|
Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)
|
Shamarotha i nie tylko obozowe opowiadanie ok,ok :) |
Autor |
Wiadomość |
Shamaroth_Glupi
ugly bastard.
Skąd: Zabrze
|
Wysłany: 31-07-2007, 14:42
|
|
|
... ja odprawialem egzorcyzmy w karczmie :( |
|
|
|
|
Abel
|
Wysłany: 31-07-2007, 14:48
|
|
|
ja sam napisał/a: | odzyskanie Shamarotha i egzorcyzmy |
przecież napisałem |
|
|
|
|
Shamaroth_Glupi
ugly bastard.
Skąd: Zabrze
|
Wysłany: 31-07-2007, 14:53
|
|
|
fakt,zapomnialem ze pamietnik,wiec bedac w stanie wampirzenia nie widzialbys zbyt wiele,zwracam honor :] |
|
|
|
|
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 31-07-2007, 15:15
|
|
|
Cytat: | Yngvild. Była co najmniej wstrząśnięta tymi wydarzeniami, ale dzielnie trzymała się na nogach. |
Jestem wzruszona
Aha, Mija nie je mięsa.... Popraw, zanim cię zje ;P
Powiedziałabym, że każdy kolejny kawałek pamiętnika jest lepiej napisany Dzięki za przyjemnosc poczytania
A swoją drogą zabawne, jak inne szczegóły zapamiętaliśmy z awantury u wampira Przy czym ja oczywiście nie będę upierać się przy swojej wersji Teraz dopiero widzę, jak wiele drobiazgów i szczególików umyka mojej uwadze w takich sytuacjach |
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
Abel
|
Wysłany: 31-07-2007, 15:35
|
|
|
Poprawiłem zanim mnie zabiła. Swoją drogą to pamiętałem jeszcze więcej, ale nie chciałem już się rozwlekać. |
|
|
|
|
Airis
Skąd: Warszawa
|
Wysłany: 31-07-2007, 23:52
|
|
|
Twoje opowiadanie znowu dostarczyło nam mnóstwo radości ^^ ale mimo wszystko nie mogę się powstrzymać:
Abel napisał/a: | Abel, choć, jakiś facet szuka chanysa. |
Ablu, na bogów!
Z rzeczy fabularnych:
Abel napisał/a: | -Wybacz Ablu, miałeś rację, wampiry istnieją. | O ile dobrze pamiętam Mija powiedziała Ci to następnego dnia (bo zanim skończyła się historia z odwampirzaniem poszliśmy spać) używając słów 'zwracam honor'. To nie w stylu Miji prosić o wybaczenie
Abel napisał/a: | Do rozmowy włączył się Rien.
-Już nie kłam, nie kłam, bo wszyscy wiemy, że walczyliśmy wszyscy, a nie tylko ty. Co ty sobie w ogóle wyobrażasz, że możesz tak kłamać? | Naprawdę, uważam, że poziom mojej złośliwości jest o niebo wyższy...
Jestem też przekonany, że to Mija wydzierała się, że trolla należy podpalić, ale nikt trzymający pochodnie jej nie posłuchał.
Mam nadzieje, że nie weźmiesz tej umiarkowanej krytyki do siebie, bo chętnie poczytam dalsze części |
|
|
|
|
Abel
|
Wysłany: 02-08-2007, 11:30
|
|
|
Bardzo dziękuję Airis, poprawiłem już co trzeba.
Ten kawałek dla osób, które nie były u diaboła z dedykacją dla Doctora za świetnie odegraną rolę
Droga do wioski przebiegała spokojnie. Nie natrafiliśmy o dziwo na żadne wraże wojska, żadnych bandytów nic. Kiedy zbliżaliśmy się do pola postanowiliśmy wysłać zwiad. Lasek dookoła dawał wspaniałą osłonę dla łuczników, więc musiliśmy byc ostrożni. Kiedy dotarlismy w końcu na pole moglismy mu sie blżej przyjżeć. Poszedłem sam, reszta zajęta była pilnowania swoich pleców. Zboże było połamane z lekkimi rdzawymi nalotami.-Sporysz-pomyślałem-Jednak jest tutaj.
Pomyslałem nad egzorcyzmem. Byłem jedynie tafsir i nie mogłem odprawiać takich egzorcyzmów, ale kapłan Shamaroth tak.
-Coś tam jest, coś się rusza-spanikował Thork zostawiony na straży.
-Żyje to się rusza-mruknąłem i poszedłem w jego kierunku.-Jak wyglądało?
-Takie rogate...
-Sylvan. Jest za szybki dla nas, rozproszyć się!
-Chwila, to ja wydaję rozkazy.-żachnął się Hodo-Arandir, Jarlos z flanki reszta przodem, dopadniemy go.
Razem z łucznikami poszło po jednym wojowniku do osłony tak na wszelki wypadek.
-Pedały, czemu mnie gonicie-krzyczał silvan.
-A jak sądzisz-wyszczerzył sie Rigo.
-Ble.
-Nie ma ble, gonić go.-krzyczał Hodo.
Trzymałem się z tyłu, więc tylko słyszałem raz po raz “wszawe ryje” “pedały” oraz riposty Shamarotha “twoja stara pierze w rzece i suszy na kamieniu” “masz ryj, że mógłbyś dzieci straszyć” i wiele innych, ale próbowano również ugody.
-Dlaczego niszczysz pola?-zapytał Hodo, kiedy otoczyliśmy go w krzakach.
-Bee, bo tak mi się podoba.
-A mógłbyś przestać?
Gówno jakie przeleciało nam nad głowami oznaczalo chyba odmowę.
-Gonić go!
I zabawa zaczęła się na nowo. Biegłem z tyłu, bo w wyzwiskach musiałem ustąpić krasnoludom i najemnikom. Po diabolicznej wprost gonitwie na złamanie karku dopadł go Arandir.
-Co pedałku podobam ci się?-zagaił silvan.
-Nie, jesteś obrzydliwy.
-Ooo, jak niemiło-splunął elfowi na koszulę.-Masz wcinaj.
Dyskusja na temat pedałków i smaku trwała jeszcze parę minut po czym Candice sobie coś przypomniała.
-Mogę zrobić iluzję,-zaczęła-i nakłonić go do opuszczenia tych ziem.
-To znaczy?-dopytywał Hodo.
-To znaczy,-zaczęła topornie tłumaczyć półelfka-że powstanie piękna silvanka, która zachęci go do opuszczenia tej ziemi, powiedzmy do barbarzyńców.
Chorąży rozmarzył się nad tą myślą, miałby dwie pieczenie na jednym ogniu.
-No dobrze, do roboty.
Psioniczka skupiła sie, wypowiedziała słowa zaklęcia, wykonała kilka gestów. Powietrze zatrzeszczało lekko i pojawił się obiekt. Musze przyznać, że przyłożyła się do roboty nasza Candice i teraz silvanka rączo biegła w dół kotlinki.
-Beee, a kto wam powiedział, że jestem hetero?
Kompania wybuchła śmiechem poza Yngvild, którą to nie rozbawiło i Candice, która musiała rzucić drugie zaklęcie. Efekt był ciekawszy, to znaczy reakcja silvana była ciekawsza. Zaczął się mocniej szamotać i po chwili już biegł w dół kotlinki za silvanem.
-To na nic-powiedziałem-on tutaj wróci.
-Dlaczego? Po co?-zapytał Zibbo podnoszący Arandira. Ten wyrwał się z jego objęcia i sam wstał.
-Po pierwsze, bo iluzja przestanie działać za dziesięć do piętnastu minut i będzie chciał tu wrócić. Po drugie, znudzi mu się po prostu.
Towarzysze spojrzeli po sobie.
-To co sugerujesz?-zapytał Shamaroth-nie można go tak przecież zostawić.
Miał rację. Złapać silvana było co najmniej trudno, a oszukać go jeszcze trudniej. Za taka zniewagę będzie chciał zemścić się na wieśniakach. Przypomniało mi sie dzieciństwo, a raczej lata szczenięce. Przypomniało mi się moje pierwsze spotkanie z faunem, jaki to ja byłem wtedy podniecony. A ta druidka, jej imię? Nie mogłem sobie przypomnieć w tej chwili, ale przed oczami zamajaczył mi ołtarzyk zbudowany z gałęzi i przydrożnych kamyków. Coś jeszcze tam było, ale nie mogłem sobie przypomnieć. Na ołtarzu były owoce leśne:maliny, porzeczki, jabłka oraz poziomki. To było piękne lato. Ale wróciłem do brutalnej rzeczywistości otoczony Strażnikami oraz innymi zwierzątkami. Trzeba było zbudować ołtarzyk na kształt tamtego. Tutaj pomocny okazał się Varthanis. Poznosiłem mu materiały, a on zajął się budową. Poprosiłem w międzyczasie Borysa i Riga o pomoc, mieli pójść w las i nazbierać owoców. Tymczasem ja powróciłem do budowy i tym sposobem po około 20 minutach koło drogi stanął nieduży, wręcz mały ołtarzyk. Na nic więcej nie mieliśmy po prostu czasu. Spojrzałem nań i uznałem, że czegoś brakuje, ale nie bardzo wiedziałem czego. Zauważyłem, że Rigo z kozakiem nadal stoją tam gdzie stali i ponagliłem ich. Potem drugi raz i trzeci. W końcu zostawiłem saberę i fragment notatek odnośnie diaboła przy ołtarzu, a sam poszedłem po owoce. Nie bałem sie, bo w przeciwieństwie do stworów brutalnych i bezwzględnych silvan nie lubował sie w przemocy, a raczej jej unikał. Poza tym zawsze mogłem spróbować go opętać, a samemu uciec do reszty. Nazbierałem jednak malin, a Yngvild z Zibbem w tym czasie zdobyli jabłka. Czegoś jednak mi brakowało... Ułożyliśmy owoce na ołtarzu i chwilę przy nim zostaliśmy.
-Jaką mamy gwarancję, że on nie powróci?-zapytała gwardzistka.
-Stuprocentową-odpowiedziałem, bo faktycznie byłem pewien tego.
-No nie wiem-zwątpił kapłan.-Ja bym to utwierdził jakimś zaklęciem.
Cholerni durnie, wszystko zniszczą. Ale dobrze, nie ja będę wysłuchiwał od dowódcy, ale oni.
-Candice?-gwardzistka spojrzała na półelfkę proszącym wzrokiem.
-Mogę zaczarować owoce tak, że po ich spożyciu będzie musiał jak najszybciej dostać się-psioniczka zamyśliła się na chwilę-do barbarzyńców.
Posmutniała twarz Hoda rozpromieniała wręcz na tę propozycję.
-Mi to pasuje-powiedział. Reszta grupy niemo zgodziła się z nim.
Idioci! Silvan nie jest TAK głupi, żeby jeść zaczarowane jedzenie. Pozostawało tylko być w miarę daleko kiedy tu wróci.
Candice rzuciła zaklęcie, po czym drużyna opuściła to miejsce. Stałem jeszcze chwilę i zastanawiałem się. Co zrobiłem źle, co jest nie tak jak powinno być? Nie wiedziałem wtedy jak poważna może być słaba pamięć.
Kiedy wróciliśmy z powrotem na drogę wzdłuż zagajnika usłyszałem krzyk Thorka stojącego na czatach.
-Tam jest, tam pobiegł.-krzyczał wskazując zarośla.
-Zostawcie to-krzyknąłem i wyjąłem szablę zza pasa.-Trzymaj!-powiedziałem dając wojakowi broń. Pobiegłem kawałek we wskazanym kierunku, ale nic nie znalazłem. Cholerni bandyci, nie potrafią nawet lasu uszanować.
-Uciekł-mruknąłem cicho wyrywając swoją saberkę.-Cholera uciekł, nie potraficie się nawet cicho zachować.
Dalsza podróż minęła pod znakiem wzajemnych rozmów na temat upodobań i języka diaboła aż do pewnego momentu.
-Ale one chyba nie są...-urwał Shamaroth, bo w oddali usłyszeliśmy echo wybuch.
-Ile do zajazdu?-zapytał Zibbo.
-Z dziesięć minut marszu.-usłyszał odpowiedź.
-No to lecimy, będziemy w pięć.-chorąży wydał szybko komendy i oddział utrzymując szyk dwójkowy biegł przed siebie.-Każdy pilnuje swojej strony. Jak cokolwiek zauważycie to mówić natychmiast. Oddział bez słowa biegł dalej. Kolejny huk. Kilka osób zaczęło dawać znać, że dalej nie dadzą rady.
-Ci co mogą biec...-Hodo zawahał się chwilę.-Nie, nie możemy się rozdzielić. Zwolnić!
I zwolniliśmy na nowo do tempa marszowego nie zważając na to, że w zajeździe może właśnie mieć miejsce wielka rzeź. Jednakże kiedy dotarliśmy na miejsce wszystko było w porządku i nic nie wskazywało na działanie jakichkolwiek wrażych sił. |
Ostatnio zmieniony przez Abel 02-08-2007, 13:13, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 02-08-2007, 12:06
|
|
|
Właściwie to powinnam ci nakopać za te teksty Ale zarąbiście mi się podobało Świetna robota |
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
Airis
Skąd: Warszawa
|
Wysłany: 02-08-2007, 13:14
|
|
|
Kolejne opowiadanie o niekompetencji strazy, jak milo ^^
A jesli chodzi o poprawki do poprzedniego - Ablu, jak Ty rozbrajajaco nie potrafisz byc zlosliwy |
|
|
|
|
Abel
|
Wysłany: 02-08-2007, 13:16
|
|
|
Wiem, że powinnaś :-P dlatego tak miło się to pisze.
Swoją drogą to czy udało mi sie przepędzenie silvana? Bo jakoś tak błędów narobiłem przy tym. |
|
|
|
|
Shamaroth_Glupi
ugly bastard.
Skąd: Zabrze
|
Wysłany: 02-08-2007, 13:28
|
|
|
Abel napisał/a: | Gówno jakie przeleciało nam nad głowami oznaczalo chyba odmowę. |
myslalem ze sie zleje ze smiechu jak to przeczytalem |
|
|
|
|
Hodo
Emeryt
Skąd: Księstwo Śląsko-Pomorskie
|
Wysłany: 02-08-2007, 15:28
|
|
|
Abel napisał/a: | nieduży, wręcz mały ołtarzyk. |
xD
Ablu nie słyszałem zebys wspominał coś o tym, że diaboł nie zje zaczarowanych owoców. |
|
|
|
|
Rin
Skąd: W-wa
|
Wysłany: 02-08-2007, 15:30
|
|
|
On chyba to pomyślał w opowiadaniu |
|
|
|
|
Abel
|
Wysłany: 02-08-2007, 15:30
|
|
|
To był tak na prawdę wasz problem, nie mój. Zresztą poczekajmy na werdykt Indi. |
|
|
|
|
Alathien
|
Wysłany: 02-08-2007, 15:43
|
|
|
O ile pamiętam, to sama Indi mi sugerowala, by zaczarowac owoce. |
|
|
|
|
Angantyr
Stary druh Lann :]
Skąd: Alba
|
Wysłany: 02-08-2007, 15:46
|
|
|
Pytanie czy Indi jako intuicja, czy jako Yngvild. :-/ |
|
|
|
|
Abel
|
Wysłany: 02-08-2007, 16:23
|
|
|
Jak już to jako Yngvild chyba, ale głowy nie daję...
[ Dodano: 2007-08-02, 22:01 ]
Kolejny kawałek, wyjście na Malinową. Jakby ktoś coś wiedział więcej niż napisałem to chętnie poprawię
Po powrocie do zajazdu Strażnicy znów zniknęli w karczmie wyrzucając nas za drzwi.
-Cholera, kiedyś się doigrają-pogroził Edric idąc do ogniska. Paliło sie ono praktycznie cały dzień i całą noc, bo przemoknięte ubrania właśnie tam osuszały się. Nie miałem nic do stracenia, poszedłem tam razem z resztą cywili. Chwilę później zobaczyliśmy komendanta wychodzącego z karczmy i odchodzącego drogą.
-No to kto idzie się napić?-rzucił Dinim.
-Ja idę-odpowiedziałem-Edricu?
-Mogę pójść-odpowiedział mężczyzna-wicehrabio?
-Ja chyba zostanę.-szlachcic przysiadł na pieńku i zamyślił się.
-To ja też zostanę-zdecydował Edric.
-A ja idę-powiedziała Mona wstając.
I tak w trójkę poszliśmy do wolnej już teraz karczmy. Wolna była jednak jedynie od kapitana i na wstępie zostaliśmy powitani przez stanowcze “Won!” pod naszym adresem. Odpowiedziawszy równie stanowczo usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy rozmawiać.
-Póki co trzeba się trzymać tej wersji, chyba, że będzie trzeba to powiemy prawdę-ciągnął dalej rozmowę Hodo. Reszta Strażników pokiwała głowami na znak, że rozumieją.
-Ale teraz trzeba sie zająć sprawą podpowiedzi do Smoka.-powiedział Borys.-Może warto zawołać wicehrabiego?
-Tak.-powiedziała Yngvild.-Niech ktoś po niego pójdzie.
Nikt się nie kwapił, ostatecznie poszedł Jarlos stojący przy drzwiach.
-I nie zapomnij o mapie!-krzyknął Hodo na odchodne.
Wstałem od stołu i przeprosiłem współtowarzyszy.
-Co jest, znowu coś skopaliście?-zapytałem grupki Strażników rozsiadających się już za stołem.
-Spadaj chanie!-warknęła Yngvild.
-Heh, nawet nie potrafią ciała się pozbyć-doskonale wiedziałem co się wydarzyłao na Górze Kapliczki.
-No naprawdę, ty zrobiłbyś to o wiele lepiej.-odpowiedział chorąży. W tym samym momencie do karczmy wszedł wicehrabia Rasgalen oraz Mapnik ze swoją mapką okolicy.
-Witaj hrabio!-zaczął chorąży-potrzebujemy twojej pomocy.
-Słucham.-Fein Rasgalen oparł sie o blat stołu.
-Czy mógłbyś powtórzyć jeszcze raz treść podpowiedzi jakie uzyskałeś od Wiedzącej?
-Oczywiście.-wicehrabia powtórzył obie podpowiedzi, po czym towarzystwo usiadło nad mapą.
-Szukamy wysokiej góry na szczycie której jest sztolnia-zaczął Zibbo.
-Dlaczego sztolnia?-zapytała Yngvild.
-”Tam, gdzie wnętrze ziemi wychodzi na powierzchnię”-zacytował krasnolud.
-No dobrze to szukajmy.
Siedzieliśmy tak dobre 20 minut, aż ktoś zauważył.
-A ta druga? “We wnętrzu ziemi, obmywa ją woda...” to na pewno będzie jakaś kopalnia.
-Wszyscy zgodzili się z tą wersją.
-Ale to w takim razie czym będzie ta pierwsza?-zapytałem.
-Podejrzewam, że skały-odpowiedziała Yngvild i gestem ręki wskazała mapę.-jest ich tu całe mnóstwo.
-Wręcz za dużo, żeby każde z nich przeszukiwać.-odpowiedział smętnie chorąży-to bez sensu.
-Czekajcie!-przerwałem-jak idzie końcówka drugiej części?
-”Ślad kłów i zębów poprowadzi was”-zacytował wicehrabia.
-Patrzcie!-powiedziałem wskazując dwa miejsca na mapie. Pierwsze, osada Kieł i drugie szlak Zębów.
-Dobrze-powiedziała Yngvild z drugiej strony stołu-jak na chana całkiem dobrze.
Miałem ochotę kopnąć ją pod stołem, ale się powstrzymałem.
-No dobrze, mamy tu trzy sztolnie-wskazał Zibbo na mapie-która jest nasza?
-Nie wiemy, wiemy tylko tyle, że to sztolnia w tej okolicy. Droga tam wygląda dobrze-chorąży spojrzał na mapę-tak sądzę przynajmniej.
-No cóż, trzeba będzzie sprawdzić wszystkie.-zasugerował Zibbo.
-A tamta pierwsza zagadka?
I towarzystwo powróciło do intensywnego myślenia. Musiało to wyglądać śmiesznie, bo po chwili dopiero usłyszeliśmy śmiech Gadjunga, który cichcem wszedł do środka. Nie przepadałem specjalnie za tym osobnikiem, moze ze względu na jego wrodzoną odporność na magię, która powodowała dreszcze na karku.
-Przydałbyś się na coś, a nie śmiał. Idź po Obieżyświata!-rozkazała Yngvild. W międzyczasie Hodo zaczął głośno myśleć.
-”Wnętrze ziemi wychodzi na powierzchnię” to niewątpliwie chodzi o skały. Skał jest wiele w tym rejonie. “Owiewany przez wiatry i grzany przez słonce” to jest góra, duża góra... Wiem!-krzyknął w końcu.-Trzeba szukać malin w nazwach gór.
Było to tylko kwestią czasu jak wprawione oko w szukaniu malin zauważyło w kącie mapy górę Malinową.
-Świetnie-powiedziała Yngvild- teraz mamy już wszystko. O jest i Obieżyświat.
Piętnaście minut później połączone siły cywili i wojskowych wyruszyły w kierunku odpowiednio: chorąży do sztolni, a Obieżyświat na Malinową.
*******************************
Wyruszyliśmy jak najszybciej było to możliwe. Oczywiście nie bez problemów. Okazało się, że nasza prześwietnie zorganizowana wyprawa nie przygotowała mapy. Więc poleciałem na łeb na szyję w dół, aby dogonić drużynę do sztolni. Usłyszałem jednak, że oni mają tylko jedną mapę i się nie podzielą. No to Obieżyświat musiał sie cofnąć do zajazdu i gdzieś spod lady wygrzebał jakąś mapę okolicy. W ten sposób oto wyruszyliśmy z niewielkim, pięciominutowym opóźnieniem. Droga była bardzo ładna, skalista pod górkę.
-Lepiej nie będę zakładał rękawic.-powiedział Sigbert maszerując obok mnie.
-Dlaczego?-zapytałem.
-Zawsze zakładam je na chwilkę przed zasadzką.
-To nie zakładaj ich lepiej.
Dalsza droga minęła w miłej atmosferze, rozmowa zbaczała momentami na tematy bardzo abstrakcyjne, ale nikt nie narzekał. W końcu przed nami stanął ostatni odcinek: stroma droga, a na jej końcu skały. Szybko pokonaliśmy ten kawałek drogi i zaczęliśmy eksploatację. Uznaliśmy, że to są te skały i szukaliśmy czegokolwiek co mogłoby nam pomóc w dalszych poszukiwaniach Smoka.
Huk.
Wszyscy unieśli głowy do góry i zaczęli wypatrywać skąd to dobiega. Byłem po drugiej strony skały i musiałem jakoś przedostać się do naszych. Po krótkiej wspinaczce doszedłem do reszty.
-Idziemy?-zapytał Omus.
-Nie wiem, myślę.-odpowiedział Obieżyświat.
-Ale ktoś tam stoi.
-A skąd do diabła wiesz jakie ma zamiary? Może czeka akurat aż zejdziesz?
Droga w dole była zarośnięta lekko, ale było widać trzy wysokie sylwetki. Zdawały się zapraszać nas do siebie.
-Dobra, schodzimy dwoma grupami.-wydał komendę Obieżyświat.
O wyciąganiu broni nie musiał nawet wspominać. Grupa zabijaków aż rwała się do bitki. Wraz z Obieżyświatem i Sigbertem zbiegliśmy jako pierwsi na drogę. Postacie cofały się.
Huk.
-Dalej, bo nam uciekną-poganiał Omus.
Niestety nikomu nie chciało się dalej biec, a nawet jeżeli to bardzo umiejętnie to maskował.
-Nasze zadanie to zbadanie skał, a nie walka ze wszystkim co napotkamy.
Chcąc nie chcąc Omus przyznał rację i razem z Arandirem i kilkoma innymi osobami udał się do skał.
-Ładna pogoda-zagaiłem do rozmowy. Istotnie był to jeden ze słoneczniejszych dni jakie widziałem w Silberberg.
-No, ale ze wschodu idą chmury.-odpowiedział siedzący nieopodal Sigmar. Rycerz Sigbert wyglądał na mocno zaniepokojonego czymś.-Ciekawe kim byli ci ludzie?
-Może strażnikami tajemnicy artefaktu?-zasugerowałem.
-Niee, chyba nie.-odpowiedział wojownik.-Ej, Varthanis, nie byli to czasem banici, których spotkaliśmy wtedy, no w lesie?
-Nie wiem...-nekromanta wyglądał na znudzonego. Dopiero wczoraj dowiedziałem się kim jest na prawdę, gdyż usłyszałem jak powtarzał zaklęcia. Salva vennisimi oznaczało w ustach maga życia uzdrowienie. A Varthanis nie wyglądał na maga życia. Noszący się w ciemnych zwiewnych szatach przypominał szkieletora ożywionego za pomocą magii. W sumie to sami idioci tworzą prawo w Cesarstwie, bo zakazanie całkowicie nekromancji trąci absurdem i to mocno. W Chanacie zakazane były jakiekolwiek próby tworzenia nieumarłych armii, ale w celach badawczych była to bardzo często stosowana magia. Niemniej jednak był to kolejny powód dla którego uważałem, że Cesarstwo upadnie, a przynajmniej miałem na to nadzieję. W trakcie tych rozważań ze skłki wrócili badacze.
-Mamy notatki-powiedział Arandir klepiąc zieloną sakwę przyczepioną do pasa.
-Świetnie, to jest w tej chwili najważniejsza rzecz, tego musimy bronić.
Obieżyświat zaproponował wrócić na poprzednią drogę troszkę inną metodą niż cofnięcie się. I tak po kilku chwilach wspinaliśmy sie raźno pod górkę z powrotem na drogę. Przy samym podejściu rozproszyliśmy się, aby lepiej zbadać okolicę. Na drodze zaczęliśmy się powoli ustawiać w szyk dwójkowy, kiedy usłyszeliśmy kolejny wybuch całkiem blisko.
-Formować szyk, musimy przyjść przez te krzaki.-zakrzyknął Sigbert, który na tę chwilę przejął dowództwo w oddziale.-Szyk trójkowy!
-Trójkowy nie przejdzie, dwójkowy proponuję.-powiedziałem.
-Racja, dwójkowy w takim razie.
Stanąłem ramie w ramię z Gadjungiem. Przebiegły mnie dreszcze.
-Każdy pilnuje swojej strony!-krzyczał dalej rycerz.
Kolumna ruszyła najeżona ostrzami mieczy. Z przodu Sigbert w kolczudze z Zerwikapturem wydawał kolejne rozkazy.
-Uwaga, zaraz wyjdziemy z krzaków!
Kiedy faktycznie wyszliśmy na otwartą przestrzeń zobaczyliśmy, że nikogo nie ma.
-Rozwiązać szyk, szybki marsz!
Szyk zrobił się znacznie luźniejszy i mogliśmy szybko przemierzyć dystans do powalonego drzewa.
-Omus, idź na zwiad.-powiedział Obieżyświat.
-Dlaczego zawsze ja?-nikt nie wiedział co fałszerz miał na myśli.
-Idź i tak, żebyś nam ze wzroku nie uciekł.
Omus odszedł kawałek, potem większy, potem w ogóle był daleko. Obejrzał sie parę razy, ale ciągle szedł na przód.
Kolejny wybuch.
-Idziemy-wydał rozkaz Sigbert-wyrównać do zwiadowcy.
Wyrównaliśmy, a Omus odbiegł dalej. Z prawej strony widzieliśmy trzy postacie wychodzące na drogę.
-Cholera idą za nami-powiedział Sigmar poganiając idącego obok Varthanisa.
-Jak dojdziemy do szczytu to biegniemy. Szyk trójkowy, równe tempo, rozumiecie?
Brak odpowiedzi często bywa odpowiedzią i tak było w tym przypadku. Oddział biegł, maszerował, biegł, maszerował i tak aż do zajazdu. Pościg zgubiliśmy już po połowie drogi, więc nie martwiliśmy się o nic. Rękawice Sigberta spoczywały nadal za pasem... |
|
|
|
|
Illima
Dyrektor Instytutu Alchemii
Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 03-08-2007, 00:27
|
|
|
Dopiero nadrabiam temat, nie czytałem komentarzy, ale to
Cytat: | Wizyta zakonu Indry nie jest przypadkowa i wiem nawet czego szukali-powiedziała zdejmując ciężki amulet. Był to duży zielony kamień okuty żelazem. Amulet stuknął o stół-jest to amulet, który za wszelką cenę nie może wpaść w ręce zakonu, bo wtedy-zrobiła pauzę-Cesarstwo zginie |
...Yngvild nie wiedziała jeszcze do czego zakonowi amulet i co chcą z nim zrobić. Wiedziała tylko, że nie ma zamiaru im go dać. Po tej sytuacji w karczmie ja i Shamarot powiedzieliśmy jej, że "Spali nas Słońce" |
|
|
|
|
Shamaroth_Glupi
ugly bastard.
Skąd: Zabrze
|
Wysłany: 03-08-2007, 00:30
|
|
|
nie,nie,Ty pwiedziales ze spali Was slonce a ja zaczalem tluamczyc co sie stanie jak amulet wpadnie w jakies badziewne lapy :p |
|
|
|
|
Illima
Dyrektor Instytutu Alchemii
Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 03-08-2007, 01:07
|
|
|
Ale sens jest ten sam.
Następne niedociągnięcia.
Tym razem w opowiadaniu o porwaniu niektóych przez zakon. tzn aresztowaniu...
Pominąłeś całą akcję z ratowaniem aresztowanych. Zabrali ich, a my ruszając na ratunek spotkalismy ich zaraz na drodze Oo |
|
|
|
|
Shamaroth_Glupi
ugly bastard.
Skąd: Zabrze
|
Wysłany: 03-08-2007, 01:14
|
|
|
bo wy wtedy glupsi niz ja byliscie i nie wracajmy do tego! "Odezwijcie sie jak ie mozecie mowic!" geez,ja nie zapomne tego przez kilka najblizszych lat... |
|
|
|
|
Angantyr
Stary druh Lann :]
Skąd: Alba
|
Wysłany: 03-08-2007, 01:26
|
|
|
Niezapomniany był też moment, w którym zawołałem do Ciebie czy wszystko w porządku i czy nic Wam się nie stało (możliwe, że po kąpieli :]). W tym momencie nastała cisza i zastanawialiśmy się z kapitanem, czy przypadkiem tak długo nie myślisz. No i po kilkunastu sekundach odezwałeś się wreszcie. ^^
wierz mi. Trudno było się powstrzymać od śmiechu.
No, ale potem równie szybko ustały wszelkie rozmowy. Już nic nie powiedzieliście. A to przeżycie było podobne do oczekiwania wielkanocnego. |
|
|
|
|
Illima
Dyrektor Instytutu Alchemii
Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 03-08-2007, 01:55
|
|
|
Teraz co do Diaboła to kilka fabularnych szczegółów w stylu: to ja, Hodo i Yngvild poszliśmy po jabłka.
Ale większość tych szczegółów chyba polegała na Twojej fantazji literackiej niż na błędach rzeczowych
Jak znajde czas to przeczytam reszte, a potem sam zaczynam pisać, bo mnie motywujecie |
|
|
|
|
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 03-08-2007, 04:47
|
|
|
No, alez się waści jęzor wyostrza, co jedno opowiadanie, to bardziej po nas jedzie
Cytat: | Miałem ochotę kopnąć ją pod stołem, ale się powstrzymałem. |
:D:D:D
Zgadzam się w pełni z poprawkami Illimy. Kwesti ujawnienia medalionu nie poprawiałam, bo możliwie dokładny opis zawarłam w swoim opowiadanku. Fakt, pominęłam kwestię "Spali was słońce" bo wydawało mi się, że ten tekst poszedł dopiero po powrocie od Czuwającej.
W kwestii diaboła- bez wątpienia, co chan myślał, tego mówić nie musiał. Co do czarów - owszem, Yngvild zapytała, czy są jakieś takie, które by zabezpieczyły teren, aby uniknąć sytuacji, że nakarmimy bezcelowo diaboła. Z całą pewnością moja gwardzistka nie wie nic o diabołach i ich wstręcie do magicznych owoców.
Rzeczywiście, poszłam po nie z Hodem, a po drodze spotkaliśmy Illimę. Notabene, w tym czasie mieliśmy niezłego wkręta, bo nikt (łącznie ze mną:D) nie wiedział, co chan knuje i czy przykładowo nie spuści nam na łeb oddziału barbarzyńców, z którymi jak wiadomo sie kumał . Wiedzieliśmy tylko, że knuje Więc poprosiłam Arandira, aby nie spuszczał Abla z oka. W którymś momencie Abel jednak poszedł gdzieś sam i złapaliśmy straszliwa schizę Ale wrócił
Generalnie jako MG uznałabym operację "diaboł" za udaną, tj. diaboł wyprowadził się z polany |
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
Abel
|
Wysłany: 03-08-2007, 09:45
|
|
|
Yngvild napisał/a: | poszedł gdzieś sam i złapaliśmy straszliwa schizę |
To już wiem czemu Jacusiowi tak ulżyło jak mnie znalazł "martwiliśmy się" ta jasne |
|
|
|
|
Illima
Dyrektor Instytutu Alchemii
Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 03-08-2007, 11:14
|
|
|
Ok, przeczytałem wszystkie opowiadania w tym dziale.
Ablu, ostatnie zdanie w ostatnim opowiadaniu to wlaśnie te smaczki, które w książkach zachęcają do czytania. : ) Swietne : )
Przeczytam jeszcze temat Indi i sam zaczne pisać, ale nie wiem mówiąc szczerze czy zaczne przed niedzielą. |
|
|
|
|
Airis
Skąd: Warszawa
|
Wysłany: 04-08-2007, 00:57
|
|
|
Po przeczytaniu na głos fragmentu Twojego opowiadania, Ablu, trafiłam na fragment, który absolutnie mnie zachwyca XD
Abel napisał/a: | -Co? Jak śmiesz tak kłamać w obecności panny Pendragon i wicehrabiego?-krzyczał szermier nie zwracając uwagi na urodzenie Thorka.-Już nie kłam, nie kłam, bo wszyscy wiemy:walczyli wszyscy, a nie tylko ty. Co ty sobie w ogóle wyobrażasz, że możesz tak kłamać? I w ogóle wyzywam cię na pojedynek-Thork się zmieszał. |
"Nie kłam, nie kłam" mnie zabiło.
Już nigdy nie będę taka sama... |
|
|
|
|
Illima
Dyrektor Instytutu Alchemii
Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 04-08-2007, 21:21
|
|
|
Ja mam taką prośbę, czy nie dałoby się jakoś tych opowiadań wszystkich gdzieś upchnąć, zgromadzić czy cokolwiek? Po pierwsze będzie czytelniej, a napewno kolejne części dojdą (sam sie zaraz zabiore do pisania bo mam czas). Po drugie chyba warto, aby były w jednym miejscu takie rzeczy. (:
W sumie sam do konca nie wiem w jaki sposób ja to widze. Np osobny temat na forum w któym zebrałoby sie to wszystko? Czy może podział na opowiadania Shamarotha, Indi, Abla etc.
[ Dodano: 2007-08-04, 19:31 ]
Jaki burdel -_-
Moze mi ktoś powiedzieć gdzie jest ta cholerna lista dni z opisem co robiliśmy? -_-' |
|
|
|
|
Rin
Skąd: W-wa
|
|
|
|
|
Abel
|
Wysłany: 05-08-2007, 00:03
|
|
|
Wybacz Illima, zamieściłbym całe, ale
silnik forum napisał/a: | Your message is too long. It can not be more than 65500 chars. |
No kurde, 30 stron A4 to niby ponad 65500 znaków? |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
|