Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Przygoda #11.1
Autor Wiadomość
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 27-11-2014, 01:31   Przygoda #11.1

/powtórzę tu jeszcze raz ostatni wpis na #1, jako że wydarzenie jest widoczne dla obserwujących :) /
Cytat:
Octavio:
nie zdążyłeś podbiec do Convolve. Ten kusznik atakował w tak ślepym szale, że prawdopodobnie powaliłby kogoś dwukrotnie od siebie większego, a sam był dość sporym mężczyzną. Dziewczynę ratowała tylko kusza, którą się zasłaniała, ale z każdym kolejnym ciosem robiła to coraz wolniej, a on coraz szybciej. Twój ruch w jej kierunku, choć był maksimum, na co mogłeś się zdobyć w tym momencie, skończył się w kałuży. Raniony mięsień czwórgłowy odmówił współpracy, wyłożyłeś się jak długi, jakby ktoś ci podciął nogi. Resztę mogłes juz tylko oglądać w zwolnionym tempie, łapiąc jednocześnie za sobą odgłos ruchu. Twój szermierz żył i właśnie ruszał na ciebie.

Conv:
kusznik nie stał, właściwie na wpół klęczał, na wpół leżał, niemalże odbijając się przy każdym ciosie. Wciąż opętańczo rycząc, uderzał na oślep, z góry, kurczowo zaciśniętą na nożu pięścią. W jego oczach widziałaś cały koszmar, jaki mu zafundowałaś, i pomyślałaś, że taki silny, a tak słabą ma psychikę. To była myśl z gatunku tych, które pojawiają się przy nagłym wyrzucie adrenaliny, kiedy cały świat zwalnia, masz czas na wszystko. Na wszystkie myśli, które idą przez głowę. Powoli. Klarownie. Czytelnie.
Nie zdążysz odbić następnego. Nie masz już siły.
Ile on waży? Ze sto kilo, jak nic. Potężny facet.
Nie masz już siły.
Więc tak to się skończy. W kałuży na miejskim bruku na końcu świata. No tak. Do tego to wszystko prowadziło.
Zobaczysz ich? Po tej drugiej stronie, tych, co odeszli? Meriel. Sonię. Vuela. Ingeboren.
Ciekawe, co ci powie wyszczekana krasnoludzka baba.
Będzie z ciebie dumna, przemknęło ci przez myśl. Z pewnością.
Westchnęłaś.
To już. Tego już nie odbijesz.
Nóż zmierzał w kierunku twojej twarzy z powolną, nieubłaganą pewnością.

...

Po czym opadł na bruk tuż obok twojego ramienia.
Spojrzałaś na tego kusznika. W jego oczach malowało się zdumienie, bezbrzeżne, ale też coś jeszcze. Ulga. Bezbrzeżna ulga kogoś, kto właśnie przestał straszliwie cierpieć. Teraz on westchnął i opadł całym ciężarem na ciebie, ale po chwili podniósł się. Nie, to ktoś go podniósł i przerzucił obok. Nad tobą stał człowiek. Ten sam, poznałaś po zarysie postaci. Ukląkł nad tobą i odsunął do tyłu kaptur, który nie był kapturem, tylko styryjskim kapeluszem w rudych barwach gwardii. Ylva?
- W porządku? - przekrzyczał ulewę męski głos, przekonując cię, że to nie ona - Jesteś ranna?

Octavio:
nawet się nie modliłeś, żeby ten z tyłu okazał się przyjacielem. Nawet ci to przez myśl nie przeszło. Dopóki nagłym skokiem nie znalazł sie bliżej i nie dostrzegłeś kapelusza. Też pomyślałeś, że to Ylva, ale był sporo wyższy.
Usłyszałeś za sobą chlupot i zgrzyt stali. Ach, tamten... Niemal o nim zapomniałeś przez tę strasznie długą sekundę... Psiakrew. Zdążysz się odwrócić...? Oby, żeby przynajmniej nie dostać w plecy.
Podniosłeś się nadludzkim wysiłkiem, tylko po to, żeby zobaczyć błysk stali. Tuż przy twarzy.
Po czym stal z brzdękiem opadła na bruk.
stojący nad tobą przeciwnik miał niemal niewidoczną spod mieszaniny krwi i błota twarz, twoja tarcza musiała trafić przynajmniej kilka razy. Ale stał. W jego oczach malowało się zdziwienie.
Po kolejnej straszliwie długiej sekundzie opadł na kolana, a potem na twarz. Stojący za nim gwardzista opuścił miecz i rozejrzał się po okolicy, szykując się do odparcia kolejnych przeciwników. Gdy żadnych nie zobaczył, schował broń do pochwy i podał ci rękę, by pomóc ci wstać.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 27-11-2014, 01:48   

Bogini... Pomyślała jeszcze widząc kierujący się w jej stronę nóż i zamknęła oczy na ułamek sekundy się uśmiechając. Z jednej strony czuła przerażenie, z drugiej pewien rodzaj ulgi. Wreszcie to się skończy. Ból, cierpienie, strata. To zabawne jak wiele myśli przychodzi ci do głowy kiedy umierasz. W końcu. To było jak nagroda za to co wycierpiała, dziwna, ale wreszcie.
Zawiodłam ją. Otworzyła oczy, już bez strachu, jednak zamiast niego pojawiło się zaskoczenie gdy przeciwnik padł. Rozchyliła usta lecz nic nie powiedziała. Tylko czerwony kapelusik gwardii, ciepły głos. Zadrżała zasłaniając twarz dłońmi. Czuła ulgę, tak silną, że w tej chwili ją przytłoczyła. Prawie załkała lecz powstrzymała ten odruch, tylko łzy spłynęły po jej policzkach. Musiało minąć kilka sekund nim odsunęła palce od twarzy i spojrzała na wybawcę spod rozczochranych włosów.
- Dzię... Dziękuję. - Jej głos zadrżał gdy uniosła się do klęczek i z trudem następnie wstała. Odruchowo dłońmi przesunęła po kamizelce jakby to miało pomóc. - Wszystko w porządku... - Przerwała nagle rozglądając się. - Octavio! - Skoczyła w jego stronę z przerażeniem. Ktoś pomagał mu wstać jednak ona widziała w trakcie walki, że kuleje on wyraźnie i potrzebna mu pomoc. Zakołysała się na śliskim bruku, musiała mu jak najszybciej pomóc, musieli iść po Ofelię.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 27-11-2014, 02:01   

Jeszcze przez chwilę w oczach Octavia czaił się szał walki. Leżąc na plecach trzymał uniesiony miecz, wciąż gotów do choćby i beznaqdziejnej obrony.
Dopiero po kilku sekundach zorientował się, że postać stojąca nad nim nie ma wrogich zamiarów. Chyba...
Przełożył miecz do lewej dłoni, z trudem go jednak utrzymując. Ręka trzymająca tarczę bowiem, z niepokojąco chrupiącym łokciem oraz z rozcięciem na barku pulsującym narastającymi w miarę opadania adrenaliny falami bólu, była mocno odrętwiała.
Chwycił wyciągniętą dłoń zaskakująco zdrową i sprawną prawą ręką i powstał, starając się jak najmniej obciążać lewą nogę. Jednakże i tak mimo tych starań, gdy tylko odzyskał pion, mimowolnie jęknął z bólu.
Był wściekły na siebie. Nie docenił rany na udzie. Ten błąd o mały włos nie kosztował go życie.
Nie tylko udo dokuczyło mu, gdy wstał na równe nogi. Przez chwilę musiał opierać się o pomagającego mu gwardzistę, by nie upaść od zawrotów głowy. Czuł, że stracił niemało krwi.
Gdy tylko niebezpieczeństwo ponownego upadku przeszło, spojrzał w kierunku Convolve.
Kimkolwiek był człowiek stojący nad medyczką, gdyby miał wobec niej jakieś złe zamiary...
Nie. Dość! Cały w błocie i krwi, z poranionymi plecami, przebitym udem, rozciętym barkiem i nadwyrężoną ręką, nie miał nawet co myśleć o ewentualnej walce z dwójką świeżych i wypoczętych mężczyzn.
- Dzię... dziękuję - wysapał z trudem - Kto...? - nie miał nawet sił poprawnie formułować zdania.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 27-11-2014, 02:49   

Oboje przedstawialiście naprawdę żałosny widok. Woda spływała z was strumieniami, mieszając się z krwią, błotem, śliną i nieznanego pochodzenia zawartością kałuż. Con miała ubranie w strzępach, dodatkowo maksymalny wysiłek chwilę wcześniej, podparty adrenaliną, teraz spowodował nagły odpływ sił. Cała zaczęłaś drżeć tak, że zęby szczękały ci jak kastaniety, a bruk z nagła walnął cię w tyłek. Nie było to nic dziwnego w tej sytuacji, ale chwilowo musiałaś przez moment posiedzieć.

Octavio, z tobą też nie było za dobrze, nie miałeś ochoty zupełnie patrzeć na te rany. Lewa ręka drętwiała cała od promieniującego bólu w barku. Noga odmówiła posłuszeństwa całkowicie, ale mogłeś stać na drugiej. Byłeś ranny, ale przynajmniej nie tak wykończony walką, jak Conv.
- Gwardia arcyksięcia - ten, który pomógł ci wstać, uśmiechnął się lekko i podniósł rękę do kapelusza w skróconym na potrzeby sytuacji geście powitania - Jestem Keithen. Moje uznanie, to była naprawdę dobra walka - trącił lekko butem martwego szermierza - Kto to był? I w czym im tak podpadliście.... Dostaliśmy rozkaz wyciągnąć was z tego - mówiąc to, rozejrzał się dookoła, jakby szukał czegoś dla potwierdzenia swoich słów.

Drugi stojący przy Conv przykląkł przy niej.
- W porządku, panienko? Jesteś ranna?
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 27-11-2014, 02:55   

Faktycznie nie powinna wstawać, dziś ziemia kochała ją aż nadto i znów postanowiła przygarnąć do siebie. Westchnęła z trudem, najgorsze było to, że Octavio musiał otrzymać szybko pomoc medyczną. I to ona będzie musiała jej udzielić, potem będzie najpewniej bezużyteczna przez jakiś czas. W dodatku kręciło jej się w głowie, ten ostatni etap walki w kusznikiem najwyraźniej najbardziej ją wykończył, na tyle, że cała jej siła gdzieś zwiała i teraz siedziała w kolejnej kałuży starając się wyrównać oddech. Zerknęła na Octavia upewniając się, że jeszcze żyje a potem zwróciła spojrzenie ku mówiącemu. Odpowiadała z trudem a jej głos przytłumiony był przez deszcz.
- Nie, wszystko w porządku... Chyba. Tylko muszę odpocząć chwilkę. - Wzięła głębszy wdech rozglądając się za sakwą, jednak to co z niej zostało nawet nie było godne uwagi. Westchnęła ciężko.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
Ostatnio zmieniony przez Powój 27-11-2014, 02:55, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 27-11-2014, 22:50   

Dobra walka!? Octavio uśmiechnął się cierpko na te słowa. Miał ochotę odpowiedzieć gwardziście jakimś złośliwym komentarzem ale wiedział, że w obecnej sytuacji lepiej nie podpadać wybawcom. W końcu nie wiedział, czy może nie są drażliwi. Ani czy mają w pełni czyste intencje.
Ale czy miał wybór?
- Porwali... siostrę - w ustach wciąż miał paskudny posmak krwi i błota - Porwali moją siostrę... Sprawdźcie, czy któryś żyje. Mogą wiedzieć gdzie! - ostatnie słowa były ledwo zrozumiałe, bliższe nieartykułowanego charkotu niż ludzkich słów.
Potrzebował pić. Bardzo mu zaschło w gardle.
Zaczął powoli kuśtykać w stronę Convolve. Modlił się w duchu, by nie wszystkie medykamenty były zniszczone. Modlitwy owe kierował do Tavar - skoro to jej wyznawcy ich uratowali, to wypadało właśnie do niej wznosić modły...
Idąc przyglądał się dwóm mężczyznom, próbując dostrzec cokolwiek więcej co by mogło potwierdzić lub zaprzeczyć ich członkostwu w gwardii Arcyksięcia Sephresa. Kapelusze jeszcze o niczym nie świadczyły, można podobne przecież kupić w pierwszym lepszym sklepie...
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 27-11-2014, 23:31   

Elidis wychynął ze swojego ukrycia pod ścianą budynku.
- Cieszę się, że jesteście cali - powiedział jak gdyby nigdy nic, zresztą naprawdę się cieszył, zauważył podejrzliwe spojrzenie Octavia. - Spokojnie - uniósł ręce w pojednawczym geście - mamy wspólne cele.
Chodził między ciałami, sprawdzał puls. Gestem polecił to samo Styryjczykom.
Jeden, chociaż psia krew jeden...
- Powiedzcie mi, tak w trzech słowach, co tu się dzieje na miłość Światłości?
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 28-11-2014, 00:54   

- No proszę... - Octavio zaśmiał się chrapliwie na widok elfa, nie przerywając jednak kuśtykania w stronę Convolve. Trzeba przyznać, że nie spodziewał się tutaj Elidisa - W trzech słowach? Hm... Nieudany szantaż porwaną.
Syknął z bólu, kładąc za duży nacisk na zranioną nogę. Niewiele brakowało, a wykonałby spektakularny upadek w błoto, zdołał jednak utrzymać równowagę i kontynuować marsz w stronę medyczki.
Postanowił nie mówić więcej, nim nie przepłucze gardła. Czymkolwiek.
Uśmiechnął się ponuro. Przy każdym kolejnym spotkaniu Elidis zastawał ich dwójkę w coraz gorszym stanie. Czyżby jakieś fatum?
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 28-11-2014, 01:05   

Elidis podszedł do Octavia i zaoferował mu pomoc w postaci ramienia.
Wyglądali faktycznie kiepsko, ale jeszcze niedawno sam wyglądał nie lepiej. Przypomniało mu się starcie z kusznikiem, ci tutaj wyglądali bardzo podobnie. Elf spojrzał na rany Octavia szukając śladów zazielenienia, Powój była zbyt daleko by mógł ją obejrzeć, zresztą zawodowa zajmował się rannymi i to w jakim stylu.
- Powiedz mi Octavio kim byli ci ludzie - skinął na trupy. - Czyżby Imperium? A może jacyś inni gracze, o których jeszcze nie wiemy?
Zastanowił się przez chwilę.

Ryzykowne, zważywszy na jego stan, ale może się udać. Tak może być korzystne - namyślił się. - Tylko ostrożnie.
- Zapytam cię jeszcze - nieco zniżył głos - po co im twoja siostra? A raczej, czego chcieli od ciebie? Od Octavia, Rożenka, członka Ligi Kupieckiej i od Powój Conv, Teralki Styryjki?
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 28-11-2014, 01:51   

Zmarszczyła brwi słuchając Elidisa który wychynął zza bezpiecznego zaułka, w którym najwyraźniej czuł się bezpiecznie. Ciekawe ile czasu obserwował całe zajście. Milczała.
Jednak gdy zaczął zadawać pytania wstała chcąc pomóc Arganowi, musiała go szybko wyleczyć żeby mogli iść po Ofelię a w tym stanie nie miał szans. Podbiegła do niego wsuwając się pod zranione ramię mężczyzny, starała się zrobić to w miarę delikatnie by nie naruszyć rozcięcia jednak wolała odciążyć również nogę. Zanim zdążył odpowiedzieć elfowi sama mu odparła.
- Powój już nie żyje. Jestem Convolve. - Przerwała aby zaczerpnąć tchu. - I pytania będziesz mu zadawać gdy go załatam, a do tego potrzebuje światła i suchego kawałka dowolnej powierzchni. Potem sobie porozmawiacie, albo pójdziemy po Ofelię. To już będzie jego decyzja.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 28-11-2014, 13:11   

Owizor napisał/a:
Kapelusze jeszcze o niczym nie świadczyły, można podobne przecież kupić w pierwszym lepszym sklepie...
Popłakałam się :D :D :D

Elidis Caernoth napisał/a:
Jeden, chociaż psia krew jeden...
Niestety, ani jeden. Wszystkich sześciu ubiliście na śmierć.
To jest właśnie ten błąd, o którym pisałam :)
Deszcz nadal leje. Na ulicy oprócz waszej piątki nie ma żywego ducha, ale nie możecie się spodziewać, ze tak zostanie na dłużej.
- Tłumaczenie tego straży portowej mogłoby być skomplikowane - odezwał się jeden z gwardzistów - zwłaszcza, jeśli zastaną przy tym nas. Powinniśmy wracać do pani Toruviel - zauważył - i to zaraz, zostało z nią tylko trzech naszych. Tych dwoje tu jest bezpiecznych, panie elfie, za to Jarrid i reszta nie wiadomo na kogo trafili - zakończył, strząsając nadmiar wody z ronda kapelusza, który po bliższym przyjrzeniu wyglądał dokładnie jak styryjskie kapelusze gwardii. Podobnie zresztą jak cała reszta stroju. Mieliście więc nader rzadką okazję oglądać styryjskich gwardzistów, elitę ich wojska, słuchającą rozkazów elfa ;)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 28-11-2014, 17:55   

Octavio ważył dość sporo, ale prowadzenie go w dwie osoby nie stanowiło wielkiego problemu. Starał się pomagać jak mógł.
Spojrzał na gwardzistę i skinął głową. Mądre słowa, warto byłoby zejść z widoku.
- Zabierzcie resztki po torbie... - wycharczał - A Toruviel... gdzie ona jest? - zwrócił się do Elidisa - Wybacz, musimy jak najszybciej... jak najszybciej znaleźć Ofelię... jak Toruviel jest gdzieś daleko... - zacharczał niezrozumiale coś, co najprawdopodobniej było przeczeniem. Chwilę kasłał, po czym złapawszy znów oddech, westchnął ze złością i powiódł wzrokiem po zgromadzonych - Cokolwiek do picia?
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 28-11-2014, 18:11   

Piersiówka została pod Kwiatem, zresztą i tak wolałbyś teraz wodę od tego co tam noszę - pomyślał Elidis
- Toruviel jest tuż za rogiem. Radziłbym wam na razie pozostać w naszym towarzystwie - mówiąc dał gest by zaczęli iść z powrotem, zniżył też głos. - Jest was ledwie dwójka i choć radzicie sobie świetnie to w tym stanie... Z resztą, mówiłem już, że chcemy wam pomóc.
Rozglądał się co raz uważniej. Nie mogli podejść taką kompanią zbyt blisko Toruviel. Octavio jak zwykle podzwaniał, a w dodatku krok obojga z nich był ciężki, byli w końcu wycieńczenie ranami i walką.
Z drugiej strony nie mógł ich też zostawić samymi sobie i to nie tylko ze względu na przyjaźń.
"Powój już nie żyje", jak twardo i obco zabrzmiały te słowa. Może sobie nie żyć dla niej, on zawsze będzie nazywał ją Powój, nie ważne jakiej fladze, czy jakiemu bóstwu aktualnie składa hołd.
U niego też zresztą nie była to jakaś wybitnie stała sprawa.
- Podejdźmy na odległość słuchu, szukać osłon i zostać w ukryciu - powiedział do wszystkich, po czym zwrócił się do Octavia i Powój. - Może się zrobić nie przyjemnie, więc uważajcie.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 28-11-2014, 18:22   

Zmarszczyła brwi słysząc jego słowa. Czyżby chciał zaciągnąć ich znowu w wir jakiejś walki? Potrzebowała jak najszybciej pomóc Arganowi. Najwyraźniej jednak Elidis miał własne plany a oni byli na nie skazani. Spojrzała z troską na towarzysza czując spływającą po ramieniu krew, widocznie ta wciąż sączyła się z rany na barku. Musiała dać im więcej czasu, jeśli mieli gdzieś dotrzeć to musiała wiedzieć, że brat Ofelii nie zemdleje po drodze. Wolną ręką dotknęła jego dłoni mrużąc oczy, to nie było pełne leczenie, nie wiązało się nawet w ułamku z tym co będzie się dziać gdy naprawdę zabierze się za łatanie jego ran.
- Pani, Tavar obdarz mnie swą łaską gdyż w walce przyjaciel mój ucierpiał. - Wyszeptała pod nosem tak, że nawet nie była pewna własnych słów zagłuszanych przez deszcz. Ważna jednak była intencja. - Uśmierz ból tego wojownika lecz nie odbieraj go całkowicie, spraw by ciało jego wolniej reagowało i tętno spowolniło jakoby dopiero się obudził. Umysł niech ma czysty i gotów do działania. - Poczuła mrowienie w dłoni gdy impuls myśli przebiegł po jej skórze. Chciała spowolnić jego tętno by nie wykrwawił się za szybko lecz był przy tym przytomny, pozbawiła go też części bólu tak by mógł wesprzeć się na jej ramieniu bez krzywienia, jednak wciąż czuł bełt utkwiony w mięśniu. Igiełki bólu które poczuła w kręgosłupie sprawiły, że skrzywiła się wyraźnie i odwróciła spojrzenie. Musiała to wytrzymać, ból musiał istnieć, jeśli odbierała go właścicielowi to przejmowała go na siebie.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 28-11-2014, 21:08   

Indiana napisał/a:

Mieliście więc nader rzadką okazję oglądać styryjskich gwardzistów, elitę ich wojska, słuchającą rozkazów elfa ;)


Bezcenne... :mrgreen: ;D

A tak na serio, kolejka ustalona razą poprzednią obowiązuje nadal, bo...?
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
Ostatnio zmieniony przez Elidis 28-11-2014, 21:09, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 29-11-2014, 04:45   

Kolejka tak, ale dopóki dyskutujecie między sobą, to ja nie mam potrzeby się wtrącać, o ile akurat nie zrzucam kowadła ;) Możecie więc dyskutować i leczyć kilka kolejek.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 29-11-2014, 13:38   

Czyli proponuję po prostu pisać trójkami - jak już cała trójka się wypowie, to nie krępujmy się pisać znowu, nie ma co czekać na innych. Kolejność wewnątrz trójek zachowujmy jak będziemy wszyscy i akcja będzie galopowała ;)

Poczuł się nagle dziwnie ociężały. Zaczął lekko powłóczyć nogami, przez co niesienie go stało się nieco cięższym zajęciem. Zwłaszcza dla Convolve, która musiała pochylać się pod dość niewygodnym kątem ze względu na tarczę. Wolał jednak jej nie odpinać, dopóki nie będzie miał do tego odpowiednich warunków. Bał się o swój bark i łokieć.
Rozejrzał się po otaczających.
- Razem z Convolve... czy jak ją tam zwiesz Elidisie... musimy znaleźć sobie jakąś kryjówkę... - wycharczał - najlepiej między jakimiś skrzyniami... bym w spokoju się obandażował... nim cokolwiek będę mógł pomóc... I naprawdę nikt z was nie ma nic do picia? - dorzucił parę przekleństw na temat jakości wyposażenia Styrii w podstawowe dobra (tak, pochodziły one z frontu), ale na tyle cicho by nie męczyć gardła - W drodze możesz nam wytłumaczyć, jakie to są te "zbieżne cele" i dlaczego może się zrobić nieprzyjemnie przy Toruviel... Chyba że to rzeczywiście już za rogiem... - miał nadzieję, że Elidis usłyszał jego słowa. Mówił bowiem bardzo cicho i charcząco.
 
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 29-11-2014, 18:14   

Jej zaniepokojenie budził oddech towarzysza, musiała się pośpieszyć. Wystarczyło wejść w jakiś zaułek i dać jej czas, oczywiście przydały by się świeczki, woda, czy też leki, ale i bez nich mogła sobie poradzić. Wysunęła jedną rękę spod Octavia gdy jeden ze styryjczyków podał jej torbę Zajrzała do niej przelotnie sprawdzając czy coś zostało. Wszystkie leki poszły się chędożyć w błocie i deszczu, tylko w wewnętrznej kieszonce została fiolka z zielonym proszkiem. Ale to było to czym zaatakowano Toruviel a ona wciąż nie miała czasu, żeby zweryfikować kto mógł to zrobić. Jakaś kartka papier, bandaż który zaczepił się o szew i nie wypadł. Szlag by to trafił.
- Elidisie potrzebuje czasu, żeby go wyleczyć. Nie dużo. Ale potrzebuje. - Spojrzała na niego z powagą. - A do tego potrzebuje miejsca. Bardziej wam się przydamy jeśli Octavio nie będzie na każdym kroku się wykrwawiał. - Sama nie mogła szukać jakiegokolwiek schronienia gdyż pomagała iść towarzyszowi.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 29-11-2014, 20:54   

Elidis rozejrzał się po otoczeniu. Nie chicał zostawać tu zbyt długo, ale ciężko było mu się sprzeczać z logiką i doświadczeniem Powój. Zwłaszcza, że Octavio rzeczywiście wyglądał coraz gorzej.
- Oczywiście masz rację - powiedział spokojnie.
Jego wzrok padł na pobliskie skrzynie i coś, co zdaje się miało po skończeniu być straganem rybnym na pobliski targ. Skrzynia wyglądała na dość mocną, w dodatku nieopodal był niewielki, zamknięty zaułek.
- Tam - wskazał zaułek - przyjaciele - zwrócił się do Gwardii Arcyksięcia - pomóżcie mi przenieść ten stragan w zaułek, będzie stołem operacyjnym. Ze skrzyń można zrobić wzmocnienie, a w razie potrzeby nawet małą barykadę - rozejrzał się po okolicznych domach. - Nie ufam temu miejscu.
Zabrali się do roboty pozostawiając Powój i Octavia kilka kroków z tyłu.
- Nie dajcie im odejść, ani teraz, ani później - szepnął do jednego z Gwardzistów gdy razem podnosili skrzynię, tak, by tylko on go usłyszał.
Po chwili prowizoryczny lazaret był gotowy. Z pewnym wysiłkiem udało się im położyć Octavia na wzmocnionej ścianie straganu. Mężczyzna syknął przy tym z bólu, ale tylko zagryzł zęby i nie wydał z siebie żadnego innego dźwięku. Patrząc na rozległość jego ran było to doprawdy godne podziwu.
Elidis stanął za Octavio, przodem do ulicy i tyłem do zaułka.
- A teraz światło - mruknął pod nosem.
Wyciągnął rękę nad Octavio i wyszeptał formułę. Po chwili z jego rozpostartej dłoni wydobył się snop jasnego światła, które padało na niemal cały tors mężczyzny.
- Tyle ci wystarczy? - skierował pytanie do Powój. - Jeżeli któreś z was ma jakieś metalowe naczynie to będę w stanie też przegotować trochę deszczówki. Zarówno dla celów medycznych, jak również dla zaspokojenia pragnienia.
Ruchem głowy wskazał Styryjczykom, by zabezpieczyli ich lokację. Modlił się by napastnicy, z którymi walczyli Octavio i Powój nie sprowadzili pomocy i nie zastawili pułapki. Mogli się bronić w tym miejscu i to całkiem nieźle, ale drogi odwrotu były odcięte, jeżeli chcieli zabrać ze sobą rannego Octavio.
Elidis zaś nie planował zostawiać nikogo z nich.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
Ostatnio zmieniony przez Elidis 29-11-2014, 20:56, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 30-11-2014, 00:51   

Jego szczęściem dziewczyna nie usłyszała rozkazów dotyczących pilnowania jej. Zamiast tego skupiła się na utrzymywaniu Octavia w pionie, był ciężki, ale cóż się dziwić jednak dzięki zadaniu była w stanie ignorować igiełki bólu które zamiast pustoszyć układ nerwowy mężczyzny skupiały się w jej kręgosłupie. Kiedy gwardziści odeszli by wspomóc Elidisa zwróciła się do towarzysza z obojętnym wyrazem twarzy.
- Musisz iść po Ofelię. Nieważne w jakim stanie będę po tym jak Cię wyleczę, ale ty musisz po nią iść. Zabrali ją do przesmyku. - To były słowa skierowane tylko do niego, tak jak wcześniejsza wymiana zdań strażnika i Elidisa. Oni też nie mieli szans ich słyszeć. Zamilkła widząc, że tamci wracają ze skrzynką.
Następnie Styryjczycy przytrzymali Octavia a ona zdjęła mu z ramienia tarczę i oparła ją o pobliską ścianę. Kolejnym jej krokiem było przy pomocy jednego z gwardzistów przytrzymanie Argana w pozycji siedzącej i ściągnięcie z niego przeszywanicy. Robiła to wprawnie, w końcu na wojnie nie raz musiała szybko operować w polu. Normalnie rozcięłaby materiał i tyle lecz teraz uważała, że ochrona mu się jeszcze przyda. Tylko tunikę którą miał na sobie rozcięła na wysokości barku i pozbawiła rękawa tak by mieć bezproblemowy dostęp do rany. Resztkę materiału zawiązała mu ponad bełtem utkwionym w udzie aby powstrzymać krwawienie. Najpierw musiała zająć się ręką.
Następnie odebrała naczynie z deszczówką i uniosła nad nim dłoń.
- Tavar niech ułamek twej siły i dobroci spłynie do tej wody bym mogła wspomóc mego towarzysza. - To była tylko formułka, nie było ważne czy zadziała teraz czy nie. Potem pomoc bogini będzie jej bardziej potrzebna.
Kawałek bandaża który znalazła w torbie został użyty jak szmatka gdy przemyła ranę. W międzyczasie wysłała jednego ze styryjczyków po jej sakiewkę trzymaną przez jednego z martwych kuszników. Przez skórę nie dostała się do środka woda, na szczęście. Nawlekła nić na igłę i ściągnęła brzegi rany wojownika.
- Odebranie bólu. - Wyszeptała zaciskając po chwili usta, pobladła. Słowa wiele tu znaczyły, pozbawiając pacjenta czucia sama uzyskiwała to co należało do niego. Wykonała igłą misterne ruchy zszywając brzegi rany. Światło którego użyczył jej elf było bardzo dobre w obecnych warunkach. W końcu zakończyła pracę i odsunęła się od towarzysza. Następnie ściągnęła płaszcz i wywróciła na lewą - nadal suchą stronę. Złożyła materiał parokrotnie tak, aby włożyć go pod głowę oraz zraniony bark Octavia. Kolejnym jej krokiem w leczeniu było zajęcie się nogą mężczyzny.
Przytrzymała Wystającą część bełtu i ułamała tuż pod lotkami. Strzał wbił się poprzez mięsień, ale ominął kość i ścięgna. Zawiązany nad raną kawałek tuniki powstrzymywał częściowo krwawienie. Zostawiła na chwilę pracę i wskazała Elidisowi ranę.
- Tu teraz. - Oczyściła okolice rany z krwi i materiału. Zerknęła na Octavia sprawdzając czy dalej jest przytomny. Powinien, gdyż póki co go nie kroiła a ból związany z ramieniem jeszcze nie powinien narosnąć. Gdy już otrzymała promień światła we wskazanym miejscu przyklękła na bruku. Upadek mógłby się źle skończyć a nie wątpiła, że po tym co teraz zrobi najprawdopodobniej jej ciało osłabnie. Westchnęła i jedną dłoń ułożyła tuż przy ranie, a drugą zacisnęła od dołu na grocie. Lepki od krwi metal chłodził jej skórę.
- To szaleństwo. - Wymamrotała pod nosem do siebie i rozpoczęła inkantację. - Ty która jesteś matką dla wygnanych, ty która łaskawym okiem patrzysz na sterowanie innymi. Wesprzyj mnie w tej chwili swoją mocą. Matko Tavar, przyjmij to dziecko pod swoją obronę. - Zerknęła tuż przed końcówką słów na Octavia.
Musisz iść po Ofelię, bez względu na wszystko.
Szarpnęła bełtem w dół, pozbawione lotek drewno przeszło przez mięsień wywołując pulsujący ból w układzie nerwowym mężczyzny. Nagle jednak zniknął wraz ze słowami kobiety były one już słabiej słyszalne, w przeciwieństwie do pewnej modlitwy teraz zdawały się być szeptem.
- Spowolnienie pracy serca. Odebranie Ból. - Jej kręgosłup wybuch pod wpływem nagłego porażenia układu nerwowego. Pobladła a kolejne słowa z trudem wydobyły się z jej gardła, oczy miała zamknięte. - Wzmocniona regeneracja...
Najpierw przestała słyszeć i widzieć, otoczył ją głuchy mrok. Oddychała przez usta lecz nie była tego świadoma. Jej umysł skupiony był na kierowaniu ciałem towarzysza. Ból przekierowywała na siebie, kontrolowała bicie jego serca oraz oddech. Zmusiła ciało do wzmożonej produkcji krwi oddając na to siły własne. Koniec końców rozpoczęła też odbudowę tkanek. Wiązania ich byłby lżejsze niźli powinny jednak jeśli nie będzie nadwyrężał nogi to rana nie otworzy się sama.
Ból narastał. Najpierw w rdzeniu kręgowym, potem falami rozlał się po całym ciele. Czucie w nogach straciła kilka sekund po rozpoczęciu pracy, czyli dobrym pomysłem było to, że usiadła na ziemi zanim wszystko rozpoczęła. Potem ból dotarł do karku, gdzieś przy potylicy atakując jej mózg. Odepchnęła go od siebie, jednak prawie natychmiast znów przygarnęła tknięta myślą, że jeśli odrzuci nagle to wszystko od siebie to odczucia trafią do Argana. Adrenalina skoczyła w jej ciele jednak nie powstrzymała nagłego krwotoku z nosa. Nawet nie była tego świadoma, ból otoczył ją całą odpychając wszystkie myśli i wspomnienia, nawet jej tożsamość. Nie mogła tego więcej wytrzymać. To było ponad jej siły. Blada o ustach i podbródku zalanych karminem szarpnęła do tyłu dłoń. Rana która powinna być pod jej palcami była teraz twardym czerwonym skrzepem. Ramie podczas regeneracji również się częściowo zasklepiło, jednak obecność nici była tam nieoceniona. Dziewczyna zakołysała się unosząc ręce do uszu i zasłaniając je. Jej ochrypły krzyk znikł pod szumem deszczu, przechyliła się w upadku nieświadoma własnego bytu.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 30-11-2014, 01:38   

Elidis w przerażeniu słuchał modlitwy do Tavar.
Tavar!
Bycie styryjską sanitariuszką to jedno, ale bycie kapłanką Tavar... To zupełnie co innego. Jak bardzo musiała się zmienić ta kobieta? Może prawdą były jej słowa o śmierci Powój, ale czy w takim razie faktycznie chciał ją znać? Lubił Powój, ale nie znał Convolve.
Nie dał jednak po sobie poznać zdziwienia i zmieszania. Skupił się na świetle. Jasna, złota smuga była odprężająca, dawała otuchę i pewność w działaniu.
Jednakże chwilowe odprężenie szybko minęło, gdy elf zobaczył konsekwencje leczenia jakie odcisnęły się na... Conv. Musiał czekać aż skończy, musiał dać jej Światło aż do samego końca tego procesu.
Poganiał ją w myślach. Wreszcie skończyła i osunęła się na bruk.
- Pomóż mi! - rzucił do jednego z Gwardzistów.
Próbował posadzić kobietę i znaleźć jakiś materiał by podstawić jej pod nos. Strzepnął dłoń. Palce miał całe pozlepiane krwią.
Jednocześnie zygał co jakiś czas na Octavia. Teraz gdy mężczyzna był w lepszym stanie nie było żadnej gwarancji odnoście tego co zrobi. Elf wierzył jednak, że zechce przynajmniej zainteresować się losem towarzyski, a to przytrzyma go tutaj jeszcze prze chwilę.
Spojrzał w oczy Octavio, ich spojrzenia krzyżowały się przez chwilę.
Co zrobisz? - zapytał w myślach, trzymając Conv.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 30-11-2014, 03:41   

Kładąc się, wiedział ze czeka go dość bolesne leczenie. Ale nie był to pierwszy raz. Nie był to pierwszy raz, kiedy był już przez kogoś poharatany ani nawet nie był to pierwszy raz kiedy już ktoś go musiał zszywać. Umiał sobie radzić z bólem. Dobrze pamiętał brutalność ofirskich rynsztoków, nieraz rąbiąc drewno Wielkiej Puszczy ranił się siekierką, nieraz na froncie zbłąkany miecz lub strzała trafiały go gdy przeklinał brak tarczy. Ostatnie miesiące na Zapołudniu dodatkowo przypomniały mu, czym był ból...
Kładąc się na pudle zacisnął mocno szczękę, żałując że nie ma czasu na znalezienie jakiegokolwiek kawałka drewna albo chociaż mocnego trunku. Zamknął oczy, starając się zacząć myśleć o czymkolwiek innym. Najlepiej o Angeli...
Jakież było jego zdziwienie gdy zdał sobie sprawę, że jego ręka jest właśnie zszywana, a on w zasadzie niewiele czuje. Kolejne zdumienie nastąpiło, gdy przyszła kolej na bełt w udzie. Kawałek drewna wyszedł jakby absolutnie nic się nie stało!
Spojrzał na Convolve. Nie przypominał sobie, by cokolwiek mu podawała... Czyżby medyczka stosowała...?
Zaklął szpetnie widząc krew spływającą z nosa towarzyszki. Nim zdążył się poderwać i krzyknąć jej by przestała, ta zdążyła jednak usunąć się na ziemię.
Nagła fala bólu rozlała się po jego nodze. Również bark zapłonął, jakby ktoś przyłożył doń kilka żarzących się igiełek.
Syknął, zrywając się ze skrzyni. Nie był to jednak syk wywołany odzyskaniem czucia w ranach, co raczej zdenerwowania. Ból bowiem był znośny. Można by rzec: szczątkowy. Noga bolała, jakby ktoś ją walnął niedużym młotkiem, zaś bark jakby ktoś uporczywie dźgał weń kilkunastoma igiełkami.
Wytrzymałby spokojnie dużo więcej. Był tego pewien.
- Idiotka! - wyrwało mu się, gdy zeskakiwał ze skrzyni by przytrzymać Convolve. Był bliżej niej niż gwardzista, jednakże spowolnione, jakby ospałe ruchy sprawiły, że ledwo zdążył ją przytrzymać z drugiej strony niż chwycił ją Elidis - Musiałaś brać tyle na siebie!? Wytrzymałbym więcej! Po jaką wszycę się tak poświęcasz!? - poniewczasie ugryzł się w język. Zabrzmiał bowiem o wiele ostrzej niż to miał w intencji. Ale nie miało to znaczenia. Najwyżej później ją przeprosi - Połóżmy ją na stole - rzucił krótko do Elidisa.
Był wściekły na siebie. Jeśli medyczce stało się właśnie coś bardzo złego z powodu tego bezsensownie nadmiernego poświęcenia, Ofelia mu nie wybaczy... Sam sobie nie wybaczy!
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 30-11-2014, 04:39   

Cholera, zrzuciłabym wam coś, ale jestem pod takim wrażeniem tego co czytam, że chcę jeszcze poczytać! :D Zapodaliście mi tu taki poziom literacki, że chyba nie nadążę za wami :D

Styryjczycy obserwując modlitwę do Tavar z szacunkiem pochylili głowy, po poruszających się bezgłośnie ustach można było rozpoznać, że modlą się razem z Convolve. Jeden z nich przyklęknął obok sanitariuszki, podając Elidisowi chustkę, by przyhamować krwawienie. Po chwili z zasobnika przy pasie wyjął także małą fiolkę, ułamał końcówkę i zawartość wlał w otwarte usta dziewczyny. Na pytające spojrzenie elfa wyjaśnił:
- Nic wielkiego, zwykły wojskowy eliksir wzmocnienia. Powinien pomóc, ale to pomoże bardziej. Jestem zaprzysiężonym Styryjczykiem, pomóc jej w jej poświęceniu to dla mnie zaszczyt - spod kaftana wyjął amulet, okrągły medalion ze swarzycą bogini, zdjął i zacisnął pomiędzy swoją a jej dłonią, zdjął kapelusz i zastygł na chwilę w modlitewnej pozie. Nie przerwał modlitwy, kiedy obaj z Elidisem położyliście ją na zaimprowizowanym "stole", podtrzymał jej głowę.
W tym czasie wrócił jego towarzysz.
- Ciała przez jakiś czas nie zostaną znalezione - zakomunikował - Z pewnością nie byli to zwykli rabusie czy bandyci, nie mieli przy sobie niczego, żadnych osobistych rzeczy. Prócz tego - położył zaraz obok leżącej sanitariuszki kilka drobiazgów, ołówek, jakiś wisiorek, klucz z charakterystycznym grawerunkiem, komplet wytrychów, sznurek, kilka świec, krzesiwo, kilka eliksirów, ale bez opisów - Zabójcy albo agenci.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 30-11-2014, 15:01   

Elidis czuł się dziwnie zmieszany całą tą sytuacją. Powoli docierało do niego gdzie się znalazł.
Był pośród wyznawców Tavar, pośród ludzi gotowych oddać swoje życie za tę... Tę... Bestię. Tę przeklętą sukę, która odebrała mu dom, ojca, matkę.
A mimo to nie byli to źli ludzie. Ich skroni nie przebijały rogi, które nadawałyby im groteskowo zły wygląd. Nie byli żądnymi krwi mordercami jakich w nich widział. Jakich łatwiej mu było w nich widzieć. Byli zwykłymi ludźmi, więcej, byli ludźmi honoru. Walczyli za swoje ideały, za swą panią, za siebie na wzajem. W tej chwili walczyli nawet za niego.
Patrzył na poświęcenie Conv i jedyne co potrafił odczuwać to podziw. Czy jego ziomkowie byliby zdolni do tego samego dla siebie nawzajem? Obawiał się, że odpowiedź na to pytanie może być nader rozczarowująca.
Po policzku spłynęła mu łza, niedostrzegalna w strugach deszczu, za który elf był wdzięczny w duchu.
Nie rozumiał teraz sam siebie, czuł, że ta scena coś w nim ruszyła. Nie wiedział czy na stałe, czy może tylko na chwilę. Ale czuł, że oto nagle wyznawcy Tavar stali się bliżsi jego sercu. Wywoływało to w nim wzruszenie, ale także strach i jakąś pogardę. Echa dawnej, Aenthilskiej mentalności.
Dziś jednak nie był już elfem z Aenthil, był Nauczycielem, przewodnikiem nowej kultury.
Nie dał po sobie poznać tej burzy emocji, w rzeczy samej czas wydawał się biec w zwolnionym tempie i wszystko to trwało ledwie kilka sekund.
Musiał skupić swój umysł na działaniu, wtedy będzie mógł uspokoić myśli. Praca zawsze dawała mu skupienie.
- Przepraszam cię Octavio - powiedział odchodząc od dziewczyny i podając chustę zbrojnemu, ten skinął głową na znak, że rozumie. - Pokaż cóż znalazłeś przyjacielu? - zwrócił te słowa do Gwardzisty, który przeszukiwał ciała.
Wisior i klucz... - Elidis musiał je podnieść by lepiej się im przyjrzeć, zakończył już bowiem działanie zaklęcia, a nawet jego oczy nie były nieomylne po zmroku. - Dobrze. Może będziemy w stanie złożyć im przyjacielską wizytę. A teraz wisior...
Spodziewał się zobaczyć Imperialną jaskółkę, był tego niemal pewien.
Muszę ich przekonać - mówił w duchu oglądając przedmioty - muszę. Wielka obława nie wchodzi w grę. Po prostu zapadną się pod ziemie. Zatem oficjalne wsparcie władz odpada. Nieoficjalnie będą mogli wspomóc nas tylko małymi oddziałami. Obcy ludzie źle działają razem. My się znamy, ale sami nie damy rady. Żadne z nas. Musimy pracować razem. Poczekać, aż emocje Octavia opadną, wtedy rozmawiać, znaleźć Szrapnela i Ysgerda. Toruviel. Tak. Szybko, czas, brakuje czasu - myśli pod postacią obrazów przelatywały mu przez głowę, kalkulował ryzyko, wykluczał ewentualności.
Czas płynął dal niego inaczej, potrafił wyciszyć otoczenie i błyskawicznie myśleć, ale za cenę orientacji w otoczeniu. Spowolnił swe myśli, dużo ryzykował oddając się takim procesom tutaj, ale nie miał wyboru.
Wreszcie, po nieskończenie długim czasie dla niego i chwili dla innych podniósł medalion na wysokość oczu.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 30-11-2014, 15:23   

Indi to zapraszamy na Topiel jak skończymy pracę ;)
I sądzę, że długość naszych wiadomości powinna dawać odporność na spadające kowadła.


Ciemność która ją otaczała postanowiła zadać okrutny cios, ilość cierpienia która spłynęła na jej umysł nie była spowodowana bólem psychicznym. Tyle wspomnień które chciała odrzucić a określały ją jako Powój. Nie! To nie jestem ja.
Złocące się morze pól tuż przed zbiorami, już nie była dzieckiem. Dzień pożegnania z krajem. Sonja obejmowała ją serdecznie na pożegnanie, obiecywała, że będzie pisać - co z tego, że jeszcze wtedy litery były dla niej trudnością. Mirko stał obok uśmiechając się szelmowsko, już skończyły się czasy gdy wspólnie wykradali jabłka z sadów, teraz brakowało im na to czasu. Musieli dorosnąć. Staruszka która stała tuż przy wozie rozmawiała jeszcze z ojcem grożąc mu palcem, że jeśli ta cała wergundia zepsuje jej wnuczkę to kupiec gorzko tego pożałuje. To było jej pierwsze pożegnanie, jednak osłodzone dreszczem ekscytacji. Wyjeżdżała żeby się uczyć. Kto by się spodziewał, że to się tak skończy?
Słowa Octavia dotarły do niej jak przez mgłę jednak zniekształcone brzmiały jak głos kogoś innego. Ból tęsknoty zaszklił jej zmrużone oczy. Zacisnęła powieki krzycząc we własnym umyśle.
Dość. Dość! On nie żyje... Czemu?
Czemu to co dla niej najważniejsze znikało? Przeklęta wojna. Albo przeklęta ona. Każdy kto dla niej ważny umierał, a potem dręczył ją tysiącem wspomnień i głosów. Najgorszy był Vuel. Już podczas wojny nie miała od niego wieści, martwiła się, odrzucała myśl o tym, że mógł być jej bliski. Jednak wspomnienie wyrywającej się z jej ramion Eryki biegnącej w stronę ducha ojca było zbyt wyraźne, tak samo jak kałuża w którą wpadła próbując powstrzymać dziewczynę. I otępienie w które popadła nie mogąc się podnieść. To jego głos teraz usłyszała.
Świat był rozmazany, niewyraźny. Rzuciła mówiącemu pełne wyrzutu spojrzenie, nawet nie był podobny. Jak mogła ich pomylić. A szlag by to. Lekarstwo od styryjskiego gwardzisty przyjęła z wdzięcznością, gorzki lek o posmaku soli wzmocnił pracę jej serca i pozbawił szumu w uszach. A może metaliczny smak zawdzięczał jej krwi? W sumie nie ważne.
Kolejne wspomnienia próbowały wedrzeć się do jej głowy.
Meriel tego ostatniego dnia, o blond włosach wciąż ozdobionych diademem które zdobyły z innymi kobietami w fortalicji. Pamiętała obietnice przyjaciółki, jej śmiech i radość w oczach. Nadzieję. Gdzieś poprzez to ledwo zarejestrowała ciepło dłoni. A potem na pertraktacjach pokojowych gdzie jej umysł miał pracować na najwyższych obrotach, gdy musiała być podporą dla Sariena Hanara... Posłaniec. I list którego treść zapamięta do końca życia.
W imieniu kapitan Aerandir Tindomenna, Meredith'hesta, oraz całej błękitnej hosse chciałabym złożyć Pani wyrazy współczucia... Jeden z okrętów naszej hosse... Rozbitkowie nie mieli szans na przeżycie... Z przykrością musimy więc zawiadomić iż Meriel'oarni... Zostaje uznana za poległą...

Kolejna fala psychicznego bólu wywołała u dziewczyny dreszcze. Nagle przerwane, zamrugała kilkakrotnie nie widząc jednak towarzyszy. To głos. JEJ głos.
To nic... To nic. To tylko chwila, ból i cierpienie. To tylko ułamek czasu, nic nie znaczący. Czyż nie jest to cena którą warto zapłacić by mieć nadzieję i ją dawać innym? To nic dziecko. To zapłata. By żyć ktoś mógł, inny cierpieć musi. Ale masz nadzieję, jesteś silna. Dlatego masz ten dar. Przyjmij ich ból. Ale nie bój się. To nic. To przejdzie. Zapomnisz, a pamiętać będziesz, że ich uratowałaś.
Chciała zaprotestować, nie wszystkich uratowała a przecież mogła. Gdyby była obok, gdyby dotarła tam wcześniej, oni mogliby żyć.
To nic. To był ich czas, nie twój. To były ich decyzje. Ingeboran wybrała honor, tak jak Vuel. Goliat kierował się uczuciami, na równi z Meriel. Sonja i Mirko służyli sprawie. To nic. Ty wybrałaś ideały.
Nie widziała jej, czuła tylko obecność. Możliwe nawet, że była to je wyobraźnia a może modlitwy styryjczyków wspomogły ją w tym stanie. Zamknęła oczy i wzięła głębszy wdech, płuca zakuły, ale to było zrozumiałe, zdrętwiałe palce nie wciąż w pełni nie odzyskały czucia. Poruszyła kostkami i palcami ukrytymi w butach, wyczuła twardość skóry. Wszystko było w porządku. Rozchyliła oczy i dostrzegła pochylonych nad sobą trzech mężczyzn. Elf. Styryjczyk. I pan z ligii kupieckiej. Aż śmiać się jej chciało, jednak mięśnie brzucha stanowczo odmówiły jakichkolwiek ekscesów. Uśmiechnęła się mimowolnie mrużąc oczy.
- Mówiłam. - Przerwała nadal ochrypłym głosem. - Że to szaleństwo.



I tak Meriel była blondynką, też się ostatnio zdziwiłam.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
Ostatnio zmieniony przez Powój 30-11-2014, 15:34, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 30-11-2014, 17:12   

Kładąc medyczkę na pudle nie miał głowy do grzeczności. Skinął jedynie Elidisowi krótko, nawet nie myśląc, za co to niby elf go przeprasza.
Na widok modlitw Gwardzisty, profilaktycznie odsunął się o pół kroku.
Westchnął z zadumą. Odkąd przybył na Zapołudnie, moc Tavar nie przestała go zadziwiać. Aż do poświęcenia Artema miał ową boginię za istotę w pewnym sensie fikcyjną. Owszem, będąc jeszcze w Styrii słuchał kazań kapłanów i składał regularnie ofiary, ale w gruncie rzeczy nie obchodziło go, czy chodzi akurat do świątyni poświęconej Toledzie, Tavar, Modwitowi, czy Slivie. Bogowie byli dla niego istotami tak nieistotnymi w życiu codziennym, że kiedy po raz pierwszy usłyszał od Remusa o czymś takim jak Imperium, uznał iż jest to bardzo sensowna idea.
Ale od czasu śmierci Krevaina, Tavar zdawała się być cały czas obecna w jego życiu.
Jak nic, będzie musiał po tym wszystkim co najmniej postawić jej kapliczkę. Co najmniej.
Był zbyt skupiony na stanie Convolve, by zwrócić większą uwagę na znalezione przedmioty. Odnotował tylko szybko w myślach, co to było. Później się im przyjrzy dokładniej.
Westchnął z ulgą, widząc przebudzającą się medyczkę.
- Następnym razem mów co zamierzasz! - odpowiedział jej z małym wyrzutem - Za dużo na siebie wzięłaś... - podał jej rękę, by pomóc powoli wstać - Jak się czujesz? Dasz radę chodzić? - przeniósł wzrok na Elidisa - I co teraz robimy? - wciąż był dość mocno zachrypnięty.
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 30-11-2014, 22:40   

Elidis przez chwilę patrzył na Octavia pustym wzrokiem, jakby nie był w tej samej rzeczywistości. Mężczyźnie wydawało się też, że elf ma dziwnie przekrwione oczy, jak gdyby...
Wtem Elidis powrócił do żywych, widać było to po ogniu zapalającym się w jego oczach.
Spojrzał Octavio głęboko w oczy, następnie tym samym, pełnym powagi wzrokiem spojrzał na Conv.
- Czy jesteście w stanie mi zaufać? - zapytał poważnie i nie czekając na odpowiedź rzekł. - Ci ludzie - skinął w stronę uliczki, na której leżały trupy - atakują nas już nie po raz pierwszy, a przez nas mam na myśli nie tylko waszą dwójkę. Porwali ojca Toruviel, Ofelię i wielu innych ludzi w całym Vekowarze. Są doskonale zorganizowani i wiedzą co robią.
Zawiesił głos i popatrzył na nich, chciał zebrać ich pełną uwagę.
- Żadne z nas nie da im rady samotnie - mówił powoli, akcentując słowa. - Dlatego musimy stanąć przeciw nim razem. Octavio - spojrzał w oczy zbrojnego - przysięgam ci, że odbijemy twoją siostrę, ale tuż obok jest Toruviel, kolejny z potencjalnych sojuszników w twojej, - rzucił okiem na Convra - waszej, spwie. Pomóżcie nam, mnie, Toruviel i Gwardii, a my pomożemy wam, zwłaszcza, że Toruviel jest ledwie kilka korków stąd, na targu rybnym - wskazał kierunek.
Przerwał, po sposobie w jaki przemawiał, po płynnych zmianach na jego obliczu, które podkreślały w odpowiedni sposób słowa widać było, że przywykł do przemówień. Teraz jego rysy zmiękły, zniknęła wzniosłość, pozostało jednak zdecydowanie, szczerość.
I przyjaźń.
Wyciągnął prawą rękę do Octavio.
- Czy nam pomożecie, przyjaciele? - jego głos był miękki, brzmiało w nim zaufanie i szczerość, Elidis wierzył w swoją propozycję.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 30-11-2014, 23:21   

Skorzystała z pomocy towarzysza i uniosła się na deskach, przez chwilę kręciło jej się w głowie jednak wytrzymała. Co prawda bieg w tej sytuacji był niemożliwy a i lepiej by było gdyby ktoś szedł obok niej aby ewentualnie łapać dziewczynę. Otarła bez ceregieli krew własnym rękawem, koszula była już w tak złym stanie, że nic to nie zmieniło.
- Nie marudź. - Wychrypiała, był strasznie marudny. Na kolejne pytanie odpowiedziała dopiero po opuszczeniu nóg na ziemię i wsparciu na nich. Mdliło ją od leku podanego przez styryjczyków jednak nie miała wyboru, musiała iść. Coraz więcej elementów układanki jej się mieszało, to co wiedziała nagle okazywało się być kłamstwem. Nic już nie rozumiała. - Dam. Chyba.
Dalszą część rozmowy przerwał im Elidis, zamilkła słuchając słów elfa. Wszystko jej się mieszało, zwłaszcza teraz w chwili osłabienia. Sens tego co mówił był dla niej kompletną abstrakcją, przecież Ofelia miała być z porywaczami w przesmyku... Co do chrzanu... Ekhem. Pokręciła głową, lecz to nie była reakcja na jego słowa. W końcu postanowiła, że nie ma sił decydować samej o własnym losie.
- To jego wybór. - Wskazała na Octavia, chociaż według niej to był zły pomysł. Nie była już niczego pewna. - Ja pójdę z nim.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 30-11-2014, 23:58   

Octavio sapnął w zamyśleniu. Czuł coraz większą presję. Ręce mu drżały, dążąc do jakiegokolwiek działania. Dobrze przynajmniej, że rany miał względnie zaleczone - owo działanie będzie mogło być jakkolwiek fizyczne... Chyba.
Machając lekko nogą dla rozruszania kończyny, spojrzał uważnie na Elidisa. Czy miał jakiś wybór? Niby tak. Niby mógł z Convolve samemu gnać pod Przesmyk. Ale jednak wolał mieć choć trochę jaśniejszy ogląd sytuacji...
- Do Toruviel - mruknął - Byle szybko. Może i nie przeżył żaden świadek, ale w każdej chwili mogą się domyślić co się tu stało. Nie mamy dużo czasu.
Nie czekając na czyjąkolwiek reakcję chwycił tarczę i spiął paski. Czarna sadza którą ją pokrył zeszła w dużej mierze w ciągu walki. Teraz dało się już zobaczyć na niej majestatyczny, ciemnoszary zadek tura oraz część kadłuba białego drakkara.
Przeszywanica będzie musiała poczekać na dokładniejsze zawiązanie.
Gdy tylko uniósł tarczę odwrócił się i spojrzał na zgromadzonych.
- Ruchy! - nie mówił głośno, ale i tak był to głos nie zostawiający miejsca na żadne "ale" - Conv, podeprzyj się na mnie.
Ustawił się tak, by medyczka mogła oprzeć się o jego ramię. Naramienniki może i nie były najwygodniejszym oparciem, ale zdecydowanie wolał ich nie zdejmować.
I może chociaż Toruviel będzie miała jakąś manierkę? - dodatkowy argument przemknął mu przez myśl, gdy ruszał. Bo nadal chciało mu się pić.
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 01-12-2014, 00:07   

Elidis uśmiechnął się lekko, niezauważalnie. Na nic więcej nie liczył.
Kiedy Octavio zakomenderował wymarsz elf skinął głową w stronę Gwardzistów, odpowiadając na ich pytające spojrzenia.
- Zabierz, proszę, z sobą te rzeczy - polecił jednemu z Gwardzistów, wskazując na dobytek znaleziony przy trupach.
Ruszyli ulicą.
- Dobrze, podchodzimy cicho, szukać osłon, rozszerzyć szyk, wkraczamy tylko jeżeli będzie taka potrzeba, to jest zagrożenie życia, czy próba porwania. Na miejscu jest już trzech innych Gwardzistów, także ukrytych w cieniach. Nie zdziwcie się zatem, jeżeli nagle się pojawią na targu - mówił zniżonym głosem, ale tak, by wszyscy go słyszeli.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
Ostatnio zmieniony przez Elidis 01-12-2014, 00:10, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,09 sekundy. Zapytań do SQL: 14