|
Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)
|
Kanał dyplomatyczny Wergundia - Samnia |
Autor |
Wiadomość |
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 23-12-2018, 15:53 Kanał dyplomatyczny Wergundia - Samnia
|
|
|
Posłowie przyszłej kagani samnijskiej, Enktoi Bilguunei, proszą o rozmowę |
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
VanRex
|
Wysłany: 24-12-2018, 00:13
|
|
|
Dostają zaproszenie do stołu, w końcu to przecież posłowie. |
_________________ 2016 III turnus to był - Tergor, ten od bicia
2016 Epi - Wciąż Tergor, wciąż od bicia
2016 Zima - Zgadnij kto i zgadnij od czego
2017 Bitewny - Taren, paladyn od rytuałów i bicia
2017 III - Tergor, ten co chciał być od bicia
2017 Epi - Torres, znowu od bicia <3
2018 18+ - Wielki Mistrz od bicia i obrywania
2019 Zimówka - Wielki Mistrz od bicia bandytów
2019 Step - Tsaagan, Keshig od ochrony i bicia, acz w tym pierwszym był kiepski
2019 III(?) - Wielki Mistrz od bicia. Ostatni raz, gdy zbił kogoś prawą dłonią i pierwszy, gdy zbił kogoś lewą
2019 Epi - Thietmar, ten od bicia w morderczym duecie braci Ebenholtz!
2020 IV - Torres "Tristan" Montoya, ten zdrajca od bicia i bycia bitym
2020 Epi - Torres Montoya, Czarny Diabeł od knucia i bicia, co poszedł bić się sam, a wrócił we dwóch.
2021 III - Thiago Federico de Santerro Castaneda, łowca potworów od bicia potworów.
: - ) |
|
|
|
|
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 24-12-2018, 02:14
|
|
|
Ech, no dobrz,e czyli mam fabularyzować
No więc...
Ukłony, wyrazy szacunku, zapytania o zdrowie, etc etc.
Kaganat Samnijski wkrótce znów będzie miał kagana, tym samym czas chaosu, jak wszystko pod tym pięknym, błękitnym niebem, przemija. Przemijają też wojny, przemijają sojusze. Dzieci stepu są wolni jak wiatr nad wzgórzami, kto wczoraj był sojusznikiem, jutro może być wrogiem i na odwrót.
Zatem poprzez swoich zaufanych przyszła kagani pragnie zapytać, jaki w chwili obecnej jest stosunek wielkiej Federacji do nas i jak widzicie przyszłe nasze ścieżki - czy wrogie, czy sojusznicze.
Może bowiem zainteresuje was, że różne siły zapytują o to samo naszą kaganię, prosząc o sojusz, o drogę przez step, o układy. Wypada zatem zapytać, na czym stoimy, prócz tej niezwykle kamiennej posadzki... |
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
Garda
|
Wysłany: 24-12-2018, 14:45
|
|
|
Jak dotąd stosunki z Kaganatem Samnijskim były nie najlepsze, ale to się może zmienić.
Proponujemy pakt o nieagresji.
Wergundia chce pozostać z Kaganatem w dobrych stosunkach. |
|
|
|
|
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 24-12-2018, 15:41
|
|
|
Dobrze, ja sobie pozwolę jeszcze raz wytłumaczyć to, co probuję tłumaczyć poslom innych krajów.
Wy rozumiecie świat podzielony waszymi kamiennymi murami. Nasz świat nie ma granic. Wy mówicie 'wasza ziemia, nasza ziemia", a dla nas nasza ziemia jest tam, gdzie dotrzemy na końskim grzbiecie i szablą obronimy jurtę. Wy mówicie "moje, twoje, nasze", a dla nas to jest wasze, co umiecie obronić. Jak nie umiecie, to nie wasze.
Nie wiążemy się trwałymi układami. Wczoraj poszliśmy z Qa na was. Jutro możemy pójść z wami na Trynt albo na Teralę (na Qa słabo, bo to daleko).
Pakt o nieagresji? To znaczy, że mamy się wam zobowiązać, że nie będziemy atakować Was?
Dlaczego?
Tak, wiem, bo Wy nie zaatakujecie nas. Ale ja wiem, że i tak nie zaatakujecie, bo macie zbyt dużo własnych problemów i innych frontów. Więc czemu? Jaką korzyść mamy z tego, że obiecamy Was nie szarpać? |
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
Garda
|
Wysłany: 24-12-2018, 17:12
|
|
|
U nas znajdziecie silną armię, wiele ufortyfikowanych miast, fortów.
W skrócie wasze rajdy na Wergundię nie będą ani łatwe, ani specjalnie dochodowe. Wasza kultura odznaczania się w boju, będzie niczym patrz ac na straty które poniesiecie najeżdżając nasz kraj.
Tutaj natomiast pojawia się łakomy kąsek, tuż pod waszymi drzwiami.
Trynt, podpisując pakt o nieagresji dostajecie od nas zezwolenie na nieograniczone rajdy na Trynt.
Są gorzej wyszkoleni od naszych wojsk oraz jest ich mniej, przez co będą stawiać znacznie mniejszy opór.
To jest dla was świetna okazja na nie tylko zarobek, ale też odznaczenie się w boju, co jest przecież tak ściśle związane z waszą kulturą.
Łupy, rabunek, niewolnicy i spalone miasta wroga.
Jeśli wy podpiszecie pakt, to my nie będziemy wam w żaden sposób przeszkadzać.
[poza rozmową: to nie jest łamanie sojuszu z Tryntem przez Wergundię, ponieważ nie jesteśmy bezpośrednio związani z atakami] |
|
|
|
|
VanRex
|
Wysłany: 24-12-2018, 17:28
|
|
|
Tak jak dzieci stepów są zmienne, tak ludy rzeki są stałe w swoich decyzjach, a Kaganat stanął w wojnie jako wróg Federacji. U nas zaufanie buduje się długo, dlatego słowo sojusz nie ima się tej rozmowy. Tym niemniej Wergundowie nie mają interesu w wrogości wobec i ze strony Samni, narody te nawet ze sobą nie graniczą. Dlatego proponuję coś, co oba ludy zrozumieją, umowę, na tu i teraz.
Niech Samnijczycy najadą ziemie Tryntu, niech przyszła Kagania zdobędzie kolejne łupy i złoto Wergundzkie, jakie ta jest wstanie zaoferować w zamian za współpracę. Nie musimy być sojusznikami, by mieć wspólny interes i taka jest propozycja Federacji.
(Post poprzednika przeczytałem dopiero pisząc, ale i tak jest mniej więcej tym co miało być) |
_________________ 2016 III turnus to był - Tergor, ten od bicia
2016 Epi - Wciąż Tergor, wciąż od bicia
2016 Zima - Zgadnij kto i zgadnij od czego
2017 Bitewny - Taren, paladyn od rytuałów i bicia
2017 III - Tergor, ten co chciał być od bicia
2017 Epi - Torres, znowu od bicia <3
2018 18+ - Wielki Mistrz od bicia i obrywania
2019 Zimówka - Wielki Mistrz od bicia bandytów
2019 Step - Tsaagan, Keshig od ochrony i bicia, acz w tym pierwszym był kiepski
2019 III(?) - Wielki Mistrz od bicia. Ostatni raz, gdy zbił kogoś prawą dłonią i pierwszy, gdy zbił kogoś lewą
2019 Epi - Thietmar, ten od bicia w morderczym duecie braci Ebenholtz!
2020 IV - Torres "Tristan" Montoya, ten zdrajca od bicia i bycia bitym
2020 Epi - Torres Montoya, Czarny Diabeł od knucia i bicia, co poszedł bić się sam, a wrócił we dwóch.
2021 III - Thiago Federico de Santerro Castaneda, łowca potworów od bicia potworów.
: - ) |
|
|
|
|
Elidis
Administrator Hydra
Skąd: Z ostatniej wioski
|
Wysłany: 16-01-2019, 10:20
|
|
|
"https://www.youtube.com/watch?v=BhbsaGmd3EM&index=13&list=PLJwYC3yCHjKsqDQkLKb1yPQ96OX9PBYg6"
Polecam sobie puścić i zapętlić do czytania.
Ogromna, niczym nie ograniczona przestrzeń pokryta złotą, martwą już trawą rozciągała się we wszystkich kierunkach jak okiem sięgnąć. Nic po za niemal całkowicie równym, pustym terenem po którym hulał nieskrępowany wiatr, teraz zimny i ostry przez zimę. A przynajmniej tak można było sądzić, Wergundowie nie mieli pojęcia jaki wiatr dmie przez stepy latem. Nie wiedzieli jak smakuje, nie śnili o tym.
Emmeran śnił.
W swych snach unosił się nad bezkresnym stepem niesiony wielkimi skrzydłami potężnej Sowy. Wznosił się szukając ciepłych prądów i pikował w duł na zimnym wietrze by nabrać prędkości i wzbić się znów kiedy wiatr stanie się korzystniejszy. Był tu tak wiele razy, choć nie był tu ani razu, lecz za każdym razem kiedy śnił wiedział, że ten dzień nadejdzie. Duchy tego chciały, a więc tak musiało się stać. W końcu. Czas zmienia się podług czynów ludzi i bogów, jednak nawet niebianie nie mają mądrości tych którzy wędrują pomiędzy światami.
Wciągnął powietrze w długim, przeciągłym wdechu. Smakował wiatr, jego kolor, jego prędkość, temperaturę i nuty jakie niósł. Wolność, bieg, nieskrępowanie, droga. Kiedy możesz iść w każdą stronę jedyne co cię krępuje to sezony, jedyni prawdziwi władcy Sanijczyków to ulotna wiosna i okrutna zima, one jedne mogą narzucać tym ludziom kierunek, władać ich czasem, tak jak przed wiekami władały migracjami koni.
Bowiem wkroczył do krainy konia i dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Choć ziemię tę zamieszkiwało wiele duchów, od rządzących dniem potężnych tygrysów i niedźwiedzi, po panujące nad nocą wilki i sowy, to jednak była to ziemia koni i wiatru.
- Dobra wstawać! – głos optio rozciął powietrze niczym strzała. – Czas na sranie minął, jedziemy!
Emmeran wstał z klęczek rozprostowując nogi. Zebrał spokojnymi ruchami kadzidła oraz resztę utensyliów. Spokojnym krokiem ruszył w stronę swojego wiernego ogiera, przepięknego daramońskiego konia bojowego o maści karej, srebrnej. Prezent dany mu przed drogą. Sprawdził siodło i popręg, upewnił się, że zawartość juków jest dobrze zabezpieczona, upewnił się, że kusza jest na miejscu.
Wspiął się na konia i po kilku minutach ruszył wraz z resztą delegacji dyplomatycznej Federacji i jej eskortą.
Słońce dopiero wspinało się nad horyzont, wiatr świszczał wokół jeźdźców, rozwiewając grzywy koni, które radośnie gnały przed siebie jak nigdy w życiu. Jasno dało się wyczuć ich euforię, radość z wszechogarniającej przestrzeni, wolności jakiej nigdy nie poczuły nawet na przestronnych równinach Daramonu.
Gnali przez krainę Konia i Wiatru.
Opadli ich blisko zmierzchu, kiedy delegacja zbierała się do zatrzymania na postój. Jeźdźcy odziani w złoto i czerwień, futro i metal nadjechali pędem niby grom. Ich konie były mniejsze niż ciężkiej rumaki Federacji, lecz ich nogi i boki były nie mniej silne, nawykłe do biegu o jakim nie śniły wierzchowce Wergundii.
Zauważono ich niemal godzinę wcześniej, lecz było jasne, że delegacja nie zdąży ich wyniknąć. Lecz Emmeran wiedział że nadciągają dobrze od południa. Ich kolor unosił się nad horyzontem w wielkiej poświacie, która jasno sygnowała przybycie wojowników.
Ale tak właśnie miało być.
Żywioł dzikiej ordy jechał prosto na nich, lecz rozdzielił się w perfekcyjnej harmonii na dwie kolumny ledwie kilkadziesiąt metrów przed stojącą teraz w miejscu ekspedycją. Jeźdźcy okrążali Wergundów, ich okrzyki wzbijały się w niebo, wizg koni wypełniał uszy, zaś tętent kopyt uderzał niczym bojowe bębny. Emmeran czuł jak, ów ryt powoli wypełnia jego ciało i umysł, jak jego duch wzbija się coraz wyżej.
Nawet on odczuwał prymitywny, pierwotny pęd wolności jaki towarzyszył wojownikom.
Mimo całej dzikości ordy, mimo okrzyków i machania szablami ani jedna strzała nie poszybowała w stronę Wergundzkiej szyi, ani jeden dziryt nie przebił boku konia, ni jeźdźca. Wergundowie czekali, choć część z nich była zdenerwowana co widać było w ich kolorach, tak wiedzieli, że to jedynie pokaz siły ze strony Samnijczyków.
W odpowiedzi Federacja pokazała swoją siłę, budując obronną pozycję, z jasnym klinem ataku, mający za zadanie przerwać okrążenie. Ręce leżały na mieczach, palce szykowały strzały na cięciwach. Wergundzka zdyscyplinowana, karna armia, przeciw Samnijskiemu żywiołowi. Dwie nacje, które nie potrafiły się zrozumieć na fundamentalnym poziomie.
Jednak Emmeran odczuwał nostalgię i tęsknotę wobec Samnijczyków. Oni bowiem, mimo swej siły, mimo swej wolności zatrzymali się wieki temu. Nie wielu już zostało podobnych ich dumnych drapieżców, świat stał się podobny Wergundii. Otoczony murami odcinającymi ich od horyzontu dla ochrony tych pulchnych i słabych, zorganizowany by jasne było co wolno i komu, lecz w tej restrykcji zjednoczony i silony w działaniu.
Samnia została wolnymi wilkami, lecz wszystek zwierzyna zaczynała chować się za kamieniem, którego nie zgryzą pazury. Emmeran ich rozumiał, w duszy bowiem też był drapieżcą, nocnym łowcą, którego skrzydła pragnęły wolności tak samo jak kopyta konia.
W końcu jeźdźcy zatrzymali się, zaś przed nich wysforowała się młoda dziewczyna pobłogosławiona najbardziej egzotyczną i niezwykłą urodą jaką szaman Sowy widział w swoim życiu. Jej skóra była niemal perfekcyjnie gładka, twarz o ostrych rysach otaczała grzywa włosów tak gęstych jak lwia kryza, zaplecionych w szeregi ciasnych warkoczyków i luźnych kosmyków w których pobłyskiwały fetysze. Dziewczyna mogła mieć być może dwadzieścia kilka lat, lecz jej przepiękne, migdałowate, czarne oczy zdradzały wiek, jakiego nikt nie mógłby się po niej spodziewać.
Emmeran doskonale znał te oczy, gdyż spoglądał takimi samymi.
Cmoknął i doskonale wyszkolony rumak ruszył, łamiąc Wergundzki szereg. Szaman uśmiechnął się widzą pioruny ciskane z oczu optio w jego stronę, jednak nie złamał swojego kroku. Wyjechał naprzeciw dziewczyny i zatrzymał się.
- Jesteś Emmeran z Darmaganu w służbie Sowie – stwierdzenie, nie pytanie.
- Ty zaś jesteś Sarangerel z Kyzył-tum zaprzysiężona Wilkowi, zaprowadzisz nas do ming-bej Enktoi – powiedział Emmeran bez najmniejszego śladu zaskoczenia czy niepewności.
- Tak zrobię, tak miało być.
- Wiesz, że to nie będzie trwać, nie może.
- Wiem – przerwał na chwilę. – Wiesz jak?
- Nie widziałeś?
- Nie, uważam że to otwarte.
Jej włosy zatańczyły na twarzy szamana, pachniały ostem i wrzosem, drażniły i głaskały jednocześnie, jej miękkie, ciepłe usta znalazły jego.
Zimno, ze wszą wkradało się w kości, raziło mięśnie, odbierało siłę. Ciało konia stygło, zabite z miłosierdzia, uwolniony od bólu złamanej, krwawiącej pęciny.
Wycie wilka, jego ciepłe futro. Czekały, nie mogły już pomóc, ale mogły pozostać, odprowadzić. Gdy jej ciało stanie się zimne zostanie ich życie.
Była wdzięczna, życie ze śmierci to dobry koniec
Chłód odszedł.
Został tylko sen.
Ich usta rozplotły się, były teraz zimne, mimo że gorące.
- Wiesz kiedy?
- Kiedy moja ming-bej poprosi.
- Możesz odmówić, masz prawo jako…
- Nie, nie mogę – uśmiechnęła się, pogodzona. – Nie wiem kiedy, to błogosławieństwo. Każdy dzień to dar, żyję nim w pełni.
Uśmiechnął się, nie było z czym dyskutować, doskonale znał prawdę skrywającą się w tych słowach dziewczyny starszej niż niejeden starzec. Prawdę, tak pierwotną, tak prostą, lecz wciąż niezrozumiałą dla wielu ludzi. A może nie zrozumiałą teraz. Tutaj, na stepie była znacznie bardziej żywa.
- Każdy dzień to dar – szepnęła raz jeszcze głosem słodkim jak przednie wino. – Więc cieszmy się nim póki jest, póki żyjemy, póki tutaj.
Jej skóra była gładka, lecz twarda, smagana wiatrem, gładka jak wyślizngana skała i jak ona twarda. Była silniejsza niż można było się spodziewać i dzika, bardzo dzika.
Tutaj trwało aż póki słońce nie zaczęło drażnić ich oczu nad ranem.
Enktoia wraz ze swym keshigiem była w terenie, podróżując w kierunku który wskazać jej mogli jedynie serce i duchy. Konkurentka do tytułu Kagani posiadała cztery namioty ustawione wokół centralnego totemu przedstawiającego przodków Enktoi Wrz z duchami jej patronującymi. Wokół owego totemu płonęły ognie, teraz skromne, lecz miały w nocy rozbłysnąć życiem i ciepłem.
Każdy namiot spełniał swoją rolę w tym polowym dworze. Jeden przeznaczony był dla samej władczyni, tam spała wraz ze swymi mężami, kochankami i zaufanymi niewolnikami. Kolejny był dla jej dzieci, tych które zbyt młode były by posiadać własne namioty, żony czy mężów. Trzeci przeznaczony był dla zaprzysiężonych wojowników z keshigu, tych najbardziej zaufanych i wiernych, którzy chronili panią stepów gdy ta osuwała się w krainę duchów we śnie. Wszystkie te namioty były zbudowane tradycyjnie na okrągłym, drewnianym szkielecie ze ścianami z grubych futer i małymi drzwiczkami pozwalającymi zachować ciepło.
Jednak czwarty namiot był inny. Jego przednia ściana uniesiona była odsłaniając przepastne wnętrze z paleniskiem i siedziskami ułożonymi wokół niego. W tym namiocie potężna Enktoia przyjmowała gości tak, jak robiła to teraz. Najpotężniejsza z wodzów Samni zasiadała na prostym, acz eleganckim siedzisku, przez co była o kilka głów wyżej niż ludzie siedzący na poduszkach dookoła niej. Za jej plecami stali wojownicy keshigu, ich twarze przesłonięte srebrzystą twarzą kolczugi zaczepionej o zdobne misiury. Nie byli tu dla sławy, ich twarz nie była ważna, jedynym ich celem było walczyć i zginąć za swoją panią.
Sama Enktoia przyjęła Wergundów w odziana olśniewające jedwabie w kolorze złota, szkarłatu i błękitu, jej suknia wyszywana najprzedniejszym złotogłowiem i perłami. Sznury kabłączków i pereł opadały z tradycyjnego nakrycia głowy na jej ramiona, zaś przednie futra zakrywały jej nogi, misternie ułożone w długi tren przed ming-bej. Z drugiej strony posłowie Federacji pysznili się w lśniących kolczugach i napierśnikach nałożonych na starannie wyszyte, grube cotte w kolorze zieleni i czerni.
Emmeran uśmiechnął się, nawet w czymś tak prostym jak ubiór było wielkie znacznie. Enktoia ubrana w cywilne szaty pragnęła pokazać swoją i Samni twarz jako cywilizacji opartej na czymś więcej niż rozlew krwi, oraz zaznaczyć bogactwo kraju. Wergundowie zaś prezentowali swoją dumę militarną przed krajem respektującym siłę i honor ponad wszystko.
Zaczął się taniec słów i gestów.
Enktoia zaprosiła posłów do stołu. Dziesiątki egzotycznych potraw zalały stół wokół paleniska. Mięso pieczone w piecach ziemnych, egzotyczne przyprawy i sosy, chleby wypiekane na kamiennych płytach, końskie mleko i piwo na mleku i na zbożu, to ostatnie niezwykle rzadkie i drogie. Rozpalono kadzidła wraz z którymi namiot wypełniła ciężką, płożąca się mgła pachnąca wspomnieniami z dawnych czasów i odległych krain.
Jedli i pili przez cały dzień i całą noc. Władczyni zażądała bowiem, że rozmowy odbędą się kiedy i goście i jej ludzie odpoczną po drodze. Wraz z odchodzącym słońcem odchodziły zahamowania i restrykcje. Wojownicy, wodzowie i dyplomaci śmiali się coraz głośniej, rozmawiali coraz szczerzej, zaś kiedy przyszła pora rozejść się od stołu wielu synów i córek Federacji miało z kim dzielić posłanie.
Wolność stepów była odurzająca nawet dla surowych dzieci Wergundii.
Szlachetna i potężna ming-bej Ektoio. W imieniu Federacji pragnę zwrócić twą uwagę na sprawy południa, które jak wierzymy będą dla ciebie i całego Kaganatu niezwykłej wagi. Lecz wpierw, zechciej przyjąć ten dar od naszego księcia protektora.
Miecz wykonany z najprzedniejszej dakońskiej stali, wykuty ręką najdoskonalszych mistrzów kowalstwa z naszego kraju. Książę pragnie przekazać ci ten dar jako wyraz uznania twych zdolności w polu, które zademonstrowałaś w czasie walk pod Akwirgranem, gdzie nasz książę był jednym z dowódców. Książę dar Avarette sam wiele lat spędził jako wojownik i dowódca, zaś sztuka wojny są wielką dumą Wergundii. Tedy przyjmij od niego ten dar z wyrazami szacunku od twego byłego wroga.
Jednak jak zapewne podejrzewasz nie przybyliśmy tu li tylko po to by przysłać pani ten podarek. Nie. Pragniemy omówić sprawy związane z polityką światową, w której Samnia jak rozumiemy pragnie brać czynny i duży udział. Lecz nim przystąpimy do tego musze przekazać kolejną wieść od mego pana. Wszyscy wiemy że historia Samni i Wergundii nie jest usłana różami, zwłaszcza w ostatnich latach. Tedy wyrecytuję pani słowa ksiecia.
„Niech będzie przede wszystkim wiadome, że nie żałuję tego co zostało uczynione. Żałują bowiem jedynie słabi wolą, niezdolni ponieść ciężaru konsekwencji. Nie żałuję też bowiem nie są to moje czyny i jak nie można oceniać jednego kagana przez postępki drugiego tak ty, pani nie oceniaj mnie przez pryzmat decyzji mojego poprzednika. Samnia i Wergundia były wówczas wrogami i w stanie wojny. A zatem skoro można było zranić wroga czemu mieliśmy tego nie zrobić? Jednak teraz jest inny czas, wiatr zmienił swój kierunek i jeśli pozwolisz mym posłom mówić zrozumiesz, szlachetna, czemu teraz dwaj drapieżcy jakimi jesteśmy powinni polować razem.”
Zatem, przechodząc już do kwestii wspomnianych. Najsampierw niech powiem, że słowa te przeznaczone są tylko dla uszu szlachetnej ming-bej, a wkrótce z łaski duchów kagani, oraz jej najbardziej zaufanych ludzi.
Federacja weszła w posiadanie trzech zasadniczych informacji, które na pewno zainteresują Samnię. Oto są więc i one:
- Ofir rozpoczął największy w swej, a być może i światowej historii projekt budowy umocnień. Senatorowie zamierzają zamknąć granicę z wami za pomocą szeregu fortów, zamków, murów i bastionów, której przekroczenie będzie albo niemożliwe, albo wiązało się ze stratami jakich Samnia nie jest w stanie przyjąć. Oto plan owych fortyfikacji.
- Kolejna kwestia, to pieniądze jakie Ofir wysłał Terali Wschodniej, Zachodniej oraz Tryntowi na budowę podobnych systemów fortyfikacji wzdłuż ich granic z Samnią z tym samym celem co projekt budowlany w Ofirze i z podobnym skutkiem.
- Owe państwa, Nowa Republika Ofiru, Terala Wschodnia, Terala Zachodnia oraz Księstwo Tryntu i Fiordu zawiązały też pakt, celujący w obydwa nasze państwa. Jeśli Samnia zaatakuje którekolwiek z nich to odpowiedzą wszystkie, jeśli nie zbrojnie, jak Ofir, to finansowo dając pieniądze na najemników.
Myślę, że widzicie co się dzieje. Trzy z czterech graniczących z wami państw stanęły razem by was odciąć, by wznieść mury od których będzie odbijał się Samnijski wiatr, aż będzie zapomniany. Te same narody spiskują i przeciw nam, więc wyciągamy rękę z propozycją. Póki jest potrzeba Samnijski wiatr i Wergundzkie fale razem staną przeciw temu zagrożeniu. Kiedy owa potrzeba minie rozejdziemy się, a jeśli tak będzie trzeba spotkamy na polu chwały. Nie zamierzamy próbować niemożliwego, gdyż nikt nie spęta stepu.
Nasza propozycja brzmi zatem następująco:
Ze strony Federacji:
- Wyślemy wam, o pani, medyków, alchemików i specjalistów, którzy pomogą z reperkusjami naszej wcześniejszej waśni. Owi ludzi będą opłaceni przez nas, lecz na miejscu Samnia będzie musiała zapewnić im schronienie i wyżywienie. Jeśli owi ludzie staną się ofiarą agresji ze strony plemion Wergundia natychmiast ich wycofa. Owi medycy będą pochodzić z organizacji Concordia.
- Póki zagrożenie ze strony paktu państw wcześniej wspominanych nie zostanie zażegnane, ergo pakt będzie istniał, Federacja i Kaganat podpisują pakt o nieagresji i nienaruszalności granic. Po zażegnaniu tego zagrożenia ów pakt straci ważność w ciągu pięciu (5) lat.
- Jak długo trwa nasz pakt i wzajemna korzyść tak długo strona Federacji proponuje swoje poparcie i rolę reprezentanta dla Kaganatu w rozmowach na temat handlu z innymi krajami północy, oraz handel towarami z Pethabanu po korzystnych cenach.
- Wspomożemy sprawę ming-bej Enktoi naszymi wpływami jak tylko będzie to możliwe, nie tylko na forum międzynarodowym.
Ze strony Samni:
- Samnia zamknie swoje granice dla Ofiru, Tryntu i obydwu Terali, niszcząc ich handel, co zaboli ich bardziej niż cokolwiek innego, jednocześnie prosilibyśmy by Samnia była tak miła by wydalić Ofierskich „robotników” z powrotem do Ofiru. Ich celem jest wspomożenie projektu ochrony granic Tryntu i obydwu Teral za pomocą pieniędzy Ofiru, a dalej agresja na sojuszników Federacji.
- Póki zagrożenie ze strony paktu państw wcześniej wspominanych nie zostanie zażegnane, ergo pakt będzie istniał, Federacja i Kaganat podpisują pakt o nieagresji i nienaruszalności granic. Po zażegnaniu tego zagrożenia ów pakt straci ważność w ciągu pięciu (5) lat.
Stronę Federacji nie obchodzi co Kaganta postanowi zrobić z Teralami i Tryntem, jednak zapewniamy że jesteśmy gotowi dobrze zapłacić za towary w posiadaniu jakich Samnia mogłaby się przypadkiem znaleźć.
Oto jest nasza propozycja, mam nadzieję, że znajdziecie ją odpowiednią i jesteśmy otwarci na dalsze negocjacje.
Emmeran przysłuchiwał się z daleka. Jego miejsce nie było przed Enktoią, nie był dyplomatą. Przed nią miał być na pokaz, „patrz kagani, oto duchy wspierają także i nas”. Jednak miał też inne zadanie, zacznie ważniejsze, przekazane mu przez jego dawnego przyjaciela.
Stała za tronem Enktoi, trzymając się w cieniu podobnie do samego Emmerana. Nie widział jej nigdy wcześniej, ale nie dało się je pomylić z nikim innym.
Niewiele jest na świecie kobiet przed którymi kłaniają się duchy.
Była znacznie, znacznie niższa niż można by się było spodziewać, raczej drobnej postury, wręcz delikatna na pierwszy rzut oka. Jej długie, proste, złote włosy zdradzały południową krew płynącą w żyłach jej rodziny. Jej duże, szare oczy były starsze niż cokolwiek co w życiu widział, mimo że jej ciało należało do dwudziestolatki. Silny, czarny cień do powiek tylko pogłębiał jej rysy, nadając jej wygląd drapieżnika. Była piękna, niepozorna i przerażająca, zaś wokół niej tańczył cały dwór duchów, które przybyły tylko i wyłącznie po to by ją zabawić i prosić ją o pomoc, nie odwrotnie.
Ich oczy spotkały się i Emmeran poczuł jak opuszcza go wszelka siła, jej menażeria duchów opadła go w deszczu energii jakiej nie można było się oprzeć. Orszak duchów osaczał go, raz po raz szarpiąc jego samego oraz jego przewodniczkę. Próbowali się bronić, lecz nie mogli wejść w pełny trans, a nawet wtedy nie mieliby dość mocy by się oprzeć.
Wtedy spłynął na nich ogłuszający krzyk, który usłyszeć mogli tylko ci którzy potrafią słuchać.
Wielkie, białe skrzydła otoczyły Emmerana odrzucając duchy.
Sowa zmierzyła przenikliwymi oczami Tygrysa stojącego za szamanką i konia przybywającego z czeluści stepu. Trwało to tylko chwilę.
Szamanka zerwała kontakt wzrokowy, wyszła z jurty audiencyjnej, wiedział że ma iść za nią. Wypuścił powietrze z płuc z wyraźną ulgą, wyszedł ze zewnątrz. Nocny wiatr zrywał się nad stepem, szarpiąc szkarłatne płomienie wokół totemu.
- Wielki Duch z tobą, Selenge – powiedział kłaniając lekko głowę, nic nie był jej winien, musiał to pokazać, tak mówił jego instynkt. – Choć przychodzę z błogosławieństwem mego pana i dawnego przyjaciela to wiodą mnie do was duchy. – szamanka milczała. – Widzieliście co zbliża się z Krawędzi, z miejsca po za światem, co zamierza…
- Tak – przerwała mu zaplatając ręce na piersi i mrużąc oczy. – Czego chcecie? Czego chcą duchy czego nie mogły mi powiedzieć?
- Pragniemy zjednoczyć się w walce. Książę protektor wie, widział te byty i walczył z nimi. Federacja jest zatem władana przez kogoś po naszej stronie…
- Naszej?
- Po stronie duchów. Widzimy co się dzieje. Wiedzący ze stepu jednoczą się przeciw bytom zza Krawędzi. Chcemy wam w tej walce pomóc, chcemy stanąć razem. Tego chcą duchy i po to mnie tu przysłały.
- Więc po co przysyła cię twój książę?
- W dwóch sprawach. On zdaje sobie sprawę z koszmaru zza Krawędzi, więc wspiera duchy. Zaś oprócz tego… Wie, że będziesz doradzać przyszłej kagani, jeśli Samnia przyjmie propozycję Federacji będzie nam łatwiej walczyć z tym co przybędzie.
Selenge milczała dłuższą chwilę, mierząc go zimnymi, pozbawionymi człowieczeństwa oczami. Duchy czekały na jej wyrok, gotowe rzucić się na szamana Sowy by zadowolić swą panią.
- Zastanowię się nad tym – powiedziała wreszcie, ruszając do środka, Emmeran zawahał się chwilę, lecz instynkt przeważył.
- Magnifer Mgieł Arden dar Stern was pozdrawia, pani – Selenege stanęła jak wryta.
Emmeran poczuł jak powietrze wokół zmienia swój kierunek, zaś gniew wylewa się ze wcześniej opanowanej władczyni duchów. Szaman pewien był, że popełnił błąd, lecz po chwili Selenge uspokoiła się, a wiatr ucichł.
- Powiedz umarlakowi że jego smycz wciąż czeka – powiedziała nie obracając się i wmaszerowała do środka.
Obozowisko Kyzył-tum było jedynie pół dnia drogi dalej od koczowiska Enktoi, wszystkie plemiona zbierały się w tym samym miejscu na czas wyboru nowego kagana. Tym bardziej musiał szybko dotrzeć do drugiego ze swoich celów.
Saragerel nie zawiodła, rozpalony przez nią biały ogień niewielkiego ogniska kierował go niczym latarnia okręty na morzu. Emmeran spiął konia gnając w stronę znaku pozostawionego przez szamankę, wiedząc że miał mało czasu. Niewielkie ognisko rozpalono na obrzeżach obozowiska, z dala od wścibskich uszu i zdradzieckich intencji. W świetle ognia widać było dwie postaci. Znajomą sylwetkę szamanki, oraz postawną figurę jej wojowniczej pani.
Ochir Uterys'enei górowała nad klęczącą szamanką. Jej potężne ramiona założone były w geście siły, jednak wszyscy powszechnie wiedzieli, że jej zdrowie odeszło wraz z trucizną podaną jej w Ofirze. Mimo to stała dumna, choć jej ciało osłabło i podtrzymywane było przez szamańską wiedzę, to jednak jej duch został zahartowany bólem, a jej wola wyostrzona. Emmeran nie miał też wątpliwości, że nawet w jej osłabionym stanie Ochir byłaby zapewne w stanie pokonać go w pojedynku, może nawet zabić. Doświadczenie przewyższa wszystko inne. Tego każdy mistrz uczył swego ucznia.
Szaman zszedł z konia, oporządzając go ze wszelką pieczołowitością. Kolejna część pokazu. Konie były w zrozumiały sposób święte w Samnijskiej mentalności, okazując szacunek wierzchowcowi Emmran pragnął zyskać sympatię rozmówczyni.
Wykorzystywał też ten moment by się rozejrzeć. Ognisko oślepiało, nie pozwalając dostrzec szczegółów, jednak jego przewodniczka patrzyła z wysoka. Oprócz dwóch kobiet otaczało ich dziesięciu wojowników z keshigu Ochir, większość z łukami wcelowanymi w serce szamana.
- Szlachetna ming-bej – skłonił się lekko. – Przybywam z wiadomością z Wergundii. Czy słyszałaś pani o propozycji jaką wystawaliśmy Enktoi?
- Tak – powiedziała lekko zachrypniętym głosem Ochir, zapewne kolejna pozostałość trucizny, która spaliła gardło. – I nie rozumiem. Ja i Akh'Munkhsaar od dawna staramy się o współpracę z Federacją, a wy zwracacie się do naszego wroga? – ostanie słowa mówiła znacznie głośniej.
- Federacja potrzebuje Kaganatu zjednoczonego i działającego, a nie można zaprzeczyć, że wojna uczyniła Enktoię faworytą w tym wyścigu.
Ochir rozplotła ręce, a przewodniczka Emmerana zobaczyła jak keshig unoszą łuki.
- Pani, daj mu skończyć – powiedziała Sarangerel, ming-bej spojrzą na nią milcząc przez chwilę, poczym skinęła głową.
- Tak ułożyły się nici losu, pani, jedyne co nam pozostaje to z nich skorzystać. Jeśli Enktoia przyjmie nasze warunki tak ty jak Akh'Munkhsaar uzyskacie to czego pragnęliście i zbliżycie się do północy, wasz kraj przestanie być zaściankowy i jednoznacznie nienawidzony w polityce międzynarodowej, a jednocześnie Federacja i Kaganat pomogą sobie w starciu ze wspólnym wrogiem.
- A jaka jest moja w tym rola?
- Obydwoje poprzecie Enktoię w zostaniu kaganem, dając jej jasno do zrozumienia że zrobicie to jeśli przyjmie naszą umowę. – zęby Ochir zgrzytnęły lekko, lecz wojowniczka nie poruszyła się, myślała. – Oprócz tego medycy których wyślemy podejmą wszelkie wysiłki by przywrócić tobie i Akh'Munkhsaarowi pełnię siły i zdrowia.
- Przemyślę to.
- Zrób to pani, są bowiem więksi wrogowie niż pretendenci do tytułu kagana, Ofir, czy ktokolwiek inny. Przeciwnicy o których bez wątpienia mówiła wam Saragerel i musimy przygotować się do walki z nimi.
Wsiadł na konia.
- Niech duchy mają was w swej opiece.
Wiatr wył w uszach, przecinany radosnym pędem konia, który zaznał wolności. W powietrzu unosił się zapach trawy i wrzosu, zaś Słońce wspinało się nad horyzont malując step złotem i czerwienią.
Emmeran gnał niesiony instynktem i wolą duchów, jechał w stronę obozu Enktoi gdzie usłyszy jaki los spotka umowę między Kaganatem, a Federacją, wiedzą, że niezależnie od wyniku owych rozmów będzie dokładnie tak, jak miało być, bowiem krainą Konia władały duchy. |
_________________ TO JEST MOJE BAGNO!! |
Ostatnio zmieniony przez Elidis 16-01-2019, 10:27, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
|
Elidis
Administrator Hydra
Skąd: Z ostatniej wioski
|
Wysłany: 16-01-2019, 10:20
|
|
|
Jeśli pomyliłem tytuły czy coś to proszę o możliwość na korektę, bo dyplomacja Wergundii wiedziałaby w co się pakuje. |
_________________ TO JEST MOJE BAGNO!! |
|
|
|
|
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 25-01-2019, 19:37
|
|
|
To bez wątpienia niezwykle piękna opowieść. Ale byłabym - w imieniu posłów samnijskich oczywiście - zobowiązana za roboczy skrót propozycji. |
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
|