Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Opowiadanie wstępne
Autor Wiadomość
wampirka 


Skąd: Szczecin
Wysłany: 24-09-2015, 23:51   Opowiadanie wstępne

Wrzucam Wam uczynione dziś opowiadanie, które szkicuje Wam mniej więcej w czym będziemy się obracać :) Zapoznajcie się też dokładnie z sytuacją polityczną opisaną na ogólnym. Wszystkie pytania odnośnie wstępu piszcie tutaj (te nieodnośnie też mogą być).
Dodam jeszcze osobny wstęp dla upiorów i końcówkę dla wszystkich :)

Cytat:
Zmierzchało już, kiedy oderwał wzrok od mapy i spojrzał na fragment dziedzińca widoczny przez niewielkie okno. Ustawione na nim pochodnie płonęły mocnym ogniem, zalewając zgromadzonych tam żołnierzy pomarańczowym blaskiem. Czasem, kiedy płomienie przygasały, i cienie na twarzach kobiet i mężczyzn pogłębiały się, miał wrażenie, że patrzy na armię trupów.
I z każdym razem, kiedy spoglądał na mapę miał wrażenie, że jest to przepowiednia przyszłości. Niezależnie od tego jak wiele razy próbował zmieniać plan, nawet w jego umyśle kończyło się to klęską.
I to nie jego. Po tym, co się stało byłby całkiem szczęśliwy mogąc pożegnać się z życiem, ścięty jako przykład tego, co dzieje się z przywódcami zdolnymi stawić opór ludowi Południa. Czy co tam robią z pojmanymi. Gdyby tak miało być, to wysłałby wszystkich tych ludzi z dziedzińca, którzy i tak są już w jakiejś części martwi, żeby przelali krew za tę ziemię i potem sam zginął z jej imieniem na ustach.
Ale tak nie będzie. W żadnej mierze.
Jeśli powie żeby poszli, to pójdą.
I zginą.
A razem z nimi zginą wszyscy, o których życie walczyli wcześniej i za życie, których już raz przelewali krew.
Nie mógł nie docenić tej ironii losu. Uśmiechnął się ponuro, pogładził opuszkami palców figurkę z niebieskiego kamienia, którą podczas ostatniej wizyty ofiarował mu poseł. Przedstawiała smukłą sylwetkę drapieżnego kota, pewnie jaguara, który w paszczy ściskał ludzką rękę. Ktoś z wielką pieczołowitością oddał każdy detal wciąż zaciśniętej w pięść dłoni, na której serdecznym palcu widniał pierścień do złudzenia przypominający jego własny. Bardzo szanował ten prezent. Od kiedy ustawił do na stole mógł codziennie odnajdować nowy detal, który sprawiał, że plecy przeszywał zimny dreszcz. A coś szeptało do ucha, że zdolności rzeźbiarskie nie są jedynymi, jakie posiadają ludzie Qa, którzy teraz zostali skierowani na Wysokie Ziemie.
Przypomniał sobie twarz posła. Czarna farba nie robiła już na nim wrażenie, ale ten miał zupełnie inne oczy. Nieludzkie, fosforyzujące zimnym błękitem w pomalowanej twarzy, praktycznie pozbawione białek. Pamiętał, że wpatrywał się w czarną kropę źrenicy, mając wrażenie, że z każda chwilą ta coraz bardziej wiruje wokół własnej osi. I rzeczywiście, nie miał mu zbyt wiele do powiedzenia. Mógł, co oczywiście zrobił, unieść się dumnie i wspomnieć potoki ognia zalewające niedoszłych zdobywców Trójfortecy.
Ale potem poseł przypomniał mu, że zbiorniki z olejem skalnym nie są nieskończone, a krasnoludy z Kesham raczej nie szykują się do pomocy, zbyt zajęte składaniem Qa oferty sojuszu.
Poseł nie wydawał się być tym przesadnie uradowany. Przez chwilę nawet można było odnieść wrażenie, że wolałby widzieć się z nim gdzieś w polu, bez wielkiego pióropusza i niewygodnych bransolet z niebieskiego kamienia. I porozmawiać tak, jak jest zawsze najłatwiej.
Potem dał mu figurkę. Niebieski kamień był ciepły, a przecinały go bladozielone żyłki, które wydawały się pulsować.
Jeśli tylko spadnie na niego kropla twojej krwi, jarlu Północy, to będziemy wiedzieli, że jesteś gotowy, żeby ocalić te ziemię.
Myślał o tym codziennie.
Doskonale wiesz, jarlu Północy, że nie wygracie. Nie obronicie się już dłużej. Kiedy padnie rozkaz wejdziemy i zabijemy was wszystkich. Ja wiem, równie dobrze jak ty, że będziemy wchodzić po trupach naszych ludzi. Wiem, że będziecie się bronić szaleńczo, brawurowo, z odwagą tych, którzy nie mają nic do stracenia, a wśród moich ludzi długo jeszcze będą krążyć legendy o bohaterskich obrońcach Północy. Że blizny, jakie poniosą w walce z wami będą dla nich bardzo cenne, bo będą dowodem walki ze wspaniałymi wojownikami. Ale zastanów się. Czy wy na prawdę nie macie nic do stracenia?
Każdego dnia brał do ręki wąski sztylet i obracał go w palcach, zastanawiając się, czy się zrani. Byłaby to jakaś wróżba. Nie ważne, dobra czy zła, jakakolwiek. Znak do tego, żeby na kunsztownie wyrzeźbioną głowę jaguara spadło kilka kropel czerwieni.
Zdobyliście nasz szacunek, jarlu Północy. Jak jeszcze nikt wcześniej. Dlatego nasza propozycja jest inna niż wcześniej. Zachowajcie swoje ziemie. Zachowacie Północ. Zachowacie życie. Wszyscy. Nie będę prawił o zaszczytach, które mogą stać się waszym udziałem, bo wiem, że potraktujesz to, jako propozycję jawnej zdrady. Pamiętaj tylko o tych ludziach, którzy już polegli, broniąc twoich ziem. Wszyscy oni mają żony, mężów, dzieci. O nich myśleli, broniąc twoich fortów, umierając w ich murach. I mieli nadzieję, że swoją krwią odkupią ich życie. O kim ty będziesz myślał wydając rozkaz, który zmusi ich do walki? Tych ludzi, których teraz mobilizując żołnierze, którzy nigdy nie trzymali broni w rękach. Jak długo będą stawiać opór moim wojownikom? Jak długo staną przeciw nim ci żołnierze, którzy tylko cudem uniknęli śmierci?
Potrafił znaleźć coraz mniej argumentów, które mogłyby utrzymać go w decyzji, którą już raz podjął.
Bo coraz częściej, patrząc w twarze swoich ludzi, widział zmęczenie i strach. I to nie ten zwierzęcy, o własne życie, który każe ci walczyć do upadłego. Ten ludzki, pytający cicho, co dalej. Gdzie jest granica. Co tak właściwie jest ważne.
O co właściwie walczycie, jarlu Północy? O swoje ziemie? Zachowacie je. O swoje symbole? Zostaną z wami. O obyczaje, język, święta? Wciąż będziecie je obchodzić i wciąż będziecie mogli śpiewać swoje pieśni. Czy wy walczycie o bogów, jarlu Północy? Czy jakakolwiek część ciebie chce im teraz pomóc? Teraz, kiedy wasi kapłani modlą się do głuchy posążków? Walczycie o Południe? A czy wydaje ci się, że jest jeszcze szansa, żebyście je odbili? Jak długo jeszcze będą się bronić siły rozproszone w lasach? Tydzień? Miesiąc? Idzie zima, jarlu Północy. Pomyśl o ziemi, na której zatrzymają się nasze wojska, żeby ją przeczekać. Pomyśl o tym, co nadejdzie razem z wiosną.
Niebieski posążek jaguara był niewzruszony jak zawsze. Nawet, kiedy tuż po wizycie posła rzucił nim z impetem o ścianę, mając nadzieję, że rozpryśnie się na setki kawałków. Pozostał nienaruszony. Tylko migdałowe oczy spoglądały szyderczo. Zupełnie jakby się śmiał. Śmiał się z potężnego jarla Północy, który nie potrafił nawet obronić własnej rodziny, a chciał stanąć przeciw potędze Południa.
Aż tak zależy ci na śmierci, jarlu Północy? Myślisz, że cię wyzwoli?
Za każdym razem, kiedy zamykał powieki widział oczy posła. Spokojne, zimne, taksujące. I przypominał sobie słowa, które powiedział mu na odchodnym, cicho, niemal niedosłyszalnie.
A jeśli zdecydujecie się umierać i żeby pokonać was, zginą setki naszych ludzi, to jak myślisz, jarlu Północy, czy przyjmiemy to z pokorą? Co stanie wtedy na przeszkodzie, żebyśmy spętali wasze dusze, zanim zdążą opuścić ten świat i wykorzystali, jako sługi? Czy myślisz, że nie jesteśmy w stanie? Jak wtedy ją przeprosisz, za to, że nigdy nie zdążyłeś na czas?
I niezależnie od tego, jak bardzo próbował sobie wytłumaczyć, że na pewno blefował, coś w nim wiedziało, że już przegrał.
Że jaguar niedługo napije się krwi Halfdana Borgh Du, jarla Północy.


Z całego hirdu zostało ich kilkunastu. Stacjonowali na forcie będącym jednocześnie siedzibą rodu Borgh Du i jak wszyscy inni zajmowali się lizaniem ran i szkoleniem świeżo zmobilizowanych cywilów. Kilku pomagało w lazarecie prowadzonym przez kapłanki Widy. W ostatnim czasie zżyli się ze sobą jak nigdy wcześniej, zupełnie jakby byli rodziną. Śmiali się czasem, że w sumie są połączeni przez krew.
W zwyczaj weszło im zbieranie się przy ognisku, nieopodal jeziorka na stoku góry. Te spotkania niosły ze sobą trochę zwyczajności, której nie można było znaleźć nigdzie indziej. Bo przecież było jak przedtem. Ukrywali się, walczyli, ginęli.
Ale każde z nich nosiło w sobie moment, kiedy pierwszy raz usłyszało: "Nie ma już hirdu Leifa. Jesteśmy tylko my". I właściwie nic nie miało znaczenia.
Byli nawykli do życia w surowych warunkach, w końcu byli wiecznymi partyzantami, pokoleniem wychowanym w tych lasach, na zboczach tych gór, w cieniu tych dolin. Trynt był dla nich ważniejszy niż życie. Ale, czego bali się przyznać nawet sami przed sobą, coraz częściej zastanawiali się, gdzie leży granica i czy właśnie jej nie przekroczyli.
A do tego jeszcze ten elfy i jego rewelacje.
W sumie nie mieli pojęcia jak udało mu się tu przebić, szczególnie z tym, co miał przy sobie. Jeszcze nikomu o tym nie powiedzieli, bo czekali aż wytłumaczy dokładniej, co tak właściwie chce uzyskać. I o co chodzi z tymi upiorami. Bogami. Ikni. I artefaktem, który pozwoliłby na ściągnięcie tu tych pierwszych i odesłanie do tych drugich. Czy coś takiego. Nie byli pewni, bo mówił bardzo niewyraźnie, a w dodatku szybko usnął i spał tak już dobre szesnaście godzin. Sprawdzali parę razy czy żyje, ale szczupła klatka piersiowa unosiła się w regularnym oddechu, a trochę bali się podchodzić, bo słyszeli różne rzeczy o elfach z Laro. Włącznie z tym, że lepiej ich nie budzić, szczególnie jak mają przy sobie jakieś sztylety.
Dlatego siedzieli teraz przy ognisku, zerkając niespokojnie w stronę drzewa, pod którym spał przybysz i próbowali połączyć fakty.
-Twierdzi, że przybył tu z powodu Venissy- przypomniał Olaf, tarmosząc dawno nie przycinaną brodę- Ale ona nigdy nie wspomniała o żadnym ze swoich towarzyszy. Nigdy. W dodatku poległa na kontr- forcie.
Siedząca na przeciw niego dziewczyna zamyśliła się, wpatrując w niewysoki płomień.
-Z tego, co zrozumiałam, to właśnie o to chodzi. On wie, że ona nie żyje, ale podobno przed śmiercią dokonała straszliwej zbrodni i nie może zaznać spokoju. Czy coś takiego. A on chce, żeby mogła. W dodatku twierdzi, że podobnie stało się z częścią naszych ludzi.
-Ja to zrozumiałem tak, że nasi ludzie wrócili z martwych- wysoki, szczupły chłopak po jej lewej zmarszczył jasne brwi- Ale to chyba niemożliwe, nie?
-No nie- przyznała mu rację- Z tym, że on nie powiedział "wasi ludzie" tylko "duchy waszych ludzi", a to wydaje się być dużo bardziej prawdopodobne.
-Ale nie powinni nas w takim razie straszyć, czy coś? Albo próbować się skontaktować?
Ogień wystrzelił nagle wysokim płomieniem, tak, że aż cofnęli się odruchowo.
-Może próbują- mruknął Olaf- Ale nie zauważyliśmy.
-Myślę, że na razie bardziej powinniśmy się przejmować tym, co usłyszałam w lazarecie.
-Tym o Brynjolfie?
-Raczej. A z grubsza o tym, że nie wiem jak może być kreowany na nowego dowódcę nas wszystkich, skoro jest teraz pod wpływem Qa.
-Pytanie, czy niedługo my wszyscy nie będziemy.
-Dlaczego?
-A widzieliście posła u Halfdana? Był jakiś czas temu, będzie z tydzień. Od tego czasu jarl praktycznie nie wychodzi i całe dnie ślęczy nad mapą. Podobno. Tak mówią w sensie.
-I myślicie, że będzie chciał poddać Północ?
Zapadło ciężkie, kleiste milczenie, kiedy każdy zadawał sobie to samo pytanie.
No a jak nie, to co?
-Trochę znikąd pomocy, nie? - podsumował Olaf- Uciekać gdzie też średnio jest, dokąd.
-A ta Terala?
-Żeby uciekać?
-No nie kurde, żeby się z nimi bronić.
-Rzeczywiście, wielka to siła- roześmiał się Olaf- To już mamy wygraną w kieszeni. Uciekną na sam pogłos ich akcentu.
Dorzuciła do ognia niemal ze złością.
-A, jeśli Halfdan nas podda, to co, lepiej? Co później?
-Będzie można pomyśleć, bo będziemy mieli do dyspozycji jakieś później. Gdyby dało rady jakoś uśpić ich czujność, na jakiś czas, wiesz, to potem może ktoś by się z nami skontaktował, albo my z kimś. Przecież oni podbili mnóstwo terenu. Nie zabili wszystkich. Może poczekać, aż trochę się uspokoją, poczują zbyt pewnie. Wtedy zacząć organizować powstania, najlepiej w różnych miejscach, oddalonych, żeby musieli się dzielić. A jak nas dojadą teraz, to nie będzie, komu nad tym rozważać.
-Chyba, że nas ocalą bohaterscy Terale.
-A no tak. Zapomniałem o nich.
-Mam szczerą nadzieję, że nie będziemy musieli za nich walczyć...


 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 10