Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Przygoda #24.1
Autor Wiadomość
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 05-03-2015, 02:20   

Z wdzięcznością patrzyła jak elf składa własną modlitwę nad kamieniem który pożarł Adira. Żałowała, naprawdę żałowała, że ten nie może spocząć w ziemi którą może nazwać domem. Tylko gdzieś, gdzieś daleko wśród obcych kamieni które staną się jego grobem na wieki. Ale czy i oni tak nie skończą? Czy to co właśnie robili, nie było misją samobójczą? Czy jest gotowa zginąć? Zginąć za Północ?
Oni potrafili. Jej myśli uciekły do dawnych towarzyszy. Ingeboran, Vuel, Żegota, Goliat… Oni umierali za swoje ideały. Aine również. Ale czy ja bym potrafiła odejść do Bogini? Teraz, wiedząc, że Północ jest bezpieczna? Że oddanie życia tej sprawie ma jakiś sens, że to coś zmieni? Ale czy nasza garstka może czegokolwiek dokonać w obliczu tego czym są tubylcy?
Nie lubiła tych momentów gdy dopadały ją wątpliwości, jednak nie znała takiego co by potrafił docenić takowe myśli. Nie mogła się wahać. Poza tym obiecała komuś, że wróci. I nawet jeśli żegnali się poróżnieni, to obiecała. No i kapłani którzy ją tu wysłali również oczekiwali na odpowiedzi. Musi przeżyć. I nie pozwoli by ktoś jeszcze tu zginął. Ale, nie wycofa się. Dokończy to co zaczęte. No i kto by pomyślał, że zaczęło się od prostego zadania. Upilnować Argana… A zgubiła go. I co gorsza, zguba dosięgła również Ofelii. Ona też umarła dążąc ku wyznaczonemu celowi.
Kto jeszcze dziś zginie?
Nie ważne.

Wstała od kamiennej kopuły która zamknęła się nad ciałem wojownika. Spojrzała na pozostałych. Elfy, Wergundzi, Styryjczycy, krasnal.
- Niech Bogini ma nas w swojej opiece. – I te słowa skierowała do wszystkich. Do Niej. Do Nich.
Pani, jeśli tu zginiemy, wiedz za co to robiliśmy. Jeśli tu zginiemy, wskaż sobie podobnym zagładę ich ludzi. I spytaj, gdzie byli gdy ich świat płonął. Może wtedy Bogowie się opamiętają.
W myślach swych nie czuła już goryczy związanej ze stratą bliskich. Pogodziła się z tym, nie potrafiła odrzucić wspomnień lecz czasu nie dało się cofnąć. A żywe upiory pamięci mogły tylko zranić mocniej niźli ostrze noża. Teraz pozostała tylko chłodna kalkulacja. I nadzieja. Ona. Tavar.

Chłód kąsał jej twarz gdy otuliła się płaszczem. Widziała szron zbierający się na kamieniach. Ktoś rozpalił płomień, ludzie skupili się przy nim. Spojrzała na Elidisa.
Jak za dawnych czasów, przyjacielu.
A potem odwróciła się odtrącając tą myśl. Nie czas na wspominienia, bo jeśli stracą czas na głupie uczucia to być może ktoś będzie musiał wspominać ich. Podeszła do niedźwiedzia. Dotknięcie zanurzyła w futrze łba.
Myśl.
Zapytanie.

Głuchy charkot wydobył się z jego gardzieli.
Niedowierzanie.
Myśl.

I znów charkot, tym razem cichszy, niepewny.
Zapytanie.
Zrozumienie.
Niechęć.
Zgoda.

W końcu niedźwiedź podniósł się z okolic stawu i jego silne łapy uderzyły o kamienie. Pazury zazgrzytały o jedność jaką była skała gdy zwierz podszedł do ognia. Nie blisko, na odległość jaką stanowił mur zbitych przy płomieniu istot. Nie miał zamiaru podchodzić bliżej. Ogień to zagrożenie. Nie ważne jak bardzo część próbowała mówić, że jest inaczej. Ogień to zagrożenie. Tak jak kobieta o płomiennych włosach. To zagrożenie. Ale to niech te cudaczne pokraki ryzykują będąc obok, on tylko wykonywał prośbę części.
Upadł z gruchotem na kamienie za Elidisem, szturchnął go potężną łapą wymagając by elf przesunął się z upatrzonego przezeń miejsca. To jego teren, niech ten pokrak sobie za dużo nie wyobraża.

- Nat, pomóż mi. – Poprosiła Styryjczyka wskazując nieprzytomnego wciąż Keithena. Wraz z gwardzistą przeniosła ciało rannego jego własny płaszcz który zdjęła z ramion. Następnie we dwójkę chwycili za krawędzie tkaniny i przenieśli mężczyznę koło ognia, opierając go częściowo o buchający gorącem bok zwierza. – Agat, chodź tu i siądź blisko… - Tu spojrzała zwierzę. Jeszcze tego brakowało by nadała mu imię. – Naszego gospodarza. Emilia i Nem to samo, musicie zregenerować siły, on zapewni dość ciepła.
Następnie przysunęła się do płomieni patrząc na pozostałych. W przeciwieństwie do nich nie potrafiła pozostać w bezruchu.
- Jeśli ktoś ma metalowe manierki, to napełnijcie je wodą. Zagrzejemy ją nad ogniskiem na tyle na ile się da. – Przeklinała w myślach to, że nie wzięła ze sobą żadnych ziół które chociaż częściowo by wzmocniły ciepło napoju. Rozejrzała się wokół, z minimalną nadzieją, że chociaż niektóre rośliny rozpozna. Owszem, znajdowali się w głębi ziemi lecz pewne cechy gatunkowe były wspólne. Uczyła się o tym na wykładach. Potrzebowała czegoś co chociaż częściowo zapewni przytomność umysłu.
- A więc ja z oddziałem idącym na około? – Spojrzała na zwierzę teraz trwające z zamkniętymi ślepiami, była świadoma, że ich słucha. Owszem, nie rozumiał ich mowy lecz zauważyła, że wyczuwał tonacje głosu. Uczył się je interpretować . – Pójdziecie wtedy bez medyka, Nem była już wcześniej w mieście i ją rozpoznają.
I znów wstała od ognia, pozbawiona płaszcza szybciej marzła. Podeszła do rudowłosej, była nieprzytomna. Ale ponoć ludzie w tym stanie i tak czasem słyszą co się do nich mówi. Poza tym, jeśli dobrze rozumiała to co zostało powiedziane to siostra szamanki była w czymś co było wspólną myślą. Jak u ulundo. A to było im nie na rękę.
- Bogini, spraw by jej umysł stał się samotny pośród tych z którymi dzieliła myśli. Niech pozostanie w ciemności i ciszy. Tam gdzie jej podobni nie zdobędą informacji na nasz temat. Lecz by Ci, którzy ją obserwują wciąż widzieli światło jej istnienia. – Wymamrotała prośbę wysyłając moc w głąb ciała kobiety, a także część w stronę jaźni Bogini.

I znów wędrowała. Tym razem podeszła do niedźwiedzia i tych, którzy musieli zregenerować siły najmocniej. Sprawdziła stan Agata, a następnie starła krew z twarzy pethabańskiej medyczki. Dopiero teraz zauważyła, że chrząstka jej nosa się porusza. Prawdopodobnie ta, przez zimno nawet nie zwróciła uwagi na złamanie. Odebrała z torby którą jej dała pudełko z maścią znieczulającą i pokryła jej warstewką nos kobiety. Następnie pociągnęła z głębi siebie nitki mocy i stworzyła delikatne wiązania utrzymujące chrząstkę w miejscu. Zapewniła też drobne dawki energii mające regenerować nos magini w czasie gdy będą odpoczywali, bez słowa pozostawiła również zapas mający ją wzmocnić. Nie mogło to zastąpić pobrania many, lecz odżywiało chociaż częściowo ciało.
Następnie odsunęła się od niej i sprawdziła stan Keithena, cóż, nie zdziwiłaby się gdyby po przebudzeniu miał odczucia podobne do stanu ostrego kaca. Przyśpieszona regeneracja kości czaszki nie należała do przyjemnych spraw.
-A więc jeden oddział prowadzony przez imperialistę tą drogą którą przybyli tu tubylcy. Drugi z misiem inną drogą. Przypuszczam, że u nas najlepszym wyjściem będzie pozostanie w normalnych ubraniach. Już sama obecność tego stworzenia nas zdradzi, tubylcy się go boją.
Skupiła swoją uwagę na człowieku który zdradził tubylców, jego rysy były znajome. Kojarzyły jej się z czasami Srebrnohory i dwudziestą drugą. Jak na ironię ich również zostało dwadzieścioro dwoje.

<Edit bo post Leite>
Zwróciła uwagę na słowa podziemne, już przestawiła się na obserwowanie jej widząc jak ta odnosi się do Ylvy. Sojusz był kruchy, a ona była jedną z nielicznych rozumiejącą tą niepewność związaną z pracą w wywiadzie. Na kogo można liczyć w takich momentach? Zawsze musiała odnajdować odpowiedź na to pytanie szukając pewników. Teraz jednak poruszona była sprawa misia. Potrząsnęła przecząco głową rozbawiona jej pomysłem.
- Przede wszystkim to nie jestem magiem. Jestem... - Zawahała się nad odpowiedzią... Sanitariuszką? Uzdrowicielką? Kapłanką? Kim jestem? Nie skończyła zadania. - W każdym razie, on nie rozumie myśli tak jak my. - Wskazała na niedźwiedzia. - To bardziej skomplikowane. I nie jestem w stanie przekazać mu tego co sądzę na odległość. Nawet gdy mu mówię co mam na myśli muszę odpowiednio dobierać uczucia. On nie zna słów i znaczeń które są dla mnie naturalne. Muszę myśleć inaczej by mnie rozumiał.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
Ostatnio zmieniony przez Powój 05-03-2015, 02:27, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 05-03-2015, 14:36   

- Masz najpiękniejszy głos na świecie...
Zanim zlokalizowaliście autora słów, minęło wiele sekund i co prawda nikt sie nie przyznał, ale kilku osobom, w tym Ylvie całkiem wiarygodnie wydawało się przez chwilę, że ludzkim głosem odezwał się niedźwiedź.
- No co... Musiałem ci to powiedzieć, zanim za którymś razem nie zdążysz mnie wyciągnąć... - dokończył Keithen, patrząc wszeroko otwarte ze zdziwienia oczy Convolve. Uśmiechał się słabo i z lekka szczękał zębami, zaskorupiała i zamarznięta krew pokrywała mu połowę twarzy - ... i będziesz musiała mie wskrzeszać, a potem zabijac własnoręcznie.
Chciał się podnieść, ale próba zakończyła się na napięciu mięśni i spłynięciu z powrotem. Lothel i Nat, którzy jeszcze krążyli po jaskini, zdążyli przynieść trochę zdjętych z zabitych tunik, na których położono Styryjczyka, ktoś obok przykrył go jeszcze nimi, oprócz gwardyjskiego płaszcza, w który był otulony.
- Ma ktoś wody?
- Idź sobie nastrugaj... - mruknął Nat, zabierając się do tej samej zresztą czynności.
Światło ognia odbijało się matowo od grubej talfli lodu, którym pokryło się jeziorko. Ci, którzy nie zdążyli nabrac wody, teraz ją topili w metalowych manierkach. Temperatura spadła do bardzo niskiej, co miało jedną, bardzo ważna zaletę - ścięła wszystkie drobinki wody w pomieszczeniu, więc wilgoć przestała wkradać się w każdą szczelinę ubrania. Musiało być dobrze 20 stopni poniżej zamarzania albo i mniej.
Pomimo ognia niemal wszyscy dygotali z zimna.

- Dobrze - odchrząknęła Ylva wracając do tematu. Nie żeby im się spieszyło, ale myslenie o sprawie odwracało uwagę od zamarzniętego na kość skórzanego kaftana - Przeszkody, jakie widzę na tą chwilę. Kodran wraca, prowadząc rzekomych jeńców i przebranych tubylców. Co, jeśli go nie dopuszczą do Szamanki i reszty impów z jeńcami? Jeśli zażądają odprowadzenia nas do jakiejś dupy jeża, celi czy coś? Wtedy plan spali na panewce, bo Con wpadnie z drugim oddziałem a nas tam nie będzie. Co wtedy? Utrzymujemy maskaradę czy walczymy?
Zakładając, że dotrzemy do celu, zlikwidujemy cel... i zostaniemy w otoczeniu przez ileśdziesięciu przeciwników. Przebijamy się? Negocjujemy? Powiedzieliście, że nie chcecie misji samobójczej, ale wasze rozważania do tego dryfują.
No i droga ucieczki. Jak znajdziemy drogę na powierzchnię?

Ostatnie pytanie skierowała do Lothela, nyar stał nieco dalej od ognia, jakby jego zimno gryzło nieco mniej, zsunął z twarzy chustę , odsłaniając ostre i kanciaste rysy twarzy, nietypowe dla leśnego elfa.
- Wyprowadzę was z każdego miejsca, Ylva - zwróciła uwagę, że pierwszy raz odezwał się do niej po imieniu - Ale nie w czasie ucieczki. Znalezienie drogi wymaga czasu.
- Tja... Pozostaje uciekać na oślep, a potem bronić się tak długo, zebyś to wyjście znalazł, tak?
Zwiadowca uśmiechnął się.
- Tak. Prawie. Pod warunkiem, że uciekając nie wejdziecie w rejon bez wyjścia. Spokojnie - sprostował widząc jej minę - to raczej mało możliwe, to naturalny system jaskiń, niemal napewno ma wiele wyjść.

Jaskinia wokół was skrzypiała lodem i promieniowała czerwienią.


Convolve, kiedy patrzysz oczami misia, widzisz zmianę. Przedtem misio widział ludzi, grzyby na ścianach, nie widział wody. Teraz też jej nie widzi, widzi ludzi, ale słabiej. Bardzo mocno widzi ogień, on go razi. Na ścianach nie widzi w ogóle nic.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 05-03-2015, 15:21   

Siedziała pomiędzy Elidisem, misiem a rannymi. Zwierzę miało obrócony łeb w bok, tak, żeby jak najmniej światła docierało do jego ślepi. Ona zaś skupiła się na trzymanej w dłoniach manierce w roztopionym lodem. Naczynie utrzymywała poprzez jakąś zdobywczą tunikę, żeby nie poparzyć sobie dłoni. Najpierw podała je Emili, potem Nem. Musiały się rozgrzać, aby potem pobrać manę. Potrzebowali ich a bez energii były bezużyteczne. W tym samym momencie odezwał się Keithen przyprawiając ją prawie o zawał. Spiorunowała go spojrzeniem gdy minęło zdziwienia, naprawdę wybrał sobie moment na podobne wyznania.
- Cichaj. – Ofuknęła go, pomagając mu się podnieść na tyle by był w stanie przełknąć podgrzaną wodę. – Bo wykraczesz. I tyle z tego będzie. – Jak każda teralka była drażliwa w temacie zabobonów. Co prawda ani czarny kocur, ani drabina jej nie przerażały lecz do dziś pamiętała słowa wróżbitki która przepowiedziała jej podczas targów śmierć narzeczonego. Zginie w bitwie… Mówiły słowa. I faktycznie, zginął. Był w jednym z pierwszych oddziałów szturmujących Visnohorę, jeszcze zanim pozbawiono twierdzę dowódcy. Dostał strzałą ginąc na miejscu. Przynajmniej nie cierpiał.
Wyrzuciła z myśli obliczę terala którego poznali nieliczni. Był dalekim krewnym Sulimów, chyba wnukiem ciotecznej babki Sonji. O ile dobrze pamiętała. Wychowywał się w tym samym grodzie co i Mirko, chociaż potem jego kroki skierowane były ku służbie Samboji jako drużynnikowi. Wraz ze ślubem wojewody teralskiego musiał od ruszyć na wojnę. Planowali ślub. Nie wrócił, a ona stanęła w szeregach styryjczyków.
Ciężkie sapnięcie zwierzęcia zwróciło jej uwagę tak jak tego zwierz oczekiwał. Część powinna zajmować się nim a nie pokrakami. Przyłożyła dłoń do jego boku próbując zrozumieć. Czuł się ślepy, nie dostrzegał tego co było dlań naturalne, chociaż nie obawiał się. Taka była kolej rzeczy. Zmarszczyła brwi zwracając się do dyskutującego towarzystwa.
- On widzi ciepło. Może się to przyda. I ogień go oślepia, jest wrogi. – Ciężko jej było skupić się na wyłapywaniu myśli stworzenia, analizowaniu ich a do tego na rozmowę. Wiercący się pod przykryciem Keithen też nie pomagał. – Jeśli chodzi o więźniów… Żeby was chciała od razu zobaczyć musicie mieć coś ważnego, informację, rzecz… Emilię? Bo ona chce ją dopaść, prawda? – By łatwiej było jej myśleć poleciła zwierzęciu by odwróciło łeb od płomieni i skupiło się na odpoczynku. Sama zaś wzięła w dłonie szmatkę i ciepłą wodą zaczęła zmywać krwawą skorupę z twarzy leżącego Styryjczyka. – Wy podążaliście za Kodranem.. –Wskazała Ylvę i resztę jej oddziału. – Spotkaliście się z nami, to jest jedna droga. Ale prowadzi przez zasypane przejście, wściekłe wije i urwisko. To nie będzie dobra ścieżka do ucieczki. Podziemna, a ty będziesz umiała pomóc Lothelowi? To twoje… naturalne środowisko. – Wciąż nie znała jej imienia a i nie interesowało jej ono zbytnio. Nie zostaną przyjaciółkami, gdy stąd wyjdą to najpewniej już nigdy jej nie zobaczą.

I wtedy wpadła na pomysł. Położyła manierkę przed sobą i obiema dłońmi oparła się o zwierzęcy łeb.
Zapytanie.
Oślepienie, stopniowo rosnące. Inne powietrze, dziwna woń. Woń dla niej znajoma. Jemu obca, wroga. Poruszające się w przeciągu jaskiń futro. Łaskocze, dziwne, obce. Kamienie prowadzące pod górę.
Zapytanie.

Była ciekawa czy niedźwiedź zetknął się z wyjściem na powierzchnię, starała się mu przedstawić je w taki sposób by zrozumiał. Być może podczas polowań zapuścił się aż tak daleko, a przynajmniej na tyle by odczuć różnicę. Nie przypuszczała by kiedykolwiek wyszedł, lecz istniała szansa by spotkał takie dziwo.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Leite 
Elfi doradca


Skąd: Poznań
Wysłany: 05-03-2015, 18:15   

Stwierdziłam, ze sie wtrącę ale najpierw przesunęliśmy sie tak, zeby choc troche dotykać misia. Ma w końcu 4 czy 5m...powinnismy sie zmieścić. Nadal unikałam patrzenia na ogień.
-Ale tu nie zostańmy. Bo jak widzą, ze oddział nie idzie, wyślą drugi. - Zamilklam na chwile. - Bo ruda to siostra Rudej. A rodzeństwo jest ważne...
Spojrzałam z lekka krzywo w kierunku Ylvy. Potem popatrzyłam na rzeczy tubylców. Wszystkich nie użyjemy, mogą sie ładnie palić jak nie sa mokre o ile wiem. Con chyba lubi chodzić. Trudno, ze pomysł nie wyszedł, zdarza sie. Co tu zrobic...Ten cały imperialista, jak nas wprowadzi i coś nie wyjdzie, moze być wtyczką. Mógł powiedzieć ze poszedł na zwiady i trafil na oddział i nie wiedział, ze to przebrani wiec wrócił z nimi...ale musiałby sie oprzeć psionice. Na to jest sposób ale...czemu mam sie dzielić? Zastanawiałam sie tez, czemu magiczna kobieta wiedziała o calym Planie skoro pytałam Cadana tylko o psionike...czy ona czyta w myślach? Wtedy zadała mi pytanie.
-W czym? - pytam zdziwiona, ze ktoś sie do mnie odzywa. - Wiem, którędy my idąc, pamietam trasę...te tunele nie są zbyt nasze..nie znam układu ich. Mogę słuchać i być jak odkrywca? zwiadowca? zwiadowca. I kilka innych. Co pomoc?
_________________
2014r. II - Infelix Laryjka [??]
2014r. Epilog - Sephi'Rah (Sefii) Podziemna [*]
2015r. II - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*]
2015r. Epilog - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*], aktualnie Tymen Mgieł
2016r. III - Tanwe'Ivare, Aenthilka
2016r. Epilog - Aurelia d'Lombre d'Itharo człowiek
2016r. Zimowy - Tulya'Leite Enri Aenthilka w futerku
2017r. III - Mea'Aran Tlais Orthogok, podziemna bliźniaczka
2018r. Zimowy - matrona Mea'Aran Tlais Orthogok, już nie bliźniaczka.
_______________________________________
"Mlem"

 
 
Kodran 


Skąd: Warszawa/Piastów
Wysłany: 05-03-2015, 20:48   

Usiadł przy ognisku i zaczął grzać ręce. Wtedy usłyszał kolejne pytania.
- Idąc od głównej strony największym problemem będzie sala z ruchomymi piaskami, za którą jest coś w rodzaju posterunku granicznego. Za nim jest korytarz, który należy już do miasta. Idąc nim można dotrzeć do głównej jaskini, w której znajduje się jezioro. Jezioro otoczone jest drogą; tak jakby plac ze stawem w środku. Od lewej od głównego korytarza: kwatery, w których spaliśmy, Komnata Władców, czyli jakby sala tronowa albo coś podobnego- mówił wyliczając-potem drugi korytarz, którym możemy się tam dostać, obok lochy, a reszta to korytarze "mieszkalne". Czyli tak naprawdę, główny tunel prowadzi przez posterunek i kawałek miasta, a drugi prosto do jaskini z jeziorem. Moim zdaniem nie da rady od głównej iść z więźniami chyba, że potraficie mówić po tubylczemu. Ten odcinek z miastem był zapełniony mieszkańcami. A od drugiego tunelu możliwe, że spotkamy tylko pojedynczych tubylców- wypił trochę wody z bukłaka by zwilżyć gardło-Walczymy z tubylcami i goblinami, przynajmniej tyle widziałem. Ale mogli sobie choćby oswoić zwierzęta i już dodatkowy wróg. Nie wiem jak rozległe jest miasto, ale zbudowane jest chyba tunelami i korytarzami, w których żyją mieszkańcy. Sam jeden korytarz, który trzeba przejść by dojść do jaskini z jeziorem, od głównej bramy, miał więcej mieszkańców niż nas tu jest. Tak, na środku "centralnej" jaskini miasta jest jezioro, na którym znajduje się wyspa. Na wyspie jest coś w rodzaju obelisku albo piramidy. Nie wszedłem na wyspę, bo tam rozpoczynali Rytuał. Łodzi nie było, ale od strony Komnaty Władców był most. Jezioro? - zamyślił się- Domyślam się, że głębokie. Poza tym żyje w nim coś. I podejrzewam, że to coś zjadało zwłoki jakie tubylcy wrzucali do jeziora.
Nigdy nie był dobrym rysownikiem i ręce mu zmarzły. Ale nakreślił kamieniem mapę.
_________________
2013- najemnik Nero(never forgetti)
2014- najemnik Kodran
epilog 2014- znów najemnik Kodran, Imperialista (tak jakby)
2015- Sarell, okrzyknięty Heroldem z Wierzchu (dzięki El)
epilog 2015- Sarell, #dziękiBryn ;)
2016- Severo dar Rodlingen, poborowy z Dakonii, później magnifer Czarnego Tymenu
Później też coś było grane
Ostatnio zmieniony przez Kodran 05-03-2015, 20:49, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 05-03-2015, 21:39   

- W takim razie. – Wskazała na narysowaną mapę. – Wy z Kodranem. – Tu wskazała Elidisa i Ylvę bo to oni głównie uczestniczyli w dyskusji. – Pójdziecie tą drogą która nie prowadzi przez miasto. Weźmiecie ze sobą… -Tu rozejrzała się wokół. – Piątkę, będziecie mniej zwracać uwagę. Być może uda wam się od razu dotrzeć dzięki temu do szamanki. Jako jeńcy powinni iść ci na której jej zależy. Kodran, potrzebuje przedmiotu który jest ci bliski. Stworzę iluzję która ukaże w twoich myślach nie tą rozmowę, a rozdzielenie się z grupą z którą poszedłeś. Część wróciła z jeńcami, ruda z resztą tropi resztę. – Potarła skronie. – Ja z resztą spróbuje przedrzeć się główną ścieżką. Wezmę ze sobą związaną rudą. Nawet jeśli nie znają naszego języka to chyba będą w stanie wywnioskować z ostrza na jej szyi, że jeśli nas nie przepuszczą to ona zginie. Jeśli i tak nas zaatakują to cóż, przypuścimy szturm na to mrowisko. W każdym razie odwrócimy od was uwagę na tyle, by podzielić ich siły. Przypuszczam, że większość pobiegnie nam naprzeciw a wy będziecie mogli zająć się Toruviel i Imperialistami ich mać. – Przez chwilę wahała się nad kolejnymi słowami. – Jeśli nie będziecie widzieli szans na zabicie szamanki, postarajcie się przebić do nas. W grupie łatwiej nam będzie się bronić i wykonywać odwrót. Jeśli znajdziecie na nią sposób to cóż… Spróbujcie. Ale nie ryzykujcie własnym życiem. – Spojrzała na nich znacząco. – Północ musi się dowiedzieć co tu się dzieje. A od trupów się nie dowie.
Upiła kilka łyków ciepłego płynu z manierki. Jej ramiona drżały odsłonięte, mróz szczypał skórę. Ile to jeszcze potrwa.
- Kodranie, jak przeszliście przez ruchome piaski? Opisz mi to najdokładniej jak pamiętasz.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Leite 
Elfi doradca


Skąd: Poznań
Wysłany: 05-03-2015, 22:20   

-Czy tunel główny...ma skręty? Odkończy...odręcz...odnogi? - zapytałam, odwracając się do reszty z rumieńcami na twarzy. - Jeśli ma...to wabienie...miś i ja i ktoś jeszcze...wiecie, wabienie, wchodzą i bum.
_________________
2014r. II - Infelix Laryjka [??]
2014r. Epilog - Sephi'Rah (Sefii) Podziemna [*]
2015r. II - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*]
2015r. Epilog - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*], aktualnie Tymen Mgieł
2016r. III - Tanwe'Ivare, Aenthilka
2016r. Epilog - Aurelia d'Lombre d'Itharo człowiek
2016r. Zimowy - Tulya'Leite Enri Aenthilka w futerku
2017r. III - Mea'Aran Tlais Orthogok, podziemna bliźniaczka
2018r. Zimowy - matrona Mea'Aran Tlais Orthogok, już nie bliźniaczka.
_______________________________________
"Mlem"

 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 05-03-2015, 22:53   

Spojrzała po raz już nie wiadomo który na Convolve, tym razem nie tylko z podziwem, ale i ze zdziwieniem. Utalentowana osoba, powinna dowodzić, planować, służyć w sztabie, zamiast wystawiać się na niebezpieczeństwo w jakichś zlodowaciałych norach. Tak, po powrocie trzeba będzie o tym szepnąć dwa słowa Khorani...
Prawie roześmiała się na głos, kiedy zdała sobie sprawę z niedorzeczności tej myśli.
"Po powrocie"... Ha. Ha.
- Kodran musi mieć ze sobą przynajmniej kilku przebierańców - odezwała się - Nie żeby coś, ale naprawdę nikt nie uwierzy, że przyprowadził nas sam. Reshion nas zna... aż za dobrze. I tak jest mało prawdopodobne, że uwierzy w to, że tak po prostu daliśmy się złapać, bez ran i przytomni.

Co do rudej, mam dwie wątpliwości... obawiam się, że nie będziesz w stanie uniemożliwić jej porozumiewania się z siostrą, co może w każdym momencie wydać waszą lokalizację i wszystko, co przy niej powiecie. Druga wątpliwość jest taka, czy w tym stanie, leżąca na takim mrozie, dożyje podjęcia tej decyzji...

Patrząc na to - wskazała dzieło Kodrana, rozrysowane na lodzie - mam wątpliwości czy w ogóle mozliwe jest wydostanie się stamtąd, zwłaszcza, jeśli musielibyśmy dostać się na tę wyspę. Kodran, czy to jest normalna woda? Można tak po prostu przepłynąć?
Masz absolutną rację co do tego, że ktoś musi zanieść wieści na powierzchnię. Jeśli nie wszystkim uda się wyjść, musi być ktoś, kto z pewnością przeżyje i będzie w stanie dotrzeć do Vekowaru, do khorani. I do magnifera - dodała, zerkając na zabierającego się do sprzeciwu Elmeryka - To musi być ktoś, kto ma największe szanse wydostać się na powierzchnię. Na przykład, bo ma wierzchowca, który ją wyniesie przez wszystkie szeregi wrogów - wbiła poważny wzrok w Convolve - Devi terphilin, to powinnaś być ty.


Conv,
niedźwiedź długo nie mógł zrozumieć, o co ci chodzi. W jego umysle wizualizowały się różne obrazy, kolejne jaskinie. Aż w końcu pojął.
Bardzo jasne światło.
Wiatr.
Dużo mnóstwo zapachów.
Mnóstwo szmeru.
Wielka przestrzeń, groźna, żadnych osłon, ścian, żadnej skały, za którą można się schować.
Złe miejsce.
Po co?
Tak, był. Tam też jest jedzenie przecież.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Kodran 


Skąd: Warszawa/Piastów
Wysłany: 05-03-2015, 23:18   

-Nie tylko ja muszę mieć iluzję, ale cała grupa. Szamanka zapewne sprawdzi umysł przynajmniej jednego ze strażników by potwierdzić moją wersję.-zauważył. Zdjął amulet, który miał po ojcu zasztyletowanym przez chciwego wspólnika.-Powinien wystarczyć. Co do piasków, to mieliśmy ze sobą tubylców-przewodników. Rozpoczęło się od tego, że dotarliśmy do sali, po której drugiej stronie była brama, portal, na pewno nie zrobione przez naturę. Była zbudowana z jakiegoś czarnego kamienia. W każdym razie od wejścia do bramy rozciągały się ruchome piaski. Poprowadził nas jeden z tubylców a my szliśmy za nim krok w krok. Tam nie mogłem zostawić znaków, ponieważ podążaliśmy jeden za drugim. Możliwe, że wciąż widoczne są nasze ślady.
-Może damy naszej rudej przyjaciółce trochę magicznego płynu z piersiówki krasnoluda?-uśmiechnął się-Właściwie nie wiemy jak tubylcy reagują na nasz alkohol
Spojrzał na Ylvę:
-To zdecydowanie nie jest normalna woda. Reshi pytał i Szamanka odpowiedziała, że zdecydowanie nie chciałby się w niej kąpać. Poza tym zakładam, że jest co najmniej zimna i chyba nie każdy z nas potrafi pływać. Najoczywistszą drogą jest most. Ale jak skołujemy łódkę to też powinno zadziałać
_________________
2013- najemnik Nero(never forgetti)
2014- najemnik Kodran
epilog 2014- znów najemnik Kodran, Imperialista (tak jakby)
2015- Sarell, okrzyknięty Heroldem z Wierzchu (dzięki El)
epilog 2015- Sarell, #dziękiBryn ;)
2016- Severo dar Rodlingen, poborowy z Dakonii, później magnifer Czarnego Tymenu
Później też coś było grane
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 05-03-2015, 23:42   

Złe miejsce. Ta myśl rozbrzmiała jej w czaszce, wciąż podziwiała to jak niedźwiedź może żyć w tym miejscu. Ale rozumiała. Różnili się. Dla niej wiatr i światło wiązały się z myślą o powierzchni, dla niego – z niebezpieczeństwem. Zastanawiała się jak przekazać mu to co ją męczyło. W końcu spróbował znów.
Bezpieczeństwo. Ja tam bezpieczna. Dom. Mój teren.
Myśl połączyła właśnie z tym co dawało jej życie na powierzchni, szczęściem, wolnością. Spokojem.
Tu, obca. Tam dom. Bezpieczna.
Powtórzyła myśl. A następnie wysłała w głąb umysłu prośbę.
Pójdziesz ze mną? Tam? Gdy powiem?
Nie mogła go zmusić. Lecz jeśli to miało dać im szansę na przeżycie, to najwyraźniej tak było trzeba.

- Powiedz mi kogo zabierasz ze sobą. Ja spróbuje ich przygotować. Na tyle, na ile mogę. Na tyle, na ile Bogini będzie w stanie nam pomóc. To nie jest jej domena. Jej moc działa tu… Inaczej. Poza tym, nie wiem, czy dam radę was wszystkich otoczyć iluzją. Zamiast amuletu sądzę, że lepszy byłby tu rytuał który związałby w jednym przedmiocie moc. I Kodran by miał ten przedmiot, jeśli ktoś by się zbyt oddalił od niego to iluzja przestałaby działać. Nie jestem kapłanką, nie wiem na ile mogę sobie pozwolić. Ale spróbuje. – Spojrzała na rudą. – Zasłonimy jej oczy jak i uszy. Od siedmiu boleści mogę jej zarosnąć tkanką przewód słuchowy. Chociaż może jej się to nie spodobać.
Gdy usłyszała słowa Ylvy mięśnie jej szczęki zadrgały gdy zaciskała zęby. Miałaby ich… Zostawić? Tak jak wtedy, dwudziestą drugą? Nie. Nie znów. Bogini, nie będę w stanie. Błagam.
- Ja… - Wzięła wdech nagle tracąc całą pewność siebie. Zamknęła oczy starając się uspokoić oddech. – Ja was nie będę potrafiła zostawić Ylvo. Już raz kogoś opuściłam. Właściwie sama pewnie o tym wiesz. – Przerwała przenosząc spojrzenie na Elidisa. – I nie tylko ty.

Obserwowała otoczenie w oczekiwaniu na zmianę. Gdy zrobi się cieplej będzie czekał ich wymarsz. I nadzieja.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 06-03-2015, 00:37   

- Psiakrew... konieczność używania łodzi bardzo ogranicza możliwości wydostania się. Niektórzy jednak umieją pływać - mruknęła, słysząc słowa Kodrana. Po czym dobiegło ją to, co powiedziała Convolve. Powój. Tak ma na imię. Convolve znaczy powój. Jak ja cię dobrze rozumiem, dziewczyno. Raz kogoś opuściłaś? To mało jeszcze wiesz o tych zostawianych za sobą, okłamanych, porzuconych. Albo tych, którzy mają luksus bohatersko zakończyć życie jednym ciosem, jednym strzałem. Jak luksusowo. Bo szpieg nie może się dostać w ręce wroga, więc musi uciekać, wymykać się, ślizgać. A jeśli już... to nie umrze od pierwszego ciosu. Jeśli już tak się stanie, to będzie wiele ciosów, wiele magicznych impulsów, wiele długich, naprawdę długich przesłuchań. Zginąć w akcji. Tak, to byłby prawdziwy fart.
- Conv, to musisz być ty - powiedziała łagodnie - Tacy jak ty zdarzają się jedna na setki tysięcy. Jesteś warta tyle, co takich jak ja setki tysięcy. Nie porzucasz nikogo. Tylko... Ratujesz nas. Tylko wychodząc stąd możesz sprawić, że to będzie miało sens. A ja... nie chciałabym umierać bez sensu.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Kodran 


Skąd: Warszawa/Piastów
Wysłany: 06-03-2015, 00:39   

-Zakładam, że z Nem, Ylvy i Elidisa Reshi cieszyłby się najbardziej. Właściwie to zostałem wysłany po więźniów. Oni nie wiedzą, że się połączyliście. Ale 3 jeńców i 6 strażników powinno wystarczyć. W każdym razie na 1 jeńca 2 strażników. Nie wiem kto wami dowodzi, ale zakładam że ten ktoś podejmie decyzje lub zgłoszą się ochotnicy. Ja proponuje Nem, Elidisa i Ylvę, bo to da naszej grupie uzdrowicielkę, maga, dowódczynię plus strażnicy- siła wykonawcza.
_________________
2013- najemnik Nero(never forgetti)
2014- najemnik Kodran
epilog 2014- znów najemnik Kodran, Imperialista (tak jakby)
2015- Sarell, okrzyknięty Heroldem z Wierzchu (dzięki El)
epilog 2015- Sarell, #dziękiBryn ;)
2016- Severo dar Rodlingen, poborowy z Dakonii, później magnifer Czarnego Tymenu
Później też coś było grane
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 06-03-2015, 00:57   

Napotykając spojrzenie Ylvy wiedziała co ta czuje. Ich życie było podobne. Jak szpieg nie powinno się bać tego czy zginiesz, ale tego, czy Cię złapią. Ją rozgryźli podczas podpisania przymierza, nie pilnowała się. Pewne... Pewne istotne elementy przeszłości ją zdradziły. Ale potrafiła zadbać wtedy o własne plecy, o lojalnych sojuszników. Namówiła do zdrady wergundzkiego zwiadowcę obiecując, że pomoże bliskiej mu kobiecie. Zapewniła sobie sympatię córki dar Bregena, by ta oszczędziła jej losu zgotowanego przez nowego magnifera. Miała wtedy szczęście, gdy w ciągu kilku dni znaleźli się w Styrgradzie poznała smak porażki. Wysłano ją na za-południe, by "była bezpieczna". To w jaki sposób się tu znalazła i powody tej... Nagłej podróży były jej nieznane. Została pozostawiona przed faktem dokonanym.
Przed odpowiedzią Ylvie wahała się patrząc na własne dłonie. A potem jej spojrzenie stwardniało, mimo niepewności kryjącej się w środku, wiedziała, że musi wziąć odpowiedzialność za to co jej powierzono.
- Dobrze. Jeśli... Jeśli nie będzie innego wyboru, to powrócę na powierzchnię. Ale tylko, gdy będę wiedziała, że inaczej się nie uda.
Spojrzała na rozmówców. Musieli skupić się na tym co było teraz. W dłoniach trzymała już otrzymany od Kodrana amulet.
- Ylvo wybierz kto pójdzie z wami. Niech magowie uzupełnią manę. - Spojrzała na śpiącą przy boku Eriego maginię ziemi. Oboje zasnęli oparci o bok niedźwiedzia. - Niech ktoś ich obudzi. Ci którzy idą z wami jako eskorta niech zmienią ubranie na tubylcze, gdy będziecie gotowi spróbuje stworzyć iluzję. Ale nic nie obiecuje. Potem ruszamy.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 06-03-2015, 01:11   

Elf wsłuchiwał się przez chwilę we wszystkie rozmowy. Myśli uciekały mu gdzieś w przestrzeń, ale gdzie? Chciałby powiedzieć, że do domu, ale gdzie to było? Gdzieś w spustoszonych lasach Aenthil, w zatłoczonym Ilweranie, w pachnącym morzem Talsoi, czy może tu, na Zapołudniu, gdzie usilnie starał się stworzyć coś pięknego?
Skąd ty tak na dobrą sprawę jesteś panie Caernoth?
Odgonił jednak te myśli, były niepotrzebne, a on miał inne rzeczy na głowie, jak choćby plan dostania się do miasta Tubylcoblinów, plan, który z każdą chwilą był coraz bardziej szalony.
Propozycja Powój była dobra, ale miała poważny brak. Przynajmniej poważny dla niego. Elidis znalazłby się w grupie, która najpewniej będzie szła na śmierć. Nie mógł sobie na to pozwolić, miał ten dyskomfort, że właśnie nie było na to miejsca. Już chciał zaoponować, ale wtedy dyskusja potoczyła się dalej.
Devi terphilin... - z jakiegoś powodu te słowa zaczęły dźwięczy niespokojnym echem w jego umyśle. - Powój, Con, Devi terphilin, zabawne, tak bardzo się zmieniła...
Jego spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem Styryjskiej sanitariuszki. Widział w tym spojrzeniu wiele rzeczy, rzeczy jakich najpewniej nikt inny, nawet Ylva, nie potrafili dostrzec ani zrozumieć. Odpowiedział jej podobnym spojrzeniem, lekko sennym, melancholijnym.
Tęsknił za tamtymi czasami, kiedy wszystko było proste, białe było białe, a czarne czarne. Teraz wszystko się rozmywało, stawało zagmatwane i niejasne.
Szkoda, szkoda, szkoda tamtych dni...
Zabawne jak bardzo ta dziewczyna się zmieniła, jednak pozostała taka sama...
- Con ma faktycznie największe szanse się wydostać z nasz wszystkich - przeniósł wzrok na Ylvę. - Ale nie na miejscu byłoby ją zmuszać do opuszczeni nas. - delikatnie zwilżył usta, musiał być teraz ostrożny. - Nie chcę być źle zrozumiany... Ale czy Powój nie jest jakiegoś rodzaju wysłanniczką Tavar? Jeżeli pragnie z nami pozostać, czy taka nie jest wola bogini? - nie był pewien czemu to mówi, może z troski o siebie, może z troski o Powój?
Patrzył chwilę w twarz Ylvy, liczył, że zrozumie. Przez chwilę utkwił spojrzenie w ogniu. Zahipnotyzował go taniec płomieni, jakiemu w jego głowie odpowiadał taniec myśli. Możliwości, przeszkody, konsekwencje, wyniki, działania. Musiał to wszystko dobrze rozważyć. Kilka razy zerkał na rysunek Kodrana i ważył jego słowa.
Wypowiedź Ylvy i byłego imperialisty go dodatkowo przybiła. Poczuł nagle ogromny wstyd. Ci dzielni ludzie byli gotowi na śmierć za swoje ideały, wręcz się jej spodziewali i chcieli skoczyć w paszczę lwa. Cholera. A miało być tak miło i pięknie. Zamiast pogaduszki z khorani spotkała go wycieczka do podziemi.
I spotkanie ze śmiercią...
- To nie może być podróż w jedną stronę - powiedział pustym głosem patrząc się w ogień. - Nie mogę... Ja; są sprawy, którymi muszę się zająć, muszę stąd wyjść i muszę zabić, lub wziąć ze sobą Toruviel - powiódł po nich wzrokiem, czuł się, jakby ich zdradził.
A więc paniczu Caernoth, ludzie; Wewrgundowie, Styryjczycy, Laro, Podziemni, Krasnoludy, mogą sobie ginąć bylebyś ty zachował swoją rzyć w jednym kawałku? Pięknie, cudownie, jesteś prawdziwym bohaterem. Może i stąd wyjdziesz, ale jak potem spojrzysz w twarze swoich sojuszników, własnych ludzi.
Zacisnął dłoń wbijając paznokcie w skórę, tak mocno, że aż ją przebił. Po dłoniach pociekły mu cieniutkie stróżki krwi. Ból był ożywczy, pozwalał oczyścić umysł i w jakimś minimalnym stopniu dać zadośćuczynienie. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że siedząca obok Con musiał to zauważyć. Przelotnie spojrzał się na nią, jak dziecko przyłapane na czymś niewłaściwym, po czym odwrócił wzrok, udając, że nic się nie stało.
- Jeszcze co do samego miasta - zaczął niepewnie. - Sądzicie, że ten rytuał wciąż trwa? Jeżeli nie, może dałoby się ich po prostu namówić do zejścia z tej wyspy. Zresztą, jeżeli celem rytuału jest pozyskać wiedzę o północy, a my nagle zjawimy się z dodatkowymi elementami do dej całej zabawy, to rytuał najpewniej trzeba będzie przerwać i zacząć od nowa - w głowie zamajaczył mu jeden z mistrzów mówiący, że po zamknięciu kręgu i rozpoczęciu rytuału nic już nie można do niego dodać, mag miał nadzieję, że ta zasada dalej obowiązywała na Zapołudniu. - To będzie nasza szansa. No i jeszcze jak się Szamanka się dowie, że ktoś zmienił jej siostrę w baleron to pewnie będzie chciała zobaczyć osobiście o co chodzi i ukarać tych co to zrobili.
Elf znów zapatrzył się w płomienie starając się ze wszystkich sił ukryć krwawiące delikatnie dłonie. Myślał szybko, gorączkowo szukając drogi ucieczki. Był pewien, że nie tylko jemu zależy na przeżyciu. Cadan i Sefii też na pewno mieli swoje powody by jeszcze się nie pozabijać. Nie chciał też patrzeć na śmierć nikogo z nich. Nie w ten sposób i nie tu. Tu nie było dobrej śmierci i była duża szansa, że ich dusze tu zostaną.
Tak jak duch Liora.
- A skoro już mowa o siostrze Szamanki, czy nie może jej użyć właśnie by stamtąd wyjść? My im rudą, oni nam drzwi? Powinno im chyba zależeć. Oczywiście dostaną ją, jak już jedną stopą będziemy na zewnątrz ale wciąż dostaną. Inna opcja, w czasie kiedy my będziemy tam robili chaos Lothel i Sefii mogą poszukać wyjścia - i mam nadzieję, że znaleźć. - Jest jeszcze kwestia braku zaufania. Wyobraźcie sobie, że Pow... Con, znajdzie się na powierzchni jako jedyna i zacznie opowiadać o tym wszystkim, bez świadków, bez dowodów. Styryjczycy zapewne jej uwierzą, ale strona Wergundzka... Może być problem, zwłaszcza z fragmentem o zdradzie Hetanoru. Są to w końcu ich zaufani sojusznicy.
Przestał na chwilę mówić, jego rysy twarzy stężały, zacisnął szczękę.
- My musimy stąd wyjść dla dobra sprawy, im więcej tym lepiej.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Szrapnel 
Villsvin


Wysłany: 06-03-2015, 01:39   

Szrapnel od pewnego czasu śledził przebieg toczącej się rozmowy i postanowił się wtrącić.
-To ja się przyłączam do apelu Elidisa. Też nie mam ochoty umierać. - powiedział pocierając ramiona, żeby chociaż trochę się ogrzać.
-Ponad to, nie mogę iść przebrany za tubylca, bo część impów mogłaby mnie rozpoznać.
_________________
"Pole rażenia granatu jest zawsze o metr większe niż zdołasz uciec"
 
 
Kodran 


Skąd: Warszawa/Piastów
Wysłany: 06-03-2015, 01:43   

To pewnie jest podróż w jedną stronę. Tylko że prawie każdy miał do czego wrócić. A ty niby nie masz do kogo wrócić? Starszy i młodszy brat nie żyją, ojciec zginął dawno a z matką widział się ostatni raz zanim zaczął karierę najemnik. Więc tego należy się uczepić. Muszę wrócić do domu. Choćby aby zobaczyć grób ojca i brata Ale nie czas na to. Wziął się w garść.
-Czyli grupa: ja, Ylva, Nem, Elidis i 6 eskorty i grupa: reszta i niedźwiedź?
_________________
2013- najemnik Nero(never forgetti)
2014- najemnik Kodran
epilog 2014- znów najemnik Kodran, Imperialista (tak jakby)
2015- Sarell, okrzyknięty Heroldem z Wierzchu (dzięki El)
epilog 2015- Sarell, #dziękiBryn ;)
2016- Severo dar Rodlingen, poborowy z Dakonii, później magnifer Czarnego Tymenu
Później też coś było grane
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 06-03-2015, 02:05   

- Tylko, jeśli będziesz wiedziała, że się nie uda - powtórzyła słowa Convolve - Inaczej nigdy bym o to nie prosiła. Nie zostałeś źle zrozumiany, Elidis. Wręcz przeciwnie, doskonale rozumiem, co chcesz powiedzieć - odwróciła się do niego dopiero, kiedy przebrzmiały te słowa, i wlepiła w niego lodowaty wzrok spod przymrużonych w irytacji powiek, głos zmienił barwę na niższą i stał się dźwięczny jak przehartowana klinga - Żeby nie było jakichś nieporozumień. Nie zamierzam tam umierać ani ginąć za nieswoje sprawy. Za swoją także nie zamierzam. I zrobię wszystko, co będzie możliwe i kilka niemożliwych rzeczy, żeby stamtąd wyjść cało. Po prostu biorę pod uwagę, że moje zamierzenia nie muszą się pokrywać z zamierzeniami bogini. I wam to też polecam. Będzie, co ma być, nikt nie ucieknie przed własnym losem.

Wstała nerwowo, tak, żeby wyglądało, jak bardzo jest zirytowana, żeby nie rozwiało się wrażenie wywołane ostrymi słowami. Żeby ukryć poruszenie na twarzy. I żeby głos nie załamał się w ściśniętym nagłym strachem gardle.
Kilka głębokich wdechów, spięcie mięśni, wszystko wróciło do normy. Wróciła do ogniska, mijając niedźwiedzia bezpiecznie szerokim łukiem.
- Dobrze, dość tych sentymentów, robota czeka - powiedziała chłodno - Jeśli mam tam iść jako jeniec, to idą ze mną ludzie, którym ufam. Wybacz, Kodran, za mało cię znam, żeby być pewną, że w razie czego na pewno rozwiążesz mi ręce na czas. Nat. Merren - umilkła na chwilę - przebierajcie się. Keithen - podeszła do rannego, który był w stanie się nawet już podnieść do siadu, przyjrzała się świeżym bliznom na twarzy - pójdziesz z drugim oddziałem jako obstawa Emilii. Nie pytałam - przerwała jego próby protestu, podnosząc się i zwracając do Convolve i Elidisa - Zapomnieliście o Emilii w tym planie. Jeśli khorani miała rację, gdy się tam pojawicie, Emilia przyciągnie uwagę szamana i sprowokuje atak. W tym samym momencie, przez więź, którą szaman sam wytworzył, a khorani odwróciła, przez Emilię zacznie działać moc khorani. To jest... spora moc. Ale nie możecie dopuścić, żeby ktoś zabił Emilię, zanim nie wykończy szamana. Potem również lepiej do tego nie dopuśćcie - uśmiechnęła się patrząc na śpiącą magiczkę - Jeśli Smocza nie może iść przebrana za tubylców, to zostaje Wergundia, pięć osób, ale dowódców imperialiści widzieli w cytadeli, więc trzech. To daje akurat pięć osób eskorty plus Kodran. Lothel może iść jako jeniec, elfowi trudno będzie udawać tubylca. Esu, podziemna, Laryjczyk - wszyscy mogą iść tylko jako jeńcy. I ty, Elidisie. Bo póki co nie mamy ze sobą nikogo, kto włada ofensywną magią i naprawdę w starciu z Szamanką będziemy bezbronni.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 06-03-2015, 02:17   

Elidis uśmiechnął się półgębkiem. I momentalnie się zmienił.
Jego twarz zwiotczała, oczy zaszły mgłą, zmarszczki pogłębiły się. Pod oczami pojawiły się naprawdę duże sińce. Przez tę krótką chwilę wyglądał na niezwykle starego i zmęczonego. Cała jego twarz przeczyła szelmowskiemu uśmieszkowi w groteskowy sposób.
- Nie próbowałem się wykręcić od tej roli, sam zaproponowałem bycie jeńcem. Chciałem tylko byśmy wyszli z tamtego miejsca, może nawet zasiedli razem przy ognisku, jak teraz?
Śmieszna myśl, zwłaszcza, że w gruncie rzeczy wiedział, że nigdy więcej się nie spotkają. Ostatnie miesiące chyba naprawdę sprawiły, że stał się dziadkowaty.
Trudno, była robota do wykonania. Dziadkiem będzie później.
I w momencie tej decyzji jego twarz odzyskała jakiś wewnętrzny blask i już nie wyglądał tak staro. Powrócił pewny siebie, lekko szalony i lekko wredny elf, którego znali.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Bryn 


Wysłany: 06-03-2015, 02:44   

Cadan, do tej pory siedzący przy ognisku i przysłuchujący się rozmowom w letargu, wyrwał się z niego kiedy usłyszał końcowe dopracowywanie planu.
- Poczekajcie... Może to będzie w jakiś sposób przydatne... Ja znam drogę do miasta, a przynajmniej widziałem ścieżkę, gdy z niego uciekaliśmy. - Wziął głęboki oddech, układając sobie w głowie tłumaczenie i wiedząc, jak głupio zabrzmi to, co zamierzał właśnie powiedzieć.
- Gdy siedzieliśmy w celi, porwani przez tubylców, próbowaliśmy znaleźć drogę ucieczki na wszelkie sposoby. Ja sam zwróciłem się do przodków z prośbą o pomoc w tej beznadziejnej sytuacji. Po jakimś czasie, po modlitwie, dostrzegłem światełka niewidoczne dla innych, prowadzące od naszej celi wgłąb korytarzy. Wyprowadziłem nas stamtąd do momentu, w którym te światła się urwały. Wiem, że nie brzmi to wiarygodnie, ale nie miałbym żadnego powodu was okłamywać. Ja także chcę dostać się do miasta. Być może nadal mógłbym odnaleźć tą drogę i zaprowadzić nią z powrotem do miasta. O ile tylko chcecie, no i nie obiecuję, że tym razem znowu ją odnajdę. - zakończył i westchnął ciężko patrząc na ich miny.
EDIT
- W samym mieście muszę odnaleźć moją broń rodową. Kodran, nie wiesz gdzie mogą składować zdobytą broń? - zwrócił się do człowieka, który zdawał się wiedzieć wszystko o tym mieście.
_________________
2011 i 2012 - Tirianus Taeleth, kapłan bitewny Silvy
2013 - Emrys, syn Drogowita z Wojniłłów Karanowic, witeź / Małgorzata
2014 - Cadan a.k.a. Kaban/Shazam/Conan - laryjski psionik
2015 - Brynjolf Gunnarson Sliabh Ard
Ostatnio zmieniony przez Bryn 06-03-2015, 02:54, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 06-03-2015, 02:53   

Uśmiechnęła się kącikiem ust. Nie sądziła, że prosty manewr psychologiczny zadziała na akurat tego elfa. Przyjrzała mu się spod ronda kapelusza i przemknęło jej przez myśl, że może źle go ocenia, ale zaraz potem przypomniała sobie wszystko, co o Elidisie wiedziała.
O, jakże się cieszyła z tego palcem na szkle pisanego sojuszu. To był najniebezpieczniejszy osobnik, jakiego znała i gdyby nie był, po ich stronie, należałoby go bezwzględnie zabić. Co mogłoby nie być takie proste, dokończyła w myślach, patrząc na Lothela. Ale na szczęście byli po tej samej stronie.
- Kto wie, El, kto wie - uśmiechnęła się, zwracając się tak, jak zwiadowca sie do niego zwracał - Kto wie, jakie są zamierzenia bogini. Ale... - zmarszczyła czoło, zastanawiając sie nad czymś co jej przyszło do głowy - cholerka. Musimy byc kilka godzin drogi od Vekowaru. Gdy wyruszaliśmy, miasto było oblężone. Wychodząc tutaj na powierzchnię, wyjdziemy albo za linią wroga, albo... w samym środku ich sił. Psiakrew Może jednak zamiast szukać wyjścia z miasta, wrócić tą drogą, którą znamy i szukać wyjść wiodących ku wybrzeżu...?Ruchome piaski, ścieżka, droga... Gdybyście idąc przez te piaski, poznaczyli wyraźnie drogę... wracając moglibyśmy przez nią przebiec, a potem rozwalić ją za sobą z łomotem. A oni niech gonią dookoła - spojrzała pytającym wzrokiem po twarzach rozmówców - Ja naprawdę nie zamierzam tam ginąć.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Powój 
Rozwydrzona


Skąd: Z bajorka
Wysłany: 06-03-2015, 03:09   

Spojrzała na tych którzy wstali wywołani by zmienić się w tubylców.
A więc niechże się stanie.
Przyklęknęła obok śpiących delikatnie potrząsając ich ramionami, budząc ich by się przygotowali. Gdy dostrzegła nierozumiejące spojrzenia pethabanki i Emilii posłała im blady uśmiech.
- Wstawajcie, musicie uzupełnić manę. Zaraz idziemy. – Podała im też bukłak z wodą by się napiły. Potem sprawdziła w jakim stanie jest Keithen. Chociaż sama przed sobą nie chciała się przyznać, to cieszyła się, że idzie z nimi. Z drugiej strony jednak była świadoma, że jeśli będzie musiała ich opuścić to ta myśl będzie jej tym trudniejsza.
Odwróciła się w stronę ogniska, ostrzem noża wygarnęła część popiołu jaki się utworzył pod tlącymi się porostami i szmatami. Następnie przy pomocy tego samego narzędzia zgarnęła go na kamień o wklęsłej powierzchni. Wsunęła dłoń do torby i wyciągnęła z niej puzderko z maścią, niewielką część z tego użyła dodając do popiołu. Potem wstała i wraz z kamieniem oraz opartym o niego nożem podeszła do jednego z trupów. Ciało tubylca było zimne, skostniałe przez panujący w powietrzu mróz. – Wybacz mi. – Wyszeptała po czym nacięła skórę brzucha otwierając jego trzewia. Tam krew jeszcze nie zastygła, wnętrzności wciąż były gorące i gdy przecinała ochronną warstwę jucha spłynęła jej na dłonie. Wymieszała ją z przygotowanymi składnikami.
Po kilku chwilach uzyskała gęstą, tłustą maść o ciemnej barwie. Śmierdziało strasznie, ale nie mieli innego barwnika a musieli powtórzyć malunki pokrywające twarze tubylców. Następnie przywoływała do siebie gestem tych którzy już się przebrali i byli gotowi do tej części ich maskarady. Zdobiąc ich twarze barwnikiem starała się odwzorować to co na twarzach mieli zmarli. Dziwnie się z tym czuła.
W końcu skończyła i należało przejść do kolejnej części ich przygotowań. Rytuału.

Odeszła od przebranych i skorzystała z wody pozostawionej w jednej z manierek. Resztki barwnika wylądowały w naczyniu. Zmieszała jak najdokładniej powstałą substancję. Następnie obmyła dłonie i oblicze w wodzie którą zagrzali nad płomieniami, włosy zgarnęła w kilku szybkich ruchach w prowizorycznych warkocz by jej nie przeszkadzał. Chwilę krążyła po jaskini aż znalazła odpowiednie miejsce – w miarę płaską powierzchnię którą oczyściła z drobnych kamieni.
- Ci którzy idą z Kodranem niech staną usiądą tutaj, to chwilę zajmie. – Mruknęła wskazują wybrane miejsce, było go mało, musieli się ścisnąć. – Gdy się zacznie… Starajcie się nie myśleć o niczym. Wiem jak to brzmi, ale to sporo ułatwi.
Zaczekała aż umoszczą się na tyle wygodnie by wytrzymać te kilka minut w ciągu których będzie skupiać się na zaklęciu.
Wróciła po manierkę, nóż wsunęła za pasek. Poczęstowała się ponownie świeczką odpaloną od ogniska. Postawiła ją naprzeciw ich twarzy zwróconych w jej kierunku. Od niej wytyczyła spiralę rozlewając zawartość bukłaka, nuciła przy tym monotonnym głosem jakąś melodię bez konkretnych słów. Dopiero gdy uniosła głos, okazało się, że melodia układa się w znajome niektórym Namarie. Jednak słowa były obce, przynajmniej dla tych którzy nie poznali słów Kahta. Skąd ona je znała? Nawet nie wiedziała. Nie przeszła święceń kapłańskich, nie zetknęła się też z nimi wcześniej. To przychodziło samo.
Śpiewała o tropie. O ludzkich krokach, zagubionych głosach. O potyczce, krótkiej lecz owocnej. O ucieczce. O więźniach ze związanymi rękoma. O rozkazie. O płomiennowłosej która poszła dalej tropiąc zbiegów. O Kodranie który z niechęcią musiał wykonać rozkaz. O wędrówce, skrzeku goblinów które się oddalają. O zadowoleniu ze zdobyczy.
Z każdą chwilą linia zbliżała się coraz bliżej nich, a gdy połączyła się w krąg od którego prowadziła spiralna wstęga kobieta zatrzymała się. Jej głos wciąż powtarzał te same tonacje, tą samą pieśń, te same myśli. Wdzierające się w umysł, tłamszące wszelkie myśli. Zawiesiła manierkę o pasek i wyciągnęła nóż. Wracając po spirali zatrzymywała się na chwilę obok każdego z nich. Uniosła ostrze i odcinała kosmyk włosów by związać moc zaklęcia z nimi. W końcu idąc wciąż po śladzie krwi wymieszanej z sadzą dotarła do świecy. Woń ziół stawała się coraz bardziej intensywna, jakby nie użyła odrobiny maści a całego puzderka. Odwrócona do nich tyłem opadła na kolana przed płomieniem. Zebrała ich włosy w jeden pukiel. I odezwała się na powrót ich mową.
- Bogini. Spraw by myśl ich były o wędrówce przez tunele. O tym jak ich pojmano, a ci którzy ich pojmali odczuwali smak zwycięstwa. Niech Ci których części Ci ofiaruje potrafili odróżnić kłamstwo od prawdziwych wspomnień swych, a te które są ułudą niechaj przeznaczone będą dla wrogów naszych. Niech iluzja stanie się prawdą dla sennych koszmarów, a sny o twych bezpiecznych ramionach pociechą.
Amulet trzymany w drugiej ręce położyła na nakreślonej linii. Początek znaczyła świeca, potem był dar da Bogini od Kodrana. Ona zaś dawała moc przekierowywaną poprzez znak. Kosmyki włosów wiązały zaś zaklęcie z amuletem. Dopóki on nie zostanie zniszczony, iluzja powinna działać. Przesunęła rękę tak jak wtedy, gdy starała się dowiedzieć co się stało z Angelą. Poczuła swąd palonych włosów, jednak on nagle znikł zagłuszony agresywną wręcz wonią ziół. A potem moc przepłynęła przez jej dłonie skupiając się w leżącym pomiędzy nimi amulecie.

Nie wiedziała ile czasu minęło nim podniosła się z ziemi, wciąż obrócona do osób zamkniętych w rytualnym kręgu uniosła spojrzenie przed siebie. Świat na krawędziach jej wzroku zdawał się rozmazywać. Ale nie jak w momencie w którym człowiek traci przytomność. Nie to było coś innego. Nie rozumiała, ale nie musiała. Zaakceptowała to już jakiś czas temu. Jeśli to była wola Bogini, niechże tak będzie.

Przerwała krąg gasząc świeczkę. Spojrzała na pozostałych. Magowie podczas gdy ona przeprowadzała rytuał chociaż częściowo zdążyli pobrać manę i uzupełnić swoje zapasy. Uniosła w dłoniach to co kiedyś było medalionem, magia która była wewnątrz znikała ulatując do Bogini. Teraz znajdowała się tam namiastka Jej mocy. Tam gdzie wcześniej była gładka powierzchnia pojawił się znak swarzycy, drobny, ledwie dostrzegalny – o zakrzywionych ramionach, skomplikowanych łączeniach. Bez słowa zawiesiła go na szyi Kodrana przez długą chwilę wpatrując się w jego oczy. A potem odeszła podchodząc do niedźwiedzia. Poprawiła odzienie kontrolując to co jej pozostało.
Pałasz Ofelii wisiał jej przy boku, za nim w zasięgu dłoni był nóż. Torba przewieszona tak by spoczywać na drugim boku. Przez chwilę wahała się co zrobić z kuszą. Skinęła na Esa wręczając mu ją, dodatkowo obdarzając kołczanem z kilkoma bełtami.
- Możesz strzelać z niej jedną ręką, tobie bardziej się przyda.
Następnie uklęknęła obok wciąż opartego o bok niedźwiedzia stryryjczyka.
- Dasz radę iść? – Właściwie to pytanie było bez sensu. Ale i tak chciała je zadać, dla samego gestu. Następnie pomogła mu podnieść się z ziemi poprawiając spoczywający na jego ramionach płaszcz. – Postaraj się nie zginąć, dobrze? – Mruknęła z lekkim uśmiechem.

Gdy skończyli przygotowania dotknęła boku drzemiącego niedźwiedzia.
Czas.
Zrozumiał.
Czerwone ślepia obserwowały obecnych, gdy dziewczyna na nowo wgrzebywała się na grzbiet zwierza. Tym razem starała się znaleźć lepsze miejsce, tak by nie spaść w pierwszej chwili. Usadowiła się za jego potężnymi przednimi łapami, znajdując oparcie dla nóg. Nawet nie poczuł.
- Przynieście mi rudą. – Rozkazała.
A gdy to zrobili ułożyła przed sobą nieprzytomną kobietę. Dopóki poruszali się bez zbędnych ekscesów, mogła ją tak trzymać. Jednak jeśli rozpocznie się walka… Cóż i tak ją wtedy zabije. Oplatając ją jednym ramieniem, drugim chwyciła się karku zwierzęcia. W głąb ciała kobiety posłała myśl.
Zmęczenie. Bezgraniczne zmęczenie.
Starała się wprowadzić ją w stan bliski śpiączce. Tak by się nie obudziła.
Spojrzała znów na grupę więźniów szykujących się do wymarszu.
- Oby Bogini was chroniła. – Powiedziała głośno, z uśmiechem ten zaś przyszedł jej bez problemów. W końcu dopóki jest Bogini to jest i nadzieja. – Dobra, ruszamy. Jeśli nas spróbują zaatakować zagrożę zabiciem rudej. Jeśli nie posłuchają walczymy aż nie przebijemy się do miasta… A potem liczymy na cud Bogini.
Chroń nas pani. Bośmy zgubieni wśród ciemności i twego światła łakniemy zbłąkani.
_________________
Uważaj czego sobie życzysz.
 
 
 
Nem 
ja nie chcieć ciastko


Skąd: z tam
Wysłany: 06-03-2015, 12:50   

Ładnie podziękowała krasnoludowi, wzięła od niego mech i odeszła kilka kroków od ogniska, żeby odprawić rytuał. Już przy słowach pobrania czuła, że robi jej się niedobrze. Nie powinna odprawiać rytuałów tak szubko po sobie, ale nie było wyjścia. Miała nadzieję, że to już będzie koniec. Że wejdą do tego miasta, zrobią co trzeba i szybko wyjdą, a ona będzie mogła iść się najeść i wyspać. Następne przyszły słowa stabilizacji.... jej organizm bardzo tego nie chciał i po prostu odmawiał, ale jakoś udało jej się zmusić go do przyswojenia energii, bez żadnych widocznych efektów ubocznych. Cały czas czuła się lekko nieswojo. Wróciła do ogniska.
- Ja chętnie przechowam płaszcz kogoś, kto zaraz będzie tubylcem powiedziałą z uśmiechem. - Con ty jedziesz na naszym nowym przyjacielu, prawda? mogłabyś to dla mnie przechować? Nic tajnego, ale wolałabym, żeby się nie zniszczyło - mówiąc to podała medyczce mały notes z kilkoma wystającymi kartkami.
 
 
Leite 
Elfi doradca


Skąd: Poznań
Wysłany: 06-03-2015, 17:52   

-Ja z misiem czy droga ucieczki? - pytam i wstaje. Tubylczy sojusznicy wyglądali bardzo realnie. Zgasiłam ogień a następnie zaczęłam sie rozciągać.
(Sorka za brak czegoś wiecej ale nie wiem, co miałabym robić)
_________________
2014r. II - Infelix Laryjka [??]
2014r. Epilog - Sephi'Rah (Sefii) Podziemna [*]
2015r. II - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*]
2015r. Epilog - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*], aktualnie Tymen Mgieł
2016r. III - Tanwe'Ivare, Aenthilka
2016r. Epilog - Aurelia d'Lombre d'Itharo człowiek
2016r. Zimowy - Tulya'Leite Enri Aenthilka w futerku
2017r. III - Mea'Aran Tlais Orthogok, podziemna bliźniaczka
2018r. Zimowy - matrona Mea'Aran Tlais Orthogok, już nie bliźniaczka.
_______________________________________
"Mlem"

 
 
Sleith 
Zjawa


Skąd: Kraków
Wysłany: 06-03-2015, 19:05   

Jak tylko przysiadł jego myśli zatonęły w myśli o bogach o jego obietnicy o tym co na niego do tej pory zesłali. Słuchał słów na temat miasta goblinów oraz planu ataku jakby jednym uchem. Wybudziła go z tego Ylva proponując mu udawanie więźnia. Zaczął wtedy myśleć o tym co go tu sprowadziło. Myśli te były dobre, bo dotyczyły czasu dobrego, który skończył się w momencie spotkania z Reshim, i podziemnymi, i imperialistami; a wydarzenie to zakończyło się obudzeniem starych bogów, a teraz wylądował tutaj.
Nie z imperialistą jako przewodnikiem nie chciał iść, nawet teraz im pomaga. w dodatku odnalazł Emilię, a o to mu ostatnio chodziło dopóki nie wpadł do więzienia. Nie chciał się narażać, ze po raz drugi do niego trafi...a przynajmniej nie chciał znacząco powiększać taką szanse.
-Nie dołączę do oddziału maskaradnego... Nie dlatego, że nie chcę... Mój pracodawca płaci mi za ochronę Emili. Teraz gdy ją znalazłem ruszę jako jej eskorta.
Chwile później Con wręczyła mu kuszę oraz kołczan z bełtami. Grzecznie podziękował i dokładnie obejrzał broń. (Opis wyglądu i działania grzecznie poproszę i ilość bełtów)
Następnie zajął się przeszukiwaniem rzeczy zostawionych przez przebierańców. Zaopatrzył się w wergundzkie karwasze oraz nagolenniki. Nastepnie przewiesił sobiepas z pochwą przez plecy, był na tyle krótki, że kończył się tuż poniżej prawej pachy. Zrezygnował z tego pomysłu bardzo zawiedziony i przypasał go normalnie. <Warto by odzyskać swój pas... Przyzwyczaiłem się do niego.> Następnie przeszukał ciała goblinów i tubylców. Ubrał jeden z łuskowatych kołnierzy tubylczych. Goblinią maskę zawiązał sobie na szyi. Zastanawiał się chwilę, a następnie wrócił do rzeczy żołnierzy ubrał płaszcz i do lewej ręki wziął tarczę. <"Nie jest w najlepszym stanie, ale wciąż nadaje się do walki."> Wrócił do Con, jednak ta wsiadała już na oswojone stworzenie.<"Piękna bestia, a jeszcze teraz oswojona, przyjazna.... Con naprawdę Ci podziwiam za ten twój wyczyn. Dawno nie spotkałem tak odważnej, mocnej i zmyślnej kobiety.> - Con! - Jego czerwone już uszy zaczerwieniły się chyba jeszcze bardziej gdy ta na niego spojrzała -Jak się używa tej kuszy? Wydaje się trochę mniejsza niż wszystkie jakich do tej pory używałem. - Nie było to dziwne, wszystkie kusze których używał były kuszami oblężniczymi.
_________________
"My steel is warm my face is stained with blood"
~~~~~~~~~~
2014Nelramar- Sleith- Podziemny
Epilog2014- Vitrem Erasgot(Esu)"najemnik"-Niebiescy
 
 
Uszek 
Puszek


Skąd: Warszawa
Wysłany: 06-03-2015, 22:12   

podnoszę się i mówię że idę z ylvą i kodranem
(to chyba tyle)
_________________
Człowiek cień młota nad głową wrogów
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 06-03-2015, 22:43   

W jaskini czerwony poblask zaczyna nabierać fioletowej barwy. Jest nadal zimno, a właściwie macie wrażenie, że coraz zimniej. To jednak głównie wrażenie - w powietrzu znów zaczyna unosić się wilgoć, wciskając się pod ubrania, do butów i oblepiając wszelkie sprzęty. Wracają zapachy.
Niedźwiedź zaczyna węszyć i rozglądać się po sklepieniu, jakby znów zobaczył na nim światła.
Powłoka lodu na bajorku trzeszczy i pęka.

- Podejmijmy decyzję względem odwrotu. Merren, zamień się z Agatem, proszę. Dzięki. Ten typ kilka razy juz uratował mi łeb, mam nadzieję, że i tym razem nie będzie inaczej... Ty... chroń Emilię.
Esu, ty też ją chroń. Bez niej mamy naprawdę przesrane. Eri, do ciebie też to mówię...
W każdej chwili może nas zaskoczyć jakiś oddział, wysłany na pomoc tym tutaj. Ruszmy się stąd.

Spojrzała na Elidisa i jego zamysloną minę.
- Co z Lothelem? Może najlepiej byłoby, żeby działał w ogóle osobno, poza obydwoma grupami? I wiesz, Elidis... Nem wygląda, jakby stoczyła niezłą walkę o wolność, a ty... a ty nie. Nie żebym się czepiała, ale ja bym nie uwierzyła, że tak po prostu dałeś sie złapać...
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 07-03-2015, 01:56   

Elidis uniósł brew w ironicznym zdziwieniu słysząc jak Ylva zdrabnia jego imię.
Co do!? A bruderszafta z tobą piłem? - wspomniał starą wergundzką tradycję, którą poznał i polubił za czasów dawno minionej młodości. - W sumie są okresy, których nie pamiętam... Ale to wciąż wątpliwe.
"El", nie wielu ludzi, a raczej nie ludzi, tak się do niego zwracało. W tej grupie prócz Lothela ten przywilej mieliby tylko Szrapnel i Powój. W ustach Ylvy zabrzmiało to niewłaściwe, całe słowo było wypowiedziane zbyt starannie. Ludzie mówiący normalnie tak nie robią. Różnica była niewielka i ledwie słyszalna, ale on przez lata wyczulił się na takie niuanse.
A więc jednak grała. Szkoda. Zresztą kto z nas tu zebranych może powiedzieć, że ma w pełni czyste intencje wobec drugiej osoby? Taka jest jej praca.
Przynajmniej po takiej zagrywce mógł stwierdzić, że zależało jej na jego współpracy, a to już coś. Zresztą, możliwe było, że Lothel okaże się być ich biletem na powierzchnię, a tego nie można było tak po prostu zlekceważyć.
Zebrali się do rytuału. Czuł się naprawdę nieswojo biorąc udział w obrządku poświęconym czci Tavar. Bogini, która zniszczyła jego dom i rodzinę. Lecz w zasadzie czemu się tak czuł? Czy nie spędził całego dnia na pomaganiu jej dzieciom? Nie powinno go to zatem obejść, to był tylko kolejny środek do osiągnięcia zamierzonego celu.
A jednak nie mógł tak po prostu dać sobie z tym spokoju. Zwłaszcza, gdy Powój zaczęła wznosić cześć na chwałę bogini do tak dobrze znanej mu melodii, w tym języku. Szybko jednak opanował się, miał nie myśleć o niczym, więc nie myślał. Nauczył się podczas nauk u mistrza. Jego ciało wypełniła pieśń i musiał przyznać, że słowa ani trochę nie ujęły jej piękna, a szczera wiara dziewczyny jeszcze je uwzniośliła.
Po rytuale w jego głowie na krótko pojawiła się myśl, że tak jak oddanie Con uczyniło pieść czymś więcej, tak może Styryjczycy zmienili lasy? W końcu ich rasa traktował je jako coś im danego, naturalny porządek. Stryjyczycy musieli o nie walczyć, a walka zawsze podnosi wagę nagrody. Potrząsnął głową, nie czas na takie myślenie, ono donikąd nie prowadziło. Przynajmniej nie teraz.
Usłyszał słowa tego najmity, Esu, jak mu się zdawało i jego brew znów się uniosła, jednak tym razem nie cynicznie, a w niepokoju. Czemu jego pracodawcy mieliby się interesować Emilią? Była zdolną magiczką, jednak to nie był wystarczający powód. Nie, znaczącym powodem było jej pochodzenie i pokrewieństwo z Reshionem, a wszystko co tyczyło się Reshiona było potencjalnie niebezpieczne.
Zwłaszcza, że jej rolą miało być stoczenie heroicznej walki z Władcą Koni, dość znaczną figurą...
Podszedł do Powój. Znali się wystarczająco dobrze, by uzdrowicielka zrozumiała z jego spojrzenia, że coś go trapi, oraz że jest to coś co powinno pozostać między nimi.
- Uważaj proszę na tego najemnika, Esu - szepnął tak by tylko ona mogła go posłyszeć. - Mówi, że ma chronić Emilię, ale dlaczego akurat ją? Czuję, że coś tu jest nie tak, choć mogę się mylić - nie chciał wzbudzać zbiorowej paniki i wiedział, że Con zrozumie jego intencje.
Chciał już odejść, ale zatrzymał się w pół kroku, zawahał się. Czy mu przystało, po tylu latach? A co, mógł jej już nie zobaczyć. Położył dłonie na jej ramionach, uśmiechnął się.
- Namárië Convolvendilmë nai elen siluva lyenna - po tych słowach odszedł, nie zastanawiając się, czy zrozumiała.
Ylva znów poruszyła temat ucieczki. Lothel spojrzał się na niego pytająco. Chwilę wymieniali tak nieme myśli za pomocą spojrzenia.
- Myślę, że słuszne będzie jeżeli Lothel będzie działał sam, a cz w pobliżu naszej maskarady i tam też rozglądał się za wyjściem. Zawsze będzie mógł nam pomóc w razie czego, a warto mieć ostrze ukryte w cieniach - spojrzał na Sefii - lub dwa. Sephi'Rah, zasugeruję, byś pomogła Lothelowi, z nas wszystkich wy dwoje najsprawniej się poruszacie - mówiąc to przeniósł wzrok na Nyara i posłał mu spojrzenie z serii "uważaj na nią", podziemna nie mogła wtedy widzieć jego twarzy. - Co do innych dróg ucieczki, zawsze możemy się wycofywać tą samą drogą, ale to wymaga dbania o czyste plecy. Ah, Loth, Sephi'Rah, jeżeli to możliwe znajdźcie drogę prowadzącą do tych korytarzy, choć każda będzie mile widziana.
Rozejrzał się, czy czegoś nie zostawił, ale w tedy przypomniał sobie, że nie miał czego zostawiać. Miał zestaw piór od zwiadowcy, świeczkę, którą wręczyła mu Powój, nóż Szrapnela ukrył w bucie, tak by był niewidoczny, ale by dało się go łatwo wyciągnąć nawet rękami związanymi od tyłu. Jeżeli coś pójdzie źle, będzie się mógł sam uwolnić. Już miał z żalem zostawić obsydianowy grot, gdy wpadł na pomysł. Podszedł do kodrana podając mu broń.
- Weź to, powiedz, że wyciągnąłeś to z mojego barku, a miną jaką przy tym zrobiłem tak cię rozbawiła, że postanowiłeś go zachować na pamiątkę. Później mi go oddasz...
Pozostawała jeszcze jedna kwestia, miał trochę zbyt czystą twarz... I wtedy Ylva poczyniła na ten temat uwagę. Musiał przyznać, że schlebiało mu to co powiedziała. Znaczyło to tyle, że nie miała go za tchórza. Westchnął tylko.
- Z ust mi to wyjęłaś, choć to bardzo nie higieniczne... Podejrzewam, że nie ma wśród was osoby, która by nie czerpała z tego mniejszej, bądź większej satysfakcji? Nie? Tak myślałem...
Chwilę rozglądał się po ich twarzach. Znów westchnął.
- Loth, jeżeli możesz...
- Na nawet nie wiesz jak długo na to... - wyszczerzył się podchodząc.
- O wal po prostu!
Na twarz elfa spadał owinięta w czerń pięść zwiadowcy. Poczuł się, jakby był szklaną bańką, która nagle eksplodowała. Potem jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze raz. Czuł jak twarz mu puchnie i robi się fioletowa. Potem dostał jeszcze w bok i ramie i udo, tak dla poprawienia ogólnego wyglądu obicia. Przez krótki moment złapał spojrzenie Lothela, tuż przed zadaniem ciosu. Jakkolwiek odprężonego udawał widać było, że czuje się w tej roli trochę nie na miejscu. Dobrze, tak być powinno. Wreszcie zwiadowca skończył i spojrzał się na swoje dzieło krytycznym okiem.
- Można by jeszcze ciut poprawić... - rzucił podchodząc do maga, ściszy głos by tylko Elidis go usłyszał - Mam nadzieję, że nie przesadziłem? Ile palców widzisz? - zamachał mu dłonią przed twarzą.
- Spieprzaj...
- A więc wszystko w porządku - uśmiechnął się i odszedł.
Mag z trudem podniósł się z klęczek. Ależ on miał ciężkie łapy... Nie dziwota, że był taki skuteczny w tym co robił. Następnym razem chyba poprosi Szrapnela, albo niedźwiedzia, będą chyba bardziej delikatni. Zamrugał kilka razy by przywrócić wzrok do pełni używalności. Zignorował rozbawienie na twarzach zebranych.
Podłe stworzenia, już ja was promieniem po rzyci porysuję i zobaczymy kto się będzie śmiał - czcze pogróżki, gdzieś w głębi jego też to bawiło, ale opuchnięta twarz na razie blokowała te części jego charakteru.
- Wszyscy już gotowi? Możemy ruszać? Świetnie.
Pokuśtykał do jeziorka i przemył twarz zimną wodą, delikatnie, tylko by uśmierzyć ból, a nie by zmniejszyć obrzęk. Jak on już miał dość tego dnia...


zapomłem o tłumaczeniu elfiowego, według moje skromnej wiedzy powinno być :
Żegnaj Convolve - przyjaciółko, niech oświetlają cię gwiazdy.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
Ostatnio zmieniony przez Elidis 07-03-2015, 01:57, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Leite 
Elfi doradca


Skąd: Poznań
Wysłany: 07-03-2015, 02:11   

Zatrzymałam sie zaskoczona. Skąd on zna moje pełne imię...? Moze ktoś mówił. Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam sie, gdy dostał po twarzy. Następnie stwierdziłam:
-Zwiadem bede. Dla kogo..? Tam gdzieś światełka Laro...-dodalam, wskazując ręką na tunel, z którego przyszlismy. - I wiemy, gdzie tubylcy szli jak na niego..nich spotkaliśmy. Chyba ze jedzenie..spiżarnia tamta chcecie widzieć.
Spojrzała na innych więźniów. I wpadła jej do głowy inna mysl.
-Ylvo, ciebie tez...przetrzeć...to jest,poprawić? -zaproponowałam.

Edit tekst pogrubiony
_________________
2014r. II - Infelix Laryjka [??]
2014r. Epilog - Sephi'Rah (Sefii) Podziemna [*]
2015r. II - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*]
2015r. Epilog - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*], aktualnie Tymen Mgieł
2016r. III - Tanwe'Ivare, Aenthilka
2016r. Epilog - Aurelia d'Lombre d'Itharo człowiek
2016r. Zimowy - Tulya'Leite Enri Aenthilka w futerku
2017r. III - Mea'Aran Tlais Orthogok, podziemna bliźniaczka
2018r. Zimowy - matrona Mea'Aran Tlais Orthogok, już nie bliźniaczka.
_______________________________________
"Mlem"

Ostatnio zmieniony przez Leite 07-03-2015, 02:15, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Kodran 


Skąd: Warszawa/Piastów
Wysłany: 07-03-2015, 02:32   

-Cadan nie wiem gdzie mogłaby być twoja broń. Ale nawet gdybym wiedział to nie będzie czasu na szukanie jej. Wiem że dla Laro broń znaczy bardzo dużo, ale chyba nie ma opcji...- naprawdę współczuł Laryjczykowi choć napewno nie mógł w pełni zrozumieć jak ten się czuje.
Usadowił się wygodnie i wsłuchał w pieśń. Poczuł uczucie podobne do tego kiedy orkowie wprowadzali ich w trans w Terali... Ale szybko oczyścił umysł by ułatwić pracę kapłance. Odwzajemnił spojrzenie i poczuł... zaufanie? Coś mniejszego od zaufania, ale lepsze to niż nic. Potem przyjrzał się amuletowi. Teraz miał znaki po obu stronach. Schował go pod koszulkę tak by pozostał ukryty.
Przyjął obsydianowy grot od Elidisa. Chwilę później zobaczył profesjonalne obicie Elidisa przez Lothela. Parsknął śmiechem gdy usłyszał szczere "Spieprzaj". Jeżeli wcześniej zastanawiał się co do miny która by go rozbawiła na tyle aby zatrzymać grot, to teraz wiedział jak wygląda. I była warta grota.
_________________
2013- najemnik Nero(never forgetti)
2014- najemnik Kodran
epilog 2014- znów najemnik Kodran, Imperialista (tak jakby)
2015- Sarell, okrzyknięty Heroldem z Wierzchu (dzięki El)
epilog 2015- Sarell, #dziękiBryn ;)
2016- Severo dar Rodlingen, poborowy z Dakonii, później magnifer Czarnego Tymenu
Później też coś było grane
Ostatnio zmieniony przez Kodran 07-03-2015, 02:33, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 07-03-2015, 02:49   

Rytuał okazał się być jej bardzo potrzebny. Uspokoił, ułożył pewne sprawy, przypomniał. Mając na celu zaszczepienie odpowiednich uczuć, jak zawsze przy oddziaływaniu magią, poszedł po najmniejszej linii oporu - wyciągnął na wierzch te dawno przygaszone, a jednak obecne we wspomnieniach odczucia.
Przegrana walka. Niewola. Upokorzenie.
Chłód stali wergundzkich kajdan zaciskających się na nadgarstku.
Zgrzyt drobinek ułamanych zębów po kolejnym ciosie oficera w stopniu dekuriona.
Od bólu, powodowanego kajdanami, gorszy smak pyłu podłogi, dostającego się do ust, gdy bezwład nie pozwalał się podnieść, nie pozwalał spojrzeć w oczy oficera, a tylko na czubki jego butów
Pamiętać, po co. Pamiętać sens tego wszystkiego Czepić się tego sensu jak światła w tunelu, zacisnąć zęby i wytrzymać.
W każdym razie, póki da się je zaciskać.
A potem pójść tam jeszcze raz, dobrowolnie, jeszcze raz.
Bo kto inny miałby.
Szpiedzy nie mają godności.
Tak. Rytuał wcale nie musiał u niej wytwarzać tych uczuć. Były, tylko je odkurzyła.

Odczytała spojrzenie Elidisa bezbłędnie. Zrozumiała. Tak, wiem, pomyślała. Pogarda.
Powiodła wzrokiem po pozostałych.
Żołnierze, gwardziści, najemnicy. Convolve, tak czysta w swojej żarliwości. Tak różna od niej samej. Uważaj na siebie, dziecię Pani, jesteś cenniejsza niż kiedykolwiek przeszło ci przez myśl. Emilia, niewinna w nieświadomości. Jej opiekuńczy narzeczony. Ludzie o prostych, klarownych intencjach. Patrzący w twarz przeciwnikowi, przedstawiający się własnym imieniem, uczciwi w swojej walce. Mieli prawo odczuwać pogardę.
Szpiedzy nie mają godności.

Dość tego, idiotko. Dość rozczulania się. Wszystko jest twoim własnym wyborem. Zawsze jest wybór. Zawsze. Więc zawsze jesteś wolna.

Uśmiechnęła się na widok sceny między Elidisem i Lothelem.
- Nat - spojrzała wymownie na gwardzistę z wystudiowaną miną spłoszonego spaniela - Tylko nie przestaw mi nosa, i tak źle się zrósł po poprzednim przestawianiu....

Nic nowego. Zgrzyt pokruszonych zębów, żelazisty smak krwi. Potem podała dłonie wraz ze swoim własnym sznurkiem.
- Naszą broń, i swoją własną zresztą też, weźcie jako zdobyczną. Mam tylko jedną prośbę... - powiedziała cicho, patrząc na Nathaniela, Agata, Kodrana i Wergundów - O ile mogę mieć takową. Jak się zacznie... Proszę, nie zostawcie mnie ze związanymi rękoma.



Ruszyliście.
Skalna komnata z zupełnie już rozmrożonym jeziorkiem wydała się wam żegnanym, przytulnym schronieniem, choć szczątki ludzkie, złożone pod ścianą, nadawały jej upiornego charakteru, zwłaszcza w bladym błękitnym świetle oddających ciepło fluorescencyjnych grzybów.
Korytarze rozchodziły się niemal natychmiast, przeszliście kawałek tym dużym tunelem, skąd przybiegł misio, dotarliście do skrzyżowania, gdzie trafiliście na kolejne ciała. Tubylców.
Zabitych celnymi, oszczędnymi cięciami elfickiego noża.
jeśli komuś się wydawało, że Lothel, kiedy nie towarzyszył wam w walce, to się obijał, to mu się wydawało.
Na tym rozstaju rozeszliście się na dwie grupy.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,06 sekundy. Zapytań do SQL: 14