Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Przygoda #24.a
Autor Wiadomość
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 03-04-2015, 07:54   

Nie. Nawet o tym nie myśl.
Zatoczył się lekko. Część ciała miał lekko bezwładną po uderzeniu wyładowania, błędnik szalał, wzrok nie potrafił skupić się na niczym.
Uniósł ją na rękach, była lekka jak piórko. Pachniała sierścią vogherna, krwią i zmęczeniem. I jodem, zapachem magii.
Jak przez mgłę usłyszał głos Ylvy:
- Tam coś się dzieje... Pościg idzie za nami. Keithen! Oprzytomniej! Emilia...

Nie widział, jak Styryjka niemal na siłę ciągnie za sobą odrętwiała magiczkę. Było coś w tym, co mówiono wśród gwardii o Ylvie - że nie ma serca, tylko poczucie obowiązku. Tak bardzo rozumiał w tej chwili magiczkę. I tak bardzo nie chciał dzielić z nią tego uczucia.
- Keithen! - głos agentki sprawił, że na chwilę zapanował nad sobą. Zrozumiał intencje. Przyklęknął tak, żeby plecy dziewczyny nie zahaczały o nic. Ylva przyklękła obok.
- Potrzebujemy chwili czasu, nie możemy nieść rannych! El...? - Ylva spojrzała na elfa, zastanawiając się, czy znów się obruszy na to zdrobnienie. Przecież w końcu nie umarli w tamtym kręgu, więc deklaracje mogły się nie liczyć - Cokolwiek przejdzie przez tę stertę gruzu... Spal to! - odetchnęła, widząc, jak unosi dłonie do zaklęcia - Nie mam nic poza zasklepieniem - powiedziała, skupiając się na Convolve - Jeśli grot uszkodził narządy wewnętrzne... - skup się, pomyślała. Skup się. Płuca. Oddycha, więc całe. Nie świszcze, przy ranie nie ma piany. Wszedł blisko kręgosłupa, ale odruchy działają, więc nie przeciął. Zgrzytnął o żebra, ale to nic. Wyszedł przodem. Serce - bije. Mógł przebić aortę, albo tętnicę płucną, przejść powyżej serca, pomiędzy płucami. Wyjęła nóż i starając się możliwie mało poruszać brzechwą złamała zakrwawiony koniec. Wyjęła z kaletki ostatni eliksir zasklepienia, złapała w zęby za korek.
- Keith - spojrzała na pobladłego gwardzistę - Pomóż. Módl się. Ale przede wszystkim wyciągnij powoli brzechwę, jak powiem. Eliksir musi się dostać do wewnątrz natychmiast, jak cofnie się drewno. Zanim pójdzie krwotok... - tak, modlitwa to dobry pomysł, pomyślała - Raz...- przygotowała dłoń tak, żeby palcami rozciągnąć ranę, a prawą ręką wlać eliksir - Dwa... - przełkneła ślinę - Trzy!
Keithen szarpnął brzechwę, krew buchnęła szybciej niż Ylva zdążyła się zorientować, ale na siłę wcisnęła palce w ranę i wlała eliksir, zacisnęła, przytrzymując zwiniętym kłębkiem ubrania.
- Bandażuj! - rzuciła, oddychając ciężko, jakby przeprowadziła co najmniej udaną kraniotomię. Krwotok ustawał. Eliksir działał. Convolve żyła.
Keithen delikatnie zabandażował ranę i czekając na pozostałych przytulił uzdrowicielkę, szepcząc słowa modlitwy i przesyłając wzmocnienie.
Przy którym o mało nie zemdlał.
Ale zaraz obok leżał voghern, który do tego nie dopuścił.


Pierwszy cios Cadana rozciął głęboko jamę brzuszną, jelita i żołądek. Przytrzymując desperacko ranę Sefii próbowała kontratakować, ale cios trafił w próżnię, Laro uniknął go bez problemu. Drugi cios zadał nieco od niechcenia, tego znów ona niemal uniknęła, przejechał tylko po ramieniu. Trzeci poprawił staranniej, ciosem od dołu. Rozciął udo przecinając tętnicę aż do kości miednicowej. Upadła.
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami przez ostatnie dwadzieścia sekund życia.
Skupieni na leczeniu rannych nie dostrzegli tego, co się stało z Sefii. Dopiero, kiedy mieli ruszyć dalej, wzrok padł na Cadana, siedzącego w pozycji, o której wiedzieli, że może z niej zaatakować w ułamku sekundy.
- Próbowała mnie zabić - skłamał. Wiedzieli, że kłamie. Mogli pozbawic się sojusznika i sprawnego miecza tuż przed szansą na ratunek. Albo udać, że mu wierzą.
- DLaczego? - wybrnął Elidis pośrednim pytaniem.
- Nie wiem. Zapytałem ją o pieczęć - odparł Laro. Pozostali spojrzeli po sobie.
- Pochowajmy ją w tych piaskach... - mruknął Roderyk - Była zbyt dobrym wojownikiem, zeby ją zostawiac tym dzikusom.
Przytaknęli gorliwie, łapiąc się tej malutkiej szansy rekompensaty swojej obojętności.

Nem miała pęknięte bębenki. W porównaniu z obrażeniami pozostałych, trafionych piorunem wyszła na tym nieźle, z tym że nic nie słyszała.
- Bębenki odrastają - mruknął Elmeryk, pomagając jej wstać. Uśmiechnęła się, sądząc, ze to coś miłego.
Uśmiechała się, po raz kolejny wzmacniając Calida i Gotarda. Uśmiechała się nawet wtedy, kiedy po trzecim rzuconym zaklęciu zrozumiała, że grot, który wbił się w ciało Ysgarda, spowodował zapalenie otrzewnej i bardzo ciężko będzie go z tego wyciągnąć. Uśmiechała się, bo wiedziała, że kiedy przestanie się uśmiechać, zacznie płakac, a wtedy już nikogo nie uzdrowi i nikomu nie pomoże. A ona bardzo chciała pomóc.

- Emilia... - głos Ylvy dotarł do umysłu magiczki z delikatnością siekiery, uderzającej w pień - Musimy iść.
Ofiryjka spojrzała na nią wzrokiem, po którym Ylva się cofnęła.
- Emilio... wstań, proszę - powiedziała łagodniej - Pościg idzie za nami...
- I co...?
Styryjka westchnęła. Rzadko brakowało jej słów. Walczyła przez chwilę ze sobą, czy nie pociągnąć jej siłą, ale wybuch jej gniewu groził zawaleniem tunelu na głowy.
Nie potrafiłam go uratować. Nikogo nie potrafiłam uratować...
Kilka metrów dalej kolejne wzmacniające zaklęcie Nem sprawiło, że otworzył oczy. Poraniona, zasiniała twarz nie wyglądała już tak, jak wtedy w karczmie. Wieki temu. Trzy dni temu. Cierpienie i rany podkrążyły oczy, przygarbiły go, ale nie zgasiły światła w spojrzeniu. Stojący obok Merren z niedowierzaniem pokręcił głową, widząc stan przyjaciela. Calid mrugnął do niego z bladym uśmiechem.
- Gwardia się nie poddaje - wychrypial ledwie słyszalnym głosem. Merren roześmiał się cicho.
- Gwardia nie umiera - sparafrazował jedno z bojowych haseł formacji - Ewentualnie idzie do piekła, by przegrupować tercje.
Po chwili dopiero dostrzegł, na co patrzy gwardzista. Podążył za jego wzrokiem. Calid spróbował podnieść się, niemal wrzasnął, gdy podniósł się do pionu, ale wsparty o ramię Merrena utrzymał się na nogach.
- Czy ona...?
- Nie, stary - mruknął w odpowiedzi - Nie przyszła tu po ciebie. Uratowała nam dupy do spółki z tamtą uzdrowicielką. Ale poległ jej facet.
Calid z niedowierzaniem pokręcił głową. Ból poranioniego ciała chwilowo przestał dokuczać, zostało tylko wspólczucie.


Nad brzeg jaskini z lotnymi piaskami dotarli po kilku minutach. I zrozumieli, że są w pułapce. Z mostu zostały resztki, po których przeszedłby może tylko Lothel.
Emilia ledwie trzymała się na nogach.
Tym razem to tez było wspólne zaklęcie, Elidis roztopił krzemowe drobinki, spajając w jedną mocną całość to, co Emilia scalała zaklęciem. Elf nie rozumiał, czemu ona płacze, recytując pierwiastki.

Most utrzymał się. Nie mieli czasu zastanawiać się nad jego stabilnością. Tuż za nimi pojawił się jaguar. A za nim wojownicy.
Gdy potem próbowali przypomnieć sobie, jak wydostali się spod ziemi, cały ten szalony rajd ucieczkowy zlewał się w jedną całość, zdeterminowaną przez przemożne pragnienie zobaczenia znów słońca. To było jedno pasmo walki. Walczyli naprzemian, Styryjczycy i Wergundowie, wspomagani morderczą magią Elidisa i mieczem Cadana. Im bliżej byli powierzchni, tym bardziej zapamiętywali się w tej walce.
Kolejne kawerny, korytarze, rozstaje, gdzie po raz niepoliczalny rozstawiali szyki, zabijali wrogów, uzdrowicielki kosztem własnego zdrowia leczyły rannych i szli dalej. Dalej. Do słońca. Do domu.

Convolve zapamiętała tylko jeden moment.
I zapamiętała go już na zawsze, bo zmienił wszystko czym była i co planowała.
Gdy dotarli do obszernej, zamglonej pieczary, zrozumieli, że to tu. W nozdrza rzucił się zapach mchu i ściółki. Światło, dobiegające zzewnątrz nie było światłem fluorescentów. Szum, który słyszeli, to był wiatr.
Rzucili się ku górze niemal na wyścigi, pomagając wyjść rannym.
Ona została.
Spojrzała na niedźwiedzia.
Na powierzchni światło, nie lubisz, wiem. Teraz trzeba rozdzielić stado.

Zaprzeczenie.

... Wiem. Mi też jest szkoda. Ale ty musisz wrócić do swoich i ja do swoich. Tak trzeba.

Zaprzeczenie.

... Nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej. Musimy...

Pokraka mówi, pokraka mądra, głupie mówi. Stado niemożliwe osobno. Stado zawsze. Zawsze-zawsze. Aż do już-nie-być.

... Ale ja nie mogę żyć pod ziemią.

Ale on może żyć w świetle.

...

No idzie! Bo pokraki złe bliżej. Idzie.

- Co on mówi? - zapytał Keithen, patrząc z niedowierzaniem, jak voghern zwinnie pnie sie po skałach i przesadza szeroki futrzany tyłek przez krawędź skalną - Co on robi...??!!
Convolve zaśmiała się, sama nie wierząc w to, co właśnie mówi.
- Chyba uznał, że idzie z nami.
- Co?
- Idzie z nami, Keith - wyszczerzyła się - Idzie z nami.


Na powierzchni padał deszcz. Najpiękniejszy deszcz, jaki widzieliscie na oczy. Wyszliście w środku błotnistego lasu, wyjątkowo uroczo błotnistego, las skończył się jednak po kilkuset metrach i waszym oczom ukazał się Vekowar.
Z miejsca gdzie staliście, widać było wybrzeże, poszarpaną linię brzegową, obszerne przedpole potężnych murów miasta, liczne otaczające go forty.
Wszystko płonęło.
Nad miastem unosiła się chmura czarnego dymu, z murów raz po raz błyskały wyładowania magii. Ale pod wałami wojska Qa cofały się, odstępowały, wycofywały się poza linie zewnętrznych fortów, zostawiając całe połacie puste. Takie, którymi mogliście dostać się do miasta.
Szturm przerwano.
Byliście na powierzchni.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 03-04-2015, 07:54   

The end :)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9