Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Gra
Autor Wiadomość
Onfis 

Wysłany: 12-12-2015, 14:22   

Onfis nigdy nie był typem osoby walczącej w zorganizowanej grupie. Więc gdy tylko Ulundo włączyło sie do walki, on znalazł w tym swoją szansę. Posłał zatrutą rzutkę w stronę rannego maga, po czym wstał.
-Zostawiam wam dużego - rzucił tylko gdzieś w stronę Toruviel i ruszył starając się wyminąć z lewej Ulundo zajęte walką.
Planował skrócić dystans do odgrodzonych kuszników i zaskoczyć ich walką w zwarciu. Liczył tym samym, że otworzy reszcie pole do okrążenia Ulundo i da czas Toruviel na zmajstrowanie jakiegoś zaklęcia. Jednocześnie przeszukiwał w głowie wszystkie wiadomości na temat kamiennych mutantów, ich słabych stron, wad i sposobów neutralizacji.
Dlaczego w ogóle wszystko musiało iść nie tak? Mieli kreta? Poszedł przeciek? Wszystko było ustawione, a ich przewodnik był tylko kozłem ofiarnym? Trzeba będzie się temu przyjrzeć po powrocie. Jednak jeśli Styryjczycy myśleli, że go powstrzymają, grubo się mylili. Ich zagrania tylko podniecały w nim chęć zniszczenia tego, co zostało z kraiku. Niech widzą, kto tu rządzi - mogą mu przeszkadzać od początku, nawet znać jego plany, a on i tak doprowadzi je do końca, choćby wyszedł mu na przeciw sam Sephres. Wszystko dla Aenthil. I wszystko dla zemsty.
 
 
Reshion vol 2 Electric Bo 
To jak, umowa handlowa?


Skąd: Szczecin
Wysłany: 13-12-2015, 16:49   

Othorion nie spodziewał się, że niezostanie ranny podczas swojego wypadu jednak nie obstawiał, że dostanie mu się lodowym soplem.
Zabolało. Mocno. Stęknął z bólu i odruchowo rzucił się do tyłu aby uniknąć dalszego ostrzału, nie sprawdzając nawet czy pocisk przeszedł na wylot. Kiedy upadał na podłogę w głowie pojawił mu się widok jak mag korzystając z okazji detonuje znajdując się w nim odłamek, wizja zmasakrowanych organów oraz bolesnej śmierci przyśpieszyła mu ciśnienie. Ugryzł chustę i powoli zaczął wyciągać sopel z brzuch, z bólu wydając bardzo nie przyjemne dla ucha odgłosy. Chwile ciągnęły się w nieskończoność a sekundy wydawały się być godzinami, choć poza jego głową czas mijał o wiele szybciej. Bok zaczynał coraz bardziej dawać o sobie znak, czuł jakby palił się.
Kiedy w końcu wyciągnął zakrwawiony bolec odrzucił go na bok, chustę przyłożył do rany i zdołał wykrzyczeć tylko - Medyk! - po elficku zanim poczuł, że zaczyna powoli tracić przytomność.
 
 
Toruviel 
droidka w wianku

Skąd: Ozorków - i tak nie wiesz gdzie to jest
Wysłany: 15-12-2015, 03:37   

Nie było czasu do stracenia. Świsnęły bełty. Wzdrygnęła się gdy jeden minął
ją o włos. Zarejestrowała walącego się na posadzkę trupa i rannego Othoriona.
Cofnęła się najdalej jak mogła. Wiedziała, że to od sprawności jej działań
zależy ich życie lub śmierć. Niekoniecznie jej się to podobało, bo do walki
włączył się ulundo. Oni byli najgorsi. Jak zawsze, byli najgorsi. Straceni na
zawsze. Wyciągnęła rękę ku niemu talami orta atsa arrer tulkare laisi
marratzu
. Chciała unieruchomić ulundo, zatrzymać je w jednym miejscu,
choćby i na krótki czas. Za ziemia zafalowała pod nogami monstrum i stopiła
się z jego kamienną skórą zatrzymując go. Nie wiadomo na jak długo.

Ale Toruviel nie zwracała już na niego uwagi. Rysowała tarczę mrucząc
reena orta tulkare korin talami errer laisi lantatnte
, wznosząc
podstawową ochronę mającą osłabiać osobę próbującą się przedrzeć z zewnątrz.
Miała być zakotwiczona w ziemi i elfka liczyła, że w razie potrzeby
powstrzyma nadlatujące bełty. I zaczęła sie gorączkowo uwijać, odprawiając
rytuał najszybciej jak mogła bez ryzyka, że coś zepsuje.
Narysowała odwrotny solar o promieniach skupiających energię - ektele
laisi atsa sanga erre talami poykaldi
- w środek wrysowała swarzycę, w
którą wpisywała kolejno w ramiona węzeł, wymawiając ektele laisi dewanya
erre
, w następnym również wpisała węzeł ektele talami atsa erre, w
kolejne ramię wpisała triskelidon i, wymawiając słowa sanga yaareth talami
poykaldi, aitoru laisi weere talami tarnar - tehta laisi yaareth kelva
tatyave
, przeszła do centrum, gdzie narysowała krzyż hethe oraz dwie
fale, oraz dwie tarcze reena -dewanya anwa sangavide lantante - dewany
tulkare erre
. Przeszła wreszcie do przeciwległego ramienia gdzie znów
wpisała triskelidon i dokończyła tehta laisi yaareth kelva tatyave.
W miarę jej ruchów, kroków i słów w centrum coś zaczynało się dziać ziemia
gromadziła się, powoli nabierając kształtu, drgając, jakby ktoś ją ugniatał i
formował, jednocześnie samoistnie także zdawała się zmieniać.
Toruviel w pozostałe dwa ramiona także wrysowała węzły dla ziemi i życia,
ponawiając formuły. Stanęła w ostatnim węźle i zaintonowała Sangavide
laisi wanya - anwa laisi behera ektele, atsa weere tehta aitoru, laisi
yaareth tulkare
nadając jej tworowi, któremu w swojej wyobraźni zaczęła
nadawać formę drzewa, zdolność pobierania energii.

Jeszcze wielokrotnie krążyła wokół wzrastającego drzewa, wciąż nucąc i
intonując, wplatając wciąż te same formuły, dodając od czasu do czasu formuły
znanych jej zaklęć dotyczących drzew za pomocą prostej formuły aitoru
...korin, przez co ent precyzyjnych zdolności. Skupiała się jednak
na jak najszybszym wzroście, formowaniu i nadawaniu sprawności.
Ostatecznie podeszła i wydrapała nożem krzyż hethe a w jego polach odwrócony
solar, wiral, triskelidon i falę. Tehta tarnar weere halda erre dodała
umacniając znak centralny wspomagający funkcje życiowe enta oraz zamaskowała
go. Skończyła. Skończyła!

Posłała go ze słowami "A ante firie ulundollo" - Zanieś śmierć temu
potworowi. Po czym sama w miarę możliwości włączyła się do walki.
_________________
I turnus '12 - Tulya'Toruviel Meliaor, elfia magiczka
I turnus '13 - Maja, druidka
II turnus '14 + epilog - Tulya'Toruviel Meliaor, elfia dyplomatka z magicznym wykształceniem
 
 
Fachuraw 


Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 16-12-2015, 00:22   

Pomóż Othorionowi-powiedział do wojownika z tarczą-A ty...ochraniaj naszą tulye -do luthy. Strzelaj do kuszników, a jak się skończą...to do reszty. Pamiętajcie ,aby uważać na ulundo.
Ja zajmę się resztą
-po czym wpadł niczym tornado we wrogów. Wybijał przeciwników z rytmu i szybkimi ruchami przecinał im gardła.
Robiąc to miał nadzieję ,że wyrobi się zanim ulundo znów się poruszy.
Każda sekunda była ważna, gdy ten potwór nie walczył ,ale dla pewności między "skakaniem" od jednej ofiary do drugiej patrzył na kamienną postać.
_________________
Bobbity przeżyją większość ludzi:P
Ostatnio zmieniony przez Fachuraw 16-12-2015, 00:22, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 16-12-2015, 04:21   

Letoy wykrzykując rozkazy zignorowałeś atakującego cię Uludno kamienia. Wielki potwór spokojnie wziął zamach.
Kiedy obróciłeś się w jego stronę było już za późno. Zobaczyłeś tylko lecącą w twoją stronę stalową kulę.
Ból.
To słowo stało się całym twoim światem. Przeszywało twoje jestestwo i wypełniało je całkowicie, po brzegi, a nawet się przelewało.
Cios spadł na opancerzone ramię i zapewne tylko dlatego go nie pogruchotał. Jednak mimo to ręka była wyraźnie złamana, gdyż zginała się nie w tę stronę co trzeba.
Sądząc po ilości krwi złamanie było otwarte, a kość zapewne nie pękła, ale została rozerwana, co oznaczało, że w ciele mogło utkwić wiele odłamków kości.

Onfise skoczyłeś w stronę kuszników. Chciałeś wyminąć Ulundo, który chwilowo zajął się Letoyem, jednak potwór był szybszy, niż podejrzewałeś.
Błyskawicznie obrócił się, by uderzyć cię wielką kamienną pięścią. Zobaczyłeś wyraźnie jak potężny kułak leci w twoją stronę. Zacząłeś już żegnać się z zębami.
I wtedy potwór zachwiał się i runął do przodu opierając się na ręce, którą chciał cię zaatakować. Szybko zdałeś sobie sprawę, że potwora dopadło zaklęcie Toruviel.
Skoczyłeś na pozostałego przy życiu strzelaca. Bełt przeciął powietrze gdy nadbiegałeś.
Wybiłeś się i wykonałeś obrót w powietrzu. Bełt prześliznął się po twoich plecach. Wylądowałeś miękko przed zaskoczonym i przerażonym żołnierzem. Cios był szybki, pod obojczyk prosto w serce. Mężczyzna tylko szeroko otworzył oczy ze zdziwienia.
Złapałeś bezwładne ciało żołnierza i pchnąłeś je na jednego z wojowników z rapierem. Ten zdołał wyminąć umierającego kolegę, nabił się jednak na twoje ostrze, które przeszło wprost przez jego gardło.
Poczułeś ukłucie, a w zasadzie całkiem nieprzyjemny ból pod lewą łopatką. Odwróciłeś się wykonując paradę, która uratowała ci życie, bowiem odbiła cios Styryjskiego maga bojowego. Mężczyzna z zaciętą twarzą natarł kolejny raz. Uniósł ręce do zaklęcia.

Pękający kamień wydaje potworny dźwięk. Jakby sama Matka Ziemia zgrzytała z bólu zębami. Z wszechogarniającym hukiem Ulundo wydostał stopy z potrzasku.
Jego łydki wyglądały inaczej, były cieńsze i nierówne. Najwyraźniej fragmenty ciała stwora utknęły w podłożu.
Ulundo zawył z bólu i furii. Z rządzą mordu w oczach rzucił się w stronę sprawcy swojego cierpienia. Po drodze dostał kilkoma strzałami posłanymi przez lutha, który miał chronić czarodziejkę.
Potwór podszedł do łucznika ignorując strzały, choć z jego cielska wyrazie płynęła gęsta, ciemna krew. Lutha dobył miecza, jednak stwór po kilki ciosach złapał elfa za głowę i zgniótł ją niczym miękki owoc.
Krew ochlapała ściany.
Potwór znów ruszył w stronę Toruviel.

Othorionie wysłany przez Letoya ohtat opatrzył twoją ranę, zalał ją eliksirem odkażenia i regeneracji.
- Możesz walczyć bracie? – rzucił, gdy kiwnąłeś głową uśmiechnął się. – Dobrze! Za Aenthil!!
Z tym okrzykiem rzucił się na dwóch pozostałych przy życiu wojowników i jednego z magów.
- Oczy! – krzyknąłeś po elficku, po czym rzuciłeś kilka granatów oślepiających.
Jeden poleciał przed tarczownika, drugi w maga, który ranił Onfisa. Granaty uderzyły o podłogę, po nieznośnie długim czasie pękły uwalniając potężny błysk.
Żołnierze styryjscy z krzykiem zakryli oczy i skulili się. Ohtat uderzył jednego z nich rantem tarczy. Łamiącemu się karkowi żołnierza towarzyszyło obrzydliwe chrupnięcie. Drugiego z żołnierzy ohtat uderzył w kark kończąc jego życie.
Skoczyłeś by pomóc wojownikowi, widziałeś bowiem, że mag nie został do końca oszołomiony granatem. Ohtat sparował cios rapiera, później kolejny, mag jednak walczył lepiej niż można byłoby się tego spodziewać. Wyczekał moment i pchnął elfa w brzuch.
Następnie odwrócił się w twoją stronę, Othorionie. Wypowiedział zaklęcie. Zobaczyłeś jak formuje się przed nim kolejny lodowy kolec.
Spiąłeś się przed uderzeniem.
Jednak do niego nie doszło.
Ciałem ohtat targnął wstrząs. Z jego pleców wystawała gruba, lodowa lanca, która po chwili wybuchła zalewając tkanki zamarzającą wodą.
Doskoczyłeś do lekko zaskoczonego maga. Uderzyłeś w prawy bark wroga, ten sparował cios i wyprowadził pchnięcie, uniknąłeś go. Ciąłeś płasko przez brzuch, skróciłeś dystans, trzymanym w lewej ręce mieczem zablokowałeś rapier wroga, wyciągnąłeś sztylet. Wraziłeś krótkie ostrze w gardło maga. Ten plunął krwią i osunął się na ziemie.
Pochyliłeś się nad rannym ohtat. Szybko oceniłeś jego stan. Pod mostkiem z jamy brzusznej ziała wielka, paskudna, poszarpana rana. Można było założyć, ze zniszczenia wewnętrzne były jeszcze większe. Sądząc po świszącym oddechu płaty płucne były poszarpane.
Nie mogłeś dla niego nic zrobić. Wojownik wyciągnął rękę, złapałeś go za drżącą dłoń. Elf przełknął napływającą mu do ust krew.
- Za... Aenthil... – po tych słowach wydał ostatnie tchnienie i znieruchomiał.

Granat wylądował między tobą, a magiem Onfise. Obaj jednocześnie spojrzeliście pod nogi, po czym na siebie i skoczyliście w tył.
Granat eksplodował. Mag był zdecydowanie doświadczonym żołnierzem, gdyż zdołał zasłonić się przed błyskiem. Było jasne, że zaatakuje z dystansu, tak miał przewagę. Musiałeś wyczekać moment.
Mag wyciągnął dłoń, wymówił formułę. Skoczyłeś w dół unikając pędzącego pocisku skupionego powietrza, który eksplodował z ogłuszającym hukiem w miejscu gdzie przed chwilą stałeś. Wykonałeś przewrót na ziemi. Wystrzeliłeś w górę opływając sztychującego maga z lewej strony, znalazłeś się za nim. Złapałeś go lewą ręką za prawy bark uniemożliwiając reakcję i poderżnąłeś mu gardło.

Toruviel twoje zaklęcie powoli pulsowało, rosło i zmieniało się. Czułaś, jak przepływa przez ciebie energia, jak cię otacza i otula. Rytuał rósł w siłę, a ty całkiem się w nim zatraciłaś. Przestałaś zwracać uwagę na otoczenie.
Liczyło się tylko zaklęcie.
Sadzonka na środku rosła, kształtowała się zmieniał. A wraz z nią zmieniało się coś jeszcze. Czułaś to, niewyraźnie, nie określone, ale jednak wyczuwalne.
Lekkie muśnięcie gdzieś na krawędzi świadomości.
Ciekawość, ciepło, ufność.
Świadomość.
Życie.
Cienka nitka energii spływała po liniach rytuału do środka, do sadzonki, a jednocześnie ta sama nitka wychodziła z sadzonki i przeszywała twoje jestestwo.
Wzrost, energia, ciekawość.
Sadzonka rosła, wreszcie przybrała formę wielkiego humanoida z długimi ramionami zakończonymi kamiennymi pięściami, nogi drzewca były lekko wygięte na podobieństwo kozich. Jego ciało było wygięte do przodu, a z pleców wyrastały liczne gałęzie tworzące gęsta koronę liści nad stworzeniem. Głowa żywego drzewa przypominała zniekształconą twarz z ziejącą dziurą, a może dziuplą, zamiast ust i nosa, nad którą lśniły oczy z zielonych kamieni. Głowę wieńczyły zakrzywione różki.
Po ciele drzewca przebiegały lśniące linie zielonej energii Życia, tańczyły po korze drzewca układając się w skomplikowane, piękne wzory.
Istota spojrzała na ciebie. W jej nierzeczywistych oczach widać było ufność i ciepło, oraz zalążki inteligencji. Był to wzrok kochającego psa witającego się z panem.
A ty musiałaś kazać mu walczyć.

Drzewiec rzucił się na Ulundo z furią. Uderzył potwora kamienną pięścią w twarz. Przeciwnik zawarczał gniewnie i uderzył morgensternem. Metalowe żeleźce pokruszyły cześć gałęzi na plecach drzewca i wygięły lekko korę na jego plecach.
Ent cofnął się, Uludno wziął kolejny zamach. Gdy metalowa kula znów opadała drzewiec z dziwacznym, trzeszczącym dźwiękiem wyrzucił rękę i owinął wokół niej łańcuch broni.
Metal uderzył w bark stworzenia gruchocząc korę spod której pociekł lekko błyszczący, jasnozielony płyn.
Drzewiec zapiszczał wysoko jednak nie zatrzymał się. Szarpnął ręką wyrywając broń z ręki Ulunod.
Kamienny potwór poleciał do przodu i nadział się na wystawioną pięść enta. Skulił się lekko od uderzenia w brzuch. Ent uderzył drugą ręką, jedna Ulundo zamknął jego pieść w swojej. Ent to samo uczynił z wolną ręką potwora.
Przez chwilę oba monstra siłowały się, jednak uszkodzona prawa ręka drzewca coraz mocniej skrzypiała i skręcała się. Wreszcie z rozdzierającym piskiem drzewca kora puściła i Ulundo wyrwał ramię stworzenia.
Ent wykorzystał to zwalniając chwyt drugiej ręki i sprawiając, że siła samego potwora pozbawiał go równowagi.
Drzewiec wygiął ciało i uderzył potężnie na odlew potwora w twarz posyłając go na plecy. Następnie żywe drzewo uderzyło Ulundo ostro zakończonymi korzeniami stopy, następnie usiadł na jego piersi i zaczął okładać potwora po twarzy sprawną ręką wydając przy tym trzeszczące ryki.
Zielona ciecz chlapała z ramienia przy każdym uderzeniu.
Wreszcie twarz Ulundo zmieniła się w nierozpoznawalną miazgę. Ent przestał swój oszalały atak, zszedł z cielska potwora. Spojrzał na urwane ramię, powoli podstawił dłoń by złapać cieknące z rany krople.
Z przygaszonym wizgiem osunął się na kolana przed Toruviel.

Czułaś ból drzewca, w mniejszym stopniu, ale go odczuwałaś. Gdy Ulundo wyrwał mu ramię krzyknęłaś z bólu i złapałaś się za swoją własną rękę.
Byłaś dumna, że twój twór pokonał wroga, jednak czułaś, że zapłacił za to wielką cenę.
Klęcząc drzewiec spojrzał ci w oczy. Nie potrafiłaś nazwać wszystkich emocji jakie przekazał ci w tym spojrzeniu.
Z cichym piskiem ent opadła na ziemię. Jego wpatrzone w ciebie, lśniące oczy powoli blakły, aż całkiem zgasły.
Łzy same napłynęły ci do oczu.
Ciało enta zaczęło się szybko rozkładać, widać wiążąca je magia przestała istnieć po śmierci istoty. Z trudem odwróciłaś się od niego i zajęłaś ranami Letoya.
Wyciągnęłaś z rany kilkanaście odłamków kości jednocześnie sącząc w ciało elfa energię Życia by ten nie stracił przytomności, lub życia, z upływu krwi. Gdy rana była już czysta zregenerowałaś kość, scaliłaś skórę i mięśnie.
Wyczerpało cię to. Mimowolnie rzuciłaś okiem w stronę ciała drzewca. Jednak nie dostrzegłaś szczątków istoty.
W miejscu gdzie leżał rosły teraz winorośle nieznanego co rodzaju, a pośród nich zauważyłaś pojedynczy, spory orzech.
Podniosła go nie wiedząc specjalnie po co.

Musieliście już ruszać. Należało podłożyć ładunek i otworzyć wrota. Poszliście dalej korytarze nie napotykając specjalnych trudności. Dopiero przed wyjście z tunelu natknęliście się na strażnika, którego jednak szybko zdjął Letoy podrzynając mu gardło.
Ruszyliście przez uliczki śpiącej Kalidorei ukrywając się w podcieniach. Minęliście kilka patroli jednak tylko w dwóch przypadkach musieliście je zdjąć ukrywając ciała w bocznych uliczkach.
Wreszcie dotarliście do głównego garnizonu.
Była to twierdza o kamiennych ścianach, skonstruowanych jeszcze przez Laro, jednak nad nimi wzniesiono dodatkową, drewnianą zabudowę. Kryjąc się przy okolicznych budynkach dotarliście do ściany siedmiometrowego muru.
Po szybkiej ocenie Onfis postanowił wspiąć się po ścianie odbierając wcześniej bombę od Thoriona wraz z szybką instrukcją. Wziął w zęby nóż.
Wspinaczka niosła ryzyko wykrycia, jednak wystające, zwietrzałe kamienie zapewniały zdecydowanie wystarczające oparcie.
W pewnym momencie Onfis zastygł w bezruchu kiedy w okiennicy pojawił się cień sylwetki. Kiedy zniknął mistrz Lomin’yaro ruszył dalej.
Po chwili znalazł się na dachu, uzbroił ładunek i zaczął szybko schodzić po ścianie budynku. Z okna wychylił się żołnierz zaniepokojony hałasami. Szybki cios nożem wyjętym z ust powstrzymał go przed wznieceniem alarmu.
Kiedy Onfis znalazł się na ziemi zaczęliście uciekać uliczką w stronę głównej bramy nie zwracając już uwagi na ryzyko wykrycia.
Musieliście się oddalić zanim...

Potężny huk rozdarł nocne powietrze, a ciemność przerodziła się w dzień kiedy za waszymi plecami wykwitło szkarłatne piekło.

Ogień wzniósł się na wysokość kilkunastu metrów. Okoliczne domy szybko się zajmowały.
Nad ulicą podniosły się okrzyki przerażenia.
Kilka chwil później w innej części miasta wykwitł kolejny, mniejszy jęzor ognia. I jeszcze jeden i kolejny.
Kalidorea Iembatan płonęła.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,04 sekundy. Zapytań do SQL: 11