Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Przygoda #11.1
Autor Wiadomość
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 03-12-2014, 18:31   

Zaczęła tupać w miejscu gdy rozmawiali by nie stracić czucia w palcach. Och jak ona tęskniła za ciepłą i przyjemną karczmą, ba nawet dzisiejszy poranek w tej chwili wydawał się czymś cudownym. Ba, sucha ziemia była lepsza niźli mokra. Westchnęła ciężko spoglądając na towarzyszy którzy najwyraźniej zebrali się do wędrówki.
Szła za nimi, nie potrafiła walczyć... No przynajmniej nie potrafiła gdy broń była poza jej zasięgiem a w tej chwili posiadała tylko nóż. Woda z każdym krokiem chlupotała jej w butach lecz po chwili zdała sobie sprawę, że zapięcie wokół łydki uniemożliwiało jej wypłynięcie a co za tym idzie - temperatura podnosiła się. Cóż, lepszy rydz niż nic.
Obserwowała uważnie tunel starając się odszukać ślady ewentualnej obecności kogoś innego. Nawet wiedziała kogo, jednak miała obawy, że oni i porywacze Ofeli nie są tu sami. Tym bardziej jeśli zaginęła ta elfka, Toruviel, o której wspominał Elidis. Zamyśliła się wyraźnie przypominając wizytę w kwaterze i rozmowę z Ylvą.
Jesteś w to zaplątany Reshi?
Z jednej strony miała alchemikowi za złe, że kiedy pracowali wspólnie nad lekiem to zgarnął całe zasługi dla siebie. Powinien liczyć się z niezbyt przyjemnym przywitaniem z jej strony. Lecz znów... Zawdzięczała mu wiele, nauczył ją rozumieć pewne mechanizmy rządzące alchemią. Wskazał też pewne rzeczy których wcześniej nie dostrzegała. Może gdyby nie wojna to rozpoczęłaby z nim pracę, jednak w tej chwili wiedziała jedno. Jeśli go spotkają musi uchronić go przed ewentualną śmiercią a potem... Zaprowadzić nauczyciela do Ylvy.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 03-12-2014, 20:43   

Gwardzista skinął głową na zapytanie Octavia.
- Zostawione - mruknął, ruszając za elfem. Lothel przez chwilę w skupieniu patrzył w ciemność, gdyby któreś z was z uwagą obserwowało jego oczy, zobaczyłoby, że nie używa do tego zmysłu wzroku. Po chwili pewnie wszedł w korytarz w waszą lewą (stojąc tyłem do drabinki i tym samym do brzegu morza) stronę. Trochę się zdziwiliście, bo Przesmyk był w prawo, ale zwiadowca przeszedł tym korytarzem jakieś kilkanaście metrów, docierając do nieco większego. Ze swojej lewej słyszeliście lekki szum i szedł przeciąg. Poszliście w prawo. Minęliście dwie odnogi w lewo i dwie w prawo, skręcając w trzecią z kolei. Wszędzie płynęła woda.
Struktura korytarzy była tak podobna, że bez bardzo uważnej obserwacji nie sposób było odróżnić kolejne odnogi. Podłogę stanowił gładzony kamień, obudowany po bokach czymś w rodzaju wąskich na pół metra chodniczków, tworząc w ten sposób środkiem rynsztok, którym w tej chwili płynął potok brudnej deszczówki, efekt niedawnej nawałnicy. W niektórych miejscach, dość częstych, rynsztok bywał za płytki lub zawalony syfem, lub też chodniczki były wypłukane i zawalone, wtedy trzeba było iść po kolana w wodzie.
Szerokość korytarzy wahała się od 1,5 m do około 4 m, zaobserwowaliście, że są korytarze główne, gromadzące spływ z innych, mniejszych. W tych głównych chyba na końcu były odpływy do morza, bo czuć było przeciąg i silny zapach wybrzeża (martwe ryby, gnijące wodorosty etc).
Wysokość sklepienia też była różna, w niektórych musieliście iść pochyleni, mogło być z 1,6 m, a w innych świeca ledwie oświetlała sklepienie na wysokości 4-5 metrów. Dało się zauważyć, że do stworzenia kanałów użyto naturalnych przestrzeni w skałach. Raz po raz dało się zauważyć przerosty szarej skały, do której przytulone były murowane ściany. Większość korytarzy miała przekrój łukowy, pomijając te miejsca, gdzie skała tworzyła jakąś nieregularną kubaturę.
Korytarze niosły echo, tłumione wszechobecnym szumem płynącej wody. Każdy wasz krok ginął właściwie w tym szumie, co miało swoje zalety, jednak tłumiło także ewentualne kroki waszych przeciwników.

Przeszedłszy dalsze około 200 m minęliście liczne (tak liczne, że straciliście rachubę, chyba, że któreś z was z uwagą je liczy) odnogi w obie strony, by wreszcie stanąć na sporym skrzyżowaniu.
Na wprost korytarz przekształcał się w szeroką szczelinę w naturalnej skale, która schodziła w dół bez dodatkowego wymurowania i zanikała w ciemności.
W prawo słychać było wyraźny i miarowy huk, głośniejszy niż szum płynącej wody burzowej. W lewo szeroki obszerny korytarz szedł przez najbliższe 10 m, po czym rozgałęział się na dwa, w obu widać było dochodzące z boków wyloty mniejszych korytarzy.
- Jesteśmy pod Przesmykiem - zakomunikował zwiadowca.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 03-12-2014, 21:20   

Octavio początkowo próbował liczyć zakręty i odnogi, ale szybko dał sobie z tym spokój. Musiał się zdać na tajemniczego, zapewne elfiego przewodnika.
- Ile lat ma Vekowar? - mruknął, przemierzając jeden z tuneli - Pięć? Jak na tak młode miasto, architektura jest tu niesamowita... Jeśli te tunele są wyłącznie dziełem Ligii i Wergundów, to... - westchnął, nie mogąc znaleźć odpowiedniego określenia - Myślicie, że te tunele mogły istnieć już wcześniej?
Dotarłszy na skrzyżowanie przeciągnął się, trzeszcząc kręgosłupem zmęczonym notorycznym schylaniem się. Następnie odruchowo poprawił tarczę. Irytujący fakt wody w butach i dotkliwego chłodu rekompensował brak deszczu bijącego w twarz. O dziwo, ten drobny szczegół jakim była osłona przed deszczem, wystarczył, by poczuł się lepiej. Chwiejące się niebezpiecznie jeszcze kilka minut wcześniej na wąskim przesmyku morale ustabilizowało się.
A może to była zasługa skrawka materiału z płaszcza Ofelii? Octavio czuł, że jest na dobrym tropie. Nieważne co czyhało dalej w tunelach, grunt że jego marsz nie był bezcelowy.
Rozejrzał się po skrzyżowaniu.
Po prawej musiała być ścieżka w stronę wodospadu. Wątpliwe, by osoby które zjechały po linach nadal tam były.
Naturalna jaskinia z przodu... Czort jeden wiedział, jak głęboko sięgała...
Podobnie tunele po lewej...
Porywacze Ofelii mogli być gdziekolwiek.
Jego dłoń odruchowo powędrowała do kaletki. Szybko policzył w myślach: ostatni raz używał amuletu Liora około południa... Psionik mówił, że aby efekt podniesienia intuicji był jakkolwiek zauważalny, nie można było zeń korzystać częściej niż raz dziennie.
Pokręcił głową do własnych myśli. Wolał nie marnować znikomej jeszcze energii amuletu dla wątpliwego efektu.
- Słyszysz cokolwiek ciekawego? - spytał Lothela. A nuż wśród nadzwyczajnych zdolności towarzysza Elidisa znajdował się również wyczulony słuch?
 
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 03-12-2014, 22:24   

Zmarszczyła brwi. Te kanały to istne labirynty... W dodatku nie było tu Ofelii i jej porywaczy a mieli być. Zerknęła na Octavia a następnie na kolejne korytarze, zakaszlała czując jak wilgoć drażni gardło.
- Octavio. Gdzie oni mieli dokładnie być? - Chodziło jej o list. Jeśli w okolicach przesmyku to powinni ominąć jaskinie, na nic im. Tym bardziej jeśli to co mówili już martwi napastnicy, że Ofelia została zamurowana... Ale nie! Nie mogła być. Powinna być tutaj, nie... Uzdrowicielka westchnęła ciężko masując skronie, była zmęczona i zmarznięta, cały plan poszedł się chędożyć w ciepłej karczmie a ona musiała zrozumieć co się dzieje.
- Ja bym poszła korytarzami w lewo. Chyba, że ktoś ma jakieś możliwości, żeby sprawdzić którą drogą poszli porywacze... - Rozejrzała się wokół szukając jakichkolwiek śladów. - Sądzę, że jeśli szli tędy to mieli mapy kanałów, lub przewodnika a jaskinie... Jeśli by poszli tam to duża szansa, że by się zgubili. - Podeszła do wylotu od jaskiń oglądając przejście w poszukiwaniu śladów.
Ofelia co się dzieje? Powinnaś tu być? Gdzie was porwało cholery jedne.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 03-12-2014, 22:53   

Lothel przekręcił głowę bokiem, chwilę nasłuchiwał.
Pokręcił przecząco.
Elidis był pod dużym wrażeniem zabudowy Vekowaru. Rzeczywiście jak na mające ledwie pięć lat miasto było to imponujące miejsce. Poczuł nawet pewną zazdrość. Gdy tylko się stąd wyrwie doprowadzi Leth Caer do jeszcze większej chwały.
Taaaak... Największe miasto Zapołudia...
Jenak że trzeba było skupić się na teraźniejszości.
Jaskinia i korytarz... Jaskinia, jeżeli to miejsce jest zbudowane na naturalnych tunelach możliwe, że znaleźliśmy wejście do królestwa Mrocznych. To wyjaśniałoby porwanie Leclerka... A jeżeli układy Impów z Mrocznymi są aktualne byłoby logiczne, że to tam się skryli.
Zesztywniał nagle coś sobie uświadamiając.
Kamień! Już wcześniej im na nim zależało, a Szrapnel i Ysgerd szli wyraźnie zaopatrzeni w sprzęt do wspinaczki. Jeżeli tu zeszli... Kamień mógł być zapłatą ze strony Impów za przejście i ochronę.
Z drugiej strony ten sojusz może już nie istnieć i mają kwaterę gdzieś dalej w kanałach. Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, a czas ucieka, chyba że...

- Możemy wybierać drogi na chybił trafił - zaczął, - a w takim wypadku ja mówię jaskinia. Jednakże możemy też zrobić co innego - wskazał rąbek płaszcza Ofelii.
- Co? Czego chcesz - Octavio zacisnął rękę wokół materiału, oczywiste było, że łatwo się z nim nie rozstanie.
- Możemy go wykorzystać by ich znaleźć. Lothel przy pomocy materiału rzuci zaklęcie...
- I jeżeli osoba, do której on należał jest blisko będę w stanie ją zlokalizować - zwiadowca płynnie dokończył.
- Tak. Więc? Strzelamy, czy magia? Przysięgam ci, że z tą pamiątką nic się nie stanie.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
Ostatnio zmieniony przez Elidis 03-12-2014, 22:54, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 03-12-2014, 23:54   

Nie wahał się długo. Właściwie ledwie ułamek sekundy.
- Znajdź moją siostrę - spojrzał uważnie w oczy Elidisowi, wręczając mu skrawek szaty - Tylko to się liczy... dla mnie się liczy - poprawił się szybko - Gdzie Ofelia, tam być może i Toruviel. A na pewno odpowiedzi.
Cofnął się parę kroków, robiąc miejsce obu elfom. Położył dłoń na rękojeści miecza, z niecierpliwością oczekując jakiegokolwiek działania.
Nie ufał całkowicie elfowi. Nie miał też cały czas pojęcia, kim był i skąd się wziął jego odziany na czarno towarzysz. Ale w tej chwili nie miał wyboru. Zresztą i tak ostatnie wydarzenia sprawiły, że jego nieufność wobec zdającego się wiecznie intrygować władcy ukrytego elfickiego miasta znacząco zmalała.
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 04-12-2014, 00:23   

Lothel skinął głową biorąc fragment płaszcza.
Zanów nakreślił krąg, znów rozłożył komponenty. W jaki sposób zorientował się w stronach świata pozostaje dla was tajemnicą. Stanął na środku ze skrawek materiału w rękach. Skoncentrował się na nim.
Elidis stał poza kręgiem, patrząc na starania towarzysza. Jakże marny byłby ich los gdyby go z sobą nie zabrał. Uśmiechnął się do swoich myśli.
Tak. Ta noc mogła być dużo gorsza.
Czekał aż jego zwiadowca skończy rytuał.
Znów.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 04-12-2014, 01:53   

Noc nie skończyła się jeszcze. A właściwie do świtu było bardzo daleko. Lothel znieruchomiał z rękami rozłożonymi na boki, jakby chciał objąć nimi jak największą przestrzeń. Zamknął oczy i otworzył inne zmysły, odczuwanie, rozumienie. Czarne pióra położone dookoła drgały, widzieliście to już wcześniej, na błotnistym placu, ale wtedy to mógł być wiatr. Tu nie wiało.
Chociaż kiedy elf uniósł twarz do góry, wydawało się wam, że poczuliście podmuch na twarzach. Ciepły, suchy podmuch. Z niewidocznego gołym okiem kręgu najpierw zobaczyliście unoszący się delikatny dym o błękitnym odcieniu, Lothel wykonał gwałtowny ruch, jakby coś zamykał i zastygł z rękami skrzyżowanymi w nadgarstkach na wysokości czoła. Na linii kręgu zaiskrzyło.

W międzyczasie Keithen przebiegł dystans do wylotu tunelu, słyszeliście przez chwilę jego ciche ostrożne kroki. Wrócił po chwili, w momencie kiedy elf zakonczył rytuał.
- Człowiek, który jest najbliżej związany z tym przedmiotem - powiedział, oddając Octaviowi skrawek - jest stąd o mniej więcej pięćset kroków, w tamtym kierunku - pokazał korytarz odwrotny niż wybrzeże - Jest mu ciepło i siedzi przy ogniu. Boi się. Lub denerwuje.
- Z tamtej strony jest przypływ - uzupełnił Styryjczyk - Ten huk, który słyszymy, to fale biją wysoko w brzeg. Ktoś tamtędy wchodził całkiem niedawno, mnóstwo śladów. Ale jeśli wszedł, to raczej już nie wróci, lin nie ma, a przy tej fali nie ma szans wejść po skałach. Idziemy korytarzem, przy jaskiniach nie widziałem śladów.

Ruszyliście więc w kierunku wskazanym przez elfa. Mimowolnie ściszyliscie kroki i głosy, przestaliście myśleć o tym, jak jest wam zimno i mokro, przestawiając całą uwagę na obserwację otoczenia. Duży korytarz szedł lekko po łuku w lewo, minęliście cztery korytarze odchodzące w lewo, jeden w prawo. Gdzieś przed wami słychać było głośniejszy szum wody, prawdopodobnie kolejną studzienkę, ale zanim tam doszliście, Lothel zatrzymał się i wskazał korytarz w lewo. Zdmuchnął świecę.
Po dłuższej chwili, gdy wzrok sie przyzwyczaił, dostrzegliście poświatę. Daleko.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 04-12-2014, 02:23   

Dopóki świeciła świeca Octavio szedł z tarczą w gotowości, uważnie rozglądając się na boki. Wiedział, że tam gdzie Ofelia, tam i najpewniej porywacze.
Narastające napięcie sprawiło, że zupełnie zapomniał o zimnie. Był gotów w każdym ułamku sekundy zasłonić się tarczą bądź rzucić do ataku.
Gdy Lothel zgasił świecę, przez krótką chwilę przebiegł go dreszcz paniki: Zdradził! Zaatakuje w ciemnościach!
Uniósł miecz i tarczę, gotów się bronić. Wstrzymał oddech...
Gdy jednak atak nie nastąpił, z trudem powstrzymał się przed plaśnięciem w czoło. Skarcił się ostro w myślach. Przez całą tę nieszczęsną sprawę robił się z godziny na godzinę coraz bardziej paranoiczny.
Wytężył wzrok, przyglądając się czemuś, co najwyraźniej było poświatą ogniska.
Tak, to prawie na pewno byli porywacze!
Spojrzał w stronę reszty kompanii, ale w ciemności dostrzegł ledwie ciemne zarysy - a i ich nie był całkowicie pewien. Równie dobrze jego towarzysze mogli stać zupełnie gdzie indziej, a te kształty były tylko nadinterpretacją wzroku próbującego wyłapać cokolwiek w mroku.
Rozważył w myślach opcję przemówienia do nich szeptem...
Nie, za duże ryzyko że ktoś niepowołany usłyszy.
Chwyciwszy miecz ręką trzymającą tarczę, począł powoli i ostrożnie macać wolną dłonią przestrzeń wokół. Gdy tylko natrafił na czyjeś ramię, chwycił je delikatnie. W ciemności warto było na siebie nawzajem uważać.
Przez krótką chwilę rozważał następny krok. Sprawa była chyba jasna: będą musieli z wolna ruszyć w tamtym kierunku...
Nie puszczając czyjegoś ramienia, zaczął bardzo powoli i ostrożnie posuwać się w stronę poświaty ogniska.
 
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 04-12-2014, 16:20   

Wraz ze znikającym światłem poczuła gasnącą pewność siebie i mięśnie napinające się do skoku. Jej usta poruszały się w niemej modlitwie. To zabawne jak istota która niegdyś składała modły całemu panteonowi bogów w zależnie od sytuacji teraz trwałą tylko przy Tavar. Gdy elf zgasił świecę przez chwilę miała wrażenie, że cały świat znikł pogrążony w ciemności. To musiałoby być straszne, żyć w mroku bez odrobiny blasku. Po omacku badając każdą napotkaną strukturę, już nigdy nie zobaczyć światła.
Zadrżała.
Jej wzrok przyzwyczaił się do mroku, przypuszczała, że sylwetki przed nią to jej towarzysze, zważając na bliskość z jaką przy niej stali. Dostrzegała ich zarysy tylko dzięki łunie na końcu korytarza. Czyżby to tam była Ofelia?
Położyła dłoń na nożu wsuniętym za pasek, gotowa w razie potrzeby go użyć. Zmęczenie odeszło jak za odjęciem czarodziejskiej różdżki. Postąpiła kolejny krok za towarzyszami pozostając w ciszy. Przez chwilę rozważała próbę wygłuszenia ich kroków które mogły nieść się echem poprzez korytarz. Jednak nie miała szans, mogliby usłyszeć jej głos.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 04-12-2014, 17:50   

Pięćset kroków... Przerażająco blisko, nie ma czasu!
- Kiedy już ich znajdziemy - zagadnął zanim zdążyli wejść w tunel - spróbuję ich oślepić, ale zaklęcie może trafić i was. Kiedy pokarzę tak - wykonał gest dłonią jakby przecierał szybę - zamknijcie oczy i nie otwierajcie ich dopóki nie skończę inkantować. Jeżeli sytuacja na to pozwoli krzyknę do was : "chronić!" co będzie tym samym sygnałem. Zrozumiano? Świetnie, ruszajmy.
Oczy Elidisa powoli przyzwyczajały się do mroku. Widział lepiej niż reszta kompanii, lecz wciąż jego spojrzenie ustępowało nieomylnością wzrokowi Lothela.
Dojrzał poświatę ognia.
Rozciągnął kark przygotowując się tak fizycznie ja mentalnie. Powtarzał w głowie zaklęcia.
To nie musieli być porywacze. Zwiadowca mówił, że jest to "osoba najbliżej związana z materiałem", a to niekoniecznie ich oznaczało. Mimo to lepiej było się przygotować.
Gdy podchodzili powoli do poświaty jego myśli nagle zaprzątnęła inna sprawa.
Czy nas znajdą? Powinni być cały czas z tyłu, ale to istny labirynt. Szliśmy powoli więc może... Ale co jeżeli zagubili się dokumentnie? Nie będę odpowiadał za ich śmierć wśród ścieków! - poprzysiągł sobie w myślach.
Potrząsnął lekko głową.
Nie miał teraz na to czasu, musiał być maksymalnie skupiony na teraźniejszości. Zaraz mogło się zrobić nader nieprzyjemnie...
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 05-12-2014, 01:50   

Po dłuzszej chwili wahania ruszyliście w kierunku poświaty. Adrenalina, błogosławione zjawisko, sprawiła, że zapomnieliście o zimnie i wodzie, skupieni na tym, żeby kroki stawiane na śliskich mokrych kamieniach nie narobiły hałasu.
Zbliżając się, widzieliście coraz wyraźniej poświatę, słyszeliście idące po sklepieniach echo głosów. Słuyszelście je dość wyraźnie, ale niesposób było rozpoznać pojedynczych słów. Od skrętu z głównego korytarza szliście jednym z tych mniejszych, lekko pochyleni, dotykając rękami ścian po bokach. Na szczęście, bo to pozwalało wam w miarę stabilnie iść w zupełniej ciemności.
Lothel poszedł przodem i w którymś momencie niemalże przyprawił Octavia o zawał serca, kiedy ten robiąc kolejny krok poczuł przed butem miękką przeszkodę. Złapał elfa za ramię i chociaż nie mógł w żaden sposób zobaczyć jego twarzy, to założyłby się, że ten zachichotał.
- Trzech - szepnął tak cicho, że przez chwilę zastanawialiście się, czy to nie powiew wiatru - I kobieta. W prawo jeszcze jeden tunel.
O co chodziło z tunelem, zrozumieliście kiedy podeszliście jeszcze bliżej. Na wprost widać było chyba skrzyżowanie tuneli, a może jakieś pomieszczenie techniczne, trudno było stwierdzić. Paliło się tam coś dużego, raczej większego niż pochodnia, zalewając tę skalno-kamienną kanciapkę ciepłym światłem. W prawo widzieliście kolejny tunel, zajrzawszy do niego równiez zobaczyliście to samo światło (mrugało jak płomień w tym samym rytmie co to w pomieszczeniu), z czego można było wywnioskować, że ten tunel także dochodzi do skrzyżowania.
Na wprost widzieliście czerniejące przynajmniej dwa otwory tuneli.
Przytulając się do zewnętrznej, lewej strony tunelu próbowaliście podejść bliżej, tak, żeby zobaczyć osoby przy ogniu. Jednak aby to zrobić, musielibyście się przedostać w obręb rzucanego przez ogień światła.
Idący z przodu Lothel gwałtownie zatrzymał się, gestem nakazując wam milczenie. Byliście jakieś 50 kroków od pomieszczenia. Ruszył do przodu.
Convolve i Octavio, w tym samym momencie dostrzegliście w pomieszczeniu postać, szła spokojnym krokiem, spacerowała chyba, otulona w nieco podarty płaszcz w kolorze głębokiego turkusu, w świetle ognia ciemno-zielony. Kaptur miała zdjęty i rozpoznaliście twarz Ofelii.
Zanim któreś z was zareagowało, pojawił się zwiadowca, gwałtownym ruchem dłoni nakazując cofnięcie się i ciszę. Gdy to zrobiliście, usłyszeliście jego cichutki głos:
- Wartownik, 30 kroków.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 05-12-2014, 02:45   

Octavio powiódł pełnym napięcia spojrzeniem po reszcie grupy. Byli już tak blisko... A jednocześnie tak daleko...
Dobrze przynajmniej, że Ofelia nie była zamurowana, jak się odgrażał szermierz z placyku. Najwyraźniej wiadomość o walce na powierzchni jeszcze tu nie dotarła.
Przeszedł go zimny dreszcz na tę myśl. Tunele były paskudnym miejscem by umrzeć. Zwłaszcza tak straszliwą, powolną śmiercią...
Zaskoczyło go bardzo, że porywacze pozwalali Ofelii tak spokojnie spacerować. Octavio miał bardzo złe przeczucia. Coś mu tu bardzo nie pasowało...
Spojrzał na pozostałych z niemym, dość oczywistym pytaniem:
Co robimy? Ma ktoś pomysł jak po cichu zdjąć strażnika?
Cały czas dręczyły go najróżniejsze domysły. Wiedział dobrze, że pozbędzie się ich w tylko jeden sposób: wyciągając Ofelię i dowiadując się od niej, o co w tym wszystkim do diabła chodzi.
 
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 05-12-2014, 03:43   

Stała na końcu pochodu, a jednak wyraźnie widziała sylwetkę Ofelii wędrującą w te i z powrotem na tle ogniska.
Szlag! Przecież nie tak to powinno wyglądać, porwana powinna siedzieć na tyłku i czekać na odsiecz a nie wydeptywać kółka wokół ogniska.
Gdy wycofywali się na rozkaz elfa wyglądało na to, że uzdrowicielka źle postawiła nogę wsłuchując się w jego słowa i staw który ułożył się pod złym kątem wybuchł bólem pozbawiając ją równowagi. Poleciała do przodu uderzając barkiem o ścianę tunelu i z sykiem wypuściła powietrze przez zęby. Ktoś chyba próbował ją łapać, jednak w ciemności nie trafił na materiał płaszcza i tylko przelotnie przesunął palcami po jej ręce nie będąc w stanie złapać dziewczyny. Łomot który wydała przetaczając się po ścieżce poniósł się echem po korytarzach.
No to nici z cichej akcji...
Posłała towarzyszom przepraszające spojrzenie, chociaż w ciemnościach nie mieli szans go dostrzec. Jedną dłonią przesunęła po kostce schowanej pod skórą buta upewniając się, czy nie zrobiła sobie faktycznie jakiejś większej krzywdy. Staw palił, jednak nie sądziła by uszkodziła sobie nogę.
- Przepraszam... - Wyszeptała z poczuciem winy w głosie. Oczy jednak zmrużyła w ciemności próbując wyłapać dźwięki z miejsca gdzie była Ofelia.
Dziewczyno ogarnij się, to nie jest zabawa... Zmęczenie... Tak, to jego wina.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 05-12-2014, 18:17   

Gdy tylko Elidis zobaczył Ofelię całą, zdrową i w świetnym stanie spacerującą wokół ogniska skrzywił się w grymasie złości.
Cała sprawa zaczęła momentalnie śmierdzieć i to w stopniu, który przebijał wszystko co wywąchał w kanale. Spojrzał na zwiadowcę, jego wzrok mówił dokładnie to samo, coś tu było mocno nie w porządku.
Lothel doniósł o wartowniku, Elidis podejrzewał, że zrobił to przez grzeczność, albo też by poznać zdanie innych, jako że nie był pewien czy w ich grupie istnieje jakiś łańcuch dowodzenia ani koto jest na jego szczycie. W normalnych okolicznościach na pewno by go już usunął.
W momencie kiedy miał polecić zwiadowcy by ten rozprawił się z komitetem usłyszał piekielny raban za swoimi plecami. Wywrócił wściekle oczami. Powój, dobrze słyszał jej głos.
Ręka Lothela powędrował do ukrytej kieszeni kaftana. Elidis wiedział co się stamtąd zaraz wyłoni. Trzy wąziutkie strzałki do rzucania. Mag szybko pokręcił głową by powstrzymać zwiadowcę. Ten spojrzał się na niego zdziwiony.
Elidis rozumiał go dobrze.
No jaki dziwny i tajemniczy zbieg okoliczności. Widownia przyszła na spektakl, a tu główna aktorka nie w kostiumie spaceruje po scenie więc sufler by ratować sytuacje narobił hałasu by zwrócić uwagę na wchodzących widzów, czy tak "mamo" Powój? Zobaczymy jakie są twoje prawdziwe powody.
Był wściekły, w końcu ryzykował życie. Szybko jednak zapanował nad sobą. W tej chwili mógł niestety polegać tylko na Lothelu. Octavio był zbyt zaangażowany, a Gwardzista nie uwierzy elfowi, że jego krajanka i w dodatku kapłanka Tavar mogłaby być dla nich zagrożeniem. Zresztą nie należało wykluczyć, że o wszystkim wiedział z góry. Oraz tego, że wszystko to było wynikiem nadmiernej podejrzliwości jaka ostatnio wykształciła się u Elidisa. W duchu podziękował za to Toruviel.
- Musimy wkroczyć teraz! - szepnął najciszej jak umiał i tak był głośniejszy od Lothela, co jednak w tych okolicznościach nie miało wielkiego znaczenia.
Zwiadowca ruszył naprzód. Lewą dłoń maił zaciśniętą na strzałkach tak, że spomiędzy każdych dwóch palców wystawał mu grot. Prawą dłonią sięgnął do rękojeści miecza. Elidis cały czas patrzył się na niego i nasłuchiwał.
Po prawdzie miał nadzieję, że coś wreszcie się wydarzy. Był to prawdopodobnie skutek uboczny płynącej w jego żyłach adrenaliny.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
Ostatnio zmieniony przez Elidis 05-12-2014, 18:19, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 05-12-2014, 20:27   

Syknął z irytacją w stronę Convolve. Jeśli przez nią znów wda się w walkę z przeważającymi siłami przeciwnika, to tym razem nie będzie latał jak głupi (czy raczej: próbował latać jak głupi) w jej stronę by ją osłaniać trumną.
Zawsze pozostawała cicha nadzieja, że to pluśnięcie nie zaalarmuje strażnika. Szczury w kanale nieraz potrafiły wywołać podobny, a nawet i większy hałas. A nuż wartownik uzna to za kolejny taki fałszywy alarm?
Z mentalnego zrzędzenia na kulawość Convolve wyrwał go ledwo wyłowiony przez ucho szept Elidisa. W duchu pogratulował mu zdolności mówienia tak cicho.
Może i nie był zbyt przekonany co do słuszności tak szybkiego wkraczania, ale w tej sytuacji kwestionowanie polecenia byłoby zbyt niebezpieczne i czasochłonne.
Uśmiechnął się cierpko, gdy przypomniał sobie podobną sytuację sprzed paru miesięcy: gdy wraz z grupą osadników czekał w zasadzce na ewentualną odsiecz dla odwiedzanego przez Travida przemytnika na usługach Harkareiów. Wówczas to Imram podkradł się do nich i nakazał im wyjść z ukrycia. Również wtedy nie wypadało kwestionować polecenia przyjaciela z drugiego oddziału...
I wtedy, posłuchawszy Imrama, wszyscy wpadli w pułapkę.
Spojrzał z niepokojem na Elidisa. Dreszcz przebiegł mu po kręgosłupie, zapewne nie od zimna. Czy polecenie wkroczenia było dobrym pomysłem? Mogli leźć w pułapkę...
Ale i tak nie mieli za bardzo innego wyboru. Musiał się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Musiał przepytać Ofelię, dlaczego nie wykorzystała okazji by uciec, kiedy prowadząca ją para oprychów rozwiązywała jej ręce nad studzienką. Bowiem by zejść do kanałów nie wpadając do rowu ze szlamem, musiała przecież mieć wolne ręce.
Może psionika? Jeszcze parę dni temu Octavio pomagał schwytać zabójczynię, która okazała się być ofiarą opętania. Czy to możliwe by jakiś psionik ją kontrolował zarówno jak wychodziła z zajazdu jak i teraz?
Albo potężna psionika, albo zupełnie bezsensowna zdrada... Albo coś czego się wciąż nie domyśla...
A odpowiedź czekała jakieś pięćdziesiąt metrów od niego.
Skinął głową Elidisowi krótkim, żołnierskim ruchem, na potwierdzenie jego polecenia. Wątpliwe jednak, by elf to zauważył.
Ruszył powoli zaraz za nim i Lothelem, uważnie stawiając kroki. Obiecał sobie, że po tym wszystkim udzieli Convolve solidnej reprymendy za nieumiejętność poruszania się po rynsztoku, którą sam przecież nabył w stopniu więcej niż imponującym gdy miał niecałe dziesięć lat. Vekowarskie ścieki nie różniły się wszak aż tak bardzo od Messyńskich czy Itharyjskich.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 06-12-2014, 07:41   

/to nie był Imram ;) /
Na hałas, spowodowany przez Conv, momentalnie zareagował wartownik w tunelu. Zerwał się i słyszalnie wydobył broń, zapewne nóż,sądząc po długości dźwięku wysuwanego z pochwy ostrza.
Lothel w ciemności ledwie słyszalnie prychnął z pogardą. Tylko kompletny żółtodziób by się tak zachował. Fachowiec by nawet nie drgnął, przekonując intruzów, że wcale absolutnie go tam nie ma i czekając, aż podejdą.
Nie wiadomo, czy to czy wcześniejszy hałas spowodowany przez dziewczynę, wywołał też reakcję w pomieszczeniu. Ofelia, dobrze widoczna przy ogniu, znieruchomiała.
- Argan? - krzyknęła w ciemność. Gdzieś zza jej pleców dał się słyszeć inny głos:
- Milcz!
- Argan? Jesteś cały? To ty? - zawołała jeszcze raz, zanim podszedł do niej ten, który się wcześniej odzywał, najwyraźniej szarpiąc ją za ramię i odciągając sprzed wylotu korytarza.
Słabo zakamuflowany wartownik cofnął się do pomieszczenia, komunikując odkrywczo:
- Idą, chyba więcej niż dwóch.
Za nim zobaczyliście dwóch ludzi z małymi kuszami w rękach (tak, tu sobie powetuję nieobecność kuszy na obozach ;) ), mierzącymi w korytarz.
- Kto idzie? Wychodzić!
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 06-12-2014, 12:42   

/pardon, pokićkały mi się postaci: Tacyr, rzecz jasna! :oops: /
Zastygł, słysząc słowa z pomieszczenia. Spojrzał na Convolve morderczym wzrokiem.
Nie mógł uwierzyć w swoje parszywe szczęście. Znowu kusznicy! Znowu dwójka, jeśli nie więcej! I znając życie, również oni będą znali sztukę brania przeciwnika w ogień krzyżowy - choć akurat w zamkniętych pomieszczeniach to będzie dla nich o wiele trudniejsze...
Gdyby przesuwał się wzdłuż ściany w ewentualnej walce, z łatwością by do nich dotarł. Ale wtedy jego towarzysze mogą zapomnieć o osłonie jaką daje jego trumna. No i jeszcze pozostają pozostałe oprychy - co najmniej dwójka... Którykolwiek mógłby wziąć Ofelię jako zakładniczkę...
Skrzywił się, niezdecydowany. Walka była niewiadomą, jeśli nie mieli żadnego elementu zaskoczenia. Zresztą, czy w ogóle była konieczna?
Jego dłoń trzymająca miecz mimowolnie powędrowała do kaletki w której trzymał pierścień. Gdyby po prostu im go dał, może wszystko skończyłoby się bez walki?
Rzucił okiem na Elidisa i Lothela. Może gdyby stali i udawali że ich nie ma, wartownicy uznaliby to za fałszywy alarm? Wątpliwe...
Każda opcja wydawała mu się równie ryzykowna.
Zastygł w napięciu, czekając na to, co zrobią jego kompani. Modlił się w duchu, by żaden z nich nie wyskoczył nagle z czymś głupim...
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 06-12-2014, 19:10   

Elidis zacisnął szczęki. W normalnych okolicznościach nie wahałby się, ale na szali było życie zakładniczki.
Zgromadził wojowników wokół siebie.
- Oślepię ich na jakieś dwie, trzy minuty. Zamknijcie oczy i czekajcie aż skończę inkantować, następnie wchodzicie. Lothel i Octavio rozbroicie tych drabów. Przez łeb i zabrać broń. Keithen łap Ofelię i dociągnij ją za nas - mówił najciszej jak tylko się, co prawda wiadomo było, że tu są, ale nie wiadomo co zamierzali. - Zrozumiano? No to do roboty.
Odetchnął głęboko kilka razy przygotowując się mentalnie.
Następnie wyszeptał kilka, zaczął wykonywać gesty rękami jakby się w coś oplatał. Znikąd pojawiły się pasma złotego światła, które osnuły jego postać i zaczęły tańczyć wokół niej. Octavio i Lothel wiedzieli co to jest, tarcza, która odbijała wystrzelone w stronę maga pociski. Elidis rzucił ją w obawie przed kusznikami. Zaklęcie trwało około minuty, dwóch.
Następnie możliwie cicho podszedł do poświaty rzucanej przez ognisko. Zbrojni byli tuż za nim.
Głęboki wdech.
Następnie zdecydowanym głosem wymówił zaklęcie.
W tunelu na ułamek sekundy pojawiła się kula skoncentrowanego światła, która gwałtownie wybuchła, bez dźwięku i ciepła, za to zalewając wszystko w potwornie jasnym świetle. Ludzie przy ognisku wrzasnęli zasłaniając oczy.
Światło było tak mocne, że przed oczami patrzących na nie pojawiała się po prostu kurtyna z bieli, która po dłuższym czasie ustępowała, ale w jej miejsce wkraczał dezorientujący powidok.
Lothel i Octavio wyprysnęli zza pleców elfa rzucając się w stronę kuszników, zaraz za nimi był Gwardzista. W swoim skoordynowaniu cały atak zaczął przypominać nagle elfowi jakiś dziwny rodzaj baletu, lub też przedstawienia teatralnego.
Czekał jaka dalej będzie jego rola.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 06-12-2014, 19:54   

Klęła jeszcze przez chwilę pod nosem czując pulsujący ból w kostce. Szlag faktycznie źle musiała stanąć i to nie chodziło o samo udawanie.
Uniosła spojrzenie na Elidisa, był inteligentny to trzeba mu przyznać. Nie znała jego myśli, może na szczęście? Może niewiedza czasami dawała jej zaskakujące ukojenie?
Słysząc głos Ofelii siłą powstrzymała się przed skokiem w jej stronę. Naprawdę się o nią bała. Od momentu gdy usłyszała tą bajkę o zamurowaniu... Na szczęście okazała się być ona kłamstwem. Jednak wraz z radością przyszło też uderzenie adrenaliny. Słysząc inkantacje wypowiadane przez elfickiego maga zamknęła oczy zasłaniając je dodatkowo dłonią by po usłyszeniu reakcji na czar móc skoczyć za styryjskim gwardzistą. Owszem, nie miała takiego rozkazu, ale wiedziała, że może być tam więcej niż jeden przeciwnik i będzie musiała mu najprawdopodobniej pomóc.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 06-12-2014, 20:08   

Nie kwestionował pomysłu Elidisa, bo i po co? Nie było czasu na planowanie. Byle tylko Ofelii nic się nie stało...
Modlił się w duchu, by przeciwnicy nie usłyszeli inkantacji, a tym bardziej by nie domyślili się co się stanie. Aby odwrócić ich uwagę od tego co się właściwie dzieje, zaczął mówić spokojnym, stoickim wręcz, acz donośnym głosem:
- Wybaczcie panowie, że dopie... - błysk - ...ro teraz przynoszę wam co chcieliście, jednakże miałem po drodze pewne trudności...
Choć biegł z szarżą w stronę jednego z oprychów, cały czas starał się mówić zupełnie spokojnym głosem. Było to dziwne uczucie, gdyż miał ochotę ryczeć wściekle podczas ataku. Miał jednak nadzieję, że przeciwnika jakkolwiek to zdezorientuje.
Szarżował w stronę kusznika. Po ostatniej walce był zafiksowany na punkcie strzelców. Chciał za wszelką cenę wyeliminować ich w pierwszej kolejności. Każdemu innemu przeciwnikowi zaoferowałby co najwyżej jakiś cios na odlew, byle nie spowolnił jego biegu w stronę strzelca.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 07-12-2014, 22:10   

Elidis:
poświata tarczy, którą się osłoniłeś (prosiłam o podawanie składu zaklęć, psiakręć? ) została zauważona, zanim podszedłeś. Kusznik, stojący najbliżej wylotu korytarza, wydarł się równocześnie z Octaviem:
- Stój! Stój, mówię, bo cię...
Dało się słyszeć poruszenie w pomieszczeniu, nerwowe "idą", "dawaj!", "uważaj!". Jako że szedłeś pierwszy, widziałeś najwyraźniej, jak się tam zakotłowało.
W prawo od was dały się słyszeć odgłosy szamotaniny, kobiecy głos, w urywanych słowach:
- Puszczaj, skurczysynu! Nie!
- Rzucić broń, bo ją zatłukę! - to z kolei ktoś z napastników krzyczał do was.
W pomieszczeniu było łącznie pięciu mężczyzn. Gdy błysnęło ślepienie, dwóch stojących naprzeciw waszego wejścia, nacisnęło niemalże odruchowo spusty i dwa bełty świstnęły w powietrzu, jeden odbił się od magicznej świetlnej tarczy, rozpryskując na kawałki, drugi z brzdękiem pacnął w tarczę Octavia, rykoszetując po jej krzywiźnie uderzył w Lothela, drasnąwszy go niegroźnie.
Elf wypadł z korytarza od razu pochylony do uniku, odbił się niemal od Octavia, uskoczył w lewo pod samą ścianę, po czym mocnym mylącym wypadem na prawą nogę zmylił przeciwnika, który niezaładowaną już kuszą zasłonił się przed ciosem z prawej. Elf na prawej nodze zrobił lekki ćwierćobrót i jedno z długich ostrzy z brzydkim zgrzytem przejechało po karku kusznika, przecinając kręgi.

Octavio-
po odbiciu bełtu wiedziałeś, że od tego przeciwnika jesteś bezpieczny, jednak z prawej w głębi pomieszczenia było dalszych trzech. Jesteś praworęczny, wiec osłona tarczą od prawej strony wymagałaby odwrócenia się. Liczyłeś na to, że zdążysz doskoczyć do tego najbliżej, zanim ktoś z boku zdąży wpakować ci kawałek metalu pod żebra. Starając się kierować ciało w lewo, a tarczę w prawo, wpadłeś na kusznika, taranując go. Odrzuciło go do tyłu i poleciał na ziemię, potknąwszy się o ciało towarzysza, który w tym samym momencie upadł. Przewalił się przez ciało i zawierzgał nogami, docisnąłeś go tarczą, nie miał szans obrony.
Lothel, korzystając z zasłony, jaką mu tym samym dałeś, przyklęknął i z tej pozycji posłał nóż wirującym lotem prosto w szyję stojącego przy Ofelii człowieka.

Dziewczyna, stojąca za plecami tamtych, próbowała ich odsuwać, jeden z nich ciosem łokcia uderzył ją w nos. Mógł to dostrzec tylko Elidis, ale widząc, który był najbliżej, tuż przed błyskiem jeden z ludzi próbował złapać Ofelię ramieniem pod jej ramię i za szyję, tak by ją unieruchomić. Prawdopodobnie (nie widział dokładnie) ogryzła go, po czym uderzyła go łokciem w brzuch. W chwilę potem wpadł tam Styryjczyk.

Równocześnie z waszym atakiem Keithen zamiast razem z wami pchać się w korytarzu, odskoczył w bok. Tuz przed tym (jakieś 5 m przed tym), gdzie korytarz wpadał do pomieszczenia, była odnoga w prawo, widać tam było światło. Odnoga łączyła się po następnych kilku metrach z korytarzem równoległym do waszego, wpadającym do pomieszczenia po jego prawej (licząc z waszego punktu widzenia) stronie. Tym korytarzem gwardzista wpadł prosto na tych trzech, stojacych przy Ofelii.
Starł się z jednym z nich, ale błyskawicznie uniknął sztychu, banalnie prostą kontrą zbił ostrze w swoje lewo i ciosem "odwrotnym", z wywiniętego nadgarstka, trzasnął przeciwnika w czoło samą końcówką klingi. Cios nie był mocny, ale cięcie w czaszkę spowodowało dezorientację i falę krwi, zasłaniającą oczy. Dodatkowo momentalnie ustawił gwardzistę w idealnej pozycji do kończącego ciosu, który padł, rozcinając prawy bark przeciwnika. Keithen natychmiast cofnął się do gardy, ale nie było już przeciwników....

W czasie, gdy rozprawiał się tym, trzeci ze stojących przy Ofelii skoczył do przodu na Octavia i rzucił się na niego w momencie, gdy ten próbował przygwoździć do ziemi tego obalonego. Jako, że tarczą przyciskał przeciwnika, to mogło się skończyć żelazem w bebechach.
Żelazo jednak nie sięgnęło celu. Z niemałym zdziwieniem Octavio, zobaczyłeś, jak ostrze zatrzymuje się tuż przed twoim ciałem, napastnik strasznie długą sekundę patrzył na ciebie z niejakim zdziwieniem. Po czym upuścił miecz i opadł na kolana, rzucając falę krwi z ust, złapał się za szyję. Spomiędzy palców wystawał mu nóż Lothela. Za nim stała Ofelia w pozie bogini walki, zdyszana, z zakrwawioną połową twarzy (rozbity nos), drżąca od adrenaliny, gotowa do dalszej walki.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 07-12-2014, 23:30   

Westchnęła ciężko pod wrażeniem wciąż panującego w uszach szumu wywołanego przez adrenalinę. Wszystko potoczyło się w ułamku sekundy, zbyt szybko by mogła pomóc. Może na szczęście? Zerknęła na Ofelię, jej wychudzoną i zmęczoną twarz.
Udało się.
Nagle nogi się pod nią ugięły i pacnęła tyłkiem o ziemię. I to nie jakoś specjalnie, ot ewidentnie ostatnie telepanie się po deszczu, uganianie od rana po mieście i tłuczenie w zaułkach dały się uzdrowicielce we znaki. A i jeszcze warto wspomnieć, że leczenie magiczne które teraz stosowała, oddziaływało też na nią. Więc nie dziwne, że zamiast spokojnie stać wraz z zaprzestaniem walki po prostu nie wyrobiła fizycznie i wylądowała szlachetną częścią ciała na ziemi oddychając ciężko.
Nienawidzę tej pracy.
Schowała na chwilę twarz w dłoniach będąc wdzięczną Tavar, że to już się skończyło. Na boginię, musi jak najszybciej poprosić o zwolnienie za służby. Albo przeniesienie, byleby nie telepać się w te i z powrotem po świecie. By z okolic frontu w trybie ekspresowym musieć dostać się na zapołudnie. W ciągu ostatnich tygodni musiała się zmierzyć ze śmiercią jednego z przyjaciół, spotkaniem córki innego bliskiego jej mężczyzny, podpisaniem traktatu pokojowego a teraz jeszcze z telepaniem się po kanałach w calu znalezienia Ofelii. Chyba nie wyrobi psychicznie. Tym bardziej w tym tempie umierania jej bliskich. To zaskakujące z jakim trudem przyszło jej pogodzić się z wolą bogów, właściwie... wciąż się nie pogodziła. Wyrzekła się tych którzy pozbawili ją szczęścia, w ostatnim przypływie nadziei zwróciła się do Tavar. A ona? Pomogła jej. Po raz pierwszy widziała, by bóg bezinteresownie(przynajmniej na pozór) mieszał się w sprawy ludzi. Nadal pamiętała, jak Wida nałożyła ciężkie ograniczenia na kniazia po tym, jak udzieliła mu pomocy. Zaś patronka wygnanych wsparła ją, wskazała drogę i pomogła odnaleźć sens w tym co nadal było.
Odsunęła palce od twarzy biorąc głębszy wdech, próbowała uspokoić tętno, wyrównać oddech. Spojrzała znów na Ofelię szukając ewentualnych zranień na ciele... przyjaciółki? Pracowały razem, to fakt, czy były przyjaciółkami? Nawet jeśli darzyła siostrę Argana sympatią i szacunkiem, trudno jej było ją określić jako przyjaciółkę. W tym zawodzie chyba nie ma szans na znalezienie bliższych kontaktów opartych na zaufaniu. Po prostu się nie da.
- Wszystko w porządku Ofelio? - Wychrypiała, jednak nie miała zamiaru wstać. Korzystała z ciepła ogniska i chwili na zregenerowanie sił. Po chwili rozejrzała się wokół po pobojowisku.
Ktoś powinien sprawdzić czy żyją, lub czy mieli coś przy sobie. Może wodę? To byłaby zaskakująco dobra wieść w tej sytuacji. Zakaszlała płytko oczyszczając drogi oddechowe z wilgotnego powietrza kanałów.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 07-12-2014, 23:48   

( przepraszam za czary nie wiedziałem, że trzeba pisać inkantacje... :( )

Wszystko stało się niewiarygodnie szybko. W jednej chwili Elidis rzucał czar, a już w następnej ich wrogowie leżeli pokotem.
Żal mu było Ofelii, która mocno krwawiła z nosa, ale nikt nie został poważnie ranny, a ona sama żyła. Jej nos należał do strat z jakimi spokojnie mógł żyć.
Gęba nie szklanka, nie stłucze się - powtórzył w myślach powiedzenie jakim raczył go jego brat za młodu po zapasach, zapasach, które to brat zawsze wygrywał...
Nagle oprzytomniał. Z pięciu wrogów został im tylko jeden przy życiu. ( bo rozumiem, że ten co go Octavio powalił to żyje i nie został jeszcze nadziany na miecz, czy został...? )
- Nie zabijać mi go! - powiedział nieco podniesionym tonem, musiał przekrzyczeć bitewną adrenalinę. - Jeszcze się nam przyda... - po chwili dodał. - Sprawdźcie okoliczne korytarze, może być ich tu więcej. Pani Ofelio, wszystko w porządku? - pytanie było retoryczne i miało raczej charakter grzecznościowy, w końcu dziewczyna miała rozwalony nos. - Pow... Convolve, myślę, że przydadzą się tu nam twoje talenta - powiedział przez ramię w tunel, w którym została sanitariuszka.
Podszedł do ostatniego żywego z porywaczy.
- No bratku. To teraz grzecznie odpowiesz na trzy pytania, dobrze? Pierwsze, dla kogo, lub dla jakiej organizacji pracujesz? Drugie, gdzie jest Toruviel Meliaor? I trzecie, po jaką cholerę wam ci wszyscy ludzie, hę!? I radzę ci odpowiadać szybko i zwięźle... - jego ton był lodowato zimny i bezwzględny, straszny.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
Ostatnio zmieniony przez Elidis 08-12-2014, 00:03, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 08-12-2014, 00:22   

Niewiele brakowało, by dobił obalonego kusznika i zerwał się na nogi do dalszej walki. Krzyk Elidisa wyrwał go jednak z bitewnego szału.
Rozejrzał się dzikim wzrokiem szukając kolejnego przeciwnika.
Co!? Już!? Wszyscy!? - przez długą chwilę nie wierzył w to co widzi.
Kolejne słowa elfa utwierdziły go w zaskakującym spostrzeżeniu. Wszyscy przeciwnicy leżeli. Nie mógł uwierzyć, że poszło im tak szybko i sprawnie.
Pchnął jeszcze raz nieco mocniej tarczą kusznika, po czym podniósł głowę.
- Sznur! - krzyknął polecenie - Lub cokolwiek!
Wiedział, że w każdej chwili z innych tuneli może coś wyskoczyć. Chciał jak najszybciej stanąć na nogach i zacząć pilnować terenu, ale za bardzo obawiał się kusznika.
Rozważył użycie resztek bandaża, którego miał w kaletce przy pasie. Nie chciał go jednak pochopnie marnować.
Zaczął liczyć w myślach do pięciu. Jeśli do tego czasu nikt nie oznajmi że ma sznur, będzie musiał niestety wziąć sprawy w swoje ręce. Nie mógł bowiem sobie pozwolić na dłuższą zwłokę.
Czuł wielką potrzebę podbiegnięcia do Ofelii i opatrzenia jej. I równie wielką by ją wypytać o wszystko. Domysły dręczyły go niemiłosiernie.
Przeklął w myślach swoje obowiązki: obowiązek trzymania leżącego aż nikt go nie spęta a potem pilnowania bezpieczeństwa. Kotłujące się w jego głowie pytania i domysły były trzecie, a może i czwarte w kolejce.
Dobrze chociaż, że Elidis nie zwlekał ze sprawą. Spojrzał groźnie na kusznika, licząc iż odpowie od razu na którekolwiek pytanie elfa.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 08-12-2014, 01:00   

Zanim Octavio doliczył do pięciu, Ofelia ,z wciąż z rozszerzonymi adrenaliną oczami, telepiącymi się dłońmi wykonała gest, jakby szukała czegoś na sobie, po czym wymacała krawędź kaptura od płaszcza, tego z grubej turkusowej wełny. Wytarmosiła z niego jedwabną tasiemkę, służącą do zacieśniania kaptura na wypadek wichury.
- Przy.. przytrzymaj go. Albo lepiej odwróć - propozycja była słuszna, z tarczą w ręce trudno by ci się kogokolwiek wiązało. Podniosłeś lekko tarczę, z pomocą przyszedł Lothel, który sprawnym ruchem odwrócił jeńca twarzą do ziemi. Ofelia zawiązała, ale ręce trzęsły się jej tak, że Lothel poprawił węzeł.

Dopiero wtedy dziewczyna usiadła. W zupełnie kontrolowany sposób, spokojnie. Tylko oczy robił się jej coraz większe. Z lekkim zdziwieniem wytarła krew spod nosa. Spojrzała na Octavia i Convolve i zauważalnie zaczęły drżeć jej usta.
- Argan... Jak... Uciekłeś im? - przysunęła się do Octavia na czworakach, nie wstając, przytuliła go opiekuńczym gestem, takim jak wszystkie starsze siostry świata przytulają braciszków, o których przed chwilą straszliwie się bały. Rozpłakała się, głośno, oczyszczająco, szczerze. Mogłeś tylko oddać uścisk (zrzuciwszy wcześniej z ramienia tarczę... )i poczekać, aż się wypłacze.
Keithen przyglądał się przez chwilę z grzecznym zainteresowaniem, po czym wstał i przyjrzał się wlotom pozostałych korytarzy. Lothel dołączył do niego, obserwując jednak sytuację między ludźmi.

Ofelia wzięła głęboki wdech i odsunęła na chwilę brata. Uśmiechnęła się jak ktoś, z trudem radzący sobie z nagłym nadmiarem szczęścia, wytarła rękawem twarz, choć łzy płynęły jej nadal.
- Coni... - szepnęła. Wstała i podeszła do przyjaciółki, uklękła przy niej i uchwyciła w dłonie jej ręce, położyła czoło na jej ramieniu i zastygła tak na chwilę - Ochroniłas go... - szepnęła - Nigdy nie zdołam ci podziękować...

Związany jeniec, kiedy go posadziliście, wyglądał na wściekłego. Elidisa, który powtórzył pytania, potraktował wzrokiem o ciężarze granitu.
- Masz szansę, elfi śmieciu, uwolnić mnie i odprowadzić na powierzchnię, to zastanowie się nad twoim losem - sapnął - Nie wyglądasz na dość cwanego, by pracować dla tego oszusta - wskazał ruchem głowy na Octavia - i jego szmaciarskiej siostruni, więc masz szansę. Nie spieprz tego.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 08-12-2014, 01:48   

Przesunęła dłonią po włosach dziewczyny, aby upewnić się, że ta żyje i nic jej nie jest. Oczywiście wiedziała o stłuczonym nosie, ale chodziło jej tu o poważniejsze stłuczenia i inne rany. Spojrzała jej w oczy, szukając w nich jakiejś obietnicy, że to już się skończyło. Ale nie skończyło. Zbladła nagle klnąć głośno.
- Osz ku%wa mać... - Spojrzała ze złością na pojmanego mężczyznę przypominając sobie wydarzenia z zaułka. Była wściekła. - Spróbuj tylko uciec, a na wszystkie teralskie biedy obiecuje, że zrosnę Ci tkanki dłoni tak, że nawet dobry medykus Ci ich nie wyleczy. - Zmrużyła oczy zirytowana ty wszystkim co się do tej pory stało.
Wypuściła powietrze próbując się uspokoić i odwróciła się w stronę Ofeli unosząc dłonie ku jej twarzy. Delikatnie dotknęła skóry i chrząstki nosa sprawdzając jakie obrażenia zebrała dziewczyna, by ewentualnie udzielić jej pomocy medycznej. Jeśli to było tylko stłuczenie, oraz pęknięcie naczynek nie widziała sensu marnować mocy. W przypadku złamania.... Cóż, wolała polegać chwilowo na swojej wiedzy. W trakcie tych czynności jej umysł starał się łączyć fakty.
- Ofelia, wiesz, że nie mogłam Ciebie tak zostawić. Ani jego. - Zerknęła z rozbawieniem na Argana. - Aczkolwiek ze wszystkich sił próbował, mi to utrudnić.
Przetarła materiałem płaszcza twarz dziewczyny by oczyścić ją chociaż trochę z krwi póki ta nie zaschnie. Zastygła w trakcie tego ruchu, a jej źrenice rozszerzyły się minimalnie.
- Octavio. Kogo odwiedziłeś kiedy się rozdzieliliśmy w dzień? - Spytała nagle, bez powodu przeszywając go wzrokiem. - Mówiłeś, że chcesz odwiedzić kogoś bliskiego. - Zacisnęła usta. - A tamci zamaskowani... w alejce... Mówili, że zamurowali już jasnowłosą w kanałach. Do kogo zaprowadziłeś tych drani? - Dopiero przed chwilą zrozumiała, że Argan sam zwrócił uwagę przeciwników na swoje słabości...
Słów pojmanego nie słyszała, zajęta tym co sobie uświadomiła. To jeszcze nie koniec tego chędożonego w rzyć fauna dnia. A leszy by to!


---
Psują mi się coś znaki, dlatego tyle edycji... :I
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
Ostatnio zmieniony przez Powój 08-12-2014, 01:49, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 08-12-2014, 03:24   

Naramienniki zaskrzypiały donośnie, gdy objął siostrę. Przez moment pozostawał czujny i spięty, obawiając się podstępu, ale...
Znał to ciepło. Znał ten sposób przytulania.
Ostatni raz przytulali się tak cztery lata i dziesięć miesięcy temu, gdy mieli zostać przydzieleni do zupełnie innych oddziałów. Żołnierze z tentara pertama byli nieugięci, nikt nie mógł się wyłgać od tego rozpaczliwie przeprowadzanego poboru. Styria upadała. Ulundo i kapłani leżeli ogarnięci maligną w nieustannie wycofujących się lazaretech. Każdy kto był w stanie utrzymać broń był brany do tentara ke’empat. Każdy musiał bronić wolności przed nadciągającym nieubłaganie Wergundzkim walcem, miażdżącym wszystko na swojej drodze.
Żegnali się niemal przekonani, że już nigdy nie dane im będzie się spotkać. Żegnali się odchodząc do armii, która ginęła. Żegnali się, będąc pełni strachu i napięcia. Żegnali się zupełnie tak, jak teraz się witali...
Jak mógł ją o cokolwiek podejrzewać!? Jak mógł pozwolić, by ktokolwiek ją krzywdził!
Był na siebie zły. Za to, że uciekł z frontu, zostawiając ją. Za to, że zapomniał o niej, pławiąc się w lecordzkich luksusach. Za to, że kazał na siebie tak długo czekać, a gdy się już spotkali, nie był w stanie jej upilnować.
Ale przede wszystkim był na siebie zły za te głupie podejrzenia, które zrodziły się w nim przez cały ten czas poszukiwań. Jak mógł ją o cokolwiek podejrzewać!? To była jego siostra! Nieważne, po czyjej stronie stała, nie ważne kto jej groził - on zawsze będzie po jej stronie.
Popełnił wiele błędów. Teraz już jednak nie pozwoli, by cokolwiek oddzieliło go od siostry. Nie mógł sobie pozwolić na kolejną jej stratę.
Wtulił się mocno, zapominając o otaczającym go świecie. Zmniejszył swój uścisk dopiero gdy Ofelia syknęła cicho, przygnieciona naramiennikami. Wszelkie zmęczenie, przemarznięcie, a nawet wywołane walką napięcie znikły gdzieś w otchłani. W końcu czuł, że wszystko zaczyna się układać. W końcu przyszłość zaczęła nabierać jaśniejszych barw. W końcu!
Chędożyć wszystko! Chędożyć intrygi, pierścienia, porwania...! Liczy się tylko jej bezpieczeństwo. O świcie załatwiamy pierwszy lepszy statek do Birki i zostawiamy to wszystko za sobą!
Zwolnił uścisk dopiero gdy Convolve pochyliła się nad Ofelią. Uśmiechnął się do medyczki słysząc, jak mówi jego siostrze o próbach utrudnienia. Był niesamowicie wdzięczny Convolve. Zaczął się zastanawiać, jak będzie mógł się jej odwdzięczyć za to wszystko... Jej, Elidisowi, Tavar...
Chwila.
Co przed chwilą powiedziała?
Serce stanęło mu w miejscu.
Nie, nie przesłyszał się. A nawet jeśli... To to miało sens. To miało bardzo logiczny i bardzo przerażający sens.
Pobladł wyraźnie, w ułamku sekundy przybierając niemal trupi kolor. Poczuł, jak przez całe ciało przebiega go dreszcz przerażenia, a krew chowa się głęboko wewnątrz jego kurczących się wnętrzności. Mimowolnie puścił dotychczas obejmowaną Ofelię.
Przyszłość, którą jeszcze kilka sekund temu zobaczył w jasnych barwach nagle jakby przed jego oczami pękła i rozsypała się, niczym uderzone nożem lustro.
Nie... To nie może być... Nie... NIE!!!
Zerwał się na nogi i błyskawicznym ruchem doskoczył do jeńca. W locie chwycił go za gardło, wywracając i dociskając do ziemi. Trzymając go mocno za szyję, niemal dusząc, pochylił się nad nim niemal stykając z nim twarzą. W jego oczach widać było szał.
- GDZIE JĄ PORWALIŚCIE!!! - wyryczał głosem który niewielu uznałoby za naturalny, opluwając przy tym znajdującą się ledwie kilka centymetrów od niego twarz jeńca - GDZIE JĄ CHCECIE ZAMUROWAĆ!!!
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 08-12-2014, 14:50   

Elidisowi urosło serce na widok sceny która się przed nim rozgrywała.
Oto kochające się rodzeństwo odnalazło się po latach rozłąki. Wręcz czuł ich radość, dało się ją namacać w powietrzu.
Łza spłynęła mu po pliczku.
Ledwie kilka lat temu on sam był w podobnej sytuacji. Będąc jeszcze obywatelem Hethanoru udał się by odnaleźć zaginioną siostrę. Daleko, wśród Teralskich lasów i puszcz. Jednak jemu nie dana była przyjemność i ekscytacja ponownego zjednoczenia.
Odnalazł siostrę. Martwą, gdzieś na ziemiach krasnoludów. To jej widok, jej bezsensowna śmierć zaprowadziły go tu, gdzie jest dzisiaj. To był ostateczny argument, który przekonał go, że zmiany jakie chciał wprowadzić były potrzebne natychmiast.
Byłaby dumna widząc go teraz.
Poczuł radość, dumę i wielki żal.
Tym bardziej wyprowadziły go z równowagi słowa jeńca.
- Zła odpowiedź! - syknął wściekle po czym bez ceregieli przywalił mu pięścią w twarz. - Dam ci jeszcze jedną szansę odpowiedzieć po dobroci, albo ten pan - wskazał zwiadowcę - zrobi ci z mózgu budyń!
Ledwie zdążył dokończyć i nagle zderzył się z pędzącą ścianą. Nie, to był Octavio. Zaczął drzeć się na więźnia, a Elidis patrzył się na niego lekko otępiały.
Dopiero po chwili dotarły do niego słowa Conv.
Gdzie ją... Kogo? A więc to co powiedzieli... Ciekawe, ale jest jeszcze jedno.
Podniósł się, otrzepał się. Spojrzał w oczy Lothela, mówiąc mu "bądź gotów".
Razem z Lothelem odciągnął Octavia od jeńca. Zwiadowca dodatkowo poprawił węzeł, który naruszył zbrojny.
- Jakkolwiek jestem ciekaw o kimże to rozprawiacie, zapewne o tej niewieście, z którą Octavio spotkał się, bodaj wczoraj, w waszej suterenie - zaczął wysoce arystokratycznym tonem - to chciałbym też zapytać o coś ciebie, Convolve. Być może przesadzam, ale wydaj mi się podejrzanym, że potykasz się robiąc piekielnych huk kiedy staramy się skradać - zawiesił głos, popatrzył jej w oczy. - Chciałaś pomoc im? Czy może komuś innemu...? - przeniósł ciężkie spojrzenie na Ofelię.
Niech się dzieje co che, trzeba to rozwiązać tu i teraz. Inaczej nie zdołamy dotrzeć dalej.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 08-12-2014, 17:46   

/uff, spróbuję to teraz ułożyć w logiczną chronologię, ale mogę nieco zamieszać/

Elidis:
jeniec potraktowany po paszczy otrząsnął się, wyraz twarzy z przypominającego wściekłą fretkę zaczął przypominać fretkę w ciężkim szoku. Zdaje się, że na końcu języka miał coś w stylu staroświeckiego "jak śmiesz...!", ale sie chyba rozmyślił. Możliwe, że buty Lothela, który na twoje wezwanie podszedł bliżej, znajdujące się dość blisko jego rozmaitych organów, miały z tym coś wspólnego.
Oblizał pęknięta wargę w trakcie, kiedy kończyłeś mu wyjaśniać, na czym stoi (leży) i właśnie otwierał usta, aby ci odpowiedzieć, możliwe, że dla odmiany z sensem.
Ale nie zdążył.
Bo wpadła na niego ściana.
Znaczy Octavio.
Osobnik o aparycji fretki został rozprasowany na płasko tuż obok swojego poległego kolegi. Z kazdym wywrzeszczanym przez Octavia słowem jego oczy powiększały sie o kolejne pół metra, trzymany za gardło nie bardzo mógł coś powiedzieć, choć ewidentnie bardzo chciał.
Kiedy go odciągnęliście, też chciał coś powiedzieć, ale dłuższą chwilę zajęło mu odzyskiwanie oddechu. Gdy już mu się to udało, wystękał bardzo wiele wnoszące:
- Aleee.... co???!!!!!

Lothel z uwagą oglądał całą scenę, niewiele z niej rozumiejąc, jednak doskonale czytał mimikę i mowę ciała. I w tym momencie skupił wzrok na Ofelii.

Dziewczyna zdążyła się uspokoić już. Krótki rzut oka na nią poinformował elfa, że choć panna nie była brunetką, to określenie "jasnowłosa" raczej nie było o niej. Kiedy Convolve zaczęła mówić, Ofelia najpierw słuchała z lekkim niezrozumieniem, potem z niepokojem, potem zmarszczyła brwi, usiłując zrozumieć, o co chodzi i opanować ogarniające ją przerażenie.
Reakcja brata przestraszyła ją autentycznie i naprawdę, tego Lothel był pewien. Ton głosu, nad którym bardzo próbowała zapanować, upewnił go w tym jeszcze bardziej, nie rozumiał jednak, dlaczego dziewczyna aż tak zbladła i tak bardzo z trudem panowała nad drżeniem warg.
- Na miłość bogini, kogo... o co chodzi?... - szepnęła, a elf usyszał,jak przełyka ślinę przez zaciśnięte gardło.

Nie przyglądał się dłużej, bo trzeba było Octavia odciągnąć od jeńca, zanim go udusi. Zaczął się znów przyglądać obu dziewczynom, gdy Elidis zadał swoje pytanie, w międzyczasie maskując przemożną chęć parsknięcia śmiechem na widok wypracowanego arystokratycznego sznytu przyjaciela. Tylko Elidis nie wiedział, jak wiele kosztowało wszystkich dookoła robienie poważnej miny kiedy on odgrywał arystokratę...
Ofelia nie zwróciła na to uwagi. Gdy pytanie do niej dotarło, twarz zmieniła się jej nie do poznania. Nadal była wyraźnie zdenerwowana, zmieszana, zdziwiona. Ale jakoś inaczej. Groza zniknęła na chwilę z jej oczu.
- Panie elfie - powiedziała, podnosząc na Elidisa szeroko otwarte, bardzo pełne szczerości i zmęczone oczy - myślę, że Coni chciała mi pomóc, tak zakładam, inaczej nie mieszałaby się w to wszystko. Chcę się dowiedzieć, jak się udało uwolnić Argana, zakładam, że wam wszystkim powinnam za to dziękować...? Ale najpierw... o kogo...?
W tym samym momencie wmieszał się Kiethen.
- Nie chcę przerywać tego niezwykle owocnego spotkania, ale nie jesteśmy tu sami - zakomunikował z chłodnym spokojem, stojąc oparty o naroże muru z mieczem zarzuconym nonszalancko na ramię - A do tego, o ile ów dżentelmen nie ma nic wspólnego z elfką z poselstwa, to wolałbym zająć się tropieniem tejże. Jeśli nie macie nic przeciwko.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,06 sekundy. Zapytań do SQL: 10