coś ;) ) .
Z daleka, dla osób, które może obserwują drzwi, widać, jak ktoś je otwiera i wchodzi do środka.

Leite - 14-03-2018, 22:33

Osobnik zza drzewa rzucił coś na ziemię, a zatem na równi z zamykającymi się drzwiami rozległ się huk eksplozji (wystrzalu).
to opis ruchu gracza, nie odpis

Leite - 18-03-2018, 23:05

Ciemne pomieszczenie na piętrze, które znajduje się naprzeciwko schodów. W nim dwa meble. Niepościelone łóżko i stół ze świecą. Czyjaś sypialnia.
Postaci wchodzące po schodach z parteru. Zarysy, widziane w ciemności, słyszalne kroki.
Kulejący człowiek, dość lekki, ale wyraźnie rozpoznawalny krok. Za nim cięższy, masywniejsza postać. Minęli drzwi, przeszli w niewidoczną część domu.
Jakieś rozmowy. I ten cień, cień o cichym głosie, który uciął dyskusję.
Postać, dość postawna, z włosami splecionymi w jasny warkocz, jedyny jasny akcent na czarnym stroju. Trzyma jakiś zwój przez ramię. Edit: na plecach ma wypchany worek. Wchodzi do pokoju, bardzo ostrożnie zamyka drzwi. Podchodzi do łóżka, pryczy, chwyta je i najwyraźniej zamierza nimi zastawić drzwi. Koce spadają na ziemię. Czynność nie sprawia mu problemu.
Tak znajomy.
Tak rozpoznawalny.
Tak...nieostrożny.

<dalej postać zamierza zejść na kolana, podejść do okna w ostrożny sposób, odsunąć stolik w róg najciszej, jak może i delikatnie wyjrzeć za okno>

Leite - 19-03-2018, 01:26

Sangre
Zamykając drzwi, dostrzegłeś wyraz twarzy Silany, ale już po chwili byłeś niemal sam w pokoju wnuczki Osta. Łóżko było pełne nieposkładanych kocy. Podszedłeś do niego i je uchwyciłeś. Koce spadły.
Przesuwanie łóżka było czynnością żmudną i dość hałaśliwą, ale szybką, zajęło Ci to może 15 sekund. Odwróciłeś się i zszedłeś na kolana. Patrząc już w okno zacząłeś się zbliżać.
Chwytając stolik, poczułeś, że coś tu jest cholernie nie tak. Dagmara krzyknęła, odwracając się nagle:
Uważaj!
Dostrzegłeś postać za oknem i jej przesuwającą się w Twoim kierunku lufę sekundę przed wystrzałem. Rzuciłeś się w bok, ale nie zdążyłeś, było zbyt blisko (90/100 na odskoczenie).
Pocisk strzaskał okno na setki kawałków, robiąc ostry huk. (16/100) Wbił się w Twoje ciało, pod obojczykiem, niedaleko zagłębienia przy połączeniu klatki piersiowej i ręki. Został w ciele, ale niewiele brakowało, a wyleciałby z drugiej strony. Edit: Spowodował okropny wybuch bólu, krusząc Ci kości. Jego siła popchnęła Cię do tyłu.
Jednocześnie przed Tobą, pod Twoimi nogami, dokładnie sekundę później wybuchł drugi pocisk, będący najwyraźniej identycznym, co ten z samopału, ale rzucony luzem. Oszołomił Cię i odrzucił do tyłu, wylądowałeś na plecach (96/100 na działanie wybuchu), EDIT: i uderzyłbyś się w głowę, gdyby nie worek na Twoich plecach, więc w sumie półleżysz. EDIT: Na szczęście nie upuściłeś miecza, trzymanego w ręce, tylko trochę się przesunął (89/100). Kawałki szkła z roztrzaskanego okna, poruszające się przez wybuch, szczęśliwie Cię w większości ominęły, może robiąc lekkie zadrapania, ale nie poważne (10/100).
Ale dałeś radę dostrzec, że jednocześnie do pomieszczenia wskoczyła osoba w styryjskim kapeluszu, bez problemu rozpoznałeś Imirę. Wylądowała na wysokości Twoich bioder w przykucu, sięgając do lewego buta.
W pokoju obok rozległ się przestraszony krzyk.

Imira
Sangre zauważył Cię sekundę szybciej, niż według planu, ale to w niczym nie przeszkadzało. Dostał w klatkę piersiową, ale nie miałaś okazji się przyjrzeć, gdzie dokładnie. Drugi pocisk go odrzucił do tyłu, na plecy, zdrajca uderzył głową w podłogę, ale wciąż był przytomny.
Jednocześnie wskoczyłaś do pomieszczenia. Nie zadrapałaś się o żadne z pozostałości okna, ale jeden, poruszony przez wybuch granatu, odłamek szkła wbił Ci się w łydkę. Nie był duży, mógł mieć jakieś pięć, sześć centymetrów (79/100 na zrobieie krzywdy). Lądowanie udało Ci się perfekcyjnie, aczkolwiek noga zapulsowała.
Dokładnie w trakcie lotu zorientowałaś się, że Sangre w pomieszczeniu nie jest już sam. Pojawiła się pani w czerwonej sukience, którą zwykle miałaś możliwość czuć za swoimi plecami. Była po drugiej stronie pomieszczenia, po lewej od Sangre, tam, gdzie poprzednio stało łóżko. Nie miałaś czasu się przyjrzeć.
Złapałaś pistolet, ale musiałaś poprawić chwyt, bo wyszło trochę krzywo (77/100 na łapanie).
Edit: Sangre, przez worek na plecach, nie wylądował plackiem, tylko skończył w pozycji półleżącej.
Wylądowałaś na wysokości bioder Sangre, którego głowa była bliżej Dagmary i bardziej pod kątem, niż prostopadle do okna. Sięgnięcie do cholewki zajęło Ci dłużej, niż planowałaś (69/100 na łapanie), ale niewiele.
W pokoju obok rozległ się przestraszony krzyk.

Leite - 21-03-2018, 02:25

Thorgrim
Rozpędziłeś się. Wjechałeś całą krasnoludzką potęgą w drzwi, stare, nie spodziewając się dużego oporu. Jednakże był większy, niż Ci się wydawało.
Drewno trzasnęło i mimo naramiennika poczułeś, że Twoje ramię zostaje wybite ze stawu. Następne ułamki sekund były bardzo szybkie.
Łóżko, najwyraźniej zastawiające drzwi, zostało odrzucone z rozmachem na ścianę po prawej od wejścia, kiedy same drzwi otworzyły się do połowy, a następnie wyleciały z impetem z zawiasów.
I uderzyły w niespodziewanego przeciwnika, to jest furyer z Tercji, jednakże lekko ją tylko zdrasnęły i wytrąciły z równowagi. Na jej szczęście (i Twojego leżącego na podłodze towarzysza też) przeleciały one nad nimi i uderzyły w róg pokoju.
Pod spodem, w domu rozległ się kolejny huk samopału, głośniejszy niż poprzednie.
Za oknem poruszał się kolejny cień.
Za Tobą krzyk kobiety, kolejnej niespodziewanej w tym domu.
-Ojcze, co się dzieje?! Co się dzieje z naszym domem??
Tyle zdążyłeś zobaczyć, zanim się przewróciłeś.
Ramię zabolało. Mocno. Było bezużyteczne do momentu, w którym je nastawisz.

Sangre
Niewątpliwie wspomnienie, postępujące wraz z samoistnym okrzykiem bólu, nie było najbardziej odpowiednią rzeczą w tej chwili. Zarejestrowanie ruchów otoczenia było kolejnym elementem niespodziewanej sytuacji.
Pierwszą rzeczą, która się stała, był najwyraźniej wjeżdżający w drzwi z rozpędu krasnolud. Ujrzałeś łóżko, które minęło Twoją głowę o centymetry i równie blisko przelatujące drzwi, trzaskające o róg pomieszczenia i niszczące się tam.
Chwilę później dobiegł Cię z dołu trzask szkła i huk samopału, znowu bez lufy, głośniejszy.
W tym momencie zacząłeś ruch. Przewracałeś się na lewy bok, biorąc zamach mieczem.
Podkuliłeś nogi i z całą siłą, jaką mogłeś, pociągnąłeś nieuszkodzoną, prawą rękę z mieczem w stronę Imiry. Wrzasnąłeś odruchowo, próbując wbić się jej w trzewia, a najlepiej w serce:
-IMIRAAAAAAAAAAAAA!
W tle usłyszałeś rozpaczliwy krzyk nieznanej ci kobiety.
-Ojcze, co się dzieje?! Co się dzieje z naszym domem??

Imira

Następne sekundy były bardzo natłoczone akcją.
Wylądowałaś. Przed Tobą Sangre krzyknął z bólu. Dosłownie chwilę później drzwi do pokoju, wraz z łóżkiem, zostały otwarte przez krasnoluda, wjeżdżającego z bara.
Łóżko trzasnęło o ścianę, w miejsce, gdzie powinna być Dagmara, ale już jej tam nie było. Rozbiły się, nie czyniąc żadnemu z was krzywdy.
Natomiast same drzwi, które wyleciały w połowie z zawiasów, poleciały na Ciebie i nad Sangre. Uchyliłaś się, lekko Cię zahaczyły, nieznacznie wytrącając z równowagi, po czym rozbiły się o kąt pomieszczenia.
Na dole usłyszałaś, rejestrując dane w tle, trzask pękającej szyby i głośny huk samopału, głośniejszy, niż być powinien.
Następnie, najwyraźniej w wyniku dopływu adrenaliny, Twój przeciwnik podkulił nogi i z całej siły się zamachnął na Ciebie, celując w Twoje trzewia lub serce. Wrzasnął przy tym Twoje imię, w jakimś dziwnym okrzyku bojowym.
-IMIRAAAAAAAAAAAAA!
W tle usłyszałaś rozpaczliwy krzyk nieznanej ci kobiety.
-Ojcze, co się dzieje?! Co się dzieje z naszym domem??

Indiana - 21-03-2018, 06:07

Analiza sytuacji, przyspieszona przez adrenalinę, która idealnie spowalnia czas (ktoś mógłby to kiedyś opatentować).
95% uwagi skupione na przeciwniku.
Jego prawa ręka. Miecz. Jego prawa ręka była tą dalszą, aby wykonać zamach z barku (który w trakcie zamachu musi wychylić się do tyłu) przeciwnik musiałby wbić się w podłogę, na której leżał, a do tego działać w stronę przeciwną niż siła, która go na tę podłogę rzuciła.
Ale to był tercjero i chyba tylko to czyniło ten ruch wykonalnym.
NA twarzy Imiry nie odzwierciedliły się żadne odczucia, ale w myślach uśmiechnęła się z gorzką satysfakcją.
"Mój człowiek. Najlepsi z żołnierzy północy...."
Wylądowała tak, że kolano prawej nogi stuknęło o ziemię (jestem praworęczna, prawą stronę mam mocno wiodącą), lewa noga kolanem sięgała pod brodę.
Odruchowa błyskawiczna reakcja na zanotowany ruch po lewej to wyrzut w tę stronę lewej ręki zgiętej w łokciu, poparty wybiciem się z lewej nogi, przez co niemalże położyła się na przeciwniku. Łokieć lewej ręki powinien docisnąć jego prawy bark, lewa dłoń trzyma nóż, który w tej konfiguracji znajdzie się w okolicy klatki piersiowej lub szyi, a jej prawa ręka pozostała uniesiona do ciosu.
W dłoni prawej ręki wciąż był trzymany za lufę.
Ciężki.
Samopał.
Przywarcie do przeciwnika chroniło przed ciosem mieczem, nawet gdyby jakimś cudem ruszył przyblokowaną ręką, to maksymalne obrażenia to cięcie z łokcia przez plecy, chronione grubym skórzanym kaftanem. Coś, co niemal natychmiast zregeneruje.
Cóż, Sangre, zawaliłam na szkoleniu. Do walki w zwarciu nie bierze się
długiej broni, powinieneś to wiedzieć...

Tym samym w przeciągu sekundy znalazła się w pozycji półbokiem, przyciskając przeciwnika do ziemi, swoim lewym łokciem dociskając jego prawy bark, cieżarem (sporym) ciała przyciskając go do gleby. To musiało spowodować przyciśnięcie żeber i potworny ból w ranie.
W rejonie jego prawego obojczyka widać było wyraźnie rozlewającą się plamę krwi, a trzymająca nóż dłoń lewej ręki była w pobliżu, jednak nie było technicznej możliwości by zadać cios i prawą i lewą ręką. A cała operacja dążyła przecież do tego, żeby prawa ręka miała możliwość zamachu.
Kolbą samopału.
W twarz.

Tak, w tle słyszała, że na dole ktoś strzelił.
Za nią ktoś wskoczył na daszek.
Ktoś z siłą absolutnie niemożliwą do uzyskania w konwencjonalny sposób odepchnął drzwiami łóżko i wywalił same drzwi.
Krasnolud.
Siła krasnoluda nie mogła wystarczyć do dokonania czegoś tak kuriozalnego. Ale przecież nie walczyli ze śmiertelnikami. Walczyli z demonami.
Kij ci w oko, przemknęło jej przez myśl.
Za nią był już ktoś z jej ludzi. Torres lub Miguel.
Strzelaj, stary, strzelaj teraz... Bo tego, kurde, nie przeżyję....

Niezależnie od tego, czy Sangre zadał cios mieczem i jak bardzo, zamach samopałem zostanie wykonany (takie coś zrobiłaby nawet Indiana, nawet ze szkłem w nodze, nie mówiąc o Imirze).
Sangre ma postrzelony prawy bark - zasłonięcie się prawą ręką nie jest wykonalne, poza tym praktycznie leżę na tej ręce.

Natomiast następnym ruchem będzie przeturlanie się po osobie pana nekromanty na jego drugą stronę, możliwie natychmiast, bo w domyśle istnieje absurdalna możliwość, że krasnolud, mimo wybitego barku, zamachnie się młotem. Skoro mógł w taki sposób wybić przywalone łóżkiem drzwi, to znaczy że musi mieć demoniczne wspomaganie. Zatem konieczne jest najszybsze z możliwych usunięcie się mu z drogi.
Przeturlanie się przez pana nekromantę będzie się wiązało ze złapaniem pana nekromanty tak zeby się nim zasłonić.

Mordrim - 21-03-2018, 20:48

Thorgrim odczół skutek przebicia się przez drzwi, którym był potężny ból barku. Upadek po tym był nieunikniony ale momentalnie się podniósł słysząc głos Imiry, która mówił do kogoś kogo widział na zewnątrz nim upadł. Teraz widział jak wygląda stan Sangre, który był przygwożdźony do podłogi przez nią. W ręce obolałej trzymał blaszkę z runicznym zaklęciem.

Echironie niech ten blask światła dosięgnie twego wroga!! Wykrzyczał w myślach.

Runiczna blaszka w jego dłoni zaczęła świecić i nagle przed krasnoludem pojawiła się fala oślepiającego blasku, która ruszyła z wielką prędkością w kierunku Imiry i Sangre.

Indiana - 21-03-2018, 22:15

Mordrim napisał/a:
słysząc głos Imiry, która mówił do kogoś kogo widział na zewnątrz nim upadł

Nie powiedziałam na głos ani słowa :) Przyjęło się, że kursywą zapisujemy myśli i offtopy, jeśli coś jest pogrubione i kursywą, to jest powiedzenie czegoś w myślach. Przepraszam za zamieszanie :)

Mikes - 22-03-2018, 22:54

Proces wchodzenia na daszek był pełen gracji i profesjonalizmu.
Już stojąc przy oknie Miguel szybko zorientował się w sytuacji. Imira, na co wskazywały wszystkie znaki, nie dawała swojemu przeciwnikowi żadnych szans. Biedaczek. Dalsze oględziny pomieszczenia doprowadziły do obrania celu.
Jakiś krasnolud właśnie zaczynał gramolić się z podłogi. Widać było, że wstając pomaga sobie tylko jedną ręką.
Desperaci. Wysyłają kalekę do walki, albo Imira zrobiła, więcej niż podejrzewałem, albo może jest to nieistotne. Zganił samego siebie.
Po tym szybkim toku myślowym, który towarzyszył orientowaniu się w sytuacji, Miguel przechodzi do czystej analizy celu.
Krasnolud bezpośrednio zagraża sojusznikowi. Odległość za duża na atak w zwarciu, lecz za mały by załadować samopału i mieć dość czasu na strzał. Najlepiej czymś rzucić, by go spowolnić. Rapier, toporek, nóż, samopał... Samopał?! Ostatnie zdziwiło nawet go. Toporek. Celuje w klatkę piersiową.
W tym momencie rzut może być wykonany nawet z zamkniętymi oczami, gdyż mam wszystkie potrzebne dane. Rzucam w momencie, gdy krasnolud chce się wyprostować. To powinno ponownie wybić go z równowagi, a będzie miał już odsłoniętą klatkę piersiową.
Wszystkie te myśli przeleciały przez jego głowę z zawrotną prędkością. (Wszyscy chyba wiecie jak mówię jako ja w realu. To musicie uwierzyć, że myślę jeszcze szybciej. Choć nie zawsze na temat. 😛 .
Gdy rzucał zobaczył, że stojący obok niego agent, świetnie wytrenowanym ruchem ładuje samopał.
W momencie, gdy toporek opuścił już jego dłoń i leciał w kierunku celu, do głowy przyszła mu pewna myśl.
Biedaczek z tego kaleki.
Po wyrzuceniu toporka wskakuję przez okno do środka wyciągam nóż z pochwy przy pasie i obiegam z lewej strony, tak by nie wejść w linie strzału.
Biegnę po łuku w stronę krasnoluda. Nóż mam w lewej ręcę. Zamierzam do niego doskoczyć w chwilę po strzale.
(Jeśli widziałem jak odpalany jest ładunek to nie zaatakuję wcześniej niż 15 sekund od tamtego momentu). Zamierzam wykorzystać wytrącenie spowodowane strzałem z samopału.
Moja prawa ręka chwyta go za jego lewą na wysokości łokcia. Natomiast lewa zagina się tak by zgięcie mojego łokcia złapało jego szyję/twarz. Nie zatrzymuje się. Jest to jeden ruch. Moje nogi ida tak jakbym chciał przejść po jego lewej stronie. Docelowo idę za niego. Ciągnę go w ten sposób za wystawioną rękę, a ta na jego twarzy wytrąci go z równowagi. Po tym ruchu, gdy będzie leciał w tył zamierzam wbić mu się kolanem w brzuch i wbić nóż w klatkę piersiową.
(Jeśli jakimś cudem będzie chciał zamachnąć się młotem moja lewa ręka ma zablokować jego nadgarstek. I potem wszystko idzie jak wcześniej napisałem. Nie powinien zdążyć. Druga opcja jeśli skończy się pokój i wyląduję z nim na ścianie to kolano zamiast w żebra ma mu walnąc w krasnoludzkie klejnoty, a nóż dalej celuje w klatkę piersiową.)

Deft - 22-03-2018, 23:21

Kolejna fala bólu z rany skutecznie otrząsnęła Sangre. Zaburzony oddech odznaczył punkt, w którym stanął czas. Nekromanta się względnie uspokoił, a przynajmniej minął szok. Jego oczy otworzyły się szeroko. Pochłaniał każdy szczegół, każdy ruch swojej oponentki. Nóż był nieprzyjemnie blisko. Samopał niebezpiecznie wysoko. Prawe ramię dość mocno, bo punktowo, uciskane łokciem. Lewe ramię... czerwona wyrwa emanująca bólem i nikłe czucie w reszcie ręki.
Krew rozlewała się w jego ranie. Krew.
Przebłysk.
Skupienie. Koncentracja na ranie i na oku Imiry.
- To może Ci się spodobać.
Lekko poruszył lewym barkiem, poprawiając kąt.
Błysk.
Wcisnął brodę w mostek, delikatnie podnosząc czoło. Zainkantował swoje awaryjne zaklęcie.
Wszystko co z siebie do tej pory wykrwawił, oraz trochę krwi z okolicznych żył skoncentrowało się w jednym punkcie, formując kolec, którego końcówka stwardniała poprzez zamarznięcie. Z uzyskanym poprzez ciśnienie impetem, pocisk wystrzelił tam, gdzie według Sangre była twarz Imiry.
Potem Sangre otworzył oczy, gotów na wszystko.

Leite - 23-03-2018, 01:51

Imira
Cios, który próbował wyprowadzić Sangre, nie trafił, bo już przeszłaś do ruchu.
Nóż, który miałaś w lewej ręce, wylądował gdzieś w okolicy obojczyka, ale to nie było istotne.
Uniesiona ręka z samopałem zaczęła opadać.
Widziałaś przed sobą, bardzo blisko, twarz Styryjczyka.
Jasnoniebieskie oczy, wpatrujące się w Ciebie. Rządki czarnych rzęs, brwi, grymas na twarzy.
Wojna ma to do siebie, że zbliża ludzi, bo tak blisko siebie są tylko kochankowie lub śmiertelni wrogowie.
Wam zdecydowanie daleko było do kochanków.
Opadł. Oczy Sangre śledziły go do ostatniego momentu, do tej chwili, gdy ciężka kolba wylądowała między jego oczami.
Dopiero wtedy powieki mu się zamknęły.
Usłyszałaś lekkie chrupnięcie, a gdy kolba się odsunęła, odsłaniając widok, zauważyłaś lekkie wgłębienie.
Widocznie uszkodziłaś mu czaszkę. Miałaś tylko nadzieję, że nie umarł.
Przetaczając się po nim, mogłaś uznać, że przynajmniej jego wykluczyłaś z rozgrywki.
Ale podniesienie bezwładnego, zakrwawionego ciała nekromanty, z ciężkim workiem na plecach, okazało się nie aż tak bardzo możliwe. Nie zasłoniłaś się nim.
Wylądowałaś w pozycji kucającej, z nożem wciąż w ręce, gotowa do działania.
I wtedy właśnie dostałaś po twarzy porażającym światłem, które Cię oślepiło (5 sekund).
Potem świst toporka. Chyba trafił.
Jakieś słowa zza drzwi.
I krzyk, znajomy głos:
-IMIRA, GRANAT! KRYJ SIĘ!
Usłyszałaś, jak za Tobą, zamiast ładnie wylądować, ktoś wskakuje, po czym upada. I kroki, chyba na schodach.

Thorgrim
Wstając, zobaczyłeś, jak ręka Imiry opada. Potem ciche trzaśnięcie.
A potem już użyłeś runy i fala światła popłynęła. Zauważyłeś, że ze wszystkich możliwych w okolicy osób, dostała tylko Imira i Sangre.
Światło po chwili znikło, tylko po to, żebyś mógł zobaczyć lecący w Twoim kierunku toporek.
Wbił Ci się w ciało przy żebrach po prawej stronie, odcinając fragment skóry i mięśni tak, że widać było żebro.
A potem wypadł i wylądował na ziemi.
Ból przeszył Twoje ciało, działając mocno pobudzająco.
Następną rzeczą, jaką zauważyłeś, jest właściciel toporka, wchodzący do pomieszczenia. Za sobą usłyszałeś szybkie słowa Silany, inkantujące zaklęcie. I ten sam właściciel toporka, padający na ziemię.
Jakieś plusy.
-IMIRA, GRANAT! KRYJ SIĘ! - głos dobiegał z dołu, brzmiał męsko. Usłyszałeś cichy stukot lądującego, gdzieś za Tobą, granatu. Potem kroki na schodach.
Za oknem stała kolejna, niższa postać.

Miguel
Szybka orientacja. Chwyt toporka.
Rozbłysk światła, który zostawił tylko powidok.
Najwyraźniej bardziej nim oberwała furyer.
Już brałeś zamach, rzuciłeś, patrzyłeś przez chwilę za ostrzem, które wbiło się w Twój cel. Dalej nie chciałeś patrzeć, musiałeś przeskoczyć i wejść do środka, zaatakować.
Lekkie zarysowanie o szkło w oknie, brzęk paru kawałków na podłodze.
Pewne lądowanie, przygotowanie do pójścia w prawo.
A potem rozsadzający mózg ból, jakby wszystkie nerwy na raz dostały jakąś informację. Zrobiło Ci się ciemno przed oczami, upadłeś na posadzkę, nie raniąc się zbytnio, ale ból nie ustawał. Poczułeś, jak z uszu płynie Ci krew.

Sangre
Już zamachując się, wiedziałeś, że nie skończy się to dla Ciebie dobrze.
Imira Cię przygniotła. Widziałeś z bliska jej nieustępliwe, ciemne oczy, długie rzęsy, ostre brwi.
Musiałeś przyznać, że w takiej sytuacji jeszcze nie byłeś.
Kolba się wzniosła.
Zacząłeś rozumieć, że możesz spróbować z zaklęciem.
Przypomniałeś sobie.
Zacząłeś...
Opadła.
Ból między oczami. Dość potężny. Połączony z bólem z ręki, sprawił, że Twój umysł uciekł. Unosił się na skraju pustki, z dala od dwóch pulsujących plam w szarości umysłu.
Tu mogłeś odpocząć. Niekoniecznie tak, jak tego pragnąłeś, ale tu ból się nie liczył. Wisiałeś sobie swobodnie w przestrzeni, dość obojętny.

VanRex - 23-03-2018, 02:16

Wbiegł po schodach i zauważając swój granat odkopał go prędko w kierunku drzwi oraz krasnoluda i nacierał dalej na osobę zwracającą się w jego kierunku nie zwalniając kroku (szara kropeczka na mapie). Obawiając się zaklęć skrócił dystans najszybciej jak tylko potrafił tnąc z wysokości szyi na skos. Nie pozostawiał żadnych złudzeń co do swoich intencji, ten cios miał zakończyć czyjeś życie.
Mordrim - 23-03-2018, 02:54

Thorgrim czół teraz potężny ból i wściekłość ale też ulgę widząc jak został unieszkodliwiony właściciel topora, którym przed momentem oberwał. (Dzięki Elfko) przemkła mu myśl przez głowę. Widząc to że Imira była teraz oślepiona postanowił wykorzystać tę okazję do wyprowadzenia ataku na nią.

Ruszył na nią z pędząc niczym byk zamachując się już młotem tak że gdy był już prze niej młot nabrał już dużej prędkości i siły lecąc od dołu do góry pod kątem tak by nie trafić nieprzytomnego sojusznika. Młot uderza w tors a następie jest cofnięty tak by uderz swym kolanem w jej szczękę tak by ją zamroczyć. Kolejnym ruchem będzie kolejny cios młota tylko w trakcie wyprowadzania kopnięcia podniósł go i poluźił chwyt tak by rękojeść młota zjechała aż do momentu gdy się zatrzymał na metalowej części młota. wtedy zaciska chwyt i wykorzystuje młot niczym kastet wyprowadając cios na głowę.

Leite - 23-03-2018, 15:52

>Ruch Silany, decydowany przez współgraczy<
Silana ma wejść do pokoju, odkopując po drodze pocisk i omijając Torresa, schować się przed wybuchem za framugą i zająć się postacią za oknem (zaklęcie bądź fizycznie). I ma broń w gotowości.

Indiana - 23-03-2018, 17:26

Sekunda.
Dopóki nie pozna się tego momentu zawieszenia między zyciem, a smiercią, nie pozna się, jak długo potrafi trwać sekunda i ile myśli może w tym czasie przelecieć przez głowę.
Znała ten stan, kiedy czas spowalniał, klarowność myślenia się wyostrzała, chaos wydarzeń dookoła porządkowała spokojna, jak nigdy, analiza.
Pierwszy raz, to była Yro, przeprawa tratwami do Caer, jeszcze zanim wstąpiła do Tercji. Miała 17 lat.
Rozbita masywna kilkusetkilogramowa tratwa, którą dowodziła, pociągnęła ze sobą w głąb nurtu część pasażerów, których nie zdążyła przerzucić na brzeg. Nie zeszła z niej dopóki mogła stać, ale potem tratwa pociągnęła też ją i przybiła jej nogę do wywalonego w poprzek nurtu drzewa. Czuła jak zaczyna pękać kość, a mętna woda zalewa usta.
Wiedziała, że umiera, była przekonana, że to koniec. Ale umysł wciąż powolutku i klarownie analizował ile osób wyłowiono i czy czerwony tobołek jaki widzi pod wodą, to człowiek czy tylko bagaż.
Wtedy pierwszy raz była tak blisko śmierci...

Wspomnienie z nurtu Yro pojawiło się w jej umyśle i zgasło, a sekunda trwała. Patrzyła w oczy Sangre, towarzysza broni, JEJ człowieka. Żal, to było to, co czuła najwyraźniej.
Chciała zadać to pytanie, które skupiłoby się w wykrzyczanym "DLACZEGO??", ale na to już sekunda była za krótka.
"Dlaczego, Sangre...?? Byłeś jednym z nas, w twojej obronie skoczylibyśmy do gardła nie tylko Baldwinowi czy Eothirowi, ale wszystkim demonom świata. Dlaczego wzgardziłeś nie tylko mundurem, ale braterstwem broni, naszym poświęceniem i naszą przyjaźnią? Nie mogłeś po prostu odejść, zniknąć z tercji, musiałeś wbić nam nóż w plecy w czasie walki, w chwili naszej słabości...?"
Nigdy nie padło jednak ani jedno słowo. Samopał swoim sporym ciężarem wbił się między oczy nekromanty z charakterystycznym dźwiękiem zgniatanej kości...

A ułamek sekundy później przestała cokolwiek widzieć.
Przełączenie się na tryb innych zmysłów zabrało chwilę, którą zyskała przetaczając się po bezwładnym nekromancie, spodziewała się już świstu młota nad sobą, więc to, że nie zdołała szarpnąć Sangre i zasłonić się nim, był poważnym problemem. Jeden celny cios młota wyłączy ją z gry, wiedziała to doskonale, łowiąc dźwięk ciężkiego kroku krasnoluda, który ruszył w jej stronę.
Analiza.
Młot, gdy trzymał go luźno, sięgał Thorgrimowi do pół łydki. Minimum 60 cm trzonka plus długość ramienia. Nawet gdyby odskoczyła pod samą ścianę, dosięgnąłby jej, wystarczyłby mu krok. A ona nic nie widzi. Gdzieś tam jest odwalone od drzwi łożko, o które może się wyłożyć... Nie, ucieczka na dystans miałaby sens, gdyby był tu jakiś dystans.
Ale długa broń ma swoje wady...
Za oknem był ktoś, chyba Hektor, gotów do strzału, bo widziała iskrzenie. Skracając dystans, wejdzie mu w tor pocisku i wyrwie z samopału. Od schodów słyszała biegnącego Torresa i okrzyk "granat", to dziwne, bo Torres nie miał granatów... Ale Miguel mógł mu przekazać...
Wciąż, ciężka rana od granatu Torresa to lepszy rezultat niż cios młotem w głowę.

Z przyklęku, w którym wylądowała po przeturlaniu się przez Sangre, wybiła się na nisko ugiętych kolanach, osłaniając pochyloną głowę przedramieniem lewej ręki, z nożem wzdłuż przedramienia, w klasycznej pozycji niskiej gardy.
I skoczyła w kierunku, gdzie słyszała Thorgrima.
(Powinna mieć do niego niespełna metr. Ruch jest lewą stroną ciała do przodu, lewa ręka osłania głowę, nóż w ułożeniu odwrotnym, ostrzem wzdłuż ręki. Spodziewała się, że krasnolud trzyma młot do zamachu jedną ręką, wybitym barkiem nie da się obrócić. Musiał więc zamachiwać się swoją prawą ręką, stąd garda gdyby jednak sięgną, to połamie jej rękę lub żebra. Prawa ręka Imiry, wciąż trzymająca samopał, została z tyłu, w efekcie mogła się zamachnąć najsilniej jak się da, z pełnego wymachu barku. Biła zupełnie na oślep, nie wiedząc czy trafi, ale biła z całą siłą.
Celując w ten rejon, gdzie teoretycznie Thorgrim powinien mieć bark.
Ten, który mu troszkę wisiał. )
Jednocześnie wydarła się na pełny regulator, nieco mało sensownie, bo nawet nie sprecyzowała do kogo, ale liczyła że adresat (Hektor, do Ciebie mówię ;) ) zrozumie:
- Nie strzelaj!
Bo jeśli nie zrozumie, to właśnie wchodziła dokładnie pomiędzy okno i Thorgrima, na linię domniemanego strzału...

Leite - 25-03-2018, 00:17

Torres
Zaatakowałeś. Twój plan dalej działał, po kopnięciu pocisku elfka prawie natychmiast chciała go odkopnąć i zniknąć w drzwiach, koło krasnoluda, ale Ty już byłeś przy niej.
No, nie tyle Ty fizycznie, co koniec Twojego miecza.
Warto zaznaczyć, że pocisk nigdy nie wybuchł. Byłeś z siebie dumny.
Przez to, że miałeś kawałek do pokonania, elfka zdążyła zmienić pozycję, ale Twój cios był precyzyjny.
Trafiłeś w szyję, w naciągnięte mięśnie.
Poczułeś zapach krwi. Elfka z cichym jękiem złapała się za szyję, a jej biała dłoń została pokryta przez posokę. Trafiłeś ją z boku, od jej prawej strony. Wciąż mogła oddychać i funkcjonować, ale jej głowa straciła możliwość patrzenia w górę i w jej lewo.
Silana upadła na kolana dokładnie mieszcząc się we framudze.
Usłyszałeś strzał ze strony okna, które znajdowało się prawie na wprost Ciebie. Następnie zorientowałeś się, że celem był Thorgrim, którego zaatakowała Imira.

Thorgrim
Spotkałeś się z Imirą w połowie drogi, błędnie zakładając, że jej ślepota ją powstrzyma od ataku. Zasłaniała się lewą ręką, zakładając, że ją uderzysz od góry, ale Twój plan był inny.
Od głowy Sangre młot przeleciał dosłownie kilka centymetrów, średnio to zaplanowałeś, jednakże sięgnąłeś celu. Uderzyłeś w jej żebra, nie z pełną siłą, ale wciąż liczyło się to trafienie.
W następnej chwili Imira była tuż przy Tobie, zamachując się z drugiej strony.
Niestety, ona również trafiła.
Cięzka kolba samopału ominęła Twój naramiennik, trafiając nieco obok, ale jednak wystarczająco, by uderzyć w odpowiedni punkt.
W Twoje wybite lewe ramię.
Cisnąc je jeszcze bardziej.
Ból był straszny. Straciłeś możliwość jakiegokolwiek władania lewą ręką, która zaczęła upiornie pulsować.
Sekundę później dobiegł Cię strzał samopału. Pocisk, przeznaczony najwyraźniej dla Ciebie, trafił w Imirę.

Imira
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ten cholerny wzrok.
Dobrze założyłaś, że krasnolud zamierza Cię zaatakować.
Dobrze założyłaś, że zrobi to prawą ręką.
Tylko że atakował od dołu, nie od góry, w efekcie poczułaś młot na żebrach, który sprawił, że przynajmniej jedno z nich pękło.
Nie było to aż takie straszne.
Twój cios również dotarł do celu, nawet nie zahaczył o naramiennik, tylko sprawił, że Thorgrim stracił kompletnie władzę w lewej ręce.
A potem, zgodnie z Twoimi założeniami, że zapewne wejdziesz w linię ognia, pocisk Hektora wystrzelił.
Dostałaś w plecy, jakieś 4 centymetry od kręgosłupa, na wysokości czwartego żebra (po Twojej prawej), które się skruszyło od pocisku. Szczęściem nie było to ani wyżej, ani niżej, bo zapewne byś musiała regenerować swoje nerki bądź serce.
Gdyby nie skóra na plecach, byłoby zapewne jeszcze gorzej.
Pocisk zatrzymał się za żebrem. <pic na fb>

Mikes - 25-03-2018, 00:37

BÓL!!! Tylko to Miguel miał teraz w głowie i tylko to zajmowało jego myśli. Jego ciało natomiast działało zgodnie z pierwotnym instynktem przetrwania. Cofał się jak tylko mógł najdalej i czekał, aż da radę zrobić coś więcej.
VanRex - 25-03-2018, 02:31

Ostrze poczuło smak krwi, po tylu godzinach wreszcie mógł poczuć uczucie na które tylko czekał. Więc dlaczego nie smakowało tak słodko, jak się spodziewał? Przestraszone spojrzenie elfki, rozpaczliwy chwyt za ranę i jęk bólu, a jeszcze niecały dzień wcześniej był pewien, że może na umiejętności Silany liczyć w trakcie walki. Czarny diabeł nie zaznał uczucia spełnienia, poczuł ból charakterystyczny dla osoby, którą ktoś zdradził. Chciał zapytać "i po co było to wszystko?", ale wtedy Imira dostała młotem.
Torres nie zatrzymywał swojej dzikiej szarży, chciał jak najszybciej zniknąć z widoku na wypadek, gdyby ktoś miał zamiar zaatakować go z korytarza i pomieszczeń po lego lewej, ale mimowolnie musiał ją nieco wyhamować. Miguel na ziemi (gdyby miał czas na żarty, powiedziałby, że typowo), Imira, bo to raczej ona kryła się za krasnoludem, definitywnie ledwo zdolna do walki po takim uderzeniu, i ktoś za oknem. Nie było czasu na rozmyślania, dowódca był w niebezpieczeństwie, chociaż raczej ważniejszym i bardziej odpowiednim było powiedzieć, że to Imira jest w niebezpieczeństwie, a tego wybaczyć już nie mógł. Nogą sprowadził upadającą Silanę do parteru, co sprowadzało się do kopnięcia, bo nie miał czasu na zatrzymanie się i jakąkolwiek delikatność. Niemniej elfka jawiła się w tej chwili jako blokada w drzwiach i musiał się tej blokady szybko pozbyć. Miecz w prawej ręce ustawił do sztychu przed sobą, lewą rękę ułożył na głowicy co spowodowało wycelowanie noża skośnie ku górze. Biegł w kierunku Thorgrima tak szybko jak mógł mając w zamiarze pchnąć go w plecy, a najlepiej w serce. On albo Imira, rachunek nie mógł być prostszy. Reguła "zabijaj szybciej niż oni czarują" dalej obowiązywała, chociaż w tym momencie raczej była skrócona do "zabijaj szybciej niż oni".

Wystrzał

Z instynktownej oceny sytuacji wystrzeliła osoba za oknem, ale z tego co widział, cel był tylko jeden, Thorgrim. Między strzelającym, którym raczej był Hektor wnioskując po czołgającym się Miguelu, a krasnoludem stała zaś bita młotem Furier... Było zbyt mało czasu by myśleć o skuteczności strzału, ale trzymał kciuki za zdolności strzeleckie Hektora i to, że opuścił broń na czas. Ten zaś mógł liczyć na pewną dozę szczęścia w związku z tym, że Torres nie widział rezultatu strzału. W innym wypadku, w przypływie gniewu, rajd śmierci, który właśnie odbywał, mógł się kończyć dopiero za oknem.

Mordrim - 25-03-2018, 04:37

Thorgrim poczół potworny ból i widział że Imira jest przy nim i to ona go tak trzasnęła. moment potem było słychać wysztrzał a za plecami słysząc że ktoś jest za nim i nie jest po Silana gdyż była to troszkę cięższa osoba postanowił działać gdyż ta walka była dla niego i jego towarzyszy bardzo niekorzystna.
Wypuścił z ręki swój młot i chwycił Imirę za ubranie z całej siły i wykorzystując swoją siłę i wagę pociągnął ją w dół tym samym schodząc do parteru i tym samym wykonując pad w tył. gdy Imira była już nag nim to swoimi nogami , które po zejściu do kucnięcia i pochyleniu się w tył by się bujnąc na plecach miał wolne podwinął i stopy oparł o brzuch napastnickni. W momeńcie gdy był już ostani etap padu w tył wypchnął nogi odpychając tym samym Imire i puszczając co sprawiło że przeleciała nad nim z dużą prędkością.

Hakan - 25-03-2018, 17:09

Nie strzelaj! -Te słowa dotarły do uszu agenta zbyt późno. Pocisk wystrzelił i trafił furyer w plecy. Oby nie był to bardzo poważny uraz. Schował samopał za pas.
Joder...-Rzucił pod nosem i szybko przeanalizował sytuację.
Miguel dostał jakimś zaklęciem, Torresa nie widzę, a Imira ma słabą sytuację. No dobra, wchodzę.
Wyjmuje nóż prawą ręką. Przygotowuje się do przejścia przez okno. Starał się znaleźć miejsce bez odłamków szkła, gdzie mógłby oprzeć lewą rękę, by bezpiecznie przerzucić swój ciężar i wylądować w środku.
Na podłogę upada kucając i stara się szybko doskoczyc do Thorgrima, który wyglądał, jakby właśnie chciał złapać Imirę. Stara się wbić nóż w jego ramię (to, które będzie bliżej) tak by zatrzymać jego ruchy. Potem puszcza rękojeść i wyjmuję samopał z zamiarem uderzenia krasnoluda kolbą w głowę.

Indiana - 25-03-2018, 22:08

Brak zmysłu wzroku zmieniał całkowicie sposób postrzegania sytuacji i, co dość oczywiste, sam sposób walki. Było takie ćwiczenie treningowe, sama dość często je stosowała wobec tercjowych rekrutów - w całkowitej ciemności i w pełnym osprzęcie tercjero był zrzucany po pochylni. Błędnik całkowicie trafiał szlag, orientacja góra -dół przestawała istnieć. Jeśli rekrut nie potrafił dobrze ułożyć i przymocować sprzętu, to okazywało się też, że rapier nagle zahacza o głowę, nóż wypadł, ładunki się pomieszały, a sakwy zamiast przy pasie są pod szyją. Wtedy następował atak, w trakcie którego zapalane były świece w losowych miejscach, robiące dodatkowo chaos. Zadanie, którego kluczem było "nie bój sie zamknąć oczy". Gwałtowne wytrzeszczanie się w mrok powodowało potężne i bolesne w skutkach oślepienie. Umieć przestawiać się na różne zmysły, uniezależnić się od obserwacji wzrokowej, ufać instynktowi... i zawsze prawidłowo mocować sprzęt...

Światła nie było, ale był dźwięk. Zapach. Dotyk.
Z jej prawej strony. Syk spłonki. Nie czuje zapachu prochu, więc dalej niż metr. Cholera, stary, na pewno załapałeś, że na niego skaczę, nie strzelasz przecież na oślep. Ufam ci, nie traf mnie...
Przed nią. Zderzenie z krasnoludem. Potężne uderzenie z dołu od lewej... Psiakrew. Młot. Mimowolnie i bez kontroli wypuściła powietrze z głośnym jękiem. Ból był potężny, ale znajomy. Żle przewidziała, uderzył od dołu, ale mogło być gorzej...
Ech. Gdyby miała chwilę czasu więcej, chyba by się roześmiała. Naprawdę, tyle lat doświadczenia, i nie wiesz jeszcze, że jeśli może być gorzej, to będzie....?
Huknął samopał i poczuła potężne, obezwładniające uderzenie w plecy. Od fali bólu pod powiekami rozbłysnęły światła, a oddech skrócił się do minimalnego.
Świadomość przełączyła się na bardzo awaryjną.

Ludzkie ciało jest cudowne. Gdy coś gwałtownie się psuje, ostrzega cię falą bólu i wyrzuca do krwi adrenalinę. W chwilę potem miejsce, gdzie się zepsuło, drętwieje, szok tkanek pozwala ci zareagować przytomnie, adrenalina pozwala zrobić to szybko.
A potem ciało zaczyna się regenerować, szok tkanek mija, ból zaczyna znowu informować, że jest źle.
Chyba, że w twoich żyłach krąży wirus. Wtedy zanim szok tkanek minie, ciało zdąży zregenerować dużą część tkanek. Zostanie tylko ból.
Pierwsza fala bólu minęła, a błędnik zareagował informując, że coś ciągnęło ją za mundur ku ziemi.

Niemal równocześnie poczuła nacisk buta na udzie i zanotowała ruch.
Zrozumiała, co zrobił, chciał ją przerzucić nad sobą.
Doskonale.
Szarpanie się z cięższym i silniejszym przeciwnikiem było bez sensu. Znacznie lepiej było wykorzystać jego własną energię.
Odpuściła opór, pozwalając się szarpnąć w dół i w przód.
Nie musiała zmieniać pozycji, ręka z nożem, uniesiona nad pochyloną głową znajdywała się dokładnie tam, gdzie powinna. Skuliła głowę, wbijając brodę w obojczyk, jak do przewrotu. Gdy but mocno podbił jej udo, nawet nie musiała wykonywać dodatkowego ruchu. Nóż (wcześniej wzdłuż przedramienia ostrzem) leciutko tylko przesunięty w palcach, znalazł się ostrzem w dół, a ona całym swoim bezwładnym ciężarem właśnie się na nim oparła.
Gdy przerzucił ją nad sobą, nie zluzowała dłoni, próbując zabrać nóż ze sobą.
Ze skulonej pozycji, idealnie wybita do przewrotu kopnięciem, powinna przekoziołkować luźno po ziemi i wylądować w klasycznym przyklęku.
I natychmiastową reakcją byłoby odwinięcie się z powrotem. Zależnie od tego, jak przebiegł przewrót - lewą ręką, o ile utrzymała nóż i wylądowała w lewym przyklęku. Prawą - jeśli został tylko samopał, a lądowanie było na prawym kolanie.
I dopiero po tym odważyła się otworzyć oczy.

Leite - 27-03-2018, 00:06

Miguel
Przez Twój obolały mózg przewijała się, szalejąc, pulsując i niewyraźnie migocąc, jedna myśl.
Strzy-KA wka COś cO po-trzeboooowAŁeŚ wsTA ć.
Złość się kumulowała gdzieś z tyłu, póki co liczyłeś na kogoś z Twoich towarzyszy, jeżeli tak można nazwać leżenie na ziemi z potwornym bólem głowy.

Torres
Szarżżżżaaaaa...!
Dopiero w połowie drogi zorientowałeś się, co zamierza Thorgrim. Twój miecz był wyciągnięty, a ten pada i rzuca Imirą.
Co oznacza, że za chwilę to ona się nadzieje tylnią częścią ciała.
Myśli skakały, a ręce zareagowały same. Pociągnąłeś lewą rękę w dół, aby ostrze wycelować w sufit i nie nabić furyer. To się udało!
Potem rzut sprawił, że się spotkaliście w powietrzu. Twoja szarża, skontrastowana z jej lotem, sprawiła, że się nie przewróciłeś, ale Imira w Ciebie uderzyła nogami i spadła na ziemię, najwyraźniej nie robiąc sobie większych szkód.
Tylko, że w momencie spotkania, miałeś miecz przed sobą, a co za tym idzie, uderzył on w Ciebie, w dodatku, pechowo, ostrą krawędzią.
Poczułeś go na twarzy. Uderzył w prawą połowę, przesuwając się lekko po skórze wskutek uderzenia. Poza rozcięciem było dość mocne uderzenie, które Cię lekko obiło.
Kapelusz Ci spadł na ziemię.
Pręga szła po policzku, od kości policzkowej do żuchwy, ostrze zazgrzytało o kość. Krew zaczęła płynąć.
Nie było to poważne obrażenie, raczej coś, co mogłeś zignorować, ale wciąż, nadzianie się na własny miecz było problematyczne.
Za sobą, na plecach, poczułeś framugę, o którą się oparłeś w wyniku zderzenia. Jednocześnie delikatne zdraśnięcie przeszło po Twojej prawej nodze, pod kolanem, które także średnio zrobiło cokolwiek. Był to miecz Silany, która podciągnęła się do klęczek i słabo się zamachnęła, trzymając drugą ręką szyję. Najwyraźniej Twoje poprzednie cięcie nie było krytyczne.
To na Twojej nodze to tylko zadrapanie...

Thorgrim
Z powodzeniem udało Ci się szarpnąć przeciwniczkę. Kątem oka dostrzegłeś, że przez okno wchodzi kolejny osobnik. Błyskawiczna analiza, pad na ziemię, przerzut.
Zaskoczeniem był fakt, że nie stawiała oporu.
A jeszcze większym to, że wbiła w Ciebie nóż w trakcie tego rzutu, w Twoją prawą stronę klatki piersiowej. Jej ciało sprawiło, że ostrze się zagłębiło.
Przerzuciłeś ją do końca. Po hurgocie założyłeś, że zderzyła się z Torresem, znajdującym się za Tobą, a następnie wylądowała na ziemi.
Ostrze w Twojej klatce piersiowej zagłębiło się mocno. Na jakieś dziesięć centymetrów co najmniej, o ile zdążyłeś poprawnie przeliczyć długość jej noża.
Było zimne, mroziło. Zgrzytało o żebra. Przebiło Ci płuca, krew zaczęła się wlewać do wewnątrz, ale w kontrolowany sposób, póki ostrze było w ciele, niczym korek.
I zostało, bo furyer go nie wyjęła, kiedy wylądowała. Piekło jak cholera. Utrudniało oddychanie.
A młota nie miałeś w ręku. Leżał na ziemi, niedaleko.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to cholerne lewe, bezwładne ramię i nóż...

Hektor
Wbiegłeś do pomieszczenia, lekko kalecząc lewą rękę o szkło we framudze okna, chociaż starałeś się znaleźć miejsce bez niego. Trudno.
Podbiegając do walczących, nie spodziewałeś się takiego obrotu akcji. Musiałeś wyminąć leżącego Miguela, Sangre i dopiero wtedy podbić do nich, a wówczas Imira była w połowie lotu dalej. Na szczęście Twój odruchowy zamach ominął ją i nawet się nie przewróciłeś. Ani nie dostałeś jej nogami, przy okazji.
Kiedy ułamki sekund minęły, Torres stał przy drzwiach, oparty o framugę, Imira leżała na plecach, tak jak Thorgrim, z nożem wystającym z klatki piersiowej. Chyba Silana klęczała w drzwiach, z nożem przy nogach stojącego tercio.
I Ty, jako jedyny stojący pewnie na nogach, w całym pomieszczeniu. Na środku.

Imira
Przerzut. Ostrze. Poczułaś, że się zagłębia. Bardzo. Im bardziej, tym trudniej wyciągnąć.
Lecąc nad Thorgrimem, mogłaś mu się dokładnie przyjrzeć.
Był dość zdesperowany.
Polecialaś dalej. Zorientowałaś się, że wlecisz na Torresa, szcześciem wystarczająco szybko zareagował, abyś nie nabiła się na ostrze.
Uderzyłaś w niego nogami, popychając go, ale że był w trakcie szarży, to nie upadł.
Ty upadłaś, na plecy, co niespecjalnie Ci pomogło w regeneracji obu żeber. Noża nie wyjęłaś. Widziałaś teraz framugę, Torresa opartego o nią z chyba szramą na twarzy i bez kapelusza.
Za Twoją głową leżał Thorgrim. A po jego lewej, Twojej prawej, stał Hektor z nożem w ręku.

Mordrim - 27-03-2018, 01:06

Ból i chłód coraz większy towarzyszył Krasnoludowi. Ostrze tkwiące w ciele nie było przyjemną rzeczą lecz dzięki temu że w nim jest jeszcze jakoś dycha.
Jednego mógł być pewien przedstawiciel brodatej rasy. Jeszcze nie czas by odejść za mgły i dołączyć do przodków. Lina rodu Tordenskrall nie może zgasnąć gdyż on ma cel do wykonania by na nowy rozpalić już tylko nędzny ogarek. Z ust leciała mu krew i dwa razy kaszlnął. Tyle bólu w tak krótkiej chwili, która zdawała się być wiecznością.

Mrok się zbliża i światło przygasa.
Panie światła przodku mój dodaj mi siły by mrok nie zgasił ostatniego światła naszego rodu.
Niech twa siła wspomoże mnie w zniszczeniu tych co śmieli się podnieść rękę na twe sługi. Ehironie Niech twe światło rozjaśni mrok rzucany przez naszych wrogów


Gdy mówił w myślach te słowa na tyle szybko ile mógł sięgnął po blaszkę, którą miał w torbie z runicznym zaklęciem i odchylił nieco głowę by widzieć to czemu będzie skierowana moc jego nowego pana momentalnie runy zaświeciły się na czerwony kolor i ułamek sekundy po tym między Thorgrimem a Imirą pojawiła się ściana ognia, która ruszyła w kierunku jej i Torresa z dużą prędkością.

VanRex - 27-03-2018, 02:34

-Voy a matar, quemar, rasgar, cortar, amasar, romper la columna vertebral y bailar en el cadáver
Gniew, furia, wściekłość i żądza mordu. Potok słów wylał przez zaciśnięte zęby zaciskająć rękę na rękojeści miecza, gdy poczuł, że ktoś próbuje dłubać mu przy nodze... Silana...
-Mogłaś chwytać się życia, spróbować uciec, błagać o litość, modlić się do bogów bądź po prostu się poddać, a jednak wybrałaś zdechnąć w jakiejś zaplutej chałupie - Mówiąc to przełożył miecz do lewej ręki i uniósł go nad stosunkowo kruchą istotę - Na litość bogini... Vete a tomar por culo - Wypowiadając ostatnie słowa uderzył w Silanę z całą swoją siłą. Kręgosłup, głowa, biodro, płuco, serce czy żołądek, nie miało to znaczenia. Miecz miał się w elfkę wbić, a po akcie wbicia Torres miał go przekręcić z zamiarem usłyszenia wrzasku bólu. Ale to nie ona była obiektem gniewu tercjero, był nim brodaty wielkolud wylegujący się na ziemi z nożem wbitym w ciało. Myśli obijały się w po głowie, niezrozumiały gniew budujący się godzinami mógł znaleźć finalnie drogę ujścia... Czy to wpływ Dagmary? A może taki już po prostu był? Obojętne, zwierzyna leżała ranna, wystarczyło ją dobić...

Jeżeli nikt mu nie przeszkadzał, to oderwał plecy od ściany i wyjął już pewnie przesiąknięty krwią miecz, jeżeli zaś krasnolud miał zamiar jeszcze udowadniać, że nie umarł, to puścił swoją broń i szybkim doskokiem schował się w bezpiecznej strefie za głową krasnala. Niezależnie jednak od poczynań, w przypadku powodzenia plan był jeden. Sprowadzić Thorgrima do parteru i nadepnąć na wystający z niego nóż. Jeżeli zaś go wyjął, but na gardle musiał wystarczyć. Tak czy inaczej cel był tylko jeden. Zadać ból i cierpienie istocie, która śmiała zrzucić mu kapelusz za pomocą rzutu jego osobistym dowódcą.

((Co z tego wyjdzie to wyjdzie, Thorgrim wysłał swój post w trakcie pisania mojego, więc cóż... No najwyżej nic nie wyjdzie i sobie po prostu popisałem :D . Miłego dnia wszystkim!))

Mikes - 27-03-2018, 03:22

Miguel usiłuje zapanować nad chaosem w głowie i zdobyć się na użycie środków medycznych. Jeśli to możliwe wycofać się jeszcze bardziej w kąt by być możliwie jak najdalej od zagrożenia.
Indiana - 27-03-2018, 04:51

Jednak czasem najwyraźniej zawodziła fizyka ruchu... A może to ciało zawodziło i nie zapanowała nad czymś. Najbardziej naturalnym efektem przewrotu jest wybicie tułowia dalej, do przysiadu, przyklęku, dzieje się to naturalnie, w wyniku trajektorii ruchu. Dodatkowo przeciwnik wybił ją nogami, jeszcze dodając swoje. Wylądowanie po przewrocie na plecach jak mokra szmata na deskach, to jej się nie zdarzyło chyba nigdy.
Ale też zwykle nie zderzała się z nadbiegającym towarzyszem. Tak, to to zawiodło.
Irytacja podbiła do góry adrenalinę w żyłach
Nie zdołała w dodatku wyszarpnąć noża, co oznacza, że chwilowo nie miała go w dłoni, w prawej ręce pozostał jeszcze bardzo skuteczny jako pałka trzymany za lufę pistolet.
Absolutnie wściekła poderwała się do góry, do przysiadu, przez lewe biodro, podkurczając nogę i podpierając się lewą ręką, obróciła się w miejscu twarzą do krasnoluda.
Głównie po to, zeby spojrzeć w płomienie.
Był magiem od run, pamiętała. Pamiętała, jak pracował z Deftem przy inskrypcjach dla Tercji gdy wchodzili w Strefę, podziwiała jak pod wpływem nauki u mistrza run zmieniał się, jak jego twory stawały się lepsze i skuteczniejsze,a on sam... Tak, można było dostrzec zmiany. Wiedziała, że Deft nauczył go wiele, a to wystarczająco by cholernie się go bać.
Ale wiedziała też, że raczej mało możliwe, by rzucona w ten sposób moc runiczna mogła zadawać śmiertelne obrażenia.
Uciekać nie było jak.
Znów, jak chwilę wcześniej, skoczyła dokładnie naprzeciwko niebezpieczeństwa.
Zanim wstała, skuliła się, niemal zwijając w kłębek, chowając twarz w przyklęku na wysokości kolana i okrywając ręką głowę i włosy. Skórzany mundur powinien ochronić większość ubrania przed podpaleniem, a ciało - ochronić ładunki przy pasie przed detonacją.
Tylko metalowe naramienniki miały prawo potężnie nabrać temperatury.
Na chwilę, bo rzucona płomienna sciana przesuwała sie błyskawicznie w jej kierunku, ale to znaczy że równie błyskawicznie ją minie.
Niemal wrzasnęła z bólu, gdy pęknięte od młota żebra ścisnęły się w tej pozycji, a kula tkwiąca w mięśniach pleców spowodowała potężne ukłucie prądu przy kręgosłupie.
- Torres, kryj się! - wrzasnęła jednocześnie z trudem (choć w rzeczywistości mogło to brzmieć jak smutne stęknięcie), nie będąc pewną czy tercjero widzi w ogóle nadciągające zagrożenie. Zgodnie jednak z zasadą, żeby trzymać przyjaciół blisko, ale wrogów bliżej, pierwszeństwo miał Thorgrim.
Jeśli tylko płomienna ściana ją minęła bez większych konsekwencji, podniosła głowę. Thorgrim leżał blisko.
Właściwie tuż przy niej.
Na wpół przytomny z bólu.
Głową w jej kierunku.
Unosząc kolbę pistoletu do zamachu zebrała siłę, żeby w ogóle się ruszyć, fala bólu odbierała oddech i klarowność widzenia. Ale nie potrzebowała ich, by uderzyć.
Czy Deft mi wybaczy zabicie jego ucznia... Czy będę umiała mu to wyjaśnić... - błysnęło jej w myśli, zanim pociemniało jej w oczach.
Upadając wsparła się na ręce z nadzieją, że Torres przechodząc od Silany do walki z krasnoludem nie wywali jej z buta.
Kolba samopału, pchana ciosem z zamachu z mocno desperacją determinacją.. i trochę grawitacją, powinna z trzaskiem wylądować między oczami leżącego Thorgrima.

(u mnie prawdopodobnie zaistniałaby kilkusekundowa utrata lub częściowa utrata przytomności na skutek naruszenia tkanek i fali bólu. Więc do oceny OG. )

Hakan - 28-03-2018, 19:57

To był twój błąd. -Pomyślał agent widząc krasnoluda, który wciąż się nie poddał i szukał czegoś w torbie.
Nóż trzymany w prawej ręce miał wbić się w klatkę piersiową krasnoluda. Trzymany ostrzem do dołu opadał. Celował trochę poniżej miejsca, w którym powinno być serce. Nie obchodziło go w tym momencie kim on był, obchodziło go komu służył.
Jeżeli widzi nóż Imiry, będzie próbował go wyrwać. Możliwe bolesnie.
Jeżeli poszło bez przeszkód Hektor upewnia się, że krasnolud jest unieszkodliwiony po czym sprawdza sytuację. Jeżeli Silana dalej sprawia problemy płynnym ruchem wyjmie swoją drugą lotke. Przejdzie ciało krasnoluda i, mając na uwadze to, by linia rzutu była czysta, ten rzut wykona.
Wycofa się i zbliży się do Miguela.
Pochylony agent ruszył w kierunku ciężko rannego tercejo
Jego stan był słaby, ale zapewne nie z takich rzeczy już wychodził. Zaaplikuje mu regenerat, który ma w kaletce.

Leite - 29-03-2018, 01:26

Thorgrim
Mogłeś czuć dumę. Walka kończyła się tak, że trzech przeciwników na raz próbowało Cię poskromić.
Wyjąłeś blaszkę, rzuciłeś ją, patrząc za siebie, celując. Fala ognia zmaterializowała się nad Tobą i popłynęła w kierunku przeciwników, oświetlając pomieszczenie krwawym blaskiem. Następnie przepłynęła i dotarłszy do drzwi, zaniknęła.
Wrzask Silany z okolic drzwi. Może to nie od ognia...oby...
Wiele więcej nie widziałeś, bowiem już w połowie drogi ognistej ściany znalazła się nad Tobą agent SSW, który był w osadzie razem z nimi.
Zamachnął się nożem. Średnio miałeś jak się zasłonić, zatem trafił w cel.
PoczUłeś drugie ostrze, zimne niczym sopel, wbijające się w Twoją klatkę piersiową. Zamiarem Hektora chyba było ominąć Twoje serce, ale czułeś, jak trzepocze i ociera się o krawędź noża.
Po chwili do uczucia dołączyły obumierające komórki. Piekło, bolało bardziej, niż zwykłe ostrze w ciele. O ile mogłeś to stwierdzić.
Zanim zarejestrowałeś wszystkie te odczucia, agent wyjął z Twojego ciała nóż Imiry, przez co zacząłeś się krztusić krwią. Ból był wszędzie. Dlatego też z niejaką ulgą powitałeś lecący w kierunku Twojego czoła samopał, trzymany przez bladą Imirę.
Kości twardsze, niż człowiek, ale i tak straciłeś przytomność.
Serce biło, kalecząc się o krawędź.
Życie...słabło.

Torres
Złość. Ogarniająca, ogólna złość.
Silana już nic nie próbowała, zerkała tylko na Ciebie. Wbiłeś w nią z furią ostrze, używając całej swojej siły.
W tym momencie niespodziewany rozbłysk światła pojawił się po Twojej lewej i dotarł do Ciebie w postaci rozedrganej fali ognia. Nie sprawiła Ci większych problemów, poza nieprzyjemnym gorącem, ale podpaliła Ci włosy i część ubrań, w tym fragment bandaża, który nosiłeś w okolicach szyi i twarzy dla osłony.
Fala przeszła.
Miecz w Silanie wchodził przez jej plecy, zapewne nerkę, dalej, w dół. Przekręciłeś go.
Wrzask bólu elfki był słyszalny w okolicy, z pewnością. Był świdrujący, bardzo wysoki.
Wyjąłeś rapier.
Jakieś trzydzieści centymetrów ostra było skąpane we krwi.
Potem, zostawiając elfkę, odwróciłeś się do Thorgrima.
Kiedy do niego podszedłeś, Imira właśnie zamachiwała się samopałem. Jedyny nóż, który pozostał w Thorgrimie, najwyraźniej należał do Hektora, idącego się zająć Miguelem.
Krasnolud został pozbawiony przytomności.
Imira kuliła się przy jego głowie.
Sangre leżał za nim.
Oddział w komplecie, możnaby rzec...

Miguel
I potem, spomiędzy bólu, głowy, zamieszania, dotarło do Ciebie ukłucie w szyję. W gorący, mieszający ścisk w głowie wlewała się chłodna, kojąca substancja, przyspieszająca regenerację.
Zacząłeś powoli przytomnieć, widzieć Hektora, kucającego nad Tobą i jakieś leżące/stojące/kucające postaci po pomieszczeniu.

Imira
Wrzask elfki z okolic drzwi wyraźnie oznajmiał zachowania Torresa.
Kiedy ból krąży po żyłach, nawet z wirusem, nie jest najmilej. Ale ze względu na istotną sytuację dawałaś radę zachować przytomność w najważniejszych momentach. Fala ognia przeszła przez Ciebie, nie czyniąc szkód. Potem zrobiło się ciemno na chwilę, ale chyba nie długą, bo po chwili odzyskałaś wzrok, aby przesunąć się w kierunku źródła problemu i pieprznąć mu samopałem w głowę.
Kości miał twardsze, niż człowiek, ale i tak ten cios pozbawił go przytomności. Gdzieś po drodze zarejestrowałaś drugi nóż w klacie przeciwnika.
Potem znowu ogarnęła Cię ciemność, żebra pulsowały rytmicznie. Skuliłaś się, oddychając głęboko. Hektor chyba poszedł do Miguela, Torres stanął koło Ciebie.
Sangre, jak leżał, tak leżał. Tercja w pełnym składzie, nie ma co...

Hektor
Podejście do krasnoluda nie sprawiło problemu.
Wrzask elfki z okolic drzwi wyraźnie oznajmiał zachowania Torresa.
Wbicie noża w klatkę piersiową Thorgrima również było proste.
Widziałeś, że trochę źle wycelowałeś, ale może nie było tak źle... Wyjąłeś nóż Imiry, ona ogłuszyła krasnoluda, Torres stanął obok.
Podszedłeś do Miguela, wbiłeś mu w szyję regenerant. Powoli zaczął przytomnieć i się ruszać. Widać obrażenia były bardziej fizyczne, niż stricte psychiczne.

Mordrim - 01-04-2018, 22:50

Thorgrim walczył do samego końca i nawet w tak słabej sytuacji był coś w stanie zrobić. Znów znajome uczucie go ogarnęło gdy zaklęcie, które było na blaszce wykute wypaliło i poczuł ogień za sobą pędzący w kierunku Imiry oraz Thorresa. nie wiedział czy Silana zdąży uskoczyć. Nagle usłyszał krzyk żeński. Szlag by to. Krasnolud nie był w stanie obronić się przed kolejnym napastnikiem, którego zimne ostrze jego sztyletu weszło w jego bardzo blisko serca. Ból rozdzierał jego ciało a gdy został wyjęty nóż Imiry krew trysnęła a a on sam już ledwo był w tym świecie. Krew spływała z ran w klatce piersiowej oraz z ust zalepiając brodę oraz tworząc powoli wokół krasnoluda plamę krwi. Ostatnie co zobaczył to była kolba samopału a potem ciemność....

....Po chwili się ocknął lecz o dziwo niczego nie czół. Ani bólu, który był przed chwilą ani chłodu. Niczego. Również dźwięki ucichły. Thorgrim podniósł się trochę by rozejrzeć się wokół i ale nikogo nie było. Ani jego towarzyszy ani Czarnej tercji. Nikogo Było strasznie ciemno. Czy ja umarłem? Pomyślał podnosząc się z ziemi. Jedna rzecz go zastanawiała. Mimo tego że nadal miał tak poważne rany to nie czół tego bólu przez co mógł normalnie wstać tylko bark nadal miał wybity. Oczy się już powoli przyzwyczajały do ciemności i teraz był w stanie dostrzec zarysy otoczenia. Wyglądało to jak jakieś pomieszczenie z którego wiodła tylko jedna droga. Namacał ręką ściany, które były z litej i zimnej skały. Podszedł do przejścia gzie był korytarz prowadzący prosto zapewne. Bez chwili zawahania ruszył przed siebie. Było strasznie cicho. Jedynym dźwiękiem były kroki Thorgrima, który teraz miał w głowie masę myśli.Gdzie jestem? Gdzie są wszyscy? Dokąd zmierzam? Towarzyszyła mu teraz cisza i wszech ogarniający mrok ....

Mikes - 03-04-2018, 20:44

O tak! W głowie Miguela brzmiało to jak okrzyk radości, choć dla towarzyszy słyszalne było raczej jako coś pomiędzy zadowolonym, lecz bolesnym syko stęknięciem.
Siedział na podłodze, skupiając się na odzyskaniu wszystkich zmysłów.
Gdzie mój sprzęt? Gdy odzyskał już zmysły w stopniu wystarczającym, by wstać, rozgląda się po pokoju w poszukiwaniu noża i toporka. Jeśli to możliwe wstanie i zabierze swój sprzęt.

Indiana - 03-04-2018, 21:10

Odruchy to naprawdę dobra rzecz. potrafią w absolutnie zadziwiający sposób ratować życie. Nie bez powodu szkolenie opierało się w połowie na wpojeniu reakcji, niemalże niezależnych od logicznego wnioskowania.
Imira nie zauważyła nawet, że wykonała zestaw czynności praktycznie automatycznie.
Podniesienie się i natychmiastowe cofnięcie do ściany, tak zeby znaleźć się w położeniu, w którym ma bezpieczne plecy.
Co prawda plecy odezwały się fala bólu, gdy oparła się o mur, ale przeczekała, bezwiednie wyciągając drugi z noży z cholewki i strzykawkę z regenerantem z malutkiej kabury z przodu paska.
Połamane od młota żebra.
Kula pistoletowa niebezpiecznie blisko kręgów.
To drugie nie nadawało się do przyspieszonej regeneracji. kula tkwiła wciąż w mięśniu grzbietowym, wbicie tam regenerantu oznaczało zasklepienie jej,a potem skomplikowaną operację...
I tak będzie cięcie... pomyślała i właściwie miała ochotę się roześmiać. Jak coś się pieprzy, to po całości. Poza tym w bogatej kolekcji jej blizn niewiele było na plecach. Do wrogów rzadko odwracała się tyłem, a do przyjaciół najwyraźniej miała szczęście.
Ale lubiła swoje blizny.
Gdy zanotowała brak przeciwników w najbliższej okolicy, spłynęła praktycznie po ścianie do pozycji leżącej, wzięła wdech. Rozpięła mundur. Trzymając strzykawkę między palcami, dłońmi delikatnie wymacała własne żebra, opanowała ochotę odgryzienia sobie ręki z bólu. Były wgniecione i opuchnięte w miejscu, gdzie pękły, ale nie było przemieszczeń kości wymagających nastawania.
Znów uśmiechnęła się do siebie, no fakt, przecież byś raczej poczuła, gdyby ci żebro zaczęło zahaczać o płuca...
Lekko nacisnęła palcami, powodując że żebra wskoczyły na właściwe miejsce. Ból uderzył taką falą, ze nie usłyszała własnego wrzasku, natomiast wszyscy w pomieszczeniu usłyszeli go z pewnością.
Po czym wbiła w to miejsce igłę i wpakowała podwójną dawkę regenerantu, która powinna także zabezpieczyć ranę na plecach, z satysfakcją niemal analizując parzące ciepło rozlewające się po tkankach.
Po kilku sekundach podniosła się na jedno kolano, lekko zdyszana.
- Ktoś sprawdził sąsiedni pokój? ...

VanRex - 03-04-2018, 21:29

Nie mając już sensu znęcać się nad Thorgrimem spojrzał na dymiące resztki swojego kapelusza. Powinien się cieszyć, że zaklęcia rzucone przez krasnoluda okazało się niezbyt skuteczne, a nakrycie głowy było najbardziej poszkodowanym, no ale lubił ten kapelusz. Wrzask Imiry również jakoś go nie ruszył, najzwyczajniejszy w świecie odgłos bólu wywołany nastawianiem żeber. Dzień jak każdy inny. Następnie przerzucił wzrok na leżącego Sangre, ale jego oczy nie wskazywały na to, żeby był jeszcze przytomny...
A szkoda.
- Ktoś sprawdził sąsiedni pokój?
Imira wyrwała Torresa z letargu, w którym stał i patrzył beznamiętnie na wszystkich po kolei analizując sytuację. Do tej pory działał instynktownie, mając chwilę na oddech mógł się zastanowić co w ogóle tutaj zaszło. I to zastanowienie mówiło mu, że prócz Hektora jako jedyny nie odniósł większych obrażeń, a tym samym mógł wciąż się bić. Dlatego też beznamiętnie, bez słowa i bez kapelusza na głowie minął półmartwą elfkę, wyszedł z pomieszczenia, spojrzał po korytarzu i westchnął ciężko. Nie miał już ochoty się bić, jego celem był Sangre, może Thorgrim, a obaj już leżeli nieprzytomni
-Jeżeli ktoś tu jeszcze jest, życie mu miłe i nie ma ochoty drzeć się wniebogłosy jak tamci, to z rączkami na widoku zapraszam na korytarz. Za współprace przewidywane lżejsze traktowanie.
Przewrócił oczami to mówiąc, ale naprawdę motywacja z niego zeszła. A jeżeli nikt nie przyjął jego wspaniałomyślnej oferty, to poczekał na Miguela bądź Hektora. Jeżeli ktoś się w którymś pokoju zaczaił, to bez sensu byłoby samotne zdobywanie kolejnych pomieszczeń mogąc mieć wsparcie

Hakan - 03-04-2018, 21:54

Adrenalina znikała, więc póki jeszcze cokolwiek z niej zostało agent postanowił działać.
- Ktoś sprawdził sąsiedni pokój? -Usłyszał głos Imiry.
Zobaczył Torresa bez kapelusza za to z dość nieprzyjemnym wyrazem twarzy. Agent kierował się w jego stronę. Przeszedł przez ten pokój wymijając ciała. Schował samopał i już z mieczem w ręku dołączył do Torresa który właśnie nieobecnym głosem przemówił:
Jeżeli ktoś tu jeszcze jest, życie mu miłe i nie ma ochoty drzeć się wniebogłosy jak tamci, to z rączkami na widoku zapraszam na korytarz. Za współprace przewidywane lżejsze traktowanie. - No, to brzmiało kusząco.
Jeżeli nikt nie wyjedzie, Hektor będzie chciał wejść do pomieszczenia z Torresem.

Leite - 03-04-2018, 23:38

Thorgrim
Cienie wirowały, plącząc się, skraplając i wirując dookoła Ciebie, gdy kroczyłeś w nieznanym miejscu.
Skakały dookoła Ciebie, niczym gromada szalonych tancerzy, przybliżając i oddalając mrok, wzbudzając niepokój.
Tunel czy korytarz, w którym byłeś, nawet na milimetr nie zbaczał ze swojego kursu. Wiódł prosto i prosto i prosto, po to, aby w świetle grzybów dało się zauważyć jego nieskończoność.
Grzybów? Nie było tu grzybów.
Były cienie, wirujące i tańczące dookoła. Były krasnoludy, patrzące przez mrok. Były wspomnienia. I drzewa, blask słońca.
I znów mrok.

Miguel
Twój mózg powoli wracał do formy. Cholerna magia psioniczna! Na szczęście lub nie, wirus krążący w Twojej krwi przywracał Cię do stanu używalności szybciej.
W międzyczasie dotarł do Ciebie wrzask Imiry, potem jej pytanie.
Kiedy przestało Ci się robić ciemno-czerwono przed oczami, zarejestrowałeś Hektora i Torresa wychodzących z pomieszczenia. Wstałeś na nogi, ogarniając wzrokiem pobojowisko.
O dziwo, widziałeś wszystko dość wyraźnie.
Niedaleko Ciebie leżał Sangre, podobnie zakrwawiony, jak wcześniej. Za nim krasnolud, z którego piersi wystawała rękojeść noża. Jego ramię wyglądało dość nieprzyjemnie. Po jego lewej, pod ścianą, krzywiąca się Imira. Okno było podobnie strzaskane, co wcześniej, po drugiej stronie drzwi leży elfka, wijąc się z bólu.
Źródłem światła jest tląca się framuga i fragment ściany przy niej, a także strzępki spalonego...kapelusza?... na ziemi. Podobnie jasne fragmenty zapalne na swoim ubraniu posiadał wychodzący Torres, który coś mówił w korytarzu.
Wstałeś, poruszając się ostrożnie. Krew lekko zatkała Ci prawe ucho, lepiąc się nieprzyjemnie do twarzy.
Twój topór wystawał spod ciała krasnoluda, przynajmniej jego trzonek. Jak się tam znalazł, nie wiedziałeś. Nóż leżał na podłodze.
Na dole wybrzmiał dźwięk otwieranych drzwi, a następnie głuche uderzenie ciała padającego na podłogę.
Po chwili od strony drzwi dobiegł Cię huk wystrzału.
A z zewnątrz wycie wilka.

Helianthus
Jak pomyślałeś, tak zrobiłeś. Pełen zapału ruszyłeś w stronę drzwi frontowych, ledwo rejestrując fakt, że niebo delikatnie pojaśniało.
Trzy kroki po stopniach, nad Tobą daszek, sięgasz klamki, otwierasz z łatwością drzwi, otwieralne na zewnątrz...
Wielka ławka leci w kierunku Twojej głowy.
Tego się nie spodziewałeś.
Następnie było tylko bardzo bliskie spotkanie z jej szorstkim drewnem, a potem upadek i więcej już nie pamiętałeś.

Imira
Co tu dużo mówić o bólu. Starałaś się ogarnąć. Torres wyszedł na korytarz, dołączył do niego Hektor. W typowym dla siebie stylu kapelusznik poinformował resztę ewentualnych przeciwników o konsekwencjach niewyjścia na korytarz.
Po Twojej prawej Miguel powoli zaczął się poruszać. Chociaż jego obrażenia były znacznie mniejsze, wyglądąło na to, że oboje poruszaliście się podobnie ostrożnie.
Po chwili dopiero zarejestrowałaś, że w pokoju jest jaśniej, niż powinno. Fala ognia, stworzona przez Thorgrima, podpaliła framugę. Lekkie płomyczki tańczyły na niej oraz na wysokiej, pozbawionej kapelusza postaci.
Na dole wybrzmiał dźwięk otwieranych drzwi, a następnie głuche uderzenie ciała padającego na podłogę.
Zanim zdążyłaś się zorientować, co się stało, przy drzwiach, prawie pod nogami Hektora, wybuchł kolejny pocisk samopału.
Z zewnątrz dobiegło Cię wycie wilka.

Torres
Kapelusz. Strata kapelusza. Jakby w odpowiedzi na to, mignęła Ci w wyobraźni Dagmara w takim właśnie nakryciu głowy. Odwróciłeś się, wyszedłeś, zakomunikowałeś, co miałeś do zakomunikowania.
Cisza. Nikt nie wyszedł.
Za Tobą z pokoju wyszedł Hektor. Z dołu usłyszałeś otwierane drzwi, a następnie uderzenie, jakby ciało padało na podłogę.
I niespodziewany huk wystrzału niemal spod nóg Hektora, który sprawił, że obaj podskoczyliście. Kolejny znajomy dźwięk pocisku z samopału.
Wchodząc do pomieszczenia obok, spodziewałeś się wszystkiego, ale nikogo tam nie było. Przez okno zauważyłeś, że na zewnątrz robi się jaśniej. Sam pokój był lepiej widoczny, niż się spodziewałeś. Po szukaniu przyczyny tego zjawiska odkryłeś, że masz na sobie w różnych miejscach płomyczki od ognia.
Z zewnątrz dobiegło Cię wycie wilka.

Hektor
Kroczenie przez pokój. Płomyczki na framudze. Poruszający się Miguel i Imira. Nic nie umykało Twojej uwadze. Nawet dźwięk otwieranych drzwi i głuche uderzenie. Nawet rozmieszczenie przedmiotów na podłodze. Ani płomyki na framudze i Torresie. Bladość Sangre. Trupia bladość Thorgrima.
Ale pocisku się nie spodziewałeś.
Wybuch stał się w momencie, w którym wychodziłeś z pokoju, omijając silnie krwawiącą elfkę. Zaczynała szarzeć. Potem, jakiś metr od niej, znikąd pojawił się na podłodze dym, a potem huk pocisku. Na szczęście, nic Ci się nie stało.
Torres skręcił do pomieszczenia obok. Nic w nim nie było, wyglądało niemal identycznie jak to, w którym rozegrała się walka, tylko że bez zniszczeń.
Z zewnątrz dobiegło Cię wycie wilka.

Mikes - 05-04-2018, 22:06

Docierające do Miguela dźwięki i obrazy sprawiały, że miał ochotę powiedzieć tylko jedno. Co się tu odwala? Rzucił to wyraźnie do siebie, lecz na tyle głośno, że otaczający go towarzysze mogli usłyszeć.
Dobra Miguel. Powolutku, bo jak się wyrąbiesz na pysk to ci tego nie zapomną, a w dodatku będzie bolało. Trzeba zebrać sprzęt.
Najpierw podniósł nóż i schował do pochwy. (Robi to kucając, a nie nachylając się do przodu. W ten sposób szansa utraty równowagi jest mniejsza.)
Potem kieruje się, by podnieść toporek. Jednak w drodzę po toporek, wydażyły się rzeczy, których się nie spodziewał. Najpierw dzwięk upadku zmusił go do szybkiego spojrzenia w tamtym kierunku. Następnie usłyszał huk wystrzału. To stanowczo nie pomogło jego obolałej głowie.
Torres? Żyjesz? Strzeliłeś sobie w stopę? Ostatnia opcja była raczej szalonym pomysłem, ale nie spodziewał się strzałów ze strony przeciwnika. Strzelć mógł raczej tylko jeden z nich, a on widzi go leżącego na ziemi, więc... Nie. To dalej było mało prawdopodobne. Sądzę jednak, że odniesione obrażenia usprawiedliwiją ten głupi pomysł. Porzucił swoje, wymgające więcej niż zazwyczaj przemyślenia i zapytał.
Potrzebujecie tam pomocy?

Jeśli odpowiedzą, że nie lub nic nie odpowiedzą i nie popadają na ziemię to kontynuuję swoją podróż po toporek. Przez cały czas staram się być ostrożny, by nie nadwyrężać głowy. Jeśli odpowiedzą, że potrzebują pomocy zbliżę się do nich tak by nie stanąć w drzwiach tylko z boku za framugą.

Indiana - 05-04-2018, 22:33

Wilk...
Wycie na chwilę odciągnęło jej myśli. UWażaj na siebie, szary przyjacielu, uśmiechneła się w myśli, jednocześnie stłumiła nieprzyjemną obawę, że wilkom mogłoby się coś stać. Nie sformowała tego w słowa, ale wiedziała, że gdyby tym istotom, z demoniczną Dagmarą na czele, wpadło do głowy skrzywdzić wilki, to los demonicznych popleczników stałby się nie do pozazdroszczenia.

Ocena sytuacji.
Dom zaczynał płonąć.
Wrogowie zaczynali umierać.
Obydwie sytuacje były nie do przyjęcia.
Na korytarzu rozległ się wybuch ładunku samopałowego, razem z głosem Torresa, wzywającego do poddania się. Hektor wybiegł za nim, można było spokojnie założyć, że sobie poradzą. Z poważnych i przewidywanych przeciwników powinien zostać tylko jeden - czarownik.
Z dołu dobiegł jakiś niezidentyfikowany łomot, nie wydawał się być póki co alarmujący.
Zatem pierwsza kolejność na najbardziej alarmujące elementy.

Poderwała się na tyle, na ile jej stan pozwalał.
- Miguel! Zastrzyk regeneracyjny w elfkę i krasnoluda! Natychmiast! I zanim oprzytytomnieją, zwiąż ich, tylko porządnie! - rzuciła tonem, który nie brzmiał jak pytanie czy dyskusja. Sama doskoczyła do łóżka, na którym wciąż kłębiły się widziane wcześniej materiały, wszak wyglądało, jakby dopiero co ktoś z niego wstał. Zerwała najgrubszy koc, najlepiej wełniany i doskoczyła z nim do okna. Wełniane lub inne naturalne włókna niechętnie się paliły, gruba faktura, przyciśnięta do źródła ognia, powinna możliwie szybko zahamować dostęp tlenu. Przez kilka sekund przytrzymała tkaninę, zostawiając ją na framudze.
Po czym odwróciła się do pokoju, sięgając po własny zapas regenerantu.
Podeszła do Sangre.
Odruchowo zważyła w jednej ręce strzykawkę. Drugą sięgnęła po nóż. Zastygła tak na sekundę z zaciśniętymi zębami.
Powinien umrzeć.
Za zdradę.
Za słabość.
Za niewdzięczność.
I dlatego, że był cholernie niebezpieczny, najbardziej z nich wszystkich, że tylko jego z całej tej hałastry się bała. Że bała się go bardziej niż cholernej Dagmary.
Logika nakazywała go zlikwidować, zanim zagrozi im znowu, zanim zagrozi jej ludziom, ludziom za których odpowiada. Logika pola walki. Logika wojny. Logika żołnierza.
Przyklękła przy nekromancie, przykładając nóż do gardła od dołu, tak, że dopchnięcie go zagłębiłoby ostrze w mózgu.
...
...
Ale Meril szuka sposobu... A tylko Sangree jest z tercji. Gdyby Merilowi się udało, mogłaby zabezpieczyć swoich żołnierzy... zanim więcej z nich ulegnie...
...
A jednak to ryzyko może być zbyt duże...
...
Pchnęła.
Stal lekko i delikatnie rozcięła tkankę, barwiąc skórę ciemną czerwienią. Imira cofnęła rękę.
Schowała nóż w cholewę, przez chwilę obserwowała, czy Miguel wykonał rozkaz.
Z westchnieniem wytarła lekko okrwawioną igłę pustej już strzykawki w rękaw. Dezynfekcja płomieniem przy napełnianiu.
Po czym szarpnęła bezwładne ciało nekromanty jak przy chwycie ratowniczym, odwróciła twarzą ku ziemi i sznurem (sakwa) ciasno związała nadgarstki (mogę opisać, umiem), przywiązując je jednocześnie do pętli na szyi, tak, że próba uwalniania rąk musiała skończyć się przyduszeniem. Położyła go luźno na ziemi.
Trzeba będzie zejść po hobbita, bo operacji na obrzęk mózgu to jednak sama nie zrobi.

VanRex - 05-04-2018, 22:43

Nikogo, a na dodatek płomienie trawiły mu mundur. Priorytetem było zgaszenie swoich ubrań, płonący żołnierz to nigdy nie jest najlepszy plan. Następnie wskazując Hektorowi następny pokój rozpoczął zdobywanie go na zasadzie: Torres wbija, Hektor osłania. W końcu to (nie)kapelusznik miał regenerant.
Leite - 05-04-2018, 23:09

Miguel
Sangre leżał, tego nie dało się ukryć. Widać coś zaszło, kiedy byłeś nieprzytomny. A nawet sporo rzeczy.
Towarzysze milczeli, zatem schyliłeś się po toporek. Już nie tak gładki, jak kiedyś, drewniany trzonek. Znajome drewno, ciężar. Musiałeś nieco dźwignąć krasnoluda, by wyjąć narzędzie. Gdy to robiłeś, dostrzegłeś, w jak słabym stanie znajduje się przeciwnik.
Nie miałeś oka lekarza, ale łatwo było uznać, że ledwo dycha.
Wsadziłeś toporek za pas i zerknąłeś na Sangre. Wyglądał niewiele lepiej. Podobnie elfka. Jeżeli nie chcieliście ich tu udupić, to czas najwyższy na medyka.
W pokoju robiło się coraz jaśniej. Płomyczki na drzwiach chętniej lizały otaczające je drewno, wciąż nieśmiało, ale stanowczo.

Torres
Paliłeś się. I to coraz bardziej, to nie był tylko żar. Małe płomyczki biegły po ręce, bandażu, tlącym się przy szyi. Trochę włosy, nadpalone.
Następne pomieszczenie było schowkiem, z niczym ciekawym. Dopiero to duże, po drugiej stronie korytarza, stawiło Ci opór. Drzwi się nie chciały otworzyć za pomocą szarpnięcia. Otwierały się do środka.

Imira
Jedna strona framugi teoretycznie zabezpieczona. Nie było czasu zajmować się tym dokładniej.
Sangre.
Aż dziw, że ta pieprzona wiedźma siedziała cicho.
Nie widziałaś jej. Nie słyszałaś.
Ale musiała tu być, puta. Gdzieś.
Igła zagłębiła się w ciało. Niebieski płyn delikatnie wpłynął w ciało nekromanty. Po wyjęciu jego skóra była poznaczona ciemniejszymi nitkami w okolicy ukłucia, niczym ugryzienie z trucizną.
Chciałabyś.
Nie wiedziałaś, jak szybko odzyska przytomność ani jak to na niego zadziała. Skoro Ciebie tak szybko wróciło do stanu względnej używalności, z nim może być podobnie.
Odwróciłaś go. Zrzuciłaś worek z ramienia, wysypały się z niego jakieś suchary, szmaty. Zawiązałaś mu pętlę na szyi, a potem ręce.
Nogi wolne. Czy dałby radę uciekać...
Póki co, się nie obudził.
Trzeba sprawdzić, co się dzieje na dole. I w innych pomieszczeniach. I co robi reszta.

Hektor
Wraz z Torresem zwiedziliście następne dwa pomieszczenia. Mniejszy schowek był koło pomieszczenia sprawdzanego przed chwilą, natomiast na przeciwnej ścianie znajdowały się drzwi, zablokowane czymś od drugiej strony. W każdym razie, na szarpnięcie klamką się nie otwierały.

Indiana - 06-04-2018, 15:54

Przekonanie, że właśnie zrobiła brzemienny w skutki błąd, który z pewnością jeszcze kopnie ją w dupę, nie opuszczało jej ani na chwilę. Dociągnęła wszystkie węzły starannie, sprawdziła stan jeńca - regenerant powinien go ustabilizować. Rana od kuli, troche poniżej barku... Imira, ty ślepy durniu, nie trafić z metra w serce... no serio, starzejesz się.
Rana niegroźna, konieczne tylko powyjmowanie odłamków kości, żeby nie utknęły gdzie nie trzeba. (rana ciężka)
Obrażenia od granatu, stosunkowo niewielkie, pęknięcia kości niemożliwe do stwierdzenia, trochę pękniętych naczynek, jakieś niewielkie wybroczyny (lekka).
Głowa, lekkie wgniecenie w czaszce, krew z nosa i uszu, sygnalizująca obrzęk mózgu, któremu zrobiło się ciasno. Nie odzyska przytomności bez ogarnięcia tego. (krytyczna)
Podniosła się i odwróciła do Miguela (który na pewno coś już mówi ;) i zakładam, że ich związał i wbił im igłę w duszę).
- Nie wiem, gdzie jest druid, ale bez niego mi tu poumierają - mruknęła z dezaprobatą pod adresem bolących żeber, przyjrzała się leżącym.
Elfka. Prosta rana od miecza.
Krasnolud. Wybity bark, boli ale od tego się nie umiera. Rana od jej własnego noża i niemal w serce wbity nóż Hektora. Od tego już jak najbardziej można umrzeć.
- Felczerska robota - warknęła z lekką irytacją. Już miała przyklęknąć przy Thorgrimie, kiedy rzut oka na dym na korytarzu uświadomił jej, że Torres nie poradził sobie z ogniem. Rozgryzła w zębach przekleństwo i z trudem schyliła się po koc, którym zdusiła część płomieni.
(obserwacja w poszukiwaniu źródła ognia)
- Miguel, na łóżku leży jeszcze jakaś kołdra, bierz i gaś to! - rzuciła, po czym przebijając się wzrokiem przez dym zdusiła resztę płomieni jakie widziała. Stojąc już na korytarzu na klatce schodowej wydarła się tak, że nie powstydziłby się OG na larpach Silbera:
- MEDYKA NA GÓRĘ!!!
Zakładając, że z własnym ubraniem Torres poradzi sobie sam, a Miguel - z resztą tlącej się framugi (po czym byłoby super, jakby zajął się elficą), stękając i bluzgając na czym świat stoi przyklękła przy krasnoludzie i zaczęła klasyczne opatrywanie rany (opis detali na żądanie MG).

VanRex - 08-04-2018, 20:46

Priorytetem było nie wpaść do środka podpalonym. Zerwał bandaż z twarzy i zadeptał. Następnia wziął się za resztę ubioru. Mundur i karwasze były raczej bezpieczne same z siebie, koszula i spodnie zaś miały utrudnione warunki ze względu na dość spore ilości zachniętego oraz tego jeszcze wilgotnego błota. Dogasił się na tyle ile mógł upewniając sie iż ładunki są schowane i nieodpalone tak jak powinny (trzymam kciuki za Hektora w razie czego), a następnie ubezpieczany przez agenta pchnął drzwi. Jeżeli otwarte to do środka, jeżeli zamknięte to zapewne wezmą jakąś ławę czy inny taranopodobny przedmiot i wejdą tam siłą
Hakan - 08-04-2018, 21:01

Hektor powstrzymał instynkt gaszenia ognia na Torresie.
Dalej szedł obok niego z mieczem w ręce,
jednak, już chyba piąty raz w tej przygodzie wyjął do drugiej ręki lotkę. Jeżeli jakieś dzwi zostały otarte Hektor obserwuje co tam zobaczy i, jeżeli uzna to za zagrożenie rzuci lotką.
Jeżeli zostanie jakoś zaatakowany będzie próbował parować mieczem.

Mikes - 08-04-2018, 21:08

Miguel uznał, że przedewszystkim trzeba zabezpieczyć to miejsce, gdyż npewno stracą wszystkich jeśli to miejsce się spali. Sięgnął, więc po wskazaną kołdrę i przystąpil do zagaszenia, tego co moglo być poczatkiem pożaru.
Zwrócił się do imiry.
Mam się brać za elfkę czy krasnoluda?
W zależności od odpowiedzi weźmie się za jedno lub drugie. W przypadku krasnoluda regenerant na zasadzie leku ostatniej szansy, elfka zatamowanie krwawienia. W obu przypadkach związanie rąk na plecach.

Mordrim - 08-04-2018, 21:38

... Korytarz długi i ciemny a wkoło poza ciszą i mrokiem nic mu nie towarzyszyło. Szedł powoli lecz lekko niepewnym krokiem ponieważ nie wiedział dokąd on prowadzi. Co chwila jakieś wizja czy też sceny widział raz po lewej raz po prawej.

Pomieszczenie po lewej a w nim na stoliczku nocnym tląca się świeca. W łóżku leżał krasnolud w już podeszłym wieku pewnie jakiś starzec. Przy łóżku kłeczący kolejny odwrócony plecami do Thorgrima. Coś mówi starszy do młodszego jednak już bardzo słabym głosem jednak dało się usłyszeć jedno słowo ,,Ehiron". następnie położył on rękę na głowie klęczącego po czym opadła ona bezwładnie. W głowie Thorgrima przeszło jego wspomnienie związane ze śmiercią dziadka. Krasnolud klęczący wstał i odwrócił się a wtedy rozpoznał w nim Thorgrim siebie tylko młodszego o 101 lat. Świeca zgasła a pomieszczenie zniknęło.

Kolejne pomieszczenie pojawiło się po prawej jakąś chwilę później. Pokój okryty bardzo lekką mgłą pośród której było widać upiory oraz jego samego stojącego z grypką mieszkańców oraz łowcą potworów, który wyznawał Morta. Thorgrim dobrze pamiętał to zdarzenie. miało to miejsce dwa lata temu gdy pracował we wsi jako kowal w czasie tego zdarzenia zbliżały się żniwa. Pamiętał że jakiś czas potem był świadkiem rytuału w którym zaświaty i stworzenia będące z nimi związane zostały przypisane Opiekunom. Walka była krótka a światłem była jedna pochodnia trzymana przez Ediana jednego z rolników. Pochodnia potem upada a ogień gaśnie wraz z tym pokój znika.

Thorgrim szedł nadal dalej przed siebie zdrową ręką dotykając zimnej skalnej ściany. Nie czół bólu pomimo tych ran i co go dziwiło nie płynęla z nich krew. Miał świszczący oddech spowodowany przebitym płucem. Mrok, cisza i tylko dźwięk kroków ...

Leite - 08-04-2018, 23:28

Imira
Ocena powagi ran byłego towarzysza broni przebiegła prosto.
Zabezpieczony regenerantem, powinien przeżyć.
Elfka natomiast...proste pchnięcie od Torresa, tylko że przed wyjęciem Styryjczyk przekręcił broń wewnątrz rany. Patrząc z Twojego miejsca, wedle Twojej oceny rana Silany przechodziła przez nerkę.
Ogień był tylko w okolicy drzwi, gdzie przeszła fala ognia. Zaduszenie go kocem, bez pozostawionych płomyków, chwilkę zajęło, lecz otwartego ognia w okolicy nie zostawiłaś. Cóż, szkody są tak czy siak, przynajmniej się nie spali do fundamentów...
Stojąc na klatce schodowej i drąc się, mogłaś zaobserwować Torresa i Hektora, zgodnie próbujących się dostać przez drzwi na końcu korytarza po lewej.
Szło im wyśmienicie.
Wróciłaś do pomieszczenia, gdzie dym wylatywał przez wybite okno. Niebo widoczne przez nie wskazywało na to, że powoli - bardzo powoli czarna noc zamienia się w coś wyraźniejszego do zauważenia. Kolejna noc pełna biegu się kończy.
Thorgrim. Co mu nie było, było istotniejszym pytaniem.
Nóż w klacie, koło serca. Wbicie regenerantu prosto w serce, zabandażowanie, czym się da, już po wyjęciu noża.
Druga rana, płuco. Noża już nie było, więc zrobiłaś, co mogłaś, by mocno opatrzyć ranę i ustabilizować oddech.
Bark nie zagrażał życiu. Mógł zostać, jak jest.
Wówczas podszedł Miguel i przewrócił krasnoluda, wiążąc mu ręce na plecach.

Torres
Nie zdążyłeś się poparzyć. Bandaż upadł, został zadeptany. Włosy, ubranie - wszystko wydawało się być już w porządku.
Pchnięcie drzwi niewiele dało. Lekko się wygięły pod Twoją siłą, ale ewidentnie coś je zabezpiecza od drugiej strony. Prawdopodobnie przy klamce.
Rozejrzałeś się.
Najbliższe taranopodobne coś...w sąsiednim pokoju łóżko i stół, w dalszym sami ranni, jedyne, co kojarzyłeś, to ławka przy drzwiach.
Na dole.
Obok Imira wrzasnęła, wzywając medyka. Helianthus musiałby być głuchy, by nie usłyszeć.

Hektor
Zagrożenia nie było, chyba że liczyć Torresa, pozbawionego kapelusza.
Lotka, pewny rzut w razie czego, miecz w razie zbliżeń. Byłeś gotowy i w przeciwieństwie do większości na piętrze, cały.
Z pierwszych drzwi wyszła Imira, drąc się po medyka. Z zadowoleniem stwierdziłeś, że Miguel chwilę później zabandażował elfkę i związał jej ręce na plecach.

Miguel
Zagasiłeś wspólnie z furyer to, co było do zagaszenia. Kiedy Imira już poinformowała wszechświat o tym, że medyk ma to przyjść, zajęła się Thorgrimem, więc w Twoje ręce trafiła elfka.
Zająłeś się nią najlepiej, jak umiałeś, wliczając w to niezwykle dokładne związanie rąk na plecach. Póki co, nie wymagała regenrantu. Była półprzytomna.
Następnie przeszedłeś do krasnoluda i przewróciłeś go na brzuch, wiążąc mu ręce.

Thorgrim
W pewnym momencie swojej wędrówki poczułeś ukłucie w sercu, wraz z rozchodzącym się nawet przyjemnym uczuciem. Ciemność nie ustawała, a Ty dalej wędrowałeś przez wspomnienia ze swojego życia.

Helianthus
Powoli otworzyłeś oczy, zamroczony.
Cholerna ławka za drzwiami.
Jak przez mgłę usłyszałeś Imirę, wołającą o pomoc. Prawdopodobnie to Cię obudziło.
Ławka wciąż na Tobie leżała, poza bólem głowy nie było Ci nic więcej, chyba.

Omar - 10-04-2018, 20:49

Mrugnął parę razy. Z jego ust wyszło parę słów zlepionych w jedno, prawdopodobnie pod wpływem nadmiaru myśli. Rzadko używał takich słów, po prostu nie wypadało.

Podniósł ręce i podstawił je pod ławką, tak, żeby wykonać próbę jej podniesienia i zrzucenia obok. Pchnął ją z całej siły, kiedy ból w jego głowie zapulsował. Kiedy udało mu się ściągnąć tę cholerną ławkę z siebie, podparł się, najpierw o podłogę, a później o powód wcześniej wspomnianego bólu. Powoli wstał, wydając z siebie jęk. Przed jego oczami pojawiły się czarne plamki, a on na chwilę stracił równowagę, żeby znów ją odzyskać krokiem w przód.

No tak, przecież ktoś krzyczał. Chyba idę to sprawdzić. Otrząsnął się już do końca, po czym powolnym krokiem wszedł na schody. Kiedy wszedł do pokoju w którym odbyła się walka, stanął jak wryty, głównie z przerażenia.

Dobra, dajcie mi chwilę. Nie jestem żadnym lekarzem, jedyne co mogę zrobić, to skorzystać z mocy Ei, żeby podtrzymać ich życie w rytuale. Aha, no i nekromanta nie dostanie pomocy. I zabijemy go, o ile nie jest potrzebny. Jeśli jest potrzebny, to zabijemy go, kiedy już skończy. Musi się sam wylizać, ale wydaje mi się że skoro był z tercji to da radę. Mówienie tego sprawiło mu trudność, w związku z oszołomieniem, którego doznał wcześniej. W sumie to nie wiedział, czy ktoś go zrozumiał, bo trochę to wymamrotał, połowicznie sam do siebie. Spojrzał na sprzymierzeńców w pokoju pytającym wzrokiem.

Leite - 11-04-2018, 00:30

/w sumie, to niewiele mogę napisać. Hobbit - wstałeś, dotarłeś na górę, chłopaki dalej walczą z drzwiami, reszta robi to, co robiła, z racji braku postów/
Indiana - 11-04-2018, 04:33

/W sumie niewiele napisałam z braku nowych czynników, poza opisaniem tego, co już zostało zadeklarowane. Zatem zakładam, że robiłam to dłużej i starannie, opatrywanie ran może chwilę trwać. /

Słysząc kroki na schodach na wszelki wypadek złapała za broń, ale to był tylko hobbit. Co prawda na widok jego twarzy (no, mogło mu pójść z nosa, jeśli aż tak go zamroczyło) skrzywiła się ze współczuciem, ale jako że poza rozbitą facjatą nie wyglądało, aby coś mu było, przeszła do rzeczy.
- Zrobiłam ile potrafię - skinęła głową w kierunku leżących jeńców, popierając słowa zmarszczeniem brwi - Meril potrzebuje ich żywych, a bez Twojej pomocy zaraz będzie tu raczej kilka trupów. Tylko... - zastanowiła się przez moment nad doborem słów - to nie jest bezpieczne. Są związani, ale to nigdy nie jest pewne, poza tym to słudzy demonów. Jeśli cokolwiek Ci się wyda podejrzane... To na litość Bogini, nie zastanawiaj się, tylko wal między oczy... Miguel! - odwróciła się do towarzysza, który kończył wiązać krasnoluda. Otrząsnęła się lekko, zauważywszy, że bez namysłu związał mu wybite ramię... ból, który tym spowodował u jeńca, spokojnie mógł uchodzić za torturę. Ruszyła odruchowo by to naprawić.... Ale wtedy przypomniała sobie spalone wilcze ciała. Zmrużyła oczy i zacisnęła zęby, opanowując nagły przypływ złości - Jesteś ochroną Heliantusa w tej chwili. Jeśli którykolwiek z nich oprzytomnieje i spróbuje jakichkolwiek numerów, to trudno, Meril będzie się darł, ale priorytetem jest bezpieczeństwo naszych. Dzięki - uśmiechneła się i klepnęła tercjero w ramię... po czym skrzywiła się, czując własny ból przy kręgosłupie - No nieźle ci poszło, wiesz, że Torres będzie darł łacha przez rok, że przespałeś całą walkę...?

/do korekty po konsultacjach - albo pomogę chłopakom przy drzwiach, albo zejdę na dół ogarniać burdel z cywilami i zdzielić w łeb jakiegoś wrednego dziada ;) /

Omar - 12-04-2018, 21:57

Dobra, idę poszukać mąki, raczej nie damy rady ich przenieść na zewnątrz. Działanie wzięło nad nim górę, nie interesowało go co teraz mówili. Mąka, do narysowania triskela. Miał szczerą nadzieję, że Ea zrozumie jego motywy i chęć pomocy. I że użyczy swojej mocy na rytuał przeprowadzony w domu z martwych drzew.

Zszedł po schodach, po czym zaczął szukać mąki, najpierw podchodząc do regału obok schodów, potem do jadalni, kończąc na szafce z naczyniami.

Leite - 13-04-2018, 00:37

Imira (Torres i Hektor)
Hobbit gdzieś ruszył na dół, szukając swojego celu, może tym razem nie zrobi sobie większej krzywdy. Wielki guz, który rośnie mu na czole, wymagał też przyłożenia czegoś zimnego, ale chyba da sobie radę. Jego obrażenia głowy nie są większe, niż Miguela, Sangre czy Thorgrima...
Torres, wraz z Hektorem, zwycięsko pokonali drzwi, zanim do nich dotarłaś. Od drugiej strony pod klamką, blokując ją, najwyraźniej stało stare, dębowe krzesło.
Sam pokój miał podobny wystrój, jak poprzednie, z tą różnicą, że przy stole stało krzesło, na wprost drzwi był szary regał, a łóżko stało w najbardziej oddalonym kącie pokoju.
Kiedy tylko zdążyliście się ostrożnie rozejrzeć i dostrzec otwarte okno oraz brak pościeli, z zewnątrz dobiegł wielki szum.
Brzmiało to tak, jakby zaraz obok nagle pojawił się sporej wielkości wodospad. Naprawdę sporej.
Spojrzeliście na siebie, słysząc niknący w szumie krzyk.
-...SZAJ...ŻYCI....LKI...SIEDZ....
To zdecydowanie brzmiało jak Meril.
Podbiegliście do okna, znajdującego się chyba mniej więcej w połowie budynku. Scena na zewnątrz nie była tym, czego można spodziewać się po spokojnym, liryzyjskim zadupiu.
Parę metrów od Was, na granicy szaleństwa wodnego, stał zdumiony Ion, patrząc na conajmniej dwumetrowe fale wielkiego wodnego wiru, krążącego w powietrzu. Wir na oko mógł mieć jakieś cztery metry średnicy, osób wewnątrz nie było widać. Gdzieś na krawędzi lasu mignął Meril ze świecącą na niebiesko muszlą w dłoni, najwyraźniej tworząc dziwaczne zjawisko.
Niedaleko niego ciemny kształt, oznaczający alfę, warczał i kładł uszy po sobie, patrząc na wielkie zjawisko.
W sumie niewiele więcej dało się zobaczyć.
<wir trwa 15 sekund, minęło 5>

Helianthus
Szafka, półka, podłoga, gdzie ta cholerna mąka, może w tym kufrze koło drzwi...
Zobaczyłeś kufer, zobaczyłeś ławę, stwierdziłeś, że poszukasz gdzieś indziej.
Duże pomieszczenie, oby nie było tu już gazu, wypalone ślady na podłodze, brak stołu, drugi stół, jakieś krzesła, resztki jedzenia przy kominku, dogasającym żarze, szafa...
Na niej Twój upragniony cel - worki z mąką. Były duże, mogłeś wziąć w sumie, ile chciałeś.
Gdzieś w połowie szukania do Twojej głowy dotarło, że słyszysz huk wody, jakby wodospad nagle się uruchomił za gankiem. Wyjrzałeś przez jedno z dwóch okien.
Wszystko, co widziałeś, to wielki wodny wir, Ion stojący obok i wilczyca, warcząca na to zjawisko.
Kolejny dzień w Liryzji...

Indiana - 14-04-2018, 13:01

Więc jednak żadnej niespodzianki w postaci rytuału rozpisanego w sąsiednim pokoju, ani demona w komórce....
Jesteś przewrażliwiona, Imira - mruknęła do siebie. Oni po prostu uciekali.
Na dole trwało wodne przedstawienie Merila, na które uśmiechnęła się mimowoli z podziwem. W normalnych warunkach może by nawet zeskoczyła, ale w tej chwili ból skutecznie hamował takie wybryki.
- Torres, dołączcie proszę do Miguela i pomóżcie hobbitowi ogarnąć tych dupków, żeby nam nie poumierali. Proszę. I - spojrzała na towarzysza z błyskiem przyjaznej kpiny w oku - I siebie może też trochę ogarnij. A z tobą, agencie, musimy poważnie porozmawiać o szybkich reakcjach i celności - dodała w kierunku Hektora z udawaną irytacją. Czekała, aż opadnie woda z zaklęcia, żeby zorientować się w sytuacji na dole.

Hakan - 14-04-2018, 21:28

-Z celnością chyba problemu nie było.- Odparł podobnym tonem. Na słowa Imiry mimowolnie lekko się uśmiechnął. Trochę się uspokoił, co nie co słyszał o wybuchowości czarnych.
Oglądał pokój. Powoli schował szybko wyciągnięty miecz, a lotkę schował za pas. Starał się również rozejrzeć się w sytuacji za oknem. Jeżeli ktoś będzie potrzebował pomocy przy więzieniach to postara się jej udzielić.

Omar - 14-04-2018, 21:37

Kolejny dzień w Liryzji...

Tak, to były jedne z najtrudniejszych, ale też najbardziej przewrotnych wydarzeń w jego życiu. A przeżył już ponad 40 lat! Niestety, nie mógł podziwiać działania wiru wodnego wywołanego prawdopodobnie magią elfa, gdyż kończył mu się powoli czas. Wziął trochę mąki i upchał po kieszeniach. Wszedł po schodach ostrożnie, żeby się nie wychrzanić.

Znalazł sobie kawałek podłogi, po zaczął rozsypywać triskel za pomocą mąki. Dopisał na każdym ramieniu po jednej literze, kolejno: N (Życie), G (Pomoc innym) i U (Uzdrawianie).

Przynieście tutaj tę dwójkę. Krasnoluda i elfkę. Połóżcie ich w środku tego triskelu, tylko błagam, nie przerwijcie go. A, no i elf na zewnątrz chyba sobie radzi. Chociaż lepiej byłoby to sprawdzić. Widzieliście ten wir?! - Teraz czeka, aż wykonają jego prośbę. Sam nie dałby rady nikogo przenieść (no, może elfkę), a na pewno nie krasnoluda, ze względu na swoją dosyć nikłą budowę ciała.

Mikes - 14-04-2018, 21:38

Gdy już obrócił i związał krasnoluda zdał sobie sprawę z pewnej istotnej kwestii.
On miał wystawiona rękę. I liczne rany, a ja go sobie tak obracam. Pod nosem do siebie. Należało mu się.
Jeszcze raz sprawdzi jego stan oraz stan węzłów. Zbierze całą jego broń i runy i odłoży po za zasięg krasnoluda i ogólnie każdego z przeciwników. (Zapewne róg pokoju) Potem zabierze broń Sangre. Jak skończy pójdzie sprawdzić jeszcze raz elfkę i jej też zabierze ewentualną broń.
Będzie czekał na polecenia hobbita.

Leite - 15-04-2018, 00:16

Imira
Chłopaki wyszli, a Ty spędziłaś następne dziesięć sekund obserwując, co się stanie na dole.
Oparłaś się o framugę, patrząc.
Meril się przesunął w kierunku lasku, po chwili dostrzegłaś leżącego mężczyznę. Elf chyba coś powiedział, następnie sięgnął do torby i wyjął bandaż.
W międzyczasie wewnątrz wiru starzec podszedł do swojej rodziny i coś im powiedział. Pozostałe dwie osoby wstały i wszyscy podeszli do przeciwnej Tobie ściany wiru, szykując się do skoku.
Wilczyca ciągle warczała na wielką ścianę wody.
Ze swojego miejsca byłaś w stanie poczuć morską bryzę, jaką tworzył wir.
Kręcił się, kręcił...
A potem magia podtrzymująca wodę powoli przestała działać.
Przez ułamek sekundy wydawało się, że woda zniknie, bo może tak działa zaklęcie. Znieruchomiała masa wodna, ciemniejąca poprzez brak piany, coraz mroczniejsza, wolniejsza, groźna i piękna zarazem.
A potem nadeszła rzeczywistość w postaci grawitacji. Wody mogło być około osiemnastu metrów sześciennych, jak nie więcej. I w jednym momencie zawisła nieruchomo, a potem runęła w dół.
Przypuszczalnie się tego nikt nie spodziewał, może poza Merilem.
Najbardziej oberwali od wody Ci wewnątrz kręgu, którzy jednocześnie zdecydowali się z niego wyskoczyć, obracając w kierunku, gdzie uprzednio stał Meril.
Wilczycę całą zalało, podobnie Iona, który nawet nie drgnął, tylko zmókł, jak stał. Woda dosięgnęła nawet Merila i leżącego osobnika.
Powstał bagnisto-słonowodny teren, po osiem metrów w każdą stronę od środka wiru.
Starzec z siekierą w dłoni i dwoma mokrymi kobietami za sobą odwrócił się w kierunku Merila, który krzyknął do Ciebie:
-EJ WY TAM!!! MAM TYWINA, ALE ZARAZ MI SIĘ WYKRWAWI!!! JEST TAM GDZIEŚ HELI? BO BY SIĘ PRZYDAŁ...
Wilczyca, pomimo nagle odzyskanego celu ataku, zdecydowała się otrząsnąć i wejść w największe błoto, słysząc piski swojego młodego, które dotarły również do Twoich uszu.

Torres & Hektor
Zgodnie z poleceniem Imiry, która została przy oknie, słuchając ogromnego szumu, wróciliście się i ogarnęliście spojrzeniem pobojowisko. Helianthus właśnie wracał na górę, jego kieszenie były pełne. Skierował się na podłogę koło schodów i spojrzał na Was.
-Przynieście tutaj tę dwójkę. Krasnoluda i elfkę. Połóżcie ich w środku tego triskelu, tylko błagam, nie przerwijcie go. A, no i elf na zewnątrz chyba sobie radzi. Chociaż lepiej byłoby to sprawdzić. Widzieliście ten wir?!
Zaczął rysować wzory, wy podeszliście najpierw do elfki. Nie była ciężka, w sumie razem, bez Miguela, który uznał, że jej akurat podnosić nie będzie, przenieśliście ją bez problemu. Starając się nie wylać z niej za dużo krwi.
Problemem był Thorgrim, ale on został pozbawiony sprzętów, trzymanych przy sobie. Wspólnie, w trójkę, zdołaliście go przetransportować do triskela druidzkiego.
Póki go jednak nieśliście, wir wody ucichł, a z zewnątrz rozległ się krzyk Merila. Coś o pomocy. I imię Helianthusa.
Sangre leży, jak leżał. Thorgrim został położony na brzuchu, co sprawiło, że więcej krwi z niego wyciekało na deski podłogowe, Silana leży w podobny sposób, ale jej rana jest na plecach.

Helianthus
Wszedłeś po schodach, wydałeś instrukcje tercji oraz agentowi, którzy Cię posłuchali, zacząłeś rysować.
Nie był to najładniejszy triskel, jaki narysowałeś, w życiu. Wyszedł Ci trochę krzywo, podobnie literki. Ale nawet się udało.
Pierwsza wylądowała na ziemi Silana. Chłopaki wyraźnie starali się nie naruszyć ani linii, ani jej ciała, co wyszło nie najgorzej. Jasne włosy rozsypane koło szarej twarzy. Półprzymknięte oczy. Bandaż. Brak broni.
Potem szum wiru ustał, a Meril coś wrzasnął, coś o pomocy i chyba o Tobie.
Potem wylądował na ziemi Thorgrim. Nieco rozmazał Ci triskel. Z niego leciało, mąka robiła się czerwona.

Miguel
Chwyciłeś młot, runy musiałeś poszukać w torbie krasnoluda. Poza nimi znalazłeś tam...coś, co wyglądało, jak odcięte języki. Trzy. Zakrwawione. Jeszcze świeże. Poza tym, osiem pustych blaszek, sztylet. Fajkę. Zabrałeś tylko broń. Krasnolud poza tym miał naramiennik na swoim wybitym ramieniu.
Odłożyłeś jego broń w kąt, przy oknie. Najbliżej do niego miał Sangre, ale i tak musiałby się odwrócić o sto osiemdziesiąt stopni i miałby i tak jeszcze z metr. I był nieprzytomny.
Podszedłeś do niego. Zabrałeś mu broń, w postaci miecza. Poza tym, miał przy sobie nóż. Czarną rękawiczkę na lewej ręce, którą nosił absolutnie zawsze, od kiedy go poznałeś. Jakieś duperele. Broń znalazła się tam, gdzie rzeczy Thorgrima.
Nadeszła kolej na elfkę. Chłopaki zdążyli ją już przenieść, a jej broń została na ziemi. Sama elfka więcej przy sobie nie miała. Odwróciłeś się, rzuciłeś jej miecz, podniosłeś z ziemi wraz z chłopakami krasnoluda.
W trakcie przenoszenia go woda ucichła, Meril coś tam wrzasnął. Położyliście go, krwawił, pomimo regenerantu. Ironia. Musicie leczyć kogoś, kogo pokonaliście...


/Sangre, Silana i Thorgrim -> jest jak wyżej. Nie zapomniałam o was, po prostu jesteście w stanie niekontaktującym :) /

Elf - 15-04-2018, 21:00

Dreszcz przeszył jego ciało gdy zalała go woda. Jak każdy Talsoiczyk, kochał wodę, ale nie w takiej sytuacji i nie w chłodną noc...
Sam był zdziwiony tym co zobaczył. Aż tyle?!? pomyślał patrząc na utworzone przez siebie bagno.
To zaklęcie przecież nigdy nie dawało aż takich efektów... Zazwyczaj wody było kilkukrotnie mniej. Co się stało? To przez to że w powietrzu było tyle wilgoci po deszczu? Przez wzmocnienie które otrzymał z łaski Wilka? Przez wpływ tych zdrajców? A może wszystko po trochu? Nie wiedział... Był za to pewien że pomimo grubej przesady osiągnął swój cel. Wilczyca nie rzucała się już w stronę ludzi.
Spojrzał na Tywina. Jego twarz napięła się, najpewniej od bólu, ale nawet nie było mu go żal. Zasłużył na to, i na znacznie więcej bólu i cierpienia. On i reszta tej bandy... Jednak umrzeć mu nie pozwoli.
Schował swoją muszlę, wyciągnął kolejny bandaż, swój ostatni, po czym przywiązał pierwszą kulę materiału do szyi Tywina tak by nie musieć jej trzymać przez cały czas. Gdy skończył przesunął się tak by być od strony jego głowy i łapiąc go za barki zaczął powoli unosić go do góry. Gdy Tywin był już w pozycji półleżącej ujął znowu swój sztylet w lewą ręką i przełożył ręce pod jego ramionami łapiąc lewy nadgarstek prawą dłonią i osadzając ręce na jego klatce piersiowej w taki sposób że jednocześnie mógł go ciągnąć bez obciążania szyi i trzymać sztylet w pozycji która umożliwiała wbicie go delikwentowi pod żebra w każdej chwili. Zaczął się powoli podnosić i ciągnąć Tywina w stronę domku w takiej oto pozycji. Cały czas zerkał za siebie. nie tylko po to by widzieć gdzie iść ale by kontrolować położenie wilczycy i tej trójki wieśniaków. Nie spodziewał się ataku, ale wiedział że w takiej pozycji jest na niego najbardziej narażony.
Zbliżał się powoli do Iona. Chłopak nadal stał jak wryty w miejscu w którym zastał go kunszt jego magii.
Ion! zakrzyknął Jesteś tam? Może byś się do czegoś przydał, co? Nadal brak reakcji...
CZY KTOŚ MOŻE MI POMÓC NIEŚĆ TEGO GNOJKA?!?!? Krzyknął w przestrzeń.

Indiana - 16-04-2018, 00:11

Imira została przy oknie, żeby dać sobie chwilę odpoczynku, krótkie kilka sekund, ukradzione z akcji, żeby podziwiać dzieła magiczne. Często to robiła, a fakt, że los dawał jej możliwość, by oglądać pracę najlepszych magów świata. Na Monta Argenta, na Cor czy ostatnio w Liryzji, czasem, kiedy akurat przez chwilę nie musiała do nikogo strzelać, zatrzymywała się i patrzyła.
Fakt, że teraz była po prostu zmęczona i obolała, w dodatku z poczuciem, że odwaliła większość roboty, choć wcale nie chciała.
Wodny wir na jej oczach załamał się, jak rozcięty nagle bukłak. Ogromna ilość wody runęła na stojących z hukiem, przywodzącym na myśl uderzenie fali sztormowej.
- O żesz... - Styryjka wypluła przekleństwo i bez namysłu przeskoczyła przez niski parapet. Zeby nie skakać z 4 metrów, zsunęła się tak, żeby opuścić się możliwie najniżej na rękach i dopiero skoczyć.
Gdy mięśnie napięły się pod jej własnym ciężarem, przypomniała sobie, o czym w odruchu nie pomyślała. Ręce puściły pod wpływem bólu i walnęła o ziemię, jedynie odruchem przetaczając się przez bark.
I w przelocie dziękując Bogini, że nikt z nich nie zobaczył tego, bo nie przestali by się śmiać do jutra. Odczekała chwilę, aż fala bólu przeszła, i z trudem wstała. Przez myśl przelatywały jej dzikie wiązanki wojskowych przekleństw, przetykane przypominaniem sobie o tym, że nie ma już cholernych 16 lat.
Psiakrew.
Po czym ogarnęła wzrokiem stan ludzi na placu i ze zdzwieniem stwierdziła, że jej głupi skok był głupi, bo nikomu nic się nie stało, oprócz ogólnego zmoczenia i unurania w błocie. Meril targał Tylwina, w czym chętnie by mu pomogła, ale istniała obawa, że nie da rady.
- Dobra robota, Talsoi! - - krzyknęła z lekkim sarkazmem, ale w sumie całkiem szczerze - Ion! Możesz mu pomóc?! Proszę? - dodała, starając się wyrwać chłopaka z ewidentnego szoku. Obserwując z boku co robi wilczyca i wilczek, podeszła do trójki cywili.
W myśli zważyła wszystkie możliwości.
Mogli być zakładnikami, uciekli gdy zaczęła się walka.
Mało prawdopodobne. Tylwin był z nimi.
Kazał im uciec?
Rzuciła okiem na całą trójkę. Poszukała wzrokiem śladów więzów, uderzeń, jakiejkolwiek przemocy, wskazującej, że zmuszono ich do czegokolwiek.
Nie znalazłszy, rozważyła pozostałe opcje.
Przypadkowi ludzie. Przyjęli w gościnę nieznajomych bez świadomości, kim są.
Czemu nie krzyczeli, że są cywilami...?
No tak, pomyślała, zaatakowaliśmy w ciemności, bez opowiedzenia się. Skąd niby mieli wiedziec, że nie jesteśmy bandytami... Więc prawdopodobne.
Ale była też trzecia możliwość.
Sprzymierzeńcy.
Jednak nie walczyli, nie atakowali... Cóż, mogło być sporo przyczyn, od zwykłego strachu po jakiś fortel... Sangre zachowywał się, jakby chciał się bronić, zabarykadował drzwi... Może Tylwin uciekał z czymś, a tamci mieli się zastawić... Daleko idąca teoria, upomniała się w myśli.
Najbardziej prawdopodobna wydała się wersja "przypadkowi". Jednak wersja "sprzymierzeńcy" wciąż była możliwa.
- Meril! Ion! - zawołała do towarzyszy - Przeszukajcie tego cholernika! Nie podoba mi się, że zwiewał, kiedy reszta tej bandy próbowała nas zatrzymywać! - zatrzymała się przed trójką cywili. Dłoń miała położoną lekko na rękojeści rapiera, obserwowała reakcje i ruchy, twarzy, dłoni, ust, gotowa zareagować na próbę sięgnięcia po broń, amulet czy zaklęcie. Lekko ukłoniła się skinieniem głowy i dotknięciem rąbka kapelusza - Jestem oficerem wojsk sprzymierzonych, pod rozkazami księcia -elektora Rorika Rosgalena - naciągnęła nieco fakty, ale wolała użyć znajomych miejscowym nazwisk, styryjscy czy wergundzcy dowódcy nie mogli być tu powszechnie znani - Ci ludzie wystąpili zbrojnie przeciwko księciu i są podejrzani... (cholera, co ja mam mu powiedzieć, pomyślała, że sprzedali się demonom....? Paradne...) ... są podejrzani o spisek z siłami wrogimi Liryzji i zostaną aresztowani - dokończyła możliwie pewnym głosem - PROSZĘ, nie podejmujcie z nami walki - dodała z naciskiem, tak, żeby zabrzmiało to także jak groźba - a nikomu więcej nic się nie stanie. Straty, jakie poczyniliśmy w waszym domostwie, zostaną pokryte, otrzymacie mój podpis na oświadczeniu o stratach, jeśli takowe wypiszecie. Czy znaliście tych czworo wcześniej, zanim przyjęliście ich pod dach?

Rivus - 16-04-2018, 19:47

-MEDYKA NA GORĘ!
To ostatnie, co dotarło mu do uszu. Albo, co odebrał jego mózg.
Oczy chłopaka przymykały się. Tyle nieprzespanych nocy... do tego ostatnie 1,5 dnia spędzone na kombinowaniu. A potem powrót Lirii.
Wychylił się zza drzewa.
Prawda jest taka, że Ion od małego bał się głębokich wód. Możliwe, że nabył to przez siostrę – Cyrię, która potrafiła nagadać mu niestworzonych rzeczy. Na przykład po to, żeby nie bawił się z innymi w jeziorze.
A teraz przed nim powstał gigantyczny wir wodny. A przynajmniej tak mu się wydawało. Gdzieś zza szumu słyszał przytłumiony głos Merila. Ale pewnie mu się wydawało.
A co jeśli to wszystko przede mną to sen? Może już zemdlałem za drzewem? Może nie dałem rady...? A może nie żyję?
Szum. Bulgotanie. Strach.
Miał wrażenie, że ziemia pod stopami zamieniła się w morze. Ciemne morze, w którym może w każdej chwili utonąć.
Rey, Ester, gdzie jesteście?
Wtedy szum zaczął ustawać. Powoli. Piana buzowała, woda dalej wydawała się ciemna jak nocne niebo. I pachniała solą.
Nagle morska woda ustała i rozlała się dookoła.
Zimno. Mokro. Woda. Sól.
Teraz dokładnie widział zranione szczenie, wilczycę i starca z kobietami.
Gdzieś z boku Meril coś rzucił i zaczął ciągnąć jakieś ciało.
- CZY KTOŚ MOŻE MI POMÓC NIEŚĆ TEGO GNOJKA?!?!? - wrzasnął.
Chłopak otrząsnął się. Rozejrzał się dookoła.
Gdzieś obok, niedaleko niego stała już Imira.
- Ion! Możesz mu pomóc?! Proszę? – poprosiła.
Chłopak w odpowiedzi tylko skinął głową, starając się zapanować nad mimowolnym trzęsieniem się.
Na szczeście jego torba nie zmokła, bo była w rękach Heliego. <ktoś w ogóle o tym jeszcze pamięta? xd>
A nawet, jeśli to torba była wykonana z materiału, któremu nie grozi przemoknięcie.
Odwrócił się. Krok. Chlupnięcie wewnątrz buta.
- No co do chu... – chciał przeklnąć, ale widział jak bardzo elf przed nim potrzebuje pomocy i się powstrzymał.
Kiedy doszedł do ciała, które należało do jednego z uciekinierów, z tyłu dobiegł znów głos furyer:
- Meril! Ion! Przeszukajcie tego cholernika! Nie podoba mi się, że zwiewał, kiedy reszta tej bandy próbowała nas zatrzymywać!
Odchrząknął.
- Sądzę, że w tej chwili priorytetem jest uratowanie życia temu rannemu pod nami! Zaraz przyjdę! – odkrzyknął.
Wtedy też zaszedł ciało mężczyzny od drugiej strony i chwycił za nogi.
- To co? Na raz, dwa, trzy?

Omar - 16-04-2018, 21:05

Poprawił triskel, po czym uklęknął przy rannych. Zaczął się kołysać i wypowiadać słowa zaklęcia, jak w transie. Bywyd ffyn cryfhau, bywyd ffyn cryfhau, bywyd ffyn cryfhau... Kilka powtórzeń (jakieś magiczne fikumiku dookoła). Zaczął mówić do Ei

Eo, proszę Cię! Te osoby zdradziły Cię, ale nie z własnej woli! Zostali wkręceni w to przez twory znane nam jako Eshkara. Proszę Cię, pomóż im przetrwać, żebyśmy zdobyli kolejne narzędzia do pokonania naszego wroga! Wybacz, że przywołuję twoją moc w takim miejscu i takich warunkach, lecz ich siły witalne cały czas słabną!

Wrócił do powtarzania zaklęcia, nie oczekując zbytnio słownej odpowiedzi od Ei. Skupił swoją energię na rytuale. Jego oczy sprawiały wrażenie rozświetlonych, ale też zagubionych. Miał nadzieję, że nic go teraz, kiedy był odsłonięty nie zaskoczy.

Hakan - 16-04-2018, 21:20

Na razie Hektor odsunął się i zaczął oglądać magię hobbita. W gotowości trzymał samopał. Jeżeli ktoś znowu potrzebował jego pomocy, udzieli jej.
Mikes - 16-04-2018, 21:23

Miguel, po ogarnięciu trójki rannych, postnowił sprawdzić co dzieje się na zewnątrz.
Idę zobaczyć o co chodzi elfowi. Czy ktoś przypilnuję druida? Nie ma tu już zapewne przeciwników, ale lepiej dmuchć na zimne. Po tej wypowiedzi idzie do Merila. Najkrótszą drogą przez dom. Dla odmiany nie zamierzam skakać przez okna. Poprostu tam idę szybszym krokiem.

Po drodze zastanawiał się nad znaleziskami z torby krasnoluda.
Zbierać trofea z wrogów, którzy nie mogli się równać z jego magią. To nieodpowiednie. Mógł bym o tym powiedzieć innym. Tylko po co? Sprawiło by to, że poczuli by się źle, a krasnolud ma pozostać żywy. Lepiej zachować to dla siebie.

Gdy dotrze do Merila zapewne pomoże przy transporcie rannego uciekiniera.

Leite - 17-04-2018, 01:05

Meril
To w sumie zastanawiające, czy Tylwin był w najgorszym stanie z nich wszystkich.
Imira w nagły sposób znalazła się na ziemi, bez żadnego szwanku podchodząc do Was bliżej, a następnie idąc do starca. Zupełnie, jakby skok z tej wysokości nie robił jej problemu.
Targałeś Tylwina. Potem dołączył do Ciebie Ion, najwyraźniej nie do końca obudzony. Zaproponował podniesienie Tylwina na wspólny znak, żeby to miało sens.
W międzyczasie Imira zaczeła rozmawiać ze starcem. A w chwilę później dobiegł do was Miguel, najwyraźniej chcąc pomóc. Nagle zrobiło się tłoczno.

Imira
Starzec stał, wciąż z siekierą w ręku. Odezwałaś się, patrząc na niego. Oraz jego rodzinę. Oraz wszystko w okolicy, starając się ignorować ból.
Gdzieś z tyłu odezwał się Ion, chyba nie zrozumiał, co miałaś na myśli.
Starzec popatrzył na Ciebie.
- Czuję się zaszczycony.
Skinął lekko głową, i zrobił krótką pauzę na zebranie myśli. Kobiety za jego plecami po prostu patrzyły, zziębnięte, tuląc się do siebie. Nawet nie wycisnęły rzeczy.
-Dlaczego miąłbym atakować kogoś, kto z tego co rozumiem przyszedł mi pomóc. Ta gromadka, cóż poznałem ich zgoła niedawno. Przybyli do mnie zmarznięci i głodni. W swoim domu staram się nie odprawiać nikogo, toteż ich przyjąłem i nakarmiłem. Nie byli specjalnie rozmowni, z tego powodu też starałem się nie być wścibski i nie wymuszać odpowiedzi. W sprawie tej rekompensaty, jeśli coś niechcący uszkodziliście to z chęcią przyjmę pieniądze na naprawę szkód, ale wolałbym porozmawiać o tym w trochę przyjemniejszych warunkach. Tak, z czystej ciekawości, czy mogę się dowiedzieć czym, dokładnie, zawinili?
Za plecami usłyszałaś Miguela, przychodzącego mniej nietypową drogą, niż w dół po oknie. Po lewej, z tyłu, ciche piski dobiegające od wilków.

Ion
Chyba coś źle zrozumiałeś. Ale to nieważne. W międzyczasie, zanim poszedłeś pomóc Merilowi, kątem oka złapałeś moment, gdy Imira wstawała z przewrotki na ziemi. Ewidentnie była ranna.
Potem już skupiłeś się na nogach mężczyzny, którego mieliście nieść. Jego szyja była w strasznym stanie. Dużo krwi, już nie tak biały bandaż...
Imira zaczęła rozmawiać z cywilami. Za nią były wilki. Gdzieś przychodził Miguel - wyglądał blado. Niebo robiło się jaśniejsze. Wszystko, tylko nie ta szyja. Bogowie.

Helianthus (Hektor + Torres, i guess)
Zacząłeś sięgać do swojej druidzkiej natury. Do sił, które sprawiały, że ten świat istniał, do pierwotnej mocy.
Niewątpliwie zawsze był to cudowny moment, kiedy zaczyna się czuć moc pradawnych puszcz, jakby się szło po miękkim mchu wśród pradawnych drzew. Zew tajemnicy, jaki woła od czystego i niczym nie skrępowanego morza. Wreszcie delikatny, słodki dotyk cudu życia, wszystkiego, co tworzy Ea. Powiew świeżego powietrza po deszczu. Silny podmuch wiatru. Ciepłe słońce na skórze.
Nawet w tak zatęchłym i beznadziejnym domu, jak ten. W tak słabych okolicznościach.
Zacząłeś wypowiadać słowa. Słowa, które mogły brzmieć śmiesznie dla osób, które nie znają ich mocy, ich wagi, ich siły. Słowa splotły się i niemal mogłeś dostrzec, jak niewidzialne dla Ciebie nici życia, natury, splatają się dookoła dwójki rannych, oplatając ich, trzymając, delikatnie, łagodnie pulsując.
Ale zrobiły to dość niechętnie.
Wezwałeś Eę. Tłumaczenie, którego użyłeś, nie było specjalnie przekonujące.
Dlatego też efekty nie były spektakularne. Moc się jakoś ułożyła, ani dobrze, ani źle. W końcu mogłeś nie dostać żadnej pomocy.
Trzymałeś ich. Może troszkę leczyłeś. Ale głównie trzymałeś. Przy życiu. Co nie jest łatwe, kiedy się wykrwawiają.
Dwaj mężczyźni stoją nad Tobą, patrzą na magię. Patrzą na otoczenie. Powinieneś być bezpieczny.

Miguel
Nikt Ci nie odpowiedział, obydwaj stali dosłownie nad triskelem i patrzyli na magię. Ty zdecydowałeś się wyjść.
Zszedłeś nieuszkodzonymi schodami, mijając uszkodzony stół, kierując się w stronie nieuszkodzonej ławy i kufra, blokujących otwarte na oścież drzwi. Wyszedłeś, zszedłeś po schodkach pod gankiem, na którym stałeś jakiś czas wcześniej, skręciłeś za róg budynku.
Widok był nieco zabawny.
Zaczynając od tego, że niemal wszyscy stoją po kostki w błocie. Przez fakt, że w tym błocie Meril i Ion próbują nieść człowieka. Do faktu, że Imira trzyma rękę na rapierze i próbuje wyglądać niezwykle oficjalnie, rozmawiając z kompletnie mokrymi cywilami. Też po kostki w błocie.
Usłyszałeś propozycję Iona, kiedy do nich podszedłeś. Możesz im pomóc.
Mężczyzna niesiony przez chłopaków wyglądał słabo. Pseudobandaż na jego szyi. Bladość skóry, długie włosy. Całe ciało mokre. Nie ma co, szczęśliwy wieczó...noc...poranek dla nich? Wszyscy leżą.

Indiana - 17-04-2018, 14:30

- Ion, miałam na myśli tego rannego cholernika! - odkrzyknęła z uśmiechem - Nie chcę was martwić, ale chyba trzeba będzie go dołączyć do pozostałych na górze, bo hobbit nie będzie biegał z triskelem między kilkoma miejscami....
Zanotowała obecność Miguela i skinęła mu głową, poczuła się trochę spokojniejsza. Wróciła wzrokiem do rozmówcy. Punkt dla wiarygodności, pomyślała pod adresem starszego człowieka, dobra odpowiedź. Nawet jeśli sprzyjał ściganym pociotkom demonów, trudno to będzie udowodnić, o ile nie zechce im pomagać. Ale nawet gdyby spróbował, to wciąż nie czyniło go sprzymierzeńcem samych demonów, mógł przecież z kimś z tej czwórki znać się wcześniej, tak po prostu, zwyczajnie, bez sił nadprzyrodzonych w tle. Po chwili rozważania uznała, że rzeczywiście może niezłym pomysłem będzie doprowadzić tamtych do Kethrena. Możliwości psioniczne agenta wywiadu przekraczały wszystko, co zazwyczaj kojarzono z ludzką psioniką, mógł bez problemu wydobyć informacje o tym, czy w okolicy są jacyś ich wspólnicy, jacyś wspólnicy eskhara.
Wróciła myślami do pytania gospodarza. I co ja ci mam powiedzieć, człowieku... westchnęła w myśli. Jak mam ci wyjaśnić, co zrobili...
- Dzisiejszej nocy około 10 km stąd zorganizowano atak na Baldwina dar Keran, zwierzchnika kościoła Opiekunów, będącego pod opieką lady Rosgalen i księcia Rorika - bardzo starannie dobierała słowa, bardzo starając się brzmieć pewnie i przekonująco - Atak... cóż, trudno atak opisać w kategoriach militarnych, gdyż miał związek z siłami nadprzyrodzonymi. Na pewno dotarły do was wieści sprzed miesiąca z rejonu Silberheim, o istocie demonicznej, która swoją niszczycielską siłą dołożyła się do unicestwienia miasta Birka. Istotę, żerującą na mieszkańcach Liryzji, zniszczyliśmy, jednak wczoraj spotkaliśmy się... z zemstą i atakiem innych takich istot. Ci tutaj - skinęła głową w kierunku Tylwina, targanego przez Iona i Merila - stanęli przeciwko nam, przeciwko siłom sprzymierzonym i władcom Liryzji, a za tymi istotami.
Cholera, mam nadzieję, że to dość klarowne i że nie powiedziałam za dużo, westchnęła. Jednak ludziom należała się prawda, zwłaszcza, że mieli do czynienia z istotami, które kłamią i zwodzą umysły iluzjami. Pamiętała wciąż historię jednego ze swoich żołnierzy, który sprzedał duszę demonicy, sądząc że ma przed sobą Panienkę Tavar. Drogo potem za to zapłacili. Jeśli miałoby przyjść do kolejnego starcia, może lepiej żeby ci ludzie wiedzieli, z czym mają do czynienia...
Gorzej, jeśli już dawno zaprzedali duszę...
Mówiąc, patrzyła w oczy po kolei każdemu ze zmokniętej trójki, próbując wydobyć intencje, odczucia, jakiś cień szczerości. Za mało znała się na ludziach...
- Dalszych szczegółów nie wolno mi wyjawiać, ale postaram się wyjaśnić, co mogę. Proponuję jednak abyście wrócili do domu i przebrali się w suche ubrania. Prosimy o możliwość odpoczynku choć kilka godzin, mamy za sobą kilka nieprzespanych nocy. Musimy również pożyczyć konie, najlepiej z wozem, by dotransportować tych ludzi. Trzeba także zawiadomić najbliższy posterunek wartowniczy wojsk Rosgalenów, nie wykluczam, ze będzie jeszcze potrzebna pomoc zbrojna. Póki co, odłóżcie tę siekierę, przed demonami was nie obroni, a innych wrogów tu nie macie, i wróćcie do domu zanim przemarzniecie do reszty - wymownym wzrokiem spróbowała przekazać starszemu, że siekierą i tak nie obroniłby się przed czarną tercją, jej wzrok mówił "proszę, nie próbuj niczego głupiego, bo nie chcę ci robić krzywdy. Ale jak spróbujesz, to cię zatłukę na miejscu".
Nie czekając na odpowiedź cywili odwróciła się, ale wciąż obserwowała, co robią. Gdyby spróbowali zaatakować ją w tej chwili, umarliby szybciej niż siekiera sięgnęłaby celu...
Powoli podeszła do wilczycy i wilczątka, próbując rozeznać co tu się stało. Powoli wydychając powietrze, usiłowała wyglądać tak, jakby wcale nie czuła bólu porównywalnego z ostrzem w plecach, ani wcale nie uginały się pod nią nogi i nie robiło się ciemno przed oczami.

Elf - 18-04-2018, 16:49

Wystarczy się wydrzeć i przybiegają... Warto zapamiętać...
Gdy Miguel i Ion dołączyli do jego wysiłków zrobiło się znacznie lżej, więc przyspieszył nieco kroku. Ze względu na swoją pozycję musiał iść tyłem, co nie było wygodne, ale innej opcji nie widział.
Gdy przeszli przez drzwi, Meril po raz pierwszy miał okazję zobaczyć te dom od środka.
Wybite okno... pootwierane szafy i szafki... ławka koło schodów... Na razie nie widać jakiegoś specjalnego pobojowiska.
W momencie w którym dotarli do schodów powiedział. Dobra Miguel. W czterech to my po tych schodach nie wejdziemy. Zostaw go na chwilę, wejdziesz po nas Odczekał moment na reakcję adresata po czym zaczął się powoli przekręcać. Musiał ustawić się lekko bokiem by móc wejść po stopniach, nie upuszczając Tywina na ziemię.
Podczas wchodzenia nie obyło się bez kilku stęknięć i rzucanych pod nosem przekleństw, jednak w końcu dotarli na górę.
Odetchnął ciężko i rozejrzał się. Znalazł miejsce walki i nie zawiódł się. Rzeczywiście wyglądało jak pobojowisko. Rozwalone drzwi leżące w głębi pomieszczenia, osmalone i nadal lekko dymiące ściany i oczywiście plamy krwi. No nieźle... Dopiero teraz zauważył trójkę swoich przytomnych towarzyszy i parę ciał leżącą pod nogami hobbita. Hej. Nic wam nie jest? rzucił w ich stronę. Zauważył że Torres lekko dymi czyli może jednak... Zmierzył resztę przelotnym spojrzeniem. Nic specjalnego chyba im ostatecznie nie było, więc od razu przeszedł do rzeczy. Mamy tu jeszcze jednego z tych patałachów. Dorwała go wilczyca. Znajdzie się dla niego miejsce w triskelu? Bo może się zaraz wykrwawić.

Mikes - 18-04-2018, 19:17

Elf miał rację co do schodów. Miguel skwitował, więc wypowiedź krótkim "Dobra" i został na dole.
Tu im się raczej nie przydam. Na magii się nie znam, a jak coś to Torres też ma regenerat. Czy Imira została sama z cywilami? Raczej nic jej nie zrobią. Ba! Napewno nic jej nie zrobią, ale może potrzebuje w czymś pomocy. Gdzie jest mój plecak?
To ostatnie wydało się dość istotne.
Idę zobaczyć, czy Imira nie potrzebuje wsparcia. Czy widział ktoś mój plecak?

Czeka na odpowiedź. Jeśli ta nie nastąpi to wraca do Imiry. Jeśli odpowiedź nastąpi to też idzie do Imiry. Chyba, że Meril ma plecak ciągle na plecach. Wtedy powie mu, że zaraz po ten plecak przyjdzie. Jednak najpierw pójdzie do Imiry.

Elf - 18-04-2018, 23:30

Usłyszał za sobą pytanie na temat plecaka A no tak.. Zapomniałem...
Odwrócił się i zawołał w stronę schodów. Zostawiłem go pod drzewem na skraju lasu, gdzieś na wysokości wschodniego narożnika budynku, jeśli dobrze pamiętam...

Leite - 19-04-2018, 10:16

Imira
Stary człowiek patrzył na Ciebie. Kiedy toczyłaś swój wywód, kiwał głową ze zrozumieniem, które błyszczało wyraźnie w jego oczach. W momencie, w którym wspominałaś Baldwina, wzdrygnął się. Mogło to być z zimna, jednak niemal niedostrzegalny grymas wskazywał na inną odpowiedź.
-Dziękuję, za wyjaśnienie, cieszę się, że pośrednio przysłużyłem się złapaniu...
W tym momencie syknął,grymas bólu szybko przeskoczył przez jego twarz. Sięgnął ręką ku twarzy, delikatnie rozmasowując policzki I szczękę. Chwilę później wrócił do swojego wywodu.
-...zamachowców. Chętnie byśmy się przebrali, więc udamy się teraz do budynku.
Schował siekierę za pas, opierając swobodnie na niej rękę, dało się wyraźnie zauważyć, że czuje się swobodnie w tej pozycji. Następnie ponaglił swoją rodzinę, dwie kobiety. Pośpieszył za grupką niosącą Tylwina, wyglądają jakby nie chciał stracić ich z oczu. Zgarnął jeden z kocy i wręczył kobietom, zerkając przelotne na Ciebie i wilki, do których się zbliżałaś.
Znikli za rogiem budynku.
Podeszłaś do zwierząt. Buty z mlaśnięciem wychodziły ze słonawego błota, jakie wytworzył Meril. Cisza, zapadła po tym, jak wszyscy poszli, była przerwana tylko wiatrem. Niebo robiło się coraz jaśniejsze. Zapewne niedługo świt.
Młode leżało w błocie, alfa wyciągnęła je na tyle, żeby nie tonęło, a teraz zajmowała się wylizaniem rany, którą zadał mu mężczyzna. Rana była niezbyt długa, ale sięgała przynajmniej na pół do centymetra wgłąb. Siekierka...
Rana znajdowała się na klatce piersiowej wilka, między środkiem klatki piersiowej, a prawą przednią łapą, sięgając w kierunku szyi. Widać wilk musiał zaatakować, a stary na odlew go trzepnął, od frontu. Gdyby trafił dalej, by prawdopodobnie uszkodził wilka bardziej znacząco bądź zabił.
Póki co, stan nie był najgorszy. Jedyne co, to małe piszczało, leżąc w słonym błocie.
Po chwili dołączył do Ciebie Miguel, stojąc w bezpiecznej odległości od zwierząt, gdzie błoto nie było tak głębokie.
Oddychałaś głęboko, starając się ignorować ból. Twoja rana była w chyba nie najgorszym stanie, jednak kula dalej była w środku, a skok z okna nie pomagał. Potrzebowałaś odpoczynku. Wszyscy potrzebowali. Przypomniałaś sobie twarz Iona. Był bardzo blady, miał podkrążone oczy. Twarz uwaloną zmytym częściowo błotem. Lekkie zadrapania na twarzy, których nie miał wcześniej, gdy się rozdzielaliście na zwiad.
Meril zapewne był w lepszym stanie. A reszta?

Meril
Problemem nie było aż tak samo pójście tyłem do domu, póki co. Problemem było trzymanie Tylwina tak, żeby nie zrobić mu większej krzywdy. Musiałeś go chwycić typowym chwytem dostosowanym do przenoszenia, ale przez fakt, że ma ranną szyję, musiałeś trzymać go wysoko, by oprzeć jego głowę na klatce piersiowej na obojczyku lub prawie na ramieniu. Aby jego broda nie dotykała klatki piersiowej, bo to by było raczej niepolepszające dla jego stanu.
I dopiero kiedy musiałeś iść lekko odchylony do tyłu, tyłem, w błocie, dopiero to jest problematyczne. Miałeś Iona, który nie wyglądał zbyt pewnie, trzymając nogi mężczyzny. Dopiero teraz zauważyłeś, że spodnie niesionego są rozdarte w trzech miejscach, a największa dziura znajduje się na udzie. Dziura, przez którą wyziera całkiem spora rana, świeżo zagojona, wyglądająca, jakby Tylwin stracił kawał mięsa w nodze.
Poza tym, miał przy sobie broń. Biała, uwalona w błocie koszula. Ciemna kamizela. Różne czarownicze duperele.
Klnąc w głowie po Talsoi, wraz z Miguelem, idącym między Tobą a Ionem i niosącym tłów mężczyzny, dotarliście do schodów. Grupka cywili, starzec z bronią za pasem i dwie, owinięte kocem kobiety, szli za wami. Nie popędzali, powoli podchodzili, pozwalając wam na spokojnie wnieść rannego.
Drzwi wejściowe były bez specjalnych uszkodzeń, ława leżała w drzwiach razem z kufrem. Cudownie.
Następnie dom. Wnętrze. Pootwierane szafki. Rzucony w kąt stół. W sąsiednim pomieszczeniu szkło na podłodze. Trochę spalenizny.
Nieuszkodzone schody, chwała bogom. Poza tym, że dość wąskie. To oznaczało brak wsparcia Miguela.
Tercio poczekał na dole z cywilami, aż wejdziecie do góry. Zajęło wam to dłuższą chwilę, jednakże już w połowie widziałeś, że Helianthus się ulokował koło schodów, z narysowanym triskelem i stojącymi nad nim Hektorem i Torresem. W triskelu leżeli, z rękami związanymi na plecach, Thorgrim i Silana. Oboje wyglądali na nie najlepszy stan.
Położyliście Tylwina między nimi, na plecach. Nie byłeś bardzo dobry w wyczuwaniu magii druidzkiej, ale teraz coś z pewnością przestało działać.
Spojrzałeś po reszcie.
Miguel wyglądał blado, ale w sumie nic mu nie było.
Torres, pozbawiony kapelusza, miał na twarzy rozcięcie, z którego ciekła krew. Poza tym był lekko nadpalony, ale chyba nic więcej mu nie było.
Helianthus miał okropnego guza na środku czoła, wyglądał, jakby w biegu pocałował ścianę.
Starzec doprowadził swoje towarzyszki do drugiego pomieszczenia, którego drzwi nie były wyrwane z zawiasów, zniszczone, spalone... I zamknął za nimi drzwi. Sam powoli się skierował do dalszego pomieszczenia, najwyraźniej szukając sposobu na osuszenie się.
Tobie też by się przydało.
Pokój, przy którym byliście, był dość zdewastowany. Pomijając dziurę, jaką w sumie była miast framugi, dalej na podłodze leżało szkło, kawałki drewna, krew, jakiś mebel w kącie pokoju, wyglądający na odrzucony przez kogoś z dużą siłą, wybite okno, ślady po wybuchających pociskach, jakieś przedmioty i broń w kącie pokoju. I Sangre.
Nekromanta leżał na brzuchu, z rękoma skrępowanymi z tyłu, o tyle, o ile zdołałeś dostrzec, linka biegła do jego szyi. Włosy splecione w gruby warkocz zasłaniały dokładny widok, jego twarz była odwrócona w kierunku dalszego, prawego kąta pokoju.

Miguel
Pomogłeś nieść nieznanego Ci, ciemnowłosego mężczyznę. Nie było łatwo iść na środku, w błocie, niosąc go, znacznie wygodniej, ale zapewne trudniej, było pozostałym towarzyszom. Widziałeś naszyjniki na zabandażowanej szyi rannego, jakieś rzeczy przy pasie, cywili idących za wami, jakby nie chcieli, byście odeszli za daleko bez nich. Ale nie nalegali. Szli powoli, pozwalając wam wnieść rannego.
W drzwiach musiałeś puścić na chwilę, by odsunąć kufer od wejścia, następnie pomogłeś im iść dalej. Przy schodach odpuściłeś, stojąc koło starszego mężczyzny. Byl, najwyraźniej, zszokowany, zniszczeniami, jakie widział dookoła. Dwie kobiety milczały, jedna z niepewną miną, druga z ekscytacją na twarzy. Była młoda. Mogła mieć szesnaście lat. Pewnie pierwszy raz w życiu coś się działo ciekawego, w końcu mogła zobaczyć Tercję. Jak zapewne nigdy dotąd na tym zadupiu.
Wszedłeś do góry. Chłopaki położyli czarownika w triskelu, koło hobbita. Torres i Hektor stali nad rytuałem, obserwując uważnie każdego z rannych. Cywile rozeszli się do pokoi, dwójka kobiet do tego niezniszczonego koło miejsca walki, mężczyzna do pokoju, z którego widzieliście wir wodny.
Znowu zszedłeś po schodach, idąc na zewnątrz, do Imiry. Okrążając południowy róg budynku, doszedłeś do niej, kucającej w błocie koło rannych zwierząt. Zatrzymałeś się w bezpiecznej odległości, nie mając tak dobrych stosunków z wilkami, jak ona. Wilczyca lizała młodego, na współ zanurzonego w błocie. Imira miała półprzymknięte oczy, wyglądała, jakby próbowała się skupić.

Helianthus
Wszystko wydawało się być w miarę stabilne, do czasu, aż Meril z Ionem nie wnieśli Tylwina. Miał rozwaloną szyję.
W triskelu było jeszcze miejsce na niego, delikatnie więc położyli go, nienaruszając znaków.
I wtedy właśnie coś się sypnęło.
Moc Ei nagle znikła. Zielonozłote wici rozplątały się i odsunęły się od rannych, znikając. Rytuał nie przerwał się dosłownie. Po prostu... Moc Ei odeszła. Nie leczyła ani nie utrzymywała ich dłużej.
Zostałeś z działającym, technicznie rzecz biorąc, triskelem, trójką poważnie rannych i bardzo zdziwionym wyrazem twarzy.

Omar - 19-04-2018, 12:44

Wstał, i kopnął w linię z mąki żeby ją przerwać. Popatrzył na elfa, potem na mężczyzne w triskelu. I znów na Talsoia. Chwilę się zastanowił.

Dobra, musimy wyciągnąć tego nowego i go przeszukać. Dokładnie. - Popatrzył na reakcję wszystkich. - W sensie kieszenie. Ea nie przepada za demonicznymi mocami. W szczególności takimi, które pakują się jej do rytuałów. Idę poszukać dębu, żeby mieć jak ją przeprosić.

Zaczekał na moment, w którym zabrali się do roboty, dopiero wtedy zszedł na dół. Przy wychodzeniu kopnął w ławkę, która sprawiła mu tyle bólu. Nie był to dobry pomysł, teraz bolał go paluch prawej stopy. Jak skończą, spali tę ławkę.

Doszedł do linii lasu i zaczął szukać liści dębowych. Gdy w końcu znalazł je, udał się z powrotem do domku. Miał nadzieję, że wszystko już załatwili.

Dobrze, teraz wynieście mi resztę. Rozpocznę rytuał od ofiarowania Ei liści dębu. Kiedy skończę z tym, wniesiecie tą trójkę. Teraz bez żadnego gówna pochowanego po kieszeniach. - Poprawił triskel, i zaczął myśleć nad tym, co tak właściwie powinien powiedzieć w ramach przeprosin.

Elf - 19-04-2018, 21:16

Czyli jednak Imira miała rację...
Od razu złapał Tywina za ramiona. Odczekał moment aż ktoś zajmie się nogami. Już po chwili Tywin leżał na podłodze metr dalej.
Nawet nie zauważył kto mu pomógł go przenieść. Było mu głupio ze zapomniał go przetrzepać wcześniej. Za bardzo zależało mu by dostarczyć go jak najszybciej w miejsce leczenia. Za bardzo zależało mu by przeżył... Dlatego też, by naprawić swój błąd, gdy tylko odstawili czarownika na ziemię zaczął go dokładnie przeszukiwać. Bardzo dokładnie. Wywrócił kieszenie na lewą stronę. Przejechał dłońmi po całym jego ciele, by upewnić się że czegoś nie pominął. Nogi, ręce, tułów. Na koniec sięgnął po nóż który na czas przeszukania odłożył na bok i przeciął wszystkie rzemienie na jego szyi ściągając w ten sposób wszystkie amulety. Każdy przedmiot odkładał na bok, a gdy skończył przeszukanie pochylił się nad znaleziskiem. Było tam sporo magicznego szpeju, jaki sam nosił w torbie, jak i amulety które, czego się zarówno domyślał jak i wyczuwał, były zwykłymi amuletami które nosił każdy czarownik. On jednak szukał czegoś innego, czegoś co wzbudziło by w nim to uczucie które poznał niedawno. To niepodobne do niczego uczucie mocy spoza tego świata...

VanRex - 20-04-2018, 01:13

Magia, magia, wszędzie ta magia. No nic, pozostało mu stać i podpierać ścianę, a raczej sprawiać takie wrażenie. W rękach bawił się samopałem i pojedynczym pociskiem. Miało to dwa zastosowania, raz, zajmowało czymś ręce, dwa, gdy któryś z awanturników postanowiłby się przedwcześnie obudzić mógł zarobić nowe wgniecenie w czaszce. Same pozytywy dla pozytywnego człowieka.
-Dobra, musimy wyciągnąć tego nowego i go przeszukać. Dokładnie. W sensie kieszenie. Ea nie przepada za demonicznymi mocami. W szczególności takimi, które pakują się jej do rytuałów. Idę poszukać dębu, żeby mieć jak ją przeprosić.
No tak, jak zwykle coś musiało pójść nie tak. Parsknął lekko śmiechem, gdyż jak na ironie zamiast zaszkodzić ścigającym, to spowolniło to proces leczenia uciekających. Och jak okrutnym bywa świat. Na szczęście jednak Meril rzucił się na przeszukanie fikuśnego, więc Torres nie musiał tego robić. Mógł natomiast uważnie obserwować scenę i pomieszczenie na wypadek gdyby któreś wstało, przyszedł ktoś nowy albo...
Albo gdybyś pokazała te swoje dostojne dupsko i dała je porządnie skopać.
Wszystko poszło dość gładko, można by powiedzieć, że za gładko. Oczywiście, Miguel tarzał się oszołomiony obecnością kobiety innej niż Imira, sama Furier kulała się z Krasnoludem po ziemi, fala ognia spaliła mu kapelusz i inne wesołe perypetie, ale finalnie powiodło się bez większych zgrzytów których się spodziewali w formie demonicznej trójcy, a to nie dawało mu spokoju. Dlatego stał, patrzył i czekał.

Leite - 21-04-2018, 14:40

Helianthus
Triskel przestał działać. To znaczy, on przestał działać już wcześniej, ale teraz zupełnie się wyłączył. Nie było aktywności.
Wyszedłeś z rytuału.
Spojrzenie na Talsoi. Na Tylwina. Na Talsoi. Meril miał zmieszany wyraz twarzy, zaraz po Twoich słowach zabrał się do pracy.
Reszta miała nieprzeniknione twarze. Hektor zadecydował się pomóc elfowi i razem go przesunęli o metr, półtora.
Ty jednak byłeś już u szczytu schodów, schodząc niżej. Mijając zniszczenia.
Dlaczego wszystko działo się na piętrze...
Kopnąłeś ławę. W sumie, łatwiej było powiedzieć, że to ona kopnęła Ciebie. Już drugi raz. Bo jej się nic nie stało, a Tobie owszem. Ponownie.
Głupi mebel.
Na zewnątrz było już naprawdę jasno. Słońce powinno się pojawić w przeciągu jakiś...chyba 15/20 minut. Na szczęście dom stał, praktycznie rzecz biorąc, w środku lasku, ale głównie składającego się z sosen.
Przeszedłeś się trochę, klnąc pod nosem na głupie ławy. Przy okazji przypomniałeś sobie, że w sumie wszyscy od dawna nic nie jedliście. I nie spaliście. I w ogóle to dużo rzeczy zostało zaniedbane! Przynajmniej Cię nie zalało. Meril wyglądał na mokrego, tak jak nieszczęsny czarownik, który przerwał rytuał. Im, poza wszystkim, dodatkowo musiało być zimno.
Żeby znaleźć dąb, musiałeś dojść do głównego traktu i przejść się nim kawałek. Po jakiś pięćdziesięciu metrach w kierunku północnym, znalazłeś się na kolejnym, mniejszym skrzyżowaniu, z jakąś dróżką, prowadzącą w kierunku zachodnim.
Dopiero tam był dąb. Tylko że nie miał żadnych gałęzi, które mógłbyś sięgnąć. Żadnych. Na ziemi leżały stare, suche liście.
Westchnąłeś i zacząłeś się wracać, tym razem idąc na skos lasem, w kierunku domu. Niemal cudem znalazłeś jedno małe drzewko, sadzonkę niemal, z trzema liśćmi na krzyż.

Meril
Tylwin miał na sobie lnianą, białą koszulę i brązowy, wełniany płaszcz, który spinał pas z doczepionym ogonem młodego lisa. Miał też przy sobie skórzaną torbę, ze śladami po ogniu i paru cięciach.
Z szyi mu ściągnąłeś różne amulety, w tym dwa zrobione z kłów. Zabrałeś mu też krótki miecz.
W torbie znalazłeś kory różnych drzew, ususzone różne liście, kwiaty i temu podobne rzeczy, przydatne dla czarownika. I bezant. Jeden. I pięć solidnych bandaży.
Na jednej ręce widniał srebrny pierścień, który również zdjąłeś.
To wszystko stworzyło zgrabną kupkę koło rannego.
Popatrzyłeś na to.
Nic konkretnego nie emanowało czymś obcym. Zwykłe przedmioty.
W międzyczasie zarejestrowałeś, że starzec wyszedł ze swojego pokoju i oparł się o framugę. Rzucił w przestrzeń, uśmiechając się serdecznie.
-Przepraszam, ale nie znają się państwo, może na nastawianiu skręconych części ciała? - przerwał na chwilę, spojrzał na schody. - Bo mam mały problem.
Wskazał na swoją stopę.
-Zresztą moja córka też.


Torres
Zaraz po wyjściu hobbita starzec zadecydował się wyjść ze swojego pokoju i dołączyć do Was, podobnie jak Ty, opierając się o framugę. Odezwał się miło, z uśmiechem.
-Przepraszam, ale nie znają się państwo, może na nastawianiu skręconych części ciała? - przerwał na chwilę, spojrzał na schody. - Bo mam mały problem.
Meril z kolei metodycznie przeszukiwał leżącego, wyciągając różne ciekawe przedmioty. Jednakże, na Twoje oko, nic nie wyglądało jakoś dziwnie-demonicznie. Ale to nie Twoja działka.
W pokoju, za Twoimi plecami, na ziemi wciąż leżał Sangre. Bez ruchu.

Elf - 23-04-2018, 01:00

Nic? Nic nie ma? zawiesił się na chwilę. Jeśli nie ma tu niczego demonicznego to dlaczego rytuał przestał działać?! Spojrzał znowu na kupkę przedmiotów. Rozgarnął je ręką. Może chodzi o ten ogon? Spojrzał znowu na Tywina Nie... Coś musi być... I ja to znajdę!
Odsunął rzeczy należące do czarownika na bok by nie zakłócały mu tego co zamierzał zrobić, po czym ukląkł na wysokości jego pasa tak by mieć go rozłożonego w poprzek, tuż przed sobą.
Nachylił się nad nim i rozłożył szeroko ręce w taki sposób że jedna jego dłoń wisiała nad jego głową a druga nad stopami a on sam nad jego pasem. W tej pozycji wisiał dosłownie nad całym jego ciałem naraz.jak teraz się nie uda, to znaczy że nic tu nie ma... pomyślał jeszcze i przystąpi do działania.
200 lat nauki panowania nad własnym mózgiem, organizmem i magią... Zamknął oczy, odgłosy z otoczenia przycichły, zapachy rozmywały się, chłód był mniej odczuwalny. Ograniczał pracę innych zmysłów. Wyciszał je by móc "usłyszeć" nawet najdrobniejszy podszept aury magicznej. Skupiał się nad leżącym przed nim człowiekiem szukając czegoś co mógł przeoczyć, czegoś co mogło sprawić że Ea nie chciała mu pomóc...

Rivus - 23-04-2018, 16:09

Zimno na przemoczonym ciele doskwierało coraz bardziej. Kiedy razem z Merilem opuścili ciało, stał w kącie. Nic nie mówił. Zmęczenie, chłód i głód.
A kiedy chciał odebrać swoją torbę od Helianthusa, hobbit odszedł w poszukiwaniu dębu.
Elf obok zabrał się za przeszukiwanie czarownika. Na środku w kręgu z różnymi znaczkami leżeli Sangre, krasnolud i drobna elfka. To chyba wszyscy, z tego co wiedział od pozostałych członków pościgu...
Oprócz tych śladów z boku drogi, przy pobojowisku.
Kto mógł do nich dołączyć...?
Wzdrygnął się.
Zmęczenie, chłód, głód i lęk.
-Przepraszam, ale nie znają się państwo, może na nastawianiu skręconych części ciała? – jego rozmyślania przerwał starzec wchodzący do pokoju – Bo mam mały problem.
Ion przyjrzał mu się dokładnie - od brodatej twarzy po stopę, na którą wskazał.

Omar - 23-04-2018, 20:59

No przecież nie mogę zabić sadzonki. Potrzebuję kogoś wyższego do pomocy.

Potruchtał do domku. Krzyknął z dołu -Potrzebuję tu kogoś wysokiego, inaczej nici z rytuału. Meril? Możesz przyjść? Jeżeli elf zszedł, to razem potruchtali do dużego dębu.

Leite - 23-04-2018, 23:07

Imira
Stopnie na wejściu. Omijanie ławy. Omijanie stołu. Stopnie na piętro.
Więcej schodów w tym domu nie było...
Za Tobą wchodził Miguel, milcząc. Do góry zastałaś następującą sytuację:
Triskel był po Twojej prawej, pomiędzy poręczą schodów, a wejściem do rozwalonego pokoju, na korytarzu.
Leżeli w nim nieprzytomny krasnolud i elfka, najnowsza zaś zdobycz pościgu leżała jakiś metr od rytuału. Obok niego leżała kupka przedmiotów.
Nad tym samym mężczyzną Meril rozpościerał swoje ręce, jakby chciał go objąć od głowy do stóp. Miał skupioną minę, zamknięte oczy. Wyglądał, jakby składał Tylwina w ofierze.
Torres opierał się o resztki framugi, po prawej stronie, zatem miał Sangre za plecami. Koło niego, po lewej stronie framugi, siedział ów starzec, bez broni w ręku, wyglądając lepiej, pewniej...przyjaźniej? Właśnie mówił coś do Iona.
-...na dole na pewno jest jakiś koc. Możemy po niego pójść, musiałbyś mi tylko trochę pomóc.
Uśmiechnął się szeroko, szczerze.
Ion stał gdzieś pośrodku, wyglądając dość żałośnie. Hektor kucnął w pobliżu, obserwując sytuację.
Kiedy już wszyscy Cię zauważyli, z dołu dobiegł głos Helianthusa.
-Potrzebuję tu kogoś wysokiego, inaczej nici z rytuału. Meril? Możesz przyjść?

Miguel
Miałeś plecak ze sobą. Zarzuciłeś go na plecy i podążyłeś za Imirą. Od wejścia do domu byłeś cicho, nie było się co odzywać.
Kiedy wchodziliście już na szczyt schodów, starzec kończył mówić coś do Iona.
-...na dole na pewno jest jakiś koc. Możemy po niego pójść, musiałbyś mi tylko trochę pomóc.
Uśmiechnął się szeroko, szczerze.
Triskel był po Twojej prawej, pomiędzy poręczą schodów, a wejściem do rozwalonego pokoju, na korytarzu.
Leżeli w nim nieprzytomny krasnolud i elfka, najnowsza zaś zdobycz pościgu leżała jakiś metr od rytuału. Obok niego leżała kupka przedmiotów.
Nad tym samym mężczyzną Meril rozpościerał swoje ręce, jakby chciał go objąć od głowy do stóp. Miał skupioną minę, zamknięte oczy. Wyglądał, jakby składał Tylwina w ofierze.
Torres opierał się o resztki framugi, po prawej stronie, zatem miał Sangre za plecami. Koło niego, po lewej stronie framugi, siedział ów starzec, bez broni w ręku, wyglądając lepiej, pewniej...przyjaźniej?
Kiedy już wszyscy Cię,również zauważyli, z dołu dobiegł głos Helianthusa.
-Potrzebuję tu kogoś wysokiego, inaczej nici z rytuału. Meril? Możesz przyjść?

Meril
Wyciszenie.
Brak dźwięków. Brak dotyku. Brak wzroku, ten najłatwieszy do uzyskania, wystarczyło zamknąć oczy. Pominięcie zapachów, za wyjątkiem tego lekkiego powiewu soli, który pomagał się skupić.
Pełna koncentracja na niematerialnej stronie wszechświata.
Skupienie. Szukanie...obcego.
Nienaturalnego.
Nicość.
Nicość, brak.
Jakaś delikatna, cicha nitka, gdzieś wewnątrz Tylwina. Ale malutka. Wąska...
Mógłbyś przyjrzeć się dokładniej...
Nagły dotyk wytrącił Cię z równowagi.
Tylwin słabo położył rękę na Twoim kolanie, patrząc pustym wzrokiem. Był szary, bandaż już nie powstrzymywał krwi, robiło się coraz bardziej czerwono. Kałuża już powstała.
Po chwili przymknął oczy.

Ion
Zamknąłeś oczy. Otworzyłeś ponownie.
Dostrzegłeś, że Ci się przywidziało.
Sangre leżał w osobnym pokoju. W tym rozwalonym. W triskelu był tylko krasnolud i elfka.
Starzec usiadł.
Był posiadaczem długiej, siwej brody. Miał na sobie białą koszulę i kamizelę z baranka. Jakieś spodnie. Przed chwilą najwyraźniej się przebrał. Za paskiem siekierka.
Patrzyłeś dość uważnie. Był cywilem, a nie czymś strasznym. Mogłeś się skupić. Mogłeś obserwować...
-Przepraszam, że się wtrącam, ale gdzie poszedł ten hobbit? Wydawało się, że jest zajęty korzystaniem z nieswoich zasobów.
Popatrzył na Ciebie. Widziałeś, że mówienie nie jest dla niego aż tak łatwe, jak być powinno. Jakby bolała go szczęka. Pewnie od tej wody.
-Nie zimno ci chłopcze? Na dole na pewno jest jakiś koc. Możemy po niego pójść, musiałbyś mi tylko trochę pomóc.
Chwilę Ci zajęło, zanim przetworzyłeś, że mówił do Ciebie. Uśmiechnął się, ale jego twarz się nieco nienaturalnie wykrzywiła, jakby miał na policzkach blizny, które zniekształcały szczery, dziadkowy uśmiech.
Za Tobą na piętro weszła Imira i Miguel.
Z dołu dobiegł głos Helianthusa.
-Potrzebuję tu kogoś wysokiego, inaczej nici z rytuału. Meril? Możesz przyjść?

Helianthus
Sadzonka. Sadzonka.
DLACZEGO TO MUSIAŁA BYĆ SADZONKA?
Brak jedzenia zaczął wprawiać Cię w zły humor.
Bycie hobbitem było wspaniałe. Wasze ciasta były najlepsze. Wasze roślinki najpiękniesze. Wszystko idealnie, poza głupim wzrostem, żeby sięgnąć głupich liści na głupim drzewie. Tylko dlatego, że jakiś głupi czarownik przerwał słaby rytuał.
-Potrzebuję tu kogoś wysokiego, inaczej nici z rytuału. Meril? Możesz przyjść?
Póki co, cisza.

następny odpis - środa 25.04.2018r godzina 20:00

Indiana - 24-04-2018, 23:09

Imira nigdy nie rozumiała, dlaczego tylu ludzi jest gotowych gryźć kopać i zabijać za odrobinę władzy. Władza była obowiązkiem i odpowiedzialnością. Dowodzenie oddziałem w warunkach wojennych było nim w dwójnasób. Cokolwiek się stanie, ktokolwiek poniesie jakąś krzywdę czy straci życie - będzie jej winą.
Nienawidziła tego.
Choć prawdą było, że w tych momentach, gdy zdarzało się jej w terenie być czyimś podwładnym, nie umiała sama siebie zwolnić z odpowiedzialności pomimo zwierzchnictwa. Nie umiała opuścic rąk, wzruszyć ramionami i uznać że wywalone.
Tym niemniej teraz to była jej odpowiedzialność.
- Torres! - warknęła nieprzyjemnie, podchodząc do tercjero i ściszając głos - Nie jesteś jeszcze na pieprzonych wakacjach. Pilnowanie jeńców nie polega na staniu do nich tyłem. Wydaje ci się, że już jesteś bezpieczny? To ci się wydaje.
Rozejrzała się po pomieszczeniu, korzystając z faktu, że większość uczestników zamieszania była na miejscu. Ion, wciąż lekko mało przytomny. To zmęczenie... Meril, zajęty magią. Hektor, zmęczony, ale przytomny, podobnie Miguel, który wszedł z nią. Torres, bardziej znudzony niż zmęczony. Hobbita słychać było z dołu, minęli się po drodze.
- Oddział, proszę o uwagę - zaczęła tonem nie tyle oficjalnym, co... "operacyjnym" - Tu obecny gospodarz tego domostwa był uprzejmy zeznać, że czwórka zdrajców przypadkiem szukała u niego noclegu i nie zna ich. Przyjął obcych wędrowców pod dach w złych czasach, co świadczy o nim jako o dobrym.. choć może nierozsądnym człowieku. Nie mamy powodu, aby panu gospodarzowi nie wierzyć, dlatego proszę się powstrzymać od wrogich działań wobec niego i jego rodziny - spojrzała wymownie na Torresa - Szanownego gospodarza proszę natomiast, w imieniu armii Sojuszu, o pomoc. Prosimy o możliwość kilkugodzinnego odpoczynku tutaj, a ponadto o pożyczenie wierzchowca, chyba, że jest szybsza możliwość wezwania z miasta milicji albo drużynników Rosgalenów. I jeszcze jedna, najważniejsza kwestia - wbiła wzrok w oczy starszego pana gospodarza - muszę prosić, aby żadne z was nie wchodziło tutaj ani nie zbliżało się na mniej niż 2-3 metry do więźniów. Mamy do czynienia z ludźmi władającymi groźną magią, więc po pierwsze to wasze bezpieczeństwo. Po drugie... - teraz głosu i wzrok Imiry zrobił się nieprzyjemny - wolałabym, żeby ktoś z moich ludzi nie zareagował odruchowo i nie potraktował was jako zagrożenia. Bo to się skończy bardzo... bardzo nieprzyjemnie i wszyscy będziemy żałować.
Zrobiła efektowną pauzę, zanim jednak dziadek odpowiedział, dokończyła z naciskiem:
- Czy mamy sprawę jasną?
Odczekała chwilę na (prawdopodobne) potwierdzenie i zdecydowanie przeszła do miękkiego tonu głosu.
- Oprócz więźniów widzę, że trzeba się zająć twoją kostką, panie...? - zasugerowała, że starszy pan się nie przedstawił. Choć ona w sumie także nie, nie imieniem. Ale jej imię nie było tu akurat istotne - Kiedy tylko zabezpieczymy więźniów, by nie umarli... - uśmiechnęła się lekko, widząc ironię tego faktu - Mamy ich pojmać i oddać pod sąd, nie zabijać... Kiedy tylko zakończymy opatrywanie ran, ktoś się zajmie także wami. Póki co, muszę cię jednak, panie, poprosić o opuszczenie pomieszczenia. Wiem, że to twój dom, ale tego wymaga bezpieczeństwo. Zakładam, że nikomu z was nic poważnego się nie stało?
(Jeśli pan gospodarz wspomni jeszcze raz o tym, że córka też ma skręconą kostkę)
- Potrafię nastawić kostkę, za moment podejdę do niej. Myślę, że dwie panny w domu pełnym żołnierzy będą się czuły bardziej komfortowo przy kobiecie.

(przepraszam wszystkich za duże posty, ale pomyślałąm, że można trochę kopnąć w przód, żebyśmy się nie zakopali na drobiazgach. Jeśli oczywiście czyjaś zamierzona reakcja wyklucza się z tym, co napisałam, to skoryguję albo skasuję)

Elf - 25-04-2018, 18:14

Wzdrygnął się gdy niespodziewany bodziec wyrwał go z medytacji. Wszystkie odczucia powróciły w jednej chwili. Zaklął pod nosem. Czyli to jest po prostu w nim... ale w takim razie co przerwało rytuał? Może rzeczywiście coś z jego szpeju? Spojrzał na Tywina. kurwa... plama krwi na podłodze powoli się powiększała. Mówiłem ci że nie wolno ci zdechnąć!!! pochylił się nad jego gardłem po czym zdarł przemoczony bandaż i przyłożył jeden z Tywinowych. masz szczęście że miałeś własne, bo mi się skończyły na jego twarzy pojawił sie krzywy uśmieszek. cholera, to nie wystarczy... Ej Tercja! odwrócił się. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego że Imira wrócił do budynku i mówi coś do gospodarza: ...wchodziło tutaj ani nie zbliżało się na mniej niż 2-3 metry do więźniów. Mamy do czynienia z ludźmi władającymi groźną magią, więc po pierwsze to wasze bezpieczeństwo. Po drugie... Nie miał czasu się przysłuchiwać, ani czekać na koniec wypowiedzi więc kontynuował w stronę tercjero którzy nie byli aktualnie zajęci rozmową:
Macie może jeszcze trochę tego regenerantu? Bo ten gnojek zaraz mi się tu wykrwawi...

Omar - 25-04-2018, 20:56

Czy ktoś tu zejdzie? To oni zdychają wam na deskach, mi tam się nie spieszy. - Czekał aż ktoś raczy do niego zejść. Jeżeli już tak się stanie - idzie do dębu i prosi o zerwanie liści.
Rivus - 25-04-2018, 21:11

Nieco zignorował staruszka. Jakoś nie chciało mu się wierzyć, że może to on dołączył do zdrajców.
Potem przyszła Imira.
- Przepraszam Was, ale niestety jakbyście nie zauważyli, to jestem mokry do suchej nitki...- zaczął, jakby nikt na to zwrócił uwagi. - Także dopóki nie będę suchy nie pomogę Wam. I tak jestem już trochę chory...  Skorzystam z uprzejmości pana gospodarza. - odwzajemnił uśmiech staruszka, jakby nieco podobnego do Adalberta Talana, ojca Rey. Pewnie mu się tylko zdawało...
Hobbit wołał Merila, a Imira oddelegowała do tego zadania Torresa.
Oboje się nie ruszyli z miejsca, ale dla chłopaka pierwszeństwo miało jego własne zdrowie.
Ruszył za dziadkiem, jakoś nieco bardziej pobudzony, ale też uważnie trzymający rękę przy pasie w pobliżu sztyletu. Lekko, niepozornie.

Leite - 25-04-2018, 22:45

Imira
Ku Twojemu lekkiemu niezadowoleniu, starzec pozostał w pomieszczeniu.
Odczekał, aż powiesz wszystko, co masz do powiedzenia, zerkając na to, co robi Meril i Miguel ze strzykawką. Dopiero potem się odezwał.
-Proszę mi mówić Ost. Wierzchowca? Niestety ja takowego nie posiadam, kiedyś chciałem, ale nie bardzo mi się to opłacało. W tej sprawie trzeba by było udać się do wioski, kawałek wzdłuż drogi, niejaki Alek z tego co mi się wydaje powinien dysponować jakimś. Jeśli chodzi o możliwość zatrzymania się, to nie widzę przeszkód, zresztą i tak nie miałbym jak was wygonić. Na obiad trzeba chwilę zaczekać.
Zrobił krótką przerwę. Mówił bardzo ostrożnie i powoli.
-Poprosiłbym jeszcze, Panią o obejrzenie nogi mojej córki, jest w tym pokoju.
Wskazał głową na pomieszczenie obok, z zamkniętymi drzwiami (nazwijmy go pokojem B).
-Proszę jednak ich nie męczyć, miały już dość stresu na tej nocy. A tymczasem, czy mogę pożyczyć jednego z pani podwładnych? Chciałbym, zęby mi pomógł w uprzątnięciu bałaganu na dole.
Tymczasem to, co zrobili chłopacy...
Torres wszedł do pokoju A i stanął nad Sangre, opierając się o ścianę.
Miguel podał Merilowi strzykawkę i również wszedł do tego pokoju, sprawdzając nekromantę, a następnie stanął tak, żeby widzieć zarówno leżącego, jak i triskel.
Hektor się nie poruszył.
Ion ruszył w kierunku starca, który powoli się podniósł.
Ty zostałaś w pokoju z triskelem, podobnie jak Meril, właśnie wbijający coś w szyję Tylwina.

Meril
Twój głos zlał się z wypowiedzią Imiry, po której nastąpiła dłuższa odpowiedź starca. Najwyraźniej jednak dotarło, bo Miguel wręczył Ci strzykawkę z niebieskim płynem, zanim wybrał się do rozwalonego pokoju (nazwijmy go pokojem A).
W sumie, miałeś to cudo pierwszy raz w ręku. Przypomniała Ci się jedna operacja, której zdecydowanie wolałbyś nie pamiętać. Wówczas, z relacji innych, przez chwilę byłeś uznany za martwego.
Płuca zabolały na to wspomnienie.
Wbiłeś strzykawkę w szyję Tylwina i wpuściłeś niebieski płyn. Na skórze powstała mała plama z odchodzącymi wiciami w kolorze zielono-fioletowym, kiedy płyn wnikał w tętnice, żyły i ciało. Miałeś nadzieję, że to wystarczy, by go utrzymać przy życiu...

Torres
Wymiana zdań między Imirą a starcem była mniej pobudzająca, niż jej jedno zdanie, wypowiedziane, gdy podeszła i syknęła do Ciebie na początku.
Odruchowo chciałeś dotknąć kapelusza, ale go tam nie było, więc po prostu poszedłeś do pokoju A i stanąłeś nad nekromantą, tuż koło niego, trzymając w ręce nóż i obserwując.
Po chwili podszedł Miguel, sprawdził stan nektomanty, po czym stanął w przeciwnej stronie pomieszczenia, skąd zapewne widział zarówno nekromantę, jak i triskel. (tak, słyszysz całą rozmowę)

Miguel
Podałeś strzykawkę z niebieskim płynem Merilowi, chwilę patrząc, jak wbija ją w szyję leżącego.
Następnie wybrałeś się sprawdzić stan nekromanty.
Więzy były poprawne, niezmienione.
Oddech w miarę równy. Przytomności, na ile dałeś radę ocenić, brak.
Stanąłeś tak, żeby widzieć wszystkie cele.
Torres stał po drugiej stronie pomieszczenia, jak tu wchodziłeś, więc nekromanta był obserwowany przez dwoje oczu.
We framudze dalej siedział starzec. (tak, słyszysz całą rozmowę)

Helianthus
Jakaś rozmowa się toczyła do góry. Słyszałeś Imirę i tego starca. Nikt, póki co, nie schodził. Ale słyszałeś, jak się przemieszczają.

Ion
Podszedłeś do starca, wciąż siedzącego na podłodze. Faktycznie, wydawało Ci się. Nie przypominał Adalberta.
Przyda Ci się koc. Było Ci zimno. Mokre ubrania się lepiły do ciała, a że nie robiłeś nic specjalnie ruchowego, od kiedy napotkałeś zaklęcie Merila, zaczynało się robić coraz chłodniej.
Starzec powoli wstał. (tak, słyszysz całą rozmowę)

następny odpis piątek, 20:00

Elf - 27-04-2018, 20:33

Wyciągnął strzykawkę i odłożył ja na bok. Spojrzał z powrotem na ranę leżącego przed nim mężczyzny. Nie był pewny czy to co widzi to nadspodziewanie szybko gojąca się rana, czy gra świateł podkręcona przez jego wyobraźnie połączoną ze zmęczeniem.
Odgiął barki do tyłu aż zagrały kręgi. Przez swój wzrost nachylanie się nad czymkolwiek przez dłuższy czas źle działało na jego plecy. Jęknął mimowolnie. Spojrzał na swój strój. Jego nadspodziewanie silne zaklęcie sprawiło że był mokry od połowy ud w dół, a zimno którego nie czuł podczas transu zaczynało dawać o sobie znać coraz dotkliwiej. Odetchnął głęboko, po czym położył ręce na kolanach i zamruczał pod nosem: Atsa Erwen Aldare Haville Gdy zaklęcie skończyło swoje działanie podniósł się na jedno kolano i odwrócił się w stronę reszty by móc z nimi swobodnie rozmawiać, co jakieś czas zerkając na Tylwina by kontrolować działanie Styryjskiego wynalazku.

[zakładam że wszystko to wydarzyło się przed tym co zrobiła Imira, bo inaczej ni ma to sensu :/]

[ZAKLĘCIE: bardzo proste -> łapię wodę w tkaninie i oddaję ją do otoczenia (takie przyspieszone parowanie). W założeniu ubranie będzie suche a wilgotność powietrza wokół delikatnie się podniesie]

Rivus - 27-04-2018, 20:59

Starzec powoli wstał i... nic nie powiedział.
Właściwie to Ion nie za bardzo wiedział o co teraz chodzi.
Obrócił się. Zobaczył Merila wbijającego strzykawkę w mężczyznę. Chyba tego czarownika, którego przed chwilą przeszukiwał. Tego samego co wnieśli.
Przypatrzył mu się jeszcze przez chwilę. Meril patrząc na swoje przemoczone spodnie, osuszył je.
- Aha. Dziękuję za propozycję, długouchy kolego - powiedział chłopak z przekąsem, kładąc nacisk na ostatnim słowie.
Tak, był cały przemoczony przez zaklęcie tego wysokiego, a nawet nie dostał propozycji osuszenia...
Ech, czyste życie.
Powrócił znów pozycją do dziadka.
- To co? Chyba w takim razie idziemy, skoro kolega nie chce mnie osuszyć? - zapytał już nieco zniecierpliwiony.

Leite - 27-04-2018, 22:51

wszyscy
zaczynam od opisania akcji trochę bardziej wstecz, żeby wiedzieć, co się stało - tu stoicie jak na ostatniej mapce, na początku
Dom, gdzieś niedaleko lasu, w niewielkiej jego części.
Zbliżający się świt.
Otwarte drzwi z jakimiś zawalającymi je przedmiotami. Wybite dwa okna.
Za domem pole słonego błota.
Piętro.
Przestrzeń między schodami, a ścianą prowadzącą do rozwalonego pokoju (A).
Mączny rytuał, przerwany jednym posunięciem nogi. Leżący w nim drobna elfka i masywny krasnolud. Związani.
Ten drugi jest niespokojny, mimo zamkniętych oczu zaciska pięści, lekko drga, jakby śnił.
Elfka jest nieruchoma, ma półprzymknięte oczy.
Koło nich, o jedną część framugi, oparty jest wysoki mężczyzna z potarganymi, czarnymi włosami, z rozcięciem na policzku, dość głębokim. Obserwuje.
Koło niego, na ziemi, siedzi starzec. Ma w widoku zarówno triskel, jak i pokój A.
Przy schodach stoi kobieta o czarnych włosach, w kapeluszu, mimo śladów walki w dość zdecydowanej pozie. Za nią kolejny tercio, z plecakiem.
Od strony korytarza obserwują sytuację młody chłopak i niski, ubrany w czarne rzeczy agent SSW.
Dokładnie między triskelem, dwójką przy schodach, dwójką w drzwiach i dwójką w korytarzu jest kolejna dwójka. Leżący mężczyzna. I klęczący nad nim elf, z rozciągniętymi rękoma, skupiający się na czymś. Zamknięte oczy.
No i nie należy zapomnieć o nekromancie. Związany, sztuk raz, w tym momencie obserwowany jedynie przez starca, w pokoju A.
Imira własnie prowadziła konwersację ze starcem, przedstawiającym się jako Ost, kiedy Meril się nieco wyprostował i rzucił półgłosem w trakcie:
-Ej Tercja!
Dwaj mężczyźni zerknęli na niego. Ten kontynuował:
-Macie może jeszcze trochę tego regenerantu? Bo ten gnojek zaraz mi się tu wykrwawi...
W tym samym czasie z dołu doleciał kolejny komentarz zirytowanego już hobbita.
-Czy ktoś tu zejdzie? To oni zdychają wam na deskach, mi tam się nie spieszy.
Starzec prowadził konwersację na dwóch frontach, raz odpowiadając Imirze, raz mówiąc do Iona. Powstało małe zamieszanie.
Ion mówił, że czuje się źle, jednocześnie Ost się przedstawił i poinformował, że nie ma wierzchowca. Starzec zapytał furyer, czy użyczyłaby mu ona jednego ze swoich ludzi do pomocy, ale nawet bez jej słów podszedł do niego Ion, zachęcony propozycją skorzystania z koca.
Torres skierował się do pokoju z Sangre. Zaraz po nim zrobił to też Miguel, który oddał strzykawkę z regenerantem Merilowi, a następnie sprawdził stan Sangre.
Wówczas to Styryjka odciągnęła Torresa na bok, w prawy dolny kąt pokoju (patrząc na mapkę) i wypowiedziała do niego szeptem parę słów. No, zdań. Poleceń?
Klepnęła go w ramię, odchodząc. Jednocześnie Ost zwrócił się do Iona:
-Chodźmy więc.
Ruszyli w kierunku schodów, ale Styryjka ich wyprzedziła.
-Oficer Torres przejmuje dowodzenie. - rzuciła w kierunku starszego pana, żeby wyklarować sytuację. - Jednak nie ja, ale ktoś zajmie się waszymi ranami.
Zeszła powoli po schodach, odprowadzona zdumionymi spojrzeniami reszty. Ten właśnie moment wybrał sobie Meril, żeby swobodnie i dumnie wyparować wodę ze swoich spodni, co skwitował Ion:
-Aha. Dziękuję za propozycję, długouchy kolego.
Po czym zwrócił się do starca tak, jakby wcześniej nic się nie stało.
-To co? Chyba w takim razie idziemy, skoro kolega nie chce mnie osuszyć?
Miguel gdzieś w tyle zaczął wydawać z siebie zdziwione dźwięki w kierunku Torresa. Gdyby ktoś spojrzał na milczącego cały czas Hektora, zauważyłby, że agent zasnął. Starzec ruszył w kierunku schodów, idąc powoli.
Imira wyminęła stojącego na dole hobbita, wyjaśniając mu krótko, że nie idzie z nim po liście, ale ma inną misję. Po czym zeszła powoli po schodkach ganku, poprawiła broń i ostrożnie idąc, zniknęła wśród coraz jaśniejszych cieni lasu.

Elf - 29-04-2018, 13:06

-Aha. Dziękuję za propozycję, długouchy kolego. Usłyszał od strony Iona.
Przez dobre kilka sekund wpatrywał sie w chłopaka zastanawiając się o co mu chodzi. Zmęczenie dawało o sobie znać przez co zbieranie myśli szło mu znacznie wolniej niż zwykle, ale w końcu odpowiedź przyszła sama. -To co? Chyba w takim razie idziemy, skoro kolega nie chce mnie osuszyć?
Aaaaa.... no tak... Uśmiechnął się lekko po czym wstał i zwrócił się do chłopaka Przepraszam... Już cię osuszam. wyciągnął ręce w jego stronę i powtórzył zaklęcie Atsa Erwen Aldare Haville
Uśmiechnął się znowu z przepraszającym wyrazem twarzy po czym odwrócił się i rozejrzał. Nikt nie ruszył w stronę schodów by pomóc hobbitowi, o cokolwiek mu chodzi... więc sam się do nich skierował i zawołał jeszcze przez ramię. Dobra. Zobaczę o co chodzi a wy nie pozwólcie im zdechnąć, ani się wywinąć
Schodząc po schodach trzasnął się dłońmi po twarzy żeby się rozbudzić. jeszcze nie czas na spanie...
Na dole spotkał rozeźlonego hobbita. O co chodzi? Zapytał.
Zamiast odpowiedzi usłyszał jakieś burknięcie na temat liści i zobaczył jak hobbit odwraca się i wychodzi na zewnątrz. Lekko zdziwiony podążył za nim. W sumie rześkie powietrze dobrze mi zrobi... Pomyślał idąc za swoim niskim kompanem w stronę, jak mu się zdawało, lasu.

Rivus - 30-04-2018, 17:05

Gdy Meril go osuszył, Ion uśmiechnął się przepraszająco. Można powiedzieć, że było mu głupio.
Fikać do jakiegoś pewnie 500-letniego elfa, kiedy sam masz 16 lat... no chyba nie najlepszy pomysł.
No ale zmoczył mnie jakimś tam wirem wody, po czym osuszył sobie spodenki, a ja stałem obok niego przemoczony do suchej nitki. Ech, nie ważne...
Ion podążył za starym Ostem...

Omar - 30-04-2018, 21:00

Doszli do drzewa. Pokazał elfowi palcem liście u góry. - Czy mógłbyś proszę ich dla mnie dosięgnąć i zerwać kilka? Potrzebuję do kontynuacji rytuału.

Kiedy elfowi już udało się zerwać liście, wrócili się do domu. - Dobra, przenieście ich, żebym mógł wznowić rytuał. Czy ten dodatkowy miał coś magicznego przy sobie? Coś co wyglądało na demoniczne, tak bardzo, by Ea mogła się obrazić? Jeżeli nie, to obawiam się, że też będzie musiał sobie poradzić sam, bez mojej pomocy w przeżyciu.

Kiedy podłoga była wolna, oczyścił ją i znów rozsypał triskel za pomocą mąki. Narysował dokładnie te same litery. - Dobra, tak samo jak wcześniej. Kiedy zacznę i przeproszę Eę za poprzedni rytuał, wniesiecie ich do środka. Sami oceńcie, czy ten trzeci może być w środku, jak nie wyjdzie, to więcej nie próbuję.

Leite - 01-05-2018, 15:11

Ion (+Ost)
Zeszliście po schodach. Kiedy Meril i hobbit sobie poszli, stary pogrzebał w kufrze, ale nie mógł tam znaleźć koca. Wyszukał za to, w innej szafie, jakiś stary sweter i Ci wręczył.
Następnie podszedł do kominka, przy którym stał garnek z zimną strawą i zaczął go na nowo rozpalać. Pomogłeś mu, a w Twoim brzuchu zaburczało.

Meril + Helianthus
Poszliście przez las. Hobbit maszerował niezwykle szybko przez swoją irytację, ale ku jego jeszcze większej złości, Meril bez problemu dotrzymywał mu kroku. Razem dotarliście do rozstaju, gdzie rósł dąb.
Elf wyciągnął rękę i chwycił targane wiatrem liście. Zerwał ich parę, następnie puścił gałąź, która odstrzeliła w górę z trzaskiem.
Kiedy wracaliście, traktem przebiegł koń w galopie. Kierował się na północ, ale nie widzieliście go, już zasłoniły Was drzewa.
Na dalekim końcu niebo jaśniało coraz bardziej. Słońce wzejdzie w ciągu paru minut.
Wróciliście, dostrzegając Iona i Osta w pokoju z kominkiem, siedzących przy ogniu (zakładam, że trochę Wam to zajęło).
Do góry było wszystko tak, jak to zostawiliscie. Hektor przysypiał. Reszta stała bez ruchu.

Mikes - 03-05-2018, 15:50

Miguel czekając na odpowiedź Torresa rozmyślał jak to by było robić basen z kamieni. Jednak, gdy po dłuższej chwili nie uzyskał odpowiedzi, postanowił na własną rękę podjąć tą decyzję.
Milczenie już w starożytności oznaczało zgodę. Nie mam pojęcia skąd to znam, ale nadaje się na tą okazję.
Dobra. Idę załatwić jakiś wóz i może eskortę. Powinienem wrócić najdalej wieczorem. Dogonię Imirę i albo załatwię eskortę od nas albo pójdę do tego pobliskiego miasteczka. Eskorta od nas była by jednak pewniejsza i bardziej godna zufania.
Poprawił plecak i skierował się do wyjścia.
Sprawdzajcie co jakiś czas ich więzy by przypdkiem się nie wyrwali. Uważajcie też by elfka nie zaczeła na nowo czarować. Do zobczenia.
Zejdzie i podbiegnie kawałek by dogonić Imirę. Tam szybko z nią uzgodni parę rzeczy. Potem dokładnie napiszę gdzie się kieruję i czego szukam.

Elf - 03-05-2018, 18:16

Gdy wrócili zauważył w jakim stanie był Hektor. I to ma być ta słynna elita i duma Styrii? pomyślał na wpół rozzłoszczony na wpół rozśmieszony. Podszedł do agenta i szturchnął go w ramie z krótkim Jeszcze nie pora na spanie po czym przeszedł parę kroków i nachylił się lekko nad czarownikiem by przyjrzeć się ranie na jego szyi oraz ewentualnym postępom w gojeniu. Co do tego tutaj... powiedział odwracając się w stronę hobbita ...to nie znalazłem przy nim niczego co promieniało jakąś demoniczną mocą. Wyczułem jednak minimalny ślad tej energii w nim, gdzieś głęboko, ale zakładam że każde z nich ma taki ślad. Więc albo coś z jego rzeczy obraziło Ee... tu wskazał Heliemu ręką kupkę rzeczy Tylwina z lisim ogonem na wierzchu, ...albo Ea stwierdziła że 3 zdrajców to już za wiele. Jego wzrok ponownie opadł na stosik dobytku Tylwina. Rzuć na to okiem i sam oceń czy coś tutaj mogło zaważyć na tyle by Ea nie chciała nam pomagać.
Gdy skończył swój monolog odetchnął głęboko. Powietrze poranka rozbudziło go, ale wiedział że nie starczy na długo. Ukląkł znowu przy Tylwinie by kontrolować jego stan. Jeśli rzeczywiście hobbit stwierdzi że Ea mu nie pomorze do ten regenerant będzie mu musiał starczyć za całą kurację...

Indiana - 03-05-2018, 19:51

Mikes napisał/a:
Miguel czekając na odpowiedź Torresa rozmyślał jak to by było robić basen z kamieni.
Mistrzostwo :mrgreen:
Leite - 03-05-2018, 21:10

Miguel
(Od wyjścia Imiry minęło conajmniej 20 minut, jesteś pewien?)
Zszedłeś, mijając po drodze Merila i Helianthusa.
Na zewnątrz było chłodno.
Wyszedłeś na trakt i skierowałeś się na Północ, próbując dogonić furyer.
Jednakże póki co, nie widziałeś nikogo.

Meril

Tylwin wyglądał, ująłbyś to, stabilnie. Podobnie reszta. Regenerant robi cuda.
Hobbit się zapatrzył w przestrzeń, jakby się zastanawiał, jak się zabrać do roboty.
Reszta nie robiła nic.
A czas płynął...

Omar - 03-05-2018, 21:11

Kiedy elf skończył mówić, ten zabrał się za dokładne obejrzenie każdego przedmiotu.
VanRex - 03-05-2018, 22:16

Wszystko dookoła działo się za szybko. Po pierwsze, co!? Po drugie CO!? I po trzecie CO!?!? Nawet nie poczekała na jego odpowiedź, po prostu wyszła... I tak wryło czarnego diabła bez kapelusza w ziemię. Miguel próbował coś do niego dotrzeć, ale Torres tylko stał i składał myśli z durnawym wyrazem twarzy. Teraz on tu dowodzi, a Imira na niego liczy. Prawda... Ale część rzeczy teraz mogą załatwić tak jak uzna to za słuszne. A to również punkt. Uśmiechnął się delikatnie będąc w pomieszczeniu sam na sam z Sangre. Korciło go zrobić wiele różnych rzeczy, z większość zrezygnował. Podszedł jedynie do okna i zawołał
-Wracaj tutaj, Durniu
Po czym natychmiast zwrócił się na pięcie. Nekromanta miał związane ręce z szyją. Rwąc się mógł sam siebie udusić. Tym niemniej wciąż mógł próbować uciekać. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Zasłony, koce, koszule, prześcieradło, cokolwiek co mógłby pociąć. Jeżeli było, miał zamiar uciąć podłużny pas i związać nekromancie oczy, a następnie dociąć drugi i związać nogi. Tutaj nie potrzebował sznura, zasłona czy prześcieradło były wystarczające. Jeżeli zaś nic takiego nie było (w co wątpię, w tym pomieszczeniu stało łóżko, a jak dotychczas chata była umeblowana niebiednie), można było użyć ubioru Sangre. Spodni utwardzanych nie miał. W między czasie rzucił w kierunku drzwi
-Czy jest na zewnątrz ktoś kto nie śpi i może tu podejść?

Rivus - 05-05-2018, 18:43

- Dziękuję...
Ion przyjął sweter, zdjął kamizelę, ubrał wręczone ubranie i znów narzucił futro.
Był trochę zbyt duży, ale nie miał zamiaru narzekać.
Rozpalenie ognia zajęło trochę, ale w końcu się udało.
Teraz milczał, lekko kołysząc się siedząc przy żarzącym się cieple. Stary co jakiś czas zamieszał chochlą w garku. Jakoś nie miał ochoty znów z nim rozmawiać. Dziwnie wykrzywiał twarz w trakcie mówienia.
Powoli Ion stawał się coraz bardziej senny i miał kłopot w postaci przymykających się oczu.
A przecież nie ma podstawowej potrzeby - bezpieczeństwa. Nad nim leżą ludzie, którzy byliby gotowi go zabić...
I pewnie gdzieś przyczajona Liria...
Chłopaka ocucił dopiero głos tercjero z góry, który chyba rozległ się drugi raz w przeciągu ostatnich paru chwil, ale tym razem przejęła go treść.
- Czy jest na zewnątrz ktoś, kto nie śpi i może tu podejść?
Nie był na zewnątrz, ale coś musiał ze sobą zrobić, żeby przypadkiem faktycznie nie zasnąć...
Chyba, że chodzi mu o jakieś inne zewnątrz. To tak jak z tym czarownikiem, co Imira kazała go przeszukać...
Mam wrażenie, że mój mózg przestaje powoli funkcjonować
Rzucił tylko uprzejmy uśmiech do staruszka na odchodnym i ruszył na górę.
Wszedł do pokoju, w którym stała czarna sylwetka, lekko oparta o okno.
- Estoy, señor Torres. - rzucił po styryjsku.
(Jestem, panie Torres)

Mikes - 06-05-2018, 17:02

Wracaj tutaj, Durniu To zatrzymało Miguela w miejscu. (Dureń z dużej litery? To rozumiem na znak szacunku.)
Widzę, że doszedłeś do siebie. I choć nie do końca zgadzam się z określeniem jakim mnie nazwałeś, to jestem zmuszony potraktować wcześniejszą część wypowiedzi jako rozkaz. To jest powiedziane z dołu. Po odwróceniu się i przejściu kawałka w stronę domu. Kierowane do Torresa, który jest w oknie. Powiedziane na tyle głośno by usłyszał, ale niekoniecznie najgłośniej jak się da. W sensie, że nie drę mordy.
Miguel wróci na górę.
Gdy będzie koło Torresa.
Zdajesz sobie sprawę, że w takim razie wszystko jest postawione na jedną kartę? Jakkolwiek Imira to bardzo mocna karta, tak zwrócę ci uwagę na kompletny brak możliwości komunikacji. Siedzimy i czekamy, mając nadzieję że nic się jej nie stało i dotarła gdzie trzeba.
Wrócił na wcześniejsze miejsce. To dające możliwość obserwacji zarówno Sangre jak i triskelu.
Jak można się upewnić, że ta elfka już nic nie wyczaruje? Bo tak jakby mam złe wspomnienia.
Postawi plecak pod ściną obok siebie. Sam dalej będzie stał.

Hakan - 06-05-2018, 20:58

Jeszcze nie pora na spanie- Usłyszał agent.
To, że faktycznie przysypiał zeszło teraz na drugi plan.
Jakby na potwierdzenie, że nie śpi przestał się opierać o ścianę, obrzucił elfa na wpół zmęczonym, na wpół zdenerwowanym spojrzeniem i w zaczął:
-Nie przysypiam, ale chyba aktualnie nie jestem potrzebny.- Powiedział wypluwając słowa z dużą prędkością.
-Chyba za to ty, panie elfie masz co robić. Powiem więcej, jeżeli potrzebujesz z czymś pomocy, to chętnie ci tej pomocy uświadczę. I chyba powinienem by wdzięczny, że budzisz mnie szturchnięciem, a nie kolejną wielką ścianą wody. -
Ostatnie słowa poleciały z większą prędkością od koni Ofirskich przemytników przekraczających granice.
Hektor się naburmuszył, ale faktycznie zaczął rozgląda się za czymś do roboty.
Jeżeli ktoś potrzebuje pary rąk to Hektor to zrobi.

Elf - 06-05-2018, 21:04

Gdy Miguel go mijał nadal przyglądał się Tylwinowi. - Zdajesz sobie sprawę, że w takim razie wszystko jest postawione na jedną kartę? Jakkolwiek Imira to bardzo mocna karta, tak zwrócę ci uwagę na kompletny brak możliwości komunikacji. Siedzimy i czekamy, mając nadzieję że nic się jej nie stało i dotarła gdzie trzeba. - usłyszał gdzieś za swoim ramieniem. Wstał. W tym czasie agent (jak oceniał na słuch Meril) przeszedł kilka kroków i kontynuował swój wywód. Jak można się upewnić, że ta elfka już nic nie wyczaruje? Bo tak jakby mam złe wspomnienia. Spojrzał na leżące ciało elfki i powiedział na głos.
Jeśli chodzi o tą Elfkę to wątpię by w najbliższym czasie była wstanie złożyć jakieś zaklęcie. Aktualnie jest nieprzytomna, a i była ciężko ranna. Ja nie byłbym zdolny do skupienia woli na tyle by czarować w jej stanie... no chyba że ten wasz regenerant działa jakieś prawdziwe cuda...
Odwrócił się w stronę Miguela. A co do tego że Imira poszła sama, to nie mieliśmy tak naprawdę innych możliwości... Zostało nas tu sześciu, z czego dwójka... tu rzucił spojrzenia na zaspanego Iona który właśnie wchodził po schodach oraz na Hektora który dopiero co się poderwał i go zbeształ ...średnio radzi sobie ze zmęczeniem... Odwrócił się z powrotem do Miguela a mamy do czynienia z czwórka, NA RAZIE nieprzytomnych potężnych przeciwników. rzucił spojrzenie na drzwi a cholera wie czy nie więcej... dodał na tyle cicho by nie usłyszano go ani na dole, ani z pokoju gdzie przebywały kobiety.

Nie możemy oddelegować nikogo więcej, bo zabraknie nam ludzi tu, na miejscu.

Leite - 06-05-2018, 23:28

Przedmioty na ziemi nie wykazywały żadnych cech, mogących je łączyć z demonami. Nie wyglądały na przeklęte bądź zakrwawione. Wyglądały zwyczajnie.
Kiedy Ion wstał, starzec odezwał się.
Ach, nie ma za co. Chlopak wyszedł, Ost został jeszcze chwilę na dole, ale potem ruszył za nim do góry. Nie słyszał ostatnich słów Merila, niemniej znalazł się na piętrze, zostawiając strawę na dole.
Poza tym, nic się nie zmieniło.

Omar - 09-05-2018, 17:57

Dobra, chrzanić to. Nie będę ich ratował tylko po to, żeby utracić całe zaufanie Ei. Myślę, że będą musieli sami sobie poradzić. - Schował wszystkie zebrane liście dębu, mogą się jeszcze przydać. Nie ma sensu ich ratować, serum powinno im starczyć. Usiadł gdzieś na boku i oparł swoją laskę o ścianę budynku i słuchał rozmów. Po chwili intensywnego myślenia wstał jednak. - Słuchajcie, wydaje mi się, że wypadałoby wpakować ich do jednego miejsca i zmieniać się w pilnowaniu, dopóki nie przyjedzie wsparcie. - Popatrzył się na wszystkich tak, jakby chciał wzrokiem ogarnąć cały pokój na raz.
Yarant - 09-05-2018, 22:10

Wchodzenie po schodach było uciążliwe, ale Starcowi jakoś udało się wdrapać na górę. Dobra, chrzanić to. Nie będę ich ratował tylko po to, żeby utracić całe zaufanie Ei. Myślę, że będą musieli sami sobie poradzić. Nie chcesz ich ratować? Chociaż Elf coś mu wstrzykiwał, pewnie mają jakąś miksturę regenerującą, więc mniejsza o to. Mężczyzna stanął pod ścianą, opierając się o nią i powiedział. Czy ta kobieta, która przed chwilą stąd wybiegła nie była waszym dowódcą? Mam nadzieję, że wyznaczyła kogoś z kim będę mógł porozmawiać. Bo mam dwie, no właściwie to trzy sprawy. Potrzebuję, żeby ktoś zajął się moją nogą, oraz nogą mojej córki, zapewniam, że podanie wam posiłku ze sprawną kończyną będzie zdecydowanie łatwiejsze. Dodatkowo chciałbym pożyczyć kogoś, żeby mi poustawiał meble na dole, bo nie da się tam nic zrobić. Nie skupiał spojrzenia na nikim, cały czas spoglądał na kogoś innego, mając nadzieję na znalezienie kogoś ważnego po wyglądzie, nie było to jednak wykonalne, może przez jego stare oczy, a może przez coś innego. Kiedy skończył mówić, dał jeszcze swoim gościom chwilę do namysłu i podszedł do chłopca, któremu dał sweter. Jeśli jesteś zmęczony, możesz się położyć w moim łóżku Poklepał dzieciaka po plecach przyjacielsko i odwrócił głowę oczekując odpowiedzi na swoje pytania.
Elf - 09-05-2018, 22:56

Dobra, chrzanić to. Nie będę ich ratował tylko po to, żeby utracić całe zaufanie Ei. Myślę, że będą musieli sami sobie poradzić.
Spojrzał na Hobbita po czym znowu na leżących na ziemi. Nie był pewny czy to wystarczy, ale skoro niziołek stwierdził że nie warto ryzykować...
Nie wiedział co może jeszcze zrobić. Czół gdzieś pod skórą że ich więźniowie nie będą potulnie czekać aż dostarczą ich do placówki, i mogą mu uciec. W śmierć, lub w las.
trzeba się zabezpieczyć... trzeba zdobyć więcej próbek.
Wyciągnął swój sztylet po czym podszedł do leżących obok siebie krasnoluda i elfki. Nachylił się nad nimi i każdemu obciął po puklu włosów, po czym wiązał je na supeł by się nie pomieszały.
Gdy skończył z tą dwójka ruszył w stronę Czarownika. Z nim postąpił podobnie. Gdy się prostował z kosmykiem w dłoni usłyszał, a zaraz potem zobaczył jak starzec wspina się po schodach. Usłyszał jego głos: Czy ta kobieta, która przed chwilą stąd wybiegła nie była waszym dowódcą? Mam nadzieję, że wyznaczyła kogoś z kim będę mógł porozmawiać. Bo mam dwie, no właściwie to trzy sprawy. Potrzebuję, żeby ktoś zajął się moją nogą, oraz nogą mojej córki, zapewniam, że podanie wam posiłku ze sprawną kończyną będzie zdecydowanie łatwiejsze. Dodatkowo chciałbym pożyczyć kogoś, żeby mi poustawiał meble na dole, bo nie da się tam nic zrobić.
W sumie nie najgorzej się jeszcze trzymam... pomyślał
Zaraz zejdę na dół rzucił przez ramię po czym ruszył w miejsce gdzie leżał Sangre.
Gdy obcinał mu włosy zamarł na chwile a gdzieś z tyłu jego głowy rozległ się cichy głosik. Mógłbym go teraz zabić... I co by się stało? nic... mamy ich przecież jeszcze trójkę... Otrząsnął się. Zorientował się że przyłożył ostrze do jego karku. Nie... nie mogę dać się ponieść emocjom Odjął nóż. Zauważył że pozostawił on cienką czerwoną linie na skórze. Związał włosy nekromanty i spojrzał jeszcze raz na leżące na ziemi ciało. I pomyśleć że zdążyłem nawet polubić tego pieprzonego heretyka...
Wrócił na korytarz. Już jestem.

Mikes - 09-05-2018, 23:19

Hobbit słusznie gada. To mówiąc zaczął iść w kierunku leżącego Sangre. Torres, pomożesz mi go usadzić pod ścianą?
Jeśli Torres się ruszy to zaczną przeciągać Sangre pod ścianę. Tą na prawo od okna. Ustawią go tak by oparł się o ścianę. Jak z nim skończą to elfka, krasnolud i czarownik tak by najpierw zdążył się trochę zasklepić.
Jeśli Torres się nie ruszy to, albo poczeka na kogoś innego, albo na Torresa. Do czasu przenoszenia będzie obserwował Sangre z odległości metra.

Leite - 10-05-2018, 18:19

Helianthus
Za oknem naprawdę robiło się coraz jaśniej.
Zwykle wschodzące słońce dawało ciepło, światło, sprawiało wrażenie przyjaznego, dającego poczucie bezpieczeństwa przyjaciela, który rozjaśnia zimne cienie nocy, odgania strachy i nocne niepokoje.
Tym razem jednak wydawało się chłodne. Prawda, jak zawsze rozjaśniało okolicę, ale miałeś poczucie, że cień i niepokój pozostał. Że jest inaczej, niż być powinno.
Okno na korytarzu wychodziło na północny wschód, zatem światło powoli oświetlało triskel i leżące w nim istoty.
Thorgrimowi uspokoił się oddech po wcześniejszych dreszczach. Wciąż jeszcze poruszał zamkniętymi oczami, ale nie tak gwałtownie, jak wcześniej.
Silana natomiast, leżąc na brzuchu, cicho jęknęła. Akurat kiedy na nią spojrzałeś, otworzyła nieco oczy i dość nieprzytomnie spojrzała na leżącego obok krasnoluda. Poruszyła lekko dłonie, odkrywając, że są związane na plecach.
Tylwin pozostał w stanie półprzytomnym, na tyle, na ile dałeś radę ocenić. Miał półprzymknięte oczy, ale nie wydawał się być zdolny do poprawnej rejestracji otoczenia z powodu upływu krwi.
Hektor wyglądał na gotowego do pomocy. Kiedy tylko Miguel poprosił lekko nieobecnego Torresa o pomoc, wybrał się do rozwalonego pomieszczenia i podszedł razem z nim do Sangre.
Ion miał na sobie stary sweter, starzec traktował go przyjaźnie. Poza tym, wspomniał coś o posiłku, na wzmiankę o którym Twój żołądek wykonał delikatne salto.
Sangre nie widziałeś ze swojego miejsca. Po chwili jednak ruszył się Torres, wychodząc na korytarz i podchodząc do triskelu.
-Miguel ma rację. Wszystkich tam wrzucamy, pod ścianę. - wskazał ścianę, która, gdy się wchodzi z korytarza do pomieszczenia, jest po lewej. - Ja i Miguel bierzemy pierwszą wartę, zmieniamy się co trzy godziny. I czekamy na Imirę.
Stanął nad leżącymi tak, że jego twarz wciąż pozostawała w półmroku.
Starzec, uzyskawszy częściową odpowiedź od Merila, stał jeszcze przy Ionie, który wyglądał coraz gorzej, im więcej światła było dookoła niego.

Ostergarberd
Robiło się coraz jaśniej.
Ciepło, które przychodziło ze słońcem, jeszcze się nie pojawiło, ale światło odganiało nocne troski i problemy.
Mogłeś się też dokładniej przyjrzeć wszystkim.
Hobbit był niski, miał jasnobrązowe włosy i wyglądał tak, jakby uśmiech był jego częstym wyrazem twarzy. Teraz był zmęczony.
Wymijający Cię Styryjczyk, idący ku proszącemu o pomoc mężczyźnie w kapeluszu, miał włosy do ramion. Był, poza hobbitem, najniższy z całego składu, ale to nie ujmowało jego waleczności. Dawało się zauważyć, że przeszedł jakiś tryb szkolenia. Przy jego pasie również dostrzegłeś broń, która wcześniej powodowała prawdopodobnie całe to zamieszanie z hukami. Nie bardzo wiedziałeś, jak to działa, widziałeś to pierwszy raz w życiu.
Wysoki elf wyszedł z pomieszczenia, gdzie leżał Sangre. W ręku miał cztery pukle włosów. Jeden bardzo, bardzo jasny, wręcz biały. Drugi, ciemny blond. Trzeci brązowy, lekko kręcony. Czwarty, bardzo kręcony, również jasny. Spojrzał w Twoją stronę, mówiąc, że może pomóc. Jego jasne włosy były związane w prostą kitkę, oczy natomiast wskazywały na dużą wiedzę i wiele lat, w trakcie których mógł widzieć świat. Oczywiście wiedziałeś, że elfy żyją dłużej od ludzi.
Po nim do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna. Miał lekko nadpalony strój i włosy, jego policzek przecinała rana, z której wcześniej wypływała, niewytarta jeszcze, krew. Jego spojrzenie było dość mroczne.
-Miguel ma rację. Wszystkich tam wrzucamy, pod ścianę. - wskazał ścianę, która, gdy się wchodzi z korytarza do pomieszczenia, jest po lewej. - Ja i Miguel bierzemy pierwszą wartę, zmieniamy się co trzy godziny. I czekamy na Imirę.
Następnie stanął w odległości metra od leżących.
Dostrzegłeś wtedy, że podziemna odzyskała przytomność. Zastanowiło Cię w sumie, kto jest najstarszy w tym pomieszczeniu.
Chłopak miał jasnobrązowe włosy, dość krótko przycięte i wyglądał, jakby najbardziej potrzebował odpoczynku ze wszystkich tutaj. Miał katar.
Ostatni mężczyzna, jakiego nie miałeś okazji jeszcze obejrzeć, zabierał się za przenoszenie Sangre z tym drugim.
W sumie, w Twoim domu znalazły się łącznie trzy dziwne bronie, które mogły strzelać.
Mogłeś strzelać, że przypalony właściciel jednej z nich mógł być kimś ważniejszym na ten moment.

Meril
Miałeś ochotę zabić nekromantę.
Polubiłeś go, jak z resztą resztę tercji, nawet współpracowaliście, po czym...
Czerwona kreska. I przypomnienie, że niestety ich potrzebujecie, a do Sangre zapewne się ustawi kolejka ludzi, którzy chcą mu zrobić krzywdę.
Zebrałeś włosy. Wyszedłeś z nimi w ręku na korytarz.
Tam było jaśniej. Widać było już leżących nieco wyraźniej, w tym kupkę przedmiotów koło Tylwina. Po Twojej prawej stał starzec i Ion. Na wprost natomiast hobbit.
O dziwno, fakt, że robiło się jaśniej, nie pomagał. Dalej pozostał cień, niepokój. Światło nie miało swoich właściwości, które ogrzewają, pomagają. Było dość...chłodne. A to ono zawsze pomaga po nocy. Odgania ciemne myśli.
Cóż, nie tym razem.
Zadeklarowałeś chęć pomocy. Starzec popatrzył po Tobie. Odwzajemniłeś spojrzenie.
Biała broda. Ciepły wyraz twarzy. I jakieś czerwone, półokrągłe rany pod owym symbolem starości. Zagojone.
Na korytarz wyszedł Torres, wymijając Cię. Był nieco niższy od Ciebie, teraz wyraźnie mogłeś dostrzec jego ranę na policzku, która z resztą się już zagoiła. W każdym razie, nie ciekło z niej. Przypalone włosy oraz część ubrań. I mroczny wyraz twarzy i oczu.
-Miguel ma rację. Wszystkich tam wrzucamy, pod ścianę. - wskazał ścianę, która, gdy się wchodzi z korytarza do pomieszczenia, jest po lewej. - Ja i Miguel bierzemy pierwszą wartę, zmieniamy się co trzy godziny. I czekamy na Imirę.
Następnie podszedł do triskelu i popatrzył na leżących.
Też spojrzałeś.
Silana odzyskała przytomność. Thorgrim przestał drgać. Tylwin był półprzytomny. Żyć, nie umierać.
Za Tobą Miguel i Hektor, który Cię wcześniej wyminął, zabrali się za przenoszenie Sangre.

Miguel
Mimo Twoich najszczerszych chęci, Torresowi chwilę zajęło przetworzenie Twojej prośby. W związku z tym stanąłeś nad Sangre, patrząc na niego.
Twój były towarzysz z tercji został pozbawiony rękawa z uszkodzonej, lewej ręki, którego część aktualnie zasłaniała mu oczy, a druga wiązała nogi. Dalej leżał tak, jak go zostawiła Imira, z rękoma powiązanymi sznurkiem z szyją.
Według Twojej kalkulacji, dało się go posadzić bez zbędnego uduszenia.
Meril, kiedy od niego odchodził, trzymał cztery pukle włosów, a Ty zauważyłeś, że na szyi nekromanty pojawiła się jeszcze jedna czerwona kreska, której wcześniej nie było.
A więc jest kolejka do zrobienia mu krzywdy, nie tylko wśród Tercji. No i w sumie, hobbit coś furkał na ten temat.
Jako że Torres nie zareagował, chciałeś już go szturchnąć, ale przyszedł Ci na pomoc Hektor, wchodząc z korytarza.
Chwyciliście Sangre, kiedy zawieszony do tej pory tercio się jednak odezwał.
-Miguel ma rację. Wszystkich tam wrzucamy, pod ścianę. - wskazał ścianę, która, gdy się wchodzi z korytarza do pomieszczenia, jest po lewej. - Ja i Miguel bierzemy pierwszą wartę, zmieniamy się co trzy godziny. I czekamy na Imirę.
Czyli dosłownie powtórzył słowa hobbita i Twoje.
Popatrzyłeś na nekromantę. Leżał na plecach. Nogi razem. Ręce, linka do szyi.
Cóż, trudno, zabraliście się do roboty, chcąc go przesunąć bądź przenieść pod wspomnianą ścianę. Nie był to szczyt Twoich marzeń. No ale trudno.
I właśnie w tym momencie poczułeś, że znów nie jesteś sam. Cholera. A było TAK dobrze.
Znowu się pojawiła, Twoje zmysły zaalarmowały o jej obecności.
Poczułeś rękę na ramieniu.

Hektor
Robiło się coraz jaśniej. Ale nie pozytywnie jasno. Było jakoś nieswojo. Nieciekawie. Jakby cienie nocy pozostały wciąż w okolicy.
Usłyszałeś Miguela proszącego Torresa o pomoc. Po chwilowym braku reakcji domyśliłeś się, że nie dostał wsparcia.
Wyminąłeś więc starca i Iona oraz Merila w drzwiach, wchodząc do pomieszczenia.
Torres wciąż tam stał. Miguel stał nad Sangre, obserwując go.
Też spojrzałeś.
Od kiedy ostatni raz tam byłeś, nekromanta dostał się pod opiekę Imiry i Torresa. Zasłonili mu oczy, związali nogi i połączyli sznurkiem ręce z szyją.
Słowem, nieciekawa pozycja.
W momencie, w którym podszedłeś do Sangre, Torres się poruszył.
Przeszedł przez pomieszczenie i powiedział.
-Miguel ma rację. Wszystkich tam wrzucamy, pod ścianę. - wskazał ścianę, która, gdy się wchodzi z korytarza do pomieszczenia, jest po lewej. - Ja i Miguel bierzemy pierwszą wartę, zmieniamy się co trzy godziny. I czekamy na Imirę.
Czyli dokładnie to, co miał Miguel na myśli.
Zabraliście się za przenoszenie mężczyzny, ale zauważyłeś, że Miguel zrobił się nieco blady i wzdrygnął się niespokojnie.
Położyłeś mu dłoń na ramieniu, patrząc pytająco.

Torres
Miguel coś chciał, ale Ty się zawiesiłeś. Myślałeś właśnie o tym, jak rozwiązać tę sytuację. Zmęczony mózg nie do końca chciał współpracować.
Kiedy wymyśliłeś plan i postanowiłeś się zająć sytuacją, nad Sangre stał już Hektor, zamierzając pomóc Miguelowi, zatem wyszedłeś z pomieszczenia, mówiąc.
-Miguel ma rację. Wszystkich tam wrzucamy, pod ścianę. - wskazałeś ścianę, która, gdy się wchodzi z korytarza do pomieszczenia, jest po lewej. - Ja i Miguel bierzemy pierwszą wartę, zmieniamy się co trzy godziny. I czekamy na Imirę.
Ominąłeś Merila w drzwiach.
W korytarzu było jaśniej. Mogłeś się przyjrzeć wszystkim po kolei, ale skupiłeś się na triskelu, bo jasność nie pomagała. Nie była przytulna, była chłodna. Obca.
Thorgrim wciąż miał zamknięte oczy, ale już nie drgał.
Natomiast Silana najwyraźniej się obudziła. Lekko poruszyła rękoma, odkrywając, że są związane na plecach. Popatrzyła na Ciebie z ziemi, lekko przysłoniętymi przez włosy oczami. Trudno było Ci ocenić jej wzrok.
Dokładnie zdawałeś sobie sprawę z tego, kto gdzie jest w pomieszczeniu i kto się porusza.
Dlatego też ruch za Tobą był przez Ciebie w pełni zarejestrowany. Co więcej, nie był to ruch nikogo, o kim wiedziałeś, że już stoi w tym pomieszczeniu.
To były tylko dwa powolne kroki. Lekki obcas. Dość wyraźnie słyszalne. Jakby wyszła z pomieszczenia, by oprzeć się o ścianę w pozie pełnej dezoprobaty.

Ion
Obserwowałeś wszystko, co się działo przed Tobą.
Starzec się do Ciebie zwrócił, proponując przespanie się.
Hektor ruszył pomóc Miguelowi, Meril wyszedł z pomieszczenia, Helianthus stał najbliżej schodów.
Elf trzymał włosy. I zaoferował się pomóc.
Torres wyszedł z pomieszczenia, mówiąc.
-Miguel ma rację. Wszystkich tam wrzucamy, pod ścianę. - wskazał ścianę, która, gdy się wchodzi z korytarza do pomieszczenia, jest po lewej. - Ja i Miguel bierzemy pierwszą wartę, zmieniamy się co trzy godziny. I czekamy na Imirę.
A więc można by było iść spać. Mężczyzna zatrzymał się nad triskelem.
Dlaczego więc wciąż było tak ponuro w pomieszczeniu, kiedy de facto kontrolowaliście sytuację? Wschód nie pomagał. Wciąż było tak samo ponuro. Cienie nocy nie opuszczały pomieszczenia, cienie umysłu i strach pozostały.
Nieprzyjemne uczucie.

/nie, nie ma jeszcze promieni słońca w korytarzu/

Omar - 12-05-2018, 18:01

Wezmę następną wartę. Gdybym zasnął - obudźcie mnie. - Kiedy wszyscy zostali wyniesieni, ten zabrał się do całkowitego rozwalenia triskelu. Wolał takich rzeczy nie zostawiać wszędzie, gdzie robił rytuał. Po skończeniu wyszedł gdzieś na dół, żeby usiąść i odpocząć po tej długiej nocy.
Hakan - 12-05-2018, 18:09

Miguel? -Hektor odezwał się lekko potrząsając tercejo.
Coś było nie tak. Czarny diabeł był blady jak śnieg. Kleczał nieruchomo.
O czym musi myśleć? Hektor wolał nawet nie myśleć co członek tercji przeżył, ale dlaczego nachodzi go to teraz?
Miguel, trzymasz się? -Spytał ponownie.
Coś dziwnego wisiało w powietrzu, a jednak agent nie wiedział co to było.

Rivus - 12-05-2018, 18:43

Ion zadrżał. Czuł jakby Liria mogła pojawić się w każdym momencie.
Ten sam wschód przypominał mu o zniszczonym Enarook. Porzuconym przez niego, Ester, Diego, Kenrica i Evenię.
- Hm, sugeruję nieco inne warty. Z tego co wiem to Wy jako Czarna Tercja macie jakieś nadzwyczajne umiejętności. Także raczej nie idźcie razem na pierwszą wartę. - zawachał się, wiedząc, że kwestionuje rozkazy. - Myślę, że pierwszą wartę powinni wziąć Miguel i Helianthus, drugą Hektor i Meril, a trzecią ja i Torres. W ten sposób mamy przynajmniej po jednej wyszkolonej osobie na warcie... - westchnął, czując coraz większy nacisk na oczy.
Obrócił sie w kierunku starca.
- Mógłby mi Pan pokazać, gdzie znajdę owe łóżko?

Yarant - 12-05-2018, 20:03

Ależ, sobie warty robią, ale pomóc swojemu gospodarzowi to nie ma komu, no poza elfem. Na twarzy Osta pojawił się delikatny grymas, jednak szybko zastąpił go dziadkowy uśmiech. Nachylił się przy chłopcu i wskazał palcem na wprost. Ten pokój na końcu, po lewej. Nie jest zbyt wygodne, ale jesteś chyba na tyle zmęczony że będziesz spał jak skała. Poklepał go po plecach, i odwrócił się do elfa, który właśnie wyszedł na korytarz.To dobrze, chodźmy. Podpierając się o ścianę ruszył ponownie w stronę schodów. Przeszedł go dreszcz na myśl o ponownym pokonywaniu tego odcinka trasy. Przechodząc koło Tylwina, zawiesił na nim wzrok, swój wzrok Oj, ty biedaku....
VanRex - 12-05-2018, 20:48

-Właśnie przez te nadzwyczajne umiejętności możemy dłużej wstrzymać się od snu, a wy w tej chwili do warty nadajecie się nie za bardzo. To jest decyzja, młody, nie sugestia. Za trzy godziny budzimy całą waszą czwórkę. - A do tego ona musiała jeszcze o sobie przypominać
Spojrzał w kierunku Miguela, który prawdopodobnie też został upomniany o jej obecności, a następnie zabrał się ponownie za dowiązywanie więźniów (nogi, ręce, oczy).

Mikes - 12-05-2018, 21:01

W umyślę Miguela pojawiła się tylko jedn myśl:
Szlag!
Poczuł rękę na ramieniu, a to w połączeniu z uczuciem, które go ogarniało wywołało natychmiastową reakcję. Poderwał się wykonując wypad do przodu. W taki sposób by wyślizgnąć się z pod ręki. Noga na której robił wypad to przeciwna do strony, z której czuję rękę na ramieniu. Na nodze z przodu wykonuję obrót i ustawiam się przodem do potencjalnego przeciwnika. Moj prawa ręka zacznie dobywać nóż.
Nie wiem co widzę i co słyszę. Nie deklarowałem, że klęczę, ale pewnie mogłem kucnąć czy coś, ale raczej bym stał.

Jeśli usłyszę i zobaczę Hektora to schowam nóż i powiem:
To nic. Coś mi się zdawało.

Leite - 13-05-2018, 21:06

Helianthus
Zatarłeś dokładnie cały triskel, zostawiając białe smugi mąki na podłodze. Nie tworzyły teraz nic. Kompletnie nic.
Tylko brudziły podłogę.
Zeszedłeś powoli po schodach, za Tobą szedł na dół Meril wraz ze Starcem.
Jedynym wolnym miejscem na dole, w pomieszczeniu, gdzie się znalazłeś, była nieszczęsna ława, na której siadać nie miałeś zamiaru.
W kuchni, która robiła również za salon z kominkiem, były różne krzesła, mogłeś wybierać, którekolwiek chciałeś.
Przypomniałeś sobie też, że na zewnątrz jest ława, stojąca przed domem, na której również mógłbyś usiąść. Tyle wyboru...
No i wtedy akurat musiało się coś stać.
Upiorny dźwięk śmiechu. Bulgocący, krztuszący się, rzężący.
Przytłumiony.
A potem jakieś słowa i dziki, przeszywający śmiech podziemnej.
Poczułeś powiew grozy.
Twoje instynkty zawirowały, krzycząc, że coś jest nie tak, jak powinno.

Ion
Potoczyłeś się w kierunku pokoju wskazanego przez starca.
Nie byłbyś sobą, gdybyś trafił za pierwszym razem.
Pomyliły Ci się strony i znalazłeś się w pomieszczeniu z narzędziami. Popatrzyłeś chwilę, potem się odwróciłeś i trafiłeś już do dobrego pokoju.
Pierwszą rzeczą, które napotkały Twoje oczy, był promień słońca bijący prosto w nie. Skrzywiłeś się i przesunąłeś trochę w bok.
Słońce dopiero co zaczęło się wyłaniać zza horyzontu, jednak najwyraźniej trafiało akurat w ten punkt pokoju. Łóżko stało naprzeciwko Ciebie.
Nie było na nim ani kocy ani pościeli. Skojarzyłeś powoli, że wszystko jest na dworze.
Pod łóżkiem stała skrzyneczka.
Okno było przymknięte.
I byłoby pięknie, gdybyś nie usłyszał tego dźwięku.
Jakby ktoś się śmiał z ustami pełnymi błota. I się dusił i krztusił przy tym.
Potem ustało.
A potem głos...żeński, niski, dziwacznie zniekształcony.
Charczący.
-Samotna, ranna wilczyca stada nie uratuje.
I dziki śmiech podziemnej.

Ost
Skierowałeś się w stronę schodów.
Widziałeś zmęczonego hobbita, który poszedł na dół.
Zupełnie niepodobny teraz do radosnej rasy, jaką zwykle bywały hobbity.
Zacząłeś ostrożnie schodzić. Elf szedł za Tobą, nie wyprzedzając. Poczekał, aż się powoli stoczysz na dół.
Stawiałeś właśnie kroki na ostatnich stopniach, kiedy dobiegł do Ciebie okropny, bulgocący śmiech, wypełniający całe uszy.
Zamarłeś.
To nie był...To nie mógł być...
A potem usłyszałeś potwornie zniekształcony głos swojego leżącego członka rodziny.
Głos był...inny. Ale Cię nie przerażał.
Powiedział coś niewyraźnie. Krztusząc się.
A potem...ta elfka. Charcząca.
To musiał być jej głos. I jej śmiech.
-Samotna, ranna wilczyca stada nie uratuje.

Miguel

Byłbyś zaatakował, ale to tylko Hektor. Wydawał się być lekko przestraszony Twoją nagłą reakcją, tak nagłą, że prawie byś się wywalił o leżącego nekromantę.
Twoje zmysły nie były przytłumione. Nie byłeś ogłuszony. Słyszałeś go. Po prostu...to było niespodziewane.
Nie bardziej niespodziewane, niż rzężący, bulgocący śmiech, nagle rozbrzmiewający w korytarzu.
Brzmiało to tak, jakby czarownik, pozbawiony części szyi, zaczął się śmiać. To było niemożliwe...
A zaraz potem się odezwał. Nie zrozumiałeś go z tej odległości, ale nie brzmiał tak, jak spodziewałbyś się po czarowniku.
A potem żeński głos, bardzo obniżony, wycharczał.
-Samotna, ranna wilczyca stada nie uratuje.
Roześmiała się. Donośnie.

Hektor
To była bardzo szybka reakcja.
Dobrze, że się odezwałeś, bo Miguel zapewne by Cię zdekapitował.
Tymczasem jednak, w porę zauważył, że to Ty, a nieomal by się wywalił o nekromantę.
Zaśmiałbyś się, ale to nie było zabawne.
Tym bardziej przez to, co nastąpiło później.
Donośny dźwięk, upiorny, stawiający włosy na ramionach do góry.
Jakby ktoś się śmiał z ustami pełnymi błota. I się dusił i krztusił przy tym.
Potem ustało.
A potem głos...żeński, niski, dziwacznie zniekształcony.
Charczący.
-Samotna, ranna wilczyca stada nie uratuje.
I dziki śmiech podziemnej.


Torres
Rozwaliłeś kawałek ubioru krasnoluda.
Zawiązałeś oczy Thorgrimowi.
Związałeś mu też nogi, prostym węzłem, Twój mózg po prostu przeszedł w tryb działania.
Zbliżyłeś się do Silany. Pozbawiłeś ją rękawa.
Patrzyła na Ciebie. Niedostrzegalnie poruszała ustami.
W tle starzec schodził na dół, za nim Meril, byli już za połową schodów.
I w tym właśnie momencie rozległ się niespodziewanie głośny, ohydnie bulgoczący śmiech.
Odwróciłeś się gwałtownie.
Śmiał się...Tylwin.
Wciągał powietrze i wydobywał z siebie coś, co w normalnym stanie byłoby normalnym, głośnym śmiechem, ale przez rozwalone gardło brzmiało...strasznie. Jakby śmiał się z ustami pełnymi wody, z przerwami na rzężenie i krztuszenie się. Z ust mu popłynęła krew.
Tyle że wciąż był półprzytomny. Nie miał ani zamkniętych oczu, ani też w pełni otwartych, wyglądało to tak, jakby jego dolna część twarzy zaczęła żyć własnym życiem, zupełnie bez połączenia z górną.
A potem się odezwał. Niskim głosem, swoim, tylko że zupełnie inaczej akcentującym słowa i wyrazy. Brzmiało to obco.
-Myślisz...że wygrałeś...nieudolny obrońco Tablicy?
Ledwo dało się go zrozumieć. Kaszlał i pluł krwią z ust. Wciąż średnio przytomny.
Za Twoimi plecami zacharczała Silana. Odwróciwszy się, ujrzałeś, że zaciska dłonie i się wygina, jej oczy patrzą z lekkim zaskoczeniem, kiedy się odezwała niższym tonem.
-Samotna, ranna wilczyca stada nie uratuje. - wycharczała elfka, po czym zaniosła się donośnym, czystym śmiechem.

Meril
Schowałeś do torby włosy.
Skierowałeś się na dół, idąc za starcem, obserwując go. Hobbit już zszedł.
Może mu pomożesz, a potem się wyśpisz, zgodnie z rozkazem czy coś...
Ale nie.
Twoje zmysły zawirowały.
Upiorny dźwięk śmiechu. Bulgocący, krztuszący się, rzężący. Odwróciłeś się.
Nie widziałeś już podłogi, ale Torresa owszem.
Patrzył na podłogę, tam, gdzie zapewne był Tylwin.
-Myślisz...że wygrałeś...nieudolny obrońco Tablicy?
To nie był głos Tylwina, mimo, że był. Był obcy. Dziwny. Ledwo go zrozumiałeś.
A potem zacharczała Silana. Słyszałeś to wyraźnie.
-Samotna, ranna wilczyca stada nie uratuje. - wycharczała elfka. A potem się roześmiała.
To było podwójnie upiorne, bo już kiedyś taki śmiech słyszałeś...

VanRex - 15-05-2018, 00:30

-Myślisz...że wygrałeś...nieudolny obrońco Tablicy?
Ledwo dało się go zrozumieć. Kaszlał i pluł krwią z ust. Wciąż średnio przytomny.
-Samotna, ranna wilczyca stada nie uratuje. - wycharczała elfka, po czym zaniosła się donośnym, czystym śmiechem.

No, to było dość upiorne. A to znaczy, że potrzebny był knebel
-Zdecydowanie trzeba im zatkać mordki - Pochwalił w duchu decyzje o przerwaniu akcji ratunkowej jeńców. -Może ktoś coś skołować? - No tak, sytuacja rodem z mrocznej opowieści, to jemu zbiera się na wesołkowaty ton. Typowo. Rozejrzał się po pomieszczeniu patrząc na osoby wewnątrz próbując ocenić ich stan, po czym wrócił do krępowania więźniów, byle jak najszybciej to skończyć.

Yarant - 15-05-2018, 18:10

Nie widzieli się od dawna, ale głosu rodziny się nie zapomina. A na pewno nie robi tego Ost. Myśli przelatywały przez jego głowę jak błyskawice. Zatrzymał się na ułamek sekundy na schodach, jakby zamarzł. Gdy śmiech dobiegł końca, z szeroko otwartymi oczami, przepchnął się koło elfa. Teraz nie przejmował się specjalnie, tym czy się nie przewróci. Chciał jak najszybciej dostać się na górę. Zobaczyć co się dzieje. Żeby ten jeden raz się pomylił. Niestety, zobaczył Tylwina, we krwi. Jego usta wyginały się w śmiechu, wypluwając przy tym czerwone plamy. Widok był tak straszny, że starzec nie wiedział co robić, więc tylko stał i patrzył z przerażeniem.
Omar - 15-05-2018, 19:30

Wszedł po schodach. Ostrożnie wyjrzał przez krawędź, na wszelki wypadek. Ścisnął swój kij.

- Zdecydowanie trzeba im zatkać mordki. Może ktoś coś skołować? - Torres, czyli wszystko na górze dobrze. Wszedł do końca na piętro i podszedł do Silany i Tylwina. To na pewno oni byli źródłem głosu.

- Tak, ja mogę coś skołować. - Zamachnął się kijem wystarczająco żeby ogłuszyć, ale nie zabić i uderzył elfkę. Potem wetknął swój kij w dziurę w gardle Tylwina, tak, żeby nie mógł nic tędy więcej wycharczeć. Przytrzymał go mocno, tak żeby nikt go nie wydarł. Lekko się uśmiechnął, po czym wyprostował twarz. Czemu się uśmiechnął? Czy sprawianie bólu i cierpienia stało się dla niego przyjemnością? Nie, nie może tak być. Mimo tego dalej trzymał swój kij w żelaznym ucisku.

Elf - 15-05-2018, 20:44

Dreszcz przebiegł mu po plecach. Dźwięk tak podobny do tamtego, tak strasznie znajomy...
Zatrzymał się na schodach w pół stopnia. Jego mózg zaczął pracować bardzo szybko.
Ona, tutaj? Niby jak? przecież już dawno jej tu nie ma... przecież ona nawet nic nie miała wspólnego z Eshkara... no oprócz pana popiołów... przypomniał sobie dokumenty Baldwina A może jednak?
Starzec minął go na schodach. Chwile później zrobił to hobbit. Powiódł za nimi oczami i zrozumiał skąd pochodził dźwięk. Odetchnął. Najwyraźniej to zmęczenie znowu mieszało mu w głowie. One mają to zapisane w genach czy co? "Przekazywany z pokolenia na pokolenie sposób na upiorny śmiech" Zażartował sobie w głowie, po czym szybko się skarcił bo zdał sobie sprawę z tego że to co usłyszał od tamtej dwójki to groźba. Czy to znaczy że nadchodzą? Może z jakimś wsparciem? Nowi poplecznicy? Już miał się oddać znowu w swoje rozważania, lecz rzeczywistość zwaliła się na niego za sprawą trzech dźwięków których kompletnie się nie spodziewał. Głuchego uderzenia a zaraz potem cmoknięcia przypominającego wdepnięcie nogą w bardzo gęste błoto po którym nastąpił dźwięk rzężenia.
Wszedł z powrotem na górę. To co zobaczył wykraczało poza jego wiedzę na temat świata.
Torres który nadal znajdował się koło elfki, ten stary dziad który był blady jak trup, a przy Tylwinie...

...Mała postać należąca do ludu znanego ze swej dobroci i pokojowego nastawienia, oraz druid, który ma dbać o balans i wszelkie żywe stworzenie, w jednej osobie, który z nieskrywanym zadowoleniem zagłębiał sękaty kij w gardle Tylwina.
Co do kurw...
HELI!!! CO TY ODPIERDALASZ?!?!?! krzyknął
No wiem że wrogowie Ei i tak dalej, ale żeby aż tak!?

Już nie wiedział co jest bardziej niepokojące. To co usłyszał na schodach, czy to co miał teraz przed oczami...[/i]

Rivus - 16-05-2018, 00:03

-Samotna, ranna wilczyca stada nie uratuje.
Wilczyca?
No to się nie wyśpię...
Śmiech elfki dudnił w myślach Iona i nie pozwalał się skupić na niczym konkretnym. Wiedział tylko, że musi dotrzeć do centrum głosu.
Parę razy zachwiał się i wytoczył się z pomieszczenia.
- Zdecydowanie trzeba im zatkać mordki. Może ktoś coś skołować? – zapytał wyższy od niego tercjero – Torres.
Ion chciał tylko powiedzieć, że ma, ale w torbie ciągle zwisającej na ramieniu Heliego...
Jednak nie pozwoliły mu na to donośne stąpnięcia na schodach wytworzone przez tego samego niziołka.
Zmęczenie coraz bardziej osłabiało jego percepcje...
Widział tylko uderzenie kijem w głowę elfki, a potem to wymierzone w kierunku mężczyzny, którego przynieśli.
Co do drugiego z nich nie był pewny. Nie zauważył.
Wtedy, dotychczas wyciszony Meril, zareagował.
- HELI!!! CO TY ODPIERDALASZ?!?!?! – wrzasnął.
Donośny głos elfa ocknął śniętego Iona.
Wtedy, zauważył kij Helianthusa włożony w... gardło czarownika.
Ruszył szybkim krokiem, przepychając się między innymi towarzyszami.
Złapał za kij hobbita i resztką sił starał się go wyrwać.
- Dawaj. To. Kretynie. – wysyczał chłodno nastolatek.

Mikes - 16-05-2018, 21:10

To tylko Hektor. Uff.
Przepraszam powiedział cicho do agenta.
Samotna, ranna wilczyca stada nie uratuje.
Cała scena była, by mocno masakryczna gdyby nie to, że przed chwilą adrenalina wskoczyła mu na coś koło maksymalnego poziomu. W tym momencie pokonał by wszystko, a strach był skrajnie nieistotny.
he
To wymagało komentarza z jego strony.
Po tym stwierdzeniu wnioskuję, że cholernie mało wiecie o wilkach. A o tej jednej wilczycy nie wiecie nic. W dodatku patrząc na wasz stan, raczej bym nie groził.

Następnie stało się coś czego się nie spodziewał. Hobbit okazuje w sumie uzasadnioną, acz nie potrzebną przemoc względem jeńców. Natomiast młody stara się go zatrzymać.
Chyba trzeba to ogarnąć.
Hobbicie! Twoje działania mogą zostać poczytane jako atak na bezbronnego i rannego jeńca, który jest wartościowy. Za twoje czyny możesz zostać osądzony pod zarzutem sabotażu misji. Odstąp, albo zostaniesz uznany za wroga.

Leite - 16-05-2018, 22:55

Torres
Zamieszanie, które powstało, było zdecydowanie niewskazane. I dość upiorne.
Najbliżej Ciebie stał wykrzywiony w dziwnym uśmiechu hobbit, trzymający kija w gardle Tylwina. Sam Tylwin leżał na podłodze z grymasem bólu na twarzy. Koło nich dwóch wściekły i zmęczony Ion, trzymający za kija. Dalej, bliżej schodów, blady jak ściana starzec, a za nim elf z wyrazem twarzy, który określał absolutne "co do...?". Natomiast w drzwiach pojawił się Miguel, ostro komentując działania hobbita.
-Hobbicie! Twoje działania mogą zostać poczytane jako atak na bezbronnego i rannego jeńca, który jest wartościowy. Za twoje czyny możesz zostać osądzony pod zarzutem sabotażu misji. Odstąp, albo zostaniesz uznany za wroga.
Tylko Thorgrim, leżący wciąż na ziemi, drżał, uderzał głową o posadzkę i jęczał, jakby też został opętany.
I wtedy zrobiło się gorzej.
Na ścianie pojawił się delikatny promień słońca, które wreszcie osiągnęło taki poziom, by dosłownie oświetlić wnętrze. Był zbyt jasny, zbyt ostro zwracał uwagę.
Sekundę później pojawił się silny podmuch ciepłego powietrza, który o mało co przerwóciłby Cię na podłogę. Za sobą usłyszałeś, jak ktoś (lub parę ktosiów) pada na ziemię. I cichy śmiech. Jej.
Wszystko po to, by w tej samej sekundzie jasny rozbłysk światła odkrył postać, pojawiającą się przy oknie.
Stojący przed Tobą mężczyzna roześmiał się donośnie. Przed chwilą słyszałeś podobny dźwięk, ale z ust elfki. Obcy zwrócił oczy, pomalowane kholem, na Ciebie, następnie przeniósł je na Miguela. Miał na twarzy kolorowy malunek, przedstawiający kolorowe skrzydła. Jego włosy były dość długie, trudno określić, jakiego dokładnie koloru. Ubrany był nieco inaczej, niż go ostatnio widziałeś - biała tunika, odsłaniająca silne ramiona, przewiązana paskiem w pasie. W ręku trzymał misternie rzeźbiony kij.
-Mówisz, że mało wiem. Nie masz pojęcia, jak bardzo się mylisz.
Jego głos był głęboki. Leżący na ziemi przestali mieć problemy z mową bądź śmiechem.
-Nie lękajcie się, światło nadeszło.
Echiron zwrócił się do hobbita, aktualnie leżącego na ziemi.
-Jesteś pewien, że nie chcesz do mnie dołączyć? Twoja odwaga jest godna podziwu.
Wyciągnął pomalowaną dłoń przed siebie, w kierunku najmniejszego.

Ostergarberd
Patrzyłeś z przerażeniem na dramat, który odbywał się nad gardłem Tylwina. Z każdym ruchem mógł się pogorszyć jego stan. A kłótnie nie pomagały. Torres chciał się zabrać za dalsze wiązanie, Ci stali nad Twoim kuzynem, ogólnie coraz gorzej. Młody chłopak wyszedł z pokoju i nakrzyczał na hobbita, podobnie elf i ten z kapeluszem. To miło z ich strony.
Thorgrim natomiast zaczął się rzucać, jakby on też był opętany. Bił głową w podłogę, trząsł się i jęczał.
Niemniej jednak...
Promień światła. Jasny, oślepiający promień światła. Promień nadziei.
Był zbyt jasny jednak, by być naturalnym. Po chwili poczułeś ostry podmuch gorącego powietrza, który przewrócił Cię na podłogę. Chwała bogom, że nie stałeś na krawędzi schodów, bo mogło by się skończyć znacznie gorzej.
Światło jeszcze pojaśniało, a potem ujrzałeś, że kolejna osoba pojawiła się w pomieszczeniu.
Elf był wysoki i postawny, na jego twarzy nie było specjalnych oznak wieku. Ubrany był w białą tunikę, odsłaniającą muskularne ramiona, ze złotymi zakończeniami, przewiązaną w pasie. Na jego nogach były wiązane sandały.
Najciekawsza była jego twarz. Ciemne oczy miał obkreślone ciemnym tuszem, który wydłużał się w dwa paski, równoległe do nosa. Na policzkach natomiast widniał kolorowy tatuaż, który wyglądał jak skrzydła w trzech kolorach. Włosy mężczyzny były długie, nie do końca dałeś radę ocenić, jakiego koloru. W rękach natomiast trzymał długi, rzeźbiony kij. Nie opierał go o ziemię.
Obcy zwrócił się do tego w kapeluszu.
-Mówisz, że mało wiem. Nie masz pojęcia, jak bardzo się mylisz.

Na dźwięk jego głosu poczułeś mieszane uczucia. To to samo akcentowanie, ten sam dziwny sposób wypowiadania słów, jaki przed chwilą wykazała Silana. Jakiś spokój..i jakiś niepokój. Dziwne.
-Nie lękajcie się, światło nadeszło.
Czułeś, że to też jest do Ciebie, mimo, że obcy na Ciebie nie spojrzał. Skupił się na niziołku, sprawcy całego zamieszania, który leżał na ziemi, a kij obok niego, już nie w Twoim kuzynie.
-Jesteś pewien, że nie chcesz do mnie dołączyć? Twoja odwaga jest godna podziwu.

Wyciągnął do niego zapraszająco rękę. Tę bez kija. Wyglądał dumnie. Mądrze.

Helianthus
Wreszcie coś zrobiłeś w stylu Tercji, groźnie, niehobbicio, a Ci mają pretensje. Najpierw Meril, drący się, jakby nie wiadomo co się działo. Potem Ion, który pogorszył prawdopodobnie stan gardła czarownika. Potem jeszcze wyszedł Miguel, który praktycznie oskarżył Cię o zdradę.
Ale Tylwin się zamknął. To był sukces. Zadziałało? Zadziałało. Nie trzeba ich wszystkich mieć żywych.
Thorgrim wybrał właśnie ten moment, by zacząć odwalać. Tłukł głową o podłogę, jęczał i szarpał się. Nie widziałeś jego oczu, bo Torres zdążył je zasłonić. Super, kolejny, tym razem bez upiornych komentarzy.
I trzymałeś ten kij, a potem Twój wewnętrzny druidzki kompas wywinął salto, zupełnie jak żołądek po niezbyt dobrym obiedzie.
Coś było bardzo nie tak.
Jasny promień światła wbił się w pokój. Był zbyt jasny. A potem gorący podmuch powietrza pchnął Cię na ziemię i przewrócił, co sprawiło jednocześnie, że kij wyszedł z gardła czarownika z tej samej strony, z której wszedł. Światło zrobiło się jeszcze jaśniejsze, a po chwili w jego miejscu stał mężczyzna, którego wolałbyś więcej nie oglądać.
Echiron niewiele się zmienił od Waszego ostatniego spotkania parę godzin wcześniej. Jedyne co, to zmienił ubiór. Biała tunika bez rękawów, obszyta złotem, spięta pasem i sznurowane sandały. W ten sposób też widziałeś wyraźnie malunki na jego rękach.
Miał też kij, ale znacznie bardziej starannie wykonany, niż Twój, pełen misternych rzeźbień.
Elf zwrócił się do Miguela.
-Mówisz, że mało wiem. Nie masz pojęcia, jak bardzo się mylisz.
Następnie, równie dostojnym i głębokim głosem rzucił w przestrzeń.
-Nie lękajcie się, światło nadeszło.
Zupełnie jakby był bogiem słońca czy kimś mu podobnym. Jego oczy zalśniły, gdy zwrócił się do Ciebie.
-Jesteś pewien, że nie chcesz do mnie dołączyć? Twoja odwaga jest godna podziwu.
Wyciągnął do Ciebie dłoń, na której widniał symbol czarnego oka, takiego samego, jak wzoru dookoła jego oczu. Czułeś się jednocześnie źle, ale z drugiej strony...

Meril
Widok pozostawił Cię lekko sparaliżowanego. Jemu też odbiło, opętało go, czy jak?
Przecież hobbity tak nie robią! A jednak.
Obok Heliego po chwili pojawił się Ion, walcząc o władzę nad kijem. Przecież to pogorszy jego stan!
Miguel pojawił się w drzwiach. Wypowiedział się, opanowany i spokojny, na temat tego, bo hobbit zrobił. Zabrzmiało to poważnie.
A potem Thorgrim zaczął się rzucać. Uderzał głową o ziemię, spinał mięśnie, jęczał i bełkotał. Kolejny.
Zanim zdążyłeś zareagować, Twój wewnętrzny magiczny kompas, wyczulony po szukaniu śladów Nicości, zawirował szaleńczo. Zrobiło Ci się słabo. Słońce pojawiło się w pokoju, a wraz z nim gorący podmuch powietrza, tak silny, że Cię przewrócił. Na Twoje nieszczęście, stałeś na szczycie schodów.
Turlanie się w dół nie było aż tak złe, jak myślałeś, że będzie. Byłeś poobijany i jeszcze bardziej otumaniony. Po chwili ogarnąłeś, że zatrzymałeś się na półpiętrze. To dobrze. Otrząsnąłeś się i wspiąłeś się do góry.
A tam...Echiron.
Jedyne, co się zmieniło w jego wyglądzie, to odsłonięte teraz ramiona, również pokryte migoczącymi malunkami. W ręku trzymał, jak poprzednio, długi kij.
Właśnie mówił swoim głębokim głosem, dziwnie akcentując słowa i wyrazy.
-Nie lękajcie się, światło nadeszło.
Po czym zwrócił się...do hobbita, wyciągając do niego dłoń.
-Jesteś pewien, że nie chcesz do mnie dołączyć? Twoja odwaga jest godna podziwu.

Ion
Hobbit był silniejszy, bo był mniej zmęczony. Kij siedział twardo w gardle. Hobbit nie puszczał. To było za dużo dla Twojego mózgu.
A potem, zanim się zorientowałeś, jakaś siła, stworzona z gorącego powietrza, pchnęła Cię na ziemię. Hobbita też. Kij też. Torres stał. Tylko jego w sumie widziałeś, bo w pomieszczeniu rozbłysło światło. Oślepiające.
Kiedy przygasło, zobaczyłeś elfa, którego wcześniej tu nie było. Twój organizm wykazywał, że coś tu jest cholernie nie tak, ale inaczej. Inaczej niż parę godzin temu.
Przyjrzałeś mu się, kiedy mówił do Miguela.
-Mówisz, że mało wiem. Nie masz pojęcia, jak bardzo się mylisz.
Elf był wysoki i postawny, na jego twarzy nie było specjalnych oznak wieku. Ubrany był w białą tunikę, odsłaniającą ramiona, ze złotymi zakończeniami, przewiązaną w pasie. Na jego nogach były wiązane sandały.
Ciemne oczy miał obkreślone ciemnym tuszem, który wydłużał się w dwa paski, równoległe do nosa. Na policzkach natomiast widniał kolorowy tatuaż, który wyglądał jak skrzydła w trzech kolorach.
-Nie lękajcie się, światło nadeszło.
Trzymał też w dłoni kij. Rzeźbiony. Po chwili Twój mózg zaskoczył. Widziałeś go już. No, w nieco innym wydaniu, ale widziałeś...
-Jesteś pewien, że nie chcesz do mnie dołączyć? Twoja odwaga jest godna podziwu.
Teraz wyciągał dłoń w Twoim kierunku. Nie. Do hobbita. Do Heliego, leżącego tuż obok Ciebie.

Miguel

Hobbit nie zareagował specjalnie na Twoje słowa. Dalej trzymał kij. Razem z chłopakiem. W tle widziałeś Merila z wyrazem twarzy, który wyrażał tylko jedno. Przed nim stał starzec o twarzy bladej jak ściana.
Po sekundzie Thorgrim zaczął się rzucać. Bił głową o podłogę, jęczał i szarpał się. Cała trójka już odwalała dziwne rzeczy.
Torres stał pośrodku, jakby nie do końca wiedział, co robić.
Zauważyłeś promienie słońca, które wpadły do pokoju, oświetlając ścianę. Były jasne, zbyt jasne.
Kroki za Tobą Cię zdekoncentrowały. Jednak mimo tego nie przewróciłeś się na ziemię, gdy silny podmuch gorącego powietrza nagle się pojawił w pomieszczeniu. Rozbłysło też światło. Bardzo, bardzo jasne światło.
Nie znałeś mężczyzny, który się pojawił.
Z pewnością był elfem, ale nie takim, jakie byś znał. Na twarzy miał malunki w różnych kolorach, na sobie białą tunikę bez ramion, obszytą złotem. W ręku trzymał rzeźbioną laskę. Spojrzał najpierw na Torresa, a następnie przeniósł hipnotyzujący wzrok na Ciebie.
-Mówisz, że mało wiem. Nie masz pojęcia, jak bardzo się mylisz.
Jego głos był głęboki, w dodatku mężczyzna akcentował wyrazy dokładnie tak samo, jak Silana przed chwilą. W jego oczach dostrzegłeś różne obrazy, tak różne od tego, co stało za Tobą.
Elf jednak zignorował Twoją osobę i rzucił w przestrzeń, jakbyście mieli się radować:
-Nie lękajcie się, światło nadeszło.
A potem zwrócił się do hobbita, aktualnie leżącego na ziemi, zupełnie ignorując Torresa, który stał jakieś półtora metra od niego.
-Jesteś pewien, że nie chcesz do mnie dołączyć? Twoja odwaga jest godna podziwu.
Ładna propozycja. Zupełnie jak ta dłoń, którą wyciągnął w jego kierunku. Laska pozostała w drugiej ręce, nieoparta o ziemię.

następny odpis w niedzielę bądź poniedziałek, bo Pyrkon - zależy ile osób zadeklaruje, że da radę napisać do niedzieli

Yarant - 21-05-2018, 18:58

Przyjemne światło grzało skórę Osta. Napawało poczuciem bezpieczeństwa. Nadzieją. Czy to... On? Nogi starca się pod nim ugięły i upadł na podłogę, do pozycji siedzącej. Trudno mu było zebrać myśli. Nie wiedział co robić. Poczuł się po prostu bezpieczny. Zupełnie jakby mógł teraz bez obaw zasnąć. Jedyne co go przed tym zatrzymywało to chęć obserwowania, tego niecodziennego zjawiska. Tak nienaturalnego, tak wspaniałego. Aura jaką wokół roztacza przybysz, nie może być niczym złym. Po chwili, spojrzenie Ostergarberda przesunęło się niżej, gdzie ponownie napotkało Tylwina w opłakanym stanie. Spokojnie młody, "światło nadeszło" Na twarzy Staruszka pojawił się łamany uśmiech.
Rivus - 21-05-2018, 19:21

Przygniatające uderzenie gorącego wiatru...
Światło, elf, laska.
Ion już go widział. Parę godzin temu. Na placu. Wtedy, gdy sam oddał się Szaleństwu.
Młody chłopak przez chwilę przeniósł się myślami do tamtej chwili...
Dobrze pamiętał, ile miał wtedy dylematów...
A teraz ma na rękach jej krew...
Cofnął się jeszcze dalej. Wciąż miał obraz jej pogodnego uśmiechu w świetle ogniska, wtedy gdy do nich dołączyła. Chciała tylko spłacić dług Estelli...
Rozejrzał się. Miał wrażenie jakby czas się zatrzymał. Elf skąpny w blasku słońca, z wyciągniętą dłonią, gapiący się wprost na niego hobbit, już nie charczący czarownik.
- Nie rób tego... - mruknął cicho, jakby bardziej do siebie.
Miał dość. Miał dość przymykających się oczu. Walki w wyższej sprawie. Łażenia. Przejmowania się. Uciekania. Głosu Lirii gdzieś głęboko w głowie.
Miał dość poczucia samotności, mimo że parę godzin temu otrzymał miłość...
Przed oczami miał widok strudzonej matki, roześmianej sisotry, wkurzonego ojca. Estelli kradnącej z nim jabłka...
Ukłucie w sercu.
Kiedy minęły te czasy? Czasy dzieciństwa, szczęścia, bez żadnych brudów tego świata?
Gdzie to wszystko jest?
Otrząsnął się.
To zmęczenie, Ion. To tylko zmęczenie... Będzie... dobrze... Powinno być...
Nie wiedział co robić, ale wiedział, że jest zbyt blisko elfa w poświacie.
Chłopak leżąc, zaczął powoli się cofać. Byle jak najdalej od eshkara...
Obrócił się, znajdując się teraz na brzuchu. Począł czołgać się, wpatrując się w niepokojący, bolesny uśmiech starego Osta...
Zmrużył oczy, wiedząc, że to, co przed nimi, dopiero się zaczyna.

Mikes - 21-05-2018, 19:55

Hmmm. Że niby taki mądry i mi odpyskował tak? Ja mu dam się przegadywać. Pewnie fizycznie go nie zranie, ale nie sądzę by rozległa wiedza, jeśli taką posiada, pozwalała mu uzyskać jakąś specjalną umiejętność walki na słowa. Wniosek jest taki, że może przynajmnije mentalna dupa go zaboli i może odciągnę go od reszty albo sprowokuję do czegoś głupiego.
Gdy tamten mówi do hobbita.
Panienko Tavar. Przyszło mi się mierzyć z wrogiem ponad moje siły, lecz wiem, że jeśli mi pomożesz to będe w stanie przeciwstawić się jego mocy. Nie pozwól mu zatriumfować i nie pozwól by twój sługa uległ jego potędzę. Prosi cię twój sługa w godzinie próby.
Mówi w kierunku pana światełko, gdy tamten skończy.
Tak. Dokładnie to powiedziałem. Skoro jednak uznajesz, że nie mam pojęcia jak bardzo się mylę jednocześnie nie udowadniając swojej racji, to czy nie jest to poprostu pusty i patetyczny tekst mający na celu ukazanie twojej, jakże oczywistej, wyższości? Jeśli tak, to dam ci do zrozumienia, iż twoja wyższość mnie gówno obchodzi. Nie da się ciebie zranić, więc twoja moc jest większa od naszej, ale nie wspierasz swoich ludzi tak jak Tavar wspiera mnie, więc do niej ci daleko. Skoro przychodzisz walczyć będąc lepszym to jesteś tchórzem co stawia cię niżej niż twoje pokonane sługi, które przynajmniej miały odwagę się z nami mierzyć. Jesteś, więc tak jak my wszyscy, gdzieś pomiędzy gównem, a bogiem, przy czym bliżej pierwszego. Więc zrób mi proszę przysługę i przyjmij nóż w ryj bym nie musiał już więcej oglądać twojej wydziaranej facjaty.
Na twarzy klasyczna mina w stylu "twardziel z tercji z lekką nutką drwiny".
Tavar wspomóż! Pozwól ich ratować.

VanRex - 21-05-2018, 20:26

No nigdy nie skończy krępować tej bandy popaprańców. Jak nie wychodzący Miguel, to świecący Elf... Aż miał ochotę wybuchnąć desperackim śmiechem, ale Miguel włączył swój klasyczny słowotok. Tym niemniej mięśnie automatycznie się napięły, a ręce powędrowały w kierunku broni. Myśli znowu biły się w głowie obmyślając kolejne to warianty wyjścia z tej dość nieprzyjemnej sytuacji, ale z każdą sekundą skreślał coraz to kolejne potencjalne opcje.
-Miguel, dość! - słowa kumpla z oddziału zaczęły mu najzwyczajniej działać na nerwy - Zanim zagadasz go na śmierć niech wypluje z siebie czego od nas chce, skoro zrobił się taki rozmowny.
Nie mieli z nimi szans wieczorem, w ich aktualnym stanie mogą nie mieć siły nawet uciec. Ale jeżeli wróg ich zmusi do walki, to walczyć będzie. Tym niemniej, potrzebował jakiegokolwiek planu działania, na tę chwilę nie miał nic walcząc w własnymi myślami.

Piotr - 21-05-2018, 20:30

Wspomnienia ostatnich wydarzeń zlewały się w umyśle czarownika w mroczną i niezrozumiałą mieszankę. Las, wilki, uczucie bycia niesionym, urywki słów osób jednocześnie obcych i znajomych...to wszystko splatało się z wizjami z przeszłości i majakami Tylwina. W jednej chwili widział on przed oczami stary dąb rosnący na przeciwko chaty swojego dawnego mistrza,w innej zmasakrowane ciało Świętopełka porzucone pośród Liryzyjskich lasów. Do każdego z tych wspomnień, nieraz lekko wypaczonych podchodził z dziwną obojętnością, tak jakby nie należały one do niego, a były jedynie cieniem umysły kogoś innego. Owo autobiograficzne delirium zostało jednak gwałtownie przerwane przez odczucie jak najbardziej rzeczywiste. Konkretniej, przez przeszywający,potworny wręcz ból w gardle, dość silny by względnie ocucić czarownika, który praktycznie natychmiastowo otworzył zalepione oczy. Obraz który się przed nim roztaczał był w najlepszym wypadku niewyraźny, jednak nawet mimo tego Tylwin był w stanie rozpoznać twarz górującego nad nim hobbita, oraz jej wyraz, który bynajmniej nie pasował do aprarycji tej rasy. Paskudny, pełen swego rodzaju zadowolenia uśmiech, zwiastujący dalsze cierpienie. Pierwszym jego odruchem był krzyk, ale natychmiast gorzko pożałował tego posunięcia. Jakiekolwiek próby mówienia kończył się spotęgowaniem i tak przyszywającego bólu w gardle. I wtedy czarownik dostrzegł przyczynę swojej udręki. Choć było to równie niewiarygodne co przerażające, to niziołek własnie wpychał w głąb rany na jego szyi słusznych rozmiarów drewniany kij. Gorzej, wydawało się że szarpie się o niego z osobą której Tylwin nie mógł dostrzec, co bynajmniej nie pomagało górnym drogą oddechowym czarownika. Stan ten trwał krótką, lecz pełną cierpienia chwilę, po czym zakończył się, dokładnie w momencie gdy ciało Tylwian owionął podmuch gorącego, lecz nie parzącego wiatru, a jego nie do końca sprawne oczy zalała fala światła. Niewiele myśląc czarownik zerwał się na równe nogi (choć zerwał to w tym wypadku słowo mocna przesadzone, bardziej pasowało by "wstał niczym pijany, zatoczył się, po czym jakimś cudem zdołał utrzymać wyprostowaną pozycję") i rozejrzał się wokół dzikim wzrokiem. Nie za wiele zdołał zobaczyć, ale bezbłędnie rozpoznał dwie (poza hobbitem) osoby w pomieszczeniu: Pana Światła oraz Ostergarberda. Cóż był by wszakże z niego za sługa gdyby nie był w stanie rozpoznać swojego władcy, i członek rodziny gdyby nie poznał tworzy własnego krewnego?
Widok jego pana, nawet w pozycji tak osobliwej jak stanie z wyciągnięta ręką nad tym samym niziołkiem który przed sekundą wesoło młócił sobie krew w jego gardzieli niczym mleko w maselnicy znacząco uspokoił czarownika, który chwilę wcześniej zamierzał w półzwierzęcym amoku zaatakować niziołka magią, paznokciami i zębami co zresztą zdradzał wyraz jego twarzy tuż po wstaniu z podłogi.Rzecz jasna zaskoczyły go poczynania Pana Światła, jednak nie miał większych problemów z ich zaakceptowaniem. Cóż, najwyraźniej skoro tak czyni to ma w tym jakiś wyższy powód. Nie mi sądzić czyny moich władców... pomyślał czarownik, po czym zmierzył wzrokiem resztę pomieszczenia. Choć stan jego oczu zaczął się powoli poprawiać, to wciąż twarze większości osób były jedynie rozmazanymi plamami. Podobnie było z dźwiękami. Tylwin słyszał je lekko zniekształcone, co utrudniało mu zrozumienie ich sensu. Mimo to domyślił się że z całą pewnością to nie jego sojusznicy stanowią większość przebywających w tym pomieszczeniu. Starając się ignorować paskudne pieczenie w gardle, oraz uczucie czegoś ciepłego spływającego po szyi mrugnął kilkukrotnie wbijając spojrzenie w sylwetki stojące przed nim i ruszając powoli skostniałymi palcami u rąk w celu ich rozgrzania wytężył słuch usiłując wychwycić możliwie jak najwięcej otaczających go dźwięków. Wyglądał przy tym trochę jak niemożebnie wymęczony borsuk którego ktoś wygnał z należącej doń nory, nie w pełni świadom otaczającego go świata oraz swojej sytuacji.

Rivus - 21-05-2018, 20:36

Hektor (za zgodą Kostka)
Uderzenie o ziemie nie było przyjemne. Z resztą dla kogo było?
Eshkara właśnie proponowała niziołkowi przyłączenie się...
Odruch sprawił, że agent dobrał się lewą ręką do ładunku, a prawą do samopału.
Kto wie? Może cholerny hobbit się dołączy, a sytuacja będzie od niego wymagała wystrzału?

Omar - 21-05-2018, 20:38

Leżał, wyraźnie rozdarty wewnętrznie. Rozważał wiele aspektów. Z jednej strony przywileje i korzyści, jeżeli ten pajac stanie się bogiem. Wtedy mógłby go zdradzić i zabić! Przejąć jakoś jego moc, czy coś...

Nie mogę zostawić mojej siostry, będę ją chronił. Nie mogę zdradzić Ei.

Nagle zaczął mówić styryjczyk, dosyć skomplikowanie, więc trudno było mu się skupić. Ale wydawało mu się, że było to coś w okolicy "spierdalaj, póki jeszcze masz szansę". Dlatego popatrzył prosto na Echirona i...

Zebrał ślinę w ustach. - Słyszałeś tego styryjczyka. Oby kruk cię chujem tłukł pajacu. - Splunął na niego, odsuwając się powoli. Będzie starał się podnieść na nogi.

Elf - 21-05-2018, 20:50

Zamrugał kilka razy oczami. Miał nadzieje że to co widzi to pozostałość po upadku ze schodów, ale nie... To naprawdę był ten zadufany w sobie skurwysyn którego istnienie było obrazą jego rasy.
Gorzej być nie mogło... No dobra... Mogło... Był tylko on, a nie cała trójka Na razie...
Zacisnął zęby. Przez jego głowę, jak zawsze w obliczu pojawienia się wroga, przetoczyły się wszystkie użyteczne w walce zaklęcia. Jednak wiedział że w tym momencie mu nie pomogą.
Rzucił spojrzenie w stronę schodów. Istniała spora szansa że będzie trzeba się ewakuować i porzucić zdrajców. Podziękował w myślach sobie samemu sprzed kilku minut za to że zebrał te próbki. Możliwe że te marne kłaki, kawałek skóry i mokra od krwi szmata to wszystko na czym będzie zmuszony pracować.
Ale żeby móc pracować, trzeba wyjść stąd w jednym kawałku szepnął mu głosik z tyłu głowy.
W tym momencie zauważył że za Echirionem Tylwin podniósł się z ziemi. Eeee? Ten preparat naprawdę musi być niewiarygodnie silny... Była to kolejna nienajlepsza wiadomość, ale w obliczu pojawienia się demona nie miała ona większego znaczenia. Nawet odczuł jakąś irracjonalną radość z tego że pojawił się przeciwnik którego był w razie potrzeby w stanie unieszkodliwić. Na razie sytuacja była niepewna ta wszystkich możliwych płaszczyznach dlatego Meril obserwował sytuację stojąc nadal na schodach. Był gotowy uciekać, lub walczyć

Mordrim - 21-05-2018, 21:14

Radość i spokój w mym sercu zapanowały gdy usłyszałem jego. Ten któremu służę stał teraz koło mnie i czułem wyraźnie bijące od niego światło choć miałem zasłonięte oczy. Obróciłem się na plecy co było nieco bolesne ze względu na wybity bark. Słuchałem tych obelg w kierunku Pana światła i czułem powoli narastający gniew. Nikt nie ma prawa takim tonem do niego mówić. Umilknijcie Heretycy!! Zakrzyknąłem tak by wszyscy mnie słyszeli. Próbowałem teraz usiąść a potem wstać co będzie nieco ciężkie. Bądź Pozdrowiony Panie Światła i Poszukiwaczu wiedzy. Te słowa już mówiłem ze spokojem i było kierowane do tego kto stał teraz przede mną. Wykonałem też ukłon przy czym gdy go wykonywałem to znów odezwał się potworny ból w barku.
Leite - 22-05-2018, 13:05

Wszyscy - tu widzą wszyscy, niektóre fragmenty tekstu są bardziej dla kogoś I wówczas oznaczylam to imieniem, framgnety oznaczone // są wyłącznie dla danych osób i reszta ich nie widzi
Echiron cofnął dłoń i przymknął oczy, słuchając wywodu Miguela.
Nie zmienił swojej pozycji ani reakcji również na słowa Torresa. Na odpowiedź hobbita uniósł wzrok.
-Nie zamierzam z Wami walczyć, żołnierzyku. - odezwał się w końcu. - Nie stanowicie dla mnie godnej przeszkody. Tym niemniej...
Wówczas wstał Thorgrim. Ze związanymi wciąż rękoma i na ślepo nie wyglądał specjalnie godnie.
(Thorgrim)
-Zejdź mi z drogi, pajacu. - warknął Echiron. Thorgrim zaczął dziękować, krzycząc coś o heretykach, ale nawet nie zdążył skończyć zdania.
- Milcz! - magia zamknęła usta krasnoludowi, nie pozwalając się mu odezwać. -Szakal nie potrzebuje słabych! Dlaczego miałbym choćby kiwnąć palcem dla was? Pokonano was, jak bezbronne dzieci. Dlaczego miałbym zabiegać o słabych sprzymierzeńców? Co miałbyś przynieść mojemu panu?
Echiron zacisnął dłoń, która dotychczas spoczywała na kiju. Na obu końcach laski zaczęło pojawiać się coś, co wyglądało jak płomień, ale było złożone ze światła. Elf zamachnął się, ledwo muskając zasłonę na oczach krasnoluda, spopielając ją. Po chwili drugi koniec laski zatrzymał się dosłownie parę centymetrów przed związanym, a gorąco było wyraźnie odczuwalne, coraz bardziej palące.
-Daj mi powód, dla którego nie powinienem spopielić cię tu u teraz?! Jesteś słaby! Jaka jest twoja wartość? Ile jesteś gotów poświęcić dla Tego, Który Nadchodzi?!
Następnie popchnął Thorgrima, przewracając go na ziemię koło Silany.
(Torres)
Kiedy krasnolud wylądował na ziemi, Echiron spojrzał na Torresa płonącymi, wkurzonymi oczami. Ich płomień po chwili się uspokoił, tak samo, jak ten na lasce, która wykonała pełen obrót i znów się zatrzymała.
-Mówisz, jakbyś tu dowodził. Ona cię lubi…
Zawiesił na chwilę głos, po czym wskazał laską na zdewastowany pokój.
- Znacznie bardziej niż tego tu, zwłaszcza od kiedy go pokonałeś. A ona ma dobre oko do ludzi…
Echiron znów przerwał, przyglądając się uważnie Styryjczykowi.
- Nadawałbyś się. Stojąc na czele pułków przeciwko żałosnym pionkom, którym wydaje się, że coś znaczą, wreszcie pokazałbyś na co cię stać.
//Za Twoimi plecami znów odezwały się kroki. Poczułeś, że stoi tuż za Tobą, w ciemności, mroku, tak odurzającym, głębokim. Jej zmysłowy głos rozległ się tuż za Twoim uchem, lekko hipnotyzujący, miękki, zupełnie jak głos kochanki, gdzieś, z mroku, pogranicza emocji i nocnych spotkań.
-Ile jeszcze pozwolisz sobą pomiatać, tercjero? Sztorcować za byle co, ustawiać jak gówniarza? Jesteś dowódcą, urodzonym by rozkazywać… //
Wówczas znowu odezwał się Echiron. Jej przeciwieństwo, jasne światło, w którym można było się zatracić tak, jak w ciemności. Jak w mroku.
- I Tobie jednemu odpowiem, bo na to zasłużyłeś. Walczyłeś o tablicę, o klucz do Felnoru. Pokonałeś moje nowe sługi. Chcę ciebie w armii, którą mój pan zbuduje. Chcę ciebie z buławą Szakala w dłoniach, żebyś prowadził do walki wiernych i silnych jak ty sam.
//Stałeś dokładnie pomiędzy światłem, a ciemnością. Dwie przeciwne, magnetyzujące siły. //
- Chodź moim śladem, poprowadź Styria tak, jak ja kiedyś poprowadziłem Felnor.
Wówczas światło rozbłysło mocniej, a Styryjczyk przez chwilę wyglądał tak, jakby w nim zatonął.
//Światło pochłonęło Twój wzrok i ujrzałeś wyspy, wyrastające z pięknego morza. Na wyspach mieszkało wiele elfów, widziałeś ich stroje, podobne do tego, co miał na sobie Echiron. Widziałeś ich roześmiane twarze, życie codzienne.
Widziałeś ogromne budowle, zbudowane ze szkła, sięgające wysoko strzeliste wieże, zupełnie inaczej skonstruowane zamki i domy, wyglądające krucho, ale stojące twardo niczym żelazo. To było to, do czego dążyły wszelkie cywilizacje. Było tam pięknie, czysto, bez biedoty na ulicach. Wiedziałeś, że widzisz Felnor.
A potem...wielka fala tsunami ruszyła na ten cud. Ogromne płaty wody podniosły się, by runąć na wyspiarzy. Ocean się zbuntował. Zalał.
I wówczas właśnie światło stworzyło barierę. Fale wody zatrzymały się na bańce, otaczającej wyspę, która zatrzymała furię oceanu.
I znów światło rozbłysło.
Ujrzałeś ołtarze, zbudowane w podobny sposób, przedziwną kombinacją szkła, nieznanego metalu i kamienia, na których płonęły ognie. Nie, nie ognie. To światło, które układało się zupełnie jak płomienie, ale było równie, jak nie bardziej destrukcyjne.
A potem... Elfy oddające cześć, kłaniające się wielkiemu posągowi, przedstawiającemu elfa w półwłóczystej szacie, kolorowego. Jego posągi były wielkie, potężne, było ich sporo. I ujrzałeś płaskorzeźbę.
Znajomą. Na środku był wizerunek człowieka, wyglądającego jak pół zwierzę.
Miałeś tę tablicę w rękach parę godzin wcześniej. W tej wizji była na honorowym miejscu, dumna, wyeksponowana, świetlista.
A potem znów błysnęło i ujrzałeś elfa płonącego w ogniu na ołtarzu. Krzyczał straszliwie. Spalała go jasność. //
Echiron patrzył na Torresa. Odsunął laskę od niego.
-Teraz widzisz.
(Meril)
Nie dodał nic więcej, ale odwrócił się do Merila, stojącego na schodach.
Odezwał się, jednocześnie snując wizję.
//]Przed oczami widzisz wszystko, jakby już był pod wodą. Rozmyte, niewyraźne, ale lśniące blaskiem Mądrości.//
- Przyklęknij i oddaj hołd, nie musisz przecież składać wielkich przysiąg, to tylko na chwilę, tylko dla pozoru. A dzięki temu odsłoni się przed tobą zasłona, za nią zobaczysz Felnor Pod Wodami, zobaczysz gigantyczne magiczne konstrukcje twoich przodków, poznasz podstawy ich imponującej magii. Zrozumiesz, jak stworzyli kopuły, olśniewające blaskiem. Jak stworzyli konstrukcje, które są dla Was jeszcze niedostępne. Jak stworzyli cywilizację sięgającą nieba. Rozmyte przed oczami majaczą formuły zaklęć, zajmujące całe strony, całe ściany zapisu, zaklęcia, trzymając spoiwo gigantycznych konstrukcji…. Jakie z tego można by stworzyć rzeczy! Odbudować Talsoi, odbudować Czarne Kamienie, wypełnić testamenty tych, którzy polegli w Czarnym Szkwale…
//Wówczas toń pochłonęła czerń. Ciała wpadające do wody, krzyki, ochrypłe, cierpiące. Strzaskane żagle, zniszczone burty. Krew, która nikła w wodzie, sztorm tak rozszalały, że nikt nie miał szans go przeżyć. Ciemne chmury. Deszcz, błyskawice, i upiorny jęk wiatru, wyjącego naokoło.
Przeplotło się to z inną wizją. Powstającego Oceanii, gotowego zalać wyspy, których jeszcze nigdy nie widziałeś. Pełnych światła i postępu, z wysokimi budynkami. I z bańką świetlną, która osłoniła od destrukcyjnej części oceanu. //
-Wszystko to, cała ta wiedza, mogłaby przecież posłużyć do walki, przecież to tylko podstęp, wybieg na chwilę, nie naprawdę. Uklęknij, a zasłona zniknie… Tamci umieli się poświęcić, umierali na pokładach pia'shan, umierali dławiąc się słoną wodą zatoki, umierali rozrywani zaklęciami, rażeni gromami… A ty, szkoda ci zgiąć kark? Twoja duma jest ważniejsza niż wartości, za które walczysz? Naprawdę? Uklęknij.
Echiron zmieniał głos, mówiąc ze smutkiem o umierających, podnosząc się i mówiąc z mocą o potędze, jaką była dostępna tylko krok dalej. Jego głos był pełen zawodu, kiedy wypowiadał ostatnie słowa w stronę Talsoi.
(Miguel)
A wtedy płomienie zaświeciły jasno, przejrzyście. I świetlisty demon skierował się w stronę Miguela, który dalej stał w drzwiach. Echiron wykonał trzy kroki, a potem wściekły płomień zapłonął w jego oczach.
-A Ty. Wypowiadasz tyle słów, a jedyny ich sens to skomlenie do Twojej bogini. Upadła bogini ze światów zniszczonych przez tego, który nadchodzi. Ona jest ślepa, tak jak i ty. Więc patrz! Patrz na oświecenie!
Światło z laski wzrosło. Promień wystrzelił, uderzając Miguela w pierś, paląc, oślepiając, wrząc. Był tak gorący, że z początku Styryjczyk mógł uznać, że to lód. Ale nie. Wrzący promień nie kończył się. Jego twórca natomiast uśmiechnął się złowrogo i łagodnie dodał.
-Uznaj moją wyższość, a ból minie.
//W trakcie bólu ujrzałeś jakiś świat. Nie był to Twój świat, w którym się znajdowałeś. Był inny. Nie widziałeś szczegółów, ale wiedziałeś, że on umierał. Różne demony, podobne Echironowi, wysysały jego energię. Ujrzałeś ten świat na poziomie energii. Widziałeś potężne jednostki, które służyły jakieś potędze, które niszczyły ten świat.
I widziałeś też Tavar. Uciekającą, płaczącą, rozrywaną przez wielki ból. Jej dzieła zniszczały. Jej dzieci zostały zabite. Jej świat został zniszczony.
Panienka musiała uciekać. Zostawić to wszystko, kiedy istoty robiły sobie pożywkę z jej dzieła.
I wylądowała tu, na terenie, który rozpoznałeś jako Styrię. Wciąż wypełniona bólem. Wizja skończyła się, a Ty wróciłeś do swojego ciała, wciąż palonego światłem. //

Helianthus
Kiedy Echiron zajął się Torresem, ignorując Twoją wypowiedź, za Twoim uchem rozległ się cichy śmiech. Obejrzałeś się, ale nikogo tam nie było. Wróciłeś wzrokiem do wcześniejszej obserwacji, tylko po to, żeby przed Tobą pojawiły się w powietrzu oczy. Jedno było różowe, drugie jasnoniebieskie. Kiedy mrugały, zmieniały kolor.
Chciałeś się cofnąć, ale oczy poleciały blisko i wpadły na Twoje, zakrywając Ci realny widok. Przez chwilę wszystko było jasnopomarańczowo-seledynowe, a potem stałeś w swoim domu, piekąc ciastka.
Pachniały wiśnią i czekoladą. Uniosłeś tacę i zaniosłeś ją na stół, gdzie siedzieli Twoi znajomi. Uśmiechnęli się. Zacząłeś kroić ciasto, w którym wiśnie istniały w stanie półpłynnym. Niektóre były całe, osadzone w musie wiśniowym.
Dopiero po chwili zauważyłeś, że to nie sos i wiśnie, a roztrzaskany mózg wewnątrz czaszki, w którym grzebiesz swoją laską. Mózg Tylwina, któremu wsadziłeś i wbiłeś kij w czaszkę, zupełnie jak nóż w ciasto.
Jedna z siedzących przy stole wyciągnęła ręce po ciasto i zaczęła je jeść. Kiedy na Ciebie spojrzała, dostrzegłeś jej jasnozielone jak jad oko, zupełnie nie pasujące do brązowego obok.
Rzuciłeś się za swoją kuzynką, która upadła i skręciła kostkę. Byliście w lesie, bawiliście się. Ułożyłeś ją pod drzewem, uśmiechając się pocieszająco i trzymając w ręku trochę liści dębu. Chwyciła Cię za rękę, kiedy prosiłeś Eę o pomoc. Czułeś się dobrze, spokojnie.
I wówczas Ea odpowiedziała, wyciągnęła korzenie z ziemi, oplotła Twoją kuzynkę i rozdarła jej żołądek, bryzgając krwią. Flaki wylały się z brzucha, hobbitka nawet nie miała jak krzyknąć, gdy zasłoniłeś jej usta, uśmiechając się z satysfakcją. Miałeś wrażenie, że korzenie układają się w twarz, znajomą, bliską, o różnokolorowych oczach, która wspierała Twoje działania od zawsze.
Głośny śmiech odezwał się tuż koło Ciebie i Ty również się roześmiałeś, wraz z Twoim wujem. Siedzieliście, świętując, bowiem Twoja ciotka właśnie urodziła dziecko. Ciasta na stole, góra bitej śmietany, uczta dla sporej części rodziny.
Obok Ciebie siedziała hobbitka, którą dobrze znałeś, niedługo planowaliście się pobrać, ale to jeszcze nieoficjalne. Pachniała jabłkami i cynamonem, jej różowe policzki układały się w uśmiech. Byłeś szczęśliwy.
Chwyciłeś nóż i zacząłeś ciąć ciasto, ona wstała, żeby Ci pomóc, powoli i ostrożnie, precyzyjnie, zagłębiłeś nóż w jej nodze, krojąc ją na plastry. Uśmiechnąłeś się, biorąc jeden do ust i jedząc. Był smaczny, smakował jak połączenie szarlotki i mięsa doprawionego miętą. Gdy się rozejrzałeś, uśmiechnęło się do Ciebie właśnie narodzone dziecko. Miało urocze dwukolorowe oczka. Jedno żółte, jak matka, a drugie czerwone, po ojcu.

Ion
Wycofanie się było tym, co chciałeś zrobić. Naprawdę chciałeś. Echiron zaczął mówić do Torresa, do Miguela, skupiłeś się na tym, żeby nie być celem.
A potem już czołgałeś się pod domkami koło Esteli. Śmiała się, w ten sposób właśnie śledziliście dorosłych. Zaraz koło niej leżała Liria, o rudych, długich włosach. Też się śmiała. Jedno oko, zamiast takiego, jak zwykle, miała nieco złote, ale to przez padające światło.
Leżeliście na ziemi, słuchając kroków powyżej, próbując się nie śmiać, kiedy Raquel omawiała jakieś dorosłe sekreciki z Lobo.
Dalej leżałeś, ale teraz Liria i Estella leżały za Tobą, jedna na plecach, z zakrwawionym barkiem, druga dalej, na brzuchu, z przebitą nerką. Koło siebie, nieruchomo. Cyria stała w drzwiach po Twojej lewej, obserwując Twoje decyzje.
-Nie pomożesz im? Jaki z Ciebie brat i przyjaciel?

Hektor
Stanęła koło Ciebie. Widziałeś ją kątem oka, ale nie mogłeś się przyjrzeć, bo by znikła.
-Czasem jest po prostu tak, że masz ochotę kogoś zranić, chociażby był Twoim najlepszym przyjacielem. Nawet psim. Po prostu wziąć nóż i go zabić, oskórować, prawda?
Hipnotyzujący głos, który niemalże wchodził do głowy i owijał się dookoła mózgu. Miękki, przyjazny.
-Ile osób chciałeś już rozwalić... Ile rozkazów musiałaś wypełnić, niechcianych, złych. Musiałeś oszukać te dzieci, udawać ich przyjaciela. Nie złości Cię to?
Podeszła bliżej Ciebie, wciąż poza zasięgiem Twojego wzroku. Szepnęła.
-Czy to nie było miłe uczucie strzelić w nią? Nie poczułeś satysfakcji? Ciągłe rozkazy i nakazy, żadnej wolności ani swobody działania.. W cieniu...

Elf - 24-05-2018, 22:29

Dźwięki i obrazy przewalały się przez jego podświadomość. Raz piękne i wzniosłe, a raz straszne i bolesne.
Część była wizjami, część do złudzenia przypominała jego własne wspomnienia. Zakrył twarz dłonią. Dość... powiedział sobie po czym zaczął po raz któryś już tej nocy powtarzać swoją nowa mantrę:
Myśmy żeglarze, władcy tych wód!
Myśmy korsarze na schwał!
My kształtujemy prądy i wiatr!
My, Talsoiskiego ludu kwiat!

Wizje nie odchodziły, a głos Echirona mieszał się w jego podświadomości z krzykami umierających.
Demon przestał do niego mówić i zwrócił się do Miguela, jednak Meril nadal składał w głowie jego ostatnie słowa próbując wyłowić je z przedstawianych mu wizji. ...Wszystko to, cała ta wiedza...Tamci umieli się poświęcić...A ty, szkoda ci zgiąć kark? Gdy zrozumiał sens ostatnich zdań rozgorzała w nim wściekłość. Całą swoją wolą uderzył w wizje które kłębiły się w jego głowie, a te rozpierzchła się jak suche liście na wietrze.
Wilgotność powietrza wokół Merila gwałtownie wzrosła. Przez chwilę w najbliższej okolicy maga zrobiło się już nie gorąco, ale parno.
Patrzył na Echirona nienawistnym spojrzeniem.
Nikt nie będzie kwestionował mojej zdolności do poświęceń, a już na pewno nie ty!!!
Na ołtarz tej wojny oddałem wszystko co mogłem...
Uspokoił się trochę, ale nadal patrzył na (w tym momencie odwróconego od niego) demona. Po chwili dodał jeszcze ...swoje życie jestem w stanie jeszcze poświęcić, ale mojej duszy nie dostanie nikt!

Rivus - 25-05-2018, 17:50

- Nie pomożesz im? Jaki z Ciebie brat i przyjaciel?
Momentalnie się wyrwał ze stanu obserwatora.
-ESTELLA! LIRIA! - wywrzeszczał.
Zaczął trząść się, ręce nie pozwalały mu sięgnąć do siostry i przyjaciółki.
Bał się cholernie. Bał się, że straci najdroższą siostrę i przyjaciółkę...
 MAMO! TATO! POMOCY!!![b] - kontynuował.
Na twarzy Estelli widniał dalej grymas bólu, za to twarz Lirii była nie wyraźna, a oko dalej wydawało się innego koloru.
 -[b]ADALBERT!!! KHERITT!!!

Zaczęły go boleć oczy i nagle napłynęły łzy...
- Siostrzyczko... - szepnął, gdy zaczęły spływać pierwsze krople z jego oczu.
- NIE CHCĘ, ŻEBYŚ UMIERAŁA! - wykrzyknął w strumieniu zalewającej go wody...

Otworzył oczy, rozejrzał się.
Wszystko wydawało się takie... realne. A jednak lekko za mgłą. Cyria... Estella... siostrzyczka...Liria...
Spojrzał sobie pod nogi. Nie miał już grubej, zielonej koszuli. Nie miał zwisającego na nim swetra. Miał na sobie białą, przewiewną koszulę. Na przedramionach nie miał karwaszy, były wolne...
Przy jego czarnym pasie wisiała stara kaletka, którą zgubił tamtej nocy widząc Enarook w opłakanym stanie.
Zmierzwił swoje włosy. Zdecydowanie dłuższe...
"Owieczka" jak na niego niektórzy mówli przez bujne, kręcone, puszyste włosy, które w dotyku przypominały owczy puch.
Nagle oprzytomniał. Przecież przed nim był Echiron. Przed chwilą. Chciał się cofać. A teraz znajduje się w przeszłości? Ale przecież nigdy nic takiego się nie zdarzyło...
Liria zginęła, później. Estella żyje.
Nagle wszystko zgrało się w całość - eshkara Szaleństwa...
- WYPUŚĆ MNIE STĄD LIRIA. TY WSTRĘTNA DZIWKO! PODŁA KURWO! NAWET NIE JESTEŚ KOBIETĄ! JESTEŚ JEBANYM BYTEM, KTÓRY ROZPIERDALA LUDZIOM ŻYCIA!
Ester... gdzie jesteś?

VanRex - 25-05-2018, 19:50

Spojrzał na Echirona znudzonym wzrokiem. Znudzonym dlatego, bo miotający światłem elf i chichocząca za plecami psioniczka mieli swoje racje, a przez to Torres znowu stracił motywacje do walki. Północ obrywała w mordę. Jakby tego nie ukrywać, Styria nie miała szans odeprzeć samotnie czegokolwiek, przywódcy północy grali w swoje własne gierki starając się ugrać jak najwięcej dla swoich krajów, a to właśnie przez Styrie szła wesoło armia Qa. Denerwował go nawet styl dowodzenia Czarną Tercją, diabły mogły zrobić dużo więcej, ale banda idiotów tańczących wokół odbitego ochłapu Styrii oszczędzała ich, aby przypadkiem nie pomogli przykładowo Wergundii bardziej niż to było konieczne. Miał dość nieporadności, chciwości i krótkowzroczności dowodzących, nie ważne z jakiego kraju by nie byli.
-Wyjaśnijmy coś sobie. Nie marzą mi się żadne sztandary czy prowadzenie jakiejkolwiek armii. Marzy mi się wygrać taką jedną wojnę, jak i zobaczyć Styrie silną i wolną. Marzy mi się działać po swojemu, czyli skutecznie bez durnych uwag z góry. Jeżeli jesteś wstanie spełnić te marzenia, to może i jestem nawet gotów pójść tym twoim śladem.
Myśli obijały się w głowie. Zostanie ochrzczony zdrajcą, ale co z tego? Zostając tu gdzie jest będzie dalej słuchał ambicji Kethrena, któremu już dawno odbiło na punkcie własnej kariery. Najbardziej było mu szkoda Imiry i Miguela, ale był gotów i na to "poświęcenie". Widział już moc złowrogiej trójki, dlaczego by z niej nie skorzystać?
-No i do tego będę potrzebował nowego kapelusza. - Uśmiechnął się krzywo pod nosem. Wtedy gdy błądzili po anomalii nie był niczego pewien, teraz znał moc trójki, a pójście z nimi wydawało się odpowiednim rozwiązaniem.

Yarant - 25-05-2018, 21:42

Wrzaski chłopca, skutecznie przyciągnęły uwagę Osta. Z twarzy znikły jakiekolwiek oznaki spokoju czy zadowolenia, a zastąpił je wyraz smutku przeplatanego ze zdziwieniem. Szybko przemieścił się do Iona i w momencie gdy skończył swoją wiązankę objął go, tak jak dziadek ukochanego wnuka. Biedne dziecko, ileż musiałeś wycierpieć? Spokojnie chłopcze, to tylko omamy. Nic ci nie grozi, zadbam o to. Mówił spokojnym, nieadekwatnym do sytuacji głosem. Kimkolwiek są ci ludzie, na pewno nic im nie jest. Ty też nie zrobiłeś nic złego, więc nie ma powodu do smutku. To przez tych żołnierzy doznał tyle krzywd? Ost dalej starał się uspokoić chłopaka. Ukradkiem obserwował całą sytuację, ale większość swojej uwagi poświęcił, aktualnie wykonywanej czynności.
Piotr - 25-05-2018, 22:50

Zmysły Tylwina powoli wracały do normalnego stanu, jednak nie z jednakową prędkością. Czarownik jak przez mgłę widział postacie w pomieszczeniu, dlatego skupiał się na słuchaniu, gdyż to właśnie słuch był obecnie jego najbardziej wyczulonym zmysłem. Tylwin wciąż stał względnie nieruchomo, przechylając się jednak delikatnie z boku na bok w wyniku lekkich problemów z utrzymaniem równowagi.Z uwagą wychwytywał słowa wypowiadane w pomieszczeniu, oraz łowił wzrokiem zamazane obrazy. Sam milczał, a jedynym odgłosem jaki wydawał było ciche rzężenie, słyszalne podczas każdego wdechu i wydechu. Podczas tego cichego oczekiwania zaczął zwracać uwagę na rzeczy które tuż po przebudzeniu zupełnie ignorował, takie jak chociażby brak swojej torby. Zanotował sobie w pamięci że jeśli zdoła, powinien spróbować ją odzyskać. Najlepiej wraz z zawartością. Jego zaciekawienie wzbudziła propozycja złożona Torresowi przez Pana Światła. Czarownik nie wychwycił wszystkich słów, jednak domyślił się czego mogła dotyczyć. Mimo wszystko spodziewał się mniej lub bardziej kategorycznej odmowy, dlatego nielicho zaskoczyła go odpowiedź mężczyzny.Praktycznie niezauważalnie się uśmiechnął. Sojusznicy byli dobrą rzeczą. A tym bardziej sojusznicy będący kiedyś przeciwnikami. Wciąż ignorował ból w gardle, który tak długo póki nie próbował mówić był możliwy do zniesienia. Co wcale jednak nie oznaczało iż Tylwin był na niego zupełnie obojętny. Wiele by dał za wyzwolenie się od tego uczucia, jednak chwilowo nie widział innego rozwiązania niż próba jego ignorowania.
Leite - 26-05-2018, 17:06

Wszyscy
(Meril & Tylwin)
Echiron wciąż palił oślepiającym promieniem Miguela. Po chwili, nie przerywając tej czynności, wykonał pełen obrót laską i uderzył Tylwina od tyłu w kolanach, sprawiając, że czarownik upadł na ziemię, na kolana, a krew sprysnęła z jego rozdartego gardła na połogę.
-Nie pokłonisz się przed swoim panem? Tym, który przyjął Cię w swoje ręce i oświecił Twoją drogę właściwą wiedzą?
Stał wyprostowany, patrząc mściwie na wyjącego z bólu styryjczyka. Mimo to jednak odpowiedział Merilowi, chociaż nie odwrócił wzroku w jego kierunku.
-Oferuję Ci możliwość uczczenia pamięci poległych oraz poznania wiedzy, jaką dysponowali Twoi przodkowie, głupcze!
Promień zrobił się jeszcze jaśniejszy. W powietrzu rozniósł się swąd spalenizny. Ion zaczął niezrozumiale krzyczeć o Lirii.
-Wszystko masz na wyciągnięcie ręki, zastanów się dobrze, czy aby na pewno chcesz odrzucić tę propozycję...Bo więcej w życiu możesz nie mieć okazji, Talsoi.
(Miguel)
//Płonąłeś. Twój mundur spłonął na strzępy, metalowe naramienniki spadły z brzękiem na podłogę, chociaż cały czas kamizela była w całości, przynajmniej z tyłu. Fala gorąca była nieznośna. Chciałeś wyć, ale nie wydobyłeś z siebie ani odrobiny dźwięku.//
Styryjczyk upadł na kolana. Jego kapelusz spłynął na ziemię, w połowie zwęglony. Włosy zaczęły płonąć.
I wówczas, kiedy się wydawało, że z Miguela nie zostanie nic więcej, jak kupka popiołu, dookoła niego rozbłysła czerwonawa bariera. Stało się to tak szybko, że nawet dokładnie nie dało się tego opisać. Wydawało się, że jakaś kobieta, w ciemnoczerwonej sukni, pojawiła się na ułamek sekundy, uniosła ręce w obronnym geście i znikła, ale nikt nie mógł być tego pewien.
Promień Echirona został odbity, przepalając połowę ściany za głową Miguela, po czym zniknął. Elf przez chwilę był zaskoczony, ale potem jego wyraz twarzy się zmienił, a temperatura w pomieszczeniu wzrosła. Mąka na podłodze po rytuale Ei zaczęła płonąć, otaczając leżących nierównymi płomieniami, rozprzestrzeniającymi się w zastraszającym tempie, ale równie szybko znikającymi z braku materiałów.
Zza rozbitego okna, gdzieś z daleka, rozległo się wycie wilków.

Torres

W międzyczasie, kiedy Echiron zajmował się torturowaniem Miguela, Twoja stała towarzyszka podróży stanęła za Tobą. Miałeś wrażenie, że wszystko, co się dzieje przed Tobą, oddaliło się, jakbyś oglądał to przez lunetę bądź prze zasłonę.
Byłeś Ty i Ona.
Delikatnie przesunęła ręką po Twoim ramieniu.
-Aby wygrać wojnę, trzeba stoczyć walkę.
Miękki, hipnotyzujący głos, wsuwający się do ucha i owijający się dookoła mózgu. Kroki za Tobą. Odległe słowa Echirona. Krzyk Iona.
-Kethren jest potworem. Nie dba o Was, nie dba o nowoprzyjętych do Tercji...Wiesz o tym. Widziałeś, że waha się przede mną.
Przeszła za Twoje drugie ramię. Niemal czułeś jej usta przy swoim uchu, ogniste włosy na ramieniu...
-Dam Ci potęgę i wolną Styrię. On już to zauważył, zrozumiał, że to najlepsze wyjście, ale Ty jesteś lepszy od niego. Bardziej zorganizowany...I nie dasz się podejść byle Styryjce zza okna.
W jej głosie brzmiała lekka pogarda, kiedy odniosła się słownie do leżącego w sąsiednim pokoju nekromanty.
-Nie musisz nawet klękać...odrzuć tę żałosną namiastkę bogini Tavar. Ona nie pomogła Wam w tej wojnie jakoś specjalnie. Nie uratowała narodu Styryjskiego przed wyrżnięciem. Podnieś swój kapelusz. Po prostu...daj mi rękę.
Czułeś, że odsunęła się od Ciebie i że wyciąga dłoń w Twoim kierunku. Czekała. Na Twoją decyzję.
-Daj mi rękę...

Ion
Estella wyciągnęła do Ciebie rękę i chwyciła Cię rozpaczliwie. Szarzała na twarzy, kiedy nie pomogłeś jej, widziałeś wyraz zawodu w jej oczach, kiedy głowa jej bezwładnie opadła, a w końcu uleciało z niej ostatnie tchnienie.
Zacząłeś wrzeszczeć do Lirii. Ta podniosła się z ziemi z upiornie zakrwawioną ręką i podeszła w Twoim kierunku. Zatrzymała się przed Tobą.
Widziałeś jej rude włosy, opadające równo za pas. Charakterystyczny nos. Niebieskie oczy. Wyglądała tak zwyczajnie, jak całe życie, zanim Kherit ujawnił, że przyjął pomoc czegoś, czego nie znał.
Ale potem się uśmiechnęła. Chwyciła Cię za koszulę i zaczęła chichotać, jej oczy skoczyły w dwa różne kierunki. Czarne, złote, pomarańczowe, obsydian i minerał. Barwy falowały, a ona Cię popchnęła.
I znów leżałeś na podłodze w starym domu Osta. Starzec Cię trzymał, głaszcząc po głowie, a koło Ciebie.
Koło Ciebie.
Leżała związana w rękach na plecach Ester.
Płomienie powoli otaczały jej głowę, bo znajdowałeś się znacznie bliżej Echirona, niż przypuszczałeś. Była ranna. W plecach, mniej więcej w połowie, ziała dziura, wyglądająca, jakby ktoś zadał jej ranę rapierem.
Twarz dziewczyny szarzała coraz bardziej.
Wciąż była nadzieja, Meril był za Tobą, mógł...mógł...

Ostergarberd

Trzymałeś chłopaka, mówiąc do niego, znajdując się znacznie bliżej Echirona, niż wcześniej. Ale nie miałeś wrażenia, że Cię słyszy. Wołał coś, krzyczał. Mówił.
Przed Tobą pojawił się w powietrzu zarys twarzy i głowy. Rudowłosa dziewczyna, o niebieskich oczach, które po chwili zaczęły przechodzić w płynne kolory. Patrzyła na Ciebie, prosto w Twoje oczy. Widziałeś jej tylko zarys, ale wiedziałeś, że jest równie potężna, jak elf, stojący niedaleko Ciebie.
Uniosła delikatnie palec do ust, nakazując Ci ciszę i dotknęła czoła Iona. Nie poczuł tego, ale nagle zaczął się rozglądać, jakby wrócił do rzeczywistości. Oprzytomniał.
Jasnoróżowe oczy, z dodatkiem żółci w postaci plamek, mrugnęły do Ciebie.
A ściana, która dotychczas stała równo i broniła Twoją córkę i wnuczkę za sobą, nagle została przecięta promieniem świetlnym od Echirona.
I wówczas z pokoju wyskoczył kot.
A za nim następny. Następny. Następny i następny, pojawiło się ich bardzo, bardzo dużo. Rude, zielone, fioletowe, brązowe, czarne, żółte i czerwone. Rozchodziły się po pomieszczeniu, skręcając w pokój, w którym był Sangre. Właziły na ściny, skakały na Echirona i płonęły. Jeden zaczął włazić na Torresa.
Kolejne sześć podeszło do Ciebie. Fioletowo-żółte, skrzydlate, z długimi językami, plujące jadem. Właziły na Ciebie. Na Iona. Były wszędzie.
Syczały i miauczały, przyjaźnie i przymilnie, wahając się przy Torresie, gryząc Twoich wrogów, łasząc się do przyjaciół.
Dwa wskazywały na Iona. Jeden prychał, a drugi syczał. Trzeci przymilał się do Silany.
Miałeś wrażenie, że mówią. Pokazują.
Ion ich chyba nie widział, ale wciąż...chyba miał wizję. Miałeś wrażenie, że na Silanie jest coś, co on widzi inaczej.

Rivus - 29-05-2018, 19:02

...mógł jej pomóc, prawda?
- MERIL! POMÓŻ JEJ! - wskazał na miejsce, w którym leżała ranna dziewczyna.
- ESTER! – wyrwał się z objęć starca i rzucił się w jej kierunku.
To nie może być prawda, to nie może być prawda, to nie może być prawda...
Szybkimi ruchami zrzucił z siebie kamizelę i swetr, aby pierwszym z odzieni gasić płomienie, podczas gdy drugim tamować ranę w plecach dziewczyny.
- Ester... nie możesz... – zaczął łkać. – nie możesz mnie zostawić...
- POMÓŻCIE! – wrzasnął w pełni sił. – Pomóżcie! – powoli się kurczył, upadając na kolana – Pomóżcie... – łzy raptownie skapywały z jego brązowych oczu.
Miał wrażenie, że to koniec dla niego. Dla jego życia.
Bladość twarzy Ester wzrastała... coraz bardziej... i bardziej... i bardziej...
Znów nie miał sił, żeby pomóc.
Najpierw Reyana, potem Ester...
- TO WSZYSTKO MOJA WINA! MOJA! – wrzeszczał.
ZABIJCIE MNIE!!!!!!
Z ust chłopaka dobiegł przeraźliwy, szaleńczy śmiech...

Yarant - 29-05-2018, 20:35

Ost spoglądał jak zahipnotyzowany w barwne oczy. Dookoła było pełno kotów. Tak dziwnych, że nigdy by sobie ich nie wyobraził. Wszystkie kolory, a nawet więcej. Aż w głowie się kręciło. Kusiło go, żeby odpędzić się od włażących na niego pchlarzy. Miał jednak przeczucie, że są one w jakiś sposób powiązane z Nim. Do tego były jeszcze oczy, tak trudno przestać w nie patrzeć. Zmieniające się kolory tworzyły niespotykane zestawy barw. Chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie otworzyć ust, coraz bardziej zagłębiał się w tym widoku. Wtedy jeden z kotów, wbił mu podczas wspinaczki pazury w plecy. Odwróciło to jego uwagę dzięki czemu zdołał skupić się na dłużej na tym, że jedna ze ścian zniknęła. Zobaczył swoją córkę i wnuczkę, nie był w stanie dokładnie zobaczyć ich twarzy, więc nie wiedział, czy one widzą go. Nie mógł krzyknąć, nie mógł do nich pobiec, nic nie mógł. Paraliżował się sam. Spojrzał na jaśniejącą postać przed sobą. Zaczynało się robić coraz goręcej, ale i było coraz... bezpieczniej. Kosztem drobnej niedogodności cielesnej, uratował wszystkich tutaj. Chłopiec lamentował nad Silaną, dość dosadnie, ale ponownie wzywał imiona, nieznane starcowi. Wielki chaos, ale Oni nad nim panują. Na jego twarzy zapanował spokój, spuścił pokornie głowę i czekał na rozwój wypadków.
Omar - 29-05-2018, 20:55

Siedział i jak zahipnotyzowany patrzył się, przynajmniej według niego, w oczy dziecka. Nie za bardzo słyszał co się dzieje na zewnątrz. Z perspektywy osób trzecich, odejmując chociażby widok jednego z eshkara, wyglądałoby to jak nie do końca udane spożycie różnorakich substancji odurzających produkcji owianego już legendą Jaspera Flynta.

Szczerze mówiąc, trudno mu było jakkolwiek odnieść się myślami do poprzednich wizji. Może to było coś więcej niż tylko wizja? W końcu czuł też smak, zapach. Po prostu czuł też palcami i słyszał! Jedyne, co mógł zrobić, to spróbować wywołać odruch wymiotny, ale przecież po co, skoro było smaczne? Smaczne ale obrzydliwe, cóż za paradoks.

No i wizja Ei rozrywającej żołądek kuzynki! Cóż za mrok! Czy to jest ta Ea, której on służy tak dobrze? No cóż, może jednak bycie druidem nie jest dla niego? Stop. Co jeśli to nie prawda? A no tak, to tylko wizja. A co jeśli prawda? Hm...

No i tak siedział biedny, patrząc dalej tylko na to, co czyjeś umiejętności psioniczne mają mu do sprezentowania. Albo nie umiejętności psioniczne, tylko przyszłość? Kto wie?

VanRex - 30-05-2018, 00:00

Obraz Dagmary majaczył mu w głowie. Ion krzyczał, Meril z Miguelem stawiali opór, zza okna zaczęło coś wyć, ogień, krzyki i krew. Podać dłoń... I tyle? Jeszcze chwilę temu był pewien swojej decyzji, był wstanie pójść tą drogą bez względu na konsekwencje, a teraz nagle zabrakło mu pewności. Zdradzi boginię, oddział i bogowie wiedzą kogo jeszcze. Gniew wzbierał się w nim od środka. Dlaczego wszyscy dookoła są tak głupi, że nie rozumieją? To dla niego może nie jedyna, ale możliwe, że najlepsza opcja. Idąc z Dagmarą będzie wstanie osiągnąć wiele ze swoich celów, dlaczego nikt nie chce tego pojąć? Pierwszy raz od dawna poczuł prawdziwy strach. Bał się konsekwencji swojej decyzji, mógł się jeszcze wycofać...
Nie!
Czarna Tercja zawsze wykonywała brudną robotę, do tego byli stworzeni. Nawet jeżeli samotnie, pójdzie tą drogą i odwali czarną robotę, ktoś musi za Styrję wygrać. Uniósł głowę wściekle patrząc przed siebie i wyciągnął rękę w jej kierunku. Skoro tak ma być, niech tak będzie. Niech nazywają go zdrajcą, wrogiem, niech próbują go zabić czy wymierzyć inną sprawiedliwość. Najwyżej nic tą decyzją nie osiągnie i będzie kolejnym trupem pośród wielu. Korzyści w razie powodzenia były zbyt kuszące.
Uśmiechnął się delikatnie jakby pobłażając samemu sobie.
-W takim razie prowadź, señorita

Elf - 30-05-2018, 13:34

Usłyszał słowa Torresa:
-Wyjaśnijmy coś sobie. Nie marzą mi się żadne sztandary czy prowadzenie jakiejkolwiek armii. Marzy mi się wygrać taką jedną wojnę, jak i zobaczyć Styrie silną i wolną. Marzy mi się działać po swojemu, czyli skutecznie bez durnych uwag z góry. Jeżeli jesteś wstanie spełnić te marzenia, to może i jestem nawet gotów pójść tym twoim śladem.-
Czy on właśnie próbuje się z nim dogadać?! robiło się coraz gorzej...
W pewnym momencie Echiron zwrócił się do Tylwina i posłał go na ziemię gdzieś obok Thorgrima, po czym znowu zwrócił się do niego.
Słuchał, a wspomnienie wizji kusiło by się zgodzić...
W pomieszczeniu działo się bardzo wiele różnych rzeczy. Ion coś krzyczał pochylając się nad elfką, Miguel nadal był palony przez Echirona lecz w pewnym momencie promień zniknął i agent już się tylko tlił. Heli patrzył gdzieś w przestrzeń, podobnie ten stary. Jednak najbardziej niepokojące było to co powiedział Torres:-W takim razie prowadź, señorita senorita? czyli ona też tu jest? Spojrzał na leżących na ziemi krasnoluda i czarownika, i nagle coś sobie uświadomił. Coś co sprawiło że chęć przyłączenia się do demonów prysnęła. Spojrzał z powrotem na Echirona i odpowiedział. Obietnice. Tylko to umiesz rozdawać... Łechtać ambicje tych których uważasz za przydatnych. Mnie jednak tym nie przekonasz, bo trafiłeś na kogoś kto nie ma wielkich marzeń, kto nie chce by stawiano mu pomniki i wielbiono. Poza tym nie chcę skończyć w taki sposób Wskazał na leżących na ziemi czarownika i krasnoluda. Twoje oddane sługi, którymi teraz pogardzasz, a którym obiecywałeś pewnie coś podobnego... Powiesz mi że jestem silniejszy? Może... a może nie, ale na pewno nie jestem najsilniejszy, i jestem pewien że jeśli pojawiłby się ktoś potężniejszy to pozbył byś się mnie bez wahania... Mówiąc to zerknął na Torresa No dalej tercjero... pomyśl...
Wrócił spojrzeniem na Echirona. Tak więc owszem. Podziękuję za twoją propozycję.
Poczuł lekki strach. Właśnie odszczeknął demonowi,a wręcz go obraził i zgrywał cwaniaka. Po Talsoisku... A to, o czym świadczył Miguel, nie było bezpiecznym zachowaniem. Rzucił szybkie spojrzenie w dół schodów. Miał to szczęście że w razie potrzeby był najbliżej najbezpieczniejszej drogi ucieczki.

Hakan - 30-05-2018, 14:36

C.. co?
Głos. Obcy, choć przyjemny. W sumie nieczęsto Hektor słyszał miłe głosy. Czekaj, co?
Co się działo?
Hektor stał oświetlany płomieniami.
Czego chcesz? Kim jesteś...
Instynkt, który podpowiadał myśleć po żołniersku zawiesił się. Co?
Jeszcze raz, co?
Kim był głos który śmiał kwestionować rozkazy? Skąd się wydobywał?
Spojrzał po pokoju. Światło. Ciemność. Śmiech. Przejebane.
Może poczułem. A może to tylko wyćwiczone odruchy, i wiele przy nich się nie czuje. To chyba nie twój pierdolony interes. I może to właśnie ciebie mam teraz ochotę oskórować? Kimkolwiek jesteś
Sam się oszukuję?
Agenta przeszedł dreszcz. To się dzieje. Znowu zabawa, jak w anomalii.
Czarne diabły napotykały problemy. Co to mnie obchodzi. Umarli już dawno temu na stołach operacyjnych. Czy w jakichkolwiek innych warunkach byli tworzeni.
A jednak upiorny uśmiech jednego z nich ciągle siedział Hektorowi w pamięci.
Tak, może i bym chciał. Ale to nie wasza rzecz. Widziałem już w anomalii gówno, które wy robicie. Nie chcę być jego częścią. Już wolę mój cień.
Otrząsnął się.
Hektor stał zlany potem, odczekał chwilę.
Jaką znów maniane odwala Torres?

Mikes - 30-05-2018, 19:33

W obliczu bólu i potęgi przeciwnika pozostało tylko wierzyć, że jest ktoś kto będzie mnie bronił.
Ból został przerwany. Modlitwa wysłuchana.
Nie można tego zmarnować. Zbyt wiele od niego zależy.
Miguel podnosi się z kolan i szybko orientuje w sytuacji. W międzyczasie ponownie odezwał się do swojej zbawczyni.
Dzięki ci Panienko. Stanąłem w obliczu wrogów potężnych i liczniejszych niż ja, lecz wiem że z twoim wsparciem nie ulegnę ich potędze. Jesteś Panią ludu o sercach walecznych i zdeterminowanych. Władasz i opiekujesz się tymi, którzy nie godzą się na kapitulację i walczą mimo przeciwności. Tavar, ty nawet gdy straciłaś wszystko nie poddałaś się. Pozwól, by mnie śmierć nie zmusiła do kapitulacji. Pozwól mi walczyć w twoim imieniu i zwyciężać za naszą sprawę. Umiłowana Panienko Tavar błagam cię o wsparcie. Nie daj naszym wrogom zatriumfować nad twoim dzieckiem. Daj mi siłę i broń mnie.
Zobaczył, że jest w opłakanym stanie i zobaczył w jakim chaosie pogrążyło się jego otoczenie. Przez głowę przeleciały mu kolejne myśli.
Dlaczego Torres nic nie robi? Czy to co słyszałem było prawdą? Może tylko ich podpuszcza? Nie!!! Nie mogę ryzykować.
Dobywa noża i uderza jego rękojeścią w potylice stojącego przed nim tercjero.
Nie mogę ryzykować przyjacielu.
Do stojącego gdzieś niedaleko Hektora.
Zajmij się Torresem.
Kierując twarz w stronę Echirona.
Twoje wizję i twoja moc nie zmusi mnie do kapitulacji. Stoi za mną moja bogini, a ona jest potężniejsza od ciebie. Przepadnij!
Po tych słowach rzuci się na Echirona.

Zakładam, że laska jest trzymana w jego prawe ręce. Przed chwilą uderzył nią Tylwina, więc jest ona materialna. Miguel prawą ręką z nożem zaatakuje klatkę piersiową Echirona, a prawą ręką chwyci kij pod ręką przeciwnika. Następnie szarpnie go do wewnątrz wykonując obrót dłonią. W ten sposób cały szarpnięcie będzie naciskało na przerwę między palcami a kciukiem przeciwnika.

Oczywiście to wszystko zapewne się nie wydarzy jeśli nie zdołam powalić Torresa.

Mordrim - 30-05-2018, 21:51

Coraz bardziej mi się nie podobała ta sytuacja. Echiron był ale coś budziło mój niepokój. Widok płonącego styryjczyka był wręcz pasjonujący ale nagle coś go osłoniło. Pań światła poczół zapewne wielki gniew gdyż zrobiło się gorącą niczym nad brzegiem rzeki lawy. Mąka zapłonęła i byłem jem blisko. położyłem nad nią ręce tak by się zajęły moje więzy i jeszcze starałem się jak najbardziej ciągnąć rękami w boki by szybciej kiedy się zajmą puściły. Bół jak bym próbował trzymać w ręce rozżarzony do czerwoności kawałek metalu. Zaciskałem zęby i usłyszałem zza okna jeszcze wycie wilków. Tego nam tutaj jeszcze brakowało.
Leite - 31-05-2018, 00:06

Ion
Płomienie syczały agresywnie, kiedy je dusiłeś. Koło Ciebie Thorgrim zaczął syczeć z bólu, ale to zignorowałeś.
Sweter całkiem ładnie zatamował krwawienie rany dziewczyny na plecach. Nie przesiąkał tak szybko, jak byś się tego spodziewał.
Płakałeś, śmiejąc się i zalewając łzami jej związane w nadgarstkach sznurem ręce.
Nie znikała. Cały czas tam leżała, z lekko nadpalonymi włosami, średnio przytomna, lekko wykrzywiona, z grymasem bólu na plecach.
Meril nie zareagował. Nikt w ogóle na Ciebie nie reagował ani tym bardziej na leżącą dziewczynę.
Znowu Cię ignorowali, jak kiedyś. Byłeś w końcu tylko dzieciakiem.
A potem coś huknęło, błysnęło i powaliło wszystkich na ziemię.

Ostergarberd

Koty krążyły dookoła, skacząc, miaucząc, liżąc. Właziły na Ciebie, na rannych, na chłopaka, były raczej wszędzie.
Kiedy jednak zacząłeś rozumieć, co się dzieje, trochę się uspokoiły, przynajmniej w Twojej okolicy. Powoli wyskakiwały przez okno, kładły się i wtapiały w ściany. Stawały jednością z podłogą. Krążyły dookoła coraz wolniej, machając ogonami, zaczynały się zachowywać, jakby biegały w zwolnionym tempie.
Miałeś wrażenie, że wszystko spowolniło. Bardzo. Pyłki kurzu też się zatrzymywały. W końcu ostatni kot zaczął Ci boleśnie, z pazurami, włazić po plecach. Ale poza tym wszystko widziałeś normalnie.
A potem Echiron rozbłysł, zaczął jaśnieć i w końcu zniknął w rozbłysku niezwykle jasnego światła, który przewrócił wszystkich na podłogę.\

Helianthus

Wizje przewijały Ci się przed oczami. W końcu, kiedy już kompletnie nie wiedziałeś, co się dzieje, usłyszałeś pytanie w lewym uchu. Brzmiało jak miauczenie kota.
-Fajnie, co?
Odwróciłeś się gwałtownie, ale ujrzałeś tam tylko mówiącego coś Merila. Po chwili ten sam głos odezwał się z drugiej strony.
-Chcesz tak częściej? Albo na żywo? - ostatnia sylaba zabrzmiała jak krzyk. Gdy tu się odwróciłeś, zobaczyłeś kota, który siedział Ci na ramieniu. Był zwykły, szary, o zielono-czerwonych oczach. Patrzył na Ciebie. W tle widziałeś Miguela. Trudno było skupić się na świecie rzeczywistym.
-Ea jest taka nuudna. - brzmiało to tak, jakby kot Ci się żalił. - -Nie lepiej z odrobiną braku kontroli?
A potem huknęło, błysnęło i wszyscy wylądowali na podłodze.

Torres
-Dobry wybór, tercio. - poczułeś jej dłoń, delikatne muśnięcie długich palców na swojej ręce, zadowolony głos, niemal pochwałę. --Nie musisz się bać, nie będziesz na łasce innych, jak te skazane ofiary eksperymentów... Nigdy nie będziesz sam.
Kolejny krok. Gdzieś w tle Miguel jakimś sposobem odbił promień Echirona. Coś się działo.
-Nie daj się zabić, tercio. Wytrzymaj. Nadejdą. A teraz...się broń. - niemal Cię popchnęła, stałeś się też w tym momencie boleśnie świadomy swojego otoczenia. Również tego, że za Tobą wstał Miguel i się czymś zamachnął, a jego klatka piersiowa wyglądała jak po wpadnięciu w ognisko.
Atakował...Ciebie.
A potem błysnęło, huknęło i wszyscy wylądowali na podłodze.

Meril
Echiron odwrócił się do Ciebie. Widziałeś w jego oczach cień jakiejś grozy, czegoś, co lepiej, aby nie doszło do skutku. Temperatura w pomieszczeniu wzrosła.
-Obyś był pewien swoich decyzji, szczeniaku. Podskakujesz wysoko, nie umiejąc jeszcze lądować. Strzeż się.
Elf dosłownie zapłonął. Jasne, złote płomienie światła wykwitły dookoła jego postaci, a on sam zaczął się świecić.
Miguel wstał, zamachnął się na Torresa, który zaczął się odwracać.
I wówczas Echiron zniknął w rozbłysku jasnego światła, hucząc i przewracając wszystkich, bez względu na to, w jakiej pozycji się znajdowali. Ty padłeś na plecy i miałeś wrażenie, że możesz się cieszyć, że nie dostałeś bardziej.

Miguel
Miałeś wrażenie, że tam była i Cię słuchała. Twojej modlitwy.
Bolało Cię wszystko. Zwłaszcza przód ciała. Twój mundur był spalony, kapelusz zwęglony.
Ale wstałeś.
Bo miałeś cel. Chyba wyłącznie dlatego.
Zatoczyłeś się.
Podszedłeś do Twojego kompana.
Zamachnąłeś się, widząc krzywy uśmiech na jego twarzy.
I wtedy Echiron wybuchnął światłem i huknął, znikając, przewracając wszystkich na podłogę.

Hektor
-Twój cień jest moim cieniem.
Nie wiedziałeś, kim jest, ale rodziły Ci się w głowie przypuszczenia.
-Oni już umarli, ale Ty nie. Zastanów się i odpowiedz mi innym razem.
Głos znikł, ale pozostawił po sobie niepokój. Niepewność. Coś, co było nie tak. Gdzieś za Tobą rozległ się odgłos łapania powietrza.
A potem coś huknęło, błysnęło i wylądowałeś na podłodze w rozwalonym pokoju. Dość zamroczony, bliżej wejścia. Z jasnym powidokiem.

Thorgrim

Spalałeś więzy, bardzo cholernie bardzo paląc sobie dłonie, ponieważ płomienie były zbyt duże, aby przyłożyć je w jednym miejscu. Nawet udało Ci się je do połowy spalić, kiedy Echiron warknął do Ciebie.
-Cena za pomoc będzie wysoka.
A potem wybuchnął płomieniem i światłem, przewracając wszystkich na podłogę.

Rivus - 02-06-2018, 14:55

Huk sprawił pisk w uszach Iona.
Nie wiedział co się dzieję. Ester leżała, nie wiedział co zrobić.
Nic więcej nie mógł zrobić.
Nic.
Nikt nie chciał mu pomóc.
Skulił się w kłębek i zaczął się bujać, łkając...

Elf - 02-06-2018, 20:25

Błysk oślepił go na parę sekund, lecz kilkukrotne zamruganie oczami pomogło. Spojrzał na siebie.
Nie był nadpalony, przebity kijem, ani nie miał chyba żadnych złamań. Sukces.
Echiron zniknął równie niespodziewanie jak się pojawił. Podejrzane, ale nie zamierzał narzekać.
Wstał i rozejrzał się. Inni też zaczynali się powoli podnosić. Jego wzrok zatrzymał się na Torresie. czy nadal jest po naszej stronie? Nie maił pewności, ale miał nadzieje, że Tercjero albo droczył się od początku, albo zrozumiał to co powiedział chwile temu do demona. Wyciągnął swoją różdżkę z sakwy po czym wszedł z powrotem na samą górę i ustawił się tak by mieć przed sobą zarówno wszystkich zdrajców, jak i Torresa,a za sobą ścianę, po czym zawołał. Niech każdy z was ma świadomość że mam w ręku różdżkę która może rozsmarować głowę któregoś z was na tej podłodze. I wiedzcie też że użyję jej jeśli KTOKOLWIEK rzucił szybkie spojrzenie na Torresa wykona jakikolwiek wrogi ruch w moim kierunku. Magiczny lub fizyczny... Odetchnął po czym powiedział już spokojniejszym tonem Wasz
"Pan" wypiął się na was i porzucił. Odtrącił jak śmieci. Ja proponuję wam układ. Nie stawiajcie oporu, wróćcie z nami do osady, przekażcie nam swoją wiedzę i pomóżcie w walce z nimi, a zostaniecie potraktowani łagodnie.
Czekał na odpowiedź jeżdżąc spojrzeniem po wszystkich w zasięgu wzroku i "nasłuchując" magicznych drgań. Nie wiedząc dokładnie skąd spodziewać się ataku.

VanRex - 02-06-2018, 21:03

A teraz...się broń. - Nagle rzeczywistość uderzyła w Torresa. Ktoś z tyłu... Miguel?
A teraz...się broń.
Słowa Dagmary odbiły się echem w głowie gdy Echiron wybuchł w eksplozji światła. Wszyscy padli na ziemię. Plan, potrzebował znowu planu. Jego do niedawna towarzysze nijak nie rozumieli jego motywacji, ale to nie było istotne. Teraz mógł pracować po swojemu. Bez skrupułów i niepotrzebnej litości. Do tego ilość... Bez Imiry i Torresa potencjał bojowy tej grupki drastycznie opadł. Brak snu, długo dręczeni przez Eskhara... Thorgrim już się uwolnił, reszta też mogła.
A teraz...się broń.
Ostrzegła go. Może jednak upiorna dama może być przydatna jako sojusznik, a on nie popełnił błędu? Tak czy inaczej nie było czasu do namysłu. Huk, błysk, uderzenie o ziemię.
A teraz...się broń.
Zerwał się z ziemi. Szkolenie dawało swoje, powinien przegonić wszystkich... Wszystkich oprócz Miguela, ten mógł działać równie szybko. Tym niemniej musiał zaryzykować, postawić na kartę w której Miguel był bardziej zaskoczony obecną sytuacją od niego.
Wybacz amigo, ale tutaj nasze drogi się rozchodzą.
Ruszył biegiem w kierunku wyjścia z pomieszczenia. Mógł biec do okna, ale wtedy pościg by się nie zakończył, a i ryzykował wyłapanie losowym zaklęciem, nożem czy czymkolwiek innym. Potrzebował tarczy, a takowa, a raczej dwie tarcze znajdowały się w tym budynku. Wyrwał nóż schowany cały czas pod naramiennikiem nie przerywając biegu. Miał być szybki, miał być bezwzględny i miał być skuteczny. Jeżeli Miguel wstanie na czas, po prostu tnie go w biegu, odrzut powinien pozbawić go broni z ręki, na to przynajmniej liczył. Nie mógł pozwolić by jakikolwiek człowiek, elf czy hobbit, czy jakiekolwiek skrupuły zatrzymały go przed zatrzymaniem noża dopiero na gardle wnuczki Osta.

Mikes - 03-06-2018, 15:08

Tego się nie spodziewałem. Cholerny tchórz.
Leżał na plecach. Bolało go właściwie wszystko. Jego regeneracja jeszcze nie dała rady odnowić poparzonych tkanek, przez co każdy ruch angażujący klatkę piersiową oraz brzuch sprawiał ból.
W ręce dalej trzymał nóż.
Torres! Co z nim? Gdzie on jest? Po czyjej stronie?
Zobaczył jak Torres podrywa się z ziemi. Nie przypominał sobie by tamten odniósł jakieś poważniejsze obrażenia co stawiało go w stosunkowo lepszej sytuacji.
Miguel przeturlał się przez prawe ramie tak by być brzuchem do dołu i wstał wybijając się rękoma (Brzmi to skomplikowanie, ale jest banalne. Po prostu podniesienie się z pozycji do pompki.
W czasie wykonywania tego manewru zawołał.
Torres stój!!! Wyjaśnij!!
Jak tylko wstanie pobiegnie za Torresem.
Wybiegając z pokoju.
Hektor sprawdź jeńców! Meril łap Torresa!

Hakan - 03-06-2018, 20:33

Podniosł się z ziemi. Purpurowa plama powidoku sterczała mu przed oczami. Przetarł oczy. Troszkę lepiej.
Torres poderwał się z ziemi. On też? Może też słyszał ten kobiecy głos?
O czym ty teraz myślisz Hektor. Spytał siebie. Akurat gdy miał wyciągnąć nóż bojowy usłyszał Miguela.
Sprawdź jeńców!
Wyciągnął nóż i wykonał rozkaz. Zaczął po kolei szybko oglądać jeńców, w pełnej gotowości zatopić w którymś z nich ostrze. Stał lekko pochylony, aby, w razie bycia pociągniętym w dół, mieć lepszą pozycję.
Jeśli napotka jakikolwiek atak, czy agresywną próbę wyrwania się z więzów zaatakuje nożem aby możliwie ograniczyć ruchy atakowanego (między łopatki, brzuch etc.).
Powidok znikał, ale osobliwa obecność pozostawała.
Jeśli Czarne Diabły ciągle to przeżywają, to już im się nie będę dziwił.

Rivus - 03-06-2018, 20:51

Helianthus (za zgodą Domińczaka)
Próbował odwarknąć, ale przerwała mu niespodziewana fala uderzeniowa, która wywróciła go na hobbicki zadek.
Równocześnie z hukiem i błyskiem zniknęły koty. Te miauczące do ucha słodkim głosikiem.
Helianthus rozejrzał się, rozmasował obolałe od upadku kości.
Ion kołysał się lekko, obejmując ramionami kolana.
Torres zerwał się z ziemi. Tak jakby chciał uciekać...
- Torres stój!!! Wyjaśnij!! - zaraz za nim pobiegł Miguel.
Po kiego grzyba ma coś wyjaśniać? Jeszcze ten ich, no... przywódca.
- Hektor sprawdź jeńców! Meril łap Torresa! - krzyknął tercjero, oddalając się.
Meril ma łapać Torresa? Coś faktycznie musi być na rzeczy...
- Daear symude! [obalenie, ziemia przesuń, 2/1 many] - wykrzyknął hobbit, mierząc w dotychczasowego dowódcę.

Yarant - 03-06-2018, 22:41

Staruszek, dzięki swojej pozycji nie miał długiej drogi do podłogi, dzięki czemu ból był trochę mniejszy niż, mógłby być. Kiedy zaczął odzyskiwać ostrość widzenia, nieopodal niego leżał zwinięty w kłębek Ion. Odrzut był na tyle nieoczekiwany, że trochę to trwało zanim Ost zdążył zorientować się w tym co dzieje się wokół niego. Jakieś krzyki kroki i inne dźwięki. Zdecydowanie bardziej interesowała go ściana, która lepiej żeby była na swoim miejscu. Obrócił się, więc na podłodze, żeby zweryfikować jej istnienie. Następnie niezależnie od tego co zobaczy, zacznie chwiejnie wstawać rozglądając się dookoła.
Piotr - 04-06-2018, 00:18

Tylwin nie podniósł się po tym jak Pan Światła rzucił go na kolana. Głównie dlatego iż nie był pewien jak jego suweren na to zareaguje.Nie chciał wszak w żadnym wypadku go urazić.Wolał też oszczędzać swoje i tak dość wątłe siły na sytuacje która rzeczywiście będzie wymagała ich użycia. Eksplozja światła wywróciła go na podłogę, gdzie leżał na boku obserwując z dziwną obojętnością krople krwi znaczące podłogę nieopodal jego gardła.Ich kolor i kształt przypominał mu trochę owoce konwalii rosnących w Teralskich lasach. Czuł w nozdrzach intensywny zapach palonego ludzkiego mięsa, słyszał krzyki osób obecnych w pomieszczeniu. Oderwał wzrok od szkarłatnych plamek i skupił go na Torresie. Coś mu podpowiadało że planuje on coś co niekoniecznie będzie w smak jego towarzyszom. Po treści usłyszanych rozkazów czarownik wywnioskował że reszta jego oponentów musiała dojść do tego same wniosku. W międzyczasie zdołał ponieść się chwiejnie do pozycji siedzącej, i rozejrzał się raz jeszcze po pokoju.Postanowił chwilę poczekać,poobserwować, zobaczyć jak potoczy się sytuacja. Wszak gdzieś w budynku znajdował się jeszcze Sangre. O ile nie był martwy mógł znacząco odmienić bieg wydarzeń. Podobnie jak każdy potencjalny zdrajca czający się wśród ich przeciwników.
Leite - 04-06-2018, 00:31

Ion
Dookoła Ciebie było jakieś zamieszanie.
Ktoś krzyczał. Odgłosy kroków.
Ale Ty czułeś się jak dziecko, zostawione w tłumie. Zagubione, przerażone, kiedy ludzie biegają dookoła. W jednym kierunku. Niczym stado zwierząt.
Bez przyjaznej duszy, chociaż teoretycznie trochę ich było wokoło.
Obok Ciebie leżało ciało. Tak pełne życia, a teraz równie dobrze mogło być strącone z urwiska.
Oddychała, ale nie było z nią jakoś dobrze.

Meril
Rozejrzałeś się. Przed Tobą istniał istny armagedon.
Działo się wszystko. Biegnący Torres, biegnący, drący się Miguel, poruszenie w rozwalonym pokoju, zasłaniający Hektor, który sprawdzał jeńców, kulka, która została z Iona, słowem "co tu się odpierdala?" w najczystszym wydaniu.
Twoja przemowa wybrzmiała, ale średnio mogła do kogokolwiek dotrzeć, przynajmniej takie wrażenie miałeś.
Jeżeli ktoś Cię by zaatakował, to tylko od frontu, chyba, że umieją przebijać ściany. Byłeś względnie bezpieczny, obserwując rozpierdol i wstającego powoli Osta.

Torres

Zamachnąłeś się nożem, ale Miguel był za Tobą, ostrze go nie dosięgnęło, miałeś przewagę.
Wbiegłeś, wyważyłeś drzwi kopniakiem.
Za Tobą Helianthus coś krzyknął, ale nie zadziałało.
Drzwiom nie trzeba było potwarzać. Jebnęły z hukiem o ścianę.
Wpadłeś dosłownie na tę starszą.
Nie było czasu się zastanawiać.
Stanąłeś za nią z nożem na jej gardle. Młoda pisnęła gdzieś z tyłu. Chyba wlazła pod łóżko.
Za Tobą, a właściwie już przed Tobą, Miguel wpadł do pokoju.

Miguel
Pogoniłeś za Torresem.
Zamachnął się w biegu, pewnie sądząc, że jesteś bezpośrednio za nim.
A potem się wjebał z buta w drzwi, które huknęły o ścianę.
Kiedy wpadłeś do pokoju, on stał z córką Osta przed sobą, z nożem na jej gardle. W tle wnuczka Osta wlazła pod łóżko.

Hektor
Pierwsze co, to podszedłeś do Tylwina.
Leżał na brzuchu, od kiedy Echiron podciął mu nogi i nie robił nic specjalnego, póki co.
Następny był Thorgrim. Też leżał na ziemi. Ale spalił więzy na rękach i same ręce też.
Obok leżała Silana, przy której siedział zwinięty w kłębek Ion, rozpaczliwie szlochający.
Dalej miała rany i związane ręce i bacznie obserwowała.
A potem Torres i Miguel się spotkali w pokoju obok. Twoją uwagę zwrócił huk drzwi.

Helianthus
Zaklęcie nie zadziałało. Poniewczasie się zorientowałeś, że to piętro. Z belek. Nie ma tu ziemi.
Oni wpadli do pokoju z cywilami. Trochę było ich widać, bo ściana była przepalona przed Echirona.
Ale tylko trochę. Musiałbyś wstać.
Zorientowałeś się, że kot nie zniknął. Siedział koło Twojego ramienia, patrząc żółtymi oczami, cały napuszony. Prosto w Twoje oczy patrzył.

Ostergarberd
Wstałeś. To już osiągnięcie. Przed Twoją twarzą zaistniał elf, wyciągający różdżke i coś mówiący. Za Tobą wszyscy albo leżeli, albo biegli do pokoju, w którym schowałeś swoją rodzinę.
Widziałeś tylko plecy Miguela, który tam wbiegł i...i trochę Torresa z Twoją córką przed sobą.

Następny odpis w środę + post Tylwina liczy się do następnej tury

Elf - 06-06-2018, 19:04

Patrzył na zdrajców. Brak reakcji... W sumie trudno się dziwić biorąc pod uwagę że jego słowa praktycznie utonęły w harmidrze jaki wywołały przewalenie się przez korytarz dwóch agentów i krzyki jednego z nich. Hektor nadal stał przy jeńcach więc tylko zajrzał do pokoju by sprawdzić czy Sangre nadal grzecznie leży tam gdzie powinien. Wychodząc zobaczył że Tylwin się podnosi Ścisnął mocniej różdżkę i podszedł do nich Leżcie... powiedział z naciskiem. ...I zastanówcie się dobrze nad moją propozycją Po czym przeszedł kilka kroków by zobaczyć co się dzieje w sąsiednim pokoju. To co zobaczył sponad ramienia Miguela odpowiadało pesymistycznej wersji jego przewidywań. Torres zasłaniający się kobietą... Wypuścił ciężko powietrze po czym ustawił się skośnie do drzwi tak by mieć zarówno leżących (i możliwe że siedzących) zdrajców na oku jak i Torresa oraz jego żywą tarczę.
Spojrzał na Kapelusz wystający znad ramienia kobiety i powiedział spokojnie. Torres... Wiem że ta szmata namieszała ci w głowie, ale uspokój się... jesteś bardzo bliski popełnienia największego błędu w swoim życiu, ale nie jest jeszcze za późno... Nie chcemy z tobą walczyć... Pomyśl... przecież widziałeś jak oni traktują swoich podwładnych... To nie jest dobra droga... Stał. Stał tak przed framugą patrząc na Torresa i zerkając co chwila na zdrajców. Nogi miał rozstawione dość szeroko i lekko ugięte, gotowe do odskoku w każdym momencie. Wiedział że osaczone zwierze może reagować w bardzo irracjonalny sposób, a Torres nie dość że był odcięty to jeszcze działał na prawie zwierzęcych instynktach które wpojono mu na szkoleniu. Trudno o bardziej niebezpiecznego przeciwnika...

Omar - 06-06-2018, 22:46

Zmęczony. Wkurzony. Teraz jeszcze ta cała sytuacja. I ten kot. No właśnie, kot. Co za kot? Popatrzył na kota. - Kocie, odejdź stąd. - Nie posłuchał się. - Czego ode mnie chcesz, co? - Tracił cierpliwość. Torres zaczął biec.

Dobra, nie ważne, nie mam na Ciebie czasu. - Dosłuchał jeszcze wywodu Merila. - Myślę, że Torres wybrał już swoją stronę. Szykuj laboratorium na kolejny obiekt do badań. - Wstał i pobiegł za Torresem i Miguelem. Nawet nie obracał się, żeby zobaczyć, czy kot za nim podąża.

Wpadł do pokoju z jeńcami i popatrzył na sytuację. No tak, zakładniczka. Zaklął pod nosem. Stał teraz przed dylematem. Czy postąpić zgodnie z zasadami Ei, czy z emocjami? Czy powinien ulegać negatywnym emocjom? Kiedy znowu zaczną mu mieszać w głowie, tak jak tym kotem?

Mikes - 07-06-2018, 00:01

Miguel stanął zaraz po przekroczeniu drzwi. Patrzył na Torresa i zakładniczkę. Analizował sytuację.
Odległość paru metrów. Stanowczo za mało na samopał. Pozostaje walka w zwarciu lub rzut, ale w tej sytuacji szansa trafienia była mała, a przebicia zakładnika w sumie zerowa. Pozostaje walka.
Jego wzrok posmutniał. Przełożył powoli nóż do lewej ręki, a prawą oparł na toporku.
Nie! Walka nie może być jedyną opcją. Może uda mi się przemówić mu do rozsądku.
W tym momencie Miguel zdał sobie sprawę, że po raz pierwszy nie wie co powiedzieć.
Gdzieś obok pojawił się Meril. Tercjero lekko się przesunął by zrobić mu miejsce obok siebie, ale elf nie podszedł.
Meril zaczął mówić.
Torres... Wiem że ta szmata namieszała ci w głowie, ale uspokój się... jesteś bardzo bliski popełnienia największego błędu w swoim życiu, ale nie jest jeszcze za późno... Nie chcemy z tobą walczyć... Pomyśl... przecież widziałeś jak oni traktują swoich podwładnych... To nie jest dobra droga...
Miguel odczekał, aż tamten skończy.
Dlaczego Torres? Dlaczego?

VanRex - 07-06-2018, 01:08

Pobiegli za nim. Dobrze, może jego niedawni przeciwnicy to wykorzystają... Może.
Myśli wciąż uderzały. Wystarczyło pokonać Miguela...
-I tak nie zrozumiesz. - Znowu wykrzywił usta w krzywym grymasie przypominającym uśmiech - Dziewczynko, wyjdź proszę spod tego łóżka i pójdź rozwiązać tych miłych ludzi na korytarzu, a obiecuje, że tej miłej pani nic się z mojej winy nie stanie - Mówiąc to podniósł głos, by na korytarzy również go usłyszano. Jeżeli zaś trzymana zakładniczka próbowała coś dopowiedzieć, docisnął jej nóż do gardła dając znać, że to nie czas na gadanie. - Zresztą, Ost ci raczej w tym pomoże. - Nie spuszczał wzroku z Miguela. Miał zamiar skupić na sobie tyle uwagi ile mógł.
Jeżeli wyjdę stąd żywy, wisisz mi nie jeden, a dwa kapelusze. Ale prosiłbym jednak o pomoc. Mogłaby panienka ruszyć Sangre do działania, nie ważne jak źle z nim by nie było?
Dagmara zawsze słuchała, miał nadzieje, że teraz nie było inaczej.

Deft - 07-06-2018, 01:15

Przez chwilę Sangre patrzył na pomieszczenie w którym się znajdował. Zdemolowane meble, wyważone drzwi, zakrwawione panele, roztrzaskane okno... kuszący chłód wpadający z zewnątrz, przyjemnie kontrastujący z nagrzanymi przez Echirona i wczesne promienie słońca deskami, o które nekromanta opierał się ramieniem. Stojąc w cieniu przejechał kciukiem po przetartej już skórze na rękojeści. Jeszcze parę chwil i znów będę cały we krwi. Lekko uśmiechnął się i ugiął nogi. Oczyścił umysł... Pośród wszystkich kroków na korytarzu, część była blisko drzwi, albo się do nich zbliżała. Lekki cień elfa pozwalał dość precyzyjnie ocenić odległość i wysokość celu. Impuls pełnej gotowości - nastawienie miecza do pchnięcia w klatkę piersiową, wsparcie lewą ręką na głowni, odstąpienie prawą nogą od ściany na kilkanaście centymetrów, dla większego impetu, obniżenie bioder, wydech, wdech.
Krok praktycznie w drzwiach, kilka luźnych włosów widocznych we framudze, stanowczo nad głową Sangre, nawet gdyby były tercio stał wyprostowany.
Łydki, ramiona i nadgarstki działają praktycznie jednocześnie, wyprowadzając cios [od prawego dolnego skosu przeciwnika] skierowany pod żebra, blisko splotu słonecznego, przy odrobinie szczęścia pchnięcie dosięgnie serca, możliwe też że lewego płuca.

- Miguel ! Torres ! Który z was miał cojones i zmienił Panienkę na lepszą ?! - rzucił kiedy tylko miał okazję po ujawnieniu się.

Leite - 07-06-2018, 02:21

Meril
Twój głos przeszedł bez echa, no trudno.
Podszedłeś do drzwi, niedbale, mając w głowie dalszy plan zajęcia się Torresem, chciałeś tylko zerknąć.
Ujrzałeś pustą podłogę w miejscu, gdzie miał być nekromanta.
Rozcięte, odrzucone węzły dalej w kącie.
I zanim zdążyłeś przetworzyć informacje, z Twojej prawej, zza ściany wyłonił się Sangre, dźgając Cię mieczem. Nie byłeś w stanie wcześniej go zauważyć, dopóki nie wszedłeś, bo ewidentnie się czaił za wejściem na pierwszą osobę, która wejdzie.
Miałeś takie uczucie, jakby Twój lewy bok poniżej żebra zamarzł. Ostrze wydawało się być lodowate, ale to było złudzenie. Trafiło Cię poniżej lewego żebra, dokładnie z boku ciała, wychodząc z drugiej strony.
Miałeś szczęście.
Jesteś najwyższą osobą w drużynie, a zatem cios poszedł w całkiem nie najgorsze miejsce. Zwłaszcza, że Sangre, który, jak dopiero teraz zauważyłeś, był jeszcze siny na twarzy i słabo wyglądał, najwyraźniej spudłował. Gdyby na Twoim miejscu był taki, np. Helianthus, mógłby zostać pozbawiony głowy.
Stojący przed Tobą na ugiętych nogach mężczyzna krzyknął słabym, zachrypniętym głosem:
-Miguel! Torres! Który z was miał cojones i zmienił Panienkę na lepszą?!


Helianthus
Kot odwzajemnił Twoje spojrzenie. Wydawał się być przestraszony. Wskoczył na Twoje kolana i miauknął żałośnie, zwijając się w napuszony kłębek strachu.
Ale Ty wstałeś i zacząłeś biec, zrzucając go z kolan. Wylądował niemal na pazurach, a potem pognał za Tobą.
Wpadłeś do pokoju. Zastana sytuacja do niczego nie zachęcała.
Pamiętałeś to uczucie, kiedy wbiłeś Tylwinowi kij w gardło. Mogłeś ulec. Kto Ci zabroni? To nie takie najgorsze.
Ale z drugiej strony Ea. Jej zasady. Jej ścieżka, którą podążałeś od zawsze,
Kot kucnął Ci pod nogami, w postaci zjeżonej, gotowej do ataku kulki. Widać był tak samo zdezorientowany, jak Ty.
Spod łóżka, pod którym była wnuczka Osta, dobiegło ciche "Kici kici". Ucichło, kiedy Torres się odezwał do dziewczyny.
Kot się nie ruszył.
A tymczasem usłyszałeś nieprzyjemny dźwięk mlaśnięcia, jakie wydaje ostrze wbite w ciało. Drzwi obok.

Miguel

Stałeś obok Helianthusa, patrząc na Torresa. Zapytałeś go. Pod nogami Heliego leżał kot.
Zanim tercio Ci odpowiedział, usłyszałeś dźwięk trafiającego miecza gdzieś za Tobą, po prawej. Niebezpośrednie zagrożenie, przynajmniej dla Ciebie. Musiałeś się skupić na Torresie.
A on stał przed Tobą, z nożem na szyi nieruchomej, przerażonej kobiety.
-Miguel! Torres! Który z was miał cojones i zmienił Panienkę na lepszą?!

To na pewno był Sangre. Słaby i dziwnie brzmiący, ale on.

Torres
Dziewczyna się chwilowo nie poruszyła, ale liczyłeś na to, że się to zmieni. Kobieta pod nożem nie wykonała żadnego ruchu, była zbyt przerażona, jej szybki oddech czułeś na swojej ręce.
Przed Tobą stał zdekoncentrowany Helianthus z kotem pod nogami oraz smutny Miguel, który zmienił ułożenie broni w rękach.
W pokoju obok usłyszałeś ruch i odgłos miecza wbijającego się w ciało. Czyżby Twoja prośba została tak szybko zrobiona? Nie byłeś pewien.
A potem usłyszałeś głos Sangre, zachrypnięty i słaby.
-Miguel! Torres! Który z was miał cojones i zmienił Panienkę na lepszą?!


Sangre
Ostrze nie poszło tam, gdzie planowałeś, ale przebiło elfa na wylot.
Trafiłeś go w jego lewy bok, pod żebrami, widziałeś z bliska jego zaskoczoną twarz.
Gdybyś wiedział, że to Meril, celowałbyś wyżej, ale no cóż, hobbity w tej okolicy się też zdarzają, a cios wyżej by ominął ich głowę.
No więc nie było źle, ale mogłeś trafić lepiej.
W tle widziałeś całą resztę sytuacji, która wyglądała jak zamrożona - nikt się specjalnie nie poruszał. Najwieksze zamieszanie było w pokoju obok.
Z pewnością jednak było tu o wiele jaśniej, niż w pokoju, z którego właśnie wychynąłeś. Trochę zbyt jasno, jak na Twój przyzwyczajony do ciemności gust.

Deft - 08-06-2018, 18:46

Choć Sangre nie spodziewał się wysokiego elfa, nie był zaskoczony. W ogóle nic nie czuł. Był idealnie skupiony na zadaniu, aby możliwie najszybciej załatwić oponenta i oszczędzić trochę energii. Patrzył na swój miecz. Trafił kawałek od celu, ale tkwił w ciele. Dobrze, powinno starczyć.
Nastawił się zdrowym ramieniem do przodu i wyprostował nogi, jednocześnie zaczął cofać i odsuwać od siebie ramiona. W efekcie powinien uderzyć Merila barkiem w klatę, cofając go o krok i przy odrobinie szczęścia zapierając dech w piersiach. Co do miecza - jeśli Sangre będzie miał wystarczająco siły żeby działać ramionami - powinien zostać przekręcony o kilkadziesiąt stopni (krawędź bliżej Sangre [i prawego boku Marila] w górę) i jednocześnie wyciągnięty z ciała wroga, poszerzając ranę w kierunku kręgosłupa o solidne 15cm (zakładając że wystaje ok. 25cm ostrza). Jeżeli natomiast odezwą się rany i zmęczenie, nekromanta daruje sobie kręcenie bronią, a poszerzenie pewnie zmaleje do ~7cm.
Złapał oddech, obserwował tylko swojego przeciwnika, pomijając całe otoczenie.
- Thorgrim! Silana! Jak żyjecie to pomóżcie! - rzucił donośnie, ale już nie wrzeszczał.

Yarant - 09-06-2018, 20:51

Dalej chwiejnie, ale z coraz większą sprawnością Ost orientował się w sytuacji. Niemal wszyscy koło niego biegali. Obrócił się, wykonał kilka kroków, co o mało nie skończyło się upadkiem, dopiero gdy stanął na przeciw pochwyconej córki, zasłoniętej przez plecy Miguela, doszło do niego co się właściwie stało. Na twarzy zagościł wyraz niepohamowanej złości przeplatanej strachem. Co uważniejsi mogliby powiedzieć, że w jego oczach tańczyły prawdziwe płomienie. Oster sięgnął za plecy, wydobył zza nich swoją siekierę i wściekle krzyknął. Masz je natychmiast wypuścić! Inaczej nie ręczę za siebie! Słowa te na pewno były ukierunkowane do Torresa. Gdyby nie nóż, na gardle kobiety prawdopodobnie od razu by ruszył, żeby przetrącić mu kilka kości, jednak musiał się jeszcze wstrzymać. Omiótł jeszcze na szybko spojrzeniem korytarz, żeby zorientować się kto gdzie stoi, dopiero teraz zobaczył nekromantę, który ugodził swoim mieczem Elfa. Jenak nie skupiał się na tym. Zacisnął mocno palce na trzonku siekiery, aby być gotowym do ewentualnego ciosu.
VanRex - 09-06-2018, 21:18

No nareszcie
Sangre się ruszył, a do tego pogonił resztę. Tym niemniej Torres wciąż stał naprzeciwko dwójki przeciwników, a nadomiar tego jeszcze ten upierdliwy starzec.
-Hej niski, tak dobrze nam się razem pracowało! Może wolisz jednak słuchać dalej rozkazów dowódcy i zaatakować tego patałacha obok ciebie, co? Widziałem jak radośnie gmerałeś w gardle fikuśnego, Ea średnio chyba lubi takie zabawy. No i wiesz, teraz to tym bardziej nie puszczę tej kobiety, więc chyba Ost będzie musiał nie ręczyć za siebie!
No rusz się że się tutaj dziadygo!
Ironia, prowokacja, cywile... Cóż za żałosny asortyment broni, tym niemniej walka dalej trwa, a plan powoli budował się w głowie.

Elf - 09-06-2018, 22:10

Zajrzał do pokoju. Pusta podłoga, rozcięte więzy. Co... Nic więcej nie zdążył pomyśleć bo nagle z prawej pojawił się przy nim cień i w tym samym ułamku sekundy poczuł nagły chłód w lewym boku. Zatrzymał się jak wryty. Jego spojrzenie padło na cień który się obok niego wyłonił. To był Sangre. Blady, słaby, ale i pewny siebie, zdeterminowany i dokładnie widzący co robi. Spojrzał w dół. Z jego ciała wystawała rękojeść i kawałek ostrza miecza. Dziwne... Nie czuję tego... Jego mózg zwolnił, ale nie przestał analizować. Dopiero teraz zrozumiał co się stało. Przez jego głowę przetoczyła się myśl. Chyba jednak nie chcą się dogadać...
W tym momencie poczuł uderzenie w klatkę piersiową, które spowodowało że kolana się pod nim ugięły. Dopiero wtedy gdy ostrze zaczęło się poruszać odczuł potężny ból w boku. Padł, z sykiem, do tyłu na podłogę, instynktownie wyciągając prawą rękę by zamortyzować część energii. Adrenalina uderzyła i otrzeźwiła go. Spojrzał w górę. Sangre chyba coś krzyczał. Chciał przycisnąć lewą rękę do swojego boku by spróbować zatamować krwawienie, ale wtedy zdał sobie sprawę że coś w niej trzyma. Mały twardy przedmiot. Uśmiechnął się kącikiem ust po czym uniósł lekko dłoń celując w stronę nekromanty i skupił swoja wolę na aktywacji różdżki.

Mordrim - 09-06-2018, 22:18

Obserwowałem wszystko co działo się wokół mnie od kiedy Echiron zniknął i nadal miałem w głowie jego ostatnie słowa wypowiedziane w moim kierunku. Dłonie mnie bolały od poparzeń których doznałem gdy próbowałem przypalić więzy z dosyć dobrym skutkiem. Podniosłem się powoli do klęczek.
Dług zaciągnę zapewne prosząc cię o pomoc lecz liczę się z tym.
My jesteśmy waszymi rękami.
Czas by łowca stał się zwierzyną.
Czas by pokazać im co potrafią ci którzy podążyli tą drogą.
Drogą nowego porządku.
Drogą Eshkara.
Ja Twój sługa i ten co w mrokach umysłu narodził się na nowo proszę cię o pomoc i gdy się upomnisz o dług to go spłacę.

Mówiłem to w myślach słysząc mego towarzysza krzyczącego byśmy mu pomogli. Zacząłem szarpać rękami starając się zerwać więzy już dosyć mocno zniszczone i powoli wstając. Koło mnie stał jeszcze jeden człeczyna z czarnej Tercji który mógł stać mi na drodze do pomocy Sangre. Gdy już więzy puszczą to potężnym uderzeniem swojej pięści uderzę go w szczękę w celu powalenia go na ziemię. Jeśli to będzie za mało to poprawię mu ciosem ponownie w szczękę. Bół nie grał roli ważny był efekt.

Piotr - 09-06-2018, 22:34

Tylwin, będąc w pozycji półleżącej nieustannie obserwował pomieszczenie. Zamglenie wzroku, z jakim borykał się od momentu przebudzenia praktycznie zupełnie ustąpiło, podobnie jak szum w uszach. Pozostał jednak ból w gardle, tak samo nieustępliwy jak na początku, oraz uczucie czegoś ciepłego leniwie spływającego po gardle. Czarownik najchętniej kontynuował by leżenie na podłodze i obserwowanie wydarzeń. Nie lubił angażować się w ryzykowane akcje, samobójcze ataki, walki z góry skazane na porażkę. Ale teraz przyszedł moment w którym był zmuszony odrzucić swoje komfortowe przyzwyczajenia, i zaangażować się w nurt zdarzeń. Jakkolwiek ryzykowany by on nie był. Tylwin zwrócił się w kierunku stojącego nieopodal niego Hektora i skoncentrowawszy się zacisnął rękę, tym samym unieruchamiając go przy pomocy magii. Po rzuceniu zaklęcia spróbował, walcząc z osłabieniem, podnieść się chwiejnie na równe nogi i odsunąć się od Hektora w kierunku schodów.
Mikes - 10-06-2018, 00:44

Miguel! Torres! Który z was miał cojones i zmienił Panienkę na lepszą?!
Głos, który rozległ się w korytarzu nie wróżył nic dobrego. Przeciwnie, oznaczał, że sprawy właśnie się drastycznie skomplikowały.

Miguel myślał szybko. Dźwięk nie dobywał się zaraz zza drzwi, a to oznaczało, przeciwnik był w dalszej części korytarza. To daje Miguelowi odległość i element zaskoczenia.

Spojrzał na Heliantusa i starca, który stał się nieoczekiwanym sojusznikiem.

Teraz albo nigdy.

Miguel w jednym ruchu odwiesi toporek na pętelkę przy pasie, będącą podobnie jak kabura z prawej strony i sięgnie po samopał. Lewą ręką sięgnie po ładunek z pasa. Chwyci samopał za lufę jednocześnie trzymając w niej ładunek. (Klasyczne przygotowanie do strzału) lewą go odpali (nóż nie będzie przeszkadzał). Następnie płynnie się obróci i skieruje do drzwi. Chcę dotrzeć do drzwi mniej więcej po upływie połowy czasu do wystrzału.

Po wejściu w korytarz wycelować w Sangre i posłać go w diabły. Jeśli nie w Sangre to wpakuje pocisk w dowolnego zdrajcę.

VanRex - 10-06-2018, 00:54

//W odpowiedzi na działania Miguela muszę unieważnić swój post//
Miguel nagle nieoczekiwanie schował broń, a to nie mogło pozostać bez reakcji. Momentalnie Torres pchnął kobietę na Heliego i rzucił się na bezbronnego przez chwilę Miguela. Asekurując się lewą ręką (na wypadek próby zablokowania ciosu i przechwycenia ręki Miguela) próbował wbić swój nóż w bok głowy oponenta.

Leite - 10-06-2018, 09:36

Sangre
Zbyt zmęczony na przekręcenie miecza, z trudem w ogóle udało Ci się go wyjąć. Ale Meril padł na ziemię. Udało Ci się go zranić, dość szeroko, na ile byłeś w stanie ocenić.
A on z lekkim wyrazem szoku na twarzy dotknął rany, po czym lekko się uśmiechnął, wyczuwając coś w ręce. Wyciągnął rękę w Twoim kierunku. (i tyle. bo nie mam pojęcia co to za różdżka)

Meril
Sangre Cię przewrócił. Wyjął miecz, nie robiąc jakoś wiele więcej szkody, ale i tak chciało Ci się wyć. A wtedy przypomniałeś sobie, że masz różdżkę w ręku. Wyciągnąłeś ją i rękę w kierunku nekromanty.

Ost
Stanąłeś w drzwiach, gotowy podjąć działania i zobaczyłeś zaskoczonego Miguela, któremu wybuchł pocisk w ręce, atakującego go Torresa i Twoją córkę, odrzuconą na bok. Właściwie to na hobbita. Ale co za różnica.
Twoja wnuczka własnie wyłaziła spod łóżka, a na Ciebie pędem lecieli splątani dwaj dorośli mężczyźni.

Miguel
Wszystko się źle przekalkulowało. Zapomniałeś, że byłeś smażony i właśnie dlatego teraz ten pocisk wybuchł Ci w ręce.
Musiałeś mieć pecha, bo tylko ten jeden, akurat ten, co wziąłeś, wybuchnął.
Ale też szczęście, bo tylko jeden i gdyby nie jego wybuch, miałbyś prawdopodobnie nóż w mózgu. Tymczasem nóż Torresa ześlizgnął Ci się po skroni i obaj się zatoczyliście w kierunku Osta.

Torres
Zmiany nagłe planów, kobieta wylądowała na hobbicie, Ty atakujesz...i wtedy wybuch, który był dość odświeżający i sprawił, że spudłowałeś. Zjechałeś nożem po skroni Miguela, tworząc długie, paskudne rozcięcie. I wpadłeś na niego przez to, a potem obaj się zatoczyliście w kierunku korytarza.

Helianthus
W jednej chwili poważna sprawa, w drugiej łapiesz kobietę, co właśnie na Ciebie leci, niestety fizycznie, bo popchnięta przez Torresa. Przewróciliście się oboje. Ty na podłogę, ona na Ciebie. Była większa od Ciebie.
Obok Torres się rzucił na Miguela. Trudno było Ci ocenić, co dokładnie się dzieje, bo zasłaniały Ci jej włosy.
A kot...kot wylądował pod Twoimi i jej nogami. I nie był specjalnie zachwycony.

Tylwin
Unieruchomiłeś go, ale zaklęcie było bardzo słabe. Wstawanie i trzymanie go jednocześnie to zły pomysł, ale i tak spróbowałeś, patrząc na unieruchomionego agenta.
Zrobiło Ci się jeszcze gorzej, świat zapulsował, wszystko zaczęło wirować. Kroki wydawały się lotem w kosmos.

Thorgrim
Podniosłeś się, widząc, że Tylwin na ziemi powoli zaczyna rozumieć, co się dzieje. Rozerwałeś więzy do końca, starając sie nie patrzeć na miejscami zwęglone i polane wielkimi bąblami ręce i zamachnąłeś się na AGENTA SSW.
Musiałeś jednak być bardzo zdekoncentrowany, bo bez problemu to uniknął. Zamachnąłeś się więc drugi raz. Tym razem trafiłeś w szczękę, Hektor wylądował na ziemi, a Ty próbowałeś nie zemdleć z bólu.

Hektor
Pierwszy cios Thorgrima dałeś radę uniknąć, ale potem znieruchomiałeś za pomocą zaklęcia Tylwina, w efekcie czego ciężka pięść wylądowała na Twojej żuchwie, przewracając Cię na ziemię.

(wszyscy)
....I właśnie w tym momencie na dole rozległy się kroki.
Stanowcze, dość głośne, jakby właściciel chciał zwrócić uwagę na to, że przybył. Odgłos wojskowy. Co gorsza, raczej nie była to jedna osoba. Przynajmniej trzy. Na dole.
A potem rozległ się głos. Brzmiący lekko melodyjnie, ale stanowczo i zdecydowanie jak u człowieka zmęczonego
-NO MUEVA! (nie ruszać się)
A zaraz potem, jak echo. Ale innym głosem. Innej osoby. Młodszej.
-Nie ruszać się!
Kroki zaczęły się zbliżać do schodów.

Elf - 10-06-2018, 12:01

(zgałganiłem że nie napisałem jaka to różdżka więc naprawiam to tu i teraz o uzupełnienie opisu. O tym jak to rozwiązać zadecyduje MG, najpewniej będzie to początek tej tury, zamiast koniec tamtej, no ale zonk... Mój błąd... :/)

Przed jego ręką zaczęła się koncentrować woda której objętość bardzo szybko wzrosła do rozmiarów około 25cm kuli która w następnym momencie pomknęła w stronę nekromanty. Gdy dotarła do swego celu rozległ się głośny trzask i jasny błysk wyładowania elektrycznego. (Całość mogła trwać ze 2 sekundy maks)

Deft - 11-06-2018, 19:06

Wydech.
Od razu po wyciągnięciu miecza, kontynuując płynnie ruch mięśni, Sangre dźwignią obrócił miecz Głowicą w stronę elfa [zakreślając czubkiem półkole] i przeniósł ciężar na lewą nogę, żeby mógł się z niej wybić. Dopiero po tych ruchach obrócił głowę i zobaczył upadającego przeciwnika.
Wdech.
Mięśnie w prawej nodze i lewym ramieniu lekko drżały. Jeszcze tylko trochę, skup się... - pomyślał sam do siebie. Sam nie był pewien, czy prawe kolano ugięło ze zmęczenia, czy przesadził z wybiciem z lewej nogi, ale tak czy inaczej - z dość znacznym impetem wylądował na prawym kolanie [które teraz było przy lewym biodrze elfa], a lewą nogą [zgiętą; stopą] uderzył w wewnętrzną stronę lewego uda przeciwnika. Oparł się na niej, jak również na swojej lewej ręce, która wylądowała chwilę później na świeżej ranie wroga. Jednocześnie, korzystając z uzyskanego pędu wyprowadził cięcie prosto na gardło przeciwnika. Miecz nad pępkiem przeciwnika jest w skosie [Głownia bliżej lewej pachy elfa; Czubek nad prawym biodrem], a docelowo miał być w poziomie [wzdłuż linii ramion]. Dopiero w trakcie tego ciosu zobaczył wycelowaną w niego rękę, która, prawdopodobnie i tak była na drodze jego cięcia. Joder. Odruchowo przechylił głowę w lewo [nawet jeśli Meril celuje w korpus] oraz desperacko spróbował trafić w dłoń, zanim cokolwiek co planował jego przeciwnik da efekt.

Yarant - 12-06-2018, 19:40

Dwaj, zwarci ludzie lecieli na Osta. Uskoczyć nie dałby rady. A w dodadku miał chęć zanurzyć swoją siekierę w obojgu. Zatem, wziął szeroki zamachach i zaatakował. Jakoże Torres jest zapewne zasłonięty bo Miguel stał między nim i Ostem, to cios jest wymierzony w bok Miguela, przy odrobinie szczęścia cios zatrzyma się głęboko w jego ciele, a impet uderzenia, przesunie nieco ich trajektorię lotu, tak aby nie wpadli prosto w Starca. Prawdopodobne, że atak w wyniku spudłowania trafi Torresa, ale nie powinien wtedy wyrządzić tak znacznych szkód, ponieważ trzonek zatrzyma się na Miguelu.
Piotr - 12-06-2018, 21:10

Tylwin czuł się tak jakby cały świat jednocześnie wydłużył się, lekko wyblakł i dziwacznie skręcił sam w sobie. Walczący ze sobą Miguel i Torres wili się dziwaczne, pulsując feerią na przemian ciemniejących i wracających do normy barw. Czarownik zdał sobie sprawę że nie za bardzo wie co dalej czynić. Zważywszy na własny stan natychmiast odrzucił myśl o jakimkolwiek ataku na Hektora. W jego obecnej sytuacji pojedyńczy cios oponenta wystarczył bo do powalenia go na ziemie. A sam, pozbawiony broni stanowił dla wroga podobne zagrożenie jak ślepy łucznik bez strzał dla swoich celów. Jedynym w miarę sensownym planem, prócz stania w miejscu co było dość ryzykowne, było przemieszczenie się do jakieś ściany,a następnie oparcie się o nią. Tego co miało by nastąpić potem jego umysł nie miał już sił roztrząsać.
Tylwin ostrożnie spróbuje przemieści się do wskazanej ściany (mapa w wiadomości na priv), a następnie oprzeć się o nią plecami. Podczas chodu stara się on w miarę możliwości asekurować rękoma, by złagodzić ewentualny upadek. W wypadku nastąpienia takowego będzie kontynuował przemieszczanie się na czworakach, lub czołgając się, a następnie oprze się o ścianę w pozycji siedzącej.

Mordrim - 12-06-2018, 21:40

Zęby zaciśnięte z bólu lecz efekt uderzenia był taki jaki był zamierzony. Szybcy są co Styryjczycy i wytrzymali skoro nie stracił przytomności lecz zmroczony leżał na ziemi po kontakcie z krasnoludzką pięścią. Starałem się zachować równowagę i świadomość mając nadzieję że słowa które mówił w myślach dotrze tam gdzie trzeba. Słysząc głosy na dole czułem że znowu się zaczyna powtórka z rozrywki. Musiałem działać szybko. Sięgnąłem po miecz który miał przy sobie leżący agent i gdyby stawiał się to nastąpie na jego głowe swoją nogą z dość dużym impetem. widząc idącego Tylwina korytarzem jak najszybciej udałem się w tamtym kierunku. Moim celem będzie dotarcie do pokoju który ma drzwi na samym końcu po lewej. Gdybym miał problem z równowagą to ostatnie metry pokonam opierając się o ścianę. Gdy dotrze do środka to opre się o lewą ścianę starając się wyrównać oddech i skupienie.
Omar - 12-06-2018, 22:04

Nie ruszać się? Kto to mówi? Jebać ich, co mi zrobią jak się nie posłucham?

Zrzucił nową koleżankę z siebie. Zerwał się na nogi i popatrzył na sytuację. Torres prawdopodobnie był na górze, dlatego też byłeś gotowy na rzucanie zaklęcia od razu. Odrobinę zignorował sytuację nieprzyjemnego dźwięku zza ściany, miał nadzieję, że nic wielkiego się nie działo.

Rhag tan, Trwchus, Ffarflen, Bwled, Saethu, Ffrwydrad* - Zainkantował zaklęcie. Obserwując efekt, zakończył całą inkantację wściekłym spojrzeniem na nowego zdrajcę, zwieńczając ją słowami: "Obyś tym razem spłonął do końca, puta!" Użył słowa z jego języka, którego się nasłuchał do tego czasu całkiem dużo. I to w negatywnym znaczeniu. Część jego świadomości zastanawiała się, co właśnie do niego powiedział. Ale to nie było teraz ważne. Zrobiło mu się odrobine szkoda kota.

Wybacz mi, kocie, nie chciałem cię zrzucić! - Do czego on właśnie gadał? Czy ten kot był prawdziwy?


[i]* - Ogień koncentruj formuj kula wystrzel eksploduj - rana ciężka, płonąca oczywiście jeżeli to ma znaczenie, 10/10/10, zatwierdzona na epilogu.

Elf - 12-06-2018, 22:24

Padł na ziemie oparty na prawym łokciu. Nagiął wolę by użyć różdżki. Dobrze...
Problemem było to że nie wiedział czy zdąży. Sangre nie tracił czasu i szykował się do kolejnego ataku. Na szczęście przez swoje osłabienie nie był tak szybki jak w pełnej formie co było dla Merila największą nadzieją. Z pozycji jaką przyjął Sangre po skoku jedynym wykonalnym ruchem był sztych (bo na ciecie nie pozwalała mu ściana i framuga drzwi) Wyciągnął więc swoją prawy łokieć spod siebie przez co jego korpus i głowa powinny opaść na deski. Ręka z różdżką też nieco opadła, jednak Meril upewnił się że nie zmieni się kąt pod którym była ustawiona. Jednocześnie podczas opadania jako kontynuacja ruchu prawej ręki spróbuje przerzucić ją przed siebie by zasłonić się nią, lub (jeśli dopisze mu szczęście) przycisnąć miecz do ściany po swojej lewej.

Usłyszał jakieś wołanie z dołu...

Hakan - 12-06-2018, 22:29

Unik. Impuls, ale brak reakcji. No i uderzenie.
-Joder zaklął cicho, i pożałował tego, bo twarzyczka bolała ostro.
Poruszał żuchwą, bolało jakby zarył mordą w ziemię.
Usłyszał coś po Styryjsku. To dobrze.
Krasnolud schylił się, by podnieść miecz agenta. Chyba nie zauważył, że Hektor bynajmniej nie stracił przytomności. Nóż, który wciąż tkwił w dłoni agenta teraz wystrzelił w kierunku klatki piersiowej zdrajcy. Celował pod żebra w środek klatki piersiowej. Gdy nóż utkwi w krasnoludzie agent przeturla się w lewo (w stronę okna). Wstanie i wtedy wyciągnie miecz i zaatakuje zdrajcę wyprowadzając cios znad prawego ramienia, postara się rozciąć bark przeciwnika.
Co oni tam krzyczeli?

VanRex - 12-06-2018, 22:42

Wypadli z pomieszczenia, świetnie. Nie wbił noża, mniej świetnie. Tym niemniej trafił i zranił przeciwnika, a schody były przed nim zasłonięte Ostem i Miguelem. Naparł ciałem na niedawnego towarzysza nie mając zamiaru oddać inicjatywy. Miał zamiar rzucić się z nim w dół ze schodów znikając z oczu osobom z piętra, a w momencie gdy usłyszał głos z dołu dał radę jedynie poprzeklinać w myślach nie zmieniając swojej nieco desperackiej decyzji.
Mikes - 13-06-2018, 00:42

Przynajmniej zakładniczka została uwolniona.
Pomyślał Miguel w czasie jakże krótkiego lotu w kierunku drewnianej podłogi. Całe szczęście nie stał do Torresa tyłem, bo jego nos stanowczo ucierpiał by bardziej na spotkaniu z podłogą. Teraz narażone były plecy i ewentualnie tył głowy, lecz gdy pamięta się o jej podwinięciu, uderzenie jest tylko bolesne, lecz nie szkodliwe.
Przynajmniej nie tak szkodliwe jak wybuchające w dłoni pociski. A nóż by się teraz przydał.
Z braku noża posłuży się innym twardym przedmiotem. Samopałem. Nie do tego był przystosowany, ale jak to zadziała to będzie paskudna rana.

Miguel w chwili zderzenia był prawdopodobnie we wstępnej fazie obrotu w prawo. Oznacza to, że dłoń z samopałem była lekko cofnięta, a Torres wbił się w jego lewy bark. Miguel przewracając się na plecy umieszcza samopał między swoim ciałem, a ciałem Torresa. Ręka z samopałem mocno przy ciele. Łokieć przyciągnięty i samopał wystawiony lufą w kierunku klatki piersiowej Torresa. W chwili zderzenia z podłogą Cały impet Torresa naprze na ów samopał, a dopiero potem na Miguela.

Niespodzianka!
Czy ktoś coś wołał?

Leite - 13-06-2018, 15:02

Meril + Sangre
Kiedy Meril upadł, Sangre niemal natychmiast na nim wylądował, szykując się do ciosu, ale elf też miał w zanadrzu parę sztuczek. Rzucał różdżkę jednocześnie z atakującym go Sangre. Lewą ręką. Z zaciśniętą pięścią.
Powstały piorun kulisty wylądował idealnie na głowie nekromanty, który jednocześnie ciął przez nadgarstek Merila (a raczej wnętrze nadgarstka, bo jak wyciągasz rękę dłonią do przodu, to tak właśnie się układa, a zatem dostałeś w poprzek po żyłach i tętnicach :V), rozcinając parę żył i zostawiając brzydkie rozcięcie.
Niestety, dla nekromanty, piorun też ma swoją moc działania. Spięcie odrzuciło go do tyłu. Było to sporawe kopnięcie, w dodatku niezbyt przyjemne i połączone z wodą, z której też był złożony piorun. Sangre będzie potrzebował chwili, żeby się ogarnąć, a i tak będzie lekko roztrzęsiony przez dłuższą chwilę ze względu na wcześniejsze rany.
Kiedy obaj upadli, mogli zauważyć, że obok nich na korytarzu walczy Torres z Miguelem, a tuż obok Merila krasnolud próbuje zdepnąć Hektora, który go zaatakował i odturlał się w stronę okna (mogli, ale nie musieli - to do waszego uznania na czym skupiają się postaci).

Miguel + Torres + Ostergarberd
Starzec zamachnął się toporem, co zdążyli zauważyć obaj Styryjczycy. Torres i tak spychał Miguela w stronę schodów, zatem zrobił to bardziej desperacko, próbując uniknąć ewentualnego topora, co niestety mu się nie udało. Trzonek co prawda, zgodnie z założeniami Osta, zatrzymał się na Miguelu konkretniej to na jego żebrach, co też bolało, ale ostrze przebiło skórznię Torresa i rozcięło mu skórę, chociaż nie tak mocno, by stanowić wielką przeszkodę dla tercio.
Ale płomień wywalony przez Helianthusa już nie był taki miły. W powietrzu rozległ się swąd palonej skóry, a pod skórzanym kaftanem zrobiło się gorąco, ciepło wywołało poparzenia, do których przykleiły się części ubioru Styryjczyka.
W międzyczasie oberwały trochę drzwi. Miguel miał teoretycznie szczęście, ponieważ Torres go w większości zasłonił, ale on wcześniej już miał spaloną klatkę piersiową, więc jego sytuacja nie jest najlepsza.
Obaj mogli zauważyć ostrożnie przemieszczającego się Tylwina i Silanę w kierunku pokoju Osta, po prawej. Oboje byli w stanie średnim, zwłaszcza Tylwin, wciąż upiornie blady (mogli, ale nie musieli - to do waszego uznania na czym skupiają się postaci).

Thorgrim + Hektor
Krasnolud schylił się po miecz i wyjął go, ale wtedy Hektor zaatakował. Atak się okazał kompletnym niewypałem, ponieważ nóż nie wbił się w ciało krasnoluda zgodnie z planem, ale rozciął mu ubranie i pozostawił szramę, która się otwierała na żebro. Ale nóż nie został w ciele, więc spadł na Hektora, szczęśliwie dla agenta bez uszkodzeń. W tak zwanym międzyczasie, kiedy Thorgrim się zorientował, co planuje Hektor, spróbował stanąć na głowie agenta, ale nie udało to mu się, głównie przez wzgląd na zaskoczenie i ruchy mniejszego od niego przeciwnika.
Hektor zaczął się podnosić, bez miecza i bez noża, a Thorgrim stoi obok, z mieczem i nową raną na pograniczu brzucha i klatki piersiowej.

Ion
Leżąca Ester odwróciła się do Ciebie, wciąż upiornie blada i cicho szepnęła nieswoim głosem.
-Ci ludzie...na dole...źli...idź ich powstrzymać...ja spróbuję się przemieścić...
Po czym ostrożnie, omijając rannych, przeszła na kolanach pod ścianę korytarza, na której są drzwi do pokoju Osta i oparła się o nie. Spróbowała wstać i słaniając się, przeszła dalej. Przed nią szedł Tylwin.
Rozglądając się, mogłeś dostrzec trzy miejsca walki. Najbliżej Ciebie Thorgrim walczył z Hektorem, obok Sangre z Merilem, aktualnie obaj leżeli na ziemi, a dalej Torres w blasku ognia, smażącego mu plecy, atakował Miguela, a obok Ost...machał toporem.
To trochę inny scenariusz od tego, który ostatnio widziałeś.

Helianthus
Kobieta, którą z siebie zrzuciłeś, zwinęła się w kłębek. Twoja kula ognia trafiła w plecy Torresa i poczułeś ten zapach palonej skóry. Zrobiło Ci się średnio dobrze, ale poczułeś też pewną satysfakcję. A potem ogarnęły Cię wątpliwości. Czy aby na pewno robisz dobrze... Ranisz ludzi i się z tego cieszysz?
Skupiłeś się na kocie. Kot cudem uniknął zmiażdżenia przez to wszystko, co się działo w pomieszczeniu, aktualnie był najeżoną kulką.
Na dźwięk Twojego głosu miauknął niepewnie i podszedł do Ciebie, jako że harmider się przeniósł na korytarz.
Za Tobą spod łóżka wyszła wnuczka Osta, nieco przestraszona i zatrzymała się w jego okolicach, patrząc na Ciebie niepewnie.

Wszyscy
W międzyczasie wówczas kroki przyśpieszyły i dwaj mężczyźni wbiegli po schodach do góry.
Pierwszy, który przyszedł, miał kapelusz na głowie oraz, tak, jak ten za nim, umundurowanie tercji. Trzymał rapier w wyciągniętej dłoni i rozejrzał się szybko po pomieszczeniu...po czym wybuchnął szaleńczym śmiechem (śmiech jest zaraz po odpisach dla was). Miał nieco dziki wyraz twarzy. Wyciągnął rapier w kierunku Miguela, który był pchany do niego i powiedział wesołym głosem:
-Spokój, obaj. Jesteśmy tu z rozkazem panienki i nie tylko.
Ten drugi, za nim, wyglądał poważniej i nie tak dziko albo szalenie, jak pierwszy. Miał narzucony kaptur na głowę i on z kolei skierował swoją broń na Hektora i Thorgrima. Bardziej na agenta.
-Jesteście otoczeni. - stwierdził cicho. (obaj stoją na szczycie schodów)

Rivus - 17-06-2018, 02:47

//Chciałbym tylko przeprosić, że było u mnie ostatio brak odpisów, ale nagle się rozłożyłem + czarownik korzysta z czarów, a nie z zaklęć ;) //

Ion jak na swój stan szybko wiązał fakty.
Głos Es brzmiał zupełnie inaczej. Ludzie, którzy weszli nosili się tak samo jak Sangre, Torres, Miguel, czy... Imira!
To musi być wsparcie przysłane przez Imirę, prawda?!
Czyli płakałem nad... iluzją?

Był wściekły, był tak cholernie wściekły jak rzadko kiedy bywa. Ale wiedział, że musi zachować spokój. Dla prawdziwej Ester.
Rozejrzał się, dookoła wrzało, a na szczycie schodów stała dwójka tych obcych tercjero. Tych prawdopodobnie wysłanych przez furyer.
Wiedział, że nie ma czasu, ale zdecydował zacząć od dialogu.
Wstał, otrzepał się. Poprawił łuk na ramieniu, kołczan i sztylet za pasem.
Wytarł twarz ze słonych łez i odchrząknął.
Wśród tego zgiełku dookoła musiał wyglądać komicznie.
- Zakładam, że zostaliście tutaj wysłani przez Imirę. - jego głos brzmiał słabo, tak jakby przepłakał ostatnią noc. - Więc przydajcie się na coś i pomóżcie mi rozdzielić te  organiczne kupy mięsa...
Przez cały czas trzymał rękę na sztylecie i przypatrywał się wszystkim dookoła. Był gotowy do reakcji, tak jakby nagle spodziewał się ataku dzikiego zwierzęcia w lesie. Albo po prostu bał się nieznajomych...
W końcu jego ojciec nie został postrzelony przez losowego mieszkańca Enarook...

Deft - 17-06-2018, 16:31

Odrzucony przez zaklęcie Sangre wylądował z powrotem koło framugi wyważonych drzwi. Zamrugał kilkanaście razy, potrząsł głową. Pewniej złapał miecz. Wolno, bez forsowania, podniósł się do pozycji siedzącej, oparł plecami w wejściu do pomieszczenia. Prawą rękę z mieczem ustawił przed sobą w formie defensywnej, skierowaną w stronę elfa na podłodze. Na jego twarzy pojawiły się dziwne grymasy - wyglądał dziwacznie i trochę komicznie, ale pozwalało mu to szybciej otrząsnąć się z efektów czaru. Lewą ręką odruchowo zaczął masować swoją szyję i głowę, przy okazji sprawdzając czy nie krwawi i nie ma guzów. Skórzana rękawiczka jak zawsze była chłodniejsza niż jego własna dłoń i dawała przyjemny chłód, ostatecznie przyłożona do karku. Dopiero po krótkiej chwili przeanalizował sytuację na nowo - rozejrzał się, przełknął ślinę, skupił myśli.
/Zakładam że nie rozpoznał nowych dwóch postaci/
Więcej tercji... ale skoro ja nie znam ich, to może oni nie znają mnie, a mimo wszystko nadal mam na sobie mundur...
Usłyszał jakieś mało precyzyjne i agresywne słowa Iona, wiedział już co powie. Ostatni raz się wykrzywił, tym razem zniesmaczony swoimi przyszłymi słowami. Odchrząknął.
- Sława Panience, i wam żeście się pojawili. - Tylko że nie tavar, pajace. Skinął głową w stronę Miguela i Torresa. - Ten w kapeluszu się rzuca na naszych, zdradziecki kundel! Elf i agent są z nim.
Ruchy Sangre są spokojne, utrzymuje on kontakt wzrokowy z przybyszami. Kłamał prawie codziennie przez lata, więc robienie tego teraz go wręcz uspokoiło. Lekko się uśmiechnął. No dalej, tercio, przecież jestem jak jeden z was... Zaufaj mi i skup się na moich wrogach.

Mordrim - 17-06-2018, 17:48

Kolejne towarzystwo się zebrało. Pomyślałem sobie obserwując dwójkę Styryjczyków z Czarnej Tercji którzy teraz mierzyli nas wzrokiem. Wiedziałem że teraz może być jeszcze gorzej. miecz nieco opuściłem lecz przyjąłem postawę defensywną. Gdyby któryś z nich oraz Agent próbowali mnie zaatakować będę się bronił. Krew z nowej rany lekko skapywała na podłogę która już i tak była dosyć mocno zbrudzona i nieco zwęglona.
Wolałem zginąć w walce niż znów dać się pojmać i związać jak zwykły kmiot. Czułem też odór spalonego ciała zza moich pleców i też lekki podmuch ciepła który był przed nim.

Elf - 17-06-2018, 17:58

Sangre odrzuciło. Odczuł ulgę. zdążyłem... Pomyślał po czym poczuł pieczenie w nadgarstku. Spojrzał i zobaczył rozcięcie. Noooo.... prawie zdążyłem. Na jego szczęście nie była to groźna rana. Żyły przecięte były w poprzek a nie wzdłuż, co byłoby znacznie gorsze. Zgiął nadgarstek do wewnątrz by zatamować krwawienie i przyłożył tą rękę do przebitego boku by choć odrobinę zatamować tą, znacznie poważniejszą ranę.
Odwrócił głowę by zobaczyć czyje głosy słyszał przed chwila i ujrzał dwóch nowych członków tercji. Uśmiechnął by się znacznie szerzej gdyby nie ból w boku. Zaczął powoli pełznąć na prawej ręce, tak by opuścić ten pokój i oddalić się od Sangre oraz zwrócić na siebie uwagę przybyszy.
Nazywam się Meril'oarni z rodu Haro i jestem członkiem ekspedycji która opuściła obóz z rozkazu Lorda Komandora Kethrena a którą dowodziła Imira. Jeśli tylko pomożecie mi nie wykrwawić się na tej podłodze i nie pozwolicie temu Nekromancie... rzucił szybkie spojrzenie za siebie by upewnić się gdzie jest Sangre ...mnie dobić. To postaram się wszystko wyjaśnić. Proponuje też nikomu nie ufać nie ważne czy nosi wasz mundur, czy nie, bo mieliśmy tu do czynienia z kryzysem lojalności. Mam też nadzieje że jest was tu więcej niż wy dwaj...
Jak to jest że Talsoiczycy żartują sobie nawet w takiej sytuacji? pomyślał.

Czekał na reakcję przybyszów, jednocześnie rzucając spojrzenia Na wszystkie potencjalne strony z których mógł przyjść atak.

//Nie wiem czy moje słowa są przed, po, czy w trakcie mówienia Sangre, ale zakładam że przed gdyż miał on być przez chwilę nieogarnięty. Ostateczna decyzja oczywiście dla MG//

VanRex - 17-06-2018, 19:08

Topór i ogień. Cóż za wredne połączenie. Przybysz coś powiedział, ale cóż to obchodziło Torresa w momencie, w którym walczył o swoje życie? Nic. Wrzasnął więc wręcz bitewnym wrzaskiem dając jakikolwiek upust bólowi.
Zabije, kurdupla i starca, zabije obu!
Siła zaklęcia pchnęła go w przód, opór Osta napierał w tył. A między tym wszystkim stał niczym w potrzasku Miguel. Lewą ręką chwycił drewnianą część topora Osta i pociągnął w swoim kierunku rozcinając sobie skórę jeszcze bardziej. Trudno, i tak sytuacja była beznadziejna, a nie miał już zbytnio siły biec dalej. Jeżeli Ost nie chciał oddać broni, świetnie, pociągnął go bardziej dociskając Miguela, jeżeli stary zaś puścił, to przynajmniej dostał dodatkową broń. Tak czy inaczej cel był jeden, sięgnąć ostrzem noża w prawej ręce najbliższego newralgicznego punktu na ciele Miguela, by jak najszybciej go unieszkodliwić.

Yarant - 17-06-2018, 20:07

Spudłował choć nie do końca. Nie minęła chwila i poczuł, że coś wyrywa mu siekierę z dłoni. Nie miał nawet dość sił, żeby o nią walczyć, zwyczajnie wyleciała mu z rąk. Swoją uwagę poświęcił pokojowi na drodze do, którego stał hobbit. Ost nie bacząc na nowe towarzystwo zaczął podążać w tym kierunku. Słyszał wszystko co inni teraz mówili. Słyszał, ale nie poświęcał tym słowom znacznej uwagi. Kuśtykając w jak najszybciej do swojej rodziny. Zauważył kątem oka Tylwina, wyglądał okropnie, na chwilę się zawahał. Jednak zaraz kontynuował chód. Przesuń się. Słowa choć nie wypowiedziane głośno, miały swoją siłę, a ukierunkowane były do druida. Jeśli hobbit się nie przesunie, starzec zwyczajnie się przez niego przepchnie. Jeśli mu się to uda, stanie na skraju wejścia, gotowy do ewentualnego odparcia ataku.
Rivus - 17-06-2018, 20:51

Ion wręcz zaśmiał się z dobrego kłamstwa nekromanty, a prawą ręką ścisnął mocniej sztylet, którego w każdej chwili mógł wyciągnąć szybkim, płynnym ruchem.
Sęk w tym, że Sangre miał skórzaną kurtę Tercji... i tamci też byli podobnie odziani.
- Jakbyście niezauważyli, Panowie, ten kłamliwy blondyn w Waszym uniformie to Sangre. Dezerter, nekromanta i zdrajca Panienki Tavar. - delikatnie się zawachał, wciąż wmawiając sobie, że prędzej zaufają temu gilipollas. - Proszę, Panowie. Zaufajcie mi i Merilowi. Przysięgam na Jedyną, że mówimy prawdę!

Omar - 17-06-2018, 20:58

Uklęknął, żeby uspokoić kota. Popatrzył na dziewczynkę wyglądającą spod łóżka, po czym zasugerował jej gestem, żeby wróciła pod łóżko, tam jest bezpieczniej.

Ranienie ludzi, i czerpanie z tego radości. To było dla niego nowe, lecz nie był pewny, czy to radość spowodowana zemstą, czy po prostu czysto psychopatyczna radość z powodowania krzywdy.

Hakan - 17-06-2018, 21:09

Stał w bezruchu. Mierzył wzrokiem nowe towarzystwo. Potem jeszcze raz przejrzał stare.
Brwi podniosły mu się gdy usłyszał blondyna.
Wszystko działo się szybko. Wszytko oprócz myśli. Te powolnie płynęły w jego głowie, w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą rozbrzmiewał miękki kobiecy głos...
Elf dobrze myślał, ale widok krasnoluda na skraju wytrzymałości zniechęcał Hektora do pokojowego rozwiązania. No dobra.
Młody też dobrze mówi.
-Caballeros, -lekko kiwnął głową w stronę obu panów- chwała panience Tavar, nazywam sie Hektor Ocampo, jestem agentem SSW, działałem tu pod przykrywką, jako przemytnik. Również pod rozkazami Imiry. Niestety chyba nie mieliśmy okazji się poznać, czego w zaistniałej sytuacji bardzo żałuję. -Spojrzał na zakapturzoną postać z niepewnością, po czym przerzucił wzrok na krwawiącego krasnoluda. Czekał. I pomyślał:
Gdzie ja miałem resztę broni?

Mikes - 17-06-2018, 21:30

Spokój jest trudny gdy ktoś próbuje cię zabić.
Miguel starając się odzyskać dystans od Torresa wyprowadza pchnięcie lufą samopału w żebra przeciwnika. Po pchnięciu będzie próbował się wyślizgnąć prawą stroną. Ruch za ciosem. Gdy uzyska dystans będzie starał się zaprzestać walki, lecz pozostanie gotowy do obrony.

Leite - 18-06-2018, 16:07

Przybysze patrzyli na Was, kiedy kolejne osoby wypowiadały kolejne słowa.
- Zakładam, że zostaliście tutaj wysłani przez Imirę. - odezwał się słabo Ion. - Więc przydajcie się na coś i pomóżcie mi rozdzielić te organiczne kupy mięsa...
Mężczyzna w kapeluszu skrzywił się. Miał czerwoną skórę dookoła oczu, jakby z niewyspania. Twarzy tego w kapturze nie było widać.
W tym samym czasie niemal synchronicznie zaczął mówić Meril.
-Nazywam się Meril'oarni z rodu Haro i jestem członkiem ekspedycji która opuściła obóz z rozkazu Lorda Komandora Kethrena a którą dowodziła Imira. Jeśli tylko pomożecie mi nie wykrwawić się na tej podłodze i nie pozwolicie temu Nekromancie... - tu elf przerwał na chwilę, by dojrzeć powoli otrząsającego się Sangre.
-...mnie dobić. To postaram się wszystko wyjaśnić. Proponuje też nikomu nie ufać nie ważne czy nosi wasz mundur, czy nie, bo mieliśmy tu do czynienia z kryzysem lojalności. Mam też nadzieje że jest was tu więcej niż wy dwaj...
Mężczyzna bez kaptura ruszył w kierunku Miguela i Torresa. Wciąż miał wyciągnięty rapier, ale powoli go opuścił, patrząc na przepychających się mężczyzn.
Wówczas zaczął mówić nekromanta, dość słabym głosem, ale wciąż słyszalnym.
- Sława Panience, i wam żeście się pojawili. Ten w kapeluszu się rzuca na naszych, zdradziecki kundel! Elf i agent są z nim.
Kapelusznik uniósł dłoń w rękawiczce i ułożył ją tak, jakby miała symbolizować szpony. Następnie szybko poruszył nią do przodu. Niewidoczna siła popchnęła Miguela i Torresa, popychając ich i wytrącając z równowagi. Ciosy obu nie trafiły w cel, a mężczyźni upadli koło siebie, pod nogami Osta.
- Jakbyście nie zauważyli, Panowie, ten kłamliwy blondyn w Waszym uniformie to Sangre. Dezerter, nekromanta i zdrajca Panienki Tavar. Proszę, Panowie. Zaufajcie mi i Merilowi. Przysięgam na Jedyną, że mówimy prawdę! - odezwał się Ion, patrząc na sytuację.
Mężczyzna w kapeluszu spojrzał na chłopaka, ale to ten w kapturze się odezwał, patrząc na pełznącego Merila.
-Tak, oarni. Przybyliśmy z odsieczą. Nie masz się czym już martwić.
-Caballeros.- odezwał się Hektor. - Chwała panience Tavar, nazywam sie Hektor Ocampo, jestem agentem SSW, działałem tu pod przykrywką, jako przemytnik. Również pod rozkazami Imiry. Niestety chyba nie mieliśmy okazji się poznać, czego w zaistniałej sytuacji bardzo żałuję.
Na dole rozległy się kolejne kroki. Usłyszeliście również inne szelesty, niedbałe poruszenia za oknem, przez które kiedyś weszła Imira. Dwaj mężczyźni zdecydowanie nie byli samotni w tej okolicy.

Wszyscy styryjczycy
Mężczyźni mieli na sobie mundury Tercji, lecz nieoznakowane. Na pewno nie była to Czarna Tercja, a w każdym razie nie dało się tego dostrzec.

Hektor
Widziałeś, że nie mają oznaczeń Czarnej Tercji. A zatem musiałby to być wywiad. Tylko że...Jedyną operacją SSW w okolicy była Birka. Oni w niej udziału nie brali. Zacząłeś powolnie się zastanawiać, patrząc na tych ludzi.
Ten w kapeluszu odwrócił się od Ciebie, idąc do walczących, zatem nie widziałeś go zbyt dobrze, ale udało Ci się w miarę dobrze przyjrzeć temu w kapturze. Patrzył na Merila, jego głos był spokojny, opanowany. Gdy uniósł na chwilę głowę, zobaczyłeś jego ponure oczy. Wyglądał na upiornie niewyspanego. Czerwona skóra dookoła oczu, zacięte spojrzenie.

Ion
Widziałeś, że w kierunku pokoju Osta oddala się białowłosa postać, ale skupiłeś się na przybyszach.
Mężczyzna w kapeluszu patrzył na Ciebie. Miał czerwoną skórę dookoła oczu, a jego wyraz twarzy był dość niepokojący, jednakże wiele osób działających w wojsku w którymś momencie zaczynało wyglądać przerażająco, chociażby jak Torres. Styryjczyk się uśmiechnął krzywo, a oczy mu błysnęły. Potem odwrócił wzrok.

Helianthus

Na korytarzu przewrócili się walczący za sprawą mężczyzny w kapeluszu, który póki co się nie przedstawił. Następnie spojrzał on w kierunku Iona. Popatrzył na niego przez chwilę, a potem spojrzał prosto na Ciebie. Wydawało Ci się, że już go gdzieś widziałeś...Niedawno. Przez chwilę. Być może. Jakby wspomnienie. Nie wiedziałeś.
Kot miauknął cicho. Podszedł się łasić.

Ost
Stanąłeś w środku wejścia do pokoju. Pod Twoimi nogami wylądowali walczący, mężczyzna użył jakiegoś rodzaju magii, by ich powstrzymać. Za Tobą z ziemi podniosła się Twoja córka, która stanęła za Tobą, drżąc cicho i obserwując sytuację.

Miguel & Torres

Mężczyzna w kapeluszu wyciągnął ku Wam rękę, a niewidzialna siła Was popchnęła na ziemię. Obaj upadliście na plecy, Miguel wylądował trochę na Torresie, nie uderzyliście głowami o nic, lecz Wasze głowy znalazły się pod stopami Osta.

Sangre
Żaden z przybyszy nie spojrzał na Ciebie. Natomiast za oknem pojawił się kolejny cień. Do wejścia do pokoju szykował się kolejny obcy człowiek, przynajmniej go nie rozpoznawałeś. Miałeś jakieś...5 sekund, zanim znajdzie się koło Ciebie. Oczywiście, jeżeli zechcesz reagować.


Następny odpis we wtorek, kolejny w czwartek, a ostatni w sobotę. Nie przewiduję opóźnień.
To, co teraz napiszecie, będzie się działo prawdopodobnie jednocześnie z ruchami, które będą wykonywać przybysze (jakby nie stoją i nie czekają na wasze ruchy, jak wcześniej).

Rivus - 19-06-2018, 17:13

Ion zrobił się trochę nerwowy. Pierwszy raz widział, żeby Czarna Tercja używała takiej magii...
...ale może to jakieś oddziały specjalne, czy coś...
W odpowiedzi na wzrok mężczyzny w kapeluszu, uśmiechnął się. Chociaż jego uśmiech musiał wyglądać jak nieudolny grymas.
- Nie wyglądają Panowie na wyspanych. - zagadał. - Ale są... - zawachał się widząc stan domu. - ...a przynajmniej były tutaj łóżka.
Coś jest nie tak. Coś jest cholernie nie tak...

VanRex - 19-06-2018, 22:26

Bolało. Piekielnie bolało. Plecy Torresa wołały o chwilę przerwy, ale nieszczęśliwie Miguel wylądował częściowo na nim, wywołując jeszcze większy przypływ bólu. Na domiar złego akcja na chwilę się uspokoiła i odezwała się rana, którą sobie zrobił na boku. A do tego wszystkiego krwawił, po prostu cudownie. Potrzebował przerwy, chociaż chwili aby regeneracja mogła działać. Rozcięcie powinno przestać wypuszczać krew stosunkowo szybko, a ból przypalonej skóry, mimo że dotkliwy, za ileś minut będzie tylko niewygodną przeszkodą. Teraz miał na głowie inne zmartwienia, dużo bardziej niepokojące. Przybysz nie inkantował, a jednak szybko położył i jego i Miguela. Niedobrze
Tak czy inaczej nie było sensu się mu przeciwstawiać, co najmniej dwójka świeżych przeciwników to zdecydowanie za dużo jak na jego aktualny stan. Najpierw walka na placu, potem pościg, potem przepychanki w chatce. Jedyne pocieszenie w tym, że wszyscy pozostali przeciwnicy oprócz Miguela powinni przy nim zdychać z wycieńczenia. Marne, ale zawsze pocieszenie.
Tak czy inaczej czasami trzeba przestać walczyć, by móc walczyć dalej. Logiczne. Dlatego też Torres puścił swój arsenał, by zepchnąć z siebie Miguela
-Złaź ze mnie, albo zaraz dokończę cię zabijać - Mówił trochę przez zęby, ale wciąż wystarczająco zrozumiale.
Banda durniów, założyć Styryjski kapelusz i od razu dowiesz się, że ten jest Agentem, a ten od Kethrena...
Nawet nie wiedział czemu o tym pomyślał. Zdradził swój oddział, a i tak był zawiedziony jak łatwowiernie wszystko powoli paplali.
Nieistotne. Istotniejszym było kim ci ludzie są, od kogo i po co. Dlatego też jeżeli udało mu się zepchnąć Miguela miał zamiar wstać i nie stawiać już większego oporu, bo to i tak nie miało większego sensu.

Rivus - 19-06-2018, 23:06

Helianthus (za zgodą Domińczaka)
Nie mógł sobie za nic przypomnieć skąd pamięta przybysza, ale coś mu dzwoniło...
Kot miarowo ocierał się o nogi.
Hobbit kucnął i kontynuował głaskanie zwierzęcia.

Elf - 20-06-2018, 12:04

Gdy usłyszał słowa Styryjczyka Odetchnął z ulgą i uśmiechną się trochę szerzej, czego natychmiast pożałował gdy odezwała się rana w boku. Zaklął cicho pod nosem po czym podciągnął się na prawej ręce tak by oprzeć się o ścianę w pozycji siedzącej. Proces ten zaowocował dodatkowymi kilkoma sekundami bólu przez który aż syknął. Podciągnął koszulę by zobaczyć ranę. Wyglądała dość paskudnie. Wąska długa linia pokryta ciemną krwią. Zmarszczył czoło. Nie umiał leczyć, ale widział w życiu dość ran i rannych by wiedzieć że taka rana może być bardzo groźna. Przyłożył do rany wewnętrzną stronę swojego płaszcza, by choć trochę zatamować krwawienie, po czym odwrócił się do reszty i powiedział - przydała by mi się z tym pomoc...
dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego że poczuł się chyba trochę zbyt bezpiecznie. Dookoła niego nadal stali przeciwnicy, a ten który odpowiadał za dziurę w jego brzuchu stał zaledwie kilka kroków od niego...

Dlatego też zaczął znowu spoglądać w kierunku przeciwników by móc jakoś zareagować na ewentualny atak.

Hakan - 20-06-2018, 20:04

Zobaczymy jak wyjdzie mi granie w otwarte karty
Coś jest tutaj nie tak, ale po szmerach chyba nie mam dużego wyboru. Obmyślał co zrobić w jakiej sytuacji. Ciągle stał w lekko defensywnej pozycji.
Złaź ze mnie, albo zaraz dokończę cię zabijać - A Hektor prawie by o nim zapomniał, ale nawet czarna tercja miałaby trudności z pokonaniem dwóch w takim stanie.
Na sekundę zmrużył oczy. I rozważył wyjścia z tej sytuacji.
Jeśli krasnolud zdecyduje się go zaatakować, wyjmie nóż zza pasa i wykona szeroki atak, aby możliwie zranić śmiertelnie. Jeśli goście zdecydują się zaatakować, pochylony doskoczy do najbliższego okna, potem się zobaczy. Jeśli zostanie zaatakowany w ten sposób, co Miguel i Torres to postara się jak najszybciej wstać i wyjąć nóż.

Paskudnie wyglądał ten zakapturzony Styryjczyk. Chociaż, może samemu agentowi zdarzało się wyglądać gorzej. Na razie albo mamy cholerne szczęście, albo właśnie tutaj umarliśmy.

Mordrim - 20-06-2018, 21:01

Stałem jak wcześniej nim dwaj styryjczycy runęli na ziemię. Wiedziałem że atak będzie samobójstwem wiec postanowiłem nadal czekać w pozycji obronnej. Miecz trzymałem tak mocno jak tylko mogłem by tylko mi nie wypadł z ręki. Coś było nie tak z tymi dwoma przybyłymi i ja to czółem. Nie wiedziałem co chcą robić dalej i nawet się nie spojrzałem za tym co mnie minął. Patrzyłem na Hektora i tego co stał przy schodach nie spuszczając z nich oka. Oddech starałem się wyrównać i uspokoić myśli. Powoli pode mną tworzyła się mała kałuża krwi która skapywała z mej rany brodząc na nowo już obdarte ubranie. Tunika nadawała się już tylko do wyrzucenia a kilt był splamiony krwią. Ból nadal był silny lecz starałem się wytrwać w tym impasie. ,,Nie upadnę z wycieńczenia" powtarzałem sobie w myślach. Teraz pozostało nadal czekać na reakcje innych. Jeśli ktoś mnie zaatakuje będę się bronić. Gdyby ktoś chciał mnie od tyłu złapać to spróbuję wbić mu miecz w brzuch lub przerzucić go przez bark bu upadł prze de mna. Jeśli atak nastąpi od przodu to będę się go starał sparować.
Deft - 20-06-2018, 23:29

/U Sangre za dużo się nie zmienia - nadal trzyma miecz w gardzie przed sobą, lewą ręką osłania kark i szyję. W tej turze jeszcze nie próbuje wstać, więc można powiedzieć że czekam na rozwój sytuacji./
Leite - 21-06-2018, 08:33

(zaznaczam, że nie widzieliście oznaczeń Czarnej Tercji)
Obcy w kapeluszu uśmiechnął się do Merila.
-Oh, tak, już Ci pomagam. Poczekaj sekundkę.
Przeszedł trzy kroki w kierunku elfa, po czym kontynuował wywód.
-Znaleźliśmy się tutaj z powodu rozkazu od delegata styryjskiego i zwierzchnika wywiadu Durgha, zwanego Prorokiem.
Zmrużył oczy.
Z dołu weszli kolejni dwaj ludzie, z bronią w gotowości. Przez okno w rozwalonym pokoju wskoczył do pomieszczenia kolejny.
Mężczyzna kontynuował, wyciągając zza paska pistolet skałkowy, po czym wycelował go między oczy elfa. Pozostali obcy również wyjęli pistolety skałkowe. Facet w kapturze ujął na celownik Hektora, jeden z nowoprzybyłych na schodach skupił się na Ionie, kolejny wycelował w kierunku Miguela.
-Rozkazy brzmiały: IDZIEMY W IMIĘ SZAKALA! - wrzasnął mężczyzna w kapeluszu, po czym się roześmiał krzywo.
Jednocześnie ostatni z obcych na schodach podszedł do Thorgrima, chwycił go mocno i szarpnął w kierunku pokoju Osta, prowadząc go. Ten, który wlazł przez okno sposobem Imiry, znalazł się przy Sangre i chwycił go pod ramiona, podnosząc na nogi. Nawet nie chcieli słuchać wyjaśnień.
I kiedy wydawało się, że sytuacja jest wystarczająco napięta, za oknem rozległo się parskanie koni. Styryjczycy na piętrze popatrzyli po sobie, lekko zmieszani. Kolejne dwie osoby wlazły po schodach. A wówczas rozległ się dźwięk ciała, spadającego prawdopodobnie z dachu na ziemię oraz ostrzegawcze krzyki.
Człowiek w kapeluszu odciągnął kurek, chcąc dokończyć dzieła.
I wtedy przez okno wleciała strzała, wbijając się w ramię niedoszłego zabójcy. Ten zupełnie nie zwrócił na to uwagi, tylko warknął ze złością i wyszarpnął przedmiot.
Jednocześnie na dole rozległ się huk i seria stukotów - zupełnie jakby ktoś właśnie wjechał koniem na parter.
Przybysze zaczęli działać bardzo szybko. Kapelusznik otrząsnął się i porzucił zabijanie Merila na rzecz podejścia do Torresa i Miguela wraz z resztą swoich ludzi, którzy wciąż mieli na celowniku swoich przeciwników. Ci, którzy podnieśli Sangre i Thorgrima, byli już przy drzwiach największego pokoju.
Mężczyzna w kapturze spojrzał na Osta, znajdując chwilę na skupienie pomimo okrzyków coraz większej ilości ludzi, zajmujących dolne pomieszczenia.
-Szakal usłyszał Wasze prośby. Oto zapłata.
Po czym wycelował naładowany pistolet w głowę córki mężczyzny i wypalił. Wnuczka Osta wrzasnęła. Kobieta padła martwa. Inny człowiek z oddziału chwycił Osta i szarpnął go, bez względu na jego reakcję.
Wówczas z dołu rozległ się znajomy ryk.
-W IMIĘ MODWITA! Paladyni, do mnie!
Tergor dar Toller, bo to jego głos było słychać, najwyraźniej zmierzał po schodach na górę. Najwyraźniej nie będąc samym.
Słudzy Szakala chwycili Osta, Tylwina, Silanę i Torresa, odsuwając brutalnie na bok swoich przeciwników i celując do nich, a mimo to wciąż obierając za cel pokój Ostergarberda. Wnuczka Osta pobiegła za nimi.
-Ewakuacja. Natychmiast. - warknął ten w kapturze. Synchronicznie odezwał się Toller.
-Jeśli teraz porzucicie Szakala, zostanie Wam wybaczone! - równocześnie z tym tekstem pojawił się na schodach w otoczeniu tarcz z symbolem gwiazdy. Paladyni zaczęli osłaniać swoich na piętrze, w razie gdyby ktoś planował jednak zadać cios. Zaczęli od Merila.

Elf - 22-06-2018, 14:11

Wszystko działo się bardzo szybko. Gdy zajrzał w lufę pistoletu przez jego ciało przewaliła się fala gorąca. Strach w najczystszej postaci.
W czasie walki nie myśli się o śmierci, bo nie ma na to czasu, ale teraz gdy leżał na podłodze i patrzył nie widzącymi oczami na celującego w niego mężczyznę, przez mózg przeszła mu fala obrazów z jego życia.
W następnej chwili wleciała strzała, która wyrwała go z odmętów własnej pamięci, a jego niedoszłego zabójce wybiła z rytmu.
Następne wydarzenia jakoś obeszły pamięć Merila gdyż jego mózg zwolnił jak nigdy przedtem. Ludzie krzyczeli... "Styryjczycy" zbierali ludzi i przepychali ich do pokoju... wpadł Tergor i jego paladyni... Skąd on się tu wziął? Przed Merilem ustawiło się kilku ludzi z tarczami, a on patrzył bezwiednie na ich plecy, choć ich nie widział, dokładnie w to samo miejsce gdzie chwilę temu stał celujący do niego poplecznik Szakala. Jedyna myśl która rozchodziła mu się po podświadomości to : ...Znaleźliśmy się tutaj z powodu rozkazu od delegata styryjskiego i zwierzchnika wywiadu Durgha, zwanego Prorokiem. Rozkazy brzmiały: IDZIEMY W IMIĘ SZAKALA!... Durgha, zwanego Prorokiem... IMIĘ SZAKALA!
Przypomniał sobie papiery które pokazywał mu Balwdin. Te w których były nazwiska podejrzanych o konszachty z Eskhara. I przypomniał sobie również znajdujące się tam nazwisko "Prorok Durgh"
Czyli jednak...- wymamrotał cicho

Deft - 23-06-2018, 18:03

Nadal bacznie obserwując swoich przeciwników, żeby zareagować w przypadku ataku, Sangre podążał za inicjatywami przybyszy. Kim byli i skąd się wzięli było intrygujące i jeszcze im nie ufał, ale na pewno są lepszą alternatywą niż Tergor i Modwitowcy.
Hakan - 23-06-2018, 21:01

Szybkim ruchem wyciągnął koleiny nóż i rzucił nim celując w rękę trzymającą samopał mierzący w agenta.
Nie spuszczając z oczu przybyszy przesunie sie w kierunku tarczowników. Załaduje samopał i odda strzał w stronę Thorgrima (jeśli ten będzie widoczny, jeśli nie to najbliższego wroga, jeśli i tego nie będzie to strzeli w ziemie)
Obrzucił zmęczonym spojrzeniem paladynów.
O panienko Tavar, pozwól nam wyjść z tego cało...

Rivus - 23-06-2018, 23:02

Mózg Iona ledwo co ogarnął sytuację dookoła.
Oni byli od Szakala – to jeszcze mógł zrozumieć. Potem nagle wpada strzała. Huk. Rozprysk krwii z głowy córki Ostergarberda. A na końcu głos Tergora dar Tollera, który w następnej chwili wpada ze swoimi paladynami i zasłania Merila.
Skąd… on… tutaj?
Otumaniony Ion nie poruszył się w pierwszych pięciu sekundach od nadejścia wyznawców Modwita.
Potem zgrabnymi ruchami wycofał się za mur tarcz, zdjął z pleców łuk, wyciągnął z kołczanu strzałę.
Naciągnął ją i trzymał wycelowaną na Sangre...

/Tak, wiem, że po czasie. Do oceny MG czy zalicza :) /

Leite - 24-06-2018, 12:27

Paladyni zajmowali kolejne pozycje. Osłaniali Merila, Hektora oraz Iona i przesuwali się stopniowo w kierunku uciekających sługów Eshkara. Równe gwiazdy na czołach i tarczach, jednakowe miecze paladynów przywracały spokój. Był to pewien sojusznik, zwłaszcza, że sam Wielki Mistrz przybył z odsieczą dla pościgu.
Najwyraźniej Imira spełniła swoje zadanie.
Na szczęście żaden z uciekającej grupy nie postanowił atakować. W przeciwieństwie do osób chowanych za tarczami paladynów.
Hektor rzucił nożem rękę celującego do niego mężczyzny, który zaczął się ewakuować z resztą swoich ludzi. Na nadgarstku mężczyzny pojawiła się ciemna pręga, ale nie wydawał się zbytnio tym przejmować. Nóż wylądował na ziemi. Potem agent SSW strzelił. Niestety w ziemię, za dużo paladynów było przed nim. Pocisk przebił podłogę.
Natomiast Ion zdjął łuk i wycelował.
Cięciwa brzęknęła. Jeden z paladynów jęknął i opuścił rękę z mieczem. Z barku sterczała mu opierzona strzała. Sąsiadujący z chłopakiem paladyn wytrącił mu łuk z ręki, ale nie wypowiedział ani słowa.
Tergor ponownie krzyknął, uderzając w tarczę i goniąc znikających w pokoju tajemniczych Styryjczyków, ciągnących ze sobą rannych. Jeden z sługów Eshkara pochwycił wnuczkę Osta, kolejni szybko przesuwali się w stronę okna.
Kiedy paladyni tam dopadli, o ziemię została rzucona jakaś fiolka. Powietrze wypełniło się gęstym dymem. Dosłownie nic nie było widać. Słychać było jakieś odgłosy, jakby grupa wychodziła przez okno. Ktoś jęknął, lądując na ziemi.
Paladyni rzucili się do przodu.
Nie zdążyli. Dym był najwyraźniej duszący, ponieważ zaczęli kasłąć. Niektórzy musieli wypaść z pokoju, by złapać oddech. Inni charczeli, opierając się o ścianę.
Gdy powietrze jako tako się oczyściło, dar Toller dopadł do okna i zaklął.
Grupa uciekających znikała w lesie. Dało się dostrzec jasne włosy Silany, gruby warkocz Sangre, migające sylwetki Tylwina, Osta i młodej dziewczyny, a także wyjątkowo wysokiego żołnierza pozbawionego kapelusza.

To koniec sesji. Otrzymacie jeszcze post scriptum na waszych grupach.
Dziękuję Wam wszystkim za grę. Było mi miło, mogąc być waszym MG.
Sława,
Leite

Indiana - 27-06-2018, 00:47

Ponieważ nikt z graczy tego nie napisał, choć minimum kultury tego wymaga, to zrobię to ja.

Leite, ogromne podziękowanie za Twoją pracę i fantazję, za zaangażowanie w sesję, za ogrom wysiłku, jaki włożyłaś w pisanie i koordynowanie tekstów.
Bardzo Ci dziękuję tak jako szef Silbera, jak i przez chwilę jako uczestnik gry.
Podziwiam Twoj zapał i chęci, a także profesjonalizm, bo chciaż robiłaś to pierwszy raz, pisałać to prawdziwie fachowo, starannie, porządnie. Nie mówię, że bezbłędnie, ale nikt nie jest bezbłędny.
Mam nadzieję, że też nienajgorzej się bawiłaś.
Dziękuję :)

Rivus - 27-06-2018, 01:44

Napisali na grupie. ;)
VanRex - 27-06-2018, 11:21

Od siebie mogę dodać jedynie podziękowania dla Indii za wspólną grę i prowadzebie tej zgrai na początku rozgrywki, bo rzeczywiście nie miała okazji ich usłyszeć/zobaczyć : - ). Reszta moich mało wylewnych podziękowań padła na grupie, więc misie wiedzą, że pomimo kilku zgrzytów i rozwleczenia rozgrywki zabawa z nimi była przyjemnością, a Leite poradziła sobie bardzo dobrze w roli mistrza gry, za co spalony kapelusz z głowy. No i grupo przeciwna/moja nowa grupo. Liczę na pomyślną współpracę. Pozdrawiam serdecznie : - )
Rivus - 27-06-2018, 12:46

W takim razie może się tutaj rozwinę, jako że ogarnąłem moje wszystkie uczniowskie obowiązki.
Leite - Właściwie jest to moje jedyne RPG, które MG doprowadził do końca. Dziękuję bardzo za to, że kazałaś nam odpisywać regularnie, bo inaczej by z tego nic nie wyszło (i tak rozwlekliśmy to na 8 miesięcy!). Nie mam chyba nic do dodania - Dziękuję za Twoje poświęcenie, bo wiem ile czasu musiałaś dla nas przeznaczyć. Wyszło naprawdę super. :)
Indiana, Mikes, Kostek, Tiru, Domińczak, Tergor - Dziękuję Wam drużyno. Bardzo dobrze mi się z Wami grało. Naprawdę. Mam nadzieję, że nasze postaci jeszcze będą miały okazję się spotkać (może na jakimś larpie? ;) ). I wciąż mi smutno, że Torres zdradził, bo w tamtym momencie padł już kompletnie najlepszy oddział Czarnej Tercji ever. :(
Piotrek, As, Mordrim, Nikodem (bo Ost chyba też tu się zalicza), Deft - I drużynie przeciwnej też dziękuję. Za to, że potrafiliście nas nieźle zaskoczyć w wielu momentach i nie mogliśmy się poczuć bezpiecznie, nawet jak Was położyliśmy.

Jeszcze raz dzięki wielkie za grę. Będzie mi trochę brakowało odpisywania w pośpiechu, w tramwajach, w autobusach i w moim pokoju na ostatnią godzinę.
Do zobaczenia na turnusach. :)

Indiana - 27-06-2018, 14:20

Zatem cieszę się, że się myliłam co do Waszych reakcji.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group