|
Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)
|
Przygoda #25 |
Autor |
Wiadomość |
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 03-04-2015, 02:08
|
|
|
1 część imprezy
Wycofanie się za strumień było krokiem w dobrą stronę, ale wciąż dalekim od bezpiecznego tunelu. W ich wyobraźni bezpiecznego, tunel wiodący do piaskowej pułapki, który w tą stronę przemierzali ostrożnie, jak wrogi teren, teraz wydawał im się oazą i bezpiecznym portem.
Ylva, Keithen i Lothel wycofali się ostatni, za nimi, po drugiej stronie zawalonego lodem strumienia podążali już wojownicy Qa.
Styryjka rozejrzała się.
Convolve klęczała, skupiona na modlitwie, Emilia chroniła ją kamienną tarczą. Ylva nie miała pojęcia, co devi terphilin chciała uzyskać, nie mogła tego wiedzieć. Ale odczuła tę intencję w silnym przebłysku intuicji.
Elidis wciąż usiłował złapać powietrze, widziała jak walczy z ogarniającą go paniką.
Wyjść stąd.
Przed nią Szamanka uniosła dłonie, na których zatańczyły błękitne wyładowania. Byle dalej od niej, pomyślała Ylva. TO już nie jest ta sama osoba, która kiedyś otworzyła mi drzwi więzienia. Nie ma w niej niczego, absolutnie niczego z tamtej osoby.
Żadnych sentymentów.
- Zakładników! - wrzasnęła głosem, który przebił się przez panujacy w kawernie huk i krzyki - Brać zakładników!
Pozostali w lot zrozumieli intencje.
Pierwsza zrozumiała Emilia. Wciąż buzowała w niej wściekłość, rozpacz i pragnienie zemsty. Myśl, która się pojawiła, wiązała się z krwią, zmiażdżonymi ciałami i łamanymi kośćmi.
I dobrze.
No, chyba, że zrozumieją ultimatum.
- Cadan! Oni muszą zostać tam gdzie stoją! - wrzasnęła za biegnącym już elfem, wyciągając dłonie do zaklęcia.
Położywszy Gotarda pod nogami Nem, która podbiegła go leczyć, Merren, Nat, Egbert i Roderyk zerwali się do biegu w kierunku wylotu korytarza do kwater. Równocześnie Ylva i Keithen, a za nimi Lothel, Elmeryk i pozostali ruszyli biegiem w kierunku tych, stojących na brzegu.
Nie dobiegli.
Z dłoni Neyestecae wystrzeliła wiązka oślepiająco białych błyskawic, które z trzaskiem uderzyły przez powietrze łamanymi liniami, rozgałęziając się i łącząc naprzemian.
Ylva poczuła, jak uderzenie energii odrzuca ją w bok, poleciała na kamienie, przetaczając się. Podniosła się od razu i stłumiła przekleństwo, widząc spustoszenie, jakie błyskawice uczyniły wokół niej. Keithen padł nieprzytomny, Lothel z trudem utrzymał się, ale po chwili także padł. Nem, klęcząca przy Gotardzie, wrzasnęła w pół zaklęcia i opadła na ziemię nie dokończywszy leczenia.
Najgorzej oberwał Nat, który potoczył się jeszcze kilka kroków, a gdy upadł, jego ubranie i skóra dymiły się delikatnie. Podobnie zresztą oberwał Esu.
Ylva zacisnęła zęby.
Zaraz. Zaraz po nich wrócę.
Kodran, którego wszelkie strzały przeciwnika omijały dotychczas, jakby chroniła go niewidzialna tarcza, a za nim Agat, rzucili się w stronę grupy tubylców, którzy w tym samym momecie, tknięci myślą swojej przywódczyni, zaczynali się cofac jak najdalej od napastników.
Ale Cadan był szybszy.
Gdy tylko Convolve zasklepiła ranę i odnowiła siły, poczuł wściekłość. Pasmo upokorzeń i niepowodzeń, które towarzyszyło mu od momentu wpadnięcia w ręce przeciwnika, przelało miarkę cierpliwości. Wyciągniętym skokiem przesadził strumień.
Chłopak, na którego trafił, odziany bogato, ze złoconym pióropuszem na głowie, nie miał szans uciec. Laro pchnął go w biegu, tak że tamten się zatoczył nieporadnie, wtedy elf sprawnym chwytem unieruchomił go, przyciskając kolanem.
Powstrzymując chęć, by natychmiast rozpłatać go ostrzem, zacisnął mu obie dłonie na skroniach, posyłając w głąb panikującego umysłu iluzję.
Nad ich głowami z głuchym trzaskiem odłupał się potężny kawał skały, więc Cadan, puszczając zdezorientowanego dzieciaka, wycofał się bliżej tunelu.
Ale większość tych, którzy stali pod trzymaną przez Emilię skałą, zamiast grożącego im niebezpieczeństwa dostrzegła ponure postaci swoich bóstw.
Ilu twoich ma jeszcze zginąć, żebyś mogła dopełnić swojej zemsty?! Daj nam odejść, a nikt więcej nie umrze! - wrzasnęła magiczka łamiącym się głosem.
Czternastu upadło na kolana, zamiast zgodnie z poleceniem Neyestecae uciekać.
Ylva wyhamowała przed strumieniem, widząc, że to, co chcieli uczynić, zostało wykonane. Odwróciła się na pięcie w kierunku stojącej na pomoście Szamanki.
"Zawali nam ten tunel" przemknęło Styryjce przez myśl "Zawali, jasny szlag, zawali... Ale wtedy ich tu jednego za drugim wymorduję..."
Zerknęła na Merrena, który wraz z Egbertem stał u wylotu tunelu, gdzie jeszcze przed chwilą stał cały tłum bogato odzianych cywilów. Merren też trzymał pod ostrzem jednego, ten szarpał się i usiłował wyrwać, aż wielki złocony kołnierz, w który był ubrany, zerwał się i teraz leżał pod stopami gwardzisty.
- Stój!!! - krzyknęła w kierunku pomostu z całą siłą płuc, na jaką ją było stać. Widziała już poblask energii, która za chwilę poleci w ich stronę - Stój, psiakrew! Rzuć to, a oni wszyscy zginą!!
Energia w dłoniach Neyestecae zgasła. Szamanka czekała. Ważyła szanse. Ylva wzięła głęboki oddech.
- Nie chcemy ich mordować. Ale zrobimy to, jeśli nas nie wypuścisz! - przed nią powaleni przez błyskawice powoli się podnosili, wciąż z trudem panując nad ciałem. Wokół Convolve zaczęła zagęszczać się blado-czerwonawa aura.
Neyestecae patrzyła. Świdrowała wzrokiem Styryjkę, czytała jej pamięć i myśli. Ylva to czuła, więc z całym skupieniem, na jakie było ją stać, wizualizowała w myślach to, co ubierała w słowa.
- Chcemy stąd wyjść. Nie przyszliśmy tu zabijać twoich ludzi, tylko naszych zdrajców. Pozwól nam wyjść.
Myśl. Mogę tu rozpętać piekło i zgnieść was jak pył.
Możesz. Wtedy Emilia opuści ten głaz.
Myśl. Zawalę wam drogę ucieczki i zniszczę.
Jeśli zawalisz ten tunel, poślę moich ludzi w ten drugi, tam, gdzie masz samych bezbronnych. I przysięgam na imię Tavar, że żaden z nich żywy nie wyjdzie!
Poblask idący od klęczącej Convolve wzrastał.
Na czole Emilii pojawiły sie krople potu. Ręce drżały.
Elidis podniósł się wreszcie i wpółprzytomnym wzrokiem powiódł dookoła. Zobaczył rannych Lothela i Keithena, o krok od stojących po drugiej stronie strumienia wojowników, o jeden szybki strzał z łuku.Ruszył biegiem w tamtą stronę, podnosząc przyjaciela.
Keithen podniósł się z trudem na kolano, osłaniając się mieczem od ewentualnego ciosu jeszcze zanim rozeznał się w sytuacji. Pozostali, którzy trzymali się na nogach, podnieśli rannych, wycofując się w stronę tunelu.
Elidis zatrzymał sie. Energia... Odczuł bardzo wyraźnie, a przecież nie miał szans uzupełnić straconej na potężne zaklęcie many. Jak... Cytat: | Podczas gdy postacie zaczynały otaczać szamankę poprzez mgłę popłynęła moc, inna pieśń. Zaklęcie utkane na drobinach wody, dostosowane tak by rozpoznać swoich. Niczym mżawka opadło na ich grupę. Głos Con rozbrzmiewał w ich umysłach, powtarzając szaleńczą mantrę.
- Jiwa, gaya. Darah, daya. Jiwa, gaya. Darah, Daya, jiwa gaya..darahdayaji..wagay..ada… - Słowa splatające się w jedność.
Iluzja mgły znikła gdy kropelki osadziły się wokół ich oczu, jednak postacie które przywołała pozostały. Właśnie okrążyli szamankę. Con szeptała dalej.
Daya, jiwa, gaya, darach…
Kropelki wody wnikały przez pory skóry, moc bogini przedostała się do żył i wniknęła w nie. Odżywiała, regenerowała, wzmacniała. Moc którą oni określali maną, wypełniła ich po brzegi, po granice. Sięgnęli oni dalej niż kiedykolwiek. Bogini manipulowała ich materią za pomocą swej kapłanki.
Tkała zaklęcie dalej.
- Jiwa, gaya. Darah, daya. Jiwa, gaya!
Moc wybuchła. Tavar odpowiedziała. Zaklęcie trwało dalej, już samoistnie.
Niedźwiedź milczał wpatrzony w jej zielone oczy. Spoglądała na niego. A potem spojrzała dalej, w głąb mocy. |
Spojrzał na Convolve w krwawym poblasku i zrozumiał. Uśmiechnął się, śląc w myśli podziękowanie bogini Styryjczyków.
Neyestecae opuścuła ręce.
Skalny odłamiek, ktory miał ich zabić, opadł z łomotem za plecami vogherna, który warknął nerwowo.
- Wycofywać się... - powiedziała Ylva spokojnie w ciszy, jaka nagle zapadła - Zanim sie rozmyśli! "Lub zanim Emilia nie wytrzyma i ich zmiażdży".... |
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
Indiana
Administrator Majestatyczny król lasu
Skąd: Z wilczych dołów
|
Wysłany: 03-04-2015, 03:09
|
|
|
Wynoście się.
Jej słowa zabrzmiały jak groźba, bynajmniej nie jak pożegnanie.
Emilia obejrzała się i zachwiała na nogach, kamień zakołysał się nad głowami ludzi.
W korytarz, będący ich nadzieją i szansą, pierwsza skoczyła Sefii.
Convolve podniosła się z klęczek. Teraz stała wyprostowana, otaczająca ją aura poszerzała się, aż wreszcie czerwonawe światło zalało oczy wszystkich patrzących. Znad jeziora zaczęła unosić się mgła. Zaklęcie trwało...
Sama devi terphilin spojrzała wokół i uśmiechnęła się lekko, jak ktoś kto znalazł drogę i wie, co ma uczynić.
Merren puścił trzymanego tubylca, pchnąwszy go dość brutalnie w kierunku kwater i skoczył pomóc nieść rannych. Po chwili niemal wszyscy znaleźli się w korytarzu. Ylva poganiała ich, widziąc jak Emilia słabnie, jak głaz nad zakładnikami drży niespokojnie.
Voghern z pomrukiem niezadowolenia wszedł w ciasny dla niego korytarz, lekko uginając łapy. Została juz tylko Emilia i Convolve, Keithen, przy którym się zatrzymała widząc jego rany, i Ylva.
Emilia da Tirelli odwróciła się do przyjaciół i spojrzała na nich poważnie.
- Już nie dam rady - powiedziała cicho. Mocnym szarpnięciem rąk poruszyła głaz w swoim kierunku, uwalniając zakładników.
Neyestecae zareagowała błyskawicznie. Uniesione ręce błysnęły mocą, aż Ylva zmrużyła oczy. Głaz poprzednio rzucony pod ścianą, uniósł się i świstnął w powietrzu, huk wybuchu odrzucił ich wgłąb tunelu. Głaz, którym Emilia chciała zawalić wejście, pod wpływem energii wybuchu rozprysnął się, zagruzowując przejście. Od sufitu oderwały się kolejne odłamki. Przejście było zawalone, pod stropem zostało tylko wąskie przejście na mniej niż 1/5 światła tunelu.
Keithen krzyknął i szarpnął Convolve. W błysku i unoszącym się kłebie pyłu tylko on dostrzegł umykający oczom ruch. Bełt wystrzelony sekundę wcześniej przez Astoriego wyprzedził wybuch.
Convolve bezwładnie zwisła mu w ramionach, spomiędzy łopatek wystawała jej pierzasta lotka.
"A teraz? Jak wiele jest zdolna poświęcić?"
Cytat: | Tymczasem wewnątrz kawerny uniósł się pył, rozpełzając się po całej przestrzeni i łącząc z mgłą o krwawym poblasku, jaka uniosła się nagle z jeziora.
Ziemia zamruczała pod stopami stojących na brzegu, by dźwięk ten przerodził się w grzmot. Ciepło nagle rozprzestrzeniające się w powietrzu poruszyło jej włosami. Woda z jeziora gwałtownie zaczęła parować przy brzegu i w ciągu kilku sekund kawernę zalała mleczna biel. A potem ustały wszystkie dźwięki. Martwa cisza zaległa wokół oszukując zmysły, a w ciszy tej poruszyły się sylwetki.
Jasnowłosa elfka przebiegła bosymi stopami po falach, wzburzając je dłońmi na własną modłę. Te zatańczyły wokół jej ciała gdy rozpoczęła inkantację. Jezioro ożywiło się gwałtownie pod jej dłońmi.
Gdzieś z naprzeciwka, z mgły wyszła kobieta. Niewysoka, o ciemnych włosach ściągniętych na karku. Odszukała wzrokiem młodą kapłankę i uśmiechnęła się, a potem huknęła niemo na sylwetki za sobą.
Ci którzy wyszli z cienia mgły mieli na sobie charakterystyczne kuraki burego tymenu. Bez wahania wkroczyli na taflę za swą dowódczynią.
Tuż obok ciała Eriego przemknęła złotowłosa tarczowniczka, o sarnich oczach. Wbiegła po jednej z fal by wybić się w powietrze i tam na niewidzialnej półce wylądować obok szermierza. Ten potrząsnął głową pozbywając się ciemnych kosmyków z oczu i posłał kobiecie szelmowski uśmiech. Ten charakterystyczny dla niego uśmiech.
Z mgły wynurzył się również łucznik. Barwy Draganowego proporca zdobiły jego tunikę. Sięgnął po strzałę nakładając ją na cięciwę i ruszył za pozostałymi. Nawet się na nią nie obejrzał.
Głośny śmiech rozległ się za plecami szamanki gdy jasnowłosy olbrzym wynurzył się zza piramidy i mgły jej spowijającej. Obejrzał się za siebie, na idącego towarzysza. Ten drugi oparł o ramię korbacz i uśmiechnął się z kpiną. Olbrzym wzruszył ramionami i znów się zaśmiał wstępując na schody utkane z wody.
Uzdrowicielka o rudych włosach pojawiła się znikąd, właściwie w jednej chwili jej nie było a sekundę później przeszła poprzez barykady przesadzając je jednym susem. Czółenko podtrzymujące sploty zdawało się przyciągać uwagę.
Obok kobiety przebiegła po chwili styryjska agentka wyciągając pałasz.
A potem pojawili się kolejni. Kubraki gwardii arcyksięcia zajaśniały pośród mgły. Wiele imion, znanych, niewypowiedzianych. Ci którzy odeszli. Styryjczycy w z kawerny którzy zginęli przywaleni przez kamienie, również ten którego imię poznała na wybrzeżu, tego który osierocił córeczkę. Gdzieś pomiędzy jej ludźmi pojawili się też wergundowie, mgła zazieleniła się od ich kubraków. Dołączyły do nich sylwetki elfów które widziała z okna, tych których twarze siniały na dziedzińcu.
Pojawili się zaledwie w ciągu kilku sekund, wraz z mgłą. Mogła wymienić ich imiona nawet wyrwana z głębokiego snu. Meriel, Ingeboran, Duncan, Divakar, Dobromił, cała dwudziesta druga, Sonja, Mirko, Żegota, Goliat i Vuel. Aine, Ofelia. Styryjczycy których imion nie znała, lecz głos bogini wypowiadał je w jej pamięci.
Otoczyli szamankę. Ich twarze wykrzywiły uśmiechy. Brakło w nich pogardy oraz kpiny, cieszyli się. Podjęli wyzwanie, umarli już raz za swoje idee, mogli zrobić to znów. I znów. W nieskończoność. Za Północ.
A potem przybyli też żywi. Jasnowłose elfki wkroczyły pośród martwych towarzyszy, tawanien i vayle. Za nimi przybyła Zigira’Akhala’beth, khorani drugiego hurdutentarakedua zwana dawniej Nyar’Ethelien z rodu Aiwë. I jasnowłosy kapłan Tavar, śniący o pięknym świecie - Ikarion. I Kaldel Strandbrand w swym czerwonym płaszczu magnifera. I Eryka dar Bregenówna stająca u boku ojca, piastująca w dłoniach błyskawice.
- Północ. – Głos jednostek stający się głosem tysięcy. Jej głosem. – Północ. – Powtórzyli. |
|
_________________ "Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
|