|
Karczma pod Silberbergiem Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :) |
|
Wątek 2 - Przygoda #2
Indiana - 15-11-2014, 07:33 Temat postu: Przygoda #2 Eri po powrocie do Vekovaru musiał załatwić parę spraw. Próbował wydostać się poza port, ale wtedy gruchnęła wiadomość o blokadzie z powodu morderstwa jakiegoś dyplomaty. Próbował przekupować kapitanów, groził, prosił. Dowiedział się o problemach Pana Astoriego z elfami, uznał jednak, że nie to jest w tej chwili priorytetem i skupił się na próbach wydostania się z miasta. Po odejściu grupy Imperialnej w poszukiwaniu pieczęci udało mu się wypłynąć z portu. Liczył na samodzielność oraz inicjatywę Symeona oraz Emilii.
Jakież było jego zdziwienie, gdy kilka dni później dowiedział się, że jego narzeczona została uwięziona pod zarzutem morderstwa!
Siedzibą – nieformalną oczywiście – Sapientii w Vekowarze była tawerna Czarny Welon, położona przy nadbrzeżu handlowym (port dzielił się na częśc handlową, na południe od głównego molo, i wojenną w północnej części), jakieś 300 m od molo i targu rybnego. Ponieważ było jasne, że ten fakt jest również znany wszystkim działającym w mieście agentom wywiadu, Eri rzecz jasna nie wszedł tam. Ubrany jak marynarz wyszedł na nadbrzeże wypytując o zatrudnienie. Zauważył kilku mniej uważnych obserwatorów, wgapiających się jak sroka w kość w wejście do tawerny. Przyjął pracę, którą zaproponował mu jeden z handlarzy i spacerował dalej, nosząc deski ze wskazanego miejsca do jednego z budynków. Grubo po południu wpadło mu do głowy, że cała zasadzka jest bez sensu, bo zapewne wszyscy z Sapientii juz albo wydostali się na północ, albo zaczepili gdzieś w pełni oficjalnie i raczej nie będą używać ich lokalu kontaktowego.
I wtedy zobaczył kątem oka wyrazistą czerwono-złocistą plamę. Odwrócił się, niemal spuszczając sobie na nogę stertę desek. Nem, bo ona to była, wyszła wolnym krokiem z tawerny, wytwornym ruchem ręki zarzucając na czarne włosy złocistą chustę i ruszyła prosto w kierunku przeciwnym niż targ rybny.
Eri rzucił deski, rezygnując z zapłaty ruszył za nią, nie chcąc wołać na ulicy. Zanim ją dogonił, weszła w wąskie zaułki i wtedy zobaczył, że jest śledzona. Przyspieszył kroku. Dwóch osiłków, którzy weszli za nią, nie wyglądało na siostry miłosierdzia.
Lekceważąc ewentualnych obserwatorów rzucił się do biegu, wpadł za winkiel i od razu zobaczył jednego z drabów, trzymającego pethabańską magiczkę za gardło. Zanim jednak krzyknął, zobaczył, jak napastnik pada, a właściwie spływa po ramionach Nem. Drugi, który się rzucił w jej stronę, padł odrzucony do tyłu niewidzialną siłą, która grzmotnęła go w środek czoła zaraz po tym, gdy magiczka wykonała w jego kierunku gwałtowny ruch ręką. Gdy Eri podbiegł, dostrzegł sterczącą z jego czoła niewielką metalową gwiazdkę.
- Myślałem, że to jakieś zaklęcie – zaśmiał się, patrząc, jak Pethabanka wyciera o ubranie nóż, którym dźgneła pierwszego – To jednak nieostrożne, że tak się afiszujesz.
- Musiałam cię jakoś znaleźć. Kogokolwiek z naszych, a wiem, że kto nie wypłynął, ten się kamufluje po kątach. Emilia ma problemy – Nem podniosła się i poważnie spojrzała na Eriego – Styryjczycy ją trzymają.
- Słyszałem. Ale nic z tego nie rozumiem i niewiele wiem.
- Ja wiem. Tydzień temu zabito wergundzkiego negocjatora, przysłanego tutaj z uprawnieniami zawarcia przymierza ze Styrią. Żeby sie oczyścić z zarzutów, szefowa poselstwa styryjskiego, wodna ulundo, sformowała ekipę i wysłała, żeby znaleźli mordercę. Oddział dowodzony przez Ylvę wrócił wczoraj o świcie. Emilię musieli sobie wybrać jako kozła ofiarnego, jestem tego pewna.
- Pewnie będą próbowali rzucić cień na Sapientię, żeby zerwać nasze z Wergundami układy – Eri pokiwał głową ze zrozumieniem – Psiakrew, nie jest dobrze.
- Spokojnie. Wiem, gdzie ona jest. Gorzej, że ta ulundo ją dzisiaj przesłuchiwała, w związku z czym jest szansa, że wie o organizacji niemal wszystko...
- Trudno. Trzeba wydostać Emilię.
Wasi informatorzy wskazali, że Emilia została przez Styryjczyków odprowadzona do zajazdu Pod Porwanym Żaglem (boczna ulica odchodząca od Placu Głównego przed pałacem Namiestnika, o nazwie Na Skos). Podobno spała....
Aver - 15-11-2014, 17:06
Podobno. Ale owo "podobno" to, jak każdy zresztą wie, dość względne pojęcie.
W rzeczywistości leżała na sienniku i gapiła się w krokwie. W głowie kłębiły jej się myśli i wydarzenia z poprzednich dni, tak nieuporządkowane i chaotyczne, że aż ją bolała głowa. Do tego jeszcze ta ulundo. Nigdy w życiu nie wpadłaby na to, że dzieci Tavar mają jakiekolwiek poczucie... humoru. Uśmiechnęła się lekko, wspominając jak khorani szeptem nazwała Elidisa. Trochę racji miała, to trzeba jej było przyznać, ale pomimo tego, pani wody rzucająca przysłowiowym lembasem zamiast zaklęć czy modlitw to nie coś, co się przytrafia codziennie.
Spochmurniała. W zasadzie ów lembas był jedyną wesołą rzeczą w ciągu tych ostatnich dni. W ustach nadal miała obrzydliwy i ostry posmak eliksiru prawdomówności, czy co to tam było. Wzdrygnęła się, kiedy powróciły do niej obrazy z czasu jej pobytu w Przystani. Miała tam tylko wybadać, co było nie tak z tubylcami... przynajmniej to jej się udało. Za to zawaliła całą resztę. A raczej nie zawaliła.
Zamknęła oczy, po czym zerwała się i ze złością kopnęła siennik. Gdyby tylko jej się udało zamknąć tych cholernych imperialistów w środku jaskini to wszystko byłoby inaczej! Hun z tym, że był tam wuj...
Usiadła po pethabańsku na podłodze i ukryła twarz w dłoniach. Właśnie, wuj Reshion. Najlepszy przykład, że z rodziną wychodzi się dobrze jedynie na obrazach. I że imperialistom ufać nie wolno.
Westchnęła, wstała, zdjęła z siebie rodowy płaszcz i przewiesiła przez oparcie krzesła. Na biurku leżały jej rzeczy, a raczej jedna, jedyna rzecz którą pozwolili jej zachować - notatnik z przyborami do pisania. Przysiadła, chwyciła pisadło i zaczęła kreślić birkańskie runy. Nadal nie wychodziło jej to najlepiej, ale lepsze to niż nic. W zasadzie nie pisała nic konkretnego, tylko przypadkowe słowa, ot, by poćwiczyć. W efekcie miała kilka kartek zapisanych runami w języku Magii... zaklęcia, przykładowe rytuały...
Rzuciła pisadłem na biurko i odsunęła się od niego.
- Co się ze mną dzieje?... - wyszeptała, spoglądając szeroko otwartymi oczami na pokryty runami notatnik. Czym prędzej zamknęła go, nie dbając o mokry atrament i odłożyła tak, jak leżał wcześniej. Znów położyła się na wznak na łóżku i wpatrzyła w sufit. Powoli zaczęła tracić poczucie czasu. Przed oczami znów zaczęły jawić się wspomnienia, aczkolwiek tym razem te sprzed kilku godzin. Khorani grzebiąca w jej umyśle...
Wzdrygnęła się. Ulundo nie ograniczyła się do szukania tego całego Władcy Koni. Widziała wszystko. Problemy z nauką na Uniwersytecie, wyjazd do Birki, sprawy Sapientii...
Zaklęła szpetnie po staroofirsku. Styria wie wszystko, co wiedziała ona. A to na pewno organizacji nie pomoże. Centrala ją zabije. Albo każe wymyślić jakieś rozwiązanie.
Nie wiedziała, co gorsze.
Westchnęła ciężko i przymknęła oczy.
- Dlaczego akurat ja?! - wrzasnęła cicho po ofirsku - Dlaczego to spadło akurat na mnie, bogowie? Co to za plan? - szeptała, a w kącikach jej ciemnych oczu pojawiły się łzy - Dlaczego nie mogło być prosto?... - zacisnęła oczy i uspokoiła oddech. Nie było sensu płakać nad rozlanym winem. Skupiła się na myśleniu o czymś miłym, co pozwoliłoby jej zapomnieć o okropieństwach dni poprzednich.
Przypomniał jej się narzeczony. Jego łagodny uśmiech i mądre, ciemnoniebieskie oczy. Tak, on na pewno coś by wymyślił. Zawsze miał plan.
Westchnęła ponownie i zmęczona przemyśleniami, z narzeczonym przed oczami przysnęła spokojnym snem. Ktoś, kto wszedłby akurat do pokoju z pierwszego spojrzenia mógłby pomyśleć, że coś jest nie tak - leżała na plecach, z bladą twarzą i wygładzonymi rysami.
Jak nieżywa.
Indiana - 15-11-2014, 17:30
Rozległo się ciche pukanie do drzwi, a kiedy przez chwilę nie odpowiadała, ktoś zza drzwi zapytał:
- Czy wszystko w porządku? Panienka krzyczała... Czy w czymś pomóc?
Aver - 15-11-2014, 17:42
Pukanie do drzwi nie obudziło jej, sen okazał się być mocniejszy niż ktokolwiek by przypuszczał. Jedyne co, to wymruczała coś niezrozumiałego w odpowiedzi i zwinęła się w kłębek.
Ale w końcu, nawet jeśli ktoś by wszedł, to nic by strasznego nie zastał - jedynie pokój ze śpiącą maginią, która wyjątkowo nie wyglądała na wszechmocną, jak to się ostatnio o magach powiadało.
Nem - 15-11-2014, 19:59
- Tyle to ja wiem, pytanie tylko jak? I mógłbyś się trochę bardziej przejąć tym przesłuchaniem.... Zdajesz sobie sprawę z tego, jakie konsekwencje na nią czekają? Gdyby to była jedna ulundo to jeszcze pół biedy, można byłoby się jej pozbyć albo wlać jej eliksir zapomnienia do gardła, ale z tego co kojarzę to, co wie jedno ulundo, wiedzą wszystkie. To może bardzo skomplikować nie tylko życie twojej narzeczonej ale i przyszłość całej naszej organizacji. W każdym razie przydałaby nam się jakaś pomoc i trochę więcej informacji o tym, co się wydarzyło. Jakieś pomysły?
Eri - 16-11-2014, 00:44
Eri zaklął szpetnie po staroofirsku. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw - wyruszył z Vekowaru pewien samodzielności narzeczonej. Pogubił się, nie wiedział, co robić.
- Musimy przede wszystkim rozeznać się w sytuacji. - odparł, przyjmując rzeczowy ton. Był naprawdę niezły w ukrywaniu emocji - Nie działajmy pochopnie. Spróbuję się wywiedzieć u moich znajomych, co się tu na... Tulvę wyrabia. Poznać jakieś szczegóły, słabe punkty Styryjczyków. Warto byłoby również znać ich zamiary wobec Emilii.
Rozejrzał się wokół, zbierając myśli. Akurat tutaj Symeon przydałby się najbardziej - parę zapomnień i jedna iluzja by wystarczyły... Póki co jednak, przez jego umysł przebijało się inne uczucie...
- Nie jesteś może głodna? - spytał, a jego zmęczoną twarz po raz pierwszy od zawrócenia do portu rozjaśnił lekki uśmiech. Machnął niedbale ręką w stronę Zajazdu Pod Porwanym Żaglem.
Nem - 16-11-2014, 01:05
Nem kiwnęła głową i ruszyła za Erim.
- Twoich znajomych? Których dokładniej? Przydałby się ktoś, kto tam był, albo możliwość kontaktu z samą Emilią. Jeśli chodzi o osoby mniej lub bardziej niezależne to jedyne, co mi przychodzi na myśl to elfka Toruviel. Oficjalnie żyje w zgodzie ze Styrią ale w rzeczywistości nie jest w stanie pohamować łez, kiedy słyszy słowo "Tavar". Wydaje mi się, że jeśli ona by coś wiedziała, to byłaby skłonna do tego, żeby się tymi informacjami z nami podzielić. Problem tkwi w tym, że już od jakiegoś czasu jej nie widziałam, ale wydaje mi się że jeszcze nie wyjechała. Spotkanie z Emilią byłoby mimo wszystko najlepszym rozwiązaniem. Nie wiemy tylko, co powiedzą na to ulundo. Aa właśnie! Wyglądasz absolutnie przekomicznie w tym przebraniu. Błagam następnym razem, kiedy będziesz miał się ze mną pokazać publicznie załóż coś normalnego i wyglądaj, jak ten "niesamowicie znany profesor magii i wszystkiego co istnieje" - powiedziała patrząc na Eriego wzrokiem, mówiącym "stoczyłeś się, upadłeś za nisko, nawet jak na siebie".
Aver - 16-11-2014, 01:05
Obudziła się nagle, tknięta dziwnym przeczuciem, którego nie zrozumiała, a które jednak okazało się być tylko burczeniem w brzuchu. Nadal nie miała pojęcia, która jest godzina. Wstała, zarzuciła na ramiona płaszcz i wyjrzała przez okno. Na ulicy było pełno ludzi przeróżnych nacji i profesji, uchodźców, strażników czy mieszkańców portu. Nie wypatrywała nikogo konkretnego, po prostu zamyślona słuchała gwaru przechodniów.
Do akompaniamentu burczącego brzucha dołączył lekki, ściskający ból żołądka. Skrzywiła się.
- Właściwie... co teraz? Więżą mnie? - zastanowiła się na głos, po czym podeszła do drzwi z zamiarem otwarcia ich. Tylko co potem?
- Po prostu spytam, jak wygląda sytuacja i czy dalej zamierzają mnie głodzić... - stwierdziła ironicznie do samej siebie. Możliwe, że jestem wolna... choć na to nie liczę, dokończyła w myślach i nacisnęła klamkę.
Eri - 16-11-2014, 01:29
Raerinerin jakby nie dosłyszał pierwszego pytania.Na jego twarzy zagościł natomiast jeszcze szerszy uśmiech.
- Wybacz, jaśnie pani, zapamiętam, by nie urągać renomie tak szanowanej i wysoko postawionej w Vekowarze osoby. - powiedział z błyskiem w oku, po czym ukłonił się z dworska.
Mimo całego swego szacunku do kunsztu budowniczego Wergundii, nie przepadał za ich architekturą. Dzieciństwo w zatłoczonym Akwirgranie nie pozostawiło dobrych wspomnień. Znacznie bardziej cenił sobie miasta na wzór Birki - co prawda była nieco chaotyczna, ale atmosfera tam panująca wręcz zachwycała maga - poczucie wolności i swego rodzaju przytulności zdecydowanie pasowało mężczyźnie.
Po wejściu do tawerny rozejrzał się uważnie, wypatrując wszelkich godnych zauważenia szczegółów, szukał też prawdopodobnego miejsca pobytu ukochanej. Wskazał Nem na stolik przy ścianie:
- Usiądźmy tam. - zaproponował.
Indiana - 16-11-2014, 01:40
Emilia.
Nacisnęłaś klamkę i wyjrzałaś na korytarz. Stojący tam wciąż styryjski gwardzista (czarny płaszcz na skos przez ramię, rudy kapelusz i kaftan) zerwał się (czyżby drzemał stojąc...?) i skłonił całkiem elegancko, po czym zastygł w oczekiwaniu na jej słowa.
- Ekhm... Dzień dobry - powiedziała - Chciałabym zejść i coś zjeść na dole.
Gwardzista skłonił się raz jeszcze, uroczo, zamiótł kapeluszem podłogę.
- Pani, zaraz otrzymasz kolację! - po czym odwrócił głowę i wydał kilka komend, kolejni ludzie (na schodach chyba) zbiegli na dół. Gwardzista na chwilę zatrzymał się w namyśle - Czy podać wino do kolacji...?
Za oknem zapadał rozświetlony latarniami zmierzch.
-----------------
W tawernie także.
Nem - 16-11-2014, 01:47
Usiadła przy wskazanym stoliku na przeciwko Eriego.
- Powstrzymam się od komentowania twojego poczucia humoru - spojrzała na niego poważnym wzrokiem i ściszyła głos. - Zadałam ci pytanie i oczekuję odpowiedzi. Jakich znajomych? Co mogą wiedzieć? Eri na litość...! - prawie krzyknęła, ale opamiętała się i znowu ściszyła głos tak, że on sam ledwo ją słyszał. - Eri na litość Izosa... To jest na prawdę bardzo ważne. Przestań się bawić w szpiega i zrób w końcu coś, co pomoże wydostać Emilię z rąk Styryjczyków i utrzymać pewne sprawy Sapientii w tajemnicy. Odpowiedz.
Aver - 16-11-2014, 01:48
- Tak, poproszę - uśmiechnęła się do gwardzisty, ale nie wróciła do pokoju, tylko została na korytarzu. Na pytające spojrzenie Styryjczyka zawahała się lekko, ale wziąwszy się w garść zapytała:
- Jak rozumiem, wyjść stąd nie mogę dopóki ktoś mi nie wyjaśni do końca, cóż takiego postanowiono w mojej sprawie?
Miała wielką nadzieję, że pozwolą jej chociaż zejść do głównej izby. Nie lubiła siedzieć sama, osamotnienie zawsze przyprawiało ją o niezbyt miły nastrój. A tak to przynajmniej by się dowiedziała od gości co nowego w mieście... może złapali tych cholernych imperialistów?
Właśnie! List! Przypomniała sobie, że miała wysłać do Aleksandra przestrogę przed wujem. Cóż, zrobi to po kolacji - raczej nikt nie zabroni jej wysyłać listów do rodziny, prawda?
Indiana - 16-11-2014, 01:56
- Ależ możesz, Pani - gwardzista uśmiechnął sie naprawdę szarmancko - Oczywiście, że tak. Jesteś pod naszą opieką, nie pod strażą. Prosimy jedynie, byś nie robiła niczego zwracającego uwagę. Jeśli sobie życzysz, kolację możesz zjeść w gospodzie na dole. Wedle pani życzenia...
Eri - 16-11-2014, 01:58
Eri westchnął. Nie lubił niewygodnych pytań... a to takie właśnie było.
- Mam wielu przyjaciół, niekoniecznie w Sapientii. Nie mam pojęcia, co mogą wiedzieć, jeszcze parę godzin temu gnałem do Vekowaru! Izosie... - ostatnie słowo zostało wypowiedziane niemal niesłyszalnie wraz z lekkim pokręceniem głową - nie jest to nic ważnego, nie na tą chwilę.
Jego uwagę przyciągnęło kilku ludzi krzątających się przy schodach na piętro. Wskazał ich wzrokiem pethabance.
Aver - 16-11-2014, 16:25
- Dziękuję, w takim razie zjem na dole - uśmiechnęła się i kiwnęła głową w podzięce za odpowiedź - Proszę mnie zawołać, kiedy kolacja będzie gotowa - i wróciła do pokoju.
Dopiero w środku, upewniwszy się, że drzwi są zamknięte, z westchnieniem ulgi padła na siennik. Nagle zachciało jej się roześmiać, tak głośno, by inni usłyszeli, jak bardzo jej ulżyło. Oczywista oczywistość, nie zrobiła tego - nie chciała doprowadzić do sytuacji, w której wzięto by ją za wariatkę, bo wtedy na pewno by jej nie wypuścili. A tak przynajmniej może zejść i porozmawiać z ludźmi... może spotka kogoś znajomego, kto opowie jej co się dzieje?
Wstała i przysiadła się do biurka. Wyjęła z notesu kilka luźnych kartek, wybrała tę najmniej pogniecioną i zaadresowawszy ją, zaczęła pisać.
List nie był długi i skończyła go szybko, za to był pisany dość chaotycznie, miała jednak nadzieję, iż jej drogi kuzyn zrozumie przekaz i przestrzeże ród przed Reshionem, demaskując jego intrygę.
Dopiero gdy już złożyła papier na czworo zorientowała się, że nie ma laku. Zaklęła cicho po staroofirsku. Cóż, jedynym wyjściem jest poproszenie kogoś o lak... tylko kogo? Strażnik raczej go mieć nie będzie...
Westchnęła i włożyła list między kartki notesu. Będzie trzeba go wysłać przy najbliższej okazji, pomyślała.
W oczekiwaniu na posiłek zajęła się prostymi ćwiczeniami. Ot, by nie wyjść z wprawy. Szepcąc nie wymagające dużo energii harria soru murru neratekada wywoływała i rzeźbiła w małych kamykach zwierzęta. W efekcie dookoła niej walała się sterta kamiennych wilczków, lisów, mew, alpak i muflonów.
Czego to magowie nie zrobią z nudów. Hmm, może powinnam zacząć je sprzedawać?
Nem - 16-11-2014, 17:23
- Co to za jedni? - Zapytała patrząc na nich z zaciekawieniem. - Znasz ich? Wyglądają... Hmmm... Podejrzanie? - Jeden z nich spojrzał w ich kierunku, a Nem szybko odwróciła wzrok, żeby nie przyciągać jego uwagi i spojrzała pytająco na Eriego.
Indiana - 16-11-2014, 17:34
Eri i Nem - nad główną salą restauracyjną (to dość dobry lokal) jest galeryjka, na którą wchodzi się schodami z boku, z galeryjki znów wchodzi się do korytarza, gdzie są wejścia do pokoi mieszkalnych. Przy wylocie tego korytarza stoi gwardzista styryjski i ewidentnie z kimś rozmawia. Gdy skończył rozmowę, skinął do drugiego i na tyle głośno, że usłyszeliście powiedział "pani będzie chciała zjeść na dole, zabezpieczyć stolik i uprzedzić karczmarza. I sprawdzić jedzenie przede wszystkim". Drugi zbiegł na dół zasalutowawszy, skinął do jeszcze dwóch, stojących dotychczas dyskretnie w pobliżu drzwi i pobiegł do kuchni na zaplecze.
Erindiar napisał/a: | Machnął niedbale ręką w stronę Zajazdu Pod Porwanym Żaglem. | Nie zrozumieliśmy się tutaj Zajazd był po przeciwnej stronie miasta niż tawerna Czarny Welon, więc z lekka się teleportowaliście przez miasto. No ale nic to
Indiana - 16-11-2014, 20:27
Dla porządku - jest u was jakoś wczesny wieczór drugiego dnia po powrocie z Przystani.
Eri - 16-11-2014, 21:44
- Nie... ale ona musi gdzieś tu być. Przejście na górę chyba nie powinno być zabronione... choć kto ich tam wie. - umysł Eriego pracował na podwyższonych obrotach. Ludzie zwrócili jego uwagę na piętro, a przecież tam właśnie musi być jego narzeczona. Tak blisko...
Jego twarz stężała, gdy usłyszał słowa gwardzisty.
- Osoba, która pojmała Emilię... to była kobieta, prawda? Bo mam wrażenie, że zaraz ją poznamy... - to mówiąc, wpatrywał się nerwowo w schody.
Przy okazji skupiał się na mocy - doświadczał jej, próbował, dotykał umysłem... był gotów do jej użycia. mimo wycieńczenia rytuałem przeprowadzanym na morzu był w stanie rzucić jednym zaklęciem bez większych konsekwencji... nie miał jednak pojęcia, czy w ramach ew. walki to wystarczy...
Indiana - 16-11-2014, 21:58
Przy jednym ze stolików kelnerka przygotowywała nakrycie, koszyk świeżego pieczywa, ser, pieczoną rybę i flaszkę białego wina.
W gospodzie było oprócz wasze dwójki mnóstwo osób, niemal wszystkie stoły zajęte. Musiało tu być nieco drogo, bo w większości byli to zamożnie ubrani ludzie i kilkoro elfów. Raczej nie było tak zwanego elementu, ale było przynajmniej kilka osób, które mozna uznać za interesujące. Podróżni, może dyplomaci, może agenci. Może wszystkiego po trochu.
Nem - 16-11-2014, 22:05
- Lepiej się tam teraz nie pchać na siłę - powiedziała wpatrując się w gwardzistów. - Najwyżej wynajmę tu pokój i zostanę na kilka dni. Ale ty się teraz uspokój. I nawet nie myśl o używaniu jakiejkolwiek magii w tym miejscu! Wiem, jak bardzo chcesz im przywalić, ale błagam opanuj się. Trzeba to spróbować załatwić... powiedzmy, że pokojowo. Błagam nie zrób niczego głupiego. Poczekajmy na nią. Może uda nam się porozmawiać z tą ulundo...
Eri - 16-11-2014, 22:08
- Uwierz mi, jestem spokojny. - Eri przeniósł spojrzenie swych niebieskich oczu na kobietę - ani myślę narażać Emilii. Po prostu... przygotowuję się na wszelkie okoliczności.
Wciąż wypatrywał z napięciem spodziewanej Styryjki
Nem - 16-11-2014, 22:18
- Już ja wiem, jaki ty jesteś spokojny, ty zawsze jesteś spokojny, ty jesteś tak spokojny, że potem nie można ubrań dosuszyć... No ale dobra, tylko proszę daj mi z nią rozmawiać, a ty siedź cicho, bo jeszcze palniesz jakąś głupotę i wtedy dopiero się zrobi problem.
Indiana - 16-11-2014, 22:34
Eri, Nem:
Widzicie, że kelnerka na dole machnęła ręką do gwardzisty na galeryjce. Ten skinął głową i zniknął w korytarzu.
Emilia:
Usłyszałaś pukanie do drzwi i pojawił się w nich ów gwardzista.
To był w ogóle niebrzydki facet, jak mogłaś ocenić, długie ciemnoblond włosy miał spięte na karku, twarz z lekkim zarostem wskazywała na długie miesiące spędzone w terenie na słońcu i wietrze (marynarz? nie, nie chodzi chwiejnym krokiem), miał miły uśmiech i ładne, niebieskie oczy o ciepłym wyrazie. No i był mocno zbudowany, szeroki w barach, spod podwiniętych rękawów koszuli wydać było mocne przedramiona.
- Panno Emilio, kolacja przygotowana... - zawahał się przez chwilę - Ekhm... Wiem, że pani ma prawo czuć się tu trochę jak więzień, wiem, ze w takiej roli tu panią przyprowadzono.... Ale... nie powinienem tego mówić, jednak otrzymaliśmy rozkazy, jasno mówiące, że jest pani niewinna. Khorani obawia się, że ktoś jednak zechce panią skrzywdzić. Dlatego tu jesteśmy i dlatego to wszystko. Być może kapitanat Vekowaru będzie chciał panią sądzić, to jednak nie nasza sprawa.... - przerwał widząc, jak się w niego wgapiasz zdziwiona tą przemową - Przepraszam panią. Proszę ... Kolacja...
Aver - 16-11-2014, 23:06
Wstała i otrzepała suknię, odchrząknęła. Widząc zmieszaną minę gwardzisty uśmiechnęła się do niego wdzięcznie.
- Rozumiem troskę i wasze rozkazy, i zapewniam was, że dzięki tak miłym personom jak wy, panie, poczucie więzienia znika zupełnie - kiwnęła głową - Zaraz zejdę, dziękuję.
Kiedy Styryjczyk wyszedł, westchnęła ciężko i potrząsnęła głową. Czemu wystawiacie mnie na próby, bogowie?, pomyślała, ganiąc się za dziwne i nie do końca przystające pannie myśli, które przyszły jej do głowy, gdy strażnik wszedł do pokoju.
Z początku zdziwiła ją ta troska khorani, z drugiej strony jednak było w tym trochę racji. Zazdrosna żona, przyjaciele z oddziału czy ambasady... zaślepieni żalem i chęcią zemsty nie uwierzą w prawdziwą wersję zdarzeń. Nie uwierzą mi, że to nie ja...
Zacisnęła pięści. Uspokój się! Przecież to już minęło! Odetchnęła i zdjęła płaszcz. Głównie po tym ją przecież można rozpoznać. Zerknęła w lustro, zastanowiła się chwilę i wyjąwszy szpilę z włosów zawinęła je inaczej niż zwykle. Spojrzała na siebie krytycznym wzrokiem. Podkrążone oczy, blada cera, ciemna, ozdabiana złotymi tasiemkami suknia. Pokiwała głową. Nieco inaczej niż zwykle... no i płaszcza brak. Chociaż i tak, zważywszy na tą straż każdy, kto wie o co chodzi zorientuje się, kim jestem... zobaczymy.
Chwyciła notatnik (tym razem nie da go sobie ukraść!) i otworzyła drzwi. Na korytarzu, mijając gwardzistę ponownie uśmiechnęła się do niego i czym prędzej zeszła na dół, czując ciepło rozlewające się po policzkach.
Nie oglądając się na salę zasiadła przy jedynym wolnym i nakrytym stoliku i zaczęła posiłek. Dopiero teraz tak naprawdę poczuła jak bardzo jest głodna, na szczęście jednak zasady wpojone jej w Tyrelu nie pozwoliły na braki w kulturze osobistej przy jedzeniu.
Indiana - 16-11-2014, 23:08
Gwardzista, gdy przechodziła obok niego, odwzajemnił uśmiech i... no nie, chyba się zmieszał Ukłonił się bardzo dwornie i poszedł za nią na dół lustrując wzrokiem salę. Dwójka ludzi gapiących się jak sroka w kość na Emilię nie uszło jego uwagi. Skinął ręką i dyskretnie nie pokazując na salę, wyszeptał na ucho parę słów jednemu ze swoich ludzi.
Eri - 17-11-2014, 00:19
Eri uśmiechnął się lekko i spojrzał na rozmówczynię. Co jak co, ale pethabanka potrafiła go mocno zirytować. Niemniej jednak zmysł dyplomacji wykształcony przez lata przebywania na uniwersytecie nie pozwolił mu na okazywanie jakichkolwiek negatywnych emocji. Wzruszył tylko ramionami.
Wtem uwagę maga przykuła schodząca do sali młoda kobieta. Wyglądała dziwnie znajomo... Nagle serce Eriego zamarło. W końcu potrafił rozpoznać swoją...
Kobieta odwróciła się, uniemożliwiając mężczyźnie dalsze obserwacje. Nie był tego pewien... ale może warto spróbować.
Zerknął na Nem, wyraźnie oczekującą na jakąś reakcję. Niemal niewidocznie kiwnął głową w stronę nieznajomej.
Nem - 17-11-2014, 00:36
- Siedź. Nie ruszaj się z miejsca. Błagam nie podchodź do niej, bo jeszcze ktoś ci wbije nóż w plecy. Poczekaj podejdę do gwardzisty i poproszę go o rozmowę z Emilią, tylko nie zrób niczego głupiego! - Mówiąc to wstała i ruszyła w stronę styryjczyka stojącego przy schodach.
- Przepraszam - powiedziała lekko się uśmiechając. - Rozumiem, że pani Emilia da Tirelli jest pod pańską opieką. Otóż mi i mojemu przyjacielowi bardzo zależy na rozmowie z nią, ale w troszkę spokojniejszych warunkach. Czy jest to możliwe?
Indiana - 17-11-2014, 00:45
Gwardzista widział cię z daleka, tj. z około 6 m odległości waszego stolika od gwardzisty. Patrząc na ciebie i słuchając jednocześnie podniósł rękę i dwóch gwardzistów stojących przy zejściu ze schodów podeszło do Eriego (który mimowolnie wciąż wgapiał się w Emilię) i bezceremonialnie podniosło za ubranie do góry. Jeden wprawnym chwytem (to zawodowcy są) wykręcił mu rękę do tyłu, jednocześnie pochylając jego do przodu tak, że twarz zawisła mu nad blatem.
W karczmie ludzie zaintersowali się zajściem, zamilkli, patrząc co się dzieje.
Czwarty z gwardzistów, stojący dotychczas przy barze, stanął za plecami Nem.
- Bez zbędnych ruchów - powiedział dowódca przez zaciśnięte szczęki - Jeden niepotrzebny gest i źle się to dla was skończy. Brać ją!
Gwardzista za Nem złapał ją identycznie jak Eriego (pod rękę i za kark).
Emilia siedziała odwrócona i pisała, stolik jest ok. 3 m od dowódcy. O ile nie jest zbyt zajęta pisaniem, to usłyszy
Nem - 17-11-2014, 00:48
Nem nie drgnęła. Wiedziała, że są tylko we dwójkę, a Eri jest osłabiony.
- Moglibyście chociaż wytłumaczyć, o co wam chodzi - powiedziała spokojnie nie poruszywszy się.
Eri - 17-11-2014, 01:32
Eri jęknął lekko. Osłabienie spowodowane rytuałem tylko wzmogło bolesną pozycję, której właśnie doświadczał. Nie reagował jednak. Zachowywał spokój, jakkolwiek to było możliwe w zaistniałej sytuacji. Zmęczone członki nie próbowały stawiać najmniejszego oporu.
Jego umysł zaś krzyczał, czy raczej krzyczałby, gdyby był w stanie się przebić przez uczucie wyczerpania. Myśli maga płynęły powoli... bardzo powoli... dlaczego oni go tak traktują? Jak jakiegoś nieokrzesańca.
- Puść mnie. - powiedział powoli, spokojnym głosem. Mówił cicho, lecz krępujący go mężczyzna nie powinien mieć problemów ze zrozumieniem. W jego słowach nie było słychać zadnych negatywnych emocji. Ani pozytywnych. Tylko spokój.
- Macie nas. Nie mamy szans na ucieczkę. Ale pozwólcie nam przynajmniej porozmawiać po ludzku, a nie jak niewolnicy. - podniósł lekko wzrok, starając się napotkać spojrzenie prawdopodobnego przywódcy.
Aver - 17-11-2014, 01:39
Piła już kolejny kielich, sama nie wiedząc czemu. Tęsknota? A może chęć zapomnienia o ostatnich dniach?
Jej uwadze nie uszła cisza, jaka zapadła na salce. Cisza owa oderwała ją po chwili od pisania. Podniosła głowę, zainteresowana, cóż takiego się stało, co mogło przerwać restauracyjny gwar.
Obejrzała się.
Z początku nie zauważyła, kim są ludzie złapani przez straż. Czy to porządna, ciepła strawa, czy też któryś z kolei kieliszek wina zamroczył i przytłumił jej zmysły? Tego zapewne się nie dowiemy.
Tak czy inaczej, zmrużywszy oczy przyglądała się kobiecie złapanej przez gwardzistów. Coś jej przypominała, coś, zdawałoby się odległego o całe wieki. Śniada skóra, skrzące się od biżuterii włosy... Zmarszczyła brwi.
Naraz usłyszała jej głos, który otworzył kolejne drzwi w jej umyśle. Przed oczami stanęły jej wspomnienia z Srebrnogórza...
- Nem? - wyszeptała, niedowierzając. Potrząsnęła głową. To nie możliwe, przecież wyjechała jak tylko wróciliśmy do Vekowaru... a może nie?...
Przyjrzała się kobiecie dokładniej, usiłując skupić się na tym, czy na pewno się nie myli.
Przez ciszę przebił się inny głos. Cichy, acz dobrze w tej gęstej atmosferze słyszalny. I nie do pomylenia z żadnym innym.
Zerwała się i niemalże przewróciła. Zakręciło jej się w głowie, musiała oprzeć się o stół. Po chwili jednak stanęła prosto i spojrzała na narzeczonego, po czym przeniosła wzrok na dowódcę.
- Czemu ich obezwładniliście, panie? Cóż takiego ci ludzie zrobili? - uniosła brwi, nadając swojej twarzy zdziwiony wyraz.
Indiana - 17-11-2014, 02:16
(Za Emilią jest jej stolik, tuż obok wyjście zza kontuaru, za nim jakieś drzwiczki, do komórki czy coś i dalej korytarz, chyba do kuchni. Kręci się tam kilka osób, jedna kelnerka z tacą pełną kufli, dwóch chyba kuchcików, którzy wyszli z kuchni, zobaczyć, co się dzieje, druga kelnerka właśnie wchodziła do kuchni, więc lekkim łukiem ominęła gwardzistów i Nem, ktoś, chyba pomywacz, wyszedł jeszcze z wnęki po lewej (pewnie zmywaka). Całość widzi Nem, Emilia o ile się odwróci, Eri nie bardzo)
Dowódca gwardzistów odwrócił się do Emilii:
- Wybacz Emi... pani, przepraszam. Każdy kto się do ciebie zbliża, jest potencjalnym zagrożeniem, ale jeśli znasz.... - w trakcie mówienia jego (cudnie niebieskie ) oczy stopniowo zamiast patrzeć na Emilię, przenosiły wzrok nad jej ramieniem.
Nem dostrzegła, jak zza pomywacza, wycierającego ręce o fartuch, wychodzi jeszcze ktoś, w dość dziwnej pozycji. Początkowo nie zrozumiała. To było jakieś 3 m od Emilii.
Gwardzista nagłym ruchem złapał Emilię za ramię i mocno pchnął na bok, tak, że zahaczyła o stolik i wywaliła się na ziemię. Skoczył do przodu, ale coś odrzuciło go w tył, opóźniając o chwilę. Zdążył krzyknąć:
- Chrońcie ją! Dwóch za mną!
Gwardzista trzymający Nem puścił ją i podbiegł do wygrzebującej się spod stolika Emilii tak, żeby ją zasłonić przed ewentualnym napastnikiem.
Z tych, którzy trzymali Eriego, jeden trzyma dalej, drugi pobiegł za dowódcą.
Ten ostatni rzucił się w tej korytarzyk prowadzący do kuchni. Tam dało się dostrzec człowieka, który raz jeszcze machnął ręką, tym razem chybił (niewielki nóż odbił sie od kontuaru i upadł na podłogę), pchnął pomywacza na kelnerkę z tacą, która wpadła na dowódcę gwardzistów.
Drugi Styryjczyk (ten co przedtem trzymał Eriego) przeskoczył nad nogami Emilii, wyminął kelnerkę i dowódcę i rzucił się w pościg. Z kuchni dobiegł odgłos tłuczonych naczyń, przewracanych szafek, krzyk ludzi.
Niemal równocześnie z tym zamieszaniem z sali zerwały się też dwie osoby. Zupełnie nie wyróżniający się niczym, z dwóch przeciwległych stron sali. Eri mógł dostrzec też jednego na galeryjce. Rzucili się oni w kierunku Emilii.
Nem - 17-11-2014, 10:20
Nem bez wahania chwyciła stojący na pobliskim stoliku kufel z piwem i rzuciła go tak, żeby rozbił się pod nogami jednego z napastników, licząc, że nadepnie na szkło, albo wywróci się na mokrej podłodze.
- Eri tam jest jeszcze jeden, zatrzymaj go! - Krzyknęła biegnąc już w kierunku leżącej na ziemi Emilii. - Przepuśćcie mnie, spróbuję ją jakoś oprzytomnić! Emilia kamienna skóra! Szybko!
Aver - 17-11-2014, 18:38
To wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zauważyła kiedy nagle znalazła się pod stołem. Słysząc krzyki i ogólny chaos znów zakręciło jej się w głowie, nie wiedziała co zrobić, więc zamiast dalej próbować wygrzebywać się spod stołu stwierdziła, że chyba bezpieczniej będzie pod nim. Ale z drugiej strony... tam jest Eri!
Jak przez mgłę dotarł do niej głos Nem.
- Ale mi nic nie jest... - stwierdziła zachrypniętym głosem. Odchrząknęła i spróbowała użyć przypomnianego przez Nem czaru, ale plątał jej się język, palce nie chciały ułożyć się tak jak powinny i w efekcie zamiast kamiennej skóry na jej dłoni pojawiło się kolejne skalne zwierzątko, aczkolwiek wyglądające dość... kanciasto i pokracznie.
Zagryzła wargę. Zaczynało ją to powoli martwić.
Zebrała się w sobie i jeszcze raz, łapiąc się za ramiona i powoli przesuwając po nich dłońmi wypowiedziała zaklęcie.
- Gogortasuna neratekada indargari... - ostatnie słowo wypowiedziała szeptem, czując, jak uchodzi z niej energia. Z jednej strony ucieszyło ją to, bo zaklęcie zadziałało, jednak osłabienie mówiło jej, że nie potrwa zbyt długo.
Czując się nieco bezpieczniej postanowiła jakoś wyleźć spod stołu (i nie oberwać czymś latającym przy okazji).
Indiana - 17-11-2014, 18:55
Emilia:
Zaklęcie zadziałało, przez co ruchy ci się mocno usztywniły, palce przestały być precyzyjne (przez co uchwyt na krawędzi stołu ci się wyślizgnął i huknęłaś z powrotem, przewracając krzesło), ale opłaciło się - posłany z galeryjki bełt z niewielkiej kuszy rozprysnął się na twoim ramieniu. Gwardzista, osłaniający cię, zauważył intruza i rzucił się w twoim kierunku, zarabiając drugim bełtem w udo, ale ustał. Usiłował ogarniać wzrokiem całą salę, rozglądając się chaotycznie z długim wąskim mieczem gotowym do odbicia ataku.
- Calid, za tobą!! - krzyknął w kierunku swojego dowódcy, który odepchnął w tym czasie upadającą na nią kelnerkę i też skoczył w kierunku Nem i Emilii.
Drugi z gwardzistów trzymający Eriego pchnął go w bok (w sensie odepchnal) skoczył na galeryjkę. Stojący tam zabójca zdążył przeładować jeszcze raz i dla patrzących było jasne, że gwardzista nie zdąży.
Na okrzyk towarzysza Calid odwrócił się w sam czas, by przyjąć atak ciężkim, krótkim tasakiem z zamkniętą gardą, który ukośnym potężnym cięciem z góry zdążał prosto w głowę podnoszącej się Emilii. Cienki rapier ledwie wytrzymał siłę cięcia, na szczęście Calid sparował tuż przy rękojeści i natychmiast poprawił kopnięciem, przeciwnika odrzuciło, Calid wyszedł krótkim sztychem, natychmiast wycofując ostrze, po czym kolejnym kopnięciem wytrącił trzymającemu się za dziurę w brzuchu przeciwnikowi tasak.
Eri - 17-11-2014, 23:05
(Ejj, to ja mam monopol na niebieskie oczy )
Odepchnięty Eri zatoczył się, szybko jednak odzyskał równowagę. W końcu ostatnie dni spędził na pokładzie. Spojrzał w stronę strażnika, który go odepchnął - ten wspiął się już na galeryjkę, starając się zneutralizować kusznika.
Kusznik jednak już przeładował. Styryjczyk żadną miarą nie zdąży doń dobiec... ale zaklęcie może.
Mag uniósł przed siebie rękę, po czym z oszałamiającą prędkością wypowiedział cicho:
- Kankara soru neratekada eder.
Wtem, tuż przed jego ręką zmaterializowała się malutka drobinka lodu. W niesamowitym tempie zaczęła się ona formować w ostry sopel długości ok. 20 centymetrów i w oszałamiającym tempie wystrzeliła w kierunku zamachowca.
Nektórzy uważają magię wody za najpiękniejszą ze wszystkich sztuk... zaliczał się do nich również Eri. Światło wytworzone podczas rzucania zaklęcia odbijało się w pocisku niesamowicie, rzucając różnokolorowe wstęgi na ścianę. Trwało to ledwie ułamek... ledwie chwila śmiercionośnego piękna.
Indiana - 17-11-2014, 23:25
/Nareszcie /
Śmiercionośne piękno dotarło do celu. Lodowy sopel wbił się z obrzydliwym chrzęstem w potylicę kusznika, który ułamek sekundy wcześniej odwrócił się i wystrzelił w dół pomieszczenia. Trafił gwardzistę, osłaniającego Emilię, ten upadł na jej nogi, utrudniając poruszanie się jeszcze bardziej i zalewając spodnie krwią.
Ten, który wbiegał na galeryjkę, zobaczył, że kusznik oberwał i już chciał zawrócić, ale w tej chwili z korytarza u góry wybiegł kolejny zabójca. Gwardzista rzucił się w jego kierunku niskim sztychem, tamten zablokował, zwarli się na chwilę w walce.
Na dole Calid dobił tego od tasaka, zachwiał się lekko i odruchowo zerknął na prawy bark. Spod taśmy płaszcza przewiązanego przez ramię na skos na rudym skórzanym kaftanie rosła ciemna krwawa plama. Rzucił się na tego drugiego, który w tym czasie zdążył prawie dobiec do Emilii. Obaj wylądowali na ziemi i przetoczyli się w kierunku (:P) kominka znajdującego się lekko w bok od stolika Emilii.
Wszyscy troje z niejakim niepokojem zauważacie kolejne osoby, które niebezpiecznie zbliżają się do walczących i zaczynacie mieć wrażenie, że cała sala w tej cholernej karczmie jest wypełniona zabójcami.
Nem - 17-11-2014, 23:57
Nem dobyła swoje ulubione metalowe gwiazdki i rzuciła w stronę kilku zbliżających się napastników. Rozejrzała się na pobliskie stoliki i złapała najbliższy nóż, po czym podbiegła do kominka, przy którym leżał styryjczyk z zamachowcem. Wykorzystała to, że napastnik jej na początku nie zauważył i to, że był zajęty turlaniem się po podłodze z Calidem. Złapała go za nadgarstki i szybko wypowiedziała formułkę eraldaceta neratekada murru odbierając mu władze w rękach na kilka sekund i umożliwiając styryjczykowi szybkie pozbycie się przynajmniej jednego problemu. Przeskoczyła zwinnie nad nimi, wyjęła nóż z barku Calida, złapała go za ranę i użyła kolejnego zaklęcia eraldaceta muthu indargari, a następnie pobiegła pomóc Emilii wydostać się spod gwardzisty, który właśnie uniemożliwiał jej poruszanie się.
- Możesz postawić tu jakąś ścianę? - Powiedziała szybko, przesuwając wykrwawiające się ciało styryjczyka.
Eri - 18-11-2014, 00:18
Eri nie zdążył nawet sprawdzić efektu zaklęcia. Za toczył się z wysiłku - do jego limitu pozostało naprawdę niewiele.
Rozejrzał się, dysząc ciężko. Wolał zostawić ostatki na many na sytuację krytyczną. Szukał przy okazji jakiejs drogi ucieczki.
Indiana - 18-11-2014, 00:43
Wasze wrażenie, że spora część knajpy zamierza was zabić, było całkiem bliskie prawdy.Konkretniej celem ewidentnie była Emilia.
Nem uporała się z odsuwaniem martwego gwardzisty. Emilia uporała się ze sprzeciwem stolika, który nie chciał by wstała. Calid podniósł się, a właściwie poderwał z ziemi, skinieniem głowy podziękował Nem i skoczył w kierunku Emilii, przodem do sali, odsuwając ją ramieniem bliżej ściany (tej z kominkiem ), przy której łatwiej byłoby się bronić. W tej krótkiej chwili zdąża jeszcze odbić rapierem wystrzelony w jej kierunku pocisk, tym razem z łuku (jeden z zabójców dla łatwiejszego celu wskoczył na ławę, był świetnie widoczny), lewą ręką złapał stojący na kominku świecznik, przerzucił go w dłoni cięższą częścią do przodu. Rzucony przedmiot zawirował w powietrzu i wyrżnął łucznika w twarz, wgniatając mu nos w mózg.
Eri (który w końcu podchodzi do Emilii! ) jednak nie wygląda na tyle neutralnie, na ile sądzi, że wygląda. Zanim dziewczyny zdążyły zareagować, Calid złapał go lewą ręką za fraki, rzucił na ziemię i zamachnął się do wpakowania mu sztychu między oczy.
Aver - 18-11-2014, 01:03
Wciągnęła głośno powietrze, kiedy Calid pchnął ją w kierunku ściany. Mało co, a by na nią nie wpadła, i pufnęłaby aż na taki tupet, gdyby nie dwie rzeczy: obrzydliwy chrzęst miażdżonych kości twarzoczaszki i Styryjczyk, który rzucił Eriego na ziemię z zamiarem...
- NIE! - wrzasnęła i tak szybko, jak jeszcze nigdy w życiu (adrenalina robi swoje) chwyciła rapier Calida za ostrze i nie zważając na kaleczącą stal wypowiedziała krótkie zaklęcie - Gogortasuna murru!
Nie spodziewała się jednak, że zaklęcie osłabi ją całkowicie, i ostry ból w skroniach naraz znikł, tak jak i reszta rzeczywistości, którą pochłonęła ciemność, otulająca Emilię jak ramiona snu...
(zaklęcie osłabienia twardości/substancjalności - teoretycznie mieczyk się zrobi taki... z gumy czy coś)
Nem - 18-11-2014, 01:14
Równocześnie z działaniem Emilii Nem rzuciła się szybko na ziemię.
- On jest z nami! - krzyknęła, odciągając ledwie przytomnego Eriego na bok i pomagając mu wstać.
- Eri dajesz radę? - Złapała szybko swój przewieszony w pasie bukłak z wodą, po czym polała mu lekko ręce. - Pobierz z tego przynajmniej trochę energii, żebyś chociaż mógł stać sam.
Indiana - 18-11-2014, 01:25
Zaklęcie Emilii podziałało, zresztą Calid natychmiast cofnął sztych, przy okazji tnąc ją niechcący po dłoni. Odrzucił zepsuty rapier nie tracąc czasu na pytania wyszarpnął nóż i przejął następny atak opryszka, który skoczył z najbliższego krzesła prosto na niego. To nie był najlepszy pomysł tego opryszka - gwardzista przechwycił go nożem w locie i przerzucił w bok, prawie patrosząc.
Korzystając z chwili, gdy pozostali mieli za duży dystans, a nie było widać żadnego strzelca, odwrócił się do Emilii, przyklękając przy niej.
- Pani... Emilio... Musimy uciekać! Spodziewaliśmy się ataku, ale nie aż tak zmasowanego, musimy uciekać do pałacu, tam jest Ylva i reszta gwardii... - twarz miał zachlapaną krwią, trudno stwierdzić, czy swoją, czy wrogów, włosy lepiły się do tej krwi - Tylne wyjście. Przeciśniemy się przez kuchnię - wskazał na przejście, które było właściwie puste, bo większość obsługi karczmy leżała plackiem na ziemi, bojąc się podnieść albo uciekła. Gwardzista ujął Emilię za rękę i delikatnie otoczył ramieniem - Proszę, na Tavar i wszystkich bogów, zaufaj mi. Ścigają cię, ci którzy cię w to wrobili, zechcą cię zabić gdziekolwiek będziesz. Mniejsza o gwardię, mniejsza o Styrię, chodzi o ciebie. Zaufaj mi, pani....
Eri - 18-11-2014, 01:27
-Indarra desargatzea atrium... - Eri mruknął. Jego ręce lekko błysnęły. W mgnieniu oka poderwał się i złapał upadającą Emilię.
- Jeśli chcesz, żeby przeżyła, nie pozbawiaj się sojuszników! - krzyknął gardło wym głosem. Z jego oczu poplynęły łzy.
Rzecz jasna wciąż o statkami sił zachowywał koncentrację, gotowy do rzucenia szybkiego zaklęcia w razie niechęci Calida.
Nem - 18-11-2014, 01:34
- Wynieście ją! Ja się nią zajmę, jak już będziemy w spokojniejszym miejscu. Eri Możesz jeszcze ostawić jedną ścianę za nami po tym, jak przejdziemy przez przejście? - Mówiąc to ruszyła w stronę drzwi.
Aver - 18-11-2014, 01:40
- Nigdzie się... bez nich... nie ruszam... - wyszeptała, tuląc się do narzeczonego, czy to z miłości, czy po prostu z braku możliwości utrzymania równowagi. Głowę ściskały jej niewidzialne, magiczne imadła.
- Do pałacu... owszem... ale nie bez nich...
Nie spodziewała się jednak, że zaklęcie osłabi ją całkowicie, i ostry ból w skroniach zaatakował ze zdwojoną siłą, przez co zachwiała się i niemalże upadła.
Indiana - 18-11-2014, 01:50
Gwardzista krótki ułamek sekundy oceniał to, co widział i to, kim był mężczyzna, którego omal przed chwilą nie zabił. Na jego twarzy pojawił się wyraz jakiejś rezygnacji czy żalu.
Zdązyliście się cofnąć już do tego przejścia, łączącego salę karczmy z kuchnią, widzieliście otwarte drzwi od zaplecza kuchennego (ten pierwszy zamachowiec goniony przez gwardzistę uciekał tamtędy. Ten gwardzista też był widoczny, leżał martwy w drzwiach).
Calid westchnął i odwrócił się do sali.
- Do wyjścia - powiedział zdecydowanym tonem, podnosząc z ziemi broń, krótki miecz ofirskiego typu. Na sali ludzie niezaangażowani albo już wyszli/wybiegli, albo kryli sie pod stołami. Widać było ilu jest napastników - sześciu. Co prawda żył jeszcze ten gwardzista na galeryjce, ale cofał się, mając przeciwko sobie kolejnych dwóch.
Rzucili się na was dwójkami. Calid stanął w przejściu, pierwszy cios zbił mieczem, autor ciosu zebrał kopa i poleciał do tyłu. Drugi przeciwnik nie miał szans sam na sam, spłynął po mieczu przebity na wylot. Calid zdążył odbić jeszcze strzał z łuku.
- Uciekać! - wydarł się tonem wkurzonego sierżanta.
Aver - 18-11-2014, 02:20
Gdy wychodzili, spojrzała się ostatni raz za siebie, na Calida. Żal jej było tego miłego Styryjczyka, który z tak wielkim oddaniem wykonywał rozkaz khorani... i widać nie tylko khorani. Zauważyła jego wzrok, kiedy zrozumiał, kim jest Eri, i ogarnęło ją lekkie, kłujące w serce poczucie winy.
Bogowie... Tavar... Miejcie w opiece tego człowieka...!
Eri - 18-11-2014, 17:03
Eri ruszył w stronę wolności. Wciąż podtrzymywał narzeczoną mimo niewielkiego zasobu sił. W myślach rozważył wszystkie za i przeciw, po czym chwycił delikatnie za nadgarstek narzeczonej.
- Ura Indargari... - wyszeptał, czując opadające siły.
Emilia poczuła, jak puls powoli jej przyspiesza. Ożywiła się nieco i zyskała na siłach.
Eri zaś na chwilę stracił równowagę, jednak natychmiast oodepchnął się ręką od ściany. Twarz mu lekko poszarzała, jednak wciąż był w stanie iść dalej.
Indiana - 18-11-2014, 20:27
Zakładam, że Nem się nie odłączy od was, więc idziemy dalej
Wybiegliście przez otwarte na oścież drzwi od kuchennego zaplecza, przeskakując (i potykając się) nad leżącym tam gwardzistą. Ostatni rzut oka na przesmyk przy kuchni dał wam informację, że Calid wciąż się tam bronił, ale nie wyglądało, aby miało to długo potrwać. Któraś ze strzał trafiła go w końcu w mięsień uda, rzucając na jedno kolano, ale z tej pozycji wciąż się opędzał i rozdawał śmiertelne dla przeciwników ciosy.
Na ulicy prawie całą trójką wyłożyliście sie na bruk. Stanowiliście obraz nędzy i rozpaczy, mogący też jednak kojarzyć się z trójką nieźle naprutych imprezowiczów - zataczaliście się na miękkich nogach i mówiliście coś bez ładu i składu.
Byliście w bocznej uliczce między zajazdami Złoty Kwiat i Pod Żaglem. Przed wami widniała olbrzymia dziura... zawalone zejście prowadzące prosto pod ten pierwszy budynek. Z waszej lewej widać było ulicę Na Skos, a stamtąd słyszeliście jjuż tupot nadbiegających - najwyraźniej zabójcy polujący nawas w karczmie, nie mogąc się wydostać przez kuchnię, cofnęli się do głównego wejścia i okrążyli budynek. Rzeczywiście, nie minęła sekunda, a zza winkla wyłonił się człowiek uzbrojony w kuszę. Widząc was poświęcił sekundę na ocenę, czy to na pewno ci których szuka, przyklęknął dla pewniejszego strzału i nacisnął spust. Bełt rozciął Emilii skórę na lewej skroni. Tamten zaklął i przeładował. Nadbiegali następni.
Nem i Eri:
Oboje Emilię znacie i lubicie, niektórzy nawet więcej. Jednak teraz oboje odczuwacie względem niej coś dziwnego. O ile Eri może to mylić z nagłym przypływem ciepłych uczuć do dawno nie widzianej ukochanej, to Nem jednak czuje sie dziwnie z tym. Mówiąc najprościej - Emilia narzuca się myślom. Odczuwacie w każdej chwili, gdzie ona jest, w którą stronę idzie, gdzie patrzy, co zwraca jej uwagę. Skupia na sobie wasze myśli bardziej niż wskazywałaby na to cała sytuacja.
Aver - 18-11-2014, 22:05
Skroń zapiekła ostro, coś gęstego i ciepłego zaczęło spływać jej po twarzy. Wciągnęła powietrze przez zęby i przypadła do ziemi (a może się potknęła?). Przyłożywszy dłonie do podłoża i inkantując słowa pobrania pochwyciła energię z jej ukochanego żywiołu, co sprawiło iż poczuła się nieco lepiej niż poprzednio.
Rana, choć nie głęboka, utrudniała myślenie, jednak rozum podpowiadał jej, że są zbyt wyczerpani, by zmierzyć się z dwakroć większą liczbą przeciwników. Spojrzała na bladego Eriego i zagryzła wargę.
Naraz przyszedł jej dziwny i szalony pomysł do głowy.
Rozprostowawszy dłonie przed sobą wykrzyczała szybko zaklęcie kamiennej ściany:
- Hiarra xirit indargari neratekada indargari! - i pociągnęła przyjaciół do tyłu. Teoretycznie mieli 10 sekund póki ściana się nie rozpadnie...
Chciała najkrótszą drogą dostać się do portu i miała nadzieję, że domyślą się gdzie biegną a jednocześnie napastnicy pomyślą co innego.
Cóż. Nadzieja umiera ostatnia, czyż nie?
Nem - 18-11-2014, 22:42
Ponieważ miała najwięcej siły, złapała przyjaciół za ręce i pociągnęła ich do przodu, wymawiając słowa zaklęcia wzmocnienia eraldaceta muthu indargari indargari indargari. Z jakiegoś powodu wiedziała, że musi biec nad morze. Nie wiedziała czemu, ale to jej się narzuciło. Tak jakby jakaś siła z zewnątrz.
Eri - 18-11-2014, 22:55
Niewiele myśląc, podążył za Nem. Zorientował się szybko, że zmierzają nad morze, co sprawiło mu nie lada radość. W końcu woda poznacza rytuał...
Indiana - 19-11-2014, 12:51
Wyrastająca przed nosem kamienna ściana nie jest tym, czego człowiek zwykle sie spodziewa, biegnąc. Ten, który się rozpędził w waszym kierunku, też się nie spodziewał i w sumie trochę żałowaliście, że zza ściany nie widzieliście, jak właściwie wyglądało jego spotkanie zobrazowane bardzo nieprzyjemnym plasknięciem i chrupotem.
To by mogło być nawet wesołe, gdyby nie to, że krew z rozoranej skroni wlewała się Emilii za kołnierz (co gorsza łaskotała ją w ucho, czoło jest szalenie ukrwione i każda rana powoduje fontanny), co jej nie poprawiało i tak słabego samopoczucia.
"W kierunku morza" w przypadku waszej lokalizacji
-> mapa. Wypadliście w uliczce między żółtym a zielonym kwadracikiem. Od Na Skos idzie obława.
oznaczało przebiec przez niewielki placyk z usytuowanym na nim osobnym budynkiem magazynów, a potem szeroką aleją skręcić w lewo na zachód, wypaść na wybrzeżu w części wojskowej (i co właściwie planowaliście dalej? bo chyba nie wypłynąć?) lekko na północ od molo. W rejonie imprezowym marynarzy i wszelkiego miejskiego elementu, choć nie tak ponurym i groźnym jak południowy rejon doków.
Ale to w sumie nie było ważne. Wypadliście (wyturlaliście się ledwo powłócząc nogami) na ów placyk z magazynem i już zaczynaliscie rozumieć, że wasz plan jest dobry, tylko że do bani. Pościg szedł też od morza.
Kolejni napastnicy biegli od owej szerokiej alei, jeden tarasował wam drogę od wąskiej ulicy (tej centranie na wprost od was, wiodącej na północ, równolegle do Białej) i tylko droga na wschód wydawała się wolna.
Nem - 19-11-2014, 13:54
Nem zwróciła się w kierunku wschodnim i puściła rękę Eriego, licząc na to, że sam da radę się dalej biec (albo się turlać). Położyła ją w biegu na ranie Emilii i wyszeptała zaklęcie eraldaceta muthu indargari, żeby ją zasklepić. Na wszelki wypadek wyciągnęła bandaż z torby i podała go Emilii.
- Przyciśnij go mocno - powiedziała dysząc. - Musimy się jakoś dostać do pałacu. Tamten styryjczyk wspominał, że Ylva powinna nam pomóc.
Aver - 19-11-2014, 19:59
- Dzięki - wydyszała.
Bieg z przyłożonym do piekącej skroni, z pokrwawioną połową twarzy i mokrą od tejże krwi sukienką nie jest zbyt przyjemną, a już na pewno nie łatwą rzeczą, jeśli goni cię horda z bożej niełaski zabójców. Zaklęła pod nosem wyjątkowo szpetnie po staroofirsku i pobiegła na wschód, ciągnąc słaniającego się narzeczonego.
- Wybacz luby, podładujesz się później - wyszeptała, po czym odwróciła się i postawiła kolejną ścianę... nie była jednak pewna, czy utrzyma się choć chwilę - zaklęcia rzucane w biegu nie są zbyt mocne.
Miała nadzieję, że zabójcy będą biec za nimi, i żadnego z nich już na ulicy prowadzącej na plac Główny nie będzie. A jeśli będą... to cóż. Może uda jej się znaleźć trochę siły, by móc się przebić, ale walka była ostatecznością. Troje magów, z czego dwoje wyczerpanych i jeden ranny nie mają szans z grupą wyszkolonych zabójców... Chociaż skoro wciąż żyję, to może ich przeceniam?
Chcieliśmy podładować Eriego, żeby mieć większe szanse w walce... ale jak ni da rady, to lipa.
Eri - 19-11-2014, 21:33
Eri westchnął ciężko. Powoli zaczynał tracić siły, co nie rokowało zbyt dobrze. Nie lubił też, kiedy nie pozostawiano mu wyboru... a to była właśnie taka sytuacja.
- Tia... - mruknął tylko w stronę narzeczonej, patrząc, jak Emilia rzuca kolejne zaklęcie. Brak many zaczął doskwiera również jej...
Indiana - 20-11-2014, 00:31
Ulica, w którą weszliscie,początkowo była wąska, gdy przedostaliście się przez to "gardło" za nim był kolejny nieduży plac, za nim dalej na wschód - Wschodnia Brama.
Na środku niedużego placu stała fontanna. Czynna.
Niewiele myśląc doskoczyliście do tej fontanny, licząc na to, że uda się może chociaż szybkie pobranie. Na rytuał nie było czasu. I nie było szans. Ale szybkie pobranie przywróciło trochę sił kawalerowi.
I wtedy od strony wschodniej bramy zobaczyliście kolejnego... a może to już poczucie zaszczucia dawało się we znaki i zwykłego uzbrojonego człowieka (co przecież niczym nienormalnym w Vekowarze nie było) wzięliście za zabójcę.
Dość, że odruchowo rzuciliście się w lewo, w bardzo wąski, na 1 osobę, przesmyk między budynkami, wiodący na plac wschodni.
Pościg deptał wam po piętach. Odwracając się w popłochu dostrzegliście kolejnego kusznika, który u wylotu uliczki złożył się do strzału. Celował w Emilię, to już wiedzieliście, więc jedno z was popchnęło ją w bok z całej siły.
Bełt świstnął koło was.Usłyszeliście głośny krzyk, a potem jeszcze jeden przeciągły wrzask kobiety.
I wtedy stało się coś, czego się absolutnie nie mogliście spodziewać. Pozbieraliście Emilię z ziemi, wpadliście na plac wschodni... po to, żeby zobaczyć, jak drafiony bełtem jeden z uciekinierów osadników zatacza się i pada na ziemię tuż obok krzyczącej kobiety, która próbowała go powstrzymać.
- Stamtąd! Stamtąd strzelali! Mordercy! - krzyknęło kilka osób w kierunku uliczki, z której właśnie wybiegliście. Co prawda żadno z was nie miało kuszy, ale tłum rzadko myśli logicznie, a żadne z was nie miało też siły, żeby głosem i postawą nad tłumem zapanować. Kilku osadników złapało w ręce broń, kobieta trzymająca na rękach umierającego szlochała rozdzierająco. Kilka osób ruszyło ku wam, ewidentnie nie chcąc raczej was przytulić.
- To nie my - mówiliście, ale nikt was nie słuchał. Hałas rósł. A za plecami, w uliczce widzieliscie wyraźnie przyczajone postaci zabójców.
Aver - 20-11-2014, 01:42
/Piszę też za Eriego - telefon mu padł i nie ma jak odpisać/
Nie było czasu. Gorączkowo myślała, co zrobić, aż w końcu przyszedł jej do głowy plan tak sprytny, że aż się zdziwiła.
Gdyby tylko ten tłum zobaczył, że to my uciekamy... Jakby coś nas zaatakowało stamtąd...
Zobaczyła bystre spojrzenie niebieskich oczu narzeczonego, który niezauważalnie kiwnął głową i po cichu wyszeptał zaklęcie, delikatnie manipulując rękami w stronę przejścia, z którego uciekli:
- Kankara soru xirrit neratekada eder...
Nie wiedziała, czy to na pewno zadziała, ale gdy poczuła mocne uderzenie w plecy padła na kolana, po czym jak nieżywa padła na ziemię. Czuła, jak zimna woda moczy jej sukienkę, spływając po zaschniętej krwi, co jeszcze bardziej ją uwydatniło i sprawiło, że rozprzestrzeniła się po reszcie czystego ubrania.
Oby się udało, oby się udało...Nem, proszę, zrób coś, niech ich zauważą...
Rozbolała ją głowa. Chyba za mocno uderzyła o kocie łby na placu.
Zaklęcie wodnego pocisku, czy jakoś tak.
Nem - 20-11-2014, 01:44
Nem szybko zareagowała. Złapała się prawą dłonią za lewy nadgarstek i wyszeptała eraldaceta neratekada xirrit i przesunęła prawą dłoń na swoje gardło. Straciła czucie w lewym nadgarstku, ale za to była w stanie dość głośno krzyknąć.
- Zabójcy!!! Mordercy!!! Tam są! - Wskazała prawą ręką w stronę ukrytych w ciemności zamachowców, licząc, że przekieruje emocje wściekłego tłumu na prawdziwych napastników. - Pomocy! Moja przyjaciółka umiera! Zabili ją! Zabili ją! - Przyłożyła głowę do jej piersi zasłaniając wszystkim zebranym widok na prawie całe jej ciało. - Nie oddycha! Serce jej już nie bije - głos się jej załamał, ale wyszło dość naturalnie, więc po prostu została w takiej pozycji. Wyglądało, jakby szlochała.
Indiana - 20-11-2014, 02:09
O ile rozumiem, zaklęcie z wodą miało wskazać, że ktoś zasunął zaklęciem od strony przejścia w was, tak? Nie wiem, jakie zaklęcie rzuciła Nem.
Zrobiło się naprawdę poważnie. Zaklęcie Eriego zostało zauważone przez wiele osób, kilka nawet pobiegło w tamtą stronę, krzycząc:
- Jest ich więcej! Czarownicy!
Kilka osób z dezorientacją spojrzało na leżącą Emilię i na Nem, która krzyczała o zabitej przyjaciółce. Ktoś nawet podbiegł, próbując pomóc.
Ale niestety dla was uwagę tłumu skupiał zabity i ta, która przy nim siedziała. Płacząca do tej pory na ziemi kobieta oddała ciało zabitego komuś innemu, ewidentnie też bliskiemu, bo chłopak płakał i tulił się do martwego mężczyzny i zerwała się w waszym kierunku.
- Mordercy! - krzyknęła łkając - On miał czwórkę dzieci! Wczoraj urodziła mu się córeczka! Ma na imię Sirion! Zadowoleni? Zabiliście go! Nic wam nie zrobił! - mówiąc to szarpała się ku wam, wyrywając kilku parom trzymających ją rąk, aż w końcu się wyrwała, próbowała dostać się do leżącej na ziemi Emilii, ale Eri zdoła zablokowac jej drogę, więc z rozmachu uderzyła w twarz Nem, rozcinając jej łuk brwiowy. Ktoś ją odciągnął, ale z kilku stron posypały się kolejne ciosy...
Nie byliście pewni, czy huk, jaki się rozległ, był efektem uderzeń czy zaistniał rzeczywiście. Jednak zrobiło się nagle bardzo cicho, więc istniała duża szansa, że był to prawdziwy achemiczny granat hukowy.
Zanim przebrzmiał, ktos wrzasnął potężnym niskim głosem:
- Dość! Odsunąć się! W tej chwili!
Jakieś ramiona podniosły was do góry, zobaczyliście wergundzkie zielone kaftany i płaszcze zielonego tymenu. Odgrodziły was od tłumu. Niewielki oddział nie musiał nawet dobywać mieczy z pochew, widać było, że garnizon cieszy się oczywistym poważaniem.
- Co tu się stało? - odezwał się człowiek, który przed chwilą krzyknął - PO KOLEI! - huknął, uciszając chór głosów, który właśnie w tym momencie rozpoczął kakofonię. Umilkli. W końcu z tłumu wyszła ta płacząca kobieta.
- Jesteśmy ze wschodnich osad, przybyliśmy przedwczoraj, jest źle, koczujemy w oboozowisku...
- Do rzeczy - przerwał jej oficer łagodnie ale stanowczo - Co się stało.
- Zabili mi brata. On ma ... miał.. - załkała - dzieci, wczoraj.. się... urodziło... osierocił...
- To prawda? - zwrócił się do was. Z trudem, ocierając krew z opuchniętych od uderzeń twarzy tłumaczyliście...
Nem - 20-11-2014, 02:46
-Ten człowiek został zabity z kuszy. Czy widzisz, żebyśmy takową posiadali? - Zaczęła tłumaczyć. - Sami jesteśmy w kiepskim stanie, ponieważ banda zabójców czyha na życie naszej, leżącej tu, prawie nieprzytomnej przyjaciółki. Jeden z nich widocznie źle wycelował i trafił w tamtego mężczyznę. Zanim zdąży pan zapytać powiem, że ja nie wiem dlaczego ktoś próbuje ją zabić, ale nie jest to raczej wskazane, w końcu Styria zdecydowała dać jej ochronę nie bez powodu. Musimy się jak najszybciej dostać do pałacu, gdzie w końcu dowiemy się, o co dokładnie chodzi - powiedziała łamiącym się głosem.
/to eriego miało wyglądać jak bełt, a moje to przesunięcie energii z nadgarstka do strun głosowych, żeby móc głośno krzyknąć/
Indiana - 21-11-2014, 00:31
Oficer z uwagą wysłuchał tego, co powiedziała Nem. Jego ludzie nie pozostawiali wątpliwości, że w razie czego bez cienia skrupułów przyleją komuś z rozbrykanego tłumu. Ludzie odsunęli się, robiąc tyle miejsca, by mógł podejść i przyklęknąć przy Emilii, która z wielkim trudem podniesiona przez Eriego rozglądała się dookoła nieprzytomnym wzrokiem. Zerknął na ranę na skroni i mokrą od wody sukienkę. Skinął na Eriego, żeby podniósł dziewczynę, ale wtedy ktoś się do was przepchał przez zgromadzony tłumek, bezceremonialnie torując sobie drogę głowicą miecza.
- Dekurionie - usłyszeliście głos tego żołnierza - Brendanie, bierz oddział i wracajcie - mówiący był widocznie z dowódcą po imieniu - Proszą was o powrót do cytadeli, ktoś prawdopodobnie schwytał morderców Remberta.
Dekurion, nazwany Brendanem, skinął głową na znak, ze przyjął instrukcje. Rozejrzał się po zgromadzonych i westchnął:
- Tych tutaj zabieramy do cytadeli, zostaną tam przesłuchani i stwierdzmy, czy są winni. Świadkowie niech się pojawią tam jutro o świcie. Teraz zajmijcie się zabitym. - po czym nachylając sie do was szepnął - Nie róbcie nic głupiego. Cytadela to dla was teraz najbezpieczniejsze miejsce... - po czym spojrzał na Emilię, wyraz twarzy uległ zdecydowanej zmianie. Wyjął zza pasa manierkę i podał jej, uprzednio zmoczywszy w zawartości swoją własną chustę. Chustą z całą delikatnościa, na jaką stać było żołnierza, otarł jej twarz... Widząc że wymaga jednak większej opieki, powiedział- Niech pani pójdzie z nami, proszę. Tu nie jest pani bezpieczna....
|
|