Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Wstęp fabularny
Autor Wiadomość
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 15-12-2018, 15:03   Wstęp fabularny

Ogień. Ogień od zawsze był święty, od zawsze był symbolem krasnoludów. Na przekór ciemności i wilgoci oświetlał podziemny świat swym blaskiem i ciepłem, trwał dumny, uparty, a jeśli rzucić mu wyzwanie gotów walczyć o swe prawo bytu w podziemny świecie, który zadawał się go przeklinać kiedy tylko mógł. Jednak żaden ogień nie przetrwałby w ciemności, gdyby nie powietrze i paliwo z powierzchni, bowiem bez nich jego blask szybko obróciłby się jedynie w popiół.
Nie miałeś lepszego symbolu dla Tradailsham, które narodziło się symbolicznie wraz z blaskiem pierwszych węgli w wielkim piecu świątynnej kuźni. Przy blasku jego ogni, płomienia który nie zgaśnie tak długo jak krasnoludy będą trwać w Karmazynowych Kłach, do wtóru młotów i szczęku dłut mozolnie kuto długie, runiczne inskrypcje zapisujące obrońców Karmazynowych Kłów przed Goblinami. Wygnanych wojowników i weteranów których jedynym grzechem było wzięcie udziału w sukursjach pethabańskich.
Na kamieniu pojawiały się stopniowo zapomniane imiona niemych bohaterów Kesham i Wergundii.
Hurm "Czarna Skała" Pioc Ark'hant.
Gwiron Carraigh Clogad
Czy Ingeboran Pioc Ark'hant.
Kto dziś ich pamiętał, kto z Wergudnów wiedział, że umarli za ich stolicę, w bitwie gdzie wróg przytłaczał ich dwadzieścia do jednego. Które z nich dożyło dnia kiedy odmieniły się wiatry w Kesham i mogli powrócić do swych domów, klanów, rodzin. Czy któremuś z nich to się udało?
Jednak teraz ich krew miała dać szansę nowej, wielkiej osadzie krasnoludów. Oknu na świat i handel, dzięki któremu następne pokolenia mają szansę uniknąć ich losu, wygnania ze względu na stan światowej ekonomii, spadek majętności Kesham i głód spowodowany brakiem możliwości nabycia żywności. Być może w tych ich dusze znajdą jakąś otuchę.

Dźwięk dzwonów w ciemności. Cichy, śpiewający zew srebrnego serca wypełnił groty. Kolejny symbol i dawna tradycja, jednak ten poświęcony Klyfcie. Święty dzwon rodzący echo, które odbija się od ścian i maluje dźwiękiem obraz dla tych, o dość wrażliwej intuicji i zmysłach. Echo bowiem było nieodzowną częścią podziemnego świata, było w nim zawsze i na zawsze pozostanie, póki trwać będą sklepienia i korytarze. Było niezrozumiałe dla innych, tajemnicze i zwodziło, lecz jednocześnie prowadziło tych, którzy potrafili słuchać. Utożsamienie natury i społeczeństwa podziemnych elfów.
Śpiew dzwonu zabrzmiał tego samego dnia, w tej samej godzinie, w której zapłonęły pierwsze ognie w komnatach powyżej. Wielki symbol o znaczeniu, które nawet jego świadkowie nie mogli w pełni pojąć.
Gdy zaś wybrzmiał ostatni okruch echa, kiedy rozszedł się śpiew i ucichł, wtedy rozpoczęła się budowa drugiej wielkiej siedziby rodowej Thalis Orthogok i tych rodów, które postanowiły za nimi pójść. Za pomocą magii i siły ramion elfy powoli przemiały swe komnaty. W ich centrum, na szczycie potężnej intersekcji zasiano jedno ziarno, z którego miał się narodzić cud. Roślina, której blask imitował słońce i dawał życie roślinom. Następnie rozpoczęła się budowa pałaców z kryształu i kamienia wewnątrz trzech wielkich, wydrążonych stalaktytów otaczających roślinę. Jeden na świątynię, jedne na siedzibę Thlais Orthogok, jeden dla pozostałych rodów.
Szeptane zaklęcia splatały się z cichym, nieśmiałym stukotem dłut. Zmieniano bieg strumieni tworząc z nich płynne ściany, sadzono rośliny które miały utworzyć przejścia i komnaty, poszerzano i rzeźbiono groty. Wkrótce dno Karmazynowych Kłów miało zmienić się w pałac, który zdawał się powstać samoistnie w podziemnym świecie.

Mgła rozstępowała się leniwie przed dziobem łódki wykonanej z nieznanego mu materiału. Przypominał drewno, ale miał inną fakturę, zaś tam gdzie dotykała go woda lekko się lepił.
Grzyb? Czy on płynął na czółnie wykonanym z grzyba?
Co za różnica, były tu znacznie dziwniejsze rzeczy.
Sunąca leniwie łódka rozpychała falę, mała latarnia wykonana ze święcącego grzyba rozpraszała mgłę. Jedynym dźwiękiem był kojący chlupot wody o burty.
I wszech ogarniający szept.
Jednak starał się go nie słuchać, starał się nie podążyć za nim i nie zasnąć.
Nie zasnąć...
Zasnąć...
Gwałtowne uderzenie w wodę. Poderwał głowę.
- Jesteśmy - oznajmił jego przewoźnik, niezwykle wysoki elf o kompletnie białej skórze skryty pod ciężkim, czarny płaszczem. - Jesteśmy gdzie pieśni początek, gdzie odeszli kapłani, gdzie więzienie i zamek.
Laryjczyk rozejrzał się wokół siebie, otaczała go jedynie mgła i ciemność.
- Tu nic nie ma - oznajmił zirytowany kolejnymi zagadkami i półprawdami podziemnego świata.
- Źle, patrzysz - powiedział jak zwykle szeptem przewoźnik.
Miał coś odpowiedzieć, lecz wtedy elf skoczył na niego z szybkością jakiej nigdy wcześniej nie widział. Nim zdążył unieść dłoń by się zasłonić długie, zimne i wiecznie mokre palce przewoźnika zakryły mu twarz. Poczuł jak się unosi, a następnie zapada.
Otoczyła go lodowata, ciężka woda.
Nad laryjczykiem zamknęła się ciemność jakiej nigdy nie widział.
Wtedy usłyszał śpiew i zobaczył światło bijące gdzieś z pod niego...

Pomieszczenie wypełnił klangor stali rzuconej na stół, cienki, długi sztylet ze srebrzystej stali wylądował przed zasiadającymi na długich krzesłach władcami Karmazynowych Kłów.
- To już trzeci taki przypadek w tym tygodniu! - huknął postawny krasnolud. - Nie poślę nikogo więcej twoje pieprzone korytarze Deftaghron, nie po to by zadźgali ich cholerni Burzuma!
- Gdyby wasi ludzie umieli udrożnić swoje korytarze od naszych nic by się nie stało - syknęła elfka w czarnej szacie wojownika. - Przypominam ci - zwrócił się do zebranych - przypominam wam, że elf także został zraniony w tamtym korytarzu. Zresztą - dodała uśmiechając się jadowicie, - gdyby moi ludzie chcieli was zabić, to byście tutaj nie stali.
- Jak śmiesz...! - zaczął krasnolud, lecz przerwało mu uderzenie styliska topora o stół.
- Dość! - huknął Gerrid, dowódca wojowników Yrg Tua. - Dostaniecie odpowiednie odszkodowania, oboje. A ty, masz zwracać się do taryna z należytym szacunkiem lub twa rodzina straci prawa do wydobycia. Nie będzie więcej ostrzeżeń. Możecie wyjść.
Elfka skłoniła się płynnie, zaś krasnolud krótko skinął głową, oboje wyszli mamrocząc przekleństwa w swoich językach. Gerrid opadł ciężko na krzesło, westchnął. Każdy kolejny dzień mnożył podobne przypadki kłótni, mniej lub bardziej krwawych, jednak, jak do tej pory, na obitych mordach i podźganych dupskach się skończyło.
- Gdzie doszło do tego starcia? - zapytał taryn Yrg Tua patrząc na mapę jaskiń.
- Na jednym z najniższych poziomów panie - odpowiedział stenotypista.
- Hym... Tak samo jak poprzednie sześć podobnych przypadków - zamyślił się taryn pykając fajkę. - Nie, siedem.
- Trzeba zbadać te korytarze, może... - zaczął jeden z rzeźbiarzy.
- Mówiłam wam o tym - przerwał mu dźwięczny głos Matrony Thlais Orthogok. - Te jaskinie są bardzo bliska Morza Szeptów. Może nawet się z nim łączą.
- I co z te... - rzeźbiarzowi znów nie dane było dokończyć, jednak teraz przerwał mu goniec, który wpadł przez drzwi komnaty.
- Panie, Pani - młody elf skłonił się zmieszany - W korytarzach, na samym dnie tam... - przełknął ciężko. - Tam właśnie zabito dwóch elfów i krasnoluda - w komnacie zapadła cisza. - Zaś zaraz będą tu...
- Poselstwo Laro wchodzi! - oznajmił tubalnym głosem niezwykle wysoki laryjczyk, wysłannik byłej księżnej Savry, którego spotkali w drodze do krasnoludów z południa.

Ciemność otaczała kobietę w długiej, zielonej sukni z pokaźnym dekoltem i kryształową biżuterią. Kłębiła się wokół niej, wiła, głodna, lecz cierpliwa.
Pytała, jej instynkt łechtała chęć mordu, czuła to, kobieta miała wskazać ciemności następny żer.
Szybciej.
Kobieta wyciągnęła dłoń na której leżała pojedyncza łuska pomalowanego na czerwono pancerza.
Zapach, krew, śmierć, wybraniec, nie porzucił wielkie dzieło, zdrajca. Zapach, tak pełen cudownych nut, tak pełny, tak smaczny.
Lecz jaki będzie wyrok...
- Znajdź i zabij - wysyczała kobieta głosem, który obalał narody.
- Tak się stanie, moja paniiii - odpowiedziały dziesiątki głosów, dziesiątki czerwonych oczu rozjarzyły się w ciemności.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,04 sekundy. Zapytań do SQL: 9