Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Przygoda #24.1
Autor Wiadomość
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 23-02-2015, 14:07   Przygoda #24.1

Robiło się lekko chłodniej, w nozdrza uderzał jakiś z lekka amoniakowy smród, zapewne coś było w wodzie. Mgła się powoli rozwiewała, konkretniej to skraplała się na waszych twarzach, płaszczach i spodniach, czyniąc je jeszcze bardziej mokrymi. Tj te, które dało się zrobić bardziej mokrymi, bo Szrapnel z Cadanem właściwie jedyne, co mogli zrobić, to zdjąć i wykręcić ubrania.

Pozostali zbierali się powoli z ziemi.
Ylva lekko panicznym ruchem starła rąbkiem płaszcza kwas, palący jej skórę, po czym upewniwszy się, że nic więcej nie jest uszkodzone, a w jaskini nie widać chwilowo innych przeciwników, wyłożyła się z powrotem na plecy z zamiarem poleżenia tak sobie jakiś czas.
Przerwało jej podejście uzdrowicielki.
- Daj spokój - zaprotestowała - Nic mi nie jest, a sukni z dekoltem i tak nie noszę, szkoda twojej energii na to... - przerwała , patrząc na swoją skórę, która wyglądała znacznie gorzej, niż była odczuwalna. Kwas pozbawił czucia spory obszar skóry. Pozwoliła się wyleczyć, podziękowała.
Poobserwowała bijatykę Elidisa ze Szrapnelem, wzruszając ramionami. Sprawdziła stan pozostałych swoich ludzi.
Agat był głównie mokry.
Nathaniel prawie nic nie słyszał, ale bębenki były całe. W przeciwieństwie do Roderyka, któremu jeden bębenek pękł, pozbawiając mozliwości słyszenia jednym uchem i przy okazji większości zmysłu równowagi.
Adair potężnie oberwał, ale Con już go poskładała. Keithen był lekko poharatany, nic poważnego.
Merrenowi nic nie było.
Emilia była oszołomiona i potłuczona, podobnie jak Eri mało co słyszała, ale także nie poniosła większych strat.

W przeciwieństwie do wergundzkiego oddziału.
Ylva przyklękła przy ciele Ingwara. Chłopak mógł mieć może ze dwadzieścia parę lat, powinien służyć w białym tymenie, gdzieś daleko, na jakimś bezpiecznym przydziale pod Akwirgranem. Był z Daramonu, tak jak jej daleka rodzina, mówił z tak doskonale znanym jej akcentem.
Towarzysze zawinęli go w jego płaszcz, złożyli pod ścianą i przykryli kamieniami.

Zostawiając za plecami z trudem dochodzących do siebie, Ylva podeszła do wylotu korytarza, którym mieli podążyć dalej. Spojrzała w ciemność. Zapach amoniaku i piżma uderzył ją mocniej, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać.
- Lothel...? - szepnęła w ciemność, słysząc szelest, po czym mentalnie stuknęła się w czoło. Lothela nie mogłaby usłyszeć. Tymczasem wyraźnie słyszała szelest, szmer, jakieś zgrzytanie po skałach. Cofnęła się do kawerny i gwizdnęła głośno - Keith, Nat, Merren! Coś tu....
Do zapachu piżma doszedł obrzydliwy smród padliny. W korytarzu rozległo się warczenie.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 23-02-2015, 16:02   

Zawroty głowy powoli ustępowały i myśli Elidisa odzyskiwały ostrość. Żołądek też się uspokajał, dzięki bogom. Brakowało i już tylko rzygającego elfa. Po zastanowieniu doszedł do wniosku, że mogłoby to nieźle rozbawić kompanię. Śmiech też się czasem przydawał.
Ale nie teraz. Teraz potrzeba im była szybkość. Musieli stąd odejść.
Obawiał się jednak, że jego sojusznicy będą zbyt zmęczeni i ranni. On sam też nie czuł się wszak najlepiej i doskonale wiedział, że nie zdoła poruszać się zbyt szybko w tym stanie. Potrzebował jadał i snu.
Snu...
Jak długo już nie spał? Był na nogach od... Przedpołudnia, le którego? Dzisiaj? Wczoraj, przed wczoraj? Ile czasu spędził w pożerających wszystko trzewiach nieśmiertelnej Ziemi? Tęsknił za ciepły blaskiem Słońca. Za chłodnym srebrem Księżyca. Tu nie było nic. Dzień i noc były pozbawionymi znaczenia frazesami, nie zaś nieugiętymi dyktatorkami rytmu życia.
Pod ziemią był tylko nieustanny półzmierzch, bez czasu, światła i następstwa czasu. Cóż za przeklęte miejsce. Jak Podziemi mogli tu mieszkać!? Krasnoludom się nie dziwił, nigdy ich w pełni nie rozumiał, ale jak, zdawałoby się normalne elfy mogły dobrowolnie odrzucić blask dnia na rzecz wiecznych ciemności?
Nie rozumiał, a myśli te mimowolnie skierowały jego uwagę na elfkę, czającą się w cieniach. Nie widział jej dokładnie, zbyt dobrze się ukrywała, ale w pewnym sensie czuł jej obecność, ogólny kierunek. Co ona tu robiła do ciężkiej cholery!? Była elementem zupełnie pasującym do reszty zaprezentowanej mu układanki.
Podobnie zresztą Cadan. Jak Laro znalazł się w podziemiach Vekowaru i to jeszcze z Podziemną, która zawaliła im pieczęć do Ahitere?
...
Ciekawe czy w ogóle wiedział co się stało z pieczęcią... Może lepiej na razie go nie uświadamiać, choć mógłby w ten sposób zapulsować u Takawai. Z drugiej strony bardziej wierzyłby już słowom Reshiona niż pieprzonych Laryjczyków. Niesłowne kanalie. Tyle gadania o honorze, szkoda tylko, że ich "honor" tyczył się wyłącznie innych Laro.
Zabawne. Bardziej ufał Styryjczykom i Wergundom niż tej dwójce teoretycznie jego krewniaków. Przynajmniej znał ogólnie interesy ludzi, to czyniło ich bardziej przewidywalnymi, łatwiejszymi w kontrolowaniu. Za to co było cele tych elfów nie miał pojęcia. Byli zbyt dużą niewiadomą, zresztą jak cała ta ich groteskowa zbieranina.
Sapientystka, jakiś najemnik, Podziemna, Laro... Orków i Smoków tylko brakuje. A tak orzy okazji Nem, czy ona nie mówiła czegoś o mieście Tubylców?
M-I-E-Ś-C-I-E!?
Podszedł do maginii by ją o to zapytać.
- Nem, czy ty mówiłaś coś, że Tubylcy mają tu miast...? - urwał w pół słowa słysząc warczenie. - Co do cholery? Wilkołak, czy ki diabeł!? - zmroziło go, była inna możliwość. - Czy Aguary tak nie robiły...? - zapytał nagle ciszej, wystraszony samej możliwości. - Gdzie Aguary tam Tubylcy - powiedział już raczej do siebie.
Nie miał już ochoty mówić im co mają robić, zresztą, czy posłuchają go po ostatnim?
- Ustawić się z powrotem przy wejściu, mamy kolejnego gościa, chyba tego, co wystraszył nam wija - powiedział tak by wszyscy go usłyszeli, jego głos był zmęczony i zachrypnięty, pod oczami elfa nagle pojawiły się sińce, pokazujące jego zmęczenie.
Jak długo jeszcze pociągniesz El? Do końca, kurde!
Uśmiechnął się do własnych myśli. No to jedziemy raz jeszcze.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Onfis 

Wysłany: 23-02-2015, 19:08   

Nie podnosząc się z klęczków zaczął usilnie grzebać palcem w uchu, próbując bezskutecznie je odetkać. No za cholerę nie szło. Otaczała go cisza. Szkoda, bo nie usłyszał jak sierpowy dosięgnął Elidisowej szczęki. Przerwał bezowocne próby i rozejrzał się po jaskini. Chaos i kopytka. Nie maił pojęcia, kto jeszcze żyje, które ciała już tu leżały, a które należały do ich towarzyszy.
Odnalazł jednak swój kapelusz. Piórko było przysmażone, postrzępione, a do tego teraz mokre, zwisało smutno. Nie wspominając już o samym kapeluszu, który powoli tracił resztki kształtów. Kiedy wcisnął go na głowę rondo oklapło prezentując obraz nędzy i rozpaczy. Nat zrobił krzywą minę. Krzywą i nieszczęsną. Jak jego kapelusz, o ile coś mogło mu dorównać poziomem smutku. Zaklął pod nosem. Spróbował postawić rondo kapelusza i zaklął szpetniej kiedy opadło mu na czoło. Przynajmniej zaczynał słyszeć cokolwiek.
-ELIDIS CHOLERA! JAKBY NAM MAŁO WRAŻEŃ BYŁO! - wydarł się starając się przekrzyczeć własną głuchotę - COŚ TY POWIEDZIAŁ O MOJEJ MATCE?! - chyba jednak słuch mu nie wracał najlepiej.
Udało mu się jednak w końcu podnieść i ogarnąć okolicę. Nieciekawie. Syknął na widok stanu Ylvy. Robiło się już tylko gorzej. Podążył za kobietą w stronę martwego Wergunda.
-Te bestie zbierają co raz większe żniwo - mruknął smutno - Przeklęte jaskinie, przeklęte potwory, przeklęte Zapołudnie.
Gdy dotarł do niego przytłumiony gwizd i z zachowania Ylvy zrozumiał o co chodzi, zaczął się rozglądać za pochodnią, po czym szybko skarcił się za głupotę. Strącił więc rapierem świecącego grzyba ze ściany, nadział go na ostrze i gdy znalazł się u wylotu tunelu ściągnął go z broni i kopnął w stronę ciemności. Skoro był głuchy, to nie będzie dodatkowo ślepy.
 
 
Nem 
ja nie chcieć ciastko


Skąd: z tam
Wysłany: 23-02-2015, 21:08   

W sumie już przestała zwracać uwagę na rządzenie się elfa… Jakoś jej do pasowało do jego wrednego charakterku. Szła obok niego, a kiedy przestał wydawać rozkazy zaczęła po cichu tłumaczyć:
- Tak. Konkretniej jedno miasto. Jest tu sporo tubylców i gobliny, które z nimi współpracują. Nasza ruda znajoma wszystkim dowodzi. Jak błądziliśmy w w tych korytarzach znaleźliśmy coś w stylu spiżarni z wielką stertą dosłownie rozszarpanych tubylczych ciał. Na robotę wija to nie wyglądało, raczej coś z pazurkami albo ostrymi zębami - jej uwagę przyciągnęła sylwetka podchodząca do świecących grzybków. Chciała krzyknąć, ale zrobiłoby to więcej szkody niż pożytku, więc obserwowała tylko, czy ta osoba będzie miała więcej szczęścia w zabawie ze świecącym grzybem.
 
 
Leite 
Elfi doradca


Skąd: Poznań
Wysłany: 23-02-2015, 21:10   

Dostrzegając na sobie wzrok Aenthilczyka, spokojnie na niego spojrzałam. Patrzył trochę na lewo od mojej twarzy - nie widział dobrze w ciemności. Przeniósł nieświadomie wzrok na Laro. Ewidentnie myślał. Pięknie...wreszcie ktoś zajarzył, że coś tu nie gra... W uszach nadal mi coś dzwoniło, ale coraz ciszej. Zwróciłam ponownie uwagę na Ylvę. Wtedy wydarł się jeden ze styryjczyków. Cholera, chyba słuch mu nie wrócił, skoro tak krzyczy. Znów skierowałam uwagę na kobietę. Szła w stronę tunelu, po oględzinach zabitego. Właśnie go chowali. Coś zapachniało w powietrzu. A potem moje uszy wychwyciły dziwny dźwięk z drugiego korytarza. Coś tam było. A jeżeli było to coś, co przepłoszyło wija, to ja nie chcę wiedzieć, co. Jak ja mam się stąd wydostać? Wszędzie wije, cosie i tubylcy, tuneli nie znam a powierzchnią nie pójdę. Krótko mówiąc, przerąbane.
Wyszłam z cienia i zbliżyłam się do korytarza, w którym coś warczy. Stanęłam półtora metra od Ylvy, na tyle, by nie myślała, że chcę ją zabić. Wpatrując się w tunel, próbowałam dostrzec i wyczuć cokolwiek. Zataczałam niewielkie kręgi czubkiem mojej broni w powietrzu. Jeżeli coś wychodzi z tunelu, zamierzam się temu przyjrzeć, ocenić jego zamiary i chęć zabicia nas a jeżeli będzie wrogie, zaatakować.
_________________
2014r. II - Infelix Laryjka [??]
2014r. Epilog - Sephi'Rah (Sefii) Podziemna [*]
2015r. II - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*]
2015r. Epilog - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*], aktualnie Tymen Mgieł
2016r. III - Tanwe'Ivare, Aenthilka
2016r. Epilog - Aurelia d'Lombre d'Itharo człowiek
2016r. Zimowy - Tulya'Leite Enri Aenthilka w futerku
2017r. III - Mea'Aran Tlais Orthogok, podziemna bliźniaczka
2018r. Zimowy - matrona Mea'Aran Tlais Orthogok, już nie bliźniaczka.
_______________________________________
"Mlem"

Ostatnio zmieniony przez Leite 23-02-2015, 21:12, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 23-02-2015, 21:38   

Słysząc rozkazy uniosła spojrzenie w stronę wylotu tunelu i westchnęła. Wsunęła pałasz w zaczep od kołczanu na bełty tak, by nie spadł na ziemię. Skinęła Szrapnelowi w cichej podzięce dając mu sygnał, że wdzięczna jest za wymianę. Walczenie bronią należącą do poległego wergunda byłoby problematyczne, zaś ostrze należące do Ofelii jej leżało w świetnie w dłoni. Cóż, obie były szkolone w ten sam sposób i obie preferowały lekką broń. Mimo iż ci których napotkali sami nie posiadali broni... Nie miała zamiaru oddać im przedmiotu należącego wcześniej do przyjaciółki. Za nic.
Gdy schowała pałasz skupiła się na naciągnięciu kuszy i załadowaniu jej. Następnie stojąc za szeregiem przesunęła się pod kąt, tak by ewentualnie mieć czysty strzał w przeciwnika. Wolała nie strzelać na oślep w ciemność w obawie, że nie dość iż zgubi bełt to jeszcze bardziej wkurzy czekające tam zwierzątko.

Myślami skupiała się na aktualnym celu jednak zarejestrowała przy tym iż mowa o mieście. Taka praca. Słuchać i zapamiętywać. Cholera by to. Że też nie zechciała być w życiu... Żoną. Albo czymś równie nudnym, gdzie największą bitką byłoby złojenie własnemu małżonkowi łba za to, że za obcą babą się ogląda. I uśmiechnęła się z tęsknotą na myśl, że faktycznie taka miała być jej przyszłość - prosta wioskowa uzdrowicielka, żyjąca przy boku męża, mająca swój ogródek z ziołami i psa, być może stado rozwrzeszczanych dzieci. Gdyby on nie zginął... I gdyby ona nie wpakowała się w tą całą kabałę ze służbą Styrii, teraz gdy słuchała słów Bogini będącej dla niej matką... Nie było odwrotu. Chociaż wcale go nie chciała.
Byłoby stanowczo za nudno.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Sleith 
Zjawa


Skąd: Kraków
Wysłany: 23-02-2015, 22:26   

Ocucony przez maginię chciał zerwać się na równe nogi. Ta jednak zatrzymała go i wyciągnęła odłamki tarczy z jego ramienia, a następnie wyrecytowała magiczną formułę.
Ból wstrząsnął nim ponownie, tym razem jednak przyniósł on ukojenie. Czół wszystkie przesuwające i zrastające się tkanki. Po chwili było po wszystkim ręka była cała, bólu nie było, a na sprawności chyba nie straciła. Gdy Nem skończyła jeszcze przez chwilę siedział na ziemi, po czym się podniósł. A raczej spróbował, ale jedyne co zrobił to porządnie stęknął....<"No tak prawa ręka nie wygląda ale coś jest z nią nie tak....Z zewnątrz nic nie widać, złamanie albo zwichnięcie"> Pomacał całą rękę sprawiając sobie przy tym nie mało bólu, ale z radością stwierdził, ze nie jest złamana. Podpierając się lewą ręką wstał i z radością stwierdził, ze rzecz która go uciskała w plecy to jego sztylet.<"No mały nieźle się spisałeś, ale myślałem, że twoja niezwykłość nada Ci jakiś magicznych właściwości....no ale trudno, przynajmniej tniesz">
Ruszył w kierunku Elidisa, który własnie okładał szrapnela; na szczęście kiedy zauważył, że nie miał on złych zamiarów odpuścił. Następnie zbliżył się do Emili i człowieka przy niej będącego; przedstawiając się mu i pytając ich czy nic im nie jest. Zanim uzyskał odpowiedź usłyszał rozmowę o mieście tubylców, a następnie zauważył ruch w jaskini. Zwrócił się w kierunku, w którym podążali Styryjczycy; wszyscy na moment zamilkli i wtedy usłyszał zgrzytanie. Słysząc, że elf gada o wilkołakach zaśmiał się w duchu.<"Tu? W podziemiach?"> Słysząc nieznaną mu nazwę zamyślił się na chwilę. Z zamyślenia wyrwał go Eri który własnie mu odpowiedział i zwrócił uwagę, że trzeba się przygotować na nowe potencjalne niebezpieczeństwo. Wtedy powróciła mu do głowy myśl. - Mógłbyś pociągnąć za mnie prawe przedramię? Z całych sił, mam problem...w łokciu. Albo czekaj....-odwrócił się od niego po czym zaczął poszukiwać medyczki- Con! Mam problem z ręką, możesz chociaż sprawdzić co z nią nie tak?- ruszył w jej kierunku, mając nadzieję, że nie będzie musiała ingerować w to magicznie. Zbliżając się do wejścia do tunelu z którego dobiegały głosy, przy którym stali Styryjczycy, część elfów oraz Con; zaląkł się widząc, że jedna z osób sięgnęła mieczem po grzyby. -Głupcze...-wyrwało mu się, gdy tylko kopnął on w spadające magiczne narzędzie do wyrównywania temperatury. Gdy zbliżył się do uzdrowicielki, powtórzył swoją prośbę, mając nadzieję, że zdąży się tym zając zanim coś wyjdzie z tunelu. Czekając na wyniki zaczął mówić sam do siebie:
-Oby to coś nie było właścicielem tej.. Spiżarni, jak to Nem określiła... Ciała stanowczo nie wyglądały jakby były przeznaczone do natychmiastowego pożarcia, raczej to coś cieszy się zabijaniem, a następnie żywi się padliną. Bogowie, co jeszcze nam tutaj zgotujecie?
_________________
"My steel is warm my face is stained with blood"
~~~~~~~~~~
2014Nelramar- Sleith- Podziemny
Epilog2014- Vitrem Erasgot(Esu)"najemnik"-Niebiescy
 
 
Bryn 


Wysłany: 24-02-2015, 01:04   

Szybko wygrzebał się z lodowatej wody. Upewnił się, że wszystko ma w jednym kawałku i czy dopiero co podniesiona broń nie połamała się po upadku. Po szybkich oględzinach i zobaczeniu, że wszystko jest na swoim miejscu odetchnął z ulgą. Wstał, ślizgając się lekko na mokrych kamieniach. Kątem oka zobaczył Elidisa dostającego od Szrapnela. Uśmiechnął się lekko. A kiedy zobaczył, jak Elidis odpłaca Szrapnelowi pięknym za nadobne roześmiał się szczerze, pierwszy raz od wielu dni. Zobaczył, jak zdziwiony Szrapnel po raz kolejny ląduje w kałuży, a elf triumfalnie odchodzi z podniesioną głową i satysfakcją na twarzy. Z dużo lepszym humorem, poszedł w kierunku wyjścia korytarza. Zobaczył zerkające z nieufnością na siebie i na niego elfy. Na szczęście, póki są pod ziemią pozostają w nieformalnym sojuszu, wiedział to. Wiedział też, że jeśli zagrożenie minie i uda im się wyjść na powierzchnię, sytuacja może się drastycznie zmienić. Wolał w tym momencie o tym nie myśleć, więc nadal z uśmiechem na ustach szedł w kierunku wylotu korytarza.
Nagle poczuł okropny fetor i usłyszał warczenie. Uśmiech na jego ustach momentalnie stopniał. Aby dodać sobie pewności siebie, mocniej ścisnął ręce na rękojeści miecza.
Poczuł, że robi się coraz zimniej, a on stoi cały przemoczony. Przestał czuć się tak dobrze jak przed chwilą. Stanął u wylotu korytarza i zobaczył, jak jeden z ludzi wrzuca do korytarza świecący się mech.
_________________
2011 i 2012 - Tirianus Taeleth, kapłan bitewny Silvy
2013 - Emrys, syn Drogowita z Wojniłłów Karanowic, witeź / Małgorzata
2014 - Cadan a.k.a. Kaban/Shazam/Conan - laryjski psionik
2015 - Brynjolf Gunnarson Sliabh Ard
 
 
Nem 
ja nie chcieć ciastko


Skąd: z tam
Wysłany: 24-02-2015, 02:17   

Do jej uszu dobiegło warczenie. Początkowo myślała, że to tylko kolejny wij, albo aguara, jak sugerował Elidis. Podeszła bliżej w stronę Ylvy i poczuła znajomy zapach.
Hmmm… Zapach amoniaku… i piżma… Gdzie ja to… czu… O BOGOWIE!! - krzyknęła w myślach. Na jej twarzy malowało się przerażenie.
Podeszła cała drżąca do Elidisa, złapała go za ramię tak, że prawie wbiła w nie paznokcie. Zaczęła szeptać jak najciszej mogła, ale tak, żeby był w stanie ją usłyszeć.
- Tam… Tamto stworzenie. Tubylcy się przed nim chowają w ciszy i ciemności. Jest… wielkie. Odcisk łapy jest wielkości mojej całej ręki. Musimy uciekać. Do Vekowaru.
 
 
Szrapnel 
Villsvin


Wysłany: 24-02-2015, 03:52   

Szrapnela, rzeczywiście lekko zdziwiły umiejętności Elidisa. Właściwie to spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Rozmasował potylicę i zmierzył wzrokiem odchodzącego. Następnie spojrzał na śmiejącego się laryjczyka i na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech, a po chwili też się śmiał. Krótka wymiana ciosów bardzo poprawiła mu humor, przy okazji dowiedział się, że El nauczył się czegoś nowego. Cały czas się szczerząc wrócił po miecz którym akurat przyszło mu się posługiwać. Przyjrzał się jeszcze raz temu ciężkiemu żelastwu, które Wergundowie zwykli nazywać mieczami. O dziwo w miarę przypominał jego miecz, więc wsadził go do pochwy na plecach upewniając się, że nie pasuje. Zauważył iż wszyscy stają przy jednym z wyjść. Wykorzystał moment, aby odebrać swoją kolczugę. Ysgard nie specjalnie angażuje się w walki, a jemu się jeszcze przyda. Gdy już założył z powrotem wszystkie części pancerza dosłyszał co mówi Nem. Uśmiech lekko mu zrzedł.
-Że co? Jakie ku*** tym razem chce nas zjeść?
Bardzo spodobała mu się część o uciekaniu. Najemnik jednak nazwałby to tak samo jak Ylva zwykła to nazywać. Odwortem w zorganizowanym pośpiechu. Ponownie wyjął miecz i stanął w pewnej odległości od korytarza(nie na przeciwko tylko trochę w stronę jeziorka) , z którego dobiegały pomruki. Czekał na dalsze decyzje grupy.
_________________
"Pole rażenia granatu jest zawsze o metr większe niż zdołasz uciec"
 
 
Leite 
Elfi doradca


Skąd: Poznań
Wysłany: 24-02-2015, 17:45   

Stojąc obok Ylvy i słuchając rozmów innych, znów stanął mi przed oczami mój brat, wspólnie spędzone chwile. Nienawiść wybuchła we mnie niemożliwie mocno. Kłóciła się wewnątrz mnie chęć zabicia Ylvy i tych ludzi z poczuciem obowiązku. Z moją misją. Muszę się stąd wydostać. Ale jednocześnie ich zabić. Sprawić, by zrozumieli. Miecz w moim ręku zaczął drżeć. Ona jest tylko dwa kroki ode mnie. Myśli, że jest potężna, jak wszyscy powierzchniowcy. I ta pycha sprawia, że po prostu kazała ich zabić. Nie wiem, czy by ich nie zabili, gdyby ona. Nie było mnie tam. Wypełniałam misję. Wtedy wybrałam misję. A on został. W sumie myślałam, że biegnie za mną. Ale tak nie było. Co mam zrobić...?
_________________
2014r. II - Infelix Laryjka [??]
2014r. Epilog - Sephi'Rah (Sefii) Podziemna [*]
2015r. II - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*]
2015r. Epilog - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*], aktualnie Tymen Mgieł
2016r. III - Tanwe'Ivare, Aenthilka
2016r. Epilog - Aurelia d'Lombre d'Itharo człowiek
2016r. Zimowy - Tulya'Leite Enri Aenthilka w futerku
2017r. III - Mea'Aran Tlais Orthogok, podziemna bliźniaczka
2018r. Zimowy - matrona Mea'Aran Tlais Orthogok, już nie bliźniaczka.
_______________________________________
"Mlem"

 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 24-02-2015, 22:47   

Elidis spojrzał lekko zaskoczony na Nem. Nie spodziewał się zobaczyć takiego przerażenia na twarzy magiczki. Cholera, spotkał ją przed chwilą pośród krwawej masakry, a ona była twarda i spokojna, Wręcz wesoła.
Czym było to coś, co szło w ich stronę?
Zastanowił się nad jej słowami. Nad propozycją odwrotu. Wiedział, że nie może się cofnąć. Przed nim była jego misja, jego zadanie i jego powinność, Wergundowie i Styryjczycy też przybyli tu w konkretnym celu i widząc ich profesjonalizm oraz oddanie sprawie wątpił, by tak po prostu zgodzili się wypiąć na rozkazy i odejść z podkulonymi ogonami, szczególnie teraz, kiedy faktycznie zaczęli robić jakieś znaczące postępy.
Z drugiej strony, jeżeli zagrożenie faktycznie było tak duże może warto było choć rozważyć perspektywę odwrotu? W końcu nie odzień spotyka się stworzenie, którego łapy mają średnicę ramienia dorosłej kobiety! Podejrzewał też, że za rozmiarami stworzenia szła odpowiednia siła i wytrzymałość. I zęby, nie lubił potworków z dużymi zębami...
Odwrót nie był głupi, tyle że nie mieli dokąd uciekać. Za nimi był gigantyczny wij, który dopiero co spuścił im taki wpierdziel, że to poezja. W dodatku, jeżeli dobrze zrozumiał, to wij przeszedł korytarzem poszerzając go za pomocą kwasu. Jakoś nie uśmiechało się mu spacerować po tak stopionym kamieniu, zwłaszcza, że podejrzewał, że kwas jeszcze w pełni nie wysechł, a wij czekał na nich po drugiej stronie.
Nie, nie mogli się cofnąć.
Zwłaszcza, że ich cel znajdował się przed nimi.
Spojrzał się w oczy czarodziejki, postarał się, by jego spojrzenie było pewne siebie, ale łagodne, uspokajające. Potrzebowali teraz spokoju, zwłaszcza przed tak trudnym starciem, jak to.
- Nie możemy się cofnąć - powiedział głośno, do wszystkich, choć teoretycznie tylko do Nem. - Za nami jest gigantyczny wij i korytarz, który wypalił. Kwasem. Nie sądzę, by dało się tam chodzić.
Zastanowił się chwilę. Zapach piżma oznaczał, że cokolwiek na nich szło było pokryte futrem. Uśmiechnął się półgębkiem. Każde zwierzę, które ma futro lub włosy boi się jednej rzeczy nader wszystkie, podpalenia okrycia ciała, wpada wtedy w panikę. Elf spojrzał w dół, na trzymany w dłoni granat.
Chyba nadszedł twój czas kolego...
Znów skupił wzrok na Nem.
- To coś... pachnie piżmem, więc mam futro, prawda? - powiódł wzrokiem po reszcie kompanii. - A futra da się podpalić. Panie Ysger, to robota dla nas. Nem - znów spojrzał na maginię życia - mówiłaś, że te grzyby zmieniają temperaturę? Moje pytanie, czy można nimi coś podpalić? Jeżeli tak, Gwardia, grzyby na rapiery, ładuj - nie mógł sobie podarować tej kwestii - i rzucać w stworka. Zielony i reszta trzymać to coś. Jak w padnie w szał rozproszyć się, przepuścić i wycofywać w tunel, którym przyszło. Jeżeli grzyby nie zadziałają to wszystko na głowie mojej i Ysgerda, reszta planu bez zmian. Ysgerd, rzucę tę piłeczkę krzycząc "ŁAP!", a wtedy ty ją podpalisz.
Spojrzał na Emilię, ich magnes na niebezpieczeństwo.
- I chronić panią da Tirelli, ma tendencje do przyciągania kłopotów.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
Ostatnio zmieniony przez Elidis 24-02-2015, 22:51, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Nem 
ja nie chcieć ciastko


Skąd: z tam
Wysłany: 24-02-2015, 23:13   

Niepokój z jej twarzy nie zniknął. Starała się mówić cicho i spokojnie, ale jej głos wciąż drżał.
- Tam jest miasto tubylców. I szamanka, która potrzebuje ofiar dla bogów ewentualnie kogoś, komu mogłaby wyssać mózg. Uciekanie do nich nie jest wyjściem, wiem bo dopiero co tam byłam. Grzybkami można co najwyżej kogoś zamrozić. Porosty jak świecą na niebiesko oddają ciepło, ale robią to powoli, więc niczego nimi nie podpalisz. Ale zaraz temperatura tutaj będzie tak niska, że bez ognia zamarzniemy, zwłaszcza, że część z nas jest mokra... Wiem, że nie jesteście tu bez powodu. I wiem, że się niepokoisz, ale ona w przeciwieństwie do nas jest tam mile widziana.
 
 
Pedro 

Wysłany: 25-02-2015, 01:20   

Czekaliście w napięciu na to co wyjdzie z korytarza. Sekundy zamieniały się w minuty, a minuty w godziny. Początkowo odległe powarkiwania zbliżały się powoli w waszą stronę. Po kilkunastu sekundach, do warknięć dołączyły odgłosy jakby skrobania czymś o skałę. Wielu z was przebiegały w tym momencie różne myśli, nie rzadko dotyczące rzucenia wszystkiego w cholerę i ucieczki. Nikt jednak nie zdecydował się na taki krok. Czy to przez świadomość obecności wija w drugim tunelu, czy przez brak zdecydowania własnego i towarzyszy lub rozkazy, wszyscy zostali na swoich miejscach.
- Z korytarza śmierdzi trupem. Albo idzie na nas jakiś warczący worek zgniłego mięsa, albo coś co się w nim tarzało. Nie wiem co gorsze... - mruknęła Ylva pod nosem, nie wiadomo czy do siebie czy do osób wokoło niej.
Przed wejściem ustawił się szereg wojowników. Nie mając tarcz, poobijani i ranni przedstawiali widok z lekka tragiczny. Ale trwali tam, czekając na niewiadome.

Agat, cały mokry zaczął się lekko trząść z zimna, stanął jednak z tyłu razem z Erim pilnując Emilii, tak jak przed walką z wijem.
W pewnym momencie gdy wyczekiwanie stawało się coraz mniej przyjemne, odgłos drapania ustał. Zamiast tego usłyszeliście odgłos przypominający ten który wydają zwierzęta gdy mocniej wypuszczą powietrze nosem. Zaraz po tym grzybek kopnięty przez Nathaniela w głąb tunelu, wyleciał i przeturlał się pod wyjście. Razem z grzybkiem, przyleciał podmuch śmierdzącego zgnilizną i padliną powietrza odbierając wam na kilka sekund oddech.
- Cóż to tak śmierdzi, khe... khe - zachłysnął się powietrzem Merren.
Chcąc wciągnąć powietrze, bardziej się można było udusić niż bez niego. Szybko jednak ten smród rozpłynął się po sali.

W momencie wypowiadania słów przez mężczyznę, drapania o skałę ponowiło się i już po kilku sekundach zza zakrętu pojawiło się coś co w pół mroku jaskini wyglądało na coś trójkątnego, na wysokości około dwóch metrów. Błysnęło również coś czerwonego mniej więcej na końcu tego trójkąta. Zaraz za tym wyszedł dalszy ciąg, wielki ciemny kształt poruszający się na 2 kończynach. Przy każdym kroku dawało się słyszeć znany już wam, cichy odgłos drapania skały. Ciemny kształt skierował się dalej w stronę sali stając do was swoim trójkątnym, najpewniej pyskiem, przez co nie udało się wam zauważyć jak długi jest. Nagle przystanął, tuż przy krawędzi tunelu. Teraz już dwa czerwone punkciki spoglądają w waszą stronę. Trochę pod świecącymi punktami, dostrzegacie białawo niebieskie w świetle grzybów, długie, wąskie kreski. Są dosyć wyraźne na tle czarnej masy. Wszyscy, razem z Ylvą odsunęli się mimowolnie, powoli do tyłu chcąc znaleźć się od tego czegoś trochę dalej niż na pięć metrów. Tak jakby stwór emanował jakąś mroczną energią wywołującą niepokój lub strach. A może to po prostu wasze przeczucie. Cholera wie.

Na tyle na ile pozwalało wam kiepskie oświetlenie (Sefii, z racji Twojego lepszego od reszty wzroku, widzisz to z całą pewnością) wydaje wam się, że to coś zajmuje cały lub prawie cały korytarz (na oko ze 3 metry szerokości i 4 wysokości).
To coś patrzyło na was przez chwilę która wydała się wiecznością. Znowu poczuliście mocniej, bardzo przykry zapach który najwyraźniej jest jego oddechem. Mocno czuć od niego piżmem i padliną.
Nie wiedząc kompletnie jak się zachować, nikt się nie poruszył, nie chcąc prowokować stworzenia. Nagle świecące punkciki opuściły się trochę, a napięcie opadło momentalnie. Ktoś nawet odetchnął głębiej. Ale w tym samym momencie, całkowicie niespodziewanie, poprzedzone krótkim warknięciem, rozległ się ryk który wystawił wasze bębenki uszne na kolejną w tych kilku minutach próbę. Ściany jaskini zatrzęsły się, powietrze zawibrowało od ogłuszającego ryku który wyszedł z pyska bestii. Kilka osób jęknęło z bólu wywołanego dźwiękiem i dodatkowo spotęgowanego przez ściany jaskini. Jeszcze zanim doszliście do siebie po potężnym ryku, bestia ruszyła w waszą stronę biegiem od którego cała jaskinia się zatrzęsła. Nikt nie zdołał zareagować na czas.
Wpadł w waszą grupę tratując wszystko co stanęło mu na drodze. Nie oszczędził nawet stalagmitu który stał kawałek od was ale znalazł się na drodze wielkiego cielska. Pierwszy oberwał nieoszczędzany przez los Adair. Pod wpływem uderzenia pyskiem odleciał na metr w bok w stronę ściany. Zaraz po nim, ale w stronę jeziora wyleciał Merren, powalając na ziemię Szrapnela i lądując trochę dalej przy brzegu jeziorka.

Ylva równie ogłuszona co i reszta została kopnięta lewą łapą stwora i odleciała do tyłu na trzy metry powalając na ziemię Emilię i odpychając jej straż na boki. Turlała się jeszcze kolejne dwa metry po skale co właściwie uratowało jej życie gdyż wielka łapa bestii zaraz po przypadkowym odturlaniu znalazła się tam gdzie przed sekundą była jej głowa.

Sefii, stojąca przy Ylvie została stratowana przez cielsko stwora i wylądowała bezpośrednio pod nim tłukąc sobie głowę o skałę. Stwór jednak szybko pobiegł dalej nie oglądają się na podziemną.

Cadan również stojący na drodze potworowi oberwał mocno pyskiem przewracają się pod cielsko stwora i lądując w pobliżu Sefii.

Elidis razem z szarpiącą go Nem szczęśliwym zbiegiem okoliczności nie znaleźli się w polu rażenia szarży stwora, i gdy ten biegł, wciąż zbierał się po ogłuszającym ryku. Powój podobnie, siedząc w kącie była względnie bezpieczna, choć ogłuszona.

Nathaniel po cofnięci się szeregów uznał, że nie rozsądnie jednak jest się pchać z rapierem na coś nieznanego, dlatego stanął na boku szeregu dzięki czemu podczas szarży został jedynie potrącony przez zad bestii. Poczuł gęste futro, po czym odepchnięty padł na skałę czując nieprzyjemny ból w kości ogonowej.

Esu, skierowałeś się w stronę Con. I choć ta nie zdążyła odpowiedzieć na twoją prośbę, bo zaraz po niej pojawił się potwór to dzięki temu, nie stałeś na jego drodze w czasie szarży.
Bestia po przebiegnięciu przez wasz oddział, zatrzymała się na środku i zafuczała gniewnie obracając się powoli do was.
Dopiero po szarży stwora powoli dochodzicie do siebie.
Ostatnio zmieniony przez Pedro 25-02-2015, 01:57, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Leite 
Elfi doradca


Skąd: Poznań
Wysłany: 25-02-2015, 01:39   

Stojąc i czekając, ani chwili nie myślałam o ucieczce. Chciałam zobaczyć, co to za cholerstwo i czemu nic nie robi. Później okrutne zgniłe powietrze napełniło mi płuca, przez co zaczęłam się krztusić. Gdy złapałam oddech, otarłam załzawione oczy i zobaczyłam, jak szarżuje na nas ogromny potwór. To znaczy najpierw zobaczyliśmy jego głowę a potem resztę ciała. Gdy spojrzały na mnie jego czerwone oczy, lekko sie przestraszyłam. A gdy ujrzałam jego wielkie rozmiary, byłam pewna, że połączę się z moim bratem u Klyfy w najbliższym czasie. Cofnęłam się, żeby poczuć się lepiej.
Monstrum miało 3 metry szerokości i 4 wysokości. Musiało ważyć chyba z cztery tony. Nie dziwiłam się, że wij uciekł na jego widok. Ja też miałam ochotę to zrobić. Jeżeli kogokolwiek z nas nadepnie, zostanie naleśnik. Bardzo płaski naleśnik. Czyżby to był właściciel tamtego pobojowiska...?
Stałam i gapiłam się na stwora, nie bardzo wiedząc, co zrobić. Wtedy ryknął tak, że oczy mi zaszły łzami. Chwyciłam się za uszy i jęknęłam z bólu. I wtedy przez załzawione oczy zobaczyłam pędzącą masę futra. Nie mogłam nic zrobić. Padłam na ziemię pod potworem i uderzyłam się w głowę. Straciłam przytomność a moją ostatnią myślą było Takie coś nie ma prawa istnieć...
_________________
2014r. II - Infelix Laryjka [??]
2014r. Epilog - Sephi'Rah (Sefii) Podziemna [*]
2015r. II - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*]
2015r. Epilog - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*], aktualnie Tymen Mgieł
2016r. III - Tanwe'Ivare, Aenthilka
2016r. Epilog - Aurelia d'Lombre d'Itharo człowiek
2016r. Zimowy - Tulya'Leite Enri Aenthilka w futerku
2017r. III - Mea'Aran Tlais Orthogok, podziemna bliźniaczka
2018r. Zimowy - matrona Mea'Aran Tlais Orthogok, już nie bliźniaczka.
_______________________________________
"Mlem"

 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 25-02-2015, 02:13   

Ylvie na widok stworzenia nie chciało się nawet przeklinać. Poprzednie słowa Nem znalazły w jej umyśle jakieś podparcie, rozważyła je krótko.
Wrócić?
Ciekawe jak. Ilu z nich w tym stanie da radę wspiąć się 50 metrów w górę skalnej ściany? Po prawdzie wątpiła nawet w swoje możliwości w tym względzie, zwłaszcza, że lewa ręka, połamana na tamtej krawędzi, nie zrosła jeszcze do końca.
Nie, nie ma wyjścia. Nie ma innej drogi. Ale, na uśmiech Panienki Tavar, jeśli tam jest miasto, to musi być też wyjście...
"Nie zamyślaj się w walce, idiotko!!!!"- wrzasnęła sama do siebie, oczywiście sporo za późno, żeby uniknąć lecącej w jej kierunku łapy. Przygotowała się na twarde spotkanie z ziemią, osłoniła rękami głowę, zwinęła barki, na ziemi przekoziołkowała parę metrów, po czym rozrzuciła szeroko ręce, żeby się zatrzymać.
Odbiła się od skalnego podłoża, pion i poziom wirowały, zmieniając się miejscami, więc włożyła cały wysiłek w skupienie wzroku i orientację.
Broń?
Dwa ruchy ręką dookoła. Jest. Szorstka, wyrobiona rękojeść.
Emilia?
Jest, leży. Żyje.
Oddział?
Nat pod ścianą, trzymając się za ... kość ogonową, cały. Merren przy jeziorku.Adair pod ścianą.
Wrogowie?
Obróciła się wokół własnej osi z nieprzyjemnym uczuciem, że ma niechronione plecy. Zanim znalazła Sefii, zobaczyła stojącego tuż za nią Keithena. Skinął jej głową. Uśmiechnęła się w myślach. Skubani, chronią ją. Ciekawe uczucie, móc na kimś polegać. Dla szpiega wielce oryginalne.
Sefii leżała na środku, wyglądała nie najlepiej.
Psiakrew. Powinna tak naprawdę ją dyskretnie usunąć, zamiast ciągle pilnować swoich pleców.
Ale są ważniejsze rzeczy.
Skoczyła do Emilii, łapiąc ją pod ramiona, odciągnęła pod ścianę, do Natha.
- Nie daj jej ruszyć - rzuciła. Poszukała wzrokiem Elidisa i Ysgerda - Ostrożnie z tym ogniem! - krzyknęła do nich, pamiętając to, co mówił elf przed wtargnięciem futrzanej apokalipsy - To żyje w podziemiach, może też da się je oślepić! Nie wygląda jakby miało pancerz... Oślepcie to, to spróbujemy zaatakować!
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Uszek 
Puszek


Skąd: Warszawa
Wysłany: 25-02-2015, 12:29   

Przyglądam się potworowi w celu szybkiego znalezienia słabych punktów. Następnie przemieszczam się przy ścianie poza jego zasięgiem wzroku na jego plecy tak by nie dostać magią od Elidisa. Czekam na oślepienie rzucone przez magów i dźga go w plecy ile się da mieczem Kodrana
_________________
Człowiek cień młota nad głową wrogów
 
 
Sleith 
Zjawa


Skąd: Kraków
Wysłany: 25-02-2015, 14:11   

Gadając do siebie przeskakiwał z tematu na temat, zaczynając od składzika, przechodząc przez więzienie i trudności z uciekaniem, kończąc na bogach i walce przez imperialistów wywołanej, usłyszał, że ma wyłamaną rękę, ale na razie nic z tym nie możemy zrobić bo jest zbyt niebezpiecznie. Mimo tego jakby zaklęty magicznie kontynuował swoje gadanie, nie zauważając poruszenia wśród szeregów zbrojnych. Ocuciło go niezmiernie głośne wycie, jego szczęka pozostała w bezruchu w bardzo szerokim rozwarciu. Zmniejszyło to odrobinę ból wywołany hałasem i prawdopodobnie uratowało od kolejnej chwilowej utraty słuchu. Stoją już odwrócony twarzą do korytarza, zauważył wielkie futrzane cielsko przebijające się przez bezradnych zbrojnych.
Następnie akcja potoczyła się dość szybko, wszyscy zostali roztrąceni przez stworzenie, a ono samo zatrzymało się na środku korytarza.
Słysząc głos Ylvy miał nadzieję, że to oślepienie nie rozzłości potwora na tyle, by zaczął szarżować po całej komnacie; w głowie pojawiał mu się własnie znakomity plan, który wzrastał w skuteczności gdy upewnił się, że to coś ma futro, a w głowie zaświtała informacja o tym, że Eri o którym mówiła Emili był magiem wody... <"Obyście mieli wystarczająco mocy by wcielić ów plan w życie; dzięki niemu powinniśmy zminimalizować straty.">
Z całych sił wydarł się- Odsunąć się od futrzaka! Rannym pomóc! I szybciej podpalajcie mu to futro.- Wiedział, że to wzbudzi ogromne zainteresowanie stworzenie jego sobą, ruszył w kierunku w którym było jak najmniej osób, okrążając Go; poszukując wzrokiem czegoś dłuższego zdatnego do walki, niż jego sztylet.- Eri gdy zobaczysz, że futro już zniknęło oblej go wodą i jeśli możesz, przymróź go jak najmocniej! Reszta, zgodnie z pomysłem Elidysa grzyby na broń i atakować! Ciąć, siekać, dźgać i rąbać.
Plan był banalny w swojej prostocie i działaniu. To wielkie coś utrzymywało swoje ciepło futrem; gdy je straci będzie podatne na zmiany temperatur, jak każda istota żywa, po schłodzeniu będzie miał problemy z poruszaniem, co da nam trochę czasu na skuteczny atak. Zadziałało by, na dowolnym wilku, niedźwiedziu, czy dziku z powierzchni.... Miał teraz wielką nadzieję, że i na Futrzaku zadziała.
<"Bogowie miejcie nas w swej opiece">
_________________
"My steel is warm my face is stained with blood"
~~~~~~~~~~
2014Nelramar- Sleith- Podziemny
Epilog2014- Vitrem Erasgot(Esu)"najemnik"-Niebiescy
 
 
Szamalchemik 
Mistrz Wijów

Skąd: Kalisz
Wysłany: 25-02-2015, 21:52   

Gdy futrzak ruszył na nich z szarżą, krasnolud poczuł jakby serce mu na chwilę stanęło. Potem jednak ponownie poczuł to samo, co towarzyszyło mu prawie nieprzerwanie już od paru godzin - znużenie. No, ale nikt n ie powiedział, że będzie łatwo. Z drugiej strony, nikt nie powiedział, że będzie musiał walczyć z przerośniętymi, wybuchającymi stonogami i misiami wielkości wychodka... Po pierwszej szarży krasnolud wciąż stał na nogach nietknięty, zupełnie jakby miś (czy czymkolwiek to bydle było) o nim zapomniał. Wyciągnął przed siebie obie ręce...
- Phloga soru indargari eder! <płomień wywołaj powiększ rzuć> - kula wielkości zaciśniętej pięści wyleciała z pomiędzy jego palców, lecąc tam, gdzie Ysgard podejrzewał, że bestia ma głowę.
- Możemy spróbować zablokować go jakąś ścianą, albo chociaż zrzucić mu jakieś głazy na głowę? - powiedział głównie do Emilii, nie zauważając, że ta leży sobie parę metrów dalej na ziemi. - Albo... Eri, byłbyś w stanie pokryć kawałek podłogi lodem? Ciekaw jestem jaką to bydle ma przyczepność - dołożył po krótkim zastanowieniu, myśląc o przyprawieniu następnej szarży stworzenia przeszkodą w postaci płonącej ściany. Nie widział dokładnie reakcji pluszaka, domyślał się jednak że przypalił mu co najwyżej wąsy, tylko go rozjuszając.
_________________
1. turnus 2013 - Szamalchemik Orła
2. turnus 2014, Epilog 2014 - Ysgard Fuilteah Feah, krasnal ze Smoczej
2. turnus 2015 - Julian Skellen, Smoczy kapłan Tavar †
Epilog 2015 - Eanraigh Iainson Borgh Du, przedstawiciel Halfdana, Jarla Północy
Prolog, 3. turnus 2016 - Laurenz (dar) Eich, mag bojowy z kardamonowej bandy, późniejszy członek Czarnego Tymenu
+18, Epilog, Zimówka 2016 - Kethren, niewyspany komandor wywiadu styryjskiego
Prolog 2017 - Tristan Sterling, furier Tercji Gerei †
Bitewny 2017 - Fernan Heyes, oficer Czarnej Tercji
2. turnus, Epilog 2017 - Kethren, "cholerny buc, wyśmienity psionik"
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 26-02-2015, 01:02   

Smród był nie do wytrzymania. Wielu się rzeczy w życiu nawąchał, w tym wojowników nie widzących się z balią od wielu, wielu dni, ale to była jakaś przesada. Chora abstrakcja, jakby ktoś postanowił zostać mistrzem w dziedzinie smrodu. Zapach śmierci, rozkładu i kto wie czego jeszcze mieszały się ze sobą w zupełnie nowe, niezrównane wrażenie zapachowe.
Teraz to już na pewno będzie musiał spalić tę szatę, wątpił bowiem by smród kiedykolwiek dało się z niej wywabić. Ciekawe, czy inni też tak bardzo odczuwali ten odór, bądź co bądź miał bardziej czułe zmysły od większości ludzi.
- Jeżeli wygląda tak jak pachnie... - mruknął do siebie, widząc świecące w tunelu oczęta.
W oczach stwora nie przerażał go kolor, ale ich wysokość. Zakładając że to coś miało kłąb wyżej od głowy... To mogło mieć nawet z pięć metrów wysokości. Wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby wydając syczący dźwięk.
Światło... To nie będzie miłe...
Stworek chuchnął na nich i wtedy świat Elidisa eksplodował przerażającym smrodem. Smrodem, jakiego nigdy nie czuł i nie chciał czuć. Bogowie!, nie sądził nawet, że taki zapach może istnieć! Wszystko ma swoje granice, odór też powinien. Zasłonił usta i nos dłonią, ale to nic nie dawało. Zapach był wszędzie i nie dało się powstrzymać go przed wnikaniem w głąb ciała. Elfowi wydawało się, że nie tylko wdycha zgniłe powietrze, ale cały nim nasiąka.
Odrażające.
Zaczął kaszleć, w instynktownym, desperackim i bezcelowym odruchu pozbycia się wstrętnego powietrza z płuc. W konsekwencji nabrał go jeszcze więcej. Zakręciło mu się lekko w głowie. To coś mało co nie ogłuszyło go samym smrodem, a czuł, że to dopiero początek.
Przez piekące, łzawiące oczy zobaczył, że bestia obniżyła łeb, w niezrozumiały dla niego sposób część kompani się ucieszyła.
Czemu się radują!? Przecież drapieżcy robią tak przed...
Ryk.
Wypełniający wszystko, przeszywający ryk, po którym nastąpiła futrzana apokalipsa. Ludzie zaczęli latać po całej szali odrzucani siłą tej poczwary. Elidis stał osłupiały. Dzięki bogom to coś przeleciało szarży tuż obok niego i niem. Blisko, cholernie blisko, aż miał wrażenie, że dotknął futra stwora.
Jego umysł zepchnął odrażający zapach i zawroty głowy na boczny tor i całkiem je wyciszył. Jednak jego umysł wciąż był osłupiały.To coś miało cztery metry w kłębie i ze trzy szerokości, cholera wie jakie było długie. Ma ogon? Z ogonem pewnie będzie miało z siedem metrów...
Aaaaaah! Skup się El, zwierzątko super, szkoda tylko że was zabija!
Ale kotek byłby z niego fajny...

Usłyszał słowa Ylvy. Super, ostrożnie bardzo i w ogóle, ale nie mieli czasu na takie pierdoły. Problem tego czegoś należało rozwiązać, szybko. Oślepienie mogło go tylko w kurzyć, ale z drugiej strony... Jego masa i rozmiar; jest też dość szybki, jak rozpędzi się w tej małej przestrzeni to nie wyhamuje, a na zmianę kierunku nie ma miejsca, więc można by go skołować, żeby wyrżnął łbem o ścianę. To jest, oczywiście, jeżeli jego zmysłem dominującym jest wzrok, co jest wątpliwe w tych stronach i zakładając, że nie umie łazić po ścianach.
Chciał to zaproponować, ale wtedy Esu wyszedł ze swoim planem. Trzeba mu było przyznać, miał chłopak dużo racji, a całość była logiczna, pytanie, czy mieli czas i siłę. I czy to coś faktycznie tak szybko przemarznie.
Spojrzał przez ramie na korytarz za nimi.
Jedyna droga wiedzie przez miasto Tubylco - Goblinów... Nie żebym narzekał. Toruviel ssssskarbie nadciąga twój kat.
- Dobra, wszyscy...! - zagłuszył go krasnolud ze swoją kulą ognia, Elidis tylko ciężko westchnął, refleks się mu przytępił, czy co u Tavar!?
Zawalenie skał to też dobry pomysł, chyba najlepszy jak do tej pory, ale nie na niego, nie bezpośrednio... Tak, to dla nich najlepsza szansa.
- ODWRÓT! Wszyscy do korytarza - wskazał kierunek z którego przyszła bestia. - Oślepię ją, ale tylko na moment, a wy spieprzać! Eri, jak się zjara to wodą go! Łapać grzyby jak zdążycie, ale nie bawić się w kłucie mu dupy! Emilia, jak tylko przeleziemy zawal wejście korytarza! - wywrzeszczał przebijając się przez warkot zwierzaka.
Będzie ciężko, zwłaszcza, że sporo osób jest na kolonach, lub w ogóle na plecach, ale musieli się zmusić do tego wysiłku, jeżeli nie dadzą rady i tak tu umrą.
Raz jeszcze sięgnął po moc. Poczuł jej morwie na ręce gdy posłuszna jego woli spływała do ramienia. Znów miał wrażenie, że jest jak dotyk Słońca na jego zmęczonej skórze. Kojący i dodający sił. Przez to wrażenie jeszcze bardziej zatęsknił za powierzchnią.
- Vaku soru nerratekada - błysk wywołaj formuj, proste, ale skuteczne, sam błysk powinien istnieć ledwie dwie - trzy sekundy, to na jak długo zostanie powidok zależało od wzroku bestii, im lepiej widziała, tym dłużej będzie cierpieć.
- Teraz! BIEGIEM, BIEGIEM, BIEGIEM!! - ustawił się tuż przy ścianie nie opodal wejścia do tunelu, mógł w niego skoczyć jednym susem, ale musiał idealnie wyczuć moment, podniósł kamień z ziemi.
El, zwracam ci młody elfie uwagę, że chyba całkiem ci już odwaliło! Nie zamierzasz chyba zrobić tego, co chcesz zrobić, prawda? Nie jesteś aż tak głupi, nawet ty...!?
Morda tchórzu, moi druhowie, moja misja, moja odpowiedzialność!

Spojrzał w stronę Ylvy i Con, patrzących się na niego jak na kretyna. Uśmiechnął się przelotnie.
Uda się, jest teraz ślepy jak kret, nie zauważy jak zwiejesz, ale musisz wyczekać moment... Idealnie wyczekać, dasz radę, jesteś sprytny...
Rzucił kamień prosto w łeb stwora.
- Eeee!! Pokrako, TUUUUUTAAAJ!!
Serce nagle stało się kilka set razy cięższe. Czekał, aż bestia się odwróci, widząc kątem oka, jak oddział wycofuje się w korytarz. Wyczekać moment. Potem to coś przygrzmoci łbem w ścianę, a tuż przed tym on wskoczy w korytarz, który następnie zawali Emilia i wszyscy będą szczęśliwi...
Taki był plan.
Elf zaczął się modlić szeptem, z szeroko otwartymi oczami, w których strach mieszał się z determinacją czymś jeszcze, czymś niezrozumiałym.
Czekał na ruch potwora.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
Ostatnio zmieniony przez Elidis 26-02-2015, 01:02, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 26-02-2015, 01:19   

Miała szczeście będąc poza zasięgiem szarży stworzenia, wraz z tą drugą medyczką. Gdy jednak przerośnięty wilk jaskiniowy wpadł na jej towarzyszy i zaryczał, miała wrażenie, że bębenki uszna zaraz nie wytrzymają ogólnego napięcia i wybiorą się na strajk. Na szczęście to nie nastąpiło i po chwili jej percepcja powróciła w granice normy. W tym samym czasie krasnolud zdążył puścić w stronę stworzenia kulą ognia, zaś Elidis krzyczał swoje rozkazy i insze pomysły.
Con korzystając z zakrycia jakie dawała jej skała wycelowała w kierunku wielkiego łba stworzenia szukając miejsca które nie było osłonięte przez futro - naturalny pancerz. Znajdując ślepia oraz czułą kufę nosa strzeliła w najbardziej odsłonięte. W tym samym czasie elf zdążył skończyć wykrzykiwać swój plan i zaczął skandować zaklęcie.
- Wiejem! - Złapała wolną ręką ramię magini życia i rzuciła się w kierunku przejścia które wskazał im Elidis. Tam puściła ramię Nem i zajęła się ponownym załadowaniem kuszy godowa uskoczy na tyle, na ile pozwalała jej na to niewielka przestrzeń. Rapier wciąż miała przy boku.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Szrapnel 
Villsvin


Wysłany: 26-02-2015, 02:19   

Szrapnel stał nieopodal wejścia i powoli ociekał wodą. Czekał na decyzje pozostałych. Wtedy to coś w korytarzu potwornie zaryczało. Najemnik zatkał uszy i opuścił głowę. Kiedy ją podniósł zobaczył plecy Wergunda, który w niego uderzył. Podniósł się gdy Elidis zaczął się wydzierać. Znowu.
Już mu odbiło. Definitywnie.
Już miał ruszać gdy zobaczył, że na ziemi leży nieprzytomna elfka.
Mnie też odbiło!
-Ku***! Niby chce mnie zabić, ale ja nie zostawiam nikogo!
Dobiegł do niej sprintem, ponieważ nie chciał przez to umrzeć. Zarzucił ją sobie na plecy. Była lżejsza niż mu się wydawało, że jest. Z elfką na barkach rzucił się do korytarza, gdzie przekazał nieprzytomną będącym tam wojownikom i stanął za Eldisem, żeby wciągnąć go jeśli ten by nie zdążył, ale zostawił trochę miejsca, żeby ten się z nim nie zderzył.
_________________
"Pole rażenia granatu jest zawsze o metr większe niż zdołasz uciec"
 
 
Bryn 


Wysłany: 26-02-2015, 02:25   

Wszystko stało się tak szybko.
W jednej chwili stał z bronią w ręku, oczekując spotkania z nowym zwierzakiem. W następnej chwili dusił się od smrodu, jaki wypełnił w jednej chwili cały jego świat. Potem ryk, ogłuszający jego zmysł słuchu. W następnej wielka kula futra pędząca w jego stronę. Na oko kilkutonowa kula futra.
Mimochodem uśmiechnął się.
W następnej chwili zderzenie z pędzącym potworem, kolejna chwila to zorientowanie się, gdzie się znalazł. Sufit nagle znalazł się bardzo blisko niego i nosił wszelkie oznaki bycia pokrytym futrem.
Zobaczył kątem oka Sefii, nieprzytomną obok niego. Miał cichą nadzieję, że już tu zostanie.
Kiedy potwór odbiegł, szybko wstał i odsunął się. Upewnił się, że nie zgubił nic, na przykład miecza lub ręki, i pobiegł w kierunku wyjścia. Kiedy zobaczył, że Elidis rzuca kamieniem w potwora i coś krzyczy, przyspieszył. Znalazł się u wylotu korytarza. Obserwował dalszy rozwój sytuacji, gotowy pospieszyć niedawnemu wrogowi z pomocą, gdyby jednak rzut kamieniem nie pokonał potwora.
_________________
2011 i 2012 - Tirianus Taeleth, kapłan bitewny Silvy
2013 - Emrys, syn Drogowita z Wojniłłów Karanowic, witeź / Małgorzata
2014 - Cadan a.k.a. Kaban/Shazam/Conan - laryjski psionik
2015 - Brynjolf Gunnarson Sliabh Ard
Ostatnio zmieniony przez Bryn 26-02-2015, 02:26, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 26-02-2015, 06:47   

Ylva spojrzała na Elidisa jak na kretyna.
- Mało wam zawalanych korytarzy?- wrzasnęła przekrzykując się przez ogólny harmider - Emilia, ani mi się waż! - sprawdziła, czy Nat i Eri zajęli się ewakuacją do tunelu. Skały to nie jest jakiś pieprzony kawał sera, który po podkrojeniu kawałka nie traci spoistości. To skomplikowana mozaika warstw, spięta systemem naprężeń i obciążeń, naruszona - staje się nieprzewidywalna. Naruszenie korytarza mogło skończyć się tak, jak w tamtej nieszczęsnej sali, która stała się kurhanem.
Widząc, co wyczynia szurnięty elf, doskoczyła do niego. Odczekała, aż rzuci oślepienie. Stworzenie żyło w tunelach, oświetlanych bladym światłem tych dziwnych porostów. Musiało mieć jakiś szczątkowy wzrok, widzieć światło, a może widziało tylko ciepło... W obu przypadkach powinno podziałać. Kłucie mu dupy, psiakrew, ja ci pokażę kłucie dupy.
Skupiła się na obserwacji istoty. Nie ma sensu uderzać tam, gdzie ma twardą czaszkę, kości, garby tłuszczowe. Ale ma oczy. Uszy. Gardło. Nerki? Serce...? Po prawdzie to nie do końca pewne, czy je ma.
Dobrze, wbić się tam, gdzie uda się trafić, z wszystkich potencjalnych wrażliwych punktów. I odsunąć stąd tego durnego elfa, bo jeszcze się przyda.

Ale jeśli nie zawalą korytarza, to co dalej? "Misiek" ich tam rozwałkuje jak kręgle na torze. Ale mimo wszystko wolała walkę z cuchnącym padlinożercą niż zagrzebanie żywcem pod stertą skał. Jednak miło byłoby ujrzeć jeszcze słońce.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Pedro 

Wysłany: 27-02-2015, 03:39   

Szarża monstrualnego niedźwiedzia porozrzucała was po kątach. Po dojściu do siebie zdaliście sobie sprawę, że bezpośrednia walka jest z góry skazana na porażkę. Dlatego zdecydowaliście się na ucieczkę w głąb tunelu z którego bestia przyszła. Zaczęliście się z godną podziwu szybkością zabierać z ziemi i z ewentualną pomocą kierować w stronę ciemności korytarza. Misio w tym czasie zaczął szukać swojej ofiary. Z jakiegoś powodu ma podobny gust do wija ponieważ skierował się w stronę Emilii starającej się podnieść z ziemi z pomocą Eriego. Zbliżył się na dwa metry i podniósł łapę do zadania ciosu. W tym momencie jednak do akcji wszedł Elidis.

Elidis, nakrzyczałeś się do towarzyszących Ci ludzi i nieludzi licząc na to, że posłuchają Cię, co z resztą zrobili. Wtedy jednak zauważyłeś, że niedźwiedź chce zamienić Emilię i Eriego w naleśniki. Ponieważ zapowiadałeś się z tym już chwilę temu, teraz chyba był ku temu najlepszy moment. Wykrzyczałeś słowa zaklęcia kierując je przed misia i zamknąłeś oczy nie chcą oberwać samemu. Zza zamkniętych powiek zauważyłeś błysk. Zaraz po tym było po wszystkim, a niedźwiedź ryczał słaniając się na nogach nie wiedząc co się właśnie stało. Emilia z Erim szybko ewakuowali się z zagrożonego miejsca, w stronę korytarza. Gdy niedźwiedź był zdezorientowany, wpadł Ci do głowy szaleńczy pomysł. Rzuciłeś kamieniem w stwora i zacząłeś hałasować. Powoli bestia zaczęła kierować się odwracać w twoją stronę szukając Cię osłabionym wzrokiem. W końcu chyba zdołała Cię dostrzec, bo skierowała łeb w twoją stronę i zaczęła biec.

Ylva, wstałaś z ziemi rozglądają się do koła, badając otoczenie. Opieprzyłaś kogo trzeba jeśli miał głupie pomysły i w końcu skupiłaś się na bestii. Wielkie jak obora cielsko. Na oko grube futro pokrywające zwały mięśni i tłuszczu. Jak słusznie się domyślałaś, miało oczy, uszy, szyję. Serce czy nerki pewnie też. Chociaż czy na pewno? Żeby się upewnić, trzeba by podejść i spróbować wbić w nie ostrze co może być ciężkim zadaniem. Nawet nie z powodu grubej skóry którą na pewno stwór ma, ale z powodu zagrożenia jakie stanowią wielkie łapy zakończone z pazurami, oraz szczęka wypełniona ostrymi jak brzytwa kłami zdolna rozszarpać krowę na pół, a co dopiero człowieka. Może brzuch miałoby łatwiejszy do przebicia. Ale najpierw trzeba się tam dostać i nie zostać naleśnikiem.
W następnym momencie usłyszałaś krzyk Elidisa i inkantację jego zaklęcia, ale skupiona na przeciwniku nie zareagowałaś wystarczająco szybko. Błysnęło i wszystko wokół Ciebie stało się białe. Potem już jakieś dalsze krzyki Elidisa... "Pokrako"?

Cadan, wstałeś i ogarnąłeś sytuację. Upewniwszy się, że wszystko masz pobiegłeś w stronę tunelu. Nagle za tobą sala rozświetliła się od błysku. Dobiegłeś do korytarza w którym ukryło się już kilka innych osób, ciesząc się, że nie patrzyłeś w tamtą stronę podczas błysku. Zauważyłeś co wyrabia Elidis i to jak niedźwiedź zaczyna się kierować w jego stronę, jak powoli zaczyna biec do niego.

Szrapnel, podniosłeś się z ziemi rozglądając się do koła. Zobaczyłeś Elidisa drącego się jak wcześniej, ludzi porozrzucanych po całej sali i niedźwiedzia na jej środku. W tym wszystkim dostrzegłeś również podziemną elfkę leżącą bez czucia na ziemi tak gdzie padła po szarży stwora. Nie myśląc wiele podbiegłeś do niej, zapakowałeś na ramię i pobiegłeś do korytarza, jak wcześniej zasugerował krzykiem elfi czarodziej. Zauważyłeś też, że nie byłeś jedną osobą uciekającą w tę stronę. Prócz ciebie zmierzają tam: laryjczyk, Con i magini życia.

Con, po ogarnięciu się po ogłuszeniu i zauważeniu kilku różnych niuansów postanowiłaś strzelić w potwora. Wycelowałaś w okolicę głowy mając nadzieję na celny strzał. Bełt poszybował w stronę głowy, znikając Ci z oczu w półmroku. Stwór wydał z siebie niemiły ryk złości. Czyżby bełt sięgnął celu? Dalej się ruszał, dosyć energicznie więc ciężko to stwierdzić na pewno, ale nie było czasu na zastanawianie się o tym. Chwyciłaś Nem za rękę i popędziłyście w stronę tunelu. Tam przygotowałaś się do kolejnego strzału.

Ysgard, płomienna kula wyleciała Ci z palców i pomknęła w stronę niedźwiedzia. Trafiła celu rozświetlając na moment stwora, wielką kupę mięcha i futra które to po uderzeniu płomienia zaczęło się chyba lekko tlić jednak szybko zagasło. Jaskinię znowu wypełnił ryk wściekłości. Zwierz przekręcił się starając się znaleźć winowajcę bólu. Zauważasz, że chyba rzuciła mu się w oczy postać Emilii która stara się podnieść z pomocą Eriego z ziemi. Skierował się tam i już miał zaatakować gdy rozległ się głos Elidisa. Rozpoznałeś w tym magiczną formułę i zamknąłeś oczy spodziewając się efektu. Sala rozbłysła światłem, a niedźwiedź nic nie widząc przez chwilę się słania na nogach ale okrzyki Elidisa jakby zaczęły go przyciągać. Zaczyna się kierować w jego stronę rozpędzając się.

Esu, wykrzyczałeś kilka uwag i poleceń. Niestety Emilia, choćby chciała, nie była w stanie ich wykonać. Zauważyłeś jak wpierw niedźwiedź podchodzi do niej, zamachuje się, a potem... Wszystko rozbłysło po krzyku Elidisa. Przez chwilę nic nie widzisz oślepiony magicznym blaskiem. Ryk zaskoczenia z gardła zwierzęcia. Po krótkiej chwili widzisz jak nie do końca pewnie stojący na nogach niedźwiedź zaczyna powoli biec w stronę elfa.

Agat, zaszedłeś zwierzaka od tyłu. Tuż przed błyskiem przymknąłeś oczy, choć domyślałeś się, że za zwierzakiem możesz być teoretycznie bezpieczny przed skutkiem zaklęcia. W świetle zobaczyłeś, że stwór przypomina ogromnego niedźwiedzia, rozmiarami przypominający oborę lub małą stodołę. Ciało pokrywa mu gęste futro, a łapy zakończone ma długimi, haczykowatymi pazurami. Byłeś pewny, że standardową bronią ciężko będzie to zabić. Spróbowałeś jednak. Nie spodziewałeś się mimo tego, że tak szybko zwierze odpowie. Spróbowałeś wbić miecz w okolicę zadu stwora, wyżej nie sięgając, ale nie udało Cię zbyt głęboko zadać ciosu z racji twardej skóry. Zamiast tego poczułeś naglę jakbyś dostał w klatkę piersiową taranem. Niedźwiedź wybił Cię w powietrze tylną łapą. Odleciałeś na cztery metry do tyłu i padłeś na skałę. Całe powietrze wyleciało Ci z płuc i przez chwilę miałeś problem z oddychaniem. Po kilku sekundach zdołałeś jednak zaczerpnąć powietrza.
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 27-02-2015, 07:42   

-***** ***! - wrzasnęła Ylva mimowolnie, oślepienie uderzyło w momencie, kiedy wytrzeszczała się właśnie, usiłując rozeznać detale anatomii stworzenia. Zacisnęła powieki, poczuła pod nimi piasek, charakterystyczne wrażenie podrażnionych spojówek, i płynące po twarzy łzy.
Zeszła do przyklęku.
Wzroku nie ma. Trudno. Jest słuch. Skupiła się na odgłosach, lokalizując... sapiące i zbliżające się zwierzę. Tuż obok niej darł paszczę Elidis. Tego nietrudno było zlokalizować. Co on wyprawia... wabi go...? Osz psiakrew...! Rzuciła się w stronę przeciwną do elfa, usiłując się przeturlać, co przy braku punktów odniesienia nie było łatwe. Wykonawszy to wróciła do przyklęku, osłaniając gardą miecza głowę. Gówno by to zapewne pomogło na cios łapą, ale dawało jakieś tam złudzenie możliwości reakcji. Lewą rękę, na której nadgarstku zawinięte były symbole łowieckie, przygotowała do ewentualnego pchnięcia znaku.
Skupiła się na słuchaniu, w którą stronę zdąża zwierzę, zamierzając po użyciu znaku odskoczyć jeśli tylko się zbliży. Niemożliwe, żeby poruszało się bezszelestnie. Chyba.
W pośpiechu analizowała to, co dostrzegła.
Oczy - jakie? Czy to w ogóle widzi? Widzi ruch? Kształt? Światło?
Nos - czy węszy? Czy ma wrażliwy węch?
Uszy - czy ma duże uszy? Jeśli tak, to znaczy, że może używać echolokacji, jak nietoperz. Wtedy nieruszanie się nie pomoże. Jeśli widzi ciepło, to też nie pomoże.
Ale jeśli widzi ciepło, to ogień go oślepi i zmyli. Po tym rozbłysku powinien w ogóle dostać kociokwiku.
Jeśli ruch - to nie powinien podążyć w jej stronę.
Węch - wtedy może pomóc woda. Lub para w dużych ilościach.
Futro - puszyste? Wełniste? Gładkie i tłuste jak na krecie...? Żadne nie będzie się palić bez polania czymś łatwopalnym. Przydałby się olej skalny. Mieli pochodnie, ale to za mało. Nie, spalenie futra nie da rady, o ile stworzenie nie jest łatwopalne samo w sobie, jak ten kwas wija. Kwas wija... Kwas wija...
Cholera, gdzies tu chyba rzuciła ten skrawek płaszcza, którym starła kwas z siebie. To powinno się dobrze palić, ale za Huna tego teraz nie znajdzie. Na ziemi za to było na pewno od cholery kwasu, którym skolopendr pluł jak najęty. To powinny być jakieś rozbryźnięte małe ilości... Gdyby wycofać się do korytarza i to podpalić...? Powinno się chyba zapalić. No chyba, że jednak wybuchnie. Ale chyba nie dupnie mocniej niż kwas w mordzie wija, a tamto przecież przeżyli.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 28-02-2015, 01:37   

Ładując kuszę starała się zanalizować sytuację, co mogli a czego nie. Jednak ich szanse w starciu z tym stworem wydawały się niewielkie. Poza tym, nawet jeśli go zabiją to docierając do miasta o którym mówiła uzdrowicielka będą już na tyle wyczerpani, że niewiele wskórają.
I w tym momencie do łba strzelił jej tak durny pomysł, że minęło kilka sekund nim udało jej się pozbierać myśli do kupy.
Jeśli to się uda, to obiecuje, że uwierzę w siebie.
Opuściła broń i wydarła się wydając rozkazy.
- Elidis, oślep go! Emilia – Wrzasnęła na, na wpół przytomną maginię. – usuń mu ziemię spod łap i unieruchom. Eri, dawaj go lodem. Ma się nie ruszać! – Wcisnęła kuszę w ramiona Nem. – Reszta odsunąć się i modlić, żeby się udało!
Liczyła na to, że oślepiony zwierz przez kilka sekund nie zacznie gdzieś szarżować a przejmie się bardziej bólem. W tym czasie jeśli magowie go unieruchomią to ona i Cadan wkroczą do akcji.
Namierzyła laryjczyka wzrokiem, z rozmów które toczyły się wcześniej zrozumiała już, że jest on psionikiem. A przynajmniej być powinien, pytanie tylko czy to będzie miało jakikolwiek sens.
- Elfie, jak z twoją maną? – Spytała podbiegając do niego by streścić plan. – Spróbujemy zamieszać mu w głowie. Będziesz podawał mu obrazy, skojarzenia a ja będę zmieniać je w jego psychice tak, żeby postrzegał nas inaczej niż do tej pory. – Rozejrzała się wokół. – Potrzebujemy kogoś kto umocni rytuał. A reszta nas asekuruje, w razie potrzeby po prostu próbujecie go zadźgać.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Nem 
ja nie chcieć ciastko


Skąd: z tam
Wysłany: 28-02-2015, 02:06   

Wepchnęła kuszę stojącemu obok zbrojnemu. Chyba był to Szrapnel, ale nie była pewna i podbiegła do Cadana.
- Pomogę w rytuale. Szybko! - złapała go za nadgarstek i pociągnęła w stronę niedźwiadka. - Krąg, potem cztery razy zaklęcie, dalej ja ci pomagam: cztery razy pobranie, trzy razy ustabilizowanie. Daję ci 3 sekundy na wymyślenie zaklęcia. Masz komponenty?
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 28-02-2015, 02:15   

- Czy wyście się z wijem na głowy pozamieniali?? - wrzasnęła Styryjka, słysząc Convolve i Nem. Oślepienie powoli mijało, więc zaczęła przecierać opuchnięte powieki i wpatrywać się w półmrok jaskini, żeby dostrzec wielki, zwalisty kontur przed sobą - Con, do tego musisz go... unieruchomić... - niewykonalne, bez sensu, idiotyczne! Wariackie... Kompletnie wariackie... - Kurde, to się może udać! Emilia, spowolnię ci go, wal w kamienie pod nim! Masz 5 sekund! - wymacała palcami dłoni wycięty w skórze amuletu znak przypominający czwórlistną koniczynę, wyprostowała lewy nadgarstek i z krótkim wydechem pchnęła przed siebie w kierunku stworzenia Symbol - GabinayaAdXayavaan!
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 28-02-2015, 02:50   

Była skołowana. Miotano nią na prawo i lewo, raz wij, raz niezbyt przyjazny misio...
Miała tego po cebulki włosów na głowie. Ledwo słyszała, co kto do niej mówi, a co dopiero z wykonywaniem poleceń.
Oparła się plecami o ścianę korytarza i nareszcie wzięła głęboki oddech. Słyszała przebijający się przez wrzaski i ryki pomruk skały, której dotykała, i zaczęła się uspokajać. Palce znów zrobiły się chłodne, a ona powoli zatapiała się w stoicki spokój Matki, odcinając się od świata pełnego hałasu, bólu obitego kręgosłupa i paru inszych nieprzyjemności, jakie czekały w kawernie z futrzakiem.
Ale, jak to bywa, ktoś musiał jej przerwać.
Znowu.
Tego też już miała powoli dość.
Styryjka wrzasnęła coś do niej, i dopiero po nieznośnie długiej sekundzie zrozumiała, co ta zamierza zrobić. Krew odpłynęła jej z twarzy.
- Czy wam kwas mózgi powyżerał?! - wrzasnęła dźwięcznym sopranem, który zwiastował nadchodzącą panikę. Spojrzała na wielką górę futra, z którą coś ktoś próbował zrobić.
Że niby jak ja mam to coś zapaść pod ziemię, jak tu nawet ziemi nie ma?!
Po głowie galopowały jej przerażone myśli. A co, jeśli znów coś pójdzie nie tak? Co, jeśli zadrży jej głos czy ręka i znów pogrzebie kolejne istnienia na łonie Matki Ziemi?
Poczuła ciepłą i dobrze znaną jej dłoń na policzku. Przymknęła na momencik oczy i odetchnęła głęboko.
Piękna Avgrunn, niech to zadziała...
Wyciągnęła dłonie przed siebie, jednocześnie sięgając po Moc. Zaklęła szpetnie po staroofirsku, czując, że nie zostało jej zbyt wiele.
Musi wystarczyć.
- Harria tsaga esketa indargari! - rozpoczęła inkantację, kierując gest wyglądający, jakby coś rozrywała, a następnie składała w stronę najbliższej łapy potwora. Kierowała Moc tak, by skały ustąpiły jak rozgrzane do białości żelazo pod wielkim cielskiem, a następnie zacisnęły i stały się twarde niczym w owo żelazo wrzucone do lodowatej wody i nie ustąpiły przy pierwszym szarpnięciu. To samo powtórzyła przy kolejnych łapach, czując, jak Mocy coraz szybciej ubywa.
Ostatnie słowo nie brzmiało już tak głośno jak poprzednie. Poczuła metaliczny smak w ustach i dziwnie ciężką głowę.
Przymknęła oczy, a świat zawirował i otulił ją miękką ciemnością.

/Ok, a więc: "Skała podziel scal wzmocnij" x4 - na każdą łapę. Jako że po ostatnim uberzaklęciu miałam podajże 20 pkt many to w tym momencie 20 - 4*4 = 4. Jadę na ostatkach D: /
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,1 sekundy. Zapytań do SQL: 14