Powój
Rozwydrzona
Skąd: Z bajorka
|
Wysłany: 30-11-2020, 22:47 Paragrafówka Facebookowa [Opowiadanie] - Dzieło wspólne
|
|
|
Paragrafówka tworzona wspólnymi decyzjami społeczności silberowej. Decyzje o dalszych losach podejmowane są na fanpage.
______
Odcinek #1 napisał/a: | Huk poniżej jego legowiska wyrwał go ze snu. Przez belki tworzące podłogę antresoli dotarł do niego swąd siarki i czegoś zbyt obrzydliwie słodkiego, co nie przywodzi na myśl smacznego śniadania, które mogłoby poprawić ten niezbyt obiecujący poranek. Naciągnięcie koca na głowę nie uratowało go za to od podniesionych głosów bliźniąt krzątających się po izbie:
- Cypris, a gdyby zmienić złotokap… - zaczął męski głos.
- … nefrytem, wtedy cały proces koagulacji…- wtrącił żeński.
- … zostałby spowolniony!
- Jesteśmy genialni! - Głosy dwójki hobbitów zmieszały się w jeden.
Rothard westchnął wiedząc, że już nie zaśnie. Pod powałą unosił się swąd, bliźniaki się zaczynały rozkręcać w swojej alchemicznej dyskusji, a nieznośne ssanie w żołądku przypominało o potrzebach ciała. Zawsze po końskiej dawce eliksirów łowieckich chciał spać, a potem jeść. Potrafił osuszyć całą spiżarnię, czym doprowadzał resztę załogi terenowej placówki badawczej do szału... chociaż nazywanie górskiej chaty w tak ambitny sposób było mocno na wyrost. Oprócz badań nad składnikami pozyskiwanymi z ciał potworów, właściwie nie mieli innych zadań.
Chociaż nie, on miał.
Cholerne patrole po okolicy, od kiedy dostali raport o wymordowanej wiosce na południowych stokach pasma górskiego dzielącego Mercję z Talsoi. Ofiary wyglądały jakby poddały się ogólnej histerii i wymordowały siebie wzajem. Mogło to być też dzieło bardzo silnego mentaty, który zabawił się kosztem ludzkiego życia. Mogło... gdyby nie to, że znalazł na miejscu wyraźne jarzące się pod wpływem Świetlika ślady małych łap, jakby lisich, ale pewności nie miał bo były częściowo zadeptane. Właściwie już w nocy miał ruszyć tropem stworzenia, ale po tym jak wczorajszy świt i przedpołudnie spędził na próbach złapania oszluzga, a potem całe popołudnie zeszło mu na próbach unieszkodliwienia tej cholery,, nie miał sił na nocne polowanie. Poza tym eliksiry kompletnie go odcięły od rzeczywistości… Właśnie. Oszluzg… Ten słodkawy zapach… Czy to była woń zgnilizny?
- Cypris, Cedar, ile ja spałem? - Wychrypiał, niechętnie wystawiając głowę spod koca.
- Technicznie rzecz biorąc ostatnie dwa dni, mamy w końcu piękny początek nowego tygodnia! - Entuzjastyczny głos hobbitki wcale nie sprawił, że poczuł się lepiej.
- Jest już po południu Rothard, miałeś jechać po zaopatrzenie do Mouton. - Dodał wyraźnie niezadowolony Cedar. - I nie ma nic na śniadanie. Na drugie śniadanie, obiad ani deser. Nie będzie też nic na kolację i podwieczorek, bo nie raczyłeś wstać. Może będzie na podkurek, jeśli się teraz ruszysz. Chyba, że masz ochotę na nadgniłego oszluzga.
Straczeńce jęknięcie dobiegające z antresoli świadczyło o tym, że łowca nie planuje na swój pierwszy posiłek potrawki z oszluzga. Po werbalnym akcie okazania niezadowolenia nastąpił rumor przedstawianych rzeczy i kilka przekleństw spowodowanych nadzianiem się na sęk wystający z belki. Drażniący kawałek drewna był tam od kiedy przejęli placówkę i Rothard codziennie wstając obiecywał sobie, że się go pozbędzie. Ten moment jednak jeszcze nie miał nastać, bo głód wygonił go z antresoli na dół.
W izbie jak zawsze panował niebotyczny bałagan. Geneza jego powstania była taka, że Cedar pedantycznie próbował doprowadzić do porządku, a chaotyczna Cypris w ferworze naukowych olśnień nie potrafiła nic odłożyć na miejsce. Oczywiście Wergund dokładał swoje, gdy wracał z patroli lub łowów, odkładając torbę gdzie popadnie, notorycznie gubiąc fiolki z eliksirami wśród wyposażenia jednoizbowego domku oraz kilogramy swoich papierów, notatek i rysunków. Teraz też musiała minąć dłuższa chwila zanim przygotował się do wyjścia, bo skompletowanie podstawowego łowieckiego ekwipunku rozszerzonego o wynalazki genialnych bliźniaków nigdy nie szło szybko. Szukając miecza, odkrył pod ogromnym ważkowym skrzydłem kawałek już z lekka czerstwego chleba - nie marudził, jedzenie to jedzenie, a jakoś musiał uciszyć domagający się posiłku żołądek.
Wyszedł bez żegnania się z hobbitami, w końcu planował wrócić. Może nie dziś, z czystej złośliwości w stosunku do Cedara i jego wymogów co do trzymania się godzin posiłków. Mógł w końcu zanocować u myśliwego, okazał się być dobrym kompanem do gry w karty i dyskusji o niczym a zarazem o wszystkim. Tak… To nie był najgorszy pomysł. Podczas tych rozważań zdążył osiodłać ich jedynego wierzchowca i wyprowadzić go z przybudówki która służyła im za stajnię.
Nie był już tak głodny jak wcześniej, a skoro i tak planował spędzić noc w Mouton to mógł wcześniej zrobić krótki patrol po okolicy…
|
Dokąd ma udać się Rothard? Na patrol czy też do pobliskiej wsi? Decydować można o tym do 6 Grudnia do północy reagując na ten post. |
_________________
Uważaj czego sobie życzysz. |
Ostatnio zmieniony przez Powój 30-11-2020, 22:49, w całości zmieniany 2 razy |
|