Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Gra
Autor Wiadomość
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 01-12-2015, 03:43   

[wpis ma ogarniać postaci moją i Rufusa, jak coś. i trochę Ernesta, chyba, że on się jednak sam ruszy ;) ]

Bardzo starała się nie zmienić ani na chwilę wyrazu twarzy, ani na chwilę nie dać poznac, że rozważa usłyszane każde słowo.
"pracujemy dla sprawy"... dla czyjej, pomyślała. Nie, to chyba niemożliwe, żeby trafili na jakąś wewnętrzną akcję własnych ludzi. Nie, do tego momentu już dawno tamci by się uwiarygodnili, lub chociaż żądali rozmowy ze zwierzchnikiem.
Zwierzchnikiem... Psiakrew, żeby tylko dało się zawiadomić M. Ktokolwiek był zdrajcą i wpuścił wroga do siedziby, na pewno nie był to ulundo. To była jedna z wielu zalet pracy z Dziećmi Bogini - oni zawsze byli pewni.
Odsunęła się o krok od jeńca, wzrokiem cały czas kontrolowała więzy, żeby nie dać się zaskoczyć, gdyby zaczął przy nich kombinować. Wiedziała, że stojący za nią Rufus także obserwuje każde napięcie mięśni więźnia. Dyskretnym skinieniem głowy dała znak Ernestowi, żeby się przygotował na ewentualną reakcję.
Sugestywnym, powolnym ruchem wyciągnęła miecz. Gdy dostrzegła już w oczach więźnia wystarczające niezrozumienie - wszak zabicie go teraz byłoby zupełnie bez sensu - nachyliła się nad nim nisko i mocno szarpnęła w tył jego głowę, łapiąc za włosy tak, ze razem z krzesłem odchyliła go do tyłu.
- Ja i ty nie mamy nic wspólnego - powiedziała niskim, ostrym tonem - Kto był celem i na czyje zlecenie? - ostrze trzymanego w prawej ręce miecza przejechało delikatnie po ramieniu więźnia. Celowo powoli uniosła rękę, obracając głowicę w kierunku gdzie pójdzie uderzenie - żeby zrozumiał, co się stanie i mógł zareagować.
Zrozumiał.
Nie zareagował.
Uderzyła mocnym ciosem z całego ramienia, skierowanym prosto w dół, między nogi więźnia. Krzesło zadziałało jak kowadło. Nie mógł tym razem skulić się po uderzeniu, więc zacharczał tylko, łapiąc powietrze w nieprzytomnym odruchu na falę bólu.
Z każdym uderzeniem nabierała absolutnej pewności, że ma do czynienia z profesjonalistą, szkolonym na takie okazje i rozumiała, że nie ma dość czasu żeby go złamać bez odpowiednich narzędzi, psionika lub fachowca od przesłuchań.
- Kto był celem i na czyje zlecenie? - zapytała nie zmieniając tonu głosu, nadal nie spodziewając się odpowiedzi, żeby oprzytomnić więźnia, trzasnęła otwartą dłonią w twarz - Kto był celem i na czyje zlecenie? - powtórzyła jeszcze raz, jeszcze jednym trzaśnięciem i zmieniła pytanie - Ilu ludzi tu macie?
Wstała, opierając miecz o kark, stojąc tyłem do więźnia spojrzała na Rufusa pokręciła dyskretnie głową. On cały czas obserwował znad wycelowanej kuszy, więc mogła sobie pozwolić na chwilowe odwrócenie się plecami. Bezgłośnie rzuciła w eter pełne irytacji przekleństwo.

Rufus nie skomentował jej reakcji. Wiedział, że Ylva ma spore doświadczenie w terenie, ale wszyscy wiedzieli, że nie lubi brudnej pracy na zapleczu wywiadu. Sporo widziałaś, pomyślał pod jej adresem, ale wciąż jeszcze za mało, skoro zostały ci jeszcze skrupuły i wyrzuty sumienia. On sam już dawno nie brał udziału w działaniach operacyjnych i nie spodziewał się kompletnie, że nagle znajdzie się w środku akcji, jednak wyszkolone, niemal odruchowe nawyki działały same, niezależnie od jego zaskoczenia. Tym samym jego współczucie i empatia dla więźnia automatycznie zrównały się z uczuciami jakie żywił dla tej drugiej strony barykady. Bo kimkolwiek był ten tutaj, dla kogokolwiek by konkretnie nie pracował, to atak na siedzibę SSW stawiał go automatycznie po tamtej stronie. Po stronie Qa i ich wycierusów z lomin'yaro.
Rufus może i nie pracował w terenie, ale przez jego ręce przechodziły raporty z ojczyzny, z ziem zajętych i okupowanych przez obie te frakcje. W tych raportach były krwawe obławy i egzekucje, były kolumny więźniów, gnane na południe, były krwawe ofiary składane Opiekunom z bijących jeszcze serc wyrwanych styryjskim jeńcom... Nie, kimkolwiek by nie był ów więzień, Rufus nie umiał mu współczuć. Skinął głową do Ylvy by podeszła.
- Nie zdążysz. To zawodowiec, a my nie mamy więcej czasu - szepnął możliwie cicho, pochylając głowę nad jej ramieniem, potwierdził jej własne myśli - Spróbuj jeszcze raz, jeśli się nie uda, nakładaj mu worek na łeb i odda się go do katakumb - katakumbami nazywano rozległe, kute w skałach podziemne korytarze, w których SSW miała więzienia i sale przesłuchań. Ale także laboratorium i kilka innych mocno tajnych lokalizacji - Trzeba znaleźć M. i to natychmiast.
- Można po niego posłać - mruknęła równie cicho.
- Można, ale to ryzykowne, wciaż nie wiesz, ilu masz wrogów w kwaterze głównej.
- Racja, psiakrew - westchnęła. Spojrzała na Emilię, która właśnie zdawała się wracać do przytomności, i Nemarię, która wciąż zdawała się być najbardziej nieszczęśliwą istotą w najbliższej okolicy - Dobrze, więc ostatni....
- Erneście, przypilnuj proszę korytarza - wtrącił się niespodziewanie Ofirczyk, który właśnie skończył przeszukiwać wciąż majaczącego Nareta. Ylva spojrzała na niego z lekkim niezrozumieniem - Potrzymasz go, Ylvo?
Zrozumiała dopiero gdy dostrzegła błysk wyjętej z sakwy igiełki. Charakterystycznym dla niej gestem uniosła jedną brew. Wymienili spojrzenia z Rufusem i Ernestem, wszystkie mówiły "co szkodzi spróbować".
Ernest bez słowa podszedł więc do drzwi, Rufus równie automatycznie powrócił do czujnej asekuracji i obserwacji ruchów więźnia.
Ylva bez zadawania pytań podeszła z powrotem do więźnia. Obserwując co robi Octavio, coraz szerzej otwierała oczy. Widziała kiedyś taką metodę, ale nigdy z bliska. Była agentem terenowym, znała podstawowe techniki przesłuchań, ale nie była w tym "fachu" specjalistą. Wręcz przeciwnie, serdecznie nienawidziła tej umiejętności.
Zrozumiała, że o unieruchomienie głowy chodzi, więc raz jeszcze mocno chwyciła więźnia za włosy z tyłu głowy, dociskając dodatkowo przedramieniem. Patrzyła mu w oczy.
Obserwowała, jak otwiera je coraz szerzej w przerażeniu, do którego nie chciał się przyznać mimiką twarzy, a potem jak panicznie próbuje złapać powietrze jak wyciągnięta na brzeg ryba, a płuca uparcie nie chcą się rozprężyć. Patrzyła, jak czerwienieje na twarzy, a potem lekko sinieją mu usta.
Nie zmieniając pozycji uniosła lekko lewą rękę za plecami więźnia, tak żeby Octavio dostrzegł gest. Wyjął igłę.
Więzień gwałtownie wciągnął powietrze, zakrztusił się przy tym, więc puściła na chwilę chwyt i odsunęła twarz, żeby uniknąć przykrych efektów.
Spróbowała zagrać kontrastowym zachowaniem, wciąż wątpiąc w jego skuteczność.
- Więc - uśmiechnęła się lekko, przejeżdżając końcami palców po policzku więźnia - Kto był celem i na czyje zlecenie? - zapytała tym razem łagodnym, miękkim głosem - Ilu was jest? Kto was wpuścił do siedziby?






W przypadku braku współpracy ze strony więźnia - powtórzymy to jeszcze kilka razy. Jeśli absolutnie nie będzie żadnych sygnałów, że zacznie się łamać - worek na głowę (wiem, nie mamy worka, to czyjś płaszcz), łapy przywiązane, chwyt transportowy i odmeldowujemy się w kierunku kwatery szefa.
Emi - zakładam, że nam powiesz, o czym gadasz z marmurkami ;) i zakładając,że to podziałało - wówczas postaramy się tak iść, żeby na niego trafić po drodze.
Dwóch z nas zajmie się więźniem - jeden prowadzi, drugi asekuruje,
jeden chroni Nemarię, pozostała dwójka ogarnia co się dzieje wokół nas, rozgląda się, analizuje każdą możliwą przeszkode i opcję ataku.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 03-12-2015, 02:02   

Emilio wciąż czułaś w głowie pulsowanie, jednak ono mijało. Mimowolnie sięgnęłaś do skał. Były jak zwykle przyjazne, wręcz znajome. Zagłębiając się w ich strukturę, zapadając się coraz głębiej w pozornie zimne, martwe ściany natrafiłaś na coś, co nie pasowało do reszty.
Cofnęłaś się instynktownie, jak zwierzę, które badając drogę przed sobą napotka nagle inną istotę.
Po chwili jednak dotknęłaś znaleziska.
Jedno-Wielość-Która-Zmienia.
Od razu pomyślałaś o Ulundo kamienia. A ile wielkich kamiennych Ulundo może być w kwaterze SSW, które jednak powinno działać w miarę możliwości subtelnie? Mogłaś założyć, że był to Pan M. Nie byłaś pewna czy da radę cię usłyszeć. Czy może cię usłyszeć. Ale kamień, to kamień prawda? Zbliżyłaś się na powrót do Ulundo i dotknęłaś go by zwrócić jego uwagę. Ostrożnie, nie byłaś wszak do końca pewna co robisz i czy ma to jakikolwiek sens.
Wrażenie było dziwaczne. Jakbyś rozmawiała z konglomeratem istot złożonych w nowy byt, mówiący jednym, chóralnym głosem, tak spójnym, że nie dało się odróżnić pojedynczych części, jednak wyraźnie dało się czuć spajające je w całość szwy. Jak gdyby nici utkane z cienkiej, czerwonej tkaniny.
Czerwonej mgły.
W dodatku miałaś też przemoże wrażenie, że za istotą stoi cały szereg innych, podobnych i różnych mu bytów. Przez chwilę zakręciło ci się w głowie.
Zetknęłaś się właśnie z połączonymi myślami Ulundo.
Po czułaś jak Ulundo powoli zwraca na ciebie uwagę, jakby unosił brew. Przez krótką, szaloną chwilę czułaś jak wasze myśli splatają się, wyraźnie na jego życzenie. Obrazy przeskakiwały ci pod powiekami, zbyt szybko by można było je zrozumieć. Pojawiały się sprzeczne emocje.
Wreszcie poczułaś krótki... komunikat? Miałaś wrażenie, jakby Ulundo skinął ci głową. Poczułaś też płynącą z jego strony satysfakcję, po czym poczułaś jakbyś spadała w stronę własnego ciała.
Spadłaś wracając świadomością do ciała. Oddychałaś ciężko.

Nem siedząc przy Narecie zaczęłaś zauważać poprawę. Agent choć wciąż mamrotał wydawał się powoli wychodzić z tego stanu. Nie wodził już rękami, jego oddech był stabilniejszy i zaczynał przypominać śpiącego człowieka.
Odetchnęłaś z ulgą. Wyglądało na to, że nic mu nie będzie.

Ylvo, Rufusie, Erneście widzieliście że to przesłuchanie prowadzi donikąd.
Na pytanie "ilu macie ludzi" więzień tylko wyszczerzył zęby w zwierzęcym uśmiechu. Przez chwilę maska opadła z jego twarzy, odsłaniając skrawek prawdziwych emocji. Jeniec popatrzył ci się prosto w oczy Ylvo z czystą, bezkresną nienawiścią. To nie była złość i gniew wywołane przesłuchaniem. To była zawiść jaką mogą tylko wywołać dziesięciolecia konfliktu.
Dawno nie widziałaś czegoś takiego, aż ciarki przeszły cię po plecach, jednak zdołałaś to ukryć przed więźniem i większością ludzi z oddziału.
Jednak nie przed twoim wzrokiem Rufusie. Za dobrze ją znałeś. Popatrzyłeś ukradkiem na Ylvę, to nie był czas, ani miejsce na okazywanie współczucia, ale doskonale wiedziałeś jak się czuje. Też taki byłeś gdy zaczynałeś robotę przy przesłuchaniach. To jednak było dawno, dawno temu.
Popatrzyłeś się z grymasem pogardy na więźnia. Jak zwierzę.
Już chciałeś zakwestionować słuszność przesłuchania gdy do zabawy postanowił włączyć się Octavian.

Octavianie zająłeś się przeszukiwaniem Nareta. Dokładnie sprawdziłeś jego odzież. Jak można się było spodziewać delikwent miał bardzo dużo rzeczy ukrytych w ubraniu. Znalazłeś z pięć sztyletów w różnych miejscach. Ze szwów płaszcza wyciągnąłeś dwie linki do duszenia. W spodnie wszyty był srebrny łańcuch z obciążnikiem z jednej strony. Agent miał na palcu pierścień z jadeitowym, nieznanym ci symbolem. Ściągnąłeś go przez kawałek bandaża.
Zauważyłeś też, że jedna z zaszytych kieszeni, która ewidentnie przechowywała sztylet, była wypruta.
Spojrzałeś w stronę chwilowego pokoju przesłuchań. Wiedziałeś, że nie ma czasu musieliście przyspieszyć. Z całkowicie zimną miną profesjonalisty zacząłeś grzebać jeńcowi w nerwach. Po chwili udało ci się znaleźć odpowiednie zakończenie nerwowe, choć miny kolegów gdy przypadkiem wbiłeś igłę nie tam gdzie trzeba były tak bezcenne, że przez chwilę rozważałeś powtórkę z rozrywki.
Byłeś jednak profesjonalistą i takie żarty nie były na miejscu, zwłaszcza, że czas was naglił.
Zgodnie z przewidywaniami pierwsze dwa razy nie przyniosły skutku. Dopiero za trzecią próbą udało się uzyskać jakiś efekt.
Przytrzymałeś więźnia tak długo, że ten niemal stracił przytomność.
Ylvo powtórzyłaś pytanie o cel.
- Północna... Suko... - mówił chwytając łapczywie powietrze. - Jeszcze trochę... I miałbym twój... Cholerny łeb!
- Ilu macie tu ludzi.
- Hahaha. Przekonacie się... Dzieci Martwych Bogów...
- Ilu! - powiedziałaś twardo dając znak Octavianowi by wbił znów igłę.
Nie zdążył.
Jeniec zacisnął pięści. Całe jego ciało napięło się w wysiłku, lub bólu. Uniósł głowę. Zaciskał szczękę jednocześnie odsłaniając zęby. Poczerwieniał na twarzy, i dyszał jakby przy wielkim wysiłku. Octavianie desperacko próbowałeś stymulować nerwy odpowiedzialne za oddech i pracę serca, jednak nie dawało to rezultatu. Jego żyły zaczęły błyskawicznie wychodzić na wierzch i czernieć. Czerń doszła do oczodołów. Otworzył usta w niemym krzyku, jego oczy zalała czerń.
Opadł i zwiotczał. Nie było akcji serca ani oddechu.
Czerń powoli się cofała.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 04-12-2015, 14:05   

- Nie nie nie! Stój! Nie! Jasna i pieprzona kur*a mać cholera!!!! - wrzasnęła Ylva, gdy jej gwałtowne próby zatrzymania tego, co działo się z jeńcem, w ewidentny sposób spełzły na niczym - Szlag! - dokończyła, z rozmachem kopiąc leżące najbliżej pudło z jakimiś papierami i na chwilę schowała twarz w dłoniach, ciężko oddychając z wściekłości.
Towarzysze spojrzeli na nią z niejakim zrozumieniem, też zresztą nie bardzo rozumieli, co tu się właściwie stało.
- Dobrze - powiedziała w końcu już spokojnie - Ciało i tak powinno trafić do katakumb, zwłaszcza... czekaj - zastanowiła się nad nagłą myślą, która pojawiła się w jej głowie - Octavianie... czy są sposoby, by sprawdzić, czy coś w nim jeszcze żyje? - spojrzała na Ofirczyka, który najwyraźniej nadążał za jej tokiem myślenia, ale i tak wyjaśniła - W Terali kilka miesięcy temu podano mi specyfik... Aplikowany do krwi, błyskawicznie roznoszący się po organizmie. Spowodował stan zbliżony do śmierci, byłam nieprzytomna przez kilka tygodni, ale śniłam, więc musiał pracować umysł. Objawy były inne, ale może... Zresztą to... te poczerniałe żyły, szczerze mówiąc wygląda podobnie do tego, z czego przed chwilą leczyłeś Ernesta... Powinniśmy się już stąd wynosić - mruknęła, patrząc na towarzysza, stojącego przy drzwiach. W spojrzeniu było zawarte pytanie "czy wszystko w porządku na korytarzu?".
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Nem 
ja nie chcieć ciastko


Skąd: z tam
Wysłany: 06-12-2015, 20:54   

Patrzyła na nieprzytomnego agenta. Jego katka pierciowa poruszała się regularniej niż parę minut temu.
Wyliże się.... pomyślała. Westchnęła głośno. Nie miała zbytniej ochoty oglądać tego, co dzieje się za drzwiami, więc zamknęła oczy i ponownie oparła głowę o ścianę. Była zmęczona... Powoli traciła kontakt z rzeczywistością.
 
 
Gorvenal 
wergundzki oddział specjalny


Skąd: Łódź
Wysłany: 06-12-2015, 21:13   

-czy są sposoby, by sprawdzić, czy coś w nim jeszcze żyje?
Podniósł wzrok z nad nieruchomego ciała i pokręcił głową.
-Na razie nic nie przychodzi mi do głowy. Nie przy narzędziach które mam przy sobie.- Potrząsnął niewielkimi sakiewkami przy pasie dla podkreślenia braków w zaopatrzeniu. Stał przez chwilę w miejscu tłumiąc gniew wywołany niepowodzeniem.
-Może gdybyśmy przenieśli go do szpitala... , ale niczego nie obiecuję.- stwierdził po czym w dość markotny sposób oparł się o ścianę wbijając wzrok w podłogę.
_________________
Rzeczywiście nie działa. Hmm... próbowałeś dodać piorunianu?

Prawie zawsze: Jasper Flint- alchemik
Czasem: Oktavian Leadnros- medyk-strzelec, Saren z Tlais Orthogok- medyk-archeolog, Holt Wren- komandos pod przykrywką z zamiłowaniem do ciężkich zbroi
Alaric- wiecznie wiszący w chmurach myśliwy ze styryjskiego końca świata
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 06-12-2015, 23:42   

Jednowielość. Wielojedność. Dziwnojednowielość, wielodziwnojedność, jednodziwnowielodziwnojednowielodziwnojedno...
Chaos. To jedyne, co przychodziło jej do głowy po tym niecodziennym doświadczeniu.
Zapamiętać - nigdy więcej nie tykać się tych dziwnych anomalii... pomyślała z przekąsem, powoli uspokajając oddech. Docierały do niej jakieś wrzaski na które nie zwracała uwagi. Pozbierała się, i przytrzymując się ściany tak, by się nie przewrócić, wstała i rozejrzała się. Napastnik nie wyglądał na mocno żywego, widać coś im nie wyszło...
- ...się już stąd wynosić.
Chwiejnym krokiem podeszła bliżej.
- Wydaje mi się - zadrapało ją w gardle, odchrząknęła - że ten wasz szef... chyba już wie, co tu zaszło. Taką mam nadzieję przynajmniej, że mi się udało. W sensie przekazać mu to. Tylko nie wiem, co zrobi... z tą informacją.
Miała problem z zebraniem myśli, jeszcze większy niż zwykle się to działo przy szybkim urwaniu kontaktu z żywiołem. Zdecydowanie jej się to nie podobało.
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 07-12-2015, 00:06   

Ylva jeszcze raz sprawdziła funkcje życiowe jeńca. Odczekała ponad minutę, czekając na choćby nikły impuls w aorcie - trucizna, powodująca pozorną śmierć spowolniała procesy życiowe, ale nie mogła ich zupełnie zatrzymać. Serce musi pompować krew, choćby śladowo, bo po kilku minutach umarłby mózg.
(efekt?)
Powoli odetchnęła, uspokajając się. Spojrzała po twarzach towarzyszy. Emilia i Nemaria nie widziały tego, co tu się działo, a oni wszyscy przecież byli z tej samej służby. Wiedzieli, że musiała, że to nie żaden przypływ sadyzmu i zemsty, to konieczność. Miała cholerną nadzieję, że wiedzieli.
- Nie mozemy tu dłużej zostać - powiedziała już spokojnym głosem, przechodząc do szybkiej analizy sytuacji. Mówiła cicho, szybko, rzeczowo - Więc jednak chodziło im o mnie. To znaczy, że kolejni mogą nas tu dorwać, a wtedy niepotrzebnie narazimy także Nemarię. Panowie, skupcie się.
Mamy rannego naszego, na którym ciąży wciąż podejrzenie o zdradę. Mamy niemal na pewno człowieka na służbie Qa, martwego lub pozornie martwego, z którego w obydwu przypadkach można jeszcze coś wydobyć, klasycznie lub nekromancją . To już dwa bezwładne ciała.
Zostawienie ich tutaj może oznaczać,że już ich tu nie znajdziemy.
Marsz z nimi przez korytarze może oznaczać uziemienie w razie kolejnego ataku w miejscu mniej wygodnym do obrony niż to. Ale to też jest gówno a nie wygodne, dwa granaty dymne i po nas.
Musimy dostać się do M. lub do któregokolwiek z ulundo, bo to jedyni pewni ludzie - uśmiechnęła się w duchu z tego uczłowieczenia Dzieci Bogini - Dowództwo musi natychmiast w takim razie dojść do tego, kto tych tutaj wpuścił do kwatery i zająć się zdradą w szeregach. A my... my musimy zająć się misją.
Ernest...? Rufus? Jesteście z nas chyba najdłużej w kwaterze. Powiedzcie mi, że wiecie którędy iść i gdzie znajdziemy M....
Wydaje mi się - powiedziała Emilia niespodziewanie, podchodząc do nich - że ten wasz szef... chyba już wie, co tu zaszło. Taką mam nadzieję przynajmniej, że mi się udało. W sensie przekazać mu to. Tylko nie wiem, co zrobi... z tą informacją.
Ylva spojrzała na nią z niedowierzaniem.
- Emi, jesteś niesamowita - zaśmiała się, kręcąc głową - Chcesz mi powiedzieć, że gadając z tymi kamieniami ... poinformowałaś M o tym, co tu się dzieje...? - przetarła czoło dłonią, niedowierzając - Skąd my cię wzięliśmy, czarodziejko... Dobra, więc jest możliwość, że M. idzie jż w naszym kierunku bądź kogoś wysłał. To zwiększa nasze szanse. Wynośmy się stąd.

Słuchając ich odpowiedzi wzięła się do roboty.
Szybko rozwiązała z pomocą towarzyszy więzy, mocujące więźnia do krzesła, nie rozwiązała jednak tych, krępujących mu dłonie, dowiązała je jak poprzednio do jego własnego paska. Rozejrzała się po pomieszczeniu i narzuciła na bezwładne ciało pierwszą płachtę, płaszcz czy worek, jaki znalazła, uważając, żeby w razie symulowanej śmierci jednak typa nie udusić.
Nikt co prawda nie poruczył jej póki co dowodzenia tym oddziałem, ale odruchowo wzięła na siebie odpowiedzialność razem z dowodzeniem.
- Rufus, osłaniaj Nemarię i Emi. I prowadź. Emi, idź na czele, w razie gdybyśmy naprawdę źle trafili, to wiesz co robić, zrobisz nam tu podziemną fortecę. Ernest, nie, ty jeszcze sam się ledwie trzymasz na nogach - przerwała towarzyszowi w pół słowa - Idź jako tylna straż. Octavian, twoją rolą będzie zająć się Naretem. Ja wezmę więźnia. I teraz uważajcie - spojrzała bardzo poważnie po ich twarzach - Jeśli po drodze wpadniemy i okaże się, że nie damy rady się wycofać, to priorytetem jest Nemaria i wprowadzenie jej jako kreta do Aenthil. Jeśli napastnicy chcą mnie, to mnie dostaną. Nie ma dyskusji! - nie dała im zaprotestować - Zanim cokolwiek ze mnie wydobędą, zdążycie mnie pięć razy odbić, a ona... a ona ma być bezpieczna i trzymamy się mistyfikacji, że jest ona nadal naszym więźniem. Przy odrobinie szczęścia wykorzystamy tę sytuację do uwiarygodnienia jej akcji. Ale zanim ona wyruszy na tę misję, musi mieć wiedzę i zabezpieczenia, choćby psioniczne. Więc póki co nie ma mowy o wydawani jej im. Jasne...? Chcę waszego potwierdzenia, że rozumiecie, i ruszamy....

Usłyszawszy (! ;) ) potwierdzenie, pochyliła się nad bezwładnym ciałem jeńca, przełożyła rękę pod jego związanymi rękami i lekko go podnosząc podeszła do drzwi, przepuszczając przodem Rufusa. Więźnia trzymała tak, żeby w razie czego prawą ręką sięgać do miecza, ewentualnie rzucając ciało na ziemię.
Poczekała, aż weteran sprawdzi korytarz i wyjdą obie dziewczyny, po czym skupiła siły, targnęła swój balast i ruszyła za nim, starając się mieć oczy dookoła głowy.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 07-12-2015, 04:44   

Ylvo nie natknęłaś się na żadne oznaki życia ze strony jeńca. Nie poczułaś przepływu krwi, nie było najmniejszego śladu oddechu.
Według oczywistych oznak denat był... Denatem.
Jednak czy można było być tego pewnym zwłaszcza po osobie być może współpracującej, bądź będącej Qa, która miała dostęp do arsenału ich szalonych zaklęć?
Nie, lepiej być pewnym, zwłaszcza, że sama kiedyś wywinęłaś podobny numer.

Rufusie dobrze wiedziałeś gdzie się kierować. A przynajmniej miałeś taką szczerą nadzieję. Jedyne miejsce gdzie można by spotkać Pana M. jakie przychodziło ci do głowy to jego gabinet. Był umieszczony dobre kilkanaście metrów nad wejściową "szopą" i pozwalał M. obserwować spory wałek terenu.
Martwił cię jednak fakt, że M. raczej nie był znany z przesiadania tam. Hetman wolał chodzić po kwaterze dopilnowując działań agentów osobiście. Fakt ten doprowadzał adiutantów M. do szewskiej pasji przeradzającej się w nerwicę. W kwaterze zawsze można było spotkać kilku posłańców biegających od pokoju do pokoju pytając o Pana M.
Sam Ulundo zdawał się być zadowolony z tego wiecznego pościgu. Parę razy przyszło ci do głowy, że być może tak objawia się jego tęsknota za pracą w terenie.

Wyszliście wszyscy z pokoju idąc w formacji zarządzonej przez Ylvę. Prowadzeni przez Rufusa weszliście w szerszy korytarz z którego przybył sam agent. Było tu dość miejsca, by trzy osoby mogły zmieści się obok siebie z pewnym zapasem miejsca. Było to wielce wygodne ze względu na dwa tobołki jakie musieliście nieść.
Korytarz był całkowicie pusty, ani żywej duszy w zasięgu wzroku.
Nie byliście pewni czy ta sytuacja was uspokajała, gdyż eliminowała upierdliwą potrzebę tłumaczenia czemu niesiecie trupa i niedoszłego trupa, czy niepokoiła, gdyż oznaczała brak ewentualnej pomocy w kłopotach, lub dalszy ciąg zasadzki.
Jakkolwiek by nie było, nie mogliście marnować czasu.
Dotarcie do jednej z wielu klatek schodowych zajęło wam dłuższą chwilę. Po drodze mijaliście liczne odnogi korytarzy i skręciliście co najmniej trzy razy. Zaczęliście się zastanawiać jak głęboko w trzewiach ziemi się znaleźliście i jak wielki jest ten kompleks. Kiedy już mieliście zacząć się wspinać na schody Octavian poprosił was byście się na chwilę zatrzymali.

Octavianie Naret był cholernie niewygodny. Tak niewygodny, że zakrawało to na kiepski żart. Wiele razy znosiłeś rannych z pola bitwy, wiedziałeś jak trzymać człowieka niezależnie od stanu w jakim się znajdował.
Zasady te i wiedza były ewidentnie bezużyteczne w przypadku Styryjczyka.
Czułeś, jakby z każdym krokiem Naret miał ci się wyśliznąć i walnąć o ziemię co w jego obecnym stanie było nader niewskazane. Zresztą generalnie człowiek powinien unikać walenia o ziemię. Co chwila wprowadzałeś małe poprawki do chwytu, próbowałeś trzymać go inaczej jednak nic nie pomagało.
Kiedy podeszliście do klatki schodowej poczułeś jak coś wbija się i kłuje cię w lewy bark na który zarzuciłeś rękę Nareta.
Ukłucie było na tyle dotkliwe że niemal zrzuciłeś Styryjczyka. Zakląłeś wyjątkowo szpetnie. I poprosiłeś resztę by się zatrzymali. Zdjąłeś z ramienia Naerta zauważając, że ten wykonuje szerszy zakres ruchów. Usadziłeś agenta na ziemi by lepiej go chwycić i wtedy dostałeś pięścią w twarz.

Naret wybił się z całej siły, zdzielił pochylającego się nad nim Octaviana w szczękę momentalnie gasząc mu światło, wykonał szybki ruch jakby chciał wyrwać sztylet zaszyty w rękawie. Zatrzymał się lekko zdezorientowany gdy nie udało się mu namacać rękojeści jednak nie zatrzymało go to.
Złapał oszołomionego Ofirczyka i założył mu chwyt na szyję. Chwilę patrzył na was szalonymi oczami. Wyraźnie był zdezorientowany, zapewne w szoku. Jego ciało działo bez woli wykonując automatycznie zaprogramowane ruchy.
A tej chwili jego umysł ewidentnie był w stanie podwyższonego ryzyka.
Po chwili przyglądania się wam szalony wyraz ustąpił mu z twarzy, w jego miejsce pojawiło się zdziwienie. Spojrzał na podduszanego mężczyznę, gdy cię rozpoznał Octavianie, natychmiast zwolnił uścisk. Cofnął się kilka kroków.
- Co... Co się stało? - wybełkotał niezbyt wyraźnie.'
Nogi ugięły się pod nim, wysiłek był zdecydowanie zbyt duży jak na jego sta. Agent smutnie dupnął tyłkiem na ziemię przez chwilę zastanawiając się jakim cudem nagle zrobiliście się tacy wielcy. Kiedy jego mózg włączał kolejne funkcję agent zrozumiał co się stało i podniósł się na równe nogi.
- Ygh... Słabo mi. Byliśmy w końcu w tej twarnie, czy co? - zagadnął ze zwykłą wesołością, po czym nagle jego twarz przybrała ponury wyraz. - Nie... Archiwista, korytarz, ci ludzie... Nie nie nie...

Emilio chwilę przed tym jak Naret się obudził usłyszałaś cichy, mruczący szept, który mogłaś usłyszeć tylko ty. Przyłożyłaś rękę do ściany oczekując na delikatny głos szepczących kamieni.
Spotkało cię coś zupełnie innego.
W jednej chwili twój umysł został porwany w głąb kamiennej struktury. Niemal czułaś jak oddzielasz się od ciała.
Jedność uspokajała cię choć nie potrafiła do końca rozumieć co się z tobą dzieję.
Przenikałaś kolejne warstwy szepcącej wielojednosci by wreszcie zatrzymać się w jednym z rozlicznych korytarzy.
Nie byłaś pewna gdzie.
Nie byłaś pewna czy odwiedziłaś to miejsce, wszystkie skały wydawały się znajome.
Na środku korytarza stał twór.
Wielość spójna w jedności ze zmiennością scalaną przez czerwoną nieokreśloność.
Skały ją lubiły, rozumiały i nie rozumiały, szeptały jak tobie.
Poczułaś falę lekkiego ciepła ze strony skał. Jakby były zadowolone, że cię tu przywiodły.
Uludno trzymał jedną dłoń opartą o ścianę. Poczułaś, że prosi cię o to samo.
Oparłaś dłoń na jego.
Twój umysł zalał strumień niezrozumiałych obrazów. Przez krótką chwilę w twojej głowie rozbrzmiały setki głosów, które wybuchły by nagle ucichnąć.
Czułaś tylko emocje.
Czy może raczej ich delikatne zalążki, ciężko było określić jak odczuwał Ulundo i czy odczuwał. Jednak ty dobrze rozumiałaś skały.
Ulunod był zaniepokojony, w pośpiechu, szukał.
Wyczułaś wokół niego kilka uderzeń na posadzce. Zmienności z płynu i minerałów. Ludzie.
Przez twoją głowę przeleciało nagle kilka obrazów z ostatnich wydarzeń. Poczułaś silny impuls przebiegający przez twoje ciało.
"UWAŻAJ!" zahuczało ci w głowie niczym lawina spadających kamieni, jak dyby istota składała się z wielojedności normalnie tworzącej górę, a może to po prostu każda część wielości w istocie była tak silna?
Poczułaś jak jesteś ciągnięta w tył z potworną szybkością. Zanim zdążyłaś się zorientować byłaś na powrót w swoim ciele.
Całe zdarzenie trwało nie więcej niż sekundę.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
Ostatnio zmieniony przez Elidis 07-12-2015, 04:49, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
Kubuśś 
Sigi


Skąd: Sliabh Ard?
Wysłany: 07-12-2015, 20:55   

Idąc korytarzem wytężał wzrok i słuch by ja najwcześniej wychwycić ewentualne zagrożenie. Zastanawieł się w duchu nad fałszywą trucizną i podejżaną pustką w korytarzach. Gdy reszta się zatrzymała,a Octavianodłozył Nareta na ziemię nadal obserwował korytarze. W przeciągu kilku sekund Naret wystrzelił z podłogi. Usłyszał nieprzyjemny trzask uderzenia pięści o szczenkę medyka ale nim zdąży ł zareagować Naret znów osunął się na ziemię. Rufus trzymając kuszę w w jednej ręce pomógł podnieść się medykowi. Podał mu broń.
Trzymaj go na celowniku - powiedział wskazując Nareta. Potam podszedł do niego, obserwując agenta, wysnuł rzemień z jego buta i związał mu ręce w nadgarstkach i kciukach, chcwycił za bark i wyraźnie powiedział:
Spokojnie, skup się i powiedz dlaczego zaprowadziłeś ich do skryptorium?

Ylva odłożyła ciało napastnika kiedy Naret był z powrotem na ziemi. Zauważyła jednak że Emilia przyłożyła dłoń do ściany, a Naretam zajął się Rufus. Ylva podeszła do niej. Spodziewała się magini znów komunikuje się z M.
Co się dzieje? - zapytała gdy dziewczyna doszła do siebie.
 
 
Gorvenal 
wergundzki oddział specjalny


Skąd: Łódź
Wysłany: 07-12-2015, 21:50   

Był niewygodny. Koszmarnie, ale gorsze rzeczy się już znosiło. Dopiero dziwne ukłucie w okolicy ramienia wydało się niepokojące. W głowie miał kilka niezbyt optymistycznych scenariuszy na temat tego co może się wydarzyć w niedalekiej przyszłości. Odłożył Nareta i wstając na jedno uderzenie serca spuścił z niego wzrok. Chwile później oberwał czymś w głowę. Gdy się otrząsnął miał już chwyt na gardle. Całe to dziwne zajście skończyło się tak szybko jak się zaczęło. Naret upuścił go i usiadł pod ścianą majacząc. Na szczęście tym razem w zrozumiały sposób. Jak dobrze że zabrali mu ten sztylet.
-Dziękuję- Rzucił wstrząśnięty kiedy Rufus podał mu rękę podnosząc go z podłogi. Podał kuszę Ernestowi po czym rozpiął płaszcz i dokładnie obejrzał miejsce w którym coś go ukłuło kiedy niósł rannego.

jeśli nic tam nie będzie, no to świetnie. idziemy dalej

jeśli znajdzie ranę to sprawdzi kolor wypływającej krwi. jeśli rana okaże się zatruta postąpi tak jak z resztą oddziału kiedy zostali ranieni zatrutą bronią. natnie ranę żeby wypuścić trochę więcej zakażonej krwi jeżeli nie będzie pewien czy usunął całą.

Zapiął płaszcz i sakiewki.
-Coś mi tu śmierdzi. Naret sam niewiele by zdziałał. Musieli mieć lepszy powód żeby nas tu zatrzymać. Jak dla mnie powinniśmy się zmywać, i to tak szybko jak się da.
_________________
Rzeczywiście nie działa. Hmm... próbowałeś dodać piorunianu?

Prawie zawsze: Jasper Flint- alchemik
Czasem: Oktavian Leadnros- medyk-strzelec, Saren z Tlais Orthogok- medyk-archeolog, Holt Wren- komandos pod przykrywką z zamiłowaniem do ciężkich zbroi
Alaric- wiecznie wiszący w chmurach myśliwy ze styryjskiego końca świata
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 08-12-2015, 00:55   

Zatoczyła się, i gdyby nie ściana, pewnie dupnęłaby smutno na posadzkę tak samo jak Naret. Zamiast tego oparła się o chłodny kamień i trzymała go jak tonący deski. Błędnik świrował jeszcze przez chwilę, a z ust wydobywał się niezrozumiały bełkot we wspólnym przerywany ofirskimi przekleństwami.
- Uważaj... trzeba... pośpiech... zmienność...uważaj... afato... nigdy... wielo... szuka... uważaj...zmienia... to skylí... uważaj... skylos afane... uważaj, uważaj, UWAŻAJ!... - ostatnie słowo niemalże wykrzyknęła Ylvie w twarz. W ciemnych oczach magini widać było lawinę kruszejących skał, dłonie drżały.
Zdecydowanie, tak szybkie zmiany otoczenia umysłu nie były odpowiednią rzeczą dla i tak mocno nadszarpniętej psychiki.
Złapała się za głowę (tak, jakby to miało czemukolwiek pomóc) i milczała przez chwilę, zbierając się w sobie. W końcu powoli się wyprostowała i odetchnęła, chociaż nadal opierała się o ścianę.
- Ktoś tu idzie. Kilku. I nie są przyjaźnie nastawieni, sądząc po tym co... przekazał... - skrzywiła się nieznacznie - mi ulundo. Musimy stąd iść i to jak najszybciej.
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 08-12-2015, 17:38   

- Co się dzieje....? - rzuciła niepewnie do magiczki, widząc stan Emilii przytrzymała ją delikatnie za ramiona, żeby ta nie ... dupnęła smutno na ziemię. Nie miała pojęcia, kogo Ofiryjka tak zawzięcie wyzywa od psów, ale było to w najwyższym stopniu niepokojące - Emi...?
- Ktoś tu idzie. Kilku. I nie są przyjaźnie nastawieni, sądząc po tym co... przekazał... - odpowiedziała przytomniejąc magiczka - mi ulundo. Musimy stąd iść i to jak najszybciej.
Ylva jeszcze chwilę przyglądała się jej, badając czy nie potrzebuje pomocy.
- Potrafisz z nim się porozumieć? - zapytała szybko, jednocześnie starając się słuchać, co towarzysze robią z Naretem za jej plecami - Wiesz gdzie on jest? Nie wiemy, gdzie się kierować.... - wyprostowała się i odwróciła do reszty.
-Coś mi tu śmierdzi - powiedział Octavian - Naret sam niewiele by zdziałał. Musieli mieć lepszy powód żeby nas tu zatrzymać. Jak dla mnie powinniśmy się zmywać, i to tak szybko jak się da.
- Jeśli mamy iść szybko, to trzeba będzie zostawić martwego jeńca.... - odparła - Choć może to i racja, że i tak najprawdopodobniej jest martwy, nie mamy pewnie żadnego nekromanty na służbie, a ja tylko marnuję energię na tarmoszenie go. Wasze zdanie...? - spojrzała niepewnie na Rufusa, Ernesta i Octaviana, jednocześnie czekając, co Naret odpowie na zadane przez Rufusa pytanie.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 09-12-2015, 02:32   

- Co jest do cholery – rzucił Naret gdy zacząłeś wiązać mu ręce Rufusie.
Agent zaczął się wiercić przez krótką chwilę chciał cię powstrzymać, jednak kiedy zobaczył wycelowaną w siebie kuszę uspokoił się. Nie miałeś już problemów ze związaniem go i mogłeś spokojnie zawiązać rzemień. Ciasno, nie dając najmniejszej możliwości ruchu. Kto wie ile Naret mógł mieć jeszcze ukrytych asów.
- No to skoro już dałem się związać ja baleron – zaczął Naret z przekąsem – wyjaśnicie co…
Usłyszał twoje pytanie Rufusie. Wyglądał na zaskoczonego.
- Dobrze wiesz, że wiele najstarszych i najcenniejszych ksiąg było zbyt kruche by trzymać je w ogólnym archiwum. Prowadzono prace konserwacyjne właśnie w skryptorium – popatrzył ci się w oczy z zaciętym, pewnym siebie wyrazem twarzy. – Uznałem, że są tam cenniejsze informacje. Rozwiążesz mnie dziękuję? – rzucił z lekkim zdenerwowaniem w głosie.

Octavianie rana na barku jest niewielka, choć dość głęboka jak na tak małe skaleczenie. Była długa na nieco ponad centymetr i bardzo wąska. Jakby była zrobiona żyletką.
Nie było wyraźnych śladów trucizny, nie czułeś się też inaczej niż zwykle.
Pomysłów co mogło zadać ranę też nie miałeś.
Kiedy Rufus wiązał Nareta postanowiłeś przyjrzeć się jego dłoniom. Nie zauważyłeś nic szczególnego, ale nie oznaczało to, że agent nie wyrzucił czegoś wcześniej, tuż po zadaniu rany. Przeszukiwanie podłogi było jednak cokolwiek szalonym pomysłem przy nikłym oświetleniu.
Agent zauważył jak przyglądasz się jego dłoni i podążył za toba zwrokiem. Jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, może nawet szoku.
- Gdzie jest mój sygnet! - powiedział zaczynając się szarpać, szybko jednak przestał. - Ten pierścień należał do mojej rodziny od pokoleń, dostałem go od ojca - syczał przez żeby. - Oddajcie mi ten pierścień. Proszę - ostanie słowo ociekało jadem w takim stopniu, że zastanawiałeś się, czy nie przemyć po nim rany.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
Ostatnio zmieniony przez Elidis 15-12-2015, 01:02, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 09-12-2015, 02:57   

Ylva czekała na to, co Naret odpowie i usłyszawszy jego słowa, poderwała się z miejsca i doskoczyła do agenta, przyklęknąwszy przy nim tak by mieć twarz na wysokości jego twarzy.
- Na żarty ci się zebrało, cholera? - syknęła, łapiąc go za koszulę i przyciągając do siebie - Ogarniasz, że wprowadziłeś nas w pułapkę!? Wszystko póki co wskazuje na to, ze wprowadziłeś do SSW ludzi Qa, rozumiesz!? Przez ciebie zginął nasz człowiek! A za to jest sąd wojenny i pluton pod ścianą - mówiła szybko przez zaciśnięte zęby, modląc się w duchu, żeby pozostali podłapali ten blef i nie rozwalili jej przedstawienia - Więc skup się, bo jeszcze możesz z tego wyjść. Sam wpadłeś na to, żeby nas zaprowadzić w inne miejsce niż archiwum? Kto o tym wiedział, kto oprócz ciebie wiedział, gdzie jesteśmy? Jakim cudem dałeś się zaskoczyc dwóm raptem napastnikom w tym cholernym korytarzu? Czemu nie wezwałeś pomocy, chociaż byliśmy za ścianą? Czemu nas nie ostrzegłeś...? Na litość Bogini, Naret, daj mi odpowiedzi, w które uwierzę, bo jeśli jesteś winien, to M cię obedrze ze skóry i to nie jest przesada!

Obserwowała emocje na twarzy agenta, jego reakcje i ewentualne ruchy, nie chcąc się dać zaskoczyć przez jakąś próbe ataku. Chwilowo przestała za to obserwować cokolwiek innego.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 14-12-2015, 04:47   

Naret patrzył z początku na ciebie, Ylvo ze złością, jednak z czasem jego twarz zaczęła się zmieniać, mięknąć, jakby dopiero co zdał sobie sprawę co naprawdę się stało. Popatrzył ci prosto w oczy i powiedział powoli i spokojnie:
- Nie dałem się im zaskoczyć - powiedział z zaciętym wyrazem kogoś, kto poczuł ujmę na honorze. - Mieli jakiś błękitny proszek, pewnie paraliżujący czy jakieś inne gówno, którym dostałem gdy obróciłem się by zobaczyć kto idzie za nami. Dlatego też nie wezwałem pomocy. I nikt nie wiedział, że tam poszedłem - przeniósł wzrok na ciebie, Rufusie. - Dlatego sam jestem ciekaw skąd wy się tam wzięliście sir? Było to dość... fortunne. Nieprawdaż Ylvo - mówił spokojnie, nie szarpał się, twarz mu nie drgnęła.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Gorvenal 
wergundzki oddział specjalny


Skąd: Łódź
Wysłany: 14-12-2015, 22:29   

Niebieski proszek był niepokojący. trzeba brać poprawkę na wszystko czym sypną im w oczy. Poza tym Naret wydawał się całkiem wiarygodny. Qa umieli mieszać w głowach.
-Miejmy na niego oko i ruszajmy. To nie czas ani miejsce na przesłuchania, a przypominam że mamy ogon, który chyba jest coraz bliżej.- Rzucił do wszystkich. Oddał kuszę Rufusowi a sam dobył rapiera odwracając się w stronę korytarza.
_________________
Rzeczywiście nie działa. Hmm... próbowałeś dodać piorunianu?

Prawie zawsze: Jasper Flint- alchemik
Czasem: Oktavian Leadnros- medyk-strzelec, Saren z Tlais Orthogok- medyk-archeolog, Holt Wren- komandos pod przykrywką z zamiłowaniem do ciężkich zbroi
Alaric- wiecznie wiszący w chmurach myśliwy ze styryjskiego końca świata
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 15-12-2015, 00:54   

[wpis za postać Sigberta]

Rufus nie wierzył w słowa związanego towarzysza, miały wartość nikłą, w tej sytuacji mógł powiedzieć cokolwiek.
W myśli szybko rozważył mozliwości.
Jeśli Ylva ma rację, to Naret zostawiony za plecami w dowolnym momencie wbije komuś nóż w plecy, zapewne w tym momencie kiedy trafimy na napastników. I zapewne będzie to właśnie on sam lub Ylva właśnie, skoro to ona była celem akcji.
Jeśli jednak agentka się myliła w podejrzeniach, to pochopne wyroki pozbawią nas sprawnego wojownika i wszystkiego, co mógł wiedzieć lub pamiętać, świadomie lub nieświadomie. Samo odruchowe zachowanie Nareta po ocknięciu się świadczyło o jego znakomitym wyszkoleniu i sprawności bojowej.
Octavian jakby odczytał jego myśli.
-Miejmy na niego oko i ruszajmy. To nie czas ani miejsce na przesłuchania, a przypominam że mamy ogon, który chyba jest coraz bliżej
Szybko zważył ryzyko. Odebrał kuszę i trzymając ją w pogotowiu w jednej ręce podszedł do nich.
- Odpuść - powiedział cicho, kładąc Ylvie rękę na ramieniu - Ofirczyk ma rację, nie czas na to.


[wpis za mnie]
Zmrużyła oczy w przypływie irytacji.
- Co powiedziałeś...? - warknęła do Nareta - Próbujesz jeszcze coś sugerować i zrzucać na kogoś winę...?
Była tak skupiona na rozmówcy, że niemal podskoczyła gdy towarzysz podszedł do niej. Słowa Octaviana i Rufusa rozproszyły nieco to napięcie, więc opanowała złość i puściła koszulę związanego, ten klapnął z powrotem na ziemię.
Podniosła się i spojrzała na towarzyszy, skinąwszy głową w geście potwierdzenia.
- Wiem, macie rację. Ale pozostanie związany. W razie czego uwolnienie go to jeden ruch noża. Zabicie go również.
Rozejrzała się po korytarzu.
- Emi... - podeszła do magini - Czy istnieje jakakolwiek szansa, że doprowadzisz nas do M.? - zapytała proszącym tonem. Bała się podejmować jakichkolwiek znaczących decyzji ze świadomością, jak wiele właśnie zaczęło zależeć od drobiazgów.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 16-12-2015, 04:57   

Musieliście ruszać dalej to było jasne, zostawanie tutaj było szaleństwem. Jeżeli nawet M. nie było w gabinecie zapewne biuro szefa SSW było należycie chronione i nie zagrażało wam tyle co na korytarzu.
Nie mogliście jednak pójść głównymi korytarzami i klatkami schodowymi. Związany agent zdecydowanie przyciągał zbyt wiele uwagi. Jeżeli był zdrajcą jego wsparcie zauważyłoby, że wpadł i podjęło akcję uwolnienia, lub zabicia go.
Jeżeli nie był zdrajcą i tak przyciągał uwagę, która by was tylko spowalniała.
Krążyliście zatem po bocznych korytarzach i klatkach schodowych dziękując Tavar lub innych nie istniejącym już bogom za wiedzę Rufusa o kwaterze i jego wyczucie kierunku. Droga była długa i musieliście cały czas wyglądać zagrożenia.
Na szczęście Naret nie sprawiał trudności większych trudności. Nie byliście pewni czy was to cieszy czy niepokoi. Czy niewinny człowiek mógł być tak spokojny wobec perspektywy przesłuchania? Z drugiej strony czy gdyby był winny nie powinien starać się zwrócić na siebie uwagi by zyskać szansę wydostania się z więzów?
Nie wiedzieliście, mieliście jednak nadzieję, że Pan M. pomoże wam rozwikłać te niepewności.
Stanęliście wreszcie przed grubymi, dębowymi drzwiami gabinetu. Gabinet był na szczycie trzech klatek schodowych, stanowił dane obserwatorium, lub pomieszczenie o podobnym charakterze. Na drzwiach wisiała jedynie licha tabliczka „hetman”, pod nią zaś ktoś wydrapał nożem „szef tego burdelu”.
Jednak gabinet was nie uspokoił. Pod drzwiami nie było strażników, nikogo. Zabezpieczyliście wejście, po czym delikatnie pchnęliście drzwi.
W obszernym pomieszczeniu nie było nikogo. Tylko wielkie, biurko, na którym rozrzucono mnóstwo papierów i bibelotów. Za biurkiem były trzy wielkie okna zakończone ostrołukami.
Rozeszliście się po pokoju.
Naret wyprostował się i popatrzył na pomieszczenie dziwnym, lekko pogardliwym wzrokiem. Mieliście zacząć rozważać wasze położenie, kiedy stało się coś co kompletnie odwróciło waszą uwagę.

Potworny huk rozdarł noc, która na chwilę zmieniła się w dzień. Przerażający, trzeszczący wrzask płomieni poniósł się nad Kalidoreą.
Przypadliście do okien.
Kilkaset metrów dalej nad głównym garnizonem wznosił się kilkunasto metrowy słup ognia pożerający wyższe, drewniane kondygnacje budowli oraz okoliczne budnki.
Po chwili kolejna, mniejsza eksplozja pojawiała się w innym miejscu.
I kolejna.
I jeszcze jedna.
Ma ulicach podniósł się krzyk.

A za waszymi plecami rozległ się śmiech. Obróciliście się zaszokowani by ujrzeć Nareta, który rozciął więzy nożem Ernesta, który musiał wyciągnąć gdy ten podbiegał do okna.
- Chędożony rudy ostrouch mówił, że spali to wasze gniazdo, ale nie sądziłem, że naprawdę się mu to uda – jego ton był przesiąknięty pogardą.
Zanim zdołaliście coś zrobić Naret wyrzucił przed siebie rękę. Błękitny proszek roszedł się błyskawicznie w powietrzu. Ernest, Octavian i Rufus zostali całkiem ogarnięciu błękitną chmurą, Nemaria też częściowo się w niej znalazła, zaś Ylva z Emilią pozostały nazewnątrz.
- Timocochitiz! – krzyknął.
Chmura zafalowała i zaczęła się kotłować wnikając w ciała, tych, których dotknęła. Osoby w jej wnętrzu poczuły, jak ich ciała odmawiają im posłuszeństwa. Nogi same się ugięły i po chwili na podłodze leżały cztery osoby.
Naret zaś wyskoczył przez drzwi.
Otumanienie trwało tylko kilka sekund i już po chwili ci, których ogarnęła chmura mogli wstać.

Naret uciekał przez korytarze SSW.
Zaś za waszymi plecami płonęła resztka Styryjkskiej ziemi.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 17-12-2015, 20:06   

Ylvo, zawszę cię dziwiło, że jak na tak ułożonego „człowieka”, który potrafił wszystko zaplanować w najdrobniejszych szczegółach biuro M. zawsze pozostawała w chaosie, który on sam zwykł nazywać tymczasowym porządkiem bojowym.
Przejrzałaś szybko kilka kartek. Leżały tu Twoje stary raporty z rejonu osady Crevaina, obecne doniesienia i pogłoski z tamtego rejonu. Była też rozłożona teczka zatytułowana „Clovis”, w której znalazłaś opis historii, profil psychologiczny i podobne dokumenty.
Niepokojący była teczka z napisem „Możliwości nacisku”, z której zawartości, mimo usilnych starań, nie mogłaś znaleźć.
Znalazłaś też bardzo mętne plany dostania się na Zapołudnie i działania tam, wyraźnie wstępny szkic. Pod koniec planów znalazłaś podkreślone zdanie "Wergund drugorzędny, znaleźć to co go stworzyło, zabezpieczyć i sprowadzić, jeśli niemożliwe zniszczyć za wszelką cenę i sprowadzić Wergunda!!"
Skupiłaś się na innych papierach. Kilka papierów zamiast tytułu miało u góry pieczołowicie narysowaną swarzycę Tavar. Te strony mówiły o projekcie sprowadzenia pani. Znalazłaś listę magów i kapłanów mających wziąć udział w rytuale, analizę magiczną przedsięwzięcia, szanse powodzenia, konsekwencję porażki. Ilość danych powodowała zawrót głowy, jak M. się w tym orientował?
Wszystkie dokumenty miały naniesione liczne komentarze Pana. M. Niektóre z nich były bardzo osobiste i niepokojące.
„Pani, czy słyszysz jeszcze wołanie swych dzieci?” przy opisie rytuału.
„Gdzie jesteś matko, czy oni zdołają cię odnaleźć...” w miejscu gdzie analizowano co mogło stać się z bogami po ich odejściu.
Skupiłaś się na bardziej merytorycznych informacjach. Twój wzrok przyciągnął teks, do którego M. dał strzałkę z podpisem „zbieranina od Ylvy”. Tekst mówił o konieczności znalezienia sanktuarium dla pani po jej zejściu na ziemię. Kalidorea i Larion widniały jako niemożliwe. Przy Laro była nawet zapisana przez Pana M. lista niebezpieczeństw i kilka nader kąśliwych uwag do intelektu agent, który zaproponował to wyjście.
Tylko jedna opcja nie była skreślona. Napisane pogrubionymi literami i podwójnie podkreślone – Leth Caer.
Przy nazwie miasta zamieszczono notatkę „Elidis, problematyczne... Przekonać, dać upoważnienia, łatwiej przekonać, jest dość otwarty na nas jak na elfa, znalezienie bardziej spolegliwej osoby trudne, acz nie niewykonalne, usunąć „cesarza” jeśli nie będzie gotów na współpracę”
Poniżej leżały glejty z podpisem Sephresa wypisane dla Ylvy, Nemari, Rufusa i Ernesata. Papiery te umożliwiały podjęcie rozmów z Cesarstwem z pozycji pełnoprawnych przedstawicieli Arcyksięcia.

Erneście i Rufusie, gabinet był wam lepiej znany niż reszcie, w końcu zdarzało się wam tu bywać ostatnio. Szybko rozejrzeliście się szukając czegoś, co nie pasuje do zapamiętanego przez was stanu pomieszczenia.
Choć przy zwykłym dla M. nieporządku ciężko było mówić o stanie normalnym.
Jednak były pewne stałe elementy wystroju, o które M. zawsze dbał. Przede wszystkim w oczy rzucał się brak być może jedynego istniejącego sztandaru SSW, który zwykle wisiał za krzesłem Pana M., przesłaniając centralne okno. M. zawsze mówił o wywiadzie jako o armii cieni, sam zaś odsłużył swoje w Besar Takut i wciąż miał sentyment do tamtych czasów.
Brakowało też stojących niegdyś przy ścianach biblioteczek.
Wreszcie zauważyliście brak kukri wiszącego niegdyś nad wejściem do pomieszczenia. Elegancka i misterna broń zawsze była w waszych oczach ozdobą. Choć dopasowana do rozmiarów Pana M. wydawała się pamiątką, nie zaś narzędziem do walki. Być może było inaczej, a być może została zabrana właśnie z sentymentalnych powodów.
Nie dostrzegliście jednak niczego, co mogłoby wskazywać, gdzie obecnie znajduje się się Pan M. O ile przebywał jeszcze w kwaterze SSW.

Patrząc przez okno widzicie, że wysadzono główny garnizon miasta. Jest to dużych rozmiarów kamienna budowla wzniesiona jeszcze przez Laro. Palą się górne kondygnacje, dodane przez Styryjczyków, drewniane pomieszczenia.
Patrząc na rozmiary eksplozji obawialiście się, że zajęła się prochownia, jednak Rufus szybko was uspokoił mówiąc, że ta znajduje się w kamiennej części budowli, w specjalnie przystosowanym pomieszczeniu.
Kolejne snopy ognia wykwitły przy północnej bramie, nieopodal umocnionej intersekcji, jednak zbyt daleko, by zagrozić samej żyle, na głównym rynku i przy świątyni Tavar.
Szybka obserwacja pozwoliła wam zauważyć ludzi biegnących, by gasić pożary. Przy garnizonie zauważyliście nawet oddziały magów które gasiły płomienie wodą, dusiły je odbierając powietrze, przysypywały ziemią i rozpraszały mocą samego Ognia.
Zaczęliście się zastanawiać, jak pomóc mieszkańcom, co wymagałoby szybkiego znalezienia się na miejscu. Spojrzeliście w dół. Jakieś pięć metrów pod wami znajdował się w miarę płaski dach dwupiętrowego budynku. Ściana była nierówna i można by próbować po niej zejście.
Lub z niej skoczyć.
Budynki w mieście stały na tyle ciasno, że moglibyście się po nich przemieszczać, ze względu na ograniczoną przestrzeń każdy cal Kalidorei eksploatowano jak tylko się dało, więc dachy były w większości płaskie i przystosowane do pełnienia roli ogrodu, jadalni, dodatkowego warsztatu. Na niektórych z nich rozbijano nawet namioty dla dodatkowych osób.
Być może droga ta droga nastręczała pewnych trudności i wiązała się z ryzykiem, jednak zdecydowanie nie niemożliwa.
Chwilę po eksplozjach doszły was kolejne huki. Jednak były to ech znacznie dalszych dźwięków. Dobrze wam znanych gromów wydawanych przez odpalony muszkiet.
Powiedliście wzrokiem po horyzoncie. W trzech miejscach dało się dostrzec czerwonawą łunę, co jakiś czas z dochodziły was pomruki odległych salw.
Reduty i bastiony walczyły.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 18-12-2015, 18:06   

Zapomniała o czujności.
Kiedy niebo za oknem rozbłysło ogniem, przez krótką chwilę myślała tylko o tym, co się stanie za chwilę. Czy usłyszy znowu ryk tysiąca gardeł ruszającej do szturmu armii. Przez chwilę poczuła ścisk w gardle, jakby na jej oczach umierała w tym ogniu ostatnia część jej Styrii, więc w pierwszym odruchu chciała lecieć, ratować, walczyć, tak jak jest dane tym, których podziwiała, gwardzistom, żołnierzom, walczyć twarzą w twarz i w świetle dnia.
Ale to była krótka chwila. Pozostawiony za plecami zdrajca szybko otrzeźwił ją z sentymentalnych misji.
Sama reakcja była ścisłym odruchem. Nawet nie myślała o tym, zrobiło się samo. Umysł zanotował "atak, obiekt ucieka". Towarzysze oberwali, ale chyba nic im nie było. Zaklęcie, które rzucił Naret, znaczyło "zaśnij", więc umysł odsunął potrzebę zbierania ich z ziemi na dalszy plan. Jeden ruch dłoni, wąski sztylet idealnie wyważony do rzucania wysuną się z rękawa i przywitał przyjaźnie z dłonią. Energiczny płynny wyrzut ramienia, i kawałek stali pomknął ze świstem przez powietrze.
Usłyszała tuż obok inkantację, recytowaną wzburzonym wysokim głosem Emilii. Gdyby było więcej czasu, pewnie uśmiechnęłaby się do wspomnień z korytarzy Vekowaru, gdzie tyle razy te zaklęcia ratowały jej życie. Mniej więcej kojarzyła ich sens - kamienna ściana?
Emilia, kocham cię! zaśmiała się krótkim błyskiem myśli i skorzyła do przodu natychmiast w ślad za rzuconym sztyletem, licząc na to, że kamienna przeszkoda zatrzyma zdrajcę w ucieczce. W biegu wyszarpnęła nóż - wąskie korytarze nie nadawały się do walki szermierczej. Tym razem nie będzie przesłuchań ani pytań. Teraz trzeba usunąć zagrożenie, natychmiast, najlepiej boleśnie.
Za plecami usłyszała kolejną inkantację - kamienne pociski... O psiakrew, pomyślała, modląc się, żeby Emi nie trafiła jej w plecy.
(Jeśli Naret wybiegł na klatkę schodową i jej konstrukcja na to pozwala, pobiegnę za nim jakieś 2-3 piętra, ewentualnie przeskakując między półpiętrami przez barierkę, jeśli go nie dorwę, odpuszczę pościg. Jesli dorwę - zabiję.)

Biegiem, przeskakując po kilka schodów na raz wpadła z powrotem do gabinetu. Towarzysze przeglądali nerwowo papiery na stole i wyposażenie gabinetu.
(nie będę powtarzać po MG bo bez sensu :) )
Podbiegła do okna, oceniając możliwości skoku i obserwując, co się dzieje na placu. Ruch i sprawnie, jak widać, prowadzona reakcja trochę ja uspokoiły. To jeszcze nie był koniec Styrii, to nawet nie był koniec enklawy. Ale intuicyjnie (:D ) czuła obecność przeciwnika w pobliżu.

- Magowie i kapłani.. - powtórzyła po tym, co czytał Rufus - Znajdzcie, gdzie u licha mamy ich szukać. Czy mamy jakichś magów ciągnąć ze sobą na południe do Caer? Szukajcie, proszę, informacji w tych tekstach.
(Dalszy ciąg powinien być rozmową, a nie monologiem, ale pewnie z braku czasu wyjdzie tak, ze każdy wywali swoje kwestie)
- Nie ma dokumentów z regałów... dzięki Bogini, zaczęli ewakuację wcześniej...
- Jeśli zabierzemy dokumenty teraz, nikogo nie informując, centrala może uznać misję za spaloną i uciąć nam wsparcie. Znaczy, oczywiście tak czy owak je bierzemy, zbyt wielu zdrajców pałęta się nam po siedzibie. Ale M musi o tym wiedzieć.
Dokumenty zaczęła składać w zwarty rulon, rozejrzała się za jakąś tkaniną, w którą można je owinąć przed schowaniem do sakwy.
- Mimo wszystko potrzebujemy psionika. Jeśli istnieje jakaś więź, a wychodzi na to, iż istnieje, między mną a tym Wergundem, choćby poprzez sny, to muszę jakoś sprawić, zeby wiedział, że idziemy i żebyśmy się znaleźli możliwie szybko. Poza tym... cholera. Sprowadzić go? Wolałabym o tym porozmawiać z M. Uważam, że są lepsze rozwiązania, ten człowiek mógłby ułatwić nam wreszcie infiltrację na ich teren, jest unikalny, jego możliwosci... Tu będą nieprzydatne, ale tam, w terenie... kanał przerzutowy do państwa qa... - myslała szybko, układając myśli w całość, w plan - Dajemy się nabierać na ich zaklęcia, na ich minerałową alchemię, bo nic o nich nie wiemy, pomimo 15 lat wojny. Musimy wprowadzić tam ludzi... Poprzez misje dyplomatyczne, handlowe, kulturalne,... nie nasze oczywiście... Samnia...? Nie... Północ... Ofir! Ofirskie - jej wzrok padł na Octaviana - Ofir trzyma sojusz z Qa, mamy agentów w Ofirze, wprowadzic ich do takich instytucji... I dać przepływ informacji przez Caer, tym samym musimy mieć kanał przerzutu informacji, bezpieczny, chroniony... Przez kogoś, kto jest nieśmiertelny i zna teren... Pomyślcie...

Otrząsnęła się. To może i był niezły plan, ale tylko plan. Caer przecież było na krawędzi, a Elidis zawsze mógł fiknąć i jednak przejść na drugą stronę....
Wtedy usunę Elidisa, stwierdziła klarownie w myślach.
Głosno jednak wróciła do bieżących planów.
- Jeśli teraz wypuścimy Nemarię na akcję, to może wpaśc na pierwszym badaniu... Chyba, że będzie tak dobra, że nikt jej nie podda temu badaniu... Nemaria...- Ylva podeszła do dziewczyny, która wciąż siedziała na podłodze, otrząsając się z działania minerałowej trucizny - Nemaria... - powótrzyła ciepło i ciszej, siadając obok dziewczyny na ziemi.
- Wysyłam cię na wielkie ryzyko, dziecinko - powiedziała, kładąc dłonie na jej dłoniach - Wiem, że nie jesteś gotowa. Lylian nie zdążyła cię przygotować. Nie wiem, czy chciała, być byla tym, czym my - nie próbowała panować nad smutkiem w głosie - Byłaby z ciebie dumna... Popatrz na mnie. Nemaria... Rozumiesz, na czym polega ta misja i jakie ma znaczenie? Oddamy cię w ręce lominów i Aenthil, udając, że jesteś naszym więźniem. A ty rozejrzysz się i znajdziesz tych, którzy w Aenthil tęsknią za Silvą i zgodzą się rozmawiać z nami o odwróceniu ich zdradzieckiego sojuszu. Wiem, że cię skrzywdziliśmy... - przejechała dłonią po bladym policzku dziewczyny - Wiem i przepraszam cię za to. Aresztowano cię z mojego rozkazu, bo chroniłam twoją matkę. Jeśli masz kogoś winić, wiń mnie. To nie Styria jest winna, a ja. A jeśli masz iść na tę misję i ryykować wszystkim... Zrób to dla Styrii. Dla Bogini. I dla Lylian. Ja... zapewne i tak w końcu zapłacę za wszystkie błędy, które zrobiłam. Ale twoja matka... oddała życie za Styrię i naszych ludzi. Nemario - dodała poważnym tonem - Twoja siostra zdradziła nas. Sonja przeszła na ich stronę. ZOstałaś nam ty. Jesteś gotowa...? Oczywiście, że nie jesteś... Ale musisz...

Podnosząc się, Ylva zbierała w myślach wszystkie już całkiem liczne wątki, które należało natychmiast zrealizować.
Za oknem jak odległa burza przetaczał się daleki grzmot muszkietów.
Enklawa walczyła.
Zacisnęła zęby, tłumiąc uczucie, by rzucić wszystko i iść walczyć. Wziąć broń, stanąć w szeregu...
Nie.
My mamy drogę w cieniu, bez chwały, w samotności i ...
Cholera, przestań się rozczulać!! Wrzasnęła w myślach sama na siebie.
- Dobra, panie i panowie. Papiery do sakwy i szybka decyzja - szukamy M. w kwaterze czy szukamy ludzi Onfisa na placu...? Szukamy ludzi z listy "magów i kapłanów"? Szukamy psionika...?
Wasze zdanie? Byle szybko.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 19-12-2015, 05:29   

Kenny i Mora, od kilku dni przebywaliście w kwaterze głównej SSW. Umieszczono was tam po powrocie z Tryntu, kiedy to przynieśliście niezwykle cenne informacje. Informacje, które tchnęły ducha nadziei w podupadający naród.
Wieści o powrocie Jedynej.
Od tamtej pory SSW roztaczało nad wami troskliwą opiekę, która jednak zahaczała o areszt domowy. Mieliście wszelkie możliwe wygody i traktowano was jak osobistości najwyższej rangi. Nie mogliście jednak opuszczać wydzielonej strefy kwatery, a już kategorycznie nie wolno wam było opuszczać siedziby wywiadu. Każdemu z was nieustannie towarzyszył concierge, teoretycznie by spełniać wasze prośby, w praktyce by was obserwować.
Choć było to uciążliwe ciężko było mieć podobne środki ostrożności za złe. Nieśliście szansę na powrót bogini, na jej prawdziwy powrót i zagwarantowanie jej bezpieczeństwa. Gdyby wróg dowiedział się o tych planach, lub gdyby was pojmał lub zabił konsekwencje byłyby niewyobrażalne.
Zwłaszcza, że to wam Tavar ukazała się jako pierwszym. Nieustannie czuliście na sobie owy ciężar, zwłaszcza ty, Kenny. Czułeś w sobie wielką siłę, lecz wiedziałeś, że jako posłaniec pani, ten, do którego zwróciła się osobiście, niesiesz na swych hobbickich barkach wielką odpowiedzialność.
W trakcie pobytu w kwaterze widzieliście się z wieloma znacznymi figurami, między innymi z prorokiem Durghiem. Stworzyliście ambitny plan sprowadzenia pani, jednak do tego potrzebowaliście sanktuarium, bezpiecznego miejsca dla niej.
Swoją wolę bogini przekazała tobie, Kenny, co postawiło cię na pierwszym miejscu w planach sprowadzenia pani.

Dni SSW spędzaliście zwykle na długich debatach z różnymi kapłanami i magami, jednak ten dzień, a raczej noc, był inny.
W kwaterze dało się zauważyć pośpiech i wzmożoną aktywność. Krążyły wieści o powrocie Ylvy Darren i pewne było, że najbardziej aktywna agentka polowa nie zamierza spocząć na laurach.
Ale było coś jeszcze, delikatne napięcie, ledwie wyczuwalne. Niczym niedostrzegalny skurcz mięśni przed walką.
Do pokoju, który zagospodarowano jako wasz salon weszła wielka postać. Prosta, czarna tunika nie zakrywała całkiem szarej, zrogowaciałej skóry mężczyzny. Lecz zrogowaciała nie było odpowiednim słowem. Skóra Pana M. szefa SSW była kamienna. Niegdyś lekko połyskująca, teraz wyblakła i popękana. Pod oczami Ulundo odciskały się wyraźne wory i zmarszczki, zaś tworzący krótką brodę mech stracił zielony kolor, na rzecz jasnego brązu.
Wszyscy Uludno cierpieli przez brak Tavar, Pan M. nie był tu wyjątkiem.
W dłoni potężnej istoty lśniło niezwykle kunsztowne, acz prosto zdobione kukri. Dla Ulundo ostrze było najwyżej krótkim mieczem, dla was bez problemu mogło robić za długą, lub nawet półtoraręczną broń. Uludno zmierzył was nieodgadnionym wzrokiem przeszywając wasze ciała i dusze na wylot.
- Za mną – rzucił pokazując wam, byście wyszli z pokoju.

Ylvo rzut noża był instynktowny, niemal odruchowy. Ostrze poszybowało w plecy Nareta, miało go trafić między łopatkami. Nawet jeśli by to przeżył, zdecydowanie dopadłabyś go w kilka kroków i szybko sobie z nim poradziła.
Jednak zdrajca gwałtownie obrócił się w drzwiach by wejść na jedną z pobocznych klatek schodowych. Ten ruch sprawił, że nuż trafił go w prawe ramię. Naret zawył z bólu, jednak nie zatrzymał się.
Pobiegł w stronę klatki schodowej na lewo od drzwi.
Jednak odbił się od ściany, która nagle wyrosła przed nim, za sprawą zaklęcia Emili. Zdrajca zawył z wściekłości i rzucił się w drugą stronę, jednak i tam nie dane mu było dobiec.
Z ziemi wystrzelił kamienny kolec, który przebił niedoszłemu uciekinierowi udo na wylot i wbił się dalej w klatkę piersiową, po czym wsunął się z powrotem w ziemię.
Naret opadł bezwładnie na kolana, podeszłaś do niego spokojnym krokiem, niemal delektując się tą chwilą.
- Północne... suki... – cedził przez zęby, z ust obficie płynęła mu krew. – Wszyscy poddacie... się... Opiekunom!
- Styryjczycy się nie poddają – sparafrazowałaś maksymę Gwardii, po czym poderżnęłaś mu gardło, dla pewności.
Wróciłaś do reszty oddziału.

Pan M. walczył w niesamowity sposób, zdecydowanie nie tak, jak oczekuję się tego po monstrum jego rozmiarów. Płynął od przeciwnika do przeciwnika łącząc finezję z brutalną siłą.
Uniknął ciosu na lewy bark opływając przeciwnika od prawej. Ciął powracającym ruchem ręki od dołu, po skosie miedzy żebra, po czym błyskawicznie przerzucając ciężar ciała z prawej na lewą nogę znów znalazł się prze wrogiem i na odlew płasko przez brzuch.
Błyskawicznym ruchem lewej, wolnej ręki złapał nadgarstek wroga próbującego flankować z lewej. Kości i ścięgna trzasnęły pod uściskiem kamiennej ręki. M. odciągnął rękę wroga od ciała, przerzucił kukri w ręce by złapać je nachwytem i wraził ostrze w pachę przeciwnika wywołują fontannę krwi z przeciętej tętnic przekłutego serca.
Obrócił się na pięcie by sparować pionowe cięcie wymierzone w jego głowę. Uderzył wroga kamienną pięścią w twarz, po czym ciął go z ukosa w dół przez ramię i żebra, by po chwili zmienić kierunek cięcia i poprowadzić ostrze do góry z zabójczą precyzją odcinając chrzęstne więzadła żeber przy mostku i rozcinając gardło na pół.
Złapał ostrze zwykłym chwytem.
Ostatni przeciwnik zaatakował cięciem na prawy bok Ulundo, ten sparował cios i wyprowadził cios pięści w twarz. Wróg jednak zdołał się uchylić przed masywną ręką Pana M. Zamiast wyprowadzać cios od nowa M. szarpnął rękę w dół uderzając z potworną siłą w prawy bark wroga. Chrupnęły łamane kości. Jednak przeciwnik Ulunod nie zawył.
Nie zdążył.
M. chwycił jego głowę lewą ręką zamykając ją w kamiennej pięści. Poczym zmiażdżył niczym przejrzały owoc.
Spokojnym, powolnym ruchem wytarł dłoń w płaszcz zabitego.
Cała scena trwała kilka sekund. Wokół M. leżało czterech niedoszłych zamachowców. Nie byli to jednak agenci SSW, lecz skrytobójcy, którzy próbowali wejść do siedziby wywiadu korzystając z zamieszania na zewnątrz.
M. uśmiechnął się. Sam ich zwabił rozpuszczając poprzez swoje wtyki fałszywe informacje o swojej rzekomej wrażliwości na atak. Przyjrzał się zabitym. Jeden z nich był elfem, zapewne lomin, dwóch było zdecydowanie Qa. Czwarty był zdrajcą. M. zmarszczył nad nim brwi.

Kenny, Moira nie byliście pewni czy popis sprawności szefa wywiadu wywoływał w was podziw, strach, obrzydzenie, czy może wszystko to naraz.
Zanim zdążyliście zareagować nadbiegło dwóch agentów, których M. wysłał do zabezpieczenia okolicznych tuneli.
- Czysto sir! – powiedział jeden.
- Natknąłem się na kilku naszych, nic prócz tego – powiedział drugi.
-Dobrze – rzekł M. powoli.
Widzieliście po nim, że zabezpieczanie własnej kwatery go irytuje, nawet jeśli wiedział, że tak będzie planując tę małą prowokację. Ktokolwiek podstawiony był pod Nareta wpadł jak śliwka w gówno, a wraz z nim jego kontakty i sojusznicy. Agenci, którym nakazał opuszczenie siedziby właśnie kończyli czystkę.
Szkoda tylko, że Kalidorea płonęła. Jednak to też było do przewidzenia. Liczyło się to co będzie dalej, bowiem Styria żyła tak długo, jak żyła bogini. Popatrzyliście się na siebie, przez chwilę mieliście wrażenie, że wy i Ulundo pomyśleliście to samo.
Niedorzeczność.
- Panów pomoc, choć wielce przydatna, nie będzie już dłużej potrzeba – zwrócił się do agentów. – Proszę wrócić do wyznaczonych zajęć i przystąpić do ewakuacji. Wy – popatrzył na was – za mną.
Agenci zasalutowali i rozeszli się, wy zaś ruszyliście za Uludno przez zawiłe korytarz.
- Kiedy ta Ofirka ostatni raz się do mnie zwróciła byli tam... – Pan M. myślał na głos. – Czas, szybkość, znajomość terenu... Mogli spotkać Rufusa, ułatwia, Ernest też... Logiczne działanie... Komunikacja ze mną... A więc, tak.
Skierował się pewnym krokiem na jedną z klatek schodowych. Zaczęliście się po niej wspinać mijając kilka pięter. Na szycie schodów mieściło się niewielkie pomieszczenie z przejściami do dwóch innych klatek schodowych.
Przy środkowej leżało okrutnie zmasakrowane ciało w mundurze agenta wywiadu, za ciałem widzieliście lekko uchylone, dębowe drzwi.
- Naret – Ulundo nawet nie patrzył na ciało. – A więc są w środku, dobrze – pchnął drewniane odrzwia.

Kiedy radziliście co robić drzwi do gabinetu M. nagle się otworzyły. Skoczyliście w ich stronę wyciągając broń, jednak zatrzymaliście się w pół kroku widząc kto wchodzi do pokoju.
W drzwiach stał jeden krępy mężczyzna, bez wątpienia hobbit, oraz ludzka kobieta.
Zaś za nimi górowała, wielka, masywna sylwetka, której nie sposób było z niczym pomylić.
Pan M. zignorował wasze zadziwione twarze, przeszedł między wami jakbyście byli normalnym wystrojem gabinetu po czym zasiadł za wielkim biurkiem.
Szybko przejrzał leżące tam papiery. Wyglądało na to, ze dokładnie pamiętał co gdzie leżało. Wydawało się to nie możliwe przy panującym tam chaosie.
- Otóż wygląda na to, że znaleźliście M. – Ulundo spojrzał na ciebie Ylvo, widząc twoją lekko zakłopotaną minę, miałaś wrażenie, że jego oczy przez ułamek sekundy rozbłysły żartobliwymi iskierkami. – Widzę też, że znaleźliście rozkazy i glejty. Ja zaś znalazłem pana Kennego i panią Moire- wskazał was delikatnym gestem. – Pani Moira jest doświadczonym pisonikiem, a jej oddanie nie ulega wątpliwości, zaś pan Kenny jest pierwszą osobą, której pani objawiła się po powrocie. Myślę, że czeka was udana współpraca.
Wstał od stołu przeszedł się kawałek. Podszedł do oka i spojrzał na płoną miasto, choć jego twarz pozostała dalej rzeźbą bez najmniejszego wyrazu jego palce zacisnęły się w pięści. Odwrócił się do przygnębiającego widoku, jednak zrobił to o ułamek sekundy za szybko by zachować pozór posągowej obojętności.
Jest to pierwszy błąd w idealnie wystudiowanej mimice M., Ylvo, Ereneście, Rufusie, jaki zauważacie. Pozostałe osoby w pokoju, nie znające M. nie mają szans tego zauważyć, jednak dla was jest to tak ewidentne jak lawina.
-Musicie zaraz wyruszać na zapołundie – wyciągnął świstek pożółkłego papieru z wewnętrznej kieszeni tuniki, zapewne jednej z wielu i podał wam. – Tu jest opis miejsca znajdującego się na południe od Kalidorei. Spotkacie się tam z kimś kto was poprowadzi, a kogo powinniście dobrze znać – popatrzył ci w oczy Emilio. – Kogoś, kto pojawił się nieopodal zewnętrznych kordonów enklawy na kilka godzin po przybyciu pewnej ofirskiej magini. Prześliznął się nawet przez kilki moich ludzi. On was przeprowadzi bezpiecznie.
Znów zasiadł na zbyt dużym dla was krześle i przysunął się do wielkiego biurka, które jednak przy nim wydawało się mieć normalne rozmiary. Chwilę przeglądał papiery, po czym podniósł na was wzrok jakby patrzył na kogoś, kto zasiedział się na obiedzie, lub też jakby nie spodziewał się was tu zobaczyć.
- Jakieś pytania?
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Kenny 
Tavare Besar... Dia Terbesar

Skąd: Velidzko-mazurskie
Wysłany: 19-12-2015, 14:16   

Kenneth wzdrygnął się. Jego uczucia były chaotyczną mieszanką wszystkiego, co miało prawo tkwić w głowie tak znerwicowanego niziołka. Prawdę mówiąc od czasu kontrfortu pojęcie spokoju i stabilizacji było dla kapłana pojęciem nieistniejącym...
Omiótł spojrzeniem pomieszczenie i osoby, które się w nim znajdowały. Wbił wzrok w tatuaż na swoim przedramieniu, po czym zerknął odruchowo na Moirę. W końcu poprawił kołnierz niezbyt już nowej koszuli i dokładnie zlustrował grupę, której razem z Moirą został przed sekundą przedstawiony.
Kącik jego ust drgnął nieznacznie, jakby chciał coś powiedzieć, a jednak z sobie tylko znanych przyczyn powstrzymał się.
_________________
2012 - Syriusz de Ranae (rip in pepperoni) - nekromanta, nieogar od rzucania wątrobami
2013, 2014 - Kenneth Hathorne - uzdrowiciel, pijak, złodziej i ogólnie wrzód
Nelramar - Kenneth Mason - Nieostrożny medyk ulundo z awersją do elfów
2015 - Kenneth Mason - Odmieniony i nawrócony kapłan Tavar... czołowy podrzynacz gardeł
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 20-12-2015, 15:00   

Usłyszawszy kroki tuż przed drzwiami Ylva odruchowo odskoczyła za stół tak, żeby w razie strzału się za nim schować, szarpnęła raz jeszcze rękojeść noża-rzutki w karwaszu, gotowa wpakować go w czoło temu, kto wejdzie i opanowała przemożną chęć ugryzienia się w tyłek za ten kardynalny błąd - nie zostawili nikogo na straży...
Następna chwila była fartowna podwójnie - w drzwiach nie ukazał się kolejny wróg, tylko hobbit. To był pierwszy fart.
Drugi był taki, że Ylva wyhamowała ruch ręki zanim wypuściła nóż z palców prosto między jego oczy...

Gdy za plecami dwojga wchodzących ukazała się kamienna sylwetka pana M, agentka z trudem powstrzymała się, żeby go nie uścisnąć. To mogłoby nie być mile widziane, przemknęło jej przez myśl. Uwielbiała swojego szefa i ufała mu jak mało komu, jednak nigdy nie była z nim na przyjacielskiej stopie a poufałość zawsze mogła być odebrana... różnie.
- Dzięki Bogini, dobrze pana widzieć, sir! - uśmiechnęła się szeroko.
Wysłuchała słów o bogini, z trudem kryjąc radość. A kryjąc głównie dlatego, że było to dość gorzkie uczucie w zestawieniu z płomieniami i hukiem wystrzałów za oknem. Przywitała się z hobbitem i psioniczką. Tej ostatniej nie znała, ale jej pojawienie się tutaj było niczym prezent od losu. Trudno o bardziej fartowne zestawienie.
I do tego jeszcze przewodnik...? Zerknęła na Emilię i uniosła brew z żartobliwym uśmiechem.
- Więc mówisz, Emi, że zgubiłaś Calida? Ale on chyba nie zgubił ciebie... - powiedziała - Panie hetmanie - przeszła do formy służbowej, stając przed biurkiem - Dwa słowa tylko o misji. Zakładam, że o infiltracji wewnątrz SSW już pan wie - skinęła głową w kierunku, gdzie leżało ciało Nareta - Jest prawdopodobne, że takich jak ten jest więcej i nie wykluczam, że nie jest to Naret tylko ktoś za niego podstawiony. Używał zaklęć Qa, stąd uważam to za niemal pewne. I stąd też konkluzja, sir. Mamy swoich ludzi we wszystkich krajach świata, za wyjątkiem tego, który nas zniszczył. Wobec nich jesteśmy ślepi i bezbronni, nie znamy ich planów, nie znamy mechanizmów ich magii. Od lat skupiliśmy się tylko na obronie, na tym, żeby powstrzymać ich inwazję. I przegraliśmy tę walkę. Następnych walk nie możemy toczyć z zawiązanymi oczami. My jesteśmy oczami Styrii i musimy widzieć, co robi nasz wróg. Sir, chcę stworzyć nam wejście do ich kraju. Poprzez naszych ludzi w Ofirze, których musimy osadzić w każdej misji handlowej, politycznej czy kulturalnej, jaką Ofir wyśle na Zapołudnie. Poprzez tego Wergunda i jego zdolności mogę stworzyć kanał przerzutowy między państwem Qa a Caer, który da zaplecze naszym działaniom, pozwoli wprowadzać tam ludzi, sprzęt, oddziały specjalne, ewakuować w razie potrzeby... To jest nie do przecenienia.
Jeśli mogę... jeśli pomimo porażki w Terali mam jeszcze pana zaufanie, sir, proszę o pełną swobodę działania w Caer i na Zapołudniu.

Pytanie, a właściwie prośba, zawisło w powietrzu, upewniając Ylvę co do interpretacji tego, co przeczytała przed chwilą w dokumentach. SSW miało już swoje plany co do człowieka, którego zdecydowała się ratować. Nie wykluczała, że prywatne uczucia mogły wpływać na ocenę, ale była jednak absolutnie pewna tego, że SSW się myli.

Nim M odpowiedział, wmieszał się Rufus.
[piszę za Sigberta, który może by w końcu napisałby sam, psiakostka! ]

[a, i zakładam, że Kenny i Moira powiedzieli M. o przepowiedni, a M kopnął w tej kwestii Rufusa ]

- Panie hetmanie, jeśli mogę .. - odezwał się, stając obok Ylvy w pozie służbisty - To , o czym mówi Ylva, jest dokładnym uzupełnieniem planu kampanii na północy, o którym miałem meldować. Oczywiście wszystko będzie można zacząć dopiero po zabezpieczeniu centrali i weryfikacji naszych ludzi. Na przykładzie Nareta wiemy, że przeniknęli w nasze szeregi. Zaraz po tym rozpoczniemy budowę ruchu oporu całej zjednoczonej północy, połączonego wspólnym sztabem, który będzie zdolny skoordynować wybuch powstania przeciw okupantom we wszystkich krajach jednocześnie, a wcześniej zbudować oddziały, które podejmą walkę odpowiednio przeszkolone i uzbrojone.
Tylko to nam pozwoli zareagować, kiedy przyjdzie czas i ujawni się czas spełnienia przepowiedni.

- Spełnienia czego...? - Ylva spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami - O czym ja nie wiem...?

[tu powinno chyba nastąpić takowe wyjaśnienie? ;) ale wszyscy wiemy, czego Ylva nie wie, więc nie będę tego tu klepać ]

- Do realizacji tego jest nam bezwzględnie potrzebne Caer - powiedziała, kiedy M, Rufus i dwoje nowoprzyłych skończyło jej wyjaśniać sprawę tryntyjskiej przepowiedni - Czy to znaczy, że bierzemy na siebie organizację partyzantki od Fiordu po Ofir i ruszenie ich do walki w odpowienim czasie...? - uśmiechnęła się - Właściwie... na północy niewiele ocalało poza nami. Kto inny miałby to zrobić, jeśli nie my. Chcecie umiejscowić ten sztab w Caer razem z sanktuarium Tavar?
- O ile oczywiście Caer będzie bezpieczne od wpływów Qa. O ile przekonamy Elidisa. Lub nie zastąpimy kimś przekonanym - powiedział Rufus - W żadnym z krajów północy nie można tego zaryzykować. W grę wchodziłoby Laro, ale oni są zbyt chwiejnym sojusznikiem i wolałbym nie zdziwić się zanadto w dniu, w którym porzucą swoją neutralność. Poza tym, politycznie stawiałoby ich to w złej sytuacji. Caer jest tym miejscem, z którego możemy odbić północ. Więc i twój i mój plan tam właśnie musi się rozpocząć - mrugnął do niej, po czym znów zwrócił się do M - Skoro mamy umocowanie polityczne, to rzeczywiście prosimy tylko o wolną rękę w podejmowaniu decyzji i możemy ruszać.

- Chwila moment - powstrzymała Ylva jego pośpiech - Nemaria, przypominam. Najpierw blokada psioniczna, potem wybywamy na plac, wpadamy możliwie blisko tych, co się tam przebili, pozwalamy im "odbić" Nemarię i dopiero wtedy ruszamy dalej. Pani Moiro - zwróciła się do magiczki z lekkim kurtuazyjnym ukłonem - Czy możemy liczyć na pani pomoc w tej kwestii? Potrzebujemy klasycznego zabezpieczenia przez czytaniem jej myśli i emocji. Każdy, kto zajrzy jej w umysł, powinien znaleźć tam nienawiść do Styrii i żal za uwięzienie. Wyłącznie to. A świadomość celu misji musi być ściśle ukryta. Musimy to zrobić tu i teraz, i w dodatku szybko.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Gorvenal 
wergundzki oddział specjalny


Skąd: Łódź
Wysłany: 20-12-2015, 23:36   

Trup Nareta leżał na ziemi. Szkoda. Po tej sztuczce z niebieskim proszkiem miał mu ochotę własnoręcznie potłuc głową o ścianę. Taka zmaza na honorze. Ale co tam Honor. Odwrócił się do okna. Styria płonęła. W zasadzie to jej resztki. Kolejne bezpieczne miejsce którego nigdy nie odwiedzi. Huk muszkietów przetaczał się po zboczach gór. Bardowie się mylili. Ani nie był piękny, ani nie brzmiał jak triumfalna pieśń. Był po prostu głośny. Głośny i akurat w tym momencie wybitnie ponury. I jeszcze ogień. Barwiący nocne niebo na ciemnoczerwony kolor.
Usłyszał kroki za sobą. Powstrzymał mięśnie napinające się do skoku przez okno i w dużo bardziej ponuro niż by chciał obrócił się w kierunku drzwi. W tym samym momencie Ylva dopadła do biurka M. W jej dłoni błysnęła stal. Na szczęście na dłoni się skończyło. Ciskanie sztyletem w kamiennego ulundo mogło się źle skończyć. Nie mówiąc już o tym jak niewiele by dało. Z resztą. Czy nie to robili przez cały czas? Rzucali nożykami w ścianę z kamieni. Niebieskich kamieni zakutych w minerałowe zbroje. Milczał i słuchał rozmowy. Pod koniec z wielkim trudem zachował kamienną twarz. Mają plan... Styria płonie, mają elfich szpiegów w sztabie. Już nawet Styryjczycy przechodzili na drugą stronę. Wszystko waliło im się na głowy, a ssw akurat ma plan na tę okazję. Może jeszcze była nadzieja.
Nawet jeśli jej nie było, to był cel, a na drodze do celu stała tylko kilkudziesięciotysięczna armia. Tak... jakby pomyśleć... czemu coś miałoby się nie udać?
-Ile mamy czasu? Jak długo da się utrzymać miasto? Nie ruszymy bez koni i zapasów, a kapłanów których trzeba eskortować chyba nie wrzucimy do worków.
_________________
Rzeczywiście nie działa. Hmm... próbowałeś dodać piorunianu?

Prawie zawsze: Jasper Flint- alchemik
Czasem: Oktavian Leadnros- medyk-strzelec, Saren z Tlais Orthogok- medyk-archeolog, Holt Wren- komandos pod przykrywką z zamiłowaniem do ciężkich zbroi
Alaric- wiecznie wiszący w chmurach myśliwy ze styryjskiego końca świata
 
 
moira 


Skąd: Wrocław
Wysłany: 20-12-2015, 23:38   

Moira popatrzyła na Ylvę i uśmiechnęła się szeroko z wyraźną ekscytacją w oczach. Tak dawno nie wykonywała porządnego rytuału, że zapomniała jaką radość daje jej korzystanie z magii. Nawet jeśli psionika niosła ze sobą pewne utrudnienia (mało kto ufa psionikom w dzisiejszych czasach), Moira była szczęśliwa robiąc to, co robi.
- O ile wszystko pójdzie zgodnie z planem, raczej nie powinno być z tym najmniejszego problemu. Co do prędkości wykonania, zaklęcia znam i wiem z których skorzystać, wystarczy jedynie nakreślić kręgi pod rytuał.
Psioniczka wyciągnęła z przytroczonej do pasa kaletki wytarty dziennik, który zdecydowanie pamiętał lepsze czasy, i zaczęła wertować strony pomrukując pod nosem od czasu do czasu.
Po chwili podniosła głowę, rozejrzała się po pokoju. Przy oknie znajdowało się dość sporo miejsca, akurat tyle, by wyrysować tam znaki. Zaczęła iść w tamtym kierunku, w międzyczasie grzebiąc w kaletce, w nadziei znalezienia czegoś, co nadawałoby się do rysowania na podłodze. Znalazła jedną świeczkę i mały kawałek kredy, zapewne wypożyczone z jakiejś tawerny na czas bliżej nieokreślony. Gdy znalazła się przy oknie, uklękła i zaczęła rysować kręgi świecą, aby następnie poprawić je kredą.
Na samym początku narysowała znak utrzymania, gerir, na kątach trójkąta wyrysowała symbole powietrza, tuż przy bokach trójkąta narysowała znaki wzmocnienia, appertal. Gdy skończyła tworzyć podstawę rytuału, w środku koła wpisanego w trójkąt narysowała spiralę oznaczającą źródło, oporto, a w jego środek wpisała znak istoty, uiren. Gdy skończyła, przykucnęła i spojrzała na swoje dzieło. Teoretycznie zamiast znaku powietrza powinna wpisać swarzyce Tavar (dla samej zasady chociażby), jednak nie chciała ryzykować skuteczności rytuału, dlatego zdecydowała się czerpać moc z klasycznych pierwiastków, które wydawały się bardziej stabilne niż Tavar w tej chwili. Gdy uznała, że wszystko jest na swoim miejscu, podniosła wzrok i spojrzała na Nemarię.
- Jeśli tylko jesteś gotowa, możemy zaczynać.
_________________
Nec temere, nec timide. :v
 
 
Nem 
ja nie chcieć ciastko


Skąd: z tam
Wysłany: 21-12-2015, 01:11   

Do poprzedniego posta Indi:

"- Wysyłam cię na wielkie ryzyko, dziecinko. Wiem, że nie jesteś gotowa. Lylian nie zdążyła cię przygotować. Nie wiem, czy chciała, być byla tym, czym my. Byłaby z ciebie dumna... Popatrz na mnie. Nemaria... Rozumiesz, na czym polega ta misja i jakie ma znaczenie? Oddamy cię w ręce lominów i Aenthil, udając, że jesteś naszym więźniem. A ty rozejrzysz się i znajdziesz tych, którzy w Aenthil tęsknią za Silvą i zgodzą się rozmawiać z nami o odwróceniu ich zdradzieckiego sojuszu. Wiem, że cię skrzywdziliśmy... Wiem i przepraszam cię za to. Aresztowano cię z mojego rozkazu, bo chroniłam twoją matkę. Jeśli masz kogoś winić, wiń mnie. To nie Styria jest winna, a ja. A jeśli masz iść na tę misję i ryykować wszystkim... Zrób to dla Styrii. Dla Bogini. I dla Lylian. Ja... zapewne i tak w końcu zapłacę za wszystkie błędy, które zrobiłam. Ale twoja matka... oddała życie za Styrię i naszych ludzi. Nemario Twoja siostra zdradziła nas. Sonja przeszła na ich stronę. Zostałaś nam ty. Jesteś gotowa...? Oczywiście, że nie jesteś... Ale musisz… "

Przez cały czas patrzyła Ylvie prosto w oczy. W jej zbierały się łzy, ale starała się je powstrzymać.
Pomyśl… Czego Ona by chciała? Nawet jeśli to oni ją zabili, to ty i tak nie możesz jej zdradzić. Ale przecież Ylva żyje, a one nie. Przecież powinno być na odwrót. Może Sonja ma racje. Może to nie ona zdradziła Lylian, tylko Styria ją zdradziła… Czy to w ogóle ma sens? Weż się w końcu w garść! Sonja nie może mieć racji. Ona Ją zdradziła. Ona już nie jest moją siostrą…
Było jej po prostu przykro…. cholernie przykro….. To nie miało tak wyglądać! Na szczęście Nemaria nie musiała wybierać, bo wyboru nie było. Kiwnęła tylko głową kiedy Ylva skończyła mówić i posłusznie zaczęła zbierać papiery.

Teraz do Moiry:

Drgnęła słysząc głos magiczki, który się do niej zwracał.
- Tak, oczywiście - powiedziała lekko zachrypniętym i łamiąym się głosem. - Jeśli istniałaby taka możliwość poproszę, żeby mi Pani kompletnie wymazała z pamięci wszystko, co jest związane z planem sprowadzenia Panienki Tavar. Jeśli mam iść do lominów, to tego akurat wolę nie wiedzieć. W każdym razie proszę zaczynać.
Podeszła do magini i wzięła głęboki oddech.
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 21-12-2015, 02:02   

Nie potrzebowała wychodzić z gabinetu, by poczuć triumf małego zwycięstwa. Uśmiechnęła się kącikiem ust, a w policzku pojawił się dołeczek zwiastujący szczere zadowolenie, gdy poczuła gdzieś w głębi umysłu jak napędzana Mocą nagła i ostra Jedność wbija się w miękką Inność, zalewając wszystko dookoła gorącą posoką, niby żelazem, a jednak czymś odmiennym.
Nie podchodziła do okna, oparła się o ścianę przy drzwiach i tak trwała z przymkniętymi oczami. Gdzieś w tle słyszała dyskusję, przerywaną odgłosami walk prowadzonych na zewnątrz. Nie wywoływało w niej to jakiś ponurych emocji.
Zbyt wiele razy widziała płonące obozy, by złorzeczyć na kolejny. Powoli obojętniała, emocje zanikały, tłumione w zarodku.
Już prawie przysnęła, gdy drzwi się otworzyły, a w nich stanęli niespodziewani goście. Gdyby to byli przeciwnicy, zapewne nie zdążyłaby nawet sięgnąć po nóż, ale na szczęście nowo przybyli nie byli wrogami... a wręcz przeciwnie. Skinęła głową na powitanie, nie odzywając się słowem. Gdy jednak M wspomniał o styryjskiej bogini, uniosła brew ze zdziwienia. Jak to: po powrocie? Czyżby możliwe było, że Tavar...
Że nadzieja wróciła?

Kręciła głową z niedowierzaniem, gdy nagle poczuła na sobie wzrok ulundo. Uniosła głowę i spojrzała w ciemne oczy M.
- Kogoś, kto pojawił się nieopodal zewnętrznych kordonów enklawy na kilka godzin po przybyciu pewnej ofirskiej magini.
...
ŻE JAK?!
Przez kilka sekund oczy miała wielkie jak senatusy ze zdziwienia, po czym brwi zmarszczyły się, a w orzechowych tęczówkach zatańczyły iskry wściekłości pomieszanej z ulgą.
- To nie jest zabawne - cichym, acz lodowatym tonem odpowiedziała na stwierdzenie Ylvy. Zacisnęła pięści. Nie myśl sobie, że ci się upiekło, ty ochroniarzu od trzydziestu boleści... jej umysł ciskał lawinami na prawo i lewo, i tylko lekkie drżenie rąk zdradzało delikatny stres przed spotkaniem. I co ja mu powiem? Że jest idiotą, bo miał zostać? Przecież jest potrzebny im. Nam? Zdała sobie sprawę, że w zasadzie w tym momencie droga do Caer jest jej nie na rękę. I co teraz?
Wpatrywała się zamyślona w punkt przed sobą, myśląc intensywnie. W głowie powoli klarował jej się plan.
Otrząsnęła się, gdy psioniczka zaczęła rysować coś na podłodze pod oknem. Oderwała się od ściany i stanęła prosto, zdając sobie sprawę z pewnej rzeczy.
- Idę się naładować - mruknęła w przestrzeń i wypadła za drzwi.
Tam przystanęła tuż pod drzwiami, wyciągnęła krzesiwo. Drugą, zwykle nie używaną stroną, rysowała w posadzce, mrucząc przeprosiny do kamieni, najpierw okrąg, potem w nim trójkąt równoramienny. Od punktu na okręgu zaczęła spiralę, kierując się do środka, gdzie w końcu wyrysowała symbol żywiołu - mały trójkąt z okręgiem na górnym wierzchołku. Klęknęła przy dolnej krawędzi kręgu, położyła dłonie na symbolu ziemi i schyliła głowę, skupiając się i szepcząc kilkukrotnie słowa pobrania energii.
Gdy poczuła, że uzupełniła Moc, przesunęła dłońmi wygładzając rysy i szepcząc słowa przerwania kręgu.
- Rindith valyanet!
Wymruczała podziękowanie dla skał, schowała krzesiwo i wróciła do gabinetu.


//Wsio jest w dziale magicznym, żeby nie zaśmiecać.
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
moira 


Skąd: Wrocław
Wysłany: 22-12-2015, 01:43   

Moira poczekała, aż dziewczyna podejdzie do kręgu, po czym poleciła jej usiąść w samym środku. Kiedy uznała, że Nemaria jest gotowa, psioniczka położyła dłonie na zewnętrznej części kręgu i wyszeptała yaaretha rindith uiren oporto appertal gerir weereth tularet korithra. Poczuła, jak moc magiczna zaczyna przebiegać po narysowanych przez nią liniach. Uśmiechnęła się, po czym uniosła dłonie do skroni Nemarii.
Prosta część za nią, czas na bardziej skomplikowany etap. Dziewczyna sama zgłosiła prośbę usunięcia wspomnień związanych z planem ratowania Tavar, co jednocześnie zdziwiło i ucieszyło psioniczkę. Bariery magiczne da się złamać, lecz całkowite usunięcie wspomnień powinno na stałe rozwiązać problem ewentualnych prób wyciągnięcia z Nemarii informacji.
Moira skupiła się na samym początku na informacjach mówiących o powrocie Tavar, na nadziei, którą ze sobą niosły, na wszelkich planach związanych z przywróceniem boginii na ziemię.
Gdy upewniła się, że znalazła wszystkie myśli, wyszeptała atsawe ivena sangara merratzu errah. Teraz zostało założenie bariery i zaszczepienie nienawiści do Styrii.
yaaretha ivena renda tularet erreth haldawa, tym razem wykorzystała wzmocnioną barierę umysłu, którą dodatkowo ukryła. Maskowanie barier to jedna z najstarszych i najbardziej podstawowych zdolności w magii psionicznej, jednak Moira z doświadczenia wiedziała, że w terenie, w trakcie rzeczywistych przesłuchań psioniką, mało kto myśli o takich rzeczach. Miała nadzieję, że i tym razem jej drobna sztuczka zadziała. Jeśli jednak się nie uda, bariera została wzmocniona.
Gdy upewniła się, że zapora jest wystarczająco silna, skupiła się na zaczepieniu dwóch osobnych myśli - jednej o wszechogarniającej nienawiści do Styrii i wszystkiego co Styryjskie, drugiej dotyczącej zniewolenia i żalu jaki z tego płynął. dewanyata ivena tularet aitoreth erreth powtórzyła dwukrotnie, wypowiadając zaklęcie dla każdej z myśli, które zaszczepiała u Nemarii.
Kiedy skończyła, opuściła dłonie i położyła je na kręgu. Powiedziała lantantia tehtawa valyanet rindith, po czym przerwała kręgi. Psioniczka podniosła się z ziemi, otrzepała kolana z brudu i odwróciła się w stronę grupy.
- To byłoby na tyle.




//dewanyata ivena tularet aitoreth erreth
wywołać myśl wzmacniać wpuszczać utrwalić

yaaretha rindith <uiren oporto appertal gerir> weereth tehtawa tularet erreth
formować krąg <nazwy znaków> łączyć znaki wzmocnić utrwalić

atsawe ivena sangara merratzu errah
złap myśl koncentrować wyciągnąć utrwalić

yaaretha renda ivena tularet erreth haldawa
formować bariera myśl wzmocnić utrwalić ukryć

dewanyata ivena tularet aitoreth erreth
wywołać myśl wzmocnić wpuścić utrwalić

lantantia tehtawa valyanet rindith
osłabiać znaki rozłączyć krąg
_________________
Nec temere, nec timide. :v
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 23-12-2015, 16:37   

Ylvo M. zmierzył cię wzrokiem, wcześniejsze ogniki rozbawienia, a może nawet pewnej troski zniknęły bez śladu zastąpione przez zimna stal.
- Pani Darren, ufam, że zapoznała się pani z moimi notatkami. Pani misja brzmi sprowadzić obiekt – silnie zaakcentował tę bezosobową formę – do nowej kwatery SSW w Laro. Czy wyraziłem się wystarczająco jasno Pani Darren? – znów popatrzył ci w oczy i czekając aż potwierdzisz jego słowa. – Zdaję sobie sprawę ze zdrajców w naszych szeregach panie Octavianie. Wybaczcie mi, sam nasłałem na was Naret mając co do niego pewne podejrzenia, które pojawiły się po raporcie pana Ernesta. SSW zostało już oczyszczone z kontaktów Nareta i innych. Zaś co tyczy się pana Erneście byłoby fortunne gdyby poinformował pan resztę o swoim ostatnim przydziale.
- Tak więc… - zaczął Ernest – Na szybko. Zostałem podstawiony jako informator lominów, przekazuje im dezinformacje, oraz podaje przekazywane mi informacje i rozkazy Panu M. – zakończył obserwując wasze reakcje.
Zaraz potem padło pytanie Octaviana i M. płynnie kontynuował.
- Otrzymacie konie i zapasy, zaś kapłani zostaną odeskortowani przez góry Barionu i nie sa waszym zmartwienie. To jak długo utrzyma się Kalidorea, czy raczej Styria – jego głos minimalnie złamał się, jednak był to niemal nie do zauważenia – ciężko określić…

Nem kiedy psioniczka szeptała zaklęcia twoją głowe zaczyły wypełniać nieprzyjemne uczycia.
Najpierw zniknęła myśli o nadziei na… Na co?
Tavar… Co z Tavar, coś z…
Co…? Gdzie…?
Pustka, przestałaś zdawać sobie sprawę z tego co się przed chwilą stało. Uczucie osamotnienia i żal za boginią powrócił ze zdwojona siłą.
Zaraz potem żal zamienił się w gniew.
Jak oni mogli na to pozwolić!? Jak Styryjczycy, dzieci bogini mogli ją stracić?
A ciebie zamknąć w więzieniu. Pozbawić cię matki.
Chciałaś krzyczeć ze złości.
Nie byłaś już pewna, które myśli należą do ciebie, które pochodzą z rytuału Moiry. Wszystko zlewało się w jedną masę, której nie można było odróżnić.
Bolała cię głowa, skronie pulsowały, myśli galopowały i urywały się.
Chciałaś by to się skończyło, natychmiast.
Zaczęłaś krzyczeć z bólu.
Wreszcie wszystko ustało. Ból zniknął.
Myśli zaczęły się powoli układać w jedną całość, lecz wciąż były chaotyczne.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 23-12-2015, 20:31   

- Rozkaz, sir - odpowiedziała.
Zapomniała się. Zapomniała, z kim gra w tę grę. To przez te cholerne sny, warknęła na siebie w myślach. Ogarnij się, dziewczyno. Skąd ci wpadło do głowy, że jakiekolwiek emocje, sentymenty i skrupuły będą miały znaczenie.
Tu rządzą inne zasady.
Uporządkowała działania w myślach. Lekko uniosła brew na informację o Erneście.
"Osz sukinsyn" pogratulowała mu w myślach.
- Doskonale się składa - powiedziała głośno tonem o temperaturze lodowców północy - Tym lepiej, więc nie traćmy czasu. Nie wiem, czy to lomin czy Qa przedostali nam się na teren i wysadzili mury, ale powinni ci uwierzyć, kiedy rzekomo im "wystawisz" Nemarię - odczekawszy chwilę na potwierdzenie dowódcy skinęła mu głową w kierunku drzwi - Wyjdziemy [uwaga, tworzę] korytarzami podziemnymi z południowego bastionu wysuniętego. Pod lunetą są tam całkiem daleko idące kontrminy. Tam będę zdążać wraz z Nemarią. Rufus, za chwilę zwiąż jej ręce i...dobrze, wygląda na wystarczająco zmaltretowaną, to powinno wystarczyć - tym razem głos jej nie drgnął ani cieniem współczucia - Jeśli możesz, ogarnijcie wyposażenie na drogę, za 15 minut spotkamy się w magazynach, za pół godziny będziemy pod południowym bastionem. Teraz! - zakończyła naglącym rozkazem. Odczekała, aż wyjdą i odwróciła się z powrotem do dowódcy.
- Sir - powiedziała chłodno, szybko, przez zaciśnięte zęby - Chcę, żeby pan wiedział, że wydany rozkaz wykonam, jak zawsze, w najlepszym interesie kraju. Jesli z jakichś powodów, które rozeznam na miejscu, interes kraju będzie inny, to go nie wykonam i wie pan o tym doskonale. Służę pod pana rozkazami niemal ćwierć wieku. Nigdy nie prosiłam o nagrody i awanse, ani za infiltrację obozów więziennych, ani za dostarczenie receptury prochowej, ani za ocalenie armii pod Styrgradem. Nie sądzę, abym kiedykolwiek zasłużyła na zarzut niedostatecznego oddania sprawie. Proszę zatem teraz o jedno, o pana zaufanie. Po powrocie, jeśli wrócę, rozliczy mnie pan z efektów, jak zawsze - nie poczekała na jego odpowiedź, zasalutowała i odwróciła się do wyjścia. Zatrzymała się jeszcze na chwilę i dodała jeszcze:
- Obyście się utrzymali jak najdłużej. Powodzenia.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,12 sekundy. Zapytań do SQL: 13