Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Co się wydarzyło pod Srebrnohorą
Autor Wiadomość
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 07-10-2013, 14:05   Co się wydarzyło pod Srebrnohorą

Po wczorajszym bardzo długim omawianiu wydarzeń, niuansów i szczegółów wydarzeń epilogowych, i po tym, jak zorientowałam się, że nie znałam nawet połowy faktów co do rzeczy, które się wydarzyły, tak sobie pomyślałam -
wypiszmy, cośmy własciwie robili.
W sensie opowiedzmy sobie nawzajem dzieje każdej z grup, a wręcz każdej z osób - bo grupy się w wielu momentach rozdzielały, a ponieważ wszystko było otulone jeszcze siatką szpiegowską, to wersje dochodzące do róznych uszu nie zawsze były prawdziwe :)
Może czytając ten temat każdy lepiej ogarnie, co się właściwie wydarzyło :D Na przykład ja ;)
Co myślicie? :)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Aerlinn 
Tavariel In'Tebri


Skąd: Kraków
Wysłany: 07-10-2013, 14:52   

Ja bardzo chętnie, spróbuję jeszcze z opowiadaniem, ale dziś zupełnie nie mam na to weny, więc pewnie napiszę jednak zwykłym tekstem. Ale to za dłuuuższą chwilę.

P.S. Ja z rozkmin mojej grupy też mogłam wszystkiego nie wiedzieć, choć się starałam :)
_________________
2010-2012 - Aerlinn Tavariel In'Tebri, kapłanka Silvy i Herna
2013 - + Sonja córka Aliny z Sulimów, drużynniczka rodu Kietliczów Karanowiców
2014 - kadet (bardka Nawojka, + Angela Ehrenstrahl, Talsojka Arianwel'arya... i inne)
2014 Nelramar - + Tulya'Istanien z rodu Idril, Vayle'Finiel z rodu Meredith oraz khorani Akhala'beth (khorani drugiego hurdu tentara kedua)
 
 
 
Akinori 
Fenrir


Skąd: Wrocław
Wysłany: 07-10-2013, 15:01   

Leżałem rozmontowany w warsztacie.. To się liczy ;) ?
_________________
"Eee tam, wyklepie się na warsztacie"
 
 
Wojtek 
Kaboom?


Skąd: Tychy
Wysłany: 07-10-2013, 17:27   

To się przyda, bo czytając posty w grupach uświadamiam sobie, że moje wymyślne argumenty używane w różnych, knujnych dyskusjach, były tak bardzo bez sensu i w ogóle nie ogarniam fabuły.. :D
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 07-10-2013, 17:31   

Wulfryk napisał/a:
moje wymyślne argumenty używane w różnych, knujnych dyskusjach, były tak bardzo bez sensu i w ogóle nie ogarniam fabuły.. :D
Ja mam podobne odczucie :D Ale ktoś musi zacząć ;) ;)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Aerlinn 
Tavariel In'Tebri


Skąd: Kraków
Wysłany: 07-10-2013, 17:50   

Dobra, to zaczynam pisać posta-rzekę.

Grupa czerwona - Teralska rozpoczęła grę idąc z przeciwnej strony doliny (okolice rozstajów na drodze do Dziebora). Nagle na drodze natrafiliśmy na "obłąkanego człowieka" (dybuka).

Dyskusja z nim zawierała zarówno walkę, jak i pomocne wskazówki (zdawał się sam ze sobą walczyć, a właściwie z tym, co go kontrolowało). Wspomniał o swojej Pani (ale też padło coś o Grimie jako istocie rodzaju męskiego, więc miałam mętlik w głowie). Był związany z tym światem, opowiedział nam o Kluczu i wskazał stronę, w której znajdowała się jakaś jego część. Zasugerował też pójście w stronę Białego Boru (Dziebora), powiedział o pięciu częściach klucza (tak jak było opisane na naradzie, tylko na podstawie liczebności naszej grupy).

Opowiadał nam, że noc jest niebezpieczna, że potwory są groźniejsze w nocy, powiedział o południu jako porze na rytuał. Na końcu cisnął w nas ogłuszenio-obaleniem i zwiał.

Idąc w stronę Białego Boru, napotkaliśmy Tępego Człowieka, który nie pozwolił nam przejść, zaproponował pomoc w zamian za pójście do Złego Człowieka w swaty (o rękę jego córki). W tym momencie pojawiła się grupa kapłańska.

Powiedziano nam, że byli już u Złego Człowieka i to od niego mają misję, by dowiedzieć się od z kolei Tępego Człowieka o to, czym jest i gdzie się znajduje... Traw.... Travulia? Nie wiem, z Travorem mi się kojarzyło. I w tym momencie zaczęło się bieganie od jednego do drugiego z dwoma misjami. Ehhh, opiszę to potem w innym poście, będzie po kolei.
_________________
2010-2012 - Aerlinn Tavariel In'Tebri, kapłanka Silvy i Herna
2013 - + Sonja córka Aliny z Sulimów, drużynniczka rodu Kietliczów Karanowiców
2014 - kadet (bardka Nawojka, + Angela Ehrenstrahl, Talsojka Arianwel'arya... i inne)
2014 Nelramar - + Tulya'Istanien z rodu Idril, Vayle'Finiel z rodu Meredith oraz khorani Akhala'beth (khorani drugiego hurdu tentara kedua)
 
 
 
Nila Laurelin 

Skąd: z daleka
Wysłany: 07-10-2013, 21:55   

To nie był dybuk, tylko przewodnik :D Grimm, który ściągnął was do swojego świata, z wiadomych przyczyn nie mógł być w 6 miejscach na raz. Wysłał więc pomniejsze, podlegające mu demony jako wasz orszak powitalny. Tak więc grupy spotkały Ezopa, Marię Konopnicką, Astrid Lindgren, Andersena, niemego Poetę i Szeherezadę :D
_________________
Before doing something be sure to ask yourself: 'Could I get in trouble for this?' If the answer is 'No', find something more exciting to do.
 
 
Frodo 

Skąd: z Katowic
Wysłany: 07-10-2013, 21:59   

Ja się pytam: gdzie Sapkowski! :angry:
bieganie było żmudne i pełne wiatru, ale, gdy zmęczenie brało górę nad rozsądkiem i złość na Złego Człowieka i tego Tępego była niezmierzona, w końcu zakończyliśmy nasze zadanie, gdy Zły wyjął sobie serce i oddał je nam. Serduszko zabraliśmy do Tępego i zakończyliśmy naszą bieganinę pełnym sukcesem! :-o
_________________
2012 Łowca Potworów Avas
2013 Mag Bitewny oraz mający niezwykle dobre relacje z Wilkiem Szaman
Epi: Artvr Kap.Woj. Modwita
2014 l.A.dV działający dla Sapienti
 
 
Abel 

Wysłany: 07-10-2013, 22:59   

Sapkowski nie jest bajkopisarzem.
 
 
Aerlinn 
Tavariel In'Tebri


Skąd: Kraków
Wysłany: 07-10-2013, 23:07   

Yyy, dobra, to nasz przewodnik był... Ezopem? Ten od broni, która była jego narzeczoną?
_________________
2010-2012 - Aerlinn Tavariel In'Tebri, kapłanka Silvy i Herna
2013 - + Sonja córka Aliny z Sulimów, drużynniczka rodu Kietliczów Karanowiców
2014 - kadet (bardka Nawojka, + Angela Ehrenstrahl, Talsojka Arianwel'arya... i inne)
2014 Nelramar - + Tulya'Istanien z rodu Idril, Vayle'Finiel z rodu Meredith oraz khorani Akhala'beth (khorani drugiego hurdu tentara kedua)
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 07-10-2013, 23:31   

Nila Laurelin napisał/a:
Andersena
Krystian? :D Ale on miał Hans! :D :D


Abel napisał/a:
Sapkowski nie jest bajkopisarzem.
Trochę jest... :D ALe przy tych chorych wizjach to Sapek wypada jak czytanka dla przedszkola... :D :D

Ok, to teraz ja ;)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 08-10-2013, 00:28   

22 KKBT, jak widać w naszym wstępie, stacjonowała w Srebrnohorze w mocno okrojonej liczebności na mocy rozkazu mając pomagać nowemu wojewodzie.
Rozkaz, podbity osobistą pieczęcią Księcia-Protektora, przysłany z głównego sztabu i w ogóle, był trochę trudny do odczytania :D Ktoś w sztabie chyba zapomniał, iż zameldowałam, że skrzynka z szyframi wojskowymi została zniszczona w czasie ataku Mojmira, albo zapomniał mi przysłać nowego, więc przez dwa dni łamaliśmy własny wojskowy kod :D
W efekcie treści rozkazu dowiedzieliśmy się, że mamy się stąd odmeldować, znaleźć Aramedicon i zapierniczać z nim w zębach do Merrinhold.

Wymyśliliśmy masę planów, z których nawet połowa nie została zrealizowana, ale jeden nam się udał - fałszywy artefakt w uroczej drewnianej skrzyneczce (po czekoladowym telegramie :D ). W tej skrzyneczce siedział naszyjnik, który był różdżką kuli ognia, więc emanował magią. Okładziny srebrne i napisy na wieczku pomnażały tą emanację, tak, zeby wydawał się potężniejszy.
Gdyby nie strażnik-papla, to by się udało... :roll:

No ale wracając. Po wyjściu z Fortalicji walnęło, huknęło ... i zbladło. Lekko skołowani prawie usiekliśmy Krystiana, który pojawił się nagle z ciemności. Przywitał nas w "jego" świecie i poinformował, że na najwyższej górze w okolicy jest jedna z wielu części klucza do wyjścia. Przez chwilę się obawiałam, że to ten sam artefakt, więc postanowiliśmy najpierw zasuwać na polanę (gdzie A. miał się znajdować), żeby sprawdzić, czy nie da się go aby w tym świecie wydobyć.

Na polanie, zamiast na A., wpadliśmy niemal zza wikla na kurde balans styryjskie komando. To kit, bo w sumie spodziewaliśmy się ich tu (w rozkazie o tym było), ale nastawialiśmy się na walkę. Jednak zamiast tego postanowili nadwyrężyć zawiasy w mojej szczęce, która opadła jakoś do ziemi niemal, gdy jak jeden cały oddział styryjski rypnął przede mną na kolana....
Historyjka, którą przedstawili, jak ulał pasowała do historii Mojmira, tj. wychodziło na to, że teleport mojmirowy zassał także kilku ich ludzi, których teraz szukali. Logiczne, wiarygodne tak bardzo, że prawie zwątpiłam w te szczątki fabuły, które znałam ;) Ale i tak na wszelki wypadek sprawdzałam, żeby nie zostawiać ich za plecami ;)

W każdym razie na polanie załatwiliśmy sprawę dziewczynki z poucinanymi rączkami - zlokalizowaliśmy urwaną rączkę i jej oddaliśmy, a Powój ją dziewczynce przyszyła. Liczyłam na to, że mając w rękach więcej części "klucza" będziemy mieli większą kontrolę nad sytuacją. Dlatego dostała to Powój... No to miałam kontrolę... :roll:

Idąc dalej spotkaliśmy krawca, który postanowił uciąć paluszki jednemu z naszych (w sąsiednim temacie Shatan wrzucił pierwowzór bajki ;) ), ale dał się przekupić kabanosem ;)

Ponieważ zamarzaliśmy z lekka, postanowiliśmy resztę nocy spędzić w fortalicji, ale zakładaliśmy, że będziemy musieli ją zdobywać od jakichś demonów. Po drodze na Bramie Polowej spotkaliśmy skrzeczące upiory, zwane dybukami (http://pl.wikipedia.org/wiki/Dybuk), które właściwie zagoniły nas na drogę w dół, chociaż nie poraniły nas specjalnie, ale nastraszyły setnie.
Podchodząc pod bramę, zostawiliśmy tam styryjczyków i sami uderzyliśmy od dołu, wpadając na kolejne dybuki, które tym razem nie zrobiły nam nic, tylko skrzeczały. W fortalicji - resztę znacie - przywitaliśmy się z oddziałem Samboi, a do kompletu - z jakimiś kapłanami, których bajeczka dla odmiany od styryjskiej, była wąska jak sik pająka i zupełnie niewiarygodna, do tego stopnia, ze zaczełam węszyć spisek na spisku i to, że może prawdziwa grupa styryjska to jednak ta "niby-kapłańska", a ci pierwsi Styryjczycy rzeczywiście szukają kolegów ;)

Wieczór przy korzennej herbacie przerwał drący ryja jak zły Mirko, który zobaczył duchy :D Duchy na szczęście go uciszyły ;) Po czym usiłowały w porąbany i pokrętny sposób nam powiedzieć, że życzą sobie pogrzebu z rytuałem :D Niestety, nie zrozumieliśmy o co im chodzi, a ponieważ terroryzowały naszych ludzi i groziły przejęciem ich ciał, to musieliśmy ich w końcu pogonić, co uczyniła Samboja z pomocą innych magicznych. W międzyczasie wpadli kolejni goście, czyli służący obecnie Draganowi ludzie z Imperium (Racigniew pewnie zgrzyta zębami ;) ) i nasi znajomi od Symeona, eskortujący jakąś szlachciankę.
Świtało :)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Frodo 

Skąd: z Katowic
Wysłany: 08-10-2013, 00:32   

:shock: Jak to: nasza historia była niewiarygodna... :shock:
Przecież... przecież... ale...
No dobrze, nie była tak dobra jak miała być... a szkoda ;)
_________________
2012 Łowca Potworów Avas
2013 Mag Bitewny oraz mający niezwykle dobre relacje z Wilkiem Szaman
Epi: Artvr Kap.Woj. Modwita
2014 l.A.dV działający dla Sapienti
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 08-10-2013, 00:37   

Cytat:
może prawdziwa grupa styryjska to jednak ta "niby-kapłańska", a ci pierwsi Styryjczycy rzeczywiście szukają kolegów ;)
Haha, tak sobie własnie pomyślałam, że jakby mi zaplecze wykręciło taki numer, to bym chyba pękła :D Maciek - paladyn Tavar, udający paladyna Modwita! :D
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Mirko 


Skąd: Warszawa
Wysłany: 08-10-2013, 00:42   

Nie moja wina, że krzyczę raz, drugi, trzeci, piaty, a nikt łaskawie nie pofatygował tyłka by sprawdzić co się dzieje na dole.
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 08-10-2013, 00:45   

Ja zakładałam wtedy buty więc miałam problem z wyteleportowaniem się z domku. A jak już chciałam biec to zobaczyłam tylko Nilę i zdołałam wydukać przed opętaniem cudowne "aha... Dzień dobry?".
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Hodo 
Emeryt


Skąd: Księstwo Śląsko-Pomorskie
Wysłany: 08-10-2013, 00:45   

Mirko, darłeś jeszcze długo po tym jak wszyscy wybiegliśmy z halli ;P
 
 
 
Aerlinn 
Tavariel In'Tebri


Skąd: Kraków
Wysłany: 08-10-2013, 00:46   

Bo z tej halli na początku nikt na dół nie pobiegł, tylko się oparli wszyscy o barierkę i PACZĄ :D
_________________
2010-2012 - Aerlinn Tavariel In'Tebri, kapłanka Silvy i Herna
2013 - + Sonja córka Aliny z Sulimów, drużynniczka rodu Kietliczów Karanowiców
2014 - kadet (bardka Nawojka, + Angela Ehrenstrahl, Talsojka Arianwel'arya... i inne)
2014 Nelramar - + Tulya'Istanien z rodu Idril, Vayle'Finiel z rodu Meredith oraz khorani Akhala'beth (khorani drugiego hurdu tentara kedua)
 
 
 
Hodo 
Emeryt


Skąd: Księstwo Śląsko-Pomorskie
Wysłany: 08-10-2013, 00:48   

No bo generalnie nic wielkiego się nie działo, łażą sobie światełka, a pomiędzy nimi Mirko drze jape :P
 
 
 
Mirko 


Skąd: Warszawa
Wysłany: 08-10-2013, 00:49   

Najlepiej, gra zespołowa czy cuś, a nie "o fajnie coś się świeci pooglądajmy z daleka, może ich zjedzą i sobie pójdą" :twisted:
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 08-10-2013, 00:56   

Dobra to jak Indi już napisała to mogę i ja, jako, że mam do czego się odwołać.
Na początku grzecznie wędrowałam sobie z 22 i starałam się nie zabić o wszystkie dziury i kamienie z jakimi musiałam się zetknąć po drodze. Spotkanie z Krystianem, potem wycieczka na Żywiatę. A ta bum! Styria, nosz cholera, a ja jeszcze nie mam pomysłu jakby tu rozegrać wszystko w związku z tym całym szpiegostwem. Paczam, a tam Goliat, paczam dalej i Akki. No dobra ktoś znajomy, informuje na uszko o tym panią auxilio dalej rozmyślając jakby tu ich poinformować tamtych, że jestem po ich stronie.
Dobra szukamy rączek. Wpadnięcie najpierw na Goliata i wypadanie o co tu chodzi, choleryk nie chce nic mówić. Dobra, ta sama akcja z Akkim, ten już więcej wydukał. Ale nadal brak pomysłów. Po przyprawieniu rączki i zatrzymaniu pamiątki w postaci kawałka filiżanki idziemy dalej.
Akcja z Ablem i mój pomysł przehandlowania Divakara i kawałka filiżanki za kabanosy, myślałam, że będzie nas to drożej kosztować. O dziwo zjadł nam tylko jednego o_O”
Droga powrotna w kierunku fortalicji, tu dopiero udaje mi się jakoś wyciągnąć informacje ze Styryjczyków... Przy pomocy oczywiście rozmowy o Puszczykach z Goliatem. Był moment, że miałam wrażenie, że wszyscy mnie słyszą, ale niet.
Potem akcja z dyukami i fortalicją, chwila drzemki i duszki. Rozpalanie ognia razem z OG grup na rytuał.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 08-10-2013, 01:14   

Więc gdy zaświtało, część ludzi poszła łyknąć trochę snu, uprzednio ustaliwszy, że około południa powinniśmy ze zsumowanym artefaktem-kluczem pojawić się w jedynym miejscu, na które mieliśmy namiar - na polanie Żywiata.
Dopiero rano pojawiło się więcej informacji. Przyszły w postaci samnijskiego podróżnika, którego osobiście uważałam za jedną z emanacji Grimma, ale gdy zobaczyłam go już po wyjściu ze świata psycho-bajek, zmieniłam zdanie.
Podróżnik jako siedzibę Grimma podał miejsce, które wcześniej było świątynią Morta. Znaliśmy je doskonale i było blisko. Nasze dalsze przemyślenia dotyczyły tego, o co właściwie chodzi, czym jest "klucz", oprócz tego, że stłuczoną filiżanką. Nasi magowie przyjrzeli mu się i dowiedzieli się, że jest to przedmiot, którym można zabić Grimma. Wydało się nam to dziwne - wchodząc do jego świata, dostajemy info, gdzie jest broń, którą można go ubić? No, to facet chyba lubi ryzyko. Świetna zabawa. Po chwili wpadło nam do głowy, ze w sumie lepsza zabawa byłaby, gdyby dać nam do ręki broń, która jednak nie jest bronią. Grimm to psychopata do kwadratu, mogło mu coś takiego się zalęgnąć w tym chorym łbie. W efekcie skorzystaliśmy z Wody Wessiego, którą miał kapłan Rega. Rytuał ujawnił, że filiżanka to nie broń, tylko właśnie klucz. Coś w rodzaju szpilki do przebijania ściany z balonika.
Magowie, kapłani, druidzi wzięli się do roboty...

A w międzyczasie nasze niezwykle knujne poczynania przybrały nieoczekiwany kierunek. Próbowaliśmy uzyskać jak najwięcej sojuszników, zneutralizować możliwie wielu wrogów, bo wiedzieliśmy, że gdy tylko postawimy stopę w naszym świecie, w tej samej sekundzie ktoś się nam rzuci do gardła.
Zaczęłam od Symeona, skoro za kasę eskortował jakieś szlachcianki, to znak, że brak mu kasy. Zaproponowałam mu 10 diamentów (każdy wart 10 senatusów) w zamian za pomoc przy zdobyciu A., a kolejne 2 jako premię po jego zdobyciu. Była to moja prywatna inwestycja, liczyłam, że Olaf rzeczywiście zapłaci mi dużo więcej za dostarczenie A. do Merrinhold.
Pozostawali inni.
Do grupy Imperium, służącej Draganowi, wysłałam Powój, zeby się dowiedzieć, jakie są ich cele.
CO do Styrii, wciąż miałam wątpliwości co do tego, kim są, ale gdyby jednak byli ludźmi Tavar, także byli nie do ruszenia.
Wiedzieliśmy, że Samboja potrzebuje artefaktu A., żeby coś zrobić ze swoim opętanym dzieciaczkiem. Matka, która się boi o dziecko, jest nieprzekupna i nieprzekonywalna. Postanowiliśmy więc przekabacić jej drużynę, pociskając bajkę, iż Maharani szantażuje Samboję, aby ta jej właśnie oddała artefakt, pod groźbą zabicia jej dziecka. Sami mieliśmy sfałszowane rozkazy z podpisem Dragana, które wyciągnęliśmy, kłamiąc iż to właśnie wojewoda kazał nam wydobyć A., zaś Samboja działa wbrew mężowi.
Udało się o tyle, że wprowadziliśmy zamęt i Samboja musiała zareagować. Zrobiła to zupełnie inaczej niż kapłan Modwita, znaczy się wywaliła karty na stół. Zostalibyśmy nieco na lodzie, gdyby nie to, że niemal w tej samej chwili ktoś - teraz już wiem, ze imperialny szpiegulo - puścił farbę, iż szlachcianka od Symeona, to sama Maharani. To dało nam wręcz prezent w ręce.
Zaproponowałam Samboi, że dam jej Maharani na tacy z kokardką, w zamian za to, że jej drużyna pomoże mi zdobyć - niepotrzebny jej już - A.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 08-10-2013, 01:16   

Kurczę :) Zapomniałam, że Symeon miał zapisane informacje ukradzione Podróżnikowi. Cholerka ;) Mogłam mu je zabrać ;)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 08-10-2013, 01:40   

Tak więc szliśmy sobie do Świątyni Morta (lokalizacja była nieco niedokładna) z konkretnym planem.
W momencie, gdy wrócimy do świata, w tej samej sekundzie, Powój zabija Maharani, ja neutralizuję Symeona, który może się jeszcze przydać. Pozostali obezwładniają resztę ochroniarzy pani M.
Właściwie przez całą walkę z dybukami od Grimma i samym Grimmem,a potem przez czas rytuału (kurczę, poziom całej operacji "rytuał" był niebotyczny, tak śmigaliście tymi słówkami, ze głupiałam :D ) stałam jak na szpilkach. W ręce (cały czas byłam w rękawicach) miałam garść paraliżującego proszku, który Powój otrzymała z preparatów do chirurgii i miałam wrażenie że wszyscy to widzą, a zwłaszcza Maharani. Kiedy zaczęła kombinować z opuszczeniem kręgu, byłam pewna, ze nas przejrzała. Ale jej ochroniarze dali ciała i stali kilka metrów za daleko, a Powój była już za jej plecami.
Sekundy - pęknięcie ściany światów - potwierdzenie rytuału - sygnał do akcji - Maharani i reszta leżą.
Niestety, w tej samej sekundzie Styria i Imperium utleniły się, pędząc na Zywiatę. Pobiegli za nimi kapłani, ale im wciąż nie ufałam.

Mieliśmy ogromne spóźnienie, nie było szans, byśmy byli tam pierwsi. Więc postanowiliśmy przynajmniej wpaść tam tak, by mieć jak najlepszą pozycję do ataku - od góry polany. Zignorowaliśmy Reshiego, który próbował nas nakłonić do pościgu na Pohryń, gdzie rzekomo pobiegła reszta grup, i pobiegliśmy drogą na północ od zamku i dookoła witalidesowego szpitala.
Wpadając na polanę zobaczyliśmy oddział styryjski i rozwalonych kapłanów (co wreszcie rozwiało moje wątpliwości względem natury styryjskiego oddziału). Postanowiłam odpalić artefakt z sygnałem SOS, żeby wezwać Firhorn (ukryci w krzorach podpaliliśmy lont... powodując nad sobą wielką chmurę fioletowego dymu :D prawie jak strzałka "hej Styria, tu jesteśmy!" :D :D ). Wtedy okazało się, ze kapłani są tylko ranni, wycofali się z drogi, na której stał Strażnik. Nasz plan natychmiastowego ataku powstrzymał Maciek (... jak miałes na imię? ;) ) krzycząc "stać! czekajcie! strażnik ich rozwali!"
Nie mając bladego pojęcia, dlaczego tak miałoby się stać, zatrzymaliśmy się i rzeczywiście po chwili Styria leżała rozwałkowana poza kilkoma osobami, bezładnie kicającymi w zaroślach.
Na to wbiegła grupa Samboi, ciągnąc za sobą maharaniowych jeńców.
Imperium zaginęło gdzieś w kosmosie.
Miałam przy sobie rozwalonych wrogów i dwie grupy sojuszników.
Po chwili zaatakowaliśmy strażnika tak, jak tego wymagał, czyli wspólnie. Oddał nam klucz do artefaktu.
Jednocześnie wyciągnęliśmy fałszywy artefakt, ostentacyjnie podkładając go na belki za Strażnikiem. To było nasze ubezpieczenie. Wszyscy dookoła dali się nabrać.
Mieliśmy wszystkie atuty. Batalia była wygrana...

I wtedy właśnie Ingeboran popełniła największy błąd w swoim życiu :)
W niemal euforii, że tak świetnie poszło, wszyscy żyjemy i w ogóle, uznałam, że nie będę sobie brudzić rąk dobijaniem jeńców. Samboja popukała się w czoło, decydując, że zabije tylko Maharani, a reszta to moja decyzja. Więc kazałam jeńców rozbroić, związać i zostawić...

...!!!!!
Niespełna pół godziny później ci sami jeńcy wybili prawie do nogi cały mój oddział. Gdybym była prawdziwym dowódcą, chyba bym sobie strzeliła w łeb za coś takiego... ;) ;) ;)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 08-10-2013, 01:47   

Powój napisał/a:
przehandlowania Divakara i kawałka filiżanki za kabanosy
Kurczę, mogliśmy mu pocisnąć, że to wędzone paluszki małych chłopców :D
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Hodo 
Emeryt


Skąd: Księstwo Śląsko-Pomorskie
Wysłany: 08-10-2013, 01:51   

Indiana napisał/a:
"stać! czekajcie! strażnik ich rozwali!"

Najlepszy podstęp jaki się nam udał :D
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 08-10-2013, 02:02   

Prawda :D Szkoda, żeśmy tego nie wykorzystali. A ja Wam wtedy nadal nie ufałam i węszyłam jakiegoś wałka ;) ;)
Do tego ten Abel,który był WASZYM, a nie NASZYM Firhornem, ale potwierdził mój znak! Dlaczego on potwierdził mój znak :( Gdyby tego nie zrobił, już wtedy zorientowałabym się, że nasze SOS nie dotarło :(
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 08-10-2013, 02:46   

(mam wątpliwości, czy to dalej smarować i przynudzać ;) ale już to skończę, bo mi nie da spokoju ;) )

Zostawiwszy Samboję i jej drużynę przy Strażniku, ruszyliśmy dalej, trafiając na drugiego strażnika - mima. Jego zagadka okazała się za trudna, by ją szybko rozwiązać, w dodatku z dołu Samboja, chcąca nam pomóc, niechcący rozwaliła cały nasz asekuracyjny plan.
Strażnik - Wojownik powiedział im, że nie mamy artefaktu, tym samym niszcząc naszą zasłonę dymną z fałszywym artefaktem. A Samboja na cały regulator wydarła się "artefakt, który macie, to nie ten!!!!".
W chwilę później zobaczyliśmy, jak nadchodzące Imperium uwalnia jeńców i grupuje oddział, znacznie przewyższający nas siłą bojową... Zaczęło się robić źle.
Do tego jeszcze Samboja ogłosiła neutralność, nie chcąc atakować ludzi męża i nie słuchając naszych tłumaczeń, jak bardzo robią oni źle sprawom teralskim ;)

Pierwsze natarcie nas odrzuciło, wróg był odporny na nasze (Divakara) i kapłańskie zaklęcia, zabezpieczony jak cholera i bezwzględny. Powój podniosła mnie dwa razy, wreszcie sama została za linią frontu, do czego w sumie dopuściłam, wiedząc, ze wcześniej leczyła Styryjczyków i wszystkich innych, byłam pewna, że jej nie zrobią krzywdy. Illima mnie wyprowadził z błędu ;) Na moje "zostaw medyka!" stwierdził "sorry, taka konieczność. Cios krytyczny!".
Do końca byłam przekonana, że to był prawdziwy, nie markowany cios ;)
W walce padł też Duncan i Dobromił. Divakar gdzieś się zapodział, też sądziłam, że nie żyje. Za moimi plecami kapłani próbowali desperacko od Mima odebrać kamień, kiedy Maciek dał sygnał do odwrotu, też sądziłam, że go ma. Więc nie było już czego bronić.
Problem był w tym, że nieopancerzeni i lekko ubrani kapłani wyrwali biegiem. A ja po kilku godzinach biegu i walki w kolczej po prostu nie miałam szans za nimi nadążyć. Więc postanowiłam dać im trochę czasu, a przy okazji - załatwić sobie upragniony odpoczynek ;) Naprawdę, cholernie upragniony.
...
Tak sobie myslę, że mogłam wam przylać bardziej, to była do bani walka. Ale byłam bardzo zmęczona. A potem to już było ... Nie mam pojęcia, dlaczego Angantyr uznał, że bez prawej ręki jestem niegroźna ;) Toż to prawie jak obelga ;) ;) ;)
Straciłam broń, szyfrowany rozkaz, władzę w prawej dłoni i dobry humor ;)

Przez następną godzinę odszukiwaliśmy się w krzakach, raz po raz próbując wyjść na drogę i nie wpaść na któryś z krążących wokół wrogich oddziałów. Zostało nas najpierw 4, potem 6 osób. Wreszcie odnalazło mnie moje wsparcie z Firhornu ;) I okazało się, że Divakar jednak żyje, pozostali też, tylko są ciężko ranni.
Gdy w końcu się ogarnęliśmy, naszliśmy na oddział Samboi, który twierdził, że ma ukryty jeden z kamieni. Nie zdążyliśmy go wydobyć, kiedy nadciągnęły oddziały imperialno-styryjskie i musieliśmy uciekać. Z zarośli obserwowaliśmy, jak się kłębicie się na drodze. Potem Samboja zeszła do fortalicji, a my postanowiliśmy wysłać na zwiad jedynego człowieka, którego nie znaliście z twarzy.
To, co zrobił Ashad, wparowując w środek wrogów, uratowało całą sprawę :D

Odczekaliśmy, aż wrogowie zejdą na dół i wróciliśmy na drogę. Wiedzieliśmy, że nie mogliście stąd wyjść z kamieniami. Musiały tu być. Ashad zlokalizował drzewo, przetrzepaliśmy je z góry na dół. Nic. I w ramach realnego - choć fałszywego ;) - olśnienia coś mi błysnęło. Druidka! Gdy uciekaliśmy kiedyś z fortalicji przed mentatami z innych wymiarów, pewna druidka schowała przy mnie artefakt w środku drzewa. Jak teraz o tym pomyślę, to nie wiem, czy to przypadkiem nie była Maia, a nie Primula ;) A jednak uznałam, że druid jest druid, a drzewo to drzewo ;) A topór to topór. Drzewko poszło na szczapki, które Divakar spalił zaklęciem. Z popiołu wyjęliśmy kamień ;)

Potem nastąpiło długie i smutne krążenie po okolicy w bezsilnych próbach znalezienia drugiego kamienia. Sądziłam, ze powrót do fortalicji oznaczałby dla nas śmierć. Poza tym, ludzie nie daliby rady tu juz chyba potem wrócić. No ale w którymś momencie okazało się, że jednak nic z tego.
Tym razem zatem my schowaliśmy kamień - dla odmiany zupełnie konwencjonalnie. Po drodze na dół powstał plan.

To, czego nie wiedzieliśmy, to jaka w tym jest rola Samboi. Czy ona gra dla Imperium? Może - i tu znów duzo argumentów - mąż jej kazał, dzieckiem szantażują, nosz kurde nie wiem. Musieliśmy to sprawdzić. Nasz goniec miał zejść do fortalicji i wywołać stamtąd Samboję. Na BP założyliśmy regularną pułapkę z sygnałem z punktu obserwacyjnego. Przychodzi sama Samboja - jest ok. Przychodzi ktoś inny - zabijamy.
Jeśli nie damy rady zabić, będziemy walczyć dalej, znam fortalicję jak własną kieszeń, jak będzie trzeba wybiję ich wszystkich skrytobójczo, a zwłaszcza tego skurkowańca ze Styrii :D ;) ;) Choćbym ich miała w drodze do kibla mordować ;) ;) ;)

Ale przyszła Samboja. Z obstawą. Przekonaliśmy ją, że Imperium robi koło pióra Draganowi. Wreszcie! W końcu cała nam pieczęć ze swoją krwią - klucz do rytuału, którym ukryła kamień.
Radziliśmy jej nie wracać już do fortalicji, bo zaszło ryzyko, że ją wezmą jako zakładnika. CHyba tak zrobiła :) ...
A my ... wróciliśmy po artefakt i natychmiast, zgodnie z rozkazem podążyliśmy do Merinhold, które leży gdzies w okolicach Kłodzka ... ;) ;)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Akinori 
Fenrir


Skąd: Wrocław
Wysłany: 08-10-2013, 03:21   

. . . Indi..czytając co wam się przydarzyło, coraz bardziej żałuje że nie pojechałem...
_________________
"Eee tam, wyklepie się na warsztacie"
 
 
Abel 

Wysłany: 08-10-2013, 03:22   

Indi, Wasze SOS dotarło, Firholm Maćka poległ przy Horacym. Pałętający się z Wami do końca Abel był Twoim Firholmem :)
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,05 sekundy. Zapytań do SQL: 10