Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Przygoda #21
Autor Wiadomość
Strandbrand 
Żywa Tarcza


Skąd: Trzyciąż (Taka wieś w Wergundii)
Wysłany: 21-02-2015, 03:43   

Zakrztusił się krwią. Popatrzył w dół nie mogąc uwierzyć w to co widzi. Z jego trzewi wystawały drzewce włóczni. Spojrzał na Argana. W jego oczach czaiło się niedowierzanie. Zresztą, w oczach Eryka pewnie też.
Upadł na bruk, czując jak podczas lotu ktoś przechodzi nad jego ciałem. Ktoś z tłumu. Albo ostatni z najemników. Miał teraz doskonały widok na swojego przyjaciela. Celował z kuszy w kogoś z tłumu.
Tylko czemu akurat w tą konkretną osobę Argan? O co ci chodzi, już nic nie zostało...
Wyciągnął rękę do przodu chcąc zwrócić jego uwagę. Przez wylewającą się krew wykrztusił:
-Przepraszam... nie udało mi się... ciebie ocalić...
Gdy patrzył na swą wyciągniętą dłoń przypomniał sobie lochy. Przypomniał sobie Aldeę. To było tak głupie... wiedział że umiera. Nikt ich już stąd nie uratuje, żaden magnifer ani żaden przyjaciel nie przyjdzie im z pomocą. A on w swych ostatnich chwilach myślał o osobie którą poznał kilka godzin wcześniej...
Będę tęsknił...
_________________
Pengantar - Eryk Strandbrand, uciekinier z Wergundii zarabiający na życie jako łowca głów.
III Turnus 2014 - Eryk Strandbrand, łowca głów pracujący jako ochroniarz Octavia Lecorde (Który Octaviem wcale nie był... to dłuższa historia)
Nelramar - Kaldel Strandbrand, magnifer czerwonego tymenu patronujący negocjacjom nad zawieszeniem broni.
II Turnus 2015 - Callan dar Strandbrand, Paladyn z łaski Modwita, działający pod przykrywką jako członek smoczej kompani. [*]
Epilog 2015 - Duch Callana dar Strandbranda, paladyna walczącego z Qa nawet po śmierci
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 24-02-2015, 06:23   

Bełt, wystrzelony przez Agrana, przebił czoło człowieka, który właśnie przyklęknął nad martwym ciałem jednego z najemników, dziabiąc je bezsensownie nożem. Grot wyszedł tyłem czaszki, zostawiając mężczyznę z idiotycznym zezem na twarzy.
Ktoś za nim, jakaś kobieta, zobaczyła to i wrzasnęła histerycznie, nieludzko, unosząc trzymaną w rękach kłonicę do potężnego zamachu. Cios świstnął w powietrzu.
...
Anioł uniósł dłoń i wyciągnął ją do Argana, kładąc ją na jego czole.
Dym palonych skrzyń i smieci powlókł wszystko, wypełnił oczy łzami, które zamazały kontur.
Gdy Argan otworzył oczy, stał na wartowni bramy. Poniżej kłębił się tłum, który Argan znał doskonale, malowane twarze, pióropusze, obsydianowa broń.
I skrzek.
Ten sam, doskonale znany skrzek na wdechu, który spinał skórę na karku.

Obraz oddalił się, skrył za śmierdzącym dymem. Z półmroku dochodziły kolejne odgłosy, gdzieś za zasłoną kotłowały się kolejne kształty. Powoli zaczynały się wyostrzać, zbliżały się, wyłaniały z mgły.
Aż wreszcie stanęłeś twarzą w twarz z człowiekiem.
Z Arganem.

Argan był blady i zmęczony. Gdy odsunąłeś się odruchowo krok (krok...?) do tyłu, zobaczyłeś w tle kamienne ściany, zatopione w półmroku pomieszczenie. Za plecami Argana siedzi Eryk, zaplata włosy w warkocz czy coś.
Argan leży na posadzce. Modli się.
Obraz się zniekształca, jakby przez powierzchnię wody przebiegł dreszcz wiatru.
Widać twarz dziewczyny, pięknej, czarnowłosej, śniadolicej, w zielonej sznurowanej sukience. Dziewczyna jest wzburzona. Szamocze się z kimś w sklepionej, kamiennej piwnicy. Odpycha ludzi w mundurach zielonego i wybiega schodami do góry. Człowiek o żylastej wychudzonej twarzy wskazuje za nią ręką.
Znów drżenie wody.
Dziewczyna biegnie przez plac, wbiega w zaułek. Dwóch wyskakuje na nią z boku, dwóch z tyłu. Ona nie jest wojownikiem, choc ma nóż przy sobie, ale po ruchach widac, że walka to nie jest jej żywioł. Jeden doskakuje, łapie ją za włosy, drugi przykłada ostrze do gardła.
I pada.
Twarzą na bruk, między łopatkami czernieje mu dymiąca jeszcze dziura od pocisku.
Dziewczyna zrywa się i biegnie. Pozostałych trzech oprychów też się zrywa, patrząc z przerażeniem na czarną postać w kapturze.
Nie widzisz jego twarzy, ale wiesz, jak wygląda.
Zupełnie jak Travid Lecorde.
Drżenie wody.
Prosiłeś o pomoc. Otrzymałeś pomoc. Czas się rozliczyć, mówi czarny anioł z upiorną twarzą, zasłoniętą welonem. Ty potrzebowałeś ratunku i ratunek sie pojawił. Teraz ja potrzebuję ratunku od ciebie, człowieku.
Czarne skrzydło zmarszcza powierzchnię wody.
Płonie siedziba Ligi. W środku są uwięzieni ludzie. Krzyczą. Potwornie krzyczą. Na placu przed siedziba tłum morduje każdego, kto z budynku zdoła się wydostać. Na molo ostatni najemnicy uparcie bronią dostępu do kilku kobiet i dzieci.
Unosząc się na czarnych skrzydłach widzisz zza zasłony czarnego woalu nabrzeże, pełne okrutnie poszarpanych trupów, sterty rozwalonych skrzyń i zniszczonego dobytku. Oddziały tarczowników wycofują się ku cytadeli. Nie mogą przebić się do Północnej Bramy, która padła, bo większość garnizonu zajęta była zamieszkami. W północnej dzielnicy, należącej do elfów, zaczęła się już apokalipsa.
Skupiasz wzrok na północnej części miasta. Ulicami płynie tłum, naciskany przez bure hordy, siekące potworną w swojej skuteczności, prymitywną bronią. W jednej z ulic zastawił się oddział vekowarskiej, chcąc dać możliwość ucieczki cywilom postanowili tam umrzeć. Dziewczyna w zielonej sukience, na którą ma narzucone wojskowe cotte, wielkim wysiłkiem spaja zaklęciem poszarpane tętnice żołnierza, po czym zarzuca sobie na ramię jego ciało i z najwyższym wysiłkiem wstaje, odnosząc je za plecy tarczowników. Opuszcza go na ziemię i wraca po następnego.
Tego już nie zdąży.
Widzisz ostrza, zmierzające ku niej. Odruchowo chciałbyś ją odsunąć, ale właściwie po co... Nie ma ucieczki z miasta. Na nabrzeże nie wróci już żadna łódź, nikt nie jest przecież samobójcą. Statki odpływają jeden za drugim. Nikt już nie ucieknie z pułapki, którą stało się oblężone miasto. Eryk poległ. Aldea też polegnie. Oby poległa, oby nie dostali jej żywcem... nie wiesz, czy to jej myśli czy twoje.
Obraz pokrywa się płomieniami, krwią, czarnym dymem. A może to woal, żałobny woal, który pokrywa świat. Świat widziany oczami upiornego anioła. Twoimi oczami.
Drżenie wody.
Ofelia odwraca się przez ramię.
Nie zdołam ich wszystkich odgonić od mamy. Przepraszam. Z ust płynie jej fala czarnej krwi, włosy ma przysypane skalnym pyłem. Nie pokonam tych potworów, Arg. Nie dam rady.
Drżenie wody.
Masz dług, spłać go. Tak będzie, jeśli go nie spłacisz. Umrzesz ty i wszyscy, którzy ci jeszcze zostali. Idzie złe. Idzie potężne złe. Wszystko utonie w ogniu i krwi.
Co mam zrobić?
Zrób raz cokolwiek nie dla samego siebie.
Uspokój rebelię.
Jeśli trzeba, ugaś ją we krwi i ogniu. Ale zwolnij oddziały, pilnujące portu, inaczej brama padnie. Vekowar padnie. Ostatni bastion Zapołudnia padnie... bogowie zapołudnia będą o krok bliżej.
Drżenie wody.
Obraz znów jest czysty, niebo jasne. Port zamknięty. To obraz sprzed kilku dni. Świta. Argan wbiega po schodach do pałacu namiestnikowskiego, z nim Toruviel, Elidis, Ylva... Wrócili dopiero z Przystani.
Trzy ulice dalej człowiek rozmawia z oprychem.
Czort. Tak się nazywa. Czort. Wysoki, około 40 lat, szpakowaty z lekka, szczupły, z lekkim zarostem na twarzy. Podobno znakomicie rzuca nożami.
Czort dostaje sakiewkę pełną monet.
Za co?
Drżenie wody.
Chłód na twarzy. Świat przez czarny woal... Nie, to po prostu półmrok. Chłodne powietrze przedświtu.
- Mógłby pan jednak strzelać, panie Lecorde - mruczy jeden z najemników, niosących nosze. Z daleka widać słup ognia i gęsty, czarny dym. Ktoś podpalił sterty starych skrzyń, składanych na zapleczach domów. Zza kłębów dymu widać zarys olbrzymiej kamienicy siedziby Ligi... Jest cała.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 24-02-2015, 15:10   

Mimowolnie krzyknął... po czym uśmiechnął się pod nosem. Zdał sobie sprawę, że wstrzymuje powietrze. Wypuścił je powoli.
- No co by nie mówić, masz klasę, skurczybyku - mruknął, łapiąc oddech - Oj, wybacz, nie mówiłem do ciebie! - dopowiedział, zauważywszy zaskoczone spojrzenie najemnika.
Wyprostował się i rozejrzał. Zdał sobie sprawę, że jego palce zaciskają się boleśnie na kuszy. Poluzował uchwyt i uniósł broń, szukając wzrokiem potencjalnego celu.
Myśl, psiakrew! Myśl! - jego umysł działał powoli, w żyłach wciąż buzowała adrenalina każąca walczyć z napierającym tłumem. I irytacja na Eryka za szarżę na przeciwnika z dwudziestoosobową przewagą.
Strzelił do człowieka, który zdawał się zamierzać do rzucenia weń całkiem sporym kamieniem. Ze swej pozycji Argan nie miał problemów z trafieniem. Czego nie można było powiedzieć o załadowaniu broni. Na noszach, i to bez jednej nogi, wymagało to niemałej akrobatyki. /domyślam się, że ta kusza jest raczej podręczna, nie? już MG zostawiam, jak idzie ładowanie/
Ładując pocisk myślał gorączkowo. Zastanawiało go, na jak długo utrzyma się stan, że akurat nikt w okolicy nie ma ani twarzy Travida, ani tych upiornych oczu...
Więc Swart żądał od niego zaniechania zemsty i uratowania Vekowaru? Ciekawe... Miał wrażenie, że nie do końca rozumie jego zamiary. Ale skoro bóg któremu poświęcili się Lecorde tego żądał...
Pytanie tylko - jak spełnić te żądania i zachować własny tyłek?
- Do siedziby Ligi - zaordynował dość oczywistą i do tego aktualnie wykonywaną rzecz - Tam powydaję odpowiednie rozkazy.
Był zły na siebie i na świat. Spełnienie żądania Swarta, pomoc w obronie Vekowaru oznaczała, że prawdopodobnie Birka usłyszy wieści o śmierci Angeli i o wszystkich problemach Lecordów z czyichś innych ust. I że będzie musiał lawirować podobnie jak przy dar Hovderze - nie wiedząc ile i co wiedzą jego przeciwnicy.
Miał coraz bardziej dość Zapołudnia. Zwłaszcza, że czuł się tu więźniem. A już miało być tak pięknie...
- Dzięki, Ofelia - mruknął cicho do siebie przez zaciśnięte ze wściekłości zęby - Dzięki za całe to gówno w które mnie wpakowałaś.
_________________
2013 II turnus - Owizor Rożenek, szpiegujący dla Imperium mag ziemi z Ofiru
2014 II turnus, Epilog - Argan Rożenek, styryjski dezerter podszywający się pod liryzyjskiego możnego Octavia Lecorde

Nelramar - Oberon Williamson, nekromanta-sadysta podszywający się pod elfa // Ohtat'Penatis Idril - elficki dowódca gardzący po równo Wergundią i Styrią
2015 I turnus - ponownie Owizor Rożenek który to nawrócił się, by jako Sędzia Rega Ludmir romansować z pewną elfką [+]
2015 turnus +18 - Archibald dar Bregen, samozwańczy książę o słabej psychice
 
 
 
Strandbrand 
Żywa Tarcza


Skąd: Trzyciąż (Taka wieś w Wergundii)
Wysłany: 24-02-2015, 17:27   

/Jak masz lepsze rozkazy niż przebijanie się przez tłum to możesz mnie skorygować, polecam ^^/



-Tarczownicy, formować klin! Odwrócić nosze tak...
Jego głos zlał się z głosem Octavia który wydawał oczywisty rozkaz przebicia się do siedziby ligi. Przeczekał aż skończy mówić i dokończył to co miał powiedzieć.
-by Octavio mógł swobodnie strzelać w tył! Gotujcie się do szarży.
Wyciągnął swój miecz z pochwy i wywinął kilka razy, przyzwyczajając się do użycia go. Spojrzał jeszcze na otaczających go ludzi. Najemnicy szykowali się do wykonania rozkazu. Widział zacięcie na ich twarzach. Jeden z nich przestąpił z nogę na nogę, najwyraźniej nie mogąc się doczekać aż ruszą. Spojrzał na Argana leżącego na noszach.
Wyglądał na mocno zdenerwowanego i poruszonego. Po chwili Eryk pojął dlaczego. Z pewnością denerwowały go te przestoje na trasie, którą chciał pokonać jak najszybciej i wynieść się z Vekowaru.
Na te tłumy nic innego niż przebijanie się nie poradzę Argan. Musisz cierpliwie wytrzymać.
Spoglądając na tłum który czekał na nich na drodze do siedziby ligi wydał dodatkowe rozkazy, podparte swoim sumieniem:
-Starajcie się ich ogłuszać płazem w miarę możliwości. Jeśli utkniemy w tłumie i klin zwolni, otoczyć nosze i przesuwać się powoli do przodu. Będę szedł na szpicy. W razie potrzeby niosący kładą Octavia i wspomagają nas dopóki przejście nie będzie otwarte. Ale pewnie nie będzie potrzeby na nic z tego, jak tylko zobaczą zorganizowaną grupę uciekną w popłochu.
A przynajmniej na to liczył. Mimo oczywistej przewagi liczebnej, nikt w tłumie nie miał porządnej broni ani tym bardziej tarczy. Byli odkryci... właściwie wystarczyłoby żeby zwarli się tarczami i wykonywali sztychy mieczami...
-Wróć! Zignorujcie rozkaz o ogłuszaniu płazami. Gdy zwolnimy w tłumie przygotować zakładkę z tarcz i systematycznie dźgać ostrzami tych sukinsynów. To powinno nam zrobić przestrzeń do poruszania się.
Zdał sobie sprawę że i tak zrobią krzywdę ludziom. A liczyła się skuteczność ich działania. Przypomniał sobie tą taktykę jeszcze z lat spędzonych w Wergundi. W przypadku frontu stosowano w niej głównie włócznie z oczywistych powodów, ale jak się nie ma co się lubi... To się dżga tym co ma się pod ręką.
Zakomenderował rozkaz do ruszenia się. Zaczęli pokonywać przestrzeń dzielącą ich od tłumu. Wpierw powoli, jakby spacerowali, coraz bardziej przyśpieszając. Na chwilę przed zderzeniem z tłumem wrzasnął ,,sztuuuurm".
_________________
Pengantar - Eryk Strandbrand, uciekinier z Wergundii zarabiający na życie jako łowca głów.
III Turnus 2014 - Eryk Strandbrand, łowca głów pracujący jako ochroniarz Octavia Lecorde (Który Octaviem wcale nie był... to dłuższa historia)
Nelramar - Kaldel Strandbrand, magnifer czerwonego tymenu patronujący negocjacjom nad zawieszeniem broni.
II Turnus 2015 - Callan dar Strandbrand, Paladyn z łaski Modwita, działający pod przykrywką jako członek smoczej kompani. [*]
Epilog 2015 - Duch Callana dar Strandbranda, paladyna walczącego z Qa nawet po śmierci
Ostatnio zmieniony przez Strandbrand 24-02-2015, 17:28, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 25-02-2015, 03:10   

Owizor napisał/a:
jak idzie ładowanie/
Kusza jest na tzw. kozią nóżkę ze strzemieniem. Gdyby strzelec stał, to powinien nadepnąć strzemię i pociągnąć wajchę. Jeśli leży, to ma w sumie nawet wygodniej - strzemię o stopę i pociągnąć. Da się też pociągnąć bez strzemienia, ale wymaga silnych rąk.


Na rozkaz Eryka tarcze głucho stuknęły o siebie. Czterech, którzy nieśli nosze, tarczami osłoniło boki przed rzucanymi z tłumu kamieniami. Pozostałych sześciu i sam Eryk utworzyło klin.
Gdy zaczęliście biec, ci, którzy szli za wami chyłkiem, jak wataha wilków za karawaną, także przyspieszyli kroku.
Pierwszy, który dogonił i próbował skoczyć na nosze, huknięty tarczą z błyskawicznego zamachu potoczył się po bruku z rozbitą twarzą. Pozostali przyhamowali.

Przewidywanie, że tłum ustąpi pod naporem zdecydowanego i uzbrojonego oddziału, było po części słuszne. Gdy ruszyliście, ludzie rozstąpili się, dając wam przejście, ale stało się dość oczywiste, że ich odwaga wisi na cieniutkim włosku - raz po raz doskakiwali do waszej kolumny rozmaici harcownicy, zwykle młodzi chłopcy lub mężczyźni, i gdyby choć jednemu udało się was naruszyć, pozostali ruszyliby jak hieny na osłabionego przeciwnika, prysłby czar groźby nieuchronnej śmierci. Tłum działa jak specyficzny organizm - posiada dwa tylko przekonania: o nieuchronnej śmierci, wtedy nie uczyni nic, kolejne bezwolne jednostki będą szły na śmierć bez sprzeciwu, oraz o całkowitej bezkarności, a wówczas zdolny jest do rzucania kolejnych na barykady i szańce, do każdej ofiary, nie zauważając jej nawet, w bezwzględnym parciu do celu, którego zazwyczaj nie umie nazwać.
Najemnicy wiedzieli o tym doskonale. Pomimo rozkazu Eryka (a może wykorzystując klauzulę "w miarę możliwości") bezlitośnie i możliwie spektakularnie zabijali każdego harcownika. Tłum każdą śmierć przyjmował pomrukiem gniewu, ale cofał się i rozstępował przed wami.
Siedziba była niespełna 50 metrów przed wami. Płonące skrzynie nadawały alei dramatycznego wyglądu bitewnego pola, czarny dym utrudniał orientację i oddychanie.

Wtedy utknęliście na kolejnych szeregach. Odpychanie tarczami nic nie dawało, brnęliście powoli, dopiero kiedy najemnicy zaczęli siec mieczami z wrzaskiem i groźbami, ludzie rozstąpili się nieco.
Mieliście okazję spojrzeć w ich zacięte twarze, zabryzgane krwią. Upadł jakiś rozczochrany wyrostek z rzeźnickim tasakiem w ręce. Upadła starsza kobieta, szarżująca na was z widłami. Grubego, spoconego mężczyznę ze zdobytym skądś dwuręcznym mieczem dosięgnął sztych. Umarł, patrząc na was w zdziwieniu. Umarła też dziewczyna z uniesioną wysoko ręką z wielkim nożem.
Nie miała twarzy Petry.

Nagle gdzieś przed wami usłyszeliście rosnący hałas, krzyk, jęki. I świst.
Przed wami ludzie zaczęli padać, tłum przerzedził się, ludzie rozbiegali się na boki, szukając schronienia.
Po chwili zorientowaliście się, co jest grane. Najemnicy unieśli tarcze. To z okien siedziby strzelano, salwa za salwą.
Od strony nabrzeża usłyszeliście kolejne krzyki, tym razem ludzie uciekali już bez zastanawiania się, depcząc się i tratując, granica strachu pękła, istota zwana tłumem wpadła w panikę. Od molo załadunkowego biegł równym truchtem duży oddział vekowarskiej. Tarcze stukały równo o siebie, żołnierze uformowali najpierw klin, a nie napotkawszy oporu, dobiegli do was i rozstąpli się, wpuszczając pomiędzy szeregi.
- Biegiem - powiedział Verg, skinieniem głowy odpowiadając na powitania - Łodzie stoją przy molo. Dekurion wysłał trzy dziesiątki naszych do ochrony ewakuacji Ligi, macie mało czasu. Sytuacja się pogarsza, na placu jest już regularna wojna. Cała kohorta jest w porcie...
Ruszyliście truchtem ku wybrzeżu.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Strandbrand 
Żywa Tarcza


Skąd: Trzyciąż (Taka wieś w Wergundii)
Wysłany: 25-02-2015, 04:14   

Zaskoczony i uradowany Eryk skinął swoim ludziom by ruszali dalej wraz z wergundzkim oddziałem. Ucieszył się na widok Verga, nawet bardzo. A gdy ten wspomniał o obecności kohorty w porcie nie mogło być lepiej. Cały jego plan był teraz dużo prostszy.
Pobiegli w kierunku dumnie wznoszących się masztów. Dostrzegł wzmożony ruch na molo do którego zmierzali. Ludzie pakowali się na statek, wraz z bagażami i towarem. Gdy byli blisko statku zwrócił się do (chwilowo) swoich ludzi w biegu. Żołnierze Verga kręcili się gdzieś w pobliżu zostawiając ich by załadowali się na statek. Znajdowali się już w bezpiecznym obszarze chronionym przez kohortę, nie musiał ich wstrzymywać.
-Zostaje dwójka bez tarcz, którzy pomogą bezpiecznie wnieść Octavia na statek. Reszta - zameldujcie się do Winklera albo Larsberga, kogo pierwszego znajdziecie. Przydzielą wam zadanie. Odmaszerować.
Był im niezwykle wdzięczny za udzielone wsparcie. Ale nie było czasu na wyrażanie pięknych podziękowań. Zapewne oni sami chcieli już pomóc w ewakuacji i wynosić się z tego miasta. Nie dziwił się im. Chyba tylko on był tak szalony żeby tu zostawać.
Gestem pokazał żołnierzom którzy z nim zostali by się na chwilę zatrzymali. Na trapie na statek był i tak niezły tłok, zbyt duży by teraz się tam wpychali. Musieli chwilę odczekać. Pochylił się nad Arganem i zaczął szeptać.
-Octavio... Gdy odbierałem nasze wspólne rzeczy z magazynu wergundzkiego... widziałem rzeczy Ofelii. Były w pyle i kurzu, zupełnie jak nasze po wyjściu z rumowiska. Tylko że... tam było wszystko co do niej należało. Dosłownie wszystko.
Położył mu rękę na ramieniu.
-Przykro mi niezmiernie. Wiem że mimo tego wszystkiego ją kochałeś. Proszę.
Sięgnął drugą ręką do kaletki i wyciągnął z niej puzderko które udało mu się zabrać z magazynu, wraz z rysunkami i pierścieniem. Wręczył je leżącemu Arganowi.
-Udało mi się to ,,odzyskać". Trzymaj po niej wspomnienia. W końcu to twoja rodzina.
Potem się wyprostował... wiedział że zadaje mu teraz cios za ciosem ale innej okazji już nie będzie. Spojrzał na niego z powagą.
-Octavio. Obawiam się, że tym porcie będziemy musieli się pożegnać. Ty płyniesz do bezpiecznej Birki. Ale ja...
Zrobił tu krótką przerwę by zebrać myśli. Czuł się winny, jakby właśnie wbił mu nóż w plecy a teraz poprawiał drugim, sztychem w pierś. Ale przemógł się by kontynuować.
-Zostaję tu bo ktoś musi. Widzisz co się dzieje z tym miastem. Ono się rozpada, umiera. Od środka i z zewnątrz. Zostaję też bo chcę. Wiesz dlaczego tak postanowiłem.
Jawiły mu się w głowie tylko dwa cele. Walka z szeroko pojętym agresorem, tak wewnątrz jak i na zewnątrz jako pierwszy Obrona ludzi którzy wciąż tutaj byli. I dostanie się do Aldei jako drugi. Choć nie oznaczało to że mniej ważny. Bagatela! Powiedziałby wręcz że to ważniejszy cel.
Wykonał swoje zadanie. Doprowadził Argana do bezpiecznego statku, który niedługo wypłynie na północ. Kiedyś obiecywał mu że odszukają razem jego brata i siostrę... według wszelkich wieści Owizor i Ofelia nie żyli. Ten cel jest już niewykonalny.
Nie łudził się że zostanie na zawsze towarzyszem podróży Argana, i miał nadzieję że on też tak nie myślał. Był to po prostu kolejny okres w życiu, związany mocno z rodem Rożenków, a następnie z rodem Lecordów, który właśnie dobiegał końca. Przyszła pora by rozpocząć kolejny, być może ostatni rozdział skupiony na samym Strandbrandzie.
Sięgnął po kołczan wypełniony bełtami który leżał na jego noszach.
-Jeśli można. Chyba teraz przyda się mi bardziej niż wam, prawda?
Zaczął go mocować do swojego pasa, po lewej stronie zaraz za swoim mieczem. Potem sięgnął po kuszę którą oparł o swoją stopę. Tłok na molo zaczął się powoli przerzedzać a swoista kolejka do trapu zmniejszać, więc powiedział żołnierzom Larsberga.
-Zabierzcie go na statek i zgłoście się tak jak poprzedni do Winklera lub Larsberga. I przekażcie reszcie oddziału że to była świetna współpraca. Nie dajcie się zabić chłopaki.
Zanim odszedł wyciągnął swoją potężną dłoń do Argana.
-Trzymaj się jakoś. Mam nadzieję że ugościsz nas gdy wpadniemy do Birki kiedyś.
_________________
Pengantar - Eryk Strandbrand, uciekinier z Wergundii zarabiający na życie jako łowca głów.
III Turnus 2014 - Eryk Strandbrand, łowca głów pracujący jako ochroniarz Octavia Lecorde (Który Octaviem wcale nie był... to dłuższa historia)
Nelramar - Kaldel Strandbrand, magnifer czerwonego tymenu patronujący negocjacjom nad zawieszeniem broni.
II Turnus 2015 - Callan dar Strandbrand, Paladyn z łaski Modwita, działający pod przykrywką jako członek smoczej kompani. [*]
Epilog 2015 - Duch Callana dar Strandbranda, paladyna walczącego z Qa nawet po śmierci
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 25-02-2015, 06:12   

/ale żeś pogalopował... ale spoko, wpasuję się ;) /

Widok oddziału Verga zadziałał nań pokrzepiająco. Zwłaszcza że w głowie wciąż miał obrazy własnej eskorty tonącej w morzu ludzi.
- Swart was zes... ekhm - miał nadzieję, że żaden z żołnierzy nie usłyszał jego słów wywołanych nagłą ulgą.
Chciał zaprotestować, gdy prowadzono go w kierunku kei, ale w porę zreflektował się, że lepiej poczekać. Jego plany zdecydowanie nie spodobałyby się Erykowi. Siedział na noszach strzelając w razie potrzeby do co groźniejszych osobników.
Myślał gorączkowo nad następnymi krokami. Statek był dobrym miejscem do wydawania poleceń. Można było zeń kontrolować sytuację i w razie gdyby wszystko potoczyło się beznadziejnie, pozostawała wciąż możliwość ucieczki. Ale na razie wolał pozostać na kei. Wypatrywał wzrokiem znajomych twarzy, szukając Petry oraz co wyższych dowódców.
Z zamyślenia wyrwały go słowa Eryka oraz przekazane przedmioty. Przyjął je zaskoczony, niezdolny wykrztusić słowa.
Ofelia... więc dar Hovder nie blefował... więc tamte wizje... Więc został już tylko on sam...?
Nie, k***a! Nie teraz!
Schował przedmioty, obiecując że później się nimi zajmie. Teraz potrzebował niezmąconego umysłu.
Przyjrzał się przyjacielowi, podczas gdy on się z nim żegnał.
No tak. Nie wiedział o jego nowych planach. Ileż to już będzie zmian planów i niekonsekwencji w postępowaniu?
- Myślisz, że tak łatwo się mnie pozbędziesz? - uśmiechnął się kpiąco do Wergunda - Nie wypłynę póki nie wrócisz... Lub nie będzie już nadziei.
Wolałby by Eryk został przy nim i dowodził. Wiedział jednak, że w swej honorowości odmówi on wykonania jego następnych rozkazów. Prawdopodobnie zanegowałby nawet polecenie pozostawienia wojsk w Vekowarze, nie chcąc poświęcać ludzi. Lepiej więc było, żeby zajął się akurat swoimi sprawami, podczas gdy Argan powydaje komendy.
- Wy dwaj - spojrzał na najemników zaraz po poleceniach Eryka - Nie. Zostańcie. Poczekajcie. Będę potrzebował porozsyłać rozkazy.
Uścisnął dłoń Eryka.
- Wiem dlaczego tak postanowiłeś - spojrzał mu uważnie w oczy - Nie wahaj się zabrać ze sobą jakiegoś oddziału jeśli chcesz. Będziesz go potrzebował. A teraz leć.
Odprowadził wzrokiem Wergunda. Gdy znalazł się w wystarczającej odległości by Argan miał pewność, że go nie usłyszy, nachylił się do stojącego najbliżej najemnika, nie odrywając wzroku od oddalającej się sylwetki.
- Na statek załadować tylko najważniejsze rzeczy oraz Petrę, olać zbędne dobra. Ja tu zostaję, załatwcie mi jakieś miejsce na podwyższeniu - mruknął, po czym zwrócił się do drugiego - Przekaż wyżej: zgromadzić wszystkie nasze siły na wybrzeżu, oddziały wergundzkie też, jeśli akurat będą w pobliżu i nie będą miały żadnych rozkazów. Przysłać mi tu Winklera, Larsberga i innych dowódców. Wszystko co jest jakkolwiek zbrojne ma być tutaj i czekać na rozkazy. I przyślijcie mi jeszcze kilku gońców, najlepiej wraz z archiwistą, o ile jeszcze żyje. Gdzie są dokumenty Ligii? Już spakowane? Mam nadzieję, że nie za głęboko, bo będę potrzebował w nich poszperać... No! Ruchy! Sprowadzić mi tu dowódców!
Wyprostował się i rozejrzał. O ile łatwiej byłoby, gdyby mógł samodzielnie przemierzyć keję, poszukując odpowiednich osób!
_________________
2013 II turnus - Owizor Rożenek, szpiegujący dla Imperium mag ziemi z Ofiru
2014 II turnus, Epilog - Argan Rożenek, styryjski dezerter podszywający się pod liryzyjskiego możnego Octavia Lecorde

Nelramar - Oberon Williamson, nekromanta-sadysta podszywający się pod elfa // Ohtat'Penatis Idril - elficki dowódca gardzący po równo Wergundią i Styrią
2015 I turnus - ponownie Owizor Rożenek który to nawrócił się, by jako Sędzia Rega Ludmir romansować z pewną elfką [+]
2015 turnus +18 - Archibald dar Bregen, samozwańczy książę o słabej psychice
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 26-02-2015, 05:31   

Nikt nie był w stanie wyjaśnić, gdzie właściwie są dokumenty. Jakieś skrzynie już wywieziono na okręt, jakieś jeszcze tu stały, ale w pośpiechu nikt ich nie oznaczył ani nie opisał, nikt nie wiedział, gdzie są kanceliści, kto to pakował i kto wie, co gdzie upchnięto.
Ale za to ktoś z wsiadających na łodzie podął ci kule. Sam miał noge w gipsie, ale widocznie uznał w przypływie empatii, że tobie zdadzą się bardziej. Nie znałeś typa, nie wiedziałeś kto zacz, ale kule wyglądały na wygodne, z wyścielonym uchwytem.

Od strony kei doskonale widać było kolejne na północ od was olbrzymie molo portu wojskowego, tu mogliście zaobserwować kolejne przybijające tam łodzie, to z okrętów stojących na redzie ściągano posiłki. Z miejsca, gdzie staliście, wielka otwarta aleja, oryginalnie zwana Północną, prowadziła prosto w kierunku Bramy, skąd słychac było wzmagający się odgłos walki, trzask zaklęć i balist na wałach i łunę płonących przedmieść.
Na południe z kolei widniało molo oraz rozległe wybrzeże za charakterystycznymi trzema budynkami kapitanatu portu. Stamtąd także widać było łunę i słychać wrzaski. Ktoś tam używał magii, bo widac było też białawo-błękitne błyski.
Przed tymi budynkami barykadował się oddział Larsberga, odcinając tłum z placu od siedziby. Wysłany goniec pomknął biegiem w tamtą stronę.
Tymczasem Søren Winkler pojawił się sam, zanim posłany po niego człowiek dobiegł do końca kei. Z kilkunastoma ludźmi eskortowali grupę cywilną, biegnącą od głównego wejścia, taszczącą walizy, torby i kufry.
O keję uderzyły dzioby sporych łodzi. "Dama" była wergundzkim, trójrzędowym dromonem, miała spore zanurzenie i jej wpłynięcie do portowego akwenu mogło skończyć się utknięciem. Basen vekowarskiego portu był dość płytki, tak, że niechętnie wpuszczano nawet lekkie drakkary i knary fiordyjskie, a co dopiero tak ciężkie okręty.
Tonący zwykle w mroku akwen rozświetlony był więc latarniami i pochodniami na lekkich łodziach, kursującymi w po spiechu tam i z powrotem. Dopiero za jasno oświetloną linią pirsu widac było odległe latarnie na samych okrętach.
- Octavio! - drobna ciemnowłosa postać przebiła się przez jęczący i pokrzykujący tłumek, i niemal wskoczyła na nosze, rzucając ci się z rękami na szyję - Co ci zrobili... Nieważne... Ważne, że jesteś. Uciekamy stąd! Uciekamy co prędzej...
- Pani Petro! - Winkler z oszczędnym ukłonem pojawił się przed tobą - Panie Lecorde. Dobrze, że pan jest. Dalej, wnieście nosze... Nie? Jak to nie?
- Jak to nie? - powtórzyła Petra - Co ty chcesz zrobić...?
Zdziwienie starego wyjadacza przerwał dobiegający od strony placu wrzask. Linia obrony załamała się, najemnicy cofali się szeregiem do linii kamienicy Ligi. Ktoś z wyjącego tłumu rzucił kamieniami, jęknęły rozbijane szyby. Z furkotem poleciały pochodnie, ze środka kamienicy dobiegł wrzask przerażenia, pozostali tam jeszcze cywile zaczęli w pośpiechu wybiegać, ale cofający się najemnicy nie byli w stanie zabezpieczyć ich przed napierającym tłumem, więc wracali z powrotem do budynku.
- No... - Winkler nerwowo potarł kark - zaraz będzie tu nieźle gorąco... Larsberg nie utrzyma się.
Jakby na wezwanie z głuchym łomotem desek truchtem na pomost wbiegł wysoki, postawny Fiordyjczyk, roztrącając cywilów. Twarz, pociętą bliznami, miał zabryzganą krwią i osmaloną od ognia, na ramieniu spod przewiązanej naprędce szmaty przesiąkała krew, efektownie zachlapując mu poły skórzanej kurty.
- Na łodzie! - ryknął, dopadając do noszy - Pan po mnie posyłał, panie Lecorde? Nie ma czasu, na łodzie. Nie utrzymam ich zbyt długo!
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 26-02-2015, 22:47   

Widok Petry przyniósł mu niemało ulgi. Rzeczywiście, młoda Lecordówna stała się dla niego nową siostrą. Nawet nie spodziewał się, że aż tak zareaguje na jej widok, że aż tak będzie się o nią martwił.
Przytulił ją mocno, czując że uchodzą z niego nerwy. I uświadamiając sobie, jak bardzo brakowało mu od kilku dni czegoś tak banalnego a zarazem tak krzepiącego, jak prosty przytulas.
Ale Petra bardzo szybko wyprostowała się i cofnęła o krok. Nawet w tej chwili, w takiej sytuacji, odruchowo starała się pozostać damą. A damom nie wypadało tak się zachowywać.
- Nie, nie wnoście! - zaprotestował, gdy Winkler wydał polecenie.
- Nasz bóg zlecił zadanie - powiedział cicho, patrząc uważnie na zaskoczoną Petrę - Będziemy musieli przejść do...
Przerwały mu hałasy z brzegu. Spojrzał w tamtą stronę. Widok liryzyjskich "trumien" z herbem Lecordów zadziałał nań nieco motywująco. Choć sytuacja cały czas była krytyczna.
Mógł założyć się o wszystko, że Eryk nie przejdzie po nadbrzeżu nawet kilku kroków. Zastanawiało go, czy dołączy do szyku tarczowników, czy wróci się tutaj...
- Jak to tam wygląda? Tylko się bronicie, czy to pełnoprawna walka? - spytał, usłyszawszy komentarz Winklera.
Nie uzyskał jednak odpowiedzi, na keję wleciał Larsberg.
- Stój!!! Moment, psiakrew! - ryknął, próbując przekrzyczeć Fiordyjczyka - Spokojnie! Mów, jak to tam wygląda. Jesteście w stanie przejść do kontrofensywy? Przestać bawić się obronę i zaatakować tych ludzi? Tak, mówię o szturmie, o eksterminacji. Czy tam na brzegu tylko staracie się bronić, czy to pełnoprawna walka? Jeśli to pierwsze, to wydaj rozkaz do zabijania cywili. Wszystkich. Przejdźcie do ataku, z wykorzystaniem całego arsenału ofensywnego - spojrzał uważnie na najemnika modląc się w duchu do Swarta, by był on w stanie wydać taki rozkaz - Jeśli jednak sądzisz, że rozkaz ataku nic by nie zmienił, że nie mamy już szans odwrócić sytuacji... to racja, przenośmy się na statki.
_________________
2013 II turnus - Owizor Rożenek, szpiegujący dla Imperium mag ziemi z Ofiru
2014 II turnus, Epilog - Argan Rożenek, styryjski dezerter podszywający się pod liryzyjskiego możnego Octavia Lecorde

Nelramar - Oberon Williamson, nekromanta-sadysta podszywający się pod elfa // Ohtat'Penatis Idril - elficki dowódca gardzący po równo Wergundią i Styrią
2015 I turnus - ponownie Owizor Rożenek który to nawrócił się, by jako Sędzia Rega Ludmir romansować z pewną elfką [+]
2015 turnus +18 - Archibald dar Bregen, samozwańczy książę o słabej psychice
 
 
 
Strandbrand 
Żywa Tarcza


Skąd: Trzyciąż (Taka wieś w Wergundii)
Wysłany: 26-02-2015, 23:21   

Nie miał zamiaru odbierać Arganowi i lidze jakichkolwiek oddziałów. Po prawdzie miał już upatrzony swój oddział, niedaleko ligowych wojsk. W tłumie dostrzegł kilka figur ubranych w zielonych cotte, które odpierały tłum wspomagając ewakuację. Konkretniej chodziło mu o jedną osobę. Zbliżył się do wergundzkich tarczowników i począł wołać.
-Verg! Szukam jednego z was, Verg się nazywa! Jest...
Cholera jasna... jaki stopień on miał? Chyba jest dziesiętnikiem...
-Zdaje się dziesiętnikiem... Verg!
Przełożył tarczę przez ramię, tak że utrzymywał ją pas i wyciągnął z kołczanu bełt. Wsunął go na miejsce w kuszy i zaciągnął wajchę. Widząc powstającą wyrwę między wergundami, przełożył kuszę nad ramieniem jednego z nich i wystrzelił w kierunku tłumu. Potem zwrócił się do odciążonego na chwilę żołnierza.
-Szukam jednego z was, Verg się nazywa! Ważna sprawa związana z kohortą vekowarską!
Podczas mówienia nałożył kolejny bełt na kuszę. Czekając na odpowiedź oglądał sytuację na molo...
Nie dam rady sam się przebić, to oczywiste. Muszę się zabrać z jakimś oddziałem wergundzkim w miejsce gdzie może stacjonować Aldea. A tylko Verg jest mi na tyle znany by udzielić mi jakichś informacji o niej, jeśli je posiada. Głupi ludzie, powinni pomagać kohorcie a nie walczyć z nią!
Kolejne osoby z tłumu zajmowały miejsca poległych, sprawiając wrażenie że tłum jest nieskończony. Naciągnął cięciwę kuszy po raz kolejny i znów wystrzelił w tłum. Jednak tym razem już nie wziął kolejnego bełtu. Jeśli ma mu się naprawdę przydać, musi oszczędzać amunicję.

/Ile na oko jest bełtów w tym kołczanie?/
_________________
Pengantar - Eryk Strandbrand, uciekinier z Wergundii zarabiający na życie jako łowca głów.
III Turnus 2014 - Eryk Strandbrand, łowca głów pracujący jako ochroniarz Octavia Lecorde (Który Octaviem wcale nie był... to dłuższa historia)
Nelramar - Kaldel Strandbrand, magnifer czerwonego tymenu patronujący negocjacjom nad zawieszeniem broni.
II Turnus 2015 - Callan dar Strandbrand, Paladyn z łaski Modwita, działający pod przykrywką jako członek smoczej kompani. [*]
Epilog 2015 - Duch Callana dar Strandbranda, paladyna walczącego z Qa nawet po śmierci
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 27-02-2015, 06:13   

Eryk,
Wergund, którego zagadnąłeś, w ostatniej chwili osłonił się - i twoją głowę przy okazji - przed lecącym z tłumu kamieniem, wyraził głośno opinię o prowadzeniu się matki rzucającego, po czym odwrócił się do ciebie, ocierając przedramieniem krew z rozbitego wcześniej policzka.
- Dziesiątka Verga jest tam - wskazał łokciem, obciążonym tarczą, w kierunku alei, z której przyszliście - Mają utrzymać łączność z cytadelą... Ale coś im słabo idzie.
Dotarcie do Verga zajęło ci chwilę, głównie z powodu cisnących się na nabrzeże cywilów. Oprócz rezydentów Ligi byli tam ludzie z sąsiadującego z Ligą magazynu Smoczej, z ozdabiającej nabrzeże rezydencji, generalnie reprezentanci grup, mających duże szanse na natychmiastową ewakuację, ci, którzy mieli zapewnione miejsce na okrętach.
Po drugiej stronie kordonu tarcz byli ci, którzy nie mogli na to liczyć. Miejska biedota, osadnicy z głębi lądu, kopacze minerału, w dużej mierze od wielu dni koczujący w zaułkach miasta. Nie mieli dokąd wracać, nie mieli właściwie nic do stracenia.
- Aldea? - wysapał Verg, gdy do niego dotarłeś - Pojęcia nie mam, gdzie jest w tej chwili. Korpus medyczny znosił rannych z głównego molo. Fest naszych tam oberwało... Ludziom nieźle odwaliło. Ktoś rozpuścił jakieś ploty, nie panujemy nad tym... - skomentował oczywisty stan - Nie wiem, czy ją w tym chaosie znajdziesz, ale pewnie jest gdzieś między placem a cytadelą.

/w kołczanie - mniej więcej zawartość garści - jakieś 20 sztuk/

Argan,
Larsberg umilkł natychmiast, słysząc twój poważny głos. Odsapnął, machnął ręką na swoich ludzi, którzy chwytali za skrzynie.
- Zawsze jest szansa, panie Lecorde - powiedział po chwili namysłu - Tylko, że to nie jest regularna armia, która się cofnie, bo ktoś wyda rozsądny rozkaz w obliczu ponoszonych strat. Ludzie są wściekli, idą na instynkt. Przełamali strach, prą do rozlewu krwi. Można to przełamać z powrotem tylko powodując panikę.
- Dotychczas trzymaliśmy tylko pozycje, możemy zacząć zabijać - wtrącił się Winkler - Moi ludzie są zdesperowani, rozerwą nas, jeśli ich nie odeprzemy...
- To za mało - dowódca najemników westchnął poważnie - Ci z tyłu nie widzą tych umierających z przodu. Cios miecza nie jest przerażający dla nikogo, kto akurat od niego nie umiera. Żeby złamać morale tlumu, potrzebujesz czegoś co tłum zobaczy. Pożaru. Fali wody. Trąby powietrznej - fuknął z ironią - Ognia z dupy, generalnie. Czegoś, żeby uznali, że wolą się zatratować, uciekając, niż walczyć z tym.
- Na placu są magowie bojowi...
- Są.. - zgodził się Larsberg - I gówno z tego wynika, bo wojsko nie dostało rozkazów. Magnifer walczy na bramie, podobno zresztą oberwał. Dar Khaven nie odważy się wydać rozkazu walenia magią do tłumu. To facet z zasadami, jest za miękki, jak sądzę.
- Ktoś rozpuścił informacje, że miasto ma zostać spalone razem z ludźmi, żeby się nie dostało w ręce tubylców. Że podobno namiestnik i rada już się ewakuowały - dodała Petra - Od tego się zaczął ten cyrk. ludzie rzucili się do łodzi, kilka zatonęło. Podobno ktoś zatruł studnie, ale nikt tego nie potwierdził...
- Teraz to już nie ma znaczenia - mruknął Winkler - Teraz już nie zadziałają żadne argumenty. Nawet wpuszczenie ich na okręty byłoby katastrofą, pomijając, że rzeczywiście nie ma tylu okrętów. O ile wiem, Vekowar czeka na flotyllę, odsiecz miała przywieźć żołnierzy a zabrać cywilów, ale to ciągle jeszcze tygodnie czekania.
- Jak na to patrzę, to kwestia godzin - skwitował dowódca - Potrzebny byłby mag, kapłan, ktoś, kto, nie wiem... potrafiłby ich przerazić. Złamać morale - powtórzył - Co mamy robić, panie Lecorde?
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Strandbrand 
Żywa Tarcza


Skąd: Trzyciąż (Taka wieś w Wergundii)
Wysłany: 27-02-2015, 11:17   

Między placem a cytadelą powiadasz... innymi słowy znów będę musiał biec przez połowę tego miasta. Świetnie.
Spojrzał na wergundzkiego dziesiętnika z powagą. Nie był tak szalony by porywać się na samotną podróż w kierunku cytadeli, gdy w mieście trwają zamieszki więc powiedział:
-Ruszam wraz z następnym oddziałem który idzie do cytadeli. Ewakuacja rannych, przekazanie wiadomości - wszystko jedno, idę z nimi. Zaś tymczasem...
Przewiesił sobie kuszę przez ramię (/Mam nadzieję że ma jakiś pasek w tym celu służący... bo jak nie to zwyczajnie kładę ją na bruku za sobą/) zarazem ściągając tarczę. Z wprawą wsunął lewą dłoń między pasy i docisnął jeden z nich który postanowił się poluzować. Potem wyciągnął swój miecz z pochwy po lewej stronie pasa i rzucił krótko.
-Zamienię jednego z was dopóki ktoś nie będzie ruszał do Cytadeli.
Przygotował się do natychmiastowego zastąpienia jednego z wergundzkich zbrojnych. Po stanie Verga doszedł do wniosku, że już trochę się chłopaki z kohorty tutaj napracowały. Przynajmniej tak mógł im pomóc.
Znów zaburczało mu w żołądku, przypominając o fakcie że poza podwędzeniem dwóch kromek i kawałka sera z talerza Argana nic nie jadł.
Najem się jak to wszystko się skończy... tylko kuźwa kiedy to się skończy? Zamieszki nie kończą się od tak, tak samo oblężenia...
_________________
Pengantar - Eryk Strandbrand, uciekinier z Wergundii zarabiający na życie jako łowca głów.
III Turnus 2014 - Eryk Strandbrand, łowca głów pracujący jako ochroniarz Octavia Lecorde (Który Octaviem wcale nie był... to dłuższa historia)
Nelramar - Kaldel Strandbrand, magnifer czerwonego tymenu patronujący negocjacjom nad zawieszeniem broni.
II Turnus 2015 - Callan dar Strandbrand, Paladyn z łaski Modwita, działający pod przykrywką jako członek smoczej kompani. [*]
Epilog 2015 - Duch Callana dar Strandbranda, paladyna walczącego z Qa nawet po śmierci
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 27-02-2015, 14:37   

Kiwał głową słuchając z uwagą.
To co usłyszał, bardzo go zaniepokoiło. Sytuacja była więc aż tak zła... ?
- Zacznijmy od rozkazu do ataku. To już będzie coś - powiedział, nerwowo podkręcając wąsa w zamyśleniu - I jeśli mamy jakichś łuczników, niech zaczną w nich strzelać podpalonymi strzałami.
Szukał gorączkowo sposobu na uspokojenie tłumu. Wiedział, że wszelkie polubowne metody nie przyniosą skutku. I szczerze powiedziawszy nie miał na nie ochoty. Pragnął krwi. Pragnął zemsty na mieście za wszystko co mu wyrządziło. I nie obchodziło go za bardzo, że tłum nie miał praktycznie nic wspólnego z Angelą i Ofelią. I tak pragnął jego krwi.
- Zbierzcie magów i kapłanów, ilu tylko się da - kontynuował - Możecie brać również cywilnych jeśli się trafią, kupcie ich obietnicą koi na pokładzie. Najwyżej jak będzie ich za dużo, to potem wyrzuci się ich za burty. Petra, ty też przygotuj rytuał... jeśli to będzie możliwe, chętnie wezmę w nim udział.
Odwrócił się ponownie do pary oficerów.
- Poślijcie też kogoś do dar Khavena. Przekażcie, że jeśli nie chce walczyć na dwa fronty, musi uspokoić tłum magami. I zaznaczcie, że chodzi tylko o zastraszenie! Niech walną jakimś spektakularnym słupem ognia czy innym pokazowym tornadkiem, tylko by przestraszyć tłum. Nasi magowie i kapłani rzecz jasna nie muszą się ograniczać. Im więcej tego brudu zginie, tym łatwiej nam będzie zapanować nad sytuacją.
Sapnął z desperacją, wciąż szukając jakiegokolwiek rozsądnego wyjścia. O ileż łatwiej byłoby zaordynować ucieczkę na statki! O ileż łatwiej byłoby to wszystko rzucić! Że też Swart musiał się wepchać w takim momencie!
Pan Astorii miał rację, psiakrew - przemknęło mu przez myśl - Jesteśmy pionkami w rękach bogów, nie liczą się oni z naszym losem.
Ale teraz już nie było czasu ani możliwości by dołączyć do Imperium. Może później, w Ofirze już, pomyśli nad współpracą z organizacją... o ile dożyje tego momentu. Co było wielce wątpliwe.
- Dajcie mi sekundkę, jeszcze jedna sprawa. Jeśli jest jakiś wolny urzędasek lub chłopiec na posyłki... - rozejrzał się, szukając kogoś takiego - ...niech leci na "Damę" i zacznie grzebać po skrzyniach. Nie wiem jak to zrobi, ale ma szukać po dokumentach hasła "Czort". To najemnik, pewnie będzie w jakimś rejestrze.
Uśmiechnął się przepraszająco do Winklera i Larsberga.
- Przepraszam, już wracam do walk na wybrzeżu... cóż... na razie tyle. Zacznijcie wyrzynać przeciwnika i zaangażujcie płonące strzały oraz magów. To na początek. Ach! I krzyczcie, że tubylcy przełamali mury na Przesmyku Żerskim, że idą nadbrzeżem handlowym. To powinno skłonić tłumy do ucieczki na północ i na wschód, w stronę pozycji Wergundów. Niech ich oddziały też się zaangażują, czy tego chcą czy nie. Jeśli to będzie możliwe, spychajcie tłum na molo wojskowe - wskazał ruchem głowy molo strzeżone przez Wergundów.
Pomysł jaki go naszedł w ostatniej chwili był trudno wykonywalny. Ale przy odrobinie szczęścia, jakby się udało... Może udałoby się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? Spełnić polecenie Swarta oraz jednocześnie uniemożliwić Wergundom szybką ewakuację...
_________________
2013 II turnus - Owizor Rożenek, szpiegujący dla Imperium mag ziemi z Ofiru
2014 II turnus, Epilog - Argan Rożenek, styryjski dezerter podszywający się pod liryzyjskiego możnego Octavia Lecorde

Nelramar - Oberon Williamson, nekromanta-sadysta podszywający się pod elfa // Ohtat'Penatis Idril - elficki dowódca gardzący po równo Wergundią i Styrią
2015 I turnus - ponownie Owizor Rożenek który to nawrócił się, by jako Sędzia Rega Ludmir romansować z pewną elfką [+]
2015 turnus +18 - Archibald dar Bregen, samozwańczy książę o słabej psychice
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 28-02-2015, 16:06   

Eryk,
Strandbrand napisał/a:
/Mam nadzieję że ma jakiś pasek w tym celu służący... bo jak nie to zwyczajnie kładę ją na bruku za sobą/
Wojskowe kusze mają zaczep do zawieszenia przy pasku (od biedy można wystrzelić nawet z zapiętej) i pasek do założenia przez ramię.
Verg zerknął na ciebie z niejakim zdziwieniem, uniósł brwi i uśmiechnął się jakby chciał powiedzieć "porąbało faceta". Stojący po drugiej twojej stronie jeden z żołnierzy roześmiał się i klepnął cię po plecach.
- No nieźle!
- Dobra, chłopcy! - krzyknął dziesiętnik - Dawać mi tutaj ten wóz! - wskazał na wywalony pod ścianą na bok całkiem spory wóz transportowy, ze sterczącym ku górze wyłamanym dyszlem - W poprzek go. Zastawić się i salwami zza niego. Tarcze, zastawić resztę szerokości.
W tym miejscu, gdzie staliście, było przewężenie w alei (nieprzypadkowo tam właśnie ustawili się żołnierze) na wysokości dwóch niewielkich kamieniczek należących do jednego z wergundzkich rodów. Dla niespełna czterdziestki żołnierzy było to i tak za szeroko. Na szczęście aleja nie była szczelnie wypchana ludźmi tak jak plac Główny, bo nie byłoby szans utrzymać takiego nacisku. Ludzie grupowali się w watahy, które raz na czas rozpędzały się na tarczowników, odbiegały rzucając pochodnie, zapalone szmaty i kamienie.
Taka nerwowa zabawa trwała kilkanaście minut. Strzelaliście, siekliście tych, którzy atakowali tarcze, ale tłum odciągał zabitych w tył i wciąż nadchodzili nowi. Wśród żołnierzy straty trudniej było załatać. Zabitych było na razie trzech, rannych sześciu. Rozkazy nie nadchodziły.
Aż nagle od strony cytadeli, na wysokości następnej od was przecznicy, czyli ul. Białej usłyszeliście trąbienie w rogi.
Z prawej, od strony placu ktoś na komendę oddał salwę z łuków, powalając kłębiących się tam awanturników. Następne, co zobaczyliście, to falę wody, wysoką na jakieś 3 metry, która w sensie dosłownym spłukała drogę przed wychodzącym z ulicy oddziałem.
Równym truchtem wybiegli stamtąd gwardziści styryjscy. Pierwsi w biegu wrzucili łuki do sajdaków, dobywając długich rapierów, kolejni trzymali zarzucone na ramię długie, lekkie piki. Wpadając na plac na komendę równo się zatrzymali, stając na przemian pikinierzy i zbrojni w rapiery. Pomiędzy nimi, otoczona osobistą strażą, wkroczyła khorani azriya Amethe'ra.
Migocząca, błękitna postać wyraźnie odcinała się na tle rudo-czarnego umundurowania gwardzistów. Wyraźnie widzieliście jak nachyliła sie i wydała rozkaz jednemu z nich, szereg rozstąpił się wypuszczając do was gońca. Kilku obwiesiów, którzy na gońca się rozpędzili, zdjęły strzały Styryjczyków.
Gwardzista dobiegł do waszych tarcz i przywitał się lekkim uniesieniem szerokiego ronda kapelusza.
- Pozdrowienie! - wysapał - Khorani zapytuje, jak sytuacja tutaj i czy sie utrzymacie!


Argan,
- Łhoooł, powoli, panie Lecorde - Larsberg wysłuchał twoich poleceń, jego ton był bardzo poważny - Powoli - powtórzył - Po pierwsze, dar Khaven z całą pewnością rozumie, że walczy na dwa fronty i nie zaczął jeszcze krwawej pacyfikacji nie dlatego, że jest debilem, tylko dlatego, że nie chce tego kroku podjąć. Po drugie, mam do dyspozycji niespełna setkę ludzi. Mogę dla pana utrzymać siedzibę i plac wokół aż do budynków kapitanatu, ale nie wyjdę na plac, bo tam zginiemy jak funt masła w koziej dupie. Po trzecie, jeśli chce pan tłum wystraszyć, to należy go pchac przed sobą, a nie przyciągać. Jeśli stojąc tu, zaczniemy wrzeszczeć "tubylcy na przesmyku", proszę mi wierzyć, dotrze do nich tylko "tubylcy" i rzucą się w przeciwną stronę niż ta, z której wrzeszczymy. Po czwarte, nawet gdyby dało się pchnąć ludzi w kierunku na północ, do portu wojskowego, to co pan chce uzyskać? Zablokować te oddziały, które idą na pomoc na Bramę z okrętów? Z całym szacunkiem, ale sabotowanie obrony miasta to nie jest najlepszy z pomysłów, w każdym razie nie dopóki pan tu jest.
W międzyczasie Winkler zajął się przekazaniem sprawy "Czorta", dwoje ludzi na odpływającej właśnie łodzi przyjęło informację do wiadomośi i obiecało przekazac wyniki wioślarzom wracającym po ludzi.
Nagle usłyszałeś jednym uchem kobiecy głos, zaczepiający najemnika
- Czorta? Szukacie Czorta? Ja go znam - to była Kriss Tyvrides, która właśnie wskakiwała do łodzi wraz z ostatnimi manatkami Smoczej Kompanii - To gnojek i cwaniak, ale wszystko u niego załatwisz. I nożownik. Wczoraj widziałam list gończy za nim, podobno go oskarżyli o zabicie tego lekarza wojskowego i płatnerza! Jak go szukacie, to poszukajcie też z łaski swojej moich ludzi, znaczy człowieka i krasnoluda, nie wrócili z pościgu za złodziejami... A mamy cholernie za mało czasu, żeby na nich czekać... Ale bez nich nie płynę.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 28-02-2015, 18:07   

- Jasne, rozumiem - pokiwał powoli głową, z ponurym wyrazem twarzy - Dobra, mądre słowa, porzućmy ten pomysł.
No cóż, nie szkodziło spróbować.
- Więc sami nie damy radę tego spacyfikować...? Dobra, skoro tak to wygląda... to trzeba jakoś inaczej zaprząc do pomocy inne siły w tym mieście. Macie jakieś pomysły? Wergundia jest zbyt zajęta i ma nas w du*ie, Styria jest zbyt słaba, a pozostałe siły są albo na ulicach, albo za murami, i raczej nie są nam przychylne - westchnął, cały czas nerwowo bawiąc się wąsami w zamyśleniu - Musimy po prostu to spacyfikować, utopić we krwi. Jak nie macie lepszego pomysłu jak tego dokonać niż wyrzynając tłum wszelkimi sposobami, to niech wam będzie, ładujmy się na statki.
Nie uśmiechało mu się niedotrzymywanie układów ze Swartem. Ale mimo wszystko wolał zachować życie. Najwyżej będzie musiał poszukać jakichś imperialnych amuletów. A nuż pan Astorii zostawił jakieś po sobie? Podobno Raerinerin i Primrose też działali w Imperium. Lecorde musieli mieć po nich jakieś fanty.
- Dobra, na razie każcie naszym po prostu się nie cackać, zaangażujcie magów, a na ,,Damę" pakujcie inne sprzęty. I zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Niespodziewanie usłyszał Kriss. Musiał podnieść głos, by usłyszała go z łodzi.
- Oho... Cóż, wiem że Szrapnel i Ysgard, jeśli o nich pani mówi, ścigając złodziei zapuścili się w podmiejskie kanały. Widząc co tu się dzieje obawiam się, że już z nich nie wyjdą... A wiadomo coś więcej o tym płatnerzu i lekarzu!?
_________________
2013 II turnus - Owizor Rożenek, szpiegujący dla Imperium mag ziemi z Ofiru
2014 II turnus, Epilog - Argan Rożenek, styryjski dezerter podszywający się pod liryzyjskiego możnego Octavia Lecorde

Nelramar - Oberon Williamson, nekromanta-sadysta podszywający się pod elfa // Ohtat'Penatis Idril - elficki dowódca gardzący po równo Wergundią i Styrią
2015 I turnus - ponownie Owizor Rożenek który to nawrócił się, by jako Sędzia Rega Ludmir romansować z pewną elfką [+]
2015 turnus +18 - Archibald dar Bregen, samozwańczy książę o słabej psychice
 
 
 
Strandbrand 
Żywa Tarcza


Skąd: Trzyciąż (Taka wieś w Wergundii)
Wysłany: 28-02-2015, 23:54   

Nie spodziewał się zobaczyć na ulicach styryjskich kapeluszy. Podobnie zresztą jak wergundowie, ich miny jasno wskazywały na zdziwienie sytuacją. Myślał że sytria przeprowadzi natychmiastową ewakuację, podobnie jak liga i smocza kompania. Cóż, mylił się. Co nie znaczy że widok samej khorani nie wywołał na nim wrażenia. A zwłaszcza efekt z jakim weszła na ulicę, dosłownie zmywając część ludzi z tłumu i gasząc ich płonący oręż.
Gdy pomagał przeciągać wóz by zablokować uliczkę, gdy odpierali atak wzburzonej ludności odżyły w nim wspomnienia z wergundii. Wiele lat nie przejmował się faktem swego pochodzenia, nawet wewnętrznie je wypierał. Nie żeby teraz nagle poczuł się wergundzkim patriotą. Po prostu słysząc podobne jak dziesięć lat temu odzywki, podobne zawołania i te same przekleństwa samoistnie się uśmiechał i robiło się nieco lepiej na duchu. Tak samo z siebie, niewytłumaczalnie. Jakby po długiej tułaczce wrócić do domu.
W takim więc nastroju pomagał swym braciom, i odpierał ataki na ich pozycje. Na szczęście to nie była sytuacja sprzed kilku minut gdy okrążył ich tłum, teraz trzymali ich na rozsądny dystans i musieli tylko w porę zasłaniać się przed wszystkim co latało w ich kierunku. A latało dużo rzeczy. Przysiągłby że widział płonącego buta. Najwyraźniej ktoś z tłumu postanowił poświęcić swą wygodę chodzenia na rzecz walki.
Zostawił odpowiedź jakiemuś wergundowi, sam nie czuł się specjalnie powołany by raportować stan oddziału. Jednak po chwili przyszła mu do głowy inna myśl. Poczekał aż któryś z wergundów odpowie gońcowi i rzucił do niego.
-A nie wybieracie się czasem w kierunku cytadeli wergundzkiej? Bo marzy mi się do niej dostać, a samotna podróż może się źle dla mnie skończyć...
Wprawdzie nie liczył by styryjski oddział kierował się w tamtym kierunku, ale kto wie... a gdy była chociażby najmniejsza szansa by się tam szybciej dostać, to chciał skorzystać.
_________________
Pengantar - Eryk Strandbrand, uciekinier z Wergundii zarabiający na życie jako łowca głów.
III Turnus 2014 - Eryk Strandbrand, łowca głów pracujący jako ochroniarz Octavia Lecorde (Który Octaviem wcale nie był... to dłuższa historia)
Nelramar - Kaldel Strandbrand, magnifer czerwonego tymenu patronujący negocjacjom nad zawieszeniem broni.
II Turnus 2015 - Callan dar Strandbrand, Paladyn z łaski Modwita, działający pod przykrywką jako członek smoczej kompani. [*]
Epilog 2015 - Duch Callana dar Strandbranda, paladyna walczącego z Qa nawet po śmierci
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 01-03-2015, 08:02   

Eryk,
Verg dobiegł do styryjskiego wysłannika, zawołany przez swoich ludzi.
- Utrzymamy się! - rzucił szybko, odpowiadając na pozdrowienie - Ale na Bramie jest źle.
- Wiemy - odpowiedział gwardzista - Dlatego tam idziemy. Podobno zawarliśmy sojusz, nie? - uśmiechną się z przyjazną ironią, wergundzcy żołnierze zaśmiali się.
- To chyba znaczy, że nie idą do cytadeli - Verg odwrócił się do ciebie - Teoretycznie jeśli bardzo musisz, to mógłbyś się tam w pojedynkę jakoś przedrzeć, w mundurze nie jesteś, a i w pysk ci znowu tak łatwo nie przyłożą. Styria nie opuszcza miasta? - ostatnie pytanie było skierowane do posłańca.
- Nie - padła szybka odpowiedź - Khorani zdecydowała wesprzeć obronę tam, gdzie wskaże dowódca miasta. Skoro atak idzie na północna Bramę, to tam będziemy. Poza tym - rozejrzał się i lekko ściszył głos, jakby cywile za wergundzką barykadą mogli go usłyszeć - walka z zamieszkami, w których uczestniczą głównie wergundzcy osadnicy, to nie byłoby zbyt fortunne.
- Ano racja - mruknął dziesiętnik - Choć magia khorani byłaby przydatna. Dobra. Róbcie co musicie. Z fartem... przyjaciele.



Argan,
- Cooo? - krzykneła Kriss - W podziemia? No psiakrew. Jakim cudem... Jakie znów podziemia... Dobra, będziemy czekać na nich jak długo się da... A z tymi to nic wielkiego, myślałam, że wszyscy w mieście o tym wiedzą. Płatnerza zabili przy Przesmyku, dwa dni temu. Albo trzy, nie pamiętam. Lekarza dzień później.
- Sami tego na pewno nie spacyfikujemy - Larsberg odpowiedział niemal równocześnie z kobietą - A "topienie we krwi" działa niestety tylko wtedy, kiedy ma się miażdżącą przewagę. Magowie to rzeczywiście najlepszy z pomysłów, ale wojskowi musieliby dostać wsparcie kogos potężniejszego. Chce pan wydawać polecenia stąd? Czy wracamy do siedziby?
- Czekaj! - niespodziewanie przerwała mu Petra - Daj mi chwilę - odciągnęła cię za rękaw o krok dalej, podtrzymunąc pod ramię - Co ty powiedziałeś, że co nasz bóg? Że dostałeś od niego zadanie? od kiedy to jest nasz bóg? Ale dobra, nieważne. Ja nie chcę zostawiać miasta, Octavio... Miałam sny. Właściwie nie sny... Mniejsza, i tak byś mnie wyśmiał. Ale boję się, że jak odpłynę, stanie się coś bardzo złego. Powinniśmy bronić miasta.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 01-03-2015, 18:25   

- Stąd, rzecz jasn... - chciał dokończyć, że woli pozostać na pomoście, na wypadek gdyby sprawy przybrały jeszcze gorszy obrót, jednakże w słowo weszła mu Petra.
Przekuśtykał parę kroków za przyszywaną siostrą. Ku swojemu pozytywnemu zaskoczeniu odkrył, że kule są całkiem wygodne. Może nawet po zdobyciu protezy nie będzie z nim aż tak źle...?
- Cóż, chyba udało ci się mnie nawrócić - uśmiechnął się do Petry, widząc jak pod maską oburzenia kryje się lekka dezorientacja - Dokładnie, też dostałem wizje... - ściszył głos do szeptu, by nikt niepowołany go nie usłyszał - Swart nakazał mi uspokoić zamieszki, pomóc bronić miasta. Najlepiej metodami, którymi on sam patronuje, jeśli wiesz co mam na myśli. Ale jak sama usłyszałaś, nie mamy dość siły stricte militarnej, by tego dokonać. No, chyba żebyśmy zaczęli ładować pieniądze na katapulty - uśmiechnął się z ponurą ironią.
Westchnął i wyprostował się, rozglądając po otoczeniu, szukając jakiekolwiek inspiracji. I dając Petrze chwilę na przyswojenie sobie jego informacji.
Miał wrażenie, że na wybrzeżu zauważył gwardzistów styryjskich. Ciarki przeszły mu po plecach.
Jeśli oni wiedzą o Ofelii, o tym że zepsuł ich intrygę...
Przełknął ślinę.
Rozbieżność między jego misją a osobistymi celami znów dała o sobie znać. Teoretycznie powinien posłać po tamtych Styryjczyków, poprosić ich o pomoc w tłumieniu zamieszek. Ale z drugiej strony ryzyko, że przedwcześnie wydaliby oni tajemnicę jego tożsamości było zbyt duże. Zwłaszcza teraz, po śmierci Ofelii i utracie pierścienia. Ryzyko, że Styria będzie się mścić, było zbyt wielkie.
Zerknął na swój miecz przytroczony do pasa. Misternie wykonana rękojeść była mocno uszkodzona i wciąż brudna od pyłu z tunelu, jednakże broń wciąż pozostawała śmiercionośnym narzędziem. Śmiercionośnym w rękach kogoś, kto miałby obie nogi. On sam raczej nie byłby w stanie zrobić z niej użytku, gdyby przyszło mu walczyć z ulundką.
- Jeśli na pomost wejdą Styryjczycy, zwiewamy tak czy inaczej - mruknął na tyle głośno, by poza Petrą usłyszeli go również przywódcy.
Obejrzał się na odpływającą łódkę.
No nic. Będzie musiał przy kolejnym transporcie poprosić o odnalezienie na pokładzie "Damy" jakichś pozostałości po służących Lecordom Imperialistach. Póki jednak był zdany na łaskę Swarta, musiał kombinować, jak mu dogodzić.
Że też musiał wyskoczyć z takimi prośbami! Jakby zwykłe postawienie ołtarzyka i ofiary co tydzień mu nie wystarczyły!
- Jak wpadniesz na jakiś pomysł jak uratować to miasto, najlepiej tak by zadowolić Swarta, to powiedz - zwrócił się ponownie do Petry - Na razie odstaw jakiś rytuał, do niego lub do gwiazd, nieważne. Byle zdobyć jakieś instrukcje, lub rzucić jakąś klątwę która ułatwi nam zadanie.
Odwrócił się ponownie do Winklera i Larsberga.
- Dobra panowie, pomost zostaje centrum dowodzenia. Jeśli w siedzibie nie ma już nic niezbędnego, to wpuścić do niej motłoch a następnie zaryglować i podpalić. Używajcie też magów i oznajmijcie naszym, że cywile zyskali status wrogiej armii i można ich zabijać bez ogródek - zamyślił się na chwilę - Znamy mapy kanałów podmiejskich? Jeśli mamy jakichś lekkozbrojnych którzy nie trzymają aktualnie szyków, można by ich wpuścić do kanałów. Przeszliby nimi kawałek i wyszli na tyły tłumów, by je zacząć wybijać od tyłu - spojrzał z uwagą na dowódców - To akcja dużego ryzyka, zdaję się na waszą ocenę czy warto ją podejmować. I zdam się również na waszą ocenę za jakiś czas, czy te decyzje przyniosły jakieś zauważalne zmiany, czy mamy jednak kontynuować ewakuację.
_________________
2013 II turnus - Owizor Rożenek, szpiegujący dla Imperium mag ziemi z Ofiru
2014 II turnus, Epilog - Argan Rożenek, styryjski dezerter podszywający się pod liryzyjskiego możnego Octavia Lecorde

Nelramar - Oberon Williamson, nekromanta-sadysta podszywający się pod elfa // Ohtat'Penatis Idril - elficki dowódca gardzący po równo Wergundią i Styrią
2015 I turnus - ponownie Owizor Rożenek który to nawrócił się, by jako Sędzia Rega Ludmir romansować z pewną elfką [+]
2015 turnus +18 - Archibald dar Bregen, samozwańczy książę o słabej psychice
 
 
 
Strandbrand 
Żywa Tarcza


Skąd: Trzyciąż (Taka wieś w Wergundii)
Wysłany: 01-03-2015, 21:51   

Prawie natychmiast chciał odrzucić propozycję Verga, podpierając się przy tym faktem że był już na ulicach, walczył z ludźmi i ktoś na pewno go zapamiętał jak siekł ostrzem w tłumie. Zwłaszcza że miał zamiar ponownie przebiec tą samą trasę. Jednak zanim udzielił mu pochopnej odpowiedzi dopadły go ogromne wątpliwości.
A co jeśli faktycznie ma rację? Jeden człowiek, faktycznie uzbrojony jednak nie ubrany w żaden mundur... mogą sobie pomyśleć że szabrownik. Być może go nie powstrzymają, czy to ze względu na uzbrojenie czy cywilny wygląd. A im dłużej tutaj zwlekam tym bardziej kuszę los. Nie mam gwarancji że ktokolwiek z wergundów się stąd ruszy.
Był tak zamyślony że nie zwrócił specjalnej uwagi na dalszą rozmowę między posłańcem a Vergiem. Wyłapał tylko pojedyncze słowa, jak ,,północna brama" ,,fortunne" i ,,przyjaciele".
Jeśli będę tu tak stał nic nie zdziałam. Nawet ryzykuję że oberwę jakimś kamieniem i tyle będzie z moich planów... Umysł mówi mi ,,zostań, tutaj jest bezpiecznie, twoja śmierć nikomu się nie przyda". Ale serce mówi ,,jeśli się stąd nie ruszysz, jak możesz mieć nadzieję na cokolwiek? Musisz biec, zaraz, teraz!" I kogo ja mam słuchać cholera jasna?
Odsunął się od szeregu wergundzkiego i zbliżył się do wozu. Oparł o niego swoją tarczę i miecz, oraz kuszę którą ściągnął z ramienia. Następnie zdjął skórzaną zbroję którą rzucił na swoje buty i zaczął zdejmować swój tabard. Zawiesił go na wystającym elemencie wywróconego wozu i ubrał się z powrotem. Kilku wergundów dziwnie na niego patrzyło, ale to nieważne.
Jeśli jest coś co ten tłum zapamiętał to wściekle czerwony tabard. Mam nadzieję że pozbywając się go zwiększam swoje szanse.
-Verg... możesz mi wyświadczyć przysługę? Będziemy udawać że właśnie od tyłu przełamuję waszą linię obrony przez co tłum doskoczy do was a mnie przepuści, mam nadzieję... Jednak na tyle szybko zamkniecie lukę by wam nie rozwalili szeregu. Damy radę to zrobić? Mam nadzieję że to ich zmyli a przynajmniej na tyle zajmie by nie zechciało im się mnie gonić.
Stał oczekując na odpowiedź i ocenę tego pomysłu. Spojrzał na wiszący na wozie czerwony materiał. Zapewne ludzie z ligi nie byliby zadowoleni z tego jak potraktował barwę Lecordów... Nie wpadł jednak na nic innego co mogłoby jeszcze zwiększyć jego szanse, a czerwony tabard mógłby zadziałać jako płachta na byka... to znaczy na tłum. Czas uciekał.
_________________
Pengantar - Eryk Strandbrand, uciekinier z Wergundii zarabiający na życie jako łowca głów.
III Turnus 2014 - Eryk Strandbrand, łowca głów pracujący jako ochroniarz Octavia Lecorde (Który Octaviem wcale nie był... to dłuższa historia)
Nelramar - Kaldel Strandbrand, magnifer czerwonego tymenu patronujący negocjacjom nad zawieszeniem broni.
II Turnus 2015 - Callan dar Strandbrand, Paladyn z łaski Modwita, działający pod przykrywką jako członek smoczej kompani. [*]
Epilog 2015 - Duch Callana dar Strandbranda, paladyna walczącego z Qa nawet po śmierci
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 03-03-2015, 06:14   

W oddali za szeregiem wergundzkich tarczowników błękitna postać khorani zajaśniała światłem magii, wydawało ci się, że patrzy na ciebie, właśnie na ciebie, świdruje cię tymi swoimi rybimi oczyma. Zamrugałeś. Gdy otworzyłeś oczy, styryjski oddział już znikał w bocznej uliczce.
- Nie rozumiem - oczy Petry były wielkości spodków do filiżanek, podobnie zresztą błyszczały - Jeśli Swart wydał ci polecenie, to znaczy... Że musisz je wykonać. Nawet nie chcę zgadywać konsekwencji... I dopiero co wspólnie ze Styrią ścigaliśmy Imperium, zdawało mi się, że z Ylvą masz układ, czemu nagle przed nimi uciekasz? Ech... - dziewczyna wyglądała na bardzo przejętą sprawą - Nie każ mi zgadywać, co się stanie, jeśli odmówisz mu pomocy. Widziałam w snach... Nieważne zresztą. Uratować miasto... Jeśli mam pytać gwiazd, potrzebuję chwili spokoju, tu nie ma na to szans. A w ogóle to zachowujesz się strasznie cynicznie, nie poznaję cię w ogóle!
Mina Winklera, który stał tuż obok, mimowolnie przysłuchując się waszej nie tak znowu cichej rozmowie, mówiła, że świetnie rozumie pannę Lecorde.
- Octavio, zrozum prostą matematykę - najemnik pozwolił sobie na lekkie spoufalenie - Moi ludzie i Larsberga razem wzięci dają jakieś osiemdziesiąt. To dość by obronić siedzibę i to molo przez jakiś czas. Ale na tym placu jest luźno licząc trzy-cztery tysiące luda. Jak wyobrażasz sobie "wybijanie ich od tyłu"?
- Nie wiem, gdybyśmy podpalili miasto za ich plecami - wtrącił się Larsberg - to może spowodowałoby, że tłum dałoby się zepchnąć do morza. Ale odciąłby pan też żołnierzy przy głównym molo. No i podejrzewam, że dar Khaven miałby trochę przeciwko takiemu posunięciu, bo pożaru nie da się tak łatwo kontrolować i mogłoby się okazać, że dzikusy wcale nie muszą zdobywać miasta.
- A znasz te kanały? Może żołnierzom byłoby łatwiej nimi przeprowadzać oddziały między nabrzeżem, cytadelą a Bramą? - rzuciła Petra przez ramię, zajęta przeglądaniem kamieni, które służyły jej do rytuałów - A jak nie to chociaż gońców, komunikacja, czy coś... Nieważne - urwała speszona spojrzeniami najemników - Ja się nie znam, przepraszam.
- Panno Petro, to jest bardzo dobry pomysł, trzeba by go jeszcze przekazać dekurionowi - uśmiechnął się Larsberg - Dobrze, nie ma co pitolić po próżnicy. Odpuszczamy budynek, bronimy tylko molo. Bijemy motłoch ile wlezie. Da pan rozkaz, to przebiję się do włazu do kanałów, moi chłopcy wykonają rozkaz, zapewniam.
Dowódca najemników wergundzką modłą uderzył pięścią w pierś, skłonił się i odwrócił na pięcie,energicznym krokiem dołączając do oddziału. Natychmiast niemalże usłyszałeś jego rozkazy. Patrzyłeś przez chwilę, jak na dźwięk jego głosu twardzi, poznaczeni bliznami weterani zrywają się jak smagnięci batem i truchtem jak uczniaki dołączają do szeregu.
Nie mogła też ujść twojej uwagi postać, którą Larsberg minął u wylotu pomostu. Czarnowłosy siwiejący mężczyzna w czarnym płaszczu z kapturem. Nie musiałeś widzieć ocienionej nim twarzy, żeby wiedziec kto to jest, to czego nie wiedziałeś, to czy jest tam naprawdę, czy to tylko wizja. Fakt, że Petra widziała go również i grymas wściekłości przebiegł przez jej oblicze, nie przekonywał cie wcale to tej pierwszej wersji.



Eryk,
Verg spojrzał na ciebie jak na uprzykrzonego wariata.
- Jak już musisz do tej cytadeli, nie możesz po prostu wbić w boczną uliczkę i tam się wmieszać w tłum... ?
Trzeba było przyznać, że właściwie to mogłeś. Szeroka aleja po przejściu Styryjczyków chwilowo była pusta, nikt z buntowników nie kwapił się wyjść pierwszy na otwartą przestrzeń i narazić się znowu na magiczną kąpiel, fala khorani odniosła piorunujący efekt.
Po krótkim namyśle, popartym mentalnym kopniakiem dziesiętnika, ruszyłeś w uliczkę. Pierwsze rozproszone grupki spotkałeś już pomiędzy kamienicami, patrzyli na ciebie złowrogo i drapieżnie, samotny cywil był łakomym kąskiem, ale wzrost i gabaryt skutecznie hamowały apetyty. Dalej jednak mogło nie być tak łatwo.
(muszę wiedzieć, co masz ze sobą, jak jesteś ubrany i jak się zachowujesz)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 03-03-2015, 13:16   

Przebiegły go ciarki. Khorani wiedziała? Zapewne. Gwardziści byli w cytadeli, musieli sprawdzać ciała. Dobrze, że znikła.
Spojrzał na dopytującą się Petrę.
- Taa... układ - uśmiechnął się z irytacją - Styria próbowała mnie, i w ogóle Ligę, wplątać w konflikt z Wergundią. Trochę pokrzyżowałem ich plany, choć nie do końca... - uniósł kikut nogi - Długo by opowiadać.
Posłuchał kolejnych jej słów. Niedobrze, więc nawet rytuał do gwiazd okazywał się niemożliwy? Nie dziwiło go co prawda, że większość rzucanych przezeń pomysłów okazywało się pudłem, jednakże aż tak ciężka sytuacja z tak małą ilością wyjść zaczęła go naprawdę przytłaczać. Coraz mocniej rozważał możliwość rzucenia tego wszystkiego i ucieczki.
Z trudem powstrzymał prychnięcie słysząc komentarz o cynizmie. Więc znów przesadził, znów za bardzo sobie pofolgował...?
Miał już dość tego udawania! Gdyby to od niego zależało, dawno by już zrzucił wszelkie maski i bez skrępowania czy krycia się za zasłoną osoby etycznej dążył po trupach do celu. Ale co chwila okoliczności dawały mu do zrozumienia, że nadal musi udawać. Co chwila orientował się, że komuś się jego zachowanie nie podobało. Oczywiście za każdym razem komuś kluczowemu w jego planach.
Trudno. Będzie musiał przynajmniej na razie jeszcze bawić się w wymówki i udawanie, że ma się dobre intencje.
- Wiesz Petra... w ciągu ostatnich kilku dni odebrano mi wszystko w co wierzyłem, co kochałem - uśmiechnął się do siostry ponuro - Więc wybacz, chwilowo nie mam już sił na inne zachowanie. A chcę jak najszybciej mieć to wszystko za sobą, byśmy jak najszybciej znów byli bezpieczni.
Zapewne powiedziałby coś więcej, gdyby nie Winkler. Westchnął ze złością na jego zaskakująco bezpośrednie słowa.
- Dlatego powiedziałem, że zdaję się na wasz osąd! - warknął, piorunując go spojrzeniem - I uważaj jak się do mnie zwracasz, żołnierzu!
Uśmiechnął się, słysząc sugestię Larsberga. Skinął głową. Jego pomysł bardzo mu się podobał, a obiekcje zdały mu się błahe. Również słowa Petry wydały mu się całkiem mądre.
- Żołnierzami na molo się nie przejmujcie, tam jest właz do tunelu, nie zostaną odcięci - nie wiedział czy to prawda, ale wolał dodać swoim ludziom pewności - Zatem Larsberg, podpalenie to dobry pomysł, wykonaj.
Obserwował jak dwaj dowódcy salutują mu i się oddalają.
- Ach! - krzyknął jeszcze w stronę odmaszerowujących wojowników - Jeśli jest jakaś grupa poszukująca jeszcze Angeli Ehrenstrahl, odwołajcie ją! Nie żyje, została zamordowana przez Wergundów! - krzyknął na tyle głośno, by usłyszały go również i inne, pozornie niepowołane uszy.
Odprowadził wzrokiem obu dowódców. Odnotował w pamięci, by jak już wszystko się uspokoi, usunąć z funkcji Winklera, a Larsbergowi dać jakąś premię.
Jego wzrok zatrzymał się na postaci w czarnym, pokutnym płaszczu.
Zerknął na Petrę by upewnić się, czy to nie jest przypadkiem kolejna wizja. Uśmiechnął się pod nosem uświadomiwszy sobie, że nie.
- No proszę, rodzinka prawie w komplecie - uśmiechnął się krzywo pod nosem - Brakuje jeszcze tylko Liora i Primrose... choć to da się załatwić, wystarczy otworzyć bramy... - skinął głową na Petrę - Chodź, skoro tu przylazł to znaczy, że chce pogadać.
Ruszył powoli, o kulach, w stronę Travida Lecorde. Skinął głową w pełnym szacunku powitalnym geście.
- Avane Swart - powiedział to na tyle cicho, by poza Petrą nikt tego nie usłyszał, jednakże na tyle wyraźnie, by osobnik w czarnej szacie domyślił się jego słów choćby po ruchu warg.
_________________
2013 II turnus - Owizor Rożenek, szpiegujący dla Imperium mag ziemi z Ofiru
2014 II turnus, Epilog - Argan Rożenek, styryjski dezerter podszywający się pod liryzyjskiego możnego Octavia Lecorde

Nelramar - Oberon Williamson, nekromanta-sadysta podszywający się pod elfa // Ohtat'Penatis Idril - elficki dowódca gardzący po równo Wergundią i Styrią
2015 I turnus - ponownie Owizor Rożenek który to nawrócił się, by jako Sędzia Rega Ludmir romansować z pewną elfką [+]
2015 turnus +18 - Archibald dar Bregen, samozwańczy książę o słabej psychice
 
 
 
Strandbrand 
Żywa Tarcza


Skąd: Trzyciąż (Taka wieś w Wergundii)
Wysłany: 04-03-2015, 00:21   

/Myślałem w sumie że alejki są jeszcze gorzej zapchane tłumem. Cóż myślał indyk.../

Zmierzał przed siebie, mijając kolejne vekowarskie budynki. W porównaniu z ludźmi których mijał wciąż wyglądał inaczej. Mimo że pozbył się swojej czerwonej tuniki a aktualnie kroczył w samej białej (obecnie bardziej ziemistej gdzieniegdzie po perypetiach dni poprzednich) koszuli i swojej skórzni, wciąż czuł że wyróżnia się z tłumu.
Prawdopodobnie to wina wyposażenia które miał przy sobie. Tarcza w kształcie migdału którą trzymał w lewej dłoni, swój miecz który mimo że schował do pochwy by nikogo nie prowokować to trzymał na nim drugą rękę. Miecz należący do szrapnela, kołyszący się u prawego boku i kusza zawieszona przez ramię. Wszystko to w połączeniu z jego zbroją i kaletkami oraz kołczanem sprawiało że jednak wyróżniał się z tłumu.
To była zarazem wada i zaleta. Swoim wyglądem, posturą i wyposażeniem musiał zarazem przyciągać uwagę i odpychać chęć do ataku. Skoro i tak jego wyposażenie miało zwrócić na niego uwagę, postanowił nawet nie udawać że go tu nie ma. Zamiast tego kroczył zdecydowanie i pewnie, lustrując otoczenie. Stawiał niezachwiane kroki i szedł wyprostowany, tak by nie było wątpliwości co do jego zdecydowania.
Póki nie spotkam większej grupy będzie dobrze. Nie mogę okazać wahania albo i pojedyncze figury będą mnie chciały zaatakować.
Dlatego też szedł dalej, i pokazywał że zadzieranie z nim nie jest dobrym pomysłem. Swoje kroki kierował dalej w stronę cytadeli wergundzkiej, na tyle na ile odnajdywał trasę. Najważniejsze było opuszczenie tych zacienionych alejek i wyjście na główną drogę.
_________________
Pengantar - Eryk Strandbrand, uciekinier z Wergundii zarabiający na życie jako łowca głów.
III Turnus 2014 - Eryk Strandbrand, łowca głów pracujący jako ochroniarz Octavia Lecorde (Który Octaviem wcale nie był... to dłuższa historia)
Nelramar - Kaldel Strandbrand, magnifer czerwonego tymenu patronujący negocjacjom nad zawieszeniem broni.
II Turnus 2015 - Callan dar Strandbrand, Paladyn z łaski Modwita, działający pod przykrywką jako członek smoczej kompani. [*]
Epilog 2015 - Duch Callana dar Strandbranda, paladyna walczącego z Qa nawet po śmierci
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 04-03-2015, 04:07   

Eryk,
jeśli chciałeś być mało zauważalny wśród tłumu cywilów, to zabieranie tarczy nie było najlepszym pomysłem. Boczne uliczki owszem, były zatłoczone, ale tam, na małej przestrzeni, człowiek wychodzący zza pleców vekowarskiej kohorty nie był aż tak widoczny.
Z drugiej strony, człowiek włażący tam ze sporej wielkości migdałem w łapie...? W zbroi? Uzbrojony po zęby?
Gdzieś na wysokości kolejnej przecznicy dotarło do ciebie, że należało rozebrac się do koszuli, zarzucić możliwie podarty płaszcz i byle kaftan, wziąć miecz w łapę i udawać osadnika.
Ale było juz z lekka za późno.
Zauważono cię od razu, ale się bali. Wiele grupek nie stanowi jeszcze tłumu, nie generuje tej zbiorowej odwagi, która po trupach każe wspinać się na barykady pod ostrzałem. Spodziewano się, że pierwszy, który podejdzie, oberwie.
Zapewne słusznie się spodziewali.
Pierwszy spróbował dopiero, gdy minąłeś Kaletniczą i zatrzymałeś sie, zastanawiając, czy wejść w podwórko kamienicy i przyejść nim na druga stronę, czy wyjść na aleję i przemknąć pod ścianą.
- Te - usłyszałeś kulturalne powitanie. Tych idących z tyłu onbserwowałeś już od chwili. Ośmiu. Z przodu dwóch. Osadnicy. Młodzi. Sprawni, ale szczupłe chłopaki. krótkie miecze, maczety, pałki, jeden arbalet. Problem w tym, że ta grupka zainteresowała się wyraźnie, a ilu w razie czego si,ędo nich przyłączy, Modwit raczy wiedzeć.
- Te, loczek! Po **** ci ta deska, hm? nie jesteś chyba z tych od wojska, co...?




Argan,
twarz Winklera ścięła się lodem twój wybuch, najemnik zmruzył oczy i zmierzył cię zupełnie wypranym z szacunku spojrzeniem, które mówiło "znoszę twoje fochy, paniczyku, z szacunku dla własnego słowa, a nie dla twojej osoby, która nie rozumie, jak bardzo zależy od tego, czy cenię swoje słowo czy nie". Zmierzył cię z góry na dół, przygryzając wargę, ostatecznie skłonił się po żołniersku i odwrócił na pięcie.
Twoje słowa tyczące podpalania dobiegły go na końcu pomostu. Wyraźnie się zatrzymał i pokręcił głową, ale nie odwrócił się. Mijając się z Travidem Lecorde dołączył do reszty najemników.
Widać było, jak rozmawia nerwowo z Larsbergiem, gestykulując i pokazując na morze i niebo.
- Ojcze... - warknęła Petra przy twoim boku, z lekka mimowolnie chowając się za twoim ramieniem - Po co wróciłeś?
- Cieszę się, że was widzę - głos Travida się zmienił, był niższy, bardziej zmęczony, spokojniejszy, ale zachował dawną nutkę, właściwą dla ludzi, parających sie handlem - Moje dzieci...
- Nie mów tak do mnie! - syknęła Petra z mocą, jakiej się nie spodziewałeś. Jednak to nie był czas na rodzinne przepychanki
- Petra, nie teraz... - szepnąłeś - Czego chcesz? - dodałeś zwracając się do przybranego ojca - Po co tu przyszedłeś?
- Może to zabrzmi niedorzecznie - twarz Travida była blada, poznaczona zmęczeniem, bezsennością i bólem, tylko czarne oczy, jak dawniej lśniły ogniem zdecydowania i wielkiej siły ducha - ale jestem tu, by ci służyć - odczekał chwilę na wasz pytający wzrok - Z przyczyn, których przyznaję, że ja też nie rozumiem, bóg mój uznał, że ty będziesz dla niego w tej chwili cenniejszym sługą. I po to, by nie kusiła cię odmowa. Zakładam - nieznośny ton wyższości - że zrozumiałeś rozkaz, jaki otrzymałeś od naszego pana, oraz jego przyczyny. Zakładam, że nie umknęło ci nic, czego mógłbyś uzyć, by wykonac rozkaz. Cokolwiek postanowisz, moc naszego pana jest w stanie przerazić serca prostaków i wspomóc... Magię, na którą oczywiście się zdałeś, nieprawdaż...?
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 04-03-2015, 16:43   

Jakkolwiek dziwne by to nie było, poczuł się zaskakująco swojsko. Mimo wszystkiego tego co stało się z Travidem to Argan nadal miał poczucie, czy wręcz odruch w myśleniu, że jest on osobą za którą można podążać. Miał dziwne wrażenie jakby znalazł się na jakiejś naradzie rodzinnej. Jednej z tych wszystkich narad których było tak wiele przed upadkiem osady...
- Tak, zdałem się na nią - zacisnął pięści i skinął głową - I zamierzam wypełnić wolę naszego pana, choć jest ona sprzeczna z moimi własnymi planami.
Z niepokojem obserwował Petrę. Jak głęboko sięgała jej nienawiść do ojca?
Widać było po Travidzie, że jego życie stało się udręką. Najwyraźniej klątwa młodej Lecordówny odniosła skutek.
Ciekawe czy w podobnym stanie znajduje się obecnie i Primrose? Mamcia co prawda nie oddała się w ręce Swarta, więc nie ma on do niej tak bezpośredniego dostępu jak do Travida. Jednakże jeśli efekt był choć trochę podobny, to musiała mieć za sobą już całkiem sporo nieprzespanych nocy.
Uśmiechnął się ze mściwą satysfakcją do tej myśli.
A zaraz potem z zamyślenia wyrwało go oczekujące spojrzenie Travida.
- Cokolwiek postanowię? - wyprostował się i odchrząknął, zbierając myśli - Na razie głównie badałem sytuację. Nie mamy dość siły militarnej, by spacyfikować tłum samą naszą stalą - odruchowo przybrał żołnierski ton, którego nauczył się jeszcze w tentara ke'empat - Nie ma też żadnej realnej możliwości by przekierować tłum w stronę Wergundów, by ich mocniej zaangażować i sprowokować do bardziej zdecydowanych działań. A szkoda, gdyby zmusić ich do bardziej bezwzględnych ruchów, bardzo by nam to ułatwiło zadanie.
Westchnął. Z godziny na godzinę zaczynał coraz bardziej nienawidzić idealistów pokroju dar Khavena. Jakież marnotrawstwo możliwości wynika z takiej bzdury jak moralność!
- Na chwilę obecną rozkazałem jedynie swoim ludziom podpalać domy za plecami tłumów. To powinno ułatwić sterowanie motłochem, przekierować go tam gdzie łatwiejsza będzie pacyfikacja. A gaszenie pożaru będzie już znacznie łatwiejsze od gaszenia zamieszek - westchnął, widząc brak przekonania na twarzach słuchaczy - Niespełna przedwczoraj była wszak ulewa, ogień będzie łatwo kontrolować.
Zamilkł na sekundkę, zastanawiając się czy powiedział już wszystko.
- Poleciłem jeszcze komunikować się za pomocą sieci tuneli. To też ułatwi nam zapanowanie nad sytuacją oraz uniezależni naszych ludzi od pożaru na powierzchni, gdyby jednak jakimś cudem wymknął się spod kontroli... - sapnął, kończąc wywód - Militarnie tylko tyle można było zrobić. Pozostały jeszcze kwestie magiczne.
Powiódł wzrokiem po Travidzie i Petrze.
- Doskonale wiecie, że całe życie byłem na bakier z magią. Nie znam się na jej możliwościach i zasadach. Więc w kwestiach niekonwencjonalnych zdaję się już na wasze pomysły. Jak spełnić wolę naszego pana? Jak pomóc w gaszeniu zamieszek, najlepiej doprowadzając do utopienia motłochu w jego własnej krwi?
Skrzywił się lekko na ostatnie słowa. Jeszcze parę lat temu sam bez wątpienia byłby częścią właśnie takiego motłochu. Jeszcze parę lat temu on wraz z Ofelią zapewne byliby w takim tłumie i walczyli desperacko o przeżycie.
Odegnał szybko od siebie tę refleksję. Ona nie pomagała. A on już od wielu lat nie był mieszkańcem ulic! I nie powinien mieć obiekcji przed zabijaniem takich ludzi. Za wiele z tego by wynikało problemów.
Zmusił się do wrócenia myślami do rozmowy.
- Jakaś iluzja by ludzie rzucili się sobie do gardeł...? czy może przyzwanie jakiegoś awatara by na jego widok zaczęli się tratować w ucieczce w drugą stronę...? Nie wiem co potrafici... ekhm... co potrafimy. Petra, ty będziesz wiedziała najlepiej.
Spojrzał na przyszywaną siostrę na tyle łagodnie na ile potrafił. Bał się, że może spanikować czując na sobie odpowiedzialność. Ale faktem pozostawało, że jako astrolożka i intelektualistka miała ona z całej trójki największe kompetencje.
_________________
2013 II turnus - Owizor Rożenek, szpiegujący dla Imperium mag ziemi z Ofiru
2014 II turnus, Epilog - Argan Rożenek, styryjski dezerter podszywający się pod liryzyjskiego możnego Octavia Lecorde

Nelramar - Oberon Williamson, nekromanta-sadysta podszywający się pod elfa // Ohtat'Penatis Idril - elficki dowódca gardzący po równo Wergundią i Styrią
2015 I turnus - ponownie Owizor Rożenek który to nawrócił się, by jako Sędzia Rega Ludmir romansować z pewną elfką [+]
2015 turnus +18 - Archibald dar Bregen, samozwańczy książę o słabej psychice
Ostatnio zmieniony przez Owizor 04-03-2015, 16:45, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Strandbrand 
Żywa Tarcza


Skąd: Trzyciąż (Taka wieś w Wergundii)
Wysłany: 04-03-2015, 21:59   

O mało co nie roześmiał się prosto w twarz temu który przemówił tak butnie. Chyba po raz pierwszy ktoś przyczepił się do niego i zaczął festiwal obelg od słowa ,,loczek". Jednak w porę opanował się i nie dał po sobie poznać jak zabawnym mu się to wydało. Nawet najmniejszy uśmiech mógł ich sprowokować.
Przygotowywał się na najgorsze. Rozejrzał się po swoim otoczeniu, sprawdzając czy ma jakieś drogi do wycofania się oraz lustrując swoich napastników. Raczej żaden nie przewyższał go siłą czy zwyczajnie posturą, a i ich broń nie dawała im przewagi odległości. To mogło zadziałać na jego korzyść gdyby przyszło mu walczyć. W końcu próba blokowania ciosu pełnoprawnego miecza pałką albo krótkim mieczem, w dodatku ciosu zadanego przez taką osobę jak Eryk nie mogła skończyć się dobrze. Jedyne co go martwiło to ten arbalet. Skąd oni u licha wytrzasnęli taką broń?

/Jeśli mógłbym prosić to dokładny opis otoczenia i ewentualne szczegóły dotyczące tych przemiłych panów, zwłaszcza tego z arbaletem i tego który raczył do mnie przemówić. Bo coś czuję że nie obejdzie się bez mordobicia.../

Odwrócił głowę w kierunku najodważniejszego, tego który postanowił rozmawiać.
Czyżbyś ty dowodził tej bandzie szczylów? Zapamiętam cię.
Nie miał już jak kupować sobie czasu więc westchnął i odezwał się.
-A czy ja ci wyglądam na jednego z tych siepaczy do ciężkiej cholery? Spójrz na mnie.
Wprawdzie rynsztunek mógł przeczyć jego słowom, ale stan jego ubrań i ogólny wygląd opowiadał zupełnie inną historię. Jego zbroja, niegdyś czysta i czarna, z wyróżniającymi się metalowymi elementami teraz była zakurzona i zardzewiała gdzieniegdzie. Koszula, zwłaszcza rękawy były już czarne od brudu jaki napotkał w kanałach i podczas przeróżnych wydarzeń. Spodnie też nie wyglądały lepiej, przetarte w wielu miejscach i również ubrudzone. Co się zaś tyczy jego samego... włosy rozrzucone w nieładzie, wydostające się z kuca. Twarz na której wciąż widniały blizny po zapadlisku, oraz ręce gdzieniegdzie były posiniaczone i posiadały kilka nacięć. Tak więc jego wygląd pozostawał zupełnie różny od wyglądu vekowarskich mundurowych.
-Jestem górnikiem minerału, żeby szlag trafił ten cholerny kamulec. A to - wskazał na ,,deskę" czyli swoją tarczę - ,,pożyczyłem" od żołnierza który padł w porcie. I nie tylko to...
Właściwie to jego drobne kłamstwo nie mijało się tak wiele z prawdą. Swego czasu kopał minerał dla Krevaina, zresztą nie tylko on. Nie był to długi okres ale na pewno nie można powiedzieć że tego nie robił. To też doda mu wiarygodności - jeśli spytają gdzie kopał, wspomnienie o słynnej już osadzie nieżyjącego styryjczyka tylko przysporzy mu prawdomówności.
_________________
Pengantar - Eryk Strandbrand, uciekinier z Wergundii zarabiający na życie jako łowca głów.
III Turnus 2014 - Eryk Strandbrand, łowca głów pracujący jako ochroniarz Octavia Lecorde (Który Octaviem wcale nie był... to dłuższa historia)
Nelramar - Kaldel Strandbrand, magnifer czerwonego tymenu patronujący negocjacjom nad zawieszeniem broni.
II Turnus 2015 - Callan dar Strandbrand, Paladyn z łaski Modwita, działający pod przykrywką jako członek smoczej kompani. [*]
Epilog 2015 - Duch Callana dar Strandbranda, paladyna walczącego z Qa nawet po śmierci
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 05-03-2015, 16:17   

Argan,
- więc nie masz pojęcia, co robić... - głos Travida wręcz ociekał wyższościa i protekcjonalizmem, dźwięczały w nim wszystkie odcienie pogardy i lekceważenia, wiązanego przymuszonym posłuszeństwem. W końcu nie byłeś Liorem... Ani ty, ani Octavio, ani tym bardziej Petra nie byli Liorem - Ten pomysł z ogniem jest znakomity, więc podejrzewam, iż nie ty na niego wpadłeś. Że byłeś na bakier z magią , to wiem, ale dlaczego też z logiką? Ignorować najpotężniejszego maga, jaki jest w mieście? Fala uniesiona z akwenu uwięziłaby motłoch między ogniem a wodą. Pozwolę sobie zauważyć, że mógłbym obydwa wzmocnić aurą przerażenia, wtedy wybuchłaby panika i żadno z tych ścierw nie pomyślałoby nawet o ataku czy szabrowaniu. Ale oczywiście nie wpadłes na to, więc czekam na twoje ... polecenia - zakończył chłodno.
Petra zgrzytnęła zębami i puściła twoje ramię. Chciała coś odpowiedzieć, ale tylko fuknęła jak rozzłoszczone zwierzę, wywołując pogardliwy uśmiech ojca. Odwróciła się na pięcie i tupiąc poszła na koniec pomostu, żegnana pełnym pobłażliwości wzrokiem starego Lecorde.
Byłes absolutnie pewien, że się tam rozpłakała, jednak po chwili przytargała jakąś skrzynkę i zaczęła na niej rozkładać kamienie, ocierając nos.
- Wynocha mi stąd! Z daleka od tej skrzyni! Dookoła idź - dobiegło cię, jak ofuknęła kogoś z tragarzy. Łodzie właśnie odbijały od pomostu.
Na brzegu z kolei wyraźnie widziałes Winklera, jak zamienia kilka słów z Larsbergiem, widziałeś jego zaciętą twarz i spojrzenie, które ci posyłał. Argumentowali zawzięcie przez chwilę, wreszcie ten drugi klepnął po ramieniu Winklera i zaczął zwoływać ludzi. wybrał ośmiu, nakazał zdjąć mundury, najemnicy zostali w samych koszulach, na które narzucili jakieś cywilne ciuchy. Ktos wyturlał z zaplecza kamienicy jakąś beczkę, umoczyli w jej zawartości szmaty, które pozawijali na patykach i kamieniach, po czym schowali do toreb. W obstawie zbrojnych ruszyli truchtem w kierunku włazu na północ od was.
Ciężar spojrzenia dowódcy najemników poczułeś aż z tej odległości.

Eryk,
staliście prawie u wylotu Kaletniczej. Z tyłu miałeś wąziutką uliczkę, łączącą ją z Białą, a przed sobą sporą kamienicę, która chyba była jakimś zajazdem. Miała dużą bramę z uchyloną kratą, za którą widziałeś tunel, potem dziedziniec i drugi tunel, wiodący ewidentnie na drugą stronę budynku. Dziedziniec był zawalony jakimiś gratami, ktoś tam sie kręcił, mogła to być obsługa, ale mogła też być grupa szabrowników.
Gdybys skręcił w lewo, wyszedłbyś na tę szeroką aleję, dochodziły stamtąd odgłosy większego tłumu.
Młodzieńcy, którzy postanowili zawrzeć z tobą kulturalną znajomość, nie byli opancerzeni, choć dwóch miało na sobie poszarpane, nabijane metalem skórzanie kamizele. Jeden miał jakiś płaszcz, który wyglądał jak wojskowy. Ten, który trzymał arbalet, miał przy pasku woreczek z pociskami, który nerwowo miętosił. Bron nie była duża, ale bardzo kunsztownie wykonana, o ile mogłeś zobaczyć, na rękojeści miała złoconą inskrypcję.
- "do ciężkiej cholery"!! Łachacha - zarechotał ten, który się odezwał pierwszy, pokrzywiając się - "motyla noga", "do diaska"... Co ty jesteś jakiś pedał? Faktycznie, z woja to chyba nie jest!
Ten własnie miał na sobie nabijaną skórznię, rozdartą zresztą na piersi. Luźne szarawary, założone do krótkich butów na mocnej podeszwie i przepasaną tunikę, do której przypiął sobie misterną srebrną broszę. Gromadka zarechotała zgodnie, jak zwykle w takich sytuacjach lekceważyli pojedynczego przeciwnika, czując się silni w grupie, jednal ewidentnie wahali się czy opłacalniej będzie ograbić go i stadnie skopać na śmierć w kącie, czy przygarnąć do stada i dzięki jego gabarytom zyskać więcej ewentualnych profitów z innych łatwiej ograbianych ofiar.
- Ej, jak jesteś górnikiem, wypierdku, to masz minerał, nie? - rzucił jeden, kręcący nonszalancko maczetą - Sie podziel, nie?
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 05-03-2015, 21:46   

Głos Travida przypomniał mu czasy, które teraz już zdawały się być jakąś pradawną, minioną epoką. Odruchowo podkręcił wąsa, tym razem znacznie mocniej, w nieco zawadiackim geście. Dopiero po fakcie zorientował się, że już od dawna nie musi udawać Octavia.
Skinął głową na słowa o pomyśle z ogniem.
- Tak, to pomysł Larsberga - starał się nie dać poznać po sobie, jak bardzo irytują go słowa Travida. Choć de facto rozumiał jego pretensje. Zaoszczędziłby sobie czasu i kłótni z dowódcami, gdyby dokładniej wypytał ich o sytuację a nie zaczął od razu wydawać polecenia tylko po to, by chwilę potem usłyszeć jak większość z nich nie ma sensu.
Choć o Winklerze i Larsbergu również nie dało się powiedzieć, że byli stoicko spokojni. Jak na obecna sytuację, jak na wszechobecny chaos, Argan miał poczucie że udało mu się zorganizować całkiem sporo i całkiem dobrze.
Tym bardziej czuł się niesprawiedliwie krytykowany przez Travida.
- Dobrze że skończyłeś - spojrzał na niego jadowicie, gdy ów skończył przemowę - Przydasz się do czegokolwiek poza sabotowaniem naszej pracy bezproduktywnym zrzędzeniem. Z pomocy ulundki nie chcę korzystać osobiście, gdyż mam z nią pewne zatargi i wolę nie ryzykować dobra naszego przedsięwzięcia. Jeśli masz jednak jakiś pomysł jak ją skłonić do zalania tłumów bez sygnowania tego moim nazwiskiem, to zamieniam się w słuch.
Czekając na odpowiedź Travida spojrzał na Petrę szykującą komponenty do jakiegoś rytuału.
- Jeśli będziemy ci potrzebni, powiedz - rzucił w jej kierunku. Uśmiechnął się z dumą, widząc jej zaradność. To musiał być efekt służby w oddziale tego całego Imrama. Jako adiutantka pogranicznika, Petra najwyraźniej nauczyła się być choć odrobinę silniejsza i samodzielniejsza. Dobrze jej to zrobiło.
Jego wzrok przeniósł się na stronę wybrzeża. Zastanawiał się, czy jego rozkazy zostały klarownie odebrane. Miał nadzieję, że tak. Bardzo niepokoiło go zachowanie Winklera.
Zabawne. Jeszcze jakieś trzy dni wcześniej zapewne sam osobiście sprałby tego, kto rozkazałby w jego obecności podpalać miasto i mordować cywili. Jak wiele jest w stanie uświadomić sobie człowiek w ciągu zaledwie kilkudziesięciu godzin...!
Argan czuł się jakby ktoś zdarł mu z oczu opaskę. Ostatnie dni nauczyły go dobrze, że honor i lojalność doprowadzają zawsze do porażki. Ale nadal musiał brać pod uwagę fakt, że dla innych te archaiczne hasła wciąż miały znaczenie. Nadal musiał grać i udawać.
_________________
2013 II turnus - Owizor Rożenek, szpiegujący dla Imperium mag ziemi z Ofiru
2014 II turnus, Epilog - Argan Rożenek, styryjski dezerter podszywający się pod liryzyjskiego możnego Octavia Lecorde

Nelramar - Oberon Williamson, nekromanta-sadysta podszywający się pod elfa // Ohtat'Penatis Idril - elficki dowódca gardzący po równo Wergundią i Styrią
2015 I turnus - ponownie Owizor Rożenek który to nawrócił się, by jako Sędzia Rega Ludmir romansować z pewną elfką [+]
2015 turnus +18 - Archibald dar Bregen, samozwańczy książę o słabej psychice
 
 
 
Strandbrand 
Żywa Tarcza


Skąd: Trzyciąż (Taka wieś w Wergundii)
Wysłany: 05-03-2015, 22:14   

Wciąż ze spokojem słuchał czego mają do powiedzenia. Nie dawał po sobie poznać jak bardzo działali mu na nerwy. Nie dość że przeszkadzali to jeszcze ten ich zbiorowy śmiech... po prostu nienawidził takich ludzi.
Gnoje. Myślicie że jak rozkradliście trochę broni i zgraliście się w paczkę to możecie wszystko? Skur**syny...
Nie był cierpliwym człowiekiem, ani tym bardziej manekinem treningowym do bicia i popychania. Jednak w tej sytuacji jego niechęć do rozdrażnienia ich dała mu furtkę do wydostania się stąd bez szwanku. Niech gadają co chcą. Jeśli dzięki temu wyjdzie stąd szybko i bez ran szybciej dostanie się do Aldei. A jeśli nie uniknie walki...
To wtedy przekonamy się ilu z was zdechnie zanim zmiękniecie i zaczniecie spi**rzać.
Na razie miał jeszcze szansę uniknąć tracenia czasu na tą bandę. Blef z górnikiem być może zadziałał, a być może właśnie z nim pogrywali, niczym drapieżniki bawiące się ofiarą. Cóż, trochę daleko im było do drapieżników ale lepszego słowa nie miał. Chwycił z powrotem rękojeść miecza, tak by była w gotowości i odpowiedział.
-Nie mam nic minerału. Przecież miasto zamknęli dawno temu, to i kopać nie było gdzie. Zresztą sztygar już dawno zabrał to co nam zostało i opchnął wszystko, a potem zniknął nam z oczu.
Podkreślił słowo ,,nam" sugerując że w mieście ma jakichś znajomych górników. Liczył na to że będzie to kolejna rzecz która wybije im z głowy rzucanie się na niego... mimo wszystko.
A jednak jakoś wątpię. Zachłysnęli się agresją i chaosem, chcą szerzyć obydwie te rzeczy i zdobywać na tym. A że są mniej zainteresowani racjami tłumu z nadbrzeża, to chodzą tutaj i napadają i rabują co się da. Najgorszy typ stworzeń - ani to to nie dba o porządek, ani nie łączy z tłumem i jego przekonaniami. Tylko wykorzystują sytuację dla siebie...
_________________
Pengantar - Eryk Strandbrand, uciekinier z Wergundii zarabiający na życie jako łowca głów.
III Turnus 2014 - Eryk Strandbrand, łowca głów pracujący jako ochroniarz Octavia Lecorde (Który Octaviem wcale nie był... to dłuższa historia)
Nelramar - Kaldel Strandbrand, magnifer czerwonego tymenu patronujący negocjacjom nad zawieszeniem broni.
II Turnus 2015 - Callan dar Strandbrand, Paladyn z łaski Modwita, działający pod przykrywką jako członek smoczej kompani. [*]
Epilog 2015 - Duch Callana dar Strandbranda, paladyna walczącego z Qa nawet po śmierci
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 06-03-2015, 03:12   

Argan,
- MOIM nazwiskiem - syknął Travid z kpiącym uśmiechem - Mam wrażenie, że czegoś nie zrozumiałeś, SYNU - ostatnie słowo też wybrzmiało kpiną - skoro tu jesteś i robisz to co robisz, to znaczy, że zaciągnąłeś dług. A długi się spłaca. Twoje zatargi i twoje przedsięwzięcia nie mają znaczenia. Żadnego - mógłby dodać "i nikt nie wie tego lepiej ode mnie", ale nie musiał. Wiedziałeś to przecież doskonale - Dobrze więc - kontynuował, zmieniając ton głosu z kapłańskiego na kupiecki - Skoro zdecydowałeś się wysłać podpalaczy na wschód od placu, to zapewne z rozmysłem i wiesz co robisz. I wziąłeś pod uwagę to, że właśnie wstaje świt i za nie dalej jak pół godziny bryza zacznie wiać od morza na ląd, roznosząc twój ogień dalej od wybrzeża... Dobrze, że twoi dowódcy mieli dość pomyślunku, żeby kazać ludziom zdjąć mundury z MOIM herbem.

Zanim zdązyłeś zareagować, usłyszałeś ciche wołanie Petry.
- octavio...
Klęczała nad tą skrzynką, nad swoimi rozłożonymi półszlachetnymi kamieniami, wpatrzona w nie szeroko otwartymi oczami.
- Octavio, tutaj nie ma nic oprócz śmierci... wyszeptała - Mnóstwo strasznej śmierci.

Nad zatoką wstawał właśnie świt, zwiastując ładny, słoneczny dzień.



Eryk,
tak, miałeś absolutną rację, to był najgorszy typ stworzeń. Mocni czuli się tylko w grupie, tylko wobec tych, którzy byli ewidentnie słabsi. Tylko dlatego nie dostałeś jeszcze kulki z arbaletu - bo nie byłeś tak ewidentnie słabszy. Powoli jednak, słowo za słowem, zobaczyłeś w ich oczach błyski, które ewidentnie miały kolor złota. W tym wypadku może nawet minerału.
- Niiiiic nie ma, bidok, paczaj no - stęknął przeciągle ten z arbaletem, podnosząc broń do ramienia. To był średniej wielkości kulkomiot, trudno było ocenić naciąg, ale patrząc po grubości ramion łęczyska miała spokojnie czterdzieści parę, pięćdziesią kilo. Gdyby trafił z tej odległości tam, gdzie mierzył, kula przebiłaby ci czoło, wyszła tyłem głowy i zapewne przebiła jeszcze kogoś za tobą. Był jednak głupi - podszedł do ciebie na bliżej niż dwa kroki.
- Dobra, dość tego pierdylenia - warknął ten, co się odezwał pierwszy, zdaje się, że robił tu za hreszta - Dawaj kasę i żelazo też, już ku***! Bo ci utnę jaja i każę zjeść, gnoju! - ostatnie dwa zdania wywrzeszczał tak, jakby miały wywrzeć efekt i złamać morale, mówiąc je podszedł bliziutko, łapiąc cię za "fraki" ubrania i zamachując się trzymaną w ręce maczetą.
Gówniarz z arbaletem stał nieco na lewo od niego, czyli po twojej bardziej na prawo. Za nim dwóch, jeden z jakąś nabijaną pałką, zabraną chyba komuś ze straży portowej, drugi z maczetą. Ta czwórka oddzielała cię od bramy w wewnątrzny dziedziniec.
Patrząc od twojej strony - bardziej w lewo stał koleś z wojskowym mieczem w płaszczu i dwóch kolejnych z różnej wielkości maczetami. Za tobą i po twojej prawej stało jeszcze trzech, nie widziałeś dokładnie ich broni, ale jeden miał chyba coś w rodzaju oskarda, a dwóch jakieś długie noże czy saksy. Jeden z tych ewidentnie chcąc się wykazać przed hersztem, doskoczył i złapał cię za kołnierz.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Owizor 
miewał złe sny o ogórkach...


Skąd: Kraków
Wysłany: 06-03-2015, 15:00   

Z trudem powstrzymał się od wyrażenia fizycznie swojej irytacji wobec Travida. Były kupiec działał mu coraz bardziej na nerwy.
Chciał mu jakkolwiek odpowiedzieć, ale usłyszał wołanie Petry.
- Sekundka - uśmiechnął się w jej stronę przepraszająco, po czym odwrócił szybko w stronę Travida.
- Nic nie rozumiesz, staruszku - wysyczał - Moje zatargi i przedsięwzięcia mają tu istotne znaczenie. Mogą mieć wpływ na naszą misję którą otrzymaliśmy od naszego pana. Nawet nie próbuj oskarżać mnie o zaniedbywanie Jego sprawy dla prywaty - westchnął, odwracając się w stronę siostry - Ale nie widzę sensu w tłumaczeniu ci tego - rzucił jeszcze przez ramię, ruszając w stronę Petry - Jak nie potrafisz zrobić nic poza zrzędzeniem to zejdź mi z oczu. A jeśli jednak chcesz wykonać misję dla naszego pana, to zamknij się i czekaj na rozkazy, bo wnet takowe się pojawią.
Dotarł do siostry, która tymczasem klęczała nad skrzynką z przerażeniem w oczach.
Zaklął cicho, usłyszawszy co ona szepce.
Znowu jakieś cholerne wizje!? Po jaką ciężką cholerę!?
- Czyjej śmierci? - spytał - Jeśli ludzi z motłochu, to niestety będziemy musieli do niej doprowadzić. Nie mamy wyjścia.
Zaczął zastanawiać się nad tym, czego mógł jeszcze chcieć od niego Swart. Czego jeszcze nie zrobił...?
Skąd wzięła się wizja o Czorcie!? Ponoć gość zabił jakiegoś płatnerza i medyczkę... cóż... na nadbrzeżu kilka dni temu Argan widział wraz z Convolve Sędziego Rega. Prawdopodobnie ów Sędzia zajmował się właśnie tą sprawą... A nawet jeśli nie, to Czort był właśnie rodzajem sprawy w sam raz dla Sędziego, wojownika, kogokolwiek... nie dla kaleki!
Nie, do Przesmyku nie miał najmniejszej ochoty się przedostawać dla tak mizernych poszlak. Co to to nie! Nie miał najmniejszej ochoty znów tam leźć, znienawidził to miejsce do szpiku kości. Zresztą to by wymagało przemierzenia całego Vekowaru. Przebycie całej linii brzegowej o kulach i przeżycie graniczyło z cudem.
Nie. Jedyne co Argan mógł zrobić w swoim położeniu to pozostać tu na pomoście, wydawać polecenia i czekać aż miasto zostanie wypalone. Najlepiej do gruntu.
Spojrzał ponownie z troską na Petrę. Mimowolnie nachylił się, by zajrzeć do skrzyni.
_________________
2013 II turnus - Owizor Rożenek, szpiegujący dla Imperium mag ziemi z Ofiru
2014 II turnus, Epilog - Argan Rożenek, styryjski dezerter podszywający się pod liryzyjskiego możnego Octavia Lecorde

Nelramar - Oberon Williamson, nekromanta-sadysta podszywający się pod elfa // Ohtat'Penatis Idril - elficki dowódca gardzący po równo Wergundią i Styrią
2015 I turnus - ponownie Owizor Rożenek który to nawrócił się, by jako Sędzia Rega Ludmir romansować z pewną elfką [+]
2015 turnus +18 - Archibald dar Bregen, samozwańczy książę o słabej psychice
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 13