Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Przygoda #23
Autor Wiadomość
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 12-02-2015, 03:59   Przygoda #23

Strażnicy, prowadzący owego bez wątpienia niesłychanie groźnego więźnia, podeszli do waszej, stojącej u wejścia do pomostu grupy.
I Prim i Toruviel bez nawet szczególnego przyglądania się dostrzegły, jak straszliwie pobity jest ten człowiek, płytki świszczący oddech sygnalizował połamane żebra, przykurczona w jedną stronę postawa - prawdopodobnie pęknięte jakieś narządy w jamie brzusznej. Miał zasiniałą część twarzy, na mokrych włosach widniały ślady zaschniętej krwi.
- To ów kapłan, Siostro - odezwał się jeden ze strażników w mowie tubylców (zrozumiałej tylko dla Prim i Toruviel, ale pozostali powoli także zaczynają rozróżniać słowa i gesty).
Maiput zmarszczyła brwi.
- Nie przesadziliście trochę?
Podeszła bliżej do jeńca, podnosząc delikatnie do góry jego twarz krytycznie przyjrzała się śladom pobicia.

Fenris,
od dłuższej chwili nie byłeś w stanie skupić się na niczym innym niż na jej osobie. Kiedy podeszła i poczułeś jej wzrok, miałeś wrażenie, że ani więzy, ani rany już nie bolą. Za to jej spojrzenie wydało ci się straszne. Jej intensywnie zielone oczy raz po raz zdawały się stawać całe w bieli, jakby w ogóle nie posiadały tęczówek ani źrenic, promieniowała z nich moc, która wydawała się przenikać twój umysł, docierać do tych zakamarków pamięci, o których nie wiedziałeś, że jeszcze istnieją.
Zakręciło ci się w głowie i zwisłeś bezwładnie pomiędzy trzymającymi cię strażnikami, mając wrażenie, że ona po kilku sekundach patrzenia ci w oczy wie o tobie... wszystko.

Pozostali,
patrzyliście na tę scenę z niejakim zdziwieniem. Ewidentnie między Maiput a więźniem był jakiś przepływ mocy. To nie było rozsądne z jej strony, jeśli potrzebowała każdej drobinki many do rytuału, a jednak sprawiała wrażenie, jakby zamierzała zabrać się za uzdrawianie ran więźnia.
- On próbował zabić współwięźniów, był też wśród tych którzy podjęli ucieczkę, ale zamiast uciekać, rzucił się na naszych ludzi. Wielu pozabijał. Jest jakimś ich wysokim kapłanem czy czymś takim, modlił się do ich demonów. Jest niebezpieczny, Siostro.
- Jest bardzo niebezpieczny - powiedziała Szamanka, wciąż patrząc Fenrisowi w oczy - Ale nie jest kapłanem - delikatnym ruchem sięgnęła po nóż, sprawnie obracając go w palcach. Przez chwilę przemknęło wam przez myśl, że go zabije, ale ona rozcięła jego więzy.
- W tej chwili on ledwie jest w stanie stać, a wy macie broń nie po to, żeby mieć się na czym podpierać - powiedziała ze słyszalnym gniewem. Zaprowadźcie go. Przyjdę za chwilę.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Kodran 


Skąd: Warszawa/Piastów
Wysłany: 12-02-2015, 20:02   

Ustawił się w bliskiej odległości od pijanego imperialisty, aby móc go złapać w razie odnalezienia przez niego najszybszej drogi na posadzkę. Spojrzał na Fenrisa i syknął przez zęby. Można to chyba uznać za jakiś rodzaj sprawiedliwości. Oberwał tyle co Kurt od niego, ze sporą nawiązką. Kiedy Szamanka przecięła mu więzy, zastanowił się jak zmienił się Fenris skoro już nie jest kapłanem.Dokąd oni go zaprowadzą? Tam...?. Uśmiechnął się. Zdecydowanie nie darzył byłego kapłana Rega sympatią, więc nie obchodził go jego los. Skupił się na trzeźwiejącym towarzyszu.
_________________
2013- najemnik Nero(never forgetti)
2014- najemnik Kodran
epilog 2014- znów najemnik Kodran, Imperialista (tak jakby)
2015- Sarell, okrzyknięty Heroldem z Wierzchu (dzięki El)
epilog 2015- Sarell, #dziękiBryn ;)
2016- Severo dar Rodlingen, poborowy z Dakonii, później magnifer Czarnego Tymenu
Później też coś było grane
 
 
Reshion vol 2 Electric Bo 
To jak, umowa handlowa?


Skąd: Szczecin
Wysłany: 13-02-2015, 03:59   

- Prim.... choć no - kaszlnięcię - na chwilę. - Zabrzmiało cicho przy grupce. Widać eliskir zaczął działać, choć nie odbywało się to bez tej przykrej części. Lekko zgarbiony, pokasływał od czasu do czasu, mówił nie przyzwoicie, cicho w porównaniu do normy. - Wiem, że to tak nie wypada ale.. - Wskazał brwią w stronę nadchodzącego kapłana, po czy odreptał z kilkanaście metrów od reszty zbiegowiska. Idąc czuł ból w nogach jak po porządnym treningu. Widać organim powoli zwalczał "trutkę" w organizmie nie omijając niczego. Kilka skurczów tu i tam też zawitało jako forma przypomnienia, że przecenił swoje siły wobec lokalnych trunków. Nieznanych mu, trzeba dodać.

Kiedy już odeszli od reszty, lekko się wyprostował zbierając się do złożenia raportu.
- Dziękuję za ufonść przede wszystkim. Ale do rzeczy. Osoby, które tutaj były prowadzone nie wiedzą nic odmnie na temat tego co robi tutaj elfka, chyba, że uslyszały coś od innych, Kurta albo Cynthii albo Astoriego, którzy nam opowiedzieli co się działo w mieście. Nem, ta pethabanka, coś wywnioskowała sama, że niby Eri jest w imperium również. Nic o nim nie wiem, pod tym względem, a jej samej to mogło wpaść do głowy ze względu na to, że wymienił po przyjacielsku z Yerbetem kilka zdań podczas odbijania nas z więzienia. Nie wiem jakich, nie słyszałem. U więźniów niebyłem, chciałem tam wpaść zobaczyć kogo i w jakich warunkach trzymają. Tyle.
Uniósł wtedy głowę lekko wyżej i skupił wzrok na suficie. Stał tak czekając na werdykt od przełożonej.
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 13-02-2015, 04:37   

Tymczasem za waszymi plecami (Reshiego i Prim) zanim zawstydzeni przez Szamankę strażnicy ruszyli w stronę pomostu, do więźnia, który z trudem utrzymując pion zawisnął podtrzymywany przez prowadzących, podszedł Kurt.
Wszedł między niego a Maiput, czym siłą rzeczy wzbudził jej zainteresowanie, więc przyglądała się scenie z uwagą.
Zabójca lewą ręką podniósł do góry brodę kapłana, prawą rękę trzymał wzdłuż ciała, ale wprawny obserwator zauważyłby palce zawinięte na rękojeści trzymanego na wysokości karwasza noża.
- Pani szamanka mówi - syknął - że jesteś niebezpieczny i chyba chce cię uwolnić. Ja wiem, że jesteś niebezpieczny i chyba jestem ci winien trochę bólu... Powiedz - sączył słowa przez zaciśnięte zęby, patrząc prosto w oczy Fenrisa - nadal uważasz, że to ty jesteś chędożoną sprawiedliwością? "Jego" prawą ręką?
- Kurt... - Cynthia podeszła bliżej niemal równocześnie z Verlanem, ale obydwoje nie odważyli się podejść w zasięg ręki z nożem. Za dobrze znali Kurta i jego odruchy.
- Odpuść, stary... - mruknął Verlan, ale nie dokończył, odskakując na widok błysku ostrza. Zabójca umykającym oczom ruchem przytknął ostrze do szyi Fenrisa. Strażnicy zmieszani spojrzeli na Szamankę, oczekując rozkazu, ale ona nie drgnęła, przyglądając się.
- Wygląda na to, że nie mogę dać ci całej wypłaty na raz - wycedził więźniowi w twarz z odległości kilku centymetrów - Niech to będzie zaliczka, a reszta, kiedy będziesz wolny i sprawny. Wraz z odsetkami.
Zanim zdążyliście się zorientować, co właściwie się stało, Kurt błyskawicznym ruchem machnął Fenrisowi przed twarzą, po czym puścił go i odstąpił o krok. Na policzku więźnia wykwitła karminowa kreska przeciętej skóry, sącząc krople krwi po zasiniałym policzku.
Ignorując wkurzone i oburzone miny towarzyszy zabójca wytarł sztylet o rękaw.
Szamanka skinęła strażnikom, którzy ruszyli z więźniem w kierunku piramidy.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Prim 
niziołek


Skąd: Kraków
Wysłany: 13-02-2015, 11:48   

Gdy przyprowadzili więźnia, Prim zauważyła iskry w oczach Kurta.
Ciekawe...dlaczego....
Być może miało to związek z wydarzeniami, podczas których została w Podziemnym Mieście. Reszta oddziału również zdawała się rozpoznawać owego człowieka.
Jednym spojrzeniem obiegła jego postawę.
Połamane żebra....być może uszkodziły narządy wewnętrzne. Wątroba. Żołądek. Albo oba. Głowa przecięta. Otwarta droga do zakażenia. Z pewnością nie powinien nic wykonywać gwałtowanie.

Wyczuła przepływ mocy. Bardzo nierozsądny, wobec przyszłego rytuału. Odchrząknęła.
Czy jest to konieczne?
Szamanka być może mogła go uwalniać z więzów, ale to... to była duża utrata many. Która przecież była potrzebna.

Chciała zapytać Kurta o to, skąd znają owego człowieka. Nie zdążyła. Tuż pod jej ramieniem (a raczej- nad) wyrósł Reshi i poprosił na bok. Zgodziła się z lekkim zirytowaniem. Odeszli kilka kroków. Imperialista zaczął coś bełkotać.
Prim zacisnęła wargi i spokojnie wysłuchała jego tłumaczeń.
Wionęło od niego alkoholem. Z resztą- wionęło, to mało powiedziane.

Rozumiem. Mogą ewentualnie domyślać się związku Eriego z Yerbatem, czy tak?
Reshi skinął głową.
Dobrze. - spojrzała na niego badawczo, sprawdzając, jak działa odtrutka. Zdaje się działała wyśmienicie, bo jego spojrzenie było mniej mętne i nieobecne, niż przed chwilą- Po pierwsze- nie „chodź no”, po drugie- gratuluję doprowadzenia się do takiego stanu. Porozmawiamy sobie o tym, gdy będzie na to czas.
Teraz- masz się zachowywać. Rozumiesz? Ani kropli alkoholu, o romansach z kimkolwiek radzę nie myśleć.
- odchrząknęła- Chodź wątpię, żeby ktoś był chętny. I radzę stosować się do rozkazów. Dobrze radzę. - spojrzała mu w oczy- Zrozumiałeś?

Usłyszała odpowiedź. Niestety, nie zdążyła jej skomentować, ani zapytać o pobitego. Przeszkodził jej hałas za plecami. Ona i jej rozmówca obrócili się. Jej oczom ukazał się Kurt, stojący nad więźniem. Z nożem. Mówił coś do niego cicho. Po czym przeciął narzędziem powietrze przed twarzą niedawno związanego. Jak się okazało, nie tylko powietrze. Prim dostrzegła na ostrzu kropelki krwi. Obok stali Cynthia i Verlan, którzy odskoczywszy, utrzymali bezpieczny dystans.
Zaskoczyło ją to. Kurt był najbardziej obowiązkowym i lojalnym człowiekiem, jakiego znała
Dzikim i szalonym również. Ale dzięki temu zyskiwał tylko na wartości.
CO ON NA MATKĘ NATURĘ WYCZYNIA????
Głośno wciągnęła powietrze. Cythia i Veraln obrócili się w jej stronę. Kurt również.
Kurt.- powiedziała spokojnym, acz stanowczym głosem- Możesz mi łaskawie wyjaśnić czemu okaleczasz tego człowieka? Bo widzisz...chciałabym wiedzieć, gdy pod moim nosem ludzie dźgają się nożami. Wnioskuję, że spotkaliście go wcześniej. Zatem?
Podeszła do niego bliżej, czując wzrok Szamanki na sobie. Przed chwilą przecież ratowała tego człowieka.
- Obyś miał dobry powód. - szepnęła. Bardzo chciała dalej uważać Kurta za takiego, jakim go miała.
_________________
Primula Seweird- niziołek i druidka, pierwsza Imperialistka wśród nie- ludzi, sprzymierzona z Ludem Qarnachasayosyran, Ludzi- którzy Wiedzą, przyjaciółka Nayestecae
Primrose Goldworthy- niziołek i druidka, sprzymierzona z orkami Imperialistka, która obudziła Starych Bogów
Phlox dar Gorn- była banitka, czarownica z mroczną duszą, wdowa po Lambercie dar Gorn,
Cinna- historyk i druid, sapientystka, członkini Sztabu Konspiracji Północy, jedna z tych, którzy przypisali domeny Północy Opiekunom
Tari'gar- nieustępliwa i wymagająca admirał floty Talsoi
Surfinia- hobbitka z gminy w pobliżu zgliszcz Birki, żona Szomera z krwią tysięcy na rękach
Pixie- goblińska wojowniczka z plemienia Harcu
profesor Delfina da Tirelli- archeolożka i badaczka, najmłodsza wykładowczyni Uniwersytetu w Messynie

„Aby coś znaleźć, trzeba poszukać.
Istotnie, zazwyczaj kiedy się szuka, w końcu się coś znajduje, nie zawsze jednak dokładnie to, o co chodziło...”

"Czasem ku przeznaczeniu prowadzi właśnie ta droga, którą nie chcemy kroczyć"
 
 
Akinori 
Fenrir


Skąd: Wrocław
Wysłany: 13-02-2015, 18:34   

Więc to jest „szamanka”..jest ..piękna. Nie wygląda na osobę która by mogła kogoś skrzywdzić...Ale dlaczego tak bardzo boję się jej? Wygląda ona przecie jak piękna wergundzka szlachcianka, ma piękne oczy w których jedyne co można zobaczyć to miłosierdzie i współczucie.. Jest niebiezpieczna! Zabije cie! Nie.. ona jest niczym anioł, gdy na nią patrzę cały ból przechodzi, przechodzi zmęczenie, przechodzi nienawieść i gniew..Ona.. jest niczym słońce.. słońce które ogrzewa ciała i duszę każdego człowiek co dzień. A inne gwiazdy? Inne gwiazdy, bogowie, bledną przed nią. Mógłbym za nią umrzeć.. - myśli....
_________________
"Eee tam, wyklepie się na warsztacie"
Ostatnio zmieniony przez Akinori 13-02-2015, 18:34, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Toruviel 
droidka w wianku

Skąd: Ozorków - i tak nie wiesz gdzie to jest
Wysłany: 14-02-2015, 03:38   

Toruviel była przerażona widokiem mężczyzny. Dawno nie widziała tak pobitego, bo nie można było nazwać tego inaczej, człowieka. Kojarzyła go skądś jak przez mgłę... Gdzie mogła go spotkać? Uderzyło ją bardzo określenie użyte przez Taihire - demony. Ciekawe więc kim są wasi krwiożerczy opiekunowie, jeśli nie demonami - przemknęło jej przez myśl. Nie mogła też zrozumieć wydatku energetycznego Szamanki, chociaż go pochwalała. Uwięzić, to jedno. Skatować, to drugie.... Ale nie miała przecież pojęcia, skąd Tubylka czerpała moc i na jakich zasadach nad nią panowała.

Był dawniej kapłanem... sprawiedliwością... Kurt, którego miała za raczej opanowanego człowieka reagował bardzo... nieprzyjemnie. Szczerze mówiąc to wmurowało ją w ziemię. Szamanka stała z boku - tego też elfka się spodziewała - tej obojętności. W gruncie rzeczy ludzie północy byli jej chyba obojętni. Z pewnymi wyjątkami, Remusie Astorii...

Rannego mężczyznę zaczęto wynosić - wtedy go skojarzyła - widziała go pod ziemią i pamiętała jak przez mgłę. Co z resztą nie było niczym dziwnym, biorąc pod uwagę stan, w jakim się wtedy znajdowała. A ten tutaj był kapłanem. Sędzią Rega. Albo i już nim nie był. Czuła dziwny niepokój, odprowadzając go wzrokiem. Z tego, co wywnioskowała z wymiany zdań, tamten człowiek mógł najzwyczajniej w świecie oszaleć.

Popatrzyła na Szamankę. Ciekawe, czy to twoja sprawka. Czy jednak coś innego...
_________________
I turnus '12 - Tulya'Toruviel Meliaor, elfia magiczka
I turnus '13 - Maja, druidka
II turnus '14 + epilog - Tulya'Toruviel Meliaor, elfia dyplomatka z magicznym wykształceniem
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 14-02-2015, 03:44   

Fenris,
nie wiedziałeś, czego chciał od ciebie ten człowiek. Cięcia po policzku prawie nie poczułeś, nie miałeś pojęcia, o czym mówi, ani czy go kiedyś spotkałeś.
Właściwie w ogóle go nie słuchałeś.
Słyszałeś w głowie jej głos. Nie głos, obecność. Nagłe, niezwykle silne odczucie, że nie jesteś już sam. Ciemność się rozstąpiła. Ona ją rozegnała.
Zaczynałeś przypominać sobie. Jakby ktoś zdarł zasłonę z twojej pamięci. Nie całą jeszcze, tylko trochę. Rzeczy, które z niej wyrzuciłeś, odtrąciłeś, zaczęły wracać na swoje miejsce.
Kapłan Rega... Wykonawca wyroków... Zabójca...
Szliście przez wąski drewniany pomost, przerzucony nad czarnymi wodami podziemnego jeziora. Przed tobą lśniła piramida i olbrzymi obelisk, błyskający błękitnymi znakami. A ona wciąż była obok.

Prim,
Kurt pochylił głowę i zacisnął zęby, co nadało jego twarzy zacięty, wilczy wyraz.
- Wybacz - mruknął - Nie znam go, nie wiem kim jest, poza tym, że podawał się za sędziego Rega.
- W cytadeli, gdy uwalnialiśmy Reshiona - wmieszał się cichym głosem Verlan - ten rzucił się na Kurta i zmasakrował mu twarz stalową rękawicą. Gdyby nie Cynthia, Kurta by tu nie było, po drodze musiała g operować niemalże, bo połamane kości... coś tam.
- Odpryski kości po podaniu eliksiru przyspieszającego regenerację spowodowały stan zapalny - uzupełniła alchemiczka - Rzeczywiście by kojfnął przez tego niby-sędziego.
- Byłem mu winien... pozdrowienia - powiedział cicho zabójca - Ale masz rację, to było... Daj spokój, nie rozwaliłbym związanego. Bez potrzeby. Ale jeśli ona - wskazał ruchem głowy na stojącą w zamyśleniu na brzegu Szamankę - go uwolni, to już nie będzie związany i...
- I wiesz co - wtrąciła się Cynthia - Wyrusza ten oddział, ten w pościgu za więźniami. Nikt z nich nie mówi po ludzku, więc nikt ze ściganymi nawet nie da rady się dogadać. Poza tym... - ściszyła głos - jeśli ta Pethabanka rzeczywiście za dużo wie, należałoby się upewnić, że nie umknie temu pościgowi. Może Kurt powinien się tym zająć? Większość z nas przy rytuale i tak się nie przyda...
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Reshion vol 2 Electric Bo 
To jak, umowa handlowa?


Skąd: Szczecin
Wysłany: 14-02-2015, 04:06   

- Tiaaa, jasne.... jak słońce. - Ziewnął przeciągle, widać wraz z alkoholem, jego skutki na, których mu zależało też zanikały. Robić zaczęło mu się zimniej, brak snu dawał się we znak wraz ze zmęczeniem.
- Wyślij mnie do czego chcesz a potem się bym położył. Najlepiej zanim ten duch tutaj znowu wpadnie, tym razem z opentaną bratanicą moją jako dodatek.
Czekając na jakąś odpowiedź, rozmasowywał sobie skronie. Zamiast jakiś słów usłyszał przebieranie krótkich nóżek za, którymi był zmuszony popędzić.

- Teoretycznie najlepiej byłoby wysłać po tych ludzi mnie albo Toruviel, jako, że mamy chyba najlepsze z nimi relacje. Jednak je zaraz zaaaasssnnę - Ziewnięcie zaatakowało znienacka starca. - a Toruviel lepiej żeby się nie pokazywała tutaj nikomu. Jak wyjdzie najaw, że sobie tutaj hasa niż przeciętny mieszkaniec północy to elfy nie skończą raczej dobrze. - Dodał po Cynthii, stojąc w kółku z resztą oddziału.[/b]
 
 
Toruviel 
droidka w wianku

Skąd: Ozorków - i tak nie wiesz gdzie to jest
Wysłany: 14-02-2015, 04:37   

Odwróciła głowę w stronę Imperialistów, kiedy padło jej imię. Zignorowałaby ich, ale jeśli coś kombinowali. Wślizgnęła się pomiędzy nich i dodała, podirytowana myślą, że Reshiemu uroiło się, że mógłby gdzieś ją wysłać.

-Cóż Reshi, stwierdziłeś fakt oczywisty. Ale myślę, że niewielu z nich pała miłością do ciebie. Do was w ogóle. Są wśród nich elfy, z którymi mi najłatwiej byłoby się dogadać, ale nie wolno mi ryzykować ujawnienia... Za to faktycznie przydałby się ktoś, kto płynnie mówi w obu językach, ale z takich osób znamy jedynie trzy i żadna z nas w pościg się nie uda, chyba że pani Prim zmieni zdanie. Pozostaje wam wysłać kogoś rozsądnego i kogoś, kto zna choć jednego z uciekinierów. I, na moich przodków, niech trzymają się wersji z moim porwaniem.
_________________
I turnus '12 - Tulya'Toruviel Meliaor, elfia magiczka
I turnus '13 - Maja, druidka
II turnus '14 + epilog - Tulya'Toruviel Meliaor, elfia dyplomatka z magicznym wykształceniem
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 14-02-2015, 05:30   

- Nie wiemy, kto oprócz tej Pethabanki jest w tej grupie - powiedział Verlan - Ale po pierwsze nie mamy czasu - wskazał na tubylczych wojowników, którzy właśnie znikali w jednym z korytarzy - a po drugie to musi być ktoś, kto ich dogoni, dotrzyma kroku i będzie w stanie zadanie wykonać. To, z całym szacunkiem, ale nieco eliminuje Reshiona. Rzeczywiście, powinien to być Kurt. Kodran? Verron? Lub ja.

- To dobry pomysł, by ktoś z was towarzyszył moim ludziom w pościgu - powiedziała niespodzianie Szamanka. Niemalże o niej zapomnieliście, a na pewno zapomnieliście o tym, że słyszy i rozumie, co mówicie - Łatwiej odgadniecie sposób myślenia innych ludzi z północy, podpowiecie Taihire, jakie drogi mogli wybierać. ALe - dodała, odwracając się do was - Taihire nie jest łagodną i łatwą we współpracy osobą. Jej duma została zraniona... Za to rozumie mowę północy, choć trudno jej nią władać.
Za to to dobra wiadomość, że owa dziewczyna, którą uczyniono bronią przeciw Władcy Koni, to twoja krewna - zwróciła się do Reshiona- Dzięki krwi łatwiej będzie osłabić jej moc, jej więź, pokierować nią. Jeśli ją unieszkodliwimy, Mori Khan będzie mógł odejść w odleglejsze szamańskie światy, uwolni duszę waszego... naszego przyjaciela - uśmiechnęła się ciepło - Zdecydujcie i zaczynajmy rytuały. Mamy coraz mniej czasu.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Kodran 


Skąd: Warszawa/Piastów
Wysłany: 14-02-2015, 13:57   

-Ja zdecydowanie nie przydam się przy rytuale, więc z chęcią się na coś przydam. Tylko mimo wszystko ktoś powinien zostać przy rytuale. Proponuje, żeby w pościg wysłać mnie i Verrona, lub samego mnie jeżeli chcecie większej ilości osób do pilnowania rytuału.
Ciekawe, to już druga taka sytuacja w niedługim okresie czasu, kolejny rytuał. Ostatnim razem oddział Ylvy nadchodził by nam przeszkodzić i tym razem chyba też jest to oddział Ylvy. Tylko czy tym razem nam się powiedzie? I jakie będą tego skutki?
_________________
2013- najemnik Nero(never forgetti)
2014- najemnik Kodran
epilog 2014- znów najemnik Kodran, Imperialista (tak jakby)
2015- Sarell, okrzyknięty Heroldem z Wierzchu (dzięki El)
epilog 2015- Sarell, #dziękiBryn ;)
2016- Severo dar Rodlingen, poborowy z Dakonii, później magnifer Czarnego Tymenu
Później też coś było grane
 
 
Prim 
niziołek


Skąd: Kraków
Wysłany: 15-02-2015, 01:07   

Wysłuchała tłumaczenia Kurta. Zasznurowała wargi.
Rozumiem. Ale ostatni raz załatwiasz to w taki sposób. - spojrzała mu w oczy- Postaraj się go nie zabić przy kolejnym spotkaniu. - dodała
Potem Cythia i Reshi zabrali głos. Szamanka dopowiedziała kilka słów. Kodran dodał coś od siebie.
Milczała.
Myślała intensywnie.
Bardzo nie chciała wysyłać Kurta. Potrzebny był jej do obstawy rytuału. Dowódca, niepoddający się presji. Odważny i lojalny. Gdy ona będzie wyczerpana rytuałem, będzie potrzebny bardziej, niż cokolwiek innego.
Reshi odpadał z marszu. Jeszcze nie postradała rozumu do reszty.
Reszta była jej potrzebna.
Splotła ręce na piersi. Westchnęła.
Pójdzie Kodran - zwróciła się w jego stronę- Znasz Pethabankę, jeśli się nie mylę? - kiwnął głową- Masz wrócić w jednym kawałku. - wyciągnęła z rękawa małą fiolkę i podała mu. Przejrzysty płyn zajaśniał białawym blaskiem. Zbliżyła się do niego kilka kroków i szepnęła- Na czarną godzinę. Zasklepienie rany. Dwie małe dawki.- zamilkła, po czym kontynuowała szeptem- Jeszcze jedno-oczywiste. Wiem, że jesteś blisko z Reshim, ale teraz jesteś na służbie. Nie próbujcie żadnych sztuczek z tą Pethabanką. Ufam Ci. - zmrużyła oczy i oddaliła się- Spróbuj się z nimi dogadać, złapać uciekinierów, wywiedzieć się wszystkiego. Potem wróć do nas. Ruszaj.

Patrzyła, jak zbiera się do wyjścia. Obróciła się ku reszcie oddziału.
- Reszta zostaje. Skoro idzie ku nam oddział złożony z krewnych Reshiego, wolę być dobrze przygotowana na to spotkanie.



Ha! Znów ktoś idzie przerwać rytuał... To się znowu dzieje... Primrose, moja droga kuzyneczko...czuję się podobnie, jak i Ty...
_________________
Primula Seweird- niziołek i druidka, pierwsza Imperialistka wśród nie- ludzi, sprzymierzona z Ludem Qarnachasayosyran, Ludzi- którzy Wiedzą, przyjaciółka Nayestecae
Primrose Goldworthy- niziołek i druidka, sprzymierzona z orkami Imperialistka, która obudziła Starych Bogów
Phlox dar Gorn- była banitka, czarownica z mroczną duszą, wdowa po Lambercie dar Gorn,
Cinna- historyk i druid, sapientystka, członkini Sztabu Konspiracji Północy, jedna z tych, którzy przypisali domeny Północy Opiekunom
Tari'gar- nieustępliwa i wymagająca admirał floty Talsoi
Surfinia- hobbitka z gminy w pobliżu zgliszcz Birki, żona Szomera z krwią tysięcy na rękach
Pixie- goblińska wojowniczka z plemienia Harcu
profesor Delfina da Tirelli- archeolożka i badaczka, najmłodsza wykładowczyni Uniwersytetu w Messynie

„Aby coś znaleźć, trzeba poszukać.
Istotnie, zazwyczaj kiedy się szuka, w końcu się coś znajduje, nie zawsze jednak dokładnie to, o co chodziło...”

"Czasem ku przeznaczeniu prowadzi właśnie ta droga, którą nie chcemy kroczyć"
Ostatnio zmieniony przez Prim 15-02-2015, 01:08, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 15-02-2015, 07:09   

Kurt zacisnął usta i nerwowym ruchem przeczesał grzywkę nad czołem, po czym skinął głową po żołniersku.
- To się nie powtórzy - powiedział w końcu - Ale jeśli jeszcze raz do mnie wystartuje, to nie ręczę. Dobra, Kodran - zmienił temat, słysząc dalsze rozkazy - Lecisz, chłopie, tylko faktycznie nie daj się zabić. Jesteś pewna, on?
Kodran, klepnięty po plecach, potwierdził otrzymanie rozkazu i biegiem ruszył w kierunku znikającego w korytarzu oddziału tubylców.

Wy tymczasem, wraz z niesionym na noszach Astorim, ruszyliście pomostem w kierunku piramidy.
- Gdy będziecie jeszcze kiedyś zbliżać się do jeziora - powiedziała półgłosem Szamanka - nigdy, pod żadnym pozorem nie wchodźcie do wody. Jezioro ma swoich mieszkańców.
Jakby na potwierdzenie jej słów martwa powierzchnia drgnęła w kilku miejscach, po tafli rozeszły się koncentryczne kręgi, ale nic szczególnego się nie ukazało.



Gdy przekroczyliście jej próg, przez chwilę ogarnęła was ciemność, ale po chwili oczy przyzwyczaiły się do półmroku, jaki panował we wnętrzu i mogliście rozeznać, gdzie wchodzicie.
Weszliście najpierw do niemal zupełnie ciemnego pomieszczenia, mogliście tylko zorientować się, że wciąż kroczycie po drewnianym pomoście, poniżej którego szumi woda, która zdaje się gdzieś przepływać, sądząc po dźwięku. Za pomieszczeniem były schody, którymi zeszliście w dół, a z nich dalej wkroczyliście na coś w rodzaju galeryjki.
Na wprost widać było ogromną pustą przestrzeń, której się tu nie spodziewaliście. Najwidoczniej piramida i obelisk były tylko tym, co wystawało ponad powierzchnię z wielkiej konstrukcji, kryjącej się na poziomie niższym niż jezioro. Potwierdzał to też szum wody, który zwrócił waszą uwagę.
Gdy podeszliście do krawędzi galerii, nie ograniczonej żadną barierką ani krawężnikiem, zobaczyliście kolejną wielką salę, zalaną błękitnym i turkusowym światłem. Poniżej was, jakieś 10 metrów poniżej, widniała mozaikowa posadzka, wykonana w misterne wzory, lśniąca błękitnymi ornamentami z Minerału. Na obrzeżu okrągłego pomieszczenia płynął strumień, do którego gdzieś sponad waszych głów spadały z szumem niewielkie kaskady, podświetlone błękitnymi fluorescentami. Galeria wiodła dookoła całej sali, raz po raz podpierana ażurowymi słupami, które oplatały świecące w mroku zielonkawo pnącza o wielkich, białych kwiatach.
Gdy spojrzeliscie w górę, dostrzegliście otwór w sklepieniu - to musiała być podstawa owego obelisku, bo wyglądało to jak wypełniona światłem rura idąca ku górze.
Centrum tego pomieszczenia stanowił olbrzymi monolit z Minerału. Wokół niego koncentrował się ornament na posadzce, wokół niego oplatały się pnącza i woda. Kamień pulsował delikatnie przydymionym światłem.

Na galeryjce i pod nią na niższych poziomach, stali ludzie. Byli to tubylcy, mogliście zgadywać, że to jacyś kapłani lub ktoś o ważnych funkcjach. Choć uzbrojeni po zęby, nosili wspaniałe pióropusze z kolorowych piór i typowe dla ich stroju szerokie "kołnierze", wysadzane półszlachetnymi kamieniami.
Przechodzącą Szamankę witali z pełnym szacunku i czci ukłonem, was witali nie aż tak czołobitnie, ale także z szacunkiem.

Prowadząc was przez galerię, tłumaczyła wam półgłosem:
- To jest Pamięć. W tym miejscu skupia się świadomość, jedność, tożsamość mojego ludu. To miejsce jest niezniszczalne. Nie da się zniszczyć Kamienia. Kiedy moi przodkowie zdecydowali, by wygasić Pamięć, musieli nałożyć na to miejsce zaklęcie osłabiające. Powłoki obelisku zostały rozbite i rozesłane wśród plemion, które podzielono, nakazując im zapomnienie. Tam - wskazała na niewielki postument - spoczywa ostatnia część Kamienia, którą odzyskałam dzięki wam. Jakkolwiek dalej potoczą się losy, mój lud nigdy wam tego nie zapomni.
Pamięć gromadzi wszystko, co wiemy. Różnimy się od was. Nasze umysły się różnią. Minerał płynie w naszych żyłach i pozwala nam dzielić się myślami, odczuciami, świadomością. Dlatego istnieje to miejsce. Ale w Kamieniu brakuje pamięci z ostatnich kilku tysięcy lat. Z czasu podziału. Z czasu, gdy zasnęliśmy. Nie mam innego wyjścia, niż odebrać to od innych. Inaczej drapieżni sąsiedzi zniszczą nas, nim wymrze to pokolenie.
Ostatni z tych, których tu sprowadziliśmy w tym celu, znajdują się za tymi drzwiami. W ich umysłach jest wiedza. Każdemu z nich dam wybór. Przyjaciel lub wróg. Nikomu nie zadam bólu niepotrzebnie. Przyjaciel otworzy umysł na rytuał i jego umysł nie zostanie zniszczony. Ale otwierając umysł, podda go działaniu minerału i wchłonie Świadomość. Wróg tego nie zrobi i Minerał zniszczy jego umysł, odbierając wiedzę, wróg umrze.
Widzę wasze myśli. Widzę waszą pogardę dla tego czynu. Chciałabym, żebyście mogli widzieć moją. Gdyby tylko istniał inny sposób. Ale nie ma innego sposobu. Nie chcę, abyście mi towarzyszyli w tej czynności, gdy będę łamać im dusze. Wiedzcie, że wielu jednak przystąpi do nas i tym dam opiekę, dom, ochronę. Pozostałym dam śmierć tak łagodną, jak zdołam.
To zajmie jakiś czas.
Potem przystąpię do rytuału, do zdjęcia zaklęcia z Kamienia, do obudzenia go, do przywrócenia nam Pamięci. Jeśli podtrzymujecie chęć uczestniczenia, będziecie potrzebować mocy. Nie sądzę, aby istniały zaklęcia, które moglibyśmy złączyć w jedno, ale na pewno istnieją w waszej magii słowa mocy, które pozwalają kierunkować energię, zwiększać ją w określonym miejscu. Te będą najbardziej potrzebne. Zresztą, zdam się w tej kwestii także na waszą wiedzę.
Gdy tylko nastąpi Przebudzenie, moja moc będzie wystarczająca, by przedrzeć się przez zasłonę szamańską, do płaszczyzn pod mocą Mori Khana. Wówczas najbardziej będę potrzebować waszego wsparcia, bo spodziewam się, że on tak łatwo nie wypuści zakładnika. Jeśli zaś zbyt długo ciało pozostanie bez duszy, złączenie ich na powrót może być niemożliwe.
Tymczasem moi ludzie zajmą się nim samym, podtrzymując jego energię na tyle, na ile się da.
Aha.. Kiedy zacznie się Przebudzenie... Zobaczycie ich. Opiekunów. Staną tutaj. Zobaczą was. Nie zrobią wam krzywdy, zaakceptowali was już, uznali za sojuszników. Oni są częścią naszej Pamięci. Albo raczej... Pamięć jest częścią nich. Nie obawiajcie się ich obecności. Nie uczyni wam żadnej krzywdy.

Ludzie, niosący nosze z Remusem, minęli was i zeszli schodami na niższy poziom, ten z kamieniem, widzieliście, jak ustawiają nosze przy jednej z kaskad. Po chwili podeszli tam inni ludzie, w białych tunikach, mocząc chusty w wodzie, zbierali w nie jakieś rosliny czy może drobinki kamieni z dna kamiennych mis, zgniatali to i wykręcone szmatki kładli nieprzytomnemu na czoło.

Słuchając słów szamanki doszliście do przeciwległego końca okręgu, po którym rozplanowana była galeryjka. Widniały tam sporej wielkości wrota z białego kamienia, rzeźbione w misterne wzory, uzupełniane Minerałem.
- Zostawię was teraz - powiedziała - jesteście pod opieką moich wojowników, możecie się poruszać tutaj bez przeszkód, jeśli chcecie. Możecie także uzupełnić własne energie.


Fenris,
przeszliście przez tę samą galeryjkę. Co ciekawe, choć byliście daleko od rozmawiających, zdawało ci się, że doskonale słyszysz, co ona mówi, zupełnie jakby mówiła to stojąc tuż przy tobie.
Prowadzący cię strażnicy uchylili owe drzwi z białego kamienia i weszliście do sali, oświetlonej zupełnie inaczej, w czerwieni. Było tu chłodno, chociaż w wielu miejscach paliły się wielkie pochodnie, a na środku płonął ogień w sporej wielkości misie.
- Nie, jego nie! - jej głos, ale nie było jej obok. Otworzyłeś oczy.
Twój umysł przytomniał. Otrząsał się spod władzy złudzeń i majaków. Strażnicy puścili cię, w efekcie osunąłeś się na ziemię, a oni stanęli obok, czekając.
Miałeś czas na zrozumienie.
Umysł zaczynał przewijać ci przed oczami barwny kalejdoskop wspomnień.
Odległe dzieciństwo. W odległym kraju. Z ludźmi, których już nie ma.
Urywki. Wycinki. Także te, które do niedawna uważałeś za prawdziwe, teraz jawiły się klarownie jako mistyfikacja umysłu.
Reg. Służba. Sprawiedliwość.
Nie było sprawiedliwości. Służba była kłamstwem. Czym więc był Reg?
Podniosłeś oczy ku górze.
Stała przed tobą, płomiennowłosa. Jej oczy jarzyły się białym światłem. Wyciągnęła rękę.
- Nie zostawiasz tam niczego, wartego żalu - powiedziała dźwięcznym śpiewnym głosem - Przez tyle lat służyłeś złudzeniom, demonom i ułudzie. Zostań tutaj. Służ mi. Mogę zmyć krew z twoich rąk.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Kodran 


Skąd: Warszawa/Piastów
Wysłany: 15-02-2015, 12:25   

-Nie mam zamiaru dać się zabić, przynajmniej dopóki Reshi mi w końcu nie zapłaci-uśmiechnął się i pobiegł za oddziałem tubylców. Gdy zbliżał się, zaczął szukać Taihire by powiedzieć jej, że dołącza do pościgu.
[Ja gdzieś przechodzę?]
_________________
2013- najemnik Nero(never forgetti)
2014- najemnik Kodran
epilog 2014- znów najemnik Kodran, Imperialista (tak jakby)
2015- Sarell, okrzyknięty Heroldem z Wierzchu (dzięki El)
epilog 2015- Sarell, #dziękiBryn ;)
2016- Severo dar Rodlingen, poborowy z Dakonii, później magnifer Czarnego Tymenu
Później też coś było grane
Ostatnio zmieniony przez Kodran 15-02-2015, 12:26, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Prim 
niziołek


Skąd: Kraków
Wysłany: 15-02-2015, 18:02   

Postaraj się go tylko nie zabić od razu. - zwilżyła językiem suche wargi- Tak jestem pewna. Kodran musi sobie poradzić. - zwróciła się do wspomnianego- Leć wykonać rozkaz.
Imperialista ruszył za oddziałem tubylców.
Niech Matka Natura ma Cię w opiece- powiedziała cicho do siebie

Za mną. - rzuciła do reszty oddziału. Ruszyli szybkim krokiem, ku piramidzie.
Idąc, spojrzała na spokojną twarz Astoriego.
Wariat. Kompletny wariat.
Ale czy Imperium nie tym różniło się od innych organizacji? Że Ci prawdziwi Imperialiści potrafili oddać wszystko za swoje idee?

Przeszli jezioro. Mętne, nieprzyjemne. Z pewnością nie chciałaby się w nim znaleźć. Schodzili coraz niżej i niżej, w głąb nieznanej budowli.
Trzeba było przyznać- niesamowitej.

Pamięć... która wymaga Ofiary. Jej myśli pędziły coraz bardziej, gdy Szamanka krok po kroku tłumaczyła działania. Ci ludzie przecież nic nie zawinili. Oprócz tego, że posiedli wiedzę. Która teraz ma zostać im zabrana. Która stała się przyczyną tego, że mają do wyboru wchłonięcie Świadomości lub śmierć. A wszystko przez Wiedzę.
Życie ludzkie jest największym darem. Wolność również.
Matko Naturo...


Nic nie powiedziała. O nic nie spytała. W milczeniu przeszła do końca okręgu. Czuła moc, bijącą od Monolitu.
Szamanka radziła uzupełnić energię. Miała rację. Skinęła ku niej głową.
- Mam dwa pytania- rzekła cicho- Pierwsze- kiedy zaczynamy? Drugie...cóż. Potrzebuję do rytuału żywiołu ziemi- przeważnie jest to kamień. Im szlachetniejszy, tym większa jego moc. Czy pobranie energii z Minerału- jest możliwe? A raczej- bezpieczne?
Uzyskawszy odpowiedzi, potrząsnęła głową.

Primula w milczeniu zaczęła rozglądać się po galeryjce. Nowe wątpliwości zaczęły ogarniać jej umysł. Był to najwyższy czas na rytuał.
Odeszła kilka kroków od grupy, szukając wolnej przestrzeni na wyrysowanie okręgu. Wreszcie znalazła odpowiednie miejsce.
Pobiorę energię - zwróciła się do oddziału.- Rozejrzyjcie się tutaj. Przepatrzcie wyjścia. Zbadajcie teren
Popatrzyła na ich twarze. Dostrzegła na nich cień...niepewności? Być może miało to związek z tym, co zamierzała zrobić Szamanka....
- Coś się dzieje? - spytała cicho

Po rozmowie z oddziałem zamierzała rozpocząć rytuał pobrania.
_________________
Primula Seweird- niziołek i druidka, pierwsza Imperialistka wśród nie- ludzi, sprzymierzona z Ludem Qarnachasayosyran, Ludzi- którzy Wiedzą, przyjaciółka Nayestecae
Primrose Goldworthy- niziołek i druidka, sprzymierzona z orkami Imperialistka, która obudziła Starych Bogów
Phlox dar Gorn- była banitka, czarownica z mroczną duszą, wdowa po Lambercie dar Gorn,
Cinna- historyk i druid, sapientystka, członkini Sztabu Konspiracji Północy, jedna z tych, którzy przypisali domeny Północy Opiekunom
Tari'gar- nieustępliwa i wymagająca admirał floty Talsoi
Surfinia- hobbitka z gminy w pobliżu zgliszcz Birki, żona Szomera z krwią tysięcy na rękach
Pixie- goblińska wojowniczka z plemienia Harcu
profesor Delfina da Tirelli- archeolożka i badaczka, najmłodsza wykładowczyni Uniwersytetu w Messynie

„Aby coś znaleźć, trzeba poszukać.
Istotnie, zazwyczaj kiedy się szuka, w końcu się coś znajduje, nie zawsze jednak dokładnie to, o co chodziło...”

"Czasem ku przeznaczeniu prowadzi właśnie ta droga, którą nie chcemy kroczyć"
 
 
Toruviel 
droidka w wianku

Skąd: Ozorków - i tak nie wiesz gdzie to jest
Wysłany: 15-02-2015, 19:27   

Wkraczając do pomieszczeń pod piramidą Toruviel poczuła się tak obco, jak jeszcze nigdy w swoim stuletnim życiu. Sala w dole pod galeryjką była piękna, surowa, budząca respekt. Błękitne światło działało hipnotycznie, a kwitnące pnącza, chyba pierwsze rośliny w tym podziemnym mieście, zamiast dodać otuchy tą odrobiną życia, sprawiły, że poczuła się maleńka i zagubiona. Daleko od zielonych lasów jej dzieciństwa zaniósł ją los. Ale miała wkrótce do nich powrócić.
Ledwie zauważała mijanych przez nich tubylców słuchając z uwagą słów Szamanki. Niesamowite. Ludzie posiedli wspólną jaźń. Na świecie jest drugie Ikni. Choć nie do końca. Ich zmarli odchodzą.
Miała nadzieję, że wyraz jej twarzy pozostał bez zmian, gdy Szamanka wyjaśniła, w jaki dokładnie sposób uzupełnia luki.
To jest niemal gorsze od tego, co z elfami robiła Puszcza. To świadomy czyn, ludzie przeciw ludziom. Będą walczyć i umierać lub zatracać siebie. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Wojna ma swoje prawa, ale są granice. Zepchnęła głęboko, głęboko w podświadomość przeczucie, że te wnętrza i nadchodzące wydarzenia będą ją nawiedzać w koszmarach.

W perspektywie nadchodzącego rytuału Toruviel żałowała, że jej wiedza magiczna jest tak okrojona i podstawowa. Ale tylko taką mogła zdobyć będąc spoza Nolwe'yaro. Ale posiadaną wiedzę umiała naginać do potrzeb, a jeśli chodziło jedynie o przesył energii, to od strony technicznej czekała ją dziecinna igraszka. Gorzej z tym, jak to będzie w praktyce. Jej dłoń powędrowała w stronę sakiewki, w której spoczywała grudka wonnej żywicy dostarczonej jej przez Dirili.
Bez sensu będzie czerpać wcześniej. Będzie musiała czerpać magię, stabilizować ją we własnym ciele i ukierunkowywać dalej. Najlepiej, gdyby udało jej się to bez przerywania okręgu, oszczędziłoby jej to wysiłku towarzyszącego żmudnemu stawianiu ochronnego kręgu.
Elfka skinęła głową, gdy hobbitka zadała nurtujące i ją pytanie - ile mieli czasu?
-Jako magini na przeciętnym poziomie mogę zapewnić stałe przesyłanie many, ale też tylko do pewnego momentu, zależy jak długo to potrwa i jak często będę musiała zaczerpywać nowe porcje energii. Ale postaram się wytrzymać jak najdłużej. - zadeklarowała otwarcie swój udział.

Gdy padło ostatnie zdanie poczuła dreszcz przebiegający jej wzdłuż kręgosłupa. Starzy Bogowie. Bała się ich. Nigdy nie bała się tak Tavar, a oni przerażali ją samą swoją obecnością... a przynajmniej tak było wtedy. Kto wie... kto może wiedzieć, jacy są teraz.

Po odejściu Szamanki rozpoczęła badanie galeryjki z przyległościami. Gdyby cokolwiek poszło nie tak, wolała wiedzieć którędy wypadałoby uciekać.
_________________
I turnus '12 - Tulya'Toruviel Meliaor, elfia magiczka
I turnus '13 - Maja, druidka
II turnus '14 + epilog - Tulya'Toruviel Meliaor, elfia dyplomatka z magicznym wykształceniem
 
 
Akinori 
Fenrir


Skąd: Wrocław
Wysłany: 15-02-2015, 19:46   

- Krew z moich rąk..? Krew która spłynęła przez to szaleństwo? Przez to szaleństwo które prowadziło całe moje życie? Nie. Ta krew pozostanie tam, abym pamiętał kim byłem i jakich czynów się dopuściłem moja Pani! . .Pani…. . . . Dla Ciebie oddam także i to. Nie jestem już Fenrisem Wędrowcem, Fenrisem Sędzią, Dzierżycielem Kata, dla Ciebie wyrzeknę się każdego starego imienia. Moje życie było kłamstwem, a kłamstwo musi zniknąć. Nie chcę takiego życia! Wyrzeknę się wszystkich innych rzeczy czy idei, lecz wypełnij tą pustkę która wypełnia całą moją dusze! Pustkę która nie pozwoliła mi żyć jak każdy inny człowiek! Weź moje szaleństwo! Weź mój gniew! Wszystko to pozostawię dla was w darze. Jestem gotów. Stawie czoła wszystkim mym majakom i kłamstwom. Stawie czoła nawet temu któremu służyłem. Ten bożek jest dla mnie nikim. Dla Ciebie Pani, zgniótłbym go butem, jak najgorszego robaka. Deptałbym go i deptał do czasu gdy nie przybędą inne po niego. I dla Ciebie Też je zdepcze! Bassara będzie przed tobą klęczeć, Wessi będzie błagał. Wszystko zrobię.. Obdarz mnie nowy życiem i imieniem! - odpowiedział na niemal jednym oddechu. Z jego oczu biła determinacja i zdecydowanie. – Weź moje szaleństwo! Całe należ do Ciebie!
_________________
"Eee tam, wyklepie się na warsztacie"
 
 
Reshion vol 2 Electric Bo 
To jak, umowa handlowa?


Skąd: Szczecin
Wysłany: 16-02-2015, 02:05   

Nie chciało mu się odgryzać na Toruviel, że szamanka zbudziła sporo podejrzenia dając jej osobną "cele" oraz przy mowie powitalnej. Jak ktoś z nich się stąd przedostanie żywy i im uwierzą to jej rodzina będzie miała spore kłopoty.
Lekko oprzytomniał na wspomnienie o Emilii, nie spodziewał się, że będzie za nimi szła choć z drugiej strony potrafi być uparta....
- Tak, krewna z niej moja, skoro o niej mowa to w jaki sposób teraz zagraża Władcy Koni? Dalej jest tylko przeciętnym magiem ziemi. Jakieś inne zdolności się ujawniły po całym zajściu z duchem?
Zapytał się szamanki mając nadzieję na jakiekolwiek informacje co się dzieje z jego bratanicą.

Westchnął ze zmęczenia, spojrzał na na plecy biegnącego Kodrana a potem podreptał za resztą grupy do piramidy, coraz mniej mu się to wszystko podobało.

Słuchał uważnie wszystkich słów szamanki, starając się zapamiętać wszystko co powiem, albo przynajmniej tyle ile da radę. Mówiła bardzo ciekawe rzeczy, choć jak zwykle był wobec nowych informacji trochę sceptyczny. Korzystając z momentu przerwy usadowił się po cichu pod ścianą. Oparł głowę na ramieniu zamknął oczy by na kilka chwil przynajmniej odpocząć, póki nic się nie dzieje.
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 16-02-2015, 03:56   

- Nie pobieraj energii z kamienia - uśmiechnęła się Szamanka - to nie jest kamień, to Minerał. To wyjątkowy twór, trudno to tłumaczyć ludziom Północy. To nie skała. To... pył pełen many, zespolony w jedno... Ech.. A jednak brakuje mi słów.
Ale skała jest wszędzie wokół. Te kamienie rzeźbiono tysiąclecia temu, wciąż krązy w nich ciepło dłoni rzeźbiarzy, iskry, krzesane przez dłuta.

Odwróciła się w kierunku drzwi z białego kamienia, które uchyliły się przed nią samoczynnie, po czym odwróciła się, a sploty czerwonych warkoczy oplotły się wokół jej szyi.
"DAJ MI INNE ROZWIĄZANIE!" - krzyknął głos Szamanki w umyśle Toruviel - "Ja też tym gardzę. Ja też tego nie chcę. Ale nie liczy się żadne ja. A ty? Ty nie poświęcisz komfortu bycia sprawiedliwą za dobro swojego ludu???"
Drzwi trzasnęły, minerałowe ornamenty rozbłysły. Maiput zniknęła za nimi.

- Nawet ją rozumiem - mruknął Kurt - To jest tak, że zawsze ktoś musi ubrudzić sobie ręce. Prawdziwym luksusem jest pławić się w sławie i blasku czystości, gdy syfiatą robotę odwalają inni... - w głosie zabójcy zadźwięczało coś... smutnego, szalenie autentycznego i bardzo gorzkiego. Odchrząknął, zawstydzony własnym sentymentalizmem, poprawił zaczepioną przy boku kuszę i kołczan na bełty i odszedł kilka kroków, rozglądając się po galeryjce i prowadzących na dół schodach.
Verlan, Verron i Cynthia spojrzeli po sobie. Nietrudno było odczytać i zrozumieć ich myśli. Północ. To jednak dom. Miejsce, skąd wyszli. Myśli kłębiły się gdzieś za zasłoną oczu, błądzących spojrzeniami po cudnej urody pomieszczeniu.
Ale po pierwszych odruchach sentymentalizmu wróciły twarde, zimne wspomnienia.
- Nie - oznajmiła Cynthia z głośnym wydechem - Nie będzie mi szkoda. Umrą ludzie. Wiem. I tak umrą. Jeśli im nie pomożemy - będą umierać tutaj, bo północ nie zaprzestanie ekspansji. Jeśli pomozemy- będą umierać na północy. Nie ja urządzałam ten świat. Ale chciałabym myśleć... - głos zadrżał lekko, pewnie od chłodu, wypełniającego podziemne pomieszczenie - że jestem tu z jakiegoś powodu. Że ktoś mnie potrzebuje... I nie są to oszalałe od nienawiści, przepełniającej ich bóstwa, mocarstwa północy. One potrzebują tylko kolejnych trupów na froncie. Ja niewiele mogę. Ale mam jeszcze ładunki termitu i kilka innych zabawek - lekko nerwowym gestem zawiązała kucyk z włosów na karku - mogę sprawić, że to miejsce stanie się bardzo nieprzyjemne dla wszystkich, którzy zechcą tu wleźć nieproszeni.

Towarzysze alchemiczki kiwnęli głowami na znak, że wyraziła mniej więcej to, co i oni myślą. Sprawnie i profesjonalnie zaczęli rozglądać się po pomieszczeniu, zeszli na dolny poziom, przejrzeli podcienia galerii, wnęki, gdzie lały się strumienie, przejrzeli pnącza i otoczenie monolitu.
Cynthia zanurzyła dłoń w otaczającym monolit płynie, powąchała.
- To nie woda - mruknęła, wycierając dłoń w płaszcz - to olej skalny.
- Niczego niebezpiecznego nie widać - powiedział Verron - Ale chyba jest tylko jedno wejście. O ile nie ma drugiego za tymi białymi drzwiami. To dobrze i źle zarazem. uciekać trudno, ale bronić się - łatwiej.




Fenris,
ciemność i chaos, które rozstąpiły się przed jej światłem, ustąpiły klarownej świadomości.
Widziałeś przed sobą - a może za sobą? w świecie myśli nie istniały wymiary - szeregi istnień, pragnień, marzeń, wielkiej mądrości, szeregi pokoleń ludzi, złączonych Świadomością i Pamięcią. Zaczynałeś rozumieć. Wejść pomiędzy nich, znaczyło zyskać wreszcie swoje miejsce.
Prawie zrobiłeś ten krok.
Ale nagle serce podjechało ci do gardła, gdy dostrzegłeś mrok, ciemniejszy niż ciemność, pięć postaci, wyrastających ponad ten metafizyczny tłum. Przerażali.

Cofnąłeś się, strach zaczął zacieśniać się wokół ciebie, jak pętla, jak nieprzenikliwa tkanina, która dusi, nałożona na twarz. Mroczne postaci, zdając się pochłaniać światło, rozrosły się nad horyzontem. Ulegając panice zacząłeś rozglądać się za nią.
Była.
Była obok, emanująca mocą, potężna, ludzka i boska zarazem. Krwawoczerwone sploty włosów unosiły się wokół niej jak węże, kontrastując z bladą skórą. Promieniowała.
Wystąpiła krok do przodu, przed owe postaci. Jej światło rozjarzyło przestrzeń. Mrok cofnął się, a ty zobaczyłeś ich.
- To Opiekunowie - powiedziała, odwracając się do ciebie - Nie bój się. Nie musisz się bać niczego już nigdy...
Z jakiegoś powodu byłeś pewien, że to prawda.
Gdy mrok ustąpił, nie byli już tacy straszni.
- Imię - uśmiechnęła się - Nikt z nas nie ma imienia. Jeszcze nie. Imię zostało zapomniane dawno temu. Ale ja je odzyskam.
Przed tobą otworzyła się droga. Gdy zrobisz krok, zejdziesz pomiędzy tych ludzi, do niej, pomiędzy bezimiennych.
Gdy się cofniesz, wrócisz w mrok, ponad którym jarzy się zimny blask ostrza Rega.
Wybieraj.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Reshion vol 2 Electric Bo 
To jak, umowa handlowa?


Skąd: Szczecin
Wysłany: 16-02-2015, 23:16   

Zmęczenie widać osiągało poziomy krytyczne, zasnął prawie od razu. Przejście było natychmiastowe bez zwyczajnego leżenia i próbowania zmuszenia się do pójścia spać. Opatulony grubym, ciepłym i miłym w dotyku płaszczem wyglądał jak czerwony kamień.

***

Otworzył oczy i zobaczył, że stoi oparty nad mapą świata w Pokoju Map. Sala była taka jak ją zostawił, w kształcie litery "L", wysoka na prawie cztery i pół metra, wypełniona - jak wskazuje na to nazwa - mapami.

Naprzeciwko wejścia znajdywała się ogromna mapa przedstawiająca tereny Ofiru z małymi skrawkami państw sąsiedzkich. Sięgała od sufitu do podłogi, Powbijane w nią było wiele kolorowych linek - symbolizujących szlaki handlowe, drogi używane przez "Da Tirelli i Synowie", granice prowincji, trasy spływów rzecznych, różnego rodzaju znaczniki mające oznaczające wszystko - od eksploatowanych złóż minerałów i surowców, przez posterunki wojskowe do placówek organizacji. Obok na półce leżała książka oprawiona w skórę z tytułem "Ofir" i pod nim mniejszymi literami "Mapa szczegółowa". Znajdywały się w niej objaśnienia i dodatkowe informacje a propos miejsc, na tyle dokładne na ile udało się informacji zebrać. Tworzenia jej nie było proste bądź szybkie i niestety pewnie będzie musiała i tak pójść do magazynu za jakiś czas. Stawała się z roku na rok na mniej aktualna. Jednak mimo to była dalej dobrym źródłem informacji i początkiem projektu mającego stworzyć takie książki dla każdego kraju. Pomysł sam należał do jednego mądrego człowieka z "Da Tirellich" a wykonaniem zajmowała się cały zespół specjalnie do tego wyznaczony. Kopii było niewiele, a cena zakupu odstraszała wielu nabywców.

Na lewo od wejścia zazwyczaj była mapa całego znanego świata. Była podobnej wielkości co ofirska. Znaczników i oznaczeń było znacznie mniej, tylko większe miasta, ważniejsze szlaki, drogi i tak zwane "miejsca szczególnej wagi". Na niej też byłby oznaczenia poszczególnych frontów i aktualnych granic na świecie.

Na prawo do wejścia byłby mapy pozostałych krajów na świecie lecz słabo po oznaczane. Większość z nich była tylko ukazaniem w większej skali obiektów z mapy świata, posiadając tylko trochę szczegółów. Dalej, za "zagięciem" znajdował się stół, na którym aktualnie leżała mapa świata, pochlało się nad nią kilka postaci z wyraźnie nieszczęśliwymi minami.

Pierwszy od lewej, ubrany w czarne szaty, nerwowo pukał palcami w blat stołu wpatrując się w małe drewniane sześciany, prostopadłościany i romby poukładane na mapie jak figurki do gry.
- To wszystko jest bez sensu. Opieramy się na informacji, której sami nie możemy sprawdzić! Bazujemy na tym co powiedziała osoba, o której sami praktycznie nic nie wiem, która już raz oszukała nas. Równie dobrze może to zrobić znowu.
- Spokojnie rudzielcu, co innego planujesz zrobić w takim razie? Wiemy tyle ile nam powiedziała, sami zresztą nie mamy wiele do wyboru tutaj. - Basowy donośny głos z naprzeciwka przerwał wybuch elfa, który widocznie miał dość całej tej zabawy. - Co możemy zrobić? I tak czy siak niewiele zrobimy, w tym lepszym będziemy siedzieli tutaj kiedy enomy, zasilane naszym sprzętem zdobędą Itharos i Korathię, jednocześnie powstrzymując koniaczy z północy a ta ruda wiedźma zostawi nas w spokoju, zajmując się zachodem. W tym gorszym granice się nie zmienią, w najgorszym będziemy się tutaj barykadowali przed dzikusami z południe lub wielbicielami kóz. - Wywrócenia oczyma i ciężkie westchnięcie podkreśliły tylko opinię o aktualnej sytuacji.
- Keldorn, Oppius. Nie po to tutaj zostaliście wezwani razem ze mną aby marudzić. Jest beznadziejnie to wiemy, ale trzeba wymyślić co robić. - Pulchny człowieczek pomiędzy nimi podniósł głos. - Wasze smęcenie nie pomaga tylko pogarsza sprawę.
- Tiaaaaa.... Zacznijmy może jeszcze od początku? Coś nam widzę nie idzie mimo wszystko. - Czwarty głos włączył się do dyskusji. Mimo cichego marudzenia i narzekań zabrał się do pracy, chwycił coś co wieśniak nazwałby magiczną różdżkom i przystąpił do działania. - Tutaj jest armia tubylców, przeciwko niej stanie najprawdopodobniej, za niedługi okres czasu, połączona siła Wergundzko-Styryjska. - Wodził po mapie kolejno wskazując wymieniane miejsca. Co jakieś czas przestawiając figurki aby oddać lepiej efekty wizualnie. - Tutaj w obleganym Vekowarze znajduje się znacząca liczba osób na zza południu i jak się okazało stara siedziba tubylców, uznana tymczasowo, ze względu na zawarte w niej rzeczy, coś w rodzaju stolicy. Może ludność cywilna zostanie wreszcie ewakuowana, jednak brakuje na razie na to sprzętu. Sami Wergundzi pewnie nie będą chcieli opuścić tego miejsca, jako, że włożyli mnóstwo pieniędzy i innych zasobów w rozwój tego regionu. Możliwe, że Liryzja, drugi największy inwestor wspomoże ich gospodarczo. Dalej na południe znajduje się miasto Elidisa, które nie stanowi pewnie żadnego realnego zagrożenia dla armii południa, jednak bez wsparcia i ochrony pewnie zostanie wcześniej czy później zniszczone.
- To nie tak, że oni się nie zapuszczają w te bagna z jakiś powodów religijnych?
- Nawet jak się nie zapuszczają zawsze mogą użyć kogoś kto się nie boi iść w te regiony. Kontynuując. Prawdopodobnie po zdobyciu Vekowaru ruszą dalej na północ. - Małe bloczki poczęły sunąć północ mapy, zatrzymując się na napisie "Styria". - Samo oblężenia zakończy się pewnie ewakuacjom, gdzie większa część sił mimo wszystko zostanie wybita przez nieprzyjaciela. Dalej posuwając się na północ napotkają opór ze strony Regularnych wojsk Stryi i Wergundii w puszczach oraz dolinach tych pierwszych. Prawdopodobnie mogą też się spodziewać ataków Laro jeśli za bardzo zaczną się zadomawiać na ich terenach oraz wnioskując po ich wcześniejszym nastawieniu do nich. Lecz to była tylko mała grupka i możliwe, że dalej pozostaną neutralnie nastawieni do wydarzeń w świecie. Posiadając przewagę liczebną i dzięki rabunkowemu traktowaniu podbitych ziemi, nie mówiąc o własnym rozwoju, powinni być w stanie zredukować przewagę technologiczną nieprzyjaciół. Dodatkowo są stroną trudniejszą do infiltracji, ze względu na różnice biologicznie, których nie jesteśmy w stanie stworzyć dla naszych szpiegów. Ponadto pewnie agenci imperium będą siali chaos na terenach wroga, utrudniając mu zaopatrywanie armii i działania gospodarcze oraz dostarczając dane wywiadowe w formie ograniczonej, takie jakich inni, na wzór szamanki nie mogliby wydobyć z umysłu ofiar.
- Ciekawe czy wejdą w życie rozkazy gdzie wyżsi oficerowie będą mieli się zabijać w razie wypadku wpadki we wrogie ręce....
-Możliwe, ale desperackie, bardziej prawdopodobne, że będą mieli wymazywacze pamięci ograniczonego użytku. Wojska dochodząc do stolicy styryjskiej będą mogły spodziewać się coraz większego oporu, częściowo ze względu na powody religijne tej wyprawy. W czasie oblężenia tego miasta pewnie się rozstrzygnie decydujący fragment tej wojny. Albo Tavar zatrzyma powódź z południa albo zaleje ona całą północ. Potem walka z na terenie Wergundii to tylko formalność. W tym okresie pomoc elfów może też się okazać zbawienna dla wojsk manewrujących w lasach byłych ich terenów, pozwalając na szybsze przemieszczanie się niż normalnie.
- A co niby Talsoi będzie według ciebie w tym czasie robiło? Siedziało bezczynnie? Pewnie pomoże.... tylko czy swoim braciom, których karmi od kilka lat czy oficjalnemu sojusznikowi od kilkudziesięciu?
- Bardziej skłaniałbym się do elfów ale nie znam Talsoi, jak pewnie każdy z nas więc to tylko czyste przypuszczenia. Teraz mijają niby te dwa lata i tubylcy siedzą zwycięsko w Akwirganie. Co dalej? Dalsza ekspansja? Gdzie? Ofir? Terala? Trynt?

Nikt jakoś nie miał pomysłu co rzucić. Tutaj już za dużo zmiennych wchodziło w rachubę. Co będzie robić Trynt? Terala? Samnia? Fiord? Co z Ofirem? Pethaban? Tutaj jedno zahaczało o drugiej tak mocno, że za prosto było coś skopać. Już i tak za wiele teorii było co będzie się dziać w pozostałych państwach.

Milczący dotychczas podniósł głowę i przerwał ciszę, której pozostali jakoś nie śmieli.
- A co z nami? Co nas to obchodzi? Co nam da wyeliminowanie Wergundów i Styryjczyków z polityki na jakiś czas? Co nam da wznowienie działań wojennych na większą skalę? Co zyskamy? Co stracimy? Gnejusz ty tu się wydajesz być najlepszym do takich przepowiedni. Zaczynaj.

Gnejusz dalej bawiąc się patykiem widać ucieszył się. Pewnie się przygotował na te pytania wcześniej.

- No szefie, przed wszystkim, wojna Styrii z południem oznacza wzrost oddanie wierzących Tavar co sprawi, że jej kapłani wzrosną na sile lecz część jej wyznawców opuści Itharos i Korathię co pomoże nam w wojnie. Jednak nie wiem czy ten duch nie będzie chciał zemścić się na Emilii w jakiś sposób, a w razie desperacji może może mooooże spowoduje kolejne oblężenie Aerthyny. Nasze ziemię znajdują się za daleko od miasta by nas to bolało jednak jeśli dalej pójdzie na południe będziemy musieli udać się pewnie w góry aby uniknąć dużych strat ludzkich. Pewnie i tak sporo umrze lecz dzięki temu mniej zasili gospodarkę ludzi z północy. - Jeździł drewnem po mapie omijając sznurki pokazując kolejno ważniejsze punkty jakie mogą wpaść w ręce wroga po drodze. - Dalej. Wergudnia i Styria. Osłabienie jednych oznacza osłabienie Itharos co jest nam na rękę. U drugich eliminuje wielu naszych "sponsorów" budynków dla placówek organizacji u nich. Jednak one mogą ulec zniszczeniu więc wychodzimy na zero.
- Nie - Pulchny człowieczek przerwał. - Sporo z tych pożyczek było na większe sumy niż koszty budowli więc wyjdziemy na mały plus. - Uśmiechnął się wesoły, nie wiedzieli może na co poszły pieniądze oraz ile ich dostali i ile ale wiedzieli jedno. Talent do liczenia i zapamiętywania liczb Drusus miał jak nikt inny. I był do tego niezmiernie uczciwy.
- Dobrze w takim razie to też nam się tutaj poszczęści. Wojna, może nawet prowadzona przez zmęczone mocarstwa będzie oznaczać zamówienia. A to pozwoli nam się wzbogacić i spłacić część długów. Stracić stracimy osłonę przed najazdami z zachodu, oraz dwie trzecie militarnej siły północy przeciwko południu, które wtedy będzie mogło mam bardzo łatwo wkopać.

Reshion pogładził brodę rękoma po czym zaczął powoli przestawiać pionki na planszy do pozycji startowej.

- Co na razie zyskaliśmy z moich akcji w tym regionie? Jak na razie mamy tutaj sporo bajzel z tego co widzę.

- Hmmmm... - Keldor memłając swoje rude kłaki zaczął coś wymyślać. - Jak na razie ja ciągle udaje ciebie przez co jesteś bezpieczny. Jednak przez kilka głupich decyzji - jak na oczach z 50 osób transformowanie się w siebie - moja albo raczej twoja przykrywka pada. Jak na razie realnie będzie chciała ciebie uwalić tylko Emilia, choć wiesz, że jest uparta i potrafi dopiąć swego. Pewnie spowoduje jakiegoś rodzaju rozpad w rodzinie, część będzie ciebie bronić a cześć z nią atakować. Tutaj wszystko się głównie sprowadzi do tego kto kogo lubi i mojej gry aktorskiej. Choć biorąc pod uwagę, że znamy się z 30 lat działa na moją korzyść. Ale to, że władam magią ognia już nie.
Ostatnio zmieniony przez Reshion vol 2 Electric Bo 16-02-2015, 23:18, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
Akinori 
Fenrir


Skąd: Wrocław
Wysłany: 17-02-2015, 00:17   

- Imię… Zdobędę dla was Imiona. Zdobędę dla was wolność. Opiekunowie! Oto ja stoję przed wami, mały, nędzny człowiek z północy! Dla was i waszego ludu rzucam w niebyt swoje pochodzenie, rodzinę, imię. Dla waszego ludu rzucę na kolana demony. Stanę się zbroją południa, stanę się stalowym murem którego ani Wergundia ani Styria, ani żaden bożek nie zdoła zburzyć. Zamiast ostrza które zsyła śmierć, stanę się tarczą chroniącą lud od strzał, mieczy i toporów. Na mnie stępią się ostrza Wergundi i Styri, na mnie połamią się kły i pazury demonów. Kłamstwo i ułuda już nigdy nie zagości w mym umyśle. Pozostanie tylko prawda, pozostanie tylko Lud. Jestem gotowy! – rani się w rękę – Oto krew północy. Krew która jest gotowa wam służyć. Na tą Krew przysięgam, a tą samą krew jestem gotowy przelać dla ludu.


Robię krok w przód.
_________________
"Eee tam, wyklepie się na warsztacie"
Ostatnio zmieniony przez Akinori 17-02-2015, 00:17, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Prim 
niziołek


Skąd: Kraków
Wysłany: 17-02-2015, 01:14   

Kurt i sentymentalizm...Para dość...nietypowa. Ale cóż zrobić.
Jak widać nawet zabójca nie ma serca z kamienia.


Wysłuchała wypowiedzi Imperialistów. Potrząsnęła głową.
- Na Północy czeka nas śmierć, bo poparliśmy Nowe. Nowe wymaga ochrony. Teraz samo ją sobie zapewni. Czy to moralne? Tak moralne jak cała Północ. Wojny o ziemię, o ludność. Idee? Raczej żądza zemsty. Żądza krwi.
Moim domem także była Północ, ale Północ także mój dom zniszczyła.
Przed Imperium nie ma już odwrotu. Ci ludzie... nie wiem. Miejmy nadzieję, że...że skoro posiedli wiedzę, posiedli także zdrowy rozsądek.
Ja..
- zawahała się- Być może kiedyś wierzyłam w wiele rzeczy. Ale przez ostatni czas okazały się nic nie warte. - głos jej się załamał- Nic.
Wspomnienia zaczęły wymykać się ze skrzętnie zamkniętych szuflad pamięci i zmieniać przed oczami druidki. Sytuacje, jak w kalejdoskopie pojawiały się na ekranie umysłu i serca.
Stłumiła je. Jeszcze ich tu brakowało.
- Tak samo nic nie warte, jak żądze Północy. Pomożemy Południu. Wyrównamy szanse w tej walce. - powiedziała na zakończenie

Jej ludzie rozeszli się po pomieszczeniu, zgodnie z wcześniejszym rozkazem. Tylko Reshi gdzieś zniknął z jej pola widzenia, odnalazłszy się po chwili w postaci czerwonego kamienia.
Postanowiła go obudzić przy pierwszej okazji, lecz teraz skupiła się na rytuale. Rozejrzała się po pomieszczeniu, przeszła kilka kroków. Coś zajaśniało zielonkawoszarym światłem. Zdobiony kamień, lekko wybijający się z posadzki. Idealny. Skoro za chwilę Rytuał ma czerpać energię z tego miejsca, by przywrócić Pamięć, niech i jej energia będzie wsparta tutejszą.
Wokół było czysto. Można było zaczynać.

Wytyczyła zgrabnym ruchem krąg o średnicy 3 metrów. Wyjęła szybkim ruchem z małej sakiewki przy pasie komponenty. Coś, co druid zawsze winien przy sobie nosić. Zawsze.
Ustawiła na okręgu zapaloną świeczuszkę, małe, dymiące kadzidełko i fiolkę z wodą z kaletki. Kamień, wbity w posadzkę symbolizował żywioł ziemi. Brakowało tylko życia. Rozejrzała się gorączkowo. Jej oczom ukazał się biały kwiat na jakimś pnączu. Podbiegła i delikatnie zerwała płatek.
Wszystko było na swoim miejscu.
Rozpoczęła pobieranie energii... Wymawiając podstawowe formuły i wezwanie, przechodziła do kolejnych komponentów. Ciepła fala energii zaczęła wypełniać jej ciało. Poczuła spokój i harmonię.
Gdy stanęła przy żywiole ziemi- kamieniu z posadzki, fala energii była...inna. Chłodniejsza? Mocniejsza? Nieznana. Zakuła ją lekko, po czym rozprzestrzeniła się po ciele.
Talizman drgał.
Zatoczyła się i zaszumiało jej w głowie.
Zdecydowanym ruchem wymówiła ostatnią formułę: Cyhoeddi diode tesaq , i przerwała krąg. Krew pulsowała jej w skroniach. Pierwszy raz pobieranie energii przebiegło w taki sposób. Nie mogła tego zrozumieć.
Talizman dalej drgał.


Tymczasem reszta oddziału wróciła i zameldowała kilka istotnych rzeczy. Wzmocniona pobraną energią, wysłuchała oddziału:
W takim razie Cythio, utrudnij im wszelkie działania. Chcę być pewna, że nie wpadną tutaj...a przynajmniej nie wpadną w całości.. - posłała jej kpiący uśmiech- A tego tam..- wskazała głową w stronę czerwonego kamienia, który był tylko zwiniętym Reshim- trzeba zaraz obudzić..
Odchrząknęła
-Obrona będzie przynajmniej ciekawa - rzuciła do Verrona- Miejmy nadzieję, że wszystko się powiedzie... choć nigdy nie wiadomo... - spojrzała na zabójcę- Co myślisz, Kurt?


Po chwili zaczęła zastanawiać się nad właściwym Rytuałem. Czuła energię, krążącą w jej ciele.
Czuła Moc do zmiany.
Imperium mogło dopisać coś do Pamięci. Dorzucić swoją cegiełkę w tej historii.
Zapadła w głęboką zadumę.
Szybko przerwaną, bo drgający talizman nie dawał jej spokoju.
Uklękła więc na ziemi, zamknęła oczy, pochyliła głowę. Czuła, że czas połączyć się z Matką.

Mae fy Mam... Jestem Matko...Słucham Twych Słów...Pomóż dzieciom..wskaż Drogę... - modliła się w duszy.. Drgający talizman zawsze zwiastował wizje. Dary. Czasem podpowiedzi. Czasem pozwalał zrozumieć więcej.
_________________
Primula Seweird- niziołek i druidka, pierwsza Imperialistka wśród nie- ludzi, sprzymierzona z Ludem Qarnachasayosyran, Ludzi- którzy Wiedzą, przyjaciółka Nayestecae
Primrose Goldworthy- niziołek i druidka, sprzymierzona z orkami Imperialistka, która obudziła Starych Bogów
Phlox dar Gorn- była banitka, czarownica z mroczną duszą, wdowa po Lambercie dar Gorn,
Cinna- historyk i druid, sapientystka, członkini Sztabu Konspiracji Północy, jedna z tych, którzy przypisali domeny Północy Opiekunom
Tari'gar- nieustępliwa i wymagająca admirał floty Talsoi
Surfinia- hobbitka z gminy w pobliżu zgliszcz Birki, żona Szomera z krwią tysięcy na rękach
Pixie- goblińska wojowniczka z plemienia Harcu
profesor Delfina da Tirelli- archeolożka i badaczka, najmłodsza wykładowczyni Uniwersytetu w Messynie

„Aby coś znaleźć, trzeba poszukać.
Istotnie, zazwyczaj kiedy się szuka, w końcu się coś znajduje, nie zawsze jednak dokładnie to, o co chodziło...”

"Czasem ku przeznaczeniu prowadzi właśnie ta droga, którą nie chcemy kroczyć"
Ostatnio zmieniony przez Prim 17-02-2015, 01:18, w całości zmieniany 5 razy  
 
 
Toruviel 
droidka w wianku

Skąd: Ozorków - i tak nie wiesz gdzie to jest
Wysłany: 17-02-2015, 01:55   

Nie macie innej możliwości. Nie macie... tak jak i my jej nie mamy. Błogie czasy, gdy żyliśmy na uboczu ludzkiej polityki minęły. Dlatego wiedz, że będąc na twoim miejscu, zrobiłabym to samo. Gdybym miała taką moc, by wrócić nam nasze dziedzictwo, zrobiłabym to. - wykrzyknęła w myślach w stronę zamykających się białych drzwi. Dłoń ponownie powędrowała ku sakiewce przy pasku. Miała przy sobie nożyk i żywicę. Musiała się wrócić do swojej kwatery po sproszkowane wapno do nakreślenia kręgu.

Idąc, Toruviel błądziła myślami daleko, odpłynęła w zakątki swych wspomnień.

***

Jesienny poranek, trawa i krzewy wokół turionu Meliaorów w Aenthil Irin były wilgotne od kropelek rosy, której ledwie widoczne słońce nie zdążyło jeszcze wysuszyć. Pomknęła ze śmiechem między owocowymi drzewami patrząc radośnie na budzący się do życia las. Kiedy ujrzała turion Idrilów zawróciła. Tak nakazywał zwyczaj. Nie zbliżać się drogą inną niż tą od strony głównego wejścia. Musiała go uszanować. Przecież dziś kończy swoje pierwsze loa! Jest już odpowiedzialna! Będzie musiała zacząć się uczyć. Dużo, dużo, dużo. Zostanie Tulya, jak tata i mama. Chociaż widziała, że babcia Sailandila będzie smutna. Tak się cieszyła jak Toruviel zleciała z tamtego drzewa i zamiast rozpłaszczyć się o ziemię z przenikliwym, dziecięcym wrzaskiem wywołała podmuch, który opuścił ją delikatnie na ziemię.Ale będzie Tulya! Spotka dziś wieczorem wśród wieczornego blasku słońca, księżyca i gwiazd swoich przodków. Po raz pierszy w życiu świadomie z nimi się skontaktuje. Okręciła się na pięcie i w podskokach wróciła do dworu. Dziś wieczorem spotka ea i otrzyma swój pierwszy tatuaż. Dzisiaj.

*

Zimowy wieczór, otulona zielonym wełnianym płaszczem z białym futrzanym podbiciem elfka zadzierała głowę stojąc na tarasie do ćwiczeń Ścieżki Powietrza. Czekała na mistrza z Nolwe'yaro. Uprosiła ojca, by pozwolił jej uczyć się magii i oto opuściła rodzinny dom, by przez jedno loa zamieszkać z dalekim krewnym jej prababki, bratem oficera, którego znał jej wuj, Ohtat'Tornangamo. Wiedziała, że czeka ją ciężki okres wstąpienia na Ścieżkę przy czym wciąż będzie musiała czytać wyznaczone przez ojca księgi. Magia magią, ale wykształcenie właściwe Tulya'yaro musi odebrać. Administracja, gospodarka, rody elfów i ludzi. Etykieta dworska Aenthil. Podstawowa wiedza o innych narodach. Dogłębne badania krajów elfów, które kochała z całego serca. Drobiła nogami w miejscu. Marzła. Nolwe'Elidis spóźniał się.
-Aiya, dziecinko! - rozległ się za nią męski głos. Za tarasie pojawiła się zakutana w beżowe futro postać, chłodny wiatr targał jej włosy. Twarz elfa zdobiły charakterystyczne, poskręcane niczym łodyżki powoju, tatuaże Nolwe'yaro. Po ich wzorze stwierdziła, że nie był starszy niż 15 loa.
-Mara aure! - skłoniła się grzecznie, przyłożyła dłoń do obojczyka.
-Oh, dajże spokój, spędzimy trochę czasu wspólnie, młoda. - podszedł do niej i ściągnął jej z głowy kaptur, żeby zobaczyć twarz swojej przyszłej uczennicy. Była starsza, niż dzieciaki kręcące się po aenthilskim Inglomarze, zarumienioną od zimna twarzyczkę zdobił bezlistny tatuaż zaczynający się w kąciku prawego oka. Opadał jedną gałązką w dół, druga kończyła się przy nasadzie nosa, a na jej końcu widniały dwa listki. Zielone oczy patrzyły na niego z wyrzutem. Zachichotał.
-No Toruviel, pokaż, co potrafisz. A potem idziemy do domu napić się naparu miętowego z miodem.
Tutaj zawsze wiatło. Zaklinanie wiatrów było tu stosunkowo proste dla potencjalnych adeptów Nolew'yaro. Elfeczka zakręciła się w miejscu, a śnieg podrywał podążający za nią wiatr. Przeszła tak dwa metry, zachwiała się i przewróciła w śnieg. Elidis podbiegł do niej i ostrożnie podniósł.
-Nieźle, dziecinko. Całkiem nieźle. - powiedział pod nosem, naciągnął jej kaptur i udał się do domu.
Toruviel czuła jak przez mgłę otulające ją, życzliwe ciepło.

*

Lato w Ofirze było upalne. Ale postanowiła zostać tu dłużej. Wracała do gospody z naręczem ziół, o które poprosiła ją Aerlinn, prowadząca pod Messyną lecznicę. Ta Tawanien była jedną z najcieplejszych osób, jakie kiedykolwiek spotkała. Cierpienie innych odbierała jak swoje. Kochała Aenthil tak jak ona sama, a jeszcze większym umiłowaniem darzyła Silvę. Toruviel jeszcze nigdy nie poznała tak głęboko wierzącej osoby. Nigdzie. W jej rodzinie była kilka pokoleń temu kapłanka, ale ona oddaliła się bardzo od rodziny, w której praktykowano głównie kult żywiołów i przodków.
Ta doświadczona przez życie Envyn nauczyła ją współczucia. Pomogła jej odnaleźć się wśród ludzi tej ziemi, której zwyczajów nie zdążyła poznać. Dzięki Aerlinn In'Terbi wciąż żyła.

*

Świeże wspomnienie. Zimne ostrza Laro. Ich śpiewne głosy, mówiące językiem nieco innym od jej własnego. Dialektem Larionu. Grożący im ma'tui z huanu Takawai. Który nie pałał do Aenthil taką niechęcią jak północne klany. Wyniosły i dumny. Przypominał jej jej wuja. Taki sam miękki krok. Taki sam ton głosu. Stalowa pewność siebie. Żałowała, że Aenthil i Laro darzyli się uczuciem bliskim nienawiści. "Miłość i nienawiść dzieli cienka granica." Rację miał ten, kto wypowiedział te słowa.
Rozmawiała z nim później. Wydawał się być pozytywnie nastawiony. Może była szansa... może była...

***
Zdecydowała.
Nie wiedziała, czy jej duch zostanie wciągnięty w domenę Starych Bogów. Przerażała ją myśl, że mogłaby zostać oddzielona od swego ludu. Błądzić w przestrzeniach innych niż jej przodkowie. Ale musiała zaryzykować i spróbować porozumieć się z tymi istotami w trakcie Rytuału.

Była w swoim pokoju. Rozejrzała się nieprzytomnym wzrokiem. Zmieniła buty na trzewiczki. Założyła płaszcz, wapno wrzuciła do sakiewki i pośpieszyła z powrotem. Musi rozrysować krąg i umieścić komponenty nim Szamanka zacznie, by móc potem bezustannie dostarczać jej nowej energii.
_________________
I turnus '12 - Tulya'Toruviel Meliaor, elfia magiczka
I turnus '13 - Maja, druidka
II turnus '14 + epilog - Tulya'Toruviel Meliaor, elfia dyplomatka z magicznym wykształceniem
Ostatnio zmieniony przez Toruviel 17-02-2015, 01:58, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 17-02-2015, 06:06   

Fenris,
Ona uśmiechnęła się, blask się wzmógł. Podeszła, końcami palców dotykając wydrapanej rany na dłoni, zanurzyła je w krwi i powolnym, bardzo starannym gestem nakreśliła na czole kreskę.
- Więc jesteś jednym z nas. I nigdy nie będziesz już sam.
Wskazała ci drogę. Za tym krokiem miejsce, w którym się znajdowałeś, zniknęło. Jakbyś nagle wynurzył się z wody. Rozejrzałeś się wokół.
To była ta sala z galeryjką, którą mijaliście, idąc za białe drzwi. Otrząsnąłeś się z lekka, wrażenie, jakbyś się właśnie obudził z omdlenia, było bardzo dojmujące. Rozejrzałeś się. Po twojej lewej dostrzegłeś strażnika. Skinął do ciebie głową. Drevedi, tak ma na imię. Ma dwie córeczki, o których wciąż myśli... Twarze dzieci zwizualizowały się na krótko przed twoimi oczyma. Jego żona umarła na jakąś nieznaną chorobę, kilka miesięcy temu, jeszcze się nie otrząsnął. Za dzieciaka miał złamaną nogę i ona wciąż go boli, gdy stoi za długo.
Nie wiedziałeś, co podkusiło cię, żeby podejść.
- Hej, zastąpię cię na chwilę, idź zluzuj te stare kości - powiedział ktoś, kim jeszcze nie do końca byłeś, w języku, który jeszcze niedawno był ci obcy. Ale tak naprawdę nie mówiłeś językiem. Wiedziałeś, że on rozumie, słowa były drugorzędne.
- Naprawdę...? O rany, nawet nie wiesz, jak mi dokucza ten cholerny piszczel. Dzięki, mam dług u ciebie.
Odchodząc, klepnął cię przyjacielsko po ramieniu.
Stanąłeś na jego miejscu, wspierając się o włócznię z grotem z obsydianu. Rozglądałeś się dalej.
Obok Khergheveni, starszy wojownik, ojciec i dziadek, rodziny, bardzo zasadniczy i ostry w obyciu człowiek. Patrzy krytycznie na tych obcych, dotykających ścian i wody. Za nim Sivra, kobieta, matka dwójki, żona kamieniarza, zdolna łuczniczka. Jest bardzo przejęta tym, że wybrano ją do służby dziś, ale myśli o swoich dzieciach, myśli, czy jej mąż dał im dziś kolację, czy może znów zapomnieli, pogrążeni w zabawie w budowę wieży z małych kamyków. Z drugiej strony Kive, młodzian, ale ambitny, z rodziny, w której go cisnęli, aby został kimś. Bardzo się przejmuje, by nie zawalić.
Twoi ludzie.
Uśmiechają się do ciebie. Wiesz, że wiedzą. Wszystko. Może nawet więcej niż ty.
Wreszcie twój wzrok przyciąga Monolit.
Rozumiesz.
Jest ważny. Nie wiesz, dlaczego dokładnie, ale czujesz to. Jak wy wszyscy. Odbierasz w intuicji jego moc i znaczenie. A ci obcy tutaj? Druidka, zabójcy, elfka, alchemiczka...? Są by pomóc, to wiesz.
Rozumiesz ich słowa również.
Ale nie rozumiesz już ich myśli. Widzisz je, ale nie rozumiesz...


Cynthia wybiegła razem z Toruviel, gdy ta wracała do kwatery, i obie razem wróciły. Alchemiczka przyniosła ze sobą torbę z calym swoim asortymentem, ale to,o co przede wszystkim chodziło, to były podwójne fiolki z tym, co nazywała termitem.
Zanim zabrała się do montowania czegokolwiek, przeszła całe pomieszczenie kilka razy, popukała ręką po kolumnach, trąciła butem podstawy słupów, obmacała ściany. Wreszcie wybrała właściwe miejsca, które nie groziły zawaleniem.
Tam zaczęła zakładać swoje ładunki.
Tlenek żelaza. Zwykła toporna rdza, zeskrobana do pojemników z denkiem z delikatnego szkła.
Aluminium starte na wióry, zamknięte w pojemnikach tak, żeby tylko cieniutkie szkło je dzieliło. I między nimi lont, wetknięty w minerałową przegrodę.
- Jeśli to odpalę - tłumaczyła - spali i stopi wszystko na jakieś trzy metry. To ma ponad trzy tysiące stopni, a patrząc na wybuch można stracić wzrok. Zakładam w wejściu, wystarczy odpalić lonty. Nie ma efektu wybuchu, nie idzie fala, nie powinno naruszyć konstrukcji. To tylko światło i ogromna... naprawdę wielka temperatura. Jeśli ten szaman się pojawi, to będzie pieczona konina....
- Ej, a ten co? - odezwał się Verron, widząc Fenrisa, stojącego pośród tubylców- Co to ma być? Dopiero co próbował okaleczyć Kurta...
Kurt znieruchomiał, widząc byłego sędziego, ale zamilkł, pomny na przedchwilejszą obietnicę, zacisnął tylko zęby, aż zazgrzytały i zajął się ponownie mocowaniem lontów do ładunków Cynthi.

Sam Verron i Verlan nudzili się, gdy po uporządkowaniu własnej broni okazało się, że nie mają za bardzo jak pomóc przy przygotowaniach do rytuałów. Snuli się więc po sali, sprawdzając wnęki i zakamarki.
Ich wędrówka potwierdziła to, co już wiedzieli - jest jedno wejście. Ponad nimi jest obelisk i jezioro. Co jest za białymi drzwiami - nie wiadomo. Za ścianami bocznymi jest woda lub skała. Zostawiając samego Kurta, który ostentacyjnie niemalże samotnie przeglądał stan bełtów i naciąg cięciwy w kuszy, podeszli do góry na galeryjkę.
Na widok Fenrisa spojrzeli po sobie. Kapłan-sędzia, którego przed chwilą widzieli w stanie bliskim śmierci, nie nosił żadnych śladów pobicia ani ran. Poza naznaczoną na czole krwawą kreską.
Widzieli już raz takie oznaczenie - w osadzie tak ich właśnie nazwali, naznaczonymi. Styryjczycy, którzy pierwsi zawarli pakt z Szamanką... Wszystko zdawało się właśnie na nią czekać.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Prim 
niziołek


Skąd: Kraków
Wysłany: 18-02-2015, 00:50   

Podniosła się z klęczek. Strzepnęła odruchowo spodnie i poprawiła koszulę. Wiedziała już, jak zamierza podejść do Rytuału. Co wniesie od siebie.

Rozejrzała się po pomieszczeniu. Cythia montowała lonty, Kurt jej pomagał. Na galeryjce dojrzała Verlana i Verrona. Skinęli jej głowami. Wykonała taki sam gest.
Zauważyła Fenrisa.
Pięknie. Kurt będzie zachwycony.
Popatrzyła na niego. Poprawiał bełty, starając nie patrzeć się w stronę byłego kapłana Rega. A ten...miał na czole dziwną, czerwoną kreskę.
Naznaczony. Kurt z pewnością nie będzie zachwycony....
Podeszła do niego.
Ponawiam swoją prośbę. Postaraj się go nie zabić. Teraz jest jednym z nich. A oni mogą być niezbyt zadowoleni, że ich pobratymca dźga inny człowiek. Nawet jeśli to Imperialista.
Po krótkiej wymianie zdań z Kurtem, przypomniał jej się śpiący w pobliżu Reshi. Rytuał niebawem miał się zacząć, więc trzeba było podjąć jakieś środki wobec niego.
Czas obudzić Śpiącego Księcia...
Podeszła do niezwykłej wielkości i barwy kamienia, po czym sprawnym ruchem zdarła z drzemiącego okrycie.
- Reshi. Wstawaj. - rzekła stanowczo- Nie uważasz, że co najmniej głupio byłoby przegapić wielki Rytuał Przywrócenia Pamięci?
Gdy zauważyła, że się ociąga, potrząsnęła nim lekko.
Potem mocniej.
I mocniej.
Chyba poskutkowało, bo niewyraźnie wymówił kilka słów...
Potem kilka kolejnych. Gdy zauważyła, iż wreszcie wstaje, postanowiła omówić jeszcze jedną kwestię, póki Szamanka jeszcze nie zaczęła. Sprawę tym razem z Toruviel. Wszak i ona miała dostarczyć Energię.

Podeszła do niej. Skłoniła się lekko.
Witaj. Niewłaściwe to może miejsce i niewłaściwa pora, ale zdaje się, nie spotkałyśmy się wcześniej. Teraz zdaje się, będziemy współpracować. Bo- o ile się orientuję, zdecydowała się Pani jednak brać udział w Rytuale?
Biorąc pod uwagę sytuację, być może darujemy sobie konwenanse. Na nie zawsze będzie czas, jeśli przeżyjemy wszystko w jednym kawałku.
Imię me Primula. Nazwiska i tytuły przemilczmy może w tym wypadku. Jestem druidem, energia moja będzie energią, cóż- pierwotną można by rzec.
Jak będzie w Twoim przypadku? Jak zapatrujesz się na ten Rytuał?


Uzyskała odpowiedź, skłoniła się i oddaliła.

Ciekawa ta elfka.... Primrose opisywała ją jako upartą, miłą....o dość wysokim głosie, jeśli się zdenerwuje.
Uroku natomiast nie można jej odmówić...


Przejechała ręką po twarzy, odgarniając kilka niesfornych kosmyków, które postanowiły opuścić konstrukcję warkocza.
Zaraz się zacznie... zaważą się losy. Talizman drga. Matka jest ze mną...
Chroń nas Matko, chroń nas wszystkich....
_________________
Primula Seweird- niziołek i druidka, pierwsza Imperialistka wśród nie- ludzi, sprzymierzona z Ludem Qarnachasayosyran, Ludzi- którzy Wiedzą, przyjaciółka Nayestecae
Primrose Goldworthy- niziołek i druidka, sprzymierzona z orkami Imperialistka, która obudziła Starych Bogów
Phlox dar Gorn- była banitka, czarownica z mroczną duszą, wdowa po Lambercie dar Gorn,
Cinna- historyk i druid, sapientystka, członkini Sztabu Konspiracji Północy, jedna z tych, którzy przypisali domeny Północy Opiekunom
Tari'gar- nieustępliwa i wymagająca admirał floty Talsoi
Surfinia- hobbitka z gminy w pobliżu zgliszcz Birki, żona Szomera z krwią tysięcy na rękach
Pixie- goblińska wojowniczka z plemienia Harcu
profesor Delfina da Tirelli- archeolożka i badaczka, najmłodsza wykładowczyni Uniwersytetu w Messynie

„Aby coś znaleźć, trzeba poszukać.
Istotnie, zazwyczaj kiedy się szuka, w końcu się coś znajduje, nie zawsze jednak dokładnie to, o co chodziło...”

"Czasem ku przeznaczeniu prowadzi właśnie ta droga, którą nie chcemy kroczyć"
Ostatnio zmieniony przez Prim 18-02-2015, 00:52, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Reshion vol 2 Electric Bo 
To jak, umowa handlowa?


Skąd: Szczecin
Wysłany: 18-02-2015, 03:37   

- Stój. - Gnejusz dalej zapatrzony w mapę przerwał przyjacielowi. - Jak się skończyła sprawa z działem słonecznym Izosa? Elfy łez nie widziały to pewne ale czy nie zrobiły sobie kopii działa do ewentualnego powielenia go? Łez może nie mają, ale po jakiś modyfikacjach mogą być im nie potrzebne.

- Wiedziałem, że o czymś zapomnieliśmy. Te działa mogłyby mocno zaszkodzić planom północnych sojuszników. Choć nie zapominajmy, że łzy są aktualnie w posiadaniu Tulos i mogą posłużyć nam do obrony przed .....
- Oppius nagle zamilkł, zmarszczył czoło. - Działa przypadkiem nie zniszczył ten pajac z ruin? Przez co teraz jesteśmy pozbawieni broni o niespotkanej sile rażenia. - Prychnął. - Świetnie, mam nadzieję, że jakieś sposoby na odtworzenie działa istnieją. Tak samo, że są jakieś szkice i plany.

- Działo działem ale nie zapominaj, że Itharos wie o jego istnieniu co będzie skutkowało obniżeniem jego efektywności, a na północy konna armia będzie pewnie operowała poza jego zasięgiem rażenia. Rozproszone grupki kawalerii będą też trudnym do namierzenia celem. Także przez charakter rodzaju ich dział militarnych, gęstość żołnierzy samnijskich na danym terenie nie będzie tak sprzyjająca jak w wypadku bloków piechoty Itharyjskich. Nie wspominając, że nie chcemy aby podeszli aż pod Messynę gdzie będzie można je użyć...

- Wracając do poprzedniego. Wątpię aby Wergundia i Styria przejęły się specjalnie twoją osobą, jeśli zechciałbyś się wycofać teraz, w związku z tym co potrafisz wytworzyć możesz być bardzo trudny do namierzenia a sami będą mieli większy problem niż jeden człowiek, który raz wygrał z ich agentami w polu. Choć zawsze mogą poświęcić przeciw tobie trochę swoich zasobów w celu wydobycia z ciebie jakiś informacji i podobnych. W Ofirze część politycznych przeciwników pewnie poprze wrogie tobie zarzuty, reputacja na jakiś czas spadnie, może powstanie kilka plotek tu i ówdzie i będą szeptali po kątach. Wszystkie twoje stare śmieci i brudy zostaną jeszcze raz wygrzebane, a stare rany zozostaną rozdrapane. Jeśli wyższe strefy uznają to za coś ważnego rozpoczną postępowanie przeciwko tobie, które będę polityczną śmiercią. Zawsze możesz się próbować dogadać na boku z kimś, wiele osób będzie ceniło sobie wsparcie jakie możesz zapewnić. Jednak jest to bardzo ryzykowne.

Elf nie wyglądał na zadowolonego, on też znajdywał się w nieciekawej sytuacji. Zakładając, że nie wymyślą co robić w tym wypadku on pierwszy może marnie skończyć.

- Nie oszukujmy się - Zrobił krótką przerwę. - ciekawie nie jest. Tak czy siak może znaleźć się ktoś z będzie mógł, po ciężkiej pracy, zniszczyć owoce naszej kilku letniej pracy, a mnie zmusić do przemieszczenia się do mniej cywilizowanych ziem. Jednakże, to nie czas na marudzenie i smęcenie o tym co się złego stanie. Nasza łódź zaraz spotka się ze sztormem, naszym zadaniem jest sprawić aby jak najmniej z ucierpiało podczas walki z nim. Teraz musimy zdecydować co jest lepsze. Przeciwstawić się ludowi południa i imperium, dołączyć do nich czy pół na pół. Zawsze pozostanie też wyjście aby walić to w cholerę i uciekać tam gdzie nikt nie znajdzie, ale to chyba ostateczność, do której miejmy nadzieję - nie dojdzie. - Westchnął, po czym niczym przykładowy szef, pocieszający i dodający otuchy swoim ludziom, uśmiechnął się złożył ręce. - No to po kolei. Argumenty za przeciwstawieniem się. Mój wizerunek nie będzie tak źle wyglądał jak w pozostałych, imperium pewnie będzie chciało się zemścić, szamanka też, ten cały Khan raczej nie ale kto wie co mu w łbie siedzi. - Klasycznie nie ograniczył się tylko do tego zobowiązał się zrobić, jak zwykle w takich sytuacjach. - Sytuację z przemienianiem się będzie można spróbować zawsze odwrócić, przedstawić jako intrygę imperialnych. Kariera polityczna nie będzie tak źle wyglądać. Może uda się was uratować przed zemstą ewentualnych oficjeli za to, że byliście moimi ludźmi i mieliście częściową wiedzę o mych planach zanim się na was zemszczą. Ale i niesmak pozostanie. Dalej to ja będę tym, który wywołał wojnę bogów w ich oczach.

- Istnieje bardzo mała szansa na to, że uda się w tym wypadku wyjść z tego cało. Mimo wszystko.

- Dalej, realne dołączenie. W sumie wyjdzie jak tym, którzy pomagali Styri na początku jej powstania. Inaczej tego nie widzę. Były kraj mnie znienawidzi a ten przyjmie w ramiona. Tutaj będzie można dopiero mówić o zdradzie. O was pewnie będę mógł tylko zapomnieć.

- Tylko, że teraz musisz się jakoś stamtąd wydostać jeszcze. I ta opcja jest ze pewni tobie pewnie większe szanse niż poprzednia. Choć jeśli jakimś cudem ich pokonają tutaj to lepiej oczywiście postąpić inaczej. Zawsze jednak są jeszcze gobliny. Oni też mają pewnie kilka sztuczek w zanadrzu i mogą pomóc ... lub wykorzystać. To jest dość ryzykowne posunięcie, wolałbym go uniknąć.

Słuchacze jakoś się niezbyt przejęli.

- Czyli pół na pół...

Położyła delikatnie rękę na jego ramieniu, smutna i przygnębiona.

- Znowu? Znowu chcesz wybrać ścieżkę, która najpewniej doprowadzi ciebie do zguby? Znowu chcesz naraz wypić z dwóch kufli a zapłacić za jeden? Znowu chcesz spędzać nocy i dnie planując kolejne ruchy, knując intrygi, wymyślając jak przeżyć kolejny tydzień?

Spodziewał się każdego tutaj ale nie jej. Kogokolwiek tylko nie jej. Jednak to ona stała za nim. Obrócił się i zobaczył ją, jak stoi za nim. Wyglądała jak w chwili jej chwały, kiedy się pierwszy raz poznali. Kruczo czarne włosy włosy upięte w trudny do opisania rodzaj warkocza sięgającego do bioder. Ubrana w błenkitną tunikę, przepasaną skórzanym paskiem z skromnymi zdobieniami, stała przed nim, jedna ręka oparta na biodrze, noga wysunięta do przodu. Szmaragdowe oczy wpatrywały się w niego czekając na jakąś odpowiedź.

- Tak. Ty powinnaś znać dobrze odpowiedź na to pytanie. Wiesz, że chce zawsze tracić jak najmniej. A to jest jedyna droga. Pewnie, jest to cienka linia po jakiej stąpam ale w tym wypadku praktycznie jedyna. Jak wybiorę jedną stracę życie, drugą - wszystko na co pracowałem przez te lata. Tutaj nie ma innej opcji.

Milczała. Przekrzywiła głowę, widocznie niezadowolona tym co usłyszała.

- Dobrze mój drogi, chcesz? To proszę bardzo. Rób jak uważasz, ale dam ci jeszcze jedną szansę na przemyślenie. Nie zmarnuj jej. Jeszcze do ciebie wrócę.

***

Nagle poczuł jakiś ruch. Potem jeszcze jeden. Mocniejszy. Kolejny.

- Zostaw mnie, chce spać. - Wymamrotał ledwo przytomny. Chciał wrócić do świata snów, póki jeszcze mógł.

Mimo to siła nie ustąpiła i dalej go atakowała.

- Dobra, dobra. Już, już wstaje. - Powoli zaczął wstawać. W ciągu kilku minut był już na nogach, starając ogarnąć co się działo w międzyczasie.
 
 
Toruviel 
droidka w wianku

Skąd: Ozorków - i tak nie wiesz gdzie to jest
Wysłany: 18-02-2015, 21:31   

Toruviel była niespokojna. Z resztą nie ona jedna. Wszyscy zdawali się odczuwać to napięcie, podekscytowanie.
Martwiła ją nieświadomość tego, jak będzie wyglądał rytuał. Co będzie musiała zrobić? Jak będzie mogła skontaktować się z... opiekunami. Skontaktować tak by nie utracić wolności Północy, jak tego lata młody Lecorde. Jak ten pobity kapłan. Tak, zaskoczyło ją to. W jednej chwili przywrócony do pełni zdrowia w sposób niemalże niedostępny ludziom z Północy i zaakceptowany jako jeden z tubylców. Ale Szamanka robiła rzeczy o wiele bardziej zadziwiające. I elfka zaczęła je przyjmować ze spokojem.
Spacerowała po sali starając się znaleźć miejsce, w którym wyczuwałaby choćby najlżejszy ruch powietrza, choćby przeciąg... Że też to wszystko musiało się dziać pod ziemią!

Krążenie po komnacie przerwała jej hobbitka, złożyła głęboki ukłon zaskakując elfkę, która odpowiedziała przykładając dłoń do obojczyka i skłoniła głowę.
-Ani dla was, ani dla Aenthil nie ma teraz właściwego miejsca, a kiedy sytuacja jest tak napięta czas zawsze jest właściwy. - odbarzyła hobbitkę smutnym uśmiechem. Ładnym, ale chłodnym. Ciężko jej było przywyknąć do myśli, że współpracuje z Imperium. - Mnie nazywają Tulya'Toruviel, Pani Primulo. A w Rytuale wezmę udział. Czuję, że powinnam. Mam nadzieję, że zostanie to również odebrane jako akt dobrej woli. Jednak nie jestem pewna, czy powinnam angażować się bezpośrednio. Nie uśmiecha mi się, żeby moją duszę przygarnęli opiekunowie. Więc prawdopodobnie poprzestanę na przesyłaniu Szamance energii. Zwykły krąg magiczny, bez przerywania go będę pobierać manę i ją ukierunkowywać. A czy zrobię więcej... będzie zależało od sytuacji. - wznowiła wędrówkę, a druidka szła obok niej. - Jeśli chodzi o sam Rytuał, o jego znaczenie. Wiem jak ważne jest dla nich odzyskanie ich wiedzy, ale lękam się wypuszczenia kolejnej niebezpiecznej siły. Elfy od zawsze ograniczały moc Alta Tavar i wszyscy wiemy, do czego doprowadziła nasza klęska. Ale to są ludzie, nie bestie z innych światów. Mamy swoje obawy. Laro mieli z nimi styczność w przeszłości. Aethil także o nich słyszeli. Ale warto zaryzykować. Nigdy wcześniej nie prowadzili podbojów. Gdyby nie polecenia ich opiekunów, wątpię by poszli na Północ. - zamilkła na chwilę. Powiedziała o słowo za dużo. - Cóż. Tego już nie da się zmienić. Teraz musimy zrobić co w naszej mocy. - zatrzymały się, a druidka skłoniła się i odeszła.

Elfka wróciła do przeczesywania sali.
_________________
I turnus '12 - Tulya'Toruviel Meliaor, elfia magiczka
I turnus '13 - Maja, druidka
II turnus '14 + epilog - Tulya'Toruviel Meliaor, elfia dyplomatka z magicznym wykształceniem
 
 
Akinori 
Fenrir


Skąd: Wrocław
Wysłany: 19-02-2015, 02:39   

Drevedi, nowy przyjacielu – zwraca się Fenris z szacunkiem, ciągle nie pewny siebie ze względu na całkowicie nowy język którym się posługuje i kakafonie w swojej głowie. Słyszał tysiące szeptów, tysiące krzyków, tysiące śmiechów i myśli, jak można było się skupić w takich warunkach? – Chciałem Cię zapytać jak to wojownik wojownika, skoro mam bronić rytuału czy znalazła by się dla mnie jakaś konkretna broń i zbroja? Swoją straciłem w tunelach, a mój miecz został zabrany przez Styryjczyków, o ile się nie mylę. – mówił z nutą żalu w głosie, naprawdę potrzebował tych rzeczy. Włócznią nigdy tak naprawdę nie walczył, a bez zbroi czuł się jak bez skóry. Obiecał przecież stać się tarczą i obrońcą. Musiał więc znaleźć skuteczny sposób na bronienie ludu. – Tak po za tym, opowiesz mi może trochę o was? Nie do końca jeszcze rozumiem co się ze mną dzieje a rozmowa pomaga – powiedział – Jedynie gdy kogoś słucham bezpośrednio bądź coś mówię to nie słyszę tych wszystkich szumów i dziwnych dźwięków, jakby słów… - Skończył zdanie a kakofonia znowu się rozległa. Będę musiał się przyzwyczaić do tego….albo zapytam się kogoś co mogę na to poradzić…strasznie jest to irytujące, przynajmniej nie ma tego uczucia…tego kowadła które obciążało mi serce, bądź to co zostało z mojej duszy.. teraz jest tam lud, czyli jestem.. ja…?
_________________
"Eee tam, wyklepie się na warsztacie"
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 19-02-2015, 05:04   

Fenris,
zagadnięty wojownik uśmiechnął się dość oszczędnie, ale ze zrozumieniem.
- Nie ty pierwszy - mruknął, klepiąc cię przyjaźnie po ramieniu - Dobrze cię widzieć wśród nas. Trochę się ciebie bali po tym, co zrobiłeś ... w celi. Prawdziwy z ciebie desperat. Zbroja? - przekrzywił głowę i zmarszczył brwi. W twojej wyobraźni nieco wyraźniej ukazała się zbroja właśnie. Zaczynałeś rozumieć, na czym polega więź - Hm, nie mamy zbroi. Ale broń będzie. Poczekaj.

W tym momencie od wychodzących ku górze schodów dobiegł was tupot obcasów, echo stukotu poniosło się po komnacie.
To tylko Cynthia. Dobiegła do podnóża schodów i wyhamowała, łapiąc cię kolumny, przechyliła się nad przepaścią.
- Hej! - zawołała podekscytowana ku tym na dole - Wiecie, co tu się dzieje? Tu na górze, na brzegu. Jest tu chyba całe to ich podziemne miasto!
Kurt podniósł głowę znad ładunków i zaciekawiony ruszył na górę, obydwaj nudzący się zabójcy również wybiegli na górę, mijając Fenrisa lekko za szerokim, żeby wyszło na przypadek, łukiem.
Tubylec, który rozmawiał z byłym kapłanem, ruszył także ku schodom, przekazał jakieś polecenie jednemu z towarzyszy.

Ci z was, którzy wyszli na górę schodów, zdziwieni zatrzymali się w wejściowym portalu piramidy.
Olbrzymia kawerna, dotychczas otulona błękitnawym półmrokiem, tu i ówdzie przetykanym ciepłymi plamami pochodni, teraz była ciemna.
Czarna toń jeziora nie była już tak nieruchoma jak przedtem, uważny obserwator bez problemu dostrzegał kręgi na wodzie, rozchodzące się od miejsc, gdzie coś znajdujące się pod wodą dotknęło jej powierzchni. Błękitne refleksy w głębi ciemnych wód nasiliły się, migocząc i sygnalizując obecność kształtów pod powierzchnią.
Tymczasem na brzegu jeziora rozpalono ognie. Dookoła, równym łańcuszkiem złocistych kul. Przy ogniach stali ludzie, prawdziwy tłum, którego ostatnie szeregi ginęły gdzieś w mrokach pod ścianami. Stali milcząc. Całkowicie milcząc. Nie rozmawiali, nie szeptali, tłum nie szumiał, jak zwykle, gdy grupa ludzi zbierała się w jednym miejscu. Milczeli. Z tej strony pomostu można było spokojnie rozróżnić pojedyncze postaci, dzieci, kobiety, wojowników z włóczniami w dłoniach, arystokratów z szerokimi kołnierzami. Między ludźmi stało też kilku goblinów, w każdym razie tylu było widać.

Na wprost zejścia pomostu dostrzegliście małe zamieszanie, ktoś przez ten tłum się przepychał, ludzie powoli się rozstępowali.
Zobaczyliście kolumnę ludzi w czerwonych szatach, zdobnych w pióropusze, rozmaite ozdoby, efektownie poupinane na głowach i ramionach.
Szli w kierunku piramidy.

Stojący u wejścia wojownicy wspomagając się gestami wyjaśniali, byście dali im przejść. Pochód wkroczył do sali, przeszedł tę samą drogę co i wy. Dostojnicy powoli zaczęli schodzić na płaszczyznę z Monolitem.
Widząc zdziwione i pytające spojrzenia obecnych jeden z przybyłych skłonił się Primuli i Toruviel.
- Pozdrowienie naszym przyjaciołom - powiedział w języku tubylców. Obie panie doskonale rozumiały, podobnie Fenris, ale pozostali rozrózniali póki co pojedyncze słowa. Choc z każdą chwilą coraz więcej - To zaszczyt i honor, że chcecie nam towarzyszyć. Pomoc udzielona w chwili ciemności po stokroć rozkwita w świetle słońca - powiedział tonem, jakim mówi się przysłowia - Ja i inni przybyliśmy z największych szczepów Ludu, towarzyszyć Jej - mówiąc "jej" skłonił głowę - w dziele Przebudzenia.

Na potwierdzenie jego słów ci, którzy przybyli, podchodzili po kolei do Monolitu, kładąc na nim dłoń. Błękit odpowiadał im leniwym i mało widocznym rozjarzeniem pod dotykiem ludzkiej ręki. Po tej czynności, która do złudzenia wyglądała jak powitanie, rozchodzili się w różne miejsca sali, ewidentnie rozpoczynając czynności, odpowiadające oczyszczaniu miejsc. Ale także usuwali z podłogi pył, pod którym w mozaice ukazywały się znaki i symbole, nieznane wam, ale bezsprzecznie nie było to pismo ani ornament.
Wasze czynności wszyscy przyjmowali z ciekawością, ale dość naturalnie. Nie pytali, nie mieli w spojrzeniu podejrzliwości. Zupełnie jakby wasze intencje były im doskonale znane.
Podobnie zachowywali się ci w białych szatach, którzy dotychczas byli przy Astorim. Ich czynności dotychczas były raczej lekarskie - zioła, jakieś preparaty, chusty. Ale teraz zaczęli przygotowywać miejsce, gdzie leżał. Przecierali symbole, kreślili kolejne, przypominające te, które znaliście z jaskini i miejsc mocy wokół osady Krevaina. Rozsypywanymi proszkami i solą kreślili coś, oddzielali, rozkładali minerałowe kryształy.

Tymczasem na galeryjce Fenris dostrzegłeś Drevediego, tarmoszącego całe naręcze broni, głównie włóczni, ale także dość dużych bułatów z zakrzywioną klingą oraz broni, przypominającej naginatę. Wszystkie obsydianowe. Z brzdękiem zostały ułożone w jednym miejscu, a wojownik machnął ręką, by pomogli mu to rozłożyć wzdłuż korytarza.
- Trzymaj - powiedział do ciebie, podając ci ową niby-naginatę - To może być dobra dla ciebie broń. Ciężka, wiem, północna lepsza. Ale ta także zabija. Reszta tego... być może dla tych, co jeszcze przyjdą. Przybyli już starsi z wszystkich wielkich szczepów, a na zewnątrz stoją ludzie z wszystkich plemion. Po jednym z każdego plemienia...
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,29 sekundy. Zapytań do SQL: 14