|
Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)
|
W miasteczku -Tlilo i Korheni |
Autor |
Wiadomość |
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 21-11-2015, 05:50 W miasteczku -Tlilo i Korheni
|
|
|
Tlilo i Korheni
Zaproponowano wam obstawę, mogliście więc wziąć ze sobą czterech wojowników.
Najbliższa droga ku Świątyni wiodła bezpośrednio na krawędź fosy, ale miejscowi odradzali. W tamtym obszarze ponoć kiedyś znajdywały się lochy, gdzie kolonizatorzy więzili, torturowali i zabijali dzieci Qa dla jakichś naukowych eksperymentów. Nigdy porządnie nie uprzątnięto tego terenu ani nie odbudowano starych murów. Postanowiliście jednak nie ryzkować, nie byliscie przygotowani na wędrówkę po ruinach ani tym bardziej na starcie z wrogiem
Ruszyliście ku świątyni cywilizowaną drogą, licząc po drodze na spotkanie z naczelnikiem osady, który mieszkał tuż przy Przełęczy.
Huoq nie był aż tak zamożnym człowiekiem jak Viracaunca, jego dom był skromny, malowany na biało, mieścił się przy schodzącej w dół miasteczka wąskiej drodze zwanej Wąwozem.
Pierwsze co rzuciło się wam w oczy to mały rodzinny cmentarzyk po drugiej stronie drogi, a na nim nagrobek, porośnięty czerwonawymi kwiatami milinu, cudnie zwieszajacymi się z mocnych pnączy.
Przy domku było ogródek, studnia i altanka.
Przy studni dostrzegliście Tlatecli, tę dziewczynę, która była nieprzytomnym świadkiem jednego z zabójstw. Wciąż była blada, wymizerowana, z podkrążonymi oczami.
Znała Korheniego więc ukłoniła się elegancko i zaprosiła do domu, wołając ojca.
Usiedliście w altance, odgarniając suche liście z drewnianych ławeczek.
Huoq był mężczyzną w sile wieku, mógł mieć między 45 a 50 lat. Czarne, przetykane pasemkami włosy nosił spięte w kucyk na karku. Idąc ku wam poprawiał wysadzany kamieniami kołnierz, będzący jednocześnie elementem zbrojnym, ozdobą jak i oznaką pełnionej funkcji.
Skłonił się najpierw Korheniemu, potem Tlilo.
- Sława waszemu imieniu, szlachetni - zaczął - i dzięki wielkiej Neyestecae że przysłała nam ratunek w waszych osobach.
Wydawał się być miłym i uprzejmym człowiekiem, po dłuższej chwili niezobowiązującej rozmowy przy czekoladzie, którą przyniosła Tlatecli zaczęliście na siebie spoglądać z konsternacją. Któreś z was w końcu musiało zapytać o śmierć córki.
W końcu zrobił to Korheni, czując ciężar obowiązku, spoczywający na nim.
Opowieść nie była długa.
Huototli była starszą córką rodziny. W 5 roku została porwana z własnego podwórka, gdzie bawiła się z córką kapłana Xantique. Córeczka kapłana, Veique, ocalała, choć kilka lat później także została zabita przez potwora. A ciało 12-letniej wówczas Huotolti znaleziono rzucone w krzakach, w dolinie na południe od Świątyni, na stopkach góry, na której stoi klasztor.
Było podrapane pazurami. Zginęła od uduszenia.
Tlatecli miała wtedy 9 lat |
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
Sephion
Isshkata
Skąd: Szczecin
|
Wysłany: 21-11-2015, 21:26
|
|
|
Korheni nie zdołał stłumić ciężkiego westchnięcia. Stracić dwójkę dzieci w taki sposób... Gdyby taki los spotkał jednego z jego synów, to gotów byłby rzucić się w las tak jak stał, iść na upiora choćby z gołymi pięściami. Opanował się i zanotował w myślach gdzie znaleziono ofiary. Jeśli dodać do tego wiedzę, którą zgodnie ze słowami ludzi posiadał kapłan, będzie mógł wytyczyć na mapie granice terenu na którym bestia polowała.
- Dorwiemy tę bestię, dobry człowieku. Choćbym miał trzy setki wojowników z frontu do tego zadania zawezwać. Dorwiemy.
Zmienił temat. W momencie kiedy coś odwróciło uwagę gospodarza, pochylił się w stronę Tlilo i wyszeptał szybko, tak aby gospodarz nie uznał, że mają coś do ukrycia:
- Porozmawiaj z jego córką.
Tlilo nadawała się do tego zadania znacznie lepiej. On czasami zapominał o niezbędnej w kontaktach z ludźmi delikatności. W pogoni za celem bywał bezpośredni do stopnia grubiaństwa, kolejna z cech świadczących o tym, że buty w które musiał wejść kiedy został mianowany człowiekiem Nyestecae do zadań specjalnych były zbyt duże.
Będę starał się podtrzymywać rozmowę z gospodarzem na tyle, żeby Tlilo miała dość czasu porozmawiać z dziewczyną. Jeśli sytuacja na to pozwoli i nie będzie to zbytnim ciężarem dla gospodarza, to wypytam o krążące wśród ludzi doniesienia o upiorze. Te różne lokalne legendy - czy jest czarny czy biały, czy zieje ogniem czy pluje kwasem itd. Jeśli uznamy że niczego więcej się nie dowiemy to skieruję się (z Tlilo, jak mniemam) do kapłana Xantique (chyba że do Loiri mamy znacznie bliżej). Tyle zamierzam do następnego postu. |
_________________ 2010 - Sephion Da Tirelli, kupiec bez towaru.
2012 - Sephion Da Tirelli, szpieg o słabym sercu.
2013 - Symeon Melachrinos, psionik zwany czasem pajacem.
2014 - Symeon Melachrinos, specjalista
2015 - Siegwald dar Barenstark, potomek sześciu rodów |
Ostatnio zmieniony przez Sephion 21-11-2015, 21:29, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 23-11-2015, 21:45
|
|
|
Malutka korekta - w tej bajce mamy w tej chwili trzy dziewczynki:
- Huototli - zginęła z łap potwora w wieku lat 12, było to w 5 roku, była córką Huoqa, naczelnika wioski
- Tlatecli - druga, młodsza córka naczelnika Huoqa, siostra Huototli, przeżyła atak potwora dwa miesiące temu, kiedy zginął tana-tlaton Coughun
- Veique - córka kapłana Xantique, w 5 roku była świadkiem ataku potwora, gdy zginęła Huototli, jej koleżanka. Obie miały wtedy 12 lat. Veique zginęła z łap potwora kilka lat później.
Tak więc naczelnik Huoq stracił córę, ale jego druga córa żyje.
Córkę stracił także kapłan Xantique.
Korheni,
Huoq przypatrywał ci się badawczo, zauważyłes, że patrzył ci prosto w oczy, choć nie było to w żaden sposób zaczepne ani bezczelne. Raczej odniosłeś wrazenie, że chce wypatrzeć w twoim spojrzeniu, na ile twoje deklaracje są szczere, na ile naprawdę zależy ci na schwytaniu bestii.
Nie umknęło jego uwagi to, co powiedziałeś do Tlilo i to, ze medyczka dyskretnie wstała i podeszła do przycinającej obok kwiaty dziewczyny.
- Szlachetny Korheni, jak widzisz, z mojej rodziny została mi tylko ona - powiedział, i widziałeś, jak stara się panować nad tonem głosu - Jest dla mnie wszystkim. Wszystkim. Nie pozwolę, by ją skrzywdzono, by spotkała ją krzywda - chwilę obaj obserwowaliście wzrokiem rozmawiające dziewczyny.
- Pytasz, szlachetny, jak wygląda ów potwór - podjął wreszcie temat - słusznie pytasz. I jestem ci wdzięczny za to pytanie, bo nie jest tak, że my, mieszkańcy Izac Tecuitla, czekaliśmy bezczynnie przez te wszystkie lata, aż przybędzie pomoc z Quasyr. Tropiliśmy go. Urządzaliśmy pościgi, nagonki. I grzebaliśmy kolejnych zabitych. Przysłano cię tu panie po tym, jak zginęli oficerowie, tlatoni z wielkich rodów. Ale stolica nie usłysząła, kiedy ginęły nasze dzieci. Ale wybacz, panie. Nie do ciebie to zarzut. Może i do nikogo właściwie, bo przecież trwa wojna i pani Neyestecae ma większe zmartwienia.
Powiem ci, co wiem, a jeśli będziesz potrzebował pary rąk, która potrafi dzierżyć i włócznię i łuk, to będę na twoje rozkazy.
Nazwaliśmy go Potworem z Bagien, bo zawsze zostaje po nim błoto. Gdy zginęła Huototli, także było go pełno. Nikomu nie życzę, by kiedyś na to musiał patrzyć. Była mała, drobna. Skręcił jej kark, na szczęście na samym początku, ale było też pełno krwi, mnóstwo. Ponoć gdy już ją zabił, wyżywał się dźgając ciało nożem. Kapłan Xantique wówczas pomagał nam bardzo, prowadził śledztwo, badał zwłoki. Bardzo się bał o swoją córkę... Co mu nie pomogło, bo w końcu Venique też zginęła.
Zanim zaatakował moją córeczkę, wcześniej zginęło kilku wojskowych. Miesiąc przed nią umarło kilku kapłanów, których bestia dorwała w starych ruinach. Huototli nie była pierwsza.
Tropiłem go. Szukałem miejsc z błotem. Nigdy niczego nie znalazłem. Dopiero gdy trzy lata później zabito kogoś znacznego, wypuścili w lasy tropicieli. Wszystkich szczątki potem znaleziono rozwłóczone w okolicy.
Nie wiem, dlaczego on zabija. Nie wiem po co. Nie zjada ciał. Nie okrada. Czasem rozszarpuje na części. Czasem zgniata im głowy jak arbuzy. Tylko wojskowi giną inaczej,jakby czasem potwór stawał się człowiekiem. Oni giną od ostrza.
Tlilo,
córka naczelnika była naprawdę piękną dziewczyną, czarnowłosą, drobną, o klasycznie zarysowanych policzkach, pełnych ustach, wielkich, niebieskich oczach. Przedtem obiło ci się o uszy, że wielu kawalerów z okolicy uderzało do niej w konkury, ale ona chciała czegoś więcej, chciała wyjechać stąd, chciała wielkiej przygody, wielkiego świata.
- Chcesz wiedzieć o potworze? - zagadnęła cię bezpretensjonalnie, obcinając małym nożykiem wyschnięte końcówki milinu - Wszyscy już o to wypytywali, to ty pewnie też.
- Wszyscy? - uśmiechnęłaś się.
- Mhm - ona też odpowiedziała ci uśmiechem, nie przerywając czynności - Pan Korheni też już mnie pytał. I teupixqui Aczi, kiedy jeszcze żyła. I kapłan Xantique. Zawsze mi smutno, kiedy pytają. To moja wina, wiesz...
- To nie jest z cała pewnością twoja wina - powiedziałaś możliwie wiarygodnie, ale nadstawiłaś uszu - Dlaczego miałaby być?
- Wiesz, był taki kawaler... Miał na imię Itloca. Lubiłam go, serio. Był dobrym wojownikiem, i miły był. Ale on chciał się żenić ze mną, a ja go tylko lubiłam. I kiedy przyszedł do nas ten tana-tlaton... - uśmiechnęłą się tak, jak kobiety uśmiechają się na wspomnienie o kochanku - Coughun był wspaniały. Był opiekuńczy i silny, był ... Ech. A Itloca był zazdrosny, próbował robić mi na złość, gdy widział, że Coughun przymierza się do oświadczyn. I ja wtedy... - sporzała smutno na obcięte gałązki - ja mu powiedziałam, że bodaby umarł ze swoją zazdrością. I następnej nocy umarli obydwaj.
- To przecież nie jest twoja wina... - starałaś się nie zaburzyc jej toku opowieści.
- Nie wiem. Kiedy zginęła Huototli... Zabrała mi wtedy zabawkę, powiedziałam jej też że nie chcę jej nigdy widzieć. I tak się stało...
- Ale tu zginęło bardzo wielu ludzi, wszystkich znałaś i wszystkim powiedziałaś coś złego...? - przez chwilę bałaś się, że padnie odpowiedź twierdząca. Na szczęście nie padła.
- Nie, oczywiście że nie... - westchnęła - Nie znałam prawie nikogo więcej. Tylko panią Aczi i tę córkę kapłana. Wiesz... Nie mówiłam tego nikomu, bo wszyscy pytali, czy go widziałam, tego potwora. A ja go nie widziałam. Kiedy się obudziłam, było pełno krwi i Coughun już nie żył. Ale teraz... czasem mi się śni. Że śpię w tamtej chacie, przy boku Coughuna, i on wślizguje się do tej chaty, cały z błota. Pochodzi do mnie i czymś kłuje, jakąś igłą. Potem leżę i wszystko widzę, ale nie mogę się ruszyć. On walczy z Coughunem, walczą długo, a potem tlaton zabija potwora, wbija mu nóż w pierś. I ja chcę krzyczeć, ale nie mogę bo zabity potwór wstaje mu za plecami i nożem ze stali rozcina gardło. I jest potem dużo krwi.
Odruchowo objęłaś ramieniem dziewczynę:
- Tlatecli, to tylko koszmar. Nie mogłaś tego widzieć, skoro byłas nieprzytomna...
-Tak. Wiem - szepcze panna - Ale za kazdym razem śni mi sie to samo, dokładnie to samo.
Gdy opuściliście zagrodę naczelnika, było już dobrze godzinę po południu. Najbliższa droga prowadziła na górę, do wielkiego kompleksu świątynnego, który niegdyś był sarkofagiem potężnej broni, a teraz stał sie pomnikiem waszej potęgi i wiedzy.
Droga pod górę sprawiła, że oboje ciężko dyszeliście stając pod olbrzymią okutą żelazem bramą.
Wartownicy nie drgnęli nawet na wasz widok, dpiero gdy podeszliście bliżej, zasalutowali bronią. I oznajmili, że nie ma przejścia.
- Co? - fuknęłaś, Tlilo, z irytacją - Przecież bywałam tu już, u teupixqui Aczi! A to jest Korheni, z rozkazu samej Neyestecae! No już, otwierać!
- Rozkaz obecnej teupixqui Dilquene.
- Wolne żarty - Korheni, zaczynała cię złościć ta sytuacja - Otwieraj, człowieku, bo będziesz się tłumaczył z tego w Quasyr.
Strażnik z niepewnością rozejrzał się, po czym zniknął na chwilę w furtce. Po dłuższej chwili brama skrzypnęła, stęknęła ciężka sztaba, którą zamykano ją od wewnątrz i wierzeje uchyliły się. Stanęła w nich Dilquene.
Była to kobieta w wieku mniej więcej 35 lat, nie była oszałamiająco piekna, ale miała w sobie coś takiego, co sprawiało, że mężczyźni przy niej tracili głowy i czuli się niepewnie. Mówiąc inaczej - może i nie była piękna, ale była szalenie atrakcyjna. Złoto biała szata kapłanki, z dekoltem niemal do pasa i złocistymi naramiennikami tylko podkreślały jej urodę.
- Szlachetny Korheni- zgięła się w głebokim ukłonie - Ten którego przysyła Neyestecae zawsze jest mile widziany w progach świątyni. Proszę wybacz panie moim ludziom, zgrzeszyli nadgorliwością.
- Chcemy widzieć się z kapłanem Xantique - wtrąciłaś, Tlilo, czując, ze jeśli sę nie odezwiesz, zostaniesz zupełnie zmarginalizowana - Czy ktoś może nas go niego zaprowadzić?
- Czy to prawda?- kapłanka zmrużyła oczy, zwracając sie do Korheniego - Tak,oczywiście, co prawda na pewno jest niezwykle zajęty, ale dla ciebie, szlachetny, odłoży swoją pracę na później.
Szliście przez kolejne bramy, wśród murów i bastionów. Nigdy wczesniej nie widzieliście tak olbrzymiej budowli, poza samym Qasyr i jego piramidami, nie było w całym kraju czegos równie olbrzymiego. Z wysokości 15 metrów spoglądąły na was kamienne mury, opadające o kolejne 15 metrów pod wasze stopy, do głębokich fos.
Pracownia Xantique okazała się znajdować nie w samej świątyni, a w jednym z otaczających ją bastionów. Zaprowadzono was tam.
Była to dość spora kazamata, wypełniona regałami i stojakami, na których kurzyły się zwoje i arkusze pism i rysunków. Na środku, oświetlony świecami, stał wielki stół, na którym rozłozona była mapa terenu oraz kilka innych luźnych kartek.
Sam kapłan był człowiekiem lat 40, szczupłym i żylastym, po ruchach jednak można było dostrzec, że bardzo sprawnym. Na wasz widok przede wszystkim się zdziwił, wykonał kilka ruchów, jakie robi pani domu, gdy niespodziewani goście zastają ją wśród bałaganu i podał wam dwa krzesła.
- Zasiądźcie, szlachetni, proszę wybaczyć ten chaos, zwykle mało kto tu zachodzi. W czym mogę wam pomóc? |
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
Sephion
Isshkata
Skąd: Szczecin
|
Wysłany: 10-12-2015, 21:35
|
|
|
<Bardzo skrótowo, bo internet dalej mam tylko pożyczony>
Korheni wita Xantique uprzejmie, dziękuje mu za wysiłek włożony w zapisywanie ofiar. Chcę się dowiedzieć gdzie ludzie umierali (nakreślę to sobie na mapie, żeby zobaczyć jak daleko bestia się zapuszcza/gdzie ma leże), czy uderza losowo czy preferuje np. oficjeli, czy zabija regularnie czy losowo i ewentualnie czy Xantique zauwazył coś dziwnego (poza błotem). Jeśli Tlilo nie będzie miała żadnych więcej pytań, to podziękuję Xantique i zasugeruję Tlilo powrót do miasta w celu namyślenia się i ewentualnie podesłania chłopakom posiłków do szukania zagubionego w lesie chłopca. |
_________________ 2010 - Sephion Da Tirelli, kupiec bez towaru.
2012 - Sephion Da Tirelli, szpieg o słabym sercu.
2013 - Symeon Melachrinos, psionik zwany czasem pajacem.
2014 - Symeon Melachrinos, specjalista
2015 - Siegwald dar Barenstark, potomek sześciu rodów |
|
|
|
|
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 11-12-2015, 14:06
|
|
|
Ze względu na dołączenie nowego gracza mam pewną korektę. Chcę, żeby dołączył do tego wątku bez nadmiernych komplikacji, a nie będę znów go wprowadzać do poprzednich scen. Więc uczynimy tak:
Tlilo i Korheni.
Nim na dobre rozpoczęliscie rozmowę z Xantique, ktoś zapukał do gabinetu.
Kapłan był szczerze zdziwiony tak dużym napływem gości, wy jednak nieco mniej.
Jak mawiają w niektórych częściach podbitego przez was świata, góra z górą się nie zejdzie, a człowiek z człowiekiem...
Ów, który wszedł, miał około 35 lat, odziany zwyczajnie w koszulę i szarawary z narzuconą na wierzch kurtą i sporą torbą przy pasie. Na przedramionach nosił kunsztownie wykonane karwasze z zatopionymi drobinkami minerału i tatuaż plemienny z boku twarzy (Omatija, proszę daj dokładniejszy opis ).
Tlilo, znałaś tego człowieka. Choć może to za dużo powiedziane, spotkaliście się kiedyś - podczas swojej praktyki uzdrowicielki zawędrowałas do plemienia Tecolotl (sowy) gdzie w największym mieście prowincji uczono sztuk medycznych, szamańskich i kapłańskich. Ty wówczas byłaś (coś tak jakby) młodszą praktykantką, uczącą się u doświadczonych szamanów, on - wraz z innymi młodzieńcami plemienia uczył się podstaw sztuk leczących.
Wiedziałaś, że pochodził z któregoś ze znaczących rodów, ale nie bardzo pamiętałaś co jak i czemu.
Korheni, wiedziałeś, że Omatija się tu pojawi. Wspomniano ci w stolicy, że ród Quaweha z plemienia Tecuixin wysłał kogoś, kto miał asystować przy śledztwie.Nie wiedziałeś, o co dokładnie chodziło, ale za chwilę (patrz niżej) wszystko sobie nawzajem wyjaśniliście.
Omatija,
twoje informacje, dotyczące śledztwa jakie prowadzi Wasz ród, przyprowadziły cię tutaj. Ów wojskowy, który we wrześniu u was prosił o "ubezpieczenie" czyli ochronę, był to Coughun z rodu Kove z plemienia Tecolotl. Wysoki oficer w stopniu tana-tlatona (coś około pułkownika) miał zostać wysłany na front, ale tuż przed tym został zabity w osadzie na przełęczy, podczas snu.
Dowiedziałes się, że to nie on osobi,scie dogadywał się z waszym rodem. Zrobiła to Dilquene, wówczas młodsza kapłanka w świątyni, obecnie przełożona klasztoru i wielka kapłanka. Ona też (jej posłańcy) zażądała wypłaty "odszkodowania" za śmierć.
Postanowiłeś zacząć od niej -
przed chwilą z nią rozmawiałeś, ale krótko, bo przerwała rozmowę, dowiedziawszy się, że Korheni stoi przed bramą. Jedyne, co ci rzuciła, to że zrobiła to na prośbę tlatona, bo on wyruszał na front. Postanowiłeś zatem spotkać się z Korhenim i jego towarzyszką.
Co wam przekazał Xantique.
Lista zabitych przede wszystkim:
Cytat: | - 904 rok wiosna, Imię Utequi, plemię – Coat głównodowodzący oddziałami posiłkowymi idącymi na Styrgrad [obóz wojskowy] od ostrza
- 905 rok – jeden z kapłanów i jego pomocnicy przeszukiwali ruiny pozostałe po dawnej siedzibie Sapientii. Wyglądało na atak drapieżnika.
- 905 – Huototli, córkę naczelnika osady Huoq’a, siostrę małej wówczas Tlatecli.
906 - dwóch dowodzących oddziałami idącymi na północ, od ostrza, obaj z plemienia Mazatl.
ten sam rok - wśród oddziałów wracających po zdobyciu Styrgradu - 3 zabitych, w tym jeden oficer.
908 – dwóch kapłanów w poblizu świątyni – rozrywa ich ciała na strzępy
908 rok – po kolejnym zabójstwie wypuszczono w góry tropicieli. Pięciu. Wszystkich znaleziono poszarpanych. Jeden był unurzany w bagnie i ciągnięty w stronę szlaku na Vekowar.
908 - córka kapłana Xantique, Veique. Notatkę robiła Aczi. Dziewczynkę pochowani w świątyni, na tylnym dziedzińcu.
W tym roku Xantique otrzymuje zadanie zajmowania się tą sprawą.
- 909 rok zima drwale na porębie, 4 osoby [niedaleko BP]
W tym roku - tu informacje ma Korheni - o sprawie dowiedziała się stolica i są wysyłane fundusze na rozwiązanie tej sprawy.
- 910 kobiety idące po wodę, okolice wioski [Żdanów], chłopczyk, który zgubił się w lesie, kurier pocztowy
- 910 rok – myśliwy, wyglądało na dzikie zwierzę.
- 910 trzech oficerów i żołnierz, różne plemiona [obóz wojskowy pod przełęczą], od ostrza
- 911 mieszkająca na uboczu rodzina [rejon wąwozy]
- 911 oddziały idą na Akwirgran w Wergundii - 2 zabitych
- 912 dwoje wędrowców, od ostrza [Strzałka], poszukiwacz
przy starej kopalni krasnoludzkiej, zgnieciona czaszka[Chłopina]
- 912 - wracający z wojny w Wergundii, oficer i dwóch żołnierzy
- 913 dzieci bawiące się na polanie, poszarpane[Strzałka], pachołek świątynny [stoki góry], notkę pisał ktoś inny, nie Xantiqe, napisał"czerwone błoto".
- 913 - gównodowodzący oddziałami idącymi na północ, Otemei, plemię Miztli, od ostrza [kwatera w wiosce N. Wieś]
- 914 drwale [stoki góry], dwóch pachołków świątynnych [rejon Flesze]
- 915 wiosna młodsza kapłanka ze świątyni [stoki góry]
- 915 - tanatlaton Coughun z rodu Kove z plemienia Tecolotl. Zapisano bardzo wyraźnie i dużymi cyframi 30 września. Od ostrza. Wraz z nim jeden ze strażników w wiosce. I jedna tresowana aguara.
- 915 rok – po zabójstwie tlatona Coughuna Viracaunca (namiestnik prowincji) wysłał tropicieli. Analogicznie do poprzednich, tylko trzech poszło i trzech zginęło.
I wszystkie ostatnie ofiary - więc Aczi, tlaton Vehetl i ośmiu młodych oficerów, a także drużyna, która wpadła na siedzibę upiora, ale o tym wiecie już sami, bo przy tym byliście.
|
Ta lista was mogła zdziwić, możliwe, że nie spodziewaliście się takiej ilości ofiar.
Większość ataków zwłaszcza na cywilów to rejon świątyni, jej stoków i obrzeży osady. Wojskowi ginęli w obozie wojskowym i na kwaterach, gdzie nocowali. Żadna ofiara nie zginęła dalej niż o dzień drogi od świątyni.
Do każdej ofiary jest opis sekcji, nie będę każdego opisywać, chyba, że któremuś konkretnemu chcecie się przyjrzeć. Przyczyny śmierci są różne, od rozerwania ciała, przez zgnieciona czaszkę, aż do śmierci od ostrza. Wszyscy wojskowi zginęli od ostrza lub skręcenia karku, ani jednego przypadku rozszarpania. Większość ludzi, którzy weszli w rejon ruin na szczytach - rozszarpana, jak przez aguary. Ci w poblizu wioski i na stokach świątyni - rozszarpania, zgniecenia, czasem ostrze, ale wtedy także bardzo chaotyczne.
Przy każdej ofierze ślady błota. Przy dwóch zostało zaznaczone "czerwonego".
Jeśli jakiś detal zwróci waszą uwagę - piszcie, to go przybliżę.
Po wyjściu od kapłana cała Wasza trójka obligatoryjnie! dzieli się informacjami. Czego nie będę wam przerabiać na dialog, bo to strasznie dużo roboty, ale po prostu zarządzam, że działacie wspólnie i nie macie tajemnic w rzeczach związanych ze sprawą |
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
Referen
Ref
|
Wysłany: 11-12-2015, 19:50
|
|
|
Wchodząc do pomieszczenia skinął głową Korheniemi i Tlilo, pozdrawiając ich.
Zdawkowo przywitał sie z Xantique najpewniej dlatego, że dzielił ich cały stół.
Po wysłuchaniu co kapłan ma do powiedzenia zapytał się go, czy cokolwiek zwróciło jego uwagę i czy oprócz błota jakiś schemat się powtarza. Wyglądał na zainteresowanego sprawą.
Omatij nie wiedział które pytania już padły co wprawiało go w lekkie zakłopotanie. Chcąc to ukryć przeszedł do swojej kwestii:
-Ostatnie pytanie. Obiecuję. Czy w miejscach zabójst były widoczne ślady walki i gdzie zadawano ciosy wojskowym?
Spojrzał się na swój notatnik marszcząc brwi.
-Acha, jeszcze... czy termin "dużo błota przy ofiarach" oznacza, że ciała leżały w kałurzy, czy były nim pokryte?
To byłoby ciekawe nie sądzicie?
W ogóle macie pomysł jak ten cały "potwór z bagien" miał dostawać się do oficerów?
Wchodzić sobie frontalnym wejściem, zabić, zostawiając "dużo błota" i zniknąć? Czy może odfrunąć?
Jak na wszystkich nieporadnych bogów północy można wyminąć wszystkich przechodniów w obozie targając wiadro z błotem i sztylet w zębach?!?
Omatiji rozkręcił się wyraźnie, tylko w chwili gdy wypowiedział nazwę potwora skrzywił się, grymas złości wystąpił mu na twarz.
-Wybaczcie, nie powinienem kpić z takiej rzeczy, ale fakt, że coś takiego trwa tak długo doprowadza mnie do furii.
Jeśli nikt nie ma żadnych pytań wychodzi z pokoju, wsześniej przepisując chronologię zabójstw do dziennika. |
_________________ II turnus 2014 - najemnik z Fiordu(pracował dla Styrii)
II turnus 2015 - mag morza z Leth Caer
Epilog 2-4.10.2015 - Qa
Epilog 27-29.11.2015 - Qa
Zimówka 27-29.12.2015 - Qa
III turnus 2016 oraz epi- Rawen, członek Czarnego Tymenu |
Ostatnio zmieniony przez Referen 11-12-2015, 19:53, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
|
Sephion
Isshkata
Skąd: Szczecin
|
Wysłany: 12-12-2015, 20:32
|
|
|
No to offtopowo, dzieląc się informacjami:
Na razie z tego co wiemy, to potwór z bagien potrafi się przekradać jak mało kto, prawdopodobne że wspomaga się magią. Personel militarny możliwe że ginie od ostrzy dlatego, że mógłby się bronić. Dziewczynka z którą gadaliśmy poprzednio mówiła o śnie/wizji/niewyraźnym wspomnieniu sceny walki jej ówczesnego wybranka i potwora, więc prawdopodobnie potwór bawi się w rozrywanie wyłącznie jeśli jest pewien że nie ściągnie sobie na głowę pogoni albo jest na sto procent w stanie pozbyć się ofiary bez poniesienia ran. Co do błota, to chyba jest taki Swamp Thing z komiksów, w sensie jest jakoś magicznie scalony z tym bagnem i kapie błotem gdziekolwiek pójdzie. Albo po prostu szybko biegnie i nie ma czasu się dobrze otrzepać z błota zanim zabije. Upiór jest świadomy i ludzki, np. wyrył swarzyce na ciele jednej ofiary. Co do nowych informacji, to sporą część trzeba traktować ze szczyptą soli, możliwe np. że aguary są odpowiedzialne za część ofiar które zaksięgował Xantique. Jak dla mnie priorytetem jest nanieść je na mapę i ograniczyć maksymalnie zakres poszukiwań. Dodatkowo wysłać chłopakom w lesie wsparcie do szukania dzieciaka (bo my nie wiemy że aguara ich zeżarła ) i zastanowić się czym zdjąć albo chociaż gdzieś zamknąć naszego niemilca. Porozkminiaj, ja posta napiszę jutro nocą albo w poniedziałek rano, bo jutro lecę do Polski, więc ciężko.
Kończąc offtop, zaczynając fftop:
Korheni poczekał aż nowoprzybyły otrzyma odpowiedzi na swoje pytania, podziękował Xantique i zaproponował powrót do osady. Po wyjściu poinformował Omatiję o informacjach które zdołali wcześniej zebrać i swoich przypuszczeniach (powyżej). |
_________________ 2010 - Sephion Da Tirelli, kupiec bez towaru.
2012 - Sephion Da Tirelli, szpieg o słabym sercu.
2013 - Symeon Melachrinos, psionik zwany czasem pajacem.
2014 - Symeon Melachrinos, specjalista
2015 - Siegwald dar Barenstark, potomek sześciu rodów |
|
|
|
|
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 14-12-2015, 03:34
|
|
|
Omatij,
Xantique dość szybko odpowiadał na twoje pytania, właściwie wręcz bez namysłu i lekko podniesionym głosem rzucił:
- Nie nie, wszystko, co zauważyłem, to jest w notatkach!
Po czym szybko zajął się pytaniami Korheniego.
Gdy zadałeś kolejne pytanie, spojrzał na ciebie, jakby już cię nie lubił.
- Ślady walki... - fuknął - No ziemia była zburzona, liście, krwi dużo. Wojskowi wielu zginęło we śnie, jak ci ostatni młodzi. Gdzie im zadawano ciosy...? W sensie w ciało gdzie?... Tu masz pan,w opisach.
Zerknąłeś więc w dokumenty - faktycznie, przy każdej ofierze miałeś przynajmniej kilka zdań opisu sekcji zwłok. Ostatnie ofiary, Ceotl, Uotla i pozostali ginęli od dość precyzyjnych ciosów. Serce, usta - to Uotla, tu były akurat ślady walki.
Wcześniej zresztą, w przypadku Coughuna też były.
Wcześniejsze ofiary wojskowe? Też precyzyjnie. Najczęściej - ostrze w krtań, skręcony kark, ostrze w oko, w splot słoneczny - absolutnie nie na oślep, tylko dokładne trafienia kogoś, kto wie, gdzie trafić, żeby precyzyjnie zabić.
Zagadnięty o błoto prychnął z przekąsem.
- Nie w kałuży. To zwykle są zaschnięte okruchy, gliniaste, cuchnące. Gęste. A jak się dostaje... nocą. Niewidzialny jest czy co. Może on się wyłania z ziemi w miejscu zabójstwa. Aguary go nie widzą, nie czują.
Korheni,
offtopa nie komentuję, bo to wasze dochodzenie jest Ale wnioski wszystkie logiczne, choć nie znaczy, że wszystkie słuszne.
Wychodząc na plac wielkiej świątyni przez chwilę mieliście możliwość obserwować fragment kapłańskiego życia.
Z tego, co powiedzieli wam zagadnięci kapłani, w całym kraju trwały przygotowania do wielkie poważnej serii rytuałów. Wojska zwyciężyły na północy, a Opiekunowie zwyciężyli w wojnie o władzę nad światem. Ci co bardziej zorientowani już to wiedzieli, zwykłemu ludowi miało to być dopiero ogłoszone. Opiekunowie stawali się Bogami. Przejmowali ziemię we władanie.
Tylko kapłani wiedzieli, z jak trudnym czasem mogło się to wiazać.
Na dziedzińcu trwały więc jakies wielkie przygotowania, coś budowano, coś przygotowywano.
Nie widać było nigdzie Dilquene.
Potężna budowla, która kiedyś stanowiła sarkofag dla Tabu, nadal była surowa i mroczna w kształtach. Wyraźnie wyróżniały się potężne wrota, które wiodły w podziemia, które zalano skałą, prócz tego proste grube mury, wąskie okna, w potężnych wieżycach były kwatery kapłańskie, dormitoria, sale modlitewne, audiencyjne, przede wszystkim także gigantyczna biblioteka i archiwa przechowujące wszystko, co ocalało z czasów starego państwa.
I jak się okazało, także malutki cmentarzyk.
Gdy tak podziwialiście potęgę monumentalnych wież, dostrzegliście go we wnęce dziedzińca.
Podeszliście tam. Pierwszy rzucił się wam w oczy piękny, alabastrowy nagrobek teupixqui Achalchihuitl. Żałobny, lekko upiorny anioł opuszczał skrzydła na kamienną płytę, ustrojoną w białe kwiaty, , rzeźbioną misternie i inkrustowaną minerałem. Wielka Kapłanka miała miłość i szacunek wielu ludzi i dało się to zauważyć.
Tlilo,
pozostałaś chwilę w smutnej zadumie przy tym grobowcu. Wciąż opłakiwałaś przyjaciółkę i byłas przy tym, gdy ją tu chowano. Teraz uśmiechnęłaś się smutno na widok girland kwiatów, świadczących o tym, że wielu przychdzi tu oddać jej hołd po śmierci.
Tymczasem obaj panowie, przyglądaliście się innym nagrobkom, spoczywało tam kilku kapłanów, których imiona pamietaliście z przegladanej dopiero co listy zabitych. Na każdym widać było kwiaty, światełko, misy z darami ofiarnymi.
Dostrzegliście też jeden samotny grób w samym końcu cmentarzyka.
Na nim sało tylko jedno malutkie minerałowe światełko, stłuczone i omszałe. Nie było kwiatów, a grobu dawno nikt nie czyścił.
Odgarnęliście liście - na nagrobku widniało imię "Veique".
Waszą uwagę odciągnął hałas przy bramie.
Jak się okazało, Wielka Świątynia pełniła także funkcję także więzienia.
na dziedziniec wprowadzono kolumnę ludzi w kajdanach minerałowych.
Przedstawiali dość przykry widok. Już na pierwszy rzut oka widać było, że to żołnierze, choć byli wychudzeni, poranieni i brudni. Z rudych kubraków Gwardii i czarno-złotych kurt pertamy zostały głównie podarte i zużyte łachmany, to jednak spod splątanych włosów patrzyły pełne woli i chęci walki oczy. Kajdany wyraźnie sprawiały im ból, raz po raz też padał jakiś cios, mający w domyśle zmienić ich butną postawę, pochylić głowy, opuścić wzrok, i rzeczywiście rozsądnie pochylali głowy, ale widać było, że to nie są ludzie złamani.
Oczywiście rozumieliście, że to najgroźniejsi z waszych wrogów. Styryjczycy, ziemia była za mała, żeby mogła nosić i was i ich i to jeszcze w bezpośrednim sąsiedztwie. Ale było coś przykrego w tym widoku pokonanego wroga. I przerażającego.
Na przeciw z centralnych wrót, wiodących do pomieszczeń modlitewnych wyszła Dilquene. Towarzyszyła jej świta, dwie służki swiątynne i kilku paladynów. Ludzie kłaniali się jej, gdy ich mijała.
Szybkim krokiem podeszła do tych, którzy prowadzili kolumnę jeńców, wydała kilka rozkazów. Kolumna skierowała sie ku jednej z wież i po chwili więźniowie znikneli w mroku bramy.
Tuż za konwojentami dostrzegliście także jeszcze jeden oddział.
Korheni, rozpoznałeś w nich zbrojnych z Quasyru.
Podeszli do kapłanki, skłoniwszy się z szacunkiem należnym zwierzchnicce największej świątyni i tak ważnej świątyni, wymienili z nią kilka zdań. O ile mogliście usłyszeć, dowodzący był tu nie pierwszy raz, przekazywał jakąś przesyłkę ze stolicy.
Żołnierze wręczyli eskorcie teupixqui sporej wielkości skrzynkę, patrząc na oznaczenia bez problemu rozpoznałes emblematy Skarbnicy (skarbu państwa ).
Odmeldowali i skierowali z powrotem ku bramie.
Tymczasem jeden z paladynów, towarzyszących teupixqui, zamienił z nią kilka słów, wyraźnie ją o coś prosząc. Skłonił się przed nią i pozostał w ukłonie, dopóki ona nie wyraziła zezwolenia na to, o co ją prosił. Reszta orszaku oddaliła się ku salom modlitewnym, a ów młodzieniec podszedł w waszym kierunku.
Actolan,
do Wielkiej Świątyni przybyłeś całkiem niedawno. Służba tutaj była wielkim zaszczytem, to tutaj wszystko się odrodziło, tutaj Neyestecae podjęła wielką Buławę Narodów, jednocząc plemiona i rozpoczynając wielką wojnę z kolonizatorami. Tutaj miało na wieki zostać pogrzebane to, czym było stare państwo, a tymczasem przetrwała tu wielka mądrość i wielka wiedza.
Przybyłeś tu na kilka dni przed ową uroczystością, która prowadziła jeszcze teupixqui Achalchihuitl. Kapłanka, zwana przez wszystkich Aczi, odbierała twoją przysięgę, przyjmując cię w elitarne szeregi obrońców świątyni. Ona też pomogła ci, jako że nie pochodziłeś z zamożnego i sławnego rodu, a aby dostać się do służby, trzeba było najlepszej jakości wyposażenia i broni. Nigdy byś nie poprosił kobiety o pomoc i fundusze, ona zupełnie bezinteresownie wspomogła cię w tej kwestii - piękna zbroja, która jest twoją własnością, była darem od niej. Ona sama powiedziała "odwdzięczysz się wierną służbą, może od ciebie będzie kiedyś zależeć moje bezpieczeństwo".
Aczi była piękną, naprawdę urodziwą kobietą, choć sporo od ciebie starszą. Była dla ciebie świętością, boginią, kimś, za kogo mógłbyś oddać życie. No i po cichu się w niej podkochiwałeś.
A potem umarła.
W straszny sposób. Nie zapobiegłeś temu, nie obroniłeś jej. Wydarto jej serce w jej własnym namiocie...
Służyłeś nadal w świątyni jako obrońca. Nowa teupixqui nie darzyła cię szczególną sympatią, była typem osoby, której nie należy podpadać. Widziałeś jak potrafi niszczyć ludzi, którzy się jej sprzeciwili, a jednocześnie widziałeś, jak płaszczyła się przed Korhenim i ludźmi, których uważała za potężnych.
Nie lubiłeś Dilquene.
Nie wiedziałeś jak zareaguje, ale postanowiłeś poprosić o możliwość udziału w śledztwie. Wszyscy wiedzieli, że wysłannik Neyestecae ma za zadanie dorwać mordercę Aczi, uznałeś, że twoim najświętszym obowiązkiem jest wspomóc go w tym i pomscić kapłankę.
Dilquene się zgodziła.
/jeśli padną jakies kwestie, pytania, na które jako członek straży świątynnej powinieneś znać odpowiedź, to oczywiście jej udzielę /
/tu zakładam, że następuje Wasze zapoznanie się, wymiana informacji i inne takie, oczywiście jeśli macie wenę- piszcie i rozkminiajcie, a tymczasem.... /
Waszą rozmowę przerwał kolejny hałas przy bramie. Ktoś mocno się awanturował, a strażnicy chyba nie chcieli go przepuścić. Wreszcie jeden ze strażników pojawił się na dziedzińcu i zamiast do Dilquene skierował się prosto do was.
- Ktoś pyta o jego wielmożność Korheniego - zasalutował - Czy mam odprawić czy pan wysłucha, o co chodzi? TO miejscowy, ludność nie ma tu wstępu poza świętami.
Gdy zeszliście w kierunku bramy, zobaczyliście tam waszego znajomego - Retla. Ujrzawszy was z daleka juz zawołał:
- Panie Korheni! Znaleziono tego zaginionego dzieciaka!
- Co? Gdzie? Żyje?
- Niestety nie... Jest więcej złych wiadomości... Na miejscu jest Seiqui, czeka na pana i zabezpiecza zwłoki.. wszystkie zwłoki - powiedział już ciszej, gdy podeszliście - Amoxtli i Miquito nie żyją... A wysłannik od elfów zaginął, znaleźliśmy tylko jego ślad.
Jest godzina około 15:00, zaraz zacznie zmierzchać. |
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
Referen
Ref
|
Wysłany: 16-12-2015, 01:15
|
|
|
Wysłuchał odpowiedzi kapłana z wielką uwagą. Starał się zapamiętać jak najwięcej, przez co nie zauważył, kiedy znaleźli się na dziedzińcu.
Gdy do Korheni'ego podszedł kapłan, nie mieszał się zbytnio w rozmowę. Starał sie nie naruszać ich prywatności.
Dopiero gdy usłyszał, że chce on uczestniczyć w śledztwie, podszedł i wsłuchał się w słowa mężczyzn.
Po wymianie informacjami chciał się oddalić, odszukać kogoś, kto wskaże mu miejscowego zielarza. Ewentualnie tropiciela. Omatij zamierzał uzupełnić swoje zapasy, nigdy nie był w tej okolicy. Oczywiście wiedział, jakie rośliny rosnął w tej prowincji, chociaż nigdy nie wiadomo. Przecież część ziół mogła mu wypaść z głowy.
Na samą myśl zrobiło mu się głupio. To byłoby niedopuszczalne.
Niemniej... warto zapytać.
Zdawał sobię sprawę, że, kierując się dumą, daleko nie zajdzie.
Jednak los ubiegł go w jego zamiarze.
- Ktoś pyta o jego wielmożność Korheniego - Omatij uśmiechnął się. Cieszył go fakt, że, będąc w okolicy tak znacznej persony, nie musi się lękać o nadmiar pracy.
Wszystkie ważne sprawy kierowano do Korheniego.
-Co? Gdzie? Żyje? - A on znów rozpromienił się, bo nie musiał mieszać się do rozmowy. Wysłannik ze stolicy nad wszystkim panował. Od dawna nie zaznał luksusu, jakim jest brak zobowiązań, nakazów i obowiązków.
Jego dobry nastrój uległ diametralnej zmianie wraz z kolejnymi słowami miejscowego.
-Niestety nie... Jest więcej złych wiadomości... Na miejscu jest Seiqui, czeka na pana i zabezpiecza zwłoki.. wszystkie zwłoki. Amoxtli i Miquito nie żyją... A wysłannik od elfów zaginął, znaleźliśmy tylko jego ślad.
Oniemiał. Jasna cholera! Słyszał przecież niedawno o Amoxtlim. Opisywano go jako jednego z najlepszych tropicieli. A Miquito? Przecież to kapłan opiekunów.
Nie ma na to innego wyjaśnienia jak atak tego przeklętego potwora.
Krew w nim zawrzała, ale musiał się opanować. Spojrzał w niebo, chciał wybadać pogodę na najbliższe kilkanaście godzin. Uznał, że po wizycie u zielarza, wybierze się na miejsce tragedii.
Miał nadzieję, że reszta towarzystwa pójdzie tam z nim.
-Nie ma więc czasu do stracenia. Proponuję byście już zaraz wyruszyli sprawdzić, co się tam stało. Ja odwiedzę jeszcze miejscowego zielarza, znachora, kapłana lub kogokolwiek innego, kto zna się na tutejszej florze. Idzie mi tu o zioła najróżniejszego zastosowania od leczniczych przez przeczyszczające, na trujących kończąc.
Retlcie mógłbyś wskazać mi takiego człowieka? Byłbym zobowiązany.
Zaraz potem do was dołączę.
Jeśli nikt nie ma innego planu rozchodzimy się we dwóch kierunkach, mnie prowadzi Retl, ich..? No właśnie kto? Czy właśnie ukradłem im przewodnika? 😃 |
_________________ II turnus 2014 - najemnik z Fiordu(pracował dla Styrii)
II turnus 2015 - mag morza z Leth Caer
Epilog 2-4.10.2015 - Qa
Epilog 27-29.11.2015 - Qa
Zimówka 27-29.12.2015 - Qa
III turnus 2016 oraz epi- Rawen, członek Czarnego Tymenu |
|
|
|
|
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 17-12-2015, 02:41
|
|
|
(Ref, twój post wskazuje na intensywną niechęć do udziału w wydarzeniach
Jeśli życzysz śmigać do zielarza, to śmigaj, wypisz mi co od niego bierzesz, najlepiej na wyposażeniu. Retl oczywiście nie idzie z tobą, zapomnij Pozostała trójka - jeśli nie macie nic na ten temat, to opowiadanie poleci dalej) |
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 18-12-2015, 02:25
|
|
|
Dobra, zmiana planów!!
Referen, idziesz do tego zielarza! Ale nie z Retlem, tylko z Tlilo.
Tlilo jest medyczką, więc też jej się to może przydać. I zielarz... no cóż, niech zatem będzie że zielarz to ktoś z naszej listy wiedzących więcej o zabójstwach (wybierzcie sobie) i mieszka na skraju osady, blisko Przełęczy (dajmy na to tam gdzie się idzie do koni )
Więc poszli! |
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
Referen
Ref
|
Wysłany: 18-12-2015, 05:50
|
|
|
Proponuję zabójstwo z 913 pachołka świątynnego tego od napisu "czerwone błoto". Może to on sporządził notkę albo miał udział w jej powstaniu? Jeśli jest tak, to pytam co oznacza czerwone błoto? Chyba nie po prostu to, że jest zakrwawione? D:
Zioła które mnie interesują:
-Barszcz Sosnkowskiego-sam wyciśnięty sok
-Rącznik pospolity-nasiona, zdrewniała ususzona część łodygi, tyle ile mogę zabrać.
-Tojad-najlepiej łodyga lub liście + nasiona (powinienem mieć styczność wcześniej)
-Bertam Lekarski(powinienem mieć styczność wcześniej)
Jeśli ma coś uśmierzającego ból to biorę.
Jeśli któryś z ostatnich dwóch występuje tylko w tej prowincji to wiadomo, chciałbym je pozyskać. Jeśli jednak ostatnie dwa zioła miałem już wcześniej to uzupełniam zapasy, świeże=lepsze(nie licząc ususzonych łodyg)
Pierwsze dwa biorę od zielarza.
O ile on nie ma zdrewniałej części Rącznika to pod drodze i przy każdej okazji staram się go wypatrzeć w lesie/po drodze.
Nie powinno być to zbyt trudne, roślina ma charakterystyczny wygląd.
Jeśli na miejscu nie stanie się oś dziwnego. Kogoś nie zabiją, nic nie zwróci naszej uwagii, nie usłyszymy żadnych rozmów itp itd to wyruszamy w drogę do miejsca śmierci Miquito.
Wiemy jak tam sami trafić? Jeśli nie, to szukamy przewodnika, a jeśli takiego nie ma to smutamy razem z zielarzem wypalając fajkę. (( |
_________________ II turnus 2014 - najemnik z Fiordu(pracował dla Styrii)
II turnus 2015 - mag morza z Leth Caer
Epilog 2-4.10.2015 - Qa
Epilog 27-29.11.2015 - Qa
Zimówka 27-29.12.2015 - Qa
III turnus 2016 oraz epi- Rawen, członek Czarnego Tymenu |
Ostatnio zmieniony przez Referen 18-12-2015, 05:53, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Powój
Rozwydrzona
Skąd: Z bajorka
|
Wysłany: 20-12-2015, 02:53
|
|
|
Żyję. To wcale nie tak, że umr. Żyję.
Tyle się wydarzyło. Wiele. Zbyt wiele.
Stracić przyjaciółkę w ciągu kilku chwil. Ledwie widziała ją żywą, a potem martwą.
Twarz. Twarz mająca nawiedzać ją w snach. Już do końca życia. Lecz oczy martwej w tych snach nie były puste, lecz pełne wyrzutu, oskarżenia. Nie było jej tam. Nie mogła jej pomóc.
Ale czy mogła?
Czy była w stanie stanąć naprzeciw komuś, kto mordował z zimną krwią dzieci? Kto zadawał tak okrutną śmierć bezbronnym. Czemu? To pytanie dręczyło ją gdy szła ścieżką wraz z towarzyszem.
Postanowiła ułożyć sobie w głowie wszystko to o czym wiedzieli.
Przed wszystkim napastnik musiał świetnie znać anatomię, żeby wiedzieć jak szybko zabić, jak ogłuszyć nie czyniąc krzywdy czy zadać jak największy ból. Wbrew pozorom to nie jest proste... Więc albo został w tym celu wyszkolony, albo doświadczenie wojenne dało sobie znać. Możliwe, że jedno i drugie.
Broń. Posługiwał się nożem, lub innym krótkim ostrzem. Strzałkami, mógł zabić na odległość, ale również... Zatruć. Strzałki nie tylko musiały zabijać.
Mimowolnie na tą myśl przesunęła dłonią po karku, zerkając na siebie.
Potrafił być jak cień. Potrafił być niewidoczny w środku dnia. Skradał się wyśmienicie. Mógł nawet teraz przemykać ścieżką obok nich, swoich nieświadomych ofiar.
Znów się wzdrygnęła patrząc na towarzysza, a potem starając skupić na otoczeniu. Nie była tropicielem, nie potrafiła wybierać z wiaru dźwięków, rozróżniać szelestu liści. Kiedyś gdy bawiła się z innymi dziećmi w chowanego była bardziej wyczulona, teraz za nie.
Jej myśli znów skupiły się na śledztwie.
Wtedy tamta dziewczyna, gdy mówiła oswym śnie,czy wizji. Mogła być odurzona. Jej nie zabił, chociaż bez najmniejszego problemu pozbawił życia jej adoratora. Czyli były powody tych zabójstw,stanowczo poważniejsze niźli nienawiść. Coś wiedzieli? Ale co?
Poza tym, teorięo odurzeniu potwierdzała inna rzecz. "Aguary go nie wyczuwają" mógł maskować swój zapach ziołami. Istniały przecież składniki tłumiące woń, czasem wykluczające ją całkiem, stosowali je przy operacjach by zabić chociaż trochę woń krwi i choroby,by dało się wytrzymać przy wielu godzinach pracy nad ranami. No i większość ofiar ginęła we śnie. Bał się spojrzeć im w oczy? Co zatem miały znaczyć tak straszne czyny jak ten na Aczi? Symbole? Nie rozumiał. Czemu?
- Czemu? - Wyszeptała pozwalając by wiatr porwał jej słowa. Obserwowała otoczenie, obejmując się ramionami, dokładniej otulając długim materiałem okrycia, grubą wełną zapewniającą chociaż trochę otuchy.
Interesujące mnie rzeczy po dotarciu do zielarza jeśli do niego dotrzemy :
Rośliny maskujące zapach.
Rośliny odurzające, w jakim stopniu, sposób użycia.
Czy ktoś takowe od niego kupuje.
Czy w miejscach w których zbiera zioła zauważył braki, wielu zielarzy w końcu idzie w teren i ma sobie tylko znane skupiska roślin,musiznaćich wielebo w końcu nie może wyeksploatować całości. |
_________________
Uważaj czego sobie życzysz. |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
|