|
Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)
|
W górach - Miquito i Amoxtli |
Autor |
Wiadomość |
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 21-11-2015, 05:49 W górach - Miquito i Amoxtli
|
|
|
Tymczasem Miquito wraz z Amoxtlim i myśliwymi ruszyli w góry. Była godzina do południa. Od ponad godziny nie widzieliście Alarona, ale w sumie mógł zawędrować gdzieś dalej.
Dzieciaki szły od strony Tecali, musieli więc wejść w dolinę na północ od Świątyni [Chłopina] i zamiast skręcić w lewo na rozstaju i trafić pod bramę, skręcili w prawo i poszli w góry.
Łowcy rozłożyli się w tyralierę, mieliście obaj okazję doskonale widzieć, jak bardzo boją się wejść w las, jak wahają się przed każdym postawieniem nogi poza ścieżą.
Amoxtli widział doskonale, jak przybysz ze stolicy zżyma się na to tchórzostwo, jak zgrzyta zębami i pogania.
- Niech się pan nie dziwi - odezwał się w końcu - Juz od wielu lat żaden myśliwy nie zapuszcza się w ten teren. Zbyt wielu stąd nie wyszło zywych. Cały obszar tych szczytów, na północ od traktu na Vekowar i na zachód od Szlaku ... to obszar śmierci. Nie zapuszczają się tu nawet kapłani.
Miquito spojrzał na tropiciela przeciągle.
- Jak więc u licha zamierzacie wytropić tę bestię, skoro nie chcecie schodzić z drogi...? Dobrze, cholera z wami, sam pójdę na szczyt....
- Nie pójdzie pan sam - uśmiechnął sie Amoxtli i ruszył w las za towarzyszem.
Między drzewami wciąż słyszeliście nawoływania poszukujących, wołających imię zaginionego chłopca. Las wytłumił dźwięki i powoli czuliście się jakbyście zanurzali się w gęstą mroczą wodę.
Wędrówka ku szczytom zajęła wam dobrze pół godziny. Gdy przed wami wyłonił się mroczny, omszały załom muru, tuż za nim ujrzeliście pierwsze fosy i bastiony. Starożytne ruiny ukazały się waszym oczom w całej okazałości. Zrozzumieliście, że przeszukanie tego obszaru może zająć całe tygodnie, a ryzyko, z jakim się to wiąże, było ogromne. Ruiny mogły dawać schronienie całemu tabunowi bestii.
Umilkliście.
Te ruiny wymuszały milczenie. Powoli ruszyliście w miejsce, opisane przez chłopca. Nie bardzi wierzyliście ,że w ogóle macie szansę trafić. Wysoki szczyt? Wielki rów z bagnem? Mijaliście takich już chyba z osiem.
W kilku znaleźliście bardzo wyraźne ślady. W jednym były na brzego odciski racic i futro, więc mogły to być dziki. W kolejnym mnóstwo różnych odcisków zwierząt, to mógł być wodopój.
Te miejsca to najczęściej były te, gdzie ściana fosy osunęła się w dół, pozwalając na w miarę łagodne zejście do zabagnionego, pokrytego buro zieloną cuchnącą roślinością lustra wody.
Trzecie z takich miejsc było tuż przy większym kompleksie ruin, za fosą wyraźnie czerniały otwory dawnych okien, zasłonięte zwieszającymi się z góry korzeniami i trawą. Błoto na dole było rozbełtane. Zeszliście na dół i wreszcie dostrzegliście to, czego szukaliście.
Trop był dziwny. Stopa miała wielkość ludzkiej i ostrą krawędź jak po podeszwie. Z przodu jednak wyraźnie miała sporej wielkości pazury, nieco jak tygryzie, ale szerzej rozstawione.
Trop wychodził na krawędź fosy i wyraźnie kapiąc błotem biegł dalej w kierunku północy. Tymczasem na wschód od was biegła zewnętrzna linia fosy, schodząca po stoku w dół w dolinę. Stamtąd dobiegło was warczenie, charczenie i piski, odległe od was o dobre 200 m ale wyraźne. |
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
Zawał
|
Wysłany: 21-11-2015, 18:13
|
|
|
- Pięknie, po prostu cudownie. Wdepnęliśmy w gówno aż po same uszy, nie wiem jak pan ale ja wole nie zostawiać tego czegoś za plecami jeśli to to wydaje te dźwięki. - w głosie Amoxtliego słychać niepokój - Co pan uważa?
Jeszcze zadając pytanie powoli i ostrożnie przemieścił się o dwa kroki w stronę hałasu przygotowując łuk i strzały. |
_________________ „Strach to tarcza odważnych, chroni przed losem głupców”
„Ten, kto ma miecz w sercu obroni się nawet i źdźbłem trawy” |
|
|
|
|
Uszek
Puszek
Skąd: Warszawa
|
Wysłany: 23-11-2015, 20:56
|
|
|
Spojrzał na Amoxtilego gestem nakazał mu milczeć, po czym gestem wskazał żeby cicho podeszli do źrodła chalasu przed każdym krokiem uważnie ogłada miejsce gdzie ma stanąć by nie wpaść w polapkę i nie narobić hałasu.
(Jeżeli jest to coś co jest dla nas niebezpieczne i nas zauważyło)
Przybiera postawę na ugiętych nogach w w każdej chwili mógł oddskoczyc i szybko rzuca na siebie i towarzysza iluzje ( jest nas dziesięć razy więcej tworzy kopie które rozwiewają sie po jednym trafieniu )
Słowa teixco qenti (zaklęcie od Abla na epilog)
I obserwuje co to jest i gdzie stoi.
(Jeżeli nam nie zagraża lub nam nie widzi )
Chowam sie i obserwuje co to jest? Gdzie to stoi i czy można wykorzystać teren np stoi pod osuwiskiem) |
_________________ Człowiek cień młota nad głową wrogów |
|
|
|
|
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 24-11-2015, 15:22
|
|
|
Pozostawiliście więc błotny trop i skręciliście na wschód. O kilkanaście metrów od miejsca, gdzie porzuciliście ślady, teren się urywał na prawie pionowej ścianie fosy, która schodziła w kierunku pn-wschodnim w dół stoku. Stamtąd, z dołu fosy słyszeliście owe dźwięki.
Nie zeszliście na dno fosy tylko szliscie jej krawędzią, możliwe cicho. Przeszliście około 200 metrów i z góry dostrzegliście miejsce, gdzie uwijało się stado skalnych likaonów, szarpiąc leżące na dnie fosy ciało.
Niedaleko zakrwawionych szczątków walały się resztki ubrania.
Zwierzęta te, w odmianie występującej w górach Izac Tecuilta, były jednymi z bardziej groźnych drapieżników. Polowały zawsze w sporych stadach, w których naganiały zwierzynę i tak długo ją ścigały, aż padała ze zmęczenia. Likaony słynęły z dwóch rzeczy - z wytrwałości w pościgu, bo nigdy nie odpuszczały, oraz z okrucieństwa - nie traciły czasu na zagryzanie dogonionej ofiary, zaczynały jeść bez tego.
Staliście na krawędzi fosy i wiatr mieliscie z boku, dzięki czemu nie zobaczyły was od razu. Jednak jako że zawsze wystawiały "warty" - po chwili stado znieruchomiało nad krwawymi strzępkami padliny i spojrzało na was ośmioma parami żółto-czerwonych oczu.
Gdy Miquito wywołał iluzję, zwierzęta odskoczyły w pierwszej chwili, odruchowo rzucając się o kilka kroków do ucieczki. Jednak najpierw jeden a potem reszta przystanęły i zaczęły węszyć.
Iluzje nie pachną.
Drapieżnikom zajęło tylko chwilę stwierdzenie, że mają przed sobą dwóch, a nie dwudziestu przeciwników.
Pomyśleliscie, że może powstrzyma je skalna ściana fosy, jaka była między wami a stadem. Tj. Miquito tak pomyślał. Amoxtli jako mysliwy i tropiciel doskonale wiedział, że te zwierzęta, drobne i zwinne (każdy jest wielkości dużego owczarka) poradzą sobie z tą przeszkodą w mgnieniu oka. Co więcej myśliwy wiedział też, że nie macie szans uciec przed nimi w lesie - były zbyt zwinne.
Od momentu, gdy Miquito rzucił iluzję, minęło około 20 sekund. Największy "skalny pies" jak zwali je tutejsi, szczeknął oszczędnie, jakby dając sygnał. Całe stado skoczyło z miejsca i pełnym pędem rzuciło sę na ścianę fosy, wbiegając po niej jak po pochylni, rozciągnęło się w tyralierę z ewidentnym zamiarem okrążenia was. Własnie wyskoczyły zza krawędzi fosy. |
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
Uszek
Puszek
Skąd: Warszawa
|
Wysłany: 25-11-2015, 12:47
|
|
|
Kiedy potwory znajdą sie w pod skalną cianą ( moja postać nie wie ze ona są zwinne bo nikt mi nie powiedział ) Miquito wraz ze swoimi dziewięcioma iluzjami uniósł buzdygan i wskazał na ścianę wymawiając inkantacje
tlallolini cenca maitl ( od Abla)
osuwając tym samym ziemie i kamienie na stwory gdy cześć ( lub wszystkie ) stwory pokonały przeszkodę wskazał buzdyganem za największym stworem (liderem) i rzekł
tlecuezalotl tepancuate cenca (ściana ognia słówka na ognisty pocisk od Abla + ściana + powiększ ) odgradzając tym samym przywódce od grupy po czym przypuścił atak na zdezorientowane zwierze
Jego zamysłem było przepłoszyć całą grupę ogniem i utratą lidera . |
_________________ Człowiek cień młota nad głową wrogów |
|
|
|
|
Zawał
|
Wysłany: 26-11-2015, 20:48
|
|
|
Amoxstli przybrał stabilną postawę, napiął łuk i wymierzył najpierw w "samca alfa" a następnie w pozostałe stwory zdejmując je w kolejności od największego do najmniejszego, przy każdym strzale celuje w miejsca witalne: głowa, serce szyja itp. |
_________________ „Strach to tarcza odważnych, chroni przed losem głupców”
„Ten, kto ma miecz w sercu obroni się nawet i źdźbłem trawy” |
|
|
|
|
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 30-11-2015, 23:54
|
|
|
Energia zaklęcia z głuchym tąpnięciem uderzyła w ziemię, poczuliście delikatne drżenie i ściana fosy, wymurowana czarnymi kamieniami, runęła w dół z łomotem i hukiem, wznosząc niezły tuman pyłu. Przez kilka sekund nic nie widzieliście. Wyraźnie usłyszeliście pisk i skomlenie, któryś najwyraźniej oberwał kamieniem.
Amoxtli napiął łuk, zaskrzypiała cięciwa gotowa do wysłania zabójczego pocisku.
Słyszeliście z dołu szuranie drobnych łap po kamieniach, wiedzieliście że biegną. Gdy pierwszy długim susem wyłonił się z pyłu, Amoxtli wpakował mu pierzastą strzałę prosto w szyję.
Zwierzęta nie biegly jedno za drugim, tylko rozłożyły się wachlarzem wokół was. Dlatego ściana ognia, którą ustawił Miquito za liderem stada, po prostu została za jego plecami. Drapieżnik płochliwie uskoczył, ale gdy ściana nie zaczęła go gonić, zignorował ją, zajmując się wami.
Likaony powoli zbliżały się, obserwując wasze ruchy, powarkując, sprawnie zamykając obszar łowów wokół was. Amoxtli napiął łuk, nim jednak wypuścił strzałę, pierwszy z drapieżników skoczył ku niemu, obalając na ziemię, łucznik poczuł potworny ból w okolicach żeber, odruchowo kopnął kolanem zwierzę, odrzucając je od siebie. Padając nie wypuścił łuku i strzały, więc odpychając się poniekąd od charczącego napastnika, przetoczył się przez ramię i z przyklęku wystrzelił, bez mierzenia, prosto w rozwartą, zakrwawioną jego własną krwią paszczę.
Drapieżnik zaskomlał i padł na ziemię, a Amoxtli skontaktował, że to, co go boli, to kawał skóry, wyrwany kłami zwierzęcia z jego lewego boku na żebrach.
Zostało pięć.
Miquito uderzył jeszcze raz ogniem w prowadzącego stado, tym razem prosto w niego, potężnej budowy samca o blado-żółtym futrze i wielkim, masywnym karku. Odskoczył on w bok przed płomieniami, przysmalając sobie futro. Poczuliście smród przypalonego mięsa.
Pozostałe likaony, cztery, nieco się zdezorientowały, jednak trwało to króciutko, momentalnie ruszyły do kolejnego ataku. Tym razem mądrzej.
Dwa skoczyły na Miquito, próbując momentalnie dobrać się do witalnych punktów ciała, tętnic, krtani. Miquito uskoczył, więc kły zamiast w brzuch wbiły się w udo, potężne szczęki zacisnęły się na mięśniu i szarpnęły. Ciepła krew popłynęła aż do buta. Drugi drapieżnik nie trafił, rzucona na odlew płonąca energia przypaliła mu futro na boku.
Amoxtli założył kolejną strzałę, szarpnął cięciwę, strącając tego, który uczepił się nogi towarzysza. Nie zdążyłby już założyć kolejnej, lider stada uznał, że to on jest groźniejszym z dwóch przeciwników i skoczył na niego a za nim dwie zwinne wilczyce.
Miquito, ból w poszarpanej nodze był gwałtowny, ale szok tkanek i adrenalina sprawiły, że właściwie najbardziej przeszkadzała ci ślizgająca się w bucie stopa. Gdy towarzysz zestrzelił zażartego kundla, mogłeś stanąć spokojnie, już składałeś słowa do kolejnego ognistego zaklęcia, gdy nagle atakujący cię likaon cofnął się o dwa kroki, przysiadł na zadzie i szczeknął, wgapiając się w ciebie.
Amoxtli,
pierwszemu, który na ciebie skoczył, odwinąłeś się łukiem, w sumie było już wszystko jedno, czy połamiesz cenną broń czy nie, chodziło o zycie. Wyszarpnąłeś nóż, gotowy bronić się do upadłego, gdy nagle wszystkie trzy znieruchomiały, usłyszały sygnał towarzysza. Głucho warcząc zaczęły powoli się cofać, patrzyły na was szczerząc kły, cofały się łapa za łapą, trzymając podkulone ogony. |
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
Uszek
Puszek
Skąd: Warszawa
|
Wysłany: 03-12-2015, 22:35
|
|
|
Krótkie spojrzenie w stronę nogi wystarczyło by Miquito wiedział, że to nie zwykłe zadrapanie. Gdyby nie groźba szybkiej i pewnej śmierci opatrzyłbym ja natychmiast, jednak w tym wypadku musiał ja zignorować. Przynajmniej nie czuł za bardzo zranionej kończyny. Skupił się i wypowiedział inkantację:
tlecuezalotl tepancuate cenca momayahui (fala ognia = ściana ognia+rzuć)
Starał kierować falę na likaony omijajac swojego towarzysza. Chwile odwrócenia uwagi likaonów, wykorzystał na odwrócenie się za siebie i z użyciem wszystkich swoich zmysłów sprawdzenie czy nikogo tam nie ma. |
_________________ Człowiek cień młota nad głową wrogów |
|
|
|
|
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 06-12-2015, 20:38
|
|
|
Ściana płomieni z sykiem i dymem przemknęła w dół stoku, roztaczając wokół smród palonego futra i liści. Sucha ściłóka tu i ówdzie zajęła się ogniem, ale szybko zgasła na wietrze.
Amoxtli w ostatniej chwili padł płasko na ziemię, dzięki czemu płomień tylko przygrzał mu plecy i przypalił włosy. Jednak dzięki temu myśliwy przez chwilę znalazł się twarzą w twoim kierunku. Jego mina i błyskawiczna reakcja uświadomiły ci, że zagrożenie nie tylko nie minęło, ale dopiero miało nabrac powagi. Amoxtli sprawnie przeturlał się na plecy, w przelocie przekładając łuk do lewej ręki, już w przyklęku nałożył strzałę z niewiarygodną wprawą i wypuścił w kierunku czegoś co było za twoimi plecami. Nie był to żaden z likaonów, one mknęły już w dół stoku, pozostawiając za sobą kilku martwych towarzyszy i smród spalonej sierści.
Odwróciłeś się.
Aguary były największymi drapieżnikami tych gór. Z wyglądu przypominały krzyżówkę olbrzymiego lisa i pumy, samice były dość smukłe i zwinne, posiadały też wyjątkowe u zwierząt zdolności polimorfii. Samce natomiast były olbrzymie, masywne i niezwykle zajadłe, kiedy polowały same zwłaszcza.
Ten był sam.
Wielki, nabity mięśniami kark miał pokryty rudym miękkim futrem, miarowo wybijał rytm ogonem, węsząc z półuchyloną paszczą, z której błyskał szereg ostrych jak brzytwy szpiczastych kłów. Kły miały spokojnie po kilka cm długości. Aguara miała długie łapy, zakończone potężnymi pazurami, którymi w razie potrzeby potrafiła uderzać jak ostrzami, przysiadając na tylnych łapach. W ogóle te zwierzęta świetnie walczyły poruszając się własnie na tylnych łapach i przednimi szarpiąc i tnąć przeciwnika.
Ten samiec miał pysk pocięty bliznami, wielkie uszy, poszarpane na krawędziach i zbliżał się do was na wpół przygiętych łapach, blisko przy ziemi, węsząc i szczerząc kły.
Co prawda nie znałeś za bardzo zachowania aguar, ale reakcja myśliwego nie pozostawiała wątpliwości. Amoxtli wpakował w drapieżnika już kilka strzał. Ten wszystkie zignorował. Zacięty wyraz twarzy towarzysza przekonał cię, że dopiero teraz zrobiło się naprawdę groźnie.
Cisnąłeś w zwierzę kolejną ścianą ognia. Aguary, jako że zdolność polimorfii daje im możliwość "bycia" trochę ludźmi, nie boją się ognia. Zwierzę skuliło się, przetrzymując palące go płomienie, otrząsnęło się i wyszczerzyło kły. Był od was nie dalej niż 6 m. |
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
Uszek
Puszek
Skąd: Warszawa
|
Wysłany: 07-12-2015, 14:45
|
|
|
Przez umysł Miquito szybko przebiegały myśli jak zabić monstrum, lecz nagle go olśniło przypomniała mu sie historia dziewczyny ktora okiełznała potwora w tunelach Vekowaru.
Ocenił swoje szanse nawet z pomocą iluzji nie zdąży dobiec do potwora przed śmiercionośnym ciosem jego łapy.
Padł na kolana i z zaskakująca prędkością wypowiedział magiczne słowa
Quilitl yauh ma. (Rośliny ruszyć sie polować /łapać ) z ziemi obok potwora z wielka prędkością wystrzeliły korzenie które unieruchomiły bestie. Dając mu czas na poderwanie sie z ziemi dobiegniecie do potwora i wypowiedzenie zaklęcia na uczucie spokoju.
Kiedy bestia sie uspokoiła zaczą sie do niej dostrajać starał sie ją zrozumieć i żeby ona zrozumiała jego. Wyczuł ze bestie irytuje mierzący w nią z łuku Amoxtli.
Miquito spokojnym głosem nakazał mu odłożyć broń.
Następnie rozluźnił pędy i uwolnił Aguare |
_________________ Człowiek cień młota nad głową wrogów |
Ostatnio zmieniony przez Uszek 07-12-2015, 14:50, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 07-12-2015, 14:59
|
|
|
Aguary dają się tresować, to prawda. Qa oswajają je i używają jako strażników w osadach, szczują je do walki i uczą przynosić upolowaną zwierzynę.
Desperacka próba okiełznania starego samca jednym zaklęciem, choć zrozumiała, nie miała szans powodzenia.
Pędy roślin szarpnęły łapami drapieżnika, szarpnął się i wywrócił. W bukowym lesie, jaki ich otaczał, rośliny, które mogły posłuchać zaklęcia, to były korzenie młodych buków, mocne i nie do zerwania, więc aguara miała problem nawet ze swoim ciężarem.
Podbiegłeś do niej, by jednak rzucić zaklęcie musiałeś dotknąć skóry zwierzęcia, a to wściekle kłapało paszczą na wszystkie strony i wierzgało tymi łapami, które nie były uwięzione. Gdy w końcu ci się to udało, to nie była to głowa, tylko bark, zaklęciepodziałało więc słabiej.
Drapieżnik przez chwilę spojrzał na ciebie, jakby rzeczywiście zrozumiał twoje myśli, przez chwilę przestał się rzucać.
Kilkunastosekundowe zaklęcie puściło, korzenie na powrót schowały się w ziemi.
Aguara skoczyła w twoim kierunku obalając cię i przez chwilę znieruchomiała, patrząc ci z bliska w oczy.To była jakaś sekunda,w czasie której niemal umarłeś na zwał, ale nabrałeś nadziei,że może zaklęcie podziałało. W tej samej chwili usłyszałeś krzyk towarzysza i świst strzały. Pazury szarpnęły ci ramię, przebijając niemal na wylot mięsień tuż nad łokciem.
Nim zdążyłeś krzyknąć do Amoxtliego, by rzucił broń, drapieżnik skoczył w jego kierunku. Myśliwy uskoczył sprawnie, próbując nałożyć strzałę, ale nie miał szans. |
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
Zawał
|
Wysłany: 08-12-2015, 00:03
|
|
|
Bestia była zbyt blisko, stanowczo zbyt blisko. Amoxstli jeszcze uskakując próbował nałożyć strzałę, lecz zdawszy sobie sprawę, że nie ma to sensu natychmiastowo wypuścił łuk i strzałę z dłoni i tak szybko jak tylko się dało sięgną po nóż. Po plecach przeszły go dreszcze serce waliło mu jak młotem a skronie poczęły silnie pulsować, to, co miał zamiar zrobić było szaleństwem, lecz w jego obecnym położeniu była to jedyna szansa, przy następnym skoku bestii musiał uskoczyć tak by móc wbić nóż w pierś tuż pod łapą przebijając tętnice lub celując nieco niżej w wątrobę bestii. Serce zabiło mu jeszcze mocniej, wziął głęboki wdech, zaklął pod nosem i z nadzieją, że opiekunowie nad nim czuwają lub jego towarzysz zdąży coś wykombinować przed jego śmiercią stanął nisko na nogach gotowy na to, co miało się stać. |
_________________ „Strach to tarcza odważnych, chroni przed losem głupców”
„Ten, kto ma miecz w sercu obroni się nawet i źdźbłem trawy” |
|
|
|
|
Uszek
Puszek
Skąd: Warszawa
|
Wysłany: 08-12-2015, 01:18
|
|
|
Kiedy zobaczył że towarzysz jest już stracony postanowił postawić wszystko na jedną kartę poczekał jak aguara zajmie sie myśliwym po czym podniósł sie i powoli zbliżył sie do aguary kiedy go zauważyła rzucił zaklęcie na oplątanie pędami następnie nakazał pędom by mocno przytrzymały ofiarę by mógł dostać sie bezpiecznie do głowy. Kiedy dotkną głowy potwora powtórzył próbę z uspokojeniem po wypowiedzeniu zaklęcia. Po zaklęciu rzuca ponownie zaklęcie na pędy by stwór sie nie wyrwał. Kiedy pędy już sie umocniły wsuną rękę do kaletki i wyciągną minerałowy proszek który miał ułatwić mu porozumiewanie się ze zwierzęciem .
Kiedy udało mu sie ułożyć ręke na łbie zwierzęcia spróbował zwrócić sie do humanoidalnej postaci zwierzęcia gdyż wtedy najłatwiej będzie sie porozumieć następnie spróbował wywoływać uczucia na tyle intensywne by zapadły jej w pamięć. Starał sie równierz usunąć to co myślała na jego temat wcześniej starał się usunąć.
To na pewno nie jest takie trudne - pomyślał
Przecież w wiosce mają oswojone aguary czemu jemu miało by sie nie udać.
A potem skupił się na uczuciu
Spokój
W myślach widział swoją klitkę w vekowarze gdzie nikt mu nie przeszkadzał gdzie mógł siedzieć w ciszy czytać i pić gorący napój z ziaren kakaowca.
Spokój
Spokój
Starał się wyciągnąć esencję tego słowa, osiągnąć najczystsze w swej postaci uczucie. A następnie wtłaczał je do umysłu zwierzęcia.
Spokój
Spokój
Spokój
spokój
Zaczekał aż oddech zwierza stanie się głębszy, rytmiczny, ustabilizowany. Dopiero gdy to nastąpiło przestał rośliny które trzymały aguarę.
- Spokojnie - wyszeptał do kota
Wywołał myśl "ja (kota)" i "ja" (Miquito) i połączył to w jedno.
"My"
Pozwolił by jej umysł wniknął w myśli stwora, Gdy dostrzegł to co pojmował jako NICH, pozwolił by przez jej ciało przebiegła myśl dotycząca bezpieczeństwa. Powtarzał to raz po raz pozwalając by to, ta informacja zgrała się z konkretnym uczuciem. Bezpieczeństwo. Zagłuszył informacje dotyczące zagrożenia oraz potencjalnego posiłku. Ważne było właśnie bezpieczeństwo, spokój. Chociaż inne istoty, ale ten sam byt . Po prostu inaczej wyglądamy, inaczej pachniemy i porozumiewamy. Ale jesteśmy jednością, musisz to tylko zrozumieć.
MY
Zaklęcia
na uczucie od abla
zaklęcie na manipulacje myślami
w razie słabnięcia modlitwa do opiekunów |
_________________ Człowiek cień młota nad głową wrogów |
Ostatnio zmieniony przez Uszek 08-12-2015, 01:19, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 08-12-2015, 17:01
|
|
|
Drapieżnik skoczył na myśliwego, zwalając go z nóg samym ciężarem. Amoxtli przytomnie próbował uskoczyć, w rezultacie zwierzę tylko go zahaczyło i miękko wylądowało za nim, odwracając się praktycznie natychmiast do następnego skoku. Nie zauważyło nawet rozoranej mysliwskim nożem skóry. Nóż błysnął jeszcze raz, aguara skoczyła, Amoxtli uderzony ciosem potężnej łapy znów odskoczył, jednocześnie próbując wpakować ostrze w wybrany cel. Klinga zagłębiła się w miękkie futro, a potem w mięśnie, Amoxtli poczuł falę ciepłej krwi, zalewającej mu rękę, którą natychmiast wyszarpnął, nie zdołał jednak uniknąć kontaktu z potężnym ciałem drapieżnika, który szczeknął z wściekłością i przygniótł go do ziemi łapą. Myśliwy poczuł, jak ręka której nie zdążył cofnąć, wygina się pod szalonym kątem i niemal w zwolnionym tempie poczuł pękającą i wyłamywaną ze stawu barkowego kość. Wrzasnąłby, ale stracił przytomność.
Miquito całą walkę oglądał i był gotów. Zaklęcie wyrwało spod ściółki korzenie, rozbryzgując ziemię i stare liście, i oplotło łapy aguary gdy ta przycisnęła do ziemi Amoxtliego. Na boku zwierzęcia widać było szeroki ślad krwi, rana bluzgła szkarłatną posoką, plamiąc futro, ściółkę i ubranie myśliwego.
Unieruchomienie przebiegło względnie zgodnie z planem, wliczając w to wydobycie spod aguary nieprzytomnego towarzysza. Z każdym kolejnym zaklęciem irytacja drapieżnika, wściekłość i strach, towarzyszące nagłemu unieruchomieniu, powoli ustępowały. Powoli.
Miquito - zaczynałeś dostrzegać jego świadomość, niczym formę błysku w twoim własnym umyśle, wydziałeś jak drży i pulsuje. Wydziałeś jak próbuje w swoim zwierzęcym pojmowaniu zrozumieć, czego od niego chcesz, jak cofa się, bojąc się zaufać, i podchodzi zaciekawiony, po czym znów ucieka. Wielkie nozdrza liso-kota rozchylały się nerwowo, rozpoznając twój zapach. Nos był wszak jednym z głównych narzędzi, a węch podstawowym sposobem rozpoznawania świata przez te zwierzęta.
W końcu przemogła ciekawość. Drapieżnik wciąż jeżąc futro na karku odwrócił do ciebie pysk, jeszcze kilka razy obnażył zęby, a potem płasko położone uszy podniosły się i "spojrzały" na ciebie. Gdybyś lepiej znał zwierzęta, wiedziałbyś, że to pytanie "czym jesteś i czemu jesteś interesujący".
Wtedy dostrzegłeś ból - rana mocno krwawiła, długi myśliwski nóz amoxtliego mocno rozorał mięśnie przedniego barku.
Zrobiłeś krok do przodu i chciałeś sięgnąć ręką do zwierzęcia. Ze zdziwieniem zauwazyłes, że palce dłoni ślizgają ci się, spojrzałeś na własną rękę - była cała we krwi, a ciepłe krople kapały na ubranie i ściółkę. Nawet się nie zdziwiłeś, kiedy ta ostatnia pacnęła cię w tyłek.
Rzuciłeś kilkanaście potężnych zaklęć pod rząd, do tego miałeś pociętą rękę i straciłeś dużo krwi. A za chwilę puszczą pędy trzymające zwierzę. Do tego Amoxtli wymagał pomocy, bo coś ci mówiło, że ludzkie ramię nie powinno się wyginać pod takim kątem jak to widziałeś u leżącego towarzysza. |
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 10-12-2015, 01:46
|
|
|
Uszek - zmykaj do tematu "Oa 2" |
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
|