Karczma pod Silberbergiem Strona Główna Karczma pod Silberbergiem
Witamy na nowym-starym forum dla larpowiczów Silberbergu :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
[opowiadanie] Bogobójcy (plusszesnastka 2016 bo zasługuje)
Autor Wiadomość
Cyris 

Skąd: Śląsk
Wysłany: 04-09-2016, 00:27   [opowiadanie] Bogobójcy (plusszesnastka 2016 bo zasługuje)

 - Ale patrzcie, jak nam się uda to będziemy mogli nazywać się bogobójcami.
- Jeżeli nam się uda.
 Ta wymiana zdań odbyła się na początku. Nie wiem czy przed czy po tym jak zmieniła się nasza rola, ale na początku. To był żart, czyż nie? W schronieniu na wergundzkich ziemiach patrzę po nas i żart nie żart, bogobójcami jesteśmy.
 Dwa lata treningów. Jedna myśl. Dwa zadania, niewiele więcej. Krótka misja, odwrót, później pewnie oddelegowanie do nowych zadań. Zabezpieczajcie oddział, bądźcie wsparciem. Tak jest, kapitanie.
 Lecz tak naprawdę wszystko zaczęło się w lasach Laro. Bo treningi nie mogą przygotować do tego, co dzieje się naprawdę. Możesz wiedzieć wszystko, znać zasady postępowania. Jednak wszystko zostaje zweryfikowane gdy wędruje się po nieznanym terenie bez snu, widząc przed sobą jedynie cień niezmordowanej szefowej, która potrafi zapomnieć, że nawet trening nie jest w stanie zrobić tego, co lata doświadczeń i nie każdy może utrzymać jej tempo. Lasy są zdradliwe, księżyc w nich nie tak jasny jak być powinien, a drzewa stoją na drodze, bo od zawsze tym się zajmowały. I nie zna się ich na pamięć jak tych, wśród których się szkoliło. Niby nic, ale weryfikuje pewność siebie. A nie byliśmy nawet na miejscu.
 Punkt pierwszy, spotkać się z Kethrenem, przejąć dziewczynę. Nie spodziewaliśmy się, że będzie to łatwe. Oczywiście, był ustalony punkt spotkania, czas… Lecz przynajmniej ja nie byłam zaskoczona, gdy miast naszego człowieka na miejscu napotkaliśmy chaos pościgu. A właściwie jego końcówkę. Nasza nieznajomość terenu i niewielka wytrzymałość czternastolatki (która skądinąd okazała się osobą wielce wytrzymałą) sprawiły, że gdy udało nam się do nich dotrzeć, znajdowali się w rękach Qa. Nasza pierwsza walka po prawdziwym rozpoczęciu misji nie jest czymś, czym chciałabym się szczycić. Wygraliśmy, lecz nie wyglądało to tak, jak byśmy tego pragnęli. Nieprzystosowana do terenu i nawet ciemności innych niż te, w których się poznawaliśmy nie potrafiłam zlokalizować przeciwników wystarczająco szybko, by w jakikolwiek sposób pomóc w walce. Nie było formacji, nie było zwartego szyku. My byliśmy wszędzie, Qa byli wszędzie. Mogłam jedynie wskazywać Yannie rannych. Na szczęście głównie lekko. Lecz udało nam się ochronić Kal, której rola wciąż była nam wtedy nieznana.
 Nie znaczy to, że mieliśmy czas na odpoczynek. Bo to był ten moment, który zmienił oblicze akcji. Podczas walki dołączył do nas cesarz Elidis, a gdy zajmowaliśmy się dziewczyną zapoznał nas z losami pierwszego oddziału. A ten już nie istniał. Kończymy swoją misję, kończymy misję pierwszego oddziału i dopiero wtedy się zmywamy. A to wszystko w osiem osób. Wspaniale. Żołnierze to żołnierze i trzeba wypełnić zadanie. Jakby był wybór. Dla nas i dla Styrii. Jakby dotychczasowy szok, spowodowany zarówno stratą ważnych członków SSW jak i zmianą zadania był niewystarczający, cesarz odmówił składania wyjaśnień.
 Punkt drugi, spotkać się z naszym kontaktem. To nie była już tak długa droga, nie w porównaniu z tym, który już pokonaliśmy. Mieliśmy jednak Kaledinę i przez wzgląd na jej stan nie mogliśmy wybrać drogi najkrótszej. Nie stanowiło to dla nas problemu, lecz oznaczało, że spóźniliśmy się na miejsce spotkania. Mimo braku określonej godziny nasz człowiek musiał uznać, że już nie przyjdziemy. Nie było go na miejscu spotkania, które zdało nam się przeraźliwie puste. Do dziś nie rozumiem jakim cudem nikogo tam nie znaleźliśmy. Lecz to nie moja sprawa i narzekać nie będę.
 Niestety, w tym miejscu zostaliśmy bez wskazówek. Kontakt najprawdopodobniej ukrył siebie lub informacje w skrytce znanej pierwszemu oddziałowi. Tutaj jednak po raz pierwszy, lecz zdecydowanie nie ostatni doświadczyliśmy jak ważny jest w drużynie szaman, nasz tryntyjski przyjaciel Strzała. Z pomocą Kruka był w stanie przybliżyć nam lokalizację skrytki. Nie bez zgadywania, ponieważ zobaczył jedynie najbliższe otoczenie, lecz bez przygód, udało nam się ją odnaleźć. Naszego człowieka tam nie było, ale pozostawił po sobie szkatułkę i sakiewkę. Szkatułka była zabezpieczona krwią i była w niej jedynie zaszyfrowana wiadomość, a sakiewka, której pierwotnie baliśmy się dotykać zawierała mapę miejsca pobytu zarażonych wirusem nieśmiertelności sióstr - młodszej, której krew musieliśmy zdobyć do broni na nieśmiertelnych i starszej, Dagmary, niebezpiecznej psioniczki - i list kontaktu, który opisywał to, czego się dotychczas dowiedział. Coś w liście i tym, że nie było oznaczenia użytego szyfru sprawiło, że nabraliśmy podejrzeń. Gdy tylko odczytaliśmy wiadomość i opracowaliśmy plan dostania się do twierdzy ruszyliśmy dalej.
 Niepewni czy Kal da radę przejść tunelami podzieliliśmy się na dwie grupy, zapewniając sobie wcześniej z pomocą Kethrena możliwość kontaktu przez amulety lokalizacyjne. Jedna, z Elidisem, Kalediną, Kethrenem i Yanną zdecydowała się przejść przez koronę twierdzy, druga, do której należałam ja wraz z Imirą, Strzałą i Bertem, okrążyła ją i weszła tunelami. Ku naszemu zaskoczeniu droga była prosta, a tunel, prócz jednego ślepego zakończenia i jednego strażnika, nie był nawet problematyczny. Dopiero na dziedzińcu spotkaliśmy większą grupę, lecz z niewielką pomocą granatu odłamkowego i ponownego spotkania z częścią drużyny idącą z korony szybko ich uciszyliśmy. W komnacie po drugiej stronie dziedzińca znaleźliśmy młodszą z sióstr, szczęśliwym trafem samą. Upewniwszy się, że nie ma tam dla nas zagrożenia, sparaliżowaliśmy ją i Yanna pobrała jej krew. To było zbyt proste. Wracając natknęliśmy się na scenę przesłuchania. Starsza z sióstr miała naszego człowieka. Udało nam się go odciągnąć, lecz ona zniknęła, usypiając nas. Nasz kontakt był w złym stanie. Mimo silnych środków przeciwbólowych wciąż z trudem opanowywał ból, a kontakt z nim był praktycznie niemożliwy, a już na pewno byłby niemożliwy bez Kethrena. Dopiero po dłuższej chwili uspokajania go udało nam się dowiedzieć, że Neyestecae wyjęła swoje serce i że przebywa ono osobno, choć wymaga ładowania na intersekcjach, co miało się odbyć następnego dnia dwie po dwunastej. Odkryliśmy także, że była wioska, która miała nas wspierać w akcji i zapewnić zapasy i odpoczynek. Niestety, tę informację Dagmara z niego wydobyła, a wioska najprawdopodobniej została zniszczona. Umysł naszego kontaktu był tak zniszczony, że gdy tylko przekazał nam te kluczowe informacje stracił przytomność umysłu, a to, co zostało w nim zasiane zaczęło ogarniać także Kethrena. Musieliśmy odciągnąć go od torturowanego wcześniej człowieka. Dla niego niestety nie mogliśmy już nic zrobić. Miał strzaskany kręgosłup i nie moglibyśmy go nawet wyprowadzić z sali, w której był przetrzymywany. Imira ukróciła jego cierpienia.
 Gdy opuściliśmy twierdzę już świtało. Zdecydowaliśmy się nie ścigać starszej z sióstr, jako iż nie wiedzieliśmy jakie mamy szanse w walce z nią. Potrzebowaliśmy wypoczynku i z nadzieją, że choć budynki ostały się z pogromu, jaki Qa musieli zafundować wspierającej nas wiosce zdecydowaliśmy się jej poszukać. Niestety, nie dane nam było jeszcze zaznać spokoju. W drodze musieliśmy przebyć wąwóz, który, jak się okazało, zabezpieczony był mocą starszej z sióstr i Ci, którzy do niego zeszli tracili przytomność. Gdy zdołaliśmy ich stamtąd wydostać nie dane nam było poszukać innej drogi. Zostaliśmy zaatakowani. Po przedłużającej się nieco walce w niesprzyjającym terenie zdecydowaliśmy, że musimy podjąć próbę wyeliminowania Dagmary, by móc dostać się do wioski. Podążając za wycofującymi się Qa znaleźliśmy miejsce pobytu sióstr. Chronione były barierą, którą zdołali dopiero osłabić wspólnymi siłami Strzała z Kethrenem. Imira strzeliła, a by być pewnym śmierci Dagmary Kethren odciął jej głowę. Po trudnej dyskusji drugą zostawiliśmy przy życiu.
 Nie dany nam był spokój. Przy drugiej próbie dostania się do wioski również nie mieliśmy szczęścia. Na ostatniej prostej zaatakował nas oddział Qa, który znacznie nas przewyższał pod względem liczebności. Zdołaliśmy znacznie ich przetrzebić, lecz nie na tyle, by im umknąć. Yanna nie zdążyła z leczeniem i pojmali nas, gdy większość była ranna. Odebrali nam broń. Dziewczyny, prócz Imiry, pozostawili niezwiązane, a resztę mieli związać i odprowadzić nas do garnizonu. Zaczęli, lecz przejeżdżała dostawa i priorytetem stało się usunięcie nas z drogi. Wykorzystując zamieszanie Imira zaatakowała ukrytym sztyletem. Gdy nasi zbrojni zostali uwolnieni oddaliśmy im wszelką broń, jaką mieliśmy ukrytą. Przytrzymali wrogów na tyle długo, że Elidis zdołał odzyskać ich miecze i rozprawili się z pozostałą garstką. Zdobyliśmy więcej broni niż pierwotnie mieliśmy i wreszcie dotarliśmy do wioski. Była opustoszała, lecz niezniszczona. Znaleźliśmy odrobinę zapasów i człowieka. Był to Styryjczyk, dawny szlachcic, co rozpoznaliśmy po jego pierścieniu. Yanna próbowała mu pomóc, ale był zbyt ranny. Niestety musieliśmy go pochować.
 To jeszcze nie był koniec atrakcji na ten dzień. Zostawiliśmy Yannę na warcie i część poszła się odświeżyć, napić… I wtedy jakiś oddział maruderów wdarł się do wioski. Ostrzeżenie medyczki nie zostało zrozumiane, a złapanie za broń trwało chwilę za długo. Maruderzy mówili, że chcą tylko broni, cennych przedmiotów i pożywienia, ale nie mieliśmy ochoty czegokolwiek oddawać. Wygoniliśmy ich z wioski i zatrzasnęliśmy bramy. Wtedy Elidis ujawnił nam szczegóły potrzebne do uskutecznienia zamachu - wyjaśnił nam, że Kal jest połączeniem z Tavar, dzięki któremu, z pomocą Strzały, Elidis mógł skorzystać z mocy bogini oraz powiedział o czterech punktach mocy szamanki Qa, które można było zneutralizować wykorzystując aspekty przeciwne do mocy kapliczek, odnoszącej się do czterech form Opiekunów. Cesarz był też w posiadaniu jednego zagłuszacza do kapliczki. Pierwotnie były cztery, tak jak punkty mocy, lecz pozostałe zaginęły wraz z pozostałymi członkami jego oddziału. Były także wytworzone aspekty, ale znalazły się w rękach Qa wraz z Clovisem, który je miał. Dopiero gdy przyswoiliśmy te informacje mogliśmy dać sobie pięć godzin odpoczynku, w tym kilka snu na wartowni. Po nich znaleźliśmy martwego złodzieja Berta. Uraz wewnętrzny, którego nie zauważono zaraz po walce doprowadził do pęknięcia jelita. Została nas już tylko siódemka.
 Dwie godziny po południu byliśmy już na intersekcji ziemi, czekając na transport z sercem Neyestecae, które miało zostać na niej naładowane. Pierwsza grupa, która przeszła pod nami, nie zatrzymała się przy intersekcji. Nie wiedząc co to oznacza, rzuciliśmy się za nią w pościg. Pokonaliśmy ich i przesłuchaliśmy jednego z ludzi. Od niego uzyskaliśmy informacje, że transporty odbywają się co pół godziny i serce znajduje się w jednym z nich. Powiedział też, że Neyestecae nie będzie, tak jak pierwotnie planowała, w gościnie u gubernatora, tylko zatrzyma się w Białym Bastionie. Nie to stanowiło jednak obiekt naszego zainteresowania w tamtym momencie i nie zwlekając wróciliśmy na intersekcje wyczekiwać kolejnego transportu. Nie jestem pewna czy transporty rzeczywiście były tak regularnie. Qa chodzili zarówno w stronę, w którą miał udać się orszak jak i przeciwną, chodzili traktem i ścieżką nad intersekcją i naszymi pozycjami. W końcu spotkaliśmy właściwy orszak. Część jego członków odprawiała rytuał ładujący serce, gdy im przerwaliśmy. Po krótkiej, acz intensywnej walce przejęliśmy serce. Skrzynka z nim zabezpieczona była jednorazowym uśpieniem. Gdy już udało się ją otworzyć dokończyliśmy rytuał, aby Neyestecae nie zorientowała się, że serce zostało przejęte i zabezpieczyliśmy je. Wtedy dopiero zastanowiliśmy się nad słowami tamtego Qa. Nie mieliśmy planów Białego Bastionu. Ale najprawdopodobniej spotkaliśmy kogoś, kto mógł je znać. Strzała przypomniał sobie lilię na pierścieniu pogrzebanego Styryjczyka, a Ketheren wiedział, że lilia jest symbolem dawnych władców Białego Bastionu.
 Po powrocie do wioski Kaledina przywołała ducha pochowanego człowieka, Gabriela Eidara. On nie potrafił nam wiele powiedzieć na temat planów bastionu, ale żył człowiek, który mógł to zrobić - Caspian Eidar, przetrzymywany w kamieniołomach. Zdecydowaliśmy się na wyprawę do kamieniołomów po przygotowaniu wszystkiego do zamachu. W trakcie gdy Kethren z Elidisem wytwarzali aspekty do uciszania kapliczek, ja z Yanną zajęłam się wytworzeniem broni na Nieśmiertelnych oraz wzbogaceniem jej leczniczego arsenału, który został znacznie uszczuplony podczas misji.
 Gdy wszystko było już gotowe, a my odrobinę bardziej wypoczęci, wyruszyliśmy do kamieniołomów. Zdecydowaliśmy się spróbować drogi bezkrwawej i wykorzystać pozycję dyplomatyczną Elidisa, by dostać się do nich legalnie, może z odrobiną psionicznej i materialnej sugestii. Przekonaliśmy strażnika o naszych dobrych intencjach i do Caspiana zszedł cesarz z Kethrenem. Musieli psionicznie przywrócić do normalności zniewolonego Minerałem dawnego szlachcica by wydobyć z niego jakiekolwiek informacje. Niestety, to, że więzień pozbawiony rozumu zaczął mówić wzbudziło wątpliwości któregoś z przytomniejszych strażników. Zaprowadzili naszych wysłanników z powrotem na górę i chcieli pozbawić nas broni. Odmówiliśmy, lecz zamierzali zaprowadzić nas do garnizonu. Gdy jeden z nich wybiegł do przodu powiadomić o naszym przybyciu, rozgorzała walka. Imira chciała wyeliminować wysłannika, lecz nie zdążyła wykonać strzału nim ukrył się za najbliższym zakrętem. Bez większych komplikacji pokonaliśmy pozostałych i wróciliśmy do wioski czekać na wezwanie Elidisa na umówione spotkanie z Neyestecae.
 Zdecydowałam się zabezpieczać ucieczkę, którą mieliśmy zapewnioną jedynie od punktu zbornego. Oddałam oddziałowi większość swoich ładunków i rozstałam się z resztą zespołu gdy rozważali potencjalne ulokowanie kapliczek, by skorzystać z tej odrobiny odpoczynku, jaką dawała mi ich czujność. Mając chwilę postanowiłam zaminować wioskę, aby pozostawione tam przedmioty nie przysłużyły się Qa i, na wypadek porażki, zostawić po sobie choć taki ślad. Później sprawdziłam garnizon, do którego pobiegł ocalały strażnik, aby oszczędzić oddziałowi niepotrzebnych nieprzyjemności. Był on raczej pusty, najwyraźniej większość już udała się na poszukiwania. Tych, którzy zostali uśpiłam. Zawsze to o kilku wrogów mniej. Zdążając już do punktu zbornego zaminowałam drogę z garnizonu, by choć trochę utrudnić im pościg.
 Jesteśmy już na terenach Wergundii, bez poległego Berta, nie wiem na ile bezpieczni. Misja wykonana, Neyestecae nie żyje. Wszystko to trwało dzień i dwie noce. Kethren psionik. Tryntyjski szaman Strzała. Miner Cyris. Medyk Yanna. Żołnierz Imira. Mag Elidis. I czarownica-mistyczka Kaledina. Pierwszy odłączył się od nas po roku by przygotować teren, ostatnia nie była wyszkolonym członkiem oddziału, cesarz będący pozostałością oddziału pierwszego. Drugi oddział. To nawet nie było nasze zadanie. Jesteśmy bogobójcami.
Spisała Cyris, miner drugiego oddziału ds. zamachu, SSW.
 
 
 
Leite 
Elfi doradca


Skąd: Poznań
Wysłany: 09-09-2016, 18:28   

Cudowne <3
_________________
2014r. II - Infelix Laryjka [??]
2014r. Epilog - Sephi'Rah (Sefii) Podziemna [*]
2015r. II - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*]
2015r. Epilog - Vela, Roythe (łowca) Wysoka [*], aktualnie Tymen Mgieł
2016r. III - Tanwe'Ivare, Aenthilka
2016r. Epilog - Aurelia d'Lombre d'Itharo człowiek
2016r. Zimowy - Tulya'Leite Enri Aenthilka w futerku
2017r. III - Mea'Aran Tlais Orthogok, podziemna bliźniaczka
2018r. Zimowy - matrona Mea'Aran Tlais Orthogok, już nie bliźniaczka.
_______________________________________
"Mlem"

 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,77 sekundy. Zapytań do SQL: 14