Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
W katakumbach
Autor Wiadomość
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 10-05-2021, 13:50   

Ewakuacja z pomieszczenia trwała błyskawicznie, ale na pewno dłużej niż Ruta by chciała. Pierwszy zeskoczył Famos, za nim Sile. Za nimi po kolei znikali w otworach amanyi. Byli drobni, niscy i na pewno bardziej sprawni fizycznie niż na to wyglądało, więc wepchnięcie się w wąski przesmyk było dla nich mniejszym problemem.
Jeszcze dziesięciu…
Otwór wyjścia rozświetlił się światłem nadchodzących pochodni.
Ośmiu.
Za ścianą ktoś wykrzyczał komendy, głośno ale nie dało się zrozumieć słów.
Sześciu.
Echo równego kroku poniosło się po kazamacie, w wejściu ukazało się kilka postaci, poruszali się powoli, w szeregu, kryjąc się za niewielkimi tarczami.
Ruta wykrzyczała zaklęcie, jeden z żołnierzy poleciał do tyłu na kamienie.
Reszta się cofnęła.
Czterech.
Ktoś za ich plecami coś wykrzyczał, jakoś przedmiot potoczył się po posadzce. Zasyczalo, kazamata zaczęła wypełniać się czarnym dymem kryjąc nadchodzący oddział.
Dwóch.
Oteh i Lare.
- Tarinya, skacz - elfka stanela przed nią, osłaniając od strony kazamaty.
Ruta zza jej sporo niższego ramienia rzuciła jeszcze jedno obalenie.
Przepychanka z Lare tutaj nie miała sensu.
Oteh zeskoczył.
Ruta ześlizgnęła się w wąski odpływ. W emocjach nawet nie poczuła fali lodowatej wody, która przejechała po jej plecach.
Chwila ślizgu przez mokry przepust, i po chwili światło, glosy, więcej wody.
Ktoś pomógł jej wyjść z wodnego rezerwuaru.
Że ścian patrzyły na nich zwierzęce twarze wyrytych tam postaci.
Odwróciła się za siebie, na wylot przepustu.
Przez straszliwie długa chwilę czekała, aż ukaże się w niej Lare.
Elfka zsunęła się w wodę, barwiąc ją krwią i brudem, przez chwilę w niej pozostała, jakby chciała schłodzić głowę.
Gdy stanęła na brzegu, unikała wzrokiem spojrzenia Ruty, pochyliła głowę.
- Co dalej…?

Pomieszczenie, w jakim się znaleźli, było jednym z wielu kolejnych, podobnych do siebie. Łączyła je "rzeka"- podziemny kanał, do którego spływała woda że wszechobecnych wylotów rynien.
Biegł środkiem pomieszczenia i znikal w przepuście w ścianie. Po chwili dopiero odkryli że są także boczne przejścia, którymi można iść, nie musząc za każdym razem nurkować w przepuście.
Wypuścili przodem Nut i jej zwiadowców, i ruszyli wzdłuż pomieszczeń .
To był potężny system odwadniający, zdaje się, że całe wzgórze było w tej sposób wydrążone, co w sumie trochę przywodziło na myśl, że mogło byc tworem częściowo sztucznym.
I na pewno ogromnie starym - ścienne reliefy przedstawiały dawnych bogów, ich triumfy i chwałę, domeny i atrybuty. Komu chciało się z takim.kunsztem ozdabiać pomieszczenia czysto techniczne, odpływy jedynie, kanały pod świątynią… przez tysiąclecia nie wyblakły, nie wykruszyły się, a woda w kanale płynęła wartko, co dawało nadzieję, że istnieje jakiś odpływ, jakieś ujście.

Przeszli może dwie kolejne kazamaty, gdy jeden ze zwiadowców Nut wrócił zaalarmowany.
Przed nimi ktoś był, zbrojni, przynajmniej kilku, ze światłem
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Ruta 

Wysłany: 13-05-2021, 05:36   

Powietrze było chłodne i pachniało morzem, lub przynajmniej jaskiniami nadbrzeżnymi. Ubranie magini było w połowie mokre i nieprzyjemnie lepiło jej się do pleców. W porównaniu z górnymi kanałami było tu spokojnie, jednak nie było cicho. W ciemnościach słychać było wyraźnie kroki wielu par stóp, kapanie wody i regularne szeptane raporty zwiadowców. Ogólna atmosfera mogłaby się nawet wydawać uspokajająca, gdyby nie okoliczności i fakt, że Ruta nadal musiała myśleć nad planem. Ogólne założenie było jasne, znaleźć Falibóra, Imirę i resztę, dostać się jakoś do nabrzeża, ukraść łódź i popłynąć na Sakkarę, gdzie niechybnie znalazłby się Elidis i wiedziałby co robić. Jednakże wizja przeprowadzenia tak dużej grupy uciekinierów do brzegu morza, a już tymbardziej jakikolwiek plan niepostrzeżonej kradzieży łodzi, wydawał się nieprawdopodobny, wymagający cudu… albo dużej ilości ofiar, do czego nie mogła dopuścić… lub też magii, chociaż nadal nie miała dokładnej wizji tego co mogłaby nią zdziałać w takiej sytuacji. Zostawało jeszcze zrobienie portalu, jednak magini przeczuwała, że do tego rozwiązania potrzebowałaby o wiele więcej wiedzy i o wiele więcej czasu.

Przez dotychczasową drogę Ruta co jakiś odwracała się za siebie próbując złapać kontakt wzrokowy z Lare. Zastanawiała się czy nie zatrzymać się na chwilę i nie zapytac jej czemu wcześniej nie chciała patrzeć jej w oczy, jednak w tamtym momencie przyszedł zwiadowca.

Nie wiedzieć czemu, wieść o uzbrojonych ludziach była dla magini ekscytująca. Przez moment Ruta była pewna że właśnie znaleźli uciekinierów z areny. Chwilę później spróbowała się jednak uspokoić i wziąć pod uwagę bardziej prawdopodobne możliwości. Myśl Ruta, myśl, to mogą być kolejni felnorczycy. Jednak mimo, że ze wszelkich sił próbowała przygotowywać się na najgorsze, nie potrafiła się pozbyć się nadziei.

Wymijając pare elfów przed sobą podeszła do zwiadowcy.

-To mogą być nasi - Ruta wyszeptała do niego nadal połowicznie myśląc na głos- czy widziałeś jak wyglądają? Czy byli felnorczykami? Czy wyglądali na rannych?

(jeśli elf odpowie że tylko ich słyszał i widział łunę od pochodni, Ruta zapyta czy ich kroki były równe czy nie, żeby zobaczyć czy to żołnierze)

(jeśli cokolwiek będzie wskazywać na to, że mogą to być sprzymierzeńcy to Ruta ostrożnie wyjdzie im na spotkanie)

(jeśli będzie pewność, że to felnorczycy to cofną się do korytarza i próbują ich jakoś obejść lub przeczekać)
_________________
Ruta
 
 
Lothar 
Taki jeden wergund


Skąd: Katowice
Wysłany: 13-05-2021, 14:05   

Otello z grobową miną przeklinał sam siebie w duchu za niezdecydowanie i zamieszanie, jakie sprawiło, że pogubił się w działaniach. Nie zdołał pomóc laryjczykom i Imirze. Ale jak byś tego dokonał z jedną rzutką amigo? W jego głowie zabrzmiał lekko kpiący acz przyjazny głos Torresa. Miał rację. Biegając za nimi na ślepo nie miałby szans im pomóc. A oni pewnie dadzą sobie radę, w końcu to nie pierwszyzna dla takich indywidułów. Zbierając się z ziemii zaczął się rozglądać po pomieszczeniu szukając jakiejkolwiek wskazówki gdzie dalej się udać. Fortuno, pomóż im się wydostać i z nami się spotkać. Mówiąc to skwitował sam w głowie, że jego podejście do nadnaturalnych sił nieco się zmieniło odkąd Sile opowiedziała mu o tej dziwnej sile. Nadal czuł gorycz i gniew na samą myśl o Czerwonej Boginii lecz po wydarzeniach w Kavelii, jak ją usłyszał... pogłubił się i nie wiedział czy jeszcze bardziej jej nienawidzi, czy bardziej siebie, że zaczął wątpić w tą nienawiść. Co nie zmieniało faktu, że Fortuna wydawała mu się bardziej... ludzka, sprawiedliwa. Niczego nie narzucała, nie pozowała na miłosierne bóstwo, które pomaga swoim zbłąkanym owieczkom. Była losem samym w sobie. Jedynie czasem jak ktoś prosi o pomoc fortunę, ktoś gdzieś hen daleko rzucał monetą. To wydawało się styryjczykowi najlepszą opcją w całem matni jaka ich otaczała. Nie boska interwencja, a drobny uśmiech losu. Nikt nie odbierał mu wolności, dalej był człowiekiem, nie sługą. Chyba zaczynam Ci być sporo dłużny... Zaśmiał się ponuro w myślach i ponownie zaczął rozglądać się po otoczeniu uważnie.
_________________
2018-Lothar dar Meran(Inspektor Żandarmerii Wergundzkiej)
2019,Deszcze- Ponownie Lothar,tym razem dyplomata i uczeń Tergora
2019 epi-Znowu dar Meran,teraz już hrabia, zastępca Tergora w Zakonie i przedstawiciel Księcia Protektora
2020 III turnus-Otello Famos, archeolog i funfel nie do końca odpowiednich ludzi
2020 Epilog- Otello Famos, z jeszcze większą ilością planów, które nie wypaliły

"No to nie do końca poszło z planem..."
 
 
Manad 

Wysłany: 15-05-2021, 15:54   

Idąc Arel podziwiał architekturę korytarzy. Ciekawe z jakiego okresu pochodzą te wszystkie rzeźby.

Widząc że wrócił zwiadowca elf potrzedł bliżej Ruty zostawiając Junę trochę bliżej środka.
Ostatnio zmieniony przez Manad 15-05-2021, 15:55, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 16-05-2021, 02:40   

Płaskorzeźby musiały mieć parę tysięcy lat, biorąc pod uwagę, co przedstawiały. Nie było widać tu wszechobecnego na powierzchni Szakala, wręcz przeciwnie - ściany zajmowały przedstawienia całego grona różnorodnych postaci. Tam, gdzie się zatrzymali, pierwszy w oczy rzucał się relief kobiety z piórem wetkniętym w misterną koronę na głowie. W wyciągniętych na boki skrzydlatych rękach trzymała pióra, jedno lśniące złotem, w drugiej zaś matowe, bordowe. Z góry otaczały ją promienie, zaś u jej stóp wił się opalizujący jak żuczek wąż, którego złociste oko dziwnie wpatrywało się w Famosa, jakby z wyczekiwaniem. A może tylko mu się wydawało?...
Przy dokładniejszym przyglądaniu się płaskorzeźbom doznawali niezbyt przyjemnego odczucia bycia obserwowanym. Fragmenty będące oczami reliefu nie były ryte i malowane - były wykonane z białych opali, dających głębię, jak prawdziwe białka oczu. Zamiast tęczówek i źrenic wprawiono szlifowane agaty o różnej barwie, a linię rzęs i brwi wykonano onyksową inkrustacją.
Wyglądały aż nazbyt prawdziwie.

Zwiadowca wyprostował się, jak dzieciak wywołany do odpowiedzi, jednak minę miał cokolwiek niepewną.
- Światło oślepiło i ich, i nas, jeden z nich podszedł do przejścia, miał na sobie mundur Legionu. Są dwie sale dalej. Ale są ostrożni, nie opuścili tamtej kazamaty. Ktoś z nich jęczał, nie słyszeliśmy co, woda zagłusza, prawdopodobnie mają rannych - widać było, że zwiadowca bardzo chciałby dać Rucie jednoznaczną odpowiedź, ale nie był w stanie.
- To może być Legion - wtrąciła Lare poważnym głosem, spoglądając na czerń łuku widniejącego w szczycie kazamaty. Część amanyi obstawiła to przejście, tak samo jak te kilka pozostałych oraz kanały odpływowych, będąc w gotowości do zadźgania każdego, kto próbowałby się nimi przedostać. Kilka bliżej stojących drgnęło na słowa Lare, zacisnęło mocniej kościste dłonie na tym, co akurat trzymały.
- Ale to mogą być również twoi ludzie, tarinya - Oteh najwyraźniej postawił sobie za cel niesienie kaganka nadziei - na Legion składają się ci najlepsi fizycznie, trenowani od wieków…ale nawet oni nie znają tych kazamat na tyle, by tak szybko nas okrążyć.
- Mogli się zmówić z Gwardią Świątynną - zgrzytnęła zębami Lare, wciąż uporczywie wpatrując się w przejście, wciąż nie patrząc na Rutę - a wtedy wpakowalibyśmy się prosto w ich pułapkę. Jaka decyzja, tarinya?...
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Ruta 

Wysłany: 19-05-2021, 01:38   

Ktoś z nich był ranny, mogli to być felnorczycy, ale jeśli to byli jej przyjaciele, Ruta nie zamierzała ich zostawiac być może umierających w tych podziemiach. Znała trochę magii życia i była pewna, że mogłabym jakoś pomóc. Wiedziała, że tercjeros mogą wytrzymać wiele, ale mogli tam być też inni ranni więźniowie. Poza tym, nie mogła uciec z tych wysp bez nich. Nie chciała jednak narażać żadnego ze zwiadowców na spotkanie z potencjalnymi felnorskimi wojownikami. Amanyi mogli się bronić tylko improwizowanymi brońmi, ona miała magię, mogła się utrzymać dłużej, nie mogliby też zabić jej odrazu ze względu na Elidisa, z którym musieli się liczyć… Chyba.

-Wycofajcie się nieco- poleciła, szeptem zwracając się do Lare- podejdę tam i im się przyjrzę, jeśli to moi przyjaciele i są ranni, to nie mogę ich tak zostawić - przełknęła ślinę i dodała po chwili namysłu- a jeśli nie, to prawdopodobnie zobaczycie nagły rozbłysk ognia lub usłyszycie odgłosy walki, a ja będę uciekać z powrotem. Jednakże, myślę, że Oteh ma rację, nie mieli jak tak szybko nas okrążyć.- w jej głosie brzmiała nadzieja, mogła się mylić i mogło ją to wiele kosztować, ale nie mogła tak tego zostawić, jeszcze raz spojrzała Lare w oczy- w razie czego wydostańcie się stąd płyńcie na Sakkarę.

To mówiąc odwróciła się w stronę ciemnego tunelu i poszła przed siebie, powoli, z prawą ręką przy ścianie, lewą zaś ściskając intersekcje, powtarzając sobie jeszcze przez chwilę zaklęcie na ogłuszenie w myślach. Zaraz jednak przestała skupiając się na otoczeniu, i słyszanych dźwiękach. Intersekcja bardzo słabo oświetlała posadzkę pod jej stopami zimnym zielonkawym blaskiem. Magini nie wzięła ze sobą innego źródła światła, po części dlatego, że nie chciała zostać zbyt szybko wykryta, a po części też dlatego, że nie chciała zabierać pozostałym Amanyi nic co mogłoby im się w jakikolwiek sposób przydać, gdyby ją złapano. Wolała nie myśleć za dużo o tej ewentualności, jednakże konieczność nakazywała przygotowywać się na najgorsze. Była pewna, że Lare dałaby radę wyprowadzić wszystkich w bezpieczne miejsce, była dobrą dowódczynią i Ruta wiedziała, że nie potrzebowala żadnej Tarinji aby się nią stać.

Im ciemniej się wokół niej robiło tym bardziej zdawała sobie sprawę ze swoich myśli, i kroków. Starała się stąpać najciszej jak mogła, jednak czasem jej buty osuwały się na śliskich kamieniach. Kiedy wyszła mniej więcej z zasięgu wzroku reszty przestała udawać pewną siebie posturę i poczuła jak miękkie naprawdę są pod nią nogi. Wzięła głęboki wdech i poszła do przodu szukając, pełnym nadziei wzrokiem, jakiejś znajomej twarzy w mroku.
_________________
Ruta
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 20-05-2021, 00:31   

Zapach. To było najbardziej egzotyczne w tych podziemiach. A jednocześnie nieco znajome dla elfa z Talsoi. Ruta bezdźwięcznie wciągnęła powietrze nosem…. Kanały pachniały morzem, stęchlizną, resztkami rozkładających się wodorostów. W nikłym świetle, które niosła, nie miała szans dostrzec osadu z morskich resztek na ścianach, ale poznałaby tę nutę wszędzie.
Czyżby kanały przez lata Raeth były zatopione?
Było to możliwe, byli przecież głęboko, sięgnęła pamięcią wstecz - schodzili co najmniej kilka razy w dół poziom za poziomem. Mogli być 30? 40? metrów pod powierzchnią?
Choć starała się wyostrzyć zmysły na percepcję, to przed oczami wciąż stawały jej umorusane twarze, wielkie wpatrzone w nią oczy…
Pozwolili jej się oddalić samej po długiej, naprawdę długiej chwili. Lare nalegała na to, by iść z nią, potem by szli z nią chociaż zwiadowcy od Nut.
Była coraz bardziej niezależna, pomyślała Ruta. Coraz śmielej patrzyła w oczy, coraz wyraźniej wypowiadała swoje zdanie, zupełnie jakby - podobnie jak Oteh - nagle odzyskała swoje naturalne zdolności.
Ale było coś, co mogło martwić, choć Ruty nie dziwiło to zupełnie. Nie wiedziała przecież, jak sama by się zachowała… czym stałaby się, przeżywszy kilka długości żywota jako pozbawiony godności niewolnik, met’aya - śmieć na własnej ziemi. A w oczach Lare płonął ogień, wściekła żądza zemsty i odwetu. Satysfakcja z zadawanego cierpienia. Gdyby mogła, mała elfka utopiłaby Felnor we krwi i płomieniach…
Ruta nie znała tego na własnej skórze, nie miała takich doświadczeń, ale intuicyjnie niepokoiło ją to zjawisko.
Otrząsnęła się z zamyślenia.
Przed nią migotało światło.
Ciepły blask płomienia wpełzał na ścianę tuż przed nią, coraz bliżej, aż zza winkla ukazało się światełko - malutki płomyczek niesiony przez postać, której widziała jedynie kontur.
I wtedy płomyczek zniknął zdmuchnięty.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 22-05-2021, 18:06   

Arel widział, jak Ruta wychodzi i widział też reakcję jej małej armii.
Elfka, która zdecydowanie przywodziła tej grupie, nie zamierzała najwyraźniej pogodzić się z decyzją magiczki i puścić jej samej na ten zwiad.
Oteh, wyraźnie zmęczony, zrezygnował z prób namawiania Lare, by odpuściła. Na jej rozkaz kolejni amanyi wskoczyli do położonych wysoko nad ziemią kanałów.
- To Legion… - rzuciła Lare przez zęby na odchodnym - Mają na sobie czerwień Legionu. Jest tylko jedno, co dostają ode mnie ludzie Nefreka. Ogień…!
Lare zniknęła już w tuneliku, gdy któreś ze zwiadowców, najwyraźniej wcześniej obawiające się odezwać, powiedziało cichutko:
- Legion nie nosi tatuaży…





Ten, kto szedł ze światłem świecy czy kaganka, najwyraźniej chciał się ukryć. Ruta przez chwilę rozważała szanse, że to ktoś z Legionu. Było to możliwe, ich zwiadowcy chyba nie byli glupi. Odruchowo cofnęła się pod wpływem tej myśli. To mógł być jakiś zwiad, bo raczej nie regularny oddział. Ten szedłby z pochodniami i hałasem, a nie kryjąc się w mroku.
Chyba, że to jednak przyjaciele.
Ale w takim razie mogą krążyć wokół siebie w tym mroku do jutra, każde przekonane, że ma przed sobą wroga. Ujawnienie się było olbrzymim ryzykiem. Nieujawnienie się też.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 22-05-2021, 18:06   

Ruta, zapraszam do tematu "Ku wolnosci" :)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 25-05-2021, 19:36   

Po długich chwilach nasłuchiwania w półmroku usłyszeli odległy krzyk, serię przeraźliwych wrzasków, których źródło było o kilka pomieszczeń dalej, tam gdzie poszła Ruta.
Amanyi spojrzeli po sobie.
- Tarinya....
Kilka osób podniosło zaimprowizowaną broń i ruszyli w ślad za magiczką.
- Lare.... - szepnął Oteh ledwie słyszalnie, podniósł się ciężko - Krew...
Tłum małych elfów zabrał ze sobą kilkoro zagubionych przybyszów.

(do tematu "Ku wolności")
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,19 sekundy. Zapytań do SQL: 14