Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Gra
Autor Wiadomość
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 16-01-2016, 01:46   Gra

Psychika pracowała bezbłędnie, jak zawsze. Pomimo natłoku obrazów pod powiekami, pomimo dezorientacji i osłabienia, zapamiętywała miejsca i detale, twarze, głosy.
Ohtat.
Jaką ma broń, czy rękojeść jest zużyta, czy twarz i dłonie noszą ślady blizn i odcisków? Czy to doświadczony wojownik, czy młokos? Czy obserwuje sytuację, jak powinien? czy jest groźny?
Alchemik.
Rzadko posyła się w teren alchemików. Czym się wyróżnia? Jego chód, ruchy, czy jest sprawny w walce? Czy w razie ataku będzie łatwy do usunięcia?
Tulya.
Znam twoją twarz, parszywcu. Dyplomata.... Próbowałeś podać mi skopolaminę na balu, ignorancie. Kim jesteś, że inni wydają się słuchać twoich poleceń?
Toruviel...
Obiecałam ci kiedyś śmierć... Ale to może poczekać. Co tu robisz? Nie było cię na balu, nie jesteś więc oficjalnie. Po czyjej stoisz stronie? List, który widziałam na biurku cesarza, był od ciebie. Naprawdę szukasz sojuszników czy próbujesz założyć pułapkę,....
I wreszcie ten Qa... sam fakt, że zapuścił się prawie do miasta, wiele mówił o jego odwadze. Pozostało tylko przyjrzeć się broni, sposobowi poruszania się, przeanalizować ewentualne możliwości i słabości.
Zapamiętywała drogę. To, w którym kierunku szli, dokąd odszedł Ernest. Próbowała dyskretnie obserwować drogę z tyłu, zastanawiając się, czy to nie jej koledzy z ssw prowadzą tę akcję bez jej wiedzy. Temu miało służyć owo potknięcie się i upadek – obejrzeniu sytuacji za plecami.
Wytrych.
Psiakrew, nigdy nie była w tym dobra. Spróbowała, chowając dłonie pod płaszczem. W marszu to nie było wykonalne. Ale jeśli wyjdą poza miasto, a zwłaszcza poza Obręcz, to będzie już grubo za późno na to. Delikatnie i dyskretnie wciąż próbowała otworzyć zamek.
Nóż.
Sięgnęła do ukrytego pod paskiem na plecach wąziutkiego sztyleciku. Odetchnęła, był i bez problemu dał się wydobyć. Kajdanki również bez problemu powinny się dać przełożyc do przodu, ale to także będzie wymagało chwili spokoju.
I ostatnia rzecz. Rzecz, która sprawiła, że serce uderzyło gwałtowniej w przypływie zimnego strachu. Na lewym ramieniu, w szwie koszuli, w miejscu gdzie anatomicznie człowiek bez problemu i uzycia rąk sięga zębami, była zaszyta tabletka. Cyjanek potasu, wredna, bolesna śmierć. Ostateczna droga ucieczki. W jej przypadku... ucieczki donikąd, ale jeśli będzie aż tak źle, to przynajmniej uchroni tajemnice kraju. I tych, na których jej zależało.
Przejechała policzkiem po ramieniu. Tabletka była na miejscu.
Starannie udając wciąż otumanioną podążyła tam gdzie jej wskazano, gotowa zareagować, jeśli tylko usłyszy lub zobaczy za sobą przesłanki o nadchodzącej odsieczy. Lub w dowolnej dogodnej sytuacji, jeśli wyjdą poza miasto.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 16-01-2016, 01:48   

Cytat:
jeśli to coś jak igła, to wpięłabym go w krawędź kamizelki tej skórzanej, od wewnątrz, w podszewkę, wzdłuż szwu
Artur Elidis Teodorski
15.01.2016 19:31
Artur Elidis Teodorski

ok

Spoko.

Jaki jest Twój najlepiej ukryty sztylet?

No i to co masz w kamizelce czy płaszczu zaszyte to masz nie.
Indiana Magdalena Baraniak
19:36
Indiana Magdalena Baraniak

najlepiej ukryty? trudno ocenić. pasek? od wewnątrz paska rozcięcie, w środku miejsce między dwoma warstwami skóry na płaski bardzo wąski sztylecik, jakieś 8-10 cm, szer 2-3, z zewnątrz nie widać, od wewnątrz minimalne zgrubienie, a sztywność zamaskowana sztywnością skóry

w butach to też pownny by szlufki na noże, a nie nóż luzem w butach, no ale Emotikon wink nie mam takich w realu Emotikon smile
Artur Elidis Teodorski
15.01.2016 19:38
Artur Elidis Teodorski

Spoko, to zostaje Ci to co zaszyte, to w pasie i wytrych.
Indiana Magdalena Baraniak
19:39
Indiana Magdalena Baraniak

a ten w obcasie buta? Emotikon grin

tak pytam, to miałam jeszcze w poprzedniej sesji

chyba nawet użyłam
Artur Elidis Teodorski
15.01.2016 19:40
Artur Elidis Teodorski

No to ten też może być. ^^
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 16-01-2016, 04:14   

Obejrzałaś szybko prowadzących cię ludzi. Lewe ramię Ohtat było chronione misterną płytą. Wszystko od naramienników przez przez karwasze i rękawice z nienakładających się na siebie tarczek zostało wykonane z najwyższą starannością z matowej stali. Dostrzegłaś też wyraźny ślad na naramienniku, ślad potężnego uderzenia tępym narzędziem. Do pasa elfa przytroczone były dwa jednosieczne miecze o lekko zagiętych ostrzach i rękojeściach. Wojownik miał zaciętą twarz, spoglądającą na ciebie z pogardą i pewnością siebie.
Uśmiechnęłaś się. Był zbyt pewny siebie i zbyt mało czujny. Po jego ruchach widziałaś, że jest weteranem, poruszał się płynnie, świetnie przenosząc ciężar ciała. Mimo to nie zwracał zbyt dużej uwagi na otoczenie, stał rozluźniony zupełnie gotowy do starcia. Nie będzie trudno go zaskoczyć.
Przyjrzałaś się alchemikowi by z zaskoczeniem stwierdzić, że walce byłby groźniejszy niż Ohtat. Miał przy sobie krótki miecz i łuk refleksyjny w sajdaku na plecach. Poruszał się płynnie zawsze trzymając jedną rękę w pobliżu rękojeści miecza. Był też znacznie bardziej czujny, obserwował każdy detal otoczenia.
Zauważyłaś też brak kastowych tatuaży. Elf z miasta.
Kiedy położył ci rękę na ramieniu by prowadzić dalej zrozumiałaś, że jest leworęczny, co tłumaczyło przypięcie miecza z prawej strony bioder.
No i wbity na szybko w kurtę wytrych, twoja szansa na wolność.
Wreszcie zajęłaś się najdziwniejszym elementem, Qa. Byłaś pewna, że zna się na orężu, po jego postawie, po tym jak stawiał kroki wnioskowałaś, że był obyty z bronią. Potwierdzał to miecz o obsydianowych zębach przytroczony do pasa. Jednak było coś więcej, coś, przez co rozgryzienie Qa zajęło ci chwilę, aż wreszcie zrozumiałaś.
Jego postawa, to jak patrzył na innych, widoczny pod płaszczem zdobny kołnierz. Był w tym pewien subtelny, lecz wyczuwalny elitaryzm, poczucie własnej wartości jakie dają władza i bogactwo.
Po latach wojny z Qa nauczyłaś się rozpoznawać ich na wiele sposobów, po ubiorze, po zachowaniu, po symbolach. Sumując tę wiedzę wnioskowałaś, ze ów delikwent należy do śmietanki społecznej, a miecz to jedyny oręż jakim włada. Miałaś najpewniej przed sobą maga wojownika.
Wysoki Tulia podszedł do ciebie powoli, na jego twarzy malowała się satysfakcja kogoś, kto wreszcie dopiął długo umykającego mu celu. Zdziwiło cię to, na pewno miałaś swoją renomę wśród elfów, całkowicie zasłużoną zresztą. Jednak to nie był wyraz twarzy kogoś kto pokonuje wroga kraju, raczej myśliwego, który łapie z dawna wyczekiwaną ofiarę.
Kim ty jesteś, zastanawiałaś się w duchu.
Tulia starannie cię obszukał. Oczywiste rzeczy jak sztylet ukryty w bucie zabrali ci już agenci z SSW, zapewne by nie wzbudzać podejrzeń brakiem choćby podstawowego obszukania cię. Elf był bardziej dokładny. Został ci tylko mały sztylet ukryty w pasie, oraz wszystko to, co było zaszyte w ubraniu.
Spojrzałaś w twarz Toruviel szukając na niej oznak emocji, jednak nie znalazłaś żadnych. Nie byłaś pewna, która połowa jej twarzy jest maską i czy może nie są nią obie. Poczułaś jak przyciąga cię spojrzenie jej obojętnych oczu. Pytania wirowały ci w głowie, wpatrywałaś się w nią, jakby szukając odpowiedzi, których nie mogłaś znaleźć. A może to elfa świdrowała spojrzeniem ciebie?
Tulia kazał cię zakneblować, zanotowałaś w pamięci, że wykonujący rozkaz alchemik nosi imię Othorion. Musiałaś dać mu wykonać zadanie, choć nie omieszkałaś utrudnić mu nieco sprawy wijąc się i wierzgając. Kiedy wreszcie dał sobie z tobą radę znów spojrzałaś na elfkę i jej hipnotyzujące oczy.
Co kryła ta perłowo rumiana twarzyczka?

Maska pęka z trzaskiem odsłaniając zbliznowaciałą twarz.
Skóra wije się, faluje, pęka i zrasta.
Z ran wypadają drobne larwy, które natychmiast zaczynają drążyć skórę...
Twoją.
Patrzysz w dół na swoją skórę.
Czarne, małe larwy pełzną po szyi do twoich oczu.
Rzucasz się próbując się ich pozbyć.
Elfka staje nad tobą, jej oczy płoną szaleństwem, w dłoni lśni ostrze sztyletu.
Pchnięcie.
Nie w ciebie...
A może?
Ręka Toruviel wisi w powietrzu, drga, celuje raz w ciebie raz w kogoś obok...
W rudego Tulia, o twarzy skrytej w cieniu znikąd.
Sztylet opada.

Chcesz krzyczeć, ale nie możesz. Coś zatyka ci usta. Dopiero po chwili uświadamiasz sobie, że jest to zwykły knebel. Oddychasz ciężko rozglądając się na wszystkie strony. Twarz Toruviel jest skryta za maską, elfa patrzy na ciebie z mieszaniną strachu i zaniepokojenia w oczach. Patrzysz w dół, żadna larwa nie pełźnie po twoim ciele.
Majak, halucynacja wywołana chorobą.
Wykorzystujesz to by grać dalej oszołomioną, wszak nie mogą wiedzieć w jakim jesteś stanie naprawdę. Zaczynasz znów się miotać w nieskoordynowany sposób, mamrotać. Alchemik próbuje cię powstrzymać, ale nie był na to do końca gotowy.
Wreszcie upadasz i oglądasz się za siebie.
Przez ułamek sekundy dostrzegasz błysk oczu w arkadach willi, lecz znika w długim cieniu rzucanym przez zachodzące słońce. Nie jesteś pewna, czy to co widziałaś było prawdziwe, czy było tylko desperacką wizją umysłu karmiącego się złudną nadzieją na ocalenie.

Srebrzysta smuga z odrażającym mlaskiem zagłębia się w ciało.
Kasztanowe włosy opadają zlepione ciepłą krwią.
Przeciągłe wycie obezwładniającego smutku rozchodzi się po ulicy, mężczyzna pochyla się nad nieruchomym ciałem.

Znów wizja. Opanować się, musisz się opanować, w tym stanie nie mogłabyś uwolnić się nawet od bandy dzieci. Wstajesz z pomocą alchemika, który posyła ci przenikliwe spojrzenie, na które odpowiadasz miękkimi ruchami głowy i śpiącym wzrokiem.
Trzeba grać, jakkolwiek jest to upierdliwe, trzeba grać.
Z zaułka wychodzi Nemaria.
W twoim sercu nagle eksploduje radość i nadzieja, jakbyś zobaczyła samą Tavar idącą ci z odsieczą. Zresztą skoro bogini wróciła, a dziewczyna była jej kapłanką może i tak było, może to właśnie bogini, jedyna, która dba o swe dzieci posłała ją by ci pomogła.
Skarciłaś się za ten przypływ radości, był bez sensu i ryzykowny. Mógł spowodować nieostrożne zachowanie wydać, cię. Przez chwilę zastanawiałaś się jak powinnaś zareagować na pojawienie się kapłanki, wdzięczna, że na razie samo udawanie naćpanej wystarczy.
Skupiłaś się na jej słowach. Kolejna iskierka radość. A więc ktoś za wami szedł, gorzej, że Lomini ich zauważyli, ale wątpliwe było, by dało się tego całkiem uniknąć. Zresztą może o to chodziło? Jak zareaguje Elidis na starcie wywiadów w środku stolicy?
Na razie starałaś się zapamiętywać padające imiona. Othorion, alchemik, Tulia'Opalis.
Szłaś potulnie wskazaną ci drogą bacznie obserwując otoczenie i czekając na rozwój wydarzeń.
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
Ostatnio zmieniony przez Elidis 16-01-2016, 04:26, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 16-01-2016, 06:30   

Więc nad Caer zachodziło słońce. Był wieczór, a oni wychodzili właśnie poza mury, na zdradliwy teren Obręczy. I żadne z nich z całą pewnością nie było nikim z dowódców z Caer czy zwiadowców. Nie mieli więc przewodnika. Planowali więc iść w ciemności przez magiczne mokradła... Ylva w myślach pogratulowała przeciwnikom tak szaleńczej desperacji. Albo pójdą więc przez bagna, albo będą obozować gdzieś na ich terenie. Jedno i drugie dawało jej znacznie większe szanse, niż chwila obecna.
Podzieliła uwagę na dwie części. Nie widząc wrogów spod zarzuconego na głowę kaptura, skupiła się na słuchu. Rejestrowała ich rozmowy, wymiany półsłówek, tupnięcia butów...
Miękki krok Nemarii. Delikatny obcas Toruviel. Mocny, podkuty obcas buta tego tulya. Miecze delikatnie podzwaniające o rynsztunek ohtat. Skrzypienie sajdaka i delikatnie podzwaniające fiolki alchemika Othoriona... I mocny, pewny krok wojownika Qa. Starała się bezustannie, nawet nieświadomie, zwracać uwagę, które z nich w którym miejscu stoi, a kiedy traciła orientację – zataczała się lekko z jękiem na tego, kto szedł za nią, żeby móc na chwilę podnieśc głowę i spod narzuconego na głowę kaptura przyjrzeć się przynajmniej nogom idących, fakturze gruntu/bruku/ścieżki, jasności pory dnia.
Słuchem próbowała także wyłapać z otoczenia, czy idą przez jakieś uczęszczane miejsce, ale byłoby to rażąco głupie – prowadzić więźnia w styryjskim mundurze przez ulice we –wciąż – biały dzień?
Nie, na pewno wyszli już poza mury i wokoło na pewno nie było nikogo z mieszkańców Caer.
Zapadał zmierzch, a oni zmierzali ku Obręczy?...
Tak, druga część uwagi Ylvy analizowała możliwości.
Marsz przez mokradła, poza natknięciem się na przypadkowego wroga w postaci któregoś z żywych stworzeń, zmusi ich do marszu przynajmniej na części odcinków, wąskimi ścieżkami, nieraz wręcz po powalonych konarach czy kamieniach. Wtedy z całą pewnością będą iść jedno za drugim, a to będzie oznaczało, że przeciwników w najbliższej odległości będzie dwóch, a nie sześcioro.
Nocleg w terenie – nie, nie zaryzykuja ogniska. Są odziani dość ciepło, by przetrwać noc. Ale prawdopodobnie przynajmniej kilkoro zaśnie, co siłą rzeczy zmniejszy na jakąś chwilę liczbę przeciwników. Jednak ta wersja wydawała się jej znacząco mało prawdopodobna.
Przeanalizowała szybko możliwości.
Błysk oczu w podcieniach... Może to był ktoś... Ale liczyć na to byłoby szaleństwem. Kto zresztą? SSW albo wydało ją z rozmysłem, albo M. nic nie wiedział o manewrach Ernesta. Wolała tę drugą możliwość... Opcja, że jej macierzyste służby wydały ją w ręce wroga tak po prostu...
Pomyśl logicznie, szepnął rozsądek. I wyłącz te cholerne sentymenty. Wydaliby cię tylko, jeśli cena za twoją osobę byłaby tego warta, wiesz, że cię cenią. Więc jesli tak się stało, to musi być coś dużego, wartego twojego życia. A wówczas... cóż, taki fach, nie? No i... twoje życie bądź co bądź też juz zbyt długo nie potrwa.
Przełknęła ślinę, pokonując nagle zaciśnięte gardło.
Możliwe zatem, kontynuował rozsądek, że wydali cię z rozmysłem, ale na pewno w takim razie będą próbowali wyrwać cię z powrotem. Ale jeśli to zdrada Ernesta, to cóż, zanim się zorientują, minie kilka godzin. Więc póki co na nich nie licz.
Twój oddział...? Nie mieli szans się dowiedzieć. Emi z pewnością miała własne sprawy, w końcu może zacznie im się z Calidem układać. Avain zapewne wróciła do swoich, Nox musiał się ukrywać, Tirianus wyruszył do Aenthil, Oktawian zapewne zajął się analizą próbek, pewnie towarzyszył tym, którzy nadzorowali laboratorium. Verlan... hm. Tak, skoro była tu Toruviel, mógł być i on. To była jakaś szansa. Czy to jego oczy widziała w ciemności? Z całego oddziału był najbardziej prawdopodobny.
Choć nie jego najbardziej chciałaby zobaczyć za sobą...
Wyłącz sentymenty, powiedziałem! wrzasnął zirytowany nie na żarty rozsądek.
Dobrze więc. Skupmy się na dalszej analizie. Możliwosci podjęcia walki... Najgroźniejszy jest ten tulya. Myśli. I jest zawzięty... Ciekawe kogo z bliskich mu zabiłam. Mniejsza. I alchemik. Byłoby idealnie, gdyby znaleźli się blisko. Ale ktokolwiek będzie ją prowadził, będzie szedł za nią. Przed nią – ktoś kolejny, niech to nie będzie Toruviel ani Nemaria.... Pierwsze – rozpiąć kajdanki. Zdjać z prawego nadgarstka, lewy zostawić. Posłużą jako garota i mini-cep bojowy (chyba że to jakieś bardzo delikatne kajdanki, to wywalam). Wyjąć nożyk. Jest maleńki, prawdopodobnie nie uda się nim zabić, ale wbity w oko czy gardło sprawi, że jeden się skutecznie zajmie sobą na jakiś czas. Ten z przodu. Potem obrotem zgarnąć tego, który będzie szedł z tyłu, zacisnąć mu kajdany na szyi... o ile za nim będzie jeszcze ktoś, to skakać w bok ze ścieżki, w cokolwiek tam będzie...
W myślach przeanalizowała jeszcze kilka scenariuszy. Z użyciem płaszcza, którym można zdezorientować, z atakiem ciężką bransoletką kajdanek, z kilkoma rozmaitymi konfiguracjami. Ale wciąż jej podstawową szansą na uśpienie ich czujności było udawanie otępiałej i otumanionej narkotykiem.
Kilkakrotnie powtórzyła więc manewry ze słanianiem się, bełkotaniem, potykaniem, przy okazji starała się też zostawiać ślady, szurnięcia rantem buta, ewentualne nitki z ubrania, miała rozpuszczone włosy, więc pod płaszczem bez trudu dała radę wyrwac kilka drobnych pasemek i rzucić je przy okazji na ziemię, przydeptując. Na wypadek gdyby jednak ktoś szedł ich śladem. Na wypadek gdyby zamek przy kajdankach wydawał niepotrzebne odgłosy - na zapas i często starała się szurać samymi bransoletami, aby potem nikt niepotrzebnie nie zwrócił uwagi na dźwięk metalu. Dopiero, gdy upewniła się, że nie zaprzątają już sobie głowy jej majstrowaniem przy kajdankach, powoli i ostrożnie wzięła się jeszcze raz za otwieranie zamka.
Sprawdzała reakcje, mówiące coś o psychice przeciwników. Czy któryś pozwoli sobie na pełne satysfakcji szarpnięcie? Czy wręcz przeciwnie, któryś może okaże jakieś współczucie, które w decydującej chwili może zamienić się w sekundę zawahania? Oswajała ich z tym, przyzwyczajała, że wciąż trzeba ją podtrzymywać. Starała się jednak, aby nie było to ostentacyjne i nie sprawiało wrażenia celowego przeszkadzania im w marszu.
Opuszczonym wzrokiem wciąż lustrowała to, co mogła zobaczyć, czyli własne buty i ziemię i nasłuchiwała odgłosów.



Technicznie :)
Oczywiście szukam okazji ;) Jeśli w którymś momencie marszu nadarzy się sytuacja taka, że będziemy we w miarę ograniczonej przestrzeni (ścieżka, chodnik) z możliwością ucieczki w bok (krzaki, bagno, brama, podwórko?, alternatywnie - droga ucieczki przód tył gdyby prowadzono mnie na samym początku lub na samym końcu), grupa będzie szła jeden za drugim i przy mnie zostanie jeden uzbrojony i jeden idący przede mną - nie mogę walczyć z wszystkimi na raz.
Jeśli taka sytuacja się zdarzy - proszę o info i opis tego, co widzę/słyszę ;)
(sytuacja idealna - ohtat z tyłu za mną, ostatni w rzędzie, alchemik przede mną, ewentualnie tulya)

Kajdanki - nie wiem, jak trudno otwiera się taki zamek (jaki to w ogóle rodzaj zamka). Wymaga to pewnie chwili majstrowania, więc skorzystam z którejś z chwil, kiedy nie będę się akurat słaniać i zataczać ;) żeby mi toto nie wypadło. Najchętniej zacznę dopiero po tym, jak ktoś się zainteresuje wcześniejszymi brzdękami metalu i sprawdzi i upewni się,że wszystko ok. Jeśli przez dłuższy czas nikt nie sprawdzi - i tak zacznę przy nich majstrować.
Sytuacją, do której dążę, jest rozpięcie zamka tak, żeby pozostał na nadgarstku (może być obu, jeśli łatwo pójdzie, może być jednym, prawym) tylko założony, do zdjęcia w każdej chwili w razie okazji. Idealnie, gdyby był samozatrzaskowy ;) ;)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 18-01-2016, 02:36   

Jednak nie wyszli od razu poza Caer... To było dziwne, plan przeciwników był znacząco inny, niż bylby jej własny. Gdyby ona dostała za zadanie wyprowadzić zakładnika z wrogiego miasta, zrobiłaby to inaczej. Mając zapewnioną współpracę władcy i części służb, przeczekałaby w jakimś miejscu do zmroku, minimalizując ryzyko przypadkowego natrafienia na straż, cywilów czy kogokolwiek, kto nawet przypadkowo zechce przeszkodzić. Zapewniłaby sobie i swoim ludziom stroje miejscowej straży, jakieś papiery uwiarygadniające, które można by podsunąć pod nos ewentualnym intruzom (to akurat mogli mieć). Jeńca przebrałaby w coś innego niż mundur Gwardii styryjskiej, który w mieście był jednak dość szanowany i rozpoznawalny. I wyprowadziłaby zakładnika za mury możliwie najkrótszą i najmniej widzianą drogą.
Tymczasem szli w plątaninę uliczek na wysepkach w części mieszkalnej miasta.
I już z daleka usłyszała zbliżającą się szansę.
Około 70 m, było to wystarczająco, zeby słyszeć odgłos rozmowy niekoniecznie rozpoznając treść. Nie mogła rozpoznać samych rozmawiających, ale styryjski akcent byl dość wyraźny (był? ;) ).
To z pewnością była szansa.
No dobrze, może nie z pewnością, zawsze mogli to być czekający wspólnicy jej wrogów. Mogło to być coś jeszcze...
Elidis wspomniał, że "nie miał wyjścia"... Komu ją wydał, Ernestowi, który reprezentował SSW? Czy Ernestowi, który reprezentował wroga? Co wiedział Elidis, przystępując do tej transakcji? Co wiedzieli jego ludzie? Na co zgodziło się SSW, jeśli wiedziało? Czy ludzie, których słyszała przed sobą, byli po prostu mieszkańcami Caer, czy też cesarz postawił ich tutaj dla dopilnowania transakcji? A może wręcz przeciwnie, może oficjalnie transakcji dokonał, ale tylko oficjalnie, a teraz chciał to potajemnie naprawić... Tę możliwość odrzuciła niemal natychmiast, jeśli był jakiś układ, jakaś cena za nią, która Qa czy lomin mieli zapłacić, to raczej nie zapłacili jej przed otrzymaniem "przesyłki".
Cały szereg znaków zapytania czynił sytuację bardzo niepewną.
Jednak nie skorzystać z nadarzającej się okazji byłoby "gorzej niż zbrodnią, byłoby błędem".
Co ryzykowała?
Że przeciwnik zorientuje się, że jest przytomna.
I tak by się zorientowali, był z nimi alchemik, po prawdzie aż dziwne, że tego jeszcze nie zrobił, ale jedno uważne spojrzenie na pracę źrenic i będzie wiedział, że narkotyk już dawno nie działa.
Że może rozpiąć kajdanki.
Cóż, prawda, trzeba będzie bardzo starannie ukryć wytrych. W kaftanie, wzdłuż szwu, zeby był niewyczuwalny dla dłoni na usztywnionym przez szycie kawałku skóry.
Że ją zranią przy próbie ucieczki.
Pff...
Że ją zabiją, nie mogąc utrzymać...
No tak, to było pewne ryzyko. Będą woleli ją zabić niż wypuścić z rąk, choć z pewnością będą dążyli do utrzymania jej żywej. Do licha, pomyślała. Wyrok na jej głowę już zapadł i nie było od niego odwrotu. Co za różnica, tu czy gdzies indziej...
...
Przecież jedyną szansę na ocalenie życia oddała... Oddała w kamienne ręce M. Zamiast uratować siebie, odegrała zbawcę innych, jak ostatni frajer. Po czym wydano ją w ręce przeciwników, pomyślała gorzko.
Chrzanić to.
....

Cóż, to się zaraz okaże, pomyślała. Potrzebne były zdecydowane działania.
Co sama by zrobiła w takiej sytuacji? Zakładnik, nawet otumaniony, był niebezpieczny. Mógł zwrócić uwagę, choćby przerwacając się przypadkowo. Poza tym Ylva wciąż miała na sobie gwardyjski mundur. Nawet jeśli skryty pod płaszczem, to na nogach miała podkute styryjskie oficerki, które tak pięknie hałasowały na kamieniach. Nie ma szans, żeby siedzący nie zobaczyli, że to Styryjczyka w ten sposób prowadzą.
Przeciwnicy mogli zrobić więc dwie rzeczy – gwałtownie skręcić w bok, ale tam mogli wejść w zaułki, z których nie ma już wyjścia. Lub też pozbawić ją przytomności – uderzeniem, zastrzykiem, obojętnie, zawinąć w płaszcz i przenieść obok siedzących jak bezwładny pakunek. I to byłby koniec jej szansy.
Tak naprawdę zagrożenie, że stojący za nią alchemik wbije jej igłę w ramię, było ogromne, w każdej chwili mogło się to skończyć utratą przytomności.
Więc teraz!

Po kolei.
Nie wolno było dopuścić, żeby zbyt wcześnie się połapali w jej stanie, bardzo starannie więc zapanowała nad widocznym zachowaniem i reakcjami, tak żeby znacząco nie odbiegły od poprzedniego, ale też żeby nie wpadło komuś do głowy obezwładnienie jej i np. przeniesienie tego odcinka – na wszelki wypadek nie kombinowała póki co z żadnym upadaniem czy mocniejszym potykaniem się.

Wolne ręce. Przyspieszyła majstrowanie przy kajdankach.
Musiała uwolnić ręce. Lub chociaż przerzucić do przodu (jeśli kajdanki mają rozpiętość między nadgarstkami większą niż 20 cm, przełożenie ich do przodu zajmuje mi 5 sek na stojąco i 3 na glebie ;) jeśli mniej – to nieco dłużej)

Jeśli uwolniła ręce:
schowała wytrych, wpychając go w szew kaftana.
Wyjęła nożyk z paska, ujęła go w prawą dłoń. W lewej zacisnęła łańcuch kajdanek, nie zdejmując ich z lewego nadgarstka.
Trzymając ręce pod płaszczem do ostatniej chwili, zaczęła akcję.
Odrzucając płaszcz na ziemię, prawą ręką zszarpnęła z ust knebel i wrzasnęła na pełny regulator, a potrafiła naprawdę głośno krzyczeć:
- Qa w mieście! Na pomoc! Styria, tolong saya!!
(jeśli Gwardia ma w mieście jakieś hasło patrolowe czy inny odzew, krzyknie także to hasło).
Krzycząc, cały czas równocześnie działała - odwinęła się lewą ręką w tego, kto szedł po jej lewej stronie, mierząc zamachem kajdankami w głowę, najlepiej w twarz, jak miniaturowym cepem, tak żeby ogłuszyć, złamać nos. Jednocześnie robiąc krok w lewo (żeby wyrwać się z chwytu alchemika, o ile trzymał coś więcej niż płaszcz), odwinęła się prawym barkiem w tył, krótkim zwartym ruchem celując nożem w twarz, najlepiej w oko, idącego za nią alchemika. Obydwa ruchy próbowała wykonac możliwie błyskawicznie. Jeśli alchemik wciąż ją trzymał, ruch ręki z nożem był poprowadzony łokciem powyżej jego rąk żeby zerwać chwyt.
Kolejnym ruchem, niezależnie od tego, czy nóż trafił czy nie, było uderzenie kajdankami z kolei w twarz alchemika. Sekwencja ruchów na dwie strony ciała (kajdanki z lewej strony) umożliwiała jej wzięcie całkiem mocnego zamachu ze skrętu bioder, więc ciosy, o ile trafią, powinny być mocne.
Po wykonaniu tych ruchów musiała uciec z zasięgu ewentualnych mieczy czy noży w tym kierunku, w którym teoretycznie zrobiła sobie miejsce.

Jeśli.
Jeśli ten uderzony po lewej stronie padł i ma możliwie na wierzchu i łatwo dostępny nóż/miecz który można od razu wyszarpnąć, poprawiam mu butem i biorę broń zamiast nożyka. Jeśli ma broń schowaną – tylko poprawiam kopnięciem. Jeśli leży – w twarz, w krtań lub w przeponę. Jesli stoi i się zajmuje obitą twarzą – kolanem w przeponę i łokciem z góry w kark. Jeśli nie dostał kajdankami – poprawiam z odwinięcia jeszcze raz.

Rzuciła się w lewo.
Jeśli był tam zaułek, podcienie, wnęka, cokolwiek oprócz muru, skoczyła tam, żeby wyminąć tych, którzy szli przed nią. Najgorszym zagrożeniem była dla niej Toruviel i mag Qa. Alchemik nie zdążyłby wyjąć łuku z sajdaka na plecach i nałożyć strzały w czasie krótszym niż 10 sekund, czyli tyle, w ile powinna nadbiec odsiecz. Ale magowie mogli posłać za nią dowolne cholerne zaklęcie, przy czym o ile elfka – raczej nie śmiertelne, to ten Qa mógł być poważnie groźny. Fakt, że skandując minerałowe zaklęcie tutaj, zdekonspirowałby się kompletnie, był drugorzędny – wojownik wydawał się jej nieco bufoniasty, mógł więc sie tym nie przejąć.
Zlokalizowała magów.

Jeśli.
Jeśli któreś z nich jest przede mną, w zasięgu i nie muszę do niej biegnąc mijać kogokolwiek innego, to – jeśli to Toruviel - kolejny cios kajdankami pójdzie w nią – w skroń, żeby ogłuszyć, absolutnie nie skrzywdzić.
Jeśli to Qa i jest szansa go zaskoczyć (wątpię) to nożem w krtań lub oko (chyba, że mam ów miecz czy większy nóż, wtedy w bardziej witalny cel).
Jeśli nie – staram się wyminąć, ktokolwiek był przede mną. Jeśli zajmą się mną, cofam się w kierunku stolika, krzycząc o wsparcie i odpierając możliwie ataki, jakiekolwiek będą. Jeśli zajmą się rannymi – możliwie najszybszym biegiem, na jaki mnie stać – w kierunku stolika.
Jesli jest tak, że wszyscy byli przede mną, a za mną nikogo, to nie biegnę w kierunku stolika, tylko cofam się tam, gdzie nie mam przeciwników, wrzeszcząc nadal o pomoc, najlepiej w kahta i broniąc się, ewentualnie uskakując.
Jeśli z tyłu lub z boku jest jakiś obszar, który mógłby ułatwić ucieczkę – schody na balkon, podcienie, ogródek – uciekam tamtędy, zależnie od tego, co zrobią przeciwnicy. Jeśli tylko słyszę skandowane zaklęcie, uciekam z miejsca, w które potencjalnie poleci, zanim mag skończy je skandować.

W myślach posłała dramatyczną prośbę "Bogini, dopomóż!"....
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 22-01-2016, 11:37   

Były trzy rozwiązania: walczyć, kombinować, uciekać. Tak z grubsza.
Zostało zatem czterech przeciwników, piąty mógł w każdej chwili oprzytomnieć, ale był chwilowo najmniej groźny.
Ostatnia opcja była kusząca – otwarta droga przed nią, puścić się biegiem w uliczkę, rzucić w któryś z zaułków i zniknąć.
I co dalej...?
To, co zrobił Talsoi, wbrew pozorom wiele jej wyjasniło. To był z pewnością ich człowiek, agent SSW lub którejś ze styryjskich służb. Ewidentnie flankował tę transakcję. Nie chciał skrzywdzić nikogo z przyjaciół, było to widać po tym, jak ich rozbroił, nie drasnąwszy nawet. Mówiło to także bardzo wiele o jego umiejętnościach.
Znaczyło to także, że istniała wspomniana transakcja, wymieniano jej osobę za coś, za coś co musiało mieć sporą wartość, większą niż jej życie. Paradoksalnie upewnienie się w tej kwestii przyniosło jej ulgę. Ułożyło sprawy i reakcje.
Właściwie byłaby nawet skłonna w tym momencie złożyć broń i wykonać przeznaczone jej zadanie. Ale uparta natura nakazała inną reakcję. Zmienić układ sił. Podnieść swoją wartość i sprawić, by umowa stała się bardziej opłacalna dla jej strony.
Oddać się w ręce wroga? Dobrze. Ale wróg do transakcji musi dorzucić tych, których wysłał by ją pojmali.

Błysk myśli trwał ułanek sekundy, gdy mijał, agentka już odwróciła się, analizując pole potyczki.
Qa – wyłączony. Nie było broni na wierzchu, nie warto podchodzić.
Othorion – kusząco wysunięta rękojeść miecza, który mógłby zmienić układ starcia. Dramatycznie potrzebowała tej broni.
Ale to oznaczało ruszenie w kierunku nadbiegającego ohtat i zostawienie za plecami dwojga najbardziej niebezpiecznych na placu osób.
Pokonanie ohtat prawdopodobnie nie byłoby bardzo trudne, ale musiało skończyć się nożem czy zaklęciem w plecach.

Ingerencja tego Talsoi mogła wiele namieszać. Usiłowała przekazać mu zatem, aby zaczął współpracować.
- Kepercayan Dewi – krzyknęła wyraźnie, nie kierując tego do samego elfa, ale zakładała, że on odczyta podany mu komunikat. Fraza znana każdemu Styryjczykowi, używana przez kapłanów, ale nie tylko, oznaczała "zaufaj Bogini". Chciała, żeby zrozumiał, że nie będzie działać wbrew swoim, ale chce zmienić układ sił w tym rozdaniu.
Nie mogła tracić czasu na samo mówienie, więc słowa wypowiedziała już równocześnie z ruchem w kierunku tulya Opalisa.
Musiała wybrać najgroźniejszego z przeciwników, nie widziała opcji uniknięcia tego starcia.
Ocena poziomu wyszkolenia i walki tego tulya to była chwila, był nieporównanie silniejszy i zwinniejszy niż ona sama, był sporo wyższy, możliwe, że był także lepszym szermierzem. Broń, którą nosił, miała wytartą, zużytą owijkę rękojeści. Ruchy elfa wskazywały na idealne wyczucie równowagi i panowanie nad ciałem. Fakt, że nie stracił równowagi przy zderzeniu z Toruviel też mówił swoje.
Jedna szansa, jaką miała, to wejść w bardzo krótki dystans i zawalczyć o skuteczność pierwszego ciosu. Nie pozwolić mu wyjąć długiej broni, jeśli się da to nie pozwolić nawet rzucić tego, co miał w dłoniach, zmusić do walki wręcz na jej warunkach. Zniwelować chociaż trochę przewagę wzrostu i szybkości, które miał, a ktore w walce w dystansie musiały mu dać olbrzymią przewagę.
Miała jakąś sekundę czasu zanim ten odzyska pełną mobilność i stabilną postawę do walki. Uderzyła natychmiast. Dzieliły ich nie więcej niż 2-3 m (skoro ulica ma 4 m), czyli jeden- dwa energiczne skoki Jedyną znaczącą bronią jaką miała, były kajdanki, więc doskakując wzięła zamach i uderzyła tak, aby ciężki koniec spadł na twarz/głowę elfa ponad głową Toruviel, licząc na to, że mając ręce zajęte elfką nie zdążysię zasłonić. A jeśli się uchyli – oberwie ona.
(Gdyby elf wyswobodził ręce wcześniej niż te 2-3 sek, to ten atak stanowczo pójdzie na Toruviel i w krótszym dystansie, bardzo groźna jest możliwość złapania łańcucha przez przeciwnika, więc Ylva będzie tak uderzać, żeby im to uniemożliwić)
Dalszy atak był serią – cios łokcia, krótki, zwarty, o sporej sile (ze skrętu bioder, od zewnątrz ciała), wyprowadzony w niższą od niej i delikatną elfkę powinien trafić w skroń i przy odrobinie szczęścia ogłuszyć lub zdezorientować. Odwiniętym ciosem z przedramienia tej samej ręki z kolei wyprowadziła sztych na twarz Opalisa, precyzyjnie w oko. Z pozycji z prawą ręką do przodu, w bliskim kontakcie nie było sensu brać zamachu łańcuchem kajdanek, groziło to przechwyceniem wspomnianego i unieruchomieniem jej, czego bardzo się bała, więc złapała dużą obręcz jak kastet i ze skrętu bioder wyprowadziła klasyczny lewy sierpowy (lub lewy prosty, jeśli elf stoi zupełnie na wprost do niej twarzą) skierowany w nasadę nosa. Cios gdyby trafił miał szansę być nawet zabójczy, Ylva widziała wypadki, gdy takie uderzenie niemal dosłownie wbijało nos w mózg. Jeśli ruch Opalisa + różnica wzrostu uniemożliwiłby trafienie go w nos, uderzenie pójdzie na krtań.
Dalsza walka musiała być oczywiście uzależniona od reakcji elfa, jednak priorytety, jakie ustawiła agentka, to precyzyjne uderzenia w najbardziej wrażliwe miejsca, uwzględniając różnicę wzrostu i budowy – cios łokciem lub kajdankami w krtań, w oczy – knykciami lub nożem, w krocze kolanem lub pięścią, najlepiej tą opancerzoną kajdankami. W miarę możności, gdyby elf w walce popełnił błąd i na to pozwolił, uderzyłaby także kopnięciem z góry w kolano, dążąc do złamania go, a tym samym powalenia przeciwnika do parteru. Gdyby to z kolei miało się udać, to głównym narzędziem walki stałyby się buty i kolana.
Zakładając, że pierwszy lub drugi cios wyłączyły Toruviel, kierunek ataku starała się trzymać raczej od prawej strony, tak żeby Opalis odgrodził ją od ataku ohtat'yaro. Modliła się, aby ten talsoi nie pozwolił jej zabić – jeśli miała być cennym zakładnikiem do wymiany, teoretycznie nie mógł do tego dopuścić, musiał więc zareagować i uchronić ją przed śmiertelnym ciosem w plecy.

Opcja zakładnik
Opcja ta zaistniałaby, gdyby w walce Opalis odrzucił ją jednak na spory dystans, uniemożliwiając walkę w zwarciu i gdyby udało mu się wydobyć miecz. Wówczas walka z nim za pomocą kajdanek i nożyka byłaby skazana na porażkę.
szarpnęła ku sobie Toruviel, okręcając tak, aby mieć ją przed sobą. Lewą ręką, przedramieniem przycisnęła jej szyję na tyle mocno, by uniemożliwić mówienie. Zwróciła uwagę na ręce elfki, obawiając się ostrza wbitego w brzuch. Trzymany wciąż w prawej ręce nożyk przyłożyła jej mocno sztychem do tchawicy, jednocześnie cofając się w kierunku uliczki, gdzie nie miała nikogo za plecami.
- Nie zrobię ci krzywdy – szepnęła w ucho Toruviel, a głośno wrzasnęła przez zaciśnięte zęby – Rzuć to! Broń na ziemię bo ją zabiję! – w kierunku wszystkich trzech przeciwników. Panowała nad głosem- miało zabrzmieć desperacko, ale nie histerycznie. Zresztą, naprawdę było tak, że zyskanie rozeznania w tej sytuacji przyniosło jej spokój i pewność decyzji. Wróciła na swoje miejsce.... Była narzędziem styryjskiego wywiadu, jednym z najlepszych narzędzi, jakie mieli. Dokładnie tym. Jeśli postanowili tym narzędziem zyskać coś od Qa czy elfów, to jej rolą było wykonać to, co postanowili. I wykonać jak zawsze – możliwie najlepiej.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 29-01-2016, 03:19   

Fart, który jej towarzyszył od momentu, gdy zdecydowała się rozpocząć walkę, skończył się. Nie powinno jej to dziwić, fart nigdy nie trwa zbyt długo.
Żaden z ciosów nie sięgnął przeciwnika.
Poziom wyszkolenia i umiejętności, które zaprezentował elfi dyplomata, wprawiłby ją w osłupienie, gdyby tylko miała na to czas. Nie udało jej się go nawet dosięgnąć. Nie udało jej się dosięgnąć Toruviel, której bronił, w efekcie czego została praktycznie przygwożdżona do bruku. Korzeń, jeśli obejmował całą łydkę i przygniatał do ziemi, musiał zmusić ją do przyklęku.
Nie miała porządnej broni.
Nie miała możliwości ruchu.
Nie miała możliwości osłony przed atakiem.
Ale to wciąż nie był powód do kapitulacji. Wciąż żyła.
Opalis, choć nie draśnięty, został zmuszony do odskoczenia na sporą odległość – cztery (metry? czy skoki) to na tyle daleko, że zanim zawróci do ataku, minie całkiem dużo czasu.
Jakieś kilka diabelnie cennych sekund.
Największe zagrożenie stanowił w tej chwili opancerzony ohtat, uzbrojony w dwa miecze, był o krok od niej.
Błyskawicznie oceniła sytuację.
Korzeń, który trzymał jej nogę, był stwardniały i mało giętki, to, co podlegało ocenie, to fakt, czy zdąży uderzyć i złamać więżące ją pnącze, nim przeciwnik sięgnie celu.

(JEŚLI) jeśli sytuacja wskazuje na to, że zdąży, to uderzy z zamachu w trzymające ją więzy.
Jeśli się to uda, poniższa sekwencja będzie wykonana na stojąco. Jeśli nie – w przyklęku.


Działający na najwyzszym poziomie napięcia umysł sprawiał, że czas spowolnił bieg, świat wokół działał na zwolnionych obrotach. Elf, biegnący ku niej, uniósł dwa ostrza (jeśli o tym pomyślał!), jedno powinno uderzyć z góry, drugie z boku, zgodnie z logiką walki tak zestawioną bronią.
Nie była w stanie uniknąć obydwu. Liczyła się z tym, zresztą nie miała innego wyboru.
Stalowe kajdany uchwyciła tak, żeby stanowiły łącznik między jej rękami. Nie patrzyła wprost na atakującego. Widzenie kątowe zawsze było szybsze.
Ohtat jeśli jest praworęczny powinien uderzyc prawą ręką od góry, w głowę, jednocześnie tnąc lewą z boku, płasko, poziomo, z lekkim opóźnieniem względem pierwszego ostrza. Poczekała, aż pierwsze ostrze uniesie się nad jej głową, poczekała na ten moment, kiedy atakującemu trudno będzie już cofnąć zamach. Uniosła obie ręce nad głową, tak że łańcuch między nimi stanowił gardę powyżej jej czoła, wychwytując ostrze w locie. Zawinęła ręce wokół ostrza obrotowym ruchem, na krzyż, tak że łańcuch oplótł się wokół, wyłapując cały impet uderzenia i kierując je w bok... dokładnie ten bok, z którego szło drugie uderzenie, poziome, w jej ramię. Lewa ręka (o ile ohtat zaatakował prawą,jak nie , to odwrotnie) ułożyła się tak, ze dłoń i nadgarstek wraz z napiętym łańcuchem owijały się wokół ostrza, tymczasem wysoko uniesiony łokieć przeniosła ponad przedramieniem trzymającej miecz ręki, ruchem od lewej strony ku prawej, cisnącym w dół, tak by impetem jego własnego rozpędu ugiąć jego łokieć.
Jeśli Ylva stoi na nogach, to całej sekwencji towarzyszy ruch po półokręgu w lewo (jej lewo), tak aby ohtat znalazł się między nią a Opalisem.
Jeśli miała zbyt mało czasu, żeby wyswobodzić nogę, to ruch jest w przyklęku, statycznie.

Zgarnięcie okrężnym ruchem pierwszego ostrza, skierowane w to drugie, powinno (tak wychodzi w symulacji :) ) pociągnąć atakującego w dół. Oplątane łańcuchem ostrze powinno być dość łatwe w manipulacji, zwłaszcza w przeciwnych kierunkach – reakcja ohtat na szarpnięcie w dół powinna iść na kontrę czyli ku górze. Więc jeśli się udało zbić owo drugie ostrze, mocnym zdecydowanym ruchem uderzyła w górę w odsłoniętą szyję atakującego... jego własnym mieczem.
Ruch łokciem, wyginający przedramię, w połączeniu z rozpędem atakującego, powinien spowodować wywichnięcie, a w najlepszym razie nadwyrężenie (przy symulacji nieźle chrupneło) stawu łokciowego, a tym samym ułatwić wydarcie broni, nawet gdyby uderzenie w szyję nie poskutkowało.
Jesli uda się wydrzeć broń:
Mając miecz, Ylva mogła myśleć o walce, ale na pewno pierwszym ruchem było uderzenie, neutralizujące ohtat, o ile nie udało się wcześniej. Musi być najszybsze z możliwych, więc będzie to najprawdopodobniej krótkie cięcie z nadgarstka w czoło, to powinno go pozbawić przytomności wstrząśnieniem mózgu i zalać oczy krwią, zabić nie powinno.
Kolejne będzie cięcie, uwalniające nogę z uścisku korzenia. Kolejnym – atak na Opalisa, który z całą pewnością był już tuż przy niej.
(tu już jest za dużo zmiennych, więc opisywanie nie sądzę aby miało sens, zwłaszcza, że w grę wchodziłaby już rasowa szermierka, ale oczywiście mogę dopisać, tylko potrzebowałabym danych wyjściowych).

Na szczęście nie dostrzegła walki, toczącej się w podcieniach. Nie widziała skutków, jakie przyniósł jej okrzyk, nie widziała styryjskiej krwi wsiąkającej w bruk miasta, rozlanej bez sensu i bez potrzeby, przez kogoś, w kim Styryjczyk widział przyjaciela. Być może dostrzegłaby w tym jakąś alegorię, jakąś kolejną gorzką kpinę losu i powód do wyrzutów sumienia... więc to dobrze, że tego jednak nie widziała, mogła skupić się na walce, na ocaleniu życia i wolności.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 10-02-2016, 21:04   

"uszlachetnić"? .... Zrobisz mu diament z granatu? ;)

Oki, na poważnie.
W pierwszej fazie nie poszalejemy, Ty się ratujesz od granatu, a ja od miecza na czole.
Więc ja się spróbuję trzymać możliwie z daleka od niego.
Potem gdyby się udało czymś w niego ciepnąć, to super. Toruviel mimo wszystko raczej nas nie pozabija, jako że knujemy, jakby ją tu przeciągnąć na naszą stronę, nie?
A, i w ogóle - w pobliżu jest jeszcze ktoś z naszych?

Więc dobrze. Jadę z tym koksem.

Cytat:
Gdyby miała na to czas, krzyknęłaby z radości. Kamienny pocisk... Znała niemal na pamięć to zaklęcie, oglądane podczas niezliczonych toczonych wspólnie walk, krwawe, niebezpieczne i będące znakiem rozpoznawczym autorki. Gdyby były jeszcze jakieś wątpliwosci, kamienna klatka, która wyrosła wokół Toruviel, rozwiałaby je. To samo zaklęcie uratowało misję na Zapołudniu przed klęską i śmiercią.
Emilia!
Kątem oka Ylva dostrzegła, jak połatany przez Nemarię alchemik zrywa się, wyszarpując z torby coś, przy czym jarzył się "zapalnik". Zobaczyła też, jak kobieta w granatowym płaszczu zrywa się do uskoczenia, była więc pewna, że Emilia widzi zagrożenie i nie trzeba jej ostrzegać.
Skupiła się na własnej walce.

[duperele ogólniki]
Przeciwnik był diabelnie dobrze wyszkolonym dyplomatą. Jego umiejętności widoczne były w każdym jego doskonale wywazonym ruchu. Ponieważ był tymże, spodziewała się także niestandardowych zagrań w rodzaju uzycia magii czy alchemii, ukrytych sztyletów, igieł czy innych pomocy, jakże przydatnych w ... agresywnej dyplomacji.
Odruchowo diabelnie się bała tego starcia.
Ale tym razem miało ono jakieś szanse. Miała w dłoni ostrze, a nie kozik. Miała wsparcie. No i wciąż żyła. Dzięki ci, Bogini, błysnęło jej w myśli.
Błysnęło także ostrze elfa, skierowane prosto na jej głowę.
[ruch przeciwnika:]
Nie był to wspomagany grawitacją i błyskawiczny "strzał z nadgarstka", bo nie szło pionowo z góry, tylko ukośnie. Elf był praworęczny. Nie zdążyłaby tego zablokować, zresztą nie chciała. Weszła wcześniej w zwarcie w walce, bo nie miała innego wyjścia. Wyższy, silniejszy przeciwnik co prawda miał też siłą rzeczy większy zasięg ramion. Ale zdecydowała zwiększyć dystans.
[reakcja na ruch przeciwnika, pozycja wyjściowa - miecz w prawej, po ukosie, ostrze w górę, prawa noga z przodu]
Odchyliła się w tył z równoczesnym przekrokiem prawej nogi w tył, wykonując przeciwtempo z równoczesnym zbiciem ciosu. Prawą ręką wykonała ruch przedramieniem tak, żeby ostrze zagarnęło ostrze przeciwnika w jej prawo [przeciwnika lewo], możliwie szybko, żeby siłą zamachu w miarę możności odwrócić przeciwnika barkiem do siebie.
[ruch własny]
Optymalnym efektem byłoby, gdyby elf włożył dużą energię w zbijany cios, wtedy mógłby polecieć za własną odbitą w bok bronią. Ale raczej jest na to zbyt doświadczony. Cios taki albo był wstawką mylącą do finty albo zaczepką, mało prawdopodobne, żeby za nim poleciał. W obu przypadkach sugeruje to ukryty sztylet w drugiej ręce [był sygnalizowany ruch drugą ręką], co z kolei skłania, żeby nie pozwolić mu podejść.
Ylva nie wkładała więc wielkiej siły w cios zbijający atak, raczej odbiła własne ostrze od ostrza elfa. Własny atak skierowała od "zewnętrznej" przeciwnika [czyli tak, żeby ciosy szły na jego prawy bark], tak jak ustawił ją wykonany przekrok, który przedłużyła cofnięciem swojej lewej nogi w lewo.
Skupiła się na ataku. Miała w ręku jednosieczny elfi miecz, lekki [?], dobrze wyważony, pozwalający więc na błyskawiczne ataki bez nadwyrężania obracającego bronią nadgarstka. Włożyła w to całą wiedzę i umiejętności szermiercze jakie sama posiadała, i wykonała serię najszybszych ataków, na jakie było ją stać. Pierwszy cios poszedł w kolano lewej nogi elfa, wysuniętej do przodu wraz z atakującą ręką - i było to uderzenie kajdanami. Równocześnie praktycznie pracowała prawą ręką, wyprowadzając na przemian finty i ciosy mieczem, częściowo w miecz elfa, częściowo w niego samego, przez drugą rękę wspomagane ciosami obciążonego kajdanami łańcucha.
[założenia ruchu]
Panicznie jednak się bała, że przeciwnik złapie za łańcuch, unieruchamiając ją, więc cios kajdan wyprowadzała tylko wówczas, kiedy w pobliżu celu nie było możliwości złapania go ręką. Starała się też nie wykonywać ataków naprzemiennie prawa-lewa, a właśnie mylić rytm, wykonywać z obu rąk jednocześnie i w ogóle wykonywać to tak, żeby było możliwie trudno przewidywalne.
Wszystko to siłą rzeczy musiały być ciosy dość płytkie, krótkie w zamachu, możliwie szybkie. Celowała w ramiona, głowę, kolana. Nie chciała go zabijać. Martwi dyplomaci się nie przydają, a teraz, kiedy szanse wzrosły, wyrwanie się z niewoli i ocalenie życia przestało być celem samo w sobie. Stało się nim sprzedanie swojej skóry znacznie drożej, za cenę tych, którzy tu po nią przyszli.
[nie podaję żadnych "jeśli" bo jest zbyt duża rozpiętość konfiguracji. Po prostu wykonuję ten atak tak długo, jak długo runda i reakcje pozwolą, czyli próbuję "zasypać" go ciosami do skutku, starając się nie dopuścić w ogóle do riposty. Okresliłam mniej więcej w co celuję i czego unikam, w razie zapotrzebowania mogę określić dokładniej]


Oki.
Nie wołam nic, żeby nie było, że Emilię rozproszę i nie zdąży przed granatem czy coś. Jeśli ogarniesz sprawę granatu, to byłoby super gdyby Onfisa czymś dodatkowo dupnąć, to może się go uda w końcu położyć. Może chłopaki zdążą dotrzeć.
Swoją drogą, jak dupnie granat, to chyba powinni usłyszeć, nie? Oni... i sporo innych osób w okolicy, straże i te sprawy. To wtedy zacznijmy się drzeć, że straż, alarm i pali sie? ;) ;)
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 10-02-2016, 23:40   

Chyba wolę oberwać diamentem a nie granatem :D
Myślałam, że raczej analogicznie do magowania piaskiem ;) chyba, że to rzeczywiście zadziała i mogę mu ten granat rąbnąć w twarz. Ale nie sądzę :/

Meh, mogę się co najwyżej a) odturlać za kolumienkę (o ile są tam jakieś) b) zasłonić ścianą, ale bez gwarancji że mi nie wybuchnie w twarz.

A tak w ogóle, to mam też swoje granaty, co to mi zostały z zimówki... :twisted:

Uch, dobra. Mam pomysł. I pozwolisz, że schemat posta ściągnę od Ciebie ;)

Cytat:

[Odpowiedź na le granat]
Adrenalina skoczyła, pole widzenia zawęziło się do linii ona-granat-elf. Instynkty same przejęły kontrolę. Niebezpieczeństwo nadlatywało z prawej, więc siłą logiki rzuciła się w przeciwną stronę, kryjąc się za [jeśli jest tam kolumna, no to za kolumną, jeśli nie, to za czym popadnie], jeszcze w ruchu sycząc zaklęcie kamiennej zasłony - talami yaaretha renda - [ziemia formuj ściana, 0.58 sek] mającej poszerzyć osłonę. Odruchowo też osłoniła rękami głowę, starając się być jak najmniejszą powierzchnią celowniczą dla ewentualnych odłamków.
[Jeżeli po wybuchu JEST w stanie, to]:
Zaklęła szpetnie po staroofirsku w myślach, przyłożyła dłoń z nożem do podłoża, drugą chwytając za rezerwuar wiszący u szyi i przesłała energię poprzez szemrzące skały w miejsce, z którego nadleciało niebezpieczeństwo, gdzie Jedność czuła mocniejszy, cięższy nacisk, nacisk kogoś wysokiego, tam, gdzie niemalże niezauważalnie syczała drobniuśka Wielość, popakowana w ciasne przestrzenie Inności, wypowiadając to samo zaklęcie, którym nie tak dawno ukróciła żywot jednemu z quaczych szpiegów w Kalidorea. [Nie mam dostępu do tamtych postów, ale chodzi o kolec we flaki a'la Naret.]
[Hajda na Onfisa]:

Kątem oka widziała nie do końca równą walkę pomiędzy Styryjką a elfem. Tuż koło nich znajdowały się odłamki bruku powstałe przy tym, jak wystrzeliły z ziemi korzenie...
- Talami seikelarva! - [ziemia wystrzel] wrzasnęła, zaciskając skierowaną w stronę owych odłamków wolną dłoń w pięść, po czym machnęła nią szybko jednocześnie rozwierając palce w stronę Tulia, ciskając pociskiem w jego kolano, jednocześnie starając się nie trafić Ylvy. Starała się też kątem oka obserwować Toruviel, by w razie czego móc zainterweniować w miarę szybko - czyli skontrować jakoś jej zaklęcia.
[W razie pudła celuje jeszcze raz, do skutku, w kolana czy nadgarstki (gdzie prościej trafić), jakby się pochylił to w łeb, tak, żeby wytrącić z równowagi na jak najdłużej.]
[Jeśli po wybuchu NIE JEST w stanie nic zrobić, to]:

Nic nie robi, stara się nie umrzeć ani nie dać okaleczyć bardziej - wyczołguje się spod kamieni, wyjmuje ewentualne odłamki i owija w oderżnięte kawałki rękawa koszuli, w razie czego stawia kolejną anty-granatową barierę. [Ciężko mi cokolwiek powiedzieć, bo nie wiem jak bardzo zła sytuacja by była wtedy.]


Mam pewne obawy, że straż to by raczej pomogła naszym przeciwnikom :/
Chłopaki są jakieś 200 metrów dalej, i z tego co wiem mają trochę długouchych problemów na głowie, więc na ich szybkie przybycie bym nie liczyła.

Dobra, będzie co ma być, a teraz idę zakuwać rosyjski... :c
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 19-02-2016, 04:30   

Uderzenie w bark jest upierdliwie bolesne. Płytko położona kość obojczyka jest wystawiona na cios i reaguje paraliżującym, osłabiającym bólem, promieniującym wzdłuż ręki podobnie jak trafiona główka kości na łokciu.
Taaaak, bark zawsze tak reagował.
Lewa ręka, kurczowo przyciśnięta do tułowia, poinformowała Ylvę, że wymachiwanie kajdankami niniejszym się skończyło.

Agentka odnotowała komunikat, ale zajęta odbiciem nadlatującej klingi nie przejęła się nim zanadto. Kolejny cios prawdopodobnie sprawiłby, że walka dla niej zakończyłaby się spotkaniem z brukiem.
Tym samym dynamicznym ruchem odpowiedziała na cios elfa - nie blokując sztywno tylko próbując zagarnąć ostrze przeciwnika i zmienic kierunek jego lotu. Jednocześnie, niezależnie od tego, czy cios udało się zbić czy nie, rzuciła się w tył wyciągniętym, szermierczym zakrokiem.
Stała bokiem do Toruviel i kątem oka wyłapała jej pospieszne ruchy. Ylva nigdy nie była wrażliwa na magię poza mocą Bogini, ale nawet ona odczuła intuicyjnie gęstniejąca w powietrzu energię. Nie wątpiła, że starcie Emilii i Toruviel byłoby wyrównanym starciem dwóch mistrzyń, ale dwie magiczki nie były same na polu walki. Gdzieś z tyłu był jeszcze ten cwany alchemik od granatów, którym stanowił języczek u wagi w tym starciu. Nie wątpiła ani przez chwilę, że w sakwie elf nie nosił jednego egzemplarza wybuchowej niespodzianki. Z obydwojgiem Ofiryjka juz poradzić sobie nie mogła.
Emilia... Jej śmierć w tej chwili byłaby niepotrzebna, bezsensowna. Ryzyko robiło się za duże, tym bardziej, że Emilia w obronnym odruchu mogła zabić z kolei Toruviel, a to krzyżowało plany użycia tej ostatniej do odzyskania Aenthil...
Oceniła szanse. To był moment maksymalny, jaki mogła osiągnąć w tej walce, dalej byłaby już gra z losem i ze szczęściem, gra swoim, ale też i Emilii życiem.
- Stój! - wrzasnęła odskakując w tył z mieczem wyciągniętym przed siebie w pozycji gardy, na tyle daleko, żeby przeciwnik, z którym walczyła, nie wykorzystał jej rozproszenia uwagi - Poddaję się, tulya'Toruviel!

Liczyła, że Opalis chociaż się zawaha, ale na wszelki wypadek wciąż stała w pozycji gotowej do odbicia jego ataku.
- Toruviel! Czekaj! - krzyknęła ponownie, jeśli elfka nie przerwała rytuału. Wzrok wlepiła w talsoi, próbując dać mu do zrozumienia, jaki jest sens tego, co robi. Dostrzegła dopiero martwego gwardzistę.

[zakładam, że któreś z nich odpowie mi coś w rodzaju "to rzuć broń" czy coś]
- Słuchaj... Transakcja, w której jestem ceną, zostanie zawarta! - wciąż patrzyła na talsoi, ruchy Opalisa łapiąc widzeniem kątowym, gotowa do reakcji - Odłożę miecz i pójdę z tobą, Toruviel. Pod warunkiem, że ten drugi Tulya i alchemik tu zostaną... Pomyśl... Możemy ciągnąć dalej tę walkę, nie rozbroicie mnie, tylko zabijecie. Co wam po martwym jeńcu, przecież nie o to wam chodzi. A ta walka jeszcze potrwa, wiecie o tym. Powiedz jej, tulya - przerzuciła wzrok na Opalisa - Z każdą chwilą rośnie szansa, że wpadnie tu gwardia, straż miasta lub ktokolwiek. Ile potrwają twoje zaklęcia, talsoi? Ilu jeszcze towarzyszy zabijesz, zdrajco? - rzuciła, dając mu do zrozumienia, że rozumie jego przykrywkę i będzie grała w ten teatr - To jest dobry układ, Toruviel. Ja za tych dwóch, ohtat niech idzie z tobą jako ochrona. Albo spalicie tę transakcję i cały wasz trud na marne!

"Bogini dopomóż" powtórzyła w myślach, czując jak zaczynają drżeć jej ręce. Ciepła krew wsiąkała w czarną koszulę, którą nosiła pod gwardyjskim kaftanem. Bolało.
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Aver 
Szop partacz.


Skąd: z kadeckiej szafy
Wysłany: 20-02-2016, 22:51   

Szlag.
Pocisk nie trafił. Niedobrze.
Kątem oka zauważyła Toruviel rysującą jakieś znaki.
Większy szlag.
Znów przypadła do ziemi, pochwyciła mały odłupek leżący nieopodal i zaczęła szybko wyrysowywać wokół siebie znaki.
Najpierw gerir, utrzymanie. Od okręgu prowadzące do środka oporto, źródło, a w źródle - uiren, istota. Po środku istoty położyła wyciągnięty z kaletki mały kawałeczek malachitu. Na wierzchołkach gerir wyrysowała dwa symbole ziemi - darar - i jeden życia - sirvin. Położyła dłoń na darar, drugą unosząc w stronę elfki i już miała zacząć inkantować słowa, które miały za zadanie pochwycić część energii używanej przez Toruviel do zaklęcia i przekierowanie ich do malachitu tak, by zaklęcie nie wypaliło, albo chociaż zostało osłabione, gdy usłyszała wrzask Ylvy.
Zamarła z dłońmi nad znakami, ze zgrozą patrząc na to, co wyrabia Styryjka. Z drugiej strony jednak... może to miało sens. Obserwowała Toruviel, w każdej chwili będąc gotową do rzucenia umyślonej kontry.
Chwila wróć... gdzie się podział ten alchemik?
Podczas przemowy kobiety rozejrzała się szybko, zauważając smugę krwi prowadzącą do podcieni.
Cholera by go. Nie mogła nic zrobić w tym momencie. Miała tylko nadzieję, że elf nie zaryzykuje rzucenia wybuchów w stronę tulya. O siebie się średnio martwiła - ruch kątem oka lepiej zauważyć, a gdy tylko zobaczyłaby lecące w jej stronę cokolwiek - instynkt sam zarzucał ścianą odgradzając ją od niebezpieczeństwa.

//Talami marratzu lantantia sangare aitoreth koritrha uiren - ziemia-moc zabierać redukować gromadzić zamykać-w-istota. Mam nadzieję, że to tak działa.
_________________
"What is better - to be born good, or to overcome your evil nature through great effort?"
===
+ Avergill Cha'el, bambusowa łowczyni potworków = + Meriel'oarni Caernoth, cztery metry rany ciężkiej = + Słysząca Skałę Rill Pioc Ark'hant, imperialna skałomiotka = + Emilia ev. da Tirelli, sapientystka, morderczyni, agent SSW = + Inga, czarownica-sekretarka w Tymenie Mgieł = Cerys Stern, czarownica z kardamonowo-tymenowo-szakalową przeszłością = Aud Svanhildurdottir Sliabh Ard, poseł od Bryna i jednego zadania = Aina Macario, starsza Enarook z tępym nożem = Halli Auddottir, cfaniara z bandy Flodriego = + Arda, ta, która chciała dobrze = + Avarina de la Corde, Czarny Diabeł, który chciał pozostać człowiekiem = + Avilla Salarez, zwiadowca 22. Sz. G. F. d. K.
 
 
 
Elidis 
Administrator
Hydra


Skąd: Z ostatniej wioski
Wysłany: 23-02-2016, 00:47   

//Tak to tak działa ;) //
_________________
TO JEST MOJE BAGNO!!
 
 
Indiana 
Administrator
Majestatyczny król lasu


Skąd: Z wilczych dołów
Wysłany: 25-02-2016, 22:01   

Ylva skupiła uwagę na słowach Toruviel, obserwując jednocześnie rudego tulya. Nie mogła pozwolić, aby podszedł, nie ze sztyletem, który trzymał w lewej ręce. Jedyne, co dawało jej szansę, to trzymać się od niego na długość miecza.
Zatrzymała się jednak na jej słowa.
I zgrzytęła zębami z tłumionej irytacji na wyrażoną w tych słowach bezczelość. Gdyby miała więcej czasu i nie miała wycelowanej w siebie klingi, wywarczałaby pewnie parę ciepłych słów na temat jej hipokryzji. Na temat tego, co myśli o obwinianiu jej za śmierć Qa w środku obleganego przez nich miasta, o czynieniu jej wyrzutów z tego, ze postanowiła uciec przed czekającymi ją torturami i niewolą.
Ale tylko zgrzytnęła zębami.
- Nie trzeba było podnosić ręki na niebezpiecznych ludzi, Toruviel - warknęła - to by nikt nie zginął.
Wciągnęła powietrze, żeby się uspokoić i nie dać ponieść wściekłości.
- Rozumiem, że mi nie ufacie. Tym razem nie ma w tym podstępu. Toruviel, moc twoja i Emilii są porównywalne, trzymacie się nawzajem w szachu. odłożę broń i oddam się w twoje ręce, ale on - wskazała na Opalisa - zrobi równocześnie to samo, pozwalając, żeby Emilia go unieruchomiła. Pozostałych trzyma w szachu człowiek cesarza, jeśli trzeba w tym celu - tu z kolei skinęła ruchem lewego ramienia - niech weźmie łuk tego waszego lutha. Zresztą, postaw swoje warunki, sposób zabiezpieczenia jaki sobie życzysz.


[jeśli jakimś cudem Onfis i Toruviel się na to zgodzą, to następna faza raczej nie nastąpi. Ale wątpimy, żeby się zgodzili]


Nie zobaczyła ich wcześniej skupiona na sytuacji. Dopiero kiedy płomienie prawie osmaliły jej rzęsy, dostrzegła biegnących od strony mostu.

[Szrapnel, nie wiem, jak ma na imię] wykrzyczał zaklęcie, Opalisa otoczył płomienisty krąg, oddzielający go pierścieniem od Ylvy i reszty świata.
[skutki zna Szrapnel, tudzież MG]. Sam mag usiadł ciężko na ziemi, próbując opanować zawrót głowy.

Nemaria, widząc, że Othorion wyciąga spod boku trzymany wciąż i gotowy do rzutu granat, rzuciła się na niego, unieruchamiając jego rękę.
- Nie! - krzyknęła ze szczerym przerażeniem w oczach - Tam stoi pani Toruviel, ani się waż!!!

Emilia starała się ani na chwilę nie stracić koncentracji, ale nie chciała robić Toruviel krzywdy. Nie mogła. Skupiła się na zaabsorbowaniu używanej przez nią magii ziemi, zwłaszcza po tym, gdy Ylva rzuciła się w stronę elfki.
Styryjka również nie zamierzała uczynić dyplomatce krzywdy.
- Chronić Toruviel!- wrzasnęła, próbując jednocześnie dostać się w bezpośrednie poblize magiczki i unieruchomić ją ściśle fizycznie, uniemożliwić rzucanie zaklęć, uniemożliwić zranienie Emilii.
Agentka dotrzegła jeszcze Octaviana, który z napiętym, gotowym do strzału łukiem wszedł na plac walki, celując do tego, kto mógłby ewentualnie zagrozić sytuacji - do talsoi lub elfa z połamana ręką.
Usłyszała krzyk Ofirczyka:
- Zostaw! Rzuć to! - skierowany do tych z elfiego oddziału, którzy mogli i chcieli walczyć.
- Nie! - krzyknęła - Czekaj! Nie strzelaj!

[oczywiście tu powinna być decyzja lominów, czy walczyć czy odpuścić, gdyby choć na chwilę podjęli negocjacje, to Ylva wykrzyczy, że naprawdę się poddaje i pójdzie z Toruviel, w zamian za Opalisa i TYLKO wtedy!]
_________________
"Boję się klatki, więzienia, do którego przywyknę z czasem, aż zniknie pamięć i potrzeba męstwa..."
"(...) niech umie spać, gdy źrenice czerwone od gromu i słychać jęk szatanów w sosen szumie (...)"
"(...).Loyalty. Honor. A willing heart... I can ask no more than that. "
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,06 sekundy. Zapytań do SQL: 13