Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Przygoda #24.a
Autor Wiadomość
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 07-03-2015, 03:05   Przygoda #24.a

Marsz przez korytarze trwał blisko dwie godziny. Nic nie zakłócało waszej drogi i w sumie fakt obecności wśród was misia mógł mieć z tym coś wspólnego. W każdym razie - żadnym wijów, żadnych skolopendr, tylko puste korytarze, skalne kawerny, podziemne strumienie i wodospady, ściany obrośnięte zwieszającymi się świecącymi porostami - cudowny spektakl podziemnej natury, który zupełnie umykał waszej uwadze, skupionej na zadaniu.

Do piasków dotarliście bez przeszkód.
Wychodząc z korytarza zobaczyliście sporej wielkości obszar.
Na środku sali dostrzegliście portal. Bramę. Przejście. Nie było ścian, w której by tkwiła ta brama, ani ścieżki, która by przez nią przechodziła. Tylko pusty, gładki obszar, wyglądający z daleka jak wielka rozścielona płachta jedwabiu. Idealnie gładki.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 07-03-2015, 03:47   

Zatrzymali się przed pułapką, oparła się o ramieniem o grzbiet zwierza drugą ręką przytrzymując wciąż nieprzytomną rudą. Kontrolowała ją na tyle na ile pozwalał ruch, sprawdzała puls oraz działanie mózgu. Jeśli ta zbliżała się do przebudzenia to traktowała ją kolejną dawką zmęczenia oszukując ciało.
Kurwa, no chyba nie.
Chociaż czego się spodziewała? Piasek był idealnie gładki, jakby wygładzono go specjalnie na ich przybycie. Starała się w miarę szybko zanalizować sytuację. Kilka możliwości przychodziło jej do głowy.
Mogła poszukać drogi w umyśle niedźwiedzia. Chociaż obawiała się, że mógł on nie poznać tej ścieżki. Właściwie to miała wrażenie, że to miejsce było idealną pułapką na niego.
Zlustrowała spojrzeniem swoich towarzyszy, nie dziwne, że wzrok zatrzymała na Emili. Magini kamieni, w dodatku wyczuwała jedność kamieni, ich łączenia, dotyk, słowa które znane są tylko im. Była oddana Avgrunn, kamiennej matce. I była kimś, kogo będzie musiała dziś bronić. Będą musieli. Czy ona mogłaby wyczuć drogę prowadzącą pod piaskami? Zawsze można spróbować, ale wolała też rozważyć inne opcje.
Mogła zwrócić się również do Bogini, jednak ta miała pewnie na głowie większe problemy niż robienie za mapę swojej zagubionej wyznawczyni. W dodatku to nie była jej domena, musiałaby zwrócić się do Avgrunn a po tym jak zmieszała bogów z błotem w dolinach Nelramaru... Cóż, nie wydawało jej się to dobrym pomysłem. I kolejne myśli.
Eri, mag wody. Jeśli gdzieś blisko znajdowało się źródło wody mógł wzmocnić wyznaczoną trasę lodowymi blokami, tak by oddzielić ich od niebezpieczeństwa. Ale nie było takowego. Spróbowała sięgnąć wzrokiem jak najdalej by ocenić odległość dzielącą ich od bezpiecznej przystani w morzu piasków.
Przesunęła wolną dłonią wgłąb futra by dotknąć rozgrzanej skóry stwora. Szukałą czegoś co by jej oznajmiło, że miejsce wygląda dlań znajomo. I, że wie jak przejść. Gdy skończyła kontrolować jego myśli odwróciła się na nowo do Emilii.
- Pani, rozumiesz mowę kamieni i skał. Byłabyś w stanie pokazać nam bezpieczną ścieżkę? Bo...
I wtedy uderzyła ją myśl.
Do stu teralskich biesów! Profesorze dar Dyken, dzięki niech Ci będą, a grób lekkim!
Na jej obliczu pojawił się słaby uśmiech który rozciągnął się w coś szerszego. Przywołała w myślach wykłady ze znajomości o terenach i występowaniu ziół. Te lekcje były wyjątkowo nudne i najczęściej spędzała je na studiowaniu którejś z książek. Jednak na tamtym wykładzie padła ciekawa informacja. Chyba Barnaba, fiordyjczyk tudzież tryntyjczyk - nigdy nie potrafiła spamiętać bo za każdym razem padała inna wersja - spytał profesora o rośliny pustynne. Potem temat zszedł an ukształtowanie, warunki. I okazało się, że ruchome piaski są nie tylko zjawiskiem występującym na pustyni o czym myślni wszyscy. Powstawały one przy dużym nawodnieniu, pod ciśnieniem i coś tam dalej. Nie pamiętała dokładnie co. Jednak słowem klucz była woda.
- Eri, wyczuwasz tam wilgoć?
Bogini, błagam... Obym miała rację.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 07-03-2015, 04:16   

Keithen wysunął się na przód grupy, stawiając ostrożnie stopy, żeby przypadkiem nie wylądować w pułapce. Rozejrzał się po niknącym w mroku sklepieniu.
- Psiakrew - mruknął - Pomijając już sam fakt przejścia przez to-to, jesteśmy tu wystawieni jak na patelni. Jeśli w tych ścianach są jakieś strażnice, to zgarnął nas stąd jak kaczki na strzelnicy. Gdybym ja tu robił wartownię, to takl bym to właśnie ustawił. A ten portal na środku, wcale się nie zdziwię, jesli ma wmontowany jakiś magiczny komitet powitalny.
Schylił się, z trudem maskując ból, i podniósł średniej wielkości kamyk. Obrócił w dłoni i cisnął przed siebie.Odłamek głucho siadł w podłoże, nie wydając dźwięku. Przez sekundę, przez którą wpatrywaliście się w niego, unosił się na powierzchni, po czym gwałtownie zapadł się w mięciutki niczym budyń grunt. Po kolejnej sekundzie na gładkiej tafli nie było ani śladu.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 07-03-2015, 04:27   

Słowa Keithena odwróciły jej uwagę od pomysłu na który wpadła. Faktycznie, byli tu odsłonięci. Gestem przywołała do siebie Cadana przekazując mu w ramiona Taihire.
-Trzymaj ją na widoku, tak, żeby widać było, że nie zawahasz się zrobić jej krzywdy. - Po tych słowach zsunęła się z grzbietu niedźwiedzia ponownie posyłając zapytanie w jego umysł.
Znajome?
Jeśli tak, to co za morzem piasku?
Wie jak przejść?

Następnie obserwowała lot kamyka, to jak ginie w otchłani naturalnej pułapki. Zwróciła się znów do magów.
- Dalibyście radę wspólnymi siłami stworzyć nam ścieżkę na drugą stronę? Nie oczekuje mostu i cudów niczym w Matahari Baru. - Wskazała na przeszkodę. - Tam jest piasek, a on jest przecież odmianą skały. - Tu spojrzała znacząco na Emilię, następnie skierowała spojrzenie na Eriego. - I woda. Dużo wody. Aby przejść bez znajomości ścieżki musielibyśmy to osuszyć co raczej nie jest możliwe. Albo stworzyć sobie własną drogę, pewną. Taką która być może będzie musiała ominąć łuk. - Wskazała im portal. - To może być magiczna czujka, taka która wznieci alarm gdy ktoś nieproszony ją przekroczy. A nam on nie jest potrzebny.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 07-03-2015, 04:38   

Niedźwiedź fuknął tak, że narzucił kaptur na głowę stojącego przed nim Roderyka.
Znudzenie.
Chodźmy stąd. Miejsce bezużyteczne.
Woda-ziemia śmierć, nie czuje? Powąchaj. Śmierć.
Dalej?
Powąchaj. Dużo pokrak. Takie jak ta (ruda) i zielone brudne śmierdzące smaczne.
Ale tu miejsce bez sensu.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 07-03-2015, 05:00   

Westchnęła zmuszając się do cierpliwości, tłumacząc jak dziecku.
Czuję.
Ale muszę przejść na drugą stronę. Tam gdzie duźo pokraki i zielonych o smacznym mięsie.
Tam ich wielu. Wyspa na środku jeziora.
Musze. Tak jak ciepło znika by potm zabić mróz. Tak jak istnieje głód i sytość. Muszę.

Skupiła się na tym. Nie miała jak wyjaśnić tego co powinna zrobić bo był samotnikiem. Ukazała mu to jako potrzebę, naturalną i dla niej oczywistą. Instynkt którego nie mogła ignorować.




// pisze z telefonu więc nie mogę nadać kursywy :/ //
Muszę.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
Ostatnio zmieniony przez Indiana 07-03-2015, 05:06, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 07-03-2015, 05:14   

Mruczał dłuższą chwilę, zastanawiajac się, pofukał, ziewnął.
Nie rozumiał.
Jak to - muszę - skoro niemożliwe? Nie można musieć niemożliwe.
Jesli polować pokraki - to tu czekać, przyjdą same. Pokraki przechodzą. Voghern nie.
To naturalne. Jak w małych tunelach.
Pokraki małe. Tunele małe. Voghern duży. To czeka, aż pokraki przyjdą.
Inne miejsca, gdzie pokraki są, tam czekać aż przyjdą i jeść. Proste. I możliwe.
Pobłażliwość.
Tyle pokrak zostawionych tam przy jeziorku. Jak głodna, trzeba było jeść.
Voghern wróci potem, zaniesie do innych. Zapasy. Zapobiegliwość. Mądre.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 07-03-2015, 05:25   

Nie zdziwiło jej to, jednak poczuła ukłucie gdy nie był w stanie pojąć.
Muszę.
Po prostu.
Niemożliwe, czasem jest możliwe.
Nienaturalne staje się oczywistym.
Ale nie czas. Jeszcze nie.
Ja muszę. Ty nie. Ja pójdę dalej. I przejdę. Żywa.

Posłała w głąb jego umysłu uczucie którego wcześniej nie dostrzegła w jego umyśle. Kanaliki nerwowe zwierzęcie przyjmowały je chociaż nie potrafiły zrozumieć.
Nadzieja.
Przejdę, żywa. Możesz iść ze mną.
Nie chcę jeść. Chcę bronić.
Terytorium. Innego.
Przywołała myślami świat powierzchni takim jakim mógł go poznać, lasy, puszcze za-południa które były jej obce.
Dom. Moje.
Pokraki i zielone pożywienie są zagrożeniem. Nie jem. Pozbywam się szkodnika.
Chcę zabić. Bo inaczej zabije mnie.
Nie ma kryjówki. Oni znajdą.
Przyjdzie ich kilku, a potem następni. I zabraknie sił by zabić.

Dostrzegając myśl o tym jak tworzy zapasy poczuła radość. Nie rozbawienie, raczej... Szczęście. Coś z czego może cieszyć się naprawdę ostro rypnięty na umyśle który zbyt dużo przesiedział w księgach.
Rozumiem. Mądrze. Ale co, jeśli to co zostało zniknie? Pożarte. Walczyłbyś o to co twoje? Bronił.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 07-03-2015, 06:13   

To zrozumiał. Wizja rozkradzionych zapasów splotła się z burczeniem w brzuchu, pustym legowiskiem, umierającymi szczeniętami. Gniew. Zgrzyt zębów.
Szarpać, zgniatać, niszczyć.
Moje!
...
Ale jak możliwe zamiast niemożliwe?
...
Wahanie.
Konsternacja.
Przyjaciółka-pokraka mądra. Jak przejdzie, to pójdę.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Sleith 
Zjawa


Skąd: Kraków
Wysłany: 08-03-2015, 00:49   

Stanął w pobliżu niedźwiedzia i Con. I popatrzył na piaski rozsiane przed nimi.
-Ehhhh.... Ktokolwiek wie, jak przejść? Emilia? Eri? Z chęcią przyłącze się do pytania... myśli Con...wydaje się to mądre...ale ja tam się nie znam.... i w ogóle co to za brama?
Po tych słowach zrobił dziwnie zdziwioną minę i przesuwał wzrok po piasku jakby oczekiwał nagłej zmiany, jakiegoś ruchu czy odpowiedzi na pytanie: jak przejść?
_________________
"My steel is warm my face is stained with blood"
~~~~~~~~~~
2014Nelramar- Sleith- Podziemny
Epilog2014- Vitrem Erasgot(Esu)"najemnik"-Niebiescy
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 08-03-2015, 02:40   

Spojrzała na morze piasku przed nimi.
Piasek.
Mnóóóóóstwo drobniuśkiej Wielości.
Mogący być jednocześnie miłym, miękkim i grzejącym w stopy dywanem jak i twardym, nieprzyjemnym i ostrym podłożem, pochłaniającym w swe nieskończone trzewia wszystko, co się znajdzie w ich zasięgu. Powoli i boleśnie.
Tak jak ten przed nimi.
Usłyszawszy słowa Styryjki uniosła brew i przeniosła wzrok na kobietę, po czym znów zapatrzyła się gdzieś w przestrzeń, milcząc.
Tu ci Tavar nie pomoże...
Droga... Nie dam rady sama stworzyć drogi. A ona ma rację, ta brama wygląda podejrzanie.
Zagryzła wargę, jak zawsze, kiedy intensywnie nad czymś myślała, po czym podeszła na sam skraj piaskowego morza i uklękła. Musnęła dłonią Wielość, a ta poruszyła się niespokojnie, jak to u Drobnej Wielości bywa. Jej szmer również był niespokojny i nieco... zniecierpliwiony. O ile skały mogą być zniecierpliwione.
Chociaż z Drobną Wielością nigdy nic nie wiadomo.
Delikatnie, choć ostrożnie, położyła dłonie tak, by czubki palców dotykały piasku. Czuła, jak drży pod dotykiem ciała.
Myśl Drobnej Wielości uderzył w jej umysł jak fale rozpryskujące się na klifach. Było jej tak dużo, a jednocześnie była jednością. Tak jakby kilka tysięcy mrówek nagle zaczęło wydawać z siebie dźwięki. Zmarszczyła brwi, zdezorientowana. Tak jak sam piasek lubiła, zwłaszcza ten miałki, nadmorski, tak słuchanie jego szmeru było dla zmęczonego maga koszmarem. Każda Wielość przekrzykiwała inną.
Koszmar.
Była tam też Jedność. Gdzieś, pośród wartkiego pomruku Wielości tkwiła jednomyślna Jedność.
Wzięła głęboki wdech i skupiła się, wysyłając do Drobnej Wielości pozdrowienie. Usiłowała jakoś sprawić, by usłyszała ją cała, ale nie miała pojęcia, czy jest w stanie to zrobić.
Uf... no dobra, to teraz najgorsze...
Zacisnęła zęby i przygotowana na natłok Myśli spytała, w którym miejscu Drobna Wielość nie pochłania Miękkiej Zmiany, gdzie Drobna Wielość nie czuje zmian.
Pytała, gdzie Drobna Wielość zmienia się w Jedność.
I miała nadzieję, że odpowiedź będzie na tyle dla niej jasna, by ją zrozumieć.
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 08-03-2015, 18:08   

Rozumiejąca. Idzie Rozumiejąca, mruczały drobinki Wielości. Dziwność i życiość, Energia Która Zmienia, mówiła jedność. Skały cię lubiły. Były ciekawe. Jak drżenie ziemi przed wybuchem wulkanu albo niepokój przed nadchodzącym lądolodem, dla skał zmiana była ważna. A ty miałaś w dłoniach i umyśle moc Zmiany, w dodatku słuchała cię też Ta, Która Była Skałą, ta, która skały stworzyła.
Wielość drgnęła delikatnie na powitanie. Drgnięcie było widoczne dla Emilii i dla niedźwiedzia, ktory postawił na sztorc swoje wielkie uszy i zawęszył z niepokojem.
Jedność nie drgnęła, bo nie mogła. Ale przesłała pozdrowienie do Rozumiejącej. I wtedy rozumiejąca dostrzegła, że Wielość... jest kaleka.

Więc mieliście przed sobą coś w rodzaju wielkiego zbiornika, do którego sączyły się rozliczne strumienie, niosące bardzo drobniutki materiał skalny. Odpływała już tylko sama woda, czyniąc zbiornik pułapką na wszelkie zywe stworzenie, stąpające po gruncie.
W zbiorniku stworzono słupy. Niemożliwością było jednak umieścić je stabilnie w tym podłożu. Uczyniono je, tnąc skalne kolumny, olbrzymie stalagnaty, które zniknęły pod delikatną warstwą wciąż nanoszonego drobnego piasku.
Spojrzawszy do góry, Emilia bez trudu dostrzegła pozostałości kolumn, wystające ze stropu. Dokładnie nad miejscami, gdzie w ziemi musiały być ich dolne części.
Ale precyzyjne umiejscowienie ich wymagałoby ... no właśnie, czego?
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 09-03-2015, 00:01   

// Piszę na podstawie obserwacji zachowań Emilii które powinny nastąpić, bo Aver nie odpiszę na pewno dzisiaj. //


Oderwała się myślami od umysłu zwierzęcia skupiając się na ruchu. To Emilia oderwała się od szeregu ludzkiego i przycupnęła przy morzu piasku. Kątem oka dostrzegła jak Eri drgnął gotów zaprotestować gdy jego narzeczona sięgnęła palcami do piasku. Ale milczeli, wszyscy.
Obserwowała jak oblicze dziewczyny się przemieszcza i sama podążyła wzrokiem w kierunku spojrzenia rzuconego przez maginię.
Stalagnaty. Stalagnaty które ktoś ukształtował tak by utworzyć ścieżkę. Patrzyła na nie przez dłuższą chwilę. No tak. Mają tu dwójkę magów ziemi. A przynajmniej częściowo.
- Emilio, Ysgard. Możecie spróbować nadbudować odciętą część stalagnatów, tą która jest pod powierzchnią wzorując się na tym co nad nimi? Wtedy by wystawały ponad piasek. Jeśli okazałyby się zbyt wąskie by niedźwiedź po nich przeszedł, wtedy Eri wzmocni w ten sposób wytworzone wysepki lodem. Ułatwi to też przeniesienie rudej, bo nie wyobrażam sobie kicania z nią na ramionach przez to miejsce. - Spojrzał w stronę portalu. - I jeśli trzeba będzie, to ominiemy portal dzięki lodowej pokrywie którą być może stworzy Eri.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 10-03-2015, 00:19   

Zmarszczyła brwi. Coś było nie tak. Coś, czego jej ludzki umysł nie był w stanie przyswoić. Znów poczuła brak.
Spojrzała w górę, usiłując przebić się wzrokiem przez ciemność.
Kamienne kolumny. Jedność, która kształtowana przez millenia wodą połączyła się, tworząc naturalne podpory dla kawerny.
Jedność, którą ktoś ściął, rozrywając splecione dłonie sklepienia i podłoża.
A między nimi Drobna Wielość, z którą coś było nie tak.
Styryjka zauważyła jej wzrok. Słuchając jej słów, powoli jej brwi unosiły się, a spojrzenie ponownie przenosiło się na morze piasku.
Nadbudować stalagnaty?
Brzmi jak plan.
Pytanie tylko, jak?...

Cały czas klęczała z dłońmi na piasku. Jej palce bezwiednie bawiły się z nim, przesypując go i rysując dziwne wzory. Drobinki przeskakiwały, smyrając ją po skórze.
Myślała.
Zbłąkane ziarenko Drobnej Wielości spadło jej na podołek. Spojrzała na nie, a kąciki jej ust uniosły się lekko w górę.
I nagle ją olśniło.
No przecież...!
Zerwała się z ziemi, dopadła Eriego i wyszeptała mu coś na ucho. Mag uśmiechnął się z lekkim politowaniem i skinął głową.
Odwróciła się do reszty, a w jej oczach kicały iskierki jakiejś takiej dziecięcej zawziętości.
- Odsuńcie się trochę - widząc ich zdziwione miny tylko uśmiechnęła się tajemniczo i powróciła na skraj piaskowego morza, ciągnąc za sobą narzeczonego. Chwilę szeptali coś między sobą, po czym zamilkli oboje i zamknęli oczy w skupieniu, nucąc pod nosem słowa rozpoczęcia rytuału. Brzmiało to trochę tak, jakby nucili coś szumem i szmerem. Wyczulone na magię oczy mogłyby spostrzec krąg z świetlistej mgły, snującej się wokół magów. W końcu otworzyli oczy, Eri położył dłonie na ramionach narzeczonej i westchnął głęboko. Spojrzeli przed siebie... i rozpoczęli zaklęcie.
- Harea xirrit muthu indargari neratekada muthu neratekada muthu neratekada muthu... - inkantacja zaniknęła w szepcie, a wtedy nad mrukliwy alt magini wybił się szemrzący baryton:
- Indarra desargatzea Atrium... egonkortze indarrak... kora neratekada aitoru...
Trwali tak w kręgu dobre kilka minut, tkając z delikatnych nici Mocy skomplikowane zaklęcie. Powietrze wokół nich trzeszczało wręcz od Mocy, kształtowanej podle woli dwójki młodych ludzi. Kobieta poruszała palcami, jakby ugniatała coś w glinie, między brwiami pojawiła się zmarszczka, po skroni spływała kropla potu. W końcu, po nieskończenie długim czasie, inkantacja zakończyła się z lekkim zaśpiewem magini:
- ... esketa, gogortasuna indargari esketa!
W głębi duszy modliła się do Kamiennej Pani, by to, co tworzyli, spodobało jej się i pozostało trwałe na dłużej, niż sama była w stanie to utrzymać.
A tworzyli iście piękną rzecz. Przed oczami miała jeden z piękniejszych, kamiennych mostów, jakie można było spotkać na trakcie prowadzącym z Terali w stronę Arethyny, rzeźbionych w misternie wijące się gałęzie winorośli i wilca, z równo ciosanymi kamieniami fundamentów mocno zakorzenionych w brzegach, z podporami wyrośniętymi ze starych dłoni podłoża, dolnych części stalagnatów, które niczym potężne konary dębu przytrzymują most nad Drobną Wielością.
Matko wszystkich budowniczych, Ty, Która Budujesz i Rujnujesz, wspomóż naszą pracę swoimi silnymi dłońmi, podtrzymaj nasze wątłe ramiona i umocnij nas swą potęgą... Kamienna Pani, Matko Ziemio, dostojna Avgrunn... Spójrz na to dzieło łaskawym okiem i spraw, by Wielość, z której powstało, stało się Jednością, Jednością której nie zniszczą młoty ni ciężkie narzędzia Życiości, która nie skruszeje po upływie marnych kilku cykli...




/Piasek przesuń zgromadź wzmocnij formuj zagęść formuj zgromadź formuj zagęść... (itd.) ... scal, trwałość zwiększ scal. W międzyczasie Eri pobiera energię z tej wody co tam jej tak dużo jest, stabilizuje ją i odpowiednio uformowaną przesyła do Emilii (kora - moc, uniwersalne słówko dla magusów, o ile dobrze pamiętam) Uff... mam nadzieję, że zadziała.
Mostek z podporami wyrośniętymi z tych dolnych części stalagnatów, czyli generalnie powinien prowadzić tam, gdzie droga. Chyba D: /
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 10-03-2015, 15:45   

Zanim przystąpiliście do magicznej operacji, Keithen nieufnie rozejrzał się po wielkiej sali, przyglądając się ścianom i nierównym sklepieniom, z których zwisały poszarpane koronki stalaktytów i cięte nienaturalnie resztki stalagnatów, wyglądające jak ułamane kły. Piękno podziemi było drugorzędne, ważniejsze było to, że za każdą nierównością skały mógł się kryć otwór, szczelina, wejście, z którego na głowę mogą wam spaść wrogowie. A jeśli nie spaść, to przynajmniej ostrzelać.

Stanął przed Emilią, gotów w każdej chwili wychwycić najmniejszy ruch i na czas odsunąć magiczkę przed lecącym pociskiem. To, że pozostali odsunęli się w tył, robiąc magom miejsce, ułatwiało mu sprawę.
Przy okazji mógł najlepiej ze wszystkich obserwować magiczny spektakl.

Najpierw na gładkiej satynowej powierzchni dostrzegliście fale. Łagodnie przesuwały się, zderzając ze sobą i spiętrzając, spływając ze wzniesień i napływając z powrotem.
Potem cała powierzchnia zaczęła drgać i falować, ale w innym zupełnie rytmie, co nieco zaburzało kierunek piaskowych fal.
To rytuał, przez który Eri pobierał energię, nakładał się na zaklęcie, rzucane przez Emilię na ten sam obszar, powodując swoistą interferencję.
Wreszcie powierzchnia zaczęła się wybrzuszać seria niewielkich wzniesień. Tworzyły coś w rodzaju ścieżki na satynie, wiodącej do portalu i dalej. Po chwili wybrzuszenia wydostały się spod piasku, który spłynął z nich łagodną falą i ukazały się wam, jako skalne ostańce z nierówną powierzchnią.
Emilia działała dalej.
Na powierzchnię słupów zaczęły uderzać kolejne fale piasku, jakby morze obmywało wystające pozostałości molo. Wierzch owych ostańców zaczął się zaokrąglać, wybrzuszać, rozrastać. Piasek łączył się w kamienne gałęzie i splatał, po dalszej chwili rozrosły się na tyle, ze wyglądały jak przygięte deszczem jabłonki, wreszcie gałęzie dosięgły się nawzajem i splotły w linię, nieregularną zygzakowatą, nierówną, ale jedną, łączącą wasz brzeg z tym przeciwnym, gdzie widać było otwór korytarza.
Linia wiodła pod portalem.
Musiało więc być tak, że twórcy tej pułapki wycięli stalagnaty tak, by tworzyły drogę - jedne na poziomie piasku, inne dużo niżej. Potwierdzał to widok satynowej powierzchni - zaczęła się wybrzuszać w wielu miejscach, jakby jedne słupy nie nadążały za pozostałymi. Musiały więc być dużo niższe.
Ci, którzy byli wyczuleni na magię, odczuli w tym momencie drżenie.
Najmocniej odczuła je Emilia, świeżo utworzona Jedność tu i ówdzie zaczęła się rozpadać, kilka gałązek się ułamało.
Zrozumiała od razu - owa interferencja między rytuałem pobierającym energię z wody, a tym budującym z kamienia, powodowała rosnącą kumulację drgań. Jeszcze chwila i cała misterna praca rozsypie się w pył.
Albo nie?

więc albo próbujecie budować dalej dookoła portalu, ryzykując,że się rozdupcy, albo idziecie po tym, co jest ;)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Szamalchemik 
Mistrz Wijów

Skąd: Kalisz
Wysłany: 10-03-2015, 19:54   

Ysgard powoli i ostrożnie ruszył do przodu. Postawił stopę na kamiennej posadzce i... nic. Stabilne jak ziemia wszędzie naokoło. Zwykła skała. Odetchnął, i ruszył dalej, sam.
Drgania zaczęły dobiegać do niego, przenosząc się po nogach wyżej, w kierunku tułowia i w końcu głowy. Na chwilę stracił pewność siebie, ale potem ruszył dalej, nie zatrzymując się więcej.
Aż do momentu gdy dotarł do portalu.
Zatrzymał się jakieś dwa metry przed nim. Nie bardzo wiedział co zrobić. Pomyślał chwilkę, wyciągnął zza pazuchy piersiówkę, odkręcił i rzucił korkiem przez bramę i podążył za nim wzrokiem, uważnie obserwując co się z nim dzieje. Duszkiem wypił resztę zawartości piersióweczki. I tak nie miał jak jej zamknąć. Następnie zbliżył się na kolejny krok, usiadł i wyciągnął ręce przed siebie.
I zaczął nasłuchiwać.
Szukał jakichkolwiek zaburzeń mogących wynikać z użycia magii, mając nadzieję, że niczego nie przegapił.
_________________
1. turnus 2013 - Szamalchemik Orła
2. turnus 2014, Epilog 2014 - Ysgard Fuilteah Feah, krasnal ze Smoczej
2. turnus 2015 - Julian Skellen, Smoczy kapłan Tavar †
Epilog 2015 - Eanraigh Iainson Borgh Du, przedstawiciel Halfdana, Jarla Północy
Prolog, 3. turnus 2016 - Laurenz (dar) Eich, mag bojowy z kardamonowej bandy, późniejszy członek Czarnego Tymenu
+18, Epilog, Zimówka 2016 - Kethren, niewyspany komandor wywiadu styryjskiego
Prolog 2017 - Tristan Sterling, furier Tercji Gerei †
Bitewny 2017 - Fernan Heyes, oficer Czarnej Tercji
2. turnus, Epilog 2017 - Kethren, "cholerny buc, wyśmienity psionik"
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 10-03-2015, 21:52   

Czuła to. Czuła, że coś jest nie tak, a już po chwili rozumiała swój błąd.
Ich błąd.
Interferencje.
Jak mogła o tym zapomnieć?!
Jak oboje mogli o tym zapomnieć?...
Zamarła na moment, po czym ujrzawszy, jak dzielny krasnolud idzie przez niestabilny most, westchnęła ciężko.
- Eri, koniec - rzuciła w stronę narzeczonego i lekko odsunęła go od siebie. Uklękła, zamknęła oczy i zatoczyła Mocą, szepcąc odpowiednie słowa, drugi krąg w środku poprzedniego, tak, by obejmował tylko ją.
W końcu rozpoczęła długą inkantację stabilizującą stworzony przed chwilą most. Słowa pobrania przeplatały się z zaklęciem utrwalającym, tworząc swoistą mantrę powtarzaną przez maginię, która powoli zaczynała chrypieć:
- Indarra desargatsea erat... harea esketa... indarra desargatsea erat... harea esketa...
Miała nadzieję, że portal okaże się być jedynie drogowskazem, a nie pułapką, bo jeśli tak... to lepiej, żeby wszyscy znaleźli się w jego okolicach szybciej.

/Pobranie many z ziemi - piasek scal/
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 10-03-2015, 23:21   

Kamienny twór przypominał splecione w chaotyczne warkocze grube żyły dzikiej róży. W sumie nie miał kolców, co należałoby poczytywać za plus. Ysgard poczytywał je za plus...
Żyły kamienia przechodziły jedna nad drugą, łączyły się, rozłączały, trzeba było je przeskakiwać, tu i ówdzie się wdrapać, ale generalnie dało się przejść.
Gdy stanął przed portalem, wszyscy zamarliście. On też. Przez dłuższą chwilę patrzył na gładkie, bazaltowe płyty i zdobiące je geometryczne wzory. Nad głową, wysoko, dostrzegł symbol chyba jakiegoś słońca, twarz otoczoną wieńcem znaków. Innej drogi nie było. Wziął głęboki wdech i zrobił krok do przodu.
...

Potem drugi.

I trzeci.

Gdy za piątym nic się nie stało, obejrzał się. Jaskinia była taka sama. Reszta oddziału i misio stali tak samo, jak przed chwilą, przygryzając w stresie paznokcie. Po przeciwnej stronie wyraźnie widać było ciemne wejście do tunelu, regularnego i równego, z rozległą platformą przed nim. I nikogo tam nie było.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 11-03-2015, 00:29   

Ze wstrzymanym oddechem obserwowała tworzący się most, przejście które miało dać im szansę.
Zawsze ceniła magów za moc jaką potrafili operować, jednak za nic nie oddałaby tego co posiadała w zamian za umiejętność sterowania kamieniem lub wodą. Była uzdrowicielką, obiecywała, że będzie dążyć do ratowania ludzkiego życia. To co teraz tworzyło most najprawdopodobniej by się nie przydało. Złowiła spojrzenie inkantującej kobiety. Zrozumiała.
Niech Bogini ma Cię w opiece.
Odwróciła się do zebranych.
- Mostem! Już, bo ona długo też nie wytrzyma. - Spojrzała w kierunku Ysgarda. - Idź przodem i zaczekaj po drugiej stronie.
Pośpieszyła ich ruchem, widząc ich spojrzenia pełne obaw i niepewności.
- Zaufajcie jej. Ona wie co robi. W tej chwili to nie nią trzeba się opiekować a wami, ruszać się.
Dopiero gdy większość weszła podeszła do niedźwiedzia kładąc mu dłoń na łbie.
Niemożliwe. Możliwym.
Chodź.

I postąpiła krok na kamienne schody. Starała się wybierać ścieżki pewne, takie które od razu nie padną pod jej ciężarem lub niedźwiedzia.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 11-03-2015, 03:57   

Niedźwiedź przełknął ślinę w niemalże ludzkim geście niepewności. Popatrzył na ciebie.
Upewnienie się.
Westchnął. Zrobił krok, stanął na krawędzi skały i wysunął łapę, próbując pomacać kamienne żyły mostu. Zachwiał się przy tym jak szczeniak, w końcu oparł się całym ciężarem. Znajdująca się troszkę nad piaskiem część konstrukcji osypała się leciutko.
Upewnienie się jeszcze raz. Bardzo.
Zrobił pierwsze niepewne kroki i szybko zorientował się, że to naprawdę utrzymuje jego cieżar. Węszył przy tym cały czas nieufnie. Wasz węch tego nie wychwytywał, ale on czuł znakomicie woń starych kości i resztek stworzeń, utopionych w piaskowej pułapce.
Strach.
Doszliście do portalu. Niedźwiedź szedł ostatni, za nim była już tylko Emilia.
Ukłucie magii.
Niedźwiedź poczuł i ty też poczułaś, niewyraźnie, ale jednak. Czarny bazalt nie miał żadnych symboli, ale od groma płaskorzeźb. Zatrzymałaś się, przyglądając mu się uważnie.
Śmierdzi.
Tak, tak, wiem. Resztki w piasku.
Negatywnie. Śmierdzi zielona pokraka.
No wiem, pewnie też są w piasku.
Negatywnie. Nie są.
Co...? Wtedy usłyszałaś jęk cięciwy. Wszyscy usłyszeliście. Stojący już prawie na brzegu Ysgard oberwał w ramię i z rozmachem spadł z mostka, zanurzając się w grząskie podłoże. Tylko przytomne uchwycenie się żyły mostku uratowało go przed dołączeniem do szczątków na dole.
- Voghern! Voghern! - wrzasnął ktoś na drugim brzegu, zobaczyliście kilka sylwetek zielonoskórych wojowników, napinających krótkie, gięte łuki. Świstnęła strzała.
Ukłucie. Dziwne. Bez sensu.
- Na ziemię! Emilia, na ziemię! - krzyknął Keithen, dając znak Merrenowi, Szrapnelowi i Elmerykowi - Do brzegu, szybciej! Trzeba ich zdjąć zanim nas wystrzelają!
Ruszył truchtem do przodu, w ostatniej chwili dając szczupaka przed nadlatującym pociskiem. Dźwięk niósł się tak dziwnie, że najpierw dolatywał was śpiew cięciwy, a dopiero potem syk strzały.
Znów ukłucie. Zirytowany. Pytanie.
Mostek odpowiedział chrobotem na mocniejsze stąpnięcie misia.
Strach!
Roderyk rzucił się w kierunku krasnoluda, próbując go wytargać na brzeg, w rezultacie czego sam zarobił strzałę w łydkę.
Ukłucie... Pytanie? Gniew!
- Voghern!!!! - wydarł się stojący na brzegu goblin, napinając sporej wielkości kuszę. Pocisk syknął. Con przylgnęła do niedźwiedziej szyi. Pocisk trafił prost w nos miśka.
Ból!!!!! Auuuu!!! Gniew! Dużo gniewu!
Gdyby niedźwiedź był człowiekiem, w tym momencie wywrzeszałby "O ŻESZ TY *****!!!!!!" i pogalopowałby wściekle, by dorwać strzelca. Czyli zrobiłby dokładnie to samo, co właśnie zrobił.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Szrapnel 
Villsvin


Wysłany: 11-03-2015, 17:05   

Szrapnel obserwował każdy krok krasnoluda. Widząc jak rzuca korkiem od piersiówki skrzywił się nieco.
Szkoda dobrej piersiówki
Gy przejście okazało się bezpieczne wszedł powoli na most ostrożnie stawiając kroki. Rozległ się krzyk. Najemnik podniósł głowę i zobaczył jak Ysgard dostaje w ramię i spada łapiąc się krawędzi w ostatniej chwili. Jego ręka już wędrowała do miecza. Keithen wydał rozkaz i wszyscy już biegli w stronę strzelających. Za jego plecami rozległ się donośny ryk bólu. Wojownik zobaczył przez ramię misia szarżującego przez most. Jego oczy zrobiły się wielkie ze strach i jeszcze przyśpieszył. Gdy dopadł wrogów począł siekać na lewo i prawo. Gdy było nikt już mu bezpośredni nie zagrażał, podbiegł do krawędzi żeby wyciągnąć krasnoluda.
_________________
"Pole rażenia granatu jest zawsze o metr większe niż zdołasz uciec"
 
 
Sleith 
Zjawa


Skąd: Kraków
Wysłany: 11-03-2015, 21:47   

Gdy wszyscy weszli na most, zajął pozycję przed niedźwiadkiem stąpał powoli, trochę niepewnie... Jego kroki były jeszcze bardziej niepewne, gdy zbliżyli się do portalu. Misiek musiał pchnąć go głową by przezeń przeszedł. Gdy gobliny zaatakowały kucnął lekko zasłonił się tarczą, a czując na karku podmuch, powodowany sapaniem nowego kolegi, przesunął się o krok w prawo. To był błąd który mało nie kosztował go życia. Niedźwiadek dostał w nos, przewrócił go i popędził na drugą stronę mostu. Esu po przewróceniu natychmiast przeturlał się od krawędzi na której własnie leżał. Podniósł się szybko zasłonił tarczą. Trzymając tarczę w górze przyspieszył. Gdy tylko się tam pojawił zaczął atakować jednego po drugim starając się zawsze mieć za plecami jezioro piasku.
_________________
"My steel is warm my face is stained with blood"
~~~~~~~~~~
2014Nelramar- Sleith- Podziemny
Epilog2014- Vitrem Erasgot(Esu)"najemnik"-Niebiescy
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 11-03-2015, 21:54   

Ból rozsadzał jej czaszkę gdy kolejne strzały wbijały się w jego ciało. Nie zdążyła dobrze zerwać kontaktu gdy zwierze szarpnęło się skacząc do przodu w kierunku drugiej strony mostu. I kilka rzeczy zdarzyło się jednocześnie.
- Chronić Emilię! - Wrzasnęła, podczas gdy uderzenie w ramię wyprowadzone przez zwierze wytrąciło ją z równowagi. Gdzieś w powietrzu świsnęła strzała. Postąpiła krok, uginając nogę i starając się rozładować siłę z jaką wyrwał jej się niedźwiedź poprzez ruch drugą. Częściowo się udało, chociaż piasek z którego zbudowano część mostu nie ułatwiał wykonywania tego ruchu.
Spróbowała połapać się co się dzieje w tym Chaosie. Cadan stojący przed nią trzymał wciąż w ramionach rudą co utrudniało bieg jak i ruch.
- Daj mi ją! - Fuknęła przechwytując ich zakładnika, jedną ręką utrzymując śpiącą dziewczynę, a drugą wyszarpując zza paska nóż i ruszyła do przodu. Gobliny. Ale jeśli współpracują z tubylcami, może zrozumieją. Chociaż cholera wie, jak u nich z dyplomacją. Spróbowała sobie przypomnieć jak nazwali tubylkę. Po czym huknęła jak najgłośniej mogła wciąż przemieszczając się do przodu, z nożem ułożonym przy obojczykach dziewczyny. Przesunięcie ostrzem wytworzyłoby ciężką do zatamowania ranę, ale nie śmiertelną.
- Nie strzelać bo zabiję Taihire! - Istniała szansa, że zrozumieją chociaż imię. I jeśli faktycznie dziewczyna była ważna, to może da to kilka chwil misiowi by dobiec na brzeg i wymordować tych co tam są. Poza tym, ruda stała się jej żywą tarczą.
Za bardzo się zmieniłaś Con...
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Bryn 


Wysłany: 12-03-2015, 01:42   

Miał powoli dość goblinów. To od nich się to zaczęło, to przez te paskudne stwory siedział od tak długiego czasu w podziemiu. Westchnął, wzmacniając uchwyt na Taihire i przeszedł szybko przez most, mając ją przed sobą.
Zanim się zorientował, została przechwycona przez Con. Sam chciał zrobić to, co zrobiła właśnie medyczka. Szybko reaguję, świetnie. Zacisnął ręce na rękojeści miecza i wyczekiwał na to, jak gobliny zareagują na słowa uzdrowicielki. W razie czego trzeba będzie ją osłaniać, dlatego ustawił się w pozycji, w której mógł łatwo ją i Taihire osłonić od ciosu.
_________________
2011 i 2012 - Tirianus Taeleth, kapłan bitewny Silvy
2013 - Emrys, syn Drogowita z Wojniłłów Karanowic, witeź / Małgorzata
2014 - Cadan a.k.a. Kaban/Shazam/Conan - laryjski psionik
2015 - Brynjolf Gunnarson Sliabh Ard
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 12-03-2015, 01:57   

Niedżwiedź był naprawdę porządnie wnerwiony. Strzała, która utkwiła w jego nosie, drażniła go, bolała i denerwowała, nawet po tym, kiedy machnieciem ciężkiej łapy ją złamał.
Zielone pokraki! Złe. Wredne. Wstrętne. Zniszczę. Złamię. Zjem. Rozsmaruję!
Myśli niedźwiedzia zostały ubrane w potężny ryk, który wstrząsnął sklepieniem. Keithen, Szrapnel i Elmeryk dobiegli wcześniej niż misio do owej skalnej "werandy", z której strzelały gobliny, ścierając się z ósemką napastników. Ci byli tak sparaliżowani strachem na widok pędzącego za nimi vogherna, że trzech w ogóle rzuciło broń i z piskiem uciekło w korytarz. Ci, którzy zdecydowali się bronić, robili to, patrząc cały czas na niedźwiedzia, więc atak szybko zakończył ich desperackie próby. Niedźwiedź dopadł jednego, który zdołał uniknąć styryjskiego rapiera, złapał go w pół, zgniatając kręgosłup i miednicę z głuchym chrupnięciem, wytarmosił jak szczeniak zabawkę, po czym rzucił o ścianę z taką mocą, że czaszka goblina, pomimo noszonego hełmu rozprysła się czerwoną fontanną dookoła.
Niedźwiedź pomknął w korytarz i po chwili usłyszeliście stamtąd podnoszące włosy na głowie wrzaski.

Minęła dobra chwila, zanim wrócił.
Był juz spokojny. Podszedł do Convolve, patrząc na nią spode łba.
Bo ból. Pokraki wstrętne. Głupie. Okrutne.
Gdzieś w jakiejś trudno dostępnej pamięci mignął obraz, krwawa miazga futra, kości i wnętrzności, porozcinanych krzywymi szablami. Szczenięta. Obraz tylko mignął, nie był żadną dominantą odczuć niedźwiedzia. Ale był. WIęc zwierzę miało pamięć.
Otarł się o Con, tak że wielkie ucho przygięło się pod jej łokciem. Jego olbrzymi łeb był tak wielki, jak 3/4 jej ciała.
Pokraka-przyjaciółka umie niemożliwe-możliwe. Droga dobra za nią. Zawsze. Iść za nią. Dobre stado.
Zawsze.


Przyjrzeliście się korytarzowi. Już na pierwszy rzut oka było widać, że nie był naturalną szczeliną, a jeśli był, to już dawno został dostosowany do wygody człowieka i jego poczucia estetyki. Był równy, tu i ówdzie widać było osadzone w ścianach pochodnie. W rzeźbionych wnękach widać było rzeźby o wykrzywionych twarzach, a sklepienie zdobiły wstęgi płaskorzeźb. W nikłym świetle pochodni widać było wartownię - portal, podobny jak ten na środku, z czarnego kamienia, wciąż jeszcze jarzyły się na błękitno kamienne oczy płaskorzeźby.
Więc portal był dzwonkiem do drzwi.
Korytarz był pusty. Poza rozerwanymi na strzępy zwłokami goblinów, nie było widać niczego ani nikogo. Za to z oddali dobiegał was odgłos. Najpierw głęboki, jak huk wodospadu albo lawiny. Dopiero [po chwili udało się wam go zidentyfikować.
To był śpiew.
Gdzieś tam przed wami ogromna masa ludzi ... śpiewała.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 12-03-2015, 02:24   

Czując to co zwierzę czuła się dziwnie. Ale rozumiała. Gdy określił ją mianem przyjaciółki miała wrażenie, że coś w niej pęka. Chciał iść za nią. Ale ona będzie szła do świata mu obcego, dalekiego i wrogiego. Nie wiedziała jak mu to wyjaśnić, bo nie miała zamiaru traktować stwora jak narzędzia. Trochę dziwne, w momencie w którym prawie wykorzystała rudą jako żywą tarczę. Ale tamta chciała ich śmierci, a zwierz uznał ją za stado. A stado to rodzina.
Droga przede mną śmierć. Nie musisz iść. Tam może koniec. Może ból i krew. A jeśli nie tam, to droga do obcego świata. Tam gdzie też jedzenie, ale też i jasne światło, wrogów więcej. Inne miejsce. Nie idzie. Nie zawsze. Moja droga – śmierć. Ale musi.
I znów panna T, zmieniła właściciela.
- Cadan, gdy tam wejdziemy… Wiesz co robić, jeśli nie zareagują to cóż. – Westchnęła. – Zabij ją. To jest wojna, a ona rządzi się swoimi prawami. Ale nie rób jej krzywdy dopóki nas nie zaatakują.
Gdy miała wolne ręce położyła dłonie na pysku zwierza. Impulsem zablokowała jego połączenia nerwowe a następnie wyciągnęła strzałę starając się nie uszkodzić tkanki bardziej. Szybko nadbudowała ubytek.
Czuła się silniejsza. Im byli bliżej… Motywacja. Może istniała dla nich nadzieja. A przynajmniej ona w nią wierzyła.
Tak samo jak z bełtem w nosie zwierza, postąpiła następie ze strzałami wbitymi w boki. Potem zaś zajęła się pozostałymi rannymi i wyciągniętym krasnalem. Ci którzy zgodzili się na moc Pani, mieli skorupy skrzepów tamujące krwotok. Ci którzy zrezygnowali, zostali obandażowani. Następnie wytarła ręce.
- Ja i niedźwiedź idziemy przodem. Za nami Cadan z rudą. – Spojrzała na nich ważąc odpowiednio słowa.– Emilia po środku, w eskorcie. Na tył idzie Szrapnel, Ysgard i Esu. Krasnalu, ściągasz przeciwników zaklęciami, Esu ty od tego masz kuszę. Szrapnel, jeśli ktoś ich zaatakuje to osłaniasz, bo masz odpowiednią do tego broń. Za wszelką cenę chrońcie Emilię i nie atakujcie dopóki oni nie zaczną. Może uda nam się wyjść z tego żywym.
A potem ruszyli korytarzem. Słyszała śpiew, poruszający kamieniami, przesiąknięty wolą wielu głosów. Posłała towarzyszom znaczące spojrzenie i z ręką zanurzoną w futrze niedźwiedzia ruszyła dalej.
Spokojnie. Zaufaj mi. Nie atakuj. Gniew tu nie pomoże. Jeśli złe pokraki będą chciały zaatakować, wtedy ty warcz, rycz. Jeśli ruszą by zabić… Wtedy będę walczyć wraz z tobą.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Bryn 


Wysłany: 12-03-2015, 02:36   

Skinął Powój głową. Doskonale wiedział, co to wojna. Trochę nieswojo czuł się, że może będzie musiał zabić w tak paskudny sposób - bez możliwości obrony przez Taihire. Szybko odegnał od siebie te myśli, w końcu nie zawsze można zabić przeciwnika w walce. Miał tylko nadzieję, że się nie zawaha, jeśli będzie musiał to zrobić.
Ciekawe, czy uda im się wyjść z tego żywymi. Rozejrzał się po grupie, po tej zgrai zmęczonych, brudnych twarzy. Popatrzył na medyczkę dojeżdżającą ogromnego niedźwiedzia, na którego sam zapach tubylcy uciekali. Może jest jeszcze szans. Uśmiechnął się i ruszył za kołyszącym się na boki zadkiem niedźwiedzia, uważając, by nie rozluźnić uchwytu na Taihire.
_________________
2011 i 2012 - Tirianus Taeleth, kapłan bitewny Silvy
2013 - Emrys, syn Drogowita z Wojniłłów Karanowic, witeź / Małgorzata
2014 - Cadan a.k.a. Kaban/Shazam/Conan - laryjski psionik
2015 - Brynjolf Gunnarson Sliabh Ard
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 12-03-2015, 04:39   

W głowie niedźwiedzia było niemalże wesoło. Szedł rozluźnionym, swobodnym krokiem, kołysząc się na boki. Zniknęła dotychczasowa niepewność i nieufność.
Możliwe wiele. Ona mądra wiele. Pokraki głupie. Nawet wije głupie. Nie ma wróg straszny, nie ma, kiedy ona mądra, a on silny. Stado bardzo dobre. Zawsze.

Weszliście w obszar zagospodarowany przez rasy rozumne.
Fluorescencyjne porosty zostały wyhodowane tak, żeby rozświetlać korytarze, zdobione portalami i narożami, grunt był wyrównany, strumienie uregulowane tak, że płynęły w nadanych im korytach, raz na czas tworząc fontanny i wielostopniowe wodospady, ozdabiane kolorowymi światłami.
Dalej zeszliście skalnymi schodami w dół, idąc przez rejon, który wydawał się być wręcz zamieszkany. Dało się w powietrzu wyczuć smakowity zapach dymu z kuchennych ognisk, ale także nieprzyjemny smrodek, towarzyszący ludzkim siedzibom we wszystkich rejonach ziemi. Korytarze były teraz szerokie, oświetlone.
Ludzi dalej nie było widać. Było pusto. Za to dźwięk chóralnego niskiego śpiewu zdawał się przybliżać. Po bokach korytarza dostrzegliście pierwsze wejścia i wnęki. Wejścia wyglądały jak drzwi, wykonane ze starego drewna lub grubych mat, nabijanych na drewnianą konstrukcję.
Gdy trafiliście na pierwsze takie drzwi, Keithen poprosił o pożyczenie kuszy i wziąwszy ze sobą Merrena zrobił szybkie sprawdzenie terenu - drzwi otworzyły się łatwo, pomieszczenie za nimi było kamienną grotą, na środku której widniało palenisko. Nie wiedzieliście co się w nim paliło, dopóki nie przyjrzeliście się leżącym obok zapasom - to były zeschnięte, zdrewniałe porosty. Ogień bardziej się tlił i żarzył niż płonął, ale dawał dużo ciepła. Niewielka ilość dymu, jaką dawało palenisko, ulatniała się przez otwór w sklepieniu.
W pomieszczeniu widniały też legowiska w postaci hamaków, zawieszanych na wmurowane w ścianę zaczepy. Było to zrozumiałe, jako że kamienne podłoże było nieco wilgotne, a drewna, z którego można by budować meble czy podesty, nie było zbyt wiele.
Podwieszany był także "stół" - sztywna, ale tkana z jakichś włókien gruba mata. Leżały na niej suszone owoce, mięso wędzone na zimno o silnym aromacie, bardzo ciemne w barwie i niemal przezroczyste, ciemne i twarde placki chlebowe, orzechy i coś wielkości osełki masła, ale o konsystencji gumy, przezroczysto- żółtawe, o intensywnym zapachu starych skarpet. We wgłębieniach w macie umieszczono kubki, a pod stołem stał dzban z czymś pachnącym jak wywar z suszonych owoców.

Ale tam także nikogo nie było, chociaż część jedzenia była napoczęta, a koce na hamakach porozwalane, na podestach leżały też jakieś rzeczy, mogące być elementami ubrania.
Keithen szybkim ruchem zgarnął tyle jedzenia, ile zdołał wepchnąć do kieszeni i sakwy, wcisnął też trochę Merrenowi i wyniósł część towarzyszom, nakazując gestem, żebyście też pochowali po kieszeniach. Kawałek wędzonego mięsa wcisnął do ust nie tracąc czujności i nie przerywając przeszukiwania.

Przed wami był jeszcze jeden zakręt, zza którego zdawało się padać czerwonawe światło. Takich drzwi, jak te, widać było po obu stronach korytarza przynajmniej siedem, nie wiadomo ile za zakrętem. Teoretycznie w każdym mogli byc ludzie.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 13-03-2015, 00:06   

Podziękowała Keithenowi przeżuwając kilka suszonych owoców które od niego dostała. W myślach przywołała mapkę wytworzoną przez imperialistę, tam w jaskini. Jeśli dobrze pamiętała to za zakrętem, tam skąd biło dziwne światło była już główna sala. No i to też mogło tłumaczyć czemu dźwięk śpiewających był tak silny.
A jednak mieli przed sobą drzwi. Strata czasu lub ryzykowanie kogoś na tyłach. A zarazem obok siebie miała kogoś, kto mógł pomóc.
Wysłała w głąb umysłu zwierzęcia myśl.
Zapytanie.
Widział ciepło, słyszał lepiej. A więc, czy widział ciepło za drewnianymi osłonami? Czy słyszał szmer oddychających tam istot?
To mogło przyśpieszyć całą procedurę. Jeśli nie znał odpowiedzi, będą musieli zaryzykować pójście daleh bez kontroli wszystkich tych pomieszczeń.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 13-03-2015, 00:45   

Widząc, jak Styryjczycy wychodzą z pomieszczenia z naręczami jedzenia, zaświeciły jej się oczy, a żołądek odpowiedział bolesnym skurczem, przypominając jej jak bardzo czuje się skrzywdzony i domagając się natychmiastowego pochłonięcia wszystkich dobroci, jakie przynieśli gwardziści. Resztkami woli powstrzymała się od rzucenia na Keithena i słabym uśmiechem podziękowała, przyjmując swoją część. Placek przypominał przerośnięty i twardy podpłomyk, a owoce były przesiąknięte wszędobylskim zapachem Życiości w podziemiach, jednak w momencie, kiedy nie miało się w ustach nic od kilkunastu dobrych godzin, wszystko smakowało jak najlepsze tyrelskie potrawy.
I przez najbliższą chwilę nic poza tym nie miało znaczenia.
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,05 sekundy. Zapytań do SQL: 15