Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Shamarotha i nie tylko obozowe opowiadanie ok,ok :)
Autor Wiadomość
Shamaroth_Glupi 
ugly bastard.

Skąd: Zabrze
Wysłany: 21-07-2007, 00:25   Shamarotha i nie tylko obozowe opowiadanie ok,ok :)

-Jeszcze jedno...- brodaty krasnolud siedział przy ławie smętnie wpatrując się w dno trzeciego z rzędu kufla. Siedział w karczmie zajazdu „Villsvin” i myślał nad powierzonym mu zadaniem. W karczmie, jak w każdej w jakiej był, panował ogólny harmider i hałas, ktoś obok niego zasnął, inny zaś wylatywał właśnie przez okno. Na końcu stołu siedział bogato odziany, uzbrojony w miecz mężczyzna. Wyglądał co najmniej dziwnie w takiej karczmie, wśród elfów, krasnoludów i biednych ludzi.
-Kolejne!- niedbale rzucił na stół kilka lintarów. Trunek powoli nie pozwalał krasnoludowi myśleć rozsądnie, w szarych barwach malowały się kolejne dni poszukiwań. Wstał powoli od stołu i gdy tylko usłyszał hałas z drugiej strony karczmy, odruchowo spróbował chwycić rękojeść miecza. Spróbował, ponieważ gdy spojrzał za pas zobaczył, że posiada aż trzy miecze... Hałas spowodował blondynek, który przeleciał przez stół, rzucony przez jakiegoś umięśnionego, wielkiego człowieka. Zważając na to, że nadal widział trzy miecze, postanowił się nie wtrącać. W końcu uczestnictwo w bójce wymaga stania po jednej ze stron, a krasnolud miał problemy ze staniem i bez nich. Gdy do karczmy wszedł kapitan ze swą bronią palną wszyscy umilkli. Ten wystrzelił kilka razy i walczący odstąpili od siebie. Jedna ze stron wyszła gwałtownie z karczmy, a sam krasnolud także, powoli i ostrożnie, zmierzał w stronę wyjścia. Wychodząc potrącił go dosłownie olśniewający jegomość.
-Uważaj jak chodzisz zalany prostaku!- jego głos brzmiał wyniośle i dostojnie.
-Szepraszam, naaaarpawdeeęę, nie chdźałem pana urazić, mosiii ryserzuu...
-Zapamiętam twoją twarz, zawszonyt krasnoludzie!- to mówiąc odszedł.
Krasnolud przytoczył się wreszcie do ogniska rozpalonego przez gości zajazdu. Widział tam jakieś krasnoludy, elfa, pół elfkę i kilku ludzi.
-Ja przyjechałem tu by zapisać się do straży pogranicza. Chcę służyć cesarstwu i wspomagać je.
-Ja jestem tu by odnaleźć coś.-szepnęła kobieta. Chyba poza krasnoludem nikt jej nie usłyszał.
-A jam Shamaroth! Kapłon…znaszy siem…kapłan! I przyszedłem... to jest... przyszeedłem tu, by bołogosławieńństw uzielać!- zakrzyknął Shamaroth. Nie miał sił na jakiekolwiek dyskusję, nawet z towarzyszami krasnoludami i czym prędzej udał się do swego łózka. Kiedy zasypiał myślał nad słowami krasnoluda przy ognisku. „Zapisać się do straży pogranicza”. To jest myśl...



Poranek nie był dla Shamarotha czymś miłym. Nie dość, że słońce uderzało mu w twarz przez dziurę w dachu, to miał naprawdę dużego kaca.
-Cholera, chyba od tygodnia tak nie wypiłem...- gdy to mówił udało mu się wyczołgać z posłania. Spojrzał tylko na nie i na szybko stwierdził, że nie ma co go sprzątać. Z karczmy czuć było piękny zapach. Zapach pieczonego mięsa, świeżego chleba i wody, której potrzebował teraz najbardziej. Gdy wszedł do karczmy usłyszał znów jeden wielki hałas i przekrzykiwanie, połączone ze szczękiem widelców i łyżek uderzających o dna glinianych naczyń. Bo chyba to mają do siebie wszystkie karczmy. Niezależnie od pory roku, czy państwo jest w stanie wojny, czy jest noc, czy jest dzień, za każdym razem ktoś w karczmie jest i robi hałas i tłum. Kapłan nalał sobie wody. Potem znów. I znów. I kolejny raz. Kiedy wreszcie mógł mówić poprosił o parę pajd chleba, krem orzechowy i mięso. Dał karczmarce należytą kwotę i zasiadł do stołu na wczorajszym miejscu.
-Dziś przyjeżdża kapitan i kapral! Będą zapisywać ochotników do straży pogranicza! -powiedział krasnolud na którego mówiono tutaj Hodo.
-Ciekawe jak duży żołd... – powiedział do siebie jakiś człowiek, lecz na tyle głośno, żeby inni też zaczęli o tym myśleć.
-Mówią, że kapitan jest srogi i nigdy nie daje pochwał!
-Tak i podobno żołd nie zawsze jest wypłacany w terminie!
-I kobiet też niby nie przejmują!! – poderwała się długowłosa pół elfka.
-Hola, spokojnie! Dzielicie skórę na niedźwiedziu choć jeszcze go nie upolowaliście...- przerwał dyskusję kapłan.
-Wiesz co? Głupi jesteś... – odpowiedziała mu kobieta, która siedziała koło niego poprzedniego dnia przy ognisku. Niestety nie było dalszego czasu na kłótnie, ponieważ do karczmy równym krokiem weszło trzech podobnie ubranych mężczyzn. Każdy z nich miał znak smoka na karwaszu.
-Witajcie drodzy ludzie, elfy, krasnoludy i hobbity! – to mówiąc delikatnie pochylił głowę w stronę karczmarki. – Zapewne przeczytaliście wczoraj ogłoszenie zawieszone w karczmie! Tak, tak, poszukujemy mężnych wojowników, którzy wspieraliby cesarskie granice, którzy pilnowaliby porządku i aresztowali tych, którzy porządkowi cesarstwa się sprzeciwiają! Jeśli już podjęliście decyzję zapraszamy po kolei do tego stołu! – wskazał palcem ławę w rogu karczmy. – Lecz pamiętajcie! Będąc strażnikami, będą obowiązywały was pewne zasady! Takie jak nie picie żadnych trunków! – w karczmie dało się słyszeć ogólny jęk niezadowolenia. - Będziecie posłusznie wykonywać rozkazy! Będziecie zawsze kiedy cesarstwo będzie was potrzebować! A teraz-zapisy!
Po kolei wstawano od stołu by pójść się zapisać. Wreszcie Shamaroth wstał i podał swoje dane. Zadano mu kilka pytań i dano karwasz ze smokiem. Gdy wszyscy byli już zapisani kapitan kazał im wyjść przed karczmę na przysięgę. Tłumnie mówili „przysięgam” na każde kolejne punkty regulaminu i przysięgi.
-Dobrze, więc, strażnicy, już dziś mamy dla was zadanie! Jest to zwykły patrol, lecz nie tylko. O godzinie 17.00, na tym rozstaju – pokazał na mapie miejsce. – Ma przechodzić dwójka przemytników. Mają przewozić broń, lecz nie wiemy dla kogo. Waszym priorytetem będzie to, żeby żyli i wyjawili dla kogo owa broń ma być. Ruszajcie! Sława cesarzowi!
-Sława!- odkrzyknęli wszyscy chórem.
-Ach, jeszcze jedno! Musicie wyznaczyć sobie chorążego i zwiadowcę. Zróbcie to rozważnie. Wymarsz ma być przed dwunastą.- powiedział na odchodnym. Na te słowa wszyscy strażnicy zaczęli spoglądać na siebie nawzajem. Nie znali się zbyt dobrze, więc ciężko było stwierdzić kto byłby odpowiedni.
-Mam pomysł! Jestem Zibbo, tak w ogóle i myślę, że powinny pokazać się osoby, które w ogóle chciałyby zostać chorążym.
Hodo nieśmiało podniósł rękę i był jedynym, który to uczynił. Prawie wszyscy zgodzili się na to by nim został. Prawie, ponieważ mina Sigberta, rycerza, który potrącił wczoraj kapłana, pokazywała bardzo negatywne emocje w stosunku do tej decyzji.
-Dobrze, więc jeśli ktoś nie jest gotów do wymarszu, to ma jeszcze 10 minut i spotykamy się przed karczmą.
Po dziesięciu minutach wszyscy strażnicy stali zwarci i gotowi do wymarszu. Stojąc w dwuszeregu patrzyli na grupę cywili na których czele dumnie kroczył jakiś blondynek i człowiek z poparzoną twarzą zwany tutaj Obieżyświatem. Nie mogli zbyt długo patrzeć na tę scenkę, ponieważ chorąży ogłosił wymarsz.
Trasa nie była specjalnie męcząca, lecz strażników złapał duży deszcz. Szli w szyku trójkowym, równym traktem, prawie jak zawodowe wojsko, prawie, bo dopiero dziś rano dowiedzieli się co to szyk. Dotarli na miejsce trochę spóźnieni. W oddali na jednej z dróg rozstaju ujrzeli dwie postaci z jakimiś dużymi pakunkami. Pędem ruszyli na nich. Okazało się, że jest to postawny brodaty mężczyzna i drobna kobieta. Mężczyzna nie posiadał swojej broni, lecz i bez tego wyglądał bardzo groźnie. Kobieta była niska i miała za pasem mały sztylet, nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby tuż obok sztyletu nie było fiolki z jakimś granatowym napojem.
-Kim jesteście?- zapytał brodatego Hodo.
-Jesteśmy tylko zwykłymi kupcami, którzy podróżują sprzedawać te skóry- poklepał bagaż.
-Skóry? Ja widzę, że wystają tutaj ostrza mieczy!- po tych słowach po twarzy dużego przebiegł niepokój. Większość strażników dobyła broni.
-Mówiłem Ci do cholery, żebyś lepiej ją schowała!- wrzasnął na towarzyszkę ze złością,lecz zaraz się uspokoił- No i co z tego, że mamy broń? Może chcemy ją sprzedać? Bo co MI możecie zrobić tymi waszymi scyzorykami?
Shamaroth niewiele myśląc ogłuszył go kamieniem leżącym nieopodal.
-Szybko, chwyćcie tamtą! Hodo, pomóż mi związać tego tutaj!- krzyknął szybko i wzięli się do roboty. Kobietę trzymał zakapturzony strażnik, do tej pory bardzo skryty i tajemniczy. Wtem ktoś głośno krzyknął.
-Uwaga, tam na górze jest dwóch łuczników!!
Strzały pojawiły się znikąd. Shamaroth puścił linę, którą wiązali przemytnika i puścił się w pogoń wraz z innymi strażnikami. Po drodze prosił swego Boga o zniszczenie.
-Hatta,hatta hefnt tell eg thass, Darchan Tojon vakti et nass!!- trafił w drzewo, które spłonęło nie pozostawiając nawet pyłu. Strzały uderzały w ziemię obok nich bardzo szybko. Szybko rozdzielili się, żeby zajść ich z dwóch stron. Niestety tamci znali te tereny zbyt dobrze i udało im się wymknąć wąwozem, a następnie przez gąszcz drzew i krzewów. Pogoń nie miała sensu, ponieważ łucznicy mieli świetną drogę ucieczki. Kiedy grupa strażników była na górze ścieżki prowadzącej do reszty strażników zobaczyli zamieszanie. To kobieta wyrwała się z rąk postaci w kapturze, cięła przemytnika sztyletem po szyi, a sama wypiła miksturę, którą miała za pasem.
-No to mamy przesrane...
-Czekajcie- powiedział długowłosy blady strażnik.- Jestem magiem i mam zaklęcia, które pozwolą nam wysłuchać komu dostarczał broń!
-Dobrze, czy możesz wykonać ten czar od tak?- spytał chorąży.
-Owszem, ale musicie się trochę odsunąć.




dalej mi sie dzisiaj nie chce kurde pisac xD... mowcie co sadzicie gdzie popelnilem bledy i tak dalej i tak dalej.blbym wdzieczny :)

Zmieniłam nagłówek tematu. Indi
Ostatnio zmieniony przez Indiana 23-07-2007, 14:22, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Varthanis 
Nekromanta z Północy


Skąd: Wrocław
Wysłany: 21-07-2007, 02:29   

bardzo toto fajne, lekko sie czyta ;> blagam, pamietaj ze Varthanis ma 50 lat, taka drobna uwaga ;P
_________________
Jag tog mitt spjut jag lyfte mitt horn.
Fran hornets läppar en mäktig ton.
Hären lystrade marscherade fram.
De gav sig mitt liv, bergets stamm!

Dobry elf to martwy elf.
 
 
 
Shamaroth_Glupi 
ugly bastard.

Skąd: Zabrze
Wysłany: 21-07-2007, 02:30   

chce pokazac akcje jak odkrylem,ze jestes nekromanta xD bede pamietal xD
 
 
Melyonen
[Usunięty]

Wysłany: 21-07-2007, 02:34   

I widzisz, nie tylko ja uwazam, ze lekko piszesz. :P
Ostatnio zmieniony przez Melyonen 21-07-2007, 02:34, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Gadjung
[Usunięty]

Wysłany: 21-07-2007, 08:42   

cacy text, idealnie sie przy nim je sniadanie :D
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 21-07-2007, 11:32   

Sham, nie poznaję kolegi :D Naprawdę mi się podoba :D
Ja pewnie bardziej rozwlokłabym fabułę i bardziej opisywała występujących (bo w sumie nie wszyscy czytający to byli gracze :D . Chyba :D ). Ale mi potem wychodzą opowiadania na x-dziesiąt stron ;D
Pisz dalej!

/przemytniczka miała tabletkę w sakiewce. Za przedstawiony tekst nie miałam powodów nazwać cię głupim :P . Przy zaciągu meldowałam, skąd jestem, czego kapitan nie omieszkał wyśmiać :P - to tyle fabularnych, które mi się nawinęły :P /
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Shamaroth_Glupi 
ugly bastard.

Skąd: Zabrze
Wysłany: 21-07-2007, 12:35   

dziekowac ^^ xD a co do tabletki/mikstury, to strzelalem bo mnie tam nie bylo :P
 
 
Abel 

Wysłany: 21-07-2007, 13:13   

No zaskoczony jestem i to zaskoczony pozytywnie. Brawo Shamcio, brawo. Sam się zastanawiam czy wrzucić już ten fragment co napisałem czy jeszcze dopisać.
 
 
Shamaroth_Glupi 
ugly bastard.

Skąd: Zabrze
Wysłany: 21-07-2007, 13:31   

wrzucaaj :) :)
 
 
Abel 

Wysłany: 21-07-2007, 13:47   

Gdyby coś się nie zgadzało, ktoś poczuł się urażony, proszę pisać. Zastrzegam, że jest to tylko mały kawałek, jak skończę, to dopiero wyjdzie moloch.

O tym jak Cesarstwo Styrii od niewątpliwej klęski zostało odratowane i o tym co z tego wyniknęło.
Historia spisana przez Abla al Salifa, chanackiego wojownika i maga, wiernego obrońcę wiary.


4 dzień Lammas

O tym, że w przyszłości będziemy tworzyć drużynę nie mogłem wtedy wiedzieć, bo i nie wiele na to wskazywało. Promienie słońca niechętnie oświetlały strzechę zajazdu Villsvin. Pomimo późnej pory i okolicy niezachęcającej do dłuższego pobytu hobbitka Sara nie mogła narzekać na brak klientów. Jeden z nich, kapłan Shamaroth właśnie wesoło rozpijał Borisa, człowiek o dość niewiadomej przeszłości i Riga, zręcznego najemnika. W kącie mag Varthanis obserwował zebranych robiąc dyskretne notatki. Alchemiczka Mona kręciła się w pobliżu kontuaru czekając na upragniony wrzątek i obserwowała Hattima, rosłego wojownika z mojej ojczyzny, pokój jego duszy. Wtedy na salę wtoczyła się wesoło pobliska arystokracja w osobie księcia Kamieńca, wicehrabiego Silberbergu Feina Rasgalena oraz krewny margrabiego Kłodzka Thork. Zaczęło się podobno spokojnie, ale kto ich tak wie! Starczy powiedzieć, że dwa słowa zamieniły karczmę na małe pole bitwy. Wiele zresztą nie pamiętam z tamtego momentu, może dlatego, że musiałem na chwilę opuścić zgromadzenie. W międzyczasie usłyszałem huk i to on zachęcił mnie do powrotu do środka. Po powrocie widziałem żołnierza w cesarskich barwach, z samopałem w ręku, próbującego uspokoić całe towarzystwo. w międzyczasie dojrzałem potężnej budowy księcia Kamieńca jak wstaje z ziemi, panicza na Kłodzku stojącego pod ścianą, a wicehrabiego Silberberg jakoś nie widziałem. Dostrzegłem go po chwili siedzącego za stołem razem z jego towarzyszami. A byli to: sławna bardka Mija Pendragon oraz młodzieniec Rien Environment ponoć znany szermierz. Grupka mała i niezbyt rzucająca się w oczy z łatwością wybrnęła ze zbiegowiska jakie powstało. Wtedy do karczmy wszedł cesarski żołnierz, a ja przez ostrożność cofnąłem się o krok w cień. Podszedł on do słupa i zaczął przybijać ogłoszenia. Pierwsze z nich głosiło o turnieju jaki miał mieć miejsce za 6 dni 10 dnia Lammas. Drugie natomiast sprawiło, że głosy w karczmie podniosły się o dwa tony wyżej. Było to wezwanie wszystkich Styryjczyków do wstąpienia do Straży Pogranicza. Nie będę tutaj pisał o osobistym uczuciu jakim pałam do oddziałów Cesarstwa i odwrotnie, ale obietnica żołdu i sławy zrobiła wielkie wrażenie na zgromadzonych w karczmie. Mnie natomiast zainteresowało trzecie ogłoszenie mówiące o pewnym zleceniu, którego szczegóły mieliśmy poznać na zamku Silberberg. I tym sposobem miałem już jakieś bardziej lub mniej jasne plany na przyszłość i następne kilka dni. Po chwili na słupie cichcem zawisła czwarta kartka będąca harmonogramem wart. Mnie przypadło czuwać razem ze wspomnianym Rigo i Illimą, dziwnym wojownikiem walczącym dwoma prostymi mieczami.

5 dzień Lammas

Bóg dał piękny poranek, w sam raz na początek przygody. Po zakończeniu wspólnego śniadania do karczmy przybył noszący się w zielonym uniformie żołnierz w towarzystwie innego, niższego zarówno wzrostem jak i szarżą. Zasiedli przy ławie pod ścianą karczmy i rozłożyli przed sobą papiery.
-Chętni do wstąpienia do Straży Pogranicza, zgłaszać się-zakrzyknął wyższy z nich.-Jestem komendantem tutejszej placówki i będziecie sprawować służbę pod moim dowództwem.
Wojak na pewno się przedstawił, lecz nie jestem w stanie przypomnieć sobie w tej chwili jego imienia. Pierwszy od stołu wstał Hodo, krępy silny osobnik, jak to krasnolud. Podszedł do komendanta, spojrzał na niego znacząco po czym wręczył mu list. Komendant chwilę się przypatrywał kawałkowi papieru po czym wziął go i zaczął czytać. W miarę czytania oczy komendanta robiły się coraz większe, ale zdawszy sobie z tego sprawę szybko przywrócił dawny wyraz twarzy.
-Rozumiem panie Hodo, możecie się czuć wcieleni do oddziału. Jednocześnie typuję twoją kandydaturę na chorążego tego oddziału, ale to potem-rzekł porucznik
-Tak jest-zasalutował krasnolud.
Następnie do stołu podeszło kilku najemników. Zadziwiał mnie fakt iż tak wielu najemników kręciło się w tak niebezpiecznej i mało opłacalnej okolicy.
Ten sam szablon powtórzył się jeszcze tylko raz.
-Oto list polecający-powiedziała kobieta, średniego wzrostu, młoda.
-Zobaczmy...-komendant nie krył swojej niechęci do tego typu instrukcji. Wziął od kobiety kawałek papieru, rozłożył go mierząc rozmówczynię wzrokiem. Po pierwszych kilku słowach wojak wyraźnie zbladł.-Taak, była Gwardzistka-komendant wybuchnął śmiechem nie zwracając uwagi na powagę sytuacji i swojej osoby.-No proszę proszę w stolicy nas nie chcą to przyjeżdżamy na rubież? No cóż-komendant spoważniał-nie pozostaje mi nic innego jak przyjąć to co mam. Imię?
-Yngvild.
-Profesja, zawód?
-Żołnierz-kobieta idealnie powstrzymywała nerwy.
-Witamy w Straży.
Drugim wyjątkiem był elf, osobnik baardzo dziwny nawet jak na tę rasę. Całej rozmowy nie przytoczę teraz, ale starczy powiedzieć, że nie bardzo zdawał sobie sprawę z tego czym jest regularne wojsko i czego się od niego wymaga. Po otrzymaniu żołdu, a raczej jego części, rzucił go na stół i kazał porucznikowi nabyć nowe ubranie. A oni się dziwią, że ich państwo upada... Po zakończeniu naboru Komendant oświadczył gromkim głosem, że oddział ma być gotowy do wymarszu w południe. Dodał także, że jako żołnierze muszą być teraz gotowi na wezwanie przez 24 godziny na dobę i nie ma mowy o żadnym alkoholu. Ta ostatnia nowina bardzo zasmuciła ogól krasnoludów i co bardziej swawolnych ludzi. Ja w tym czasie dosiadłem się do wspomnianej wcześniej drużyny tj. wicehrabiego, bardki i szermierza powiększonej o Edrica, dziwnego jegomościa o pustej sakwie, Omusa, nie mniej dziwnego człowieka, którego jakbym już gdzieś kiedyś spotkał, wspomnianą alchemiczkę, teraz już z wrzątkiem, a ściślej mówiąc z herbatką z pokrzywy, półelfa o mianie Vilreth, nic niemówiącego wojownika, dziwnego elfa noszącego się na czarno z twarzą wiecznie zasłoniętą, Hattima, wspomnianego już chanysa, pokój jego duszy, Candice, biegłej psioniczki oraz mnie niżej podpisanego Abla al Salifa. Postanowiłem dołączyć do grupy z braku innych perspektyw, wszak wstąpienie do wrogiej armii nie wchodziło w grę. Tym sposobem nasza drużyna liczyła sobie jedenaście osób płci obojga. Dwunastą osobą został przewodnik, zwany przez nas Obieżyświatem. I to właśnie jego osoba spowodowała pewne... opóźnienie w wymarszu na zamek Silberberg. Bo musisz wiedzieć drogi czytelniku, że górujący nad okolicą zamek Silberberg od wieków zamieszkany był przez jeden i ten sam ród Rasgalenów, wielkich i bogatych władców I to właśnie tam chcieliśmy się udać w celu poznania szczegółów misji, a przepustką nijako do środka miał być obecny w drużynie wicehrabia. Jeszcze dość długo trwała kłótnia Obieżyświata z wicehrabią na temat zapłaty, więc zdążyłem wypić trochę miejscowego piwa.

******************************

W końcu ruszyliśmy w drogę. Nie przeszliśmy jednej mili kiedy złapał nas deszcz, ciężki, ulewny deszcz. Chwilę próbowaliśmy przeczekać pod drzewkiem, ale juz po chwili okazało sie to za mało dla całej grupy. Wtedy też Obieżyświat przypomniał sobie o “schronie przeciwdeszczowy”. Nie myśląc wiele udaliśmy się tam z nadzieją, że to coś da. Po osiągnięciu celu padało nadal, ale w “schronie” byliśmy znacznie suchsi, a przynajmniej tak nam się zdawało. Dalsza część drogi minęła spokojnie, aż do podnóża zamku, kiedy wpadliśmy na grupkę snootlingów, chociaż ja bym ich raczej nazwał chochlikami. W każdym razie po chwili staliśmy pod drzwiami, gdzie powitała nas niezwykle miła i urodziwa służka.
-Kto idzie?-zapytała zdradzając swoim akcentem styryjskie pochodzenie
-Przyszedłem do mojego wuja-odpowiedział Fein wysuwając się na czoło drużyny.
-A tak, zapraszam-kobieta dygnęła i ruchem ręki wskazała wnętrze bramy.
Muszę przyznać, że ta twierdza była dość niepodobna do dziesiątek innych, które widywałem na swojej drodze. Lochy pewnie też były dużo obszerniejsze od tych które oglądałem nierzadko długo oglądałem. A różniła się tym, że nie tylko wyglądała na nie do zdobycia, ale istotnie takie oblężenie wymagałoby setek tysięcy żołnierzy. Może jednak Chanat zostawi w spokoju te ziemie, kiedy nasza broń przełamie obronę Cesarstwa na Południowych Wrotach. Przeszliśmy dziedzińcem dalej kierując się w stronę donjonu, minęliśmy gwardzistów, na widok których elf w czerni naciągnął kaptur mocniej na oczy. Mocno podejrzany typ z niego, będzie trzeba go zbadać. Do samej wieży nie doszliśmy, tylko skręciliśmy do komnaty w przejściu, gdzie czekał na nas hrabia Evryll Rasgalen.
-Witaj siostrzeńcze-zakrzyknął na wejściu.
-Witaj wuju-odpowiedział wicehrabia, po czym obaj rzucili się sobie w ramiona.
-A ci ludzie, kto to taki?
-Najemnicy, przyszli w odpowiedzi na ogłoszenie.
-Ach tak ogłoszenie, mój problem. Może napijecie się czegoś?
Wszyscy spojrzeli po sobie niepewnie, nikt nie chciał wystąpić przed szereg.
-Ja poproszę, jeśli łaska-rzekł Obieżyświat z głębi grupy. Za nim poszło kilka innych osób
-Wspaniale! Dziewko, obsłuż gości, ja w tym czasie zamienię, słówko z siostrzeńcem.
Odeszli na bok, a w międzyczasie służka usługiwała. Sala w której sie znajdowaliśmy była dość obszerna, zawierała jedno palenisko i nawet kilka dużych okien.
-To w takim razie wszystko jasne?
-Tak wuju.
-W takim razie zapraszam na mury, przejdziemy się trochę.
Wyszliśmy z sali i skręciwszy w lewo wróciliśmy na drogę prowadzącą na donjon. Po chwili spacerowaliśmy już po grubych murach warowni Silberberg. Ech, jakie to piękne uczucie móc spojrzeć na te twierdze od drugiej strony. Zresztą, już niedługo, a Cesarstwo stanie otworem, to tylko kwestia czasu. Kiedy pokonaliśmy już dystans między dwoma basztami, hrabia w końcu postanowił przedstawić nam cel naszej misji.
-Jak wiecie zapewne, rejon Silberbergu jest bardzo bogaty w złoża srebra. Tak się składa, że tylko rejon Silberbergu ma dostęp do srebra, a Kamieniec i Kłodzko radzą sobie bez niego. Ta drobna przewaga od wieków pozwalała mojemu rodowi na utrzymanie głównej roli w tym rejonie-hrabia powiódł wzrokiem po grupce.-Jednakże od pewnego czasu sprawy przybrały zły, ba nawet i bardzo zły obrót, a mianowicie: w kopalniach srebra należących do mnie-hrabia położył wyraźny nacisk na ostatnie słowo-umierają ostatnio górnicy. I to nie jeden, dwóch, pięciu, ale całe kopalnie giną ot tak. Wasze zadanie polega na zbadaniu przyczyny i poinformowania mnie o niej. Obiecuje, że zostaniecie sowicie wynagrodzeni-po ostatnich słowach słuchacze znacznie się ożywili.
-Oczywiście wuju, zajmiemy się tym-obiecał Fein, chociaż nie wiedział nic na temat problemu.
-Och, oczywiście, nie wątpię w to mój drogi. Nie zechciałbyś może po tym wszystkim... Tu rozmowa zeszła na tematy czysto rodzinne, co niezbyt mnie interesowało. Po chwili udaliśmy się z powrotem na dziedziniec i przed bramę. Służka odprowadziła nas aż do niej, ale szybko uciekła na widok stada chołoty, która się tam zebrała. Droga powrotna minęła bez żadnych problemów.

**********************

Kiedy grupka wróciła do zajazdu był tam już oddział Straży. Siedzieli w karczmie i po ich zachowaniu nie wynikało nic ciekawego. Hodo Zibbo i Yngvild żywo dyskutowali na jakiś temat, kapłan Shamaroth i Borys pomimo zakazu cichutko popijali piwko, ot normalny oddział wojska. Wtem do karczmy wszedł komendant z porucznikiem u boku.
-Całość wstać!-wrzasnął komendant. Wszyscy posłusznie wstali, to znaczy wszyscy, którzy mieli ten obowiązek, aby na słowa cesarskiego oficera podnieść rzyć z ławki. Więc siedziałem dalej.
-Sława cesarzowi-zasalutował komendant.
-Sława-odpowiedział oddział.
-To było wasze pierwsze zadanie, słucham, oczekuję raportu.
Chorąży Hodo powstał.
-Udaliśmy się do wskazanego miejsca, przygotowaliśmy zasadzkę. Poszło nam całkiem sprawnie, ale..
-A gdzie jeńcy?-zniecierpliwił się komendant.
-No właśnie... jeńcy. Udało nam się wziąć dwóch do niewoli, ale ci popełnili samobójstwo.
-Co proszę?-oficer starał się ukryć swój gniew, ale nie był zbyt dobrym aktorem.-W jaki sposób?
-Mieli swoje noże, podcięli się.
-Czyli mam uwierzyć, że oddział Straży pogranicza w liczebności 15 osób nie zdołał przeszukać i rozbroić dwóch osób? Kpicie sobie ze mnie?
-Nie, ale...
-Milczeć, mam nadzieje, że udało wam się chociaż przejąć transport.
-Tak jest, mamy go tu.
-Pokazać!
-Tak jest.
Hodo i Rigo wstali od stołu po czym zbliżyli się do zawiniątka leżącego pod ścianą. Zawiniątko było spore i ciężkie sądząc po postawie wojaków. Podeszli do stołu i z brzękiem położyli pakunek. Rigo usiadł, a Hodo powoli rozpakował je.
-Dobrze, dobrze, starczy. Widzę, że wykonaliście chociaż część rozkazu. Ale część rozkazu to niespełnienie drugiej część, a więc niesubordynacja. Następny przejaw niesubordynacji zakończy się dla was dużo gorzej. Całość wstać!
Oddział wstał, czując się lekko sponiewierany słowami dowódcy.
-Chwała cesarzowi!
-Chwała!
Komendant i porucznik opuścili karczmę. Towarzystwo zajęło z powrotem miejsca i wróciło do swoich zajęć. Z zamyślenia wyrwał mnie Omus.
-Co sądzisz o tej sprawie?-domyśliłem się, że chodziło mu o nasze zlecenie.
-A co mam sądzić? Nie widziałem chorych, więc nie jestem w stanie nic powiedzieć.
-No właśnie wicehrabia ustala z Obieżyświatem stawkę za poprowadzenie do kopalni. Czyli mamy jakieś pół godziny.
Jak się później okazało, była to niewielka przesada. Wicehrabia targował się długo i uporczywie walczył o każdego grosza. Jak widać wicehrabia był wielkim skąpcem i takie zdanie mieliśmy o nim cały czas. Po utargowaniu niewysokiej stawki, oddziały wyruszył. Zeszliśmy w dół w małą dolinkę, a następnie schodkami zeszliśmy do wyschniętego koryta jakiegoś strumyka. Po wielodniowych deszczach, koryto to zaczęło na nowo nabierać wody, a na pewno zrobiło sie bardzo grząskie. Po krótkim acz wyczerpującym marszu dotarliśmy do rozwidlenia.
-Którędy Obieżyświecie?-zapytała Mija, bardka o czystym głosie.
-Właśnie się zastanawiam. Chyba prosto.
Tak więc grupka ruszyła dalej przed siebie. W międzyczasie zrównałem krok z Moną, alchemiczką. Uważałem, że na temat takiej epidemii ona będzie miała najszerszą wiedzę.
-Co sądzisz na ten temat? Masz już jakieś podejrzenia?
-Nie wiem nic i nie powiem dopóki nie zobaczę chorych. I w ogóle, przestańcie się mnie o to pytać, nie wiem, dopóki nie zobaczę chorych, rozumiecie?
Mona wyglądała na wyraźnie zdenerwowaną, dlatego postanowiłem zostawić ją w spokoju. Z racji, że po drodze rosło wiele krzaków malin, kolumna często sie zatrzymywała i rozrywała na mniejsze grupki. Szedłem właśnie między dwiema takimi grupkami, kiedy dołączył do mnie jegomość w kapturze.
-Witaj.
-Witam, jak leci?
-Dobrze, nie narzekam.-w tym momencie zauważyłem sztylet pod płaszczem tego elfa i domyśliłem się kim jest.
-Za to kim jesteś, możesz zginąć-zagadałem z grubej rury.
-Co proszę?
-Skrytobójstwo jest zakazane na terenie Cesarstwa.
-Ano tak. Ale jak do tej pory mnie nie złapano.
-To powodzenia.
W tym miejscu nasza rozmowa się zakończyła, bo przyspieszyłem lekko, żeby znaleźć się bliżej czoła pochodu. Doszliśmy do kolejnego rozwidlenia i tym razem skręciliśmy w prawo, a potem szybko przez niewielki strumyczek. Prostą drogą doszliśmy do kopalni. Przed wejściem stał jeden górnik, drugi leżał na kocu obok.
-Kto idzie?-zapytał robotnik.
-Ludzie przysłani przez hrabiego do zbadania dlaczego umierają górnicy.-odpowiedział Fein.
-A to dobrze trafiliście, możecie podejść bliżej-pozwolenie było całkiem na miejscu, bo u stóp górnika leżał duży, ciężki młot, a sam górnik wyglądał na takiego co doskonale umie się nim posługiwać.-Może piwa?
-O bardzo chętnie-Obieżyświat szybko wybił się przed szereg i przyjął kufel. Za nim uczynili to wicehrabia, Hattim i jeszcze kilka osób. Ja przezornie podziękowałam za napój i przyjrzałem sie ciału leżącemu na ziemi. Górnik wyglądał źle, co najmniej źle. Blady na twarzy, zakrzepła krew pokrywała szyję od uszu w dół. Poczułem po swojej prawej stronie Monę. Słychać było jej spokojny oddech i jakieś pomrukiwanie pod nosem. Obok wicehrabia, Rien i Mija przepytywali górnika.
-Kiedy to się zaczęło?-zapytał Fein.
-No tak, poczekajcie chwilę panie...tak z 6-8 dni temu-odpowiedział górnik.
-I co? Tak wszyscy na raz zachorowali?-dopytywał Rien.
-No niee, nie tak od razu. O ten tutaj na przykład zachorował dwa dni temu, a ja na przykład w ogóle nie zachorowałem.
-Właśnie widzimy-rzekł Obieżyświat, który właśnie skończył pić piwo-czy nie jest to zaraźliwe?
-Nie no ja tutaj siedzę cały czas, innych pochowałem...
-A gdzie leżą?-zapytałem wstając od zwłok.
-O, tam za zakrętem, przy lasku leżą.
-A kto zaopatruje kopalnie? Chyba ktoś wam dowozi jakieś jedzenie.
-A tak, raz na jakiś czas przyjeżdża kupiec i dowozi nam: piwo, jedzenie, koce, lampy, świece do lamp. Potem przyjeżdża inny kupiec i wywozi urobek, węgiel i srebro.
-A kiedy ostatnio był ten kupiec? Ten co przywozi wam żywność?-Mija trafiła na dobry wątek.
-No tak z cztery dni temu.
-A zwykle, jak często bywa ?-bardka nie dawała za wygraną.
-No tak średnio co tydzień.
-A nie wiesz może kiedy będzie znowu?-Rien przejął rolę bardki. W międzyczasie wicehrabia i Omus zdecydowali się podejść bliżej zwłok.
-Powinien być za dwa, trzy dni.
-Za długo-rzucił Fein-wuj domagał się jak najszybszych wyników.
-To możecie spróbować złapać go w jego domu mieszka gdzieś niedaleko.
-O, to jest dobra myśl! Słyszysz Obieżyświecie? Będziesz miał okazję znów zarobić.-rzekł Rien z uśmiechem na twarzy.
-Co? Co? Ktoś coś mówił o pieniądzach?-przewodnik jakby wybudził się z głębokiego snu.
-Mówię, że...
Szermierz nie zdążył skończyć swojej myśli, bo stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Spokojny do tej pory trup... ożył. W każdym razie, otworzył oczy, wstał i chwycił leżący obok młot. Na szczęście nie było mnie już wtedy przy nim, siedziałem z Omusem i Hattimem i dyskutowaliśmy nad dziwnością tej krainy.
-Olaf, Olaf uspokój się, to ja.-górnik próbował powstrzymać chorego werbalnie.-To ja, wszystko w porządku.
Ale Olaf nie chciał słuchać, tylko dalej usiłował trafić w członków naszej grupy wydając przy tym niewyjaśnione jęki. Część z nas, ci co stali bliżej środka koła, wyciągnęła broń i była gotowa do obrony przed wielkim obuchem.
-Olaf, uspokój się-górnik nie dawał za wygraną.
-Zdaje się, że to na nic-przemówił Vilreth. Była to pierwsza okazja, żeby usłyszeć jego głos.
Wtedy, jak na komendę Olaf-zombie przestał się zataczać bez sensu, owszem zataczał się dalej, ale tym razem jako obiekt gniewu obrał zdrowego górnika. Miałem za mało czasu, aby wymówić inkantację, a poza tym, trafienie mogłoby spowodować czasowe oślepienie drużyny, a na to nie można było pozwolić. Skoczyłem do przodu i cięciem od lewej, trafiłem Olafa w okolice uda. Ciemnoczerwona krew natychmiast wypłynęła z rany po zewnętrznej stronie uda i zalała nogawkę. Chanacka sabera na szczęście była tylko trochę ubrudzona krwią, szybko schowałem ją z powrotem za pas. Powstałe zamieszanie pozwoliło mi odejść na pozycję wyjściową i tym sposobem uniknąłem oskarżenia chwilę później.
-Co wy zrobiliście?! Zabiliście Olafa!! Co ja teraz zrobię?
-Spokojnie, nie zabiliśmy, bo on już nie żył.-Hattim bronił drużyny.-Swoją drogą to gdyby nie to, już byś sam leżał na ziemi obity młotem.
-Nie prawda, on nie skrzywdziłby muchy.
-Aha, a tą bronią machał, bo mu się nudziło?
Kłótnia trwała jeszcze kilka chwil po czym drużyna opuściła to miejsce. Nie obyło się bez incydentu gorszącego: skrytobójca próbował obrabować ciało za co został ostro skarcony przez resztę grupy z Miją na czele. W trakcie drogi powrotnej wywiązała się ciekawa rozmowa:
Ostatnio zmieniony przez Abel 23-07-2007, 22:49, w całości zmieniany 5 razy  
 
 
Shamaroth_Glupi 
ugly bastard.

Skąd: Zabrze
Wysłany: 21-07-2007, 14:41   

mnie sie podoba :) :) bardzo :) tez myslalem zeby pisac w pierwszej osobie,ale szybko zaniechalem pomyslu ;) najbardziej rozwalil mnie chanys:P
 
 
Varthanis 
Nekromanta z Północy


Skąd: Wrocław
Wysłany: 21-07-2007, 15:21   

niezłe niezłe ;) fajnie, bo przedstawione są różne punkty widzenia, mogę sobie oba porównać :D
_________________
Jag tog mitt spjut jag lyfte mitt horn.
Fran hornets läppar en mäktig ton.
Hären lystrade marscherade fram.
De gav sig mitt liv, bergets stamm!

Dobry elf to martwy elf.
 
 
 
Rigo 
Mroczny Strażnik Rosołu


Skąd: Wrocław
Wysłany: 21-07-2007, 18:04   

no prosze... brawo chłopaki naprawdę niezła robota ;-)
czekamy na więcej ;p
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 21-07-2007, 19:13   

Jej, jaka przyjemnośc z czytania :D
Dzięki :D

Czy szczegóły zdarzeń korygować (tych które widziałam) czy nie ma to znaczenia?
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Abel 

Wysłany: 21-07-2007, 19:17   

Jeżeli są jakieś super rażące błędy to proszę
 
 
Shamaroth_Glupi 
ugly bastard.

Skąd: Zabrze
Wysłany: 21-07-2007, 19:26   

i ja tez jestem za :p
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 21-07-2007, 20:20   

Rażących chyba nie ma. Drobiazgi.
W Kłodzku jest margrabia, bo to Marchia Kłodzka, ale Szkot nie miał tytułu wiceczegośtam. Był po prostu siostrzeńcem margrabiego.
Pierwszego wieczora była awantura, którą przerwało wkroczenie kapitana i jego samopała.
Podczas zapisów Kapitan po przeczytaniu mojego przydziału wyśmiał mnie i Gwardię - gracze mieli to zauważyć.
Hodo nie był najemnikiem, był zawodowym żołnierzem i to nagrodzonym orderem cesarskim za bohaterską obronę jednej twierdzy. On też przedstawił list polecający. Dlatego też został chorążym - bo miał doświadczenie bitewne.
Z elfem była cała awantura, bo Arandir kiedy dostał żołd, rzucił go na stół i oświadczył porucznikowi "kup sobie lepsze ciuchy"....
To na razie tyle, ale to na prawdę drobiazgi :)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Hodo 
Emeryt


Skąd: Księstwo Śląsko-Pomorskie
Wysłany: 21-07-2007, 20:57   

Yngvild napisał/a:
Hodo nie był najemnikiem, był zawodowym żołnierzem i to nagrodzonym orderem cesarskim za bohaterską obronę jednej twierdzy. On też przedstawił list polecający

Takoż było ;) Bardzo ładne to opowiedziałeś, czekamy na więcej

Abel napisał/a:
górnik próbował powstrzymać chorego werbalnie
:-D
to mi sie spodobało xD
 
 
 
Abel 

Wysłany: 21-07-2007, 21:34   

Bardzo dziękuję, zaraz poprawię
 
 
Airis 


Skąd: Warszawa
Wysłany: 21-07-2007, 22:15   

Przywołują wspomnienia :D piszcie dalej.

(Abel - moje imie pisze się RIEN ^^ popraw proszę)
 
 
Hodo 
Emeryt


Skąd: Księstwo Śląsko-Pomorskie
Wysłany: 21-07-2007, 22:28   

Swoją drogą gratuluję pamięci do szczegółów.
 
 
 
Abel 

Wysłany: 21-07-2007, 22:38   

Kurde, pani czepialska się znalazła...
 
 
Gadjung
[Usunięty]

Wysłany: 21-07-2007, 23:09   

Abel napisał/a:
Kurde, pani czepialska się znalazła...

tak nie powinno być... bo to Pan Rien :P
 
 
Abel 

Wysłany: 22-07-2007, 18:50   

Hodo napisał/a:
Swoją drogą gratuluję pamięci do szczegółów.

A dziękuję... chyba, że to nie do mnie...
 
 
Shamaroth_Glupi 
ugly bastard.

Skąd: Zabrze
Wysłany: 22-07-2007, 19:00   

moze do nas obu ^^?
 
 
Abel 

Wysłany: 22-07-2007, 19:12   

Możliwe Shamciu. Zamieszczam rozmowę o wampiryźmie, która tak rozbawiła Airis:

-Jak sądzicie, co mogło zabić tych ludzi?-zagaiła bardka.
-Może jakaś trucizna, nie wiem, może nasza alchemiczka powinna się wypowiedzieć?-rzekł Edric z tylnych szeregów.
-Mogła to być zarówno trucizna jak i choroba roznosząca się w jakiś paskudny sposób.-wytłumaczyła Mona.-Bladość sugeruje problemy z krwią, a więc metale ciężkie.
-Na przykład ołów?-zapytał Omus.
-Na przykład.-przyznała- Jest go tutaj pełno w górach i mogło dojść do jakiegoś skażenia czy coś.
-Wiemy na pewno, że nie było to żadne zatrucie gazem, ani nic z tych rzeczy.-ciągnęła Mona.
-Dlaczego? Gaz mógłby równie dobrze zabić jak skażona woda.-Rien nie ukrywał swojego zdziwienia.-Prawda.
-No właśnie nie do końca.-odezwałem się w końcu.-Gdyby to był gaz to nie utrzymałby sie w powietrzu przez kilka dni z rzędu.
-To co sugerujesz?
-Równie dobrze mogło to być jakieś stworzenie grasujące w okolicy, jak zamierzona działalność człowiek lub nieludzia.
-O, to rozumiem, że znasz się na potworach? Opowiedz o tym.-Mija była szczerze zainteresowana tym wątkiem.-Bo widzisz, mi nie udało się nigdy żadnego spotkać i szczerze wątpię w istnienie czegoś takiego.
-Heh, no tak. Nie no nie można od razu śmiać się z twojej niewiedzy, braku wiary w istoty ponadprzyrodzone, bo jest to dość normalne dla przeciętnego człowieka. Zadawaj pytania, postaram się ci na nie odpowiedzieć.
-Jaki potwór mógł zabić górników?-zainteresował się Rien.
-Zakładając, ze był to stwór materialny i jak najbardziej fizyczny, mamy kilka opcji. Może nie będę rozwodził się nad tymi najmniej prawdopodobnymi, a przejdę do bardziej możliwej. Jeżeli miałbym wskazać potwora, który zabijał górników, to jest to niewątpliwie wampir.
Mija zrobiła lekko kwaśną minę, jakby chciała ostro zripostować moje podejrzenia, ale w porę wtrącił się Obieżyświat.
-A jak najłatwiej rozpoznać takiego wampira?
-To już zależy z jakim mamy do czynienia.-droga zrobiła się trochę bardziej stroma, wziąłem głęboki oddech.
-To znaczy?-niecierpliwiła sie Mija.
-Już mówię. Otóż wampiry zasadniczo dzielimy na wyższe i niższe. Niższe są niepodobne do ludzi, no chyba że z naprawdę dużej odległości i na nie zdziałają odstraszająco srebro tylko i wyłącznie srebro.
-Na przykład taki łańcuszek?-zapytał Rien.
-Na przykład.
-A czosnek?-dopytywał dalej.
-Czosnek? Niee, to jeden z tych mitów, który można spokojnie wsadzić między bajki. Podobnie jak woda święcona. Ale skutecznym narzędziem do zwalczania wampirów jest osinowy kołek wbity w serce.
-A co to ma wspólnego z naszymi, to znaczy hrabiego górnikami?-nie wytrzymał Edric.
-Bladość na twarzy sugerowała utratę sporej ilości krwi, zacieki krwi na szyi świadczyły o jakiejś ranie, która się obficie sączyła. Sam fakt, że podniósł się w momencie kiedy nie było to już spodziewane jest mocno podejrzany i zakrawa o arkana czarnej magii.
-Czyli co? Nekromancja?-ciągnął temat Edric.
-Właśnie nie, bo tak jak wstawanie po śmierci odpowiada nekromancji to jednak żaden mag parający się tą magią nie będzie się bawił w choroby i trucizny tylko normalnie zabije takiego górnika. Dlatego ze sfery magicznej proponuję potwory.
-A czym się taki wampir niższy różni się od człowieka?-wrócił do rozmowy Rien.
-Zasadniczo różni się tym, że taki wampir nie używa mowy ludzkiej ani innej zrozumiałej przez tutejsze ludy, jego myślenie ogranicza się do poszukiwania ofiar, świeżej krwi. Jednakże pomimo swoich pokracznych kształtów nie można ich lekceważyć, bo są to stworzenia o ogromnej sile.
-To co niby, że to ten ten no wampir niższy?-włączył się do rozmowy Obieżyświat.
-Otóż nie, właśnie. Wampiry niższe mają umysł na poziomie znaleźć i zabić, a nie inteligentnie zacierać ślady.
-To w takim razie sugerujesz wampiry wyższe?-odgadła Mija.
-Dokładnie. Jeżeli już mam wytypować jakieś stworzenie to będzie nim niewątpliwie wampir wyższy.
-A czym się on różni od niższego?
-Zasadniczo wyglądem. Podczas gdy po jednej stronie mamy pokracznego wampira niższego, którego rozpozna się na milę w tłumie ludzi, tak wampir wyższy nie różni się od człowieka niczym, ba nawet mowę ludzką zna i może się znakomicie kamuflować-w tym momencie grupka dotarła do rozstaj przy których już była, skręciliśmy w lewo.-Tak więc każde z nas z osobna może być wampirem wyższym-po słuchaczach przebiegł cień grozy.
-To ja zaraz sprawdzę!-krzyknął Rien wyciągając srebrny łańcuszek.-Jaka powinna być reakcja?
-No właśnie, i tutaj dochodzimy do czegoś co sypie całą teorię wampiryzmu. Reakcją na srebro w pobliżu wampira jest ogromny ból, którego on nie jest w stanie kontrolować, a ta kopalnia przed chwilą to była kopalnia srebra.
Po towarzyszach widać było wielki zawód z tego powodu.
-Ale jak wrócimy do obozu to zweryfikuję te dane z moją dokładną wiedzą.
Szliśmy dalej spokojnie, aż zaczęliśmy dochodzić do chaty, którą mijaliśmy po drodze. Wtedy temat wampirów powrócił.
-Może ten kupiec jest wampirem?-zasugerował skrytobójca dość nieśmiało.
-Niee, chociaż... z drugiej strony... tak! Mógłby być!-podnieciłem sie jak jakiś głupi.
-To co? Składamy mu wizytę?-zapytał Omus poprawiając miecz przewieszony przez plecy.
-I tak mieliśmy mu złożyć wizytę, bo jest głównym podejrzanym na naszej liście, ale teraz trzeba wziąć pod uwagę fakt, że może być wampirem.-rzucił wicehrabia idący na czele kolumny.
Zamyśliłem się chwilę.
-W sumie to nie może.-rzekłem.
-Dlaczego?-zapytał Hattim i skrytobójca niemal równocześnie.
-Bo musiałby się wtedy stykać z tym srebrem w kopalni, a to już ustaliliśmy.
-No to i tak złożymy mu wizytę.-twardo trzymał się swojego Fein.
W tym momencie zobaczyliśmy chłopca stojącego samotnie w pobliżu drogi.
-A on? On mógłby być wampirem?
-Oczywiście. Każdy może być.
-Rienie! Daj na chwilę ten łańcuszek.
Drużyna wybuchła śmiechem na dźwięk takiej sugestii. Chłopiec tylko stał w miejscu i patrzył się na nas.


PS. Czy mógłbym prosić kogoś kto NIE zaspał na atak barbarzyńców, żeby z grubsza opisał co się działo na PW? z góry dzięki.
Ostatnio zmieniony przez Abel 23-07-2007, 13:55, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Airis 


Skąd: Warszawa
Wysłany: 23-07-2007, 00:15   

Nie mam czasu na odpowiednio szczegółowe czepianie się ;) więc tylko kilka uwag. W tym miejscu:
Cytat:
Obok wicehrabia, Rijen i Mija przepytywali górnika.
nie poprawiłeś mojego imienia :D .
Razem z Miją trochę inaczej zapamiętalismy rozmowę o wampirach. Czy znasz znaczenie słowa ironia?
I właściwie to nie wiem czemu uważasz, że się czepiam. Wierz mi, jeszcze nie widziałeś prawdziwego czepiania się... :>

Pisz dalej, dobrze się bawię przy czytaniu :D
Ostatnio zmieniony przez Airis 23-07-2007, 00:16, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Shamaroth_Glupi 
ugly bastard.

Skąd: Zabrze
Wysłany: 23-07-2007, 00:17   

poakz mu,pokaz! :P
 
 
Abel 

Wysłany: 23-07-2007, 00:31   

Pardon me nie chciałem waćpana urazić. Co do rozmowy o wampirach, bylo jeszcze o ciśnieniu krwi, czasie zwampirzenia, wkładaniu między bajki i jeszcze kilka innych rzeczy, których nie zamieściłem, bo uznałem, że zbyt... znudzi(?) to ewentualnego czytelnika. I jeszcze raz pokorni proszę o wybaczenie.

Shamaroth, a ty się co wtrącasz?
 
 
Shamaroth_Glupi 
ugly bastard.

Skąd: Zabrze
Wysłany: 23-07-2007, 00:40   

nie bij :( przperaszam...jestem zlym Shamciem...
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,05 sekundy. Zapytań do SQL: 12