Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Przygoda #18
Autor Wiadomość
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 16-01-2015, 00:03   

W wilgotnym korytarzu sfera ciepłego światła, roztaczana przez świeczkę Ofelii, przyciągała wzrok i wydawała się być podstawowym punktem zaczepienia, nie tylko za wzroku, ale i dla skołatanej świadomości. Styryjka stała z boku przesmyku, uważnie stawiając stopy, tak żeby nie potrącić żadnego z elementów gruzowiska, na których wspierał się olbrzymi głaz, i oświetlała możliwie dużo w samym przejściu.
- Idą za nami - stęknął Keithen, przyciśnięty plecami do ściany, od strony korytarza była ona po lewej stronie. To był ten nienaruszony element budowli, kamienne naroże muru. Jakieś 10 cm dzieliło czarne włosy Styryjczyka od powierzchni głazu, wspartego swoim narożem o kamienie tegoż muru. Drugi koniec głazu spoczywał na stercie gruzu, dość grubych odłamków, pozostałości któregoś z piaskowcowych obramowań. Jak było widać po przejściu Ysgarda, najmniejsze naruszenie stabilności tej sterty, a głaz ześlizgnie się po ścianie i runie w dół.
- Jak tylko przejdziesz, łapaj miecz - usłyszeliście w tunelu nerwowy głos Argana, nachylającego się do przesmyku - Módlmy się by wytrzymało jeszcze na dwie osoby... - dodał równocześnie z krzykiem Ofelii:
- Uważaj, nie potrąć!!!!!
Okrzyk był spóźniony. Czy to stopa Argana, czy też ciężar kamienia sprawiły, że sterta gruzu drgnęła o ułamek milimetra i to był właśnie ten ułamek, który stanowił o delikatnym balansie całej konstrukcji. Chrupnęło, zazgrzytało.
A potem z ogłuszającym hukiem runął w dół głaz i kilka ton kamieni i ziemi, które się na nim opierały.

/efekty będą ostatecznie zależeć między innymi od waszych reakcji, więc poproszę o krótkie opisy :) Panowie, którzy zostali po drugiej stronie - zapraszam za chwilę do #21 :) Jeśli chcecie zachować jakieś informacje z dotychczasowej #18, to sobie skopiujcie, bo nie chce mi się jeszcze jednego majstrować :) /
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 16-01-2015, 01:15   

- Laryjski ryj! - wyrwało się elfowi kiedy pośpiesznie się dosuwał od rumowiska.
Zgrzyt osuwającego się kamienia był potworny. Hałas wdzierał się do głowy okropnym, skrzypiącym dźwiękiem z pokroju tych, od których aż zęby bolą. Elidis nienawidził takich dźwięków, zaczął się zastanawiać, czemu elfy i inne wysoko rozwinięte rasy zatraciły zdolność poruszania uszami i zamykania ich w obliczu nieprzyjemnych hałasów.
Nareszcie kamień spadł, a tunel znów wypełniła cisza, potężna i przejmująca, w porównaniu z minionym hukiem. Popatrzył po zebranych. Ku jego uciesze większość kompanii znalazła się już po tej stronie. Niestety na zewnątrz pozostał potencjalny trzon bojowy grupy, Argan i Eryk.
Ostatnie i wcześniejsze osunięcie, a także ich krzyki, skutecznie zniszczyło ich element zaskoczenia, o ile jakiś mieli.
Przez chwilę chciał podejść do rumowiska i zapytać czy Aragonwi i Erykowi nic nie jest, ale pokręcił lekko głową rozmyślając się.
Po co? I co im powiem? Mam tylko nadzieję, że będą dość inteligentni by nie wspominać o naszych tu perypetiach... Zresztą, lepiej zachować ciszę, niech panowie przed nami myślą, że jesteśmy tu wszyscy. Brak drogi odwrotu może jednak zmienić sytuację, jesteśmy teraz, dosłownie, przyparci do muru. Nie dobrze.
- Wszyscy żyją? - zagadnął niezbyt głośno. - Proponuję ruszać, później znajdziemy obejście tego załomu i niech nikt nie wrzeszczy do Aregana i Eryka. Teraz muszą sobie jakoś poradzić.
Elidis obiecał sobie, że dowie się co stało się z wojownikami i, jeżeli będzie to tylko konieczne, postara się wyciągnąć ich ze wszelkich tarapatów w jakich mogli się znaleźć po spotkaniu z kohortą.
- Wszyscy gotowi? Proponuję się nie ociągać - rzekł wychodzą na przód.
Ostatnia rudna moi drodzy, zobaczmy wreszcie, jakie mamy karty.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 16-01-2015, 01:18   

Elidis Caernoth napisał/a:
- Wszyscy gotowi? Proponuję się nie ociągać - rzekł wychodzą na przód.
Prrr, kawalerze, nie uprzedzaj faktów :)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 16-01-2015, 21:39   

Słysząc zgrzyt skoczyła w tył pociągając za sobą Ofelię. Obie stały nieco dalej niż Szrapnel i Ysgard, ale trzeba przyznać, że ten dźwięk zaskoczył uzdrowicielkę. Chwilę temu jeszcze skupiała się na przejrzeniu dokładnym swoich zapasów leków - ot tak z przyzwyczajenia a teraz ciągnęła przyjaciółkę w tył.
Jej cichy krzyk zaskoczenia został zagłuszony przez trzask zderzającego się z podłożem odłamka. Dziewczyna zszokowana wpatrywała się w niknącą za ścianą postać Argana i Eryka. Przed chwilą jeszcze rozmawiali a tu... łup i nie ma.
- Chcesz ich tak po prostu zostawić? - Warknęła odwracając się gwałtownie do Elidisa. Owszem, nie mieli co zrobić, ale chociaż spróbować...
Spojrzała bezsilnie na sklepienie. Pani ich w opiece.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Szamalchemik 
Mistrz Wijów

Skąd: Kalisz
Wysłany: 16-01-2015, 22:55   

Gdy tylko usłyszał chrupnięcie, Ysgard chwycił kogokolwiek kto stał obok (zdaje się Szrapnela, ale on wtedy o tym nie myślał) i razem z nim, ciągnąc go trochę zaskoczonego, rzucił do przodu. Rzucił to dobre określenie, bo to właśnie zrobił z trzymanym kompanem tuż przed wywinięciem orła paręnaście metrów dalej.
- Uff. - powiedział podnosząc się, i dopiero po chwili zorientował się co zrobił. Poszukał wzrokiem przyjaciela. - Wszystko w porządku? - zapytał nieco zmieszany.
_________________
1. turnus 2013 - Szamalchemik Orła
2. turnus 2014, Epilog 2014 - Ysgard Fuilteah Feah, krasnal ze Smoczej
2. turnus 2015 - Julian Skellen, Smoczy kapłan Tavar †
Epilog 2015 - Eanraigh Iainson Borgh Du, przedstawiciel Halfdana, Jarla Północy
Prolog, 3. turnus 2016 - Laurenz (dar) Eich, mag bojowy z kardamonowej bandy, późniejszy członek Czarnego Tymenu
+18, Epilog, Zimówka 2016 - Kethren, niewyspany komandor wywiadu styryjskiego
Prolog 2017 - Tristan Sterling, furier Tercji Gerei †
Bitewny 2017 - Fernan Heyes, oficer Czarnej Tercji
2. turnus, Epilog 2017 - Kethren, "cholerny buc, wyśmienity psionik"
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 17-01-2015, 05:49   

/Przepraszam, ale skoryguję nieco Wasze reakcje :) Sytuacja wymaga konsekwencji, niestety :) /

Po tąpnięciu żadne z was przez dłuższą chwilę nie było w stanie zorientować się, w jakim położeniu i lokalizacji się znajdują, trzymana przez Ofelię świeca zgasła, zdmuchnięta pierwszym uderzeniem powietrza, huk, jaki rozległ się po zarwaniu się części stropu, ogłuszył was i wprowadził nieliche zamieszanie w działaniu błędnika, w zębach zgrzytał wam pył.

Elidis,
po twoich wezwaniach zapadła cisza, kontrastująca nieprzyjemnie z hukiem, który jeszcze dudnił wam w uszach. Własny głos wydał ci się obcy i w dodatku sporo cichszy, niż sądziłeś. Było ciemno, chwilę czasu zajęło ci zorientowanie się, że chyba siedzisz na ziemi, podniosłeś się do przyklęku.
Po swojej prawej usłyszałeś Lothela
- El, żyjesz...?
Mrugnęła iskra, jedna, druga, i wreszcie drobny płomyk pojedynczej zapałki rozświetlił przestrzeń.
Tunel za wami był zawalony na przestrzeni kilku metrów. Nie było mowy, żeby się przez to przekopać.
Rozejrzałeś się. Lothel klęczał tuż obok, w jednej ręce trzymając zapałkę, w drugiej nóż, czujnie lustrował otaczającą was ciemność.
Przed tobą, czyli w kierunku do zawału, słyszałeś stękanie krasnoluda.

Szrapnel,
też słyszałeś stękanie krasnoluda. Ysgard leżał bliżej zwału niż ty, wydawał się być przytomny, ale lekko panicznymi ruchami szarpał się w twoim kierunku. Dopiero gdy Lothel zapalił zapałkę, w krótko trwającym błysku dostrzegłeś krasnoluda, próbującego usilnie wydostać się spod zwału drobnego gruzu i ziemi, która przykrywała mu nogi do pół uda.

Ysgard,
gdy zgasło światło i rozległ się huk, chciałes odskoczyć, ale uderzenie w nogi podcięło cię i z impetem łomotnąłeś o kamienna posadzkę. Ogromny ciężar spętał ci nogi, a że nie mogłes się zorientować, gdzie właściwie jestes i czy za chwilę reszta z tych kilku wiszących nad wami ton nie runie na ciebie, urządzając ci za życia mały kurhanik, toteż poczułeś uderzenie adrenaliny... no dobra, bardziej paniki, która kazała organizmowi wytężyć wszystkie siły, by wydostać się jak najdalej z zapadliska. CHociaż właściwie nie wiedziałeś, w którą stronę będzie najdalej.
Dopiero płomyk, zapalony przez Lothela pozwolił ci zauważyć, że przyciskał cię luźny gruz z samej krawędzi osypiska.
- No żesz kurde... - mruknąłeś - Niech mnie ktoś wyciągnie spod tego....

Kawałek dalej, a właściwie prawie obok, leżał Keithen. Leżał nieruchomo, twarzą w bok, prawdopodobnie w takiej pozycji, w jakiej na oślep skoczył do przodu. Prawa ręka zaciskała kurczowo rękojeść rapiera, obróconego ostrzem w dół. Z rozciętej w kilku miejscach głowy płynęła intensywnie krew, zalewając gwardziście oczy i nos.
Po krótkiej chwili Styryjczyk stęknął i lekko się poruszył.

Convolve,
gdy zaczęło się walić, przytomnie szarpnęłaś Ofelię do tyłu i trzymałaś jej rękę przez cały czas. Wciąż ją trzymałaś. Ale gdy zaczęło się walić, ona wciąż patrzyła tam, na drugą stronę, na swojego małego braciszka, na Argana.
O jedną sekundę za długo.
Gdy Lothel zapalił światło, gwałtownym ruchem otarłaś pył i gruz z twarzy. Kamienie nawet cie nie drasnęły, ominęły cię, jakbyś była otoczona jakimś polem siłowym. Wciąż trzymałaś jej rękę.
Nie potrzebowałaś szczególnego sprawdzania i przyglądania się. Jej szeroko otwarte oczy wpatrywały się w przestrzeń, twarz przyciśnięta do kamieni posadzki była zalana krwią z rozbitej głowy. Z otwartych ust płynęła fala ciemnej, gęstej krwi. Od łopatek aż do podudzi przyciskał ją potężny głaz, zgniatając żebra, trzewia, łamiąc kręgosłup i żebra, gruchocząc drobne ciało Styryjki.

Zapałka zgasła po kilku sekundach. Ogarnęła was z powrotem ciemność.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 17-01-2015, 14:03   

Przez chwilę Elidis chciał wywołać swoje światło, ale odrzucił ten pomysł po zastanowieniu. Światło zdradziłoby, że wciąż żyją, a wszak kilka metrów przed nimi byli inni ludzie i po wszystkich przejściach tego cudownego dnia Elidiswoi jakoś nie chciało się wierzyć, że będą mieli przyjazne zamiary. Zwłaszcza, że była tam Toruviel, już sama obecność elfki sprawiała, że cała sprawa robiła się podejrzana i potencjalnie bardzo nieprzyjemna.
Mogą myśleć, że zginęliśmy pod tym całym gruzem, to by było najlepsze. Wtedy moglibyśmy podejść do nich niezauważeni, albo też oni by przyszli do nas, to jednak byłoby dla nas gorsze.
Usłyszał obok siebie głos Lothela. Po chwili w mroku pojawił się mdły blask zapałki. Światło, nawet tak małe, wywołało szok w jego ogłupiałym organizmie i elf musiał zmrużyć oczy i zamrugać kilka razy, zanim obraz na dobre się wyostrzył.
- Nie uwolnisz się ode mnie tak łatwo - szepnął w odpowiedzi na pytanie zwiadowcy, wyszczerzając się we wredny sposób.
Zobaczył Szrapnela leżącego na ziemi, ale, zdaje się, żywego, nieco dalej był Ysgerd, który gramolił się spod gruzów. Nawet mimo ponurego położenia w jakim się znaleźli na twarzy elfa pojawił się uśmiech, bowiem nieporadnie majtający rękami i nogami krasnolud przypominał mu żuka, który się przewrócił i nie może wstać. Uśmiech jednak szybko zszedł z twarzy elfa, gdy zaczął poszukiwać wzrokiem reszty. Keithen wyglądał jakby rzuciło nim o ścianę kamienne Ulundo. Z głowy ciekła mu krew, ale elf z ulgą zrozumiał, że mężczyzna żyje. Fakt, że cieszy się z faktu, że jakiś Styryjczyk jest cały i zdrów już nawet go specjalnie nie dziwił.Spojrzał jeszcze dalej, w głąb korytarz.
W przygasającym świetle zapałki zobaczył Convolve trzymającą za rękę Ofelię, a może raczej to, co z niej zostało. Wielki głaz przygniatający pierś dziewczyny nie pozostawiał wątpliwości co do jej losu. Elf zasmucił się, ale nie był to smutek jaki odczuwa się po stracie przyjaciela, czy druha. Nie, Elidisowi nie żal było Ofelii jako osoby, była zbyt dumna i opryskliwa, żal mu było jej wyszkolenia, była wszak narzędziem, którego mógł jeszcze użyć i teraz czuł się jak po stracie dobrego noża.
Mdły blask zapałki znikł, pozostawiając ich wszystkich w lepkim, zimnym mroku.
Elidis skrzywił się obrzydzony własnymi myślami. Nie powinien tak traktować ludzi, osoby to nie narzędzia, ale z perspektywy dążenia do konkretnego celu czasem ciężko było na nich patrzeć inaczej. Ciekawe, czy tak właśnie czują się władcy. Czy wysyłając setki wojowników na śmierć myślą o nich jako o środkach do osiągnięcia własnych celów? Czy w ogóle dali by radę rządzić, gdyby nie patrzyli na ludzi w ten przedmiotowy sposób?
Szamotanie krasnoluda stawało się coraz głośniejsze i bardziej nieznośne, a może to jego słuch po prostu wracał do normy?
- Cicho tam brodaczu - syknął. - Zaraz cię wyciągniemy, Lothel, pomoże mi?
Nie czekając na odpowiedź zwiadowcy ruszył w stronę krasnoluda. Wstawanie na równe nogi okazało się być dość dużym wyzwaniem, zresztą elf nie chciał zaryć głową o sufit toteż pozostał w lekko zgarbione pozycji i powoli zaczął się w przemieszczać w stronę Ysgerda.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 18-01-2015, 21:58   

Gdy światełko rozbłysło w ciemności skupiła spojrzenie na Ofelii, dobrze prawda była taka, że nie były przyjaciółkami. Ale współpracowały ze sobą od dłuższego czasu i gdyby te wydarzenia potoczyły się inaczej prawdopodobnym jest, że faktycznie stałyby się sobie bliższe. Moment w którym uświadomiła sobie co się dzieje z jej towarzyszką krzyknęła w panice łapiąc dłoń leżącej i gwałtownie łącząc swoje połączenia nerwowe z jej. Cały jej umysł zapłonął w jednej chwili wyłapując mieszaninę bólu i następującą śmierć, powolną i bolesną. Nie miała szans by z nią walczyć, nie dana jej była moc ratowania aż takich zniszczeń.
Czemu?
Sięgnęła po ból rozkładając go po swoim ciele tak by ulżyć styryjce, nie mogła zrobić nic więcej ponad ułatwienie jej odejścia. Wyczuwając każdą tkankę we własnym ciele płakała zdjęta żalem oraz bólem. Czekała aż do jej śmierci Gdy iskra została zdławiona przez szarą mgłę śmierci uzdrowicielka podniosła się i w ciemnościach skierowała się do Keithena. Z torby na oślep wyjęła bandaż i bukłak ze spirytusem który wcześniej znaleźli a także świeczkę i krzesiwo. Na początek odpaliła źródło światła, płomień oświetlił ich blade twarze podczas gdy uzdrowicielka przeszła do opatrywania głowy gwardzisty. Kawałek materiału odcięła od bandaża i oblała alkoholem, a następnie użyła go do przemycia zranień. Jedną ręką przytrzymała ostrożnie jego głowę, zaś drugą zasłoniła rany bandażem zatrzymując upływającą krew. Potem wciąż w ciszy przyłożyła dłoń do jego skroni wnikając umysłem w jego układ nerwowy i sprawdzając obrażenia wewnętrzne. Był blisko skały gdy ta spadła. Czekała aż ten odzyska chociaż częściowo świadomość by mogła go zostawić.
Gdy upewniła się, że zrobiła co mogła chwiejnie uniosła się na nogi spoglądając na przygniecione ciało styryjki. Dopiero teraz się odezwała głosem na powrót obcym i pustym.
- Pomóżcie mi to z niej ściągnąć. - I zabrała się do mozolnego usuwania kamienia.
Z pomocą (ci co nie pisali jeszcze, obstawiam, że ktoś się zgłosi) przetransportowała kamień kawałek obok i delikatnie obróciła Ofelię by ta leżała na plecach. Kawałkiem jej wełnianego płaszcza starła krew z twarzy dziewczyny najlepiej jak mogła i zgarnęła kilka kosmyków zlepionych juchą tak by nie zasłaniały oblicza martwej. Przez długą chwilę wpatrywała się w oczy Ofelii widocznie o czymś myśląc, w końcu zamknęła je przesunięciem dłoni i ściągnęła własny płaszcz i okryła nim drobne ciało kobiety. Uzdrowicielka nie wstawała ściskając w dłoniach delikatną dłoń towarzyszki. Milczała. Nie była w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Szrapnel 
Villsvin


Wysłany: 18-01-2015, 22:37   

Gdy nikłe światło zapałki rozbłysło i oświetliło korytarz Szrapnel rozejrzał się powoli. Elidis razem z Lothel'em byli cali czego nie można było powiedzieć o Keithen'ie. Nie ruszał się a z jego głowy płynęła krew, najemnik myślał przez chwilę, że Styryjczyk nie żyje, jednak po chwili się poruszył. Następną postacią na jaką spojrzał był krasnolud, Ysgard był do połowy przysypany ziemią i drobnym gruzem. Bardzo się szamotał i próbował się wydostać.Elidis go uciszył i zaczął kierować się w jego stronę. Szrapnel uśmiechnął się lekko.
Masz za swoje. Może teraz ograniczysz wchłanianie piwa w Karczmach
Zanim zapałka zgasła zobaczył jeszcze Convolve i Ofelię. Uzdrowicielka była cała, czego nie można było powiedzieć o styryjskim szpiegu. Kamień przygniótł ją i zabił na miejscu. Po zapadnięciu ciemności najemnik leżał jeszcze chwilę i wstał gdy Powój zapaliła świecę i zaczęła zsuwać kamień z ciała Styryjki. Gdy się podniósł zauważył, że czegoś mu brakuje.
Mój miecz! Argan miał moją broń! Cholera jasna!
Spokojnie podszedł do ciała Ofelii i pomógł zsunąć głaz na bok. Następnie przyklęknął obok trupa żeby wygodniej było mu odpiąć jej pas z mieczem. Zobaczył miażdżący wzrok uzdrowicielki.
-Nie mam broni - wymruczał - A bardzo mi się przyda, jeśli mam jeszcze pomóc
Po czym odpiął broń od paska Styryjki i obejrzał w świetle świecy.
_________________
"Pole rażenia granatu jest zawsze o metr większe niż zdołasz uciec"
 
 
Szamalchemik 
Mistrz Wijów

Skąd: Kalisz
Wysłany: 18-01-2015, 22:51   

Ysgard runął w dół. Poczuj jakby coś chwyciło go za kostki i pociągnęło w tył. Uderzył głową o posadzkę, na chwilę wyciemniając zmysły. Pierwsze co wróciło, to pulsujący ból w skroni i uczucie braku władzy w nogach. Zaczął się szarpać, spanikowany. Po chwili z ulgą zauważył, że czucie w nogach jest, po prostu ograniczone kilogramami gruzu. Po chwili oślepił go błysk świecy, zauważył elfy zmierzające w jego kierunku i usłyszał bardzo przygłuszone słowa Elidisa. Zamknął oczy i wciągnął głęboki oddech, przy okazji krztusząc się pyłem i kurzem, uspokoił się trochę. Wiedział, że szarpanie nic nie pomoże. Odprężył się trochę, powtarzając sobie w myślach, jak litanię, że zaraz się stąd wygrzebie i wszystko będzie dobrze. Początkowo próbował usunąć część kamieni za pomocą magii, jednak ból w skroni skutecznie mu w tym przeszkodził. Poruszył tylko trochę kamieni z wierzchu. Kolejną próbą było odepchnięcie się rękoma w kierunku reszty kompanii. Teraz efekty były trochę lepsze. Przesunął się nieznacznie do przodu, czując jak nogi częściowo uwalniają się spod ciężaru. Wkrótce wraz z pomocą elfów wygrzebał się całkowicie. Czuł trochę piachu i małych kamyków w butach i spodniach, ale i tak czuł się dużo lepiej. Ból głowy również w dużej mierze znikł. Rozejrzał się dookoła i poczuł skurcz w żołądku. Zobaczył resztki Ofelii, kamień już odsunięty na bok i Szrapnela zabawiającego się mieczem. Nie zauważył jednak Argana i Eryka.
_________________
1. turnus 2013 - Szamalchemik Orła
2. turnus 2014, Epilog 2014 - Ysgard Fuilteah Feah, krasnal ze Smoczej
2. turnus 2015 - Julian Skellen, Smoczy kapłan Tavar †
Epilog 2015 - Eanraigh Iainson Borgh Du, przedstawiciel Halfdana, Jarla Północy
Prolog, 3. turnus 2016 - Laurenz (dar) Eich, mag bojowy z kardamonowej bandy, późniejszy członek Czarnego Tymenu
+18, Epilog, Zimówka 2016 - Kethren, niewyspany komandor wywiadu styryjskiego
Prolog 2017 - Tristan Sterling, furier Tercji Gerei †
Bitewny 2017 - Fernan Heyes, oficer Czarnej Tercji
2. turnus, Epilog 2017 - Kethren, "cholerny buc, wyśmienity psionik"
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 19-01-2015, 04:21   

Elidis,
brak światła poważnie utrudniał jakiekolwiek działania, choćby dlatego, że w absolutnej ciemności zmysły natychmiast traciły poczucie kierunku. Na szczęście Lothel zazgrzytał kolejną odpalaną zapałką, pomyślałeś, że skoro się na to bez obawy zdecydował, to znaczy, że tamci nie mogli być tak blisko, jak sądziłeś, kto jak kto, ale twój zwiadowca musi to wiedzieć.
Wydobycie krasnoluda spod zwałowiska udało się bez większych komplikacji, poza jego z lekka spanikowanymi ruchami, którym się zresztą nie dziwiłeś. Większość istot żywych źle reagowała na fakt bycia przyciśniętym przez zwały ziemi. Jednak nie miał niczego poważnie połamanego (paznokcie rozwalone przy okazji wygrzebywania się oraz mocno nadwyrężone kolano się nie liczą) i już po krótkiej chwili zrozumieliście, ile było w tym farta.

Ysgard,
doprowadzenie się do porządku zajęło ci trochę czasu, ale i tak mniej, niż zajęłoby to ludziom czy elfom. Byłeś w końcu potomkiem ludu podziemnych wojowników, władców wydrążonych skał, zwycięzców podziemnych wojen. Strach przed śmiercią w zawalisku była częścią twojej natury, ale umiejętność panowania nad strachem - także.
Skinieniem głowy podziękowałeś obu elfom, a po chwili w myślach podziękowałeś także Pani Avgrunn za to, że to jeszcze nie była ta chwila, że jeszcze nie nadszedł dzień, w którym chłodne kamienie obejmą we władanie twoje jestestwo. Popatrzyłeś na ciało Ofelii.

Szrapnel,
zabieranie rzeczy było co najmniej krępujące, było ci głupio jak psu, właściwie sam byś sobie chętnie napluł w gębę, ale wizja stanięcia oko w oko z przeciwnikiem z gołymi rękami zupełnie ci się nie uśmiechała.
- Przepraszam... - szepnąłeś zupełnie jakby mogła cię usłyszeć. Nie mogła, ale usłyszała na pewno Convolve, choć jej ścięte bólem rysy i oczy przepełnione bólem nie dały o tym znać.
Bron, którą nosiła Ofelia, to był wąski, lekki pałasz, jednosieczna, bardzo dobrze wyważona klinga, wąska, z szeroko wyprowadzonym klinem i dość szerokim sztychem. Znakomita broń dla kobiety lub kogoś drobnej budowy, tobie wydała się za lekka, ale doceniłeś jakość stali i kunszt wykonania.

Convolve,
do Keithena dotarłaś w całkowitej, dezorientującej ciemności. Poruszył się, gdy tylko zlokalizowałaś dłonią jego twarz, jęknął z bólu. Palcami wyczułaś wgniecenie w kości czaszki. Blisko było - pomyślałaś, jeszcze parę kilo więcej i leżałby tu z rozwaloną czaszką. Ale jednak gwardia ma twarde głowy.
W migoczącym świetle zapałki przemyłaś alkoholem rosnącą opuchliznę i w myślach współczułaś szalonego bólu głowy, który już za chwilę będzie udziałem Styryjczyka. Po chwili poczułaś, jak jego dłoń zaciska się na palcach twojej ręki. Powoli, z wysiłkiem otworzył oczy. Wydobycie z siebie głosu sprawiło mu ogromny trud.
- Dziękuję, devi terphilin - szepnął, zaciskając rękę, aż zabolała cię dłoń - Dziękuję... - uśmiechnął się do ciebie z trudem i wyraźnym bólem, po czym zmarszczył brwi, wciągnął powietrze i podjął wysiłek, by się podnieść. Obserwowałaś cierpliwie, jak trzy kolejne razy pada z powrotem pokonany przez ból, aż wreszcie za czwartym razem uniósł się na kolano, ciężko oddychając. Ciepła krew, oblepiająca mu twarz, nadawała jego rysom upiornego charakteru, ale oczy, bladoniebieskie, wciąż wydawały się czyste i przytomne. Spojrzał dookoła, próbując pozbierać urwane strzępki rzeczywistości i niemal natychmiast ręka poszukała rękojeści miecza. Znalazłszy, odetchnął wyraźnie i przyciągnął broń do siebie.
Uśmiechnęłaś się. Tych kilka gestów w stanie, który wykluczał grę i pozory, mówiło o człowieku więcej niż całe elaboraty gładkich słów i godziny wystudiowanych gestów.
To on, choć sprawiło mu to ogromny ból, pierwszy pomógł ci odsunąć kamień z ciała Ofelii. Długą chwilę szeptał modlitwy przy jej ciele. Po tym, gdy ją przykryłaś, spojrzał na ciebie i nie musiał mówić nic, jego oczy wyrażały wdzięczość i zrozumienie, i jeszcze coś, jakąś ... wspólnotę odczuwania, jaka rzadko zdarza się między ludźmi, ale kiedy już się zdarza, nigdy nie wymaga słów.
Po chwili ciężkim ruchem starł wciąż cieknącą mu po twarzy krew.
- Idziemy dalej - powiedział chrapliwie, krótko i tonem, który nie pozostawiał miejsca na sprzeciw, nawet gdyby takowy komuś wpadł do głowy.

Ruszyliście z tego feralnego miejsca. nie chciało się wam rozmawiać, szliście w całkowitym milczeniu, w ciszy rozpraszanej tylko plaskaniem butów po zalanym wodą chodniku. Lothel poprowadził was przez chwilę głównym tunelem, potem skręcił w jedną z odnóg po prawej - wyraźnie czuliście stamtąd powiew powietrza, jeszcze zanim dojrzeliście jego przyczynę. W murze ściany widniał wyłom, wykonany z zewnątrz, bo wywalony gruz leżał pod waszymi stopami. Wyłom miał wielkość około metra, tak by człowiek mógł się spokojnie zmieścić.
Weszliście, opuszczając miejskie kanały wkroczyliście w naturalne jaskinie.

Pierwszy etap był potwornie klaustrofobiczny. Początkowo nie wierzyliście, że da się przejść, ale kiedy z drugiej strony usłyszeliście głos Lothela, niepewnie, ale jednak ruszyliście. Szczelina w skale była tak wąska, że nawet Convolve musiała zrobić wydech, a i tak szła szorując żebrami o skałę, przesuwając się o kilka centymetrów na raz. Nerwy trzeba było trzymać w garści, najmniejsze dopuszczenie do uczucia paniki oznaczało utknięcie i śmierć.
Wąska szczelina przechodziła w nieco szerszą po kilku metrach i tam dopiero można było w miarę swobodnie stanąć. Tam też zrozumieliście, że już nigdy nie będzie się wam wydawało, że gdzieś jest ciasno... O ile nie będzie ciaśniej niż przed chwilą.

I w tym momencie usłyszeliście już bardzo wyraźnie to, co Lothel słyszał już od momentu wejścia w jaskinie.
Głosy.
Zwiadowca już dawno zgasił światło, tak, że przez szczeliny przeciskaliście się przy bardzo nikłym blasku jakichś porostów. Teraz elf gestem nakazał wam milczenie, ale sami umilkliście. Słychac ich było jakby byli tuż obok, ale dzieliło was jakieś 50 metrów skalnej nieregularnej szczeliny. Wsłuchaliscie się.
Kilka głosów. Męskich i kobiecych. Kilka, może nawet kilkanaście.
Zdenerwowanych. Krzyki. Nawoływania. Jakieś odgłosy sprzętu.
Spojrzeliście po sobie pytająco, głównie na Elidisa, jakby oczekując od niego instrukcji.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 19-01-2015, 16:23   

Na słowa podziękowania gwardzisty prawie nie zareagowała częściowo izolując się od wszystkich otaczających ją emocji. Musiała się wyciszyć, odciąć by móc podążać z resztą i dociągnąć to do końca. Właściwie to nic nie była im winna, mogłaby się odłączyć, zostać tu i trwać aż nie uda jej się wyjść. Ale jaki był w tym sens? Żaden. I czuła, że powinna im pomóc. Bo tak trzeba. Nic więcej.
Z pomocą Keithena i Szrapnela przeniosła kamień przygniatający ciało Styryjki, odebranie jej broni przez dawnego towarzysza broni skwitowała ostrym spojrzeniem. Ale tak było trzeba. Jeśli ktoś jeszcze myślał, że jej przyjazne stosunki z Ofelią były tylko przykrywką to mógł się przekonać, że najwyraźniej źle je ocenił.
Nakryła ciało kobiety własnym płaszczem wpatrzona w jej smutne oblicze. I co ona teraz powie Arganowi? że jego siostra zginęła gdyż ona nie potrafiła jej obronić? Nawet jeśli był na nią wściekły i czuł się oszukany to wciąż to była jego siostra. Gdy się dowie to najpewniej urwie Con łeb, o ile jeszcze będzie go miała.
Jako osatnia odeszła od zawału czekając aż reszta chociaż kawałek się oddali. Dopiero wtedy ścisnęła dłoń przyjaciółki uśmiechając się przy tym słabo.
- Przepraszam. Obiecuję, że po ciebie wrócę. - Przerwała na moment. - Zasługujesz na to by spocząć w lepszym miejscu.
Wstała unosząc dłonie nad ciałem martwej, jej szept odbił się echem od ścian tunelu. Prosiła boginię by ochroniła cielesną skorupę swej służki przez tym co czai się w ciemnościach i pożera nadzieję. Błagała by dała szansę, jej - Convolve godnie pogrzebać przyjaciółkę nie zaś zostawiać ją na pastwę mroku.
Potem dołączyła do reszty już milcząca i przygnębiona, trzymając w dłoni kuszę która jakimś cudem przetrwałą atak kamiennej lawiny. Co prawda zgubiła kilka bełtów, lecz nie było znowu najgorzej. Aż nie dotarli do kolejnego przesmyku.
Chwilę trwało nim uzdrowicielka przedarła się między skałami wciąż w myślach widząc ciało Ofelii przygniecionej przez kamienie. A potem usłyszeli głosy. Odruchowo nałożyła bełt na kuszę kierując go do ziemi. Dziękowała bogini, że broń była mała i równie dobrze mogła strzelać jedną ręką.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 19-01-2015, 20:09   

Wreszcie ruszyli, wreszcie ten cholerny dzień miał się skończyć. Droga minęła mu niezwykle szybko, nawet ciasnota przesmyku mu specjalnie nie przeszkadzała. Pozostawała tylko jedna, denerwująca kwestia.
Co teraz?
Nie wiedział z kim ma na dobrą sprawę do czynienia. Nie znał liczby przeciwników, ani nie wiedział jaką bronią mogą dysponować. Obecność Toruviel wymagała jednak przygotowania się na wypadek walki z magami. Zbyt mało informacji, miał zbyt mało informacji, a w dodatku nie mógł ryzykować zwiadu, nie w tej sytuacji.
Zaczął myśleć gorączkowo. Mogli tam po prostu wpaść, on oślepiłby wrogów, licząc na to, że nie będą mieli zbytniej przewagi liczebnej. Odrzucił ten pomysł, był zbyt pochopny.
W dodatku jeszcze ten wąski korytarz... Wspaniale, zero możliwości manewru i przewagi otoczenia, w zasadzie nie mieli zdaje się żadnej przewagi. Pozostało tylko jedno.
- Szyk; Ysger i Keithen przód, Loth, ty za nimi, ja i Conv ubezpieczamy z dystansu, Szrapnel zamykasz - wydawało mu się to być najlepszym ustawieniem. - Podchodzimy po cichu, chcę mieć lepszy ogląd sytuacji. Nie podejmujemy działań przed ustaleniem co się tam wyrabia. Ruszać!
Zajął swoje miejsce w szyku i zaczął się modlić by ich potencjalni przeciwnicy nie usłyszeli ich zbyt wcześnie. Wtedy bowiem z łatwością wyrżną ich u wylotu tunelu.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
Ostatnio zmieniony przez Elidis 19-01-2015, 20:10, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Szrapnel 
Villsvin


Wysłany: 20-01-2015, 01:09   

Szrapnel wysłuchał poleceń, ale zanim zajął swoje miejsce w szyku wywinął 2 młyńce pałaszem. Broń była krótka lecz do tego był przyzwyczajony, różnice natomiast robiła waga broni. Była lekka jak piórko.


Przechodzenie przez zwężenie było bardzo wątpliwą przyjemnością. Po tym jak przeszli Elidis dał znak do zatrzymania się, wtedy najemnik usłyszał głosy. Bardzo powoli i po cichu wysunął pałasz z pochwy. Pozostawało mu tylko czekać.
_________________
"Pole rażenia granatu jest zawsze o metr większe niż zdołasz uciec"
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 20-01-2015, 03:50   

Zgasiliście wszelkie światła. Krasnolud i Styryjczyk ruszyli powoli, w pochylonej pozycji z bronią gotową do użycia. Teraz już wszyscy wyraźnie słyszeliście głosy, ktoś krzyczał, ktoś wydawał rozkazy. Usłyszeliście dość wyraźnie:
- I raaaaz! I raaaz!
Ktoś przeklinał. Ktoś nawoływał.
To, czym szliście, to nie był korytarz, tylko szczelina skalna, a to znaczy, że nie miała równej podłogi ani ścian, raz po raz strop wznosił się i opadał, parę kroków szliście po skosie, raz mocno w dół, raz po jakichś luźnych głazach. Światło zobaczyliście po kilkudziesięciu krokach, wyraźne, pochodnie albo maźnice. Tam też dostrzegliście równą posadzkę, jak wyciętą ludzką ręką, płaski obszar, otwierający się w coraz szerszą przestrzeń.
Uważając na to, żeby ostrze rapiera nie odbiło światła, idący pierwszy Keithen zsunął się z głazu i stanął pewnie na w miarę płaskim gruncie mniej więcej dwa metry za granicą światła. Ruchem ręki nakazał Ysgardowi zrobienie tego samego przy drugiej ścianie. Lothel nie wyciągając na razie miecza minął gwardzistę i przesuwając się bliziutko ściany stanął niemalże wtopiony w skałę w miejscu, skąd mógł w każdej chwili zeskoczyć.
Waszym oczom juz wyraźnie ukazała się cała sytuacja.

Przed wami otwierała się szeroka na kilka metrów półka skalna, ograniczona kamiennymi ścianami. Za nią widać było ciemność, jak uciętą nożem - półka kończyła się równo uciętą krawędzią. Przy tej krawędzi zobaczyliście dziesięć osób.
Czterech ludzi w mundurach Gwardii, czterech w charakterystycznych płaszczach zielonego tymenu i jeden ubrany jak cywil mężczyzna.
Tym oryginalnym oddziałem dowodził jeden z Wergundów, to on krzyczał "i raz!", a była to komenda, na którą z trudem wyciągali przewieszoną przez krawędź linę.
Przy samej krawędzi niemalże w leżącej pozycji znajdowała się jeszcze jedna osoba, z tego odległości nie widzieliście wyraźnie, ale chyba kobieta. Najwyraźniej rzucała jakieś zaklęcie i próbowała sięgnąć czegoś, znajdującego się za krawędzią.
- Pospieszcie się do ciężkiej nędzy! - dobiegł was stłumiony głos zza krawędzi.
- Ciągnąć! - krzyknął wergundzki dowódca i cała grupa szarpnęła linę - I RAZ!
- Szybciej, może zdązymy! -
zawołał ten w cywilu.
- I raz!
- Stój! I raz!
- dwie kwestie, wykrzyczane przez dwie osoby, zlały się ze sobą, a po chwili ktoś przeszywająco wrzasnął. Zobaczyliście pomiędzy stojącymi przy krawędzi, że kogoś zza niej wyciągają, kogoś w gwardyjskim mundurze, i to ten ktoś tak wrzeszczy, po czym pada na ziemię. Coś powiedział, nie usłyszeliście, ale kilka osób rzuciło się do leżącego obok zwoju liny.
W tym samym momencie stojący na końcu trzymanej liny jeden z Wergundów odwrócił się przez zupełny przypadek, popatrzył w ciemność, zmarszczył brwi i krzyknął:
- Uwaga! Ludzie za nami!


/Zapraszam do #22 :) /
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,06 sekundy. Zapytań do SQL: 10