Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
W katakumbach
Autor Wiadomość
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 04-03-2021, 16:22   W katakumbach

Gdy zimna dłoń złapała Delfinę za kostkę, to już było za wiele. Wrzasnęła wibrująco i kopnęła na odlew, trafiając w coś, co głucho jęknęło, ale straciła przy tym oparcie na drugim kolanie i szorując plecami o ścianę poleciała w dół.
Zatrzymało ją coś miękkiego, co zamortyzowało upadek i znów głucho jęknęło, po czym znów poczuła zimną łapę, która podtrzymuje jej nogę. To coś wyturlało się w bok i Delfina skonkludowała, że stoi na nogach, na dole szybu, który prowadzi dalej ukośnym wylotem w bok. Rzut oka pozwolił jej też stwierdzić, że za owym wylotem świeci się światło, rzut ucha dorzucił informację, że coś tam także szuści i jęczy.
Krokodyle…! - pomyślała, ale po chwili dotarło do niej, że co prawda jest tu jakaś woda, cieknie po ścianie, ale to stanowczo za mało dla tych sporych gadów. Skuliła się więc i nadeptując sobie na felnoryjską szatę wyturlała się z szybu, przy okazji wyjaśniając w kilku krótkich nieparlamentarnych słowach, co o tej sytuacji sądzi.
Rozejrzała się.
Za nią wylądował Arel, który najwyraźniej zrobił to sensowniej i wierzgał, dzięki czemu nie spadł, przez co nie miał połowy pleców obdartych o skałę.
Przed nią natomiast roztaczała się podziemna kazamata.
Było to dość spore pomieszczenie (40 x 20 m), wycięte w skale z elementami podmurowanymi. Pod ścianami ciągnęły się dwie kamienne rynny, na dnie których szemrała woda, spływając zgodnie z nachyłem posadzki w kierunku tunelu u szczytu pomieszczenia.
Wzdłuż bocznych ścian widniały jakieś otwory, wykute lekko pod kątem i wygładzone przez wodę, która z niektórych nawet kapała do znajdujących się poniżej rynien.
Pomiędzy nimi widniały wspaniałe płaskorzeźby, przedstawiające mniejsze i większe postaci, z których najwyraźniej wyeksponowane było bóstwo z głową olbrzymiego gada. Płaskorzeźby były tak pomyślane, że wszystkie wyloty otworów wkomponowano w nurt, spływający z dłoni owej istoty niczym jego błogosławieństwo.
- Ku*wa, krokodyl …! - wyrwało się Delfinie. Ten jednak był stanowczo raczej niegroźny.
Po tym, jak zanotowała wszystkie detale architektoniczne jakie mogła dostrzec, przeniosła wzrok na otaczających ją ludzi.
Było ich przynajmniej kilkunastu, a kolejnych widać było przy wejściu. Byli półnadzy, brudni, odziani w tuniki czy przepaski z jakichś szmat. Wychudzeni, drobni i niewysocy, wszyscy byli wygoleni na łyso, tak kobiety jak i mężczyźni, a na czołach i skórze głowy mieli wypalone podobne symbole. Oprócz tego niektórzy mieli także tatuaże, ale żadnych ozdób.
Otaczali ją kręgiem, w napięciu, niektórzy ściskali w dłoniach jakieś kije, szmaty z owiniętym na końcu kamieniem, jedna kobieta trzymała nóż, dwóch innych miecze.
Za nimi na ziemi Delfina dostrzegła dwa ciała w kałuży świeżej krwi. Ciała wydawały się bardzo duże w porównaniu z tym gronem kurdupli.
Za to pośród tychże stała postać, którą Delfina pamiętała.
To była magiczka z Zakonu Kreacji, którą Delfina miała okazję poznać w Styrii. Ruta.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Ruta 

Wysłany: 08-03-2021, 02:51   

-O p-pani Delfina. - wydukała magini przez ściśnięte gardło, nadal nieco wstrząśnięta śmiercią żołnierzy- Dobrze, że pani się pojawiła, co z resztą? - zapytała chociaż wieści doszłyby do niej pewnie prędzej czy później, jak na razie wolała odciągnąć myśli od krwawych zwłok leżących za nią. - Czy nic pani nie jest?

Ruta rozejrzała się po dalszej części pokoju szukając wzrokiem innych osób. Skoro była tu Delfina to Arel i Juna powinni być niedaleko.
Czy ci żołnierze naprawdę zasługiwali na taką śmierć?
Myśl szybko, acz niechętnie została przez nią odegnania. Bo niby czemu miało to być dla niej inne od zabijania Eshkar?

- Pani Delfino, to jest... to musi być dziwna sytuacja, w każdym razie nie wiem czy jest pani zapoznana… to są Amanyi - Ruta rozłożyła ręce wskazując na otaczające ją elfy.- To jest Oteh a to Nut, Lare powinna być gdzieś niedaleko. Nie mamy czasu na zbyt długie wyjaśnienia. Ale ważne jest to, że a Sakkarze powinien czekać na nas mój mistrz, Elidis, więc plan zakłada zebranie wszystkich i udanie się tam. Zakładam, że trzymanie się razem byłoby teraz najlepszą opcją, jednak planuję spowolnić rytuał przywołania ducha Sehemseta co zakłada dla mnie prawdopodobne znaczne zbliżenie się do areny. Więc, jeśli woli pani ze mną tam nie iść to też rozumiem, może pani zostać głębiej w tunelu, bo tu już raczej nie jest bezpiecznie.- to mówiąc spojrzała się mimowolnie na krwawe zwłoki parę stóp od niej.

-Nut, który z tych korytarzy prowadzi do areny? Albo przynajmniej gdzieś skąd można ją zobaczyć. Wypadałoby się pewnie pospieszyć. Nie możemy tu chyba zbyt długo zostać, w końcu ktoś się zorientuje, że ich niema.

(jeśli delfina i reszta nie mają żadnych drastycznych obiekcji, Ruta uda się za Nut do miejsca najbliżej areny)
_________________
Ruta
 
 
Manad 

Wysłany: 09-03-2021, 00:31   

Za Delfiną w pomieszczeniu wylądował Arel a za nim Juna, Arel spojrzał na Delfinę oceniającym wzrokiem -Następnym razem jak będziemy wymykać się od strażników i menekaura postaraj się być ciszej- powiedział poł żartem. Rozejrzał się po pomieszczeniu I słysząc znajomy głos rozejrzał się po obecnych tu osobach. -Ruta! Bogowie tak się cieszę że nic ci nie jest.

Słysząc co zamierza Ruta Elf z lekkim niepokojem zapytał -Jesteś tego pewna? Nie zrozum mnie źle rozumiem czemu chcesz to zrobić ale.- Rozejrzał się jeszcze raz po tu obecnych. -Nie uważasz że jest nas do takiego zadania za mało? Tam są setki jeżeli nie tysiące Felnorczyków, i pomimo różnic w ich zamiarach sądzę że większości i tak zależy na tym by rytuał przebiegł pomyślnie. Jeżeli mimo tego chcesz tam iść to my pójdziemy z tobą prawda?- spojrzał na Delfinę - W końcu lepiej trzymać się razem- Uśmiechnął się do Ruty.
Ostatnio zmieniony przez Manad 09-03-2021, 00:41, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Prim 
niziołek


Skąd: Kraków
Wysłany: 09-03-2021, 02:40   

Delfina ubrana jest w długą niebieską, felnorską tunikę i szarawary. W pasie ma przewiązany szal, który również znalazła w komnatach po pojmaniu. Do tego wysokie buty, w jednym z nich ma schowany bandaż i dwie wsuwki. Ponadto gdzie się da, zapakowanych ma kilka bandaży oraz mikstur leczniczych, zwiniętych ze stołu z kwatery.


Delfina przede wszystkim starała się zachować spokój. Liczyła w myślach do dziesięciu, wspominając praktyki medytacyjne, poznane podczas studiowania zwojów z Pethabanu. Czyniła to, pamiętając, że na przyszłość ma bardzo uważać na co spada. I sprawdzać, czy to, na co spada, czasem się nie rusza. Obiecała sobie również na przyszłość- żadnych krokodyli. Żadnych. Krokodyli.
Zignorowała uwagę Manada. Też coś. Nic jeszcze nie zrobił, a próbuje się mądrzyć. W końcu to ona- Delfina, wpakowała się w czeluści szybu, prowadząc ich ku wolności.

- Ruta! - krzyknęła- Jak dobrze Cię widzieć. I wiedzieć, że żyjesz- podeszła do ciał i przyjrzała się im- Co to za jedni?- sprawdziła zawartość tego, co mieli przy sobie (zapewne pasów i kaletek) i przejęła jeden z nich, jeśli była taka możliwość, rozejrzała się również za jakąś bronią. Dokonując tych manewrów, kontynuowała- Wiem, że się spieszymy, ale możesz nam to wyjaśnić szybko? Kim są Ci ludzie? Skąd się tu wzięli? O co tu chodzi?- wzięła oddech i spojrzała na tłum- Miło poznać, mimo okoliczności - tu kiwnęła lekko głową zgromadzonym- Oczywiście, że z Tobą pójdziemy… gdzie będzie trzeba- zawahała się- Aczkolwiek właśnie stamtąd wracamy…- westchnęła- Dobrze. Musimy wiedzieć jak Ci pomóc. Przy arenie jest dość gorąco…

I zaraz się okaże, że trzeba będzie przez ten szyb popierniczać z powrotem.... A miało być żadnych krokodyli..
_________________
Primula Seweird- niziołek i druidka, pierwsza Imperialistka wśród nie- ludzi, sprzymierzona z Ludem Qarnachasayosyran, Ludzi- którzy Wiedzą, przyjaciółka Nayestecae
Primrose Goldworthy- niziołek i druidka, sprzymierzona z orkami Imperialistka, która obudziła Starych Bogów
Phlox dar Gorn- była banitka, czarownica z mroczną duszą, wdowa po Lambercie dar Gorn,
Cinna- historyk i druid, sapientystka, członkini Sztabu Konspiracji Północy, jedna z tych, którzy przypisali domeny Północy Opiekunom
Tari'gar- nieustępliwa i wymagająca admirał floty Talsoi
Surfinia- hobbitka z gminy w pobliżu zgliszcz Birki, żona Szomera z krwią tysięcy na rękach
Pixie- goblińska wojowniczka z plemienia Harcu
profesor Delfina da Tirelli- archeolożka i badaczka, najmłodsza wykładowczyni Uniwersytetu w Messynie

„Aby coś znaleźć, trzeba poszukać.
Istotnie, zazwyczaj kiedy się szuka, w końcu się coś znajduje, nie zawsze jednak dokładnie to, o co chodziło...”

"Czasem ku przeznaczeniu prowadzi właśnie ta droga, którą nie chcemy kroczyć"
Ostatnio zmieniony przez Prim 09-03-2021, 02:42, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 10-03-2021, 03:24   

Wezwana po imieniu Nut odwróciła się gwałtownie, jak zawołane zwierzątko. Nieco nerwowymi ruchami uniosła rozłożone dłonie do czoła i uklękła, składając niski pokłon.
Podobnie zareagowali inni obecni, w tym ten nazwany Otehem.
- Jesteście przyjaciółmi naszej pani - odezwał się tonem wyjaśnienia, spokojnym, nieco natchnionym głosem - Tarinya poleciła nam sprowadzić was tu, a to była jedyna droga.
Wszyscy, którzy otaczali Delfinę, wyglądali podobnie. Wszyscy byli ogoleni na łyso, i kobiety i mężczyźni, wszyscy byli też niscy i drobni, ewidentnie wychudzeni, przez co oczy sprawiały wrażenie zajmujących im połowę twarzy. Spora część miała braki w uzębieniu, blizny, niektórym brrakowało kończyn. Wszyscy natomiast nosili na czołach i czaszkach symbole, wycięte lub wypalone, podobne do siebie jakby ktoś ich znakował jak bydło.
Oczy były, owszem, olbrzymie z racji ich budowy, ale także dlatego, że wszyscy wyglądali na niebywale przejętych i poruszonych, jakby właśnie robili coś, na co czekali całe wielotysiącletnie życie.
- Pani, wszystkie te tunele prowadzą do amfiteatru - Nut podniosła się, unosząc na Rutę swoje wielkie oczy - To system odwadniający, z każdej z trybun i loży odchodzą kanały burzowe, które łączą się i wiodą tutaj, odprowadzając wodę. Pochodzą z czasów przed Raeth, odprowadzają wodę podziemnymi odpływami, które biegną na brzeg oceanu - elfka wskazała na miejsce, gdzie dwa kamienne koryta spod ścian pomieszczenia znikały za krawędzią uskoku na końcu pomieszczenia - Jeśli twoim rozkazem jest wejść do amfiteatru, musimy wejść do góry którymś z tych szybów, około 20 metrów. Możemy wybrać którąś z loży, zależnie od tego, którym szybem pójdziemy. Ta - wskazała na odpływ, którym wylądowała Delfina - wiedzie do loży światynnej, roi się tam od kapłanów. Ta do loży eshtjeret… Tam… Nie, tam nie powinnismy wchodzić. Ta do loży Legionu - wskazała na ten odpływ, z którego wyszarpali żołnierzy.
Ci, leżący na posadzce nie mieli ze sobą zbyt wiele, ewidentnie zdjęli większość wyposażenia, aby zmieścić się w tunelu. Przy pasie były sakiewki z drobiazgami, krzesiwo, jakieś eliksiry, bandaże. Na nadgarstku zawiązane rzemienie z amuletami, jeden w kształcie stylizowanego oka, drugi przypominający sporego żuka. Do paska miał przytroczony pleciony sznurek i niewielką lampkę kagankową na olej oraz średniej wielkości szeroki sztylet.
Gdy Delfina kompletowała wyposażenie, absolutnie odrzucając myśl, że własnie szabruje zwłoki, ktoś podbiegł do Nut, przekazując jej coś. Kilkoro amanyi podbiegło tam.
- Ktoś schodzi - przekazała Nut, sytuacja wskazywała, że stała się niepisanym dowódcą pewnej grupy elfów, tych najzwinniejszych, którzy bez trudu biegli kanałami w górę i w dół - To nie żołnierz, to także człowiek z kontynentu. Schodzi z loży Legionu, tym samym kanałem co żołnierze.
Wykonała kilka ruchów rękami, które najwyraźniej były formą poleceń, amanyi rozbiegli się, kilku odciągnęło ciała nieco dalej, kolejni ustawili się tak, by móc zająć się, kimkolwiek będzie ten, kto wyjdzie z odpływu.

To był już kolejny taki widok, więc Ruta wiedziała już, jak to będzie wyglądać. Coś zaszurało, coś stęknęło, w otworze ukazały się wysokie, męskie buty.


Famos jakimś cudem jednak nie spadł, ale świadomość, że otaczają go stworzenia, biegające, w jego mniemaniu, swobodnie po ścianach szybu, sprawiała, że tętno powoli zagłuszało wszelkie logiczne myśli. To nie tak, że schodził praktycznie bezbronny w miejsce, które mogło być pełne stworzeń, jakich nie wymyśliłaby nawet jego pojemna wyobraźnia…
Spodziewał się na dole Laryjczyków, przy odrobinie szczęścia może będzie tam Imira, albo któryś z Terali, Bogumił czy Falibór, nie widział ich na żadnej z loży wokół areny. Ale ten plan nie obejmował żadnych pokracznych karykatur człowieka…
Na dole szybu, jakieś 20 metrów poniżej loży, mógł wreszcie stanąć na nogach, chociaż bynajmniej nie stał na poziomym gruncie. Na wysokości jego kolana pionowa ściana łagodnie wyginała się, przechodząc w coś w rodzaju odpływu rynny, skierowanego już poziomo w bok. Otello musiał niemal zwinąć się w kulkę, by móc zmienić kierunek poruszania się na poziomy - na szczęście gdy tylko przecisnął się przez zgięcie, wydostał się z szybu do większego pomieszczenia.
I znieruchomiał.
Z wszystkich stron otaczały go postaci, drobne, wychudzone, łyse. W nikłym świetle, jaki roztaczał trzymany przez kogoś kaganek, widać było napięcie na ich twarzach, które w każdej chwili mogło przerodzić się w atak. Nie byli bardzo uzbrojeni, tym niemniej kilku miało noże, dwóch nawet miecze, a pozostali wyglądali, jakby nie mieli problemu z rozszarpaniem kogoś gołymi rękoma.
Pośród tych stworzeń wyróżniały się cztery postaci.
Jedną z nich Otello kojarzył jako magiczkę z Zakonu Kreacji. Trójkę pozostałych znał doskonale, całkiem niedawno nawet się rozstali, choć nie sądził wtedy, ze on oraz Delfina, Arel i Juna znajdą się ostatecznie w tym samym miejscu.



Ruta nie obserwowała jednak sceny. Niemal równocześnie z komunikatem Nut poczuła silne zaburzenie energii… uczucie było takie, jakby ktoś szarpnął sznurkiem, przywiązanym do czegoś, co miała na szyi. Odczucie szarpnęło nią i początkowo przestraszyło, ale już po chwili zrozumiała.
W jej umyśle bowiem, prawie jak szept kogoś znajdującego się obok, rozbrzmiały klarowne słowa:
Tu Alfar, prosze o zwrócenie mi intersekcji tak szybko jak tylko to możliwe.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 12-03-2021, 16:20   

Wieści od gońców z tuneli.
Lare, która prowadzi obronę od zachodu, przekazuje, że wkrótce nie będą w stanie dłużej powstrzymywać żołnierzy Nefreka. Zginęło wielu amanyi, ratuje ich tylko to, że tunele są wąskie, a wojskowe ushebti opancerzone i nie znają drogi.

Ci, którzy sprawdzali wschodnie zbocze góry, tam, gdzie są wyloty tuneli ucieczkowych w Yewehenii, przynieśli informacje, że u wylotu jednego z tuneli była potyczka. Kilkunastoosobowy oddział Legionu został tam wycięty do nogi. Ci, którzy ich dopadli, to uciekinierzy z lochów, kierują się prawdopodobnie na szczyt wzgórza Etten, możliwe, że potem w kierunku świątyni.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Lothar 
Taki jeden wergund


Skąd: Katowice
Wysłany: 12-03-2021, 19:08   

Płynąca w żyłach adrenalina nie chciała opuścić ciała Otella po tym jak w końcu stopy zetknęły się z podłożem po tej dość traumatycznej przeprawie. Tym bardziej nie chciała go opuścić kiedy dostrzegł otaczające go postacie kiedy przedostał się z szybu do pomieszczenia. Krew ciągle szumiała mu w uszach i to był jeden z tych wielu razy kiedy żałował, że nie jest magiem, który mógłby ich wszystkich unieruchomić szybko by potem uciec. W takich sytuacjach był zależny wyłącznie od swoich umiejętności lub ewentualnie różdżek, które mu odebrano. Przełknął głośno ślinę i wysilił swoje szare komórki do działania. Uciec nie zdołam, jeden felnoryjski elf również mi nie pomoże. Jedyna twoja szansa amigo to spróbować zrealizować pierwotny plan ale z nimi. Z jakiegoś powodu jest tu Delphina i reszta oraz ta magini kreacji. To daje szansę by spróbować z nimi porozmawiać. To chyba jedyna szansa by ujść z życiem teraz. Myśli te błyskawicznie przeszyły myśli archeologa po czym uniósł ręce na wysokość twarzy by pokazać, że nic w nich nie ma i nie chce walczyć.
- To ja, Otello. Byłbym wdzięczny jakbyście mnie nie zabili. Nie tak dawno przyszło nam jeszcze współpracować.- Rozejrzał się niepewnie po twarzach dziwnych, wychudłych postaci.- Przyznam, że nie was spodziewałem się spotkać tutaj schodząc ale nie zmienia to faktu, że nam wszystkim na dobre wyjdzie jeśli porozmawiamy. Ci z góry wiedzą, że coś tu jest nie tak i wysłali mnie bym właśnie z wami porozmawiał. Jeśli zginę lub nie dam znać, że wszystko ze mną jest dobrze, upewnią się w tym, że coś tu jest nie tak. Natomiast jeśli porozmawiamy to możliwe, że dojdziemy do konsensusu i każdy wyjdzie stąd żywy i zadowolony. -
_________________
2018-Lothar dar Meran(Inspektor Żandarmerii Wergundzkiej)
2019,Deszcze- Ponownie Lothar,tym razem dyplomata i uczeń Tergora
2019 epi-Znowu dar Meran,teraz już hrabia, zastępca Tergora w Zakonie i przedstawiciel Księcia Protektora
2020 III turnus-Otello Famos, archeolog i funfel nie do końca odpowiednich ludzi
2020 Epilog- Otello Famos, z jeszcze większą ilością planów, które nie wypaliły

"No to nie do końca poszło z planem..."
 
 
Ruta 

Wysłany: 16-03-2021, 06:52   

Magini nie pamiętała o Famosie zbyt wiele, oprócz faktu, że raz oczyszczała mu umysł w jakimś ciemnym korytarzu. Zdziwiło ją więc to w jaki sposób do nich podszedł, mianowicie z rękami w górze, i mówił jakby z jakiegoś powodu mieli chcieć go zabić. Cóż, skoro sam to tak ocenił to najwyraźniej miał powód. Zdziwił ją fakt, że współpracuje z felnorczykami, w sumie mogło to sugerować, że jest jednym z szakalistów. Nigdy tak naprawdę nie przyglądała się im wszystkim dokładnie, pomijając fakt, że często, przy owych spotkaniach, było na to o wiele zbyt ciemno, lub o wiele za dużo zgiełku.

-Nikt tu nie planuje cię zabijać, chyba, że dasz do tego wyraźny powód. Także spokojnie. Chociaż nie powiem fakt że wysłali cię tu felnorczycy jest niepokojący. Jestem za tym żebyśmy porozmawiali, tylko po pierwsze, dobrze byłoby się streszczać, a po drugie będę sprawdzać czy nie kłamiesz- Ruta przeszła pomiędzy rozstępującymi się amanyi wyciągając rękę w stronę czoła Famosa- czy mogę? - to była w sumie tylko formalnośc, nie była psionikiem podziemnym toteż potrzebowała kontaktu ze skórą “przesłuchiwanego”. Czekała przez krótką chwilę na odpowiedź, po czym przystawiła palce do jego czoła, moco ściskając intersekcję za swoimi plecami.

-Anr Sire yarreth hirotha atsa rellen nalatare hwwerrve, sinwe ilitha hhirotha masiliasalo harrantho surya atsa.- wymamrotała formułkę, a jej palce przeszło mrowienie spowodowane przepływem many.
_________________
Ruta
 
 
Manad 

Wysłany: 16-03-2021, 08:40   

Jeżeli wysłali go tu felnorczycy to jesteśmy w trudnej sytuacj. Stwierdził w myśli Arel.

Podczas tego "przesłuchania" Arel stał cały czas blisko Ruty obserwując zachowanie styryjczyka, jeżeli ten zdecyduje się zaatakować Arel wyjmie ukryty noż i zasłoni Rutę od ataku.
Jeżeli Famos zachowa spokój elf nie zamierza go atakować

Juna stoi za Arelem również czujna i gotowa do bronienia się.

[Przepraszam że odpis tak późno]
Ostatnio zmieniony przez Manad 16-03-2021, 08:45, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Lothar 
Taki jeden wergund


Skąd: Katowice
Wysłany: 17-03-2021, 02:19   

Archeolog wyciągnął rękę i skinął na znak, że nie wyraża sprzeciwu. Z ulgą stwierdził, że jednak może uda mu się stąd ujść z życiem. Lecz mimo tego faktu nadal pozostawał napięty jak struna i wręcz chorobliwie czujny. Każdy ruch analizował jak ewentualne zagrożenie. Przeniesienie ciężaru z nogi na nogę by dać odetchnąć kończynie było dla niego przeniesieniem ciężaru by ruszyć do ataku. Ziewnięcie było głębokim wdechem przed wysiłkiem jakim miało być rzucenie się mu do gardła. Nawet fakt, że jeden z wychudzonych osobników podrapał się po tyłku wydawał mu się w tym momencie ruchem w kierunku noża, który niechybnie miał wylądować w jego sercu. Lecz jedynie spięte mięsnie mogły zdradzić fakt, że Famos w tym momencie obawiał się o swoje życie. Lecz lata spędzone na udawaniu porządnego i poukładanego archeologa nauczyły go panować nad wyrazem twarzy i przez cały ten czas nie drgnęła mu nawet powieka. Tylko ta jedna, maleńka kropla potu leniwie spływająca po jego skroni w kierunku brody nieznośnie przypominała, jak ciężko w takiej sytuacji jest panować nad sobą. I pomyśl Cretino, gdybyś poszedł ze mną teraz byłbym obok i byśmy się nimi zajęli. Powoli, kawałek po kawałku. Ponownie nurząc palce w cierpieniu... . Otello wzdrygnął się w myślach słysząc głos styryjskiego nekromanty. Jak bardzo by tego nie chciał, jego przeszłość jest jego nieodzowną częścią. I ten głos będzie go nawiedzał już zawsze, tak samo jak i przeszłość. Głęboki wdech Otello. Nie rób nic głupiego. Chyba nie chcesz jej zawieść? Mi amigo, chcę zobaczyć waszą dwójkę całych i zdrowych! Liczę na Ciebie! Na szczęście miał też ten głos. Torres jako jeden z niewielu wierzył w niego. I to on właśnie podnosił go na duchu. On i dziewczyna na górze. Dla nich musiał podołać. W końcu był zwyczajnym najemnikiem od nadzwyczajnych rzeczy. No, i znał się jeszcze trochę na skamielinach. Otello wziął głęboki wdech i zaczął mówić.
- Sile i ja rozdzieliliśmy się z Delphiną i Arelem kiedy uratowała nas felnoryjska magini. Zabrała nas ona do Nefreka, generała legionu Amrunu. Uratował nas i zapewnił bezpieczeństwo w zamian za to, że staniemy po jego stronie w potyczce o koronę. Konkretnie wystąpimy przeciw Menekaurowi. To on wysłał na nas zabójców kiedy szliśmy w stronę areny, tylko on wiedział o tym, że mamy się tam udać bo sam nas wysłał. Zaś naszą uwagę tutaj przykuły błyski dochodzące z kanałów burzowych. Usłyszeliśmy jak strażnicy wysłani tutaj prawdopodnie zostali dość skutecznie obezwładnieni. Myśleliśmy, że to ktoś z kontynentu, na przykład laryjczycy. W związku z tym miałem wystąpić w roli mediatora, gdyż Nefrek nie chce bezsensownego chaosu i woli porozmawiać. Mimo, że nie takiego widoku się spodziewaliśmy to wydaje mi się, że i z wami będzie chciał porozmawiać. Miałem zejść, załagodzić sytuację i dać znać by zszedł tu człowiek Nefreka razem z Sile byśmy mogli dalej rozmawiać-
_________________
2018-Lothar dar Meran(Inspektor Żandarmerii Wergundzkiej)
2019,Deszcze- Ponownie Lothar,tym razem dyplomata i uczeń Tergora
2019 epi-Znowu dar Meran,teraz już hrabia, zastępca Tergora w Zakonie i przedstawiciel Księcia Protektora
2020 III turnus-Otello Famos, archeolog i funfel nie do końca odpowiednich ludzi
2020 Epilog- Otello Famos, z jeszcze większą ilością planów, które nie wypaliły

"No to nie do końca poszło z planem..."
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 17-03-2021, 22:14   

Najwyraźniej wszyscy w tym gronie spodziewali się ataku od drugiej strony, sami jednocześnie nie zamierzając atakować. Intencje Famosa były, o ironio, czyste, a w każdym razie tak wskazywał efekt zaklęcia Ruty.
Tylko obserwujący scenę amanyi wydawali się być głównie zdezorientowani. Choć oni także zdawali się działać na dzikiej adrenalinie.
Za wyjątkiem Oteha. Ten wydawał się być spokojny, natchniony wręcz, uduchowiony. Ale jego słowa były rzeczowe.
- Generał Nefrek chce waszego ratunku…? Trudno w to uwierzyć, to bezwzględny dowódca i ambitny polityk. Jego żołnierze i ushebti ścigają nas w korytarzach, Lare broni przejść z garstką ludzi. Jeśli odgrywał przed wami łaskawego opiekuna, to znaczy, że przydatne mu to było do jego polityki, liczyć na jego litość byłoby szalone. Tarinya… - zwrócił się do Ruty z ukłonem - Jego ludzie pojmali wielu naszych i z pewnością Mistrzowie Snów złamali ich wolę, czytając umysły. Muszą wiedzieć, że tu jesteś, muszą wiedzieć, kim jesteś. Nefrek nie straci okazji, by odsunąć zagrożenie, jakim jesteś dla całego Felnoru…
Jakby w odpowiedzi u szczytu pomieszczenia znajdowało się wyjście, spory portal z piaskowca, pokryty inskrypcjami i symbolami. Stamtąd dobiegał rosnący hałas i odgłosy walki.
- Musicie zabrać stąd tarinyę! Są już blisko! Lare nakazała przekazać, że zostali ostatni żywi, dłużej się nie utrzymamy!
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Lothar 
Taki jeden wergund


Skąd: Katowice
Wysłany: 22-03-2021, 14:47   

- Nie przeczę, że Nefrek ma w tym swój interes. Ale właśnie fakt, że ów interes posiada daje jakiekolwiek nadzieje na przeżycie dopóki nie znajdziemy jakiejś drogi ucieczki. Napomknę tylko, że gdyby nie magini wysłana przez geberała to byśmy nie żyli. Nie mówię teraz tylko o Sile i o mnie ale też o Delphinie i Arelu. Co nie zmienia faktu, że nie zamierzam tu zostawać i chcę stąd uciec. Ale nie za cenę swojego życia - skrzywił się lekko i rozruszał lekko ramiona chcąc się rozluźnić.
- Także decydujcie, z tego co słyszę jest niewiele na to czasu. Zalecam jednak rozmowę. Może wtedy uda wam sie ocalić część ludzi i zyskać na tyle czasu by zorganizować stąd ucieczkę - powiedział podchodząc do sznura i patrząc pytająco na Rutę.

Jeśli wyrazi zgodę, ciągnie za sznur na umówiony sygnał by zszedł strażnik z Sile. Jeśli nie otrzyma zgody będzie chciał wejść z powrotem na górę. Jeśli będą chcieli go powstrzymać, chce krzyknąć do góry by szybko wciągali linę razem z nim.
_________________
2018-Lothar dar Meran(Inspektor Żandarmerii Wergundzkiej)
2019,Deszcze- Ponownie Lothar,tym razem dyplomata i uczeń Tergora
2019 epi-Znowu dar Meran,teraz już hrabia, zastępca Tergora w Zakonie i przedstawiciel Księcia Protektora
2020 III turnus-Otello Famos, archeolog i funfel nie do końca odpowiednich ludzi
2020 Epilog- Otello Famos, z jeszcze większą ilością planów, które nie wypaliły

"No to nie do końca poszło z planem..."
 
 
Ruta 

Wysłany: 23-03-2021, 11:32   

Rozmowa z ludźmi Nefreka była według Ruty proszeniem się o kłopoty. Gdyby chciał z nią pertraktować nie zabijał by jej elfów w tunelach. Co do ratowania ludzi nie miała wątpliwości że Nefrek nie oszczędziłby ich na długo. Zawsze każdą opcję trzeba było rozważyć i magini wiedziała, że po prostu odrzucanie tej dyplomatycznej może nie skończyć się dobrze, jednak wciąż z tyłu głowy pamiętała, że eshtjeret wszyscy czerpali energię z piramidy, a tym samym pól śmierci, i to nie leżało z nią najlepiej. Wiedziała też, że dla niej samej było to zdecydowanie zbyt wielkie niebezpieczeństwo, Oteh miał rację, tak bardzo jak była w tym wszystkim nieporadna, tak też nadal stanowiła zagrożenie dla istnienia felnoru i nie sądziła, że Nefrek mógłby po prostu o tym zapomnieć na jakikolwiek czas.
Ruta popatrzyła jeszcze po Arelu i Delfinie.
-Nie, nie sądzę żebym chciała rozmawiać z kimś kto najprawdopodobniej chce mojej śmierci. Także dziękuję za propozycję, ale nie. Famos, mógłbyś stąd z nami uciekać gdybyś chciał, teraz, w tym momencie, ale cóż rozumiem strach o własne życie więc nie będę nalegać.
Kiedy Famos pociągnął za linę, Ruta zwróciła się do Oteha.
-Trzeba iść, i to faktycznie jak najszybciej.- popatrzyła na Delfinę- idziemy.
Ruta pójdzie tam gdzie Oteh lub Nut ją poprowadzą. Gdyby miała wybrać konkretny kierunek to byłyby to tunele bliżej areny niż trybun .
_________________
Ruta
 
 
Manad 

Wysłany: 23-03-2021, 13:05   

Arel nie zamierzał zaufać Nefrekowi, nie wiedział z kim ma wieksze szanse na przeżycie ale wiedział że woli zostać z tymi którym ufa.

Na słowa Ruty elf kiwną głową, popatrzył jeszcze raz na Famosa i razem z Juną podążyli za Rutą
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 24-03-2021, 06:10   

Ciekawe, czy jakikolwiek kult Fortuny rozważał kiedyś wprowadzenie regularnych rytuałów…. Sile nie słyszała o niczym takim, zadziwiająca popularność tego zjawiska była dlatego właśnie tak urokliwa, ze nie było w niej niczego regularnego. Opierała się na emocjach niepewności, adrenalinie, którą generowała nieświadomość następnej chwili, na tej mikro - wieczności, która istniała pomiędzy rzuceniem monety, a jej upadkiem.
Rytuał był więc oparty na niepewności, na płynnej intuicji, napędzanej równie płynnymi emocjami.
I w równie płynny sposób wygenerował emocję. Rozedrganą migawkę obrazu.
Dźwięku.
Zapachu.
Pachniała ciepła ziemia, nasączana letnim deszczem. I zioła. Delikatnie szeleściły krople deszczu spadające na piasek. Lis zatrzymał się w pół kroku, odwrócił trójkątną głowę, przekrzywiając ją w bok. Patrzył przez sekundę, po czym zniknął w głębokiej trawie.
Na Felnorze nie ma trawy.
Lisów też nie ma.
Sile nie miała czasu zastanawiać się nad wizją, zbyt dużo działo się wokół. Generał w jednej chwili stał wyprostowany dumnie na loży, obserwując arenę, w następnej - szarpnięty niewidzialną siłą upadł, poleciał przed siebie. W sekundę cała loża rozbrzmiała wykrzykiwanymi rozkazami i tupotem podkutych wojskowych sandałów. Nawet ci, którzy pilnowali Sile i wylotu odpływu, nie ustrzegli się przed rozproszeniem uwagi.
Gdy spojrzeli jeszcze raz, dziewczyny już tam nie było.


***


Szyb był tak ciasny, że Sile zeszłaby nawet bez liny, opierając się tylko na plecach i kolanach, ale bez wątpienia trwałoby to dłużej. Teraz mogła stopami opleść linę i zsuwać się po niej, co prawda kosztowało to zdartą skórę z dłoni, ale nie aż tak dotkliwie by nie mogła tego przezwyciężyć.
Wylot u góry po chwili stał się już tylko jasną plamą. Była zawieszona w ciemności, wypełnionej odbitym i zniekształconym echem gwałtownych dźwięków, pomiędzy dwoma jasnymi plamami - białą u góry i ciepło-złotą na dole. Choć po chwili Sile sama przestała być pewna, która jest gdzie.
Spodziewała się obecności. Widziała przecież jakieś kształty, słyszała dziwne dźwięki, a Otello wciąż nie wrócił. Wyobraźnia podsuwała jej dookoła wizję obserwujących ją par oczy, dopóki wzrok nie zidentyfikował ich jako kolejny błysk wilgoci na mokrej ścianie.
Była już stosunkowo blisko dna, w każdym razie tak sądziła.
A wtedy przestało być tak łatwo.
- Hej! Wracaj tu…! - rozległo się z góry, rzucone ewidentnie dla formalności, za to już nie dla formalności ktoś szarpnął liną. Sile boleśnie otarła kłykciami o skalną ścianę ale utrzymałaby się, gdyby nie to, że niemal w tej samej chwili ktoś na dole złapał za linę i obciążył ją, najwyraźniej usiłując się po niej wspinać. Napięcie liny wyrwało ją spod stóp dziewczyny, a ręce znów uderzyły o ścianę.
Poleciała w dół, obijając się o zimną skałę.

Wysokość była na szczęście znacznie niższa niż sądziła, a poza tym … na dole było coś miękkiego, co stęknęło i zaklęło na wydechu, gdy na tym wylądowała kolanami.
Żyła.
To, co leżało pod nią, zasłaniało ciepłe światło, które widziała na dole.
A dzienne światło, które widziała nad sobą, ktoś właśnie zasłonił.

Otello spodziewał się jakiegoś oporu, reakcji, która uniemożliwi mu powrót do kogoś, kogo uznali za wroga, wycofywał się więc skupiony na obecnych w pomieszczeniu stanowczo bardziej, niż na wnętrzu szybu, do którego zamierzał się dostać. Aby wejść z powrotem na górę, musiał przedostać się przez “kolanko” rynny, czyli to miejsce, gdzie pionowy szyb miękko przechodził w półotwartą skośną rynnę. W tym celu, wciąż obserwując, położył się i wczołgał do szybu, łapiąc mocno za linę, na której podciągnął się do góry.
Usłyszał z góry przytłumione wołanie, ale ne był w stanie rozpoznać słów.
Za to u góry coś zaszurgało i zrozumiał, że ruch liny nie był taki, jak powinien.
Lina była obciążona.
Famos spojrzał w górę. Nie było widać światła wylotu…
Coś szurnęło jeszcze raz. I jeszcze, bliżej. Coś… spadało szybem w dół. Szarpnął się, aby z powrotem wysunąć do pomieszczenia, ale nie zdążył.
Uderzenie przyniotło go do ziemi i wycisnęło powietrze z płuc z głośnym, bezwolnym stęknięciem. Czyjeś kolano wbiło mu się w pachwinę ramienia, sprawiając, że poczuł jak ręka mu drętwieje wraz z gwałtowną falą bólu.
Przez chwilę poczuł ukłucie paniki.
Ale musiał to opanować, bo groziło dalszymi obrażeniami. A przede wszystkim … musiał sprawdzić, co działo się w pomieszczeniu, z którego nagle dobiegła fala wrzasków i krzyków.


Gdy tylko Ruta zdecydowała, Nut zerwała się, łapiąc dwóch podobnych sobie chudzielców.
- Seb, Henite! Musimy sprawdzić rynny odpływowe, musi się dać nimi przejść! - cała trójka ruszyła biegiem w kierunku szczytowej ściany komnaty, przeciwległej do wejściowego portalu.
W owej ścianie znikały dwie rynny, koryta odprowadzające wodę, które biegły pod jej ścianami. Zwiadowcy nie zwolnili nawet, przeszli na czworaki w biegu, poruszając się tak zwinnie, że mimowolnie przywodzili na myśl zwierzęta.

Oteh nagle znieruchomiał, oburącz złapał się za skronie, pochylając głowę niemal do własnych kolan. Gdy ją podniósł, jego oczy były powleczone bielą, źrenice i tęczówki obróciły się do wewnątrz, eksponując upiornie wybałuszone białka oczu.
- Uwolnił się…! - wychrapał, jakby jego głos musiał się przeciskać przez zaciśnięte gardło - Ta, która trzymała goo na uwięzi,, upadła, powalona magią Stwórcy. Furia rozpęta się i zbierze żniwo, nie rozróżniając niewinnych od zbrodniarzy. Dobre intencje utoną we krwi, wsiąkającej w piasek. Błogosławieni przez Panią Snu walczą ostatkami sił, zwodzeni na pokusę. Gdy Furia zmusi do walki demony, nikt już nie zapanuje nad żniwem….
Jego krzyk rozmył się, przechodząc w płacz, ostatnich słów niemal nikt już nie usłyszał.
Bowiem w tej samej chwili od strony wejścia rozległy się podniesione głosy, przechodzące w jeden wrzask. Do sali wpadł najpierw jeden, potem kolejni amanya, odwróceni plecami do sali uciekali przed czymś, co szło za nimi.
- Uciekać! - krzyknął ten, który wbiegł ostatni, a krzyk przerodził się w charkot, poprzedzony głuchym uderzeniem. Elf otworzył szeroko oczy z niepomiernym zdziwieniem w oczach, z ust buchnęła mu fala gęstej krwi. Opadł na kolana, po czym runął na twarz, zsuwając się w fali krwi po stopniach w dół.
Za nim najpierw ukazał się topór, którego obuch dopiero co niemal złamał na pół swoją ofiarę. Obuch, którego rozmiar był porównywalny do rozmiaru głowy elfa.
I dopiero później ukazała się reszta stworzenia.
O ile to było stworzenie.
Postać zrostem przewyższała obecnych niemal dwukrotnie, mogła mieć ponad dwa metry. To był elf… prawdopodobnie. Oprócz elementów pancerza, jakie nosił na ramionach i torsie, był półnagi, przysłonięty tylko przepaską biodrową i kołnierzem, dlatego doskonale widoczna była konstrukcja jego ciała. Zdawać się mogło, że widoczne było każde ścięgno i mięsień, poruszające się w idealnej harmonii.
Nie byłoby w tym nic dziwnego.
Gdyby nie to, że większość elementów tej istoty była ze stali.
Stalowe włókna poruszały się, zespojone z częsciami ciała, które były widoczne, w niektórych miejscach spinane czymś, co przypominało nity czy śruby, w innych miejscach, jak kolana i łokcie, widoczne były jakieś mechanizmy, zachowujące się jak pneumatyczne amortyzatory. Na piersi widniało wycięcie, ujawniające końcówki żeber, przycięte i przyszlifowane, w środku którego coś jaśniało błękitem, jednak różnym od minerałowego, coś się tam poruszało, wydając lekki szmer.
Na szyi istoty widniała masywna obroża, pokryta symbolami, podobnymi do tych, które Delfina i Arel widzieli uprzednio na kolumnie w fortecy Sechemseta.
Twarz istoty posiadała oczodoły, wycięto z nich jednak powieki, zamiast wydłubanych gałek ocznych wstawione zostały lekko migoczące kryształy. Ust nie było wcale, dolną część twarzy zastępowała jednolita metalowa płyta. Czaszkę wykorzystano jako bazę dla licznych wyciętych w skórze symboli - połączonych wbitymi w czaszkę stalowymi elementami, których przeznaczenia można było się jedynie domyślać.
Pancerz, jaki miał na sobie, składał się z podczepionych pod kołnierz naramienników, karwaszy i osłon piszczeli oraz szerokiego stalowego pasa, sięgającego wysoko aż poniżej piersi i błękitnego światła, wydobywającego się spomiędzy obnażonych żeber.
Topór, który trzymał, wydawał się być zabawką w jego rękach, był on niemal wielkości każdego amanyi i mógł ważyć dobrze połowę tego, co oni.
Ushebti nie miał oczy, tym niemniej bezbłędnie zlokalizował Rutę i roztrącając pozostałych ruszył w jej kierunku.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
  
 
 
Lothar 
Taki jeden wergund


Skąd: Katowice
Wysłany: 30-03-2021, 01:38   

Otello zacisnął mocno zęby i wsunął szybko palce wolnej dłoni by podważyć kolano, które niecnie go zaatakowało. Następnym ruchem chciał wytrącić napastnika z równowagi, wypychając biodra w górę jako, że ten posiadał jeden punkt podporu mniej. Lecz kiedy miał już to robić, myśląc jak w następnym ruchu przeturlać się po przeciwniku i skorzystać z rzutki, którą ciągle ukrywał, zauważył, że bynajmniej przygniatająca go osoba nie ma szpiczastych uszu. I nie pachniała jak szpiczaste uszy. Sile. Dzięki niech będą Fortunie, wiszę jej bezanta. Przemknęło mu przez myśl. Już zdecydowanie mniej agresywnie zaczął wypełzać spod towarzyszki starając się szybko streścić co się dzieje.
- Tam są Ruta, Delphina i Arel. Laryjczyków czy Imiry brak. Są z nimi jacyś wychudzeńcy. Nie chcą gadać z Nefrekiem, chcą uciekać i możemy się zabrać z nimi. Miałem wracać na górę bo nei chciałem Cię zostawiać, ale jak już tu jesteś to to drastycznie zmienia postać rzeczy. Tak czy tak, w pomieszczeniu obok coś się dzieje, jakieś krzyki i zamieszanie, mieli się właśnie ewakuować. Musimy się pospieszyć jeśli nie chcemy nawiewać na własną rękę i by nasi ewentualni towarzysze nie zginęli na marne - i to powiedziawszy wstał, podał dziewczynie rękę i przecisnął się z powrotem do pomieszczenia i zaczął szybko oceniać sytuację.
Dobrze, sami się stąd nie wydostaniemy więc chyba czas dać popis mojej jakże altruistycznej natury. Z tym monstrum nie dam rady walczyć z czymś tak śmiesznym jak rzutka. Mogę jednie spróbować odkryć jakikolwiek jego słaby punkt, może któraś kończyna mu trzeszczy albo jest obluzowana..

(Tutaj chciałem zadeklarować akcję przebadania wzrokiem ushebti. Jeśli nic nie dostrzega, przechodzimy dalej. Jeśli coś dostrzega, akapit trzeci)

Jeśli nic nie zauważył zaczął starać się znaleźć drogę ucieczki dla ich zbieraniny. Jeśli cokolwiek dostrzega to chce pociągnąć ze sobą Sile i spróbować zgarnąć resztę ludzi z kontynentu krzycząc przy tym do Ruty
- Wiej! Ewidentnie Cię nie polubił !!!-


(wersja z dostrzeżeniem słabości ushebti)

Jeśli coś takowego zauważył to:
-Jeśli to któraś z nóg, to wykorzystując teren (wszelkie krzywizny, luźne przedmioty, śliskie podłoże etc.) chciałby go obalić lub wytrącić z równowagi starając się nie wchodzić pełną masą by nie zarobić przy tym toporem. Jeśli ktokolwiek znajdowałby się pomiędzy nim a ushebti to z chęcią by wykorzystał go jako pośrednika w pchnięciu (pchnąwszy go w ushebtiego). Jeśli zaś obserwacje powiedzą, że zbyt ciężko wdrożyć ten plan w życie i prędzej nadzieję się na topór, patrz akapit drugi.
-Jeśli to ręka, patrz akapit drugi

+bonus jeśli starczy czasu. Jeśli w toku wydarzeń się pojawi wolna broń, na podłodze lub w rękach trupa, większych gabarytów niż nóż, Otello chciałby się wyekwipować się w ten przedmiot
_________________
2018-Lothar dar Meran(Inspektor Żandarmerii Wergundzkiej)
2019,Deszcze- Ponownie Lothar,tym razem dyplomata i uczeń Tergora
2019 epi-Znowu dar Meran,teraz już hrabia, zastępca Tergora w Zakonie i przedstawiciel Księcia Protektora
2020 III turnus-Otello Famos, archeolog i funfel nie do końca odpowiednich ludzi
2020 Epilog- Otello Famos, z jeszcze większą ilością planów, które nie wypaliły

"No to nie do końca poszło z planem..."
 
 
Prim 
niziołek


Skąd: Kraków
Wysłany: 30-03-2021, 02:37   

Gdy Delfina ujrzała monstrum, jej myśl była jedna. Uciekać.
Wrodzona ciekawość nie pozwoliła jej jednak na to.
Poświęciła kilka cennych sekund na wpatrywanie się w obrożę nowoprzybyłego.
Chwilę później dało się słyszeć jej krótki krzyk:
-Zwiewajmy!- rzuciła szybko do Ruty, Arela i Iriny, i ciągnąc dwójkę swoich towarzyszy za sobą, rozglądając się bacznie na boki, aby o nic nie zawadzić, czy się nie potknąć, udała się biegiem w kierunku przeciwnym do niespodziewanego gościa.
W międzyczasie stara się kontrolować reakcję otoczenia.
_________________
Primula Seweird- niziołek i druidka, pierwsza Imperialistka wśród nie- ludzi, sprzymierzona z Ludem Qarnachasayosyran, Ludzi- którzy Wiedzą, przyjaciółka Nayestecae
Primrose Goldworthy- niziołek i druidka, sprzymierzona z orkami Imperialistka, która obudziła Starych Bogów
Phlox dar Gorn- była banitka, czarownica z mroczną duszą, wdowa po Lambercie dar Gorn,
Cinna- historyk i druid, sapientystka, członkini Sztabu Konspiracji Północy, jedna z tych, którzy przypisali domeny Północy Opiekunom
Tari'gar- nieustępliwa i wymagająca admirał floty Talsoi
Surfinia- hobbitka z gminy w pobliżu zgliszcz Birki, żona Szomera z krwią tysięcy na rękach
Pixie- goblińska wojowniczka z plemienia Harcu
profesor Delfina da Tirelli- archeolożka i badaczka, najmłodsza wykładowczyni Uniwersytetu w Messynie

„Aby coś znaleźć, trzeba poszukać.
Istotnie, zazwyczaj kiedy się szuka, w końcu się coś znajduje, nie zawsze jednak dokładnie to, o co chodziło...”

"Czasem ku przeznaczeniu prowadzi właśnie ta droga, którą nie chcemy kroczyć"
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 30-03-2021, 03:06   

Wielka kazamata miała jedno wejście - to, którym wszedł ushebti.
Oprócz tego wzdłuż dłuższych, bocznych ścian widniały wyloty rynien, szybów odpływowych, takich, jak te, którymi się tutaj dostali.
Rynny kończyły się w dwóch korytach, które biegły wzdłuż ścian, od wejścia do tylnej ściany.
Na owej tylnej ścianie koryta znikały w dwóch otworach, niskich na pół metra, omurowanych. Płaskorzeźba na tylnej ścianie przedstawiała tego samego boga z głową krokodyla, w dłoniach dzierżył dzban, z którego dwie strugi spływały właśnie do tychże dwóch stosunkowo niewielkich otworów.
Oczywistym było jednak, że tą drogą da się wcisnąć dwie osoby na raz. Pozostali będą wystawieni na atak z nikłymi szansami, by zdążyć.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Ruta 

Wysłany: 30-03-2021, 05:18   

O Bogowie. Przemknęło jej tylko przez myśl kiedy zobaczyła ogromną metalową sylwetkę. Z całą możliwą pewnością Ruta zdawała sobie sprawę, że ushebti jej nie polubiło. Była pewna że zobaczyłaby to w jego oczach, gdyby miało jakieś. Ciało przeszył jej dreszcz zimnego przerażenia zsostawiając za sobą gęsią skórkę. Jak najszybciej po zobaczeniu zagrożenia rozprostowała palce prawej ręki przygotowując je na przepływ magii.

-Ano hewrra arevatre ontro yarreth llethren sinwe kaldai kalatar erwen - ushebti biegło, ale magini czuła już magię pod stopami i w dłoni - Ano ortami yunti eletre! - zamaszystym ruchem wykonała ręką gest ku górze ostatecznie pokazując zaklęciu jak ma się zachować.

Słowa płynnie stoczyły się z jej języka. Poczuła jak magia wibruje jej pod stopami splatając się i kłębiąc. Z mokrej kamiennej posadzki przed sunącym w jej stronę ushebti wystrzeliły gwałtownie grube metalowe macki owijając się ciasno wokół jego nóg i dolnej części torsu, a po chwili zastygając aby unieruchomić ogromne stworzenie. Magini miała nadzieję kupić wszystkim trochę czasu jednak wolała nie zostawać zbytnio z tyłu, toteż, bez zbędnego namysłu tuż po zakończeniu zaklęcia, odwróciła się żeby pobiec za swoimi towarzyszami. Szybko jednak zauważyła problem korytarzy. Dwie osoby, ich było tutaj co najmniej dziesięć. I w najmniejszym stopniu nie planowała zostawiać innych za sobą. Skinęła szybko głową innym na znak żeby wchodzili pierwsi i odwróciła się znowu, w stronę monstrum o kryształowych oczach, istoty będącej kiedyś elfem. I wycofując się tyłem, w stronę ściany z tunelami uznała, że spróbuje jeszcze jednego zaklęcia.

-Arna atsa rellen surya, sinwe nalatare hwerrve, sinwe satro hirotha ilitha ektele masiliasalo saucarya, sinwe atsa satre, sinwe nalatare arato. - magia światła była silna, jak zawsze, przepływając przez jej rękę niczym szok elektryczny, prosto w cel, formując chwilowy błysk przy zetknięciu z metalowym korpusem monstrum.

Ruta szybko poruszając palcami spróbowała rozdzielając bariery magiczne dostać się do środka klatki piersiowej unieruchomionego ushebti i wyjąć magicznie oraz “spleść” to coś co tam było, podejrzewała że było to swego rodzaju źródło zasilania. Dlatego zneutralizowanie go wydawało się dobrym pomysłem w danym momencie.
_________________
Ruta
 
 
Manad 

Wysłany: 30-03-2021, 10:43   

Jeżeli zaklęcie mające zneutralizować usthebi nie zadziała a zaklęcie unieruchamiające będzie nadal trzymać stworzenie w miejscu, Arel przyjrzy się z bezpiecznego dystansu symbolom na obroży, przykładając uwagę do kolejności, jeżeli usthebi uda się uwolnić Arel dołącza do reszty przy rynnach. Juna przez cały czas trzyma się z Delfiną
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 01-04-2021, 03:42   

Ushebti nie miał żadnych szczególnych uszkodzeń, choć Famos zanotował jakieś rozcięcia skóry, które chyba były efektem ran, zadanych w walce. Chyba w walce - Otello nie za bardzo wiedział, co działo się za ścianami komnaty, nie mógł przecież widzieć improwizowanych oddziałów małych szaleńców, jakich zgromadziła Lare. Jej samej zresztą także nie poznał, wychudzonej elfki o wielkich oczach i tatuowanej twarzy, która odkryła w sobie niespodziewanie pokłady jakiejś szalonej, objawionej charyzmy. Z istot złamanych i upodlonych do granic możliwości właśnie gdzieś, tuż za ścianą, kilka korytarzy dalej, tworzyła armię desperatów, zażartych prawdziwie jak ci, którzy nie mają już nic do stracenia. Bo w istocie, nie mieli.
Ale nie za wiele mieli też narzędzi do tej walki, mając za broń ludzkie kości i własne, dość słabe, ręce. Mieli znajomość korytarzy, mieli inwencję swojej przywódczyni, zalewali więc atakujących ogniem w ciasnych tunelach, spuszczali im na głowy stropy, zawalali podłogi pod stopami, dokonując i tak cudów.
I umierając dziesiątkami.

Zadrapania nie krwawiły, choć wcięcia były głębokie. Zwęglona tu i ówdzie skóra nie generowała zaczerwienienia i śluzu, jakby oparzenie się nie rozchodziło. Można było wywnioskować, że istota regeneruje swoje rany, zasklepiając tkanki do stopnia, gdzie nie zagrażały całości organizmu.
To stanowczo nie wskazywało na żadne szczególne słabości konkstrukcji, więc Famos przeszedł do planu z ewakuacją. Ciągnąc za sobą Sile niemal zderzył się z kilkorgiem tych małych łysych, o szeroko otwartych z przerażenia oczach. O dziwo, oni biegli w przeciwnym kierunku, w kierunku Ruty, otaczając ją i odgradzając swoimi ciałami od napastnika.
Niekótrzy płakali przy tym, wrzeszczeli w przerażeniu, ale zdawało się, że nic nie odwiedzie ich od obrony jej osoby. Jakby powtarzane jak mantra słowo było jakimś zaklęciem, jakimś czarem ochronnym, albo bardziej psionicznym dopalaczem pozwalającym ignorować śmiertelne zagrożenie.
- Tarinya!

Ona sama, choć niewysoka, górowała nad nimi postawą jak matka wśród dzieci, jaśniejąc jakimś niewytłumaczalnym blaskiem, który mógł być oczywiście refleksami jej magii, ale mógł też być czymś zupełnie innym.
Energia popłynęła z jej dłoni, widoczna jak zafalowanie powietrza, wibrująca struga, która uderzyła w ushebti jakby nagle przestrzen wokół niego się załamała i wchłonęła, unieruchamiając go. Twarz istoty nie mogła wyrażać żadnych emocji, kryształy wprawione zamiast oczu nie oddawały niczego.
Ale Ruta odebrała delikatny refleks emocji, i ku jej zdziwieniu nie była to wściekłość ani żądza mordu.
To był żal.

Wstęgi energii oplotły stworzenie, wciskając się pomiędzy plyty i części ciała, łącząc jego cząstki w zupełnie niewidoczny na zewnątrz sposób.
I tylko magiczka widziała to, co rozpoznawało zaklęcie, które posłała niczym zwiadowcę na obszar wroga.
Każda cząstka stworzenia przesiąknięta była Pustką, w każdej cząstce żywioły buzowały w chaosie, jak kłębowisko energii, rozplecione, trzymane jedynie mocą zaklęć.
Błękitne “serce” w istocie nie było sercem. Poruszające się w miękkiej, śluzowatej sferze tłoki, przeguby i mimośrody bardziej przypominały goblińską maszynę. Oplecione były dziesiątkami oszlifowanych turkusów, generujących energię. Ruta z tej odległości i w tak krótkim czasie nie była w stanie dokładnie rozpoznać jej natury, jednak intuicyjnie widziała, albo raczej czuła jej pochodzenie. Śmierć. Zdawało się, że turkusy pełnią rolę, jaką zwykły pełnić grudy srebra, magazynując energię, jednak ta była szczególnie silna i tylko jednego rodzaju. Pochodziła z nekromancji, ktoś niezwiązany z magią zapewne określiłby to kolokwialnie jako “śmierdzi trupem”.
Maszyna wewnątrz klatki piersiowej napędzała wszystko inne - w ciele krążyła krew, zasilając martwe tkanki, a przede wszystkim mózg. Umysł istoty istniał, był tam wciąż, wraz ze świadomością uwięzionej w nim osoby. Dostrzegła do doskonale, był tam, otumaniony niewyobrażalnym bólem i setkami zaklęć, wiążących umysł i wolę, wyciętych w kości czaszki, wbitych w nią stalowymi wszczepami. Ale był. Świadomy umysł istoty, która kiedyś była żywa.
Fala energii, którą posłała magiczka, osłabił istotę, gdyby nie unieruchomienie, zachwiałby nią i prawdopodobnie rzucił na ziemię. Zaklęcie, które zaatakowało tkanki, splatając je na powrót, spowodowało serię drobnych wyładowań i snopów iskier w licznych miejscach, gdzie mechaniczne wszczepy wystawały poza skórę istoty

Cytat:
zaklęcie unieruchomienie
rolling 3d100/3 + 30 +50(51+83+29)/3+30+50=134.333333333
zaklęce atak na serce
ushe
baza 80
unieruchomiony brak ruchu

ruta
baza 30
kreacja 50
rolling 3d100/3 + 80(17+64+96)/3+80=139
ushe
60 - 40 pancerz = 20 obrażenia


Ta wizualna demonstracja była zapalnikiem, który odpalił zasoby ukrytej odwagi w sercach i umysłach jej wynędzniałej armii. Widząc, że ushebti nie może się ruszać, a jego wszczepy iskrzą jakby miały wybuchnąć, amanyi wrzeszcząc, piszcząc i krzycząc rzucili się na niego niemal z gołymi rękami, szarpiąc jego skórę, gryząc i drapiąc. Kilku wskoczyło mu na ramiona, jeden z nich palcami wpił się w oczodoły, wyszarpując wszczepione tam kryształy.

Tymczasem na tylnej ścianie kazamaty przy dwóch otworach odpływowych zgromadziło się przynajmniej kilka osób. zanim Otello zdążył zsunąć się w jeden z nich, wypełzło z niego jedno z tych stworzeń. Łyse, chude, z dlugimi odnóżami przypominało raczej wiielkiego insekta, zdając się poruszać swobodnie i w pionie i w poziomie, jakby w oderwaniu od grawitacji i stopnia zginalności stawów.
Nut, bo ona to była, otarła twarz i skórę głowy z wody.
- System wodny wzgórza Etten jest czynny - krzyknęła - Odpływy prowadzą pod areną, świątynią i pałacem, a dalej do Nayli.
Niemal równocześnie z nią z którejś z bocznych rynien, prowadzących z areny, ukazała się kolejna postać, amanyi wyturlał się z niej zwinnie.
- Na arenie władca Larionu walczył z generałem Nefrekiem, obaj padli! Ale przybyli inni! Elfy, wojownicy z Laro! i … jeszcze jedna…! - zająknął się, nie bardzo wiedząc, jak ma nazwać to, co widział - Pokonali ludzi Nefreka przy tunelach i przybyli na arenę! Są tam! - ogłosił, jakby chciał się zgłosić po nagrodę za poszukiwaną zgubę. Rzut oka upewnił elfa, że to nie był dobry moment na ogłaszanie rewelacji, więc bez chwili namysłu dołączył do walki u boku swojej tarinya.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Ruta 

Wysłany: 06-04-2021, 06:30   

Magini nie miała zbyt wielu okazji wchodzić w skażoną magię, jednak szybko po jej pierwszym zaklęciu zorientowała się, że nie lubiła tego uczucia, było to wrażenie podobne do tonięcia w jakimś obrzydliwym nekromantycznym kisielu, a w dodatku przyz cały czas z tyłu głowy miała to paraliżujące przeświadczenie, że coś jest niezwykle nie na miejscu, a w tym wszystkim jeszcze dawał o sobie znać, tępy ból siedzącej gdzieś w głębi tego metalowego więzienia osoby.

Ruta wiedziała że nie powinna być w szoku, teoretycznie to, że ushebti miało świadomośc nie było nie do pomyślenia biorąc pod uwagę wszystkie inne chore rzeczy dziejące się na tych wyspach, ale jednak, po skończeniu zaklęcia poczuła, że ma mokre ślady na policzkach. Gwałtownie wciągnęła powietrze przez nos. Musiała się otrząsnąć. Kogokolwiek więziono w tamtym umyśle, nie miała jak go uwolnić, poza tym nie miała pojęcia czy uwolnienie świadomości byłoby w tym przypadku lepsze, czy gorsze od śmierci.

Uniosła ręce jeszcze wyżej nad otaczający ją tumult wychudzonych elfów.
Po czym z szybkim ruchem nadgarstka powtórzyła zaklęcie unieruchamiające, a stalowe więzy wzmocniły się nieco.

Wolała nie myśleć co się stanie gdy ushebti się uwolni, chociaż przed oczami miała obraz stalowej istoty rozrywającej na strzępy otaczające ją elfy. Nie mogła na to pozwolić. Rozejrzała się spiesznie, sprawdzając czy Delfina i reszta ewakuują się bez większych problemów, oraz czy z innych miejsc w ścianach nie wychodzą kolejni przeciwnicy. Nie wiedziała jak długo potrwa walka z ushebti, ani czy w ogóle dało się je jakkolwiek trwale uszkodzić, żywiła jedynie nadzieję, że Amanyi nie umrą próbując to zrobić oraz, że wszyscy inni będą w bezpiecznej odległości gdy faktycznie zrobi się niebezpiecznie.

Ruta podeszła nieco bliżej ushebti, przepychając się pomiędzy łysymi Elfami. Nadal starała się zachować bezpieczny dystans, jednakże próbowała niejako zmniejszyć odległość pomiędzy zaklęciem, a jego celem. Gwar otaczający jej osobę nieco zelżał kiedy skupiła się na formule kolejnego czaru. Wciąż poruszając bezwiednie wargami skoncentrowała się na kamiennej posadzce i spróbowała zwizualizować manę przepływającą przez podłogę, po stalowych więzach oplatających ushebti, aż po jego mechaniczne serce, spróbowała skupić się na turkusach, na ciemnej, duszącej manie jaką emitowały, i spróbowała otoczyć ją kulą własnej magii, odciąć nieprzerwany strumień energii śmierci od całej reszty mechanizmu, pokrywając turkusy warstwą nieprzepuszczającą przepływu magii.
_________________
Ruta
 
 
Lothar 
Taki jeden wergund


Skąd: Katowice
Wysłany: 09-04-2021, 02:14   

Otello w chaosie jaki go otaczał jak i kotłował się w jego głowie, nagle zamarł. Laryjczycy i jakaś jeszcze jedna? Chyba tym razem to muszą być oni. Otello teraz miał jasno określony cel, przynajmniej na jakiś czas. Jak bardzo by nie chciał, nie był w stanie sam wydostać siebie i Sile z wysp. Lecz z pomocą laryjczyków i Czarnej Diablicy... to już znacznie brzmi prawdopodobnie. Do tego do planu jego i Torresa potrzebna była Imira, jeśli nie mieli znowu zostać okrzyknięci mianem zdrajców. Jakby w jakimś momencie przestali nas tak nazywać. Przemknęło mu przez głowę. Poza tym był coś jej winien. I chyba sam chciał sobie coś udowodnić. Z zaciętą miną, podniósł spojrzenie na tłum i złapał najbliższego wolnego elfa mocno za ramię i przyciągnął by ten skupił na nim swą uwagę. Patrząc na niego surowo i tonem nie znoszącym dyskusji zaczął mówić.
- Potrzebujemy przejścia na piasek areny, natychmiast. Musimy wskazać drogę laryjczykom i kobiecie, która się pojawiła na arenie. Z ich pomocą mamy dużo większe szanse przeżyć. Do tego nie zamierzam ich zostawiać na pastwę losu. Prowadź jak najszybciej - i mając nadzieję, że elf nie zamierzał zbytnio mitrężyć, ruszył za nim pociągając za sobą Sile, by dalej mieć ją na oku. Prędzej już by przyjął święcenia kapłańskie niż pozwolił by coś się jej stało. Idąc za elfem również rozgląda się do skutku za jakąś bronią, która bardziej się nada do walki w zwarciu niż rzutka.

(Jakby co Wydra prosiła bym ruszył w tej turze jej postacią, więc tak też robię. Konglomerat tryntyjsko-styryjski dalej w komplecie)
_________________
2018-Lothar dar Meran(Inspektor Żandarmerii Wergundzkiej)
2019,Deszcze- Ponownie Lothar,tym razem dyplomata i uczeń Tergora
2019 epi-Znowu dar Meran,teraz już hrabia, zastępca Tergora w Zakonie i przedstawiciel Księcia Protektora
2020 III turnus-Otello Famos, archeolog i funfel nie do końca odpowiednich ludzi
2020 Epilog- Otello Famos, z jeszcze większą ilością planów, które nie wypaliły

"No to nie do końca poszło z planem..."
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 12-04-2021, 14:40   

Ludzka maszyna szarpała się w magicznych więzach, nie tak, jak robiłby to człowiek, a miarowo, systematycznie, w równych odstępach czasu. Amanyi zatrzymali się w pewnej odległości od niego, wyczekując najwyraźniej, aż tarinya dokończy dzieła i rozsypie istotę na kawałki.
Ale to nie nastąpiło.
Ushebti spojrzał na Rutę. Być może była to autosugestia, wszak świadomość, że to jest istota, a nie tylko splot mięśni i siłowników, działał na wyobraźnię. A być może kryształy, które wprawiono w oczodoły w miejsce gałek ocznych, pełniły rolę oczu bardziej, niż na to wyglądało. Mogła być też jeszcze jedna opcja i w miarę, jak zaklęcie przenikało w głąb spaczonych tkanek, Ruta nabierała przekonania, że tak właśnie jest.
Zaczynała widzieć duszę.
I co gorsza, odczuwać ją jakąś zadziwiającą formą empatii.
Ruta nigdy nie przebywała dłużej z ludźmi śmiertelnie chorymi czy rannymi, ale słyszała opowieści o cierpieniu tak wielkim, że przytłacza zmysły i odbiera zdolność postrzegania. O cierpieniu łamiącym ducha i wolę, u żywych przejawiającym się tym, że jedyne czego pragną to aby przestało boleć. Aby umrzeć.
Tu jednak brak było nawet tego.
Świadomość tliła się, przytłumiona i zgnieciona do granic możliwości, być może w jakiejś formie szaleństwa, które tutaj mogło być iluzją, chroniącą i łagodzącą wszechograniający ból.
Ruta nie próbowała nawet wyobrazić sobie czegoś takiego.
Jej dotyk wyemitował wiązkę energii, która rozeszła się po strukturze jak ciepło rozchodzi się po zmrożonych tkankach.Pozbawione dopływu energii powracały do stanu naturalnego, do prawdziwej istoty rzeczy. Włókna pierwiastków splatały się na powrót, ujawniając to, co było nieuniknioną prawdą.
Ciało, które w istocie było umarłe, z każdą sekundą rozpadało się, rozklejało, spływało niemalże, eksponując nagie kości, zespolone ze stalowymi trzpieniami siłowników.
Amanyi bez wątpienia oswojeni byli z różnego rodzaju obrzydliwościami, towarzyszącymi zapleczu każdej cywlizacji, a tej felnoryjskiej szczególnie. Ale nawet oni cofnęli się ze wstrętem i obrzydzeniem od rozpadającej się na ich oczach istoty.
Oni nie widzieli.
Ruta widziała.
Przebłysk świadomości. Ułamek chwili, wyrwany z całej wieczności beznadziei i męki. Przytomne i świadome oczy, które wbiły w nią spojrzenie pełne strachu, nierozumiejące, rozpaczliwe. Zanim magiczka zdobyła się na jakąkolwiek reakcję, gdzieś na granicy jej wzroku coś zamajaczyło.
Ruta widziała już takie coś.
Tam, gdzie miało się narodzić pierwsze ulundo… Gdzie Felnoryjczycy zrobili zasadzkę, uprowadzając kapłana, zabierając błogosławieństwo, zostawiając swojego harcownika, niewolnika, upiora.
Wówczas także przyszło coś… Coś, co ostatecznie zabrało, pożarło tamtą duszę. A może tylko ją porwało.
Każda dusza była przecież tworem Deucesa. Należała do Stwórcy. Moc, która odmawiała umarłym powrotu do Stwórcy, była wyjątkowo perfidnym wypaczeniem jego praw.
Wokół niej Amanyi widzieli upadek groźnego wroga.
Ona widziała przerażoną, umęczoną duszę, wleczoną do kolejnego etapu koszmaru.
Ona i jeszcze ktoś
- To yemibela - powiedział Oteh, mówił to prawie szeptem, ale slyszała go doskonale - Pożeracz dusz. Zabierze go z powrotem pod Piramidę. W kajdany. Do miejsca, gdzie z bólu tworzy się magię. Nie - spojrzał na nią ze zrozumieniem i smutkiem - Nie ma na to sposobu. Żadna dusza nie odejdzie z Felnoru, żadna nie umknie.

Famos nie zdecydował się na ucieczkę. Jeszcze nie.
Nie po nowych wiadomościach, które zresztą chyba tylko on usłyszał.
Zatrzymany amanyi spojrzał na niego ze strachem, w pierwszym odruchu niemal kuląc się, jakby Otello miał go uderzyć. Ale dwie sekundy później nastąpiła jakaś zmiana w spojrzeniu, elf wyprostował się, spojrzał mu w oczy, z wysiłkiem i obawą, ale spojrzał.
- Nut - wskazał na elfkę, która wraz z grupą sobie podobnych chudzielców pilnowali wylotów rynien. Nut miała tatuaże, biegnące wzdłuż czaszki, przedstawiające zaplecione warkoczyki, jakby chciała sobie zrekompensować brak włosów. miała też olbrzymie oczy w środku trójkątnej wychudzonej twarzy i ciało wydające się przeczyć prawom fizyki. Uśmiechnęła się do niego, prezentując częściowo połamane zęby, i wskazała na wyloty rynien.
- Tędy - powiedziała - Do góry można dostać się szybami, powyżej rozgałęziają się, rozchodzą. Wszystko zależy, dokąd chcesz się dostać.

Tunele były wąskie. Być może Nut i jej podobni poruszali się po nich bez trudu, ale Otello i Sile musieli zebrać wszystkie siły, stłumić odruchy i naturalną dla normalnego człowieka klaustrofobię, by wcisnąć się w przejścia tak wąskie, że czołgając się szorowali plecami o ich sklepienie. Mali zwiadowcy niemal wbiegali pod górę, po ścianach pionowych szybów, oni musieli mozolnie wspinać się, zapierając plecami i kolanami.
Im bliżej wylotów byli, tym głośniejszy był huk i jazgot dochodzący z góry, dźwięk trochę przypominający wzburzone morze słyszane z oddali.
[Nut doprowadzi ich możliwie najbliżej wskazanego na amfiteatrze miejsca]
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 14-04-2021, 04:11   

Kamienne rynny, które poprowadzono po bokach pomieszczenia, prowadziły do odpływów - przepustów w skale, okolonych pięknymi płaskorzeźbami, ale tak wąskich, że Delfina miała poważny dylemat, czy to się uda. W dodatku woda… żeby się prześlizgnąć cholera wie dokąd, trzeba było położyć sie na dnie owej rynny, w płytkiej, ale zimnej wodzie.
Natura Ofiryjki z łatwością przeskoczyła nad rozgrywającymi się dokoła emocjami. Potrafiła tak w razie potrzeby zwyczajnie zignorować, przyjąć, że pomyśli o tym jutro, zająć się kolejną sprawą na tapecie, kolejną kartką na biurku, kolejnym zleceniem na koncie. Refleksje przychodziły dużo później, z dużo większą siłą, dużo boleśniej. Ale w tym momencie Delfina odcięła się całkowicie od tego, o co, z czym i dlaczego walczyła magiczka kreacji.
Zadanie: uciec. Teraz.
Ze zrozpaczonym jękiem pacnęła w koryto rynny, odpychając się rękami.
Juna patrzyła na rozgrywającą się przed nią scenę wzrokiem na poły pełnym niezrozumienia, na poły zdezorientowanym. Kalejdoskop zdarzeń wirował za szybko, a głębokie tragedie, jakie kryły się za oglądanymi scenami, groziły elfce zaangażowaniem i emocjami. Gdyby ktoś zapytał, odpowiedziałaby, że ucieka przed ushebti, ale sama prawdopodobnie nie była tego pewna.
Arel z kolei kalkulował w pełni wedle chłodnej logiki i rozsądku. Nie ich walka, nie ich problem. Jaki sens ma narażanie się w starciu, z którego nic nie rozumieją, a żadna ze stron nie ma z nimi nic wspólego.
Prawdopodobnie.
Tym niemniej pragmatyzm nakazywał wiedzieć, na czym stoją i jakie mają możliwości obrony.
Bez podejścia bliżej trudno było rozeznać drobne, ryte znaki.
Bezsprzecznie powtarzały się symbole oka i pióra, kilka zestawień przypominało te z kolumny. Mogły oznaczać poszczególne kończyny, a może w ogóle organy w ciele. Były też znaki odpowiadające za cyfry. Coś, co mogło przypominać postać z siekierą w głowie. Może jakaś broń.
Analiza całosci wymagałaby zdjęcia obroży i dokładnej starannej analizy.

Juna i Delfina właśnie zamierzały właśnie zsunąć się w dół skalną rynną i w ostatniej chwili zauważyli, że Famos i Sile cofnęli się.
Otello zareagował na informację o tym, co działo się na arenie. Delfina poczytała tę reakcję za stanowczo nierozsądną, w porywach do szalonej. Przecież dopiero co się stamtąd wydostali! Z miejsca, gdzie niektórych z nich rzucali na śmiertelną walkę w jakimś chorym rytuale, jak tego całego Wilczana! I co z tego, że ktoś się tam pojawił… Niech sobie poradzi sam, skoro się pojawił.
Woda w rynnie była przeraźliwie zimna i odwróciła uwagę Ofiryjki od głupich decyzji Famosa, a grawitacja ciągnąca w głąb przepustu zrobiła swoje.
Delfina zjechała w dół.
Jak na zjeżdżalni w termach pod Messyną, tylko woda zimna i nikt nie podał ręcznika. Tunel byl wąziutki, ale niezbyt długi, kończył się wylotem do czegoś w rodzaju cysterny wykonanej w skale. Zanurkowała w krystalicznej wodzie, a gdy się wynurzyła, z trudem powstrzymała okrzyk zachwytu.
Była w kolejnej sali, równie dużej jak poprzednia, o bardziej podłużnym narysie. Ściany pokryte były złoconymi płaskorzeźbami, malowanymi złotem i inkrustowanymi kamieniami. Wszystko było wykute w skale, ale sklepienie podtrzymywały frzeźbione kolumny, ozdobne przypory, pomiędzy którymi ze ścian ściekały strumienie wody. Na powierzchni raczej nie padało, ale woda i tak sączyła się w podziemnych żyłach, a liczne konstrukcje, świątynia czy pałac, wyrżnięte w tym kamiennym monolicie, wymagały aby tę wodę odprowadzać. Gdyby była ulewa, lały by się tu zapewne prawdziwe wodospady.
Środkiem pomieszczenia, ograniczona wymurowanymi cokołami, płynęła podziemna rzeka, znikając dalej w kolejnym tunelu, tym razem większym. Delfina uniosła wzrok - tunel znikał między nogami olbrzymiego posągu.
- To musiał być on… - mruknęła, patrząc na wielką kamienną postać, przedstawiającą bóstwo o głowie krokodyla.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Ruta 

Wysłany: 20-04-2021, 05:50   

Ruta patrzyła się chwilę tępym wzrokiem na hałdę, gnijącego mięsa i metalowych części. Leżało przed nią na mokrych kamieniach, to coś, ten ktoś, lub to co po nim pozostało. Magini czuła się winna, i bardzo nie chciała zabijać ushebti jeśli nie byłoby to absolutnie konieczne, jednak zdała sobie sprawę, że akurat w przypadku ushebti zawsze może być to konieczne. Ruta westchnęła. Elidis by wiedział, że to tak się skończy i by coś wymyślił. Jednakże, tak bardzo jak mogło jej się to nie podobać, Elidisa tu nie było i musiała radzić sobie sama. Byli tu natomiast Amanyi, wciąż wpatrujący się z mieszaniną szoku i obrzydzenia w truchło ushebti.
-Dobrze - Ruta zrobiła głęboki wdech czując jak odór zgnilizny powoli wpływa jej przez nos do płuc- trzeba się stąd wynosić i to jak najszybciej.- Wtedy zdała sobie sprawę z faktu, że pośród inkantacji i ogólnego zgiełku nie zwróciła uwagi na to czy ktokolwiek wrócił z wiadomością.- Czy mamy wieści jak wyglądają korytarze?- pytanie było skierowane bardziej eter niż do kogoś konkretnego, i Ruta nie spodziewała się raczej szybkiej odpowiedzi, jednak po chwili dostała już parę ważnych informacji od elfów które stały bliżej tuneli, oraz od tego, który przyniósł wieści z areny.
Altaris padł, to źle, Nefrek też, tutaj Ruta miała mieszane uczucia. Na arenę przybyły, podobno, też inne elfy, z kimś jeszcze, magini podejrzewała, że Amanyi mówił o Imirze, i nie winiła go za brak słów, czarna tercja była dość specyficzna dla wyczulonych magicznie osób.

Powoli przypominała sobie kolejne zmartwienia, pamiętała jak przed wszystkim Oteh mówił o furiach i o krwi wsiąkającej w piach. Bała się. I wiedziała, że musi pomóc jej sojusznikom na arenie zanim coś złego na dobre się zacznie.

-Muszę się dostać na arenę pomóc Altarisowi i reszcie, nie mogą tak tam zostać kiedy zaczną się łowy eshkar, czy też inne spaczone rzeczy.- to mówiąc spojrzała na Oteha jakby oczekując wyjaśnień niepokojących przepowiedni- Idę tam i będę pewnie potrzebowała przewodnika oraz paru z was w razie gdyby trzeba było kogoś ciągnąć z powrotem. Reszta może udać się drugim tunelem w, jak mi się zdaje, bezpieczniejsze miejsce i czekać aż nie wrócimy. -magini zrobiła chwilową pauzę na ewentualne zastrzeżenia, po czym odwróciła się jeszcze do stojących przy rynnie Arela i Juny.-A wy, idziecie ze mną?
_________________
Ruta
 
 
Manad 

Wysłany: 27-04-2021, 02:09   

(Takie pytanie jeszcze, czy Arel dałby radę wziąć i walczyć tym toporem tego stwora? czy jest on za duży?)

Arel spojrzał jeszcze na dopiero co jeszcze groźnego kolosa, po czym dołączył do reszty. Kiwnął głową do Ruty. -Oczywiście że idę z tobą.- odpowiedział.

Elf podążył za Rutą.
Ostatnio zmieniony przez Manad 27-04-2021, 02:17, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
Ruta 

Wysłany: 27-04-2021, 03:02   

Jeszcze nim Ruta weszła w ciasny korytarz, odwróciła się do elfów nie idących z nią.

-Jeśli zbyt długo nas nie będzie, a wyczujecie oznaki niebezpieczeństwa, uciekajcie jak najszybciej, płyńcie na Sakkarę, i znajdźcie Elidisa. Właściwie byłoby dobrze gdybyśmy nie musieli się spotykać akurat tutaj. Jeśli tunele odpływowe schodzą się jeszcze w jakimś miejscu, to myślę, że moglibyśmy to wykorzystać.- popatrzyła po elfach zastanawiając się jak dobrze znają rozkład tych kanałów - wierzę, że dacie radę, a ja mam przewodników. Nie rzucajcie się w walki ponad wasze siły i postarajcie się przeżyć.

Po tym magini zaczęła zmierzać w stronę tunelu prowadzącego do areny, czekając aż Amanyi przewodnik wejdzie przed nią.
_________________
Ruta
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 01-05-2021, 22:45   

Droga powrotna przez tunele była dla Famosa i Sile, o ironio, trudniejsza niż ta w górę. Paradoks wspinaczki - w dół wcale nie jest łatwiej. Kiedy już, poobijani, z obtartymi łokciami i naddartymi elementami ubrania wylądowali na dole, musieli się jeszcze wyczołgać z wylotu rynny, niemalże wpadając na stojącą tam Rutę. Wyglądało na to, że również zamierzała właśnie włazić w owe tunele burzowe i podążać w kierunku areny.
To jednak nie miało już sensu.
Nikogo z więźniów z kontynentu już tam nie było.
Próbując dojść do tego, którędy mogli podążyć, wysłali w tunele zwiadowców od Nut, z poleceniem wybadania, co dzieje się na arenie i gdzie skierowano jakiś pościg. Pierwszą informacją, jaka dotarła, było zawalenie stropu w jednym z korytarzy (rysunek). Korytarz był jednym z wielu technicznych przejść, łączących pałac świątynny z amfiteatrem pomijając zakazany dla zwykłych ludzi teren samej świątyni. Jakoś ostatecznie trzeba było obsłużyć gości, zapewnić jakieś jadło czy napitek, a przecież słudzy, niewolnicy czy metaya nie mogli wejść na najświętszą ziemię świątynną.
Amanyi coś tam wiedzieli o tych korytarzach, łączyły się w sieć i wiodły do pomieszczeń służebnych w pałacu - tam, gdzie były kuchnie, magazyny i inne zaplecza. Żeby dostać się do uciekinierów, trzeba by było przeciąć im drogę zanim dotrą do pałacu - bo tam przewidzenie ich trasy będzie już niemożliwe. O ile w ogóle tam dotrą, a nie zatrzymają ich oddziały gwardii świątynnej. Tak, przebili się przez oddziały świątynne i znacznie lepiej wyszkolone patrole legionu, ale przecież była jakaś granica….

Tymczasem Delfina i jej towarzysze wraz z częścią amanyi zdążyli już zejść niżej, wraz z nurtem odpływowych tuneli.
System odpływowy obejmował całe wzgórze świątynne, tymi tunelami wodnymi można byłoby dostać się niemal wszędzie, na arenę, do świątyni, do pałacu, do lochów yevecheni. A jednocześnie one wszystkie uchodziły do rynien, rynny te odprowadzały wodę do podziemnego nurtu. Część amanyi twierdziła, że można wraz z tym nurtem przejść pod górami na wschodnie wybrzeże wyspy.

Byli w tym wszystkim jeszcze sami amanyi, kłębiący się wokół Ruty, otaczający ją i wpatrzeni. Nie było ich dziesięciu ani dwudziestu, jak dało się ocenić, mogło za nią iść dobrze ponad setka. Najbliżej trzymał się Oteh, elf obdarzony jakimś darem widzenia, ale też doskonałym rozeznaniem sytuacji.
Wkrótce pojawił się też jeszcze ktoś.
Weszła tym samym wejściem, którym chwilę wcześniej wtargnął ushebti. Była umazana krwią od góry do dołu, wydawało się wręcz, że pomalowała krwią policzki, przeciągając palcami długie pasy wzdłuż oczu.
Dzierżyła jakiś rodzaj broni, kij z przymocowaną zaostrzoną kością. Unurzaną we krwi aż po dłonie trzymającej.
Odkąd Ruta widziała ją poprzednio, zmieniła się. Wyprostowała. Spoważniała. Mniej pochylała głowę, dłużej patrzyła w oczy.
Lare.
Uklękła w progu, unosząc ręce do twarzy, ale podniosła się od razu. Czujnie oceniła wszystkich obecnych. Miała jeszcze zaburzony oddech jak po wysiłku, ale głos się jej zmienił, był pewniejszy, głośniejszy, niższy.
Poniekąd w jej osobie kumulowały się wszystkie zmiany, jakie zachodziły wśród metaya. Istot o złamanej duszy, bez nadziei i godności. Ruta poznała ich, gdy z szeroko otwartymi oczyma chłonęli nadzieję, jaką im przyniosła. Teraz miała okazję oglądać pierwszy plon, jaki ta nadzieja przyniosła.
Nie wszystko jednak było tak, jak Ruta to sobie wyobrażała.
- Zatrzymaliśmy ich na chwilę - powiedziała Lare z namysłem - kamieniem. Ogniem. Rwąc. Szarpiąc i kłując - jej głos przepełniała wyraźna satysfakcja - Umierali… Bo są przecież śmiertelni. W jakimś stopniu. Idzie ich jednak więcej. Nefrek posłał tutaj setkę ludzi i dwudziestu ushebti. Dobrzy amanyi wciąż umierają broniąc korytarzy, a ich dusze zabiera Piramida. Przysłał cię sam Stwórca, tarinya. Nigdy się go nie wyrzekliśmy. Jaka jest dla nas nadzieja….?
Zanim Ruta zebrała się na odpowiedź, odezwał się Oteh.
- Uważaj, Lare…. - szepnął - Piramida zaczyna sięgać w wasze dusze na długo nim umrzecie…
Elfka spojrzała na niego, mrużąc powieki.
- Pokorą i uległością ich nie zatrzymamy…. - warknęła - Przynajmniej będą cierpieć…
- Sakkara …
- Co…?

Głos Oteha rozmył się w gwałtownych głębokich oddechach. Elf osunął się na kolana, odchylił głowę do tyłu, jego oczy odpłynęły w tył głowy, ukazując białka.
- Droga jest otwarta…. Brama na Sakkarę. Ten który niesie Serce Smoka, wrócił do domu, którego nie zna. Droga jest otwarta!


Zapadła chwila ciszy, patrzyli po sobie nawzajem, licząc, że może ktoś zna wyjaśnienie, wytłumaczenie tcyh słów. Nikt jednak nie znał. Oteh oprzytomniał po chwili i powiódł dookoła wzrokiem całkiem świadomym. Zanim jednak powiedział cokolwiek, z zewnątrz dobiegł hałas podniesionych głosów, kilku amanyi, zakrwawionych, poparzonych i obsypanych pyłem z gruzu, wbiegło przez wejście, cofając się przed czymś co szło za nimi.
- Widzisz! - krzyknęła Lare - Już tu są. Umieramy dla ciebie…
- Dla siebie, Lare
- szept Oteha paradoksalnie przebił się przez hałas - Robimy to dla siebie…
Elfka nie słuchała już, odwróciła się na pięcie i wybiegła. Gdzieś daleko z korytarza słychać było równe, zwarte komendy, podkute żelazem podeszwy wojskowych sandałów wybijały wyraźny rytm na kamiennych posadzkach.
Znacznie bliżej było słychać głos Lare.
Ktokolwiek wyjrzał na korytarz, mógł ją zobaczyć, jak komenderuje swoimi umazanymi krwią bojownikami, jak wskakują po ścianach na wyższe poziomy, przebiegają na czworakach tunelami, w których nie zmieściłby się żaden ushebti.
- Teraz!
Można było zobaczyć już nadchodzących legionistów.
Ale zanim dotarli, w korytarzu rozpętało się piekło. Na ich głowy najpierw runął mały wodospad czegoś błyszczącego i śmierdzącego, jak rybi olej.
Lare obejrzała się. Jej twarz płonęła żądzą mordu i dziką satysfakcją, gdy uniosła w górę płonący olejny kaganek.
Uśmiechnęła się upiornie.
I cisnęła go przed siebie.
Korytarz stanął w ogniu w przeciągu sekund, ryk i wycie płonących wymieszało się z hukiem płomieni i triumfalnym krzykiem małych wojowników. Płomień przygasł po kilku minutach, pozostawiając kilka zwęglonych ciał, wykrzywionych konwulsją przedśmiertelnej męki.
Ale za nimi wciąż słychać było kolejnych.


- Tarinya …. - Oteh uchwycił Rutę za nadgarstek - Musimy stąd uciekać. To nie ludzie Szakala nam zagrażają najbardziej… On zwycięża w najbardziej podstępny ze sposobów… - westchnął. Ruchem głowy wskazał odpływy, którymi zeszła już Delfina, Arel i Juna oraz część elfów - Najwyraźniej tak właśnie powinna prowadzić droga - przymknął oczy, jakby chciał dostrzec to, nie mógł wzrokiem - Nad nami szaleje Furia. Żniwo dla tych pod Piramidą… Ale Śpiąca w Otchłani, Pani Snów, czuwa nad swoimi dziećmi, tylko ona sięga tutaj tysiacami swych dłoni. Jej pierwszy ludzki syn być może zdobędzie więcej łagodnym słowem niż ktokolwiek z nas mieczem… Jego los jest już poza moim wzrokiem. Ale ci, który walczyli na arenie, umknęli Furii, nie dosięgnął ich. Są wciąż w drodze.

[Kieruję się wcześniejszymi deklaracjami - zakładam, że Ruta schodzi dalej z biegiem odpływów wodnych. Do wyboru pozostawiam, czy schodzi ostatnia, nakazując wcześniej zejść wszystkim? amanyi, czy też pierwsza, licząc, że oni pójdą za nią i będą osłaniać odwrót.
Podobna wątpliwość jest też względem Lothara i Sile, mogą schodzić pierwsi lub ostatni.
Zależnie od decyzji mogę zróżnicować późniejsze konsekwencje]


Zeby przedostać się dalej, konieczne było wciśnięcie się w odpływ wody, wąski, długi na kilka metrów.
I mokry, oczywiście.
Woda wypadała z rynien po drugiej stronie tego przepustu, wpadając do większego zbiornika wodnego w sporym pomieszczeniu.
Ściany pokryte były złoconymi płaskorzeźbami, malowanymi złotem i inkrustowanymi kamieniami. Wszystko było wykute w skale, ale sklepienie podtrzymywały rzeźbione kolumny, ozdobne przypory, pomiędzy którymi ze ścian ściekały strumienie wody. Na powierzchni wyspy Amrun w tej chwili raczej nie padało, ale woda i tak sączyła się w podziemnych żyłach, a liczne konstrukcje, świątynia czy pałac, wyrżnięte w tym kamiennym monolicie, wymagały aby tę wodę odprowadzać. Gdyby była ulewa, lały by się tu zapewne prawdziwe wodospady.
Środkiem pomieszczenia, ograniczona wymurowanymi cokołami, płynęła podziemna rzeka, znikając dalej w kolejnym tunelu, tym razem większym, który znikał między nogami olbrzymiego posągu - człowieka o głowie krokodyla.
Amanyi, którzy przedostali się do tego pomieszczenia, na widok posągu przyklękali, wykonując swoisty rytuał - nabieral wody w dłonie, obmywając nią oczy i szepcząc jakieś strofy, niezrozumiałe dla tych z kontynentu.
Któryś, zagadnięty o to, wyjaśnił:
- Szedet, jeden z dawnych bogów, których nazwali Zdradzieckimi. Błogosławił wodę, jego moc dała źródła Nayili, która płynie przez wszystkie wyspy. To ten, który widzi, jego moc przywraca wzrok. Tak… - amanyi spochmurniał zapytany o to, czemu wciąż odprawia rytuał, skoro tego boga już nie ma - Wiemy to. Ale to jedyne co mamy, wierność prawdziwym twórcom Felnoru…


arena podziemia.jpg
Plik ściągnięto 1 raz(y) 7,02 MB

_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Ruta 

Wysłany: 04-05-2021, 02:40   

Ruta bała się, to było pewne. Bała się o wiele rzeczy, równierz o własne życie. Ciemny odpływ wyglądał bezpiecznie dawał prawdopodobną ochronę. Magini widziała jednak, że rzeczą której bała się teraz najbardziej było zaprowadzenie Amanyi do ich śmierci. Naprawdę zasługują na lepszą przywódczynię, przemknęła jej przez głowę gorzka myśl.

-Wszyscy do środka! Ja wchodzę ostatnia. Wszyscy szybko!- w jej oczach na chwilę zgasła panika i odbijał się w nich tylko ogień płonących niedaleko żołnierzy - Już!

To mówiąc przwarła szybko do ściany blisko odpływu. Prubując dać elfom łatwe przejście i ledwo kontrolując drżące dłonie. Powtarzała w myślach, jak mantrę, jedne ze swoich pierwszych zaklęć, unieruchomienie, ścianę i kulę ognia. Mając szczerą nadzieję, że nie będzie ich musiała za chwilę używać.

Anr Ortami arasto yunti...
Narazie nie dopuszczając do siebie natarczywej myśli.
Anr hawille yaviee...
"Co dalej?"
Ano hewrra yarreth...


( Jeśli jakiś żołnież Nefreka wejdzie do pomieszczenia, Ruta refleksownie wypali w niego ogłuszeniem)
_________________
Ruta
Ostatnio zmieniony przez Ruta 04-05-2021, 02:46, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,07 sekundy. Zapytań do SQL: 11