Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Przygoda #24
Autor Wiadomość
Bryn 


Wysłany: 21-02-2015, 03:14   

Nie chciał kłócić się z elfem. Kiedy usłyszał rozkaz, ustawił się tak, jak ten mu przykazał. Był oszołomiony - nie spodziewał się takiego zalewu myśli, eksplozji obrazów, które przeszły to jego umysłu i zapadły tam głęboko. Czekał tak na nadchodzące zagrożenie, mając cały czas przed oczami wizję. Stał tak, czując nieznośne oczekiwanie. Sekundy zamieniały się w minuty, minuty w godziny. Aż w końcu poczuł coś, zakłócało to jego ciszę. Poczuło bardzo silną emocję, tak, jakby promienie słoneczne opierały się na jego ramieniu. Nie od razu zrozumiał, co to.
Ułamek sekundy później ciszę przerwał krzyk. Odruchowo sięgnął do boku, trafiając na pustkę. Zamurowało go.
Był kompletnie bezbronny. Stał z gołymi rękami, patrząc na nacierającego, ogromnego wija.
Stał tak, sparaliżowany. Bezbronność utrwaliła go tam, gdzie stał.
W ogóle nie czuł się jak uczestnik starcia. Miał wrażenie, że ogląda z daleka przedstawienie teatralne. Stał tam jak kołek wbity w ziemię, a przed nim szalało starcie. Widział, jak potwór rzuca się na Emilię. Na scenę wkracza bohater tragedii, Elidis odtrąca heroicznie kobietę na bok, samemu przyjmując na siebie ten straszliwy gniew, z bliska wyczuwalny dla Cadana.
A on nadal stał.
Widział rozbłysk światła, poczuł kolejną falę dreszczów jaką była wściekłość napastnika. Słyszał rozkazy wydawane przez Elidisa, widział ludzi biegnących na rozkaz na wyznaczone pozycje. Chwilę potem szał potwora, szamotanina. Nawet nie zasłonił się przed kwasowym splunięciem, poczuł kilka kropelek na skórze i leciutkie pieczenie w miejscach ich lądowania, wypierane przez oszałamiające go poczucie niemożności zrobienia niczego.
Zobaczył Wergunda oplutego jadem, prosto w twarz. Nawet nie drgnął, widząc, jak ten wypuszcza broń z ręki i pada na ziemie, a wydzielina przeżera jego skórę i mięśnie. Poczuł odległe echo bólu, gdy widział, jak ten łapie się za twarz, jakby próbował schwytać jej pozostałości i utrzymać je na swoim miejscu. Zobaczył, jak medyczka podbiega do niego i klęka przy jego ciele. Zobaczył, jak strzela do wija, a ten w rewanżu odrzuca ją do ściany. Oglądał to tak, jak gdyby był tylko widzem, jakby jego to nie dotyczyło.
Czas się obudzić, Cadanie.
Bezsilność zaczęła tracić na sile. Poczuł gniew, wzbierający w nim, wypełniający pustkę gniew.
Gdzie twoja broń? Dobądź miecza, rycerzyku!
Jego broń. Przepadła. Przepadła, zabrana przez brudnych tubylców. Nie ma jej, nie odnajdę jej. Poczuł gniew, przybijający do jego głowy falami, wzbierający jak woda podczas przypływu, nacierający z siłą sztormu. Czuł wracającą do ramion siłę, jakby chciał zakończyć walkę gołymi rękoma. Poczuł, jak mieśnie w jego ciele napinają się. Poczuł zaczynającą krążyć w jego żyłach adrenalinę, wracającą mu życie. Przypomniał sobie o swojej twarzy, o bólu, przez który musiał przejść. Przypomniał sobie kilkutygodniową tułaczkę po ciemnych korytarzach. Czuł, jak uczucia szaleją w jego organiźmie.
Poczuł przelatujące obok niego ciepło czaru Elidisa, zobaczył parę wodną dającą schronienie przed wzrokiem potwora.
Rzucił się w kierunku przeżartego kwasem człowieka. Widział, gdzie upada jego miecz, wystarczył szybki doskok i pochylenie się. Nie stać go było na marnowanie cennych sekund. Podniósł broń. Poczuł niedoskonałość broni, poczuł gorycz i żal za utratą oręża. To lepsze, niż stara deska - pomyślał i szybko optrzytomniał. Szybko podszedł do Elidisa. Wiedział, że potwór skieruje się w jego stronę, zaślepiony gniewem. Czekał, czując gniew, który musiał znaleźć ukierunkowanie. Pamiętaj, szybkie ruchy, bez ociągania się. Nie zmarnuj swojego życia głupim błędem. Myśli biegły przez jego głowę przez te krótkie sekundy, gdy czekał na nadchodzący atak. Czekał.
_________________
2011 i 2012 - Tirianus Taeleth, kapłan bitewny Silvy
2013 - Emrys, syn Drogowita z Wojniłłów Karanowic, witeź / Małgorzata
2014 - Cadan a.k.a. Kaban/Shazam/Conan - laryjski psionik
2015 - Brynjolf Gunnarson Sliabh Ard
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 21-02-2015, 05:12   

Styryjczycy, którzy mieli wyjątkowego farta w tym starciu, właśnie przestali go mieć. Kolejny cios ogona poszedł właśnie w nich, poprawiony serią kwasowych splunięć. Oberwał Adair, którego wywaliło na ścianę na wysokości trzech metrów, z których z plaśnięciem spadł. Oberwała Ylva, której kwas poparzył ramię (to straszne, już nigdy nie ubiorę sukni z dekoltem, które tak często nosiłam... ), oberwał Keithen, rykoszetem, skała, na którą poleciał, rozcięła mu potężnie bark i kawał pleców.
Niejako za porządkiem oberwał też Esu, po którym ogon się przejechał, przygniatając rękę tak, że wyłamał staw łokciowy (gdyż wij nie ma nóg :P )
Z Wergundów nie żył Ingwar, pozostali byli głównie potłuczeni.
Sefii dostała ciężkie cięcie w mięsień uda, jednak kleszcze nie sięgnęły kości ani tętnicy.

Gdy pocisk Elidisa przemknął przez jaskinię, zanim doleciał celu, usłyszeliście jeszcze z lekka paniczny wrzask Ysgerda:
- Nie! Co ty wypra..... - "wiasz" zostało już zagłuszone przez huk. Zgodnie z przewidywaniem energia doleciała do kwasu, którym pluło zwierzę. Fala uderzeniowa zmiotła wszystkich z nóg, tych stojących bliżej przemieściła dodatkowo o jakieś dwa metry, w efekcie czego Szrapnel, Agat i Cadan wylądowali w ciepłej wodzie skalnego basenu. Co w sumie nie było takie złe, zważywszy na to, że w ślad za nią poszła fala ciepła i wszystkim pozostałym zdążyła przypalić grzywki i rzęsy.
Uderzenie rzeczywiście zmiotło parę. Fala ciepła wywołała więcej pary.
I w dodatku ktoś włączył syrenę.
Coś wyło przeraźliwie i cienko, tak, że aż wam mroczki latały przed oczami. Dopiero po dłuższej chwili zorientowaliście się, że to wasze uszy. Ci, którzy nie dolecieli do wody, a byli blisko wija - Roderyk, Egbert, Emilia i Eri oraz Nathaniel - poczuli krew cieknącą po szyi z nadwyrężonych bębenków.

Mgła odbierała wam wzrok, wybuch odebrał wam słuch.
Dopiero, kiedy podłużny segmentowaty kształt uniósł się nad wami, zobaczyliście lśniące w świetle dopalających się resztek kwasu kleszcze, zrozumieliście, że zaklęcie było dobre i skuteczne. Ale nie do końca. Łeb wija był cały porozrywany, pancerz poczerniał i stopił się, ale zwierzę żyło i walczyło nadal.
A wy nie mieliście już siły.
Zawisło nad Emilią, którą bezbłędnie znalazło wśród leżących. W charakterystycznym geście cofnęło lekko głowę, by wypluć kwasowy ładunek, który musiał trafić, nie było szans by nie trafił i nie byłło nikogo, kto zdołałby dobiec...

I znieruchomiało. Zastygło na dłuższą chwilę, falując czułkami i parzydełkami.
Poruszyło niespokojnie głową.
Po czym przypłaszczyło się do ziemi i wycofało się do korytarza, z którego przybyło, niknąc wam z oczu we mgle.

Syrena powoli przestawała wyć. Lepiej lub gorzej, ale powoli odzyskiwaliście słuch.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Sleith 
Zjawa


Skąd: Kraków
Wysłany: 21-02-2015, 10:45   

(To nie ja pierwszy napisałem o odnóżach ;P )
Stał przez chwile, patrząc jak wij rzuca się na bardziej ruchome cele. Zapominając w całości o kwasie który powoli zaczynał dobierać się do skóry.<"Bogowie wyciągcie nas z tego."> Czując ostry ból na lewej ręce ruszył w kierunku wcześniej obranym. Znów zerwał część ubrań pokrywających trupa i powoli jak to robił przy Cadanie zaczął ściągać ze skóry kwas; widząc, że część kwasu delektuje się jego rękawem wyciągnął sztylet i odciął rękaw tuż przy ramieniu. Odrzucił materiał daleko od siebie i dokończył oczyszczanie ręki z kwasu. Zrywając kolejne płaty tkaniny z trupa zmienił prowizoryczny bandaż oraz częściowo zastąpił odcięty rękaw. Chwycił tarczę, ostrożnie założył ją na lewe przedramię; następnie poprawił pasy mocujące, zaciskając je dość mocno(usztywniając częściowo tym rękę i zapobiegając krwawieniu). Wracając całym ciałem i myślami na "pole bitwy" zauważył, ze teraz był kolej na Styryjczyków, którzy dostawali teraz srogo. Jednak zanim zdążył ruszyć ponownie do walki przy głowie wija zauważył światło, a chwilę później eksplozję. <"Granat, czy czar ognia?">Nie musiał długo czekać na odpowiedź, czując na twarzy powiew ciepła, zauważając parowanie zbiornika i tworzącą się mgłę. Następną rzeczą którą poczuł było dużą ilość gorącego powietrza zmierzającego w jego stronę, w stronę wszystkich. Przez mgłę zauważył jak osoby będące najbliżej wywracają się, a ich ubrania i włosy lekko przypalają się. Zdążył się tylko obrócić do wija tyłem, fala rzuciła nim na ziemię; szczęście wylądował na tarczy, obrócił się i odepchnął prawą ręką od ziemi. Wszystko ucichło widział jak ludzie zakrywają sobie uszy, jak padają miecze ale nic nie wydawało dźwięku. Rozglądał się dookoła jakby jego ciało nadal leżało na ziemi, a on sam był teraz duchem stojącym nad ciałem. Dookoła unosiła się mgła która stopniowo upadała odsłaniając paskudny ryj wija, który właśnie był najbliżej osiągnięcia swojego pierwszego celu.<"Bogowie! Czemu to chitynowe cielsko, tak bardzo uparło się na Emilię?">Odzyskując słuch zrozumiał dlaczego wszyscy zatykają sobie uszy i poszedł w ich ślady. Wycie okropne wycie przeszywające każdą komórkę ciała; przymknął oczy dając im trochę odpocząć i już miał zwalić się na ziemię gdy coś z ogromną siłą uderzyło go i cisnęło nim. Zamknął oczy, nie chciał wiedzieć co go uderzyło, ani w którą stronę leci. Następną rzeczą którą poczuł był wielki ból i ulga. Uderzył z pełnym impetem uderzenia w ścianę, najpierw plecami; co spowodowało przeskoczenie chyba każdego kręgu w kręgosłupie, następnie głową; znów stracił słuch, a oczy otworzyły się samowładnie. Zauważył, że spada z wysokości ocierając się co chwila o ścianę, spróbował sięgnąć prawą ręką, ale ta odmówiła mu posłuszeństwa. Kolejny raz otarł się o ścianę, tym razem zahaczył o coś. Zatrzymał się na ułamek sekundy, po czym pas rozerwał się, a on sam uderzył plecami o ziemię. Znów kręgi w kręgosłupie przeskoczyły. Ból spowodowany upadkiem, wyniósł część ciała z powrotem do góry, jakby cała energia kinetyczna zebrana w czesie upadania postanowiła przekształcić się w potencjalną. Jednak zaraz opadł wydając z siebie chyba najgłośniejszy krzyk w swoim zyciu: - Agggghhwwwwhrw!
Leżąc chwilę na ziemi próbował się podnieść, jednak przysporzyło mu to tylko bólu. Po chwili zrozumiał dlaczego. Prawa była wyłamana w łokciu, a na lewej widniały wbite resztki strzaskanej tarczy. Z ogromnym trudem zmienił pozycję, z leżącej na pół siedzącą i oparł się o ścianę.
Mgła już całkowicie opadła; zauważył, że w sali nie ma już wija. Zaczął uspokajać swoje ciało, robiąc krótkie wdechy i długie wydechy(Dokładnie takie samie jak na jednym szkoleniu, które przeszedł, gdy był w jednej z grup najemniczych). <"Bogowie, już wystarczy. Dajcie mi sposobność wypełnienia mojej przysięgi... Zaklinam się na kości tu umarłych i krew moich przodków oraz życie mojej rodziny! Dopełnię tej obietnicy!">
_________________
"My steel is warm my face is stained with blood"
~~~~~~~~~~
2014Nelramar- Sleith- Podziemny
Epilog2014- Vitrem Erasgot(Esu)"najemnik"-Niebiescy
 
 
Szrapnel 
Villsvin


Wysłany: 21-02-2015, 13:11   

Szrapnel zawiązawszy prowizoryczny bandaż na ramieniu ruszył do drugiego okrążenia patrząc jak wij masakruje jego towarzyszy. Elidis najpierw przygwożdżny do skały a potem podniesiony i rzucony na ścianę. Wergund który dostał kwasem w twarz i umierał w męczarniach. Powój która dostaje ogonem , a zaraz za nią obrywa szyk Styryjski. Nie mógł im pomóc, ale w głowie krążyła mu tylko myśl o zabiciu stworzenia. Już miał minąć uzdrowicielkę gdy ta go zatrzymała z zamiarem zamiany broni. Najemnik oddał pałasz i wziął w rękę prosty Wergundzki miecz. Był cięższy od poprzedniej broni i gorzej wyważony. Zakręciwszy krótkiego młyńca ruszył by zaatakować ponownie. Był już dosyć blisko potwora gdy jego uszu dobiegła inkantacja i poczuł ciepło mijające go z dużą prędkością. Jego usta ułożyły się w nieme przekleństwo.
To był już drugi raz kiedy fala uderzeniowa uniosła go i rzuciła dwa metry w tył. Razem z dwiema innymi osobami wylądował w sadzawce. Któryś z Wergundów był tuż nad nim. Zaparł się o dno i wypchnął wojaka. Gdy sam wyszedł całkowicie przemoczony wypluł wodę, która dostała mu się do ust. Poszukał wzrokiem Elidisa. Przy okazji zauważył,że wij zniknął. Gdy zlokalizował elfa, ruszył w jego stronę.
-Słuchaj no długouchy! Coś sobie musimy wytłumaczyć.
Po czym zamalował elfa pięścią w twarz. Nie na tyle mocno, żeby mu coś połamać, ale wystarczająco aby zrozumiał.
Zawsze chciałem to zrobić.
-Mam nadzieję, że przesłanie zrozumiałeś.
Po tym obrócił się i wrócił do sadzawki po miecz.
_________________
"Pole rażenia granatu jest zawsze o metr większe niż zdołasz uciec"
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 21-02-2015, 22:12   

Przed podmuchem osłoniła się płaszczem klnąc w myślach, naprawdę Elidis nie pamiętał co poprzednio się stało gdy podfajczyli wija. Widać rozkaz który wydała był nie dość jasny, ale to nie było ważne. W tamtej chwili o tym nie myślała.
Namierzyła uzdrowicielkę i doskoczyła do niej dotykając dłonią napuchniętej szyi, następnie przy pomocy mocy zmusiła by trucizna wypłynęła przez pory jej skóry. Ból jaki odczuwała przejęła na siebie jednak bez problemu rozbiła go na drobne igiełki kujące całe ciało. Gorze było to, że rękaw nasiąkł krwią a wybity bark zagłuszał resztę odczuć. Gdy była pewna, że ta już będzie mogła mówić odezwała się do niej.
- Nastaw mi bark, inaczej nie mam jak pomóc reszcie. - Cierpliwie zaczekała aż pethabanka ułoży dłonie po obu stronach jej ramienia i szarpnie. Przez chwilę myślała, że zwinie się z bólu i wrzaśnie jednak powstrzymała się do krzyku wgryzając się w materiał płaszcza. Gdy kość wskoczyła na nowo do stawu poruszyła palcami i zignorowała krew cieknącą po ramieniu. Od razu podskoczyła na równe nogi biegnąć do najbliższego rannego.
Pierwszy do którego dotarła to był Adir. Sprawdziła puls a następnie sięgnęła do jego potylicy widząc krew zlepiającą jego włosy. Kość czaszki pękła, a on sam pozbawiony był przytomności. Ale żył. Odcięła się umysłem od otoczenia sprawdzając w jakim stanie jest jego mózg i czy odłamki nie uszkodziły opon mózgowych. Na szczęście nie, jednak kość znaczyła siateczka pęknięć. Dziewczyna ostrożnie uniosła go by wyciągnąć odłamki skał rozcinających skórę. Przywołując moc zmuszając kość do połączenia się i znów nie utwardziła tkanki dając jej na to czas. Na ranę nałożyła już tylko bandaż.
Przechodząc obok Esa zerknęła na jego rękę, tym mogła zająć się później. Kolejnym celem była Ylva. Przywołała moc by zneutralizować kwas. Pokierowała substancjami zasadowymi oddzielając żrącą substancję od skóry warstewką ochronną, zaś kwas zgarnęła bandażem nie rozcierając go i rozpoczęła regeneracje na poziomie komórkowym pozwalając by część energii potrzebnej do tego, ciało styryjki pobierało od niej.
Gdy odchodziła dalej chwiejnym już krokiem namierzyła kolejnego rannego bladnąc z lekka. Przyśpieszyła doskakując do leżącego obok skał Keithena. Z troską widoczną na obliczu sprawdziła szybko jego puls i upewniając się, że oczyściła dostatecznie ranę z drobnych odłamków i kawałków rozszarpanej tkaniny zaczerpnęła mocy. Skupiła się o tym co najważniejsze. Zmusiła krwinki do zbudowania skorupy skrzepu na ranach. Ból który odczuwał przekierowała do siebie nie pozwalając mu na żadne protesty. To spowodowało, że jej rozcięte ramie zaczęło mocniej krwawić lecz zignorowała całkowicie ten fakt skupiając się na odbudowie zniszczeń. Żołądek jej się skręcił gwałtownie a w oczach pociemniało. Chwyciła się mocniej ramienia rannego skupiona na rozdzielaniu igieł bólu, tworzenia zakrzepłej tkanki jako naturalnego opatrunku. Nawet nie była pewna kiedy jej się udało, bo szum w uszach się wzmagał. Po prostu potoczyła spojrzeniem wokół skupiając się na tym, czy magini pomogła najciężej rannych.
Czemu to odeszło?
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 21-02-2015, 22:44   

Eksplozja i huk były potężne. Elf znów został oszołomiony, ale tym razem upośledzeniu uległ tylko słuch.
Nie zauważył kwasu. Jego wina, ale przecież dostał w łeb i twarz, nie można się spodziewać tego, że będzie widział wszystko i z miejsca działał tak jak zawsze. I choć wiedział, że jest to w znacznym stopniu tylko i wyłącznie wymówka wciąż jednak była ona prawdziwa. Każdy po spotkaniu z ogonem wija zachowałby się podobnie, choć zapewne akcje wojowników byłyby mniej destruktywne.
Unosząca się mgła zamaskowała falę uderzeniową, o istnieniu której elf zwyczajnie zapomniał. Nie przygotował się na nią zatem, w konsekwencji czego pchnęło go plecami na ścianę. Szczęśliwe zadziałał instynkt i mag zamortyzował uderzenie rękami. To jednak kosztowało go porozcinane dłonie.
Gdy jako tako się pozbierał zauważył idącego w jego stronę Szrapnela. Wybuch zdaje się rzucił go w wodę, o czym świadczyły mokre włosy i krople na twarzy, choć może mu się tylko wydawało. Uśmiechnął się do niego, spodziewając się zwykłego najemnikowi sarkazmu.
Zamiast tego dostał w twarz.
Nie spodziewał się tego, więc przyklęknął. Zalała go fala złości. Jak on śmiał!? Ze Szrapnelem łączyła go wspólna przeszłość i braterstwo walki. Uratował mu nawet kilka razy rzyć, a Szrapnel jemu. Elidis wiedział, że się pomylił, że popełnił błąd, ale nie zasługiwał na coś takiego. Zwłaszcza w tej chwili, gdy był poobijany i wściekły.
Splunął wstając, najemnik odwrócił się od niego i odmaszerował.
Elidis nie mógł puścić mu tego płazem, nawet mimo łączącej ich przyjaźni. Wyszarpnął zza pasa srebrny nóż najemnika i złapał go odwrotnym chwytem. Podszedł do Szrapnela od tyłu, cicho. Zresztą wszyscy mieli osłabiony słuch po wybuchu, co działało na jego korzyść. Zamierzał odpłacić szrapnelowi małą sztuczką, której kiedyś nauczył go Lothel.
Uderzył najemnika rękojeścią sztyletu w podstawę czaszki, tak by go oszołomić. Następnie lewą ręką złapał za prawe ramię Szrapnela i szarpnął z całej siły. Oszołomiony mężczyzna nie miał szans na obronę i musiał poddać się ruchowi. Gdy obrócił się twarzą do elfa, ten, wykorzystując fakt, że mężczyzna nie mógł złapać równowagi, kopnął Szrapnela w mostek. Uderzenie prawie nie miało siły. Chciał go tylko przewrócić, a nie zranić, więc było to raczej pchnięcie. Efekt był taki, że najemnik nagle twardo wylądował na dupie, nie do końca świadom tego, co się właśnie stało. Elidis schował nóż z powrotem za pas.
- Teraz ja ci coś wyjaśnię - wysyczał lodowatym tonem, jego źrenice zważyły się do pionowych kresek. - Zrób coś takiego jeszcze raz, a ze Szrapnela staniesz się Odłamkiem. Zrozumiałeś przekaz?
Odszedł pozornie spokojnie, miał jednak spięte mięśnie, gotowy na ewentualne starcie z najemnikiem. Podszedł do Ysgerda.
- Krasnoludy zdaje się wyczuwają kierunek pod ziemią, prawda? Powiedział byś mi gdzie jest północ? - zapytał spokojnym, zwykłym tonem. - Och i poprosiłbym cie o świecę, znów - lekko zdziwiony krasnolud spełnił obydwie prośby elfa.
Elidis odszedł od reszty. Stanął z twarzą zwróconą w stronę północy. Westchnął ciężko. Nie powinien tego robić, to nie zdrowe, ale musiał być w pełni zdolny na wypadek wszelkich niebezpieczeństw. Przypomniał sobie jak w Fortalicji odprawił rytuał w jakieś piętnaście sekund. Był ciekaw czy zdoła pobić ten rekord.
Zaczął rytuał. Teoretycznie wypełniał go normalnie, krok po kroku, tyle że tym razem robił to jakieś dziesięć razy szybciej. Nie recytował formuł, a wyrzucał je z siebie z taką szybkością, że ledwie można było rozróżnić końce jednych i początki drugich. Nie chodził w kręgu, ale biegł, ledwie przystając przy komponentach. Działał jak automat, bez namysłu. Rytuał był tak dużą rutyną, że mógł odprawić go bezbłędnie w taki sposób. Wreszcie przerwał krąg i oczyścił miejsce.
I wtedy poczuł konsekwencje. Walka go wyczerpała i poobijała, zużył sporo mocy i niedawno robił inny rytuał, jego ciało nie chciało przyjmować mocy, do czego je zmusił. Pierwszym efektem ubocznym był potężny zawrót głowy, który posłał go na kolana. Potem poczuł się jakby miała zwymiotować żołądek, a na koniec zakaszlał gwałtownie kilka razy. Poczuł w ustach metaliczny smak krwi.
Po kilku sekundach ból ustąpił, wciąż jednak żołądek tańczył mu teralkę. Pokuśtykał do reszty grupy.
- Powinniśmy ruszać... - mówił z trudem przez zawroty głowy, te jednak powoli mijały. - To coś... ono się; wycofało, ale... Nie przez nas. Możeee tu być coś, coś, coś większego. Tak.
Oparł się ciężko o ścianę. Dopiero teraz poczuł jak bardzo jest głodny. Ścisnął żołądek. Nie mieli ze sobą jedzenia, a przynajmniej tak założył. Podszedł zatem do sadzawki się napić, bacznie obserwując Szrapnela.
Woda była orzeźwiająca, ale nie mogła zastąpić jedzenia. Wstał i poszedł do środka grupy, ot tak, dla towarzystwa. Miał nadzieję, że faktycznie zaraz się ruszą, gdyż nagłe odejście wija było nader niepokojące. Czego jednak mogło bać się takie stworzenie? Większego wija? Smoka? Czego!?
Ten dzień był już zbyt długi i elf zaczął żywić płonną nadzieję, że Toruviel zaraz sama wyjdzie z któregoś z korytarza. Obawiał się tylko, że to spotkanie mogłoby być znacznie bardziej nieprzyjemne niż potyczka z wijem.
Czas pokarze.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Nem 
ja nie chcieć ciastko


Skąd: z tam
Wysłany: 21-02-2015, 23:19   

Ból. Jedyna rzecz, która wypełniała ją w całości. Myślała tylko o nim, kiedy istota ją trzymała. Zaczęła puchnąć, a oddychanie stawało się coraz trudniejsze, lecz mimo to jej myśli były skupione na niesamowitym bólu, który rozlewał się po niej razem z trucizną i promieniował do wszystkich możliwych części ciała. W momencie, w którym stwór ją puścił poczuła wielką ulgę, choć ból nie ustąpił. Ale chociaż wiedziała, że gorzej już być nie powinno. Upadła na ziemię i z trudem nabierała powietrze do płuc. Leżała w bezruchu, starając się uspokoić szaleńczo walące serce, żeby płytkie oddechy starczały jej na dłużej. Poczuła mocne szarpnięcie. Początkowo się przeraziła i serce znów przyspieszyło. Trudności z oddychaniem znów dały o sobie znać. Dostrzegła kątem oka twarz Esu, co trochę uspokoiło jej psychikę. Mimo to brak powietrza sprawił, że przed oczami pojawiła się mgła, która stawała się coraz gęstsza, aż w końcu magini straciła przytomność.
Obudziła się dopiero, gdy Elidis rzucił zaklęcie. Z oddychaniem było trochę lepiej, jednak nie czuła się na siłach, żeby wstać. Wtedy podbiegła do niej Con. Trucizna ustąpiła, a czucie w kończynach wróciło. Podniosła się i zgodnie z prośbą nastawiła Con bark i zanim zdążyła zwrócić jej uwagę na krwawiące ramię, medyczka pobiegła leczyć innych.
Nem spojrzała na rzeź i się przeraziła. Nie myśląc długo pobiegła w stronę leżącej na ziemii Sefi. Położyła ręce na krwawiącym udzie.
- Eraldaceta muthu indargari - życie skoncentruj wzmocnij. Zauważyła, jak elfka wykrzywia twarz.
No cóż… Oto cena za szybką regenerację ran.
Zerwała się na równe nogi i rozejrzała się, szukając najciężej rannych. Zauważyła Con trzymającą się za krwawiące ramię. Przez myśl przeleciało jej tylko jedno słowo: wiedziałam… i pobiegła w jej stronę. Oderwała jej rękę od ramienia położyła dłoń na ranie i powtórzyła to samo zaklęcie, co przed chwilą.
- Zaraz będzie lepiej - po tych słowach ruszyła w stronę Esu. Wyleczyła jego ranę tak samo jak dwie poprzednie.
Była już wyczerpana fizycznie i magicznie. Ale czasu na rytuał nie było. Nie dałaby rady zrobić tego tak szybko jak elf. Podeszła więc tylko do ściany, dotknęła mchu i wypowiedziała słowa szybkiego pobrania:
- Indarra desargatzea Anium - odwróciła się do reszty i starając się wydobyć z siebie dźwięk wystarczająco głośny żeby wszyscy usłyszeli zapytała. - Czy jeszcze ktoś jest ranny?
 
 
Leite 
Elfi doradca


Skąd: Poznań
Wysłany: 22-02-2015, 18:47   

W momencie, gdy wij chwilowo zajął sie kimś innym, konkretniej maginią życia, próbowałam go trafić, lecz ostrze maleńkiego nożyka niewiele mu zrobiło, za to wystawiło mnie na jego atak. W zamian za to stwór rozciął jej głęboko udo, przez co wylądowałam na ziemi, trochę zbyt blisko potwora, jak na mój gust. Szybko, naładowana adrenaliną, odsunęłam sie dalej w stronę jeziorka i pod ścianę. Gdy dotarłam na miejsce, ledwo mogłam ogarnąć, co sie dzieje. I wtedy ból rozciętego uda uderzył z pełną parą. Jęknęłam i obejrzałam rozcięcie. Szerokie na około 15 centymetrów a w najgorszym miejscu głębokie na prawdopodobnie 4 czy 5 centymetrów o dziwo nie rozpruło mi żył ani tętnic. Na szczęście. Szybko próbowałam przemyć je wodą, kto wie, co miał wijna szczypcach. Następnie oderwałam kolejny kawałek z mojego ubrania i zawiązałam mocno, by krew przestała lecieć. Cudem ominął mnie kwas latający po całej jaskini. I wówczas przez ścianę mgły przebił sie oślepiający pocisk. Nie spodziewalam sie go przez co spojrzałam prosto na niego, w efekcie czego moje oczy zaprotestowały gorzej niż na powierzchni. Jęknęłam kolejny raz z bólu a z podrażnionych oczu zaczęły mi lecieć łzy. Zanim zdążyłam zrobić cokolwiek innego, kula światła nie do zniesienia musiała w coś trafić, naprawdopodobniej w wija. Co skończyło sie ogromnym uderzeniem fali uderzeniowej, która sprawiła, ze sie zachwiałam i zaczęło mi sie lekko kręcić w głowie. Zaraz potem moje uszy,wyczulone na najlżejsze dźwięki, oberwały rownież i zaczęłam słyszeć wysoki pisk. Bardzo wysoki. Chwyciłam sie za uszy i pochyliłam głowie do przodu, czekając na kolejne uderzenie. W takim stanie, oślepiona i ogłuszona, byłam bezradna. Z lewej strony ochlapała mnie woda - ktoś musiał do niej wpaść.
Po kilku długich sekundach, gdy nic sie nie działo, odważyłam sie spojrzeć. Nadal miałam powidok od pięknej kuli rozkazującego elfa. Ledwo cokolwiek zobaczyłam. Wij sobie poszedł, nie wiem dlaczego. Obok mnie coś wylazlo z wody, to jeden z tego oddziału. Nagle wydał mi sie bardzo znajomy...skąd ja go znam?
I uderzyła mnie prawda. Rozejrzałam sie, czy znam kogoś więcej. Trafiłam na oddział ludzi z powierzchni, którzy nas ścigali i zabijali. Najpierw rozpoznałam Ylvę, potem tego tu, elf od kuli chciał od nas informacji o więźniu. A ta, na którą wij sie rzucał, nie była tą, przez którą przesłuchiwali wszystkie kobiety? Poza mną, bo znalezli te informacje, których szukali. A wcześniej ktoś coś mówił o Reshim... Tym pieprzonym alchemiku. On tez jest pod ziemią? Drobna wzmianka maginią życia w celi o nim nie podziała na mnie, jak teraz. Zaczęłam kojarzyć fakty. Ale zanim wymyśliłam coś mądrego, udo znów zapulsowało bólem.
O dziwo, ten, co przed chwilą wylazł ze stawu przyłożył elfowi. I dobrze. Za co elf mu sie odwdzięczył. Też dobrze. Wysoki pisk w moich uszach osłabł, zaczęłam słyszeć, co sie dzieje dookoła. Powoli z upływu krwi zaczęłam tracić siły, ręce były okropnie ciężkie. Oczy powoli mi sie zamknęły. A potem usłyszałam kroki nademną i jakieś szybkie słowa magiczne. Odruchowo sie skuliłam ale zamiast uderzenia poczułam potężny ból. Powstrzymałam okrzyk bólu i wykrzywiałam twarz. Noga zapulsowała raz jeszcze a następnie przestała. Oszołomiona, dotknęłam jej. Rany nie było. (Dobrze mowię?)
Ostrożnie spóbowalam wstać. Gdy mi sie to udało, podziękowałam magini życia, która mnie uleczyła, a następnie rozejrzałam sie. Jakże łatwo by było teraz ich zabić... Jednak nie zrobiłam tego. Odeszłam, półwłócząc nogą, w najciemniejsze miejsce w jaskini. Nadal trzymałam w ręce nóż. Rozejrzałam sie po trupach, czy nikt nie ma broni. Jeżeli ktoś ma miecz jedno lub półtoraręczny, zabieram go po drodze. Z ciemnego miejsca obserwuję nieruchomo wszystkich i czekam na ciąg dalszy wypadków. Wzrok wreszcie odzyskuje normalne zdolności widzenia a w ciemnym miejscu jest mi dobrze, uspokajam sie. I znów wzrok wędruje mi od Ylvy do człowieka o imieniu Szrapnel..? Jakoś tak. Przepełnia mnie gorycz i żal. Po chwili upewniam sie ze mam na ręce bransoletkę antypsioniczną. Jak powiedzą Laro, kim jestem , bedę musiała sie bronić....
_________________
2014r. II - Infelix Laryjka [??]
2014r. Epilog - Sephi'Rah (Sefii) Podziemna [*]
2015r. II - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*]
2015r. Epilog - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*], aktualnie Tymen Mgieł
2016r. III - Tanwe'Ivare, Aenthilka
2016r. Epilog - Aurelia d'Lombre d'Itharo człowiek
2016r. Zimowy - Tulya'Leite Enri Aenthilka w futerku
2017r. III - Mea'Aran Tlais Orthogok, podziemna bliźniaczka
2018r. Zimowy - matrona Mea'Aran Tlais Orthogok, już nie bliźniaczka.
_______________________________________
"Mlem"

Ostatnio zmieniony przez Leite 22-02-2015, 18:50, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,18 sekundy. Zapytań do SQL: 14