Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Przygoda #18
Autor Wiadomość
Strandbrand 
Żywa Tarcza


Skąd: Trzyciąż (Taka wieś w Wergundii)
Wysłany: 05-01-2015, 20:52   

-Elidis, obawiam się że nie wszyscy tutaj złożyli ci jakąś obietnicę. Chyba że w ramach podziękowań Lothelowi za akcję z nadgarstkiem mam wam pomóc szukać Toruviel?
Właściwie nie mówił tego szczerze. Po prostu wkurzała go postawa elfa, zachowywał się tak jakby oni byli w obowiązku pomagać mu. A mimo to, gdy odwrócił się i spojrzał na wnękę... nie chciał by Toruviel tak skończyła. Mało znał elfkę. Pamiętał jak on, Toruviel i Verlan próbowali rozplanować obronę osady Krevaina gdyż tubylcze najazdy roznosiły ich siłę bojową. W końcu plany nie doszły do skutku, gdyż nikt nie umiał zapanować nad chaosem jakim w tamtym czasie były wszystkie obecne w osadzie grupy. Ale pamiętał elfkę, i pamiętał jej chęć działania.
Elidis czekał aż wszyscy postanowią ruszyć. Śpieszyło mu się, to naturalne. Szrapnel, Ysgard właściwie stali gotowi do drogi. Keithen wyłonił się z dziury w murze i stanął obok Ofelii. Nie wiedział co się dzieje z Convolve, ale skoro styryjczyk wyszedł zostawiając ją samą to chyba jest w porządku. Jego przyjaciel zaś... siedział. Powiedział by szli zaś on nadgoni... Eryk nie był pewny co on chce tutaj jeszcze zrobić. Domyślał się że chce się pożegnać. I upewnić się że Angela tutaj zostanie, do czasu aż będą mogli po nią wrócić.
-Elidis. Pójdę z wami. Nie dlatego że jestem ci coś winien. Dlatego że nie chcę by Toruviel skończyła tak samo. By ktokolwiek skończył tak samo.
Myślał przez chwilę czy nie zostać z przyjacielem, jednak zrezygnował z tego pomysłu. Nie powiedział mu by został. I jeśli chce zrobić to o czym Eryk sądził to będzie chciał zostać sam. Na pewno też nic mu tutaj nie grozi, rozprawili się ze wszystkim za nimi... poza wijem. Ale czy jest w stanie za nimi tutaj podążyć? Oby nie.
-Skoro mamy ruszać, to nie ma co zwlekać. Lothel wciąż będzie nami kierował?
Przesunął się na początek kolumny. Najważniejsze by mimo wszystko utrzymali ten cholerny szyk.
_________________
Pengantar - Eryk Strandbrand, uciekinier z Wergundii zarabiający na życie jako łowca głów.
III Turnus 2014 - Eryk Strandbrand, łowca głów pracujący jako ochroniarz Octavia Lecorde (Który Octaviem wcale nie był... to dłuższa historia)
Nelramar - Kaldel Strandbrand, magnifer czerwonego tymenu patronujący negocjacjom nad zawieszeniem broni.
II Turnus 2015 - Callan dar Strandbrand, Paladyn z łaski Modwita, działający pod przykrywką jako członek smoczej kompani. [*]
Epilog 2015 - Duch Callana dar Strandbranda, paladyna walczącego z Qa nawet po śmierci
 
 
Szamalchemik 
Mistrz Wijów

Skąd: Kalisz
Wysłany: 05-01-2015, 23:34   

Gdy dotarli na miejsce, Ysgard spojrzał tylko przez dziurę w murze, przy której wszyscy się tłoczyli. Gdy zobaczył trupa, wycofał się kawałek dalej. To nie była jego sprawa. W międzyczasie, gdy inni dyskutowali wykonał krótki rytuał, odcinając się od rzeczywistości. Gdy skończył, Elidis jeszcze nie zaczął swojego wywodu. Szczerze mówiąc nie obchodziło go, czy Styryjczycy z nimi pójdą czy nie. Gdy Elidis "namawiał" wszystkich do pójścia z nim po Toruviel, początkowo po prostu to przemilczał. Wysłuchał co wszyscy mają do powiedzenie, odchrząknął i...
-A co z nami, elfie? Pragnę przypomnieć, że nie jesteśmy tu ratować twojej przyjaciółki. Zgodziliśmy się wam pomóc, gdyż podejrzewamy, że to ci sami ludzie, którzy nas okradli, porwali Toruviel. Jednak co jak ją już znajdziemy? Pójdziesz z nami dalej? - tu zrobił krótką przerwę. - Czy zostawisz nas samych i wyjdziesz z nią na powierzchnię? Szrap... Razem z Szrapnelem nadstawiamy tu rzyci, a tak naprawdę jedyne o czym do tej pory słyszymy to ratowanie twojej znajomej. Mam rozumieć, że nasze interesy już się nie liczą, że mamy po prostu nadstawiać za ciebie tyłka, tylko po to, żebyś się potem odwrócił, i wyszedł? - widząc, że elf nie bardzo rozumie do czego zmierza krasnolud (który też nie do końca wiedział), dodał. - Daj nam słowo. Daj nam jakąś gwarancję, że nie wyjdziesz stąd, dopóki wszyscy nie załatwią swoich interesów, albo sami nie postanowią wyjść. Bo tak naprawdę nikogo tutaj nie trzyma żadna umowa, żadna obietnica, więc nie masz żadnego prawa nam rozkazywać.
_________________
1. turnus 2013 - Szamalchemik Orła
2. turnus 2014, Epilog 2014 - Ysgard Fuilteah Feah, krasnal ze Smoczej
2. turnus 2015 - Julian Skellen, Smoczy kapłan Tavar †
Epilog 2015 - Eanraigh Iainson Borgh Du, przedstawiciel Halfdana, Jarla Północy
Prolog, 3. turnus 2016 - Laurenz (dar) Eich, mag bojowy z kardamonowej bandy, późniejszy członek Czarnego Tymenu
+18, Epilog, Zimówka 2016 - Kethren, niewyspany komandor wywiadu styryjskiego
Prolog 2017 - Tristan Sterling, furier Tercji Gerei †
Bitewny 2017 - Fernan Heyes, oficer Czarnej Tercji
2. turnus, Epilog 2017 - Kethren, "cholerny buc, wyśmienity psionik"
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 06-01-2015, 00:29   

/sorry, że poza kolejką/
Elidis wysłuchał krasnoluda. Na początku po prostu przewrócił oczami, później spuścił głowę i zakrył twarz dłonią, w wyrazie irytacji. Rozmasował czoło.
Czego ten karypel chce!? Przecież już z nimi gadałem i to w ich sprawie, skąd więc pomysł, że miałbym sobie pójść!?
Spojrzał na Szrapnela. To spojrzenie wyrażało jedną myśl. Wytłumacz mu, proszę.
- Panie krasnoludzie, zapewniam pana, że tu zostanę i wam pomogę, jednakże, jeżeli ci ludzie nie okażą się złodziejami, których szukacie, co w tedy? Masz jakiś inny pomysł jak ich znaleźć?
Podszedł do krasnoluda. Stali tak blisko, że jego słowa mógł usłyszeć tylko najemnik.
- Raz, już wam obiecałem pomoc, dwa, co jeśli wasza tablica jest już w rękach tubylców?
Po czym obrócił się zirytowany na pięcie i wrócił na swoje poprzednie miejsce.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Szrapnel 
Villsvin


Wysłany: 06-01-2015, 00:47   

Szrapnel przyglądał się wszystkiemu z pod ściany. Widział trupa we wnęce. Nie zrobił na nim większego wrażenia, na polach bitew widział gorsze rzeczy, co nie oznacza, że nie uważał takiej śmierci za straszną. Potem wyznania i sprzeczki. Na słowa Ofelii mruknął do siebie:
- A tak dobrze współpracowało się z Wergundzkim wywiadem.
Potem nadeszły głośne wątpliwości od większości obecnych. To także miał głęboko w poważaniu. Tam też miał Styryjczyków i ich wywiad. Głośno ziewał, gdy usłyszał Ysgarda.
- Daj spokój Ysgard. - powiedział wystarczająco głośno aby krasnolud go usłyszał.
- Pamiętaj, że nie tylko nam zależy na tej tablicy. Naszym zadaniem, w tym momencie, jest pilnowanie swojej rzyci. Na nas też przyjdzie pora. - dodał nieco ciszej, aby usłyszał go tylko adresat tej wypowiedzi.
Przestawało mu się podobać to co następowało. Jeśli ktoś wpadnie na pomysł poderżnięcia komuś gardła to w jego obecnym stanie będzie musiał odwrócić wzrok i udawać, że nic nie widzi, a wcale mu się to nie podobało.
_________________
"Pole rażenia granatu jest zawsze o metr większe niż zdołasz uciec"
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 06-01-2015, 13:52   

Gdy jej ciało spadło wgłąb mgły pozbawione ramion bogini zapadła się w ciemność. Nie miała sił by otworzyć oczy, nie miała sił by poruszyć jakimkolwiek mięśniem, trwała w pustce zatopione jeszcze w głosach pobliskich kamieni. Słowa Ofelii przemykały obok jej świadomości, mózg rejestrował tylko przypadkowe znaczenia nie łącząc tego w całość. Była zmęczona, ciemność wokół zapadała się i falowała, była jak żywa istota uwięziona w tych tunelach. Coś lub ktoś obudził ją ze snu i teraz tak jak ona trwała pomiędzy bytem a niebytem. Drżała więc wspólnie z istotą wplecioną w zaprawę łączącą skały. Czyjś głos - najprawdopodobniej Argana - przemknął obok jak zimny wąż wzbudzając obrzydzenie, następnie świergot masy innych słów wyrywający się z wielu gardeł na raz.
Pamiętasz?
Ciemność zwolniła uścisk wypychając ją w stronę głosów, dźwięki były natrętne, mogłyby obudzić martwych. Właściwie to, to zrobili. Ich głosy były tak nieznośne, że w końcu rozchyliła powieki sunąc dłonią po chropowatej strukturze kamieni. Jej umysł działał teraz wolno, z trudem, chropowaty głos wydobył się z jej gardła, ale to był niezrozumiały szept.
Szmatka w ustach.
Zakaszlała zwijając się na posadzkach, unosząc na chwilę dłonie ku szyi. Miała wrażenie, że się dusi. Jednak po chwili zaczerpnęła chusta powietrza, w tej chwili najsłodszą rzecz na ziemi.
- Ona... Masz mniej niż pięć godzin. - Strzelała, nie była pewna czasu zgonu dziewczyny. Jednak przypuszczała, że zamurowano ją trochę przed wydarzeniami z placu. - Śmierć może odwrócić wielu kapłanów. Ale inne procesy które zachodzą teraz pośmiertnie w jej ciele są nie do zatrzymania. Może być tak, że jeśli ją obudzisz to oszaleje ze względu na to co przeszłą, być może nie będzie pamiętała co się stało, właściwie nic nie będzie pamiętać. Może być i tak, że będzie jak wcześniej... Albo nie uda się wcale. - Sama nie wiedziała czemu to mówiła... Chociaż nie, wiedziała. To nie było współczucie.
Zazdrościła mu. Miał możliwość chociaż spróbować uratować ukochaną. Spojrzała na Elidisa opierając głowę o zimną strukturę ścian. Oni nie mieli takiego wyboru, nie mieli nawet szans zobaczyć ciał po śmierci.
Meriel spoczywała w bezpiecznych objęciach Tulvy, w posłaniu splecionym z kamieni i wodorostów. Trup Żegoty został spalony wraz z ciałami innych żołnierzy poległymi pod Visnohora, została po nim tylko broszka.
Byli jeszcze inni, których nie zdołali pożegnać. Argan miał chociaż ku temu możliwość. By zapewnić godny spoczynek ukochanej. Lub mógł walczyć o jej życie. Ale czy taka walka nie jest skazana na porażkę? Czy jasnowłosa trwająca teraz w pozie dziecka, będzie chciała żyć w tym świecie?
Uzdrowicielka podniosła się chwytając kamiennej wyrwy. Spojrzała na martwą wzrokiem zrozumienia. Śmierć zawsze jest straszna, ale niektórzy twierdzą, że to największa przygoda w życiu.
Miała wrażenie, że coś poruszyło się daleko w mroku. Może to tylko złudzenie?
- Musicie zdecydować szybciej. Nasz gospodarz chyba już się pozbierał i raczej nie będzie zadowolony, że wciąż tu jesteśmy.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Strandbrand 
Żywa Tarcza


Skąd: Trzyciąż (Taka wieś w Wergundii)
Wysłany: 06-01-2015, 14:46   

Przystanął w pół kroku. Zanim zdążył przejść na przód grupy, z dziury wyłoniła się Convolve. Wyglądała na wyjątkowo wyczerpaną. Nie miał pojęcia co zaszło wewnątrz wnęki ani co kobieta przed chwilą uczyniła. Tym bardziej zaszokowały go jej słowa. Mówiła z trudem, powoli zaś z każdym jej słowem otwierał szerzej oczy w zdumieniu.
Pośpieszyli się. Mogliby już wychodzić na powierzchnię i szukać pomocy w kapłanach. Jednak stali tu i debatowali oraz obnażali tajemnice. Spojrzał na Argana.
-Argan... Musimy ją wynieść na górę. Znaleźć... kogokolwiek. Czy Valdar jest jeszcze w porcie... a nawet jeśli nie to są inni kapłani
Nie wiedząc co robić i jaka jest decyzja jego przyjaciela mógł tylko stać i czekać. I komentować obecną sytuację. Valdar, znali go obydwoje z osady Krevaina. Kapłan Morta na pewno nie odmówi im pomocy, trzeba tylko znaleźć gdzie się zatrzymał... czy na terenie Vekowaru jest w ogóle świątynia Morta?
_________________
Pengantar - Eryk Strandbrand, uciekinier z Wergundii zarabiający na życie jako łowca głów.
III Turnus 2014 - Eryk Strandbrand, łowca głów pracujący jako ochroniarz Octavia Lecorde (Który Octaviem wcale nie był... to dłuższa historia)
Nelramar - Kaldel Strandbrand, magnifer czerwonego tymenu patronujący negocjacjom nad zawieszeniem broni.
II Turnus 2015 - Callan dar Strandbrand, Paladyn z łaski Modwita, działający pod przykrywką jako członek smoczej kompani. [*]
Epilog 2015 - Duch Callana dar Strandbranda, paladyna walczącego z Qa nawet po śmierci
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 06-01-2015, 15:14   

Zatrzymał się wpół kroku. Szedł w stronę dziury w murze świadomy, że jest tam Convolve i Ofelia... Ale mimo to zaskoczyła go jej obecność. A jeszcze bardziej jej słowa.
Serce zamarło mu na chwilę w piersi.
Jest jeszcze jakaś nadzieja!?
Nie znał się na magii, ani tym bardziej na sprawach kapłańskich. Jedyne co wiedział jeszcze kilka miesięcy wcześniej o magach i kapłanach to to, że potrafili kilkoma słowami spopielić mu niemal wszystkich przyjaciół z okopu. Nienawidził ich za to.
A potem w osadzie Krevaina stał się świadkiem rzeczy które uważał za niemożliwe. Próby wskrzeszenia, walka z Tabu... Nie rozumiał jak oni to robią. Valdar niegdyś próbował mu to wytłumaczyć, ale Argan był mało pojętnym słuchaczem. Wszelkie kwestie magiczne i boskie pozostawały dla niego przerażającą i nieraz obrzydliwą tajemnicą.
Wyprostował się i rozejrzał. Eryk miał rację. Ale martwiło go spojrzenie Elidisa. Bał się reakcji elfa.
Z trudem kontrolował spokojny oddech. Serce waliło mu jak oszalałe, naprzemiennie pojone skrajnymi emocjami.
- Jeśli to jest możliwe... - powiedział cicho, sapiąc lekko - Jeśli to jest możliwe... Wybaczcie... Ale muszę - spojrzał na władcę miasta wśród bagien - Po prostu muszę.
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 06-01-2015, 23:39   

Elidis wykrzywił się w najpaskudniejszym grymasie, jaki jego oblicze kiedykolwiek przybrało. Zacisnął pięść, niemal kalecząc sobie dłoń paznokciami. Tytanicznym wysiłkiem powstrzymywał się przed splunięciem Arganowi pod nogi.
Znów go zdradzono. Nadłożył drogi, własnych interesów i znów go zdradzono. Ile razy jeszcze nabierze się na życzliwość innych? Ile razy jeszcze da się w tak prosty sposób oszukać?
Cholerna empatyczna natura.
- Nie sprowadzisz jej - jego głos był cichy, mieszało się w nim tyle emocji, że trudno było określić jego zabarwienie, ale na pewno był dziwnie niepokojący. - Czułem ją przez Lothela i powiadam ci, ona jest zbyt daleko. To tylko ją upokorzy.
Nienawidził go, w tej chwili szczerze nienawidził Argana i życzył mu tylko porażki. Przepełniła go gorycz. Jego złość na nestora Lecordów brała się nie tylko z jego zdrady, ale z samego faktu, że on miał szansę jeszcze walczyć. O swoją siostrę i ukochaną. Elidis stracił obydwie i nigdy nie dane mu było o nie walczyć.
Najbardziej zaś złościł go fakt, że rozumiał Argana. Postąpiłby tak samo, gdyby mógł. Dlatego też nie mógł próbować przekonywać mężczyzny w żaden sposób.
- Idźcie zatem, to wahanie tylko nas spowalnia. Rozumiem, że zostają Ysgerd, Keithen, ja i Lothel? Szrapnel wybacz, ale w tym stanie będzie lepiej jeśli wrócisz na górę.
Obrócił się i zamknął oczy. Miał gdzieś co powie Octavio, czy Eryk. Przeprosiny nic nie znaczą, to tylko skrucha za coś złego, co i tak się uczyniło, tak mawiał jego ojciec i taka była prawda.
Czwórka, z czego jeden nie sprawny - kalkulował. - Nie wiadoma perspektywa wsparcia, którą należy raczej odrzucić. Wrogowie w nieznanej liczbie, zapewne mają przewagę. Być może posiadają Ylvę jako zakładniczkę... Z drugiej strony chciałbym to zobaczyć - ta myśl nieco go rozbawiła, nie wyobrażał sobie Księżniczki jako spętanej karty przetargowej. - Cudnie, pięknie, psia jucha. Lepiej być nie może. Przeklęci Lecordowie, przeklęte ich więzy rodzinne, klątwy, zdrady, szachrajstwa!
Wziął głęboki wdech. Potrzebny mu był spokój, niebawem pewnie będzie musiał walczyć w nader nierównym starciu. Ciekawe. Tyle już razy dziś otarł się o śmierć. Czy jeszcze raz zdoła jej uciec?
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
Ostatnio zmieniony przez Elidis 06-01-2015, 23:42, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 07-01-2015, 00:38   

/Dopóki rozmawiamy, a nie podejmujemy jakichś szczególnych działań, to ograniczę się do kierowania BNami, bo w sumie niczego poza tym do komunikowania nie ma, jak sądzę. /

- Mylisz się, Convolve - odezwał się Lothel, kładąc rękę na ramieniu Elidisa, dość czytelnie komunikując mu w ten sposób proste "uspokój się" - Nie ma dla niej powrotu, przekroczyła granicę Mgieł. Jeśli już musisz to wiedzieć - elf przeniósł wzrok na Argana, podchodząc do niego powoli, z jego twarzy zniknął towarzyszący mu zawsze lekko kpiący uśmieszek - to taka szansa rzeczywiście była, jednak kosztowałaby mnie życie. Wiem, że to jest cena, którą byś zapłacił i nie dziwię się, ani nie mam żalu. Jednak ja jej zapłacić nie byłem gotowy, choć było blisko. Chciała wrócić, wróciłaby. Po nitce, którą stworzyłem, po Więzi. Wróciłaby. Jako upiór - zwiadowca mówił powoli, bardzo starannie dobierając słowa - Wróciłaby tylko dla jednego celu. Aby cię pożegnać. Obiecałem jej, że to zrobię i robię to niniejszym... Prosiła... by cię pożegnać i ... Wiedz, że uczucie, które każe wracać z granicy zaświatów, to ... coś dużego. Nie chcę udzielać ci rad, młodzieńcze. Ale to coś, warte cennej pamięci. To, co chcesz uczynić... nie przyniesie niczego dobrego. Ona puściła Więź, pozwoliła mi odejść i odeszła sama, przekroczyła granicę. Nie ma powrotu stamtąd. Igranie z umarłymi zawsze kończy się tak samo. Widziałem to wiele razy. Wiem, że nie chcesz moich rad, jednak posłuchaj. Nie rób tego.

To była chyba najdłuższa przemowa, jaką słyszeliście kiedykolwiek z ust małomównego zwiadowcy. Co więcej, niezwykła powaga, z jaką to mówił, była tak obca jego naturze, że rzuciła się wam w oczy i nie pozwalała zignorować słów elfa.

Keithen zaklął cicho. Wciąż trzymał się w miarę blisko Ofelii, tym samym oboje stali w pobliżu owego upiornego "grobowca" i tej, która spoczywała obok.
- Tak, Elidisie, idę dalej tropem. Co do Szrapnela, nie byłbym pewien, czy jednak dodatkowe ręce się nam nie przydadzą, nie wiemy, co przed nami. Ale to jego decyzja.

- Nie słuchałes, elfie - odezwała się Ofelia, stojąca tuż przy Convolve, której chwilę wcześniej pomogła się podnieść z posadzki - Powiedziałam, że idę z wami. Tym bardziej idę z wami - spojrzała na brata, jej twarz wydawała się wszystkim patrzącym kompletnie obca, jakby zupełnie nową osobę właśnie poznawali - Argan zapewne zrobi to, o czym właśnie pomyślał, spróbuje to zrobić i skończy się to tragedią - mówiła, patrząc na Argana, ale jakby zupełnie obok niego - Nie jestem w stanie niczego z tym zrobić, bo on nie zechce, żebym do tego przykładała ręki, więc nie powstrzymam go przed zrobieniem sobie krzywdy jeszcze większej niż sie stała. Powiem, że to najgorsza rzecz, jaką może zrobić, próbowanie zawrócenia jej z Zaświatów, a on to zignoruje lub uzna za złą wolę, nie zastanawiając się nad sensem. Więc to, co mogę zrobić, to spłacić jego długi, jak powiedziałam wcześn....
W tym momencie dobiegło was głuche tąpnięcie. Usłyszeliście je trochę jak wibrację w skale, trochę gdzieś na dolnej granicy słyszalności. Dobiegało z korytarza, tego głównego, szerokiego, z kierunku, w którym podążaliście, w kierunku, który wskazywał "kompas" Elidisa.
- Sklepienie runęło... - odezwał się w ciszy, jaka zapadła, Lothel.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 07-01-2015, 02:17   

Z początku nie był pewien, czy Lothel nie kłamie. Czy nie udaje, by przekonać go do racji Elidisa.
Nie miał bladego pojęcia o działaniu magii, ani tym bardziej o sprawach duchowych. I teraz ta niewiedza bolała go bardziej niż zwykle. Ileż by dał by wiedzieć co tak naprawdę się stało! Ileż by dał by wiedzieć co powinien robić!
Ale ton elfa... Jego spojrzenie... On nie kłamał. Argan był tego niemal pewny.
Nadzieja którą rozpaliła Convolve znów zaczęła gasnąć.
Spojrzał w stronę ciała Angeli. Widział tylko niewielką część, gdyż w miejscu gdzie stał wciąż większość widoku zasłaniała resztka muru.
Elf nie kłamał. Argan wiedział, że powinien posłuchać jego rady. Powinien pozwolić jej odejść.
Westchnął cicho i uśmiechnął się smutno, chcąc jakoś podziękować Lothelowi...

I w tym momencie zaczęła mówić Ofelia.
Ciarki przebiegły mu po plecach. Z każdym kolejnym słowem jego siostra budziła w nim coraz większe obrzydzenie przemieszane ze wściekłością.
Jak ona śmiała!? Jak ona śmiała mówić o nim, jak o jakimś nieodpowiedzialnym, przekornym dziecku!? W tej chwili!? Po tym co się stało, po tym co mu zrobiła... miała jeszcze czelność tak go krytykować!? Miała jeszcze czelność tak wyrażać się o nim i o Angeli!?
Zacisnął mocniej dłoń trzymającą miecz Szrapnela. Miał coraz większą ochotę rzucić się na siostrę, choćby po to by się w końcu zamknęła! Czuł, że z każdym jej słowem coraz bardziej traci panowanie nad sobą... Dłoń trzymająca miecz zaczęła drgać ledwo zauważalnie, żądna ataku.

Bogowie jedni wiedzą co by się stało, gdyby tąpnięcie nastąpiło dosłownie kilka chwil później.
Na jego dźwięk Argan odruchowo uniósł miecz i wyprostował się, rozglądając dookoła. Ciarki przerażenia przebiegły mu po plecach. Gdy dźwięk umilkł, spojrzał na zgromadzonych pełnym napięcia wzrokiem.
Wypuścił powoli powietrze. Zrozumiał, że czas na dyskusje właśnie minął.
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 07-01-2015, 17:04   

Dłoń Lothela na jego ramieniu stała się punktem zaczepienia, przy pomocy którego Elidis powoli i mozolnie wyciągał swój umysł z otchłani złości. Czuł, jak przez dłoń zwiadowcy przenika jego wieczny spokój i opanowanie. Skinął w podziękowaniu swemu wiernemu przyjacielowi.
Ciężko było go prawdziwie rozgniewać. Jego irytacja, którą na ogół postrzegano jako złość, była łatwa do wywołania, ale słaba i ulotna. Za to prawdziwy gniew zbierał się powoli, lecz gdy wybuchł trudno było nad nim zapanować. Elidis bardzo nie lubił tej cechy swojego charakteru, sprawiała bowiem, że w określonych warunkach tracił zdolność racjonalnego myślenia, na co nie mógł sobie pozwalać. Już nie.
Ofelia kontynuowała proces znieważania i wywyższania się nad swojego brata. Niezłe ziółko. To miała być niby ta ukochana siostra Argana? Ta dobra i, wnioskując z opisów jej brata, delikatna istotka prezentowała się elfowi raczej jak wściekał harpia z nastrojami i migreną. Spotkał już w swoim życiu podobnie zwiewne istotki, czarujące, jedna w drugą.
Gdy niemal udało mu się przywrócić pałac swych myśli do porządku, który zazwyczaj w nim panował, runął strop korytarza prowadzącego w stronę Toruviel i jego celu. Elidis poczuł jak temperatura jego krwi zbliża się niebezpiecznie do wrzenia. Lothel też musiał to poczuć gdyż zabrał rękę jak oparzony.
A może po prostu chciał mieć ręce wolne na wypadek, gdyby zawał był tylko preludium do dalszej części uciech?
Elidis w tej chwili się nad tym nie zastanowił, po prawdzie to nie myślał szczególnie o niczym. Uniósł głowę i zawył w furii jak zwierzę. Jego głos mieszał się z hukiem tunelu.
Czuł, że zaraz eksploduje, ale nagle to uczucie zginęło zastąpione innym, być może powiązanym. Determinacja. Elidis kochał wyzwania, a raczej kochał wygrywać, na przekór wszystkiemu i wszystkim. Uczucie pokonania innych graczy, zwłaszcza samego losu było jedną z największych uciech jego życia i teraz poczuł w sobie niezwykły ognień rywalizacji. Był wściekły, ale przebił już zwykłą granicę złości. Zaciął się, jak mają w zwyczaju mężczyźni. Mimo wściekłości i serii porażek musiał wypełnić swoje zadanie.
Jego umysł się obudził i wszedł na najwyższe obroty. Nie liczyły się już konsekwencje związane z odnalezieniem Tulya, ale samo zrobienie tego.
- Czy jest jakieś obejście!? - krzyknął wiedziony nagłym przypływem sił. - Jakieś korytarze, nawet za nami?
Sam rozglądał się po sali. Szukał wyjść z pomieszczenia, które mogłyby potencjalnie skierować go w tamtą stronę. Próbował też przypomnieć sobie wcześniejsze tunele, może w nich byłby jakiś równoległy korytarz.
Naraz doznał olśnienia.
- Jak daleko była ostatnia studzienka? Być może uda nam się obejść to górą. Lothel, pomożesz mi znaleźć odpowiedni kierunek na zewnątrz? Wątpię, by ulice pozwoliły nam iść dokładnie po linii kanału.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
Ostatnio zmieniony przez Elidis 07-01-2015, 17:07, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 08-01-2015, 05:31   

- Wyjście było jakieś dziesięć minut wcześniej, w tamtą stronę - wskazał dłonią Keithen - Psiakrew, Elidis, coś mi się nie wydaje, żebyśmy mogli tak sobie spacerować po powierzchni i wskakiwać w kanały w dowolnym miejscu. Na pewno nie ja - gestem wskazał swój mundur.
- Poprzednie wyjście było przed wewnętrznym barbakanem na Wschodniej Bramie - powiedziała Ofelia - Próba wyjścia tamtędy będzie tuż przed nosem żołnierzy z kohorty vekowarskiej. Tłumaczenie im sytuacji może być skomplikowane. Dobrze byłoby wiedzieć, co runęło, jak daleko i czy przejścia są zatarasowane całkowicie, zanim zaryzykujemy pokazywanie się na oczy wergundzkim tarczownikom.

Lothel kiwnął głową na potwierdzenie, że mają rację. Poprawił pas od broni i kaptur, rzucił spojrzenie Elidisowi i szybkim, lekkim truchtem ruszył w kierunku, z którego doszedł odgłos. Po kilku krokach jego czarny strój rozpłynął się w zalegającej w korytarzu ciemności.

/w tym czasie mieścimy wszystko, co zamierzacie zrobić w następnych wpisach, zanim stąd ruszycie/

Wrócił po niespełna dziesięciu minutach. Spodziewaliście się właściwie, że was zaskoczy, wyłaniając się nagle z ciemności, nasłuchiwaliście nawet i obserwowaliście migotliwe w świetle świecy cienie.
Ale oczywiście was zaskoczył. Nie zgrzytnął ani jeden kamień, nie chlapnęła woda, nawet ustawiona na ziemi świeca nie zamigotała, gdy podszedł.
W oczy rzuciły się wam ubłocone cholewy butów zwiadowcy, pokryte szarawym pyłem.
- Przed nami jest pomieszczenie z rezerwuarem wody i wyjściem do góry, prawdopodobnie w samej Bramie - powiedział szybko - Odchodzą z niego korytarze promieniscie, we wszystkich kierunkach. Zawalił się strop w poblizu jednego z wyjść, ale droga jest otwarta. Z tym, że... - zawiesił na chwilę głos - mamy diabelnie mało czasu. Ktoś walczył w tamtym pomieszczeniu. Ktoś tam stoczył potężną walkę. Lada chwila będą tam żołnierze. Jeśli na nich wpadniemy, z całą pewnością nas zatrzymają.
- Dlaczego "z całą pewnością"? - zainteresował sie Keithen.
Elf westchnął.
- Jak tam wejdziesz, to zrozumiesz dlaczego. Jeśli mamy iść, to natychmiast i biegiem.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 08-01-2015, 23:05   

/lojalnie ostrzegam, że tu w zasadzie same przemyślenia są, więc jak kogoś nudzi, to wystarczy że zerknie na pierwsze kilka akapitów a resztę przeskoczy ;) /
Gdy elf znikł w mroku, w końcu pozwolił sobie na wypuszczenie powietrza z płuc i opuszczenie miecza.
Nie wiedział kiedy Lothel powróci, jednakże nie chciał marnować tego czasu. W głowie miał cały czas mętlik i mieszaninę skrajnych uczuć. Potrzebował chwili spokoju, dla uporządkowania myśli. Albo przynajmniej wyrażenia ich.
Bezceremonialnie ruszył w stronę dziury tak, że Ofelia by nie zderzyć się z jego naramiennikiem musiała się usunąć mu z drogi.
- Conv... Pow... znaczy się... ech... Convolve - chwilę zastanawiał się jak zwrócić się do medyczki - Jeśli Szrapnel ma iść z nami dalej, może lepiej się mu przyjrzyj? Jego ręce wciąż wyglądają nieciekawie...
Starał się mówić łagodnym i możliwie obojętnym tonem. Miał jednak nadzieję, że pochylająca się nad ciałem medyczka zrozumie.
Przekroczył niski murek i pochylił się nad Angelą.
Wciąż czuł zapach jej perfum. Ten sam, który tak go zirytował gdy odwiedził jej komnatę kilka godzin wcześniej. Ciekawe, czy wtedy jeszcze żyła? Ciekawe, czy jeszcze była wolna?
Poprawił ramiączko, które obsunęło się z ciała. Poczuł przez palce jej skórę.
Ciarki przeszły mu po plecach. Tak bardzo chciałby ją objąć! Tak bardzo chciałby ją trzymać, aż się nie ogrzeje!
Poczuł, że gula w gardle znów narasta. Podobnie jak świadomość, że już nigdy nie będzie mu dane trzymać jej w ramionach. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy zdążył już przywyknąć do tego źródełka ciepła i miękkości. Poczuł się znów dziwnie bezdomny.
Nie spodziewał się, że aż tak go to zaboli. Jeszcze idąc do tego miejsca rozważał w myślach wszelkie scenariusze, włącznie z jej śmiercią... Ale nie spodziewał się, że rzeczywistość będzie aż tak przerażająca, że odczuje aż taką pustkę.
Wiedz, że uczucie, które każe wracać z granicy zaświatów, to ... coś dużego - wspomnienie słów Lothela wprawiło go w jeszcze większe przygnębienie.
Elf miał rację, Angela go Kochała... A on...?
Pożądał jej. To było niezaprzeczalne. Był w nią wpatrzony przez cały czas tego związku. Bo była ona rzeczywiście spełnieniem wszystkich jego ideałów i preferencji. A w ciągu niecałych trzech miesięcy znajomości nauczyli się również świetnie ze sobą dogadywać.
Ale mimo wszystko, przede wszystkim czuł do niej pożądanie. Podobne pożądanie jakim darzył kilka dam poznanych na biesiadach w Birce, jakim darzył kolejne kilka z Vekowarskich karczm, jakim darzył wiele pań z osady Krevaina, jakim darzył choćby i poznaną niedawno karczmarkę... Mocniejsze czy słabsze, ale było to wciąż tylko pożądanie.
Kiedy myślał o Angeli, kiedy tęsknił za nią... tęsknił tak naprawdę za jej urokiem, jej pięknem, jej ciałem. Jedyną osobą którą prawdziwie, platonicznie kochał, była Ofelia.
Tym większe było jego poczucie winy gdy zastał ciało Angeli. Zdał sobie sprawę, jaka była młoda, niewinna, naiwna... Ehrenstrahlówna za wszelką cenę pragnęła uciec ze swojego rodu, ze świata Ligii Kupieckiej, świata intryg, pieniędzy i morderstw... I to właśnie obietnicami sielankowej, pięknej, zacisznej i odległej od Liryzji wsi Emiia Argan uwiódł ją gdy przebywali w osadzie Krevaina... Uwiódł, wiedziony pożądaniem do jej piękna.
Nie wiedział wtedy, że swoją osobą sprowadzi na nią właśnie to czego tak się bała, przed czym tak uciekała.
Zacisnął pięści w bezsilnej złości.
Pożądał jej - pragnął jej ciała, jej ciepła... Pożądał jej jak nikogo w swym życiu. I choć równocześnie świetnie się dogadywali to nie miał wątpliwości, że to co go do niej przyciągnęło to była zwyczajna chuć.
Tymczasem ona... Ona go rzeczywiście go pokochała.
I za to umarła.
Choć zapewne gdy umierała, nie rozumiała dlaczego jej to robią.
Argan czuł się jak skończona świnia.

Nawet nie zorientował się, kiedy znów zaczęły mu płynąć łzy. Klęczał przed zwłokami narzeczonej i płakał, choć bezgłośnie. Nie było żadnego szlochu. Były jedynie łzy i zaciśnięte wargi oraz drżące, zaciśnięte w bezsilnej wściekłości pięści.

Od czasu rytuału Artema chciał zacząć postępować honorowo, chciał zacząć kierować się ideałami... Próbował... I w ramach tego stworzył z Angelą związek, który doprowadził do jej śmierci.
W ogóle z jego prób stania się kimś uczciwym wyszła nędzna parodia i seria nieszczęść, za które płacili inni...
Musiał to skończyć.
- Wybacz... Wybacz, że cię w to wciągnąłem... - mówił bardzo cicho. Domyślał się ze słów Lothela, że jego narzeczona już tego nie słyszy, że jest już za daleko... Ale i tak mówił tylko do niej - Wybacz, że nie kochałem cię tak, jak powinienem był... Nie powinniśmy byli nigdy się spotkać... Nie powinnaś była umierać za moją głupotę...
Głos ugrzązł mu w gardle.
Jęknął boleśnie i usiadł na boku, tuż obok ciała Angeli. Miał już głęboko gdzieś konwenanse i resztę grupy. Obiął ciało i przylgnął doń, zamykając oczy. Skóra była już chłodna, ale zapach jej perfum oraz faktura skóry pozostały.
Miał ochotę zostać tak, zapomnieć o wszystkim i zasnąć u jej boku. Miał jednak świadomość, że lada moment może powrócić Lothel, albo że ktokolwiek z grupy będzie miał do niego jakąś sprawę. Starał się na razie jednak o tym nie myśleć. Chciał w tej chwili wyłącznie spokoju i jej zapachu... Przynajmniej jej zapachu.
 
 
 
Strandbrand 
Żywa Tarcza


Skąd: Trzyciąż (Taka wieś w Wergundii)
Wysłany: 10-01-2015, 02:13   

Wszystko znów obróciło się w niespodziewanym kierunku. Lothel ukrócił chwilową nadzieję Argana na odzyskanie Angeli. Gdy słuchał jego opisów odnośnie tego, co mogłoby się stać gdyby spróbowali... z jednej strony za nic w świecie nie chciałby by stało się to co opisywał elf. Z drugiej wciąż czuł przemożną chęć spróbowania, naprawienia swego błędu.
Potem Ofelia zaczęła mówić. Były to tak gorzkie i ponure słowa. Spodziewał się zupełnie innej postawy od siostry swego przyjaciela. Najwyraźniej zawsze mylił się co do swoich wyobrażeń o niej. Zamiast słodkiej i niewinnej sanitariuszki z rodu Rożenków, dostali styryjskiego szpiega, zimnego i wyrachowanego. Widział że Argan zaczął mocniej ściskać miecz. Jej słowa wyprowadzały go z równowagi, to było widać. Wokół było tyle stresu, że nie dziwił się mu. Ale nie chciał by ten tunel zmienił się w rzekę krwi. Szykował się na powstrzymywanie jakichkolwiek walk.
W chwili gdy myślał że ktoś nie wytrzyma budującego się w korytarzu napięcia, z przodu dobiegł ich najpierw dudniący dźwięk a potem oszałamiający hałas. Dalej już poszło. Elidis zaczął dopytywać się o wyjście na powierzchnię. Keithen zaczął mu objaśniać iż nie jest to najlepszy pomysł. Lothel poszedł zbadać stan tunelu przed nimi. Argan... pogrążył się w żałobie. Gdy Lothel wrócił przepuścił go do środka grupy a sam wysunął się bliżej zawalonego tunelu. Obnażył swoją broń - miecz i długi nóż.
-Wiem że to nie najlepszy moment ale... faktycznie musimy się ruszać. Tylko że za nami mamy ciągle tą kreaturę którą przypalił pan krasnolud. Nie wiem jak chcecie to rozwiązać. Zbierzcie się i wystawcie kogoś kto może walczyć z przodu. Będę szedł ostatni.
_________________
Pengantar - Eryk Strandbrand, uciekinier z Wergundii zarabiający na życie jako łowca głów.
III Turnus 2014 - Eryk Strandbrand, łowca głów pracujący jako ochroniarz Octavia Lecorde (Który Octaviem wcale nie był... to dłuższa historia)
Nelramar - Kaldel Strandbrand, magnifer czerwonego tymenu patronujący negocjacjom nad zawieszeniem broni.
II Turnus 2015 - Callan dar Strandbrand, Paladyn z łaski Modwita, działający pod przykrywką jako członek smoczej kompani. [*]
Epilog 2015 - Duch Callana dar Strandbranda, paladyna walczącego z Qa nawet po śmierci
Ostatnio zmieniony przez Strandbrand 10-01-2015, 02:14, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 11-01-2015, 18:08   

//Nie polecam dostawcy internetu zwanego Vectrą//

Gdy już ustalili, że muszą ruszać była w stanie się poruszyć. Z trudem, ale zawsze. Sceptycznie przyglądała się ostatniemu pożegnaniu jakim Argan mógł obdarzyć narzeczoną, odcięła się od reszty stojąc oparta o ścianę, próbując zebrać myśli i siły. Przerwał jej dopiero wracający Lothel. Faktycznie powinni się śpieszyć, tracili teraz czas którego chyba już nikt nie miał zbyt wiele.
- Chodźmy więc. - Podsumowała wymianę zdań między towarzyszami, widocznie straciła resztki dobrego humoru na dziś.
Zanim jednak ruszyła z nimi podniosła z ziemi kuszę i poprawiła na ramieniu torbę. Czas uciekał.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 12-01-2015, 04:38   

Lothel ruszył pierwszy. Widać było, że wrócił do normalnego stanu i właściwej sobie sprawności. Szedł przed wami o kilkanaście metrów, nieraz niknąc w mroku. Kilka razy zastanawialiście się, czy wciąż tam jest, jako, że nie dało się usłyszeć choćby szelestu czy chrobotu kamieni.

Po wezwaniu Eryka Keithen skinął głową, dając znak, że bierze na siebie przednią straż. Szedł więc teraz jako pierwszy, po lewej stronie kanału. Ofelia przeskoczyła na prawą stronę, trzymając się z boku od pozostałych, szła ze świeczką w lewej ręce, lekko zamyslona.

Po chwili marszu doszliście wreszcie do miejsca, które nieco rózniło się od pozostałych.
Miejskie kanały pod Vekowarem kończyły się w jednym miejscu. To była sporej wielkości kawerna, jej twórcy ewidentnie byli mistrzami w swoim fachu. Zbiegały się tutaj wszystkie idące ku wybrzeżu tunele, było ich, o ile byliscie w stanie dostrzec, około dziesięciu. Wyloty tuneli były ozdobione piaskowcowymi portalami zakończonymi ostrołukiem, który płynnie wtapiał się w sklepienie i dalej w kolumnadę łukową, idącą aż do centralnego basenu. Otoczony był on kolumnadą, zbiegającą się na środku sklepienia w piękną gwiazdę, gdzie łukowo-żebrowa konstrukcja rozkwitała bogactwem ornamentu w rozety, zawijasy i plecionki, ryte w piaskowcu i marmurze. Sam basen otoczony był też ozdobną ażurową balustradą, w którą wmontowane były także ozdobne urządzenia do czerpania wody, w tym przesuwny żuraw z wielkim czerpakiem, do którego doczepiony był łańcuch, ginący przy sklepieniu w otworze w samym środku gwiazdy.
Miejsce to miało chyba być czymś w rodzaju rezerwuaru wody deszczowej dla miasta, stąd część tuneli prowadziła do tego właśnie, dość głębokiego basenu, w tym momencie, tuż po potężnej burzy wyraźnie dało się zauważyć odpływy, które nadmiar wody wyprowadzały ku tunelom, mającym wyloty na odległym wybrzeżu prosto do morza. Przy rezerwuarze paliła się kańczugowa pochodnia, wisząca na pięknym kutym zawiesiu, w jej świetle widzieliscie prowadzące ku górze schodki wygodnej drabinki.
Zatrzymaliście się na chwilę w tym pomieszczeniu. Woda w basenie była idealnie czysta, wszystkie wpływające tam kanały miały zamontowane filtry z drobnego żwiru, keramzytu i piasku.

Lothel odczekał aż wejdziecie do pomieszczenia i gestem palca na ustach nakazał milczenie. Idąc za jego wskazaniem spojrzeliście w lewo - spora część sklepienia była tam zawalona, na kamienną posadzkę zwaliły się nie tylko kamienie łukowego sklepienia, ale i ziemia ze żwirem. W zasypanym kanale wodnym spiętrzyła się woda, zalewając chodniki rozległą kałużą.
Zwiadowca w milczeniu wskazywał wam kolejne szczegóły.

Ślady śluzu, żrącej substancji, świetnie wam skądinąd znanej. Było tego mnóstwo na kamieniach.

Wśród sterty gruzu wyraźnie widać było piaskowcowe zakończenia ostrołuków, granitowe bloki, stanowiące sklepienie, ziemię, błoto... i sporej wielkości kawały przejrzystego, lśniącego błękitnie lodu.
W miejscu, gdzie lodu było stosunkowo dużo, znaleźliście też ślady krwi, strzępki odzienia. Te zresztą były w wielu miejscach kazamaty, połączone z licznymi śladami butów, odpryskami strzał, śladami uderzeń ostrzy.
Ale to nie było najważniejsze znalezisko.

W bezpośredniej bliskości sterty gruzu spoczywały ciała. Pięć.
Były ułożone obok siebie, szeregiem, przykryte płaszczami. Identycznymi. Wszyscy leżący byli żołnierzami kohorty vekowarskiej. Niektóre ciała były poszarpane, inne wypalone kwasem w potworny sposób, odsłaniający ścięgna i kości wystające ze strzępów skurczonej, poczerniałej skóry.
Obok nich leżały połamane miecze, kusze i inne resztki broni. Przy odrobinie wysiłku byliście w stanie dostrzec ślady ciągnięcia ciał po zabłoconej, upapranej podłodze.

- Oni nie żyją - szepnął Keithen, zaczepiając Lothela za łokieć - Czemu mamy zachowywać ciszę?
Zwiadowca wzrokiem wskazał drabinkę powyżej centralnego rezerwuaru wody. Wiodła do wyjścia na powierzchnię. Nie było widać samej klapy, podobnie jak w przypadku innych włazów górna część stanowiła właściwie komin, dlatego wyjście można by było zobaczyć dopiero stając bezpośrednio pod nim.
- Mamy mało czasu - odpowiedział elf na wasze pytające spojrzenia - Właz jest otwarty, z góry było słychać rozkazy, w każdej chwili będą tu wergundzcy żołnierze.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 12-01-2015, 13:45   

/sorry, nie napisałem co robię po powrocie Lothela - więc szybko opiszę to plus marsz/
Gdy przyszedł Lothel Argan zdał sobie sprawę, że rzeczywiście zaczął opadać w objęcia snu. Słysząc jego relację podniósł głowę i zamrugał nieco skołowany.
Chwilę wahał się, czy powinien wstać. Nie chciał opuszczać ciała Angeli. Słowa towarzyszy i ich postawy wydały mu się zimne, nieczułe. Dlaczego nikt najwyraźniej nie rozumie jego koszmaru!? Dlaczego wszyscy zajmują się innymi sprawami!?
Zdawał sobie jednak sprawę, że muszą znów zacząć działać. Że i tak przesiedzieli tu kupę czasu.
Podniósł się powoli, choć całe jego jestestwo domagało się pozostania przy ciele Angeli. Wyglądała tak niewinnie... Małe, nieświadome ptaszątko, zduszone przez kamienne pięści okrutnego świata... Jęknął cicho. Ale powstał na równe nogi.
- Ruszajcie, dogonię was - spojrzał na zgromadzonych, świadomy tego jak brzmi w ich uszach - Słowo, dogonię. Ruszajcie.
Gdy grupka zaczęła się zbierać, rozejrzał się. Przez chwilę pomyślał o wyciągnięciu ciała Angeli z dziury. Szybko jednak zorientował się, że leżąc na chodniku stanie się o wiele łatwiejszym kąskiem dla żyjących w tunelach stworzeń.
Pozostawił ją więc w dziurze. Ustawił jedynie jej ciało tak, by leżało w miarę możliwości prosto i godnie. Cały czas walczył z odruchem nakazującym mu obudzenie najwyraźniej śpiącej narzeczonej. Zdjął swój i tak już zupełnie potargany płaszcz i wsunął jej pod głowę.
Gdy skończył, grupka znikła mu już z oczu, lecz wciąż dobrze słyszał jej odgłosy. Wiedział, że musi się spieszyć, by nie pozostać sam w ciemnym kanale...
Choć miał na to niemałą ochotę.
- Wrócę po ciebie... obiecuję - nachylił się do narzeczonej i cmoknął jej zimne wargi, po czym ruszył szybkim truchtem za resztą grupy.
Dogonił pozostałych, nim jeszcze wkroczyli do sali. Szedł chwilę tuż obok Eryka i wraz z nim pilnował pleców.
Gdy wkroczyli do pomieszczenia, wypuścił cicho powietrze.
- Teraz już nikt mi nie wmówi, że Vekowar został zbudowany w ciągu ostatnich pięciu lat - wyszeptał przyglądając się sklepieniu - Emporium by się nie powstydziło...
Zapatrzony w kolumnady, dopiero po chwili zorientował się, że Lothel coś wskazuje.
Widok ciał zirytował go. Ci ludzie przynajmniej mieli szybką i zależną od nich śmierć.
Dlaczego to jest tak, że niewinne i bezbronne osoby umierają w długim cierpieniu, wojownicy w krótkim, a zdrajcy i szpiedzy otrzymują całe kompanie ratunkowe?
Podszedł do ciał i kucnął przy nich, trzymając w dłoni nitkę którą zebrał. Skrzywił się, świadomy że o niciach i materiałach ma znikome pojęcie.
Angela by wiedziała. Lubiła wyszywać...
Sapnął cicho, starając się odegnać wspomnienia. Musiał skupić myśli na chwili bieżącej!
Zaczął przykładać nitkę do kolejnych materiałów jakie znajdywały się na ciałach, próbując jakkolwiek je porównać. Czuł, że konieczny jest pośpiech. Ale chciał wiedzieć, czy za wybiciem dziury w murze i zabraniem pierścieni Angeli nie stali przypadkiem właśnie ci Wergundowie.
- Jak idzie dalej droga do Toruviel, Lothel? - mruknął, nie odrywając oczu od materiałów - Przez zawalony tunel?
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 12-01-2015, 20:07   

Na widok misternego sklepienia Elidis poruszył bezgłośnie ustami, jakby chcą powiedzieć "łał". Faktycznie był to przykład niesamowitej inżynierii, ale co więcej, także artyzmu wysokiej klasy. Miejsce to idealnie wpisywało się w jego własne postulaty i ideologie. Te same, które powiodły jego i jego lud do tej zapomnianej przez bogów krainy cienia i chłodu. Faktycznie miejsce to potrzebowało ich Światła.
"Powinniśmy zawsze i wszędzie dążyć do piękna, szczególnie zaś w przedmiotach codziennego użytku. Tylko otaczając się pięknem może nasz duch stać się jemu podobnie pięknym." Elidis uśmiechnął się przywołując jedną z własnych lekcji i uświadamiając sobie, że cytuje sam siebie. Zaśmiał się w duchu.
O to jest największy sukces mojej propagandy, po długim okresie przekonywania, namów, prób przekupstwa i szantażu przekonałem sam siebie do siebie.
Ciężko było jednak nie zachwycić się kunsztem budowli, nawet mimo jej jakże prozaicznej funkcji. Elfowi żal było tylko zawalonych części. Strzaskane łuki wyglądały jak złamane żebra szlachetnego olbrzyma, a pęknięcia w ścianach zasiały wysypującą się ziemią i błotem, niczym potężna rana brocząca krwią. Żal było patrzeć na zniszczenia poczynione tak wspaniałemu dziełu sztuki.
Nie miał jednak czasu na dalsze zagłębianie się w dziki labirynt swego psyche i opłakiwanie strzaskanych kamieni. Zresztą to ostanie było raczej domeną jego Aenthilskich kuzynów, od słabości których z tak wielkim trudem i poświęceniem starał się uciec. Należało oddać się praktycznemu działaniu, wrócić do rzeczy ważnych. Rozejrzał się. Martwi Wergundowie musieli być tym, przed czym przestrzegał zwiadowca. Pozornie wydawało się, że padli ofiarą wija. Wniosek nasuwał się sam patrząc na stopione kwasem ciała. Elidisowi przychodziło jednak do głowy inne źródło, podobnie morderczych substancji. Źródło odpowiedzialne za zielonkawy proszek, którym potraktowano Toruviel. Reshion. To mogła być jego robota, ale równie dobrze elf mógł popadać w słodkie objęcia paranoi. Zastawiał się już czy nie powinien był oddać się jej wcześniej, może wtedy uniknąłby więzienia i przewidziałby zdradę Toruviel?
Wszystkie jej zdrady.
Potrząsnął głową odpędzając czarne myśli. Potrzebował racjonalnego, czystego umysłu, niezakłócanego przez wyimaginowane spiski. To przyniosło by tylko udrękę jego obywatelom.
Zastanawiał go lód. Oczywiste było, że jego źródłem był jakiś mag, pytanie tylko, jaki? Elidisowi zabłysnął w głowie pewien koncept, ale umarł tak szybko jak tylko się pojawił, zduszony przez silnie racjonalny umysł elfa. Nie było sensu mnożyć szalonych perspektyw. Zanotował w głowie, że mogą mieć za przeciwnika maga wody, lub, co gorsza, maga morza. Tej drugiej perspektywy wolał uniknąć. Talsoiscy magowie potrafili siać prawdziwe spustoszenie i wolał nie mieć z nimi do czynienia, przynajmniej nie po przeciwnej stronie.
Spojrzał za ręką Lothal i wysłuchał tłumaczenia. Tak musieli iść jak najszybciej dalej, dość czasu już zmarnowali.
- Wydaje mi się, że należy nam iść tam - wskazał podpowiadany przez kompas kierunek. - To chyba faktycznie będzie to zawalone przejście - westchnął na myśli o czekającym ich przeciskaniu się przez błoto i ziemię.
Cóż, trudno, jak się chce osiągnąć coś dużego należy liczyć się z trudami i niedogodnościami.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Strandbrand 
Żywa Tarcza


Skąd: Trzyciąż (Taka wieś w Wergundii)
Wysłany: 12-01-2015, 22:00   

Do kawerny wszedł jako ostatni. Po przejściu jego towarzyszy podniósł się niewielki tuman pyłu który utrudniał mu dostrzeżenie czegokolwiek. Machnął ręką przed sobą by oczyścić pole widzenia. I w końcu dostrzegł to co wszyscy. Misterna i przepiękna architektura tego miejsca. Właściwie to przez chwilę nie wiedział co powiedzieć. Przyglądał się sufitowi i przez jego głowę przebiegała jedna myśl.
To nie jest nasze. Nie Wergundzkie.
Zaabsorbowany otoczeniem z początku nie dostrzegł tego co leżało niedaleko gruzowiska. Jednak w końcu i tam zwrócił swoją uwagę. Przyciągnął ją jakiś głos z oddali, brzmiało jak rozkaz które tak często słyszał jeszcze za czasów życia w Wergundii. I za czasów wojny. Najpierw powróciły wojenne dźwięki. A teraz dostrzegł iście wojenny obraz.
Zbliżył się powoli do przykrytych ciał. Rozpoznawał kim są. Ludzie z kohorty Vekowaru. Rany wyglądały jakby walczyli z tym cholerstwem co Eryk i jego grupa. Lecz oni nie wyszli z tego spotkania żywi.
Jednakże zanim zagłębił się w ten tok rozumowania, dostrzegł niepasujący szczegół. Nawet nie szczegół, poważną rzecz. Ciała zostały odciągnięte i przykryte przez kogoś. Skolopendra by tego nie zrobiła, to oczywiste.
-Nie wiem kto tudzież co ich zabiło. Ale ktoś postanowił uhonorować ich śmierć i ułożyć ich obok siebie oraz przykryć ciała. A to znaczy że ktoś tu był przed nami. Być może całkiem niedawno.
Starał się by jego słowa możliwie jak najciszej dotarły do całej grupy. Gdy już powiedział co miał powiedzieć ukląkł przy najbliższym ciele. Już dawno tego nie robił. Zaczął się modlić do Modwita.
Panie wojny i władco armii. Ty który od wieków stanowisz ideał dla mego ludu.
Oto stoję przed ciałami tych, którzy chcąc żyć według tego ideału polegli.
Nie miałem zaszczytu znać tych ludzi. Nie wiem jak zginęli, ani jakimi
ludźmi byli. Lecz nie to się liczy. Liczy się to że zginęli w boju, na służbie
polegającej na ochronie ludzi. Byli tarczą dla innych i tak skończyli.
Wiem że docenisz ich poświęcenie i cnotę. Walczyli razem, jako bracia.
Żaden nie opuścił swego posterunku. Dlatego też, mój panie Modwicie
wysłuchaj mej modlitwy i poleć ich Mortowi, swemu odwiecznemu
towarzyszowi podróży. Niech czeka ich lepsze życie, niż to które
zostawili tutaj. Bo zasłużyli, żyjąc zgodnie z twymi przykazaniami.

Było to wszystko co w tych warunkach i chwili mógł uczynić dla tych ludzi. Zasługiwali oni na Vaarwel, by pożegnać ich prawidłowo, tak jak każdego wergunda winno się żegnać. Jednak los nie pozwalał mu zadbać o takie rzeczy. Miał nadzieję że jego pan wysłucha jego modłów i wstawi się za nimi u boga śmierci.
Wstał z zakurzonej posadzki i wrócił do reszty grupy. Wydawało mu się że słyszy głosy wergundzkiego dowódcy coraz wyraźniej. Nie chciałby utknąć tu z oddziałem kohorty Vekowarskiej na karku. Elidis niejako potwierdził przypuszczenia Argana, więc postanowił ich pośpieszyć.
-W takim razie wracajmy do szyku i idźmy zanim cała kohorta zleci się do tego miejsca. Ja zamykam pochód. Na pewno to lepiej jeśli ja zablokuję ewentualny pościg.
I niech lepiej ten wergund z góry uhonoruje tych ludzi. Kupi nam to nieco czasu oraz pomoże im w drodze do krainy Morta.
_________________
Pengantar - Eryk Strandbrand, uciekinier z Wergundii zarabiający na życie jako łowca głów.
III Turnus 2014 - Eryk Strandbrand, łowca głów pracujący jako ochroniarz Octavia Lecorde (Który Octaviem wcale nie był... to dłuższa historia)
Nelramar - Kaldel Strandbrand, magnifer czerwonego tymenu patronujący negocjacjom nad zawieszeniem broni.
II Turnus 2015 - Callan dar Strandbrand, Paladyn z łaski Modwita, działający pod przykrywką jako członek smoczej kompani. [*]
Epilog 2015 - Duch Callana dar Strandbranda, paladyna walczącego z Qa nawet po śmierci
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 13-01-2015, 05:59   

- Nie! - szepnęła Ofelia - Eryk, w razie, gdybyśmy trafili na Wergundów, wejście z nimi do walki oznacza awanturę z połową miasta... Lepiej się pospieszmy, mogą naszej obecności nawet nie zauważyć.
Jakby na potwierdzenie jej słów Lothel ruszył niejako dookoła kamiennego zawału, nakazując ręką iść za sobą. Elidis zacisnąwszy w dłoni "kompas" bez wahania ruszył za nim. Gdy obeszliście "kurhan", poczuliście na twarzach zimny podmuch, stąd dało się zauważyć, że zawalone sklepienie nie zatarasowało całego wejścia w tunel. Pozostała wąska na niespełna pół metra szpara, ograniczona luźnymi kamieniami. Ofelia podeszła pierwsza, z wyraźną wątpliwością na twarzy lustrując otoczenie. Nad wąskim przejściem, podparty na luźnej stercie swoim koniuszkiem, wisiał granitowy ułomek skalny o ponad półtorametrowej średnicy, ważący spokojnie ze dwie tony.
Styryjka powolutku podeszła i zaświeciła świecą tak, by oświetlić możliwie dużo w korytarzu, Gdy nic nie dostrzegła, stanęła w przejściu, wyraźnie stabilizując krok na nisko ugiętych nogach, powoli przenosiła ciężar ciała, starając się nawet nie tknąć ani ściany, ani gruzowiska. Była szczupła i drobnej budowy, na zwinność jej ruchów wszyscy już dawno zwrócili uwagę. Przeszła, nie dotykając kamieni nawet rąbkiem tuniki.

Lothel nie potrzebował przymierzania się ani stabilnej postawy. Przeszedł płynnie, miękko, bez zawahania, jakby dotknięcie kamieni wcale nie groziło zyskaniem tęgiego nagrobka na głowie. Ofelia czekała ze światłem, elf ruszył dalej w korytarz, sprawdzając teren.

Keithen czekał, aż Elidis i Convolve przejdą, w tym czasie przyglądał się zawalisku. W pewnym momencie zmrużył oczy jak ktoś, kto dostrzegł coś i nie wierzy, że to widzi.
-Mogę? - zabrał an chwilę od Ysgerda świecę i podszedł nieco bliżej, chrzęszcząc rozgniatanymi pod stopami kawałkami lodu. Ukląkł przy wielkim bloku gładko ciętego piaskowca, którym wykańczane były detale pomieszczenia. Piaskowiec jest dość miękką i wdzięczną w obróbce skałą. Tam, gdzie Styryjczyk podszedł, na pokrytej grubą warstwą pyłu powierzchni głazu ktoś ewidentnie palcem namazał swarzycę Tavar, ozdobioną tzw. wstęgą nieskończoności, prostą plecionką, którą czasem umieszczało się na epitafiach i grobowcach.
Gwardzista ze zdumieniem przyjrzał się znalezisku, a po chwili zauważywszy coś, schylił się między kamienie. Na otwartej dłoni podniósł pęknięty nierówno kawałek metalu, pięknie cyzelowany odłamek, ze wzorem identycznym jaki on sam nosił na rękojeści rapiera.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Strandbrand 
Żywa Tarcza


Skąd: Trzyciąż (Taka wieś w Wergundii)
Wysłany: 14-01-2015, 00:13   

Pomimo jego początkowych planów nie zamykał obecnie pochodu. Gdy dotarli do szpary w załomie przeszedł bliżej by zobaczyć jak wygląda sytuacja. Gdy Ofelia oświetlała przejście, spostrzegawcza osoba mogłaby jak lekko blednie.
Tutaj jest za wąsko.
Patrzył jak Ofelia, a następnie Lothel pokonują niebezpieczne przejście bez najmniejszych problemów. W myślach próbował sobie wyobrazić jak się przeciska przez ten otwór bez zwalenia sobie na łeb granitowego bloku wiszącego nad przejściem. Aktualnie każdy scenariusz kończył się zawaleniem tego przejścia i połamaniem wielu kości pod skałami.
Niewiele rzeczy mogło go wpędzić w zaniepokojenie. Jeszcze mniej w strach. Widział okropności wojny, widział jak z jego rąk umierają ludzie, potwory. Nawet stworzenia do których najbardziej pasowało określenie ,,mistyczne". Walki z wytworami Tabu w rejonie osady Krevaina, są chociażby takim przykładem. A jednak gdy stał teraz przed tym otworem jego oczy były szeroko otwarte w stresie.
Wpadł na pomysł który na krótko odsunie od niego potrzebę przechodzenia tym tunelikiem. Zwrócił się do reszty grupy.
-Idę ostatni. Jeśli mam tu wejść tylko by zwaliło mi się coś na głowę i zablokowało przejście, to lepiej bym poszedł na końcu. Ruszajcie się!
Wydawało mu się że jego głos brzmi piskliwie. Odchrząknął i spojrzał na Keithena który obracał jakiś przedmiot w dłoniach, w zamyśleniu mu się przyglądając. Nie był pewien kto wejdzie do tunelu ale chyba nie zapowiadało się by styryjczyk przechodził następny. Więc mógł zadać mu pytanie.
-Cóż to za przedmiot wprawia cię w takie zdumienie?
Teraz już mówił lepiej. Co nie zmienia faktu że myślenie o wąskiej luce między gruzowiskiem przyśpieszało bicie jego serca.
_________________
Pengantar - Eryk Strandbrand, uciekinier z Wergundii zarabiający na życie jako łowca głów.
III Turnus 2014 - Eryk Strandbrand, łowca głów pracujący jako ochroniarz Octavia Lecorde (Który Octaviem wcale nie był... to dłuższa historia)
Nelramar - Kaldel Strandbrand, magnifer czerwonego tymenu patronujący negocjacjom nad zawieszeniem broni.
II Turnus 2015 - Callan dar Strandbrand, Paladyn z łaski Modwita, działający pod przykrywką jako członek smoczej kompani. [*]
Epilog 2015 - Duch Callana dar Strandbranda, paladyna walczącego z Qa nawet po śmierci
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 14-01-2015, 00:39   

Starała się nie myśleć o wąskim przejściu, właściwie starała się nie myśleć o niczym by nie wprowadzić w drżenie swych nóg. Chwilę zajęło nim nadeszła na nią kolej i ściągnęła torbę z ramienia układając ja tak by przypadkowo nie zaczepić skórą o ścianę podczas przechodzenia. Wzięła głęboki wdech i spojrzała na towarzyszy wzrokiem zbitego stworzenia - No ale za cooo?...
Kiedy nadeszła jej kolej wsunęła się pomiędzy kamienie i spojrzała na Eryka próbując opanować panikę. Następnie podążyła śladami towarzyszy na bezdechu i gdy znalazła się już w po drugiej stronie. Tam uchwyciła się odruchowo ramienia Ofelii stojącej najbliżej i spróbowała wziąć opanowany wdech.
- Jeśli kiedykolwiek w życiu jeszcze raz powiem, że mi się nudzi to kopnij mnie tak, żebym wylądowała w Wergundii. - wydusiła z siebie czekajac na resztę.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 14-01-2015, 02:07   

Westchnął z irytacją i podniósł się na nogi, chowając strzępek do kaletki.
- Wątpliwe by to byli oni - oznajmił - Ale nie znam się na tym. Może ktoś...?
Przerwał, zorientowawszy się że mało kto go słucha. Większość osób przełaziła pod szczeliną w zawale bądź się do tego przymierzała.
Westchnął z irytacją, w ostatniej chwili powstrzymując się od wyładowania negatywnych emocji kopnięciem czegoś leżącego najbliżej nogi. Najbliżej bowiem leżącą rzeczą było ciało poległego.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, próbując zliczyć tunele.
- Jeśli Wergundowie zaczną przeszukiwać kanały, bardzo szybko odnajdą Angelę - stwierdził, podczas gdy Convolve przechodziła pod murem - Jak się zorientują, że znaleźli ciało kogoś z Ehrenstrahlów to...
Nie dokończył, samemu nie będąc pewnym jak wielką panikę wywołaby wieść o zamordowaniu wnuczki prezydenta Ligii Kupieckiej. Nie zdziwiłby się, gdyby Vekowar znów nie został zamknięty kwarantanną. Pieniądze z Birki miały tu większe znaczenie nawet od polityków Akwirgranu i Styrgradu.
zauważywszy iż Eryk i Keithen zajęci są jakimś znaleziskiem, podszedł do nich.
Jemu samemu nie uśmiechała się wizja przeciskania pod głazem. Za dobrze pamiętał jak przez swoje naramienniki omal nie utknął w wylocie groty, w której kilka dni wcześniej Imperium obudziło Starych Bogów.
Eryk zasłaniał mu większość widoku, ale stając na palcach dał radę wychynąć mu zza ramienia.
- Medalion jakiś? - mruknął, próbując się lepiej przyjrzeć temu co Keithen trzymał w ręce - Nie widzę stąd...
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 14-01-2015, 03:11   

Keithen podniósł głowę na dźwięk pytania Eryka.
- To - wyciągnął w jego kierunku ułamany kawałek metalu, nie większy niż palec - To nie medalion, to miecz - powiedział, odpowiadając jednocześnie Arganowi, po czym wysunął lekko z pochwy rękojeść rapiera. Broń miała ozdobną, koszową gardę, stalowa osłona była spleciona z prętów, które przy swoich krawędziach były misternie skręcane, schodziły się przy jelcu i ciężkiej, owalnej głowicy. Przysunął do broni ów kawałek metalu, przykładając go do jednego ze splotów na koszu gardy. Były identyczne - Dokładniej to, co z niego zostało. To wzór, którego nie nosi nikt, poza Gwardią. A tam, przy kamieniach, ktoś oznaczył na kamieniu znak Bogini, oznaczył pochówek. Tu zginęli nie tylko Wergundowie. Lepiej się pospieszmy... - dokończył, ruszając w kierunku przesmyku, przez który właśnie przeciskał się Ysgard.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 14-01-2015, 17:57   

Elidis oceniał wzrokiem przejście. Był zwinniejszy niż większość tu zebranych, w końcu był elfem, a to do czegoś zobowiązywało. Mimo to nie dorównywał nawet w połowie gracji Lothela i wiedział, że jemu nie pójdzie tak gładko. Stawiał kroki w myślach, planował kolejne posunięcia tak, by nie zahaczyć o żadną ze ścian, dochodząc do wniosku, że najlepiej będzie pokonać szczelinę lekko bokiem.
Zanim jednak wszedł w ciemność wyłowił rozmowę odbywającą się przy poległych. Zmarszczył brwi, nie tyle w wyrazie złości, co zamyślenia. To znalezisko potwierdzało w pewnym stopniu jego przypuszczenia.
- Ci, którzy tędy szli musieli być niechybnie wrogami wrogami pokoju Wergundzko - Styryjskiego - powiedział w zasadzie do siebie. - Musimy ich złapać.
Po tych słowach odwrócił się do tunelu. Zamknął oczy, odprężył się w miarę możliwości i wypuścił powietrze. Kiedy jego płuca zostały opróżnione otworzył oczy i spokojnym krokiem przeszedł na drugą stronę, nie zaczepiając ani razu. Nabrał powietrza w głębokim oddechu zadowolony z siebie. Takie eskapady nie należały do jego natury, wolał cywilizowany gościniec lub przynajmniej normalny las miast dusznych podziemi.
Przed nim rozciągła się nowy bezmiar ciemności, w którym jednak pozostawał wyraźny cel. Kompas wskazujący Tulya'Toruviel. Zaś Toruviel oznaczała słodkie zwycięstwo nad trudami tego cholernego dnia i, zdawałoby się, połową politycznego świata.
Zamierzał sięgnąć po to zwycięstwo.

/przepraszam, Elidis, po drugim "korku" zdecydowałam się poprawić ;) /
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
Ostatnio zmieniony przez Indiana 14-01-2015, 19:11, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Szrapnel 
Villsvin


Wysłany: 14-01-2015, 21:04   

Szrapnel wszedł do kawerny i cicho zagwizdał. Pomieszczenie robiło wrażenie. Było ogromne, a portale z piaskowca misternie ozdobione. Jedyną rzeczą psującą cały efekt były trupy leżące na ziemi. Ewidentnie dopadł ich wij. Po tym jak umarli, ktoś poukładał ich ciała.
Oddał im cześć.
Eryk pochylił się nad zmarłymi i chyba odmawiał modlitwę. Szrapnel rzadko się modlił, ale znał starą pieśń najemnika. Zaczął ją cicho nucić pod nosem.
-Kochanką moją zimna jest stal miecza[...] - zaczął kierować się w stronę otworu. Po drodze przyjrzał się temu co znalazł Keithen.
Bardzo ciekawe jak to się tutaj znalazło?\.
- [...] i piękna pani co śmiercią zowie się [...] - nucił dalej podchodząc do dziury. Otwór skomentował krótkim przekleństwem i rozpoczął przymiarkę do przejścia. Już miał się przeciskać gdy o czymś sobie przypomniał.
-Octavio! Czy po drugiej stronie mógłbyś mi oddać mój miecz? Trochę źle się bez niego czuję. - zwrócił się do zbrojnego na tyle cicho aby jego głos nie odbił się echem po pomieszczeniu, a tak aby ten go usłyszał - A ty Ysgard nie za dobrze czujesz się w mojej kolczudze? - dodał półżartem i wrócił do przechodzenia, nucąc dalej.
- [...] Nikt nad grobem moim nie zapłacze, gdy kiedyś złożę, przeklęte kości swe.
Po drugiej stronie zaklął raz jeszcze, tak dla podkreślenia tego jak dość ma już wąskich przejść.
_________________
"Pole rażenia granatu jest zawsze o metr większe niż zdołasz uciec"
 
 
Szamalchemik 
Mistrz Wijów

Skąd: Kalisz
Wysłany: 14-01-2015, 21:36   

Po wejściu do pomieszczenia Ysgard rozejrzał się dookoła. Pierwszą rzeczą, na którą zwrócił uwagę, były ciała. Po przyjrzeniu się, stało się jasne, że to sprawka wija.
Sami mogliśmy tak skończyć.
Najpierw poczuł krótki dreszcz, potem tylko wzruszył ramionami. Niechaj zaznają spokoju po śmierci...
Ruszyli dalej. Ysgard starał się trzymać z przodu, szedł jednak wciąż za Ofelią i Lothelem. Przeciśnięcie się obok kamienia, chociaż pozbawione gracji i, prawdopodobnie, wyglądające trochę pokracznie nie było zbyt trudne. Ręce przy sobie i nie myśleć, że jak ci spadnie na głowę, to nie tylko z głowy nic nie zostanie...
Zobaczył jak Keithen coś podnosi, po czym usłyszał pytanie Argana i odpowiedź zwiadowcy...
Czy to ważne, kto tędy szedł? Jeśli zabił tych Wergundów, to znaczy, że raczej z nami też nie chciałby pertraktować. Po prostu znajdźmy już te tablice, i wynośmy się z tego miasta.
Ysgard zatęsknił za spokojnym zwiedzaniem ruin, prowadzeniem wykopalisk, badaniem jaskiń... Czemu musiał się w to wplątać? Nagle poczuł się zmęczony... Bardzo zmęczony. Odtrącił te myśli i kontynuował marsz. Jak już znajdą tablice i Toruviel, urządzi sobie wakacje. Na północy.
Dalej szedł cicho. Nie chciało mu się rozmawiać, i tak nie miał po co.
_________________
1. turnus 2013 - Szamalchemik Orła
2. turnus 2014, Epilog 2014 - Ysgard Fuilteah Feah, krasnal ze Smoczej
2. turnus 2015 - Julian Skellen, Smoczy kapłan Tavar †
Epilog 2015 - Eanraigh Iainson Borgh Du, przedstawiciel Halfdana, Jarla Północy
Prolog, 3. turnus 2016 - Laurenz (dar) Eich, mag bojowy z kardamonowej bandy, późniejszy członek Czarnego Tymenu
+18, Epilog, Zimówka 2016 - Kethren, niewyspany komandor wywiadu styryjskiego
Prolog 2017 - Tristan Sterling, furier Tercji Gerei †
Bitewny 2017 - Fernan Heyes, oficer Czarnej Tercji
2. turnus, Epilog 2017 - Kethren, "cholerny buc, wyśmienity psionik"
Ostatnio zmieniony przez Szamalchemik 14-01-2015, 21:37, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 14-01-2015, 23:20   

Krasnolud był, w przeciwieństwie do obu dziewczyn i elfa, rozłożysty w ramionach (i okolicach ;) ), więc przechodząc przeszorował plecami o zaparte o sobie nawzajem kamienie. Zachrobotało, na głowę Ysgerda sypnął się pył z zaprawy i skruszonych skał. Krasnolud skoczył do przodu tak zwinnym susem, że Lothel by się nie powstydził, potrącił po drodze stojącą ze świecą Ofelię i oboje poturlali się chodnikiem o dwa metry dalej.
- Jasny i pieprzony szlag! - oznajmiła Styryjka ze śmiechem, wśród chlupotu wody i stękania poszukiwacza - Co to miało być? Dajcie mi chwilę, muszę to odpalić.
Po chwili zgrzytnęły zapałki, ciepły płomień rozjarzył łukowe sklepienie nad głowami stojących w tunelu. ZObaczyliście sypiący się ze stropu drobny pył. Olbrzymi kamień znajdował się już o pół metra niżej niż przed chwilą. Keithen słyszalnie przełknął ślinę.
- Dalej tu stoicie? - usłyszeliście głos Lothela - Przed nami o jakieś trzysta metrów jest wejście do jaskiń, przebity w ścianie wylot, jak ten, który widzieliśmy tuż przy wybrzeżu. Słychać stamtąd głosy, są niedaleko przed nami...
Jak na komendę w tym samym momencie w wielkiej kazamacie rozległ się echem metaliczny zgrzyt odsuwanej zasuwy włazu, usłyszeliście głosy, komendy, na środku, tuż pod drabiną na posadzce wylądował rzucony z góry zwój lin. Słyszeliście wyraźnie głosy, ale z słów byliście w stanie rozpoznać nieliczne:
- Dalej, zwiad... (...) dekuriona ... (...) wyciągnie... (...) ruszać!...

- Jasny i pieprzony szlag - powtórzył za Ofelią Keithen i natychmiast podszedł do przesmyku. Odpiął błyskawicznie pas z mieczem i podał stojącemu tuż za nim Arganowi. Zawahał się przez chwilę, ale ostatecznie zacisnął zęby i wcisnął w jego ręce broń z kiwnięciem głowy, oznaczającym oczywiste "rzuć mi to, kiedy przejdę". Po sekundzie zastanowienia podał mu też gwardyjski rudy kapelusz.
- Pani nasza, nie opuszczaj mnie w ciemności - szepnął ledwie słyszalnie słowa modlitwy i ruszył. Nie ryzykował przechodzenia na stojąco, zszedł do przyklęku, przeniósł ciężar najpierw na jedną nogę, upewnił się, że o nic nie zahacza niczym, trzymając nisko plecy prześlizgnął się pod kamieniem i przeniósł ciężar na drugą stronę przesmyku.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 15-01-2015, 00:13   

Elidis przełknął ślinę, zacisnął usta i zwinął palce w pięści. Był gotów.
Skinął nieznacznie głową na Lothela. "Prowadź", to wszystko co miał mu do powiedzenia w tym zdawkowanym znaku, iście w stylu samego zwiadowcy.
Oto moment, w którym możliwe, że przekroczę mój Rubikon. Moment być może najważniejszy w moim życiu. Być albo nie być.
Trzeba to dobrze rozegrać, nie, trzeba to mistrzowsko rozegrać.
...
Zero presji El.

Starał się za wszelką cenę ukryć irytację związaną z opieszalstwem reszty kompanii, ale przejście nie należało do najłatwiejszych, zwłaszcza teraz.
Poza tym powinien być cierpliwy. Cierpliwość i opanowanie będą mu teraz bardzo potrzebne.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 15-01-2015, 17:39   

- Ktoś tu odzyskał sprawność w dłoniach? - uśmiechnął się nerwowo do Szrapnela, choć ten będąc już w dziurze zapewne tego nie zobaczył.
Kręcił się nerwowo w miejscu podczas gdy Ysgard pokonywał przejście. Na odgłos obsuwającego się kamienia omal nie krzyknął.
Ruszył zaraz za Keithenem, praktycznie depcząc mu po piętach. Chciał mieć to przejście jak najszybciej za sobą zwłaszcza, że im dłużej zwlekał, tym bardziej nerwowe i niepewne były jego ruchy. Zatrzymał się tuż przed wylotem, czekając aż gwardzista znajdzie się po drugiej stronie.
- Jak tylko przejdziesz, łapaj miecz - rzucił cicho do Keithena, nachylając się do wylotu dziury i nerwowo przestępując z nogi na nogę - Módlmy się by wytrzymało jeszcze na dwie osoby...
Czekając na przejście gwardzisty wziął próbny zamach by przekonać się, czy da radę ze swojego miejsca rzucić bronią Keithena przez dziurę.
Ostatnio zmieniony przez Owizor 15-01-2015, 17:41, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 11