Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Przygoda #24.1
Autor Wiadomość
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 02-03-2015, 23:09   

Elidis wpatrywał się w grot włóczni przed sobą.
Czarny i lśniący, nawet całkiem ładny, ciekawe co to? Jakieś szkło wulkaniczne? Wyglądałoby bardzo dobrze w łazi, albo na kominku...
Wciąż ściskał się za brzuch. Cholerny babsztyl Przywalił mu z buzdygana. Od kiedy w ogóle Tubylcy mieli buzdygany!? Cywilizują się cholery... Szkoda tylko, że nie zaczęli od muzyki, rzeźby, czy poezji. Nie kurde musieli zacząć od broni i technik wojennych. Typowe.
I skąd tu Gobliny? Ze wszystkich stworzeń ziemi, nieba i podziemi akurat Gobliny. Świetnie. Ciekawe co ich połączyło, rzecz jasna oprócz paskudnych mord. Oczywiście ten sojusz wróżył im jak najgorzej, liczebność i siła tych dzikusów w połączeniu z wiedzą Goblinów dawała bardzo niebezpieczną mieszankę.
Do walki z nimi przyda się sojusz z krasnoludami, lub... lub z podziemnymi - zerknął ukradkiem na Leite. - Nie, im nie można ufać, ani im, ani Laro. Krasnoludy, to najlepsza i jedyna opcja. Szkoda, że dostali wpierdziel...
Podniósł wzrok na dowódcę oddziału. Czy wszystkie Tubylki przy władzy miały czerwone włosy? To moda jakaś, zwyczaj, czy po prostu wszystkie są potomkiniami jednych lędźwi? Zresztą jakie to ma znaczenie.
Kiedy tak siedział i szykował się by coś powiedzieć poczuł delikatny ruch skały pod sobą, a jego czuły słuch wychwycił coś jakby kruszącą się skałę. Zrozumiał. Wielki miś za nimi zaraz się uwolni i dopiero wtedy zacznie się zabawa.
Modlił się by był po ich stronie...
Chciał rzucić zaklęcie, zabrać ich stąd za pomocą potężnego podmuchu wiatru. Byłoby nieprzyjemnie i strasznie by huśtało, fakt, ale byliby poza zasięgiem niedźwiedzia. Nabrał mocy, rozłożył ją równomiernie po całym ciele, był gotów. Już otwierał usta by wyszeptać czar, kiedy ubiegł go Eri.
Eri, którego obecności niemal nie zauważał nagle się ożywił i walną takim czarem jakiego elf sam by się nie powstydził.
Na oczach maga wielka fala wody wypiętrzyła się ze stawu. Kilku Tubylców także spojrzało w tę stronę i podobnie jak elf oniemieli ze zdziwienia. Potęga wodnej góry, która nagle śród nich wyrosła była złowrogo hipnotyzująca, tłumiła nawet instynkt, który krzyczał w panice, wiedząc co zaraz się stanie.
Wszystko to trwało ledwie ułamki sekund.
Fala załamała się i z potwornym szumem runęła na salę. Stojący najbliżej zostali dosłownie zmieceni, a woda wciąż parła naprzód z nieodpartą siłą. Elidis zbyt późno uwiadomił sobie, że pędzi prosto na niego. Źrenice momentalnie mu się rozszerzyły. W ostatniej chwili nabrał wody w płuca i zakrył głowę.
Następnie uderzyła w niego fala.
Nie była aż tak silna, jak się spodziewał, lecz wciąż przesunęła go po posadzce i wyrzuciła w zgoła odmiennym miejscu. Jakimś cudem uniknął też zderza z czymkolwiek głową. Rozejrzał się lekko oszołomiony. Wciąż znajdował się przed misiem jednak w innym miejscu. Chwilę potem Eri kontynuował swoje zaklęcie i elf z przerażeniem poczuł, jak woda wokół niego gęstnieje i zmienia się w twardą skorupę lodu.
Nie miał czasu na reakcję. Został uwięziony, choć ręce i głowę miał, na szczęście, ponad taflą. Przez chwilę chciał się uwolnić za pomocą zaklęcia ciepła, szybko jednak porzucił ten pomysł. Bał się, że uwolni wrogów.
Zrobiło się zimno, tak cholernie zimno...
Niedźwiedź z niesamowitą jak na takie rozmiary gracją ruszył po lodzie i zatopił kły w Tubylcu.
Elfowi chciało się śmiać, dziko, opętańczo, strasznie, tak jak to on potrafił, ale obawiał się, że nie był to najlepszy moment, choć obiecał sobie, że po całym tym starciu będzie się śmiał długo, głośno i donośnie. To jest, jeżeli przeżyje...
Zobaczył jak niedźwiedź kieruje się na rudą Tubylkę.
Dobrze, ale pozwolę sobie zwiększyć twoje szanse...
- Vaku soru neratekada! - powiedział celując w kobietę dłonią, błysk wywołaj, formuj, potężna eksplozja białego światła widzialna tylko dla oczu kobiety.
Zamierzał poczekać, aż lód stopnieje, po czym przystawić srebrny nóż Szrapnela do gardła kobiety i w ten sposób szachować jej komando.
Teraz to oni będą musieli złożyć broń, albo ona zginie. Elf uśmiechnął się do swoich myśli. I tak zginie i reszta jej komanda też. Tubylcy to bezwzględni wrogowie nie znający litości, wiarołomcy. Nie można było ich zostawiać żywymi.
Zaczął szczękać zębami z zimna. Ile będzie trzymać ta przeklęta skorupa?
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
Ostatnio zmieniony przez Elidis 02-03-2015, 23:15, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Sleith 
Zjawa


Skąd: Kraków
Wysłany: 02-03-2015, 23:54   

~~~~~~
~pytanka
1. Kto nade mną stoi(goblin/człek/Kodran)? I jakiej mniej więcej jest postury?
2. Jakim typem ostrza we mnie celuje(miecz/włócznia/cokolwiek)?
3. W którą część ciała celuje?
4. Jak daleko od ciała jest ostrze?
~~~~~~
_________________
"My steel is warm my face is stained with blood"
~~~~~~~~~~
2014Nelramar- Sleith- Podziemny
Epilog2014- Vitrem Erasgot(Esu)"najemnik"-Niebiescy
 
 
Leite 
Elfi doradca


Skąd: Poznań
Wysłany: 03-03-2015, 01:04   

O dziwo, nikt mnie nie uderzył za komentarz. Rozesmialam sie cicho. Ciekawe, co zrobią. A wówczas wydarzyło sie wiele rzeczy na raz. Miś ruszył, Elidis znów krzyczał zaklęcie. Zatem na wszelki wypadek zamknęłam oczy, nie znam sie na magii, skąd mogę wiedziec, co rzucił. Przez co dziki szum i wielka, mokra fala na mojej głowie mnie zaskoczyły. Leżałam na plecach, przez co wlało mi sie troche do nosa i ust, zaczęłam zatem kaszleć. Przetarłam oczy a potem usiłowałam zachamowaniu rekami i nogami, gdyż fala mnie poniosła. Gdy sie uspokoiło i chciałam wstać, okazało sie, ze nie mogę, gdyż woda zmieniła sie w lód i trzymała moje ręce i nogi w mocnym uścisku, właściwie to byłam w pozycji półleżącej tyle ze ręce miałam wyprostowane i zamrożone do łokcia. Super.
Po chwili przekonałam sie ze większym problemem w tej sytuacji jest zimno niz unieruchomienie. Zaczęło dogłębnie mnie przenikać, przez co zaczęłam szczekać zębami. Oby to szybko zdjęli...usiłowałam rozejrzeć sie i zobaczyłam wolnego juz misia. Zjadł tubylca. Mam nadzieje ze mnie tak nie chce jeść...
_________________
2014r. II - Infelix Laryjka [??]
2014r. Epilog - Sephi'Rah (Sefii) Podziemna [*]
2015r. II - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*]
2015r. Epilog - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*], aktualnie Tymen Mgieł
2016r. III - Tanwe'Ivare, Aenthilka
2016r. Epilog - Aurelia d'Lombre d'Itharo człowiek
2016r. Zimowy - Tulya'Leite Enri Aenthilka w futerku
2017r. III - Mea'Aran Tlais Orthogok, podziemna bliźniaczka
2018r. Zimowy - matrona Mea'Aran Tlais Orthogok, już nie bliźniaczka.
_______________________________________
"Mlem"

 
 
Sleith 
Zjawa


Skąd: Kraków
Wysłany: 03-03-2015, 01:34   

Po nagłym wkroczeniu tubylców oraz goblinów. usiłował walczyć. Jednak pod ich liczebnością nie miał szans, tym bardziej, że jego bronią był ów czarny sztylet. Ze zdziwieniem zauważył, że broń dobrze się sprawuje, jednak nie zdołał zadać poważnych ran. Jednocześnie zauważył, że i tubylcy posługują się podobnym materiałem do budowy większości swojej broni. Walczył jak umiał najlepiej gdy nagle od tyłu został uderzony pałką....<"Znów...dlaczego ostatnio dostaję co chwila znienacka pałkami?... przynajmniej mnie nie ogłuszył...">
Następnie gobliny otoczyły go jedne wytrącił mu broń i gotowy do zadania ciosu ponownie stanął nad najemnikiem. Esu zdziwił się, gdy goblin położył nogę obok jego talji jednak nie próbował przytrzymać go nogą<"Sprytne zachowanie, ze względu na przewagę masy, wie, że mógłby takim posunięciem łatwo stracić równowagę. Nie spodziewałem sie takiej inteligencji po goblinach....za mało o nich wiem...w którejś ze świątyń na pewno będą mieli o nich więcej informacji.">
Starając się otrząsnąć po uderzeniu postanowił rozglądnąć się dookoła, nie do końca rozumiejąc wszelakie krzyki które dookoła słyszał. Jednak starał się to robić z największą uwagą starając się nie wzbudzić podejrzeń goblina.
Wtem zauważył falę...wielką falę która wyrosła z jeziora po czyimś krzyku...Eri, to musiał być on~ Chwilę później fala ruszyła, uderzając wszystkich po drodze. Gdy dotarła do leżącego, zauważył on, że goblin mimo swego sprytnego planu stracił pewność w nogach, dodatkowo fala ta rozproszyła jego uwagę. Samym leżącym lekko pchnęła w kierunku ściany. Esu postanowił wykorzystać moment i gdy fala zaczęła wracać, wracając razem z nią kopnął, lewą nogą, on goblina kolano od wewnętrznej strony. Ten próbował utrzymać równowagę, jednak cofająca się fala podcięła jego drugą nogę i padł on na najemnika. Opadając zamachnął się jeszcze usiłując go uderzyć. Jednak w tym momencie Esu kopnął prawą nogą w miejsce gdzie u człowieka powinny być żebra. To uderzenie całkowicie wybiło z równowagi atakującego, a ręka z jego bronią powróciła do jego ciała. Jedyną nadzieją była możliwość przechwycenia ów broni od goblina zanim ten upadnie. Co z resztą spróbował zrobić.
_________________
"My steel is warm my face is stained with blood"
~~~~~~~~~~
2014Nelramar- Sleith- Podziemny
Epilog2014- Vitrem Erasgot(Esu)"najemnik"-Niebiescy
 
 
Bryn 


Wysłany: 03-03-2015, 02:44   

Po rozbrojeniu leżał, przyciśnięty do ziemi. Rana na żbrach piekła, ale nie było to nic, czego by jeszcze nie przeżył. Była to rana raczej niegroźna. Leżał i nasłuchiwał, oczekując dalszego rozwoju wypadków. I tak się stało. Najpierw usłyszał krzyk Eriego i szum wody. Potem poczul, co się stało, kiedy woda zalala. Krztusząc się, zobaczył, że wrogowie poprzewracali się i zostali rozproszeniu. Spróvował wykorzystać sytuację, sięgając po najbliższą leżącą obok broń, o ile taka była. W momencie, w którym próbował wstać, uslyszał kolejny krzyk i poczuł, jak jego nogi zostają uwięzione. Popatrzył się w ich stronę i zobaczył jaskinię skutą lodem, a wraz z nią jego nogi. Zobaczył, że niedźwiedź został uwolniony. Liczyl na to, że uda im się jeszcze z tego wyjść. Będąc unieruchomionym czekał na to, co się wydarzy.
_________________
2011 i 2012 - Tirianus Taeleth, kapłan bitewny Silvy
2013 - Emrys, syn Drogowita z Wojniłłów Karanowic, witeź / Małgorzata
2014 - Cadan a.k.a. Kaban/Shazam/Conan - laryjski psionik
2015 - Brynjolf Gunnarson Sliabh Ard
 
 
Kodran 


Skąd: Warszawa/Piastów
Wysłany: 03-03-2015, 18:41   

Lecąc zamknął oczy. Domyślał się, że coś takiego może się stać. Oczywiście nie fali wody i lodu, w który uderzył, lecz ciosu otrzymanego nie od tubylca.Takie życie
Otworzył oczy i po chwili czuł już ból. Pomacał, i na szczęście wcześniejsza rana się nie otworzyła, ale było blisko. To jednak nie zmieniało tego, że był ranny. Muszę odczołgać się od lodu
Wyjął fiolkę oraz kawałek rzemienia z kieszeni i zacisnął na nim zęby. Wylał na ranę jedną dawkę eliksiru zasklepienia rany. Przeczekał aż rana się zasklepi i zaczął szybko czołgać się w stronę nie pokrytego lodem podłoża.
_________________
2013- najemnik Nero(never forgetti)
2014- najemnik Kodran
epilog 2014- znów najemnik Kodran, Imperialista (tak jakby)
2015- Sarell, okrzyknięty Heroldem z Wierzchu (dzięki El)
epilog 2015- Sarell, #dziękiBryn ;)
2016- Severo dar Rodlingen, poborowy z Dakonii, później magnifer Czarnego Tymenu
Później też coś było grane
Ostatnio zmieniony przez Kodran 03-03-2015, 18:43, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Nem 
ja nie chcieć ciastko


Skąd: z tam
Wysłany: 03-03-2015, 18:59   

Zamroczyło ją. Przed chwilą stała… teraz leżała na ziemi, a z jej nosa skapywała krew. Momentalnie zrobiło jej się zimno. Podniosła się lekko i zobaczyła, że jest mokra, jej tunika częściowo zamarzła, a obok niej znajduje się tafla lodu na pół jaskini. Złapała róg sukienki, na którym było trochę lodu i przytknęła do nosa. Wiedziała, że nie da rady się teraz podnieść, bo błędnik jej na to zwyczajnie nie pozwoli. Podpierając się jedną ręką o podłogę zaczęła pełznąć w stronę rannego Cadana. Gdy była już koło niego puściła swoją tunikę i sprawdziła, czy rana jest czysta.
Następnie:

a) jeśli na rogu tuniki, który miała przy nosie nie było zbyt dużo krwi wyleczyła Cadana zaklęciem eraldaceta muthu indargari - życie, skoncentruj, wzmocnij.

b) jeśli na tunice było dużo krwi, złapała jakiś kawałek materiału (jeśli miała jeszcze bandaże to bandaż) i przycisnęła do rany.
 
 
Szamalchemik 
Mistrz Wijów

Skąd: Kalisz
Wysłany: 03-03-2015, 19:15   

Jako osoba która, choćby w małym stopniu, rozpoznawała pierwiastki wody, szybko zorientował się, co za chwilę się stanie. Stał dość daleko zarówno od jeziorka, jak i tubylców. Tafla lodu przykryła jego nogi tylko do ok. wysokości kostki. Rozłupał toporkiem pokrywę lodu i ruszył w kierunku Rudej. To znaczy ruszył i daleko nie zaszedł, bo poślizgnął się na lodowej tafli i poleciał do tyłu. Zmroczyło go na chwilę, ale nie było to nic w porównaniu z obalaniem kieliszków w Kwaterze, więc ostrożnie wstał, już jakieś dwa metry bliżej bajorka. Następnie już ostrożniej postarał się przedostać wgłąb pomieszczenia, świadom, że zaraz nadejdzie odwilż.
_________________
1. turnus 2013 - Szamalchemik Orła
2. turnus 2014, Epilog 2014 - Ysgard Fuilteah Feah, krasnal ze Smoczej
2. turnus 2015 - Julian Skellen, Smoczy kapłan Tavar †
Epilog 2015 - Eanraigh Iainson Borgh Du, przedstawiciel Halfdana, Jarla Północy
Prolog, 3. turnus 2016 - Laurenz (dar) Eich, mag bojowy z kardamonowej bandy, późniejszy członek Czarnego Tymenu
+18, Epilog, Zimówka 2016 - Kethren, niewyspany komandor wywiadu styryjskiego
Prolog 2017 - Tristan Sterling, furier Tercji Gerei †
Bitewny 2017 - Fernan Heyes, oficer Czarnej Tercji
2. turnus, Epilog 2017 - Kethren, "cholerny buc, wyśmienity psionik"
 
 
Szrapnel 
Villsvin


Wysłany: 03-03-2015, 19:51   

Wszyscy zdążyli się odwrócić a ich plecy oświetlił bardzo jasny błysk. Granat oślepiający, był tego pewny. Popatrzył na żołnierzy. Z oddali dobiegały krzyki i szczęk broni oraz głośny szum wody.
-Mam małą sugestię - zaczął -Chyba wypadałoby dołączyć do naszych kompanów, ale do tego musimy stąd bezpiecznie wyjść.
Zajrzał do tunelu i starał się policzyć wrogów na drugim końcu.
-Przy wyjściu stoi trzech, może czterech tubylców. Proponuję się jakoś ustawić, wyjść i spuścić im manto, ale musimy być gotowi, żeby zasłonić oczy i odwrócić się od następnego możliwego granatu.
Popatrzył na jednego z nich, wciąż trzymał kawał mięsa wija.
-Ależ zostaw to na Modwita! No chyba, że zamierzasz użyć tego zamiast tarczy.
Dał znak, żeby się ruszyli. Ich dowódcę chyba zaraz szlag trafi. Jestem trzecią osobą, która im rozkazuje.
_________________
"Pole rażenia granatu jest zawsze o metr większe niż zdołasz uciec"
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 03-03-2015, 23:36   

Oparła się ciężko o ścianę, ściskając zaimprowizowany szpikulec tak mocno, że pobielały jej kostki na i tak bladych dłoniach.
Była słaba. Bardzo słaba. Na zaklęcia nie było co liczyć.
Poczuła dotknięcie znanego jej ciepła na ręce. Chwyciła i ścisnęła lekko dłoń narzeczonego. Palcami dokładnie wyczuwała źle gojące się rany i otarcia po ich pierwszym, nieszczęśliwym starciu z wijem. Westchnęła w duchu. Blizny pozostaną, zarówno te fizyczne jak i psychiczne...
Nagle przyjazna dłoń na moment splotła z jej dłonią palce, ścisnęła nieco mocniej i znikła.
Kątem oka zerknęła na Eriego. Mięśnie szczęki narzeczonego były napięte, a intensywnie niebieskie oczy wpatrywały się w przestrzeń, jakby coś kalkulując.
Znała tę minę.
Eri wyciągnął dłonie przed siebie i zaczął inkantację.
Nie protestowała.
Wpatrywała się z niemym zachwytem w opalizujące na niebiesko krople materializującej się fali. To było to piękno, o którym zawsze mówił z uwielbieniem w głosie, a które w następnej sekundzie zmiotło ludzi z podłogi.
Odwróciła się, lecz Eriego już przy niej nie było. Wspiął się na gzyms i inkantował dalej, gwałtownie zamieniając powracającą falę w lodowe więzienie.
Wiedziała, że to nie jest trwałe wyjście.
Spojrzała na trzymaną w dłoni zaimprowizowaną broń i dziwna myśl przyszła jej do głowy.
Czy ja naprawdę chcę kogoś zabić?...
- Bardzo śmieszne, Emi - warknęła sama do siebie. Odetchnęła.
A czas mijał.
Miała nadzieję, że Eri widząc, co robi, ostrzeże resztę przed ewentualnym cofaniem się.
Uklękła na zimnym i mokrym podłożu, przymknęła oczy. Skupiła rozchwiane myśli, wyciszyła umysł, stając się podobną jej żywiołowi. Wąską strużką Magii utworzyła krąg wokół siebie, o średnicy mniej więcej metra, wyszeptała słowa zamknięcia. Sięgnęła szóstym zmysłem wgłąb skał, 'dotknęła' Mocy w nich zawartej i mentalnie 'pociągnęła' za nią słowami pobrania, wyciągając kilka wstęg i zatrzymując je w swoich dłoniach. Otworzyła oczy i namierzyła stojących w pobliżu tubylców. Czuła, jak Moc mrowi w koniuszkach palców, jak rwie się na wolność.
Nie wolno było czekać.
Do odwilży zostało może kilka sekund.
Kamienna Pani, pomóż mi i moim drżącym dłoniom... Pokieruj moimi ruchami i ruchami Wielości, niech zniszczy ona tych, którzy czynią źle na Twym łonie...
Obok leżał szpikulec, a wokół niego kilka mniejszych skałek. Wzięła jedną z nich i szeptem rozpoczęła inkantację.
- Harria neratekada - przelała część mocy zgromadzonej w dłoni do kamyczka, wyobrażając sobie jak formuje się na kształt grotu strzały, po czym rzuciła nim krótkim, oszczędnym ruchem w stronę najbliższego tubylca, starając się nie trafić przy okazji żadnego ze swoich - eder! - ostatnie słowo miało przyspieszyć pocisk na tyle, by ten wbił się boleśnie w ciało.
Nie patrząc na efekt to samo powtórzyła jeszcze trzy razy, celując do reszty stojących przy nich wrogów. Po drugim razie jednak była zmuszona pobrać nieco energii, gdyż zaklęcie, choć krótkie, tą metodą i tak było wymagające.
Nie wiedziała, jak długo będzie w stanie tak czarować. Profesorowie ostrzegali przed tym rodzajem magii rytualnej, lecz teraz było to jedyne, co mogła zrobić.
Najwyżej będą mnie potem nieść.
O ile przeżyjemy.
Dobra Avgrunn, błagam cię...




/Kamień uformuj - rzuć. Powystrzelajmy tubylczych c: aha, no i może oczywiste, ale wolę napisać - jeśli Emilia nie widzi któregoś wroga, bo np. stoi na drodze Nat, to w niego nie celuje D: /
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 04-03-2015, 01:24   

Kilka sekund zdążyło wywrócić sytuację w jaskini do góry nogami. Przewaga przeciwnika nie była już tak miażdżąca.
Mimowolnie zaczęła się śmiać, choć była zła na siebie za tę przedwczesną kapitulację. Cholera, zaufania więcej we własną szczęśliwą gwiazdę! Moją, albo ich, zaśmiała się w myślach, patrząc na tę porąbaną bandę...
Szybki ogląd sytuacji.
Przed sobą dwóch, tuż przy leżącym bezwładnie Keithenie. Nat jest obok, to pestka. Dalej trzech, uwięzionych lodem, jeśli usunąć tych dwóch, to kolejnych przynajmniej przyblokujemy.
Dalej dwóch kolejnych w lodzie, szarpią się, nie są nawet ranieni. Ale naprzeciwko mają tę elfkę, kiedy lód puści, powinna sobie z nimi poradzić. Dalej... Lothel..
JASNY SZLAG!!!
- Stój!!! - wrzasnęła przekrzykując harmider, zwiadowca opuścił miecz, wzniesiony do dobijającego ciosu - On jest z nami! - dokończyła, widząc, jak Kodran sprawnie odsuwa się od zagrożenia, opatrując ranę. Niech cię cholera, imperialisto! Pomyślała i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Mamy więcej atutów, niż na to wyglądało. Lothel zostawił Kordana, tym samym mógł dać wsparcie Sefii, a ponieważ nie był uwięziony w lodowym zaklęciu, zdążył dobić tubylca, którego wcześniej obalił ciosem w kolano Kodran i skoczył zwinnie na lodową taflę. Dalej dwóch, ale tam jest Elidis, ysgard i ... Convolve na niedźwiedziu...?
Więcej czasu nie było, bo tych dwóch najbliżej skoczyło w kierunku Emilii, oczywiście w kierunku Emilii, próbując wyminąć ją i Nata.
Gwardzista, który sekundę wcześniej wykończył tubylca, którego pod nogi rzucił mu Lothel, uchylił się przed zamachem buzdygana, który mu świstnął nad głową, ale ten wojownik to nie był byle kmiot, zamiast polecieć ciałem w ślad za ciężarem swojej broni, zamłynkował za lewym ramieniem i z wywiniętego nadgarstka grzmotnął Styryjczyka w prawy bark. Rapier doszedł celu, ale ześlizgnął się po ochraniaczu. Tubylec zamachnął się jeszcze raz, tym razem trafiłby niechybnie.
Nad ramieniem Ylvy świstnął pocisk.
Gdyby nie to, że wywijający wokół niej obsydianowy miecz nie pozwalał jej na to, odwróciłaby się ze zdziwieniem. Ten, który walczył z Nathanielem, padł z wbitym w czoło skalnym odłamkiem.
Kocham cię, Emilio! pomyślała, a przeciwnik uznał, że kobieta, z którą walczy, musi być szalona, że się śmieje, gdy jest tak blisko śmierci. Chcąc oczyścić magiczce drogę dla kolejnych pocisków, zrobiła coś, czego nigdy nie robiła. Choć nie była delikatnej budowy, większość przeciwników w walce była cięższa lub dużo cięższa, wchodzenie w zwarcie to nie był nigdy dobry pomysł. Ale teraz było warto.
Obniżyła pozycję, wpadła w przeciwnika barkiem, gwałtownie skracając dystans tak, by nie oberwać ciężkim ostrzem. niesiona własnym rozpędem prześlizgnęła się po biodrze wojownika, oplatając go odwróconym ramieniem za szyję. Uderzyli w lód z chrupnięciem, Ylva niemalże odbiła się od podłoża i zanim tamten się zorientował, oplotła go nogami, dociskając dźwignię na szyi. Gdy zwiotczał jej w rękach, wpakowała mu nóż myśliwski w podgardle.

Nad głową walczących świstnął kolejny pocisk i jeden z uwięzionych w lodzie umarł, zanim zdążył wrzasnąć. Tego na samej krawędzi lodowej tafli, z uwięzioną tylko jedną nogą, zabił Nathaniel.

Ylva podniosła się nad ciałem zabitego tubylca i zobaczyła obraz apokalipsy.
Convolve, przyplaszczona kurczowo do niedźwiedziego futra krzyczała coś, niedźwiedź ryczał. Coś błysnęło, co zapewne było Elidisem, wrzasnęła też rudowłosa przywódczyni tubylców, szarpiąc uwięzione w lodzie stopy. Doskoczył do niej jeden z goblinów, usiłując zasłonić przed szarżującym voghernem, w rezultacie ten po dwóch sekundach wypluł jego zmiażdżone zwołki.
Ysgard, który uwolnił się z lodu, rozbijając go toporem, miał przeciw sobie aż pięciu, jednak skupiali się głównie na wylocie tunelu.
TUnel! Wergundowie i Szrapnel, pięć sprawnych mieczy w sprawnych rękach!
Atakujcie! pomyślała. Atakujcie, do cholery! DObiec tam i pomóc krasnalowi nie było szans, nie przez lodową taflę.
Z trzech goblinów, którzy trzymali Merrena, został tylko jeden, jeden nie żył, trzeci próbował zaatakować niedźwiedzia. Styryjczyk, chwilowo pozbawiony broni, zrobił mniej więcej to, co Ylva chwilę wcześniej - rzucił się z rękami na zielonoskórego wojownika. Wariat, pomyślała, ale obok jest Esu i Kodran, pomóżcie mu... GOblin to nie człowiek, to zbyt poważny przeciwnik do walki wręcz!
Rozległ się kolejny świst i goblin, szamoczący się z Merrenem spłynął bezwładnie na ziemię.
Emilia, kocham cię jeszcze bardziej...

Zaklęcie puściło.
Z cichym westchnieniem woda uwolniona z okowów łagodnie opadła, błyskając taflą, po czym w przeciągu kilku sekund spłynęła grawitacyjnie do bajorka. Mało kto zwrócił uwagę na gromadę bąbelków, które zabulgotały cicho, po czym zmieniły się w kłąb białego dymu.
Ylva zerwała się do ataku, widząc, że kolejny tubylec, ten przy samym brzegu, wstaje na nogi. Był ranny, dopadła go zanim zdążył podnieść broń. Lothel i Nathaniel ruszyli także, ale Sefii była szybsza, dopadając dwóch, stojących przed nią. Zerwał się też Cadan, w rezulacie szybko zyskali przewagę w tym rejonie. Tym bardziej, że obydwaj wojownicy tubylców na chwilę przed ciosem opuścili broń, osuwając się na ziemię. Na ziemi wylądował także Nat.
Ylva rzuciła się więc w kierunku Elidisa i Ysgarda i w ostatniej chwili uskoczyła przed lecącym w jej stronę ciałem rudej wojowniczki. Niedźwiedź, zgodnie z intencją Con, pochwycił ją, ale juz poza tą intencją zacisnął szczęki, łamiąc kości i rwąc ścięga. Wtedy wdał się w to ów goblin, ostatni, który został z tamtej strony. Cios maczugi zabolał, misio puścił ofiarę, która poturlała się i zatrzymała na brzegu jeziorka.
Misio zajął się goblinem. Dwóch w pełni sprawnych tubylców za to miał przeciw sobie Elidis, a że zignorował ich zupełnie, skupiony na pochwyceniu rudej, to nie zdążył się uchylić przed włócznią, ciśniętą z mocnego wypadu. Ładny, lśniący grot z wulkanicznego szkła, które dobrze by wyglądało na kominku, przeszył mu na wylot prawy bark tuż poniżej obojczyka, ułamał się i tam pozostał.
Drugi z tych tubylców zakończyłby życie elfiego mistrza polityki, gdyby nie nóż Lothela, który niechybnie doszedł celu. Siła grawitacji buzdygan spadł na nogę elfa, nie robiąc specjalnej krzywdy poza pękniętą kością piszczelową.

Ylva zamierzała dopaść do tej piątki, od której opędzał się Ysgard, w biegu zdążyła jeszcze wrzasnąć:
- Szrapnel, uderzajcie!!!
Po czym zanim minęła tych dwóch przy Elidisie, długim ślizgiem padła na mokre kamienie posadzki. Ostatnią myślą było "Kodran, co ty, do kurczę nędzy, rzuciłeś w tej flaszce...???"

Tymczasem błękitna poświata wokół was zaczęła powoli przybierać fioletowy odcień. Wszyscy bez wyjątku odczuli zimno, ale ci, których chwilę wcześniej ogarnęła fala, odczuli je bardziej.
Walczy jeszcze pięciu wojowników - 4 ludzi i goblin. Ten ostatni zdążył cisnąć jeszcze raz błyskowym granatem w tunel, ale nikogo nie sięgnął.
Oprócz nich pozostali napastnicy nie są zdolni do walki.

/Zakończcie walkę. Ogarnijcie rannych i zabitych, i ewentualnych jeńców. Zareagujcie na zmieniające się warunki. /
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Leite 
Elfi doradca


Skąd: Poznań
Wysłany: 04-03-2015, 01:48   

Lód pościł. Jak dobrze. Natychmiast zerwałam sie, by sie rozgrzać i zabić wrogów. Gdy mi sie to udało, poczułam straszny chłód. Trzeba znaleść ogien, wysuszyć ciuchy. Zamiast tegopodeszłam do rudej, leżącej przy brzegu jeziorka. Jeśli jeszcze żyje, wiąże jej ręce za plecami i przeciągam w bardziej przystępne miejsce, mając nadzieje, ze z resztą wrogów poradzą sobie inni. Po drodze minęłam elfa. Prawie mi go zal, krwawi, chodzić nie moze...Odlozywszy rudą pod ścianę, oglądam Agata. Następnie pokazuje uzdrowicielce, jeżeli Agat zyje, ze potrzebuje pomocy zaraz po Elidisie. Potem wiąże następnych jeńcow, skręcając w sznurki kawałki ich własnego ubrania. Wysiłek mnie rozgrzał, zatem wycisnęłam z moich rzeczy tyle wody, ile sie da, a potem napiłam sie z jeziorka. Wreszcie...ile mozna nie pic?
Rozejrzawszy sie, stwierdziłam, ze większość jest ogarnięta. Ta cała Emilia całkiem spoko magię ma...Podeszłam do Ylvy.
-Wy...idziecie do Reshi, tak? - Patrzę na nią nieruchomo i gorączkowo mysle. Wreszcie podejmuje decyzje. Jedną z najtrudniejszych. -Nie jestem...dobra, ze mówiłaś zabić...to znaczy, nie jestem...wesoła...ze kazałaś?...kazałaś ich zabić. Był tam brat, moj. Nie ma nic złego..bardziej okropnego od tego dla nas, elfów, moja rasa. Ale gdyby nie wy, ja bym zabita. Chce..sojusz? Tak sie to nazywa? Do czasu, gdy spotkamy Reshi. On zapłaci. Jego wina mocno bardziej. Wy szliscie za nami bo kartki... Pieczęć tez ale kartki bardziej. Reshi miał kartki. Chcę jego krwi i bólu. Nadal cie nie lubie i mam ochotę uderzyć, ale sojusz?... sojusz potrzebny. Jestem to winna. Bo pomoc. Nie atakuje cie w trakcie. Potem pójdę...i nie chce cie wiecej spotkać. Dobra?
Czekam cierpliwie na odpowiedz. Jak mnie zabije to tylko teraz.
_________________
2014r. II - Infelix Laryjka [??]
2014r. Epilog - Sephi'Rah (Sefii) Podziemna [*]
2015r. II - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*]
2015r. Epilog - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*], aktualnie Tymen Mgieł
2016r. III - Tanwe'Ivare, Aenthilka
2016r. Epilog - Aurelia d'Lombre d'Itharo człowiek
2016r. Zimowy - Tulya'Leite Enri Aenthilka w futerku
2017r. III - Mea'Aran Tlais Orthogok, podziemna bliźniaczka
2018r. Zimowy - matrona Mea'Aran Tlais Orthogok, już nie bliźniaczka.
_______________________________________
"Mlem"

Ostatnio zmieniony przez Leite 04-03-2015, 01:50, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Szrapnel 
Villsvin


Wysłany: 04-03-2015, 01:57   

Posuwali się niepewnie na przód nie wiedząc czy nadleci kolejny granat czy nie. Odgłosy walki zaczęły przycichać. Styryjczycy z elfami i Ysgardem musieli sobie świetnie poradzić. Tak, przynajmniej myślał, do momentu w którym usłyszał krzyk Ylvy. Ruszył sprintem do przodu. Za załomem wybuchł jeszcze jeden granat, ale nic mu nie zrobił. Gdy wybierał z przejścia zobaczył miejsce pogromu a potem 5 wrogów wciąż gotowych do walki. Nie zatrzymując się dobiegł do pierwszego z nich odtrącił jego broń za pomocą swojej i kopnął go w środek piersi tym samym wywracając go. Kątem oka zauważył, że Wergundowie też zaczęli już walczyć, więc wykorzystał to i wpakował miecz między łopatki jednego z wrogów, którym byli zajęci. Tubylec kopnięty na samym początku zaczął się podnosić więc najemnik zrobił dwa kroki w jego stronę i uderzył na odlew ostrzem w jego twarz. Żołnierze dokończyli dzieła.
Szrapnel uśmiechnął się zakłopotany ogarniając pobojowisko.
-Chyba się trochę spóźniliśmy. Wybaczcie, te granaty są dosyć irytujące. - zaczął się tłumaczyć - W czym jeszcze trzebaaa... - tutaj lekko się zawiesił widząc Powój dosiadającą ogromnego stwora.
_________________
"Pole rażenia granatu jest zawsze o metr większe niż zdołasz uciec"
 
 
Kodran 


Skąd: Warszawa/Piastów
Wysłany: 04-03-2015, 02:24   

Kiedy lód puścił wstał i zobaczył ostatnich tubylców stojących na nogach. Sprintem pobiegł w ich stronę z wciąż zakryte twarzą. Miecz zostawił w pochwie, wyciągnął finkę. Tubylec zauważył go kątem oka ale za późno się odwrócił i w następnej chwili leżał na ziemi. Jedną ręką zablokował rękę w której przeciwnik miał broń a drugą dźgał go błyskawicznie finkę tak długo aż przestał się ruszać. Popatrzył na zmasakrowane ciało i poczuł nudności. Udało mu się jednak nie zwymiotować i wstał. Dopiero teraz poczuł że jest zimno. Ruszył sprawdzać czy któryś z napastników przeżył. Jeżeli takich znajdzie to związuje ich rzemieniem lub kawałkiem ich ubrania. Szukał też jakiegoś niczyjego płaszcza którym mógłby się okryć.
_________________
2013- najemnik Nero(never forgetti)
2014- najemnik Kodran
epilog 2014- znów najemnik Kodran, Imperialista (tak jakby)
2015- Sarell, okrzyknięty Heroldem z Wierzchu (dzięki El)
epilog 2015- Sarell, #dziękiBryn ;)
2016- Severo dar Rodlingen, poborowy z Dakonii, później magnifer Czarnego Tymenu
Później też coś było grane
Ostatnio zmieniony przez Kodran 04-03-2015, 02:28, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 04-03-2015, 02:42   

Dym paraliżujący, podobnie jak większość różnej maści neurotoksyn, działa dość silnie, ale pod warunkiem zaaplikowania odpowiedniej ilości. Przebiegając przez rejon, gdzie Kodran rzucił granat alchemiczny, zdążyła załapać tego trochę w płuca, dość żeby wyłączyło ją przynajmniej na kilka minut. I to było o kilka minut za dużo.
Nie spodziewała się tu podziemnej, ale już kiedy dostrzegła jej buty, gdy tamta szła w kierunku rudej, wiedziała, że jest problem. Szarpnęła się, próbując przełamać paraliż, ale nic z tego nie wyszło. Miecz leżał tuż obok dłoni, ale wystarczy jedno kopnięcie.
Psiakrew.
Jasny szlag.
No kur**, po tym wszystkim, nie w ten sposób!
Miecz, sięgnąć... się...gnąć... do... miecza....
Za późno...
Słuchała słów podziemnej jednym uchem, z wszystkich sił próbując przełamać paraliż. Powoli pękał. impulsy powoli zaczynały wędrować przez nitki połączeń nerwowych. Dłoń powoli przesunęła się do rękojeści, ale nie ruszyła dalej. Czekała nieruchomo aż ciało odzyska pełną sprawność, a elfka straci skupienie, rozproszy się.
Spodziewając się ciosu, przetoczyła się w bok, zerwała do przyklęku i wyprowadziła nisko idący cios z odwróconego nadgarstka w kierunku wewnętrznej strony uda przeciwniczki. Ale zatrzymała ostrze.
- Nie kazałam ich zabić. Dałam twojemu bratu szansę na dobrą śmierć, czego mało nie przypłaciłam śmiercią z jego ręki. Dałam się omamić, zaufałam niewłaściwym ludziom, tak jak wy. Zechcesz, to po wszystkim wyjaśnisz mi to za pomocą ostrza. Póki nie dorwiemy zdrajców... Niech będzie, sojusz. Nie podniosę na ciebie ostrza.

... chyba upadłaś na głowę, pomyślała. Nigdy nie byłaś dobra w szermierce, ta podziemna położy cię w pół minuty, idiotko. Trudno. Za błędy się płaci.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 04-03-2015, 03:50   

Nagle wszystko zastygło. Zwierzę położyło po sobie uszy wydając z siebie niezrozumiany dla reszty pomruk. Zrozumiała. Jej dłonie poluźniły ucisk na futrze. Wyczuwała jego myśli, jego uczucia, potrzeby.
Bracie.
Więź. Zrozumiała dla nich. Nie władała nim. Wskazywała ścieżkę. Obronili teren. Obronili te nowe ciekawe stworzenia. Obronili co było trzeba obronić.
Spokój.
Nagłe, przytłaczające poczucie bezpieczeństwa. Zwierzę zamruczało znów, chociaż bardziej to przypominało charkot, zrozumiała. Przyłożyła dłonie do jego karku skupiając się na energii zamkniętej w tym wielkim ciele. W tym samym momencie łapy zgięły się a cielsko opadło do ziemi patrząc podejrzliwie na pozostałych. Pozwoliła by ciepło popłynęło jej dłońmi. Stwór rozumiał jej wyczerpanie, wraz z nim broniła jego terenu. Zasłużyła na siłę.
Siła jaką dawało życie wniknęła w głąb jej ciała. Czuła ciepło zagnieżdża się w jej trzewiach wyganiając niepewność. Zmęczone mięśnie przestają drżeć a ciało rozpoczyna powolną regenerację. Pusty żołądek przestał wyć w spazmatycznych atakach.
Kolejny pomruk. I myśl która ją rozbawiła na tyle, że parsknęła krótkim śmiechem.
- Nie bracie. Nie będę jeść goblinów. Ale ty się częstuj do woli. – Odparła otwierając oczy. Dziwnie było znów spoglądać na świat w ten sposób. W dodatku z grzbietu stworzenia.
Wdzięczność.
Zsunęła się po jego boku dziękując myślami za to, ze się położył tak by bezpiecznie mogła znaleźć się na ziemi. Z dłonią zanurzoną wciąż pośród futra posłała kolejną myśl w głąb jego ogromnego cielska tak by dopadła do jego myśli.
Bezpieczeństwo.

Ogarnął ją obraz pobojowiska. Krew spływała powolnie w stronę jeziorka tworząc krwawe jęzory pośród kamieni. I wtedy dotarła do niej świadomość tego jak wiele się stało przez ten krótki moment gdy scaliła swój umysł ze zwierzęcym. Dostrzegła leżącą i już związaną rudą. I Elidisa trzymającego się kurczowo za prawe ramie w którym tkwiła broń i nieprzytomny Keithen lezący wśród kamieni. Chciało jej się przeklinać, ale nie miała na to czasu.
- Nem! Powstrzymaj krwotok u tej kobiety tak długo jak dasz radę. – Poderwała się z kamieni w stronę leżącego stytyjczyka. – Elidis ani mi się waż wyciągać ostrze. Zostaw je gdzie jest bo ranę otworzysz! –Rzuciła za siebie dopadając nieprzytomnego.

Wypuściła myślową sondę kontrolując jakich ran doznał. Jeśli miała doprowadzić do stanu używalności pojmaną rudą to musiała działać ostrożnie. Jego twarzą zajmie się później, musiała powstrzymać krwotok wewnętrzny spowodowany pękniętą śledzioną a potem ruszy dalej.
Zaczerpnęła mocy na tyle by zmusić rozerwaną tkankę do zregenerowania. Ból przekierowywała na siebie, lewy bok płonął gdy leczyła mężczyznę. Powstrzymując to co najgroźniejsze rzuciła tylko w głąb jego umysłu myśl.
Spróbuj umrzeć a na Tavar, obiecuje, że wskrzeszę Cię i zabije własnoręcznie Keithen.

Następnie wstała od jego ciała ruszając do rudowłosej kobiety. Po drodze zgarnęła od Ysgarda świeczkę którą wcześniej zapalił.
Uzdrowicielka z którą przyszło jej pracować rozwiązała więzy którymi spętano ramiona kobiety. Con uśmiechnęła się widząc to. Najwyraźniej Pethabanka znała się na swym zajęciu. I dobrze. To było im teraz potrzebne jak jasna cholera.
- Torba. – Bez zbędnych słów poleciła dziewczynie. – Najpierw niebieska butelka, zagęszczenie krwi. Zmuś ją żeby wypiła. – Specjalnie wyjaśniała co ma na myśli. – Tylko połowę. – Wzięła głębszy wdech patrząc na działania magiczki. – Dobra. Nastawiamy jej kości. Szybko. Jeśli wyczujesz gdzieś odpryski kostne, wytnij. Liczy się czas. Nie zszywaj nawet ran. – Wyciągnęła zza paska nóż i położyła go sobie na kolanach.
Spojrzała w twarz kobiety która wydała najprawdopodobniej rozkaz do ataku. Doceń to, że cię ratuje. Spojrzała na położoną przed siebie świeczkę.
- Pani, błagam Cię byś udzieliła mi mocy bym uleczyła tą kobietę. Rozumiem, że jest ona naszym wrogiem i dąży ona do krzywdy nie tylko naszej lecz i twojej. Lecz potrzebujemy jej żywej by zniszczyć tych którzy ją tu przysłali. Pozwól więc by moja siła na nią wpłynęła. By nie oszalała z bólu, by mogła iść. W myśli mej jest to, by ciało miała żywe lecz duch jej pozostać winien uśpiony. Nie przejmę jej bólu gdyż będzie on zbytnim ciężarem, a nie obciążę też nikogo zbędnym cierpieniem. Muszę pomóc jeszcze innym, którzy służą w twym imieniu lecz do tego potrzeba sił. Pomóż mi pani. – Skupiała wzrok na płomieniu. – Tak jak ja pomagam znieść innym cierpienie, teraz proszę byś ty wsparła mnie w tej godzinie.
Zamknęła oczy czując ruch gdzieś w głębi umysłu. A następnie pochyliła się nad kobietą. Szarpnęła najpierw jej ramieniem układając w odpowiedniej pozycji. Potem przesunęła dłońmi wzdłuż wyszukując kostnych odłamków, te które znalazła – wycinała. Potem nastawiła bark. Kolejno ułożyła odpowiednio żebra i obojczyki. Następnie nogi, miednica. Z kręgosłupem było najtrudniej, w końcu wraz z Nem sprawdziły po raz ostatni czy nie pozostawiły jakiś kostnych odłamków mogących zaszkodzić dalszemu leczeniu. Wytarła krew rudowłosej we własne spodnie i ponownie wskazała na torbę.
- Teraz regeneracja. Szary płyn. Daj jej całość. Ja wzmocnię efekt na tyle, na ile będę mogła. Potem zajmij się Elidisem. – Zaczekała aż dziewczyna znów wmusi eliksir w ich pacjentkę i położyła dłonie na jej ciele.
- Bogini. Pomóż mi.
I wnikał w głąb jej układu nerwowego. Szkody jakie poczynił zwierz były ogromne. Jednak musiała działać, nie mieli czasu.
Zajęła się tkanką płucną uszkodzoną przez pęknięte i przestawione żebra, następnie złączyła kości delikatną tkanką kostną. Następnie kolejne organy wewnętrzne. W jej głowie istniały tylko układy które należało scalić, połączyć, odbudować. I energia którą do tego zużywała. Eliksiry pomagały, jednak nie były wykonać wszystkiego. Czuła też siłę, oparcie jakie stanowiła dla niej Bogini.
Ustabilizowała naruszone kręgi, odbudowała nici rdzenia kręgowego. Zasklepiła rany stworzone przez ich ostrza na jej skórze. Rudowłosa obca była teraz delikatna niczym lalka. Jednak regeneracja wzmocni to czego ona dokonała, będą w stanie ją nieść bez obaw, że zginie od błędnego ruchu.
Wycofała macki mocy i wstała.

Ruch być może okazał się być zbyt szybki, a może zbytnio nadwyrężyła własne siły. Zatoczyła się widząc przed oczami tańczące mroczki, krew popłynęła z jej nosa. Niedźwiedź patrzył w jej kierunku, sapnął niespokojnie patrząc jak jego część traci siły. Ale nie ruszył wciąż trwając przy nadgryzionym kawałkiem goblina. Podczas gdy ona leczyła złe o ognistych włosach, on się pożywił. Kilkukrotnie podszedł niebezpiecznie blisko ciekawych obcych by poznać ich zapach. Widząc ich nieufność w końcu legł obok rozpoczętego posiłku, musiał uzupełnić własną energię skoro jego część energię przyjęła. Teraz zaś patrzył jak część wędruje do leżącego na ziemi mężczyzny. Wiedział co czuje część. Widział to wcześniej w ich umyśle gdy zawahała się przed atakiem. Ale milczał. To część decydowała.

Nie ścierając nawet juch podeszła do Styryjczyka leżącego pośród kamieni. I znów wysłała swe myśli by skontrolować jak jego stan się zmienił. Śledziona zdawała się być w lepszym stanie niż kilka minut temu. Obawiała się jednak o pęknięcie niszczące strukturę czaszki. Żebra w stosunku do pozostałych obrażeń były prawie nic nieznaczące.
Wróciła na powrót we własny umysł i najpierw ułożyła złamane żebra pod odpowiednim kątem tak by ich ułożenie zgadzało się. Nie wyczuła wyraźnych odprysków. Następnie zajęła się twarzą nieprzytomnego. Nastawiła nos by zrósł się chociaż w ułamku tak jak powinien, przeczuwała jednak, że to nie pierwszyzna dla niego mieć złamany nos. Coś jej się zdawało, że jako młokos był typem skorym do bójek z kolegami. Potem wyciągnęła odpryski kości które znajdowały się w rozbitej kości policzkowej. Pęknięcie biegło częściowo przez szczękę, naruszało też wcześniej wspomnianą kość policzkową. Poprawiła ułożenie obu i sięgnęła po moc.
Ból uderzył w nią jak grom. Nie miała sił by go blokować. Poprzez trawiący ją płomień zmusiła energię własnego ciała do przeniesienia się. Czuła odbudowujące się tkanki pod swymi palcami. Formowała je na wzór odnaleziony w umyśle, tak jak u Cadana. Tyle, że twarz Styryjczyka sprzed wypadku pamiętała bardzo dokładnie.
Trudność polegała na tym, że w normalnych warunkach Keithenowi zaaplikowano by magiczną kurację i następnie zalecono długie leczenie w którymś ze szpitali. Oni nie mieli na to czasu.
Jak oprzytomniejesz to ani mi się waż dzielić ze mną energią.
Zmusiła więc tkanki do czegoś, czego nawet u rudowłosego więźnia nie dokonała. Nie dość, ze wytworzyła wzór tkanki w to jeszcze rozkazywała jej się wzmocnić. Czuła jak energia ucieka jej niczym piasek pomiędzy palcami. Niedźwiedź podzielił się z nią częścią tego co mógł. Bogini też była gdzieś na skraju jej mocy. Jednak czuła, że zaraz zemdleje. A jeszcze Agat który dostał włócznią. Nie, nie mogła. Musiała wytrzymać.
I wytrzymała. Odsunęła się od mężczyzny patrząc na swoje dzieło. Nie tylko kości ułożyły się w odpowiedni sposób i zregenerowały. Chrząstka nosa też zdawała się wyglądać całkiem nieźle, a twarz towarzysza pokrywały sine ślady. Przesunęła ręką po żebra. Nie ruszały się nieproszone.

Wstała postępując kilka kroków.
Zawahała się spoglądając na kamienie. Jej nogi ugięły się pod ciężarem i uderzyła o ziemię, mroczki znów zatańczyły jej przed oczami. Jednak teraz ciemność niepokojąco zgarniała również tą część jej widzenia która była na rogach.
Nie teraz. Jeszcze ten co dostał włócznią…
Poczuła we własnych ustach krew i wraz z tą świadomością opadła na kamienie bokiem uderzając w nie twardo.
Niedźwiedź spojrzał na nią z wyrzutem. Część źle wybrała. Ale to była inna część. Chociaż część jedności. Zwierzęce spojrzenie skupiło się na pozostałych zebranych. Czerwone ślepia nic wam nie mówiły lecz gdy sapnął zaniepokojony czuliście się, jakby do was mówił.
Zajmijcie się częścią, na co czekacie. Część potrzebuje pomocy.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Sleith 
Zjawa


Skąd: Kraków
Wysłany: 04-03-2015, 15:29   

Upadający goblin trzymał kurczowo pałkę do chwili poprzedzającej upadek; rozluźnił wtedy chwyt,a Esu wyrwał mu buzdygan i wyprowadził kopnięcie prawą nogą. Goblin leżąc już zauważył poruszającą się w jego stronę nogę i zasłonił się własnymi. To go zgubiło, zajmując się kopniakiem, nie zauważył, że Esu, wyprowadzając kopnięcie, posłał lewą rękę nad głowę. Teraz buzdygan opadł goblinowi na głowę i ogłuszył goblina, który złapał się za nią. Esu wstał odpychając się od mokrej ziemi uzbrojoną ręką. Następnie raz jeszcze kopnął goblina, a uznając, że nie należy się pastwić nad pokonanymi dokończył jego żywot uderzając ponownie, z całej siły, buzdyganem w łeb. Czaszka zniszczała jak skorupka jajka i mózg zabitego powoli się wylewał. Najemnik przyzwyczajony do widoku wielu rozmaitych ran, po raz pierwszy zobaczył coś takiego. Jego żołądek nie wytrzymał i obok wylewającego się mózgu wylądował płyn trawienny. <"Muszę coś zjeść.... ale kanibalizm to nie jest dobre wyjście ~">
Rozejrzał się wokoło i zauważył, ze cała grupa poradziła sobie z tubylcami, ostatni właśnie ginęli z rąk Wergundów i Szraplena. Ucieszył się na ten widok, bo myślał, że Oni także zostali pojmani. A Powoli opadająca mgiełka po granacie alchemicznym odsłoniła resztę sali. Zobaczył jak Nem i Con zajmują się rannymi. Popatrzył wtedy na swoją prawą rękę i zauważył, że spuchła... <"Jak każde złamanie po walce~ Potrzebuję szybko ją nastawić i usztywnić... chyba, że Nem mi z nią pomoże"> W myśli nie pojawiła się Con, bo własnie zauważył, że medyczka ma problemy.... Niestety nie był w stanie jej pomóc... Przypomniał sobie o jej kuszy<"No może jej bardzo nie pomogę, ale przynajmniej częściowo podniosę na duchu">. Ostatni raz widział ją u podziemnej Elfki... która właśnie rozmawiała z Ylvą. <"Nie będę im przeszkadzał..."> Po tej myśli ruszył w poszukiwaniu kuszy, uważnie obserwując ciała tubylców myśląc o dozbrojeniu się oraz zmianie ciuchów... Były przemoczone jak wszystkie w tej sali.. jednak przez całą tą ucieczkę tunika uległa poważnym uszkodzeniom; nie wspominając już o całkowitym braku lewego ramienia.
_________________
"My steel is warm my face is stained with blood"
~~~~~~~~~~
2014Nelramar- Sleith- Podziemny
Epilog2014- Vitrem Erasgot(Esu)"najemnik"-Niebiescy
 
 
Nem 
ja nie chcieć ciastko


Skąd: z tam
Wysłany: 04-03-2015, 16:06   

Z wielką niechęcią pomogła con leczyć rudą. Widziała raz, co potrafią rude tubylki, kolejny raz już nie chciała. No ale innego wyjścia w sumie nie było… Gdy skończyły z nią wyjęła z torby Con maść znieczulającą i jeden bandaż, a potem zgodnie z prośbą medyczki pobiegła w stronę Elidisa.
Wyglądało to kiepsko…
Nie chcemy, żeby zemdlał z bólu… Ale maść na pewno aż tak mocno go nie znieczuli. No trudno trzeba próbować.
Złapała tunikę elfa i rozerwała ją na barku. Odkręciła pudełko z maścią i jak najdelikatniej mogła posmarowała nią skórę obok rany.
- Zaciśnij zęby! - powiedziała grzebiąc w torbie. Po kilku sekundach wyciągnęła małą fiolkę z odkażeniem ran, odkorkowała ją i postawiła obok. Następnie owinęła lewą rękę bandażem, ułożyła ją obok rany i przycisnęła nią w dół, a prawą złapała grot i szybko szarpnęła go do góry. Odrzuciła go na bok, złapała szybko fiolkę z odkażeniem i wylała jej zawartość wprost na ranę. Upewniła się jeszcze, że nie zostały żadne odłamki w barku elfa. Przycisnęla obandażowaną dłoń do rany, na niej położyła drugą i wyszeptała zaklęcie. - Eraldaceta muthu indargari - poczekała jeszcze chwilę tamując krwawienie w czasie, kiedy te głębsze tkanki się regenerowały. Następnie zwróciła się do elfa. - Gdzieś jeszcze?
Kiedy elf wskazał jej żebra i piszczel, przejechała palcami po żebrach.
To go na razie nie zabije, a mi musi starczyć energii na innych… Chociaż fajnie by było, gdyby chodził sam… Nie ma czasu, szybko!
położyła rękę na piszczelu, powtórzyła zaklęcie sprzed minuty, wrzuciła maść do torby i pobiegła do Agata, zdejmując po drodze zakrwawiony bandaż z ręki.
Koło niego była dość spora kałuża krwi. Lekko dotknęła okolic rany.
Niech was wszystkich %^&@*!% ! Mocniejszym zaklęciem nie mogę, bo wtedy mi też będzie potrzebny lekarz.
Zaklęła pod nosem po pethabańsku. Położyła dłonie w miejscu złamania i powtórzyła formułkę eraldaceta muthu indargari. Miała głęboką nadzieję, że zaklęcie sięgnie też rozciętego policzka. Na wszelki wypadek krzyknęła do Eriego.
- Pomóż mi! Trzeba zatamować krwawienie. Weź jakąś szmatę, najlepiej czystą, przyłóż mu do rany i przyciśnij, byle nie za mocno - po tych słowach wstała i rozejrzała się dookoła. Zobaczyła chyba nieprzytomną Con a obok niej Keithena i natychmiast ruszyła w ich stronę.
Na pierwszy rzut oka wydawało się, że Con zdążyła posklejać Keithena, więc zajęła się obudzeniem medyczki. Położyła jedną rękę na jej czole, a drugą na klatce piersiowej i powtórzyła zaklęcie.
Na chwilę obraz stracił ostrość, a jej błędnik odmówił posłuszeństwa, przez co straciła równowagę, ale na szczęście zdążyła podeprzeć się ręką. Siedziała nie ruszając się i próbując doprowadzić swój organizm do stanu używalności. Nie dość że była głodna to teraz jeszcze złapał ją kac magiczny...

/życie skoncentruj wzmocnij x4 czyli zeszłam do jakichś 7 pkt./
Ostatnio zmieniony przez Nem 04-03-2015, 16:09, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Szamalchemik 
Mistrz Wijów

Skąd: Kalisz
Wysłany: 04-03-2015, 18:21   

Ysgard korzystając z chwili spokoju, oddalił się na bok podładować. Wyciągnął komponenty (zauważając, że kończą mu się kamienie szlachetne) i zaczął rysować krąg.
Po ukończeniu rytuału zutylizował wszystkie użyte komponenty (co w przypadku świeczki i kadzidła - ognia i powietrza oznaczało po prostu zgaszenie, wylanie wody do bajorka i pożegnanie z kamyczkiem) i poszedł pomagać w leczeniu rannych, to zapytaniem medyczek, czy może jakoś pomóc. Wtedy zobaczył w jakim stanie jest Nem.
- Może pani pomóc? - zapytał, wyciągając piersiówkę. Potem stwierdził, że to raczej za bardzo nie pomoże damie w opałach i zamiast tego powiedział: - Mogę poszukać grzybów, albo mchu do rytuału... i ruszył nazrywać trochę flory jaskiniowej.
_________________
1. turnus 2013 - Szamalchemik Orła
2. turnus 2014, Epilog 2014 - Ysgard Fuilteah Feah, krasnal ze Smoczej
2. turnus 2015 - Julian Skellen, Smoczy kapłan Tavar †
Epilog 2015 - Eanraigh Iainson Borgh Du, przedstawiciel Halfdana, Jarla Północy
Prolog, 3. turnus 2016 - Laurenz (dar) Eich, mag bojowy z kardamonowej bandy, późniejszy członek Czarnego Tymenu
+18, Epilog, Zimówka 2016 - Kethren, niewyspany komandor wywiadu styryjskiego
Prolog 2017 - Tristan Sterling, furier Tercji Gerei †
Bitewny 2017 - Fernan Heyes, oficer Czarnej Tercji
2. turnus, Epilog 2017 - Kethren, "cholerny buc, wyśmienity psionik"
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 04-03-2015, 18:35   

Świat elfa eksplodował nagłym, ostrym bólem, który skupił się w jego barku ostrą lancą. Obsydianowy grot zanurzył się w jego ciało rozrywając i tnąc tkanki. Elidis poczuł uderzenie włóczni w kość, a może tylko się po niej ślizną? Ciężko było stwierdzić.
Nie znowu... - pomyślał raczej z irytacją, niż ze strachem. - Czy mój bark jest jakiś atrakcyjny dla was dziwaki!? Najpierw bełt, tera włócznia.
Spojrzał na broń, którą ściskał w dłoniach.
Zabawne, z czerwienią krwi wygląda jeszcze lepiej.
Skołowanym wzrokiem zobaczył rękę unoszącą się do ciosu. Zamknął oczy. Cios musiał go trafić. Przeklinał w duchu swoją nieostrożność. Przyzwyczaił się, że jest pod czyjąś ochroną, za tarczą, ciałem, mieczem. Nie zwrócił uwagi. Co śmieszniejsze nie czuł strachu, ale żal. Tyle czasu ciężkich starań i wyrzeczeń.
Strat.
I teraz miał paść z ręki przypadkowego Tubylca numer dwadzieścia osiem gdzieś w ciemnej dupie świata. Bez znaczenia i zapamiętania. Bez sensu. Szkoda.
Cios jednak nie nadszedł. Elf posłyszał tylko świst metalu przecinającego powietrze. Otworzył oczy i zobaczył sztylet lecący w stronę Tubylca, powiódł za nim wzrokiem. Lothel. Uśmiechnął się, a jednak wciąż ktoś go ubezpiecza. Cios jednak spadł, nie na głowę, ale na nogę. Mag poczuł jak coś chrupnęło, a zaraz potem nogi się pod nim ugięły. Jedną ręką trzymał włócznię, ale drugą zdołał się podeprzeć, by nie upaść całkowicie.
Świat tańczył mu przed oczami, wentyl bólu wreszcie puścił i głowa elfa eksplodowała. Nie miał pojęcia co dzieję się wokół niego. Ile czasu zajęło nim jego myśli się znów wyostrzyły?
Usłyszał głos Powój.
- No co ty nie powiesz? - warknął przez zaciśnięte zęby, nie był młokosem, odnosił poważniejsze rany.
Podeszła do niego Nem. Gdy rozdarła jego płaszcz poprosił o materiał, możliwie go zwinął i wsadził sobie w usta zagryzając z całej siły. Lepsza byłaby skóra, albo drewno, ale to też się nada. Gdy maginii wyciągała grot oczy uciekły mu w głąb czaszki. Bolało.
Bolało. Jak. Cholera.
W końcu włócznia zadźwięczała o ziemi, a czarodziejka wyszeptała zaklęcia. Zrastające się tkanki piekły, ale było to nic w porównaniu z tym, co odczuwał przed chwilą. Dyskomfort podnosił fakt, że wokół zaczynało robić się poważnie zimo, a on był na dodatek cały przemoczony. Rozważył osuszenie ubrań magią, ale szybko z tego zrezygnował, będzie jeszcze potrzebował many.
Podniósł włócznię z ziemi.
Jeszcze się cholera znajdziesz nad moim pieprzonym kominkiem i będę o tobie dzieciom opowiadać przy kolacji!
Zobaczył jak Powój pada, chciał rzucić się w jej stronę, ale nie miał siły, w dodatku bok mocno go bolał przy każdym oddechu, co utrudniało poruszanie się. Zobaczył też, że Nem się już zajęła. Zamiast więc grać bohater skierował się do sadzawki.
I zaczął pić. Miał ochotę wypić cały ten staw, ale w końcu się od niego oderwał, inni też mogą chcieć skorzystać.
Ogarnął wzrokiem pole chwały. Pierwsze dziś pobojowisko, które mógł z pełną satysfakcją i świadomością tak nazwać. Pokonali wroga, który miał przewagę liczebną, zaskoczenia i sprzętu. Stracili tylko jednego człowieka. Szkoda, ale to wciąż świetny wynik.
Gdy patrzył na ciała Tubylców w jego głowie pojawił się pewien pomysł.
- Kompania...! ekhe! ekhe! - złapał się za bok, zakaszlał kilka razy, bolało, ale po chwili odzyskał oddech. - Skoro planujemy wizytę w domu Tubylców, czemu nie przebrać się na obowiązującą tam modę?
Przeszedł się między ciałami patrząc na ich przyodziewki. Jedyny problem może być z malowidłami na twarzach, ale to zawsze można pociągnąć sadzą, a tą może załatwić Ysgerd. Może też wyduszą coś z tych grzybków...?
- Proponuję dwa oddziały, jeden prowadzony przez... ciebie - wskazał Kodrana, nie znając jego imienia. - Ty byłeś w mieście, tak? Więc, ja, Ylva i ktoś z Gwardii jako twoi jeńcy, plus oddział niby Tubylców włazimy do środka i robimy im chaos. Reszta idzie za nami, jak jest inna droga, to inną drogą. Ubezpieczacie i pomagacie się wydostać.
Powiódł jeszcze raz wzrokiem po jaskini, myśląc, kalkulując i zastanawiając się, co wyraźnie było widać na jego twarzy, po lekko zmarszczonym czole i przymkniętych powiekach.
- Musimy zabić Reshiego - mówił w połowie do siebie, a w połowie do reszty. - Pojmać Toruviel... Nie, jej ojca. Ważniejszy, on może umrzeć - podniósł głowę, miał nieobecny wzrok. - Tak, niech sczeźnie...
Przeniósł już normalny wzrok na ciało, Adaria?, leżące pod ścianą. Przykra śmierć, zdała od ukochanego domu, szkoda.
A ty jakie miejsce nazwałbyś ukochanym domem? - myśl jak błyskawica przecięła jego umysł, ale równie szybko co błyskawica zgasła, wyciszył jej grzmot, nie miał na to czasu.
- Trzeba pochować tego dzielnego męża - powiedział ciszej. - Jeśli któryś z magów planuje rytuał teraz jest jego czas. Jak będziecie gotowi podejdźcie do mnie. Musimy rozważyć możliwości i przesłuchać naszego słodkiego płomyczka - spojrzał na rudą.
Po tych słowach wyciągnął zza pasa krucze pióro. Nie zużył dużo many, ale zawsze lepiej mieć ja cała na podorędziu. Skupił się na piórze, na zapamiętanym w nim locie, muśnięciu miękkiej chmury i podmuchu wiatru. Żyłki mocy tkwiły w budowie cienkiego piórka, sięgnął do nich.
- Indarra desargarzea luonirium - wypowiedział słowa pobrania.
Poczuł jak moc spływa do jego ciała. Niewiele, ale w sam raz by uzupełnić brak. Zaraz po pobraniu poczuł się też nieco lepiej. Mana ożywiła jego ciało i nadała myślom tępa.
Odzyskiwał sprawność i czekał na resztę grupy by rozważyć szalony plan zinfiltrowania miasta Tubylców.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 04-03-2015, 19:34   

Czyjaś dłoń. Ciepła. Tak bardzo rzeczywista. Dłoń która uderza w szkło ciała, rozbija je i na nowo tworzy. Energia porusza się, zamiast uciekać, wraca. Czucie wracało od palców dłoni i stu, podążało ku ośrodkowi jakim było serce. Rytm jego bicia wyrównał się, tętno przestało to pędzić na zmianę z zamieraniem. Naczynka w nosie zasklepiły się, krew przestała zalewać jej twarz. Poczuła nieprzyjemną gulę w gardle. Otworzyła oczy. To ta medyczka.
- Dzięki. – Wychrypiała i przewróciła się na plecy. – Nie wiem jak wy, ale ja bym poszła spać.- Przymknęła oczy.
Nie. Spać nie. Zimno.
I faktycznie, do jej palców docierał chłód. Szlag. Wstała, chociaż musiała robić to partiami. Najpierw przetoczyła się na bok, potem na kolana. Podniosła się opierając o ramię ciemnowłosej. Wstała. Sukces.
Miś chrząknął zwracając uwagę części na siebie. Patrzyła na niego przez chwilę po czym zajęła tym co najważniejsze. Sprawdziła w jakim stanie jest Agat, podziękowała też Nem, że ta zajęła się zarówno Styryjczykiem jak i Elidisem. Podeszła do niedźwiedzia kładąc rękę na jego boku.
Zapytanie. Wątpliwość.
Zgoda.

Kolejne dawki energii regenerujące jej własne zapasy. Zwierzę znów wydało z siebie charkot. Zmarszczyła brwi próbując zrozumieć. Powtórzył.
Wdzięczność.
- On pójdzie z jedną z grup. – Przesunęła po gęstym futrze. – Jest… Dziękuje. W jakiś sposób. Obroniliśmy jego teren razem z nim.

Zajęła się ramieniem Esa przy okazji włączając do dyskusji na temat planu elfa. Nastawiła je bez ostrzeżenia następnie wzmocniła magicznie. Wyciągnęła z torby bandaż i dla bezpieczeństwa ustabilizowała staw na tyle by podczas ruchu chrząstka nie wyskoczyła. Mógł używać ramienia, ale to będzie bolało. Wolała nie marnować energii, potem będzie potrzebna.
- Co do oddziałów, to idę z wami. Nie znają mnie. No może poza Reshionem, ale jeśli się przebiorę to nie powinien mnie rozpoznać od razu. – Przetarła oblicze. – Poza tym, mogę spróbować zrobić amulety zniekształcające rysy twarzy. O ile macie ważne dla was przedmioty. – Spojrzała na mężczyznę który zmienił strony.- Jak się zwiesz? Chociaż… Właściwie to nie jest ważne. Powiedz nam lepiej jaka jest sytuacja w mieście. Co robią, czy wiedzą o nas. Jeśli tak, to jak są przygotowani. Co gdzie jest. Musimy znać wszystko jak najdokładniej.

Gdy zakończyli tą część dyskusji podeszła do leżącego Adaira. Czuła żal, za to, że musiał tu zginąć. Poza błękitem nieba i ciepłymi promieniami słońca. Przemyła jego twarz i dłonie z krwi. Rany zakryła kubrakiem i przykryła go jego własnym płaszczem. Każdy jej ruch wypełniał szacunek, zrozumienie. Tęsknota za domem.
- Adairze, twa wędrówka zakończona. Czas byś spotkał naszą Panią. Bogini, jeśli istnieje coś takiego,
co złe otuchą syci sny - To wbrew, pomimo i dlatego nadzieją taką jesteś Ty. Nadzieją dla której gotowi jesteśmy zginąć, nadzieją dla której walczymy. Płomień który płonie w naszych sercach, gaśnie tylko dla Ciebie. Adair zginął z twoim imieniem na ustach, aż do ostatniego tchnienia pozostawał wierny sprawie. Oby jego poświęcenie nie poszło na darmo. Otocz go swą ochroną i gdy przeprawi się on przez rzekę mgieł, opiekuj się nim. Jeśli los będzie tak chciał wkrótce do niego dołączymy, by ucztować u stóp Puszczy w której się narodziłaś. Znów zobaczymy błękit nieba, poczujemy żar słońca. Nasze usta wypełnią się zimną wodą która wypełnia koryta strumieni w twym ogrodzie drzew. Szklany las ugnie się ponad nami, gałęzie zdobne liśćmi ochronią nas przed mrokiem nocy gdy ty będziesz pośród nas. Jeśli taka twa wola, dziś razem z Adairem będziemy ucztować przy twym boku. Jeśli jednak pani pragniesz inaczej, to czuwaj nad nami – żywymi. Byśmy mogli ujrzeć znów świat na powierzchni, odczuć radość i smutek. Smak triumfu i przegranej. A co ważniejsze, byśmy mogli powiedzieć jak zginęli Ci którzy bronili swej Bogini. Pożegnałam dziś już Jarrida Horvetha który bronił elfickiej tulya. Teraz, zaś, przychodzi mi rozstać się z towarzyszem w boju – Adairem.
– Spojrzała na styryjczyków. – Bo jeśli będzie trzeba, zginiemy za Ciebie Pani. – Przeniosła spojrzenie na spokojną twarz zmarłego. Musieli go pogrzebać, tylko gdzie?
- Emilio… Wiem, że proszę o wiele. Jesteś w stanie wykonać szczelinę skalną w której moglibyśmy go pogrzebać? Nie sądzę by nasze drogi miały tu znów poprowadzić, a nie chcę go pozostawiać na żer.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Leite 
Elfi doradca


Skąd: Poznań
Wysłany: 04-03-2015, 20:09   

Z ulgą odeszła od Ylvy, jednak nie spodziewała sie takiej reakcji obronnej. Jeszcze troche i bym straciła nogę... Rozejrzałam sie po jaskini. Uzdrowicielka i kapłanka Tavar leczyły innych i na przemian albo mdlały, krwawiły i sie budziły. Magia jest spoko. Spojrzałam na misia. Najwyraźniej jakoś Con z nim pozostała w więzi psychicznej. Stwierdzilam, ze lepiej, by mnie obwąchał i zaakceptował, zatem spróbowałam podejść. Jeżeli nie warczy i nie gryzie, podchodzę bliżej z zachwytem i głaszcze go. Lubie takie zwierzęta, sa silne, mieszkają pod ziemią i dają sobie radę. Jak my. Czasem z pomocą. Jeżeli warczy to oglądam go z biezpiecznej odległości. Jest śliczny. Ma fajne futerko. Sefii, co ci dzisiaj odbiło? Sojusz z ludźmi, myśli o misiu...ogarnij sie. Nie spałaś, jesteś głodna ale kurczę, skup sie! otrząsam sie i sprawdzam czy mam nadal moją bransoletkę. Na szczęście nadal jest. A Cadan nadal nie wie. Dalej głaszcząc misia / obserwując go, rozmyślam o tym wszystkim, co tu sie dzieje. Gdyby chcieli mnie zabić, ten z włócznia, Elidis, oślepilby mnie i juz po mnie...Z zamyślenia wyrwał mnie pomysł elfa.
Wsłuchuje sie z uwagą. Wszystko mnie boli, nie mysle jasno.
-Kogo jeńcem zrobicie...? - pytam powoli. Mogłabym poprowadzić drugą grupę albo robić za zwiadowcę...zrobię wszystko, zeby Reshi oberwał...
-Wydaje mi sie...-dodaję - Ze ta ruda to siostra tamtej.
Nie wiem, do czego mogę im sie przydać. Obserwuje poczynania innych i mysle, co mam robić. Po czym oglądam uważnie malunki tubylców. Jak one wyglądają...? Moznaby je skopiować... Po chwili robi mi sie zimno, wiec staram sie rozgrzać, ale wiem, ze to nic nie da bez ognia. Zbieram te najbardziej bezużyteczne rzeczy typu grzyby i porosty (mieczem) oraz inne, palące sie rzeczy i układam w stosik. Następnie wskazuje na to i mowie:
-Podpalić...zimno będzie. Ogrzanie.
Odsuwam sie od stosu, płomienie sa jasne. Wlasciwie, co swieci w tej jaskini? Ciekawe, co widza inni...
_________________
2014r. II - Infelix Laryjka [??]
2014r. Epilog - Sephi'Rah (Sefii) Podziemna [*]
2015r. II - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*]
2015r. Epilog - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*], aktualnie Tymen Mgieł
2016r. III - Tanwe'Ivare, Aenthilka
2016r. Epilog - Aurelia d'Lombre d'Itharo człowiek
2016r. Zimowy - Tulya'Leite Enri Aenthilka w futerku
2017r. III - Mea'Aran Tlais Orthogok, podziemna bliźniaczka
2018r. Zimowy - matrona Mea'Aran Tlais Orthogok, już nie bliźniaczka.
_______________________________________
"Mlem"

 
 
Kodran 


Skąd: Warszawa/Piastów
Wysłany: 04-03-2015, 20:34   

Gdy zakończył obchód jaskini usłyszał pytanie medyczki. Chwila, czy ja jej nie znam? Wygląda co najmniej podobnie do tej medyczki w Terali. Ratowała nam wtedy tyłki nie raz... Ale to później.
-Miasto nie jest do końca miastem tubylców, tylko raczej goblinów. Ale to skomplikowane. Najważniejsza jest droga w tamtą stronę. Proponuje by grupa z "jeńcami" przyszła tym tunelem, którym przyszedłem tu razem z tubylcami. Prowadzi on w pobliże miejsca, w którym ostatnio widziałem Imperialistów oraz Szamankę. Wnioskuje z tego, że niedaleko są teraz. Kiedy odchodziłem, oni mieli rozpocząć Rytuał. Rytuał, podczas którego Szamanka "wyssie" wiedze z Północy od więźniów jakich zebrała. Albo już to zrobiła, nie wiem jak długo jej to zajmie. Jedną z tych osób miała być ona- wskazał na Pethabankę- Ale jak widać uciekła i to nie sama. Drugie wejście jest od frontu i jego bym nie polecał dla nikogo, ale niedźwiadek może się nie zmieścić w korytarzach prowadzących do pierwszego- zaczerpnął oddech- Co do tego czy widzą- tak i nie. Wiedzą, że idzie ktoś kogo boi się Władca Kuców, a ten oddział- wskazał z uśmiechem na ciała- miał złapać więźniów, którzy uciekli.
Jak widać, przeliczyli się, ponieważ się znaleźliście zanim oni was znaleźli. Podsumowując, wiedzą o więźniach oraz o jakiejś grupie, która zmierza w ich stronę. Czy się przygotowują? Nie wiadomo, wysłali ludzi by was rozbili a wy rozbiliście ich. Znacie pewnie Reshiona da Tirelli? On tam jest, tak jak 4 innych Imperialistów, jego uczennica, Tulya'Toruviel Meliaor oraz druidka-imperialistka Primrose. No i oczywiście tubylcy. Podejrzewam, że parę wybuchowych niespodzianek może nas spotkać, ale dopiero w mieście. Nie wiem za to jak z mieszkańcami. Nie powinniśmy ich spotkać jeżeli wybierzemy drogę nie od frontu. Główne wejście doprowadzi nas do jeziora, na którym jest wyspa. Tam powinna odbywać się cała impreza. Drugie wejście też doprowadzi nas do jeziorka, ale z przeciwnej strony i powinniśmy uniknąć podejrzeń. Bo mieszkańcy widzieli jak oddział tam szedł, więc nie będzie dziwne, że wrócił. Jakieś jeszcze pytania?
_________________
2013- najemnik Nero(never forgetti)
2014- najemnik Kodran
epilog 2014- znów najemnik Kodran, Imperialista (tak jakby)
2015- Sarell, okrzyknięty Heroldem z Wierzchu (dzięki El)
epilog 2015- Sarell, #dziękiBryn ;)
2016- Severo dar Rodlingen, poborowy z Dakonii, później magnifer Czarnego Tymenu
Później też coś było grane
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 04-03-2015, 22:25   

Elfka nie zadała ciosu, o dziwo, mówiła szczerze. Bądź co bądź, miała bezbłędną okazję do dokonania zemsty, szybkie cięcie i kilka kroków do najbliższego korytarza, cześć jak czapka. Z obecnych w jaskini nikt raczej nie podejmowałby pościgu w akcie zemsty za styryjskiego szpiega.
Paraliż odpuścił już zupełnie, zostawiając tylko uczucie mdłości.
Ylva zignorowała je, wstając na nogi, było zbyt wiele do zrobienia. Najpierw - nakopać do rzyci Kodranowi za ten francowaty granat...
- Ty! - wrzasnęła do stojącego przy Ysgardzie i Szrapnelu byłego Imperialisty - Psiakrew...!!! Wiedziałam, że układ z tobą to był błąd! Że wynikną z tego tylko problemy! Że cię to przerośnie... Nigdy w życiu bardziej się nie pomyliłam!! - roześmiała się w odruchu, którym organizm właśnie pozbywał się resztek stresu. Zwykle śmiała się w takich momentach. Ale tym razem spoważniała natychmiast, klepnąwszy przyjaźnie w ramię ich niespodziewane wsparcie, rozejrzała się po sali.
Cena zwycięstwa była spora, aż dziw, że tylko taka. Jednak zbyt duża.
Po kolei podchodziła do najcieżej rannych.
Keith... na litość bogów, jakim sposobem aż tak oberwał? Była tu Convolve, więc była i Bogini. To nigdy nie przestało jej zadziwiać, ta opieka, którą Tavar roztaczała nad swoimi, to towarzyszące i przejmujące poczucie, że kogoś obchodzi twój los na tym świecie. Właściwie nawet współczuła tym, którzy takiego oparcia nie mieli. I podziwiała, że potrafią umierać... za coś mniej wartego, niż służba Bogini.
Adair. Nie umiała nic dodać do słów devi terphilin, nie chciała zresztą. Przez nią mówiła Pani, Bogini płakała tutaj ze Styryjczykami. Ylva też płakała. Jak zawsze, tak, że nikt nie widział jej drżących ust czy obsmarkanego nosa, pochylone rondo kapelusza ukryło zaczerwienione oczy i źródlo kapiących na rękaw kropel, kiedy trwała w przyklęku w cichej modlitwie. W modlitwie o sens tej śmierci. I wszystkich kolejnych.
Merren i Nat klęczeli obok, z tak samo ściągniętymi powagą twarzami. Także nie płakali. Tylko zaczerwienione oczy i woda, kapiąca na rękaw, na pewno z mokrych włosów.
Gdy wstali, spojrzeli po sobie całą trójką, tłumacząc sobie tym spojrzeniem "tak trzeba". Pożegnali przyjaciela salutem rapierów, uniesionych rękojeścią do piersi.

A potem wszyscy zorientowali się, że ubrania, które mają na sobie, są sztywne, a wokół jest biało od wydychanej z ust pary. Na ścianach jaskini i na jej mokrej posadzce zaczynał ukazywać się lód, błyskając w świetle czerwonawych wykwitów, które nagle pokazały się na ścianach, fosforyzując intensywnie.
Jeśli temperatura będzie dalej spadać, ranni umrą od hipotermii przy takim osłabieniu.
Cholera.
Szczękając zębami, rozejrzała się jeszcze raz, wzrok padł na malutkie ognisko, które rozpaliła podziemna. Ty wiesz, że będzie jeszcze zimniej... pomyślała. Nem, co ona mówiła o...
- Nem?! - krzyknęła do magiczki - Jak zimno będzie i jak długo to trwa?
Nie czekając na odpowiedź, kontynuowała:
- Zbierzmy wszystko, co jest zbędne i mozna podpalić! Musimy wysuszyć ubrania, ogrzać rannych, dopóki to nie minie! - krzyknęła, podchodząc do elfki zerknęła na składowe ogniska - Te porosty... dotknęła ręką. To coś ze ścian się pali? Elidis... - gwizdnęła cicho na widok upapranego krwią kaftana - Zbierzmy wszystkich żywych przy ognisku. Dajmy ludziom pół godziny wytchnienia i omówmy to wszystko. Przydałoby się też coś... zjeść? - urwała, patrząc na Gotarda, który właśnie podchodził do miśka z kawałem mięsa w ręce.
Po krótkiej chwili organizowania chaosu ułożyła w myśli wszystkie wątpliwośc względem powstającego właśnie planu.
- Cel... zabić Reshiona i każdego Imperialistę, jaki wpadnie nam w ręce. Wydostanie się stąd z jeńcami wydaje mi się być ponad nasze możliwości. Ale Toruviel... żywa byłaby cenna. Z drugiej strony, żywa może kręcić, próbować zbierać zwolenników, nie wiem, jakie są nastroje wśród elfów. Więc jeśli nie ma innego wyjścia... wyrok za zdradę... sojuszu.
- Podstęp - dwa oddziały. Dobrze, jeden od strony, z której wyszliście, Kodran, czyli od której? Co tam jest? Kuchnie? Piwnice? Sala tronowa...? A drugi... od "głównej" drogi? Więc udajemy, że nas pojmaliście, wchodzimy między nich i co dalej?
- Z czym walczymy? W ogóle jak wygląda to miasto? Bierz kamień i rysuj na tym lodzie. Co tam jest? Jakieś domy? Korytarze? Ilu tam jest ludzi? Ilu goblinów? Wejść między nich może być łatwo, ale przy dużej przewadze nie podziałamy. Jest nas 22 osoby. A ich? Jest tam jakieś jezioro i wyspa? Głebokie? Jak się tam dostać, łodziami czy coś? Rysuj!
- Sytuacja - rytuał, mówisz... Może przy odrobinie szczęścia będą nim nieco zmęczeni.
- Plan - jeśli już wejdziemy, "jeńcy" udają jeńców i liczą na to, że Coni wpadnie tam na niedźwiedziu zanim staniemy się jeńcami naprawdę. Kiedy wpadnie, to robimy zamieszanie, próbując sięgnąć tych, których mamy na celu. Więc Kodran musiałby nas podprowadzić pod ich nos. Swoją drogą
- uśmiechnęła się - niezłą będziesz miał sytuację, aby znowu zmienić front, imperialisto...
- Ucieczka - po wykonaniu zadania w nogi... ale którędy. ta droga, którą przyszliśmy, odpada, dorwą nas pod tamtą ścianą. Miasto musi mieć inną drogę na powierzchnię, a my jej nie znamy.
- Problemy - zapominamy o tym, że Emilia przyciągnie szamana od kuców, który tam się kręci i to jego mieliśmy sięgnąć, o ile to możliwe. Khorani będzie działała rękami Emilii w walce z nim, ale to nie znaczy, że my jesteśmy bezpieczni z tego tytułu. Władca Kuców wie o Emilii,mógł się przygotować.
Ale to dobry plan.
A ta ruda... To jest siostra Szamanki. Uprowadziła nam ludzi z osady Krevaina, żądając wymiany za siostrę. Widziałam się z nią wtedy, że tak powiem, nos w nos. Zabierać ją ze sobą, znaczy zabierać napis "to mistyfikacja", one na pewno się porozumiewają ze sobą. O ile ona już tego nie zdążyła powiedzieć jej myślami, wszystkiego, co przy niej mówimy. Psiakrew.
Dobra, za późno.
Na tą chwilę, rozdzielmy oddziały, podzielmy wyposażenie tubylców, odpocznijmy, póki nie przestanie być tak upierdliwie zimno. Myślicie, że mięso wija nadaje się do jedzenia po upieczeniu...?
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Uszek 
Puszek


Skąd: Warszawa
Wysłany: 04-03-2015, 22:44   

Dzięki wspaniałej pomocy Nem :mrgreen: udało mu się powrócić do świata żywych. Pierwszą rzeczą jaką poczuł po ocknięciu było straszne przejmujące zimno otworzył oczy i spróbował wstać, to jednak był błąd już po chwili znalazł się w pozycji klęczącej. Kiedy zobaczył ognisko pod czołgał się do niego by się ogrzać.
_________________
Człowiek cień młota nad głową wrogów
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 04-03-2015, 23:10   

Kamienna Pani była przy niej. Tchnęła spokojem w chaotyczny zbitek myśli, obdarzyła opanowaniem. Poprowadziła Wielość, ratując ich już-nie-tak-marną sytuację, ukoiła ból poobcieranych kolan i chłód podłoża, który powoli wdzierał się pod skórę, za nic mając cienki materiał sukienki.
Aż w końcu się skończyło.
Zdążyła wypowiedzieć tylko słowa rozerwania kręgu, po czym padła na ziemię i zwinęła się w kłębek, czując jak ból przybywa ze zdwojoną siłą, ściskając imadłem głowę... i trzewia?
Z jej żołądka wydobyło się dość głośne burczenie. Kumulacja niemalże całkowitego braku Mocy wewnątrz, operowania Magią rytualną i głodu sprawiła, że nie miała sił się nawet podnieść.
Zimno. Powoli przestawała czuć palce.
Chciało jej się spać.
A podłoże było takie wygodne i ciepłe...
Myśli odpływały gdzieś hen, powieki same się przymknęły.
Spać...
Spaaaaać...
Sss...

- Emilia!
...paaaać...
Ooodczep się, mi tu dobrze...

- Emi, wstawaj!
Dłonie Eriego parzyły, jakby zamiast nich miał rozgrzane do białości żelazo.
Zwinęła się w kłębek jeszcze bardziej i jęknęła głucho.
Mag pokręcił głową i odetchnął, po czym przytulił ukochaną. Ta wzdrygnęła się, ale już po chwili była mu wdzięczna. Otarła krew z twarzy rękawem (za taki wybryk matka niechybnie by ją ukarała... ale tu jej nie było, a i tak cała sukienka nadawała się tylko do wyrzucenia) i położyła ukochanemu głowę na ramieniu.
I zapewne trwali by tak jeszcze długo, gdyby burczący żołądek i szósty zmysł nie domagały się nakarmienia.
Westchnęła ciężko i z niechęcią puściła Eriego. Spojrzała mu w oczy. Zrozumiał.
Odeszła kawałek, tam, gdzie w promieniu kilku metrów nie było nikogo, ponownie uklękła i suchym szeptem rozpoczęła rytuał pobrania Mocy.
Po oczyszczeniu miejsca i zakreśleniu kręgu położyła dłonie na skalnej podłodze i odszukała Moc w niej zawartą. Była tam, zwarta i gotowa do działania. Uśmiechnęła się lekko i cichym nuceniem słów pobrania wyciągnęła ją z kamiennego więzienia.
Energia, wyzwolona z okowów żywiołu, wirowała wesoło po kręgu, wywijając dziwne i piękne zarazem esy-floresy, mieniąc się ósmym kolorem tęczy.
Westchnęła. Dla takich widoków warto być magiem...
Z niechęcią ustabilizowała szalejącą Moc, kierując ją tam, gdzie powinna się znaleźć - do jej umysłu.
W końcu wstała, przerwała krąg i zakończyła rytuał oczyszczeniem miejsca z resztek Energii.
Zimno.
Bardzo zimno.
Na prośbę Conv skinęła jedynie głową. Potarła dłonie, które i tak się trzęsły jak szalone.
Z trudem opanowała szczękanie zębów.
- Harria tsaga esketa - wyszeptała, wodząc dłońmi nad ciałem biednego Styryjczyka i wyobrażając sobie, jak skała pochłania go, zabierając na łono Kamiennej Pani.
Poczuła, jak gorąca strużka łez żłobi koryto w umorusanej twarzy.
Nie powstrzymywała się, pozwalała im płynąć. Wreszcie mogła dać upust całemu napięciu, jakiego doświadczyła przed chwilą.
Zimno.
Dobrze, że przynajmniej wzięła te cieplejsze buty zamiast klasycznych trzewików.
Przysiadła się do wątłego ogniska, szczękając zębami. Jakże teraz tęskniła za pięknym arethyńskim słońcem! Albo przynajmniej za jej grubym, rodowym płaszczem...
Z uwagą słuchała wywodów Elidisa i Ylvy. Zmarszczyła brwi, słysząc kawałek o khorani i byciu marionetką, ale cóż mogła zrobić? Jeśli to był jedyny sposób na pokonanie tego zdziadziałego kuca, to niech im będzie...
Ruda siostrą Szamanki? No tak, można w sumie się było tego domyślić. To ona porwała wtedy Eriego...
Słysząc słowa Ylvy, nachmurzyła się, po czym zerknęła na Cadana.
- A czy przypadkiem nasz Laryjczyk nie byłby w stanie... ja wiem, wszczepić jakiegoś innego wspomnienia? Bo jeśli się porozumiewają, to można by tamtych naprowadzić na błąd.
Na wzmiankę o jedzeniu jej żołądek znów zaburczał wyjąco, jakby jęczał hej, nie jadłaś nic od wyjścia z cytadeli, jak zaraz czegoś nie dostanę to zacznę się zjadać sam!
Uh...
Spojrzała na mięso przyniesione przez Wergundów, a potem na Ylvę.
- Myślę, że to można sprawdzić tylko w jeden sposób. Organoleptycznie.
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Sleith 
Zjawa


Skąd: Kraków
Wysłany: 04-03-2015, 23:24   

Leczenie rany jak zwykle bolało... Pamiętał, że kiedyś mag lecząc mu ranę wytłumaczył, że to przez skracanie czasu leczenia.<"Ale czy to na pewno... Może samo działanie magii na człowieka wiązało się z bólem... Przestań o tym myśleć, trzeba teraz odwdzięczyć się za tą pomoc"> Widząc, że ręka została mu usztywniona zrozumiał, że nie w pełni został wyleczony, ale ręka bolała dużo mniej. Podziękował Con i ruszył dalej w poszukiwaniu kuszy. Znalazł ją obok leżącego Agata, podniósł ją i z lękiem zauważył, że z ust wydobywa mu się para, a ubranie zaczyna twardnieć. Znalazł szybko medyczkę która własnie skończyła się modlić i wręczył jej kuszę. Zbliżył się do najbliższego tubylca ściągnął z niego tunikę i wdział ją na siebie. Mając na sobie swoją potarganą tunikę i tunikę tubylca zrobiło mu się trochę cieżko.. Woda zaczęła powoli zamarzać, a On sam jaszcze parę minut temu wziął w niej kompiel. Zazwyczaj wytrzymywał niskie temperatury dłużej niż reszta, jednak teraz zaczął szybciej niż inni stukać zębami. Wiedział jednak, że gdy lód będzie wystarczająco twardy by móc go połamać i zrzuci go z obu tunik będzie mu cieplej. Zauważył, że na środku sali podziemna szykowała ognisko z wszystkiej roślinności w jaskini. Zbliżył się do niego akurat gdy zaczęło płonąć. Usłyszał także pytanie skierowane do magini życia. I usiłował sobie przypomnieć jak długo biegli w tym zimnie. - Ile to było? Ze trzy może cztery korytarze? Nie wiemy jak to dokładnie działa; pobiera ciepło, a później je oddaje.- słowa te skierował jakby do Nem jednocześnie odpowiadając za nią częściowo na pytanie. Okrążył ognisko zbliżając się do elfki, mając nadzieję, ze tym razem nie zrywała ich rękoma. Widząc, że nic jej nie jest podszedł bliżej; stanął na przeciwko niej i otworzył usta jakby miał coś powiedzieć. Jednak zrezygnował z tego, zauważając, że obok goblina coś czarnego się błyszczy. Zbliżył się do tego i rozpoznał czarny sztylet który miał jeszcze gdy gobliny zaatakowały. Podniósł go i wsadził za pas. Po czym wrócił do ogniska, zapominając zupełnie o sprawie jaką miał do podziemnej.
_________________
"My steel is warm my face is stained with blood"
~~~~~~~~~~
2014Nelramar- Sleith- Podziemny
Epilog2014- Vitrem Erasgot(Esu)"najemnik"-Niebiescy
Ostatnio zmieniony przez Sleith 04-03-2015, 23:27, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 05-03-2015, 01:33   

Zebrać ludzi, nie trzeba było ich zbierać, sami się zleźli do ognia jak ćmy. Logiczne wszystkim było zimno. On jednak miał nad nimi przewagę. Wewnętrzne ciepło Słońca, które rozgrzewało jego członki. Nie marzł zatem tak szybko jak reszta.
Zanim usiadł pod ogniskiem postanowił zrobić jeszcze jedną rzecz. Coś, czego nigdy wcześniej nie robił, nie dla kogoś takiego. Przyklęknął przy kamiennym grobie Adaira. Rozłożył ręce.
- Ednu, tyś jest moc nad mocą, jesteś nami, przez nas i poza nami. Jesteś Światem. Ten człowiek nie czcił cię, lecz częścią był twoją, jako my wszyscy jesteśmy. Prowadzać duszę jego wszechwładny Endu, w twą opiekę go oddaje, twej opiece go polecam. Niech odnajdzie swą panią podążając za twoim światłem.
Recytując słowa w silnie rytmicznym dialekcie elfów brzmiał jakby śpiewał. Wreszcie wstał, czuł jak lód, który osadził się przez ten czas na jego ubranku, ale co gorsza także na włosach. Zimno. Nie trzeba było, chociaż właśnie było trzeba. Odszedł od grobu rozcierając zmarznięte członki, chuchając w trzęsące się dłonie.
Wreszcie dotarł do ognia. Przyjemne ciepło zaczęło rozlewać się po jego ciele. Chwile się ogrzewał przypatrując się zebranym. Wyglądali lepiej niż można było się tego spodziewać. Kiedy zgromadził dość ciepła odzyskał siłę by mówić.
- Zawsze możemy się przenieść do jaskini z wijem, tam chyba będzie cieplej? Zresztą. Proponuję by panowie Wergundowie, jako jedyni z potrzebnym doświadczeniem, udali się po mięso wija.
Usłyszał jak niedźwiedź lekko się ożywił. Głupie, ale przez to wszystko prawie zapomniał o pięciometrowym drapieżnicy, który stał się ich sojusznikiem. Elf miał wrażenie, że misio zastrzygł uszami na słowo "mięso" i lekko uniósł łeb. Mag popatrzył mu w oczy. Uderzył go spokój jaki w nich zobaczył, uśmiechnął się. Ruchem ręki i mową ciała starał się zachęcić zwierzę by podeszło do ognia, niech też się ogrzeje, a co więcej, oni będą się mogli solidnie ogrzać od niego.
- Co się tyczy Rudej, niech sobie poleży trochę na lodzie, skruszeje i może będzie chętniej mówić jak jej zaproponujemy ciepło ogniska. Co zaś się tyczy jej myśli, wątpię, acz w tych szalonych stronach wszystko jest możliwe. W końcu, nie mogła znaleźć siostry, kiedy ta nawiała do "innej myśli". Myślę natomiast, że poczuje jej śmierć...
Zatracił się na moment we wspomnieniach z tamtych chwil. Na samą myśl o swojej naiwności w tamtym czasie i błędnych decyzjach zrobiło mu się nieźle głupio. Pod wieloma względami to dopiero w osadzie Krevaina przyszło mu dojrzeć jako politykowi i rozpoznać prawdziwe barwy wielu otaczających go ludzi i nieludzie. Nader przykre doświadczenie.
Zresztą szedł właśnie dokończyć jedną z tam zaczętych spraw...
- Co Toruviel, kwestia jest taka, że bez zeznań odpowiednio sytuowanych Tulia nie będziemy mogli oskarżyć Eilinge i Helethai, a elfy źle zareagują na oskarżenia ze strony Styrii nie podparte żadnymi faktami. Jeżeli ją zabijemy jasne jest, że konieczna będzie wojna z Hetanorem.
Zamyślił się.
- Jednakże jeżeli udowodnimy im zdradę bardzo wielu elfów będzie niezadowolonych, sojusz z siłą chcącą zniszczy całą północ to trochę zbyt wiele nawet dla nich. A wtedy mogą odejść i przyłączyć się...
Do mnie...
- Ale to tylko przypuszczenia, ważniejsze pytanie to czy jest tam Astendet, bo to on jest tu grubą rybą?
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
Ostatnio zmieniony przez Elidis 05-03-2015, 01:33, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Nem 
ja nie chcieć ciastko


Skąd: z tam
Wysłany: 05-03-2015, 01:35   

Przypełznęła chwiejnym krokiem do ogniska i usiadła
- Tak jak mówi Esu. Raczej krótko, ale zamarznąć byśmy zdążyli. Czerwonych grzybków nie dotykać, bo zamrożą rękę, a to dość bolesne. Elidis.... Czy ty mówiłeś coś o ojcu Toruviel? Wydaje mi się, że nie dacie rady go zabić. Z tego co pamiętam Imperialiści wspominali o tym, że on już nie żyje, ale głowy nie dam. A co do mięsa z wija: nie wiem, czy się nada ale mogę zaryzykować. Wolę się zatruć niż żeby mój żołądek sam się strawił...
 
 
Leite 
Elfi doradca


Skąd: Poznań
Wysłany: 05-03-2015, 02:16   

Esu zatrzymał sie jakby coś odemnie chciał ale poszedł dalej. Jak to ludzie. Gdy tylko ogień zapalił sie, usiadłam plecami do niego, grzejąc sie i przyzwyczajajac oczy. Nie lubie ognia przez jego jasność ale jest ciepły. Wsłuchuje sie w rozmowę. Wiec Aenthill zdradziło...co to ma za znaczenie? Ten elf jest dziwnym Aenthillem...takim nie do końca. Ma w ogole tatuaze? Lekko odwróciłam sie, by zerknąć ale był po drugej stronie ognia.Jedyne co zyskałam to łzawienie oczu. Zamknęłam je j myślałam nad sytuacją. Mam nadzieje ze miś przyjdzie do nas sie przytulić. W sumie najprościej by było gdyby jeńcami była uzdrowicielka, ten człowiek, Cadan i ja bo "oddział złapał więźniów resztę pożarł wij". Ciekawe czy na to wpadną. Wówczas ta Con poszłaby z misiem zeby sie nie denerwował...albo poszłaby z nami zeby wysyłać misiowi komunikaty kiedy ma atakować. A Cadan mógłby to jakoś odczytać z mózgu misia i tada! Mamy łączność na odleglosc. O ile maja takie czary. Powinni miec.
-Cadan - zaczęłam cicho, patrząc w jego stronę. - Umiałbyś... Poznać, co ona - wskazuje na Con. - mowi do misia...? Z jego mózgu? Ja i magia nie bardzo znam...
_________________
2014r. II - Infelix Laryjka [??]
2014r. Epilog - Sephi'Rah (Sefii) Podziemna [*]
2015r. II - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*]
2015r. Epilog - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*], aktualnie Tymen Mgieł
2016r. III - Tanwe'Ivare, Aenthilka
2016r. Epilog - Aurelia d'Lombre d'Itharo człowiek
2016r. Zimowy - Tulya'Leite Enri Aenthilka w futerku
2017r. III - Mea'Aran Tlais Orthogok, podziemna bliźniaczka
2018r. Zimowy - matrona Mea'Aran Tlais Orthogok, już nie bliźniaczka.
_______________________________________
"Mlem"

 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 10