Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Gra
Autor Wiadomość
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 16-11-2015, 01:22   

Naret posłał ci, Erneście przeciągłe spojrzenie, ewidentnie dostrzegając twój gest. Śledził cię później wzrokiem kiedy podchodziłeś do Ylvy. Nie dostrzegłeś jego oczu, ale każdy w Służbie Wywiadu umiał świetnie czytać z ruchu warg. Jednak Ylva powinna cię zasłonić i uniemożliwić Naretowi odczytanie treści.
Naret spojrzał na ciebie Ylvo jak zwykle uśmiechając się jak gdyby nigdy nic. Rozejrzał się powoli jakby sam był zdezorientowany. Cały czas uważnie śledziłaś go wzrokiem, wypatrując najmniejszych oznak gry, jednocześnie pilnując własnej mimiki, by ta nie zdradziła wzmożonej uwagi.
Nie byłaś pewna co widzisz. Nie pamiętałaś już za dobrze tego człowieka, ani jego schematów zachowań. Czasem wydawało ci się, że reaguje za szybko, czasem, że za wolno, jednak wciąż mieścił się w ogólnym przedziale szczerego zachowania, jaki sprawdzał się w przypadku większości zwykłych ludzi. Nie dostrzegłaś też niczego podejrzanego w samym pomieszczeniu, od zwykła, mała biblioteczka.
- Co, nie dasz rady tego zrobić sama? – powiedział szczerząc zęby. – Też mnie dziwi ich brak, ale cholera ich wie, to dziwaki. To inny dałby się zamknąć w bibliotece na całe dnie. Zaraz po nich pójdę zaczekajcie.
Stał za blisko drzwi, zanim zdążyliście zareagować zniknął w przejściu.
Octataviane obserwowałeś co dzieję się miedzy Styryjczykami nieco zbity z tropu. Tym bardziej ze względu na przeglądane księgi. Większość z nich była w opłakanym stanie. Strony części z nich wyraźnie zasmakowały ognia, inne z kolei wody. W wielu księgach brakowało stron. Część z nich owszem zawierała różnego rodzaju informacje, czasem nawet takie, które wstępnie kwalifikowałeś jako przydatne. Czytałeś bowiem tylko tytuły rozdziałów.

Minęły może ze dwie minuty po których na korytarzu dało się słyszeć krótką szamotaninę. Po chwili ktoś otworzył drzwi z kopa. Po podłodze potoczyła się mała puszka. Wydała dwa stukoty, zanim dotarło do was co to jest.
Pomieszczenie wypełnił gęsty, gryzący dym, skutecznie przesłaniający widok na drzwi. Chwilę później rozległ się podwójny trzask. Dwa bełty przecięły powietrze, jeden cudem ominął twoją głowę Octaianie wbijając się w regał, który właśnie przeglądałeś. Drugi wbił ci się, Enreście, w lewą nogę, w połowie uda po zewnętrznej stronie. Upadłeś na jedno kolano rażony bólem.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
Ostatnio zmieniony przez Elidis 16-11-2015, 01:23, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Gorvenal 
wergundzki oddział specjalny


Skąd: Łódź
Wysłany: 16-11-2015, 02:10   

Naret spojżał na nich i szybko wyszedł. Wszystko stało się jasne. Niestety zbyt późno. Gdy granat wtoczył się do pomieszczenia czas jakby zwolnił. Puszka odbiła się kilka razy od kamiennej podłogi, a on modlił się żeby to nie była bomba pirytowa.
Gaz wypełnił pomieszczenie a za drzwiami brzęknęły cieńciwy. Coś zaświszczało mu koło ucha. Bełt wystawał z regału kilka centymetrów od jego głowy. Zadziałały wyćwiczone odruchy. Zsunął opaskę z czoła, napluł na nią nie widząc innego sposobu na jej zwilżenie irozwijając ją i zakrywajął usta i nos. Miał nadzieję że ten prowizoryczny filtr w jakimkolwiek stopniu ograniczy wpływ gazu na jego organizm. Wyrwał z pochwy rapier i przeskakując od regału do regału pobiegł w kierunku miejsca w którym widział Nemarię. Kapłanka była w kiepskim stanie i wydawała się pierwszym celem który należy zabezpieczyć. W biegu pomyślał że musi poprosić Ylvę aby nie zabiła Nareta zbyt brutalnie. Przynajmniej dopuki nie będzie mógł na to popatrzeć.
_________________
Rzeczywiście nie działa. Hmm... próbowałeś dodać piorunianu?

Prawie zawsze: Jasper Flint- alchemik
Czasem: Oktavian Leadnros- medyk-strzelec, Saren z Tlais Orthogok- medyk-archeolog, Holt Wren- komandos pod przykrywką z zamiłowaniem do ciężkich zbroi
Alaric- wiecznie wiszący w chmurach myśliwy ze styryjskiego końca świata
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 16-11-2015, 05:48   

Skończyło się rozważanie i analizowanie. Gdyby miała nieco więcej czasu, pomyslałaby zapewne "nareszcie"...
Nie odrywając oczu od Nareta jednocześnie próbowała obserwować Ernesta i to zaważyło na spóźnionej o grube kilka sekund reakcji. Kiedy ten pierwszy ruszył ku drzwiom, od których był (skoryguj jak coś) o dwa kroki, ruszyła ku niemu ze słowami:
- Czekaj, idę z .... - ale zanim dokończyła zdanie, ten skoczył ku drzwiom i zatrzasnął je za sobą. Dzieliło ją od drzwi kilka kroków, doskoczenie do wyjścia zajęło jej kilka sekund. Zanim szarpnęła za klamkę, prawa dłoń powędrowała na rękojeść noża, odpinając małym palcem zaczep tak, by był gotowy do wyjęcia.
Za drzwiami nie usłyszała niczego poza krokami jednej osoby, więc otworzyła je, zachowując ostrożność by w razie ciosu uskoczyć w bok za framugę.

*1a
Jeśli Naret jest wciąż na korytarzu, to wołam, aby poczekał, sugerując, że chcę iść z nim i pogadać. Jeśli nie zareaguje, doganiam go, ale nie atakuję, tylko ewentualnie łapię za ramię, pytając co jest grane. Cały czas tryb "uważać, żeby nie dostać nożem".

* 1b
Jeśli słyszę tylko kroki lub i to nie, i nie do końca wiem gdzie poszedł, to cofam się do pomieszczenia i pytam Ernesta, co wie. Zakładam, że zachodzi ta opcja.

Cofnęła się, rzucając jeszcze okiem na korytarz. Drzwi, najwyraźniej nachylone ku ścianie, zamknęły się same z cichym skrzypnięciem (skoro powinny być zamknięte). Stanęła z boku przy ścianie, tak by słyszeć i widzieć, kiedy Naret wróci, słuchała jednocześnie słusznych wymówek ze strony Ernesta, których nie skwitowała żadnym słowem usprawiedliwienia, poza krótkim "masz rację".
- Jeśli to nie jest archiwum, to co to jest i dlaczego są tu pokatalogowane dokumenty? - zastanowiła się na głos, patrząc pytająco w kierunku Octavia, który, jak widziała, przeglądał je właśnie pobieżnie - Emilia, czy tu są jakieś jeszcze przejścia w skale? O ile pamiętam, skały cię lubią, nie wyczuwasz przestrze....

Zamilkła, unosząc dłoń w ogólnie zrozumiałym geście, oznaczajacym "cicho, coś się dzieje". Na korytarzu skrzypnęły deski. Usłyszała ciche, ale wyraźne kroki. Spodziewała się, że Naret po prostu wejdzie do pomieszczenia, ewentualnie zatrzyma się i spróbuje podsłuchiwać.
Tymczasem zamiast tego dały się słyszeć wyraźne odgłosy walki.
Dwie, trzy osoby? Zamarła na chwilę, próbując rozeznać. W wąskim korytarzu nie mogło być więcej. Jakim cudem zresztą bezszelestnie podeszli pod drzwi... Nóż miała już w ręce, ułożony jak zwykle wzdłuż przedramienia. Słysząc nadchodzące uderzenie w drzwi, przylgnęła do ściany.
Drewniana ościeżnica stęknęła od siły kopnięcia, z wyrwanego zamka posypały się trociny. Do pomieszczenia potoczyły się granaty dymne.
Ylva wstrzymała oddech. Dwóch napastników pojawiło się w drzwiach, tuż obok niej. Zauważyła kusze, więc odczekała, aż oddadzą strzał, modląc się w duchu, aby towarzysze odskoczyli w porę. Nie zdążą załadować powtórnie. Korzystając z błyskawicznie rozchodzącego się zadymienia, zeszła do półprzyklęku i krótkim ciosem cięła bliższego z nich na wysokości tętnicy udowej i natychmiastowy drugi sztych w gardło.
* 2a
Jeśli cios doszedł, poprawka z buta tak, żeby pchnąć go na tego drugiego. Cały czas trzymając się w ten sposób, aby od drugiego napastnika oddzielał mnie ten pierwszy. Jeśli manewr się uda i się przewrócą, dalej zależnie od konfiguracji i oceny sytuacji.
Jeśli na korytarzu jest jeszcze ktoś, to staram się unikać znalezienia się między nimi a korytarzem.
Dążę do tego, żeby tego trafionego pierwszym cięciem dobić (sztych w oko lub gardło), drugiego obezwładnić, korzystając z faktu, że jest wywrócony. Wytrącić broń, jakąkolwiek ma. Nie zabić.
Zakładam, że nie widzę, pomieszczenia, więc pewnie padnie:
- Ernest! Korytarz!

*2 b
Jeśli cios nie dotarł (bo coś, tarcza magiczna czy co), odskok i cofnięcie pod ścianę w przyklęku, zasłonięcie nosa i obserwacja. Jeśli wejdą do pomieszczenia, atak mieczem (rozpiszę na detale, jeśli wejdą :) ). Jeśli się cofną - za nimi, również do rozpisania.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Nem 
ja nie chcieć ciastko


Skąd: z tam
Wysłany: 16-11-2015, 12:27   

Nie miała  ochoty się  ruszać, a tym bardziej wychodzić gdzieś  z pokoju przesłuchań. Liczyła tylko na odpoczynek,  chwilę  bezczynnego siedzenia, które pozwoliłoby jej uspokoić  myśli i pozbyć  się  bólu. Kiedy wszyscy już  wyszli spotkala wzrok Nareta, który  wyraźnie dał jej do zrozumienia, że  ma wyjść,  a jeśli nie  zrobi  tego sama to on jej pomoże. Doszła do wniosku, że za taką  pomoc chyba jednak podziękuje, podniosła  się  i razem z resztą  poszła  korytarzem do "archiwum".
To miejsce nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. Miała okazję  znajdować  się  w  bardziej imponujących bibliotekach. Podeszła  do najbliższego  regału, wzięła pierwszą  książkę, w której  widziała szansę  na znalezienie jakichkolwiek przydatnych informacji i nie przywiązując uwagi to tego, co działo się wokół usiadła opierając się o regał i zaczęła powoli przeglądać kolejne  kartki.
Kiedy w pomieszczeniu pojawił  się  gęsty dym przez  chwilę była bardzo zdezorientowana. Zaczęła  nerwowo rozglądać się  na boki. Zobaczyła,  że  reszta  osób  w pomieszczeniu  też  nie wie, co się dzieje i to w jakiś  dziwny sposób  trochę  ją  uspokoiło. Zasloniła usta i nos próbując ograniczyć wdychanie gryzącego dymu i starała się  nie ruszać.
 
 
Frączek 
Wergundia Pany


Skąd: z Wergundii
Wysłany: 16-11-2015, 19:39   

W momencie gdy Naret wyszedł Ernest był już na dobre zaniepokojony.
Zauważył to również w zachowaniu pozostałych. Posprawdzał, czy wszystkie noże są na swoim miejscu, ułożył sobie lewy rękaw, żeby mieć szybki dostęp do noża, jednocześnie sprawdzając czy niecodziennej wielkości nóż znajduje się z tyłu na pasku. Na szczęście wisiał na biodrach, tak jak zawsze. Niestety nie znał tego pomieszczenia dobrze, więc nie wiedział czy są tu jakieś sekretne przejścia.

*opcja 1b Indi
- Gówno wiem, tylko tyle że to nie jest archiwum. Nic więcej.

*Poniższe zdanie mówię tak czy tak, więcej jeżeli zaistniała opcja '1b' to niech to będzie w formie jednej wypowiedzi.


- Wybacz, nie miałem jak Ci powiedzieć tego wcześniej. Nie chciałem Ci przerywać w połowie, bo wyszłoby podejrzanie. Ale na przyszłość nie mów wszystkiego pierwszemu lepszemu agentowi SSW. Chociaż, i tak chyba już za późno. - dorzucił z przelotnym uśmiechem.
Usłyszał tyko lakoniczne 'Masz rację.' ze strony Ylvy.
Szybko znalazł takie miejsce, by mógł szybko doskoczyć do drzwi w razie jakiegoś zagrożenia. "- Jeśli to nie jest archiwum, to co to jest i dlaczego są tu pokatalogowane dokumenty? - słuchał jak Ylva zastanawiała się na głos, jednocześnie tworząc w głowie kilka możliwych scenariuszy rozwoju wydarzeń - Emilia, czy tu są jakieś jeszcze przejścia w skale? O ile pamiętam, skały cię lubią, nie wyczuwasz przestrze...

Wiedział, czemu Ylva zamilkła. Sam to usłyszał, nawet wcześniej niż ona. Szamotanina na korytarzu była bardziej niż wyraźna. Ernest rzucił krótkie:
- Ustawcie się jak najbliżej ścian i jak najdalej od drzwi. JUŻ! - mówiąc to chciał przystawić ucho do drzwi, żeby usłyszeć więcej.
Niestety, chwilę później nie miał już do czego przystawiać ucha, bowiem drzwi wyleciały z hukiem, w pięknym stylu, tak jak uczono go na szkoleniach. Gdy do pomieszczenia wturlały się granaty dymne, Ernest wydarł się:
- WSZYSCY JAK NAJNIAAAAAAAA - nie zdążył dokończyć, gdyż poczuł ogromny ból w mięśniu lewego uda. Zdezorientowało go to na jakiś czas, uklęknął na jedno kolano, po czym podczołgał się jak najbliżej ściany, żeby uniknąć następnych ciosów. Słyszał wokół siebie jakieś krzyki, ktoś chyba nawet wołał jego imię, ale ból był tak mocny, że nie był w stanie nic samodzielnie zrobić. Zasłonił tylko usta rękawem i starał się nie oddychać, choć było to niezmiernie trudne.[/i]
_________________
'13 - Zwiadowca / łucznik Celahir ( zwany 'Hobbit Sam'
Epilog '13 - mag ognia Divakar
'14 - Kapral Halvard, w służbie 15. kohorty Zielonego Tymenu
Epi '14 - podziemny hipnotyzer Akhel Ah'ran z rodu Diaeth (†)
'15 - imperialista aka najemnik Germeriusz 'Gałgan'
Epi '15 - wojownik Qa, Qorykohynaq
'16 - Ernest, szpieg z krainy deszczowców B)

QA FORTHEWIN

"Opętanie na Indianę! Bijesz Indianę!"
Ostatnio zmieniony przez Frączek 16-11-2015, 19:43, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 16-11-2015, 22:18   

Mało ją w sumie obchodziło, gdzie idą. Nie znała tych pomieszczeń, jednak - jak to zwykle pod ziemią - czuła się nieco swobodniej. Idąc sunęła palcami po ścianie, wyczuwając drobne nierówności. Skały wokół niej szemrały cichutko, witały się z nią swym niskim, niemalże niesłyszalnym pomrukiem.
Weszli w końcu do jakiejś salki, która wywołała delikatny uśmiech na pokrytej delikatną siateczką zmarszczek twarzy. Nie, nie dlatego, że były tam książki, można w sumie było podejrzewać, że nawet ich nie zauważyła. Wodziła wzrokiem po suficie, obserwując teatr cieni tańczących między rzeźbionymi ornamentami.
- Emilia - magiczka usłyszała swoje imię i z żalem skrytym gdzieś w duchu odwróciła się do Ylvy - Wiem, że nie byłaś z nami w tej jaskini, ale musisz pamiętać to, co tam się stało. Wszelkie rzeczy, które sobie przypomnisz, lub które może ktoś ci powiedział, są istotne.
Zapatrzyła się gdzieś przed siebie niewidzącym wzrokiem. To było tak dawno... Pamiętała, jak Symeon wrócił wtedy roztrzęsiony, z jeszcze większymi niż zwykle oczami w których kryło się ustające przerażenie połączone z ciekawością. Opowiadał jej wtedy, co tam zaszło... gdyby tylko mogła sobie przypomnieć, co to było...
Podeszła do ściany, oparła się o nią plecami i przysiadła. Położyła swobodnie dłonie na skalnej podłodze, nieznacznym ruchem pogładziła zmatowiały granit o szarozielonym poblasku. Poczuła, jak serce jej nieznacznie zwalnia, umysł przestaje myśleć o niepotrzebnych rzeczach... ogarniał ją spokój. Spokój, którego potrzebowała od dłuższego czasu.
Było już dobrze po północy, zbliżała się godzina wilka. Przysypiała skulona przy ognisku, jednym uchem słuchając którejś z kolei opowieści Michajła. Symeon wyruszył gdzieś z Lecordami, Eri sporządzał protokół w kwaterach i nie należało mu przeszkadzać. Znów zapadła w drzemkę. Pamiętała, jak obudziło ją szarpanie i żywy szept psionika...
- Emilia, czy tu są jakieś jeszcze przejścia w skale? - znów usłyszała swoje imię i z bólem uniosła głowę, dekoncetrując się na moment - O ile pamiętam, skały cię lubią, nie wyczuwasz przestrze...
Ylva nie skończyła, zamilkła gwałtownie dając reszcie do zrozumienia, by byli cicho. Chwilę później Styryjczyk, którego imię chyba brzmiało Ernest, rzucił rozkazem. Uniosła jedną brew, nie ruszając się ze swojego miejsca.
Odgłosy dochodzące zza korytarza starły jednak ironiczny wyraz z twarzy magini. Zacisnęła lekko palce, mocniej opierając je na podłodze.
Drzwi wywalono z hukiem, po podłodze potoczyły się puszki z wydobywającym się z nich dymem. W tym samym momencie usłyszała szczęk zwolnionej cięciwy, po czym krzyczany przez Ernesta rozkaz przerodził się we wrzask bólu.

1a, skoro lecimy wariantami.
Jeśli napastnicy leżą na ziemi, to drze się "Na bok!" w stronę Ylvy i przesyłając energię poprzez posadzkę rzuca 'talami valyanet kelewa yaaretha kelewa errereth erreth' - ziemia dzielić poruszyć (na boki) formować poruszyć (z powrotem) scalać utrwalić pod elementami ciała żywego leżącego, by je wziąć i uwięzić w podłodze. Potem to może jakoś poetycko bardziej opiszę.

2a
Jeśli atak się nie powiódł, to w sumie... to samo, tyle że tak, żeby uwięzić ich w jednym miejscu mniej więcej pod kolana (albo chociaż połowa łydek, może się przewrócą).
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 17-11-2015, 00:06   

(Ok, Elka, w razie czego odstrzelisz mi ten fragment i dostanę kowadłem ;) Ale wolę uprzedzić ;) )

Gęstniejący dym utrudniał obserwacje czegokolwiek, gdyby nie ciąg powietrza, w ogóle straciłaby orientację, gdzie są drzwi. Szamotała się z dwoma przeciwnikami, z których jeden tracił siły (mam nadzieję ;) ) z upływu krwi, a drugi przyciśnięty przez towarzysza miał ograniczone możliwości ruchu. Ona jednak nic nie widziała i powoli zaczynało jej brakować oddechu.
Zależało jej na tym, aby ten drugi pozostał żywy, więc operowała głównie ciosami pięści i chwytami, w miarę możności próbując albo założyć chwyt na szyję i wyłączyć przytomność albo zadać odpowiednio mocny cios w szczękę, wzmocniony trzymaną rękojeścią noża.
I wtedy usłyszała krzyk Emilii/
- Na bok!
Jak błysk w pamięci Ylvy ożyło wspomnienie odrywającego się od sklepienia odłamka skalnego. Imię gwardzisty, którego wtedy próbowała uratować, zniknęło w jej pamięci, za to dość wyraźnie przypomniał o sobie huk spadającego sklepienia. To był ułamek sekundy. W następnym agentka odbiła się od człowieka, z którym walczyła, płaskim przewrotem przez ramię śmigając ku drzwiom.
Lądując w przyklęku wrzasnęła za siebie:
- Nie zabijaj go! - i skupiła się na obserwacji korytarza.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 17-11-2015, 06:46   

Ylvo ostrożnie wyszłaś za Naretem na korytarz . Byłaś przygotowana na każdą ewentualność. Spodziewałaś się ataku, ten jednak nie nadszedł. Wyszłaś bez przeszkód na korytarz. Rozejrzałaś się. Nareta nie było już widać. Biorąc pod uwagę budowę korytarza najbardziej prawdopodobne było, że skręcił w odnogę po lewej stronie Przez chwilę zastanawiałaś się, czy powinnaś za nim podążyć, bałaś się jednak, że zgubisz drogę w krętych korytarzach. Wróciłaś więc do pomieszczenia.

Emilio pytanie Ykvy zadźwięczało gdzieś w twojej głowie wyrywając cię z zadumy. Ukryte przejścia? Powolnym, machinalnym ruchem położyłaś rękę na zimnej, gładkiej posadzce, wyślizganej niewypowiedzianymi setkami lat użytkowania. Wysłałaś skałom subtelne pytanie o to, gdzie jedność traci ciągłość. Nadszedł tylko cichy pomruk zaprzeczenia.
Nie było żadnych przejść. Chciałaś to powiedzieć reszcie jednak nie zdążyłaś, drzwi otworzyły się z hukiem, pojawił się dym.

Nemaria przeglądałaś od niechcenia księgi, nie zwracając specjalnej uwagi na ich treść. Była to po prostu machinalna czynność, jaką wypełniałaś czas. Nie chciałaś tu być. W ogóle. Cały czas byłaś do czegoś zmuszana, a zdecydowanie potrzebowałaś odpoczynku. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, stęknęły cięciwy. Serce podeszło ci na chwile do gardła.
Nie teraz, nie kiedy znów odzyskałaś nadzieję.
Podbiegł do ciebie ten Ofirczyk. Przez chwilę zastanawiałaś się, czy może współpracuje z atakującymi. Uspokoiłaś się, gdy zrozumiałaś, że chce cię ochronić.

Octavianie, wiedziałeś, że musisz pomóc Nemarii. Może i w normalnych okolicznościach i w pełni sił byłaby w stanie o siebie zadbać, jedna osoba wyciągnięta parę minut temu z pokoju przesłuchań zdecydowanie nie mogła być w pełni sił. Musiała przeżyć, zwłaszcza, jeśli mieliście sprowadzić Tavar.
Sam nie mogłeś uwierzyć, że ta myśl pojawiła się w twojej głowie. Stanąłeś przy kapłance gotów ją zasłonić w razie potrzeby.

Ylvo korzystając z faktu, że stoisz przy drzwiach zaatakowałaś napastników. Odczekałaś kiedy oddali salwę. Przygryzłaś ze złością wargę gdy usłyszałaś krzyk bólu Ernesta. Musieli trafić. Mogłaś mieć tylko nadzieję, że agent się z tego wyliże i że strzała nie była zatruta.
Uderzyłaś celując w tętnicę udową. Poczułaś jak ostrze zagłębia się w tkance. Cios doszedł na podłogę trysnęła krew. Przeciwnik wrzasnął z bólu. Kolejny cios był wycelowany w gardło. Przeciwnik jednak zdołał zareagować. Poczułaś jak coś ciężkiego uderza cię w twarz. Zamroczyło cię. Dopiero po chwili dotarło do ciebie, że było to ramię kuszy. Zamroczyło cię lekko, jednak udało ci się dostrzec przeciwnika. Trzymał się za udo, wydawało się, że jest sparaliżowany bólem.

Erneście, strzała stercząca z nogi była mocno problematyczna. Ból, który z tego faktu wnikał też taki był, nie wspominając o samych napastnikach. Jednak najbardziej problematyczne było poczucie drętwienia rozchodzące się promieniście od rany. Spojrzałeś na nogę. Puchła i robiła się lekko sina. Zakląłeś pod nosem. Strzały były zatrute.

Wszystko nagle wybuchło. Drzwi, dym, bełty. Wszystko to śmigało wokół ciebie. Normalny człowiek czuł się w takiej chwili zdezorientowany, ciebie to jednak uspokajało, dawało cel i skupienie. Uśmiechnęłaś się na myśl o starciu. Krzyknęłaś do Ylvy by zeszła z drogi twojego zaklęcia, zrozumiałaś jednak, że ta nie do końca miała szansę to zrobić. Musiałaś być zatem bardziej ostrożna.
Rzuciłaś czar mając nadzieję unieruchomić napastników. Ten którego cięła Ylva nie miał jak zareagować. Był w przyklęku, więc ziemia pochłonęła część jego łydek i nadgarstek lewej ręki, na której się podpierał. Ten drugi zrozumiał jednak, że jeżeli twoja sojuszniczka miała uskakiwać, to on też powinien. Wykonał szybki przewrót w bok lądując w przyklęku.
Przez ułamek sekundy mogliście go zobaczyć. W jego wyglądzie nie było nic nadzwyczajnego. Nosił kaftan z cienkiej skóry, proste spodnie i wysokie buty. Agent jakich wielu w siedzibie SSW.
Napastnik kończąc przewrót sięgnął pod kurtę. Szybko zidentyfikował najgroźniejszego wroga.

Nóż pomknął prosto w twoja stronę Emilio. Nie zdążyłaś uskoczyć, jedna on nie zdążył dobrze wycelować. Ostrze uderzyło w klatkę piersiową po lewej stronie, wyraźnie celował w serce. Ześliznęło się jednak po żebrach rozcinając tylko skórę. Rana zapiekła. Nie wiedziałaś czy było tak przez samo obrażenie, czy może nóż był także zatruty.
Napastnik w tym czasie wyszarpnął z pochwy na udzie długi nóż bojowy i skoczył w twoja stronę Octavianie.

Ylvo zdołałaś wrócić do siebie. Z korytarza doszedł cię jakby jęk i bulgot. Skrzywiłaś się odruchowo. Dźwięk przypominał kogoś dławiącego się swoja krwią. Nie było też słychać żadnych kroków, a ni dalszych odgłosów walki. Wyglądało na to, że napastników było dwóch. Kiedy odzyskałaś władzę nad sobą przeciwnik właśnie kończył przewrót i rzucał nożem w Emilię. Znajduje się niecałe sześć kroków od ciebie.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
Ostatnio zmieniony przez Indiana 17-11-2015, 06:51, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 17-11-2015, 07:21   

Chwilowy nokaut był na szczęście... chwilowy. W dymie, przy ograniczonej widoczności, przegapiła to odruchowe odwinięcie się kuszą. Teraz czuła, jak puchnie szczęka, a ukruszone zęby zazgrzytały nieprzyjemnie w ustach.
Dym się rozrzedził.
Ten pierwszy, wmurowany przez Emilię w podłogę, miał jeszcze jakieś 10 sekund życia, sądząc po obfitości krwi, musiał dostać po tętnicy. CHolera.... Lepiej byłoby, gdyby unieruchomiła własnie tego drugiego.
Był groźny.
Ale złapanie go żywcem było priorytetem.
Dzieliło ją od niego sześć kroków, jakieś trzy i poł metra. Rzucał w kierunku środka sali - był więc bokiem do niej. Dojście go to jakieś 2 sekundy.
Liczył się czas i sprawne rozbrojenie typa. I bezpieczeństwo Nemarii, jedynej szansy na powodzenie misji przeciw lominom.
Schowanie noża i wydobycie miecza zabrałoby jej o dwie sekundy za długo, choć miecz przedłużyłby zasięg o 80 cm.
Koniec końców i tak skończyłoby się na zwarciu, w którym mieczy by przeszkadzał.
Skoczyła do przodu.
Prawą rękę, trzymającą nóż, przygotowała do uderzenia w dół w nadgarstek prawej ręki przeciwnika, lekko, właściwie tylko aby go zablokować. Lewą ręką równocześnie możliwie mocnym uderzeniem ze skrętu biodra od lewej podbiła jego łokieć, tak by go wyłamać do góry i zmusić do wypuszczenia broni. W ślad za skrętem barku wyprowadziła kopnięcie lewą nogą w zgięcie kolana mężczyzny.
Gdyby nie udało się wyłamanie ręki i napastnik zbyt wcześnie się odwrócił ku niej, ustawienie ciała do ciosu od lewej strony pozwoli i tak uderzyć w jego prawą rękę od lewej, tak by wybić go w bok, wtedy prawa ręka będzie miała szansę wyprowadzić uderzenie na szyję. Nie ostrzem, w miarę możności. Rękojeścią, tak, żeby pozbawić na chwilę oddechu. Potem wybić nóż i unieruchomić porządnym chwytem lub uderzeniem.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Gorvenal 
wergundzki oddział specjalny


Skąd: Łódź
Wysłany: 17-11-2015, 22:34   

Starając się nie patrzeć w stronę Ylvy żeby nie zdradzić przeciwnikowi że biegnie w jego stronę ustawił się w tradycyjnej postawie szermierczej. Bokiem do wroga ze sztychem trochę powyżej jego mostka.

jeżeli tamten zaszarżuje to zamarkuje cięcie od góry po skosie z prawej żeby potem uskoczyć w stronę lewej ręki przeciwnika i pchnąć go w udo.

jeżeli się zatrzyma, to będzie się starał obejść go tak aby ustawił się plecami do Ylvy.

jeżeli zauważy Ylvę i odwróci się do niego plecami pchnie go w spodnią stronę kolana starając się uszkodzić ścięgno.

Po ataku jeżeli przeciwnik będzie unieszkodliwiony podbiegnie do Ernesta i postara się go poskładać. Pozbędzie się bełtu z nogi i poda odtrutkę(dokładniej opiszę już go składając). W tym samym czasie krzyknie do Nem żeby zobaczyła co się stało z Emilią.
_________________
Rzeczywiście nie działa. Hmm... próbowałeś dodać piorunianu?

Prawie zawsze: Jasper Flint- alchemik
Czasem: Oktavian Leadnros- medyk-strzelec, Saren z Tlais Orthogok- medyk-archeolog, Holt Wren- komandos pod przykrywką z zamiłowaniem do ciężkich zbroi
Alaric- wiecznie wiszący w chmurach myśliwy ze styryjskiego końca świata
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 18-11-2015, 02:52   

Przeklnęła nie do końca cicho pod adresem nowo przybyłych i wstała, nie prostujac się do końca, bo dziwnie zakrecilo się jej w głowie. Korzystając z tego, że przeciwnik zainteresował się kim innym smyrgnęła na korytarz, usiłując się rozeznać w sytuacji tam panującej i jakby co to odgrodzić się od ewentualnego zagrożenia kamienną ścianą.

Gdyby rannemu dało się jakoś pomóc - tzn zatamować bandażem krwotok czy coś, co jest w jej zasięgu umiejętności - to to robi, logicznie rzecz ujmując.

Gdyby jednak już się nie dało, a Nem przebiega - stara się ją kryć jakoś.

Rany na żebrach z uwagi na adrenalinę wywołaną zamieszaniem nie czuje, a przynajmniej ma ją na razie gdzieś.
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Frączek 
Wergundia Pany


Skąd: z Wergundii
Wysłany: 18-11-2015, 10:01   

Ernest po domysleniu sie, ze strzała była zatruta zaczyna gorączkowo szukać czegoś, czym moglby wykonać opaskę uciskową, w celu zmniejszenia tranosoetu krwi.

Jesli znajduje cos sensownego - wykonuje opaskę, 10 cm nad miejscem trafienia, jeżeli nie, zdejmuje sznurówkę z prawego buta i wykonuje z niej opaskę.
_________________
'13 - Zwiadowca / łucznik Celahir ( zwany 'Hobbit Sam'
Epilog '13 - mag ognia Divakar
'14 - Kapral Halvard, w służbie 15. kohorty Zielonego Tymenu
Epi '14 - podziemny hipnotyzer Akhel Ah'ran z rodu Diaeth (†)
'15 - imperialista aka najemnik Germeriusz 'Gałgan'
Epi '15 - wojownik Qa, Qorykohynaq
'16 - Ernest, szpieg z krainy deszczowców B)

QA FORTHEWIN

"Opętanie na Indianę! Bijesz Indianę!"
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 19-11-2015, 16:07   

Ylvo zaatakowałaś napastnik szybko do niego doskakując celowałaś w nadgarstek, jednak cios nie doszedł. Mężczyzna był cholernie szybki. Odwrócił się w twoja stronę, sparował cios i wyprowadził błyskawiczną kontrę sztychując w pierś. Zmuszona do defensywy nie mogłaś uderzyc w jego łokieć jak planowałaś. Udało ci się go jednak chwycić za nadgarstek prawej ręki. Uderzył cię lewą w prawy bark jednak cios maił za mało siły, by wytrącić ci nóż z ręki.
Siłowaliście się, jeżeli udałoby mu się pokonać twój chwyt sztychowałby natychmiast w serce. Musiałaś coś z tym zrobić. Postawiłaś wszystko na jedną kartę i ryzykując utratę równowagi, kopnęłaś go w prawe kolano. Usłyszałaś chrupnięcie. Mężczyzna zawył z bólu, siła, z jaką napierał na twój chwyt całkiem zniknęła. Wykręciłaś mu rękę wytrącając nóż i uderzyłaś rękojeścią sztyletu w szczękę. Wydawało się, że stracił kontakt ze światem.

Octavianie szykowałeś się do starcia z nadciągającym napastnikiem. Przybrałeś pozycję, byłeś gotowy do walki. Wtedy zaatakowała go Ylva. Przez chciałeś skoczyć w jej stronę by pomóc jednak okazało się to zbyteczne. Agentka załatwiła przeciwnika w kilka sekund.
Uśmiechnąłeś się pod nosem. Dobrze wiedzieć, że za sławą szły faktyczne umiejętności. Styria umiała dobierać ludzi.
Skoro chwilowo nie było więcej zagrożeń postanowiłeś zająć się Ernestem, którego rana wyglądała coraz gorzej. Szybko znalazłeś medykamenty, które mogły okazać się potrzebne. Przyklęknąłeś przy towarzyszu i zacząłeś oglądać ranę.
W między czasie, ty Enreneście, kiedy wszyscy byli zajęci zabijaniem zająłeś się nie umieraniem. Nie znajdując niczego lepszego rozplątałeś rzemień trzymający nóż i zacisnąłeś go ciasno dziesięć centymetrów nad raną. Czułeś jak powoli drętwieje ci noga. Rana puchła i siniała. Wokół rany zaczęły pojawiać się wyraźne żyły. Były nabrzmiałe i sczerniałe. Przez chwile zakręciło ci się w głowie. Widziałeś wiele trucizn wyrabianych przez najzmyślniejszych alchemików, ale to było zdecydowanie coś nowego.
Przełknąłeś ślinę mając nadzieję, że toksyna nie rozeszła się zbyt mocno po ciele.
Już na pierwszy rzut oka było widać, że jest źle. Pochylając się nad rannym towarzyszem, Octavianie, zastanawiałeś się czym on do cholery dostał. Nie było jednak na to czasu. Musiałeś działać szybko.
- Nem zobacz co z Emilią! – krzyknąłeś, bałeś się, że rana magiczni też wkrótce zacznie AK wyglądać.
Chwyciłeś za grot wystający z drugiej strony uda i ostrożnie go ułamałeś pilnując by nie pozostawić ostrych krawędzi. Następnie złapałeś bełt tuż nad raną i wyciągnąłeś z godnie z kątem pod jakim był wbity. Bełt gładko wyszedł z rany, z której popłynęła krew. Była ciemna i rozrzedzona o dziwnym zapachu. Niewiele myśląc nacisnąłeś ranę kilka razy, aż nie popłynęła z niej normalnie wyglądająca krew.
Odkorowałeś fiolkę z odtrutką i polałeś kilka kropel na ranę. Substancja mocno się zapieniła, zaczęła nawet lekko parować a Ernest zawył z bólu. Następnie, nie mając litości dla towarzysza, polałeś ranę odkażeniem by usunąć fizyczne zabrudzenia. Rana znów zaczęła się pienić, jednak teraz zdecydowanie mniej. Na koniec potraktowałeś obrażenie zasklepieniem. Noga powoli traciła siną barwę a brzegi rany w zrastały się w błyskawicznym tępie.

Nemaria chciałaś posłuchać Octaviana i zobaczyć co się stało z Emilią, jednak nie miałaś na to szans, gdyż ta pociągnęła cię za sobą na w stronę korytarza. Nie miałaś sił by się opierać, jednak zatrzymałaś się na chwilę przy wmurowanym w ziemię człowieku.
Szybko obejrzałaś jego ranę i stwierdziłaś, że na nic się tu nie zdasz. Stracił zbyt wiele krwi. Mogłabyś tylko pomodlić się za niego do bogini, gdyby on nie nastawał na jej dzieci.
Wybiegłyście razem na korytarz, a tam niemal zderzyłyście się z kolejnym człowiekiem.

Rufusie szedłeś w zdecydowanym pośpiechu by zobaczyć co do cholery wyrabia się w skryptorium. Kiedy wyszedłeś zza zakrętu korytarza zobaczyłeś dwóch ludzi leżących na ziemi w kałuży krwi i resztki rozwiewającego się dymu.
Dobyłesć rapiera i przyspieszyłeś kroku idąc wzdłuż ściany korytarza w razie gdyby ktoś nagle ukazał się w drzwiach. Miałeś już wejść do pomieszczenia, kiedy ktoś faktycznie wychynął zza drzwi. Cudem uniknąłeś zderzenia z kobietą wyraźnie ofirskiego pochodzenia i idącą za nią kapłanką bogini. Cofnąłeś się o dwa kroki jednocześnie przybierając postawę szermierczą.
- Co tu…? – zacząłeś, ale nie miałeś szans dokończyć.
Tuz przed tobą wyrósł kamienny mur

Emilio kiedy wypadłaś na korytarz zobaczyłaś kątem oka zbliżający się kształt. Wyminęłaś go w miarę możliwości. Kolejny agent, pytanie przyjaciel zaalarmowany dźwiękami walki, czy wróg, który chciał pomóc towarzyszom.
Nie mogłaś ryzykować.
Wykrzyczałaś formułę czaru. Ziemia stęknęła i ugięła się pod twoją wolą zamykając korytarz kamiennym murem i odgradzając ciebie i Nem od potencjalnego zagrożenia. Musiałyście działać szybko.
Pod ścianą korytarza, z którego przyszliście leżało dwóch mężczyzn. Jednym z nich był Naret, drugiego nie poznawałaś, ale prosta szata w szarym kolorze podpowiadała ci, że był to jakiegoś rodzaju bibliotekarz, czy archiwista. Podeszłyście do nich szybko oceniając obrażenia.
Archiwista był martwy. Miał przebite płuca, jego klatka piersiowa już się nie unosiła. Ślady krwi na ustach wyraźnie wskazywał, że to on był dławiącym się człowiekiem, którego słyszała Ylva. Nem delikatnym ruchem zamknęła mu powieki i szepnęła krótkie pożegnanie w kahta.
Skupiłyście się na Narecie. Był w bardzo złym stanie, ale żył. Miał wyraźnie wybitą szczęką i zwichnięty bark. Jednak najgroźniejsza była obficie krwawiąca rana brzucha za którą trzymał się agent. Krótkie oględziny pozwoliły stwierdzić, że agent na szczęście nie miał przebitych jelit, wciąż jednak obficie krwawił. Mógł mieć przedziurawiona otrzewna, jedna nie miał obfitego krwawienia z ust co wskazywało, że Jan na razie nie wystąpił krwotok.
Jednak nawet w takich okolicznościach nadwyrężone tkanki mogły w końcu puścić, a w tedy agent miałby kilkadziesiąt sekund życia.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Kubuśś 
Sigi


Skąd: Sliabh Ard?
Wysłany: 19-11-2015, 22:11   

Co się tu wyprawia? - mruknął pod nosem. Dojście do odpowiedzi nie zajęło mu dwóch sekund. Wziął krótki rozpęd i kopnął w ścianę starając sie ją rozbić.
Jednocześnie głęboko poirytowanym wrzaskiem stwierdził: Świetnie Ylva! Jak zwykle wpakowałaś się po sam pas w jakiś gnój!
Krzyknął do sprawcy rzeczonej ściany: Nie chcę nikomu zrobić krzywdy, zdejmij zasłonę to wszystko sobie wyjaśnimy!
 
 
Gorvenal 
wergundzki oddział specjalny


Skąd: Łódź
Wysłany: 20-11-2015, 02:10   

-Zobaczmy... Wygląda na to że Styryjczycy krwawią na zielono - Stwierdził uśmiechając się pod nosem. Mimo że skóra i żyły wokół miejsca gdzie trafił bełt wyglądały okropnie to okazało się że trucizna nie zdążyła wniknąć do głębszych tkanek.
Z lekkim uczuciem satysfakcji popatrzył na wyglądającą dużo lepiej ranę.
-Prawie skończone-rzucił do Ernesta zalewając rozerwane mięśnie miksturą odkażającą- Na razie nie próbuj wstawać bez pomocy. Teraz przepraszam, ale mam chyba jeszcze kilku rannych.
Zostawił towarzysza pod ścianą i odszedł w kierunku korytarza. Nie licząc ściany której z pewnością wcześniej nie było i kopiącego w nią człowieka wszystko wyglądało tak jak powinno. Tożsamość przybysza chwilowo go nie interesowała. Nie próbował akurat przebić go jakimś ostrym kawałkiem metalu co stanowiło podstawę do uznania go za nieszkodliwego. Po chwili zorientował się co mogło się tu wydarzyć. Podszedł do ściany.
-Emilia! Jeśli zaraz nie zrobisz czegoś z tą ścianą to przysięgam że własnoręcznie będę odkażał twoją ranę po nożu wrzącym winem wymieszanym z solą!
Odwrócił się do żołnierza który wcześniej kopał w magiczną przeszkodę.
-Przepraszam że się nie przedstawiłem, ale jak pan widzi sytuacja jest co najmniej napięta. Jestem Oktawian Leandros. Mówiąc to wyciągnął rękę do nieznajomego.
_________________
Rzeczywiście nie działa. Hmm... próbowałeś dodać piorunianu?

Prawie zawsze: Jasper Flint- alchemik
Czasem: Oktavian Leadnros- medyk-strzelec, Saren z Tlais Orthogok- medyk-archeolog, Holt Wren- komandos pod przykrywką z zamiłowaniem do ciężkich zbroi
Alaric- wiecznie wiszący w chmurach myśliwy ze styryjskiego końca świata
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 20-11-2015, 04:01   

Co prawda napastnik zwiotczał wreszczie po ciosie w szczękę, ale nie zamierzała dać się nabrać na najprostszy manewr pod słońcem.
Wytrącony przeciwnikowi nóż kopnęła z rozmachu w najdalszy kąt, wykręcenie ręki do tyłu z dociśnięciem łokcia musiało spowodować że lekko się pochylił, poprawiła więc jeszcze jednym ciosem, tym razem krótko, łokciem w twarz z boku, nie puszczając chwytu. Musiał pochylić się mocniej, więc ciosem łokciem między łopatki posłała go na ziemię, traktując cały czas, jakby jednak był przytomny a tylko udawał.
Nie puszczając docisnęła kolanem między łopatkami. Nóż złapała zębami i szybkim ruchem szarpnęła sznurek, który miała przy pasku, rozplotła go (plecionka pętelka w pętelkę), szarpnęła drugą rękę mężczyzny i mocno związała w nadgarstkach, zaciskając także sznur przełożony pomiędzy rękami,żeby dodatkowo zacisnął więzy, i przywiązała do jego własnego paska.
Dopiero wtedy odetchnęła lekko, wciąż dociskając go kolanem do ziemi. Sprawdziła na wszelki wypadek czy oddycha (dostał tylko nokaut, powinien chyba ;) ) i omiotła spojrzeniem pomieszczenie.
Ernest był w tym momencie najważniejszy, ale Ofirczyk już się nim zajął. Spojrzała na nich pytająco.
- Co z tą raną? - zapytała szybko.
Otrzymawszy odpowiedź, spojrzała na korytarz, usiłując rozeznać, co za szuranie kamieni słyszała i komu tym razem Emilia wepchnęła coś kamiennego w egzystencję. I w tym momencie usłyszała swoje imię wykrzyczane z korytarza.
Chwilę jej zajęło dopasowanie głosu do wywołanej w pamięci osoby.
- Rufus Tegernako - mruknęła pod nosem, przypomniawszy sobie - Myślałam, że dawno wysłali cię na emeryturę! - odkrzyknęła z przekąsem - Emilia, wypuść go, cokolwiek mu zrobiłaś!
Ylva wstała, podniosła z ziemi jeńca, trzymając za włosy i przyjrzała mu się dokładnie [opis proszę ładnie ;) ]. Przypomniała sobie coś, po czym odpięła od pasa jeden z troków do kaletki i wepchnęła mu go w usta tak, by nie mógł zacisnąć zębów ani wyraźnie wypowiedzieć zaklęcia. Jeśli miał w zębach plombę z cyjankiem czy inne ustrojstwo, nie powinien móc jej rozgryźć. Trok zacisnęła wokół głowy mężczyzny.
Jeśli był jeszcze nieprzytomny, sprzedała mu szybkiego trzeźwiącego plaskacza (lub kilka) i złapała lewą ręką pod jego związanymi rękoma (między rękoma a plecami). Prawą schowała nóż i przytrzymała delikwenta za kark, wyprowadzając pochylonego w kierunku korytarza.
- Emilia! Nemaria! - zawołała do obu dziewczyn - W porządku z wami? Co jest z... - zobaczyła w tym momencie ciało archiwisty i kałużę krwi wokół leżącego Nareta - Kur*a mać - skwitowała krótko.
Nemaria opatrywała już agenta (jak sądzę ;) ), nie bardzo było przy czym pomagać, ale uczucie, że niesłusznie posądziła go o zdradę, było dość nieprzyjemne.

* Emilia zapewne zdejmie tą ścianę, a jeśli nie, to jak każde zaklęcie - 15 sekund.


Kamienna ściana z hurkotem rozsypała się w drobny żwir, szeleszczący pod stopami i Ylva mogła się przekonać, że pamięć jej nie zawiodła. Uśmiechnęła się kącikiem ust do nowo przybyłego.
- Nie stój tak, jakby ci ktoś postawił przed nosem kamienną ścianę - odezwała się do niego - Naret porządnie oberwał. A tego tutaj skurczysyna trzeba będzie przesłuchać. Jakim cudem wpuściliście zdrajców do siedziby... Chwilę mnie nie ma w centrali i już się bajzel robi...
W tym momencie spojrzała na Emilię i uśmiech spełzł jej z twarzy jak zmyty.
- Octavian! Opatrzyłeś jej tę ranę po nożu....?!
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Kubuśś 
Sigi


Skąd: Sliabh Ard?
Wysłany: 21-11-2015, 00:09   

Ściana przed nim skruszyła sie i rozpadła. Przed sobą zobaczył rannego Nareta, Ylvę trzymającą jak załorzył napastnika i te dwie kobiety na które przed chwilą prawie wpadł. I człowieka w ofirskim stroju który wyciąga dłoń w jego stronę. Uścisnął dłoń dłoń Octaviana.
Tegernako, Rufus Tegernako, co się tu właściwie odpier......dzieje? Dobra, wyjaśnienia później. Na usta cisneło mu się mnóstwo pytań ale rutyna lat służby wzięła górę. Rozejżał się po korytarzy i szybko przemyślał sytuację.
Octavian rusz się Ylva masz jeszcze zasklepienie? Ta w odpowiedzi kiwnęła głową i rzuciła mu ampułkę. Złapał szklaną buteleczkę w locie i podał ją Nemarii.
Mogłabyś go poskładać - powiedział wskazując na Nareta. Ylva zaproś może pana do komnaty za sobą, trzeba z nim pogadać. Sam podszedł do zakrętu korytarza. Ukryty za krawędzią ściany wyjżał w stronę wyjścia sprawdzając czy nie nadchodzi kolejny napastnik lub ktokolwiek inny.
 
 
Nem 
ja nie chcieć ciastko


Skąd: z tam
Wysłany: 21-11-2015, 00:30   

Spojrzała na ranę Nareta i zaklęła w kahta.
- Emilia zdejmuj ścianę. I pomóż mi go położyć na plecach, tylko delikatnie - powiedziała w miarę spokojnie, po czym podniosła głos i krzyknęła do osób wciąż znajdujących się w pomieszczeniu. - Potrzebuję pomocy i czegoś, żeby go opatrzeć: mikstury!! Szybko, bo długo nie wytrzyma!!
Mówiąc to wstała i razem z Emilią ostrożnie go złapała i osunęła na ziemię tak, żeby leżał na plecach. Rozpięła/odsunęła wszystkie warstwy materiału nie stykające się z raną, a potem delikatnie zajęła się koszulą. Kiedy rana była już odsłonięta dokładniej się jej przyjrzała, szukając w miarę możliwości jakichkolwiek szczegółów mogących świadczyć o truciźnie, zakażeniu, zabrudzeniu, obecności ciał obcych itp.
Nerwowo podniosła głowę i spojrzała w stronę drzwi. Czekała na pomoc, albo przynajmniej narzędzia. Bez tego nie mogła nic zrobić. Pani przecież jej teraz nie mogła pomóc.
 
 
Gorvenal 
wergundzki oddział specjalny


Skąd: Łódź
Wysłany: 21-11-2015, 01:16   

Szybkim krokiem podszedł do rannego odpinając od pasa sakiewki. Przyjrzał się ranie na brzuchu Nareta. Za pięknie to to nie wyglądało, ale przynajmniej był w jednym kawałku.
-Dziękuję. Chyba dam radę dokończyć to sam-powiedział odwracając się do Nemarii. -Sprawdź co z raną na żebrach Emilii. Jeżeli nóż był zatruty to ściśnij brzegi tak żeby trucizna wypłynęła z krwią. Powinno pomóc.
Zaczął zszywać podziurawione wnętrzności Nareta. Wszystko podręcznikowo. Tak jak uczyli na studiach. Przez cały czas starał się być na tyle delikatnym żeby nie doprowadzić do pęknięcia innych tkanek. Na koniec, jeszcze przed ostatecznym zaszyciem całej rany urwał kawałek bandaża i wylał na niego mniej więcej ćwierć zwyczajnej dawki mikstury zasklepiającej. Przetarł tym wszystkie miejsca które zszywał. Ilość mikstury była wystarczająca aby wzmocnić najbardziej narażone na pęknięcie miejsca do momentu aż zaciągną tu jakiegoś uzdrowiciela który zespoli je magicznie nie zostawiając nici w otrzewnej.

(jeżeli okaże się że szycie nie jest potrzebne do bezpiecznego przeniesienia Nareta do szpitala to ograniczy się do przetarcia ran bandażem nasączonym połową dawki mikstury zasklepiającej)

-Trzeba złożyć na poczekaniu jakieś nosze jeżeli mamy go przenieść do szpitala we względnie nienaruszonym stanie. Jakieś pomysły?
_________________
Rzeczywiście nie działa. Hmm... próbowałeś dodać piorunianu?

Prawie zawsze: Jasper Flint- alchemik
Czasem: Oktavian Leadnros- medyk-strzelec, Saren z Tlais Orthogok- medyk-archeolog, Holt Wren- komandos pod przykrywką z zamiłowaniem do ciężkich zbroi
Alaric- wiecznie wiszący w chmurach myśliwy ze styryjskiego końca świata
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 21-11-2015, 03:47   

Ylvo gdy tylko spojrzałaś na Emilię wiedziałaś, że jest źle. Cała rany była wręcz czarna, skóra wokół zsiniała i spuchła. Ciężko było ocenić skalę problemu przez ubranie, jednak silnie ukrwiony obszar klatki piersiowej sprzyjał szybkiemu rozprzestrzenianiu się toksyn.. Trzeba było działać szybko.
Emilio nie wiedziałaś, czemu agentka tak na ciebie patrzyła. Czułaś się całkiem dobrze. Może trochę kręciło ci się w głowie, ale to zapewne był skutek wysiłku związanego z rzucaniem czarów. Skutek uboczny skoku adrenaliny. Nagle poczułaś się ociężała. Usiadłaś twardo na ziemi.
Bok zaczął mocno doskwierać. Piekł i swędział. Chciałaś się podrapać, z lekkim wysiłkiem uniosłaś rękę. Wokół ciebie cicho mruczały kamienie. Były zatroskane o ciebie cicho dopytywały się co ci jest.
Octavianie zaszyłeś bez większych komplikacji ranę Nareta, tym samym zapewniając mu dalszą egzystencję. Zostały wybita szczęka i zwichnięty bark. Kiedy zaszywałeś ranę zauważyłeś, że agent wodzi palcem po ziemi i mruczy coś przewracając oczami. Wyglądało na to, że majaczył z utraty krwi.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 21-11-2015, 06:23   

Trzymany za kark jeniec zajmował jej ręce, ale puściła na chwilę prawą, w razie czego ustawiając się tak, by reagować na próbę ucieczki ciosem kolanem. Szarpnęła za sakwę i rzuciła Rufusowi fiolkę mikstury zasklepiającej.
- Dzięki ci, Bogini, za fachowego medyka tam, gdzie jest potrzebny - mruknęła pod nosem, patrząc na to, co robił Ofirczyk, krótka jak błysk mysl powędrowała do Lylian, gdziekolwiek była przyjaciółka, zapewne byłaby dumna widząc Nemarię w akcji i fachowe poczyniania Octaviana. A może to ona w jakiś sposób ich wspierała z zaświatów...
Ale nie było czasu na sentymenty.
Emilia.
- Oczyśćcie jej tę ranę z trucizny! - syknęła.
Rufus, wkraczając do akcji, zaczął od rozstawienia wszystkich po kątach, nieco ją to bawiło, ale nie miała czasu na sprzeczki z dawnym towarzyszem. Poza tym stary wyjadacz miał rację.
Cofnięcie się do skryptorium było chyba najlepszym mozliwym rozwiązaniem. Przedtem wpadło jej do głowy, by wszcząć alarm, ale zakładając, że zamieszany jest w ten zamach ktoś z SSW, że mają tu jakiegoś wyjątkowo skutecznego kreta, alarm tylko by go spłoszył. Jeśli napastników było więcej, mógł ich sprowokować do jakichś gwałtownych działań. Nie było czasu. Straszliwie nie było czasu, trzeba było wydobyć informacje natychmiast.
- Octavio, póki co nie ruszamy się stąd. Mam nadzieję, że Naret wytrzyma do czasu, póki nie dowiemy się, kto nam urządził ten teatr - spojrzała na martwego archwistę, to także był jeden z ich ludzi, jeden martwy Styryjczyk.
- Wszyscy do skryptorium! Zajmijcie się Emi - z wyraźną prośbą w głosie zwróciła się do kapłanki i medyka - Rufus, Ernest... Możecie nam zapewnić bezpieczeństwo przez chwilę? Obstawcie drzwi, sprawdźcie ściany, czy nie ma tu dodatkowych wyjść. Tego gnojka - wskazała na martwego człowieka, uwięzionego w posadzce - przeszukajcie. Proszę - dodała uśmiechając się tak, żeby obydwaj agenci nie odebrali tego jak rozkaz.
(mam nadzieję, że wmurowany pan nie blokuje nam drzwi ;) )
Szarpnęła jeńca, wpychając go do pomieszczenia, rzuciła na podłogę przy ścianie tak, by nie miał styczności z żadnymi przedmiotami ani meblami i by leżał na boku, by więzy na rękach były widoczne. Poprawiła butem.
Przesłuchanie wymagało czasu, którego nie miała, narzędzi i chemii, których nie miała, i spokoju, którego, a to ci heca, też nie miała.
Przyjrzała się dokładnie pojmanemu człowiekowi, próbując rozeznać, z kim ma do czynienia i wpaść na to, czy podziała kij czy marchewka, obietnice czy prosty, wymowny ból.
- Panowie, nie chcecie się czasem zamienić... Ja popilnuję drzwi, a wy ogarniecie tortury - mruknęła do obu towarzyszy z wywiadu, cicho, tak zeby więzień nie usłyszał.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Kubuśś 
Sigi


Skąd: Sliabh Ard?
Wysłany: 22-11-2015, 03:02   

Odstapił od ściany zza której obserwował korytarz kiedy wszyscy byli już w środku skryptorium. Szybkim krokiem przebył drogę od zakrętu korytarza do wejścia. Wyrwane drzwi wstawił we framugę.
Ernest, pomóż mi przesunąć ten regał - powiedział wskazują półkę stojącą koło drzwi. Dosunęli ją tak by zastawiała wejście przymkniete tylko obluzowanymi drzwiami. Potem poprawił kapelusz i zaczął sprawdzać ściany w poszukiwaniu drógiego wejścia do pomieszczenia podchodząc do każdej ściany, szukając luźnych kamieni, dźwigni, przycisków, zakrytych otworów, odswówając meble za którymi mogło się kryć przejście. Rozejrzał się po podłodze, zobaczłył kuszę, rozrzucone bełty i kozią nóżkę. Podniósł kuszę, naciągnął cięciwę i założył bełt. Potem podszedł do Ylvy która kończyła właśnie wiązać napastnika. Mierząc w związane, potencjalne zagrożenie zapytał:
Dobra, zacznijmy od tego co tu się właśnie stało i co planujesz z tym zrobić?...
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 22-11-2015, 04:13   

Widząc, że towarzysze raczej nie kwapia się do zamiany, a Rufus w ogóle zajął się oględzinami pomieszczenia, nie spuszczając oczu z jeńca podniosła stojące obok regału krzesło.
Nienawidziła tego, co miało za chwilę nastąpić. Nienawidziła tej konieczności, która sprawiała, że nie było innego wyjścia i trzeba było zadać ból, aby uzyskać informacje.
Zacisnęła zęby. Sentymenty i słabość w takim momencie były zabójcze.

Postawiła krzesło tak, żeby stało między ścianą i regałem, sprawdzając od razu wszelkie ostre krawędzie, które mogłyby jeńcowi pomóc w uwolnieniu się.
- Wstawaj - warknęła oszczędnie, łapiąc jeńca za fraki pchnęła go na krzesło, jego własnym paskiem przymocowała do regału jego związane ręce, założone za oparcie krzesła. Trokami przymocowała nogi jeńca do krzesła i przyjrzała mu się jeszcze raz, uwzględniając też rozwarcie szczęki w poszukiwaniu ewentualnej ampułki z cyjankiem.

Neutralny strój. Spokojne zachowanie. Nie szarpał się, nie rzucał. Oszczędzał siły. Przymknięte oczy - obserwował tak, żeby nie było widać, na co patrzy. Spokojny oddech. Panował nad sobą.
Zawodowiec. Najemnik? Agent? Zabójca?

Nie spojrzała na Rufusa, ale z wdzięcznością zanotowała, że podniósł kuszę. Spojrzała na pozostałych i cofnęła się tak by jeniec nie słyszał jej cichych słów. Rufus nie spuszczał go z celownika.

- Zabójcy, dwóch - mówiła szybko, cicho i w skrócie, ale wiedziała, że weteran SSW zrozumie - Zwabili nas tu przez Nareta. Naret może być zamieszany, ale nie musi. Zasłona dymna, salwa z kusz, zatrute ostrza. Zawodowcy. Nie wiem, ilu ich jest. Nie wiem, kto był celem. Nie wiem, czy tylko na nas uderzyli i ilu ludzi mają w siedzibie. Musimy to wiedzieć natychmiast.
Rufus wciąż nie spuszczał oka z jeńca, a stojący przy drzwiach Ernest (? jak sądzę, stoi tam ;) ) zrobił dwa kroki w ich stronę, aby dołączyć do rozmowy.
- Ylva - powiedział Tegernako - Czy to jest możwlie żeby z jakichś powodów byli to nasi ludzie uznając was z jakichś powodów za zdrajców...?
- To bez sensu, po co, mógł nas zwyczajnie aresztować - mruknęła, ale serce podjechało jej do gardła. Takie oskarżenie oznaczałoby odcięcie od SSW i ogólnie od styryjskiego państwa, porażkę planów ekspedycji na Zapołudnie... Ja tą ekspedycję zrobię choćbym miała tam jechać w pojedynkę, pomyślała.
- Mógł - kontynuował Rufus, Ylva wiedziała że ją obserwuje, jakby nie do końca ufał zapewnieniu, że nie ma mowy o żadnej zdradzie - Więc to intruzi z zewnątrz. Jakoś weszli do tej siedziby. Nie wpuszczamy tam ludzi z przypadku, szczególnie teraz, więc jak?
- Mieli wtyczkę - odpowiedziała machinalnie.
- Właśnie - kontynuował tonem zwierzchnika - Weszli do siedziby ergo mogli zabić M. i resztę najważniejszych agentów, a zdecydowali ze zabiją was. W każdym razie was najpierw. Dlaczego? Analizuj sytuacjię - dodał, jakby prowadził egzamin z czynności operacyjnych.
Odpusciła. Nie chciała teraz się spierać o zwierzchnictwo.
- Weszli, uderzyli na Nareta i tego drugiego, wybili drzwi, wrzucili granaty, oddali salwę w Ernesta i Octavia, potem ten rzucił nożem w Emi, ale po tym jak rzuciła zaklęcie, więc mógł rzucić, bo była magiem. więc chodzi o Nemarię albo o mnie. Gdyby chodziło o mnie, nie próbowalby w walce mnie zabić, tylko ogłuszyć. Jesli chcieli mnie, mogli zgarnąć mnie po drodze z Terali. Więc Nemaria.
- Kim ona jest?
- To jest córka Lylian - Convovle, tej, która była devi terphilin. Medyczka, kapłanka, wrobiona przez lominów w zdradę.
- To już sporo. Odziedziczyła zdolności?
- Nie. To przybrana córka, jest jej wychowannicą tylko, nic nie odziedziczyła, nie jest nikim szczególnym, oprócz tego, że może mieć/wiedzieć coś co wiedziała Lylian.

Rufus spojrzał badawczo na agentkę sponad łoża kuszy.
- Mamy cholernie mało czasu. Rób co trzeba.
Skinęła głową machinalnie. Miał rację.
Zerknęła na Octavia, który opatrywał nieprzytomną Emilię. Wprawa, z jaką to robił, budziła zaufanie i szacunek.
Spojrzała na klęczącą przy nim Nemarię, zmęczoną, z podkrążonymi oczami, wystraszoną, z rękami umazanymi krwią Nareta, którą przypadkiem umazała sobie ocierane z potu czoło. Nie była podobna do Lylian. Jednocześnie była jej obrazem i podobieństwem.
- Nie pozwól by to widziały, dobrze? Asekuruj mnie, proszę...


Cicho wypuściła powietrze z płuc. Podeszła do jeńca, wbijając w niego wzrok spod wpół przymniętych oczu. Jej mimika, mowa ciała, ton głosu- teraz wszystko miało znaczenie w tej grze, więc przyjęła pozę, jakiej potrzebowała. Nadała twarzy zacięty wyraz bezlitosnego mordercy, obniżyła głos, zacisnęła zęby.
- Nie będę się bawić w długie gierki - warknęła - Możesz mi powiedzieć to, co potrzebuję wiedzieć, teraz lub skończyć w jednym z lochów przesłuchań, wraz z którymś z khor'zighira.
Rozluźniła postawę i wyprowadziła mocny prawy prosty w nasadę nosa związanego.
- Może się skończyć na tym. A może się skończyc na kalectwie lub nieprzyjemnej i doprawny mało chwalebnej śmierci.... Kto był waszym celem i na czyje zlecenie? - gwałtownym ruchem szarpnęła go za włosy i odpięła trok, robiący za kaganiec (o ile nie miał w zębach tych cholernych ampułek, jeśli miał, to mu wybije te zęby).
Nie doczekała się odpowiedzi, ale też nie spodziewała się jej.
- Kto był celem i na czyje zlecenie? - tym razem obliczyła cios tak, żeby złamać nos, to dezorientowało, nieprzyjemnie wybijało z rytmu. Wiedziała, że zawodowiec albo agent przejdzie to bez problemu.
Przeszedł.
- Kto był celem i na czyje zlecenie?
Prowadząc normalne przesłuchanie, pewnie zrobiłaby to inaczej, ale nie miała czasu. Tym razem cofnęła się lekko i wyprowadziła kopnięcie, w walce zwykle celowane w splot słoneczny, obliczone tak, żeby wpakować maksymalna energię a nie odpychać. Miała na nogach mocne, podróżne buty, a on miał tylko spodnie. Kopnięcie śródstopiem idealnie wycelowane między przywiązane do krzesła nogi.
Korzystając z chwili, w której jeniec gwałtownie łapał powietrze i krztusił się, nachyliła się i szepnęła mu do ucha:
- Jak skończę, stracisz bezpowrotnie nie tylko możliwość zostania ojcem, ale też kilka innych możliwości, do których możesz mieć sentyment. Zastanów się, czy płacą ci wystarczająco dużo i czy warto, skoro i tak to z ciebie wyciągniemy. Kto był celem i na czyje zlecenie....?
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Gorvenal 
wergundzki oddział specjalny


Skąd: Łódź
Wysłany: 22-11-2015, 11:28   

Ciekawe jakim cudem mogła tak długo wyrzymać po trafieniu. Ernest odpadł po kilkunastu sekundach, a z pewnością nie był łatwy do zwalnia z nóg. Trucizna rozeszła się już na dość dużym obszarze. Bał się że samo usunięcie jej z miejsca w którym nóż rozciął skórę nie wystarczyło. Przebił igłą jeszcze kilka drobnych naczyń krwionośnych zbierając wypływającą z nich ciemną krew. Ktoś będzie musiał zanieść to do alchemika.
Praca z nieprzytomnymi pacjentami była o wiele wygodniejsza. Powoli zalewał ranę odtrutką tak aby jak największa objętość mikstury dostała się do krwioobiegu. Potem odkaził rozcięcie i wylał na nie trzy czwarte dawki zasklepienia które pozostało po zszywaniu Nareta. Nie wyglądało to już tak źle, a skóra Emilii odzyskała normalnt kolor.
Wyprostował się i rozejżał. Wyglądało na to że przesłuchanie zaczeli bez niego. Nieważne. I tak powinien jeszcze się załapać. Może nawet uda mu się skrócić to wszystko.
-Wytrzyj się.- Powiedział wyjmując z sakiewki bandaże i podając je kapłance. -Wyglądasz jakbyś zszywała Nareta zębami. Panie Tegernako! Zmieni mnie pan na chwilę ?- krzyknął wstając i podchodząc do zabarykadowanych drzwi.
_________________
Rzeczywiście nie działa. Hmm... próbowałeś dodać piorunianu?

Prawie zawsze: Jasper Flint- alchemik
Czasem: Oktavian Leadnros- medyk-strzelec, Saren z Tlais Orthogok- medyk-archeolog, Holt Wren- komandos pod przykrywką z zamiłowaniem do ciężkich zbroi
Alaric- wiecznie wiszący w chmurach myśliwy ze styryjskiego końca świata
 
 
Gorvenal 
wergundzki oddział specjalny


Skąd: Łódź
Wysłany: 22-11-2015, 13:40   

-Chociarz... Jednak nie. Proszę dać mi jeszcze chwilę.
Przypomniał sobie o majaczeniach Nareta. To mogło być bez znaczenia, ale mimo wzzystko co mu zaszkodzi sprawdzić. Podszedł do rannego i sprawdził czy nadal porusza palcami po posadzce i mruczy coś pod nosem.

Jeśli coś zrozumie to będzie się starał jakoś poskładać to co Naret ma do powiedzenia. Jeśli nie zrozumie nic to poprosi Nemarię o pomoc (może tamten mówi w kahta albo jakimś innym styryjskim dziwactwie).
_________________
Rzeczywiście nie działa. Hmm... próbowałeś dodać piorunianu?

Prawie zawsze: Jasper Flint- alchemik
Czasem: Oktavian Leadnros- medyk-strzelec, Saren z Tlais Orthogok- medyk-archeolog, Holt Wren- komandos pod przykrywką z zamiłowaniem do ciężkich zbroi
Alaric- wiecznie wiszący w chmurach myśliwy ze styryjskiego końca świata
 
 
Nem 
ja nie chcieć ciastko


Skąd: z tam
Wysłany: 22-11-2015, 16:55   

- Ty się nią zajmij, ja mam brudne ręce, jeszce jej się wda jakieś zakażenie...
Obserwowała uważnie, jak Octavio naprawia Emilię. Była pod wrażeniem jego umiejętności. Jej do takiej wprawy jeszcze dużo brakowało. Zdziwiła się kiedy podał jej bandaż i uświadomił jej jak żałośnie wygląda. Przetarła twarz.
- Z jakiegoś powodu czuję się jeszcze gorzej niż wyglądam... Dosłownie jakbym przed chwilą wyszła z sali tortur - mruknęła zażenowana.
Oparła głowę o ścianę, zamknęła oczy i jeśli Naret majaczył, próbowała coś zrozumieć.
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 23-11-2015, 05:35   

Ylvo wasz jeniec nie miał niczego w zębach, nie było też widać śladów innych zabezpieczeń. Po twoim pierwszym pytaniu jeniec nic nie odpowiedział. Na wybity nos zmarszczył tylko na chwilę brwi i nieznacznie stęknął. Jakby dostał lekko w ramię, a nie prosto w twarz. Wiedziałaś, że udaje, wiedziałaś też, że wciąż świetnie nad sobą panuje.
Musiałaś być bardziej stanowcza.
Kopnęłaś go z całej siły tam, gdzie nie było mowy o panowaniu nad sobą, czy udawaniu. Nie krzyknął, od takiego ciosu rzadko się krzyczy. Jęknął prostując się gwałtownie, na szyi wyszły mu żyły, nabrał powietrza przez zęby. Znów opadł oddychał ciężko. Z trudem łapał powietrze. Zamrugał kilka razy. Wyraźnie był w lekkim szoku, jednak zwalczał jego efekty zbyt szybko, by można je było skutecznie wykorzystać przeciw niemu w dalszym toku przesłuchania.
Nachyliłaś się nad nim zaczęłaś szeptać.
W porę dostrzegłaś napinające się mięśnie, podziewałaś się tego. Rzucił głową w twoją stronę próbując cię uderzyć, jedna zdołałaś się w porę wyprostować. Ryfusie zareagowałeś natychmiast na ruch więźnia podnosząc kuszę do ramienia. Enreście pomagałeś z właściwym pozycjonowaniem więźnia w trakcie przesłuchania, wiec kiedy ten spróbował uderzyc Ylvę poczułeś się nieco winny. Złapałeś jeńca za ramię i szarpnąłeś nim usadzając z powrotem we właściwej pozycji. Ylvo w odpowiedzi na ruch więźnia sprzedałaś mu kopniaka w kolanem w twarz. Lekko, by pokazać kto tu jest w jakim położeniu.
Zaśmiał się i splunął krwią.
- Ty i ja mamy sporo wspólnego Ylvo Darren - uśmiechnął się, krew ze złamanego nosa groteskowo spływała między zębami. - Oboje pracujemy dla sprawy. Mnie tylko poszło nieco gorzej.
Znów zamknął oczy. Odzyskał spokój.

Octavianie by dostać się do rany Emili musiałeś najpierw zdjąć jej kamizelę. Wolałeś nie ryzykować rozjuszenia magiczki, więc, choć w normalnych okolicznościach rozciąłbyś ją dla oszczędzenia czasu, tym razem bawiłeś się w rozpinanie jej. Podwinąłeś koszulę magini.
Rana była niewielka, jednak trucizna rozlała się po wielu żyłach tworząc gęstą sieć poczerniałych naczyń.
Przystąpiłeś do działania. Po czasie który mógł być za równo minutą jak godziną, łatwo było stracić poczucie czasu przy stresujących, lub wymagających zabiegach, zacząłeś widzieć poprawę. Odetchnąłeś z ulgą i zwróciłeś się w stronę Nemari.

Emilio, nie do końca wiedziałaś co dzieję się dookoła ciebie. Czułaś kilka ukłuć gdzieś w okolicy żeber, przynosiły ulgę. Wciąż kręciło ci się w głowie i z trudem otwierałaś oczy. Powoli jednak wielka ciemna plama przed tobą zmieniała się w wielką jasną plamę. Jakaś wciąż normalnie działająca część twojego mózgu przyjęła to za dobry objaw i kazała ci leżeć spokojnie, aż całkiem ci się nie poprawi. Postanowiłaś posłuchać. Nie żebyś miała jakiś wielki wybór. ;|

Nem raz razem z Octaviem przysiedliście przy Narecie, który dalej majaczył. Poruszał delikatnie przedramieniem wodząc palcem. Przypominało to rysowanie czegoś, lub upośledzoną gestykulację. Poruszał też przy tym powoli ustami niemal nic nie wydając z siebie dźwięków. Z trudem zdołaliście odczytać kilaka urywanych sylab.
- ... teee ... tee ... oh ... - niezrozumiale - neks ... tttlaa... huuuua... aaa... lllllii... deeen... cooo... net... tl... - niezrozumiale.
Powolny potok słów z ust Nareta ciągnie się dalej, a agent nie wygląda, jakby posiadał jakąkolwiek świadomość otoczenia.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Gorvenal 
wergundzki oddział specjalny


Skąd: Łódź
Wysłany: 24-11-2015, 00:00   

"Dosłownie jakbym przed chwilą wyszła z sali tortur"
-Ciebie przynajmniej znów uważają za jedną ze swoich.- Odpowiedział starając się usunąć z głosu jakikolwiek ślad emocji i nie odwracając się od półprzytomnego Styryjczyka.Wysłuchiwanie bełkotu Nareta nie dało zbyt wiele. Tak w zasadzie to nie dało kompletnie nic. Trzeba więc było przejść do bardziej bezpośrednich metod. Już miał odejść kiedy przypomniał sobie o konieczności przeszukania więźnia. Niemalże słyszał głos nauczyciela karcącego go za to że prawie pominął tak istotny element dochodzenia. Plama na honorze...
Zaczął od dołu. Sprawdził zawartość butów i poszukał podwójnych wkładek lub wyjmowanej podeszwy. Następnie przeszukał spodnie w poszukiwaniu wszytych w nie przedmiotów. Dalej tradycyjnie. Pasek, tunika, kamizelka i kapelusz. Wszędzie zwracał uwagę na to samu. dziwny kształt przeszyć, zgrubienia, zwiększona waga, odrobinę inny kolor i jakiekolwiek inne odstępstwa od normy. Sakiewki zostawił na koniec. Najzwyczajniej wyjął z nich zawartość i wywrócił na lewą stronę. Potem w ten sam sposób sprawdził trupa archiwisty. Przecier nigdy nie można być do końca pewnym co się stało.
_________________
Rzeczywiście nie działa. Hmm... próbowałeś dodać piorunianu?

Prawie zawsze: Jasper Flint- alchemik
Czasem: Oktavian Leadnros- medyk-strzelec, Saren z Tlais Orthogok- medyk-archeolog, Holt Wren- komandos pod przykrywką z zamiłowaniem do ciężkich zbroi
Alaric- wiecznie wiszący w chmurach myśliwy ze styryjskiego końca świata
 
 
Gorvenal 
wergundzki oddział specjalny


Skąd: Łódź
Wysłany: 30-11-2015, 22:51   

Skończył grzebać w szatach trupa i zabrał wszystkie podejrzanie wyglądające przedmioty (jeżeli jakieś znalazł. Podejrzanie wyglądające to w tym wypadku wszystkie fiolki, amulety, kawałki papieru, broń czy bliżej nieokreślone przedmioty wyglądające magicznie. Tych ostatnich dotyka tylko przez rękaw/bandaż).
-Erneście. Przypilnuj proszę korytarza.- Powiedział wchodząc do archiwum i wycierając o płaszcz czerwone od krwi ręce. Na krześle siedział związany człowiek. Ot zwyczajny Styryjczyk. Pełno tu było takich, a jego nie odróżniłoby się w żaden sposób. Uśmiechnął się. Zawsze łatwiej było dręczyć ludzi bez twarzy.
-Potrzymasz go Ylvo?- Zapytał przechodząc obok krzesła i wyjmując igłę z jednej z sakiewek. Gdy więzień był unieruchomiony zabrał się do pracy. Znalazł wyrostek szóstego kręgu i odmierzył około trzy palce w lewo. Miejsce gdzie znajdował się splot ramieniowy można było poznać po lekkim zgrubieniu na szyi które tym razem było jeszcze lepiej widoczne ze względu na spięte mięśnie przesłuchiwanego. Teraz zaczynała się trudniejsza część. Wbił igłę prostopadle w stosunku do szyi. Nie za głęboko. nerwy znajdowały się pod stosunkowo cienką warstwą mięśni. Poruszył igłą w górę i w dół aż poczuł opór stawiany przez nerw. Cofnął narzędzie odrobinę i powtórnie je wbił. Więzień krzyknął i gdyby nie był trzymany leżałby właśnie na podłodze.
-Hmmm... Przepraszam. Ten najwyraźniej unerwiał osierdzie.(Porażeniu osierdzia towarzyszy ból porównywalny z bólem przy zawale serca lub większy , jednak krótkotrwałe porażenia prawie nie mają negatywnego wpływu na zdrowie. Prawie...) Wyprostujesz go? Spróbuję jeszcze raz.
Tym razem było łatwiej. wbił igłę na tę samą głębokość ale szukał włókna znajdującego się mniej więcej milimetr do dwóch niżej niż poprzednie. Po kilku sekundach wyginania igły w ranie wbił ją we właściwe miejsce doprowadzając do nagłego skurczu przepony i mięśni międzyżebrowych.
-Mów kiedy przestać. Jak to wyjmę to znowu zacznie oddychać.
_________________
Rzeczywiście nie działa. Hmm... próbowałeś dodać piorunianu?

Prawie zawsze: Jasper Flint- alchemik
Czasem: Oktavian Leadnros- medyk-strzelec, Saren z Tlais Orthogok- medyk-archeolog, Holt Wren- komandos pod przykrywką z zamiłowaniem do ciężkich zbroi
Alaric- wiecznie wiszący w chmurach myśliwy ze styryjskiego końca świata
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 30-11-2015, 23:42   

Skoro jakieś resztki rozsądku kazały jej leżeć spokojnie, to leżała, dumając nad tym, czemu ten granit na posadzce ma jakiś taki zielonkawy połysk. Nie zważała na to, co się dzieje wokół, jej myśli powoli stawały się proste i klarowne.
Dziwność-Która-Zmienia. Dziwo-Jedność. Jedno-Dziwość. Zagłębiała się umysłem w strukturę skały, badała ją delikatnie, muskała Mocą. Wyczuwała braki Jedności w okolicy, mruczała cichutko z Wielo-Jednością zamkniętą pomiędzy ścianami. Szła coraz dalej i dalej...
Gdyby w tym momencie ktoś wziął ją za rękę, mógłby pomyśleć, że dotyka rzeźby z zimnego marmuru. Oczy miała przymknięte, wyglądała, jakby zasnęła. A może rzeczywiście tak było?
Naraz, powieki drgnęły, palce lekko się zacisnęły.
Jedno-Wielość-Która-Zmienia. Tak właśnie to wyczuła. Coś, co nie było, ani do końca skałą, ani istotą żywą... a jednak żyło. I było wielkie.
Ulundo?
Skały nie znały tego słowa, w ogóle nie rozumiały słów. Ponownie tylko zamruczały zastanawiająco, czemu ją to tak dziwi. Jedność, która stała się Wielością przez Zmianę. Dużą Zmianę. Nie tak wiele otarć temu.
Ale Emilia nie słuchała tych wywodów. Starała się przekazać tej części ulundo, do której miała dostęp, obraz tego, co się tu stało. No bo co jak co, ale on się raczej powinien tym zainteresować.
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,05 sekundy. Zapytań do SQL: 14