Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
LARP'2010 - akcje i wydarzenia
Autor Wiadomość
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 30-08-2010, 00:21   LARP'2010 - akcje i wydarzenia

Od miesiąca - czyli od zakończenia I turnusu - obiecuję, że zajmę się tematami o obozach i ciągle nie mam na to czasu.
Żeby nie było, że się tylko usprawiedliwiam. Zacznę temat analogiczny do zeszłorocznego, może zechcecie się przyłączyć do gadaniny. Jeśli jeszcze macie po temu nastrój.


NAJLEPSZE AKCJE WSZYSTKICH TURNUSÓW 2010 Dobra akcja dla mnie osobiście, to taka, przy której lekko zaciera się granica gry i rzeczywistości. To taka, podczas której zatrzymuję się na chwilę z otwartą paszczęką i podziwiam scenerię, klimat, urodę chwili. Dobra akcja to taka, która pakuje adrenalinę w żyły zupełnie niespodziewanie sprawiając, że na krótkie chwile staję się moją postacią.
Mam kilka takich z tegorocznych obozów.
Inaczej patrzy się na to z drugiej strony, zza barykady Kadry, ale ponieważ i z tamtej strony zdarzało mi się patrzeć, chętnie pogadam i o tym, jeśli komuś z Kadry chce się gadać.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Hodo 
Emeryt


Skąd: Księstwo Śląsko-Pomorskie
Wysłany: 30-08-2010, 00:49   

Może nie do końca na temat, ale jako najbardziej komiczną wspominam akcję na Urwisie, gdy okazało się, ze dziwnym przypadkiem w mojej sztucznej krasnoludzkiej brodzie zaplątała się..... gumowa szczęka zombie..... Wyszło to na jaw dopiero po dłuższym czasie, podczas rozmowy z graczami przy ognisku :D To naturalne, że krasnoludy noszą w brodach trofea...
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 30-08-2010, 00:52   

Sztuka szybkiej improwizy jest bezcenna :P Nie zombie, tylko pani wójtowej :P
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Hodo 
Emeryt


Skąd: Księstwo Śląsko-Pomorskie
Wysłany: 30-08-2010, 01:19   

Tak, faktycznie, pani wójtowa lepsza od zombie :roll: :roll:
 
 
 
The124C41 
No good deed goes unpunished


Skąd: Outer Heaven
Wysłany: 30-08-2010, 14:52   

To i ja się wypowiem i opiszę moim zdaniem najlepsze sytuacje z turnusu pierwszego - zarówno te pasujące do definicji Yngvild jak i takie, które po prostu były świetne.

- To właściwie nie było zacieranie się granicy między graczem a postacią, ale zupełne współgranie gracza i postaci, lecz wspomnę. To było na apelu kiedy odkryli, że planujemy bunt. Dekurion (o ile dobrze pamiętam, to chyba był on) zwrócił się do Ragnara 'To szukamy winnego czy robimy odpowiedzialność zbiorową?' 'Odpowiedzialność zbiorowa jest przeciw wszystkim prawom Imperium Wergundzkiego' 'Zatem odpowiedzialność zbiorowa!' Jako gracz, nienawidzę odpowiedzialności zbiorowej bardziej niż wszystkiego, no może z wyjątkiem głupoty, więc już prędzej bym wzięła na siebie winę niż pozwoliła, by użyli tej znienawidzonej metody. Tyle, że potrzebowałam jeszcze fabularnej wymówki bo taki cyniczny manipulator jakiego planowałam grać raczej by się nie poświęcił... I wymówka była. Zrobienie wrażenia na paniach. Chyba się udało (Yndie i Aerlinn :D )
- Trupie Jeziorko. Ja co prawda załapałem się dopiero na końcówkę, ale to co Durgh zrobił było naprawdę niesamowite. Bariera zupełnie się zatarła i dopiero po chwili jeden z głosów w mojej głowie ją ponownie postawił, wydzierając się niemiłosiernie. Muszę go ukarać, gdyż takie momenty są naprawdę bezcenne
- Narada. Nie dość, że otoczenie było bardzo klimatyczne (wspaniałe były te lampiony przy stanowiskach różnych frakcji) to i jeszcze moja pierwsza okazja by się wykazać. Na przyszłość dam też innym szansę do przemówienia, chyba Sephion miał jakiś pomysł wtedy...
- Przede wszystkim, bitwa o fort. Pierwszy raz ta granica zatarła się już w drodze do fortu, kiedy hird uderzał mieczami w tarce i krzyczał 'Na pohybel psom Eudomara!' - wtedy w ogóle zapomniałem, że to gra i tylko patrzyłem na nich. Brawa dla hirdu! Cała bitwa była też bardzo klimatyczna - a ja tylko siedziałem w forcie przez cały czas, więc co dopiero muszą sobie myśleć ci co aktywnie brali udział w walce! Nawet te chwile w których nie miałem niczego do roboty były jakieś magiczne, niezwykłe. Ale muszę przyznać, że moim ulubionym momentem z bitwy była ta chwila, w której się wydawało, że wszystko stracone, dowódca opróżnił lazaret z tych co mogli jakoś się ruszać i przykazał uciekać. Ja zostałem i byłem absolutnie pewny, że jeżeli to zauważy i każe się wynosić, zacznę się z nim sprzeczać. Bo wbrew temu, co niektórzy mogą myśleć, decyzja o tym, że moja postać się nawróci, nie była przemyślana i podjęta. To po prostu tak wyszło. Właśnie w forcie to się zaczęło, i w tym momencie byłem pewien, że nie zostawię Durgha, że osłonię go własnym ciałem przed wergundzkim mieczem jeżeli taka byłaby konieczność. Byłem na to przygotowany, siedziałem tam sam i czekałem, aż wróg przyjdzie. Ale nasi wrócili, na szczęście nikt (z wyjątkiem Aerlinn) nie zauważył mojej obecności i nic drastycznego się nie stało. Niemniej jednak, to właśnie bitwę o fort widzę jako taką granicę.
- Odczytanie drzewa genalogicznego panującego rodu Wergundii. Było tam dwóch Ivarów - jeden 'zginął na wojnie', drugi 'zginął w Fiordzie' i jeden Aleksander 'zginął tragicznie' - nie wiem czy to było celowe, ale było świetne. Kupa śmiechu.
- Urodziny Aerlinn. Świetna zabawa, miałem okazję zatańczyć z Yndie co będę wspominać do końca życia. Drugi najwspanialszy moment tego lata.
- Toledańska Inkwizycja, oczywiście! Dopiero co się nawróciłem i już okazja by się wykazać. Poświęciłem kałamarz jako naczynie dla świętej oliwy (kiedy myliśmy, przypadkowo prysnąłem Inkwizytorowi wodą w okulary. Myślałem, że klątwę dostanę, ale jednak nie... 'Czy ja też dostanę klątwę?' 'Za co?' 'Byłem ateistą...' 'Ale się nawróciłeś' 'Aha, szkoda' - oczywiście parafrazuję) a tu okazuje się, że można co najwyżej klątwy wymyślić. Ale jakie to były klątwy... klątwy pierwsza klasa!
- Ścieżki Szaleństwa. Zacznijmy od początku czyli jak to się dowiedzieliśmy o tym miejscu. Hugin, zwykle wesoły i pełen werwy, po prostu krasnolud, mówił o tym miejscu z takim przerażeniem, że aż mnie ciarki przeszły. 'To jest jedna z najstraszniejszych legend mego ludu... jeżeli kogoś naprawdę strasznie nienawidzisz, mówisz 'Obyś trafił na Ścieżki Szaleństwa!''. No i jeszcze sama natura Ścieżek - to przeraża zarówno mnie jako gracza jak i moją postać która stara się dbać o te resztki zdrowia psychicznego jakie jej zostały po politykowaniu... Pierwsze takie zatarcie się bariery przytrafiło mi się już przed wyruszeniem - kiedy rozeszliśmy się przemyśleć to, co usłyszeliśmy. Ja się udałem modlić za namiotami. W pewnym momencie poczułem jak jakiś kapłan (zapewne Durgh, ale nie mam pojęcia, jak ktoś pamięta to korekta mile widziana) kładzie ręce na mojej głowie i mnie błogosławi bym podjął słuszną decyzję. To było niesamowicie klimatyczne i naprawdę zatarło tę barierę doszczętnie.
'Wypadki' Tsuny i Onfisa bardzo podsyciły tę atmosferę paranoi i lęku, jestem pewna, że niektórzy co chcieli tam iść, zrezygnowali przez właśnie te wydarzenia. Później, tuż przed wyruszeniem, wszyscy kapłani błogosławili tych wyruszających na Ścieżki. Ja miałem bardzo dobrą pozycję, klęczałem tuż przed Durghiem i słyszałem wszystko - to było naprawdę wspaniałe błogosławieństwo i przez cały ten czas, kiedy oni mówili, zupełnie się zatraciłam i zapomniałam o reszcie świata. No a potem wyruszenie na Ścieżki... na miejscu takich chwil zatracenia było naprawdę dużo. Nie wiem jak inni, ale ja przez cały czas czułem, że to miejsce jest piekłem na ziemi, że każda chwila w nim spędzona odbiera mi część zdrowia psychicznego. I tylko owo błogosławieństwo i mamrotana pod nosem modlitwa utrzymywały mnie przy zdrowych zmysłach. Już sobie zaplanowałam post-Ścieżkowe schizy, ale Ulf mnie ubiegł, a ja nie chciałam mu odbierać sceny. Ale naprawdę powinnam była to odegrać.
- Negocjacje z krasnoludami. Do tej pory sobie nie wybaczyłam moich powolnych refleksów. Ale fajnie było kiedy co chwilę ktoś do mnie przychodził i wyciągał rękę po bezanta.
- Rytuał zniszczenia kryształu. To był jeden z tych momentów, w których granica między graczem a postacią dosłownie nie istniała. Wiem, że Aerlinn tak samo to odczuwała, też modliła się o to samo. Niestety, czar chwili został zniweczony kiedy ktoś do mnie podszedł i zapytał, do kogo się modlę. Ugh. Później przeważnie żałowałem, że jednak nie wprowadziłem swego post-Ścieżkowego planu w życie. Jednak kiedy nas zaatakowano w drodze powrotnej, od razu wpadłem w rolę. I śmierć Yndie tylko to pogorszyła - całe te negocjacje z Wergundami spędziłem na kolanach, modląc się.

Dobra. Chyba wszystko. Jak coś pominąłem, proszę zwracać uwagę.
_________________
Obóz 2010 + epilog 2010 - Alexander Verlaine Marlowe, szpieg ofirski
Epilog 2011 - Calatin de Vere, niziołczy uczony
Obóz 2012 - Caius Katsulas/Alexander Verlaine Marlowe, szpieg ofirski na usługach Proroka

There's only one way for a professional soldier to die. That's from the last bullet of the last battle of the last war.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 30-08-2010, 16:03   

Nie wykluczam, że pogadam tu sobie sama do siebie ;) Ale ostatecznie co mi szkodzi ;)

Moje najlepsze akcje (chronologicznie, nie wg jakości ;) )

Sam początek, zakuwanie w obroże. Tylko na jednym turnusie udało mi się wjechać do obozu, co i tak raczej nie zostało zauważone, ale mi sprawiło masę radochy. I różnice w podejściu wszystkich trzech grup. Najbardziej realnie podeszły Urwisy, w lot zrozumieli niuanse sytuacji, nie było bohaterskiego szarpania i warczenia, było dużo szeptów i knucia. Urwisy pobiły wszystkich na głowę w dyskrecji planowania rebelii. 1 turnus, Jeże, przy których nie byłam do końca pewna, czy odgrywają, czy może zaraz będziemy tu mieli bijatykę ;) 2 turnus, mniej szarpania, ale za to musieliśmy wprowadzić zakaz zgromadzeń, bo byliśmy przekonani, że zrobią nam rebelię w pierwszy wieczór ;)
("do klatki, do klaaaatki!" ;) ;) )
Z dyskrecją najsłabiej miał 1 turnus (słynne wystąpienie Feha... :roll: i wpuszczenie dekuriona na zakazany turniej ;) ;) ).

Dalej rozeszło się po kościach właściwie. Do walki z driadami i szukania zielonych kryształków wszyscy podeszli podobnie (i obie grupy mnie okantowały bezczelnie ;) , z czego pierwsza grupa bardziej bezczelnie, za co oberwali :P ).
Przez następne dni usiłowałam być zuuua... I mi nie wychodziło. Liczyłam, że chociaż za bijatykę z Ragnarem zechcecie mnie zabić, a tu gucio ;)

Jedną z ulubionych scen była moja rozmowa z komendantem, ach, ten dramatyzm sytuacyjny ;) Niestety widziało to tylko łącznie 4 graczy (plus jeszcze 2 na Urwisie, ale w przeciwnej roli - komendanta).
No i wszystkie moje sprzeczki z Huginem! Mi naprawdę rzadko się zdarza, że muszę się wysilić nad odpowiednio celną pyskówka... :D A tu masz, kurde :P

Absolutnie ulubiona akcja - bitwa o obóz. Poprzedzona kilkoma godzinami napięcia, czy przypadkiem nie zrobicie nam za wcześnie powstania. Ulubiona, bo OG rzadko ma okazję wkroić graczom :D A tu nareszcie!! I do tego nabrać nie tylko graczy, ale i kadrę na krew charakteryzatorską - bezcenne :D
Co prawda powinnam was tam pozabijać za zostawienie mi broni w rękach :D Za to zdziwiona mina gościa, który dostał po dziobie za naplucie na moją flagę... 8-) I tego, któremu zabrałam swój miecz :D (1 turnus). Na 2 turnusie poszło mi jednak trudniej, a w rezultacie załatwił mnie na różowo wredny Samnijczyk :D Na 3 turnusie już nie musiałam się martwić o przeżycie, więc po prostu wyszła wesoła bitka :)

I zaraz następna scena po odbiciu obozu - radosny "toast wolności". tu rządzi 1 turnus i Off, który ten toast w ramach klimatu wylał sobie na głowę :D I jego mina... "mogłaś mi kurde powiedzieć, że tam jest sok, a nie woda!!!!! :angry: " :D :D :D
I zaraz po tym narada - odkrycie kart i elegancka rozkmina polityczna, to co tygryski lubią najbardziej :) Na obu turnusach - mrau ;)

Scena, którą wyciągnęła już Aerlinn, jedyna, w której Jarl Leif pokazał pazurki i odpowiedział na moje zaczepki (w temacie uciekania z pola bitwy etc), tak, że musiałam pójść sobie jak niepyszna pomimo pozornej wygranej. Za tą scenę właściwie dziękuję Jackowi, który sprowokował tą bijatykę (bo to improwiza była :D ) Szkoda, że na 2 turnusie nie zrobiliśmy powtórki.
A, a Jarl nie był bezczelny. Był pragmatyczny. W jego sytuacji nie mógł tolerować człowieka, który przez swoje emocje nie wykonuje rozkazu. Wywalenie go, to ryzyko, że przejmie go wróg. A Jarl miał jednak na sobie sporą odpowiedzialność.

Rada Narodów... Wyjątkowa na wszystkich trzech turnusach. Urwisy przez zrytą pogodę nie miały okazji wycieczki nad jeziorko, ale i tak był klimat. Za to dwa pozostałe turnusy miały okazję widzieć wyjątkowy i subtelny wystrój. Na 1 turnusie było lepiej, na 2 lampki zrobiły nam trochę na złość i było ciemniej. Ale wkraczając w to miejsce, pomimo tego, że sama je przygotowywałam, trochę mnie zatkało. Magia ;)
I wreszcie miałam okazję się na całego pokłócić o swoje z godnymi przeciwnikami :D A nie byłam na specjalnie dobrej pozycji wyjściowej... :D

Bitwa ... Och i ach. Jak by tu do tego nie podejść, tak zawsze takie chwile powodują, że ciężko nie być swoją postacią. Kilka narzędzi - adrenalina, zmęczenie, ból - jest niezawodnych w tej kwestii. Chwilami, zwłaszcza w tych krzakach na porohach (1 turnus) brakowało mi sił, żeby biegać wokół grupy i kontrolować walkę wszędzie tam, gdzie coś się działo. 2 turnus obdarzył nas wyjątkową aurą - bitwa odbyła się w lejącym deszczu, wśród bijących piorunów. W każdej chwili byliśmy gotowi do ewakuacji, gdyby zaczęło bić w Chochoła... Potem barykada. Każdy kolejny atak, na który tak bardzo nie chciało mi się wstawać. Ale było trzeba. Patrzyłam na zmęczonych, umorusanych i poobijanych graczy, jednych w upale, drugich w deszczu i wszystko robiło się tak cholernie realne ;) "Nie mam już siły, ale trzeba się bić" myślała Indiana. "Nie mam już siły, ale trzeba się bić" myślała Yndirmarie ;) Po czym obie pomyślały "A kit, przecież to nie pierwszy raz" ;) Dzięki chłopakom z hirdu i wszystkim pozostałym walczącym i leczącym graczom i kadrze za to rewelacyjne przeżycie :)

No i właśnie. Potem trzeba było desant w ciemności przeprawić tak, żeby nikt z was nie skręcił sobie karku i tu dopiero miałam dziką adrenalinę ;) Ale to była już tylko Indiana ;)

Paradoksalnie, podobnie było na Urwisie, będąc z drugiej strony barykady, biegnąc całą tą trasę w kolczudze. Tu brak kontaktu z graczami na forcie zrekompensował mi "koncert" wergundzkich pieśni wojennych :D

Kolejna scena, która mnie zachwyciła, to był moment, gdy wyjmowaliście smoczy kryształ. Dzięki chłopakom z pirotechniki efekty mnie zachwyciły. Zasłona dymu, światła pochodni, krew kapiąca na biały kamień... (taaak, nabrać graczy na krew charakteryzatorską - bezcenne :D :D Varthanis na końcu obozu przyznał się, że do końca myślał, że Off naprawdę pociął sobie łapę :D ) Po prostu uroda chwili :) 1 turnus znacznie słabiej, bo ekipa magiczna była słaba. 2 turnus profesjonalnie i bez zarzutu, rytuał jak z bajki.

"Ścieżki Szaleństwa"... Tam musieliśmy tylko dodać parę szczegółów, bo to miejsce tak naprawdę zagrało za nas. Fantastyczna robota Hugina i improwiza Ulfa na 1 turnusie dodatkowo nastawiła graczy ... jak do jeża ;) Że prawie frekwencja zawisła na włosku ;) Przyznaję, na to miejsce nie ma mocnych. Wiem, co gdzie jest rozstawione, ale konik z pozytywką... biała postać nad wejściem... Auć ;) Nie musiałam się starać z odgrywaniem ;) Zwłaszcza po tym, jak Nox przypierniczył mi pochodnią w czoło, bo usiłował trafić kotołaka :angry: (jacek, jesteś mistrzem miauczenia ;) )
Świetne role białych istot, w którymś momencie, jak Abel popatrzył na mnie tymi pustymi oczodołami, to serio miałam szczerą ochotę co prędzej sobie pójść ;)
Wszystkie trzy grupy były rewelacyjne, po początkowej panice szliście w napięciu, ale bez dezorganizacji, aż szkoda, że nie mogliśmy zafundować wam tam walki ;)

No i w końcu Zamkowa :) Widowisko efektów. To był właśnie ten moment, kiedy ja i moja postać stwierdziły "to wy się bijcie, a ja sobie popatrzę" :) Oczywiście klimat walki, odsieczy ("zabiję Horacego za ten rajd na oślep na szczyt!!"), dźwięk rogu, mgły świtu, wstające słońce... :) To była kulminacja, ale wcześniej -
1 turnus, marsz w ciemności i 30 osób, które zasnęły w sekundę po tym jak usiadły na ziemi... Znów realność sceny kopnęła mnie w wyobraźnię ;)
2 turnus, pięknie rozłożone obozowisko (z niejakimi problemami ;) ), i mój półsen wśród śpiewu "emmelei" i mruczenia magów... Przysłuchując się dywagacjom magów nt sposobu rozkładania kręgów pomyślałam "cholera, przecież my tego nie wymyślaliśmy... to chyba oni sami" :) I to była bardzo pozytywna myśl :)
Dlaczego wszystkim graczom wydawało się, że przed śniadaniem są objęci jakimś okresem ochronnym....? :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

Na samym końcu dwa ukłony do Urwisów.
Ostatnia bitka, ta zaczynająca się na Bramie Polowej, a kończąca hołdem na Moście Lisim. W bitkach bywa różnie, niemal zawsze ktoś dostanie po ryju, ktoś po paluchach, ktoś ściemnia, że nie dostał, ktoś się wkurza, ktoś na kimś bierze odwet... I w tej bitwie też regularnie ktoś brał po głowie (bo oni są cholera, niżsi... ;) ) i po palcach... Ale nikt się nie wkurzał (z małymi wyjątkami i nie wśród graczy :) ). To była najbardziej pozytywna bijatyka z wszystkich turnusów, bez zbędnej "napinki", w klimacie, bijatyka dla samej przyjemności bijatyki :) Sława Urwisom za tą umiejętność :)

W tej bitwie, zakończonej przybyciem magnifera kamienieckiego (ja) i hołdem złożonym synowi Elmeryka (Abel), zginęła Erna, Wergundka (Ola), odpowiednik mojej Yndir. Przez dwa poprzednie turnusy Yndir nie doczekała się jednak takiego pożegnania, jakie Urwisy odprawiły Ernie. Jej ciało, zawinięte w koce i tiul, zostało złożone na drewnie i słomie, po zapadnięciu ciemności Olaf podpalił zgodnie z wergundzkim obyczajem stos pogrzebowy. Nie było wielkich mów, tylko dźwięk rogu i jeden okrzyk, a potem stali długo z uniesioną bronią w całkowitym milczeniu, całkowicie nieruchomo, w całkowitej powadze i skupieniu, aż płomienie zaczęły dogasać. Te dzieciaki, które zwykle nudzą się sceną po 5 minutach i rzadko wiedzą, co to klimat, tutaj w tamtym momencie mogliby uczyć was wszystkich starych wyjadaczy :) Poruszające :) Co najmniej :)



O, jeszcze 1-turnusowa zabawa urodzinowa :) Moim zdaniem przebiła biesiadę entuzjazmem i spontanicznością (no i bo ja tam byłam ;) ;) ;) Róbcie nam więcej takich akcji :)

Edit:
A tak to powinno brzmieć w oryginale:
http://www.youtube.com/watch?v=hF0wXoO-98M :)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 30-08-2010, 16:19   

The124C41 napisał/a:
Jako gracz, nienawidzę odpowiedzialności zbiorowej bardziej niż wszystkiego, no może z wyjątkiem głupoty, więc już prędzej bym wzięła na siebie winę niż pozwoliła, by użyli tej znienawidzonej metody.
Bardzo naiwnie zagrali gracze, że pozwolili nam doprowadzić do tego momentu. Aleksader się poświęcił i powinni go za to na rękach nosić, bo w głupi sposób zawaliliby cały plan rebelii (mogli spróbować się rzucić na nas - stojąc na placu bez broni nie mieli szans).
A cała akcja miała na celu zmobilizowanie graczy do dyskrecji :)

The124C41 napisał/a:
Odczytanie drzewa genalogicznego panującego rodu Wergundii. Było tam dwóch Ivarów - jeden 'zginął na wojnie', drugi 'zginął w Fiordzie' i jeden Aleksander 'zginął tragicznie' - nie wiem czy to było celowe, ale było świetne. Kupa śmiechu.
Przypadkowe :)

The124C41 napisał/a:
. Świetna zabawa, miałem okazję zatańczyć z Yndie co będę wspominać do końca życia.
Bardzo mi miło :)

The124C41 napisał/a:
Już sobie zaplanowałam post-Ścieżkowe schizy, ale Ulf mnie ubiegł, a ja nie chciałam mu odbierać sceny. Ale naprawdę powinnam była to odegrać.
Prawda :) Liczyliśmy na więcej improwizy, bo rewelacyjne przedstawienie Ulfa to było za mało, żeby gracze nie sądzili, że są to osobiste problemy Ulfa z równowagą psychiczną ;) ;)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
The124C41 
No good deed goes unpunished


Skąd: Outer Heaven
Wysłany: 30-08-2010, 16:21   

Urodziny były wspaniałe, to prawda. Udało mi się u Demona zamówić czekoladę na prezent urodzinowy :D Tańce też były świetne, do tej pory z Aerlinn szukamy utworów z obozu...
_________________
Obóz 2010 + epilog 2010 - Alexander Verlaine Marlowe, szpieg ofirski
Epilog 2011 - Calatin de Vere, niziołczy uczony
Obóz 2012 - Caius Katsulas/Alexander Verlaine Marlowe, szpieg ofirski na usługach Proroka

There's only one way for a professional soldier to die. That's from the last bullet of the last battle of the last war.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 30-08-2010, 16:24   

Utwory wysłałam Ulfowi ;)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Aerlinn 
Tavariel In'Tebri


Skąd: Kraków
Wysłany: 30-08-2010, 16:25   

To teraz ja rozpisuję się o akcjach, może niezbyt chronologicznie, mniej więcej od najlepszej, ale mniej więcej:
1. Bitwa o obóz. Moja pierwsza bitwa, przy której wreszcie weszły mi do głowy formułki leczące (bo musiały) i od razu zostały na maxa wykorzystane. Pamiętam z samej walki niewiele, bardziej moją pierwszą ranę (i pierwsze z wielu uratowanie mi życia przez Durgha) oraz moje pierwsze wyczerpanie zaklęciami. Ranę zarobiłam, uciekając z placu w dół, w stronę namiotów i przez chwilę, jak to pisał Aleksander, granica się zatarła. Niemal czułam krew, pył bitewnego pola (pył czułam naprawdę, bo padłam na twarz) i całą tę atmosferę. A chwilę potem, pamiętam, jak zobaczyłam leżącego Onfisa, który słabym głosem zapytał się, czy dam radę go uleczyć (później mówił mi, że czekał na Offa i w międzyczasie leczyło go już trzech kapłanów). Oczywiście epickość do kwadratu stanowiły próby zabicia kapłanki i dla mnie osobiście pierwsze omdlenie z braku mocy.
2. Samo oczekiwanie na bunt, o któym pisze każdy. Wszyscy patrzący spode łba na Zaka, ja zabraniająca Durghowi przetrzepania mu umysłu, a potem tego żałująca, jak wyszła na jaw poważniejsza zdrada niż sądziłam. Niesamowity karny apel (dobrze, że nie przeszukiwaliście jeńców, bo mieli niektórzy niebezpieczne przedmioty przy sobie ;p, a przynajmniej takie, które by ich wkopały).
3. Fort. Cóż tu trzeba mówić? Ratowanie Durgha z innymi, potem czuwanie przy rannym, poza tym wcześniejsze wycofywanie się z widmem klęski za plecami... Na końcu krew na drzewach, która niesamowicie działała na wyobraźnię... Wiem, że nie po kolei, ale jeszcze noszenie kamieni na barykadę i osobisty zakaz Ulfa, który bał się o moje nadwyrężone kolano... Potem jego rozkaz ukrywania się i w razie czego powiadamiania naszych sojuszników o klęsce... Niepokój tego, czy ktoś tam na dole w ogóle żyje.
4. Śmierć Ulfa przy pierwszym, moim ukochanym, ataku Ormurinu i moment, kiedy bezsilnie siedziałam w karczmie, gdy oni próbowali go wskrzeszać. Bezcenność, prawdziwe łzy i siłowanie się z Aleksandrem, żeby mnie jednak tam puścili, że też chcę ratować dowódcę.
5. Ścieżki Szaleństwa. Tylko, że mnie na ścieżkach nie było. Chodzi mi o ten sam wieczór, tylko spędzony w obozie. Opowieści o Arden przy ognisku, potem przysypianie w halli i wreszcie z duszą na ramieniu podążenie do namiotu z pytaniem, czy rano wstanę.
6. Rytuał i całe wyjście nań, niesamowita noc pod chmurką, wcześniej modlitwy w marszu (szłam w trójce z dwoma wyznawcami Toledy).
7. Inkwizycja (specjalnie pod szczęśliwym numerem). Niestety, nie do końca udana, bo bogowie nie zgodzili się na stosy, ale sama atmosfera "ukarzemy bluźnierców" była nie do podrobienia. I te spojrzenia na linii Hogar-ja.
8. Osiem, jak ósmy lipca, czyli moja ukochana pierwsza biesiada. Kto był, ten pamięta, kto nie był, niech żałuje. Podnoszenie na tarczy pod sufit, cała halla śpiewająca (elfce na 116 urodziny) sto lat i jeszcze ten chóralny okrzyk "Sława"
Na razie tyle, jeszcze coś dopiszę potem, bo mnie pewna osoba męczy o kontynuowanie zarówno opowiadania, jak i sesji.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 30-08-2010, 16:40   

Aerlinn napisał/a:
4. Śmierć Ulfa
Agrrr, wiedziałam, że będę dopisywać kolejne :D Akcja wskrzeszania Ulfa! Poprowadzona przez Durgha i Ivara, autentyczność argumentów ("zostałeś zabity w sposób niegodny wojownika, ciosem z ukrycia, jak możesz pozostawić to bez zemsty!"), autentyczność emocji drużyny. Olaf angażował się w rytuał, a ja - Yndir jeszcze była na cenzurowanym z ograniczonym zaufaniem ;) - stałam w kręgu ochraniającym i oglądałam widowisko, jakie mi zafundowaliście :) Światło świec, kapłani inkantujący improwizowane modlitwy, skupione twarze i nic, co mogłoby rozbić ten klimat.... Dużo bywało wskrzeszeń w tym roku, ale to było wyjątkowe.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Aerlinn 
Tavariel In'Tebri


Skąd: Kraków
Wysłany: 30-08-2010, 16:41   

Jak tak piszesz, to jeszcze bardziej żałuję, że nie wyrwałam się z halli nawet kosztem wykrwawienia się z niedoleczonej rany.
_________________
2010-2012 - Aerlinn Tavariel In'Tebri, kapłanka Silvy i Herna
2013 - + Sonja córka Aliny z Sulimów, drużynniczka rodu Kietliczów Karanowiców
2014 - kadet (bardka Nawojka, + Angela Ehrenstrahl, Talsojka Arianwel'arya... i inne)
2014 Nelramar - + Tulya'Istanien z rodu Idril, Vayle'Finiel z rodu Meredith oraz khorani Akhala'beth (khorani drugiego hurdu tentara kedua)
 
 
 
Hodo 
Emeryt


Skąd: Księstwo Śląsko-Pomorskie
Wysłany: 30-08-2010, 16:54   

Kto by pomyślał, że przebojem lata będą modlitwy, rytuały i kapłani :P W dobie modnej laicyzacji i wojującego ateizmu ;)


I taka uwaga: Skąd wam się wziął potworek słowotwórczy Yndie ? ;) Indi, od Indiana :D
Ostatnio zmieniony przez Hodo 30-08-2010, 16:56, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
The124C41 
No good deed goes unpunished


Skąd: Outer Heaven
Wysłany: 30-08-2010, 16:56   

Bo wymyślanie modlitw to kupa dobrej zabawy. A z takimi kapłanami trudno było pozostać ateistą, naprawdę.
_________________
Obóz 2010 + epilog 2010 - Alexander Verlaine Marlowe, szpieg ofirski
Epilog 2011 - Calatin de Vere, niziołczy uczony
Obóz 2012 - Caius Katsulas/Alexander Verlaine Marlowe, szpieg ofirski na usługach Proroka

There's only one way for a professional soldier to die. That's from the last bullet of the last battle of the last war.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 30-08-2010, 17:00   

Hodo napisał/a:
Skąd wam się wziął potworek słowotwórczy Yndie ? ;) Indi, od Indiana :D
Może od Yndir, od Yndirmarie? ;)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 30-08-2010, 17:00   

Hodo napisał/a:
przebojem lata będą modlitwy, rytuały i kapłani :P W dobie modnej laicyzacji i wojującego ateizmu ;)
Może to potrzeba równowagi? ;) ;) ;)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Hodo 
Emeryt


Skąd: Księstwo Śląsko-Pomorskie
Wysłany: 30-08-2010, 17:03   

Yngvild napisał/a:
Hodo napisał/a:
Skąd wam się wziął potworek słowotwórczy Yndie ? ;) Indi, od Indiana :D
Może od Yndir, od Yndirmarie? ;)

No to Yndie, od Yndir ? W polskim nie ma takich oboczności :p Pamiętam, że na początku forum ,również była maniera pisania Indie ;)
 
 
 
Aerlinn 
Tavariel In'Tebri


Skąd: Kraków
Wysłany: 30-08-2010, 17:07   

Ja to wzięłam od Yndirmarie, bo Yndir nie wyglądało tak fajnie. ALe jeśli nie pasuje, mogę zmienić w opowiadaniu.

Edit: zmienione - liczba zmian 31 na stron 77, a jeszcze nie dokończone. A miało być na początku trzydzieści stron...
Ostatnio zmieniony przez Aerlinn 30-08-2010, 17:17, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 30-08-2010, 17:15   

Wolę jednak Yndir :) Jaśniej odróżnia mnie od mojej postaci :)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Abel 

Wysłany: 30-08-2010, 17:23   

Cytat:
W tej bitwie, zakończonej przybyciem magnifera kamienieckiego (ja) i hołdem złożonym synowi Elmeryka (Abel), zginęła Erna, Wergundka (Ola), odpowiednik mojej Yndir. Przez dwa poprzednie turnusy Yndir nie doczekała się jednak takiego pożegnania, jakie Urwisy odprawiły Ernie. Jej ciało, zawinięte w koce i tiul, zostało złożone na drewnie i słomie, po zapadnięciu ciemności Olaf podpalił zgodnie z wergundzkim obyczajem stos pogrzebowy. Nie było wielkich mów, tylko dźwięk rogu i jeden okrzyk, a potem stali długo z uniesioną bronią w całkowitym milczeniu, całkowicie nieruchomo, w całkowitej powadze i skupieniu, aż płomienie zaczęły dogasać. Te dzieciaki, które zwykle nudzą się sceną po 5 minutach i rzadko wiedzą, co to klimat, tutaj w tamtym momencie mogliby uczyć was wszystkich starych wyjadaczy :) Poruszające :) Co najmniej :)


To nie jest jedyny plus Urwisów i mojego oddziału Tryntyjczyków (podkreślam raz jeszcze, Tryntyjczyków ;) ). Co nie ujęło szczególnie to scena kiedy zeszliśmy z panią magnifer po schodach przed hallę i powitał nas szpaler Urwisów z bronią uniesioną nad moją głową. Bajka :)

Kolejny obrazek to oczywiście wyjścia nocne wszelkiej maści i pokroju. Zazwyczaj takie wyjścia nie cieszyły się taką popularnością jak dzienne, a co dopiero wyjście do "Ścieżek Szaleństwa". Znana pobudka: "Obudź go za wszelką cenę"... dopiero później okazało się jak wysoka była ta cena... :)

Brawa też dla grupy, która szła ze mną do jeziorka po miecz(e) i za to, że się wygrzebała z tego błota, chociaż miałem przez chwilę wrażenie, że jeden spadnie na dół i malowniczo tam zostanie. Ale na szczęście nie został.

Wracając do Ścieżek. Białe postacie mnie zadziwiły, nie wiedziałem, ze to tak strasznie wygląda. I to liczenie "Czy to już ta kazamata, czy następna? Tam się chyba lała woda, ale tu też..." Ciemno i dymu tyle, że dopiero jak nadepnąłem na laleczkę i uniosłem ją na wysokość oczu, to z Hassanem stwierdziliśmy, że mamy tego dość i wychodzimy :)
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 30-08-2010, 17:29   

Abel napisał/a:
Co nie ujęło szczególnie to scena kiedy zeszliśmy z panią magnifer po schodach przed hallę i powitał nas szpaler Urwisów z bronią uniesioną nad moją głową. Bajka :)
O, prawda :) Pani magnifer w pełni potwierdza ;) (co nie znaczy, że przestała się na ciebie foszyć za początkowe wzięcie jej za faceta :P ;) )

Abel napisał/a:
mojego oddziału Tryntyjczyków (podkreślam raz jeszcze, Tryntyjczyków ;)
Możesz se podkreślać ;) gdyby nie fabuła, miałabym dwa oddziały doborowych wojowników wergundzkich (no, Travora trzeba by było gdzieś skitrać :D ) dowodzonych przez wergundzkiego następcę tronu... jednego z dwóch :D

Abel napisał/a:
Znana pobudka: "Obudź go za wszelką cenę"... dopiero później okazało się jak wysoka była ta cena... :)
Rozwiń opowieść ;)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
maxus
[Usunięty]

Wysłany: 30-08-2010, 23:43   

No przepraszam! Nie próbowałem pochodnią walnąć kotołaka, tylko zostałem walnięty w rękę przez jednego z naszych!
Akcje...
1, Fort... bez komentarza!
2, Próba zamachu (wykonana przez Ormurin) podczas wskrzeszania Ulfa
3,116 Urodziny Elfki :-D
4,Niszczenie Jaszczurów... piosenka przez 2 tygodnie nie chciała mnie zostawić :angry:
5,Zabranie kryształu Olafa i ucieczka... Po prostu EPIKA!
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 31-08-2010, 00:54   

maxus napisał/a:
Nie próbowałem pochodnią walnąć kotołaka, tylko zostałem walnięty w rękę przez jednego z naszych!
Jasne jasne :D :P

maxus napisał/a:
1, Fort... bez komentarza!
2, Próba zamachu (wykonana przez Ormurin) podczas wskrzeszania Ulfa
3,116 Urodziny Elfki :-D
4,Niszczenie Jaszczurów... piosenka przez 2 tygodnie nie chciała mnie zostawić :angry:
5,Zabranie kryształu Olafa i ucieczka... Po prostu EPIKA!
No nie głupio ci, że zapisałyśmy stronice, a ty "bez komentarza"? ;) Komentować, ale już! ;)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
maxus
[Usunięty]

Wysłany: 31-08-2010, 11:58   

Co tu komentować?
Wszystko jasne! Granice się zatarły... Pełna epickość... Moja radość z działających min... i złość gry reszta wypadła na aktywowaną...
A z tym kotołakiem na sreio tak było :-/
 
 
Harold&Wilfred
[Usunięty]

Wysłany: 31-08-2010, 13:31   

Taaak. Miny alchemiczne na barykadzie.
Wergundowie tuptutuptu bić tryntyjskie gady, nagle ktoś wrzeszczy;
-Mina alchemiczna!
Wergundowie, ubłoceni i zmemłani posyłają wściekłe spojrzenia w góre i przewracają się.
Hardol pochłonięty myśleniem o ciepłym obiedzie rozgląda się niepewnie.
-BUUUM?


Akcja z atakiem jaszczurów na leniwych graczy, który zostali w obozie zamiast iść, żeby rozwalić katalizator.
Wpierw dorwaliśmy jakiegoś biedaka przy ognisku "Jesteś wężem". Następnie przez jakieś 15 minut rozbijaliśmy się między namiotami. Gracze zachowywali się świetnie. Byłam pod wielkim wrażeniem :D Wracając już sobie na górę zobaczyłyśmy, że wężowaty nieszczęśnik przepełzł już całą drogę po schodach. Ale wytrwałość! :D

Akcja kiedy Enid zwinęła flagę Ofiru z karczmy. Piętnaście osób siedziało tam i tylko ja zauważyłam. Nerwy ze stali ;D

Wróżenie z kart. Na karcie widać słoneczną postać a za nią jeszcze dwie inne.
"Hm...widzę tu...Ciebie, a za Tobą dwóch osobników. To mężczyźni, uważaj" Tu wszyscy oglądają się na obiekt, któremu wróżono, a tu za nim dwóch graczy. Wszyscy zachichotali, ale jakoś tak nerwowo ;D

Akimori ma urodziny (chyba?). Wyciąga dwa piękne ciasta. Jedno białe a drugie ciemniejsze. Podejrzliwie patrzymy i pytamy się;
-A z czego niby te ciasta?
Jakiś gracz rezolutnie;
-Wiadomo z czego, z ziemnioków!

Na wachcie siedzi samotna osoba. Dowiadujemy się, że reszta olała sprawę i śpi. Oferujemy swoją pomoc. Idziemy do odpowiedniego namiotu.
-Gdzie śpi Moren?
-Środkowe łóżko na górze - odpowiada ktoś pomocnie. Łapiemy za bety i ściągamy.
-Nieeee nieee, to nie ja! -odpowiada spokojnie ściągany z łóżka biedak. - On jest po prawej.
-Nie, to nie ja, Moren jest po lewej - odpowiada pośpiesznie osoba z prawej.
Łapiemy gościa z lewej.
-Kur....terefere i tak dalej. - Odpowiada zaspane ciało całkiem uprzejmie. Wiemy że trafiliśmy dobrze :)
 
 
Nila Laurelin 

Skąd: z daleka
Wysłany: 31-08-2010, 13:40   

podczas obrony fortu:
wybuchają ładunki, wszędzie pełno dymu, leje, Wergundowie atakują odzywa się jeden z ofirskich książąt (Horacy chyba):
- Jak na ofirskim weselu!!! :D

i Durzo odbijający ładunek tarczą :P epickie
_________________
Before doing something be sure to ask yourself: 'Could I get in trouble for this?' If the answer is 'No', find something more exciting to do.
 
 
Thorfinn
[Usunięty]

Wysłany: 31-08-2010, 14:33   

Nila Laurelin napisał/a:
- Jak na ofirskim weselu!!!


A to dobre, nie słyszałem :)
 
 
Enid 
kanalia


Skąd: Marki
Wysłany: 31-08-2010, 14:36   

Postaram się moje wspomnienia ułożyć w miarę chronologicznie, ale co z tego będzie, to ja już nie wiem :-P :
-sam klimat więzienia/obozu/etc. był wręcz genialny. Cała konspiracja wśród graczy, kombinowanie, wszelakie pomysły ucieczki... Genialne! :-)
-pierwszej nocy próba nieudanej ucieczki, którą prowadziła Karola. Myślałam, że się uda a tu bęc:P Ciekawym zagraniem były "oślepiające petardy". Krzyki z obozu i ucieczka w pobliskie krzaki. Wtedy pierwszy raz zatarła mi się rzeczywistość :-)
-wyprawa po Fride. Świetnie odegrana rola za równo matki, córki jak i ojca :-D . Ten głosik:mamo! mamo?, szum wody, cała szamotanina a do tego jeszcze krypta stworzyły niezapomniane wrażenia :-)
-absolutnie wszystkie akcje z jaszczurami. Niosły ze sobą powiew mistycyzmu i tajemnicy, dzięki czemu gra stawała się jeszcze ciekawsza. Swoją drogą: po wyjściu z domu maga spotkaliśmy jaszczura(chyba Abla) który machał w specyficzny sposób rękami. Po co? :-P
-motyw driad,
-odbicie obozu, próba zabójstwa Indi :-) ,
-obrona fortu, którą już wszyscy pięknie opisali,
-korzeń gór, który był chyba moją ulubioną akcją :-) , po prawdzie nawet nie wiem czemu :-)

HaroldiWilfred napisał/a:
Akcja z atakiem jaszczurów na leniwych graczy, który zostali w obozie zamiast iść, żeby rozwalić katalizator.
Wpierw dorwaliśmy jakiegoś biedaka przy ognisku "Jesteś wężem". Następnie przez jakieś 15 minut rozbijaliśmy się między namiotami. Gracze zachowywali się świetnie. Byłam pod wielkim wrażeniem :D Wracając już sobie na górę zobaczyłyśmy, że wężowaty nieszczęśnik przepełzł już całą drogę po schodach. Ale wytrwałość! :D

Jak najbardziej tak :mrgreen: do teraz się z tego śmiejemy :-P
I to chyba te "najlepsze" z zaplanowanych przez kadrę :-)


HaroldiWilfred napisał/a:
Akcja kiedy Enid zwinęła flagę Ofiru z karczmy. Piętnaście osób siedziało tam i tylko ja zauważyłam. Nerwy ze stali ;D

I tak najlepszy był Moren, który siedział na przeciwko mnie i się tępo wlepiał ;D
 
 
 
Enid 
kanalia


Skąd: Marki
Wysłany: 31-08-2010, 14:38   

Cytat:

Na wachcie siedzi samotna osoba. Dowiadujemy się, że reszta olała sprawę i śpi. Oferujemy swoją pomoc. Idziemy do odpowiedniego namiotu.
-Gdzie śpi Moren?
-Środkowe łóżko na górze - odpowiada ktoś pomocnie. Łapiemy za bety i ściągamy.
-Nieeee nieee, to nie ja! -odpowiada spokojnie ściągany z łóżka biedak. - On jest po prawej.
-Nie, to nie ja, Moren jest po lewej - odpowiada pośpiesznie osoba z prawej.
Łapiemy gościa z lewej.
-Kur....terefere i tak dalej. - Odpowiada zaspane ciało całkiem uprzejmie. Wiemy że trafiliśmy dobrze :)

Chciałyśmy ściągnąć Shaya, a Moren jest do teraz "zły" za tą akcję :P
 
 
 
The124C41 
No good deed goes unpunished


Skąd: Outer Heaven
Wysłany: 31-08-2010, 14:41   

Na początkującym też było ciekawie z wartami. Miałam wartę ostatnią i pierwszego dnia grzecznie siedziałam tam rano z resztą, dwie następne przegapiłam z powodu nocnych akcji (kiedy wróciliśmy, już była kolej następnej warty) i tak oto następną wartę miałam o północy/do północy. Siedzę sobie, siedzę i pod koniec się zorientowałam, że nie mam pojęcia gdzie śpi następna warta. Miałam nadzieję, że reszta wie i ich obudzi, więc poszłam spać, ale jak się okazało, nie wiedzieli i spory kawał tej nocy wart nie było. I chyba za to były pompki na apelu. Ała.
_________________
Obóz 2010 + epilog 2010 - Alexander Verlaine Marlowe, szpieg ofirski
Epilog 2011 - Calatin de Vere, niziołczy uczony
Obóz 2012 - Caius Katsulas/Alexander Verlaine Marlowe, szpieg ofirski na usługach Proroka

There's only one way for a professional soldier to die. That's from the last bullet of the last battle of the last war.
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,05 sekundy. Zapytań do SQL: 10