Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Wstęp do gry
Autor Wiadomość
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 18-11-2015, 05:45   

chłopczyk wyraźnie uspokoił się, zupełnie, jakby Miquito swoim zaklęciem zdjął z niego nieco strachu i emocji. Mogło to mieć coś wspólnego z faktem, że obaj - Miquito i Korheni - zaczęliście przez chwilę analogiczne emocje odczuwać. Ale to szybko minęło.
Ponieważ padło dość dużo różnych pytań, mały nieco się zdezorientował, ale dzielnie postarał się odpowiedzieć na każde.
- Spokojnie mały nic ci się nie stanie. A jak się nazywasz? - powiedział Alaron. Dzieciaczek chyba nigdy w życiu nie widział elfa, bo wybałuszył oczy na niego i przez chwilę zastygł z otwartymi ustami.
Zanim zebrła się do odpowiedzi, przerwał mu Miquito.
- chłopcze czy będziesz mógł pokazać nam jak dojść do tego miejsca ? - zapytał. Mały zmarszczył brwi i przymknął oczy, po czym jego usta wygięły się w podkówkę, jakby miał się rozpłakać.
- Nieeeee wieeeem - powiedział trzęsącym się głosem - Bardzo uciekałem... trochę uciekałem. Ale mogę spróbować. Tylko że... bo ja się wtedy trochę zgubiłem. I Oetla też się zgubił.
- A skąd szedłeś? - wtrąciła kwatermistrzyni zza kontuaru. Chłopczyk spojrzał na nią.
- Mama Oetli wysłała nas do świątyni, mieszkamy w osadzie Tecali [Jemna, na pn od SG], szliśmy przez las... No wczoraj. I zrobiło się ciemno. I skręciliśmy źle. chyba. I potem zgubiłem Oetlę... I nie wiem, gdzie on jest. I poszłem pod taką górę, bo myślałem że to ta góra ze świątynią. Ale nie była. I zobaczyłem tego potwora. I on patrzył na mnie i był wieeelki i... - i chłopczyk zaraz po tym, jak pokazał, jaki wielki, rozpłakał się smarkając i wycierając ubłocony nos rękawem.
- Matka będzie was szukać pewnie... - mruknęła Seiqui - Tego Oetlę trzeba by znaleźć.
Chłopiec uspokoił się dopiero, kiedy Tlilo zaczęła do niego mówić.
- Pechequeni - miauknął - Ale mama mówi Peczi.
Na wieść o tym, że jest bardzo odważny, wyprostował się i wytarł nos krawędzią tuniki.
- Ale nie mówcie mamie Oetli, że go zgubiłem. Ona się będzie bardzo martwić...
- Dobrze, dobrze, chodź, mały - uśmiechnęła się jedna z kobiet kuchennych, na polecenie Korheniego ogarnęła dzieciaka ramieniem i wyprowadziła z pomieszczenia. Usłyszeliście z zewnątrz jak woła kogoś,żeby nagrzał wody na kąpiel.

Przy okazji wyszli też Miquito i elf.
Viracaunca cały czas siedzący w kącie na ławie przyglądał się całej sytuacji z pełną krytycyzmu miną. Dopiero gdy Korheni nawiązał do tego co powiedziała kwatermistrzyni, wmieszał się dość obcesowo w rozmowę.
- Ej, durna jesteś, babo. Xantique prowadził śledztwa,to wszyscy wiedzą, ale nic nowego tam nie znajdzie...
- Dość.
Na ostry ton wysłannika Viracaunca zamilkł. Ostry ton był konieczny, bo wyraźnie widoczne było zmieszanie kobiety i można się było obawiać, że wystraszy się namiestnika i nic nie powie. Tymczasem Viracaunca z irytacją szurnął ławą i wyszedł na plac.
- Mów, dobra kobieto.
- Więc... Kequi się nazywam, dobry panie. Kapłan Xantique wszystkich, co ich potwór zabił, spisuje, i wysyła do stolicy potem wraz ze wszystkim co się dowiedział. On tropicielom płacił, zeby potwora szukali, mówią, że srebro na to przysłała sama Neyestcae. Nie wiem, czy on wszelkich zabitych spisał, bo on się tym zajął dopiero jak potwór mu córkę zabił. To było tak ze sześć.... wróć, nie, siedem lat wstecz. Wcześniej może kto inny spisywał, ja nie wiem. Xantique to dobry człowiek jest. Skryty bardzo. Córkę kochał tak, że się serce krajało... Ją jedną miał na świecie. On wdowiec, żona zmarła na zarazę jeszcze za czasów kolonizatorów. Teraz on całe dnie nad księgami ślęczy. On człowiek mądry jest. Mądrości szuka. jak go szukać, to najlepiej w samej świątyni, ale nie wiem, czy was tam dobry panie, wpuszczą.

Na oszczędny uśmiech wysłannika Kequi zawstydziła się nieco na własną głupotę, to jasne przecież, że człowieka Szamanki wpuszczą wszędzie.
- Proszę o wybaczenie - mruknęła - Świątynią teraz teupixqui Dilquene zarząca, po śmierci pani Aczi chyba ona wysoką kapłanką zostanie. A ją pan zna przecie. Zresztą, kogo pan nie zapyta, co na furcie będzie stał, to będzie wiedział, gdzie Xantique znaleźć.

Wezwani do odpowiedzi poszukiwacze Korheniego także zdali resztę raportu.
- Trzech takich ludzi znaleźliśmy - wyjasniła Seique - Oel niejaki, mieszka tu niedaleko, w wiosce Sychue (N. Wieś), na skraju pierwszy dom po lewej. Pamięta kolonizatorów, walczył z nimi pod rozkazami samej Neyestecae, tutaj w osadzie.
Druga to kobieta, mówi, że jej mąż zginął w 5 roku, rok po tym, jak zabito tu pierwszego oficera. Nazywa się Loiri i mieszka tutaj, w miasteczku poniżej przełęczy. Trzeci to naczelnik osady, Huoq, jego córka zginęła w 5 roku, ponoć była jedną z pierwszych ofiar. To ojciec Tlatecli, tej która widziała upiora przy jednym z ostatnich zamachów.



Miquito,
wyszedłszy na plac chwilę patrzyłeś, jak kobiety krzątaja się wokół małego bohatera, szykując dla niego kąpiel. Zanim wyszedłeś za bramę, zobaczyłeś jeszcze Viracauncę, jak wypadł z halli i złapał za ramię jakiegoś wyrostka. Coś przez chwilę mu z gniewną mina tłumaczył, po czym młody minął cię i wypadł biegiem przez bramę. Biegł tak szybko, że w twoim wieku raczej byś go nie dogonił. Minąłeś strażników w bramie, którzy ci się ukłonili i skierowałeś się ku klasztorowi.

Alaron,
wyszedłeś w ślad za Miquito ale poszedłeś ku przydzielonym ci pokojom (załóżmy, że zostały przydzielone), więc nie widziałeś namiestnika na placu. Gdy zrobiłeś to, co chciałeś zrobić (skoro wiesz, że zapinkę wciąż ma Onfis, to chyba niepotrzebna Ci ta sieć), skierowałeś się ku traktowi biegnącemu w przeciwną stronę niż Vekowar. Przybyłeś tutaj z Aenthil, z północy, trakt dołączał do traktu vekowarskiego dopiero tuż przy osadzie (Brama Polowa), wcześniej wiodąc wzdłuż grzbietu górskiego ku przesmykom, zapewniającym wygodne przejście pomiędzy dwoma wyższymi łańcuchami górskimi.
Szlak był szeroki, stok wznosił się po twojej lewej stronie, opadał po prawej. Po niespełna 100 m od osady minąłeś po lewej stronie jakieś ruiny, widziałeś tylko krawędzie ścian, porośniętych mchem i roślinnością, około 20 m od drogi. Dalej stok wznosił się bardzo stromo, ruiny niknęły w zaroślach. Idąc dalej drogą minąłeś skałę, także po lewej, na której widniał ryty i wypełniony błękitną farbą symbol. Pod symbolem były zapalone świeczki, trochę jakichś ozdób, coś jak prowizoryczny ołtarzyk. Dalej po kolejnych minutach marszu znów po lewej dostrzegłeś krawędź muru, wznoszącą się w górę stoku. Wreszcie po 15 minutach marszu wyszedłeś na obszerne skrzyżowanie. Wyraźnie rozpoznawałeś drogę, którą przybyłes, wiodła na północ. Oprócz niej były jeszcze trzy, wiodące w różnych kierunkach.
Dokąd dalej?
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Uszek 
Puszek


Skąd: Warszawa
Wysłany: 18-11-2015, 13:40   

Idąc Miquito zastanawiał sie czy nie popędzał za bardzo towarzyszy, bal sie ze coś mu umknie, lecz z drugiej strony chciał jak najszybciej pozbyć sie potwora, doprowadzić do konfrontacji. Karcił sie rownież ze zapomniał zabrać z kwatery tak podstawowych rzeczy jak minerałowy proszeki kadzidła niezbędnych do zaawansowanego czarowania.
Kiedy dotarł na miejsce szybko spakował mineralowy proszek, kadzidła, mały nóż i kompaktowy kaganek.
Przed wyjściem obmył twarz, napił sie i rozejrzał sie po pomieszczeniu czy coś jeszcze mógł wziąć.
Jeżeli nic nie zwróciło jego uwagi powiedział dozorcy (lub komuś kto tam zajmuje sie pokojami itp. ) ze wychodzi.
Po dotarciu do wioski spotkał sie z drużyną i wymienił zdobyte informacje.

Jeżeli nic nie stoi na przeszkodzie wyruszamy w drogę.
_________________
Człowiek cień młota nad głową wrogów
 
 
Fachuraw 


Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 18-11-2015, 16:27   

"Oż kurcze, w którą stronę...? Hmmm...Już wiem! Żeby było mi łatwiej wrócić pójdę na północ tak ,chyba będzie najlepiej "-powiedziałem i poszedłem.
Idąc patrzyłem, czy nie rosną jakieś ciekawe rośliny,których jeszcze nie widziałem i są do zerwania.
Zerkałem także na otoczenie.Może przyda się a wiedza w przyszłości.
Słuchałem także szumu drzew ,jak i na gałęzie.
"Ojcze...dlaczego zrezygnowałeś z tego w tak debilny sposób?"-pomyślałem na głos.
_________________
Bobbity przeżyją większość ludzi:P
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 19-11-2015, 05:26   

Alaron,
przeskakujesz do wątku "Kraina Qa 2" i tam piszesz :)

Uszek napisał/a:
wyruszamy w drogę.

Czyli kto "my" i dokąd dokładnie? :) Do miejsca, gdzie chłopak widział potwora? Razem z chłopakiem?
Czy do świątyni? Czy do tych ludzi, którzy wiedzą o pierwszych zabójstwach?
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Uszek 
Puszek


Skąd: Warszawa
Wysłany: 19-11-2015, 08:46   

Chłopaka zostawiamy. Moim zdaniem cała grupa oprócz alarona powinna sie udać teraz na bagna bo wiemy już mniej więcej jak tam trafić. A rozmowa z ludźmi którzy powiedzą :"że potwór jest wielki straszny zły" nam już nie pomoże.
Wiec jeżeli nikt nie ma watpliwości to idziemy szukać potwora.
_________________
Człowiek cień młota nad głową wrogów
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 19-11-2015, 15:20   

Uszek napisał/a:
powinna sie udać teraz na bagna
Tylko naprostuję :)
Cytat:
I poszłem pod taką górę, bo myślałem że to ta góra ze świątynią. Ale nie była. I zobaczyłem tego potwora.
Czyli niezpełnie na bagna. Wiem, skrót myślowy ;)
Dobra, jeśli reszta także tak, no to jedziemy. Chyba, że się chcecie podzielić.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 21-11-2015, 05:48   

Było dość ciepłe jak na tę porę roku przedpołudnie. Wiał silny wiatr, kiedy wychodząc z osady rozdzieliliście. się.
Od momentu, gdy odłączył się do was Alaron, minęła dobrze godzina, Miquito zdążył wrócić z klasztoru.
Czekając na niego rozmawialiście z Kequi i innymi kobietami z kwatermistrzostwa, obserwując także, jak zbierają się ludzie, którzy wyruszali w las, szukać dzieciaka. Byli to głównie tropicielie i mysliwi, ludzie po których widać było lata spędzone w terenie, a jednocześnie łatwo było dostrzec w nich strach. Drżały im ręce, gdy nasączali trucizną gąbeczki w kołczanach i gdy mocowali przy pasach maczety. Drżał im głos, gdy po raz piętnasty przeliczali się i uzgadniali obszar poszukiwań.

Kequi opowiadała dużo o tym, jak żyje się na Przełęczy. Główny szlak przemarszu wojsk miał swój rytm i swoje prawa. Wiosną, gdy kolejne fale wojsk ruszały ku północy, mieszkańcy licznie otwierali rozmaite warsztaty, gospody i przybytki, by potem aż do jesieni czekać na innych, wracających z frontu bohaterów.
Licznie ściągali w te okolice także pątnicy, chcący zobaczyć Świątynię Tajemnicy, zwaną też najczęściej Wielką Swiątynią. Potężna kamienna fortyfikacja nieodmiennie górowała nad miasteczkiem, które zdawało się żyć w jej chłodnym cieniu.

Kequi mówiła o tym, że kapłani z wielką czcią podeszli do reliktów przeszłości ludu Qa, rozpoczynając wielką pracę nad katalogowaniem i studiowaniem tego, co zostało znalezione w sarkofagach Tabu. A była tam cała gigantyczna wiedza dawnych Qa. I dzięki tytanicznej pracy kapłanów ta wiedza niemal natychmiast zaczęła służyć ludziom. Zmieniło się wszystko, od sposobów budowania, technik walki, transportu, hodowli... aż po ilość urodzin. Działo się to w całym kraju, ale tutaj było szczególnie intensywne ze względu na bliskość zasobów.

Opowieści kwatermistrzyni przerwało przybycie Miquito. Ustaliliście krótki plan i ruszyliście - Korheni i Tlili ku Wielkiej Światyni, po drodze zamierzając odwiedzić naczelnika wioski Huoqa i niejaką Loiri.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,04 sekundy. Zapytań do SQL: 14