Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Przygoda #1.1
Autor Wiadomość
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 22-11-2014, 19:25   

/a, sorry, nie wiem czemu przeczytałem "od siebie" zamiast "od ciebie"... nieważne w takim razie :roll: /
Hm... więc gwardziści byli po przeciwnej stronie Przesmyku...? Ciekawe, co tu zaszło...? I czy jest to jakkolwiek powiązane z porywaczami Ofelii...?
Rzucił okiem na trójkę na pomoście. /coś szczególnego mają panowie?/
Ileż by dał, by zobaczyć twarz kobiety! Nie było pewności, że to rzeczywiście Ofelia... A może by tak zapłacić jakiemuś dzieciakowi portowemu, by złośliwie podbiegł i zerwał ten kaptur? Albo może w ogóle mruknąć straży, że to coś podejrzanego? Nie, to drugie nie, bo a nuż okaże się, że to jacyś potencjalni sprzymierzeńcy...
Ale ktoś podbiegający tylko po to, by złośliwie zerwać kaptur kobiecie wystarczy.
Rozejrzał się po okolicy. Czy ktoś tu wyglądał na takiego, co to za akwira na kolejną flaszkę księżycówki byłby w stanie zrobić dużo więcej niż tylko bez namysłu podbiec i zerwać kaptur przechodniowi...?
Rozglądając się za takowym kimś, ruszył powoli w stronę, gdzie poszedł człowiek z krasnoludem.
Nie było bowiem wiele czasu. Jak tylko jakiś żebraczek podbiegnie i ściągnie kaptur kobiecie (najpewniej zostając chwilę potem skopany przez jej "obstawę"), będzie musiał natychmiast podjąć decyzję, czy zająć się nią, czy też ruszyć za dwójką panów przemykających chyłkiem... Dlatego już teraz ruszył powoli w stronę gdzie przed chwilą byli ci drudzy, mając jednak wciąż na widoku trójkę z pomostu.
- Rozglądaj się za jakimś obdartusem, za akwira powinien bez chwili namysłu pobiec i ściągnąć kaptur kobiecie... - szepnął Convolve - Potem zobaczymy co dalej...
 
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 22-11-2014, 20:11   

- Mhmy. - Przytaknęła mu rozglądając się nieznacznie, aczkolwiek po chwili przerwała. Nie była w stanie dobrze ukryć obserwowania ludzi gdy dręczyło ją zbyt wiele informacji. Zerknęła na towarzysza. - A jaki plan mamy? Bo tego nie zdążyliśmy omówić.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 22-11-2014, 21:12   

- Co do tej chwili, czy co do Przesmyku Żerskiego? - nie przerywając powolnego spaceru, zerknął na towarzyszkę - W tej chwili dowiedziałbym się, kim jest ta kobieta w kapturze, najchętniej przekupując jakiegoś obwiesia by podbiegł i zerwał jej kaptur... Jak to będzie Ofelia, to ratujemy. Jak nie, to czmychamy nim obwieś powie, że to my mu kazaliśmy podbiec. I jeśli czmychniemy, to czmychniemy w kierunku, gdzie poszła tamta dwójka z linami aby dowiedzieć się, czy nie mają czegoś wspólnego z tym wszystkim - mówił szybko i pod nosem, ale jeszcze w miarę zrozumiale - A co do spotkania w Przesmyku Żerskim... cóż... nie wiem czy już zdążymy kupić fałszywkę pierścienia... ale modlitwę do Pani Tavar chętnie odmówię... ale poza tym nie mam pomysłów...
Końcówka była już naprawdę słabo zrozumiała, jako że mówił cicho, szybko i pod nosem, wciąż rozglądając się dyskretnie po tłumie.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 22-11-2014, 23:45   

Octavio:
Niemożliwe, nie byliby przecież tak bezczelni. Chyba, że to taka pokazówa, wiedzą, że tu jesteś i przeprowadzili ci ją przed nosem, tak, zebyś wiedział, że ją mają.
Czekają na zapadnięcie zmroku.
W międzyczasie człowiek i krasnolud z liną zniknęli ci gdzieś z oczu, ale nie zajmowałeś się tym dłużej.
Szukając wspomnianych obdartusów zauważyłeś grupę wyrostków, którzy pakowali na dwukółkę skrzynki z rzeczami na handel. Było trzech, w wieku jakieś 13-16 lat.

Tymczasem zmrok zapadał, na placu robiło się coraz bardziej pusto. Elfów, o ile w ogóle tu byli, nie było widać. Krawędzią nabrzeża szedł starszy człowiek, zapalając kańczugi ze szmatami i olejem rybnym. Zawoniało. Dawały mdłe światło wzdłuż samego brzegu, ale znów sprawiały, że reszta terenu niknęła w absolutnym mroku.

Gdy zaczepiłeś chłopaczków w kwestii tego kaptura, popatrzyli na ciebie wzrokiem mówiącym "no chyba durnego szukasz, tak"? Ale średni z nich, może ze 14 lat, zmrużył oczy i tonem ryzykanta obstawiającego czarnego konia na wyścigach powiedział:
- Dooobra, ale dostanę za to srebrnego akwira!
- Dostaniesz dwa!
Młody pociągnął nosem, poprawił kołnierz, braciom (byli podobni jak krople wody) gestem kazał się zabierać z placu i ruszył w stronę trójki, która z pomostu weszła właśnie między płonące latarnie.
Obserwowaliście chłopaka, jak trzymając sie krawędzi cienia podszedł blisko, udając, że musi po coś do łodzi. Przy samej trójce przyklęknął, udając, że poprawia buta. Gdy go minęli, skoczył w kierunku dziewczyny, złapał za płaszcz...
Wtedy panna odwróciła się, ewidentnie wystraszona i jej twarz znalazła się w mroku. Jeden z jej towarzyszy za to złapał chłopaka, chwycił mocno dłonią zaa gardło i podniósł do góry. Aż stąd usłyszeliście jęk... Cisnął chłopakiem tak, że ten potoczył się na pomost przy łodziach i tak został.
Panna odwróciła się. Tak, to była Ofelia. Chyba. Prawdopodobnie.
Facet obok niej niemal natychmiast naciągnął jej kaptur z powrotem.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 22-11-2014, 23:57   

Con:
kiedy Octavio wytrzeszczał się jak mógł, patrząc na to, co działa wynajęty chłopaczek, ty obserwowałaś plac. Nagle otulony mrokiem wydawał ci się być pełen czających się w nim ludzi. Maźnice oślepiały, dzieliły dotychczasową szarość na wąziutką strefę światła i wszechograniający mrok.
Morze szumiało, słychać było fale z hukiem bijące w klif. W oddali nad morzem błysnęło niebo.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 23-11-2014, 00:05   

Zerknęła w kierunku nieba z niepokojem.Nadchodziła najwyraźniej burza, zaś walka w deszczu mogła się źle skończyć. W dodatku szybko się ściemniało.
- Bogini mniej nas w swojej opiece... - Wymamrotała pod nosem. Wiele nadziei pokładała w istocie Tavar, wcześniejsze prośby do bogów zawsze zawodziły, czasami obwiniała ich za stratę wszystkiego co kochała teraz zaś została jej tylko bogini będąca opiekunką wygnanych, zagubionych. Ona też się gdzieś zgubiła w odmętach własnej świadomości i oddała swoje jestestwo bogini. Zaś ta która narodziła się na nowo w przeciwieństwie do starszych bóstw jej nie zawiodła.
W tym momencie jej uwagę od nieba odwrócił krzyk kobiety. Skupiła się na jej twarzy. Faktycznie, to mogła być Ofelia. Ale nie musiała. Równie dobrze, to mogła być jakaś inna niewiasta. Mrok oraz zdradliwe światło pochodni wiele zakłócało. Złapała Octavia za łokieć w nadziei, że zrozumie aluzję. Nie tu, nie teraz. Jeśli wywołają burdę to zamkną ich w karcerze, nie odzyskają jej.
- Spokojnie. - wyszeptała.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 23-11-2014, 02:06   

Argan już chciał ruszyć biegiem, by poczęstować dwóch mężczyzn swoją stalą, gdy zatrzymała go ręka Convolve.
Spokojnie!? Jak ma się zachowywać spokojnie, gdy ma przed sobą ledwie dwóch przeciwników stojących mu na drodze do siostry!? Pierwszego staranowałby tarczą, spychając do morza... Nawet jakby to przeżył, to Argan zyskałby czas, by ciachnąć mieczem drugiego...
Odwrócił się do Concolve. Z jego oczu aż biła wściekłość.
- Spokojnie!? - syknął jej przez zęby - Jest okazja by to wszystko skończyć...!
Odwrócił się z powrotem w stronę wybrzeża, chcąc wyrwać się z uścisku bądź co bądź wątłej medyczki. Ale jego wzrok przeleciał przez wciąż obecnych strażników.
No tak... Strażnicy... Za dużo ich, wpakowałby się z jednej kabały w drugą... Pewnie o to chodziło Covolve.
- Hm... - odwrócił się z powrotem i nachylił się do medyczki - Powiadommy strażników! Schwytają ich... Chyba, że masz jakiś inny pomysł? - spojrzał z mieszanką zniecierpliwienia i wyrzutu na towarzyszkę.
 
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 23-11-2014, 04:11   

Chyba z każdą chwilą mu coraz bardziej podpadała. Zwłaszcza teraz gdy zastąpiła mu drogę i poprawiła zapięcie płaszcza, jakby był to przyjacielski gest nie zaś zatarasowanie drogi. Ze skupieniem zmarszczyła brwi i zawiązała na nowo rzemyk od płaszcza, zaś mimo uśmiechu słowa miała pełne chłodnej kalkulacji.
- Bądź rozsądny. Dziś naliczyłam co najmniej trzy burdy i wczoraj zabójstwo małej dziewczynki. Jeśli teraz się na nich rzucisz to zanim zdążysz dobiec do jej eskorty strażnicy zaatakują Cię. I nie sądzę, żebyś poradził sobie spokojnie z piątką, jeszcze spłoszysz ich a sam trafisz do karceru na noc. Musimy działać rozsądnie, ze spokojem i zimną krwią a nie myśleć chwilą. - Zmrużyła oczy. - Właśnie w ten sposób wypiłeś otruty napój, bo zbyt skupiałeś się na hmm... celu, niźli dotarciu do niego. - Przesunęła jeszcze po materiale płaszcza i zaśmiała się, jakby przed chwilą powiedziała coś zabawnego. To była poza, jakby strażnicy Ofelii ich obserwowali. - Wyciągnij wnioski z tego co widzisz, nie działaj a myśl. Teraz wiemy, że jest żywa. I, że pilnuje jej tylko dwójka ludzi. Jeśli zaatakujesz ich tu to strażnicy spróbują Cię powstrzymać, jeśli przesmyku to nikt Cie nie powstrzyma a i ja będę mogła otwarcie wesprzeć Cię mocą pani. Tu nie wolno mi tego robić.
Zamilkła patrząc mu w oczy, musiała przy tym zadrzeć głowę. Po chwili jednak odstąpiła jakby pod siłą złości w jego oczach, wycofała się wyraźnie unikając już patrzenia pod nosem. Możliwe, że teraz miał w głowie obraz jej jako bezdusznej i wyrachowanej, nie pochwalającej nawet przyjemności w postaci alkoholu przed walką. Jeśli pyta może mu wyjaśni, to zależy kiedy to zrobi i w jakiej intencji. Po chwili uporczywego myślenia wymamrotała coś, najwyraźniej do niego.
- Obserwuj. I już nie zdążymy zakupić podróbki. Kupcy się zebrali. - Podążyła spojrzeniem w stronę nieba gdzie najwyraźniej zbliżała się burza. - Meriel. - Wyszeptała, lecz to już nie było skierowane do mężczyzny. W głosie sanitariuszki wyraźnie można było usłyszeć tęsknotę za kimś bliskim. Jednak brakowało w niej nadziei. Ta osoba była martwa.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 23-11-2014, 10:33   

Wybrzeże pustoszało. Strażnicy stali jeszcze przez chwilę, rozmawiając, po czym odpalili pochodnię i podążyli w kierunku Głównego Placu, jeszcze przez chwilę widzieliście otaczające ich światło.
Chłopak, którego prosiliście o pomoc, leżał na drewnianym pomoście do cumowania łodzi, poniżej nabrzeża. Nie wstawał.
Trójka ludzi - owa kobieta i dwóch mężczyzn zniknęli za krawędzią mroku. Poszli w kierunku Przesmyku.

Jeśli po drodze sprawdzicie, co z tym chłopcem, to ma przygniecioną tętnicę szyjną i uderzył potylicą o kamienie. Jest nieprzytomny.

Gdy podeszliście bliżej, zniknęli wam z oczu. To znaczy kogoś widzieliście. Ktoś coś majstrował na samym przesmyku, rozmawiał półgłosem.
Nagle za wami dało się usłyszeć zgrzyt czegoś kamiennego po innym kamiennym czymś. W ciemności zamajaczyły jakieś postaci.
Convolve zauważyła ich wcześniej. Trzech. Czterech. Może jeszcze ktoś, trudno było stwierdzić, czy wśród przebywających na nabrzeżu ktoś był przypadkiem, a ktoś stanowił obstawę. Ale bez problemu dostrzegłaś kilku, którzy otaczali was od kilku chwil pozornie obojętnym krokiem. Jeden w końcu do was podszedł.

Octavio:
Nie miałeś pojęcia, skąd oni się wzięli tuż przy was. Zapewne skupiony na tamtej trójce nie dość uważnie obserwowałeś resztę nabrzeża.
Ten, który podszedł do was, bez słowa położył ci rękę na ramieniu i pociągnął w kierunku przeciwnym do morza, w podcienia dwóch budynków, stojących przy samym wale.
Zagrzmiało całkiem blisko, całe niebo rozbłysło od poprzecznie rozgałęziającej się błyskawicy. Poczuliście pierwsze krople deszczu.

Conv:
ci, którzy was otoczyli, nie mieli na sobie żadnych emblematów, elementów mundurów, nie rozmawiali między sobą, nie mogliście więc rozpoznać zadnego akcentu. Fachowcy. Nie byli zdziwieni faktem, że się tam pojawiłaś, zupełnie jakby od dawna obserwowali waszą dwójkę i wiedzieli, że Octavio nie będzie sam.
Starałaś się trzymać w miarę blisko Octavia, żeby w mroku nie skończyło się to jakimś nożem pod żebrem w najbliższym zaułku.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 23-11-2014, 15:41   

Octavio westchnął ciężko. No tak, choć chciałby temu zaprzeczyć, Convolve miała rację... Skoro to była tylko dwójka ludzi, równie dobrze można poczekać aż zmierzą się z nimi w Przesmyku, bez zbędnych świadków...
Ruszył powoli za nimi, pozostając na granicy pola widzenia. Idąc, rzucił okiem na leżącego chłopaka. Szkoda biedaka... Wypadałoby dać kasę jego braciom, nawet całkiem sporo, i kazać im polecieć do najbliższego uzdrowiciela bądź świątyni...
Wykonał krok w stronę pozostałych dwóch braci z zamiarem zapłacenia im nawet i pięciu akwirów, kiedy spostrzegł otaczających ich ludzi.
Zaklął w myślach jednym z przekleństw, które nawet na froncie uchodziły za wyjątkowo szpetne.
Nie miał możliwości stawiać oporu. Nie tutaj.
Przyjrzał się człowiekowi, który chwycił go za ramię.
Ciekawe, czy był on z takich, co to gubili się, walcząc w ciemności...? Raczej nie... Raczej próba wyrwania się, jak już znajdą się w ciemnym zaułku, obróciłaby się na niekorzyść Argana.
Ponownie zaklął, tym razem już na głos, choć cicho. Nie mieli wyjścia, musieli iść razem z grupą.
Rzucił przepraszające spojrzenie Convolve. Niepotrzebnie ją w to zamieszał, a poza tym mógł jej słuchać. Jak przyjaciółka Ofelii źle skończy z jego powodu, nie wybaczy sobie tego. I Ofelia pewnie jemu też nie wybaczy...
 
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 23-11-2014, 22:01   

O szlag.
Złapała się rękawa Octavio odruchowo, w tym samym momencie obcy położył mu rękę na ramieniu. Była gotowa gdyby tamten zrobił coś Arganowi wyrzucić rękę do przodu i dotknąć skóry nieznajomego, a potem? Potem pewnie zrobiłaby to co byłoby szybsze, zmusiła jego serce do zatrzymania się na krótki czas, zmanipulowała mięśniami i pokierowała Ciałem niczym marionetką by zaatakowały swych przyjaciół. Wszystko zależało od tego co się stanie w ciągu najbliższych sekund. W tym samym czasie spróbowała ich szybko policzyć i rozłożyć swe szanse na to, czy jak głośno się wydrze to strażnicy którzy przed chwilą odeszli przypadkiem jej nie usłyszą. Jak zwykle gdy umysł działał szybko wydawała się wręcz sparaliżowana w niemocy ciała.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 23-11-2014, 23:38   

Octavio
Doszliście w kąt między budynkami, miejsce było ciemne, śmierdziało rybimi odpadkami i ludzką uryną. Jeden był najbliżej ciebie, reszta trzymała się w odległości kilku metrów. Ten bliżej zaczął.
- Pierścień i mapa. Teraz.
Widząc chwilę zwlekania z waszej strony dodał:
- Nie próbuj kombinować, nie pomoże ci ani twoja siostra z Ligi ani znajomość z żadnymi możnymi w mieście. Spróbuj podskoczyć, a nigdy jej nie znajdziesz, chyba,że morze wyrzuci gdzieś jej ciało.
Oboje próbowaliście z różnych przesłanek ocenić przeciwników. Ten, który mówił, głos miał nieco przytłumiony przez szmatę owiniętą wokół twarzy. Dało się rozeznać lekki akcent teralski, ale mógł być wypracowany. Był dość wysoki, raczej szczupły, poruszał się w sprężysty, zdecydowany sposób, jak człowiek świadom własnej sprawności fizycznej. Ubrany w przylegający kaftan z doszytym kapturem. Z broni dało się zauważyć krótki miecz, nóż noszony rękojeścią w dół przy pasie na plecach, drugi nóż w karwaszu na lewej ręce, z czego można było wnieść, że na prawej mógł być jeszcze jeden. Do tego prawdopodobnie mocno nabijane rękawice robiące za kastet.
Oprócz niego było jeszcze czterech lub pięciu, jeden chyba krył się pod podcieniami. Z tych czterech jeden miał na sobie płaszcz, reszta byla ubrana podobnie do tego pierwszego. Dwóch miało małe poręczne kusze.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 23-11-2014, 23:54   

Spojrzała na Octavio. Cóż, życie krótkie i trzeba działać, inaczej jeszcze przez przypadek umrze się ze starości żałując, że nic się nie zrobiło. Uniosła dłoń do ukrytego pod materiałem koszuli amuletu i ujęła go palcami.
- Nie oddam wam pierścienia gnidy. - W tym samym momencie skoczyła pod ręką napastnika który dotykał Octavia i rzuciła się w stronę wyjścia z uliczki, tam gdzie wychodziła na plac. Miała nadzieje, że tym samym odwróci uwagę mężczyzn od Octavia i da mu szansę na zaatakowanie. Drewienko amuletu pękło ściśnięte przez jej palce, amulet powinien zadziałać.
Pani wzmocnij me ciało, przeciw wrogom sprawy styryjskiej. Nie pozwól by krzywda się mi stała w tej złej godzinie, matko uchroń mnie przed bólem rzeczywistości i spraw by mój umysł działał sprawnie niezmącony niczym.
Starała się gnać co sił przed siebie, jednak nie biegła w lini prostej a starała się odbijać co kilka kroków w bok, raz co trzy, raz co dwa.. Nieregularnie, byleby ewentualna strzała miała utrudniony lot do celu. Miała nadzieję, że za nią pobiegną. Chociaż jeden lub dwóch, ułatwi Arganowi zadanie i ewentualnie z jednym powinna sobie poradzić.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 24-11-2014, 00:20   

Nie potrzebował żadnego sygnału. I tak był na tyle spięty, że prawdopodobnie nawet jakieś piśnięcie myszy zbyt blisko sprawiłoby, że by podskoczył.
Wahał się tylko, czy dla Ofelii nie lepiej by było gdyby grał tak jak mu zagrają... Ale Convolve pozbawiła go wątpliwości.
A dłoń na ramieniu aż prosiła się o dźwignię, w wyniku której głowa oprycha znalazłaby się bardzo blisko kantu jego tarczy... A w ciemności napastnicy mogą w pierwszym ułamku sekundy nie zorientować się, co się dzieje...
- Łapcie ją!!! - wrzasnął, jednocześnie wykręcając ramię mężczyzny i uderzając go w twarz kantem swej "trumny" - Ona ma pierścień!!!
Nie patrząc nawet, czy i jak trafił tarczą, szarpnął trzymaną dźwignią do góry i kucnął, wyciągając miecz.
Oprych, ogłuszony kantem tarczy czy nie, powinien pochylać się nad nim. Nawet jeśli jakiś bełt poleci w stronę Argana, trafi wpierw oprycha. A dla pewności, wyciągnięty miecz wbił się parokrotnie pod jego pachę.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 24-11-2014, 01:39   

Conv:
jesteś drobna i szczupła, więc śmignięcie między wysokimi mężczyznami nie sprawiało problemu. Złamany amulet zadziałał, odczułaś to. Ale problemy zaczęły się, gdy jeden ze stojących z boku zastąpił ci drogę. Nie spodziewał się zupełnie oporu, więc po prostu wyciągnął rękę, żeby cię złapać za kołnierz. Uniknęłas z łatwością, szarpnęłaś za tę rękę tak, że właściciel poleciał do przodu, i z rozmachu kolanem kopnęłaś w jego splot słoneczny.
Chciałaś dokończyć szybkim, litościwym ciosem sztyletu w podbródek.
Poczułaś potężne szarpnięcie głowy do tyłu, aż chrupnęły kręgi szyjne. Dopiero po sekundzie odczułaś ból szarpniętych włosów. Któryś złapał cię za nie mocnym uchwytem pięści.
Reakcja była odruchowa. Wyszkolona. Doskonale wyszkolona. Docisnęłaś swoimi rękami pięść napastnika do głowy, jednocześnie rzucając się do przyklęku i odwracając do niego tak, że jego nadgarstek utkwił w pułapce. Chrupnął staw, atakujący wrzasnął. Pociągnęłaś mocniej. Puścił włosy. Wstałaś, z łatwością wyłamując mu łokieć z torebki stawowej. Wrzasnął jeszcze raz, aż zatrzęsły się mury. Poprawiłaś sztyletem.
I omal nie padłaś na zawał, przypominając sobie, że pierwszego masz za plecami, żywego. Był tam, czułaś go za sobą.

Octavio:
rant tarczy trafił skutecznie, rant tarczy zawsze jak trafia, to skutecznie. Przeciwnik stęknął, ale jego dalsze przejawy aktywności przerwał celny sztych pod pachę. Dostrzegłeś kątem oka, jak Con zgarnia jednego ładnym unikiem i kopnięciem (skąd u licha sanitariuszka umie takie rzeczy?), więc przez chwilę przestałeś się o nią martwić, na szczęście wystarczająco szybko zmartwiłes się tym, że dwóch miało kusze. Odruchowo przykląkłeś za tarczą, co uratowało cię przed idącym płasko cięciem miecza. Tnącego uderzyłeś płaszczyzną tarczy i popchnąłeś do tyłu, jednak nie widziałeś gdzie byli kusznicy. Do momentu, kiedy nie poczułeś jak grot przeszywa ci mięsień czwórgłowy. Zawyłeś krótko i opadłeś na kolano, w sam czas, żeby przyjąć niechcący na tarczę bełt z drugiej strony.
Ból zamiast cię zniechęcić, spowodował wściekłość. Bardzo poważną wściekłość.
Odwróciłeś się chcąc dobiec do strzelca zanim załaduje - i dostrzegłeś Con, podnoszącą się z przyklęku i napastnika za nią z uniesionym mieczem.
To była bardzo długo przemyśliwana decyzja.
Po jakiejś 1/4 sekundy rzuciłes miecz na glebę, wyszarpnąłeś sztylet i rzuciłeś na tyle celnie, na ile umiałeś. A że umiałeś średnio, to wyrżnąłeś go rękojeścią. Ale prosto w oczodół. Con odskoczyła, zorientowała się w sytuacji i wykończyła drania.
A ty przypomniałeś sobie o kusznikach i jednym obalonym typie z mieczem. Obydwaj zdążyli załadować, a miecznik - wstać....
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 24-11-2014, 01:58   

// rozumiem, że ten za mną właśnie padł? //
Poczuła gorącą juchę na rękach i powstrzymała żołądek który chciał pozbyć się swojej zawartości zamiast tego odwróciła się w stronę dwóch kuszników i miecznika. Zadrżała gdzieś w głębi i bez dłuższego myślenia skoczyła ku najbliższemu kusznikowi, nisko na ugiętych nogach, twarz zasłoniła dłonią. Drugą ręką chciała złapać dowolną odsłoniętą część jego ciała.
Jeśli jej palce zetknęły się ze skórą nadgarstka to wysłała impuls, prostą myśl, chciała uchwycić jego umysł, mózg. Nie musiała zapanować jego psychiką jeśli miała nerwy i mięśnie. Chciała zmusić go w ten sposób by wycelował w drugiego kusznika i strzelił. Sama zaś miała nadzieję, że ciało jej ofiary zasłoni ją przed ewentualnym ciosem.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 24-11-2014, 02:21   

Dobrzy są... odczekali aż wdam się w walkę... wzięli w ogień krzyżowy... trafili mimo ciemności... i przeładowali mimo ciemności... cholera, dobrzy są - przemknęło mu przez myśl w ułamku sekundy, w którym podnosił miecz z ziemi.
Dobrze pamiętał ostrzał Czerwonego Tymenu na froncie. Dobrze pamiętał, jak przeklinał wtedy fakt, że miał w dłoniach ledwie marnej jakości włócznię. I dobrze pamiętał co radziła "mamusia Enid" (jak przezywano w tentara ke’empat hetmankę), co należało robić, gdy ostrzał prowadzony był z obu stron naraz:
Bez względu na wszystko, musiał wybrać jedną ze stron. Bo ostrzał krzyżowy to pewna śmierć.
Akurat w tym wypadku wybór był prosty, zajął ledwie ułamek sekundy: kusznik stojący bliżej medyczki. Przy odrobinie szczęścia osłoni też Convolve... Przy odrobinie szczęścia - bo wiedział dobrze, że przy strzałach z kusz z takich odległości, tarcze nieraz zawodziły...
Rzucił się kulawym biegiem w stronę kusznika stojącego bliżej medyczki, ignorując podrywającego się do szarży miecznika. Miecznikiem zajmie się, kiedy załatwi już co najmniej jednego strzelca... O ile załatwi...
Biegnąc w stronę strzelca, ledwie rzucił okiem na nadbiegającego szermierza, by ocenić jego odległość i za jaki ułamek sekundy będzie musiał się zastawić. Następnie spojrzał znów na kusznika, w kierunku którego biegł...
Co!? - choć nadal biegł, serce stanęło mu w miejscu - Convolve!!! Co ta kretynka wyprawia!? - przemknęło mu przez myśl, na widok drobnej medyczki szarżującej na kusznika.
Cóż... Może i Conv biegła na pewne samobójstwo, ale przynajmniej kusznik odwróci się w jej stronę. Przynajmniej sam Argan będzie mógł z całkiem dużą dozą pewności skierować tarczę w stronę drugiej kuszy i miecznika, nie przerywając biegu w stronę pierwszej kuszy...
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 24-11-2014, 02:24   

Skoczyłaś w kierunku kusznika, pech chciał, że ten w tym momencie przyklęknął, stabilizując strzał o kolano. Udało ci się złapać za jego lewy nadgarstek, ten, którym podpierał kolbę kuszy, ale oboje poturlaliście się po bruku. Bruk był twardy. Kusznik też był twardy, zwłaszcza na łokciach, z których jeden wylądował ci na podbródku.

W dodatku w tym momencie zaczęło wściekle lać. Szum, a właściwie huk deszczu, punktowany potężnymi uderzeniami piorunów, których coraz głośniejszy łomot od dłuższego czasu ignorowaliście, sprawił, że nie słyszeliście nic prócz tego. Ulice momentalnie wezbrały deszczem, ale że były to porządne ulice, to dobrze wypoziomowane chodniki kierowały wodę do rynsztoka, rynsztok wściekłym strumieniem płynął na środek nabrzeża.

Tymczasem Octavio widząc, że Con zdążyła zająć się jednym z kuszników, skoczyłeś ku dwóm pozostałym.
_________________
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 24-11-2014, 02:30   

Po oberwaniu łokciem w podbródek zawyła i jedną ręką sięgnęła ku jego twarzy drapiąc na oślep, drugą szukała noża który powinna mieć przy pasku, nie była to jakaś bardzo groźna broń, ale w sytuacji gdy zaczęła siłować się z kusznikiem najprawdopodobniej spowodowała wybicie mu z rąk kuszy. Próbowała drapać i ciąć przeciwnika kozikiem modląc się, żeby nie zrobić sobie przypadkowej krzywdy. Nie mogła sięgnąć mocą do Tavar aby go zabić, to było niezgodne z działaniem bogini.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 24-11-2014, 02:39   

//chyba się rozminęliśmy postami Indi... ale w sumie niewiele - w praktyce różnica jest taka, że nie rzuciłem się na dwójkę, tylko na tego kusznika od Powój, ale widząc co ona wyprawia, odwróciłem tarczę w stronę tamtych... choć wciąż lecę jej pomóć przede wszystkim//
Trzymając tarczę zwróconą w stronę kusznika i nadbiegającego miecznika (co było dość niewygodne) wciąż leciał w stronę kusznika, z którym tarzała się Convolve... Zdawszy sobie jednak sprawę, że nie zdoła doń dobiec przed miecznikiem, przystanął i przyjął lepszą pozycję by odeprzeć jego atak. I przy okazji zasłaniając się przed niechybnie nadciągającym kolejnym bełtem.
W myślach przeliczył przeciwników... Było ich chyba pięciu... Leży trzech. Z jednym się bije Conv, dwaj kolejni walczą ze mną... Hm... Sześciu? czyli na początku nie dostrzegłem jeszcze jednego... Oby w mroku nie czaiło się jeszcze więcej tego olafskiego pomiotu...
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 24-11-2014, 03:00   

Octavio:
miecznik dobiegł oczywiście zanim zdążyłeś pomóc Con. Nie zaatakował "na pałę", nie był durny. Zatrzymał się na krok przed tobą, na tyle, żeby bez problemu móc parować twoje ciosy i powoli okrążał cię od twojej lewej, od tarczy, zmuszając do odwracania się, odsłaniania na strzał. W lejącym deszczu nie miałes prawa usłyszeć szczęknięcia cięciwy, ruch tarczy był zatem intuicyjny - szarpnąłeś w prawo, tarcza wyłapała puszczony bełt, ale zarobiłeś cięcie w lewą łopatkę. Tarcza zaciążyła ci potężnie, kość po której zgrzytnęło ostrze, zabolała tak, że poczułeś aż w butach.
Miałeś kilka sekund, zanim kusznik naciągnie broń.
Załatwić "miecznika", dopaść strzelca czy pomóc Convolve?

Conv:
tarzanie się to było dobre słowo. Przeciwnik może i nie był jakimś siłaczem, ale był bardzo sprawny. Nie wypuścił z rąk kuszy, część twojego wściekłego ataku odebrała kolba broni. Zdążyłaś wyszarpnąć nóż, odbił dwa pierwsze ciosy, po czym przyłożył ci potężnie raz jeszcze łokciem. Zabłysło i huknęło. Znalazłaś się plecami na glebie i zrobiło się niewesoło. Napastnik przygniótł cię kolanem na żebrach, przerzucił kuszę do lewej i prawą ręką sięgnął po nóż. Po czym wrzasnął i poleciał na bok, trzymając się za kolano, w które wbiłaś swój kozik. Skoczyłaś na niego jeszcze raz, przeturlaliście się tak, że znów wylądowałaś plecami w kałuży. Ale zdążyłaś. Nóż wbity w sam splot słoneczny sprawił, że przeciwnik przygniótł cię całym ciężarem.

Od strony Octavia mogło to wyglądać, jakbyś miała już nie wstać.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 24-11-2014, 03:06   

Gorąca krew wyciekała spomiędzy ciała a noża który ściskała w jednej dłoni, z trudem oddychała przygnieciona ciężarem napastnika. Metaliczny zapach przyprawiał ją o mdłości jednak przyzwyczaiła się do niego podczas pracy w szpitalu.
Tylko spokojnie, tylko spokojnie. Tavar, matko, dziękuję za twą opiekę, lecz nadal jest mi ona potrzebna.
Z jednej strony mogła obserwować sytuację spod trupa i nie pokazywać, że żyje, jednak lepiej, żeby Argan nie odwracał się do przeciwników tyłem.
- Żyję! - Starała się przekrzyczeć ulewę. Po tych słowach przestała przejmować się współtowarzyszem i spróbowała odrzucić trupa na bok i wyszarpnąć nóż.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 24-11-2014, 03:27   

Argan przestał zwracać uwagę na walkę Convolve, w miarę jak coraz bardziej zajmował go pojedynek z szermierzem.
Znów, choć oddałby wszystko by było inaczej, musiał przyznać, że są to profesjonaliści. Wiedział, że nie ma wiele czasu. Lada moment kusznik rozprawi się z medyczką i pośle bełt w jego łopatki. Musiał szybko skończyć z miecznikiem.
Kolejny jego sparowany cios nie pozostawiał mu wątpliwości - szermierz był o wiele lepszy. Tylko jeden atut mógł przechylić szalę zwycięstwa na stronę Argana: tarcza. Tyle że zwykłe staranowanie odsłoniłoby go na kusznika. Nie miałby czasu...
Wóz albo przewóz, musiał coś poświęcić...
Jęcząc z wysiłku i walcząc z promieniującym bólem w łopatce oraz udzie, uniósł "trumnę" tak wysoko jak tylko mógł i przebiegł pod prawym ramieniem przeciwnika, tak że ów znalazł się między nim a kusznikiem. Wysiłek był wręcz tytaniczny, udo i łopatka zdawały się palić żywym ogniem. Miecznik zaś zyskał okazję do sięgnięcia mieczem nad tarczą i pacnięcia go parę razy po plecach - ciosy rozcinały płaszcz oraz przeszywanicę, boleśnie raniąc plecy. Jednakże sięgając ponad tarczę, miecznik nie był w stanie wykonać zamachu ani pchnięcia na tyle mocnego, by którykolwiek z tych ciosów poczynił większe szkody niż smagnięcie biczem.
Czując ciepłą krew spływającą mu po plecach, Argan ryknął wściekle i zmienił kierunek, taranując przeciwnika tarczą i pchając w stronę kusznika. Modlił się w duchu, by zraniona noga go nie zawiodła. Gdyby bowiem taranowanie i pchanie było zbyt wolne, miecznik byłby w stanie odskoczyć na bok.
W tym właśnie momencie usłyszał krzyk Convolve.
Cudownie, i tak nie miał w tej chwili głowy do tego, by się cieszyć... Wszystko teraz zależało od tego, jak daleko zdoła przepchnąć miecznika w stronę kusznika, który już niewątpliwie czekał na okazję, aż jego towarzysz przestanie być żywą tarczą...
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 24-11-2014, 11:12   

Con:
wygramoliłaś się z trudem spod ciała przeciwnika i spojrzałaś na plac. Niezłe pobojowisko. Argan wciąż walczył, miał dwóch przeciwników, jednego z kuszą, drugiego z mieczem. Nóż... Gdzie twój nóż... Został gdzieś w bebechach pokonanego. Spróbowałaś szarpnąć go, by odwrócić na plecy. Przez myśl ci przeszło, czy zdążyłabyś naciągnąć kuszę...

Octavio:
Jak już mówiłam, przeciwnik nie był durny. Pchnięty tarczą w kierunku towarzysza niemal się przewrócił, odskoczył w tył i próbował nadal okrążyć cię raz z jednej raz z drugiej strony, za to kusznik zmienił pozycję i zaczął zachodzić z twojej prawej. Widząc to, siłą rzeczy też zacząłeś krążyć, tak by być tarczą od strony kusznika.
Ale tych dwóch było też zgraną drużyną. Dostrzegłeś strzał, skupił na chwilę twoją uwagę, szarpnąłeś tarczą w prawo. Usłyszałeś stuknięcie bełtu w drewno, ale równocześnie nie byłeś w stanie odbić ataku z lewej (praworęczny o ile pamiętam) zza lewego ramienia. Przeciwnik wykorzystując to, że ciężką tarczę musiałeś szarpnąć, poprawił kopnięciem w tym samym kierunku. Poleciałeś w prawo, zdążyłeś się podeprzeć, ale poczułeś ból w prawej nodze, na ścięgnach pod kolanem. Zjechałeś na bruk. Drugie kopnięcie, w tarczę z boku, nadszarpnęło ci staw łokciowy. Padając, zdążyłeś mieczem sparować cięcie miecza.
Jednak po chwili leżałeś przykryty tarczą, którą butem dociskał przeciwnik. Sztych jego miecza znalazł się przy twoim garde.

Con:
całą walkę, która trwała kilka sekund, widziałaś. Wyrwałaś nóż i chwyciłaś kuszę, próbując ją naciągnąć. Gdy Argan padał, już widziałaś że nie zdążysz, rzuciłaś ją i skoczyłaś w tamtą stronę - prosto pod grot bełtu kuszy naciągniętej ci przed nosem. Drugi kusznik zdążył zarepetować i właśnie mierzył ci w twarz.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 24-11-2014, 13:53   

Każda sekunda zdawała się trwać wieczność. Myśli działały na najwyższych obrotach, rozpaczliwie szukając jakiegokolwiek zaczepienia.
Przeciwnik nie był bardzo ciężki, ale kontuzjowana ręka trzymająca tarczę nie była w stanie go zepchnąć z ciała. Drugą rękę miał jeszcze co prawda wolną i trzymał w niej miecz... Ale co mógł nią zrobić?
Czy zdążyłby strącić miecz przeciwnika sprzed swojej szyi? Pewnie tak, choć zapewne ów zdążyłby go zadrapać w szyję... Może nawet bardzo poważnie zadrapać w szyję, do tętnicy wręcz.
Ale nawet jeśliby w miarę bezkontuzyjnie odtrącił ów miecz, to co dalej? Wdałby się z nim w szarpaninę, w której wróg dysponował dwoma rękami, a on tylko jedną, gdyż druga była przygnieciona pod tarczą.
Przeciwnik był już cały umorusany smołą, którą Argan wymalował tarczę. Ale nawet pomimo deszczu i tak nie było jak zaprószyć ognia...
Westchnął ze wściekłością. Rozluźnił się, jakby się poddał. Sztych trzymanego w dłoni miecza przyłożył jednak ledwo zauważalnym ruchem do tułowia napastnika. Nawet gdyby ów pchnął go w krtań, miałby jeszcze ten ułamek sekundy świadomości, by zabrać szermierza ze sobą.
- Dziewczyna ma pierścień, ja mam mapę - sapnął z udawaną rezygnacją - Kaletka po mojej lewej stronie...
Po lewej stronie co prawda nie miał kaletki, ale akurat jego lewe biodro było za tarczą. Przeciwnik będzie więc musiał z niej jakkolwiek zejść, by dosięgnąć. Może przy odrobinie szczęścia zapomni pilnować sztychu...?
 
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 24-11-2014, 20:12   

//miałam odpisać po szkole, ale łóżko mnie zjadło, więc przepraszam//
Przez ułamek sekundy rozważała skok i ślizg po bruku tak by wyciągniętą nogą uderzyć go w goleń bądź w staw kolanowy i wywrócić zanim wypuści strzał. Problem stanowił miecznik który przykładał ostrze do szyi Argana. Zrezygnowała, oczy najpewniej ją zdradziły. To nie miało szans się udać.
Uniosła dłonie do góry upuszczając nóż. Ostrze uderzyło o bruk z metalicznym jękiem, od adrenaliny szumiało jej w uszach. Oddech który ociekał przez usta był ciężki, utrudniony prze tarzanie się po bruku i ból podbródka. Płaszcz zasłaniał częściowo jej kaletkę i torbę. Zerknęła na Octavia. Ze względu na rodzaj pracy musiała nauczyć się kiedy ktoś blefuje a kiedy nie, jednak teraz w strugach deszczu i goryczą w ustach nie potrafiła zrozumieć do końca sensu tego co mówił. Musiała zaryzykować.
- W mojej kaletce, powinien być pierścień. - Zawahała się zerkając na miejsce w którym chwilę temu walczyła z jednym z nich, mógł wypaść w końcu.
Jeśli kusznik podejdzie do niej aby sprawdzić czy mówi prawdę powinna mieć dość czasu by wyciągnąć ledwie wsunięty do torby grot od bełtu który wcześniej zgarnęła z bruku. Powinna też zdążyć wbić mu go w tętnicę, szyjną albo ramienną. Ba nawet oczodołem by nie pogardziła, wnętrze ucha też by pozbawiło na jakiś czas jegomościa rezonu. Nie wiedziała tylko czy zdąży. Jeśli podszedłby z uniesioną kuszą i spróbował wymacać w kaletce pierścień pewnie próbowałaby złapać go za rękę, założyć dźwignię lub nawet wspomóc się mocą pani. Oceniała swoje szanse.
Zimno deszczu zaczynało do niej powoli docierać, drżała z zimna pod wpływem opadających emocji.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 25-11-2014, 19:57   

Con:
Kusznik na przeciwko ciebie jak ci się wydawało też lekko drżał, z wściekłości. Gdy zobaczył twoje uniesione ręce, poprawił uchwyt kuszy i warknął przez zęby:
- Odepnij sakwę razem z pasem i rzuć na ziemię.
Z tej pozycji nie miałaś żadnego wyboru. Miałaś do niego ze 4 kroki, czyli łącznie z dobyciem grotu z sakiewki - jakieś 6 sekund. Grot z kuszy od twojego czoła dzieliła sekunda, potrzebna mu na naciśnięcie spustu. Odpięłaś pas i rzuciłaś tak, żeby musiał podejść, licząc na to że się schyli, opuści kuszę, straci koncentrację. Nic z tego, to był stary wyjadacz.
- Trzy kroki do tyłu! RUSZAJ!
Zrobiłaś trzy kroki.
- To już koniec, styryjska szmato... Na ziemię! Ręce przed sobą, żebym je widział... JUŻ!!!!!!
Fakt, że leżałaś w kałuży, może zrobiłby ci różnicę, gdyby nie to, że i tak byłaś dokumentnie mokra i ubłocona. Panicznie szukałaś rozwiązań, obserwując ruchy przeciwnika, który ani na sekundę nie opuszczając kuszy i trzymanego na jej spuście palca podszedł do pasa z kaletką, końcem buta trącił tak, żeby zapięcie było z wierzchu, po czym tracą mgnienie oka na opuszczenie lewej ręki (tej która trzyma kolbę, prawą mocniej docisnął broń do ramienia, dało mu to sytuację mniej stabilnego strzału, ale broni nie opuścił) otworzył i wysypał zawartość sakwy na bruk.
Co było w sakwie?

Octavio:
Przeciwnik nie zamierzał jednak odpuszczać nacisku:
- Zabierz jej pierścień! - zawołał do towarzysza, po czym ciszej już wysyczał do ciebie - Zapłacisz za ich życie, skur**synu. Mogłeś po prostu oddać, co nie twoje. Mogłeś się w to nie mieszać, grzecznie zabrać swoją panienkę i żyć długo i szczęśliwie. A tak... zdechniecie oboje. Już mi nie jesteś potrzebny, gnojku, wystarczy ta styryjska suka. Zdechniesz na tym bruku za chwilę, a twoja blondyna zdechnie za parę dni, tam gdzie ją zamurowaliśmy. Z przyjemnością wpakuję ci ostrze w gardło. Masz ten pierścień? - zawołał w stronę kusznika, wyraźnie czekając, aż tamten skończy i podejdzie mu pomóc, był świadom, że żeby zabrać się do przeszukania cię musi odciążyć tarczą, a to się skończy dalszą bijatyką.

Kombinujcie, jak z tego wyjść ;) Tymczasem chwilę czekamy, bo inni się wloką ;)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 25-11-2014, 22:52   

Panie Astorii, powinien pan być między mną a tym mieczem - Argan nie miał pojęcia, czemu akurat to wspomnienie, Travida znajdującego się niegdyś w podobnej pozycji co on w tej chwili, przemknęło mu przez myśli w tak dramatycznym momencie...
Myślał gorączkowo. Musiał koniecznie coś wyknuć, by wyjść z tego cało. By Ofelia wyszła z tego cało...
Skarcił się w myślach za pomysł z pierścieniem, miał wrażenie, że tylko nawarzył sobie nim piwa. Przecież to on go miał. I to w kaletce po lewej... Zabrnął za daleko we własnych kłamstwach.
Zresztą i tak zabrnął za daleko, biorąc udział w walce. Pomoc Convolve była odruchem, a potem już nie było możliwości odkręcenia sytuacji.
W myślach wypowiedział kolejne przekleństwo. Tym razem autorskie.
Nie miał pola do manewru, musiał improwizować, kupować sobie czas. I może jakkolwiek rozproszyć uwagę szermierza.
- To nie musiało się tak skończyć... - mruknął do oprycha trzymającego mu miecz na gardle, podczas gdy kusznik grzebał w torebce - Nie zależy mi na pierścieniu. Oddałbym go wam bez problemu, gdybyście użyli innych metod... Gdybyście po prostu, po ludzku, poprosili. Tylko swoich przełożonych możesz winić o śmierć przyjaciół... A co do kaletki - uśmiechnął się ponuro, jak ktoś zrezygnowany - Jest zabezpieczona magicznie, potrzebujecie mnie żywego, bym ją otworzył...
 
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 25-11-2014, 22:53   

* w kaletce po prawej - mały błąd
_________________
2013 II turnus - Owizor Rożenek, szpiegujący dla Imperium mag ziemi z Ofiru
2014 II turnus, Epilog - Argan Rożenek, styryjski dezerter podszywający się pod liryzyjskiego możnego Octavia Lecorde

Nelramar - Oberon Williamson, nekromanta-sadysta podszywający się pod elfa // Ohtat'Penatis Idril - elficki dowódca gardzący po równo Wergundią i Styrią
2015 I turnus - ponownie Owizor Rożenek który to nawrócił się, by jako Sędzia Rega Ludmir romansować z pewną elfką [+]
2015 turnus +18 - Archibald dar Bregen, samozwańczy książę o słabej psychice
 
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 25-11-2014, 23:47   

Milczała czekając na najbliższy błysk, spojrzenie miała wbite przed siebie. Miecznik stał na tarczy Argana w pewnej pozycji, nie miała szans go przewrócić nawet jeśli by teraz nie był skupiony na niej. Oblizała wargi. W momencie błysku lub usłyszenia strzału spustu musiała się przetoczyć na bok i poderwać z ziemi. A potem biec. Do kusznika. Jeśli wystrzeliłby gdy jeszcze była na ziemi miała szansę szarpnąć się w bok jeśli zrobił to gdy już się zerwała po grzmocie pewnie próbowałaby się zasłonić prawym barkiem. Bełt w łopatce lub ramieniu był lepszym rozwiązaniem niż w sercu, lub mostku.
Próbowała zrobić dwie rzeczy, najpierw sprzedać kopniaka kusznikowi, potem złapać go za szyję okręcając tak, by stał się jej żywą tarczą. A potem tylko jedno. Słowa które była gotowa wypowiedzieć w momencie zetknięcia się z jego skórą, szepcząc mu to do ucha, niczym tajemnicę.
Iluzja bólu.
Uniosła spojrzenie patrząc jak zawartość sakwy wypada na ziemię. Czekała na błysk.
Z ciężkim uderzeniem na ziemię spadła skórzana sakiewka, najprawdopodobniej był tam jakiś metalowy przedmiot, lub coś cięższego od zwykłych igieł. Oprócz nici i igieł było tak jeszcze krzesiwo. Obok pospały się też szklane buteleczki, w jednej z nich było mleko makowe, reszta zawierała odkażenia. W niewielkim drewnianym pudełku które potoczyło się na bok była maść na poparzenia. Mógł ewentualnie pomyśleć, że tam jest pierścień.
Czekała na błysk gotowa poświęcić się teraz. Wiedziała gdzie jest Ofelia. Wiedziała co ma robić.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,05 sekundy. Zapytań do SQL: 13