Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

Grupa Niebieska - Wstęp

Prim - 23-09-2015, 01:23
Temat postu: Wstęp
Coyolli
Wtem na placu pojawiła się nowa postać. Szła w stronę Tlaton Azchiuneqa chwiejnym krokiem. Wyglądem nie przypominała żadnego z ludzi Qa, ani tryntyjskich jeńców i cywili. Być może dlatego, że była to niziołka.
Tuż za nią na placu pojawiła się grupa kapłanów. Ignorując zamieszanie, związane z osobą Brynjolfa, wszyscy podeszli do dowódcy i powiedzieli doń kilka słów. W oczach Tlaton Azchiuneqa na chwilę pojawiła się niepewność? Zdziwienie? By zaraz potem zniknąć i ustąpić opanowaniu.
Tlaton skinął głową i odpowiedział coś szybko Kontynuował przedstawienie. Bo cały pokaz, związany z osobą Brynjolfa Gunnarsona, nie był niczym więcej. Naznaczenie nie było przejęciem umysłu. Było tylko znakiem przynależności, uznania Opiekunów. Wprawdzie kapłani, poprzez rytuał mogli na naznaczonych oddziaływać, ale tylko poprzez interwencję samych bogów. To, co widziała publiczność spektaklu było tylko zaszczepieniem myśli. Ograniczonym, czasowym. Ale tego tryntyjczycy nie wiedzieli.
Wiedziała natomiast druidka, która w tym momencie obróciła głowę i w jednej chwili, w jej spojrzeniu Quoreftar zobaczył wszystko. To, co przed chwilą opanował w sobie dowódca.
W spojrzeniu Primuli Seweird, dawniej Namiestnika Castorów, a obecnie samego Castora Imperium, Maiput Ludu Qa, jaśniał strach.
Tego dnia Tlaton Azchiuneq odprawił wszystkich cywili z warowni.

Peuhtica
-….zwolennicy Brynjolfa otrzymali informacje o rytuale zdjęcia naznaczenia. Oczywiście wierzą, że to, co podał im nasz szpieg- zadziała. Niestety, ktoś im w tym przeszkodzi… - Tlaton popatrzył na zebranych i wskazał jeden z punktów na mapie, leżącej na stole - Przy szczelinie potrzebujecie czasu. Powinniście najpierw rozstawić bariery, a później samą pułapkę. To, co pozwoli nam wejść w wymiar bogów. Wierzę, że wszystko w tym celu zostało przygotowane?- Azchiuneq zwrócił się w stronę kapłanów
- Tak- odpowiedział mu Gerah Gedhe- myślę, że jesteśmy gotowi.
- Czy mikstury, potrzebne do tej wyprawy- również?
- Potrzebuję jeszcze kilkunastu godzin- odpowiedział mu Iker, członek oddziału Imperialistów, przebywającego w warowni.
Tlaton skinął głową.
- Dobrze. Gdyby zaatakowali was w drodze- nie przelewajcie ich krwi. Dość już jej wsiąkało w ziemię na kontr-forcie.
Zapadła cisza. Wszyscy spojrzeli na wiszący przy palisadzie złoty sztandar z gryfem. Ten, pod którym poległo tylu ludzi, ten który prowadził Północ do walki. Krwawej. Tragicznej. Przegranej.
Qa szanowali obrońców. Szanowali ich idee, ich poświęcenie. Zaciekli, waleczni. Tacy ludzie są potrzebni. Żywi.
Po chwili głos Raoqa przerwał wspomnienia tamtego dnia.
- Tlaton, czy wiadomo ilu wojowników liczy oddział, który zamierza odbić Brynjolfa?- zapytał
- Kilku, być może kilkunastu. Świetnie wyszkolonych, doskonale zaprawionych w boju ludzi.- odparł Tlaton Azchiuneq
- Zatem stawimy im czoła- odpowiedział Querevar, brat Raoqa w tarczy.
Tlaton odpowiedział mu skinięciem głowy.
- Pójdzie z Wami ticuahtli Quoreftar oraz Maiput Primula i jej ludzie. – skinął w stronę niziołki. - Pytania?- omiótł wzrokiem obecnych
- Kiedy wyruszamy?- odezwał się Quard
- Jeśli nic wam nie przeszkodzi- jutro o zmroku.- odrzekł Tlaton- Pozostała jeszcze jedna sprawa. Mów, Maiput.- obrócił się w stronę niziołki- słuchamy
Primula uniosła głowę, dotychczas schowaną w cieniu. Oczom zebranych ukazała się paskudna blizna, przebiegająca przez całą twarz. Jej własne naznaczenie od dnia Przebudzenia.
- Verlan mówi, że wracają.
Nikt się nie odezwał. Od dnia kiedy Tlaton odprawił cywili z warowni, wszyscy wiedzieli, że kapłani chodzą niespokojni. Szukają odpowiedzi.
Qorykohynaq przełknął ślinę.
- Jak?- spytał, przerywając ciszę
Primula pokręciła głową. Imperialista, powołany do życia przez Opiekunów, przebywający w Mgłach, również tego nie wiedział.
- Dwa dni temu, myśleliśmy, że Verlan się myli.- odrzekła- Ale dziś przeprowadziliśmy z kapłanami kolejny rytuał. Coś się dzieje w Mgłach.- zacisnęła wargi- Umarli na kontr-forcie tryntyjczycy próbują wrócić na naszą płaszczyznę. Przygotowują jakieś rytuały. Verlan na razie trzyma się z daleka, obserwuje ich.
- Tryntyjczycy ducha walki mają w sobie nawet po śmierci- przyznał Quoreftar
- Jest jeszcze coś…- Prim zagryzła wargi- Mori Khan. – potrząsnęła głową.- On też tam jest.

Temictli
Tej nocy nikt nie mógł zasnąć.

Queyfyrron przewracał się z boku na bok.
Obraz kobiety. Szamanki, nie dawał mu spokoju.
Unosiła się nad ziemią. Moc płynęła przez nią, a ona stabilizowała ją pewnie, kierując w sklepienie, które rozbłyskało szkarłatem. Jej oczy, bez źrenic, lśniły białym blaskiem. Pulsujące światłem żyły tworzyły błękitną mozaikę wśród napiętych mięśni i ścięgien. Moc płynęła. Wiązała. Jednoczyła.

Mam na imię Neyestecae. Ta, która prowadzi innych.
Mój lud nazywa się Ludzie-którzy-Wiedzą, Qarnachasayosyran. Ludzie północy nazwą nas ludem Qa. Tak jednak nazywa się miasto, w którym jesteśmy. Qa. To znaczy "człowiek" ale także "życie".
Powróciliśmy do qa. Wróciliśmy pośród ludy ziemi. Wróciliśmy do życia


Słowa Szamanki z Dnia Przebudzenia. Z chwili, w której Qa zyskało nowe życie. W której on Queyfyrron poczuł, że został wybrany. Wcześniej był Nikim, tego dnia stał się Kimś.
Jutro wejdą w świat bogów. Jutro, z mocą Opiekunów zniszczą to, w co wierzy Północ. Udowodnią, jak bardzo się myliła. Lud Qa zacznie Nowy Rozdział w historii Północy. Zacznie ich Nowe Zycie.

Prim również nie mogła spać. Ten dzień, dzień Przebudzenia nie opuszczał jej pamięci.
Walka tamtego dnia. Chwila, w której do Podziemnego miasta wkroczył oddział styryjski… Ylva… Elidis…
Dotknęła blizny na twarzy. Zacisnęła wargi.
Elidis.
I potwór- Voghern.
Pamiętała krzyki Qa, ich ciała, zmiatane do wody, krew, błysk światła i ból. Potem nic.
Tyle ludzi zginęło tamtego dnia. Tylu wojowników i kapłanów ludu, który właśnie powstał z kolan. I tyle jej ludzi. Z oddziału nie został prawie nikt.
Neyestecae nie odebrała życia tym, którzy zaatakowali miasto. Pozwoliła im odejść, przerywając rozlew krwi. Qa przecież rozumieją, co oznacza „życie”. Przecież oddychają, tak jak my, kochają tak, jak my, nienawidzą tak, jak my.
Primula spędziła z nimi dość czasu, by wiedzieć, że nie różnią się wiele od Ludzi Północy. Że też wyznają swych bogów. Że to oni każą im składać ofiary, to oni wskazują im drogę podboju świata. Ale czy Ludzie Północy robili inaczej? Też zabijali w imię bogów, też w ich imię podbijali kolejne połacie ziemi.
A Qa nie mają wyboru. Prim podczas rytuału Przebudzenia widziała Opiekunów. Widziała lęk Qa. Qa nie mają wyboru. Nie mają go również dzisiaj. Wejdą do świata bogów.
A ja wraz z nimi.
Ciemność. Jeszcze jedno wspomnienie. Gdy Przebudzenie Qa się dokonało. Gdy stała przy Szamance wraz z Toruviel.

Nie ma słów, którymi mogłabym podziękować... Wśród ludu Qa jesteście u siebie. Wy i wszyscy wasi. Na zawsze. Dopóki świat się nie zapadnie w nicość. Lud Qa nigdy nie podniesie ręki przeciw elfom z Aenthil i ludziom Imperium. A ja... - głos Neye zadrżał, z bliska nie wydawała się taka potężna i przepełniona mocą, z bliska była ludzka - A ja nigdy wam nie zapomnę, co zrobiłyście.

Nie zapomniano im. Ludzie Qa uleczyli ją oraz Toruviel. Pomogli zregenerować ciało i siły. Potem Primula wyruszyła wraz z oddziałami Qa na Północ.
A potem usłyszała głos, który po raz pierwszy odezwał się do niej w Terali. Kilkanaście lat temu.
Dziecko we krwi. Ból. Cierpienie.
Ciemność.

Raoq również nie mógł zasnąć.
Tamten kapłan Morta, inni kapłani. Wojownicy. Ich opór był bezsensowny. Qa odebrali już tyle istnień. A sami też nie pozostawali bez strat. Tam, w ogniu trój-fortec, zginęły tysiące.
Tysiące. Bo niektórzy nie rozumieją, kiedy powinni się poddać.
Na dolnej pryczy westchnął przez sen Querevar , jego brat w tarczy.
Już na Za- Południu zawiązali przysięgę, by nawzajem siebie chronić. Braterstwo tarczy, przypieczętowane krwią. Stał się jego Iach- starszym bratem.
Czy zdoła go obronić w świecie bogów? Czy i z tej walki- powrócą razem?
Nie wiedział. Upatrywał w tym woli Opiekunów. Miał nadzieję, że jutrzejszej nocy poprowadzą ich do zwycięstwa.

Quoreftar
Księżyc był już wysoko na niebie, kiedy Quoreftar wspinał się ścieżką na koronę kontr-fortu. To właśnie tutaj znajdowała się szczelina o której wspomniano na odprawie dzisiejszego popołudnia, tutaj musimy zaciągnąć Gunnarsona i użyć go jako „wabika”. Dwie pieczenie na jednym ogniu, prawda? Usiadł na powalonym przez wichurę drzewie i rozejrzał się wokół siebie. Wokół niego ciemna, zarośnięta korona, poniżej brunatny dziedziniec, krwawy plac. Ostatnie deszcze wreszcie uporały się z większością krwawych zacieków, okolica przestała być już tak przerażająca. Powinienem się wyspać, odpocząć przed misją, ale to nie było takie proste. Opór stawiany przez Tryntyjczyków był godzien podziwu, ale też przerażający. Można walczyć za życia, ale po śmierci? Z żywymi da się walczyć, ale co z martwymi? Nie da się ich zabić. A teraz mieli wejść w szczelinę i zabić bogów. Szczelinę, którą otworzą dla nich Tryntyjczycy próbując zmazać naznaczenie z Gunnarsona. Swoją drogą, ciekawe czy ten rytuał, który dostali od naszego szpiega jest prawdziwy? Tylko prawdziwy powinien wywołać bogów północy, jednak z drugiej strony. To spore ryzyko.
Quoreftar wstał i przeszedł się w dół na dziedziniec. Kamienie były wilgotne po ostatnich deszczach, gęste zarośla w głębi dziedzińca ociekały wodą. Przed zejściem do fosy ,leżał sporych rozmiarów pniak. I co najtrudniejsze: żaden Tryntyjczyk nie uwierzy, kiedy oddamy Gunnarsona sami z siebie. Role się obróciły jak widać...


Tzonquizcayotl
Nad warownią wstawał świt. Jasne promienie słońca przebijały złociste korony drzew. Górski, porywisty wiatr, szarpał wiszącym przy wartowni tryntyjskim sztandarem.
Mgła zawisła nad górami. Ciszę przerywały tylko modlitewne inkantacje kapłanów.
Dźwięczały one pośród drzew, by potem zniknąć. Przepłynąć dalej.
Tej nocy w wymiarze bogów Północ miała zostać zniszczona.

Frączek - 23-09-2015, 09:58

Czyyyli, dobrze rozumiem że mamy za zadanie wbić dow
Wymiaru bogów, a Tryntyjczycy nam bedą chcieli przeszkodzić? Boo coś było wspomniane o zasadzce, ale nie zrozumiałem :c

Prim - 23-09-2015, 10:11

Generalnie sprawa jest more complicated ;)
Wrzuce wam dzisiaj listę celów z możliwościami.
Ale...tak..z grubsza...tak ;)

Frączek - 23-09-2015, 10:19

To pozwolę sobie krótko skomentować:

O Hun.

Mamy tak po prostu wejść i zabić Bogów stalą? No tego to sie nie spodziewałem :o

Ja pierdykam, bedzie ciekawie :D

Rozumiem, że niegrzecznym Tryntom należy spuścić wklep juz przed szczeliną?

Abel - 23-09-2015, 10:30

Raczej niewskazane, bo są nam potrzebni :D
Frączek - 23-09-2015, 10:51

Okej, ale, jeżeli mamy zamiar otworzyć szczelinę, a oni chcą nam przeszkodzić, to trzeba ich jakos ogarnac, nie? I co, jak oni się tam wpakują za nami?
MrSzaman12 - 23-09-2015, 11:20

Trzeba Trynt przekonać, że nie chcemy przelewać ich krwi. Potrzebna nam jest tylko Najwyższa Krew. Krew fałszywych bogów. Krew, którą przelejemy jako ostatnią.
Prim - 23-09-2015, 11:31

No tak trochę nie do końca panowie ;)
Za godzinę bd w domu- wyjaśnie ;)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group