Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Met'aya
Autor Wiadomość
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 05-11-2020, 06:43   Met'aya

Wylot tunelu ściekowego znajdował się na stoku, prawdopodobnie zachodnim, bo nisko nachylone słońce złociło rudo-bure skały i zmuszało Rutę do przymykania oczu jeszcze przez dłuższy czas.
Szli najpierw po stoku, ewidentnie wypracowanymi ścieżkami, raz na czas kryjąc się w skalnych wnękach.
Tym, co rzuciło się w oczy magiczki najbardziej, był brak roślinności. Całkowity i zupełny. Gdzieniegdzie w zagłębieniach skalnych dało się zobaczyć jakieś twory, głównie zaschnięte, przypominajace porosty. I to wszystko.
Gdy wyszli bardziej na stok południowy, przed oczamu Ruty roztoczył się oszałamiający widok.
Za ich plecami pięła się ku niebu olbrzymia góra, ciemniejsza niż otaczające ją wzgórza. Ruta teraz dopiero dostrzegła na jej odległym szczycie strzelające ku niemu kamienne wieże i kurtynowe mury, gigantyczne kolumny i ścięte w ostrosłup masywne konstrukcje.
Za to przed nimi, u ich stóp … złociło się miasto.
Stłoczona gęstwa drobnych budynków w kolorze równie burym jak otaczające je skały, przetykana była strzelistymi ostrosłupami o złotych gzymsach, potężnymi bastionami na narożach masywnych murów, zaś w samym centrum niczym w środku tarczy słonecznego zegara, tkwił biały obelisk pokrywany złotem.
Wszystko to zas było oplecione równą błękitną wstęgą rzeki.
Jej wody otaczały miasto, raz po raz zwężając i rozszerzając koryto, woda miała kolor intensywny, turkusowo błękitny, w żadnytm miejscu nie zaburzony zielenią trzcin przybrzeżnych.
- Miasto Abati
- mruknęła jedna z elfek, widząc, że Ruta wpatruje się w cudny pejzaż - Stolica Amrunu.
- Musimy iść, jest za jasno….
- dodał drugi - Musimy zejść z powierzchni.
Ruszyli dalej ścieżkami, które mogły wyglądać na zwierzęce, ale Ruta nie zauważyła nigdze żadnego zwierzęcia. Elfy prowadzily po stokach wzgórz, równie bezdrzewnych jjak cała reszta krajobrazu, tu i ówdzie jednak dawała się czasem zauważyć maleńka, pożółkła kępa trawy.
Wreszcie zeszli ze stoków na południe, w kierunku wypłaszczonej równiny, z której wśród skał i gruzu dało się rozpoznać kilka zarysów bardziej regularnych, pozostałości ścian, prostokąty pomieszczeń.
Weszli na obszar ruin jak duchy, cicho, bez zatrzymywania się.
Zejście do podziemi skryte było w czymś, co niegdyś musiało być pwnicą.
Znów w ciemność… Ruta nie protestowała, ale trochę było żal słońca i tego pięknego krajobrazu.

To była kolejna plątanina korytarzy, tym razem ciętych w skale, z rzadka podmurowanych. Te jednak znacząco różniły się od więziennych lochów. Było bardziej sucho, tu i ówdzie paliły się kaganki, wypełniając wszystko gryzącym w oczy dymem. Podziemia pełne były tego dymu i zapachów, brudu, ciała, ale też kuchni, przyrządzanego jedzenia, jakichś kadzideł.
Ale przede wszystkim …
te podziemia były pełne elfów.
Już, gdy zeszli, przywitano ich pełnymi ekscytacji głosami. Gdy szli, w bocznych korytarzach, wnękach, stały kolejne osoby, niektórzy śpiewali, niektórzy klękali jak do modlitwy, wielu płakało.
Przeszli tym konduktem przez szereg pomieszczeń, by wreszcie wejść do jednego, nieco mniejszego.
Kilka kobiet doskoczyło do Ruty, osłaniając ją od wyjścia uniesionymi tkaninami, przepraszając na każdym kroku zdjęły z niej ubranie przesiąknięte smrodem odchodów i zgnilizny. Zanim zdążyła zaprotestować - zresztą każdy ih gest był tak uniżony i pokorny, że protest był trudny - zaczęły myć ją z pomocą wody z miski, szmat i jakichś pachnących substancji.
Wreszcie nałożyły na nią lekką tkaninę, rzadko tkany len w naturalnym kolorze, upinając ją na szyi, tak że stworzyła zwiewną sukienkę.
Potem poprosiły by weszła dalej.
Do większego pomieszczenia, oświetlonego łojowymi kagankami.
Tam czekało większe grono elfów, wszyscy byli podobni. Ogoleni na łyso, także kobiety, odziani w szmaty pozbawione kolorów, o twarzach poznaczonych tym samym piętnem. Nie było wśród nich żadnego dziecka ani młodzieńca, wszyscy wyglądali jak starcy.
Nie było stołu, zaprosili, by usiadła na rozłożonych na kamieniach grubych matach.
Przynieśli jej miski z parującym jedzeniem, głównie w formie buro-zielonej papki z kawałkami czegoś, co wyglądało jak ryba.
- Tarinya - ten, który czekał na nią przy kracie, zaczął, biorąc głęboki wdech - Winni jesteśmy tobie wiele wyjaśnień, ale nikt z nas nie wie, jak w chwilę opowedzieć tobie trzysta loa czekania na ciebie. Jestem Oteh, a to Lare, to Kobh. To wszyscy najważniejsi wśród nas. Nazywają nas met’aya, co znaczy tutaj “śmieci”. My jesteśmy Amanyi. Wierzący.
- Od czasów kiedy faraonowie odrzucili bogów
- mowę przejęła kobieta, nazwana Lare - Po tym, jak wieszczka z Aghurmii ogłosiła Przepowiednię. Nigdy nie pokłoniliśmy się Szakalowi… Większość z nas zabito, złożono na ołtarzach przed Raeth… przed… tym, jak Felnor przykryto Turkusową Kopułą i zalały wszystko wody… Potem przestali nas zabijać, bo każde życie było potrzebne.
Dołączały się kolejne osoby, jakby każdy miał potrzebę, by powiedzieć jej choć fragment opowieści.
- Nasze było potrzebne, by mogli żyć wyznawcy Szakala. Obiecani zgadzają się, by być ushebti i w zamian żyją bez trosk przez sto loa… Nas używają do wszelkich prac, którymi się brzydzą, a potem ciała przeznaczają na uszebti albo do podziemi Piramidy… Ale nie wyrzekliśmy się, nie złożyliśmy pokłonu Złemu...
- Przepowiednia
- Oteh uniósł ręce, uciszając pozostałych - Przepowiednia z Aghurmi miała wiele elementów, także takie, które nigdy nie poznały światła dziennego. Przechowaliśmy je w mroku… “ocali was Serce Smoka”... - wyrecytował z namaszczeniem, a wszyscy obecni, znając widocznie na pamięć, zaczęli cicho powtarzać - “Potomek tych, którzy stworzyli Serce, odnajdzie tego, który Serce ocalił. Odnowi się przymierze, Stwórca spojrzy przychylnie i stanie się rzecz niewidziana od początku czasów. Dar zostanie złożony w dłonie Potomka i jego następców, Dar, który naprawi rany świata. Wierni doczekają tej, która przyniesie Dar, by wyzwolić ich z ciemności i pęt Wroga Stworzenia. “
Gdy skończyli, zapadła cisza, przerywana szlochem i westchnieniami wzruszenia.
- Tarinya… - wyszeptał wreszcie Oteh, opanowując emocje - Czekaliśmy sześć żywotów… Co mamy czynić?
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Ruta 

Wysłany: 09-11-2020, 03:00   

Magini kreacji na chwilę odjęło mowę. Czuła presję i miała wrażenie, że czegokolwiek teraz nie zrobi to i tak nie sprosta oczekiwaniom elfów, które czekały na nią przez tyle loa. Nie mogła być ich Tarinyą, przepowiednia musiała się mylić. Nie miała pojęcia jak przewodzić. Bała się samego podejmowania decyzji. Nie, ktoś popełnił bardzo poważny błąd… Bała się tego jak wielką wiarę te elfy w niej pokładały, bała się jak jasny gwint. Nie była przywódcą, nigdy nie chciała nim być.

Dlaczego ona? Od zawsze chciała zmieniać świat ale nigdy nawet nie myślała, że przyjdzie jej się znaleźć w podobnej sytuacji. Dlaczego nie Elidis? On by się tu odnalazł, miałby gotowy plan działania, a ona mogłaby pomagać. Jak zawsze, robiąc coś na boku, wrysowując rytuały, nosząc pergaminy czy też układając drugorzędne zaklęcia… Dlaczego ty? Oczywiście dlatego, że pchałaś się na felnor zabijać faraona, od co! A Elidis mówił tylko żeby jechać do Kaweli inkwizycji pilnować, sama się wkopałaś w to bagno Ruta to teraz musisz z niego wyjść!

Najchętniej powiedziałaby tym elfom, że uwolniły nie tą osobę. Miała wrażenie, że po tym co wycierpiały zasługiwały na kogoś kto faktycznie im pomoże, a nie na przestraszoną Talsoikę z Leth Caer… no ale cóż. Z braku laku była tutaj, przewiercana ich oczekującymi spojrzeniami. W ich oczach była jakaś iskierka, której nie mogła zignorować, nadzieja. Nie, definitywnie nie mogła ich zawieść. Była częścią ich przepowiedni, i czy jej się to podobało czy nie, musiała zrobić wszystko co w jej mocy żeby im pomóc.

Jak jakiś przebłysk z innego życia, przypomniała jej się mantra, której nauczył jej kiedyś ojciec. Ledwo przypominała sobie słowa, ale jednak znaczenie pozostawało to samo.
Nie mogę się lękać.
Strach zabija umysł.
Strach jest pierwszą kroplą, która niesie ze sobą sztorm.
Stawię mu czoło.
Pozwolę, aby zalał mnie i przelał się przeze mnie, a kiedy przejdzie spojrzę na spokojną taflę wody.
Tam, gdzie przeszedł strach, nie będzie już nic.
Zostanę tylko ja.


Nigdy jej to tak naprawdę nie pomagało, ale tym razem poczuła się trochę lepiej. I chociaż nadal czuła się jakby chciała zniknąć, Ruta zaczęła mówić.


-Nie sądze, że będzie można racjonalnie kogokolwiek tu przekonać do odrzucenia szakala, więc, cóż- przypomniała się jej czas spędzony wśród inkwizycji, i miecz pana Hrabi dakapitujący szakalistę, naprawdę nie chciała nikogo zabijać - będzie trzeba znaleźć jakieś mocniejsze argumenty - Ruta popatrzyła po zebranych, nawet nie zauważyła w jak skulonej pozycji siedziała, wyprostowała się i spróbowała wyglądać pewnie, choć nie wychodziło jej to najlepiej - myślę, że mogłabym spróbować zablokować ich dostęp do intersekcji oraz innych źródeł magii, jako, że szakal nie ma jak bezpośrednio dawać im mocy będąc oddzielonym od tego świata, to nawet najwyżsi kapłani są uzależnieni od pobierania mocy z innych miejsc, których lokalizację przydałoby się poznać, bo tak długo jak nie będą mogli rzucać fal ognia, tak długo będą się przynajmniej czuć słabsi - tylko co potem? Ruta zdała sobie sprawę z tego, jak wiele nie wiedziała jeszcze o tym państwie, i nagle znowu poczuła się bardzo nie na miejscu- Wiem, że potrzebujecie ode mnie planu działania, i macie do tego prawo po tylu loa czekania, ale nadal nie rozumiem tego miejsca, więc byłabym wdzięczna za odpowiedzi na parę pytań - nareszcie miała szansę dostać jakieś odpowiedzi i nie planowała jej zmarnować przełknęła ślinę i zaczęła- Po pierwsze, będę potrzebować wszystkiego co wiecie o tutejszych intersekcjach i obecnej tu magii. Przydałaby się też mapa, chociaż mniej więcej pokazująca gdzie się znajdują. Mogę zrobić rytuał rozpoznawczy, jeśli nie mamy pełnych informacji. Po drugie, kto rządzi tą wyspą? W sensie ile osób będzie trzeba przekonać, żeby ktoś nas usłyszał.- Nie chciała pytać o zbyt wiele a jednak kolejne pytania wciąż cisnęły jej się na usta- Po trzecie, jeśli będę splatać źródła magii na tej wyspie to muszę wiedzieć, czy są jakieś których mam nie tykać, powiem wprost, czy któreś z nich trzyma was przy życiu? Po czwarte, Ilu nas jest? i Czy wiecie co się dzieje z innymi więźniami? i...- tu się zatrzymała, zdając sobię sprawę z tego, że pewnie powinna przestać jakoś po drugim pytaniu, spojrzała przepraszająco na elfy dając im w końcu czas na odpowiedź.

Instynktownie znowu się skuliła, jednak tym razem wyprostowała się z powrotem o wiele szybciej. Powoli zaczęła odzyskiwać jasność myślenia, a jej myśli zaczęły iść normalnym torem możliwych zaklęć i jej kolejnych posunięć. Alfar, Ruta przypomniała sobie, że nadal była połączona z jego intersekcją. (czy czuję połączenie z intersekcją?) Zaczęła się zastanawiać czy dałaby radę się z nim skontaktować przy jej pomocy. Chociaż to musiało poczekać, aż nie ogarnie swojej aktualnej sytuacji.
_________________
Ruta
Ostatnio zmieniony przez Ruta 09-11-2020, 03:07, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 12-11-2020, 04:41   

Obecni słuchali jej słów w nabożnym skupieniu. Kiwali ze zrozumieniem i przejęcem na każde zalecenia, jakie wydała. Gdy wspomniała o mapie, ktoś z tyłu zerwał się i po chwili wrócił z zawiniątkiem z czegoś w rodzaju maty z płasko zasuszonych włókien trzcinowych.
[obrazek]
Po rozwinięciu oczom Ruty ukazała się barwna mapa, przedstawiająca archipelag.
ale oprócz wysp były na rysunku inne struktury, coś w rodzaju kręgu otaczającego obszar.
Gdy zaczęła pytać o źródła magii, zauważyła kilka skrzyżowanych spojrzeń, które mogła określić jako zatroskane. Nie spodziewali się? Czy ne wiedzą, na czym polega jej umiejętność…?
- Więc - Lare zaczęła z wyraźnym westchnieniem - Jest wiele intersekcji w obrębie wysp, wszystkie znajdują się pod świątyniami lub w fortecach, zasilając także portale. Najważniejsze jednak jest Memryiah. To miejsce jest centrum Mocy od dawna, jeszcze przed Raeth. Nasi władcy … wybudowali Piramidę i Schody Wstąpienia… stawali się… bogami. Po Przepowiedni obalono ich. Echiron poprowadził swoich, stał się pierwszym eshtjeret. Piramida stała się centrum jego władzy i potęgi. Stamtąd kontroluje wszystkie inne intersekcje. Rzecz w tym - elfka spojrzała na otaczajacych ją rodaków jakby czekając na ich potwierdzenie, pozwolenie… - że to nie sama moc intersekcji pod Piramidą… Całe wnętrze Piramidy pełne jest Luster, stamtąd eshtjeret kierują wszystkimi kohortami demonów, które dał im na usługi Szakal. Ale nawet to nie stanowi o mocy. Tam są…
Zamilkła na chwilę, jakby ta myśl z trudem przechodziła jej przez usta.
- W podziemiach Piramidy są Pola Umarłych - powiedział ten nazwany Kobhem - Na Felnor nikt nie umiera tak po prostu. Żadna dusza nie odchodzi do Stwórcy. Wszystkie demony chwytają i znoszą tam. Nikt nigdy nie wyszedł stamtąd, ale widzimy je czasem w wizjach. Energię dusz aktywuje się cierpieniem…
- Pola Umarłych liczą setki tysięcy dusz
- dokończył Oteh - Przed Raeth było nas na wyspach kilka milionów. Pod kopułą przetrwało kilkaset tysięcy. Żaden z umarłych nigdy nie opuścił Felnoru. Oni wszyscy tam są… Związani, rozszarpywani po tysiąckroć, od nowa i od nowa. Energia umarłych podtrzymywała Turkusową Kopułę, a teraz podtrzymuje Turkusowe Olbrzymy na okręgu. Moc wicefaraona i arcyksiążąt nie bierze się tylko z intersekcji. Ani z sił samego Szakala, od którego nas oddzielono…
- Czekaj, pani przecież nie wie - wtrąciła się jeszcze inna kobieta, miała brudną twarz okoloną zawojem ze szmaty, która kiedyś mogła być biała, i niesamowicie intensywnie niebieskie oczy - Memryiah to miasto na wodzie. Pomiędzy wyspami. Miasto-forteca. Można się tam dostać trzema mostami albo łodzią, ale nie ma niczego bardziej strzeżonego niż to miasto. Wstęp mają tylko eshtjeret… to są pół-demony, władcy, wszyscy władcy są eshtjeret. I nerankhu, Rzeźbiarze Ciał. I kapłani. Wszystkiego strzegą żołnierze Legionu Faraona. Oni… - westchnęła, rozumiejąc całą trudność tłumaczenia komuś wszystkiego od podstaw - To najlepsi wojownicy, gdy inni przez długie loa zasypiali w letargu, oni trenowali, a ich ciała są wzmocnione magią, jak ushebti…
- Ushebti to … ludzie maszyny - przejęła znów Lare - Medre chciała powiedzieć, że szlachetni mogli trwać w letargu, dzięki czemu ich ciała się nie starzały, wzmacniano ich też magią Szakala oraz Wodą Narodzin i innymi… Nam też kazano zasypiać, ale nie wolno było w czasie letargu oddzielać ducha i żyć umysłem.
- Dokończcie o tych ushebti… Pani ma prawo wiedzieć - wtrącił się znów Oteh - W końcu ich towarzysze się nimi staną…
Widząc rozszerzone powieki Ruty Lare spojrzała spłoszona na towarzysza.
- Tak, to prawda. Rytuał Krwawej Ziemi zakończy się tym, że pokonanych przemienią w ushebti. Najpierw każą im walczyć, by maksymalnie ich zmęczyć, do granic omdlenia, by wywołać maksymalne ukrwienie ciała. Potem ich unieruchomią, ale nie zabiją, zdejmą im część skóry, wyjmą część kości, zastępując metalowymi konstrukcjami. Wytną cześć twarzy, by zastąpić metalową płytą. Wytną większość narządów wewnętrznych, część ciała zabalsamują, zostawiając głownie mózg i rdzeń. Oni będą cały czas przytomni. Nie da się umrzeć. Ich dusze zostaną magicznie przywiązane do maszyny, jaką się staną, pozbawione części woli. Ale ich ciała będą poddane działaniu zaklęć i artefaktów, oni już nad nimi nie będą panować.
- Nas też czeka ten los
- dorzucił Oteh - Nas, Amanyi, jest dwustu pięćdziesięciu ośmiu. Dziś dwadzieścioro poświęciło się, by cię uwolnić, Tarinya. Jutro będzie to ośmiu, dwóch na Taleth, dwóch na Kush, czterech na Hiril. Wszystkich nas czeka przerobienie na maszynę albo ofiara na Polach Umarłych. Ale póki co… cóż, mamy dostęp niemal wszędzie, nawet w pałacach ktoś musi czyścić urynały.


mapa Felnoru.jpg
Plik ściągnięto 8 raz(y) 3,49 MB

_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Ruta 

Wysłany: 17-11-2020, 04:09   

Ruta nerwowo miętosiła len w palcach, jej oczy nadal były tak samo szeroko otwarte, a usta zacisnęły jej się w wąską kreskę, nadając jej twarzy chwilowo wygląd powstrzymywanego krzyku.

Ushebti. Wolała sobię nie wyobrażać Juny, Arela, ani kogokolwiek innego w tej postaci. Wiedziała, że nie ma szans ich wszystkich uwolnić nie tracąc swoich ludzi, co oznaczało, że na tym etapie żadna akcja ratunkowa nie wchodziła w grę. Była to gorzka myśl, jednak magini wiedziała, że od momentu, w którym wyszła z celi była więcej winna tym elfom niż Delfinie i innym fachowcom.

Zaczęła się zastanawiać nad wnętrzem piramidy. Na początku chciała po prostu zniwelować magiczność wszystkiego w środku w jakiś sposób, jednak później przyszło jej do głowy, że skoro kontrolowano stamtąd całe kohorty demonów to bez tego przekaźnika mógłby się tu rozpętać jeszcze gorszy chaos. Nie mów hop póki nie przeskoczysz. Ta myśl uświadomiła jej, że powinna się najpierw zająć samym problemem dotarcia gdziekolwiek.

Magini przełknęła ślinę.

- Z tego co rozumiem to naszym głównym celem jest piramida i uwolnienie dusz z pól pod nią. No i na to widzę parę opcji, czyli albo wchodzę tam spirytualistycznie co brzmi niezbyt bezpiecznie zważając na demony, albo wchodzę tam fizycznie, co prawdopodobnie wiązałoby się z przejściem pod wodą, wejściem do piramidy od dołu, czarem niewidzialności i prawdopodobnie innymi podobnymi rzeczami…albo też teleportacją, chociaarz do tego potrzebowałabym dokładnych koordynatów, w sumie wszystkie opcje są równie ryzykowne, - zdała sobie sprawę, że zaczyna myśleć na głos- wiem, że w obu tych sytuacjach musiałbym sobie też poradzić z faktem, że do miasta mogą wchodzić tylko pół demony, myślę, że dałoby się to obejść iluzją, sztucznie wykreowaną aurą lub też zrobić tymczasowe przejście w barierze, bo zakładam, że jest tam jakiegoś rodzaju bariera, broniąca wstępu komukolwiek innemu niż eshtjeret. - Ruta westchnęła, znowu czując się jakby wiedziała coraz mniej.

Miała w głowie kilka prawdopodobnych rozwojów wydarzeń, jednak o wiele za dużo niewiadomych, żeby móc oszacować szanse powodzenia któregokolwiek z nich. Jej myśli przypominały splątane węzły sieci, których uporządkowanie wydawało się bliskie niemożliwego.
- Jeśli macie to byłabym wdzięczna za papier i coś czym można pisać, oraz trochę czasu na uporządkowanie myśli.
I pisanie zaklęć. Pomyślała, i był w tym jakiś komfort. (Czy czuję połączenie z intersekcją?)
_________________
Ruta
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 17-11-2020, 14:22   

Ruta napisał/a:
Czy czuję połączenie z intersekcją?)
Aaaa, zapomniałam opisać!
Tak, intersekcja znajduje się od Ciebie o jakieś 2 km w kierunku południowo-wschodnim, jej emanacja jest słaba, ale jest.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 19-11-2020, 00:14   

“Swoich ludzi”... Nawet nie zdała sobie sprawy, jak szybko zaczęła tak myśleć o wpatrzonych w siebie wychudłych elfach. Ani z tego, jak szybko przeszła od “chcę się stąd wydostać” do “chcę walczyć o Felnor”.
- Tarinya… - Oteh chłonął każde jej słowo, próbując nadążyć za potokiem wypowiadanych na głos myśli, z których większosci nie rozumiał za grosz - Nie wiemy, jaki powinien byc nasz cel, jednak znamy dolne poziomy, podziemne tunele, możemy poprowadzić podziemiami niemal w każde miejsce na wyspie. Ale całe loa temu pozbawiono nas magii. Nie ma miejsc, skąd możnaby czerpać energię do tkania Maneas. Wszystko jest spaczone … nim. Kłamcą. Nie pomożemy ci w tkaniu magii.
Lare przyniosła kilka arkuszy czegoś, co przypominało włókna jakiejś rośliny, rozpłaszczone i posplatane w płaski papieropodobny twór. Widać było, że pierwotnie były zapisane, ale tusz usunięto zapewne wodą.
- Mamy tylko kilka. Arkusze są drogie, te zdobyliśmy zabierając z Koralowych Mastab. Na Felnor nie ma pergaminu ani papieru, bo nie ma zwierząt ani drzew. Piszemy na wereketi, arkuszach z podmorskiej trawy. Eshtjeret i nerankhu piszą na pergaminie ze skóry…
Skóry… Nie ma zwierząt… Ruta przez chwilę zastanawiała się nad tym, ale po chwili uznała, że nie chce wiedzieć.
Gdy zabrała się za pisanie, gromada wpatrujących się w nią Amanyi nieco się rozluźniła. Ktoś wyszedł, ktoś zaczął krzątać się w jakiś organizacyjnych tematach, gdyby Ruta była nieco mniej skupiona, słyszałaby jak dyskutują o przygotowaniu odpowiedniego miejsca na jej odpoczynek oraz o tym, czym nakarmią ją jutro.
W lekko narastający gwar głosów wciął się nagle jakiś głośniejszy akcent i po chwili do zadymionego pomieszczenia wszedł zdyszany elf.
- Oteh, wieści z Etten! O… wybacz! - zobaczywszy w pół słowa siedzącą Rutę, upadł na kolana i na twarz, wyciągając przed siebie dłonie - Nie zauważyłem, Tarinya!
- Mów, Moe
- mruknęła Lare, widząc, że Ruta jest pochłonięta swoją pracą - Co się dzieje w świątyni?
Moe podniósł się i powiódł dookoła zdezorientowanym i zaaferowanym wzrokiem. Odetchnął i zaczął mówić.
- W świątyni wszystko poszło inaczej… Oghare i Jona, Meron, Kude, Heto…
- Tak, wiem, Moe, każdy z nich się na to zgodził…
- Nie! Lare, oni zyją! Tam wciąż nie połapali się, że pani uciekła! - elf podniósł głos - Wszystko szło zgodnie z planem i mieli powstrzymać tych gwardzistów, którzy będą jej szukać… Ale nikt nie szukał!
- Jak to?
- Nikt nie szukał, bo w celach byli inni obcy. I jedna z nich się wydostała! I zabiła ich już siedmiu! Uderzyli w gong, wszyscy skupili się na niej, trwa tam walka! Dusze Oghare i innych wciąż są wolne!
- Dzięki bogom!
- Oteh pochylił głowę, a Lare ukryła twarz w dłoniach, by zasłonić łzy wzruszenia - Tarinya, dzięki ci! - szepnął drżącym głosem, a gdy zobaczył zdzwiony wzrok Ruty, wyjaśnił szybko - Wraz z tobą Stwórca dostrzegł nas ponownie… Może choć na chwilę przestaniemy być met’aya, śmieciami, a staniemy się znów…
- Dziećmi Deucesa
- szepnęła Lare, ocierając nos.
Ruta już chciała znaleźć własćiwe słowa, jednak w tym samym momencie poczuła coś.
To było jak irracjonalne uczucie czyjeś niewidzialnej obecności, zbliżania się może bardziej, jak wrażenie obniżającego się ciśnienia przed nadchodzącą falą wiatru. Rozejrzała się, jednak nic wokół nie zmieniło się, niczego nie mogła dostrzec. Jednak to było odczucie… dobre. Ze wszechmiar dobre. I znane. Doskonale znane.
Prawie poczuła zapach morskiej bryzy z wyspy u ujścia Yro.
Prawie usłyszała głos swojego mistrza.
Czy to możliwe, żeby tu był?....
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Ruta 

Wysłany: 25-11-2020, 03:10   

-Elidis?- wyszeptała, nie orientując się, że powiedziała to na głos.- ale jak?

To było niemożliwe… ale jednak był to Elidis, a nie mogła sobie tego uczucia wyjaśnić w żaden inny sposób.

Oczy zaczęły jej wilgotnieć, jednak szybko zdusiła w sobie tą reakcję.
Poczuła się trochę pewniej bo w końcu to był jej mistrz , a skoro tu był, chociażby tylko swoją magią, to to oznaczało, że miał jakiś plan. Spróbowała się skupić na energii, jakby się w nią wsłuchać, i zobaczyć czy ma jakiś konkretny kierunek albo źródło, bardziej odruchowo niż mając nadzieję cokolwiek znaleźć. Może dałaby radę nawiązać kontakt ?

Nakreśliła parę słów na papierze z wodorostów, skreśliła parę i dodała kolejne, prubując wymyśleć coś co pozwoli jej na komunikację bez potrzeby zawiadamiania całego felnoru o swoim istnieniu.
(jeśli do tego momentu nic nie udało jej się usłyszeć to uznaje, że wykona zaklęcie, bo trzeba chociarz sprubować)

Nadal kreśląc słówka i liczby na zielonkawym papirusie zwróciła się do elfów.

-Odsuńcie się trochę, będę tworzyć magię i potrzebuję trochę przestrzeni.

(jeśli w którymkolwiek momencie przestanie czuć obecność Elidisa, to zaprzestanie działań i spróbuje wszystko elfom wyjaśnić)

Uklękła na ziemi i skupiła się na energii biorąc głęboki wdech, Wciąż rozglądając się po ciasnym pomieszczeniu, złożyła dłonie wierzchami na sobie. I zaczęła inkantację.

-Anr hawillevive yarreth isithar atsa masiliasalo ereveth, kalatar eletre - jej palce poruszały się w takt słów, ruchami przypominającymi pociąganie za struny niewidzialnego instrumentu - sinwe, illureth Anr Sireciwe yarreth hirotha masiliasalo erwen harrantho- w miare jak czuła manę opływającą ją dookoła, jej głos stawał się pewniejszy - ilitha hirotha arato, sinwe atsa, erwen kalatar.

Kiedy skończyła, mogłaby przysiądz, że fizycznie czuła nastałą ciszę.

-Mistrzu Elidisie - zaczęła pytanie niepewnym głosem- czy mnie słyszysz ?- słowa starała się kierować jednocześnie umysłem jak i dźwiękiem. Jeśli wszystko poszło zgodnie z planem to i ona powinna słyszeć jego, jednak żeby rzeczy szły zgodnie z wyznaczonym planem to musiał to być naprawdę nietypowy dzień.

(jeśli nic jej nie wyjdzie, lub jeśli zostanie jej po prostu przekazana prosta wiadomość, to Ruta zwróci się do skonfundowany elfów)
(Jeżeli nie dostanie odpowiedzi to skurczy się w sobie i westchnie po czym dla pewności wypowie wiadomość)
-Jeśli mnie słyszysz to wiedz, że jestem bezpieczna, jednak nie mogę tego powiedzieć o innych, większość z nich prawdopodobnie znajduje się nadal w lochach, i najprawdopodobniej zostaną zmienieni w…- tutaj skrzywiła się na samą myśl o ushebti- bezwolne golemy zwane ushebti, jesteśmy w twierdzy przy stolicy wyspy najbardziej na północ, Amrunu. Są tu, i na całym Felnorze elfy, które pozostały wierne deucesowi i potrzebują naszej pomocy, pomocy tkaczy. Zrobię co będę mogła, jednak przydałaby się odsiecz, chociażby żeby odbić innych więźniów nim będzie za późno.

Zaczekała jeszcze chwilę łudząc się na odpowiedź po czym (jeśli nic nie usłyszy), rozdzieliła stworzone wcześniej połączenie.

-Anr Sire atsa hirotha, vayte sinwe eletre.- rozdzieliła swoje dłonie poczym skierowała swój wzrok na prawdopodobnie dość zdziwione elfy.

-Przepraszam, ale musiałam coś sprawdzić, poczułam obecność mojego mistrza, w sensie jego magię.- nie wiedziała jak wyjaśnić podobne uczucie elfom które oddzielono od magii wiele loa temu - Nie jestem pewna czy wy też...Ale, musiałam chociażby spróbować nawiązać kontakt.- na jej twarzy widać było wyraźne zmieszanie połączone z niekrytą ekscytacją pozostałą po początkowym szoku.

Westchnęła i zlokalizowała, wzrokiem, Oteha.

-Słyszałam co mówiłeś o źródłach magii Oteh, jednak gdzieś w lochach jest nieskażona przenośna intersekcja. Spróbuję ją zlokalizować, bo skoro wszystko inne jest nie do użytku to może być potrzebna.

Ruta jeszcze raz pochyliła się nad, zapisaną drobną kursywą, kartką i zaczęła skrobać czar na znalezienie intersekcji. I nagle przypomniała sobie co powiedział ten którego nazwali Moe. Czy Imira uciekła? W sumie mówiła, że ją znajdzie. Oby jej się udało do niej dotrzeć. Była z Tercji, jeśli ktoś mógł się przebić przez szeregi felnorczyków to właśnie ona. Chociaż naprawdę było ich sporo…

Magini na chwilę jeszcze oderwała się od pisania i spojrzała na Lare.

-Pomożecie jej? Tej która ucieka. Nazywa się Imira i jest z czarnej Tercji, czyli świetnie umie... zabijać eshkara.- chciała powiedzieć o pochłanianiu ale nie chciała ich wystraszyć - Myślę, że mogłaby nam pomóc. - Ruta nie wątpiła, że Imira by im się przydała jednak tak naprawdę to po prostu bała się co felnorczycy z nią zrobią jeśli ją złapią, a miała przeczucie, że styryjka mogłaby prosto z mostu zostać ushebti.- nie mówię o pomaganiu w walce, bardziej o pomocy w ucieczce przez korytarze.

----------------------------------------------------------------------------
powietrze aspekt światła
vive -2
formuj 2 2 2
sfera 1 2 3
uchwyć 3 2 1
słowo 3 1 3
ukryj 3 2 1
wzmocnij 1 2 1
zamknij 2 3 2
teraz 2 1 1
wpleć 2 4 3
umysł aspekt światła
ciwe 2
formuj 2 2 2
wiązka 1 1 3
słowo 3 1 3
scal 1 1 3
znaczenie 5 4 2
znajdż 1 2 3
wiązka 1 1 3
oczyść 1 2 2
teraz 2 1 1
uchwyć 3 2 1
scal 1 1 3
wzmocnij 1 2 1
41 41 42)
(Próbuje stworzyć kopułę skrywającą jej obecność magiczną , po czym próbuje znaleźć w swoim najbliższym otoczeniu wiązkę świadomości/ magii nie będącej powiązanej z szakalem, czyli nom, elidis, i się z nią połączyć w celu przekazywania/wymiany słów)

Przerwanie więzi

Umysł aspekt światła
uchwyć 321
wiązka 113
rozłącz122
zamknij 232
teraz 211
9,9,9
_________________
Ruta
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 27-11-2020, 00:17   

Sfera stwarzała się powoli, wydzielała się jak zagęszczone powietrze, widoczne tylko dlatego, że drgało. Elfy odsunęły się, robiąc jej więcej miejsca i przypatrywały się w skupieniu z nabożną czcią obserwując jej ruchy.
Gdy sfera się zamknęła, poczuła zmianę ciśnienia w uszach i musiała przełknąć ślinę, by odblokować uszy. Słyszała wciąż otoczenie, ale jakby dzieliły ich setki kilometrów.
Za to dużo wyraźniej usłyszała szum.
-Mistrzu Elidisie - zaczęła pytanie niepewnym głosem- czy mnie słyszysz ?
Jak wiatr, zbliżający się podmuch, jakby otworzyła okno gdzieś w jakieś inne miejsce, gdzie właśnie panował huragan.
Ruta…!
Głos był wyraźny, aż nienaturalnie, ale z całą pewnością należał do mistrza Zakonu.
Gdzie jesteś?! Mam tylko chwilę czasu nim zaklęcie się złamie. Czy jesteś bezpieczna?
Odruchowo chciała odpowiedzieć “Na Felnor”, ale to było przecież oczywiste. Gdzie była…? Jak nazywało się to miasto?
- Jeśli mnie słyszysz to wiedz, że jestem bezpieczna, jednak nie mogę tego powiedzieć o innych, większość z nich prawdopodobnie znajduje się nadal w lochach, i najprawdopodobniej zostaną zmienieni w…- tutaj skrzywiła się na samą myśl o ushebti- bezwolne golemy zwane ushebti .jesteśmy w twierdzy przy stolicy wyspy najbardziej na północ, Amrunu. Są tu, i na całym Felnorze elfy, które pozostały wierne deucesowi i potrzebują naszej pomocy, pomocy tkaczy. Zrobię co będę mogła, jednak przydałaby się odsiecz, chociażby żeby odbić innych więźniów nim będzie za późno.
Szum zbliżał się, falowymi uderzeniami, ale wciąż słyszała go wyraźnie.
-Zamierzam po was przyjść, po ciebie i Imirę oraz po każdego do kogo dotrzemy. Idźcie na Sakkarę, tam się spotkamy. Dostarczę wam dywersję, przybędę ze wsparciem.
Głos Mistrza zmienił się z poważnego i rzeczowego na bardziej … miękki.
Macie nieszczęście być moją małą bandą. Wyciągnę cię, przysięgam, choćbym miał iść przez ogień Pustki. Wytrzymaj.

Ostatnie słowa zagłuszył wiatr… Ten szum, gdzieś w tle, urósł do rozmiarów ryku cyklonu, zmuszając Rutę do otwarcia ust i zasłonięcia uszu.

Powoli zdjęła kopułę.

Elfy wysłuchały poważnie tego, co mówiła. Oteh i Lare spojrzeli po sobie i kiwnęli głową, jakby coś potwierdzali.
- Potomek… - szepnęła elfka - Potomek stwórców “Serca”....
- Oteh! - wtrącił się elf, ten który przybiegł z wieściami - Pani…. Co mam przekazać do Yevehenii? Czy mamy jej pomóc…? - zapytał z wahaniem. Inni spojrzeli po sobie niepewnie.
- Tarinya… - Lare spojrzała poważnie na Rutę - Czy mamy podjąć walkę z panami…?
- Możemy dotrzeć do tej, która walczy i wskazać jej drogę..
- powiedział Oteh - Ale otwarta walka… Nie mamy dużych szans.
- Ale możemy zdobyć tę intersekcję, jeśli wiesz, Tarinya, gdzie ona jest - elf poczekał aż Ruta wyjaśni - To ...koszary Legionu Amrunu. Siedziba wezyra, który zginął na Mirabi. I pałac generała Nefreka.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
  
 
 
Ruta 

Wysłany: 01-12-2020, 09:27   

Rucie nadal trochę dzwoniło w uszach od dziwnego połączenia. Jej zaklęcie faktycznie zadziałało... Elidis ją usłyszał, przyjdzie po nią! Gdyby nie masa otaczających ją coraz to nowych problemów to pewnie skakałaby teraz z radości. A jednak nie mogła uciekać, z tyłu głowy pozostawała jej myśl o Amanyi. Nie mogła ich tu zostawić. A, jeśli Elidis nie będzie chciała im pomóc, to będzie musiała zostać sama.

Teraz jednak elfy czekały na jej odpowiedź.

- Jeśli będzie się dało przeprowadzić Imirę tutaj bez otwartej walki, to tak zróbcie. Jest nas o wiele za mało, żeby ryzykować czyimś życiem gdzie nie jest to konieczne.

Zwróciła się do Oteha.

- Pałac generała Neferka…Czy w takim razie dacie radę się tam dostać i zabrać intersekcję? Czy potrzebujecie ode mnie jakiejś magicznej asysty?

Magini przetarła oczy, nie spała już od dłuższego czasu, i chociaż zarywanie nocy w podróży zdarzało jej się często, to nigdy jeszcze chyba nie czuła się tak wykończona. Duszne powietrze zamkniętego, pomieszczenia zaczynało ją powoli przytłaczać.
_________________
Ruta
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 02-12-2020, 23:21   

Zmęczenie… Tak rzadko ujmowane i uwzględniane w planach i zamierzeniach, a tak skutecznie potrafiło je pokrzyżować.
Kilka kobiet, stojących za Lare, najwyraźniej bojąc się powiedzieć to głośno, coś jej szepnęły do ucha. Elfka uśmiechnęła się.
- Tarinya, wiele przeszłaś. Potrzebujesz odpoczynku. Jest przygotowany … pokój, miejsce, żebyś mogła się zregenerować.
- Pałac generała Nefreka to nie jest łatwy cel
- mruknął Oteh, ale wyraz twarzy elfa świadczył, że nie jest to bynajmniej niechęć do działania, a wręcz przeciwnie - Możemy dostać się wszędzie, nawet do koszar Legionu. Musimy wiedzieć, jak zlokalizować ów przedmiot, jak go rozpoznać. Są wśród nas tacy, którzy parali się magią…
- To było trzysta loa temu…
- zwrócił uwagę Kobh - Od tamtego czasu nikt nie ma dostępu do many, wszystko zabrał on… Wielki Kłamca. Talaki Wishetami….
- Szakal. Tak
- Lare podeszła do wciąż rozłożonej mapy wyspy - Ale wciąż przecież potrafimy odczuwać. Znajdziemy ten przedmiot.
- A ta kobieta? W Yewehini trwa regularna walka!
- wtrąćił się ten, który dopiero przybył z wieściami.
- Pod świątynią są tunele ucieczkowe - Lare wskazała na mapie na wzgórze Etten - Są też wyloty ściekowe. To nie jest niemożliwe. Trzeba tylko do nich dotrzeć.
Goniec nie wyglądał jednak na przekonanego.
- Tam weszli już ushebti. Za chwilę zacznie się yedemi merēti. W świątyni już zaczynają obrzędy. Przybędą wszyscy eshtjeret… Demony… A poza tym… Tarinya… - podszedł gwałtownie do Ruty i rzucił się przed nią na kolana - Tamta kobieta… wybacz, Zbawicielko… Tamta, która zaczęła walkę. Ona jest demonem, podobnie jak słudzy Szakala. Nie powinnaś jej ufać…
- Zastanowimy się nad tym później
- powiedziała Lare, patrząc badawczo na reakcję Ruty, jakby szukała przesłanek, by wiedzieć, co myśleć o kobiecie nazwanej demonem. Położyła dłonie na ramionach towarzyszy, jakby chciała wlać nadzieję w ich serca. Wyraz jej twarzy… Zresztą, w oczach obecnych było widać te same uczucia.
Strach.
Przytłoczenie.
Niepewność.
Ale blask, który od nich bił, ta dziwna natchniona energia, jakby od nowa budziło się w nich człowieczeństwo. Kto kiedyś widział bezdomnego psa, zaszczutego i złamanego, jak otwiera się pod wpływem ciepła i nadziei, jak jego oczy znów zaczynają prawdziwie widzieć, mógłby rozpoznać to samo zjawisko.
Całe grono pogrążyło się w analizowaniu możliwości i układaniu planów do wykonania.

Trzy elfki, które wcześniej szeptały coś Lare, teraz podeszły nieśmiało, kłaniając się, jakby chciał całować jej ręce. To były te same, które wcześniej myły ją i przebierały. Wskazały jej wyjście i zaprowadziły do pomieszczenia, wnęki skalnej, ustrojonej plecionymi matami, oddzielonej od reszty zasłoną dzierganą z jakichś włókien, muszli i trawy. W pomieszczeniu było coś w rodzaju materaca - to było kilka mat połączonych razem, musieli zebrać ich ileś, zapewne oddając swoje własne.
Koc czy też pled, jaki na nich leżał, był wykonany z dziwnej tkaniny, grubej, ale miękkiej. Poduszki nie było.
Była za to malutka lampka oliwna, kubek jakiegoś napoju. Było tam też duszno, ciężki zapach unoszący się w całej tej podziemnej siedzibie, był także i tutaj.
To nie był jej wygodny pokoik na zakonnej wyspie.
Ale była zmęczona.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Ruta 

Wysłany: 07-12-2020, 04:46   

Na wspomnienie o tym, że Imira jest demonem, na jej twarzy na chwilę pojawiło się zdziwienie szybko zastąpione pewnością. Przez chwilę nie pamiętała do końca o co mogło im chodzić, przypomniała sobie, że widziała Imirę jako częściowo rozplecioną, jednak nie aż tak jak felnorczyków. I mimo, że nie spędziła z nią dużej ilości czasu, to Styryjka nie wydawała się zła, na pewno nie była demonem, a poza tym uratowała ją przed szakalistami w tunelach, więc, niezależnie od tego kim, lub czym była, Ruta żywiła szczere przekonanie, że była godna zaufania.

Wyprowadzona z wysznej wnęki poczuła się, trochę jakby właśnie opuszczała jakiś dziwny sen, i jakby dopiero teraz miała się zacząć wybudzać.

Wchodząc do małego pokoiku, magini poczuła się bardzo znajomo. Nie wiedziała co dokładnie przypomniało jej Talsoi. Może ciepło, może ciągły, wszechobecny delikatny zapach soli, a może znajomy cichy dźwięk obijających się o siebie muszelek. Dość, że była to ta dobra strona Talsoi, którą chciała pamiętać, i Ruta nie mogła zrobić nic innego, jak tylko się smutno uśmiechnąć.

Magini odwróciła się do elfek które ją tam przeprowadziły.

-Dziękuję. Za wszystko. I nie wahajcie się mnie budzić jak tylko będę potrzebna.- język trochę zaczynał jej się plątać, tak samo zresztą jak jej myśli, które coraz trudniej było jej składać w dłuższe zdania.

Kiedy zostawiły ją samą, nadal słyszała przytłumione głosy reszty elfów dochodzące z korytarza. Nie przeszkadzały jej one, a były bardziej przypomnieniem o istnieniu świata poza jej głową. Poza jej myślami. Zrobiła głęboki wdech dając im chwilę na poukładanie się w nierówne stosiki skarg, protestów i pytań w jednak nie za wiele jej to pomogło.

Przysiadła niepewnie na swoim posłaniu, jakby nie do końca wiedząc czy może. To wszystko nadal wydawało jej się dziwne i nie na miejscu. Ona szła odpoczywać podczas kiedy jej przyjaciele walczyli gdzieś o życie. Ona była uważana za Tarinyę gdy bardziej kompetentni od niej zostali w lochach, lub po drugiej stronie portalu. Utknęła w czymś o wiele większym od siebie, i nadal nie była do końca pewna czy we właściwym dla siebie miejscu.

Owinęła się kocem podciągając kolana pod brodę, kuląc się jak trącona gąsienica.

Miała nadzieję, że operacja wyciągnięcia Imiry się powiedzie, że intersekcję będzie się dało wyciągnąć z pałacu, że nie będzie musiało dojść do otwartej walki… Tak, wiele rzeczy nadal mogło pójść okrutnie źle. A jednak, tą jedną jaśniejącą rzeczą wśród tego całego chaosu był blask w oczach Amanyi. Coś czego nie mogła pozwolić zgasić. Coś co musiała pomóc chronić. Gdyby tylko wiedziała jak. Zdawała sobie sprawę, że będzie musiała wiedzieć i to już niedługo.

Jednakże na razie, była zmęczona.

I tak, na wpół siedząc, na wpół leżąc, jakby nadal niezdecydowana czy może odpocząć, Ruta w końcu przegrała walkę z własnym ciałem i osunęła się w sen.
_________________
Ruta
Ostatnio zmieniony przez Ruta 07-12-2020, 04:47, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 10-12-2020, 07:08   

Zdawać by się mogło, że przy takiej ilości emocji i bodźców zasnąć nie sposób - a jednak organizm zazwyczaj potrafi korygować szalejące emocjonalne burze, kiedy zaczynają zagrażać poważnym potrzebom ciała. Ruta nie zdążyła nawet zastanowić się nad tym, czy jest jej wygodnie.
A sen leczył. Sklejał wszystko, co porozrywało w organizmie zmęczenie. Rozluźniał spięte do niemożliwości mięśnie i pozwalał odpocząć umysłowi.
Może właśnie dzięki temu umysł mógł swobodniej analizować sytuację. I odbierać bodźce.

Korytarze ciągnęły się i ciągnęły, wypełnione rozentuzjazmowanymi głosami. Zakręt, rozwidlenie, kolejny zakręt, kolejne rozwidlenie. Mgła, która je wypełniała, dodatkowo utrudniała patrzenie wgłąb tuneli. Pochodnie zdarzały się coraz rzadziej, ale jakimś sposobem wokół siebie widziała doskonale. Była sama. Głosy cichły i cichły z każdym krokiem.
Jak to we śnie, zasady fizyki przestawały działać, zatem patrzyła we wszystkie strony równocześnie. Ciemność. Cisza. Mgła. Pustka.
Gołe skalne ściany, bez śladu obecności, bez śladu życia. A po chwili nie było już nawet tych ścian. Była płaska skalna półka, pustynia bez horyzontu.
I uparta, nielogiczna myśl - miałam gdzieś dotrzeć. Ale co to było? Po co…? Dojmujące uczucie, że musi się spieszyć, że jest spóźniona, a ona nie może biec, bieg we śnie jest jakąś pokraczną karykaturą ruchu.
Światło pojawiło się, gdy umysł już wytworzył wystarczająco dużo poczucia strachu, by mogła krzyczeć przez sen. Było najpierw odległą kropką. Potem przekształciło się w zapach. Nie do pomylenia - pachniał ciepły las po deszczu, rozmoknięta ziemia, zioła.
Nie wiedziała, czy to ona idzie czy to światło zbliża się do niej.
Przestrzeń w ogóle nie zachowywała się jak przestrzeń, nie dawała się przemierzać. Po prostu nagle…
Stał się las.
Stała pomiędzy drzewami, chłodna woda kapała jej za kołnierz i ściekała z włosów. Soczysta zieleń niemal raniła oczy nasyceniem koloru, łamana przez złote i różowe plamy wielkich kwiatów, zwieszających się girlandami z gałęzi. Deszcz szumiał o liście, ale to nie tylko to. Coś jeszcze szeleściło w krzakach, warczało groźnie.
- Będę czekać… - uśmiechnęła się kobieta, którą Ruta zauważyła nagle, jakby się zmaterializowała obok. Kim ona była… Magiczka założyłaby się, że zna jej twarz, że ją już widziała, ale gdzie…. Kobieta wyciągnęła rękę i pogładziła ją po twarzy - Musisz znaleźć drogę…

Ze stropu kapała skroplona woda, prosto na jej kark. Jedna z Amanyi dotknęła jej twarzy, aby ją zbudzić.
- Tarinya… Wrócili…

W większej sali, tej, w której siedzieli poprzednio, znów zgromadziło się więcej osób. Siedzieli z podkurczonymi nogami, część pod ścianami, część skupiona nad czymś na środku. Po kilku widać było, że niedawno biegli, blada skora biła szkałatnymi rumieńcami. Pomiędzy siedzącymi na matach ułożono kilka przedmiotów. Była to głównie biżuteria, naszyjnik, chyba kolczyki, a pomiędzy nimi zadziornie świeciła zielonym blaskiem mała kula. Intersekcja.
- Tarinya! - Lare zerwała się, jednocześnie usiłując się skłonić, pozostali poszli w jej ślady, przez co zrobiło się trochę zamieszania - Udało się, wykradli to!
- Generał Nefrek zgromadził dary na ołtarze - uzupełnił jeden z tych zdyszanych - Orszak ruszył już spod pałacu Arcyksięcia, za chwilę wkroczą pod Świątynię. Wyciągnęliśmy to ze skrzyń.
Nie wiedzieliśmy, które dokładnie…
- odezwał się inny - Tak dawno już nie posługiwaliśmy się maną…. Wzięliśmy wszystkie drobiazgi, które emanowały czystą energią.
- Są też wieści ze świątyni, ale mniej entuzjastyczne - Oteh właśnie wszedł do pomieszczenia - Ci, którzy wydostali się z celi, kilkunastu strażników z Gwardii Świątynnej odesłali do Piramidy, ale potem wkroczyli ushebti… Byli przygotowani do walk na arenie, więc ściągnięto ich szybko. Nasi stracili z oczu walkę, nie wiemy, co się stało. Czekamy na więcej informacji.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Ruta 

Wysłany: 15-12-2020, 20:34   

Magini instynktownie chwyciła artefakt w ręce podnosząc go z maty.

-Dzięki bogom! Udało wam się!- Ruta nigdy jeszcze nie dotykała intersekcji, ale było to niesamowite, prawie że czuła wijące się pod jej palcami sploty many, przez chwilę stała tak, kompletnie zaabsorbowana, wpatrując się w kulę z podekscytowanym blaskiem w oczach. Jednak później przypomniała sobie gdzie jest, i co się dzieje, oraz to, że ushebti właśnie wkroczyli na plac boju, gdzie znajdowała się Imira, i chyba też inni. - Czy wszyscy cali?

-Trzeba ją ukryć - powiedziała to bardziej do siebie połowicznie wymyślając już formułę. Ruta nie wiedziała czemu, jednak przez cały czas czuła, że każde jej magiczne posunięcie będzie obserwowane.- dajcie mi chwilę.

Nadal trzymając intersekcję w dłoniach uklękła w możliwie najmniej zaludnionym koncie sali, w biegu zabierając z ziemi pozostawiony tam wcześniej papirus. Nakreśliła parę słów, parę liczb. Zaklęcie było proste ale powinno zadziałać.

-Anr hawaille, ilitha ektele masiliasalo, illureth yaviee isithar atsa ektele masiliasalo ereveth, sinwe eletre.- powietrze pod jej opuszkami zaczęło delikatnie wibrować. Najprawdopodobniej ukrywając chociaż trochę silną emanację magiczną, przenośnej intersekcji.

Magia nadal była czymś niezwykle znajomym w tym niezwykle nieznajomym miejscu. I tworzenie pieśni odejmowało chociaż trochę od jej zwyczajowego zagubienia.

Nie wiedziała co sprawiało że tak bardzo się bała odnalezienia, felnorczycy, eshtjeret wydawali jej się z jakiegoś powodu rzeczą niezwykle straszną, mimo, że wiedziała, że jeden z nich zginął tak jak ginęli wszyscy normalni śmiertelnicy. Pomijając kanopy… A poza tym była prawie pewna, że eshtjeret bali się jej prawie tak samo jak ona ich. Dokładnie tak jak z pająkami… przebiegła jej przez głowę myśl. Koniec, nie miała więcej czasu na swoje irracjonalne lęki musiała się zająć ważniejszymi sprawami.

Podeszła z powrotem do maty nadal trzymając swoje kartki i położyła na niej intersekcję.
Później zajmą się tym gdzie ją trzymać.

-Na co tak naprawdę działają ushebti? Mówiliście coś o artefaktach, ale chyba każdy działa na osobnym czy parę jest podłączonych do tego samego? Zastanawiam się czy mogłabym jakoś poprawić sytuację na placu mimo, naszego czasowego braku informacji.- próbowała się skupić tylko na jednej rzeczy, jednakże miała wrażenie, że z każdą sekundą traci coraz więcej czasu.

Nic nie było pewne jeśli chodzi o Imirę ani innych prawdopodobnych uciekinierów. Nie miała z kim porozmawiać, oczywiście mogła z Otehem albo Lare, jednak miała wrażenie, że nawet gdyby jej pomysł był głupi to oni by się jej nie sprzeciwili, była przecież częścią ich przepowiedni, więc jak niby miałaby się mylić? Potrzebowała czyjejś opinii, czyjejś perspektywy. Wiedziała że umiałaby się skontaktować z Alfarem mając teraz jego intersekcję. musiała chociażby spróbować, nawet jeśli po to tylko, żeby wiedzieć czy żyje. Oczywiście, że miała wątpliwości, wiedziała, że felnor, skoro wyczuwa jej magię to może też wyczuć jej wiązkę psioniczną, ale musiała spróbować. Miała tylko nadzieję, że nie siedział w jednej z tych dziwnych anty magicznych cel.


- Czy istnieją jakiekolwiek plany, lub koordynaty piramidy? Teraz mając intersekcję i dokładne koordynaty mogłabym myśleć nad planami portalu. Poza tym, czy wiecie może co stało się z elfem, Alfarem-ai? Chciałbym spróbować się z nim skontaktować, i chciałabym wiedzieć czy ma to w ogóle jakiekolwiek szanse powodzenia.

Ruta spojrzała na pozostałe na macie przedmioty, wątpiła żeby były to artefakty, jednak sprawdzić zawsze warto. Spróbowała wyczuć czy emitują jakąkolwiek energię magiczną. Jeśli nie, też dobrze. Zawsze mogą posłużyć za różdżki.

ukrycie intersekcji
powietrze aspekt światła
znajdź 1 2 3
źródło 3 3 3
słowo 3 1 3
wpleć 2 4 3
emituj 1 3 1
sfera 1 2 3
uchwyć 3 2 1
źródło 3 3 3
słowo 3 1 3
ukryj 3 2 1
teraz 2 1 1
zamknij 2 3 2
27 27 27
_________________
Ruta
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 15-12-2020, 21:02   

(Proszę gracza, czas wysyłania odpowiedzi jest do poniedziałku)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 17-12-2020, 04:47   

Wstęgi energii pochodzące z niewielkiego artefaktu przypominały raczej drobniutkie nitki, ale działały tak samo jak wszystkie inne. Pod wpływem magicznych słów energia pracowała, przenikając materię, rozkładając ją na żywioły i aspekty, przetwarzając ją zgodnie z intencją umysłu.
Elementy powietrza zawirowały wokół niewielkiego przedmiotu, tworząc sferę, widzialną tylko dla niej, w każdym razie dopóki nie zakończyła zaklęcia.
Już chciała rozetrzeć dłonie zdrętwiałe od przepływu energii, gdy kątem oka dostrzegła coś.
To była postać, widzialna tylko kącikiem oka, na jakiejś granicy dostrzegalności. Ruta odwróciła się gwałtownie, ale niczego tam nie było oprócz zdziwionych jej gwałtownym ruchem elfów.
Ale doznanie było na tyle intensywne, że nie mogło się jej wydawać.

Pozostałe przedmioty to był naszyjnik o ewidentnie laryjskim kroju i kilka drobiazgów, które była prawie pewna, że widziała u Alfara (przepraszam, dokładny opis dam, jak dostanę od graczy).

Ci Amanyi, którzy wrócili z wyprawy, wydawali się niesłychanie przejęci. Dłonie im drżały, blada skóra kontrastowała z silnym rumieńcem, rozbiegany wzrok co chwila podążał ku drzwiom, jakby za chwilę miał wpaść tu pościg.
Lare przyniosła im właśnie kubek z wodą.
- To - oświadczyła z namaszczeniem - jest wielki i święty dzień! Od Upadku, od pogromów u początku Raeth, nie uczyniliśmy … nic, poza modlitwą. Nie sprzeciwiliśmy się siłą. Dopiero teraz, pierwszy raz… - mówiła to tak, jakby co najmniej właśnie wygrali bitwę.
Przez dłuższy czas próbowali raportować wszystko, czego dowiedzieli się w terenie, ale zbyt wiele nowych informacji nie było. Ktoś służący w świątyni słyszał, że było jakieś zamieszanie przy apartamentach świątynnych, ale w tym rejonie dopuszczano niewielu metaya. Niewiele tam było brudnych prac do wykonania.
Alfar, o którego pytała, przebywał właśnie tam, a obecnie prawdopodobnie zmierzał do głównej świątyni, gdzie rozpoczynał się obrzęd.
- Plany Piramidy … - zastanowił się Oteh - Być może kiedyś istniały jakieś. Przed Raeth, kiedy po stopniach świątyni wstępowali ku jej szczytowi dawni władcy, by zyskać iskrę boskości. Teraz… Teraz zstępują w dół, pod Piramidę. Zyskują to, co zsyła tam Wielki Oszust. Piramidę znają ci, którzy tam byli. Ci, którzy w niej władają i czerpią z niej siłę. Eshtjeret. Oni nie są już ludźmi.
- Ale można ich zabić -
dodała Lare - Udowodniliście to.
- A ushebti
… - Oteh spoważniał - To są ludzie…. Są żywi… Wyłupiono im oczy, a usta zalano metalem. Część mięśni zastąpiono stalowymi cięgnami, stawy siłownikami, wnętrzności wywleczono, a zamiast nich zamontowano coś, co nazywają Wyjącym Silnikiem. Ciało jest zabalsamowane, zalane stalą, przeszyte magicznymi narzędziami, które to poruszają. W ushebti zmienia się Obiecanych. Ale także różnych niewolników, tych,, którzy stali się niewolni za długi i za przewinienia. I nas.
- Twój mistrz, Tarinya - zagadnęła Lare - Udało ci się z nim porozmawiać? Przybędzie tu? Wszystkie portale obstawili żołnierze Legionów. Kha Mirabi też.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 17-12-2020, 17:23   

Cytat:
przepraszam, dokładny opis dam, jak dostanę od graczy

Jest to medalion z symbolem Leth Caer oraz kilka kryształów górskich i jeden agat :)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 20-12-2020, 22:42   

Cytat:

to był naszyjnik o ewidentnie laryjskim kroju

Cytat:

naszyjnik składał się z srebrnego łańcuszka z zapięcia na gwint (jak śrubka). Najbliżej niego są cztery małe, okrągłe blaszki (po dwa na stronę tak, żeby było symetrycznie), na których są namalowane/wygrawerowane (nie znam się) czerwone kółka. Dalej od nich znajdują się większe, prostokąty o zaokrąglonych bokach. Są z tego samego materiału co mniejsze i są zdobione w tym samym orientalnym stylu. Na samym środku jest wisiorek o kształcie koła z pustym środkiem. Ozdobiony jest rysunkiem symetrycznych liści utrzymany jest w tym samym klimacie i kolorystyce.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Ruta 

Wysłany: 22-12-2020, 07:03   

Ruta rozpoznała laryjski naszyjnik, nie była pewna do kogo należał, jednak pamiętała zaklinanie go przed wyjściem na felnor. Postarała się zapamiętać żeby oddać rzeczy ich właścicielom kiedy ponownie się spotkają. Jeśli ponownie się spotkają. Magini wolała jednak nie myśleć o tym zbyt długo. Jakby na zawołanie pomiędzy jej myśli wślizgnęło się wspomnienie niedawnego snu i cienia widzianego po ukryciu intersekcji. I o ile to drugie zjawisko mogła sobie wytłumaczyć przywidzeniem lub sylwetką któregoś z Amanyi, to sen był trudniejszy w zrozumieniu. Ruta zazwyczaj nie zapamiętywała swoich snów, lub jeśli w ogóle to wydarzenia z nich zawsze widziała jak przez mgłę. Jednak ten pamiętała w każdym detalu, od zapachu mokrych liści aż po poczucie mchu pod stopami. I ta kobieta… Magini nie była co prawda nigdy szkolona w interpretacji podobnych fenomenów, jednak miała wrażenie, że mogła to być Ea… Chociaż dlaczego bogini chciałaby się do niej odzywać… no właściwie powodów było parę, między innymi bycie w środku wysp opanowanych przez Swarta… I to enigmatyczne “Znajdź drogę.”. Magini uznała, że pomyśli nad tym później. Wolała nie zostawiać Lare za długo bez odpowiedzi.

- Mój mistrz planował przyjechać z posiłkami, nie jestem pewna czy chodziło mu o siły zbrojne czy też innych adeptów mojego zakonu, powiedział mi też, że spotkamy się na Sakkarze, ale nie jestem pewna czy zamierza się tam dostać jednym z istniejących portali czy też spleść własny… Cokolwiek by się nie zamierzał, jestem pewna, że Elidis da radę się tu dostać. Problem leży bardziej w tym jak my mamy to zrobić- Ruta rzuciła wzrokiem na mapę - nie prowadzą do niej żadne widoczne mosty, a nie wydaje mi się żeby tunele ciągnęły się pod oceanem… Poza tym nie sądzę, że mogłabym się tam wyprawić bez wcześniejszego upewnienia się, że Imira nie skończy jako Ushebti. Jest przyjaciółką mojego mistrza i nie mogłabym mu spojrzeć w oczy gdybym musiała mu powiedzieć, że coś jej się stało, kiedy mogłam temu zapobiec. - Magini zmarszczyła brwi.

Brak wieści z placu walk coraz bardziej zaczynała ją martwić. Oczywiście, że nie będzie nowych wieści skoro wkroczyły tam najpotężniejsze Felnorskie machiny bojowe. Pomyślała z goryczą. Nie wiedziała ile czasu zajmie zanim do dusznego pomieszczenia wpadnie elf z informacją o tym, że ushebti kompletnie zdetronizowały walczących na placu, ale miała wrażenie jakby miało się to zdarzyć lada chwila. Nie chciała czekać, ale nie wiedziała co innego mogłaby zrobić, chociaż była pewna, że dosłownie ktokolwiek inny by wiedział.
Nie chciała czekać, więc zrobiła to co robiła zawsze, kiedy czuła, że nie ma nad czymś kontroli. Na papirusie zaczęła skrobać słowa magiczne. Ushebti działały na magiczne mechanizmy i w dużej części składały się ze stali, co oznaczało, że gdyby umiała zatrzymywać te mechanizmy to mogłaby co najmniej je spowalniać, a to już coś. Nadal nie miała co prawda aspektu stali ale wcześniej jakoś sobie z tym radziła. Nie była pewna czy Amanyi pozwoliliby jej tak po prostu wparować z powrotem do twierdzy z której ją wyciągnęli więc miała dziwne wrażenie, że będzie musiała polegać na różdżkach.

-Czy są jakieś nowe wieści z placu?- nie oczekiwała odpowiedzi, gdyby jakieś były była pewna, że by ją poinformowali.- Trzeba się będzie do nich przebić i ich wyciągnąć.- różdżki, będzie potrzebować ich sporej ilości, albo potężnych zaklęć. Po skradzione przedmioty zdecydowała się sięgnąć tylko w ostateczności.- Lare, swego czasu zaklinałam tarcze, czym są wasze… obroże i czy mają w sobie już jakąś magię? Jeśli nie, to teoretycznie można by było używać ich jako różdżek.-Można by wysłać grupę elfów z różdżkami czasowo zatrzymującymi ushebti oraz takimi rozstępującymi szereg, to powinno być wystarczająco żeby się przebić do walczących i wskazać im drogę.- Ruta nie wiedziała czy ktokolwiek będzie chciała być częścią tego planu, najwyżej pójdzie sama - Potrzebuję trochę piasku do nakreślenia rytuału i trochę wody- to mówiąc magini podkreśliła parę ostatnich liczb i zdjęła ze ściany jeden z kaganków przenosząc się z mniej zaludnioną część pomieszczenia, gestami rąk pokazując elfom aby zrobiły jej miejsce, rytuał na tworzenie różdżek nie był skomplikowany jednak nadal musiała mieć przy sobie coś reprezentującego każdy z żywiołów.

------------------------------------------------
projekt zaklęcia zatrzymującego uszebti:
powietrze aspekt światła
teraz 2 1 1
emituj 1 3 1
krąg 1 1 1
ściana 1 2 2
przyspiesz 3 1 4 p2
uchwyć 3 2 1
ukryj 3 2 1
wpleć 2 4 3
ziemia aspekt ciemności
koncentruj 1 3 1 z2
wzmocnij 1 2 1
scal 1 1 3
ogień aspekt ciemności
podrgrzej 3 3 1
przyspiesz 3 1 4 p2
zamknij 2 3 2
scal 1 1 3
ziemia aspekt ciemności
teraz 2 1 1
wpleć 2 4 3
skaź 2 2 1 p1
porusz 2 1 2
przesuń 1 1 1
zamknij 2 3 2
teraz 2 1 1
znjadź 1 2 3
uchwyć 3 2 1 z1
osłab 1 2 1
spowolnij 2 1 2 z2
zatrzymaj 3 1 4
51 51 51
_________________
Ruta
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 24-12-2020, 03:44   

- Na Sakkarze?! - przynajmniej kilkoro z obecnych poderwało się tak, jakby powiedziała co najmniej “w samym środeczku piekła w towarzystwie ognistych demonów”. Kilka osób powtórzyło nazwę wyspy z niedowierzaniem.
- Sakkara … jest niemożliwa - Lare spróbowała wyjaśnić, widząc pytające, zdezorientowane spojrzenie magiczki - To jest miejsce….
- Ta wyspa
- przerwał Oteh, widząc, że towarzyszka za bardzo poplątała się w oczywistościach - jest poza kontrolą kogokolwiek… To znaczy… Felnor utraciło Sakkarę jeszcze za czasów zmierzchu Prawdziwych Bogów. Coś się tam zalęgło…To jedyne miejsce, gdzie zachowały się rośliny, ale ono nie jest tym, czym się wydaje. Tam rzeczywistość jest… pomieszana. Kamienie krwawią, owoce krzyczą, rzeczy spadają do góry, drzewa mają twarze, a woda patrzy… Żyły tam dziwne istoty, potwory… To było jeszcze przed Raeth. Gdy Echiron ścigał jednego z pomniejszych bogów, jego armię zniszczyły jakieś istoty. Rozszarpały, unicestwiły… Sam Szakal wysyłał tam swoich eshkara. My także. Sądziliśmy, że może tam znajdziemy pomoc. Ale tam jest tylko zagłada.
- Czekaj…. -
Lare gwałtownie szarpnęła go za rękaw - Na Sakkarze… Ktoś z naszych był.
- Erdu. Ale on …
- Tak. Wiem. Wyrwali mu język…
- Niech ktoś po niego pójdzie!
- Wzięli go do zaprzęgów do orszaku pogrzebowego…?
- Nie, jest za słaby
- zaprzeczyła Lare - Proszę, przyprowadźcie go!
Rozmowa o Sakkarze na razie zawisnęła w niebycie, w pomieszczeniu zrobiło się trochę chaosu. W międzyczasie ktoś przyniósł dla Ruty miskę rozgotowanych wodorostów, wciskając jej pod sam nos z zaangażowaniem babci karmiącej dawno nie widziane wnuczę.
Co chwila ktoś przychodził z wieściami - orszak pogrzebowy z ciałem arcyksięcia zmierzał brzegiem Nayili ku świątyni na wzgórzu Etten, w samej świątyni trwał rytuał. To była ciekawa sprawa. Wedle relacji Amanyi byli tam sami eshtjeret, władcy sąsiednich wysp i arcykapłani z Memryiah. Rytuał miał dotyczyć duszy arcyksięcia, ale mało kto rozumiał, na czym właściwie miał on polegać.
Z Yewheni niewiele było wieści, poza tym, że jeszcze ich nie schwytano… Podobno zawalili korytarz za sobą.
- Erdu… - Lare zauważyła wchodzącego i podeszła, by mu pomóc. Elf szedł pochylony, jego skóra lśniła nieregularnymi zabliźnieniami, wiele było dość ewidentnych, jak długie linie od bata, ale część wyglądała raczej jak ślady po obszernych poparzeniach. Wszedłszy rozejrzał się zapadniętymi oczami, zatrzymał się przed magiczką. Ruta nigdy nie widziała tak starego elfa. Podszedł bardzo blisko jakby chciał ją obwąchać, jak zwierzę. Dotknął jej twarzy jak ktoś, kto nie wierzy w to co widzi. Aż wreszcie bardzo gwałtownie ją objął i przytulił jak dziecko.
- Erdu, potrzebujemy twojej wiedzy… - Lare położyła mu dłoń na ramieniu, widząc zakłopotaną minę Ruty - Tarinya potrzebuje, abyś nam powiedział o Sakkarze. Byłeś tam…
Starzec odsunął się, zmarszczył brwi.
- Nie wolno tam chodzić - powiedział za pomocą ruchów rąk, a Lare przetłumaczyła.
- Dlaczego? Co tam mieszka?
Elf spojrzał na nią, potem na Rutę, potem rozejrzał się i wskazał na arkusze pergaminu, leżące na macie. Ktoś mu je podał, a starzec zaczął coś mazać rysikiem z węgla.
- O….Onin Heke… Heketer - przeczytała Lare - Onin… Co… Czekaj… Oczywiście! - wykrzyknęła - Onin Heketer to Kowadło Bogów! Wykuto na nim Serce Smoka… W mieście Khem, tysiące lat przed Raeth...
- “Potomek tych, którzy stworzyli Serce”... -
wyrecytował Oteh - Twój mistrz…
- Ale… co to ma oznaczać?

Pytanie Lare zawisło w powietrzu bez odpowiedzi.

- Nasze obroże -
ciekawe było, jak Oteh o tym mówił. Nie było w tym goryczy, wstydu, złości czy upokorzenia. Mówił o tym, jak ludzie na kontynencie mówiliby o, dajmy na to, kolorze skarpet- Ne ma w nich magii zbyt wiele, choć są przystosowane, by ją przekazywać. Nieposłuszny może otrzymać należną karę za ich pośrednictwem. Użytkowo służyły, by trzymać w ryzach, ale .. to było dawno. Gdy Ktokolwiek jeszcze myślał o przeciwstawianiu się.
Piasek oczywiście nie był problemem, woda trochę większym, ale ostatecznie ktoś przyniósł kubeczek, ktoś poszedł szukać większej ilości.
Ruta skupiła się na rytuale.

I wtedy dostrzegła go znów. Tym razem receptory wzroku zareagowały lepiej.
Był jak ludzka postać, rozmyty, poszarpany kształt, ledwie widoczny. Nie patrzył na nią, wyglądał jakby węszył po omacku.
To była sekunda, może mniej. Gdy skupiła wzrok, już go nie było.
I wtedy ktoś wrzasnął.
Gdzieś daleko, prawdopodobnie w górnej części korytarzy. Ale wrzasnął w taki sposób, od którego drętwieje skóra.
Jakaś elfka wpadła do pomieszczenia zdyszana.
- Znaleźli nas! Są tutaj!
- Kto…?!

Kolejne pytanie zawisło w eterze bez odpowiedzi. Gdzieś z głębi, wzmocniony kolejnym rozdzierającym wrzaskiem, dobiegł szeleszczący dźwięk płomieni.
- Magowie… - szepnęła Lare - To muszą być oni…
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Ruta 

Wysłany: 29-12-2020, 04:36   

Demony, oczywiście. Nie miała pojęcia, że mogli ich używać jako szpiegów. Ale powinnambyła o tym pomyśleć...

Powinna była powiedzieć reszcie o swoich przywidzeniach..Powinna była lepiej ukryć intersekcję, albo siebie…Ale zrobiła co mogła, dlaczego zaklęcie nie zadziałało? Magini szczerze nie miała pojęcia co mogło pójść nie tak. Powinna zapytać ilu ich jest, powinna zebrać ludzi… myśli przepływały przez jej głowę jak wartki strumień, szybko znikając gdzieś w kotłujących się odmętach paniki. Powinna to przemyśleć, skupić się, byli na górnym piętrze, teoretycznie miała czas... ale zanim się zorientowała była już na nogach.

Ruta zwinęła swoje kartki w biegu przerywając stopą usypany z piasku znak, podbiegła do maty i chwyciła intersekcję, razem z resztą ułożonej tam biżuterii, nakładając na szyję tą którą się dało, skupiając się jednak najbardziej na utrzymaniu w rękach jej jedynego źródła magii.

Słyszała wiele razy od swojej matki teorię reagowania przez ludzi na strach. Od małego wpajano jej, że trzeba się przeciwstawiać, walczyć o to w co się wierzy, jednak jej pierwszym instynktem, odkąd pamięta, było właśnie uciekanie.

-Użyli jednego z demonów żeby nas wykryć! Wszyscy Ewakuacja!- dopiero po chwili zorientowała się, że tak naprawdę nie wie gdzie iść- Lare, Ilu Amanyi może być w tunelach nad nami? Ile jest innych wyjść z tego tunelu? I o ilu tamci mogą wiedzieć? -To powiedziała już praktycznie wychodząc z pomieszczenia- Myślę, że umiem zawalać tunele jednak taki plan zakłada to że nikt nie czeka na drugim jego końcu. - Zatrzymała się, chociaż wszystkie instynkty kazały jej po prostu biec w duszny korytarz przed sobą. Nie wiesz gdzie iść, uspokój się ty głupia elfko. Spróbowała wziąć głęboki wdech, jednak z marnym skutkiem.

Magini próbowała myśleć szybko jednak jedyne co jawiło jej się jasno w głowie to, dwa krzyki, czyli zostało dwieście pięćdziesiąt sześć elfów… Dwieście pięćdziesiąt sześć elfów które miała chronić.
-Wy! - krzyknęła do najbliższych dwóch elfów, nie znała ich imion ale miała ndzieję, że uda jeje się zwrócić ich uwagę - zbierzcie tych których się da z górnych pięter i odeślijcie ich tutaj!- Głos załamał jej się raz, ale żywiła nadzieję, że brzmiała dostatecznie przekomująco.
Zapatrzyła się w Lare oczekując odpowiedzi, jednocześnie desperacko przypominając sobie wszystkie znane jej formuły na tworzenie barier i explodowanie sufitów.
_________________
Ruta
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 29-12-2020, 21:04   

Co prawda w pomieszczeniach zakotłowało się, to jednak nie była to ślepa panika. Obserwując zachowanie elfów Amanyi można by pomyśleć, że to nie pierwsza taka sytuacja w ich życiu, czy może wręcz spodziewali się, że tak będzie.
Co ciekawe, nikt nie wydawał jakichś poleceń, nikt nie nawoływał i nie zarządzał, a mimo to sprawiali wrażenie, jakby wiedzieli co robić. Tym niemniej wykonali jej polecenia, a z góry w kilku miejscach dobiegał tupot stóp i odgłosy zbiegających drabinami i schodami osób.
- Jest wiele dróg ucieczki - Oteh wskazał jej korytarz, gdzie zniknęło już kilku elfów - I są podziemne systemy jaskiń, gdzie kryjemy się od zawsze.Ale to ciebie szukają. Nie możemy przecież kazać uciekać wszystkim w podziemia…
Pierwszą myślą Ruty było “Ale jak to, dlaczego nie możemy?!”. Perspektywa, w której zawsze jest jakieś wyjście, w której zawsze jest jakieś “dalej”, gdzie można uciec, zderzała się z rzeczywistością, w której już nie ma dokąd. W której przez tysiące lat sprawdzono już każdą opcję, każdą drogę, ścieżkę, tunel. I logika poparta doświadczeniem wskazała, że skoro nie ma już dróg ucieczki, to lepiej poddać się i przeczekać.
Zdawało się, że tak właśnie wyglądał plan Amanyi - poświęcą iluś swoich, aby ona przetrwała. Bo ona, ich Tarinya Alasse, była jedyną drogą, która im jeszcze została.

Dostrzegła to kątem oka. To coś, o konsystencji pulsującej mgły, otoczone oniryczną aurą, spływało po schodach jak ciężki dym, zdawało się zagarniać światło z materii, o którą się ocierało. Patrząc na wprost nie dało się go jednak dostrzec. A może tylko ona miała tę umiejętność, by móc to widzieć, bo pozostali nie zwrócili uwagi na schody.
A stworzenie wytrzeszczyło bezdenne oczodoły w kierunku Ruty.
- Mój….! - wycharczało znajomym już głosem, a magiczka poczuła dojmująco, jakby tymi “oczami” patrzył na nią ktoś zupełnie inny.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Ruta 

Wysłany: 05-01-2021, 05:11   

Te puste oczy, Ruta spróbowała nie poruszać głową, pomimo, że wszystko kazało jej przynajmniej spojrzeć w kierunku dziwnego stwora. Musiała go mieć na oku. Z początku chciała po prostu uciekać w przeciwną stronę, jednak coś sobie uświadomiła. Czegokolwiek nie zrobię, to coś będzie mnie śledzić, albo i gorzej, może będzie na mnie polować, może poprostu rozedrze mnie na strzępu kiedy nie będę się tego spodziewała. Może czas wreszcie coś zrobić, pokazać temu cieniu, że nie jestem jego własnością.

-Uważajcie na schody- głosem siliła się na spokój, pozorując ten widoczny na twarzach elfów- stoi tam… demon- próbowała nie pokazać po sobie że sama ledwo wierzy w to co mówi- Oteh, czy jeśli użyję teraz magii to będziemy mieć większy problem niż mamy teraz?

( jeśli nie powie nic zbyt powstrzymującego to Ruta spróbuje zneutralizować zagrożenie)
( jeśli będzie chciał ją powstrzymać, to po prostu zrezygnowana spyta o kierunek ucieczki)

Magini wzięła głęboki wdech, włożyła kartki pod pachę i wolną rękę wycelowała w punkt na skraju jej pola widzenia w którym widoczna była ta cienista sylwetka. Wiedziała, że czystego światła można było używać tylko w ostateczności, jednak bała się, że jeśli czegoś z tym czymś nie zrobi to do owej ostateczności dojdzie.

- Arna… Arna - przez chwilę trudno jej było zebrać słowa i myśli, ręka jej się trzęsła- Arna yarreth aelith atsa hirotha saucarya, sinwe arato nalatare tevesse hwerrve arato!- słowa jeszcze chwilę wibrowały na jej drżących wargach.

- Dobrze- zwróciła się znowu do Oteha- w takim razie gdzie mam iść?- Ruta nie wiedziała co więcej mogłaby w tej sytuacji zrobić przeciwko hordzie felnorskich magów bojowych- Nie wiem co z wami zrobią jak was tu znajdą, ale myślę, że jednak najrozsądniej byłoby uciekać.



-------------------------------------
zaklęcie na anihilację/rozproszenie demona
światło
formuj 2 2 2
promień 1 1 1
uchwyc 3 2 1
wiązka 1 1 3
wypacz 3 3 1
teraz 2 1 1
oczyśc 1 2 2
osłab 1 2 1
rozpraszaj 1 3 1
rozdziel 1 1 3
oczyśc 1 2 2
17 17 15
_________________
Ruta
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 07-01-2021, 00:22   

Oteh, jak wszyscy Amanyi, był niezykle szczupły… wychudzony, mówiąc normalnie, zatem oczy w jego twarzy wydawały się wielkie. Teraz jednak, kiedy spojrzał na magiczkę, bodajże po raz pierwszy nie pochylając czoła przed jej spojrzeniem, miał oczy tak szeroko otwarte, że wydawały się zajmować większość kościstej twarzy. Drgał w nich strach, ale też olbrzymie przejęcie, sprawiające, że głos mu się załamywał, a przez ciało przechodził dreszcz.
- Tarinya… Nic już nie będzie tak jak przedtem. Przepowiednia… Ty… Ten, który znalazł Serce Smoka… Bogowie na powrót nas dostrzegli. Trzysta loa byliśmy śmieciami. Met’aya. Dziś znów jesteśmy Dziećmi Stwórcy. Umrzemy jako ludzie, nie jako śmieci.
Spojrzał w kierunku, który wskazała i uniósł pięści, jakby chciał się bić z tym, co nadchodziło, gołymi rękami.

Zaklęcie Ruty syknęło nad jego ramieniem.
Pełznąca po schodach istota nie była… istotą. Nie składała się z niczego, co tworzy istnienie. Była nie-istnieniem. Anty-istnieniem. Jej obecność rozszarpywała rzeczywistość wokół niej, rozszarpywała połączone ze sobą cząsteczki powietrza, wody, pyłu, ducha. Wszystko to zapadało się w anty-istnienie, tworząc wyrwę w rzeczywistości, niewidzialną dla kogoś, kto nie wiedział, jak patrzeć.
Ruta wiedziała.
W tym ją szkolono, te kilka lat na Nathronome, wyspie u ujścia Yro, należącej do Zakonu, nauczyło ją wyczuwać i dostrzegać strukturę ducha i materii, a przede wszystkim rozpoznawać rozpad tej struktury.
Moc, którą jej dano… Dar, bo tak należało to nazywać, Dar Deucesa…
Fala energii popłynęła przez powietrze, docierając do rozdartych tkanek. Jak morska fala na brzegu zmywa wszelkie nierówności piasku... Strzępy żywiołów zawirowały w strumieniu mocy, spoiwa między cząsteczkami zawiązały się od nowa, po kolei łącząc elementy rozdarcia, łącząc i łącząc, zacieśniając przestrzeń wokół anty-bytu, odbierając jej wydarte uprzednio miejsce.
Puste oczy wydawały się rozszerzyć w przerażeniu, eskhara szarpnęła się w tył, wyrywając spod fali energii, która ostatecznie zwyczajnie by ją zadusiła za pomocą odradzających się tkanek istnienia.
(Ruta vs eshkara tamiko 237 vs 204, ranienie demona)
Ryk wściekłości i frustracji usłyszał nawet Oteh, przez chwilę dostrzegając zarysy demona przed sobą.
Nie cofnął się. Uniósł tylko pięści wyżej.

Gdzieś za ich plecami słychac było kolejne okrzyki, ktoś wrzasnął, że wyjścia są obstawione, ktoś dodał, że “stoją przy Bramie Klasztornej”, ktoś krzyczał “są przy wyjściu kapłańskim!”.
Lare, która wpadła zdyszana z samego srodka zamieszania, nie zauważyła w ogóle, na co patrzą na schodach.
- Otoczyli nas! - krzyknęła gniewnym, zdecydowanym głosem - Onejromanci z Domu Snów, idą z nimi zbrojni! Obstawili wyjścia w ruinach. Została tylko droga na wschód i … i jaskinie. Ale z jaskiń nie ma już dokąd uciekać… Możemy też walczyć, ale ... nie mamy broni ani magii...
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
  
 
 
Ruta 

Wysłany: 12-01-2021, 05:57   

Magini, przez chwilę była zaskoczona tym, że dała radę cokolwiek zrobić eshkarze. Wiedziała co prawda, że teoretycznie, jako mag kreacji posiadała podobne umiejętności jednak nigdy nie miała okazji użyć ich w praktyce, aż do teraz. Toteż stała z lekkim niedowierzaniem wymalowanym na twarzy, nadal trzymając rękę uniesioną jakby ostrzegawczo w stronę schodów.

-Lare, na schodach jest eshkara, nie wiem czy podsłuchuje czy nie, ale może nie krzyczmy naszych planów zbyt głośno - starała się brzmieć spokojnie i pewnie, jednakże nie była w tym najlepsza i całość wyszła trochę jak objaśnianie podstaw medycyny w hali pełnej ciężko rannych, czyli nie najlepiej - masz rację, nie mamy jak walczyć, więc zostaje nam ucieczka na wschód. Czy jesteśmy gotowi czy nie, musimy iść. Nie wiem czy mają więcej eshkar w zanadrzu, jednakże zakładam najgorsze, poza tym całą armia obstawia te wejścia, więc nie mamy najlepszych szans. Trzeba iść, a wy idziecie ze mną. Nie będziecie tu umierać niezależnie od tego czy jako ludzie czy nie. Nie po to tu jestem, żeby przeze mnie zginęli jedyni warci ratowania felnorczycy na tych wyspach.

To powiedziawszy spojrzała na Oteha, po czym powróciła do obserwacji eshkary kątem oka, gotując się do ponownego rzucenia zaklęcia gdyby ta próbowała się zbliżyć.

-Lare, prowadź.

Ruta upewniła się, że nikt w jej zasięgu wzroku nie zostaje żeby walczyć z połową armii felnorskiej i poszła za Lare trzymając eshkarę w zasięgu wzroku tak długo jak było to możliwe.
_________________
Ruta
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 12-01-2021, 23:24   

Lare nie marnowała czasu na dalsze pytania. Zmarszczone brwi, zacięte usta… elfka buzowała chęcią czynu i działania. Na słowa Ruty odwróciła się na pięcie, rzucając krótkie “za mną”, po drodze łapała kolejne osoby przekazując im krótkie, zdecydowane polecenia. To, kim Lare była kiedyś i czego nauczyło ją długie życie na Felnor, pozostawało tajemnicą dla Ruty, ale bez wątpienia magiczka mogła zakładać, że ma przed sobą naturalny talent organizatorsko - dowódczy.
Z kolei Oteh sprawiał wrażenie, jakby zetknięcie z eskhara uduchowiło go i wzmocniło ducha, co było całkiem ironicznym skutkiem, tym niemniej elf głośno modlił się, raz po raz ogarniając ramieniem któregoś z przerażonych uciekinierów w zatłoczonym korytarzu.
Tłum ograniczył przez chwilę możliwości działania, choć Lare dwoiła się i troiła by ludzi rozesłać do różnych zejść, aby nie tłoczyli się w jednym miejscu. Z góry dobiegały nieludzkie wrzaski, huk płomieni, trzask łamanych sprzętów, dodatkowo potęgując chaos i przerażenie. I klaustrofobiczne poczucie, że oto jesteśmy w potrzasku.
- Laim, bierz rodziny z zachodniej i do zejścia za kaplicą! Met, zejście główne, bierz ilu możesz! Zachować spokój! Po kolei, do zejścia! Zostawcie rzeczy, poradzimy sobie! Po kolei, pomagać sobie!
- Bogowie znów są z nami! - Oteh wydawał się wtórować jej w równoległym i równie ważnym duchowym wymiarze - Miejscie nadzieję! Tarinya jest z nami, demony pierzchają przed nią! Nie gaście ducha, bogowie znów na nas patrzą!

Zejście na dolne poziomy było w istocie dziurą w ziemi, zaopatrzoną w coś w rodzaju sznurowej drabiny, plecionej z morskiej trawy. Ruta nie uważała się za szczególnie delikatną, ale jednak szorstka faktura włókna zdarła jej dłonie niemal do krwi, zanim udało się jej zsunąć na dół.
Tu korytarz był nieco szerszy. Lare zarządzała zapalaniem świateł, by zbyt wiele oleju nie marnować na świecenie zbyt wielu świateł.
Ściany były z tego samego beżowego kamienia, ale tu był ciemniejszy i bardziej porowaty, co mogło być skutkiem wieluset lat zatopienia. Słona woda wżarła się w skałę, upodabniając ją nieco do powulkanicznych pumeksów i scorii, w bliżsszym kontakcie zdzierała skórę nie gorzej niż lina z morskiej trawy. Ściany zwracały uwagę charakterystyczną strukturą, którą Ruta mogła zauważyć także na wyższym poziomie, tylko t am było to znacznie rzadsze. Ściany mianowicie były pełne półek, wnęk właściwie, wyciętych na pół metra w głąb skały, długich na jakieś dwa metry. Niektóre z nich zamknięte były wyraźnie dopasowaną płytą kamienną. Wnęki były także w licznych pomieszczeniach, jakie mijali, pomieszczenia te były ewidentnie zamieszkałe, we wnękach widnały sprzęty oraz plecione maty i koce, takie, jakie widziała używane do spania.
- Tu możemy poczekać, aż pozostali zejdą. Wyznaczyłam ludzi, rodziny muszą się odnaleźć i podążyć za nami - Lare wskazała jedno z takich właśnie pomieszczeń, wskazując Rucie siedzisko w jednej z takich właśnie wnęk, wyższych nieco niz inne, dzieki czemu mozna było w niej usiąść - Zatem. Dawne korytarze tego poziomu prowadzą pod wzgórze Etten. Tam zapuszczamy się rzadko, tylko ci, którzy słuzą w Yeweheni, lochach świątynnych. Kiedyś było więcej połączeń ze Starą Świątynią… ale teraz to tylko ruiny w których mieszkamy, a Wzgórze Etten zamurowało i zawaliło większość przejść. znam jednak przynajmniej kilka - elfka przyklękła, uprzednio wyciągnąwszy jakiś podłużny przedmiot, którego użyła jako rysik na pylistej podłodze - Jedno wyjście jest pod amfiteatrem. Istnieje wielka podziemna droga, wiodąca pod całą świątynią, od Yewehenii aż do areny, droga, którą wprowadza się na arenę walczących. Przy arenie jest malutki tunel odwadniający, połączony z dawnym systemem podziemnym, w którym jesteśmy. Jest też wejście, którym wydostaliśmy ciebie, pani, zsyp latryn. Ale podejście pod górę tym kominem to wyczyn tylko dla bardzo sprawnych, poza tym wlot jest tuż przy kordegardzie. I trzecie wejście… Niegdyś, gdy wzgórze Etten było bardziej obronne, istniała tajna droga ucieczkowa, prowadząca z Yeweheni, połączona także z pałacem świątynnym. To labirynt, usiany pułapkami. Można tamtędy wejść, znam miejsca, dwa dokładnie, gdzie owe tunele mają wylot, jednak gdy nie zna się owych pułapek, ta droga prawdopodobnie pogrzebie każdego, kto spróbuje. U stóp światyni, na arenie - analizowała w skupieniu - za chwilę zacznie się kolejny etap pogrzebu. Nie wiemy, czy twoich przyjaciół, pani, schwytano, jeśli tak, to tam właśnie będą. Jeśli nie… to mogą być wszędzie…
- Świątynia
- szepnął Oteh, choć mówił cicho, to słyszących przeszedł dreszcz - Świątynia jest pełna mocy… Eshtjeret otworzyli połączenie z Wielką Piramidą, z Memryiah. Zatruta moc płynie korzeniami Ei… Demony szykują się na pościg….
- Oteh…?
- Lare spojrzała na niego zaniepokojona - Oteh, czy ty … zacząłeś znów “widzieć”...?
Elf podniósł na nią swoje wielkie oczy i uśmiechnął się ciepło.
- Bogowie… znów nas widzą… Tarinya, wybierz drogę.

wzgórze Etten Ruta1.JPG
Plik ściągnięto 4 raz(y) 5,55 MB

_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Ruta 

Wysłany: 26-01-2021, 13:28   

Magini zastanawiała się chwilę wpatrując się w niski sufit, jakby czekając aż właściwa odpowiedź pojawi jej się w głowie. Jednakże ta nie zamierzała nadejść.

-Przejdziemy pod amfiteatrem.

Przechodzenie tuż pod świątynią brzmiało ryzykownie, jednak Ruta musiała wiedzieć co stało się z resztą jej przyjaciół. Pozatym miała nikłą nadzieję, że Felnorczycy zaabsorbowani rytuałem w świątyni nie pomyślą o szukaniu ich w korytarzach tuż pod sobą. Inna rzeczą, która teraz ją martwiła był Oteh. Felnor był dziwnym miejscem, i wizje wydawały się czymś całkiem prawdopodobnym. Jednak coś w tonie Lare kiedy o nich mówiła, wydawało się niepokojące.

Magini oparła się o ścianę wiedząc, że za chwilę będą musieli iść, mentalnie sprawdzając czy nadal ma ze sobą wszystkie rzeczy zabrane z poprzedniej kryjówki. 

-Czyli, Oteh, miałeś te wizje wcześniej. Skąd masz tą umiejętność?
_________________
Ruta
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 04-02-2021, 17:34   

Oteh uśmiechnął się, na poły smutno, na poły sentymentalnie, wpatrując się w nią oczyma, które wydawały się lśnić bardziej niż zwykle.
- Tak… - odpowiedział jednocześnie i Rucie i Lare - Bogowie oddali mi… wzrok. Widzę, jak tętni życie, jak przepływa milionami żył w ciele Ei, widzę moc, widzę… ciebie, Tarinya, niosącą dar samego Stwórcy. Widzę, gdzie płynął nici twoich myśli… Widzę… strach i nadzieję. I tych, którzy nas ścigają. Grobowce pod ruinami świątyni nie są już bezpieczne. Nigdzie już nie jest bezpiecznie.

Grobowce… W kotłowaninie emocji i zdarzeń magiczka nie dostrzegła tego wcześniej. Wąskie korytarze, malutkie pomieszczenia, których ściany wydrążone były w półki o konkretnych wymiarach…
Katakumby.
Mieszkali, jedli i spali w grobach.
Lare uklękła przy towarzyszu, ocierając łokciem łzę wzruszenia, złapała go za ramiona.
- Bogowie znów nas dostrzegli. Bezpieczeństwo to mała cena... - powiedziała pewnym, choć nieco drżącym głosem i podniosła wzrok na otaczających ich ludzi - Ja ufam bogom i ufam Przepowiedni! - wstała, roztaczając wokół siebie aurę pewności i charyzmy - Jeśli trzeba, uciekniemy na Sakkarę i tam będziemy się bronić! Pójdziemy podziemiami do wybrzeża, a tam zdobędziemy tratwy. Lub znajdziemy przejście pod ziemią! I umrzemy wolni!
Jej słowa utonęły w okrzyku, stłumionym przez ciasne ściany, rozmytym przez załamujące się we łkaniu głosy, był to jednak pierwszy od tysiącleci krzyk, który z siebie wydali.

Ruszyli wąskimi przejściami, podzieleni na wiele grup, koordynowanych sprawnie przez Lare i jej na bieżąco budowany zespół zwiadowców. Zakrawało na istny cud, że ta drobna, brudna istota była w stanie zapanować i tchnąć nadzieję w tłum, który bezwolnie szedł ich śladem. To było ciekawe zjawisko - przecież bądź co bądź w przeciągu kilku minut musieli porzucić swoje siedziby, uciekać z tym, co mieli w rękach, niepewni o los bliskich. A jednak szli cicho, obojętnie, jakby od zawsze byli przyzwyczajeni do tego, że w każdej chwili mogą stracić wszystko co mają. Co zresztą mieli, cały ich majątek to były śmierdzące łachmany i plecione z trawy maty. I życie. To jednak było najwyraźniej warte jeszcze mniej.
Jak z istot zobojętniałych i uległych uczynić armię…

Kolejni zwiadowcy Lare przybywali z wiadomościami ze wszystkich stron.
W amfiteatrze rozpoczynały się obrzędy. Za chwilę mieli zstępować eshtjeret - pół-demony, pół elfy, władcy i arcykapłani Felnoru. Wedle kolejności obrzędów, rozpocząwszy rytuał w świątyni, którą połączyli przepływem energii z Wielką Piramidą, schodzili kolejno do amfiteatru, prezentując zgromadzonym swoją moc. Ruta nie wiedziała, na czym to dokładnie miało polegać, a amanyi nie bardzo potrafili wyjaśnić.
W lożach wokół areny zgromadzili się już możni i lud wyspy Amrun.
Byli tam już także Nefrek, generał Legionu Amrunu oraz Euket, Mistrzyni Snów, przewodząca onejromantom w miejsce zabitej na Kha Mirabi mistrzyni Shepsut. Oboje Ruta mogła pamiętać z chwil po pojmaniu, spędzonych w górskiej fortecy.
Ale zwiadowcy przynieśli także kilka innych wieści.
W loży Legionu znajdowali się kultyści Szakala z kontynentu, Teleris oraz Syvis, oboje jej rodacy z Talsoi.
Poza lożą, ale wśród żołnierzy dostrzegli także Enrique, Styryjczyka, który sprzedał się Szakalowi. Co ciekawe, prócz kultystów było tam także dwoje innych - z opisu Ruta mogła wywnioskować, że chodziło o rudowłosą Sile oraz Otello Famosa, Styryjczyka.
Co ciekawe, reszta ich towarzyszy była zupełnie gdzieś indziej - w loży Świątyni znajdowała się profesor z Ofiru, Delfina da Tirelli wraz z dwójką swoich ludzi, Arelem i Juną. Wkrótce też zwiadowcy donieśli, że do loży zmierzają, prowadzeni z gronem eshtjeret, jeńcy z kontynentu, Altaris, Alfar i Wilczan.
Nie mieli za to zwiadowcy wieści o pozostałych, tych, którzy uciekli z więzienia. Pościg, wraz z oddziałem ushebti, stracił ich z oczu w korytarzach ucieczkowych, w starożytnym labiryncie pełnym pułapek. Za to u wylotu owych korytarzy stali legioniści Nefreka, oddział około 30 ludzi.

Zatrzymali się na obszernym rozstaju. Tu podziemia bardziej przypominały już lekko przekształcone jaskinie, niż murowane katakumby pod starożytną świątynią. Byli dokładnie pod amfiteatrem.
- Tarinya - Lare chwilę wcześniej zgromadziła zwiadowców, analizując wszystkie informacje - Wokół areny na trybunach znajduje się przynajmniej ośmioro twoich towarzyszy, nie liczę sług Szakala. Każdego z nich możemy spróbować stamtąd wyprowadzić, gdy tylko główne obrzędy odwrócą uwagę możnych i ich straży. Najtrudniej będzie z księciem z Larionu, wydaje się być najlepiej strzeżony. Najłatwiej zaś z tymi, którzy są wśród żołnierzy, owa płomiennowłosa kobieta i jej towarzysz. Gdybyś… - podniosła rozpalony emocjami wzrok na Rutę - ty, pani, pomogła nam by zaćmić wzrok strażników i zmylić pościg, tych udałoby się uratować


wzgórze Etten 2.JPG
Plik ściągnięto 5 raz(y) 5,65 MB

_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Ruta 

Wysłany: 09-02-2021, 06:42   

Ruta przyzwyczaiła się już powoli do wąskich korytarzy, które zaczęły stanowić dla niej pewien rodzaj komfortu. Sprawiały wrażenie niewykrywalnych, odizolowanych od potencjalnych prześladowców. Zastanawiała się po jakim czasie przyzwyczaili się do nich amanyi. Paru tygodniach? A może paru loa? Ile czasu musiało minąć zanim porzucili nadzieję na normalne życie na powierzchni. Te ciemne przejścia coraz bardziej przypominające wnętrza jaskiń wprowadzały ją w jakiś dziwny trans, z którego wyrwał ją dopiero raport zwiadowców.

Znała już trochę bardziej lokalizację Imiry i reszty uciekinierów, o których istnieniu była już teraz pewna, to dobrze. Nie poszła w ich kierunku. To źle. Nie wiedziała jakich obrażeń mogli się nabawić podczas walki z ushebti, jednak miała nadzieję, że takich z którymi poradzili sobie medycyną polową, po ciemku, pośród korytarzy. Nie była też pewna czy są w dostatecznie dobrym stanie aby wziąć na siebie trzydziestu legionistów. Przez te myśli, sytuacja jeńców pousadzanych w lożach amfiteatru nie wydawała jej się, aż tak godna pożałowania. Magini zmarszczyła brwi na myśl o narażaniu swoich elfów akurat w tej sytuacji. Jednak, widziała iskry w oczach Lare i nie wiedziała czy tym razem zdoła jej odmówić.

-Lare, czy myślisz, że oni naprawdę są w niebezpieczeństwie? Nie znam waszych zwyczajów, nie wiem jak ma działać ten rytuał, jednakże ludzie siedzący na trybunach są zazwyczaj we względnie bezpiecznej pozycji. Nie zrozum mnie źle, jeśli naprawdę coś im grozi to pomogę, po prostu wolę byśmy nie podejmowali niepotrzebnego ryzyka. To co jest pewne to to, że trzeba się jakoś dostać do zbiegłych więźniów, jeśli naprawdę są w labiryncie osaczonym przez legion to myślę, że przyda im się nasza pomoc. Przynajmniej jeśli chodzi o wyjście, chociaż nie można wykluczyć też pomocy medycznej.- Ruta rozejrzała się i potarła kąciki oczu. Po głębszym namyśle sytuacja sile i Famosa naprawdę nie prezentowała się najlepiej. Wdech.- Jeśli naprawdę Sile i Famos są w niebezpieczeństwie to trzeba ich stamtąd wyciągnąć. Mogę dać wam osłonę tymczasowej mgły lub ciemności jeśli chodzi o dezorientowanie strażników. Mogę też zawalać tunele lub tworzyć nowe ściany jednak nie wiem czy to wystarczy jako zmylenie pościgu jeśli mamy do dyspozycji tylko jeden korytarz. Na otwartej przestrzeni szanse mamy nikłe, a podziemia nam się kończą. Jeśli masz jakiś plan na drogę ucieczki to teraz jest na niego moment. Jednak gdziekolwiek ona nie powiedzie, ja z małą grupą planuję wycofac się do tuneli ucieczkowych żeby pomóc uciekinierom, jeśli pozwolą na to warunki.

Magini prawie namacalnie czuła napięcie w powietrzu, wiedziała, że elfy czekały wiele tysiącleci by w końcu coś zdziałać, a ona wciąż bała się ryzyka, może powinna im pozwolić pakować się tam gdzie chcą, może dowodzenie polegało jednak na kompromisowym traceniu ludzi. Ruta nie miała pojęcia, chociaż nadal wolałaby się tego dowiadywać w mniej stresujących warunkach.
_________________
Ruta
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 11-02-2021, 15:10   

Lare spojrzała na magiczkę z mieszaniną niezrozumienia i wzburzenia, skierowanego chyba bardziej przeciwko własnej osobie niż przeciw Rucie.
- Wybacz mi pani - odruchowo upadła na kolana, unosząc dłonie nad głową, jak ktoś kto chce, by ewentualne razy spadły na ręce, nie na czaszkę - Źle zrozumiałam twoją intentcję. Myślałam, że chcesz byśmy zebrali twoich ludzi i podążyli na Sakkarę, gdzie ma czekać twój mistrz…
Jej słowa zagłuszył jakiś rumor w korytarzu, ktoś coś krzyknął, ktoś odpowiedział.
- Idą za nami! Żołnierze Legionu!
- Zwiad! To zwiadowcy!

Lare uniosła wzrok do góry, oczy lekko jej zadrgały, lekko. Podniosła się i wycofała zwinnym ruchem, biorąc w ręce jakiś kij z przymocowaną na końcu wyszlifowaną kością. Ludzką.
- Zatrzymam ich - powiedziała zmienionym, niskim głosem i zniknęła pomiędzy swoimi ludźmi zanim Ruta zdążyła zareagować.
Oteh obserwował całą scenę, milcząc, zapatrzony gdzieś w przestrzeń, poza ciasne ściany katakumb.
- Oni wszyscy są w niebezpieczeństwie… - szepnął, a jego słowa utonęły wśród innych głosów, tym niemniej Ruta zdołała je wychwycić - Wszyscy tam, ci, którzy sądzą, że będą składać ofiary i ci, którzy nie wierzą, że to oni mają być złożeni. Nadchodzi gniew, którego się nie spodziewają, a Gniew jest ślepy.
Uśmiechnął się lekko na jej pytające spojrzenie.
- Wybacz mi, Tarinya. To, co było dla mnie zakryte, teraz znów … widzę, odczuwam. Ale nie zawsze potrafię nazwać. Tu, na Felnor, śmierć nie jest taka, jaką znasz. Umarli nie odchodzą. Nie mogą. Wszyscy jesteśmy tu uwięzieni, nasze dusze są zapieczętowane paktem własności. Nawet… zwłaszcza ci najpotężniejsi. Eshtjeret … to w połowie demony, dusza człowieka spleciona z duchem Pustki. Zabiliście eshtjeret... ? Nie. Zabiliście ciało, chronione magią, rozerwaliście więź ducha z umysłem, przez co moc ducha przestała być precyzyjna. Ale nie zniknęła. Sechemset nie zniknął, jego duch jest pełen szaleństwa i wściekłości, ślepej nienawiści do wszystkiego i wszystkich. Nadchodzi… a gdy go dostrzegą, będzie za późno.
Z kierunku, w którym odeszła Lare i część jej towarzyszy, dobiegły podniesione głosy i dźwięki walki, które umilkły po chwili. Nikt jednak stamtąd nie biegł, nie było słychać żadnych odgłosów paniki, albo więc zwiadowcy ustąpili albo zostali pokonani, co było jednak mniej prawdopodobne,, bo zwycięstwo musiałoby stać się przyczyną entuzjastycznej reakcji.
- Dokąd, pani, mamy podążać? - zapytał stojący obok Oteha elf - Czy zmierzamy na Sakkarę? Czy jeszcze gdzieś indziej?



Podpowiedź od MG. Kolejna runda zostaje przeznaczona na rozważania i pytania zamiast działań. Podkładam tu pod nogi kolejne możliwości i albo nie zostają one zrozumiane, albo zostają odrzucone.
Jeśli to kwestia niezrozumienia, to proszę pytaj na offtopie, postaram się wyjaśnić to, co nie jest fabularnie klarowne.
Jeśli to drugie, to oczywiście Twój wybór, ostrzegam tylko przed późniejszymi żalami.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Ruta 

Wysłany: 16-02-2021, 15:18   

Idziemy zgarniamy tylu ludzi ilu damy radę, a potem idziemy na Sakkarę.
_________________
Ruta
Ostatnio zmieniony przez Ruta 16-02-2021, 15:26, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,11 sekundy. Zapytań do SQL: 15