Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Przygoda #24.a
Autor Wiadomość
Szrapnel 
Villsvin


Wysłany: 13-03-2015, 00:55   

Wszedł do pomieszczenia i zamarł. Dopiero gdy zobaczył jedzenie zorientował się jaki jest głodny. Podniósł kawałek mięsa ze stołu i wsadził do ust. Nie było złe. Kiedy jest się głodnym wszystko smakuje dobrze. Szybko pochłonął jedzenie i sięgnął do buta po piersiówkę. Odkorkował i pociągnął łyk. Właściwie to zawartość zdążyła dotrzeć tylko do jamy ustnej. Wtedy zorientował się, że coś jest nie tak. Szybko wypluł alkohol w kąt.
Co to do stu demonów jest?
Nagle go olśniło. Przywołał do siebie Ysgarda.
-Twoja beczka to była ta po lewo - odpowiedzią było skinienie głowy.
No świetnie nalałem sobie krasnoludzkiego bimbru. Nie ma mowy nie wypije tego.
Zakorkował manierkę i wsadził ponownie w cholewę. Przyjrzał się drzwiom. Od takie wyjście przez nie może zakończyć się śmiercią. W jego głowie zakiełkował pomysł. Pokazał przejście krasnoludowi. Nie musiał dużo tłumaczyć. Robili to już parokrotnie. Wszystko polegało na wyjściu plecami do siebie z bronią gotową do ataku. Przekazał pomysł dalej, ustawił się niedaleko drzwi, tak aby nie zostać przez nikogo po drugiej stronie zauważonym i czekał na aprobatę bądź odrzucenie planu.
_________________
"Pole rażenia granatu jest zawsze o metr większe niż zdołasz uciec"
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 13-03-2015, 03:35   

Trochę was przyspieszę, żeby nie hamować akcji, czyli do przodu większym krokiem

Zawartość skalnego pokoju nieco was rozproszyła. Nic dziwnego, była spełnieniem waszy marzeń z ostatnich kilku godzin - jedzenie, ciepło, wygodne łóżka, spokój i żadnych wijów.
Keithen i Merren ostrożnie ruszyli do przodu, idąc wzdłuż korytarza.
Niedźwiedź, zapytany, zatrzymał się i zawęszył.
Zaprzeczenie. Ciepła dużo, widać. Pokrak nie widać. Pachnie.
Mlasnął z donośnym ciamknięciem. Otrzymawszy informację od Con obydwaj gwardziści ruszyli do przodu, przekazując sprawdzenie pomieszczeń pozostałym. Rzeczywiście, wszystkie pokoje były puste. W wielu paliły się paleniska, jakby mieszkańcy właśnie wyszli, zostawiwszy część ubrań, napoczęte posiłki. Ale nie było tu z pewnością dość sprzętu codziennego, by na stałe tu mieszkać. Co prawda były zmyślnie poprowadzone strumyki, dające coś w rodzaju bieżącej wody w pokojach, ale sprawiało to wrażenie bardziej... zajazdu czy gościńca niż domu.

Śpiew był coraz wyraźniejszy, coraz intensywniej czerwony. Osoby wyczulone na magię, jak Emilia, Con i Eri, wyczuły od razu silną emanację idącą od prawdopodobnie znajdującej się przed wami głównej sali jaskini. Pieśń to była forma melodyjnej mantry, ale z miejsca, gdzie staliście, nie byliście w stanie stwierdzić jej celu ani kierunku.
Keithen podszedł do zakrętu i przylgnął przy ścianie, dając znak, żebyście podeszli.
Za zakrętem był odcinek blisko 10 metrów tunelu, za którym widać było światło wielkich ognisk, palących się spory kawałek przed wami. Na placu, na szczęście tyłem do owego tunelu, stało mnóstwo ludzi. Ten wycinek placu, który mogliście zobaczyć, był pełen stojących luźno grupek, głównie tubylców, ale też goblinów. Całe szczęście, że śpiewali, bo zagłuszali powarkiwania i mlaskanie niedźwiedzia.

Resztę pomieszczenia zobaczyliście dopiero podszedłszy bliżej do krawędzi cienia.
Przede wszystkim była tam piramida.
Miała formę ostrosłupa o ściętym wierzchołku, niezwykle stroma, z wyciętymi w kamieniu stopniami i ścianami zdobionymi złotem, Minerałem i fluorescentami. Na środku piramidy widniał olbrzymi bazaltowy słup o średnicy mniej więcej 10 m, wysokości nie byliście w stanie oszacować, bo widoczne dla waszych oczu pierwsze 30 metrów nie stanowiło nawet jego połowy. Lśniąca powierzchnia pocięta była wyraźnymi znakami, które pulsowały czerwonym światłem, promieniującym na cały plac.
Sklepienie, na ile dało się ocenić, było wycięte przez człowieka, podtrzymujące je kolumny prawdopodobnie gdzieś u szczytu przytrzymywały obelisk, by się nie wywrócił, jednocześnie zamykając całą konstrukcję. Nie przypominały strzelistych ostrołukowych dzieł elfów ani krągłych i florystycznych zdobień ofirskich. Twórcy ewidentnie lubili kanciaste zakończenia, schodzące się w figury geometryczne, schodki, trójkąty i kanciaste ażury.
Wychyliwszy się lekko można było dostrzec jeszcze, że z boków tunelu wypływają strumyczki, ujęte w ozdobne fontanny i misy, wpływają do kanałów, które dalej podążają do centrum. Nie widzieliście, bo zasłaniali zgromadzeni ludzie, ale tam prawdopodobnie było jezioro, o którym mówił Kodran.

W blasku promieniejącego obelisku i migoczących wielkich ognisk zgromadzeni stali w skupieniu i śpiewali pieść, jakąś formę mantry, modlitwy czy psalmu. Spokojny, niski dźwięk wypełniał kawernę, nadając chwili metafizycznego wymiaru. Działo się coś wybitnie ważnego.
Nie zdążyliście się przyjrzeć dłużej. Niemal natychmiast, gdy podeszliście do wylotu tunelu, obelisk rozjarzył się mocniej, niemal oślepiająco. Ludzie odruchowo przysłonili oczy, rozległ się chóralny jęk bólu. Niektórzy przyklęknęli, tu i ówdzie ktoś upadł zemdlony. Osoby wrażliwie magicznie odczuły głównie nierowne fale energii, zasysane do centrum, do piramidy. U was pierwszych, a u wszystkich pozostałych nieco później, spowodowało to lekki zawrót głowy i problem z błędnikiem.
Nagle w centrum zobaczyliście rozbłysk. Właściwie zobaczyliście to złe słowo - oślepił was tak, że maj,ąc otwarte oczy widzieliście jedynie odbite widmo widzianych wcześniej konturów. Gdzieś w centrum nastąpiła potężna implozja, zasysając światło i dźwięk. Gwałtownie zmieniło się ciśnienie, tak, że zatkało wam boleśnie uszy, w których zaczęło wściekle piszczeć. Zawrót głowy spowodował, że część z was zatoczyła się na ściany, niektórzy stracili równowagę.
Trwało to długie kilka sekund.
Gdy odzyskaliście chociaż częściowo wzrok i słuch, zaczęliście dostrzegać powoli najpierw światła w centrum komnaty. Znaki na obelisku powoli nabierały barwy karminowej, purpurowej, wreszcie fioletu. Ludzie podnosili się z ziemi, wielu płakało, wielu rzucało się sobie w ramiona, ale z radością i śmiechem. Odgłosy radości wzbierały na sile i po chwili w całej olbrzymiej jaskini rozległ się potężny okrzyk wiwatu.

Staliście dłuższą chwilę, próbując odzyskać równowagę, wzrok i poczucie pionu. Widząc, że ludzie przed wami zaczynają się kręcić i odwracać, stojąc na przodzie Keithen ruchem ręki nakazał wam cofnięcie się. Co prawda zgromadzeni przed wami byli zajęci głównie wydarzeniem i własną radością, ale głupi przypadek mógł sprawić, że ktoś was zobaczy, albo usłyszy niedźwiedzia, zajmującego tutaj niemal cały przekrój tunelu i pomrukującego znudzonym głosem.

- Co robimy? - szepnął gwardzista, cofając się do Con i Emilii - Wchodzimy po prostu z buta?
Merren, który został na straży u wylotu, machnął do was ręką, po czym też się cofnął do was, szybko szeptem raportując:
- CHyba weszli. Są na naszej jedenastej, jakieś 40 metrów. Jest jakieś zamieszanie tam. Tam jest chyba pomost do tej piramidy.
- To co robimy...?




Emilia,
potrzeby ciała, a konkretnie pusty brzuch, sprawiły, że na chwilę przestałaś myśleć i analizować otoczenie. Wyłączyłaś się. Gwałtowne jedzenie sprawiło, że lekko zakręciło ci się w głowie, a gdy spróbowałaś skupić wzrok, on uparnie nie dawał się wyostrzyć. Jakbyś patrzyła przez drżącą taflę wody. Woda. Jest ruchem, rusza się wszędzie wokół, drga, szemrze, pulsuje nieregularnym równym szumem. Rozdziela się i łączy, wciąż i wciąż, zupełnie odwrotnie niż skała.
Dlaczego zaczęłaś widzieć i słyszeć wodę...?
Woda płynie wszędzie wokół, w strumyczkach i ciekach, szemrze pod waszymi stopami w małych kanalikach i spływa do jeziora. Jeziora. Jeziora. Jak pętla. Jak arkan.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 13-03-2015, 04:22   

Potarła skronie zastanawiając się nad tym co właśnie usłyszała. Gdyby nie to, że byli w takiej a nie innej sytuacji to próbowałaby dyplomacji. Ale plan był jasny.
Grupa więźniów wkracza do głównej części tak, by gdy oni wparują w szturmie zostali wprowadzeni do środka piramidy. Stamtąd zaś mieli za zadanie osłabić wroga. A oni mieli odwrócić ich uwagę. Patrzyła przez chwilę na towarzyszy.
Pora zacząć ten teatrzyk.
- Wchodzimy. Z rudą pod nożem, żądaniem wydania naszych ludzi i takie tam. Ale głównie robimy zamieszanie i zmuszamy ich, by wprowadzili więźniów do wnętrza... - Tu szukała odpowiedniego słowa. - Tego budynku, to prawdopodobnie jakaś świątynia. I coś tam właśnie zrobili. Nie wiem co na celu miały ich rytuały, ale jeśli właśnie zostały zakończone to cóż... Będą osłabieni.
Sięgnęła karku zwierzęcia tak by znów podciągnąć się na poprzednie swoje miejsce. Ciepło bijące teraz pod nią dodawało pewności siebie.
- Odwracamy ich uwagę. - Posłała myśl w głąb umysłu zwierza dając mu znak, by pamiętał o niej gdy będzie szarżował. Upadek przy prędkościach jakie rozwijał mógł zakończyć się niezbyt przyjemną śmiercią. - Osłaniajcie Emilię, jeśli dobrze zrozumiałam, to kohrani nią pokieruje gdy nadejdzie czas. A do tego musimy być blisko.
Zaczekała aż będą gotowi, na sygnał do wejścia westchnęła.
Bogini chroń nas.
A potem połączyła myśl, stali się znów. Stado. Ona i on. Wspólną myślą i gniewem, lecz nie czerwienią szaleństwa, a czymś co zna człowiek. Gniewem skrytym, gniewem narastającym, ukrytym.
I z rykiem przekroczyli barierę korytarza.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 14-03-2015, 02:16   

Voghern ucieszył się z tego, że może wreszcie wyjść z ciasnego przejścia. Zaczęło go już denerwować i Con mogła to odczuć, irytację.
Wyczołgał się z końcówki, posapując, po czym ryknął na cały regulator i z niemal szczenięcą radością pogalopował w tłum.
(Con jest na grzbiecie, jak rozumiem?)
Reszta nie była w stanie dotrzymać kroku, zwłaszcza Cadan, ciągnący za sobą półprzytomną Taihire.

Tubylcy, w momencie gdy wychodziliście, podnieśli radosny okrzyk. Juz od dłuższej chwili tłum dryfował w kierunku środka, gdzie coś ważnego chyba się działo, skupiając się na linii, prowadzącej od jeziora do znajdującego się po waszej lewej wielkiego ozdobnego portalu. Zza niego dobywało się intensywne światło, portal byl naprawdę duży, tak na 8-9 m wysokości, rzeźbiony misternie i zdobiony minerałem.
W pierwszej chwili chóralny okrzyk zagłuszył ryk misia. Ludzie byli tak skupieni na tym, co działo się w centrum, że szarżę zwierzaka zauważali dopiero ci, których minął. Nie mówiąc o tych kilku, których po drodze trzasnął łapą i tarmośnął szczękami. Ci już jednak raczej nie mogli nikogo zaalarmować.

Gdy wypadliście z tunelu, od brzegu jeziora mieliście w prostej linii jakieś 20 m.
Wrzask wokół was narastał, niedźwiedź z iście zwierzęcą radością szarpał i gruchotał ludzkie postaci, nie robiąc specjalnych rozróżnień na zbrojnych i cywilów, mężczyzn czy kobiety. Dzieci tam nie widzieliście.
Keithen, Merren i obydwaj Wergundowie starali się isć za niedźwiedziem i kończyć to, co on roztrącił, a nie sięgnął.
Dopiero po dłuższej chwili od strony pomostu zaczęli w waszą stronę przepychać się zbrojni.
(proszę opis i kierunek działań)

Con,
z wysokości niedźwiedziego grzbietu widzisz wszystko, ale obraz się trzęsie. I ryczy.
Z piramidy właśnie wychodzi coś jakby orszak. Masz wrażenie, że przy wejściu jest Kordan i jeszcze jakiś gość w północnym stroju, ale potem już go nie widzisz, więc nie wiadomo.
Za to widzisz od cholery uroczyście ubranych ludzi - barwne złocone pióropusze, kołnierze nabijane kamieniami, w większości uzbrojeni.
Pośród nich ewidentnie widzisz Szamankę, ale ona nie patrzy na was. Stoi na pomoście, ma uniesione ręce i patrzy za siebie, na wejście do piramidy. Większość tych na pomoście zresztą też.

Na brzegu, przy pomoście, widzisz Elidisa, Ylvę i Nem, wasi przebrani tubylcy zlewają ci się z resztą, więc trudno ich wyróżnić, choć miga tam gdzieś ruda czupryna Nathaniela. Nie widać Reshiego i reszty, ani elfów.
Od pomostu do portalu jest utworzony szpaler ludzi, z pochodniami i światłami, z jakimiś piórami i w ogóle ozdobnie. Na brzegu płoną ogniska.
Daleko, po przeciwnej stronie pomieszczenia, widzisz jeszcze jednego człowieka z północy. Nie znasz go. Jest otoczony przez tubylców, chyba go prawie ciągną, więcej nie widać.

(przepraszam, jeśli coś zapomnę, to uzupełnię)


Emilia,
woda jest pętlą. Teraz to rozumiesz. Woda drga lekko, choć oczy obecnych tego jeszcze nie widzą. Czujesz zupełnie niespodziewaną moc w rękach, coś, czego dotychczas nie znałaś.
I czujesz zapach mokrej końskiej sierści.
I satysfakcję, ten rodzaj satysfakcji, który czuje myśliwy, gdy widzi, że długo tropiona zwierzyna wreszcie weszła w pułapkę.
Arkan się zaciska, koń się szarpie. Twoje ręce poruszają się same w gestach, których nie znasz i nie wykonujesz.
Stoisz na brzegu jeziora.
Ściągasz do siebie ten niewidzialy sznur, czujesz opór, ale czujesz też moc, wiesz, że jesteś silniejsza. W hałasie, jaki panuje w pomieszczeniu, tego nie słychać, ale ty słyszysz, jak rży ze złością, jak wrzeszczy, jak powietrze drga od jego wściekłości.
Uśmiechasz się nie swoim uśmiechem, pełnym satysfakcji.
I ściągasz sznur.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 14-03-2015, 02:56   

- Brońcie Emilii za wszelką cenę! - To było ostatnie co zdążyła krzyknąć zanim wypadła z tunelu na grzbiecie zwierza.

I znów stali się jednym umysłem. Jego pazury na jej dłoniach, jej krzyk w jego gardzieli. Nie była w stanie rozróżnić tych szczegółów którymi jest indywidualna myśl. Cena za kierowanie zwierzem było stanie się z nim jednością.
Instynktownie poprawiła nogi tak, by opierać je za krawędzią przednich łap, tam gdzie szkielet żeber tworzył wgłębienie. Dzięki temu zyskała pewność, że przy mniej intensywnych ekscesach zwierz jej przypadkiem nie zgubi. Dłońmi wplotła się w jego sierść. I ich ryk wypełnił jaskinię. Tak jak rżał ze złością i upokorzeniem koń którego nie mogła usłyszeć, tak oni wydali okrzyk ze wspólnych płuc.

Pazury cięły, szczęki miażdżyły, masa ludzka uginała się pod nimi zaskoczona nagłym atakiem. Gdzieś pomiędzy tłumem na pomoście dojrzała Kodrana. I znów zawyła z radości rozpierającej jej duszę. Jej? Jego? Ich. Nie wiedziała, zatraciła się w tym uczuciu.

Pchnęła szerokimi ramionami gawiedź w stronę pomostu, rozdzielając ją częściowo. Dawała w ten sposób czas grupie przebierańców na uwolnienie się z więzów. Dawała szansę Kodranowi, bo tam wśród tłumu na pomoście mógł zagrozić ich wrogom. To mogło być samobójstwo, lecz kto wie, może przeważyć szalę wygranej. Jeśli by tylko dźgnął ostrzem Toruviel, jeśli zadałby ranę Prim o której ktoś wspominał. Osłabiłby rudą.
Przetoczyła spojrzeniem za siebie, nieświadomie. Jeśli zabiliby teraz siostrę szamanki, ta doznałaby ciosu... Jednak co innego zabić w uczciwej walce a co innego bezbronnego. Skrupuły, czy stać ich było teraz na nie? To była decyzja Cadana, to była jego odpowiedzialność.

Zaryczała znów zgarniając łapami tych co ważyli się podejść zbyt blisko. Na znak była gotowa ruszyć w stronę pomostu, chociaż i tak przypierała ludzi w jego stronę by utknęli pomiędzy piramidą a brzegiem. Coś wskazywało, że nie mieli zamiaru wejść do środka. Ruszyła.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Sleith 
Zjawa


Skąd: Kraków
Wysłany: 14-03-2015, 16:42   

Gdy Con, niedźwiedź oraz zbrojni szarżowali w tłum. On razem z magami powili podążali drogą przez nich utworzoną. Gdy zbliżyli się do jeziora Emilia zaczęła wykonywać coś co wyglądało jak rytuał. Nie odpowiadała na pytania najemnika; który zadawał je w wolnych chwilach w czasie gdy nie walczył. Zauważając to, wypytał Eriego o zachowanie Emili. Przy okazji rozglądał się po całym tym mieście szukając poszczególnych osób które z nimi wędrowały, w szczególności podziemnej oraz Nem.

W jego myślach wszystko wirowało. tubylcy, gobliny, Emilia, skały, budynki, misiek, ruda, piramida, obelisk. Nie mógł się w tym wszystkim odnaleźć; ukojenie znajdywał w zatapianiu ostrza w tubylcach i goblinach. Krew działała kojąco... Krew uspokajała... Krew dawała moc i poczucie potęgi... Nigdy nie czół się równie wspaniale jak i tutaj. Każde cięcie, każde pchnięcie.... Delektował się w tych odczuciach. Nigdy nie marzył o podobnych doznaniach. Wypełniły go w pełni, od palców u stup, aż po koniuszki włosów na głowie.
_________________
"My steel is warm my face is stained with blood"
~~~~~~~~~~
2014Nelramar- Sleith- Podziemny
Epilog2014- Vitrem Erasgot(Esu)"najemnik"-Niebiescy
 
 
Szrapnel 
Villsvin


Wysłany: 14-03-2015, 18:47   

Gdy zdecydowali się na atak, najemnik wyciągnął broń i poprawił pancerz. Zanim Powój wypadła na misiu z tunelu wykrzyczała jeszcze polecenie. Zobaczył jak większość biegnie za uzdrowicielką, stwierdził, że w takim razie on i Ysgard muszą się zając obroną czarodziejki.
Po raz trzeci robię za czyjegoś ochroniarza. Cholera.
Zanim do niej wrócił, ogarnął spojrzeniem ogromną salę. Lekko zagwizdał.
-Ładna chata. - skwitował.
Następnie przeniósł wzrok na ciała. Jego usta wykrzywiły się w bardzo brzydkim uśmiechu. Bitwa, rzeź, śmierć, krew i chaos były jego pracą, jego małym światkiem w którym czuł się jak w domu. Ale wiedział, że zaraz napatrzy się wystarczająco. Odwrócił się i pobiegł w stronę magini.
Bronimy jej! - rzucił w stronę Ysgarda.
_________________
"Pole rażenia granatu jest zawsze o metr większe niż zdołasz uciec"
 
 
Sleith 
Zjawa


Skąd: Kraków
Wysłany: 15-03-2015, 13:50   

Jednak każde ciał potrzebuje wytchnienia. Ruszył więc w stronę Emili i stanął za jej plecami. Nie był sam, Szraplen i Ysgard już jej bronili. Broniąc w trójkę robota była łatwiejsza. Osłaniał ją, gdy w jego głowie znów zaczęły plątać się myśli, aż w końcu przeszył go ogromny ból.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Przed oczami pojawiły mu się wszystkie twarze osób które zabił, jedne mniej drugie bardziej wyraźne. Wszystkie krążyły dookoła jego umysłu wnikały doń i tworzyły wyrwy oraz tunele. Wnikały i przenikały, przebijały na wylot... Raniły...
Następnie jego umysł wniknął w las, krążył niczym drapieżny zwierz. Podążał za czymś, nie wiedział za czym, instynkt mówił mu, że tak ma robić.
Więc szedł, truchtał, biegł... Jednak nie mógł dosięgnąć, nawet zauważy celu~
I wtem poczuł się bezradny, zagubiony. Wielki las przerażał go...
Stał się zwierzyną.
Zanów biegł, tak jak najszybciej mógł, wszystkie siły poświęcił uciekaniu...
Biegł, biegł, biegł~ nagle ziemia zniknęła mu spod nóg; wpadł do szczeliny.
Znalazł się pod ziemią. Zagubiony, zrozpaczony, przerażony rozglądał się dookoła, wzrok jego był słaby. Jedyne co widział to ciemność, a u góry przez otwór dziwacznych kształtów, widział światło; było jednak zbyt słabe, mrok pochłaniał każdą jego cząsteczkę.
Po omacku ruszył do przodu. Wszystko spowił dym, tak gęsty, że nie było widać nawet własnego nosa.
I nagle cały ten dym zniknął, zastąpiony oślepiającym, przeraźliwym, krwawym blaskiem. Nie dało się dostrzec źródła tego blasku. Bił z każdej strony, a jednocześnie znikąd.
Blask zamienił się w ocean krwi... Krew w ciała... Ciała w skały... A skały w pustkę~

~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kipiała w nim wściekłość. Kipiał w nim ból. Zamęt, strach, strata, śmierć... Nie wiedział już co nim kieruje, nie była to magia, nie był to instynkt... To było coś zupełnie innego... To coś wskazało mu cel. Cel mu bardzo dobrze znany. Ostatnimi czasy, cel wielu istnień. Wydawało by się, że sami bogowie chcą tej ofiary. Śmierci... Jej śmierci.
Odwrócił się w jej kierunku. Wziął potężny zamach mieczem.

I zamarł w pół uderzenia.
Nie mógł tego zrobić. I nie chodziło tu o kontrakt, bogactwo, sławę, czy władzę. W jego ciele jedna mała, wręcz drobniutka komórka wołała by tego nie robić. Nie rozumiał tego. Nigdy, aż tak się nie wahał. To nie było do niego podobne. To nie powinno się stać... Nie tutaj w takiej sytuacji.
Podniósł wzrok, zobaczył obelisk... Nie rozumiał tego... To wszystko było zbyt skomplikowane. Bez myślenia, zważania na przeciwników ruszył w kierunku centrum tego miasteczka. Zabijając każdego kto zagrażał jego życiu i zdrowiu.
_________________
"My steel is warm my face is stained with blood"
~~~~~~~~~~
2014Nelramar- Sleith- Podziemny
Epilog2014- Vitrem Erasgot(Esu)"najemnik"-Niebiescy
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 15-03-2015, 21:09   

Emilia stała na brzegu, przy niej Esu, Eri ("drużyna E"? ;) ) oraz Szrapnel i Ysgard. Staliście w tym miejscu, gdzie płynący głębokim mniej więcej na metr kanałem strumień wpadał do jeziora.
Widzieliście doskonale moment, kiedy błysnęło światło, a w chwilę potem wybuchł granat, raniąc i zabijając ogromną część ludzi na pomoście. Widzieliście bardzo wyraźnie Szamankę, Prim i Toruviel, Kurta, w chwile przed wybuchem także Kodrana.
I to, co trzymała w uwięzi Emilia.

Pozostała część w ślad za niedźwiedziem przeskoczyła ów kanał i wpadła na następny sektor wybrzeża, siejąc popłoch. Większość tubylców była oszołomiona, bezbronna i zdezorientowana. Voghern budził w nich takie przerażenie, że wielu umierało zgniecionych przez niego w chwili całkowitego szoku.
Bardzo nieliczni wojownicy próbowali bronić swoich ludzi, ale mało kto was atakował, większość wycofywała się, wpychając ludzi do bocznych tuneli i broniąc ich wycofywania się. W efekcie odepchnęliście tłum, który teraz kłębił się w tym sektorze, gdzie do brzegu dobijał pomost, za kolejnym jeszcze strumieniem (tam, gdzie stoi reszta naszych) oraz pod ścianami i w wejściach do korytarzy.


Emilia,
gdy uderzył granat, poczułaś wyraźnie, że opór stawiany twojej-nietwojej mocy z nagła osłabł. Tak gwałtownie, że cofnęłaś się do tyłu, jak ktoś, kto ciągnie linę, którą ktoś puścił z drugiego końca. Zobaczyłaś go wreszcie swoimi ludzkimi oczami. Kłąb czarnego dymu, mrocznej, pulsującej przestrzeni, pachnący mokrą łąką i końską sierścią. Gdy na niego patrzyłaś, wydawało ci się, że widzisz kształty czarnego ogiera, z wściekłością miotającego kopytami.
Był na arkanie. Był uwięziony. Teraz tylko zadać śmiertelny cios.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 15-03-2015, 23:34   

Woda.
Nie-spokojne. Ruchliwe i nie-stałe. Wielość i Jedność na raz, wciąż łącząca się i rozdzielająca.
Nie do pojęcia. Nie moje.
Niezrozumienie. Zastanowienie.

Woda. Drga, marszczy się, bucha Mocą. Dłonie same unoszą się ku górze, kąciki ust wykrzywiają się w uśmiechu pełnym nie mojej satysfakcji. Szósty zmysł kieruje dziwną Moc, jej wstęgi jak sznur owijają się wokół niewidocznego zapachu mokrego konia? i zaciskają, dławiąc.
Satysfakcja. I jego wściekłość, wrząca powietrzem, wrzask i rżenie.
Sznur.
Woda.
Khorani?
Zrozumienie.

Kary ogier młócący niematerialnymi kopytami przestrzeń.
Czarne oczy, w których można utonąć... tętent niosący się po bezkresnym stepie...
Mokra łąka. Biały kwiat, oplatający ciało... Zaraz znów pojawi się ból i krew na śnieżnych płatkach...
Nie.
Mentalny sznur zaciskający się na szyi cwałującego ogiera powala go na ziemię z taką siłą, że szoruje wielkim ciałem jeszcze dobre kilka metrów, nim zatrzyma się w tumanie kurzu.
Złośliwa satysfakcja.
Teraz to ty jesteś więziony.

Skupienie.
Rób, co uważasz za potrzebne. Niech ogier zginie.





/Najwyżej się zrobi double posta, bo w tym momencie nie wiem jak mam pokierować Erim, a jestem zmęczona i wkurzona i brak weny bardzo./
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 16-03-2015, 17:57   

Myśli zwierzęcia zlewały się z jej. Jej wola. I jego wola. Wspólna, nie znająca granic. Jeden rytm tętna, dostosowali się do siebie. Byli wspólną myślą. Mocną, niepokonaną.
I wtedy pojawiła się druga moc. Z głuchym warknięciem opadająca na kamienie. Cielsko ogromnego kota falowało, widziała przeskakujące łączenia mocy, widziała jak nabiera formy. Jak grom ryku wściekłego syknięcia wydobywa się z gardła jaguara. I podjęła to wyzwanie.
W momencie gdy dwa stworzenia ścięły się z ogromną mocą, dziewczyna starała się utrzymywać uwagę. Większość ruchów pozostawiała instynktowi niedźwiedzia, jednak pewne rzeczy mu umykały. Lecąca łapa od dołu wymierzona w podbrzusze. Zmusiła go wtedy by ją odtrącił przyjmując uderzenie na bark. A potem skupiła moc tworząc skrzep tkanki w miejscu zranienia.
A potem następowały kolejne uderzenia. Jedno. Drugie. Trzecie. Nie ugięła się. Nie mogła na to pozwolić.
Gdy następne odtrąciło niedźwiedzia na bok prawie spadła. Tylko kurczowo wczepione palce w sierść powstrzymały zarycie ciałem w ziemię. Jednak poczuła jak trąc bokiem nogi skała rozrywa nogawkę i obciera gwałtownie skórę. Ta paliła, chociaż powstałe zranienia nie były głębokie. Kostka i stopa pozostały nienaruszone, dzięki skórzanym wysokim butom na wojskową modłę.
On jest zagrożeniem. Takim jak ostrza, takim które może zniszczyć stado. A stado nie może zginąć.
Wsparła zwierzę własną mocą. Łapy mocno postawione na ziemi, nisko pochylony pysk. Wargi odsłaniające kły.
Musimy pozbyć się zagrożenia. Osłabić je. Wtedy stado je zabije. Ale on musi skupić się na nas. To nasze zadanie. Stado musi przetrać.
Bo jeśli nie przetrwa, to północ padnie. Tą myśl zachowała dla siebie, prostując się. Obserwowała przez chwilę jaguara, oceniali się. Mimowolnie pomknęła spojrzeniem w stronę tłumu, dostrzegając kubraki gwardzistów. I słysząc znów jego słowa we własnej głowie uśmiechnęła się. Dłonią musnęła rękojeść rapiera Ofelii. Musiała walczyć. Dla nich. I dla wielu innych.
Bo dopóki jesteś ty, jest nadzieja.
Posłała impuls.
Zwierzę uniosło się lekko, tak by nie odsłonić zbytnio miękkiego brzucha i zaryczało pełnią swej mocy. Kamień wibrował od tego dźwięku. A wraz z jego warkotem połączył się jej krzyk. I padli z pełnią sił w stronę jaguara. Jej dłonie wczepione w jego futro, nisko pochylona sylwetka mająca większe szanse utrzymać się na jego karku.
Zwróć na mnie uwagę cholerna pokrako.
Uderzyła kierując łapą w pysk, z nadzieją na trafienie uszu, oczu lub delikatnej zwierzęcej kufy. Niegroźne, ale rozpraszające jak cholera.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 16-03-2015, 18:43   

/Żeby nie było, piszę za Eriego. Będzie i tu, i w #25/



Ferwor walki udzielił się wszystkim. Jemu też, zwłaszcza, że to dziwne uczucie, które nie opuszczało go od przybycia do Vekowaru, kazało mu chronić narzeczoną do ostatniej kropli krwi.
Jednak był pewien problem. Nie był przecież wojownikiem. Był uczonym i czarodziejem, był intelektualistą, piszącym mądre księgi, wykładającym na Uniwersytecie...
Był.
A potem zaczął się ten cały chaos i już sam nie wiedział, kim jest. Wiedział tylko, że musi ją chronić. Za wszelką cenę.
Stał więc przy niej, uważnie obserwując, czy przypadkiem ktoś się nie zbliża zanadto. W zasadzie miał mało do roboty, chłopaki ze Smoczej i ten najemnik...
Wróć, czekaj, czemu on stoi z uniesionym mieczem...
I już miał inkantować, już miał wepchnąć ostry niczym brzytwa lodowy kolec między żebra tego, kto atakował jego ukochaną... kiedy tamten się cofnął i odszedł.
Kątem oka widział ją, widział jak się uśmiecha, dziwnie... jak nie ona.
Nie rozumiał tego. Nie był pewien, czy chce rozumieć.
Odwrócił się i zobaczył, jak ich największa broń mierzy się z na wpół materialnym jaguarem. Wśród czarnej sierści mignęła mu burza kasztanowych włosów, po czym dwie wielkie istoty zwarły się z ogromnym rykiem w walce.
Szamanka przyklękła na pomoście, a jego umysł wypełniła złośliwa satysfakcja, że jednak coś nie poszło zgodnie z jej myślą.
Teraz. Albo nigdy.
Skupił się na wodzie z jeziora. Była tam, tkwiła, poruszana milionem drobnych zawirowań.
Wypełniona po brzegi Mocą.
Uczepił się tej Mocy, wyciągnął dłonie przed siebie i rozpoczął inkantację.
- Ura muthu indargari neratekada xirrit indargari!
Kolejnymi słowami splatał zaklęcie i Moc, by ta skoncentrowała wodę z jeziora i uformowała ją w kilkumetrową, potężną falę, a następnie pchnął nią w ludzi stojących na pomoście, z całego swojego serca pragnąć zmyć ich prosto w jezioro tak, by woda stała się ich grobowcem.
A zwłaszcza grobowcem tej tubylczej kobiety, przez którą byli tu i walczyli o wolność i życie, zamiast grzać się winem w domu.


/Woda koncentruj zwiększ formuj przesuń zwiększ - to samo było przy stawie w kawernie z tamtymi tubylcami, acz tu jest dwa razy powiększone. Głównym celem jest Szamanka./
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 17-03-2015, 22:11   

Emilia,
w czasie kiedy twoje ręce nie twoją mocą zaciskają wodną pętlę, dusząc szamana zawieszonego nad taflą jeziora, przez twoja głowę przelatują obrazy. Rozumiesz bez trudu, co tu się dzieje - khorani chce wiedzieć, dlaczego. Torturując Władcę Koni wyciąga informacje, które ty widzisz jako obrazy.
Oczywiście wszechobecny step, wielkie przestrzenie falujących traw na styku z gniewnym, sinym niebem.
Galopujące stada dzikich koni.
I on. Mori Khan. Władca Koni.
Widzisz przewijające się przed tobą obrazy jego długiego zycia, gdzieś w odległym czasie, widzisz jego moc i władzę. Był kiedyś jednym z licznych władców stepu, ojcem plemienia Tashunka, jag-bejem, a potem ming-bejem u boku kniazia, którego imię zginęło w pomroce dziejów. Był wizjonerem, pożądał mocy większej niż moc armii, poszukiwał jej w odległych miejscach, w odmiennych płaszczyznach, wspinając się po kolejnych stopniach Drzewa Światów ku światłu.
Az jego ciało zmurszało w ciemnym kurhanie, a dusza pozostała w nieustającej wędrówce, dopóki nie dostrzegła źródła mocy i podążyła ku niemu.
On chce władzy, nie tej ludzkiej, chce potęgi, chce przymierza z potęgami.
Jest groźny.
Cierpliwości, dziecko.
Wiem, że ci ciężko być narzędziem Mocy. Ale jesteś moim jedynym narzędziem. Wytrwaj, proszę.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 18-03-2015, 19:08   

Moc. Potęga.
Władza.
Tego właśnie chciał?

Czuła narastającą wściekłość, która rodziła się gorącem gdzieś koło mostka, rozlewając się wraz z krwią po całym organiźmie.
Zniszczył życie tak wielkiej liczbie ludzi... zabił tyle istnień...
Gotfryd. Calid. Ten nieznany jej z imienia Styryjczyk, za którym płakała Ylva. Ingvar. Adair. I tysiące innych, których pewnie wykorzystał by wspiąć się aż tu.
Równowaga zachwiała się, a Emilia mentalnie się otrząsnęła.
Później.
Khorani?...
Trzeba się spieszyć.
Zabić.
Albo odłożyć sprawę na później. Wiemy już wystarczająco... a reszta...

Zagryzła wargę. Przecież słyszała, co się dzieje wokół.
Tubylcy już się otrząsnęli. Zaraz może się tu zrobić gorąco.
A ja...

Przymknęła na moment oczy, a w umyśle pojawił jej się sielankowy widok jej i narzeczonego na birkańskim brzegu. Chmury na niebie nabrały pomarańczowosinej barwy, słońce schowało się za horyzontem, oświetlając na pożegnanie brzeg zielonym błyskiem.
Wiatr duł niemiłosiernie. Zadrżała, po czym poczuła jak otulająca ich peleryna zaciska się mocniej, osłaniając od zimna. Ciepły policzek oparł się o jej głowę.
...nie chcę umierać.
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 19-03-2015, 02:12   

Zaczynało się robić coraz niebezpiecznej. Tubylcy otrząsnęli się z zaskoczenia, a to nie wróżyło dobrze.
Trzeba działać.
Kątem oka zobaczył gest Szrapnela i krasnoluda inkantującego zaklęcie.
W zasadzie to czemu by tego nie wykorzystać?...
Zacisnął pięści, po czym rozluźnił dłonie i skupiając się na Mocy łaskoczącej go w koniuszki palców wymruczał zaklęcie:
- Kankara soru neratekada indargari eder...
Według jego zamyśleń w małej odległości za pociskiem krasnoluda winna polecieć lodowa strzała, celująca prosto w Kurta.
Śmiercionośne piękno opalizującego w niebieskim świetle lodu, cienkie, długie, mocne... I ostre jak brzytwa.
Wybacz, stary... Są rzeczy ważne i ważniejsze.
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 19-03-2015, 02:35   

Tu jeszcze potrzebne tłumaczenie do zaklęcia!
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 19-03-2015, 02:51   

W umyśle Emilii przetaczały się obrazy, ale były dość klarownie oddzielone od jej postrzegania rzeczywistości. Rozumiała, że są nie jej, że tylko przepływają.
Już nie przedstawiały przeszłości.
Teraz to były obrazy galopującego stada koni, pędzącego po żółtych, wyschniętych połaciach, pod niebem, które zwijało sie w spiralę, łącząc w jedno z linią horyzontu, zaginając punkty odniesienia.Raz po raz przetaczał się grom, hucząc boleśnie w głowie magiczki. Obraz niknął, bladł, pulsował.
Jest silny, Emilio. Widzisz przecież. Muszę go zabić.
...
Nie zostawię was tam. Wyprowadzę stamtąd.
...
Jakoś.
...
Nie, nie jesteście mniej ważni niż on. Nadchodzi czas, kiedy każde życie będzie na wagę królestw...
...
Chcesz, bym zerwała więzy? On umiera, to kwestia minut.
...
Wiem. To bardzo długo.
...
Jedno twoje słowo i odeślę go pod jego martwy kurhan. Nie zaszkodzi nam przez długie lata. Jedno twoje "tak".
Tak?



W obrębie tej samej rundy proszę w takim razie o 1 sekundę na "tak" lub "nie" wypowiedziane przez Emilię. DO WERDYKTU
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 19-03-2015, 13:52   

Życie na wagę królestw.
Spojrzała kątem oka na narzeczonego. Jego twarz i szyję, widoczne zza poszarpanego kołnieża koszuli, znaczyły blizny, a w granatowych oczach przewijały się zmęczenie i desperacja.
Kwestia minut.
Oni nie wytrzymają. Z każdą sekunda jest gorzej. A nawet minuta to...
...
Tak.
Zajmiemy się nim jak się to wszystko skończy.
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 27-03-2015, 03:51   

Cadan:
Nie tego się spodziewał. A przecież to było do przewidzenia.
W głowie huczało mu echo mentalnego wrzasku Szamanki, ale gdzieś poza nim usłyszał stuk padającego na kamienie ciała. Puścił martwą Taihire i spojrzał na źródło dźwięku.
Mag wody leżał, a pośrodku blednącego czoła tkwił bełt o czerwonych lotkach.
Szybkie zerknięcie na Emilię potwierdziło to, co i tak sam widział, a ogłuszający wrzask, tym razem prawdziwy, zmusił go do działania.
Wiedział, co się za chwilę stanie. Przecież on też kogoś stracił przez tą całą sytuację.
Przed oczami mignęło mu zmasakrowane ciało Imy.
...
Nie mogli sobie przecież pozwolić na to, by ta kobieta teraz oszalała.
Złapał ją za ramiona i wysłał uspokajające myśli ku niej.
W jej umyśle panował chaos, przez który przebijało się nieludzkie mentalne wycie.
NIEŻYJENIEŻYJENIEŻYJENIEŻYJE...!!!
Zmarszczył brwi i szepcąc zaklęcie uspokojenia wysłał Moc, która ciepłem dotarła od koniuszków jego palców aż do jej umysłu, wciskając emocje gdzieś w głąb i zastawiając drzwi do nich krzesłem.
Nie teraz, Emilio. Na rozpacz będzie czas później, teraz musimy odejść. SKUP SIĘ!
I nagle chaos ustał. Gdzieś w tle brzęczało echo dawnego wycia, ale nie o tym kobieta myślała.
Odetchnął z ulgą.

Szrapnel&Ysgard:
Uśmiechnął się złośliwie, gdy zobaczył masakrę na wyspie. Odwrócił się z zamiarem pogratulowania krasnoludowi, jednak chrzęst miażdżonej kości i mlask bełtu wbijającego się w miękką tkankę zmył jego uśmiech z twarzy. Z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami spojrzał najpierw na martwego maga, potem na Emilię i z powrotem na maga.
- O rzesz kur... - nie dokończył, wrzask magini skutecznie go zagłuszył. Widząc przypadającego do niej laryjczyka odetchnął z ulgą. Wiedział, co ten człowiek potrafi. Elf, znaczy.
Spojrzał na Ysgarda, a potem znacząco na grupę tubylców stojących gdzieś w okolicach ich wyjścia na świat.
Krasnolud zrozumiał. Język gestów mieli opanowany do perfekcji.
- Harria soru indargari eder tsaga! - po kawernie poniósł się bas, a przez kawernę w stronę grupy tubylców (Kohreniego) poleciał kolejny skalny granat odłamkowy.
Westchnął ciężko i spojrzał ponownie na maga.
Szkoda faceta.
- Weź go i spadamy - zakomenderował z zamiarem przebicia się do wyjścia. Zadowolony zobaczył, jak Cadan trzyma się blisko Emilii, pilnując jej.

[b]Emilia[/b]:
Pustka.
Cisza.
Jeszcze przed chwilą wszystko w niej krzyczało, bolało fizycznie, jakby coś straciła...
SKUP SIĘ!
Nie, to nie jest teraz ważne. Ważna jest wolność. A tamci im w tym przeszkadzają.
Zmarszczyła brwi i skupiając się na Mocy juz miała zacząć inkantację, gdy usłyszała zaklęcie elfa. Wzruszyła ramionami i skupioną Moc przekształciła w podobny do krasnoludowego granatu pocisk w stronę tubylców walczących z Conv:
- Harria neratekada indargari eder tsaga xirrit! - po czym przysunęła się do Cadana, gotowa w odpowiedzi na próby ataku ich grupki miotnąć w atakującego kamiennym grotem.(takie samo zaklęcie jak przy walce z goblinami)
Coś gdzieś z tyłu umysłu podpowiadało jej, że nie powinno być tak, jak jest...


/różnica w pocisku jest taka, ze rozpadniete kawałki lecą raczej prosto niż na Hun wie gdzie i są precyzyjniej wycelowane. W tubylców, oczywiście. A ciało Eriego Ysgard zabiera jeśli będzie droga wolna, żeby nie przeszkadzał w walce./
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 27-03-2015, 14:14   

Potrzebuję precyzyjnego określenia dla obu zaklęć kamiennych -
granat - gdzie dokładnie ma wybuchnąć?
pociski - na ile rozbija się kamień i w co celują pociski.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 27-03-2015, 17:09   

Granat poleciał w stronę oddziału Kohreniego z wyraźną wolą rzucającego by wybuchł w nich, więc nawet jeśli biegną w naszą stronę to krasnolud go wybuchnie wcześniej, tak, by zrobił maksymalnie wielkie szkody pośród tubylców.
Pocisk rozbija się na cztery części i celują w tych wojowników tubylczych, którzy zrobili krzywdę Powojom.
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 30-03-2015, 22:27   

Elidis napisał/a:
Nie patrzył na most. Nie chciał. Bał się, że jeżeli złowi wzrokiem Toruviel, jeżeli zobaczy co jej zrobił nie będzie w stanie dalej iść. Nawet teraz zmuszał się by działać, by nie odwrócić wzorku. Był wdzięczny za lodową tarczę, która zasłoniła wejście do piramidy.
Nie widział czy ją zabił, czy ranił, czy chybił. Promień przesłonił mu widok.
Przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie. Kiedy była jeszcze młodsza. Naiwna.
Jak do tego doszło? Pamiętał jej postępy w nauce, delikatne ruchy, jak liść tańczący na wietrze.
A dziś była jego wrogiem, chciała go zabić, wykorzystać, zniszczyć jego dążenia. Nienawidził Tulya’Toruviel, ale jednocześnie dawana Toruviel była mu bliska.
Łza zakręciła się w kąciku jego oka i szybko znikła, nie było na nią czasu.
Biegł w stronę Emili. Z satysfakcją spojrzał na pokonanych przeciwników, ale jednocześnie przez jego ciało przeszedł dreszcz. Jak mógł zadowolony patrzeć na taką masakrę, którą w dodatku sam rozpętał? A jednak był dumny. Jak niskie musiały obudzić się w nim instynkty?
Rzecz jasna nie zadawał sobie takich pytań. Był skupiony na otaczającej go bitwie.
Niestety część wojowników przeżyła jego czar i dopadła do Emilii i reszty. Elf ze zdziwieniem zobaczył jak trzech dobrze mu znanych i wcale nie kiepskich wojowników obrywa jak Messyna od Styrii. Wybitnie niefortunne zważywszy na ich położenie.
Szybka decyzja i wziął na cel wojownika z włócznią, walczącego z Cadanem ( Korheni ).
- Bero soru indargari muthi eder! – ciepło wywołaj zwiększ koncentruj uderz.
Złoty pocisk wrzącej mocy poleciał w wojownika Tubylców. Mag liczył, że będzie to wystarczyło i że reszta załatwi pozostałych dwóch. Gdy zobaczył jak Misiowój zrywa się do biegu trochę się uspokoił.
Sam też zmierzał w kierunku grupy przy brzegu.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Szrapnel 
Villsvin


Wysłany: 30-03-2015, 23:40   

Ysgard
Czuł się jakby dostał buławą w twarz. Właściwie to dostał buławą w twarz. Część zębów miał połamane a w głowie kręciło mu się niemiłosiernie, ale krasnoludzki twardy łeb sprawiał, że szybko mu się poprawiało. Był jednak wściekły.
Prawy prosty to trochę za mało na tę cholerę
Wyciągnął obie ręce przed siebie, celując w przeciwnika i krzyknął coś po krasnoludzku. Zaklęcie powinno odepchnąć przeciwnika kawałek, dając tym samym magowi szansę na cokolwiek poza daniem się zatłuc. Wyciągnął topór i starając się pokonać przeklęty ból łba stanął w pozycji defensywnej.

Szrapnel
Leżał na glebie, ale żył. Jeszcze żył. Jeśli poleży jeszcze chwilę to już taki żywy nie będzie. W tym momencie włączył mu się instynkt przeżycia za wszelką cenę.
Zabij! Zabij go! Zabij albo zgiń!
Nie ma bata. Popełnił błąd niczym żółtodziób. Porwał się z lekkim mieczem na broń o wiele cięższą.
Mięśnie i kość lewej ręki zostały zmiażdżone potężnym uderzeniem.
Spierniczam w cholerę!
Przewrócił się na brzuch, przez prawe ramię, podniósł się na nim i nie bacząc na nic zaczął biec w stronę Powój i Elidisa.
Za jego plecami słyszał formuły zaklęć.
Poradzą sobie.
_________________
"Pole rażenia granatu jest zawsze o metr większe niż zdołasz uciec"
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 30-03-2015, 23:43   

Emilia
Z całego oddziału zostało tubylców trzech. W innych okolicznościach pewnie nawet by się uśmiechnęła, ale chaos zaczynał wyłamywać drzwi przystawione krzesłem.
Nie zostało zbyt wiele czasu. Nawet ona w tym stanie mogła to zrozumieć.
Bo zrozumiała co jest nie tak, a ta wiedza przeraziła ją, sprawiając, że chaos załomotał drzwiami jeszcze mocniej.
Muszą się stąd wydostać. I to jak najszybciej.
Dodatkowo ze strachem zauważyła, że chociaż trzej, to zrobili krzywdę chłopakom, którzy ją chronili.
Znowu.
I znów ktoś ma umrzeć?
Chaos wstrząsnął drzwiami, na których pojawiło się kilka pęknięć.
Nie.
Wrzasnęła coś po staroofirsku i pchnęła rękami Moc w stronę tubylca, który rozwalił rękę Szrapnelowi. Widząc, że pozostali dwaj magowie wpadli na podobny pomysł, drgnął jej kącik ust. Skierowała dłoń w stronę pchniętego wcześniej tubylca i skupiając Moc w koniuszkach palców miotnęła w niego zaklęciem.
- Harria soru neratekada eder!
Zgodnie z VIII częścią "Traktatu o Ziemii Magyi Bitewnej" takimi skalnymi igłami Słyszący Skałę roznieśli szturm goblinów na legendarny Daramishaghn. Wąskie, o kształcie grotu, śmiertelnie ostre i szybkie, kierowane przez najlepszych w swym fachu zawsze trafiały w cel.
Był tylko jeden mankament. Nie była Słyszącą Skałę. Nie była krasnoludką...
...co jednak nie przeszkodziło jej użyć owego zaklęcia.

Convolve
Stado.
Pokraka pachnąca Tą, Która Była Skałą też broni stada. I mądrej pokraki.

Poczuła w ustach krew, jej ramię zabarwiło się karmazynem. Gdzieś między pulsującym bólem, jękiem umysłu i chrupocie kości miażdżonych przez łapy vogherna kątem zobaczyła, w jak tragicznej sytuacji znalazła się grupa nad brzegiem. Niedźwiedź również tam spojrzał.
Trzeba bronić mądrej pokraki. I pokrak mądrej pokraki też. Wyprowadzić na Jasność.
Z taką myślą voghern kilkoma susami znalazł się przy brzegu i potężnymi szczękami sięgnął ku leżącemu przy krasnoludzie tubylcowi z zamiarem zmiażdżenia mu żeber.

/Jeśli Cadan nie odpisze, to pcha energią w stronę Kohreniego. Zaklęcie to kamień wywołaj formuj rzuć./
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Nem 
ja nie chcieć ciastko


Skąd: z tam
Wysłany: 31-03-2015, 00:25   

Nem:
Ciężko było patrzeć na rany Styryjczyka, gdyż miała przed oczami obraz tortur, przez jakie musiał przejść. Kiedy podnosiła go razem z Keithenem na jej twarzy też pojawił się grymas. To musiało strasznie boleć, a maść znieczulająca, która w sumie dużo by raczej nie dała, była w torbie Con. Szybko się otrząsnęła, a na jej twarzy znów pojawiła się neutralna mina. Kiwnęła głową Keithenowi dając mu do zrozumienia, że sama poradzi sobie z rannym, a on może wracać do walki, po czym ostrożnie przełożyła prawą rękę Calida przez swoje ramię i starała iść z nim tak, żeby nie pogorszyć ran, ale nadążać za resztą. Idąc rozglądała się uważnie, jeśli ktoś by ich atakował była gotowa w każdej chwili rzucić pchnięcie energii.
 
 
Bryn 


Wysłany: 31-03-2015, 02:05   

Cadan:
Biodro piekło. Nie była to jego pierwsza poważna rana, czego dowodem była jego własna twarz, umiał panować na bólem, do pewnego stopnia. Nie był tak wielki jak ból palonej kwasem twarzy, był więc dla niego do zniesienia. Ciało jednak miało ograniczenia. Przeklinał się za danie się tak poranić jakiemuś obdartusowi z kijem zakończonym kamieniem, pieprzonemu jaskiniowcowi. Pozbawił się tym samym możliwości kontraataku, bardzo utrudnił zdolności obronne, naraził życie swoje i współtowarzyszy. Zresztą widział kątem oka, że jego kompanom też nie poszło dobrze. Szrapnel już uciekał ze zmasakrowaną ręką, a Ysgerdowi ciężko było ustać na nogach. Sytuacja nie wyglądała dla nich dobrze.
Potrzebowali chwili. Musiał dać czas Ysgerdowi na otrząsnięcie się, Szrapnelowi na ucieczkę, a Emili na rzucenie czaru. Wykonał ruch ręką w kierunku Korheniego, jakby chciał go odepchnąć, krzycząc laryjskie wyrażenie odganiające złe duchy. Skupił magię w czystej postaci na Korhenim, starając się kupić im cenne sekudy.
_________________
2011 i 2012 - Tirianus Taeleth, kapłan bitewny Silvy
2013 - Emrys, syn Drogowita z Wojniłłów Karanowic, witeź / Małgorzata
2014 - Cadan a.k.a. Kaban/Shazam/Conan - laryjski psionik
2015 - Brynjolf Gunnarson Sliabh Ard
Ostatnio zmieniony przez Bryn 31-03-2015, 02:06, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 31-03-2015, 03:41   

[1 część tury]
Keithen
To były urwane, jak mgnienie oka, gesty i drżenie twarzy. Podziękował Pethabance spojrzeniem, ledwie widocznym pochyleniem czoła. Było to więcej warte, niż wszelkie dworskie ukłony, jakie znał świat.
Ylva wołała do odwrotu.
Przepuścił Nem i rannego przyjaciela do przodu, skupił się na sytuacji. Łucznicy.
Zerwał kuszę z ramienia, opuszczając jednym ruchem w dół, szarpnął za wajchę, załadował bełt, stanął stabilnie i wycelował.
Skupił zmysły na celu i mały włos uderzyłby odruchowo, gdy kątem oka dostrzegł czarny kształt tuż przy swoim ramieniu. Stal zawyła, mknąc do celu, do szyi najbliżej stojącego z łuczników. Lothel uśmiechnął się oszczędnie, widząc zaskoczenie gwardzisty.

Ylva
Wojownicy, atakujący vogherna cofnęli się, słuchając czegoś, co brzmiało jak rozkaz, wydany przez jednego ze stojących u wrót Komnaty.
Cofają się... Psiakrew, pomyślała. Niemożliwe, żeby cofali się pod ich naporem. Mogą cofać się tylko... aby dać miejsce do ofensywy. Już dawno nie powinno nas tu być.
- Odwrót! Nat! Odwrót!
Jej krzyk zagłuszył trzask pękającej w drzazgi lodowej ściany.
W tym samym momencie na lewo od nich voghern zaryczał wściekle i zerwał się do biegu, usłyszała krzyk Elidisa, skandującego zaklęcie i domyśliła się, że za plecami też mają problem.
Wszyscy przeciwnicy leżeli martwi lub ciężko ranni na skalnej posadzce.
Merren zrezygnował z odruchowego dobicia. Odwrót. Nakazano odwrót.
I słusznie.
Podtrzymał Elmeryka, który się zatoczył, trzymając za poraniony bok. Do mostka.
- Merren! Wachlarzem do mostka! Najpierw Nem! Osłaniać ich! - Ylva krzycząc do swoich skoczyła do przodu, tam, gdzie Nat położył słaniającego się na nogach Gotarda. Biegnąc kryli głowy, bo odłamki lodowej ściany z impetem uderzyły w nich falą, zwalając z nóg, oślepiając i raniąc. Dopadli do Wergunda razem z Roderykiem, który skoczył na pomoc swojemu podwładnemu, i ruszyli ku pozostałym, dziękując w myślach, że stojący przy wejściu do Komnaty wojownicy postanowili wstrzymac się z atakiem.
Ale ta myśl przestała ich cieszyć, gdy zza deszczu lodowych iskier ukazała się Neyestecae. Szamanka.

[w międzyczasie za nimi wyrosła ściana z lodu, cieńsza niż ta na pomoście, bo z mniejszej ilości wody. Przebiegł Misiowój i Elidis, czy zdążyła Nem?]

[2 część tury]
Keithen załadował kuszę ponownie, kątem oka widząc, jak towarzysze wycofują się zgodnie z rozkazem. Zdąży. Na pewno zdązy za nimi. Wycelował.
- Szybciej, Styryjczyku...
Strzelił.
Nie mógł widzieć, jak za jego plecami towarzysze zderzyli się z zimną ścianą, wzniesioną z wód strumienia. Nie była tak potężna jak poprzednia, ale wystarczyła, by zatrzymać ludzi.
Wergundowie, mający w dłoniach cięższą broń, uderzyli z furią w przeszkodę. Roderyk wziął szeroki zamach i z impetem wbił miecz sztychem w lód. Esu, Kodran i Elmeryk uderzyli w to samo miejsce, chcąc spowodować pęknięcie tafli.
- Tył! - rzuciła krótko Ylva. Ona, Merren i Nat (?) odwrócili się, gotowi do obrony przed ewentualnym atakiem na nich, lub cofających się Keithena i Lothela.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Bryn 


Wysłany: 03-04-2015, 04:38   

Cadan wbiegł do tunelu. Usłyszał huk głazów za jego plecami. Obejrzał się za siebie.
Przedostali się wszyscy. W gorszym lub lepszym stanie, ale wszyscy.
Widział lotki wystające z pleców Con. Widział, że Nem była nieprzytomna, a eliksiry się kończyły. Wiedział, co to może oznaczać dla Convolve.
Poczuł ukłucie żalu. Ta kobieta, której nie znał, już dwa razy zdołała uratować mu życie. Wtargnął jej też, niechcący, do wspomnień. Ta kobieta, która z taką łatwością z którą leczyła rannych, jak i kontakowała się z Tavar, leżała teraz, umierając.
Musiał spróbować jej pomóc, choćby aby spłacić dług.
Podszedł do nieprzytomnej Nem i złapał ją lekko za skronie, wysyłając do jej mózgu pobudzające impulsy. Miał nadzieję, że to wystarczy, aby się obudziła i pomogła z resztą rannych, zaczynając od Con.
Obserwował Sefi. Miał z nią sprawy do załatwienia i czas na wyjśnienie ich powoli nadchodził. Musiał z nią porozmawiać, kiedy tylko wszystko się uspokoi. Obserwował ją, nie mogła teraz odejść, nie bez dokończenia spraw.
_________________
2011 i 2012 - Tirianus Taeleth, kapłan bitewny Silvy
2013 - Emrys, syn Drogowita z Wojniłłów Karanowic, witeź / Małgorzata
2014 - Cadan a.k.a. Kaban/Shazam/Conan - laryjski psionik
2015 - Brynjolf Gunnarson Sliabh Ard
 
 
Bryn 


Wysłany: 03-04-2015, 05:01   

Rozejrzał się jeszcze raz po innych. Wiedział, że to już koniec, że za niedługo się rozejdą. Czasu zaczynało brakować. Popatrzył się na Sefii. To przez nią tu trafił, to za nią zszedł do podziemi. To on u jej boku walczył, ratował ją. I na co to wszystko było, skoro wiedział, że będzie musiał to zrobić?
Westchnął, nie lubił tego, ale musiał. Za Laro. Za Ikni. Czasem honor nie szedł w parze z interesem swojego ludu.
Przodkowe, pomóżcie mi. Tak musi być.
Kiedy wszyscy byli zajęci, on podszedł trzymając w rękach wergundzki miecz do Sefii stojącej kawałek od grupy. Wyprowadził cięcie, całym tułowiem, szerokie, mierząc w okolice pasa, poniżej żeber, w brzuch, tak aby nie mogła uciec. Wykorzystując prędkość ciosu (o ile po pierwszym dalej go mogę zadać), ciął ponownie od drugiej strony, wykorzystując całą swoją siłę i wyszkolenie, na skos od dołu do góry. Musiał ją zabić, po prostu musiał i innego wyjścia nie było.
<Leite, wybacz, mam nadzieję, że się nie obrazisz czy coś ;/ >
_________________
2011 i 2012 - Tirianus Taeleth, kapłan bitewny Silvy
2013 - Emrys, syn Drogowita z Wojniłłów Karanowic, witeź / Małgorzata
2014 - Cadan a.k.a. Kaban/Shazam/Conan - laryjski psionik
2015 - Brynjolf Gunnarson Sliabh Ard
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 03-04-2015, 05:20   

Była zmęczona. Nie chodziło tu juz nawet o brak many czy fakt, ze od dwóch dni nie spała.
Była zmęczona życiem.
Chaos, który tak usilnie próbował wydostać się zza cadanowych mentalnych drzwi potulnie zwinął się w kłębek i zasnął w kącie.
Ręce jej drżały, w umorusanej twarzy łzy żłobiły ścieżki, by w końcu spaść niemo na kamienie.
Został tam. Pośród nieprzyjaciół, zabity przez zdrajców.
Sam.
"Dusze umarłych na tej ziemi zostają na tej ziemi..."
Upadła na kolana i rozpłakała się na dobre. Łkała cicho, kryjąc twarz w dłoniach. Zimny metal pierścionka chodził policzek i parzył emocje rozpalonym do białości prętem.
Emilko... Jestem tu.
Nie płacz, Emilko.
Nie ma gorszego widoku niż płacząca czarodziejka.

W tym momencie mało ją obchodziło, jak wygląda. Było jej wstyd. Wstyd, że nie potrafiła go uratować. Że wszystko, co zrobiła... poszło na marne.
Skały szemrały wokół niej pocieszająco. Same nie rozumiały tego, co się działo w Życiości, Która Zmieniała, ale zaakceptowały jej Zmianę. Czuły brak czegoś nieokreślonego w mowie kamieni, czegoś, czego brakowało Życiości.
Granit zamruczał uspokajająco, kiedy kolejne łzy skropiły jego powierzchnię słoną wilgocią. W jej umyśle pojawiła się prośba.
Skały szurnęły pytająco. W odpowiedzi wysłała im to uczucie, które były w stanie zrozumieć.
Dotyk. Zmianę.
Wspomnienie faktury skóry ukochanego, miękkości ciemnych włosów, zarys mięśni na plecach.
Pochłońcie Nie-Życiość. Głęboko, najgłębiej jak możecie. A nad nim, tam, gdzie kąsa Ciepło i szlifuje Siła, niech Wielość uniesie się i stanie Jednością.
Gdzieś przez myśli przemknął jej kurhan, który wieki temu usypała Lilianie.
Co to za świat, w którym tak często trzeba grzebać bliskich?...
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,05 sekundy. Zapytań do SQL: 10