Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
"Kapłańska opowieść" (by Aerlinn)
Autor Wiadomość
Aerlinn 
Tavariel In'Tebri


Skąd: Kraków
Wysłany: 26-10-2010, 07:01   

Indiana napisał/a:
Off się skichał z nadmiaru patosu


Rada dla mnie i Alka - uważać z patosem, bo stracimy Offa.
_________________
2010-2012 - Aerlinn Tavariel In'Tebri, kapłanka Silvy i Herna
2013 - + Sonja córka Aliny z Sulimów, drużynniczka rodu Kietliczów Karanowiców
2014 - kadet (bardka Nawojka, + Angela Ehrenstrahl, Talsojka Arianwel'arya... i inne)
2014 Nelramar - + Tulya'Istanien z rodu Idril, Vayle'Finiel z rodu Meredith oraz khorani Akhala'beth (khorani drugiego hurdu tentara kedua)
 
 
 
The124C41 
No good deed goes unpunished


Skąd: Outer Heaven
Wysłany: 26-10-2010, 08:34   

xD Moja droga, skąd wiesz, że ten cały patos to nie jest część mojego złego planu by go wykończyć?

Cytat:
The124C41 napisał/a:
i adresatka zbiera 'kolegów po fachu' ze słowami 'słuchajcie, to będzie dobre' :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: .
:D :D Względnie adresatka łapie się za głowę, burcząc pod nosem "nie, tylko nie znowu on!!" ;) ;)


A to też możliwe xD Ale zawsze mnie ciekawiło, jak Herba reaguje na Ivara...
_________________
Obóz 2010 + epilog 2010 - Alexander Verlaine Marlowe, szpieg ofirski
Epilog 2011 - Calatin de Vere, niziołczy uczony
Obóz 2012 - Caius Katsulas/Alexander Verlaine Marlowe, szpieg ofirski na usługach Proroka

There's only one way for a professional soldier to die. That's from the last bullet of the last battle of the last war.
 
 
 
Nox 
Noxxis Młotodzierżca


Skąd: Z Shamaroth'u
Wysłany: 26-10-2010, 09:55   

Cytat:
Ale zawsze mnie ciekawiło, jak Herba reaguje na Ivara...

No nie to znowu on!!
_________________
Noxxis Młotodzierżca, Kapłan Wajana, Mag Runiczny, Saper oraz antytalent handlowy. W latach 2010 i 2011, oraz 2012, lecz z brakiem możliwości kontynuacji.
Właściciel łokcia nie do zdarcia i kolana nie do wygięcia... Tak się zastanawiam... Co następne sobie uszkodzę?
 
 
Aerlinn 
Tavariel In'Tebri


Skąd: Kraków
Wysłany: 26-10-2010, 17:01   

Nox napisał/a:
Ale zawsze mnie ciekawiło, jak Herba reaguje na Ivara...


"To ten szaleniec... - tu podnosi słuchawkę, względnie spogląda sobie na ziemię. - Dobra, mów, co chcesz, Ivar i nie zawracaj... głowy"
_________________
2010-2012 - Aerlinn Tavariel In'Tebri, kapłanka Silvy i Herna
2013 - + Sonja córka Aliny z Sulimów, drużynniczka rodu Kietliczów Karanowiców
2014 - kadet (bardka Nawojka, + Angela Ehrenstrahl, Talsojka Arianwel'arya... i inne)
2014 Nelramar - + Tulya'Istanien z rodu Idril, Vayle'Finiel z rodu Meredith oraz khorani Akhala'beth (khorani drugiego hurdu tentara kedua)
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 26-10-2010, 20:23   

Nox napisał/a:
No nie to znowu on!!
Wiesz, Nox, na twoim miejscu nie czepiałabym się innych kapłanów, tylko zastanowiła, jak reaguje Wajan... :D :D :D Słyszysz świst lecącego kowadła...? :D ;) ;)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Abdel 

Skąd: Warszawa
Wysłany: 26-10-2010, 23:33   

Ale Noxis się nie boi! Prawda?(Bo wie,że kowadło i tak spadnie na mnie ;) )
 
 
Nox 
Noxxis Młotodzierżca


Skąd: Z Shamaroth'u
Wysłany: 27-10-2010, 14:19   

Nom :mrgreen:
_________________
Noxxis Młotodzierżca, Kapłan Wajana, Mag Runiczny, Saper oraz antytalent handlowy. W latach 2010 i 2011, oraz 2012, lecz z brakiem możliwości kontynuacji.
Właściciel łokcia nie do zdarcia i kolana nie do wygięcia... Tak się zastanawiam... Co następne sobie uszkodzę?
 
 
Pedro 

Wysłany: 27-10-2010, 16:28   

Noxis za to boi się zejść do podziemi :D Krasnolud z klaustrofobią...
_________________
2010 - Rion (random), zwiadowca z czarnego tymenu
2011 - Nil, łowca potworów
2012 - Nil, łowca potworów (†)/ Ralf, podróżnik odporny na magię (zabójca magów)
2015 - Ralf, Sędzia Rega
 
 
Aerlinn 
Tavariel In'Tebri


Skąd: Kraków
Wysłany: 27-10-2010, 17:42   

Nie czepiaj się Noxa, biedactwo miał większą kuźnię, a do pradawnej sztolni to się wielu bało zejść. Nie zapominaj, że mimo wszystko Noxis był na Ścieżkach, na co ja się nie odważyłam.

P.S. Nie, nie bronię go dlatego, że gdyby nie jego "CO?!" i odnalezienie mnie pod namiotem, to musiałabym robić nową postać.
_________________
2010-2012 - Aerlinn Tavariel In'Tebri, kapłanka Silvy i Herna
2013 - + Sonja córka Aliny z Sulimów, drużynniczka rodu Kietliczów Karanowiców
2014 - kadet (bardka Nawojka, + Angela Ehrenstrahl, Talsojka Arianwel'arya... i inne)
2014 Nelramar - + Tulya'Istanien z rodu Idril, Vayle'Finiel z rodu Meredith oraz khorani Akhala'beth (khorani drugiego hurdu tentara kedua)
 
 
 
Abdel 

Skąd: Warszawa
Wysłany: 27-10-2010, 18:25   

Aerlinn napisał/a:
Nie zapominaj, że mimo wszystko Noxis był na Ścieżkach, na co ja się nie odważyłam.

No ale ty miałaś elficką szatę kapłanki A po ścieżkach to nawet mój płaszcz który niejedno przeżył wyglądał jak szmata używana do czyszczenia latryn :D Więc to,że cie nie było jest zrozumiałe :P (więc nie wciskaj mi tu kitu,że się bałaś :P tylko raczej mów,że po ścieżkach nie miałabyś w czym chodzić)
 
 
Aerlinn 
Tavariel In'Tebri


Skąd: Kraków
Wysłany: 27-10-2010, 18:48   

Jest kilka powodów, a mianowicie:
Po pierwsze - Moja postać się bała i to BYŁO uzasadnione (bo Hugin nieźle nastraszył całe towarzystwo, więc było dziwne, że elfka, która pół/trzy czwarte życia spędziła za murami świątyni, ma być nieustraszona niczym Ulf do kwadratu)
Po drugie - sztuka perswazji Durgha niedaleko ma do perfekcji, a on wolał, żebym została, wręcz zaklinał mnie, żebym z nimi nie szła.
Po trzecie - jako gracz nie wiedziałam, jak wygląda przeciskanie się przez sztolnie i fatycznie, Zak ma rację, nie miałabym w czym chodzić. Ale gdyby okazało się, że kapłani są pilnie potrzebni, to pewnie jakoś oszukałabym Durgha i bym się ukradkiem prześlizgnęła.

Do tej pory żałuję, że na Ścieżkach nie byłam, więc w przyszłym roku, choćbym miała pójść w "uklimatycznionym" dresie, to pójdę. I nic (prawie nic, bo umierający pacjent zawsze przed przyjemnościama) mnie nie powstrzyma.

Swoją drogą, obóz i czekanie na was też miało swój klimat. Jak poprosiłam Onfisa, żeby opowiedział o słynnym Arden i jak mu w końcu pomógł "człowiek jarla", jak koło dwunastej/pierwszej poszliśmy do halli, żeby było bezpieczniej i jak nas ktoś z kadry chciał wygonić do namiotów ("W halli się nie śpi ani nie wartuje, wartuje się przy ognisku, a śpi się w namiotach" albo coś w tym stylu") W końcu o równej drugiej wymarsz do namiotów ("Nie obchodzi nas Ormurin, idziemy SPAĆ").

P.S. -> Onfis naprawdę ładnie opowiadał o Arden. Widać, że czytał opowiadanie Indi.
_________________
2010-2012 - Aerlinn Tavariel In'Tebri, kapłanka Silvy i Herna
2013 - + Sonja córka Aliny z Sulimów, drużynniczka rodu Kietliczów Karanowiców
2014 - kadet (bardka Nawojka, + Angela Ehrenstrahl, Talsojka Arianwel'arya... i inne)
2014 Nelramar - + Tulya'Istanien z rodu Idril, Vayle'Finiel z rodu Meredith oraz khorani Akhala'beth (khorani drugiego hurdu tentara kedua)
 
 
 
Marion 

Skąd: DG
Wysłany: 27-10-2010, 20:30   

Abdel napisał/a:
szmata używana do czyszczenia latryn :D

Jeżeli teoria Morena nie była błędna, to nawet nie wiesz, jak bliski jesteś prawdy z tą latryną ;p
Ostatnio zmieniony przez Marion 27-10-2010, 20:36, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 27-10-2010, 22:25   

Abdel napisał/a:
A po ścieżkach to nawet mój płaszcz który niejedno przeżył wyglądał jak szmata używana do czyszczenia latryn
W tajemnicy wam powiem, że wynaleziono na to eliksir... Niezwykle wyjątkowy i trzeba ostrożnie używać, bo może zaszkodzić. Tajemny składnik rozpuszcza się w misce pełnej wody, najlepiej podgrzanej nad ogniskiem... Potem wrzuca tam ciuch po wyprawie, ugniata 15 razy, potem miesza 3 razy w prawo i 4 w lewo, potem trzeba dokładnie wypłukać i wysuszyć... I ciuch jak nowy :P O ile nie pomylisz kolejności mieszania! Bo wtedy kicha :P

Brudasy ;) ;) ;) ;)

Aerlinn napisał/a:
Jest kilka powodów, a mianowicie:
A mianowicie dałaś się zmatolić i opuściłaś jedną z najfajniejszych akcji obozu ;) ;)

Marion napisał/a:
Jeżeli teoria Morena nie była błędna, to nawet nie wiesz, jak bliski jesteś prawdy z tą latryną ;p
Teoria Morena nie była błędna ;)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Marion 

Skąd: DG
Wysłany: 27-10-2010, 22:39   

Indiana napisał/a:
W tajemnicy wam powiem, że wynaleziono na to eliksir... Niezwykle wyjątkowy i trzeba ostrożnie używać, bo może zaszkodzić. Tajemny składnik rozpuszcza się w misce pełnej wody, najlepiej podgrzanej nad ogniskiem... Potem wrzuca tam ciuch po wyprawie, ugniata 15 razy, potem miesza 3 razy w prawo i 4 w lewo, potem trzeba dokładnie wypłukać i wysuszyć... I ciuch jak nowy :P


Guzik prawda :P po 40 minutach domowej walki z przywiezionymi z SG spodniami (i zużyciu do tego jakichś dwóch wanien wody) musiałam się poddać i wysłać je w ostatnią podróż do śmietnika ;) Nawet nie podejrzewałam, że taki kawałek materiału jest w stanie pomieścić w sobie aż tyle błota ;D
No chyba, że po prostu jakiś złośliwy alchemik mnie oszukał i sprzedał mi fałszywy eliksir, albo faktycznie pokręciłam coś z mieszaniem :P
 
 
Travor 

Wysłany: 27-10-2010, 22:43   

A ja w tym roku uratowałem swój strój! :mrgreen:
Hurra!
Tylko jakieś zbiry porwały mi czapkę ;)
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 27-10-2010, 22:48   

Marion napisał/a:
po 40 minutach domowej walki z przywiezionymi z SG spodniami (i zużyciu do tego jakichś dwóch wanien wody) musiałam się poddać i wysłać je w ostatnią podróż do śmietnika
Ej, a magiczne mieszadło do eliksirów (zwane przez ignorantów pralką ;) ) też nie dało rady? Rany, to co ty robiłaś?? ;) Czołgam się tu regularnie i taplam w różnych miejscach cały sezon, a ciuchy idą do kosza jak się podrą dopiero... ;)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Travor 

Wysłany: 27-10-2010, 23:07   

Aerlinn napisał/a:
gdyby nie jego "CO?!" i odnalezienie mnie pod namiotem, to musiałabym robić nową postać.

Jak się cieszę że jeszcze nigdy nie musiałem robić nowej postaci. Zmarnowanie całej doby, i przymus wicelania się w zupełnie inną, nieprzygotowaną (to oczywiście kwestia gracza, ja - wolałbym chyba trochę się dłużej nad tym zastanowić) postać to chyba najokrutniejsza rzecz jaka może spotkać na obozie :P Przynajmniej dla mnie, bo ja co prawda nie wzdrygam się przed myciem kiblów czy pompkami, ale coś takiego naprawdę boli :P
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 27-10-2010, 23:09   

Travor napisał/a:
to chyba najokrutniejsza rzecz jaka może spotkać na obozie
No kurcze, muszą być jakieś bolesne konsekwencje śmierci, nie? ;) ;) I tak gracze się za mało boją pchać pod miecze.... ;)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Travor 

Wysłany: 27-10-2010, 23:12   

Indiana napisał/a:
I tak gracze się za mało boją pchać pod miecze.... ;)

Tak? No ale tak ogólnie rzecz biorąc, aż tak wielu nas nie ginie... o ile Krecika nie ma w pobliżu :D
 
 
The124C41 
No good deed goes unpunished


Skąd: Outer Heaven
Wysłany: 27-10-2010, 23:12   

Ja tam mam drugorzędną postać przygotowaną, ale boli mnie utrata stanowiska, roli w wydarzeniach - to nie ta sama postać i jest inaczej postrzegana przez inne postaci, więc nie mogłabym na przykład dokończyć czegoś robionego z innymi postaciami, bo oni mogą nie ufać nowej/nowemu, czy też będzie jej/jemu brakować kwalifikacji, no i utrata samej przyjaźni tych postaci też boli.
_________________
Obóz 2010 + epilog 2010 - Alexander Verlaine Marlowe, szpieg ofirski
Epilog 2011 - Calatin de Vere, niziołczy uczony
Obóz 2012 - Caius Katsulas/Alexander Verlaine Marlowe, szpieg ofirski na usługach Proroka

There's only one way for a professional soldier to die. That's from the last bullet of the last battle of the last war.
 
 
 
Ian
[Usunięty]

Wysłany: 27-10-2010, 23:18   

Nu, loguję się w końcu, a tu taka milutka epopeja, w sam raz na październikowy wieczorek ;)

Powiem tak - Aerlinn, szacunek. Za to, że ci się chciało. Za włożoną w to pracę. Za piękne utrwalenie miłych wspomnień.

Sława.

Aerlinn napisał/a:
Indiana napisał/a:
Aerlinn napisał/a:
- Ivar, ty jesteś z hirdu, znasz go. Przemów mu do rozsądku – błagałam.
- Ulf, wiem, że się z tobą bawiłem ciężkimi zabawkami…
Niektórzy są nieuleczalnie nieznośni...

To aż zabolało. Naprawdę. A ja wtedy Ulfa wyciągałam z szaleństwa... Ivar, zamordowałabym, gdyby nie to, że miałam ważniejsze sprawy.


Oj tam, oj tam, mieliśmy taki kapłański przekrój osobowości, iż uznałem, że naszemu wspaniałemu, niezawodnemu Durghowi i jego prawdziwie natchnionej, profesjonalnej kreacji kapłańskiego patosu przyda się jakaś przeciwwaga, chociażby w postaci zblazowanego Fiordyjczyka z ciut luźniejszym podejściem. Po prostu, kolejny jeszcze jeden porządny kapłan płci męskiej to zbyt dużo, zwłaszcza w dobie powszechnego kryzysu religijnych wartości - wiec postanowiłem pozostać nieuleczalnie nieznośnym ;) I przepraszam, sprawę morderstwa zawsze możemy nadrobić za rok :P
 
 
Varthanis 
Nekromanta z Północy


Skąd: Wrocław
Wysłany: 28-10-2010, 00:08   

E tam, mi się kapłanem Welesa grało przednio ;)
_________________
Jag tog mitt spjut jag lyfte mitt horn.
Fran hornets läppar en mäktig ton.
Hären lystrade marscherade fram.
De gav sig mitt liv, bergets stamm!

Dobry elf to martwy elf.
 
 
 
Hodo 
Emeryt


Skąd: Księstwo Śląsko-Pomorskie
Wysłany: 29-10-2010, 12:38   

No tak, ale ty byłeś troche innym rodzajem kapłana ;) Nie miałeś zapędów do zbawiania świata i odprawianai godzinnych żarliwych kazań ;P Ty byłeś mroczny i miałeś swój boski cel ;)
 
 
 
Varthanis 
Nekromanta z Północy


Skąd: Wrocław
Wysłany: 29-10-2010, 13:52   

aj, nawiązywałem raczej do odgrywania postaci drugorzędnych :D
_________________
Jag tog mitt spjut jag lyfte mitt horn.
Fran hornets läppar en mäktig ton.
Hären lystrade marscherade fram.
De gav sig mitt liv, bergets stamm!

Dobry elf to martwy elf.
 
 
 
Aerlinn 
Tavariel In'Tebri


Skąd: Kraków
Wysłany: 06-11-2010, 12:43   

Zabrzmiało jeszcze kilka takich okrzyków, Olaf spurpurowiał.
- Więc to wy jesteście buntownikami z Trzeciego Obozu? – zabrzmiało z przeciwnej strony.
- Tak – z dumą odpowiedział nowy władca Imperium. – Lecz zanim padną pytania… Gdzie jest Yndir? – odwrócił się w naszą stronę.
- Poległa – odpowiedziano, a nikomu nie udało się ukryć smutku w tym głosie..
- Lecz czyniąc to, wypełniła swoją misję – rzekł Olaf. – Zaprawdę, spotkała ją śmierć godna wojowniczki. A teraz słuchajcie, Wergundowie! Ja, Olaf Egilson, syn Elmeryka, potomek Danwiga nakazuję wam, żołnierze, posłuszeństwo wszelkim rozkazom tych ludzi! Zaś moje pierwsze rozporządzenie jest takie: weźcie Yndirmarie, Wergundkę, bohaterkę, byśmy mogli godnie pogrzebać ją w obozie.
- Yndirmarie? Zdrajczynię? – zabrzmiało gdzieś na tyłach.
- Jeśli kto uważa ją za zdrajczynię, niech opuści te szeregi oraz Imperium i nigdy nie wraca! Bo gdyby nie ona, zginąłbym wraz z resztą więźniów tego obozu. To nie jest już wasz wróg, to wasz sprzymierzeniec! Szkoda, że dopiero teraz – powiedział cicho.
- Ruszajmy do obozu! – zagrzmiał jednak po chwili. Wergundowie rozbiegli się, robiąc z pawęży prowizoryczne nosze. Na twarzy Aleksandra, którego mijałam, dostrzegłam ślady łez. Chciałam zapytać, czemu aż tak się przejmuje, ale dostrzegłam, że powinnam zająć się kimś innym.
- Nawet mi nie myśl o czymś głupim – powiedziałam do Durgha. – Nie zniosłabym, gdyby coś ci się stało, gdy jestem obok. Nie po tym, co dla mnie zrobiłeś.
- Złamałem prawa, zasługuję na karę – odpowiedział słabym głosem. – Postępowałem według słów przełożonych Zakonu, a Pani się ode mnie odwróciła. Powinienem wrócić na Ścieżki Szaleństwa.
- Nie! – aż zawołałam. – Pani już cię ukarała, jeśli oczywiście to była Ona. A skąd miałeś wiedzieć, czym różni się wola przełożonych od woli niebios? Ale masz rację, może… może nie trzeba służyć tylko ludziom, ale tym, którym pierwszym przysięgało się posłuszeństwo?
Tę myśl zasłyszałam kiedyś od któregoś z druidów i, choć teraz poddałam ją ostrożnie, już wiedziałam, że spodobała się ona zakonnikowi. Zakonnikowi? Nie, Durgh niemal z odrazą spoglądał na broszę ze srebrnym skarabeuszem.
Wróciliśmy do obozu zamyśleni. Wergundowie zabrali się za przygotowywanie stosu pogrzebowego, część z nich przysłuchiwała się opowieściom o naszych przygodach. Olaf pławił się w glorii władzy, natomiast Durgh… gdzieś zniknął.
- No to wreszcie koniec bania się o nasze życia – uśmiechnął się do mnie Aarendil, kiedy przysiadłam przy ognisku i zamyśliłam się nad minionymi dniami. – Żadnych więcej obozów, jaszczurów czy innych Okanoganów.
- Jest jeden problem – odrzekłam. – Kryształ wciąż może posłużyć jeszcze komuś do uwolnienia smoka, przecież nie został zniszczony. A i wojna, która teraz wybuchnie, nie będzie krótka i bezkrwawa.
- Widzę po twojej minie, że wyruszysz na front, prawda?
- Prawda. Moim powołaniem jest leczenie, więc na froncie postaram się uratować tyle żyć, ile tylko będę mogła. A ty? Co zamierzasz robić po zakończeniu naszej misji tutaj?
- Wybieram się na wybrzeże, a potem… chyba wracam do domu. Długo już byłem poza Górami Larion, czas wracać.
Uśmiechnęłam się. Też chciałam wracać, lecz powołanie ciągnęło mnie w zupełnie inną stronę. Od dłuższego czasu Aenthil nawet mi się nie śniło.
- Stos jest gotowy – oznajmił wysoki, ciemnowłosy Wergund. Aarendil zaoferował, że pójdzie powiadomić „księcia” o zakończeniu przygotowań. Zostałam sama.
Siedziałam przy ognisku w ciszy, przez dłuższą chwilę nawet nie myśląc, po prostu tępo wpatrując się w przestrzeń. Zobaczyłam na dole, przy namiotach, znajomą postać Durgha, ale czułam, że nie powinnam teraz mu przeszkadzać. Tymczasem cała reszta obozu zbliżyła się do przygotowanego już stosu. Kilkoro spośród wojowników złożyło na nim ciało Yndir.
- Pytałem ostatni raz – usłyszałam zmęczony głos właśnie podchodzącego do nas szamana. – Nie zamierza wrócić, uważa, że wykonała swoją misję, że bez wstydu stanie teraz przed swoimi przodkami. Nie możemy odbierać jej wiecznego szczęścia, choćby w dobrej wierze. Zaczynajmy.
- To była wielka wojowniczka, wierna ideałom i swym najwyższym przełożonym – zaczął mówić Olaf, który usłyszał ostatnie słowa Samnijczyka. – Nie czas teraz na podniosłe mowy, nie czas na zawodzenie. Wiemy, że nie chciałaby, byśmy po niej rozpaczali. Misję swoją wypełniła, uratowała to, co w państwie było najważniejsze, honor. Krew po wielokroć przelała w obronie prawdziwej Wergundii. Nie trzeba mówić więcej. Po prostu oddajmy jej ostatni hołd!
- Na początku była strażniczką – usłyszeliśmy dziwnie nieobecny głos Ulfa. – Strażniczką, której odebranie miecza graniczyło z cudem, lecz która świetnie rozumiała, że Eudomar niszczy to, co zaczął Elmeryk. Pomogła nam, ramię w ramię stanęła z nami nawet przeciw wergundzkiej armii, by odrodzić Imperium. Jej wszyscy zawdzięczamy życie. Sława Yndirmarie!
- Sława! – odwrzasnęli zebrani. Hird uroczyście oddał poległej ostatni salut bronią, po czym Ulf skinął na Noxisa.
- Niewiele jest osób, których choć najpierw się nienawidzi, później tak bardzo jest żal. Pan mi świadkiem, że ta kobieta, ta wojowniczka… była jak najlepsza krasnoludzka stal, jak długo hartowana broń. Niech ogień, który płonął, gdy przyprowadziła nas do tego obozu… Niech teraz przeniesie do domu bogów bohaterkę! Fehu! Hagalaz! – zawołał, szybko rysując odpowiednie runy. Stos zapłonął.
Płomienie lizały ułożone zgodnie z wergundzkim obyczajem ciało. Tarcza i broń, to było wszystko, co chciałby zabrać ze sobą każdy żołnierz w ostatnią podróż. Twarz zmarłej zastygła w wyrazie, którego nie powstydziłby się sam Modwit, tak wojowniczym i odważnym, że chyba tylko Yndir mogła zginąć z taką miną. Wergundzka flaga, którą przykryto ciało poległej, teraz zajęła się ogniem. Gorączkowo zamrugałam powiekami, szepcząc słowa, które każdy z nas był winien strażniczce. Przynajmniej ta ostatnia modlitwa… Niech bogowie jej wysłuchają.
- Pani, daj jej wieczny odpoczynek. Przyjmij do królestwa bogów tę kobietę, której tak wiele zawdzięczamy. Twoja moc raz przywróciła ją zdrowiu i pewnie, gdyby tylko chciała wrócić, prosiłabym Cię, Matko Elfów, byś wróciła ją nam i dziś. Teraz teraz proszę jedynie, otwórz tej bohaterce drzwi Twego dominium. Niech odpoczywa szczęśliwie w komnatach bogów, a ich łaska, Twoja łaska… niechaj opromienia jej zmęczone walką oblicze.
Nikt nie usłyszał tej wypowiedzianej szeptem modlitwy. Stos płonął, część ze zgromadzonych powoli zaczynała się rozchodzić. Wergundzcy żołnierze ze spokojem patrzyli na całą ceremonię. No tak, przecież śmierć pewnie nieraz gościła w ich szeregach.
- Czas na nas – usłyszałam głos Noxa. – I my mamy misję. Musimy odesłać tablice bogom, mój Pan oczekiwał tego ode mnie.
- Dobrze – powiedziałam. – Niech płomienie przygasną, a pomogę ci w rytuale. Lecz najpierw… – urwałam, rozglądając się dookoła. – Muszę z kimś porozmawiać. To być może sprawa jego życia czy śmierci.
Odeszłam od stosu chwilę później, szukając tak dobrze znanej mi postaci. Zastałam go przy namiotach, samotnego, co chwila wznoszącego oczy ku niebu jakby z niemym pytaniem „Dlaczego?”. Widziałam wątpliwości w jego oczach, widziałam ból… Nie mogłam go tak zostawić.
- Durgh… – zaczęłam, zastanawiając się, jak zareaguje na przerwanie mu w takiej chwili. Noxis zatrzymał się kilkanaście kroków za mną.
- Czego chcesz? – usłyszałam głos załamanego człowieka. – Co chcesz powiedzieć? Że nic się nie stało? Właśnie zdałem sobie sprawę, że nie byłem w stanie zrozumieć woli Tej, której służę od tylu lat, od zawsze niemal…
- Woli bogów nikt nie pojmuje całkowicie – odezwał się wyraźnie zaniepokojony Nox. – a poza tym spełniałeś przecież nakazy przełożonych z Zakonu, czy mogłeś czynić inaczej?
- Te rozkazy zwiodły mnie ze Ścieżki Równowagi. Wola Zakonu nie jest już wolą Pani. Dobrze mówiła Aerlinn wcześniej, w drodze do obozu, że to nie ludzi trzeba słuchać, lecz bogów, którym przysięgało się posłuszeństwo.
- Więc co zamierzasz zrobić? – zapytałam tym razem ja.
- Napiszę ostatni raport Zakonowi, winien im jestem to za tyle lat posługi. A potem wystąpię z Zakonu, będę kapłanem, który słucha niebios, nie zaś tych, którzy sami mienią się ich sługami. Myślałem, czy nie wrócić na Ścieżki… To był dobry pomysł, poniósłbym karę za zachwianie Równowagi – najwyraźniej nie zauważył naszych przerażonych min. – Myślałem, czy zasługuję na dalsze życie i w większości przypadków mówiłem sobie, że nie. Ale teraz – spojrzał na mnie, jakby chciał przeszyć mnie wzrokiem. – Teraz wiem, że to wszystko miało swój cel, że odebranie sobie życia byłoby tylko pogrążeniem się w grzechu przeciw prawom Pani. Zakon schodzi ze swej drogi, a sam go na nią nie przywrócę. Muszę odejść. A co później? Kiedy zginę? Czego zażądają ode mnie niebiosa? Któż może wiedzieć?
Trudno mi było spamiętać całą tę dyskusję, bo niewątpliwie była ona dłuższa, a i wysłannika Toledy ciężko było odwieść od samobójczych myśli o Ścieżkach. Rezultat jednak był taki: Durgh, choć wciąż zamyślony i nie do końca pewny swoich własnych intencji, udał się ze mną na plac, gdzie i reszta kapłanów przygotowywała się już do ostatniego z rytuałów. Noxis poszedł za nami, dołączając do zebranych wcześniej wysłanników bogów. Nie minęło kilka pacierzy , a tablice z Pieśnią Bogów leżały przed krasnoludem, w centrum rysowanego właśnie kręgu.
Modlitwy trwały krótko, bo jak miały nieść ze sobą to wspaniałe natchnienie, gdy Durgh ledwie był w stanie złożyć proste błaganie o przyjęcie tablic i dziękczynienie za wykonanie misji. Nox zaś nigdy nie potrafił porwać wszystkich swymi słowami, rytuał więc był krótki, bezbarwny, dla obserwatora pewnie nawet nudny. Ważne, że Wejan przyjął tablice, zabierając je raz na zawsze do świętego dominium bogów. Nasza misja została zakończona. Gdybyśmy tylko wiedzieli, jak zniszczyć kryształ… Ale o tym nie chciałam teraz wspominać. Nie w obecności Durgha.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, kiedy wraz z kapłanem przysiedliśmy w moim, ostatnim namiocie, gdzie powoli zaczynałam pakować swoje rzeczy.
- Jutro, jeśli mi się poszczęści, uda mi się złapać jakiś oddział idący na front – powiedziałam, rozmyślając już o kolejnych dniach wypełnionych leczeniem. Dobrze wiedziałam, co mnie czeka, że jeszcze nieraz będę przeklinać tę decyzję. Ale byłam pewna tego, co zamierzam zrobić, musiałam realizować powołanie.
- Podziwiam cię – odpowiedział. – Ja chyba będę się trzymał z dala od wojny. Zostanę tu jeszcze jakiś czas, mam niedokończone sprawy.
- Obyś był bezpieczny. Ale przecież w Tryncie chyba nie ma już niebezpieczeństw, które mogłyby ci zagrozić. Driady ci ufają, jaszczurów nie ma – gdy wypowiadałam te słowa, zastanawiałam się też nad tamtym głosem, który usłyszałam, gdy ledwie żył po próbie zniszczenia kryształu. Strzeż go, bo ciężkie czasy dla niego nadejdą. Cóż to miało znaczyć?
- Też mam nadzieję, że będę tu bezpieczny. A i ty na froncie… uważaj na siebie, nie bądź lekkomyślna. Rozsądnie gospodaruj mocą.
- Postaram się – uśmiechnęłam się. – Chwila, co tam się dzieje?
Zamilkłam, gdy usłyszałam krzyki dochodzące od strony placu.
- To chyba Aarendil i… sądząc po głosie… tak, to Nike – mruknął kapłan. – Dziwne, zawsze była taka spokojna.
Krzyki wkrótce ucichły, a po chwili do naszego namiotu weszła Lily i właśnie Nike z twarzą zmienioną niezwykłym jak na nią smutkiem.
- Uspokój się, nie czas na obrażanie się – powiedziała Lily, chwilowo mnie i Durgha traktując jak powietrze. – Właśnie przeciągnęliśmy Wergundię na swoją stronę, jesteśmy na wygranej pozycji w wojnie, Ulf z hirdem i Demonem już szykują ucztę…
- Ucztę? – zapytałam, kątem oka obserwując Nike, która także zajęła się składaniem swoich rzeczy.
- Tak, to ma być wielka biesiada, zabrali się do tego naprawdę porządnie. Trzeba w końcu jakoś uczcić nasze zwycięstwo.
- Zwycięstwo – wymamrotał Durgh. – Cóż, kilka kufli pienistego zawsze można wychylić, choćby i powód nie był wymarzony. Wybaczcie, panie, idę w takim razie się przebrać, skoro zamierzają nam urządzić biesiadę.
Wyszedł, kłaniając się lekko, a ja nieco się zarumieniłam.
- Też powinnam się przebrać. Co jak co, ale w habicie na biesiadę… Bez przesady.
W końcu każda z pań także wyszukała w częściowo spakowanych bagażach jak najładniejsze stroje. Choć reguła ubóstwa zabraniała mi bogactw rodem z Pethabanu, wiedziałam, że na tryntyjskim pustkowiu nawet prosta spódnica wyszywana w kwiaty zrobi wrażenie na panach. Zwłaszcza, że w obozie kobiet było niewiele, dokładnie… cztery, licząc z karczmarką.
Wyszłam z namiotu ramię w ramię z Lily, po drodze napotykając Onfisa w wyjściowej czarnej koszuli i takich samych spodniach. Widząc go zawsze gdzieś biegnącego z mieczem w dłoni, nigdy nie pomyślałam, jak wyglądałby w eleganckim stroju. Zaraz za elfem do własnego namiotu wchodził także odziany w swój ulubiony, purpurowy płaszcz Ulf. Włosy zaczesał jakoś inaczej niż zwykle, stanowczo były mniej rozczochrane, ale niewiele więcej zdołałam zobaczyć. Tuż za Lily wyszłam po schodach na plac, gdzie zobaczyłam już kilkunastu mieszkańców obozu. Wśród nich wyróżniał się Orwidor, który dość głośno wykłócał się z Tsuną i Aleksandrem.
- Co, on znowu o tych wergundzkich plackach? – zagaiłam, choć być może nie powinnam teraz tego przytaczać, bo jest to kolejna z niepotwierdzonych obozowych legend. Krążyły pogłoski, jakoby przez pierwszych kilka dni Orwidor zanudzał zesłańców opowieściami o tajemniczych plackach pieczonych jedynie w Wergundii i mających w jakiś sposób… przejąć władzę nad światem. Nie pytajcie, jak to możliwe, bo i ja nie zamierzałam nigdy wypytywać o to księcia Mawarot. Uśmiechnęłam się, gdy tym razem zaprzeczył.
- Już z tym skończyłem, dobrze o tym wiecie. Rozmawiamy o wskrzeszeniach, Zaku, kochanym Tsunie…
- Kochanym?! Orwidor, ja się ciebie boję! – odkrzyknął elf. – Rozumiem, że odchodzę z Zakonu, ale…
- Że co?! – zdziwiłam się. Rozumiałam Durgha, ale przecież Tsuna Zakonowi zawdzięczał niemal wszystko…
- Cóż, Durgh odchodzi, mnie nic tu nie trzyma, więc wracam do ateizmu. Zakony są nudne.
Jeśli dobrze zinterpretowałam minę Aleksandra, gdyby Ofirczyk umiał lepiej władać mieczem, Tsuna byłby w poważnych tarapatach.
- Nie mów tego przy Durghu, jeśli chcesz przeżyć – mruknęłam, gdy na placu, jak na zawołanie pojawił się wysłannik Toledy, który wkrótce usiadł po drugiej stronie Aleksandra. Tsuna jednak, jak przystało na elfa-ateistę, który ośmiela się występować z najpotężniejszego Zakonu na świecie, nic sobie z tego nie zrobił i zebrawszy z ziemi niewielkie kamyczki, zaczął rzucać nimi w kierunku Inkwizytora.
Spojrzenie Ofirczyka niewiele różniło się od sławnego wzroku Durgha, który zdążyliśmy już nazwać Inkwizytorskim Spojrzeniem.
- Zachowuj się – rzucił polityk, starając się specjalnie nie wspominać o decyzji Tsuny. – Zachowuj się jak przystało na zakonnika, nie atakuje się towarzysza broni.
- Ktoś atakuje mojego zakonnego brata? – teatralnie zdziwił się elf, choć dobrze wiedział, że żaden z nich nie jest już w Zakonie. – Pokażcie mi go, a stos mu wyprawię!
Dobrze, że Durgh nie zauważył mojego uśmiechu po tych słowach.
W końcu, po sporej chwili wypełnionej dyskusjami na tematy przeróżne, pozwolono nam znaleźć się w halli. Olaf w roli gospodarza usadzał właśnie na swojej ławie owych wergundzkich żołnierzy, gdy od strony obozowej bramy dało się słyszeć znajome wołanie. Driady.
Wybiegłam z karczmy równie szybko, jak do niej weszłam. Nie spodziewałam się, że leśne córy przybędą na naszą ucztę. Teraz potężnie się zdziwiłam, gdy trójka driad, w tym ich przywódczyni, powitała mnie serdecznie, po czym skierowała się tam, gdzie kończono roznosić już półmiski z jedzeniem. Olaf, jak przystało na księcia i sojusznika, odezwał się do nich uprzejmymi słowy i wskazał im miejsca po swej prawej ręce. Nie wiedzieliśmy, na kogo następca Eudomara czeka jeszcze z pierwszym toastem, ale rozbiegane spojrzenie Onfisa świadczyło, że chyba był on najbliżej zgadnięcia, kim był oczekiwany przybysz. Jednym słowem Leif.
Wbrew swoim własnym zapewnieniom i naszym oczekiwaniom wszedł do obozu z eskortą składającą się z trójki żołnierzy, sam zaś odziany w swą ulubioną zbroję i z mieczem za pasem. Widziałam, jak jego niedoszły zabójca lekko cofa się w kąt halli. Lecz, oczywiście, Onfis miał takie szczęście, że jarl musiał go zauważyć.
- On… żyje! – usłyszeliśmy krzyk. – Nie wiem, jakie czarnoksięskie moce go wskrzesiły, ale z całą pewnością wiecie, że nie zasiądę ze skrytobójcą przy jednym stole!
Jeśli nie chcesz, to nie siedź, tylko się stąd wynoś, przemknęło mi przez myśl.
- Daj spokój, Leifie, nikt nie zamierza tu nikogo zabijać – niefortunnie zaczął Olaf, bo Onfis miał minę świadczącą o czymś zupełnie przeciwnym. – Siedzą z nami nawet Wergundowie, którzy przeszli na naszą stronę. Czyż chcesz być gorszy od nich?
- Nie rozumiesz, że gdyby nie moje szczęście, to ja leżałbym tam w krzakach?!
- Nie czas teraz na kłótnie, jutro i tak większość z nich stąd odjeżdża. Być może, że nie ujrzysz go więcej, pewnie na twoje szczęście, Leifie. A teraz nie daj się prosić, usiądź z nami i się nie obrażaj. Odnieśliśmy dziś wielkie zwycięstwo.
- Może i masz rację – jarl wreszcie usiadł, a Olaf wzniósł, zgodnie z tradycją, pierwszy toast.
- Wiele jest rodzajów męstwa, a każdy z nich gościł u tej, za którą dziś pijemy. Potężna w obliczu wrogów, nieustępliwa, dzielna, wytrwała, nawet, gdy przyszło cały dzień walczyć, ani raz nie jęknęła, że jest zmęczona. Lecz prócz tego wszystkiego… była też wierna, wierna tym, którzy walczyli ramię w ramię z nią o lepszą sprawę, honorowa, nawet orków mogła przekonywać argumentem właśnie tej cechy. Ona już wie, że wypełniła swoją misję, a my wierzymy, że jest teraz szczęśliwa w królestwie Modwita. Po raz ostatni dziś: Za Yndirmarie, naszą wergundzką wojowniczkę i jej ideały!
- Za Yndir! – powtórzyła reszta. – Na pohybel Eudomarowi!
Wszyscy ochoczo spełnili toast, a gdy chwilę później z miejsca wstał Hugin, każdy oczekiwał mimo wszystkiego jakiegoś podobnego wiwatu, może na cześć Olafa, kto tam go wiedział…
- To będzie długi toast – uprzedził krasnolud. – A zaczyna się on wesołą historyjką o krasnoludzie i dwóch elfkach. Więc… dawno temu, gdzieś w tych okolicach żył sobie bardzo tradycyjny krasnolud. Nie mył się, nie zmieniał skarpetek…
- Chyba, że na wódkę – krzyknął ktoś, parafrazując znany dowcip.
- W końcu jednak zdecydował się pierwszy raz w życiu pójść nad jeziorko i się wymyć. Szedł cały dzień, dotarł w końcu nad wodę, słoneczko przygrzewało, wszystko układało się wręcz idealnie. Więc ów mój rodak zdjął pasek, spodnie, zdjął koszulę, swoje słynne skarpetki, a na samym końcu zdjął kaptur, po czym wszedł do jeziorka.
- I umarł, jak tylko dotknął wody? – podpowiedział Tsuna.
- Nie, to nie ta historia. Wręcz przeciwnie, taplał się długo, pływał, nurkował, fikał koziołki… Aż tu nagle patrzy i widzi stojące na brzegu dwie przepiękne elfki. Podpływa do brzegu i zdaje sobie sprawę, że przecież tak nie pokaże się elfkom, a ubranie zostawił za daleko, by sięgnąć po nie ręką. Więc końcami palców schwycił najbliżej położoną część ubrania, kaptur i wyszedł z wody, zakrywając to, co najważniejsze.
Zabrzmiała pierwsza salwa śmiechu.
- Ale elfki okazały się litościwe. Jedna z nich szybciutko podała mu jego spodnie, wyciągnął więc lewą rękę i chwycił spodnie. Druga chwilę potem podała mu koszulę. Wyciągnął prawą rękę i chwycił koszulę. A kaptur… kaptur został na miejscu. Wypijmy więc teraz, panowie i panie, pouczeni tą historią, za tę tajemniczą siłę, która utrzymała tę część ubrania na miejscu!
Wszyscy po tych słowach wstali i zaczęli klaskać, aż w końcu spełnili toast, niektórzy z rumieńcami, inni z twarzami rozmarzonymi, jakby chcieli znaleźć się na miejscu tego krasnoluda z opowieści. Toast Hugina był dużo głośniej oklaskiwany niż ten Olafa. W końcu, kiedy owacje ucichły, z miejsca podniósł się Ulf.
- To za to będzie krótkie. Za flotę naszych przyjaciół z Talsoi! – krzyknął na całe gardło Fiordyjczyk, aż zatrzęsła się halla. – Do dna!
Każdy, kto znał się na stosunkach talsojsko-fiordyjskich, wiedział, że kluczowe były ostatnie słowa dowódcy. Ze szczególną werwą toast wzniósł Aleksander, choć nie miałam pojęcia, dlaczego.
- No dobra – usłyszałam już cichszy głos Ulfa rozmawiającego z Ivarem. – To o czym wtedy mówiliście? Widziałem, że nieźle się zaczerwieniła tamta dwójka kapłanów.
O nie, pomyślałam, on wspomina tę nieszczęsną rozmowę z Durghiem w drodze po odpis Pieśni Bogów…
- Cóż, zapytałem go – z szyderczym uśmieszkiem odpowiedział kapłan Herby – o nowicjat toledański i to, co tam wyczyniają z nowicjuszami. Zarumienił się, nic nie odpowiedział, czyli już wiadomo, że na pewno coś tam się działo. Potem jeszcze próbowałem wypytać Aerlinn, jak to robią po elficku, ale spiekła takiego raka, jakiego nie znajdziesz w najgłębszym z jezior Terali. Ja ich nie rozumiem, ja bym tam chętnie opowiedział o swoich ciężkich zabawkach…
- Może jednak nie – poradził Ulf. – Żałuj jednak, że cię nie było, gdy wyprawiłem się po ciastka i łupy, wtedy się działo!
Czy oni mają tylko takie tematy? To nie są normalni ludzie, westchnęłam w myślach. Tymczasem Ulf opowiadał z takim napięciem, że trudno było nie słuchać.
- To był chyba dzień urodzin Aerlinn, tak, wiem, wieki temu – uśmiechnął się perfidnie. – Jak ten czas szybko leci. W każdym razie było jeszcze przed wskrzeszeniami, nie miałem, co robić, byłem głodny, więc… swoją drogą dziwne, że cię wtedy nie było. Zebrałem hird i ruszyłem na chąs.
- Beze mnie? Skandal!
- Nieważne już teraz, ważne, co się działo. Pierwsze namioty przeczesaliśmy, nie znajdując nic. Aż tu nagle wpadamy do ostatniego, a tam przerażona Nike, obok niej Aleksander, Durgh z groźną miną i Aerlinn. Nie miałem pojęcia, że miała wtedy urodziny, więc rozkaz do hirdu, żeby przeszukać i każde ciastka dla mnie. Potem zaś zwróciłem się do niej z pytaniem: „Czy kapłanki Silvy składają śluby czystości?” Była przerażona, gdyby mogła, z pewnością uciekłaby, gdzie pieprz rośnie. Już miałem ciekawe myśli, zastanawiałem się, czy nie wprowadzić ich w życie, aż tu nagle odzywa się Durgh: „Odejdźcie, a przeszukam umysły mieszkańców innych namiotów i dostaniecie te ciastka.” Jak mogłem się nie zgodzić?
- Słabeusz z ciebie – autorytatywnym tonem stwierdził Ivar. – Trzeba było brać, co się chciało! Ale w sumie… Durgh… Może faktycznie lepiej było mu nie podpadać…
Zarumieniona starałam się nie słuchać dalszych słów fiordyjskich wojowników, bo z pewnością przyprawiłyby mnie one o dreszcze. Zajęłam się własną miską.
Uczta trwała długo i próżno było szukać czegoś, czego by na niej brakowało. Były wszelkie owoce lasu, były egzotyczne potrawy Pethabanu, a nawet samnijska czarna woda, czy fiordyjska księżycówka, której jednak po moich poprzednich doświadczeniach wolałam nie pić za dużo. Wreszcie były też typowo tryntyjskie i wergundzkie dania, pieczone kurczaki, najróżniejsze inne mięsiwo marynowane, pieczone, smażone… Dobrze pamiętam tamtą biesiadę, bo następnego dnia wyruszyłam już na front i, co tu ukrywać, brakowało tam sławnych silberberskich dżemów i innych podobnych rarytasów. Teraz zaś Demon postawiła przed nami cały słój swojego ulubionego przetworu. Dopiero po chwili zauważyliśmy, co tu jest nie tak.
Otóż dżem, jak to dżem, powinien po bożemu spoczywać na dnie słoja. Tymczasem zaś w niewiadomy sposób unosił się kilka cali nad dnem.
- Demonie! Przyniosłaś nam demoniczny dżem! – zawołano.
- Że co? – zapytała karczmarka, a gdy zauważyła, co się stało, krzyknęła radośnie. – Wreszcie mi się udało!
Wiele jeszcze działo się na tej biesiadzie. Fiordyjczycy demonstrowali swoje potężne głosy, śpiewając krasnoludzką piosenkę o piwie, a dwójka z nich odtańczyła jeszcze na środku jakiś dziwny wojenny taniec. W końcu driady wyciągnęły wojowników na plac przy ognisku, gdzie zebrała się już miejscowa kapela. Zagrano mnóstwo skocznych melodii, do dziś pamiętam moje tańce tamtego wieczora, najpierw z Ulfem, później zaś z Durghiem. Wraz z driadami w kręgu odtańczyliśmy mój ulubiony układ, dawny taniec obrzędowy wokół ogniska, a ja mogłam powiedzieć, że poczułam się po tej uczcie, jakbym właśnie wypełniła całą swoją misję. Wydawało mi się, że teraz moje życie będzie już proste i pozbawione kłopotów.
Oczywiście, myliłam się. Gdy zakończono tańce, wróciłam do namiotu, gdzie ofiarnie odprowadził mnie Durgh, a jako że Lily poszła wraz z Keledym spać przy ognisku, wiedzieliśmy, że na kwaterę zawita jeszcze tylko Aleksander i Nike. Kapłan tę noc spędził na niższej ze środkowych prycz, opowiadając mi, a potem nam, gdy wrócił Ofirczyk, stare liryzyjskie legendy oraz kilka zasłyszanych już w Zakonie opowieści. Niezwykle ciekawie mówił o dawnym konflikcie Zakonu w Wergundii, gdzie od dłuższego czasu szerzyło się zepsucie, a nawet oddawano się Zakazanym Sztukom. W końcu jednak każdy był tak zmęczony, że zasnęliśmy niemal wpół słowa.
O świcie wiedzieliśmy, że są to ostatnie chwile, kiedy możemy ze sobą rozmawiać. Durgh, w porównaniu do wczoraj nieco rozchmurzony, ale i tak jak zawsze zamyślony, spacerował tam i z powrotem po placu, Aleksander wreszcie zamykał kronikę, w której pewnie miał już przygotowany raport dla kratistosów Ofiru. Nox wychylał ostatnie krople księżycóweczki, Nike na uboczu rozmawiała z Aarendilem, Lily przy ognisku budziła się u boku Keledy’ego, Onfis sprawdzał ułożenie sztyletów przy pasie… Tak to zapamiętałam. Potem było już tylko śniadanie, każdy wiedział, że ostatnie w takim gronie. W końcu, wiem, że zdecydowanie za późno, zdecydowałam się, by wraz z Nike zaśpiewać piosenkę ułożoną kiedyś na warcie. Jako, że była do melodii starej fiordyjskiej szanty, Ulf uśmiechnął się zachęcająco.
- Wśród nas Ulf mężny wojownik,
Nieraz się o śmierć ocierał,
Raz z drugiego świata wrócił
I znów się wydziera!

Kapłanka Herby z werwą zaczęła drugą zwrotkę, przy trzeciej zaś zastąpiłam ją ja:
- Onfis elf to bardzo sprytny
I dwa miecze w ręku trzyma,
Kto podejdzie, ten się dowie,
Z nim się nie zaczyna.
- Ivar świetnym jest kapłanem,
Choć dla Herby kwiatki zbiera,
Lecz gdy tylko zacznie leczyć,
Nikt już nie umiera.

Tym razem zabrzmiał chór, a bohater tej części tekstu zarumienił się po same uszy.
- Orwidor jest magiem ziemi,
Ciągle dołki pod kimś kopie,
Chociaż nie jest z nas najwyższy,
Ród jego wysoki.
- Lily wielkim jest dowódcą,
Mężnie mieczem swym wywija,
Jak się wydrze, tylko w górach echo się odbija!
- Keledy dwoma mieczami
Od ataków Lily broni
Albo też czasem z orężem
Za nią sobie goni!

Ostatnia zwrotka, którą zdążyłyśmy ułożyć, od samego początku planowana była do zaśpiewania przeze mnie, tak też się stało.
- Durgh, wierny kapłan Toledy
Łaską Bogini potężny,
Napadły go smocze zgredy,
A on je zwyciężył!

- Na razie tyle, panowie – uśmiechnęła się Nike. – Jeśli się spotkamy, ułożę dalszą część, obiecuję.
Cała reszta także się uśmiechnęła, bo wszyscy dobrze wiedzieli, że pewnie nigdy już nie zatrzymamy się w jednym miejscu. W tej samej chwili usłyszeliśmy stukot kół powozu zajeżdżającego pod dolną bramę obozu. Nadszedł czas pożegnań.
Wymieniłam ostatnie błogosławieństwa z Durghiem, uśmiechnęłam się do zamyślonego Aleksandra, by potem ramię w ramię z wojownikami ruszyć w długą drogę na północny front.
- Pamiętajcie, że zapraszamy was do karczmy mojej i Ulfa! „Pod Rozbrykanym Kucykiem”, zachodni trakt z Akwigranu! – zawołał Onfis, gdy wsiadałam do wozu. Brosza z kwiatem, symbol mojego kapłaństwa, po raz ostatni zalśniła w silberberskim słońcu. Kolejnego dnia była już brudna od żołnierskiej krwi.
I tak oto zakończyła się ta historia, opowieść o towarzyszach niewoli i buncie, o odwadze, poświęceniu i wielkich misjach. Z Silberbergu wyruszyłam dwudziestego dnia po letnim przesileniu, ledwie dziesięć dni po przybyciu tu w więzach. Wszystko to zaś zdarzyło się w 858 roku wedle kalendarza Ofiru, w pierwszych dniach panowania w Wergundii Księcia Imperatora Olafa, syna Elmeryka z rodu Danwiga. Z łaski Silvy i Herna, Opiekunów Lasu, opisałam wam te spędzone w tryntyjskich górach dni, które tak bardzo zmieniły oblicze świata. Jeśli zaś czegom nie opisała, to tylko dlatego, że pamięć ma zawodną się okazała, bo ostatnie słowa kroniki spisuję w kilka miesięcy po Srebrnej Rebelii, z północnego frontu wojny z Eudomarem. Wszystkim zaś czytelnikom z serca błogosławię! Niech Pani i Was otacza swą łaską!

Pisane własną ręką Aerlinn, córy Erlinny, z łaski Silvy Jej służebnicy.
Północny front, piętnastego dnia po jesiennej równonocy.






Bez pomocy nie napisałabym ani słowa. Dlatego dziękuję wszystkim, którzy czytali i na bieżąco oceniali opowiadanie:
Aleksandrowi – za pomoc przy planie wydarzeń i realiach polityki oraz nieustające wsparcie i wprowadzane niemal cały czas poprawki. Za niezachwianą wiarę, że kiedyś to skończę, za bycie źródłem natchnień… i za udostępnienie mi fragmentu „Kroniki”.
Durghowi – za atmosferę konferencji na skype, ocenę modlitw i przypomnienie opętań,
Fehu (Aarendilowi) – za wspieranie chorej na sklerozę elfki,
Lily – za dbałość o szczegóły,
Noxisowi – za krasnoludzkie nazwy,
Onfisowi – za całokształt, konstruktywną krytykę i zapomniane zdarzenia, za wielokrotne wyprowadzanie z błędu oraz przypominanie szczegółów,
Tsunie – za śmieszne teksty,
Ulfowi – za wszystko, od Minsterbergu po niewiarę w smoki, za wojskowe terminy, za przypomnienie zapomnianych wydarzeń
oraz Zakowi – za to, że się nie gniewał nawet o poważne wykroczenia ;p i za wsparcie, jeśli chodzi o smocze legendy.

I oczywiście, jako ostatniej choć bynajmniej nie najgorszej… dziękuję Indi. Nie tylko za korektę całej historii, pomoc przy nazwach, imionach i realiach, ale za cały obóz, niesamowite przeżycia i podstawy, żeby w ogóle było, o czym pisać. Za wspieranie i poganianie, żebym już kończyła opowiadanko, za poświęcenie trochę czasu biednemu graczowi, zwykłej szeregowej kapłance…

Niech Moc będzie z Tobą, Indi, pokój zamieszka w Twym sercu, a gwiazdy Cię strzegą… chwilę, pomieszałam bajki. Będzie krócej: „SŁAWA INDI! SŁAWA SILBERBERGOWI!”
 
 
 
Abel 

Wysłany: 06-11-2010, 13:05   

Muszę to napisać: ale i tak pogrzeb Erny na Urwisie rządzi :D
Wybacz Indi, musiałem ;)
 
 
Aerlinn 
Tavariel In'Tebri


Skąd: Kraków
Wysłany: 06-11-2010, 13:17   

Niestety, jestem świadoma, że nasz pogrzeb był... denny. Starałam się nieco dodać tych modlitw, które słyszalne nie były, ale żałuję, że na obozie nie było tej wspaniałej atmosfery. Może, jakby poczekać z pogrzebem do zmroku, wsadzić worek, jak na zwiastunie... Ale i tak Urwisy rządzą. Niestety. Za rok im pokażemy ;p
_________________
2010-2012 - Aerlinn Tavariel In'Tebri, kapłanka Silvy i Herna
2013 - + Sonja córka Aliny z Sulimów, drużynniczka rodu Kietliczów Karanowiców
2014 - kadet (bardka Nawojka, + Angela Ehrenstrahl, Talsojka Arianwel'arya... i inne)
2014 Nelramar - + Tulya'Istanien z rodu Idril, Vayle'Finiel z rodu Meredith oraz khorani Akhala'beth (khorani drugiego hurdu tentara kedua)
 
 
 
Abdel 

Skąd: Warszawa
Wysłany: 06-11-2010, 14:09   

Pogrzeby w ogóle są denne :mrgreen: (no chyba,że martwy wstaje z trumny z gitarą i zaczyna grać :D wtedy jest fajnie) Ale fakt jeżeli chodzi o efektywność w tym roku urwisy nas pobiły :P
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 06-11-2010, 14:58   

Aerlinn napisał/a:
- Stos jest gotowy – oznajmił wysoki, ciemnowłosy Wergund.
Hej, mogliście dać Durghowi podpalić stos ;) Miałby satysfakcję z chociaż jednego ;) ;) ;) Prawie jak inkwizycja ;)

Aerlinn napisał/a:
Napiszę ostatni raport Zakonowi, winien im jestem to za tyle lat posługi. A potem wystąpię z Zakonu, będę kapłanem, który słucha niebios, nie zaś tych, którzy sami mienią się ich sługami. Myślałem, czy nie wrócić na Ścieżki…
A to ci psikus... A tu ścieżki przyszły do niego.... :/

Aerlinn napisał/a:
- To za to będzie krótkie. Za flotę naszych przyjaciół z Talsoi! – krzyknął na całe gardło Fiordyjczyk, aż zatrzęsła się halla. – Do dna!
:D

Aerlinn napisał/a:
- Może i masz rację – jarl wreszcie usiadł, a Olaf wzniósł, zgodnie z tradycją, pierwszy toast.
I dlatego pisanie jest fajne ;) Dla tych możliwości poprawiania świata rzeczywistego... :D

Aerlinn napisał/a:
Wypijmy więc teraz, panowie i panie, pouczeni tą historią, za tę tajemniczą siłę, która utrzymała tę część ubrania na miejscu!
E tam ;) Po prostu krasnolud się nie domył i się przykleiło... :D

Aerlinn napisał/a:
- Wśród nas Ulf mężny wojownik,
Nieraz się o śmierć ocierał,
Raz z drugiego świata wrócił
I znów się wydziera!
Kapłanka Herby z werwą zaczęła drugą zwrotkę, przy trzeciej zaś zastąpiłam ją ja:
- Onfis elf to bardzo sprytny
I dwa miecze w ręku trzyma,
Kto podejdzie, ten się dowie,
Z nim się nie zaczyna.
- Ivar świetnym jest kapłanem,
Choć dla Herby kwiatki zbiera,
Lecz gdy tylko zacznie leczyć,
Nikt już nie umiera.
Tym razem zabrzmiał chór, a bohater tej części tekstu zarumienił się po same uszy.
- Orwidor jest magiem ziemi,
Ciągle dołki pod kimś kopie,
Chociaż nie jest z nas najwyższy,
Ród jego wysoki.
- Lily wielkim jest dowódcą,
Mężnie mieczem swym wywija,
Jak się wydrze, tylko w górach echo się odbija!
- Keledy dwoma mieczami
Od ataków Lily broni
Albo też czasem z orężem
Za nią sobie goni!
Ostatnia zwrotka, którą zdążyłyśmy ułożyć, od samego początku planowana była do zaśpiewania przeze mnie, tak też się stało.
- Durgh, wierny kapłan Toledy
Łaską Bogini potężny,
Napadły go smocze zgredy,
A on je zwyciężył!

A to jest całkiem zgrabnie ułożony kawałek! Podoba mi się :)

Dziękuję za laurkę na końcu :) Za poganianie przepraszam, bo w istocie nie miało być poganianiem a jedynie mobilizacją i zachętą :) Tymczasem opowiadanie i w ogóle cały wasz -graczowy - wkład emocjonalny w to wszystko jest mobilizacją dla mnie. Fabuła 2011 czas start ;) :)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Aerlinn 
Tavariel In'Tebri


Skąd: Kraków
Wysłany: 06-11-2010, 15:23   

Indiana napisał/a:
A to jest całkiem zgrabnie ułożony kawałek! Podoba mi się

Cóż, widać, co kapłanki robią na warcie i czym potem o siódmej rano budzą resztę namiotu (jak Lily drgnęła, to się uciszyłyśmy).

Indiana napisał/a:
Dziękuję za laurkę na końcu

Nie ma, za co, bo się należała. A gdyby nie poganianie, to bym się nie ruszyła od wskrzeszania Tsuny, więc tym bardziej dziękuję. Miałam taki zastój mały...

Indiana napisał/a:
Miałby satysfakcję z chociaż jednego

Ach, szkoda, że to nie ja byłam władna podjąć tę decyzję ;p.

Indiana napisał/a:
A tu ścieżki przyszły do niego

Zobaczymy, co z tego ostatecznie wyszło. Czekamy na wstęp do fabuły 2011. A skoro
Indiana napisał/a:
Fabuła 2011 czas start
, to masz dużo czasu na myślenie, jak nas "upupić". Powodzenia.

P.S. Krążą słuchy, że w przyszłym roku będzie wreszcie wystarczająco osób na zrobienie dojazdu z Krakowa...
_________________
2010-2012 - Aerlinn Tavariel In'Tebri, kapłanka Silvy i Herna
2013 - + Sonja córka Aliny z Sulimów, drużynniczka rodu Kietliczów Karanowiców
2014 - kadet (bardka Nawojka, + Angela Ehrenstrahl, Talsojka Arianwel'arya... i inne)
2014 Nelramar - + Tulya'Istanien z rodu Idril, Vayle'Finiel z rodu Meredith oraz khorani Akhala'beth (khorani drugiego hurdu tentara kedua)
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,07 sekundy. Zapytań do SQL: 13